Sztuka Cienia
Rozdział 5
By MissNothing…x3
Podążyłam na środek parkiety, ciągnięta przez Cass. Przecież ja jej nie
znam!!! Co ja tu robię?! Powinnam już stąd zmykać…
- Zaraz cię komuś przedstawię! – dziewczyna krzyknęła mi do ucha, a ja
wzdrygnęłam. Jak tu głośno…
Nadal przeciskałyśmy się, by znaleźć się na drugim końcu sali. Stali tam
dwaj chłopacy i oczywiście był między nimi ten, który oblał mnie szampanem.
Żywo gestykulował do drugiego chłopaka, który spokojnie sączył drinka
przez słomkę. Obydwoje byli wysocy, ale na tym kończyło się to
podobieństwo. Sprawca wypadku miał ciemne włosy i był świetnie
umięśniony. Ubrany był normalnie jak każdy nastolatek w jeansy i t-shirt.
Przez czarną koszulkę mogłam zauważyć każdy dobrze wyrzeźbiony mięsień.
Kaloryferek. Dziwne, że Cass powiedziała, że jest jej bratem. Nie byli w ogóle
do siebie podobni.
Drugi chłopak był trochę gorzej zbudowany, ale również dobrze. Miał
blond włosy, nie, raczej złociste. Ubrany był w szary kaszmirowy sweter i
ciemne jeansy. Zadziwiał mnie jego spokój, gdy jego kolega krzyczał
zdenerwowany i wymachiwał koło jego głowy rękami. Ja już bym się bała.
Cass nadal mnie ciągnęła w tamtą stronę.
- Hey, może już pójdę? Wiesz, nie chcę przeszkadzać… - zaczęłam,
przystając.
- Nie, nie pójdziesz. I nie, nie przeszkadzasz. Powiedziałam, że będziemy
przyjaciółkami i koniec. – spojrzała na mnie sarnimi oczami – Dobrze?
- Ok. – mruknęłam.
Naprawdę nie chcę tam iść! Tam jest ten facet… a co, jeśli coś mi zrobi?
Porwie i zgwałci na tyle klubu? Urazi jak Ian?
Na przypomnienie jego złego zachowania w oku zakręciła mi się
pojedyncza łza. A co ja mu zrobiłam? Może jest na mnie zły za to, że jestem z
nim w pokoju? Nie rozumiem go i nigdy nie zrozumiem.
Zamyślona nie zauważyłam, że już jesteśmy koło chłopaków.
- Ekm… - zaczęła Cass., zwracając na nas uwagę – Raphaelu i Markusie,
poznajcie naszą Clarissę. – uśmiechnęła się szeroko. Chwila, skąd ona zna
moje…
Raphael spojrzał na mnie zakłopotany.
- Sorry za bluzkę – zlustrował mnie od góry do dołu – Cass, co jej zrobiłaś?!
- Zlachoniłam ją. Ładnie, nie? – znów się zaśmiała – Markus, może coś
powiesz?
Blondyn odgarnął z czoła złote włosy i spojrzał mi w oczy. Zauważyłam w
jego niebieskich oczach zrozumienie i… czułość? Dziwne…
- Markus Sulivan – powiedział krótko, kiwając głową. – Miło cię poznać.
Widać, że jesteś kolejną ofiarą projektantki Cassandry.
- No tak. Ja jestem Clarissa Morgan. – odpowiedziałam zakłopotana.
- Skąd jesteś? Uczysz się gdzieś? Pracujesz? – spytał Raphael, ruszając
śmiesznie brwiami.
- Ja przybyłam tu w programie wymiany międzyszkolnej. – uśmiechnęłam
się nerwowo.
- Co? Nie powiedziałbym, że jesteś aż tak młoda. Ile masz lat? – zaśmiał się
brunet.
- Siedemnaście.
- Kurka! Wyglądasz na 19! – powiedziała Cass. – Chodź, Raphl, idźmy po
drinki – zaczęła ciągnąć brata za ramię w stronę tłumu. Rzuciła znaczące
spojrzenie Markusowi.
Spojrzałam szybko na Markusa, ale on także na mnie spojrzał.
- Ja… - zaczął, ale potem znów zamknął usta.
- Co? Zacząłeś, to skończ. – powiedziałam, odzyskując moją charyzmę.
- Nic. – miał taki ładny, dźwięczny głos… - Tak tylko…
- Powiedz – spojrzałam na niego znacząco. Jak mnie to denerwuje, kiedy
ktoś zacznie coś, nie skończy.
W tej chwili wrócili kumple z drinkami.
- Przyszła seksowna obsługa – powiedziała Cass, podając mi szklankę.
Spojrzałam na napój. Miał zieloną barwę, jak moje oczy, a szklanka u góry
została „oszroniona” cukrem. Z boku wsadzono też truskawkę.
- Co to jest? – spytałam.
- To tylko trochę wódki, trochę soku i dużo cukru. Pyszne. Spróbuj. –
zachęcał mnie Raphl.
Łyknęłam. Poczułam…. Goryczkę soku kaktusowego, mocny smak wódki i
także słodycz. Ostre pomieszanie smaków, ale było pyszne. Mniam. Wzięłam
kolejny łyk, patrząc na Markusa. Uśmiechnął się szeroko.
- Wiedziałem. Heh – zaśmiał się nerwowo. – Każdemu smakuje. A dla mnie?
– spytał z wyrzutem.
- Masz – Cass wyciągnęła drugi drink zza pleców.
Potem było strasznie śmiesznie.
Piliśmy, tańczyliśmy rozmawialiśmy, dopóki Markus nie spojrzał w stronę
drzwi.
- O cholera. – powiedział, marszcząc brwi.
Stanęłam na palcach, próbując zauważyć to co on. Procenty robią swoje.
Nie musiałam długo czekać. Jak mogłam nie domyślić się tak oczywistego
wyjaśnienia.
Ian.
Szedł zamaszystym krokiem, we włosach miał parę kropel deszczu, a cień
padał na jego twarz. Wyglądał jak gniewny anioł zemsty. Cały ubrany na
czarno, blady i straszny.
Na jego widok, jak zawsze, szybciej zabiło mi serce. Był mega przystojny,
ale był też zepsutym do szpiku kości chłopakiem, któremu zrastały się kości w
parę ułamków sekundy.
Podszedł do nas, spojrzał na mnie, potem na Cass, Raphaela i na końcu na
Markusa. Teraz to naprawdę się wkurzył.
- Sulivan, co ty tu robisz? Nie powinno cię tu być – powiedział ze złością.
- Everett, mam prawo tu być. To ziemia niczyja. – odparł spokojnie Markus.
– Każdy ma prawo tu być, nawet ty, konusie.
Teraz Ian spojrzał na mnie. Przez chwilę mogłam w jego oczach zobaczyć
serdeczny błysk, ale potem zastąpił go arogancki uśmieszek. Jak zwykle.
- O! Nasza kochana Clarissa! – mruknął.
- Znasz go? – spytała mnie Cass, patrząc na Iana zdezorientowana.
- Tak. To mój współlokator. Zajebiście, nie? – spytałam retorycznie –
Przyszedł tu po mnie. Ale po co? Żeby mi jeszcze bardziej dopiec? Phi! Idź
sobie do diabła! – powiedziałam ostatnie słowa drżącym głosem, a pierwsze
łzy piekły mnie pod powiekami.
- Co jej zrobiłeś?! – Markus wysunął się przede mnie, jakby broniąc mą
osobę. Był trochę niższy od Iana, gdzieś o 5 centymetrów. Obaj byli straszni.
Obaj wyglądali, jakby chcieli się o mnie pozabijać. Wiele dziewczyn by się
cieszyło z takiego obrotu sytuacji, ale ja nie. To głupie z ich strony.
Zachowywali się jak goryle.
- Ja? – Ian zrobił minę niewiniątka – Nic jej nie zrobiłem. To ona mi złamała
szczękę.
Markus mierzył go wzrokiem.
- Jakoś nic nie widzę. Musiało ci się to przyśnić. – teraz spojrzał na niego
groźnie – Jeszcze raz jej dokuczysz, albo coś jej zrobisz, będziesz miał do
czynienia ze mną.
- Och, już się cię boję, nef… - zatrzymał się, patrząc na mnie – nędzny
robalu. Mam was serdecznie dość. Clarissa, wracamy do szkoły.
- Ona nigdzie z tobą nie pójdzie, Ian – powiedział Raphl.
Ian zaśmiał się głośno.
- Jesteście tacy śmieszni. Jakbyście nie wiedzieli, durnie, że ją stamtąd
wywalą, tak jak was. – teraz spojrzał na mnie – To idziesz, czy zostajesz tu i
będziesz dalej piła?
Posłusznie kiwnęłam głową. Nie mogłam tu zostać. Nie chciałam wracać do
sierocińca. Tam nie mam przyszłości, a tu…
- Dobra, idę. – spojrzałam na nowych przyjaciół. – Na razie.
- Będziemy w kontakcie – powiedział Markus, marszcząc brwi na Iana. –
Uważaj na siebie.
- Jesteś już 3 osobą, która mi to dzisiaj mówi. – zaśmiałam się nerwowo i
poszłam przed siebie. Zostawiłam Iana w tyle, ale on po paru sekundach mnie
dogonił.
Otwarłam drzwi od Styksu, zostawiając piękny świat drinków oraz witając
stary, brzydki świat deszczu i Ianów.
Wzdrygnęłam z zimna. Na dworze było około 5 stopni, a ja miałam na sobie
krótkie szorty i bluzkę na ramiączkach.
- Zimno ci? – spytał Ian, patrząc na mój ubiór.
- Nie, wiesz. Jest mi ciepło jak w piekle. – powiedziałam grobowym tonem,
nie patrząc na chłopaka.
- Poczekaj. – przystanął i ściągnął swój sweter przez głowę. Przez ułamek
sekundy widziałam, jak jego koszula podniosła się i ukazała blady, pięknie
wyrzeźbiony brzuch. Potem ten piękny widok zastąpiła czarna koszula.
Podał mi sweter, a ja się zaśmiałam.
- Nie chcesz go? – spytał urażony.
- Chcę – wzięłam go i założyłam. Pachniał przyjemnie Ianem i był dłuższy
od moich szortów – Ale masz fajne włosy…
Jego półdługie czarne włosy były rozczochrane i stały na każdą stronę.
Wyglądał teraz trochę mniej poważnie. Nawet miło.
- Co? – uniósł już rękę do włosów, ale ja byłam szybsza.
Stanęłam na palcach i zaczęłam poprawiać mu włosy. Były jedwabiste w
dotyku i mokre od deszczu. Gdy skończyłam, opuściłam ręce na dół.
- Już. Wyglądasz teraz normalnie, nawet prawie jak człowiek. – zaśmiałam
się, a on spojrzał mi w oczy.
Znów spojrzał na mnie tak, jak u nas w pokoju. Nie rozumiałam go. Raz był
oziębły, a raz pokazywał to, czego nawet on nie rozumiał.
Uniósł rękę do mojego policzka, ale lekko ją odsunął. Jednak ja chciałam,
żebym coś zrobił. Chwyciłam jego rękę i przysunęłam do swojej twarzy.
Pogładził delikatnie, a na jego twarzy malował się szczery uśmiech. Nie
ukrywał teraz niczego. Przybliżył się do mnie, ujmując w drugą dłoń moją
twarz i przybliżył usta do mojego ucha.
- Clarisso…. - szepnął cicho, prawie bezgłośnie.
Przypomniał mi się chłopak z mojego snu. Ale… To nie był Ian. Chyba.
Gdy zauważył, że jestem spięta, podniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy.
- Coś się stało..? – spytał równie cicho.
- Nie… Nic. – odpowiedziałam, patrząc na jego usta. Były takie kuszące…
Jeszcze chwilkę spoglądał na mnie, a potem przybliżył się do mnie jeszcze
bliżej i przywarł usta do moich. Były ciepłe i miękkie. Rozkoszowałam się
smakiem jego ust, jego słodkim oddechem. Nasze bicia serca zrównały się ze
sobą. Byliśmy jedynym organizmem, uzależnionym od siebie samego.
Potem odsunął się ode mnie. Nadal w swoich dużych dłoniach moją twarz i
patrzył na mnie, jakbym istniała tylko ja. Czułam się jako jedyna dziewczyna
na całej Ziemi.
Opuścił ręce i spojrzał w niebo. Ja odwróciłam się i szybko podążyłam
prosto przed siebie.
Nie, tak być nie może. Może i Ian jest bogiem seksu oraz chyba go kocham,
ale to nadal głupek. Stu procentowy głupek. Arogancki, oziębły, irytujący,
snobistyczny, skretyniały, masochistyczny głupek. Miałam jego zachowania
po dziurki w nosie, nawet w kisielu, ale… on mnie pociągał.
- Clarissa.! – zawołał za mną, biegnąc powoli.
- Nie odzywaj się do mnie. – powiedziałam przez zęby. Muszę to skończyć.
Przestać się nim interesować. Tiaaaa, to nie będzie łatwe, ale dokonam tego.
- Przepraszam za to wszystko, co o tobie mówiłem w szkole. Nie będę tak
więcej robić. – powiedział, zrównując się ze mną.
- Phi, jeśli myślisz, że głupie przeprosiny wystarczą? – mruknęłam. – Po co
mówisz te puste słowa, skoro nigdy nie dotrzymasz obietnicy? Myślisz, że nie
znam więcej chłopaków takich jak ty? Chamskich i szowinistycznych? Jest was
więcej, niż tych uczciwych. – powiedziałam z wyrzutem i pomyślałam o
Markusie.
Był teraz smutny, albo był bardzo dobrym aktorem.
- Ja tak muszę, wiesz? – powiedział – Muszę być taki wobec innych. Muszę.
- Niby dlaczego? Głupia karma? – zaśmiałam się ironicznie – Nie próbuj mi
wciskać kitu.
- Nie rozumiesz. My, z piątego roku, nie możemy nawiązywać bliższych
stosunków z młodszymi uczniami. Całując się z tobą, złamałem regulamin i
gdyby ktoś się o tym dowiedział, zostałbym wydalony ze szkoły z kwitkiem. –
spojrzał mi znów w oczy. – A ja cię naprawdę lubię. Nawet bardziej, niż byś
tego pragnęła. Od kiedy cię zobaczyłem. Tego dnia, kiedy przyjechałaś.
Poczułem… - zatrzymał się na chwilę, jakby szukał właściwych słów. – Jesteś
inna niż wszyscy. Idealna, czysta, nieskalana i inteligentna. Teraz wiem,
dlaczego właśnie ciebie wybrała szkoła. Zobaczysz, ukończysz ją i pójdziesz
na studia.
- Ale co jest po studiach? – spytałam.
Jednak nie otrzymałam odpowiedzi. Ian patrzył na światło lampy ulicznej,
nic nie mówiąc. Był spięty.
- Powiesz mi? – spytałam ponownie zirytowana.
- Nie możesz teraz tego wiedzieć. Dowiesz się później.
-----> NEXT BY CRAZYSWEET
Proszę o komentarze pod rozdziałem.
Z góry dziękuję ;***
MissNothing…x3