Gdula '89 nie był najważniejszy Polskie problemy z modernizacją Jagielloński24 pl

background image

fot. Vinoth Chandar/Flickr.com

Tweetnij

skopiuj link

Maciej Gdula

Doktor socjologii, publicysta, autor Dziennika Opinii. Pracuje w
Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.

Bartosz Brzyski

Sekretarz redakcji jagielloński24. Członek Klubu Jagiellońskiego.
Kontakt: brzyski@jagiellonski24.pl

5 PLN

15 PLN

30 PLN

50 PLN

INNA KWOTA

Wpisz swój adres e-mail i bądź na bieżąco!

Putin pójdzie tak daleko jak mu na to
pozwolimy [ROZMOWA]

Kolejny bombowy kwiecień. O
amerykańskim ataku na Syrię

Więcej demokracji zamiast „rządów
starców”. O co...

wszystkie prawa zastrzeżone © 2016 | Realizacja:

WEBRELATIONS.pl

Temat Tygodnia
Weekend J24
Rozmowy
Poznaj J24
Ludzie J24

Dołącz do J24

Regulamin
Polityka prywatności
Kontakt

Nasze portale:

Klub Jagielloński

wydawca portalu
jagiellonski24.pl

dowiedz się więcej »

GRA W PAŃSTWO

Gdula: '89 nie był najważniejszy.

Polskie problemy z modernizacją

Maciej Gdula, Bartosz Brzyski

| 16-05-2015 18:48:06 |

9 min

zajmie Ci przeczytanie tego artykułu

Podziel się artykułem:

NAPISALIŚMY JUŻ

2178

TEKSTÓW

Robimy to dla Ciebie, zupełnie za darmo. Nie blokujemy treści, nie zakrywamy portalu banerami. Sami tego nie

lubimy. Zamiast sprzedawać Twoje kliknięcia, stawiamy sprawę jasno: Potrzebujemy Twojego wsparcia, by utrzymać

portal. Liczymy na Ciebie.

Dzisiejszy charakter polskiej rzeczywistości w dużej mierze wyznacza sojusz klasy wyższej i
średniej. Kluczowe pytanie jakie należy teraz postawić brzmi: czy możliwe jest zaistnienie
procesu w wyniku którego dojdzie do stworzenia nowego bloku historycznego? Klasa
średnia i niższa mogą zjednoczyć się na froncie walki o szeroki dostęp do usług publicznych
wysokiej jakości bez względu na zasobność portfela oraz w walce o przyzwoite płace
pracowników zarówno w sektorze publicznym, jak i na rynku. A intelektualiści? Nie mogą
zamykać się w „złotej klatce”, ale poza zakładaniem partii politycznej istnieją dla nich
jeszcze inne możliwości oddziaływania na zmiany społeczne. Bartosz Brzyski rozmawia z dr
Maciejem Gdulą.

„Krytyka Polityczna” to jedno z największych środowisk intelektualnych w Polsce. Czy  to
właśnie z tego powodu wchodząc na Dziennik Opinii lub czytając kwartalnik tak trudno
jednoznacznie zidenty kować Waszą agendę?

W historii naszego środowiska możemy wyróżnić trzy zasadnicze etapy. Pierwszy odnosi się
do samych początków, kiedy Krytyka startowała jako pluralistyczny kwartalnik, którego
ambicją było stworzenie przestrzeni dla konfrontacji różnorodnych opinii. W naszym
przekonaniu w okolicach 2001 r. polska debata publiczna była jednokierunkowo sformatowana.
Ton dyskusji wyznaczał mainstream: z jednej strony Gazeta Wyborcza, z drugiej
Rzeczpospolita. Do tego telewizje działające na „oprogramowaniu” tych dzienników oraz ich
publicystów. W tak zaprojektowanej przestrzeni medialnej nie było miejsca na faktyczną
krytykę kształtu naszej transformacji ustrojowej, modernizacji czy kwestii światopoglądowych.
Krytyka Polityczna stawiała sobie ambitny cel przynajmniej częściowej zmiany tego
negatywnego stanu rzeczy. Etap drugi nastąpił po „aferze Rywina”, kiedy debata publiczna
została już trochę „odblokowana”. Wówczas nasze środowisko postawiło sobie za cel
zapełnienie bolesnej luki, jaką był brak realnej lewicowej narracji o polskiej rzeczywistości
politycznej, społecznej czy ekonomicznej. W naszym przekonaniu lewica w naszym kraju
potrzebowała nowego języka w diagnozowaniu problemów i wyzwań jakie stały przed Polską.
Etap trzeci, który można datować od 2010 r. to powrót do bardziej pluralistycznego oblicza
środowiska. Wciąż jednak istnieje wspólny mianownik: krytyka modernizacji forsowanej jako
bezre eksyjna imitacja „zachodnich” wzorów; pewien rodzaj euroentuzjazmu, ale nie
pozbawiony krytyki instytucji unijnych; kwestie światopoglądowe, jak domaganie się równości
kobiet czy rozwiązań politycznych dotyczących cielesności. Ważnym nurtem jest re eksja nad
tym, jak urządzać polityki publiczne, jak kształtować wspólnotowe rozwiązania związane z
usługami publicznymi. Ten ostatni wątek jest mi  szczególnie bliski, ze względu na moje
zainteresowania naukowe dotyczące klasy średniej, która w Polsce bardzo mocna związana jest
z sektorem publicznym.

Skupmy się przede wszystkim na modernizacji. Jak Wasze środowisko ją diagnozuje i jakie
jej aspekty poddaje krytyce?

Moim zdaniem to, co stanowi dla nas wyzwanie, ale też w ogóle wyzwanie dla wszystkich
środowisk intelektualnych, to przemyślenie polskiej historii po 1945 roku na nowo.
Zrozumienie współczesności możliwe będzie, kiedy wyzwolimy się z pewnych ram
pojęciowych, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Zwłaszcza do ‘89 roku jako punktu
granicznego- istotnego jako momentu przyspieszenia urynkowienia i procesu
deindustrializacji oraz symbolicznego przejścia z systemu realnego socjalizmu, gdzie
adresatem roszczeń społeczeństwa było państwo, do modelu samodzielnego zaspokajania
własnych potrzeb. Istotnego, ale nie kluczowego i przełomowego, bo stanowiącego tylko
pewien punkt dłuższego procesu zmian.  

Rozszerzając perspektywę z ostatnich 25 lat na okres PRL, powinniśmy bardzo mocno zwrócić
uwagę na rok 1970. Był to bowiem moment, kiedy doszło do porzucenia dotychczasowego
paradygmatu organizacji społeczeństwa. Ostatecznie odeszliśmy wówczas od modelu
budowania społeczeństwa równych pod kątem materialnym obywateli. Nastąpiło również
przejście od modelu kolektywnego do położenia nacisku na indywidualizację. Zarówno władza,
jak i opozycja zaczęły mówić nowym językiem; pojawiły się hasła o aktywnych jednostkach i
aktywnym społeczeństwie. Nieprzypadkowo oglądając dziś serial Czterdziestolatek nie mamy
problemu ze zrozumieniem czy utożsamieniem się z problemami inżyniera Karwowskiego i
jego rodziny. W tym kontekście okres rządów Gierka to preludium to czasów nam
współczesnych. Na pewno do roku 1988 system działał hybrydowo, oczywiście z dominacją
własności państwowej, ale jednocześnie w coraz większym stopniu umożliwiano rozwój
prywatnego biznesu. I nie chodzi tutaj wyłącznie o badylarzy, lecz o rosnącą liczbę drobnych
przedsiębiorstw. W roku 1976 w życie wchodzi ustawa dopuszczająca zatrudnianie przez
drobnych przedsiębiorców siły roboczej, która nie należy do ich rodziny- ten akt prawny
przyniósł de facto kres doktrynie o uspołecznieniu środków produkcji. Zwieńczeniem tego
procesu były oczywiście przemiany gospodarcze przygotowane przez PZPR, a po roku 1989
wprowadzane już przez Leszka Balcerowicza.

Niezwykle niedocenianą datą jest również rok 1997. Tymczasem słynne reformy rządu Jerzego
Buzka doprowadziły do rozbicia fordowskiego modelu instytucji sektora publicznego. Istotą
tych zmian było porzucenie stabilności i długiej perspektywy trwania na rzecz zmienności,
elastyczności oraz skrócenia perspektywy uczestnictwa w konkretnych instytucjach.
Wymowny przykład to reforma edukacji i zmiana modelu 8+4 na 6+3+3. Przedłużeniem reform
Buzka była także reforma rynku pracy z roku 2002, uelastyczniająca stosunki pracy.
Konsekwencje tych zmian były może trudno dostrzegalne na pierwszy rzut oka, ale zasadnicze.
Zmieniły one bowiem nasze myślenie i postrzeganie instytucji jako części naszego życia.
Zostaliśmy zachęceni do potraktowania swojego życia jako serii nieustannych wyborów, ciągłej
zmiany otoczenia, w którym funkcjonujemy. W ten sposób zamiast pewnej pośredniej zachęty
do budowy i reformy istniejących instytucji otrzymujemy sugestię, że jak nie podoba nam się
miejsce pracy to należy je szybko zmienić; wizja stabilnej pracy została zastąpiona przez
kolekcjonowanie kolejnych wpisów do CV. Rewersem tych zmian było postępujące
ujednostkowienie społeczeństwa. Jednocześnie mieliśmy do czynienia z urynkowieniem
kolejnych obszarów naszego życia. Dzisiejszym echem tego procesu jest wciąż podnoszona
kwestia deregulacji zawodów czy postępująca komercjalizacja służby zdrowia.

Innym wymiarem modernizacji jest kwestia wejścia Polski do UE i związana z tym dynamika
procesu europeizacji. Ma ona dwa wymiary. Pierwszy, najbardziej widoczny, odnosi się do
zmian infrastrukturalnych: płatne autostrady, budynki lharmonii czy uniwersyteckie kampusy.
Z ich powstania korzysta przede wszystkim klasa wyższa i średnia. Natomiast na samym
procesie ich tworzenia skorzystali już pracownicy zyczni- i to jest drugi z wymiarów
europeizacji. Dzięki tym inwestycjom infrastrukturalnym nastąpił wzrost realnych płac, które
od 1997 r. stały praktycznie w miejscu. Tak rozumiany proces europeizacji pozwolił więc
podnieść poziom życia nie tylko tym, który kilkanaście lat wcześniej wygrali na transformacji
ustrojowej- wykształconym, znającym języki, pracującym w powstających masowo
zagranicznych korporacjach. Na poziomie makro europeizacja pozwoliła odwrócić trend
obecny w krajach Zachodu. W Polsce doszło bowiem do spowolnienia rosnących nierówności
społecznych, a według niektórych badań te nierówności maleją. Ostatnia kwestia to związane z
obsługą środków europejskich wzmocnienie administracji publicznej, a tym samym
wzmocnienie polskiej klasy średniej.  

Niezwykle istotnym wymiarem społecznej modernizacji jest tzw. polityka opieki. Obejmuje ona
m.in. kwestie związane ze żłobkami, przedszkolami, edukacją, opieką nad ludźmi starszymi
oraz związane z tym obszary służby zdrowia. Polityka opieki stara się odpowiadać na wyzwania
wynikające ze zmieniającego się modelu życia społecznego. Z jednej strony odchodzimy od
klasycznego modelu rodziny wielopokoleniowej czy sytuacji, w której matka decyduje się
poświęcić swoją karierę zawodową na rzecz gospodarowania domem i opieki nad dziećmi. Z
drugiej, wyjściem nie może być też pełne urynkowienie usług związanych z edukacją
przedszkolną czy opieką nad ludźmi starszymi. W konsekwencji otrzymujemy rodzinę, której
nie stać na prywatne żłobki i domy starców; która ma dzieci a ich posiadanie stanowi istotną
część ich pomysłu na życie; i która jednocześnie chce rozwijać się zawodowo oraz korzystać z
wolnego czasu. Tak zde niowane problemy stanowią jedno z kluczowych wyzwań przed jakim
stoi dziś polskie państwo.   

No właśnie, państwo. Dyskutując o nim, prawica najczęściej łączona jest z pojęciem narodu i
patriotyzmu, lewica ma zwracać uwagę na interesy klasowe, jako element spajający
społeczeństwo.

W tradycji doktryn politycznych napięcie między perspektywami nacjonalistycznymi i
klasowymi polegało na tym, że nacjonalizm stwierdzał, że istnieje pewna wspólnota polityczna
zorganizowana wokół materialnych oraz symbolicznych żywotnych interesów poszczególnych
grup. Natomiast perspektywa klasowa pokazywała, że nie ma czegoś takiego jak jedność tych
grup a ich interesy pozostają zawsze w sprzeczności. W ten sposób perspektywa klasowa
przenosiła kon ikty z poziomu międzynarodowego, co było charakterystyczne dla wizji
rywalizujących ze sobą państw i narodów w perspektywie nacjonalistycznej, na poziom
wewnątrzpaństwowy.

Myślę, że przyjęcie perspektywy klasowej nie wyklucza się z optyką narodową, ale w bardziej
złożony sposób. Oznacza to, że w danym momencie mamy do czynienia z pewną hegemonią,
na przykład z układem sił klasowych. W Polsce jest to sojusz między klasą wyższą, czyli
kapitalistami a klasą średnią. Przejawia się on na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze na
poziomie stylu życia, do którego aspiruje klasa średnia, po drugie na poziomie identy kacji z
interesami klasy wyższej w takich obszarach jak obniżanie podatków, komercjalizacja sektora
publicznego czy zmniejszanie roli państwa. W ten sposób otrzymujemy pewien blok
historyczny, który teraz dominuje i który wyznacza w znacznej mierze charakter polskiej
rzeczywistości. Natomiast czy ma pełny wpływ na to jak ona jest kształtowana? Jak już
wspomniałem, istnieją również procesy europeizacji, których wpływu nie wolno pomijać. W
przypadku klasy niższej mamy do czynienia z dwoma istotnymi czynnikami, warunkującymi jej
specy kę i kształt. Po pierwsze jest ona silnie zglobalizowana. Możliwość świadczenia pracy za
granicą wpływa na zarobki części pracowników zycznych, poprawiając ich poziom życia, choć
trzeba też zaznaczyć, że wiążą się z tym inne koszty takie jak rosnąca liczba „rodzin na
odległość” czy rozbicie wspólnot lokalnych. Druga kwestia to zmiany jakie pociągnęła za sobą
deindustrializacja naszego kraju. W konsekwencji klasa robotnicza w dużej części przeniosła
się z miast do wsi, a rozdrobnienie przemysłu wpłynęło na to, że nie stanowi już jednolitego
aktora na scenie polityczno-społecznej jak miało to miejsce kiedyś.

Kluczowe pytanie jakie należy teraz postawić brzmi: czy możliwe jest zaistnienie procesu w
wyniku którego dojdzie do stworzenia nowego bloku historycznego? Na przykład sojuszu klasy
średniej i niższej przeciwko kapitalistom. Sam uważam, że jest to możliwe, a narzędziem
budowania takiego bloku mogłaby być polityka opieki. W ten sposób klasa średnia i niższa
zjednoczyłyby się na froncie walki o szeroki dostęp do usług publicznych wysokiej jakości bez
względu na zasobność portfela oraz w walce o przyzwoite płace pracowników zarówno w
sektorze publicznym, jak i na rynku. Wracając więc na koniec do państwa narodowego – taki
blok historyczny ma zdolność kształtowania polityki w państwie narodowym i w tym sensie
stwierdzenie Marksa, że „państwo zawsze jest komitetem wykonawczym kapitalistów” jest zbyt
dogmatyczne. Przy pewnym układzie stosunków klasowych państwo może bowiem służyć
interesom innych klas niż klasa kapitalistyczna i klasy, która pozostają z nią w sojuszu. Widzę
taką możliwość, że przy zmianie linii kon iktu klasowego w Polsce państwo narodowe może
służyć bardziej „dołowi” niż „górze”.

Wydaje się, że kluczową rolę do odegrania w tym procesie ma klasa średnia. Dlatego
chciałem zapytać się o spojrzenie Krytyki Politycznej na miasto- miejsce, gdzie przede
wszystkim należy szukać przedstawicieli klasy średniej. Odnoszę wrażenie, że dyskutując o
mieście zbyt mocno skupiacie się na kwestiach komfortu życia, natomiast brakuje w
Waszym spojrzeniu szerszej perspektywy państwowej oraz umieszczenia miasta w
kontekście wyzwań metropolitalnych, gospodarczych  czy

ustrojowych

.

Sprowadzenie naszego spojrzenia na miasto do kwestii stylu życia jest niesprawiedliwe.
Spoglądając na ruchy miejskie analizuje je przez pryzmat krytyki polskiej modernizacji.
Rzeczywiście na pierwszym etapie, który mamy już za sobą, koncentrowano się na kwestiach
estetycznych i ułatwieniach dla klasy średniej: ławki, parki, kwestia dostępności trawników
miejskich do wypoczynku. Dzisiejsze ruchy miejskie odeszły jednak od tej jednostronnej
perspektywy. W przeciwieństwie do lat 90., kiedy wszelkie sygnalizowanie potrzeb
materialnych, zwiększania standardu życia, były dezawuowane jako wstydliwe roszczenia,
dzisiaj nie ma już zgody na ciągłe zaciskanie pasa, bez perspektywy jego końca. I ruchy miejskie
są właśnie wyrazicielami tego sprzeciwu. Zamiast skupiania się na kwestiach estetycznych czy
ograniczania postulatów do klasy średniej, mamy do czynienia ze zmianą myślenia. Ruchy
miejskie sprzeciwiają się usuwaniu z centrów miast lokatorów mieszkań komunalnych, bo ich
obecność psuje estetykę i elegancję tych obszarów. Nie interesuje nas wizja miasta –
widokówki, skrojonego pod potrzeby turystów. Zamiast tego skupiamy się na takich sprawach
jak dostęp do przedszkoli i żłobków; jesteśmy za małym biznesem  przeciwko sieciom
handlowym; za rzemieślnikami przeciwko centrom handlowym. Pragniemy, żeby miasta były
zróżnicowane, nie chcemy ich podporządkowywać logice akumulacji. Mam wrażenie, że to jest
nowy nurt krytyki modernizacji, która łączy się choćby z zarysowaną wcześniej polityką opieki.

Dzisiejsze elity polityczne w Polsce nie są zainteresowane inspiracją i wsparciem ze strony
środowisk intelektualnych. Czy w tych okolicznościach nie należy szukać płaszczyzn
porozumienia między organizacjami o różnych pro lach ideowych w celu wspólnego
wywierania presji na politykach? Klub Jagielloński jest postrzegany jako środowisko
konserwatywne, Krytyka Polityczna jako środowisko lewicowe. Dostrzega Pan obszary, gdzie
moglibyśmy podać sobie dłonie?

Wydaje mi się, że tak. Ja zresztą czuję się coraz bardziej konserwatystą a nie oświeceniowym
liberałem. Nie w tym sensie, że myślę o ochrzczeniu się i nadaję na falach „Bóg, honor,
ojczyzna”. To jest konserwatyzm polegający na uwzględnianiu oporu rzeczywistości oraz
lokalnej specy ki w kształtowaniu świata społecznego. Nie tyle przyłączam się do
konserwatystów, ale staram się raczej ten konserwatyzm „zlewicować”.

Myślę, że możemy zidenty kować trzy pola porozumienia i współpracy. Pierwsze z nich
dotyczy sprzeciwu wobec pewnych tendencji modernizacyjnych, które polegają na
wzmacnianiu indywidualizacji i które tak naprawdę atomizują społeczeństwo, osłabiając jej
pozycję wobec rynku. Tymczasem same podmioty rynkowe- korporacje i stowarzyszenia
przedsiębiorców ani myślą o „indywidualizacji” swojego działania. W konsekwencji
otrzymujemy model, w którym wielkie rmy stają naprzeciwko pojedynczych pracowników, co
zdecydowanie ułatwia im dyktowanie wygodnych dla nich warunków pracy.

Drugi obszar to krytyka takiego modelu radykalnej modernizacji, która zakłada demontaż
dotychczasowych instytucji i projektowanie w zamian nowego człowieka i nowego
społeczeństwa. Za przykład może posłużyć taki model zorganizowania uniwersytetów, aby
stworzyć w Polsce kilka wiodących ośrodków akademickich, rywalizujących o jak najwyższe
miejsce w rankingu szanghajskim. Fundujemy sobie w ten sposób uczelnie oderwane od
lokalnych problemów, a coraz bardziej związane z międzynarodowym obiegiem wydawniczym
i artykułowym. To znaczy, że będą one traktowały lokalność, na przykład polskość, właśnie jako
zasób, jako pole badawcze a nie jako pewne zobowiązanie.

Trzeci obszar to troska o stan debaty publicznej; sprzeciw wobec modelu, w którym wystarczy
przeczytać krótki komentarz w gazecie, aby wyrobić sobie zdanie o świecie. Tymczasem nawet
uniwersytety coraz mocniej przekształcają się w fabryki grantów, gdzie kluczowy nie jest
wysiłek zrozumienia i interpretacji otaczającej nas rzeczywistości, ale przystosowanie się do
logiki produkcji kolejnych referatów i artykułów publikowanych w wysoko punktowanych
czasopismach naukowych. Pytanie tylko co z tych publikacji realnie wynika?

Uniwersytet kapituluje z roli kształtującego debatę publiczną a jego miejsce zajmują
środowiska intelektualne, działające poza jego obszarem. Pytanie tylko czy sama dyskusja
jest działaniem wystarczającym. Ryzyko zamknięcia się w „złotej klatce” jest poważne jeśli
naszych pomysłów nie próbujemy przekuwać w konkretne inicjatywy społeczne czy
polityczne.

Wysuwanie tego typu roszczeń wobec świata intelektualistów wydaje mi się zasadne i
potrzebne, ale jednocześnie obawiam się, że przekraczają one jego możliwości. Sam pomysł,
nawet najlepszy, nie wystarczy. Po pierwsze trzeba zespołów specjalistów, którzy przekują idee
na konkretne projekty legislacyjne, po drugie potrzeba umiejętności wpływu, aby te projekty
zamienić następnie na obowiązujące prawo. Tymczasem przykład obywatelskich inicjatyw
ustawodawczych pokazuje, że jest to mało prawdopodobne.   

Jednocześnie nie sprowadzałbym intelektualistów wyłącznie do roli pięknoduchów,
oderwanych od rzeczywistości. Dyskusje nie kończą się zawsze w kawiarni; wpływ
kwartalników, pism intelektualnych, portali internetowych, sensownych publikacji naukowych,
chociaż pośredni, to wciąż jest realnym wpływem na kształt debaty politycznej. To często
właśnie intelektualiści wykuwają podstawowe argumenty, które politycy wykorzystują później
w swoich sporach.

Z jednej strony sprzeciwiam się antypolitycznym nastrojom wśród intelektualistów i zamykaniu
się przez nich w swoim własnym, hermetycznym, nieraz wręcz sekciarskim świecie. Z drugiej
nie oczekuje, że nagle intelektualiści zaczną zakładać partie polityczne. To co wydaje mi się
istotne, to gotowość intelektualistów do porzucenia swojej ideologicznej czystości na rzecz
wejścia w kontakt czy współpracę z innymi grupami czy podmiotami życia społecznego.
Chodzi tutaj zarówno o partie polityczne, jak i związki zawodowe związane z sektorem
publicznym, które wciąż stanowią dużą siłę, mobilizują tysiące ludzi do wyjścia na ulicę i dzięki
temu mogą wywierać skuteczną presję na rząd, polityków oraz kształt debaty publicznej.
Drugą kwestią jest działalność społeczna. Przykład ruchów miejskich pokazuje, że co jakiś czas
w ludziach kumuluje się energia, która może realnie wpływać na zmianę otaczającej nasz
rzeczywistości. Poza zakładaniem partii politycznej istnieje więc szerokie pole do zmiany
rzeczywistości, które może zostać zagospodarowane przez intelektualistów.

Rozmawiał Bartosz Brzyski

157

Lubię to!

0 komentarzy

Sortuj według

Wtyczka komentarzy na Facebooku

Najnowsze

Dodaj komentarz...

Czego szukasz?

TEMAT TYGODNIA

WEEKEND J24

ROZMOWY

POZNAJ J24

LUDZIE J24

WSPIERAJ J24


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dlaczego Wittgenstein nie był dualista
Badacze Nie znamy skali polskiej przemocy wobec Żydów
Kto nie był ni razu człowiekiem, Temu człowiek nic nie pomoż
jezyk polski, Problemy winy,odpowiedzialności i wierności ideałom w Lordzi, Problem winy, odpowiedzi
20030930205919, W świetle obowiązujących przepisów prawnych cudzoziemcem jest każdy, kto nie posiada
20030930205919, W świetle obowiązujących przepisów prawnych cudzoziemcem jest każdy, kto nie posiada
PROBLEMY MODERNIZACJI I TRANSFORMACJI
Nie jesteśmy, Język polski i szkoła podstawowa
AMISZE Jak by ktoś nie był zorientowany
Symbolizm w poezji francuskiej i polskiej okresu modernizmu, J. polski
inny nie znaczy gorszy- polski, Gimnazjum, Wypracowania
bajka o kurczaku który nie był kurczakiem, dzień mamy i taty
Co się działo kwietnia wieczorem w Smoleńsku To Tuskowi zależało, prezes nie był gotowyx
Serce to nie sługa, TEKSTY POLSKICH PIOSENEK, Teksty piosenek
Wysokie podatki nie są najważniejszą przyczyną trudnego gospodarowania, Teorie opodatkowania i syste
Dlaczego człowiek współczesny powinien znać biblię nie tylko, Język polski
Problemy modernizacyjne wspolcz cwiczenia id 392876
Ja do lasu nie pojadę, TEKSTY POLSKICH PIOSENEK, Teksty piosenek

więcej podobnych podstron