8. Austriackie przymierze
Na polowaniu w kwietniu Jan III i Zierowski postanowili po-
czekać jeszcze z zawarciem układu i ograniczyć się tymczasem
do faktycznej współpracy przeciwko zagrożeniu tureckiemu. Głów-
na przeszkoda w realizacji sojuszu nie została jeszcze usunięta,
na dworze cesarskim obstawano przy jego defensywnym, a w
Polsce przy ofensywnym charakterze. Dołączyło się do tego jesz-
cze i to, że w królu polskim nie wygasły frankofilskie uczucia
i że na dworze cesarskim potężne stronnictwo hiszpańskie chciało
wyczerpać najpierw wszelkie pokojowe środki wobec Turków
zanim się zgodziło na wojnę z Porta, i przez to ograniczyło swo-
bodę poczynań przeciwko Francji. Tak więc tu uwielbienie dic
Ludwika XIV, tam nieufność do niego stawały na drodze d?
austriacko-polskiego przymierza.
Dopiero przebieg misji hrabiego Caprary w Istambule skłoni
cesarskich ministrów do decyzji, która w Sobieskim dojrzała po<
wpływem krwawych wydarzeń na południowym stoku Karpat
Cesarskiemu posłowi powiodło się u Porty podobnie jak kilka la
wcześniej Polakowi Gnińskiemu. Megalomański Kara Mustaf
odrzucał grubiańsko i z uporem propozycję każdego ustępstwa
Do takiej postawy zachęcili go Francuzi. W swym pamiętnyr
piśmie z 8 kwietnia 1682 roku Ludwik XIV nakazywał swem
pełnomocnikowi Guilleragues'owi zapewnić wielkiego wezyr
o całkowitej neutralności Francji w czasie wojny turecko-austrie
ckiej, a nawet nakłonić Osmanów do napaści na cesarza. Niepc
trzebne więc już były wygłaszane z fałszywą prostodusznośc:
ostrzeżenia tegoż Guilleragues'a, skierowane do Caprary, afc
przekonać go o nieuchronności walki z sułtanem.
Ostrzeżona raportami z Konstantynopola Tajna Konferenc,
Wiedeńska poleciła Zierowskiemu przygotowanie do podpisu ukłi
11 - Jan Sobieski
162 Rozdział 8
du z Polską. Potrzeba chwili spowodowała po obu stronach od-
pływ wszelkich namysłów. Austria była gotowa przystać na so-
jusz ofensywny, Polska aprobowała teraz nawet przymierze de-
fensywne. I tak partnerzy doszli do porozumienia w ciÄ…gu za-
ledwie kilku dni. Pertraktacje w Jaworowie, w których uczestni-
czyli tylko: para królewska, Jabłonowski i Gniński, poza tym
jedynie nuncjusz Pallavicini o nich wiedział, doprowadziły do
sporządzenia paktu. W połowie września wysłano tekst do Wied-
nia, gdzie wkrótce potem został zasadniczo zaaprobowany, for-
malne zatwierdzenie zaś nastąpiło w październiku. Przymierze
to musiało, oczywiście, by nabrać mocy prawnej, być przedło-
żone na sejmie, który miał się zebrać po l stycznia 1683 roku.
Jan III zobowiązał się tymczasem do użycia całego swego wpły-
wu, aby osiągnąć aprobatę sejmu, natomiast austriacki ambasa-
dor nadzwyczajny hrabia Waldstein otrzymał pełnomocnictwo
uwzględnienia żądań polskiego parlamentu dotyczących mało
istotnych zmian.
Za prolog do zaciekłej walki, którą spodziewano się stoczyć
z francuskim stronnictwem, należy uważać dyplomatyczne po-
tyczki polskiego dworu i Zierowskiego z przedstawicielami Lud-
wika XIV jeszcze przed nastaniem sesji sejmowej. Po uzgodnie-
niach między Janem III i Zierowskim dalsza działalność Du Ver-
naya była nie do pomyślenia. Znakomita pod tym względem
kontrola poczty dostarczyła do rąk Sobieskiemu wiele depesz
francuskiego agenta, z których jasno można było określić jego
zadania. Kierował on z polskiej ziemi walką górnowęgierskich
rebeliantów z cesarskimi oddziałami, dostarczał pieniędzy, amu-
nicji i prowiantu, krótko mówiąc: robił to samo, co Bethune'owi
w innych układach wolno było bezkarnie czynić, co jednak teraz,
w państwie sprzymierzonym z Leopoldom I, było zakazane. Po-
nieważ nie można się było pozbyć inaczej tego dzielnego i żąd-
nego bitki człowieka, posunięto się do skandalu.
6 października 1682 roku polski król zebrał obecnych w Jawo-
rowie wielmożów. Przed nimi i w obecności zaproszonych na to
widowisko francuskich dyplomatów, ambasadora Vitry i Du Ver-
naya, Zierowski wygłosił gwałtowną mowę oskarżycielską prze-
ciwko knowaniom dwóch wyżej wymienionych i zażądał ich wy-
dalenia. Zaatakowany nie zaszczycił przeciwnika żadną odpowie-
dzią, lecz walczył z przeznaczeniem tak długo i tak dobrze, jak
to tylko było możliwe; wreszcie uległ jednak groźbie jawnej
przemocy i udał się w połowie listopada do Gdańska. Tak więc
Austriackie przymierze
kontakty między dworem w Wersalu i jego węgierskimi pod-
opiecznymi zostały zerwane. Najważniejsza, ba, jedyna sprawa
z powodu której Ludwikowi XIV wciąż jeszcze zależało na do-
brych stosunkach z Sobieskim, przestała tym samym istnieć.
Dlatego próba polskiego króla utrzymania dobrych stosunków
z Francją również po zawarciu przymierza z Wiedniem nie miałc
szans powodzenia. Jan III odrzucił na początku grudnia 1682 ro-
ku przedłożoną mu przez Vitry'ego propozycję, by za rentę rocz
na w wysokości 100 000 liwrów nadal popierał Thókółyego i ułat
wiał mu kontakt z Zachodem przez polskie terytorium, jednakże
zaproponował swoje pośrednictwo między Leopoldem I i Ludwi
kiem XIV. Tym razem wprawdzie pomysł ten wyszedł od Zie
rowskiego na polecenie cesarskiego dworu, lecz odpowiadał idę.
którą Sobieski był owładnięty. Król Polski wciąż zabiegał o jed
ność chrześcijaństwa; wciąż natykał się na ten sam uświęceń:
egoizm Ludwika XIV. Podobne zaproszenie do rozmów o rozej
mię między Habsburgiem a Burbonem przedstawił kilka mięsie
cv wcześniej w Wiedniu kapucyn Marco d'Aviano francuskiem
ambasadorowi Sebeville; jednocześnie w Rzymie papież wygłc
sił pouczające kazanie kardynałowi d'Estrees na temat udział
Francji w wojnie tureckiej, w którym zaznaczył, że Ludwik XI'
mógłby nawet zdobyć dla siebie tron cesarza wschodniorzym
skiego. Lecz jeżeli ani Najwyższy Pasterz, ani mnich-cudotwórc
nie znaleźli posłuchu, czegóż mógł oczekiwać ten buntujący s:
małżonek niewdzięcznej panny d'Arquien? Wszystkiego, oprót
przyjęcia swoich uczciwych usług pośrednika.
Najpierw więc natarcia ze strony francuskiego stronnictw
którego siłę i wojowniczość sławił w swoich raportach Vitr
W instrukcji z 26 listopada polecono ambasadorowi od ręki ud;
remnić powstanie ligi przeciw Turkom, przy czym współprac'
wać ściśle z brandenburskim -posłem i zapewnić sobie pomoc ki
ku wybranych najemników. Następne pismo Ludwika XI'
z 8 stycznia 1683 roku, grzmiało z wysokości wersalskiego Olimp
"Vous jugez bien que la mediation de ce Prince [Jana III] i
convient ny a mes interestz ny a 1'estat, ou se trouvent a prese
les diffśrens que j'ay avec 1'Empire."1 I jako tej mądrości ost
teczny wniosek: jeśli na sejmie da się zauważyć, że mogą zapa
1 Słusznie uważasz pan, że mediacje tego władcy [Jana III] nie odi
wiadajÄ… ani moim interesom, ani stanowi, w jakim znajdujÄ… siÄ™ obeci
moje spory z Cesarstwem.
164
Rozdział 8
szkodliwe dla Francji uchwały, wówczas Vitry musi prze/ liberum
veto zerwać to zgromadzenie.
Podczas panowania poprzednich królów tego rodzaju instruk-
GJa; wydana ambasadorowi przez jedno z trzech mocarstw naj-
bardziej poważanych w Polsce - Austrię, Francję czy Branden-
burgię, przypieczętowałaby los sejmu, a tym samym ligi. W tym
właśnie widać całą przemianę, która nastąpiła pod rządami So-
bieskiego, że tak pieniądze, jak i złe słowa utraciły swą wszech-
moc. Morsztyn, ucieleśnienie wszelkich złych instynktów i wszy-
stkich złych przymiotów, którymi się posługiwała i którym pod-
legała polska oligarchia, pisał w jednym ze swoich przechwyco-
nych listów do .francuskiego dyplomaty Callieres'a: W Polsce
można wszystko osiągnąć przekupstwem, ,,vous pouvez reprendre
le Roi si vous n'epargnez pas la poudre ou plutót les boules d'or".1
Podczas audiencji, na której Vitry ofiarowywał Sobieskiemu
roczną pensję w wysokości 100 000 liwrów za zdradę sprawy
chrześcijaństwa, Jan III odparł wytrąconemu zupełnie tym z rów-
nowagi ambasadorowi ,,honnestement, mais avec beaucoup de
froideur";2 że on, Sobieski, jest za tę propozycję Ludwikowi XIV
bardzo zobowiązany, jednakże nawet pieniądze nie są w stanie
skłonić go do działania, które on uważa za nie do pogodzenia ze
swoimi obowiÄ…zkami wobec siebie samego. Ten sam Morsztyn
przepowiadał 5 grudnia 1682 roku: "la ligue est faite dans le
cabinet, elle sera rompue dans la dietÄ™."3 Zobaczymy, jak to siÄ™
wówczas stało. Zdumionym współczesnym słusznie się mogła
wtedy wydać prawdą, że ten król, który dokonał tak wielkiego cu-
du, był więcej niż człowiekiem; że to czarodziej kazał zmartwych-
wstać przeszłej wielkości i przywrócił ją całemu narodowi.
Dziennik Leopolda I z roku 1683, który habsburskie archiwum
rodzinne przechowywało aż do czasu drugiej wojny światowej,
zawiera astrologiczną przepowiednię na ów rok decydujący o lo-
sie europejskiego świata, a Austrii szczególnie: "Szlachetny pokój
zagości na stałe w tymże roku. Wielce szkodliwi nieproszeni goś-
cie nie będą mogli wetknąć nawet nosa." Wieszczy dar niemiec-
kich astrologów nie miał, oczywiście, większej wagi niż ten cy-
nicznych polskich mężów stanu, którego przykładem jest frag-
ment listu Morsztyna, i niż dar przewidywania francuskich dy-
1 możesz pan pozyskać na nowo Króla, jeśli nie będziesz szczędził pro-
chu, a raczej złotych kulek.
2 uprzejmie, ale bardzo chłodno
3 ligę zawiązano w gabinecie, na sejmie będzie zerwana.
Austriackie przymierze
piernatów, z którym się zaraz zapoznamy dzięki raportoi
Vitry'ego.
Ambasador ten zapewniał nawet w przeddzień sejmu, że Jan I;
nie poczynił jeszcze żadnych trwałych ustaleń z cesarzem; oświac
czał, że senatorowie i posłowie ziemscy nie podejmą żadni
uchwały dotyczącej przymierza z Austrią, zanim Ludwik XI
nie zadecyduje swym autorytatywnym słowem o wojnie lub p<
koj.u. Wreszcie 30 stycznia 1683 roku stwierdził, że wraz ze swo
mi przyjaciółmi: Morsztynem, Stanisławom Lubomirskim i bi
kupem krakowskim Małachowskim, jest na tyle silny, by prz'
szkodzić powstaniu planowanej przez Sobieskiego ligi, już ch'
ciażby dlatego, że powszechną niechęć wzbudziły absolutystyczi
skłonności króla, które doszły do głosu w tekście umowy z Wiei
niem. W tym względzie można też liczyć na poparcie Brande:
burgii i hohenzollernowskich klientów w Polsce, z Grzymułto\
skim na czele.
Jeśli chodzi o pogląd na postawę Wielkiego Elektora i odd
nych mu Wielkopolan, Vitry miał rację. Francję i Brandenburg
łączył układ sojuszniczy z 22 stycznia 1682 roku, wymierzol
przeciwko cesarzowi i dotyczący wspólnego, zgodnego postęp
wania w Polsce. Jeszcze bardziej niż ten pakt zobowiązyw
Hohenzollerna i jego przyjaciół ich własny interes, który prz
ciwstawiał się zarówno wzrostowi potęgi rodu Sobieskich, j
i zażegnaniu tureckiego niebezpieczeństwa drogą zwycięsk:
ofensywy zbrojnej. Od lat powtarzał Grzymułtowski swe skar
"ne arma quae paranturur in Antonium in Rempublicam cc
vertantur",1 że wojna turecka jest dla Sobieskiego tylko pi
tekstem, by zebrać wojsko i z jego pomocą zdobyć jedynowłac
two w państwie. Wespół z brandenburskim agentem Scultetust
podjudzał wojewoda poznański szlachtę przeciwko absoluti
dominium, przeciwko zamierzonemu tworzeniu monarchii dz
dzicznej. Po sejmie z 1681 roku walkÄ™ politycznÄ… Hoverbecka
najbardziej lojalnego z brandenburskich przeciwników Jana I
ten poseł kurfirsta musiał się wkrótce wycofać z powodu choi
by, zaraz potem zresztą zmarł - prowadzili za pomocą brosz
i przemówień Scultetus, Grzymułtowski, Breza i Przyjems
Z nastaniem zimy 1682 roku rozważano jednak możliwość chv
cenią za broń. Brandenburska dyplomacja i jej polscy pomocn
1 aby broń, którą
Rzeczypospolitej
gotuje
na Antoniusza, nie obróciła się prze
166
Rozdział S
byli to ludzie innego formatu umysłowego i dużo lepiej znali
ten kraj niż nieszczęsny Vitry. Przewidywali apel Sobieskiego
do pospolitego ruszenia, wiedzieli dobrze, że król ten nie upatruje
celu swych rządów w kołpaku książęcym dla d'Arquienów, na
przykład, i w królewskim napiwku od obu politycznych rywali.
Kiedy w kwietniu 1682 roku zmarł hetman litewski Pac, partia
kurfirsta chciała wywołać zamieszki, aby armia Wielkiego Księ-
stwa nie dostała się pod dowództwo człowieka przyjaznego dla
warszawskiego dworu. Powstania zaniechano i okazało się póź-
niej, że Grzymułtowski miał w tym wypadku rację, albowiem
wierni królowi z początku Sapiehowie stali się jakby automatycz-
nie spadkobiercami tradycji swych poprzedników i przeciwników,
Paców. W każdym razie klienci Fryderyka Wilhelma przedsię-
wzięli środki, aby ich nie zaskoczyły przyszłe wydarzenia, i byli
bardzo dalecy od nieświadomości Vitry'ego, nie świadczącej o by-
strości umysłu. Orientowali się świetnie we wszystkich przemia-
nach i powiązaniach, których śladów na próżno byśmy szukali w
raportach francuskiego ambasadora. Jako ludzie ostrożni kon-
taktowali siÄ™ ze sobÄ… oraz ze Scultetusem i Wichertem, dwoma
brandenburskimi agentami, tylko ustnie lub za pomocą listów
szyfrowanych, albowiem ,,żadne commercium litterarum1 nie jest
już pewne i król wszelkie listy indistincte,2 które tylko wyłapać
jest w stanie, otwiera". Oczywiście ich nieufność nie posunęła
się tak daleko, żeby zdać sobie sprawę z niedostateczności każ-
dego tajnego szyfru.
Osiągnięcia dyplomatycznego kontrwywiadu tworzą w historii
austriacko-polskiego przymierza najistotniejszy i najbardziej fas-
cynujący rozdział. Sobieski kontrolę korespondencji swwch za-
granicznych i krajowych opozycjonistów doprowadził do wirtuo-
zerii. Poczmistrze, przede wszystkim w Warszawie, w Gdańsku,
w Krakowie i w nadgranicznych miastach, mieli polecenie, żeby
zatrzymywać i odsyłać wszystkie podejrzane pakiety. Wobec ku-
rierów obcych dworów, chronionych przed każdym wglądem do.
ich poczty prawem międzynarodowym, i wobec akredytowanych
w Polsce posłów stosowano znakomity środek uzyskiwania infor-
macji: kazano "rabusiom" napadać na posłańców. Przy najmniej-
szej próbie oporu lub jeśli obawiano się późniejszych zeznań po-
bitego. zabijano go. Ten system, który był zasadniczo stosowany
1 porozumienie listowe
2 bez różnicy
Austriackie przymierze
w owym czasie przez wszystkie państwa, wymagałby doskonał(
organizacji, opierającej się na szeroko rozgałęzionej sieci szpi<
łów, gdyby Jan III nie miał w swojej służbie człowieka, któreg
w rozszyfrowywaniu tajnych pism nie prześcignął żaden je^
współczesny; był to opat Hacki, syn mieszczanina z Bydgoszcz:
Oprócz tego dwór warszawski był w sojuszu z wiedeńskim gąb
netem, a cenzura pocztowa uchodziła zawsze za jedno z najświe
niejszych dokonań narodowego rzemiosła Austrii. Jeżeli to "pe
lustrowanie" politycznej korespondencji dla cesarskich ministró
było bardzo użyteczne, to dla Sobieskiego oznaczało ono najp]
niejszą konieczność życiową. Każdy polski król, który chciał fal
tycznie sprawować swoją władzę, musiał nieprzerwanie mieć E
na baczności i kontrolować knowania swych przeciwników, ii
nigdy nie ustające sprzysiężenia.
Dzięki materiałowi, który otrzymał do dyspozycji przez wspc
pracę własnej i austriackiej cenzury pocztowej, Jan III pokon
w decydującym momencie swoich polskich wrogów. Wiedeń i
rozpoczęcia poważnych pertraktacji nad sojuszem polecił prz
chwytywać korespondencję Morsztyna z Francją. Dwa tuzi]
listów do francuskich mężów stanu zostały zatrzymane międ
wrześniem 1682 a marcem 1683 roku przez czarny gabinet dwo
cesarskiego. Dalsze obciążające dokumenty dostały się na polsk:
ziemi w ręce Zierowskiego, tak więc korespondencja Du V(
naya, której treść spowodowała opisany już wyżej incydent, r
stępnie kopie wszystkich polskich listów Morsztyna, wreszi
również cała korespondencja Vitry'ego z jego zleceniodawca
i z polskimi magnatami. Sekretarz podskarbiego wielkiego
końca stycznia 1681 roku dostarczał odpisy austriackiemu pos
wi; wiemy o tym z raportów Zierowskiego z 4 lutego i 2 mai
tego samego roku. ,,Przechwytywanie francuskich i węgierski
listów" rozpoczęło się dopiero w sierpniu 1682 roku, kosztowa
według rachunku Zierowskiego, do połowy września 499 gul(
' nów 36 krajcarów i wkrótce stało się zbędne, ponieważ Du V'
nay oddalił się do Gdańska. Dużo kosztowniejszy był wgląd
wszystkie akta Vitry'ego. Austria zapłaciła za to ,,francuskim s
żącym królowej" i ,,jednemu znamienitemu konfidentowi" 9;
guldenów - tylko za rok 1682. Kiedy do nieświadomego ami
sadora nadeszła wiadomość z Wersalu, że go zdradza jeden z
go sekretarzy, Vitry nie stracił jednak wiary w moc czarodzi
ską nowego "nieznanego" szyfru. Później, podczas sejmu, E
uniknąć napaści polskiego dworu, posługiwał się on kuriere
168 Rozdział 8
brandenburskimi, a kiedy również ci byli obrabowywani przez
"włóczęgów", którzy dziwnym sposobem właśnie upatrzyli sobie
dyplomatyczne depesze, nie miało już znaczenia, czy ktoś czytał
raporty Vitry'ego.
Polityczna walka wewnętrzna między Sobieskim i francusko-
-brandenburskim stronnictwem przypominała zmagania dwóch
wodzów, z których jeden dowiadywał się o każdym planowanym
posunięciu przeciwnika, podczas gdy ten drugi co do zamiarów
wroga błądził wciąż po omacku. Albowiem również agenci kur-
firsta znali tylko ogólne cele Jana III, lecz nie znali jego strate-
gicznych i taktycznych planów. W każdym razie hohenzollernow-
ska asysta i poplecznicy zrobili wszystko, co możliwe, aby nie do-
puścić do powstania ligi. Fryderyk Wilhelm dążył do tego, by
jeszcze przed rozpoczęciem warszawskiej sesji parlamentarnej
wysadzić z siodła nieudolnego Vitry'ego, jednakże markiz sie-
dział pewnie, z niewyjaśnionych przyczyn, chociaż Ludwik XIV
i Colbert de Croissy nie mieli złudzeń co do wartości swojego
przedstawiciela i jego działalności. Pozostawiona przez Francję
bez wsparcia Brandenburgia ograniczyła się do działania we
własnym zakresie. Scultetus i Wichert działali tak skutecznie na
sejmikach w Wielkopolsce, że wiele tych zebrań wyborczych zo-
stało zerwanych, na innych szlachta dała swym delegatom do
Warszawy następujące instrukcje: ,,Starać się, żeby nie doszło
do zwiększenia armii" i ,,nie zgadzać się na żadną wojnę". Po-
śród posłów ziemskich zachodnich prowincji możemy spotkać
PrzYJemskisgo, Brezę, Gałeckiego, którzy wespół z senatorami
pokroju Grzymułtowskiego zdawali się gwarantować bardziej
zdecydowany i pewniejszy opór przeciwko absolutyzmowi i pro-
jektom przymierza Sobieskiego z Austrią niż chwiejące się fila-
ry francuskiej polityki.
Inauguracja sejmu z 27 stycznia 1683 roku zastała cały kraj w
namiętnym wzburzeniu. Sobieski, z właściwą sobie niezrównaną
znajomością polskiej duszy, pokierował propagandą na rzecz przy-
mierza. W instrukcji dla sejmików, które wybrały w grudniu
posłów, jasno wyłożył szlachcie wpływ górnowęgierskich wyda-
rzeń na sprawy Polski. Te jego wyjaśnienia spotkały się z więk-
szym zrozumieniem u szlachty niż u Vitry'ego, któremu przed-
stawiono je wcześniej. Sobieski mówił o napadzie kuruców na
Śląsk, na polskie Karpaty i Spisz, przedstawiał grozę turecką
i wreszcie żądał środków na opłacenie i wzmocnienie armii, ze
względu na nieuniknioną walkę z odwiecznym wrogiem chrześ-
Austriackie przymierze
cijaństwa. Ten urzędowy dokument uzupełniały liczne polemil
z których szczególnie "Lettre de M. L., ou l'on voit les pratiqu
des Francois avec les Hongrois et les Turcs"1 była przeznaczci
dla oświecenia zagranicy. Masy szlacheckiej nie trzeba było oświ
cać dyplomatycznymi książkami z obrazkami; tym zwykłym ni
skomplikowanym patriotom z instynktu i zdrowego rozsÄ…dku w
starczył następujący, ustawicznie powtarzany dowód: Polska r
może żyć spokojnie, gdy jej granice dostały się pod tureckie p
nowanie. Wystarczy spojrzeć na Wenecję i Kretę, na teren na
dnieprzański należący do Moskwy, na własne tereny Podola. 1
raz jest łatwiej odeprzeć Portę niż później, kiedy trzeba będ;
walczyć samemu z jej przewagą. Turcy nie dotrzymują przeci
żadnych układów pokojowych. Dlatego też należy zawrzeć pr2
mierze z Austrią, a poza tym cesarzowi należy się wdzięczne
za pomoc w wydarzeniach sprzed dwudziestu pięciu lat.
Przeciwnicy ligi odpowiedzieli na to licznymi ulotkami, m
dzy innymi zatytułowaną Considerationes ob quas colligatio ci
Caesare videtur non necessaria, imo damnosa Reipubiżcae.2 A
stria nie chce ani nie może prowadzić wojny z Turkami; przym
rżę z kimś skazanym na zagładę, jak cesarz, to samobójstwo; w
ki z Osmanami wciągną wroga aż do serca Polski; Habsburgo'\
mają pełne ręce roboty z Francją i dlatego cały ciężar wyprą
przeciw niewiernym spadnie na Polskę, krótko, Rzeczpospo]
weźmie na siebie tylko grozę wojny i nie powinna się spodziev
po Leopoldzie I ani wsparcia, ani przychylności. Dla uważni
obserwatora atoli jeszcze przed rozpoczęciem sejmu sprawa b
jasna, że argumenty przeciwników wojny wywołały wraże
jedynie na ich terenach, w wielkopolskich prowincjach, pode
gdy gdzie indziej dwór miał za sobą opinię publiczną.
Sejmik w Haliczu, okolicy, która pierwsza musiałaby uciera
pod każdym najazdem Turków, mógł uchodzić za głos całego
rodu, gdy ofiarowywał królowi "pectora"3 i "siły" i z niezwykl
wprost zapałem godził się ofiarować nie tylko krew, lecz i ms
tek, nie tylko służyć orężem, lecz zaaprobował również poda
Jeśli chodzi o polityczną prognozę, to jednak rację miał mą
Morsztyn, kiedy stwierdził: "tout va a la rupture avec la Fran<
1 List pana L., w którym widać, jakie są metody postępowania Frai
zow z Węgrami i Turkami
2 Uwagi, z których widoczne jest, że liga z cesarzem nie jest niezbę
a nawet szkodliwa dla Rzeczypospolitej.
3 serca
170 Rozdział 8
i potem dodał: ,,j'ay mis les affaires dans 1'estat de faire la gu-
erre a la cour. C'est a M. de Vitry a en disposer."1 Wojna między
dworem i opozycją, między Polską i Porta, między odwiecznymi
przeciwnikami, Habsburgiem i Burbonem, wzięła swój początek
z dyplomatyczno-parlamentarnych utarczek w pałacu królewskim,
na sejmie, u francuskiego i u austriackiego ambasadora.
Na przeciwnika Vitry'ego mianowano z końcem listopada hra-
biego Karola Ferdynanda Waldsteina; według świadectwa rywala,
był to kawaler "d'une tres belle et tres agreable representation,
tres propre a soustenir avec eciet le caractere de 1'ambassade"2.
Nie tylko sukces, lecz także wgląd w raporty cesarskiego pełno-
mocnika udowadnia, że był on właściwym człowiekiem na właś-
ciwym miejscu, czego niestety nie można powiedzieć o jego fran-
cuskim koledze. Mistrzowska realizacja ligi, która wprawdzie
odpowiadała poczuciu patriotycznemu narodu, jednakże miała
przeciw sobie w sejmie ogromną większość, jest wyłącznie zasłu-
gą pary królewskiej. Waldstein wykonał polecenie, by nic nie
zepsuć, niczemu nie'zaszkodzić; co na tym drażliwym terenie
polskiego sejmu znaczyło i tak bardzo wiele.
Jan III realizował swój świetnie opracowany plan z mistrzow-
ską konsekwencją. Począwszy od kazania ojca Popławskiego, wy-
głoszonego w pierwszym dniu obrad, od mianowania zięcia Jabło-
nowskiego, Rafała Leszczyńskiego, marszałkiem sejmu - w ten
sposób odebrano Wielkopolanom jednego z ich przywódców -
każdy krok był przemyślany i przebiegał pomyślnie. Ostatniego
dnia stycznia u Vitry'ego zameldowało się czterech senatorów, aby
mu przedłożyć kłopotliwe pytanie: czy Francja, która do tej pory
protestowała tylko przeciwko defensywnemu przymierzu z ce-
sarzem, zaaprobuje przymierze ofensywne? Wielce zmieszany am-
basador dał wyjaśnienie wykrętne i zawiłe: Ludwik XIV nie ma
nic przeciwko ofensywnemu przymierzu, jednakże musi je, ze
względu na swój konflikt z cesarzem, odczuć jako przykre.
Chciałby wprawdzie udzielić Polsce jak największego poparcia,
gdyby zaatakowali ją Turcy, lecz nie może tego uczynić, ponie-
waż przeszkadza mu w tym możliwość wojny z Cesarstwem.
Vitry poinformował wprawdzie swego władcę, że senatorów zado-
1 wszystko zmierza do zerwania z Francją... przygotowałem sprawy do
prowadzenia wojny z dworem. Do pana Vitry należy decyzja.
2 o nader powabnej i przyjemnej prezencji, mogący świetnie wywiązać
siÄ™ z tego rodzaju poselstwa.
Austriackie przymierze
wolił bardzo ten galimatias, my jednakże mamy podstawę, by SE
dzić, że tylko Sobieski ucieszył się naprawdę z takiego przebieg
rozmowy. Posługując się tą informacją mógł Jan III zmiażdż;
tych wszystkich, którzy wobec ich zdaniem zawodnej pomoc
austriackiej wskazywali na poparcie Francji.
4 lutego król Polski mianował Jabłonowskiego hetmanem wie
kim koronnym, Sieniawskiego hetmanem polnym, Stanisława Li
bomirskiego marszałkiem wielkim koronnym, Kazimierza Sapi
hę hetmanem wielkim litewskim i Ogińskiego litewskim hetm
nem polnym. Tym samym najważniejsi magnaci, na których licz
Vitry, zostali poprzez urzędy i dostojeństwa przynajmniej na ns
bliższy czas przykuci do dworu. Niektórzy z nich, jak Lubom:
ski i Sapieha, uczuciowo czuli siÄ™ jeszcze zwiÄ…zani z FrancjÄ…,
Sieniawski i wzdychający w uroczych miłosnych więzach Hiei
nim Lubomirski, brat Stanisława, przynależeli całkowicie do L
striackiej frakcji. Jabłonowski wahał się; osioł mądrzejszy i
przysłowiowy osioł Buridana chciał jeść siano jednocześnie
dwóch żłobów, korzystać z francuskiej i z austriackiej pen
(Morsztyn opisuje te zdarzenia w swoich przechwyconych listc
do Callieres'a z 5, 6 i 8 lutego). Aby utrudnić niezdecydowan
każdy kontakt z Yitrym i utrzymać ich z daleka od intryg z br;
denburskim ambasadorem, przenikliwym i ostrożnym Crockow<
Sobieski rozkazał napadać na kurierów tych obu dyplomat'
Polscy magnaci i posłowie ziemscy popadli przez to w panikę,
bowiem kto się wciąż zadawał z przedstawicielami obcej włać
był obecnie narażony na niebezpieczeństwo oskarżenia na otw
tym posiedzeniu o zdradÄ™ stanu na podstawie rozszyfrowan
depesz. Przyjmowanie łapówek, sprzedaż głosów i opłacone ^^
były wprawdzie zwyczajem w tym kraju, lecz polityczne zaś
przyzwoitości wymagały przy tego rodzaju sprawach rembra
towskiego półmroku, nie zaś światła publicznej jawności.
Morsztyn był tym jedynym, który się jeszcze otwarcie nar
dla Vitry'ego. Postarał się wytrzasnąć dwóch zuchwałych dral
którzy za tysiąc dukatów zerwaliby sejm i przy tym wzięli \
na siebie. Ten, który tym rażeni wykrzyknął. owe fatalne sl
"nie pozwalam", przypłacił to gardłem. Sobieski zatroszczył
żeby się wieść o tym rozpowszechniła. Nic dziwnego, że P
jemscy i ich poplecznicy dwa razy musieli się zastanawiać,
warto sprzedać ojczyznę wraz ze swym życiem. Mniej będzi
się dziwić podskarbiemu wielkiemu i jego zuchwałości wów
gdy się dowiemy, że zdecydował się wyjechać z Polski na s
172 Rozdział 8
Jeśli wystawiał się na gniew Sobieskiego, to czynił to z całkowi-
tym przekonaniem, że później znajdzie we Francji swoją drugą
ojczyznę i będzie tam mógł rozkoszować się od dawna nagroma-
dzonymi bogactwami. Natomiast musi nas zaskoczyć nieostrożność
przebiegłego Jabłonowskiego i zręcznego Kazimierza Sapiehy. Co
za demon podszepnął tym obu, by się tak głupio zwierzyć Vitry'-
emu, jak to ,się właśnie zdarzyło na pewnej politycznej kolacji u
Morsztyna? Markiz meldował o tym w swoich raportach z 5 i z
26 lutego, z których pierwszy, zatrzymany, pieczołowicie skopio-
wano i wysłano dalej, za to drugi nie dotarł nigdy do króla-słoń-
ce i do dzisiaj spoczywa w Wiedeńskim Archiwum. Nowi hetma-
ni wielcy - tak pisał Vitry - dali mu słowo honoru, że może
na nich niezawodnie liczyć. Jabłonowski otrzymał za to również
obietnicę, że może się spodziewać francuskiego poparcia, "dans
les veues qu'il a conceues depuis longtemps pour le trosne, en
cas de changement".1
Tego rodzaju knowania zmusiły Jana III do podjęcia szybkich
przeciwdziałali. Aby wykluczyć Vitry'ego i jego przyjaciół, jak
również aby przyspieszyć negocjacje nad przymierzem austriac-
kim debatujÄ…cej z Waldsteinem od 26 lutego komisji sejmowej,
Sobieski przedsięwziął powtórzenie sceny z Jaworowa, której
smutnym bohaterem był Du Vernay, tym razem w Warszawie, na
większą skalę i z większym rozgłosem. Ledwie ostatnia depesza
Vitry'ego, donosząca o tym szczególnym ślubowaniu wierności
złożonym przez Jabłonowskiego i Sapiehę, została dostarczona
przez przekupionego sekretarza ambasady dworowi polskiemu,
król natychmiast poleciÅ‚ wezwać jednego z • kuzynów Morsztyna
i rozkazał mu zaprosić podskarbiego wielkiego przed niewielki
krąg senatorów. U kanclerza Wielopolskiego Sobieski odczytał
ani trochę nie wyprowadzonemu tym z równowagi Morsztynowi
wszystko to, co zawierały przechwycone listy do Callieres'a i ra-
porty Vitry'ego. Trzęsąc się z gniewu zażądał monarcha od zdra-
dzieckiego ministra klucza do ostatniej depeszy, której jeszcze nie
rozszyfrowano. Morsztyn odparł, że nie ma sobie nic do zarzu-
cenia, nie może zaś zdradzić klucza przed tak wieloma senatorami.
Po kilku godzinach przemaglowany intrygant opowiedział, że
ku jego największemu ubolewaniu żona bez jego wiedzy w zde-
nerwowaniu spaliła tenże klucz. W rzeczywistości dokument ten
1 w od dawna zrodzonych zamiarach względem tronu, na wypadek zmia-
ny.
Austriackie przymierze
od dawna już nie istniał. Sam Morsztyn, według jego własnych
słów pisanych do Callieres'a 18 grudnia 1682 roku, już dawno po-
wierzył go płomieniom. Dwa tygodnie trwały prace komisji zło-
żonej z senatorów, którym Sobieski przedłożył przechwyconą ko-
respondencję. Do dotychczasowych depesz doszedł raport Vitry'e-
go z 5 marca. W piśmie tym był przedstawiony właśnie początek
"fascheuse affaire",1 a nowe napaści na Marię Kazimierę musia-
ły tylko jeszcze bardziej spotęgować jej złość i gniew; następnie
odkryto w nim surowy nakaz pod adresem Callieres'a, by wysyłał
szyfry do korespondencji z Morsztynem tylko wówczas, gdy
Morsztyn tego zażąda. Cyniczny ton Morsztyna i napuszona głupo-
ta Vitry'ego wznieciły gwałtowne oburzenie. Nic atoli nie mogło
sis równać ze wściekłością Jabłonowskiego i Sapiehy, którzy przez
niezręczność ambasadora znaleźli się w tak podłej sytuacji. Szcze-
gólnie hetman koronny pienił się ze złości. Przede wszystkim
rzeczywiście nie myślał on o detronizacji Jana III, jego rozmo-
wy z Vitrym dotyczyły wciąż tylko przyszłego interregnum, jed-
nak nawet te jego starania o tron, zdradzone jego królewskiemu
przyjacielowi, musiały wywołać ogromne niezadowolenie wład-
cy, którego wszystkie myśli i zamierzenia dotyczyły odziedzicze-
nia tronu przez Jakuba Sobieskiego. Jabłonowski podczas pouf-
nej rozmowy 15 marca przysięgał królowi, że nigdy nie uczyni
nic przeciwko niemu ani jego domowi. Płacząc padł hetman ns
kolana i ślubował wierność przeciwko każdemu wrogowi. Następ-
nego dnia posłał Vitry'emu wyzwanie na pojedynek, w któryn
obwiniał ambasadora o kłamstwo i zniesławienie. Co się tycz;
Morsztyna, to zasługiwałby on jako zdrajca stanu nie na pojedy
nek, lecz na kompetentny sÄ…d sejmowy.
Przedstawiciel króla-słońce czuł się okropnie. Drżał przed Lu
dwikiem XIV, robiło mu się niedobrze na myśl, jak spojrzy Jano-
wi III w oczy. Musiał jednakże zameldować o wszystkim srogie
mu władcy w Wersalu i prosić polskiego króla o audiencję. Sobie
ski prośbę odrzucił. Miast tego poproszono Vitry'ego i Morszty
na, by udali siÄ™ do pewnego warszawskiego klasztoru, gdzie ocze
kiwała ich komisja złożona z trzech biskupów i licznych świeckie!
senatorów. Radziejowski, jeden z obecnych książąt Kościoła, róż
począł: Podług zbadanych dowodów rzeczowych z obszernej ko
respondencji z Jabłonowskim, Vitry sprzysięgał się przeciwko pa
nowaniu Jana III, poza tym wyrażał się bardzo nieprzychylni
1 przykrej sprawy
174
o Sobieskim w pismach do Ludwika XIV. Wówczas to ambasa-
dor przerwał mówiącemu twierdząc, że francuski dyplomata nie
musi przed nikim odpowiadać, jedynie przed własnym monarchą.
Jeżeli polski dwór ma powody do skargi, to Jan III może się
zwrócić z zażaleniem do Wersalu. Poza tym on, Vitry, chce jesz-
cze dodać z własnej i nieprzymuszonej woli, że nigdy nie konspi-
rował z Jabłonowskim przeciwko tronowi, a w swoich raportach
ambasadora trzymał się zawsze prawdy.
W tym momencie z tego głupiego, ograniczonego człowieka, któ-
rego jedynie kaprys i przypadek wyniosły na przedstawiciela
najpotężniejszego władcy Europy, zaczęło emanować coś z god-
ności i świetności, przynależnych randze ambasadora, i z odblasku
majestatu rozprzestrzeniającego swój urok od Wersalu aż po
krańce kuli ziemskiej. Vitry zagrał dobrze tylko tę jedną scenę
z całej swej roli. Potem stał się znowu ubolewania godnym staty-
stą, naśladującym bohatera. ,,Wyznaję Waszej Królewskie^ Mości,
• żem jest niepocieszony w tym strasznym nieszczęściu, w które
mnie wtrącono, iż dwór ów dowiadywał się o tych szczególnych
informacjach, jakie miałem zaszczyt pisać do Waszej Królewskie}
Mości", kwili markiz do prawdopodobnie bardzo rozgniewanego
Jupitera. A ponieważ polski król mógłby tymczasem z pewnością,
poprosić o odwołanie Vitry'ego, tak więc: "odważę się sobie po-
chlebić, a znając dobroć Waszej Królewskiej Mości wiem, że za-
pewni mi ona sprawiedliwość, albowiem wszystko to przedsię-
wziąłem tylko dla największego dobra w służbie Waszej Królew-
skiej Mości, a wszystko zło, które mi ten dwór przypisuje, bie-
rze się tylko stąd, iż rozpoznałem jego prawdziwe uczucia".
Ambasadora bądź co bądź chroni jego urząd, jednakże Morsztyn
i zdemaskowani z jego winy magnaci musieli podjąć starania, by
ocalić swe stanowiska, jeśli już nie głowy. Opowiedzieliśmy już,
jak Jabłonowski dzięki nagłemu zwrotowi zyskał przebaczenie'
króla. Inni, znani dotąd jako frankofile senatorzy i posłowie ziem-
scy, poszli za jego przykładem. Sobieski tak ich bardzo zastra-
szył - relacjonuje Vitry - że daleko więcej myśleli o tym, by
się przed nim usprawiedliwić, niż o udaremnieniu ligi z cesa-
rzem. Także brandenburski poseł Crockow melduje Wielkiemu
Elektorowi, że z powodu. bezczynności Francji i afery Morszty-
na szansę sojuszu austriackiego bardzo wzrosły, senatorzy odczu-
wają nieopisany strach przed Sobieskim; nikt się już nie waży
zadawać z Yitrym.
Tak więc Morsztyn sam jeden musiał się teraz dobrze nagło-
Austriackie przymierze
wić, jak tu wyleźć z tarapatów. Temu chytremu lisowi poszło t(
lżej, niż się spodziewali jego wrogowie. Jeszcze 14 marca w kla-
sztorze franciszkanów, gdzie razem z Vitrym był przesłuchiwa'
ny przez biskupów, podskarbi wielki przybrał zarozumiałą minę
zaprzeczał wszystkiemu, aby sprowokować swoich sędziów d<
ujawnienia obciążającego go materiału. Gdy więc jeden z nich wo'
łał do obwinionego, że tak jak Morsztyn niegdyś w ciągu wiece
niż połowy roku otwierał listy Jerzego Lubomirskiego, tak te:
i listy ówczesnego cenzora były od dawna kopiowane, wtedy po
zornie załamał się ten przechera i zaskowyczał o łaskę. A Król
-Lew dał się zmiękczyć. Osiemnastego Morsztyn zrezygnował zi
swego stanowiska ministra. W przemowie, która znowu brzmi jął
cytat z politycznego eposu o zwierzętach, błagał emfatycznie: "O
panie, nie rozmawiaj ze mną." "Ab Iove tonante fulmina pęto"
,.desunt et mihi verba",1 lub, jak zauważył pewien dowcipna
słuchacz, zdrajca rozpoczął jako Żyd wzywając Jehowę, a zakon
czył jako poganin, odwołując się do gromowładnego Jowisza. Ja!
było, tak było, jednak za cenę upokorzenia, rezygnacji z urzędl
i przyrzeczenia, że na własny koszt wystawi oddziały na wojn
z Turkami, zyskał Morsztyn to, o co prawdopodobnie starał si
od początku i od dawna: wolność, możność wycofania się do Frań
cji. Na wyrok przyszłego sejmu, któremu przekazano do osądzę
nią jego sprawki, mógł czekać ten zdrowy i rześki siedemdziesię
cielątek z pogodną równowagą w "doulce France".2 Tym samyr
Andrzej Morsztyn znikł z areny polskiej historii.
Tego samego dnia, 20 marca, odbyła się debata końcowa na!
przymierzem. Jedna z trzech przeszkód, które piętrzyły się przei
ligą, została usunięta wraz z Morsztynem i wraz z załamanier
się nieszczęsnego Vitry'ego oraz całego francuskiego stronnictws
Druga, sprzeciw Brandenburgii, rozleciała się sama. Crockow za
proponował kurfirstowi, w obliczu przewagi Sobieskiego, aby si
zbliżyć do polskiego króla, z konieczości uczynić cnotę i już ni
•walczyć przeciwko lidze; nawet próbowaÅ‚ zrÄ™cznymi manewrair
pochlebiać planom Jana III dotyczącym dziedzicznego tronu, ni
wdajÄ…c siÄ™ w konkretne ustalenia. "Jestem przekonany - pisÄ™
Crockow w owych dniach do młodego Jakuba Sobieskiego - ż
Wasza Wysokość, wstępując w ślady Króla, Najprześwietniejsze
go Ojca, zajdzie na szczyt sławy i osiągnie wielkość, którą bę
1 Od gromowładnego Jowisza upraszam o karę; brakuje mi też słów
2 w słodkiej Francji.
dzie zawdzięczał tylko własnym zasługom. Czego życzy Wasze]
Wysokości z całego serca Jego Elektorska Książęca Mość." Jeżeli
tak wiele miłości okazywał Sobieskim sam ambasador Fryderyka
Wilhelma, to również podopiecznym Brandenburczyka nie wy-
padało nienawidzić. Z krwawiącym sercem przyjął Grzymułtow-
ski te 3600 guldenów, za które cesarz odkupił od niego republi-
kańskie skrupuły, inny Wielkopolanin, marszałek sejmu Leszczyń-
ski, zgarnął do swej kieszeni 1200 guldenów, Breza, trzeci przy-
jaciel Hohenzollernów, przyjął 1500 guldenów. Litewscy wrogo-
wie króla, na których liczył poczciwy Vitry, kazali sobie wypła-
cić: Sapiehowie - 3600, Ogińscy - 3000 guldenów. Zmiana sym-
patii. z profrancuskiej na procesarską kosztowała u Potockich
12 000, u marszałka koronnego Lubomirskiego 7200, u Sieniaw-
skiego 3000 guldenów. Jabłonowski miał za to trzykrotnie podwyż-
szoną pensję, a Hieronim Lubomirski otrzymywał już od lutego
żołd dla korpusu posiłkowego w liczbie 2400 żołnierzy, którym
miał dowodzić jako cesarski marszałek-lejtnant polny.
Nawet jeśli w tej gwałtownej Haupt- und Staatsakion wro-
gowie, Francja i Brandenburgia, ustÄ…pili pobici z dyplomatycz-
nego placu boju, nawet jeśli drugoplanowi aktorzy, jeden po dru-
gim, przechodzili pod zwycięskie sztandary dworu, to sojuszowi
austriacko-polskiemu groziło jeszcze jedno niebezpieczeństwo, naj-
większe, które miał do pokonania, a które dopiero w decydują-
cym stadium sprawy dało znać o sobie. Było to rozczarowanie
Marii Kazimiery z powodu jej nie zaspokojonych ambicji fami-
lijnych, które wiązała z ligą i z cesarzem. Królowa spodziewała
się po wiedeńskim dworze, że ukoronuje on przyjaźń z Polską
małżeństwem arcyksiężniczki Marii Antoniny, jedynej córki Le-
opolda I, z Jakubem Sobieskim.
Pierwszym powodem powrotu Marysieńki z Francji na po-
czątku 1678 roku były aluzje Zierowskiego do małżeństwa księ-
cia Jakuba z Habsburżanką, które uczynił w rozmowie. Od tam-
tej pory cesarski poseł posługiwał się tą świetną propozycją mał-
żeńską jako jednym z silnych wabików. Nie należy szczędzić
wyrzutów austriackiemu gabinetowi, że świadomie umacniał próż-
ną Marysieńkę w jej macierzyńskich iluzjach, chociaż nikt nie
myślał wysyłać arcyksiężniczki do Polski, skąd Eleonora przy-
wiozła tak złe doświadczenia i z którym to krajem obecna księż-
na Lotaryngii wiązała wciąż jeszcze tak piękne nadzieje. Maria.
Antonina była przeznaczona elektorowi bawarskiemu, Maksymi-
lianowi Emanuelowi. Mimo to cesarscy ministrowie i ZierowskL
-l
Austriackie przymierze
według otrzymanych instrukcji, pilnowali się, by za wcześnie nii
dać odmowy, która mogłaby zaszkodzić powstającemu przymie
rzu. A polską królową pochłaniały dumne plany małżeńskie dl
jej Kubusia, nawet jeśli dokoła niej wszyscy, nie wyłączają
ojca rodziny, Jana III, wątpili w gotowość Leopolda I na wyrażę
nie zgody na to tak upragnione małżeństwo.
Sobieski nie brał w rachubę synowej-arcyksiężniczki i dlate^
też nie przejął się bardzo, kiedy go z całą ostrożnością poinformc
wano, że Maria Antonina jest już przyrzeczona komu innem
Również chybiły celu francuskie zarzuty. Jeśli Vitry sądził, :
uda mu się wystraszyć króla, kiedy ujawni niemożność zawarć
tego małżeństwa, to to jego ostrzeżenie chybiło celu. Inaczej je
nak myślała Maria Kazimiera i jej najbliższe otoczenie. Biski
Witwicki z Poznania, którego królowa darzyła specjalnym za
fantem, wypytywał na jej polecenie wiedeńskiego nuncjusza B
onvisiego przed zakończeniem pertraktacji dotyczących ligi,
lipcu 1682 roku, jak się ma rzecz z księżniczką. Zamiary Ma
Kazimiery natychmiast stały się znane w kręgach wiedeńskie
dworu; wenecki poseł Contarini przedstawił je pod koniec lis'
pada senatowi. Leopold I jednak, nie chcąc łudzić fałszywy
nadziejami swego obecnego sprzymierzeńca, nawet jeśli ta szc
rość miałaby zagrozić na razie zawartemu tylko w tajemn
gabinetów przymierzu, polecił biskupowi Sinelliemu, papiesl<
mu dyplomacie, aby dał odpowiedź, że projekt małżeński prz
łożony przez polskiego biskupa jest niemożliwy, że cesarz go
aprobuje, i zaszkodzi to tylko autorytetowi Sobieskiego, je
ten plan nie do zrealizowania nadal się będzie rozważać.
Jakże mało znali ci barokowi politycy, którzy do wszystki
przykładali miarkę swej własnej, żądnej zysku natury, LeopoL
i Jana III! Morsztyn, do którego również doszły wieści o pić
wanym małżeństwie, pisał do Callieres'a, że ręka arcyksiężni
jest nagrodÄ… dla Sobieskiego za jego sojusz z AustriÄ…. Tak ^
na poczÄ…tku marca Waldstein na ponowne pytanie podkancle
go Gnińskiego jeszcze raz przekazał mu odpowiedź, że arcyk;
niczka jest zaręczona z innym księciem. Maria Kazimiera, G
ski i kanclerz królowej Załuski zupełnie jakby spadli z n:
• oni wszyscy nawet po pierwszej formalnej, przekazanej ^
warszawskiego nuncjusza Pallaviciniego odmowie nie zrezy
wali z tego planu. Jednakże król "e assai prudente e preve
le difficolta meglio che la Regina et i Ministri ne si era lusil
Jan Sobieski
Rozdzial 8
con la speranza, non si e mutato niente nel suo operare".1 Kry-
zys, którego się obawiano, przeszedł obok, mimo że Sobieskiemu
nie udało się powiązać swoich dynastycznych pragnień z koniecz-
nymi potrzebami królestwa i narodu.
W ustalonej przez sejm komisji, składającej się z 10 senatorów
i 28 delegatów, która negocjowała z hrabią Waldsteinern na te-
mat ligi, działało wprawdzie tylko kilku jawnych przeciwników,
jednak praca nie posuwała się ani o krok naprzód. Pięć posie-
dzeń do 17 marca przeszło na zbędnym gadaniu o drugorzędnych
kwestiach i na drażliwych rozważaniach, dotyczących dwóch
punktów, które mogłyby się wydawać nieważne, a które jednak-
że dotykały istotnych problemów. Nieufni Polacy żądali od ce-
sarza zaprzysiężenia układu; Waldstein odparł, że to bluźnier-
stwo, jeśli się wątpi w słowo i podpis jego monarchy. Następnie
pojawiło się na porządku dziennym obrad przypomnienie po-
przedniego przymierza obu tych państw. Jan Kazimierz w 1657
roku zobowiązał się przecież powierzyć następstwo tronu Habs-
burgom, a wielu polskich magnatów to pochwaliło, by ,,przyszłe-
go króla" wybrać "ex domu austriaca aut talem quem haec
domus commendaverit".2 Nawet jeśli dwór wiedeński nie uznał
za słuszne, żeby podczas bezkrólewia w latach 1668/1669 i
1673/1674 posłużyć się tym dokumentem, to Sobieski jednakże
przykładał największą wagę do tego, by owo niepożądane uzgod-
nienie zostało całkowicie unieważnione, na dowód czego miał
być zwrócony oryginał przyrzeczenia polskich delegatów. Bez
formalnego zrzeczenia się Habsburgów ich roszczeń do dziedzi-
czenia tronu nie mógł. Jan III myśleć, będąc w przymierzu z
cesarzem, o uczynieniu własnej dynastii władcami dziedzicznymi
Polski.
Większość trudności została usunięta dzięki austriackim ustęp-
stwom. Cesarz za pośrednictwem swego ambasadora zrezygnował
z roszczeń finansowych i praw zastawu z czasu szwedzkiego po-
topu; przyrzekł znaczne subsydia na zbliżającą się wojnę z Tur-
kami, a Pallavicini wymyślił nawet rozwiązanie, które nie naru-
szało godności cesarza, a jednocześnie nie budziło nieufności Sar-
matów. Leopold I miał złożyć przysięgę za pośrednictwem pełno-
mocnika na ręce papieża, który miał odebrać również podobne
1 jest dostatecznie ostrożny i znacznie lepiej umiał przewidzieć trudnoś-
ci niż królowa i ministrowie, podobnie nie łudził się nadzieją, nie zmienił
na jotę swego postępowania.
2 z domu austriackiego lub takiego, którego dom ten poleci.
Austriackie przymierze
przyrzeczenie od pełnomocnika polskiego. Odmówiono tylko wy
dania dokumentu; podobno zaginął. Czyżby wiedeńscy prawnie
koronni chcieli sobie zostawić otwartą drogę na przyszłość
W każdym razie pewne jest to, że polskie oświadczenie o prę
wach Habsburgów do polskiego tronu leży do dziś w Archiwui
Wiedeńskim naprawdę, i dużo daje do myślenia fakt, że leż
ono w takim miejscu, gdzie nikt nie mógłby się tego dokument
spodziewać. Sobieski jednak zadowolił się passusem o niewa
ności przyrzeczenia z 1657 roku, i tak oto nic już nie stało r
przeszkodzie zawarciu układu.
Afera Morsztyna skręciła kark opozycji: ostatnie odruchy sprz
ciwu ustały, kiedy król polecił ogłosić zwołanie pospolitego r
szenia. Przy jednogłośnym entuzjazmie szlachty dla ligi i d
Jana III zwołanie pospolitego ruszenia było równoznaczne
spustoszeniem dóbr wszystkich wrogów przymierza i przyns
mniej kilkoma aktami linczu. Dlatego Przyjemski, którego Vit
i Morsztyn ponownie obrali na kata sejmu, zadowolił się ostn
żeniem w przemówieniu sejmowym i zachował swoje veto c
siebie. Liga została zaaprobowana "nemine contradicente"1 31 mi
ca na otwartym posiedzeniu. Parę wątpliwości, które wypłyni
\v ostatnim momencie, Waldstein usunął swoją ustępliwością. T
•wiÄ™c pakt można byÅ‚o podpisać l kwietnia; jednak z powc
przesądu datowano przymierze dzień wcześniej.
Zostało ono zawarte przez Leopolda I, jako cesarza, króla V
gier i Czech oraz jako pana swoich krajów dziedzicznych, i pr
Jana III w imieniu jego i Królestwa Polskiego oraz Wielki.
Księstwa Litewskiego. Przymierze ma charakter ofensywny
czas wojny z Turkami, defensywny na zawsze. Habsburg re
gnuje z wszystkich roszczeń z lat wojny ze Szwedami, z zai
dzania kopalniami w Wieliczce, które Austria dostała w zast
i zwraca Polsce pełną swobodę elekcji, uznając za nieważne ]:
wo dworu cesarskiego do następstwa tronu. Przymierze wa
jest tylko przeciw niewiernym; cesarz wystawi do tej w
60 000 żołnierzy, podczas gdy Polska ma powołać pod 1:
40 000 armię. Jeśli Wiedeń lub Kraków zostaną oblężone, w
czas partner, którego stolica nie będzie zagrożona, śpieszy
wszystkimi swoimi siłami drugiemu z pomocą. Operacje r
tamę odbywają się po obustronnym ustaleniu, jednakże ce
planuje przede wszystkim dywersję na Węgrzech, król P<
1 bez żadnego sprzeciwu
12*
180 Rozdział 8
-zaÅ› wypady na Podole i UkrainÄ™. Zdobyte obszary przypadajÄ…
temu, do kogo należały przed turecką okupacją. Żaden separa-
tystyczny pokój nie jest dopuszczalny; innym państwom również
wolno przystąpić do ligi, zwłaszcza carowie moskiewscy są mile
widziani. Naczelne dowództwo nad połączonymi armiami spra-
wuje władca, który się znajduje w obozie na polu bitwy. Leo-
pold I wypłaci Polsce wojenne subsydium w wysokości l 200 000
guldenów i odstępuje jej dziesięciny kościelne z włoskich pro-
wincji Habsburgów. Wreszcie obaj sprzymierzeńcy złożą za po-
średnictwem swoich głównych protektorów przysięgę przed pa-
pieżem, jako gwarantem i obrońcą Ligi Świętej.
Po podpisaniu tego pamiętnego układu pozostała jeszcze tylko
ochrona sejmu przed przykrymi niespodziankami. Strach przed
powołaniem szlachty pod broń wystarczył, aby dobrze opance-
rzyć posłów ziemskich przed pokusami ze strony Vitry'ego.
17 kwietnia, w Wielką Sobotę po południu, sesja sejmowa zakoń-
czyła się w atmosferze zbożnego entuzjazmu. Król i stany udali
się na procesję wielkanocną i mogło się im wydawać, że z grobu
zmartwychwstaje również duch ich przodków.
W "zapisie ad archiwum" sejm przed rozejściem się ustalił pol-
skie zbrojenia. Od l maja do dotychczasowych sił zbrojnych
istniejącego już w liczbie 12 000 żołnierzy wojska miała dołączyć
trzydziestosześciotysięczna armia nowo zaciężnych. Tym oddzia-
łom, liczącym w sumie 48 000 ludzi, został przyznany żołd na
siedem kwartałów. Przede wszystkim zostało też ogłoszone po-
spolite ruszenie, lecz miało to na celu tylko wsparcie pozycji
Sobieskiego wewnątrz kraju. Vitry, który w sprawie przymierza
okazał się tak znakomitym prorokiem, przepowiadał, że ta "wspa-
niała armia" z pewnością przed październikiem nie będzie go-
towa do bitwy i z tego powodu cesarz nie będzie miał z niej
żadnego pożytku.
Ambasadorowi nie było już dane przekonać się na własne oczy
o niesłychanym wprost zapale, z jakim cały naród odniósł się
do wezwania swego króla. Po zdemaskowaniu tych raczej mało
przyjaznych wypowiedzi, które Vitry umieszczał w swoich ra-
portach o Sobieskim i Polakach, po poinformowaniu nie zarażo-
nych sejmową korupcją zwykłych posłów ziemskich o przekup-
stwach francuskiego dyplomaty, o powiÄ…zaniu Ludwika XIV
z Turkami i o knowaniach zagranicznych agentów, powszechną
aprobatę uzyskała propozycja, aby w przyszłości nie tolerować
absolutnie żadnych stałych posłów, z wyjątkiem nuncjusza i przed-
Austriackie przymierze
stawicieli sprzymierzonych władców. Delegaci szlachty wygra-
żali Vitry'emu w najburzliwszy i najszczególniejszy sposób: że
należałoby mu wymierzyć trzysta kijów chłosty, jak to jest w
zwyczaju tureckich sprzymierzeńców Francji, i dopiero potem
go wypędzić. Inny mówca żądał, pośród hucznej wesołości, wy-
kastrowania Vitry'ego, aby nie mógł płodzić podobnych sobie
potworów.
Jan III i zebrane stany poprzestali jednak na tym, by w ener-
gicznych pismach z 20 marca prosić Ludwika XIV o natychmia-
stowe odwołanie ambasadora. Król-słońce odmówił przyjęcia pol-
skiego posła, który miał doręczyć te listy; czyż Sobieski od czasu
afery Morsztyna nie odrzucał każdej prośby francuskiego amba-
sadora o spotkanie? Ze względu na tę obrazę, wyrządzoną osobi-
stemu przedstawicielowi dumnego Burbona, w Wersalu nie zwró-
cono wcale uwagi na treść skarg na Vitry'ego. 29 kwietnia mar-
kiz został odwołany z Warszawy. Pismo, w którym Ludwik XIV
powiadamiał o tej decyzji "bardzo drogiego i bardzo ukochanego
brata, kuzyna i sojusznika", brzmiało krótko i sucho: ,,Le peu
d'esgard qu'on a eu en vostre cour au caractere de Nostre am-
bassadeur ordinaire auprez de vous, dont Nous avons honore le
Marquis de Vitry, Nous faisant assez voir qu'il n'est de Nostre
•dignite de l'y laisser plus longtemps, Nous luy crdonnons de
prendre inscessamment son audience de conge et de se mettre
•en chemin pour revenir auprez de Nostre personne."1 Nadzieja,
którą kończył się nieoczekiwany epilog owej politycznej przy-
jaźni, że ten "bardzo wielki, bardzo znakomity i bardzo potężny
książę" nie będzie robił żadnych trudności i udzieli Vitry 'erm;
audiencji pożegnalnej, wydawała się z początku nie potwierdzać
Trwało to dłużej niż tydzień, zanim. Jan III wyraził swoją go-
towość.
28 maja w Wilanowie rozegrała się scena końcowa tej tragi
komedii. Vitry został przyjęty o szóstej wieczorem ze wszystki
mi jego randze należnymi zaszczytami przez króla, którego ota
czała wspaniała świta i wielka liczba senatorów. Najpierw amba
sador w przemowie, wygłoszonej po francusku, zapewniał, że ni
jest winien przestępstwa, o które się go podejrzewa. Wprawdzi
1 Brak uszanowania, z jakim spotkała się na waszym dworze godnos
Naszego posła zwyczajnego, którą zaszczyciliśmy Markiza de Vitry, p(
zwala Nam zauważyć, iż nie godzi Nam się pozostawiać go tam dłużej, t(
też nakazujemy mu, aby niezwłocznie pożegnał się i wyruszył w dro^
powrotną, by stanąć przed Naszą osobą.
182
Rozdział 8
nie ma on obowiązku tłumaczyć się przed nikim innym jak tylko
przed własnym monarchą, atoli nie chce, żeby polski władca wie-
rzył w jego domniemane plany detronizacyjne. Wreszcie polecić
Sobieskiemu tych przyjaciół Francji, których prześladowanie wy-
wołało wielkie niezadowolenie Ludwika XIV. Na polecenie Ja-
na III odpowiedział po łacinie Wielopolski: że zachowanie Vi-
try'ego zmusiło króla Polski, ku jego głębokiemu ubolewaniu,
by poczynić odpowiednie kroki;, spodziewa się jednakże w tym.
razie, że znajdzie zrozumienie u francuskiego dworu, któremu
polski poseł przekaże stosowne wyjaśnienia. Sobieski pragnie
również w przyszłości być w dobrych niezmąconych stosunkach
z Ludwikiem XIV. Głęboki ukłon Vitry'ego - i dyplomatyczne
stosunki między Francją i Polską zostały na długo przerwane.
Wznowiono je urzędowo dopiero po dziesięciu latach.
Odjazdowi Vitry'ego towarzyszyły wszystkie zjawiska towa-
rzyszące prawdziwej katastrofie. Ambasador nie poprosił o audien-
cję pożegnalną u Marii Kazimiery; królowa wzięła sobie bardzo
do serca ten dowód braku poważania. Kilku porządnie pijanych
litewskich szlachciców, poruszonych skargami królowej, urządzi-
ło, pod przywództwem dwóch magnatów, Tyszkiewicza i Krys-
pina, napad na dom Vitry'ego. Doszło do strzelaniny, podczas
której jeden z napastników został raniony. Zaraz potem amba-
sador, podwójnie oburzony sposobem, w jaki mu przedłożono
przeprosiny, opuścił Warszawę i udał się przez Gdańsk do domu.
Przed odjazdem rozmawiał jeszcze z Jabłonowskim. Hetman ko-
ronny wyraził się, zupełnie słusznie, że należy przeczekać burzę,
dopiero później będzie można znowu działać na rzecz Francji.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
zobow r8zarzadzanie r8R8 Wielka Brytaniar8R8 3r8R8R8R8 Gospodarka w KrólestwieTazbir Kultura szlachecka w Polsce R82010 Audi R8 5 2 FSI Quattro ReadmeR8 1STEP7V5 R8 9Krawiec Seksualność w średniowiecznej Polsce R8r8 rozpad Związku RadzieckiegoR8więcej podobnych podstron