Rozdział 8 – Ślub.
Część I
- Boże co ja zrobiłem dlaczego nie zdążyłem na czas!
- Nie obwiniaj się Jacob, Bella zaraz wyzdrowieje Carlise jej
pomoże – powiedziała Alice do wilkołaka.
W tym momencie drzwi do domu Cullenów otworzyły się z
impetem i stanął w nich przerażony Edward. Natychmiast podbiegł
do nieprzytomnej Belli.
- Carlise czy ona, czy ona się przemieni? – spytał
- Nie. Wyssałem z niej cały jad, już jest po wszystkim jest
tylko nie przytomna.
- Dzięki bogu – powiedzieli naraz Jacob z Edwardem,
poczym wampir spojrzał się w stronę przybysza
- Jestem Ci wdzięczny, że uratowałeś ją, ja nie zdążyłem na
czas.
- To fakt nie zdążyłeś i chyba domyślasz co się stało?
- Widziałem w twoich myślach jak ją do nas wiozłeś, że na
terenie rezerwatu pojawiła się Jane i ją zaatakowała, widziałem jaki
byłeś zrozpaczony.
- Szkoda, że tylko tyle widziałeś – żachnął się Jacob
- A powinienem coś więcej?
-Chłopcy nie kłóćcie się już – powiedziała Esme – teraz
najważniejsza jest tylko Bella.
Edward podszedł do leżącej na kanapie nieprzytomnej
dziewczyny, ujął ją za rękę i przystawił do swojego policzka
- Ach Bello gdybym wcześniej odsłuchał wiadomości
zdążyłbym na czas. – Nagle jego oczy zrobiły się zupełnie czarne i
patrzył na blada twarz omdlałej jakby był w transie.
- Bracie co Ci jest? – spytał ze zdziwieniem Emmet.
- Ja, ja słyszę jej myśli, a raczej nie myśli tylko jakby
wspomnienia! Nigdy wcześniej tego nie potrafiłem! – wszyscy byli w
szoku włącznie z wilkołakiem.
- Co widzisz? – spytała Alice równie zaskoczona jak reszta
rodziny.
- Bella bała się ślubu tylko dlatego, że chce mieć dzieci i wie,
ż
e ja jej tego nie zapewnie! Dlatego była taka przygnębiona i poszła
się Tobie wyżalić! – tu zwrócił się do Jacoba, który starał się w tym
momencie w ogóle nie myśleć, gdyż nie chciał wzbudzać w nim
niepotrzebnego gniewu. Przynajmniej na razie. Jak Bells
oprzytomnieje to razem im wszystko opowiedzą.
- Edwardzie. – zaczął Carlise – jest jeden sposób aby Bella
mogła mieć z Tobą dziecko. Od razu pragnę zaznaczyć, że jest to
strasznie niebezpieczne.
- Proszę Cię mów.
- Otóż, kiedy Bella jest jeszcze człowiekiem możecie się
starać, wiedz tylko, że kiedy zajdzie już w ciąże może ona, ale nie
musi zagrażać jej życiu. Dlatego musisz uważać, żeby podczas
stosunku jej nie skrzywdzić. Nie wiem dokładnie jaki jest przebieg
takiej ciąży człowieka z wampirem dlatego proszę Cię o ostrożność.
Nie wiadomo co może się urodzić, równie dobrze w wyniku
pomieszania genów może urodzić się mieszaniec, pół człowiek pół
wampir, ale co do tego nie mam pewności.
- To będzie ciężkie ale wykonalne, w końcu tyle razy
nalegała – w tym miejscu się zaczerwienił bo zdradzał ich intymne
sekrety. – Tylko jak się przebudzi od razu ją o tym poinformuję i
przede wszystkim ślub się odbędzie!
Jacob zbladł lecz nikt tego nie zauważył. „ To jest nie
możliwe przecież Bella ma być ze mną a nie z nim” pomyślał w
duchu lecz Edward szybko zareagował.
- Jake jestem Ci wdzięczny za uratowanie jej przed Jane
jednak pamiętaj, że nadal jest moją narzeczoną, poza tym wydaje mi
się, że będziesz miał teraz ważniejsze sprawy na głowie niż
zajmowanie się Bellą.
- Nie wiem o co Ci chodzi.
- Chodzi mi o Volturi bo zapewne będą jej szukać A gdy
tylko dowiedzą się co wraz ze swoją sforą zrobiliście na pewno nie
obędzie się bez walki. Pomyśl o tym. – rzeczywiście Jacob nie brał
takiej możliwości pod uwagę, musiał się zastanowić lecz w tym
momencie Bella była dla niego najważniejsza.
- Proszę Cię wilku idź już sobie ja się nią zajmę. – Jake nic
nie odpowiedział tylko podszedł do leżącej na kanapie „jego” kobiety,
ucałował ją w czoło i przemieniwszy się w rudego wilka wybiegł z
domu w otaczająca czerń nocy.
- Kiedy się obudzi? – spytał Edward kiedy Jacoba już nie było.
- Powinna lada moment – odparł Carlise – ale proszę nie
przemęczaj jej dzisiaj zbytnio. Esme zadzwoniła też do Charliego i
powiedziała, że Bells zostaje u nas na noc, więc o to także nie musisz
się martwić.
- Musimy zaplanować na nowo datę naszych ślubów –
powiedziała Alice ściskając Jaspera za rękę w geście miłości. –
Nawet nie wiesz ile czasu mi zajęło odwoływanie wszystkich
zaproszeń! Teraz to ty będziesz wszystko odkręcał.
- Z największą przyjemnością - rzekł Edward patrząc się na
nadał nie przytomną Belle.
- Możesz nam wyjaśnić tylko jedną rzecz? – zapytała Rosalie
– Co robiłeś w Paryżu?
- A – zaśmiał się Edward. – Wiecie, że czasami muszę po
prostu w samotności wszystko przemyśleć, a Paryż od tak po prostu,
gdy pojechałem na lotnisko był pierwszym lotem jaki zobaczyłem
przykro mi tylko, że nie przywiozłem wam zdjęć. – był już widocznie
rozluźniony.
- Wiesz, że Bella jak tylko się obudziła od razu chciała za
Tobą lecieć? – Edward popatrzył się na Alice jak na wariatkę a potem
na swoją ukochaną i pogłaskał ją delikatnie po głowie.
****
Było mi coraz cieplej, i mogłam już normalnie oddychać nic
mnie nie paliło wewnątrz jednak nadal bardzo słabo się czułam. Nie
wiedziałam co się dzieje dokoła i nie słyszałam praktycznie nic od
momentu kiedy Jacob powiedział, że nie może mnie stracić. Ach
kochany Jacob jak dobrze, że nade mną czuwał. Nagle pojawiły się
przebłyski w mojej pamięci. Przypominałam sobie wydarzenia z
wczorajszego dnia, to jak płakałam mu w objęciach i jak bardzo
pragnęłam mieć dziecko. Poruszyłam w tym momencie delikatnie
palcami prawie niezauważalnie. Po chwili poczułam czyjąś dłoń na
swojej głowie. Od razu wiedziałam do kogo należy. To była ręka
Edwarda taka duża i zimna. Ocknęłam się już całkowicie lecz nie
chciałam jeszcze otwierać oczu, tak mi było dobrze.
- Myślę, że najlepiej będzie jeśli ślub odbędzie się za tydzień
– usłyszałam głos Alice. - Co? To Edward jednak chciał się ze mną
ż
enić pomimo tego, że uciekł do Paryża i nie odpowiadał na
wiadomości? Słuchałam dalej z zamkniętymi oczyma.
- Nie to nie jest dobre rozwiązanie – mówił Edward – Myślę,
ż
e jeśli poczekamy miesiąc będzie lepiej. Przez ostatnie dwa dni
Bella za dużo przeszła. Chcę aby wszystko odbyło się na spokojnie i
przygotowania i wesele i przede wszystkim chcę oznajmić przyszłej
pani Cullen, że będziemy starać się o dziecko. – W tym momencie
poczułam się tak jakby uderzył mnie grom z jasnego nieba. Edward
chciał mieć ze mną dziecko, to była najwspanialsza wiadomość jaką
mogłam usłyszeć. Odruchowo ścisnęłam jego ramię, które
spoczywało na mojej piersi.
- Och widzę, że już się ocknęłaś – powiedział zaskoczony
wampir.
- Ach Edward tak bardzo Cię kocham, tak się cieszę, że
wróciłeś!
- Spokojnie kochanie nie za dużo emocji, i tak wiele przeszłaś.
– powiedział i nagle uświadomiłam sobie, że nigdzie nie ma mojego
przyjaciela.
- Gdzie jest Jacob? – spytałam.
- Poszedł już do domu – powiedziała Rosalie – Edward go
wypędził.
- Jak mogłeś? – spytałam z wyrzutem – po tym co dla mnie
zrobił?
- Bello, on nadal myśli, że ma szanse na to abyście byli razem
tylko dlatego go wyprosiłem, ale wcześniej oczywiście mu
podziękowałem. – na śmierć zapomniałam! Dopiero teraz do mnie
dotarło to co się wczoraj wydarzyło i nie chodzi mi tu o Jane tylko o
młodego Blacka. Przecież w godzinie rozpaczy zgodziłam się być
jego żoną. Kochałam go to prawda, ale zawsze istniał dla mnie tylko
Edward i to on był moim słońcem w pochmurny dzień. Muszę z
Jacobem poważnie porozmawiać gdy tylko dojdę do siebie. Ale teraz
byłam w jeszcze większym szoku niż wcześniej.
- Chciałem Cię przeprosić, że tak nagle zniknąłem i nie
odbierałem telefonów naprawdę myślałem, że chcesz z nim uciec,
przepraszam, że przybyłem za późno.
- Nic się nie stało najdroższy ważne, że teraz jesteś przy mnie
i nic nas już nie rozdzieli.
- Chciałem Ci oznajmić o ile jeszcze chcesz, że ślub się
odbędzie, ale dopiero za miesiąc, pragnę aby wszystko odbyło się po
Twojej myśli. – z radości złapałam Edwarda za szyję mimo iż
przychodziło mi to z trudem gdyż ciągle jeszcze słabo się czułam
- Powoli kochanie teraz musisz odpocząć. – Edward wziął
mnie na ręce.
- Zaniosę ją do swojego pokoju musimy poważnie
porozmawiać – zwrócił się do swojej rodziny, która tylko przytaknęła
bo wiedziała, że to dla Edwarda nie będzie łatwa rozmowa. Złapałam
się mocniej jego szyi i powoli z gracja wnosił mnie po schodach
prosto do swojego pokoju, którego okna wychodziły na przepiękny
widok dzikiego lasu. Delikatnie położył mnie na rozkładanej
prowizorycznej kanapie i przysiadł koło mnie. Westchnął ciężko i
spojrzał mi w oczy.
- Bello wiem na czym Ci tak bardzo zależy. – wstrzymałam
oddech ze zdenerwowania bo wiedziałam co ma mi do przekazania,
mimo to czułam podniecenie i lęk.
- Chcę Ci powiedzieć, - widać, że był zmieszany ta rozmową
jednak mu nie przerywałam. – że pragnę mieć z Tobą dziecko tak
samo jak i ty. Carlise mówił, że to może być niebezpieczne ale mimo
wszystko chcę spróbować jeśli ma Cię to uszczęśliwić. – poczułam
jak na ułamek sekundy serce przestało mi bić, suchość w ustach
sprawiła, że nie mogłam wykrztusić z siebie żadnego słowa.
- Musimy to zrobić jak jesteś człowiekiem, nie ma innego
wyjścia. Wiesz, że będąc wampirem to się nie uda. – przytaknęłam.
- Mimo wszystko boję się tego, że mogę Cię w trakcie
skrzywdzić…
- Nic mi nie będzie Edwardzie uwierz mi, ach nawet nie wiesz
jak bardzo tego pragnęłam. Spełnisz moje najskrytsze marzenie! –
krzyknęłam z podniecenia.
- To kiedy zaczynamy? – zapytałam z zapałem.
- Spokojnie, powoli Bello bardzo bym chciał aby za
pierwszym razem nam się udało, nie chcę Cię narażać na
niebezpieczeństwo. Czy, czy prowadzisz kalendarzyk? – wyczułam
w jego słowach zmieszanie, ja także lekko się zarumieniłam.
- Tak, prowadzę – powiedziałam
- To dobrze Carlise pomoże nam wyliczyć Twoje dni płodne i
dopiero wtedy – Edward się zaczerwienił na samą myśl tego co miał
zaraz powiedzieć. – dopiero wtedy może dojść do stosunku.
- A co będzie jeśli się pomyli w obliczeniach? – spytałam
- Nie martw się o to Carlise jest dobrym lekarzem w każdej
dziedzinie uwierz mi, już tyle lat żyje na tym świecie, że zdobył cała
wiedzę medyczną. – trochę uspokoił mnie tymi słowami. Teraz tylko
musiałam pójść do starszego Cullena i dać mu swój kalendarzyk.
- Wszystko będzie dobrze zobaczysz ukochana. – pocieszał
mnie choć wydawało mi się, że sam wątpił w swoje słowa. – Za
miesiąc weźmiemy ślub a do tej pory ustalimy datę poczęcia naszego
dziecka.
Po tych słowach mimowolnie się rozpłakałam, tak bardzo
byłam szczęśliwa, że zabrakło mi słów. Edward przytulił się do mnie
i otarł swoją dłonią łzy spływające po moim policzku.
- Jesteś całym moim życiem Bello i już nigdy Cię nie
opuszczę.
Po rozmowie z Carlisem ustaliliśmy datę poczęcia dziecka na
czternastego lipca, czyli za dwa tygodnie. Potem po kolejnych dwóch
miał się odbyć mój wymarzony ślub z Edwardem. Chciałam
wszystko zaplanować razem z Alice, tak żeby było jak w bajce.
Myślałam, że ceremonia odbędzie się w kościele niestety się
pomyliłam. Ślub i wesele rozpocznie się w domu Cullenów, kwestie
sukni, i dekoracji pozostawiłam przyjaciółce, a wysłanie ponownych
zaproszeń Edwardowi. Ja z kolei nastawiałam się psychicznie na
dwie rzeczy. Pierwszą było oczywiście dziecko, a drugą poważna
rozmowa z Jacobem. Wiedziałam, że bardzo go zranię tymi słowami,
bo ciągle miał nadzieję, że się pobierzemy lecz ja miałam dla niego
inna propozycje. Chciałam, żeby został drużbą na moim ślubie. Nikłe
były szanse, że się na to zgodzi ale nic nie stało na przeszkodzie aby
spróbować.
Przygotowania dość długo trwały. Jak to z Alice bywało
wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Kiedy przeglądałam
się w lustrze mierząc swoją suknie ślubną nie wierzyłam własnym
oczom. Ach jak pięknie wyglądałam. Wiedziałam, że to będzie
wspaniała ceremonia. Już wszystko sobie obmyśliłam, a Alice
dorzucała coraz to nowe pomysły.
Minęło trzynaście dni od mojej rozmowy z Edwardem,
jeszcze tylko jeden dzień dzielił nas od mojego pragnienia poczęcia
dziecka. Chciałam aby tak jak ja po ślubie było przemienione w
wampira wtedy cała rodziną moglibyśmy żyć wiecznie. Nic by nas
wtedy nie ograniczało ani nie dzieliło. Tego właśnie trzynastego dnia
lipca postanowiłam odwiedzić Jacoba, gdyż Edward przez cała noc
musiał wysyłać zaproszenia ślubne do ponad setki osób więc
powiedział, że zobaczymy się dopiero rano. Byłam u siebie w domu i
zadzwoniłam aby do mnie przyjechał. Tego wieczoru padał
siarczysty deszcz. Kiedy pojawił się w moim pokoju poczułam
narastające napięcie.
- Bells dlaczego się do mnie tyle czasu nie odzywałaś?
Myślałem, że od tamtej nocy coś nas łączy… - widziałam
przygnębienie na jego twarzy.
- Jacob, musimy poważnie porozmawiać. To co się stało
wtedy w lesie…
- Nie musisz kończyć – odpowiedział z wyrzutem –
wiedziałem, że tak będzie od razu jak pojawiła się ta pijawka! – W
tym momencie już krzyczał.
- Zrozum proszę, że ta „pijawka” zostanie za dwa tygodnie
moim mężem! – nie wytrzymałam i także krzyknęłam, bo w tym
momencie wyprowadził mnie z równowagi. Charliego na szczęście
nie było w domu, bo pewnie od razu przerwałby tę kłótnię.
- Wiesz dobrze, że nigdy się z tym nie pogodzę i do końca
będę o Ciebie walczył! Nie pamiętasz już o czym rozmawialiśmy?
Nie pamiętasz tego, że mogę spełnić Twoje marzenia?
- On też może – wyparowałam w złości.
- Jak to możliwe?
- Dopóki jestem człowiekiem to mogę zajść z nim w ciąże i
właśnie juro nastąpi ten dzień. – zbiłam go tym zupełnie z tropu, jego
mina posmutniała a zarazem była pełna gniewu.
- Jak możesz mi to robić, po tym wszystkim co ja dla Ciebie
zrobiłem Bello proszę Cię przemyśl to jeszcze raz.
- Nie mam się już nad czym zastanawiać Jacob już
postanowiłam. Kocham Cię i chcę abyśmy nadal się przyjaźnili.
- Nie wiem czy w tych okolicznościach to dobry pomysł. –
prychnął wilkołak.
- Dlatego mam do Ciebie wyjątkową prośbę i chcę abyś się
zgodził…
- Wiesz, że dla Ciebie zrobię wszystko.
- To zostań drużbą na moim ślubie. – w tym momencie Jacob
stanął jak wryty, tego się nie spodziewał. Oczy się mu zaczerwieniły,
nie wiem czy ze złości czy z płaczu. Staliśmy długo w milczeniu a on
patrzył się na podłogę.
- Przykro mi Bello ale tego nie zrobię, nie mogę patrzeć jak
moja ukochana wychodzi za mąż za kogoś innego i jeszcze do tego
za jakąś pijawkę, za mordercę!
- Wiesz, że on nie zabija ludzi już od dawna Jacob, zastanów
się co ty w ogóle mówisz! – krzyknęłam i w tym momencie wilkołak
wziął do reki małego słonika z podniesioną trąbą, którego dał mi
kiedyś na szczęście i rzucił nim o ścianę. Porcelanowy posążek rozbił
się w drobny mak. Tego było za wiele. Podeszłam do niego i
wymierzyłam mu niezbyt silny cios w policzek, który nawet go nie
wzruszył.
- Nigdy nie pozwolę aby stała Ci się krzywda Bello zawsze
będę nad Tobą czuwał nawet kiedy będziesz już wampirem, i nigdy
nie zapomnę tych pięknych chwil spędzonych z Tobą. Pamiętaj tylko,
ż
e zawsze będę Cię kochał, chociażbym miał zginąć, i chociażby
Volturi mieli się po mnie zgłosić za Jane. Nawet na łożu śmierci będę
powtarzał jaką wyjątkową jesteś kobietą i jak bardzo o Ciebie
walczyłem. – Jacob bardzo zranił mnie tymi słowami, nie wiedziałam
co mam mu odpowiedzieć tylko stałam i patrzyłam jak wyciąga z
zeszytu mała karteczkę i coś na niej pisze. Kiedy skończył spojrzał
się na mnie, na pożegnanie pocałował mnie w policzek i wyskoczył
przez okno mojej sypialni. Patrzyłam jak powoli odchodził w dal.
Zaczęłam cichutko szlochać, kochałam go ale nie on jeden był
mężczyzną mojego życia. Spojrzałam na kartkę którą na odchodne
pozostawił wilkołak i zaczęłam czytać.
„ Wciąż pamiętam tamten dzień, smak Twoich ust, w
głowach wirował nam świat”
Był to cytat jednej z moich ulubionych piosenek, ale
wiedziałam, że była to aluzja skierowana do tego co zaszło między
nami w jaskini. Nie wiele myśląc wychyliłam się przez okno i
zaczęłam wołać swojego przyjaciela. Szedł powoli z pewnością mnie
słyszał jednak nie odwracał się. Odeszłam od okna chwytając kartkę i
wyleciałam z pokoju niczym struś pędziwiatr. Wybiegłam z domu i
pędziłam przez deszcz ile sił w nogach próbując dogonić przyjaciela,
który coraz bardziej się oddalał.
-Jake! Jake! – krzyczałam lecz on się nie zatrzymywał
- Jacob błagam Cię poczekaj na mnie! – Po policzkach
zaczęły płynąć mi łzy zmieszane z kroplami deszczu. W tym
momencie chłopak stanął w miejscu. Kiedy dobiegłam do niego
złapałam go za ramię.
- Błagam Cię Jake nie odchodź, kocham Cię ale nie potrafię
się rozdwoić, nie potrafię też bez Ciebie żyć! – przytuliłam się do
niego i wilkołak odwrócił się w moją stronę. Spojrzeliśmy sobie w
oczy. Pokazałam mu mała karteczkę, którą zostawił mi na biurku.
Nic nie mówiąc zaczęliśmy się namiętnie całować. Jacob przycisnął
mnie mocniej do siebie i w strugach deszczu rozpływaliśmy się, usta
nam drżały z lęku i podniecenia. Obejmowaliśmy się coraz mocniej
chciałam krzyczeć tak by usłyszał nas cały świat. Byłam szczęśliwa i
nic nie mgło tego powstrzymać. Bałam się, ze to tylko sen i, że zaraz
się obudzę. Nagle Jacob wziął mnie na ręce i zaczął nieść w kierunku
mojego domu. Nie patrząc się pod nogi ciągle całował mnie po
ustach i szyi. Kiedy dotarliśmy do mojej sypialni delikatnie położył
mnie na łóżku. Leżałam pośród wielkich puchowych poduszek i
patrzyłam się na chłopaka. Jake zbliżał się do mnie powoli.
Kochałam go tak jak Edwarda, całym sercem i myślami nasza miłość
nas rozgrzewała. Poczułam jego męskie dłonie na swoim mokrym od
deszczu ciele, które błądziły po nim w poszukiwaniu skarbów. Jego
wargi zbliżyły się do moich, czułam smak jego ust i rosnące między
nami podniecenie. Noc była parna, burza wisiała w powietrzu, a
księżyc stanowił romantyczne tło delikatnie rozświetlając mój pokój.
Mrowienie przenikało całe moje ciało kiedy Jacob mnie dotykał.
Byliśmy jednością, jednym ciałem i jedną duszą. Uniosłam się
delikatnie w górę i zaczęłam obsypywać pocałunkami jego ciało
jednocześnie unosząc mu koszulkę, która po krótkiej chwili leżała już
na podłodze. Pieściłam jego brzuch, klatkę piersiową, a moje dłonie
błądziły po jego plecach. Zbliżył się do mnie i powoli zaczął rozpinać
mi bluzkę. Nie spieszyliśmy się z niczym, w tym momencie świat
należał do nas. Czułam jak jego usta muskają moją szyję, a ręce
wplątują się we włosy.
- Pragnę Cię Jake – szepnęłam mu do ucha a on zwinnym
ruchem rozpiął mój stanik skrywający dotąd moje wdzięki.
Delikatnie całował i pieścił moje piersi. Byłam cała rozpalona,
marzyłam tylko by ta noc trwała wiecznie. Prowadziłam jego ręce
pokazując mu jak i gdzie chcę być dotykana. Rozpływałam się kiedy
nasza namiętność stawała się coraz bardziej dzika i pożądliwa. Jacob
schodził coraz niżej a ja cicho jęczałam z rozkoszy i podniecenia.
Całe moje ciało prężyło się w oczekiwaniu na punkt kulminacyjny.
Chłopak zsunął moje spodnie i rzucił je w kąt pokoju, obcałowywał
moje nogi od stóp, aż po uda. Nie mogłam już dłużej znieść tego
napięcia. Położyłam mu rękę na piersi i lekko odsunęłam od siebie,
wiedział dobrze czego oczekuję. Rozpiął i zdjął spodenki, które
również wylądowały w kącie. Teraz obydwoje byliśmy na wpół
nadzy. Pieściliśmy się i całowaliśmy bez ustanku. Jacob był taki
namiętny a ja jęczałam pożądania jego ciała. W końcu dostałam to
czego pragnęłam. Połączyliśmy się w jedność, a moje dziewictwo
przestało istnieć. Kochaliśmy się długo i namiętnie, bez zbędnych
słów. Obydwoje wiedzieliśmy czego pragniemy i dążyliśmy do tego.
Czas płynął wolno nie liczyłam nawet godzin tak dobrze było mi z
Jacobem. Na początku był bardzo delikatny ale później obydwoje
daliśmy się ponieść emocjom. Na łóżku oprócz nas nie było już
niczego, wszystkie poduszki, kołdra a nawet prześcieradło
rozrzucone były po całym pokoju. Moje jęki rozkoszy słychać było w
całym domu, zresztą Jacoba także. Nie krępowaliśmy się siebie w
ogóle, usiedliśmy na skraju łóżka i teraz ja zdecydowałam się
dominować, widziałam jaką przyjemność sprawiało to Jacobowi. W
takiej pozycji dotrwaliśmy do końca naszej erotycznej podróży.
Obydwoje jednocześnie osiągnęliśmy to czego od tak dawna
pragnęliśmy. W tym samym momencie nasz wspólny jęk rozkoszy
rozszedł się echem po całym domu. Nie wiem ile godzin minęło ale
wiedziałam, że była noc i rozpętała się burza podczas której nasze
połączone w jedność ciała okazywały sobie wzajemną miłość.
- Bello tak bardzo Cię kocham – powiedział Jacob kiedy już
po wszystkim leżeliśmy przytuleni do siebie wpatrując się sobie
głęboko w oczy.
- Ja Ciebie też kocham Jake. – to powiedziawszy ze
zmęczenia usnęłam wtulona w jego ramiona, zapominając o bożym
ś
wiecie…
Obudziłam się rankiem. Lekko otworzyłam moje zaspane
jeszcze oczy w poszukiwaniu Jacoba, ręką po omacku dotykałam
łóżka, na którym wczorajszego wieczoru przeżyłam tak piękne
chwile.
- Widzę, że już się obudziłaś? – Usłyszałam czyjś głos który z
pewnością nie należał do wilkołaka. Otworzyłam natychmiast oczy i
ujrzałam siedzącego na krześle Edwarda. Jęknęłam cicho z
przerażenia. Zaczęłam rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu
czegokolwiek co mogłoby zdradzić wczorajszą obecność mojego
przyjaciela i tego co wczoraj zaszło.
- Co Ci się stało – spytał Edward – czemu jesteś taka
nerwowa?
- Ach nic tylko miałam zły sen – powiedziałam dalej się
rozglądając lecz nie dostrzegłam nic co mogłoby wydawać się
podejrzane. Poduszki, kołdra, nawet prześcieradło leżały na swoim
miejscu czyli na łóżku. Zajrzałam pod kołdrę, byłam ubrana w swoją
nocną koszulkę. „ Ach ten Jacob musiał przeczuwać, że Edward z
rana do mnie przyjdzie i wszystko uprzątnął a nawet mnie ubrał, by
nie wzbudzać podejrzeń.” Czułam się trochę zagubiona i wstydziłam
się spojrzeć Edwardowi w oczy, w końcu go zdradziłam i to z
premedytacją. O nie! Nigdy nie mógł się o tym dowiedzieć.
- Jak się czujesz kochanie? – spytał nagle – wiesz dziś nasz
dzień. – na śmierć zapomniałam, to dzisiaj miałam począć nasze
dziecko!. Szybko zapomniałam o wydarzeniach z dnia wczorajszego
i podniecona myślą o dziecku wyskoczyłam jak strzała z łóżka prosto
w ramiona Edwarda.
- Jestem taka szczęśliwa, nie mogę się już doczekać.
- Spokojnie Bello, już wszystko zaplanowałem. Dzisiejszą
noc spędzisz u mnie, ale najpierw oczywiście trzeba się pozbyć
rodziny z domu. – w tym miejscu obydwoje wybuchnęliśmy
ś
miechem. Nagle zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy. Co będzie
jeśli Edward zorientuje się, że nie jestem już dziewicą? Po raz
kolejny dziękowałam bogu, że nie potrafi czytać mi w myślach i
modliłam się o to aby się nie zorientował. Wiedziałam, że źle
zrobiłam ale moje ciało wzięło wczoraj przewagę nad umysłem.
Dopiero po tym co Jacob napisał mi na kartce zrozumiałam jak
bardzo go pragnęłam i dałam się ponieść emocjom. W końcu prędzej
czy później i tak doszło by do tego zdarzenia. Próbując nie myśleć o
zeszłym dniu poprosiłam Edwarda, żeby przyniósł mi szklankę soku
wiśniowego i w tym czasie zaczęłam się przebierać. Kiedy
nakładałam na siebie spodnie w jednej z kieszeni poczułam
uwypuklenie. Od razu włożyłam rękę i wyciągnęłam pomiętą kartkę
na której widniały bazgroły Jacoba. „ To była najpiękniejsza noc w
moim życiu…” Gdy tylko usłyszałam, że drzwi od pokoju się
uchylają schowałam kartkę z powrotem do kieszeni i odwróciłam się
w stronę Edwarda.
- O widzę, że już ubrana a myślałem, że mnie to nie ominie –
powiedział żartem.
- Nie ominie Cię tylko będziesz musiał poczekać do wieczora
–powiedziałam i ucałowałam go w policzek. – jakie mamy jeszcze
plany na dzisiejszy dzień ? – spytałam przeczesując włosy szczotką,
- Zaproszenia już powysyłałem, całą noc nad nim i siedziałem
i teraz chciałbym trochę odpocząć więc Alice postanowiła, że
zabierze Cię do Port Angeles na jakieś małe zakupy, a i zapomniałem
mam dla Ciebie mała niespodziankę.
- Jaką niespodziankę? I wiesz przecież, że nie przepadam za
zakupami.
- Wiem ale te zakupy to podobno dla naszego wspólnego
dobra jak to powiedziała Alice. Więc chcąc czy nie chcąc i tak
musisz jechać – powiedział z uśmiechem mój ukochany. – A co do
niespodzianki to jak wyjdziemy to ją zobaczysz, ale najpierw musisz
zjeść śniadanie. – zeszliśmy na dół do kuchni, jedzenie było już
przygotowane. Edward odsunął mi krzesło jak prawdziwy
dżentelmen po czym nałożył mi na kolana dużą kelnerską chustkę.
- Proszę Madame śniadanie podano. – powiedział z
uśmiechem. Na stole w wazonie stały świeżo zerwane kwiaty z
naszej łąki. Na dużej tacy leżały dopiero co usmażone naleśniki z
syropem klonowym, i duża szklanka herbaty.
- Nie rozpieszczaj mnie tak, to ja Ci powinnam szykować
posiłki.
- Bello już za dwa tygodnie zostaniesz moją żoną więc muszę
się o Ciebie troszczyć.
- Wiem, ale jako twoja przyszła żona muszę także zajmować
się moim mężem. – resztę śniadania spędziliśmy w ciszy i spokoju.
Edward zabrał moje talerze i pozmywał.
- No w końcu możemy jechać do mnie, niestety musimy
pojechać Twoim autem bo ja do Ciebie przybiegłem.
- Tylko bardzo Cię proszę nie śmiej się z mojej furgonetki
wiesz jak tego nie znoszę.
- Obiecuję, że nie będę się śmiał.
- W porządku możemy już iść, jestem gotowa. –
powiedziałam i razem skierowaliśmy się w kierunku drzwi, które
Edward oczywiście przede mną otworzył. Kiedy wyszyliśmy na
zewnątrz stanęłam jak wryta z szeroko otwartymi oczyma.
- Edward gdzie, gdzie się podziała moja stara furgonetka? –
spytałam z przerażeniem.
- Nadal dycha ale rano jak jeszcze spałaś odwiozłem ją na
przegląd.
- W takim razie to co tutaj robi to? – pokazałam palcem na
podjazd przed domem, na którym stało nowiutkie czerwone proshe
boxter.
- A to, to jest mój prezent przedmałżeński dla Ciebie.
- Edward umawialiśmy się żadnych samochodów.
- Wiem, wiem ale nie mogłem się powstrzymać, wiesz, że
uwielbiam Ci sprawiać przyjemność.
- Ach dajmy już temu spokój po prostu pojedźmy do Ciebie. –
wampir uśmiechnął się tylko bo wiedział, że znowu postawił na
swoim. Przez całą drogę jechaliśmy w milczeniu, Cullen wiedział, że
jestem zła na niego dlatego się nie odzywał. Kiedy zajechaliśmy pod
jego dom zobaczyłam wybiegającą do nas Alice.
- O widzę, że dostałaś już swój prezent – krzyknęła do mnie
na przywitanie przyjaciółka kiedy wysiadłam ze swojego
nowiutkiego auta.
- Tak dostałam – odparłam z niesmakiem.
- Oj nie bądź już taka uparta – powiedziała - w końcu jak
zapewne Edward Ci powiedział jedziemy dzisiaj na zakupy, i
zapewniam Cię na pewno nie pożałujesz. – już „cieszyłam” się na
samą myśl o zakupach, nie miałam zielonego pojęcia co chce kupić
Alice ale wiedziałam z góry, że mi się nie spodoba. Kiedy weszliśmy
do domu cała rodzina Cullenów siedziała w salonie, gdy mnie ujrzeli
Carlis od razu podszedł do mnie i wyciągnął ku mnie swoje ręce.
- Moja droga Bello wiem, że dzisiaj Twój dzień więc
wieczorem wszyscy opuścimy dom, nie będziemy wam przeszkadzać.
– rumieniec pojawił się migiem na moich policzkach, którego
oczywiście było widać lecz nikt z rodziny tego nie skomentował,
gdyż wiedzieli jak bardzo się wstydzę.
- Dobrze – powiedziała Alice – my z Bells jedziemy do Port
Angeles a wy tutaj sobie siedźcie. – wzięła mnie za rękę i wyciągnęła
z domu. – Zobaczysz będziesz zachwycona.
- Wiesz, że nie przepadam za zakupami. – odparłam
- Jeszcze nie wiesz co kupimy a już jesteś przeciwna, trochę
cierpliwości. – uśmiechnęła się do mnie poczym wsiadłyśmy do
mojego samochodu i ruszyłyśmy w drogę. Jechałyśmy leśną drogą,
która zmieniła się potem w drogę lokalną. Nie minęła godzina a
byłyśmy już na miejscu. Przez cały czas Alice opowiadała mi jak to
będę zadowolona i żebym się nie bała przed tą nocą bo wszystko
będzie w porządku i na pewno dziecko zostanie poczęte. Dzisiaj
ż
yłam tylko tą myślą, nie bałam się mimo to dokuczał mi mały stres,
w końcu chodziło tu o moją przyszłość z Edwardem.
Zatrzymywałyśmy się przed sklepami z ubraniami Alice ciągnęła
mnie między półkami ze spodniami, bluzkami i butami. Wyszłyśmy z
galerii po trzech godzinach, oczywiście całe obładowane torbami.
- No to teraz został nam jeszcze jeden sklep.
- Jeszcze jeden? – narzekałam – Alice ja już naprawdę mam
dosyć.
- Wiem ale teraz jedziemy kupić coś dla Ciebie.
- Dla mnie?
- Tak i wierz mi będziesz, że będziesz naprawdę zachwycona.
– Zajechałyśmy pod ostatni sklep
- Zamknij oczy Bello proszę – powiedziała z podnieceniem
Alice – nie miałam innego wyboru. Wampirzyca prowadziła mnie za
rękę a ja jak mała bezbronna owieczka dałam się jej nieść. Kiedy
przekroczyłyśmy próg dziewczyna krzyknęła i puściła moją rękę.
- Tadam! – otworzyłam oczy i ku mojemu zdumieniu
znalazłyśmy się w sklepie z bielizną erotyczną.
- Co to jest Alice?
- Jak to co? Przecież musisz ładnie wyglądać na dzisiejszy
wieczór. – uśmiechnęła się zawadiacko. – Zresztą na noc poślubną
obydwie musimy mieć na sobie coś sexy. – Ręce mi opadły, nie dość,
ż
e nie lubiłam się stroić to jeszcze to.
- Dobrze miejmy to już za sobą – i nagle przyszła mi do
głowy pewna myśl. – Okay Alice możemy się trochę wystroić co
nam szkodzi.
- O Bello nie poznaję Cię co Cię tak nagle naszło?
- Sama nie wiem ale chyba masz rację – powiedziałam i
uśmiechnęłam się pod nosem już miałam swój mały szatański plan.
Chodziłyśmy i wybierałyśmy pomiędzy czarnymi koronkami a
białymi halkami. W końcu stanęło na tym, że ja kupiłam sobie jeden
koronkowy komplet, jeden biały z podwiązką na noc poślubną i jeden
czerwony z pończoszkami.
- Widzę, że zaszalałaś dzisiaj Bells – śmiała się ze mnie
przyjaciółka widząc moje zakupy. – Dobrze mamy już wszystko co
potrzebne, powoli się ściemnia więc możemy wracać. Kiedy
dotarłyśmy pod dom Alice zatrzymała samochód lecz nie wyłączyła
silnika.
- Nie idę z Tobą, jadę do Jaspera a i jeszcze jedno baw się
dobrze. – to powiedziawszy uśmiechnęła się do mnie zawadiacko i
zostałam sama przed domem. Przez jedną chwilę bałam się wejść bo
wiedziałam co ma zaraz nastąpić, jednocześnie pragnęłam tego jak
nigdy dotąd. Drzwi się lekko uchyliły i stanął w nich mój ukochany
Edward.
- Widzę, że już wróciłaś, chodź pomogę Ci z tymi torbami. -
To powiedziawszy stanął przy mnie nim się obejrzałam i wziął moje
zakupy wnosząc je do domu. Ja potulnie weszłam za nim, a Edward
przytulił mnie do siebie i ucałował w czoło.
- Nie musimy się z spieszyć kochanie, mamy jeszcze dużo
czasu. – uspokajał mnie.
- Wiem
- Możesz teraz iść na górę i się przebrać bo zapewne Alice
nakupowała Ci jakiś fatałaszków. – spojrzałam się na niego
zawstydzona a on uśmiechnął się do mnie tak słodko, że nie mogłam
być na niego zła. Weszłam po schodach i poszłam prosto do łazienki.
Musiałam wziąć zimny prysznic by emocje z całego dnia opadły i po
to by się trochę wyluzować. Byłam zdziwiona gdy ujrzałam, że na
podłodze leżą torby z zakupami. Kiedy już się wykąpałam i
osuszyłam zajrzałam do jednej z paczek. Postanowiłam, że ubiorę się
skromnie bez żadnego polotu. Zeszłam na dół do salonu, w którym
czekał na mnie Edward, oczy prawie wyszły mi z orbit gdy ujrzałam
go stojącego na dole chodów przy wielkim zegarze. Miał na sobie
długi satynowy czarno-niebieski szlafrok rozpięty do połowy. Na
mojej twarzy od razu pojawił się delikatny rumieniec. Wampir
wyciągnął ku mnie swoją rękę, którą złapałam jednocześnie
potykając się o ostatni stopień. Natychmiast wylądowałam w jego
objęciach.
- Bello nie denerwuj się tak bo się jeszcze przed ślubem
zabijesz. - Powiedział z żartem i poprowadził mnie do jadalni. Na
stole leżała przygotowana wcześniej przez niego kolacja.
- Nie musiałeś – rzekłam nieśmiało.
- Wiesz, że dla Ciebie wszystko ukochana - powiedział
Edward zapalając świece.
- Ach jaka szkoda, że nie możesz zjeść ze mną, ale już nie
długo to ja będę jadała z tobą – powiedziałam radością
- No nie tak niedługo, będziemy musieli zająć się dzieckiem.
- Ach – westchnęłam i do końca kolacji siedzieliśmy w ciszy.
Kiedy już zjadłam mój przyszły małżonek odsunął mi krzesło i tym
razem poprowadził na górę do sypialni. Gdy otworzył drzwi ukazał
się moim oczom przepiękny widok. W miejscu gdzie kiedyś stała
jego prowizoryczna kanapa widniało wielkie podwójne małżeńskie
łoże, na którym rozsypane były płatki róż. W tle słychać było
cichutka muzykę.
- Ach jak tu pięknie – powiedziałam z wrażenia
- To wszystko dla Ciebie najdroższa. – odparł Edward
obejmując mnie od tyłu. Odwróciłam się do niego i pocałowałam go
w usta, odwzajemnił się tym samym. Delikatnie i bez pospiechu
zsunął mi z ramion haleczkę odsłaniając moją czarna koronkową
bieliznę.
- Ach wyglądasz tak kusząco – szepnął mi do ucha, a ja
pocałowałam go po szyi. Nagle Edward ujął mnie w pasie i
zaczęliśmy tańczyć przy piosence Steavego Wandera, poczym wziął
mnie na ręce i delikatnie położył na łóżku. Całowaliśmy się długo i
namiętnie nim przeszliśmy do rzeczy. Edward starał się być
delikatny jednak ja w przypływie euforii dałam się ponieść emocjom
i przejęłam kontrolę czym trochę zaskoczyłam wampira. Noc była
długa i rozkoszna, a ja czułam się jak w niebie. Kochaliśmy się na
wszelkie możliwe sposoby. Byłam taka szczęśliwa, że nawet nie
zwróciłam uwagi jak Edwardowi oczy zmieniają kolor na czarny.
Zasnęliśmy nad rankiem.
Kiedy się przebudziłam wampir leżał przy moim boku i
wpatrywał mi się w oczy.
- Obudziłaś się Bello.
- Tak, ach Edwardzie było mi tak dobrze z Tobą –
pogładziłam się po brzuchu. – Mam nadzieję, że nasze maleństwo
uwiło już sobie wygodne gniazdko.
- Ja tez mam taką nadzieję – to powiedziawszy ucałował mnie
w policzek. – Śniadanie już gotowe teraz powinnaś jeść za dwoje –
uśmiechnął się i położył tacę na moich kolanach. – Oczywiście trzeba
będzie poprosić Carlisa o zbadanie Twojej krwi wtedy dopiero
będziemy mieli stuprocentową pewność, że dziecko jest w drodze. –
Ja tylko przytaknęłam i zabrałam się za jedzenie byłam naprawdę
głodna a Edward mnie obserwował. Kiedy już skończyłam, ubrałam
się i razem z Edwardem zeszliśmy na dół. Ku mojemu zdziwieniu
cała rodzina Cullenów już tam na nas czekała. Pierwsze podbiegły do
mnie Rosalie i Alice. Wampirzyce od razu pogłaskały mnie po
brzuchu.
- Ach mam nadzieje, że to będzie dziewczynka – krzyknęła
Rose.
- A ja, że chłopczyk – powiedziała Alice.
- Kochane proszę was – odezwała się Esme – nie ważna jest
płeć dziecka, najważniejsze aby urodziło się zdrowe i bez żadnych
powikłań.
- Dokładnie – odparł Carlis – Bello czy możesz pójść do
mojego gabinetu?
- Jasne – rzekłam trochę podminowana, i ruszyłam za
wampirem. Po chwili znaleźliśmy się w jego dużym gabinecie. Na
ś
cianach wisiały obrazy przedstawiające starsze rody wampirów w
tym Volutri. Wzdrygnęłam się gdy przypomniałam sobie Jane.
- Możesz usiąść na krześle, chciałbym Cię zbadać. –
posłusznie wykonałam polecenie. Carlis założył na uszy stetoskop i
zaczął mnie osłuchiwać, zmierzył mi ciśnienie i w końcu powiedział,
ż
e pobierze mi krew do badania. Wyciągnęłam rękę a lekarz wkuł się
igłą w moją żyłę i wziął tyle mojej życiodajnej krwi ile potrzebował.
- No na razie na tyle. Niestety ale wyniki będą dopiero
popołudniu.
- Nie ma sprawy – powiedziałam mimo to czułam już
podenerwowanie. Przez resztę dnia siedziałam w oczekiwaniu jak na
szpilkach wtulona w ramiona Edwarda. Na jego twarzy również
malowało się zdenerwowanie. Kiedy Carlis wyszedł ze swojego
gabinetu cała rodzina włącznie ze mną i Edwardem podniosła się na
równe nogi.
- I co jakie są wyniki? – spytała mało rozgarnięta Alice. Ja
również patrzyłam na doktora jak na wyrocznie. Carlis spojrzał się po
całym domu i podszedł do nas, miał trochę dziwną minę.
- Powiesz w końcu? – spytał Edward ze zniecierpliwieniem.
- Więc tak. Bello moja droga – tu podszedł do mnie i mnie
przytulił, jego słowa brzmiały tak cicho mimo wszystko inni
wyraźnie je słyszeli. – będziesz miała syna. – Na te wiadomość
rozpłakałam się rzewnymi łzami a wszyscy bili mi brawo. Edward
doskoczył do mnie i uniósł mnie wysoko w górę całując wszędzie
gdzie się dało.
- Boże jestem taka szczęśliwa – mówiłam przez łzy
- Nie płacz kochanie Twoje marzenie właśnie się spełniło. –
pocieszał mnie narzeczony
- Wiem ale to są łzy radości, nareszcie będziemy jedną wielką
rodziną. Carlis powiedz mi skąd tak szybko wiedziałeś, że to chłopiec?
- Ma się te swoje sposoby – powiedział z uśmiechem, który
jednak szybko zbladł. – Mam dla was jeszcze jedną informację.
Miałem małe problemy z odczytaniem grupy krwi dziecka jednak
sądzę, że to przez to, że Edward poluje i nie ma własnej krwi w
organizmie tylko całkiem dużą jej mieszankę, nie mniej jak płód
tylko trochę podrośnie zajmę się tym niezwłocznie. Na razie wiem
tylko jedno chłopak jest bezpieczny i miejmy nadzieję, że będzie
rozwijał się prawidłowo. – To powiedziawszy Carlis jeszcze raz mnie
uściskał i po kolei każdy z członków rodziny podchodził d mnie i do
Edwarda z gratulacjami.
Minęło półtora tygodnia od czasu poczęcia mojego dziecka,
za trzy dni miałam wyjść za mąż. Byłam niezmiernie szczęśliwa tak
samo jak i Edward, obydwoje nie mogliśmy doczekać się ślubu.
Dziecko rozwijało się dobrze i ja czułam się świetnie. Postanowiłam,
ż
e mojego syna nazwę Sam na cześć wilkołaka poległego w walce z
Iryną. Przygotowania do ślubu szły pełną parą. Alice zabiegana
razem z Rosalie już dekorowały dom, Esme zamawiała catering, w
końcu „ludzkich” gości będzie o wiele więcej niż wampirów, a Carlis
ciągle przesiadywał w swoim gabinecie badając przebieg mojej ciąży.
- Chciałabym się spotkać dzisiaj z Jacobem – powiedziałam
do Edwarda kiedy siedzieliśmy na ławce za domem.
- Jak tylko chcesz, mam Cię zawieźć do niego?
- Nie, nie musisz sama sobie poradzę.
- Pamiętaj tylko uważaj na siebie kochanie.
- Nie musisz się o mnie martwić, ciąża jeszcze nie jest
zaawansowana, ale będę uważała. – powiedziałam i pocałowałam
wampira w usta, a on przystawił twarz do mojego brzucha i
powiedział:
- Troszcz się o mamusię Samie.
- Oj troszczy się troszczy w końcu pęknę od tego jedzenia. –
zaśmiałam się i poszłam do samochodu, kierując się w stronę
rezerwatu Quilletów…