1993 01 Major Ann Wakacyjna miłość Wakacje z duchem

background image

ANN MAJOR

Wakacje z duchem

The Barefooted Enchantress

Tłumaczyła: Maria Wanat

background image

PROLOG

Tamara Howard rozglądała się pośród członków zespołu

filmowego. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że ktoś ją obserwuje. Koń
wyczuł niepokój i nerwowo przebierał kopytami. Aktorki zawsze są dla
mężczyzn łakomym kąskiem, a Tamara nie była tu wyjątkiem:
rudowłosa, seksowna postać znana wszystkim z ekranów kin, w dodatku
pochodząca ze zwariowanej rodziny, której wielu członków miało
szczególne zdolności parapsychologiczne.

Mężczyzna, którego Tamara spotkała poprzedniego wieczora

zachował się jeszcze gorzej niż faceci, do których wstrętnych manier
zdążyła już nieco przywyknąć. Bardziej niż zwykle zdenerwowało ją to,
ż

e jeszcze jej nie znając, od razu wyrobił sobie o niej mylną opinię.

Chociaż Tamarę powszechnie uznawano za filmową boginię seksu,
zawsze czuła się zmieszana i zakłopotana podczas nagrywania scen
miłosnych.

Poprzedniego wieczora, sądząc, że jest sama w dolinie, leżała na

kocu, przygotowując się do zdjęć. Odgrywała właśnie pantomimę sceny
miłosnej, gdy głęboki, męski głos oświadczył z aprobatą: „Bardzo
pięknie”.

Twarz Tamary pokrył rumieniec. Poderwała się, zmięta spódnica

opadła, ale nieznajomy i tak zdążył zobaczyć jej uda.

Miał czarne włosy i ciemne oczy, i był zaskakująco przystojny.

Elegancki garnitur leżał idealnie na tym wysokim, silnie umięśnionym
mężczyźnie. Z całej postaci emanowała specyficzna elegancja, nieco
arogancka, a zarazem arystokratyczna. Bosonoga Tamara poczuła się
przy nim jak uboga wieśniaczka.

Kiedy jego pewne i uważne spojrzenie przesunęło się po jej całym

ciele i zatrzymało na szczupłych, nagich stopach, poczuła, że serce bije
jej jak młotem.

– A więc to ty jesteś aktoreczką, która okupuje mój zamek? –

podniósł brwi do góry, a jego czarne oczy znów powędrowały po całym
ciele Tamary, jak gdyby była przedmiotem, który zamierza kupić. –
Może razem przećwiczymy tę scenę? – zaproponował głębokim,
zmysłowym głosem.

Z ust Tamary wyrwał się okrzyk. Kiedy nieznajomy wyciągnął ku

niej rękę, rzuciła się w popłochu do ucieczki, pozostawiając scenariusz,
koc i buty. Ale dogonił ją jego pogardliwy głos:

– I tak cię dostanę, panno Howard. Niby czemu nie? Na pewno

przede mną było wielu innych.

background image

Wielu innych. Te słowa zraniły ją do żywego.
Następnego dnia rano znalazła scenariusz, koc i buty przed

drzwiami swojej sypialni. Nieznajomy wiedział, kim jest Tamara,
podczas gdy ona nie miała pojęcia, z kim ma do czynienia.

Zamek Killiecraig, ze swoimi szarymi ścianami, wieżyczkami i

dachem z ciemnego łupka krył się za gąszczem rododendronów. Tamara
miała niejasne uczucie, że poznany wczoraj mężczyzna jest teraz w
zamczysku i stamtąd ją obserwuje.

Tacy mężczyźni zawsze uważali Tamarę za łatwy kąsek. Wszystko

dlatego, że reżyserzy upierali się, by obsadzać ją w rolach seksownych
kobiet, nie dbających zbytnio o swoją reputację. Im dłużej o tym myślała,
tym bardziej się denerwowała. Niecierpliwie szarpnęła sztywny pas
sukni.

– Panno Howard, proszę tego nie ruszać – upomniała ją

garderobiana. – Reżyser jest prawie gotowy.

– Przepraszam. – Tamara mocniej ściągnęła wodze, żeby

opanować zaniepokojonego konia, który nerwowo przebierał kopytami.
Nienawidziła koni, historycznych kostiumów, a szczególnie tej głęboko
wyciętej sukni, której szeroki pas wypychał biust do góry, przez co
brakowało jej tchu.

Rude włosy Tamary były wysoko upięte, a do tej koszmarnej

fryzury przypięty był czepeczek, ozdobiony kwieciem wrzosu, do
którego zleciały się wszystkie brzęczące owady z całej okolicy.

Operatorzy pochylili się nad kamerami. Asystenci rozbiegli się po

planie. Garderobiana poprawiła sztywne fałdy jej sukni.

– Musisz się skoncentrować, kochanie – powiedział reżyser, Jack

Brodie. Po raz dziesiąty przypomniał jej, że kręcą scenę finałową, w
której pędzi konno przez wrzosowisko, by spotkać miłość swojego życia.
Z trudem powstrzymała się, by nie powiedzieć mu, że zmęczyły ją już
takie głupie role.

Jej ośmioletni synek, Will, podbiegł, by ją ucałować. W tej samej

chwili z krzewu rododendronu wyleciała pszczoła i skierowała się prosto
ku gałązkom wrzosu, którymi ozdobiony był czepeczek na głowie
Tamary.

Zawsze panicznie bała się pszczół.
Puściła wodze i zaczęła się oganiać jak szalona.
– Will, uciekaj!
Koń, spłoszony krzykiem, ruszył z kopyta. Tamara z całych sił

trzymała się staroświeckiego siodła i szorstkiej grzywy konia, a jej
oszalały rumak pędził na oślep, w stronę miejsca, gdzie skały ostro

background image

opadały aż do morza. Później skręcił lekko w stronę lasu, zarośniętego
gąszczem jeżyn.

Tamarze udało się wreszcie sięgnąć do wodzów i mocno je

ś

ciągnąć, jednak rumak ani myślał się zatrzymać i dalej galopował ku

nadmorskiej skarpie.

O, Boże. Tamara czuła, że opuszczają ją siły. Jeżeli nie uda jej się

zatrzymać konia, nim dotrą do skarpy, będzie po wszystkim. Poczuła, że
omdlewa. Wydawało jej się, że słyszy za plecami tętent kopyt.

Wodze wysunęły się ze zdrętwiałych palców. Ogarnęła ją

ciemność. W chwili, gdy poczuła, że spada, czyjeś silne ramiona
przeniosły ją na drugiego konia. Bezpieczna w objęciach nieznanego
jeźdźca straciła przytomność.

Kiedy otworzyła oczy, leżała pośród głębokiej trawy. Wokół

panowała cisza. Widziała szare ściany, kamienne łuki okien, błękitne
niebo. Rozpoznała zrujnowane opactwo. Leżała obok bardzo starego,
porośniętego mchem nagrobka.

– Nie ruszaj się – wymruczał głęboki, męski głos.
Zadrżała na dźwięk tego dziwnie znajomego barytonu.
Dłoń delikatnie pieściła jej twarz, a dotyk szorstkich palców był

niezmiernie przyjemny.

W jasnych potokach oślepiającego słońca Tamara zauważyła, że

mężczyzna jest wysoki, szeroki w ramionach, ma kruczoczarne włosy i
jest ubrany w kostium z tej samej epoki, co i ona.

Kiedy się nad nią pochylił, ujrzała, że jego oczy są czarne i

błyszczące, skóra ogorzała od słońca. Miał wysokie kości policzkowe i
wydatny, zakrzywiony nos, który nadawał jego twarzy wyniosły i dumny
wyraz.

Wyniosły. Nagle z przerażeniem stwierdziła, że wie, kim jest ten

człowiek. To ten sam arystokrata, który niepokoił ją poprzedniego
wieczora. Tamara uświadomiła sobie, że jej suknia jest bardzo
wydekoltowana i bezskutecznie starała się zasłonić piersi rękoma.

– I po co? – spytał cynicznym tonem, biorąc ją za rękę. – Kobiety

takie jak ty zapraszają mężczyznę, by nie tylko na nie patrzył, ale...

Poczuła, że ogarnia ją wściekłość i zamierzała ostro

zaprotestować. Ale kiedy otworzyła usta, stwierdziła, że fiszbiny sukni
cisną ją tak mocno, że nie może złapać tchu. Mężczyzna wolno
wyciągnął z ozdobnej pochwy sztylet. Ujrzała błysk ostrza w jego dłoni.
Widziała, że znów się jej przygląda, odsuwając na bok jej splątane
włosy, ale była zbyt słaba, by reagować.

– Pięknie – wyszeptał melodyjnym głosem, który tak bardzo ją

background image

poruszał.

Poczuła cudowne, zapamiętałe zatracenie, gdy dotknął wargami jej

ust. Chociaż był wstrętny i źle wychowany, umiał wspaniale całować.

– Nic ci nie jest – powiedział. – Ale ta suknia jest tak ciasna, że nie

możesz oddychać. – Uniósł ją z murawy i jednym, pozornie niedbałym
ruchem przeciął koronki i pas z tyłu sukni. Jedwabny materiał rozsunął
się jak skórka na dojrzałym owocu.

Powoli pieścił nagą skórę jej pleców. Odwrócił Tamarę,

przyciągnął i znów pocałował, z bezczelną pewnością siebie, jaką
miewają wprawni, doświadczeni kochankowie.

Za murem opactwa rozległ się tupot nóg i okrzyki.
– Za uratowanie ci życia należy mi się coś więcej niż tylko

skromne pocałunki – powiedział przekornym tonem. – I zamierzam
odebrać swoją nagrodę.

Oddychała głęboko i czuła, jak umęczone płuca wypełniają się

chłodnym, orzeźwiającym powietrzem. Kiedy znów otworzyła oczy, stali
przy niej Will i Jack wraz z innymi członkami ekipy.

Rozejrzała się dookoła, szukając wzrokiem tej ostro wyrzeźbionej

twarzy.

– Mamusiu, nic ci nie jest? – zapytał przerażony Will. Jack

pomógł jej usiąść i oprzeć się o nagrobek.

– Z konia zdjął mnie jakiś mężczyzna.
– Jaki mężczyzna? – spytał Jack. – Twój kostium jest w strzępach!
– Nie widziałeś go? Nikt go nie widział.
– Sir Ramsay MacIntyre. Ojej! To dopiero stary kamień! Ten facet

umarł w 1587 roku! – zawołał Will, który przez dłuższą chwilę
pracowicie odcyfrowywał napis na nagrobku.

Ktoś zaproponował, aby przenieść Tamarę do galerii zamku, żeby

trochę odpoczęła i doszła do siebie. Wkrótce znalazła się w
przestronnym pomieszczeniu, oświetlonym przez kilka witrażowych
okien. Pojedynczy promień słońca padał wprost na portret mężczyzny w
stroju z epoki elżbietańskiej.

Przyglądała mu się bez słowa, jak zahipnotyzowana. Tego

niezwykle przystojnego, niezwykle cynicznego, ciemnowłosego
mężczyznę rozpoznałaby wszędzie, w każdym stroju. Gdy wpatrywała
się w jego wyraziście zarysowane kości policzkowe, zakrzywiony nos i
pełne, zmysłowe usta, poczuła, że ogarnia ją fala ciepła.

– To on! – wyszeptała do ucha synka.
– Kto?
– Ten mężczyzna na obrazie. To on mnie dziś uratował!

background image

Will podszedł do obrazu i przeczytał małą tabliczkę. Obrzucił

matkę dziwnym spojrzeniem. Potem wyraz niedowierzania ustąpił
miejsca głębokiemu podziwowi i szacunkowi.

– Mamo, to ten sam facet, którego nazwisko było na nagrobku.

Widzisz, umarł w 1587 roku! Mamo!

– To musiał być sir Ramsay, sławny duch z zamku Killiecraig –

powiedziała dumnym tonem służąca ubrana w biały fartuszek i czepek.
Podeszła bliżej chłopca i Will zauważył, że była starą kobietą.

A więc widziałam ducha, pomyślała Tamara. Mam zdolności

parapsychologiczne, jak cała reszta rodziny!

Nie! To niemożliwe! Przez całe życie tego właśnie się obawiała.

Teraz czuła się podwójnie zła i nieszczęśliwa na myśl, że pierwsza
zjawa, jaką spotkała, musiała być akurat tak odrażająca i wstrętna.

– Ale z pani szczęściara – powiedziała z wyraźnym podziwem

starsza kobieta. – Nie widziano go od prawie pięciu lat. Od czasu, gdy
ś

miertelnie przestraszył lady Katherine. Zaczęła uciekać i o mały włos

nie wpadła do...

– Do czego?
– Ach, to w gruncie rzeczy nieważne. Ma pani bardzo dużo

szczęścia, proszę pani. On jest sławny ze swych występków, a nie z
heroicznych czynów. Uwielbia wrzeszczeć na galerii albo robić krwawe
plamy na dywanie w swoim pokoju, dokładnie w rocznicę dnia, w
którym jego głowa stoczyła się z katowskiego pieńka. Czasami rzuca
butelkami albo napełnia gąsiory na wino atramentem. Kiedyś przerwał
partię krykieta, tocząc przez trawnik swoją własną głowę.

– To brzmi... okropnie.
– Okropny duch z Killiecraig! – Will zaczaj podskakiwać do góry

z radości. – Mamo, czy ty go naprawdę widziałaś? Musisz opowiedzieć o
tym babci! Będzie z ciebie taka dumna!

Tamara natychmiast się zreflektowała. Zawsze była czarną owcą w

rodzinie, bo nie umiała nawiązać kontaktu ze światem magii i czarów, a
co najgorsze, wcale sobie tego nie życzyła. Niestety, Will nie podzielał
jej awersji do zdarzeń nadprzyrodzonych. Wyglądał na szalenie
podnieconego.

Potarła czoło, zdecydowana przekonać Willa, że całe to zdarzenie

nie miało większego znaczenia.

– Z pewnością, spadając z konia, uderzyłam się w głowę mocniej,

niż mi się wydawało. – Wpatrywała się w obraz zakłopotanym i
niepewnym spojrzeniem. – Powiedziała pani, że... że jest pochowany w
starym opactwie?

background image

– Tak, proszę pani. Był niezłym uwodzicielem, zanim się ożenił.

Zazwyczaj prześladuje kobiety.

Tamarę przebiegł dreszcz. Dlaczego musiał wybrać akurat ją?

Położył ją obok swojego grobu. Pocałował ją. Co gorsza, jego pocałunek
oszołomił ją i zachwycił jak dotąd żaden, pomimo że uważała go za
wyniosłą, obrzydliwą kreaturę.

– Kim była ta kobieta, której portret wisi obok?
– To jego żona, proszę pani. Pewnego dnia wybrała się na

przejażdżkę konno i nigdy już nie wróciła. Mówi się, że to ona złamała
mu serce. Dlatego nawet w grobie nie może zaznać spokoju. Ciągle jej
szuka. Wszyscy mężczyźni z klanu MacIntyre bardzo się troszczyli o
swoje kobiety – stwierdziła, i dodała: – Pani jest do niej nawet podobna.

– Nie! Ale moja suknia jest prawie taka... – Głos Tamary załamał

się, gdy uświadomiła sobie, że jej kostium był wierną kopią sukni z tego
okresu.

On przecież nie żyje!
Najlepiej będzie, jeśli postara się zapomnieć o nim i jego

zaginionej damie. Nie powie przecież nikomu, że pocałował ją duch. I
bez tego wszyscy znajomi są przekonani, że jest gotowa pójść za każdym
napotkanym mężczyzną. No i pochodzi ze zwariowanej rodziny, w której
wszyscy zajmują się magią. Nie! Tamara ponad wszystko pragnęła być
normalna, prowadzić zwyczajne życie i być wreszcie traktowana serio.

Nagle pożałowała, że zwierzyła się Willowi. Niestety, dzieciak

odziedziczył rodzinną fascynację duchami, którą Tamara starała się za
wszelką cenę w nim zwalczyć.

Znów przebiegł ją dreszcz. Spojrzała na obraz i dotknęła dłonią

miejsca na policzku, potem ust, które pocałował sir Ramsay.

– Myślę, że to wszystko tylko mi się zwidziało.
– Mamo! Powiedziałaś przecież, że go widziałaś!
– Nie, nie widziałam go. Przecież to niemożliwe! On nie żyje. Nie

chcę o tym więcej słyszeć. Koniec, kropka.

Oczywiście, nie był to wcale koniec. Zaledwie początek. Od strony

schodów dobiegł głęboki, chrapliwy śmiech mężczyzny, a potem niski,
tajemniczy szept.

– Co to było, mamo?
– To tylko wiatr – odparła Tamara, ale gdy przytuliła synka mocno

do siebie, żeby nie pobiegł po schodach sprawdzić, skąd pochodziły
dziwne dźwięki, poczuła, że cała się trzęsie.

– To pewnie duch, proszę pani. Chyba wpadła mu pani w oko. –

Stara kobieta przyglądała się jej w dziwny sposób.

background image

Tamara nie wiedziała już, czy drży z podniecenia, czy ze strachu.

Nieważne. Była zdecydowana jak najszybciej opuścić zamek i
zapomnieć o odrażającym duchu, który go zamieszkuje.

Następnego dnia po południu, tuż przed wyjazdem, odkryła w

sklepie z upominkami pocztówkę, przedstawiającą portret sir Ramsaya.
Znów wpatrzyła się w ostry, twardy kontur cynicznie wygiętych ust. Była
ogromnie zawstydzona i upokorzona, ale za żadne skarby nie mogła się
oprzeć pokusie jej kupna...

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Wszyscy na przyjęciu świetnie się bawili. Wszyscy, oprócz

Tamary, którą bolała głowa. Trzy piętra jej domu w Vail były pełne
gości. Przez otwarte okna wpadało chłodne, wieczorne powietrze, ale w
domu bardziej czuło się zapach dymu papierosowego, egzotycznych
perfum i doskonałego jedzenia niż świeży zapach sosen i jodeł.

Na stołach stały tace z pysznymi przystawkami. Szampan perlił się

w kielichach. Hollywoodzkie towarzystwo przyleciało do tej małej
miejscowości w Górach Skalistych na prywatny pokaz ostatniego filmu
Tamary, który wkrótce miał wejść na ekrany kin.

Matka Tamary i Zenda, jej siostra, obie ubrane w czerwone szale i

olbrzymie cygańskie kolczyki, zjawiły się bez zaproszenia. Jak
twierdziły, chciały pożegnać się z Willem przed jego wyjazdem na
trzytygodniowe wakacje z Tamarą.

– Wcale go do nas nie przywozisz – poskarżyła się matka.
– Bo rozwijacie w nim niewłaściwe skłonności, kochana mamo.
– Uzdolnienia parapsychologiczne należy rozwijać w młodym

wieku – odparła matka Tamary zdecydowanym tonem i zabrała Willa na
przyjacielską pogawędkę.

Głowa rozbolała ją jeszcze bardziej od zastanawiania się, co też

Will i jego babcia mogą knuć za jej plecami.

Czemu nie mogłaby mieć normalnej rodziny? Naprawdę do nich

nie pasuje. Wcale sobie zresztą tego nie życzy. Ale Will uwielbia aurę
tajemnicy, która otacza matkę i siostrę Tamary.

Na wszelki wypadek Tamara ani słowem nie wspomniała matce o

tajemniczej przygodzie w Szkocji, która pomimo upływu czasu
wydawała jej się coraz bardziej realna. Nosiła w torebce pocztówkę z
portretem Ramsaya MacIntyre i co jakiś czas pogrążała się w
kontemplacji jego cynicznego uśmiechu.

Na szczęście od tamtej pory w życiu Tamary nie zaszły żadne

nadnaturalne zdarzenia. Roczny urlop od filmowej kariery i wyjazd z Los
Angeles okazał się bardzo słusznym posunięciem.

Po upływie roku spędzonego w Vail Tamara czuła się tak

wypoczęta, a Will tak szczęśliwy, że żadne z nich nie marzyło o
powrocie do Hollywood. W odróżnieniu od wielu aktorów Tamara miała
ś

wietną głowę do interesów. Dzięki umiejętnym inwestycjom nigdy

więcej nie będzie już musiała martwić się o pieniądze. Może więc
nareszcie przestać kręcić filmy i robić to, na co ma naprawdę ochotę.
Może w pełni poświęcić czas swojemu synkowi. Może spełnić swoje

background image

największe marzenie: pisać scenariusze.

Pierwszy scenariusz był już gotowy, ale ilekroć wspominała o tym

w rozmowie z kimkolwiek z filmowego światka, wszyscy traktowali to z
przymrużeniem oka. Dawno temu uznano ją za miłą, seksowną kobietkę,
nikt nie mógł dojrzeć w niej poważnej pisarki.

Jutro film wróci do Kalifornu, a Tamara z synkiem wyruszą na

wspaniałe wakacje. Wystarczy tylko przetrwać do końca przyjęcia i nie
martwić się, co też knuje Will i jego babcia.

Tamara przyłączyła się do gości zebranych w sali projekcyjnej w

chwili, gdy na ekranie pojawiła się jej własna postać, ubrana w białą,
satynową sukienkę, pędząca konno przez zielone pola. Gdy zsiadła z
konia i rzuciła się w ramiona swojego filmowego partnera, wszyscy w
pokoju zaczęli bić brawo. Do tej właśnie sceny przygotowywała się w
dolinie, gdy pojawił się sir Ramsay i zaoferował jej swą pomoc w
próbach. Tamara przypomniała sobie, jak rozciął jej suknię, ratując ją
przed omdleniem w ruinach starego opactwa. Na wspomnienie palącego
dotyku jego ust przebiegł ją dziwny dreszcz. Z najwyższym wysiłkiem
opanowała się i uśmiechnęła do zbliżającego się Jacka.

– Kochanie, mam dla ciebie świetną propozycję. Film jakby

stworzony dla ciebie – powiedział, obrzucając ją od stóp do głowy
szacującym spojrzeniem, którego nienawidziła z całego serca.

– Nie przeczytałeś nawet mojego scenariusza?
– Maleńka, ty jesteś aktorką, gwiazdą. Pisarzy są tysiące. Twój

scenariusz jest zbyt wygładzony. Brakuje w nim seksu i przemocy. Wiesz
przecież, czego oczekują nasi zagraniczni kontrahenci – odparł Jack.

– Jack, ja nie mam zamiaru wracać do Hollywood.
– Kochanie, co się do diabła z tobą stało?
– Nic – odparła krótko, przygryzając wargę. – Po prostu

przeniosłam się do Vail. Moja praca w filmie prowadziła donikąd.

– Akurat – zaprotestował Jack. – Jesteś największą gwiazdą.
– W kółko powtarzałam takie same role.
– Wszyscy to robią!
– Nie mogłam już znieść tego ciągłego napięcia – wyznała

półgłosem, dotykając jego ramienia. – Kiedy przyjechałam do Kalifornii,
byłam dzieciakiem, który lubi się bawić. Uciekałam, byle jak najdalej od
mojego zwariowanego domu. Ale wtedy ciągle się śmiałam. Poznałam
Adriana, pobraliśmy się. Mieliśmy mnóstwo marzeń. Adrian chciał być
najlepszym ekspertem od efektów specjalnych w całym Hollywood, a ja
seksowną, wesołą aktorką. Niestety, nie umieliśmy sobie poradzić z tym,
ż

e moja kariera przyćmiła osiągnięcia Adriana. On był świetnym

background image

specjalistą, ja grałam w idiotycznych chałturach, ale to ja, a nie Adrian,
zostałam gwiazdą. Kiedy mnie opuścił, otoczyli mnie pochlebcy. Taki
sukces to prawdziwe przekleństwo. Zyskałam sławę i majątek, ale
straciłam samą siebie. Mężczyźni, z którymi się spotykałam, wcale się
mną nie interesowali. Przyciągał ich symbol seksu, który zawsze grałam
w filmach, tylko ten seks widzieli we mnie.

– Taki jest Hollywood, dziecinko. I nie tylko Hollywood. –

Spojrzał na nią w sposób, którego nie cierpiała. – Wierz mi, jesteś
uosobieniem marzeń każdego faceta.

– To ostatnia rzecz, na której mogłoby mi zależeć. Will dorasta.

Chcę mu stworzyć normalny, spokojny dom, nie chcę go znów zostawiać
pod opieką obcych. A najbardziej zależy mi na tym, żeby mnie szanował.
Nie jestem już dzieckiem. Mam inne marzenia. I nie wiem, co zrobić,
ż

eby się spełniły. Nie wiem już nawet, kim naprawdę jestem. Ani kim

chciałabym być. Ale myślę, że pragnę po prostu normalnego,
zwyczajnego życia. Mężczyźni, z którymi spotykałam się od rozstania z
Adrianem, chcieli wykorzystać mnie jako szczebelek do swojej kariery.
Więc przestałam się z nimi spotykać w ogóle. W Szkocji uświadomiłam
sobie, że nie pamiętam, kiedy śmiałam się po raz ostami.

– Zrobisz jak zechcesz, ale jeśli kiedykolwiek zapragniesz wrócić,

daj mi znać, zanim zadzwonisz do kogokolwiek innego.

– Dobrze, Jack. Będziesz pierwszy.
Przyjęcie wciąż jeszcze trwało, ale Tamara przebrała się w stare

dżinsy i bawełnianą bluzę, i stała nad otwartą walizką. Trudno było
spakować rzeczy na wakacje, skoro nie wiedziała jeszcze, dokąd pojadą.
Następnego dnia rano mieli po prostu wsiąść do samochodu i wyruszyć
przed siebie, gdzie oczy poniosą.

O ile Will nie będzie miał nic przeciwko temu, Tamara chciała

pojechać na południe. Wrzuciła do walizki kilka par szortów. W tej
właśnie chwili Will wpadł z impetem do pokoju. W dłoni trzymał dużą,
podejrzanie wyglądającą kopertę.

Uśmiechał się promiennie w sposób, który sugerował, że ma

niezbyt czyste sumienie. Podrapał się w ucho. Tamara miała najgorsze
przeczucia. Coś się szykowało. Nie powinna była zostawiać go na tak
długo sam na sam z babcią.

– Mamo...
– Słucham, kochanie.
– Mówiłaś... – zaczął niepewnie, drapiąc się w ucho. – Mówiłaś,

ż

e możemy pojechać... gdziekolwiek.

– Mam wrażenie, że coś mi chcesz powiedzieć – ponagliła go,

background image

czując coraz większy niepokój.

– Wygraliśmy wycieczkę! – zawołał Will.
– Wygraliśmy... Jaką wycieczkę?
– Wziąłem udział w konkursie. I wygrałem! To znaczy, my

wygraliśmy! – Wcisnął jej do ręki kopertę. – Patrz, wycieczka do zamku,
w którym jest najwięcej duchów w całej Wielkiej Brytanii.

– I to cię tak bardzo cieszy?
– To wspaniałe! Powiedziałaś, że wszystko jedno, dokąd

pojedziemy. – Mówił bardzo szybko, żeby nie zdążyła mu przerwać. –
Podałem daty, które ustaliłaś na wakacje. Tu są bilety na samolot,
wszystko, co trzeba! Zaproszenia na bal maskowy. Do zamku zabierze
nas limuzyna. Wracamy do zamku Killiecraig!

– Zamek Killiecraig! – dotknęła biletów, żeby upewnić się, że są

prawdziwe.

Powróciły do niej wspomnienia wyniosłego arystokraty i jego

pogróżki, że odbierze jeszcze swoją nagrodę. Nie! – zawołała, niemal
rzucając bilety na ziemię. – To miały być wakacje. Mieliśmy pojechać
gdzieś, gdzie jest ciepło. Gdzieś, gdzie jest plaża, gdzie mogłabym
naprawdę odpocząć. Do Meksyku. Nie do Szkocji! Szkocja nie różni się
wcale od Gór Skalistych, takie same góry, taka sama pogoda...

– Ale u nas nie ma duchów, mamo.
– Nienawidzę duchów! – zawołała Tamara.
– Tylko dlatego, że babcia tak bardzo je lubi.
– Ona też maczała w tym palce, prawda?
Will wpatrywał się w podłogę z bardzo zmieszaną miną.
– Zaprosiłeś ją tutaj, żeby cię poparła, na wypadek, gdybym się nie

zgodziła, prawda?

– Nie wiem. – Will był zdecydowany do niczego się nie przyznać.
– Zawsze tylko chciałam być normalna – zajęczała Tamara.
– Ale duchy są normalne, mamo. Są normalne dla ludzi takich jak

my.

– I tak nie zdążymy na ten samolot. Musimy się przecież jeszcze

spakować – stwierdziła Tamara, czując, że stoi na przegranej pozycji. –
Kto nas zawiezie do Denver?

– Moje walizki są gotowe, a babcia obiecała nas podwieźć.
– Powinnam się była tego spodziewać.
Will wziął Tamarę za rękę i zaciągnął ją do swojego pokoju.

Panował tam niespotykany porządek. To też bez wątpienia część spisku.
Tamara udawała, że niczego nie zauważyła.

– Babcia pomogła mi się spakować – Will wskazał z dumą na

background image

dziewięć walizek, ustawionych pod ścianą. Na jednej z walizek leżała
książka „Poradnik łowcy duchów”.

– Skąd to masz? – spytała Tamara, biorąc ją do ręki.
– Od babci.
– Trzymałeś wygraną w tajemnicy przede mną. Dlaczego

powiedziałeś o tym babci?

– Bo wiedziałem, że mnie zrozumie. Czekałem na... na właściwy

moment, żeby ci o tym powiedzieć. Tak bardzo chciałbym tam pojechać!

– Nie! W żadnym wypadku! Mam inne plany.
– Niczego nie planowałaś, mamo. Sama mówiłaś, że plany

wszystko by zepsuły. To jeszcze jeden powód, dla którego nic ci nie
mówiłem. Babcia uważa, że to świetny pomysł. Mówi, że stare zamki są
idealne dla zjawisk parapsychologicznych.

– Idealne... – Tamara rzuciła książkę na podłogę. – Koniec

dyskusji, Will, nie jedziemy tam. A twoja wścibska babcia natychmiast
stąd wyjedzie. To jest moja ostateczna decyzja. Jedziemy do Meksyku.

Przed nimi wznosił się zamek Killiecraig, ciemny i posępny na tle

błękitu morza i zielonych wzgórz.

– Przyjechaliśmy! Mamo, jesteśmy na miejscu!
Tamara pokiwała głową bez słowa. Biała limuzyna zatrzymała się

obok wycieczkowego autokaru. Szofer otworzył drzwi. Wysiadła,
spoglądając niepewnie w górę, w stronę ozdobnych zakończeń rynien
nad łukiem drzwi. Przedstawiały fantastyczne smoki, okrutne bestie,
które zdawały się ją ostrzegać, by trzymała się od zamku z daleka.

Spojrzała wyżej, na wieże zwieńczone stanowiskami

strzelniczymi. W maleńkim okienku jednej z nich przez chwilę zabłysło
ś

wiatło, potem wszystko ogarnął zapadający mrok. Tamarze wydawało

się, że za firanką zauważyła w oknie jakiś tajemniczy cień. Szybko
odwróciła wzrok, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że ktoś ją obserwuje.
Czy tym kimś może być duch? Poczuła dreszczyk niepokoju. Pomimo
ciepłego stroju zrobiło się jej chłodno. śeby zająć myśli czymś innym,
zaczęła rozmawiać z synkiem, który sprawdzał, czy nie brakuje żadnej
walizki.

– Co w nich jest?
– Rzeczy. – Will znów zaczął drapać się w ucho.
– Czy to jest odpowiedź na moje pytanie?
– Sprzęt do efektów specjalnych, który pożyczyłem od tatusia,

ż

eby złapać tego twojego ducha, wiesz... I kilka rzeczy od babci.

– O, nie! – Na wzmiankę o matce Tamarę ogarnęła nagła panika. –

background image

Will, duchy nie istnieją.

– W takim razie dlaczego tak się bałaś tu przyjechać? Światło w

oknie na wieży znów zabłysło, jak gdyby dawało jej tajemny znak.
Tamara nawinęła na palec pasmo swoich rudych włosów i zmusiła się, by
przez chwilę popatrzyć prosto w okno.

– Nie wierzę w duchy i wcale się nie boję.
Pomimo tej odważnej deklaracji aż podskoczyła, gdy światło znów

zgasło.

– Co się stało?
– Nic.
– To chodźmy rzucić okiem na jego portret.
– Nie. Powiedziałam, nie. Koniec dyskusji.
Po kolacji matka z synkiem stali w galerii zamku przed portretem

sir Ramsaya.

Obraz był oświetlony, ale pozostała część galerii tonęła w

ciemnościach. Tamara ze wszystkich sił starała się nie patrzeć na sir
Ramsaya. Nie mogła nic na to poradzić, chociaż zdawała sobie doskonale
sprawę, jak dziecinne jest jej zachowanie. Dlaczego miałaby obawiać się
obrazu?

Gdy wyszli z jadalni, Tamara uświadomiła sobie, że wciąż jest

ubrana w dżinsy i bawełnianą bluzę.

– Czy nie sądzisz, że byliśmy nieodpowiednio ubrani jak na taką

wytworną kolację? – spytała, by uniknąć rozmowy na temat obrazu. –
Wszyscy turyści byli ubrani bardzo elegancko.

– Starsze panie muszą się stroić, a i tak nie wyglądają ani trochę

tak pięknie jak ty – powiedział Will, odrywając wzrok od portretu i
patrząc na nią z podziwem w oczach.

Komplement ze strony syna wzruszył ją tak bardzo, że na chwilę

zapomniała o niebezpieczeństwach, które czyhają w zamku. Jej wzrok,
jak przyciągnięty magnetyczną siłą, spoczął na portrecie. Wpatrywała się
bezwstydnie w te diabelsko czarne oczy i czuła, jak ogarnia ją urok sir
Ramsaya, niezwykle silny pomimo dzielących ich stuleci.

Uratował jej życie.
Nie. Był duchem. Nie! Nie był nawet duchem! Po prostu musiał jej

się przywidzieć.

Nieproszone wspomnienia zmysłowych pocałunków i

wymownych aluzji co do nagrody, na którą sobie zasłużył, powróciły do
niej przemożną, nieopanowaną falą. Nagroda? Więcej zmyślonych,
wyimaginowanych zdarzeń? Ale czy rzeczywiście nóż, którym przeciął
jej suknię był tylko wytworem jej własnej wyobraźni?

background image

Kimkolwiek by nie był, uosabia wszystko to, czego najbardziej w

ż

yciu nienawidziła. Nie dość, że jest duchem, a więc tworem, z którym

za żadne skarby nie chciałaby mieć do czynienia, to jeszcze na domiar
złego widzi w niej tylko i wyłącznie uosobienie męskich fantazji
erotycznych.

A więc czemu fascynuje ją bardziej niż jakikolwiek inny

mężczyzna? Zacisnęła pięści. Nienawiść jest uczuciem bardzo bliskim
fascynacji, powiedziała sobie w duchu.

W pobliżu rozległ się przenikliwy szept. Will i Tamara odwrócili

się w miejscu, zaskoczeni.

Nie byli sami.
Wtem drzwi, nad którymi wisiał obraz, otworzyły się cichutko i

stanęła w nich niewyraźna, ciemna sylwetka. Will złapał matkę za rękę.
Puścił ją natychmiast, rozpoznając Selmę, służącą, która podawała im
tego wieczoru kolację, tę samą, która rok temu pokazała im po raz
pierwszy ten obraz.

Selma wytarła ręce o biały fartuch.
– Ten pani duch bardzo rozrabiał przez ostatni tydzień –

powiedziała Selma.

– To nie jest wcale mój duch – wykrztusiła z trudem Tamara.
– To cudownie! – wykrzyknął uszczęśliwiony Will.
– Ukradł wszystkie klucze. Na dywanach znów pojawiły się plamy

z krwi.

Tamara nie chciała, by Will słuchał opowiadań Selmy, osoby

niewątpliwie obdarzonej nadmiernie wybujałą wyobraźnią. Szybko
powiedziała dobranoc i zaciągnęła synka na wyższe piętro, do dwu
sąsiadujących ze sobą pokojów, które oddano im do dyspozycji. Gdy
tylko znaleźli się sami, znów zaczęła swój wykład.

– Will, duchy nie istnieją.
Chłopiec skrzyżował ramiona na piersi i stał nieruchomo, w

buńczucznej, pełnej uporu pozie.

– Ale babcia mówi, że...
– Will! Babcia nie ma racji. Przyjechaliśmy aż tutaj... po co? Po

nic. Nie musimy tu zostać na całe wakacje. Możemy jutro pojechać na
wycieczkę do Edynburga, razem z całą grupą. Tu nie ma nic do roboty.
Nie ma żadnych dzieci. Zanudzisz się na śmierć.

– Wcale nie – upierał się Will. – Możesz sobie czytać swoje

czasopisma i wcale się mną nie przejmować.

Podszedł do jednej z walizek i zaczął ją rozpakowywać, starannie

układając wszystko na stole, równie metodycznie i dokładnie, jak zwykł

background image

to czynić jego ojciec. Oczom Tamary ukazały się zwoje taśmy, nożyczki,
worki z mąką, sznurki i kawałki grubej liny, szklane kulki, zestawy do
charakteryzacji...

– Przygotowania zajmą mi trochę czasu – stwierdził rezolutnie

Will.

– Przygotowania do czego? – spytała podejrzliwie.
– Do złapania twojego ducha.
– Przestań go tak nazywać!
Will usiadł na łóżku i zaczął wertować „Poradnik łowcy duchów”.
Kiedy Adrian wpadł na jakiś pomysł, nie było sposobu, by

odwieść go od jego realizacji. Pod tym względem Will był niezmiernie
podobny do ojca. Jedyne, co pozostaje, to znaleźć metodę, która skłoni
go, by sam porzucił bezsensowne działania.

Podczas gdy chłopiec czytał, robił różne obliczenia i przetrząsał

wnętrze walizek, Tamara rozpakowała torbę i przygotowała się do snu.
Kiedy brała prysznic, jej syn zamknął na klucz i zakleił taśmą wszystkie
drzwi, po czym rozciągnął sznurki w jej sypialni, pomiędzy łóżkiem a
drzwiami. Jedno z okien nie dawało się zamknąć, więc zabił je
gwoździem. Zanim zamknął swoje drzwi, rozsypał na korytarzu małe,
szklane kulki. Potem zakleił drzwi taśmą. Pozwijał dywany i rozsypał
mąkę na podłodze między łóżkami a drzwiami.

Kiedy wreszcie znalazł się w łóżku, wyjaśnił matce cel wszystkich

operacji.

– Jeżeli to nie jest prawdziwy duch, wejdzie przez drzwi i zostawi

ś

lady stóp.

– To naprawdę pokrzepiające – odparła całując go na dobranoc.
– Ale jeśli to jest człowiek, złapię go dla ciebie.
– Wierz mi, wcale o tym nie marzę.
Will zamknął oczy i natychmiast zapadł w sen.
Tamara powróciła do swojego pokoju. Ubrana w półprzezroczystą,

powiewną koszulę nocną podeszła do okna. Miała słabość do
eleganckiej, kobiecej bielizny, pomimo że na co dzień najchętniej
chodziła w dżinsach.

Doskonale utrzymany trawnik zbiegał w dół zbocza aż po

nadmorskie skarpy. W oddali widziała ruiny opactwa i kamienie
nagrobków, które tajemniczo lśniły w świetle księżyca. Wbrew swej woli
znów pomyślała o sir Ramsayu. Serce biło jej jak szalone. Miała dziwne
wrażenie, że on jest gdzieś w pobliżu.

Szybko odeszła od okna i położyła się do łóżka. Zgasiła światło i

pokój pogrążył się w ciemnościach.

background image

Jeśli to człowiek...
Wspomnienie gorącego pocałunku powróciło nieproszone.
Jeśli tajemniczy duch jest człowiekiem, będzie go nienawidziła

jeszcze bardziej niż wszystkich innych.

Pomimo tych niewesołych myśli, gdy usnęła, na jej twarzy

malował się słodki, zachwycony uśmiech.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Srebrzysta księżycowa poświata wpadała do pokoju szerokim

strumieniem. We śnie Tamara znów znalazła się pośród ruin. Wiało
chłodem, jak z czeluści otwartego grobu. Drżała na całym ciele.

Nagle pojawił się duch. Zatrzymał się tuż obok, uklęknął i wziął ją

w ramiona. Wpiął jej we włosy przepiękny, złocisty kwiat rododendronu.
Jedwabiste płatki kwiatu dotknęły jej czoła. Czuła ciepło dłoni, która
delikatnie gładziła jej policzek.

Westchnęła cichutko, rozkoszując się jego pieszczotą i marząc, by

trwała jeszcze bardzo długo.

Szorstkim czubkiem palca lekko powiódł wzdłuż jej szyi,

rozpalając zmysły. Westchnęła głęboko i oplotła go ramionami, unosząc
twarz do pocałunku.

Szarmancki duch, zawsze gotów spełnić każde jej życzenie,

pochylił głowę.

– Jesteś właśnie taka, jaką sobie wyobrażałem. A nawet jeszcze

piękniejsza – wyszeptał szorstkim, lekko wyzywającym tonem, który tak
doskonale pamiętała.

Jego muskularne ciało spoczywało całym ciężarem na delikatnym

ciele Tamary. Doskonale do siebie pasowali. Obejmował ją mocno.
Kiedy ich usta spotkały się w długim, zaborczym pocałunku, rozchyliła
wargi... Pocałunki były cudowne, oszałamiająco namiętne i gorące.
Wplotła palce w jego miękkie jak jedwab włosy i przyciągnęła bliżej
siebie.

Cały ten sen wydawał się bardzo realny.
– Tamara... – Jego głos, zazwyczaj tak twardy i wyniosły, brzmiał

teraz ciepło. Nikt nigdy nie wypowiedział jej imienia w tak czarujący i
namiętny sposób. Na szyi czuła ciepło oddechu.

Powoli uniosła senne powieki Nocny gość odchylił jej głowę do

tyłu, zmuszając, by na niego spojrzała. Popatrzyła w błyszczące, czarne,
zaborcze oczy i zamarła z przerażenia.

To był on. Bez wątpienia nie był postacią ze snu. Wyglądał jeszcze

doskonalej niż przedtem. Twarz o zdecydowanych, regularnych rysach,
mocno zarysowana szczęka i piękne, wyraziste usta.

Nagle w pokoju zrobiło się bardzo zimno. Tamara odwróciła

głowę w bok. W świetle księżyca zobaczyła wszystkie pułapki, które
Will zastawił na „jej” ducha. Taśma, którą zakleił drzwi nie była
naruszona, a na posypanej mąką podłodze nie było śladów stóp.

Jej duch naprawdę istnieje!

background image

– Odejdź – wyszeptała. – Nie masz prawa mnie tak prześladować!

Nie chcę mieć nic wspólnego z duchami! I nie zamierzam się z nimi
zadawać! Idź i znajdź sobie kogoś innego.

Wygiął leciutko usta, ale nic nie odpowiedział. Tamara nie byłaby

córką swojej matki, gdyby oparła się ogromnej chęci, by dotknąć nocnej
zjawy. Wzięła głęboki oddech i wyciągnęła ku niemu rękę.

Jej palce były zaledwie o centymetr od jego ust, gdy na korytarzu

rozległ się przeraźliwy krzyk i odgłos ciężko padającego na podłogę
ciała.

– Hurra! Mamo, złapałem twojego ducha! – zawołał z sąsiedniego

pokoju Will.

Duch uśmiechnął się ironicznie.
– Will! Zostań w pokoju! – wyskoczyła z łóżka, a tupot bosych

stóp za ścianą oznaczał, że Will, jak zwykle, nie posłuchał polecenia.
Słyszała, jak z trudem odkleja taśmę z drzwi prowadzących na korytarz.

Nocny gość wstał i wolno wycofywał się w stronę ciemnego kąta

pokoju. Szybko rozpłynął się w ciemnościach.

Tamara wpadła do pokoju Willa. Światło księżyca padało na puste

łóżko. Zobaczyła ślady stóp syna na rozsypanej na podłodze mące,
otwarte drzwi, ciemności korytarza.

– Will!
– Mamo, to tylko Selma – powiedział Will, głęboko rozczarowany

swoim odkryciem.

Tamara wybiegła na korytarz. Selma leżała na podłodze,

rozciągnięta jak długa wśród setek szklanych kulek.

– O, Boże, tak mi przykro. Obawiam się, że to wszystko moja

wina. Pomogę pani wstać.

Selma z trudem podniosła się i zapaliła światło.
– Szklane kulki! – zawołała, podnosząc z podłogi błyszczącą

kuleczkę w kolorze agatu. Spojrzała gniewnie na przerażonego Willa. –
Ktoś tu nieźle narozrabiał i chyba wiem, kto to był.

– Wcale nie rozrabiałem. Chciałem tylko złapać ducha – wyjaśnił

niepewnie Will.

– A złapałeś mnie, młodzieńcze. Mam wrażenie, że jesteś bardziej

niebezpieczny niż jakakolwiek zjawa czy mara.

– Will, pozbieraj kulki – zarządziła łagodnie Tamara.
– Ale... ale jeśli on przyjdzie, to co?
– Duch po prostu nad nimi przepłynie – powiedziała Selma. –

Tylko człowiek może się pośliznąć i skręcić sobie kark. Czy ty naprawdę
nie masz zielonego pojęcia o duchach? Możliwe, że teraz tu stoi,

background image

niewidzialny, i zaśmiewa się z nas do łez.

Will, dotknięty do żywego uwagami Selmy, zbierał kulki w

ponurym milczeniu. Kiedy wreszcie skończył, Tamara zapakowała go do
łóżka i wróciła do swojej sypialni. Było tam wciąż znacznie chłodniej niż
w pokoju obok. Zapaliła światło.

Na rozsypanej mące nie było żadnych śladów oprócz jej własnych

stóp. Taśma na drzwiach i oknach była nie tknięta, lecz w pokoju nadal
wiało lodowatym chłodem.

Czy sir Ramsay naprawdę do niej przyszedł? Czy może go sobie

tylko wyobraziła? Ale czy ten ciepły, męski zapach, który wciąż czuje w
powietrzu, może być tylko wytworem jej wyobraźni? Podeszła do łóżka,
zdecydowana się położyć i jak najszybciej zasnąć. Z gardła wyrwał jej
się krótki okrzyk.

Na poduszce leżał złocisty kwiat rododendronu.

Łagodny blask letniego słońca lśnił na wilgotnych liściach

rododendronów. Pszczoły pracowicie krzątały się pośród kwiatów
pełnych słodkiego nektaru. Tamara przed chwilą pożegnała się z grupą
starszych pań, wczasowiczek wyruszających na wycieczkę do
Edynburga. Will siedział w jadalni i wypytywał Selmę o wszystkie
szczegóły dotyczące ducha.

Tamara porównała kwiat znaleziony w nocy na poduszce z kiścią

kwiatów na krzewie. Były identyczne.

Kiedy się nad tym zastanawiała, na dłoni usiadła jej pszczoła.

Tamara zaczęła krzyczeć.

– Co się stało? Co to za hałasy? – rozległ się ostry, gniewny głos z

drugiej strony żywopłotu.

Speszona, obeszła żywopłot dookoła. Nad rabatką kwiatową

klęczała dystyngowana starsza pani o śnieżnobiałych włosach.

– To pszczoła – wyjaśniła Tamara cichym głosem. – Śmiertelnie

boję się pszczół.

– Moje dziecko, czyżbyś nigdy nie zajmowała się ogrodem?
– Niestety, nie.
– Więc musisz się tego nauczyć. Pszczoły to błogosławieństwo dla

każdego ogrodu – powiedziała siwowłosa pani, ubrana w błękitną
suknię, naszyjnik z pereł i specjalne rękawiczki z koźlej skóry. Jak na
prace w ogrodzie był to strój niezbyt odpowiedni. Odłożyła szpadelek i
podniosła się z wysiłkiem.

– Proszę, niech się panie nie fatyguje.
– Jestem lady Emma MacIntyre – przedstawiła się starsza pani.

background image

– Bardzo mi miło panią poznać. – Tamara wyciągnęła ku niej rękę,

w której trzymała kwiat.

– Kochanie, nie powinnaś nic zrywać w ogrodzie – powiedziała

lady Emma, patrząc na nią z dezaprobatą.

– Wcale go nie zerwałam. Znalazłam go wczoraj na poduszce.
– Jak mógł się tam dostać?
– Sama się nad tym zastanawiam.
– O, Boże. Nie cierpię, kiedy zdarzają się tu dziwne rzeczy.

Służba, a szczególnie Selma, zawsze zrzuca całą winę na naszego ducha.
Selma jest szczęśliwa, że duch zamieszkuje ten zamek. Ja natomiast lubię
spokojne, uporządkowane życie... takie, jak mój ogród.

– Tak, takie życie jest najpiękniejsze.
– To pani jest tą aktorką, prawda? – Lady Emma wcale nie

sprawiała wrażenia zachwyconej tym faktem. – Mój syn, Ramsay, jest
pani gorącym wielbicielem.

– Wielbicielem? – Tamara domyślała się, co mogło kryć się za tym

określeniem i poczuła, że się czerwieni. – Ramsay? Czy to przypadkiem
nie imię tutejszego ducha?

– Tak. – Twarz lady Emmy spochmurniała na moment.
– Niestety, natura mojego Ramsaya nie jest ani trochę lepsza niż

charakter przodka, po którym odziedziczył imię. W naszej rodzinie jest
sporo duchów. A także sporo wybujałych ambicji, tragedii i... –
przerwała. – Ale to na pewno panią nie interesuje.

– Wręcz przeciwnie.
– Mój pierwszy syn był naszym ulubieńcem.
– Był? – spytała Tamara, myśląc jednocześnie, że te słowa brzmią

szczególnie okrutnie w stosunku do drugiego syna.

– Ian nie żyje. Miał wypadek podczas polowania. Ramsay przejął

po nim zarządzanie majątkiem. Ciąży na nim klątwa czarnego anioła. Jest
nawet podobny do naszego ducha. Właśnie dlatego Selma zawsze go
uwielbiała. Rozpuściła go i oto rezultat: Ramsay to arogancki czort.

A więc istnieje sir Ramsay MacIntyre z krwi i kości, człowiek tak

zepsuty, że nawet jego własna matka nie potrafi powiedzieć o nim nic
dobrego. Tamara wpatrywała się w kwiat trzymany w dłoni. Jej myśli
zaprzątnięte były nowymi pytaniami i zwariowanymi domysłami.
Poczuła coś w rodzaju współczucia dla czarnej owcy w tej szacownej
rodzinie.

– A więc spodobał się pani nasz zamek? – spytała lady Emma,

pochylając się nad grządką. – To miło, że znów tu pani przyjechała.

– Mój syn wygrał konkurs. Wakacje w Killiecraig były główną

background image

nagrodą.

– Nic mi nie wiadomo o żadnym konkursie – stwierdziła

zaintrygowana lady Emma. – To musi być sprawka Ramsaya. Pomimo że
jest zły i podstępny, muszę jednak przyznać, że umiejętnie zarządza
majątkiem. Jest bardzo ambitny, a to nie zawsze jest wadą.

Tamara zmarszczyła brwi i popatrzyła na kwiat.
– Kochanie, musi pani przyjść do nas na podwieczorek. Ramsay i

Caroline będą szczęśliwi, mogąc panią poznać.

– Caroline?
– Nasza urocza sąsiadka z Mount Woraig. Jest bardzo bliską

przyjaciółką Ramsaya. – Oczy lady Emmy zabłysły. – Ostatnio bez
przerwy są razem.

– Sądzę, że jest pani z tego zadowolona.
– Tak. Zazwyczaj Ramsay wybierał sobie do towarzystwa całkiem

inne kobiety. Ale nie warto o tym mówić! Dorastali razem. Caroline jest
bardzo piękna. No i świetnie zna się na uprawie ogrodu.

– To wspaniale!
– Caroline ma duży majątek. Być może właśnie dlatego Ramsay

wreszcie zwrócił na nią uwagę. Jest szanowana. On natomiast posiada
tytuł szlachecki. Caroline zawsze uwielbiała nasz zamek.

– Rozumiem. – Tamara w zamyśleniu spojrzała w górę. Poczuła,

ż

e na myśl o Ramsayu, człowieku z krwi i kości, czarnej owcy starego

rodu, ogarnia ją smutek. Plany małżeńskie jego matki brzmiały równie
mało romantycznie, jak najbardziej przyziemna handlowa umowa.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

W świetle zachodzącego słońca ruiny opactwa rzucały długie

cienie. Do podwieczorku pozostała jeszcze godzina, więc Tamara
wybrała się na spacer. Nogi same zaniosły ją w okolice opactwa, do
pokrytych mchami i porostami murów i popękanych, przewróconych
nagrobków. Nawet w świetle dnia ruiny wyglądały ponuro i groźnie.

Wpięła złocisty kwiat rododendronu we włosy, zdjęła sandały i

brodząc po kostki w miękkiej, wilgotnej trawie podeszła do grobu sir
Ramsaya. Płyta była przechylona na bok, a wyryte na niej litery zatarte
przez bezlitosne działanie czasu.

Za plecami usłyszała szelest. Na nagrobek padł długi cień.
Odwróciła się błyskawicznie.
Stał za nią czarnowłosy, czarnooki, przystojny mężczyzna o

regularnych rysach twarzy i zmysłowych ustach. Odsłonił w uśmiechu
ś

nieżnobiałe zęby. Przyglądał jej się bezczelnym, ognistym spojrzeniem.

Tamara poczuła, że opuszcza ją odwaga.

– Dzień dobry – powiedział głębokim, melodyjnym głosem. –

Przeszkodziłem ci w snuciu sentymentalnych wspomnień... o mnie?

– Nie! – zawołała odrobinę zbyt gwałtownie.
– Widzę, że potrafisz łgać w żywe oczy.
Tamara zaczęła się cofać, pragnąc za wszelką cenę znaleźć się jak

najdalej od niego. Potknęła się o nagrobek sir Ramsaya i przewróciła jak
długa. Miała wrażenie, że słowa wyryte na płycie nagrobka szydzą z niej.
Poderwała się na równe nogi. Mężczyzna roześmiał się, widząc jej
przerażenie.

Zaczęła uciekać. Złocisty kwiat i sandały upadły na trawę. Jednak

mężczyzna był od niej znacznie szybszy i zdążył zatarasować sobą
wyjście z opactwa. Nie dotknął jej nawet, ale i tak czuła siłę emanującą z
jego napiętych mięśni.

– Nie bój się – powiedział, ale jego ochrypły, namiętny głos wcale

nie podziałał uspokajająco.

– Zaskoczyłeś mnie. – Serce biło jej jak oszalałe, ale starała się nie

okazać swojego przerażenia.

– Widziałem, że idziesz w tę stronę.
Był ubrany w zwykłą tweedową marynarkę. Tamara opanowała się

i spokojnie stwierdziła:

– Jesteś prawdziwy.
– Najprawdziwszy.
– To znaczy... istniejesz naprawdę!

background image

– Mam taką nadzieję – roześmiał się mężczyzna. Jego czarne oczy

lśniły niepokojąco. W tym samym momencie oboje pochylili się, by
podnieść upuszczone sandały Tamary. Kiedy dłoń mężczyzny dotknęła
jej ramienia, Tamara poczuła mrowienie w żołądku.

– Wolałabyś, żebym był duchem?
– Nie – wyszeptała bez tchu. – Ale... ale ten duch? – spytała

niepewnie.

– Głupie bajanie służby, które pomaga zwabić turystów i

zaintrygować wścibskich, małych chłopców.

– Ale ty jesteś do niego podobny!
– Chyba nie myślałaś, że jestem duchem?
– Nie!... Oczywiście, że... że nie.
– Oj, chyba jednak tak! Czy twoja mama nie powiedziała ci nigdy,

ż

e duchy nie istnieją? – Skrzywił się w kpiącym uśmiechu.

– Nie!... To znaczy, oczywiście, tak. W końcu wszystkie normalne

matki...

– Kłamiesz, ale niezbyt przekonująco. – Mężczyzna roześmiał się

z jej zmieszania. – Opowiedz mi o swojej matce, która nauczyła cię
wierzyć w duchy. Powiedz mi – przerwał, obrzucając uważnym
spojrzeniem całą jej sylwetkę – jak to się dzieje, że aktorka posiadająca
taki... taki talent jak ty czerwieni się równie łatwo jak mała
dziewczynka?

– Moja matka ma zdolności parapsychologiczne. Ja nie. To był dla

niej wielki zawód – wyjaśniła Tamara, widząc, że ukrywanie prawdy
byłoby bezcelowe. Cała drżała pod jego szacującym, przenikliwym
spojrzeniem.

– Widzę, że jest coś, co nas łączy. Oboje mamy niezwykłe matki.

Moja jest tytanem pracy w ogrodzie i najchętniej zaplanowałaby moje
ż

ycie tak samo, jak planuje układ grządek. Srodze ją zawiodłem, bo nie

jestem tak posłuszny jak jej kwiatki.

– Nietrudno w to uwierzyć.
– Cieszę się, że tu wróciłaś. – Znów się uśmiechnął.
– To był pomysł mojego syna. Wygrał...
– Tak, wygrał konkurs. – Spojrzenie sir Ramsaya znów przesunęło

się po jej smukłej sylwetce. – Szczęściarz z niego.

– Niestety, podobnie jak reszta mojej rodziny, Will nadmiernie

interesuje się zjawiskami nadnaturalnymi.

– Powinno mu się tu podobać. To miejsce ma renomę najbardziej

uczęszczanego przez duchy w całej Wielkiej Brytanii.

– A więc to ty mnie uratowałeś, a nie żaden duch?

background image

– Zobaczyłem, że twój koń poniósł. – Uśmiechnął się. – Każdy na

moim miejscu zrobiłby to samo.

– Ale dlaczego udawałeś ducha?
– Wcale nie udawałem. Nic na to nie poradzę, że jestem podobny

do sir Ramsaya na jednym z jego portretów.

– Byłeś ubrany tak samo jak on.
– Jechałem na bal maskowy do Caroline.
– Twojej szczególnie bliskiej przyjaciółki?
– To określenie, którego używa moja matka.
– Caroline ma majątek, a ty tytuł szlachecki.
– A więc rozmawiałaś z moją matką. – Głos mężczyzny zabrzmiał

ponuro. – Zaaranżowała moje pierwsze małżeństwo, a teraz zmierza do
tego po raz wtóry. Uważa, że mam obowiązek poślubić odpowiednią,
bogatą kobietę.

– Czy twoje pierwsze małżeństwo było udane?
– W pewnym sensie. – W jego głosie słychać było nutę goryczy. –

Ale teraz jestem wdowcem.

– Tak mi przykro – powiedziała i widząc, że Ramsay nie jest

człowiekiem, który chętnie zwierza się ze swoich uczuć, szybko zmieniła
temat: – Obawiam się, że Will będzie bardzo zawiedziony, kiedy powiem
mu, że duch nie istnieje.

– Nie chciałbym, żeby którekolwiek z was było zawiedzione.
Tamara czuła, jak jego ciepły, głęboki głos uspokaja ją.
– Wczoraj w nocy przyszedłeś do mojego pokoju.
– śeby się z tobą przywitać – roześmiał się cicho Ramsay.
– To było dosyć niekonwencjonalne powitanie.
– Wielce niekonwencjonalnej... damy.
Ironia w jego słowach była tak bliska obelgi, że Tamara znów się

zaczerwieniła.

– Drzwi były zamknięte – powiedziała szybko. – Jak się dostałeś

do środka?

– Chcesz znać wszystkie moje sekrety?
– Pocałowałeś mnie...
– Najwyraźniej nie miałaś nic przeciwko temu. – Znów odsłonił w

uśmiechu bielusieńkie zęby.

– Dlaczego to zrobiłeś?
– Z tej samej przyczyny, dla której mam ochotę zrobić to teraz.

Mój Boże, jesteś prześliczna. – Przysunął się bliżej. W oczach zapłonął
mu ogień.

– Nie... – Starała się odsunąć.

background image

– Jestem pewien, że zazwyczaj mówisz „tak”. – Roześmiał się,

obejmując ją w talii.

– Wcale taka nie jestem!
– Ze mną nie musisz grać świętoszki. – Dłonie Ramsaya przytuliły

ją mocno do piersi. – Lubię ten rodzaj kobiet i proste związki, jakie mnie
z nimi łączą. – Pochylił głowę i pocałował ją zaborczo.

Przez krótką chwilę Tamara zapomniała, że powinna się bronić.

Przytuliła się do niego, rozchyliła usta i spontanicznie odwzajemniła jego
pocałunek. Gorące, drżące wargi zdradziły, że siła jej namiętności nie
ustępuje jego pożądaniu. Nagle przypomniała sobie, gdzie się znajduje i
kim jest ten mężczyzna.

Wyrwała mu się, a kwiat znów wysunął się z jej włosów.
– Muszę iść, bo spóźnię się na spotkanie z twoją matką... i

Caroline... Zostałam zaproszona na podwieczorek.

– Takie rozrywki jak ta bardziej do nas pasują niż drętwe

podwieczorki, moja miła – stwierdził, unosząc brwi. Wyciągnął ku niej
ramiona, ale tym razem Tamarze udało się z nich wymknąć.

– Pomyśl o Caroline.
– W tej chwili to ostatnia osoba, o której mógłbym myśleć.
– Powinieneś się wstydzić.
– Łatwo kogoś osądzać, jeśli nie zna się faktów.
– Wiem wystarczająco wiele. Jestem pewna, że jesteś typem

mężczyzny, który sypia z jedną kobietą, a poślubia inną.

– Jedyne, do czego mogę się przyznać, to to, że było mi z tobą

bardzo, bardzo przyjemnie. Tobie zresztą też. – Jego ciemne oczy
zabłysły. – Czy sugerujesz, że gdybym się z tobą ożenił, nie miałabyś nic
przeciwko temu, żeby się ze mną kochać?

– Ta rozmowa nie ma sensu.
– Świetnie. Wolałbym z tobą robić inne rzeczy zamiast tracić czas

na rozmowy.

Tamara rzuciła się do panicznej ucieczki, upokorzona i zraniona

do żywego.

Ramsay nie gonił jej. Powoli podniósł złocisty kwiat i wpiął go

sobie do butonierki.

– Panna Howard jest doprawdy bardzo sławna – powiedziała lady

Emma, gdy Tamara złożyła na serwetce autograf dla Caroline.

Było już późne popołudnie i zrobiło się bardzo chłodno. W

powietrzu czuło się zbliżającą burzę. Trzy kobiety siedziały w
wiklinowych fotelach, wyniesionych na wyłożony cegłami taras.

background image

Caroline, blondynka o chłodnej urodzie, ubrana w doskonale

skrojony strój do konnej jazdy, wzięła do ręki serwetkę z autografem i
włożyła ją do torebki.

– Moja służąca będzie zachwycona. Jest pani wielbicielką.
Tamara zaczynała serdecznie żałować, że przyjęła zaproszenie.

Ugryzła się w język, żeby nie odpowiedzieć złośliwie na tę uwagę.
Wciąż ubrana w dżinsy i sweter czuła się zupełnie nie na miejscu. Ani
Ramsay, ani Will nie zjawili się punktualnie. Kobiety rozpoczęły
rozmowę o ogrodzie, który stanowił ich ulubiony temat. Wyjaśniły
Tamarze, że sekwoje i inne drzewa iglaste wokół ogrodu doskonale
chronią rododendrony i inne wrażliwe rośliny przed zimowymi
wichurami.

Ogród był w istocie bardzo piękny. Surowa bryła zamku okolona

była gąszczem pnących róż i słodko pachnących krzewów kapryfolium.
Wszystkie ścieżki spotykały się dokładnie w jednym punkcie, obok
zegara słonecznego, który był otoczony kwietnym dywanem z lawendy,
szałwi i bratków. W powietrzu unosił się delikatny zapach palonego
torfu, złocisty i dymny jak smak whisky.

Lady Emma wciąż opowiadała o ogrodzie, gdy podeszła do nich

Selma, ubrana w sztywno nakrochmalony fartuch i czepek. Dźwigała
olbrzymią tacę z błękitnymi porcelanowymi filiżankami i srebrną
zastawą do herbaty. Tamara poderwała się, by pomóc Selmie, która po
chwili powróciła z jeszcze cięższą tacą pełną talerzy z ciasteczkami,
chlebem, masłem, herbatnikami, waflami, dżemem, cieniutko
pokrojonymi plasterkami szynki, maleńkimi, złocistymi babeczkami i
wykwintnymi kanapkami.

– To przecież wystarczyłoby, żeby nakarmić cały pułk wojska –

zawołała Tamara, podrywając się znowu z miejsca.

– To dlatego, że ma przyjść Ramsay – powiedziała Caroline.
Tamara poczuła powiew chłodnego wiatru i zadrżała.
– Czy ktoś mnie wołał? – Mężczyzna pojawił się rzeczywiście jak

na zawołanie. Szepnął coś do ucha Selmie, która uścisnęła go i śpiesznie
odeszła.

Lady Emma i Caroline szybko poderwały się z miejsc. Tamara

skoncentrowała się na trzymanej w rękach tacy.

Ramsay pocałował matkę i Caroline w policzek. Tamara czuła, że

przygląda się jej zmaganiom z olbrzymią tacą. Nachylił się, by jej pomóc.

– Całkiem dobrze sobie radziłam – stwierdziła chłodno.
– Doprawdy? – W czarnych oczach Ramsaya zalśniła ironia. –

Pomimo wszystko, to mój obowiązek... dżentelmena. – Ostatnie słowo

background image

zostało wypowiedziane z wyraźną drwiną.

– Po co udajesz dżentelmena – szepnęła Tamara – skoro oboje

wiemy, że jesteś draniem? Roześmiał się pod nosem i wyjął jej tacę z rąk.
Tamara usiadła, czując, że wzbiera w niej złość.

– Twoje szczęście, że nie jestem dżentelmenem. Tacy panowie są

zbyt nadęci jak dla... damy, posiadającej twoje uzdolnienia.

Tamara poczuła, że dusi się z wściekłości. Lady Emma

przedstawiła ich sobie.

– Bardzo mi miło – Ramsay pochylił się nad jej dłonią.
Tamara wyrwała dłoń z jego rąk, nim zdążył dotknąć jej ustami.

Na szczęście obie kobiety wpatrywały się tylko w Ramsaya i nie
zauważyły jej gniewu.

– Jak już mówiłam, panno Howard, mój syn jest pani gorącym

wielbicielem.

– Jestem zachwycona – odparła lodowato Tamara.
– Cała przyjemność po mojej strome – odparował Ramsay.
– Skończyłam z kręceniem filmów – stwierdziła krótko.
– Czemu?
– Przez... – O mały włos nie powiedziała: przez facetów takich jak

ty. Spojrzała mu w oczy. Ku jej zaskoczeniu malowało się w nich szczere
zainteresowanie. Dokończyła zdanie nieco łagodniejszym tonem. –
Nigdy nie pasowałam do Hollywood. śycie aktorów jest zbyt niestabilne.

– Trudno mi w to uwierzyć.
– Chcę, żeby ludzie brali mnie na serio.
– Jest pani zbyt piękna, by traktowano panią poważnie.
– Pańskie poglądy na ten temat są bardzo popularne w kręgach

mężczyzn posiadających pieniądze i władzę. Chcieli, żebym zawsze była
małą, bystrą, rozkoszną dziewuszką. A ja już nie jestem w stanie grać
takich ról. Widzi pan, w tym środowisku zapomniałam nawet, jak się
ś

miać.

Przystojna twarz Ramsaya ożywiła się. Nim jednak zdążył

cokolwiek powiedzieć, Caroline wzięła go za rękę zaborczym gestem.

– A więc musimy zabawić naszego gościa, prawda, kochanie?
Ramsay nie cofnął dłoni, ale wpatrywał się w Tamarę.
– To prawda. Wymyślimy coś, co ją ucieszy.
Tamara poczuła, że przyciąga ją do niego dziwna, magnetyczna

siła. Przecież to odrażający typ, pomyślała, bezczelnie flirtuje ze mną na
oczach swojej narzeczonej! Postanowiła pożegnać się z towarzystwem,
kiedy na taras wpadł Will. Lady Emma przedstawiła go synowi i
Caroline.

background image

– Will, teraz już rozumiesz, że miałam rację, prawda? – spytała

Tamara głosem pełnym słodyczy.

– śe niby co?
– Wcale nie widziałam ducha.
Oczy Willa otworzyły się szeroko. Na twarzy malował się

ogromny zawód.

– Uratował mnie pan Ramsay, syn lady Emmy. – Tamara spojrzała

w jego stronę. – Był przebrany w taki sam strój jak sir Ramsay z portretu,
bo jechał właśnie na bal maskowy.

Will przyjrzał się Ramsayowi i posmutniał.
W kilka minut później, gdy w powietrzu pojawiła się chłodna

mgiełka, Will podziękował za podwieczorek i pobiegł do sypialni.
Tamara umknęła razem z nim.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Tamara siedziała na łóżku Willa i udawała, że jest po uszy

pogrążona w studiowaniu prospektu o inwestycjach. Ukradkiem
obserwowała syna, który pakował walizki. Czuła cichą satysfakcję, że
„Poradnik łowcy duchów” leży zapomniany w kącie.

– Jesteś pewien, że chcesz jutro wyjechać? – spytała z

triumfującym wyrazem twarzy.

– Tu nie ma nic do roboty – odparł Will.
– Bo nie ma duchów, co?
– Mamo! Obiecałaś, że nie będziesz się ze mnie wyśmiewać!
– Nie mogę? Ani troszeczkę?
Tamara wręcz żałowała, że nie ma tu jej matki. To było prawdziwe

zwycięstwo nad nonsensownymi przekonaniami babci Willa, a także nad
pewnym niesympatycznym facetem.

Zjedli kolację w pokoju, ponieważ Tamara nie chciała ryzykować

ponownego spotkania z Ramsayem. Teraz nie czuła już do niego takiej
niechęci jak podczas podwieczorku. Była pewna, że uda się jej stąd
wyrwać, i czuła, że stać ją na wielkoduszność w stosunku do wszystkich
mieszkańców zamku, z Ramsayem włącznie.

Nagle rozległo się głośne pukanie.
– To na pewno Selma – stwierdziła Tamara, otwierając drzwi.

Ubrana była jedynie w cienką, powiewną koszulkę nocną.

– Proszę wejść – powiedziała, odwracając się na pięcie.
– Nie sądziłem, że to powiesz.
Na dźwięk znajomego głosu Tamara zamarła. Pospiesznie otuliła

się leżącym na łóżku szlafrokiem.

– Brakowało nam was przy kolacji – powiedział Ramsay,

przyglądając się jej nerwowym poczynaniom. – Brakowało mi ciebie –
dodał ciszej.

– Byliśmy zmęczeni. Jutro czeka nas długa droga.
– A więc wyjeżdżacie?
– Sam zobacz. – Triumfalnie poprowadziła go do pokoju, gdzie

Will pakował swoje walizki.

– Ale mieliście zostać trzy tygodnie.
– Will jest bardzo zawiedziony, że nie ma tu ducha, więc zgodził

się pojechać w jakieś cieplejsze miejsce, na przykład do Hiszpanii. A
teraz, jeśli pozwolisz, zabiorę się za pakowanie. Nareszcie zaczną się
prawdziwe wakacje.

– Jeśli szukasz ciepła, mogę ci je dać – powiedział Ramsay.

background image

Chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. Wpatrywał się w nią tak
intensywnie, że przez chwilę zastygła w bezruchu, jak zahipnotyzowana.
Potem poczuła jego usta na swoich wargach.

Pocałunek trwał króciutko. Kiedy ją puścił, odsunęła się, drżąc

lekko na całym ciele. Serce biło jej jak oszalałe, czuła, jak ogarnia ją całą
ciepło tego pocałunku.

– Nie wyjeżdżaj – poprosił. – Nie mieliśmy dosyć czasu, by się

poznać.

– Tym lepiej.
– Skąd wiesz?
– Znałam zbyt wielu mężczyzn, którzy myśleli o mnie w taki sam

sposób jak ty.

– Nie wątpię. – Jego spojrzenie powędrowało po jej

zaróżowionych policzkach, rudych włosach, obfitych piersiach.

– Rozumiesz więc, o co mi chodzi.
– A co niby miałbym o tobie myśleć?
– Twoje postępowanie uświadamia mi, dlaczego jestem sama i

dlaczego od tak dawna żyję samotnie.

– Samotnie? Ty?
– Widzisz, jesteś zaskoczony. Sam ton twojego głosu jest

obraźliwy. Sposób, w jaki na mnie patrzysz...

– Jesteś amerykańską boginią seksu.
– To moja filmowa rola, a nie prawdziwe życie! To nie ja. Mam

swój rozum, osobowość. Nie jestem tylko kawałkiem kształtnego ciała!
Przestań tak na mnie patrzyć.

– Patrzę na ciebie, bo bardzo cię pragnę.
– Czego niby pragniesz? Ja nie potrafię... angażować się tak łatwo,

jak ci się wydaje.

– Nawet jeśli sama tego chcesz? – Wziął ją za nadgarstek i wyczuł

galopujący puls.

– Przyznaję, że... coś szalonego ciągnie mnie ku tobie – odparła,

wyrywając rękę. – Ale w prawdziwym związku szukam czegoś innego,
znacznie poważniejszego.

– Czego?
– Chcę być kochana.
– Miłość! – Wzruszył ramionami. – To tylko puste słowo!
– Mylisz się – powiedziała łagodnym głosem. – Miłość to związek

dwojga ludzi, których łączą te same sprawy, którzy wyznają te same
wartości, dzielą ze sobą życie.

– Więc zostań i naucz mnie tego – wyszeptał. – Być może nie jest

background image

jeszcze za późno.

– Nie sądzę, żebyś był chętnym i pilnym uczniem. Myślę, że raczej

próbowałbyś udzielić mi własnych lekcji.

– Jak wiele innych osób, ty także osądziłaś mnie, zanim jeszcze

zdążyłaś poznać – odparł sucho.

Jak wiele innych osób. Czy Ramsay cierpi z tego samego powodu

co i ona? Zaintrygowana przyjrzała się uważniej jego ciemnej,
przystojnej twarzy. Nie był ulubieńcem swojej matki.

Czy jego wyniosła arogancja to tylko obrona przed światem? Jest

ambitny, męski, inteligentny. Pomimo że narzucał się jej bezczelnie i
natrętnie, Tamara nie mogła pozbyć się myśli, że pod maską arogancji
kryje głębsze uczucia i myśli.

– Proszę... nie wyjeżdżaj.
W oczach Ramsaya zabłysło ciepłe uczucie. Szybko nad nim

zapanował. Tamara czuła, że pcha ją ku niemu jakaś tajemnicza siła. Ale
w chwili, gdy delikatnie objął jej ramiona, do pokoju wpadł Will.

– Decyzja należy do Willa – powiedziała, czerwieniąc się i

odwracając od Ramsaya.

Ramsay zaczął przekonywać Willa. Wszystkie próby spełzły

jednak na niczym. Bez duchów zamek był nic niewart.

W końcu Ramsay się poddał. Tamarze wydało się dziwne, że tak

łatwo uznał argumenty Willa.

Kiedy się żegnali, zapragnęła, by wziął ją w ramiona i całował tak

długo, aż przekona ją, że nie powinna wyjeżdżać.

Powróciła do pakowania. Dziwne, ale nagle poczuła się bardzo

samotna i opuszczona. Niemal żałowała, że zrzucił maskę ponętnego,
seksownego ducha.

W oddali zegar bił północ. Przy dwunastym uderzeniu w pokoju

Willa rozległo się mrożące krew w żyłach wycie. Tamara wyskoczyła z
łóżka.

– Will! – Zamek był pogrążony w tak głębokiej ciszy, że wycie

zdawało się tylko sennym urojeniem. Wtem rozległo się znowu. Kiedy
jego echo zamilkło w rozległych korytarzach, wszędzie zapanowała
ś

miertelna cisza.

O, Boże! Will! Tamara popędziła w stronę pokoju synka. Zderzyła

się z nim w drzwiach.

– Mamo! Mamo! – Chłopiec rzucił się jej w ramiona. Tamara

zauważyła, że w pokoju panuje przenikliwy chłód. Will był zbyt przejęty
i podniecony, by wytrzymać długo w jej objęciach. Odsunął się i zapalił
ś

wiatło. Pokój był pusty.

background image

– Widziałaś?
– Ale co?
– Ducha!
– Wydawało mi się, że wspólnie ustaliliśmy, że duchów nie ma –

powiedziała łagodnie. – Nikogo tu nie ma, oprócz nas.

– Ale on tu był! – Will nie mógł zapanować nad podnieceniem. –

Zielony, bez głowy, strasznie wył! Pojawił się znikąd i rozwiał się w
powietrzu!

– Will, miałeś po prostu zły sen.
– Nie! Widziałem go! Zresztą sama czujesz, jak tu jest zimno.

Lodowate powietrze z grobu!

– Will, proszę, uspokój się.
Ktoś głośno zastukał do drzwi. Jednym skokiem Will znalazł się

znowu w jej ramionach. Klamka poruszyła się powoli.

– Zamknąłem zasuwę od środka – wyjaśnił Will.
Trzymali się mocno w objęciach, sparaliżowani strachem, jak

gdyby spodziewali się, że za chwilę przez zamknięte drzwi przeniknie
jakaś zjawa. Tamara opamiętała się pierwsza. Podeszła do drzwi i
odsunęła zasuwę.

Gdy ujrzała, że w drzwiach stoi Ramsay, uświadomiła sobie, że

znowu ma na sobie tylko koszulę nocną. Pobiegła do sypialni po
szlafrok. Ramsay wszedł tam za nią.

– Wydawało mi się, że coś słyszałem – powiedział poważnym

tonem. – Czy coś się stało?

– Nie, nic się nie stało – odparła roztrzęsiona Tamara.
– Nieprawda! – zawołał Will. – On znów przyszedł!
– Kto?
– Duch! Przyszedł do mojego pokoju!
– Jesteś tego pewien? – Głos Ramsaya był opanowany i cichy.
– Był cały zielony i okropnie wył!
– To naprawdę okropne – stwierdził Ramsay łagodnym,

uspokajającym tonem.

– Nie, był wspaniały! Widziałem ducha! Babcia też widuje duchy!

Nawet mama go słyszała.

– Musi być na to jakieś rozsądne wytłumaczenie – stwierdziła

Tamara.

– Z pewnością – zgodził się Ramsay.
W słabo oświetlonym pokoju nie była w stanie niczego odczytać z

wyrazu jego twarzy. Czy jej się wydaje, czy w głosie Ramsaya brzmi
lekka nutka rozbawienia?

background image

– Nie! – stwierdził zdecydowanie Will.
– To wszystko twoja wina! – Tamara zwróciła się do Ramsaya.
– Niby co? – Wydawał się zaskoczony.
– Gdybyś mi powiedział, kim jesteś, wtedy, kiedy mnie

uratowałeś...

– Nie mogłem, bo zemdlałaś. – Na jego twarzy widoczny był

wyraz ulgi.

– To najgorsze, co mogło nam się przytrafić.
– Nie, to wspaniałe – zaprzeczył Will. – Babcia mówiła, że to

ś

wietne miejsce, żeby rozwijać zdolności parapsychologiczne.

– Nienawidzę pańskich duchów i rodzinnych legend, panie

MacIntyre. Teraz trudno będzie przekonać Willa, że musimy jutro
wyjechać – powiedziała z wściekłością w głosie Tamara.

– Nie ma mowy. Zostajemy!
– Will, nie mamy żadnych zdolności nadprzyrodzonych i nie ma

ż

adnych duchów! Koniec, kropka!

– Nigdy nie przypuszczałem, że będę kiedykolwiek wdzięczny za

coś naszemu sławnemu duchowi – stwierdził Ramsay. – Ale jeśli jego
pojawienie się w tym pokoju sprawi, że zostaniecie tu na dłużej, być
może, że mu podziękuję. Jesteś bardzo dzielnym chłopcem, Will. Musisz
dbać o swoją mamę. Jak większość kobiet, panicznie boi się bezgłowych
duchów.

– Wcale się nie boję! – zawołała Tamara. – Po prostu w nie nie

wierzę!

– Pomimo wszystko my, mężczyźni, musimy się o ciebie troszczyć

– powiedział Ramsay konspiracyjnym tonem.

– Nie potrzebuję pańskiej opieki ani pomocy, panie MacIntyre!

Chcę tylko, żeby zostawił mnie pan w spokoju!

– A tego właśnie wcale nie zamierzam zrobić – stwierdził Ramsay

cicho, odwracając głowę w jej stronę. Oczy pociemniały mu z pożądania.
Tamara nie miała odwagi dłużej w nie patrzeć.

Do pokoju Willa wpadało wesołe słoneczne światło. Tamara z

wysiłkiem zwinęła ciężki dywan, żeby poszukać pod nim ukrytych
drzwiczek lub zapadni w podłodze.

Niestety, nie znalazła niczego, co wzbudziłoby jakiekolwiek

podejrzenia. Gorzko rozczarowana usiadła i wpatrywała się w kamienne
ś

ciany.

Pewnej nocy Ramsay wszedł do jej pokoju, nie korzystając z drzwi

wejściowych. To samo zrobiła bezgłowa zjawa. Tamara zastanawiała się,

background image

czy te dwa zdarzenia nie były dziełem jednej i tej samej osoby, zupełnie
pozbawionej skrupułów. Nie zamierzała zwierzać się nikomu ze swoich
podejrzeń. Jeszcze nie teraz. Nie mogła przecież przyznać się Willowi, że
Ramsay był w jej sypialni i że pozwoliła mu się pocałować. A jeśli
chodzi o Ramsaya, wiedziała doskonale, że najlepiej będzie trzymać go
w nieświadomości co do jej podejrzeń.

Była tak pogrążona w rozmyślaniach, że nie usłyszała, jak Ramsay

uchyla drzwi do sypialni.

– Co robisz? – spytał, wchodząc do pokoju.
– Och... nic – powiedziała zmieszana, patrząc na niego niepewnie.

Zaczęła rozwijać dywan.

– Jestem pewien, że szukałaś ukrytych drzwiczek albo czegoś w

tym rodzaju.

– Nnie...
– Nie ma tu nic takiego – oświadczył z naciskiem. Tamara

poczuła, że wzbiera w niej gniew. Ramsay chciał, żeby tu została. Czy
ośmielił się wykorzystać jej syna po to tylko, żeby ją zatrzymać?

– Jestem pewna, że znasz wszystkie sekrety tego zamku.
– Szczerze mówiąc, to prawda.
– Chcę wiedzieć, w jaki sposób to coś czy ktoś dostało się do

pokoju Willa. – Tamara przełknęła z trudem ślinę.

– Więc jednak wierzysz, że to zdarzyło się naprawdę?
– Sama słyszałam – stwierdziła krótko.
– Może to Will...
– Cooo? – Tym razem nie udało jej się zapanować nad gniewem. –

Myślisz, że nie rozpoznałabym krzyku własnego syna?

– Wygląda na dziecko obdarzone olbrzymią wyobraźnią. Dzieciom

przecież często zdarza się widzieć rzeczy, które nie istnieją, tworzyć
sobie wyimaginowanych przyjaciół.

– Nie nazwałabym przyjacielem obrzydliwego, zielonego potwora,

który świeci w ciemnościach i wyje jak potępieniec. Ja też słyszałam ten
krzyk i z pewnością nie był to głos Willa. Powietrze w jego pokoju było
lodowate. Jeżeli pojawiło się tam coś albo ktoś, musi być na to jakieś
logiczne wyjaśnienie. Nie podoba mi się, że ktoś próbuje nastraszyć
Willa.

– Rozumiem cię. śadna matka nie chciałaby, żeby jej syna

straszono. Ale Will nie był przerażony. Był przejęty.

– Do głosu Ramsaya zakradła się łagodniejsza nutka. – Nic mu nie

groziło. Przysięgam ci, że tu jest bezpieczny.

– Skąd ta pewność?

background image

– Po prostu wiem. Możesz mi zaufać – odparł cicho.
– Czy przypuszczasz, ze pozwoliłbym na to, żeby cokolwiek

przestraszyło twoje dziecko albo mu zagroziło? Coś w jego spokojnym
spojrzeniu sprawiło, że przestała się denerwować. Ramsay był ostatnim
człowiekiem, któremu powinna zaufać. A jednak mu wierzyła.

– Will chciał zobaczyć ducha – ciągnął Ramsay.
– Nie chcę, żeby interesował się takimi zjawiskami.
– Ale jeśli go to bawi...
– Nie wszystko, co zabawne, musi być koniecznie dobre.
– A więc nasze poglądy na ten temat są krańcowo odmienne –

stwierdził Ramsay, czule przesuwając wzrokiem po sylwetce Tamary.

– Chociaż raz mogę się z tobą w pełni zgodzić.
– Być może, gdybyśmy się lepiej poznali, mogłabyś dojść do

wniosku, że zgadzamy się nie tylko w tej jednej sprawie. – Podniósł
jedno z jej czasopism. – Na przykład podzielam twoje zainteresowanie
rozsądnymi inwestycjami.

Rzucił jej ciepłe, pieszczotliwe spojrzenie. Zadrżała, odczuwając

ulotną rozkosz tej czułości.

– Och, nie... – zaczęła.
– Ależ tak. – Jego glos byt teraz cichy i lekko ochrypły. – Nie

przyszedłem tu w poszukiwaniu ducha.

– Jestem tego pewna. – Nie mogła się nie uśmiechnąć.
– Przyszedłem zapytać, czy zgodziłabyś się wybrać ze mną na

przejażdżkę samochodem. Skoro i tak tu zostajecie, nic nie stoi na
przeszkodzie, żebyś i ty miała z tego trochę przyjemności. Pokażę ci
miasteczko. Możemy zrobić sobie piknik.

– Nie. – Błyskawicznie zmobilizowała wszystkie siły. – W żadnym

wypadku.

– Dlaczego?
– A Caroline? Mogłaby nas spotkać razem.
– Wtedy dowiedziałaby się, kto mnie naprawdę interesuje. Jeśli

chcesz, wyjaśnię ci mój związek z Caroline.

– Nie mogę zostawić Willa samego.
– Przecież wcale nie jest sam. Całe grono starszych pań bez

przerwy wysłuchuje jego opowieści o duchu. Odmówiły nawet wyjazdu
na wycieczkę. W tej chwili siedzi z nimi w ogrodzie. Moja matka
opowiada im historię zamku i różne rodzinne legendy. Podejrzewam, że
zamierzają spędzić ten dzień szukając zjawy.

– Masz zawsze gotową odpowiedź na każdy mój argument.
– Rok temu uratowałem ci życie. Jeśli teraz ze mną pojedziesz,

background image

mogę uznać, że to jest moja... nagroda.

– To jest szantaż. Czasami myślę, że nic nie powstrzyma cię przed

zrobieniem czegoś, czego bardzo pragniesz.

– Rozumiesz mnie lepiej, niż ci się wydaje. – Uśmiechnął się z

wdziękiem.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Ramsay na widok Tamary zacisnął dłonie na kierownicy

sportowego samochodu. Był niezwykle podekscytowany. Figura Tamary,
jej pełne piersi i wąskie biodra idealnie odpowiadały jego gustom. To
kobieta doskonała w każdym calu, ale dlaczego tak uparcie go odrzuca?
Dziś jednak to bolesne oczekiwanie musi się skończyć. Bardziej niż
czegokolwiek na świecie pragnął kochać się z Tamarą. To jedyny
sposób, żeby pozbyć się tej obsesji, która od roku nie pozwala mu myśleć
ani marzyć o niczym innym. Pozbyć się raz na zawsze.

Wysiadł z samochodu, by otworzyć jej drzwi. Przez ułamek

sekundy ich oczy się spotkały. Tamara ujrzała w jego wzroku pożądanie i
szybko opuściła głowę, czerwieniąc się jak pensjonarka.

Cholera. Wciąż zamierza grać niewiniątko!
– Nie byłem pewien, czy przyjdziesz.
Tamara wsiadła do samochodu w milczeniu, z ociąganiem.
– Nie denerwuj się – wyszeptał.
– Jak mam się nie denerwować, skoro widzę, że nie możesz już

doczekać się chwili, kiedy mnie wreszcie dostaniesz?

– Powinnaś chyba przywyknąć do tego typu reakcji u mężczyzn. –

Ramsay uśmiechnął się leniwie.

– Co wcale nie oznacza, że to lubię. – Tamara przeczesała palcami

włosy, które lśniły w promieniach słońca jak miedź.

Zachowanie Tamary było tak naturalne i przekonujące, że Ramsay

przez chwilę niemal zaczął wątpić, że to tylko gra.

– Uratowałeś mi życie. Jadę z tobą na wycieczkę i piknik. I to

wszystko. – Z trudem zmusiła się do lekkiego uśmiechu. – A potem nic
już nie będę ci winna.

– Oczywiście. – Był wściekły. Nienawidził głupich gier, nie

cierpiał tracić choćby jednej minuty cennego czasu.

– To zresztą i tak nie jest w porządku. Caroline...
– Do diabła z Caroline! – Odwrócił się w stronę Tamary. –

Posłuchaj, Caroline nic dla mnie nie znaczy. Nie dam się zmusić do
kolejnego małżeństwa. Dałem, się już nakłonić do zbyt wielu rzeczy, a
potem płaciłem za to słoną cenę.

Tamara pobladła usłyszawszy te surowe, szorstkie słowa.

Samochód pomknął jak strzała. Jechali szybko, o wiele za szybko.
Wyzwanie, jakie stawiała przed Ramsayem kręta, górska droga
pozwalało mu choć przez chwilę nie myśleć o pięknej, milczącej
kobiecie, której rude włosy dotykały jego ramienia.

background image

Widział, że Tamara się boi. Kurczowo trzymała się fotela i kuliła

za każdym razem, gdy opony piszczały na ostrych zakrętach. Raz nawet
chwyciła go za ramię, ale szybko zreflektowała się, uświadamiając sobie,
ż

e bardziej boi się Ramsaya niż tego, jak prowadzi samochód.

Nareszcie samochód zwolnił. Ramsay czuł się winny. Przecież

obiecał sobie, że nigdy więcej nie będzie prowadził w taki sposób.
Tamara odprężyła się na tyle, żeby móc podziwiać przepiękne widoki.
Niemal zapomniała, że jest na niego wściekła.

Po jednej stronie drogi rozciągały się zielone zbocza i otulone

chmurami szczyty gór. Po drugiej stronie nagie skały spadały ostro w
dół, ku wielkim kamiennym blokom i spienionym morskim falom.
Samochód zwalniał nieco, gdy mijali maleńkie wioski ze świeżo
pobielonymi domkami.

Wreszcie dotarli do miejsca, w którym znajdowały się tylko

opuszczone chatki i zdziczałe pastwiska. To było ulubione miejsce
Ramsaya. Zbocza, porosłe gęsto paprociami i wrzosem, zbiegały w dół
aż do morza. Tamara, zachwycona wspaniałym widokiem, zapomniała,
ż

e musi mieć się na baczności i znów dotknęła ramienia Ramsaya,

wskazując w stronę zamku Killiecraig, widocznego na przeciwległym
zboczu doliny.

– Tu jest tak pięknie – westchnęła.
Było mu niezwykle przyjemnie, że Tamarze podoba się to miejsce.
Słońce prażyło mocno, ale Ramsay celowo nie zaparkował

samochodu w cieniu drzewa. Kiedy wyjął kluczyki ze stacyjki, oczy
Tamary rozszerzyły się ze zdziwienia.

– Dlaczego wysiadasz?
– Mieliśmy zrobić sobie piknik – wymruczał, chowając kluczyki

do kieszeni.

– Czy mogę zostać w samochodzie?
– Jak uważasz – powiedział Ramsay, starając się ukryć swój

gniew. Wysiadł, wyjął z bagażnika przenośną lodówkę i kosz z
wiktuałami. Rozłożył koc na wrzosach, które porastały zacienione
miejsce pod drzewami.

Odkorkował butelkę szampana i nalał go sobie do kieliszka. Tak,

bez wątpienia jego upór może się równać z uporem Tamary. Ułożył się
wygodnie. Wysączył pierwszy kieliszek i nalał sobie drugi. Przymknął
leniwie oczy. Pozwoli jej trochę posmażyć się na słońcu. Niedługo
trwało, nim usłyszał niepewne kroki Tamary.

– Co tu robisz? – spytała, wzdychając cicho.
Otworzył powoli oczy. Serce zabiło mu mocniej na widok jej

background image

zgrabnej figury, podświetlonej od tyłu promieniami słońca. Tyle razy
marzył o tym, że znajdzie się kiedyś w jego objęciach. Będzie jego.

Teraz stała przed nim taka, jaką zapamiętał z zeszłego roku.

Piękna, doskonała istota, pełna ciepła, miłości i światła, która aż
prowokuje, by wziąć ją w ramiona.

Poczuł, że robi mu się gorąco.
– Co tu robię? Czekam na ciebie – stwierdził lekko.
– Jest mi gorąco. – Jej delikatne, piękne usta zacisnęły się

gniewnie.

– To twoja wina, nie moja. – Podłożył pod głowę skrzyżowane

ramiona. – Mnie tu wcale nie jest gorąco.

– Chcę wracać.
– Zgodziłaś się na piknik.
– Czekałam spokojnie, aż go skończysz.
– Marzyłem o tobie. Jesteś piękną kobietą. – Przesunął

spojrzeniem wzdłuż jej ciała. – Piękno, które nie daje rozkoszy, to piękno
stracone.

– Nie zaczynaj od nowa.
– A może napiłabyś się szampana? – spytał, nie zważając na jej

szorstki ton.

– Nie. Obawiam się, że próbowałbyś wykorzystać sytuację.
– Jeśli o to chodzi, nie zamierzam cię do niczego zmuszać.
Patrzyła na niego wzrokiem pełnym powątpiewania.
– A jeśli obiecam, że nawet cię nie dotknę, chyba że zrobisz to

pierwsza? – spytał.

– Obiecasz?
Ramsay pomyślał, że to okropnie głupi pomysł. Powinien wziąć tę

kobietę tu, natychmiast, i mieć to wreszcie z głowy.

– Tak – burknął. Usiadł, wyjął butelkę z lodówki i nalał Tamarze

szampana. Podał jej kieliszek. – To bardzo dobry rocznik – dodał.

– No, skoro obiecałeś... – Tamara z ociąganiem wzięła kieliszek i

powoli usiadła na kocu, jak najdalej od Ramsaya.

Wystarczająco blisko jednak, by czuł jej oszałamiający zapach.

Dostatecznie blisko, żeby bez ustanku męczyła go pokusa. Chciał
dotknąć jej jedwabistej skóry, wpleść palce w jej płomienne, jedwabiste
włosy, zdjąć z niej tę bawełnianą sukienkę, okrywającą złociste ramiona.
Z trudem oderwał wzrok od jej piersi, szczupłej talii, bioder. Przełknął
ś

linę. Przecież obiecał.

– W samochodzie było gorąco – poskarżyła się. – Za gorąco.

Dlaczego nie zaparkowałeś w cieniu?

background image

– Bo wtedy byś z niego nie wysiadła.
– Czy zawsze jesteś taki wyrachowany? – spytała, podnosząc

kieliszek do ust.

– Zawsze, kiedy mi na czymś bardzo zależy.
– Możesz sobie dać spokój, jeśli o mnie chodzi. – Piła szampana

małymi łyczkami. – Nigdy się nie poddaję.

– Naprawdę? Tym razem musisz.
Bardzo chciało jej się pić, więc wkrótce opróżniła drugi kieliszek.

Zaróżowiły się jej policzki, a nastrój znacznie poprawił. Jednak Ramsay
złożył tę nieszczęsną obietnicę, nie mógł pozwolić sobie na żaden
fałszywy krok.

– Ciekawe, czy twój pradziadek też tu przyjeżdżał na piknik?

Trudno mi sobie wyobrazić, jak to jest być spadkobiercą tak długiej
rodowej tradycji.

– To bywa okropne.
– Dlaczego?
– Ponieważ nigdy nie możesz uwolnić się od przeszłości.
– W Ameryce, a zwłaszcza w Hollywood, wszystko jest zbyt

ulotne i niestałe.

– Ale jest w tym swoboda i wolność.
– To znaczy?
– Wolność wyboru. Możesz być tym, kim zechcesz. Na przykład

ty. Jesteś aktorką. Czytałem, że próbujesz pisać scenariusze, że zarobiłaś
majątek i umiejętnie go zainwestowałaś.

– Wierz mi, stałam się kimś zupełnie innym, niż zamierzałam. –

Głos Tamary posmutniał. – Nie wierzę, że ktokolwiek może ułożyć sobie
ż

ycie wedle własnych życzeń.

– Nie... Ale jesteś sławna, jesteś gwiazdą. Możesz poślubić kogo

tylko zechcesz.

– I co mi z tego przyszło? – spytała zamyślona. – Mój mąż mnie

opuścił.

– Bez trudu mogłabyś sobie znaleźć innego. – Głos Ramsaya stał

się twardy. – Ja natomiast urodziłem się chyba tylko po to, by
przestrzegać odwiecznych tradycji. Jeden fałszywy krok wystarczy, by na
zawsze zostać wyrzutkiem rodziny. W mojej sferze wciąż istnieją prawa,
które ingerują w prywatne życie.

– Na przykład? – Piękne oczy Tamary wpatrywały się w niego

uważnie.

– Chciałem być inżynierem.
– Co mogło stanąć temu na przeszkodzie?

background image

– Kiedy umarł mój brat, musiałem przejąć po nim zarządzanie

majątkiem, opiekę nad zamkiem...

– Ale z pewnością...
– Jak ktoś taki jak ty, do kogo należy cały świat, mógłby

zrozumieć, co to znaczy być skazanym na życie na jednym małym
skrawku ziemi? – wyrzucił z siebie gwałtownie. – Zrozumieć, co to
znaczy być zmuszonym do pewnych działań z poczucia obowiązku... z
poczucia winy!

– Ale ja wcale nie chcę całego świata. Chcę tylko prowadzić

normalne, zwykłe życie. Chcę mieć męża, dzieci, dom...

Zawsze myślał o niej jak o kobiecie, prowadzącej lekkie,

swobodne życie, kobiecie, do której mężczyznę przyciąga krótkotrwała
namiętność, a nie głębsze uczucie. Jego uważne spojrzenie badało jej
twarz, patrzył na włosy, które zdawały się płonąć żywym ogniem. Wciąż
sądził, że Tamara jest kobietą tego właśnie rodzaju. Ale dlaczego jej głos
był pełen tęsknoty, kiedy mówiła o domu, dzieciach, mężu?

– Jakoś nie mogę uwierzyć, że takie życie mogłoby cię w pełni

zaspokoić – stwierdził sucho.

– To, co mówisz, jest bardzo niesprawiedliwe.
Jak to się stało, że w ogóle z nią rozmawia? Przecież przywiózł ją

tutaj w całkiem innym celu. A jednak nie mógł przestać mówić, widząc
jej uważne, ciemne, pełne współczucia oczy. Po tych zwierzeniach czuł
się dziwnie spokojny i odprężony.

– Dla moich rodziców to było równie trudne jak dla mnie – wrócił

do swojej opowieści. – Wcale nie chcieli mnie tu widzieć, a ja pragnąłem
uciec stąd jak najdalej... tam, gdzie pieprz rośnie.

– Jak możesz tak mówić!
– Byłem tak zwanym złem koniecznym. Kiedy okazało się, że

mam talent do zarządzania majątkiem, wszyscy byli ogromnie
zaskoczeni.

– Ale dlaczego?
– Byłem dziki, nieodpowiedzialny. – Ramsaya ogarniało znowu

dawne rozdrażnienie.

– Byłeś młody – brzmiała łagodna, wyrozumiała odpowiedź.
– Ian zawsze był ich ulubieńcem. Sądzę, że zachowywałem się jak

najgorzej po to tylko, by zwrócić na siebie ich uwagę.

– Czy Ian to twój brat? Ramsay przytaknął bez słowa.
– Kiedy zginął na polowaniu, zostałem im tylko ja. Niektórzy

winili mnie za śmierć Iana. Ale nikt nie winił mnie tak bardzo jak ja sam.

– Co się stało? – spytała łagodnie.

background image

– Polowaliśmy razem. Położył strzelbę, żeby wspiąć się na niski

murek. Spadł na strzelbę, która wypaliła. – Ramsay zacisnął dłonie i
przez chwilę wpatrywał się w nie w milczeniu. – Kiedy do niego
dotarłem, już nie żył.

– Śmierć twojego brata to był wypadek.
– Dzięki temu zostałem jedynym spadkobiercą. Ja żyję, a on nie.

Wolałbym być na jego miejscu.

– Nie wolno ci pozwolić, by to zniszczyło twoje życie –

powiedziała znowu łagodnym tonem. Jej oczy były pełne smutku.

– W końcu plotki ucichły – ciągnął ponurym tonem – ale wszystko

zostało znów wyciągnięte na światło dzienne, kiedy dwa lata temu
zginęła moja żona.

– Dlaczego?
– To ja prowadziłem samochód. Padało, szosa była śliska. Pijany

kierowca wypadł na nas zza zakrętu... – Ramsay przełknął z trudem ślinę.
– Nie mogłem zatrzymać wozu. Była w ciąży... Wkrótce miał się urodzić
nasz syn.

W ciszy, która zapadła po tych słowach, Ramsayowi zdawało się,

ż

e waży się los jego duszy, że wszystko zależy od reakcji Tamary.

– Jakie to straszne – wyszeptała, a w jej oczach malowało się

współczucie, nie odraza.

– Znowu odziedziczyłem majątek, i znów z powodu czyjejś

ś

mierci. Była spadkobierczynią wielkiej fortuny, nasze małżeństwo

zostało uzgodnione przez rodziców. Wszyscy wiedzieli, że jej nie
kocham... Na początku byliśmy bardzo nieszczęśliwi. Potem jakoś
doszliśmy do porozumienia, udało mi się nawet pozbyć tego okropnego
poczucia winy z powodu śmierci Iana... Kiedy umarła, wszystko
powróciło. Przez jakiś czas nie wierzyłem, że będę mógł dalej żyć. A
pewnego dnia... – Popatrzył na Tamarę i przypomniał sobie chwilę, gdy
spotkał ją po raz pierwszy. – Uważam, że wszystko, co się stało, to moja
wina – stwierdził z wielką goryczą w głosie.

– Nie powinieneś tak mówić. Okrutne i bolesne przeżycia mogą

się zdarzyć każdemu. – W jej głosie nie było cienia niechęci czy pogardy,
ale współczucie i zrozumienie.

A więc go nie potępiła. Ramsay poczuł niezmierną ulgę i

uświadomił sobie, że teraz Tamara ma dla niego chyba więcej sympatii
niż przedtem.

– Nie mogę sobie wyobrazić, by bolesne i złe wydarzenia mogły

spotkać ciebie – stwierdził smutnym tonem.

– Ależ oczywiście, że i mnie spotkały. Moje życie wcale nie było

background image

usłane różami. Kiedy Adrian się ze mną ożenił, myślałam, że nasze
małżeństwo to bajka, że będziemy żyli długo i szczęśliwie. Ale opuścił
mnie z powodu moich sukcesów zawodowych. Nie mógł znieść mojego
filmowego wizerunku. Mężczyźni zazwyczaj wcale nie widzą mnie
takiej, jaka jestem. Widzą to, co sobie sami wyobrazili. – Wyciągnęła
rękę i bardzo delikatnie dotknęła twarzy Ramsaya. Przykrył dłonią jej
palce i popatrzył jej głęboko w oczy.

– Czasem trudno jest odróżnić prawdę od pozorów.
– Wiesz jednak, że ból i cierpienie są prawdziwe.
Jej szczupła dłoń była dla Ramsaya w tej chwili jedyną prawdą,

jaka może istnieć. Przyciągnął ją bliżej i zaczął gładzić jej włosy.

– Tak, cierpienia są prawdziwe.
– I samotność.
– Cóż ty możesz wiedzieć o samotności?
– Wszystko – wyszeptała. – Nie jestem taka, jaką sobie

wyobraziłeś. – Przytuliła policzek do jego piersi. – Wszyscy myślą, że
jestem jakimś tam symbolem seksu, boginią... ale to nieprawda.

– Więc kim jesteś?
– Po prostu zwykłą kobietą – powiedziała niskim, głębokim

głosem.

Wciągnął w nozdrza jej cudowny zapach. Czuł jej ciepłe ciało.

Ogarnęła go gorąca fala uczucia.

– Jesteś czymś znacznie więcej niż zwykłą kobietą. Marzył o niej

jak szalony przez cały ostatni rok. Uważał, że jest najpiękniejszą,
najbardziej zmysłową kobietą na świecie. Wierzył, że zostanie jego
kochanką, jednocześnie nie zmuszając go do wiązania się z nią w
poważniejszy sposób. Wierzył też, że jeśli się z nią prześpi, będzie mógł
wreszcie o niej zapomnieć.

Teraz zaczynał jednak wątpić, czy to naprawdę wszystko, co do

niej czuje.

– Mam wrażenie, że coś knujesz. – Tamara roześmiała się, a jej

gardłowy śmiech poruszył go do głębi.

– Może już zapomniałaś o naszej umowie, ale to ty pierwsza mnie

dotknęłaś, a więc mogę zapomnieć o złożonej obietnicy – wyszeptał z
uśmiechem. Musnął ustami policzek Tamary.

– Nie! – Odepchnęła go z całej siły.
Poczuł na skórze jej gorący oddech, który sprawił, że przeszył go

dreszcz pożądania.

– Przecież chcesz... – Chwycił ją za ramiona, przyciągnął.
Całował ją bardzo delikatnie. Powoli jej opór zaczął słabnąć, a

background image

ciało rozpaliła namiętność. Tamara rozchyliła usta, a Ramsay leciutko
całował ją, kojąc jej obawy czułymi pieszczotami, mrucząc słodkie
słówka, aż Tamara zamknęła oczy i pozwoliła, aby położył ją na kocu.

Leżała w silnych ramionach Ramsaya, cudownie reagując na

każdy jego dotyk i pieszczotę. Wtem w pobliżu rozległo się rżenie konia.
Otworzyła oczy i rozejrzała się wokoło sennym wzrokiem. Zwierzę pasło
się pod drzewem.

Ramsay znów zaczął ją całować, ale Tamara położyła mu dłoń na

ustach.

– Nie... nie... Jak to się stało, wszystko tak szybko wymknęło mi

się spod kontroli! Co ty sobie o mnie teraz myślisz?

– Myślałem właśnie, że jesteś cudowna, kochanie.
– Nie mogę uwierzyć, że o mały włos, a pozwoliłabym ci...
Ramsay zaklął w duchu. Rozmarzone oczy Tamary powoli

trzeźwiały. Usiadła i dotknęła dłonią splątanych włosów. Wbiła wzrok w
ziemię. Nie miała odwagi na niego spojrzeć.

– Nie zamierzam być kolejną kobietą, którą dzięki odrobinie

szampana uwiedziesz na łożu z białego wrzosu.

– W takim razie kim chciałabyś być? – Ramsay poczuł, że znów

budzi się w nim wściekłość.

– Kimś znacznie ważniejszym. – Tamara wygładziła pomiętą

sukienkę. – A ty chcesz mieć ze mną jedynie przelotny romans.

– Czy romans ze mną naprawdę napawa cię taką odrazą?
– Prawdę powiedziawszy... tak.
– Pragnę ciebie.
– Na jak długo?
– Czy to ważne?
Wyraz bólu na twarzy Tamary ranił jego serce.
– Dla mnie tak – wyznała cicho. – Być może wyglądam na lekką

dziewczynę, reżyserzy chętnie obsadzają mnie w takich rolach. Ale nie
bawią mnie przelotne romanse. Jeśli tylko o to panu chodzi, będzie pan
musiał znaleźć sobie inną kobietę, która będzie z panem jeździła na
pikniki i da się panu chętnie uwieść. Jeśli ma pan trochę rozsądku,
odwoła pan ducha i pozwoli nam wyjechać.

– Ducha? A co ja mam z nim wspólnego? – Ramsay poczuł gniew,

słysząc kolejne oskarżenie.

– Ostrzegam, że jeśli nie przestaniesz straszyć Willa, gorzko tego

pożałujesz.

Ciemne oczy Ramsaya zwęziły się, były znowu pełne gniewu.
– Jesteś zła, bo gdyby nie napatoczyła się tu ta klacz i nie narobiła

background image

hałasu, uwiedzenie ciebie nie wymagałoby wiele wysiłku i starań. Lubisz
seks tak samo jak ja. Dałabyś mi wszystko, czego bym tylko sobie
zażyczył, i prosiłabyś o więcej.

– Wcale nie jestem taka! Tylko przy tobie... Mylisz się! Osądzasz

mnie zbyt pochopnie. – Policzki Tamary płonęły. Jego szyderstwo
zraniło ją do żywego.

– Doprawdy? – Roześmiał się i sięgnął ręką do jej włosów.
Poderwała się do ucieczki, ale zahaczyła paskiem torebki o

wystający korzeń wrzosu. Cała zawartość torby wysypała się na ziemię.
Rzuciła się, by pozbierać swoje drobiazgi.

Portmonetka, szminka, klucze leżały w nieładzie na trawie.
Najpierw jednak wyciągnęła rękę po wymiętą pocztówkę. Ramsay

schwycił ją, zanim zdążyła jej dotknąć, ciekawy, czemu ma dla niej takie
znaczenie.

Spojrzał na pocztówkę i wybuchnął śmiechem. Natychmiast

rozpoznała wyniosły, niepohamowany śmiech potomka sir Ramsaya.

– A więc to jest twój skarb!
Tamara wyrwała mu z ręki pocztówkę i podarła ją na strzępy.
– To mi niezmiernie pochlebia – powiedział leniwym, gardłowym

głosem. – Czy nosiłaś ją przy sobie przez cały rok, tylko dlatego, że facet
na portrecie jest do mnie podobny?

– Ty sukinsynu! – Tamara wrzucała w pośpiechu wszystkie rzeczy

do torebki.

– To nie najlepiej dobrana obelga. Nie zapominaj, że moi

przodkowie mieszkają tu od niemal tysiąca lat. – Nagle Ramsay
roześmiał się swobodnym, głośnym śmiechem. Znowu świetnie się
bawił. Walka i kłótnia z Tamarą sprawiały mu niemal taką samą
przyjemność, jak jej pieszczoty.

Wstał powoli z koca. Wciąż czuł jej smak. Wciąż jej pragnął,

mocniej niż kiedykolwiek przedtem.

Lubił z nią rozmawiać, całować ją, złościć, no i kłócić się z nią.

Wszystko, co robili razem, było niezwykle przyjemne.

Powiedziała: Wcale nie jestem taka! Tylko przy tobie.
Jej obraz prześladuje go już od roku.
A ona przez ten czas nosiła przy sobie jego podobiznę.
Co to wszystko może znaczyć? Wiedział jedno: nie może pozwolić

na to, by znów zniknęła z jego życia.

Jeszcze nie. Najpierw musi ją mieć.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Wściekła, upokorzona i zraniona Tamara zdarła z siebie miękką

bawełnianą sukienkę i rzuciła ją na łóżko.

Była już prawie dziewiąta wieczorem, ale słońce wciąż wisiało nad

horyzontem, jakby wcale nie zamierzało zajść. Tamara założyła czarny
sweter i przykryła włosy ciemną chustką. Przez cały czas stał jej przed
oczami natrętny obraz Ramsaya.

Jest taki sam jak wszyscy mężczyźni. Pragnie jej w ten sam

sposób, w jaki pożądali jej wszyscy reżyserzy i producenci. Najpierw
proponowali jej poważną rolę, a potem zapraszali do pokoju, gdzie
przesłuchiwano kandydatki i gdzie składali jej całkiem inną propozycję.
Udało jej się odejść z Hollywood, zanim straciła do siebie szacunek. W
równie godny sposób zamierzała opuścić zamek Killiecraig. Ale
najpierw da zdrową nauczkę pewnemu aroganckiemu, bezczelnemu
typowi.

Jakby na przekór tym postanowieniom, po policzku Tamary

stoczyła się łza. Otarła ją szybkim, gniewnym ruchem.

Nie, nie będzie płakała z jego powodu.
To może głupie, ale nie chce opuszczać Ramsaya, pomimo że jest

dumny, uparty i niezwykle bezczelny. Pomimo że pragnie wyłącznie jej
ciała... Kiedy powiedział jej o śmierci brata i żony, kiedy zwierzył się, że
wszyscy uważają, że to on ponosi za to odpowiedzialność, odczuwała
jego ból, serdecznie mu współczuła. Nie wierzyła, aby nawet wybujała
ambicja mogła skłonić go do popełnienia tak okropnych czynów.

Z niejasnych przyczyn Ramsay wywoływał w niej reakcje, jakich

nigdy nie doświadczyła w towarzystwie innego mężczyzny. Tamara
pragnęła jego czułości, a nie tylko płomiennego zapamiętania. A ponad
wszystko pragnęła rzeczy niemożliwej. Chciała, by ją szanował.

Ale jak to osiągnąć, skoro Ramsay jest zasugerowany obrazem

namiętnych scen, jakie grała w filmach? Widzi tylko jej piersi, szczupłą
talię, długie nogi i złocistą skórę, ciało, które może dać krótką, fizyczną
rozkosz. Patrzy na nią jak na zmysłową istotę o mało skomplikowanych
zasadach moralnych.

Będzie musiała o nim zapomnieć. To wszystko. Ale skoro posunął

się do tego, by wykorzystać wiarę Willa w istnienie duchów, po to tylko,
by zatrzymać ją w zamku, zamierzała zdemaskować jego podstęp. Dziś w
nocy, jeżeli Ramsay odważy się pojawić w stroju bezgłowego ducha,
Tamara będzie czuwać, by go na tym przyłapać.

Księżyc lśnił jak srebrna moneta na tle granatowego nieba. Tamara

background image

spała w fotelu ustawionym w kącie pokoju Willa. Podczas nocnego
dyżuru zmorzył ją sen.

Rozległ się stłumiony zgrzyt kamieni. Powietrze w pokoju zrobiło

się nagle lodowate. Gdy zegar na wieży zaczął bić północ, na łóżko Willa
padł długi cień.

Tamara obudziła się i ujrzała upiorną postać, która stała przy łóżku

jej synka. Podniosła dłoń do ust, by stłumić krzyk przerażenia.

Zjawa była jeszcze bardziej odrażająca, niż opisywał ją Will.

Emanowała z niej tajemnicza poświata. W kościstych dłoniach trzymała
obrzydliwą, zieloną głowę.

Przez krótką, koszmarną chwilę Tamara patrzyła na zjawę jak

zahipnotyzowana. Wreszcie zerwała się na równe nogi.

Zjawa odskoczyła od łóżka, popędziła w stronę ściany, Tamara

biegła za nią, ale zjawa rozpłynęła się w ciemnościach.

Nagle coś zaskrzypiało i ściana zatrzasnęła się za Tamarą,

zamykając ją w lodowatych ciemnościach. Odwróciła się przerażona,
próbując znaleźć drogę powrotu, ale kamienie ani drgnęły.

Była w pułapce, zamknięta w tajnym, lodowato zimnym przejściu.

Zielona zjawa zniknęła. Tamara była sama.

– Will! – Uderzyła pięścią w kamienną ścianę. – Will! – Jej głos

odbijał się groźnym, ponurym echem, jak gdyby znajdowała się w
jaskini. Nikt nie odpowiedział na jej wołanie.

Ciemności otoczyły ją lodowatym całunem. Zmusiła się do

przesunięcia stopą po podłodze i stwierdziła, że stoi u szczytu stromych,
krętych schodów. Bardzo ostrożnie zaczęła schodzić w dół, z nadzieją, że
schody prowadzą do jakichś drzwi.

Schodzenie po nierównych schodach było niebezpieczne. Z

każdym stopniem Tamara bała się coraz bardziej. A jeśli nie ma stąd
wyjścia? Schody zdawały się nie mieć końca. Nagle stopa Tamary
natrafiła na pustkę.

Ostatnim dźwiękiem, jaki zapamiętała, spadając w otchłań

ciemności było echo jej własnego krzyku. Potem ogarnęła ją zimna,
czarna cisza.

– Tamara...
Głos Ramsaya, który ją wzywał, zdawał się dobiegać z wielkiej

odległości.

Tamara powoli odzyskiwała przytomność. Ciągle zdawało jej się,

ż

e tonie w czarnej, miękkiej pustce, w której ścigają ją zielone, świecące

straszydła.

background image

Otworzyła oczy i zobaczyła, że leży w olbrzymim łożu z

baldachimem. Podniosła głowę i ujrzała Ramsaya. Ich spojrzenia
spotkały się.

Ramsay wydał okrzyk radości i ulgi. Jego silne ramiona uniosły ją

i przygarnęły mocno do piersi. Chociaż czuła się jeszcze bardzo słaba,
przytuliła się do niego z całych sił.

– Gdyby ci się stało coś złego... – szeptał głosem pełnym gniewu i

złości na samego siebie, przygarniając ją mocniej. – Moje kochanie.
Moje śliczne, odważne, szalone kochanie.

Czy to o niej mowa? Kochanie? Tamara poczuła, że jeszcze

chwila, a rozpłacze się ze szczęścia.

Całował jej włosy, czoło, policzki, włosy, jakby była dla niego

czymś niezmiernie cennym. Tamara uświadamiała sobie powoli, jak
wielka jest jego radość.

Była bezpieczna. W jego ramionach.
– Pobiegłam za tym zielonym potworem i zatrzasnęło mnie w

jakimś okropnym lochu – szeptała bez ładu i składu.

– Moje głupiutkie kochanie – powiedział ciepło, odgarniając czule

pasemko włosów, które zasłaniało jej oczy.

– Bardzo się bałam – wyszeptała drżącym głosem.
– Byłaś bardzo dzielna – stwierdził łagodnie, a w jego głosie

zabrzmiała nutka podziwu. – I odważna. Najdzielniejsza i
najodważniejsza kobieta na świecie.

– Myślałam, że to ty byłeś tą zjawą, ale skoro mnie przed nią

uratowałeś... Powiedz mi prawdę... Jak to zrobiłeś, Ramsay?

Odwrócił lekko głowę i spojrzał w głąb sypialni. Tamara

zobaczyła Selmę, która siedziała w fotelu z bardzo zakłopotanym
wyrazem twarzy.

– Prawdę? No cóż, marny ze mnie bohater. Kiedy oskarżyłaś mnie

o to, że sam odgrywam rolę ducha, zacząłem się zastanawiać. Widzisz,
już wcześniej podejrzewałem, że Selma pomaga naszemu duchowi w
organizowaniu jego widowiskowych wyczynów, ale udawałem, że nic o
tym nie wiem. Takie rzeczy przyciągają więcej turystów.

– Ramsay...
– Kiedy zrozumiałem, jak bardzo przejmujesz się tym, co

przytrafiło się poprzedniej nocy Willowi – ciągnął Ramsay, pochylając
głowę i nie patrząc jej w oczy – postanowiłem przekonać się raz na
zawsze, czy moje podejrzenia są słuszne. Śledziłem Selmę. Powinienem
był ją zatrzymać, gdy tylko zobaczyłem, że zakrada się do tajnego
przejścia, ale chciałem przekonać się, jakie ma plany. Szedłem za nią,

background image

widziałem, jak wchodzi do pokoju Willa, ale nie zauważyłem, że za nią
wybiegłaś. – Jego cichy głos zabarwiła nutka pogardy dla samego siebie.
– Jak zwykle, za jednym zamachem odegrałem rolę bohatera i łotra. Na
szczęście usłyszałem krzyk i wróciłem po ciebie.

– A więc ty też ścigałeś ducha? – Tamara wpatrywała się w niego

szeroko otwartymi, pełnymi niepewności oczami.

– Tak. Ale gdy tylko dowiedziałem się prawdy o nocnych zjawach,

powinienem był w pierwszym rzędzie uspokoić ciebie – przyznał
niechętnie, ze zmieszaną miną. – Gdybym wcześniej zareagował, nic by
ci się nie stało. O mały włos nie spowodowałem kolejnego strasznego
wypadku...

Widać było, że męczą go potworne wyrzuty sumienia.
– Przestań... – wyszeptała.
Wziął jej twarz w dłonie i odchylił do tyłu. Pieszczotliwie obwiódł

palcem łagodny łuk jej ust.

– Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby przeze mnie stało ci się

coś złego.

– Nie martw się, nic mi nie jest.
Tamara przypomniała sobie ich dzisiejszą przykrą rozmowę.

Czemu więc dotknęła teraz jego ust równie czule, jak on dotykał jej
twarzy? Chciała go przecież zdemaskować, udowodnić Willowi, że
duchy nie istnieją, pokazać Ramsayowi, że wie doskonale, jaki z niego
niegodziwiec i oszust. Potem zamierzała opuścić go na zawsze.

Duch nie istnieje. Udało się tego dowieść ponad wszelką

wątpliwość. Ale jeśli Ramsay nie był bohaterem, z pewnością nie był też
draniem, za jakiego go uważała.

Ramsay wstał i przyprowadził Selmę bliżej łóżka. Starsza kobieta

z zawstydzoną miną pokazała zieloną, fosforyzującą suknię i odrażającą
głowę, którą zjawa trzymała w rękach.

– To specjalna farba, proszę pani – wyjaśniła zmieszana i pełna

skruchy. – Bardzo panią przepraszam, ale Will tak bardzo pragnął
zobaczyć ducha...

– Rozumiem, Selmo.
– Pan Ramsay nie miał z tym nic wspólnego... Tak mało szczęścia

spotkało go do tej pory w życiu, że chciałam mu pomóc. To niedobrze, że
jego rodzice faworyzowali Iana. Zawsze winili Ramsaya za... Kiedy
zrozumiałam, co do pani czuje, postanowiłam, że muszę zrobić wszystko,
ż

eby mój Ramsay nie został znów sam. Nie przypuszczałam, że to się tak

skończy.

Ramsay objął Selmę, starając się ją uspokoić. Starsza kobieta

background image

otarła oczy i skierowała się ku drzwiom. Tamara opadła na poduszki,
kompletnie oszołomiona.

– A więc znaleźliśmy ducha – stwierdził półgłosem Ramsay.
Tamara spojrzała na niego. Czuła, że czeka ją znacznie bardziej

doniosłe odkrycie.

– Masz prawo mnie nienawidzić – wyszeptał Ramsay. – Gdybym

wcześniej sprawdził, czy moje podejrzenia w stosunku do Selmy są
słuszne, nic by ci się nie stało.

To był naprawdę inny Ramsay. Ramsay, który wyraża skruchę i

patrzy na nią jak na kogoś niezwykle ważnego.

– Myślę, że to, co robiła Selma jest istotnie częściowo twoją winą

– zgodziła się Tamara. Ale kiedy Ramsay wziął jej rękę w dłonie i
ucałował, nie zaprotestowała. – A ponieważ wiedziałeś doskonale, ze nie
chcę utwierdzać Willa w jego wierze w duchy, mogłeś przynajmniej
wspomnieć o swoich podejrzeniach.

– Nie byłem tego pewien... Nie chciałem rzucać na nikogo

oskarżeń, szczególnie na Selmę. – Ramsay pochylił głowę.

– Will! – Tamara błyskawicznie usiadła na łóżku i odrzuciła

kołdrę jednym ruchem. – Taka jestem przejęta, że całkiem o nim
zapomniałam. Na pewno jest przerażony.

Ramsay wziął ją za rękę i przyciągnął bliżej siebie. Dotyk jego

ciała sprawił, że Tamarę przeszył dreszcz.

– Will jest niezwykle przejęty i podekscytowany – uspokoił ją

szybko. – Jest z nim moja matka. On wie, że nic ci się nie stało. Jest
bardzo dumny, że tak odważnie ścigałaś zjawę.

– Muszę mu powiedzieć prawdę.
– Tak. – Ramsay ścisnął jej dłoń. – Właściwie to cieszę się z tego,

co zdarzyło się dziś w nocy. Gdyby nie ten wypadek, nigdy bym się nie
dowiedział...

– Czego? – wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami.
– To nieważne. – Odwrócił głowę z niepewnym wyrazem twarzy.
– Proszę, powiedz mi.
– Sam jeszcze nie jestem tego pewny – przyznał z ociąganiem. –

Kiedy jesteś blisko mnie, wszystko dzieje się tak szybko. Wiem tylko
jedno. W zeszłym roku, kiedy cię uratowałem, poczułem coś, czego
nigdy przedtem do nikogo nie czułem.

Ja też, pomyślała Tamara.
– Myślałem, że to po prostu bardzo silne zmysłowe zauroczenie... i

wydawało mi się, że będę umiał o tobie zapomnieć – ciągnął
przytłumionym głosem. – Ale dzisiaj...

background image

– Ja też chciałam o tobie zapomnieć – przyznała Tamara.
– Nie mogłem wymazać z pamięci twojego obrazu. Oglądałem

twoje filmy i coraz bardziej ciebie pragnąłem. Czytałem wszystkie
artykuły, w których była o tobie mowa. Będąc w Londynie, nigdy nie
mogłem się powstrzymać, żeby nie pójść na twój film. Ale nie mogłem
znieść scen miłosnych, nie mogłem po prostu na nie patrzyć... – urwał.

– Ja też mam z tym trudności. – Tamara zaczerwieniła się po

koniuszki włosów.

– Myśl o tym, że jakiś mężczyzna całuje cię i kocha się z tobą,

nawet na ekranie, była dla mnie nie do zniesienia.

– W moim życiu nie ma żadnego mężczyzny – powiedziała

Tamara, dotykając leciutko jego twarzy.

– Wprawdzie to nie ja byłem duchem, ale muszę przyznać się do

innej sztuczki. Kiedyś przygotowałem broszurę, informującą o
konkursie, i wysłałem ją do Willa. Był oczywiście jedynym uczestnikiem
konkursu. Nie bardzo wierzyłem, że zechcesz tu przyjechać, ale kiedy się
zgodziłaś, zacząłem mieć nadzieję na to, że może przeżyjemy jakąś
szaloną przygodę we dwoje.

– Skąd wziąłeś nasz adres?
– Od producenta, który wynajął ode mnie zamek na zdjęcia.
– A więc wszystko było z góry ukartowane?
– Nie widziałem innego wyjścia. Musiałem cię zdobyć, inaczej

nigdy nie umiałbym o tobie zapomnieć i odzyskać spokoju.

– Prawdziwy z ciebie drań.
– Masz rację – przytaknął. – Ale na przestrzeni wieków niejeden

taki drań mądrze i dobrze rządził zamkiem w Killiecraig.

– Powinnam uciekać stąd jak najszybciej.
Ramsay uniósł jej dłoń do ust i delikatnie pocałował. Tamara

poczuła elektryzujący dreszczyk.

– Z całego serca właśnie to bym ci odradzał – wymruczał, nie

przestając jej całować.

– Chcesz się ze mną kochać po to tylko, żeby móc o mnie

zapomnieć. To najbardziej nieromantyczne wyznanie, jakie kiedykolwiek
zdarzyło mi się słyszeć z ust mężczyzny... – urwała nagle. – Ale w takim
razie dlaczego...?

– Co dlaczego, kochanie? – Ramsay wpatrywał się w jej usta z

napięciem.

– Dlaczego więc chcę zostać tu z tobą?
– Na to pytanie sama musisz sobie odpowiedzieć.
– Być może – zaczęła Tamara cichym głosem – być może chcę ci

background image

udowodnić, że naprawdę jestem boginią... że jeśli raz mnie poznasz, to
już zawsze będziesz mnie czcił, tak jak bohaterowie moich filmów.

Ramsay miękko objął dłonią wysmukły kark Tamary i przyciągnął

ją bliżej. Przesunął ustami po jej wargach, skubiąc je leciutko, a potem
pocałował głęboko, namiętnie.

– Pewnie rano będę tego żałowała – wyszeptała Tamara.
– Być może – zgodził się Ramsay. – Ale najpiękniejsze noce to te,

których rano najbardziej żałujemy... dlatego, że się skończyły.

Ramsay nie jest właściwym partnerem, tłumaczyła sobie. To

przecież nie filmowa rola, tylko prawdziwe życie. Szukała przecież
mężczyzny, który będzie chciał poznać ją całą, a nie tylko jej ciało, który
będzie ją szanował. Jednak Ramsay obudził w niej ukryte, nie znane
dotąd pragnienia, których istnienia nawet się nie domyślała. Obudził
potrzeby tak gwałtowne i niespokojne, że nie umiała ich w sobie stłumić.

– Oto filozofia życiowa drania z szacownego rodu – wymruczała

Tamara, podnosząc twarz do pocałunku.

Później słowa przestały się liczyć. Jedyne, co istniało, to dzika,

pierwotna eksplozja, która wstrząsnęła obojgiem. Lata małżeństwa wcale
nie przygotowały Tamary na spotkanie z ustami, które rozpalały jej całe
ciało, z dłońmi, które doprowadzały ją do zapamiętałej ekstazy.

Nic, co do tej pory przeżyła, nie przygotowało jej na przyjęcie

takiej rozkoszy, jaką dał jej Ramsay. Jego silne, zaborcze usta budziły w
niej tak wspaniałe odczucia. Zdawało jej się, że rozpłynie się jak
woskowa świeca trawiona ogniem jego namiętności. Tego cudownego
napięcia, które narastało pomiędzy nimi, nie opisano w żadnym
filmowym scenariuszu.

Nie minęło nawet kilka sekund, a już oboje byli nadzy, a ich

pospiesznie zerwane ubrania leżały w nieładzie na dywanie. A kiedy
Ramsay wszedł w nią, prowadząc na szczyt ekstazy, Tamara czuła, że
panuje nie tylko nad jej ciałem, ale także nad duszą, sercem, każdą
najmniejszą nawet cząstką jej osoby.

Później, gdy leżała zmęczona i bezwolna w jego ramionach,

poczuła, że coś się w niej zmieniło, nagle i nieodwracalnie. Dzięki
Ramsayowi przeżyła namiętność i ekstazę, którą tyle razy grała na planie
filmowym. Było to nieporównanie piękniejsze, niż umiała sobie
kiedykolwiek wyobrazić. Zastanawiała się, jak w ogóle mogła do tej pory
ż

yć. Jak udało jej się przetrwać bez niego tyle lat? Dzięki Ramsayowi

stała się w pełni kobietą. Gdyby nie zmusił jej podstępem do przyjazdu
tu, do Szkocji...

Nagle rozpłakała się. Sama nie rozumiała, czemu płacze, skoro

background image

czuje w sobie tak ogromny, wszechogarniający spokój.

– To ze szczęścia czy ze smutku? – spytał, całując ją delikatnie.
– Ze szczęścia – wyjąkała przez łzy i roześmiała się nagle.
– Ja też czuję się bardzo szczęśliwy – wyznał Ramsay, odgarniając

z jej czoła mokry kosmyk włosów.

– Nigdy przedtem nie miałam romansu – powiedziała, patrząc mu

prosto w oczy. – De czasu potrzebujesz, żeby o mnie zapomnieć?

Rzucił na nią ciepłe spojrzenie. Gwałtownym ruchem przyciągnął

ją bliżej i wtulił twarz w zagłębienie jej szyi.

– Jesteś inna, niż sądziłem. Zupełnie inna.
– Czy to znaczy, że jesteś zawiedziony? – wymruczała, przytulając

twarz do jego piersi.

– Jesteś tak słodka, że aż trudno w to uwierzyć. I cudownie

namiętna. Rozpalasz we mnie prawdziwy ogień.

– Jak przystało na boginię seksu – roześmiała się Tamara.
Całował ją delikatnie i znów miała wrażenie, że jej ciało budzi się

pod elektryzującym dotykiem jego ust. Kochali się znowu, w sposób
jeszcze doskonalszy niż poprzednio. Tamara nie mogła wprost uwierzyć,
ż

e Ramsay może dawać jej tak niewiarygodnie wielką radość. Później

objął ją i mocno przytulił. Zasypiając w jego ramionach wiedziała już, że
pragnie pozostać tu na zawsze.

Słońce wpadało radośnie przez grube, oprawione w ołów szybki.

Tamara obudziła się wtulona w Ramsaya. Na wspomnienie szalonej nocy
zaczerwieniła się i leciutko dotknęła pulsującej żyłki na jego szyi, by
upewnić się, że to nie sen.

Pod palcami poczuła mocne, regularne uderzenia tętna. Ramsay

otworzył oczy.

– Kocham cię – powiedziała Tamara. – Wiem, że nie powinnam ci

tego mówić, skoro chcesz szybko o mnie zapomnieć.

– Pewnie nie powinnaś – zgodził się bez namysłu. Poranne słońce

rozpalało złote ogniki w jej włosach.

– Boże, jesteś taka piękna – wyszeptał i przytulił ją mocno do

siebie.

– Wczoraj w nocy powiedziałaś, że jestem pierwszym mężczyzną,

z którym masz romans. Czy to prawda? – spytał po długiej chwili
milczenia.

– Tak.
– W takim razie zamierzam być nie tylko twoim pierwszym, ale i

ostatnim kochankiem. – Ramsay pocałował leciutko jej złociste loki.

– Co?

background image

– Czy mówiłaś serio, że chciałabyś założyć rodzinę, mieć więcej

dzieci, przestać grać w filmach i zacząć pisać?

– Ale o czym ty mówisz? – spytała, potakując jednocześnie głową.

– Myślałam, że chciałeś po prostu pozbyć się obsesji na moim punkcie...

– Do diabła, zapomnij o tym.
Tamara pokiwała posłusznie głową. Delikatnymi, smukłymi

palcami zaczęła pieścić jego muskularny tors.

– Ramsay, zmieniasz zdanie tak szybko, że trudno mi się w tym

wszystkim połapać.

– Ależ mój mały głuptasku, czy nie rozumiesz, że teraz wszystko

wygląda inaczej?

A więc i on widzi teraz ich związek w innym świetle.
– Mogłabyś pisać książki tutaj, prawda? – spytał, pozornie

zmieniając temat.

– Nie jestem pewna – westchnęła. – Męskie towarzystwo bardzo

mnie rozprasza...

– O tak! – wykrzyknął, obejmując ją zaborczo.
– Ramsay, czy ty mnie prosisz o rękę?
– Jeżeli zechciałabyś mnie poślubić – przyznał desperackim

tonem.

– Jeżeli... – Tamara poczuła niezmierną, niepohamowaną radość i

obsypała Ramsaya pełnymi zachwytu pocałunkami.

– Rozumiem, że to oznacza: tak – wyszeptał Ramsay.
– Ale mówiłeś przecież, że nie wierzysz w miłość – przekomarzała

się Tamara.

– Ale nie mogę nie wierzyć w to, co czułem wczoraj w nocy i w to,

co czuję teraz. – Jego czarne oczy wpatrywały się w nią z namiętnym
wyrazem pożądania.

Seks. Czy wciąż tylko to się dla niego liczy? Czy potrafi być dla

tego mężczyzny tylko i wyłącznie kochanką? Do oczu, Tamary napłynęły
łzy. Ramsay jej nie kocha. Ceni w niej tylko urodę i ciało.

Odwróciła się szybko, żeby nie okazać, jak bardzo ją zranił.

Starała się opanować, wykorzystując przy tym wszystkie swoje aktorskie
umiejętności. Ramsay pragnie jej wystarczająco mocno, by
zaproponować jej małżeństwo. I to będzie musiało jej wystarczyć. Kocha
go tak bardzo, że nie odważy się zaryzykować jego utraty. Jeśli go
poślubi, będzie miała przynajmniej jakąś szansę, że kiedyś Ramsay też ją
pokocha.

Wewnętrzny głos powiedział jej, że takie rozumowanie jest bardzo

głupie. To przecież nie film. Kiedy jego namiętność się wypali, w jaki

background image

sposób zatrzyma go przy sobie?

– Wyjdę za ciebie za mąż, bo nie wyobrażam sobie życia bez

ciebie – wyznała, odwracając się do niego i dotykając koniuszkami
palców jego ust.

– Jesteś taka słodka, taka cudowna – wyszeptał i znów ją mocno

przytulił, na długą, rozkoszną chwilę.

Cały ten dzień był jednym z najszczęśliwszych w życiu Tamary.

Piękny pierścionek ze szmaragdem, który dostała od Ramsaya na znak
ich zaręczyn, idealnie pasował do jej dłoni. Ramsay ze skupieniem
wsunął go na jej palec.

– Ten pierścionek jest w naszej rodzinie od wieków – powiedział z

powagą.

Kiedy pokazali Willowi pierścionek i powiedzieli mu, że

zamierzają się pobrać, chłopiec nie posiadał się z radości. Najbardziej
cieszyła go perspektywa pozostania na zawsze w zamczysku pełnym
duchów i zjaw. Nawet lady Emma wyglądała na pogodzoną z nową
sytuacją. Kiedy Ramsay wyjechał z zamku, by poinformować o swoich
zaręczynach Caroline, lady Emma przyszła do Tamary, by omówić z nią
szczegóły ślubu.

– Myślę, że wspaniale byłoby urządzić całą ceremonię w ogrodzie

– zaczęła lady Emma.

Wciąż jeszcze rozmawiały, spacerując pośród nieskazitelnych

grządek i kwiatów, gdy Ramsay wrócił do zamku. Powiedział, że
Caroline okazała zrozumienie i pogratulowała mu szczęścia. Co więcej,
zaproponowała, by zaręczyny zostały ogłoszone podczas balu
maskowego, który miała wkrótce organizować.

Później, gdy znaleźli się sam na sam, Tamara wyznała Ramsayowi,

ż

e nie przywiozła nic, w co mogłaby ubrać się na bal. – Wyglądałabyś

pięknie jako Ewa w raju – uśmiechnął się złośliwie.

– Serio, poradź mi, w co się ubrać.
– Mówię jak najbardziej serio. – Ramsay dotknął jej ramienia i

Tamara poczuła, że przeszywa ją rozkoszny dreszcz.

– Jesteś pod wysokim napięciem – wymruczał, przyciągając ją do

siebie.

– Ty też. – Jego pocałunek na nowo obudził całe jej ciało. – To

będzie niewiarygodne małżeństwo.

– Mówiliśmy o strojach.
– Ale to jest o wiele ciekawsze. – Ramiona Ramsaya objęły ją

mocniej.

– Nie, żadnego całowania, dopóki... dopóki nie skończymy

background image

rozmowy. – Tamara odepchnęła go.

– W takim razie... Na strychu jest mnóstwo starych ubrań.

Pójdziemy na bal jako sir Ramsay i jego dama. Wepniesz we włosy białe
kwiecie wrzosu.

– Ale żadnych pszczół!
– śadnych pszczół – zgodził się Ramsay. – I pojedziemy

samochodem, a nie konno.

– Biedny Will – westchnęła Tamara. – Obawiam się, że teraz,

kiedy bezgłowa zjawa przestanie się pojawiać w jego sypialni, będzie się
ś

miertelnie nudził.

– A jakby tak zostawić ducha na jego stanowisku?
– Nie rozumiem.
– To nie w porządku, że my możemy cieszyć się sobą nawzajem w

każdej chwili, a biedny Will w tym czasie musi nudzić się jak mops.
Jeżeli przejmiemy na siebie obowiązki Selmy i zaczniemy w nocy
straszyć w zamku, Will będzie ciągle miał coś do roboty, będzie
obmyślał i zastawiał swoje pułapki. – W oczach Ramsaya płonął ognik
rozbawienia.

– Panie MacIntyre, jest pan niepoprawny!
– Ale jak ci się podoba mój pomysł?
– Czułabym się winna wobec Willa – To będzie dla nas

wszystkich świetna zabawa, możesz mi wierzyć – przekonywał Ramsay.

– Ale to byłoby oszustwo.
– Odwołamy ducha po ślubie. Wtedy wszystko wyjaśnimy.
– To jednak paskudny podstęp.
– Czy wolisz spędzać czas zabawiając Willa, czy... mnie? – Na

twarzy Ramsaya pojawił się zmysłowy uśmieszek.

– Podaj mi swoją definicję zabawiania – zażądała łamiącym się

głosem.

– Z największą przyjemnością. – Ramsay wziął Tamarę w

ramiona, w sposób poglądowy demonstrując znaczenie tego słowa.

– Ramsay... – wyszeptała słabym głosem. Poczuła, że zalewa ją

znajoma fala ciepła. – Naprawdę, nie sądzę...

Jego oczy pociemniały, spojrzenie nabrało ciepła i słodyczy.

Ustami poszukał jej warg.

– Myślę, że to Willowi naprawdę nie zaszkodzi... I pocałował ją.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Tamara wybiegła do ogrodu i z ulgą oparła się o kolumnę.

Olbrzymi dom Caroline otaczała chłodna, morska mgła, tak gęsta, że
większa część ogrodu była całkiem niewidoczna.

W sali balowej goście wirowali w tańcu. Damy w strojnych

kapeluszach tańczyły z ubranymi w pióropusze Indianami, kowboje
bawili się razem z sędziami w pelerynach i togach.

Wiadomość o zaręczynach Tamary i Ramsaya powitano huczną

owacją. Teraz Ramsay tańczył z piękną kobietą, przebraną za Kleopatrę,
która podeszła, by mu pogratulować.

Z miejsca, w którym stała, Tamara widziała jasno oświetlone

wnętrze sali balowej. Wszędzie stały wazony z kameliami, różami i
mocno pachnącymi egzotycznymi kwiatami. Na stołach błyszczały
srebrne nakrycia i kryształowe kieliszki.

Wtem z sali wyszły do ogrodu dwie eleganckie damy. Tamara nie

pragnęła towarzystwa, więc wcisnęła się głębiej w kąt pod tarasem.

Głosy kobiet dobiegały z niedużej odległości.
– Łatwo zrozumieć, co w niej widzi – stwierdziła jedna. – Z

pewnością nie chodzi mu o intelekt. Ale zawsze potrafił zaspokajać
swoje apetyty bez wplątywania się w małżeństwo. Zawsze działał w
starannie przemyślany sposób. Dziwię się, że tym razem nie postawił
dobra rodziny i majątku na pierwszym miejscu.

Drugi głos należał do Caroline.
– Ależ właśnie tak postąpił! Lady Emma wyjaśniła mi, że ta jego

aktoreczka jest bardzo bogata. Znacznie bogatsza niż ja.

– Takie mezalianse rzadko kiedy wychodzą komukolwiek na

dobre. Szybko się nią znudzi, moja droga.

– Będzie miał jej pieniądze, żeby się pocieszyć. Tamara poczuła,

ż

e zalewa ją fala gorąca. Serce biło jej szybko, mocno, boleśnie. Kobiety

powróciły do sali balowej.

Nigdy nie przyszło jej do głowy, że Ramsay mógłby poślubić ją

dla pieniędzy. Nie miała powodu wątpić w jego szczerość. Przecież
przyznał się otwarcie, że chce się z nią kochać po to tylko, żeby móc
wreszcie o niej zapomnieć. Spędzona razem noc dała im obojgu rozkosz,
o jakiej nie śmieli nawet przedtem marzyć. Tamara niemal pogodziła się
z myślą, że jedyną przyczyną, dla której Ramsay chce ją poślubić jest ich
wzajemna namiętność. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy motywacja
Ramsaya rzeczywiście jest tak płytka i niska, jak sam to przedstawiał.

Przeżył przecież już nieraz szaloną namiętność do innych kobiet, a

background image

jednak z żadną z nich się nie ożenił.

Tamara rozpaczliwie potrzebowała chwili samotności, by to

wszystko dokładnie przemyśleć, ale walc właśnie się skończył i do
ogrodu wyszedł Ramsay. Kiedy zawołał, wymawiając jej imię szorstkim,
namiętnym głosem, Tamara poczuła, że coś ściska ją w gardle i ukryła
się głębiej w cieniu. Szybko ją odnalazł.

– A więc tu się schowałaś! Serce Tamary biło jak oszalałe.
Czy radość i czułość, które słyszała w jego głosie, to tylko

wytwory jej wyobraźni? Czy można podejrzewać go o obłudę? Wyszła z
cienia i stanęła w plamie światła.

– Bardzo cię przepraszam – wyszeptał, przytulając ją mocno do

siebie. – Nie chciałem cię zostawiać samej.

– Ja... ja byłam trochę zmęczona tańcem – wyjąkała Tamara.
Króciutkie zetknięcie ich ust sprawiło, ze przez całe jej ciało

przebiegł elektryzujący dreszcz. Opuściła oczy i starała się wymknąć z
jego ramion.

– Jeśli jesteś zmęczona, możemy zaraz wrócić do domu.
– W głosie Ramsaya brzmiała troska.
Nie. Tamara nie chciała znaleźć się z nim teraz sam na sam.
– Nie – zaprotestowała lekko. – Jest jeszcze przed północą.
– Ulubiona pora zielonej zjawy, która straszy Willa – roześmiał się

głośno.

– Wiesz, że czuję się z tego powodu naprawdę winna.
– Powiemy mu całą prawdę, zaraz po ślubie. – Przyciągnął ją

bliżej i czule pocałował w oczy, nos i usta.

Po ślubie... te słowa znów przywiodły jej na myśl wszystkie

wątpliwości.

– Chcę tańczyć – powiedziała nagle z desperackim przekonaniem i

wbiegła po schodkach do sali balowej.

Kiedy czekali, aż orkiestra znów zacznie grać, Ramsay uniósł jej

głowę ku górze i popatrzył uważnie w oczy.

– Mówiłaś, że jesteś zmęczona.
– Już nie. – Z trudem udawało jej się wytrzymać jego spojrzenie. –

Chcę tańczyć. I tańczyć. Bez końca.

– Jesteś w bardzo dziwnym nastroju – wymruczał. Muzyka znów

zaczęła grać i pary zawirowały w tańcu. Odrzuciła głowę do tyłu,
popatrzyła na niego spod długich rzęs, jak gdyby grała scenę w filmie.

– Doprawdy? – spytała lekkim, afektowanym, zalotnym tonem.
Zmarszczył tylko brwi i przycisnął ją mocniej do siebie.
W drodze do domu Tamara siedziała w milczeniu, obracając na

background image

palcu zaręczynowy pierścionek.

– Podobało ci się? – spytał Ramsay ostrożnie.
– Było wspaniale – stwierdziła sztywno, jakby rozmawiała z

całkiem obcą osobą.

– Też tak uważam. – Dłonie Ramsaya zacisnęły się mocniej na

kierownicy.

Oboje zamilkli. Samochód pędził przez gęstą mgłę. Na którymś

kolejnym niebezpiecznym zakręcie rozległ się pisk opon.

– Utrzymanie zamku musi mnóstwo kosztować – stwierdziła nagle

Tamara, jakby od niechcenia.

Rzucił jej krótkie, zdziwione spojrzenie.
– Tak, to prawda.
– Twoja matka mówiła mi, że bardzo umiejętnie zajmujesz się

rodzinnym majątkiem.

– To rzadki przypadek, kiedy mówi o mnie coś dobrego – odparł

krótko.

– A... jak dużą wagę przywiązujesz do pieniędzy?
– Pieniądze są bardzo ważne. Nie tylko dla mnie, ale dla każdego.

– Do jego głosu wdarła się twarda nutka.

Przypomniała sobie o wszystkich producentach, którzy usiłowali

ją wykorzystać, aby odnieść finansowy sukces. Czy Ramsay jest taki
sam? Czy jest dla niego tylko lukratywną inwestycją?

– Masz rację. – Poczuła pod powiekami palące łzy.
– Staram się mądrze inwestować swój kapitał. Tak samo jak i ty. –

Spojrzał na nią uważnie.

– Jak ja? – Głos Tamary był słaby i zduszony.
– Czytałem o tobie, przecież ci o tym mówiłem. Wiem, że

odniosłaś finansowy sukces. Czemu pytasz?

– Och... tak sobie.
Samochód pomknął naprzód tak szybko, że Tamarę aż szarpnęło

do tyłu.

– Świetnie! Ot, tak sobie! – Gwałtownie zahamował tuż przed

wejściem do zamku. Samochód zakołysał się na boki i znieruchomiał.
Ramsay odwrócił się w jej stronę.

Tamara skuliła się na siedzeniu.
– Coś się stało – powiedział szorstko, biorąc ją w objęcia.
– Po prostu jestem zmęczona. – Wysunęła się z jego ramion.
– Czy na balu coś się wydarzyło?
– Nie...
– Coś, co cię zmartwiło i zdenerwowało.

background image

– Powiedziałam ci już...
– Jeśli myślisz, że zamierzam uwierzyć w twoje wykręty...
Przysunął się niebezpiecznie blisko i Tamara poczuła jego

wyrazisty, męski zapach. Krew zaczęła jej szybciej krążyć w żyłach, ale
rozum nakazywał zachować dystans.

– Muszę iść... spać – wyszeptała z determinacją.
– Akurat. – Przysunął się bliżej. – Chcesz ode mnie uciec.
Patrzyła mu w oczy jak zahipnotyzowana. Czuła, że przyciąga ją

nieodparta, magnetyczna siła. Serce zaczęło jej bić bardzo mocno. Kiedy
przybliżył twarz do pocałunku, ogarnęło ją niespokojne, słodkie, żarliwe
pożądanie.

Pozwoliła, by uniósł jej twarz do góry. Jego silne, namiętne usta

spotkały jej rozchylone wargi.

Pocałunek był ciepły i słodki. Ramsay leciutko dotknął jej

ramienia koniuszkami palców, rozpalając drobne płomyczki namiętności.
Tak bardzo pragnęła znów doznać tej cudownej, niezrównanej rozkoszy,
którą potrafił jej dać tylko Ramsay! No tak, jeden pocałunek, a wszystkie
jej wątpliwości rozwieją się jak mgła. Nie! Zamknęła oczy i przygryzła
mocno wargę. Jedyne, co mogła zrobić, to odepchnąć go od siebie z
całych sił.

– Mówiłam ci, jestem zmęczona – stwierdziła chłodno. Odsunął

się, czując, że wrze w nim wściekłość. Zacisnął pięści. Zamknął oczy,
jakby sam jej widok sprawiał mu przykrość, i cicho zaklął pod nosem.

Serce biło jej mocno. Tak bardzo chciała przesunąć teraz dłonią po

jego ramieniu. Tak bardzo tęskniła za jego pocałunkami, za szaleństwem,
które prowadziło do najwyższej ekstazy, za spokojem, który czuła,
zasypiając potem w jego ramionach.

Pomyślała, że ta noc bez Ramsaya będzie bardzo długa i samotna.

Całe przyszłe życie może stać się nieskończoną pustką samotnych dni i
nocy.

Wreszcie Ramsay otrząsnął się.
– Jesteś zbyt zmęczona, żeby trochę pobawić się w straszenie na

zamku? Zbyt zmęczona, by potem przyjść do mojej sypialni? – mówił z
wyraźnym wysiłkiem.

Spojrzała na twardy, zmysłowy zarys jego zaciśniętych ust i znów

z całego serca zapragnęła roztopić się w jego pocałunkach i
pieszczotach.

– Chcę być po prostu sama – powiedziała.
– I to wszystko?! – Ramsay wykrzywił gniewnie usta. Opuściła

wzrok w upartym milczeniu.

background image

– Do diabła! – Ramsay z trudem hamował wściekłość. – Popatrz

na mnie! – zażądał.

Odwróciła głowę w drugą stronę. Wciągnął głęboki oddech. Bez

słowa pochylił się i otworzył drzwi z jej strony.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Serce Tamary było przepełnione po brzegi głupim, bolesnym

ż

alem.

Z wielkim wysiłkiem powstrzymywała się od płaczu.
– Zamknij walizkę i wsuń ją pod łóżko – rozkazała szeptem

małemu potworkowi. Sama była przebrana za koszmarną nocną marę.

Mały potworek podskakiwał z radości przed lustrem, podziwiając

mrożące krew w żyłach efekty, jakie osiągnął za pomocą pudru do
twarzy, masy papierowej i peruki. Podrapał się w ucho i zachichotał,
zachwycony swoim wyglądem.

– Tato byłby ze mnie dumny! To pomysł z jego filmu.
– Will!
Mały potworek opuścił ręce i posłusznie wepchnął walizkę pod

łóżko. Spodnie domkniętego wieka wypadła para plastykowych oczu,
czaszka i trzy peruki.

Will zgarnął z komódki kilka gumowych nietoperzy, odwrócił się

w stronę matki i zapytał:

– Zabrałaś petardy?
– No pewnie! – przytaknęła ponuro, dotykając wypchanej kieszeni.
Zręcznie nacisnęła ukryty przycisk w kamiennej ścianie. Ściana

rozstąpiła się i przed nimi otworzyła się lodowata czeluść, prowadząca w
dół, aż do podziemi zamku.

Tamara starała się za wszelką cenę zapomnieć o wyrazie tęsknoty i

pożądania, który widziała w oczach Ramsaya.

Przez chwilę wahała się, czy zemsta na Ramsayu rzeczywiście jest

warta całego tego zachodu.

– Ojej! Tu jest... tu jest bardzo ciemno! – Will cofnął się o krok. –

Jesteś pewna, że musimy to robić?

– Pokazałam ci przecież, że potrafię otwierać te drzwi, i to z obu

stron. Nie masz się czego bać – oświadczyła Tamara.

– Ale czy jesteś pewna, że powinniśmy go straszyć? Wiesz, on jest

już stary. Może dostać zawału albo czegoś takiego.

Tamara przypomniała sobie wyczyny Ramsaya, którymi

udowodnił jej swoją świetną kondycję. Całe szczęście, że pod grubym
makijażem nie widać, jak bardzo się zaczerwieniła.

– Nie jest aż taki stary! No i cieszy się doskonałym zdrowiem.

Poza tym wcale mu nie zaszkodzi, jeśli naje się trochę strachu. W końcu
straszył cię co noc, prawda?

– I ty też.

background image

– Proszę, nie przypominaj mi o tym. – Skrzywiła się. – Będę się

tego wstydzić aż do śmierci.

– Bardzo ładnie wyglądałaś w tym kostiumie upiornej zakonnicy.

Babci by się podobało.

– Ani mi się waż pisnąć jej choć słówko!
– A które z was zrobiło te krwawe plamy pod portretem w galerii?

Były świetne! Czego użyliście jako farby?

– Pożyczyłam od ciebie trochę sztucznej krwi. Kamienna ściana

zamknęła się za nimi powoli.

– A kto nalał atramentu do ponczu, którym poczęstowano panie

wczasowiczki? To też było świetne!

To był akurat pomysł Ramsaya. Na samą myśl o tym, jak

doskonale się razem bawili, serce Tamary zaczęło bić mocno i boleśnie.
Ś

wiatło latarki błądziło po schodach.

– Will! Musimy się skoncentrować!
Ramsay, ubrany w zielony strój bezgłowej zjawy, szybko wbiegał

po ukrytych schodach. Była już niemal północ i trzeba było się śpieszyć,
ż

eby mara zdążyła pojawić się w pokoju Willa na czas.

Co, do licha, ugryzło Tamarę? Na początku wszystko było dobrze.

Wyglądała prześlicznie. Za każdym razem, gdy na nią patrzył, w jej
oczach rozpalał się na nowo ognik szczęścia. Ale potem, w samochodzie,
to nie była już ta sama kobieta, ale jakaś nieznajoma, która mroziła go
spojrzeniem i odsuwała się, gdy próbował jej dotknąć. Usiłował sobie
przypomnieć, kiedy dokładnie nastąpiła zmiana nastroju.

Wszystko było świetnie, póki nie zostawił jej samej, żeby

zatańczyć z Julią. Kiedy ją odnalazł w ogrodzie, radosny nastrój zniknął
jak sen. Czy Tamara jest zazdrosna? O Julię? To przecież całkiem bez
sensu.

Cholera. Kobiety! Czemu nie mogą postępować jak mężczyźni,

otwarcie powiedzieć, co je męczy.

Tak czy inaczej, nie zamierzał żyć w niepewności. Wydusi z niej

odpowiedź, musi mu powiedzieć, co się stało. Jeśli mu się nie uda, wtedy
nie ma co marzyć o wspólnej nocy. Ramsay postanowił iść prosto do jej
pokoju, ale wpierw powinien trochę postraszyć Willa.

Był całkowicie pogrążony w niewesołych myślach, kiedy z

ciemności nagle wyłoniły się dwa purpurowe potwory. Z paskudnych
pysków kapała im czarna krew. W mroku rozbłysły petardy. Na Ramsaya
spadło całe stado nietoperzy.

Krzyknął ze strachu, potknął się i potoczył w dół schodów, a za

nim zielona, fosforyzująca głowa.

background image

Spadając w kamienną pustkę pomyślał: czyżby ten cholerny zamek

był naprawdę nawiedzony?

Kiedy oprzytomniał, leżał na zimnych, wilgotnych schodach,

których ostre krawędzie boleśnie wbijały mu się w plecy i w kark.

Usłyszał przytłumione głosy i ostrożnie uchylił powieki. Jakieś

straszydła pochylały się nad nim i coś mówiły zaniepokojonym tonem.
Ramsay, śmiertelnie przerażony, zamknął oczy i starał się nie ruszać,
przekonany, że właśnie dostał się do piekła.

– Mamo, przecież ci mówiłem, że on jest stary i może dostać

zawału.

Powieki Ramsaya drgnęły. Stary? Kogo ten czerwono-głowy

potworek śmie nazywać starym? Nagle zrozumiał, że jednak żyje, i że te
dwie dziwaczne postacie są mu doskonale znane. Z niejasnych przyczyn
Tamara i Will zmienili układ w ich grze i nastraszyli na odmianę jego.

Z trudem powstrzymał się, by nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
– Wcale nie dostał zawału – powiedziała Tamara. – Po prostu

pośliznął się i uderzył w głowę. Pewnie stracił przytomność. Prosiłam cię
o petardy świetlne, a nie te z prochem – dodała tonem matczynej nagany.

– Myślałem, że takie będą lepsze.
– Dzieci powinny robić to, co każą starsi. Mógł sobie skręcić kark.
– Powinnaś się cieszyć, przecież udała ci się zemsta.
– Will – zaczęła smutnym głosem Tamara. – Wiesz przecież, że

nie chciałam mu zrobić krzywdy...

– Mamo, powiedziałaś...
– Chciałam mu tylko odpłacić pięknym za nadobne, nim jutro stąd

wyjedziemy.

Wyjedziemy? Jutro? O czym ona mówi? Dokąd i po co miałaby

stąd wyjeżdżać? Nie ma mowy. Nie wyjedzie stąd. Ramsay nie zamierzał
spędzić bez niej ani jednego dnia więcej.

W końcu ma w zanadrzu jeszcze jeden atut. Zajęczał boleśnie i

otworzył oczy.

– Ramsay, to ja – wyszeptała Tamara, biorąc go za rękę. Zmrużył

oczy i zajęczał znowu, udając, że nie może znieść światła latarki.

– Will! Połóż latarkę na ziemi. Musimy mu pomóc wejść do

twojego pokoju. Wtedy zawołamy kogoś na pomoc. – Odwróciła się w
stronę Ramsaya i dodała łagodniejszym tonem: – Ramsay, kochanie,
musisz spróbować wstać.

Leżał nieruchomo, zamknął oczy i udawał, że nic nie słyszy.
– Ramsay! Ani drgnął.
– O, Boże! – Głos Tamary był pełen przerażenia. Zrozpaczona,

background image

przytuliła głowę do jego piersi. – śyje – odetchnęła z ulgą. – Ramsay,
kochanie...

Była tak szczerze zmartwiona i zawstydzona, że Ramsay

postanowił trochę ją pocieszyć. Ale tylko troszeczkę. Otworzył oczy i
uśmiechnął się słabo.

– Ramsay, kochanie, musimy cię zaprowadzić do pokoju Willa.
Kiedy się nad nim pochyliła, poczuł dotyk jej pełnych piersi, który

obudził znany, ale chwilowo niepożądany dreszczyk. Zmełł w ustach
przekleństwo, które Tamara złożyła na karb wysiłku, jaki kosztowało go
podniesienie się na nogi.

– Wiem, że to musi boleć – powiedziała głosem pełnym

współczucia.

Ramsay, zachwycony jej troską, bezwstydnie zajęczał jeszcze

bardziej żałośnie. Oparł się o nią mocno, rozkoszując się ciepłym
dotykiem jej ciała. Wędrówka po schodach w tej miłej bliskości zajęła im
sporo czasu.

Nareszcie znaleźli się w sypialni Willa.
Ramsay zdawał się drzemać. Tamara stała obok lady Emmy. Była

wdzięczna losowi, że nic poważnego mu się nie stało. Lekarz
poinformował Tamarę i lady Emmę, że jedna z nich powinna zostać z
nim aż do rana.

– To zupełnie do niego niepodobne – powiedziała lady Emma

podejrzliwym głosem, otulając syna kołdrą. – Wciąż nie mogę uwierzyć,
ż

e ma wstrząs mózgu. Wydaje mi się, że on coś knuje. Zazwyczaj jest

zdrowy jak koń. – Odwróciła się w stronę Tamary. – A więc przebraliście
się za straszydła?

Tamara pokiwała twierdząco głową, czując się bardzo winna.
– Doprawdy, kochanie, nie powinnaś się o nic obwiniać. Nie

wydaje mi się, żeby cokolwiek mogło przestraszyć Ramsaya, nawet sam
diabeł. Ma w sobie więcej odwagi niż rozumu. Jak wszyscy mężczyźni z
rodu MacIntyre. Ta skądinąd wspaniała cecha charakteru wielekroć o
mały włos nie spowodowała wygaśnięcia całego rodu.

– Obawiam się, że jako straszydła byliśmy naprawdę przekonujący

– wyznała zawstydzona Tamara.

– Z pewnością, kochanie. Tyle tylko, że Ramsay jest taki twardy i

opanowany, nigdy nie traci zimnej krwi, że trudno mi uwierzyć, żeby
dwa straszydła w ciemnym korytarzu mogły zrobić na nim jakiekolwiek
wrażenie.

Usta chorego wygięły się leciutko, ale na szczęście żadna z nich

tego nie zauważyła.

background image

– Chyba nie jest aż tak opanowany... Potrafi być bardzo...

czarujący, kiedy przyjdzie mu na to ochota.

– A więc dlaczego oddałaś mu pierścionek? – Starsza pani

wpatrywała się w Tamarę z zainteresowaniem.

– Dlatego, że... że nie jestem dla niego właściwą żoną. On

pochodzi z rodu...

– Z rodu rozbójników i łotrów – dokończyła lady Emma. – Nie

dorasta ci do pięt.

– Ja pochodzę z takiej... troszeczkę szalonej rodziny i nakręciłam

te wszystkie głupie filmy.

– Ramsay uwielbia twoje filmy, a jeśli reszta twojej rodziny jest

równie czarująca jak ty, to nie mogę się doczekać dnia, w którym ich
nareszcie poznam.

– Obawiam się, że oni wszyscy są... – Tamara zawahała się, czy

wyznać całą prawdę. – Twierdzą, że mają zdolności parapsychologiczne.

– To naprawdę cudowne! Od dawna pragnęłam porozmawiać ze

zmarłym ojcem Ramsaya!

– W tej okolicy nikt nie uzna mnie za odpowiednią żonę dla

Ramsaya. Nie będą mnie szanowali. Caroline...

– Nonsens – przerwała jej lady Emma. – Co cię obchodzi, co

myślą sobie inni? My ciebie szanujemy i poważamy.

– Naprawdę?
– Ależ oczywiście. Jesteś wspaniała. Chociaż nie od razu tak

myślałam. Z natury nie ufam ludziom, którzy nie kochają kwiatów,
ogrodu.

– Czy nie myśli pani, że Ramsay szybko się mną znudzi?
– Wierz mi, kochanie, Ramsay z pewnością dokładnie to

przemyślał, inaczej nie prosiłby cię o rękę. Rządzi nim rozsądek, a nie
emocje.

Tamara zamarła. A więc miała rację! Ramsay zamierzał poślubić ją

dla pieniędzy, to wszystko zostało zaplanowane!

– Będziesz musiała sporo nauczyć się o uprawie ogrodu, kochanie.

Pomogę ci.

– Na pewno jest pani bardzo zmęczona, lady Emmo – powiedziała

Tamara, biorąc matkę Ramsaya za rękę i prowadząc ją w stronę drzwi. –
Wypadek zdarzył się z mojej winy, a więc to ja zostanę tu do rana.

– To bardzo miło z twojej strony, kochanie.
– Ale kiedy Ramsay wyzdrowieje – ciągnęła Tamara – nie zostanę

w zamku. Nasz związek jest już skończony.

Lady Emma posmutniała i mocniej ścisnęła dłoń Tamary. Od

background image

strony łóżka dobiegł przejmujący jęk i Tamara podbiegła do chorego.

– Skończony? Czyżby? – powiedziała lady Emma lekko drwiącym

tonem i uśmiechnęła się pobłażliwie. Odgadła taktykę syna. – Nie sądzę
– dodała półgłosem. Wyszła z pokoju i zamknęła starannie drzwi,
zostawiając Ramsaya sam na sam z Tamarą.

– Kiedy jesteś blisko, mniej mnie boli – wymruczał.
– Czy czegoś potrzebujesz? – spytała zaniepokojona. Ramsay

wysunął dłoń spod kołdry, palce jego silnie oplotły szczupłą dłoń
Tamary.

– Nie, mam wszystko, czego mi potrzeba – powiedział z

uśmiechem zadowolenia.

– Przepraszam, że cię tak nastraszyliśmy.
– Wybaczam ci – odparł łaskawie.
Upłynęły dwa dni, lecz stan zdrowia Ramsaya nie poprawiał się.

Leżał w łóżku jęcząc i majacząc, a czuł się lepiej tylko wówczas, kiedy
była przy nim Tamara.

Tamara zamartwiała się o niego. Poczucie winy powodowało, że

niemal bez przerwy tkwiła przy jego łóżku. Czytała mu książki,
pozwalała Willowi zabawiać chorego sztuczkami. Czuła ulgę tylko
wtedy, gdy Ramsay uśmiechał się do niej słabo, udając, że czuje się
lepiej.

– Czy ciągle jesteś na niego wściekła? – spytał Will trzeciego dnia

rano, kiedy Tamara kończyła makijaż i wybierała się na dół po tacę ze
ś

niadaniem dla Ramsaya.

– Oczywiście.
– To dlaczego zachowujesz się tak, jakbyś go uwielbiała? Nigdy

nie byłaś dla mnie taka dobra, kiedy byłem chory.

– Will, ja go wcale nie uwielbiam. Wyjedziemy stąd, jak tylko

trochę lepiej się poczuje – dodała upartym tonem.

– Och, mamo! Ja bardzo lubię to miejsce. I Ramsaya. Nawet kiedy

jest chory.

– Ja też – przyznała Tamara.
– Babcia powiedziała, że to najbardziej romantyczna historia, jaką

kiedykolwiek słyszała.

– Powiedziałeś jej! Kiedy?
– Dzwoniła. Powiedziała, że powinnaś wyjść za niego za mąż.
– No pewnie! – zawołała Tamara z niesmakiem.
Czwartego dnia rano Tamara przyszła do pokoju Ramsaya

wcześniej niż zazwyczaj. Ze zdziwieniem stwierdziła, że łóżko jest puste.

Wpatrywała się w zmiętą pościel, zaniepokojona. Obawiała się, że

background image

mogło mu się przytrafić coś złego. Nie powinna była zostawiać go
samego.

Wtem z łazienki doleciało ją radosne pogwizdywanie. Drzwi były

uchylone. Ramsay zakręcił wodę i zaczął się wycierać, śpiewając na cały
głos sprośną szkocką balladę.

Tamara schowała się za zasłoną.
Ramsay wszedł do sypialni, owinięty tylko ręcznikiem. Mięśnie

jego smukłego ciała rysowały się wyraźnie pod gładką skórą. Jego postać
emanowała siłą i pewnością siebie. Tamara wpatrywała się w jego
wilgotne barki i czuła dojmującą tęsknotę i pożądanie.

Doskonale pamiętała wspaniałe uczucie, gdy te ramiona

obejmowały ją i przytulały. Przez cztery długie noce była tak bardzo
samotna... Stał koło okna, przeciągając się z rozkoszą. Tamara niemal
czuła ciepło jego ciała.

Ale przecież on wcale nie utyka! Jest zdrów jak koń. A więc ją

oszukał. Znowu ją oszukał!

– Ty oszuście! – Tamara wypadła ze swojej kryjówki.
Na jej widok Ramsay miał bardzo zaskoczoną i niepewną minę.

Jego czarne oczy przesunęły się po jej twarzy i zatrzymały na pełnych
ustach.

– Dzień dobry.
– Nic ci nie jest!
– Jesteś doskonałą pielęgniarką. – Uśmiechnął się szeroko.
– Wcale nie byłeś chory – stwierdziła chłodno.
– Czemu ty nigdy mi nie wierzysz?
– Mam dosyć tych twoich gierek.
– Ja też. – Podszedł bliżej.
– Czemu udawałeś, że jesteś chory?
– śeby cię tu zatrzymać.
– A więc udało ci się mnie oszukać, ale to już naprawdę ostatni

raz.

– Zgoda. Musimy porozmawiać jak normalni ludzie.
– Nie. Zostawiam cię, wyjeżdżam i to już koniec.
– Dlaczego?
– Bo gdybym tu została, złamałbyś mi serce. Willowi też.
– Poprosiłem cię o rękę, bo potrzebuję ciebie, nigdy jakiejkolwiek

innej kobiety tak bardzo...

Czy to może być prawda, że chciał ją poślubić ze względu na jej

pieniądze? śycie w Hollywood nauczyło ją jednak, że mężczyźni potrafią
robić różne rzeczy z wyrachowania i zachłanności.

background image

– Nie wątpię w to. Ale mnie nie kochasz.
– Może jednak powinienem się przyznać, że...
– Widzę, że jesteś gotów powiedzieć cokolwiek, byle mnie tutaj

zatrzymać – stwierdziła.

Ramsay podszedł bliżej i delikatnie uniósł jej głowę do góry. Przez

długą chwilę wpatrywał się w smutne oczy, pełne tęsknoty i bólu.

– Tak – powiedział. – Kocham cię. I wiem, że pokocham także

Willa. Straciłem swojego syna...

Poczuła ostry ból w sercu. Usta jej zadrżały. Nienawidziła go teraz

bardziej niż kiedykolwiek przedtem, nienawidziła go za tę czułą chwilę,
za to, że żeruje na jej uczuciach, bawi się nią, a najbardziej za to, że sama
tak bardzo pragnie mu uwierzyć.

– Do diabła – wyszeptała ze złością. – Jesteś niezły, nie gorszy od

aktorów w Hollywood.

– Nie odchodź – poprosił.
– Nie zamierzam zmienić postanowienia. Jak mam uwierzyć w to,

co mówisz? Sfałszowałeś konkurs, potrafiłeś nawet udawać, że masz
wstrząs mózgu!

– Bo... bo cię kocham.
– Mówisz tak tylko dlatego, że wiesz, jak bardzo pragnę to

usłyszeć.

– Nie. Kocham cię.
Słuchała jego słów jak zaczarowana, z całych sił pragnąc w nie

uwierzyć.

– Ja... ja nie sądzę, że to prawda. Jesteś zimny i wyrachowany.

Powiedziałeś swojej matce, że jestem bogata...

– A skąd ty o tym wiesz? – spytał ponuro.
– Caroline tak powiedziała.
– A więc to cię gryzie!
– Oczywiście, że tak. Wielu już mężczyzn chciało być ze mną dla

różnych materialnych korzyści, które związek ze mną mógł im przynieść.
Na przykład marzyło im się wejście w świat filmu...

– Ależ, głuptasku, ja wcale nie dlatego cię pragnę – stwierdził,

wyciągając ku niej ręce. – Tamaro, posłuchaj mnie. – Objął jej twarz
dłońmi. – Świetnie sobie radziłem z zarządzaniem majątkiem, i to na
długo, zanim cię poznałem. To prawda, muszę pieniądze wydawać
ostrożnie. Sama wiesz, że to ciągła walka o przetrwanie. Tamara
milczała.

– Nie chcę cię stracić – ciągnął. – Nie zniósłbym tego. Jeżeli

odejdziesz, stracę wszystko jeszcze raz. Tyle tylko, że tym razem ból

background image

będzie silniejszy niż kiedykolwiek przedtem.

– Będziesz musiał znaleźć sobie jakąś bogatą księżniczkę –

wyszeptała Tamara, czując, że cała drży pod dotykiem jego dłoni. – Bo
mnie już straciłeś.

Determinacja w jej głosie mogła się równać tylko z rozpaczą, którą

czuła w sercu. Ostatni promyk nadziei w oczach Ramsaya zgasł pod jej
twardym spojrzeniem. Powoli, niechętnie, opuścił ramiona.

Tamara wciągnęła z trudem powietrze i wybiegła z jego pokoju.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Zamek Killiecraig stał ciemny i wyniosły na tle szarego, zimnego

morza i aksamitnych, zielonych wzgórz. Przed wejściem czekała
zaparkowana limuzyna. Gdy Tamara wybiegła na dwór, pociągając
smutno nosem, wszystkie walizy Willa były otwarte, a ich zawartość
porozrzucana w wysokiej trawie. Chłopiec stanowczo odmówił
zamknięcia walizek, które szofer chciał włożyć do bagażnika.

Tamara była zbyt smutna i rozczarowana, żeby podejmować walkę

z synkiem. Wsiadła do samochodu, oparła się wygodnie o skórzane
siedzenie i zamknęła oczy. Drżała z zimna i rozpaczy.

Ledwie jednak zdążyła przymknąć powieki, gdy z zamyślenia

wyrwało ją gwałtowne stukanie w szybę.

Szofer był czerwony z wściekłości. Miał przekrzywioną czapkę, a

jego strój był w kompletnym nieładzie.

– Mamo! – Will przycisnął piegowaty nos do szyby. Tamara

niechętnie otworzyła okno.

– Proszę pani, Will nie chce zamknąć swoich walizek! –

wykrzyknął zdesperowany szofer.

– Bo nie mogę jej znaleźć! – zawołał jeszcze głośniej Will.
– A czego szukasz? – spytała łagodnie Tamara.
– Tej książki, którą dostałem od babci, „Poradnika łowcy

duchów”.

– Will, wsiadaj do samochodu. Kupię ci nową.
– Ale w tej była dedykacja.
– Babcia napisze ci nową dedykację.
– To nie będzie to samo.
– Will, jedziemy! Wsiadaj!
– Bez tej książki nigdzie nie jadę – oświadczył chłopiec, krzyżując

ramiona na piersi. Wyglądał jak miniaturowy Napoleon.

Tamara pomyślała, że rola matki nie jest łatwa. W tej chwili nie

miała siły ani ochoty, żeby sprzeczać się z synkiem.

– Will, bardzo cię proszę...
Will bez słowa podniósł głowę do góry.
– Will. Wsiadaj do samochodu. Mówię jak najbardziej serio.

Tamara wbiegała po schodach zamku. Poddała się w końcu i

postanowiła sama poszukać książki.

Otworzyła drzwi do pokoju i natychmiast cofnęła się o krok na

widok Ramsaya, który siedział przy oknie, w pozie pełnej rezygnacji. Na

background image

jego twarzy malował się bezbrzeżny smutek. W jednej ręce trzymał
„Poradnik łowcy duchów”, w drugiej zaś zdjęcie Tamary.

Powinna zejść na dół i kazać Willowi przyjść tu po książkę, ale z

jakiegoś trudnego do wyjaśnienia powodu nie mogła się zmusić, by stąd
wyjść. Ramsay MacIntyre wyglądał na bardzo nieszczęśliwego i
opuszczonego.

Ale dlaczego? Czyżby rozpaczał tak bardzo tylko dlatego, że nie

udało mu się zdobyć jej majątku? Stała w progu, pełna wątpliwości i
wahania. Czy myliła się w ocenie jego intencji? Poczuła, że do oczu
napływają jej łzy. Westchnęła cicho i na ten dźwięk Ramsay odwrócił się
w jej stronę.

– Tamaro...
– Ramsay...
W pierwszej chwili widziała w jego oczach tylko rozpacz i

bezgraniczny ból. Powoli wyraz jego twarzy złagodniał.

Tamara uśmiechnęła się niepewnie przez łzy.
– Wróciłaś – wyszeptał. – Wróciłaś do mnie. – Radość, która

zalśniła w jego czarnych oczach oślepiła Tamarę.

– Nie! – powiedziała, chociaż z trudem powstrzymywała się, by

nie podbiec do niego i nie rzucić mu się w ramiona. Kobieca duma
jednak nie pozwalała na takie zachowanie. – Wróciłam tu tylko po
książkę Willa – odparta wyniośle.

Coś w oczach Tamary musiało zdradzić jej uczucia, ponieważ

Ramsay wstał z krzesła, odłożył książkę i szybko podszedł do niej.

– Nie, wróciłaś do mnie – stwierdził spokojnie.
– Musiałabym być szalona, żeby cię pokochać...
– Zgadza się. A ponieważ jesteś szalona, więc mogę mieć

nadzieję? – spytał z leciutką drwiną, biorąc ją w ramiona.

– To prawda. Jestem szalona – przyznała Tamara, unosząc głowę i

patrząc na niego spojrzeniem pełnym miłości.

– Nie. Nie jesteś szalona. Jesteś najpiękniejszą i najbardziej

wspaniałą kobietą, jaką znam. Uwielbiam cię i podziwiam. A co
najważniejsze... bardzo cię szanuję.

– Mówisz tak, bo wiesz, jak bardzo chcę to usłyszeć.
– Mówię tak, bo po raz pierwszy w życiu jestem zakochany.
– Gdybyś tylko...
– Kochanie, proszę, nie miej już żadnych wątpliwości. Spełniły się

wszystkie twoje marzenia... i moje też.

– A więc nie zależało ci na moich pieniądzach?
– Moja miła, jestem człowiekiem praktycznym.

background image

– Nie chcę, żebyś mnie kochał dla pieniędzy.
Natychmiast przestał się z nią przekomarzać. Leciutko, delikatnie

dotknął jej czoła, jak gdyby była dla niego czymś niezmiernie cennym i
delikatnym.

– Kocham cię za to, że jesteś sobą. Jestem tego zupełnie pewny. I

zamierzam ci to udowodnić raz na zawsze – wyszeptał i mocno ją
przytulił.

Potem wziął ją na ręce i zaniósł po schodach do swojego pokoju.
Stali przy jego olbrzymim łożu z jedwabnymi zasłonami.
– Kocham cię, Tamaro – powiedział Ramsay cicho, ale wyraźnie.

Zaczął delikatnie rozpinać guziczki jej bluzki. – Czy wiesz, że kiedy
znałem cię tylko z filmów, byłem przekonany, że nie nadajesz się na
moją żonę? Gdybym szukał pieniędzy, ożeniłbym się z Caroline. Pragnę
ciebie, a nie twoich pieniędzy. Byłaś taka dobra i okazałaś mi tyle
współczucia. Ujrzałem cię w zupełnie innym świetle. Kiedy pobiegłaś za
Selmą, żeby złapać ducha, kiedy stanęłaś w obronie Willa, byłaś
niezwykle odważna. A kiedy zobaczyłem, jak leżysz nieprzytomna na
schodach, zrozumiałem, że umarłbym z rozpaczy, gdyby ci się przytrafiło
coś złego.

– A tamtej nocy, kiedy cię nastraszyłam...
– Wcale się nie przestraszyłem.
– A właśnie, że tak. Po prostu twoja męska duma nie pozwala ci

się do tego przyznać.

– Moja rodzina od wielu stuleci żyje w zgodzie z tym duchem.

Nikt z nas nigdy się go nie bał...

Tamara roześmiała się z niedowierzaniem. – Zresztą mamy

mnóstwo czasu, by się o to spierać – wyszeptał. – Aż do końca życia.
Teraz jednak chcę cię przekonać, jak bardzo cię potrzebuję, jak bardzo
cię kocham i pragnę.

Zdjął jej bluzkę, a jego spojrzenie roznieciło w niej pożądanie.
– A jak chcesz mnie o tym przekonać? – spytała, kładąc się na

łóżku.

Ramsay położył się obok niej, a jego usta natychmiast odnalazły

jej wargi.

I znowu odczuła narastającą ekstazę, którą umiała przeżywać tylko

w jego ramionach.

– Jesteś z każdym dniem coraz bardziej cudowna – wyszeptał,

przytulając się do niej całym ciałem.

– Nie mów nic – poprosiła, zamykając oczy. Poczuła, że cały świat

wiruje, że niesie ją wysoka fala pożądania i nienasyconej tęsknoty za

background image

jego pieszczotą.

Nie mogła się nim nacieszyć. To, że znów trzyma go w ramionach,

ż

e może całować jego usta, oczy, włosy, że może pieścić całe jego piękne

ciało, wydawało jej się cudem, w który wciąż nie mogła w pełni
uwierzyć. Może spędzić z nim najbardziej szaloną noc, a Ramsay będzie
ją nadal szanował i kochał. Wspaniale było wiedzieć, że ich wzajemne
pożądanie rodzi się z ich miłości, że nie jest tylko ulotną, cielesną
tęsknotą. Ramsay jest jej mężczyzną. Na zawsze.

Wtulił się w nią mocno i ich ciała połączyły się. Wszelkie myśli

pierzchły jak sen.

Ramsay ją kocha.
A ona kocha go całym ciałem i całą duszą. Na zawsze. Nic i nikt

tego nie zmieni.

background image

EPILOG

Pomimo że dzień był pochmurny i chłodny, ślub Tamary i

Ramsaya był piękną uroczystością. Tamara była ubrana w białą suknię, a
we włosy wpięła gałązki białego wrzosu. Ramsay wodził za nią wszędzie
zachwyconym spojrzeniem.

Matka Tamary przyleciała do Szkocji, żeby pomóc lady Emmie

zaopiekować się Willem, gdy Tamara i Ramsay będą spędzali swój
miesiąc miodowy we Włoszech.

Chociaż jedna teściowa była ubrana w elegancką, granatową

suknię i naszyjnik z pereł, a druga w jaskrawoczerwoną cygańską
spódnicę i ciężkie, miedziane bransolety, obie kobiety z miejsca
przypadły sobie do gustu.

– Pojedziemy gdzieś, gdzie jest ciepło – zadecydował Ramsay. –

Nasz miesiąc miodowy musi być dla ciebie najpiękniejszymi w życiu
wakacjami. Pamiętam, że przecież wcale nie chciałaś przyjeżdżać do
deszczowej Szkocji.

– Ale to i tak były naprawdę wakacje spełnionych marzeń –

powiedziała Tamara, leciutko całując go w usta.

Wszystko wydawało się wreszcie układać po myśli Tamary, kiedy

w pewnym momencie usłyszała, jak jej matka mówi do lady Emmy:

– Z pewnością żadna z nas nie poradziłaby sobie z Willem sama.

Dobrze, że znam doskonały sposób, by go zająć. Ten duch... Widziałam
go, naprawdę – wyznała matka Tamary teatralnym szeptem.

– Kogo? – spytała Tamara, z przykrym przeczuciem, że z góry zna

już odpowiedź na to pytanie.

– Widziałam go, jak wyszedł ze swojego portretu.
– Kto wyszedł i skąd? – Tamara zacisnęła mocno usta.
– Wspaniały, cudowny duch. Jest bardzo podobny do twojego

Ramsaya. Powiedział mi, że za życia był z niego niesamowity drań i
łobuz... No i dla twojego dobra złożyłam mu pewną obietnicę...

– Dla mojego dobra nie powinnaś była zwracać na niego wcale

uwagi.

– Nie mogłam tego zrobić. Wiem, jak bardzo nienawidzisz

duchów. Więc obiecałam mu, że przez ten miesiąc, kiedy będziemy się
opiekować Willem, znajdziemy jego damę i nareszcie będzie mógł
spocząć w grobie i przestać straszyć ludzi. W ten sposób pozbędziesz się
go na zawsze.

– Ależ mamo! – Tamara była przerażona.
– Ach, to cudownie! – Will nie posiadał się z radości. – Babciu,

background image

czy będę mógł ci pomóc?

– Ależ oczywiście, młody człowieku. Najwyższy czas, żebyś się

tego nauczył. Twoja matka była tak zajęta sir Ramsayem, że nie miała
czasu na nic, co chłopiec w twoim wieku mógłby uznać za pożyteczny
sposób spędzenia czasu, jak na przykład obłaskawienie ducha i
zapewnienie mu wiecznego spokoju.

– Babciu, Selma nam pomoże! Ona zna wszystkie ukryte przejścia

w zamku!

– Może lepiej nigdzie nie jedźmy. Powinnam chyba zająć się

Willem. – Tamara bezradnie spojrzała na Ramsaya.

– Nic mu nie będzie – stwierdził i pociągnął ją za rękę w stronę

czekającej na nich limuzyny. – To dobrze, że będzie miał zapewnioną
rozrywkę – dodał szeptem i pocałował ją.

– Wcale mi się to nie podoba. Dobrze wiesz, że nie chcę, żeby

wierzył w te bzdury o duchach i zjawach.

– Zaufaj mi. – Ramsay delikatnie obwiódł jej usta palcem. – Will

musi się nauczyć, co jest prawdą, a co fantazją. Jak każde dziecko.

W czarnych oczach Ramsaya zapłonęło ciepłe światło. Popatrzył z

czułością na swoją świeżo poślubioną żonę.

– Ufam ci. We wszystkim – powiedziała poważnie. Zapanowała

długa cisza, nie zmącona żadnym słowem, bo Ramsay znów przytulił ją
mocno do siebie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
1997 01 Hohl Joan Wakacyjna miłość Zapisane w gwiazdach
01 Ann Major Wakacje z duchem
Wakacyjna miłość (1996) Ann Major, Laura Parker, Mary Lynn Baxter
Ann Major Wakacje z duchem
32 Major Ann Wiecej niż miłośc
032 Major Ann Wiecej niz milosc
Palmer Diana Wakacyjna miłość (1994) 01 Nowicjuszka (Harlequin Special)
Major Ann Wybrańcy Losu 01 Debiutantki 02 Frankie
circuit cellar1992 12,1993 01
WAKACYJNA MIŁOŚĆ (2)
nowa fantastyka 1993 01 (osloskop net) MN5QCT4BEL5GY4KG2DLMHYXUO3JS7HB2PS5EN7I
WAKACYJNA MILOŚĆ, teksty piosenek
WAKACYJNA MILOSC
WAKACYJNA MIŁOŚĆ
WAKACYJNA MIŁOŚĆ, Teksty 285 piosenek
72 Major Ann Poślubić wroga
Twierdza Boyen Szz 1993 01
GR0687 Major Ann Meksykanska Wenus
Major Ann Dziecko buszu 2

więcej podobnych podstron