Stefański Lech Emfazy Magia i Psychotronika 04 Hipnoza,…

background image

4. Hipnoza, oddziaływanie bioenergetyczne, sugestia


Co rozumiemy przez pojęcie hipnoza? Tradycyjnie przyjęty zakres tego
pojęcia obejmuje rozmaite stany, w jakie popadają osoby hipnotyzowane,
oraz różne sposoby ich wywoływania. Są to – jak wkrótce zobaczymy –
sposoby uruchamiające z gruntu odmienne mechanizmy w psychice i
organizmie osoby hipnotyzowanej.
Rozróżnienia rozmaitych mechanizmów, z których każdy z osobna może
doprowadzić do wystąpienia jednego ze stanów określonych jako “trans
hipnotyczny", pierwszy dokonał Julian Ochorowicz (1882). Oczywiście i
przed nim zdawano sobie sprawę z niejednorodności zjawiska,
nazywanego początkowo “magnetyzmem zwierzęcym", a potem
“hipnotyzmem", ale przez żadnego z wcześniejszych badaczy zjawisko to
nie zostało zanalizowane tak dokładnie. O znaczeniu Ochorowicza jako
teoretyka hipnozy świadczy przyznanie mu nagrody Francuskiej
Akademii Nauk za rozprawę Hypnotisme et Mesmerisme w 1911 roku.
Niewydanie tej pracy w języku polskim ani za życia, ani po śmierci autora
jest faktem wprost niewiarygodnym.
Ochorowicz rozróżnia cztery rodzaje mechanizmów, które powodują
powstawanie stanów hipnozy:
1. katapleksję [nie mylić z katalepsją, czyli stanem znieruchomienia i
zesztywnienia mięśni, w którym kończyny mają tendencję do
utrzymywania nadanego im ułożenia] – ogólną lub częściową- zjawiska
wywołane rodzajem przestrachu;
2. ideoplastię – zjawiska wywołane samym wyobrażeniem skutków
mających nastąpić;
3. hipnotyzm (w zwężonym znaczeniu tego słowa) – odurzenie senne
wywołane przez zmęczenie któregoś ze zmysłów i nieruchomość ciała,
przy jednoczesnym wytężeniu uwagi;
4. mesmeryzm (“magnetyzm zwierzęcy"), polegający na fizycznym
działaniu jednego organizmu na drugi.
Jest to podział teoretyczny. W praktyce mechanizmy te działają
przeważnie jednocześnie. Lekarz np. poleca pacjentowi, aby wpatrywał
się w błyszczący punkt, a jednocześnie sugeruje mu poczucie ociężałości i
senności; uruchamia zatem naraz działanie hipnotyczne (w znaczeniu
podanym w punkcie 3) oraz ideoplastyczne. Przy estradowych pokazach
hipnozy, dokonywanych na ochotnikach zgłaszających się z sali, z zasady
mamy do czynienia z mieszaniną oddziaływań, wśród których nie brakuje
też działania mechanizmu kataplektycznego; pomagają tu hipnotyzerowi
zażenowanie z powodu publicznego występu, obawa przed czymś
nieznanym oraz zaskakujące osobę wprowadzoną w trans działania
hipnotyzera.
Mechanizm katapleksji

background image

Przypomnijmy sobie z dzieciństwa, jak dziwiliśmy się, gdy dotknięcie
uciekającej stonogi zamiast zdopingować ją do tym szybszego biegu,
powodowało jej znieruchomienie. Zwierzątko wyglądało nagle jak
martwe.
Katapleksja jest u zwierząt mechanizmem obronnym. Zwierzęta żywiące
się innymi zwierzętami z reguły nie zwracają uwagi na obiekty
nieruchome – choćby w rzeczywistości były one najsmakowitszymi
kąskami. I odwrotnie – te same zwierzęta połykają nieraz całkiem
niestrawne przedmioty tylko dlatego, że się one poruszają; wiedzą o tym
dobrze wędkarze łowiący na tzw. błystki. Według Pawłowa katapleksja
jest odruchem samozachowawczym. Jeżeli zwierzę nie znajduje ratunku
ani w walce, ani w ucieczce, nieruchomieje, aby nie sprowokować przez
swoje ruchy agresji strony atakującej. Katapleksja byłaby zatem
odruchem odziedziczonym przez człowieka po jego zwierzęcych
przodkach, a więc objawem szczątkowym. U ludzi zdrowych (nie
wszystkich) mechanizm ten łatwo można uruchomić, stosując technikę
“hipnozy estradowej".
Sławny profesor Charcot, który w drugiej połowie XIX w. podjął na
wielką skalę badania nad hipnozą, stosował metodę bardzo prostą:
damie, którą zamierzał wprowadzić w trans, nakazywał zajęcie miejsca na
krześle i niespodziewanie uderzał w gong nad jej uchem, czemu
towarzyszył jego ostry krzyk: “spać!" Zamiast uderzenia w gong
stosowano też nagły błysk oślepiającego światła, otrzymywanego z
elektrycznej lampy łukowej. Były to sposoby – jako się rzekło – ogromnie
proste, ale i równie szkodliwe. Jak wiadomo, niektóre z kobiet
wielokrotnie poddawane eksperymentom profesora Charcota, które
trafiły do szpitala Salpetriere ze stosunkowo lekkimi przypadłościami,
pozostawały potem na dłużej na oddziale psychiatrycznym z objawami
ciężkiego rozstroju nerwowego.
Odruchowi kataplektycznemu towarzyszy gwałtowny skurcz naczyń
krwionośnych, który niczym nie grozi tylko człowiekowi zdrowemu. A
przecież, nie przeprowadzając przedtem skrupulatnych badań lekarskich,
nigdy nie wiemy, czy mamy przed sobą człowieka z naprawdę zupełnie
zdrowym aparatem krążenia.
U ludzi nerwowo i psychicznie zdrowych “czystym" działaniem
kataplektycznym, a więc zaskoczeniem i przestrachem, nagle
wytworzonym poczuciem zagrożenia, nie można wywołać zapadnięcia w
stan, który można by określić jako jedną z form transu hipnotycznego.
Proszę zwrócić uwagę: w metodzie stosowanej przez Charcota na osobę
poddawaną doświadczeniu działają na raz dwa czynniki – kataplektyczny
oraz ideoplastyczny, uruchomiony słowną sugestią zasypiania.
U chorych psychicznie (np. w schizofrenii) podobne do hipnozy
kataplektycznej zjawisko występuje spontanicznie, i to w jaskrawej

background image

formie. Jest to stan osłupienia (stuporu), polegający na znieruchomieniu
w momencie zagrożenia i lęku.
Częściowa katapleksja, polegająca np. na występowaniu nagle luki w
pamięci, “poraża" nierzadko osoby psychicznie zdrowe, a tylko
nadmiernie wrażliwe. Podobnie jak człowiek pogrążony w hipnotycznym
som-nambulizmie z apetytem zajada surowy kartofel, który otrzymał ze
słowami “proszę spróbować, jaka to znakomita gruszka", tak samo uczeń
“wyrwany" do odpowiedzi zdolny jest w swoim kataplektycznym
osłupieniu uwierzyć w najdzikszy absurd. Za tym, że tego rodzaju
“szkolne" katapleksje mają naprawdę charakter hipnotyczny, a nie
polegajątylko na chwilowej niezborności uwagi, przemawia fakt
występowania w takich momentach wzmożonej sugestywności. Niech za
przykład posłuży nam znana opowieść. Rzecz działa się w czasach, gdy
Adam Mickiewicz był jeszcze uczniem gimnazjalnym. Pewnego razu
chłopiec, siedzący na szkolnej ławie obok Mickiewicza, niespodziewanie
wezwany do odpowiedzi, wstał całkiem ogłupiały i milczący. Wtedy Adaś
podpowiedział mu zdanie, które tamten głośno powtórzył: “Niedaleko
Damaszku siedział diabeł na daszku". Biedak powtarzając te głupstwa
wierzył, że stanowią odpowiedź na zadane przez nauczyciela pytanie!
Mechanizm ideoplastii
Jeśli tylko potrafimy dość intensywnie wyobrazić sobie czynność
ziewania, możemy tym spowodować wystąpienie tego odruchu. Trzeba
jednak do tego spełnienia pewnych specjalnych warunków.
“Jakież są to specjalne warunki?" – zastanawiał się Julian Ochorowicz i
orzekł – “brak przeszkód". Te przeszkody są przeważnie natury
psychicznej; jedne wyobrażenia paraliżują drugie. Wyobrażamy sobie
ziewanie, ale umysł nasz zajęty jest w danej chwili wszystkim innym,
tylko nie ziewaniem. Dlatego – na szczęście – nie ziewamy za każdym
razem, gdy tylko pada słowo “ziewać". Max Hirsch w książce Sugestia i
hipnoza powiada, że efekt fizjologiczny, oczekiwany przez nas w ustroju,
ma istotną tendencję do urzeczywistnienia się. A kiedy się
urzeczywistnia? Dawniej sądzono, iż warunkiem jest stan “zawężonej
świadomości". Ku takiemu stanowisku skłaniał się także Ochorowicz.
Obecnie wydaje się jednak prawdopodobniej sze, że stan zawężonej
świadomości (a raczej jeden z tego rodzaju stanów) jest tylko
okolicznością sprzyjającą dotarciu wyobrażenia do głębszych warstw
osobowości; tam, gdzie rządzi badana przez psychologów głębi
nieświadomość.
Stanem sprzyjającym ideoplastycznemu realizowaniu się wyobrażeń przy
nie zawężonej świadomości jest stan relaksacji, czyli fizycznego i
psychicznego odprężenia. Fakt ten wykorzystuje popularna wśród lekarzy
technika hipnotyzowania, tzw. hipnoza werbalna. Postępowanie tu ma w
grubszych zarysach następujący przebieg: miejscem zabiegu jest
pomieszczenie, gdzie panuje cisza i półmrok. Lekarz poleca pacjentowi,

background image

aby ułożył się możliwie najwygodniej, po czym każe mu odprężyć kolejno
poszczególne grupy mięśni. Jak wiadomo, napięcie psychiczne powoduje
mimowolne naprężanie się różnych mięśni szkieletowych (np. człowiek w
gniewie bezwiednie zaciska szczęki, a dłonie ściskają mu się w pięści).
Występuje też zjawisko odwrotne: odprężenie mięśni powoduje
ustępowanie napięć psychicznych. Doprowadziwszy pacjenta do stanu
relaksacji lekarz zwraca uwagę pacjenta na jego oddech, sugerując, że
staje się on coraz bardziej spokojny i miarowy, oraz podsuwa
wyobrażenie ciężkości i bezwładności ciała. Są to wyobrażenia, które u
człowieka zrelaksowanego realizują się ideoplastycznie bardzo łatwo.
Nietrudno jest też skłonić pacjenta, aby zrealizował przedstawienie sobie
ciepła zjawiającego się w okolicy serca i przyjemnie rozlewającego się po
całym ciele. Działa tu swego rodzaju sprzężenie zwrotne: stan relaksacji
sprzyja zjawiskom ideoplastycznym, a ich realizacje z kolei utwierdzają i
pogłębiają ten stan.
Można teraz polecić pacjentowi, aby zwrócił uwagę na to, co dzieje się np.
z jego prawą ręką: jest ciężka, ciężka i bezwładna, staje się coraz cięższa.
Skutkiem ideoplastycznej realizacji wyobrażenia, że ręka stanowi np.
podłużną bryłę żelaza, jest autentyczna niemożność uniesienia ręki.
Lekarz proponuje pacjentowi, aby spróbował; pacjent stara się, ręka drga,
ale się nie unosi, jest jakby sparaliżowana. Ten fakt wywołuje u pacjenta
przekonanie, że zachowawszy świadomość zapadł w stan zbliżony do snu.
Przecież w stanie czuwania – rozumuje pacjent – uniesienie ręki nie
może stwarzać trudności. Chyba dopiero od tego momentu zaczyna się
proces “zawężania świadomości".
Zapewne dość trafnie scharakteryzował metodę hipnozy werbalnej jeden
z badaczy: lekarz opowiada pacjentowi o zjawiskach towarzyszących
zasypianiu (temu zwykłemu, codziennemu), a pacjent dokonuje “syntezy"
zaśnięcia.
Przez kilkadziesiąt lat, od czasów Bernheima – wybitnego francuskiego
badacza hipnozy z końca XIX w. – panowało dość rozpowszechnione
przekonanie, że hipnoza jest to stan zbliżony do snu, który wywołujemy u
pacjenta działaniem sugestii. Przeciwko takiemu stanowisku już w końcu
XIX w. występowali niektórzy wnikliwsi badacze. Jednym z nich był dr
Albert von Schrenck-Notzing. Stwierdził on, że istnieją osoby łatwo
ulegające hipnozie, ale trudno sugestii oraz że stopień podatności na
sugestię nie jest zawsze proporcjonalny do stopnia głębokości hipnozy
(hipnozy w rozumieniu Bernheima).
Jeden z najwybitniejszych współczesnych badaczy hipnozy prof. Ernest
R. Hilgard, opierając się na rezultatach ogromnej liczby doświadczeń
przeprowadzonych na Uniwersytecie Stanforda (USA), konkluduje:
Nie mamy dostatecznych podstaw, aby identyfikować podatność na
hipnozę z podatnością na sugestię. Bez wątpienia osoba podatna na
hipnozę podatna jest również na specjalnego rodzaju sugestie,

background image

dokonywane w specjalnych warunkach, ale wydaje się, że nic można
definiować hipnozy jako podatności na sugestię, ponieważ istnieje szereg
rodzajów sugestii leżących poza zjawiskami hipnozy.
Ponieważ – jak się okazało – zjawiska sugestii i zjawiska hipnozy mogą
wprawdzie łączyć się ze sobą, lecz. również mogą istnieć niezależnie od
siebie, Hilgard proponuje, aby jako czynnik odpowiedzialny za
powstawanie hipnozy uznać wyobraźnię:
W naszej pracowni przeprowadziliśmy długotrwałe doświadczenia,
podczas których studenci poddawani hipnozie byli uprzednio badani za
pomocą testów; wielu z nich poddawano podobnym badaniom testowym
również i po zakończeniu seansu hipnotycznego. Badania wykazały, że
najbardziej podatni na hipnozę studenci odznaczali się już od dzieciństwa
żywą wyobraźnią, niektórzy zaś od dzieciństwa zachęcani byli przez,
rodziców do jej rozwijania i intensywnego przeżywania wyobrażonych
sytuacji. Przez określenie “żywa" lub “aktywna" wyobraźnia rozumiemy
zdolność do koncentrowania się na pewnego rodzaju fantazjach tak
realistycznych, że codzienna rzeczywistość pozostaje jak gdyby w
zawieszeniu; wyobrażone zdarzenia są odczuwane jako rzeczywiście
przeżyte i tak też przechowywane w pamięci. Tego rodzaju wyobraźnia
różni się od patologicznej tym, że jest ograniczona czasowo i że kontakt z
rzeczywistością może być w każdej chwili na nowo nawiązany.
Stanowisko Hilgarda wydaje się słuszne, ale nie jest niczym nowym. Dr
Ambroise Auguste Liebeault zdołał stwierdzić już w osiemdziesiątych
latach ubiegłego wieku, że osoba, która zwracając uwagę swoją na jakieś
wyobrażenia, np. na percepcję dotykową, doznaje jak gdyby
rzeczywistego wrażenia, jest zdolna do zapadnięcia w głęboką hipnozę.
Podobną myśl wyraża Ochorowicz (1887) twierdząc, że osoby łatwo
pochłaniane przez jedną ideę bardzo łatwo podlegają hipnozie i
autohipnozie.
Dziwne to – ale Ochorowicz posuwa się w swoim rozumowaniu dalej niż
Hilgard. Nie poprzestaje na skonstatowaniu, że hipnoza może być
dziełem wyobraźni. Zadaje pytanie: jak to się dzieje, że wyobrażenie
urzeczywistnia się, i odpowiada: jako następstwo pewnych wyobrażeń
występuje zjawisko ideoplastii. Ochorowicz napisał:
Ideoplastią nazywamy urzeczywistnienie się w osobniku pewnego
wyobrażenia, spełnienie pewnego aktu, wytworzenie się pewnego stanu, a
to niezależnie od tego, czy owo urzeczywistnienie było wywołane przez
poddanie osoby drugiej czy przez spełnienie własnego, danego samemu
sobie nakazu (autosugestii), czy też nawet niezależnie od własnych lub
obcych poddawali.
Według Ochorowicza sprawa przedstawia się następująco: sugestia lub
autosugestia realizuje się przez wyobrażenie, które-jeśli może opanować
nas choć przez chwilę całkowicie – uruchamia szczególny mechanizm
ideoplastii. Wydaje się, że Ochorowicz nie zdawał sobie sprawy z roli w

background image

tym procesie sfery nieświadomej. Nic zresztą dziwnego – psychologia
głębi zaczęła się rozwijać dopiero w latach, które były ostatnim okresem
życia naszego uczonego. Napisał on, że ideoplastia może występować
jedynie w stanach zbliżonych do monoideizmu. To jest warunek główny –
inne są dodatkowe. Dziś powiedzielibyśmy raczej, że stan zbliżony do
monoideizmu – opanowanie umysłu przez jedną tylko myśl – jest
okolicznością

wielce

sprzyjającą,

a

warunek

konieczny

dla

ideoplastycznej realizacji wyobrażenia stanowi opanowanie przezeń
nieświadomości. człowieka. Hilgard zwraca uwagę na związek zdolności
do aktywnego wyobrażania sobie z halucynacjami hipnotycznymi i z
rozszczepieniem świadomości, jak to się dzieje przy automatycznym
pisaniu, kiedy człowiek pogrążony w rozmowie nie jest świadom tego, co
jego ręka pisze.
Wiadomo, z jaką łatwością i siłą realizują się ideoplastyczne wyobrażenia
człowieka w hipnozie, a więc – w stanie przyćmionej świadomości.
Człowiek w tym stanie, jeśli wyobrazi sobie np., że ręka jego zanurzona
jest w misce z gorącą wodą, istotnie będzie dotkliwie odczuwał gorąco; co
więcej, skóra jego dłoni się zaróżowi. Ale i w stanie pełnej świadomości
(po przebudzeniu) mogą się realizować ideoplastycznie wyobrażenia, jeśli
tylko opanują sferę nieświadomości w trakcie hipnozy. Chodzi tu o
realizację tzw. sugestii pohipnotycznych. U niektórych osób wszystkie,
nawet najdziwniejsze zjawiska ideoplastyczne można przenieść poza
hipnozę. W dokładnie oznaczonym przez eksperymentatora czasie, np.
godzinę po przebudzeniu, pacjent ze zdumieniem stwierdza, że nie jest w
stanie unieść lewej ręki, że “coś" parzy go w prawą dłoń, że patrząc w
lustro (o zgrozo!) nie widzi własnej głowy. Ostatecznym argumentem
świadczącym, że nie tylko w stanach zbliżonych do monoideizmu – jak
sądził Ochorowicz – występują zjawiska ideoplastii, jest praktyka
autosugestii. Nic w tym zresztą dziwnego: podstawowe prace na temat
autosugestii (Emila Coue i Władimira Bechteriewa) ukazały się dopiero w
latach dwudziestych.
Prawdziwie makabryczny eksperyment, dowodzący, jak wielka może być
siła wyobrażenia, przeprowadzono w Kopenhadze w 1750 roku.
Przekazano tam pewną skazaną na śmierć osobę lekarzom, którzy
przywiązali nieszczęśliwca pasami rzemiennymi do stołu i zawiązali mu
oczy. Następnie obwieścili, że rozetną mu żyłę na szyi, aby krew
wypłynęła z niego do ostatniej kropli. Potem ukłuto go całkiem
nieznacznie szpilką i puszczono na jego szyję strumień wody, która z
szelestem spływała do basenu ustawionego na ziemi. Zbrodniarz umarł w
przekonaniu, że krew L niego wypływa.
Duży rozgłos zyskały sobie przed półwieczem badania dra Eugeniusza
Osty'ego w Paryżu nad obdarzoną rzadką zdolnością ideoplastyczną Olgą
Kani. Potrafiła ona wywoływać na powierzchni swej skóry napisy i obrazy
przedmiotów, o których myślała. Po raz pierwszy to się zdarzyło, gdy

background image

mając 19 lat zgubiła naszyjnik pereł, co ją wielce zmartwiło. Wystąpiły
wówczas na jej ramieniu dziwne znaki: rząd czerwonych, okrągłych kółek
zarysował się na skórze. Nikt nie wiedział, co to ma znaczyć, i uważano to
za rodzaj wysypki. Dopiero później, przy powtarzaniu się tego zjawiska
spostrzeżono, że każda silniejsza emocja, każde silniejsze wrażenie
ujawnia się na jej skórze dermograficznie, tj. przez przekrwienie pewnych
okolic skóry, na których występują charakterystyczne znamiona. Podobny
charakter mają objawy tzw. stygmatyzacji. U osób popadających w
religijna ekstazę podczas rozpamiętywania szczegółów męki Jezusa (a
przy tym wybitnie uzdolnionych ideoplastycznie) pojawiają się na
dłoniach, a czasem i na czole krwawe znaki.
Powróćmy teraz do sprawy hipnozy werbalnej. Mechanizm działania słów
hipnotyzera na osobę poddającą się zabiegowi sprowadza się tu do
uznania ich przez pacjenta za własne i, jak wiadomo, pacjent może
sugestię przyjąć lub ją odrzucić. Do ideoplastycznej realizacji sugestii
dochodzi tylko wtedy, gdy zostanie ona zaakceptowana, i to nie tylko
przez świadomość, ale też przez nieświadomość pacjenta. Sprzyja temu
postępujące podczas procesu hipnotyzowania stopniowe zawężanie się
świadomości. Amerykański badacz hipnozy Leslie M. Le Cron twierdzi
nawet, że w gruncie rzeczy każda hipnoza jest rodzajem autohipnozy.
Skłonność do ulegania sugestiom, czyli skłonność do akceptowania
cudzych sądów jako własne, jest u różnych ludzi rozmaita pod względem
zarówno ilościowym, jak i jakościowym. Również u tego samego
człowieka zmienia się ona zależnie od okoliczności. Możemy
zaobserwować nieraz w życiu codziennym, jak człowiek silnie
zaabsorbowany jakąś sprawą, która prawie całkowicie pochłania jego
uwagę, przypadkowo ulega cudzemu zdaniu.

background image

Doświadczenia z Olgą Kahl: proste rysunki i litery ukazywały się “na
żądanie" (nawet głośno nie wypowiedziane!) na skórze pani Kahl w
postaci czerwonawych kresek, podobnych do tych, jakie powstają na
skutek

lekkiego

zadrapania,

1

częściowo

odtworzone

imię

Rene;

2

i

3

odtwarzanie

trójkąta

(4);

5

napis

wywołany

myśleniem

o

imieniu

“Sabina";

6 – na przedramieniu powstał niekompletny obraz kieliszka
L. E. Stefański odebrawszy kiedyś telefon do kolegi, pracującego
^sąsiednim pokoju, słuchawkę odłożył na siedzenie fotela i przywołując
kolegę powiedział: “Tu jest do pana telefon". Słowom tym towarzyszył
mimowolny gest, wskazujący leżącą słuchawkę. Skutek był zaskakujący
kolega ów odbył długą rozmowę telefoniczną w bardzo niewygodnej
pozycji, nisko pochylony nad fotelem; uwierzył bowiem, że telefon jest do

background image

niego “tu", na wysokości fotela, jakby nie można było słuchawki pod-
nieść do góry.
Nawet przy pełnej świadomości również jesteśmy zdolni ulegać
sugestiom. Nowsze badania wykazały, że istnieją różne rodzaje
podatności na sugestię, przy czym nie wszystkie rodzaje podatności na
sugestię korelują z podatnością na hipnozę werbalną. Bliższe informacje
na ten temat znajdzie Czytelnik w książce H. Eysencka Sens i nonsens w
psychologii.
W celu pogłębienia hipnozy, gdy chce się wprowadzić pacjenta w stan
zbliżony do snu w narkozie, najbardziej celowe – wg prof. Bertolda
Stokvisa, psychologa holenderskiego – jest zastosowanie tzw. metody
mutacyjnej. Gdy pacjent zamknie oczy, żąda się od niego, aby oddychał
głęboko, dokładnie tak, jakby miał zasnąć. Tempo, w jakim musi
oddychać hipnotyzowany, nadawane jest przez lekarza w ten sposób, że
przez parę minut sam lekarz oddycha głośno, podobnie jak śpiący
człowiek. Pacjent musi ten rytm podchwycić. Imitacja jest zdaniem
Stokvisa niczym innym, jak najprymitywniejszą formą sugestii. Za
przykład imitacji posłużyć może także znane powszechnie zjawisko
udzielania się ziewania.
Podobnie jak rytm oddychania jednego człowieka udziela się drugiemu,
można by także zapewne zasugerować komuś swój własny rytm serca. Co
więcej, wsłuchując się jednocześnie w rytm swego serca i w tykanie
metronomu, którego tempo jest nieco szybsze, można przyspieszyć bicie
serca, aż wreszcie zrówna się z tykaniem przyrządu. Czyż nie jest to
“sugestia imitacyjna" z tą tylko różnicą, że osobę indukującą zastępuje
mechanizm?
Od powyższego zjawiska nie różni się jakościowo zjawisko tzw. wodzenia
rytmów prądów czynnościowych mózgu. Polega ono na tym. że u
człowieka badanego elektroencefalograficznie, który jednocześnie
wpatruje się np. w lampkę migoczącą z częstotliwością około 11 Hz, w
zapisie zjawia się po chwili charakterystyczny obraz rytmu alfa (8-12 Hz,
amplituda 20-70 mikrowoltów). Po chwili rytm prądów czynnościowych
w pewnych partiach mózgu badanego dostroi się do rytmu, w jakim
migocze lampka. I jeśli częstotliwość migotania lampki zmienimy np. na
10 Hz, spowodujemy tym zmianę rytmu alfa z 11 na 10 Hz.
Kto wie, czy na tajemniczą dotąd istotę sugestii nie rzuciłyby światła
wyniki masowych testowań na wszystkie kolejno rodzaje sugestii
werbalnych i imitacyjnych?
Ogromnie ważkim odkryciem ostatnich lat wydaje się stwierdzenie, że
;tan daleko posuniętego uwrażliwienia na sugestię nie wiąże się zawsze i
hipnozą. Stan ten nie musi być wywoływany jakąś techniką hipnotyczną
inni też nie wiąże się nierozłącznie z żadnym innym objawem
charakterystycznym dla hipnotycznego transu. Ponadto, jak stwierdzono,
w stanie zasugerowania chłonność pamięci zwiększa się wielokrotnie, co

background image

pozwala np. na opanowanie podstaw obcego języka w ciągu paru dni. Nie
jest to bynajmniej fantazja. Świadczą o tym wyniki nauki języków
prowadzone Systematycznie od wielu lat w Sofii, w Instytucie
Sugestologii kierowanym przez dra Georgija Łozanowa. Sam Łozanow
jest niezrównanym prakykiem i teoretykiem, twórcą nowej dziedziny
wiedzy – sugestologii. Jego zdaniem, sugestia ł hipnoza stanowią dwa
różne zjawiska bez względu na stopień ich genetycznego związku.
Łozanow eksperymentował też przed laty z hipnopedią, czyli nauczaniem
we śnie naturalnym lub w transie hipnotycznym. Zaniechał jednak tego
rodzaju doświadczeń, gdy zrozumiał, że sprzyjający szybkiemu
przyswajaniu materiału pamięciowego stan sugestywny osoby uczącej się
nie jest bynajmniej związany ani ze snem, ani z hipnozą. Te ostatnie
stany, jakkolwiek przyspieszają naukę, jednocześnie wprowadzają pewne
okoliczności utrudniające ich wykorzystanie.
Odkrycie, że stan ulegania czyjejś sugestii nie musi się łączyć z hipnozą,
doprowadziło Łozanowa nie tylko do opracowania i wprowadzenia w
życie metod sugestopedii, nowej techniki nauczania. Miało to także swoje
konsekwencje dla prowadzonych przez niego badań spostrzegania
pozazmysłowego oraz dla prób zastąpienia analgezji hipnotycznej metodą
znieczulenia sugestyjnego, Łozanow powiedział:
Nie sądzę, aby można było prowadzić badania parapsychologiczne. nie
znając praw sugestii. Spostrzeganie pozazmysłowe i sugestia ściśle wiążą
się wzajemnie ze sobą. Faktem jest, że niektóre zjawiska na pozór
paranormalne są w rzeczywistości sugestiami w stanie czuwania. Z
drugiej strony – nasze eksperymenty dowodzą, że za pomocą sugestii
można podwyższać parapsychiczne zdolności człowieka [...] To, co
nazywam stanem sugestywnym, mogłoby też stanowić klucz do zagadki
paranormalnych sil joginów.
W 1965 roku dokonana została pierwsza na świecie poważna operacja
chirurgiczna, przy której zastosowano opracowaną przez Łozanowa
metodę

analgezji.

Pacjentem

był

pięćdziesięcioletni

nauczyciel

wychowania fizycznego, który sam zgłosił się i zaproponował
przeprowadzenie próby. Łozanow wielokrotnie już przedtem stosował
swoją metodę przy małych operacjach, takich jak przecinanie ropni czy
usuwanie zębów. Tym razem chodziło o skomplikowaną operację
przepukliny pachwinowej, która miała trwać co najmniej godzinę.
Podczas wielokrotnych spotkań Łozanow wyjaśniał pacjentowi zasady
swojej metody. Przede wszystkim powiedział mu, że nie chodzi tu o
hipnozę, a zatem będzie on całą operację przeżywał całkiem świadomie.
Cała operacja dla celów studyjnych była filmowana. Łozanow zaczął
sugestię odprężającą i przywołującą myśli pozytywne (“nie będzie pan
czuł żadnego bólu" itd.). Na znak dany przez Łozanowa lekarze dokonali
nacięcia skóry i mięśni długości 4 cm. Pacjent nawet tego nie zauważył.
Był najzupełniej przytomny i rozmawiał z personelem otaczającym stół

background image

operacyjny. Lekarze usunęli przepuklinę i przystąpili do zszywania.
Pacjent nie reagował, żartował sobie na temat metalicznego szczęku
instrumentów. Później przypomniał sobie dokładnie cały przebieg
operacji. Łozanow zasugerował mu też, że będzie on w stanie
powstrzymać krwawienie w miejscu operowanym, i tak się stało. Gdy
nacięcie zostało zszyte, Łozanow sugerował, że rana zagoi się szybko, i
faktycznie, zagoiła się o wiele prędzej, niż to zwykle bywa.
Mechanizm działania monotonnych bodźców
Zaczęło się tak: do Anglii przybył francuski magnetyzer mesmerysta. Był
nim wnuk wielkiego bajkopisarza, Charles Lafontaine. Dawał on w
Manchesterze “publiczne wykłady doświadczalne", cieszące się wielkim
powodzeniem. Lekarze (jak zwykle) wzruszali ramionami, z góry
spoglądając na nowego szarlatana. Ale jeden z nich, James Braid,
obdarzony wysokim zmysłem obserwacyjnym, zauważył wkrótce, że
zjawiska wywoływane przez Lafontaine'a były prawdziwe, i postanowił
dociec i c li przyczyny... Rozpoczął sam analogiczne doświadczenia,
starając się je sprowadzić do najprostszej formy. Lafontaine trzymał
pacjentów za ręce. wpatrywał się w oczy nieruchomo i robił ruchy ręką.
Braid zaniechał ruchów i dotykania, a spoglądanie w oczy zastąpił
patrzeniem w jakiś mały przedmiot, mianowicie w świecący guzik albo
np. w korek od karafki. U wyniku takiego działania u kilku osób
uzyskiwał po kilku lub kilkunastu minutach stan snu, całkiem podobny
do tego, który Lafontaine nazywał magnetycznym.
Braid rozumował tak: skoro osoba lekarza nie miała na przebieg zjawiska
żadnego wpływu, jego przyczyna musiała zatem tkwić w samym
pacjencie. Braid upatrzył ją w zmęczeniu wzroku i skupieniu uwagi na
jednym punkcie. Wywołany w ten sposób szczególny stan nazwał – od
greckiego

wyrazu

hipnos

neurohipnotyzmem

albo

wprost

hipnotyzmem i w 1842 r. ogłosił na ten temat dzieło pt. Neurohypnology
(Neurohipnologia)-
Również z naszego dzisiejszego punktu widzenia wydaje się, że Braid się
nie mylił. Fakt, iż długotrwałe działanie jednego bodźca wyzwala w
systemie nerwowym doświadczalnego zwierzęcia odruch hamowania, jest
dobrze

znany

współczesnej

fizjologii.

Działanie

monotonne

powtarzającego się bodźca wykorzystywane było praktycznie już od
tysiącleci. Nie bez głębszej przyczyny we wszystkich częściach świata
umieszcza się małe dzieci w rozmaitego rodzaju kołyskach i hamakach
lub po prostu kołysze na rękach.
Z biegiem lat zestaw technik indukowania hipnozy z pomocą działania
bodźców zmysłowych bardzo się rozszerzył. Obejmuje on obecnie metody
działania na wzrok i słuch, metody oddziaływań termicznych,
dotykowych

i

innych,

w

tym

również

elektrycznych

i

elektromagnetycznych.

background image

Działanie długotrwałego bodźca powoduje znużenie, na drodze zaś
skojarzeń – wyobrażenie zasypiania, które z kolei realizuje się
ideoplastycznie. Udział hipnotyzera w tym procesie sprowadza się do
organizacji seansu oraz do podsuwania w trakcie jego trwania
stosownych wyobrażeń (w postaci sugestii słownych) pacjentowi, tak więc
mamy tu do czynienia Właściwie z czymś w rodzaju kierowanej (i
ewentualnie stymulowanej) autohipnozy.
W praktyce nigdy nie mamy do czynienia z “czystym" działaniem
hipnotycznym bodźców zmysłowych; towarzyszy mu lub co najmniej
poprzedza je sugestia słowna. Natomiast owo “czyste" działanie stanowi
(przyczynę niektórych mimowolnych autohipnoz (np. podobne do snu
odrętwienie

kierowców,

pojawiające

się

podczas

przebywania

monotonnych odcinków autostrad).
Działanie za pomocą bodźców wzrokowych
Hipnoza wywołana przez fiksację przedmiotu polega na tym, że
hipnotyzer poleca pacjentowi, aby nieruchomo wpatrywał się w jakiś
przedmiot, którym może być byle co – np. ołówek, klucz czy moneta
Przedmiot powinien znajdować się w odległości około 25 cm od oczu
pacjenta. Hipnotyzer podaje wówczas serię sugestii.
Metoda barw kontrastowych, którą zaproponował w 1908 r. M. Levy-
Suhl, zyskuje coraz większą popularność. Pacjent dostaje do rąk kartonik,
na którym znajdują się dwa stykające się ze sobą prostokąty o barwach
dopełniających i dość jaskrawe. Może to być np. para czerwień-zieleń
przeważnie jednak stosuje się zestawienie błękitno-żółte, ponieważ
szansę trafienia na daltonistę nieprawidłowo reagującego na te barwy jest
minimalna. Pacjent wpatruje się nieruchomo w miejsce styku obu
prostokątów. Po chwili spostrzega “neonowo" świecące, barwne obwódki
wokół prostokątów, kolory zaś prostokątów trącana jaskrawości, szarzeją,
zdają się zamieniać miejscami itd. – następuje zatem znany efekt
działania barw dopełniających, do którego dołącza się znaczne znużenie
wzroku, ociężałość myśli i odrętwienie całego ciała. “Dokładnie tak, jak
czułe na barwy elementy siatkówki pańskiego oka przez wpatrywanie się
w jaskrawe barwy będą ulegały normalnemu fizjologicznemu procesowi
znużenia – sugeruje lekarz – tak samo również całe pańskie ciało będzie
równocześnie stawało się coraz bardziej znużone, coraz cięższe".
Inna popularna metoda wprowadzania w trans hipnotyczny, to metoda
“fascynacji". Pacjent otrzymuje polecenie, aby wpatrywał się w oczy
hipnotyzera. Po chwili ten zaczyna mu podsuwać sugestię ciężkości
powiek, ramion, całego ciała, wreszcie sugestię zasypiania. Wielu
autorów, zwłaszcza współczesnych, widzi w tym postępowaniu tylko trzy
czynniki

działające:

nużące

unieruchomienie

wzroku

(“czynnik

braidowski") oraz dwa czynniki psychologiczne – zafascynowanie
(czynnik kataplektyczny) i poddanie się autorytetowi hipnotyzera.
Przeciwko takiemu poglądowi gwałtownie występował już Ochorowicz.

background image

Wielokrotnie zwracał on uwagę na to, że hipnotyzerzy, działający według
swojego głębokiego przekonania wyłącznie sugestią, jednocześnie
przykładają ręce, naciskają gaiki oczne, robią pociągi, skupiają myśl i
wolę czyniąc to machinalnie albo wprost z tą aprioryczną pewnością, iż
ręce i wola nie mają tu żadnego znaczenia. Braid również mylił się –
zdaniem Ochorowicza – kiedy np. naciskowi ręki na głowę przypisywał
tylko mechaniczne znaczenie. Braid był jednakże wielkim uczonym;
dostrzegłszy swoje błędy, nie upierał się. przy nich dłużej. I oto człowiek,
o którym mówiono, że zadał cios śmiertelny mesmeryzmowi, napisał w
1883 r.:
Przez długi czas wierzyłem w tożsamość zjawisk wywoływanych moją
metodą i tych, jakie na swój sposób wywołują mesmeryści; i dziś jeszcze
wierzę przynajmniej w analogię działań, wywieranych na system
nerwowy. Jednakże sądząc po tym, co w niektórych wypadkach zdają się
wywoływać

mesmeryści,

mniemam,

że

istnieje

dosyć

różnic

upoważniających nas do uważania hipnotyzmu i mesmeryzmu za dwa
czynniki odrębne.
Czy oczy hipnotyzera nie są w procesie indukowania hipnozy doprawdy
niczym więcej, jak tylko “błyszczącymi przedmiotami", które zastąpić
mogą z tym samym powodzeniem szkiełka lub guziki? Przecząco zdają się
odpowiadać na to pytanie m.in. wyniki wieloletnich badań rosyjskiego
uczonego Bernarda Każynskiego. W 1923 r. zgłosił się do niego znakomity
treser Władimir Durów. Miał on wielokrotnie okazję przekonać się, że
samo spojrzenie człowieka wystarczy nieraz, aby uspokoić dzikie zwierzę.
Według jego przekonania oczy ludzkie i zwierzęce wysyłają szczególnego
rodzaju promienie. Każynski podjął się zbadania tej sprawy. W latach
1923-1934 dokonał 10 000 prób (przedtem wielką serię eksperymentów
przeprowadził z Durowem i jego tresowanymi psami, Marsem i Pikki,
sławny neurolog, prof. Władimir Bechteriew). W doświadczeniach
Każynskiego “detektorami" hipnotycznych promieni, wysyłanych przez
oczy Durowa, byli ludzie. Uczony chciał się przekonać, czy w
“świdrującym" spojrzeniu jest coś więcej niż tylko siła psychologiczna.
Osoby badane w laboratorium Każynskiego siadały do Durowa tyłem, a
Durów wpatrywał się w ich karki. Prawie każda z tych osób była w stanie
powiedzieć, kiedy wzrok Durowa był skierowany właśnie na nią. Niekiedy
określano nawet trafnie, pod jakim kątem pada spojrzenie. Udało się
wreszcie stwierdzić, iż niewidzialne “promienie", emitowane przez oczy
Durowa, miały charakter elektromagnetyczny, a pomiary wykazały, że są
to fale milimetrowe (uzyskano zresztą wówczas wynik bardzo nieścisły).
Ten sam rodzaj doświadczeń kontynuowali w latach czterdziestych
profesorowie S. Turlugin i P. Lazarow. Potwierdzili oni to, że nie odczuwa
się spojrzenia, kiedy nadawcę (oczy patrzącego) oddziela od osoby
fiksowanej wzrokiem ekran w postaci uziemionej siatki metalowej.
Spróbowano

określić

dokładniej

długość

czynnej

tu

tali

background image

elektromagnetycznej. Wynosiła ona ok. 0,008 mm. Zespół prof.
Lazarowa eksperymentował też z meskaliną i innymi środkami
halucynogennymi, za których pomocą usiłowano wzmacniać zjawisko
“promieniowania" oczu.
W

swej

książce

Biologiczeskaja

radioswiaź

(Biologiczna

radiokomunikacja) rozwija Każynski hipotezę, w myśl której komórki
receptorowe siatkówki oka – pręciki i czopki – nie tylko odbierają fale
elektromagnetyczne, ale też pełnią funkcję miniaturowych anten
nadawczych. Istotnym elementem całości tego biologicznego nadajnika
ma być jakoby gruczoł dokrewny znajdujący się w mózgu, zwany
szyszynką. Jak wiadomo fizjologom, działanie na szyszynkę prądu
elektrycznego wywołuje powstawanie na siatkówce podrażnień, które
określane są przez osobę badaną jako wrażenia świetlne. Fakt ten nie
potwierdza tezy Każynskiego, ale świadczy o trafności kierunku
poszukiwań.
Działanie za pomocą bodźców słuchowych
Zdarzają się osoby, u których szczególnie łatwo wywołać stan hipnozy
właśnie za pomocą monotonnych bodźców akustycznych. Może to być
regularne tykanie metronomu, terkotanie elektrycznego brzęczyka albo
rytmiczny warkot wentylatora. Amerykanie stosują chętnie metodę
polegającą na mikrofonowym wzmacnianiu oddechu pacjenta, który się
weń wsłuchuje. W tym wypadku nie jest to już “czyste" działanie
monotonnie powtarzającego się bodźca, ale dość skomplikowany
mechanizm sprzężenia zwrotnego; słyszalne uspokojenie oddechu działa
na pacjenta uspokajająco, co z kolei wpływa na pogłębienie się i
wyrównanie oddechu itd.
Działanie za pomocą bodźców dotykowych
Chodzi tu przede wszystkim o “passy" (“pociągi magnetyczne"), jak je
nazywano na początku XIX stulecia. Są to wykonywane powoli i
wielokrotnie powtarzane ruchy dłoni hipnotyzera, które przesuwa tuz
nad ciałem pacjenta, od głowy do stóp, jeśli pacjent spoczywa w pozycji
Jeżącej, a od głowy do kolan, kiedy siedzi. Manipulacje zalecane przez
jawnych mesmerystów są bardziej złożone, ale mówić o nich będziemy
później, zastanawiając się nad zasadnością zabiegów bioenergetycznych.
W tej chwili “passy" interesują nas tylko jako monotonnie działający
bodziec zmysłowy.
Działanie za pomocą bodźców termicznych
Stan hipnozy może wystąpić również w następstwie działania
sugestywnych, rytmicznych bodźców cieplnych. Można się o tym
przekonać – jak napisał Berthold Stokvis – zawieszając nad osobą
poddawaną doświadczeniu źródło ciepła, np. lampę, i wprawiając je w
ruch wahadłowy. Autorzy radzieccy (Iwanow-Smolenski i Nikołajew),
zajmujący się przyczynami działania tego rodzaju “passów", nie są zgodni
na temat jego istoty, ponieważ udział mają tu bodźce cieplne i wzrokowe.

background image

Elektrohipnoza
Do monotonnie działających bodźców sprowadzających stan hipnozy,
poza omówionymi działaniami bodźców zmysłowych, zaliczyć chyba
wypada i elektrohipnozę. Tak przynajmniej czyni Stokvis, który
skuteczność tzw. elektrohipnozy przypisuje połączonemu oddziaływaniu
następujących czynników: słabemu prądowi faradycznemu, brzęczeniu
aparatu do elektryzacji, sugestii słownej i odprężeniu mięśni. Tzw. prąd
faradyczny jest prądem zmiennym o niskim napięciu i natężeniu oraz
małej częstotliwości. Tę małą częstotliwość przetransponowaną na
drgania akustyczne słyszymy właśnie w brzęczeniu wydawanym przez
aparat. Mamy tu więc do czynienia z parą synchronicznie działających
bodźców monotonnych – elektrycznego i akustycznego.
Franz Andreas Volgyesi, który w swojej dziesięciolecia trwającej praktyce
lekarza hipnologa stale posługiwał się techniką “faradycznej ręki", łączył
ściśle

istotę

jej

wpływu

ze

zjawiskami

bioelektrycznymi

i

biomagnetycznymi. Volgyesi zapewniał o jej absolutnej nieszkodliwości,
po czym tak oto opisał urządzenie i zasadę jego funkcjonowania:
Jest to mały aparacik do faradyzacji, zasilany z sieci. Ma płynnie
regulowane napięcie, działa w nim przerywacz młoteczkowy Wagnera
(brzęczyk). Jedną z elektrod trzyma siedzący na fotelu pacjent w złożonej
na kolanach ręce. Obwód prądu zamyka lekarz swoją ręką, podczas gdy
palcami dotyka czoła, szyi albo powiek pacjenta. Metoda ta – również
przy wieloletnim jej stosowaniu – nie przedstawia żadnego
niebezpieczeństwa dla lekarza. Natężenie prądu wynosi mniej więcej 1-
1,5, ewentualnie 2-2,2 mA, przy napięciu 40, ewentualnie 50-56 V i przy
częstotliwości 20-30 Hz. Prąd przepływający przez rękę lekarza nie
powinien nigdy stać się przykry do zniesienia.
Podobnie jak Stokvis, poważne znaczenie przypisuje Volgyesi brzęczeniu
aparatu, ale i on nie zwraca uwagi na to, że mamy tu do czynienia z
dwoma bodźcami powtarzanymi z dokładnie tą samą częstotliwością, co
wydaje się szczególnie istotne. Działanie “faradycznej ręki" łączy Volgyesi
zawsze ze słowną sugestią odprężenia, a potem zasypiania.
W leczeniu odwykowym alkoholików, gdzie przygotowanie pierwszej
hipnozy jest przeważnie dość czasochłonne, “ręka faradyczna" może
oddać – jak twierdzi Volgyesi – nieocenione usługi.
Podkreślone

przez

obu

wyżej

cytowanych

autorów

znaczenie

jednoczesnego działania różnych bodźców było zapewne źródłem
pomysłu “automatycznego hipnotyzera". Aparat ten zbudowano w
Kiszyniowie (ob. Mołdawia) w 1973 r., a działanie jego polegało na
wysyłaniu

rytmicznych

impulsów:

elektrycznych,

świetlnych,

dźwiękowych i cieplnych.
W Polsce udane modele aparatów do elektrohipnozy i elektronarkozy
opracował prof. Stefan Manczarski. Jeden z pierwszych, zbudowany w
latach wojny, służył mu w pracy konspiracyjnej; za pomocą

background image

elektrohipnozy i stosowanej pohipnotycznej sugestii usuwano z pamięci
pewnych osób wiadomości, których przechwycenie przez okupantów
byłoby szczególnie niebezpieczne.
Wyjaśniono już powyżej, czym jest elektrohipnoza. A co rozumiemy przez
pojęcie elektronarkoza?
Pierwsze jej próby przeprowadził jeszcze w XIX w. Mache (1875),
działaniem prądu stałego wywoływał analgezję (czyli nieczułość na ból) u
ryb. D'Arsonval (l 890) działaniem prądu zmiennego wielkiej
częstotliwości uzyskał analgezję u królika. R. Droh (1972) zaproponował
zdecydowane rozróżnienie: elektronarkozy (czystej oraz kombinowanej z
działaniem środkami farmakologicznymi) od elektroanalgezji, która jest
wywołanym elektrycznie lokalnym znieczuleniem, przy zachowaniu
świadomości pacjenta. Elektronarkozę można spowodować metodą
zbliżoną do elektrowstrząsu albo metodą stopniowego podnoszenia
natężenia prądu. Pierwsza z nich jest niezupełnie bezpieczna, grozi
wystąpieniem drgawek trwających niekiedy wiele minut i zaburzeń pracy
serca. Metoda druga sprowadza głęboki “elektrosen" w ciągu kilku do
kilkunastu minut.
Dlaczego pacjent zasypia? Istnieją na ten temat dwa poglądy i oba-jak
sugerował Droh – zapewne są słuszne:
1. Elektronarkoza hamuje dopływ informacji biologicznych do mózgu.
2. Prąd działający na centralny system nerwowy powoduje nagłe
wydzielenie się do krwi pewnych metabolitów, hormonów i innych
substancji, które z kolei działają na części mózgu będące ośrodkami
regulującymi sen i czuwanie: podwzgórze i układ siatkowaty.
Jak z tego widać, działanie elektronarkozy znacznie różni się w swej
istocie od działania elektrohipnozy. To ostatnie bowiem sprowadza się do
wywołania raz po raz powtarzającym się bodźcem efektu hamowania,
które rozszerza się stopniowo na coraz to większe połacie kory mózgowej.
Tak

przynajmniej

interpretował

usypiające

działanie

bodźców

jednostajnych B. Birman (1925) i inni badacze ze szkoły Pawłowa. Także
sam stan “elektrosnu" jest różny od stanu elektrohipnozy, która nie
stanowi przecież nic innego, jak hipnozę uzyskaną za pomocą m.in.
działania prądu elektrycznego, i jak zawsze w hipnozie (z wyjątkiem jej
formy letargicznej) kora mózgowa pacjenta nie jest całkowicie
opanowana hamowaniem, lecz zawiera tzw. punkty czuwające. One to
sprawiają, że z człowiekiem zahipnotyzowanym można się porozumieć,
podczas gdy z osobą uśpioną- snem naturalnym lub pod wpływem
narkozy – jest to niemożliwe.
Mechanizm oddziaływania bioenergetycznego
“To, czego nie da się zobaczyć, dotknąć ani powąchać, po prostu nie
istnieje". Takimi słowami uzasadniał Benjamin Franklin, członek
wysokiej komisji, powołanej w 1784 r. dla zbadania mesmeryzmu, swoją
negatywną opinię. Aż dziw bierze, gdy się pomyśli: wypowiedział je

background image

badacz elektryczności, a więc właśnie czegoś takiego, czego również nie
da się zobaczyć ani powąchać. Niemniej stanowisko Franklina jest
zrozumiałe jako wyraz panującego wówczas wśród uczonych naiwnego
racjonalizmu. Były to bowiem czasy, kiedy powoływanie się na zdrowy
rozsądek (zamiast np. na Pismo Święte) stanowiło nowość i świadczyło o
intelektualnej wolności uczonego. Ale – dobrze to dziś wiemy – żadna
postępowa idea nie pozostaje postępową na wieki.
Starożytny sposób leczenia przez “nakładanie rąk" uważa się dotąd w
oficjalnej medycynie za bajkę, a leczących tym sposobem – za
szarlatanów. Franciszek Antoni Mesmer( 1734-1815) twierdził, zez
rąk“uzdrawiacza" dobywa się życiodajny, choć niewidzialny, fluid, który
jest wchłaniany przez ciało pacjenta. Czy tak jest rzeczywiście?
Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie w sposób, do które«0
upoważnia nas obecny stan wiedzy przyrodniczej, przyjrzyjmy się przez
chwilę metodom stosowanym przez sławetną komisję i jej argumentom.
Komisja powołana została na wyraźne życzenie dworu królewskiego, a
wbrew Akademii, gdzie uważano za stosowne nie zajmować się innymi
środkami terapeutycznymi niż upusty krwi, lewatywy i pigułki. Zwrócono
się więc nie do Mesmera, lecz do jego ucznia, dra D'Eslona, chcąc w ten
sposób przynajmniej osłabić znaczenie całej sprawy. Przyjrzawszy się
kuracjom D'Eslona komisja orzekła, że wszystko, co D'Eslon wywoływał
“było dziełem dotykania, imaginacji i naśladownictwa [...]". Jeżeli któryś
chory przy magnetyzowaniu usypiał, to działo się to z nudów; jeżeli
odczuwał silne ciepło, to dlatego, że pierwej musiał dużo chodzić; jeżeli
któraś kobieta doświadczała przykrych wrażeń duszenia, to dlatego, że
zapewne była zanadto ściśnięta stanikiem, jeśli wpadła w konwulsje, to z
tego powodu, że naśladowała drugą itp. W ostatecznej konkluzji
sprawozdania zawyrokowano: “magnetyzm zwierzęcy" nie istnieje.
Mało kto wie o tym, że poza sprawozdaniem oficjalnym sporządzono dwa
raporty tajne. Miały one powstrzymać poparcie rządu dla nowej metody.
Pierwszy z nich dowodził, że mesmeryzm (nie istniejący jakoby!) jest
środkiem niebezpiecznym i szkodliwym, w drugim zaś czytamy: “Glos
publiczny świadczy, że ani u pana D'Eslona, ani u pana Mesmera nikogo
nie wyleczono". Było to oczywiste kłamstwo.
Nie miejmy złudzeń – cała ta kampania przeciw mesmeryzmowi nie
toczyła się w czystej atmosferze olimpijskiego sporu pomiędzy Prą\ula a
Fałszem. W rzeczywistości z nowatorstwem walczyła tam nie tylko
rutyna, ale także po prostu organizacja lekarzy obawiających się o utratę
zamożniejszych pacjentów i państwowych synekur. Te pozanaukowe
względy łączyły się zresztą w owych czasach harmonijnie, o czym
świadczy zalecenie, które w usta lekarza włożył Moliere w 111 akcie
Chorego – urojenia: “Nigdy nie posługiwać się żadnymi innymi
lekarstwami, prócz tych, jakie zaleca uczony fakultet, chociażby chory
miał przez to zdechnąć". Szyderstwo Moliera nie dotyczy, rzecz jasna,

background image

lekarzy będących jednocześnie uczciwymi i rzetelnymi badaczami. W
Lecons d'anatomie comnaree (Wykłady anatomii porównawczej) Georges
Cuvier wspomina o swych mesmerycznych doświadczeniach na osobach
już

przed

rozpoczęciem

eksperymentu

zupełnie

pozbawionych

przytomności oraz na zwierzętach. Do uznania realności zjawisk
mesmerycznych dochodzili W późniejszych latach nawet ci uczeni,
których uważa się za najwybitniejszych rzeczników wyobraźni jako
jedynego czynnika oddziaływającego na organizm pacjenta. Jednym z
nich, jak już mówiliśmy, był James Braid. Również wielki lekarz
Ambroise Auguste Liebault, współtwórca sugestywnej teorii hipnozy, w
swym Etude sur le zoomagnetisme (Studium zoomagnetyzmu) stwierdza,
że działanie hipnotyczne może być spowodowane bądź wpływami
psychologicznymi, bądź “bezpośrednim działaniem nerwowym człowieka
na człowieka". Do wycofania się z zajmowanej przez niego poprzednio
pozycji zdecydowanie “antyfluidystycznej" przywiodły go udane
doświadczenia mesmeryczne, które rozpoczął w 1880 r., a prowadził
przeważnie na dzieciach w wieku od dwóch miesięcy do trzech lat.
Jakie w rzeczywistości bywają skutki zabiegów mesmerycznych? Oto co
na ten temat sądzą dziewiętnastowieczni znawcy przedmiotu:
Jeśli człowiek dotykający (przykładający dłonie, wykonujący głaski, czyli
passy) jest zdrowy i zdrowa jest też osoba dotykana, to w większości
wypadków żadnej widocznej reakcji po prostu nie dostrzeżemy. U
niektórych osób (podatnych na hipnozę indukowaną mesmerycznie)
reakcją będzie zapadnięcie w trans hipnotyczny. Jeżeli osobą dotykaną
jest osoba chora, to – przy pozornym braku widocznych reakcji przy
każdym zabiegu – w sumie mogą one spowodować znaczny efekt
terapeutyczny. Może również wystąpić reakcja doraźna w postaci hipnozy
lub też drgawek, które przy pełnej świadomości ogarniają całe ciało
pacjenta i ustępują same (po paru minutach) jeszcze podczas trwania
zabiegu.
Julian Ochorowicz w swym dziele Psychologia i medycyna proponuje
każdemu zdrowemu człowiekowi o suchych i ciepłych dłoniach, aby przy
najbliższej okazji przekonał się o możliwościach dokonania skutecznego
zabiegu mesmerycznego, czyniąc przy tym smętną refleksję: i tak nikt ?.a.
pewne nawet nie pofatyguje się spróbować, ponieważ rzecz jest zbyt
prosta, aby mogła wydać się prawdopodobna.
L. E. Stefański próbował hipnotyzować pewnego studenta chemii u
którego

spodziewał

się

ujawnić

zdolność

do

spostrzegania

pozazmysłowego. On z kolei liczył też trochę na kojący wpływ hipnozy,
który złagodzić miał przykre napięcia psychiczne, powodujące
bezsenność. Technika hipnozy werbalnej dawała słabe rezultaty,
spróbowano więc passów mesmerycznych. Oto relacja z przebiegu
doświadczenia:

background image

Po paru minutach ręce chłopca zaczęły drgać, a ich mięśnie mimo woli
napinały się. Młodzieniec ze śmiechem zwrócił mi na to uwagę; był tym
zjawiskiem zaskoczony i ubawiony. Po chwili zaczęły napinać się również
pozostałe mięśnie szkieletowe i drgawki ogarnęły całe ciało. Student –
śmiejąc się wciąż i komentując swój dziwny stan – prężył się
konwulsyjnie. Każde dotknięcie moich dłoni powodowało paroksyzm
drgawek i było odczuwane jako prąd elektryczny płynący z moich dłoni.
Po kwadransie drgawki stawały się coraz słabsze, wreszcie ustały.
Przestałem wykonywać passy i przystąpiłem do starannego “budzenia" –
pomimo że młodzieniec nie spał, a świadomość nie opuściła go ani na
chwilę. Gdy skończyłem, oświadczył, że czuje się jak nowo narodzony,
jakby pozbył się jakiegoś ciężaru. Spytałem go o Mesmera i mesmeryzm.
Nie czytał nic na ten temat. Ode mnie dopiero dowiedział się, że to, co
przeżył, Mesmer nazywał “przesileniem" charakterystyczną dla jego
kuracji reakcją drgawkową. Nie musi być ona wcale, jak widać,
rezultatem naśladownictwa, co w swoim czasie próbował insynuować
wyrok sławetnej francuskiej komisji.
Do oddziaływania bioenergetycznego nie jest nawet konieczna wiara w
uzyskanie oczekiwanego skutku ani u osoby mesmeryzującej, ani u osoby
mesmeryzowanej. Na ten temat przekonujące są doświadczenia
Ochorowicza przeprowadzone z grupą lekarzy w 1890 roku. Każdy z nich
występował kolejno w roli magnetyzera i magnetyzowanego, a doraźny
skutek przeprowadzanych nawzajem na swych rękach zabiegów
sprawdzany był za pomocą dynamometru. Jak się wówczas przekonano,
gdy na rękę człowieka słabszego oddziałuje ręka silniejszego, następuje
zawsze wzmocnienie tej pierwszej i odwrotnie – skutkiem działania
osobnika słabego i chorego jest zawsze osłabienie ręki człowieka silnego i
zdrowego.
Wyniki tych i innych tego rodzaju doświadczeń nie mogły jednak
przekonać tych wszystkich, którzy w realność zjawisk mesmerycznych z
różnych względów wierzyć nie chcieli. Trudno się nawet dziwić –
Ochorowicz poza sprężynowym dynamometrem niewiele miał do
dyspozycji przyrządów, które mogłyby dać obiektywne świadectwo
istnienia wpływów bioenergetycznych człowieka na człowieka. Dlatego
też sprawa mesmeryzmu, głośna jeszcze na przełomie XIX i XX stulecia,
ucichła potem na długie lata. Dziś znów się pisze na temat mesmeryzmu.
Powstały w ostatnich latach narzędzia badawcze, które pozwalają siły
oddziaływań bioenergetycznych pomiędzy organizmami wykrywać i
mierzyć, przy czym stosowane są te same metody badawcze, jakie zostały
zaakceptowane już powszechnie w różnych dziedzinach badań
naukowych.
Nie wiemy dotąd, jaka jest istota oddziaływania bioenergetycznego. Nie
wiemy, czy polega ono na działaniu jakiejś bliżej nie znanej nam
dotychczas przyczyny, czy też mamy tu do czynienia z czynnikami, z

background image

których każdy z osobna jest znany, a tylko ich wspólne działanie sprawia
nieoczekiwany skutek. Dużym uznaniem cieszy się hipoteza, że istotą
omawianego zjawiska jest przekazywanie rytmów biologicznych. Rytmy
biologiczne – to nie tylko rytmy układu krążenia, dobowy rytm snu i
czuwania, odżywiania i wydalania; to także miliony różnych rytmów
prądów czynnościowych we wszystkich komórkach mięśniowych i
nerwowych. Być może, to one są właśnie przekazywane w zabiegu
bioenergoterapeutycznym, a nieprawidłowe rytmy w organizmie chorego
są “dostrajane" w trakcie zabiegu do prawidłowych, właściwych dla stanu
zdrowia rytmów mesmerysty.
Jest też i inna możliwość: istotny dla zjawiska oddziaływania
bioenergetycznego czynnik nieznany występuje zawsze łącznie ze
znanymi, towarzyszącymi mu, co ogromnie zaciemnia obraz zjawiska.
Wyniki nowszych badań zdają się potwierdzać ten ostatni pogląd. W
badaniach tych, prowadzonych w wielu ośrodkach naukowych na świecie,
posługiwano się czterema metodami:
1) fotografią w polu wielkiej częstotliwości (fotografią kirlianowską);
2) mierzeniem z odległości pól elektrostatycznych, które powstają wokół
ludzkich dłoni, czy w ogóle wokół ludzkich postaci;
3) metodą wykrywania i mierzenia oddziaływań bioenergetycznych za
pomocą detektorów biologicznych;
4) metodą utrwalania na błonie fotograficznej śladów interakcji pomiędzy
palcami uzdrawiacza a ciałem pacjenta (metoda Lwa Wienczunasa).
Wielokrotnie i ze szczególną ścisłością przeprowadzane były badania nad
zagadkową zdolnością znanego rosyjskiego uzdrawiacza Aleksandra
Kriworotowa. Kriworotow jest emerytowanym pułkownikiem. Od 1960 r
współpracuje ze swym synem lekarzem, który zajmuje się diagnostyką
Najznakomitsze rezultaty uzyskuje Kriworotow w leczeniu lumbago, za-
palenia korzonków nerwowych i tym podobnych chorób systemu
nerwowego. Kriworotow nie stosuje hipnozy w żadnej z jej postaci.
Pacjent siada na krześle, a uzdrawiacz staje za nim. Ręce zbliża na
odległość około 5 cm do ciała chorego. Przesuwa je w dół, poczynając od
głowy, wzdłuż pleców, nie dotykając jednak ani przez chwilę ciała.
Pacjenci stwierdzają prawie jednogłośnie, że dłonie Kriworotowa
promieniują przy tym silnym ciepłem. Jeśli jakiś wewnętrzny narząd jest
chory, pacjent odczuwa, że miejsce to gwałtownie się ogrzewa. Jest to
wyczuwalne również dla Kriworotowa, który na tej podstawie może
zlokalizować ognisko choroby. Podczas zabiegu pacjenci czują, “jakby
ręce Kriworotowa na wskroś ich przenikały".
Tymczasem przyrządy wykazują, że ani ręce uzdrawiacza, ani ciała
pacjentów nie zmieniają w rzeczywistości swojej temperatury. Gdy w
1966 r. Kirlian wykrył pole elektryczne pomiędzy leczącymi rękami
Kriworotowa a pacjentem, zagadka zdawała się być rozwiązana. Jednakże
z pomocą technicznie uzyskanego pola elektrycznego – jak napisał

background image

Wiktor Adamienko (1973) – nie udaje się spowodować tych
subiektywnych odczuć (jak subiektywne odczucie ciepła i in.), których
doznaje pacjent przy leczeniu rękami. Adamienko wnioskuje więc, że
mamy tu do czynienia ze “specyficznym polem, cechującym tylko żywe
organizmy".
Przyrządem mierzącym na odległość pole elektrostatyczne wokół żywych
organizmów przetestowano w warszawskim Zakładzie Parazytologii PAN-
u szereg osób, a wśród nich znanego lekarza hipnologa i
bioenergoterapeutę Jana Rublewskiego, praktykującego od lat w
Szczytnie Śląskiej. Okazało się, że jest on źródłem pola elektrycznego o
natężeniu wielokrotnie wyższym niż notowane u większości osób
pozostałych.
Badania z zastosowaniem aparatury kirlianowskiej przeprowadzono z
Aleksandrem Kriworotowem trzykrotnie: w 1966 r. doświadczenia
trwające miesiąc wykonywał Siemion Kirlian, rok później kontynuował je
Wiktor Iniuszin z uniwersytetu w Ałma-Acie, a w 1970 r. moskiewski
uczony Wiktor Adamienko. Dłonie uzdrawiacza badane były przed
przystąpieniem do zabiegu leczniczego, podczas działania i po jego
zakończeniu. Uzyskane obrazy różniły się bardzo znacznie. Okazało się
przede wszystkim, że jasność świetlistych obwódek wokół palców oraz
siła wystrzelających z nich “płomyków" zależą od tego, czy Kriworotow
jest skoncentrowany, czy odprężony. W tych momentach, gdy pacjent
zaczynał odczuwać intensywne gorąco, cała poświata wokół dłoni
Kriworotowa ^nniejszała się, za to z niektórych punktów dobywały się
pojedyncze promienie, bardzo silnie świecące.
Podobne badania prowadził w 1972 r. E. Douglas Dean, pracownik
naukowy politechniki w Newark (USA). Przedmiotem badań była Ethel E.
De Loach, sekretarka Towarzystwa Parapsychologicznego w Jersey City,
która pięć lat przedtem przypadkiem wykryła lecznicze właściwości
swoich rąk. Wykonano wiele serii zdjęć w polu wielkiej częstotliwości (50
000 Hz) przy napięciu 40 000 – 50 000 V na materiałach do fotografii
biało-czarnych i barwnych (Ektacolor, Kodachrome i Polaroid). Zdjęć
dokonywano w czasie, gdy pani De Loach odpoczywała i kiedy zajmowała
się zabiegiem leczniczym. Uzyskane wyniki potwierdzają rezultaty
doświadczeń radzieckich, chociaż kształty wyładowań koronowych wokół
palców pani De Loach różnią się od obrazów otrzymanych w
doświadczeniach z Kriworotowem. Jest to w pewnym stopniu sprawa
indywidualnych właściwości obu badanych osób, ale w pierwszym rzędzie
różnych warunków przeprowadzania eksperymentu: innej konstrukcji
aparatu, innych materiałów światłoczułych, a zwłaszcza innej
charakterystyki prądu.
Z wieloma różnymi uzdrawiaczami eksperymentuje zespół, którym
kieruje Ramos Perera Molina, wykładowca uniwersytetu w Madrycie i
prezes Hiszpańskiego Towarzystwa Parapsychologicznego. Jest wśród

background image

nich anonimowy sprzedawca w jednym z madryckich sklepów, który w
1974 r. sam zgłosił się w celu przebadania do pracowni dra Moliny.
Trzeba dodać, że hiszpańscy badacze zdecydowanie unikają uzdrawiaczy
trudniących się leczeniem zawodowo. W seriach kirlianowskich fotografii
próbowano uchwycić sam proces energetycznego transferu –
przechodzenia czegoś z dłoni uzdrawiacza do ciała drugiego człowieka.
Otrzymano zdjęcia niewątpliwie efektowne, ale dość trudne do
zinterpretowania i przez to niezupełnie przekonywające. Zjawisko
energetycznego “podładowania" jednego organizmu ludzkiego przez
drugi (jeśli ono rzeczywiście istnieje) jest wcale nie takie proste;
komplikuje je czynnik psychiczny, od którego w zasadniczym stopniu
zależy działanie ręki leczącej a który ma też zapewne jakiś (jak dotąd –
nie przebadany) wpływ na “odbiór" u osoby uzdrawianej. Gdyby jedynym
dowodem na istnienie zjawiska oddziaływania bioenergetycznego
organizmu na organizm były badania kirlianowskie układu człowiek-
człowiek, dowód ten mógłby być bardzo łatwo podważony. Wiadomo
przecież, jak czułym indykatorem wszelkich zmian w psychice jest
fotografia kirlianowska. Nie można zatem wykluczyć i następującej
interpretacji: to, co oglądamy, nie jest obrazem “transferu bioenergii",
lecz skutkiem sugestii i autosugestii u leczącego i leczonego.
W celu uniknięcia tych komplikacji, prof. Thelma Moss prowadziła
doświadczenia z wpływem ręki leczącej nie na ludzi, lecz na drobne
organizmy żywe oraz martwe przedmioty. Szczególnego rozgłosu
doczekały się dwa spośród jej eksperymentów (1972).
W polu wielkiej częstotliwości umieszczono świeżo zerwany liść. Na
zdjęciu ukazało się dość silne, niebieskawe świecenie. Liść nakłuto w
kilku miejscach igłą. Wokół nakłuć pojawiły się czerwone plamki,
świadczące o gwałtownej reakcji liścia. Po pewnym czasie liść zaczął
więdnąć, a jego świecenie znacznie zmalało. Do liścia zbliżyła się teraz
ręka człowieka na odległość ok. 15 do 20 cm. Wówczas na kilka minut
świecenie liścia osiągnęło pierwotne nasilenie. Wyglądało to tak, jakby w
umierające komórki liścia “wlano" świeże siły. Doprawdy trudno
przypuścić, aby na liść oddziałała sugestia.
Drugie doświadczenie przeprowadzono z przedmiotem martwym. Była to
moneta, której od pewnego czasu nie dotykano. W polu wielkiej
częstotliwości ukazał się jej obraz: rysunek i napis były wyraźne i
czytelne. Po chwili zbliżyła się do monety ręka na odległość centymetra,
po czym ponownie wykonano zdjęcie. Tym razem obraz monety był
zamglony,

pokryty

rojem

jasnych

punktów;

przypominał

charakterystyczne kirlianowskie obrazy żywych tkanek. Czyżby moneta
została “impregnowana" hipotetyczną energią biologiczną?
Magnetyzerzy mesmeryści twierdzili, że substancją szczególnie chciwie
wchłaniającą “życiową energię" jest woda. Dr Bernard Grad z

background image

Uniwersytetu Mc Gilla w Montrealu przeprowadził w latach 1965-1974
wielką serię eksperymentów następującego rodzaju:
Gdy ziarna jęczmienia były podlewane wodą z butelki, którą uzdrawiacz
trzymał przedtem w rękach, wypuszczone przez nie kiełki rosły Bacznie
szybciej niż kiełki z nasion podlewanych zwykłą wodą wodociągową; ale –
i to jest najbardziej zdumiewająca część doświadczenia – gdy butelkę z
wodą trzymał przedtem któryś z psychiatrycznych pacjentów wstanie
depresji, woda ta opóźniała rozwój roślin. Woda “naświetlana" rękami
uzdrawiacza w badaniach chemicznych nie wykazała żadnej różnicy w
porównaniu z wodą “nie naświetlaną". Zmiany ujawnione zostały dopiero
w badaniach fizycznych: okazało się, że warstwa tej wody pochłania z
przenikającej ją wiązki promieni podczerwonych (o długości fali 2800 –
3000 nanometrów) o 17% więcej niż woda zwykła.
Zdolność oddziaływania bioenergetycznego, podobnie jak wszystkie inne
zdolności, jest niejednakowa u różnych ludzi. Także i w tej dziedzinie
zdarzają się talenty. Takim samorodnym talentem był niewątpliwie
Franciszek

Antoni

Mesmer.

Zasłużoną

sławą

cieszą

się

bioenergoterapeuci- wspomniany już Aleksander Kriworotow i Georgij
Kenczadze z Tbilisi. Działają oni często skutecznie w przypadkach, które
oficjalnie medycyna uznała za beznadziejne. Oto przykład przebiegu
jednej z kuracji Kenczadzego: chłopiec K. przeszło rok leżał bezwładny
bez kontaktu z otoczeniem, nie poznawał rodziców, nie rozróżniał
przedmiotów, był na wszystko obojętny i nie wydawał żadnego głosu.
Spośród wielu diagnoz najprawdopodobniejsza wydawała się opinia, że
jest to rodzaj obustronnego porażenia mózgu. Kenczadze spróbował
działać passami, co dało od razu pewien efekt. Już po kilku dniach
zabiegów chłopiec zaczął wydawać pierwsze dźwięki, wkrótce mógł już
siedzieć, a wreszcie – nawet wstawać. W 1973 r., po czterech latach od
momentu rozpoczęcia kuracji, chłopiec zaczął samodzielnie chodzić,
biegać, śpiewać i przejawiać przy tym dobry słuch muzyczny. Potrafił już
sam jeść, rozumiał, co się do niego mówi, miał pełny kontakt z
otoczeniem.
Dawni magnetyzerzy (mesmeryści) i pierwsi badacze hipnozy
akcentowali zawsze bardzo silnie różnicę, jaka istnieje pomiędzy transem
hipnotycznym a transem magnetycznym. Późniejsi badacze hipnozy
przeważnie uznawali za bajkę cały mesmeryzm, a zatem i wszelkie
rozróżnienia pomiędzy nim a właściwą hipnozą. Z punktu widzenia
współczesnej psychotroniki dawny pogląd wydaje się zupełnie zasadny.
Jeśli bowiem jest prawdą, że oddziaływanie bioenergetyczne polega na
przestrajaniu

biorytmów

pacjenta

przez

biorytmy

organizmu

indukującego, na narzuceniu mu rytmów własnych, to nie ma w tym nic
dziwnego, że stan hipnozy będący wynikiem takiego działania, różni się
od stanu hipnozy wywołanego innymi środkami.
Zjawiska normalne i paranormalne

background image

Jednym z charakterystycznych przejawów związanych ze stanem hipnozy
jest zwiększona – niekiedy do zdumiewających rozmiarów – zdolność
ideoplastyczna. Nie jest ona wcale tym samym, co zwiększona
sugestywność, z którą często bywa niesłusznie utożsamiana. W
stosowanej przeważnie przez lekarzy werbalnej technice indukowania
hipnozy ważny etap stanowi realizacja sugestii, że np. do prawej ręki
pacjenta napływa coraz to więcej krwi, przez co staje się ona ciężka i
ciepła, coraz cięższa i coraz gorętsza. To, że podsuwane przez lekarza
wyobrażenia realizują się u pacjenta w subiektywnym odczuciu ciężkości i
gorąca, świadczyć już może o wystąpieniu “zwiększonej sugestywności".
Ale realizacja tych wyobrażeń może też pójść znacznie dalej. Obiektywne
wskazania przyrządów pomiarowych świadczą wtedy o tym, że skóra
dłoni jest naprawdę przekrwiona, a temperatura jej powierzchni
rzeczywiście się podniosła.
W czerwcu 1884 r. o udanych doświadczeniach z tego rodzaju
realizacjami ideoplastycznymi w hipnozie poinformował członków
Towarzystwa Biologicznego w Paryżu Julian Ochorowicz. Wywoływał on
u osób przez siebie hipnotyzowanych m.in. obrzmienia i zaczerwienienie
skóry oraz zmiany temperatury ciała o cały stopień. Kilka miesięcy potem
dr Faucanchon wykonał swoje sławne doświadczenia z pozorowanym
przykładaniem wezykatorii (plastra kantarydynowego, silnie drażniącego
skórę). Kiedy osobie zahipnotyzowanej przyklejano zwykły papier,
sugerując przy tym, że jest to wezykatoria, skóra zaogniała się i
powstawały na niej pęcherze. I odwrotnie: odpowiednią sugestią udawało
się zupełnie znieść działanie prawdziwego plastra kantarydynowego.
Do tej samej grupy zjawisk zalicza Ochorowicz również bardzo rzadkie
fenomeny: realizację ideoplastyczna takich wyobrażeń, jak emisja
magnetyczna i różne formy luminescencji ręki. Ochorowicz twierdzi, że w
ogóle wszystkie zjawiska mediumiczne o charakterze fizycznym (a więc
te, które dziś nazywamy psychokinetycznymi) stanowią w istocie ideo-
plastyczne realizacje wyobrażeń. Są one bardzo trudne do wywołania,
podstawową trudnością jest już samo wytworzenie i zaakceptowanie
przez głębokie, nieświadome warstwy osobowości człowieka wyobrażeń
sprzecznych ze wszystkim, co ugruntowało w nim codzienne
doświadczenie, np. że ręka wydziela promienie niewidzialne dla oka, a
działające na światłoczułą emulsję. Dla dorosłego, trzeźwo myślącego
człowieka tego typu wyobrażenia są oczywiście nie do przyjęcia – często
nawet w głębokiej hipnozie. Po prostu nie mogą powstać, są odrzucane
jako absurdalne już in statu nascendi. Jeśli więc koncepcja Ochorowicza
jest słuszna i objawy psychokinetyczne naprawdę są tworem ideoplastii
(szczególnego rodzaju), to u dzieci powinno być stosunkowo łatwiej je
wywołać niż u osób dorosłych. Czy jest tak istotnie?
Prasa na początku lat siedemdziesiątych pisała o niesłychanych
wyczynach “magika" Uri Gellera, który lekko muskając końcami palców

background image

metalowe przedmioty – przeważnie łyżki lub widelce – powodował tym
sposobem ich wyginanie się i łamanie. Geller zarobkował występami na
estradach i przed kamerami telewizyjnymi, ale też nie stronił od
eksperymentów w laboratoriach. W 1973 r. był on w ciągu sześciu tygodni
szczegółowo przetestowany w pracowni Instytutu Stanforda (USA), a
ciekawsze

doświadczenia

zarejestrowano

na

taśmie

filmowej.

Oglądaliśmy ten film. Widzieliśmy, jak wyginały się łyżki, żelazne sztabki
i pierścienie. Ani nam, ani żadnej z osób na sali – jesteśmy tego pewni –
nie przyszła wtedy do głowy myśl, aby po powrocie do domu wziąć do rąk
łyżkę i... zrobić to samo co Geller. Nam, ludziom dorosłym i zdrowym na
umyśle, nie przychodzą do głowy pomysły tak absurdalne. Wyobrażenie
łyżki wyginającej się pod naszymi palcami jest odrzucane, jeszcze zanim
zdąży się narodzić.
W grudniu 1973 r. Uri Geller wystąpił w studio telewizji angielskiej, w
styczniu 1974 r. – zachodnioniemieckiej, w lutym zaś i marcu przed
kamerami telewizji japońskiej. W każdym ze swych programów Geller
zwracał się do telewidzów, aby próbowali go naśladować. Następstwem
jego występu w Londynie było dwanaście zgłoszeń rodziców, których
dzieci – dziewczynki i chłopcy w wieku od 7 do 11 lat- potrafiły jakoby z
powodzeniem powtórzyć psychokinetyczne “sztuki" Gellera. W RFN, w
Austrii i w Szwajcarii znalazło się sześcioro dzieci, którym podobno
udawała się zabawa w Uri Gellera. Dziewięcioletni Klaus Goerke z
Embsen koło Liineburga nagabywany przez reporterów, jak to robi, że
lekko pocierane żelazne sztućce gną mu się jak plastelina, powiedział:
“tak jakoś mnie przy tym swędzi w palcach". Najwięcej, bo ponad 1000
zgłoszeń o rzekomych lub prawdziwych fenomenach, “w stylu Gellera",
odebrały telewizja i prasa w Japonii. Sprawdzeniem rzetelności
niektórych z tych doniesień zajęło się Japońskie Towarzystwo do Badań
nad Spostrzeganiem Pozazmysłowym pod kierunkiem Toschiya Nakaoka.
Autentyczne zdolności psychokinetyczne stwierdzono u wielu dziewcząt i
chłopców, ale najbardziej niezwykłym talentem okazał się jedenastoletni
Jun Seki-guchi. Jeden z kolejnych eksperymentów z nim opisuje dr
Nakaoka następująco:
Na stole położyłem łyżkę, którą uprzednio zgięto, i kazałem chłopcu
stanąć w odległości około 10 cm od stołu. Potem poleciłem mu podnieść
prawą rękę do góry, a następnie poruszyć nią kilka razy w lewo i w prawo.
Wówczas łyżka wyprostowała się i przyjęła swój pierwotny kształt.
Doświadczenia z Junem Sekiguchi prowadzono nieco później w
Londynie. Podrzucał on w górę i łapał metalowy przedmiot, powtarzając
tę czynność wielokrotnie. W wyniku tego wyginały się sztućce, metalowa
rurka i nożyczki. W innym doświadczeniu Jun spowodował wygięcie się
łyżki zawieszonej na drucie w szczelnie zamkniętym pojemniku z
przezroczystej masy plastycznej. Obserwatorzy widzieli wyraźnie, jak się
odkształcała. Podczas następnych spotkań Jun powodował deformację

background image

dwóch, trzech, a nawet czterech metalowych przedmiotów podrzucanych
jednocześnie w górę. W wyniku podrzucania przez niego równocześnie
drutu i monety pięciojenowej drut przechodził przez otwór w monecie.
Wygięte przez Juna łyżki z nierdzewnej stali przesłano do państwowego
laboratorium przemysłowego w mieście Chiba. W wyniku analizy
chemicznej stwierdzono w nich nieznaczny ubytek węgla. Ponadto na
łyżkach wygiętych przez Juna i na dołączonych łyżkach nowych
identycznej jakości dokonano prób na zginanie. Analiza mikrofotografii
przekrojów metalu giętego siłą mechaniczną i psychokinetyczną wykazała
znaczne różnice. Jak się okazało, metal gięty psychokinetycznie
zachowuje swą naturalną strukturę, podczas gdy na mikrofotografiach
metalu giętego siłą mechaniczną widać zawsze pofałdowania i szczeliny.
Orzeczenie laboratorium kończy się konkluzją: “Uważamy, że łyżki
zostały zgięte jakąś nieznaną siłą".
Jak widzimy, zaistniałe fakty zdają się niespodziewanie potwierdzać
słuszność ideoplastycznej interpretacji zjawisk psychokinezy, którą
sformułował

Ochorowicz

jeszcze

w

ubiegłym

stuleciu.

O

psychokinetycznych zabawach dzieci nie śniło się nikomu w tamtych
czasach. Tylko u osób dorosłych próbowano wówczas trenować zdolności
psychokinetyczne, wykorzystując zwiększoną przez hipnozę sprawność
wszelkich realizacji ideo-plastycznych. Taką osobą była Stanisława
Tomczyk, którą w latach 1905-1912 Ochorowicz nauczył wywoływać w
warunkach laboratoryjnych, przy dobrym oświetleniu i przy świadkach,
rozmaite zjawiska “fizycznego mediumizmu".
Osobie znajdującej się w średnio głębokiej hipnozie udaje się przeważnie
z łatwością zasugerować, że za chwilę przeżyje marzenie senne, przy czym
tematyka lub treść tego snu może być narzucona przez hipnotyzera.
Możliwość ta bywa wykorzystywana przez hipnoterapeutów. Lekarz
sugeruje pacjentowi, że np. znajduje się w teatrze. Poleca mu przy tym,
aby jego marzenie senne pozostawało w związku z tematem jego lęków
albo problemów konfliktowych. Pacjent może relacjonować, co widzi
podczas trwania seansu lub też opowiedzieć swój sen po przebudzeniu.
Po uzyskaniu odpowiedniego stopnia głębokości hipnozy można polecić
osobie zahipnotyzowanej, aby otworzyła oczy nie ryzykując tym
przebudzenia ani nie powodując spłycenia transu. U osób szczególnie
podatnych udaje się wtedy za pomocą sugestii słownej wywołać
halucynacje warunkowe (mogą to być oczywiście także omamy innych
zmysłów). A. M. Muhl i M. Prince, opierając się na tej możliwości, w
latach 1923-1926 opracowali dość szczególne metody diagnostyczne,
pozwalające przywrócić pamięć o istotnych dla ustalenia przyczyn
choroby osobach i sytuacjach z przeszłości. Autorzy polecali pacjentowi
otworzyć oczy bez przebudzenia się i pokazywali mu kulę kryształową,
szklankę wody lub lusterko. Poddawali następnie sugestię, że przy
utkwieniu wzroku w pokazanym przedmiocie zobaczy scenę jak w teatrze.

background image

Pozostawiali mu przy tym pełną swobodę w wyborze sceny lub
zapowiadali tylko, że scena będzie pozostawać w związku z problemami,
które go gnębią.
W technikach diagnostycznych tego rodzaju chodzi oczywiście tylko o
wydobycie

na

jaw

zapomnianego

urazu

przez

dotarcie

do

pozaświadomości pacjenta. Istnieje jednak możliwość ujawnienia w ten
sposób informacji, które zostały odebrane paranormalnie (np. przekazem
telepatycznym).
To, co osoba zahipnotyzowana lub znajdująca się w stanie autohipnozy
widzi rzekomo we wnętrzu kuli, nie jest niczym innym jak hipnotyczną
halucynacją. Na ogól nie jest trudno spowodować słowną sugestią
wzrokową halucynację u człowieka wpatrzonego w kryształową kulę.
Gmatwanina nakładających się na siebie odbić światła na zewnętrznych i
wewnętrznych powierzchniach kuli stanowi szczególnie sprzyjającą
“kanwę", na której jego pobudzona wyobraźnia “haftuje" swoje obrazy.
Mogą one – ale rzecz jasna nie muszą – zawierać elementy pochodzące z
odbioru paranormalnego.
Trudniejsze, wymagające głębszej hipnozy są sugerowane halucynacje
przy otwartych oczach, uzyskane bez pomocy kryształowej kuli.
Halucynacje tego rodzaju mogą być dodatnie lub ujemne. Dodatnie
polegają na tym, że osoba zahipnotyzowana spostrzega coś, co nie
istnieje, np. widzi swojego ojca na pustym kartoniku, wręczonym jej ze
słowami: “oto fotografia pani ojca". Osobom bardziej podatnym można
podsunąć nawet bardzo fantastyczne halucynacje, jak np. obraz żywego
lwa, siedzącego po przeciwnej stronie stołu. Osoba widząca lwa reaguje
wtedy zdumieniem, strachem, rozbawieniem; rodzaj reakcji jest
indywidualny, związany z cechami jej osobowości. Natomiast sugerując
człowiekowi zahipnotyzowanemu, że zanim otworzy oczy, wszystkie
osoby obecne przy doświadczeniu opuszczą pokój, możemy wywołać
halucynację ujemną; człowiek ten nie będzie ich widział, a jeśli któraś z
tych osób sięgnie po leżącą na stole książkę, dla zahipnotyzowanego
będzie to wyglądało tak, jakby książka sama uniosła się i zawisła w
powietrzu. Wystąpienie ujemnych omamów wzrokowych jest, według
niektórych uczonych (Davisa, Husbanda) dowodem uzyskania wyjątkowo
głębokiej hipnozy: głębszą hipnozą byłby już tylko stan letargiczny, kiedy
przerwany zostaje wszelki kontakt osoby zahipnotyzowanej z otoczeniem.
Szczególnie interesujące dla nas są te przejawy hipnozy, w których
ujawniają się zmiany w osobowości człowieka zahipnotyzowanego.
Należy do nich regresja, stymulacja zdolności twórczych i różne przejawy
rozszczepienia świadomości.
Zjawisko regresji uzyskujemy, sugerując zahipnotyzowanemu, że cola się
w czasie: “Będzie pan miał poczucie cofnięcia się w okres, który panu
zasugeruję". Pacjent nie tylko przypomina sobie, co było wczoraj, przed
rokiem, przed dziesięcioleciem, ale istotnie czuje się młodszy o dzień, rok,

background image

dziesięć lat. Wraz z cofaniem się w czasie możemy obserwować, jak
zmienia się sposób wyrażania, charakter pisma, a nawet głos pacjenta.
pacjent cofnięty do wieku przedszkolnego traci umiejętność pisania, a
jego ręka jest w stanie kreślić zaledwie poszczególne litery. Pamięć osób
“cofanych w czasie" bywa wprost niewiarygodna. Jeden z pierwszych
eksperymentatorów na tym polu, pułkownik de Rochas, nie mógł się
nadziwić, kiedy recytowano mu dosłownie teksty wypracowań pisemnych
z pierwszych lat nauki w szkole, co potem stwierdzono na podstawie
zachowanych zeszytów szkolnych. Służąca pastora powtórzyła grecki
traktat, który przed szesnastoma laty czytał na głos jej chlebodawca;
powtórzyła go dosłownie, choć nie rozumiała ani słowa. Regresja jest
techniką stosowaną w medycynie dość rzadko, ale oddającą niekiedy
nieocenione usługi. Jest ona częścią składową wynalezionej jeszcze w XIX
w. metody katartycznej, będącej punktem wyjścia współczesnej
psychoterapii. Metodą katartyczną udaje się czasem leczyć najcięższe
postacie nerwic w trakcie jednego zabiegu. Dzieje się tak, gdy wyjątkowa
podatność chorego pozwala go “cofnąć w czasie", aby mógł w wyobraźni
jeszcze raz przeżyć wydarzenie, które stało się źródłem nerwicy.
Ciekawe rezultaty mogłoby dać zastosowanie techniki regresji w
badaniach psychotronicznych. Jak wiadomo, uzdolnienia paranormalne
(dermooptyczne, psychokinetyczne – co do innych na razie brak danych),
stosunkowo łatwe do ujawnienia u wielu dzieci, zanikają w wieku
dojrzałym. Czy cofnięcie osoby dorosłej do dziecięcego wieku mogłoby
uczynić z niej jeszcze jednego naśladowcę Uri Gellera? Tego rodzaju
doświadczenia nie były jeszcze przeprowadzane. Istnieją jednak
przesłanki,. które pozwalałyby wierzyć w ich powodzenie. Wiemy, że
przejawy paranormalne wykazują pewne podobieństwo do uzdolnień
artystycznych. Podobnie jak pierwsze, tak i drugie często manifestują się
w dzieciństwie, a zanikaj ą podczas dojrzewania. Przywrócenie osobie
dorosłej jej utraconych razem z dzieciństwem zamiłowań do rysunku i
malarstwa jest możliwe w hipnozie. L. E. Stefański miał nawet okazję
osobiście przekonać się o tym. Może więc i przywrócenie uzdolnień
paranormalnych dałoby się osiągnąć na tej drodze? Przemawiałby za tym
jeszcze jeden fakt. Osoby dorosłe, przejawiające zdolności paranormalne
w transie hipnotycznym lub autohipnotycznym, wykazują często przy tym
cechy infantylne, a niekiedy z transem łączy się zupełna zmiana
osobowości w tym kierunku. Na przykład Stanisława Tomczyk
współpracująca z Ochorowiczem którą w celu uzyskania objawów
psychokinetycznych wprowadzono w stań hipnozy, zachowywała się
wówczas jak dziewczynka, a samą siebie nazywała “małą Stasia".
Stymulacja zdolności twórczych w hipnozie może być dokonana albo
przez prostą sugestię słowną, albo też wywołana przez głęboką zmianę
osobowości. Sergiusz Rachmaninow, którego I Symfonia została
wygwizdana podczas jej prawykonania w Petersburgu, popadł w apatię i

background image

przez kilka lat następnych nie był w stanie niczego skomponować. W 1901
r. przyjaciele skierowali go do znanego hipnotyzera dra Dahla. Seanse
odbywały się regularnie przez kilka tygodni. Dahl sugerował w hipnozie:
“Ma pan wielki talent. Jest pan w stanie komponować z zupełną
łatwością". Sugestie lekarza poskutkowały. Rachmaninow napisał swój
najlepszy utwór, IIKoncert Fortepianowy c-moll, i zadedykował go
hipnotyzerowi.
Zupełnie innego rodzaju próby stymulowania zdolności twórczych
prowadził od wielu lat znany moskiewski psychiatra Władimir L. Rajkow.
Doświadczenia przeprowadzał na studentach zgłaszających się do niego
jako ochotnicy. Metoda dra Rąjkowa polega na wywoływaniu u osób
pogrążonych w hipnozie zmian w ich osobowości, dlatego też zgłaszający
się do eksperymentu są na wstępie starannie psychiatrycznie badani.
Właściwy proces “sztucznej reinkarnacji" (jak nazywa Rajkow swoją
metodę) zaczyna się od pogrążenia osoby testowanej w głębokiej
hipnozie, w stanie pasywnym, w którym otrzymuje ona sugestię, że jest
znakomitym, znanym z historii artystą malarzem lub muzykiem.
Następnie przeprowadza Rajkow pasywny stan hipnozy w aktywny. Nie
jest to jednak znany dobrze od przeszło półtora wieku stan tzw. czynnego
somnambulizmu. “Trans reinkarnacyjny" stanowi coś jakościowo innego,
nowego. Potwierdzaj ą to wskazania przyrządów pomiarowych. Przy
przejściu ze stanu pasywnej hipnozy w trans reinkarnacyjny z zapisu
elektroencefalograficznego znika całkowicie rytm alfa, charakterystyczny
dla spoczynku. Zamiast niego pojawia się w zapisie EEG obraz, jaki
normalnie bywa rejestrowany w stanie czuwania przy pełnej aktywności.
Towarzyszą temu również i inne fizjologiczne przejawy stanu czuwania.
Student, który w głębokiej hipnozie “przemieniony" zostaje w Rafaela,
Matisse'a lub Riepina, jak gdyby “budzi się na drugim brzegu".

background image

Zmiany

w

przewodności

elektrycznej

skóry

w

punktach

akupunkturowych

podczas

różnych

stadiów

hipnozy.

W stanie “sztucznej reinkarnacji" aktywność punktów gwałtownie się
zwiększa
Chociaż Rajkow nie sugeruje amnezji, czyli pohipnotycznej niepamięci
tego, co działo się podczas seansu, po prawdziwym przebudzeniu żadna z
osób doświadczalnych nie zachowuje w pamięci najmniejszego
wspomnienia ze swego “innego wcielenia". Ich psychiczna aktywność w
stanie czuwania, w stanach hipnozy o różnej głębokości oraz w transie
reinkarnacyjnym badana była również za pomocą aparatu do wykrywania
punktów akupunktury i do mierzenia ich elektrycznej aktywności. Jak
wiadomo od dawna, stany emocjonalne mają decydujący wpływ na
stopień przewodności elektrycznej skóry; na tej zasadzie buduje się m.in.
detektory kłamstwa. W szczególności jednak czułymi na tego rodzaju
zmiany miejscami okazały się “chińskie punkty". Aparat do mierzenia ich
elektrycznej przewodności skonstruował fizyk Wiktor Adamienko.

background image

Badania wykazały, że przewodność ta gwałtownie spada podczas procesu
hipnotyzowania, jest najniższa przy zamkniętych oczach, zwiększa się
nieco podczas występowania sugerowanych halucynacji, a maksimum
osiąga w czasie transu reinkarnacyjnego; jest ona wówczas większa niż w
stanie czuwania. W stosunku do normalnego stanu świadomości stan
transu

reinkarnacyjnego

okazuje

się

więc

jakby

stanem

“nadświadomości". Charakteryzuje się on ujawnieniem zdolności
twórczych, o wiele przekraczających przeciętne zdolności “normalnych"
ludzi. Podobnie “nadnormalne" zdolności ujawniają się u osób, które
wprawia w stan zwany przez siebie “sugestywnym" bułgarski badacz
Georgi Łozanow. Inna jest wprawdzie jego metoda postępowania, innego
też rodzaju uzdolnienia potęguje się w sofijskim Instytucie Sugestologii
(jak pamiętamy, prowadzone są tam skrócone do niewielu dni
podstawowe kursy języków obcych itp. prace). Nasuwa się jednak
pytanie, czy trans reinkarnacyjny nie jest w istocie “stanem
sugestywnym", któremu towarzyszy zmiana osobowości? Trudno dziś dać
na to zdecydowaną odpowiedź. Na razie praktyka wyprzedza teorię.
Dla swoich studentów ochotników stworzył Władimir Rajkow pracownię
sztuk plastycznych, gdzie w określonych godzinach żyją oni swoim
“drugim życiem".
– Jestem Rafaelem – podając rękę przedstawia się gościowi dra Rajkowa
dwudziestoletnia dziewczyna. Gość jest zaskoczony; nie samym
imieniem, lecz tym, że zostało wypowiedziane tonem tak naturalnym,
jakby to było coś sarno przez się zrozumiałego; a przecież dziewczyna
przedstawiająca się jako wielki malarz renesansu robi przy tym wrażenie
najzupełniej trzeźwej i normalnej.
– Proszę mi powiedzieć, który rok mamy obecnie?
– Tysiąc pięćset piąty.
Gość, potrzebując chwili, by pokryć swoje zmieszanie, wycelowuje w
stronę urodziwej studentki obiektyw aparatu fotograficznego. Doktor
Rajkow pyta:
– Czy wiesz, co to jest? – Nie.
– Nigdy dotąd nie widziałaś czegoś takiego?
- Nie, takiej rzeczy nie widziałam nigdy w życiu.
Po wykonaniu kilku zdjęć gość próbuje mówić o fotografii, samolotach,
sputnikach, a kiedy dziewczyna stanowczo odrzuca tego rodzaju bajki j
urojenia, przechodzi do wydarzeń bieżącego roku.
– Co za bzdury! Proszę mi nie zawracać głowy tymi niedorzecznościami!
– krzyczy rozzłoszczona.
– Ależ tak, dobrze – uspokaja ją nauczyciel.
– Proszę powrócić do pracy. Proszę malować, mistrzu Rafaelu!
“Reinkarnowanym" Rafaelem jest studentka Ira. Inna studentka
wydziału fizyki, Ałła, stała się rosyjskim malarzem Ilią Riepinem.

background image

– Jesteś Riepinem – sugerował jej w głębokim transie Rajkow. – Myślisz
jak Riepin. Widzisz jak Riepin. Jesteś Riepinem i – co za tym idzie –
masz jego talent!
Ałła nigdy przedtem nie interesowała się malarstwem. Była przekonana,
że nie ma najmniejszych zdolności ku temu, co zresztą zdawały się
potwierdzać szkice, które przedłożyła, kiedy zgłaszała się do
eksperymentu. Tymczasem już po kilku seansach reinkarnacyjnych widać
było, że Ałła rysuje o wiele lepiej. Trzy miesiące później, gdy po 25
lekcjach Rajkow Zakończył kurs, Ałła rysowała niczym zawodowy plastyk
– wprawdzie nie jak Riepin ani Rafael, ale jak biegły w swoim fachu
rysownik dla prasy. Szkice Ałły wykonane są pewną ręką, dobrze
zakomponowane i obdarzone zawsze swoistą ekspresją.
Żadna z osób przebudzonych po kolejnym transie reinkarnacyjnym nie
chce wprost wierzyć we własne autorstwo obrazów sygnowanych
“Rafael", “Riepin" albo “Matisse", ale talent wzbudzony zaczyna z czasem
przenikać do ich świadomej, właściwej osobowości. Wreszcie absolwenci
kursu Rajkowa stwierdzają, że wbrew swym dotychczasowym
przekonaniom potrafią rysować i malować. Już po 10 seansach talent ich
jest przeważnie ukształtowany i stopniowo staje się nową możliwością
świadomego działania.
Rajkow również z powodzeniem zwielokrotnia muzyczne talenty.
“Reinkarnował"

np.

w

pewnym

studencie

moskiewskiego

konserwatorium Dawnego niegdyś skrzypka wirtuoza Fritza Kreislera.
Chłopiec uwierzywszy, że jest tym muzykiem, przejął wirtuozowską
błyskotliwość stylu gry Kreislera. Zdolność ta wykształciła się również w
jego “normalnej" świadomości i została zachowana.
“Sztuczną reinkarnację" twierdzi Rajkow – można określić jako
szczególny rodzaj inspiracji. Słowa takie, jak Rafael czy Riepin, są tylko
symbolami, które pozwalają hipnotyzerowi wniknąć w tajemniczą sferę
uzdolnień człowieka i sięgnąć do takich rezerw jego organizmu, jakie nie
bywają wykorzystywane nigdy w stanie czuwania.
Objawy rozszczepienia świadomości, towarzyszące stanowi hipnozy, są
według niektórych badaczy tak dalece dla niej charakterystyczne, że mogą
nawet stanowić podstawę dla jeszcze jednego ze sposobów teoretycznego
ujmowania hipnozy. Mówi się wówczas o tzw. dysocjacji osobowości. Do
objawów tego rodzaju należy m.in. “pismo automatyczne".
Nie jest to zjawisko związane wyłącznie z hipnozą. U niektórych ludzi,
obdarzonych

skłonnością

do

wykonywania

rozmaitych

ruchów

mimowolnych, automatyczne pisanie lub rysowanie jest czymś
najzupełniej zwykłym i codziennym. Machinalnie rysują na papierze w
czasie ożywionej rozmowy różne figury, piszą wyrazy lub urywki zdań, nie
zdając sobie z tego sprawy, co nakreślili lub napisali. Zdolność taką
nazywamy automatyzmem graficznym. W stanie czuwania rzadko jednak
uzyskuje się na tej drodze coś więcej niż tylko poszczególne słowa.

background image

Dopiero w hipnozie (lub autohipnozie) zdolność do graficznego
automatyzmu

ujawnia

się

w

formach

niekiedy

prawdziwe

zdumiewających.
W XIX w., kiedy rozpoczynano dopiero badania nad mechanizmem
ruchów mimowolnych, objaw pisania automatycznego podczas seansu
spirytystycznego uważany bywał za dowód obecności ducha, który jakoby
prowadził rękę medium. Śmieszne, prawda? Ale nie należy na tej
podstawie sądzić, że zwolennikami hipotezy spirytystycznej stawali się
tylko głupcy i prostacy. Wśród spirytystycznych mediów zdarzały się
osoby o autentycznych zdolnościach paranormalnych. W pisanych przez
nie automatycznie podczas seansu “komunikatach" odkrywano zatem
czasami wiadomości, jakie w żadnym razie nie mogły być znane osobie
piszącej. Doprawdy – trudno było w takim wypadku oprzeć się wrażeniu,
że wiadomość pochodzi od jakiejś istoty z zaświatów. Laboratoryjne
eksperymenty

z

pisaniem

automatycznym,

w

którym

osoba

zahipnotyzowana ujawniała treść odbieranych telepatycznie przekazów,
przeprowadzał z powodzeniem prof. Leonid Wasiljew. Wyjątkowo
sprawnym odbiorcą stała się studentka C. Nadawcą był hipnotyzer.
Wykonywane przezeń rysunki i napisy odtwarzała automatycznie owa
studentka, znajdująca się od niego w odległości uniemożliwiającej
jakikolwiek przekaz normalną drogą. Początkowo przesyłano jej tylko
poszczególne litery i cyfry, potem zadania stały się bardziej złożone (np.
przekaz astronomicznego symbolu planety Ziemia). Gdy hipnotyzer
wykonywał proste działanie arytmetyczne 1+7 = 8, studentka C. pisała
słowami “jeden, siedem, osiem".
Pismo automatyczne jest jeszcze jednym technicznym środkiem
pozwalającym człowiekowi nawiązać kontakt z nieświadomą sferą swej
osobowości. Można się spierać, jak wielka jest rola nieświadomości w
procesie twórczym, czy zawsze wolno przypisać jej rolę inspirującą, czy
nie zawsze. Inspirację twórczą pochodzącą z nieświadomej warstwy
osobowości nazywano dawniej natchnieniem. Dla wielu twórców intelekt
jest tylko narzędziem do wygładzania tworzywa. W tym sensie mówił o
udziale świadomości w swym akcie twórczym Pablo Picasso. Pismem
automatycznym posługiwał się chętnie ekspresjonista niemiecki, autor
powieści zabarwionych demoniczną fantazją, Gustaw Meyrink. Poeci
będący współtwórcami nadrealizmu uczynili z pisma automatycznego
technikę, którą posługiwali się, próbując notowania fali obrazów
przepływających nieustannie pod progiem świadomości. W Manifeście
surrealizmu (1924) Andre Breton określa ecriture mecanique jako
“dyktando myśli poza jakąkolwiek kontrolą świadomości, z pominięciem
jakichkolwiek względów moralnych czy estetycznych, czysty psychiczny
automatyzm, który stawia sobie za cel odwzorować prawdziwy przebieg
myśli".

background image

Zdolność do pisania automatycznego może być z łatwością przeniesiona
poza stan hipnozy. Uzyskuje się to za pomocą tzw. sugestii
pohipnotycznej. Do tematu pisma automatycznego powrócimy,
omawiając kolejno różne zjawiska pohipnozy.
Większość

zjawisk,

które

możemy

wywołać

podczas

seansu

hipnotycznego, udaje się przenieść poza hipnozę. Nawet zjawiska tak
osobliwe, jak pozytywne i negatywne halucynacje wzrokowe, realizują się
po przebudzeniu z hipnozy w kilka minut, godzin lub w kilka dni potem.
Termin, w którym ma nastąpić realizacja danej w hipnozie sugestii,
podaje hipnotyzer łącznie z treścią sugestii.
Warunkiem pohipnotycznego zrealizowania się sugestii danej w hipnozie
jest amnezja (niepamięć) pohipnotyczna. Jest to ogólna zasada, lecz nie
reguła bez wyjątków. Sugestie będące w zgodzie ze świadomą, wolą osoby
hipnotyzowanej mają szanse spełnienia się po przebudzeniu, nawet gdy
hipnotyzowany pamięta potem wszystkie słowa hipnotyzera. Wywołany w
hipnozie wstręt do dymu tytoniowego pozostaje nadal (i utrzymuje się
niekiedy przez długi czas), ponieważ sugestia lekarza jest zgodna z
intencją pacjenta, który po to przecież przyszedł do hipnotyzera, aby móc
odzwyczaić się od palenia.
Sugestia pohipnotyczna, której treść byłaby niemożliwa lub trudna do
zaakceptowania

przez

świadomą

wolę

i

wyobraźnię

osoby

hipnotyzowanej, ma szansę zrealizowania się tylko wtedy, gdy ta
świadoma wola i wyobraźnia nie mogą mieć na to wpływu, tzn. wtedy,
gdy pacjent po przebudzeniu nie pamięta słów hipnotyzera.
Pohipnotyczna niepamięć jest zjawiskiem występującym spontanicznie
tylko po transach bardzo głębokich, u osób o szczególnej podatności na
hipnozę. U osób, u których amnezja naturalna nie występuje, można
wywołać niepamięć pohipnotyczna sztucznie. Służą do tego specjalne
ćwiczenia, podczas których osoba w stanie hipnozy trenuje zapominanie
– tak samo jak w normalnych warunkach trenuje się zapamiętywanie
(np. tabliczki mnożenia). Najczęściej stosuje się w tym celu ćwiczenie
zalecane przez M. Brenmana i M. Gilla: człowiek w transie usiłuje sobie
wyobrazić tablicę, na której pisze (oczywiście również w wyobraźni) trzy
różne słowa, podane przez hipnotyzera. Następnie daje mu się zalecenie
wymazania tych słów z tablicy, a przy tym i z umysłu.
Możliwość zastosowania sugestii pohipnotycznych w terapii nasuwa się
sama. Niestety, praktyka wykazuje, że trwałość działania sugestii
pohipnotycznych jest ograniczona; zależy od indywidualnych właściwości
pacjenta, ale rzadko przekracza kilka dni. Wystarczy to – rzecz jasna – by
nie dopuścić do wystąpienia bólów pooperacyjnych i w wielu różnych
przypadkach,

gdy

chodzi

o

usunięcie

niepożądanego

objawu

chorobowego. Jeśli jednak potrzebne jest trwałe działanie, sugestię w
hipnozie należy odnawiać; stosuje się w tym celu technikę “hipnozy
ablacyjnej".

background image

Hipnoza ablacyjna (nazwa od łacińskiego słowa ablatio – zabranie,
ponieważ pacjent niejako “zabiera" ze sobą hipnozę do domu) nie opiera
się na żadnym nowym pomyśle, ale jako metoda doskonale opracowana i
stosowana z powodzeniem stanowi nowość powojennego trzydziestolecia.
Jej autorem był niemiecki profesor Gerhard Kumbies. Hipnoza ablacyjna
staje się wprost niezastąpiona wszędzie tam, gdzie pacjent skazany jest na
długotrwałe lub często powtarzające się bóle; bywa tak np. w wielu
przypadkach chorób nowotworowych. Podstawą metody jest uzyskanie
dostatecznie głębokiego stopnia hipnozy, co przy bardzo dużej podatności
u pacjenta jest możliwe nawet podczas pierwszego już seansu, przeważnie
jednak uzyskanie stanu somnambulizmu wymaga wielu poświęceń, w
trakcie których uzyskuje się coraz to głębsze stany hipnozy. Podczas
kolejnych spotkań lekarz wywołuje u pacjenta nieczułość na ból (np. z
powodu ukłucia), którą osiąga się stosowną sugestią słowną. Następnie
przekonuje się pacjenta, że formuła tej sugestii z równym skutkiem może
być wypowiedziana przez niego samego; zahipnotyzowany stwierdza, że
jest istotnie w stanie sam siebie uczynić nieczułym na ból. Jednocześnie
podczas tych samych seansów pacjent nabywa zdolności do
samodzielnego pogrążania się w stan głębokiej autohipnozy, a także do
automatycznego budzenia się z niej po uzyskaniu bezbolesności.
Istnieje kilka odmian metody ablacyjnej. Do wywołania stanu hipnozy w
razie wystąpienia bólów

może

pacjentowi służyć

np. taśma

magnetofonowa z nagranym głosem lekarza. Cierpiący uruchamia swój
domowy magnetofon ł słyszy kolejno: sugestię usypiającą, sugestię
analgezji i sugestię budzącą. Budzi się po kilkudziesięciu sekundach i
bólu już nie odczuwa. Gdy po pewnym czasie cierpienie powraca, pacjent
po prostu włącza na chwilę magnetofon.
Jaką

wyższość

ma

hipnoza

nad

przeciwbólowymi

środkami

farmaceutycznymi? Częste stosowanie tych ostatnich prowadzi wreszcie
do zaniku skuteczności, przy czym ich szkodliwość (wobec konieczności
powiększania dawek) wzrasta niepomiernie. Hipnoza nie daje w ogóle
żadnych niepożądanych działań ubocznych.
Tak charakterystyczne dla stanu głębokiej hipnozy zwielokrotnienie
zdolności ideoplastycznych występuje również i po wyjściu z transu.
Ogromną sensację wzbudziły doświadczenia przeprowadzone w 1885 r.
przez profesorów Bourru i Burota w Rochefort. Zahipnotyzowali oni
kiedyś pewnego niezmiernie wrażliwego marynarza i wmówili weń, że o
określonej godzinie dostanie krwotoku z nosa. Sugestia urzeczywistniła
się całkowicie. Innym razem ci sami badacze zakreślili tępym narzędziem
na ramionach owego marynarza, uśpionego, jego imię i nazwisko i przy
tym oświadczyli: “Dziś o czwartej na liniach, które nakreślamy, wystąpi
krew i na ramionach pokaże się imię twoje napisane krwawymi literami".
Istotnie, o oznaczonej porze na ramionach marynarza zarysowały się
wyraźnie czerwone kontury liter, wkrótce wzniosły się ponad poziom

background image

skóry i pokryły gdzieniegdzie, jakby rosą, drobniutkimi kropelkami krwi.
Jeszcze trzy miesiące potem można było przeczytać litery, wprawdzie już
nieco wybladłe.
Do tej samej grupy zjawisk – ideoplastycznej realizacji w pohipnozie –
należy hipnotyczny doping w sporcie wyczynowym. Jest on
nieporównanie skuteczniejszy od dopingu środkami farmakologicznymi,
a przy tym prawie niemożliwy do wykrycia; nic też dziwnego, że już od lat
bywa plagą wielkich międzynarodowych rozgrywek sportowych. Latem
1973

r.

sensacją

szwedzkiej

prasy

stała

się

historia

dwudziestopięcioletniego dziennikarza, miernego sportowca, który pod
wpływem hipnozy uzyskał dziewiąte miejsce na mistrzostwach Szwecji w
dziesięcioboju, bijąc rekord w skoku wzwyż. Rekordzista nazywa się
Andren Kenneth, a jego hipnotyzerem był psycholog Lars-Eric Uhestaahl.
Obaj zapowiedzieli wówczas kontynuowanie eksperymentu i start
Kennetha w mistrzostwach świata. Do tego jednak chyba nie doszło,
ponieważ doping hipnotyczny został wreszcie przez międzynarodowe
organizacje

sportowe

zabroniony,

na

równi

z

dopingiem

farmakologicznym.
Niezmiernie interesującym z różnych względów zjawiskiem jest pismo
automatyczne jako objaw pohipnotyczny. Warunkiem jego uzyskania –
podobnie jak innych realizacji pohipnotycznych – jest po pierwsze
dostatecznie głęboki trans z gwarancją niepamięci po przebudzeniu, a po
drugie, choćby minimalne zdolności ideomotoryczne, które zresztą mogą
być łatwo rozwijane przez hipnozę.
Pohipnotyczna sugestia pisania automatycznego realizuje się zazwyczaj
już po pierwszym seansie, ale wówczas uzyskuje się przeważnie tylko
poszczególne litery i wyrazy. Na kilkadziesiąt prób, które L. E. Stefański
przeprowadzał z różnymi osobami, ani jedna nie zaczęła pisać pełnymi
zdaniami zaraz po pierwszym poświęconym temu tematowi transie.
Przeważnie eksperyment kończył się na tej jednej próbie, ponieważ
obiektywne przeszkody nie pozwalały na kontynuowanie doświadczeń. U
kilku osób, z którymi eksperyment był prowadzony w dalszym ciągu,
podczas następnych spotkań zdolność do automatyzmu graficznego
szybko wzrastała. Był wśród nich uczeń liceum muzycznego Tadeusz J.
Zdumiewająco szybko zjawiła się u niego umiejętność pisania pełnymi
zdaniami. Im bardziej jego uwaga była zabsorbowana rozmową, tym
doskonalej formułowane były teksty, które jednocześnie pisała jego
prawa ręka. Na przykład opowiadając z zapałem o trudnościach
wykonawczych i o budowie utworu muzycznego, napisał o planowanym
wyjeździe na święta “Jadę po pienią-<jze; jak mi wypłacą, to pojadę i
kupię prezent bratu; powinienem być już na czwartą u matki jak
umówione". Innym razem zdawał dokładnie relację z przebiegu nie
zdanego egzaminu z form muzycznych i jednocześnie pisał: “Kulig do
puszczy będzie organizowany w styczniu; składamy się po 50; będzie

background image

zabawa, bigos przy ognisku; pojedziemy do chłopa z ćwiartką i załatwimy
sanie". Kiedy rozmowa dotyczyła spraw rodzinnych, ręka Tadeusza J.
ujawniała jego kłopoty szkolne: “Nie wiem, co ja zrobię, ona zgłupiała,
zadała mi trzy etiudy i z sonatiny oprócz tego kazała mi grać".
O tym, że pismo automatyczne może oddać cenną usługę jako środek
diagnostyczny, miał kiedyś możność przekonać się przypadkowo L. E.
Stefański. Oto jego relacja:
Przeprowadzałem

przed

kilkoma

laty

próbę

spostrzegania

pozazmysłowego w hipnozie z siedemnastoletnim chłopcem. Jego wygląd
ani zachowanie nie zdradzały przedtem niczego niepokojącego. Jednym z
jego zadań w hipnozie było wpatrywanie się w szklaną kulę, przy czym
sugestia nie narzucała mu żadnego określonego tematu halucynacji.
Obserwując chłopca spostrzegłem, że widzenie silnie przykuto jego
uwagę, a po chwili w oczach ukazały się łzy i zaczęły spływać po
policzkach. Na pytanie, co widzi, odpowiadał ociągając się, niechętnie i z
przerwami. Powiedział, że widzi wnętrze pokoju, wiązanki kwiatów i
płonące świece. Pośrodku pokoju stała otwarta trumna, a w niej zobaczył
samego siebie. Wówczas wtrąciłem, że jest to wizja dalekiej przyszłości.
“Nie" – odpowiedział chłopiec. – “Ja tam jestem bardzo młody".
Zapytany dodał, że wygląda w trumnie na lat 17. Poleciłem mu wtedy
zamknąć oczy i zasugerowałem halucynację o treści pogodnej,
optymistycznej, po której miało nastąpić przebudzenie w nastroju
wesołym; wizja trumny miała pozostać raz na zawsze zapomniana.
Osobna sugestia dotyczyła pisma automatycznego po przebudzeniu.
Gdy chłopiec się obudził, był wypoczęty i wesoły. Rozmawiał ze mną i
żartował, a jednocześnie ręka jego pisała: “Dosyć mam tego świata". Gdy
przeczytał te słowa, zmieszał się. Spytałem co mogą znaczyć. Zawahał się.
Wreszcie jednak opowiedział mi o swoich kłopotach, istotnie bardzo
poważnych, groźnych dla jego przyszłości. Spróbowałem mu pomóc;
przeprowadziłem szereg rozmów z ludźmi dla chłopca życzliwymi. Jego
sprawy przybrały korzystny obrót. Po 8 dniach powtórzyliśmy
doświadczenie. Tym razem chłopiec “zobaczył w kuli" dziecko śmiejące
się i potrząsające grzechotką. Po przebudzeniu ręka jego napisała:
“Wszystko jest galant. Teraz to się mama ucieszy i nie będzie płakać. Nie
będzie narzekać".

background image

Pismo automatyczne Janusza F. 2 grudnia 1972r. ujawniło starannie
ukrywany

przed

otoczeniem

stan

stresowy:

“Dosyć mam tego świata"

Pismo automatyczne Janusza F. Po ośmiu dniach kłopoty zostały
usunięte,

co

odzwierciedliło

się

w

piśmie:

“Wszystko jest galant. Teraz to się mama ucieszy i nic będzie płakać. Nie
będzie narzekać"
Jak już mówiliśmy, pismo automatyczne może być dla artysty pomocą w
uzyskiwaniu

inspiracji

twórczej.

Gdy

w

następstwie

sugestii

pohipnotycznej wyrabia się umiejętność pisania automatycznego u poety,
wkrótce zaczyna ono służyć bezpośrednio sprawie twórczości. Tak
właśnie się stało w przypadku młodej poetki, pani A. B. Otrzymała ona od
L. E. Stefańskiego (wielokrotnie powtarzaną! utrwaloną) sugestię w
głębokiej hipnozie:
Ilekroć będzie pani chciała, aby pani prawa ręka sama zaczęła pisać,
wystarczy, że weźmie pani do ręki pisak, dotknie nim papieru i odwróci
głowę. Wtedy pani prawa ręka, która żyje własnym życiem, natychmiast
zacznie pisać i pani nie będzie wiedziała, co ona pisze, ho pani prawa ręka
żyje własnym życiem.

background image

Od wielu lat pani A. B. posługuje się pismem automatycznym, które
dostarcza jej “poetyckich półfabrykatów". Teksty pisane automatycznie
podlegaj ą potem zawsze świadomej obróbce. Pierwszym większym
sukcesem, potwierdzającym słuszność tej metody twórczej, była nagroda
na ogólnopolskim konkursie za duży poemat, który składał się prawie
wyłącznie z tekstów pisanych automatycznie.
Dwie są sprawy, które nie wyjaśnione do końca wywołują szczególne
zamieszanie w rozmowach na tematy związane z hipnozą. Pierwsza
wynika z niezrozumienia konsekwencji płynących z pohipnotycznej
automatyzacji procesu usypiania. Druga dotyczy zbitki semantycznej,
jaką jest wyrażenie “hipnoza na odległość".
Mało jest osób, które nawet bardzo zdolny i zręczny hipnotyzer potrafi
wprowadzić w stan głębokiego transu od razu, podczas pierwszego
spotkania. Uzyskanie głębokiej hipnozy – również u osób podatnych –
wymaga przeważnie kilku seansów. Przy każdym następnym spotkaniu z
tym samym pacjentem czas indukowania hipnozy skraca się coraz
bardziej, nawet gdy w metodzie postępowania hipnotyzera nic się nie
zmienia. Jeśli zaś hipnotyzer skorzysta ze sposobności, jaką daje po raz
pierwszy uzyskany stan głębokiego transu z następującą po nim amnezją
pohipnotyczną, i zasugeruje zasypianie na sygnał, to już przy następnym
spotkaniu zapadanie w równie głęboki trans może trwać nie dłużej niż
dwie lub trzy sekundy. Proces hipnotyzowania po raz pierwszy – jeśli
nawet zakończony jest głębokim transem – jest więc właściwie czymś
jakościowo różnym od wszystkich następnych (przy pierwszym seansie
bowiem wypracowuje się odruch zapadania w trans, a przy następnych
korzysta się już z gotowego mechanizmu).
Dlatego opowieści w rodzaju, że “doktor A. jest świetnym hipnotyzerem,
uśpił bowiem swego pacjenta w jednej chwili", są pozbawione sensu tak
samo jak opinie typu, że “doktor B. jest o wiele gorszym hipnotyzerem od
doktora A., gdyż nad jednym pacjentem męczył się przez godzinę". Wiele
zależy od osobowości pacjenta i od liczby seansów, którym był poddany.
Powtarzające się seanse hipnozy wyrabiają w pacjencie odruch zapadania
w trans. Skutkiem postępującego automatyzowania się tego procesu jest
nie tylko coraz szybsze “zasypianie"; coraz słabszych potrzeba również
bodźców, aby uruchomić odruch zapadnięcia w uśpienie hipnotyczne
Indukowanie transu wymaga od hipnotyzera coraz mniej czynności i
wypowiadanych słów. Wreszcie hipnotyzera może zastąpić jego obraz na
ekranie, a jego sugestie z równym skutkiem może recytować głośnik
Kontakt bezpośredni “hipnoterapeuta-pacjent" zostaje zastąpiony
kontaktem pośrednim “hipnoterapeuta-aparat-pacjent".
Ponieważ czas lekarza jest drogi, a tradycyjna hipnoterapia dość
czasochłonna, nic dziwnego, że metoda hipnoterapii za pośrednictwem
aparatów zyskała sobie wielu entuzjastów i propagatorów. Jednym z nich

background image

jest petersburski psychoterapeuta prof. Paweł Bul. To on nadał nowej
metodzie nazwę “telehipnozy".
Właściwie trudno mówić o jednej metodzie, skoro ma ona wiele różnych
wariantów. Do “telehipnozy" zaliczyć by przecież należało wszystkie
rodzaje hipnozy ablacyjnej, hipnoterapię za pośrednictwem filmu oraz
zabieg hipnotyczny dokonywany przez telefon (np. w razie bólu pacjent
telefonuje do swego hipnoterapeuty, który usypia go sygnałem słownym,
daje sugestię bezbolesności, po czym podaje sygnał budzenia).
Telehipnozę można zatem określić mianem “hipnozy na odległość", ale
pamiętać należy przy tym, że jest ona rodzajem kierowanej autohipnozy i
że nie hipnoza działa tu na odległość, lecz np. telefon. Wyrażenie
“hipnoza na odległość" nie ma pretensji do ścisłości naukowego terminu,
będąc raczej efektownym zwrotem metaforycznym.
Prawdziwa hipnoza na odległość była przedmiotem doświadczeń jeszcze
w XIX wieku. Eksperymenty z telepatycznym przekazywaniem sygnału
zasypiania kontynuował w naszym stuleciu znany rosyjski badacz, prof.
Leonid Wasiljew. Prowadził je w latach 1932-1938, a potem od roku
1960. Były to zresztąnie tylko badania nad “psychicznymi sugestiami snu
i przebudzenia", ale i nad telepatycznym przekazywaniem prostych
obrazów wzrokowych.

background image

Również w Polsce prowadzono W latach międzywojennych badania nad
telepatycznym

przekazywaniem

obrazów.

Przy

współpracy

warszawskiego Towarzystwa Psycho-Fizycznego i greckiego Towarzystwa
Badań Psychicznych przeprowadzono serii grupowych doświadczeń
telepatycznych w 1928 roku. Każdy rysunek był nadawany w Atenach
jednocześnie przez wielu uczestników eksperymentu i w tym samym
czasie odbierany w Warszawie (odległość 1597 km) również naraz przez
kilka osób. Eksperyment prowadził Angelos Tanagras i Prosper Szmurlo
Uczestniczące w testach osoby przygotowywano uprzednio do
eksperymentu w zwykły sposób, tzn. usypiano i budzono przy
bezpośrednim udziale hipnotyzera, który później brał udział w
doświadczeniu. Nadawca usiłował wywołać sen lub przebudzenie
badanego, który znajdował się w innym pomieszczeniu. W niektórych
eksperymentach umieszczano badanego w klatce Faradaya, czyli w
kamerze

metalowej,

nieprzepuszczalnej

dla

promieniowania

elektromagnetycznego, a w innym nadawca znajdował się w ołowianej
kamerze, uszczelnionej rtęcią. Badany trzymał w dłoni gumową gruszkę,

background image

którą nieustannie rytmicznie naciskał. Kazcie naciśnięcie poruszało
pisakiem połączonym rurką z gruszką, a zapis oscylacji otrzymywano na
obracającym się ze stałą szybkością bębnie. Kiedy badany zasypiał,
oscylacje ustawały; pojawiały się ponownie, kiedy budził się i zaczynał
znów naciskać gruszkę. W nie znanym badanemu momencie nadawca
przesuwał przełącznik, wywołując tym znak na obracającym się bębnie, i
następnie usiłował wywołać sen. Gdy badany spal nadawca przesuwał
ponownie przełącznik, robiąc następny znak na bębnie, po czym starał się
obudzić badanego. Czas między podaniem sugestii a zaśnięciem
badanego oraz między podaniem sugestii a przebudzeniem można było
zatem określić na podstawie zapisu.
Zdarzało się jednak, że osoba testowana, przebywająca dłuższy czas w
kamerze, pozbawiona w dużym stopniu wrażeń wzrokowych i
słuchowych, a przy tym wykonująca nużącą czynność naciskania
urządzenia pneumatycznego, zasypiała bez udziału nadawcy. Przypadki
takie mogły podważać wiarygodność wyników doświadczeń udanych.
Dlatego w badaniach prowadzonych w latach późniejszych prof. Wasiljew
wprowadził próby kontrolne. O tym, czy w danym przypadku ma być
przeprowadzona próba istotna (z działaniem nadawcy), czy kontrolna
(gdy nadawca wstrzymywał się od działania), decydowała seria losowa.
Serię taką układał wirujący krążek biało-czarny; jeśli zatrzymał się na
stronie białej, nadawca nie próbował wywołać snu, jeśli zaś na czarnej,
nadawca natychmiast przystępował do usypiania. Przy metodzie z
próbami kontrolnymi o udatności całej serii doświadczeń świadczyła
znaczna różnica pomiędzy czasami: od początku eksperymentu bez
nadawania do zaśnięcia i od początku eksperymentu z nadawaniem do
zaśnięcia. Przeprowadzono 53 testy tego typu, w tym 27 prób kontrolnych
oraz 26 prób istotnych. Obliczono ich średnie czasy, a ich porównanie
dało wynik, którego prawdopodobieństwo przypadkowego powstania jest
mniejsze niż 3 na 10 000.
Wasiljew, szukając jeszcze bardziej przekonywających dowodów na
rzetelność istnienia “sugestii myślowej na odległość", przeprowadził
szereg udanych prób złożonych. W wypadku jednorazowego zaśnięcia i
jednorazowego przebudzenia można przypisać przypadkowi fakt ich
zbieżności w czasie z usiłowaniami nadawcy, trudno natomiast wyobrazić
sobie, aby podczas jednego doświadczenia osoba badana trzy razy zasnęła
i trzy razy zbudziła się “przypadkiem", zawsze w chwilę po wszczęciu
przez nadawcę odpowiedniego działania. W książce Wasiljewa
Wnuszenije na rasslojanje (Sugestia na odległość) zamieszczony jest zapis
dokonany podczas jednego z takich doświadczeń przez aparat
rejestrujący – kimograf. W linii górnej widzimy odnotowane wszystkie
pociśnięcia gumowej gruszki przez odbiorcę w chwilach czuwania oraz
odcinki proste odpowiadające jego nieaktywności podczas uśpienia. W
równoległej linii dolnej zaznaczone są momenty, w których nadawca

background image

przystępował do indukowania na odległość kolejnych zasypiań i budzeń.
Widzimy też, jak w chwilę od rozpoczęcia każdego z działań nadawcy
pojawia się odpowiednia reakcja odbiorcy.
Badania prof. Wasiljewa nad prawdziwą “hipnozą na odległość" rzucają
interesujące światło na wciąż jeszcze zagadkowy mechanizm hipnozy
mesmeryczne j. Czyżby między bioenergetycznym oddziaływaniem na
siebie organizmów na odległość (efekt Backstera) a hipnozą
mesmeryczną była taka różnica jak między wysyłaniem i odbieraniem fal
elektromagnetycznych niczym nie zmodulowanych a transmisją
radiofoniczną?

Czy

hipnoza

mesmeryczna

jest

przekazem

bioenergetycznym zmodulowanym sygnałem zasypiania? Niejedno zdaje
się za tym przemawiać.
Wiele badań poświęcono ustalaniu ewentualnych związków pomiędzy
rozmaitymi cechami osobowości hipnotyzowanego a jego podatnością na
hipnozę. Nie można jednak było ustalić korelacji między podatnością na
hipnozę a konstytucją fizyczną lub psychiczną, charakterem, rasą, płcią,
statusem społecznym. Wykryto jedynie, że podatność na hipnozę
werbalną koreluje z pewnymi formami sugestywności. Zdaniem Hilgarda
hipnoza jest też zależna od pewnych cech genetycznych: bliźnięta
jednojajowe, wychowane nawet oddzielnie i w odmiennych warunkach,
reagują na nią podobnie, natomiast bliźnięta dwujajowe – często różnie.
O tym, że pewne rodzaje sugestywności korelują z podatnością
hipnotyczną, mówiliśmy już w rozdziale poświęconym mechanizmowi
hipnozy werbalnej. Stąd narodził się pomysł zastosowania testów do
mierzenia tej podatności. Szkoda, że w zapale poszukiwania testów
psychologicznych

zapomniano

w

ostatnich

dziesięcioleciach

o

pionierskich badaniach Juliana Ochorowicza nad testami fizjologicznymi.
Ochorowiczowi udało się bowiem wykryć korelację pomiędzy stopniem
podatności hipnotycznej (na hipnozę indukowaną przede wszystkim
bioenergetycznie, czyli mesmeryczna) a następującymi reakcjami
fizjologicznymi: reakcją biomagnetyczną, skórnogalwaniczną i chemizmu
potu.

Eksperyment prof. Lconida Wasiljewa: telepatyczne przesyłanie sugestii
hipnotycznego

snu

i

przebudzenia.

Tym razem obiekt doświadczenia był z rzędu trzykrotnie uśpiony i
przebudzony.

background image

Początek hipnozy (H); moment gdy hipnotyzer zaczynał przekazywać
myślową sugestie usypiania (U) i budzenia (B)
Na szczególną wrażliwość na stałe pole magnetyczne u osób łatwo
popadających w głęboki trans hipnotyczny zwrócił Ochorowicz uwagę już
w 1880 roku. Był wtedy docentem na uniwersytecie we Lwowie i miał
dostęp do dobrze wyposażonej pracowni fizycznej. Natrafiwszy na
zaskakującą zależność przebadał większą liczbę przypadków i stwierdził,
że stopień reakcji na pole magnetyczne jest oznaką stopnia podatności
hipnotycznej oraz że rodzaj reakcji niekiedy pozwala przewidzieć, jakie
zjawiska wystąpią podczas transu. Opracowany na tej podstawie i
opatentowany przez Ochorowicza przyrząd – “hipnoskop" – wytwarzały
później we Francji dwie fabryki sprzętu medycznego.
Co do korelacji pomiędzy hipnotyczną podatnością a elektryczną
przewodnością skóry badania Ochorowicza dają tylko wstępne rozeznanie
w tej sprawie. Z danych liczbowych nie wynika, aby test
skórnogalwaniczny miał dawać zawsze jednoznaczną odpowiedź na temat
podatności egzaminowanego człowieka; na efekt skórnogalwaniczny mają
przecież wpływ różne zmienne czynniki. Jeśli więc mierzenie oporności
elektrycznej skon' miałoby kiedyś stać się stosowanym w praktyce testem
na podatność hipnotyczną, należałoby wpierw starannie opracować
metodę postępowania. Ochorowicz używał jako elektrod blach
metalowych, źródłem prądu bywała kilkuwoltowa bateria ogniw, a
wskazania odczytywano na skali czułego galwanometru.
Godnym z pewnością uwagi spostrzeżeniem Ochorowicza jest różnica,
jaka występuje pomiędzy chemizmem potu osób wrażliwych i
niewrażliwych hipnotycznie, towarzysząc pewnym silnym reakcjom
emocjonalnym. Pot osób wysoce podatnych na hipnozę przybiera w
takich momentach odczyn zdecydowanie kwaśny. Bliższych danych o
doświadczeniach Ochorowicza w tym zakresie nie znajdujemy w jego
pracach; zapewne zamieścił je w którymś z nie wydanych, a dziś
zaginionych rękopisów. Szkoda. Ale większa szkoda, że nikt jakoś nie
zwrócił dotąd uwagi na – jak byśmy dziś powiedzieli – psychotroniczny
punkt widzenia naszego uczonego, który proponował, aby mierzyć
“nieuchwytne" predyspozycje psychiczne za pomocą ilościowego badania
bardzo konkretnych reakcji fizjologicznych.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
04 Stefanski L E Magia I Psychotronika Hipnoza, Oddziaływanie Bioenergetyczne, Sugestia
Stefanski L E Magia I Psychotronika Hipnoza, Oddzia…
Stefanski L E Magia I Psychotronika Hipnoza, Oddziaływanie Bioenergetyczne, Sugestia
wykład psychologia 04 2012
Psychologiczne interpretacje to╛samoÿci czêowieka
HIPNOZA I KOMUNIKACJA HIPNOTYCZNA, PSYCHOLOGIA, NLP, hipnoza
Psychopatologia 04, psychologia, psychopatologia
2 psychologia zdrowia heszen s�k rozdz 2
Hipnoza - Technika Bernheima, PSYCHOLOGIA, NLP, hipnoza
Psychologia 04 2012
wykład psychologia 04 2012
(eBook PL ezoteryka, magia, psychologia) Duchowa rEwolucja rozwoj duchowy esensja zycia fragm
Psychiatria W4 28 04 2014 Zaburzenia spowodowane substancjami psychoaktywnymi

więcej podobnych podstron