Anielska Krew rozdział 2

background image

Rozdział drugi

Odwrócił wzrok od drogi na tyle długo, by przyszpilić ją spojrzeniem.
- Właściwie, co ty wiesz takiego, że kutasy sprawiedliwości tak się

zdenerwowały?

- Dlaczego myślisz, że strzelali do mnie? – tak mocno chwyciła deskę

rozdzielczą, że aż jej palce pobielały.

Cam był gotów się założyć, iż pozostawi wgłębienia w twardym plastiku,

nim dotrą na miejsce. Posłał jej spojrzenie zarezerwowane zwykle dla
Beara i Diny, gdy ci zrobili lub powiedzieli coś głupiego.

- Ponieważ oni celowali w ciebie. Ta twoja mała wiadomość musi być dla

nich cholernie ważna, bo zwróciłaś na siebie całą ich uwagę.

- Może mój ojciec lub wujek wysłali ich po mnie, bo chcą, bym wróciła

do domu – powiedziała bez przekonania.

Mała rudowłosa kłamczucha ukrywała coś przed nim. Myślał, żeby

spróbować prześwietlić jej głowę pod kątem informacji, ale odrzucił ten
pomysł. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu czuł, że to wtrącenie się w
jej myśli byłoby złe. Co było szaleństwem, ponieważ nigdy wcześniej nie
czuł się tak w niczyjej obecności. Od kiedy miał skrupuły?

- Jak sama wcześniej powiedziałaś, nie sądzę, żeby twój wujek Jehel

wysłał ich, bo żywi wobec ciebie czułe uczucia – powiedział ostrożnie. Był
wstrząśnięty odkryciem, że nie chciał zranić jej uczuć. – Widziałem, w jaki
sposób Jehel traktował Dinę. Z tego wnioskuję, że nie jest zdolny do miłości.

Kiedy nie odpowiedziała, zerknął na nią kątem oka. Pochyliła głowę i

bawiła się palcami. Kiedy usłyszał jej pociąganie nosem, zaczął sam siebie
przeklinać w duchu. Dlaczego on zawsze sprawiał, że kobiety płakały?

- Słuchaj, przepraszam – zaczął niezdarnie.
Uniosła głowę i zobaczył, że po raz kolejny jej nie docenił. Ona wcale nie

płakała, było, cholera, wręcz odwrotnie. Śmiała się do rozpuku. Po prawdzie
był to histeryczny, obłąkańczy śmiech, ale przynajmniej bez łez. Nigdy nie
wiedział, jak radzić sobie z tym, gdy ktoś płakał, ale szaleństwo to zupełnie
inna historia. Potrafił radzić sobie z szaleństwem każdego dnia.

- Mój samochód jest ostrzelany jak diabli, a ty się śmiejesz? – właściwie

samochód należał do Michaela, ale nie sądził, że to było teraz ważną sprawą.

background image

Odgarnęła w tył włosy, które wymsknęły się jej z kucyka. Następnie

wzięła kilka głębokich oddechów, starając się wziąć w garść. Nie mógł
powstrzymać uśmiechu. Kto nie kochałby dziewczyny, która potrafiła śmiać
się zaraz po strzelaninie.

- Przykro mi z powodu twojego samochodu – jej uśmiech przeczył

słowom. – Po prostu nie mogę uwierzyć, że to się przydarzyło właśnie mnie.
Wszystkie inne kobiety wyśmiewały się ze mnie, że jestem taką nudną, starą
świętoszką.

Posłał jej kolejne spojrzenie.
- Ty nudna i stara? Nigdy. Co do bycia świętoszką, cóż, to się jeszcze

okaże.

Zarumieniła się, a on nic nie mógł na to poradzić, że to uwielbiał. To

sprawiło, że chciał zjechać samochodem z drogi i wziąć ją na tylnym
siedzeniu, by dać jej jedną lub dwie lekcje pieszczot. Nie przestałby dopóty,
dopóki nie zarumieniłaby się cała, nie tylko na swojej małej jak u wróżki
twarzy.

- Nie jestem świętoszką – argumentowała. – Czytam książki.
- Rozumiem. Jaki to rodzaj książek, „Szpiegowanie dla Opornych”?
- Nie, czytam książki erotyczne.
Omal nie zjechał z drogi. Milczał przez chwilę, nim naszła go pewna

myśl.

- Jeśli czytasz te książki, to jak to jest, że nie miałaś pojęcia, co to

biustonosz? – pełne winy spojrzenie, które mu rzuciła, powiedziało mu
wiele. Okłamała go wcześniej w barze. Potrząsnął głową. Grała w grę, a nie
miała pojęcia, jak ona jest niebezpieczna. – Zawsze flirtujesz tak z
mężczyznami?

Bo jeśli tak robiła, miał zamiar znaleźć tych mężczyzn i rozerwać ich na

strzępy.

- Nie, tylko z tobą. Właściwie to jesteś drugim, który mnie kiedykolwiek

pocałował – przechyliła głowę do tyłu. – Pamiętasz, jak mnie całowałeś,
prawda?

Oczywiście, że pamiętał. To było zaraz po tym, gdy powiedział jej, że

ilekroć był z inną kobietą, wyobrażał sobie, iż to ona. Jak mógł nie pamiętać
uczucia jej miękkich ust na swoich, jej ciała dopasowującego się do jego
ramion, gdy godziła się na jego uścisk i nie prosiła o nic w zamian? Nie było
sposobu, by mógł kiedykolwiek o tym zapomnieć, mimo iż bardzo się starał.

background image

Boże, ten pocałunek był jedną z najlepszych rzeczy, jakie go spotkały w jego
popieprzonym życiu. Niech go diabli, jeśli przyznałby się jej do tego.

- Nie – skłamał. – A kto, do diabła, był drugim mężczyzną, który cię

całował?

- Nie twój interes. Rozmawiamy o tobie i o mnie, i o naszym pocałunku.

Jesteś pewien, że nie pamiętasz? To było zaraz po tym, jak się mną karmiłeś.
Ugryzłeś mnie.

Pamiętał też, jak ją gryzł. Przyszła do niego, ponieważ rozpaczliwie

potrzebował krwi. W jakiś sposób to wiedziała i znalazła go. Potem objęła
go i ofiarowała mu siebie bez żadnego wahania. To był najcenniejszy dar,
jaki ktoś mu kiedykolwiek dał. Jej ciało tak dobrze dopasowywało się do
jego, jej skóra na szyi była tak miękka i satynowa. Cholera, smakowała tak
dobrze, słodko i nieskalanie. Wciąż budził się w nocy, czując w ustach ten
smak. Dawniej to były jedyne wspomnienia, które trzymały na uwięzi jego
koszmary.

Przypomniał sobie także jak jęknęła z bólu, gdy zatopił w niej kły. To

było coś, czego nigdy sobie nie wybaczył. Ale o żadnej z tych rzeczy nigdy
nie mógł jej powiedzieć, ponieważ to by znaczyło, że musiałby przyznać, iż
między nimi istnieje jakiś związek, a to była ostatnia rzecz, jakiej ona
potrzebowała. Był po części demonem, po części potworem i troszczył się o
nią zbyt mocno, by wiązać ją ze sobą na resztę jej nieśmiertelnego życia.

Nie, nawet jeśli czuł się tak, jakby wyrywał sobie serce, nigdy nie

pozwoli na to, by wiedziała, jak wiele dla niego znaczy. Tak było dla niej
lepiej. Więc trzymał język za zębami i nic jej nie powiedział. Westchnęła
sfrustrowana, nim odwróciła się i zaczęła wyglądać przez okno. Tak było,
dopóki nie zatrzymał się przed wejściem do starej fabryki, wtedy odwróciła
się do niego.

- Gdzie jesteśmy?
Zgasił samochód i schował kluczyki do kieszeni.
- To tutaj podobno handlarze niewolników trzymali Derela. To miejsce

jest opuszczone, ale muszę pójść je obejrzeć. Zostań tu, wrócę za pięć minut.

Wątpił, żeby zajęło mu to tak długo. Cam już mógł powiedzieć, że to

miejsce zostało opuszczone wiele dni temu. Jego jedyną nadzieją było to, że
zostawili coś po sobie. Wystarczyłby nawet skrawek papieru. Wtedy mógłby
wykorzystać swoje zdolności psychiczne i spróbować go odczytać. Posłała
mu uparte spojrzenie.

- Chcę iść z tobą.

background image

- Tylko będziesz mnie opóźniać. Nie ma się czego bać. Demony dawno

odeszły.

- Nie boję się demonów. Byłam szkolona do walki.
Poklepał się po kieszeniach, upewniając, że ma dostęp do swoich

ulubionych zabawek, w przypadku kłopotów.

- Dobrze wiedzieć.
- Mówię poważnie, trenowałam z jednymi z najlepszych. Byłam

najlepszym wojownikiem w klasie.

- Hip, hip, hura dla ciebie, nadal jednak zostajesz w samochodzie.
Cam wysiadł, zanim zdążyła podać kolejne argumenty. Zatrzasnął drzwi

samochodu i udał się do wnętrza fabryki, zostawiając jej argumentujący
tyłek za sobą. Jak tylko Cam wszedł do popadającego w ruinę i pokrytego
graffiti budynku, resztki uczucia strachu i upokorzenia niewolników
uderzyły go tak mocno, że niemal upadł na kolana. Mimo iż więźniów już
tam nie było, ich rozpacz nadal trwała, a jego umysł empaty omal nie doznał
przeciążenia.

Pomyślał o dumnych anielskich wojownikach, którzy tutaj byli oraz o

tym, jak sprzedawano ich niczym bydło. To sprawiło, że się wściekł. Jeszcze
bardziej druzgocące było to, że jednym z nich był jego brat. Derel był
jedynym uzdrowicielem w rodzinie. Uzdrowiciele z natury są bardziej
delikatni i spokojniejsi niż archaniołowie. Można było z łatwością dostrzec
uzdrowiciela w grupie, bo wszyscy byli zwykle wysocy i szczupli, wyraźnie
odróżniając się od muskularnej budowy archaniołów.

To jednak nigdy nie powstrzymało Derela, był tak pewny siebie i

waleczny, jak każdy z jego braci. Derel nigdy nie wycofał się z walki czy
misji. To spowodowało jego upadek. Zgłosił się na ochotnika, by iść pomóc
grupie aniołów uwięzionych wewnątrz bezpiecznego domu, otoczonego
przez demony. Grupa dotarła bezpiecznie, ale po tym, jak Derel się
poświęcił. Pozwolił, by demony go schwytały, tak by inni mogli uciec.
Podobno demony sprzedały go za wysoką cenę. Jeśli którykolwiek z nich
odkryje, że jest on bratem Cama i siostrzeńcem Michaela, to źle się to
skończy dla każdego. Nie było wątpliwości, że demony spróbowałyby użyć
Derela jako pionka w grze.

- Wiem, że wciąż żyjesz – Cam wyszeptał do pustego pomieszczenia. –

Czułbym, gdyby cię zniszczyli.

Podnosił różne kawałki śmieci, próbując wydobyć z nich każdą

najmniejszą informację, jaką tylko mógł znaleźć. Ale nic nie poczuł. Rzucił

background image

pustą puszkę po napoju na bok i warknął z frustracji. Gdy puszka stuknęła o
ścianę, usłyszał cichy dźwięk po swojej lewej stronie, a jego zmysły przeszły
w stan najwyższej gotowości. W pobliżu były demony i to blisko, cholernie
zbyt blisko. Wyciągnął swoje tonfa

1

, raz nimi okręcił i stanął w gotowości.

* * * *

Amadeaha planowała walnąć Cama za zostawienie jej samej. Gdy tylko

wyszedł z samochodu, wróciło uczucie niepokoju i nudności. Świetnie, po
prostu świetnie, co ona teraz zrobi? Będzie wlekła go ze sobą tylko po to, by
czuć się w miarę przyzwoicie? Niemal słyszała szyderczy śmiech ojca i wuja,
ponieważ nie mogła dać sobie rady na Ziemi.

Aby odwrócić uwagę od ograniczającej przestrzeni samochodu, a i przez

ciekawość, zaczęła szperać. Znajdując resztki pozostawionych w schowku
cukierków, zjadła je, mając nadzieję, że to zadowoli jej skłonny do młodości
żołądek, patrząc na jego kolekcję płyt CD. Wiedziała, co to były płyty CD, ale
nigdy ich nie słuchała. Jej ojciec nigdy nie pozwalał na żadną formę ludzkiej
rozrywki. Raz na jakiś czas wykradała się i słuchała iPoda Haniela, ale nic
poza tym. Jedyną przyczyną, dla której potrafiła mówić slangiem, były
pirackie książki i przebywanie wśród aniołów, którzy tak mówili.

Kończąc jeść cukierki, otworzyła swój umysł. Jeśli myślał, że będzie

siedzieć i czekać na niego, podczas gdy on załatwiał swoje interesy, to lepiej
niech się nad tym jeszcze zastanowi. Chora i zmęczona wszystkimi
mężczyznami w jej życiu, myślącymi, że powinna po prostu siedzieć,
wyglądać skromnie i trzymać usta zamknięte na kłódkę, odsunęła na bok
mdłości. Nie miała zamiaru grać już dłużej w te gry, tym bardziej w Niebie
pod żelaznymi rządami jej ojca. Cam się nauczy, że ona jest samodzielną
kobietą, a nie kolejną fanką, która mdleje pod jego stopami.

Amadeaha wysiadła z samochodu, zatrzasnęła drzwi i skierowała się do

fabryki. Wchodząc do budynku, zrozumiała, że popełniła ogromny błąd. Nie
tylko nic nie widziała, ponieważ było ciemno, ale jej umiejętności empaty

1

rodzaj broni obuchowej, pałki z poprzecznym uchwytem z boku, cechujący się dużą wszechstronnością i łatwością użycia,

używany tradycyjnie we wschodnich sztukach walki

background image

działały na najwyższych obrotach. Zachwiała się na nogach, jej ciało oblał
zimny pot. Szuranie i pochrząkiwanie wdzierało się jej do uszu i mówiło, że
demony walczyły z Camem.

Przed tym wieczorem w barze nigdy nie spotkała demona, nie

wspominając o walce z jakimś, ale nie pozwoliła, by to ją powstrzymało. To
był jej Cam i nie miała zamiaru go zawieść. Dobra, może trochę minęła się z
prawdą, twierdząc, że była przeszkolona w walce, podczas gdy nie miała
żadnego doświadczenia, zero, nic. Ojciec zabronił nawet jej bratu Hanielowi
dawania jej lekcji. Ale czy to mogło być bardzo trudne?

Jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności na tyle, by dostrzec walkę. Cam

był w centrum grupy demonów, które nieustannie atakowały. Amadeaha
zakrztusiła się, gdy zapach gnijącego mięsa uderzył w jej nozdrza. Słyszała,
że demony śmierdziały śmiercią. Nic jej jednak nie przygotowało na to.
Demony tutaj były inne niż te w barze. Bardziej niebezpieczne i wyglądające
diabelsko, nie były po prostu brzydkie, były przerażające. Przypominały
czarne węże z rękami i nogami, ich zielone oczy płonęły w ciemności, a z ich
zniekształconych ust wydobywał się syczący dźwięk. Każdy z nich
wymachiwał potwornie wyglądającym nożem.

Amadeaha schowała się za rogiem i rozejrzała się. Jej żołądek

zatrzepotał ponownie, ale tym razem to nie z powodu empackiego „zbyt
wiele”. To dlatego, że obserwowanie walczącego Cama było najbardziej
podniecającą rzeczą w jej nieśmiertelnym życiu. Tak, podkradała się
wcześniej na archanielskie pola treningowe. Co, anielica nie mogła? I tak,
stała z innymi i słuchała ich ochów i achów, jak to mężczyźni byli seksowni.
Aż do teraz Amadeaha nie rozumiała ich fascynacji spoconymi
archaniołami.

Ale przecież Cam nie był byle jakim archaniołem. Był potężny, seksowny

i umięśniony, a to wszystko umieszczone w ładnym opakowaniu.
Przypominając sobie heavy metalową muzykę, której słuchała na iPodzie,
stwierdziła, że sposób walki Cama pasował jej do niej. Ostro i bez
przeprosin. Atakował demony z zimną skutecznością, co pozwoliło jej
sądzić, że nie miał żadnych wątpliwości co do wygrania tej walki. Nawet nie
starał się wyciągnąć miecza, zamiast nim walczył tylko swoimi tonfa. Broń
wydawała się być przedłużeniem ramion, niemal jakby urodził się z nimi w
swoich rękach.

Amadeaha widziała jego masywne mięśnie falujące pod ubraniem i nic

nie mogła poradzić na to, że zastanawiała się, co by czuła, gdyby przejechała

background image

rękami po jego nagich plecach, podczas gdy on leżałby na niej. Przygryzła
zębami dolną wargę, aby powstrzymać jęk, zastanawiając się, jaki z nim
mógłby być seks. Czy byłby delikatny i czuły, czy ostry i mocny, jak on w tej
chwili?

Co z nią było nie tak? Biedny Cam był tutaj atakowany, a ona mogła

myśleć tylko o uprawianiu z nim seksu. Amadeaha nic nie mogła poradzić
na te myśli. Czytała o płonących kobiecych lędźwiach i była całkowicie
pewna, że właśnie to teraz czuje. Coś dotknęło jej karku. To było uczucie
jakby robak albo zostawione przez kogoś otwarte okno. Z niecierpliwością
przegoniła to ręką, nie odrywając się od widowiska, jakie dawał Cam.

Cam chwycił jednego z demonów za głowę i szybko nią przekręcił.

Rozległ się głośny trzask, a potem potwór osunął się na ziemię. Wciąż
jednak było wiele tych, które z nim walczyły. Amadeaha wiedziała, iż
powinno ją to przyprawić o mdłości, ale fakt, że po porostu zabił demona
gołymi rękami, podniecił ją jeszcze bardziej. Tak, to potwierdzone, była
zdzirą.

Robak wrócił, połaskotał jej szyję. Strzepnęła to ponownie. Amadeaha

oblizała wargi i patrzyła jak jej mężczyzna wciąż walczy. On był jej
mężczyzną. Po prostu jeszcze o tym nie wiedział. Czuła jego strach, kiedy
wspomniała o tym wcześniejszym pocałunku oraz jego potrzebę i
pożądanie. Pragnął jej tak bardzo, jak ona jego. Po prostu musiała znaleźć
sposób, by zmusić go do przyznania tego. Sposób, w jaki nalegał, by
trzymała się z daleka, był frustrujący. Jeśli nie przestanie, miała zamiar…

Delikatne klepanie po ramieniu zwróciło jej uwagę. Krew zastygła jej w

żyłach. To łaskotanie ponownie zabawiało się z jej szyją. Nie, to nie był
robak czy wiatr. Amadeaha zamknęła oczy, modląc się, żeby może, po prostu
może, to był inny anioł, który zabłąkał się i postanowił obejrzeć walkę.

Stłumiła krzyk. Zapach rozkładu rozszedł się za jej plecami. Tam był

demon i pragnął jej uwagi. Klepnął ją ponownie, tym razem mocniej i
bardziej nagląco. Zrobiła to, co każdy dzielny wojownik by zrobił, pokręciła
głową, odmawiając odwrócenia się. Może gdy nie będzie patrzeć, demon
znudzi się i odejdzie. Tak, racja, a może świniom wyrosną skrzydła i zaczną
latać. Głęboki, chropowaty głos zażądał:

- Odwróć się i staw czoła swojemu unicestwieniu, aniołku.
- Nie, uhm – Amadeaha ponownie pokręciła głową.
Dwie szponiaste dłonie chwyciły ją za ramiona i obróciły. Gdy znalazła

się oko w oko z świecącym, zielonym okiem jednego z tych wężowych

background image

demonów, jej kolana niemal się ugięły. Pisnęła nieco ze strachu, a demon
oblekł swe czarne usta w złowrogi uśmiech, pokazując pożółkłe, ostre jak
brzytwa kły. Demon uniósł wielkie ramię i wysunął swoje długie, ciemne
pazury.

- Czyż ty nie jesteś piękną rzeczą? – zagruchał.
Tej nocy to był już drugi raz, gdy ktoś prawił jej komplementy.

Szczęściara z niej. Demon pochylił się i próbował wepchnąć swój
rozdwojony język do jej gardła. Amadeaha odepchnęła się od niego i
pobiegła w stronę Cama, wydając z siebie krótkie, głośne okrzyki pomiędzy
krokami. Tak, była bardzo dzielnym wojownikiem. Jedno spojrzenie na
demona i biegła do archanioła po ratunek. Ale naprawdę miała to gdzieś. To
było lepsze niż jej inna opcja, zostanie na miejscu i zsikanie się w spodnie.

Amadeaha biegła tak szybko, że nie mogła się zatrzymać, gdy dotarła do

Cama i uderzyła w niego. Oboje padli na ziemię. Stęknął, a ona nie
wiedziała, czy to dlatego, że odebrała mu dech w piersiach, czy dlatego, że
nim wstrząsnęła. Jego ramiona owinęły się wokół niej w ostatniej chwili, by
osłonić ją nieco własnym ciałem przed zimną, twardą podłogą.

- Kurwa – warknął jej do ucha. – Czy nie mówiłem, że masz zostać w

samochodzie?

- Chciałam ci pomóc – wydyszała.
Cały ten bieg i krzyki pozbawiły ją tchu.
- Jak planujesz mi pomóc? Zamierzasz odstraszyć demony swoimi

krzykami?

Amadeaha nie była pewna, ale mogłaby przysiąc, że jeden z demonów z

tyłu za nimi zachichotał. Próbowała wyrwać się Camowi, ale jej kolano
jakimś cudem znalazło się na jego brzuchu. Kiedy stęknął, skoczyła w inne
miejsce, tym razem lądując na jego kroczu. Zerwała się, a on jęcząc, zwinął
się w pozycję embrionalną. Teraz była pewna, że słyszy śmiech demonów.

- Próbujesz mnie zabić? – zapytał Cam przez zaciśnięte zęby.
Amadeaha nie miała czasu, by sformułować odpowiedź, ponieważ

demon chwycił go za tył koszuli i rzucił nim przez pokój. Skrzywiła się, gdy
Cam uderzył w ścianę. Nie było mowy, żeby nie bolało. Demon po tym
odwrócił się i skupił na niej swoją uwagę.

- Uciekaj! – krzyknął Cam, słaniając się na nogach.
Inny demon zaszedł go od tyłu i z całej siły uderzył go w głowę.

Amadeaha jęknęła, gdy ten upadł na ziemię. Jeszcze kilka demonów
skoczyło w wir walki i straciła go z oczu. Nie mając broni, podniosła z ziemi

background image

cegłę i rzuciła nią w demona, który wciąż na nią warczał. Chybiła o milę.
Demon zaczął atak. Amadeaha cofnęła się do tyłu tak szybko jak to tylko
możliwe. Próbowała zachować odważny wyraz twarzy i uniosła pięści. Choć
nie miała pojęcia, co z nimi zrobić, miała nadzieję, że demon tego nie
wiedział.

Zanim demon zdążył do niej dotrzeć, został zdmuchnięty przez kulę

ognia. Cam zdołał wydostać się spod sterty demonów i musiał zobaczyć, że
ona jest w tarapatach. Amadeaha widziała wcześniej, jak używał swoich
mocy, ale nigdy nie była tak blisko bezpośredniego trafienia. Popatrzyła na
to, co zostało z demona. Nie było tego wiele, tylko czarna, tląca się kupka
popiołu.

- Uciekaj pod tamten stół i trzymaj nisko głowę – warknął, a jego

niebieskie oczy przeszyły ją twardym spojrzeniem.

Ponieważ wyglądał na naprawdę rozgniewanego, nie miała zamiaru z

nim się kłócić. Amadeaha wgramoliła się pod stół i zerknęła na zewnątrz.
To, że ukrywała się pod stołem, gdy jedyny raz brała udział w bitwie, nie
było jej stratą. Cam strzelał ogniem i to oświetlało wszystko tak dobrze, że
mogła widzieć całą akcję.

Na nieszczęście dla demonów, właśnie zdały sobie sprawę, kim jest ten,

z którym walczyły. Wszystkie cofnęły się w tył, unosząc dłonie w
uspokajającym geście. Próbowały zniknąć, ale nie mogły. Gdy uświadomiły
to sobie, zaczęły jęczeć w panice.

- Nie, jeszcze nie opuścicie tej imprezy, chłopcy – powiedział Cam ze

złowrogim uśmiechem. – Dopiero zaczynam się bawić.

Zaszokowana Amadeaha zdała sobie sprawę, że to Cam odpowiadał za

to, iż demony nie mogły zniknąć. Myślała, że Michael i Abdiel byli jedynymi
archaniołami, którzy potrafili to zrobić.

- Proszę, Królu Empatów – jeden z demonów wychrypiał

zniekształconym głosem. – Miej dla nas miłosierdzie. Też byliśmy aniołami.

- Powinniście pamiętać, kim jesteście i kogo popieracie, zanim

odwróciliście się do nas plecami.

Widząc, że nie będą w stanie wynegocjować sobie wyjścia z tej sytuacji,

demony znowu zaatakowały. Cam podniósł ręce i strzelał ponownie kulami
ognia, sprawiając, że demony wyparowywały, aż został tylko jeden. Wtedy
chwycił go za gardło i przyszpilił do ściany.

background image

- Jeśli chcesz żyć, to porozmawiasz ze mną, demonie – powiedział

spokojnym głosem. – Gdzie jest handlarz niewolników, który był tu kilka dni
temu?

- Nie wiem. Byliśmy tutaj po prostu na wypadek, gdyby ktoś taki jaki ty

przyszedł i zaczął węszyć – wyznanie demona miało formę krótkich
westchnięć z powodu ciasnego chwytu Cama na jego gardle.

- Gdybym szukał anioła, który być może został sprzedany, gdzie

musiałbym zacząć? To byłby uzdrowiciel.

- Upadły anioł imieniem Santar kupił dużą grupę. Prowadzi ring dla

gladiatorów i zawsze szuka uzdrowicieli do leczenia jakiegoś rannego z jego
wojowników.

Amadea wbiła palce w nogę stołu. Słyszała opowieści o demonach i

potępieńcach, którzy z jeńców tworzyli walczących dla rozrywki, ale nigdy
tak naprawdę nie wierzyła, że to była prawda. Obrzydliwa była sama myśl o
tym, iż ktoś jest zmuszony to robić, aby po prostu przetrwać. To było takie
barbarzyńskie. Cam opuścił demona.

- Dobra, wynoś się stąd.
Demon zniknął, zanim ten zdążył zmienić zdanie. Cam, lekko utykając,

podszedł do stołu, gdzie znajdowała się Amadeaha i pochylił się, więc mogła
zobaczyć jego twarz. Demony zrzuciły mu czapkę bejsbolówkę i jego
sterczące, brudne włosy były odsłonięte. Nie mogła nic na to poradzić, ale
podziwiała jego słodki wygląd, mimo iż wydawał się być na nią porządnie
wkurzony. Westchnęła, gdy uświadomiła sobie, że krwawi z tyłu głowy.

- Ktoś był niegrzecznym aniołem – wskazał na nią oskarżycielsko

palcem. – Specjalnie powiedziałem ci, żebyś została w samochodzie.

Amadeaha wysunęła się spod stołu i szybko wstała. Od razu pożałowała

tego działania, ponieważ przyniosło jej zawroty głowy.

- Nie chciałam tego. Myślałam, że może potrzebujesz pomocy.
- O tak, bo masz niesamowite umiejętności walki – posłał jej

protekcjonalne parsknięcie. – Okłamałaś mnie, nie potrafisz walczyć nawet
z papierową torbą.

- Jesteś ranny.
- Dzięki tobie. Jesteś chodzącą katastrofą. Myślę, że Michael wysłał cię do

mnie jako pewnego rodzaju karę, choć nie mam pojęcia, co zrobiłem, by go
tak wkurzyć.

Zawroty głowy nie mijały. Cała fabryka zaczęła kręcić się powolnymi,

leniwymi kręgami. Naprawdę chciała to zatrzymać, choćby tylko na tyle

background image

długo, by mu powiedzieć: spadaj, ale było jeszcze gorzej. Boże, proszę, nigdy
nie chciała zemdleć przed nim. To byłoby po prostu jej gówniane szczęście.
Posłał jej podejrzliwe spojrzenie.

- Wszystko w porządku? Wyglądasz blado?
Zdecydowała, że nadszedł czas, by poprosić o pomoc.
- Nie, proszę, czy mógłbyś mnie złapać?

* * * *

Zdążył na czas chwycić ją w ramiona, gdy zemdlała. Trzymał ją mocno,

podczas gdy narastała w nim panika. Cholera, co miał teraz zrobić? Pragnął
się jej pozbyć, a nie zostać pieprzoną niańką. Cam zastanawiał się przez
chwilę, ile miałby kłopotów, gdyby zostawił ją tutaj i uciekł w diabły. Potem
spojrzał na jej twarz i wiedział, że nie było sposobu, by mógł to
kiedykolwiek zrobić. Wolał raczej uciąć sobie rękę mieczem, niż widzieć, że
dzieje jej się jakaś krzywda.

Z zrezygnowanym westchnieniem wziął ją na ręce i zaniósł do

samochodu. Delikatnie przytulił ją do piersi, bojąc się, że ją połamie.
Cholera, była taka delikatna i krucha. Patrzenie na walkę musiało być ponad
jej siły. Była zbyt niewinna i delikatna, by być narażoną na jego złośliwości.
To prawdopodobnie przeciążyło jej system.

Kiedy położył ją w samochodzie, wziął telefon. Był w połowie

wybierania numeru Derela, gdy przypomniał sobie, że jego brata już tam nie
było. Zaklął cicho. Przełknął rosnącą gulę w gardle i zadzwonił do swojego
przyjaciela uzdrowiciela, Brada. Gdy uzgodnił z nim spotkanie, uruchomił
samochód i odjechał z fabryki. Postanowił udać się do prywatnego
mieszkania, które miał w Detroit, zamiast do kompleksu. Ostatnią rzeczą,
jakiej potrzebował, była jego rodzina wiedząca o tym, że była z nim
Amadeaha. Kochał ich wszystkich, ale cholera, potrafili być najbardziej
hałaśliwą grupą aniołów w całym Niebie, Ziemi i Piekle.

Jazda wydawała się trwać wiecznie. Rzucił Amadeahai zmartwione

spojrzenie. Nie ruszała się, nie wspominając nawet o budzeniu się. Kilka
razy próbował zadzwonić do Michaela, ale oczywiście dobry, stary wujek
Mike nie odpowiadał. W końcu odrzucił telefon, nim rzucił posępne

background image

spojrzenie na rudowłosy huragan, który wtargnął w jego życie. Potrząsnął
głową, gdy przypomniał sobie, jak chwaliła się, że była najlepsza w klasie w
zakresie umiejętności bojowych.

- Jesteś taką kłamczuszką – mruknął do niej, nie dbając o to, że była

nieprzytomna i nie mogła go usłyszeć. – Twój cholerny nos musi być
ogromny.

Gdy przyjechali, poczuł ulgę, widząc, że jego przyjaciel uzdrowiciel

czeka na niego. Ponieważ Brad był na misji w Pontiac, miał o godzinę bliżej,
niż gdyby normalnie znajdował się w kompleksie. Brad zsiadł z motocykla,
zdjął kask i przesunął dłonią po ciemnych włosach. Jego brązowe oczy
rozszerzyły się w szoku, gdy zobaczył, kogo niósł Cam.

- Jasna cholera. Czy to jest ta, o której myślę? – wykrzyknął.
Cam po prostu zignorował jego komentarz i ruszył po schodach. Używał

małego mieszkania jako miejsca ucieczki, gdy kompleks stawał się zbyt
ograniczający. Wiedziało o tym bardzo niewiele aniołów.

Cam zabrał ją natychmiast do swojego pokoju, cały czas mrucząc

przekleństwa. Słyszał za sobą kpiący śmiech Brada i postanowił go na razie
zignorować. Będzie miał później więcej czasu, by skopać tyłek swojemu
przyjacielowi, gdy upora się już z tym cholernym bałaganem.

- Myślę, że ją połamałem – przyznał Cam, gdy umieścił ją na swoim

łóżku.

Brad zmrużył brązowe oczy i lekko się pokręcił głową.
- Nie sądzę, że to jest to, ale muszę obejrzeć ją z bliska, a nie z drugiego

końca pokoju, aby się upewnić – zrobił kilka kroków do przodu, nim się
zatrzymał i posłał mu rozbawiony uśmieszek. – To oznacza, że musisz
pozwolić mi ją dotknąć, Cam.

Cam uświadomił sobie, że osłaniał ją swoim ciałem, a gdy Brad podszedł

bliżej, trzymał ją jeszcze mocniej. Cholera, była praktycznie na jego
kolanach. Zerwał się i starał zachowywać normalnie. Sądząc po wyrazie
twarzy Brada, nie oszukał uzdrowiciela nawet przez minutę. Brad klęknął
przy krawędzi łóżka i zamknął oczy, gdy ją skanował. Po kilku minutach
otworzył je i zaklął cicho.

- Pomóż mi ją odwrócić.
Kiedy przekręcili ją na brzuch, Brad delikatnie podniósł jej bluzkę.

Bandaże zakrywały całe jej plecy. Uzdrowiciel odsunął je na bok. Ślady po
uderzeniach i otwarte rany pokrywały ją od szyi w dół. Ktoś bił ją, a potem
pozwolił jej cierpieć, zamiast ją uleczyć.

background image

Cam usłyszał, że ktoś jęczy i zdał sobie sprawę, że to był on. Całą noc

musiała cierpieć straszliwy ból, a nawet nie mruknęła słowa skargi. Jak
długo to miała? Jeśli kiedykolwiek dostanie w swoje ręce tych drani, którzy
jej to zrobili, nie zostawi z nich nawet kawałeczka do pochowania.

- Te rany mają kilka dni – Brad dotknął delikatnie tego obszaru. – Nic ci o

tym nie powiedziała?

- Nie, nawet próbowała walczyć razem ze mną z jakimiś demonami –

przejechał dłońmi po włosach, gdy przechadzał się po pokoju. Gniew
przeszywał go na wskroś tak mocno, że wydobył jego demoniczną część na
tyle długo, by wydał z siebie niski pomruk. – Dlaczego mi nie powiedziała?
Powiedz mi, możesz ją uleczyć?

Brad uniósł brew, nie komentując utraty kontroli Cama.
- Oczywiście, że potrafię ją uleczyć. Nie, żebym miał coś przeciwko

pomocy, ale dlaczego nie zadzwoniłeś do Beara? Jego partnerka też jest
uzdrowicielem.

- Byłeś bliżej. Plus, gadasz mniej niż Tiffany – wysilał się Cam, nie chcąc

przyznać, że ukrywa się przed rodziną.

Brad posłał mu łobuzerski uśmiech.
- Myślę, że po prostu chcesz ją zatrzymać dla siebie.
- Może jednak nie gadasz mniej niż Tiffany.
Brad posłał mu niedowierzające spojrzenie.
- Naprawdę myślisz, że możesz utrzymać to w tajemnicy przed rodziną?
- Tak, jeśli będziesz trzymał gębę na kłódkę.
- Zrobię to, ale nie czekam z niecierpliwością na widok gniewu Any, gdy

ta dowie się, że ci pomagałem zachować sekret.

- Boisz się mojej siostry?
- Masz rację – położył ręce, dłoniami w dół na Amadeahai. – Teraz się

stąd wynoś, bym mógł ją uleczyć. Trudno się skoncentrować, gdy tak na
mnie patrzysz wilkiem.

Cam wycofał się z pokoju, chociaż chęć zostania i pilnowania Amadeahai

była silna. Przyłożył do głowy worek z lodem, pokuśtykał do kanapy,
włączył mecz hokeja i próbował zatracić się w nim. To było niemożliwe,
zanim zmusił się do powrotu na kanapę, był gotów wstać i otworzyć drzwi.
Po czasie, który wydawał się być wiecznością, Brad wyszedł. Cam
podskoczył.

- Co z nią?

background image

- Dobrze, jak nowa – Brad oparł się o ścianę. – Zmusiłem ją do snu.

Odpoczynek powinien pomóc w ostatecznym dostosowaniu się jej
organizmu do pobytu na Ziemi.

- Dzięki, jestem ci wdzięczny.
Brad po prostu wzruszył ramionami na tę jego wdzięczność.
- Teraz ty siadaj, bym mógł uleczyć twoje rany.
- Nie przejmuj się, nic mi nie jest.
Brad przyglądał mu się przez kilka chwil.
- Czy to dlatego, że pragniesz bólu, czy dlatego, iż chcesz bym wyniósł

się stąd w cholerę, by zostać z nią sam na sam?

Cam przesuwał worek z lodem w rękach, jakby unikając znaczącego

spojrzenia Brada. Wiele razy w przeszłości celowo starał się o rany w walce.
Pragnął, aby ból fizyczny stępił ból emocjonalny. To pomagało mu zachować
zdrowie psychiczne w złych czasach. Ale dzisiaj to nie był powód, dla
którego nie chciał, by Brad go uleczył. To dlatego, że chciał być sam na sam z
Amadeahą. Cam wiedział, że to on powinien wyjść. Amadeaha byłaby
bezpieczniejsza z Bradem. Ale Michael jemu powierzył tę misję i Cam nie
zamierzał jej opuścić.

- Jak zostałeś ranny? – zapytał Brad.
- Podążałem śladem Derela.
To przyciągnęło uwagę Brada. Uzdrowiciel odepchnął się od ściany i

uniósł brew.

- Czego się dowiedziałeś?
Jeśli ktoś spoza rodziny czuł się zraniony porwaniem Derela, to był to

Brad. W ciągu ostatnich kilku lat dwaj uzdrowiciele stali się sobie bliscy,
ponieważ walczyli ramię w ramię na linii frontu. Rzadko widywałeś jednego
bez drugiego. W związku z tym Cam powiedział mu wszystko, czego się
dowiedział. Kiedy skończył, Brad zaproponował:

- Mógłbym zapytać moją siostrę, czy coś wie. Ona jest ostatecznie

sukubem, więc może ma jakieś poufne informacje.

- Kiedy ostatni raz z nią rozmawiałeś?
- Lata temu – Brad przyznał niechętnie. – Ale wciąż jesteśmy rodziną,

więc to powinno coś znaczyć.

- Nie zawsze, partnera Any, Appoliona, ojciec, który był demonem,

próbował zabić kilka razy – Cam pokręcił głową. – Nie, dzięki za ofertę, ale
to byłoby zbyt niebezpieczne. Nie martw się, nie spocznę, dopóki nie
przyprowadzę Derela z powrotem.

background image

Brad niechętnie skinął głową i Cam odprowadził go do drzwi. Gdy

uzdrowiciel wyszedł, Cam poszedł do sypialni i zajrzał do Amadeahai. Nadal
leżała na brzuchu, a jej rude włosy były owinięte wokół bladej twarzy. Jedna
ręka obejmowała policzek, a różowe wargi były rozchylone. Nawet z
drugiego końca pokoju mógł wyczuć jej zapach, bzy. Odetchnął głęboko,
rozkoszując się tym zapachem. Nigdy nie będzie miał dość jej zapachu.

Nie mogąc się powstrzymać, Cam podszedł do łóżka i usiadł na brzegu.

Wiedział, że nie powinien być nawet blisko niej, ale wciąż nie mógł się
powstrzymać. I był pewien jak diabli, że nie powinien wyciągać ręki i lekko
dotykać jej policzka. Jej skóra była tak miękka i jedwabista. Była wszystkim,
czym on nie był, czystością i niewinnością i wiedział, że nie miał żadnego
interesu w tym, by choćby popatrzeć na nią, a jeszcze mniej, by ją dotykać.
Więc dlaczego siedział tu, głaszcząc jej włosy?

Dopiero gdy zanurzył twarz w rudych lokach, zdał sobie sprawę, że nie

siedzi już na krawędzi. Znajdował się na cholernym łóżku i to wyciągnięty
obok niej. Zaczął się odsuwać, dopóki nie mruknęła przez sen i przytuliła się
do jego piersi. Mimo iż Cam był z niezliczoną liczbą kobiet w ciągu ostatnich
kilku lat, nigdy żadnej nie przytulał. Dobry Boże, nigdy nie wyobrażał sobie,
że to takie przyjemne uczucie obejmować kogoś. Ciepło jej ciała wydawało
się koić go od wewnątrz, a jej łagodne krągłości idealnie wpisywały się w
niego. To było tak, jakby los specjalnie stworzył ją dla niego.

- Jaki los mógłby przekląć któregokolwiek anioła, by spędził ze mną

wieczność – mruknął do siebie.

Ale tych kilka chwil czułości nie zaszkodzi nikomu. Ona spała, a on był

dobry w trzymaniu swoich żądzy na wodzy. Cam po prostu pragnął tulić ją
przez kilka chwil. Nie prosił w życiu o zbyt wiele. Objął ją i zamknął oczy.
Nawet nie wiedział, kiedy zapadł w głęboki sen.

* * * *

Po powrocie do kompleksu Brad udał się natychmiast do męskiej

sypialni i zabrał kilka sztuk dodatkowej broni. Mimo iż Cam nie chciał, by
poszedł i zadawał pytania, nie zamierzał słuchać przywódcy emaptów. Jeśli
istniał jakiś sposób, by Brad mógł pomóc Derelowi, zrobi to. Nawet jeśli to
oznaczało rozmowę z jego demoniczną siostrą. Zarzucił łuk na ramię,

background image

wyszedł na korytarz i prawie staranował małą ciemnowłosą empatkę, która
blokowała mu drogę. Jęknął, gdy tylko zobaczył, kto to.

To była Heather, jedna z małych przyjaciółek Beara. Czuła pociąg do

Derela, odkąd tylko Brad pamiętał. Cholera, to było nawet coś więcej niż
pociąg, ona była zakochana po uszy w tym idiocie. Jej oddanie Derelowi było
zarówno zabawne jak i irytujące. Włosy Heather były splecione w dwa
warkocze. Miała na sobie parę obcisłych, czarnych, skórzanych spodni, które
wisiały nisko na jej szczupłych biodrach. Dopasowana góra z długim
rękawem była odcięta tuż nad pępkiem, odsłaniając brzuch. Maleńkie stopy
były obute w szpilki, a jej długie paznokcie pokryte fioletowym lakierem. Jej
broń, bicz, była ciasno owinięta wokół bioder. Popatrzyła badawczo na jego
łuk.

- Dokąd idziesz?
- Tak specjalnie to nigdzie – odpowiedział trochę za szybko.
Zmrużyła brązowe oczy.
- To nie jest zbytnio po anielsku kłamać, Brad. Jeśli masz zamiar szukać

Derela, chcę iść z tobą.

Oddalił się od niej.
- Nie.
Pobiegła za nim, jej krótkie nogi musiały stawiać podwójne kroki, by

nadążyć za jego jednym długim.

- Proszę, wiesz, że nie powinieneś iść sam. Michael zawsze powtarza, że

trzeba mieć wsparcie.

Zatrzymał się i zmierzył ją wzrokiem.
- Nie sądzę, żeby miał na myśli malusieńką małolatę, kiedy wspominał o

wsparciu.

Chociaż patrząc na nią w tym stroju, może ostatecznie nie byłoby to

takie niedorzeczne, mieć ją przy sobie. Może czasami była denerwująca, ale
z pewnością przyjemnie okrągła we wszystkich właściwych miejscach.
Zastanawiał się, dlaczego Derel cały czas odsyłał ją z kwitkiem. Brad posłał
jej krągłościom kolejne aprobujące spojrzenie i postanowił, że jeśli Derel nie
będzie rościł sobie praw do tej kobiety, wtedy może po prostu mu ją odbije.
Heather uniosła podbródek.

- Umiem walczyć tak dobrze jak ty. Też jestem anielskim wojownikiem.
Postanowił spróbować perswazji.

background image

- Słuchaj, twój Pan, Cam specjalnie powiedział mi, żebym nie robił tego,

co mam zamiar zrobić. Jeśli pójdziesz ze mną, będziesz miała masę
problemów.

- Nie obchodzi mnie to – jej dolna warga zadrżała. – Wiem, że Derel

nawet nie zdaje sobie sprawy z mojego istnienia, ale znaczy dla mnie bardzo
wiele. Bardzo za nim tęsknię, zrobię wszystko, by sprowadzić go z
powrotem.

Brad zamknął oczy i westchnął. Nigdy nie mógł oprzeć się kobiecym

błaganiom. To było zawsze jego słabością. Poza tym szedł tylko zadać swojej
siostrze kilka pytań. Czy to mogło być niebezpieczne? Przy odrobinie
szczęścia byliby tam i z powrotem, zanim ktokolwiek nawet by zauważył, że
zniknęli.

- Dobrze – powiedział. – Ale trzymaj się z tyłu i buzia na kłódkę.
Heather uśmiechnęła się do niego, zanim skinęła głową i wyszła za nim

z kompleksu.

* * * *

Cam obudził się w chwili, gdy Amadeaha zaczęła rzucać się wkoło i

mamrotać we śnie. Jego anioł miał koszmar, a wiedział z własnego
doświadczenia, jakie to było okropne. Nawet przez sekundę nie mógł
patrzeć, jak cierpi, więc wyciągnął rękę i położył palce na jej skroniach.
Używając umiejętności empaty powoli usunął problemy z jej umysłu. Mimo
to zamiast spać, obudziła się z lekkim westchnieniem. Jej jasnozielone oczy
były otwarte i wpatrzone w niego.

Zamarł, zmrożony szokiem, gdyż wydawała się spoglądać prosto w jego

duszę. Uświadomił sobie, że ich twarze były tylko kilka cali od siebie, a ich
ciała jeszcze bliżej. Mógł poczuć, jak jej piersi unosiły się i opadały z każdym
oddechem, który wzięła. Cam był świadomy, że całkowicie nad nią teraz
górował. Był też świadomy każdej jej miękkiej krągłości. Jego członek
stwardniał w odpowiedzi i wiedział, że musiała to poczuć. Ale nie
przestraszyło jej to ani trochę. Ona nadal patrzyła na niego z podziwem i
odrobiną nieśmiałości. Lekki rumieniec wykwitł na jej policzkach. Prawie
się uśmiechnął, gdy zdał sobie sprawę, że kocha to, jak się tak rumieni.

background image

- Przepraszam – zaczął się wyrywać i wstawać. – Przypadkowo

zasnąłem. Nie miałem na myśli obmacywania cię albo coś.

Złapała go za ramię i pociągnęła z powrotem w dół.
- Zostaniesz ze mną, dopóki nie zasnę?
Żołądek Cama zrobił fikołka jak mały uczeń. Czy ona była kompletnie

stuknięta?

- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
- Czemu?
Błysnął kłami.
- Jestem po części inkubem. Miłe kobiety jak ty nie spędzają ze mną

czasu.

Spodziewał się, że reakcją na jego słowa będzie strach, a nie to, co

dostał. Jej oczy zapłonęły gniewem.

- Nie mów o sobie w ten sposób.
- Taka jest prawda.
- Możesz mieć w sobie krew inkuba, ale to nie znaczy, że nie jesteś w

każdym calu anielskim wojownikiem. Nigdy byś mnie nie zranił.

Miała go. Nigdy by jej nie skrzywdził. Cam zdecydował, że jedna noc

pieszczot nie zaszkodzi. Ostatecznie robi to, by jej pomóc. Kłamca, kłamca,
komu teraz nos się wydłuża?
szydził jego wewnętrzny Świerszcz

2

. Wciąż

jednak miał zamiar po dzisiejszej nocy przekazać ją Michaelowi i, jeśli
będzie miała szczęście, nigdy więcej go nie zobaczy. Więc może byłoby w
porządku pozwolić sobie na to małe ustępstwo.

Pozwolił sobie na relaks, układając się na boku i przyciągając ją do

swojej piersi, a jej twarz ku swojej. Westchnęła z zadowoleniem, a on
uśmiechnął się nad jej głową. Czego by nie zrobił, by mieć tak każdej nocy.
Pogłaskał ręką jej plecy, gdy przypomniał sobie ślady bata, które tam były.

- Czy to twój wuj cię bił?
Wstrzymała oddech.
- Nie.
- Zatem to był twój ojciec?
- Nie, to też nie był on.
Nadal głaskał jej plecy, wstrząśnięty tym, że był w stanie okazać jakąś

czułość. Zawsze myślał, iż ta część niego umarła w Piekle.

- Kto cię skrzywdził, Amadeahao?

2

Postać z baśni „Pinokio”

background image

Westchnęła.
- Czy musimy o tym teraz mówić? Cieszę się tym tak bardzo, że nie chcę

nic zepsuć myślą o nieprzyjemnych rzeczach.

Cam też się tym cieszył, ale za cholerę, by się do tego nie przyznał.
- Dlaczego twój brat Haniel nie powstrzymał ich przed krzywdzeniem

cię?

- Odszedł na kilka miesięcy przed wybuchem wojny.
Cam bardzo się starał ukryć gniew, ale mu się to nie udało.
- Jak mógł zostawić cię samą? Musiał wiedzieć, że jesteś w

niebezpieczeństwie.

- Nie wiedział, że szpieguję dla Michaela – broniła go. – Nigdy mu nie

powiedziałam, ponieważ chciałby powstrzymać mnie przed pomaganiem
wam.

- Mimo to, nigdy nie powinien zostawiać cię z ojcem i wujem.
- Nie miał wyboru. Jehel chciał go aresztować, ponieważ Haniel odmówił

złamania przysięgi wierności Michaelowi. Mimo iż nie był w stanie walczyć
jako anielski wojownik, nigdy nie byłby w stanie zdradzić swojego szefa.

- Jehel naprawdę chciał go za to aresztować?
Cam nic nie mógł na to poradzić, ale zastanawiał się, co się stało z

innymi anielskimi wojownikami, którzy przebywali w Niebie. Było tam
kilku, którzy nie chcieli albo nie mogli opuścić go z różnych powodów.

- Niebo już nie jest takie samo, od kiedy wybuchła wojna – szepnęła. – To

nie jest już ta szczęśliwa utopia, co kiedyś. Czuję tak wiele gniewu i
nienawiści, że aż mnie to czasami przytłacza. Zaplanowano okropne
reperkusje przeciwko tym, którzy wystąpili przeciwko radzie. Jehel obiecał
zniszczyć wszystkie ślady Michaela i wszystkich, którzy są mu wierni. Czy
wiesz, że rada zniszczyła wszystkie domy Michaela?

- Nie, nie wiedziałem. Czy zniszczyli też dom moich rodziców?
Był on na obrzeżach Nieba i jego rodzina mieszkała w nim, odkąd

urodziła się Ana. Jej ciało zesztywniało nieco w jego ramionach.

- Jesteś pewien, że chcesz to wiedzieć?
- Tak.
- Mój kuzyn i kilku jego przyjaciół spalili go. To było tuż po wybuchu

wojny.

Cam zamknął oczy. Ta strata bardzo go dotknęła. Pokoje jego matki

zostały zniszczone, drewniana poręcz, dzieło jego ojca własnoręcznie
wykonane oraz meble. Reese wyrzeźbił Camowi zestaw koni i Cam wciąż

background image

miał je ukryte z tyłu swojej szafy w tym domu. Te konie były ostatnim
prezentem, jaki Reese mu dał. Teraz to Amadeaha wyciągnęła rękę i potarła
jego skronie.

- Tak mi przykro.
Próbował się uśmiechnąć, ale nic mu z tego nie wyszło.
- Wszystko w porządku, to nie ty to zrobiłaś.
- Cam, dlaczego mnie nie nienawidzisz?
- Dlaczego miałbym cię nienawidzić?
- Za to wszystko, co mój ojciec i wuj tobie uczynili, myślę, że mógłbyś

gardzić nami wszystkimi.

- Nigdy nie mógłbym cię nienawidzić – Cam skrzywił się, jak tylko

powiedział te słowa.

Wydała z siebie kolejne szczęśliwe westchnienie i wtuliła się głębiej w

niego.

- Ja ciebie też nigdy nie mogłabym nienawidzić.
Gdyby tylko to była prawda.
- Nie znasz mnie.
- Tak, znam cię, wiem, że jesteś tutaj – wzięła jego rękę i położyła na

swojej klatce piersiowej tuż nad sercem.

Cam był tak wzruszony jej słowami, że nie był w stanie odpowiedzieć,

oniemiały w obecności kobiety po raz pierwszy w życiu. Pocałowała go
delikatnie w policzek, zanim zamknęła oczy i ponownie zasnęła. Nie spał
ani godziny, słuchając jej oddechu i podziwiając czyste piękno, o którym
wiedział, że nigdy nie będzie jego.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Anielska Krew rozdział 1
Anielska Krew rozdział 4
Anielska Krew rozdział 3
Anielska Krew rozdział 5
Cynthia Eden Związani przez krew Rozdział 1 2
Rozdział 22 Krew i Rozdział 23 dwulicowość
Cynthia Eden Związani przez krew Rozdział 1 4
Cynthia Eden Związani przez krew Rozdział 1 3
rozdzial dna krew
Anette Curtis Klause Krew jak czekolada rozdział 3
Anette Curtis Klause Krew jak czekolada rozdziały 1 2 by Dori1703
Krew i choroby układu krwionośnego
KREW 6
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
krew i limfa
Święta krew Jezusa
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III

więcej podobnych podstron