(Fot. sxc.hu)
ZOBACZ TAKŻE:
Bóg mający czas dla ludzi –
rozważanie
Pedagogia ciszy
Ucieczka od świata? – pułapki
indywidualizmu
Pragnienie rajskiego ogrodu
Wolność Boga, która czyni
człowieka świętym
Tomasz Merton
Wyobraź sobie człowieka lub grupę ludzi, którzy samotnie lub
wspólnie przebywają w miejscu, w którym panuje cisza, gdzie
nie ma radia, nie słychać żadnej muzyki. Po prostu siedzą przez
godzinę lub pół godziny w ciszy. Nie rozmawiają, nie modlą się
głośno, nie czytają książek ani gazet, nic nie piszą, nie zajmują
się niczym. Po prostu "wchodzą w siebie". Nie po to, by
analizować, testować, organizować, planować, lecz po to, by po
prostu być. Chcą "pozbierać się" w ciszy. Chcą osiągnąć pewną
syntezę, integrację, pragną odkryć siebie na nowo w jedności
myśli i woli, rozumienia i miłości, która wykracza daleko poza
słowa, poza analizę, nawet poza świadomość. Pragną modlić się
nie swymi ustami, lecz ciszą swych serc, czymś, co ją przekracza
– samą podstawą swojego istnienia.
Co skłoniłoby współczesnych ludzi do podjęcia takiej praktyki? Czy ich motywacją
jest ludzka potrzeba ciszy, refleksji, wewnętrznego poszukiwania? Czy pragną
choćby na krótko oderwać się od aktywności i napięcia współczesnego życia po to,
by odprężyć swoje umysły oraz wolę i poszukiwać błogosławionego poczucia
wewnętrznej jedności, pojednania i integracji?
Są to z pewnością wystarczające powody – lecz dla chrześcijanina istnieją jeszcze
głębsze motywy niż te wymienione powyżej. Chrześcijanin może uświadomić sobie,
iż jest wezwany przez Boga do przeżywania ciszy, refleksji, medytacji i "wsłuchiwania się". Być może jesteśmy zbyt rozgadani,
zbyt aktywni w naszym rozumieniu życia chrześcijańskiego. Nasza służba Bogu i Kościołowi nie zawiera się jedynie w mówieniu
i działaniu. Może również polegać na przebywaniu w ciszy – na słuchaniu i oczekiwaniu.
Być może bardzo ważne dla naszego wieku przemocy i niepokoju staje się ponowne odkrywanie medytacji – cichej
wewnętrznej jednoczącej modlitwy oraz twórczej chrześcijańskiej ciszy.
Cisza ma wiele wymiarów. Może być regresem i ucieczką lub obecnością, świadomością, zjednoczeniem i samoodkryciem. Cisza
negatywna zamazuje i wprowadza zamieszanie w nasz organizm (wpadamy wówczas w "sny na jawie") lub tłumi nasz
niepokój. Pozytywna cisza zakłada dyscyplinę wyboru i to, co Paul Tilich nazywa "odwagą bycia". Na dłuższą metę dyscyplina
twórczej ciszy wymaga pewnego rodzaju wiary. Kiedy stajemy twarzą w twarz z samym sobą w samotności, na gruncie
naszego istnienia, konfrontujemy się z wieloma pytaniami dotyczącymi wartości naszej egzystencji, prawdziwości
zaangażowania oraz autentyczności naszego życia codziennego.
Kiedy jesteśmy nieustannie w ruchu, zawsze zajęci wypełnianiem wymagań naszej społecznej roli, bierni, unoszeni przez
strumień mowy rwący od rana do nocy, być może jesteśmy w stanie uciec od naszego głębszego "ja" i pytań, które ono
stawia. Możemy być mniej lub bardziej zadowoleni z naszej zewnętrznej tożsamości, społecznego "ja", które tworzone jest
przez nasze interakcje z innymi w pracowitym rytmie życia codziennego. Lecz bez względu na to, na ile uczciwi i otwarci
potrafimy być w naszych relacjach z innymi, owo społeczne "ja" zakłada konieczny element sztuczności. Jest zawsze do
pewnego stopnia maską. Musi być. Nawet amerykańskie upodobanie do szczerości, rodzinnej prostoty, uprzejmości, otwartości
i poczucia humoru jest często tylko fasadą. Niektórzy ludzie bywają tacy w sposób naturalny. Inni uczą się odgrywania tych ról
po to, by zdobyć akceptację innych. Ponieważ zachowanie takie niezupełnie jest udawaniem, dlatego do nas przemawia.
Lecz czy kiedykolwiek stwarzamy sobie możliwość zrozumienia tego, iż ta rozgadana i uśmiechnięta, być może nawet twarda i
zwarta osobowość, jaką jawimy się sobie, nie jest w istocie naszym prawdziwym "ja"? Czy dajemy sobie możliwość
rozpoznania czegoś głębszego? Czy potrafimy stanąć wobec faktu, że być może nie interesuje nas cały ten zgiełk i
zapracowanie? Kiedy pozostajemy w ciszy nie tylko przez kilka minut, lecz przez godzinę lub kilka godzin, możemy stać się
niespokojnie świadomi wewnętrznej obecności jakiegoś niepokojącego gościa, naszego "ja", którym jesteśmy my sami oraz
ktoś jeszcze. To "ja" nie jest w pełni akceptowane w swym własnym domu, ponieważ jest tak różne od owej codziennej figury,
którą skonstruowaliśmy z naszych relacji z innymi – i z naszych wewnętrznych niewierności.
Istnieje w nas ciche "ja", którego obecność jest niepokojąca właśnie dlatego, iż jest ono tak ciche i nie może być
wypowiedziane. Musi pozostać ciche. Werbalizując je, jednocześnie je okrawamy i w pewien sposób niszczymy. Musimy zatem
otwarcie wyznać, iż nasza kultura jest na wiele sposobów ukierunkowana na to, by umożliwić nam uchylanie się od potrzeby
stanięcia wobec owego wewnętrznego, cichego "ja". Żyjemy w stanie ciągłej pseudouwagi skierowanej na głosy, muzykę, ruch
uliczny lub ogólnie na hałas związany z tym wszystkim, co dzieje się wokół nas. To sprawia, że jesteśmy wciąż pogrążeni w
Twórcza cisza. Medytacja Tomasza Mertona / Życie i wiara / Duchowo...
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,51,tw...
1 z 1
2010-12-19 10:42