SusannaCarr
Wyspamarzeń
Tłumaczenie:
MałgorzataHesko-Kołodzińska
PROLOG
–Naszgośćprzybyłprzedczasem,Ashley.Jakapięknamotorowałódź!–zachwy-
ciłasięClea.Śmiechgospodyniodbiłsięechemodścianholu.–Szkoda,żeniewi-
działaś,jakLouispędzipomolo,żebysięlepiejprzyjrzeć.
–Wtakimraziełódźmusibyćnaprawdęwyjątkowa–zgodziłasięAshley.
Louis,mążClei,nigdysięniespieszył,podobniejakresztamieszkańcówInezKey.
Większość żyła na wyspie od pokoleń, ceniąc sobie spokój i oddalenie od reszty
świata.
Spektakularnaiprzyciągającaspojrzeniałódźbyławizytówkąwłaściciela.Ashley
wytężyławzrokizorientowałasię,żenapokładzieznajdujesiętylkojednaosoba.
–Dolicha–zaklęłapodnosem.–Jestsam.
CleakrzepiącopoklepałaAshleyponagimramieniu.
–Napewnonietrzebasiębędzienapracowaćprzyjegoobsłudze–powiedziała
napociechę.
Ashleyprzewróciłaoczami.
–Samotnigościetonajgorszytyp–westchnęła.–Oczekująrozrywek.
– Pójdę go powitać, a ty lepiej włóż sukienkę – powiedziała Clea i ruszyła w dół
wzgórza,prostodoprzystani.
– Nie, dziękuję – burknęła Ashley, idąc za nią. – Ani myślę ciągle przebierać się
dlagości.Niepotymkoszykarzu,któryuznał,żejestemwliczonawcenępakietu
weekendowego.
CleaodwróciłasięiobrzuciłaAshleykrytycznymspojrzeniem.
–Ciekawe,cosobiepomyślitenpan,kiedyzobaczycięwtakimstroju–westchnę-
ła.
Ashleymimowolnieopuściławzroknaswójjaskrawożółtytopbezrękawów,który
nie sięgał do wystrzępionych i nieco zbyt kusych szortów. Znoszone sandałki były
takstare,żeniemalspadałyjejzestóp,adługiewłosymiałaściągniętewrozczo-
chrany kucyk. Makijaż i biżuterię nosiła wyłącznie na specjalne okazje. Przybycie
jakiegośfacetazpewnościąsiędonichniezaliczało.
–Pomyślisobie,żenanaszejwyspienieobowiązująstrojewyjściowe–oświadczy-
łazprzekonaniem.
Cleazacmokałazdezaprobatąiprzyjrzałasiędługim,opalonymnogomAshley.
–Chybaniewielewieszomężczyznach–westchnęła.
–Dowiedziałamsięonichażzadużo–oświadczyłaAshleypewnymsiebiegłosem.
Niedodała,żemiałaokazjępogłębiaćwiedzęzakażdymrazem,gdypozasezo-
nem tenisowym jej ojciec przebywał w domu. To, czego nie ujawnił Donald Jones,
przekazałyjejosobyzjegootoczenia.Konieckońcówwykorzystałacałątęwiedzę
douzyskaniagigantycznejpożyczkiodRaymondaCasillasa.Niedałosięukryć,że
sporoprzytymzaryzykowała.Anitrochęnieufałatemustarzejącemusięplayboy-
owiibyłapewna,żeCasillasspróbujezmusićjądospłatydługuwnaturze.Oczywi-
ścieniemiałanajmniejszegozamiaruiśćnatakiukład.
Niestety,taksięnieszczęśliwiezłożyło,żezalegałazratamiiniemogłasobiepo-
zwolić na kolejny miesiąc opóźnienia. Ashley wzdrygnęła się z obrzydzeniem na
myśl o ewentualnych konsekwencjach swojej niefrasobliwości. Póki co wolała się
nadtymprzesadnieniezastanawiać.Byłapewna,żewystarczykilkubogatychcele-
brytów,którzyzechcąposzukaćciszyispokojunajejwyspie,adługprzestaniesta-
nowićproblem.
Z determinacją zeszła ze wzgórza i powędrowała po drewnianym molo, żeby
przyjrzećsiębliżejniejakiemuSebastianowiEstebanowi.
Stałnapokładzieniczymzwycięskibohateroczekującynahołdygromadydozgon-
nie mu wdzięcznych tubylców. Puls Ashley nieoczekiwanie przyspieszył, gdy popa-
trzyła na kołyszące się lekko na wietrze ciemne włosy Estebana, na jego szeroki
torspodobcisłympodkoszulkiemorazmuskularnenogi.Wręczpożeraławzrokiem
tegointeresującegomężczyznę.
– Hm – mruknęła Clea, drepcząc u boku Ashley. – Ten człowiek wydaje mi się
dziwnieznajomy.
–Możetrafiłnamsięktośznany?Jakiśaktor?–podsunęłajejAshley,alejużpo
chwiliuświadomiłasobie,żetomałoprawdopodobne.
Atrakcyjne rysy Sebastiana Estebana z pewnością zapewniłyby mu miejsce na
czerwonychdywanachHollywood,niemniejniewyglądałnaczłowieka,którychciał-
by wystawić na sprzedaż swoje surowe i męskie oblicze. Prosty nos i pięknie wy-
krojoneustasugerowałyarystokratycznepochodzenie,awystającekościpoliczko-
weimocnozarysowanaszczękaświadczyłyosilecharakteru.Tenmężczyznapo-
trafiłwalczyćoswojeiniedawałsobiewkaszędmuchać.
–Trudnopowiedzieć–zawahałasięClea.–Mamwrażenie,żejużgogdzieświ-
działam.
Ashleydoszładowniosku,żeniemaznaczenia,jaktenosobnikzarabianażycie.
Niezamierzałaulecurokowiżadnejgwiazdyfilmowej.Pięćlattemu,pośmierciro-
dziców,odcięłasięodświata.Zapewnezdołałabyrozpoznaćkilkamegagwiazd,ale
niebyłanabieżącozobecnymicelebrytami.Pozatymniesądziła,żeudałobyjejsię
wytrzymaćbliskośćkolejnejznanejosoby,żyjącejwprzekonaniu,żedobremaniery
obowiązująwszystkichzwyjątkiemniejsamej.
–PanEsteban?–Ashleywyciągnęłarękę.
Ichspojrzeniasięskrzyżowałyizakręciłojejsięwgłowie.GdydużedłonieEste-
bana zacisnęły się na jej palcach, przeszył ją dreszcz, tym przyjemniejszy, że do-
strzegławyraźnezainteresowaniewciemnychoczachgościa.
Chciałacofnąćrękę,alejejniepuścił.MięśnieAshleynapięłysię,ainstynktpod-
powiadałjej,żepowinnasięukryć–tyletylko,żeniemogłasięruszyć.
–Mówmysobiepoimieniu–zaproponował.–JestemSebastian.
Zadrżała,słyszącjegochrapliwy,niskigłos.
–AjaAshley–odparła,choćsłowaztrudemprzechodziłyjejprzezgardło.–Wita-
mynaInezKey.Mamnadzieję,żebędzieszsiętudobrzebawił.
Wjegooczachzamigotałyogniki.
–Dziękuję,jestemtegopewien–powiedziałiuśmiechnąłsięwymownie.
NiecozakłopotanaAshleyprzedstawiłaCleęijejmęża,apotemdyskretnieobser-
wowała Sebastiana, gdy ruszył przed siebie z plecakiem na ramieniu. Kim był ten
tajemniczymężczyzna?Miałdośćpieniędzy,żebypozwolićsobienałódź,alenieno-
sił drogich designerskich ciuchów. Nie podróżował ze służbą ani z osobami towa-
rzyszącymiiniemiałgórybagażu,ajednakstaćgobyłonaekskluzywnyweekend
wjejdomu.
–Zatrzymasiępantutaj,wgłównymbudynku–oznajmiłaClea,prowadzącgopod
górę,wstronębiałejrezydencji.
Sebastian przystanął na chwilę i w milczeniu przyglądał się posiadłości. Jego
twarzniezdradzałażadnychemocji,aleAshleywyczuwałabijąceodniegonapięcie.
Niemiałapojęcia,comyśliojejdomu.Gościezawszepodziwialibudynekwzniesio-
nyjeszczeprzedwojnąsecesyjną.Dostrzegaliczystelinieipełnągracjisymetrię;
ich uwagę przykuwały masywne kolumny od ziemi do czarnego dachu, otaczające
dom ze wszystkich stron. Balkony przypominały o dawnym, nieco zapomnianym
świecieelegancji,adużeczarneokienniceprezentowałysięwyjątkowowytwornie.
Niktjednakniezauważał,żebudynekpowolichyliłsiękuupadkowi,aokazjonal-
nemaźnięciafarbą,strategicznieustawionystółlubbukietświeżychkwiatówled-
wie zasłaniały coraz wyraźniejsze ubytki w konstrukcji. Zabytkowe meble, dzieła
sztukiiwszystko,coprzedstawiałosobąjakąkolwiekwartość,trafiłodosprzedaży
jużlatatemu.
Gdyweszlidogłównegoholu,Cleazaproponowałaprzekąskę,aniecorozkojarzo-
naAshleyrozejrzałasięnerwowo,liczącnato,żeniczegonieprzeoczyła.Pragnęła,
by Sebastian Esteban zwrócił uwagę na spiralne schody i błysk promieni słonecz-
nych w kryształowym żyrandolu, ale nie wiedziała, jak odwrócić uwagę gościa od
spłowiałej tapety. Gdy rozglądał się w milczeniu, było oczywiste, że zauważa
wszystkiemankamenty.
Ashleycichojęknęła,gdyCleabezceremonialnieszturchnęłająłokciemwżebra.
–Możepokażeszpanu Sebastianowipokój,aja przyniosęnapoje?–zapropono-
wałagospodynisurowo.
–Oczywiście.–Ashleyzacisnęłazęby.–Tędyproszę.
Zezwieszonągłowąruszyłakuschodom.Niemiałaochotyzostawaćsamnasam
ztymczłowiekiem.Coprawdanieczułaprzednimstrachu,aleniepodobałojejsię,
jaknietypowodlasiebienaniegoreaguje.
Idącnagórę,czułamrowienienacałymciele.Przycięteiwystrzępioneszortywy-
dawałyjejsięterazzdecydowaniezakrótkie,ponieważbyłaboleśnieświadoma,że
Sebastian wpatruje się w jej obnażone nogi. Należało posłuchać Clei i włożyć su-
kienkę,którazakryłabyjejciało.
Tyletylko,żeAshleywłaściwiechciałazwrócićnasiebieuwagęprzystojnegogo-
ścia,itojązłościło.Noicoztego,żeSebastianbyłseksowny?Zpewnościąwpadł
wokojużniejednejkobiecie.
Postanowiłaniepatrzećnaniego,gdyotwieraładrzwidogłównegoapartamentu.
–Totwójpokój–oznajmiła.–Zatymidrzwiamiznajdująsięłazienkaigarderoba.
Byłaspokojna,bowiedziała,żepomieszczeniuniemożnaniczarzucić.Wynajęła
gościowi największy pokój z fantastycznym widokiem i najlepszymi meblami. Łoże
zbaldachimemwyrzeźbionowmahoniuinawettakpotężniezbudowanymężczyzna
jakSebastianmógłsięnanimwygodniepołożyć,itozrozłożonymirękami.
Zamknęłaoczy.Dlaczegowyobraziłasobieakuratcośtakiego?Chciałaprzestać
myśleć o Sebastianie w zmiętej pościeli, nagim i lśniącym od potu, ale nie mogła.
Wjejwizjimiałrozpostarteramiona,zupełniejakbynaniączekałizapraszałjądo
siebie.
–Napewnoniewyrzucamcięzłóżka?–spytałnagle.
–Co?–zająknęłasię,wyobraziwszysobie,jakleżywtulonawniegonamiękkim
materacu.–Nie,niesypiamtutaj.
–Dlaczego?–Rzuciłplecaknałóżko.–Togłównyapartamentwdomu,prawda?
–Tak.–Nerwowoprzygryzławargę.
Niemogłaprostozmostuwypalić,żetenpokójitołóżkostanowiłycentralnąsce-
nęwydarzeńwdestrukcyjnymzwiązkujejrodziców,DonaldaJonesaijegowielolet-
niejkochanki,LindyValdez.Ichrelacjebyłyprzesyconezazdrością,licznymizdra-
damiiseksualnąobsesją.
–Gdybyśczegośpotrzebował,dajmiznać–powiedziałatylkoipowoliruszyłaku
drzwiom.
Sebastianoderwałwzrokodoknazwidokiemnaocean.GdyAshleysięodwróci-
ła,dostrzegłaponurąminęgościa.Toniebyłtylkosmutek,aleiżałobapostracie
przemieszanazezłością.
Po chwili Sebastian zamrugał i jego spojrzenie ponownie stało się obojętne.
W milczeniu skinął głową, podszedł do drzwi i położył dłoń na plecach Ashley. Jej
mięśniestężały,ichoćpochwiliopuściłrękę,nadalczułatętnieniekrwiwżyłach.
Odetchnęłagłębokoioddaliłasiępospiesznie,anirazunieoglądającsięzasiebie.
Obawiałasięwłasnychuczuć.NaInezKeynigdynieczułapokusy,więcterazmusia-
łastawićczołowyzwaniu.Całymilatamiukrywałasiętutajprzedświatem,ciesząc
sięcisząispokojem.Nieinteresowałjejżadenzgościprzybywającychnawypoczy-
nek,alezasprawątegomężczyznyprzypomniałasobie,czegojejbrakuje.
Terazniebyłajużwcaletakapewna,czynadalchcesięukrywać…
ROZDZIAŁPIERWSZY
Miesiącpóźniej
–Paniedyrektorze?Jakaśkobietapragniezpanemrozmawiać.
SebastianCruznawetniepodniósłwzrokuznaddokumentów,naktórychskładał
podpisy.
–Proszęjąodprawić–burknął.
Niecierpiał,kiedyodrywanogoodpracy,adotegopodejrzewał,żeznowunacho-
dzigobyłakochanka.Naszczęściepracownicyprzedsiębiorstwamielidoświadcze-
niewrozwiązywaniutegotypuproblemów.Sebastianzastanawiałsię,jaktomożli-
we,żetakobietawogóleprzedarłasięnaterenbiura.
–Konieczniechcesięzpanemspotkaćiodranatkwiwrecepcji–dodałasystent.
–Mówi,żetopilne.
Sebastianpomyślał,żewszystkietakmówią.Szybkoprzejrzałkolejnydokument
igopodpisał.Nierozumiał,dlaczegokobietyochoczorobiłyzsiebiewidowiskona-
wetpozakończeniuzwiązku.
–Niechochronawyprowadzijązbudynku–zarządził.
Młodymężczyznaodchrząknąłinerwowopoprawiłkrawat.
– Rozważałem to rozwiązanie, panie dyrektorze, ale ona upiera się, że ma pan
coś,conależydoniej–odparł.–Pytałem,cototakiego,leczniechciałamipowie-
dzieć,bopodobnotoprywatnasprawa.Mówi,żeprzyszłaodebraćswojąwłasność.
Sebastianzmarszczyłbrwi.Niebyłsentymentalny,niezachowywałpamiątekani
trofeów.Ocowięcchodziło?
–Przedstawiłasię?–spytałkrótko.
Asystentniemalsięskulił,słyszącjegolodowatyton.
–NazywasięJones–wyjaśniłwpopłochu.–AshleyJones.
Sebastian znieruchomiał z długopisem uniesionym w powietrzu. Wpatrywał się
w dokument, lecz nie widział jego treści, gdyż oczyma duszy ujrzał Ashley Jones.
Doskonale pamiętał jej miękkie brązowe włosy spływające na nagie ramiona;
z przyjemnością wspominał jej nieokiełznaną energię i szczery śmiech. Wyprosto-
wałsię,czując,jakporywagofalaemocji.Miałochotęponowniezawiesićwzrokna
jejopalonejskórzeiszerokichwargach.
Takobietanawiedzałajegosnyprzezcałyostatnimiesiąc.Starałsięwymazaćją
z pamięci, skupić się na pracy i na innych dziewczynach, ale nie mógł zapomnieć
ojejżywiołowościaniotym,jakgoodprawiła.
Doskonalepamiętałtamtenporanek.Jeszczeleżaławłóżku,zupełnienaga,kiedy
oznajmiłamu,żeinteresowałajątylkoprzygodanajednąnoc.Wiedział,żeofiaro-
wała mu więcej niż tylko ciało, ale potem najwyraźniej doszła do wniosku, że nie
jestdlaniejdostateczniedobry.Ustaspuchłyjejodpocałunków,alemimotonawet
niechciałaspojrzećmuwoczy.
Ashley nie miała pojęcia, że trafiła do łóżka najbardziej pożądanego kawalera
wMiami.Sebastianbyłmiliarderemoniewiarygodnychwpływach,uganiałysięza
nimkobietydysponującewładząipieniędzmi,awarystokratkachmógłprzebierać
jakwulęgałkach.Latatemuudałomusięwyrwaćzgettaiteraznależałdoświata
znanychibogatych.Onajednakgoodtrąciła,niczymżyjącanaszczyciewieżyzko-
ścisłoniowejksiężniczkabiednegojakmyszkościelnaibrudnegoulicznika.Coona
sobiemyślała?Nigdynieprzepracowałaanijednegodnia,żebycieszyćsiężyciem
nanajwyższympoziomie,aonmusiałnieustanniewalczyćiharowaćdlaimperium,
którezbudowałodpodstaw.
–Wydajemisię,żetocórkategolegendarnegotenisisty–wyszeptałasystentto-
nem wytrawnego plotkarza. – Pamięta pan sprawę morderstwa połączonego z sa-
mobójstwem?Kilkalattemutahistoriatrafiłanapierwszestronygazet.
Sebastian oddychał ciężko, usiłując stłumić narastającą w nim złość. Wiedział
wszystkootymsportowcuiojegorodzinie.Postawiłsobiezacelpoznaćcałąpraw-
dęoAshley.
Kiedy dowiedział się o niej więcej, to i owo go zdumiało, ale pierwsze wrażenie
byłojaknajbardziejprawidłowe.Miałdoczynieniazrozpieszczonądziedziczkąfor-
tuny,którażyławraju.Nieznałapojęciaegzystowaniaodwypłatydowypłaty,obce
jejbyływiązaniekońcazkońcemiwalkaoprzetrwanie.
Teraz to się zmieniło. Sebastian zmrużył oczy, zastanawiając się, co zrobić. Do-
skonalezdawałsobiesprawęzpowodu,dlaktóregotuprzyszła.Chciałasiędowie-
dzieć,jakimcudemprzejąłjejukochanąwyspęijakmogłabyjąodzyskać.
Wykrzywiłustawuśmiechu,wyobrażającsobiesłodkązemstę.TymrazemAshley
nieodprawigozkwitkiem.Miałcoś,naczymzależałojejponadwszystko.Jużsię
cieszyłnamyślotym,jakbędziepatrzyłnaniązgóryidelektowałsięjejpokorą.
Zamierzałpozbawićjątejnieznośnejbutyipewnościsiebie.Ashleyzagościwjego
łóżku na jedną noc, ulegnie mu, a on ją wykorzysta. Będzie czerpał satysfakcję
znajbardziejwyuzdanychrozkoszy,anakoniecpozbędziesięjejjaksfatygowanej
zabawki.
–Wprowadźtują–powiedziałchłodno.–Potembędzieszmógłiśćdodomu.
Ashley siedziała na brzegu skórzanego fotela i patrzyła na zachód słońca nad
Miami.Naglepoczułaukłucietęsknotyzarodzinnymdomem.Niepotrafiłasięod-
naleźćwświeciezeszkłaistali,wotoczeniuhałasuinieznanychludzi.Brakowało
jejsamotnościwulubionymzakątkuwyspy,nadzatoczką,gdziemogławmilczeniu
cieszyćsięsłońcemgasnącymnadturkusowymoceanem.
Wiedziała,żebyćmożejużnigdytamniewróci.Przeszyłjąlękizacisnęłapalce
na białej torebce, gdy przypomniała sobie nakaz eksmisji. Nadal czuła tę samą,
obezwładniającą zgrozę, której doświadczyła na wieść o tym, że Sebastian Cruz
wykupiłjejpożyczkęiterazbyłwłaścicielemwyspy,bodwarazyniezapłaciłaraty
długu.
Odetchnęła głęboko. Mogła tylko liczyć na to, że spotka się z panem Cruzem
iprzekonagodozmianyzdania.Musiałjązrozumieć,potrzebowałatejwyspyjak
powietrza.
Pokręciła głową. Porażka nie wchodziła w grę. Stanęła przed ostatnią szansą
ibyłapewna,żesobieporadzi.
Rozejrzałasiępopoczekalniizauważyła,żezrobiłosięciszej,bowiększośćpra-
cownikówjużzakończyłapracę.Tojednaknieoznaczało,żewnętrzebiurastałosię
mniej przytłaczające. Niewiele brakowało, a Ashley uciekłaby jeszcze przed wej-
ściemdobudynku,dotegostopniaonieśmieliłyjąjegogabarytyiagresywnienowo-
czesnywygląd.
Teraznerwowopodniosłagłowę,słyszącstukotkrokównanieskazitelniegładkiej,
czarnej podłodze, i ujrzała zbliżającego się wysokiego mężczyznę w designerskim
garniturze.Tobyłtensamczłowiek,zktórymrozmawiałajużwcześniej.
–Proszępani?PanCruzmożepaniąprzyjąć.
Ashleyskinęłagłową;strachdotegostopniaścisnąłjązagardło,żeniemogławy-
dobyćzsiebieanisłowa.Wstałaisztywnymkrokiempodążyłazanieznajomym.
Poradzisz sobie, powtarzała w myślach, nerwowo przygładzając włosy. Bardzo
długousiłowałaujarzmićniesfornągrzywęidopieropowielustaraniachzawinęłają
wciasnykok.Terazjednakczuła,żeladachwilafaleuwolniąsięzespinekirozsy-
piąnawszystkiestrony.
Niewiedziała,wjakisposóbSebastianCruzprzejąłInezKey,aleniewątpiła,że
zeszłajakaśpomyłka.Nibydlaczegoktośtaknieprawdopodobniebogatymiałbysię
interesowaćzapuszczonąwysepką?
Dyskretniezerknęłanaasystenta.Kusiłoją,żebyspytaćoSebastianaCruza,ale
miała małe szanse wyciągnąć cokolwiek z tego człowieka. Jeśli wystrój wnętrza
jegobiuramógłoczymśświadczyć,toSebastianCruzbyłstarzejącymsię,dystyn-
gowanym jegomościem, który nade wszystko ceni sobie dobre wychowanie i pre-
stiż.
Ashley poprawiła białą, klasyczną sukienkę, która kiedyś należała do jej matki.
Przeszłojejprzezmyśl,żedobrzezrobiła,wybierająctenstrój,niemodnyiniespe-
cjalniekomfortowy,aleładny.Wiedziała,żewyglądawnimuroczoiskromnie.
Terazmusiałatylkopamiętać,żebywysławiaćsięjakdama.
Wkońcuzatrzymalisięprzedwielkimiczarnymidrzwiamidogabinetudyrektora.
Asystent zapukał, zaanonsował ją i dyskretnie się oddalił, a Ashley powtarzała so-
bie, że przede wszystkim nie może pyskować. Czubkiem języka oblizała spierzch-
niętewargi.Niktlepiejodniejniewiedział,żejednonieprzemyślanesłowopotrafi
zaprzepaścićwszystko.
Zmusiwszy się do uprzejmego uśmiechu, wkroczyła do jaskini lwa i wyciągnęła
rękęnapowitanie,leczzamarłanawidokSebastianaCruza.
–Toty!–warknęła,instynktowniecofającdłoń.
Stałprzedniąjedynyznanyjejmężczyzna,któregowolałabyjużnigdywżyciunie
spotkać.WięctobyłSebastianCruz?Mężczyzna,którywywróciłjejświatdogóry
nogami, kiedy miesiąc temu przedarł się przez jej linię obrony i wprowadził ją do
świataprzyjemności…
Ashleywstrzymałaoddech,ajejmięśniestężały,zupełniejakbyszykowałasiędo
ucieczki.Cosiędziało?ToprzecieżniemógłbyćSebastianCruz.Wtedyprzypłynął
nawyspęinnySebastian–SebastianEsteban.Nazawszezapamiętałajegonazwi-
sko,inicdziwnego.Kobietanigdyniezapominapierwszegokochanka.
Tenmężczyznanieprzypominałjednaktajemniczegogościa,którymiesiąctemu
zjawiłsięnaInezKey,żebyodpocząćprzezweekend.Znikłyspłowiałedżinsyoraz
zawadiackiuśmiech,awichmiejscepojawiłysięsurowygarnituripoważnamina.
DyrektorCruzpatrzyłnaniągroźnieisprawiałwrażenienieprzystępnego,oschłe-
goczłowieka,którypotrafiwalczyćbezskrupułów.
Uśmiechnąłsię,aAshleypoczułasięjeszczebardziejniekomfortowo.Jegobiałe,
ostre zęby skojarzyły jej się z drapieżnym zwierzęciem rozszarpującym kolejne
ofiary.
Niecorozdygotana,cofnęłasięokrok.
– Ashley – powiedział aksamitnie miękkim głosem i wskazał ręką krzesło przed
biurkiem.Niewydawałsięzaskoczonyjejwidokiem.–Usiądź,proszę.
–Coturobisz?–spytała,zmagającsięzesprzecznymiemocjami.Kręciłojejsię
wgłowieinajchętniejusiadłabygdzieśwkącie,zwiniętawkulkę,alenaraziezi-
gnorowałasłowaSebastiana.–Nicnierozumiem.Twójasystentpowiedział,żena-
zywaszsięCruz.
–Botoprawda.–Usiadłzabiurkiem.
– Niby od kiedy? – Wzdrygnęła się, słysząc swój podniesiony głos. – Wcześniej
przedstawiłeśsięjakoEsteban.
–Iwcalenieskłamałem.Estebantonazwiskorodowemojejmatkiiczęśćmojego
pełnego nazwiska. – Wpatrywał się w nią z uwagą. – Jestem Sebastian Esteban
Cruz.
Tylkotylemiałnaswojeusprawiedliwienie?Nieodrywałaodniegowzroku,cze-
kającnadalszewyjaśnienia,aleonsiedziałnieruchomowwielkimjaktronfotelu,
ewidentniezniecierpliwiony.Najwyraźniejanimyślałzacokolwiekprzepraszać.
–Dlaczegomnieokłamałeś?Zawszetakrobisz?–spytałazniechęcią.
Wcześniejsądziła,żejeśliograniczykontaktyznimdojednejnocy,wyjdzieztego
bezszwanku.Myliłasię.Terazwiedziała,żewogóleniepowinnasiębyłazadawać
ztymzakłamanympodrywaczem.Taktojest,kiedyczłowiekniesłucharozumu,tyl-
kopodążazagłosempierwotnegoinstynktu.
–Gdyktośzamożnyjestzainteresowanykupnemnieruchomości,zachowaniein-
cognitoleżywjegointeresie–oświadczyłwyniośle.–Wprzeciwnymraziecenaro-
śnie.
–InezKeyniebyłanasprzedaż–burknęłachrapliwie,toczącwalkęzwściekło-
ścią.
Teraz rozumiała, dlaczego przybył na wyspę. Od samego początku zamierzał
ukraśćjejrodzinnydom.
– Powtarzałaś to od początku – przyznał obojętnie. – Składałem ci oferty za po-
średnictwemkilkumoichprzedstawicieli,aleciąglejeodrzucałaś,choćdawałemci
naprawdę wielkie pieniądze. W końcu cię odwiedziłem, żeby przekonać cię osobi-
ście.
–Apóźniejzrezygnowałeśzpomysłuodkupieniaodemniewyspyijąukradłeś!–
wycedziłaprzezzaciśniętezęby.–Teraztorozumiem.
– Nic nie ukradłem – zaoponował. – Przekroczyłaś ostateczny termin spłaty po-
życzki,więcInezKeyjestmoja.
Ashleyniespodobałsięjegotriumfalnyton.Jeszczemocniejzacisnęłapalcenato-
rebce,żebyopanowaćfurię.
–Mojedługiwogóleniepowinnycięobchodzić–oświadczyłazmocą.–Tobyła
prywatnaumowamiędzyRaymondemCasillasemimną.
–AjaodkupiłemtwójdługodCasillasa.–Pokiwałgłową.–Wszystkosięzgadza.
Złożyłaśwyspęjakozabezpieczenie pożyczkiimaszza swoje.–Drwiącopokręcił
głową.
–Niemiałaminnegowyjścia–powiedziałaAshley.
Jakonśmiałkwestionowaćjejdecyzję?Pośmierciojcaokazałosię,żejegofinan-
sesąwkatastrofalnymstanie.Sebastianniemiałpojęcia,comusiałarobićinaile
wyrzeczeńsięzgodzić,żebyniestracićwyspy.
–Tobyłamojajedynawartościowawłasność–dodałacicho.
Popatrzyłjejwoczy.
–Naprawdę?–spytałłagodnie.
Ashleynatychmiastwyczułaniebezpieczeństwo.Ilewiedziałtenczłowiek?Miała
wrażenie,żesytuacjawymykajejsięspodkontroli.Choćbyłarozdygotanaiuginały
siępodniąnogi,całyczasdumniestała.
–NadInezKeyprzetoczyłsiępotężnyhuragan,apieniądzezubezpieczenianie
pokryływszystkichstrat–wyjaśniła.
Wzruszyłramionami.
–Nieobchodzimnie,jaksięwpędziłaśwdługi.
Miałaochotęrzucićsięnaniegozpazuramiizedrzećmuztwarzytenpyszałko-
watyuśmieszek.
– Nie zawierałam z tobą żadnej umowy – powiedziała możliwie spokojnie. –
WszystkieszczegółydotyczącepłatnościustaliłamzRaymondem.
– A potem przestałaś płacić, i tyle – podsumował dobitnie. – Podjęłaś ryzyko
iprzegrałaś.
Ashleyzacisnęłazęby.Cóż,Sebastiansięniemylił.Zadłużającsię,sporozaryzy-
kowała,apotemnieznalazłapieniędzynaspłatęwierzyciela.Takczyowak,niemo-
głazłożyćbroni.MusiałaodzyskaćInezKey.
–Raymondrozumiał,zczegowynikająmojetrudnościfinansowe–poinformowała
godrżącymodnatłokuemocjigłosem.–Dlategodawałmiwięcejczasunaspłatę.
Pozatymbliskoprzyjaźniłsięzmoimojcem.
–Jestempewien,żebyłucieleśnieniemwyrozumiałościiwspółczucia.Aletywy-
kazałaśsięsprytem,trzymającsprawęzdalaodsystemubankowego.–Pogroziłjej
palcem.–Dlategotakpóźnodowiedziałemsięowszystkim.
Czyjemusięwydawało,żetojestzabawne?Amożetraktowałtojakgrę?Nali-
tośćboską,przecieżchodziłoojejprzyszłość!
–Gdybyśdowiedziałsięwcześniej,niemusiałbyśiśćzemnądołóżka–burknęła.
Sebastianniespieszniepowiódłwzrokiempojejciele.
–Niedlategoprzespałemsięztobą–zapewniłjąznieskrywanąsatysfakcją.
Jejskórazdawałasiępłonąćżywymogniem.Ashleyprzypomniałasobiejegozmy-
słowy,męskizapachigwałtownieodwróciłagłowę.
Niestety, wspomnienia tamtej nocy nawiedzały ją w najmniej odpowiednich mo-
mentach.
–Nieprzybyłeśnawyspęzmyśląouwiedzeniumnie–zauważyła.
–Skądmogłemwiedzieć,żeposeksiezbierzecisięnapogaduchy?–Rozparłsię
wfoteluizłączyłpalce.–Niebyłemwstanieprzewidzieć,żeopowieszmioswojej
umowiezCasillasem.Uznałemtęinformacjęzapremię,którejniewypadałobynie
wykorzystać.
AshleyześciśniętymsercemwpatrywałasięwSebastiana.Jaktomożliwe,żebył
takniewrażliwy?Przecieżmówiliowyjątkowointymnejchwilidlanichobojga.Czy
niedomyślałsię,żenikomusięniezwierzałatakszczerze?Uznała,żesąsobiebli-
scy,więcmożeopowiedziećmuoswoichzmartwieniach.Pragnęłapoznaćjegozda-
nieiliczyłanaradę.Dopierowświetledniazrozumiała,żepopełniłabłąd,tracąc
przynimczujność.
Jejotwartośćzwróciłasięprzeciwkoniej.
–Niepozwolę,żebyśodebrałmiwyspę!–krzyknęłazrozpaczą.
–Zapóźno.–Jejgwałtownareakcjaniezrobiłananimwrażenia.
–Dlaczegojesteśtakinierozsądny?–spytałazrozpaczą.–Dlaczegoniedaszmi
jeszczejednejszansy?
Wydawałsięzaskoczonyjejpytaniem,zupełniejakbybyłajeszczebardziejnaiw-
na,niżdotądsądził.
–Adlaczegomiałbymiśćcinarękę?–zapytał.–Czyzrobiłaścokolwiek,żebyza-
służyćnajeszczejednąszansę?
Zauważyła, że jego oczy pociemniały. Ashley pomyślała, że ukrywał coś między
słowami.Naglezaświtałojejwgłowiepodejrzenie.
–Czytodlatego,żeranowyrzuciłamcięzłóżka?
Powiedziałatobezzastanowieniaizbytpóźnougryzłasięwjęzyk.Znowuchlap-
nęłacośbezpotrzeby.
Sebastian uśmiechnął się szeroko, demonstrując garnitur białych zębów na tle
śniadejskóry.
–Niepochlebiajsobie–poradziłjejzironią.
Mimo to wiedziała, że go zaskoczyła, odrzucając propozycję kontynuowania
związku.Sebastianniemiałpojęcia,żetenpomysłjednocześniejązachwyciłiprze-
raził. Gdyby się zawahała, natychmiast ruszyłby do ataku. Dlatego zareagowała
chłodnoizdystansem,doskonalewiedząc,jakąsprawiamuprzykrość.
I pomyśleć, że źle się z tym czuła. Potem godzinami rozmyślała o tamtej chwili
ioswojejreakcji,przekonana,żepowinnabyłazachowaćsięsubtelniej,zwiększym
wyczuciem.Nieraztakżeżałowała,żezabrakłojejodwagi,inieprzystałanajego
ofertę.
Uświadomiłasobiejednak,żenawetpojednejfantastycznejnocymogłastaćsię
kobietą kierującą się emocjami i potrzebami seksualnymi, a za nic w świecie nie
chciałatakabyć.Dlawłasnegobezpieczeństwawolałasięwycofać.
–Mamnieodpartewrażenie,żetosprawaosobista.–Popatrzyłananiegowrogo.
–Jaktomożliwe,skoronieznaliśmysięprzedmoimprzybyciemnaInezKey?–
Uniósłciemnebrwi.
–Podałeśmiinnenazwisko,zataiłeśprawdziwycelprzypłynięcianawyspęimnie
uwiodłeś–wyliczyła.–Instynktsłuszniemipodpowiedział,żepowinnamsięciebie
pozbyć.
–Jateżposłuchamgłosuinstynktuiwtrybienatychmiastowymusunęcięzwyspy.
–Sebastianuderzyłwjedenzklawiszykomputeratak,jakbykończyłdyskusję.
Wtrybienatychmiastowym?Ogarnęłająpanika.Zanimweszładotegogabinetu,
miała jeszcze dwa tygodnie na opuszczenie wyspy. Najwyraźniej sama pogarszała
swojąsytuację.
– Nie mam nic poza Inez Key – podkreśliła nerwowo. – Bez tej wyspy nie będę
miałaanidomu,anipieniędzy…
–Toniemojasprawa.–Nieodrywałwzrokuodekranu.
Ashley podeszła do biurka i oparła dłonie o krawędź blatu. Sebastian musiał jej
wysłuchać.
–Jakmożeszbyćtakokrutny?–warknęłagroźnie.
–Okrutny?–powtórzyłipopatrzyłjejprostowoczy.–Nawetniewiesz,czymjest
prawdziweokrucieństwo.
Pochyliłasiękuniemu.
–NiemogęstracićInezKey.Tomójdomiźródłoutrzymania.
–Źródłoutrzymania?–prychnąłzpogardą.–Wcałymswoimżyciunieprzepraco-
wałaś ani jednego dnia. Jedyne, co robisz, to wynajmujesz swój dom bogatym lu-
dziom,którzyodczasudoczasumająochotęspędzićweekendnawyspie.
Nie zamierzała brać sobie do serca jego słów krytyki. Brak tradycyjnej pracy
wcale nie oznaczał, że nie musiała każdego dnia usilnie się starać o zachowanie
wszystkiego,cobyłojejbliskie.
–Wieleosóbjestgotowychdobrzezapłacićzagwarancjęprywatności–zauważy-
ła.–Tobierównieżnaniejzależało.Dlaczegouważasz,żeinniniemająpodobnych
potrzeb?
Zdjąłskuwkęzwiecznegopióra.
–Niemaażtylubogatychsław,którymzależynaprywatności,żebyśzdołałaze-
braćpieniądzenaspłatędługu.
–Potrzebujęnatoniecowięcejczasu–upierałasię.–Raymondtorozumiał.
Sebastianpokręciłgłową.
– Raymond Casillas chciał, żebyś się pogrążyła jeszcze bardziej – oświadczył. –
Doskonalewiedział,żenigdyniezdołaszspłacićdługu.Jaksądzisz,dlaczegowogó-
lezaproponowałpomockomuśtakiemujakty?
Ashleywyprostowałasięicofnęłaodbiurka.
–Tegoniewiem–mruknęła.
Niechciałarozmawiaćnatentemat.Nagleogarnęłyjąmdłości.
–Miałnadzieję,żewinnysposóbrozliczyszsięzzobowiązań,imyślę,żedosko-
nalezdawałaśsobieztegosprawę–ciągnąłSebastian.–Dlategozażądałaśumowy.
Winnychokolicznościachbyłobytorozsądneposunięcie.
–Mnóstwokorzyściztejumowy–burknęłaiskrzywiłasięwymownie.
TowłaśnieprzeztennieszczęsnykontrakttrafiłaprostowręcebezlitosnegoSe-
bastianaCruza.
– Nie chciałaś żadnych niedomówień i nieporozumień. Postanowiłaś zaoferować
wyspę jako zabezpieczenie pożyczki, żeby nie spłacić jej własnym ciałem. – Seba-
stianumilkłnasekundę.–Idziewictwem.
Zarumieniłasięioderwaławzrokodjegotwarzy.
–Wiedziałeś?–wyszeptała.
Zrobiławszystko,żebyukryćswójbrakdoświadczenia–zarównozewzględuna
dumę,jakidlawłasnegobezpieczeństwa.Niemogłapozwolić,żebySebastianza-
uważył,jakwielkajestjegoprzewaga.Skądwięcwiedział?Czyżbysięjakośzdra-
dziła?
Odłożyłpióro.
–Powinnaśbyłamipowiedzieć–zauważyłniemalłagodnymtonem.
Ashleypoczułasięobnażona.
–Itakpowiedziałamcizadużo–westchnęła.–Iskądwiesz,żeRaymondchciał…
–Zwysiłkiemprzełknęłaślinę.
–Casillassłyniezeskłonnościdoniewinnychdziewcząt–wyjaśniłSebastianznie-
smakiemirozparłsięwfotelu.–Akiedysiędowiedział,żebyliśmyrazem,momen-
talniestraciłzainteresowaniewyciąganiemcięzfinansowegodołka.
Zamknęłaoczy,wstrząśniętajegosłowami.Czytoznaczyło,żerozmawiałzRay-
mondem o ich prywatnych chwilach? Był dokładnie taki sam jak jej ojciec, podry-
waczipijak.Ogarnęłojąrozczarowanie.Naprawdęspodziewałasięponimczegoś
więcej.
–Jesteśodrażający–szepnęła.
–Robięwszystko,cokonieczne,żebywygrać.
Byłniebezpiecznymwrogiemimusiałaotympamiętać.
–Tojeszczeniekoniec–zapowiedziałairuszyładowyjścia.–Spotkamysięwsą-
dzie.
–Powodzenia!–zawołałzanią.–Niestaćcięnaprawnika,akażdyprzyzwoity
adwokatpowieci,żeniemaszżadnychszans.
–Niedoceniaszmnie.–Posłałamuostrzegawczespojrzenieprzezramię.
–JakbardzopragnieszzachowaćInezKey?–spytałodniechcenia,gdypołożyła
dłońnaklamce.
Zwiesiła głowę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Jak miała mu to wyjaśnić?
Wyspabyładlaniejdomem,alenietylko.Nicwięcejniepozostałojejporodzinie.
AshleyuważałaInezKeyzaswojesanktuarium,aleizaloch.Byłazarazemopieku-
nemtegoskrawkaląduijegowięźniem,jednakchciałananimżyćtakdługo,ażpo-
zbędziesiędemonówprzeszłości.
–Zapewnetakbardzo,jaktypragnieszmijąodebrać–odparłaszczerze.
Gdyusłyszałajegodrwiącyśmiech,pojejplecachprzebiegłyciarki.
–Niepowinnaśmibyłategomówić–zauważyłzsatysfakcjąSebastian.
Wydawał się spokojny i opanowany, kiedy tak siedział w fotelu i obserwował ją
zledwieskrywanymrozbawieniem.
–Czegochcesz,Cruz?–warknęła.
–Ciebie–odparłzuśmiechem.
ROZDZIAŁDRUGI
Sebastianzauważył,żeAshleysięwzdrygnęła,choćnapewnoniebyłazaskoczo-
na jego odpowiedzią. Dostrzegł błysk zainteresowania w jej oczach i rumieńce na
policzkach. Usiłowała to zamaskować, ale ciało ją zdradziło. Zauważył nawet, jak
szybkobijejejserce.Wniosekmógłbyćtylkojeden:Ashleynadalgopragnęła,ale
niemiałazamiarutegoprzyznać.
–Nieowijaszwbawełnę–oznajmiłacicho.
–Bosiętegoniewstydzę.
PożądałAshleyinieuważałtegozasłabość,araczejzapewienproblem,którygo
dekoncentrowałipowoliprzeradzałsięwobsesję.ZkoleiAshleynajwyraźniejkrę-
powało, że są sobą zainteresowani. Zachowywała się tak, jakby ich wzajemna fa-
scynacjabyłazaprzeczeniemwszystkiego,wcowierzyła.
–Niejestemnasprzedaż–powiedziała.
–TosamopowtarzałaśoInezKey,icoztegowynikło?–Uśmiechnąłsięcynicz-
nie.
Zacisnęłazęby.
–Mówiępoważnie–wycedziłazłowrogo.
Pomyślał,żegdybymówiłapoważnie,zmiejscaodrzuciłabyjegoniemoralnąpro-
pozycję. Zapewne usłyszałby jeszcze parę ostrych słów, a kto wie, może i dostał
wtwarz.TymczasemAshleyzamarłaprzydrzwiach,zrękązaciśniętąnaklamce.
Najwyraźniej się wahała. Była przerażona i zarazem zafascynowana. Doszedł do
wniosku, że jeśli dobrze to rozegra, będzie miał szansę ponownie iść z Ashley do
łóżka,tymrazemnawięcejniżjednąnoc.
–Jestempewien,żedojdziemydoporozumienia–oświadczyłspokojnie,choćtar-
gałynimpotężneemocje.
Odtygodnipragnąłznowuposiąśćtędziewczynę,ateraz,gdybyłaprzynim,na
wyciągnięcieręki,topragnieniestałosięwręcznieznośne.
–NiejesteśanitrochęlepszyodRaymonda–syknęła.
Uśmiechnąłsiępółgębkiem.Jejsłowadowodziłytylkotego,żejestniewinnainie-
obeznana ze światem. Powinna była już dawno temu zauważyć, że jest znacznie
gorszyodRaymonda.
–Przeciwnie,Casillaszastawiłpułapkę,ajajestemszczeryażdobólu–odparł.–
Doskonalewiesz,czegochcę.
PragnąłAshley,wbrewrozsądkowiilogice.Takobietawniczymnieprzypominała
innych,któreprzewinęłysięprzezjegożycie.Byłanieokiełznana,niedoświadczona
isprawiałakłopoty.
Powinienjąodprawić.Przecieżkłamałwkwestiitego,cozamierzałzaoferować
w zamian. Ani myślał wpuścić jej z powrotem na wyspę. Dlaczego miałby łamać
obietnicętylkopoto,żebyzadowolićtęrozpieszczonąksiężniczkę?
Rzeczwtym,żeciekawiłagojejcena.
–Szczery?–prychnęła.–Jakmożesztakmówić,skoronawyspiepodałeśmiinne
nazwisko,atwoimzamiarembyłouwiedzeniemnieizagarnięciemojejwłasności?
Wstałzfotelaipodszedłdoniej.Tymrazembyłazbytrozzłoszczona,żebyzacho-
wywaćostrożność.Najwyraźniejniewyczułazagrożenia.Jejbrązoweoczyzalśniły
ibuńczuczniewysunęłabrodę.
– To ty nie jesteś szczera – wycedził. – Wiedziałaś, czego chce Casillas, ale nie
wybiłaśmutegozgłowy,bozależałocinapieniądzach.
–Próbowałampożyczyćgotówkęwbankach,ale…
– Casillas budzi twoje obrzydzenie – kontynuował. – Nie sądzisz, że o tym wie-
dział?Nieprzyszłocidogłowy,żetymbardziejjesteśdlaniegoatrakcyjna?Usiło-
wałaśznimpogrywaćipowinęłacisięnoga.
Ashleyuniosłabrwi.
–Anieprzyszłocidogłowy,żeprzespałamsięztobą,bopostanowiłampozbyć
siędziewictwa?–wybuchnęła.–Ajeślimusiałamtozrobić,żebywymknąćsięRay-
mondowi?
Tego nie wziął pod uwagę. Niemal zatrząsł się z oburzenia. Pomyślał, że nie da
sięwykorzystywaćpierwszejlepszejrozpieszczonejksiężniczce.
Ująłjejbrodępalcamiiprzytrzymał.
–Czytakwłaśniebyło?–spytałtonem,któryniezmienniebudziłstrachjegopod-
władnych.
–Jużniejesteśtakipewnysiebie,co?–Jejoczyrozbłysłytriumfalnie.
Przyglądałjejsięzuwagą,zmagającsięznieznanymidotądemocjami.AshleyJo-
nes mogła mieć absolutnie każdego mężczyznę. Nie wiedział, dlaczego zwlekała
zinicjacją,alejeślipostanowiłapozbyćsiędziewictwa,powinnabyławybraćjakie-
gośnieskomplikowanegomężczyznę,któregobeztruduzdołałabykontrolować.
Pogłaskał jej brodę opuszkiem kciuka, starając się trzymać na wodzy coraz sil-
niejszeuczucia.
– Myślę, że poszłaś ze mną do łóżka, bo nie mogłaś się powstrzymać – szepnął.
Pragnęłago,chociażoznaczałotokapitulację.–Casillasniemiałztymnicwspólne-
go.Zupełnieonimzapomniałaś,kiedybyłaśzemną.
Nerwowoodtrąciłajegodłoń.
–Śnijdalej–burknęła.
Rzeczywiście, pragnął dalej śnić o Ashley i o nocy, która ich połączyła. Pamiętał
każdy dotyk i każdy pocałunek, każde westchnienie i każdy szept. Ashley niczego
wówczasnieudawała.
– Pragniesz mnie tak bardzo, że cię to przeraża. I właśnie dlatego usiłowałaś
mnieodtrącić.
–Odtrąciłamcię,ponieważniechciałamkontynuowaćromansu–zapewniłago.–
Spełniłeś swoją rolę i było już po wszystkim. Nie jestem zainteresowana playboy-
ami.
Sebastianopuściłdłonie.Poprostuspełniłswojąrolę…Naturalniepowiedziałato,
chcącukryćfakt,żejużzawszebędziestanowiłistotnyelementjejmiłosnegożycia.
Terazjednakmusiałazapłacićzatesłowa.
–Niejestemplayboyem–mruknął.
–Akurat–powiedziałazgoryczą.–Usiłowałeśtoukrywać,kiedybyliśmynaInez
Key,alejadorastałamwśródkobieciarzyiwiem,cozciebiezatyp.Wcześniejmo-
głammiećwątpliwości,terazjednakwidzę,żejesteśgotówwykorzystaćmójdom
wcharakterzeprzynęty,choćnigdymigonieoddasz.
Sebastianprawiesięuśmiechnął.AshleyJonesmiałabardzowysokiemniemanie
osobie.Czynaprawdęwierzyła,żedlaniejbyłbygotówzrezygnowaćzeswojego
skarbu?
–Nigdynietwierdziłem,żezwrócęcidom–oświadczył.
Ashleyzmarszczyłabrwi.
–Nierozumiem–zająknęłasię.Dotejchwilijeszczetliłasięwniejresztkana-
dziei.–Przecieżspytałeśmnie…
– Spytałem, jak bardzo pragniesz zachować Inez Key – dokończył i zrobił krok
wjejkierunku.–Prawowłasnościwyspyniepodleganegocjacjom.Niewypuszczę
zrąktego,cozdobyłemztakimtrudem.
Ashleyzbladłaioparłasięodrzwi.
–Dbałamotęwyspęcałymilatami–powiedziałaszeptem.–Ofiarowałamjejswo-
jąmiłość,potiłzy.Poświęciłamdlaniejwszystko.
–Dlaczego?
Niedostrzegałabsolutnienicgodnegouwagiwtejwyspie.Niemiałażadnychna-
turalnych zasobów ani też historycznego znaczenia. Znajdowała się w niezbyt
atrakcyjnymmiejscu,aSebastianbyłjedynympotencjalnymkupcem.
–Dlaczego?–powtórzyłagłucho.–Botomójdom.
Dostrzegłjejnieufnespojrzenieizrozumiał,żetoniejestcałaprawda.Wiedział
też, że Ashley nie wyjawi mu więcej, bo przekonała się, że nie powinna mu ufać.
Tamtegopamiętnegoweekenduchwilamiodrzucałamaskęizachowywałasięspon-
tanicznie.Terazbyłaczujna.
Sebastianzignorowałnieoczekiwaneukłucieżalu.Nadszedłczas,żebytadziew-
czynanauczyłasię,jakfunkcjonujeprawdziwyświat.Należałodaćjejnauczkę.
–TwojeprzywiązaniedoInezKeyniemażadnegosensu–zauważył.
–Lepiejzastanówsięnadsobą–odparła.–Niewieluludzigotowychjestposunąć
siętakdalekoizadaćsobietyletrudu,żebyukraśćkomuśdom.
– Wcale go nie ukradłem – oznajmił z lekkim zniecierpliwieniem. – Nie mogłaś
spłacićdługu,więcwyspajestterazmoja.
– A jakie wiążesz z nią plany? – spytała, jakby bolało ją samo myślenie o zmia-
nach, które zamierzał wprowadzić. – Nie wyobrażam sobie, że chciałbyś tam za-
mieszkać.Jestempewna,żemaszwieledomów.InezKeytodlaciebietylkododat-
kowyciężar.
– Niech cię o to głowa nie boli – powiedział i sięgnął do klamki. Nadszedł czas,
żebyzmusićAshleydopodjęciadecyzji.–WtejchwiliInezKeyjestmoimzmartwie-
niem,anietwoim.
Ashleyprzygryzładolnąwargęizezwieszonymiramionamipopatrzyłanaotwar-
tedrzwi.
–Cruz?–odezwałasiępochwilimilczenia.
–MamnaimięSebastian–przypomniałjej.
Tamtejnocywielokrotniewypowiedziałatosłowogłosempełnymemocji.Postano-
wił,żedzisiajwieczoremAshleyzaśniezjegoimieniemnaustach.
Sebastian.Nie,niemogłagotaknazywać,nawetwmyślach.Sebastianbyłtajem-
niczymnieznajomymnawyspie.Jegoosobowośćiwyglądwyzwoliływniejsilnygłód
seksualny, z którego istnienia wcześniej nie zdawała sobie sprawy. Już nigdy nie
miałabyćtakasama.
Cruzokazałsięarogancki,zimnyicyniczny,alejednocześnieniezwykleatrakcyj-
ny – do tego stopnia, że nie mogła oderwać od niego oczu. Nie był jednak fanta-
stycznymkochankiem,któregozapamiętała.
Możenatympolegałproblem.Wszystkobyłozupełnieinne,niżsądziła.Nieczu-
łabysiętakprzytłoczonanieokiełznanymiemocjami,gdybyponownieposzłaznim
dołóżka.Natęmyślpoczuła,jakuginająsiępodniąkolana.
–Comioferujesz,skoroniemaszzamiaruzwrócićmidomu?–zapytałaostrożnie,
zmocnobijącymsercem.
–Będzieszdozorczyniąizamieszkaszwdomkuzagłównymbudynkiem.
Z trudem zapanowała nad gniewem. Była panią domu, niepodzielnie rządziła na
wyspie,aterazproponowałjejrolędozorczyni?Wdodatkutakimtonem,jakbyofia-
rowywałjejpodarunek…
–Tozamało–oznajmiła.
Położyłpalecnajejustach.
–Ostrożnie,mivida–powiedziałcicho,ajegooczyzalśniły.–Wogóleniemuszę
tolerowaćnawyspieaniciebie,aninikogoinnego.
Odetchnęłagłęboko,zrozumiawszyjegoniedopowiedzianągroźbę.
–Zaraz–zaoponowała.–Toniemanicwspólnegozinnymirodzinaminawyspie.
Onetammieszkająodpokoleń.
–Maszzamiarbronićsłabychiuciśnionych?–zakpił.–Tourocze.
Nawyspiemieszkałojeszczepięćrodzin,któretrwałyprzyAshleynawetwnaj-
trudniejszychchwilach,onazaśzapewniałaimopiekęiochronę.Niemogłaichte-
razzawieść.
– Nie wtrącaj się w ich życie – uprzedziła go. – Ta sprawa dotyczy tylko ciebie
imnie.
–Toprawda–przyznał.
Zamknął drzwi, a następnie oparł dłoń nad jej głową. Stał zbyt blisko, przez co
czułasięuwięziona.
–Czegoodemniechcesz?–Ztrudemzachowywałaspokój.
–Spędziszdwatygodniewmoimłóżku.
Poczuła,jakprzetaczasięprzezniąfalagorąca.
–Nieweszłabymdotwojegołóżkanawetnadwieminuty,acodopiero…
–Wtakimraziespędziszwnimtrzytygodnie–oświadczyłzimno.
Zrobiławielkieoczy.
–Tydraniu–warknęła.
–Aterazcztery–powiedziałgłosemwypranymzeemocji.–Maszochotęprzedłu-
żyćtenczasdopięciutygodni?
MiesiączSebastianem?Miaławrażenie,żemur,któryzwielkimtrudemzbudo-
waławokółsiebie,rozpadłsiępotym,jakspędziłajednąnocztymmężczyzną.Co
bysięzniąstałopoczterechtygodniachwjegołóżku?
Gdybytylkomogłauciszyćtoniezrozumiałepodniecenie…Wcalejejsięniepodo-
bałoto,cowsobieodkryła.Niechciała,żebygłódseksualnyzawładnąłjejmyślami
idecyzjami.
–Ashley,pomiesiącuzapragnieszwięcej–dodał.
Zacisnęławargi,zachowującmilczenie.Niemogładopuścićdotego,żebyjąspro-
wokował.Jejgniewnesłowazawszepowodowałyniepożądanekonsekwencje.
–Ktowie,możetoniebędzietrwałoażtakdługo–dodał.–Zregułypoświęcam
kobietommałoczasu,aleuwierzmi,będzieszmniebłagała,żebymzostał.
WłaśnieztymAshleywiązałaobawy.Żyławprzekonaniu,żejestodpornanamę-
skiurok,tosięjednakzmieniło,kiedypoznałaSebastianaCruza.Wystarczyłojedno
spojrzenienategomężczyznę,żebynagleożyłyuśpionewniejdoznania.Przeraziło
ją, jak zareagowała na jego dotyk. Nie rozpoznawała samej siebie. Najwyraźniej
dysponowałwielkąmocą,którejulegaławbrewsobie.
Postanowiłarozpracowaćgoiustalić,jaktomożliwe,żeztakąłatwościąpozba-
wiałjąsiły.Musiałazdusićwsobiepożądanie.Pomiesiącu,naktórysięumówią,już
nigdyniepozwoli,żebyjakiśmężczyznatakniązawładnął.
– Chcę się upewnić, że dobrze to rozumiem – powiedziała drżącym głosem. –
Będęmiaładomnawyspie,jeślinamiesiącpozostanędotwojejdyspozycjiwłóżku.
–Zgadzasię–przytaknął,ajegooczyzalśniły.
Gdzie był haczyk? Dlaczego Sebastian miałby ją wyrzucać z głównego budynku
tylkopoto,żebyzamieszkaławmniejszymnatejsamejwyspie?
–Skądmammiećpewność,żemnieniezwolnisz?–zapytała.
–Podpiszęztobąumowę,takjakzewszystkimiswoimipracownikami–mruknął,
skupiającuwagęnajejustach.
–Ilemamczasudonamysłuprzedudzieleniemostatecznejodpowiedzi?
Przysunąłsiębliżejipoczuła,jakjegociepłyoddechowiewajejskórę.
–Oczekujęodpowiedziwtejchwili–wycedził.
Drgnęłaprzestraszona.
–Wtejchwili?–powtórzyła.–Toniefair.
Nagle dotarło do niej, co wygaduje. Przecież on nie grał fair – zależało mu wy-
łącznienazwycięstwie.
–Wózalboprzewóz–oznajmił.
Chciałaodwrócićwzrok,znaleźćinnewyjście.Niesądziła,żeudajejsięprzezwy-
ciężyćpożądanie.PragnęłaSebastianaiprzynajmniejnaraziemusiałasięztympo-
godzić.Niemogłaodejść.
–Zgadzamsię–szepnęła.
Pocałował ją w usta, mocno i zaborczo. Miała nie reagować, jednak rozchyliła
wargiiwtuliłasięwniego,gdypogłębiałpocałunek.Uległamujużwchwili,kiedy
dotknąłjejust.
Nagleszarpnęłasiędotyłu.Cosięzniądziało?Jejsercewaliłobezopamiętania,
z trudem oparła się pokusie przyłożenia palców do podrażnionych ust. Nie śmiała
podnieśćwzrokunaSebastiana.Kręciłojejsięwgłowie,byłapodniecona,aemocje
niepozwalałyjejlogiczniemyśleć.
Dlaczegotakzareagowała?SebastianCruzbyłprzecieżuosobieniemwszystkich
cech,którymigardziłaumężczyzny.
–Muszęwyjść–powiedziała,nerwowosięgającdoklamki.–Mamwdomuspra-
wydozałatwienia.
–Niewracaszdodomu.–SebastianzacisnąłdłońnanadgarstkuAshleyioderwał
jejrękęoddrzwi.–WrócisznaInezKeytylkonamoichwarunkach.
Patrzyłananiego,jakbynierozumiała,codoniejmówił.Niepozwalałjejwrócić
dodomu,musiałajednakprzyznać,żetendomjużnienależałdoniej.Teraztoon
byłjegowłaścicielem.
–Powiedziałam,żebędędzielićztobąłóżko.Anisłowemniewspomniałeś…
–Odtejporyjesteśmojąutrzymanką–obwieściłiprzywarłwargamidojejdłoni.
–Będzieszmieszkaćzemnąispaćtam,gdziejaśpię.
–Ja…?Utrzymanką…?–Niewielebrakowało,aosunęłabysięnapodłogę.
Niecierpiałategosłowa.Jejojciecmiałwieletakichordynarnychkobiet,których
nieobchodziło,kogozranią,podwarunkiem,żeskupiąnasobieuwagęupatrzonego
mężczyznyiskłoniągodoobsypywaniaichprezentami.
–Niezgadzałamsięnato–oznajmiłanerwowo.
–Będziemydzieliliłóżko,czylimusiszbyćgotowanawszystkoodowolnejporze.
Przezcałądobę,naokrągło.
Przezcałądobę?Wbrewsobiepoczułaprzyjemnyuciskwbrzuchu.Niepowinna
takreagować–tobyłozłeidoskonaleotymwiedziała.Cojączekało?
–Jużsięwycofujesz?–mruknął.
Zrozumiała,żematerazszansę.Mogławyplątaćsięzumowyiwrócićdoswojego
bezpiecznego małego świata. Tyle tylko, że już nie istniał, gdyż jego właścicielem
zostałSebastianCruz.
Ashleyztrudemprzełknęłaślinę.
–Nie–szepnęła.
–Todobrze–skomentowałznieskrywanąsatysfakcjąiotworzyłdrzwi.
–Dokądidziemy?–spytała,usiłujączanimnadążyć.
–Musiszwyskoczyćztejsukienki.
Zdrętwiała.Jużterazchciałodniejgratyfikacji?Niebyłanatoprzygotowana.
–Zarazwezwęstylistę–obwieścił.–Sukienka,którąnosisz,zakrywatwojeciało
ipostarzacięojakieśdwadzieścialat.
Ashleynielubiłasięstroićaniprzyciągaćwzrokuludzi.Ubraniamiałyjejpomóc
wtopićsięwtłum.
–Dlaczegopotrzebujęinnejsukienki?
–Muszęsięzjawićnapewnejimprezie,atypojedzieszzemną–zapowiedziałipo
chwilizatrzymalisięprzedprywatnąwindą.
Impreza? Bez wątpienia chodziło o coś wykwintnego i luksusowego. Kto wie,
możejakieśspotkanieelitMiami?Zanosiłosięnakoszmar.
–Niechcętamiść.
–Niewielewieszotym,cosięwiążezroląkochanki,prawda?–spytał,otaczając
jąrękąwtalii.–Taknaprawdęniemasznicdogadania,skarbie.
Ashleymiałaświadomość,żejegodłońwędrujeniecoponadjejpośladkami.Wto-
warzystwietegomężczyznyczułasiędelikatna,niemalkrucha,iwcalejejsiętonie
podobało.
–Maszświadomość,żeistniejeróżnicamiędzykochankąaniewolnicąseksualną?
–Dziękizapodpowiedź–mruknął.–Dobramyśl.
Ostatnim, czego pragnęła, było pokazanie się w miejscu publicznym w towarzy-
stwie niepoprawnego playboya. Po latach ukrywania się przed brukowcami, które
emocjonowały się ekscesami jej rodziców, wcale nie chciała, żeby świat zobaczył,
jakniskoupadła.
Innasprawa,żeniktniebyłbyzaskoczony.WkońcubyłacórkąLindyValdeziDo-
naldaJonesa.
–Myślałam,żemężczyźniukrywająutrzymankiprzedświatem,zamiastsięznimi
obnosić–zauważyła.
–Czekacięjeszczesporonauki,Ashley–powiedział,niepuszczającjejtalii.–Już
sięcieszę,żebędęmógłwprowadzićcięwtajnikiżyciaintymnego.
ROZDZIAŁTRZECI
Jakmogładotegodopuścić?Ashleywpatrywałasięwswojeodbiciewogromnym
lustrze. Sebastian sprowadził stylistę oraz fryzjera do swojego apartamentu na
ostatnimpiętrzebiurowcaiprzezostatnichkilkagodzinspecjaliściszykowalijąna
dzisiejszy wieczór. Większość kobiet uznałaby to za wspaniałą i odprężającą roz-
rywkę,aledlaAshleybyłatoczystatortura.
Jejspojrzeniepowędrowałoodgęstejgrzywywłosów,przezczerwoneusta,ażdo
wysokichszpilek.CzywłaśnietakubierałysięwszystkiekochankiSebastiana?Ten
strój,tenwygląd,byłytypowedlakobiety,którejjedynymcelemjestzaspokojenie
mężczyznyizwracanienasiebiejegouwagi.Widziaławieletegotypudziewczyn.
Zmarszczyła brwi i przyjrzała się uważniej pomarańczowej sukience. Dlaczego
Sebastianchciałkogoś,ktobyłbygotówspełnićkażdejegożyczenie,nieoczekując
niczegowzamian?Niesprawiałwrażeniaczłowieka,któryotaczałsiętakniecieka-
wymikobietami.Innasprawa,żeniewielewiedziałaojegożyciumiłosnym.
Miłosnym?Wjegożyciuniebyłomiejscanamiłość,liczyłsiętylkoseks.Pewnie
nawetniepamiętałwszystkichswoichkochanek.Niechciałabyćjednąztychbezi-
miennych, łatwych do zapomnienia kobiet. Ta sukienka okazała się tylko umiarko-
waniewyzywająca,aleitakzdawałasięsugerować,jakijeststatuswłaścicielkiijej
cena.
Ashleygwałtownieodwróciłagłowę,przypominającsobiecoś.Nie,pomyślałaner-
wowoiponowniezerknęładolustra.Dużowłosów,krótkasukienka,śmiałykolor.
Przypominałaswojąmatkę.
LindaValdezzawszenosiłajaskraweiśmiałekolory.Pragnęła,żebyDonaldJones
zauważałjąbezwzględunato,czyoglądałaztrybunmecztenisazjegoudziałem,
czyteżznajdowałasięwpokojupełnymponętnychkobiet.Kiedytosięnieudawało,
sukienkiLindystawałysięcorazkrótszeicorazbardziejobcisłe.Bałasięzmienić
fryzuręzobawyprzedniezadowoleniemkochanka.
GdytylkowzrokDonaldapadłnainną,Lindadesperackowalczyłaojegouwagę.
Ashleywiedziała,żejejojciecnigdynieprzejmowałsięzainteresowaniemaniopinią
matki.Zależałomuwyłącznienatym,żebyLindabyłapiękna,przystępnaitylkodla
niego; poza tym wszyscy mieli o tym wiedzieć. Ubierał ją w tandetne stroje, a do
tegopubliczniemówiłoichzwiązkuwwyjątkowoprostackisposób.
Zacisnęłapowieki,przypominającsobiesukienkę,którejjejmatkaniechciałakie-
dyś włożyć. Jaskrawoczerwona i krótka, była wręcz absurdalnie ostentacyjna: de-
monstracyjniewypychałabiust,jednocześnieledwiezasłaniającpośladki.
Linda Valdez była wyjątkowo piękna, ale taki strój przesadnie uwypuklał jej ku-
szącekształtyiwyglądaławnimniemaljakpostaćzkreskówki.Ashleydobrzepa-
miętałakłótnięosukienkę,atakżeto,żematkaostateczniejąwłożyła.Tenubiór
świadczyłonierównościwzwiązkujejrodziców.Lindagarbiłasięipochylałagłowę
zewstydu,aleparadowaławtakimstroju,pokonanaiupokorzona.Chciałaskupić
nasobieuwagęDonaldaJonesa.Kobieta,którapragnęłazostaćjegokochanką,mu-
siałasiętrzymaćokreślonejstrategii,aLindaogromniechciałapoprawićswójsta-
tus.Żebyzostaćżonąnapokaz,zaszław„nieplanowaną”ciążę.
Niestety,LindaValdezniebyłaulubionązdobycząDonalda.
Ashley z trudem powstrzymała się od zrzucenia delikatnych szpilek i zdarcia
z siebie sukienki. Było już za późno. To nie ubranie stanowiło problem. Położyła
dłońnalustrzeipochyliłagłowę,oddychającnierówno.Całymilatamibyłazdecydo-
wana nie iść w ślady matki. Nie chciała się stroić dla mężczyzny ani też walczyć
ojegouwagę.Kupczeniewyglądembyłoponiżejjejgodności,atymczasemwłaśnie
zostałazabawkąbogacza.
–Wniczymnieprzypominaszmamy–szepnęładosiebieAshley.
Kiedyś sądziła, że jej matka jest doskonała jak królewna z bajki. Pragnęła być
takajakona,alezbiegiemczasudostrzegałacorazwięcejproblemówwzwiązku
rodziców.Mijałylata,Lindabyłacorazstarsza,aDonaldniechciałsięzniąożenić
idaćjejswojegonazwiska.Wkońcuzupełniestraciłagruntpodnogami.Czuła,że
jejurodaprzemija;niemiałaszanswrywalizacjizmłodszymikonkurentkami.
LindaValdezbyłaśliczna,alewrażliwa,zazdrosnaiwybuchowa.Ashleywidziała
ciemną stronę miłości i namiętności, nim jeszcze jej matka zastrzeliła Donalda,
apotemsamaodebrałasobieżycie.
Ashley miała wtedy osiemnaście lat. Jeszcze przed tym tragicznym zdarzeniem
nieufałamężczyznomitrzymałasięodnichzdaleka.Gdywalczyłazeskutkamiro-
dzinnejtragedii,atakżepóźniejszegoskandalu,zrozumiała,żeniewolnojejdopu-
ścićdotego,bymiłośćczysekskiedykolwiekwpłynęłynajejżycie.Właśniewtedy
zaszyłasięnaInezKey.Nieprzeszkadzałojejżyciewcelibacie.Wierzyła,żeseks
niejestwartłezicierpienia.
Bywały chwile, gdy odosobnienie stawało się niemal nieznośne, ale i tak wolała
tkwićwizolacji,niżnawłasnejskórzedoświadczyćtego,cowydarzyłosięwzwiąz-
kujejrodziców.Czuła,żepragniespędzićżyciewtakisposób,jednakzmieniłosię
towdniu,wktórymSebastianprzybyłnawyspę.
Pod wpływem jego uroku straciła czujność. Wystarczyła jedna noc, a wszystko
wymknęłosięspodkontroli.Nawetteraz,miesiącpóźniej,ztrudemzachowywała
przynimspokój.Byłaażnadtoświadomajegobliskości,awdodatkupotrzebowała
jegodotyku.
Sebastian udowodnił to, czego w głębi duszy się obawiała – że jest podobna do
matki.Coprawdabyłasilniejszaibardziejzdyscyplinowana,alerówniedzikainie-
okiełznanawobjęciachmężczyzny.Pożądaniebrałonadniągóręiniepotrafiłago
kontrolować.Niechciaładaćsięporwaćnamiętności,ponieważniewątpiła,żejeśli
niezachowaostrożności,podzielismutnyibolesnylosmatki.
Sebastian spojrzał na zegarek i podszedł do drzwi garderoby. Nie był przyzwy-
czajonydoczekanianakobiety;toonezzasadymusiałydostosowaćsiędojegoter-
minarza. Nie mogły stwarzać żadnych niedogodności; Ashley musiała się nauczyć,
żeniejestwniczymlepszaodinnychiżeniezamierzałtraktowaćjejwwyjątkowy
sposób.
–Ashley,niejestemcierpliwymczłowiekiem–warknął.–Porawyjść.
Najchętniejpozostałbyzniąwdomu,aleniewolnomubyłoprzegapićtejimpre-
zy.Otwarciejegonajnowszegoklubuwiązałosięzezbiórkąsetektysięcydolarów
na cele charytatywne. Dzielnica, w której niegdyś mieszkał, bardzo potrzebowała
tychpieniędzy.
Mimotomiałochotęzrzucićszarygarnitur,kopniakiemotworzyćdrzwiiposiąść
Ashley.
–Ashley?–burknął.
–Idźsiębawićbezemnie–odpowiedziałaprzezdrzwi.
Sebastianzamknąłoczyiodetchnąłgłęboko.Powinienbyłprzewidzieć,żeAshley
będzie marudzić, jak na dziedziczkę przystało. Nie miało znaczenia, czy chodziła
wszpilkach,czywsandałkach,itakrobiłafochy.
–Idzieszzemną–oświadczył.–Takabyłaumowa.
–Nacośtakiegowcalesięniezgadzałam–odparłagłośnoidobitnie.–Powiedzia-
łamtylko,żebędędzieliłaztobąłóżko.Niebyłomowyożadnychprzebierankach.
Niezamierzamprzebieraćsięzaprostytutkętylkodlatego,żechceszpoprawićso-
biesamopoczucie.
Uważała, że to strój dla prostytutki? Sebastian pokręcił głową. Sukienka i buty
pochodziłyzjednegoznajdroższychbutikówwSouthBeach.Zapłaciłkrociefryzje-
rowiimakijażystcetylkopoto,byAshleywyglądałanaturalnie.Nawetgdybywyto-
czyłasięzłóżkaimiałanasobietylkozmięteprześcieradło,niemogłabywyglądać
jakprostytutka.Zachowywałasięjakkrólowaibyłotowidaćnapierwszyrzutoka.
Wydawała się wyniosła i nieprzystępna, zupełnie jakby wywyższała się ponad in-
nych.
–Wporządku–powiedziałiodszedłoddrzwi.
Mógł sobie znaleźć inną kobietę. Wystarczyłoby raptem kilka minut, żeby jakaś
dziewczynazwdzięcznościąstanęłaujegoboku.
– Najwyraźniej nie zależy ci aż tak bardzo na wyspie – dodał. – To zrozumiałe.
Jestprzecieżzapuszczonainieciekawa.
–Zaczekaj!–zawołała.
Sebastiansięzawahał.Nigdynanikogonieczekał.Pozarobieniupierwszegomi-
lionaprzekonałsię,żejestprzywilejludzibogatychiwpływowych,którzymogąso-
biepozwolićnalekceważeniebiedniejszychizależnychodsiebie.Potężneosobisto-
ści,któregokiedyśignorowały,terazmusiaływnieskończonośćczekać,ażpoświę-
ciimminutęswojegoczasu.DlaczegomiałbytraktowaćAshleywinnysposób?
Cośjednakpodpowiedziałomu,żepowinienzawrócić.PragnąłAshleyjakżadnej
innej kobiety. Przeniknęła jego sny i porwała jego wyobraźnię. Kiedy otworzyła
drzwiistanęłanaprogu,wstrzymałoddechzwrażenia.Jejbrązowelokisięgałypo-
niżejramion,acienkaskórzanasukienkależałananiejidealnie.Barwapalonejpo-
marańczyprzypomniałamuozachodziesłońcanaInezKey.
–Doskonale–przyznałniechętnie.
Niepewnieprzesunęładłońmiposkórze.
–Samwybrałeśtęsukienkę?–zapytała.
Sebastianpokręciłgłową.
–Wyjaśniłemstyliście,czegooczekuję.
Chciałczegoś,conawiązywałobydoweekendu,któryspędzilinawyspie.Niewie-
dział,żesukienkabędzietakobcisłaipodkreśliopaleniznęAshley.SpojrzenieSeba-
stianapadłonajejdługiebrązowenogiizaschłomuwgardle.Momentalnieprzypo-
mniałsobie,jaksięczuł,kiedygootaczaływpasie.
– Za krótka – poskarżyła się Ashley. Sukienka ledwie zasłaniała jej pośladki. –
Czujęsięwniejgoła.
–Jesteścholernieseksowna–powiedziałchrapliwie.
Gdykuniejruszył,Ashleywstrzymałaoddech.Cofnęłasięokrokiplecamiude-
rzyłaoframugędrzwi.Poruszałsiębezszelestnie,niczymwielkikotwdżungli,go-
towyskoczyćnabezbronnąofiarę.Jejsercebiłocorazmocniej,zupełniejakbymia-
łowyskoczyćzpiersi.
Nie była pewna, jak się wyplątać z tej sytuacji. Nie wiedziała nawet, czy tego
chce.Podobałojejsię,jaknaniąpatrzył,boczułasiępiękna,silnaienergiczna.Tyl-
koSebastianumiałtakbardzopoprawićjejsamopoczucie.
Nagle zadała sobie pytanie, ile jeszcze kobiet obdarzał takim spojrzeniem? Już
chciałwyciągnąćdoniejręce,kiedyuniosładłoń.
–Nietakszybko–powstrzymałago.
Miałanadzieję,żeniezauważył,jakdrżąjejpalce.
–Bezobaw,mivida–powiedziałuwodzicielskimgłosem.–Wszystkobędęrobił
powoliidelikatnie.
–Nieotomichodziło.–Najejpoliczkachwystąpiłyrumieńce.–Chcęustalićpew-
nezasady.
–Chybaniemówiszpoważnie.–Uniósłbrwi.
–Popierwsze,niewolnocinikomumówićonaszymporozumieniu–zażądałaAsh-
ley.
Doskonalewiedziała,żemężczyźniuwielbiająsięprzechwalać,iniemogłazapo-
mnieć,jakjejojciecpyszniłsięswoimipodbojamiwrozmowachzkażdym,ktoze-
chciałgosłuchać.Naturalnie,mężczyźniusiłowalisięprzelicytować,więcwswoich
opowieściachrobilizsiebieniewiarygodniejurnychzdobywcówdamskichserc.
–Toprywatnasprawainigdyotymniezapominaj–dodałanawszelkiwypadek.
Sebastian przypatrywał jej się z uwagą. Nie wiedziała, czy czuł się urażony jej
prośbą,czyteżwcaleniezamierzałwspominaćkomukolwiekotakbłahymroman-
sie.
–Nierozmawiamzludźmiosprawachosobistych–oświadczyłwkońcu.–Inie
pozwolęnikomuplotkować.
Ashley zamrugała. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi ani też szczerości
wjegooczach,niewątpiłajednak,żeSebastianCruzbyłdobrymkłamcąiwiedział,
cochciałausłyszeć.Gdybynietaświadomość,pewniebymuuwierzyła.
–Cośjeszcze?–spytał,powoliprzysuwającsiębliżej.
Ashleyczuła,jakprzyspieszajejtętno.ZapachiciepłoSebastianaporuszałyjądo
głębi,alemusiałagopoinformować,żejejdrugieżądanieniepodleganegocjacjom.
Postanowiławduchu,żejeśliongonieprzyjmie,onanatychmiastodstąpiodumowy
iodejdzie.
–Musiszsięzabezpieczać–wyrzuciłazsiebie.
Uniósłdłońipowiódłpalcamipojejpoliczku.Podwpływemjegodelikatnegodoty-
kuzadrżałazwyczekiwaniem.
–Zawszesięzabezpieczam–odparłłagodnie.
–Zawsze?–upewniłasię.
Kobieciarzeniespecjalniedbalioprzyszłość.Interesowałaichtylkonatychmiasto-
wasatysfakcja.Tokobietymusiałysięzabezpieczać,apotemsamotnieradzićsobie
zewentualnymikonsekwencjami.
– Zawsze – powtórzył, pieszcząc jej szyję i ramię opuszkami palców. – Dbam
oswojekochanki.
Akurat,pomyślałakąśliwie.Ijegotroskanapewnoniemanicwspólnegozkon-
trolowaniemsytuacji.
–Apozatymniechciałbyś,żebyjakaśłowczynifortunzłapałacięnaciążęiżyła
ztwoichalimentów?–zapytałazgryźliwie.
Jegooczyrozbłysły.
–Jeszczejakieśzasady?
Ashleynerwowooblizaławargi.Chciałabywyrecytowaćcałąlistęreguł,alemiała
pustkęwgłowie.
–Nie…
–Todobrze.
Sebastianzacisnąłpalcenajejnadgarstkach.Wstrzymałaoddech,aonuniósłjej
dłonie i mocno do niej przywarł. Ashley wcale się nie podobało, że jej ciało samo
ustępujepodjegonaciskiem,adrżąceudasięrozchylają…
–Terazwysłuchajmoichzasad–zażądałchrapliwie.
Zwysiłkiemprzełknęłaślinę.
–Popierwsze,będzieszdlamniedostępnanaokrągło,przezdwadzieściacztery
godzinynadobę–obwieściłnieznoszącymsprzeciwutonem.
–Drobiazg–wyszeptałaiztrudemzdobyłasięnaironię.–Tylkotyle?
– Po drugie, nie masz prawa niczego oczekiwać. – Pocałował ją w szyję. Ashley
mimowolnieodchyliłagłowę,żebyułatwićmudostęp.–Przyjdzieszdomniezawsze,
kiedycięwezwę.
Tego mogła spodziewać się po kimś takim jak Sebastian. To on decydował co,
gdzie i kiedy. Każdy romans musiał pasować do jego planu dnia, a kobiety podpo-
rządkowałysięjegowoli.
– Może nie rozumiesz – powiedziała Ashley, przymykając oczy; jego gorący od-
dechrozgrzewałjejskórę.–Niejestemjednąztychkobiet,któresiedząiczekają.
–Zemnąbędziesz.–Dotknąłustamijejszyi.–Namniewartoczekać.
–Jesteśmocnywgębie…–Ztrudemchwytałapowietrze.
Objąłjejtwarzrękamiipocałowałjąwusta.Byłagotowadokontrataku,aleją
błyskawicznierozbroił.Głębokipocałuneksprawił,żestraciłapanowanienadsobą
idałasięponieśćpożądaniu.
Kiedysięwycofał,Ashleyzauważyłanajegoustachśladyszminki.
–Wiem,jakbardzotegopragniesz–szepnął.–Jakbardzopragnieszmnie.
Byłazażenowanawłasnąreakcjąiupokorzona,żeSebastianprzerwałpocałunek.
Doskonale wiedział, jak ją wytrącić z równowagi. Chciała więcej, a jednocześnie
marzyła o tym, żeby to skończyć. Musiała przejąć kontrolę, choć z drugiej strony
pragnęłazrezygnowaćzostrożności,pójśćnażywiołizobaczyć,dokądjątozapro-
wadzi.
–Cośjeszcze?–spytałachrapliwie.
Dotknąłjejpiersiileniwiezatoczyłkółkowokółtwardegosutka.
–Odmoichkobietwymagambezwzględnegoposłuszeństwa.
Ashley nie była pewna, która część tej zasady najbardziej ją zdenerwowała. To,
żezaliczyłjądogrupyswoichkobiet,czyteżwymógposłuszeństwa?Niemogłado-
puścićdotego,żebyrozkazywałjejmężczyzna.Niebyłaniczyjązabawką.
–Słabosobieradzęzestosowaniemsiędozasad–oznajmiła.
–Nauczyszsię.Potrzebujeszodpowiedniejmotywacji.
Z uśmiechem przesunął palcami po jej żebrach. Jego dotyk był lekki jak piórko,
leczmimotoAshleyprzeszłydreszcze.
–Niemogęobiecaćposłuszeństwainawetniechcę.–Odetchnęłagłęboko.
–Mogęsprawić,żeobiecaszmiwszystko.–Uśmiechnąłsię.
Kusiłoją,żebyroześmiaćsięzgorycząiodtrącićjegorękę;powiedzieć,żetylko
sięoszukiwał.Wgłębiduszywiedziałajednak,żeSebastianmanadniąwładzę.
–Jesteśbardzopewnysiebie–zauważyła.
Wmilczeniuwsunąłdłońmiędzyjejuda.Jegooczybłysnęły,gdysięzorientował,
żeniewłożyłabielizny.
Natychmiastzacisnęłanogi,alebyłojużzapóźno.Sebastianzaśmiałsięchrapli-
wie,gdywbrewsobieporuszyłasięznieskrywanąprzyjemnością.
–Popatrznamnie–zażądał.
Pokręciła głową. Nie mogła spojrzeć mu w oczy i zdradzić, jak się czuła, choć
przypuszczała,żesamsiętegodomyślił.
Mimoupokorzeniaotarłasięojegodłoń.Niebyławstaniegoodepchnąć.
–Popatrznamnie–powtórzyłznaciskiem.
Zacisnęłapowiekiirazjeszczepokręciłagłową.Wtymsamymmomenciejejcia-
łem wstrząsnął nieoczekiwany orgazm. Mimowolnie rozchyliła wargi i zakołysała
biodrami,przyjmującrozkosz,którąofiarowywałjejSebastian.
Powoli,niemalniechętniewycofałrękę.Ashleymiałaochotęprzytulićsiędonie-
go,alezabrakłojejodwagi.
–Maszmiokazywaćbezwzględneposłuszeństwo–przypomniałjej.
To było niczym policzek. Koniecznie chciał udowodnić, że może ją zmusić do
wszystkiego?
Zrobiłakrokwtyłidrżącymirękamipoprawiłasukienkę.Niemiałazamiarusię
poddać.
–Nie,Cruz–powiedziałaiuniosłagłowę.–Nigdywżyciu.
– Niczego się nie nauczyłaś, Ashley? – spytał, patrząc na nią wyzywająco. – Za-
wszedostajęto,czegochcę.
ROZDZIAŁCZWARTY
GdyAshleystaławVIP-owskiejczęściklubuSebastiana,czułasiętak,jakbysię
znalazła po drugiej stronie lustra. Tańczący jak w transie klubowicze kołysali się
wrytmiemuzyki.Nigdyniewidziałatakiegomiejsca.Wydawałojejsięfantastycz-
ne,niezwykłeiniecoprzerażające.
ByłatozaledwieczęśćkrólestwaSebastiana.Jużwchwili,gdyweszli,Ashleypo-
czułapodziw.Początkowozakłopotałająuwagaotoczenia,alegdySebastianprze-
mówiłdoczłonkówelitMiami,uświadomiłasobie,żejestniewidzialnadlagościsku-
pionychwyłącznienaSebastianie.Onapełniłajedynierolęozdoby,kosztownegodo-
datku.
Ulżyłojej,żepozostajewcieniu.Rozpoznałakilkoroprzyjaciółrodziców,alechy-
bajejniepamiętali.Wtymprzestronnymklubieczułasięmałaibezsilna.
Niepohamowanyśmiechsprawił,żesięwzdrygnęła.Niechciałabyćtutaj,wśród
ludzi, których cieszył upadek jej rodziców. Żałowała, że opuściła spokojną, cichą
iprzewidywalnąwyspę.Pasowaładotamtegomiejsca,któreuważałazaswojekró-
lestwo.
KiedyśjednakmusiałasięwyrwaćzInezKey.Sebastianzpewnościąotymwie-
dział. Przypomniała sobie, jak dobrze się bawiła w tamten weekend, gdy pozwolił
jejwypłynąćnapokładziejegołodzi.
Była to propozycja nie do odrzucenia. Ashley uwielbiała przebywać na wodzie
ipragnęławypróbowaćmotorowąłódźSebastiana.Pamiętałajegociepłyuśmiech,
kiedykierowałałodzią.Zastanawiałasięwówczas,czyzniąflirtował,czypoprostu
dobrzesiębawił.Teraz,rozglądającsiępoklubie,czuławyraźnie,żezwykłyrelaks
orazradośćzesłonecznegopopołudnianiebyływjegostylu.
Zacisnęładłońnatorebce,ztrudempowstrzymującsięoducieczki.Tenklubbył
tajemniczyiuwodzicielskoniebezpieczny,podobniejakjegowłaściciel.Ashleywie-
działa,żejeśliniebędziemiećsięnabaczności,muzykająwciągnie,aatmosfera
pozbawizahamowań.Wtakiejsytuacjimogłasięłatwozapomnieć.
Patrzyłanapomieszczeniedidżejainiewielkieprzestrzenievipowskiewokółpar-
kietu. Rozpoznała kilka gwiazd filmowych i sportowców na wielkich białych kana-
pach,wotoczeniuinnychcelebrytówimodelek.Wszystkiedziewczynybyłypiękno-
ściamionieujarzmionychfryzurachikształtnychciałach.
–Coutwojejmatki?
Odwróciłasię,słysząctopytanie.
PrzedSebastianemstałytrzypięknekobiety.Niemiałapojęcia,któraznichode-
zwałasiędoniego.Wszystkiewydałyjejsiębardzopodobne–miałygładkiewłosy,
nienagannymakijażiskąpekolorowesukienki,obcisłeniczymdrugaskóra.
–Dochodzidosiebie–odparłSebastian,anastępnieszybkozmieniłtemat.
Pochwiligrupkakobietchichotała,robiącdoniegozalotneminy.
Ashley zastanawiała się, czy tylko ona zauważyła, jak twarz Sebastiana złagod-
niała,gdymówiłomatce.Przyszłojejdogłowy,żeniepotrzebniezwracanatouwa-
gę,irozzłościłasięnasiebie.Niechciałanicwiedziećoprywatnymżyciutegoczło-
wieka.Łączyłichtylkoukładbiznesowy.Znalazłasięwkrótkimseksualnymzwiąz-
kuzmężczyzną,któregoniemiałaobowiązkuanikochać,aniszanować,aninawet
lubić.
Icoztego,żeprzypierwszymspotkaniuwydałjejsięnajbardziejfascynującym
facetempodsłońcem?Odgrywałtylkoswojąrolę.Amożeniekoniecznie?Wydawało
jejsię,żedostrzegałaprzebłyskiprawdziwegoSebastianawspokojniejszychchwi-
lachnaInezKey,całkiemjakbyżycienawyspiepozbawiłogomaskicynika,ujaw-
niającjegoromantycznąnaturę.
Aleontakiniebył.NiemogłazachowywaćsięjakLinda,którakurczowotrzyma-
łasięswojegodobroczyńcyiwierzyławmiłośćzbajki.Nic,cozrobiłbySebastian,
nie zmieniłoby zdania Ashley na jego temat. Był tylko bezlitosnym kobieciarzem
olodowatymsercu.
–Sebastian!
Ashleyuniosłagłowę,słyszącdonośnymęskigłosizobaczyła,żeduży,muskularny
mężczyznazuśmiechempodchodzidoSebastiana.Byłmniejwięcejwjegowieku,
alebudowąprzypominałtura.Kształtnablondynkaujegobokuwydawałasięprzy
nimmaleńka.
–Omar–przywitałgoSebastian.
Ashley zdumiał szeroki uśmiech na jego twarzy. Jeszcze bardziej zdziwiło ją, że
Sebastianmiałprzyjaciół.Potrafiłbyćuroczymimiłymrozmówcą,ale,niewiedzieć
czemu,brałagozasamotnika.
–Aktototaki?–OmarwskazałnaAshley,podczasgdySebastiancałowałblon-
dynkęwpoliczek.
Ashley poczuła, jak strach chwyta ją za gardło. Zastanawiała się, czy Sebastian
skłamie, żeby zaoszczędzić jej zażenowania. Owszem, obiecał, ale przyjaciel był
zpewnościąważniejszyodchwilowejkochanki.
NieufałaSebastianowi.Musiaławziąćsprawywswojeręce,żebyniezdążyłpo-
kazać,jakniewielemiaładopowiedzeniawtymukładzie.
WyciągnęłarękędoOmara.
–JestemAshley–przedstawiłasię.
Sebastianobjąłjąwtalii,gdywymieniałauściskdłoni.
–Omarijapochodzimyztejsamejokolicy.Wychowaliśmysiępraktycznienajed-
nympodwórku,zanimzostałgwiazdąfutbolu–wyjaśnił.
Ashleyskinęłagłową,próbującpogodzićtęinformacjęzewszystkim,cowiedziała
oSebastianie.Niesądziła,żebędzieutrzymywałprzyjaźniezdawnegożycia.Widy-
wała już nowobogackich, którzy porzucili starych druhów w poszukiwaniu strate-
gicznych aliansów. Sebastian najwyraźniej nie był motywowany żądzą zysku tak
bardzo,jakjejsięwydawało.
–AtomojażonaCrystal.–Omarwskazałdrobnąblondynkę.
–Miłociępoznać–powiedziałaAshley.
Crystal była piękna, ale nosiła subtelne ślady licznych zabiegów chirurgii pla-
stycznej.Większośćkobiet,któreAshleypoznała,dorastając,miałapodobneczoła
bezjednejzmarszczki,wydęteustaipowiększonepiersi.
–Ładnąmaszsukienkę–oznajmiłaCrystal,gdymężczyźnizaczęlirozmawiaćze
sobąpohiszpańsku.
–Dziękuję.
Ashley obciągnęła krótką sukienkę. Nadal kiepsko się w niej czuła, ale jej strój
niebyłażtakskąpyjakten,którymiałanasobieCrystal.Większośćkobietwklu-
bienosiłaubrania,któretrzymałysięwyłączniedziękidwustronnejtaśmieimodli-
twie.
CrystaluważniepatrzyłanaAshley,takjakbyszacowałacenęjejubioru.
–Kogomasznasobie?
Kogo?Notak.Ashleyprzypomniałasobie,jakfunkcjonowałyelitytowarzyskie,do
których niegdyś należała. Najważniejsze dla nich było zdobycie designerskiej su-
kienkilubtorebki,którejniemiałniktinny.Wcalesięnieróżniłaodtychludzi,do-
pókijejświatnierozpadłsięnakawałki.
–Zapomniałamspytaćoprojektanta–odparła.
Crystal pokręciła głową, jakby nie mogła uwierzyć, że można zapomnieć o tak
istotnejinformacji.
–Jaksiępoznaliście?–zapytała.
AshleyzerknęłanaSebastiana,którybyłpogrążonywrozmowiezprzyjacielem.
Jeszczeniewymyśliłażadnejwiarygodnejhistorii,leczwiedziała,żemusipostępo-
waćwyjątkowoostrożnieinajlepiejjaknajmniejmijaćsięzprawdą.
–Poznałamgomiesiąctemu–odparła.–Natychmiastzaskoczyło.
–Jestemzdumiona.–CrystalniespuszczaławzrokuzAshley,zupełniejakbyzli-
czaławszystkiejejniedoskonałości.–Taknaprawdęniejesteśwjegotypie.
–Ajakijestjegotyp?–spytałaAshleyzniechęcią;niebyłapewna,czychcepo-
znaćodpowiedź.
Crystalzaśmiałasięzniedowierzaniem.
–Totyniewiesz?
Ashleywzruszyłaramionami.
–Niewiedziałam,kimnaprawdęjestSebastian,ażbyłozapóźno.
–Jaktomożliwe?Przecieżnieustanniejestwwiadomościach.Pisząonimnastro-
nachfinansowychiplotkarskich…Czyżbyśżyłanapustyni?
–Raczejnabezludnejwyspie.
Crystalzmarszczyłabrwi,jakbyniebyłapewna,czyAshleyżartuje,czyteżmówi
prawdę.
–Cóż,powiedziałabym,żekobietySebastianasąbardziej…–zawiesiłagłos.
–Blond?–podsunęłaAshleyzeznużeniem.–Kształtne?Bezmyślne?
–Wyrobione–poprawiłająCrystal.
Ashleyzesztywniała.Tozabolało.Niebyłazsiebiedumna.Straciłazarównopie-
niądze,jakistatus,ajejświatsięskurczył.AnitrochęniepasowaładoSebastiana.
Udało jej się jednak osiągnąć więcej, niż przypuszczała. Zajęła się rodzinami na
InezKey,musiałaciężkopracowaćinierazwykazaćsiępomysłowością.Jejnajważ-
niejszymdokonaniembyłoto,żewniczymnieprzypominałaswojejmatki.
Czuła dumę, że nie załamała się pod ciężarem, który spadł na jej barki pięć lat
temu,aleniemiałazamiaruotymmówićaniCrystal,aninikomuinnemuwtymklu-
bie. Zlekceważyliby ją i wyśmiali. Pamiętała ten świat. Dla gości najważniejsze
było, żeby ich zauważono. Nigdy by nie zrozumieli, że jej największym sukcesem
jestspokojneżyciezdalaodreflektorów.
–Wyrobione?Chybachodzicioto,żesąsławne–powiedziała.
Crystalwzruszyłaramionami.
–Sąnajlepszenaswoimpolu,asłynąwyłączniezfilantropiiipracynarzeczpo-
trzebujących–zauważyła.–Umawiałysięznimprezeskiizawodowesportsmenki,
kobietyzeświatapolitykiiksiężniczki.
–Sebastiannajwyraźniejnieuważa,żeosiągnięciakobietmogłybymuwczymkol-
wiekzagrażać–oświadczyłaAshleyzesztucznymuśmiechem.
Jeślitowszystkobyłoprawdą,corobiłujejboku?Kiepskoradziłasobiewszkole
izrezygnowałazestudiówjużnapierwszymsemestrze.Brakowałojejumiejętności
italentów,ajejjedynąambicjąbyłozałożenieszczęśliwejrodziny,którejnigdynie
miała.
–Niezrozummnieźle–ciągnęłaCrystal,całkiemjakbyniezdawałasobiespra-
wy, że sprawiła Ashley przykrość. – Miał mnóstwo supermodelek i gwiazd filmo-
wych.Poprostunieinteresujągokobiety,dlaktórychnajważniejszejestbycieżoną
albodziewczyną.
Autrzymanką?Przecieżnieprosiłasięotozajęcie.Zostałazaszantażowana,bo
brakowałojejwpływowychprzyjaciół.Ashleyugryzłasięwjęzyk,żebyniepowie-
dziećtegonagłos.
Crystalprzechyliłagłowę.
–Chybajużgdzieścięwidziałam–mruknęła.
Ashley zesztywniała. Dobrze pamiętała tego typu komentarze. Ludziom zazwy-
czaj wystarczało kilka minut, żeby powiązać ją ze skandalami wywołanymi przez
ojca.
–OdlatniebyłamwMiami–odparła.
–Możepojawiłaśsięwwiadomościach?Muszęprzyznać,żejestemodnichuza-
leżniona.–Crystalprzyłożyłaupierścienionądłońdopokaźnegobiustu.–Telewizja,
gazety,blogi,brukowce…Wszystkooglądamiczytam.
–Nie,nigdyniezrobiłamnicgodnegouwagimediów.
– Crystal, grają naszą piosenkę – oświadczył nagle Omar i położył rękę na nad-
garstkużony.–Poraudaćsięnaparkiet.
Sebastian patrzył, jak Ashley marszczy brwi. Stała obok niego, ale wiedział, że
niezwracauwaginaotoczenie.
Czy myślała o dzisiejszym wieczorze? O tym, jak straci kontrolę w jego ramio-
nach?Niemogławiedzieć,żeionnieprzestawałmyślećomagicznejnocy,któraich
czekała.
Niebyłpewien,jakdługojeszczewytrzyma.BliskośćAshleystanowiładlaniego
poważnewyzwanie.Nieustannieuważał,żebyjejniepogłaskaćaniniepołożyćdło-
ninajejbiodrze.Wiedział,żegdytozrobi,niezdołasięjużopanować.
Przycisnąłrękędojejtalii.
–Uśmiechnijsię,Ashley–poleciłjej.
Wzdrygnęłasię,poczymspiorunowałagowzrokiem.
–Uśmiechamsię–odparła.
–Wcalenie.–Opuściłgłowęidotknąłustamijejucha,aonazadrżała.–Wiem,co
zrobić,żebyuśmiechpojawiłsięnatwojejślicznejbuzi.
–Przecieżsięuśmiecham,widzisz?–Odchyliłagłowę,szczerzączęby.
–Mogłabyśtorobićzmniejszążądząmordu,awiększymrozanieleniem?
–Poco?Jedyneosoby,którenamnietutajpatrzą,toOmariCrystal.–Znowuob-
ciągnęłasukienkę.–Niezrozummnieźle,Cruz.Cieszęsię,żejestemnierozpozna-
walna.Zakładam,żewyglądamjakwszystkieinnetwojeutrzymanki.
Nigdyniemiałutrzymanki,aleotymniemusiaławiedzieć.Niechciał,żebywbiła
sobiedogłowy,żejestwyjątkowaalboróżnisięodinnych.Miałwielekochanek,do-
tądjednaknigdyniezapłaciłzaprawodokobiety.
–Jakdługojeszczemusimytutkwić?–zapytała.
–Takcispiesznodołóżka,mivida?
Jemuzdecydowaniesięspieszyło.Nieczułsiętakzdesperowany,odkądprzestał
byćnastolatkiem.Nawetkrążeniewtłumiesprawiałomutrudność,bomyślałtylko
otym,żebyjaknajszybciejzaciągnąćAshleydosypialni.
–Nie,jestemzmęczonazachowywaniemsiętak,jakbymwiedziała,ocochodzi–
odparła.–Twoigościemówiąoludziach,którychnieznam,iomiejscach,wktórych
niebyłam.Niewiedziałam,żezbieraszpieniądzenaceledobroczynne,dopókinie
namówiłeśtamtejkobietydoofiarowaniapodwójnejsumy.Gdzietrafiajądatki?
–Przeznaczamjenarozwójdzielnicy,wktórejsięwychowałem–odparłszorstko.
Na moment zamknął oczy, jakby próbował odpędzić wspomnienie zabazgranych
graffitiścianismrodugnijącychśmieci.
–Możeszbyćodrobinębardziejprecyzyjny?–westchnęła.
–Nawetgdybympodałciadres,itaknicbycitoniepowiedziało,botogetto–od-
parłzezłością.
W przeciwieństwie do Ashley nie miał luksusowego i beztroskiego dzieciństwa.
Jużdawnotemuopuściłgetto,aleniestraciłinstynktuprzetrwania.Nadalzachowy-
wałnieustannączujnośćiumiałrozprawićsięzkażdympotencjalnymzagrożeniem,
nim stawało się naprawdę niebezpieczne. Te zasady pomogły mu przeżyć na ulicy
orazzbudowaćimperium.
OczyAshleybłysnęły.
– Masz rację. Nie wiem, gdzie to jest, ale tylko dlatego, że rzadko wychodzę
zdomu.Atepieniądzesąna…?
–Naszpital–odparłpowoli,patrzącnaniąuważnie.
Nie okazywała mu litości ani się go nie bała. Nie patrzyła na niego z pogardą,
lecz z uprzejmym zainteresowaniem. Po chwili zastanowienia chwycił ją za rękę
iwyprowadziłzsekcjidlaVIP-ów.
–Zatańczmy–zaproponował.
Niemógłdłużejczekać.Musiałjejdotknąć.
Ashleyzamarła.
–Nietańczę–mruknęła.
Sebastianodwróciłsiędoniej.
–Nietańczysz,niepijesz,niechodzisznaimprezy–wyliczył.–Tocotywłaściwie
robisz?
Wcale jej nie wierzył. Znał wiele dziedziczek i celebrytek, które marzyły tylko
otym,żebypokazywaćsięwodpowiednichmiejscachzwłaściwymiludźmi.
Ashleywzruszyłaramionami.
–Nic,comogłobycięzainteresować–odparłaiodwróciławzrok.
Wiedział,żetoprawda.Nigdynieciekawiłogo,corobiąkobiety,gdyniespędzają
czasuwjegotowarzystwie.Niechciałnicwiedziećoichpracy,hobbyanipasjach.
MimotoAshleynaprawdęgointeresowała.
–Nieumawiaszsięnarandki–zauważył.
Zerknęłananiegokątemoka.
–Tegoniepowiedziałam.
Niemusiała.
–Byłemtwoimpierwszym–przypomniałjej.
Uświadomił sobie, że to dla niego ważne. Może dlatego, że nigdy wcześniej nie
miałdoczynieniazdziewicą?
–Miałaminnesprawynagłowie–oświadczyła,próbującwyrwaćrękęzjegouści-
sku.
– Niby jakie? – Przyciągnął ją bliżej, zastanawiając się, co wypełniało jej dni. –
Mieszkaszwtropikalnymraju.Niemaszanipracy,anizobowiązań.Większośćlu-
dzidałabysiępokroićzatakieżycie.
– Tak sądzisz? – Ashley zacisnęła usta. – No jasne, mam idealne życie. Dlatego
właśnierobię,comogę,żebynadaltakiebyło.
Sebastianzmrużyłoczynawidokjejminy.Cotadziewczynaukrywała?Jużmiał
zacząćjąwypytywać,kiedynaglepoczułdotykdłoninaswoimrękawie.
–Sebastian?
Rozpoznałtenkulturalnygłos,nimjeszczesięodwróciłipopatrzyłnajasnowłosą
pięknośćprzedsobą.NatychmiastpuściłAshley,żebypowitaćdawnąkochankępo-
całunkiemwpoliczek.
–Cześć,Melanie–powiedział.
–Atokto?–zapytałablondynkazudawanąpogodąducha.
Sebastianstłumiłwestchnienie.Takiesytuacjepowtarzałysięzakażdymrazem,
kiedyjegopoprzedniakobietaspotykałaaktualną.Bardzogotomęczyło.
–Melanie,toAshleyJones–odparł.–Ashley,poznajdoktorMelanieGuerrę.Me-
laniepracujewszpitalu.
–JestemtwojąpoprzedniczkąubokuSebastiana–dodałaMelaniezgoryczą,gdy
ściskaładłońAshley.–Wyglądanato,żemigoukradłaś.
–Możechciałabyśgozpowrotem?–zapytałaAshleyznadzieją.
Melaniezrobiłazdumionąminę,anastępnieroześmiałasięgłośno.Sebastianza-
cisnąłrękęnaramieniuAshleyiposłałjejostrzegawczespojrzenie.Niebyłpewien,
cozamierzałaterazzrobić.Rzadkosięzdarzało,żebymiałdoczynieniaztaknie-
obliczalnąkobietą.
–Nie,dziękuję.–Melanieprzyglądałajejsięzuwagą.–Naszarelacjaokazałasię
wyjątkowo krótkotrwała i dobiegła końca, kiedy Sebastian wrócił z jakiejś wyspy
uwybrzeżyFlorydy.Naotarciełezdostałamodniegobukietkwiatów,bransoletkę
odTiffany’egoizerowyjaśnień.Terazrozumiem,dlaczego.
Ashleyzesztywniała,jednakkuzaskoczeniuSebastiananiezareagowałanasłowa
Melanie.Zrobiłaobojętnąminę,leczjejgniewbyłwyczuwalny.
–Trzebaprzyznać,Sebastianie,żenowymodelniewydajesięlepszyodpoprzed-
niego–dodałaMelanie.
Następnie uśmiechnęła się, świadoma, że posłała celną torpedę, i z godnością
odeszła,wysokounoszącgłowę.
–Przepraszamcięzanią,Ashley.–Sebastianodchrząknąłzzakłopotaniem.–Me-
laniejestznanazumiarkowanegotaktuiniezbytdobrychmanier.
– Jestem przekonana, że nie z tego powodu zacząłeś się z nią spotykać. – Oczy
Ashleybłyszczałygniewnie.–Byliścieparą,kiedyposzedłeśzemnądołóżka.Czy
terazteżmaszjakąśpartnerkę?
– Mam ciebie. – Nie chciał innej kobiety, bo żadna nie mogła się z nią równać,
choćniewiedziałdlaczego.
–Jestktośjeszcze?–Wyszarpnęłasięzjegouścisku.
–Anawetgdyby,toco?–spytałostro.–Cobyśwtedyzrobiła?Comogłabyśzro-
bić?
Wiedział,żeAshleyniemaprawaniczegoodniegooczekiwać,boniemanadnim
żadnejwładzy.Zamierzałprzypominaćjejotymprzezcałyczasobowiązywaniaich
umowy.
Wydęławargi.
–Odeszłabym–odparłazgodnością.
–Bynajmniej–burknął.
Niewierzył,żemogłabysięwycofać.Przecieżzaangażowałasięwtenukładdla-
tego,żepragnęłazgłębiaćrozkosze,którychjużwcześniejdoświadczyła.
–InezKeyjestdlamniewszystkim,ale…
–Toniemanicwspólnegozwyspą–przerwałjej;niemogłaukrywaćsięzatąwy-
mówką.–Posmakowałaśtego,jakmożebyćmiędzynami,iterazchceszwięcej.
–Nieprawda.–Wpatrywałasięwniegozzałożonymirękami.
–Niemusisztegoukrywać,mivida–oświadczyłpoufale.–Jateżmamnatoocho-
tę.
–Wtoniewątpię–westchnęła.–Jesteśnienasycony.Wszystkocijedno,zkimsy-
piasz, byle tylko w twoim łóżku była jakaś kobieta. Jesteś dokładnie taki sam jak
wszyscymężczyźni,którzykierująsiężądząi…
–Niejestemzwierzęciem–warknąłzgniewem.–Niesypiamzewszystkimiko-
bietami, które ze mną flirtują. Potrafię kontrolować swoje podstawowe potrzeby.
Wątpięjednak,żebyśtyumiałanadsobąpanować.
Cofnęłasięokrok.
–Oczymtymówisz?–zapytała,szerokootwierającoczy.
–Niemożeszsiędoczekać,kiedywskoczyszmidopościeli–wycedziłzuśmiesz-
kiemsatysfakcji.
Pomyślał,żekiedywreszciebędąsami,doprowadzijądoekstazy.Taświadomość
byłatakpobudzająca,żeażzakręciłomusięwgłowie.
–Niemogęsiędoczekaćostatniegodniaobowiązywaniatejumowy–odparowała.
–Apozatymnieodpowiedziałeśnamojepytanie.Czymaszwtejchwiliinnąkobie-
tę?
–Niemaszprawamnieotopytać.
Ashleypokręciłagłowąiuniosłabrew.
–Bojestemtwojąkochanką?
–Takjest.Naprawdęnierozumiesz,naczympolegatenukład.
–Atynierozumiesztego,ocomichodzi–odparła.–Jeślijesteśzkimśwzwiąz-
ku,natychmiaststądwychodzę.Iniepróbujmydlićmioczu,bopożałujesz.
Wiedział,żeAshleyblefuje,alewjejgłosiepobrzmiewałaautentycznagroźba.
–Wtedystraciszwyspę–przypomniałjej.
–Atybędzieszmógłzapomniećokolejnejnocyzemną–zapewniłagozfałszywą
słodyczą.–Twojażądzatylkoprzybierzenasileinicnatonieporadzisz.
Popatrzylisobiewoczy.Sebastianzrozumiał,żeAshleypowinnadostaćzaswoje.
Niemogłazakładać,żemanadnimjakąkolwiekprzewagę.Musiałpokazać,ktotu
rządzi.
–Sebastian!
Odwróciłsięniechętniedokobiety,którapisnęłanajegowidok.Niezdążyłjejna-
wetpowitać,kiedyrzuciłamusięnaszyjęiprzywarładoniegonamiętnie.Ztrudem
rozpoznałmodelkę,któraflirtowałaznimkilkatygodniwcześniej;zadiabłaniepa-
miętał, jak miała na imię. Miała egzotyczną urodę, lecz nie zawładnęła jego wy-
obraźniątakjakAshley.
– Minęły wieki, odkąd cię widziałam – westchnęła i bezceremonialnie wpiła się
wargamiwjegousta.
Wiedząc,żeAshleynatopatrzy,Sebastiannieodsunąłsięaninacentymetr.Mu-
siałazrozumieć,żejemuniewolnostawiaćżądań.
Ashley przygarbiła ramiona, czując, jak przetacza się przez nią fala niepohamo-
wanejzazdrości.Targałyniąsprzeczneemocje.Miałaochotęodciągnąćtęnatrętną
babęodSebastianaijednocześnieczułapotrzebęzranieniagotak,jakonraniłją.
Odwróciłagłowę,niemogącznieśćwidokuSebastianawramionachinnejkobiety.
Niczymwtransieruszyłaprzedsiebie,przepchnęłasięmiędzyparamitańczącymi
naparkiecieiwyszłazklubu.Nazewnątrzujrzałatłumludzi,pragnącychwejśćdo
lokalu;oślepiłyjąfleszepaparazzi.
Nogiugięłysiępodniąiwtymsamymmomenciepoczuła,żeSebastianobejmuje
jąwtalii.
–Jeślijeszczerazmiuciekniesz,wyciągnępoważnekonsekwencje–wyszeptałjej
doucha.
– Wcale nie chciałam, żebyś mnie ścigał – odparła cicho. – A ty pożałujesz, jeśli
mnieponownierozzłościsz.
–Wydajemisię,żeniechodziciozłość,tylkoozazdrość–sprostował,kierującją
doczarnejlimuzyny.
–Niejestemzazdrosna–zaoponowała.
Zazdrośćzawszewiązałasięzemocjami,awjejzwiązkuzSebastianemchodziło
tylkooseks.
–Niemamwzwyczajudzielićsięzinnymitymcomoje–dodała.
–Jateżnie–odparł.
– Dokąd, proszę pana? – spytał szofer w czarnym garniturze, otwierając przed
nimidrzwi.
–Dodomu–powiedziałSebastian.
–Niewsiądęztobądosamochodu.–Ashleypokręciłagłową.
Wyczułazdumieniekierowcy,alenawetnaniegoniespojrzała.
–Niejestemwnastrojunasceny.–Sebastianprzycisnąłdłońdojejtalii.
Zorientowałasię,żezebraniludzieprzypatrująimsięzuwagą,apaparazziinten-
sywniejbłyskająfleszami.Niepodobałajejsięobecnośćpubliczności,aleSebastian
musiałpoznaćprawdę.
–Niebędętańczyłatak,jakmizagrasz–oświadczyłabutnie.–Jeślizamierzasz
budzićwemniezazdrośćprzezcałynastępnymiesiąc,tolepiejzakończmytojużte-
raz.
Sebastianprzezchwilęmilczał.
– Masz rację – odparł w końcu. – Nie powinienem był tego robić i wcale nie je-
stemztegodumny.Chciałemtylkocośsobieudowodnićitosięobróciłoprzeciwko
mnie.
Ashley nawet na niego nie spojrzała. Powinna uznać jego słowa za przeprosiny,
alepotrzebowałaczegoświęcej.Byłapewna,żeniemaconatoliczyćipostanowiła
zakończyćsprawę.
–Tosięjużniepowtórzy–obiecałnieoczekiwanie.
Podniosławzrok.NiespodziewałasiętegopoSebastianie,którypatrzyłjejteraz
woczyzeszczerymżalem.Niewiedziała,czymożemuzaufać.Dlaniegotomogła
byćtylkogra,bonigdyniekrył,żejestkobieciarzem.
Chciałamujednakuwierzyć,itojąprzerażało.Byłaskłonnadaćsięprzekonać,
choćniemiałażadnejpewności,żeSebastiandotrzymaobietnicy.
Zwahaniemwsiadładolimuzyny,gotowanato,coprzyniesienajbliższanoc.Nie
zamierzałajednakskładaćbroni.
ROZDZIAŁPIĄTY
Jaskrawe,wielobarwneświatławpadałyprzezprzyciemnioneoknalimuzyny.Ash-
leywbiławzrokwlustrzanąszybęoddzielającąpasażerówodkierowcy.Wiedziała,
żeszoferniemożeichanizobaczyć,aniusłyszeć.Bylizupełniesami,otoczenikoko-
nemluksusu.
–Ashley–odezwałsięnagleSebastian.
Mimowolniezłączyłanogiwkolanachizadrżała.Wyczuławjegogłosiebłaganie
iostrzeżenie.Niechciałiniemógłjużdłużejczekać.
–Cruz–wyszeptałaizarumieniałasię,czując,żepragniegodotknąćiprzytulić.
–MaszmimówićSebastian–przypomniałjej.
Mówiłcicho,aledostrzegłabłyskwjegooku.Byłłowcą,aonastałasięzwierzy-
ną.Zamarła,choćinstynktpodpowiadałjej,żepowinnasięrzucićdoucieczki.
Wnastępnejchwiliwziąłjązarękęiprzywarłdoniejustami.Poczułamrowienie
nacałymciele.
–Pragnęciętuiteraz–wyszeptał.–Alewiem,żeniejesteśgotowa.Potrzebujesz
bardziejodosobnionegomiejsca.Wtedybędzieszsięmogłarozluźnić.Poczujeszsię
bezpiecznaipowieszmi,nacomaszochotę.
Wiedział dokładnie, co czuła – że w jego łóżku straci wszystkie zahamowania.
Będątylkowedwojeiniktimniebędzieprzeszkadzał.Aletu…wlimuzynie,naza-
tłoczonychulicach,musiałazachowaćszczególnąostrożność.
Ująłjejtwarzwdłonie.
–Przymnieniemusiszsiępowstrzymywać–zauważyłłagodnie.
–Niepowstrzymujęsię–skłamała.
–Zajmęsiętobą,mivida–powiedziałzprzekonaniem.
Chciała wierzyć Sebastianowi i mieć nadzieję, że to nie tylko puste słowa. Pra-
gnęła,byzależałomunaniej,bydostrzegłwniejcoświęcejniżtylkoobiektseksu-
alnegozainteresowania.
– Czy mówisz to wszystkim kobietom? – Starała się, by jej pytanie zabrzmiało
beztrosko,aleniemogłaukryćsceptycyzmu.
–Mówiętotobie–powiedział,przywierającustamidojejust.
Marzyłaotejchwili,odkądSebastianopuściłInezKey.Nawetnieuświadamiała
sobie,jakbardzopragniedotykutegomężczyzny.Jegopocałunekbyłpowolnyideli-
katny, ale nie tego chciała. Potrzebny był jej żar i namiętność ich pierwszej nocy.
Odwzajemniłapocałunek,głębokoimocno.Jejręcesameuniosłysiędojegokrawa-
taigopoluzowały.Jęknęłazsatysfakcją,pieszczącotwartymidłońmiskóręnasze-
rokimtorsieSebastiana.
Wszystkotojednakjejniewystarczało,więczdarłazniegomarynarkęiściągnęła
mukoszulęzramion.Potemobsypałapocałunkamijegobrodęiszyję.
Sebastianzacisnąłdłonienajejsukience,aleAshleyczuła,żeniemożebyćnaga,
jeszczenieteraz,więcgopowstrzymała.
–Później–szepnęła.
–Mówiszmi,comamrobićikiedy?–spytałzudawanymgniewem.
–Mówięcitylko,żemaszbyćcierpliwy–odparłaiprzyciągnęłagozapasek.–
Cierpliwośćpopłaca.
–Jakośniezauważyłem,żebytakbyło–wyznał.
–Zaufajmi.–Spojrzałamuwoczy.
Puścił sukienkę i skupił się na nogach Ashley. Nie odrywając wzroku od twarzy
Sebastiana,rozpięłamupasekiprzyłożyładłońdojegoerekcji.Oddechuwiązłjej
wgardle.
–Niejestemażtakcierpliwy–ostrzegłjąSebastian.
–Dobrzewiedzieć.
Zrozumiała,żejejuwodzicielskiezachowanierobiswoje.Podziwiałajegowstrze-
mięźliwość, ale było oczywiste, że wszystko ma swoje granice. Spokojnie rozpięła
murozporekizsunęłaspodniezbioder.
–Terazty–oznajmiłpożądliwie.
–Jeszczenie.
Ashleyniebyłagotowazrezygnowaćzkontroli,którejpoddawałsiętakochoczo.
Zerknęłananiegozuśmiechemijednocześniezacisnęłasmukłepalcenajegopeni-
sie. Początkowo pieściła go powoli, lecz stopniowo przyspieszała, zachęcona jego
reakcją.
Potemuklękłaprzednimiwzięłagodoust.Zsatysfakcjąwsłuchiwałasięwgar-
dłowejękiSebastiana,delektowałasięjegosmakiemirozkoszowałaświadomością,
że doprowadza go do szaleństwa. Podobało jej się nawet wtedy, gdy wsunął palce
wjejwłosy,kierującjejgłowąiwargamitak,żebydostarczałamujaknajwiększej
rozkoszy.
Naglesięodsunąłiuniósłją,niezważającnaprotesty.Byłooczywiste,żenade-
szłaporanazmianę,więcAshleyusiadłaokrakiemnajegokolanach.Gdypatrzyłna
niązpodziwemizachwytem,poczułasiętakpięknajaknigdydotąd.
Położył dłonie na jej biodrach i nakierował ją na siebie. Ashley odchyliła głowę
i głośno jęknęła, kiedy ją wypełnił. Kołysała biodrami, poddając się narastającej
przyjemności.Sebastianpieściłwargamiijęzykiemjejpiersi,aonabłagałaowię-
cej.
Przyłożyłdłoniedojej pośladkówipowiedziałcoś pohiszpańsku.Nie rozumiała
słów, ale poruszyła się gwałtowniej. Nie zamierzała się ograniczać ani nie czuła
lęku,bobyłojasne,żeSebastianzatroszczysięoniąjaknależy.
Irzeczywiście,mocnymirękamiustaliłrytmjejbioder,akiedywsunąłdłońtam,
gdziebylizłączeni,izacząłjąpieścić,odchyliłagłowęiszczytowałaznieznanąso-
biemocą.
–Sebastian!–wyrwałojejsię.
Gdypodługiejchwiliwtuliłasięwniego,oszołomionanatłokiemdoznań,onrów-
nieższczytował,wypełniającjąpobrzegiswoimciepłem.
Więctaktojest,kiedyktośsłużybogaczowijakozabawka,pomyślałaAshleykilka
godzinpóźniej,kiedyleżaławjegołóżku,nagaiwyczerpana.Sebastiannawetwe
śnieobejmowałjąwtalii,jakbydającjejdozrozumienia,żejestjegowłasnościąza-
wsze,bezwzględunaokoliczności.
Wiedziała, że powinna się wstydzić, tymczasem jednak czuła się chroniona, za-
dbanaidopieszczona.
Czypodobnieczułasięjejmatka,kiedybyłautrzymanką?Czydlategocałeżycie
Lindy kręciło się wokół Donalda? Ashley nagle zrozumiała, że mama popełniła za-
sadniczybłądizakochałasięwswoimdobroczyńcy.
Onanapewnoniepowinnapowtórzyćbłędumatki.Jakoutrzymankamogłapożą-
daćSebastiana,mogłanawetbyćnimoczarowana,aleniewolnojejbyłoobdarzyć
gomiłością.Jużbysięztegoniepodniosła.
Gdykilkagodzinpóźniejnurkowaławbasenie,delektującsięchłodnąwodą,dołą-
czyłdoniejSebastian.Podpłynęłabliżej,żebygoobjąć,awtedysiępochyliłipoca-
łowałjąwusta.Jęknęła,gdypotarłkciukiemjejpierś,ledwieosłoniętąprzezstanik
skąpegobikini.
–Chciałamcięocośprosić–powiedziałabeztchu.
Oparłasięplecamiościanębasenu,aonwsunąłsięmiędzyjejnogi.
–Jesteśnienasycony–westchnęłazuśmiechem.
–Totymnieobudziłaśdzisiajrano–przypomniałjej,opierającdłonienakrawędzi
basenu,żebymusięniewymknęła.–Aleniemiałemnicprzeciwkotemu…
Wolałaniemyślećotym,cozrobiłaoporanku.Nadalbyłasennawięcniezdążyła
sięzastanowić,czynapewnopostępujerozsądnie.
–Masznamyślikonkretnąprośbę?–spytał,wtymmomenciegotowyspełnićkaż-
dejejżyczenie.
–ChciałabymodwiedzićInezKey–wyznała.
–Wykluczone.–Jegostanowczytonpozbawiłjązłudzeń.
Odchyliłagłowę.
–Jakto,wykluczone?Niejesteśnawetodrobinęciekaw,dlaczegomuszęsiętam
znaleźć?
Sebastianwzruszyłramionami.
–Niemożeszrozporządzaćwyspąiniejesteśzaniąodpowiedzialna.Tomojazie-
mia.
–Niepowinnamprzynajmniejdostaćekstrapunktówzatopytanie?
Nagleuświadomiłasobie,comówi,ipokręciłagłową.Dlaczegoprosiłagoopo-
zwolenie?DziękibardzointeresującejpogawędcetelefonicznejzCleą,Ashleywie-
działa,żeSebastianwysłałochroniarzynaInezKey,onajednakznaławszystkienaj-
lepszekryjówki.
–Nawetotymniemyśl.–Zacisnąłusta.
–Niewiesz,oczymmyślę–oświadczyła,przygotowującsiędowyjściazbasenu.
–Zaaresztujęcięzawtargnięcie.
Nocóż,jednakwiedział,oczymmyślała.Najwyraźniejdomyśliłsiętegozjejminy
albopoprostubyłaażtakprzewidywalna.
–Najpierwmusiałbyśmniezłapać–zauważyła,wyłaniajączwody.
–Dalekoniezajdziesz–oświadczyłSebastian,patrzącnanią.
Ashley chwyciła ręcznik i ruszyła z powrotem do apartamentu. Była boleśnie
świadomatego,żeSebastianjąobserwuje.Poczekała,ażznikniemuzoczu,ido-
pierowtedyowinęłasięręcznikiemizbiegłaposchodachtakprędko,jakbysiępali-
ło.
ROZDZIAŁSZÓSTY
Tydzień później Ashley spacerowała od jednego gościa do drugiego na wystaw-
nym przyjęciu koktajlowym zorganizowanym przez Sebastiana. Znajdowali się na
dachuhoteluCruznaJamajce.Wpowietrzuunosiłsięzapachoceanuitropikalnych
owoców,roznoszonychnatacachprzezkelnerów.
Nie była pewna, dlaczego postanowiła odegrać rolę gospodyni. Mogłaby sobie
wmawiać, że z nudów albo w ramach buntu przeciwko Sebastianowi, który nie
chciał,bypojawiłasięnaprzyjęciu.Taknaprawdęjednakpragnęłamupokazać,że
niejesttylkozwykłądekoracją.Potrafiłasięzachować,rozmawiaćzgośćmiiubrać
się,jaknależy.Niemiałanasobiebiżuterii,jednakjejskromnabiałasukienkawy-
różniałasięnatleciemnychgarnituróworazkolorowych,wymyślnychstrojówpań.
–Myślałem,żenielubiszprzyjęć–zauważyłSebastian,gdydoniegopodeszła.
– Kiedy tak powiedziałam? – Przechyliła głowę, próbując sobie przypomnieć. –
Byćmożewspomniałam,żenieimprezuję,atonietosamo.Niezarywamnocyinie
biegampoklubach.
–Nierobiłaśtegonawetwcollege’u?–Sebastianniepróbowałukrywaćscepty-
cyzmu.–Studiowałaśtylkoprzezjedensemestr.
–Imyślisz,żemniewywalili?–Dlaczegotomuprzyszłodogłowy?–Nie,popro-
stusłaboradziłamsobiewszkole.Zawszemiałamkiepskieocenyiwkońcuzrezy-
gnowałampośmiercirodziców.Niebyłosensutamzostawać.
Nigdyniechciałaiśćnastudia,rodzicezmusilijądotegozwłasnychsamolubnych
powodów.Ashleymusiałajednakprzyznać,żedziękicollege’owiniecoodpoczęłaod
napięćwdomu.
–Skorobyłaśtakąkiepskąstudentką,jakwogólesiędostałaśdocollege’u?
–Ojciecpociągnąłzasznurkiiofiarowałszkoleolbrzymiądonację–przyznała.
–Fajniejestbyćdzieckiembogatychrodziców–oświadczyłlodowatymtonem.–
Tootwierawieledrzwiidajewielemożliwości.
– Nie dlatego to zrobili. – Zacisnęła palce na nóżce kieliszka z szampanem. –
Chcielisięmniepozbyć.Alewiem,cozamierzaszpowiedzieć.Dużodostałam,mo-
głamzostaćkimś.Ijaktosięskończyło?Jestembezdomnąbankrutkąierotyczną
maskotkąbogacza.
–Przekręcaszmojesłowa.–Zmrużyłoczy.
Wiedziałajednak,cotaknaprawdęchciałpowiedzieć–gdybyondysponowałtaki-
miśrodkamifinansowymi,dotejporyzdołałbyjużpodbićświat.
– Może i wydostałeś się z getta, ale na pewno ktoś ci pomógł – burknęła. – Na-
uczyciele,sąsiedzi,krewni.Albozdałeśsięnadobrąwolęnieznajomych.
–Myliszsię.
Zrobiłojejsięgłupio.ImwięcejdowiadywałasięoSebastianie,tymwiększyczuła
doniegoszacunekipodziw.Coraztrudniejbyłojejutrzymaćdystans.
–Ateraz?–Postanowiłaobraćinnątaktykę.–Jestempewna,żezrobiłbyśdokład-
nieto,comójojciec.Gdybyjednaztwoichsióstrchciałaiśćnastudia,dostaćpracę
albochoćbyznaleźćmieszkanie,wykorzystałbyśwszystkieswojepieniądzeiwpły-
wy,żebytodlaniejzdobyć.
Jegooczyzalśniły,aleprzyglądałjejsięzobojętnymwyrazemtwarzy.
–Owszem–przytaknąłiupiłłykszampana.
–Aonaprzyjęłabytępomoc.Tonieznaczy,żebyłabyrozpuszczona.
–Oczywiście,żenie.Oczekuję,żemojesiostryzwrócąsiędomniezakażdymra-
zem,gdybędąpotrzebowałypomocy.
– Ale ja jestem rozpuszczonym bachorem, bo żyłam z pieniędzy rodziców? My-
ślisz,żenieprzepracowałamanijednegodniawswoimżyciu.Żetylkosięobijam,
opalamipolujęnabogategomęża?
–Czyżbyśusiłowałamiwytłumaczyć,żeniejesteśdziedziczką,któracieszyłasię
dostatnimżyciem?–zapytał.
–Kiedyśpodobałomisiębywaniewtowarzystwieibraktroskiopieniądze–przy-
znała.Nadalbyłojejniedobrzenamyślofunduszach,którezmarnowaławtamtych
czasach.–Aletosięskończyłozchwilą,gdymatkazastrzeliłaojca.Niektórzylu-
dziewykorzystalitakzwanąprzyjaźńzemną,żebysprzedaćgazetomnajbardziej
pieprzneinieprawdziwehistorieomojejrodzinie.Pieniądzeojcaprzepadły.Odzie-
dziczyłampotwornybałaganiprzezpięćlatwalczyłamoutrzymanietego,comizo-
stało.
–Mogłaśznaleźćsobiepracę–zauważył.
Cóż,niepowinnasięspodziewaćwspółczuciazjegostrony.
–NiemogłamwyjechaćzInezKey.Wszyscymyślą,żemieszkamwraju.Niktnie
raczyłzauważyć,żeledwiewystarczaminażycie.Wszystkiemojepieniądzeposzły
napodatkialbonamieszkańcówwyspy,którzysąodemniezależni.
–Skorożycietamsprawiacitakikłopot,todlaczegotakbardzochceszwrócić?
Ashleyzacisnęłausta.Próbowałacośudowodnić,jednakSebastianzauważałtyl-
koto,costarałasięukryć.
–Niezrozumiałbyś–mruknęła.
–Powiedz,zobaczymy.
Odwróciławzrok,walczączpokusąopowiedzeniamuwszystkiego.Pocowogóle
zaczynała?Dlaczegotakbardzojejzależało,bySebastiandojrzałwniejkogośpoza
rozpieszczonądziedziczką?Jegoopinianiepowinnamiećdlaniejznaczenia.
–InezKeytojedynemiejsce,wktórymczujęsiębezpieczna–powiedziaławkoń-
cu.
Wolałamuniewyjawiać,żenawyspie,woddaleniuodświata,niemamożliwości
niszczyćludziomżycia.
Sebastianwyraźniesięzachmurzył.
–Teraznieczujeszsiębezpieczna?–spytałchrapliwymgłosem.–Tutaj,zemną?
Nieczułazagrożenia,alebałasiętego,jakbardzouzależniłasięoddotykuSeba-
stiana.Obawiałasięemocji,którejąprzepełniały,itego,kimsięstaje.Corazbar-
dziejczułasiękobietąświadomąswoichnarastającychpotrzeb,uczuciowąiprawie
zakochaną.
– Dobrze się bawiłaś w ostatnich tygodniach – zauważył Sebastian. – Dlaczego
nie?Prywatnesamoloty,ubraniaodnajlepszychprojektantów,spanajwyższejklasy.
ByliśmynaBahamach,naKajmanach,aterazjesteśmynaJamajce.Zatrzymywałaś
sięwnajbardziejluksusowychośrodkach,przyktórychInezKeymożesięschować.
Naprawdęuważał,żetowszystkozpowodupieniędzy,którewydawał?Idobrze,
mógłsobietakmyśleć.Gdybywiedział,żecieszyłyjąjegotowarzystwo,uwagaido-
tyk,zyskałbynadniąjeszczewiększąwładzę.
–Adotegowszystkietwojepotrzebysązaspokojone,zwłaszczawłóżku–dodał.
Ashleyoblałasięrumieńcem.Ichwspólnenocerzeczywiścieokazałysięnieziem-
skie.
–Przecieżnienarzekam–odparłasztywno.
–Jateżnie–szepnął.–Jesteśbardzowspaniałomyślnąkochanką.
Zrobiłojejsięgorąco.NigdynieodmawiałaSebastianowiiniemiałotonicwspól-
nego z ich umową. Była na niego gotowa dosłownie w każdej chwili. Nawet teraz
niemiałbynicprzeciwkotemu…
Sebastianjejpragnął,alewyłącznienawłasnychwarunkach,wdogodnymdlasie-
bieczasie.
–Wybaczmi.–Ztrudemcofnęłasięokrok;niemogłazapominać,żeniesąsobie
równiinigdyniebędą.–Powinnamzająćsięgośćmi.
–Znowuuciekasz,mivida?–Wydawałsięzniecierpliwiony.
Odeszła bez słowa, czując na sobie jego spojrzenie. Wiedziała, że nie zdoła się
ukryćprzedSebastianemCruzem.Dostrzegałwszystko.
Sebastian miał ochotę chwycić ją w ramiona i przytulić. Najchętniej znalazłby
ciemnykąt,gdziemógłbysięsycićjejzapachemismakiem,ajednaktylkospokojnie
obserwował,jakodchodziłazdumnieuniesionągłową.
Możewydawałojejsię,żejestwyspiarką,alebyłastworzonadożyciawświecie
pełnym przepychu, w otoczeniu śmietanki towarzyskiej. Nie miała nic wspólnego
z gośćmi, jednak zdołała oczarować ich swobodą i wdziękiem. Biznesmeni byli
olśnieni przyjacielskim uśmiechem Ashley, a ich żonom odpowiadała jej pogodna
osobowość.
–Cotozadziewczyna?
Słyszącniskimęskigłos,Sebastianmimowolniemocniejzacisnąłpalcenakielisz-
kuzszampanemiodwróciłsiędoOscaraSalazara,jednegozeswoichnajgroźniej-
szychrywali.
–Witaj,Salazar.–Uścisnąłmudłoń.–Niewidziałem,jakwchodziłeś.
–Bointeresowałocięcoinnego.Iwcalecisięniedziwię.–Salazarzmrużyłoczy,
patrzącnaAshley.–Zawszemiałeśdobrygustwdoborzeatrakcyjnychdodatków.
–Lepiej,żebytegoniesłyszała–powiedziałSebastian.
Nie zamierzał dopuszczać Salazara do Ashley. Nie chciał ryzykować. Ten czło-
wiekuwielbiałrywalizację.ImbardziejSebastianczegośpragnął,tymbardziejzde-
terminowanybyłSalazar,żebymutoodebrać.
Sebastian zmarszczył brwi. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak się czuł. Kobiety
wjegołóżkuszybkosięzmieniały.Jeśliktórakolwiekpróbowaławzbudzićwnimza-
zdrość,niewahałsięzerwaćzniąkontaktuinigdytegonieżałował.Wiedział,że
zawszemożezastąpićkochankękimś,ktobędziegrałwedługjegozasad.
ZAshleybyłojednakinaczej.Takobietanierozumiałakoncepcjiposłuszeństwa.
Doprowadzałagodofurii,byłatrudna,aleprzyniejsięnienudził.Dlaczegojejpo-
zwalałnatakiezachowanie?Czydlatego,żebyłjejpierwszymmężczyzną?Czyto
wogólemiałocokolwiekwspólnegozseksem?
ChciałspędzaćczaszAshley.Nieważne,czymielipodziwiaćwodospadyJamajki,
spaćwswoichramionach,czypićkawęwzatłoczonejkawiarencenaulicy.Pragnął
Ashleydotegostopnia,żeczasamidzwoniłzbiura,chcącusłyszećjejgłos.
–Mówiłeś,żektototaki?–spytałSalazar,niespuszczającwzrokuzesmukłego
ciałaAshley.
Sebastianomalniezazgrzytałzębami.Musiałpostępowaćostrożnie.
–ManaimięAshley–odparł.
–Wyglądaznajomo.
Sebastian wątpił, by Salazar zadawał się z Donaldem Jonesem. Był na to zbyt
młody,doszedłdodużychpieniędzyzaledwiekilkalattemu.
–PewniewidziałeśjąwMiami–powiedział.
Salazarprzeniósłnaniegospojrzenie.
– Różni się od twoich kobiet – zauważył. – Wydaje się bardziej niewinna. I nie-
okiełznana.
Sebastianzacisnąłdłoniewpięści.
–Niconiejniewiesz–warknął.
Isięniedowiesz,dodałwmyślach.
–Zatowiemsporootobie.Wkrótcesięniąznudzisz.
Sebastianwiedział,żetonieprawda.PragnąłczegoświęcejniżmiesiącazAshley.
–Awtedytywkroczyszijąprzechwycisz?
Salazarwzruszyłramionami.
–Zwykleniezjadamresztekpotobie–wycedził.
Sebastiannajchętniejstrzeliłbygowtwarz.NiktniemiałprawamówićtakoAsh-
ley.ZrobiłkrokwkierunkuSalazaraizmierzyłgowzrokiem.
–TrzymajsięzdalekaodAshley–warknął.
Salazarwydawałsiębardzozsiebiezadowolony.
–Przejmujeszsię,żeniemasznadniąwładzy?–zakpił.
Rzeczywiście,takwestiaspędzałaSebastianowisenzpowiek.ZdołałzwabićAsh-
leydoswojegołóżkawyłączniedziękiszantażowiiwcaleniebyłztegodumny.Pra-
gnęłago,alenienatyle,byuczynićpierwszykrok.
–Jestmoja–oznajmiłcicho.
Większośćludziprzeraziłbyjegogroźnyton,aleOscarSalazartylkouśmiechnął
sięjeszczeszerzej.
–Nienadługo.–PopatrzyłnaAshley.–Mógłbymcijąpodebrać,gdybymchciał.
–Niemógłbyś.–TętnoSebastianaprzyspieszyło.–Niemasznic,czegobypra-
gnęła.Ashleypotrzebujedodatkowejzachęty.
–Zachęty?–OczySalazarabłysnęły.–Toznaczy,żemaswojącenę?
–Niestaćcięnanią.
–Och,zpewnościąudałobynamsiędogadać.
–Ostrzegamcię,Salazar.–Sebastianbyłnasiebiezły,jednaknicniemógłpora-
dzićnaswojezachowanie.Gdybymiałkły,zpewnościąbyjeobnażył.–Podejdźtyl-
kodoniej,ajużnieżyjesz.
–Zrozumiałem.–Salazarupiłłykszampanaispokojnieodszedł.
Sebastian miał ochotę podążyć za nim, jednak jeden z jego partnerów bizneso-
wychwybrałakurattenmomentnapogawędkę.
Nie miał się czym przejmować. Nie ufał Salazarowi, ale wiedział, że Ashley nie
byłabyzainteresowanawątpliwymiwdziękamitegomężczyzny.Mimotouważnieją
obserwowałiprzezcałyczasbyłświadomy,gdziesięznajdowała.Nawetgdyroz-
mawiałzeswoimasystentem,słyszałdobiegającyzoddaliserdecznyśmiechAshley.
Kilkaminutpóźniejrozejrzałsięitymrazemjejniezobaczył.Zaniepokojony,na-
tychmiast wyruszył na poszukiwania i wkrótce znalazł ją przy drzwiach wyjścio-
wychnadach.Wiatrznadoceanuporuszałjejbiałąsukienkąidługimibrązowymi
włosami.
Sebastian chciał coś powiedzieć, ale zamknął usta, gdy zobaczył, że Ashley jest
wyraźniespięta.Dopieropochwiliuświadomiłsobie,żerozmawiazniąOscarSala-
zar,ibezzastanowieniaruszyłprostokuniej.
Niemiałpojęcia,oczymrozmawiają,aletobyłobezznaczenia.Ashleynależała
doniego.
Zobaczył,żepodopaleniznąjejtwarzblednie;Ashleywyglądałatak,jakbyzrobi-
ło jej się niedobrze. Odwróciła głowę i Sebastian zrozumiał, że szukała go wzro-
kiem.Gdyichspojrzeniasięskrzyżowały,ujrzałcierpieniewjejbrązowychoczach.
WnastępnejchwilidrgnęłaiponownieskupiłauwagęnaSalazarze,agdycośdo
niejpowiedział,rozchyliłaustaichlusnęłamuwtwarzszampanem.Potemcisnęła
kieliszeknapodłogęiodeszła,zanimSalazarzdążyłzareagować.
Sebastianmiałochotęzaniąpobiec,alenajpierwmusiałsięzająćSalazarem.
Ashleyotarłałzy,wzięładorękiT-shirtidżinsyiwłożyłajedonajmniejszejwaliz-
ki,jakąudałojejsięznaleźć.JakSebastianmógłjejtozrobić?
Właściwie dlaczego tak ją to dziwiło? Była dla niego nikim, zwykłą utrzymanką,
chwilową zabawką. Czy nie widziała, jak mężczyźni traktują takie kobiety? Niby
dlaczegozałożyła,żeSebastianokażesięinny?
Podskoczyła, usłyszawszy skrzypnięcie otwieranych drzwi sypialni. Nie chciała
patrzećnaSebastiana,którystanąłwprogu.Nawetgdybychciałauciec,niewypu-
ściłbyjej.Byłooczywiste,żejestwściekły.
–CosięwydarzyłomiędzytobąaSalazarem?–spytałzpozornymspokojem.
–Sukinsyn–wymamrotała,podnoszącwalizkęzłóżka.
– Nazywano go już gorzej – oświadczył Sebastian niecierpliwie. – Co ci takiego
powiedział?Niemogłemwydobyćzniegoanisłowa.
–Nie,totyjesteśsukinsynem.–Wycelowaławniegopalec.–Ufałamci.Zawarli-
śmyumowę.
–Owszem.–Wszedłdopokoju.–Zostałaśmojąutrzymankąnajedenmiesiąc.
–OczympoinformowałeśOscaraSalazara.–Jejgłoszadrżał,gdysobieprzypo-
mniała,jaktamtenczłowieknaniąpatrzył.Wyglądałtak,jakbychciałdostaćprób-
kę,zanimkupitowar.
– Nie powiedziałem mu, że jesteś moją utrzymanką – wycedził Sebastian. –
Ostrzegłemgo,żebytrzymałsięodciebiezdaleka.
WobectegoskądSalazarwiedział?Niezachowywałasięjakutrzymanka,niebyła
teżwyzywającoubrana.Innymisłowy,mógłpoznaćprawdętylkozasprawąSeba-
stiana.
–Niedotrzymałeśobietnicyinaruszyłeśregułynaszejumowy.Odchodzę.
–Jeszczeczego.–Ruszyłkuniej,wyrwałjejzrękiwalizkęipostawiłjąnapodło-
dze.–Nigdzieniepójdziesz,dopókicinatoniepozwolę.
Dotądniewidziałagowtakimstanie.Zachowywałsiętak,jakbyniemógłznieść
myśliojejodejściu,cobyłoidiotyczne.Sebastianowinaniczymniezależałodotego
stopnia,żebywpadałwpanikę.
Ashleydumnieuniosłagłowę.
– Nie możesz mi rozkazywać – oświadczyła stanowczo. – Nie jestem już twoją
utrzymanką.
–WobectegonigdyniezobaczyszInezKey.–Zacisnąłusta.
–Idobra–odparła,ztrudemkryjącprzerażenie.
Miałaochotęcofnąćswojesłowa,alebyłojużnatozapóźno.
Sebastianpopatrzyłnaniązezdumieniem.Przezchwilęmilczał,oddychająccięż-
ko.
–Idobra?–powtórzyłwkońcu.–Jesteśgotowazrezygnowaćzdomu,októrytak
zawzięciewalczyłaś?Zdomu,dlaktóregotylepoświęciłaśidlaktóregoprzespałaś
sięzemną?Przecieżpragnieszzostaćnawyspie.
– Nie chodzi o Inez Key, ale o ciebie – odparła. – Nie interesuje cię, co jest dla
mnieważne,imaszwnosiemojeuczucia.
Przyglądałjejsiętakuważnie,żemusiałaodwrócićspojrzenie.
–Nibyjakzamierzaszsobieporadzić?–zapytał.–Niemaszpieniędzy.
Ashley zamknęła oczy. Nie zaprzeczył jej oskarżeniom. Naprawdę nie intereso-
wałygojejuczucia.
– Nie wiem – wyszeptała. – Może będę sprzedawała swoje ciało. I tak wszyscy
biorąmniezadziwkę.
Chwyciłjązarękę.
–Niemówtaknawetżartem–warknął.
– Dlaczego nie, Sebastianie? – Próbowała oswobodzić rękę, ale tylko zacieśnił
uścisk.–Wystawiłeśmnienapośmiewisko.Zrobiłeśzemnieutrzymankę.
–Zgodziłaśsięnato–przypomniałjej.–Miałaśwybór.Mogłaśodejść,aletego
niezrobiłaś.
–Bomydliłeśmioczyikusiłeśmoimwłasnymdomem!–wykrzyknęła.
– Inez Key nie ma z tym nic wspólnego. Pragnęłaś być ze mną, ale bałaś się do
tegoprzyznać.Aterazwściekaszsię,bospodobałacisięrolautrzymanki.
Ashleyjęknęłaizamarła.
–Nie,nieprawda!–powiedziałazprzerażeniemwgłosie.–Cofnijtesłowa!
–Pomyliłemsię.Spodobałacisięrolamojejutrzymanki,anieutrzymankiwogó-
le.
Chciała go uderzyć w twarz i odepchnąć, ale mówił prawdę. Lubiła być w jego
łóżku, lubiła pożądanie w jego oczach, a do tego czuła dumę, towarzysząc mu pu-
blicznie.Marzyłaojegodotykuiojegoniepodzielnejuwadze.Wiedziała,żezaak-
ceptujekażdąrolę,jakąjejwyznaczy,bylebytylkomiećjakikolwiekudziałwjego
życiu.
Sebastianzdawałsobiesprawęztego,żeAshleyskusisięnawetnaokruchy,któ-
rejejpodsunie.Miałnadniąwielkąwładzę.
–Zejdźmizdrogi–warknęła.
Wodpowiedziskrzyżowałręcenapiersi.
–Zmuśmnie–powiedziałspokojnie.
Ashley zacisnęła dłonie w pięści i wbiła paznokcie w skórę, próbując opanować
narastającewniejemocje.
–Ostrzegamcię,Sebastian–warknęła.–Zarazstracępanowanienadsobą.
–Damsobieradę–odparłniewzruszony.–Proszębardzo.
–OmójBoże…–Zrozpacząwsunęłapalcewewłosy.–Naprawdęchcesz,żeby
puściłymihamulce?Oszalałeś?
–Przestańwreszciesięukrywać.Przestańuciekać.
–Niebędzieszmimówił,comamrobić.
–PrzykromizpowoduSalazara–powiedziałponuro.–Kazałemmutrzymaćsię
odciebiezdaleka,alenajwyraźniejujawniłemzadużo.
–Powiedziałeśmu,żemamswojącenę?–spytałazwściekłością.–Iżemożeku-
pićmnieokazyjnie,bojestemjużużywana?Iżepowinnamprzyjąćjegopropozycję,
bowkrótcewykopieszmniezeswojegołóżka?
–Zabijęgo–wymamrotałSebastianprzezzaciśniętezęby.
–Ustawsięwkolejce.–Ruszyładodrzwi.–Wiedziałam,żeniepowinnamciufać.
Spełniłamtwojeżądania,aletyniespełniłeśmoich.
–Nigdziestądniewyjdziesz.–Zablokowałjejdrogęwprogu.
–Niewidzępowodu,dlaktóregomiałabymtuzostać–odparła,sięgającdogałki
wdrzwiach.
–Zarazzobaczyszodpowiednipowód–mruknąłSebastianipołożyłdłonienajej
ramionach.
Zanimzdążyłazareagować,odwróciłjąipocałowałwusta.Ashleypołożyładłonie
najegoklatcepiersiowej,chcącgoodepchnąć,alezignorowałjejwysiłki.Gdyprzy-
gniótłjącałymciałemdodrzwi,zrozumiała,żeniemaodwrotu.
Nie powinna tego pragnąć, ale czuła, że nadszedł ten długo wyczekiwany mo-
ment.Musiałaponowniezaznaćdotykujegowygłodniałychrąk.
Sebastianzsunąłfigizjejbioder,anastępnieuniósłjąbezwysiłku.Instynktownie
otoczyłagonogamiwpasie,gdyonzadzierałjejspódnicęijednocześniepogłębiał
pocałunek.Szarpnięciemrozchyliłamukoszulę,pragnącjaknajszybciejściągnąćją
zjegomuskularnegotorsu.
–Powiedz,żetegoniechcesz–wyszeptałprostowjejnabrzmiałeodpocałunku
usta.
Niemogłabyskłamać.Jegodotykprzywracałjejżycieinajchętniejnieprzestawa-
łabypoddawaćsiępieszczotom.Poruszyłabiodrami,domagającsięwięcej.
Sebastian wyszeptał coś po hiszpańsku i zsunął spodnie. Ashley stężała, gdy po-
czuła,jakwniąwchodził.Poruszałsięwniejgwałtownieimocno,aonaniemogła
się nim nasycić. Gdy jej nozdrza wypełnił zapach podnieconego mężczyzny, mimo-
wolniezakołysałabiodrami.
–Jeśliodemnieodejdziesz,jużnigdyniezaznasztego,coteraz–ostrzegłjąchra-
pliwymgłosem,tuląctwarzdozgięciamiędzyjejszyjąaramieniem.
Wiedziała, że to prawda. Tylko Sebastian miał nad nią taką władzę. Pożądanie
brałogóręnadjejrozumem,byłonieznośneimogłajerozładowaćwjedensposób.
–Zawszebędzieszmoja.
Ashleyjęknęłagłośno,gdyprzeszyłająpierwszafalagwałtownegoorgazmu.Se-
bastian przyspieszył tempo, zwielokrotniając jej rozkosz, i wtedy resztką świado-
mościpojęła,żeniemożejużdłużejodcinaćsięodprawdy.
Musiałapoddaćsięjegowoli.Nazawszemiałapozostaćjegokobietą.
Obudziłgosygnałkomórki.Sebastiansięgnąłdostolika,alenieznalazłtelefonu,
więcotworzyłoczy.Natychmiastzauważyłdwierzeczy:popierwsze,nastałdzień,
ipodrugie,Ashleynieleżałaobokniego.
Ciszawhotelowymapartamencieoznaczała,żebyłsam.Ashleyprawdopodobnie
sięrozzłościła,żeznówudowodniłswojąprzewagę.
Wstałzłóżka,nagopodszedłdostosikuubrańnapodłodze,poczymchwyciłza-
grzebanywnichtelefon.Naekraniewidniałoimięasystenta.
–Cojest?–burknąłopryskliwieSebastian.
–Właśnieotrzymałeminformację,żeAshleyopuściłaJamajkę.
Azatemjąwystraszył.Poczekała,ażzasnął,anastępnieuciekła.
–Jak?–spytałchrapliwie.
–Słyszałempogłoski–odparłnerwowoasystent.–Wtejchwilijeszczeniemam
potwierdzenia.
Sebastianzamknąłoczy.Wiedział,żeAshleybyłananiegozła,aleczynaprawdę
mogłabygotakzdradzić?
–Togdzieterazjest?
–ZOscaremSalazarem.Wjegoprywatnymsamolocie,lecącymdoMiami.
ROZDZIAŁSIÓDMY
Wiał lodowaty wiatr, a Ashley miała na sobie tylko koszulkę, dżinsy i mokasyny,
alewogólesiętymnieprzejęła.Przyglądałasięposiadłości,którajużsięjejniewy-
dawała najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. Czy dlatego, że nadszedł czas na
zmianywżyciu,czyteżztegopowodu,żeSebastianbyłwłaścicielemwyspy?
Wiedziała,żejużtuniepasuje.Sebastianzpewnościąniezgodziłbysięnajejpo-
wrótpotym,jakzłamałaobietnicę.
Tawyspabyłajednakdlaniejnietylkodomem,aleikryjówką.Ashleyzaszyłasię
tupotragicznejśmiercirodziców,ponieważtylkodziękitemumogłauniknąćwścib-
skichspojrzeńimęczącychpytań.
Wiedziała,żeprzypominamatkęitojąprzerażało.PodobniejakLindaValdez,na-
miętniebroniłaswoichracji,dotegobyłalojalnawobecprzyjaciółibardzotempe-
ramentna.Niepotrafiławybaczać,awrogowieosóbbliskichjejsercubylijejwro-
gami.
Pójściewśladymatkibyłotylkokwestiączasu.Wiedziała,żezakochasięcałkowi-
cieinierozważnie,nawłasnązgubę.
Sądziła,żeuciekłaodswojegoprzeznaczeniaiodtakiejprzyszłości,kiedyukryła
sięnaInezKey.Cóż,jednanoczSebastianemuświadomiłajej,żetylkosięoszuki-
wała.
Niechciałaotymmyśleć,nieteraz.Postanowiłaiśćnaplażęipoczućpiasekmię-
dzypalcamistóp,apotempołożyćsięiuspokoić,patrzącnaAtlantykiznajomykra-
jobraz.Wiedziała,żezanimznówpoczujesięsobą,minądługiegodziny,możena-
wetdni,alewkońcutenmomentnadejdzie,awtedybędziesięmogłazastanowić,
codalej.
Walcząc z wyczerpaniem, wysiadła z wodnej taksówki i zapłaciła kapitanowi,
uśmiechającsięzprzymusem.Przeszłapodrewnianympomoście,alenieczułasię
jakdawniej.Wszystkobyłonoweiinne.Zmieniłasięijużnigdyniemiałabyćdawną
AshleyJones.
Usłyszała,jakłódźodpływa,alesięnieodwróciła.Zmianynawyspieprzykułyjej
uwagę.Dostrzegłaświeżąwarstwęfarbyito,żezdziczałyogróduporządkowano.
InezKeypowolipowracaładodawnejchwały.
W przeciwieństwie do Ashley, która czuła, że załamuje się i rozpada. I choć po-
nownieznalazłasięnawyspie,ledwienadsobąpanowała.
Podeszła do frontowych drzwi głównego budynku, które ku jej zaskoczeniu były
zamknięte. Zmarszczyła brwi, bo wydało jej się to podejrzane. Inez Key była ci-
chym,spokojnymmiejscem.Znajdowałosiętuzaledwiekilkadomówiniktnieza-
mykałdrzwi.Niemogłasobieprzypomnieć,kiedyostatnirazużywałakluczaanina-
wetgdzieleżał.
–Ashley?–ZzadomuwyłoniłasięClea,pisnęłaradośnieipodbiegładoAshley,wi-
tającjąserdecznymuściskiem.–Coturobisz?
– Chciałam tylko wziąć swoje rzeczy i odejść. – Ashley wskazała drzwi. – Ale
głównybudynekjestzamknięty.
–Wiem.Dziwne,prawda?Ktozamykadrzwi?–Cleaoparłaręcenabiodrachipo-
kręciłagłową.–Niebyłamtuodrozpoczęciaremontu.
–Wielesięzmieniło.–Ashleypopatrzyłanatropikalnekwiatyiroślinyprzedbia-
łymikolumnami.–Aprzecieżniebyłomniebardzokrótko.
Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało naturalnie, jednak było oczywiste, że
ktośstaranniezaplanowałogród.KiedySebastianzdołałwprowadzićtylezmian?
– Nowi właściciele nie zasypiali gruszek w popiele. – Clea odciągnęła Ashley od
drzwi.–Jestteżdużonowychzabezpieczeń.Niedługoznajdziecięochrona.
– Niczego nie rozebrano – mruknęła Ashley, po raz ostatni przyglądając się bu-
dynkowi.
–Raczejdodająnoweelementyimodernizująstare–odparłaClea.–Cieszęsię,
żeciludzieokazująszacunekhistoriiwyspy,ależycienaInezKeyjużraczejniebę-
dzietakiejakdawniej.
Spokojnawyspamiałasięzmienić,skoropojawiłasięochronaisystemyzabezpie-
czeń.
–Czyskontaktowalisięztobąnowiwłaściciele?
–DostaliśmylistodCruzConglomerate–odparłagospodyni,gdyszłypopylistej
ścieżce.–Sądziłam,żetonakazeksmisji,takijaktwój,aleobiecali,żedlanasnic
sięniezmieni.
AwięcSebastiandotrzymałprzynajmniejjednejobietnicy.
–Cotamjeszczenapisano?–zapytałaAshley.–Cośotym,żewyspazamienisię
wkurortalbopowstanietuhotel?–Zadrżałanasamąmyśl.
Wątpiła,bySebastiansię natozdecydował,ale przecieżniemogła przewidzieć
przyszłości.Podejrzewała,żechciałzrobićzInezKeyekskluzywnyośrodekwypo-
czynkowydlabogaczy.
Pokilkutygodniachspędzonychztymmężczyznązauważyła,żegłównieinteresu-
jągopodróżeiwypoczynek.Zatrzymywalisięwniezwykłychhotelachiwluksuso-
wych ośrodkach, a wszystkie one należały do jego globalnego przedsiębiorstwa.
DomAshleyniewątpliwiemiałsięstaćelementemtegobiznesu,perłąwkoronieim-
periumSebastiana.
–Nie,niemampojęcia,cochcązrobićzInezKey–odparłaCleazatroskanymto-
nem. – Oczekujemy, że nowy właściciel zjawi się w przyszłym miesiącu, po zakoń-
czeniuremontu.
–Poznałaśjużnowegowłaściciela–powiedziałaAshleyzgoryczą.–Przedstawił
cisięjakoSebastianEsteban.
CleazatrzymałasięipopatrzyłanaAshley.
–Totenczłowiekzagarnąłwyspę?Ten,wktórymsięzakochałaś?
Ashleyzacisnęłazęby,walczączgniewem.
–NiezakochałamsięwSebastianieCruzie–wycedziła.
–Widziałam,jaksięzachowujeszwjegotowarzystwie.–Cleauśmiechnęłasiędo
niejdomyślnie.–Rozkwitłaśprzynim.
Ashleyzamknęłaoczyioblałasięrumieńcem.NiemogłabyćzakochanawSeba-
stianie.Przecieżmiałaswojądumę!Tenczłowiekwyrzuciłjązdomu,zrobiłzniej
swojąutrzymankęizrujnowałjejżycie.
Nie była jednak w stanie uciekać przed prawdą. Sebastian Cruz ją fascynował.
Niechodziłotylkooseks.Niechciałapodziwiaćjegodokonań,cenićjegoopiniiani
śmiaćsięzjegożartów.Starałasięniezwracaćuwaginato,jakjejtętnoprzyspie-
szałozakażdyrazem,gdywchodziłdopomieszczenia.
Nictoniedało.Choćrobiła,comogła,żebyztymwalczyć,zakochałasięwmęż-
czyźnie,któryjejnieszanowałipragnąłjejtylkodlaseksu.
Nocóż,odziedziczyłapomatcetesameautodestrukcyjneskłonności.
–Przejdziemi–wymamrotała.
Cleapoklepałająporamieniu.
–Cozrobisz,żebyodzyskaćwyspę?
TopytaniezbiłoAshleyztropu.
–Nic–odparła.–Zrobiłam,comogłam.
Iprzekonałasię,żeniemaszanswstarciuzSebastianem.
–Jedyne,coudałomisięwywalczyćdlasiebie,tostanowiskodozorczyni,aleito
schrzaniłam–dodałazrezygnacjąwgłosie.
–Dozorczyni?Właścicielkawyspymiałabyzostaćzwykłąsiłąroboczą?Wykluczo-
ne!Ibardzodobrze,żeniedostałaśtejpracy.–Cleacmoknęłagniewnie.–Cośsię
wymyśli.TymczasemzatrzymajsięumnieiuLouisa.Tylkonaparędni.
Propozycjabyłakusząca,jednakAshleysięzawahała.
–Niechcęnarobićwamkłopotów.Tenczłowiekjasnodałmidozrozumienia,że
muszę mieć pozwolenie, by przebywać na wyspie. Gdyby wiedział, że jestem
zwami…
Cleaobjęłająramieniem.
–Niemacosięnimprzejmować–oznajmiłacicho.–Nigdysiętegoniedowie.
Gdzieonajest?–zastanawiałsięSebastianzwściekłością,gdynastępnegowie-
czoru spacerował po plaży na Inez Key. Zgarbił się, gdy chłodny powiew wiatru
przeniknąłjegodżinsyibluzęzkapturem.Niezauważałkolorowychptakówfruwa-
jących między kwiatami, nie słyszał ryku fal. Myślał tylko o jednym: o znalezieniu
Ashley.
Niemógłuwierzyć,żewycięłamutakinumer.Niedość,żeuciekławśrodkunocy,
tojeszczezSalazarem?Obiecałsobie,żesłonozatozapłaci.
Naprawdęnieprzyszłojejdogłowy,żezaniąwyruszy?Amożewłaśnietakimiała
plan?ŚcigałjądoMiami,dokrólestwaSalazara,jednakjejtamniezastał.Salazar
dobrzesiębawiłjegokosztem,ażwpewnymmomencieposunąłsięzadaleko.Te-
razjużsięnieśmiał.Sebastianliczyłnato,żepoichspotkaniurywalowipozostała
solidna blizna. Miała ona każdego dnia przypominać Salazarowi, żeby trzymał się
zdalaodcudzychkobiet.
Sebastianniepotrafiłsiępowstrzymać.MusiałodszukaćAshley.Kiedydowiedział
sięojejzniknięciu,początkowoogarnęłogoodrętwienie,jednakjużpochwiliprzy-
stąpiłdodziałania.
Nieopracowałplanuiniewiedział,jaktowszystkosięskończy.Powodowałanim
czysta wściekłość. Ashley Jones była rozpieszczoną księżniczką i należało jej dać
nauczkę.
Musiałatugdzieśbyć.Zignorowałpanikę,któragoogarnęła,przystanąłirozej-
rzałsiędookoła.Wyspasprawiaławrażeniespokojnejisennej,jednaktoniepopra-
wiło mu samopoczucia. Ta idylla była pozorna. Kto by pomyślał, że taka maleńka
wyspaprzysporzymutyluzmartwień?
Obejrzał się przez ramię. Główny budynek wielu ludziom wydałby się pewnie
spełnieniemmarzeń,jednakoddawnapojawiałsięwjegosennychkoszmarach.Se-
bastianniedostrzegałwnimpiękna,leczlodowatąpustkę.Budyneklepiejnadawał-
bysięnamuzeumniżnadomdlaszczęśliwejrodziny.Sebastiannajchętniejbygo
spalił.
Zniszczyłbycałąwyspę,gdybytylkomiałokazję.Wtensposóbraznazawszepo-
zbyłbysięwidoków,któreożywiałyzłewspomnienia.
Ruszyłdalejpoplażyiskręciłwstronęzatoczki.Tamznówsięzatrzymałirozej-
rzał,zastanawiającsię,gdzieAshleymogłabysięukryć.Napewnowybrałbymiej-
sce,wktórymczułabysiębezpieczna.Innymisłowy,wgręwchodziłkażdyzakątek
tejwysepki.SłyszałwieleopowieścioInezKey,aponieważbyłdzieckiemwychowa-
nymnaniebezpiecznychulicach,traktowałjejakbajki.
Ścisnęłomusięserce,gdyujrzałAshleyzwiniętąwkłębekobokkłodywyrzucone-
go przez morze drewna. Jej mokre dżinsy były oblepione piaskiem, włosy miała
ściągniętewkucyk.Przedewszystkimjednakzauważył,żejejtwarzjestzalanałza-
mi.
Gdytaknaniąpatrzył,jegogniewpowolisięulatniał.Ashleycierpiała,itoprzez
niego. Wyruszając w tę podróż, zamierzał odebrać jej ten mały bezpieczny świat.
Udałomusięto,aterazczułsięjakpotwór.MusiałtonaprawićiodzyskaćAshley.
Byłamupotrzebna.Wiedział,żetakobietabędziejegoodkupieniemiupadkiem.To
onaumiałagoposkromićijednocześniedoprowadzićdofurii.
WpewnejchwiliAshleygozobaczyłaizerwałasięnarównenogi.Nawetztejod-
ległościwidział,żesięzastanawia,czyzaatakować,czyteżuciec.Niebardzomiała
dokąd, bo i tak by ją dogonił. Zapewne doszła do tego samego wniosku, bo nagle
zwiesiłaramiona.
–Coturobisz?–zapytała,gdydoniejpodszedł.–Niesłyszałamwarkotusinika
twojejłodzi.
–Boprzypłynąłeminną–odparł.Przewidział,żeznajdzieją,tylkojeśliwykorzy-
sta element zaskoczenia. – Nie przejmuj się, odprawiłem ochronę. Już nie musisz
sięukrywać.
Ashleypopatrzyłananiegopodejrzliwie,cogozirytowało.Naprawdęmyślała,że
kłamał?
–Skądwiedziałeś,żetubędę?–zapytała.–Odswoichochroniarzy?
–Nie,udałocisięichzwieść.Wkońcuznaszwszystkietutejszekryjówki.Dopisa-
łomiszczęście,ityle.
Miałochotęniąpotrząsnąćzato,żeprzysporzyłamutyluzmartwień.Jednocze-
śniejednakpragnąłjąwziąćwramionaijużnigdyniewypuścić.
–Szczęście–powtórzyłaAshleyzpowątpiewaniem.–Izacząłeśposzukiwaniaod
wyspy?Jestemażtakprzewidywalna?
–NajpierwwybrałemsiędoSalazara–przyznał.–Niebyłzachwycony,jaksięza-
pewnedomyślasz.
Jeśliliczyłnato,żeAshleyokażeskruchęalbożal,bardzosięrozczarował.
–Noidobrze–oznajmiłaszyderczo.–Dlaczegotylkojamamcierpieć?
– Jestem bardzo terytorialny, z czego doskonale zdajesz sobie sprawę. Dlatego
znimuciekłaś.Tobyłokiepskieposunięcie.
–Naprawdętaksądzisz?–Zniedowierzaniemuniosłabrwi.–Niewszystkiemoje
decyzjedotycząciebie.Musiałamsięstamtądwydostaćiskorzystałamzpierwszej
lepszej sposobności. Salazar zaproponował mi przelot. W innych okolicznościach
trzymałabymsięzdalaodkogośtakiego,alebyłamzdesperowana.
–Jakbardzozdesperowana?–spytałSebastian.
Wiedział,żeniejestkobietą,któramogłabysięprzespaćzkażdymzainteresowa-
nym mężczyzną. Miał jednak również świadomość, jak reagowała, gdy czuła się
osaczona.
–Jakmuodpłaciłaśzatęprzysługę?–sprecyzował.
–Cowłaściwiesugerujesz?–warknęła.–Myślisz,żesięznimprzespałam?Noja-
sne,żetakmyślisz.Wkońcusypiałamztobązamożliwośćpozostanianawyspie.
–Wątpię,żebyśuprawiałasekszSalazarem–oświadczyłSebastian.
MożeiwykorzystałazainteresowanieSalazara,bywrócićdodomu,alenapewno
niezdecydowałabysięnanicwięcej.
–Moimzdaniemwybrałaśgo,bopostanowiłaśmniezranić–dodał.
–Maszrację.–Ukryłatwarzwdłoniach.–Takzrobiłamibardzosiętegowsty-
dzę. Obiecywałam sobie, że nigdy taka nie będę, i co się dzieje? Pozwoliłam, by
emocjewzięłygóręnadrozsądkiem.Jestemtakasamajakona.
Sebastianzmarszczyłbrwi.Dokogosięporównywała?
–Nieważne,jakbardzosięstarałam…–Westchnęłagłębokoiopuściłaręce,po
czymspojrzałamuwoczy.–Wybacz,Sebastianie.Czułam,żemuszęodejść,alenie
powinnambyławyjeżdżaćwtowarzystwieSalazara.Mogęsobiepowtarzać,żeroz-
paczliwiepragnęłamtuwrócić,aletaknaprawdęchciałamsięodegrać.
Tosięjejudało.Sebastianmusiałprzyznać,żeuzależniłsięodAshley.Niepotrafił
przestaćoniejmyśleć.Byłajegosłabościąitowykorzystała,podobniejakonwyko-
rzystałjejprzywiązaniedoInezKey.
–Dlaczegotawyspajestdlaciebietakaważna?–zapytał.–Zjakiegopowoduje-
steśgotowaoniąwalczyć?
Ashleyztrudemprzełknęłaślinę.Przezchwilęobawiałsię,żenieodpowie.
– Tutaj dorastałam – odparła drżącym głosem. – To było wyjątkowe miejsce dla
mnieidlamamy.
–Itowszystko?–Wyczuwał,żepodtymkryjesięcoświęcej.
–Nie,niewszystko–przyznała.–Gdybrukowcedobierałysiędotaty,mamamnie
tu przywoziła. Nie miałyśmy telewizji ani internetu, nie przypływali tu paparazzi.
Mogłyśmyodpoczywaćileczyćrany.
–Szczęściarazciebie–powiedziałszorstkimgłosem.–Gdybyłemdzieckiem,dał-
bymwszystkozatakąwyspę.
–Noniewiem.–Skrzyżowałaręcenapiersi.–Czasamiczułam,żemojamama
traktujewyspęjakodskocznięodrzeczywistości.Odosobnieniepowinnojejpomóc
trzeźwo myśleć, a tymczasem to był kokon, w którym się zaszywała. Dzięki temu
tatamógłukrywaćnajgorszeprzewinienia.Błagałowybaczenie,przysięgał,żeto
kłamstwa,apotemwracaliśmynakontynentiwszystkozaczynałosięodnowa.
Wbrewtemu,comyślał,InezKeynajwyraźniejniebyładlaniejbezpiecznąprzy-
stanią.Łączyłysięzniąidobre,izłewspomnienia.
–Ochronaniemusimniewyrzucaćzwyspy,samapójdę–oznajmiłaAshley,strze-
pującpiasekzespodni.
–Wyjedzieszstądzemną,doMiami.
– Nasza umowa jest nieaktualna – zauważyła. – Od chwili, w której złamałeś
obietnicę.
–Którą?–mruknął.
–Nierozumiem.–Ashleyzmrużyłaoczy.–Comasznamyśli?
–Chodzimioostatniąnoc.–Odetchnąłgłęboko.–Nieużyliśmyzabezpieczenia.
Ashleypobladłaiwpatrywałasięwniegobezsłowa.
–Przepraszam.–Przejechałpalcamiprzezwłosy.–Niewiem,jaktosięstało.Za-
wszepamiętamozabezpieczeniu.
Tesłowawyrwałyjąztransu.
–Naturalnie,żetak–oznajmiłazironią.
–Mówiępoważnie.Niepodejmujęniepotrzebnegoryzyka.
–Napewnowtowierzysz–oznajmiła,mijającgo.
Zjakiegopowoduchciaławnimwidziećto,conajgorsze?
–Aletynie–odparł.–Zresztątobezznaczenia.Odpowiedzialnośćspoczywałana
mnieitojazawiodłem.
–Niemusiszsiętymprzejmować–powiedziała.–Potrafięsamaosiebiezadbać.
Robięto,odkądpamiętam.
–Niemażadnejnadziei,żebierzeszpigułkiantykoncepcyjne?–spytał.
–Ajakcisięwydaje?–Spiorunowałagowzrokiem.–Byłeśmoimpierwszymmęż-
czyzną.Nieplanowałamtegopowtarzać.
–Potembyliśmyrazemprzezkilkatygodniinadalnieprzyszłocidogłowy,żepo-
winnaśsięzabezpieczać?Dlaczego?Wiesz,mnóstwokobietdobrzesobieżyje,bo
urodziły dziecko bogacza. – Nie sądził, żeby Ashley była tego typu osobą, ale gdy
chodziłoonią,brakowałomuobiektywizmu.
Ashleypotarłatwarzdłońmiiwestchnęłaciężko.
– Nie jestem zainteresowana ani ciążą, ani rodzeniem twojego dziecka, ani też
prowadzeniemtejrozmowy–odparła.
–Musiszjednakprzyznać,żetoproblem–oświadczył.
Odwróciławzrokiwbiłaspojrzeniewwodę.
–Zawszetakreagujesz,kiedysięboisznieplanowanejciąży?–zapytała.
Sebastianzacisnąłzęby.
–Nigdyjeszczedotegoniedoszło,bozawszesięzabezpieczałem–oznajmił.
–Trudnouwierzyć,żemężczyznaprowadzącytak…–urwałanachwilę–…bujne
życieseksualneniezostałjeszczepozwanyoustalenieojcostwa.
–Lepiejwtouwierz–warknął.
–Zakażdymrazem,kiedymyślę,żemylęsięcodociebie,przychodziotrzeźwie-
nie. Przypominasz mojego ojca. Też był playboyem. – To ostatnie słowo wypowie-
działazwidocznąpogardą.–Miałbyćdoskonałymtenisistą,alezasłynąłzwybry-
kówseksualnychinieślubnychdzieci.
– Ja nie jestem playboyem – odparł Sebastian; nienawidził tego określenia, bo
umniejszało wszystko, co zdołał osiągnąć. – I w niczym nie przypominam twojego
ojca.
–Notak,oczywiście.–Uniosłarękę,żebyniedopuścićgodogłosu.–Jesteśby-
strzejszyisięzabezpieczasz.Czasami.
–Ashley,dajęcisłowohonoru.–Chwyciłjązaramię,alepatrzyławdrugąstronę.
–Jeślizajdzieszwciążę,zaopiekujęsiętobąidzieckiem.
–Cotakiego?–Natychmiastwbiławniegospojrzenie.–Dlaczego?
Poczułsięurażonyjejzdumieniem.
–Bobędęzawasodpowiedzialny.
–Comasznamyśli,mówiąc,żezaopiekujeszsięnami?–spytałapodejrzliwie.
–Zajmęsięwamifinansowoizamierzamrównieżuczestniczyćwżyciudziecka.
Zrobiłbyznaczniewięcej,alepostanowiłzaczekaćnaewentualnepojawieniesię
dziecka.Niebyłopowodów,dlaktórychmiałbytłumaczyćAshley,ilepoświęciłbydla
rodziny.
–Czyżby?–Wyszarpnęłarękęzjegouścisku.–Niepoprosiszoaborcjęaninie
podejmiesz prawnych kroków przeciwko mnie? I nie zaświadczysz, że kłamię
wsprawieojcostwa?
–Zakogotymniemasz?Nie,nieodpowiadaj.–Wiedział,żeniespodobałobymu
sięto,cobyusłyszał.
–Takwłaśniepostępowałmójojciec–oznajmiłazniesmakiem.–Takzachowuje
sięwiększośćmężczyzn.
–Niewielewieszomężczyznach,wtymiomnie.–Zrobiłkrokdoprzodu,ażnie-
malsiędotykali;zauważył,żeAshleysięniewycofała.–Zajmujęsięswojąrodziną,
więczająłbymsiętakżetobąitwoimdzieckiem.
–Przecieżto,comówisz,niemasensu.–Zmarszczyłabrwi.
– Pozwól, że ci to wyjaśnię – oświadczył przez zaciśnięte zęby. – Jeśli będziesz
miałazemnądziecko,dammuswojenazwisko.Wszyscybędąwiedzieli,żetomój
potomekiżepotrafięsięnimzaopiekować.Będęgochroniłizabezpieczałfinanso-
wo.
OszołomionaAshleyniemogłaoderwaćwzrokuodSebastiana.
–Ajeślibędęmusiałożenićsięzjegomatką,takwłaśniezrobię–dodał.
–Mówiszpoważnie?
–Nietraktujtegojakopropozycjimałżeńskiej–przestrzegłją.–Jedynympowo-
dem,dlaktóregokiedykolwiekbymsięożenił,byłabyciążakobiety.
ROZDZIAŁÓSMY
–Dajspokój,porozmawiamyotympóźniej.Musimystądiść.–Sebastianwsunął
dłoniedokieszeni.
Nigdynieczułsiędobrze,rozmawiającomałżeństwie.Perspektywapoświęcenia
wolnościdotychczassprawiała,żeoblewałsięzimnympotem.Terazjednakczułna-
dziejęientuzjazm,gdywyobraziłsobieAshleywciąży.
Popatrzyłnazegarek.
–Możeszpokazaćmiwyspę,zanimwyjedziemy–zasugerował.
–Poważnie?–zapytałaniepewnie,jakbyczuła,żechciałjejwynagrodzićkłótnię.
–PokażmiwszystkonaInezKey–poprosił.
Sporowiedziałowyspie,aleterazpragnąłjąobejrzeć.
Ashleychwyciłagozarękę.
–Napoczątekpokażęcinajlepszemiejscedonurkowaniaidosurfowania!–wy-
krzyknęła.–Opowiadałamci,jakukąsiłamniepłaszczka?Potworniebolało,alenie
takbardzojakwtedy,gdyzłamałamnogęwkostce,spadajączpalmy.Pokażęci,na
którenajlepiejsięwspinać.
–Niemogęsiędoczekać–oświadczyłSebastianzuśmiechem.
Bardzogociekawiło,jakaAshleybyławdzieciństwie,imarzyłotym,żebyusły-
szećodniejkażdąhistoryjkęotamtychczasach.
Przez godzinę zwiedzali wyspę, trzymając się za ręce, a Ashley pokazywała mu
swojeulubionemiejsca.Niektórezwiązanebyłyzmiłymiwspomnieniami,zinnych
zaśroztaczałysięzapierającedechwpiersiachwidoki.
–Wiesz,dlaczegotawyspanosinazwęInezKey?–zapytałSebastianwpewnej
chwili.
–Wyspypowstałenakoralowcachnosząnazwę„key”–wyjaśniła.
–AInez?
–Moimzdaniempierwszyosadniknazwałtęziemięnacześćukochanej.–Spoj-
rzałanagłównybudynekizwolniła.
Wiedziała,żewycieczkadobiegakońcaiwkrótcenadejdzieporaopuszczeniawy-
spy.
–Twoimzdaniem?–spytał.
–Nodobrze,niejestemspecjalistkąodwszystkiego,cozwiązaneztąwyspą.Po-
winieneśspytaćCleę.Jejrodzinaosiedliłasiętutajkilkapokoleńtemu.–Uśmiech
zniknąłztwarzyAshley;kiedyśmyślała,żejejpotomkowieteżtuzamieszkają.Ma-
rzyła o licznej rodzinie, dla której wyspa będzie bezpieczną przystanią. – Skoro
otymwspominasz,todziwimnie,żeojciecniezmieniłnazwywyspynaJonesKey
czyjakośtak.Atyzamierzaszjąprzemianować?
–Nigdywżyciu–odparł.
–Dlaczegonie?–zdumiałasię.–Przecieżtanazwanicdlaciebienieznaczy.
–Odjakdawnatumieszkasz?–zapytał,ignorującpytanie.
–Toniebyłnaszpierwszydom–odparławpatrzonawgłównybudynek.–Spędza-
łamnawyspiewakacje.Matkaprzywoziłamnietutaj,gdyszukaławytchnienia.
–Czyliwyspanieszczególnieczęstojestwykorzystywana–mruknął.
–Jestempewna,żekiedyśbyłoinaczej.Wyspanależaładorodzinynadługoprzed
moiminarodzinami.Ojciecdostałją…
–Dostał?–powtórzyłSebastian.
Ashleyponiewczasieugryzłasięwjęzyk,myślącotym,żeSebastianwychwytuje
wszystko.Musiałazachowaćdalekoidącąostrożność.
–Ojciecnieustanniezmieniałtęhistorię–odparła.
–Acotysłyszałaś?–Cofnąłrękę.
Poczułabijąceodniegonapięcieiwyraźniesięzawahała.Niebyłapewna,czypo-
winnaujawniaćdziejerodziny.Niechciała,żebyktokolwiekpodawałwwątpliwość
jejprawadoodziedziczonegomajątkuijąosądzał.
–Trudnooddzielićprawdęodlegendy–powiedziałaostrożnie.–Niektórzytwier-
dzą, że ojciec wygrał wyspę w pokera. Zdaniem innych to podarunek od kobiety.
Kiedyśsłyszałam,żekupiłmująpolitykwzamianzamilczenie.
–Atyjakmyślisz?
Myślę,żejąukradł,odparławduchu.Niebyłapewna,jakojciecwszedłwposia-
daniewyspy,alewiedziała,jakimbyłczłowiekiem–oszukiwałnakorcietenisowym
ipozanim.Przypomniałasobiewyrazjegooczu,gdymówiłoInezKey.Wiedziała,
żecośsięwydarzyło,alenigdyniewnikaławto,codokładnie.
–Trudnopowiedzieć–odparławymijającoiwzruszyłaramionami.
–Napewnomaszjakąśteorię.–Sebastianniespuszczałzniejwzroku.
– Szczerze mówiąc, nie. – Przez chwilę szli w milczeniu, aż stanęli przy kolum-
nachnatyłachgłównegobudynku.–Nocóż,obejrzałeścałąwyspę.
–Niemaszjużżadnychhistoryjekdoopowiedzenia?
Ashleyuśmiechnęłasiędoniego.Chybanaprawdęgotointeresowało.
–Kiedyindziej–obiecała.
–Dziękuję,żemitowszystkoopowiedziałaś–odezwałsięłagodnie.–Iżepokaza-
łaśmiwyspę.
Naglesięzawstydziła,jakbypoznałjejnajgłębszysekret.
–KtóraczęśćInezKeynajbardziejcisiępodobała?–Popatrzyłananiego.
–Zatoczka–odparłnatychmiast.–Toidealnakryjówka.Nicdziwnego,żeżółwie
składajątamjaja.
Ashleyzmarszczyłabrwi.Niepamiętałarozmowyożółwiach.
–Skądwiesz,żemamytużółwie?–zapytała.
Sebastianzastanawiałsięprzezchwilę.
–Hm,chybaCleacośnapomknęła–oznajmiłwkońcu.
–Rzeczywiście,przypływajądonasżółwiekaretta,boniematuzbytwieledra-
pieżników. Wyspa to także doskonała kryjówka dla ludzi. Paparazzi nigdy nie za-
wracająnamgłowy.
Natrętnifotoreporterzyniezjawialisiętunawetprzyokazjiskandaliwywoływa-
nychprzezojcaAshley.Niewiedziała,czybyłoimtrudnoznaleźćsamotnąwysepkę,
czypoprostuniechciałoimsiętropićzdradzanejżonyidziecka.
Sebastiandostrzegłjejchmurnąminę.
–Nanaspora,mivida–powiedział.
Ashleyprzygryzławargę.
–Niemożemyzostaćnanoc?
–Wykluczone.Jutroranomuszębyćumatki.
Niechciał,żebyAshleytuprzebywała.Wyspabyłaterazjegowłasnościąinieży-
czyłsobieobecnościpoprzedniejwłaścicielki,któramogłabysprawiaćniepotrzeb-
nekłopoty.
–Wątpię,żebytozaproszenieobejmowałotakżemnie–zauważyła.–Zostanętu
dotwojegopowrotu.
Sebastian nie miał ochoty spędzać ani jednej nocy bez niej. Nawet nie przyszło
mudogłowy,żebyznaleźćinnąkobietęnazastępstwo.
–Zapomniałaśonaszejumowie–powiedział.–Maszmitowarzyszyćprzezkażdy
dzieńmiesiąca.Opuściłaśjużkilkadni,zostawiającmnienaJamajce.Tociębędzie
kosztowało.
–Kosztowało?–Zbladła,rozglądającsięwokół.–Cochceszprzeztopowiedzieć?
–Niebyłaśzemnąprzeztrzydzieścidnibezprzerwy–wyjaśniłiuśmiechnąłsię
dosiebie,gdyżuświadomiłsobie,żedziękitemubędziemógłzatrzymaćAshleyprzy
sobietrochędłużej.–Dodamtebrakującednipodkoniecmiesiąca.
Ashleyspojrzałananiegozezdumieniem.
–Nietaksięumawialiśmy–zauważyłanerwowo.
Miałtownosie.Niezamierzałzniejrezygnować.
–Wobectegomożewoliszzacząćodpoczątkuipotraktowaćdzisiejszydzieńjako
pierwszy?
Ashleyzwiesiłagłowę.
–Myślałam,żeznudzicisięprzebywaniezjednąkobietąprzezmiesiąc–oznajmi-
łacicho.
Sebastianzmarszczyłbrwi.Wcześniejrzeczywiścietakbyło,alenieprzyniej.Te-
razrobiłwszystko,żebyjązatrzymać.
–Poczekajchwilę.–Uniosłagłowęipopatrzyłananiegozprzerażeniem.–Czyto
znaczy,żemiałabympoznaćtwojąmatkę?Nie.Zanic.
–Niemaszwyboru,apozatymonaciebieoczekuje.
Ashleyzamknęłaoczyipokręciłagłową.
–Czyżbyśmiałzwyczajprzedstawiaćmatceswojeutrzymanki?–zapytała.
– Nigdy nie miałem utrzymanki – wyznał. – Tylko nie uważaj, że jesteś przez to
wyjątkowa.
–Dlaczegomiałabymtakuważać?–Spojrzałananiegoponuro.–Skutecznieza-
pędziłeśmniewkoziróg.
–Samachciałaśmiulec–oświadczyłipodszedłbliżej.–Musiałemtylkodaćcido-
brypowód.
–Możesztaksobiemyśleć,jeślidziękitemulepiejsięczujesz.–Uniosładumnie
głowę.
SebastianwyciągnąłrękęipogłaskałkciukiemustaAshley.
–Powściągnijjęzyk,kiedyspotkaszsięzmojąrodziną–powiedziałcichoicofnął
dłoń.
–Niczegocinieobiecam–odparła.–Jakto„mojąrodziną”?Myślałam,żebędzie
tylkotwojamama.
–Siostryrównież.Atooznaczaichmężów,narzeczonychidzieci.
–Tojakaśwyjątkowaokazja?
–Nie,mojarodzinalubisięspotykać.
–Powinnamcoświedziećotwoichbliskich?–zapytała.
–Przedewszystkimnieprzedstawiajsięjakomojautrzymanka–oznajmił.
–Myślisz,żejestemztegodumna?
–NaJamajcedałaśwszystkimdozrozumienia,żejesteśmojąkobietą.–Wziąłją
zarękę.–Niemusiałemnicmówić.Byłaśztegodumna.
– Tak, zanim przedstawiłeś mnie jako utrzymankę. – Na jej twarzy pojawiło się
napięcie. – Naprawdę myślałam, że nieźle nam się układa, dopóki nie starłeś się
zSalazarem.Konieczniemusiałeśzaznaczyćswojeterytorium.Więcnibyjakmam
definiowaćnasząrelację?
Nie zamierzał przedstawiać Ashley jako kochanki ani dziewczyny. To dałoby jej
przywileje,naktóreniezasłużyła.
–Wogóleniemusisz.
– Mówisz poważnie? – Szarpnęła się, ale jej nie wypuścił. – Jak często sprowa-
dzaszkobietydodomu,naspotkaniezrodziną?
–Dotądmisiętoniezdarzyło–przyznał.
–Notoczekacięprzesłuchanie.–Ashleyuśmiechnęłasięzłośliwie.
Właściwiemógłjejkazaćczekaćwpenthousie,ażsamwrócizodwiedzinurodzi-
ny,chciałjednak,żebymutowarzyszyła,choćzdawałsobiesprawęzryzyka.
–Naróbkłopotów,apożałujesz–zagroziłjej.
–Ja?–Przyłożyłarękędopiersi.–Niepowiemanisłowa.Poprostuuwieszęsię
natwoimramieniuibędętrzepotałarzęsamijakgrzecznautrzymanka.
–Ashley–powiedziałostrzegawczo.
– Powiedz mi, dlaczego jedziemy do twojej rodziny. Przecież twoja matka musi
wspokojudojśćdosiebie.
ZaskoczonySebastianspojrzałnaniąuważnie.
–Skądotymwiesz?
–Aco,tojakaśtajemnica?Mówiłeśotymnaotwarciuklubu.Pozatymczęstosły-
szę,jakrozmawiaszzmatkąprzeztelefon.
–Niesądziłem,żeznaszhiszpański.–Zmrużyłoczy.
Był ciekaw, ile zrozumiała z jego rozmów oraz z czułych słówek, które szeptał
włóżku.Musiałzachowaćwiększąostrożność.
–Niemówiępłynnie–przyznała.–Iniewiemnicostanietwojejmatki.
–Dochodzidosiebiepooperacjiserca–wyjaśnił.–Wpewnymmomencieniemal
straciliśmynadzieję.Nałożuśmiercipoprosiłaoksiędza.
–Niezrobięnic,żebypopsućjejhumor–obiecałaAshleyiuścisnęłajegodłoń.
– Dziękuję. Nie chcę, żebyś wdawała się w dyskusje o naszym związku. I nie
wspominajoInezKey.Właściwienicniemówosobie.
–Mamprzybraćjakiśpseudonim?–spytałaoschle.
–MożebyćAshleyJones.–Przytakpopularnymnazwiskujegobliscyniepowinni
nabraćpodejrzeń.
–Okej.–Wzruszyłaramionami.–Skorotegosobieżyczysz.
TenbrakprotestówzaniepokoiłSebastiana.
–Coknujesz?–spytałpodejrzliwie.
–Nic.Będęrozmawiaćwyłącznieotobie.–Zatarłaręce.–Niemogęsiędocze-
kać,ażpoznamwszystkietwojesekrety.
–Powodzenia–odparłlodowato.–Niemamsekretów.
–Każdyma–zauważyła.
–Tyjużnie.Odkryłemjewszystkie,kiedywziąłemciędoswojegołóżka.
– Nie możesz ochłonąć po tym, jak odebrałeś mi dziewictwo – mruknęła. – Gdy-
bymtylkowiedziała,żeprzywiązujesztakwielkąwagędocnoty…
–Cobyśwtedyzrobiła?–zapytał,przypomniawszysobie,żewykorzystywałaten
atutwrelacjachzRaymondemCasillasem,bypożyczyćodniegopieniądze.–Trzy-
małabyśmnienadystanstakdługo,ażzacząłbymbłagać?Domagałabyśsięobrącz-
kiślubnej?
–Nie!–Patrzyłananiegoszerokootwartymioczami.–Powiedziałabymciotym.
–Dlaczegotakniezrobiłaś?
–Niechciałam,żebyświedział,jakajestemniedoświadczona–przyznałazzakło-
potaniemizaczerwieniłasiępoczubkiuszu.–Miałbyśwtedyprzewagę.
– Niepotrzebnie się przejmowałaś, mi vida. Jesteś bardzo zmysłową kobietą. –
Zauważył,żetenkomplementwprawiłjąwjeszczewiększezakłopotanie.–Dziwię
się,żetakdługoczekałaś.Dlaczego?
–Brakokazji?–Wzruszyłaramionami.
Niemówiłamuprawdy,aprzynajmniejniecałą.
–Nieotochodzi–odparłłagodnie.–Mężczyźnizrobilibywszystkozajednąnoc
ztobą.
– Wszyscy mężczyźni, tylko nie ty – westchnęła. – Wystarczyło, że pstryknąłeś
palcami,ajużbyłamnatwojezawołanie.
–Dlaczegoczekałaś?–powtórzył,choćtaknaprawdęchciałzapytać:„Dlaczego
wybrałaśakuratmnie?”.
–Gdybyświdziałdom,wktórymmniewychowano,zrozumiałbyś.–Skrzyżowała
ręcenapiersiipopatrzyłanaocean.–Mojamatkabyłautrzymankąojca,jegosek-
sualnąmaskotką.Onbyłzkoleikobieciarzem,znaczniegorszymniżjegoprzyjacie-
le.To,cowidziałamisłyszałam…Niechciałammiećztymznicwspólnego.
Awięcchodziłoowstyd.Sebastianpomyślał,żechybajednakpopełniłbłąd,gdy
zażądałodAshley,byzostałajegoutrzymanką.Wtensposóbsprawił,żestałasię
kimś,kimbardzoniechciałabyć.
–Twoimzdaniemjestemtakijaktwójojciec–szepnął.
–Taksądziłam–odparłacicho.–Terazniejestemjużpewna.
Następnego wieczoru Ashley stała na luksusowym patiu przy prywatnej plaży,
iwtowarzystwiematkiSebastianaobserwowałazachódsłońca.Napiaskubawiła
sięgromadkadzieci,zotwartychokienposiadłościCruzówsączyłasięmuzykaido-
biegałygłosysióstrSebastiana,zajętychnakrywaniemdostołu.
– Dlaczego dotąd o tobie nie słyszałam? – zapytała Patricia Cruz, wpatrując się
wAshley,któraukryłauśmiech.
Czuła,żeSebastianodziedziczyłpomatcetemperament.
–Niewiem,coodpowiedzieć–odparła.–Możepowinnapanispytaćsyna.
–Niejestspecjalniewylewny.–Patriciasięroześmiała.
Onarównieżtakaniebyła.AshleyprzyglądałasięmatceSebastiana,wysokiej,si-
wej kobiecie w prostej szarej sukience. Patricia Esteban Cruz zachowywała się
uprzejmie,leczzdystansem.
–Zatojegosiostrysąotwarteiserdeczne–zauważyłaAshley.
Dziewczynypowitałyjąbardzożyczliwie.Przynichnieczułasięniemilewidzia-
na. Okazało się, że uwielbiają rozmawiać o swoim bracie; wręcz zasypały ją opo-
wiastkami,zktórychwyłaniałsięobrazSebastianajakociekawskiego,wybuchowe-
goiwyjątkowobystregoczłowieka.Wdzieciństwiesprawiałmnóstwokłopotów,ale
siostrymówiłyonimzdumąimiłością.
– Tak, bo im było łatwiej niż Sebastianowi – westchnęła ciężko Patricia. – Po
śmierciojcatoonzostałgłowąrodziny,aprzecieżniemiałnawetpiętnastulat.
–Sebastianniewspominaotamtymczasachanioojcu–powiedziałaAshley.
–Aledobrzegopamięta.Mójmążbyłwielkimtradycjonalistą,dumnymartystą.
–Byłartystą?–zdziwiłasięAshley.
– Tak. – Patricia skinęła głową. – Malarzem akwarelistą. Niezbyt sławnym, ale
szanowanymwświeciesztuki.Częśćjegokrajobrazównadalwisiumniewdomu.–
WoczachPatriciipojawiłsięsmutek.–Przestałmalowaćponaszejprzeprowadzce
dogetta.Pracowałnadwaetaty,byutrzymaćrodzinę.
To dlatego Sebastian darzył pogardą jej sposób życia. Może i dbała o Inez Key,
ale nigdy nie stanęła przed koniecznością podjęcia ciężkiej pracy. Nie wiedziała,
zczymsięwiążeutrzymywanielicznejrodziny.
–Którezpanidzieciodziedziczyłytalentpoojcu?–zainteresowałasię.
–Myślę,żeSebastian.
–Naprawdę?
Sebastianodnosiłsukcesywświeciebiznesu;Ashleyniemiałapojęciaojegota-
lencieartystycznym.
– Szkoda, że nie widziałaś jego szkolnych prac – powiedziała Patricia z dumą. –
Nauczyciele zachęcali go, by zapisał się na zajęcia pozaszkolne, ale nie mieliśmy
wtedypieniędzy.PozatymSebastiantwierdził,żeniezamierzazostaćartystą.
Ashley zastanawiała się, czy przypadkiem nie porzucił artystycznych ciągot, po-
nieważwmówiłsobie,żemusibyćrozsądny.Sztukaoznaczałabydodatkowekoszty
dlarodziny,więcudawałbrakzainteresowania,żebyniesprawićprzykrościmatce.
– Jedno mogę powiedzieć na pewno – oświadczyła. – Kiedy Sebastian się na coś
zdecyduje,jestgotówzrobićwszystko,żebytoosiągnąć.Gdybychciałbyćartystą,
jużbynimbył.
– A ty czym się zajmujesz, Ashley? – zapytała Patricia. – Masz dwadzieścia trzy
lata?Zpewnościąodkryłaśjużswojąpasję.
Ashleyniemiałaochotymówićosobie,itonietylkozewzględunaprośbęSeba-
stiana. Choć była świadoma, że raczej nie już spotka Patricii Esteban Cruz, nie
chciała,byocenianojąprzezpryzmatjejpochodzenia.
–Nadalszukam–odparłaostrożnie.–Aczegopanipragnęławwiekudwudziestu
trzechlat?
– Pragnęłam domu – powiedziała Patricia z zadumą. – Chciałam być w domu
iopiekowaćsiędziećmi,zeświadomością,żewtymsamymczasiemójmążmaluje
zachodysłońcainocoloty.
Nocoloty? Ashley zmarszczyła brwi. Te ptaki często zamieszkiwały wyspy. Nie
wiedziała,żespotykasięjerównieżnakontynencie.
Odwróciła głowę, gdy usłyszała głośny dziecięcy śmiech, i zobaczyła Sebastiana
naskrajuplaży.Trzymałjednegozsiostrzeńcówwramionach.
– Jeszcze, wujku, jeszcze! – krzyczał chłopiec, gdy Sebastian wyrzucał go w po-
wietrzeiłapał.
–Uwielbiammojewnuki,alemniemęczą–przyznałaPatricia,obserwujączaba-
węnaplaży.–Sebastianmadonichtylecierpliwości,poświęcaimmnóstwouwagi.
Gdybytylkozachowywałsiętakdawniejwstosunkudosióstr.
–Doskonaledogadujesięzdziećmi–zauważyłaAshley.
Przypomniałasobie,jaktraktowałwnuczkiCleinaInezKey.Wcześniejobawiała
się,żebędziejakwiększośćgości,którzyniechcielianiwidzieć,anisłyszećdzieci
nawyspie.Zdumiałoją,zjakąłagodnościąisympatiątraktowałmaluchy.
–Będziezniegowspaniałyojciec–oświadczyłaPatricia.
Ashley nie chciała o tym myśleć. Sebastian był playboyem, a playboy to przeci-
wieństwodobregoojca.Napewnozniszczyłbyrodzinęwpogonizamiłostkami.
Naglejednakuświadomiłasobie,żeSebastianwcalenieprzypominaDonaldaJo-
nesa.Zależałomunarodzinieitraktowałjąjakbezpiecznąprzystań,aniezbędny
ciężar.Dotrzymywałobietnicistawiałpotrzebyrodzinyponadswoimi.
–Tytaknieuważasz?–spytałaPatricia,wyrywającAshleyzzadumy.–Myślisz,
żeniebyłbydobrymojcem?
–Byłbytakimojcem,ojakimmogłobymarzyćkażdedziecko–oświadczyłapowoli
Ashley.–Wątpięjednak,żebyspieszyłomusiędoojcostwa.
– I to mnie martwi – westchnęła Patricia. – Musiał opiekować się siostrami, gdy
byłchłopcem,ibyćmożeniezechcetegopowtórzyć.Alemężczyznapowinienmieć
żonęidzieci.
– Żeby przekazać potomkom nazwisko Cruz? – Ashley z roztargnieniem potarła
płaskibrzuch.
–Otóżto–przytaknęłaPatricia.–Powiniensięożenić.
Ashley zacisnęła wargi. Mężczyźni nie żenili się z utrzymankami. Dobrze o tym
wiedziała.Jejmatkaprzezdwadzieścialatrobiła,comogła,żebyDonaldjąpoślu-
bił.Niezrobiłtego,zatodałswojenazwiskoAshley.Nawetniewiedziaładlaczego.
Najwyraźniejuznał,żejestgodnategozaszczytu,wodróżnieniuodswojejmatki.
Sebastianbyłjednakinny.Poślubiłbyją,gdybynosiłajegodziecko.
PóźnymwieczoremtegosamegodniaSebastianwyszedłzłazienkiizatrzymałsię
pośrodkupokojugościnnego.Przekonałsię,żeAshleynieczekananiegowwielkim
łożu; nie siedziała też przy biurku. Odwrócił się i zobaczył, że stoi w otwartym
oknieiunosirękęwgeściepozdrowienia.
–Dokogomachasz?–spytał.
Ashleywyglądałaprzepiękniewjedwabnejnocnejkoszuli,aleniechciałsiędzie-
lićtymwidokiemzinnymi.
–DotwojejsiostryAnySofiiijejmęża–odparła,niepatrzącnaniego.–Podobno
cowieczórprzechadzająsiępoplaży.
–Tomusibyćwyjątkoworomantyczne,zwłaszczakiedylejejakzcebra–mruknął
zironią.–ŚwietniesiędzisiajdogadywałaśzAnąSofią.Chybaudałowamsięzna-
leźćwspólnyjęzyk.
Ashleyzuśmiechemodwróciłasiędoniego.
–Opowiadałamioróżnychpaskudnychnumerach,którejejwycinałeś,gdydora-
staliście–oznajmiła.–Szczerzemówiąc,nicmnieniezdziwiło.
–Musiałembyćsurowy–odparł,podchodzącdoniej.–Jestemjejstarszymbra-
tem,aojciecumarł.
–Rozumiem,aleprawdziwyszczęściarzzciebie,żesiostrycięwspierały.
–Nieczułemsięszczęściarzem–mruknął.
–Jabyłamjedynaczką.Dałabymsiępokroićzasiostręalbodwie.
–Niezmęczyłociętowarzystwomoich?
–Trochętopotrwało,zanimprzywykłam–przyznała.–Twojesiostrytrochęsię
uniosłypodczaskolacji.
–Tojeszczenic.–Przysunąłsiędoniejioparłrękęościanę.
Ashleyrzuciłamupełneniedowierzaniaspojrzenie.
–Jaktonic?Darliściekotyowazonstłuczonyprawiedwadzieścialattemu.
–Obarczonomniewiną,bomiałemsięopiekowaćsiostrami,ataknaprawdęroz-
biłagoAnaSofia.
–Dwadzieścialattemu–przypomniałamu.
–Niewiesz,oczymmówisz.–Zacisnąłzębyicofnąłsięokrok.–Jestemprzeko-
nany, że takie rzeczy zdarzały się i w twoim domu. Na kogo mogłaś zwalić winę,
kiedycośrozwaliłaś?Napsa?
–Nicpodobnegosięniezdarzyło,alenawetgdyby,tomoirodziceitaknicbynie
zauważyli.Pamiętam,jakpodczaskłótnifruwałykrucheprzedmioty–odparłarze-
czowo.–Nawetniezliczę,ilerzeczystłukligościeprzyokazjiimprezojca.
CzydlategoAshleynieimprezowałainiepiłaalkoholu?Niemógłjejwinić,skoro
jejżyciedomowebardziejprzypominałopolebitwyniżkrainęzbajki.
–Jakodtegouciekałaś?Czymogłaśspędzaćdużoczasuukoleżanek?
–Niezupełnie.Kiedyichrodzicesiędowiedzieli,żejestemnieślubnymdzieckiem
utrzymanki, przestałam być zapraszana. Podobno z powodu złego wpływu na inne
dzieci.–Skrzywiłasię.–Nieślubnedziecko.Bękart.Nienawidziłamtychprzezwisk.
Ashleyprzesunęładłoniąpowłosachiporuszyłaramionami.Sebastianjużwcze-
śniejzauważyłtenjejgestimiałświadomość,żeoznaczaonzakończenierozmowy.
–Chciałabymjeszczeocośzapytać–odezwałasiępochwili.–Czytwójojciecna-
malowałtęakwarelę?
Jegospojrzeniepadłonaobraz,którywisiałnaścianie.Zupełniezapomniałotym
krajobrazie.
–Tak.
–Jestbardzodobry.–Podeszładostolikaprzyłóżku,żebysięlepiejprzyjrzeć.–
PrzypominamizachodysłońcanaInezKey.Tobardzonastrojowedzieło.
Wyczułwjejgłosietęsknotęzadomem,aleniezamierzałulegaćpoczuciuwiny.
MusiałbyćstanowczywobecAshley.
–Czytotwojakolejnapróbapowrotunawyspę?–spytałipodszedłdoniej.
Natychmiastsięodwróciłaispojrzałamuwoczy.
– Skąd – zaprzeczyła. – Zostałam twoją utrzymanką na miesiąc i muszę wytrzy-
maćjeszczedwatygodnie.Poradzęsobie.
Wcaleniemiałochotysięzniąrozstawać.MiejsceAshleyJonesbyłowjegołóż-
ku,ujegoboku.
–Agdybyśmyrenegocjowaliumowę?–zasugerował.
Ashleyzmarszczyłabrwi,jakbysięzastanawiała,czypostanowiłsięwycofać.
–Oczymtymówisz?–zapytałaostrożnie.
– Pozostaniemy w tych samych ramach czasowych, ale nie będziesz już moją
utrzymanką – oświadczył i wyciągnął do niej rękę. – Nie będziesz musiała prze-
strzegaćzasad,którecinarzuciłem.
–Ahaczyk?
–Niemahaczyka.–Przysunąłsiębliżej.
–Wymyśliłeśsobietęrenegocjację,boniechceszhańbićrodzinnegodomuobec-
nościąswojejutrzymanki?–spytała.–Czyteżniemożeszsiępogodzićzeświado-
mością,żeutrzymankamożenosićtwojedziecko?
–Wiesz,powinienembyłodejść,kiedyzłamałaśsłowo–mruknął.–Miałaśbyćdo
mojejdyspozycjiprzezcałyczas,naokrągło,atyzniknęłaśnakilkadniztymnie-
szczęsnymSalazarem.
Ashleywestchnęłaciężko.
– Mówisz to tak, jakby chodziło o jakiś niewiarygodny skandal, choć w gruncie
rzeczyniezdarzyłosięnicgodnegouwagi–odparła.–Mogęciprzypomnieć,żety
złamałeśobiemojezasady?
–Chceszzrezygnowaćzetykietkiutrzymankiczynie?–spytałchrapliwie,przyci-
skającjąmocnodosiebie.
–Ikimmiałabymbyć?–wyszeptała.
–Mojądziewczyną.
Jejciemneoczyrozbłysły,aleodwróciławzrok.
–Pytampoważnie–burknęła.
–ByłabyśpoprostuAshley–zapewniłją.
–Czynadaloczekujeszodemniestuprocentowegoposłuszeństwa?–Ponowniena
niegospojrzała.
–Jeślidotądsięgoniedoczekałem,toniemamjuższans.–Pocałowałjąwszyję.
– I mogłabym sama decydować, na jakie imprezy z tobą chodzić? – Wstrzymała
oddech,kiedyzsunąłdelikatnypasekzjejramienia.–Isamawybierałabymubra-
nia?
–Tak–potwierdził,ciężkooddychając.
–Adzisiajwnocydostałabymwłasnąsypialnię?
–Nie–burknąłstanowczo.
Mógłsiętegodomyślić.Dajkurzegrzędę…
–Dlaczegonie?–spytałaprzekornie.–Tonaprawdętakiedlaciebieważne?
–Niewyrzuciszmniejużzeswojegołóżka.Niechceszdzisiajseksu?Proszębar-
dzo,aleitakbędziemyspaliwjednymłóżku.
–Umowastoi–zgodziłasięzuwodzicielskimuśmiechem.–Iwieszco?
–Co?–mruknąłzulgą.
–Chcęciebietuiteraz.–Sięgnęładoręcznikanajegobiodrach.–Przezcałątę
nocikażdąnastępną.
–Mamnadzieję–odparł,czując,jakłomoczemuserce.
Ashleyotoczyłagonogamiwpasieidałasięzanieśćdołóżka.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Elegancka restauracja przy plaży South Beach oferowała fantastyczne posiłki
iwyjątkowewidoki,jednakSebastianbłądziłmyślamigdzieindziej.Nieobchodziło
go, że ma mnóstwo zaległości w pracy i że kilka stolików dalej siedzą najbardziej
wpływowi ludzie w Miami, usiłując nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Liczyła się
tylkoatrakcyjnakobietaujegoboku.
Westchnąłciężko,uświadomiwszysobieponownie,żeichwspólnymiesiącdobie-
gakońca.Niemiałjednakwyjścia,musiałdotrzymaćdanegosłowa.Pókicozamie-
rzałdobrzewykorzystaćpozostałyczas,zarównosamnasamzAshley,jakiwto-
warzystwieprzyjaciół–takjakteraz,zOmaremiCrystal.
–Alezwasbyłyłobuzy–oświadczyłaAshley,wysłuchawszymrożącejkrewwży-
łachizarazemkomicznejhistoriiocodziennymżyciuwgetcie.
– Zaraz, zaraz! – wykrzyknęła nagle Crystal i wycelowała palec w Ashley. – Już
wiem,dlaczegowydajeszmisięznajoma!
Sebastianwidział,żeAshleyzamarła,alenicjużniemógłzrobić.
–Jesteścórkątegolegendarnegotenisisty!–oświadczyłaCrystaltriumfalnie.
–Toprawda–przyznałaAshleyisięgnęłaposzklankęzwodą.–Jaksiętegodo-
myśliłaś?
–Mówiłamcijuż,żejestemuzależnionaodwiadomości–odparłazdumąCrystal.
–Wtymoświetleniuprzypominaszswojąmamę.
–Dziękuję.
Czy tylko Sebastian dostrzegł cień bólu w jej oczach? Linda Valdez była piękną
kobietą,aleAshleynielubiłabyćdoniejporównywana.
–Okimmówicie?–zainteresowałsięOmar.
– Ojcem Ashley był Donald Jones, gwiazda tenisa – pospieszyła z wyjaśnieniem
Crystal.
–Donald…Jones?–powtórzyłOmarpowoliizerknąłnaSebastiana,którylekko
pokręciłgłową.
Miał nadzieję, że Ashley nie zauważyła jego sygnału. Omar wiedział, że prze-
szłośćjegoprzyjacielajestpowiązanazDonaldemJonesem.
–Och,jestempewna,żemakijażmisięrozmazał–mruknęłaAshleyiprzyłożyła
palcedopoliczków.–Muszęgopoprawić.
Sebastianwstałodstołu.Domyśliłsię,żeAshleychcesięukryćiuspokoićzdala
odnatrętnychspojrzeń.
–Pójdęztobą–zaproponowałaCrystalnatychmiast.
Ashleynicniepowiedziała,aleSebastianzauważyłnapięcienajejtwarzy.Odru-
chowowyciągnąłdoniejręceipocałowałjąwskroń.Gdyobiekobietyodchodziły,
ponowniezająłmiejsceprzystole,aOmarpopatrzyłnaniegozdezaprobatą.
–DonaldJones?–spytałzezłością.–Cozazbiegokoliczności.
–Toniejestzbiegokoliczności.–Sebastianniezamierzałzniżaćsiędookłamy-
waniaprzyjaciela.
–Cośtynarobił?–Omarpotarłczoło.
–Wyrównałemstareporachunki.
–Myślałem,żemasztojużzasobą.–Omarrozejrzałsiędyskretnie;niechciał,
żebyktośpodsłuchałtęrozmowę.–StałeśsiębogatszyipotężniejszyniżJones.
–Toniewymazujejegowiny.
–Nierozumiem.–Omarpokręciłgłową.–Dlaczegozebrałocisięakuratteraz,
potakdługimczasie?
DawniejSebastiannieustanniemyślałotym,jakniesprawiedliwiepotraktowałgo
los. Był młodym, gniewnym chłopakiem, który zbyt wcześnie stracił niewinność
izdzieciństwatrafiłwprostwobjęciaokrutnegoświata.Chciałodzyskaćto,comu
ukradziono,idlategowypruwałsobieżyły,żebyzgromadzićmajątekizdobyćwła-
dzę.
Przeżył wiele złego, wielokrotnie cierpiał z powodu pecha, ale kiedy zarobił
pierwszymilion,jużniemyślałoDonaldzieJonesie.Jegocelemstałosięchronienie
rodzinyprzedutratąmajątku.Postanowił,żejużnigdyniebędąnałasceiniełasce
DonaldówJonesówtegoświata.
Potemjednakjegomatkapoddałasięoperacjisercaiwszystkosięzmieniło.Se-
bastian uświadomił sobie, że nadal jest pełnym wściekłości chłopcem, który nie
możepozwolićnato,abyniesprawiedliwośćuszłapłazemjegowrogowi.
–Kiedymyśleliśmy,żematkaumiera,miałatylkojednąprośbę.–Sebastianprzy-
pomniałsobiebladą,osłabionąmatkęwszpitalnymłóżku.–Jakmógłbymjejodmó-
wić?
–Znamtwojąmatkę–oświadczyłOmarizmarszczyłbrwi.–Nieprosiłabyoze-
mstę.
–Nieszukamzemsty,tylkosprawiedliwości–zadeklarowałSebastian.
–Wtakimraziepozwól,żecięocośspytam.–Omaroparłłokcienastole.–Czy
groziłeś Ashley? Co jej odebrałeś? I co jej pozostanie, kiedy ta sprawa dobiegnie
końca?
–NiemartwsięoAshley.Rozpieszczoneksiężniczki,takiejakona,zawszedają
sobieradę.
– Ona nie jest rozpieszczoną księżniczką – powiedział Omar z przekonaniem. –
Uwierzmi.Mamzażonękogośtakiego.Ashleytoniewinnaistota.Skrzywdziszją,
choćniczemuniezawiniła.Padnieofiarąniesprawiedliwości,takjaktykiedyś.
Sebastianpopatrzyłzłowrogonaprzyjaciela.Ashleypławiłasięterazwluksusach
ikorzystałazjegoopieki.Niemogłalepiejtrafić.
–Omar,niewiesz,oczymmówisz.
–Mamnadzieję.–Omarniekryłrozczarowania.–Bonigdyniesądziłem,żedo-
czekamdnia,wktórymstanieszsiędokładnietakijakDonaldJones.
–Wniczymnieprzypominamtegoczłowieka–syknąłSebastianzfurią.
–Czaspokaże–mruknąłOmar.–Itoszybciej,niżmyślisz.
DwiegodzinypóźniejAshleywtowarzystwieSebastianapowróciładoapartamen-
tu.PomimozachowaniaCrystalijejwścibskichpytańbyłazdecydowanazakończyć
ten wieczór w miłej atmosferze. Nie chciała, by ktokolwiek wiedział, jak bardzo
cierpizpowodutego,cosięzdarzyłowjejrodzinie.
Sebastianprzeprosiłjąiposzedłdogabinetu,żebyzadzwonićdokilkuosób.Ash-
leywiedziała,żetotrochępotrwa,więcpostanowiłapopływać.Poczułajednak,że
jestzbytzmęczona,więctylkokrążyławokółbasenu,usiłującoczyścićumysł.
–Ashley?Coturobisz?
GłosSebastianawyrwałjązzadumy.
–Rozmyślam.–Wzruszyłaramionami.–Podobnomiałeśzadzwonićtuitam.
–Tak,kilkagodzintemu–odparłipodszedłdoniej.
–Ach,notak.–Niemiałapojęcia,żeminęłotyleczasu.
–ComówiłaCrystal,kiedybyłyściesame?Zdenerwowałacię?
Ashleyzaprzeczyłaruchemgłowy.
–Pytałaotosamo,ocopytająwszyscy.Nauczyłamsięradzićsobiewtakichsytu-
acjach.
–Jejpytaniaprzywołałyuciebiewspomnienia?
–Nigdyniezapomnętego,cozrobilisobierodzice–wyznała.–Aprzedewszyst-
kimniemogęwybaczyćsobie.
–Dlaczegopotrzebujeszwybaczenia?–Sebastianzmarszczyłbrwi.
Ashleyprzyglądałamusięzzałożonymirękami.Czuła,żemusitozsiebiewyrzu-
cić.
– W wieku osiemnastu lat doszłam do wniosku, że mam dość niewierności ojca.
Niemogłamjużdłużejwytrzymaćtego,żemojamatkaniewie,cosiędziejetużpod
jejnosem.
–Icozrobiłaś?–spytałSebastian.
– Wyjawiłam jej całą prawdę. – Zacisnęła powieki i przypomniała sobie matkę,
która patrzyła na nią z niedowierzaniem, a potem zrobiła wielkie oczy, wyraźnie
wstrząśnięta.–Nieoszczędzałamjej.Toodemniedowiedziałasięoromansieojca
zjejnajlepsząprzyjaciółką.
–Tomusiałabyćnajtrudniejszachwilatwojegożycia.
– Nie – zaprzeczyła. – Wręcz przeciwnie, poczułam ulgę. Miałam wrażenie, że
wreszcieudanamsięzacząćwszystkonanowo.Nigdynieczułamsiębezpieczna,
kiedy dorastałam. Awantury wybuchały jedna po drugiej, a ja nie wiedziałam, na
czym stoję. Nie obchodziło mnie, że zdradziłam ojca, bo przecież on zdradził nas
dużowcześniej.
–Jakrozumiem,twójojciecsiędowiedział.
– Tak, i w odwecie postanowił wysłać mnie do college’u. Powinnam była się cie-
szyć, że będę mieszkać daleko od tego toksycznego środowiska, ale zamiast tego
zemściłamsięnanim.Opowiedziałammatceojegoinnychwybrykach,otych,któ-
rychnieopisałybrukowce.Wrezultaciematkaodcięłasięodemnie.
–Awięcobojerodziceukaralicięzato,żepowiedziałaśprawdę.
–Miesiącpóźniejobojenieżyli–wyznałazciężkimsercem.–Zamiastochronić
rodzinę,zniszczyłamją,itodosłownie.
–Niemogłaśprzewidziećostatecznegorezultatu.
–Wiedziałam,żetasprawanierozejdziesiępokościach.Toniebyłowstylumo-
ich rodziców. Ludzie zawsze chcą wiedzieć, jakie są przyczyny morderstwa połą-
czonegozsamobójstwem.Niktniewpadłnato,żetojadoprowadziłamdotragedii.
Ruszyładownętrzaapartamentu;czuła,żemusibyćsama.
–Ashley?–zawołałzanią.
Odwróciłasięniechętnie,przekonana,żeujrzywjegooczachpotępienieiodrazę.
–Co?–spytałanerwowo.
–Niepowiedziałaśmi,cosięstałoznajlepsząprzyjaciółkątwojejmatki–zauwa-
żył.–Ztą,któramiałaromansztwoimojcem.
Tylko on mógł o to zapytać, bo tylko on wiedział, jak funkcjonuje jej umysł. Ten
fakt powinien ją przerazić, ale zdawała sobie sprawę, że Sebastian rozumuje tak
samojakona.
–Pragnęłamzemsty–powiedziałaotwarcie.–Źlepostąpiłam.Powinnamsiębyła
pohamować,aleniemogłampozwolić,żebytakobietawyszłaztegobezszwanku.
Udawała, że jest lojalną przyjaciółką, ale dzięki mnie wszyscy poznali prawdę
o niej. Straciła wszystko, co było dla niej ważne: status, koneksje towarzyskie,
atakżemęża.
–Niewielesięodsiebieróżnimy–westchnąłSebastian.–Postąpiłbymtaksamo.
Podeszładoniegoiprzyłożyłagłowędojegoramienia,poczymwestchnęła,gdyją
objął.Wyjawiłamuswojąnajpilniejstrzeżonątajemnicę.Wcześniejzdarzałomusię
jużwykorzystywaćjejszczerośćprzeciwkoniejiłamaćobietnice.
Gdybyterazpostanowiłzniszczyćjącałkowicie,nicniemogłobygopowstrzymać.
NastępnegorankaSebastiandyskretnieobserwowałAshleyprzyśniadaniu.Czuł,
żenabraładoniegodystansu.Niepowinnazachowywaćsiętakcichoipowściągli-
wie.Podejrzewał,żepoczułasięźlepowyjawieniumusekretu.
–Muszędzisiajwyjechać–oświadczyłnagle.–Ichcę,żebyśwybrałasięzemną.
–Gdziemusiszbyćtymrazem?–zapytała.
–NaInezKey.
Ashleydrgnęłaiodstawiłakubekzkawą.
–ChceszmniezabraćnaInezKey?–upewniłasię.–Dlaczego?
–Remontpraktyczniedobiegłkońca–odparł,jakbytowszystkowyjaśniało.
–Szybkoposzło–zauważyła.–Jakcisiętoudało?
–Wszystkojestmożliwe,kiedysięmapieniądze.
Musiałprzyznać,żewyłożyłbardzodużogotówkinatenprojekt.Wgłównymbu-
dynkuwszystkomusiałobyćidealne,dokładnietakie,jakdwadzieściapięćlattemu.
–Dlaczegochceszmnietamzabrać?–nieustępowała.
–Pokierujeszsprawamiwyspy–wyjaśniłidopiłkawę.
Ashleyzwiesiłagłowę.
–Niestety,muszęodmówić.
–Cotakiego?Przecieżwłaśnietegochciałaś.
–Potrzebowałamwyspypięćlattemu–odparłaipodniosławzrok.–Tobyłamoja
bezpiecznaprzystań.Terazjednakjesteminnąosobąimuszęruszyćnaprzód.Nie
potrafiłabymtegozrobićnaInezKey.
–Cowobectegozamierzasz?–spytałponuro.
Ashleyodwróciłaspojrzenie.
–Niewiem,cośwymyślę.
Niewydawałasięzachwyconatązmianąwswoimżyciu.Wyglądałonato,żepo
prostuprzyjęłajądowiadomości.
ChciałpowiedziećAshley,żepragniezniązamieszkaćimiećjątylkodlasiebie,
aleniewiedział,jaktoująć.Pozatymbałsięjejodpowiedzi.Odrzuciłagojużwcze-
śniej,odkryła,jakimjestczłowiekieminiebyłaskłonnadzielićznimżycia.
–ItakpowinnaśsięzemnąwybraćnaInezKey–zadecydował.–Todobrymo-
ment,żebyśzabrałaswojerzeczyipożegnałasięzprzyjaciółmi.
–Maszrację–przyznałacicho.–Pojadętam,żebyporazostatnirzucićokiemna
wyspę.
GdyznaleźlisięnaInezKey,miejscowipowitaliichjakwyjątkowoważneosobi-
stości. Plażę udekorowano pochodniami i girlandami z kwiatów, wszyscy tańczyli
wrytmiebębna,śpiewalipirackiepieśniipilirum.
Zabawa w niczym nie przypominała przyjęcia pożegnalnego. Ashley czuła, że
wszyscyjąkochająirozumieją.Wiedziała,żebędziejejichbrakowałoiżeonirów-
nieżbędązaniątęsknić.
–DziękujęzazaproszeniemnienaInezKey.–PrzytuliłasiędoSebastiana.–Cie-
szęsię,żeprzyjechałam.
–Miejscowibędązatobątęsknić.
– Nie staraj się mówić tak, jakbyś był zaskoczony – westchnęła. – Wszyscy na
InezKeyzawszebylidlamniejakrodzina.Cleatraktowałamniejakwłasnącórkę,
aleniewiem,comyśliotobie.
–Jestnamniewściekła,boprzezemniewyjeżdżasz–wyjaśnił,otwierającdrzwi
dogłównegoapartamentu.–Byćmożejużzawszebędziewidziaławemniewroga.
Ashley odsunęła się od Sebastiana i weszła do środka. Zamrugała, widząc, jak
ogromnazmianazaszławpomieszczeniu.Znikłyciężkiemebleipotężnełoże,wy-
strójstałsięlekki,kolorowyinowoczesny.
–Zapomniałem–mruknąłSebastian.–Tenpokójwiążesiędlaciebiezwieloma
wspomnieniami.
–Nieprzejmujsię,jestemwmiejscu,wktórymchciałambyć.
Pocałowała go w usta, świadoma, że może już nie mieć następnej takiej okazji.
Wspólnymiesiącdobiegałkońca.
UsiadłanałóżkuiwyciągnęłaręcedoSebastiana,którybezpośpiechupocałował
jąwusta,wpoliczki,wczoło.Zachowywałsiętak,jakbyusiłowałnazawszezapa-
miętaćjejtwarz.
–Właśnietakkochałbymsięztobą,gdybymwiedział,żetotwójpierwszyraz–
oświadczył,delikatniezsuwająccienkieramiączkajejsukienki.
– Nasza pierwsza noc była wyjątkowa. Idealna. Nie potrzebuję żadnych popra-
wek.
–Przestraszyłemcię–przypomniałjej.
–Samasięprzestraszyłam.–Czuła,jakjejsercezaczynamocniejbić.–Przytło-
czyłymniedoznania.Nigdywcześniejnieprzeżywałamczegośpodobnego.
–Chciałaśsięukryć,dlategoodrzuciłaśmojąpropozycję.
–Byłamgłupia–przyznała,rozpinającmukoszulę.
–Agdybymterazzłożyłcitęofertę?Jakbyśzareagowała?–spytałtylkopozornie
lekkimtonem.
–Tozależy–odparłacicho.–Ajakatobyłabypropozycja?
–WróćzemnądoMiami–wyrzuciłzsiebie.
Ashleychciałanatychmiastprzyjąćtępropozycję,alemilczała.Pochwilipołożyła
sięispojrzałazalotnienaSebastiana.
–Atymrazemniechceszmniejakośzachęcić?–spytałakusząco.
–Niemamnic,czegopotrzebujesz–powiedziałiwsunąłdłoniepodfigiAshley.
–Niebądźtegotakipewny–wyszeptała.
–Powiedz,czegochcesz–poprosił.–Damciwszystko.
Pragnęłajegomiłości,aleniemogłagooniąbłagać.
–Chcęciebie–wyznałatylko.–Pragnęciebiecałego.
–Więcbędzieszmniemiała.–Pocałowałjąidoniejprzywarł.
–Kochamcię–wyszeptałamimowolnie.
Sebastian zamarł, a Ashley zamknęła oczy i odwróciła głowę. Nie planowała
ujawniaćprzednimtejtajemnicy.Wtedyjednakzrozumiała,żejużnazawszenale-
żydoSebastianaCruza.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Rankiem następnego dnia Ashley stała przy podwójnych drzwiach balkonowych,
gdyzauważyłanazewnątrzSebastiana,którywłaśniekończyłrozmowętelefonicz-
nąizbliżałsiędowejścia.Wpewnejchwiliznikłjejzoczu,aleusłyszała,żewitasię
zCleą.
–Dzieńdobry,panieSebastianie–powiedziała.–Chciałampanazapytaćocośjuż
wcześniej,alepostanowiłamzaczekać,ażbędziemysamnasam.
Ashleysłyszałanapięciewjejgłosie.
–Cochciałabypaniwiedzieć?
–Czymieszkałpankiedyśwtymdomu?Mniejwięcejdwadzieściapięćlattemu?
Ashleydrgnęła,ajejsercezamarło.CzyżbyCleasugerowała,żeCruzowiekiedyś
byliwłaścicielamiInezKey?Cozaabsurd.
–Tak–potwierdziłSebastianzupiornymspokojem.–Tobyłmójdom,dopókinie
ukradłmigoDonaldJones.
JejojciecodebrałwyspęrodzinieCruzów?Dlaczego?Przecieżniemiałżadnego
interesuwprzejmowaniuInezKey.
–Dlategopanukradłwyspęzpowrotem–podsumowałaClea.
Ashleyoparłasięostół.AzatemSebastianpostanowiłuwieśćjąizagarnąćInez
Key,bojejojciecwcześniejprzejąłwyspę.Dopieroterazzrozumiała,żejesttylko
pionkiemwcudzejgrzeiniepotrzebnieuwierzyławszczerośćSebastiana.
Nadrżącychnogachruszyładodrzwi.Miałaochotęzwinąćsięwkłębekzbólu,
aleszładalej.Musiaławyjąćzszafywalizkę,którąwcześniejspakowała.
Zamrugała, gdy oczy zapiekły ją od łez. Nie płacz teraz, przykazała sobie. Bę-
dzieszmogłasięwypłakać,kiedyniktcięniebędziewidział.Wiedziała,żejeślite-
razstracipanowanienadsobą,Sebastianwykorzystajejsłabośćprzeciwkoniej.
Powoliodetchnęła.Wszystko,czegodoświadczyłaprzytymczłowieku,byłotylko
iluzją,nawetcudownyseks.Niepowinnabyłamydlićsobieoczuiżyćzłudzeniami.
NaglewgłębiholurozległsięodgłoskrokówSebastiana.Ledwiemiałaczasprzy-
gotowaćsiępsychicznienajegoprzybycie,kiedydrzwiotworzyłysięgwałtownie.
CzułasięprzySebastianiedrobnainieznacząca,niczymwieśniakdrżącyzestra-
chuprzedpotężnymimperatorem.
–Dlaczegominiepowiedziałeś?–wysyczała.
Sebastianzauważyłjejminęiwalizkęwdłoni.Natychmiastzrozumiał,żeAshley
podsłuchałajegorozmowęzgospodynią.
–Wyglądasznazdenerwowaną–mruknąłponuro.
Czyżbynadalmyślał,żetotylkogra?Niewiedział,cotosumienie?
–IleznaczydlaciebieInezKey?–zapytałabezogródek.
Zawahałsię,nimodparł:
–Tutajsięwychowałem.
–Więcpostanowiłeśukraśćmiwyspę?Jarównieżspędziłamtudzieciństwo.
–WcalenieukradłemInezKey–zauważyłspokojnie.–Torobotatwojegoojca.
–Ocodokładniegooskarżasz?–zapytałaostro.
–Wygrałnaszdomwkarty–wyjaśniłSebastian.–Aleoszukiwał.Twójojciecbył
szulerem.
To brzmiało bardzo prawdopodobnie, ale Ashley wolała założyć, że tym razem
Donaldmógłzachowaćsięuczciwie.
–Niewiesztego.Niemaszdowodów–zaoponowała.
Sebastianzmrużyłoczy.
–Chwaliłsiętympolatach,ajegoprzyjacielCasillaspotwierdził,żetaksięstało.
Ashleybyłapewna,żezarazupadnie.
–Dlaczegochciałmiećtęwyspę?Przecieżtoniemasensu–jęknęła.–Mojemu
ojcuniezależałonanieruchomościach.Rzadkokiedybywałnatejwyspie.
–Chciałczegośinnegoipostanowiłwykorzystaćwyspęjakoelementprzetargowy
–oświadczyłznarastającąwściekłością.
–Cotakiego?–Ashleyzrobiławielkieoczy.–Czegotaknaprawdęchciał?
–Mojejmatki–wyrzuciłzsiebieSebastian.–Jonespowiedział,żeniezabierze
wyspy,jeślibędziemógłwziąćdołóżkamojąmatkę.
Ashleypoczułasiętak,jakbyktośstrzeliłjąwtwarzbiczem.Beztrudumogłaso-
biewyobrazić,jakojciecusiłujedobićtakiegotargu.
–Czydlategoprzespałeśsięzemną?
–Nie–zaprzeczył.–Wziąłemciędołóżka,bociępragnąłeminiemogłemsiępo-
wstrzymać.
Niezamierzaławtowierzyć.Niebyłajużtakanaiwna.
–Niekłam–ostrzegłago.–Chciałeśsięzemścić.Mójojciecpróbowałszantażem
zmusićtwojąmatkędouległości,atyzrobiłeśtosamozemną.Tyletylko,żetobie
sięudało.
–Mójojciecniezamierzałpozwolićnato,żebyJoneschoćbytknąłmojąmatkę.
Byłajegożoną,matkąjegodzieci.Powinienbyłzabićdraniazasamąsugestię.
–Ajastałamsięrozpieszczonądziedziczką,wiodącążycie,którenależałosięto-
bie–wyszeptałaizacisnęładłońnauchwyciewalizki.
–Zostawtenbagaż–rozkazał.–Nigdzienieidziesz.
– Wierzyłam w każde twoje słowo. – Pokręciła głową, zdumiona własną naiwno-
ścią.–Powiedziałeś,żezaopiekujeszsięmną,jeślizajdęwciążę.Byłampewna,że
mówiszprawdę.
–Nadaljestemgotówzaopiekowaćsiętobą.
–Bezobaw,Sebastianie,niezaszłamwciążę.Amożetoteżbyłoczęściątwojego
planu?
– Nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego niewinnemu dziecku. – Zbliżył się do niej
okrok.
–Zrobiłeśtomnie,ponieważzzałożenianiemogłambyćniewinna.Przecieżje-
stemcórkąDonaldaJonesa,prawda?Towystarczającypowód,żebymnieukarać.
–Wytłumaczęcito.–Wyciągnąłdoniejręce.
–Niedotykajmnie!Jużniemaszprawa.
Uniósłdłonie.
– Posłuchaj, niedawno myśleliśmy, że moja matka umiera. Ona też tak sądziła,
więcnałożuśmiercipowiedziała,żejeśliprzeżyjeoperację,chciałabyspędzićresz-
tężycianaInezKey.
–Och,towszystkozmienia–prychnęłaAshleyznieskrywanąironią.–Twojamat-
kachciałamiećwyspę,więcmogłeśmnieuwieśćiokraść.Dochodziłeśsprawiedli-
wości,co?
Ruszyławdółschodów,aleusłyszałazasobąkrokiSebastiana.
–Nieplanowałemzemsty!–zawołałzanią.–ChciałemtylkokupićInezKey,żeby
mojamatkamogłatuzamieszkać.
–Och,nieplanowałeś–zakpiła.–Takjakośprzypadkiemzachowałeśsięjakmój
ojciec.Cozaulga.Nawetniewiesz,jakietodlamnieszczęście,żejesteśdokładnie
takisamjakDonaldJones.
–Toniejazacząłemtęchorągrę.–Wpatrywałsięwniąponuro.–Jajązakończy-
łem.
–Gratuluję.Postawiłeśnaswoim.Mamnadzieję,żetobyłotegowarte.
Wyszłazbudynkuizatrzasnęłazasobądrzwi.
Miesiącpóźniej,kiedyasystentotworzyłdrzwidogabinetuiwpuściłAshley,Seba-
stianstałobokbiurka.Wiedział,żejegoprzyszłośćiszczęściezależąodkilkuna-
stępnychminut.
–Cotomabyć?–spytałaagresywnieiuniosładużąbeżowąkopertę.
SebastianwpatrywałsiępożądliwiewAshley.Tymrazemnieubrałasięeleganc-
ko,cogoucieszyło.Wyglądałacudowniewczarnejkoszulce,dżinsowychszortach
iwsandałkach.Miałazmierzwionewłosyilekkoopalonąskórę.
–ZapłatazaInezKey–wyjaśniłzlekkimzdumieniem.
Wydawałomusię,żewszystkoszczegółowowytłumaczyłwliściedołączonymdo
czeku.
–Dlaczegodałeśmitepieniądze?–Ashleypotrząsnęłakopertą.–Przejąłeśwy-
spę,boniemogłamspłacićpożyczki.
– Postanowiłem zapłacić ci najwyższą stawkę, ponieważ popełniłem błąd. Podją-
łemdecyzjęokupniewyspy,chociażniebyławystawionanasprzedaż.
–Itwoimzdaniemnapychaniemikieszenipieniędzmizałatwisprawę?–Cisnęła
kopertęnapodłogę.–Typowe.Wy,bogaciiwpływowimężczyźni,wszyscyjesteście
tacysami.
Ashleymogławyglądaćsłodkoiniewinnie,aledobrzewiedziała,jakgozranić.
–Przestańporównywaćmniedoswojegoojca.
–Ach,więcotochodzi.–Uniosłabrwi.–Źlesięczujeszzeświadomością,żeje-
steśtakisamjakDonaldJones.Niechceszwtouwierzyć,choćmyśliszjegokatego-
riamiiwpodobnysposóbniszczyszludziomżycie.
–Różnicapoleganatym,żejażałujętego,cozrobiłem.Niechcę,żebyśmnienie-
nawidziła.
–Myślisz,żeciwybaczę,jeślimizatkaszustapieniędzmi–powiedziałapodniesio-
nymgłosem.–Niezrozummnieźle,Sebastianie.Naturalnie,przydałybymisiępie-
niądze. Jestem spłukana i nie wiem, czy zarobię na czynsz w przyszłym miesiącu,
aleniewezmęodciebieanigrosza.
–Wiem,żeminiewybaczysz.Niemogęwymazaćtego,cozrobiłem.Wtejchwili
mogętylkonaprawićszkodyiwynagrodzićciwszelkiestraty.
–Zapóźno.
–Niechcęwtowierzyć–powiedział,chociażnadziejapowoliwnimumierała.–
Chcępowrotutego,conaspołączyło.Jestemgotówzrobićwszystko,żebydotego
doprowadzić. Powiedz, czego ode mnie potrzebujesz. Co mogę zrobić, żeby odzy-
skaćtwojezaufanie?
Ashleyspojrzałamuwoczy.
–Nicniemożeszzrobić–odparłabeznamiętnie.
Sebastianmiałwrażenie,żewszystkoprzepadło.
–Zostańzemną–poprosiłzpanikąwgłosie.–Dajmiszansę.
–Niemusiszmiskładaćtegotypupropozycji.Niejestemwciąży.
– Nie dlatego cię proszę, żebyś była ze mną. Potrzebuję cię. Od czasu twojego
odejściaczujęogromnąpustkę.Niemogęspać,niepotrafięsięskupić,myślętylko
otobie.
–Przejdzieci.–Ashleyodwróciławzrok.
–Alejaniechcę,żebymiprzechodziło.Wmoimżyciuliczyszsiętylkoty.
–Odzyskaniewyspybyłodlaciebieważniejszeodemnie.–Wjejoczachzabłysły
łzy. – Wykorzystałeś mnie, nadużyłeś mojego zaufania. Chciałeś się zemścić i po-
traktowałeśmnieinstrumentalnie.Najchętniejrzuciłbyśmniewilkomnapożarcie.
–Tonieprawda!–krzyknął.–Kochamcię,Ashley.
–Przestańsięmnąbawić–szepnęłazbólem.
Cofnęłasię,alezłapałjązarękę.
–Niemusiszmiwtejchwiliwybaczać–podkreśliłbłagalnymtonem.–Pozostań
zemną,ajakażdegodniabędęudowadniał,jakbardzociękocham.
Popatrzyłanaichzłączonedłonie,coSebastianuznałzadobryznak.
–Chciałabym,aleniedamradyprzejśćprzeztoponownie–westchnęła.
Wiedział,ilejąkosztowałowypowiedzenietychsłów.
–Będętakimmężczyzną,jakiegopotrzebujesz.Uwierzwnas.
–Bardzotegopragnę.–Pojejpoliczkachspłynęłyłzy.
–Zostańzemną,Ashley.Damciwszystko,czegopotrzebujesziczegochcesz.
–Mamztobąbyćjakokochankaczyjakoutrzymanka?–Położyładłonienajego
klatcepiersiowej.
–Wkrótcebędzieszmojążoną.
–Najpierwmusiszmisięoświadczyć.–Pociągnęłagozakrawat.
–Oświadczęcisię–zapowiedziałstanowczoipocałowałjąwusta.–Ibędęklę-
czałprzedtobątakdługo,ażsięzgodzisz.
Pięćlatpóźniej
Ashleyszłapotarasie,wsłuchującsięwświergotptaków.OnaiSebastianprzyje-
chalinaInezKeypokilkutygodniachnieobecności.Zakażdymrazem,gdyprzyglą-
dałasięwyspie,podziwiałazmiany,którenaniejzaszły.
Sebastian pięknie odnowił główny budynek. Teraz nieustannie rozbrzmiewał
wnimśmiechdzieciiroznosiłsięzapachsmakołykówzkuchni.
Tenwieczórbyłinnyniżpozostałe.ZgromadzenigościecelebrowaliurodzinySe-
bastiana,domprzystrojonybalonikamiiserpentynami,ananiesionymprzezAshley
torciemigotałyświeczki.MieszkańcywyspyirodzinaCruzówodpołudniawspólnie
bawilisięnaprzyjęciu.Nicniewskazywałonato,żebymiałoszybkodobieckońca.
Ashleyzerknęłanateściową.Wiedziała,żetobyłdługiiwyczerpującydzieńdla
Patricii.Starszapani,ubranawczerwonąsukienkę,trzymałanakolanachmaleńką
córeczkę Ashley i ze wzruszeniem ocierała oczy. Spełniło się jej życzenie sprzed
niemaltrzydziestulat.Byławukochanymdomu,wotoczeniurodziny.
Sebastiansiedziałobokmatki,ztrzyletnimibliźniakaminarękach.Wyczuwając
na sobie spojrzenie żony, popatrzył na nią i uśmiechnął się szeroko. Rozumieli się
bezsłów.
Ashleypostawiłatortprzedmężem.
– Wszystkiego najlepszego, Sebastianie – powiedziała. – Musisz zdmuchnąć
świeczkiipomyślećżyczenie.
–Niczegominiebrakuje,mivida.
– Dzisiaj możesz sobie życzyć wszystkiego, na co masz ochotę – upierała się. –
Ajasprawię,żetwojemarzeniasięspełnią.
Zauważyła,żeuśmiechnąłsięchytrzeidopieropotemzdmuchnąłświeczki.
Gdygościebilibrawo,zaciekawionapochyliłasiękumężowi.
–Jakiemiałeśżyczenie?–spytałapółgłosem.
–Niespełnisię,jeślijewyjawię–odparł.–Alewierzmi,żenigdyniezapomnęani
tegożyczenia,anitegowieczoru.