Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz I

background image

Autorstwa: Cornelie

Beta: madam butterfly



Rozdział I

Życiowe mądrości


Zapach dymu tytoniowego unosił się w powietrzu, lekko drapiąc w oczy, jednak pogrążeni w
tańcu ludzie nie zwracali na to zbytniej uwagi. Muzyka prześlizgiwała się pomiędzy
splecionymi ciałami, wprawiając je w jeszcze większy ruch.
Kobieta prężyła się wokół swojego partnera, zmysłowo ocierając się o jego mocne ciało.
Ubrana w krótką sukienkę, która więcej odsłaniała niż zasłaniała, emanująca seksapilem, była
obiektem pożądania. Kręcone włosy wirowały razem z nią w szaleńczym tańcu, spływając
długą kaskadą na odsłonięte plecy.
Jej oddech przyspieszył, gdy układała zgrabne dłonie na barkach mężczyzny, by oprzeć ciężar
ciała na partnerze. Miednica kobiety zderzyła się z jego, a kołysanie, które zawładnęło parą,
zdawało się nie mieć końca.
Ponętne ruchy, oblizywanie warg i strużka potu płynąca po dekolcie kobiety sprawiła, że
zabrakło mu tchu.
- Co jest, ogierze? Jesteś krótkodystansowcem? – szepnęła uwodzicielsko, odrzucając włosy
do tyłu, by bardziej odsłonić bladą skórę, która skrzyła się w kolorach czerwieni i błękitu.

background image

Pomieszczenie wypełnione tłumem wrzeszczących i roześmianych ludzi było jednym z
najlepszych klubów w Los Angeles.
Każdego wieczora frekwencja rosła, a kobiety i mężczyźni zdawali się napływać tu znikąd,
spragnieni dobrej zabawy.
Wielobarwna kula, zwisająca dumnie z sufitu, oświetlała zebranych na parkiecie ludzi,
pogrążając ich w jaskrawych promieniach.
- Nie – powiedział, nachylając się nad jej uchem. – Za to ty zdecydowanie nim nie jesteś.
Jestem Mike.
Uśmiechnęła się, kładąc dłoń na jego piersi, podczas gdy jej biodra kołysały się w rytm
muzyki, zbliżając się do jego krocza.
- Bez imion, kochasiu. To tylko zabawa – mruknęła.
Złapała go za kołnierz koszuli i przyciągnęła bliżej siebie, jednocześnie odwracając się, by
oprzeć plecy o jego klatkę piersiową. Uniosła dłonie w górę i bardzo powoli, erotycznie,
prześlizgiwała się w górę i dół ciała mężczyzny, uśmiechając się przy tym lubieżnie.
Usłyszała przy uchu pomrukiwanie zadowolenia, co sprawiło jej ogromną satysfakcję. Dobrze
wiedziała, jak oddziaływać na mężczyzn, jak ich uwodzić, by w przeciągu chwili leżeli u jej
stóp i wykorzystywała to, początkowo grając pewną siebie, uwodzicielską femme fatale, aby
w kolejnej chwili brutalnie sprowadzić ich na ziemię.
Gdy utwór dobiegł końca, posłała mu pełne pożądania spojrzenie i odeszła do swojego
stolika, zostawiając go zdezorientowanego na parkiecie.
- Boże, widziałaś go? Miał wzrok kurewskiego kundla – powiedziała, siadając przy
przyjaciółce i śmiejąc się dźwięcznie.
Złapała w dłonie szklankę pełną ulubionego drinka i upiła łyk, gasząc tym samym pragnienie,
które wybuchło w niej po ekstatycznym tańcu z nieznajomym.
- Ty masz szczęście. Zawsze cię wyrywają. To cholernie niesprawiedliwe – powiedziała
brunetka, wlepiając wzrok w swoją szklankę. – Bez obrazy.
- Tak, Al. Bo ty jesteś pokrzywdzona. Weź się w garść, rusz tyłkiem.
Kobieta podniosła głowę.
- Tyłkiem to ty potrafisz ruszać. Mnie zostaw myślenie, Bells – mruknęła w odpowiedzi.
- Jasny gwint. Ocknij się w końcu. Rzucił cię, rozumiesz? RZUCIŁ! Nie rozpaczaj nad tym
kutasem, tylko walcz o swoje.
Odwróciła się od przyjaciółki i spojrzała w stronę parkietu.
- Spójrz na Rose. Spróbuj być taka sama.
Obydwie wpatrywały się w wirującą w tańcu blondynkę, które uśmiechała się do swojego
towarzysza, wodząc palcem po koszuli.
Wyglądała zjawiskowo. Gęste pukle upięła w kok, jednak podczas ocierania się o
przystojnego mężczyznę, kilka kosmyków wyswobodziło się z uczesania i teraz okalały jej
rozjaśnioną i zarumienioną twarz.
- Nie, nie mogę na to patrzeć – zaśmiała się Bella, powracając wzrokiem do siedzącej
naprzeciwko przyjaciółki. Wzięła kilka głębszych wdechów, po czym wyciągnęła paczkę
papierosów z torebki.
Odpaliła jednego z nich i zaciągnęła się. Strużka dymu powoli wypłynęła z jej ust.
- Cholera – szepnęła do siebie. – Żałuję, że rzuciłam. Al? – spytała, posuwając paczkę w
stronę dziewczyny, ta jednak pokręciła przecząco głową, nie spuszczając oczu ze swojej
pustej już szklanki.
- Musisz odreagować, kochanie, inaczej ten… Nie będę go nazywać prawdziwym imieniem,
ale będzie się za tobą ciągnął, rozumiesz?

background image

- Mówisz tak, bo nie wiesz, czym jest miłość.
Bella pociągnęła solidny łyk drinka i zgasiła papierosa, po czym przysunęła się do Alice i
zmusiła ją do spojrzenia na parkiet.
- Popatrz. Widzisz gdzieś tutaj miłość?
Wodziły wzrokiem po zarumienionych twarzach, po erotycznych ruchach, po samotnych
mężczyznach podrywających kobiety, po tych kobietach, które z uśmiechem przyjmowały
propozycję.
- Nie. Tu jest tylko zabawa, seks, alkohol. Nic więcej. Miłość to gówno, Al. Sponiewiera cię i
wyjdzie ci dupą – zawyrokowała poważnie, odpalając następnego papierosa. – Jeśli się nie
pozbierasz, to będziesz siedziała w tym gównie po uszy.
Alice westchnęła głęboko i przetarła łzawiące od dymu oczy.
- Dobrze, rozumiem twój punkt widzenia. Ale on był taki…
- Skończ z tym, bo zwymiotuję, naprawdę. To jaki był, to przeszłość. Znajdź sobie jakiś
dorodny okaz, który przeczyści cię trochę, bo zaczynasz gadać jak potłuczona.
- Kto jest potłuczony? – spytała zdyszana Rose.
Odwróciła się na chwilę w stronę parkietu i pomachała swojemu partnerowi, w międzyczasie
posyłając mu jeden z najbardziej uwodzicielskich uśmiechów, na jakie było ją stać.
- Potrzebuję kolejnego drinka – oświadczyła, machając ręką na kelnera.
Po chwili pojawił się przed nimi wysoki brunet z mocno przystrzyżonymi włosami i lekko
przymkniętymi oczami. Uśmiechał się promiennie.
- Wódkę z colą razy trzy – szepnęła Rose. – Kręci się tu zdecydowanie za dużo przystojniaków
– dodała, gdy odszedł. – Apetyczny tyłek.
Bella zaśmiała się, odsuwając pustą szklankę na środek stołu.
- Potrzebuję kogoś na dzisiejszą noc.
Opuściła smętnie głowę. Grała przed samą sobą, że jest kocicą, pewną siebie uwodzicielską
kobietą, która dobrze wie, czego chce i potrafi to zdobyć. I tak było w rzeczywistości. Czasami
jednak nachodziły ją nieprzyjemne myśli, które szybko spychała głęboko w dół.
- Dostałam następny kontrakt – oświadczyła Rose, dumnie prężąc piersi, okryte jedynie
cienkim błękitnym materiałem. – Wyjeżdżam na trzy dni do Japonii.
Przyjaciółki zachichotały podniecone, przekrzykując się jedna przez drugą.
- Poczekaj, Al. Ja mam ważne pytanie. Czy on z tobą jedzie?
Nastała chwila ciszy. Muzyka rozbrzmiewała dalej, wprawiając ciała w ruch, one jednak
słyszały tylko swoje przyspieszone oddechy.
- Jedzie – powiedziała posępnie i złapała za szklankę, która dopiero co znalazła się przed jej
nosem. Skinęła głową kelnerowi w geście podziękowania i wcisnęła mu plik banknotów w
kieszeń spodni.
- Widzisz, do czego mnie zmusza? Nienawidzę go. Cholera, nienawidzę go. Mogłabym zabić
go własnymi rękami. Jest taki pewny siebie, arogancki, perfidny! Skurwysyn po prostu –
wyrzucała z siebie potok słów, jakby chciała pozbyć się złości na swojego szefa. Ale to nic nie
pomogło, wściekłość i frustracja towarzyszyły jej, od kiedy się poznali.
Choć ich romans trwał krótko, był namiętny i gorący, przepełniony zmysłowymi rozkoszami.
Skończył się w momencie awansu Emmetta. Zostawił jej liścik, wyjaśniając, że nie będzie miał
czasu na żadną kobietą, z nią włącznie. Zabolało ją to i powzięła zemstę.
- Jesteś piękna, możesz mieć każdego – pocieszała ją Alice. – Spójrz na siebie i powiedz :
Jestem piękna, mogę mieć każdego, poradzę sobie.
Rose przez chwilę wpatrywała się w przyjaciółkę, jakby nie rozumiała do czego ta zmierza,
jednak zdecydowała, że zrobi jej przyjemność i spróbuje.

background image

- Jestem piękna, mogę mieć każdego, poradzę sobie – wyrecytowała, uśmiechając się
sztucznie. – Albo też nie będę mieć, bo jedyny, jakiego chcę, jest skończonym palantem. A ja
głupia szukam jego namiastki, pierdolonego małego elementu.
- Obydwie jesteście porzucone, rozumiem. Ja nie mam wstępu do tego kółka różańcowego,
ale do jasnej cholery, albo weźmiecie się w garść, albo przetrzepie wam pośladki – zagroziła
Bella, intensywnie wpatrując się w kobiety. – A teraz, wszystkie trzy idziemy na łowy. Nie ma
miłości, nie ma cierpienia po rozstaniu, jasne? Tylko trzy napalone dziewczyny.

***

[i]Dom Rose:[/i]

Leżała w ciemności, przykryta jedynie prześcieradłem i umięśnioną nogą mężczyzny, którą
przerzucił przez jej uda. W powietrzu jeszcze unosił się zapach rozkoszy, którą kilka godzin
wcześniej wzajemnie sobie dawali. Nie wiedziała nawet, jak się nazywał, ale dokładnie mogła
opisać budowę jego ciała.
- Cholera – szepnęła do siebie, przecierając zmęczone oczy. Spojrzała na zegarek.
Piąta, a jego nie powinno tu być.
Powoli wstała z łóżka i skierowała się w stronę łazienki, skrzętnie zamykając za sobą drzwi.
Oparła się o ścianę i wzięła kilka głębszych oddechów, po czym spojrzała na siebie w lustrze.
- Kurwa, wyglądam jak własny dziadek! – szepnęła do siebie. Sińce pod oczami, sterczące na
wszystkie strony włosy i rozmazany makijaż przyprawiły ją o zawrót głowy.
Odkręciła kurek i czekała chwilę na ciepłą wodę. Szybko zmyła z siebie ciemne plamy i
przetarła twarz wacikami kosmetycznymi.
Nie miała czasu na nic więcej, wróciła więc do pokoju, zarzuciła na siebie szlafrok i usiadła na
brzegu łóżka.
- Wstawaj – powiedziała, szturchając mężczyznę w bok. Leniwie przeciągnął się, przez co koc
opadł z jego ciała, odsłaniając każdy detal.
Przyglądała się mu z ciekawością. Zero wstydu, nic, pomyślała. Przez dłuższą chwilę wlepiała
w niego spojrzenie. Miał pięknie umięśnioną klatkę piersiową, mocne nogi i przystojną twarz.
Zdecydowanie zaliczał się do tego typu mężczyzn, o których się nie zapomina, ona jednak w
myślach miała kogoś innego.
- Dzień dobry – mruknął przez sen, uśmiechając się leniwie.
Odpowiedziała mu tym samym, wzrokiem wskazując leżące na podłodze ubrania, które
ściągali w pośpiechu.
- Wydaje mi się, że powinieneś już iść – oświadczyła, rzucając mu ciuchy i czekając, aż
wyjdzie. On jednak dalej leżał na łóżku, uśmiechając się promiennie, jak gdyby nie słyszał jej
słów.
- Boisz się, że przypadnę ci do gustu, hm?
Parsknęła śmiechem, po czym powoli zbliżyła się do niego, klękając tuż nad jego twarzą i
nachyliła się, przez co poły szlafroka odchyliły się, ukazując mlecznobiałe piersi.
- Boję się, że jeśli stąd nie pójdziesz, będę musiała cię skrzywdzić – szepnęła, z wdziękiem
wracając na brzegu łóżka. – Znikaj, Adonisie.
Wpatrywał się w nią bez słowa, jednak zdecydował, że tym razem odpuści. Wiedział, że,
prędzej czy później, to ona do niego wróci.
- Jeszcze się spotkamy, Rose – powiedział, gdy już ubrany stał przy drzwiach. Był
nienaturalnie duży i głową prawie dosięgał sufitu. Zanim wyszedł, rzucił na łóżko wizytówkę.

background image

- Popapraniec – zawyrokowała, opadając bezwiednie na posłanie. Oddychała ciężko,
wspominając wydarzenia ostatniej nocy.
Mężczyzna był znakomitym kochankiem, to musiała przyznać. Dobrze wiedział, jak rozpalić
kobietę do czerwoności. Miał jednak jeden mankament – nie był jej szefem, przez co nie
potrafiła go obdarować niczym więcej, poza przygodnym, jednorazowym seksem. Nie, że by
chciała, ale musiał odczuć, że nie ma żadnych szans.
Machinalnie podniosła wizytówkę. [i]Jacob Black[/i]. Pasowało do niego to imię. Było męskie
i silne, jak on. Uśmiechnęła się przekornie.
Usłyszała jakiś przytłumiony dźwięk. Nasłuchiwała przez chwilę, zanim doszła do wniosku, że
to jej komórka, która została w torebce. Szybko podskoczyła do szafki, gdzie wczoraj
zostawiła torbę i zaczęła ją wertować w poszukiwaniu docelowego miejsca.
- Halo? – spytała.
- Już nie śpisz? Albo inaczej, jeszcze nie śpisz? Chyba nie chcę wiedzieć, co robiłaś przez całą
noc. – Usłyszała mocny, lekko zachrypnięty głos, który z pewnością należał do szefa.
Zmarszczyła brwi.
- Nie twoja sprawa – warknęła, czując, jak wściekłość powoli zaczyna ją wypełniać. Nie
zamierzała się z nim kłócić, jednak wszystko co robił lub mówił, działało na nią jak płachta na
byka.
- Dzisiaj wylot, więc wszystko, co robisz to moja sprawa. Nie życzę sobie, byś się spóźniła.
Punkt osiemnasta masz być na lotnisku.
- Oczywiście, szefie – zaakcentowała ostatnie słowo, cedząc je przez zaciśnięte zęby. – To
wszystko?
- Nie. Ale tym razem ci odpuszczę – powiedział, po czym rozłączył się.
Rose rzuciła telefonem o ścianę i zacisnęła dłonie w pięści. Nie mogła pojąć, jak on to robił.
Może nawet nie chciała.
Padła na łóżko i zamknęła oczy. Nie miała zamiaru przejmować się Emmettem. Nie teraz.

***

[i]Dom Belli, kilka godzin wcześniej:[/i]

- Nie tak szybko – szepnęła, nadgryzając płatek jego ucha. Dłońmi kurczowo obejmowała
jego szyję, wdychając do nozdrzy nieziemski, męski zapach perfum.
Puściła go na chwilę, by wyciągnąć z torebki klucze do drzwi. Uśmiechnęła się lubieżnie,
widząc, jak oblizuje wargi z niecierpliwością.
W końcu uchyliła drzwi do pogrążonego w mroku mieszkania i wpuściła go, uważnie
obserwując pełne premedytacji ruchy. Jej serce zaczęło szybciej bić, gdy odwrócił się w jej
stronę i powoli zrzucił z siebie ciążącą mu marynarkę.
Zamrugał do niej, unosząc kąciki ust.
- Dalej, mała, na co czekasz? – spytał, dokładnie taksując ją spojrzeniem.
Poczuła, jak uderza w nią fala ciepła. Niewiele myśląc, rzuciła torebkę na podłogę i złapała go
za białą koszulę. W pośpiechu odpinała maleńkie guziki, po czym jednym ruchem zerwała ją z
mężczyzny.
Przez ułamek sekundy podziwiała jego mocną klatkę piersiową. Przejechała po niej palcem,
wodząc po meszku.
- Gdzieś się tak wyrobił, Herkulesie? – mruknęła w jego usta.

background image

W odpowiedzi zaśmiał się cicho i wziął ją na ręce. Mocno przylgnęła do gołej, rozpalonej
skóry, obdarzając go namiętnymi pocałunkami. Kiedy tylko zobaczyła go w klubie,
spoglądającego na wszystko spod lekko przymkniętych powiek i z szelmowskim uśmiechem
na pełnych wargach, wiedziała, że to on dzisiaj rozpali jej noc.
Oparł się o ścianę, pociągając ją za sobą, w międzyczasie powoli zdejmując sukienkę, która
już po chwili swobodnie opadła na podłogę.
Bella stała przed nim w samej koronkowej bieliźnie, uśmiechając się uwodzicielsko.
- I co teraz? – spytała szeptem, znacząc pocałunkami drogę od szyi mężczyzny, do namiętnie
zwilżonych warg.
- Teraz będzie niebo.
Podniósł ją do góry i posadził na szafce, mając tym samym dojście do każdego zakamarka jej
ciała. Powoli całował ją od smukłych łydek, przez uda, aż po brzuch. Oderwał się od niej na
chwilę, by rozpiąć stanik i uwolnić pełne piersi.
- Niecierpliwy jesteś – wychrypiała, wplatając palce w jego gęste włosy. Zaśmiał się,
powracając do przerwanej czynności.
Z wielką starannością pozostawiał wilgotny ślad na skórze. Obdarzał pieszczotą każdy
szczegół w zasięgu jego wzroku.
W końcu podniósł głowę i spojrzał na nią otępiony pożądaniem. Bella odwzajemniła
spojrzenie, lekko przymykając oczy i całkowicie poddając się ekstazie.
Pociągnęła go do siebie, zwinnie rozpinając rozporek spodni. W przeciągu kilku sekund stanął
przed nią całkiem nagi. Zdążył tylko wyciągnąć prezerwatywę z kieszeni i nałożyć ją na
członka.
Przybrał idealną pozycję, prostując się między jej nogami i wsunął jedną dłoń pod jej
pośladki, a drugą położył na smukłej szyi.
Wszedł w nią szybko i mocno, wypełniając szczelnie. Z ust kobiety wyrwał się cichy jęk
zadowolenia, pomieszany z jego westchnieniem. Poruszał się miarowo, wychodząc i
wchodząc na przemian, aż siła ekstazy go przerosła.
Patrzył w jej przymknięte oczy i uśmiechał się z satysfakcją.
- Pamiętaj, niebo – szepnął, po czym przyspieszył, a jego ruchy przybrały na sile.
Obydwoje zatracili się w tym samym rytmie, przylegając do swoich nagich ciał.
W pokoju słychać było tylko ich przyspieszone oddechy i jęki.
W pewnym momencie Bella nie mogła wytrzymać i krzyknęła przeciągle, wypełniona
rozkosznymi doznaniami. Jej głowa spoczęła na barku mężczyzny, który podniósł ją z szafki, i
dalej będąc w niej, zaniósł na pościelone łóżko.
Odgarnął jej kosmyk włosów z twarzy i zasnął, czując jej zmęczone ciało tuż przy swoim.

***

Obudziła się szczęśliwa. Ledwo otworzyła oczy, a poczuła promienie słońca, wpadające przez
okno do środka.
- Cholera – jęknęła przeciągle, prostując obolałe ciało.
Zdała sobie sprawę, że dawno nie miała tak dobrego kochanka, a poprzednia noc była
wypełniona uniesieniami. Nie pamiętała, ile dokładnie razy kochali się w nocy, ale
zdecydowanie dużo. Nie potrafiła usiąść tak, by nie poczuć bólu w kroczu. Mimo tego była
zadowolona.
Rozejrzała się po jasnym pokoju i nie dostrzegła żadnego śladu mężczyzny. Jej radość
zniknęła w mgnieniu oka.

background image

Podniosła się powoli z łóżka i przeszła do salonu, by złapać za telefon.
- Rose, to jest, kurwa, jakieś nieporozumienie. Spotkałam mężczyznę doskonałego pod
każdym fizjologicznym względem, a on mi uciekł! – poskarżyła się przyjaciółce, opadając na
najbliższy w zasięgu wzroku fotel.
- Zapomniałaś już, że każdego odprawiałaś z kwitkiem? – zauważyła Rose. – Nie dziw się, że i
ten prysnął.
- Taaa, pocieszyłaś mnie. Zresztą – zaczęła, ziewając przeciągle. – Nie ten pierwszy, nie
ostatni, prawda?
- Właśnie.
Odłożyła słuchawkę i skierowała się do łazienki. Potrzebowała chłodnego prysznica.
Zdecydowanie. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że dzieje się z nią coś niedobrego, a chłodne
krople, muskające ciało, zawsze pomagały.















Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz VIII
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz IV
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz II
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz IX epilog
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz III
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz V
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz VI
Funkcje organizacji i stowarzyszeń społecznych w środowisku lokalnym
Stowarzyszenie
W09 Ja wstep ROZ
164 ROZ M G w sprawie prowadzeniea prac z materiałami wybu
124 ROZ stwierdzania posiadania kwalifikacji [M G P P S
013 ROZ M T G M w sprawie warunków technicznych, jakim pow
4 ROZ w sprawie warunkow techn Nieznany (2)
16 ROZ w sprawie warunkow tec Nieznany
18 ROZ warunki tech teleko Nieznany (2)
034 ROZ M I w sprawie wzoru protokołu obowiązkowej kontroli
5 ROZ w sprawie warunkow tech Nieznany (2)
123 roz uprawnienia D20140176id Nieznany

więcej podobnych podstron