2
Artur Hellich
Polifonia w powieści.
Porównanie ujęć Michała Bachtina i Milana Kundery
3
Streszczenie
Zestawienie dwu teorii polifonii w powieści, Michała Bachtina i Milana Kundery, mające na celu wykazanie
ich wspólnego zaplecza filozoficzno-etycznego. Próba udowodnienia, że różnice pomiędzy nimi wynikają
głównie z przywiązania teoretyków do odmiennego materiału badawczego. Potwierdzeniem tego są
zestawienia ich teorii z tekstami literackimi, z myślą o których nie powstały: Księgi śmiechu i zapomnienia
Kundery z teorią Bachtina oraz Biesów Dostojewskiego z teorią Kundery. Próba odpowiedzi na pytanie,
które elementy analizowanych teorii poddają się uniwersalizacji, a które stanowią wyraz fascynacji
faworyzowanymi przez badaczy typami powieści.
Słowa kluczowe
polifonia, powieść ideologiczna, powieść egzystencjalna, narrator, autor, metalingiwstyka, metafikcja
Dziedzina pracy (kody wg programu Socrates-Erasmus)
09000 filologia polska
Tytuł pracy w języku angielskim
Polyphony in novel. Comparison between Mikhail Bakhtin’s and Milan Kundera's theories
4
PRAKTYCZNE ZASTOSOWANIE UJĘCIA BACHTINA NA PRZYKŁADZIE ANALIZY
PRAKTYCZNE ZASTOSOWANIE UJĘCIA KUNDERY NA PRZYKŁADZIE ANALIZY
5
I.
WSTĘP
U podstaw niniejszej pracy legło założenie, że można zestawić ze sobą dwie różne
odpowiedzi na pytanie, czym jest polifonia w powieści. Nie będę zatem rozstrzygał, czym jest
polifonia w powieści w ogóle, wymagałoby to bowiem włączenia do obszaru analizy wszelkich
znanych ujęć powieściowej polifonii i wydobycia z nich wspólnego mianownika. Nieodzowne
byłoby również odwołanie się do wiedzy muzykologicznej, ponieważ polifonia jest pierwotnie
terminem muzycznym. Kategorię polifonii traktuję jako rodzaj poręcznej metafory, która służy
opisowi niektórych powieści czy też pewnego zjawiska występującego w niektórych powieściach.
Zestawienie dwóch takich opisów – dokonanego przez literaturoznawcę, Michała Bachtina,
i powieściopisarza oraz teoretyka powieści, Milana Kunderę – jest bardzo interesującym zadaniem,
ponieważ opisy te – powstałe w innym czasie
1
i przy użyciu innego materiału badawczego
2
–
wydają się mieć wspólne zaplecze filozoficzno-etyczne. Jak się okaże, polifonia może być
wprowadzona do powieści na wiele sposobów. Dla Bachtina polifonia w powieści znajduje swe
„ukoronowanie” w powieści ideologicznej, dla Kundery – w powieści egzystencjalnej.
1
Bachtin zawarł swoją teorię powieściowej polifonii w Problemach twórczości Dostojewskiego (1929), a Kundera
w trzech zbiorach esejów: Sztuce powieści (1986), Zdradzonych testamentach (1993) i Zasłonie. Eseju w siedmiu
częściach (2005). Dla ścisłości dodajmy, że choć termin „polifonia” w zasadzie nie pojawia się w późniejszych
pracach Bachtina, istnieją teorie, że koncepcja polifonizmu, rozumianego jako wielość i dialogowość, jest rozwijana
w jego późniejszych pracach: „Tak się złożyło, że dominującą i miarodajną tradycją interpretacyjną twórczości
rosyjskiego badacza jest opinia, wiążąca kategorię polifonizmu i dialogowości, zgodnie z pewną oczywistością,
ze słowem i wypowiedzią, odnosząc ją w konsekwencji do sfery mowy i narracji. Zdają się potwierdzać tę opinię
prace samego Bachtina Problemy poetyki Dostojewskiego, Słowo w powieści, a przede wszystkim Problem
gatunków mowy. Ale są inne jego prace – Epos i powieść, a zwłaszcza Formy czasu i czasoprzestrzeni w powieści,
które wykraczają poza tę intertekstualną wykładnię. Odnajduję w nich przeorientowanie zainteresowania autora
wypowiedzią i narracją na zainteresowanie się tematem i opowieścią. W takim ujęciu wielość i dialogowość
w równym stopniu dotyczy zjawisk narracyjnych, jak i tematycznych”, zob. B. Owczarek, Poetyka powieści
niefabularnej, Warszawa 1999, s. 227-228. Gdyby faktycznie utożsamić rozwijaną w „Problemach... koncepcję
polifonii z opisywanymi później kategoriami wielości i dialogowości (a są do tego podstawy, ponieważ kategorie
te pojawiają się już w Problemach...), wówczas wypadałoby mówić o narracyjno-stylistycznym i tematycznym
ujęciu polifonii u Bachtina. Co ciekawe, ujęcie tematyczne byłoby, jak się okaże, bliskie ujęcia Kundery, który w
swej praktyce eseistycznej polifonię upatruje m.in. w fabularnym wymiarze analizowanych powieści. Trudno jednak
odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w Formach czasu... Bachtin nie powrócił wprost do kategorii polifonii,
aby ją potwierdzić bądź przeformułować. Zawarta w Formach czasu... uwaga, że relacje pomiędzy powieściowymi
czasoprzestrzeniami ma charakter dialogowy jest, rzecz jasna, istotnym przyczynkiem do podjęcia refleksji nad
przeorientowaniem zainteresowania Bachtina ze sfery słowa na sferę tematu, ale dla zachowania ścisłości ograniczę
się do analizy tylko tej pracy badacza, w której kategoria polifonii opisywana jest realnie, a nie domyślnie.
Nie istnieje chyba żaden powód, dla którego Bachtin nie miałby odwołać się do swojej koncepcji polifonii
eksplicytnie, gdyby tylko widział taką potrzebę.
2
Bachtin koncentruje się na twórczości F. Dostojewskiego, którego uważa za twórcę powieści polifonicznej,
miejscami jedynie odwołuje się do twórców wcześniejszych, u których dostrzega „zalążki polifonii”.
Zob. M. Bachtin, Problemy poetyki Dostojewskiego, przeł. N. Modzelewska, Warszawa 1970, s. 53. Kundera do
kręgu powieści polifonicznych włącza bardzo wiele powieści z różnych epok, w swych analizach skupia się jednak
(istnieją od tego liczne wyjątki) na kręgu tzw. powieści egzystencjalnej, który w jego mniemaniu konstytuują m.in.
utwory F. Kafki, R. Musila, H. Brocha, W. Gombrowicza oraz jego własne.
6
1.
Wspólne zaplecze filozoficzno-etyczne
Obaj teoretycy wychodzą od tego samego, opierającego się na technice kontrapunktu
rozumienia polifonii. Jest ona dla nich rozwinięciem przez różne głosy, w odmienny sposób
i w ramach jednego utworu tego samego tematu, przy jednoczesnym zastrzeżeniu, że wszystkie te
głosy są równoważne
3
. Obaj są również zgodni co do konsekwencji polifonizacji, która to – według
nich – zawsze prowadzi do uwieloznacznienia powieści i meandryzacji jej wątków,
uniemożliwiając odbiorcy wydobycie jasnego (odautorskiego) przesłania. „Wszystko, co wydawało
się proste - pisze Bachtin – w jego [Dostojewskiego – przyp. AH] świecie stawało się złożone i
wielowarstwowe”, sprzeczności świata Dostojewskiego tworzyły „wieczną harmonię niespójnych
głosów prowadzących nierozstrzygalną dysputę”
4
. W tym samym tonie wypowiada się Kundera:
„[Duch powieści mówi: – przyp. AH] rzeczy są bardziej złożone niż myślisz, nie zadowala się
prostą redukcją do łatwej odpowiedzi”
5
; „powieść jest wyobraźniowym rajem indywidualności (...)
przestrzenią, w której nikt, ani Anna, ani Karenin, nie jest panem prawdy, lecz wszyscy, tak Anna,
jak i Karenin, mają prawo do zrozumienia”
6
. Wprawdzie Bachtin większy nacisk kładzie na brak
„podsumowania” i jednoznacznego zdefiniowania bohaterów Dostojewskiego, a także na brak
rozstrzygnięcia dysput prowadzonych pomiędzy nimi, natomiast Kundera skupia się na
antydogmatyczności „myśli powieściowej”
7
, w istocie jednak obaj chcą podkreślić, że powieść
polifoniczna nie ma w sobie nic z apodyktyzmu traktatu filozoficznego czy rozprawy naukowej, a
sprzeczność zawartych w niej sądów nie stanowi jej słabości, ale główną oś konstrukcyjną.
Takie rozumienie powieści polifonicznej wynika ze wskazywanych przez Bachtina
i Kunderę filozoficzno-etycznych założeń. Obaj teoretycy sytuują się krytycznie wobec
kartezjańsko-kantowskiej teorii podmiotu. I Bachtin, i Kundera – wierni uczniowie hermeneutów
podejrzliwości – nie zgadzają się z założeniem, że podmiot jest samoprzejrzysty. Istnieje bowiem
wiele sił, które determinują jego myślenie i działanie, a nie są mu w żaden sposób dostępne.
Bachtin powiada: „Człowiek nigdy nie pokrywa się z samym sobą”
8
,
Kundera wtóruje: „Człowiek
3
Zob. M. Bachtin, Problemy powieści Dostojewskiego, op. cit., s. 66; M. Kundera, Sztuka powieści,
przeł. M. Bieńczyk, Warszawa 2004, s. 69-71.
4
Ibidem, s. 48.
5
M. Kundera, op. cit., s. 25.
6
Ibidem, s. 139.
7
W Kunderowskim opisie „myśli powieściowej” słychać echa zarówno dekonstrukcji: „[«Myśl powieściowa»] żłobi
szczeliny we wszystkich systemach idei, które nas otaczają”, jak i neopragmatyzmu spod znaku
R. Rorty’ego: „[«myśl powieściowa»] nie pragnie przekonywać, lecz (...) inspirować inną myśl, poruszać
myślenie”. Zob. Tegoż, Zdradzone testamenty, przeł. M. Bieńczyk, Warszawa 1996, s. 157-158. Bliskie prawdy
wydaje się również twierdzenie, że w swej praktyce pisarskiej Kundera utożsamia „myśl powieściową”
z nadrzędnym głosem narratora.
8
Ibidem, s. 90.
7
nigdy nie jest tym, kim myśli, że jest”
9
.
Skoro więc nie można w obiektywny sposób poznawać
rzeczywistości, nie powinno się (np. będąc autorem powieści) stwierdzać czegokolwiek z absolutną
pewnością, a tym bardziej formułować uniwersalnych praw.
Bachtin zwraca uwagę na etyczny wymiar głównej właściwości ego cogito – przemiany
innych podmiotów w przedmioty własnego poznania – i poddaje tę właściwość krytyce. Skoro
osobowość każdego człowieka zaznacza się tam, gdzie „człowiek wychodzi poza to wszystko,
w czym jest bytem urzeczowionym”
10
,
to chcąc poznać człowieka, nie można przemieniać
go w „bezsłowny obiekt poznania definiującego zaocznie i nieodwołalnie”
11
. Badacz afirmuje
zasadę: „Zaakceptować cudze «ja» nie jako przedmiot, lecz jako inny podmiot”
12
. Z tego powodu
jest bliski kręgowi myślicieli krytykujących oświeceniową teorię podmiotu jako filozoficzne
podwaliny dwudziestowiecznych totalitaryzmów. Główni przedstawiciele tego kręgu,
Max Horkheimer i Theodor Adorno, wywodzą genezę Holocaustu od analizy filozofii Immanuela
Kanta, udowadniając, że przedmioty poznania samoprzejrzystego podmiotu posiadają w zasadzie
tylko jedną właściwość – są „substratami posiadania”
13
. Dzieje się tak dlatego, że sąd filozoficzny
suwerennego podmiotu może się odnosić tylko do tego, co nowe, „a przecież nie poznaje niczego
nowego, bo stale powtarza tylko to, co rozum był już umieścił w przedmiocie”
14
. Odarcie jednostek
z podmiotowości rzutuje z kolei na to, że jednostki nie postrzegają siebie jako wartościowe same
w sobie, ale jedynie jako użyteczne (bądź bezużyteczne) dla systemu (podmiotu), który
je „posiada”. Swój sprzeciw wobec tych procesów zawiera Bachtin pośrednio w Problemach...,
wyrażając podziw dla autora Biesów jako pisarza, który ustanawia równość pomiędzy autorem
i bohaterami. Dostojewski zrywa więc z dotychczasową praktyką powieści realistycznej, w której
utożsamiany zazwyczaj z autorem narrator był nadrzędny wobec swych bohaterów. Opisywana
przez Bachtina, etyczna doniosłość rewolucji pisarskiej Dostojewskiego nabiera w Problemach...
również wymiaru politycznego. Trudno nie odnieść wrażenia, że pisane u schyłku
lat 20. w bolszewickiej Rosji zapiski Bachtina stanowią metaforyczną polemikę z rodzącym się
właśnie totalitaryzmem.
Etyczno-polityczny wymiar teorii polifonii jest obecny również u Kundery. Pisarz powiada:
powieść polifoniczna umiera, gdy rodzi się w świecie, „który nie jest jej światem”
15
. „Nie jest jej
światem” oznacza: nie kojarzy się z jakościami właściwymi estetyce polifonii,
tj. z wieloznacznością i antydogmatyzmem. System totalitarny wymusza powstawanie utworów
9
M. Kundera, Sztuka..., op. cit., s. 138.
10
Ibidem.
11
Ibidem, s. 89.
12
M. Bachtin, Problemy..., op. cit., s. 16.
13
M. Horkheimer, T. W. Adorno, Dialektyka oświecenia, z posłowiem M. Siemka, Warszawa 2010, s. 36.
14
Ibidem.
15
M. Kundera, Sztuka..., op. cit., s. 23.
8
tendencyjnych, jednoznacznych, użytkowych – inaczej mówiąc, pozostających na usługach
totalitarnej ideologii. Wszelkie utwory, które tej ideologii nie tłumaczą i jej nie legitymizują,
osłabiają jej zasięg. A skoro w świecie totalitarnym, poza cenzurą, wciąż powstają powieści
polifoniczne, to oznacza, że rewolucja totalitarna dokonała się jedynie w sferze polityczno-
gospodarczej, w sferze mentalnej zaś jest jedynie rewolucją postulowaną. Powstawanie powieści
polifonicznych po komunistycznej stronie „żelaznej kurtyny” (a więc istnienie popytu
na wieloznaczność i antydogmatyczność, które oferują powieści polifoniczne), jest dla Kundery
żywym dowodem na to, że rewolucja totalitarna to zjawisko nie tylko wymuszone, ale przede
wszystkim sztuczne. W istocie bowiem światoodczucie społeczeństwa, które żyje w systemie
komunistycznym, jest sprzeczne ze światoodczuciem, jakie powinno posiadać społeczeństwo
totalitarne. Zgodnie z tym założeniem czytanie i pisanie powieści polifonicznych urasta do rangi
prywatnego buntu wobec politycznej rzeczywistości.
2.
Koncepcja Bachtina a powieść ideologiczna
Zdaniem Bachtina polifonia w powieści Dostojewskiego przejawia się nie tyle w chęci
przedstawienia i wyczerpania tematu, który obrał sobie pisarz, co w ukazaniu jego złożoności
i niejednoznaczności. A tematem powieści Dostojewskiego niezmiennie jest człowiek. Nie należy
jednak utożsamiać człowieka z typem czy charakterem. Człowiek jest dla Bachtina osobnym
punktem widzenia, a punkt widzenia tożsamy jest z ideologiczną postawą człowieka wobec
świata
16
. Aby poznać tę postawę, nie można definiować człowieka za pomocą naszych słów,
ponieważ jest to równoznaczne z uprzedmiotowieniem go. A uprzedmiotowienie nie odkrywa
pełnego obrazu innego człowieka, ale jego obraz przepuszczony przez filtr cudzych wyobrażeń
o świecie, cudzego idiolektu, cudzych poglądów itd. Krótko mówiąc, odkrywa obraz fałszywy.
Każdy podmiot, a takim jest również narrator powieści homofonicznej, posiada własną
ideologiczną postawę wobec świata, zatem inne postawy ideologiczne (ucieleśnione przez
bohaterów powieści) zawsze będą włączone w jego, narratora, ideologiczny obraz świata. Poznanie
powieści homofonicznej umożliwia więc poznanie tylko jednej postawy ideologicznej wobec
świata – postawy narratora.
Natomiast powieść Dostojewskiego odkrywa nową drogę poznania człowieka, poznania na
drodze dialogowego wnikania
17
. Narrator osobowy Dostojewskiego nie podejmuje próby określenia
bohaterów za pomocą „wyrazistych, naocznie sugestywnych, ostatecznie definiujących słów
16
M. Bachtin, Problemy..., op. cit., s. 62.
17
Ibidem, s. 90.
9
odautorskich”.
18
Zniesiona zostaje relacja nadrzędno-podrzędna, narrator nie mówi o bohaterach,
ale z bohaterami
19
. Styl jego wypowiedzi jest możliwie bezbarwny, protokolarny, a za każdym
razem, gdy przybiera ostrzejszy ton, zaczepnie zwraca się w kierunku bohaterów, prowokując ich
do określenia się i zajęcia własnego stanowiska w danej sprawie
20
.
Dialogowe napięcie widoczne jest również w powieściach bez narratora osobowego. Wtedy
ujawnia się w monologach bohaterów. Bohaterowie nie myślą o danej sprawie, ale rozmawiają
z nią
21
, co wnosi relację współrzędności. Rozważają cudze punkty widzenia na swój temat („cudze
słowa” o nich, jak mówi Bachtin) i wdają się z nimi w polemikę
22
. Ani na moment nie tracą
dialektycznego usposobienia. Nigdy też nie istnieją sami dla siebie, zawsze bowiem aktywują się
w relacjach z innymi bohaterami
23
. Wyjątkowość ich punktu widzenia konstytuują różnice z innymi
punktami widzenia, dlatego, by odsłonić swą podmiotowość, przeglądają się w cudzych
świadomościach niczym w lustrach
24
. Wreszcie, co najważniejsze, bohaterowie Dostojewskiego
są świadomi siebie, to do nich należy ostatnie słowo o nich samych. Nie podejmują jednak próby
samookreślenia, ponieważ dostrzegają brak dopełnienia, podsumowania i rozstrzygnięcia
25
.
Bardzo istotną cechą powieści jest również konstrukcja fabuły, gdyż pozostaje ona w ścisłej
relacji z koncepcją bohatera. Bachtin zauważa, że utwory Dostojewskiego posiadają fabułę
powieści przygodowej, tzn. takiej, która stawia bohatera w „sytuacji wyjątkowej, prowokującej
go i zmuszającej do samowypowiedzenia”
26
. Sytuacje przygodowe są najbardziej uniwersalne,
ponieważ może się w nich znaleźć każdy człowiek, niezależnie od pochodzenia, koloru skóry, skali
zamożności czy wyznawanych poglądów. Sytuacja przygodowa zawsze ujawnia postawę
konkretnego człowieka, a nie uwarunkowanego psychologicznie czy społecznie charakteru bądź
typu.
Drugą ważną inspiracją powieści polifonicznej jest satyra menippejska, a zwłaszcza
występujące w niej swoboda fabularna oraz elementy fantastyczne. Jak zauważa Bachtin, te właśnie
cechy umożliwiają konstrukcję sytuacji wyjątkowych, w których wypróbowywane są
idee-prawdy
27
. Przy czym badacz dodaje: Dostojewski nie pragnął ukazać idei w człowieku, idea
była tylko medium, w którym świadomość człowieka „odsłaniała swoją najgłębszą istotę”
28
.
A to właśnie świadomość człowieka jest właściwym przedmiotem poznania powieści ideologicznej.
18
Ibidem, s. 62.
19
Ibidem, s. 97.
20
Ibidem, s. 343-344.
21
Ibidem, s. 359.
22
Ibidem.
23
Ibidem, s. 50-51.
24
Ibidem, s. 80.
25
Ibidem, s. 81.
26
Ibidem, s. 162.
27
Ibidem, s. 175-176.
28
Ibidem, s. 50.
10
3.
Koncepcja Kundery a powieść egzystencjalna
Inaczej funkcjonowanie powieściowej polifonii widzi Kundera. Dla niego efekt polifoniczny
zapewnia „względna niezależność”, równoczesność i niepodzielność powieściowych głosów. Czym
jednak są te głosy?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba najpierw poczynić pewną uwagę. Kundera traktuje
polifonię jako właściwość niektórych powieści nowożytnych, od Don Kichota począwszy. Przy
czym w jego rozważaniach łatwo dostrzec założenie, że polifonia dojrzewała wraz z rozwojem
powieści nowożytnej. Jej zalążki można odnaleźć u Cervantesa, rozwinięcie – w angielskiej
i francuskiej powieści XVIII-wiecznej (którą Kundera nazywa „powieścią przedbalzakowską”),
następnie – w powieści realizmu psychologicznego (tu najczęściej wymienia Tołstoja,
Dostojewskiego, Prousta i Joyce’a), a pełną formę – w nawiązującej do okresu
przedbalzakowskiego powieści egzystencjalnej (reprezentują ją F. Kafka, R. Musil, H. Broch,
W. Gombrowicz czy sam Kundera). Z tego względu Kundera najwięcej miejsca poświęca analizom
powieści egzystencjalnych, w których polifonia osiąga, według niego, najwyższą formę, a na
przykładzie powieści wcześniejszych próbuje ukazać poszczególne etapy rozwoju powieści
i powieściowej polifonii. Można wręcz powiedzieć, że poprzez analizę powieści wcześniejszych
Kundera tłumaczy zjawiska występujące w nowoczesnej powieści egzystencjalnej.
Tak zatem w powieściach z XVII i XVIII wieku polifonii sensu stricto nie ma, ale można
w nich zauważyć silną tendencją odchodzenia od kompozycji jednoliniowej. Wprawdzie podróż
Don Kichota jest przedstawiona linearnie, ale linearność ta ulega pewnemu zaburzeniu, gdy „błędny
rycerz” spotyka inne postacie, które opowiadają mu swoje historie
29
. Szkatułkowość powieści
XVII- i XVIII-wiecznej byłaby zatem swoistym „zalążkiem” polifonii.
Również powieść XIX-wieczna nazwana jest przez Kunderę polifoniczną jedynie „z braku
lepszych pojęć”, aby zasygnalizować, że we właściwy sobie sposób próbuje ona wykroczyć poza
kompozycję jednoliniową
30
. Autor Żartu stwierdza, że „krok dalej” w rozwoju powieściowej
polifonii znajdują się Lunatycy Brocha, ponieważ tam poszczególne wątki nie są, jak w Biesach,
jednolite gatunkowo. Broch wykorzystuje bowiem nie tylko gatunek powieści, ale również nowelę,
reportaż, poemat i esej; wszystkie te gatunki funkcjonują w Lunatykach na równych prawach
31
.
29
M. Kundera, Sztuka..., op. cit., s. 69.
30
Ibidem, s. 70.
31
Ibidem.
11
Synkretyzm gatunkowy (o ile spełnia zasady niezależności, równoczesności i niepodzielności)
potęguje wrażenie polifonii. Im bardziej powieść przypomina „spotkanie maszyny do szycia
z parasolem” (a więc łączy nieprzystawalne, zdawałoby się, wątki), tym mocniej wybrzmiewa
w niej polifonia. Aby jednak było to możliwe – mówi Kundera – wszystkie wątki muszą na własny
sposób rozwijać ten sam temat, a wyrzucenie jakiegokolwiek wątku nie ma być możliwe.
Odzwierciedlenie tego założenia można odnaleźć w powieściach samego Kundery. Dając przykład
swej Księgi śmiechu i zapomnienia, pisarz instruuje: „Części (...) nie mogą istnieć samodzielnie;
oświetlają się one i wzajemnie tłumaczą, skupione nad jednym tematem”
32
.
Tematem powieści egzystencjalnej (w której – według czeskiego pisarza – polifonia
realizuje się najpełniej) nie jest ani badanie charakterów, jak w powieści realizmu
psychologicznego, ani badanie człowieka, jak w powieści ideologicznej Dostojewskiego. Powieść
bada „istotę problematyki egzystencjalnej” swoich bohaterów
33
. Kundera w żadnym miejscu
dokładnie nie tłumaczy, co rozumie przez „problematykę egzystencjalną”. Można to jednak
wywnioskować na podstawie przykładu, który podaje pisarz, gdy chce pokazać, jak tworzy swoich
bohaterów. Najpierw określa ich ogólną postawę życiową, a później przechodzi do opisu
szczegółowych cech. Jako przykład postawy egzystencjalnej Kundera podaje buntownictwo.
34
Niezależnie od tego, w jakiej sytuacji życiowej znajdzie się bohater, jego zachowanie będzie
podległe nadrzędnej zasadzie buntu. Badanie „istoty problematyki egzystencjalnej” byłoby zatem
badaniem, jak w danej sytuacji życiowej zachowa się człowiek o określonej postawie wobec życia
(powieść egzystencjalna mogłaby zatem poszukiwać odpowiedzi na przykładowe pytanie,
jak zachowuje się buntownik, gdy w jego ojczyźnie za bunt grozi kara śmierci).
Rodzi się wątpliwość: kto i w jaki sposób bada „istotę problematyki egzystencjalnej”
bohaterów? Otóż bada ją autor powieści (Kundera unika określenia „narrator”). Jest do tego
uprawniony, ponieważ jego bohaterowie stanowią jego wyobraźniowe „ja” – nieurzeczywistnione
możliwości jego egzystencji
35
. Bohaterowie zostali stworzeni po to, by autor mógł zgłębić inne,
potencjalne jej wymiary (z tego względu Kundera nazywa swoje postacie: „doświadczalnymi ego”).
Przy czym w równym stopniu bohaterowie powieści egzystencjalnej urzeczywistniają potencjalne
możliwości autora, jak i wszystkich ludzi i w tym punkcie realizuje się postulat epistemologicznej
roli powieści.
Pozornie metoda badawcza jest bardzo prosta: autor mówi wprost o swoich bohaterach;
próbuje zrozumieć ich sytuację i („autorytarnie”, powiedziałby Bachtin) zdefiniować ją. Może
to zrobić, bo w granicach powieści jego wypowiedź nie będzie przypominać refleksji naukowca czy
32
Ibidem, s. 71.
33
Ibidem, s. 37.
34
Tegoż, Zasłona. Esej w siedmiu częściach, przeł. M. Bieńczyk, Warszawa 2006, s. 83.
35
Tegoż, Sztuka..., op. cit., s. 35.
12
filozofa; głos autora zawsze będzie „skrajnie niezależny od wszelkiego narzuconego systemu
idei”
36
. Co więcej, musi to robić, ponieważ jego bohaterowie zazwyczaj nie są świadomi siebie
i nie potrafią określić swojej sytuacji. Autor przyjmuje wobec nich postawę badacza hermeneuty:
próbuje ich zrozumieć lepiej niż oni sami siebie. Postacie są materiałem badawczym dla autora –
interpretatora egzystencji, ale są także „bytami samodzielnymi, zrodzonymi z własnej moralności,
z własnych praw”
37
.
Jak więc widać, celem powieści egzystencjalnej nie jest dotarcie do (subiektywnej)
świadomości bohaterów, ale do ich (obiektywnej) sytuacji życiowej. W tym wymiarze nie ma
zatem miejsca na współrzędność, autor takiej powieści pozostaje w nadrzędnej pozycji badacza,
jego bohaterowie zaś – w podrzędnej pozycji materiału badawczego
38
. Uwidaczniają to zresztą
podstawowe zabiegi stosowane przez autora: użycie metafor pełniących rolę definicji
fenomenologicznych (próbujących uchwycić sens danej sytuacji, a nie – jak w przypadku metafor
lirycznych – usiłujących stworzyć wizualny obraz tej sytuacji)
39
oraz konstruowanie sytuacji
nierealistycznych w sensie prawdopodobieństwa zdarzeń (za to prawdopodobnych pod względem
egzystencjalnym)
40
.
Wszystkie te zabiegi stawiają autora powieści egzystencjalnej w roli fenomenologicznie
pojętego podmiotu poznającego, który pragnie dotrzeć do istoty przedmiotów swojego poznania. To
autor (nie bohaterowie) jest w centrum powieści, a polifonia nie kryje się w jego relacji
z bohaterami (ponieważ relacja ta nie odpowiada wymogowi współrzędności), lecz w jego stosunku
do samego siebie i do świata. Jest to postawa pełna nieufności wobec własnych sądów i niewiary
w istnienie jednej prawdy. Sądy autorskie niejednokrotnie utrzymywane są w tonacji ironicznej,
a nawet gdy wydają się wygłoszone serio, dalekie są od żarliwości, osłabiają je bowiem nieustanne
gry prowadzone z czytelnikiem
41
. Za każdym razem autor próbuje dotrzeć do istoty jakiejś sytuacji;
próbuje zrozumieć inny, mniej lub bardziej urzeczywistniony, model egzystencji.
Świat powieściowy jest pluralistyczny. Prawd jest tyle, ile bohaterów. Autor nie próbuje
rozstrzygać sprzeczności wynikłych z różnych postaw wobec świata. Afirmuje wielość prawd.
Nie ocenia żadnej z nich, raczej przypatruje się im, zgłębia je i na swój sposób testuje. Wiąże się
36
Tegoż, Zasłona..., op. cit., s. 68.
37
Tegoż, Zdradzone..., op. cit., s. 13.
38
Ten punkt teorii Kundery jest dyskusyjny. Można bowiem udowodnić, że autor (Milan Kundera) tylko pozornie
góruje nad swoimi bohaterami, a naprawdę – w ramach powieści – jest jednym z nich. Nie ma związku pomiędzy
Milanem Kunderą – empirycznie pojmowanym autorem fikcji, a Milanem Kunderą – autorem w świecie fikcji. Sądy
Milana Kundery zawarte w powieści są więc sądami bohatera fikcji o innych bohaterach fikcji. Takie założenie
byłoby bliskie idei polifonii, Kundera nie bierze go jednak pod uwagę i polifonii doszukuje się w innych wymiarach
powieści.
39
M. Kundera, Zdradzone..., op. cit., s. 96-97.
40
Tegoż, Sztuka..., op. cit., s. 44-45.
41
O funkcji ludycznej w twórczości Kundery więcej pisze Z. Mitosek. Zob. Z. Mitosek, Poznanie (w) powieści,
Universitas 2003, s. 320-322.
13
to z jego naczelną, powieściopisarską zasadą: u podstaw pisania powieści nie może leżeć żadne
założenie (np. natury moralnej), które powieść miałaby zobrazować i udowodnić
42
. Powieściopisarz
próbuje dotrzeć do istoty różnych zjawisk, ale jest świadomy swoich ograniczeń, dlatego nie liczy
na odkrycie uniwersalnych prawd.
„Błazeńska” postawa pisarza jest koherentna z formalną konstrukcją powieści, a więc
z opisywanym wyżej zgłębianiem jednego tematu z wielu różnych, wzajemnie się dopełniających
perspektyw. Bohaterowie o różnych postawach wobec świata postawieni są przed tym samym
problemem. Powieść nie daje odpowiedzi, która postawa jest właściwsza, a tym bardziej: która
postawa jest bliższa autorowi. Postawy te nie poddają się wartościowaniu, nie ma bowiem
obiektywnych kryteriów ich oceny.
4.
Podstawowe rozdźwięki. Metalingwistyka a metafikcja
Zarówno Bachtin, jak i Kundera zgodnie stwierdzają, iż polifonia nie dąży do obiektywnego
przedstawienia danego tematu, ale do ukazania go z wielu perspektyw i przez to –
uwieloznacznienia go. Opisywane przez nich powieści ideologiczna i egzystencjalna w równym
stopniu sprzeciwiają się dominującej tradycji realizmu psychologicznego, nie zajmują się bowiem
badaniem usytuowanych społecznie i psychologicznie charakterów ludzkich. Głębi ludzkiej natury
doszukują się w postawie człowieka wobec świata. Znajduje to przełożenie na swobodną, nierzadko
opartą na związkach asocjacyjnych konstrukcję powieści, która rezygnuje z postulatu
prawdopodobieństwa zdarzeń. Jednak polifonię Bachtin widzi w nieustannym ścieraniu się
przeciwstawnych
perspektyw-idei,
które
niejako
ucieleśniają
bohaterowie
powieści
Dostojewskiego, Kundera zaś – w ich samodzielnym, niezależnym od siebie trwaniu. Obecność
nadrzędnego wobec bohaterów narratora (autora) jest dla Bachtina zagrożeniem dla polifonii, a dla
Kundery – osią konstrukcyjną powieści polifonicznej. Czeski pisarz nie zakłada, że poznawanie
„samodzielnych bytów”, jakimi są bohaterowie za pośrednictwem osobowego autora wpływa na
homofonizację powieści, ponieważ poznający autor nie musi mieć na celu podzielenia
i zaszufladkowania bohaterów, ale pełne empatii zrozumienie postawy każdego z nich. Możliwość
polifonicznej współrzędności Kundera odnajduje również pomiędzy wątkami powieściowymi
i przywoływanymi gatunkami, ponieważ dla niego polifonia w tym samym stopniu może
42
O „pewnym moralnym założeniu” mówi Kundera w odniesieniu do Don Kichota. Na pytanie, o czym jest powieść
Cervantesa, pisarz odpowiada: „Niektórzy skłonni są dostrzec w tej powieści racjonalistyczną krytykę mętnego
idealizmu Don Kichota. Inni widzą w niej upojną pochwałę tegoż idealizmu. Obie interpretacje są błędne, gdyż
doszukują się u podstaw powieści nie zapytań, lecz pewnego moralnego założenia”. Zob. M. Kundera, Sztuka...,
op. cit., s. 16.
14
manifestować się w ideologicznym aspekcie powieści (przedstawienie różnych postaw wobec
świata i brak wartościowania tych postaw), co w aspekcie estetycznym (łączenie w spójną całość
jak najodleglejszych od siebie jakości -– gatunków i konwencji literackich) oraz w fabularnym
wymiarze powieści (przeplatanie kilku wątków w ramach jednego utworu).
Bachtin powołuje w swej pracy metalingwistykę, za pomocą której proponuje badać
nowoczesne powieści, w tym powieści Dostojewskiego. W odróżnieniu od zajmującej się badaniem
zróżnicowania stylistycznego wypowiedzi lingwistyki, metalingwistyka bada stosunki dialogowe
zachodzące pomiędzy wypowiedziami
43
, Dialog w tym rozumieniu jest „wymianą personalnych
punktów widzenia i spotkaniem języków – światopoglądów”
44
. Uczony nie kryje, że lingwistyka
jest narzędziem adekwatnym do badania tradycyjnych powieści, które za pomocą abstrakcyjnej
normy, jaką jest język literacki, opisywały wielojęzyczne społeczeństwo; lingwistyka nadaje się
więc do badania powieści wyłącznie homofonicznych
45
. Nie zdaje natomiast egzaminu w wypadku
opisu powieści polifonicznych. Paradoksalnie okazuje się, że właściwe powieściom
homofonicznym wysokie zróżnicowanie stylistyczne wypowiedzi bohaterów nie czyni z nich
niezależnych podmiotów. „Im wyższy stopień uprzedmiotowienia postaci, tym wyraziściej zostaje
zaakcentowany odrębny styl jej mowy”
46
, powiada Bachtin. O prawdziwej podmiotowości postaci
literackiej można mówić wtedy, gdy za wypowiadanymi przez nią słowami będzie się krył
autonomiczny światopogląd. Jak pisze Z. Mitosek:
Cechą charakterystyczną powieści Dostojewskiego jest nie tyle wielość języków, co wielość pozycji
osobowych
–
głosów. Wprowadzenie cudzych stylów, prezentacja bohaterów za pomocą
urzeczowionych obrazów języków nie oznacza jeszcze, że postacie uzyskują pozycję podmiotową
równą autorowi. Przeciwnie, w parodii i stylizacji mamy do czynienia z podporządkowaniem ich
intencji autora. (...) Dialog równorzędny może zaistnieć tam, gdzie różnicy stylów towarzyszy
znacząca różnica idei, gdzie bohaterowie posiadają świadomość pełnoprawnych podmiotów, a nie
urzeczowionych języków
47
.
W jaki natomiast sposób ocenić, czy bohaterowie posiadają świadomość pełnoprawnych
podmiotów? Otóż można to poznać po tym, że za ich wypowiedziami nie kryją się „abstrakcyjne,
filozoficzne światopoglądy, ale (...) wizje świata ściśle związane z osobowością człowieka
i przeciwstawiające tego człowieka innym osobnikom
48
.
Aby nie pozostać gołosłownym, Bachtin bada metodą metalingwistyczną powieści
43
M. Bachtin, Słowo w dziele Dostojewskiego, [w:] Poetyka, t. 2, pod red. D. Ulickiej, Warszawa 2000, s. 109.
44
Z. Mitosek, Teorie badań literackich, Warszawa 1983., s. 325.
45
Por. ibidem, s. 327.
46
M. Bachtin, op. cit., s. 109.
47
Z. Mitosek, op. cit., s. 328.
48
Ibidem, s. 329.
15
Dostojewskiego. Za największe osiągnięcie autora Biesów uważa wprowadzenie na szeroką skalę
słów dwugłosowych, to znaczy takich, które są jednocześnie skierowane na przedmiot i na słowo
cudze o tym przedmiocie. W najbardziej cenionej przez Bachtina formie, „ukrytej polemice”, słowo
cudze jest obecnie jedynie w formie implikacji. Słowo autora jest skierowane w stronę słowa
cudzego i odpowiada na nie, przez co słowo cudze znacząco wpływa na strukturę wypowiedzi
49
.
W efekcie to, co ze stylistycznego (lingwistycznego) punktu widzenia jest monologiem,
z perspektywy metalingwistycznej jawi się jako dialog, tj. wymiana myśli. To, że słowo cudze nie
jest przytoczone wprost w wypowiedzi ma dla Bachtina bardzo doniosłe znaczenie, ponieważ autor
nie może nim manipulować i jego słowo ma równorzędny status wobec słowa cudzego. Kiedy
bowiem – jak w wypadku stylizacji i parodii – słowo cudze jest przytoczone wprost, staje się
„całkowicie bierne i bezbronne w rękach narratora”
50
, w „ukrytej polemice” zaś „aktywnie
oddziałuje na mowę autorską i zmusza ją, by pod jej wpływem odpowiednio się zmieniała”
51
.
W swej analizie Bachtin nie wykorzystuje potencjału metody metalingwistycznej.
Gdy uczony pisze o parodii, zauważa, że można parodiować styl jako wyraz konwencji, jak również
społecznie typowy lub indywidualnie charakterystyczny sposób patrzenia, mówienia i myślenia
52
.
Skupiając się wyłącznie na twórczości Dostojewskiego, Bachtin raczej nie poszukuje praktycznych
realizacji tych konceptów. Tymczasem wydaje się, że to właśnie one w dużej mierze towarzyszyły
ewolucji sztuki powieściowej w XX wieku. Definiując właściwe współczesnym powieściom
autorefleksyjnym (do nich, jak pokaże dalsza analiza, można zaliczyć twórczość Kundery)
metawypowiedzi, W. Browarny wyróżnia jawne lub implikowane odniesienia do innego utworu lub
kategorii literackiej, jak fabuła, styl czy konwencja
53
. Jest to, w przeciwieństwie do odniesienia
mimetycznego (gdzie mamy do czynienia z przemawianiem głosem postaci bez ukrywania ich
tożsamości), odniesienie typu diegetycznego (pytanie o sposób naśladowania przez narrację)
54
.
Wprawdzie sam fakt obecności odniesienia diegetycznego w powieści nie czyni jej jeszcze
powieścią autorefleksyjną (o niej można mówić dopiero wtedy, gdy takie odniesienie podkreśla
fikcyjność i językowość dzieła literackiego, „problematyzując jego stosunek do rzeczywistości”
55
),
niemniej jednak ograniczenie się do badania „ukrytych polemik” ideowych i pominięcie pytań
diegetycznych w prozie Dostojewskiego zuboża perspektywę analityczną. Dobrze pokazuje to
przykład powieści balzakowskiej, która jest negatywnym punktem odniesienia zarówno dla
Bachtina, jak i dla Kundery. Bachtin widzi w niej próbę totalizacji wielojęzycznego społeczeństwa
49
M. Bachtin, op.cit., s. 124.
50
Ibidem, s. 127.
51
Ibidem.
52
Ibidem, s. 123.
53
W. Browarny, Opowieści niedyskretne. Formy autorefleksyjne w prozie polskiej lat dziewięćdziesiątych, Wrocław
2002, s. 11-12.
54
Ibidem, s. 22.
55
Ibidem, s. 11.
16
w obrębie jednego, nadrzędnego języka literackiego, a źródłem problemu jest dla niego obecność
nadrzędnego narratora, który urzeczowia swoich bohaterów. Kundera również dostrzega
w powieści balzakowskiej nieodpowiadające mu dogmatyzm i jednomyślność, ale gdzie indziej
postrzega przyczynę – powieść balzakowska funkcjonuje dla niego, jak się zdaje, przede wszystkim
jako konwencja, w którą wpisana jest ściśle określona ideologia. Kiedy autor Nieznośnej lekkości
bytu naśladuje (parodiuje) w swojej twórczości powieść balzakowską, robi to po to, by,
po pierwsze, ujawnić konwencjonalność tworu, jakim jest „powieść balzakowska” i, po drugie,
by ukazać, że „konwencja realistyczna jest nie tyle metodą, co ideologią”
56
. W ten sposób ujawnia
swój dystans „nie wobec rzeczywistości, ale wobec opresyjnych i arbitralnych schematów
mówienia i myślenia o rzeczywistości”
57
.
Na tym zasadza się podstawowa różnica pomiędzy ujęciami Bachtina i Kundery.
W odróżnieniu od Kundery Bachtin zakłada, że fikcja reprezentuje rzeczywistość. Kiedy badacz
krytykuje opisywanie wielojęzycznego społeczeństwa za pomocą totalizującego języka literackiego,
apriorycznie uznaje, że rzeczywistość jest uprzednia wobec jej reprezentacji
58
. Tego
fundamentalnego założenia zdaje się nie podzielać Kundera. Jako twórca form autorefleksyjnych
(a ściślej: jej odmiany, metafikcji), Kundera wychodzi z założenia, że świat przedstawiony nie
istnieje przed tekstem, ale wraz z nim się staje
59
. Dla niego zatem tekst nie tyle odsłania, ujawnia
czy odkrywa rzeczywistość, ale konstruuje ją przez sam akt przedstawienia
60
. Jak pisze
R. Federman, surfikcja (inne określenie metafikcji, którą uprawia Kundera) „nie tyle naśladuje
56
Jak pisze W. Browarny, wąskie rozumienie realizmu, kojarzące się z powieściami Balzaka, opiera się na
niewysłowionym założeniu, że „konstruowanie świata przedstawionego w dziele realistycznym jest rekonstrukcją
światopoglądu mieszczańskiego (...) a nie werystycznym odwzorowaniem rzeczywistości faktycznej”. Ibidem, s. 41-
43.
57
Ibidem, s. 25. Posiadanie takiego dystansu badacz przypisuje twórcom literatury autorefleksyjnej.
58
W przedmowie do Mimesis Auerbacha M. P. Markowski odnosi się do dwóch prac: D. Caroll, Mimesis
Reconsidered: Literature - History - Ideology, „Discritics” vol. 5, nr 2 (Summer 1975) oraz G. Gebauer i C. Wulf,
Mimesis. Culture, Art, Society, translated by D. Renau (Berkeley: California University Press, 1995), w których
dokonano rekonstrukcji podobnej metafizycznej tezy u Auerbacha. Zob. M. P. Markowski, Rozumna rzeczywistość.
Wprowadzenie do lektury Ericha Auerbacha, [w:] E. Auerbach, Mimesis. Rzeczywistość przedstawiona w literaturze
Zachodu, przeł. i przedm. opatrz. Z. Żabicki, przedm. do drugiego wyd. M. P. Markowski, 2004, s. VII. O ile jednak
w Problemach... Bachtin nie wyraża wprost swojego stosunku do mimetyzmu i można się go jedynie domyślać, o
tyle w kolejnych pracach uczonego odnajdziemy potwierdzenie wyrażonej tutaj tezy. Odrębność (i współzależność)
świata przedstawionego i fikcji powieściowej zakłada koncepcja homologii strukturalnej, zgodnie z którą struktura
powieści jest analogiczna do struktury świata. O homologii strukturalnej więcej pisze S. Balbus we wstępie do
Twórczości Franiciszka Rabelais’go. Zob. S. Balbus, Propozycje metodologiczne Michała Bachtina, [w:]
M. Bachtin, Twórczość Franciszka Rabelais’go, przeł. A. i A. Goreniowie, Kraków 1975, s. 16. Najdobitniej swoje
przekonanie wyraża Bachtin w jednej z ostatnich prac: „między przedstawiającym światem realnym a światem
przedstawionym w utworze przebiega ostra i zasadnicza granica”, zob. M. Bachtin, Formy czasu i czasoprzestrzeni
w powieści, [w:] tegoż, Problemy literatury i estetyki, przeł. W. Grajewski, Warszawa 1982, s. 482. Rosyjski badacz
bez wątpienia podpisałby się również pod (sformułowaną przez M. P. Markowskiego) tezą Auerbacha, iż
„samozwrotny język literacki (...), jak i jednostkowe poglądy (zwane przez Auerbacha ideologią) zaciemniają
prawdziwy kształt rzeczywistości i powinny być usunięte”. Zob. M. P. Markowski, op. cit., s. VII.
59
Por. Z. Mitosek, Poznanie (w) powieści, op. cit., s. 328.
60
Zob. M. P. Markowski, op. cit., s. VII.
17
rzeczywistość, ile ujawnia jej fikcyjność”
61
. Zgodnie z tym założeniem literatura jest fikcją fikcji;
surfikcja zaś to literatura świadoma tego statusu i traktująca tak zwany świat rzeczywisty jako inną
– równorzędną – rzeczywistość.
62
Odmienny stosunek do statusu literatury (i rzeczywistości) wiąże się z zainteresowaniem
odmiennym typem powieści. Bachtin zajmuje się realistycznymi powieściami Dostojewskiego,
Kunderę zaś najbardziej interesują nierealistyczne powieści postmodernistyczne, których dobrym
przykładem są jego własne utwory
63
. Celem niniejszej pracy jest zbadanie, w jakim stopniu opisy
powieściowej polifonii Bachtina i Kundery poddają się uniwersalizacji, a w jakim stanowią jedynie
rzetelną interpretację pewnego typu powieści. Aby odpowiedzieć na to pytanie, zastosuję ich
metody do badania tekstów, z myślą o których nie powstały. Najpierw, za pomocą aparatu
Bachtinowskiego poddam analizie Księgę śmiechu i zapomnienia Kundery, następnie, przy
wykorzystaniu metody Kundery, pochylę się nad Biesami Fiodora Dostojewskiego.
II.
PRAKTYCZNE ZASTOSOWANIE UJĘCIA BACHTINA NA
PRZYKŁADZIE ANALIZY KSIĘGI ŚMIECHU I ZAPOMNIENIA KUNDERY
61
R. Federman, Surfikcja – cztery propozycje w formie wstępu, [w:] Nowa proza amerykańska. Szkice krytyczne,
wybrał, opracował i wstępem opatrzył Z. Lewicki, Warszawa 1983, s. 421.
62
Por. „Pisanie miałoby bowiem polegać na tworzeniu znaczeń, a nie ich odtwarzaniu (...). Proza (...) miałaby być
dziedziną odrębną, autonomiczną w stosunku do rzeczywistości”, Ibidem, s. 423-425.
63
Istnieją koncepcje mówiące o tym, że zainteresowane ontologicznym wymiarem rzeczywistości i literatury powieści
postmodernistyczne realizują mimetyczny postulat realizmu w tym sensie, że zawarte w nich wątki autotematyczne
(szerzej: autorefleksyjne) stanowią m.in. realistyczną opowieść o akcie tworzenia powieści. Ponadto, „realizm
pojęty w duchu autorefleksyjnej reprezentacji polegałby na odkrywaniu i problematyzowaniu funkcjonujących w
literaturze konwencji myślowych i językowych, a zatem autentycznych sposobów naszego postrzegania, rozumienia
i przedstawiania świata”, por. W. Browarny, op. cit., s. 12. Tak pojęty realizm wyrasta z przekonania, które o wiele
wcześniej wyraził Auerbach: „naśladowanie rzeczywistości jest naśladowaniem zmysłowego doświadczenia
ziemskiej egzystencji”, zob. E. Auerbach, op. cit., s. 196. Literatura, która jest pełna ontologicznych wątpliwości,
która nie wierzy w referencjalną moc języka i która pod znakiem zapytania stawia realność rzeczywistości imituje
światoodczucie społeczeństwa ponowoczesnego. Skoro rzeczywistość jest przez społeczeństwo odczuwana jako
fikcja, można powiedzieć, że literatura staje się fikcją. Takie ujęcie prowadzi jednak do paradoksu, który celnie
opisuje G. Graff: „Od starożytnego poglądu, że fikcja literacka ilustruje prawdy ogólne, doszliśmy do mniemania,
że fikcja literacka ilustruje fikcję. Lecz odkrywszy w międzyczasie, że sama rzeczywistość jest fikcją, stwierdzamy
ponownie, że ilustrując fikcję, fikcja literacka odsłania prawdę. W sposób paradoksalny i ulotny teoria mimetyczna
pozostaje żywa. Literatura dzierży zwierciadło, w którym odbija się nierzeczywistość”. Zob. G. Graff, Jak nie
należy mówić o fikcji, przeł. G. Cendrowska. „Pamiętnik literacki” LXXIV 1983 z. 3, s. 384. Przychylam się do
opinii B. Owczarka, który udowadnia, że „rewolucja” postmodernizmu nie polegała na radykalnym zerwaniu z
mimesis, ponieważ literatura zawsze wyraża czyjeś światoodczucie, choćby to było światoodczucie jedynie jej
autora, i zawsze przedstawia pewien obraz świata. Jak pisze Owczarek: „Gdyby (...) rozważyć wątpliwości i
argumenty teoretyków postmodernizmu głębiej i spokojniej, okazałoby się, że kryzys narracji nie polega na
wyeliminowaniu opowieści, ale raczej na odsłonięciu niewystarczalności i ograniczeń jej dominujących strategii:
jednolitości narracji, skończoności fabuły, ideologii epickich, wszechwiedzy autora (...)”. Zob. B. Owczarek, op.
cit., s. 197. Z tego względu pozostaję przy tezie, że choć twórczość Kundery nieustannie odwołuje się do konwencji
powieści realistycznej i prowadzi z nią gry, realistyczna (w tradycyjnym rozumieniu) nie jest.
18
1.
Gry z konwencjami realizmu
Naczelnym punktem ujęcia Bachtina jest, jak się zdaje, kwestia relacji pomiędzy narratorem
a pozostałymi bohaterami. Co istotne, badacz używa pojęć „narrator” i „autor” wymiennie. Oznacza
to, że opowiadacz fabuły i empiryczny twórca dzieła, który (jak każdy podmiot) jest wyrazicielem
określonej ideologii, są w teorii badacza utożsamieni. Z tego względu w nadrzędności narratora
w stosunku do bohaterów powieści Bachtin widzi zagrożenie dla polifonii. „Zaoczne”
i „nieodwołalne” definiowanie bohaterów, autorytarne komentowanie ich sytuacji oraz
wszechwiedza narratora wiążą się nierozerwalnie z przedstawieniem w powieści stanowiska
ideologicznego jedynie empirycznie pojmowanego autora powieści. W swej praktyce
krytycznoliterackiej badacz nie uwzględnia jednak świadomego, ironicznego posługiwania się
konwencjami homofonicznymi po to właśnie, aby uwydatnić ich konwencjonalność. Uwzględnienie
istnienia metapoziomu w powieści Kundery sprawia, że nie sposób mówić homofoniczności Księgi
śmiechu i zapomnienia, wszak homofoniczne są jedynie przywoływane w niej konwencje.
1.
Najlepiej pokaże to analiza samej powieści. Stracone listy to tytuł pierwszego spośród
siedmiu rozdziałów składających się na Księgę śmiechu i zapomnienia. Rozdział podzielony jest na
dziewiętnaście krótkich części. Już w pierwszym rozdziale swojej książki Kundera wykorzystuje
cały arsenał narracyjnych strategii, umiejętnie wodząc czytelnika za nos. Straconych listów nie
sposób czytać z zapartym tchem – czytelnicza percepcja jest na każdym kroku dezautomatyzowana
przez żonglowanie konwencjami i zmianę perspektyw przedstawiania wydarzeń.
Pierwszy rozdział powieści otwiera krótka część 1. Czytelnik ma do czynienia z narracją
o charakterze bezosobowym i bezstronnym, przypominającą relację historiograficzną. To rodzaj
nakreślenia historyczno-ideowego tła wydarzeń, które – jak wypada sądzić – będą przedstawione w
ramach właściwej akcji powieści. Dowiadujemy się, że w lutym 1948 roku członek
komunistycznych władz, Clementis, podczas publicznego wystąpienia okrył swoją czapką
towarzysza pierwszego sekretarza, Klementa Gottwalda. Cztery lata później oskarżono Clementisa
o zdradę i powieszono, starając się zatrzeć wszelkie ślady po nim. Przyjmujemy na wiarę, że jest to
opis autentycznego wydarzenia, będącego symbolicznym początkiem czeskiego komunizmu.
Część 2. otwiera fragment:
Jest rok 1971 i Mirek mówi: Walka człowieka z władzą jest walką pamięci z zapomnieniem.
Chce w ten sposób usprawiedliwić to, co jego przyjaciele nazywają nieostrożnością...
64
64
M. Kundera, Księga śmiechu i zapomnienia, przeł. P. Godlewski i A. Jagodziński, Warszawa 1993, s. 10.
19
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że powyższy fragment jest kanonicznym przykładem
narracji auktorialnej homofonicznej. Najpierw narrator przytacza w mowie niezależnej wypowiedź
bohatera, po czym tłumaczy ją swoimi słowami. W ten sposób – powiedziałby Bachtin –
otrzymujemy obraz bohatera przepuszczony przez filtr wyobrażeń narratora (punkt widzenia
bohatera bowiem jest wyrażony w cudzym, narratora, idiolekcie), a więc obraz uprzedmiotowiony.
Być może, gdyby narrator Kundery nie tłumaczył wypowiedzi Mirka swoimi słowami i ze swojego
punktu widzenia, ale dopuściłby bohatera do głosu i pozwoliłby mu wytłumaczyć się osobiście (lub
nie tłumaczyłby go w ogóle), Bachtinowski polifonista nie mógłby zarzucić Kunderowskiemu
narratorowi fałszowania obrazu bohatera. Jednak w tym wypadku nie ma wątpliwości – narrator
Kundery chce zrozumieć swojego bohatera lepiej, niż on sam siebie rozumie.
Nadrzędną pozycję narratora potwierdza kolejny fragment:
Mimo wszystko ostatecznie [Mirek] przyznał rację ostrożniejszym kolegom. (...) Człowiek nigdy nie
może wiedzieć, kiedy państwo podniesie krzyk, że takie czy inne słowo przynosi mu szkodę
65
.
Mamy tu do czynienia z subtelną obiektywizacją. Opinia starszych kolegów – przyswojona
i zaakceptowana przez Mirka – jest opinią narratora. Stanowczość, z jaką została wygłoszona może
świadczyć tylko o jednym – Mirek to porte-parole narratora. To zaś prowadzi do wniosku,
że fabuła i jej bohaterowie są dla narratora jedynie pretekstem, aby przedstawić jego własne sądy.
Czy jednak tak jest w istocie? Po lekturze części 2. do końca nabieramy co do tego
poważnych wątpliwości. A to z uwagi na logiczną ciągłość dyskursu. Zacytujmy dalszą część
wypowiedzi:
Człowiek nigdy nie może wiedzieć, kiedy państwo podniesie krzyk, że takie czy inne słowo przynosi
mu szkodę. [Mirek] Postanowił więc mimo wszytko wywieźć kompromitujące materiały
w bezpieczne miejsce
66
.
Widzimy zatem, że Mirek bierze do serca sąd wygłoszony przez jego starszych kolegów
i wyciąga odpowiednie konsekwencje. Mamy zatem prawo sądzić, że sąd ten należy jednak do
niego. Dowodem na to jest zastosowanie mowy pozornie zależnej, najpowszechniej obecnej
w powieściach wykorzystujących narrację personalną. Idźmy dalej:
Najpierw jednak chce [Mirek] załatwić tę sprawę ze Zdeną. Telefonował do niej. (...) Obiecała mu,
65
Ibidem.
66
Ibidem.
20
że dzisiaj po południu będzie na niego czekać.
Jego siedemnastoletni syn protestował
–
Mirek nie może przecież prowadzić wozu, kiedy ma jedną
rękę w gipsie. Rzeczywiście nie było to łatwe
67
.
To, jak się wydaje, sztandarowy przykład narracji personalnej. Przede wszystkim narrator wie tyle,
ile wie jego bohater. Zauważmy: Mirek chce załatwić „tę” sprawę ze Zdeną. „Tę” – to znaczy
którą? Czytelnik tego nie wie. Cały powyższy fragment można by bez trudu i – co najważniejsze –
bez konieczności dokonywania żadnych istotnych przekształceń semantycznych – przełożyć na
narrację pierwszoosobową, prowadzoną z perspektywy Mirka: „Najpierw jednak chcę załatwić tę
sprawę ze Zdeną. Telefonowałem do niej. (...) Obiecała mi, że dzisiaj po południu będzie na mnie
czekać. Mój siedemnastoletni syn protestował – nie mogłem przecież prowadzić wozu, kiedy
miałem jedną rękę w gipsie. Rzeczywiście nie było to łatwe”. Na tym przykładzie widać, że
wszystkie cytowane przeze mnie fragmenty zawierają sądy należące do Mirka.
To prawda, Mirek tych sądów nie wyraża. Wyraża je narrator, mówiąc tak, jak mówiłby Mirek. Nie
oznacza to jednak, że narrator manipuluje sądami Mirka i tym samym uprzedmiotawia go. Ujmijmy
to jeszcze dobitniej – fakt, że sądy Mirka nie są wyrażone w mowie niezależnej, ale w mowie
pozornie zależnej, nie jest przyczyną uprzedmiotowienia bohatera przez narratora. Używana przez
narratora mowa pozornie zależna nie wpływa na żadne istotne semantyczne przesunięcia; narrator
równie dobrze mógłby wyrazić te same sądy w mowie niezależnej, co w mowie pozornie zależnej.
Mowa pozornie zależna odcina narratora (a więc, idąc dalej, również autora empirycznego) od
odpowiedzialności za sądy wyrażane w dziele, ponieważ nie sposób udowodnić, że sądy te należą
do narratora, a nie do bohatera
68
. Mowa pozornie zależna to wyrafinowana igraszka z czytelnikiem,
de facto jednak pozostaje równie sprawiedliwa wobec bohatera, co mowa niezależna. Dopiero
mowa zależna stwarza pole do manipulacji, przekształceń i wyrażania własnego stosunku wobec
określonych sądów.
Pochylmy się nad kolejnym fragmentem.
Kiedy się spotkali, [Zdena] ocierała sobie oczy chusteczką i pociągała nosem. Spytał ją [Mirek],
co się stało. Wyjaśniła mu, że wczoraj zmarł jakiś rosyjski mąż stanu. Jakiś Żdanow, Arbuzow czy
Masturbow
69
.
67
Ibidem.
68
Odwołuję się do rozprawy W. Tomasika nt. mowy pozornie zależnej. Badacz udowadnia, że mowa pozornie zależna
umożliwia narratorowi użycie cudzego głosu, aby wyrazić cudze sądy (predykacje). Tomasik podkreśla: nie idzie o
przywołanie cudzego głosu, ale o użycie cudzego głosu. Tylko wtedy bowiem narrator odcina się od
odpowiedzialności za grupę orzeczeniową wypowiadanego zdania. To zaś, że w wypowiedzi występują słowa
cudze, nie zmienia faktu, że jest w nich zawarty tylko jeden cudzy sąd. Por. W. Tomasik, Od Bally’ego do Banfield
i dalej: Sześć rozpraw o mowie pozornie zależnej. Bydgoszcz, 1992, s. 94.
69
K. Kundera, op.cit., s. 11.
21
Zastanawiająca jest obecność (dwukrotna) zaimka nieokreślonego „jakiś”. Niewątpliwie
zaimek ten wprowadza do wypowiedzi pierwiastek oceny. Oceny, dodajmy, pejoratywnej. Kto
jednak ocenia pejoratywnie rosyjskich mężów stanu? Mirek, Zdena czy narrator? Na wstępie
możemy odrzucić tezę, iż swoją opinię o mężach stanu wyraża narrator – ustaliliśmy, że narrator
bezstronnie relacjonuje proces myślowy Mirka. Z uwagi na semantykę fragmentu możemy również
odrzucić tezę, że słowo „jakiś” należy do Zdeny. Byłoby to nielogiczne – bohaterka nie ocierałaby
oczu chusteczką z powodu śmierci „jakiegoś” Żdanowa czy Arbuzowa. Staje się dla nas jasne,
że pejoratywny stosunek wobec rosyjskich mężów stanu wyraża Mirek, który relacjonuje swoją
rozmowę ze Zdeną sprzed dwudziestu pięciu lat. Co ciekawe, z omawianego fragmentu możemy się
dowiedzieć nie tylko tego, że Mirek ma sarkastyczny stosunek wobec rosyjskich mężów stanu.
Dowiadujemy się również, że Mirek nie rozumie, jak można płakać z powodu śmierci jednego
z nich. Ale przede wszystkim – między wierszami – dowiadujemy się bardzo wiele na temat relacji
Mirka ze Zdeną, jego byłą dziewczyną. Otóż Mirek nie pamięta, po jakim rosyjskim mężu stanu
płakała Zdena, ponieważ nigdy jej nie słuchał, a wobec ważnych dla niej problemów miał stosunek
lekceważący. O tym właśnie mówi nam zaimek „jakiś”, ten przemycony cudzy sąd.
Jeszcze ciekawsze zjawisko dostrzegamy dalej. Mamy tam do czynienia z tym, co Bachtin
nazywa polemiką bohaterów z cudzym słowem. Bohaterowie Kundery nie istnieją bowiem sami dla
siebie, są zawsze wobec siebie – określa ich to, jak reagują na cudzy sąd na swój temat. Potwierdza
to fragment:
Wracali razem tramwajem z mieszkania, w którym pierwszy raz się kochali. (...) [Zdena] Siedziała
w kątku na ławce (...) a jej twarz była smutna. (...) Gdy [Mirek] pytał, czemu jest taka milcząca,
dowiedział się, że nie była zadowolona z ich stosunku. Powiedziała, że kochał ją jak inteligent. (...)
Ale co miała na myśli Zdena, zarzucając mu, że spółkuje jak inteligent?
70
Jak widać, Mirek wadzi się ze słowem Zdeny na jego temat. Jej opinia o nim jest punktem wyjścia
do rozważań nad jego tożsamością. Skoro kocha się jak inteligent, czy sam jest wobec tego
inteligentem? A jeśli to prawda, jakie wnioski należałoby z tego wyciągnąć? Mirek nie udziela
samemu sobie (a więc również czytelnikowi) jasnej odpowiedzi na te pytania, można natomiast
stwierdzić, że jego wadzenie się ze słowem Zdeny o nim samym mówi czytelnikowi wiele na temat
– by po Kunderowsku rzec – egzystencjalnej postawy Mirka. Kluczowa do jej określenia jest
odpowiedź na pytanie, czy Mirek jest inteligentem. Mirek nie zna tej odpowiedzi, nie zna jej
również narrator – pytanie pozostaje bez odpowiedzi. W ten sposób bohater nie jest – czemu
70
Ibidem.
22
przyklasnąłby Bachtin – ostatecznie podsumowany, zdefiniowany. Jest za to uchwycony w swym
wadzeniu się ze sobą, w swej wewnętrznej walce, w polemice z cudzym sądem na swój temat.
W powieści przedstawiona została jego świadomość w stanie żywym.
Nie ulega kwestii, że 2. i 3. część Straconych listów mogłyby być – według ujęcia
Bachtinowskiego – częściami powieści polifonicznej.
2.
Później jednak sytuacja narracyjna komplikuje się. Część 4. niemal pozbawiona jest opisów
i dygresji. Dowiadujemy się, że Mirek przyjechał do swojego kolegi, mechanika samochodowego.
Rozmawia z kobietą obsługującą szlaban, zdaje sobie sprawę, że jest śledzony. Gdy kolega
mechanik pochyla się nad otwartą maską samochodu Mirka, część 4. urywa się. Porzucony wątek
podejmie dopiero część 6. Wcześniej jednak następuje część 5., która funkcjonuje najwyraźniej na
prawach dygresji lub komentarza. Spostrzegamy, że Stracone listy podzielone są na przeplatające
się ze sobą partie narracyjne. Dygresyjno-komentarzowa część 5. łączy się wyraźnie z częścią 1.,
otwierającą rozdział. Po fabularnych częściach 2., 3. i 4., dzięki którym czytelnik zdołał oswoić się
z fikcyjnymi bohaterami, następuje niespodziewany powrót do narracji prowadzonej w części
1. Narrator, którego możemy nazwać historiografem, zaczyna wymieniać kolejne fakty związane
z historią europejskiego komunizmu. Tym razem jednak historiograf przestaje troszczyć się o bycie
bezstronnym i bezosobowym. Wyraźnie akcentuje swą podmiotowość, co widać choćby we
fragmentach o charakterze metanarracyjnym: „Żadnego wydarzenia dziejowego nie można z góry
uważać za znane powszechnie, toteż o wypadkach, które zdarzyły się kilka lat temu, muszę
opowiadać, jakby minęło od nich tysiąclecie”
71
; ostentacyjnie retorycznych: „Tak, proszę bardzo,
zaprzeczajcie, jeżeli chcecie, lecz komuniści byli rozumniejsi”
72
oraz lirycznych: „Wszyscy są tam
[w idylli, o której marzą wszyscy ludzie – przyp. AH] nutami wspaniałej fugi Bacha, a kto nie chce
być nutą, zostanie wyłącznie czarną kropką, zbędną i pozbawioną znaczenia, którą wystarczy
złapać i rozgnieść na paznokciu jak pchłę”
73
. Po lekturze części 5. czytelnik zdaje sobie sprawę, że
historiograf jest czymś więcej niż odrębnym narratorem. Obecność tak mocno spersonalizowanych
dygresji bowiem zaświadcza o istnieniu nadrzędnego wobec bohaterów, autonomicznego podmiotu
twórczego, który przerywa opis akcji, kiedy mu się podoba, wie wszystko o swoich bohaterach
i bez ogródek wygłasza bezdyskusyjne tezy. Przede wszystkim jednak – jak się domyślamy – jest
wyrazicielem jednej zasadniczej tezy, będącej pochodną jego punktu widzenia, jego światopoglądu.
Ta teza legła u podstaw stworzenia powieści, a cała fabuła musi być zatem potwierdzającym ją
71
Ibidem, s. 14.
72
Ibidem.
73
Ibidem, s. 14-15.
23
argumentem i jednocześnie dowodem na jej istnienie. W tym punkcie Bachtinowski polifonista
stwierdza: powieść Kundery – z uwagi na obecność nadrzędnego wobec bohaterów podmiotu
twórczego, którego punkt widzenia jest pretekstem do prowadzenia narracji – jest jednak powieścią
homofoniczną
74
.
Potwierdzenie tej tezy znajdujemy choćby w krótkim fragmencie części 7.:
[Mirek] był zakochany w swoim losie i wydawało mu się, że nawet jego marsz ku zagładzie jest
wzniosły i piękny. Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie powiedziałem, że był zakochany w samym
sobie, tylko - że w swoim losie
75
.
To bardzo ważny fragment, niepodważalny dowód na zerwanie z narracją personalną. Narrator
dokonuje brutalnej deziluzji – to on „powiedział”, że Mirek był zakochany w swoim losie. Nie
wiadomo zatem, czy Mirek, którego dotychczas podejrzewaliśmy o skłonność do głębokiej
autorefleksji, zdaje sobie sprawę, że był zakochany w swoim losie. A może dopuszcza taką
hipotezę, ale skłania się raczej ku innej interpretacji? Tego czytelnik nie wie. Wie tylko tyle, ile
powie mu narrator, będący – jak się okazuje – niestrudzonym badaczem swych własnych
eksperymentów (bohaterów). Po co oddawać głos bohaterom, skoro narrator i tak wie o nich więcej
niż oni sami o sobie? Dalej czytamy:
Jego życie [Mirka] jak gdyby usamodzielniło się i nagle miało swe całkowicie własne interesy, nie
pokrywające się z interesami Mirka. Nazywam to przemianą życia w los
76
.
Zatem narrator wykorzystuje opis fikcyjnych losów swych bohaterów, by wygłaszać własne
myśli, idee i poglądy na świat. Właśnie teraz czytelnik zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę nie ma
różnicy między narratorem historiografem z części 1. i 5. oraz narratorem – by tak rzec,
powieściowym – znanym z części pozostałych. To ta sama, silna podmiotowość. O swojej
wszechwładzy w prowokacyjny i najdobitniejszy zarazem sposób przypomni w części 17.:
Z dawno zapomnianego czasu wyłania mu się [Mirkowi] obraz innego białego domu, którego
parapety czerwieniły się kwiatami begonii. To mały hotel w górskiej wsi, są letnie wakacje.
W oknie wśród kwiatów ukazuje się wielki nos. A dwudziestoletni Mirek patrzy w górę na ten
nochal i czuje w sobie bezgraniczną miłość.
Chce szybko nacisnąć gaz i ujść temu wspomnieniu. Ale tym razem ja nie dam się oszukać i
przywołuję to wspomnienie ponownie, by je zatrzymać. Powtarzam więc: W oknie pośród begonii
74
Dodajmy jednak: nie zmienia to faktu, że partie 2., 3. i 4. – w oderwaniu od całego rozdziału – mogą uchodzić za
polifoniczne.
75
Ibidem, s. 17.
76
Ibidem.
24
widać twarz Zdeny z ogromnym nosem, a Mirek czuje w sobie bezgraniczną miłość
77
.
3.
O czym w istocie mówią nam podobne igraszki narratora? Co mają znaczyć zabawy
z konwencjami i nieustanne zmiany narracji? Nie są przecież niczym więcej niż zwyczajną
kokieterią. Przekonaliśmy się już, że bohaterowie nie mają mocy decydowania o tym, co zostanie w
powieści powiedziane, a co przemilczane. I tak zdecyduje o tym narrator. Otóż taka kokieteria
właśnie najlepiej zaświadcza o wszechwładnej pozycji narratora, któremu – jak się okazuje –
o wiele bliżej do Schleglowskiego podmiotu romantyzującego
78
niż do Flaubertowskiego szydercy,
skrytego za cienkim woalem narracji personalnej.
Aby to udowodnić, powróćmy do naszej analizy. W części 8. i 9. przedstawiony jest dalszy
ciąg perypetii Mirka. Szczególnie interesuje czytelnika dociekliwość narratora, który bardzo dba
o to, by nie pozostawić żadnych niejasności w opisie swego bohatera; niejasności wymagających
interpretacji. Jest to dociekliwość egzegety. Co więcej, narrator próbuje Mirka obnażyć. Najpierw
przytacza jego wypowiedź w mowie niezależnej: „Byłem karierowiczem, (...) agresywnym młodym
karierowiczem! Dlatego uczepiłem się jej [Zdeny] i było mi obojętne, że jest paskudna!”
79
, po czym
komentuje ją we właściwy sobie sposób: „Mirek nie mówił prawdy. Chociaż [Zdena] opłakiwała
śmierć Masturbowa, dwadzieścia pięć lat temu nie miała żadnych poważniejszych powiązań i nie
mogła pomóc w karierze ani sobie, ani komukolwiek innemu”
80
. Dostrzegamy zatem kolejną
igraszkę narratora – tym razem odwołuje się on do konwencji narracji auktorialnej znanej choćby
z powieści realistycznych XIX wieku. Z sądami narratora nie można polemizować – odwołuje się
on do wydarzeń nieprzedstawionych w fabule. Czytelnik może przyjąć na wiarę wszystko, co mówi
narrator albo wszystko odrzucić. Wrażenie to zintensyfikuje się podczas lektury kolejnych części,
szczególnie części 15. Wtedy to narrator będzie na przemian przedstawiać wydarzenia raz
z perspektywy Mirka, raz z perspektywy Zdeny. Jako istota wszechwiedząca zna myśli swoich
bohaterów i wykorzystuje tę wiedzę, aby pokazać, w jakim stopniu niegdyś tak bliscy sobie
bohaterowie nie potrafią się porozumieć:
Jak [Zdena] może być tak cyniczna i wmawiać weń [Mirkowi], że dwaj mężczyźni, którzy
przyglądają się im demonstracyjnie i bezczelnie, są tylko przypadkowymi przechodniami? Jest
77
Ibidem, s. 27.
78
Koncepcję romantyzowania rozwija F. Schlegel we Fragmentach, które uwagami opatrzył M. P. Markowski. Warto
szczególnie zwrócić uwagę na Schleglowską kategorię „samoograniczenia”, którą Markowski interpretuje jako
dystans artysty do własnego punktu widzenia, co skłania tegoż artystę do prowadzenia nieustannej gry kreacji
i demaskacji, zmieniania perspektyw spoglądania na rzeczywistość i wreszcie godzenia sprzeczności w procesie
ironicznej syntezy. Por. F. Schlegel, Fragmenty, przeł. C. Bartl, oprac. i wstępem opatrz. M. P. Markowski, Kraków
2009, s. 11.
79
M. Kundera, op.cit., s. 19.
80
Ibidem.
25
tylko jedno wytłumaczenie. Bierze udział w ich grze. (...) Nie wiedział więc, że stała na chodniku i
długo za nim patrzyła. Na jej twarzy malował się niepokój. Nie, nie było cynizmem, że nie chciała
w ludziach na przeciwległym chodniku widzieć szpicli. Ogarnął ją lęk przed sprawami, które ją
przerastały. Pragnęła ukryć prawdę przed nim i przed sobą
81
.
Cóż za niekonsekwencja! Stracone listy otwiera wobec tego najbliższa Bachtinowskiej
polifonii, realistyczna narracja personalna (części 2.-4. i 6.), która jednak szybko zostaje
zdezawuowana przez metanarracyjne igraszki eksponujące fikcyjność powieści (części 5., 7.), aby
następnie powrócić do najbardziej tradycyjnej narracji auktorialnej (8.-9.). Rzecz jasna, nie ma
w tym żadnej metody, jest to najzwyklejsza manifestacja wszechwładzy narratora, który opowiada
jak chce i o czym chce.
Ale na częściach 8.-9. jego zabawy się nie kończą. W części 10. narrator znów przybiera
płaszcz (pseudo)historiografa. Odwołuje się do wydarzeń „Praskiej Wiosny”, po czym łączy je
analogią z fikcyjnym życiem swoich bohaterów. To, czego do tej pory się domyślaliśmy (ale nie
zdążyliśmy nabrać co do tego pewności), wyrażono eksplicytnie, nie pozostawiając żadnego
miejsca niedopowiedzenia:
...nazwiska ludzi [strajkujących podczas „Praskiej Wiosny”
–
przyp. AH], którzy powstali przeciw
własnej wolności, wyskrobuje się starannie z pamięci kraju, jak błąd ze szkolnego zadania.
Również Mirka tak wyskrobano
82
.
Tym razem nie mamy już żadnych wątpliwości – narrator od samego początku kieruje się
jasnym celem, chce przedstawić wydarzenia historyczne z własnego punktu widzenia, fabularyzując
je. Próbuje wydobyć analogię pomiędzy kolejami losu zwykłych ludzi i wielkimi przemianami
politycznymi. Po przeprowadzeniu takiej analogii zaś wyciągnie uniwersalne wnioski natury
filozoficznej/egzystencjalnej. Efekt jego działania jest jasny: gry z narracją i wiążące się z nią
niejednorodności stylistyczne, żonglowanie konwencjami oraz demonstrowanie kreacyjnej
wszechwładzy dezautomatyzują percepcję odbiorcy i kierują jego uwagę nie na przedmiot opisu,
ale na sposób opisu. Dlatego w centrum zainteresowań czytelniczych znajduje się ten, który opisuje
– narrator. To on jest głównym bohaterem swojej powieści. Potwierdzenie tej tezy uzyskujemy
w części 17. i – ostatniej – 19. Wszystkie rozwinięte w Straconych listach, prowadzone do tej pory
z reguły oddzielnie wątki - historyczno-polityczny (początki czeskiego komunizmu), romansowy
(historia relacji między Mirkiem i Zdeną), sensacyjny (śledzenie Mirka) i egzystencjalny (kwestia
„walki pamięci z zapomnieniem”) – łączą się na końcu, aby razem wybrzmieć. Wnioski są o tyle
81
M. Kundera, op.cit., s. 25-26.
82
Ibidem, s. 20-21.
26
bardziej przekonujące, że stanowią rodzaj wspólnego mianownika, łączącego wszystkie cztery
wątki. Czytamy:
[Mirek]
wyskrobywał jej fotografię ze swego życia nie dlatego, że jej [Zdeny] nie kochał, ale
dlatego, że kochał. (...) wyskrobał jak partyjny wydział propagandy wyskrobał Clementisa
z balkonu, na którym Gottwald wygłaszał swe historyczne przemówienie. Mirek jest takim samym
fałszerzem historii jak partia komunistyczna, jak wszystkie partie polityczne, jak wszystkie narody,
jak człowiek. Ludzie krzyczą, że chcą zbudować lepszą przyszłość, lecz to nieprawda. (...) Ludzie
chcą być panami przyszłość tylko po to, żeby móc zmieniać przeszłość
83
.
To kluczowe słowa rozdziału. Narrator eksplicytnie przedstawia dokonaną przez siebie egzegezę.
Historia Mirka i Zdeny jest parabolą, którą należy rozszyfrować i wyciągnąć z niej nauki
o charakterze uniwersalnym. Narrator robi to za nas. Tłumaczy, jaki jest związek między historią
dwojga fikcyjnych kochanków a wydarzeniami historycznymi. Mirek i Zdena są bohaterami
typowymi dla epoki, ich losy są właściwe czasom, w których zostali osadzeni. Ale poza tym ich
losy mówią o pewnej sytuacji ogólnoludzkiej, co prowadzi już do wniosków o charakterze
filozoficznym/egzystencjalnym. Stracone listy jawią się na tym tle jako traktat, w którym narrator-
egzegeta przeprowadza swoistą argumentację, mającą udowodnić lansowaną przezeń tezę.
Przejdźmy zatem do drugiego rozdziału Księgi śmiechu i zapomnienia. W znaczącej części
przeważa w nim ton narratora auktorialnego, który sprytnie opowiada historię z perspektywy
różnych bohaterów, zasadniczo jednak dysponuje wszechwiedzą. Dzięki temu uwydatnia ironię
wydarzeń – okazuje się, że bohaterowie niewiele o sobie wiedzą, chowają się za maskami, często
mówią co innego niż myślą.
Obecność nadrzędnego podmiotu twórczego zaświadczają w Mamie dwa zjawiska. Pierwsze
z nich widoczne jest w następującym fragmencie:
Po co więc [Karel] w ogóle poznawał Ewę z Marketą? Po co się z nimi kochał? Każdy inny
uczyniłby już z Markety kobietę wesołą, zmysłową i szczęśliwą. Każdy z wyjątkiem Karela. Czuł się
jak Syzyf.
Jak Syzyf? Czy to nie do niego przed chwilą porównywała się Marketa?
Właśnie, przez tyle lat obydwoje stali się bliźniakami; mieli ten sam słownik, te same wyobrażenia
i identyczny los
84
.
Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że to Karel porównał siebie do Syzyfa, po czym zdał
sobie sprawę, że tego samego porównania – w tym samym czasie – użyła Marketa. Ale przecież
83
Ibidem, s. 28.
84
M. Kundera, Księga..., op. cit., s. 46.
27
Karel nie może znać myśli Markety. Myśli Markety – podobnie jak myśli Karela – może znać
jedynie wszechwiedzący narrator; to jego proces myślowy zapisany jest w powyższym fragmencie.
Przez fakt, że w całym rozdziale narracja auktorialna prowadzona jest raczej rzetelnie, ten fragment
wytrąca czytelnika z równowagi i każe mu zastanowić się nad sposobem opowiadania.
Drugim zjawiskiem zaświadczającym o istnieniu nadrzędnego podmiotu twórczego jest
występowanie rozmaitych zabiegów retorycznych, które zbliżają narrację do przemowy oratorskiej,
mającą na celu uargumentowanie wyłożonej tezy. Postawiona na końcu rozdziału teza: „Piękno jest
iskrą, która zapala się, gdy mimo odległości lat zetkną się nagle ze sobą dwa różne pokolenia. (...)
Piękno jest burzeniem chronologii i buntem wobec czasu”
85
jest „argumentowana” poprzez
opowiedzianą w rozdziale historię trójkąta miłosnego. Mówiąc ściślej – czytelnikowi wydaje się,
że jest argumentowana, a dzieje się tak za sprawą konstrukcji stylistycznych w rodzaju: „Obie
młode kobiety nie wiedziały, o czym mama mówi, ale Karel słuchał jej z zaciekawieniem. Trzeba
jednak uprecyzyjnić to stwierdzenie. Otóż sama historyjka o zapomnianej zwrotce niezbyt go
interesowała...”
86
, które kojarzą się ze stylem rozprawki pod względem leksykalnym (występowanie
wyrazów takich jak: „uprecyzyjnić”, „stwierdzenie”, „otóż”) oraz na poziomie konstrukcji wywodu
(rozumowanie indukcyjne, dążność do precyzji). Tym, kto „argumentuje” jest nadrzędny wobec
bohaterów narrator; twórca fikcji i jednocześnie jej jedyny egzegeta.
4.
Ale nie we wszechobecności i wszechwładzy narratora ujawnia się w Księdze śmiechu
i zapomnienia gra z historyczną konwencją realizmu powieściowego. Jak czytamy w analizie
twórczości Stendhala G. Blina, obecność silnego, zindywidualizowanego narratora nie jest wcale
przeszkodą w budowaniu realizmu, a jego gwarancją:
Tak samo bowiem jak słuchając rzeczywiście czyjegoś opowiadania zmuszeni jesteśmy uznać
mówiącego za istotę nieporównanie bardziej realną niż te, o jakich on nam opowiada, tak też
podczas lektury istnienie narratora, do którego odnosimy rzecz opowiedzianą, ma dla nas znacznie
więcej prawdopodobieństwa, niż bylibyśmy skłonni przyznać rzekomo historycznym wydarzeniom
przedstawionym w powieści
87
.
Zatem odautorskie uwagi i gry z czytelnikiem, różnego rodzaju ingerencje autora (narratora)
w fabułę nie są jeszcze wyrazem wykorzystania nowej konwencji. Co więcej, Blin pisze o tym,
85
Ibidem, s. 57.
86
Ibidem, s. 50.
87
G. Blin, Stendhal i problemy powieści, przeł. Z. Jaremko-Pytowska, Warszawa 1972, s. 299.
28
że Stendhal w swoich bohaterach „upatruje najbardziej wyszukane warianty własnego losu”
88
.
Jest to bardzo bliskie Kunderowskiej koncepcji bohaterów jako „doświadczalnych ego”
czy „wyobraźniowych ja” autora powieści
89
. Trudno jednak utrzymywać, że powieść Kundery
i twórczość Stendhala mieszczą się w granicach tej samej konwencji realizmu. Na czym wobec tego
zasadza się podstawowa granica? W Mimesis Auerbacha czytamy:
Balzac powiada (...), iż nie czerpie swej fikcji ze swobodnej gry wyobraźni, ale z rzeczywistego
życia
–
takiego, z jakim spotykamy się wszędzie. (...) Balzac przyjmuje postawę, jaką znamy już
z prozy Stendhala: egzystencję (...) ujmuje w kształcie autentycznym, codziennym, mieszczącym
się w szerszych wymiarach historii...
90
W powyższym fragmencie widoczne jest główne założenie Stendhala i Balzaka, którego nie
podziela
Kundera;
ci pierwsi za kluczowe uznają odniesienie do rzeczywistości
niezapośredniczonej przez język, nadrzędnym celem tego drugiego zaś jest odniesienie
do konwencji (powieści realistycznej szkoły Stendhala i Balzaka) jako pewnego sposobu mówienia
o rzeczywistości. Powieść Milana Kundery nie jest ani próbą ucieczki od konwencji realizmu
powieściowego, które wypracował wiek XIX i pierwsza połowa wieku XX
91
, ani próbą
radykalnego sprzeciwu wobec tych konwencji. W Księdze śmiechu i zapomnienia konwencje
te występują jako przywoływane interteksty, z którymi narrator prowadzi grę. Pisarz chce
uwydatnić, że to, co w percepcji czytelniczej mogłoby uchodzić za zobiektywizowany sposób
mówienia
o świecie, jest w istocie wypracowanym przez praktykę pisarską zbiorem chwytów. Z tego względu
tradycyjna, Stanzlowska typologia powieści jest niewspółmierna do badania powieści Kundery.
O ile w Księdze śmiechu i zapomnienia historyczna konwencja realizmu jest obecna jako rodzaj
intertekstu, o tyle sama powieść sytuuje się poza obrębem tej konwencji. Co za tym idzie,
niewspółmierna wydaje się również metoda metalingwistyczna Bachtina, przynajmniej
w zaprezentowanym przez samego autora, jej praktycznym wymiarze. Brak uwzględnienia
odniesień typu diegetycznego w badaniu prozy Kundery wiąże się z brakiem uwzględnienia
niewątpliwie istniejącego w Księdze śmiechu i zapomnienia metapoziomu, a bez tego
uwzględnienia nie pozostaje nic innego, jak przyznać, że analizowana powieść ukazuje
ideologiczny punkt widzenia jedynie narratora, który jest utożsamiany z autorem empirycznym.
88
Ibidem, s. 302.
89
M. Kundera, Sztuka..., op.cit., s. 75-76.
90
E. Auerbach, op.cit., s. 461.
91
W tej pracy przyjmuję narratologiczny punkt widzenia, więc za F. Stanzlem wyróżniam trzy podstawowe typy
narracji (powieści), które wykształciły się w trakcie rozwoju europejskiego realizmu: auktorialna, personalna
i pierwszoosobowa. Zob. F. Stanzel, Typowe formy powieści, przeł. R. Handke, [w:] Teoria form narracyjnych
w niemieckim kręgu językowym pod red. R. Handke, Kraków 1980.
29
2.
Sygnały metafikcji
„Podjęcie zagadnienia konwencji literackich”, „ukazanie arbitralności systemu językowego
(kwestionowanie przekonania, że język odbija pasywnie spójną, znaczącą, obiektywną
rzeczywistość...)”, „pokazywanie, że obowiązujący status rzeczywistości nie jest oczywisty
i niepodważalny, że historia jest fikcją/konstrukcją”, a więc to, co – jak udowadniałem
w poprzednim rozdziale – określa Księgę śmiechu i zapomnienia, to jedne z „sygnałów metafikcji",
które wyróżnia się w najnowszych ujęciach teoretycznych
92
.
Polifonia w dziele Kundery jest ściśle
związana z metafikcyjną strukturą powieści czeskiego pisarza, a metalingwistyczna metoda
Bachtina nie jest adekwatna do badania tego typu powieści. Oparcie założeń metalingwistyki na
sądzie, iż literatura naśladuje uprzednio istniejącą rzeczywistość sprawia, że niemożliwe staje się
badanie (tak ważnych dla Bachtina) kwestii, jak relacja fikcji do rzeczywistości, ontologia
bohaterów literackich oraz, co się z tym wiąże, ontologia samego autora. W metafikcyjnej
powieści Kundery bowiem autor staje się jednym z bohaterów fabuły i jednocześnie jej
opowiadaczem.
1.
Problem ostentacyjnej fikcyjności prozy Kundery najlepiej rozważać na przykładzie
rozdziału Aniołowie. Część 4. Aniołów, która zawiera podtytuł: O dwóch rodzajach śmiechu (co
może sugerować, że następujący wywód będzie rodzajem traktatu), opisuje dwa typy śmiechu za
pomocą dwóch metaforycznych (parabolicznych) figur: anioła i diabła: anioł symbolizuje rodzaj
śmiechu afirmatywnego, diabeł – negującego. Może zastanawiać, jaki właściwie jest status anioła
i diabła. Kierując się wskazówką ortograficzną, „anioł” i „diabeł” nie są nazwami własnymi,
ponieważ zapisano je małą literą. Czytelnik podejrzewa, że nazwy te funkcjonują jako metafory.
Ale w narracji Kundery pojawiają się dwa fragmenty, które każą nabrać wątpliwości. W pierwszym
z nich: „Ci, którzy traktują diabła jako przedstawiciela Zła, a anioła jako rycerza Dobra, przejmują
demagogię aniołów”
93
zastanawia użycie słowa „demagogia”. Demagogia jest pojęciem
kojarzącym się ściśle z działalnością ludzką, w dodatku zdecydowanie pejoratywnie. Czy
stwierdzenie, że aniołowie uprawiają demagogię jest rodzajem personifikacji? Jeśli uznamy to za
personifikację, automatycznie musimy stwierdzić, że aniołowie funkcjonują jedynie jako idee, którą
poddają się uosobieniom. W tym wypadku odwołujemy się do naszej wiedzy o świecie, w obręb
92
Por. R. Słodczyk, Oblicza metafikcji – na przykładzie Fikcji Borgesa, „Tekstualia” [dostęp: 19 marca 2013 r.],
[http://tekstualia.pl/index.php?DZIAL=teksty&ID=107].
93
M. Kundera, Księga..., op. cit., s. 67.
30
której muszą wpisywać się ustalenia dotyczące statusu ontologicznego aniołów i diabłów. Byłby to
rodzaj odczytania zgodnego z klasycznym założeniem mimesis, iż świat przedstawiony istnieje
przed tekstem. Jeśli natomiast nie uznamy tego sformułowania za personifikację, stwierdzimy
jednocześnie, że aniołowie i diabły są równorzędnymi bohaterami Kunderowskiej fikcji, która
rządzi się innymi prawami niż świat rzeczywisty i w jej ramach możliwe jest m.in. to, że aniołowie
uprawiają demagogię.
Drugi fragment jest nie mniej absorbujący: „Kiedy anioł po raz pierwszy usłyszał śmiech
diabła, osłupiał. Odbyło się to na jakiejś uczcie, w której uczestniczyło dużo ludzi...”
94
Gdyby
skupić się jedynie na pierwszym zdaniu, można by uznać, że Kundera tworzy alegoryczną
opowieść o aniołach i diabłach. Uniwersalność alegorii zakłada kładzenie nacisku na sam akt; na to,
co się wydarzyło. Tymczasem w drugim zdaniu mamy do czynienia z wyraźną aktualizacją.
Wprawdzie dowiadujemy się tylko, że anioł osłupiał na „jakiejś” uczcie (nie wiadomo, jakiej) i że
w tej uczcie uczestniczyło dużo ludzi (ale nie wiadomo, jacy to byli ludzie), teoretycznie więc nie
dowiadujemy się niczego konkretnego, nie o to jednak w drugim zdaniu chodzi. Jego sens kryje się
w tym, że spotkanie anioła, diabła i ludzi faktycznie miało miejsce, odbyło się bowiem w jakimś
miejscu i w jakimś czasie. Powstaje pytanie: dlaczego autorowi zależy na podkreśleniu,
że spotkania anioła, diabła i ludzi było wydarzeniem historycznym, a nie alegorycznym? I jak
w zasadzie powinniśmy traktować jego słowa: „Odbyło się to na jakiejś uczcie”? Jako zmyślenie
pisarza? Jako odwołanie się do konwencji realizmu magicznego (która zakłada współistnienie sfery
realistycznej i fantastycznej)?
Aby opowiedzieć na to pytanie, przejdźmy do analizy 5. części Aniołów. Rozpoczyna się
ona od zdania:
Była taka fotografia w ilustrowanym tygodniku: szereg mężczyzn w uniformach, z karabinami na
plecach, w hełmach z pleksiglasowymi ochraniaczami na twarz, patrzy w kierunku grupki młodych
ludzi w dżinsach i trykotowych koszulkach, którzy, trzymając się za ręce, tańczą „koło” przed ich
oczami
95
.
Chociaż w teorii moglibyśmy domyślać się, że autor opisuje rzeczywistą fotografię umieszczoną
w czeskim, ilustrowanym, komunistycznym tygodniku, to przecież nie mamy prawa uznać, że
fotografia istniała naprawdę, a „uczta, w której uczestniczyło wielu ludzi” i na której anioł usłyszał
śmiech diabła jest jedynie zmyśleniem pisarza. Obydwie informacje (o fotografii i o uczcie
z udziałem aniołów i diabłów) są wprowadzone do powieści tak samo („Odbyło się to na jakiejś
uczcie” i „Była taka fotografia”). Ze strukturalnego punktu widzenia i fotografia, i uczta są
94
Ibidem, s. 68.
95
Ibidem, s. 69.
31
równorzędnymi elementami fikcyjnego świata Kunderowskiej fikcji.
W części 6. autor idzie jeszcze krok dalej. Najpierw określa siebie jako niegdyś młodego
komunistę, który wiosną 1948 roku uczestniczył w wiecach prorządowych, później zaś opisuje
konkretne wydarzenia historyczne: „Był czerwiec 1950 roku i dzień wcześniej powieszono Miladę
Horakovą”
96
. O ile w wypadku opisu fotografii można było mieć wątpliwości, czy w świecie
rzeczywistym naprawdę ukazała się taka a taka fotografia (ponieważ autor nie podał tytułu
i numeru tygodnika), o tyle w tym wypadku nietrudno sprawdzić, czy istotnie w czerwcu 1950 roku
powieszono kogoś takiego jak Milada Horakova. Dzięki temu jeszcze jaskrawiej ujawnia nam się
ów dysonans – akt powieszenia Horakovej funkcjonuje w powieści Kundery na tych samych
prawach, co uczta z udziałem aniołów i diabłów; Horakova „b y ł a ” powieszona, uczta „o d b y ł a
s i ę ”. Albo czytelnik uzna, że autor miesza w swej powieści rzeczywistość z fikcją, albo stwierdzi,
że zarówno powieszenie Horakovej, jak i uczta z udziałem aniołów i diabłów są równorzędnymi
elementami fikcji Kundery.
Przyjrzyjmy się kolejnemu fragmentowi:
I znowu wszyscy [komuniści na praskim wiecu w latach 50. –
przyp.
AH] chórem zaśpiewali te trzy, cztery
proste tony, przyspieszając krok tańca. Umykali przed odpoczynkiem i snem, wyprzedzali czas i zapełniali siłą
swą niewinność. Wszyscy się uśmiechali, a Eluard pochylił się nad dziewczyną, której ramiona obejmował (...)
A ona roześmiała się i tupnęła mocniej w ziemię, aż uniosła się kilka centymetrów nad bruk i pociągnęła za sobą
innych i po chwili już nikt z nich nie dotykał ziemi (...)
97
.
To kolejna prowokacja pisarza. Na podstawie lektury powyższego fragmentu bylibyśmy bowiem
gotowi uznać, że autor opisuje wydarzenie historyczne (przybycie Paula Eluarda na komunistyczny
wiec do Pragi) w formie opisu przeżyć wewnętrznych uczestnika tych wydarzeń, gdzie zauważalna
jest dominacja funkcji emotywnej. Świadczy o tym wyraźna liryzacja wypowiedzi, przejawiająca
się m.in. w: obecności licznych metafor („umykali przed odpoczynkiem i snem”, „wyprzedzali siłą
swą niewinność”), zastosowaniu składni opartej na parataksie oraz nadobecności spójników. Można
by zatem sądzić, że autorowi nie zależy na wiernym odzwierciedleniu wydarzenia historycznego,
ale na opisaniu emocji, jakie to wydarzenie w nim wywołało. Jest to jednak ścieżka zdradliwa, dalej
bowiem czytamy: „dokładnie dwadzieścia lat po tym, kiedy Eluard wzniósł się nad plac Wacława
(...) jeden z (...) nowych oskarżonych (ja) pisywał o astrologii w ilustrowanym tygodniku czeskiej
młodzieży”
98
. Tym razem nie sposób już mówić o liryzacji – autorowi wyraźnie zależy na zatarciu
granic pomiędzy wydarzeniami pozornie rzeczywistymi i pozornie fantastycznymi; dowodem na to
96
Ibidem, s. 72.
97
Ibidem, s. 73.
98
Ibidem, s. 74.
32
jest precyzja, z jaką określa następstwo tych wydarzeń. Przy tradycyjnie pojmowanej mimesis,
w powyższym zdaniu następuje połączenie kilku wątków, które rozwijały się dotychczas
symultanicznie: wątku historycznego (przybycie Eluarda do Pragi), wątku fantastycznego
(wzniesienie się Eluarda nad Placem Wacława) oraz wątku autobiograficznego (praca autora
w charakterze astrologa). Natomiast przy rozumieniu postmodernistycznym – zgodnym
z Barthowskim sformułowaniem, że powieści naśladują inne powieści, a nie rzeczywisty świat
99
–
wszystkie powyższe przymioty: historyczny, fantastyczny i autobiograficzny są kategoriami
nieadekwatnymi. Bez odniesienia do rzeczywistości pozatekstowej możemy mówić jedynie
o różnych wątkach powieściowych.
2.
Kolejną trudnością, z jaką musi się uporać Bachtinowski polifonista jest kwestia
rozchwianego statusu ontologicznego bohaterów powieści Kundery. Jak powiedzieliśmy, autor
dysponuje wszechwiedzą i wszechwładzą, co w dodatku ostentacyjnie demonstruje. O ile jednak
taka demonstracja mieści się w granicach znanych, XIX-wiecznych konwencji literackich, o tyle
demonstracja mocy twórczej autora, wyrażająca się poprzez podkreślenie, że bohaterowie powieści
są jego fikcyjnym tworem, to zabieg nieuwzględniany w rozważaniach Bachtina. Na początku
czwartego rozdziału czytamy:
Wyliczyłem sobie, że w każdej sekundzie ochrzczone zostają na świecie dwie, trzy
wymyślone postaci. Dlatego zawsze jestem w kłopocie, kiedy mam się znaleźć w tym
nieprzeliczonym zastępie Janów Chrzcicieli. Ale co robić, jakoś przecież muszę ją nazwać. Aby
było całkowicie jasne, że moja bohaterka należy tylko do mnie, a nie do kogoś innego
(przylgnąłem do niej bardziej niż do którejkolwiek postaci), nadaję jej imię, jakiego nie nosiła
żadna kobieta: Tamina. Wyobrażam sobie, że jest ładna, wysoka. Ma mniej więcej trzydzieści lat
i pochodzi z Pragi.
Widzę ją w duchu, jak idzie ulicami prowincjonalnego miasta na zachodzie Europy. Tak,
dobrze zauważyliście: Pragę, która jest daleko, nazywam po imieniu, natomiast miasteczko,
w którym rozgrywa się moja historia, pozostawiam w anonimowości. Cóż, jest to wbrew wszelkim
prawom perspektywy, lecz nie pozostaje wam nic innego, niż się z tym pogodzić
100
.
Ten autotematyczny fragment jest rodzajem pisarskiej konfesji: autor spowiada się ze swoich
twórczych rozterek („zawsze jestem w kłopocie”, „co robić, jakoś przecież muszę ją nazwać”),
opisuje akt konstruowania postaci literackiej („nadaję jej imię”, „wyobrażam sobie, że jest ładna,
99
Por. ang. ”Novel imitates novel rather than the real world”., J. Barth, The Literature of Exhaustion. Metafiction.
Ed. Mark Currie. New York: Longman, 1995, s. 161.
100
M. Kundera, Księga…, op.cit., s. 85.
33
wysoka”, „widzę ją w duchu”) oraz zaznacza, że nie zależy mu na zachowaniu pozorów realizmu
(„jest to wbrew wszelkim prawom perspektywy, lecz nie pozostaje wam nic innego, niż się z tym
pogodzić”). Wszystko to służy udowodnieniu, że bohaterka powieści, Tamina, jest tworem
wyobraźni autora; tworem fikcyjnym. Mamy zatem do czynienia z tworzeniem fikcji w fikcji, co
jest jednym z wyróżników metafikcji
101
.
Na następnej stronie czytamy:
(...) Wszyscy ją lubią. Tamina bowiem potrafi słuchać, co ludzie jej opowiadają.
Czy rzeczywiście ich słucha? Czy może tylko uważnie i milcząco się w nich wpatruje? Nie wiem
i właściwie nie ma to specjalnego znaczenia
102
.
Zdawałoby się, że autor, jako twórca Taminy, posiada nad nią pełnię władzy, tymczasem tak
nie jest. Przyznaje, że nie wie wszystkiego o swojej bohaterce, tak jakby jego rola sprowadzała się
do samego aktu powołania jej do istnienia, a później wnikliwego analizowania jej egzystencji, która
toczy się niezależnie od jego ingerencji. Paradoksalny status autora, który z jednej strony posiada
absolutną moc sprawczą, może łamać prawa perspektywy i zmieniać tok narracji, z drugiej zaś nie
zna myśli fikcyjnej postaci, którą właśnie stworzył, jest kolejnym wyróżnikiem metafikcji
103
. Nie
ulega wątpliwości, że ta skomplikowana gra prowadzona z czytelnikiem jest formą dialogu
z tradycją realizmu. Autor nie dba o zachowanie pozorów, że jego bohaterka jest postacią realną;
otwarcie przyznaje, że to tylko twór jego wyobraźni. Jak się okaże w dalszej części rozdziału, nie
ma to – paradoksalnie – większego wpływu na akt lektury, ponieważ historia życia Taminy
(przynajmniej w rozdziale czwartym) jest prawdopodobna. Czytamy bowiem o kobiecie w średnim
wieku, która wraz z mężem uciekła z komunistycznych Czech do południowej Francji,
o niespodziewanej śmierci jej męża, o jej nieumiejętności odnalezienia się w nowych realiach, o jej
problemach z mężczyznami i o jej pragnieniu zdobycia dawnej korespondencji, która została
w Pradze. Taka historia mogłaby się wydarzyć. W momencie, gdy czytelnik zaczyna współczuć
Taminie, która cierpi w niezawiniony sposób i jest wykorzystywana przez bliskie jej osoby,
eksperyment Kundery powodzi się. Okazuje się bowiem, że – o ile jest zachowany warunek
prawdopodobieństwa – świadomość fikcyjności postaci nie uniemożliwia utożsamienia się z tą
postacią, a więc traktowania jej tak, jakby była rzeczywista. Lektura Straconych listów (2)
104
uzmysławia, że do urealnienia postaci wcale nie jest konieczne stwarzanie pozorów realności, czyli
101
Por. R. Słodczyk, Oblicza…, op. cit.
102
M. Kundera, op. cit., s. 86.
103
Powieść metafikcyjna „pokazuje paradoksalny status autora, który ma moc (tworzenia, panowania), a z drugiej
strony jej nie ma”. Por. R. Słodczyk, op. cit.
104
Dwa tytuły rozdziałów Księgi śmiechu i zapomnienia: Stracone listy i Aniołowie powtarzają się. Dla zachowania
ścisłości wprowadzam zapis: rozdziału pierwszego – Stracone listy; trzeciego – Aniołowie; czwartego – Stracone
listy (2); szóstego – Aniołowie (2).
34
podawanie szczegółów dotyczących jej wyglądu i charakteru, osadzenie jej w ściśle określonym
kontekście historycznym i społecznym, drobiazgowy opis środowiska, w którym funkcjonuje,
zatem wszystko to, co stanowiło paradygmat XIX-wiecznej powieści realistycznej. Wystarczy
jedynie uprawdopodobnienie jej sytuacji egzystencjalnej (samotna kobieta na przymusowej
emigracji, która po niespodziewanej śmierci męża nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości),
aby uczynić ją postacią realistyczną. W tym punkcie Bachtin spotyka się z Kunderą, dla rosyjskiego
badacza bowiem ukazywanie jednostki jako autonomicznej indywidualności, a nie społecznie
uwarunkowanego typu lub charakteru było jednym z istotniejszym osiągnięć Fiodora
Dostojewskiego.
Skomplikowana relacja autora wobec bohaterów i wynikający z niej niejasny status
ontologiczny bohaterów ujawnia się w Księdze śmiechu i zapomnienia jeszcze na inny sposób.
W rozdziale piątym Litost autor opisuje spotkanie literackie czeskich pisarzy, tworzących w Pradze
w okresie komunizmu:
Widzę ich wszystkich na tle połyskującej światłami Pragi sprzed piętnastu lat (...) Kocham
ich wszystkich i dlatego wstydzę się obdarzyć ich pospolitymi nazwiskami, wziętymi na chybił trafił
z książki telefonicznej. Skoro mam ukryć ich twarze pod maską wymyślonego nazwiska, chcę im je
wręczyć jako dar, jak ozdobę i wyraz mego szacunku.
Skoro studenci nazywają asystenta Wolterem, czemu ja nie miałbym nazwać wielkiego
i ukochanego poety Goethem?
Na wprost niego siedzi Lermontow.
A tego o czarnych, rozmarzonych oczach chciałbym nazwać Petrarką.
Poza tym są jeszcze Verlaine, Jesienin i kilku innych niewartych wzmianki, ale także jeden
człowiek, który wśród nich znalazł się najwyraźniej przez przypadek. (...) Nazywa się
Boccaccio
”
105
.
Nadawanie fikcyjnych nazwisk bohaterom, których potencjalnie mógłby znać autor empiryczny jest
właściwe powieściom z kluczem, gdzie prawdziwe wydarzenia i postaci opisuje się pod fałszywymi
nazwami. Powieść z kluczem, jak żaden inny rozdaj powieści, zakłada ścisłe odniesienie do
rzeczywistości. Odwołanie się do konwencji powieści z kluczem w prozie metafikcyjnej jest tym
ciekawsze, że metafikcja kwestionuje zasadność jakiegokolwiek odniesienia do rzeczywistości.
Prowokacja Kundery sięga jednak dalej. Gdyby bowiem cechy czeskich literatów, którzy ukrywają
się pod nazwiskami słynnych twórców europejskiej kultury były jedynie zbieżne z cechami tychże
twórców, moglibyśmy mówić o zwyczajnym wpisaniu się w konwencję powieści z kluczem. Tak
105
M. Kundera, op. cit., s. 132-133.
35
jednak nie jest, ponieważ czescy literaci w trakcie lektury wręcz upodabniają się do twórców,
których nazwiska zostały im nadane. Nie tylko posiadają ich cechy charakteru, ale również pewne
niezbywalne przymioty ich osobowości. Oto kilka przykładów. Boccaccio zwraca się do Petrarki
słowami: „Czy twoja żona o złocistych włosach zasługuje na to, że traktujesz poważnie jakąś
histeryczkę?”, na co Petrarka ripostuje: „Co ty wiesz o mojej żonie? Żona jest moją najbliższą
przyjaciółką! Nie mamy przed sobą tajemnic!”
106
. Jest to kryptocytat z Sonetów do Laury Francesca
Petrarki – ukochana autora, Laura, była w sonetach wychwalana jako kobieta „o złocistych
włosach”
107
oraz „słodko-gorzka przyjaciółka” poety. Jeśli wziąć pod uwagę to, że stosunek do
kobiet i do miłości, który wyraża czeski „Petrarka”, idealizacja kobiety i nadawanie jej anielskich
atrybutów, są zbieżne z zabiegami lirycznymi stosowanymi w Sonetach do Laury, trudno mówić o
przypadkowym podobieństwie. Analogicznych przykładów jest więcej. Dalej czytamy:
„[Boccaccio] Wiedział, że Jesienin żyje ze słynną tancerką, starszą od niego o trzydzieści lat...”
108
.
Jak wiadomo, Sergiusz Jesienin na pewnym etapie swojego życia związał się ze słynną
amerykańską tancerką, Isadorą Duncan. Tu Kundera nie jest dokładny, ponieważ Duncan była od
poety starsza o osiemnaście, a nie trzydzieści lat, wciąż jednak trudno mówić o przypadkowej
zbieżności. Ale najbardziej dobitny jest fragment: „Student zapinał rozporek i zauważył, że
Lermontow rzeczywiście, tak jak napisała o nim hrabina N. P. Rostopczinowa, ma bardzo krótkie
nogi”
109
. Można to rozumieć na kilka sposobów. Najprościej tak, że czeski „Lermontow” w ramach
Kunderowskiej fikcji stał się autentycznym, rosyjskim Lermontowem; świadczy o tym fakt, że, jak
wiadomo, hrabina Rostopczyna, poetka rosyjska okresu romantyzmu, utrzymywała znajomość
z Michałem Lermontowem i wielokrotnie o nim pisała, trudno natomiast utrzymywać, że
jakakolwiek hrabina Rostopczyna istniała (i pisała) w okresie Zimnej Wojny. Drugim tropem jest,
że skoro czeski literat może funkcjonować w prozie Kundery jako Lermontow, to równie dobrze
jego znajoma, która zwracała uwagę na długość jego nóg, może funkcjonować jako hrabina
Rostopczyna. Wreszcie trzecia ścieżka interpretacyjna skłania do stwierdzenia, że jest to
spostrzeżenie studenta, który – podniecony możliwością bezpośredniego obcowania ze swoimi
idolami – do tego stopnia utożsamił czeskiego literata z Lermontowem, że w swoich myślach
przypisał mu fakty dotyczące Michała Lermontowa. Wszystkie powyższe tropy interpretacyjne są
prawomocne, ale żadnego z nich nie sposób udowodnić. Dalej zresztą czytamy: „Nie zapominajmy,
że wszyscy bohaterowie tych czasów i tego kraju [mowa tutaj również o czeskich literatach – przyp.
AH] przeszli przez fabrykę; bądź dobrowolnie – z rewolucyjnego entuzjazmu i zapału; bądź też
106
Ibidem, s. 136.
107
Por. Sonet 90.: „Były to włosy złote, rozpuszczone/ W tysiącu słodkich loków, krętych, jasnych,
Światło wspaniałe drgało rozelśnione/ w oczach przepięknych, które dziś przygasły (...)”. Fragment w przekładzie Jalu
Kurka.
108
Ibidem, s. 138.
109
Ibidem, s. 141.
36
niedobrowolnie – za karę”
110
. Uwzględnienie kontekstu pozatekstowego (wiedzy z zakresu historii)
znów utrudnia nam sprawę, ponieważ żaden spośród wymienionych, słynnych twórców
europejskiej kultury nie „przeszedł przez fabrykę”, tj. nie miał styczności z komunizmem; wszyscy
żyli w innych czasach historycznych. Zatem najpierw czescy literaci „stają się” twórcami, których
nazwiska nadał im autor, a potem znów powracają do swych źródłowych podmiotowości - czeskich
literatów tworzących w okresie komunizmu.
Sztuczkę, którą zastosował autor, chyba najlepiej opisać za pomocą wymienionych przez
B. Malinowskiego trzech zastosowań języka: czynnego, rytualnego i narracyjnego
111
. Kiedy autor
nadaje swoim bohaterom, czeskim literatom, nazwiska słynnych twórców europejskiej kultury,
wykorzystuje mowę narracyjną, „ostatni etap konstytuowania się semantyki języka”, którą
charakteryzuje „uniezależnienie się komponentu symboliczno-semantycznego mowy ludzkiej”;
podmiot tej mowy zdaje sobie sprawę z konwencjonalnego charakteru języka i „intencjonalnie
mówi o obiektach i zjawiskach”
112
. Z perspektywy współczesnego człowieka cywilizacji zachodniej
jest to więc typowe zastosowanie języka. Później jednak, gdy pod wpływem otrzymania nazwisk
słynnych twórców bohaterowie „stają się” tymi twórcami (o czym świadczy przejęcie właściwych
im przymiotów), mamy do czynienia z wykorzystaniem mowy rytualnej, w której „w relację
pomiędzy symbolem a jego odniesieniem przedmiotowym wkracza zespół działań rytualnych,
«wiążących» myślowo i pośredniczących między językiem a oznaczanymi przezeń stanami
rzeczy”
113
. Jak ujmował Malinowski: „słowo działa na rzecz i rzecz wyzwala słowo w ludzkim
umyśle”
114
.
Kundera odwoływałby się zatem do tradycyjnej, magicznej funkcji nadawania imion, kiedy
to akt nadania imienia był poczytywany jako zdobycie władzy nad osobą, której imię nadano, osoba
ta bowiem będzie w przyszłości posiadać cechy wyrażone w tym imieniu. Naprzemienne
wykorzystywanie mowy rytualnej i narracyjnej jest więc rodzajem kolejnej igraszki z czytelnikiem,
mającej na celu uniemożliwienie poprawnego odniesienia powieściowej fikcji do rzeczywistości.
Wykorzystana w rozdziale piątym konwencja powieści z kluczem nie zachęca do poszukiwania
realnych pierwowzorów „Goethego” czy „Lermontowa” z Księgi śmiechu i zapomnienia (kolegów
po piórze Milana Kundery, autora empirycznego), ponieważ status ontologiczny bohaterów
powieści jest – z uwagi na gry z narracją – zbyt skomplikowany. To odwołanie służy raczej
refleksji nad konwencjonalnością podobnych powieści, ale również nad problemem fikcyjności
110
Ibidem, s. 145.
111
B. Malinowski, The problem of meaning in Primitive Languages, [w:] Magic, Science and Religion and Other
Essayes, Glencoe 1948, s. 261. Cyt. za: M. Buchowski, W. Burszta, Status języka w świadomości magicznej, [w:]
Etnografia polska, t. XXX: 1986, z. 1, s. 37.
112
M. Buchowski, W. Burszta, op. cit., s. 37-38.
113
Ibidem, s. 37.
114
B. Malinowski, op. cit., s. 259. Cyt. za M. Buchowski, W. Burszta, op. cit., s. 37.
37
fikcji w ogóle. Wprawdzie, opisując Taminę, autor podkreśla, że bohaterka jest jedynie tworem
jego wyobraźni, natomiast w opisie czeskich literatów zaznacza, że „ukrywa ich twarze pod maską
wymyślonych nazwisk:, co sugerowałoby, że „Goethe” i „Lermontow” – w przeciwieństwie do
Taminy – mieli realne pierwowzory, z narratologicznego punktu widzenia jednak nie ma podstaw
sądzić, że tak właśnie było. Jeśli wierzymy w realność czeskich literatów, ukrywających się pod
nazwiskami słynnych twórców, jest tak dlatego, że oddziałuje na nas znana nam konwencja
powieści z kluczem, która zakłada sensowność takiego odniesienia. Obnażając tę konwencję,
powieść Kundery odciąga czytelnika od stawiania pytań natury epistemologicznej (czego dowiem
się o realnych postaciach z powieści Kundery?), skłaniając go do stawiania pytań natury
ontologicznej (dlaczego uważam, że jestem w stanie dowiedzieć się czegoś o realnych postaciach
na podstawie lektury powieści Kundery?).
3.
Kwestia zasadności odniesienia powieści do rzeczywistości jest szczególnie istotna
w przypadku obecności autora w powieści. W ujęciu Bachtina obecność autora w tekście jest
tożsama z obecnością jego stanowiska ideologicznego, w którym z kolei ujawnia się jego
niezbywalna podmiotowość. Ale autor może być obecny w tekście również na inny sposób, czego
przykładem jest Księga śmiechu i zapomnienia. W Aniołach czytamy:
(...) dlaczegóż bym ja nie mógł być astrologiem? Kiedyś od paryskich przyjaciół dostałem
wszystkie książki, jakie o astrologii napisał André Barbault, przy którego nazwisku figuruje dumny
tytuł „Viceprésident du Centre internationale d'astrologie”. Zmieniwszy charakter pisma na
pierwszej stronie każdego tomu napisałem: „A Milan Kundera avec admiration, André Barbault”.
Książki z dedykacją pozostawiłem dyskretnie na wierzchu biurka, a zdumionym praskim klientom
wyjaśniłem, że kiedyś w Paryżu byłem przez kilka miesięcy asystentem sławnego Barbaulta
115
.
W ten sposób autor staje się jednym z bohaterów powieści. Aby dopełnić prowokacji, w dalszej
części rozdziału autor opisuje swoje dzieje, które są dziejami czeskiego pisarza, tworzącego
w czasach komunizmu w Pradze. W tym punkcie dostrzegamy doniosłość rozróżnienia pomiędzy
abstrakcyjnie pojmowaną obecnością autora, o której pisze Bachtin, z konkretną obecnością autora
jako bohatera fabuły. Bachtinowi zależy, aby stanowisko autora było jedną z możliwych,
przedstawionych w powieści ideologii. Jest to możliwe wtedy, gdy utożsamiany z autorem narrator
jest usposobiony dialektycznie wobec bohaterów, „nie mówi o nich, lecz z nimi”, a jego styl jest
„bezbarwny, protokolarny” lub „zaczepnie zwrócony w ich stronę”. Może być również tak, że
115
M. Kundera, Księga…, op. cit., s. 66.
38
ideologię autora da się zrekonstruować poprzez połączenie stanowisk kilku bohaterów,
stanowiących jego porte-parole. Kiedy jednak autor „materializuje się” w powieści, nie sposób
mówić o zniesieniu jego nadrzędności wobec innych bohaterów. Skoro bowiem uznajemy, że Milan
Kundera powieściowy jest tożsamy z Milanem Kunderą, autorem empirycznym, musimy także
skonstatować, że sądy wyrażane przez Milana Kunderę powieściowego są zbieżne z sądami
wyznawanymi przez Milana Kunderę, autora empirycznego. Co za tym idzie, w powieści będą
istnieć sądy ideologiczne poparte autorytetem autora (sądy wyrażane przez Milana Kunderę
powieściowego) oraz sądy niepoparte jego autorytetem (sądy wyrażane przez innych bohaterów).
Z powieści wynikałoby więc jasne, odautorskie przesłanie ideologiczne (składałyby się na nie sądy
wyrażane przez Milana Kunderę powieściowego).
Badanie Księgi śmiechu i zapomnienia metodą Bachtina prowadzi zatem do wykrycia
kolejnego przejawu homofonizacji w powieści. Do ciekawszych wniosków prowadzi
uwzględnienie metafikcyjności prozy czeskiego pisarza. Uwzględniając ten aspekt, należy
stwierdzić, że Milan Kundera i jego biografia nie funkcjonują w powieści jako rodzaj szczerej
autobiografii, tylko jako odwołanie do innego opowiadania. Jak czytamy w Słowniku terminów
literackich:
III.
Metanarracja wyraża się w parafrazowaniu kompozycji i przebiegu fabularnych utworów
powszechnie znanych (np. Robinsona Crusoe D. Defoe w Piętaszku M. Tournier), w kształtowaniu
fabuły poprzez przejęcie elementów twórczości i biografii innego pisarza (np. Papuga Flauberta
J. Barnesa), we wprowadzaniu do nowego utworu bohaterów z innych powieści (np. Zagłoba
w powieści T. Parnickiego I u możnych dziwy)
116
.
W przypadku Księgi śmiechu i zapomnienia mamy niewątpliwie do czynienia z drugim opisanym
w słowniku przykładem – z „kształtowaniem fabuły poprzez przejęcie elementów twórczości
i biografii innego pisarza”. To, że „innym pisarzem” jest w tym wypadku sam Milan Kundera,
niczego nie zmienia. Twór, jakim jest biografia czeskiego pisarza, Milana Kundery, to jedynie
opowiadanie (narracja). Jeśli zatem autor Księgi śmiechu i zapomnienia odwołuje się do biografii
czeskiego pisarza, Milana Kundery, odwołuje się po prostu do innego tekstu (innej narracji).
Co więcej, w momencie, gdy spojrzymy na tę powieść jako reprezentantkę metafikcji, wówczas
będziemy zobligowani uznać (przynajmniej w teorii) Milana Kunderę powieściowego za bohatera
równorzędnego wobec innych bohaterów powieści. Dzieje się tak dlatego, że Milan Kundera-autor
jako empiryczny komponent świata rzeczywistego nie jest bytem, który może być odzwierciedlony
w tekście, podobnie jak nie może w nim być odzwierciedlony jakikolwiek element świata
116
Słownik terminów literackich, pod red. J. Sławińskiego, A. Okopień-Sławińskiej, M. Głowińskiego, h: metanarracja.
39
rzeczywistego. Postulowany przez tekst, Modelowy Czytelnik prozy metafikcyjnej uznaje
całkowity brak korelacji pomiędzy światem rzeczywistym i światem tekstowym, dlatego w swej
interpretacji metafikcji lekceważy nie tylko kontekst biografii autora, ale w ogóle jakiegokolwiek
inny kontekst pozatekstowy. O tym zaś, że Milan Kundera-bohater zajmuje pozycję nadrzędną
wobec innych bohaterów Księgi śmiechu i zapomnienia może świadczyć jedynie uwzględnienie
kontekstu pozatekstowego.
Są to jednak rozważania czysto teoretyczne, w istocie bowiem w Księdze śmiechu
i zapomnienia ujawnia się nadrzędna instancja sensotwórcza, która jest nie tylko bohaterem fabuły,
ale również jej opowiadaczem. Świadczy o tym fragment:
Ten, który pisze książki, jest albo wszystkim (jedynym wszechświatem dla siebie i wszystkich
innych), albo niczym. A ponieważ wszystko nie będzie nigdy żadnemu człowiekowi dane, my
wszyscy, którzy piszemy książki, jesteśmy niczym. Jesteśmy nie uznawani, zazdrośni, zranieni
i życzymy śmierci temu drugiemu. Pod tym względem jesteśmy tacy sami: Banaka, Bibi, ja
i Goethe
117
.
„Ja” to oczywiście narrator, ale oprócz tego również ten, kto pisze książki. Natrafiamy na kolejny
paradoks metafikcji: autor jest jednocześnie twórcą fikcji i jej elementem. Co istotne
z Bachtinowskiego punktu widzenia, jawi się jako instancja, która nieustannie, w formie
podawczej, wyraża swoje stanowisko ideologiczne. Nie sposób utrzymywać, że pozostali
bohaterowie (pozostałe ideologie) funkcjonują na tych samych prawach, co on. Powieść Kundery
niewątpliwie przedstawia jedno stanowisko ideologiczne – jest nim ideologia Milana Kundery.
Kojarzonych przez Bachtina z polifonią stosunków dialogowych należy się zatem doszukiwać
w innych rejonach dzieła czeskiego pisarza.
3. Eseizacja prozy
W Księdze śmiechu i zapomnienia autor uobecnia się nie tylko jako bohater fabularny
i zarazem opowiadacz fabuły. Bardzo istotną część powieści stanowią eseistyczne partie
niefabularne, w których ujawnia się nowe oblicze autora. Nieufny w stosunku do samego siebie,
dialektycznie usposobiony, skrycie polemizujący i wadzący się z cudzymi słowami autor
odpowiada Bachtinowskiej koncepcji samodzielnie ustanawiającego swą podmiotowość bohatera
literackiego. Sęk w tym, że w powieści Dostojewskiego takich bohaterów (przynajmniej w teorii)
117
M. Kundera, op. cit., s. 111.
40
jest więcej, tymczasem jedynym podmiotowym bohaterem Księgi śmiechu i zapomnienia jest
właśnie jej autor.
1.
Niefabularne partie eseistyczne pojawiają się naprzemiennie z narracyjnymi partiami
fabularnymi. W części 8. Straconych listów pisarz, Banaka, i profesor filozofii rozmawiają na temat
literatury z Taminą i Bibi. Bohaterki nie są specjalistkami w tej dziedzinie, więc przyjmują na wiarę
to, co usłyszą od swych gości. W momencie, gdy Bibi prosi Banakę o porady, jak pisać dobre
książki, część 8. kończy się i następuje część 9.: „Darujmy sobie wykład o sztuce pisania, jaki dla
młodej kobiety wygłosili obaj Sokratesowie. Chciałbym powiedzieć o czymś innym. Niedawno
w Paryżu jechałem taksówką z jednego końca miasta na drugi i taksówkarz rozgadał się (...)”
118
.
I w dalszej części następuje opis rozmowy autora z paryskim taksówkarzem, która to rozmowa
mniej lub bardziej dotyczyła sztuki pisania. W rozdziale szóstym podobnych wtrętów o charakterze
anegdotycznym jest więcej. Jest to niewątpliwie coś innego niż właściwy powieściom
balzakowskim odautorski komentarz do intrygi fabularnej. Autor przyjmuje postawę
zorientowanego hermeneutycznie eseisty.
O tym, że w powieści odnajdziemy liczne partie eseistyczne, przekonuje zestawienie Księgi
śmiechu i zapomnienia z teorią eseju. Jak zauważa T. Wroczyński: „Twórcą i opowiadaczem eseju
może być jedynie sam autor”
119
. Oznacza to, że – inaczej niż w partiach fabularnych – autor nie tyle
wciela się w rolę narratora, co po prostu mówi jako autor. Instancja narratora staje się zbędna.
Wiąże się to z brakiem uporządkowania czasoprzestrzennego: „Świat przedstawiony eseju nie
buduje nigdy spójnego obrazu prezentowanej sfery zjawisk (...) Nie istnieje w nim porządkująca
zasada czasu i przestrzeni”
120
. Właśnie z uwagi na anarracyjność eseju zauważalna jest dowolność
związków pomiędzy tematami i motywami. W Księdze śmiechu i zapomnienia taką dowolność
widać nie tylko na przykładzie rozdziału szóstego, w którym obecność autora eseisty jest
najintensywniejsza, ale również w przekroju całej powieści. Związki pomiędzy podejmowanymi
wątkami są asocjacyjne, a nie przyczynowo-skutkowe, porządek czasu i przestrzeni nie podlega
żadnej czytelnej i obiektywnej zasadzie, tylko subiektywnej instancji autorskiej.
Brak logicznego następstwa widać nawet na podstawie lektury Spisu rzeczy. Tytuły siedmiu
kolejnych rozdziałów powieści to: Stracone listy, Mama, Aniołowie, Stracone listy, Litost,
Aniołowie, Granica. Choć mogłoby się wydawać, że za takim uporządkowaniem kryje się jakaś
metoda, żadnej metody tutaj nie ma. Powtórzenie dwóch tytułów wynika – w przypadku
118
M. Kundera, op. cit., s. 97.
119
T . Wroczyński, Esej – zarys teorii gatunku, [w:] „Przegląd Humanistyczny” 1986 z. 5/6, s. 107.
120
T. Wroczyński, op. cit., s. 106.
41
Straconych listów – ze zbieżności motywu utraconej korespondencji miłosnej i – w przypadku
Aniołów – ze zbieżności konstrukcyjnej; Aniołowie i Aniołowie (2) to rozdziały, w których stopień
eseizacji jest zdecydowanie największy. Nie sposób również wskazać rozdziału centralnego ani
kluczowych dla wydźwięku powieści sądów. W jednym z fragmentów autotematycznych Kundera
potwierdza tę tezę:
Cała ta książka [Księga śmiechu i zapomnienia – przyp
.
AH] jest powieścią w formie wariacji.
Poszczególne części występują po sobie jako kolejne części drogi prowadzącej do wnętrza tematu,
do wnętrza myśli, do wnętrza jednej sytuacji, której zrozumienie niknie mi
w nieskończoności. Jest to opowieść o Taminie, a w chwili, gdy Tamina odchodzi ze sceny
powieść dla niej. Ona jest główną postacią i głównym słuchaczem, a wszystkie pozostałe wątki są
wariacjami na temat jej historii i zbiegają się w jej życiu jak w lustrze. Jest to powieść o śmiechu
i zapomnieniu, o zapomnieniu i Pradze, o Pradze i aniołach
121
.
Choć w analizowanej powieści Kundery wiele jest sądów wyrażonych w formie twierdzącej
i sądy te dotyczą dość skonkretyzowanych zagadnień natury egzystencjalnej, istotnie nie sposób
wydobyć z Księgi śmiechu i zapomnienia żadnego spójnego wydźwięku ideowego, systemu
filozoficznego czy nawet filozofii życia. Błędnym byłoby stwierdzenie, że wynika to
z niekonsekwencji autora czy z logicznej niespójności jego toku rozumowania. Świadczyłoby to
bowiem o traktowaniu jego powieści jako traktatu filozoficzno-egzystencjalnego, a przed tym
szczególnie ostrzega sam autor. Jego proza, która w swej dydaktyczno-moralizatorskiej warstwie
nawiązuje do tradycji apologu, ma raczej charakter gnomiczny, tj. poszczególne wątki są
uwieńczane zwięzłymi stwierdzeniami o charakterze moralnym. Dobrym tego przykładem jest
końcowy fragment rozdziału czwartego:
Taminę opanował w tej chwili potworny wstręt. (...) Uklękła nad muszlą, wymiotowała (...) a przed
oczami widziała kutasa, jaja, zarost tego chłopca i czuła kwaśny odór z ego ust, dotknięcia jego
ciała na swoich pośladkach; przez głowę przebiegła jej myśl, że nie potrafi już przypomnieć sobie
przyrodzenia i zarostu męża, że pamięć obrzydzenia jest więc silniejsza niż pamięć subtelności
(tak, pamięć obrzydzenia jest silniejsza niż pamięć subtelności!)...
122
Gnomą w powyższym fragmencie jest właśnie stwierdzenie, iż „pamięć obrzydzenia jest silniejsza
niż pamięć subtelności”. Z kompilacji podobnych (licznie obecnych w powieści) stwierdzeń nie
sposób jednak ułożyć spójnego systemu, nie taki zresztą jest cel literatury gnomicznej. Rzecz raczej
w tym, by naświetlać dany temat z wielu stron, nie żywiąc przy tym wiary w możliwość dotarcia do
121
M. Kundera, op. cit.
122
M. Kundera, op. cit., s. 120.
42
jego istoty. Jak sygnalizowałem we wstępie, powieściowy podmiot Kundery jest podmiotem
romantyzującym, co wyraża się w skłonności do przedstawiania konkretnych przejawów tematu,
a nie jego abstrakcyjnej struktury. Posługując się rozróżnieniem Kanta można by rzec, że cechą
powieści Kundery jest niewiara w możliwość dotarcia do rzeczy samej w sobie. Zamiast tego autor
skupia się na przedstawieniu określonej ilości fenomenów, w których przejawia się owa rzecz, czyli
temat. Wynalezione przez Beethovena wariacje, o których autor Księgi śmiechu i zapomnienia
(w przedostatnim rozdziale) wypowiada się bardzo pochlebnie, odpowiadają zgłębianej przez
Friedricha Schlegla estetyce fragmentu. „Forma wariacji – pisze Kundera – umożliwia
kompozytorowi mówienie o istocie rzeczy, dążenie do samego jej jądra”
123
. Warto zwrócić uwagę
na tryb niedokonany – „mówienie o istocie rzeczy” nie jest równoznaczne z ostatecznym jej
zdefiniowaniem.
To wiąże się z kolejnym wyróżnikiem eseju – brakiem spójnego i koherentnego świata
przedstawionego
124
. W tym miejscu można oczywiście zaprotestować, ponieważ esej jako gatunek
(i to również podkreśla Wroczyński) ma charakter niefikcjonalny
125
– w tym sensie mówi się
w jego kontekście o braku spójności i koherentności świata przedstawionego. Tymczasem Księga
śmiechu i zapomnienia, jak przekonujemy się na każdym kroku, szczególnie akcentuje właśnie
swój fikcjonalny charakter. Kiedy jednak zwrócimy uwagę, jak Wroczyński argumentuje swoją
tezę, zrozumiemy, że do formy eseju jest powieści Kundery blisko:
(...) Występuje w nim [w eseju
–
przyp. AH] (...) kategoria zmyślenia, która realizuje się w trzech
wariantach: obrazu, anegdoty i dygresji. (...) Obraz konstruowany w eseju ma charakter fikcyjnej
metafory bądź porównania. Odnosi się do sfery zjawisk przywoływanych w celu pełnej artykulacji
głównego problemu — tematu analizowanego przez autora. Anegdota i dygresja stanowią bodaj te
kategorie, które najbardziej zbliżają omawiany gatunek do literatury. Spajają one poszczególne
problemy, tematy, motywy i wątki specyficznego świata przedstawionego. Esej nie operuje więc
fikcją, ale nie tworzy też literatury faktu. Świat przedstawiony eseju ma bowiem charakter
konsyderacyjny. Następuje permanentne przenikanie owego świata z zawartością ideową tekstu
126
.
Trudno o lepszy opis Księgi śmiechu i zapomnienia. Przywoływana wyżej anegdota
dotycząca paryskiego taksówkarza, który zwierza się autorowi z pisania do szuflady, jest
klasycznym przykładem anegdoty przytaczanej „w celu pełnej artykulacji głównego problemu –
tematu analizowanego przez autora”. Autor wziął bowiem na warsztat temat sztuki pisania powieści
oraz grafomanii. Najpierw podszedł do opisu tego tematu za pomocą fikcyjnej sceny z udziałem
123
M. Kundera, op. cit., s. 168-169.
124
T. Wroczyński, op. cit., s. 106.
125
Ibidem.
126
Ibidem.
43
wymyślonych przez siebie bohaterów, potem autorytarnie porzucił tę scenę i przytoczył anegdotę
z własnym udziałem, co miało służyć zgłębieniu tematu na inny sposób. Narracja powieściowa
ustępuje miejsca tokowi eseistycznemu. Opis zwierzeń taryfiarza znajduje się poza rozróżnieniem
na fikcję i literaturę faktu. Cechuje go charakter konsyderacyjny, który można rozumieć w ten
sposób: z jednej strony opis zwierzeń taryfiarza pozostaje na usługach intelektualnego wywodu
autora, będąc pewnego rodzaju ilustracją tego wywodu, z drugiej strony wywód ten byłby pod
względem merytorycznym niepełny, gdyby nie obecność tego opisu. Co więcej, anegdota ma
w eseju pełnić ściśle określoną rolę. Jej zadaniem jest „fabularyzacja prezentowanych treści”
i w tym celu „może wprowadzać elementy fikcji literackiej, a w niektórych nawet wypadkach
osobę autora”
127
.
W Księdze śmiechu i zapomnienia wyraźnie obecne są również właściwe sztuce eseistycznej
dygresje oraz obrazy. Przykładem dygresji, czyli nawiązania do sądów, które są mniej lub bardziej
zbieżne ze światopoglądem autora, jest w dużej mierze część rozdziałów Aniołowie i Aniołowie (2).
Na końcu Aniołów autor zamieszcza rzetelną informację, że w powyższym rozdziale wykorzystał
cytaty z dzieł Annie Leclerc, Paula Eluarda i Eugena Ionesco
128
. Na podstawie uważnej lektury
powyższego rozdziału można skonstatować, że autorowi zdecydowanie bliżej jest do sądów
wyrażanych przez Ionesco, natomiast wobec sądów Leclerc i Eluarda wyraźnie się dystansuje.
W tym samym rozdziale mamy również do czynienia z obrazem, czyli „fikcyjnym
upostaciowieniem idei autora, wyrażonego za pomocą tropów stylistycznych, zwłaszcza zaś
przenośni i porównania”
129
. Takim obrazem jest np. część 4. Aniołów, w której autor prowadzi
wywód na temat dwóch rodzajów śmiechu. Zamiast odwoływać się do abstrakcyjnych, naukowych
sformułowań, posługuje się metaforą śmiechu właściwego diabłom i aniołom, co więcej, tworzy
fantazyjną genezę powstania śmiechu anielskiego, który miałby być wtórny wobec diabelskiego.
Geneza ta przedstawiona jest w formie sfabularyzowanej, wymyślonej przez niego historii.
Ale z naszego punktu widzenia najistotniejszym wyróżnikiem eseju jest jego dialogowy
charakter, który to aspekt zgodnie podkreślają niemal wszyscy cytowani przez Wroczyńskiego
teoretycy eseju. Na płaszczyźnie językowo-stylistycznej przejawia się to np. w obecności
retorycznych zwrotów do czytelnika, które nie raz już przytaczałem, jednak najbardziej interesująca
jest dialogowość postrzegana na płaszczyźnie ideowej:
Dialogowość eseju znajduje swój wyraz także w prezentowanym systemie pojęć, ocen i wartości.
Podmiotowy, autorski punkt widzenia pozwala na ścieranie się w obrębie jednego tematu
rozmaitych — często przeciwstawnych sobie poglądów i systemów. Właśnie owa dyskusja tworzy
127
Ibidem, s. 111-112.
128
M. Kundera, op. cit., s. 81.
129
T. Wroczyński, op. cit., s. 112.
44
niepowtarzalny klimat tekstu eseistycznego
130
.
Jak dodaje cytowany przez Wroczyńskiego Sławomir Orlicki, u podstaw eseju leży przekonanie
o dialogowej naturze prawdy
131
. Sprzeczności, które generuje dialektyczna metoda dochodzenia do
prawdy, są spajane w procesie ironicznej syntezy; ironia jest kolejnym istotnym wyróżnikiem
eseju
132
. Bez niej niemożliwe byłoby „permanentne wykorzystywanie dialogu (...) cytatu, dygresji
i anegdoty”
133
, co więcej, ironia jest gwarantem nie tylko owej permanencji, ale dzięki niej możliwa
jest również wewnętrznie niezhierarchizowana współobecność sprzecznych ze sobą poglądów
i systemów.
3.
Jak przekłada się to na praktykę pisarską Kundery? W Księdze śmiechu i zapomnienia
przewija się kilka leitmotivów, które stanowią łączniki pomiędzy siedmioma rozdziałami (jak np.
historia Taminy, motyw straconych listów, koncepcja podziału władzy nad światem pomiędzy
aniołami i diabłami), trudno jednak mówić o obecności jakiegoś motywu dominującego.
Poszczególne leitmotivy dopełniają się, są współobecne, żaden z nich nie wydaje się jednak
istotniejszy od pozostałych. Nie jest prawdą, że wyraźnie egzegetyczne i hermeneutyczne
nastawienie autora wobec tworzonej przez siebie fikcji nie daje czytelnikowi pola do interpretacji.
Często zdawkowy, liryczny czy bardzo osobisty tok narracji skłania czytelnika do dopowiadania
treści, których z jakichś względów nie dopowiedział autor. Choć pewne elementy łączą się
w spójną całość, w kontekście Księgi śmiechu i zapomnienia można jedynie mówić o wyłaniającej
się z powieści wizji świata, ale na pewno nie zawartym w niej „programie pozytywnym” czy też
afirmacji określonej postawy życiowej.
Dobrze pokazuje to interpretacja Aniołów. W jednym z fragmentów odnajdujemy
informację, iż autor pisywał horoskopy do „ilustrowanego tygodnika czeskiej młodzieży”.
Odwołanie do podobnego tygodnika pojawiło się już wcześniej, w części 5., kiedy to autor
opisywał fotografię przedstawiającą ludzi tańczących w kole. Czy ta fotografia ukazała się w tym
samym ilustrowanym tygodniku, w którym jako astrolog zatrudniony był autor? Trudno mówić
o przypadku, gdy na zaledwie kilkudziesięciu stronach pojawiają się dwa odwołania do jakiegoś
ilustrowanego, czeskiego, komunistycznego periodyku...
W dalszej części rozdziału pojawia się fragment:
130
T. Wroczyński, op. cit., s. 110.
131
S. Orlicki, O niektórych wyznacznikach gatunkowych eseju, „Acta Universitatis Lodziensis”. s. I, nr 50, Łódź 1979,
s. 86. Cyt. za: Ibidem., s. 109.
132
Ibidem., s. 110.
133
Ibidem., s. 113.
45
[R.] Roześmiała się (...) właśnie o tym śmiechu marzyłem, gdy pisałem te bzdurne artykuliki
o Rybach, Pannach i Koziorożcu (...) lecz śmiech ten znikąd nie nadchodził, bo wszędzie już na
świecie aniołowie zajęli decydujące miejsca. (...) Patrzyli na nas ze wszystkich stron swym
lodowatym wzrokiem, który zrywał z nas sympatyczny strój wesołych mistyfikatorów i przemieniał
w nędznych oszustów...
134
Ciekawy efekt przynosi zestawienie powyższego fragmentu z końcowymi zdaniami całego
rozdziału: „Wiem, gdzieś tam jest Sarah, żydowska dziewczyna Sarah, moja siostra Sarah...”
135
.
Co ma na myśli autor, kiedy w zagadkowy sposób zwraca się do jednej ze swoich bohaterek?
Z części 8. wiemy, że Sarah jest koleżanką Michaeli i Gabrieli. Michaela i Gabriela mają wygłosić
referat na temat Nosorożca Ionesco. Dwie Amerykanki bardzo naiwnie interpretują sztukę Ionesco,
w istocie zupełnie jej nie rozumieją, tłumacząc sobie wszystkie niejasności rzekomym istnieniem
„efektu komicznego”. Sarah szczerze nienawidzi Michaeli i Gabrieli, ponieważ dziewczynki nie
chciały podzielić się z nią swoimi notatkami. Z tego powodu „z satysfakcją obserwuje ich
głupotę”
136
, która uwydatnia się podczas wygłaszania referatu. Na końcu części 8. Michaela
i Gabriela wznoszą się wraz ze swoją profesorką, madame Rafael, w „kole” do góry. Autor nazywa
je „trzema archaniołami”
137
. Jeśli połączymy ze sobą wszystkie te przesłanki, dojdziemy do
wniosku, że autor i „jego siostra, Sarah” należą do świata diabłów, „wesołych mistyfikatorów”,
którzy (co wiemy z części 4.) „negują rozumny sens świata bożego”
138
. Ich antagoniści, aniołowie,
są z kolei „zwolennikami bożego stworzenia”. Gest Sarah, która podczas groteskowego referatu
Michaeli i Gabrieli wstaje z ławki i kopie dziewczynki w pupę, jest gestem negacji, podobnie jak
gestem negacji jest pisanie fałszywych horoskopów przez autora.
Warto również pochylić się nad figurą tańca w kole (kręgu). Taniec w kole jest
komplementarny wobec afirmatywnego śmiechu anielskiego. Dowodem na to jest opis
doświadczeń pani profesor Rafael (jednego z „trzech archaniołów”):
Przez całe życie szuka kręgu ludzi, z którymi mogłaby się trzymać za ręce i tańczyć; najpierw
szukała go w kościele metodystów (ojciec był mistykiem), potem w partii komunistycznej, potem w
partii trockistowskiej, potem w odszczepieńczej partii trockistowskiej, potem w walce przeciw
przerywaniu ciąży (dziecko ma prawo do życia!), potem w walce o przerywanie ciąży (kobieta ma
prawo do swego ciała); szukała tego kręgu u marksistów, u psychoanalityków, u strukturalistów
(...) a wreszcie pragnęła połączyć się w jedną całość chociażby ze swymi uczniami, to znaczy, że
134
M. Kundera, op. cit., s. 77.
135
Ibidem, s. 81.
136
Ibidem, s. 78.
137
Ibidem, s. 80.
138
Ibidem, s. 67-68.
46
zmuszała ich, by myśleli i mówili to samo, co myśli i mówi ona, by stanowili jedno ciało i jedną
duszę, jedno koło i jeden taniec
139
.
W tym wybitnie ironicznym fragmencie autor ujmuje to, co rozumie przez postawę anielską – jest
to postawa zaangażowana, kapłańska, przedkładająca myśl zbiorową i zbiorowe działanie ponad
jednostkową ekspresję. W części 6. zaznacza:
Ja także kiedyś tańczyłem „koło” (...) trzymałem za ręce albo za ramiona innych komunistycznych studentów (...)
pewnego dnia powiedziałem coś, czego mówić nie powinienem, więc wyrzucili mnie z partii, musiałem odejść
z koła (...) Wtedy zrozumiałem magiczne znaczenie kręgu. Jeśli oddalimy się z szeregu, to możemy zawsze łatwo
do niego powrócić. Szereg jest formą otwartą. Lecz koło zamyka się i nie ma do niego powrotu. (...) Są ludzie,
którym dane jest umrzeć pośród krążenia i są tacy, którzy rozbijają się, padając. Ci drudzy (do których ja należę)
odczuwają stale cichutką tęsknotę do zagubionego tańca w kole...
140
Z powyższego fragmentu wynika jasno, że ci, którzy tańczą w kole, należą do świata aniołów, które
są przepełnione wiarą w istnienie sensu świata bożego. Ci zaś, którzy wypadli z koła, nie mogą do
niego powrócić. Pozostaje im „cichutka tęsknota” oraz ironiczna negacja. Ujmijmy to jeszcze
dobitniej: ci, którzy wypadli z koła, w którym tańczyli jako aniołowie, stają się diabłami.
Wypadnięcie z koła przywodzi na myśl wypędzenie aniołów z raju, diabły to przecież upadli
aniołowie. Jeśli przyjąć takie rozróżnienie, do tej samej grupy (grupy aniołów) zaliczeni są prascy
komuniści wraz z ich patronem, Paulem Eluardem, jak również Michaela, Gabriela i madame
Rafael. Co więcej, do tej grupy zalicza się również cytowana przez autora w części 2. feministka
Annie Leclerc, która wychwala „śmiech poważny, śmiech poza żartem”
141
.
Wprawdzie w drugiej
części autor stwierdza, że „tylko głupiec mógłby się wyśmiewać z tego manifestu rozkoszy”
142
,
kiedy jednak przyjrzymy się jego stosunkowi do śmiechu aniołów, wyrażonemu w części 4.:
„śmiejący się anioł był nieskończenie śmieszny. Śmiech, który jest śmieszny to klęska”
143
oraz
reakcji Sarah (z którą się solidaryzuje) na referat Amerykanek z części 8.: „z satysfakcją
obserwowała ich głupotę”
144
, wówczas dostrzeżemy, że stosunek autora wobec feministki Annie
Leclerc jest połączeniem pogardy, politowania i zazdrości.
Najtrudniej określić relację diabłów wobec aniołów. Z jednej strony w części 4. autor
wyraźnie zaznacza, że aniołowie nie reprezentują Dobra, tylko niekwestionowany sens, diabły zaś
nie reprezentują Zła, tylko brak sensu. Dodaje, że najlepiej jest, gdy pomiędzy władzą aniołów
139
Ibidem, s. 69-70.
140
Ibidem, s. 71-72.
141
Ibidem, s. 62-64.
142
Ibidem, s. 63.
143
Ibidem, s. 68.
144
Ibidem, s. 78.
47
i władzą diabłów istnieje równowaga, ponieważ i w przypadku nadmiaru sensu, i w przypadku
nadmiaru bezsensu nie da się żyć
145
. W obliczu tych słów zastanawia końcowy fragment Aniołów,
kiedy to autor opisuje chęć zgwałcenia swojej koleżanki R. Jeśli bowiem połączymy zawarte
w rozdziale przesłanki, dojdziemy do wniosku, że R., która zatrudnia autora jako astrologa
w komunistycznym tygodniku ilustrowanym dla młodzieży i która z tego powodu traci pracę oraz
szanse na komunistyczną karierę i madame Rafael, organizująca wakacyjny kurs dla Michaeli,
Gabrieli i Sarah w małym miasteczku śródziemnomorskim, to ta sama osoba, tyle że w innym
okresie swego życia. Panna R. jest młodą, ideową komunistką, piszącą dla tygodnika
ilustrowanego, gdzie ukazała się fotografia przedstawiająca taniec w kole. Gdzie indziej czytamy,
że pani profesor Rafael „wpatruje się w tę fotografię, którą wycięła z pisma”
146
. Co więcej,
madame Rafael – o czym wiemy z cytowanego już wcześniej fragmentu – miała w swoim życiu
epizod komunistyczny. Wciąż marzy, aby być częścią wspólnoty, chce ten cel osiągnąć poprzez
wspólne interpretowanie arcydzieł literatury z młodzieżą. Ironią jest, że dzieło, które omawia
z dziewczynkami, Nosorożec Ionesco, jest sztuką właśnie o takich ludziach, jak ona – „opętanych
próbą upodobnienia się do siebie”
147,
czego nie dostrzegają ani jej uczennice, ani ona sama. Jeśli
więc przyjmiemy, że panna R. i profesor Rafael to ta sama osoba, pozostaje nam interpretacja
zagadkowej sceny końcowej, kiedy to wyrzucona z partii, przerażona R. oznajmia autorowi, że
odkryto, iż jest on autorem horoskopów. Jej przerażenie objawia się problemami gastrycznymi, na
co autor reaguje dość oryginalnie: odczuwa nagłą potrzebę zgwałcenia R.
Chciałem rzucić się na nią i zamknąć w objęciach wraz ze wszelkimi jej, tak podniecającymi,
sprzecznościami, ze wspaniałymi strojami i rozstrojonym żołądkiem, z inteligencją i strachem,
z dumą i nieszczęściem. Wydawało mi się, że w tych przeciwieństwach skrywa sie jej istota, to
złoże, ta grudka złota, ten diament schowany w głębinach. Chciałem się na nią rzucić i wyrwać ten
skarb; posiąść ją razem z jej gównem i nie ujawnioną duszą
148
.
W dalszej części próbuje sobie wytłumaczyć, dlaczego zapragnął zgwałcić R.:
Możliwe, że ta zwariowana ochota na zgwałcenie R. była tylko rozpaczliwą próbą przytrzymania
się czegoś w trakcie upadku. Bo od tego czasu, gdy wyrzucono mnie z kręgu, wciąż spadam (...)
ze swego kraju w pustą przestrzeń świata, w którym rozlega się straszliwy śmiech aniołów,
zagłuszający swym brzmieniem wszystkie moje słowa
149
.
145
Ibidem, s. 67.
146
Ibidem, s. 69.
147
Ibidem, s. 61.
148
Ibidem, s. 81.
149
Ibidem.
48
Skoro wiadomo już, że autor stoi po stronie diabłów, a R. (jako młoda madame Rafael) stoi po
stronie aniołów, jak należy traktować zagadkową chęć zgwałcenia R. przez autora? Z jego sugestii
wynika, że pragnienie to mogło wyniknąć z chęci odzyskania sensu, który stracił, gdy wyrzucono
go z kręgu; zgwałcenie kogoś takiego, kto znajduje się w kręgu, byłoby więc motywowane chęcią
powrotu do wspólnoty. Warto jednak zwrócić uwagę na to, w jakim momencie autor odczuł
potrzebę zgwałcenia R. Było to wtedy, kiedy R. przechodziła niewątpliwy kryzys wiary, kiedy
upadły jej ideały i sama obawiała się, że wypadnie z kręgu. Przeczytaliśmy bowiem chwilę
wcześniej: „R. nie pozostawiała nigdy żadnej szczeliny, przez którą mógłbym dostrzec błysk jej
nagości. I oto nagle strach rozkroił ją jak rzeźnicki nóż”
150
. Być może więc chęć zgwałcenia R. była
próbą przeciągnięcia jej na swoją – diabelską – stronę, właśnie wtedy, gdy było to najłatwiejsze,
gdy R. przeżywała kryzys wiary?
Aniołowie kończą się wezwaniem do Sarah („Lecz jak ją znaleźć?”
151
). Można to wezwanie
traktować jako przyznanie się do samotności, którą odczuwa autor. Z powodu swej samotności
autor poszukuje kogoś, kto, tak jak on, wypadł z kręgu. Bo choć, jako poplecznik diabłów, czuje
pogardę i wyższość wobec aniołów, nie jest już w stanie – tak jak one i tak jak on sam kiedyś –
odczuwać radosnych, metafizycznych uniesień.
Motywy obecne w Aniołach pojawiają się również w Aniołach (2). W części 19. czytamy:
„seks uwolniony od diabelskiego związku z miłością stał się anielską naturalną radością”
152
,
a w części 23. (która opisuje przybycie Taminy na wyspę dzieci) pojawia się fragment:
Ich [dzieci – przyp. AH] chęć czynienia zła jest pozytywna, wesoła i można ją z całym spokojem
nazwać radością. Chcą czynić zło temu, co jest poza granicami ich świata, by w ten sposób uczcić
własny świat i jego prawa
153
.
Powyższe cytaty łączy przede wszystkim to, że są próbą relatywizacji powszechnie uznawanych
wartości czy też prowokacyjnego przewartościowania tych wartości. W przeciwieństwie do dzieci
na wyspie, Tamina znajduje się po stronie diabłów. Wyraźna sympatia autora w stosunku do niej
(i do Sarah) oraz z trudem skrywana antypatia wobec dzieci na wyspie, a także praskich
komunistów, Annie Leclerc czy Gabrieli i Michaeli (reprezentantów aniołów) nie jest
konsekwencją autorytarnego i zdychotomizowanego podziału świata na złych aniołów i dobre
diabły. Gdyby tak było, powieść Kundery istotnie stałaby się rodzajem filozoficzno-moralnego
traktatu. Cytowałem już zresztą fragment, w którym autor wyraźnie zaznacza, że rozkład sił
150
Ibidem, s. 80-81.
151
Ibidem, s. 81.
152
Ibidem, s. 185.
153
Ibidem, s. 188.
49
pomiędzy aniołami i diabłami (a więc pomiędzy nadmiarem sensu i jego brakiem) powinien być
sprawiedliwy dla obu stron. Sympatia wobec reprezentantów diabłów wynika raczej z tego, że autor
– jako reprezentant diabłów – nie jest w stanie zachować bezstronności, ponieważ, podobnie jak
każda jednostka – sięgając po „słownik” Martina Heideggera – jest nieuchronnie „wrzucony
w świat”. Jeśli wyczytujemy z Księgi śmiechu i zapomnienia słowa potępienia bądź pochwały
w stosunku do praskich komunistów lub Taminy, wynika to z faktu, że traktujemy autora jako
źródło zobiektywizowanego sensu, a więc wpadliśmy w pułapkę konwencji. Bliższa prawdy, jak się
zdaje, byłaby trawestacja określenia samego Kundery: racji nie mają ani komuniści, ani Tamina
(ani aniołowie, ani diabły), za to wszyscy mają prawo do zrozumienia. To zrozumienie ma
umożliwić (niedoskonała, bo tworzona przez nieuchronnie stronniczy podmiot autorski) powieść,
arena dialogu pomiędzy sprzecznymi sądami i światopoglądami. Fakt, iż ten dialog odbywa się za
pośrednictwem nadrzędnego podmiotu autorskiego świadczy zaś o tym, że owo zrozumienie jest
zadaniem wyznaczonym w równym stopniu czytelnikowi, co świadomemu swych ograniczeń
autorowi.
4.
Powyższa interpretacja pokazuje, że praktyka pisarska Kundery realizuje teoretyczne
założenia eseju. Dla zachowania precyzji podkreślmy jednak: powieść Kundery nie jest w całości
powieścią-esejem. Są w niej obecne liczne partie ściśle eseistyczne (przede wszystkim rozdziały:
Aniołowie, Aniołowie 2), ale w kontekście całego utworu można mówić jedynie o przejawach
eseizacji, takich jak zastąpienie narratora przez autora, przekonanie o dialogowej naturze prawdy,
obecność anegdot i dygresji itd. W refleksji Bachtina, zamiast pojęcia eseizacji, pojawia się pojęcie
wewnętrznie zdialogizowanych monologów (w Braciach Karamazow oprócz nich odnajdziemy
również zwyczajne, wplecione w narrację eseje, im jednak badacz nie poświęca specjalnej uwagi).
Dla Bachtina istotne jest, by w ramach tych monologów konstytuowały się równorzędne, ale
dialogowo zwrócone do siebie podmioty. W Księdze śmiechu i zapomnienia mamy do czynienia
z wewnętrznie zdialogizowanymi monologami jedynie autora. Dla przykładu, wygłoszona przez
Boccaccia pochwała mizoginii w Litosti funkcjonuje na prawach cytatu intertekstualnego – można
się jedynie domyślać, czy autor się z tym słowem cudzym utożsamia. Jego obecność w powieści
pełni istotną rolę w kontekście „dążenia do wnętrza tematu”, jakim jest specyfika ludzkiej
egzystencji. Paranaukowość eseju wymaga bowiem zgromadzenia możliwie największej ilości słów
cudzych o danym temacie, aby na tle tego zestawienia zarysować własne stanowisko – słowo cudze
o mizoginii funkcjonuje w eseistycznej powieści Kundery na prawach przypisu do głównego
wywodu autora i ten wywód dialogizuje.
Obecność wywodów tylko jednego podmiotu w powieści (autora) wiąże się, jak sądzę,
50
z filozoficznym przekonaniem Kundery, iż niemożliwe jest pełne zrozumienie punktu widzenia
Innego. W jednym z fragmentów powieści Banaka powiada: „(...) powieść jest wymysłem ludzkiej
iluzji, że możemy zrozumieć drugiego człowieka. (...) Jedyne, co możemy zrobić (...), to zdać
sprawozdanie ze swego życia. Wszystko pozostałe jest przekroczeniem naszych kompetencji”
154
.
Eseizując swoje powieści, Kundera chce udowodnić, że idea ukrycia autora i jego punktu widzenia
w powieści jest utopijna. Status autora w Księdze śmiechu i zapomnienia jest zatem tożsamy ze
statusem, jaki bohaterom Dostojewskiego przypisuje Bachtin – jest on niezależną podmiotowością,
która przytacza cudze słowa i wadzi się z nimi, dzięki czemu nie zostaje ostatecznie
ukonstytuowany. Poza nim istnieją jedynie upostaciowione i upodrzędnione w stosunku do niego
słowa cudze.
III.
PRAKTYCZNE ZASTOSOWANIE UJĘCIA KUNDERY NA
PRZYKŁADZIE ANALIZY BIESÓW DOSTOJEWSKIEGO
1.
Gry z narracją. Nierówny status bohaterów
W ujęciu Kundery najważniejsza jest nadrzędna instancja autorska, od której zależni są
wszyscy bohaterowie powieści. O narratorze jako instancji odrębnej, podobnie jak w ujęciu
Bachtina, mowy zasadniczo nie ma. Przykład Biesów pokazuje jednak, że odróżnienie narratora od
autora jest nieodzowne, ponieważ nie sposób przypisać sądów wyrażanych przez opowiadacza
fabuły Fiodorowi Dostojewskiemu, tenże opowiadacz jest przecież jednocześnie jednym
z bohaterów wydarzeń. Kunderowskiemu teoretykowi nie pozostaje więc nic innego jak uznać, że
narrator (a więc ten, kto w Księdze śmiechu i zapomnienia zgłębia losy bohaterów rozumianych
jako jego „doświadczalne ego”, próbując zrozumieć ich lepiej, niż oni sami siebie zrozumieli) jest
jeszcze jednym z przedmiotów poznania autora. Co za tym idzie, relacja pomiędzy nadrzędnym
wobec narratora autorem a upodrzędnionymi w stosunku do narratora bohaterami wyraźnie się
komplikuje. Dzieje się tak dlatego, że wyrażane przez narratora opinie na temat bohaterów
i wydarzeń przedstawionych w fabule nabierają podwójnego znaczenia. Z jednej strony (rozumiane
jako przywołanie) wyrażają prywatną opinię narratora na temat bohaterów, z drugiej strony
(rozumiane jako użycie) wyrażają sąd autorski przefiltrowany przez usta narratora. To samo
sformułowanie nabiera dwóch równorzędnych znaczeń. Widać to na przykładzie fragmentu,
w którym narrator opisuje Barbarę Pietrownę: „Niezbadana jest głębia serc ludzkich, wydaje mi się
jednak, że Barbara Pietrowna z pewnym zadowoleniem zatrzymała się u wrót świątyni, wiedząc, że
154
M. Kundera, op. cit., s. 95-96.
51
zaraz będzie przechodziła tamtędy gubernatorowa, a za nią wszyscy. «Niech sama zobaczy, jak mi
wszystko jedno, co ona myśli i dowcipkuje, jak nic sobie nie robię z tego, że kpi z mojej
dobroczynności! Niech i inni to widzą!»”
155
. Jeśli uznamy, że jest to wypowiedź sprzyjającego
Stawroginowej narratora osobowego, skonstatujemy, iż jest ona wyrazem dobrodusznej oceny
bohaterki, tym bardziej, że innych bohaterów narrator potrafi ostro i bezpośrednio skrytykować. Ale
powyższy fragment zawiera również sąd autorski. Można powiedzieć, że autor używa głosu
narratora, by wyrazić własne stanowisko. W takim odczytaniu jest to wypowiedź do głębi
ironiczna. Co więcej, ostrze ironii jest skierowane zarówno w Barbarę Pietrownę, jak i w darzącego
ją czcią narratora, którego cechuje naiwna „prostaczkowość”. Nie ulega zatem kwestii, że dotarcie
do sądów autora w Biesach (co postuluje Kundera) wymaga rozdzielenia narratora od autora.
1.
Na pozór zdawałoby się, że jedynym pierwszoosobowym narratorem jest bohater fabularny,
urzędnik G-w
156
, „młodzieniec z klasycznym wykształceniem, posiadający stosunki w najwyższym
towarzystwie”
157
. Jako uczeń i przyjaciel byłego literata i krytyka, Stiepana Trofimowicza
Wierchowieńskiego, G-w często bywał w posiadłości Barbary Pietrownej Stawrogin, bogatej
wdowy, która animowała środowisko kulturalne miasta. Właśnie dzięki tej znajomości narrator
„posiadł stosunki”, to znaczy poznał osobiście i wyrobił sobie opinię na temat licznych wyżej
usytuowanych obywateli miasteczka.
Na łamach powieści G-w opisuje „niedawne, a tak dziwne zdarzenia”
158
, które miały
miejsce w „niczym dotychczas niewsławionym mieście”
159
. G-w był przede wszystkim biernym
świadkiem tych wydarzeń, a nie ich bezpośrednim katalizatorem. Żywo interesował się tym, co
działo się w miasteczku – zbierał możliwie jak najwięcej informacji i relacji, snuł także własne
domysły – nie miał jednak wpływu na przebieg wydarzeń i właściwie tylko dwa razy (w nieudolny
sposób) próbował w nie ingerować. Najpierw chciał powstrzymać Stiepana Trofimowicza przed
wygłoszeniem przemowy na zabawie, kiedy jednak Wierchowieński krzyknął: „Daj mi pokój,
lekkomyślny młodzieńcze!”
160
, G-w uciekł. Chwilę później zwrócił się gniewnie do Piotra
Wierchowieńskiego: „Toś ty, nikczemniku, urządził wszystko! Tyś pomagał Stawroginowi! (...)
Ty! Ty! Ty! Julio Michajłowno, to najgorszy pani wróg! On zgubi i panią! Niech się pani
155
F. Dostojewski, Biesy, przeł. T. Zagórski i Z. Podgórzec, [w:] F. Dostojewski, Dzieła wybrane, t. III, Warszawa
1984, s. 158.
156
Ibidem, s. 130.
157
Ibidem, s. 122.
158
Ibidem, s. 11.
159
Ibidem.
160
Ibidem, s. 483.
52
strzeże!”
161
. Ale cóż z tego, skoro od razu po wypowiedzeniu tych słów, nie czekając nawet na
odpowiedź Wierchowieńskiego, „jak wariat wybiegł z pokoju”
162
. Poza tym jego zdradzająca silne
zaangażowanie emocjonalne i jawną stronniczość działalność sprowadza się do wymiany
spostrzeżeń z bohaterami, którzy nie mieli większego wpływu na fabułę, głównie ze Stiepanem
Wierchowieńskim i Szatowem.
O zaangażowaniu emocjonalnym narratora świadczą zamieszczane w niektórych miejscach
komentarze. Zwróćmy uwagę na fragment:
Mówiłem już, że w naszym mieście pojawiły się jakieś podejrzane figury. Zawsze i wszędzie
zjawiają się podejrzane typy w czasach burzliwych i pełnych wątpliwości. (...) W każdym okresie
przejściowym wypływają na wierch kanalie, które istnieją przecież w każdym społeczeństwie.
Wypływają na wierzch i już zupełnie bezcelowo, nawet bezmyślnie ujawniają i krzewią niepokój
i zniecierpliwienie. I te kanalie, może nieświadomie, trafiają pod komendę małej garstki „ludzi
jutra”, którzy działają celowo i kierują tamtymi, jak chcą, o ile zresztą nie są skończonymi
idiotami, co także nieraz się zdarza
163
.
Bez wątpienia jest to rodzaj dydaktyczno-moralizatorskiego komentarza znanego choćby z powieści
Honoriusza Balzaka. Co więcej, w Biesach odnajdziemy również partie, w których narrator poddaje
bohaterów ocenie etycznej: „(...) gdyby nie ambicje i pewność siebie Julii Michajłowny, może nie
stałoby się u nas to, do czego doprowadzili ci łotrzykowie [„piątka” Piotra Wierchowieńskiego –
przyp. AH]. Znaczna część odpowiedzialności spada tu na nią!”
164
.
Emocjonalny, skłonny do wydawania osądów stosunek bohatera wobec wydarzeń
fabularnych, jego wyraźna niechęć do Piotra Wierchowieńskiego i idei socjalistycznych, dystans
i rezerwa wobec Stawrogina, pogarda w stosunku do Karmazinowa są konsekwencją relacji
społecznych, w jakich pozostawał G-w. Patrząc z jego punktu widzenia, byłoby co najmniej
nierozsądne popierać idee rewolucyjne – G-w jest przecież urzędnikiem w powiecie carskim.
Piotra Wierchowieńskiego, którego działalność doprowadziła do śmierci bliskich mu osób, G-w
opisuje jako postać demoniczną, chcąc od razu dać czytelnikowi do zrozumienia, jaką rolę w
wydarzeniach odegra syn Stiepana Trofimowicza: „Słowa jego robiły wrażenie gładkich, dużych
paciorków, sypiących się równo, zebranych w porę i zawsze naprzód już przygotowanych.
Z początku mogło się to nawet podobać. Po chwili jednak stawało się wstrętne (...). Zaczynało się
wydawać, że ma w ustach język inny niż wszyscy, niezwykle długi i wąski, strasznie czerwony,
161
Ibidem, s. 498.
162
Ibidem.
163
Ibidem, s. 459-460.
164
Ibidem, s. 316.
53
o długim koniuszku, kręcącym się bezwiednie i nieustannie”
165
.
Zaangażowanie emocjonalne i stronniczość pozostają w wyraźnej sprzeczności z celem,
który już na wstępie postawił sobie narrator – jest nim napisanie kroniki. To pierwsza komplikacja
związana z narracją w Biesach. Co narrator rozumie przez „kronikę”? Przede wszystkim opis
wydarzeń post factum, względnie chronologiczny, „wierny i prawdziwy”
166
. Ale to nie wszystko.
Aby w pełni zrozumieć jego kronikarski zamysł, należy najpierw powrócić do pierwszych dwóch
zdań powieści, których znaczenie w kontekście całości jest nieocenione:
Rozpoczynając opis niedawnych, a tak dziwnych zdarzeń, których świadkiem było nasze skromne i
niczym dotychczas niewsławione miasto, nim przystąpię do rzeczy, muszę, ze względu na moją
nieudolność, zacząć od paru szczegółów z życia utalentowanego i czcigodnego Stiepana
Trofimowicza Wierchowieńskiego. Niech te szczegóły będą tylko wstępem do niniejszej kroniki,
zdarzenia zaś, które zamierzam opisać, przyjdą później
167
.
Pierwszą informacją, którą wynosimy z analizy powyższego fragmentu, jest to, że świadkiem
wydarzeń było „miasto”, a nie jeden z jego mieszkańców, narrator G-w. To właśnie odróżnia
spersonalizowaną, zaangażowaną emocjonalnie relację narratora – uczestnika wydarzeń od
zobiektywizowanej relacji kronikarskiej. A co to oznacza w praktyce? „Miasto”, jak dowiemy się
z lektury Biesów, to synonim opinii społecznej, „nastroju ogólnego”. W pewnym miejscu narrator
wyznaje: „O dziesiątej wieczorem zdecydowałem się pójść na bal, ale już nie w roli «młodzieńca ze
wstęgą», gdyż nawet wstęgę zostawiłem u Julii Michajłowny, lecz jedynie dla zaspokojenia
gwałtownej ciekawości. Chciałem podsłuchać nie dopytując się, co mówią w mieście o tych
wszystkich zdarzeniach”
168
. W przeciwieństwie do ostentacyjnie subiektywnych impresji G-wa
„miasto” symbolizuje intersubiektywne porozumienie, utożsamiane przez samego narratora
z prawdą obiektywną. Świadczą o tym nierzadko pietystyczne opisy nastrojów społecznych, co
widać choćby tutaj:
Pod koniec już nikt nie wierzył, aby ten uroczysty dzień mógł się obejść bez jakichś kolosalnych
komplikacji, bez jakiegoś „epilogu”, jak to określał ten i ów, zawczasu zacierając dłonie.
Jakkolwiek niejeden stroił się w maskę pochmurną i dyplomatyczną, przyznać należy, że na ogół
wszelki skandal i zamęt publiczny niezwykle cieszy serce Rosjanina. W nastroju ogólnym
wyczuwało się wszakże coś więcej niż pożądliwe oczekiwanie skandalu: panowało powszechne
rozdrażnienie, jakieś gniewne niezadowolenie. Można by sądzić, że wszystkim już się wszystko
znudziło. Rozkrzewił się jakiś zbiorowy cynizm, cynizm wbrew woli, prawie pod przymusem. Tylko
165
Ibidem, s. 182.
166
Ibidem, s. 219.
167
Ibidem, s. 11.
168
Ibidem, s. 500.
54
panie nie miały wątpliwości, lecz i to pod jednym względem: pod względem nienawiści do Julii
Michajłowny. Tu już stykały się kierunki myśli wszystkich pań
169
.
Liczna obecność zaimków („nikt”, „wszyscy”, „ten i ów”, „niejeden”), obecność form
bezosobowych („wyczuwało się”) oraz uczynienie podmiotami zdań pojęć abstrakcyjnych („nastrój
ogólny”, „zbiorowy cynizm”) pozostają na usługach upodmiotowienia społeczności miejskiej.
Narratorowi bardzo zależy, aby z plotek, które usłyszał, relacji, które mu zdano i nastrojów, które
wyczuł uczynić obiektywny, „kronikarski” obraz wydarzeń. W swych heroicznych wysiłkach bywa
nierzadko groteskowy; często nie potrafi ukryć, że dany sąd społeczny w zupełności pokrywa się
z jego prywatnym sądem.
„Kronikarskie” opisy pojawiają się głównie wtedy, gdy G-w nie uczestniczy w jakimś
wydarzeniu osobiście. Dobrym tego przykładem jest opis mszy, na której pojawiła się Maria
Lebiadkin. Opis ten pojawia się jako rodzaj homeryckiej retardacji. G-w opowiada, jak ze starym
Wierchowieńskim przybył do rezydencji Barbary Stawrogin, której początkowo nie zastał, potem
jednak bohaterka przybyła wraz z Lizawietą Nikołajewną i Marią Lebiadkin. Najpierw narrator
opisał swoje ówczesne zaskoczenie tym faktem („Gdybym zobaczył to we śnie, nawet wtedy bym
nie uwierzył”
170
), następnie przeszedł do narracji „kronikarskiej”: "Aby zrozumieć, jak to się stało,
muszę się cofnąć o godzinę wstecz i opisać szczegółowo niezwykłe zdarzenie, jakie spotkało
Barbarę Pietrowną w soborze”
171
. Co istotne, retardacyjny opis „kronikarski” zdominowany jest
zupełnie przez formę bezosobową, upodmiotawiającą zbiorowość:
Na nabożeństwo południowe przyszło prawie całe miasto. Mówię oczywiście o śmietance towarzystwa.
Wiedziano, że będzie obecna nowa gubernatorowa, po raz pierwszy po przybyciu do nas. Trzeba dodać,
że opowiadano o jej wolnomyślicielstwie i hołdowaniu nowym prądom. Wszystkie panie już wiedziały,
że gubernatorowa będzie ubrana uroczyście i wspaniale (...) Zauważono jednak, że [Barbara Pietrowna – przyp
.
AH] z niezwykłą żarliwością modliła się przez cały czas nabożeństwa. Zapewniano nawet potem, że miała łzy
rozrzewnienia w oczach. Skończyło się wreszcie nabożeństwo i ojciec Paweł wystąpił z uroczystym kazaniem.
Lubiano u nas jego kazania i zachwycano się nimi. Namawiano go nawet, aby je wydał drukiem, lecz nie mógł
się na to zdecydować
172
.
Później, gdy już wyjaśnia się, dlaczego Barbara Pietrowna wróciła do domu z Lizą i Marią
Lebiadkin, uczestniczący w wydarzeniach G-w powraca do zwyczajowego, pierwszoosobowego
trybu narracji. Można zaryzykować twierdzenie, że partie „kronikarskie” w Biesach wyróżnia
169
Ibidem, s. 459.
170
Ibidem, s. 155.
171
Ibidem.
172
Ibidem.
55
właśnie obecność czasowników w trybie bezosobowym.
W tym miejscu należy powrócić do dwóch pierwszych zdań powieści. Jak pamiętamy,
narrator pisze tam, że zanim przystąpi do opisu wydarzeń, których świadkiem było jego miasto
(a więc, zanim przejdzie do partii „kronikarskich”), musi przedstawić parę szczegółów z życia
starego Wierchowieńskiego, co zrobi „nieudolnie” i co będzie „wstępem” do jego kroniki. To druga
bardzo ważna informacja: między wierszami dowiadujemy się bowiem, że zamiast jednolitej,
spójnej narracji otrzymamy „nieudolny” (a więc zaangażowany emocjonalnie) wstęp do wydarzeń
oraz zobiektywizowaną kronikę tych wydarzeń. W przekroju powieści istotnie znajdziemy wiele
fragmentów, w których narracja pierwszoosobowa przeplata się z narracją „kronikarską”,
w pewnym sensie otrzymujemy więc na wstępie otrzymujemy wskazówkę autotematyczną.
Powstaje pytanie, kto „mówi” w pierwszych dwu zdaniach powieści? W Biesach odnajdujemy
jeszcze jeden zastanawiający fragment, tym razem na końcu powieści. Konający Stiepan
Trofimowicz prosi Zofię Matwiejewną o przeczytanie fragmentu Pisma Świętego, dotyczącego
wypędzenia demonów z opętanego. „Zofia Matwiejewna znała dobrze Pismo Święte i natychmiast
odszukała ten fragment Ewangelii św. Łukasza, którego użyłem jako epigrafu do mojej kroniki.
Znów przytaczam te słowa...”
173
. Tym razem trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości, że mamy do
czynienia z komentarzem autotematycznym – motto, które poprzedza pierwszą stronę powieści
i które jest niewątpliwą wskazówką interpretacyjną, umieścił narrator, a nie autor, Fiodor
Dostojewski. Ale czy należy ściśle utożsamiać tego, kto świadomie formułuje motto powieści
z tym, kto rozpaczliwie oskarża Piotra Wierchowieńskiego o snucie intryg, po czym wybiega
z pokoju? Czy w Biesach istotnie jest tylko jeden narrator?
Na tym nie koniec komplikacji. W II ustępie Nocy (pierwszego rozdziału części drugiej)
narrator zapowiada: „Po tym opisie naszej sytuacji w ciągu pierwszych ośmiu dni, gdyśmy nie
wiedzieli jeszcze o niczym, powracam do dalszego biegu wydarzeń, mogę zaś teraz, gdy wszystko
jest wiadome, wyłożyć je wiernie i prawdziwie”
174
. Jeśli zestawić te słowa z początkowymi
zdaniami powieści, można by uznać, że po „nieudolnym” wstępie następuje wreszcie „kronikarski”,
„wierny i prawdziwy” opis wydarzeń post factum. Ale to wcale nie oznacza, że narrator przejdzie
do opisywanej wyżej, bezosobowej narracji „kronikarskiej”. W ustępie III następuje opis rozmowy
Piotra Stiepanowicza z Mikołajem Stawroginem, przy której G-w nie tylko nie miał prawa
uczestniczyć, ale również, biorąc pod uwagę jego relacje z obydwoma bohaterami, nie miał prawa
dowiedzieć się w ogóle o jej istnieniu. Po rozmowie natykamy się na znamienny opis zachowania
Stawrogina, którego przed chwilą opuścił młody Wierchowieński: „Parę minut stał przy stole w tej
samej pozycji, widocznie zamyślony. Wkrótce jednak zimny, obojętny uśmiech zjawił się na jego
173
Ibidem, s. 647.
174
Ibidem, s. 219.
56
twarzy. Usiadł w kącie kanapy, na dawnym miejscu, i zamknął oczy, jakby znużony”
175
. W dalszej
części powieści pojawiają się (w cudzysłowach) opisy myśli bohaterów, Lebiadkina czy von
Lembkego, co więcej, pojawiają się również opisy, które w mowie pozornie zależnej przedstawiają
punkt widzenia konkretnych postaci. Dobrym tego przykładem jest scena rozmowy pomiędzy
Piotrem Stiepanowiczem a Karmazinowem, co rusz przemycane są bowiem do narracji sądy
jednego i drugiego bohatera. Najpierw czytamy: „Piotr Stiepanowicz od dawna zauważył, że ten
zarozumiały, zepsuty i obraźliwie niedostępny jegomość [Karmazinow – przyp. AH], ta prawie
„ministerialna głowa” po prostu stara się o jego względy, i czyni to nawet dość gorliwie”
176
. Mamy
tu rzecz jasna do czynienia z obrazem Karmazinowa z perspektywy młodego Wierchowieńskiego,
który pogardza starym literatem. Nieco dalej odnajdujemy fragment: „Karmazinow niecierpliwie
pochwycił rękopis, uważnie przejrzał, przeliczył arkusiki i ostrożnie położył je obok siebie na
osobnym stoliku, lecz tak, aby mieć swe arcydzieło wciąż na oku”
177
. Do kogo należy określenie
„arcydzieło”? Przy odrobinie refleksji staje się jasne, że jest to ironiczne określenie samego autora,
który – w tym wypadku utożsamiając się z narratorem – przypisał je niejako Karmazinowowi, aby
go ośmieszyć.
Jak potraktować wszystkie cytowane wyżej fragmenty? Gołym okiem widać, że obecny
w nich narrator jest wszechwiedzący. Z jednej strony możemy uznać, że tym narratorem jest wciąż
G-w. Gdy już wszystko się dokonało, G-w zebrał niezbędne informacje i zbeletryzował
(uprawdopodobnił) te wydarzenia, w których nie uczestniczył. To właśnie byłby ów „wierny
i prawdziwy” opis wydarzeń. Za tą tezą przemawiałby fragment, w którym Piotr Stiepanowicz
odgraża się Stawroginowi: „«Jednak... będziesz musiał zapłacić za te słowa – myślał
Wierchowieński. – Zapłacisz dziś jeszcze. Za dużo sobie pozwalasz.» Takie mniej więcej były
myśli Wierchowieńskiego”
178
. Z drugiej strony – jeśli przyjąć narratologiczny punkt widzenia –
rozsądne wydaje się wyróżnienie kolejnego (obok pierwszoosobowego i „kronikarza”) narratora –
narratora wszechwiedzącego. Zazwyczaj jest to narrator auktorialny, bywa jednak, że narracja
auktorialna przeplata się z personalną. Widać to na przykładzie opisu Marii Szatow: „Z bólem
wpatrywał się [Szatow – przyp. AH] w jej rysy: już dawno zgasł na tej zmęczonej twarzy blask
pierwszej młodości. Była jeszcze ładna, a w jego oczach jak dawniej – przepiękna.
W rzeczywistości była to kobieta dwudziestopięcioletnia, dobrze zbudowana, dość wysoka, wyższa
od Szatowa, o ciemnoblond wspaniałych włosach”
179
. W zależności od potrzeb, narracja w Biesach
przechodzi w pierwszoosobową, „kronikarską” lub auktorialną. Pierwsza z nich wyraża sądy
175
Ibidem, s. 230-231.
176
Ibidem, s. 364.
177
Ibidem, s. 367.
178
Ibidem, s. 383-384.
179
Ibidem, s. 565.
57
zaangażowanego w wydarzenia G-wa, druga – zebrane i przetworzone przez G-wa sądy
społeczności miejskiej, wreszcie trzecia w największym stopniu pokrywa się ze stanowiskiem
samego autora, ponieważ – na poziomie wertykalnym – zawiera liczne ironiczne uwagi
ośmieszające bohaterów oraz samego narratora.
Nierzadko zdarza się, że w jednym akapicie obecne są dwa typy narracji. Tak dzieje się na
przykład we fragmencie opisującym wahania Piotra Stiepanowicza:
Co do Szatowa, to istotnie był przekonany [Piotr Stiepanowicz
– przyp.
AH], że ten
zadenuncjuje. Skłamał, gdy mówił o donosie. Nigdy go nie widział ani nie słyszał o nim, lecz był
pewien, że donos nastąpi jak dwa razy dwa. Był przekonany, że Szatow nie wytrzyma ostatnich
wydarzeń
–
śmierci Lizy, śmierci Marii Timofiejewny
–
i że teraz właśnie się zdecyduje. Może
Piotr Stiepanowicz miał jakieś dane, by tak przypuszczać. Wiadomo też, że nienawidził Szatowa
osobiście. (...) Może tu właśnie kryła się główna przyczyna
180
.
Początkowo wydawałoby się, że narrator powyższego fragmentu jest auktorialny (lub personalny),
zna bowiem myśli Wierchowieńskiego. Nagle jednak narrator wszechwiedzący ustępuje miejsca
snującemu domysły narratorowi pierwszoosobowemu, który post factum analizuje motywacje
kierujące zbrodniarzem. Podobnych fragmentów jest w Biesach o wiele więcej. Bez trudu
odnajdziemy też fragmenty, w których narracja jest podchwytliwa. Podczas wygwizdanej przez
publiczność przemowy Karmazinowa natykamy się na fragment: „Chociaż [Karmazinow – przyp.
AH] uśmiechał się ironicznie, był bardzo stropiony. Wyraz jego twarzy mówił: «Nie jestem taki,
jak sądzicie. Jestem duszą po waszej stronie, tylko chwalcie mnie, chwalcie jak najwięcej, strasznie
to lubię»”
181
. Nieuważny czytelnik mógłby pomyśleć, że to obecny na widowni G-w przypisuje te
narcystyczne myśli Karmazinowowi. Ale byłoby to zbyt wyrafinowane i subtelne zachowanie, jak
na zwyczajnego urzędnika z wykształceniem klasycznym. W istocie przemawia tutaj utożsamiany
z autorem narrator wszechwiedzący, który – używając słów narratora – wyraźnie szydzi z
zadufanego w sobie pisarza.
Można zakładać, że w intencji samego autora było powołanie jednego narratora, G-wa
właśnie, który przeplata swe prywatne wrażenia, posłyszane relacje, a także rekonstrukcje
uczynione post factum. Tym jednak, co możemy stwierdzić na pewno, jest istnienie w powieści
różnych typów narracji, które – naświetlając sądy należące do różnych bohaterów –
uwieloznaczniają samą powieść. Najdobitniejszym tego przykładem jest przedstawienie sylwetki
Szatowa. Na wstępie powieści (z ust subiektywnego, kolegującego się z Szatowem narratora
180
Ibidem, s. 549.
181
Ibidem, s. 478.
58
pierwszoosobowego) poznajemy jego historię: „Za granicą Szatow zmienił radykalnie swe dawne
poglądy socjalistyczne i wpadł w ich krańcową przeciwność. Była to jedna z tych istot typowo
rosyjskich, które zwykle znienacka olśniewa jakaś wielka idea i wnet przytłacza je sobą, czasem
nawet bezpowrotnie. Ci ludzie nie mogą nigdy poradzić sobie z ideą, a wierzą namiętnie; całe ich
życie podobne jest do ostatnich drgawek pod tłoczącym ich bezlitośnie kamieniem, który już na
wpół ich zdusił”
182
. Jest to na poły liryczna i wzniosła (choć można w niej również dostrzec
odautorską ironię) wizja przemiany duchowej byłego studenta. Nieco później, w trakcie tajemnej
rozmowy Szatowa ze Stawroginem (relacjonowanej przez narratora wszechwiedzącego),
za pośrednictwem Mikołaja Wsiewołodowicza dowiadujemy się:
„W Ameryce pan [Szatow – przyp. AH] zmienił zapatrywania i po powrocie, w Szwajcarii, chciał
się pan wycofać. Nic panu nie odpowiedzieli na to, lecz kazali przewieźć tu, do Rosji, jakąś
drukarnię i przechować ją aż do chwili, kiedy zjawi się po nią pewna osoba. (...) Pan zaś, w
nadziei, czy też pod warunkiem, że to będzie ostatnie ich żądanie i że pana potem zwolnią, podjął
się przewiezienia tej drukarni”
183
.
Wzniosła wizja przemiany duchowej zestawiona jest zatem z suchą, brutalizującą wizją dezercji z
ugrupowania rewolucyjnego, w dodatku pod warunkiem wykonania jeszcze jednego polecenia
Internationale. Współczucie, które czytelnik żywi wobec tragicznych losów Szatowa, jest w dużej
mierze wynikiem oceniania go przez pryzmat wizji subiektywnego narratora. Wizja brutalizująca
zaś pozwala czytelnikowi spojrzeć na Szatowa obiektywniej; przedstawia go jako, bądź co bądź,
dezertera i osobę, która łatwo często poglądy i łatwo ulega wpływom innych ludzi, co ma ze
wzniosłością i z idealizmem niewiele wspólnego.
2.
Status bohaterów Biesów jest niejednakowy. Najwięcej informacji posiadamy o narratorze,
G-wie, który wygłasza swoje sądy, nie kryjąc się z sympatiami i antypatiami. Pozostałych
bohaterów poznajemy za jego pośrednictwem, a ściślej, za pośrednictwem jego oceny. Bywa
również, że w opisach bohaterów słychać głos odautorski. Ironiczna narracja auktorialna nierzadko
przeplata się z zaangażowaną narracją osobową. Dla przykładu, stary Wierchowieński jest
przedstawiany zazwyczaj ironicznie, w opisach jego osoby słychać raczej głos autorski, a nie
narratorski. Wynika to z faktu, że narratora osobowego nie stać byłoby na tak wyrafinowane
i subtelne sformułowania, jakimi określany jest stary literat. Z Biesów dowiadujemy się choćby, że
182
Ibidem, s. 35.
183
Ibidem, s. 243.
59
Stiepan Trofimowicz „to człowiek arcypoczciwy”
184
, „melancholijnie usposobiony”
185
, „trzy lub
cztery razy do roku zapadający na (...) smutek obywatelski”
186
, co w istocie było „zwykłą
chandrą”
187
. Ale już Liputin przedstawiany jest obiektywniej. Jest to „człowiek niespokojny”,
o „zdecydowanej opinii plotkarza”, „bystrym umyśle”, „żądzy wiedzy” i „specyficznej, zjadliwej
wesołości”
188
. Szatowa cechuje „hardość”, „brak wdzięczności”, „ponurość”
189
. Wreszcie Barbara
Pietrowna to „niewiasta-klasyk”, „niewiasta-mecenas, zawsze działająca w imię wzniosłych
pobudek”
190
. Co ważne, wszystkie te oceny – niezależnie od tego, czy wyraża je G-w czy
utożsamiany z narratorem wszechwiedzącym autor – to wyrażone w formie podawczej i raczej
niepozostawiającej miejsca na dyskusję sądy.
Wydarzenia, w których uczestniczyli powyżsi bohaterowie w zasadzie potwierdzają
słuszność sądów na ich temat. Takiej obiektywizacji ulega np. (eseistyczna pod względem
gatunkowym i niewątpliwie intertekstualna
191
) ocena Karmazinowa, o którym na wstępie
niepochlebnie wypowiada się G-w: „Przed rokiem czytałem w jakimś piśmie jego artykuł, napisany
strasznie pretensjonalnie, z pozą na bardzo naiwną poezję i nawet psychologię. (...) Łatwo można
było przeczytać między wierszami: «Interesuję was? Patrzcie, jaki byłem w owej chwili (...)»”
192
.
Scena przedstawiona w Zabawie, kiedy to narrator streszcza bądź cytuje fragmenty przemowy
Karmazinowa, potwierdza sądy wyrażonego przez niego na wstępie. Zawierzamy mu również, gdy
psychologizuje Stiepana Trofimowicza, który udał się na ostatnią wyprawę w swoim życiu. G-w nie
mógł wiedzieć, czym kierował się Wierchowieński, na hermeneutyczny sposób próbuje jednak
odkryć kierujące nim motywacje: „Gdyby (...) zdecydował się na jakiekolwiek miasto, natychmiast
cała pielgrzymka wydałaby mu się i niemożliwa, i bezsensowna; czuł to nazbyt dobrze. Cóż będzie
robił w owym mieście, i dlaczego w tym, a nie w jakimkolwiek innym? Szukać ce marchand? Lecz
jakiego marchand? Tu natychmiast wyłaniała się nowa i najstraszliwsza kwestia. W rzeczy samej,
nie było dlań nic potworniejszego niż ce marchand, którego on tak nagle na łeb, na szyję wybrał się
szukać, a którego, rozumie się, najwięcej bał się znaleźć”
193
. Taki sąd mógł wyrazić zarówno
ironiczny narrator wszechwiedzący, jak i subiektywny G-w, który od dwudziestu lat przyjaźnił się
z Wierchowieńskim i znał swojego przyjaciela, jak siebie samego.
Nieco inaczej jest w wypadku bohaterów, którzy stanowią dla G-wa zagadkę. Mam tu na
myśli Piotr Wierchowieńskiego i Mikołaja Stawrogina.
184
Ibidem, s. 12.
185
Ibidem, s. 16.
186
Ibidem, s. 17.
187
Ibidem.
188
Ibidem, s. 34.
189
Ibidem, s. 34-35.
190
Ibidem, s. 18.
191
Pod nazwiskiem Karmazinowa Dostojewski najprawdopodobniej ukrył Iwana Turgieniewa. Por. Ibidem, s. 713.
192
Ibidem, s. 90.
193
Ibidem, s. 624.
60
W stosunku do Wierchowieńskiego narrator odczuwa wyraźną niechęć, o czym już pisałem,
cytując pierwszy chronologicznie opis syna Stiepana Trofimowicza. W innym miejscu G-w nazywa
go wprost „nihilistą”
194
. Ale oprócz sądów G-wa znajdujemy w Biesach sądy innych bohaterów,
które częściowo są wobec wizji narratora komplementarne, a częściowo – konkurencyjne. Szatow
nazywa Piotra Stiepanowicza „spryciarzem”
195
, „pluskwą, nieukiem i błaznem, który nie ma pojęcia
o Rosji”
196
. Nieco innego zdania jest dyskutujący z nim Stawrogin, który ostudza emocjonalnego
Szatowa i powiada, że Wierchowieński jest „człowiekiem upartym”, ale i „entuzjastą”
197
,
co w szerszym kontekście oznacza po prostu ideowego socjalistę. Pozostaje to w oczywistej
sprzeczności z nihilizmem, który zarzuca mu G-w. Wierchowieński jest w Biesach postacią
kontrowersyjną, na jego temat prowadzone są (nierozstrzygnięte) dyskusje, powtarzane są również
rozmaite plotki. W Epilogu czytamy:
(...) wielu ludzi uważa Piotra Stiepanowicza za jednostkę genialną, przynajmniej za „wysoce
utalentowaną”. „Tak, to organizacja!”
–
mówią w klubie, podnosząc palec do góry. Wszystko to
zresztą jest bardzo niewinne. Nie wszyscy jednak podzielają tę opinię. Niektórzy, przeciwnie, nie
odmawiają Piotrowi Stiepanowiczowi pewnych zdolności, lecz podkreślają jednocześnie zupełną
nieznajomość życia, oderwanie od rzeczywistości i tępy, uparty rozwój w jednym tylko kierunku,
połączony z niesłychaną lekkomyślnością. Co do jego charakterystyki moralnej, godzą się wszyscy.
Tu nie ma dwóch zdań
198
.
Jak widać, tym razem narrator powstrzymuje się od oceny własnej; podaje jedynie krążące na temat
Wierchowieńskiego opinie. To, co pozornie jest „podsumowaniem” postaci, w istocie sprowadza
się do bezstronnego przywołania dwóch konkurencyjnych sądów („genialny” oraz „oderwany od
rzeczywistości, tępy i uparty”) na jego temat.
Nie znaczy to jednak, że Piotr Wierchowieński nie jest w powieści ostatecznie
zdefiniowany. Bohater definiuje się sam, kiedy to w rozdziale Iwan Carewicz przedstawia
Stawroginowi swoje niecne plany rewolucyjne. Dowiadujemy się, że tak naprawdę nie zależy mu
na przeniesieniu socjalizmu na grunt rosyjski, tylko na zwyczajnym przejęciu władzy. Co istotne,
bohater określa się sam, a nie jest określany przez narratora.
Najbardziej upodmiotowionym bohaterem Biesów jest natomiast Stawrogin
199
. Do niego
G-w odczuwa wyraźny dystans. Nie rozumie jego postępowania i nie zna wielu tajemnic jego życia,
194
Ibidem, s. 215.
195
Ibidem, s. 244.
196
Ibidem, s. 245.
197
Ibidem.
198
Ibidem, s. 665.
199
Wielu informacji na temat Stawrogina dostarcza rozdział U Tichona, odrzucony przez cenzurę. To odrzucenie
skłoniło Dostojewskiego do wniesienia wielu poprawek do powieści, aby uczynić Biesy dziełem skończonym bez U
Tichona. Z tego względu w swojej interpretacji nie biorę tego rozdziału pod uwagę.
61
przez co unika wypowiadania sądów na jego temat. Ogranicza się do opisu wrażeń, jakie Stawrogin
na nim wywołał („Przyznam, że mocno mnie zadziwił. Myślałem, że zobaczę brudnego,
zapijaczonego oberwańca cuchnącego wódką. Tymczasem był to najwytworniejszy
z dżentelmenów, jakich kiedykolwiek widywałem”
200
), tego, jaki „wydawał się” lub za jakiego
„uchodził” („Dawniej, chociaż uchodził za bardzo przystojnego, twarz jego przypominała maskę,
jak to określały pewne złośliwe panie. Teraz zaś (...) wydał mi się skończenie pięknym (...). Może
dlatego, że trochę zbladł i zeszczuplał? A może wzrok jego świecił jakąś nową myślą?”
201
) oraz
tego, co można było zweryfikować empirycznie, a zatem: czy znał „prowincjonalną” etykietę,
jakiego był wzrostu, czy popełniał błędy ortograficzne, czy sekcja zwłok wykazała u niego chorobę
psychiczną itp. Cechy, które konstytuowały osobowość Stawrogina, pozostawały dla niego
zagadką.
W powieści pojawiają się jednak sądy na temat Stawrogina. Piotr Stiepanowicz twierdzi,
że Stawrogin pędził w Petersburgu „żywot ironiczny”
202
, co ma potwierdzać fakt,
iż Wierchowieński pozostawał z nim wówczas w bliskiej zażyłości. Ale na sądy
Wierchowieńskiego trzeba patrzeć z dużym dystansem, ponieważ, jak pamiętamy, stosunek
młodego rewolucjonisty do syna Barbary Pietrownej jest specyficzny – Wierchowieński widzi
w Stawroginie przyszłego przywódcę rewolucji socjalistycznej, bardzo go szanuje (jako jedyną
osobę, z którą wchodzi w relacje) i jednocześnie próbuje urobić go na własną modłę.
Osobowości Stawrogina nie ustanawiają sądy wypowiedziane na jego temat, tylko jego
konfrontacja z rzeczywistością. Stawrogin realizuje się w działaniu. Dla przykładu, o jego
podbojach miłosnych nie świadczą wcale zapewnienia narratora czy innych bohaterów powieści.
Świadectwem jego dokonań są czyny – ma dziecko z żoną Szatowa, rozkochał w sobie Lizawietę
Nikołajewną i Darię Pawłowną, przedtem ożenił się z Marią Lebiadkin. To on, obok młodego
Wierchowieńskiego, jest postacią napędzającą akcję w Biesach. Co więcej, wszystkich istotnych
szczegółów o nim dowiadujemy się z jego słów, w tym sensie można powiedzieć, że jako jedyny
bohater powieści samookreśla się. Gdy podczas niedzielnego popołudnia po mszy zwraca się do
Marii Lebiadkin: „Niech pani pamięta, że jest panną, a ja, chociaż jestem pani najwierniejszym
przyjacielem, nie jestem ani mężem, ani ojcem, ani narzeczonym, jestem obcym mężczyzną”
203
, dla
wszystkich (łącznie z subiektywnym narratorem) staje się jasne, że elektryzujące domysły
o mezaliansie są nieprawdą. Sytuacja zmienia się podczas rozmowy Stawrogina z Szatowem, kiedy
to Mikołaj Wsiewołodowicz informuje: „Maria Timofiejewna Lebiadkin jest moją legalną żoną,
200
Ibidem, s. 48.
201
Ibidem, s. 184.
202
Ibidem, s. 188.
203
Ibidem, s. 186.
62
z którą wziąłem ślub cztery i pół roku temu w Petersburgu”
204
, po czym dodaje: „Ożeniłem się
z pańską [Lebiadkina – przyp. AH] siostrą, bo tak chciałem, po zakrapianym obiedzie, bo
założyłem się o szampana, a teraz ogłoszę to publicznie... skoro mnie to dziś bawi”
205
(zapowiedź tę
Stawrogin realizuje w części trzeciej). Ani Szatow, ani Lebiadkin nie śmią wątpić w słowa
rozmówcy, wszystko bowiem, co mówi Stawrogin, nie podlega dyskusji i jest przyjmowane przez
odbiorców niczym słowo objawione
206
. Sądy, które Stawrogin wyraża już u progu części drugiej,
okazują się być w zupełności trafne i w zasadzie zdradzają zakończenie powieści: „Piotr
Wierchowieński, mówiąc nawiasem, przyjechał tu, aby zlikwidować pańską [Szatowa – przyp. AH]
sprawę, i ma pełnomocnictwa: ma mianowicie prawo zniszczyć pana w odpowiedniej chwili jako
człowieka, który wie zbyt dużo i może zdradzić. (...) ich zdaniem jest pan szpiegiem.”
207
. Wreszcie
słowa Mikołaja Wsiewołodowicza (w partiach prowadzonych przez narratora auktorialnego) służą
nieraz wyjaśnieniu czytelnikowi, jaki jest właściwy sens wydarzeń, które ukazano w ramach suchej
i bezosobowej relacji. Przykładem tego jest fragment, w którym bohater tłumaczy Darii Pawłownej
dziwne zajście z Fiedką: „Wczoraj na mieście jakiś mały bies ofiarowywał się zarżnąć Lebiadkina
i jego siostrę, aby zgrabnie skończyć z moim małżeństwem. Prosił o zaliczkę trzyrublową, lecz
wyraźnie dawał do zrozumienia, że cała operacja kosztowałaby tysiąc pięćset rubli”
208
, Piotrowi
Wierchowieńskiemu zaś bezceremonialnie oznajmia: „Mam wręczyć półtora tysiąca Lebiadkinowi,
aby dać Fiedce powód do zarżnięcia go. (...) Wplątawszy mnie w zbrodnię, pan zamierza uzyskać
władzę nade mną”
209
. Wszystkie prognozy Stawrogina sprawdzają się, co stawia go w niezwykłym
świetle – bohater od samego początku powieści zna wszystkie istotne dla intrygi fakty i dokładnie
wie, co ma się wydarzyć. Jest postacią niedookreśloną, niezależną od innych postaci, przez nikogo
dostatecznie nierozumianą i samodzielnie ukonstytuowaną. Na tym tle rysuje się jego silna,
wyrazista podmiotowość.
Na drugim biegunie znajdują się postacie takie jak Kiryłow czy Szygalew. Są to postacie
owładnięte ideami, które głoszą; Kiryłow – ideą samobójstwa, Szygalew – ideą socjalizmu
utopijnego. Przez to funkcjonują w Biesach głównie jako „tuby” ideowe. W powieści nie
odnajdziemy informacji, dlaczego Szygalew zafascynował się ideą socjalizmu, czym fascynował się
wcześniej, jakie cechy charakteru Szygalew w ogóle posiada itp. O Kiryłowie wiemy niewiele
więcej – jest uprzejmy, ponieważ częstuje wszystkich (Szatowa, Piotra Stiepanowicza, Stawrogina)
herbatą, która popija w nocy, chodząc po pokoju; wiemy również, że był z Szatowem w Ameryce
204
Ibidem, s. 242.
205
Ibidem, s. 269.
206
Na marginesie można dodać, że – jak podają tłumacze – nazwisko „Stawrogin” utworzone zostało od greckiego
stauros – krzyż, co pozwalałoby określić jego nosiciela jako człowieka napiętnowanego wielkością, w pewnym
sensie więc również proroka. Zob. Ibidem, s. 712-713.
207
Ibidem, s. 244.
208
Ibidem, s. 293.
209
Ibidem, s. 413.
63
i że jest inżynierem, ale żadna z tych informacji nie konstytuuje jego podmiotowości. Przede
wszystkim poznajemy jego poglądy na temat śmierci Boga i ubóstwienia człowieka, poglądy te –
podobnie jak w wypadku Szygalewa – są echem koncepcji filozoficznych i politycznych
popularnych w Europie XIX wieku. Nie wydaje się, aby Szygalew i Kiryłow poddawali je krytyce,
raczej wiernie je referują, przez co stają się w powieści symbolami określonych postaw życiowych
(i tylko tym).
3.
Jeśli nawet uznać, że w Biesach głos autorski jest obecny w partiach z narracją auktorialną,
nadużyciem byłoby stwierdzenie, że ten głos bada „istotę problematyki egzystencjalnej” bohaterów.
Właściwy powieściom Kundery, hermeneutycznie zorientowany podmiot autorski nie jest tożsamy
ze zdystansowanym i wyraźnie ironicznym narratorem wszechwiedzącym, występującym
w Biesach. Nie sposób stwierdzić, że bohaterowie są dla Dostojewskiego „egzystencjalnym
materiałem badawczym”. Inaczej niż zakłada teoria Kundery, autor powieści Dostojewskiego nie
mówi wprost o swoich bohaterach i nie próbuje ich zdefiniować, tak jak robi to czeski pisarz
w swoich powieściach. Często – jak w przypadku Stawrogina czy Piotra Wierchowieńskiego – nie
musi tego robić, ponieważ bohaterowie są samoświadomi i definiują się bez jego pomocy. Nie
znajdziemy również w Biesach przykładów tak istotnych dla Kundery definicji
fenomenologicznych, co wiąże się z faktem, że nie ma w analizowanym utworze
fenomenologicznie pojmowanego podmiotu poznającego. Nie odnajdziemy tu wreszcie
wyróżnianych przez Kunderę sytuacji nierealistycznych w sensie prawdopodobieństwa zdarzeń, za
to prawdopodobnych pod względem egzystencjalnym (co nie tyczy się jednak całej twórczości
Dostojewskiego; przykładem takiej sytuacji jest rozmowa Iwana Karamazowa z diabłem
w Braciach Karamazow). Z uwagi na to w centrum Biesów nie znajduje się, co postuluje Kundera,
nadrzędny autor. On jest wprawdzie obecny, ale jako partner bohaterów powieści, a nie
uprzedmiotawiający ich badacz hermeneuta.
Nie zmienia to faktu, że Biesy realizują jeden z głównych celów, jakie wyznacza powieści
polifonicznej czeski pisarz: przedstawiają obiektywną sytuację życiową bohaterów, nie skupiając
się jedynie na prezentacji ich subiektywnej świadomości. Status społeczny bohaterów powieści
Dostojewskiego nie odgrywa bowiem istotnej roli w ich konstrukcji psychicznej. Bohaterów
określają idee, którą głoszą i światopoglądy, które posiadają, czyli – sięgając do „słownika”
Kundery – ich postawy egzystencjalne. Wprawdzie pewnym „sprawdzianem” dla ich postaw są
wydarzenia przedstawione w fabule, trudno jednak nie odnieść wrażenia, że nadmierna
dyskursywizacja wygłaszanych przez nich ideologii depersonalizuje ich samych. Kunderze zależy,
aby postacie literackie nie były uwarunkowanymi społecznie typami lub charakterami i ten postulat
64
Biesy realizują, cóż jednak z tego, skoro uwarunkowanie społeczne zastępowane jest nierzadko
przez uwarunkowanie ideologiczne. Wiadomo, co powie lub jak zachowa się bohater, ponieważ
znamy logikę ideologii, którą wyznaje. Tyczy się to jednak tylko niektórych
bohaterów-„ideologów”, a główne postacie, m. in. Stawrogin i Wierchowieńscy, opierają się tym
zarzutom.
2.
Synkretyzm
Oprócz filozoficzno-etycznego postulatu zgłębiania „doświadczalnych ego” autora polifonia
manifestuje się, w ujęciu Kundery, w wieloaspektowym synkretyzmie. Jeśli autor zgłębia określony
temat i buduje przy tym swą powieść z niejednorodnych elementów (dzięki czemu utwór
przypomina „spotkanie maszyny do szycia z parasolem”) wrażenie polifonii jest spotęgowane. Dla
Kundery powieść polifoniczna musi być powieścią synkretyczną. Biesy bez wątpienia poddają się
takiemu opisowi. Synkretyzm jest obecny w fabularnym, ideowym oraz estetycznym wymiarze
powieści Dostojewskiego.
1.
O polifonii w wymiarze fabularnym Biesów pisze sam Kundera:
[Powieść] składa się (...) z trzech linii, które rozwijają się równocześnie i mogłyby utworzyć trzy
oddzielne powieści: 1. powieść ironiczną o miłości między starą Stawroginową i Stiepanem
Wierchowieńskim; 2. powieść romantyczną o Stawroginie i jego miłosnych związkach; 3. powieść
polityczną o rewolucyjnym ugrupowaniu. Zważywszy, że wszyscy bohaterowie znają się
wzajemnie, finezyjna technika fabularna z łatwością powiązała te trzy linie w jedną niepodzielną
całość
210.
Autorowi Żartu zależy na udowodnieniu, że powieść polifoniczna (wieloaspektowa) składa się
z kilku powieści homofonicznych (jednoaspektowych). Jednocześnie przestrzega przed naiwnym
redukcjonizmem – wprawdzie Biesy składają się z trzech różnych powieści, ale to nie znaczy, że
można te trzy osobne powieści wyabstrahować. Aby obronić jego (holistyczną) koncepcję powieści,
słuszniej byłoby mówić nie tyle o „powieściach” w powieści, co o wątkach powieściowych.
Stawrogin nie tylko jest bohaterem romansów, ale również ważnym elementem intrygi politycznej,
którą snuje młody Wierchowieński. Co więcej, trzy wątki powieściowe, o których pisze Kundera,
wprawdzie rozwijają się równocześnie, ale nie są od siebie niezależne. Przeciwnie, ich wzajemny
210
Ibidem.
65
wpływ na siebie napędza akcję powieści
211
.
Tak zatem spośród samodzielnych wątków głównych można wyróżnić za Kunderą:
1) wątek romansowy – relacja Stiepana Trofimowicza z Barbarą Pietrowną (Kundera nazywa ten
wątek „ironicznym”, nie ma jednak przeszkód, aby nazwać go również „romantycznym”);
2) wątek psychologiczny – historia życia Mikołaja Stawrogina;
3) wątek polityczny – historia powstawania i działania siatki rewolucyjnej w carskiej Rosji; jego
istotą są spory prowadzone na tle ideowym, polityczne intrygi Piotra Wierchowieńskiego,
zdobywanie wpływów politycznych w guberni, rozwiązanie „piątki” po demaskacji jej działań;
4) wątek sensacyjny – kryminalna działalność Piotra Wierchowieńskiego i Fiedki Katorżnego.
Jednak oprócz wątków głównych w powieści Dostojewskiego obecne są również wątki
poboczne, które nie mają bezpośredniego wpływu na właściwą akcję utworu:
1) wątek obyczajowy – działalność mecenacka Barbary Pietrownej w mieście oraz jej nieoficjalna
rywalizacja z gubernatorową, Julią Michajłowną von Lembke;
2) wątek satyryczny – towarzyska klęska zadufanego w sobie pisarza, Karmazinowa;
3) wątek dramatyczny – tragiczna historia Marii i Iwana Szatowów;
4) wątek filozoficzny – idea Kiryłowa i jej wprowadzenie w życie.
Jeśli spojrzeć na Biesy przez pryzmat powyższych wyliczeń, na powieść Dostojewskiego
składa się aż osiem osobnych wątków tematycznych. Wątki główne są silnie powiązane pomiędzy
sobą (przede wszystkim za sprawą postaci), nietrudno też wykazać ich związek z wątkami
pobocznymi. Najlepszym tego przykładem jest, początkowo rozwijany na prawach dygresji, wątek
samobójczego planu Kiryłowa, który zostaje ostatecznie wykorzystany przez młodego
Wierchowieńskiego w jego polityczno-przestępczej intrydze; można zatem powiedzieć,
że za sprawą działalności Piotra poboczny wątek filozoficzny jest niejako wprzęgnięty do głównych
wątków politycznego i sensacyjnego. Analogicznie dzieje się zresztą w przypadku wątków
dramatycznego oraz satyrycznego – i Szatowowie, i Karmazinow stają się pionkami w grze
demonicznego syna Stiepana Trofimowicza. Wreszcie poboczny wątek obyczajowy jest ściśle
związany z głównym wątkiem romansowym, a w pewnym sensie również z wątkiem politycznym –
będąca pod urokiem młodego Wierchowieńskiego gubernatorowa reprezentuje nurt postępowy,
211
Warto dodać, że wzorem polifonicznej struktury powieści jest dla Kundery struktura Lunatyków Brocha, gdzie ten
sam temat jest rozwijany niezależnie przez kilku bohaterów o skrajnie zróżnicowanych punktach widzenia. Biesy
odbiegają od tego wzoru, ponieważ tematy powieści nie są rozwijane niezależnie od siebie, a prowadzone przez
różnych bohaterów wątki powieściowe wpływają na siebie, napędzając akcję powieści.
66
rywalizująca z nią o wpływy Barbara Pietrowna jest z kolei nieoficjalnym liderem grupy
o zapatrywaniach bardziej konserwatywnych. Względną niezależność, którą postuluje Kundera,
zachowują jedynie wątki poboczne pomiędzy sobą.
2.
Polifonię w wymiarze ideowym Biesów najlepiej, jak się zdaje, badać wychodząc
od wyabstrahowania tematów powieściowych dysput, a kończąc na zestawieniu sądów, które
bohaterowie o nich wygłaszają.
Jednym z częstszych tematów dysput jest istnienie Boga i chrześcijaństwo. Po raz pierwszy
te kwestie pojawiają się podczas polemiki Stiepana Trofimowicza z ideą Szatowa. Wierchowieński
powiada:
W Boga wierzę, „mais distinguons”, wierzę jako w Istotę we mnie się uświadamiającą. Nie mogę
przecież wierzyć, tak jak moja Nastasja (służąca) albo jakieś panisko, wierzące „na wszelki
wypadek”, czy też jak kochany Szatow. Zresztą Szatow się nie liczy. Szatow wierzy na siłę, jako
słowianofil moskiewski. Co się zaś tyczy chrystianizmu, to pomimo całego mojego szacunku
chrześcijaninem nie jestem. Jestem raczej poganinem jak wielki Goethe lub jak starożytny
Grek
212
.
Stiepan Trofimowicz staje więc po stronie kartezjańskiej wizji Boga, zgodnie z którą Bóg jest ideą
usensawniającą wszelkie istnienie. W części drugiej, za sprawą rozmowy Szatowa ze Stawroginem,
poznajemy dawne poglądy Mikołaja Wsiewołodowicza. Przytacza je Iwan Iwanowicz, chcąc
przypomnieć Stawroginowi, co jeszcze niedawno głosił:
(...) Pan mówił, że rzymski katolicyzm nie jest już chrystianizmem (...), że Rzym proklamował
Chrystusa, który poddał się trzeciemu kuszeniu szatana. Oznajmiwszy całemu światu, że Chrystus
nie może utrwalić swego bytu na ziemi bez królestwa ziemskiego, katolicyzm uroczyście
proklamował Antychrysta i przez to zgubił cały świat zachodni. Pan właśnie dowodził, że Francja
męczy się teraz tylko z winy katolicyzmu, gdyż wyrzekła się śmierdzącego rzymskiego boga, lecz
nie stworzyła nowego. (...)
–
Gdybym wierzył w Boga, mówiłbym dziś niewątpliwie to samo. Nie kłamałem mówiąc jak
człowiek wierzący. (...)
–
Gdyby pan wierzył?!
–
zawołał Szatow (...)
–
Lecz to pan przecież mówił mi wtedy, że gdyby
panu dowiedziono matematycznie, iż prawda jest poza Chrystusem, pan wolałby raczej zostać z
Chrystusem niż z prawdą!
213
212
F. Dostojewski, op. cit., s. 42.
213
Ibidem, s. 251.
67
W dawnych latach Stawrogin stał więc po stronie racjonalizacji wiary. Źródłem tej
racjonalizacji była idea świadomego wyboru pomiędzy Chrystusem a prawdą. Stoi to
w sprzeczności z wiarą, która winna być działaniem łaski, można więc uznać, że Stawrogin, zanim
stał się ateistą, był heretykiem. Z kolei Szatow, jak sam z bólem wyznaje, „wierzy w ciało
Chrystusowe”, w „powtórne zstąpienie Chrystusa na ziemię w Rosji”, lecz w Boga dopiero „będzie
wierzył”
214
(to odpowiadałoby „wierze na siłę”, którą zarzucał mu stary Wierchowieński). Zdaniem
Szatowa ateizm Stawrogina jest konsekwencją jego wysokiej pozycji materialnej i społecznej
(„z pana jest paniczyk, ostatni paniczyk”
215
) oraz braku umiejętności odróżnienia dobra od zła.
Receptę na powrót do wiary w Boga były student widzi w odrzuceniu majątku i podjęciu prostej,
chłopskiej pracy
216
.
Ale ateizm Stawrogina zupełnie inaczej postrzega Kiryłow: „Jeżeli Stawrogin wierzy, to
sam nie wierzy, że wierzy. A jeżeli nie wierzy, to także sam nie wierzy, że nie wierzy”
217
. Za tym
zawiłym sformułowaniem kryje się bardzo istotny przekaz: Stawrogin nie jest takim samym ateistą,
jak Piotr Wierchowieński czy choćby Szygalew (taka konstatacja przeraża konserwatywnego
Szatowa, dla którego Stawrogin był niegdyś duchowym mistrzem). Choć Mikołaj Wsiewołodowicz
wyraźnie deklaruje swój brak wiary w Boga, mówiąc językiem biblijnym, jest „letni”. To właśnie
do niego, wprawdzie pośrednio, odnosi się czytany przez Zofię Matwiejewnę fragment Apokalipsy
św. Jana, którym tak zachwyca się Stiepan Trofimowicz: „Znam twoje czyny, że ani zimny, ani
gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny,
chcę cię wyrzucać z mych ust”
218
.
Wreszcie sam Kiryłow reprezentuje ścieżkę konsekwentnego, filozoficznego ateizmu:
„Jeżeli Bóg jest, to cała wola należy do Niego i wyjść poza tę wolę nie mogę. Jeżeli Go nie ma,
to wola jest moja i mam obowiązek ją wypełnić”
219
oraz:
(...) uświadomić sobie, że nie ma Boga, i nie uświadomić sobie jednocześnie, że się samemu jest
bogiem - to nonsens. Inaczej bowiem trzeba koniecznie zabić siebie. (...) Wszyscy są nieszczęśliwi
dlatego, że boją się okazać wolną wolę. Człowiek dlatego był dotychczas tak biedny, tak
nieszczęśliwy, że bał się okazać wolę jako rzecz najważniejszą (...) okażę moją wolę. Muszę
uwierzyć, że nie wierzę. (...) Bo w dzisiejszym kształcie fizycznym, o ile się przekonałem, człowiek
nie może żadną miarą obejść się bez dawnego Boga. Trzy lata szukałem atrybutu mojej boskości
i znalazłem. Jest nim - wolna wola! Bo dzięki niej mogę w najważniejszej rzeczy zaprzeczyć
214
Ibidem, s. 255.
215
Ibidem, s. 257.
216
„Niech pan zdobędzie Boga pracą”. Zob. Ibidem, s. 257.
217
Ibidem, s. 609.
218
Ibidem, s. 645.
219
Ibidem, s. 610.
68
pokorze i wykazać nową, straszną moją wolność
220
.
Odnajdujemy zatem w Biesach następujące, konkurencyjne modele relacji wobec Boga:
wiara prosta, ludowa (Nastasja), wiara bigoteryjna („panisko” pogardzane przez Stiepana
Trofimowicza), wiara w Boga jako ideę usensawniającą wszelkie istnienie (stary Wierchowieński),
słowianofilska, będąca elementem programu politycznego „wiara na siłę” (Szatow), matematyczna,
racjonalizująca wiara, będąca wynikiem wyboru (niegdyś Stawrogin), indyferentyzm religijny
(Piotr Wierchowieński), „letni” ateizm (później Stawrogin), ateizm będący wynikiem logicznego
rozumowania na gruncie filozoficznym (Kiryłow). Żaden z tych modeli nie jest w Biesach
wartościowany. Wszyscy bohaterowie mają prawo wypowiedzieć swoje stanowiska, nie są one
jednak (jak miałyby zresztą być?) weryfikowane. Dzięki temu powieść zachowuje tak ważny dla
Kundery pluralizm ideowy. Subiektywne światopoglądy bohaterów podlegają konfrontacji
z obiektywną rzeczywistością, co przynosi różne skutki. Do czytelnika należy ocena oraz to, jakie
wnioski można z tego wyciągnąć.
Drugim wielkim tematem dysput podejmowanych w Biesach jest polityczno-ideowa wizja
rosyjskiej państwowości. W powieści odnajdujemy kilka konkurencyjnych wizji, niektóre z nich
urastają wręcz do rangi programów politycznych.
Pierwszą spójną koncepcję przedstawia Szatow. Jest ona rodzajem stronnictwa ludowego
z wyraźnymi pierwiastkami mesjanistycznymi, nacjonalistycznymi i imperialistycznymi. Były
student krytykuje rozdział pomiędzy ludem (chłopstwem) rosyjskim i pozostałymi sferami
społecznymi. Uważa, że „utrata związku” z ludem prowadzi do „ateizmu” i „obojętności”
221
.
W rozmowie ze Stawroginem powiada: „Celem życia narodowego, w każdym narodzie i w każdym
okresie jego rozwoju, jest jedynie poszukiwanie Boga, koniecznie własnego”
222
. Istotnym aspektem
dla niego jest bowiem odrębność państwowa Rosji, gdyż ponadnarodowa unifikacja miałaby
prowadzić do „unicestwienia narodów”
223
. Na postulacie odrębności jednak nie kończy:
zjednoczenie wewnętrzne nie jest jedynie obroną przez koniecznością zjednoczenia zewnętrznego
(ponadnarodowego), ale również szansą na realizację imperialnych dążeń: „Naród rzeczywiście
wielki nie poprzestaje nigdy na drugorzędnej roli w ludzkości, nawet na pierwszorzędnej, chce być
koniecznie jedynym”
224
.
220
Ibidem, s. 612-613.
221
Ibidem, s. 43.
222
Ibidem, s. 252.
223
Ibidem.
224
Ibidem, s. 253-254.
69
Jeszcze skrajniejszą, czysto nacjonalistyczną i populistyczną koncepcję prezentuje
„maniak”, trzeci mówca na „zabawie” organizowanej przez Julię Michajłowną. Jest ona wyrazem
radykalnej wolty przeciw wszelkim przejawom europeizacji Rosji, która miałaby prowadzić do
osłabienia militarnej potęgi tego kraju: „Otwarto uniwersytety, pomnożono ich ilość. Musztra
przeszła do legendy. Brakuje tysięcy oficerów”
225
. Odejście od zhierarchizowanej, feudalnej
i patriarchalnej stratyfikacji społecznej miałoby prowadzić do degeneracji wszystkich warstw
społecznych, o czym świadczyłyby: skorumpowane sądownictwo, wzrost alkoholizmu,
marnotrawstwo pieniędzy, nieustające spory, które dzielą warstwę chłopską
226
. Za żarliwą krytyką
owego stanu rzeczy nie idzie jednak – co jest właściwe koncepcjom populistycznym – żaden
konkretny program naprawczy.
W Biesach nie brakuje również idei lewicowych. Reprezentują je trzej bohaterowie:
Szygalew, Piotr Wierchowieński (przynajmniej oficjalnie) oraz Karmazinow. Ten pierwszy jest
zwolennikiem komunizmu utopijnego. Rysuje wizję „podziału ludzkości na dwie nierówne części”:
„Dziesiąta część otrzymuje wolność osobistą i nieograniczoną władzę nad pozostałymi
dziewięcioma dziesiątymi. Tamci zaś zatracają osobowość, stają się stadem i bezgraniczne
posłuszeństwo doprowadza ich w drodze przekształceń do niewinności pierwotnej, do jakiegoś raju
przedhistorycznego, w którym jednak będą musieli pracować”
227
. Szygalew mimo to jest
zwolennikiem absolutnej równości („wszyscy są niewolnikami, równymi w niewolnictwie”
228
).
Równość ma zapewnić m.in. „zniżanie poziomu wykształcenia, wiedzy i talentów”
229
, aby nie
dopuścić do rozwoju ludzi utalentowanych. Na marginesie można dodać, że choć Szygalew jest
przedstawiony jako radykalny utopista, jego wizja – co pokazała historia XX wieku – jest o wiele
bardziej realistyczna od koncepcji platońskich, rousseauńskich czy fourrierowskich, które zresztą
Szygalew (właśnie za oderwanie od realiów) krytykuje
230
.
Piotr Wierchowieński, choć w założeniach zgodny z Szygalewem, większy nacisk kładzie
na aspekt pragmatyczny – interesuje się głównie tym, jak należy przeprowadzić rewolucję. Drażni
go pisanie kolejnych manifestów polityczno-ideowych („Można napisać takich sto tysięcy.
Estetyczne spędzanie czasu”
231
), zamiast tego nawołuje do „szybszej decyzji, niezależnie od tego,
na czym ona polega, lecz która wreszcie rozwiąże ludzkości ręce i da jej możność swobodnie
urządzić się pod względem społecznym nie na papierze, lecz w życiu”
232
. Bunt, który ma się
dokonać, ma być możliwy dzięki założeniu możliwie największej ilości „piątek”, co zapewni
225
Ibidem, s. 486.
226
Ibidem.
227
Ibidem, s. 401.
228
Ibidem, s. 415.
229
Ibidem.
230
Ibidem, s. 399: „(...) to wszystko dobre dla wróbli, lecz nie dla ludzkiej społeczności”.
231
Ibidem, s. 402.
232
Ibidem, s. 405.
70
paszporty i pieniądze („Dziesięć takich kółek jak te tutaj, i już stanę się nieuchwytny”
233
). Aby
wprowadzić nowe rządy (przysłowiowej „jednej dziesiętej” społeczeństwa), konieczne będzie
również „puszczenie w ruch pijaństwa, oszczerstwa i denuncjacji”, "rozplenienie niesłychanej
rozpusty”
234
, „puszczenie w ruch pożarów, puszczenie w ruch legend”
235
, co ma doprowadzić do
odwrócenia się społeczeństwa od carskich władz, które bez powodu „wymachują pałką i biją
swoich”
236
. Powodzenie rewolucji ma zapewnić wprowadzenie nowych władz w osobie
Wierchowieńskiego oraz Stawrogina. Choć więc Piotr Stiepanowicz wychodzi od propagowania
haseł socjalistyczno-komunistycznych (np. „potrzebne jest tylko to, co niezbędne”
237
), istotą jego
przewrotu jest cyniczne z ducha przejęcie władzy w kraju. Najlepiej świadczą o tym jego własne
słowa: „Socjalizm to pustka: obalił stare potęgi, a nie stworzył nowych”
238
.
Karmazinow z kolei reprezentuje nurt lewicy kosmopolitycznej. Wychodząc od krytyki
paternalistycznej i zacofanej w stosunku do Europy Rosji, pisarz niejako zrzeka się rosyjskiego
obywatelstwa: „Święta Ruś, kraj drewniany, ubogi... i straszny, jest krajem zarozumiałych nędzarzy
w górnych warstwach społecznych, jest krajem, w którym przeważnie mieszka się w chatach na
kurzych łapkach. (...) Tylko rząd opiera się jeszcze, lecz wymachuje maczugą po ciemku i wali po
własnych ludziach. Tu wszystko jest skazane na zagładę. Rosja, jako taka, nie ma przyszłości przed
sobą. Stałem się Niemcem i jestem z tego dumny”
239
. Jedyną nadzieję Karmazinow widzi
w postępowych ruchach rewolucyjnych, trudno jednak podejrzewać, by jego rzekome
zaangażowanie było czymś więcej, niż czysto estetycznym zachwytem nad rewolucyjną retoryką
propagandową: „...o ile rozumiem, istota rosyjskiej idei rewolucyjnej polega na negacji honoru.
Podoba mi się, że się o tym mówi tak śmiało i otwarcie. (...) Honor dla Rosjanina jest
niepotrzebnym ciężarem. (...) Należę do starego pokolenia i przyznam się, że jestem zwolennikiem
honoru, ale jedynie z przyzwyczajenia. Podobają mi się tylko dawne formy, może to po prostu brak
odwagi, ale tak już dożyję końca mych dni”
240
.
W centrum politycznej mapy Biesów sytuują się natomiast poglądy gubernatorstwa
von Lembke. Wprawdzie dalecy od idei rewolucji (byłby to gest samobójczy), Andrzej Antonowicz
i Julia Michajłowna są jednak zwolennikami wprowadzania stopniowej, kontrolowanej przez rząd
modernizacji. Pozostająca pod urokiem młodego Wierchowieńskiego, gubernatorowa sprzeciwia się
absolutnemu potępieniu nurtów komunistycznych przez władze carskie: „Myślę, że nie należy
lekceważyć naszej młodzieży. Mówią, że to komuniści, lecz sądzę, że należy ich oszczędzać
233
Ibidem, s. 414.
234
Ibidem, s. 416.
235
Ibidem, s. 419.
236
Ibidem.
237
Ibidem, s. 416.
238
Ibidem, s. 419.
239
Ibidem, s. 368.
240
Ibidem, s. 369.
71
i cenić. (...) tylko my, społeczeństwo, naszym dodatnim wpływem, naszym sercem, możemy
powstrzymać młodzież od tej otchłani, w którą wtrąca ją nietolerancja tych wszystkich starców”
241
.
Jak przystało na zwolenniczkę postępu, Julii Michałownie marzy się również stopniowe
równouprawnienie kobiet: „Straszny jest los rosyjskiej kobiety. (...) Dziś powstaje już zagadnienie
wyższego wykształcenia kobiet. Odbyło się na ten temat posiedzenie rady państwa”
242
.
Von Lembke z kolei chciałby wykorzystać komunistyczne ruchy młodzieżowe do „burzenia tego,
co zgniło i wymaga naprawy”
243
, nie chce jednak dopuścić, aby komuniści przejęli władzę w kraju.
Komunistów, jak się zdaje, widziałby najchętniej jako konstruktywną, ale marginalną opozycję,
która pozostaje pod kontrolą rządu: „utrzymamy was [komunistów – przyp. AH] w niezbędnych
granicach, gdyż bez nas rozkołysalibyście nazbyt Rosję i pozbawili ją przyzwoitego wyglądu”
244
.
Ale przede wszystkim, jako stary i doświadczony polityk, Andrzej Antonowicz zabiega
o zachowanie swojego stanowiska, więc ponad względy ideologiczne przedkłada zachowawcze
i cyniczne wsłuchiwanie się w polecenia „góry”: „Z powodu nadmiaru obowiązków nie mogę
właściwie spełnić żadnego, z równą racją jednak mógłbym powiedzieć, że nie mam tu nic do
roboty. Cały sekret polega na tym, że wszystko zależy od poglądów rządu”
245
.
Dla porządku należy jeszcze wspomnieć o poglądach Stiepana Trofimowicza
Wierchowieńskiego. Bohater nie reprezentuje żadnej konkretnej wizji politycznej, skupia się
jedynie na krytyce komunistycznych proklamacji („Gdyby to wszystko było wypowiedziane o włos
inteligentniej, już każdy zauważyłby nędzę tej głupoty”
246
). Z jego emocjonalnego i chaotycznego
wywodu można również wyczytać moralne przesłanie, że wszelkie koncepcje polityczne powinny
opierać się na etycznych fundamentach, w innym wypadku bowiem nawet „nauka obróci się
w chamstwo”
247
: „Pamiętajcie, że bez Anglików ludzkość da sobie radę, bez Niemców także, bez
Rosjan na pewno, przetrwa bez nauki, bez chleba, i jedynie bez piękna się nie obejdzie, gdyż bez
piękna nie warto będzie żyć na świecie!”
248
.
Tak zatem – podobnie jak w wypadku kwestii istnienia Boga – odnajdujemy w Biesach
kilka konkurencyjnych wizji politycznych i okołopolitycznych. Istotna część tych wizji jest
przedstawiona w sposób niewątpliwie karykaturalny. Wiąże się to z tym, że ich wyraziciele
funkcjonują w powieści jako odpodmiotowione „nośniki idei” (czego najlepszym przykładem jest
groteskowy Szygalew, który z poczuciem oczywistości „proponuje swój własny system urządzenia
241
Ibidem, s. 300-301.
242
Ibidem, s. 301.
243
Ibidem, s. 313.
244
Ibidem.
245
Ibidem, s. 314.
246
Ibidem, s. 482.
247
Ibidem, s. 484.
248
Ibidem.
72
świata”, opisany w podręcznym kajecie
249
). Ale właściwym sprawdzianem trafności politycznych
wizji jest ich realizacja w praktyce. Prochłopska wizja Szatowa nie została przez nikogo
podchwycona – może dlatego, że nie znalazła odpowiedniego odbiorcy. Tego nie można
powiedzieć o populistycznej wizji „maniaka”, która znalazła szeroki poklask wśród zebranych.
Wyśmiano za to – za nadmierny estetyzm – przemowy starego Wierchowieńskiego i Karmazinowa.
Błyskawiczna rewolucja Piotra Stiepanowicza nie powiodła się – jego „piątka” rozpadła się,
a Wierchowieńskiego zadenuncjowano. Poklasku nie zdobyła również utopia Szygalewa, czego
przyczyną był najprawdopodobniej jej antypopulistyczny wymiar. Wreszcie centrowa („letnia”,
chciałoby się powiedzieć) postawa gubernatorstwa – w wyniku wypadków przedstawionych na
łamach powieści – będzie zapewne poddana gruntownej rewizji. Z jednej strony zatem wizje
polityczne przedstawione w Biesach poddają się wartościowaniu, z drugiej – zarysowany
w powieści polityczno-ideowy rozdźwięk (o czym nie trzeba przekonywać) jest uniwersalny.
Dzięki temu utworu Fiodora Dostojewskiego nie można stawiać w jednym rzędzie z diagnozami
polityczno-społecznymi, a tym bardziej z politycznymi manifestami. Jego nieustająca aktualność –
w przeciwieństwie do doraźnych aktualizacji – jest kolejnym przejawem polifonizacji.
3.
Synkretyzm w Biesach jest również obecny w estetycznym wymiarze powieści. Przejawia
się to w wykorzystaniu w powieści różnych, często odległych, gatunków i konwencji literackich.
Zerwanie z monopolem jednego gatunku sprzyja odejściu od jednoliniowej kompozycji
powieściowej, ponieważ gatunki w swej warstwie implikowanej wprowadzają do utworu
dodatkowe sensy.
W Biesach synkretyzm gatunkowy w dużej mierze wiąże się z istnieniem trzech typów
narracji, o czym była mowa w poprzednim rozdziale. Zaangażowany w wydarzenia narrator
pierwszoosobowy wprowadza do powieści elementy reportażowe, kryminalne i eseistyczne.
Reportażowość jego narracji wiąże się z wysiłkiem zaprezentowania w powieści wrażeń i odczuć
przeciętnego reprezentanta mieszkańców miasta. Choć zasadniczo G-w wypowiada się
w we własnym imieniu, jego wrażenia i odczucia nie są silnie spersonalizowane; pokrywają się
raczej
z „nastrojem ogólnym”. Identyfikacja narratora ze zbiorowością to jeden z bardziej
podchwytliwych zabiegów zastosowanych przez Dostojewskiego – G-w kreuje się w ten sposób na
bezstronnego świadka wydarzeń, a przecież wcale nim nie jest. Bywa i tak, że celem podkreślenia,
iż reaguje na daną sytuację podobnie jak pozostali świadkowie wydarzeń, narrator wypowiada się
w pierwszej osobie liczby mnogiej.
249
Ibidem, s. 399.
73
(...) na ulicy rozległ się tętent i po chwili jakiś ruch w mieszkaniu obwieścił nam, że gospodyni
przyjechała. Zerwaliśmy się z miejsc, lecz spotkała nas nowa niespodzianka: posłyszeliśmy liczne
kroki, czyli że Barbara Pietrowna nie wróciła sama. Było to dziwne, ponieważ ta godzina
wyznaczona była specjalnie dla nas. Wreszcie usłyszeliśmy, że ktoś idzie bardzo szybko, prawie
biegnie, a Barbara Pietrowna przecie nie mogłaby tak iść. Na koniec wpadła do pokoju, zdyszana
i wzburzona. Za nią, krokiem znacznie wolniejszym, w pewnej odległości, weszła Lizawieta
Nikołajewna, a tuż obok Lizawiety Nikołajewny
–
Maria Timofiejewna Lebiadkin! Gdybym
zobaczył to we śnie, nawet wtedy bym nie uwierzył
250
.
Lakoniczne sformułowania i chaotyczna składnia pojawiają się zazwyczaj wtedy, gdy G-w znajduje
się w centrum wydarzeń, a więc w sytuacji, którą Milan Kundera określiłby jako „egzystencjalną”.
W innym miejscu narrator upomina: „Proszę wziąć w końcu pod uwagę, że obecna chwila
[przyjazd Stawrogina i Piotra Wierchowieńskiego do Skworesznik – przyp. AH] należała istotnie
do takich, w których skupia się, jak w soczewce, cała treść życia, wszystko, co było, co jest i może
nawet co będzie”
251
.
Ale w powieści odnajdziemy również fragmenty, w których G-w przedstawia własne
domysły oraz spostrzeżenia. Nie sposób przypisać ich żadnej zbiorowości. To właśnie partie
kryminalne i eseistyczne. Partie kryminalne są konstruowane za pomocą gry domysłów, jak
bowiem powiada Umberto Eco, istotą powieści kryminalnej jest przedstawienie „w stanie czystym
historii domysłów”
252
. Dzięki temu budowana jest w Biesach ponura i tajemnicza atmosfera
śledztwa:
Ujawniono zastanawiający fakt: na końcu dzielnicy, na pustkowiu, za ogrodami warzywnymi,
przynajmniej o pięćdziesiąt kroków od najbliższego budynku, stał samotnie niedawno zbudowany
drewniany domek, i ten właśnie domek zapalił się wcześniej od innych, na samym początku. (...)
Właściciel tego domku, mieszczanin, który mieszkał opodal, zauważywszy od razu pożar w swym
domku, pobiegł na ratunek i zdołał obronić domostwo (...) Lecz w domu tym byli lokatorzy
–
znany
w mieście kapitan z siostrą, a przy nich stara służąca. Tych troje lokatorów, kapitan, jego siostra
i służąca, zostali wszyscy zarżnięci w nocy i prawdopodobnie obrabowani. (...) Dowiedziałem się
od razu, że kapitana znaleziono na ławce, w ubraniu, z poderżniętym gardłem. Widocznie w chwili
morderstwa był śmiertelnie pijany i nic nie czuł, a krwi upłynęło z niego „tyle co z byka”. Siostra
jego, Maria Timofiejewna, cała pokłuta nożem, leży przy drzwiach na podłodze. Musiała bić się
i walczyć z zabójcą zupełnie przytomnie(...)
253
.
250
Ibidem, s. 155.
251
Ibidem, s. 185.
252
U. Eco, Dopiski na marginesie „Imienia Róży”, [w:] tegoż, Imię Róży, przeł. A. Szymanowski, wyd. drugie, s. 591.
253
Ibidem, s. 514.
74
W powyższym fragmencie obecne są dwa głosy: bezosobowy, suchy, policyjny raport, rodzaj
notatki prasowej przedstawiającej najistotniejsze fakty oraz głos prowadzącego prywatne śledztwo
G-wa. Nie możemy przypisać mu całej wypowiedzi, ponieważ G-w nie określiłby Lebiadkina
i Marii Timofiejewny jako „znanego w mieście kapitana z siostrą” – przecież znał ich osobiście.
Z kolei zdanie w pierwszej osobie („Dowiedziałem się od razu”) nie mogłoby pojawić się w notatce
prasowej czy policyjnym raporcie. Pomieszanie faktów i domysłów pozostaje na usługach
budowania sensacji. Jeszcze lepiej widać to we fragmencie, w którym narrator najpierw przedstawia
pewne wydarzenia (obiektywizuje), a potem snuje domysły na ich temat i poszukuje ukrytych
sensów (subiektywizuje):
Na chwilę twarz jego [Kiryłowa
– przyp.
AH] nabrała zupełnie dziecinnego wyrazu, który do
niego, jak mi się zdawało, bardzo pasował. Liputin zacierał ręce z radości, tak mu się podobała
trafna uwaga Stiepana Trofimowicza. Ja zaś wciąż nie mogłem zrozumieć, dlaczego Stiepan
Trofimowicz tak się przeraził Liputina i dlaczego zobaczywszy go zawołał: „Zginąłem!”
254
G-w, który, bądź co bądź, opowiada historię post factum i zna zakończenie intrygi, wydobywa
z chaosu następujących po sobie wydarzeń element, który ma kluczowe znaczenie dla fabuły
(dramatyczny okrzyk Stiepana Trofimowicza). Dzięki temu czytelnik dowiaduje się, że reakcja
Wierchowieńskiego jest z jakichś względów ważna. Ale o jakie względy chodzi, można się jedynie
domyślać. Oszczędność komentarzy i bogactwo zaprezentowanych faktów sprawiają, że czytelnik
zmuszony jest do snucia własnych podejrzeń. Co więcej, odnarratorskie komentarze często niczego
w intrydze nie wyjaśniają, budują jedynie napięcie. Oto ostatnie dwa zdania ustępu VI Kuternóżki:
„Pewna myśl, zupełnie niewiarygodna, coraz bardziej utrwalała się w mojej wyobraźni.
Z niepokojem myślałem o dniu jutrzejszym”
255
. W kolejnym, VII ustępie narrator nie spieszy
z wyjaśnieniami, jaka niewiarygodna myśl przyszła mu do głowy. W głowie czytelnika piętrzy się
kolejna niewyjaśniona zagadka.
Partie eseistyczne pojawiają się jako dygresje uzupełniające fabułę. G-w wypowiada w nich
swoje zdanie. Zależy mu jednak na tym, aby tego zdania nadmiernie nie pryncypializować i nie
radykalizować. Stara się wręcz udowodnić, że wyrażane przez niego poglądy mają racjonalne
uzasadnienie i są powszechnie akceptowane:
Biorąc rzecz ogólnie, jeżeli wolno mi wypowiedzieć własną opinię w sprawie tak drażliwej,
wszystkie nasze talenty średniej miary, którym współcześni nadają cechy genialności, nie tylko
254
Ibidem, s. 100.
255
Ibidem, s. 153.
75
giną prawie bez śladu w pamięci ludzkiej natychmiast po śmierci, lecz często nawet za życia, gdy
wyrasta nowe pokolenie, dziwnie szybko bywają zapomniane i lekceważone. (...) To nie tak, jak
z Puszkinami, Gogolami, Wolterami - z tymi, którzy przychodzą, aby powiedzieć nowe słowo! (...)
Przed rokiem czytałem w jakimś piśmie jego [Karmazinowa – przyp. AH] artykuł, napisany
strasznie pretensjonalnie, z pozą na bardzo naiwną poezję i nawet na psychologię. Opisywał tam
zatonięcie statku u brzegów Anglii (...) Cały ten artykuł, długi i rozwlekły, napisany był tylko
w tym celu, aby na tle ginącego statku pokazać siebie. (...) Gdy wypowiedziałem opinię moją
o artykule przed Stiepanem Trofimowiczem, zgodził się ze mną
256
.
Ostatnie zdanie jest bardzo ważne. Tylko dlatego, że autorytet G-wa, Stiepan Wierchowieński,
aprobował osąd swego ucznia, G-w odważył się wyrazić swoje stanowisko. Cechą wszystkich jego
komentarzy jest bowiem mieszczańska z ducha dbałość o zachowanie rozsądnego umiaru w ocenie.
Dzięki niej może pozować na obiektywnego świadka wydarzeń.
Podobnej dbałości nie sposób przypisać pozostałym bohaterom – Stiepanowi
Trofimowiczowi, Szatowowi oraz Kiryłowowi – którzy eseizują swoje rozbudowane monologi.
Wyraża się to w: asocjacyjnym uporządkowaniu treściowym, wrażliwości na potencjalną polemikę
interlokutora i zastąpieniu właściwych wywodom naukowym, abstrakcyjnych figur pojęciowych
zbeletryzowanymi dygresjami, anegdotami i obrazami. W dodatku wywody starego
Wierchowieńskiego – oprócz wyżej wymienionych cech – zawierają również odniesienia
intertekstualne:
Nie rozumiem Turgieniewa. Jego Bazarow to jakaś postać fikcyjna, nieżywa. Przecież oni pierwsi
zaparli się Bazarowa jako figury do niczego niepodobnej. To jakaś mętna mieszanina Nozdriewa
z Byronem, „c'est le mot”. A niech na nich spojrzy uważniej: wywracają koziołki i piszczą
z radości, jak szczeniaki na słońcu. Są szczęśliwi jak zwycięzcy! Gdzie tu Byron! A co za
powszedniość! Co za podrażnienie ambicyjek godne kucharek! Co za żądza „faire du bruit autour
de son nom”, bez zastanowienia się nad tym, czym jest właściwie to „nom”... Och, karykatura!
257
Co istotne, wywód Stiepana Trofimowicza pojawia się bez żadnego uzasadnienia w fabule.
Znerwicowany bohater wygłasza go wobec G-wa, gdy ten odwiedza go w jego mieszkaniu.
Wprawdzie G-w oczekuje na informacje o Piotrze Stiepanowiczu, Stiepan Trofimowicz oferuje mu
jednak w zamian miniwykład na temat Turgieniewa.
Dodać należy, że wszystkie eseje, które pojawiają się w Biesach – inaczej niż w praktyce
pisarskiej Kundery – pełnią rolę suplementywną i podrzędną w stosunku do akcji. Ta uwaga tyczy
się również innych powieści Fiodora Dostojewskiego (np. Braci Karamazow), w których partii
256
Ibidem, s. 89-90.
257
Ibidem, s. 216-217.
76
eseistycznych (bardziej rozbudowanych) jest wyraźnie więcej. Nie można ich przypisywać
autorowi, tym bardziej, że nierzadko zaprzeczają samym sobie. Są to wywody bohaterów powieści,
konkurencyjne wobec światopoglądu Dostojewskiego. O ile więc w powieściach Kundery – które
są przecież praktycznymi realizacjami jego teoretycznych koncepcji – eseizacja prozy służy
uobecnieniu wewnętrznie zdialogizowanych, autorskich wywodów i jest niejako niezależna od
fabuły, o tyle w partiach eseistycznych Biesów uobecniają się postawy egzystencjalne bohaterów,
zależne od wydarzeń fabularnych i stanowiące odpowiedź na nie.
Dwa pozostałe typy narracji – „kronikarska” i auktorialna – wiążą się z wykorzystaniem
konwencji realizmu XIX-wiecznego szkoły Balzaka i Stendhala. Nie jest do końca prawdą,
że z tych konwencji korzysta Dostojewski tylko wtedy, gdy jego G-w nie uczestniczył
bezpośrednio w danych wydarzeniach i nie miał prawa znać ich przebiegu. Tak jest zazwyczaj, ale
można również znaleźć fragmenty, które nie poddają się tej regule. Na początku powieści,
w „nieudolnym” „wstępie do kroniki”, G-w zarysowuje sylwetki osób ze swojego środowiska,
opisując ich podstawowe cechy charakteru. Raczej nie mamy wątpliwości, że stwierdza oczywiste
fakty, nie zarzucając nas prywatnymi idiosynkrazjami. Tymczasem na końcu ustępu III
odnajdujemy fragment:
Istotnie,
Barbara
Pietrowna na pewno nienawidziła go [Stiepana Trofimowicza
Wierchowieńskiego – przyp. AH] dość często; on jednak aż do końca nie zauważył jednego: nie
zauważył, że w końcu stał się dla niej synem, jej tworem, nawet, rzec można, jak gdyby jej własnym
wynalazkiem. Stał się krwią jej krwi i wcale nie przez samą „zazdrość o talent” trzymała go przy
sobie i utrzymywała. Samo podejrzenie o to już było dla niej obrazą! Barbara Pietrowna nosiła w
sobie nieznośne przywiązanie do tego człowieka, przeplatane nienawiścią, zazdrością i pogardą.
Chroniła go przed lada pyłkiem, niańczyła przez dwadzieścia dwa lata; mogłaby, stroskana, nie
spać po całych nocach, gdyby chodziło o jego opinię poety, uczonego czy działacza. Ona go
wymyśliła i pierwsza musiała weń uwierzyć. Był czymś w rodzaju jej marzenia...
258
Czyje sądy są tu zawarte? Czy mógł je wygłosić wychowanek Wierchowieńskiego i Pietrowny,
młodzieniec G-w? W końcu to do jego głosu przyzwyczaił się, jak do tej pory, czytelnik. Trudno
podejrzewać G-wa o tak dobrą znajomość specyfiki relacji pomiędzy parą niedoszłych kochanków.
Nie są to również sądy (choć zapewne bieglejszego w wyłapywaniu podobnych subtelności)
Stiepana Trofimowicza, ostatecznie bowiem Wierchowieński „aż do końca nie zauważył”, jaką rolę
odgrywał w życiu Stawroginowej. W istocie mamy bowiem do czynienia z sądami Barbary
Pietrowny. Jest to niemy wyrzut skierowany do niewdzięcznego przyjaciela, który niegdyś odrzucił
258
Ibidem, s. 20.
77
jej miłość. Sprecyzujmy: to wcale nie znaczy, że Barbara Pietrowna kiedyś p o w i e d z i a ł a ,
iż „wymyśliła” Stiepana Trofimowicza i „pierwsza musiała weń uwierzyć”. Przy takim założeniu
musielibyśmy uznać, że G-w usłyszał kiedyś jej wypowiedź i wplótł ją do swojej narracji.
Tymczasem w analizowanym fragmencie nie ma pierwszoosobowego narratora. Jest za to tożsamy
z autorem narrator wszechwiedzący, który nie tyle przytacza konkretną wypowiedź Stawroginowej,
co używa jej głosu, aby wyrazić jej niezwerbalizowany (i, być może, nigdy nieuświadomiony) sąd;
mówi tak, jak mogłaby wyrazić się Barbara Pietrowna. Takie zastosowanie mowy pozornie
zależnej przywołuje konwencję XIX-wiecznego realizmu psychologicznego, która zakładała
istnienie obiektywnego, nadrzędnego wobec wydarzeń fabularnych narratora. Wplecenie
do narracji pierwszoosobowej podobnych partii auktorialnych obiektywizuje tę narrację i zwiększa
wiarygodność sądów G-wa, odruchowo bowiem przypisujemy (prawdziwe) sądy Stawroginowej
psychologizującemu, opierającemu się na domysłach G-wowi.
Jak się zdaje, właśnie te fragmenty Biesów, w których harmonijnie łączone są różne gatunki
i konwencje, posiadają największe walory artystyczne. Przykładem jest scena, w której – już po
morderstwie na Szatowie – Piotr Stiepanowicz odwiedza Kiryłowa, aby zmusić go do podpisania
fikcyjnego przyznania się do winy oraz popełnienia samobójstwa w imię idei, którą sam Kiryłow
niedawno głosił. Sensacyjna, zawierająca napięcie właściwe dreszczowcom i przede wszystkim
tragiczna scena nabiera nieoczekiwanie wyraźnych rysów komicznych:
[Kiryłow:
– przyp.
AH]
–
Muszę się zastrzelić, bo najwyższe osiągnięcie mojej wolnej woli to
zabić samego siebie.
[Piotr Wierchowieński: - AH] - Ależ nie tylko pan to robi: tylu jest samobójców.
–
Ci mają powody. A bez żadnego powodu, jedynie dla spełnienia własnej woli
–
tylko ja.
Piotr Stiepanowicz znowu pomyślał: „Nie zastrzeli się”.
–
Wie pan - powiedział rozdrażniony - na pańskim miejscu, chcąc spełnić akt wolnej woli,
zabiłbym kogo innego, nie siebie. (...)
–
Zabicie kogo innego byłoby najniższą formą ziszczenia mojej woli. Całego ciebie widzę w tej
propozycji. Nie jestem tobą: szukam najwyższej formy i zabiję siebie.
„Doszedł wreszcie do tego”
–
złowrogo mruknął Piotr Stiepanowicz.
Kiryłow wciąż chodził po pokoju.
–
Mam obowiązek złożyć świadectwo niewierze. Nie ma dla mnie wyższej idei jak to, że Boga nie
ma. (...) Człowiek nic innego nie robił, tylko wciąż wymyślał Boga, aby żyć nie pozbawiając się
życia. (...)
„Nie zastrzeli się”
–
myślał z trwogą Piotr Stiepanowicz
259
.
259
Ibidem, s. 610-611.
78
Trzykrotne przytoczenie myśli strwożonego Wierchowieńskiego, który swój niecny,
skomplikowany plan oparł na założeniu, że Kiryłow na jego znak popełni samobójstwo, uwydatnia
absurdalność całej sytuacji. Konfrontacja pragmatycznego i obcesowego Wierchowieńskiego
z wyczulonym na niuanse, poruszającym się w świecie abstrakcyjnych pojęć Kiryłowem wywołuje
efekt groteskowy. Estetyczne zerwanie z decorum – osłabianie patosu scen tragicznych
i uwznioślanie scen przedstawiających błahą codzienność – to kolejny aprobowany przez Kunderę
wyznacznik wieloaspektowego synkretyzmu, który charakteryzuje powieści polifoniczne.
IV.
WNIOSKI KOŃCOWE
Niniejsze porównanie pokazuje, że z perspektywy ujęcia Bachtina Księga śmiechu
i zapomnienia Kundery nie jest powieścią polifoniczną, z perspektywy ujęcia Kundery zaś Biesy
Dostojewskiego polifoniczne są. Różnice pomiędzy teoriami nie wynikają jednak z przyjęcia
gruntowanie odmiennych założeń filozoficznych, ale z przywiązania do innego materiału
badawczego.
Bachtin możliwość polifonizacji dostrzega głównie w ideologicznym aspekcie powieści:
podmiotowa świadomość bohaterów ma się wyrażać w wyznawanych przez nich ideologiach. Aby
nie upodrzędnić tych ideologii wobec ideologii autora, muszą one funkcjonować w powieści jako
modele konkurencyjne wobec stanowiska autorskiego. Wynika to z filozoficznego przekonania
badacza, że należy zaakceptować „cudze” nie jako przedmiot, ale inny podmiot. Kundera nie
podziela tego przekonania. Zdaniem autora Nieznośnej lekkości bytu pełne poznanie drugiego
człowieka jest nieosiągalne. Jedynym, co może zrobić autor jest zgłębianie potencjalnych
wymiarów własnej egzystencji, co niechybnie wiąże się z uprzedmiotawianiem powieściowych
bohaterów. W ten sposób odmienność filozoficznych przekonań rzutuje na postulowaną rolę autora
w powieści. Według Bachtina autor winien być partnerem bohaterów w dyskusji, według Kundery
– nadrzędnym wobec nich badaczem. Autor w twórczości Milana Kundery znajduje się więc
w centrum powieści i jest jej jedynym bohaterem. Dla Bachtina jest to oczywisty przejaw
homofonii.
Dla obydwu badaczy negatywnym punktem odniesienia jest XIX-wieczna powieść
realistyczna szkoły Balzaka i Stendhala. O ile jednak Bachtin widzi w niej utożsamianego
z narratorem autora, który nieustannie upodrzędnia postacie literackie, o tyle Kundera dostrzega
przede wszystkim jej konwencjonalność. Wynika to z faktu, że w swych analizach Rosjanin raczej
nie bada odniesień typu diegetycznego, ponieważ skupia się na ideowej treści utworów. W Komedii
79
ludzkiej Balzaka podkreśla jedynie wymiar epistemologiczny (czego dowiadujemy się o świecie
z cyklu powieści Balzaka?), pomijając jej wymiar ontologiczny (co sprawia, że uważamy,
iż możemy dowiedzieć się czegoś o świecie z cyklu powieści Balzaka?). Uwzględnienie istnienia
w powieści Kundery metapoziomu, wynikającego ze świadomego (ironicznego) używania
określonych konwencji literackich po to, by zadawać pytania natury ontologicznej, częściowo
unieważnia zarzut o homofonizację ideowego wymiaru powieści. To prawda, Kundera świadomie
i celowo upodrzędnia swoich bohaterów, ale nie robi tak dlatego, że wpisuje się w Balzakowski czy
Stendhalowski model pisania powieści. W odróżnieniu bowiem od „ojców” powieści realistycznej,
Kundera nie traktuje pisarstwa realistycznego jako zobiektywizowanego sposobu opisywania
rzeczywistości, tylko jako zbiór chwytów. Zarzucanie mu, że jest powieściopisarzem
homofonicznym, ponieważ pisze jak Balzac czy Stendhal, jest nieadekwatne.
Trudno nie odnieść wrażenia, że tak istotne dla obydwu badaczy rozważania na temat roli
autora w powieści i relacji jego punktu widzenia z punktem widzenia postaci literackich są
rozważaniami o dużym stopniu umowności. Obecność rozmaicie pojmowanego „autora”
w powieściach (raz jako wyrażającego określoną ideologię twórcę empirycznego, raz jako
narratora) staje się „kością niezgody” pomiędzy nimi. Obaj są zgodni co do tego, że autor
z założenia posiada własne stanowisko ideologiczne/egzystencjalne i że można je zrekonstruować
w procesie lektury. Co więcej, obaj uznają, że to stanowisko jest czysto subiektywne. Później
jednak rozbijają się o pryncypia. Bachtin uważa, że dzięki uczynieniu autora partnerem bohaterów
literackich powieść polifoniczna staje się przestrzenią intersubiektywnego dialogu (co jest
rewolucyjną zmianą w stosunku do wyraźnie subiektywnej powieści realistycznej). Kundera zaś,
po pierwsze, nie wierzy, że można uczynić autora równorzędnym partnerem bohaterów, a, po
drugie, nie widzi sensu w tworzeniu przestrzeni dla intersubiektywnego dialogu, ponieważ będzie
to jedynie nędzna iluzja pełnego obiektywizmu.
Sęk w tym, że tak ważny dla Bachtina i Kundery pluralizm ideowy jest przecież domeną
zarówno Biesów, jak i Księgi śmiechu i zapomnienia. Obie powieści prezentują różne postawy
ideologiczne/egzystencjalne, obie też zakładają, że sprawdzianem dla tych postaw będzie ich
konfrontacja z rzeczywistością. Ta konfrontacja ma się odbywać w ramach postawienia bohatera
w sytuacji przygodowej/egzystencjalnej, a więc takiej, która ukazuje go jako nieuwarunkowaną
społecznie czy ideologicznie indywidualność. Obaj teoretycy głęboko wierzą, że celem powinno
być przedstawienie „człowieka w człowieku”; naświetlenie tego, co w nim wyjątkowe, a nie
typowe i przewidywalne. Istotą powieściowego pluralizmu ideowego jest ukazanie tych niczym
nieuwarunkowanych indywidualności w ich starciu z rzeczywistością. Autorytarna ocena jest w ten
sposób zawieszona. Co więcej, jeśli wszystkie powieściowe indywidualności – zgodnie z własną
postawą ideologiczną/egzystencjalną – będą mierzyć się z tym samym problemem (tematem),
80
powieść stanie się polifoniczna
260
. Na znaczeniu traci natomiast sposób przedstawienia tej
konfrontacji; to, czy opisze ją tożsamy z autorem narrator, czy autor pojawi się w tekście jako jeden
z bohaterów, czy autor będzie rozmawiał z bohaterami albo autorytarnie ich opisywał, czy
przedstawi ich sytuację w formie metafory fenomenologicznej, czy powieść podejmuje problem
relacji fikcji wobec rzeczywistości itd. Są to bowiem wyróżniki historycznie zmiennych konwencji
powieściowych, a nie ogólne warunki zaistnienia polifonii w powieści.
Niewątpliwym wzbogaceniem teorii polifonii jest poszukiwanie jej przez Kunderę
w nieeksplorowanych przez Bachtinach rejonach powieści – w jej fabularnym oraz, nade wszystko,
estetycznym wymiarze. Polifonizacji powieści sprzyja bowiem wieloaspektowy synkretyzm,
przejawiający się zarówno w wielości wątków powieściowych, jak i w wielości wykorzystanych
w niej gatunków oraz konwencji literackich. Jak pokazała analiza, Biesy bardzo dobrze poddają się
takiemu opisowi. Bachtin nie poświęcał powyższym zagadnieniom czasu, skupiając się głównie na
wymiarze ideowym powieści, ponieważ nie badał odniesień typu diegetycznego w twórczości
Dostojewskiego. Dzięki uwzględnieniu tych odniesień można zrozumieć, dlaczego synkretyzm jest
tak ważny dla zaistnienia polifonii w powieści. Wszystkie użyte przez autora konwencje i gatunki
literackie – w swej warstwie implikowanej – coś znaczą i wprowadzają nowe sensy. Wprawdzie
późniejsze ujęcia teoretyczne Bachtina, opisujące pierwotne i wtórne znaczenie słowa, dobrze
nadają się do badania odniesień diegetycznych w powieści, rosyjski badacz jednak nie
zaktualizował swej metalingwistycznej metody. Poprzestał na poszukiwaniu w wypowiedziach
narratora (autora) i bohaterów głównie cudzych sądów ideologicznych.
Choć Bachtin i Kundera nie skupiają się w swych ujęciach na badaniu eseizacji prozy
polifonicznej, odgrywa ona istotną rolę w obydwu analizowanych przeze mnie powieściach.
Eseizacja wypowiedzi, w której uobecnia się czyjaś postawa ideologiczna/egzystencjalna, służy
niewątpliwie dialogizacji tej wypowiedzi. W naturze eseju leży bowiem przekonanie o dialogowej
naturze prawdy. Wydaje się, że filozoficzne podwaliny gatunku eseju są w wielu punktach zbieżne
z filozoficznymi podwalinami teorii polifonii. Oprócz przekonania o dialogowej naturze prawdy
świadczą o tym niechęć do ostatecznego zdefiniowania tematu, skłonność do opisywania go z wielu
dopełniających się perspektyw i zastępowanie (nieatrakcyjnych w beletrystyce) abstrakcyjnych
figur pojęciowych obrazami, anegdotami i dygresjami. Z tego względu niektóre partie powieści
polifonicznej ulegają swoistej eseizacji. Należy jednak odróżnić taką eseizację od obecności partii
260
Warto w tym miejscu przywołać fragment eseju Orhana Pamuka, który skupia się nad tym samym problemem:
„Kiedy zastanawiamy się nad istotą owego jądra, które Borges nazywa tematem powieści, określamy w gruncie
rzeczy nasz światopogląd. Te właśnie kwestie rozpalają naszą ciekawość i skłaniają nas do czytania. Wnikając
podczas lektury w złożony pejzaż powieści, zaczynamy odczuwać żywą obecność ukrytego centrum, identyfikując
się z różnymi, często sprzecznymi wypowiedziami, myślami i nastrojami. Wszystko to powstrzymuje nas przed
pochopnym osądzaniem postaci i autora”. Zob. O. Pamuk, Pisarz naiwny i sentymentalny, przeł. T. Kunz, 2012,
s. 157.
81
stricte eseistycznych i przez to niefabularnych, co widać na przykładzie Księgi śmiechu
i zapomnienia. To jest jednak, podkreślmy, specyfiką pisarstwa Milana Kundery, a nie
obiektywnym wyróżnikiem powieści polifonicznej.
Na zakończenie poczyńmy jeszcze dość oczywistą, ale jednak bardzo ważną uwagę. Ani
z Biesów, ani z Księgi śmiechu i zapomnienia nie płynie żadne ideologiczne, moralne,
egzystencjalne (jakkolwiek byśmy go nie nazwali) przesłanie. Powieści te nie promują żadnego
systemu filozoficznego ani nawet żadnej filozofii życiowej. Choć „analizowany” przez nie temat
(w Biesach tym tematem jest Bóg i polityka, w Księdze śmiechu i zapomnienia – pamięć
i zapomnienie) jest ukazany z wielu perspektyw, po lekturze ostatniego zdania – zupełnie
odwrotnie niż w wypadku traktatu naukowego – czytelnik nie ma poczucia, że dostatecznie go
zgłębił czy też dotarł do jego istoty. Raczej zdaje sobie sprawę z ogromu swej niewiedzy. Powieść
polifoniczna jest bowiem wolna od wszelkich epistemologicznych postulatów. Zamiast poznania
egzystencji – pod czym z pewnością podpisaliby się Bachtin i Kundera – umożliwia doświadczenie
jej w szczególny sposób. Jak pisze Orhan Pamuk:
Lektura powieści opiera się bowiem na niełatwej wierze w to, że świat posiada swoje centrum,
a pielęgnowanie tej wiary wymaga najwyższej dozy zaufania. Wielkie powieści
–
takie jak „Anna
Karenina”, „W poszukiwaniu straconego czasu”, „Czarodziejska góra” czy „Fale”
–
są nam
niezbędne, ponieważ dzięki niezwykłej sile iluzji pozwalają uwierzyć, że świat posiada ukryty sens,
i dostarczają nam radości, podtrzymując w nas tę wiarę podczas lektury. (...) Po zakończeniu
lektury mamy ochotę przeczytać te powieści ponownie
–
nie dlatego jednak, że odnaleźliśmy ich
centrum, ale dlatego, że chcemy raz jeszcze poczuć ów powiew optymizmu. Trud utożsamienia się
z poszczególnymi postaciami i przyjęcia ich punktów widzenia, wysiłek potrzebny do
przekształcenia słów w obrazy i niezliczona ilość innych działań, które błyskawicznie i precyzyjnie
wykonuje nasz umysł, kiedy czytamy wielką powieść, przekonują nas o tym, że powieści posiadają
więcej niż jedno centrum. Dowiadujemy się tego nie dzięki abstrakcyjnym rozmyślaniom i zawiłym
dywagacjom, ale za sprawą lektury. Dla nowoczesnego, świeckiego czytelnika jedynym sposobem
odnalezienia głębszego sensu w świecie jest właśnie lektura wielkich powieści
261
.
261
Ibidem, s. 154.
82
V.
BIBLIOGRAFIA
Literatura podmiotu:
Bachtin Michaił, Problemy poetyki Dostojewskiego, przeł. N. Modzelewska, Warszawa 1970
Dostojewski Fiodor, Biesy, przeł. T. Zagórski i Z. Podgórzec, [w:] F. Dostojewski, Dzieła wybrane
t. III, Warszawa 1984
Kundera Milan, Księga śmiechu i zapomnienia, przeł. P. Godlewski i A. Jagodziński, Warszawa
1993
Kundera Milan, Sztuka powieści, przeł. M. Bieńczyk, Warszawa 2004
Kundera Milan, Zasłona. Esej w siedmiu częściach, przeł. M. Bieńczyk, Warszawa 2006
Kundera Milan, Zdradzone testamenty, przeł. M. Bieńczyk, Warszawa 1996
Literatura przedmiotu:
Auerbach Erich, Mimesis. Rzeczywistość przedstawiona w literaturze Zachodu, przeł. i przedm.
opatrz. Z. Żabicki, przedm. do drugiego wyd. M. P. Markowski, 2004
Bachtin Michaił, Problemy literatury i estetyki, przeł. W. Grajewski, Warszawa 1982
Bachtin Michaił, Słowo w dziele Dostojewskiego, [w:] Poetyka, t. 2, pod red. D. Ulickiej, Warszawa
2000
Bachtin Michaił, Twórczość Franciszka Rabelais' go, przeł. A. i A. Goreniowie, Kraków 1975
Barth John, The Literature of Exhaustion. Metafiction. Ed. Mark Currie. New York: Longman,
1995
Blin Georges, Stendhal i problemy powieści, przeł. Z. Jaremko-Pytowska, Warszawa 1972
Browarny Wojciech, Opowieści niedyskretne. Formy autorefleksyjne w prozie polskiej lat
dziewięćdziesiątych, Wrocław 2002
Buchowski Michał, Burszta Wojciech, Status języka w świadomości magicznej, [w:] „Etnografia
polska”, t. XXX: 1986, z. 1
Eco Umberto, Dopiski na marginesie „Imienia Róży”, [w:] tegoż, Imię Róży, przeł. A.
Szymanowski, wyd. drugie
Graff Gerald, Jak nie należy mówić o fikcji, przeł. G. Cendrowska. „Pamiętnik literacki” LXXIV
1983 z. 3
Horkheimer Max, Adorno Theodor, Dialektyka oświecenia, z posłowiem M. Siemka, Warszawa
2010
Mitosek Zofia, Poznanie (w) powieści, Universitas 2003
Mitosek Zofia, Teorie badań literackich, Warszawa 1983
83
Nowa proza amerykańska. Szkice krytyczne, wybrał, opracował i wstępem opatrzył Zbigniew
Lewicki, Warszawa 1983
Owczarek Bogdan, Poetyka powieści niefabularnej, Warszawa 1999
Pamuk Orhan, Pisarz naiwny i sentymentalny, przeł. T. Kunz, 2012;Słodczyk rozalia, Oblicza
metafikcji
–
na przykładzie Fikcji Borgesa, „Tekstualia” [dostęp: 19 marca 2013 r.],
[http://tekstualia.pl/index.php?DZIAL=teksty&ID=107]
Schlegel Friedrich, Fragmenty, przeł. C. Bartl, oprac. i wstępem opatrz. M. P. Markowski, Kraków
2009
Słownik terminów literackich, pod red. J. Sławińskiego, A. Okopień-Sławińskiej, M. Głowińskiego
Stanzel Franz, Typowe formy powieści, przeł. R. Handke, [w:] Teoria form narracyjnych w
niemieckim kręgu językowym pod red. R. Handke, Kraków 1980
Tomasik Wojciech, Od Bally’ego do Banfield i dalej: Sześć rozpraw o mowie pozornie zależnej.
Bydgoszcz, 1992;
Wroczyński Tomasz, Esej – zarys teorii gatunku [w:]„Przegląd Humanistyczny” 1986 z. 5/6;
.