Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz V

background image





Autor: Cornelie

Beta: Suhak





Rozdział V

Smak czerwonego wina

Rezydencja Cullena:
Czy kiedykolwiek myślałem o tym, co może mi się w życiu przydarzyć? Czy zastanawiałem się
nad odpowiedzialnością, jaka spoczęła na moich barkach, nad odpowiedzialnością, która

background image

została na mnie zesłana w momencie śmierci ojca? Zawsze uważałem, że zastanawianie się
jest dla idiotów, którzy nie potrafią twardo stąpać po ziemi. I tak jest. Każdy się z tym zgodzi,
nawet ty. A może szczególnie ty. Zresztą nie to jest ważne. Jesteś tutaj. Zamknięta, całkowicie
zdana na moją łaskę, a ja jedynie napawam się swoim zwycięstwem. Czy naprawdę myślałaś,
że będziesz w stanie mnie przechytrzyć? Naprawdę myślałaś, że dam się podejść? Skarbie, ten
biznes jest zwodniczy i jeśli o tym nie wiedziałaś, cóż, nie jestem od tego, by cię uświadamiać.
W każdym razie – obecnie życzę ci miłej zabawy. Zastanów się.

Wpatrywała się w mały ekranik przed sobą i z szeroko otwartą buzią rzucała najgorsze
wyzwiska, wskazując palcem uśmiech na twarzy mężczyzny. Czuła, jak poziom adrenaliny i
wściekłości podskoczył do maksimum i zaraz w pokoju zrobi się zbyt gęsto. Nie mogła pojąć,
jak można być tak egoistycznym dupkiem i traktować ludzi jak osobiste klocki lego.
Pojmowała jednak, że rządza władzy i posiadania wszystkiego jest jego życiowym celem.
- Wal się – powiedziała, wyłączając telewizor.
Rozejrzała się po schludnym i pięknie wystrojonym pomieszczeniu, czując swego rodzaju
satysfakcję. Chciał ją uwięzić i zrobił to, ale w dostojnym stylu. Nie bała się. Nie teraz. Kilka
godzin wcześniej, gdy dwóch mężczyzn ciągnęło ją do środka, myślała, że wszystko się w niej
rozsypie. Przez krótką chwilę sądziła, że jest stracona. Te uczucia szybko zostały zniwelowane
dzięki niemu.
- Przepraszam za wtargnięcie w twoje życie – szepnął jej do ucha, gdy została tutaj
przyprowadzona. – Czuj się jak u siebie.
Pocałował ją delikatnie w policzek i wyszedł, zostawiając ją w otoczeniu wiśniowego drewna,
które od zawsze uwielbiała.
Chwilowo nie przeszkadzał jej zamek w drzwiach ani uwięzienie. Wręcz przeciwnie. Jej
fantazja została właśnie spełniona, co tylko potęgowało jej fascynację Cullenem. Nie mogła
oprzeć się wrażeniu, że zaaranżował to wszystko, mając coś na celu. Taki mężczyzna nic nie
robi bezinteresownie.

Pokój był duży, zdawało jej się, że całe jej mieszkanie zmieściłoby się tutaj bez

problemu. Ściany w kolorze dojrzałej wiśni kontrastowały z jasnymi panelami. Wszędzie
wisiały obrazy znanych impresjonistów, co nadawało pomieszczeniu trochę świeżości i swego
rodzaju piękna. Ogromne łóżko z bladoróżowym baldachimem odznaczało się na tle
ciemnych barw. Wstała i przemierzała powoli długość pokoju, zatrzymując się przy
następnych obrazach, i podziwiała wprawny pędzel mistrzów. Szczególnie zafascynowała ją
praca Monet. Twarz kobiety na obrazie wyrażała tyle emocji, że nie sposób było przejść obok
obojętnie.
Stanęła i z namaszczeniem dotknęła płótna, uśmiechając się pod nosem.
- Piękna, prawda? – usłyszała za sobą cichy tembr, na dźwięk którego podskoczyła, jakby
została złapana na złym uczynku.
- Co?
- Camille na łożu śmierci. Piękna – powtórzył głośniej, gdy stanął tuż obok niej, wpatrując się
w kobietę na obrazie. – Kiedyś zastanawiałem się nad tym, jak to jest popaść w letarg i tylko
malować, nie zważając na nic wokół. Po prostu malować, bez opamiętania, jakby to była
jedyna ważna rzecz na świecie.
Przełknęła ślinę, gdy dotarła do niej mocna woń męskich perfum. Z niewiadomych dla siebie
przyczyn poczuła ucisk w gardle i mrowienie w dole brzucha.
- Cóż, zastanawianie jest dla idiotów, nie pamiętasz? – odparła ironicznie, uśmiechając się
przy tym słodko, jakby chciała zatuszować jad w głosie.

background image

Edward jedynie skinął głową i przez chwilę wpatrywał się w nią, jakby chciał coś powiedzieć,
ale ostatecznie rozmyślił się i skierował kroki w stronę fotela.
Po chwili wskazał jej miejsce tuż obok siebie.
- Postoję – oświadczyła, odwracając się do niego tyłem i powracając do przerwanego
obchodu obrazów.
Nie zwracała na niego uwagi, całkowicie pochłonięta osobistą wystawą. W końcu zapomniała
o całym świecie, a jej oczy próbowały nadążyć na coraz to nowymi wrażeniami. Nigdy nie
interesowała się malarstwem sądząc, że to dziedzina całkowicie jej obca. Teraz jednak
przekonała się, że wiele traciła. Nasycone kolory i w niektórych przypadkach abstrakcja,
która wychodziła poza ramy obrazu sprawiały, że nie mogła oderwać od nich oczu. Na
samym końcu trafiła na obraz Giorgione.
- Ten jest inny – szepnęła do siebie, przyglądając się nagiej kobiecie. Wyglądała jak
niewinność, do czasu, gdy nie spojrzała lekko w prawą stronę. – Och.
Nawet niezorientowana się kiedy Edward stanął tuż za nią, poczuła jedynie jego ciepły
oddech na karku, który wywołał dreszcze na jej ciele.
- Dlaczego? – spytała cicho.
Odgarnął delikatnie jej włosy i pocałował odsłoniętą skórę. Jego usta były gorące i słodko
wilgotne.
- Bo dla niego była piękna.
- Ale ona jest piękna. Ekstatycznie piękna.
Zamruczał jej w szyję, podążając ustami dalej, aż do małżowiny ucha które delikatnie
przygryzał. Czuła, jak jej ciało zaczyna reagować na jego dotyk. Dłonie, które jeszcze przed
chwilą przytrzymywały włosy, obecnie masowały plecy.
Nie mogła go powstrzymać, nie chciała.
- Miałeś dać mi lekcję – wyszeptała, gdy przejechał palcem po kręgosłupie, wywołując w niej
dreszcze rozkoszy.
- I dałem, cherie.
Czuła, jak silne dłonie wodzą po pośladkach, delikatnie ugniatając wrażliwą skórę. Bella
chciała się odwrócić, spojrzeć mu w oczy, ale powstrzymała się ostatkiem sił. Poczuła silne
uderzenie ciepła, gdy Edward przesunął dłoń na wewnętrzną stronę ud, błądząc palcami w
górę i w dół.
- Chciałaś bym był twoim niewolnikiem, prawda? – szepnął wprost do jej ucha, a jego głos
wręcz ociekał zmysłowością.
Mówił, dalej wędrując wzdłuż je nóg, aż podskoczyła, gdy jego dłoń lekko zsunęła koronkowe
majtki i zaczęła gładzić nagą skórę pośladków.
- Prawda – jęknęła, podczas gdy wolną dłoń ułożył na je brzuchu, przyciskając Bellę bliżej
siebie.
Pocałował jej odsłoniętą szyję, po czym przycisnął ją do ściany, uniemożliwiając jakikolwiek
ruch z jej strony.
- A więc nim będę – szepnął, gdy sprawnie pozbył się koronkowych majtek i rzucił je za
siebie.
Bella stała z lekko rozstawionymi nogami, opierając się dłońmi o ścianę i dysząc ciężko, jakby
dopiero wróciła z jakiegoś maratonu.
- Co masz zamiar zrobić?
Edward nic nie odpowiedział, nadal błądząc dłońmi po jej pośladkach, udach, ugniatając
delikatnie i masując na przemian.
- Dać ci rozkosz.

background image

Oparła głowę o jego ramię, gdy wsunął w nią palca. Z jej ust wydobył się jęk i cichy krzyk, gdy
drugą dłonią pieścił jej piersi.
Oblizała usta, czując niesamowitą suchość w gardle. Nie mogła powstrzymać się od drżenia,
nie wtedy, gdy je palce doprowadzały ją do spazmów.
- Będziesz mnie błagać… Posiądę cię tutaj, nad obrazem rozpustnej Venus – powiedział,
kąsając jej uszy. Jego głos dochodził do niej z daleka. Czuła jego gorący oddech.
- Ociekasz seksem, Bello. Podoba mi się to. Co chcesz żebym zrobił? – spytał cicho, drażniąc
palcem jej wrażliwe sutki.
- Dobrze wiesz – odparła, jęcząc coraz głośniej. Jego wprawne dłonie sprawiały, że straciła
dla nieg głowę, zapominając o tym, gdzie jest i dlaczego. Wszystko wokół zniknęło, liczyło się
tylko silne męskie ciało, napierające na nią od tyłu.
- Chcesz tego?
Poczuła na pośladkach dotyk jego twardej męskości i westchnęła głośno, przełykając ślinę.
- Tak.
Odwrócił ją twarzą do siebie, zaborczo wpijając się w lekko rozchylone usta. Penetrował ją
językiem, wywołując kolejne dreszcze, słuchając jak cicho pojękuje.
Gdy oderwał się od niej na chwilę, uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na jej rozczochrane
włosy i przymknięte powieki.
- Choćbym chciał – zaczął cicho, przejeżdżając palcem po jej łonie, by następnie w górę
poprzez brzuch i piersi dojść do szyi – dzisiaj tego nie będzie, moja słodka.
Obdarzył ją ostatnim pocałunkiem i zostawił pod ścianą, rozdygotaną z pragnienia i rozkoszy.
- Co? – spytała, gdy ocknęła się z letargu. Edward znajdował się przy drzwiach, ale odwrócił
się w jej stronę i posłał jeden z najpiękniejszych uśmiechów.
- Dobranoc.
Gdy wyszedł, nie mogła powstrzymać złości.
- Pierdolony… impotent! – krzyknęła, mając nadzieję, że ją usłyszał.

Restauracja:
Stanęła przed wejściem, przez krótką chwilę zastanawiając się, czy dobrze robi. Miała duże
wątpliwości co do przyjścia tutaj i sama nie wiedziała, czy powinna. W końcu interesował ją
ktoś inny. Nie miała jednak zamiaru psuć sobie wieczoru wspominaniem Emmetta.
Poprawiła jeszcze raz włosy i pewnie wkroczyła do restauracji, poszukując wzrokiem swojego
partnera.
Po chwili odnalazła go – nonszalancko popijającego czerwone wino. Uśmiechnęła się do
siebie mimowolnie. Widok przystojnego mężczyzny i to takiego, który na nią czekał, zawsze
wprawiał ją w zadowolenie.
- Widzę, że już zacząłeś – powiedziała, gdy podeszła do stolika i usiadła naprzeciwko Jacoba.
Na jego ustach wykwitł zawadiacki uśmiech.
- Owszem, nienawidzę czekać.
Skinął ręką na kelnera.
- Po co ta cała maskarada?
- Lubię się natrudzić, by zdobyć kobietę.
- Zawsze wiedziałam, że wy, faceci, jesteście stworzeni do polowania – odparła, patrząc na
niego spod lekko przymkniętych powiek.
Znowu naszły ją wątpliwości.
- Nie będę wyprowadzał cię z błędu.
- Oczywiście, nie możesz zostawić rysy na swoim gatunku.

background image

Zaśmiał się głośno, jakby znajdowali się w wyludnionym miejscu. Nie przejmował się ludźmi.
Gdy zamawiał danie, przyjrzała mu się dokładnie, wiedząc, że nie jest tego świadomy. Nie
ukrył umięśnionej sylwetki nawet pod dobrze skrojonym garniturem. Czuła się, jakby miała
rentgen w oczach, dzięki któremu nie ujdzie jej uwadze najmniejszy szczegół jego ciała. Nie
mogła jednak oprzeć się jego spojrzeniu. Miało w sobie coś iście diabelskiego i właśnie to
działało na nią najbardziej. Nie wspominając o dużych dłoniach.
- A dla ciebie? – usłyszała pytanie.
- To samo – odparła machinalnie.
Jacob uśmiechnął się, a w jego ciemnych oczach pojawiły się wesołe iskierki.
- A co zamówiłeś? – spytała po chwili, jednak mężczyzna nie zdążył jej odpowiedzieć, gdyż z
jej torebki rozniósł się dźwięk telefonu.
Szybko zaczęła przeglądać jej zawartość, by znaleźć miejsce hałasu. W końcu wyjęła komórkę
i przeprosiła Jacoba, po czym odebrała.
- Bells? Gdzie się podziewałaś cały dzień?
- Nawet, kurwa, nie pytaj. Jestem u niego. Zamknięta w lochu z baldachimem i obrazami,
karmiona ohydnymi krewetkami. Odmawia mi seksu i spierdala, jakbym miała wszy! Cholera,
zabiję go!
Rozwścieczony głos przyjaciółki sprowadził Rosalie z powrotem na ziemię. Jak to u niego? Nie
wiedziała jednak, czy to dobry moment, by zadawać Belli pytania.
- Co się stało?
- Właśnie! Co się stało? Sama nie wiem! Ale nie martw się, mała.
- Jak mam się nie martwić?! – krzyknęła do słuchawki, nie zwracając zbytniej uwagi na nagłe
zaciekawienie ludzi i dziwny wzrok Jacoba, który nadal sączył wino. – Jak wrócisz, to
przysięgam, że przetrzepię ci tyłek!
- Nie ty jedna – odparła Bella i westchnęła głośno. – Kładę się spać. Baw się dobrze ze swoim
sexy lover boyem – powiedziała na koniec i wybuchnęła śmiechem.
- Tak to sobie tłumacz. – Schowała telefon do torebki i rzuciła przepraszające spojrzenie w
stronę Jacoba. – Przepraszam, problemy z przyjaciółką.
Kiwnął lekko głową na znak porozumienia.
- Znam to z autopsji.
- Oj, nie znasz Belli – mruknęła pod nosem.
- Belli?
- Tak, Belli Swan, największego maniak przyrodzeń na świecie.
Nie zwróciła uwagi na spojrzenie Jake’a. Nie zwracała uwagi na nic. Zastanawiała się jedynie
nad położeniem przyjaciółki, mając nadzieję, że wszystko się ułoży.
- Na czym to stanęliśmy?
Zmarszczył brwi i przez chwilę wpatrywał się tępo w obrus, nic nie mówiąc.
- Wychodzimy – oświadczył, po czym uśmiechnął się i pociągnął ją w stronę wyjścia. W
pośpiechu narzuciła na siebie płaszcz i w locie złapała torebkę, próbując nadążyć za
mężczyzną.
Na zewnątrz zmierzchało, a z nieba siąpił deszcz. Stanęli przed wejściem do restauracji.
- Pada! – powiedziała przerażona Rosalie.
Mężczyzna pociągnął ją, czując jak zimne krople otulają mu twarz. Przycisnął ją do siebie i
mocno pocałował w usta.
- Kocham kochanie się w deszczu – oświadczył z zawadiackim uśmiechem, czym zaraził
również kobietę.
Po chwili szli pustą ulicą, śmiejąc się donośnie.

background image


Rezydencja Cullena:
Edward leżał rozpostarty w swoim ogromnym łóżku i czytał czasopismo, nie mogąc
zapomnieć o ponętnym ciele kobiety znajdującej się kilka metrów od niego. Próbował skupić
się na lekturze, jednak wspomnienie nie dawało mu spokoju. W końcu ze złością rzucił gazetę
na fotel i zgasił światło.

Ciemność zawsze kojarzyła mu się z czymś fantastycznym i mistycznym, dlatego też

cały jego dom pogrążony był w mrocznych, ale dostojnych barwach. Nawet kasyno, które
przynosiło mu milionowe dochody, odznaczało się surowością względem jasności. Mrok
mógł wiele ukryć. Szczególnie sprawy, które nigdy nie powinny wyjść na światło.
Westchnął głęboko, przewracając się na drugi bok. Próbował zapomnieć o Belli. Próbował,
ale nie mógł. Było to irytujące uczucie. Nigdy nie spotkał jeszcze kobiety, która potrafiłaby go
denerwować i podniecać zarazem. Nie spotkał jeszcze kobiety, która potrafiłaby zaprzątać
jego umysł w dzień i w nocy.

Pamiętał jeszcze, jak spotkał ją za pierwszym razem. Wtedy była piękną i spokojną

nastolatką, która miała cel w życiu. Dążyła do niego własnymi ścieżkami. Później się zmieniła.
Chciał ją zrozumieć, pojąć, co się stało z tą słodką dziewczyną.

Teraz, po tylu latach, znajduje się tuż obok, w otoczeniu ponętnych obrazów, które

namiętnie kolekcjonował. Była dla niego dziełem sztuki. Matka Natura postarała się, by
wyrzeźbić ją idealnie i bez skazy.
Uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie jej podniecony wzrok i ciche westchnienia.
Nawet teraz czuł jej ciepło w swoich dłoniach. Czuł, jak rozpływa się pod jego dotykiem,
mięknie i staje się uległa.
- Kurwa – powiedział, gdy usłyszał dźwięk telefonu. Sięgnął po niego i odebrał: - Halo?
- Ed, jak ci idzie?
- Jak po głazie – odparł, marszcząc brwi.
Na chwilę zaległa cisza przerywana jedynie oddechem.
- Poradzisz sobie z tą kocicą – usłyszał drwinę w głosie przyjaciela, jednak nie zwrócił na to
uwagi.
- O to się nie martwię. Po co dzwonisz o… - zerknął na zegarek. – trzeciej w nocy?
- Umawia się z innym. Chyba się udało.
Edward przejechał palcami po ciemnych włosach i uśmiechnął się pod nosem.
- Wiedziałem, że tak będzie. Pytanie, co ty z tym zrobisz?
- Póki co, niech się męczy – przyjaciel zachichotał, po czym dodał: - znam gościa.
- No to jesteś krok do przodu. Stary, idź spać i przestań się zadręczać.
Odłożył telefon na miejsce i ponownie ułożył się wygodnie na łóżku. Wiedział, że Emmett
poradziłby sobie nawet bez jego pomocy.

Przez najbliższą godzinę wiercił się bezcelowo, nie mogąc zasnąć. Przyczyną tego

stanu była ona. Nie mógł przestać wyobrażać sobie jej gorącego ciała. Po chwili namysłu
podniósł się i zarzucił na siebie szlafrok. Postanowił, że nie może spać, gdy nie jest
zaspokojony.
Pierwsza lekcja została zakończona, czas na kolejną. Z uśmiechem na ustach stanął przed
drzwiami do jej pokoju i cicho otworzył drzwi.
Widział zarys jej sylwetki skulonej na łóżku. Wyglądała niesamowicie niewinnie, wywołując w
nim dziwne uczucia.
- Bell – szepnął cicho, nachylając się nad jej twarzą. Pocałował ją delikatnie w usta i położył
tuż obok, kładąc dłonie na odsłoniętym skrawku ciała. – Bell…

background image

Jego zmysłowy głos pieścił szyję kobiety.
Nagle odwróciła się w jego stronę całkowicie rozbudzona i zamachnęła się ręką, trafiając
prosto w twarz.
- Teraz ty się pozastanawiaj, idioto!



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz VIII
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz IV
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz II
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz IX epilog
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz III
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz VI
Stowarzyszenie Upadłych Anielic roz I
Funkcje organizacji i stowarzyszeń społecznych w środowisku lokalnym
Stowarzyszenie
W09 Ja wstep ROZ
164 ROZ M G w sprawie prowadzeniea prac z materiałami wybu
124 ROZ stwierdzania posiadania kwalifikacji [M G P P S
013 ROZ M T G M w sprawie warunków technicznych, jakim pow
4 ROZ w sprawie warunkow techn Nieznany (2)
16 ROZ w sprawie warunkow tec Nieznany
18 ROZ warunki tech teleko Nieznany (2)
034 ROZ M I w sprawie wzoru protokołu obowiązkowej kontroli
5 ROZ w sprawie warunkow tech Nieznany (2)
123 roz uprawnienia D20140176id Nieznany

więcej podobnych podstron