Mama i ja (deluxe)
Mam na imię Krzysztof i przymierzam się właśnie do zdawania pierwszej w życiu sesji. Studiuję
w Krakowie, na wydziale Prawa i Administracji, a ponieważ nie pochodzę z Krakowa, wynajmuję
tu stancję. Ale nie o pierwszej sesji chcę napisać. Myślami biegnę do moich pierwszych
doświadczeń seksualnych, wiele lat temu, kiedy jeszcze jako Krzyś mieszkałem z mamą i starszym
o dwa lata bratem w Starachowicach w dawnym województwie kieleckim.
Rodzice rozwiedli się, kiedy miałem gdzieś koło 4 lat. Z tego niefajnego doświadczenia
pozostały na szczęście tylko nieuprzykrzające życia strzępki wspomnień. Zresztą wczesne,
przedszkolne dzieciństwo i późniejsze, gdy byłem już w wieku szkolnym, wspominam bardzo
dobrze. Zawsze byliśmy z bratem otoczeni ciepłym uczuciem i troskliwością naszej mamy. Dużo by
o tym opowiadać. Zacznę się jednak powoli skupiać na sferze mojej rozwijającej się chłopięcej, a
później młodzieńczej seksualności.
Mieszkaliśmy w zwykłym bloku z wielkiej płyty. Mieszkanie miało trzy pokoje i było dość
spore, ale mimo tego normalnym było, że kobieta wychowująca dwoje synów, miała ograniczoną
prywatność... ba nawet intymność. Czy od rozwodu spotykała się z jakimś mężczyzną? Zapewne
tak. W końcu samotna, ładna kobieta około trzydziestki, nawet będąca samodzielnie wychowującą
dzieci matką, nie przestawała być kobietą. Tak czy inaczej, nigdy nie związała się z nikim, nic nie
wiadomo mi, aby w naszym domu pojawiali się nieznajomi mężczyźni. Po prostu całą sobą była z
nami i dla nas.
Pamiętam kiedy jeszcze jako przedszkolak mogłem kąpać się w wannie razem z mamą.
Pamiętam jak siadałem pomiędzy jej udami, zwrócony plecami do niej. Pamiętam doskonale jak
bardzo uważała, aby piana z szamponu nie wpłynęła mi do oka. No i pamiętam też jej nagość, która
nie miała dla mnie wówczas żadnej wartości zakazanego owocu. Jako wstydliwy, ale może dlatego
przyjemny, odbierałem tylko moment mycia siusiaka. Mama zostawiała mnie wówczas w wannie, a
sama wychodziła i owijała się na wysokości piersi, dużym ręcznikiem. Wtedy w ruch szły gąbka i
mydło. Stawałem w wannie i mama namydlała mnie, omijając gąbką „ptaszka”, a następnie
powracała do niego już z samymi namydlonymi dłońmi. Dwukrotne ściągnięcie napletka, otoczenie
dłonią „jajeczek”, podobny system z tyłu i już byłem gotowy do spłukania. Później miękki ręcznik,
znienawidzona czynność wycierania (a raczej szorowania ręcznikiem) włosów i szybki skok w
pidżamkę. Później mogłem jeszcze poleżeć z mamą w jej łóżku, wtulając się w nią całym ciałem i
gapiąc w telewizor, lub po prostu zasypiając. W efekcie zawsze lądowałem w swoim łóżku z
całusem na dobranoc.
Nie mogę powiedzieć, aby nagość emanowała w naszym domu. Poza sytuacją wspólnej z mamą
kąpieli nigdy nie widywałem jej nago.
Zdarzało się czasem, że chcąc się przebrać nie wychodziła do innego pokoju, ale przebierała się
przy mnie czy przy moim bracie... I nigdy nie dotyczyło to majtek. Nigdy też nie gapiłem się na jej
ciało – w tym wczesnym okresie dlatego, że nie było dla mnie niczym obcym, a później ponieważ
czułem, że nie wypada. Zapadł mi jednak w pamięci widok profilu jej piersi. Jako raczej drobna
kobietka, miała rzecz jasna piersi drobne. Skóra jej piersi była mlecznobiała, kontrastująca z
naturalną opalenizną. Ich profil z racji niewielkich rozmiarów, tworzył wyraźny, symetryczny
trójkąt, który od sutka do podstawy piersi, przechodził delikatnym, ledwie zauważalnym łukiem.
Sutki jej piersi były jasnoróżowe, ale o wyraźnych i regularnych aureolkach, średnicy zbliżonej do
dzisiejszej pięciozłotówki. Zwieńczenie sutka pozostawało ukryte kiedy mama zdejmowała stanik,
jednak kilka chwil pomiędzy jego zdjęciem, a założeniem bluzki czy koszuli nocnej, powodowało,
że stawał się widoczny jego zarys. Dokładnie mogłem go widzieć, kiedy mama wychodziła z
nagrzanej wanny i stawiała stopę na chłodnej posadzce. Efekt był niemal natychmiastowy, a po
chwili dodatkowo wzmocniony dwu- lub trzykrotnym potarciem piersi ręcznikiem. Różowe
aureolki zwężały się wtedy i leciutko marszczyły, a w ich środku nabrzmiewały grube i
jednocześnie długie na jakieś pół centymetra sutki.
Często też jeden z nas bywał proszony przez mamę o zapięcie lub rozpięcie niepoddającej się
łatwo haftki stanika. Przy jednej z takich okazji, kiedy byłem z mamą sam w pokoju, mając chyba z
7 lat, z czystej ciekawości zapytałem o to „zjawisko”, polegające na „puchnięciu koniuszka”, jak to
wtedy określiłem. W odpowiedzi usłyszałem:
– Pewnie Krzysiu nie pamiętasz, ale kiedy byłeś jeszcze zupełnie mały, mama brała cię na ręce,
przysuwała sobie do cycuszka i karmiła mlekiem, które w nim było. Dlatego też, koniuszek
cycuszka robi się wtedy większy, żeby łatwo było go ssać.
Na widok zdziwienia malującego się na mojej twarzy mówiła dalej:
– Wszystkie mamy tak robią, dopóki dzieci nie mają jeszcze ząbków i mogą pić tylko mleko od
mamusi.
– A czy teraz też mogę? – Zapytałem, dając wiarę temu, co przed chwilą usłyszałem, ale nie
mogąc sobie tego wyobrazić.
– Teraz w nich już nie ma mleka, ale jeśli chcesz, to możesz przypomnieć sobie jak to robiłeś.
Chcesz?
Mając wciąż jej nagie piersi na wysokości oczu, widziałem jak się zmieniały. Pokryła je „gęsia
skórka”, a sutki powiększyły się o wiele bardziej, niż zwykle po kąpieli.
– Tak – odparłem lekko zmieszany.
Mama sama usiadła na wersalce, a mnie posadziła na swoich kolanach, obejmując jedną dłonią
pierś, a ramieniem drugiej ręki otaczając mnie.
– Musisz wziąć go do ust i ssać, tak jak piłbyś napój przez słomkę – powiedziała. Zbliżyła moją
głowę do siebie i podpierając ją, pozwoliła abym przez kilka dobrych chwil ssał jej pierś. Czułem
jak jej dłoń głaskała moją głowę, delikatnie przyciskając moje usta do tego twardego „guziczka”.
Dopiero kiedy kilkakrotnie, niechcący, ale jednak boleśnie, przyszczypnąłem jej sutek zębami,
odsunęła mnie delikatnie i całując w czoło wyszeptała:
– Mój mały Krzysio.
Wyprostowałem się, siedząc wciąż na kolanach mamy i zobaczyłem nabrzmiały i
zaczerwieniony sutek, ociekający i błyszczący moją śliną.
Z tamtym zdarzeniem kojarzy mi się zawsze zapach wanilii i od tego momentu zacząłem
dokładniej, na tyle na ile pozwalała mi wstydliwość, przyglądać się ciału mojej mamy.
Wraz z moim pójściem do pierwszej klasy szkoły podstawowej, nastąpiły pewne zmiany w
dotychczas panujących zasadach. Nie zasypiałem już w jej łóżku, ale jedynie w jej słodkim
towarzystwie w pokoju moim i brata, słuchając zwykle czułych słów na dobranoc. Wspólne kąpiele
ustąpiły też miejsca zaledwie jej obecności w łazience podczas mojej kąpieli. Przez dłuższy okres
czasu pomagała mi jednak w dokładnym umyciu ciała. Sporadycznie taka pomoc zdarzała się też,
kiedy w zupełności posiadłem już „tajną wiedzę” namydlania się samemu. Dopiero, kiedy miałem
około 10 lat i akurat mama z jakiegoś powodu postanowiła przyśpieszyć moją kąpiel, namydliła
mnie całego i starym wzorem, siusiaka zostawiła „na koniec”. Zaskoczyła ją reakcja mojego
organizmu, która spowodowała, że od tej pory liczyć mogłem już tylko na pomoc w myciu głowy.
Otóż chcąc jak zwykle jak najdelikatniej obejść się z moim „ptaszkiem” i „jajeczkami”, ujęła go w
śliską od mydła dłoń... i poczuła, a po chwili zobaczyła, jak momentalnie, malutki dotychczas
„ptaszek”, wysuwa się spomiędzy jej dłoni, sztywniejąc i kierując się w górę. Oczywiście
dokończyła mycie mnie, wytarła, ubrała w pidżamę i wysłała do łóżka. Kiedy już zgasiła światło w
moim pokoju, nie zastanawiałem się nad tym. Mama naturalnie mogła coraz częściej obserwować
podobne zjawiska w różnych sytuacjach. Podczas kąpieli, z których powoli zupełnie się
wycofywała, a przeważnie rano, kiedy budziła mnie i odkrywała kołdrę. Okres dzieciństwa miał
trwać jeszcze długo, ale organizm przygotowywał się do młodzieńczej „burzy hormonów”.
Pominę wszystkie koleżanki, którymi się interesowałem, a zainteresowanie to przejawiałem tak
jak wszyscy moi 11-sto i 12-letni rówieśnicy, ciągnąc je za kucyki czy zadzierając spódnice. Skupię
się na zmieniających się relacjach z mamą, w której upatrywałem wówczas ideału kobiety. Sytuacje,
w których mogłem oglądać ją nago, należały już do przeszłości. Jedynie czasem prosiła jeszcze o
pomoc przy zapince stanika. Starałem się wówczas nie koncentrować na jej pięknych,
mlecznobiałych i pachnących waniliowym balsamem piersiach. Efektem zwykle była erekcja, którą
skutecznie ukrywałem przed jej wzrokiem.
Także poranki polegały na odczekaniu aż „emocje” opadną. Mama przestała też ściągać ze mnie
rano kołdrę. Oczywiście nie wprowadzono żadnej reglamentacji na przytulanie się do mamy, do
siadania, czy leżenia na jej kolanach. Dla własnej wygody nie przestała też chodzić wieczorem po
domu w bluzie czy koszuli oraz samych majteczkach. Wtedy to rozpocząłem fantazjować na tematy
związane z jej ciałem.
Przypominałem sobie jak wygląda nago, jak poruszają się jej piersi gdy wyciera mi głowę
ręcznikiem, jak twarda była cała pierś i jej sutek gdy ssałem go parę lat wcześniej. Próbowałem
wyobrazić sobie, co skrywają kręcone włoski jej zarostu w kształcie trójkącika, który kiedyś często
widywałem przy okazji kąpieli, a którego zarys, teraz ledwie mogłem dostrzec przez bawełnę jej
majteczek lub cienkiej, letniej koszuli nocnej. Zacząłem też nieumiejętnie sprawiać sobie
przyjemność, dotykając przed snem swojego penisa, wyobrażając sobie sytuacje z przeszłości i
tworząc nowe obrazy. Z czasem zaczęły się też wytryski, wpierw kilku kroplowe i bezbarwne,
później coraz obfitsze, gęściejsze, o charakterystycznym, nie dającym się porównać do niczego
zapachu. Naturalnie ślady pozostające po takiej aktywności lub po polucjach, które zaczęły mnie
nawiedzać, w oczach mojej mamy były po prostu sygnałem mojego dojrzewania. Dwukrotnie
„zorganizowała” ona nawet swego rodzaju samodzielną kontrolę, czy też raczej krótkie badanie
mojego rozwoju. Kończyłem wtedy czternaście lat.
Za pierwszym razem, badanie to polegało na dobrowolnym zdjęciu przeze mnie po kąpieli, na jej
prośbę pidżamy, pobieżnym obejrzeniu mojego przyrodzenia, oraz parokrotnym, delikatnym
ściągnięciem z niego napletka. Wywołało to natychmiastowy wzwód, niezwłocznie przykryty
spodniami od pidżamy.
Padło jeszcze kilka luźnych uwag, jak na przykład, że mój członek (dotychczas jeśli w ogóle go
nazywała, używała słów: „ptaszek”, „siusiak”, „Kubuś”, „cycek”), jest znacznie większy, niż gdy
widziała go w takim stanie ostatni raz przy okazji kąpieli. Przyjrzała się też pierwszym jasnym
włoskom, które zaczynały wokół niego porastać. Na koniec zapytała, czy ściągnięcie napletka nie
wywołało bólu, oraz czy ściągnęła go do końca. Stwierdzenie, że „nie wiem”, zakończyło rozmowę
na ten temat. Oczywiście wolałbym jeszcze posiedzieć i poczekać, aż podniecenie odejdzie,
zabierając ze sobą przeraźliwy wzwód, ale fakt, iż mama również zaczęła przebierać się do spania
sprawił, że wraz z odpięciem klamerki jej stanika i zsunięciem go do ramion, moja obecność stała
się niepożądana. Mimowolnie rzuciłem okiem na sutki, które zaczęły już nabrzmiewać, a
jednocześnie, ze stojącym pod cienkim materiałem pidżamy „Kubusiem”, odprowadzany wzrokiem
mamy aż do samych drzwi jej pokoju, musiałem go opuścić.
Do łóżka położyłem się wręcz roztrzęsiony. Mama zajrzała do mnie już po jej kąpieli, przebrana
w swoją koszulę nocną. Do spania zawsze zakładała luźny T-shirt sięgający do połowy jej
opalonego uda, albo klasyczną nocną koszulę. Spośród całego ich kompletu, niektóre były dosyć
prześwitujące i w nich mama spała w gorące, letnie noce. Właśnie wtedy była taka noc. Przy
zapalonym świetle całkiem wyraźnie widziałem jej piersi, z dotykającymi materiału, a więc
najlepiej widocznymi sutkami, oraz niewyraźny zarys trójkącika na jej podbrzuszu. Jeszcze się do
mnie nachyliła i taka pachnąca, nieświadomie pokazująca mi przez dekolt szpiczaste piersi,
pocałowała mnie w policzek.
W ciągu następnych kilku dni, moje napięcie narastało. W zasadzie nie rozumiałem co się dzieje.
Podniecał mnie widok jej pozostawionej w łazience bielizny, podniecały mnie jej dłonie, które nie
tak dawno delikatnie obejmowały mój członek. Podniecały mnie też sytuacje, które miały miejsce w
domu w ciągu dnia. Jako że był środek lata, mama zwykła przebierać się w swój strój do opalania,
którego ku mej radości nie była w stanie za żadne skarby zapiąć własnymi siłami, a więc dzielnie jej
w tym pomagałem. Później kładła się na leżaku rozstawionym na balkonie i spędzała tak godzinkę
lub dwie. Zwykle też prosiła mnie po opalaniu, jeśli byłem akurat w domu (a byłem niezawodnie),
abym po odpięciu paska od stanika posmarował jej plecy balsamem. Tylko ja wiedziałem, czym to
dla mnie było.
Parokrotnie też, w tym właśnie okresie mojego wybuchającego wręcz podniecenia, natknęliśmy
się na siebie w łazience. Raz, mama potrzebowała jakichś kosmetyków, kiedy akurat leżałem w
wannie i musiałem pozwolić jej wejść, co wywołało jej rozbawienie, gdy ujrzała jak próbuję ukryć
w garściach to co miałem do ukrycia. Powiedziała:
– Przed paroma dniami oglądałam cię dokładnie, więc chyba nie ma tam niczego, czego bym już
nie widziała.
Innym razem to ona leżąc nago w wannie, zawołała mnie i poprosiła o przyniesienie z szafki w
jej pokoju majtek i czystego ręcznika. Ta z kolei sytuacja, tym razem mnie pozwoliła z niej
zażartować. Kiedy wszedłem do łazienki, mama będąc w wannie zasłaniała jednym ramieniem
piersi, drugą rękę wyciągając po ręcznik i dodatkowo krzyżując uda tak, że nie mogłem dostrzec
nawet najmniejszego kawałka jej trójkącika. Uśmiechnąłem się i powiedziałem niepewnie:
– Nie musisz się mnie wstydzić, mamusiu. Ty widziałaś mnie całego na golasa, to ja też mogę. A
poza tym, to przecież nieraz widzę twój... – Zawahałem się jak nazwać kobiece piersi – ...twoje
cycuszki – dokończyłem. Mama zaśmiała się, przeniosła obie dłonie na swoje przyrodzenie,
szczelnie je okrywając i odparła:
– Masz trochę racji, ale widząc jak twój „Kubuś” reaguje, kiedy widzisz mnie w negliżu, mogę ci
obiecać, że więcej niż w tej chwili nie zobaczysz. – Po chwili namysłu dodała jednak: – Skoro jesteś
tutaj to połóż ręcznik na pralce, weź do ręki prysznic i spłucz mi dokładnie odżywkę z włosów.
Ucieszyłem się jak diabli. Mama była w półleżącej pozycji i doskonale widziałem zarys jej
nagiego ciała przykrytego lekko spienioną wodą. Oczywiście największa tajemnica była szczelnie
zasłonięta, ale za to ponad wodę wystawały ociekające resztkami piany i niczym nie przesłonięte
piersi, w których tak się rozsmakowałem. Przyglądając się temu widokowi, szybko zdałem sobie
sprawę, że mój wzwód zaczyna być widoczny przez cienki materiał moich krótkich spodenek.
Mama nic nie powiedziała, a tylko uśmiechnęła się niezauważalnie i jakby nigdy nic naprężyła się,
aby przejść do pozycji siedzącej. Efekt tego był taki, że nie trzymając się za nic innego jak tylko za
swoje łono, wykonała niekontrolowanego „nurka” na plecach, wynurzając na ułamek sekundy
biodra i w odruchu chwytając się obiema rękami za rant wanny. Było to zdarzenie tak
niespodziewane, że nie zdążyłem zarejestrować z całą pewnością, ale wydawało mi się, że w
miejscu gdzie spodziewałbym się ujrzeć znajomy, ciemny trójkącik, była tylko jasna, nieopalona
skóra, bielsza jeszcze od tej na piersiach. Dodatkowym skutkiem tego zajścia było to, że wyszedłem
z niego cały przemoczony. Mama, która znów zdążyła się zasłonić w tak interesującym mnie
miejscu, z marszu kazała mi ściągnąć z siebie mokre rzeczy.
W tym czasie sama spłukała sobie głowę, choć odżywki już raczej na niej nie było, sięgnęła po
ręcznik i przesłonięta opuściła wannę. Natychmiast odezwała się z lekkim wyrzutem:
– Czego się tak ociągasz, Krzysiu? Przecież cały jesteś mokry! – Sięgając do moich spodenek
pytała: – Majtki też masz mokre? To nic, zaraz się przebierzesz – To mówiąc zdążyła zdjąć moje
spodenki do połowy uda i oniemiała. Zauważyła, że majtki opinają mój członek w pełnym
wzwodzie. Zastanowiła się przez chwilę, po czym widząc moje zażenowanie, powiedziała:
– Pamiętasz jak oglądałam cię dwa tygodnie temu? Pytałam cię później o coś, a ty nie potrafiłeś
mi odpowiedzieć. Skorzystamy z tego, że się przebierasz i sprawdzę czy na pewno nie ma tam z
twoją skórką żadnego kłopotu. – Widząc moje niezdecydowanie i rumieńce na twarzy, dodała – To
bardzo ważne – Kiwnąłem głową. Mama wysunęła z wnęki za pralką kosz na brudne rzeczy i
usiadła, mokra jeszcze, owinięta jedynie w ręcznik, z twarzą na wysokości mojej klatki piersiowej.
Spojrzała w dół. Czułem że pulsuję. Mama złapała obiema dłońmi gumkę moich majtek od strony
pośladków i zaczęła powoli ale z uporem ściągać je w dół. Mogła przy tym czuć jak spinają mi się
pośladki. Czułem na nich jej ciepłe, zadbane dłonie. Ona spokojnym głosem dalej ciągnęła:
– Przysuń się troszkę – rozchylając nieco swoje uda, aby zrobić mi miejsce, przyciągnęła mnie
odrobinkę, trzymając dłonie na moich pośladkach. – Obejrzę sobie ciebie jeszcze raz i będę już
spokojna – Z tyłu, majtki zsunęły się z pośladków, a z przodu oparły się na żołędzi członka i
czekały na ostatni ruch dłoni mamy, które przesunęły się z pośladków w jego kierunku.
Ostatnie pociągnięcie gumki i cała moja naga męskość wyskoczyła do góry jak z procy. Majtki
same osunęły się do kostek. Stałem teraz tak przed nią, odzianą jedynie w rozchylony u dołu
ręcznik, nie zakrywający nawet jej kobiecości, a jedynie rzucający na nią ciemny cień. Moja
wyobraźnia pracowała. Mama przyglądała się w tym czasie memu wyprężonemu w górę, smukłemu
i długiemu, wówczas na jakieś 13 cm prąciu. Moje nieporośnięte jeszcze meszkiem jądra, przytulały
się od dołu do członka. Ponad nim, tak jak zauważyła kilka dni wcześniej, jasny meszek zaczynał
już się rozsiewać. Przez chwilę nie mówiła nic, obserwowała skurcze, które co kilka sekund
przetaczały się przez moje lędźwia i wprawiały nabrzmiały członek w drgania. W rytm tych cykli,
purpurowa żołądź, która całkowicie wysunęła się z napletka, to pęczniała to znów traciła na
objętości. Czułem, że wystarczy kilka dotknięć i nie powstrzymam wytrysku.
Mama też o tym wiedziała i stąd to wahanie. Nie wiedziała, czy powinna dać upust moim
chłopięcym emocjom. Z wybawieniem przyszedł jej dzwonek domofonu. Mama wstała by wpuścić
mojego brata wracającego z dworu, zostawiając mnie w łazience. Zastanawiałem się, czy on też
przechodził takie badanie. Podniecenie stopniowo minęło. Kiedy mama wróciła do łazienki, nie
miała już na sobie ręcznika tylko szlafroczek, a na mój widok, stojącego półnagiego chłopca z
opuszczającym go wzwodem, poczochrała mnie po głowie, ucałowała mówiąc czule:
– Bardzo się cieszę, że zdrowo się rozwijasz – i po chwili dodała – poczekaj, zaraz przyniosę ci
suche rzeczy. – Nie muszę mówić jak bardzo byłem zawiedziony. Nie dałem jednak nic po sobie
poznać, mając nadzieję, że wrócimy jeszcze kiedyś do podobnej sytuacji.
Brak inicjatywy ze strony mamy w kierunku oglądania mnie lub pokazywania siebie, przy
jednoczesnym ciągłym zwracaniu uwagi na zbliżający się początek roku szkolnego, wygasił
stopniowo i moją fascynację. Oczywiście nadal masturbowałem się, jednak imaginacje
przedstawiające moją mamę, ustąpiły miejsca fantazjom poświęconym nowo poznanym
dziewczynom w nowej szkole. Widok mamy w negliżu większym, niż ubranej w koszulę i
majteczki stał się czymś nierealnym. Jej nagie piersi znikły z mojego świata na dobre, natomiast
widmo zbliżającej się, słotnej jesieni i mającej po niej nastąpić zimy, skuło lodem jakiekolwiek
myśli o opalonym letnim słońcem, pięknym ciele mojej mamy. Zacząłem mieć własne sprawy, do
których nie dopuszczałem mamy ani nikogo innego. Fakt... nie przestała mi się podobać nigdy, ale
w takich „odseksualnionych” relacjach doczekaliśmy moich kolejnych – piętnastych urodzin i
wybuchającego tuż po nich kolejnego lata.
Rok ten, tak jak poprzednie lata, nie odcisnęły na mamie żadnego piętna. Wciąż była piękna,
mimo zbliżających się jej 35. urodzin. Z początkiem lata znów rozkwitła, a ja nie mając
obowiązków szkolnych, ponownie zacząłem jej towarzyszyć podczas codziennych sesji na leżaku,
czy to na naszym balkonie, czy nad wodą, skracając tym samym dystans jaki wytworzył się między
nami przez cały rok. Zupełnie niekontrolowanie znów zacząłem przyglądać się jej zgrabnym
pośladkom, niewielkim, mieszczącym się w dłoniach, jędrnym piersiom skrywanym za kostiumem i
nawet nie wiem kiedy, mimowolnie zacząłem fantazjować znów tylko na jej temat. Zastanawiałem
się też za każdym razem, gdy byłem obok, jak wygląda jej wagina. Czy rzeczywiście znajomy mi
trójkącik znikł na dobre, a także jak zareagowałaby na takie pytanie? Mimo wszystko, wielbiąc po
kryjomu jej wdzięki i układając różne scenariusze kończące tamto badanie w łazience, czułem
dystans. Skończyłem właśnie piętnaście lat i nie miałem żadnego pomysłu na to, jak wrócić do tych
igraszek z mamą, jakie pamiętałem z dzieciństwa.
Z pomocą w przemianie tej stagnacji w pełnię szaleństwa, pomógł jeden mały, mogłoby się
zdawać nic nieznaczący przypadek. Przypadek, który okazał się być przysłowiowym kamyczkiem
poruszającym całą lawinę ogromnych głazów, której nie da się już zatrzymać. Tym przypadkiem
była awaria u sąsiadów mieszkających nad nami. Pęknięta rura spowodowała przeciekanie stropu
nad pokojem mamy. W efekcie, cały sufit obłaził z farby, kapiąca woda wypaczyła parkiet w kilku
miejscach i niezbędny okazał się remont i totalne suszenie pokoju. Większość rzeczy z pokoju
mamy została przeniesiona do mojego (mieliśmy już wtedy z bratem samodzielne pokoje) i
ulokowana w różnych miejscach. Na pewien czas brat musiał przyjąć mnie do siebie, tak aby mama
mogła przemieszkać remont w moim pokoju.
Zaraz po skończonym remoncie wszystko wróciło do normy. Pozostał jednak problem rzeczy
mamy, które wciąż zalegały w regałach nad moim łóżkiem, bo choć ona mogła już nocować u
siebie, to po wiele drobiazgów wciąż musiała „dogrzebywać się” w różnych miejscach mieszkania,
w tym u mnie. Z całego tego zamieszania, największym ambarasem było właśnie przeniesienie
wszystkich rzeczy na swoje miejsce. Mama pierwszy wieczór po zakończeniu remontu i ustawieniu
na powrót mebli na swoim miejscu, postanowiła poświęcić na ostateczne uporządkowanie
wszystkich tych szpargałów. Minęła północ, gdy kazała mnie i bratu na tym skończyć pomoc, a
sama jeszcze układała to, co udało się już odnaleźć. Gdy wykąpany położyłem się spać, ona wciąż
pracowała. Po kolejnej godzinie w końcu dała za wygraną, widząc, że tego wieczora nie skończy.
Sama poszła wziąć kąpiel. Zasnąłem. Po pewnym czasie obudziło mnie światło sączące się do
mojego pokoju przez otwarte drzwi.
Spod półprzymkniętych powiek zauważyłem, że to mama stara się najciszej jak może, odnaleźć
jakąś rzecz w jednym z regałów. W prawdziwe osłupienie wprawił mnie dopiero fakt, że była
zupełnie naga! W powietrzu unosił się słodki zapach jej balsamu do ciała. Domyśliłem się, że
musiała dopiero co skończyć relaksującą kąpiel i teraz szukała po ciemku jakichś rzeczy, które
gdzieś tu zostawiła, śpiąc w moim pokoju jeszcze ostatniej nocy. Przy zgaszonym świetle nie
mogłem dostrzec żadnych szczegółów, dopóki była w drugim krańcu pokoju. Stopniowo zbliżała się
do mnie, przeszukując niemal po omacku kolejne regały. W końcu dotarła do regału znajdującego
się tuż nad moją głową. Zawahała się. W końcu wspięła się na palcach i balansując nad moja głową,
zaczęła przeszukiwać półkę. Dzięki sączącemu się do pokoju delikatnemu światłu zza okna,
mogłem spokojnie spod przymkniętych powiek pożerać w myślach każdy fragment jej ciała, który
w nim mignął, mając jednocześnie pewność, że moja twarz pozostaje w cieniu niewidoczna.
Starałem się jedynie, aby mama nie zauważyła lub nie wyczuła drżenia mojego ciała, którego nie
byłem w stanie opanować. Podniecenie było tak wielkie, że słyszałem łomot własnego serca i
czułem krew buzującą w głowie. Jakieś pół metra od mojej twarzy znajdowała się jej kobiecość. Do
moich nozdrzy uderzyła woń, będąca superwybuchową mieszanką jej szamponu, balsamu i jak się
domyślałem również waginy. Tak pachniała kobieta.
Przyglądałem się jak zahipnotyzowany. Całe jej piersi pozostawały widoczne w snopie światła
wpadającego przez okno. Krótkie kędziorki jeszcze mokrych włosów, niesfornie opadały na czoło, a
uniesione do góry ramiona, odsłaniały gładką, dopiero co wygolona skórę pach, tworzących
podniecające zagłębienia. Talia łagodnym i seksownym łukiem rozszerzała się w ponętne biodra. A
dalej było już to, co dotychczas pozostało tajemnicą. W pełgających po podbrzuszu nikłych
promykach światła, ujrzałem nieopalony fragment skóry. Był gładki, bez śladu żadnego włoska.
Kolejny dreszcz przeszedł po moim ciele i miałem nadzieję, że fałdy koca, którym jestem
przykryty, zamaskują mój przeogromny wzwód. Z jasną skórą łona kontrastowały ciemniejsze
zarysy ukrywanej dotychczas waginy, wynurzającej się z pomiędzy ud. Po raz pierwszy na żywo
mogłem podziwiać kobiecość. Niemal czułem bijące od niej ciepło i upojny zapach. Nasycałem się
tym widokiem, marzenia zostawiając na później. Jeszcze chwilka. Mama wspięła się ponad moją
głową na palcach jednej nogi, drugą umiejętnie balansując i pokazując mi przy okazji delikatne
fałdki jej warg sromowych, również pozbawionych włosków. Tym ostatnim wysiłkiem odnalazła
koszulę nocną, której tak szukała.
Zamknąłem powieki. Czułem, że mi się przygląda. Dłonią dotknęła mojego czoła. Już dobrze.
Zaczęła się oddalać. Znów otworzyłem oczy by ostatni raz tej nocy nacieszyć się jej widokiem.
Widziałem jak cichym, tanecznym krokiem na palcach, oddala się w kierunku drzwi. Przyglądałem
się jej idealnym pośladkom i maleńkim, ledwie zauważalnym dołeczkom ponad nimi. Wyszła,
bezszelestnie, zamykając za sobą drzwi. W pokoju wciąż unosił się jej zapach. Rozsadzało mnie.
Zsunąłem z siebie koc, a zaraz za nim spodenki, w których spałem. Ugiąłem jedną nogę,
zamknąłem oczy i zacząłem się masturbować. Serce nie przestawało walić, czułem konwulsje
przechodzące przez całe moje ciało. Chciałem rozkoszować się tak wielkim podnieceniem jak
najdłużej, choć wiedziałem, że wystarczy kilka chwil, żeby strzelić ogromnym ładunkiem spermy,
która wypełniała moje jądra. Masowałem je delikatnie, tak jak mama dawniej, podczas gdy mnie
kąpała. Znów przywołałem na myśl jej piersi, a od nich szybko przeszedłem do waginy. Układałem
w myślach scenariusz, który nieuchronnie prowadził do zatopienia się mojego języka w jej wonnej
pochwie. Zastanawiałem się, jaki może mieć smak. Rozważałem możliwość wejścia w jej pochwę,
lub zakończenia na jej piersiach. Chciałbym, aby moje nasienie wcierała w skórę niczym balsam,
który zawsze stosuje po kąpieli. Pojawił się pomysł, by to ona zbliżyła swe usta do mojego członka.
Przypominałem sobie sytuację, gdy w łazience, napletek który ją interesował, sam zsunął się do
końca pod naporem nabrzmiewającego penisa, obnażając nabrzmiałą purpurowością żołądź.
Chciałem by go pieściła i polerowała językiem. Jeszcze nigdy nie był tak twardy jak teraz.
Nagle pokój zalało światło z głównej lampy. Drzwi, które tak jak bezszelestnie się zamknęły za
mamą, tak teraz bez najmniejszego skrzypnięcia wpuściły ją do mojego pokoju. Stała tam w swojej
koszuli, zaskoczona widokiem, który stanął jej przed oczami. Czegoś widocznie jeszcze
potrzebowała z mojego pokoju. Naciągnąłem na siebie koc, zakrywając także czerwoną jak burak
twarz. W głowie kołatało się sto różnych myśli. Poczułem, że mama stoi już przy moim łóżku. Nie
słyszałem jak podchodzi, ale byłem tego pewien. Po chwili ciszy usłyszałem:
– Krzysiu, mogę popatrzyć ci w oczy? Słyszysz? Nie bój się – powiedziała spokojnym głosem.
– Tak mamo. – Odkryłem głowę, ale oczami biegałem gdzieś po ścianach. Zobaczyłem, że mama
zamknęła za sobą drzwi, a górne światło zmieniła na bardziej dyskretne, z nocnej lampki.
– Czy obudziłam cię, kiedy byłam u ciebie w pokoju przed chwilą? – spytała z poczuciem winy
w głosie
– Tak.
– Przyglądałeś mi się?
– Tak mamo – odparłem trzęsącym się głosem i zaraz chciałem dodać – Ale nie wiedziałem...
– To nic kochanie – przerwała mi spokojnie. – To moja wina. Lekkomyślność z mojej strony, że
wchodzę do pokoju dorosłego już syna jakby wciąż był dzieckiem, które można zabierać ze sobą do
wanny.
– Lubiłem te nasze kąpiele, mamo.
– Ja też, kochanie. Chciałabym móc zawsze tak się o ciebie troszczyć. Kiedy rok temu
postanowiłam przyjrzeć się, jak się rozwijasz, zauważyłam, że przeczekałam moment, w którym
ktoś powinien z tobą porozmawiać o TYCH sprawach. Czułam, że w końcu nie ominie mnie to, a
wierz mi, że boję się bardziej niż ty, ale nie spodziewałam się, że dojdzie do tego w takich
krępujących nas oboje okolicznościach.
– Mamo, ja... – chciałem powiedzieć, że nie ma o czym rozmawiać, że o wszystkim wiem, ale
mama położyła mi na ustach dłoń i mówiła dalej:
– Pewnie wiele już zdążyłeś się dowiedzieć sam. O swoim ciele, jak widzę, wiesz wystarczająco
dużo. Porozmawiajmy o tym przez chwilkę, zgoda?
– Ale o czym? – Szeptałem bardziej niż mówiłem.
– Czy od dawna się masturbujesz? – Spytała z trudno zauważalnym napięciem w głosie. Ja
uciekłem wzrokiem na sufit.
– Może od dwóch lat – odparłem, nie zastanawiając się nawet, czy to jest zgodne z prawdą.
– Często tak się rozładowujesz? Gdzie to robisz?
– Prawie codziennie mamo, tutaj albo w łazience. A przez tych parę dni remontu w ogóle tego
nie robiłem. – Znów paliłem buraka.
– Jestem pewna, że dziś myślałeś o mnie, to jasne, a zwykle o czym myślisz, kiedy to robisz?
– Różnie... ale przeważnie też o tobie... mamo – „mamo” zabrzmiało jakoś dziwnie, a mój wzrok
znów zaczął gwałtownie unikać spojrzenia mamy i osunął się na jej przebijające przez cienką
koszulę piersi.
Ze zdumieniem stwierdziłem, że jej sutki, mimo gorąca, z każdą chwilą robią się coraz
wyraźniejsze. Mama siedziała teraz tuż przy mnie, na wysokości moich bioder, w pełnym świetle.
– Krzysiu, kochanie. Chcę, żebyś wiedział, że bardzo cię kocham i nie gniewam się na ciebie za
rzeczy, które mi teraz powiedziałeś. Bardzo się cieszę, że byłeś ze mną szczery. Myślę, że nie ma
sensu dłużej cię męczyć. – W myślach błagałem „nie wychodź jeszcze, zostań”. A mama zaczęła
pytać dalej:
– Czy podobam ci się?
– Tt... tak – wymamrotałem. – Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką widziałem. – Wyraźnie
rozochociło mnie to pytanie okraszone ulotnym uśmieszkiem na jej ustach.
– Chyba mogłabym pomóc ci zakończyć ten dzisiejszy stres. Rozumiesz o czym mówię?
– Chyba tak – odparłem nie wierząc własnym uszom.
– Chcesz, żebym to zrobiła?
– Bardzo – wyszeptałem. Mama nachyliła się i pocałowała mnie w policzek, a potem wstając
poprosiła:
– Odkryj koc – a sama podeszła do okna przesłonić żaluzje.
Jej błękitna nocna koszula, sięgająca do połowy uda ukazywała mi sporo z jej wdzięków. Gdy
ponownie stanęła nade mną, mój penis samoczynnie w błyskawicznym, rytmicznym tempie zaczął
twardnieć. Mama stała nieruchomo przyglądając się mi jak mężczyźnie, którego od dawna nie
miała. W ciągu kilku chwil osiągnąłem już połowę mojego rozmiaru sprzed „wpadki” i członek,
dotąd leżący pomiędzy udami, zaczął unosić się ku górze. Napletek powoli zsuwał się z żołędzi,
odsłaniając ją stopniowo. Znów zacząłem rozpoznawać w powietrzu zapach, który przypisałem
poprzednio kobiecemu sromowi. Nie spuszczałem stojącej nade mną kobiety z oczu, pożerałem ją i
ona o tym wiedziała. Powoli zaczęła podciągać swoją koszulę. Gdy jej rąbek miał już odsłonić
krocze, ona powoli odwróciła się, stając do mnie tyłem. Pierwsze co ujrzałem, to jej zgrabne
pośladki i owe seksowne dołeczki tuż ponad nimi.
– Dotknij. – Poprosiła.
Dotknąłem jej pośladka. Był idealnie gładki i jędrny. Po chwili takiej pieszczoty, gdy jej koszula
znalazła się już nad jej głową, odrzuciła ją i usiadła przy moich udach. Dopiero po chwili odwróciła
się do mnie twarzą i zapytała:
– Obejrzałeś mnie dziś dokładnie?
– Niezbyt. – Odparłem. Byłem zbyt oszołomiony by podjąć jakakolwiek inicjatywę.
Mama przeniosła się zwinnie nade mnie, klękając na wysokości połowy moich ud i biorąc mnie
pomiędzy swoje kolana. Tak klęcząc wyprostowana nade mną i moim stojącym ponad horyzont
„kominem”, zaczęła mu się przyglądać. Ja w tym czasie omiatałem spojrzeniami przepiękną kobietę
w jej całej krasie. Jej oczy iskrzyły się jak nigdy, mleczne piersi pokryła gęsia skórka i jednocześnie
zalśniła na nich warstewka potu. Wygięte do przodu biodra, tworzyły łuk i wskazywały drogę do
kwiatu o którym marzyłem. Wreszcie pomiędzy rozwartymi w lekkim rozkroku udami, dostrzegłem
zarys nabrzmiałej różowością waginy, która zwieńczona łechtaczką przechodziła subtelnie w łuk
gładkiego wzgórka łonowego. Z lubością rozróżniałem zarysy kształtu warg i łechtaczki. Byłem
zaskoczony z jaką perfekcją usunięte zostały stamtąd wszystkie włoski i jak harmonijną całość
tworzyło całe ciało mojej mamy. Po chwili takiego mierzenia się wzrokiem, rzekła żartobliwym
głosem:
– Zauważyłam jak zmienił się twój „Kubuś” od naszego ostatniego spotkania. Jest wyraźnie
większy i trudno oprzeć się chęci jego dotykania. – Te słowa wprawiły nie w dumę.
– Jest cały twój, moja piękna – odparłem szarmancko. W istocie mój członek spokojnie osiągnął
długość około 16 cm, i to mogło ją zaskoczyć, gdyż w stanie zupełnego spoczynku nie miał więcej
niż 5 cm. Od ostatniej sytuacji, w której mama miała okazję go oglądać, pojawił się delikatny, ale
widoczny zarost wokół prącia i na jądrach. Same jądra, przyzwyczajone do rozładowywania swojej
zawartości niemal codziennie, po kilkudniowym poście były nabrzmiałe i nie mogło to ujść uwadze
mojej bogini.
Zaczęła błądzić palcami wokół mojej sztywnej męskości. Po chwili jednak nachyliła się
przenosząc ciężar ciała na ręce, którymi podparła się przy mojej klatce piersiowej. Przesuwając się
powoli do przodu, otarła się o moją męskość. Najpierw poczułem na niej wilgoć, która zebrała się
na jej twardych piersiach, potem, przesunął się po niej cały jej brzuszek, a gdy jej piersi zawisły nad
moją twarzą, poczułem ciepło rozchodzące się po moim członku z wnętrza jej waginy.
Przypominało to uczucie, jakiego doznaje się, gdy dłonią sprawdza się temperaturę wody w wannie.
Tyle, że ja czułem to wyjątkowe ciepło na swoim członku.
Po chwili piersi zaczęły się oddalać i wracać tą samą drogą, ocierając się o moją skórę i nagość.
Przez cały ten czas obsypywały mnie dziesiątki namiętnych pocałunków, na każdym fragmencie
mojego brzucha i klatki piersiowej. Moje sutki, dotąd płaskie, również nabrzmiały w odpowiedzi na
ofiarowaną im językiem pieszczotę. Na członku zobaczyłem połyskujący sok z wnętrza mojej
kochanki. Wyszeptałem:
– Chcę cię tam pocałować – i jednoznacznie wskazałem na ociekające słodyczą wargi. Zanim
zdążyłem powiedzieć cokolwiek więcej, mama znów przesunęła się po moim ciele, przeciągając
językiem w pierwszej kolejności po moich jądrach, trzonie i purpurowej główce członka, a kończąc
znów na moich sutkach.
– Chcesz mnie pieścić, kochany? – Wyszeptała namiętnie.
– Marzę o tym, żeby zanurzyć się w niej – odszepnąłem. Mama przetoczyła się na bok, znowu
przylegając przy tym na moment swoją kobiecością do mojego miecza.
– Najpierw popieść moje piersi – westchnęła, zamykając oczy.
Miałem ją calutką przed sobą, jej zapach zmienił się, przypominając teraz zapach jakiejś
korzennej przyprawy. Zacząłem ssać jej sutek. Zdałem sobie sprawę, że to piersi przejęły z mojego
przyrodzenia zapach jej szparki, który na nim pozostawiła. Jej lewa dłoń rozgarniała mi włosy, a
prawa gładziła moje spinające się pośladki. Bezwiednie szukała nią drogi pomiędzy moje uda. Jej
oddech stał się ciężki, sutki nabrzmiały bardziej niż kiedykolwiek.
Dawałem jej zgrabnym, niewielkim cycuszkom, wszystko co mogłem. Ich twardość podniecała
bardziej niż widok, toteż w duchu dziękowałem jej, że nie podjęła jeszcze bardziej konkretnych
zabiegów nad moim naprężonym kogucikiem. Nie wytrzymałbym tego.
– O taaak, ssij – syczała przez rozchylone wargi. – Ściskaj je – prowadziła mnie wskazówkami.
W pewnym momencie zacząłem przesuwać się niżej. Jedną dłoń pozostawiłem zaciśniętą na
spragnionej pieszczocie piersi, a drugą wyszukiwałem kierunek marszu dla podążających za nią ust.
W końcu jej ręka zepchnęła z piersi moją dłoń i jednoznacznie przesunęła ją w kierunku jej łona.
Teraz sama zaczęła ugniatać swoje dwa skarby, ozdobione nabrzmiałymi klejnocikami. Gdy
dotarłem do celu, zawahałem się. Klęczałem teraz pomiędzy jej udami, z twarzą o kilkanaście
centymetrów od wejścia do pochwy. Widziałem ją dokładniej niż kiedykolwiek.
Odurzyła mnie woń kobiecej esencji. Przedsionek jej pochwy był od niej wilgotny i zapraszał.
Ponad nim ostro zarysowywała się łechtaczka, ukryta jeszcze pod fałdką. Falbanka warg
sromowych błyszczała od soków, które zdążyły wypłynąć. Nie wiedziałem jednak jak i od czego
zacząć. Widząc moje niezdecydowanie, uniosła biodra do góry, podkładając pod pupę poduszkę, a
ja z zachwytem obserwowałem, jak jej palce zaczynają okrążać łechtaczkę, by w końcu wyjrzała
spod swego kapturka. Uznałem, że to najlepsze miejsce do rozpoczęcia pieszczot. Gdy tylko
przyłożyłem do niej usta, naparła mnie całym łonem, wyginając biodra w jeszcze większy łuk. Z
początku nieudolnie, mlaskając i próbując przełykać napływającą do ust ślinę, mieszająca się z
wonną wydzieliną, wypływająca z jej waginy. Po krótkiej chwili załapałem o co chodzi. Zresztą
wprawnymi ruchami bioder, mama pomagała mi wpaść we właściwy rytm. Chcąc pewnej odmiany,
zacząłem szukać wejścia do jej wnętrza. Znalazłszy po chwili przygotowany do przyjęcia
mężczyzny przedsionek, zacząłem powoli wsuwać palec. Pod jego opuszką wyczuwałem dokładnie
delikatne karbki jej wnętrza. Pomruk zadowolenia i dreszcz, który przeszedł przez jej ciało
utwierdziły mnie w przekonaniu, że wszystko idzie prawidłowo. Aby dać chwilę wytchnienia
zdrętwiałemu językowi, uniosłem głowę i ujrzałem jak moja Afrodyta wije się w konwulsjach, jak
gwałtownie połyka powietrze, jak ściska nabrzmiałe krwią sutki i cichutko pojękuje z rozkoszy
Przez zęby szeptała:
– Jeszcze, jeszcze, taak.
Wysunąłem z niej palec, chwyciłem pod pośladkami i uniosłem jej pupę nieco wyżej, opierając
ją o swoje kolana które podsunąłem pod jej pośladki. Oczom moim okazał się widok znów nieznany
i dostarczający nowej podniety. Tuż poniżej mokrej i już z grubsza poznanej szparki, znalazłem
równie zadbaną, zaciśniętą i pozbawiona jakiegokolwiek zarostu pupę. Jej ciemniejszy odcień,
odcinający się od bieli nieopalonych nigdy pośladków, wabił mój wzrok.
Bez zastanowienia przybliżyłem do niej usta i przyssałem się, dostarczając kochance nowych
doznań. Jej dłoń zaczęła tymczasem miarowo pocierać srom, z którego aromatyczne soki sączyły
się w niewiarygodnej ilości i spływały powoli w kierunku kakaowego oczka. Po chwili wyszeptała
błagalnie:
– Dość.
Zobaczyłem jak łechtaczka pulsuje, miarowo chowając się i wyskakując z powrotem, a cała
wagina w tym samym rytmie zaciska się i rozluźnia, uwalniając fale rozkoszy i wylewając z siebie
na pośladki kolejne porcje aromatycznego płynu.
Jej oddech zaczął się uspokajać, a ja mimo, iż nie poświęcałem najmniejszej uwagi mojemu
penisowi, stwierdziłem, że jest niemal tak twardy jak na początku. Mama zaczęła dochodzić do
siebie. Teraz ja leżałem na wznak. Miejsce po jej spoczynku znaczyły teraz plamy potu i
wypływającego z niej wonnego śluzu, którymi przesyciło się prześcieradło. Byłem oszołomiony.
Teraz to ona szykowała się do swojego ataku. Zaczęła od głębokiego pocałunku, takiego jakiego
jeszcze nie znałem. Musiała poczuć w ustach smak swoich własnych soków, bo wydała z siebie
westchnienie wspomnienia rozkoszy, jakiej przed chwilą zaznała. Jej pieszczota bardzo szybko
przeniosła się z moich ust na szyję, a stamtąd na sutki. Podczas gdy ja zabawiałem się jej
szpiczastymi piersiami, które w tej pozycji wydawały się jeszcze bardziej szpiczaste, jej mokry
srom znów zaczął ocierać się o mojego nabrzmiałego penisa. Poczułem powódź jej soków
spływających po moich jądrach w kierunku pośladków. Wyszeptałem:
– Nie chcę tak szybko kończyć – mama uśmiechnęła się wyrozumiale i uniosła pupę ku górze,
zwalniając nacisk na moje podbrzusze. Po chwili już całowała mnie na wysokości pępka, a dłonią
masowała przygotowane do opróżnienia z nasienia nabrzmiałe jądra. Usta składały pocałunki coraz
bliżej koniuszka żołędzi, aż w końcu trafiły bezbłędnie w sam jej środek. Po moim ciele przeszedł
dreszcz, po którym dostałem od niej instrukcję:
– Daj mi znać odpowiednio wcześniej, zanim nastąpi wytrysk, jeśli chcesz, żeby przyjemność
potrwała dłużej. Chyba, że będziesz chciał już skończyć, wtedy nic nie mów. – I posłała mi przez
zamglone z podniecenia oczy porozumiewawcze spojrzenie. Zrozumiałem dokładnie, co ma na
myśli. Zachęcała mnie, abym jeśli tylko chcę, bez rozterek, zostawił swój ładunek w jej ustach.
Przystąpiła do dzieła. Jej krótkie włosy nie zasłaniały nic z tego, co tam się działo.
Widziałem więc, jak po raz pierwszy przyjmuje do ust, ociekający stróżką mojego własnego
śluzu członek. Obserwowałem jak w jej ustach kilkukrotnie znika najpierw sama główka, lśniąca jej
śliną. Jak dłoń, która trzymała mój trzon, przesuwa się stopniowo coraz niżej, a usta obejmują coraz
większy fragment mojej męskości. Jednocześnie drugą dłonią umiejętnie masowała moje jądra, co
jakiś czas naciskając na obszar pomiędzy udami poniżej jąder, co wzmagało moje podniecenie i
powodowało wypłynięcie z główki kolejnej dawki śluzu. Prawie szalałem z rozkoszy. Dźwięki,
które towarzyszyły tej pieszczocie zapadły mi w pamięć na zawsze. Tak bardzo nietypowe dla
jakiejkolwiek innej sytuacji mlaśnięcia, były po prostu stworzone dla tej właśnie sceny. Po kilku
minutach przerywanej na moją prośbę co chwilę pieszczoty, spiąłem się na całym ciele i przez zęby
syknąłem:
– Dochodzę!
Mama znów skoncentrowała pieszczotę ustami na samej główce, ale za to wzmogła tempo. Jedna
jej dłoń zaczęła mocniej i rytmiczniej masować moje jądra, zaś druga wsunęła się między moje
pośladki i zaczęła naciskać na zaciskający się rytmicznie otwór mojej pupy. W ciągu dziesięciu
sekund od mojego ostrzeżenia, trysnął do jej gorących ust, pierwszy strumień spermy. Za nim
przyszły kolejne. Nie przestając masować moich jąder, naciskała coraz mocniej na mój odbyt,
wsuwając w końcu do środka, pomiędzy kolejnymi skurczami, koniuszek jednego z palców.
Orgazm się przedłużał, wytrysk wciąż nawracał w nowych falach. Nie wiem, czy miała zamiar
połykać moje nasienie, ale stanęła przed taką koniecznością. Kącikami ust zaczęły wyciekać stróżki
mojej spermy. Musiała przełknąć dwa razy, po czym wciąż tryskającego ze sporą witalnością
penisa, skierowała na swoje piersi i brzuch. Po kilku chwilach mój bohater zaczął się kłaść. Na wpół
sztywnego członka objęła po raz ostatni ustami, zlizując spływające po nim ostatnie strugi moich
soków. W końcu mama też położyła się przy mnie, rozsmarowując pozostałą na jej ciele spermę po
swojej skórze. Pozostające na jej policzku nasienie, starła grzbietem dłoni. Zapach nasienia
zdominował wszystkie inne zapachy w powietrzu. Znów pocałowała mnie głęboko. Poczułem swój
zapach jeszcze wyraźniej i rozpoznałem słony smak.
Czułem się spełniony. Zegarek na moim biurku wskazywał 3. nad ranem. Wreszcie odczułem
zmęczenie. Mama z rumieńcami na twarzy zgasiła lampkę i na miękkich nogach podeszła do okna.
Otworzyła je, wypuszczając na zewnątrz zapach naszego seksu. Zasnąłem zanim wyszła z pokoju.
W ciągu kolejnych trzech lat liceum nasze relacje to rozluźniały się, to zadzierzgały, to znów
przeradzały w coś innego. Parokrotnie zdarzyło się, że uprawialiśmy seks, ale z czasem nasze
zbliżenia przybrały formę podarunku, płynącego z mojej strony w kierunku samotnej, choć pięknej
kobiety. Po raz ostatni doceniłem jej kobiecość przed wyjazdem na studia. Brat założył już dużo
wcześniej własny dom, wyprowadzając się do Warszawy. Mojej ostatniej nocy przed wyjazdem z
naszego domu w Starachowicach nie spożytkowałem na sen. Kochaliśmy się nieprzytomnie, dając
sobie nawzajem rozkosz, o której istnieniu nawet bym nie marzył. Mam nadzieję, że moje powroty
na długie weekendy będą wciąż uszczęśliwiać nas oboje.