Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz III

background image


Autor: Cornelie

Beta: Suhak


Stowarzyszenie Upadłych Anielic

Rozdział III

Japonia:

Jak tylko weszła do zamówionego wcześniej apartamentu, rzuciła się w stronę barku i zrobiła

mocnego drinka.

Wiedziała, że bez alkoholu się nie obejdzie. Tym bardziej że Emmett mieszkał

naprzeciwko i będzie musiała oglądać go przez całe trzy dni, prawie dwadzieścia cztery
godziny na dobę.
Będzie zmuszona pić, by mu nie ulec i całkowicie nie zatracić własnej tożsamości w tej całej
masie gówna, w które na własne życzenie się wplątała.
Odłożyła szklankę na stolik i położyła się na wygodnym łóżku, wlepiając tępe spojrzenie w
ornamenty na suficie. Zawsze zastanawiało ją, skąd Japończycy czerpią pomysły na wszystko,
co tworzyli. Nie mogła im odmówić wyobraźni, ale przepych apartamentu przekraczał jej
oczekiwania.

background image

Wiedziała, że będzie czuła się tu dobrze. Przynajmniej do czasu spotkania z Emmettem, co
miało zresztą nastąpić już niedługo. Westchnęła głęboko, przewracając się na drugi bok, by
sięgnąć torebkę, z której wyciągnęła wizytówkę.
Spojrzała jeszcze raz na imię mężczyzny i z niewiadomych dla siebie przyczyn uśmiechnęła się
mimowolnie, przypominając sobie, jak pewny siebie był, kiedy wychodził z jej mieszkania,
twierdząc, że na pewno się jeszcze zobaczą. Nie chciała dopomagać losowi, jednak coś w
głębi serca kusiło ją, by zadzwonić.
Usiadła na brzegu łóżka i chwyciła za telefon, wykręcając zapisany numer, po czym
poczekała, aż zostanie przekserowana na międzynarodową linię.
- Halo? – usłyszała lekko zaspany głos po drugiej stronie słuchawki.
- Nie zgadniesz, jakie szczęście cię spotkało – oświadczyła poważnie, obracając w dłoni
wizytówkę.
- Jest trzecia w nocy, to raczej pech – warknął. – Kim jesteś, dowcipniśko?
Otworzyła usta z oburzenia, po czym zamknęła, mnąc karteczkę.
- Już nie pamiętasz przygodnego seksu z najpiękniejszą kobietą, jaką widziałeś? – żachnęła
się. – W takim razie śpij dalej w swoim nudnym, małym życiu i zapomnij, że kiedykolwiek
mnie widziałeś. A jeśli spróbujesz się skontaktować, to uważaj. Mam czarny pas!
Mężczyzna zaśmiał się.
- Grozisz mi?
- Oczywiście, że tak! Wy, faceci, jesteście totalnymi imbecylami i myślicie wyłącznie swoim
kutasem. Następnym razem rusz głową, bo mały przyjaciel w spodniach może nie być w
stanie się ruszyć.
- Dobrze, Rosie. Do zobaczenia.
- Wal się!
Rzuciła słuchawką o ścianę, zaciskając dłonie ze zdenerwowania. Zastanawiała się przez
chwilę, po cholerę do niego dzwoniła. Dlaczego chciała usłyszeć jego głos? Teraz miała
stuprocentową pewność, że jest zadufanym i nadto pewnym siebie męskim szowinistą.
Wiedziała, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Wiedziała, że nie będzie o nim myśleć, bo
okazał się zwykłym idiotą, który nie potrafi docenić pięknej kobiety. Wiedziała też, że
wszystko, co myśli, jest gówno warte. Wiedziała, że to nie prawda, a to bolało jeszcze
bardziej niż świadomość odrzucenia.
- Pierdolę to – warknęła w przestrzeń.
Oparła się o wezgłowie łóżka i zamknęła oczy, wsłuchując się w gwar miasta. Postanowiła, że
spędzi te trzy dni w radosnym nastroju, nie będzie przejmować się ani Jake’em, ani
Emmettem. Niczym.
Z tą świadomością ułożyła się wygodnie, nasunęła na siebie koc i zapadła w sen, w którym
występował przystojny brunet.

***

Dźwięk telefonu poderwał ją na równe nogi. Przetarła zaspane jeszcze oczy i spojrzała na
wyświetlacz.
- Cholera – szepnęła do siebie, naciskając zieloną słuchawkę. – Tak?
Usłyszała ciche chrząknięcie po drugiej stronie.
- Zbieraj dupę. Za dwie minuty masz być gotowa.
- Mieszkasz naprzeciwko. Nie mogłeś zapukać? – spytała, ziewając szeroko i prostując ciało.
- Nie mogłem – oświadczył, po czym rozłączył się.

background image

Oczywiście, że nie. Nie będzie się fatygował, kutas jeden, pomyślała, uśmiechając się szeroko.
Rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu czegoś do picia, aż jej oczom ukazał się uchylony
barek.
- Nie, Rose, nie teraz – przekonywała samą siebie i powędrowała do łazienki, by doprowadzić
się do porządku.
W przeciągu kilku minut wzięła szybki prysznic, nakremowała ciało i ułożyła włosy, które po
wstaniu układały się jak chciały. W końcu zadowolona z wyglądu narzuciła na siebie
jedwabną sukienkę, wzięła torebkę i wyszła z pokoju, trafiając prosto w ramiona Emmetta.
Czuła wodę kolońską, która przypominała o spędzonych razem chwilach. Trzymała dłonie na
jego koszulce i wpatrywała się w ciemne oczy, świdrujące ją intensywnym spojrzeniem. Nie
mogła swobodnie oddychać, czując jego ciało tak blisko. Słyszała swoje bijące głośno serce, z
każdą sekundą coraz mocniej, a Emmett nadal stał, nie ruszając się. Zapach jego ciała
wzbudzał w niej nieodpartą pokusę pocałowania go, tu i teraz.
- Puścisz mnie? – spytał w końcu, gdy Rosalie przełknęła głośno ślinę i odstąpiła kilka kroków
dalej.
- To ty na mnie wpadłeś – odparowała, poprawiając niewidoczne zagniecenia na sukience. –
Następnym razem uważaj, gdzie stajesz.
- Następnego razu nie będzie.
Przez chwilę przyglądała się, jak wkłada dłonie w kieszenie jeansów i rusza przed siebie,
omijając ją szerokim łukiem. Obserwowała ruchy umięśnionego ciała, które od zawsze
wprawiały Rosie w drżenie.
- Boże, gdybym była facetem, zaczęłabym używać bromu – szepnęła do siebie, po czym
powoli skierowała się w stronę windy.
Przeczuwała, że te trzy dni wcale nie miną szybko i bezboleśnie. Bo jak inaczej można określić
sytuację, w jakiej się znalazła, jak nie okrutną i bolesną? Mężczyzna, o którym marzy i śni,
znajduje się tuż obok, ale tak jakby za niewidzialnym murem?

***

Dom Belli:

Wysunęła nogę z pościeli, wpatrując się tępo w sufit. Nie miała zamiaru podnosić się z łóżka
wcześniej niż przed dwunastą. Chciała porozmyślać, zastanowić się nad najlepszą strategią,
którą mogłaby potraktować szanownego Cullena na tyle, by mocno zabolało. Na samą myśl o
słodkiej zemście kąciki ust uniosły w szerokim uśmiechu. Wygięła się, po czym przewróciła na
drugi bok, wyglądając za okno. W powietrzu jeszcze unosił się zapach mężczyzny, z którym
spędziła poprzednią noc na długich igraszkach. Na szczęście ulotnił się szybko i bezboleśnie,
nie prosząc o numer telefonu. Zapewne potraktowałaby go wtedy przedmiotem, który
miałaby pod ręką. To, że nie lubiła natarczywych mężczyzn, było wiadome od dawna. Unikała
ich jak ognia, a jeśli takowy napatoczył się przypadkiem do jej sypialni, szybko robiła z nim
porządek.
Zerknęła kątem oka na zegarek, po czym powoli wstała z łóżka, kierując się do łazienki.
Stanęła przed lustrem, wpatrując się w swoje nagie odbicie, i uśmiechnęła się z
zadowoleniem. Stwierdziła, że nie przytyła, nadal ma smukłą sylwetkę, jędrne piersi i
anielską twarz. Przystąpiła więc do swojego codziennego rytuału, w którego skład wchodzi
prysznic, zabalsamowanie ciała specjalnym kremem, makijaż oraz ułożenie włosów. Gdy

background image

wyszła z łazienki, zaczęła wertować szuflady w poszukiwaniu koronkowych majtek i stanika,
po czym narzuciła na siebie czarną, krótką sukienkę, która idealnie opięła się na ciele.
Usłyszała dźwięk dzwonka dochodzący z torebki.
- Tak?
- Boże, Bell! Nie uwierzysz! – podekscytowany głos Rosalie wywołał na jej twarzy uśmiech. –
Najpierw zła wiadomość. Pamiętasz jak opowiadałam ci o tym facecie? Tym, z którym
spędziłam ostatnią noc przed wyjazdem?
Nastąpiła chwilowa pauza.
- Tak, kojarzę. Co z nim? – spytała Bella, marszcząc brwi i pakując potrzebne rzeczy do
torebki. Słuchając wywodu Rose, usiadła na chwilę na fotelu, prostując nogi i przysuwając
leżące nieopodal szpilki.
- Cóż, dzwoniłam do niego. Głupia pizda byłam, ale jednak. W każdym razie zmieszał mnie z
błotem, wyrzygał się na mnie ze złości i na koniec to ja wyszłam na wredną sukę.
Bella zaśmiała się głośno, opierając telefon na ramieniu i przytrzymując go głową.
- Wiesz, nie zawsze dostajesz to, czego chcesz, prawda? A dobra wiadomość?
- Robię postępy w sprawie Emmetta. No może postępy to za dużo powiedziane, ale jest coraz
lepiej. Wpadłam na niego. Myślałam, że dostanę zawału… Pachniał tak nieskazitelnie
samczo… - rozmarzyła się.
- Przestań, Rose. Wiesz, jaki on jest? – obruszyła się przyjaciółka. – Daj sobie spokój.
Niedługo zrobisz się taka jak Alice – szepnęła, wywracając oczy.
Cieszyła się szczęściem Rosalie, ale nie mogła pojąć jej zadurzenia we własnym szefie. Nie
mogła pojąć, jak na czyjś widok mogą uginać się kolana, a spódnica sama sunie w dół.
- Rose, muszę kończyć. Mam spotkanie z penisową maszynką. Trzymaj się skarbie –
powiedziała, wysyłając całusa i rozłączyła się, chowając telefon do torebki. – Czeka mnie
starcie tytanów.
Uśmiechnęła się, gdy wychodziła z domu. Wiedziała, że w końcu się odegra. A tylko czekała
na tę chwilę, kiedy spojrzy mu w oczy i powie wszystko, co jej ślina na język przyniesie.
Wszystko, co powinna powiedzieć tej nocy, w którą się spotkali.
Zrobiła się na bóstwo, by uśpić jego czujność, osłabić osąd i sprawić, by całkowicie poległ
wobec blasku jej uroku. Gdy wsiadała do taksówki, wypowiadając na głos adres jego
mieszkania, uświadomiła sobie, że gra wcale się teraz nie skończy. Jeśli plotki były
prawdziwe, to mogła spodziewać się czegoś więcej niż zwykłej suchej pogawędki na temat
pogody. Gra dopiero się rozpocznie, gdy przekroczy próg. Nie będzie odwrotu.
Jestem na to gotowa, pomyślała, uśmiechając się z satysfakcją.

***

Alice:

- Jak, kurwa, można zrobić coś takiego? – krzyczała wściekle, chodząc od jednego końca
gabinetu do drugiego, ciskając przy tym zdenerwowanym spojrzeniem w stronę siedzącej
cicho dziewczyny. – Czy przez choćby chwilę pomyślałaś nad swoim zachowaniem?!
Skulona postać zdawała się jeszcze mniejsza niż w rzeczywistości. Z dużych niebieskich oczu
płynęły łzy, a do uszu Alice dochodziło ciche kwilenie tuszowane przez rękaw bluzki.
- Przepraszam… Naprawdę – szeptała, pociągając nosem. – To się nigdy więcej nie powtórzy.
- No, ja mam nadzieję. Zobacz, jak wyglądam. Mam spotkanie z klientem, a moja spódnica
wygląda, jakby ją pies osikał!

background image

Wściekłość powoli mijała, gdy wpatrywała się w spuchnięte oczy dziewczyny.
- Wracaj do pracy – rozkazała twardo, opadając na fotel. Zamknęła na chwilę oczy,
rozkoszując się ciszą. Nie mogła się na niczym skupić. Cały czas rozmyślała o minie Jaspera
tuż po jej prezentacji.
Tak naprawdę marzyła o tym. Marzyła, by widzieć jego zdziwienie, a gdy to dostała, nie
wiedziała, co z tym zrobić. Wiedziała, że jest tuż obok, w swoim gabinecie. Wystarczyłoby,
aby wyszła ze swojego i zrobiła krok w prawo, a ujrzała go.
- Widziałaś?!
Do pokoju wparowała Leah, widocznie czymś zaaferowana, i usiadła naprzeciwko Alice,
intensywnie wpatrując się w jej twarz.
- Co?
- Nowa sekretarka Jaspera - szepnęła konspiracyjnie, nachylając się do kobiety.
Jej wzrok błądził po twarzy Alice w poszukiwaniu jakichkolwiek uczuć, ale nie spodziewała się
tego, co ujrzała.
- I? – spytała ozięble. Wplotła palce we włosy, przeczesując je szybkim ruchem.
Leah burknęła coś pod nosem, po czym wstała z miejsca i zatrzymała się przy drzwiach.
- I? Chcesz znać i?
Nastąpiła chwilowa przerwa, podczas której żadna z kobiet nie ruszyła się nawet o milimetr.
Alice wpatrywała się gdzieś ponad głową kobiety, całkowicie nie interesując się nowym
nabytkiem firmy.
- To ci powiem. Metr osiemdziesiąt, bujne blond włosy, nogi do nieba, figura modelki i tyłek,
który każdy facet z chęcią złapałby w dłonie. Ponadto niebieskie oczy i uśmiech, za który nie
jedna z nas dałaby się pokroić. Jestem pewna, że jego penis właśnie staje na baczność –
oświadczyła. – Ale to jest tylko marne „i”.
Trzasnęła za sobą drzwiami, zostawiając Alice z niewesołymi myślami. Nie zastanawiała się
zbyt długo nad tym, co zrobi, gdy wychodziła z własnego gabinetu, by wparować jak burza do
jego. Nie widziała nic prócz pochylonej nad jego biurkiem postaci, która wdzięczyła się na
wszelkie możliwe sposoby, paradując przed szefem z odkrytym biustem.
- Wyjdź – warknęła w stronę blondynki, gdy ta odwróciła się do niej przodem. Leah nie
przesadzała.
Wyglądała jak wyjęta z okładki czasopisma. Alice nie mogła na nią patrzeć. Poczekała, aż
kobieta opuściła gabinet, posyłając uwodzicielski uśmiech w stronę Jaspera.
- Co ty wyprawiasz? – spytała, stając tuż przed nim.
- Ja? Zatrudniłem nową pomoc – oświadczył beznamiętnie, wracając do leżących na biurku
notatek. – Nie masz nic do roboty?
Wpatrywała się w niego przez chwilę.
- Mam. Dużo do roboty. Pierwszą, jaką zrobię, to to – powiedziała, po czym uderzyła go w
twarz. – Po drugie, powinnam zrobić to dawno temu. Po trzecie na twoim miejscu
zmieniłabym szyby w gabinecie, bo jeśli będziesz chciał się z nią pierdolić to świadków na
pewno nie zbraknie! – wyrzuciła z siebie, ciskając w niego wściekłe spojrzenie. Oddychała
szybko. – Po czwarte, nie jesteś mnie wart.
Przez chwilę myślała, że Jasper coś powie, zakrzyczy ją wyrzutami albo wyrzuci z gabinetu.
Myślała, że każe jej nigdy więcej tu nie wchodzić, przestać go obserwować albo co tam sobie
jeszcze wymyśli. On jednak podszedł do niej i złapał jej twarz w dłonie, po czym pocałował
mocno w usta, trzymając w kurczowym uścisku ramion. Nie mogła złapać tchu i nie opierała
się, marząc o tym od chwili rozstania. Jego język bezczelnie penetrował usta Alice,
wprawiając jej ciało w słodkie drżenie.

background image

- Kocica? – spytał między pocałunkami, wodząc dłońmi po jej pupie. – Taką cię lubię.
W końcu oderwała się od niego. Wzięła kilka głębszych oddechów i poprawiła ubranie.
- I takiej nie będziesz mnie miał – oświadczyła, a widząc zdziwienie na jego twarzy,
uśmiechnęła się z satysfakcją i wyszła z gabinetu w akompaniamencie przekleństw.

***

Rezydencja Cullena:

Wysiadła z taksówki i wyciągnęła papierosa z torebki. Stwierdziła, że przed wejściem smoka
musi się zrelaksować i odprężyć, a nic nie wprawiało jej w błogostan w takich chwilach jak
dym pędzący do płuc. Zaciągnęła się, przytrzymując papierosa w smukłych dłoniach i
obserwowała dom. Brama wjazdowa obstawiona przez ochroniarzy, kamery na całym
terenie. Musiała przyznać, że faktycznie bronił swojej prywatności. Wypuściła dym z ust i
rzuciła niedopałek na ziemię, gasząc go obcasem. Uśmiechnęła się, po czym skierowała się w
stronę bramy.
- W czym mogę pomóc? – usłyszała przyjemny, męski głos, dochodzący z budki postawionej
tuż przed wejściem.
- Jestem umówiona z panem Cullenem. Isabella Swan – odparła, rozglądając się wokół lekko
oszołomiona tym, co miała przed oczami.
Czekała na pozwolenie. Czuła się, jakby była główną bohaterką filmu, gdzie bogacz nie
dopuszczał do siebie nikogo, broniąc swojego domu przed wścibskimi ludźmi, a ona miała tę
barierę przełamać.
- Proszę za mną.
Uśmiechnęła się do mężczyzny, gdy brama otworzyła się, a on gestem dłoni nakazał jej, by za
nim podążyła. Wybrukowana ścieżka prowadziła wprost do domu. Przyglądała się otaczającej
go zieleni pełnej krzewów, kwiatów i drzew, które zapierały dech w piersi. Stwierdziła, że
musiał mieć dobry gust i wyczucie smaku, bo całość prezentowała się okazale, ale bez
przesady, jakby tworzyła go wyważona dłoń.
W końcu stanęła przed głównymi drzwiami mającymi ze trzy metry wysokości. Mężczyzna
uchylił je przed nią, wprowadził do holu z marmurową podłogą i skierował się w stronę
gabinetu.
- Pan Cullen już na panią czeka – oświadczył, dłonią wskazując pomieszczenie, do którego
miała wejść.
- Dziękuję – odparła i zdecydowanym krokiem weszła do środka.
Pokój pełny był regałów z książkami, a ciemne zasłony na oknach nie wpuszczały zbyt dużo
światła, przez co wydawało jej się, że znajduje się w jakiejś ciemni. Jedyny jasny promyk to
stojąca na biurku lampa.
- Myślałem, że nie przyjdziesz – usłyszała chropowaty głos, jednak nie mogła go namierzyć.
Położyła torebkę i płaszcz na najbliższym krześle, po czym powoli zaczęła przemierzać
długość od drzwi do biurka, uśmiechając się przy tym z satysfakcją.
- A ja myślałam, że potrafisz jedynie uciekać z łóżka kochanki – odparowała.
Jego cichy, uwodzicielski śmiech wprawił jej ciało w drżenie. Nie mogła pozbyć się z myśli
widoku ciała mężczyzny. Irytowało ją to i podniecało jednocześnie, ale nie dała tego po sobie
poznać.
W końcu wstał z fotela i wpatrując się lubieżnie w kobietę, podszedł do niej, wziął dłoń Belli
w swoje i zbliżył ją do ust.

background image

- Edward Cullen – szepnął, znacząc jej skórę pocałunkiem i gorącym oddechem.
- Znam cię. Nie wysilaj się na kurtuazję. Przejdźmy do interesów – oświadczyła zimno,
zabierając rękę i siadając na fotelu, czekając, aż zrobi to samo. Już wiedziała, dlaczego
zaprosiła go na noc i dlaczego zrobiłaby to po raz kolejny – miał w sobie coś z chłopca i
groźnego mężczyzny. Miał w sobie jakąś pierwotną moc, która zdecydowanie na nią działała.
- Nie wierzę, że moja ucieczka w jakikolwiek sposób na ciebie wpłynęła – szepnął
konspiracyjnie, unosząc kąciki ust w uwodzicielskim uśmiechu.
- Bo nie wpłynęła. Zapomniałam o tobie na drugi dzień, ale jak widać, znowu się spotykamy.
- Nie cieszysz się?
- A czy wyglądam na osobę pałającą do ciebie gorętszym uczuciem niż obojętność? –
odpowiedziała pytaniem na pytanie, bacznie obserwując jego twarz. – A teraz, jeśli
pozwolisz, przejdźmy do sedna sprawy.
- Nie tak prędko, panno Swan. Jest jeszcze wiele do omówienia – oświadczył, wywołując u
niej zdziwienie.
- Nie obchodzi mnie nic nie związanego bezpośrednio z wywiadem.

- To się jeszcze okaże.
Oparł się wygodnie o fotel, posyłając Belli roześmiane spojrzenie. Dziękowała sobie w duchu
za samodyscyplinę i nieokazywanie uczuć. Bała się, że gdyby była mniej opanowana,
zarumieniłaby się pod tym wzrokiem i spuściła głowę jak dziesięciolatka przyłapana na
wyjadaniu słodyczy.
- Jeśli myślisz, że odpuszczę wywiad, to się mylisz.
- Nie w tym rzecz – powiedział, opierając się o biurko i nachylając w jej stronę. – Mam dla
ciebie propozycję.
- A, to ciekawe. Wal, Adonisie, a może nie usnę – odparowała, unosząc kąciki ust w kpiącym
uśmiechu.
Nie spodziewała się, żeby będzie poważny, ale to, co wyprawiał przekraczało wszelkie normy
i granice. Wiedziała jednak, że ten wywiad zaważy na jej przyszłej karierze, i była w stanie
znieść wszystko, byle jak najszybciej to zakończyć i uwolnić się spod uroku Cullena.
- Dam ci wywiad, jakiego świat nie widział. Będziesz miała najlepszy materiał w historii. Ale
musisz coś dla mnie zrobić. Dwa dni w moim kasynie, ze mną.
Przez chwilę wpatrywała się tępo w jego twarz, szukając w niej oznak rozbawienia,
czegokolwiek, ale Edward był nad wyraz poważny.
- Czy ty się, kurwa, z kosmosu urwałeś? Myślisz, że pójdę za tobą jak jakaś dziwka i będę
dawała ci dupy przez dwa dni, bo tak sobie tego życzysz?! – krzyknęła, podnosząc się z
krzesła i kierując w stronę drzwi. – Jesteś popierdolonym palantem, Cullen.
Narzuciła na siebie płaszcz i miała zamiar wyjść, kiedy złapał ją za dłoń i odwrócił w swoją
stronę. Ze wściekłością wymalowaną na twarzy wpatrywała się w jego zielone oczy, nie
wiedząc, czy roześmiać się czy splunąć.
- Cullen i jego harem. Gratuluję i mam nadzieję, że biznes się rozkręci.
Uśmiechnął się lekko, przyciągając jej twarz do siebie. Pocałował ją mocno i zaborczo, nie
pozostawiając możliwości ucieczki. Dłonie wplótł w jej włosy, ciągnąc je delikatnie,
sprawiając słodki ból. Uniosła powieki, gdy przerwał, i oblizała wargi, na których nadal czuła
jego smak.
- Dwa dni… Jeśli chcesz, bez seksu. Od tego zależy twoja kariera, Isabello. Zastanów się –
oświadczył, po czym puścił ją i otworzył drzwi. – Do zobaczenia.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz VIII
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz IV
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz II
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz IX epilog
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz V
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz VI
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz I
roz III
znakowanie rur płuczkowych roz III
Roz. III by Igi, St. licencjackie
stowarzyszenie i fundacja, hes prawo III
Porozumienie o wspołpracy ze Stowarzyszeniem Lotników Polski Południowej-, III semestr bezpieczeństw
znakowanie obciążników roz.III, wiertnictwo
32 M Okólski?mografia, roz III pkt 3 13
25 M Okólski,?mografia, roz III pkt 3 12, roz V pkt 5 8
22 M Okólski,?mografia roz III pkt 3 6 3 10, roz V, pkt 5 6 5 7
roz III
Komunikacja z pacjentem, M Makara Studzińska roz III
Portret anioła roz III

więcej podobnych podstron