Bez zbędnych wstępów ^^
~**********~
Upadła na podłogę, skręcając się z bólu. Lionessa momentalnie klęczła przy niej.
- Filia!
Bolało ją potwornie, ten wcześniejszy, nieokreślony ból, który odczuwała wcześniej stał się nagle potężny i wydawał się rozsadzać ją od środka.
Czuła go wszędzie, w szpiku kostnym, w stawach, pod powiekami. Pulsował w uszach, aż szumiało.
Miała wrażenie, że coś w niej eksploduje, kawałeczek po kawałeczku.
- Spokojnie, wiem, co ci jest, idź za moim głosem a wszystko będzie dobrze, Filia.
Pokręciła głową. Słyszała Lionesse, czuła jej chłód, zimno, ale dochodziło to do niej jakby w otulinie.
- Musisz pozbyć się jego energii z siebie... - wiedziała, że białowłosa ma rację, ale z jakiś powodów ta myśl wzbudziła w niej protest.
Nagle wszystko się uspokoiło.
Filia wstała, przyglądając się samej sobie z niedowierzaniem.
- Co to było? - spojrzała niepewnie na swoją towarzyszkę, szukając u niej wyjasnień.
- O, widocznie Scin właśnie złożył wizytę temu twojemu... - przerwała na widok jej miny - Cóż, wydaję mi się, że czujesz to, co on.
Przez moment była idealna cisza.
- ŻE JAK? CZUJĘ TO CO NAMAGOMI??????
Lionessa skinęła potwierdzająco głową i ruszyła dalej. Nie miała żadnego wyboru jak tylko podążyć za nią.
~*********~
Śmiech tak maniacki, że aż nierzeczywisty roznosił się echem po okolicy.
W Xelloss'ie gotowało się z wściekłości.
- Wiesz, braciszku, mam dla ciebie nowinę. - Scin najwidoczniej bardzo dobrze się bawił. W ręku trzymał swój ulubiony amulet, do złudzenia przypominający....
Zel sięgnął do kieszeni, nie jest na miejscu.
Amelia też wpatrywała się w rękę napastnika jak urzeczona.
Amulecik był dokładną repliką jej własnego.
Ale czarną. Z białym symbolem.
Scin machnął nim raz.
Kolory zmieniły się, amulet był teraz biały, jak rozpalone żelazo, a symbol czarny.
Unieruchomił wszystkich.
Amelia upadła na kolana...
- Si..siły mnie...opuszczają...
- O! Księżniczka z Seyrun! - to mogła być ironia, ale wydawało się, że napastnik szczerze się ucieszył. - Jak miło krajankę spotkać.
Skłonił sie przed nią w powietrzu.
- Obawiam się, że efekt działania mojej zabawki może działać i na ciebie...
Amelia stawała sie coraz słabsza, jeszcze trochę i...
- Przestań natychmiast!
Scin nie zrażony spojrzał w kierunku rozzłoszczonego Zelgadisa.
- Następny, który się irytuje... - stwierdził ze spokojem - A właśnie, braciszku, wiadomość brzmi: Nie irytuj się, bo to może poważnie zaszkodzić... naszemu gościowi.
I zniknął, śmiejąc się maniacko, w zwiewnym obłoczku akwamarynowego dymu.
Gourry, zanim rzucił się do przysypanego wejścia, usłyszał jeszcze jak kapłan mruczy.
- Scin...zginiesz śmiercią tragiczną.
~******~
- Przysypało nas. - stwierdził Milgassia beznamiętnie. Chyba nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Może po prostu był już zbyt zmęczony?
- Co się tam dzieje?
Val obrócił się do dziewczyny, jej oczy... Pamiętał, że wcześniej były czerwone. Teraz stały się niebieskie i jakby... świecące.
- Scin zdecydował się zaatakować. - odpowiedziała.
Czarodziejka była zbyt przejęta sytuacją, żeby zauważyć, że dostała odpowiedź. Zadała kolejne pytanie.
- Dlaczego dopiero teraz?
I ponownie dostała odpowiedź.
- Ponieważ Xelloss próbował nawiązać kontakt telepatyczny z Filią.
Lina chciała zadać kolejne, kiedy zauważyła, kto jej odpowiada i na jakie pytania.
Milgassia uśmiechnął się ponownie.
~********~
Pwyll postanowił przyjąć Filię w swojej ulubionej komnacie... Pora wytłumaczyć dziewczynie piękno i wagę tego planu...
Oparł czoło o zimną szybę. Tak długo czekał... Gdyby jeszcze miał czekać, aż ten mały gad dorośnie odpowiednio... Na szczęście znalazł marionetkę... i sponsora.
Kogoś potężnego, kto zrobi wszystko, aby pewne osoby pozostały w podziemiu, aby nikt się o nich nie dowiedział.
A zwłaszcza pewna inna potężna osoba.
Uśmiechnął się.
Żeby dotrzymać tej umowy wystarczyło tylko wtajemniczyć pewną dwójkę w jego plany... No, w pewną ich część.
Bo tak naprawdę nikt nie ogarniał całości. Tylko on.
Ale Filii można powiedzieć choć część... To dzięki niej sie udało...
Gdyby nie była inna niż pozostali członkowie jej rasy... Gdyby zostawiła jajko bez opieki... Straciłby swoją szansę... Tak bardzo się bał, że dojdzie do końca tego świata zanim on zdąży wprowadzić swój plan w życie...
Musi podziękować tej Filii... Należy jej się choć część.... Może nawet, jeśli będzie tego chciała, po wszystkim, podaruje jej na zawsze tę marionetkę?
Oczywiście zakładając, że oboje i dziewczyna i marionetka dożyją owej chwili....
~********~
"~Powiedz szermierzowi, żeby się odsunął~" usłyszała wyraźnie w swojej głowie.
- Co? Kim jesteś?
Zel objął ją mocniej. Straciła aż tak dużo energi, żeby bredzić? Pogładził ją delikatnie po twarzy, zmuszając do spojrzenia w oczy.
Dziwne, spojrzenia miała przytomne. Była zmęczona i osłabiona, ale...
"~Powiedz, Lina już prawie skończyła!~"
- Panie Gourry, niech się pan odsunie!!!
Szermierz odskoczył w samą porę, bo potężna eksplozja odrzuciła zasypujące dawne wejście kamienie.
Niepewnie zbliżyli się do dziury. Pierwszy wyszedł Milgassia. Nie stracił nic ze swojej rezerwy i opanowania aczkolwiek stan jego ubioru pogorszył sie jeszcze bardziej.
Następnie wygramoliła się Lina. Przeklinała, była cała w sadzy, ale poważniejszych uszkodzeniach nie można było mówić.
Potem pojawił sie Val w towarzystwie...
- Kim panienka jest?
- Jestem Merle, ale wyjaśnienia potem dobrze? To się zaraz zawali.
I rzeczywiście, uszli może z dziesięć kroków, kiedy resztki ruin zamieniły się w malownicze gruzy. Po wspaniałych zabytkach zostało zbiorowisko kmieni i kilka rozbudzonych, wściekłych żmij.
Przeszli w miejsce, gdzie stał Xelloss.
- To może tak teraz trochę wyjaśnień? - zażyczyła sobie Lina. Merle poszukała wzrokiem Val'a, badając czy życzy sobie, aby udzieliła informacji wszystkim.
Skoro tylko je otrzymała, natychmiast przystąpiła do pracy.
- Od czego mam zacząć?
~********~
Po wyjściu z długiego tunelu zawiązano jej oczy, także nie wiedziała dokąd idzie. Wiedziała tylko, że niepotrzebnie starają się zmylić jej drogę.
To ciągłe odwracanie sprawiało, że trochę ją mdliło.
W końcu doszły gdzieś i zatrzymały się. Usłyszała coś jakby chrobotanie. Popchnięto ją delikatnie do środka, weszła posłusznie.
Czekała.
Ktoś ściągnął jej opaskę z oczu. Zobaczyła przed sobą parę roześmianych, zielonych oczu. Dziwnych oczu.
Pwyll przygladał się jej i miał ochotę się śmiać. Ale nie mógł tego zrobić, nie mógł zepsuć swojego święta, czyż nie?
Pierwsza ofiara, która pozna część prawdy z jego ust...
Trzeba to uczcić!
- Chodź - wyciągnął do niej rękę. - Chodź, zaraz ci pokażę, zrozumiesz!
Miała ochotę trzasnąć go w szczękę tak mocno, żeby zgubił zęby.
Następny korytarz. Ale w przeciwnieństwie do poprzednich ten zdawał się rzadko używany. Wcześniej mogła iść z przewiązanymi oczami, teraz podłoże pokryte było kamieniami i żwirem. Można było upaść przy każdym kroku.
Doszli w końcu do małego pomieszczenia. Pwyll skupił się na swoim gościu.
- Czego się napijesz?
Mimowolnie pomyślała o herbacie, ale za nic by sie do tego nie przyznała.
- Herbata! Oczywiście!
Po chwili trzymała w ręce parującą filiżankę. Pierwszy ciepły obiekt jaki trzymała od.... Właśnie, jak długo tu jest?
- Od około 27 godzin.
Miała wrażenie, że o wiele dłużej...
- To w dobre wrażenie.... Część twojej duszyczki rzeczywiście jest z nami od trochę dłuższego czasu... Ale od początku... Słyszałaś kiedyś o....
~*********~
- ... o cieńszych miejscach świata? - zapytała.
Spojrzeli po sobie. Chyba pierwszy raz słyszeli o czymś takim. Lina wzruszyła ramionami.
- Cieńsze miejsca świata to po prostu słabsza "granica" pomiędzy światami. Powstają zazwyczaj na skutek czynników zewnętrznych. Podobno dzięki nim można poruszać się pomiędzy światami, aczkolwiek nikt nie potrafi tego udowodnić.
Merle przyjrzała mu się ze spokojem.
- Taaaak, przypuszczałam, że ty będziesz wiedział... - powiedziała jakby w zamyśleniu. - W każdym razie, takie miejsca istnieją, i żeby było śmieszniej owa teoria okazała się prawdziwa. Niestety wydaje się że nikt, oprócz mieszańców, nie potrafi z nich korzystać, a nawet jeśli to nie potrafią określić destynacji...
- Czego?
- Celu, Gourry, celu. Mów dalej.
- Eche... A zatem, temu całemu Pwyll'owi udało się "pożyczyć" Machinę Przenaczenia z Zaibachu i...
- Skąd???? - zdziwili sie zgodnym chórem. Widząca westchnęła. To będzie trochę trudniejsze niż początkowo przypuszczała.
- Z Zaibachu, rozwinięte państwo na Gaei, inny świat, inne problemy... W każdym razie - przerwała, bo zobaczyła zbliżające się pytania. - Tak, słucham?
- Ale jak im się udało?
- Zaraz do tego dojdę... Jeśli mi pozwolicie... W każdym razie, Pwyll i reszta tego zgromadzenia są w posiadaniu owej maszyny, i najwidoczniej użyli jej do zmiany grawitacji przeznaczenia waszej przyjaciółki...
Szli w kierunku Seyrun. Widzącej trzeba było znaleźć jakieś "porządne" ubranie. Miała na sobie granatowe hakama i haori, wyszywane srebrnymi i jasnoróżowymi nićmi. W takim stroju odznaczała się na tle ich gromadki jak księżyc na niebie.
Amelia odwróciła się w kierunku ruin świątyni... "Nic nie zostało..." pomyślała ze smutkiem.
Dołączyła do grupy.
- No dobrze, przyznaję, przeznaczenie... dobra, mogli je sobie wyrażać w jednostkach. Ale po czorta zmieniali jej tę całą... - Lina najwidoczniej nie lubiła nie rozumieć. A za wszystkie skarby tego kontynentu nie chciało jej do głowy wejść, że w jakimś innym świecie ktoś spróbował zmierzyć przeznaczenie i co najważniejsze, udało mu się.
- Więc wydaje mi się, że chodzi o ciebie. - wskazała na Val'a.
- O mnie?
Kiwnęła głową i zaraz spoważniała.
- Ten cały Pwyll wydaje się być zazdrosny o ciebie.... Zresztą chyba nic dziwnego...
Lina stanęła na środku drogi. Tyle się namęczyli, chciała tylko dobrej kolacji, a tu proszę, kolejna, zagmatwana sprawa!
- Dlaczego on miałby być zazdrosny?
Ku zaskoczeniu całej gromadki na to pytanie odpowiedział Xelloss.
- Ponieważ Pwyll jest synem Gaav'a
~*******~
- Co takiego???
Nie mogła uwierzyć, to co on mówił było.... nierealistyczne, niemożliwe, śmieszne!
Mazoku nie moga miec dzieci....
- Mam sie przedstawić ponownie? Pwyll ap Gaav, do pani usług. - ukłonił sie przed nią parodiując dworaków.
Patrzyła na niego jak na wariata, mysłała o nim jak o wariacie... i miała rację.
Był szalony.
- Wszyscy jesteśmy szaleni... Szalone trybiki... Wielka maszyna... Ale my mamy jej fragment, Filia! Mamy fragment maszyny... - chodził do okoła niej, nie pozwalając wstać z krzesła.
W końcu stanął za nią. Dopiero teraz zauważyła duży zbiornik, wypełniony czerwonawym płynem.
- Co czujesz, Filio, co czujesz, kiedy patrzysz na niego?
W tym mętnym płynie był... jej ukochany... osoba, dla której się poświęciła... A teraz....
Teraz nie była pewna, czy coś czuje.
- No powiedź, Filia. Kochałas go? M y ś l a ł a ś , że go kochasz.... prawda?
Nie potrafiła odpowiedzieć... Skąd on wie? Skąd wie?
- Ponieważ sam, osobiście zaprogramowałem je dla ciebie... to uczucie... stworzyłem idealny obiekt... dla was.... I co? Trzyma jeszcze? To uczucie?
Miała dosyć tego szaleńca, dosyc tego pokoju, dosyć wspomnień, dosyć wszystkiego!!!!
Chciała biec, dokądkolwiek, przed siebie.
Nie mogła ruszyć się z miejsca.
"Oni nie mogli mi tego zrobić... Nie mogli sprawić, żebym pokochała kogoś tylko dlatego, żeby złamać swoje zasady... żeby być pionkiem w ich grze...."
- Nie jesteś pionkiem! - zagrzmiał tuż nad jej uchem. - Jesteś niezwykle ważnym trybikiem! Twoje przeznaczenie jest tak niezwykłe... A po naszej modyfikacji...
- Dlaczego? - zapytała bardzo cicho. - Dlaczego ja?
- A dlaczego by nie? Byłaś pod ręką, musieliśmy spróbować, czy maszyna działa... No a poza tym, to ty wychowujesz...
Na ostatnie słowa poderwała się z miejsca.
- Czego chcesz od mojego syna!?!
Pwyll zmierzył ją takim wzrokiem, jakby miał przed sobą eksponat średnio-inteligenej langusty.
- Ponieważ... taka już jest... rodzinna tradycja... - zbliżył się do szyby i postukał w nią z zadumą. - Prawda, marionetko?
~**********~
Scin był z siebie bardzo zadowolony. Nie dość, że udało mu się powkurzać braciszka, to jeszcze spotkał taka śliczną krajankę...
Zaraz jak ona miała na imię?
Amelia.
Tak.
Powtarzał to imię w pamięci jak zaklęcie. Najpierw zemści się na wyrodnej rodzince, a potem założy własną.
I będzie miał zdrowe, piękne dzieci... I wnuki. Tak, zadba o to, żeby w JEGO rodzinie nie było błędów genetycznych...
"Amelia..."
Z kobietą o tak pięknym imieniu po prostu nie może się nie udać.
W prywatnym "pokoju" czekali na niego Lionessa i Lleu.
- Gdzieś ty się szlajał? O mało co jej nie wykończyłeś, ty kretynie!!!! - no proszę, porywisty temperament po mamusi a może po ojcu? Nie wiadomo.
Lleu zrobił krok do tyłu. Żona nigdy na niego nie krzyczała, ale kiedy już to robiła, wionęło od niej straszliwym zimnem. Był jedyną osobą, wobec której Lio okazywała trochę ciepła...
Do dzisiaj, bo chyba polubiła ich gościa.
Uśmiechnął się. On też ja polubił. Była orginalna.
- Och spokojnie, nie zamierzałem jej wykańczać, chciałem tylko odwieść mojego braciszka od kontaktowania sie z nią... A poza tym co cię obchodzi, jak ona się czuje? Myślałem, że nienawidzisz złotych najbardziej na świecie?
- Nie twój zakichany interes!
Wyszła, po drodze jej złość oszraniała ściany... Scin wzruszył ramionami.
- Twoja królowa śniegu sie rozpuszcza...
Lleu się roześmiał. Scin był czasem taki bezpośredni...
- Pora brać się do roboty.
~****End****~
Noooo.... Dojechałam w końcu do 8 części... Ciekawe na ile jeszcze się toto rozciągnie. ^^
Ehe... a zatem^^
W dzisiejszym odcinku podziękujemy ^^
-> Wszystkim tym co ostatnio: Soy, Akai, Ly, Sal, Hoshiko, Ed'owi, innym autorom z Kazoku i Fanslayers [teraz moment na przeklinanie mojej sklerozy i lenistwa, a dla was moi drodzy na zastanowienie się.. Ile razy Charci uda się wtrynić bezpłatną reklamę?]
-> Mojej mangowej rodzince ^^
-> Mojej rzeczywistej rodzince, za to że mnie znoszą... Wiem, nawet tego nie zobaczycie ale i tak dziękuję ^^
Opinie i konstruktywne [Wszyscy znaja to słowo^^] słowa krytyki już tradycyjnie pod
Charatka@poczta.onet.pl lub mejne gje gje [Naprawdę mile widziane ^^]
Gratuluję wszystkim co dotrwali do tej części ^^
Charatka
4