Co jakiś czas ludzi opanowują różnego
rodzaju mody. Już samo to, iż modę charak-
teryzuje przemijalność i niezwykła intensyw-
ność oddziaływania, powinno nas napawać
ostrożnością w spełnianiu jej zaborczych ma-
rzeń o panowaniu. Bo cóż to za panowanie
– wszak jest sezonowe. Jeśli dotyczy ubioru,
sztuki, to mimo że i tu zdarzają się skrajności
nie do przyjęcia, jakoś możemy przejść do po-
rządku dziennego nad zawirowaniami mody.
Jesteśmy ponad to. Powinniśmy tacy być. Go-
rzej jednak, gdy poddajemy modom, jakimś
trendom coś, co samo w sobie już powinno
być ponadczasowe. Niewątpliwie do takich
dziedzin należy kwestia wychowania dziecka,
a później młodego człowieka. A przecież nie
powinna ona podlegać fl uktuacjom w sytu-
acji, gdy wychowanie ma ugruntować te war-
tości, które przez całe życie zmianom pod-
legać nie powinny. Jako ponadczasowe były
przekazywane z pokolenia na pokolenie. Jako
wartości sprawdzone, dające gwarancję życia
godnego, bezpiecznego i udanego. To dlatego
wychowujemy dzieci, by przekazać im to, co
najważniejsze w tym względzie. Nie chcemy
przecież poddawać ich jakimś eksperymen-
tom, lecz chcemy przekazać to, co pozwoli
im żyć dobrze, gdy wydorośleją i nas już nie
będzie. Wymagamy, bowiem z doświadczenia
wiemy, że świat będzie wymagał. Uczymy, po-
nieważ przyjdzie czas, gdy nasze dzieci będą
musiały zdać egzamin życia. Jesteśmy kobie-
tami lub mężczyznami, dlatego do dojrzałości
przygotowujemy mężczyzn i kobiety, bo przyj-
dzie czas, gdy staną się ojcami lub matkami,
księżmi lub siostrami zakonnymi, mężami lub
żonami, i chcemy, by ktoś inny mógł na nich
polegać i by oni na swojej drodze spotkali ko-
goś, na kim można się oprzeć w zwykłej pro-
zie życia. Zespół tych doświadczeń – setek
lub nawet tysięcy pokoleń, które są za nami
– nie jest czymś, co można tak po prostu wy-
rzucić przez okno, stwierdzając: „Oni wszyscy
się mylili, oto teraz my zaproponujemy coś zu-
pełnie nowego”. Co więcej – to, co „nowe”,
absurdalnie ma nas pociągać jako „nieznane”,
zupełnie jak w akcji marketingowej „nowego
produktu”. Od rewolucji francuskiej, niestety,
trwają ciągle eksperymenty z dziedziny teorii
wychowania, jesteśmy poddawani ciągłym
plebiscytom na takie czy inne modne trendy
wychowawcze. Wszystkie te rady z najwyż-
szym namaszczeniem głoszą naukowcy – nie-
mal jak w czasach, gdy głoszono z całkowitą
acji, gdy wychowanie ma ugruntować te war-
Dzieci NATURY
czy KULTURY?
Wymagamy, bowiem z doświadczenia wiemy, że świat będzie wymagał.
40
Sy
gna
ły troski 7
-8/2008
Jadwiga Lepieszo
pewnością, iż nastał kres karmienia piersią,
a kilkadziesiąt lat później nastąpił upadek tej
zgubnej teorii. Raz światowe sławy radzą, by
dzieci wychowywać bezstresowo, raz, by zdać
się na ich naturę.
W jaki sposób dziecko (samo z siebie? ze
swej natury?) ma wybrać to, co dobre, a unik-
nąć zła? Co więcej – przecież nam, w od-
różnieniu od rewolucjonistów czy ekspery-
mentatorów, chodzi o to, by nasze dziecko
posiadło zdolność do stałego opowiadania się
po stronie dobra i uporczywego odrzucania
zła. Jako starsi od dziecka, wiemy, czym grozi
pójście drogą zła, i wiemy, że dziecko, nie-
stety, ma niedoskonałą naturę. Wiemy o tym,
gdy dziecko nie chce iść do szkoły i gotowe
jest kłamać, by się od obowiązków wymigać;
gdy latami uczymy je sprzątać po sobie, mó-
wić: „dziękuję”, „poproszę”, a ono długie lata
próbuje, czy takie lub inne zakazy lub zasady
mogą być złamane lub ominięte. Wiemy o tym
dobrze, gdy zauważamy egoizm, a nawet chęć
wyrządzenia jakiejś krzywdy innym. I wtedy
właśnie przychodzimy my, posłani przez
Boga, ustanowieni, by przekazać im w miłości
wychowanie – mądrość pokoleń: „Czyń do-
brze, tego pożądaj! Zła unikaj!”. Bez takiego
opowiadania się po stronie wartości nie ma
kultury. Kultura bowiem to kult ponadczaso-
wych wartości. A nie da się ich kultywować
bez panowania nad sobą, panowania nad
swoją skażoną naturą, która od tego wysiłku
i odpowiedzialności chce się wymigać.
Niestety, żyjemy w czasach kryzysu wy-
chowywania, kryzysu stawiania jakichkolwiek
wymagań. Pod szyldem „niełamania charak-
teru dziecka” coraz częściej szukamy uspra-
wiedliwienia dla naszego coraz chętniejszego
zrzekania się odpowiedzialności bycia rodzi-
cem. Bo jeśli my nie wymagamy, to i od nas
też nie będą wymagać. A dziecko? W sposób
„naturalny” wybierze komputer, Internet,
stację telewizyjną, ulicę. I właśnie o to cho-
dzi teoretykom wychowania „naturalnego”:
zniknie człowiek wychowany w rodzinnej cy-
wilizacji katolickiej i kulturze. Nastąpi kolejna
rewolucja.
Od naszej postawy wobec przemijających
teorii wychowawczych zależy, czy dzieckiem
przyszłości będzie człowiek kulturalny, cywi-
lizowany czy dzikus, „naturalnie” i sponta-
nicznie dążący do autodestrukcji i potępienia.
p
a
z
d
s
s
n
41
Niestety, żyjemy w czasach kryzysu stawiania jakichkolwiek wymagań.
Sy
gna
ły troski 7
-8/2008