R o z d z i a ł I V
KONSUMPCJA A KONCEPCJA
GOSPODARSTWA DOMOWEGO
„Były tak zaabsorbowane — zakupami, pro-
wadzeniem samochodów, używaniem swoich
maszyn do zmywania naczyń, suszarek i mi-
kserów, zajęte pielęgnowaniem ogródków,
pastowaniem i froterowaniem podłóg, poma-
ganiem dzieciom w odrabianiu lekcji, zbie-
raniem pieniędzy na ochronę zdrowia psy-
chicznego oraz wykonywaniem tysięcy in-
nych zajęć". (Betty Friedan The Feminine
Mystique.)
W ekonomii neoklasycznej maksymalizacja konsumpcji
jest nie budzącym żadnych zastrzeżeń zadaniem, które
należy realizować wszelkimi uczciwymi i społecznie po-
żądanymi sposobami. Jest to także dość dziwny stan za-
dowolenia, nie stwarzającego żadnych problemów. My-
śleć trzeba tylko podczas dokonywania wyboru dóbr
i usług, ich używanie natomiast nie nastręcza żadnych
trudności. Żadne z tych twierdzeń nie jest prawdziwe,
a to, co w obrazie tym zostało pominięte, w znacznym
stopniu określa kształt życia jednostki, rodziny i spo-
łeczeństwa. Przeoczenia te — oraz okoliczności, które
były przyczyną owej krótkowzroczności — musimy
obecnie zanalizować, ponieważ mają one niemałe zna-
czenie.
Po przekroczeniu pewnej granicy posiadanie i kon-
sumpcja dóbr stają się kłopotliwe, jeżeli nie jesteśmy
w stanie zlecić komuś wykonywania związanych z tym
zadań. I tak na przykład konsumpcja coraz bardziej
wymyślnych i egzotycznych potraw jest opłacalna tyl-
ko wówczas, gdy ktoś te potrawy przygotuje. W in-
nym przypadku dla wszystkich z wyjątkiem ekscen-
70
tryków strata niezbędnego do tego czasu będzie bar-
dziej dotkliwa niż największa nawet przyjemność wy-
nikająca ze spożywania tych potraw. Coraz przestron-
niejsze i wymyślniejsze mieszkania wymagają coraz
większego nakładu wysiłków na ich utrzymywanie i ad-
ministrowanie nimi. Podobnie jest z ubraniem, pojaz-
dami, trawnikami, urządzeniami sportowymi oraz in-
nymi przedmiotami konsumpcji. Jeżeli są ludzie, na
których można przenieść odpowiedzialność za admini-
strowanie konsumpcją i którzy z kolei mogą wynająć
potrzebną służbę oraz pokierować nią, wówczas kon-
sumpcja nie zna granic. W przeciwnym jednak razie
ograniczenia konsumpcji są bardzo poważne. Kiedy w
Anglii oglądamy wielkie domy z siedemnastego, osiem-
nastego i dziewiętnastego wieku, przede wszystkim
przychodzi nam na myśl, że ich mieszkańcy musieli być
bardzo zamożni. Według dzisiejszych kryteriów bogac-
two to jednak często byłoby umiarkowane. Więcej na-
tomiast uwagi powinniśmy poświęcić ich zdolnościom
przekazywania zadań administrowania konsumpcją licz-
nej, chętnej oraz zdyscyplinowanej klasie służących.
Zagrożeniem dla usług osobistych zawsze były atrak-
cyjniejsze możliwości pracy stwarzane przez rozwój
przemysłu. Rozwój ten rodził jednak jednocześnie bo-
gactwo, które sprawiało, że usługi osobiste były jeszcze
bardziej niezbędne. Nic więc dziwnego, że w ciągu
ostatnich stu lat włożono wiele wysiłku w znalezienie
sposobów utrzymania służby, wyszukanie jakichś jej
surogatów lub stworzenie czegoś, co mogłoby ją zastą-
pić. Poszukiwane surogaty na ogół sprowadzały się do
kobiet oraz do rodziny. Wykorzystano przy tym wielce
wpływową siłę przekonywania służącą do kształtowa-
nia postaw społecznych; siłę tę często odczuwano, ale
rzadko opisywano. Potrzebna jest dla niej jakaś nazwa,
toteż określimy ją mianem Dogodnej Cnoty Społecznej.
76
Dogodna cnota społeczna przypisuje wartość wszy-
stkim tym działaniom jednostki, które — choćby na-
wet były dla niej najbardziej niedogodne lub nienatu-
ralne — służą komfortowi lub dobrobytowi albo przy-
noszą jakąkolwiek inną korzyść potężniejszym człon-
kom społeczności. Moralne uznanie ze strony społeczeń-
stwa w nagrodę za dogodne, a więc cnotliwe, postępo-
wanie pełni rolę substytutu wynagrodzenia pienięż-
nego. Niedogodne zachowanie staje się odchyleniem od
normy i jest przedmiotem powszechnie uzasadnionego
potępienia, czyli sankcji, ze strony społeczności.
Dogodna cnota społeczna odgrywa poważną rolę
przy skłanianiu ludzi do wykonywania nieprzyjem-
nych usług. W przeszłości była ona przypisywana po-
godnym, obowiązkowym poborowym, którzy, zgadza-
jąc się na służbę wojskową znacznie poniżej stawek
obowiązujących na rynku, zmniejszali w ten sposób cię-
żary podatkowe spoczywające na żyjących we względ-
nym dobrobycie podatnikach. Każdy, kto sprzeciwiał
się takiej służbie, był potępiany jako osobnik wysoce
niepatriotyczny albo zgoła zasługujący na pogardę. Do-
godna cnota społeczna pozwalała także pozyskać chary-
tatywną i pełną poświęcenia służbę pielęgniarek, per-
sonelu opiekuńczego oraz ludzi wykonujących inne
usługi szpitalne. Także i w tym przypadku uznanie w
oczach społeczności spełniało rolę częściowego substy-
tutu wynagrodzenia. (Uznanie takie nigdy jednak nie
wydawało się wystarczającym substytutem wynagro-
dzenia w przypadku lekarzy.) Dzięki dogodnej cnocie
społecznej zmniejszono także poważnie koszty wielu
innych zadań służących dobru publicznemu, na ogół
określanych mianem działalności charytatywnej. Naj-
bardziej jednak użyteczna okazała się dogodna cno-
A
S
* V \
( f . ^ U
7 7
ta społeczna w rozwiązaniu problemu służby domowej.
W poprzednim stuleciu i na początku bieżącego po-
moc domową zazwyczaj przedstawiano jako osobę god-
ną najwyższego szacunku. Nic nie mogło wzbudzić
większej sympatii niż pełne oddanie i długotrwałe słu-
żenie drugiej osobie. W określeniu „stary służący ro-
dziny" kryło się niemal takie uznanie jak w określe-
niu „mądrzy i kochający rodzice". W określeniu „dobry
i godny zaufania sługa" było zawarte łatwe do odczyta-
nia biblijne błogosławieństwo. W Anglii w wielu cał-
kiem zręcznych utworach literackich przypisywano słu-
żącym poczucie humoru, zdolności konwersacyjne,
zmysł społeczny oraz wielką dumę kastową. Żaden z
tych środków nie zdołał jednak powstrzymać odpływu
służących do przemysłu. Ostateczny sukces dogodnej
cnoty społecznej polegał więc na przystosowaniu ko-
biet do pełnienia roli służących.
W społeczeństwach przedprzemysłowych kobiety by-
ły cenione, niezależnie od ich zdolności prokreacyjnych,
za wydajność w pracy na roli lub przy domowych war-
sztatach. W wyższych klasach społecznych ceniono je
za wartości intelektualne, dekoracyjne, seksualne oraz
za inne walory rozrywkowe. Uprzemysłowienie wyeli-
minowało pracę kobiet przy takich zajęciach, jak przę-
dzenie, tkanie czy szycie ozdobnych szat: wraz z postę-
pem technicznym znacznie zmniejszyła się także ich
przydatność w rolnictwie. Jednocześnie wzrost poziomu
konsumpcji, w połączeniu z zanikaniem klasy osobistych
służących, stworzył pilną potrzebę pracy przy admini-
strowaniu i różnego rodzaju zarządzaniu konsumpcją.
W efekcie zrodził się nowy rodzaj cnoty społecznej
związanej z zarządzaniem gospodarstwem domowym —
z inteligentnym robieniem zakupów, przygotowywa-
niem, użytkowaniem i konserwacją nabywanych dóbr
oraz z utrzymywaniem w należytym stanie mieszkań i
78
:
innych przedmiotów posiadania. Cnotliwa kobieta stała
się dobrą gospodynią lub — mówiąc nieco szerzej — do-
brą twórczynią ogniska domowego. Życie społeczne sta-
ło się w znacznej mierze popisem wirtuozerii w wyko-
nywaniu tych funkcji — czymś w rodzaju wystawy
przedstawiającej możliwe do porównania zalety kobiet.
I ciągle tak jest. Tendencje te były już bardzo zaawan-
sowane w rodzinach o wyższych dochodach na początku
bieżącego stulecia. Thorstein Veblen zauważył, że
„zgodnie z idealnym schematem kultury pieniężnej pa-
ni domu jest głównym służącym w gospodarstwie do-
mowym"
1
.
Wraz z wyższym dochodem wzrasta ilość i różnorod-
ność konsumowanych dóbr, a więc także liczba i złożo-
ność zadań związanych z zarządzaniem gospodarstwem
domowym. Podział czasu między różne zajęcia związane
z gospodarstwem, wykształceniem dzieci, organizowa-
niem rozrywek, ubieraniem się, życiem społecznym oraz
innymi formami konsumpcji staje się problemem coraz
bardziej skomplikowanym i wymagającym uwagi
2
. W
efekcie powstaje swego rodzaju paradoks — im wyższy
dochód rodziny, tym żmudniejsza jest spełniana przez
kobietę rola służącej; nie dotyczy to tylko niewielkiej
garstki ludzi nadal posiadających płatnych służących.
Na przykład żona pracownika na wyższym stanowisku
kierowniczym w firmie samochodowej nie musi być
szczególnie atrakcyjna intelektualnie czy towarzysko,
chociaż z okazji uroczystości publicznych powinna sta-
nowić konwencjonalną dekorację męża. Musi ona jed-
1
Thorstein Vebien The Theory of Leisure Class (wyd. 5, Bos-
ton 1973), s. 128. (Przekład polski Teoria klasy próżniaczej, War-
szawa 1971.)
2
Błyskotliwą analizę czasowych wymagań związanych z kon-
sumpcją (oraz wielu innymi rzeczami) zawiera praca Staffena
Burenstama Lindera The Harried Leisure Class, New York 1970.
79
I
nak gotować i podawać mężowi posiłki, gdy ten jest w
domu; dokonywać zakupów i utrzymywać dom, zapew-
niać rodzinie transport, a w razie potrzeby pełnić także
rolę posługaczki, odźwiernego i ogrodnika. Kompeten-
cji w takich dziedzinach nawet się nie zauważa; przyj-
muje się je za rzecz oczywistą. Jeżeli kobieta dobrze
spełnia te obowiązki, jest akceptowana jako dobra twór-
czyni ogniska domowego, dobry współtowarzysz życia,
dobry menedżer, dobra żona — słowem, jako niewiasta
cnotliwa. Konwencja zakazuje spełniania ról zewnętrz-
nych nie związanych z przejawianiem cnót domowych,
gdyby te role miały być przeszkodą w dobrym prowa-
dzeniu domu. Kobieta może działać w zarządzie lokal-
nej biblioteki albo w komitecie zajmującym się prze-
stępczością nieletnich. Nie może jednak, nie narażając
się na wymówki, pracować zawodowo w pełnym wy-
miarze godzin lub wykonywać zajęć wymagających
specjalnego powołania. Gdyby tak robiła, oznaczałoby
to, że lekceważy swój dom i rodzinę, czyli swoją praw-
dziwą pracę. Przestano by ją uważać za kobietę pełną
cnót.
3
Przekształcenie kobiet w klasę kryptosłużących było
osiągnięciem ekonomicznym o pierwszorzędnym zna-
czeniu. Zatrudniana za wynagrodzeniem służba była
dostępna tylko dla niewielkiej mniejszości społeczeń-
stwa przedprzemysłowego; służąca-żona jest natomiast
obecnie demokratycznie dostępna niemal całej męskiej
populacji. Gdyby zatrudnione w ten sposób pracownice
otrzymywały wynagrodzenie pieniężne, byłyby niewąt-
pliwie najliczniejszą kategorią siły roboczej. Wartość
usług świadczonych przez żony została obliczona — tro-
chę na wyczucie — jako mniej więcej jedna czwarta
całego produktu narodowego brutto. Obliczono także,
80
że przeciętna żona tygodniowo wykonuje pracę
warto
ści 257 doi., czyli (według płac w dających się porównać
zawodach i rodzajach zatrudnienia z 1970 roku) około
13 364 doi. rocznie
3
. Gdyby nie było tego rodzaju usług,
wszelkie formy konsumpcji w ramach gospodarstwa
domowego byłyby ograniczone czasem niezbędnym do
przygotowania tej konsumpcji — wybierania, transpor-
towania, przygotowywania, reperowania, utrzymywa-
nia, czyszczenia, obsługiwania, magazynowania, chro-
nienia przed zniszczeniem oraz wykonywania innych
zadań związanych z konsumpcją dóbr. Służebna rola
kobiet ma decydujące znaczenie dla ekspansji konsum-
pcji w nowoczesnej gospodarce. Z wyjątkiem kilku
niedawnych dysydentek stan ten jest powszechnie ak-
ceptowany, co stanowi wspaniały dowód uznania dla
potęgi dogodnej cnoty społecznej.
Jak wspomnieliśmy przed chwilą, praca kobiet zwią-
zana z ułatwianiem konsumpcji nie jest brana pod uwa-
gę przy obliczaniu dochodu oraz produktu narodowego.
Ma to pewne znacznie dla maskowania tej pracy; czę-
sto bowiem nie zauważamy tego, czego nie liczymy. Z
tego względu, a także z powodu uznawanej obecnie
obiegowej pedagogiki, jest możliwe, że kobiety studiu-
ją ekonomię nie zdając sobie dokładnie sprawy ze swo-
jej roli gospodarczej. To z kolei ułatwia im akceptowa-
nie tej roli. Gdyby ich funkcja gospodarcza była w
obiegowej pedagogice dokładniej określona, mogłoby to
wzbudzić niewygodne protesty.
4
Ekonomia neoklasyczna dysponuje jednak o wiele
bardziej wyszukanym środkiem służącym maskowaniu
rzeczywistej roli kobiet. Jest to koncepcja gospodar-
* Ann Crittenden Scott The Value of Housework: For Love
oi Money, w miesięczniku „Ms.", lipiec 1972.
S Ekonomia a cele społeczne
81
stwa domowego. Już wystarczająco podkreślaliśmy, że
w modelu neoklasycznym akcentuje się rolę indywidu-
alnych decyzji w systemie gospodarczym. Jednakże wy-
nikająca stąd sankcja moralna dla systemu zostałaby
poważnie osłabiona, gdyby się okazało, że decyzje te są
uzależnione od służącego ich ułatwianiu znoju kobiet
oraz że w podejmowaniu tych decyzji kobiety są podpo-
rządkowane woli mężczyzn.
Trudności tych unika się dzięki wprowadzeniu poję-
cia gospodarstwa domowego. Chociaż składa się na nie
kilka osób — mąż, żona, dzieci, a czasem krewni lub
rodzice — o odmiennych potrzebach, gustach i prefe-
rencjach, cała ekonomia neoklasyczna utożsamia gos-
podarstwo z jednostką. Dla wszystkich celów praktycz-
nych akty wyboru dokonywane przez jednostkę i go-
spodarstwo domowe są tożsame
4
.
Utożsamione z jednostką gospodarstwo domowe do-
konuje podziału dochodów na różne cele w taki spo-
sób, że ogólne zadowolenie jest mniej więcej równe dla
wszystkich. Jak zauważyliśmy, jest to optymalny stan
4
Jednakże niektórzy uczeni uznają taki stan rzeczy za kło-
pctliwy. „W teorii popytu za naszą podstawową jednostkę uzna-
jemy gospodarstwo domowe. (...) Powinniśmy zwrócić uwagę na
to, że gdy uznajemy gospodarstwo za podstawową jednostkę po-
dejmowania decyzji, ignorujemy wiele interesujących proble-
mów związanych z wewnętrznymi konfliktami w rodzinie oraz
z rodzicielską kontrolą nad losem dzieci. Gdy ekonomiści mó-
wią o konsumencie, w rzeczywistości mają na myśli grupę jed-
nostek składających się na gospodarstwo domowe". Richard
G. Lipsey i Peter O. Steiner Economics, wyd. 2, New York 1969,
s. 71 - 72. Zwróciwszy uwagę na kolosalne uproszczenie polega-
jące na utożsamieniu jednostki z gospodarstwem domowym, au-
torzy powracają do tradycji i godzą się na utrzymywanie tego
uproszczenia. Jednakże są oni wyjątkami, w ogóle wspominając
o tej kwestii.
82
zadowolenia: neokiasyezna równowaga konsumenta
Powstaje oczywiste pytanie, czyje mianowicie pragnie-
nia mają być zaspokajane — męża, żony, dzieci, otrzy-
mujących jakieś kieszonkowe, czy też pozostających
przy rodzinie krewnych, jeśli tacy są? Ale na ten temat
oficjalna teoria milczy. Między żoną i mężem istnieje
ewidentny kompromis, będący zresztą w zgodzie z bar-
dziej idylliczną koncepcją udanego związku małżeń-
skiego. Każdy partner rezygnuje ze swych preferencji
ekonomicznych na rzecz większych przyjemności zwią-
zanych z bliskością drugiej osoby oraz z łożem małżeń-
skim. A może pobierają się tylko jednostki o identycz-
nej hierarchii priorytetów? Albo może jakiś nie zauwa-
żony dotychczas element sakramentu małżeńskiego wy-
równuje te hierarchie już po ślubie? Albo, gdy prefe-
rencje partnerów są rzeczywiście odmienne, następuje
rozwód, po czym proces powtarza się, aż dobiorą się
osoby o identycznych hierarchiach priorytetów? Albo
kobieta, która w praktyce dokonuje większości zaku-
pów, zaspokaja swoje potrzeby, a jej mąż potrafi żyć
w stanie mniejszego zadowolenia? Albo mąż, jako do-
minująca osoba w rodzinie, podejmuje decyzje zgodnie
z własnymi preferencjami, a żona z rezygnacją zgadza
się na to?
W rzeczywistości nowoczesne gospodarstwo domowe
nie daje możliwości wyrażenia indywidualnych prefe-
rencji oraz osobowości jednostki. Wymaga w znacznym
stopniu podporządkowania priorytetów jednego członka
rodziny priorytetom drugiego. Niełatwo jest obronić
pogląd, że społeczeństwo gospodarujące wymaga, aby
blisko połowa jego dorosłych członków zaakceptowała
podrzędny status. Równie trudno pogodzić to z syste-
mem myśli społecznej, który nie tylko ceni jednostkę,
ale nawet przypisuje jej władzę. Toteż ekonomia neo-
83
klasyczna rozwiązuje problem ukrywając podporządko-
wanie jednostki w ramach gospodarstwa domowego
oraz ignorując występujące wewnątrz niego stosunki.
Następnie odradza gospodarstwo domowe, tym razem
już w charakterze pojedynczego konsumenta. I tu wła-
śnie tkwi cały problem. Ekonomista nie wkracza bo-
wiem w prywatną sferę gospodarstwa domowego.
5
Powszechna rzeczywistość polega na tym, że nowo-
czesne gospodarstwo domowe wymaga prostego, ale
niezwykle ważnego podziału pracy. Normalnie z docho-
dami idzie w parze podstawowa władza dotycząca ich
wykorzystania. Zazwyczaj spoczywa ona w rękach męż-
czyzny. Część tej władzy uważa się za oczywistą. Miej-
sce zamieszkania rodziny w decydującym stopniu jest
uzależnione od wygody lub potrzeb tego jej członka,
który zarabia. Także poziom oraz charakter i styl wy-
datków są zależne od zarabiającego — od tego, czy jest
on kierownikiem w przedsiębiorstwie przemysłowym,
prawnikiem, artystą, księgowym, urzędnikiem, rze-
mieślnikiem, robotnikiem zatrudnionym przy taśmie
czy profesorem. Co ważniejsze, w społeczeństwie przy-
wiązującym wielką wagę do osiągnięć finansowych na-
turalna władza spoczywa w rękach tego, kto zarabia
pieniądze. Upoważnia go to do tytułu głowy rodziny.
Zarządzanie konsumpcją spoczywa w rękach kobiety.
Pociąga to za sobą wiele wyborów co do dokonywanych
zakupów — decyzji, czy kupić takie czy inne ciasto w
proszku lub środki do czyszczenia. Obiegowa mądrość
winduje tę władzę na piedestał; wszak to kobieta trzy-
ma rękę na kasie domowej. W rzeczywistości jest to
zazwyczaj tylko uprawnienie do wcielania w życie de-
cyzji, a nie władza ich podejmowania. Działanie — w
szerszych ramach strategicznych — jest ustalane przez
84
dostarczającego pieniędzy mężczyznę. W oficjalnej eko-
nomii koncepcja gospodarstwa domowego jest przede
wszystkim maską, za którą kryje się władza sprawo-
wana przez mężczyznę.
Nie można byłoby lepiej obmyśleć gospodarstwa do-
mowego jako instytucji mającej na celu ułatwienie
konsumpcji. Szerokie decyzje co do ogólnego stylu ży-
cia pozostają w rękach mężczyzny, a ten może się w
ogóle nie troszczyć o związane z nimi problemy admi-
nistracyjne. One bowiem należą do jego żony. Więk-
szość rzeczy — z konsumpcją włącznie — sprawia więk-
szą przyjemność, gdy związaną z nimi pracę wykonuje
ktoś inny.
Kobiety zazwyczaj pokornie przyjmują rolę krypto-
służących, zarządzających konsumpcją — dbających o
utrzymywanie i naprawy domu i urządzeń domowych,
samochodów oraz innego sprzętu, nabywających żyw-
ność i przygotowujących posiłki, nadzorujących kon-
sumpcję dzieci, organizujących rozrywki i wreszcie
uczestniczących w konkurencyjnych popisach towarzy-
skich. Zadania takie są uznawane za naturalne obo-
wiązki płci pięknej. I zawsze można twierdzić, że kobie-
ty nie mają powodów do jakichkolwiek komentarzy lub
narzekań; przecież większość z nich wykonuje te funk-
cje z zadowoleniem, a nawet z uczuciem szczęścia.
Przy dokładniejszym jednak zbadaniu tych kwestii
okazuje się, że ta akceptacja i poczucie szczęścia są
wspaniałym dowodem uznania dla potęgi procesu
kształtowania postaw, któremu poddawani są ludzie.
Głównym twierdzeniem nowoczesnego zbioru wierzeń
ekonomicznych, zajmującym centralne miejsce w ofi-
cjalnej ekonomii oraz silnie podtrzymywanym przez re-
klamę i techniki sprzedaży, jest przekonanie, że szczę-
ście jest pochodną ilości konsumowanych dóbr i usług.
Jeśli już uznamy, że tak istotnie jest, to w jaki sposób
85
kobieta może przyczynić się do szczęścia własnego i u-
kochanej rodziny lepiej niż poświęcając siebie dla wy-
dajnego i energicznego zarządzania rodzinną konsum-
pcją? Jej służba na rzecz gospodarki rzutuje w ten spo-
sób na jej poczucie obowiązku oraz zdolności uczucio-
we. I podobnie jak inne potrzeby gospodarcze, znajduje
ona potwierdzenie w dogodnej cnocie społecznej. Ta bo-
wiem wychwala jako wyjątkowo moralną taką kobietę,
która poświęca się dla dobrobytu własnej rodziny: jest
niezawodną towarzyszką życia, dobrym zarządcą lub
też — na nieco niższym poziomie elegancji — jest dob-
rą gospodynią domową lub prawdziwą panią domu. W
porównaniu z tymi zaletami samo piękno, osiągnięcia
intelektualne lub artystyczne czy też walory seksualne
mają o wiele niższą cenę. Takie zaś cechy sprzeczne z
dobrym i pokornym zarządzaniem gospodarstwem, jak
osobista agresywność, zaniedbywanie męża i rodziny z
powodu dbałości o własne interesy, czy najgorsza ze
wszystkiego obojętność w prowadzeniu gospodarstwa,
spotykają się z ostrym potępieniem.
Tylko w niewielu kwestiach związanych z kształto-
waniem wartości oraz z dostosowywaniem zachowań
wynikających z tych wartości do własnych potrzeb sy-
stem gospodarczy odniósł tak wielkie sukcesy jak w
kształtowaniu poglądów i zachowań kobiet. Podsumo-
wując, należy podkreślić olbrzymie znaczenie gospodar-
cze tego osiągnięcia. Bez kobiet zarządzających kon-
sumpcją możliwości jej zwiększania byłyby o wiele
bardziej ograniczone. Odkąd jednak kobiety przejęły
zadania administracyjne, konsumpcja może być zwięk-
szana niemal bez końca. Jak wspomnieliśmy, w gospo-
darstwach o bardzo wysokich dochodach administracja
ta staje się zadaniem uciążliwym. Ale nawet i tu roz-
wój konsumpcji nadal jest możliwy; na tym bowiem
poziomie dochodów kobiety zazwyczaj mają lepsze wy-
86
kształcenie i są lepszymi administratorkami. Większa
zaś możliwość uzyskania rozwodu umożliwia stosowa-
nie metody prób i błędów, pozwalającej na uzyskanie
najlepszej partnerki. Tak więc to kobiety w roli kryp-
tosłużących, administratorek, umożliwiają nieograni-
czony wzrost konsumpcji. Tak jak sprawy wyglądają
obecnie (i dopóki będą tak wyglądać), jest to ich naj-
większym wkładem w nowoczesną gospodarkę.
Część druga
SEKTOR RYNKOWY
R o z d z i a ł V I
USŁUGI A SEKTOR RYNKOWY
Usługi słusznie uważa się za domenę działalności ma-
łych przedsiębiorstw, a więc sektora rynkowego. W
ostatnich latach w Stanach Zjednoczonych i w innych
krajach uprzemysłowionych dużo mówiło się o powsta-
waniu tak zwanej gospodarki usług. To z kolei zagorzali
obrońcy rynku wykorzystywali jako dowód, że gospo-
darka kontrolowana za pomocą rynku nie tylko utrzy-
muje się przy życiu, ale nawet przeżywa okres odro-
dzenia. Ekonomia w swej akademickiej wersji zostaje
uratowana przed zagrożeniem wypływającym z istnie-
nia wielkich koi-poracji dzięki wzrostowi popytu na
usługi.
Przy bliższym jednak zbadaniu sprawy ten bieg wy-
darzeń okazuje się o wiele bardziej złożony. Liczne
przedsiębiorstwa usługowe są produktem ubocznym po-
wstawania wielkich korporacji. W rezultacie są one za-
leżne od rozwoju sektora planującego i wspomagają go.
Dotyczy to zwłaszcza tej części sektora usług, która —
jak wskazują widoczne dowody — rozwija się najszyb-
ciej.
Mimo to usługi pozostają uprzywilejowaną domeną
działalności małego przedsiębiorstwa. Jak wspomnie-
liśmy w poprzednim rozdziale, rozwój firmy zostaje
108
zahamowany, gdy zadania są rozproszone geograficz-
nie, co sprawia, że działalność w każdym punkcie jest
ograniczona, oraz gdy są to zadania niestandardowe.
Oznacza to, że jeden lub kilku ludzi pracuje w izolacji,
tj. bez nadzoru. W takich warunkach przyjmują oni
swoje ulubione tempo pracy, które normalnie jest po-
wolne. Zwiększają wkład energii umysłowej i fizycz-
nej tylko wówczas, gdy uzyskują za to nagrodę w po-
staci wyższych zarobków lub gdy są karani przez in-
dywidualnego przedsiębiorcę.
Jak można zauważyć, rozproszenie geograficzne nie
jest absolutną barierą dla organizacji. Jeżeli zadania są
stosunkowo jednorodne, można ustalić normy działa-
nia, do których będą musieli dostosować się wszyscy
rozproszeni pracownicy. Można też płacić im w zależ-
ności od wykonanego produktu lub wytworzonego do-
chodu. Można również połączyć takie rozproszone funk-
cje z kapitałową i techniczną pomocą ze strony więk-
szej organizacji, jak ma to miejsce w przypadku lokal-
nych jednostek sieci placówek handlowych lub restau-
racyjnych. W ostatnim czasie zaczęły także powstawać
jak grzyby po deszczu instytucje mieszane, powszech-
nie nazywane ajencjami, w ramach których jednostka
przyjmuje odpowiedzialność za lokalne przedsiębior-
stwo, poddając się w ten sposób działaniu szerszego
systemu pobudzania charakteryzującego wszelką in-
dywidualną przedsiębiorczość. Zazwyczaj wymaga się
od takiego ajenta, by sam zaryzykował jakąś część
własnego kapitału. Jako właściciel jest on następnie
wynagradzany za każdy przejaw energii i inteligencji,
karany zaś za niepowodzenia w tym względzie, jak
również za takie błędy jak optymizm lub naiwność
oraz za wszelkie inne nieszczęścia, które mogą go spot-
kać. Jednocześnie macierzysta korporacja gwarantuje
reklamę, kapitał oraz pomoc techniczną (faktyczną i
109
pozorną), których ktoś nie byłby w stanie sobie zapew-
nić, gdyby był całkowicie niezależnym przedsiębiorcą.
Niemniej jednak geograficzne rozproszenie niestandar-
dowych zadań pozostaje ogólną barierą dla wzrostu
przedsiębiorstwa.
2
Rozproszone geograficznie rodzaje działalności dzie-
lą się na dwie kategorie: takie, które z natury rzeczy,
jak rolnictwo, wymagają (pewnego obszaru ziemi, oraz
takie, które polegają na usługach osobistych. W przy-
padkach szczególnej wagi klient, o ile go na to stać, mo-
że odbyć podróż w celu uzyskania usługi, tak jak w
wypadku rozwodu, przerwania ciąży lub wizyty w kli-
nice Mayo. Przeważnie jednak usługi muszą być ulo-
kowane w pobliżu ich użytkowników. Jest więc z tym
zupełnie inaczej niż z przemysłem, o którego rozmiesz-
czeniu o wiele częściej decyduje bliskość materiałów,
doświadczonej lub dostępnej siły roboczej, oszczędnoś-
ci wynikające z istnienia podobnych przedsiębiorstw,
jak w przypadku przemysłu odzieżowego, lub przypad-
kowe zapoczątkowanie działalności przemysłowej, jak
było z przemysłem gumowym w Akron lub samocho-
dowym w Detroit
1
.
Co więcej, jakkolwiek coraz większa liczba usług mo-
że być świadczona bezosobowo przez organizacje, nie-
które nabierają szczególnej wartości ze względu na ich
związek z osobowością dostawcy. Nie jest tu potrzeb-
na żadna technologia; wzrost liczby usług wymaga tyl-
ko proporcjonalnego zwiększenia nakładów czasu tych,
którzy je świadczą. Organizacja nie daje tu żadnych
1
Naturalny kauczuk nigdy nie był produkowany w pobliżu
Akron, a sporządzane z niego produkty nie miały wyjątkowo
wielu konsumentów w tych okolicach. Podobnie jest w przy-
padku samochodów wytwarzanych w Detroit.
110
korzyścli lub bardzo nieznaczne. Tak, mniej więcej,
sprawa się przedstawia w przypadku usług świadczo-
nych przez lekarzy, psychoanalityków, prawników oraz
prostytutki. We wszystkich tych dziedzinach utrzymu-
ją się małe przedsiębiorstwa.
3
Jednakże najszybciej mnożące się przedsiębiorstwa
usługowe znajdujemy — paradoksalnie — tam, gdzie
maszyny wypierają usługi osobiste, łącznie z usługami
świadczonymi przez domowego służącego. To zastępo-
wanie usług osobistych maszynami rodzi nowe, wielo-
rakie zadania, rozproszone geograficznie i o niestan-
dardowym charakterze, toteż dobrze nadające się dla
małych przedsiębiorstw. Zjawisko to jest częścią szer-
szego procesu przemian.
W przedprzemysłowej przeszłości bardzo duża część
nierolniczej działalności gospodarczej polegała na
świadczeniu usług osobistych przez jedną jednostkę
drugiej. Do tej kategorii należało przygotowywanie i
podawanie pożywienia, zajmowanie się garderobą, po-
moc w higienie osobistej oraz w upiększaniu się; za-
pewnianie edukacji, rozrywek oraz pociechy religijnej;
fizyczna ochrona jednostki, zaspokajanie potrzeb sek-
sualnych oraz wiele innych usług świadczonych bezpo-
średnio przez jedną osobę drugiej. Osoba świadcząca
usługi — czasami z wyjątkiem duchownych i nałożnic
— pozostawała w stosunku zależności od korzystające-
go z nich. Praktykowana służalczość sama przez się by-
ła nieodłączną cechą usługi. Liberia, a nawet pochwała
udzielana dobremu, dobrze wyszkolonemu, czyli za-
niedbującemu samego siebie, służącemu podkreślały tę
jego niższość.
Przemysł od samego początku wywierał zgubny
wpływ na służbę osobistą. Fabryka — nawet najbar-
111
dziej, w swych wczesnych fazach, uciążliwa i ponura —
stwarzała środowisko, w którym jednostka w stosun-
kach z inną osobą nie musiała ujawniać lub uznawać
swej niższej pozycji. Dzieliła bezosobową niewolę z wie-
loma innymi ludźmi. Z czasem, gdy także praca fa-
bryczna uległa mechanizacji, a zbiorowe działania po-
zwoliły uzyskać większy udział w korzyściach z będą-
cego skutkiem tej mechanizacji wzrostu wydajności
pracy, płaca robotnika fabrycznego zaczęła przewyż-
szać wynagrodzenie otrzymywane za usługi osobiste.
Robotnik miał nie tylko więcej godności, ale również
więcej pieniędzy.
Ucieczce pracowników domowych do fabryk towa-
rzyszyły dwa zjawiska, będące zresztą w znacznej mie-
rze jej konsekwencjami. Pierwszym było już tu oma-
wiane nakłonienie kobiet do przyjęcia roli kryptosłu-
żących w ramach gospodarstwa domowego; zadanie to
stało się palące ze względu na wzrost konsumpcji wy-
magający zarządzania i organizacji. Drugim, którym
zajmiemy się za chwilę, było przekazanie małym fir-
mom i niezależnym przedsiębiorcom wielu usług do-
tychczas wykonywanych w ramach gospodarstwa do-
mowego.
Nakłanianiu kobiet do przyjęcia roli kryptosłużących
towarzyszyło — pomocne w tym procesie — wprowa-
dzenie do użytku szerokiego zestawu urządzeń mecha-
nicznych, mających pomagać im w konserwowaniu i
wykorzystywaniu dóbr oraz w ogólnym zarządzaniu
konsumpcją. Gdy konsumpcja stworzyła potrzebę ta-
kiej pracy kobiet, pojawiły się urządzenia ułatwiające
tę pracę. Pralki, lodówki, odkurzacze, automatyczne
ogrzewanie oraz cała masa urządzeń kuchennych —
wszystko to zostało zaprojektowane (i jest nieustannie
ulepszane) w celu zmniejszenia lub w ogóle wyelimino-
wania pracy związanej z rosnącą konsumpcją dóbr.
112
Urządzenia te z kolei utrzymują przy życiu cot&Z
większą liczbę przedsiębiorstw usługowych. Wiele z
tych urządzeń muszą instalować fachowcy. Jeszcze
większa ich ilość wymaga specjalistycznej obsługi i re-
peracji. Działania te, jako że są geograficznie rozpro-
szone, poddają się systemowi bodźców charakteryzu-
jącemu drobne przedsiębiorstwa, toteż są przeważnie
domeną niezależnych przedsiębiorców. Co więcej, jak
wyjaśnimy dalej, sektor planujący dostarczający tych
urządzeń przy wyborze technologii nie kieruje się kry-
teriami trwałości, a również nie zawsze kryteriami uży-
teczności. Raczej interesuje się tym, co można sprze-
dać, co daje się wmówić konsumentowi. Perswazja ta
w znacznym stopniu żeruje na przeświadczeniu, że
wszelkie nowinki techniczne są równoznaczne z postę-
pem. Wynikiem tego są liczne innowacje, w których
kładzie się nacisk na nowość lub nowatorstwo kosztem
trwałości oraz mechanicznych lub konstrukcyjnych za-
let projektu. Wszystko to jeszcze bardziej zwiększa za-
potrzebowanie na usługi małych, geograficznie rozpro-
szonych przedsiębiorstw, zajmujących się reperacją i
konserwacją tych urządzeń lub instalowaniem nowych,
które — właśnie z powodu tej nowości — można wmó-
wić nabywcy jako lepsze.
Wysoki poziom konsumpcji w połączeniu z ciężara-
mi związanymi z wykonywaniem roli kryptosłużących
doprowadziły do wyłączenia części 'konsumpcji z gos-
podarstwa domowego i przekazania jej niezależnym
przedsiębiorcom. Jest to kontynuacją dawnej tenden-
cji. Lekarz, duchowny, nauczyciel, konkubina i prosty-
tutka początkowo mieli status członków gospodarstwa
domowego. Podobnie jak służący przemieniony w ro-
botnika, wszyscy oni zdobyli bardziej cywilizowany
status niezależnego pracownika. W ostatnich czasach
obciążenia wynikające z wysokiego poziomu konsump-
I Ekonomia a cele społeczne j j j
cji doprowadziły do podobnych rezultatów. Pranie
ubrań, którym niegdyś zajmowały się żony, w znacz-
nej mierze zostało przekazane zakładom pralniczym i
pralkom automatycznym, a gotowaniem zajęły się re-
stauracje; ta zaś żywność, która nadal jest spożywana
w domu, jest przedtem prefabrykowana lub w inny
sposób przygotowana do spożycia. Naczyń i obrusów
oraz wielu innych przedmiotów domowego użytku do-
starczają specjalne instytucje usługowe; czasem rzeczy
te można wyrzucić po jednorazowym użyciu. Pracow-
nicy ze specjalnych przedsiębiorstw sprzątają również
domy i utrzymują ogródki. Wszystkie tego rodzaju
usługi, również nie standardowe i geograficzne rozpro-
szone, dobrze pasują do systemu bodźców funkcjonu-
jącego w drobnym przedsiębiorstwie.
4
W konwencjonalnych poglądach ekonomicznych bro-
ni się rozszerzania wachlarza produktów konsumpcyj-
nych dlatego, że jakoby ma to zmniejszać trudy związa-
ne z prowadzeniem domu, czyli spoczywające na gospo-
dyni obciążenia z tytułu prac domowych. To z kolei oraz
perspektywy ułatwień i zwiększenia wolnego czasu
uznaje się za jeden z cywilizacyjnych efektów nowo-
czesnego rozwoju przemysłowego. Na wszelkie scep-
tyczne uwagi na temat związku między dobrami a
szczęściem napomina się powątpiewającego, czasem
dość surowo, że nie zdaje sobie sprawy z tego, ,,co zna-
czy" dla przeciętnej kobiety maszyna do zmywania na-
czyń.
Wydaje się obecnie oczywiste, że ów konwencjonal-
ny pogląd jest obłudny, a jednocześnie nadmiernie
upraszcza obraz sytuacji. Nie ulega wątpliwości, że
wyższy poziom konsumpcji zwiększył zapotrzebowanie
na usługi osobiste. Najpilniej potrzebny stał się pełno-
114
etatowy służący i zarządca gospodarstwa domowego.
Ponieważ jednak rozwój przemysłowy eliminuje klasę
służby domowej, rolę tę — pod naciskiem dogodnej
cnoty społecznej — przejęły kryptosłużące, czyli żony.
Zmniejszeniu uciążliwości pracy związanej z tą rolą
zaczęły następnie służyć urządzenia domowe oraz usłu-
gi świadczone poza domem. Jeżeli za punkt wyjścia
przyjmiemy funkcję kobiety jako kryptosłużącej, to
nie ulega wątpliwości, że mechaniczne gadgety domo-
we oraz usługi świadczone poza domem poważnie uła-
twiają tę rolę. Jest jednak jasne, że trzeba spojrzeć głę-
biej — na źródła łagodzonego w ten sposób trudu. Na-
leży więc wyjść od gospodarki opartej na wysokiej kon-
sumpcji oraz od potrzeby istnienia klasy kryptosłużą-
cych zarządzających tą konsumpcją.
Na razie jednak pozostawimy te problemy w spoko-
ju. Wystarczy, jeśli stwierdzimy, że wraz z rozwojem
gospodarczym i wynikającymi z niego zmianami spo-
łecznymi usługowy sektor gospodarki utrzymuje się
przy życiu i rozszerza się. W bardzo poważnym stop-
niu jest to wynikiem rozwoju sektora planującego oraz
potrzeby administrowania dostarczanymi przez ten sek-
tor środkami konsumpcji, ułatwiania ich spożycia i ob-
sługiwania ich. W dalszej konsekwencji nadal będą się
utrzymywać możliwości istnienia drobnego przedsię-
biorcy oraz małego przedsiębiorstwa. A zatem ta część
sektora rynkowego będzie również nadal istniała.
R o z d z i a ł Vii
SEKTOR RYNKOWY I SZTUKA
Sztuka, podobnie jak usługi, opiera się organizacji.
Nie poświęcano temu wiele uwagi, a przeoczenie to nie
jest niczym szczególnie dziwnym. Ekonomiści nigdy nie
traktowali sztuki poważnie. Nauka i technologia to
sprawy poważne. Malarstwo, rzeźba, muzyka, teatr czy
sztuki użytkowe to błahostki. Produkcja płótna, far-
by czy pigmentu jest godna zainteresowania ekonomi-
stów; wszystko, co obniża koszty lub przyczynia się do
zwiększenia produkcji tych artykułów, stanowi wkład
w realizację celów gospodarczych. Jednakże jakość ob-
razów (w odróżnieniu od jakości farby) lub powody,
dla których artyści gromadzą się razem, pomnażają
swoje szeregi i prosperują, nigdy nie były uznawane
za właściwy przedmiot zainteresowań ekonomii. Osiąg-
nięcia artystyczne z zasady mogą być częścią roszczeń
epoki lub państwa do tego, aby nazywać je rozwinięty-
mi. W porównaniu jednak z produkcją dóbr lub osiąg-
nięciami technicznymi i naukowymi nie mają one prak-
tycznego znaczenia. Wszystko to nie dzieje się przy-
padkowo. Odpowiednie postawy są bowiem głęboko za-
korzenione w naturze nowoczesnego społeczeństwa go-
spodarującego.
2
Artysta z natury rzeczy jest niezależnym przedsię-
biorcą. Ogarnia całe dzieło tworzenia; w odróżnieniu od
116
inżyniera lub naukowca tworzącego projekty dla po-
trzeb produkcji artysta nie przekazuje szerszemu zes-
połowi wyspecjalizowanej wiedzy dotyczącej części
wspólnie wykonywanego zadania. Ponieważ sam sobie
wystarcza, niechętnie podporządkowuje się celom or-
ganizacji. Gdyby tak robił, podporządkowywałby swo-
je poglądy na temat wartości artystycznych poglądom
organizacji. Znaczy to, że traciłby tożsamość artystycz-
ną, ta bowiem, niezależnie od efektów, u artysty zaw-
sze idzie w parze z własną wizją wykonywanego zada-
nia.
Nie potrzebując poparcia ze strony organizacji i nie
będąc w stanie zaakceptować jej celów, artysta nie pa-
suje do organizacji. Jak często bywa w podobnych
przypadkach, zjawisko to znajduje odzwierciedlenie w
potocznym języku. Nadmiernie niezależnego człowieka
działającego w organizacji broni się na ogół jako „ar-
tystyczną duszę". Nieznośnego geniusza lub niemożli-
wego we współpracy ekscentryka nazywa się „zbyt
wielkimi artystami". Artysta ze swej strony uznaje ży-
cie w jakiejkolwiek większej i uzyskującej sukcesy or-
ganizacji za duszące, ograniczające, a nawet tłumiące
jego osobowość. Wymaga się nawet od niego, by o tym
mówił, jeśli chce zachować dobrą opinię u swych kole-
gów z grona artystów.
W efekcie — z wyjątkiem nielicznych przypadków,
gdy dyscyplina organizacyjna jest częścią samej sztuki,
jak w orkiestrze symfonicznej lub w zespole baletowym
— artysta funkcjonuje jako niezależny przedsiębiorca
(której to nazwy sam będzie raczej unikał) lub — jak
w przypadku szanującego się architekta — jako czło-
nek bardzo małego przedsiębiorstwa, w którym może
dominować lub przynajmniej ochronić tożsamość swo-
ich prac. Niektóre dziedziny przemysłu — wytwórnie
filmowe, stacje telewizyjne, wielkie agencje reklamo-
117
we — ze swej natury muszą wtłaczać artystów w ramy
dość złożonych organizacji. Zawsze kończy się to dobrze
znanymi przypadkami nieporozumień i konfliktów mię-
dzy artystą a resztą organizacji. Konflikty te oraz okru-
cieństwo, jakie w oczach artystów cechuje ludzi orga-
nizacji, przedstawia popularna literatura, do której na-
leżą m. in.: What Makes Sammy Run? Budda Schul-
berga, krótkie opowiadanie Evelyna Waugha Excur-
sion in Reality oraz Patterns Roda Sterlinga. Często
problem zostaje rozwiązany przez usuwanie aktorów,
aktorek, scenarzystów, reżyserów, kompozytorów, au-
torów i twórców komercjalnych reklamówek z techno-
struktury wytwórni filmowej, stacji telewizyjnej czy
agencji reklamowej i tworzenie specjalnie dla nich ma-
łych, niezależnych przedsiębiorstw. Wielkie przedsię-
biorstwo ogranicza się wówczas do dostarczania nie-
zbędnych ułatwień dla produkcji oraz — co ważniej-
sze — do sprzedawania, wystawiania lub nadawania
na antenie ostatecznych produktów. Podobnie malarze,
rzeźbiarze, pianiści i pisarze
1
faktycznie funkcjonują
jako jednoosobowe przedsiębiorstwa lub — jak w przy-
padku zespołów rock-and-roll'owych, tanecznych czy
folklorystycznych — jako małe spółki. Zwracają się do
większych organizacji, aby sprzedawały ich usługi lub
produkty.
3
Kiedy produkcja wymaga pewnej dozy wysiłku ar-
tystycznego i jest przynajmniej w części oceniana z te-
go punktu widzenia, wówczas artystyczna wyższość
małego przedsiębiorstwa często może pozwolić mu wy-
1
Kiedy nie żyjący już twórca Jamesa Bonda, łan Flemming,
niedługo przed śmiercią przekształcił się w spółkę z ograniczo-
ną odpowiedzialnością, wywołało to falę komentarzy na całym
świecie.
W
trzymać konkurencję ze strony wielkiej organizacji.
Dobry artysta nie może i nie zechce podporządkować
się organizacji, toteż wielkie, względnie nieruchawe,
przedsiębiorstwo dysponuje ludźmi nie najbardziej uta-
lentowanymi, lecz posiadającymi duże zdolności przy-
stosowawcze. Z natury rzeczy są oni czymś w rodzaju
drugorzędnych artystów. Nie wynika to tylko ze złego
czy wypaczonego gustu organizacji. Wielkie przedsię-
biorstwo potrzebuje projektów nadających się do dłu-
gich, ekonomicznie opłacalnych, serii produkcyjnych.
Zmysł artystyczny musi także zostać podporządkowa-
ny tym, którzy — opierając się na intuicji, doświadcze-
niu lub badaniach rynkowych — wiedzą, co można
wmówić nabywcom. Ocena artystyczna jest podporząd-
kowana zmieniającym się poglądom na temat tego, co
jest dobrze widziane; to zaś z kolei pozostaje pod sil-
nym wpływem potocznego założenia — czasami wyra-
żanego wprost — że ten, kto nie doceniał powszech-
nych gustów, nigdy nie zdobył popularności. W kon-
sekwencji wielkie przedsiębiorstwo uzyskuje długie se-
rie, wydajność techniczną, niskie koszty oraz skutecz-
ną strategię handlową kosztem artystycznej jakości
projektu. Doskonałej ilustracji tej tezy dostarczają
przemysł samochodowy, masowa produkcja mebli, ar-
tykułów gospodarstwa domowego czy opakowań.
W mniejszym przedsiębiorstwie wytwórczym, w któ-
rym artysta odgrywa decydującą rolę lub przynajmniej
dyscyplina organizacyjna jest mniej dotkliwa, istnieje
większy zakres swobody indywidualnej, mającej prze-
cież tak istotne znaczenie. W efekcie projekty mogą
być o wiele lepsze. Co więcej, skoro decyduje artysta,
to projekt nie będzie podporządkowany wymaganiom,
jakie narzuca wydajność taśmy produkcyjnej. Będzie
on odzwierciedleniem dobrego smaku artysty, a nie
wiedzy technika na temat tego, co może być wydajnie
119
produkowane, lub handlowca na temat tego, co może
znaleźć nabywców. Toteż małe przedsiębiorstwo, cho-
ciaż mniej sprawne z technicznego punktu widzenia, ma
— właśnie z powodu niewielkich rozmiarów — prze-
wagę w postaci wyższego poziomu artystycznego. W
produkcji ozdób, biżuterii, zegarków, mebli i innych
artykułów domowych, a nawet w gotowaniu, budowie
domów oraz w działalności wydawniczej przewaga ta
może mieć istotne znaczenie. Ciągle też właśnie małe
przedsiębiorstwa obsługują to, co bywa nazywane naj-
wyższym szczeblem rynku, czyli dostarcza droższych
produktów zamożniejszym konsumentom o lepszym
smaku lub (co wydaje się powszechniejsze) lepiej „in-
struowanym" w tym kierunku.
Czasami małe przedsiębiorstwa są utrzymywane przy
życiu przez wielkie firmy, które potrzebują utalento-
wanych ludzi pracujących w małych przedsiębiorstwach,
a nie mogą ich same zatrudnić. Wielki producent ubrań
kupuje modele u drobnych projektantów; producent
samochodów szuka pomocy u włoskiego przedsiębior-
cy, a DuPont zwraca się do małych przedsiębiorców w
Paryżu i Nowym Jorku po wzory tkanin. Pewien
urzędnik koncernu DuPonta stwierdził przed kilku laty,
że łatwo jest wynająć chemika i zorientować się, czego
się po nim spodziewać; nikt jednak nie wie, jak wy-
nająć dobrego artystę, który na dodatek nie chce mie-
szkać w Wilmington w stanie Delaware.
Małe przedsiębiorstwa odnoszą także korzyści z ty-
tułu swoistego charakteru krzywej popytu na dzieła ar-
tystyczne. Przebieg tej krzywej, czyli rozmiary zaku-
pów przy danej cenie, jest funkcją czasu. Ludzie — co
należy tutaj podkreślić — są usilnie nakłaniani do wie-
rzenia, że innowacje techniczne są czymś dobrym, że
są równoznaczne z postępem. Z tego względu reakcja
rynku na takie innowacje zazwyczaj jest przychylna.
120
Takie postawy są oczywiście zgodne z potrzebami sek-
tora planującego, a nawet odzwierciedlają te potrze-
by. Inaczej jest w przypadku stosunku społeczeństwa
do innowacji artystycznych, nie podlegających tego ro-
dzaju wpływom. To, co nowe, zazwyczaj jest uważane
za brzydkie i groteskowe. Tak właśnie było w przy-
padku impresjonizmu, kubizmu, abstrakcyjnego eks-
presjonizmu; tak samo jest z nowoczesnym pop-artem.
Podobnie wygląda sytuacja w prozie, poezji i muzyce.
W efekcie popyt rynkowy na nowatorskie dzieła sztuki
niemal zawsze z początku jest niewielki i wzrasta do-
piero wraz z doskonaleniem się gustów. Są jednak tacy,
których to pociąga, i tacy, którzy mają przyjemność w
aprobowaniu tego, co odrzucają inni. Toteż chętnie za
to płacą. Tego rodzaju sytuacja — mały rynek, na któ-
rym koszty są podporządkowane jakości osiągnięć ar-
tystycznych — także jest odpowiednim polem do po-
pisu dla jednostki lub dla małego przedsiębiorstwa *.
4
W przeszłości jednym z najpowszechniejszych prze-
jawów zamożności były wydatki na sztukę. Jakość bu-
dowli publicznych i sakralnych pod względem archi-
tektonicznym i zdobniczym, a również poziom publicz-
nych rozrywek i widowisk były widocznymi kryteria-
mi osiągnięć społeczeństwa. W przypadku prywatnych
s
Chociaż różnica w reakcjach społecznych na innowacje
techniczne i artystyczne jest uzależniona od procesów kształto-
wania postaw społecznych, nie tłumaczy to wszystkiego. Może
być również tak, że reakcje wzrokowe są z natury rzeczy kon-
serwatywne i dopiero z biegiem czasu dostosują się do nowości.
Dlatego nowe dziwactwa w ubiorze lub stylizacji samochodów,
których nikt nie śmiałby uznać za żadne osiągnięcia artystycz-
ne, po jakimś czasie stają się tolerowane.
121
gospodarstw podobnym kryterium była doskonałość
mieszkań oraz znajdujących się w nich obrazów, rzeźb
i mebli, jakość spożywanych posiłków oraz poziom kon-
wersacji. Szczególnie odnosiło się to do społeczności w
znacznym stopniu nastawionych na osiągnięcia mate-
rialne, takich jak niegdyś Wenecja, Florencja, Genua,
Amsterdam, Brugia czy Antwerpia. Głównymi rywa-
lami sztuki jako dowodu osiągnięć cywilizacyjnych za-
wsze były: męstwo wykazywane na polu bitwy i w
sprawach seksualnych, osiągnięcia w dziedzinie dwor-
skich obyczajów i manier oraz oddawanie się ekscesom
gastronomicznym i alkoholowym. W odróżnieniu od
dworów miasta handlowe zazwyczaj silniej opierały się
demonstrowaniu tych przejawów zdobyczy cywiliza-
cyjnych.
W nowoczesnych czasach znaczenie sztuki jako mia-
ry osiągnięć zbiorowych i prywatnych poważnie się
zmniejszyło. O wiele ważniejsze stały się osiągnięcia
naukowe i techniczne; zagroziły one również szacun-
kowi, jakim niegdyś darzono męstwo na polu bitwy.
Bardzo niewielu ludzi mówi dzisiaj o dyscyplinie, wir-
tuozerii placu koszarowego lub dzielności żołnierzy,
marynarzy czy lotników. Komentarze wywołuje dosko-
nałość ich wyposażenia: czołgów, łodzi podwodnych o
napędzie nuklearnym, samolotów oraz systemów pilo-
towania; ona też staje się miarą osiągnięć narodowych.
Jeszcze wymowniejszym przykładem wykorzystywa-
nia wirtuozerii technicznej jako miernika tych osiąg-
nięć jest badanie przestrzeni kosmicznej. Tak jak nie-
gdyś średniowieczne miasta porównywały wspaniałość
swoich katedr i przepych ich dekoracji, nowoczesne
supermocarstwa popisują się liczbą, koncepcją i kosz-
tami załogowych lub bezzałogowych ekspedycji na
Księżyc i inne planety oraz laboratoriów znajdujących
się na orbicie okołoziemskiej. Ale nagroda za to nadal
122
ma po części metafizyczny i duchowy charakter
9
. Jest
to część zwyczajowego uzasadnienia wydatków na nau-
kę i technikę przez wskazywanie na płynące z nich ko-
rzyści dla ludzkości. Wszyscy zgadzają się co do tego,
że w przypadku badań Księżyca korzyści te były bar-
dzo niewielkie albo nie było ich w ogóle. To, że w tym
przypadku nie żądaliśmy takich korzyści, było dowo-
dem naszej dojrzałości intelektualnej i duchowej. Znów
możemy dostrzec wpływ dogodnej cnoty społecznej.
Osiągnięcia naukowe i techniczne są również przy-
jętą miarą osiągnięć w innych dziedzinach — w fizyce,
chemii, genetyce, awiacji i technice komputerowej.
Nikt nie pomyślałby o przywiązywaniu podobnej wa-
gi do porównywania osiągnięć Związku Radzieckiego i
Stanów Zjednoczonych w dziedzinie malarstwa, teatru,
powieści lub wzornictwa przemysłowego. Przynajmniej
do niedawna przed każdym konkurencyjnym pokazem
malarstwa, poezji czy muzyki oba państwa musiałyby
usunąć swoje najlepsze lub najbardziej interesujące
propozycje. Wybierając dzieła na taką wystawę Ame-
rykanie musieliby unikać tych, które mogłyby zostać
potępione przez licznych krytyków w Kongresie jako
3
W z góry przygotowanych wypowiedziach wygłoszonych
z okazji powrotu pierwszych astronautów z Księżyca, dyrektor
lotu z ramienia NASA, dr George C. Mueller, zaapelował do
Amerykanów, aby „ . . . nie przedkładali chwilowego dobrobytu
materialnego nad pomyślność duchową i długofalowe osiągnię-
cia". Następnie wezwał nas, abyśmy „ . . . oddali się nie dokoń-
czonemu dziełu, tak szlachetnie zapoczątkowanemu przez trzech
z nas, i postanowili, że nasz naród, z Boską pomocą, połączy się
z całą ludzkością w dążeniu do realizacji przeznaczenia rodzaju
ludzkiego . . . " . Nie należy jednak przeceniać znaczenia takich zo-
bowiązań duchowych. Dr Mueller niedługo potem zaakceptował
wyższą pensję jako wiceprezes zarządu General Dynamics. Zob.
Richard F. Kauffman The War Profiteers (Indianapolis—New
York 1970), s. 80,
123
owoce komunistycznej inspiracji. Rosjanie natomiast
musieliby wyłączyć dzieła hołdujące burżuazyjnej de-
kadencji. Skoro sukcesy techniczne i naukowe są po-
wszechnie przyjętą miarą osiągnięć społeczeństwa, to
wydatki na oświatę oraz inne formy popierania tych
dziedzin działalności stanowią nie tylko właściwy, ale
bardzo pożądany sposób wykorzystania funduszy pu-
blicznych. Z oczywistych względów sztuka nie może
wysuwać podobnych roszczeń.
Nikt nie może mieć wątpliwości co do źródeł tych
postaw. Szukać ich należy w technostrukturze oraz w
sektorze planującym, w ich zdolności narzucania włas-
nych wartości społeczeństwu i państwu. Technostruk-
tura wchłania i wykorzystuje inżyniera oraz naukow-
ca; nie może wchłonąć artysty. Technika i nauka służą
jej celom; sztuka w najlepszym wypadku jest czymś,
czego technostruktura potrzebuje, ale co uważa za za-
gadkowe i kłopotliwe. Z tych postaw wywodzą się prze-
konania społeczeństwa i rządu. Technika oraz nauka
są społeczną koniecznością; sztuka jest luksusem.
5
Chociaż dla wszystkich z wyjątkiem dziwaków i sno-
bów sztuka przestała być miarą osiągnięć społecznych,
jej znaczenie dla jednostki i domu utrzymuje się, a
może nawet rośnie. W potocznych kryteriach oceny
prestiżu czy ogólnej pozycji społecznej rodziny w isto-
cie nie uwzględnia się elementów artystycznych. Kon-
centrują się one natomiast na posiadaniu standardo-
wych dóbr. Uważa się, że posiadaczom domu o trzech
sypialniach „powodzi się lepiej" niż takim, którzy ma-
ją tylko dwie sypialnie; dodatkowym wyróżnieniem
jest posiadanie całkowicie wyposażonej kuchni oraz
dwóch samochodów, a nie jednego. Reklama podkre-
124
śla cechy techniczne ófaź nowość dóbr, a nie ich pięk-
no. Skrytykowanie projektu produktu konsumpcyjnego
jako banalnego często jest równoznaczne z narażeniem
się na oburzenie. Wszak tego właśnie ludzie pragną.
Krytyk zaś jest elitarystą.
Niemniej jednak na wyższym szczeblu dochodów
posiadanie artystycznego smaku — lub udawanie, że
się go posiada — przejawiające się w architekturze do-
mów, dekoracji wnętrz, umeblowaniu, zaprojektowa-
niu otoczenia, a nawet w pożywieniu i rozrywkach,
sprawia ludziom samoistną satysfakcję albo też bywa
elementem roszczeń do publicznego szacunku. To z ko-
lei podtrzymuje znaczny i rosnący popyt na prace ar-
tystów oraz ludzi udzielających porad tym, którzy —
często zupełnie słusznie — nie mają zaufania do włas-
nego gustu. W efekcie znaczna część współczesnej dzia-
łalności gospodarczej jest uzależniona nie od technicz-
nej wartości produktu lub od wydajności pracy przy
jego wytwarzaniu, ale od poziomu artystów przygoto-
wujących projekt. Jest to podstawą niektórych gałęzi
przemysłu. Duńskie i fińskie meble zawdzięczają swo-
je dzisiejsze powodzenie nie kompetencji inżynierskiej,
lecz wartościom artystycznym. Na podobnych podsta-
wach opierało się odrodzenie przemysłu włoskiego po
wojnie. Produkty włoskie nie są lepsze od innych pod
względem poziomu technologicznego, ale przewyższa-
ją je wyglądem. Podobne, choć mniej widoczne, zja-
wiska występują w Stanach Zjednoczonych. Są one
jeszcze słabo zauważalne, toteż nikt nie myśli o popiera-
niu artysty — w odróżnieniu od inżyniera, uczonego
czy zarządzającego przemysłem — jako podpory przy-
szłego rozwoju przemysłowego. Jednakże jego mono-
pol na osiągnięcia artystyczne jest istotną gwarancją
przetrwania małych przedsiębiorstw.
125
6
Z przedstawionych wyżej powodów sztuka oraz pro-
dukty odzwierciedlające osiągnięcia artystyczne w dłuż-
szym okresie będą odgrywały coraz większą rolę w roz-
woju gospodarczym. Nie ma powodu, aby z góry przyj-
mować, że osiągnięcia naukowe i techniczne dostarcza-
ją ludziom ostatecznego i całkowitego zadowolenia.
Można oczekiwać, że w pewnym punkcie, w miarę sta-
łego wzrostu konsumpcji, na pierwszy plan wysunie się
zainteresowanie pięknem. W znacznym stopniu przy-
czyni się to do zmiany charakteru i struktury systemu
gospodarczego.
Wcześniej jednak trzeba będzie stoczyć walkę z pod-
porządkowanym technostrukturze i sektorowi planu-
jącemu procesem kształtowania postaw, dzięki które-
mu — jak już wspominaliśmy — technostruktura i sek-
tor planujący spychają do podrzędnej roli społecznej
wszystko, czego nie mogą wchłonąć lub wykorzystać.
Warunkiem przemiany będzie także zwalczenie dogod-
nej cnoty społecznej samych artystów. Wymaga to kil-
ku uwag, ponieważ właśnie z powodu tej cnoty artyści
zgadzają się na podrzędną rolę społeczną i ekonomicz-
ną — swoją własną oraz sztuki w ogóle.
Chodzi mianowicie o to, że artysta pozwolił sobie
wmówić, iż z natury rzeczy ma on niewielki związek
z życiem gospodarczym. Jest dumny z tego, że liczba
ludzi, którzy mogą docenić dzieło prawdziwego artysty,
właściwie reagują na ukryte w nim znaczenia, zawsze
musi być bardzo mała. Toteż jego rynek oraz wynagro-
dzenie muszą być skromne. To ubóstwo z kolei jest do-
wodem jego zasług. Im trudniejsze jego życie, tym
prawdziwszym jest artystą. Jedynie najskromniejsi
urzędnicy kościelni podzielają przekonanie artysty, że
126
zasługi są odwrotnie proporcjonalne do wynagrodze-
nia.
Z tych poglądów artysty na temat samego siebie wy-
pływają dwie korzyści społeczne. Po pierwsze, jest to
powodem do oszczędzania na sztuce. Jeśli bowiem wy-
nagrodzenie pieniężne nie podnosi jakości dzieła, a być
może nawet ją obniża, to jest oczywiste, że powinno
ono być ograniczone do minimum. Po drugie zaś ozna-
cza to, że artyści, z nielicznymi wyjątkami, są bez-
piecznie utrzymywani na pozycjach podporządkowa-
nych i anonimowych, zastrzeżonych dla ludzi ubogich
lub żyjących na granicy ubóstwa. W efekcie nie kon-
kurują oni o uznanie społeczne z menedżerami, nau-
kowcami oraz inżynierami. Nie konkurują również z
naukowcami i inżynierami o publiczne dotacje na sztu-
kę.
Roszczenia do zasobów publicznych zmniejszają się
również z powodu przekonania, także w różnym stop-
niu akceptowanego przez artystów, że w sztuce wy-
kształcenie ma niewielkie znaczenie. Jeśli będą pienią-
dze, można dostarczyć dowolnej liczby naukowców i in-
żynierów. Można ich wytworzyć niemal z dowolnego
surowca. Artystów natomiast nie może być więcej niż
ludzi obdarzonych wrodzonym talentem, przy czym za-
kłada się — chociaż bez jednoznacznych dowodów —
że w każdej populacji liczba ludzi posiadających taki
talent jest bardzo niewielka. Częścią rozpowszechnio-
nego podejścia do sztuki jest również przekonanie, że
prawdziwy artysta dojdzie do celu niezależnie od prze-
szkód, jakie może mieć do pokonania. W ten sposób do-
godna cnota społeczna minimalizuje potrzebę wydat-
ków na edukację artystyczną.
Warto przypomnieć, że jeszcze około stu pięćdziesię-
ciu lat temu dogodna cnota społeczna głosiła, iż uczony
127
jest mnichem-asmą nie z tego świata, & na jego utrzy-
manie powinien łożyć prywatny mecenas. Publiczny
prestiż artysty, jako zjawisko odwieczne i lepiej ugrun-
towane, był wówczas o wiele większy; równie poważ-
nie były respektowane roszczenia artysty do zasobów
publicznych. Uczony już dawno wyzwolił się ze swych
mnisich początków; nikt już nie uważa, jakoby osobis-
ta zamożność i publiczne wsparcie szikodziły jego twór-
czym instynktom. Przeciwnie, uznaje się, że są to ko-
nieczne warunki twórczości naukowej. Inaczej jest w
przypadku artysty, nadal w ogromnej mierze uzależ-
nionego od prywatnego mecenatu. Wraz z resztą społe-
czeństwa zaakceptował on pogląd, że publiczne popie-
ranie sztuki mogłoby niebezpiecznie krępować ducha
artystycznego
4
. Jest oczywiste, że wynikające stąd
oszczędności na funduszach publicznych są o wiele
większe, niż byłyby wtedy, gdyby społeczeństwo przy-
wiązywało do sztuki takie samo znaczenie jak, powiedz-
my, do podróży na Księżyc.
7
Tyle na temat sztuki. Nadal pozostanie ona główną
twierdzą jednostki i małego przedsiębiorstwa. Będzie
także coraz większą częścią życia gospodarczego. Mo-
żliwości uzyskiwania satysfakcji z rozwoju artystycz-
nego nie mają żadnych dostrzegalnych granic; prawie
na pewno są one większe niż możliwości czerpania za-
dowolenia z rozwoju techniki.
Jednakże rozwój sztuki byłby o wiele szybszy, gdy-
byśmy lepiej rozumieli źródła naszych obecnych po-
4
Potrzebni przemysłowi architekci wyzwolili się z przekona-
nia, że współudział w interesach ekonomicznych łub osobista
zamożność działają destrukcyjnie na zdolność do osiągnięć ar-
tystycznych.
128
glądów na temat sztuki, nauki oraz technologii. Obec-
nie sztuka ma bez porównania mniejsze prawa do ko-
rzystania z zasobów prywatnych i publicznych niż nau-
ka i technika. Jak widzieliśmy, nie jest to rezultatem
preferencji społecznych, ale społecznie uwarunkowa-
nych przekonań. Ludzie, łącznie z samymi artystami,
dali sobie wmówić, że należy przywiązywać wagę do
tego i dawać pierwszeństwo temu, co znajduje się w
kompetencji technostruktury i sektora planującego oraz
służy ich potrzebom.
Środki prowadzące do emancypacji wierzeń — do
uwolnienia ich ze służby na rzecz sektora planującego
— to problem, do którego oczywiście trzeba będzie po-
wrócić.
R o z d z i a ł VIII
SAMOEKSPLOATACJA I EKSPLOATACJA
W organizacji ludzie pracują zgodnie z wyznaczonymi
zasadami, regulującymi godziny rozpoczynania i koń-
czenia pracy oraz ustalającymi minimalne nakłady wy-
siłku podczas dnia roboczego. To ostatnie uzyskuje się
dzięki nadzorowi, ustaleniu obowiązujących robotnika
norm pracy, wprowadzeniu urządzeń (szczególnie waż-
nym przykładem jest taśma produkcyjna) narzucają-
cych tempo ich obsługiwania lub też dzięki stosowa-
niu stawek akordowych i innych systemów bodźców,
uzależniających skalę płacy od konkretnych osiągnięć
ilościowych.
Głównym zadaniem nowoczesnych związków zawo-
dowych jest przekazanie robotnikowi częściowej kon-
troli nad dotyczącymi go przepisami, zagwarantowanie,
iż będzie on miał — choćby pośrednio — głos na temat
charakteru oraz wcielania w życie tych przepisów.
Oznacza to, że w przypadku wielu organizacji przed-
miotem regulacji jest określenie nie tylko minimum,
ale również maksimum wysiłku. W zależności od punk-
tu widzenia tego rodzaju regulacja jest wychwalana
jako sposób humanizowania nowoczesnego przemysłu
lub stanowczo potępiana jako arbitralne ograniczanie
wydajności pracy robotników.
Można zauważyć, że przepisy określające lub ograni-
czające wysiłek stopniowo tracą znaczenie w miarę,
130
jak posuwamy się w górę hierarchii organizacyjnej.
Gwarancją aktywności „białych kołnierzyków" w po-
ważnym stopniu jest utożsamianie pilności i pracowi-
tości z przyzwoitym i aprobowanym zachowaniem. O
organizacji, w której postępowanie takie jest regułą,
mówi się, że posiada wysokie morale. Wszystko, co
przyczynia się do takiego morale — ochoczy i zgodny
współudział w zbiorowych wysiłkach — jest wysoko
oceniane przez dogodną cnotę społeczną. Na wyższych
szczeblach organizacji przepisy zanikają i są zastępo-
wane konkurencyjną walką o awans albo — co może
mieć jeszcze większe znaczenie — pragnieniem pozys-
kania uległości, szacunku lub aprobaty ze strony ko-
legów. To z kolei uzyskuje się, przynajmniej częściowo,
dzięki widocznemu wkładowi w realizację celów orga-
nizacji. Wspólną konsekwencją działania wszystkich
tych mechanizmów jest to, że wraz z wyzwoleniem jed-
nostki spod władzy przepisów wymagających określo-
nego wysiłku, dokonuje ona nie mniejszych, ale jeszcze
większych wysiłków. Nie może się oszczędzać. W czasie
pracy wywiera na innych wrażenie- intensywnością
swoich myśli i trudu. Tak zwany czas wolny wyko-
rzystuje — lub twierdzi, że wykorzystuje — na rozmy-
ślania o swoich obowiązkach albo na takie formy wy-
poczynku, które mają charakter czysto terapeutyczny
lub wręcz bezpośrednio przyczyniają się do polepszenia
jakości pracy. W wyjątkowych przypadkach kierownik
może twierdzić, że nigdy nie zabiera dd domu jakiejś
pracy. Ale należy to do rzadkości. Afiszowanie się włas-
nym wysiłkiem jest niemal powszechnie uważane za
rozsądną strategię prowadzącą do kariery. Człowiek po-
winien być znany jako ogromnie zapracowany kierow-
nik
1
.
1
W przeciwieństwie do tego na uniwersytecie dogodna cnota
131
W małym przedsiębiorstwie przepisy jako metoda
zapewniania wysiłku tracą znaczenie. Ustępują one
miejsca oddziaływającemu na indywidualnego przed-
siębiorcę systemowi bodźców, wszechstronnie nagra-
dzającemu jego wysiłek i karzącemu za lenistwo oraz
za brak kompetencji. W przypadku jego kilku pracow-
ników natomiast miejsce formalnych przepisów zaj-
muje osobisty nadzór. Jak zauważyliśmy poprzednio,
taki sposób wymuszania wysiłku jest szczególnie uży-
teczny przy rozproszonych geograficznie, niestandar-
dowych zadaniach, w przypadku których trudno jest
sformułować zasady działania. Jest on również wyjąt-
kowo skuteczny wówczas, gdy — jak w przypadku wie-
lu usług — sukces może być bardziej uzależniony od
subiektywnej reakcji klienta niż od nakładów energii
lub umiejętności technicznych na wykonanie zadania.
Toteż zdolność pracownika stacji benzynowej, recep-
cjonisty w motelu lub bufetowej do utrzymywania
swej naturalnej arogancji poniżej poziomu oczywistej
zniewagi — łub jeszcze lepiej: do sprawiania wrażenia
uniżonej uległości, potocznie zwanej „usłużnością" —
może mieć większe znaczenie niż wysiłek lub kompe-
tencje techniczne. Najlepiej to osiągnąć uzależniając
osobiste nagrody i kary od postępowania.
Uwolnienie od przepisów przewidujących minimal-
społeczna wykazuje znacznie większą rezerwę wobec trudów
pracy. Ceni się ludzi zamyślonych lub nawet nieco niesolidnych.
Reputacji uczonego nie szkodzi także korzystanie z długich, przy-
wracających siły, wakacji. Zbytnio zajęty profesor ryzykuje, że
zostanie uznany za osobę o umyśle niewystarczająco refleksyj-
nym, wykorzystującą swoje zajęcia jako sposób ukrywania ja-
kichś słabości naukowych lub co najmniej za kogoś, kto nie zda-
je sobie sprawy z potrzeby oszczędzania ograniczonej energii
umysłowej. Profesor będący skończonym leniem często wita
przeciętnie pracowitego kolegę ostrzeżeniem: „Czy pan się nie
przepracowuje? Musi pan bardziej na siebie uważać".
132
ny poziom wysiłku jest oczywiście równoznaczne z
uwolnieniem od przepisów ograniczających wysiłek
maksymalny. Oznacza to, że — poza pewnymi elas-
tycznymi zakazami prawnymi i zwyczajowymi — nic
nie reguluje godzin pracy indywidualnego przedsię-
biorcy, a już zupełnie żadnej regulacji nie podlega sto-
pień intensywności jego wysiłków. Może on więc być
w stanie skompensować wyższą wydajność technicz-
ną lepiej wyposażonego w narzędzia pracownika zor-
ganizowanego, ale podlegającego regulacji, sektora go-
spodarki, pracując dłużej, ciężej i inteligentniej niż je-
go odpowiednik z dużej organizacji. Postępując tak,
zmniejsza on wynagrodzenie za jednostkę skutecznie i
pożytecznie wydatkowanego wysiłku. Mówiąc inaczej,
w odróżnieniu od organizacji, ma on zupełną swobodę
eksploatowania swojej siły roboczej, ponieważ sam jest
tą siłą. Warto zauważyć, że pojęcie eksploatacji jest
tutaj użyte w dosłownym sensie, oznaczającym sytua-
cję, w której jednostka, z powodu swojego względnego
braku potęgi gospodarczej, jest zmuszona do pracy za
wynagrodzenie mniejsze niż ogólnie przyjęte w gos-
podarce za taki sam wysiłek.
Samoeksploatacja jest niezwykle ważna dla prze-
trwania małego przedsiębiorstwa. Ma ona żywotne zna-
czenie w rolnictwie. Odgrywa decydującą rolę w przy-
padku małych lub jednoosobowych przedsiębiorstw w
innych dziedzinach — w handlu detalicznym, prowa-
dzeniu restauracji, usługach naprawczych oraz domo-
wych itp. Jest to tak skuteczna metoda zachęcania do
świadczenia niskim kosztem usług wysokiej jakości, że
niektóre kraje komunistyczne — Polska, Węgry oraz
Jugosławia — zezwalają na istnienie prywatnych
przedsiębiorstw (oraz związanej z nimi możliwości sa-
moeksploatacji) w zakresie prowadzenia stacji benzy-
nowych, restauracji, kawiarni oraz w innych dziedzi-
133
nach usług. W krajach tych tego rodzaju usługi wyko-
nywane są lepiej, szybciej i oszczędniej niż w Związku
Radzieckim, gdzie podobna samoeksploatacja jest nie-
chętnie widziana. Nic dziwnego, że praktykowana
przez drobnego przedsiębiorcę samoeksploatacja uzy-
skuje wysoką ocenę wśród kanonów dogodnej cnoty
społecznej.
2
Myśląc o eksploatacji wiążemy to pojęcie z zatrud-
nionym; o wiele mniej uwagi zwracamy natomiast na
samą eksploatację pracodawcy lub przedsiębiorcy pra-
cującego na swoim. Wydaje się prawdopodobne, że to
zjawisko ma większe znaczenie gospodarcze i społecz-
ne niż podobne traktowanie zatrudnionych robotników
najemnych. W praktyce jednak w nowoczesnej gospo-
darce samoeksploatacja idzie ręka w rękę z eksplo-
atacją najemnej siły roboczej.
Jak wspomnieliśmy, drobny przedsiębiorca zapew-
nia sobie wysiłek pracowników dzięki osobistemu nad-
zorowi, a nie przez ustanawianie własnych przepisów.
Ponieważ zaś żadne przepisy nie zabraniają przedsię-
biorcy zmniejszenia własnego wynagrodzenia za jed-
nostkę wydatkowanego wysiłku, stanowczo sprzeciwia
się on jakimkolwiek przepisom, które uniemożliwiały-
by mu podobne obniżanie wynagrodzenia zatrudnio-
nych u niego pracowników. Za naturalne uznaje on
uprawnienie do tego, by wymagać od innych tyle sa-
mo co od siebie.
Tendencje te są najlepiej widoczne w rolnictwie.
Samoeksploatacja rolnika i jego rodziny od dawna jest
postępowaniem powszechnie aprobowanym, będąc po-
tężnym przejawem działania dogodnej cnoty społecz-
nej, do czego jeszcze powrócimy. Wraz z częstymi
wzmiankami o żniwach, pogodzie i osobliwościach pro-
134
dukcji rolnej samoeksploatacja legła u podstaw wy-
suwanych przez farmerów żądań uzyskania prawa do
podobnej eksploatacji zatrudnianej przez nich siły ro-
boczej. W Stanach Zjednoczonych żądania te zostały
niemal powszechnie uznane; rolnik zazwyczaj nie po-
dlega ograniczeniom ustawodawczym w dziedzinie go-
dzin pracy i płac, a ustawa o stosunkach pracy wy-
raźnie odmawia poparcia związkom zawodowym w rol-
nictwie. (To zwolnienie od regulacji prawnej oraz
uwolnienie od związków zawodowych oczywiście roz-
ciąga się także na obszarników, w przypadku których
nie ma dowodów na istnienie podobnej samoeksplo-
atacji.)
Obok farmerów również małomiasteczkowi kupcy,
właściciele niewielkich zakładów wytwórczych lub
przetwórczych oraz inni drobni pracodawcy usilnie
sprzeciwiali się związkom zawodowym, ustawowej re-
gulacji płac i czasu pracy, ustawodawstwu socjalnemu
oraz innym środkom regulacji warunków pracy. Znacz-
nie mniejsze opory wykazywały natomiast wielkie
przedsiębiorstwa, silniej kojarzące się w wyobraźni
społecznej z pojęciem eksploatacji. Było to zagadką dla
wszystkich, którzy zadowalali się powierzchownym
spojrzeniem na sprawę. Dlaczego poczciwy, drobny
przedsiębiorca miałby być aż tak zły? Zazwyczaj do-
chodzono do wniosku, że z małą skalą działalności zu-
pełnie naturalnie idzie w parze minimalne zrozumienie
dla problemów społecznych albo że wszelkim związ-
kom z ziemią towarzyszy szczególne zacofanie. Zoba-
czymy jednak, że tak jak zwykle faktyczne przyczyny
mają głębokie uzasadnienie w warunkach gospodar-
czych. Drobny przedsiębiorca, względnie bezsilny go-
spodarczo na rynku swojej działalności, nie może mieć
pewności, że przerzuci na społeczeństwo wyższe koszty
— lub oszczędności — robocizny w drodze manipulo-
135
wania ceną. Jednocześnie poprawnie wyczuwa, że wa-
runkiem jego istnienia jest możliwość zmniejszania za-
płaty, jaką uzyskuje za swoje wysiłki. Pragnie utrzy-
mać tę samą możliwość w stosunku do swoich pracow-
ników. Stąd jego opór wobec związków zawodowych,
ustawodawstwa określającego minimum płac oraz wo-
bec wszystkiego, co mogłoby zwiększyć jego koszty
płac.
3
Wielka korporacja nie cieszy się szczególnym uzna-
niem społecznym. Inaczej jest z drobnym przedsiębior-
cą; jest on niemal powszechnie podziwiany. Częściowo
jest to rezultatem nostalgii społecznej; drobny przed-
siębiorca jest współczesnym odpowiednikiem małego
przedsiębiorstwa z klasycznej gospodarki konkuren-
cyjnej. Przywodzi on więc na myśl prostszy i bardziej
zrozumiały świat. Ale żywione wobec niego uznanie
bez wątpienia jest przede wszystkim odzwierciedleniem
dogodnej cnoty społecznej. Cenione bowiem jest właś-
nie to, co służy komfortowi i wygodzie społeczeństwa.
Nie wszystko jednak, co jest cenione, wytrzymuje
próbę dokładniejszej analizy. Tak więc drobny przed-
siębiorca bywa wychwalany jako człowiek zachowują-
cy absolutną niezależność. Nie wspomina się jednak
o tym, że niezależność ta często jest ograniczona — z
zasady oraz w praktyce — usilną walką o przetrwanie.
Powiada się o nim, że w odróżnieniu od człowieka or-
ganizacji posiada zachwycającą swobodę w dziedzinie
poglądów społecznych i politycznych. Jak wspomnie-
liśmy, poglądy te najczęściej z konieczności stanowią
bezwzględne odzwierciedlenie jego własnego interesu.
Powiada się, że będąc poza organizacją, cieszy się on
swobodą od narzucanej przez organizację dyscypliny.
Nikt mu nie rozkazuje; nikt nie nadzoruje jego pracy.
136
Każdemu może spojrzeć w oczy. Nie zauważa się jed-
nak, że często jest to ostrożność, konformizm, posłu-
szeństwo, a nawet służalczość człowieka, którego egzy-
stencja jest na łasce klientów. Jego wolność często
przypomina wolność człowieka zadziobywanego przez
wrony.
W przypadku wielkiej korporacji nikt nie ma wąt-
pliwości co do potrzeby istnienia ograniczeń czasu pra-
cy, wkładanego w nią wysiłku oraz wszelkich innych
warunków pracy. Chwali się związki zawodowe za ich
rolę we wprowadzeniu w życie oraz przestrzeganiu ta-
kich humanitarnych przepisów. Tak samo chwali się
za to państwo. W sektorze rynkowym natomiast uzna-
nie zyskuje drobny przedsiębiorca, który wstaje o świ-
cie i pracuje do późna w nocy, jest całą dobę dostępny
dla klientów i nigdy nie zmniejsza intensywności swej
pracy. Nie pokazuje jakichkolwiek oznak znużenia
swoim trudem; jest publicznym dobroczyńcą i wzorem
dla młodzieży. Szczególnie dzielny jest farmer, który
jednocześnie ma posadę w mieście; wieczorem, w nie-
dzielę i święta pracuje na roli i podobnie wykorzystuje
swoją żonę oraz dzieci. Nie tylko on sam zyskuje uzna-
nie; dodatkowe pochwały za tę pracowitość są wiązane,
z jego pochodzeniem — szwedzkim, duńskim, norwes-
kim, niemieckim, szkockim, fińskim czy japońskim.
Nie zauważa się natomiast, że trud ten wymuszają wa-
runki panujące w sektorze rynkowym. Nie wspomina
się również o tym, że znój ten może zaszkodzić zdro-
wiu jego dzieci oraz że w rolnictwie wiąże się on z nie-
istnieniem związków zawodowych, minimalnych płac
oraz równego wynagrodzenia za pracę dla tych, którzy
najbardziej potrzebują ochrony w postaci takich prze-
pisów. Wszystko to jest pomijane milczeniem. Taka
bowiem jest władza dogodnej cnoty społecznej.
137
6
Tyle o systemie rynkowym. Obok zanalizowanych w
ostatnich trzech rozdziałach czynników wykluczają-
cych możliwość organizacji, istnieją również takie
działy gospodarki, w których wyraźne zakazy utrzymu-
ją przedsiębiorstwa w niewielkch rozmiarach. Praw-
nicy i lekarze (a do niedawna także domy giełdowe),
na mocy prawa lub etyki zawodowej, są zobowiązani
do działania na zasadzie indywidualnej własności lub
spółek. W przeszłości w niektórych stanach prawo za-
kazywało tworzenia korporacji w rolnictwie. Takie
nielegalne lub półlegalne przedsięwzięcia jak domy pu-
bliczne, handel pornografią, sprzedaż narkotyków czy
niedozwolony hazard właściwie są pozbawione możli-
wości rozwoju, jakie stwarzają karty korporacyjne.
Wszystko to sprawia, że przedsiębiorstwa działające w
tych dziedzinach gospodarki są utrzymywane w nie-
wielkich rozmiarach, chociaż ze względu na charakter
ich działalności oraz świadczonych przez nie usług tak
czy inaczej prawdopodobnie byłyby niewielkie.
Od ponad pół wieku toczy się dyskusja na temat te-
go, czy małe przedsiębiorstwo jest skazane na zagładę;
czy nieuchronną tendencją gospodarki jest powstawa-
nie wielkich przedsiębiorstw. Obrońcy neoklasycznej
ortodoksji zawsze byli przekonani o ważności małego
przedsiębiorstwa dla ich systemu. Wszak jest ono naj-
bardziej jednoznacznym przejawem gospodarki ryn-
kowej. W zależności od temperamentu, obrońcy dzie-
lili się na takich, którzy dowodzili, że małe przedsię-
biorstwo jest zagrożone, toteż wymaga energicznej
ochrony i poparcia ze strony państwa, oraz na takich,
którzy głosili, że przyszłość małego przedsiębiorstwa
(a więc również ich własnego sposobu myślenia) jest
całkowicie bezpieczna.
138
Widzimy, że istnieją zadania — znaczna część rol-
nictwa, usługi rozproszone geograficznie oraz usługi w
dziedzinie sztuki — nie poddające się organizacji. A
nawet gdyby skupienie ich w organizacjach było mo-
żliwe, to przedsiębiorca — zmniejszając własne wy-
nagrodzenie, zwiększając swój wysiłek i bez żadnych
ograniczeń postępując tak samo ze swoimi pracowni-
kami — może przetrwać w konkurencji z organizacją.
Toteż drobny przedsiębiorca będzie nadal istniał. Nie
ma też żadnych wyraźnych podstaw do przypuszczeń,
że będzie się zmniejszał jego udział w ogólnej działal-
ności gospodarczej, czyli ta część działalności, której
nie wykonuje organizacja. Dalsze rozważania nie po-
zostawią wątpliwości, że tempo rozwoju sektora ryn-
kowego będzie niższe w porównaniu z rozwojem zor-
ganizowanego sektora gospodarki. Ale może to mieć
związek z tym, że potrzeby rozwojowe sektora rynko-
wego znacznie przewyższają potrzeby sektora planu-
jącego. W ekonomii nie jest bez znaczenia umiejętność
myślenia w kategoriach względnych.
To, że sektor rynkowy utrzymuje się przy życiu
przynajmniej częściowo dzięki zdolności do zmniejsza-
nia wynagrodzenia jego uczestników, prowadzi do
oczywistej i złowieszczej konkluzji. Mówi ona miano-
wicie, że przyjmuje się założenie o nierówności między
różnymi częściami systemu gospodarczego. Dogodna
cnota społeczna umacnia to założenie, pomagając lu-
dziom przekonywać samych siebie, że powinni akcep-
tować niższe dochody, ponieważ częścią ich wynagro-
dzenia jest uznanie społeczne, jakim się cieszą. Nie
trzeba dodawać, że założenie o nierówności staje się
znacznie silniejsze, jeżeli jedna część systemu ma wła-
dzę nad swoimi cenami i kosztami, a te z kolei są kosz-
tami i cenami płaconymi przez drugą część. Oznacza
139
to w efekcie, że ta pierwsza może wymuszać eksplo-
atację na drugiej.
W dalszym ciągu naszych rozważań przekonamy się
o tym, że między częściami gospodarki faktycznie ist-
nieje taka eksploatacja. Obok wspomnianego przed
chwilą nierównomiernego rozwoju jest to jeden z głów-
nych powodów badania gospodarki nie jako jednego,
ale jako dwóch systemów. Jednakże zanim zajmiemy
się dalszą analizą tych problemów, trzeba się przyj-
rzeć owej drugiej połowie gospodarki. Niepoddawanie
się pewnych zadań ramom organizacji uniemożliwia
rozwój niezliczonej liczby przedsiębiorstw. Ale możli-
wość wykonywania niektórych zadań przez organiza-
cję pozwala na nieograniczony wzrost niewielu przed-
siębiorstw. Obecnie przejdziemy na obszary takiego
właśnie wzrostu.