Jayci Lee Pragnę cię ponad wszystko

background image
background image

Jayci Lee

Pragnę cię ponad wszystko

Tłumaczenie: Katarzyna Ciążyńska

HarperCollins Polska sp. z o.o.

Warszawa 2022

background image

Tytuł oryginału: Secret Crush Seduction

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2020

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2020 by Judith J. Yi

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o.,

Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin

Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji

części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek

podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych –

jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi

znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i

zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym

do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą

być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books

S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-8469-1

background image

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek

/

Woblink

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Co to za idiotyczna boysbandowa składanka?

Kilka młodych kobiet – o wiele młodszych od Adelaide

Song, która liczyła sobie dwadzieścia sześć lat – podrygiwało
na parkiecie klubu Pendulum, wrzeszcząc w rytm wpadającej
w ucho piosenki. Wieczór dopiero się zaczął, a one już
chwiały się na nogach.

Adelaide nie była w nastroju do zabawy w kółeczku. Po

sprzeczce z babką przyjechała do nocnego klubu swojego
kuzyna Colina, by zatracić się w dobrej muzyce i tańcu,
i uwolnić od frustracji.

Tylko co w piątkowy wieczór robi tu didżej z wtorku?

Dopadła Tuckera, głównego didżeja w klubie, który szkolił się
też, by zostać menedżerem.

- Cześć, Tucker.

- Hej, Adelaide. Dawno cię nie widziałem. Jak leci?

- Bywało lepiej. – Uśmiechnęła się cierpko. – Co tu robi

Ethan? Jest sobotnia noc. Zróbmy prawdziwy jam. – Obejrzała
się przez ramię. – A przy okazji, gdzie jest Colin?

- Ma spotkanie, prosił, żebym go zastąpił. – Wytatuowany

didżej z licznymi kolczykami spuścił wzrok i zaczął się
nerwowo wiercić. – Ethan błagał, żebym mu pozwolił pograć.
Przez godzinę. To przyzwoity gość.

background image

- Który w piątkową noc gra wtorkowy pop.

- Rozumiem, zaraz się tym zajmę.

- Dzięki, jesteś najlepszy.

To była prawda. Tucker był nadzwyczajnie utalentowanym

didżejem. Po paru minutach zaczarował salę zmysłowymi
dźwiękami, które szybko Adelaide rozluźniły.

Od zrobienia dyplomu błagała babkę, by jej pozwoliła

zająć należne jej miejsce w Hansol Corporation, wartej
miliardy dolarów rodzinnej firmie odzieżowej. W odpowiedzi
słyszała zawsze: Może w przyszłym roku. Te słowa łamały jej
serce, ponieważ znaczyły, że babka nadal jej nie wybaczyła
młodzieńczych szaleństw.

To był czas, gdy zmieniała chłopaków jak rękawiczki.

Imprezowała za często, by się przejmować nauką. Dopiero na
ostatnim roku w college’u odkryła głód wiedzy. Pozbierała się
i odnalazła równowagę między nauką i rozrywkami. Od tamtej
pory minęło prawie sześć lat.

Dla rodziny wciąż była nieodpowiedzialnym dzieckiem

niezdolnym wnieść do Hansol nic wartościowego. Na
wspomnienie desperackich słów, jakie wygłosiła do babki,
zrobiło jej się wstyd. Ale przecież nie jest już dzieckiem.

Stukając obcasami, ruszyła na parkiet. Kierowała się na

umieszczoną w rogu scenę, a gdy tam weszła, zamknęła oczy
i wpadła w trans.

Zawsze najpierw czuła rytm w trzewiach, później

przenosił się na biodra i nogi, a w końcu na resztę ciała. Kiedy
wypełnił ją po brzegi, zaczynała tańczyć.

background image

I jak zawsze wszystko, co złe, znikło. Jej samotność.

Niepewność. Lekceważące słowa i pełne rozczarowania
spojrzenie babki. Wszystko to zanikało, kurczyło się
i rozmywało, kiedy się kołysała w rytm muzyki.

W końcu zabrzmiała jej ulubiona piosenka. Gitara basowa

wstrząsnęła parkietem. Adelaide uniosła ręce. Już jej nie ma.
Jest tylko muzyka, a ona jest instrumentem.

Nagle tuż obok usłyszała szorstki pomruk. Dźwięk łączył

się z muzyką w swojej dzikiej zaborczości. Dopiero gdy silne
ręce chwyciły ją za ramiona, zdała sobie sprawę, że to ludzki
głos. Głos rozwścieczonego faceta.

- Niech to szlag, Addy, co ty wyprawisz?

- Ja też się cieszę, że cię widzę – odparła chłodno.

Już czuła wewnętrzne drżenie, które należało szybko

zdusić. Michael Reynolds. Najlepszy przyjaciel jej starszego
brata i pierwsza miłość, oczywiście nieodwzajemniona.
Traktował ją jak młodszą siostrę, a ona płonęła, gdy jej
dotykał.

- Pozwól, że cię odwiozę do domu – powiedział. – Twoja

babka się o ciebie martwi.

Do diabła. Jeszcze się nie pozbyła złości i melancholii.

Tego wieczoru nie poradzi sobie na dodatek z bólem
odtrąconego serca. Zamknęła znów oczy i zaczęła tańczyć,
pragnąc, by Michael zniknął.

Ponieważ jednak wciąż trzymał ją za ramiona, położyła

dłonie na jego piersi i przyjęła pozycję, w jakiej gimnazjaliści
tańczą wolne tańce. Zamiast jednak niezdarnie przestępować
z nogi na nogę, kołysała się tęsknie i zmysłowo. Michael

background image

zamarł na kilka sekund, potem jakby zakasłał, a może
przeklął.

- Zabieram cię do domu. – Wziął ją na ręce i spojrzał na

nią, marszcząc czoło. Tym samym spojrzeniem, jakim
wszyscy ją obdarzali. Pełnym zawodu.

- Przestań udawać Kevina Costnera i postaw mnie. –

Odepchnęła się od niego.

- Mowy nie ma. – W jego oczach pojawił się cień

rozbawienia. – Pamiętam, jak szybko biegasz.

Kątem oka dojrzała bramkarzy, którzy kierowali się w ich

stronę z pięściami. Wiedzieli, że jest kuzynką Colina,
a Michael wynosił ją z klubu z diabelnie wściekłą miną.

- Och, na Boga. Nie jestem dziesięciolatką, Michael. –

Jeśli ten dureń jej nie postawi, bramkarze go stłuką, zanim
wyjaśni sytuację. – Postaw mnie. Wyjdę z tobą.

- Adelaide? Wszystko gra?

- Sugeruję, żebyś ją puścił, koleś.

- A ja sugeruję, żebyście wrócili na swoje miejsce,

panowie. – Michael ścisnął ją mocniej, jego oczy
pociemniały. – Odprowadzam pannę Song do domu.

Na ramię Michaela opadła ręka wielkości bejsbolowej

rękawicy z ogromnym sygnetem. Przez moment zrobiło się
groźnie, ale potem Michael postawił ją na podłodze.

Odwróciła się do mężczyzn, opierając się plecami o tors

Michaela. Sięgnęła za siebie i chwyciła się go mocno. Gdyby
chciał się ruszyć, nie zdołałaby go powstrzymać, ale może
przynajmniej go spowolni i unikną katastrofy.

background image

Gdy znieruchomiał, poczuła jego napięte mięśnie

i zastanowiła się, czy szykuje się do zadania ciosu. Myśląc
o tym, że musi go chronić, poniewczasie zdała sobie sprawę,
jaką część jego ciała ściska. Dokładnie miejsce, gdzie jego
pośladki łączyły się z udami.

Puściła go szybciej, niż wzięła oddech, i zamiast tego

chwyciła za nogawki spodni.

- Uspokójcie się, chłopcy – powiedziała. – Mój starszy brat

wysłał przyjaciela, żeby mnie uratował. Przed piciem, tańcem
i rozwiązłością.

Bramkarze prychnęli z oburzeniem. Znali ją, wiedzieli, że

sama potrafi się sobą zaopiekować.

- Wiem, wiem. To idiotyczne, ale on jest dla mnie jak brat.

Dorastaliśmy razem. Czasami traktuje mnie jak dziewczynkę.
Pewnie widzi na mojej głowie kucyki, których już nie noszę. –
Rozejrzała się i stwierdziła, że zaczynają przyciągać uwagę. –
Ale wy, chłopcy, jesteście moimi przyjaciółmi i wiecie, że dam
sobie radę, prawda? Wracajcie do pracy, zanim zrobi się
zbiegowisko.

Gdy bramkarze się oddalili, szczerząc zęby do Michaela,

Adelaide odsunęła się od niego. Poczuł przykry chłód. Chciał
ją znów do siebie przyciągnąć i położyć jej dłonie na swoich
pośladkach. Do diabła, jest kompletnym dupkiem. To
Adelaide, młodsza siostra Garretta.

Miała rację. Był dla niej prawie jak brat. Obserwował, jak

ze słodkiego dziecka z pulchnymi policzkami przemieniała się
w nadąsaną nastolatkę. Właściwie wciąż o niej myślał jak
o nastoletniej buntowniczce. Ale czy rzeczywiście był dla niej
jak brat?

background image

- Chodźmy – rzuciła przez zęby, chwytając go za rękę.

Kiedy pani Song zadzwoniła do niego z prośbą, by

poszukał Adelaide, Michael się zdenerwował. Grace Song nie
należała do kobiet, które robią z igły widły. Żelazną ręką
rządziła Hansol Corporation i rodziną, a kiedy trzeba,
wymierzała ciosy z mrożącą krew w żyłach precyzją.

Matka rodu Songów miała jedną słabość: swoją wnuczkę.

W jej oczach Addy pozostała siedmioletnią dziewczynką,
której rak zabrał matkę, przez co jej ojciec pogrążył się w żalu.
I tak nagle oboje rodzice stali się dla niej niedostępni. Pani
Song dawała Adelaide o wiele więcej swobody niż swoim
dzieciom czy pozostałym wnukom. Jeśli ją do siebie wzywała,
sprawa musiała być ważna.

Michael odsunął stosy dokumentów i ruszył na

poszukiwanie Adelaide. Znalazł ją na scenie w klubie Colina,
pożeraną wzrokiem przez facetów. Na samą myśl o tym
wpadał w furię. Ścisnął mocniej jej rękę i pociągnął ją do auta.
Tylko siłą woli nie odsunął otaczających ją mężczyzn. Nie
miał prawa czuć się zazdrosny, ale w tamtym momencie jego
umysł krzyczał, że Adelaide należy do niego. Złożył to na
karb chwilowego szaleństwa.

- Co się, do diabła, dzieje, Addy? – Oparł ją o maskę

samochodu i położył ręce na jej ramionach. – Zrobiłaś z siebie
widowisko.

Zranił ją tymi słowami i natychmiast ich pożałował. Ale

miał ochotę na nią nawrzeszczeć. Myśl o gapiących się na nią
facetach budziła w nim wściekłość, przerażenie i… pożądanie.
Był zły na siebie i na nią.

- A ty co tu robisz? – spytała z ironicznym uśmiechem.

background image

Przeczesał palcami włosy i pociągnął kosmyk na czubku

głowy. Zdawało mu się, że skóra za ciasno opina mu czaszkę.

- Więc jej wysokość Grace Song wezwała cię, żebyś mnie

szukał. – Na jej policzkach zakwitły czerwone plamy. – Odkąd
to jesteś jej chłopcem na posyłki?

- Addy…

- Nie nazywaj mnie tak. – Zakręciła się na pięcie.

- Do diabła. – Złapał ją za rękę. – Martwiła się o ciebie.

Do tego stopnia, że do mnie zadzwoniła. Co się dzieje?

- Pokłóciłyśmy się, mam dość traktowania mnie jak

dziecko. O ironio, wybiegłam z domu zapłakana. – Złość,
która w niej wibrowała, zgasła. – Rozumiem, czemu się
martwi. Nie widziała mnie we łzach, odkąd miałam siedem lat.
Ale dość, dłużej nie mogę tak żyć.

Teraz pojął, czemu pani Song zwróciła się do niego

o pomoc. Garrett, brat Adelaide, był w Nowym Jorku z żoną
i córką, a Colina pewnie nie mogła złapać. Chciała, by to
zostało w rodzinie. Michael nie był ich krewnym, ale
dorastając, więcej czasu spędzał w domu Songów niż we
własnym. Poza tym był ich piarowcem. Pani Song wiedziała,
że może liczyć na jego dyskrecję.

- Jestem gotowa zająć moje miejsce w Hansol, ale babcia

znów odsunęła to na przyszły rok. Hansol to moje
dziedzictwo, chcę być jego częścią.

Westchnęła ze smutkiem. Michael ją objął. Chciał

przegonić jej smutki, ale mógł jedynie jej wysłuchać.

- Mówi to samo od dwóch lat. Następnym razem znów tak

będzie. Nie wierzy, że mogę tam coś wnieść. Jestem dla niej

background image

tylko dzieckiem.

- Jesteś jedną z najbardziej inteligentnych osób, jakie

znam – rzekł, gładząc jej długie jedwabiste włosy. – A twoja
babka wie to lepiej niż ktokolwiek inny.

- To czemu trzyma mnie z dala od firmy? – Odchyliła się,

by spojrzeć mu w oczy. – Boi się, że zniszczę reputację
Hansol. Nie wybaczyła mi szaleństw w college’u.
W większości doniesień tabloidów nie było ziarnka prawdy.
Poza tym już nie jestem tamtą osiemnastolatką.

- Nie wyobrażam sobie, żeby twoja babka była tak

małostkowa. Musi istnieć inny powód, ale ty znasz ją lepiej.
Poza tym łatwo to naprawić. – Wciąż obejmował ją w talii
i głaskał po plecach. Gdy jego umysł zarejestrował, co robi,
zakasłał i opuścił ręce.

Adelaide uniosła brwi i splotła ramiona na piersi.

- No to powiedz, jak to naprawić.

W głowie miał pustkę. Jej splecione ramiona zadziałały jak

bustier, unosząc piersi i zbliżając je do siebie. Seksowna scena
w klubie najwyraźniej spowodowała zwarcie w jego mózgu.
Zapanował nad podnieceniem i skupił się na konturach planu,
który rodził się w jego głowie.

- Masz dyplom z projektowania odzieży, prawda?

- I z socjologii. Magisterium.

- To jeszcze lepiej. – Potarł dłonie. – Dział społecznej

odpowiedzialności biznesu w Hansol dysponuje funduszami
na wspieranie działań charytatywnych. Mogłabyś przedstawić
pomysł imprezy charytatywnej na dużą skalę i pokazać babce,
że potrafisz planować i realizować plany.

background image

- Masz rację, jest mnóstwo rzeczy, które mogłabym

zrobić. – Jej twarz pojaśniała. – Od czego zacząć?

- Od działu odpowiedzialności społecznej biznesu. To ich

musisz przekonać do swojego pomysłu.

Jej wargi lekko się uśmiechnęły, po czym rzuciła się na

niego z radosnym śmiechem. Michael uniósł ją i przytulił.
A ponieważ od tej bliskości zakręciło mu się w głowie,
postawił ją na ziemi. Nim się pozbierał, Adelaide cmoknęła go
w policzek.

- Dzięki. – Jej oczy błyszczały. Siłą woli powstrzymał się,

by jej nie pocałować.

- Nie ma sprawy, dzieciaku. – Powiódł palcem po

grzbiecie jej nosa. Robił tak, odkąd była dzieckiem.

Odsunęła się i odepchnęła jego rękę. Jej oczy zapłonęły

złością. Michaela zalała fala żalu. Adelaide nie znosiła, gdy
traktowano ją jak dziecko. Niedobrze, że to wykorzystał.
Powinien znaleźć lepszy sposób, by się od niej zdystansować.

Nic dziwnego, że zakręciła się na pięcie i odeszła. Nawet

jej plecy mówiły, że jest na niego wściekła.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Podczas jazdy do domu jej złość nieco wyparowała.

Wróciła myślami do przeszłości.

Zakochała się w Michaelu, kiedy jeszcze nie wymawiała

wyraźnie r. Był najlepszym przyjacielem jej brata, a ona
uwielbiała obu. Kiedyś po dniu zabawy w piratów poprosiła
brata, by się z nią ożenił. Grzecznie jej przypomniał, że są
rodzeństwem, więc nie mogą się pobrać. Było jasne, że
zamiast tego musi wyjść za Michaela. W wieku czterech lat
zabrakło jej odwagi, by go o to prosić. Obiecała sobie, że
oświadczy się Michaelowi, gdy dorośnie.

Na szczęście wyrosła z dziecięcego zauroczenia. W innym

wypadku zestarzałaby się, czekając, aż Michael zda sobie
sprawę, że jest już dorosła. Wciąż myślał o niej jak o dziecku.
Poza tym złamał jej serce, żeniąc się z inną kobietą, gdy była
w ostatniej klasie liceum.

Adelaide była wygadaną nastolatką. Choć miała zero

doświadczenia w randkowaniu, koleżanki uważały ją za guru
w sprawach seksu. Tymczasem do siedemnastego roku życia
nawet się nie całowała. Ze wszystkim czekała na Michaela, bo
to do niego od zawsze należała. A w każdym razie tak sądziła.
Dopiero gdy wyjechał do LA z żoną, nadrobiła stracony czas.

Do końca ostatniej klasy liceum odhaczyła wszystkie

pierwsze razy na swojej liście.

background image

Po rozwodzie Michael odzyskał swoje miejsce jedynego

jasnowłosego członka rodziny Songów, lecz między nim
i Adelaide wszystko się zmieniło. Zdawało się, że zgasło
w nim jakieś światło. Kiedy wróciła z college’u do domu,
próbowała wyciągnąć z niego, co się stało. Trafiała na mur
obojętności i wciąż rosnący dystans.

Rozumiała, że to, co dawniej do niego czuła, było

szczenięcym zadurzeniem. Teraz chciała odzyskać przyjaciela
i powiernika, ale odsunął ją do tego stopnia, że byli ledwie jak
znajomi. Utrata przyjaźni bolała bardziej niż ślub z inną.

Jęknęła zirytowana i nacisnęła gaz, o mały włos nie

uderzając w drugi samochód. Ryczący klakson przywrócił jej
trochę rozumu. A przecież miała udowodnić światu, że nie jest
już smarkata.

Jeśli chce być poważnie traktowana, musi udowodnić

babce, że urodziła się po to, by kierować Hansol tak jak brat.
Garrett był mózgiem biznesu, za to Adelaide miała inwencję
twórczą, potrzebną, by firma wzniosła się na kolejny poziom.

Michael ma rację. Posiadając dyplom z projektowania

odzieży i z socjologii oraz tytuł magistra studiów
menedżerskich mogłaby zorganizować imprezę charytatywną,
na której goście pędziliby na scenę, wołając: Błagam, weźcie
moje pieniądze.

Zatrzymała się na światłach, bębniąc palcami

w kierownicę. To idiotyczne. Czemu musi udowadniać swoją
wartość? Garretta zaraz po dyplomie wciągnęli do firmy. Ona
skończyła studia przed dwoma laty z lepszymi ocenami niż
brat, ale nikt jej nie prosił, by pracowała w Hansol.

background image

Może miało to coś wspólnego z faktem, że brat od wakacji

po pierwszym roku studiów odbywał praktykę w Hansol. Ona
z kolei imprezowała. Ale jak mogą ją przez tyle lat karać za
młodzieńcze wybryki? To niesprawiedliwe, ale takie jest
życie. Jeszcze pokaże światu, na co ją stać.

W czym jest dobra? Nie, nie takie pytanie powinna sobie

zadać na początek. Na czym najbardziej jej zależy?

Natychmiast pomyślała o Kate, swojej współlokatorce

z college’u i najlepszej przyjaciółce.

Kate miała młodszego brata ze spektrum autyzmu.

Adelaide spędzała mnóstwo czasu z nią i jej rodziną
i zaprzyjaźniła się z jej bratem. Stu był człowiekiem o zbyt
wielu talentach, by je zliczyć, i wyjątkowym poczuciu
humoru. Jednocześnie z powodu autyzmu miał skłonność do
towarzyskich gaf.

W szkole często bywał obiektem żartów i złośliwości.

Najsmutniejsze było to, że nie rozumiał, iż koledzy z klasy są
po prostu okrutni. Pewnego razu jego tak zwany najlepszy
przyjaciel Ken oznajmił, że więcej nie chce się z nim
spotykać. Stu zakładał, że chodzi o ten jeden dzień, więc
w kolejne dni wciąż wypatrywał przyjaciela.

Nawet gdy spotykał go zimny prysznic, Stu tłumaczył

Kena, twierdząc, że musiał być zmęczony albo miał zły dzień.
I zawsze znajdował swojego najlepszego przyjaciela
i zagadywał go jakby nigdy nic.

W końcu Ken wyjaśnił Stu, o co mu chodziło. Że już nie

chce spędzać z nim czasu. „Już nie jesteś moim przyjacielem.
Nie mogę patrzeć na twoją głupią gębę. Trzymaj się ode mnie
z daleka”.

background image

Stu opowiedział o tym Kate i Adelaide głosem

pozbawionym złości i smutku. Nie rozumiał, że jego serce
zostało złamane. Ale powoli zamykał się w sobie. Potrzebował
miesięcy, by odzyskać spokój. Miesięcy pozbawionych sztuki
i muzyki. Pozbawionych śmiechu.

Gdyby tylko mogły go zamknąć w kokonie miłości

i wsparcia, gdzie świat zewnętrzny nie ma dostępu. Ale to
byłoby nie w porządku w stosunku do Stu i do świata, bo jego
przeznaczeniem było dokonanie wielkich rzeczy. Uczynienie
świata lepszym miejscem. Adelaide nigdy w to nie wątpiła.

Serce ją bolało na myśl, że osoby z autyzmem są

nierozumiane. Większość ludzi wyśmiewa się z nich, nie
zdając sobie sprawy z ich choroby. A jeśli nawet o tym
wiedzą, nie rozumieją, na czym to polega.

Mogłaby wykorzystać imprezę charytatywną do

zwiększenia świadomości na temat autyzmu. Tętno jej
przyspieszyło. Adelaide Song jest gotowa zmienić świat na
lepsze. Kolejne pytanie brzmi: Jak to zrobić?

W jej głowie rodził się pomysł migoczący jak miraż.

Wróciła myślą do czasu, gdy na studiach robiła kurs
projektowania ubioru dla osób o specjalnych potrzebach.
A gdyby urządziła ekskluzywny pokaz pozbawionych metek
garniturów z płaskimi szwami, sukienek koktajlowych
i bardziej formalnych strojów, w których dobrze by się czuły
osoby z autyzmem? Nie istniał żaden powód, by Stu czy
ludzie mu podobni nie mogli ubrać się modnie, z klasą.
Zasługiwali na coś więcej poza czarnymi dresami
i tenisówkami.

background image

Sama zaprojektuje jakieś ubrania, ale urządzi też otwarty

konkurs dla studentów miejscowych college’ów. Może
zwycięzca otrzyma w nagrodę letni staż w Hansol.

Mój Boże. Zrobi to.

Skręciła na podjazd Pacific Palisades, domu Songów,

i zaparkowała przed głównym wejściem. Liliana, ich
gospodyni, zbeształa ją za blokowanie drogi, ale Adelaide
miała już prawie rozładowaną baterię. Kiedy dotarła do
swojego pokoju, umyła zęby i ochlapała twarz wodą. Tego
wieczoru podaruje sobie siedem kroków pielęgnacyjnego
rytuału Koreanek. Skuliła się pod miękką kołdrą i wtuliła
twarz w puchową chmurę poduszki.

Zamierzała śnić piękne sny, ale ambitna część jej umysłu

nie chciała zasnąć. Musi nagłośnić sprawę. Skontaktować się
z donorami o wielkich nazwiskach. Potrzebuje kogoś
o solidnej reputacji, by pomógł jej zrealizować plan.

Jej dłonie zrobiły się wilgotne od potu. Znała idealną

osobę do tej pracy. Problem w tym, że on nie zgodzi się z nią
pracować. Niezależnie od miłych słów, które jej powiedział,
tak jak jej bliscy wciąż traktował ją jak dziecko.

Poza tym unikał bliskiego kontaktu. Na rodzinnych czy

towarzyskich imprezach ledwie ją zauważał.

Michael dobrowolnie nie zechce angażować się w jej

projekt. To oznacza, że nie może dać mu szansy na odmowę.
Przekona go do tego projektu, przekona babkę i cały świat, że
nie jest rozpuszczoną dziedziczką.

„Cześć, Michael”.

background image

To wiadomość od Adelaide. Odezwała się do niego po raz

pierwszy, odkąd go zostawiła na parkingu przed nocnym
klubem. Serce zabiło mu jak gong uderzony ze zbyt wielkim
entuzjazmem. To idiotyczne. On jest idiotą. Po prostu się o nią
martwił i tyle.

„Hej”, napisał i skrzywił się, bo była to głupia odpowiedź.

„Babcia zaprasza cię na kolację”.

„Zaprasza mnie?”.

„LOL. Nie bądź głupi. Po prostu jestem dyplomatyczna.

Jesteś wezwany do rezydencji Songów na kolację”.

Uśmiechnął się. Absencja może mieć przykre

konsekwencje. Nie miał pojęcia, jakie machiaweliczne kary
nałożyłaby na niego Grace Song, ale strach związany z tą
niewiedzą był chyba gorszy.

„Za skarby świata nie stracę tej kolacji”.

„Jesteś wielkim tchórzem”.

„Jestem mądrym człowiekiem ze sprawnie działającym

instynktem samozachowawczym”.

Zaśmiał się cicho. Robienie potwora z Grace Song było

ulubioną grą Michaela i Garretta. Wymyślali absurdalne
scenariusze, które prowadziły do przerażających kar pani
Song. Adelaide nie lubiła tej zabawy, a nawet wybuchała
płaczem, bo robili sobie żarty z babci. Dla Michaela i Garretta
to był sposób na oswajanie ponadprzeciętnej osobowości
Grace Song, taki sam jak rysowanie wąsów na portrecie
dyktatora.

background image

„Wszystko jedno, czekamy punktualnie o 7. Dobra rada:

ostatnio lubi makaroniki”.

„Już nie roladę z galaretką z matchy?”.

„Znudziła jej się”.

„Dzięki za wiadomość. Wpadnę po drodze do Bottega

Louie”.

Z biegiem lat niepokój, jaki budziła w Michaelu matka

rodu Songów, malał. Teraz darzył ją szacunkiem
i wdzięcznością. Szanował ją za etykę pracy, wizję
i poświęcenie. Był wdzięczny, że mógł na nią liczyć, gdy inni
go opuścili. Jego rodzice rozwiedli się, kiedy miał jedenaście
lat, a był to bardzo przykry rozwód. Pani Song przyjęła go do
siebie. Jej ciche wsparcie znaczyło dla niego więcej niż
wymuszone słowa otuchy innych.

Kiedy znów poczuł się zagubiony, udał się właśnie do niej.

Ufał jej bezgranicznie. Była jedyną osobą, która znała
prawdziwy powód rozpadu jego małżeństwa. Jak zawsze była
pragmatyczna i inspirująca. Rozumiała stratę i ból. Wiedziała,
co trzeba zrobić, żeby przetrwać. Od tamtej pory nigdy nie
czuł się szczęśliwy, ale dzięki niej znał swoją wartość. Nadal
mógł coś darować światu, nawet jeśli żona i dzieci były dla
niego tylko marzeniem.

Wcześniej skończył pracę, by kupić makaroniki. Kwadrans

później wyszedł z cukierni z uśmiechem na twarzy i wieżą
makaroników w rękach. Udało mu się położyć je bezpiecznie
na podłodze przy siedzeniu pasażera.

Powoli opuścił parking i ruszył w stronę Pacific Palisades,

nie przekraczając dozwolonej prędkości. Nie mógł ryzykować,

background image

że wieża makaroników się przewróci.

Gdy wreszcie wjechał na podjazd Songów, zaparkował na

swoim stałym miejscu. Trzymając w rękach różowo-
kremowo-zieloną wieżę, nacisnął dzwonek łokciem.

Drzwi otworzyły się, nim ucichło echo dzwonka

wewnątrz.

- Michael, dawno cię nie było.

- Witaj, Liliano. – Pochylił się lekko, by starsza kobieta

mogła go uściskać. – Nie było mnie tylko dwa miesiące.

Dom Songów nie byłby kompletny bez ich gospodyni

Liliany. Ciepła, serdeczna i wszechwiedząca znała Songów na
wylot i troszczyła się o nich z żarliwą lojalnością. Spojrzała na
wieżę makaroników, unosząc brwi.

- To… jak powiedziałaś, jakiś czas mnie nie było, więc

przyniosłem coś smacznego. Dla pani Song. I pana Songa.
I dla ciebie, oczywiście.

- Wiesz, że panna Adelaide też lubi makaroniki –

powiedziała z szerokim uśmiechem.

- Tak, oczywiście. To… także dla niej. Dla was

wszystkich. – Do diabła, bredzi. Nie wiedział, o co chodziło
Lilianie. Zirytowany podał jej makaroniki. – Potrzymaj je,
proszę, zdejmę buty.

- Zanim spytasz, nie wiem, czemu cię tak nagle

zaproszono – szepnęła. – Wiem tylko, że Adelaide jest
kłębkiem nerwów.

- Adelaide? – Uniósł brwi.

background image

- Nic nie wiem. Ale to jakaś duża sprawa. – Gdy się

wyprostował i odebrał od niej wieżę, szepnęła poufale: -
Adelaide przygotowała kolację.

Adelaide gotowała dwa razy w roku. Na Święto

Dziękczynienia i w Nowy Rok. Była fantastyczną kucharką
i wszyscy czekali na te dwa magiczne dni, bo w inne nie
wchodziła do kuchni.

Zdecydowanie coś planowała, niewykluczone, że on był

jednym z jej celów. Kiedy już kupi ich sobie jedzeniem,
przejdzie do rzeczy i zaatakuje.

- Jest w kuchni.

- Znam drogę. – Z uśmiechem ruszył holem.

W drzwiach do kuchni zatrzymał się gwałtownie, o mały

włos nie upuszczając makaroników. Adelaide stała do niego
tyłem. Miała na sobie obcisłą czarną koszulkę i jeszcze
bardziej obcisłe czarne dżinsy, a do tego biały fartuch
zawiązany w pasie. To właśnie ten widok uświadomił mu
kiedyś, że Adelaide nie jest już dzieckiem.

To było jakiś rok po rozwodzie. Adelaide niedawno

wróciła z college’u. Nie widzieli się od lat, widok dorosłej
Adelaide zaparł mu dech w piersi. Jej ciało było jędrne
i umięśnione, z lekkimi krągłościami wszędzie tam gdzie
trzeba. Od tamtej chwili minęły lata, ale wspomnienie
Adelaide nałożyło się na widok stojącej przed nim kobiety
i poczuł, że kolana się pod nim uginają.

Był trzydziestoczteroletnim rozwiedzionym mężczyzną.

Nie powinien gapić się na kobietę, która jest prawie dziesięć

background image

lat od niego młodsza. Zwłaszcza że to młodsza siostra
przyjaciela. Michael z trudem oderwał od niej wzrok.

Wszedł do kuchni i cicho postawił wieżę makaroników

w rogu blatu. Pachniało tam tak smakowicie, że ślinka
napłynęła mu do ust. Jeśli nos go nie oszukiwał, Adelaide
przygotowywała koreańskie potrawy.

- Michael – powitała go z uśmiechem. – Długo tu jesteś?

- W tej chwili wszedłem. – Zakasłał, przykładając do ust

dłoń. – Pomóc ci?

- Mógłbyś nakryć do stołu na cztery osoby i postawić

przystawki. – Rozejrzała się po kuchni, trzymając się za brodę.
Michael dokładnie wiedział, w którym momencie dojrzała
makaronikową wieżę. Otworzyła usta, kilka razy zamrugała,
wreszcie wybuchnęła śmiechem. – Próbujesz zdobyć punkty
u babki? To śmieszne, ale urocze.

- Możesz się częstować – rzekł, uśmiechając się z ulgą. –

Czyli twój tata zje z nami kolację.

- Tak. Jakimś cudem wszyscy Songowie są w domu.

Na myśl o rodzinnej kolacji, nawet jeśli to nie jego

rodzina, Michael się uśmiechnął. Wyjął z szuflady srebrną
łyżkę i pałeczki dla starszych Songów oraz pospolite srebro
stołowe dla siebie i Adelaide.

- Więc… wiesz, czemu pani Song mnie dziś wezwała?

Adelaide wzruszyła ramionami.

- Może chce ci podziękować, że przyszedłeś mi wczoraj na

ratunek.

background image

- O ile pamiętam, nie przywiozłem cię do domu.

Zostawiłaś mnie. – Ściągnął brwi, bo zdał sobie sprawę, że
mogła pojechać do innego klubu i tam tańczyć w tłumie
mężczyzn. – Dokąd pojechałaś?

- Nie twój interes. – Spojrzała na niego lodowato.

- Przeciwnie. – Miała sto procent racji, to nie jego interes,

a jednak nagle poczuł, że jest inaczej. – Jestem jakby twoim
starszym bratem. Pamiętasz, siostrzyczko?

- Cóż. – W jej oczach zabłysły pełne złości iskry. –

Zebrałam kilku chłopców na całonocną orgię. Mam nadzieję,
że nie masz nic przeciwko temu.

- Nie mam, o ile powiadomiłaś o tym babkę. – Potarł

twarz. – Jak mówiłem, bardzo się o ciebie martwiła.

- Przestań traktować mnie jak dziecko. – Podeszła do

niego, tupiąc nogami, i pociągnęła go za krawat. – Ostatnie
ostrzeżenie. Jeśli jeszcze raz potraktujesz mnie
protekcjonalnie, to ci przyłożę.

Agresywna odzywka nie pozbawiła jej uroku. Ich nosy

prawie się dotykały. Stali jak zamurowani, ich złość
i frustracja rosły, aż coś ulotnego i gwałtownego przeniknęło
dzielącą ich przestrzeń.

Niewiele myśląc, położył rękę na karku Adelaide, która

odchyliła głowę w niemym zaproszeniu. Pochylił się
i czubkiem nosa musnął wrażliwą skórę za jej uchem. Potem
przesunął się do miejsca, gdzie szyja spotyka się z ramieniem.
Już nie dzieliła ich żadna przestrzeń. Ręce Adelaide leżały na
jego plecach. Był tak podniecony, że zakręciło mu się
w głowie.

background image

Wciągnął jej odurzający zapach – jaśmin i werbenę –

i westchnął. Coś go wciąż powstrzymywało przed
pocałunkiem. Powoli przytulił policzek do jej policzka, by
potem musnąć go wargami. Wiedział, że musi to zrobić. Tracił
wolę walki. Ale z czym miał walczyć? Przyłożył wargi do jej
szyi, a potem lekko dmuchnął na wilgotne miejsce.

- Adelaide…

Odskoczyli od siebie i nim Michael sobie uprzytomnił, co

się stało, znaleźli się po przeciwnych stronach stołu. Po kilku
uspokajających oddechach usłyszał ciche kroki.

- Michael, dziękuję, że przyszedłeś. – Pani Song stanęła

przed nim, wyciągając rękę.

Jej głos był stłumiony, jakby dobiegał z daleka. Jakimś

cudem ujął jej dłoń, którą zabrała po lekkim uścisku. Wtedy
zauważył, że obok pani Song stoi ojciec Adelaide.

- Pani Song – rzekł, pochylając się. – Panie Song. Bardzo

się cieszę, że pana widzę.

- James. Michael, na Boga, mów mi James. Proszę cię o to

od ponad dekady. – Ojciec Adelaide uśmiechnął się i klepnął
go w plecy. – Tęsknię za moim synem. Mógłbyś częściej nas
odwiedzać. Poza tym jesteś przeciwieństwem Garretta, więc
tym bardziej lubię twoje towarzystwo.

- W każdej chwili, James. – Michael zaśmiał się. On też

tęsknił za swoim najlepszym przyjacielem.

- Co za urocze spotkanie – zauważyła cierpko Adelaide.

Jej na pozór bezczelna mina ukrywała prawdziwe emocje.

Na tym polegała supermoc Songów. W sekundę potrafili

background image

przybrać każdą maskę. W dobry dzień było to irytujące, teraz
Michael nienawidził tych masek.

Odsuwając niespokojne myśli, zabrał się do nakrywania do

stołu. Kiedy postawił małe talerze z dodatkami do ryżu,
przyszedł czas na miseczki z ryżem, a w każdej było go tyle,
ile mogła zjeść dana osoba. Dla pani Song prawie pełna
miseczka, dla Jamesa z górką ponad brzegiem. Nie mógł
powstrzymać uśmiechu, kiedy Adelaide podała mu miseczkę
z wysoką górą ryżu.

- Och, pamiętałaś – zażartował.

- Oczywiście. Kiedy spodziewam się ciebie i Garretta,

gotuję podwójne porcje. Dziwi mnie, że nie zjadacie stołu. –
Jej ton był lekki, a jednak unikała jego oczu. – Bierzmy się do
jedzenia.

Choć był nieco wytrącony z równowagi przez ten moment,

kiedy omal się nie pocałowali, domowe jedzenie smakowało
fantastycznie. Miał nadzieję, że pomoże mu przejść przez to,
co Adelaide zaplanowała.

Ona zaś ledwie coś przełknęła, grzebiąc pałeczkami

w ryżu i nerwowo zerkając na babkę i na Michaela. Nie
podobało mu się to. Gdy napiła się wody, w napięciu czekał na
ciąg dalszy.

- Babciu – zaczęła, po czym odchrząknęła. – Chcieliśmy

cię z Michaelem prosić, żebyś nam pozwoliła przygotować
imprezę charytatywną w imieniu Hansol.

Michael omal nie zakrztusił się żeberkami.

- Imprezę charytatywną? – James przeniósł wzrok z córki

na Michaela i z powrotem.

background image

- Yoon-ah. – Pani Song używała koreańskich imion

wnuków jako oznaki czułości albo wtedy, gdy chciała
złagodzić cios. – Nie sądzę…

- Nie proszę o posadę w Hansol. W każdym razie jeszcze

nie – przerwała jej Adelaide. – Wiem, że nie dopuszczasz
mnie do firmy, bo wcześniej naraziłam na szwank reputację
rodziny, ale to może być dla mnie szansa na pokazanie
ludziom, że najmłodsza z Songów wzięła się w garść.

Najstarsza z Songów zacisnęła wargi z nieprzeniknioną

miną. Adelaide wzięła to za zachętę do kontynuowania.

- Wiem, że brakuje mi doświadczenia. Dlatego Michael

zaoferował się z pomocą.

Woda, którą popił żeberka, kiedy omal się nimi nie

zakrztusił, popłynęła nie tam, gdzie trzeba, powodując napad
kaszlu. Zaoferował się? Powinien zatrzymać tę katastrofę, ale
szok i panika siały zniszczenie w jego umyśle. Nie zostałby
sam na sam z Adelaide dłużej niż parę minut. Nie ufał sobie.

- Oboje szanujecie Michaela i darzycie go zaufaniem, jest

naszym specjalistą od piaru. Pomógłby mi podjąć właściwe
decyzje i poprawić mój wizerunek.

Przy stole zapadła upiorna cisza. Pani Song wlepiała

wzrok w swoje złączone dłonie. Potem podniosła głowę
z westchnieniem.

- Powody, dla których nie dopuszczałam cię do firmy, jak

się wyraziłaś, są dalekie od tego, co ci się wydaje – rzekła
cicho.

Michael ściskał boki krzesła. Adelaide zasługiwała na

szansę, choć zabrała się do tego w niewłaściwy sposób.

background image

- Myślę jednak, że twój pomysł jest niezły, a twój

entuzjazm mówi mi, że jesteś zdeterminowana, żeby odnieść
sukces.

- Dziękuję, babciu.

- Jeszcze mi nie dziękuj. Nie zamierzam ci pomagać.

Będziesz musiała przejść odpowiednią drogę w Hansol, żeby
otrzymać pieniądze na realizację tego planu. Pomoc Michaela
będzie mile widziana, ale nie będzie za ciebie decydował. –
Twarz Grace Song nieco stwardniała. – Adelaide, będziesz
reprezentowała Hansol. Musisz działać z najwyższym
profesjonalizmem, nie chcę nawet cienia skandalu. Pamiętaj,
że firma ma bardzo sprawny dział, który w razie konieczności
przejmie organizację imprezy.

- Zapamiętam. – Adelaide uniosła głowę. – Nie zawiodę

ciebie ani taty.

James pokiwał głową z powagą.

- Wiem, kochanie.

Michael siedział nieruchomo. Matka rodu Song podjęła

decyzję. Nie sprzeciwiłby się jej bez dobrego powodu. Istniał
zdecydowanie dobry powód, by to powstrzymać, ale przecież
nie powie pani Song, że pożąda jej wnuczki. Pomysł Adelaide
był ważny dla niej i dla rodziny. Sam ją do tego zachęcał.
Irytowało go jednak niezważanie na jego niezależność
i samodzielność.

Dokończył posiłek w milczeniu. Członkowie rodziny

Songów dyskutowali na temat organizacji charytatywnych.
Zdziwiło ich, że Adelaide wybrała „Zrozum autyzm” – nigdy
nie wspominała o swoim zainteresowaniu autyzmem – ale byli

background image

pod wrażeniem jej pasji i wiedzy na ten temat. Była ożywiona
i podekscytowana, i przez całą kolację unikała jego spojrzenia.

Starsi państwo Song przenieśli się do pokoju na herbatę

i makaroniki. Liliana poszła za nimi z makaronikową wieżą.
Michael i Adelaide w milczeniu sprzątnęli ze stołu. Gdy
Adelaide wciągała gumowe rękawiczki, szykując się do
zmywania, odwrócił ją ku sobie.

- Wytłumacz się. – Jego głos brzmiał, jakby ktoś rysował

kamieniem po cemencie.

Zdenerwowana zamrugała.

- Odmówiłbyś mi.

- Masz rację.

- Ale dlaczego? – wybuchła bez ostrzeżenia. – Nie

rozumiem, czemu między nami musi być tak nienormalnie.
Czemu nie możesz mi pomóc?

- Odmówiłbym, bo… mam powody. Poza tym to ty masz

coś udowodnić. Wykorzystałaś mnie, żeby zyskać aprobatę
babki. – Przysunął się do niej. – Zdaje się, że już odkryliśmy,
czemu między nami musi być nienormalnie?

Przygryzła wargę i zmarszczyła czoło. Tak wyglądała

Adelaide pogrążona w myślach. Przepiękna Adelaide. Jej
kolejne słowa przeraziły go nie na żarty.

- Jest między nami szalona chemia – powiedziała.

- Nie posunąłbym się tak daleko – odparł i cofnął się parę

kroków, co nie zmniejszyło siły przyciągania.

- Więc jak to nazwiesz? – Uniosła brwi, krzyżując ramiona

na piersi. – Uczuciem między bratem i siostrą?

background image

- Daj spokój. Cokolwiek to jest, nie wejdziemy na to pole

minowe. – Chciał być stanowczy, a był zdesperowany. –
Posłuchaj, znajdę ci kogoś z Reynolds PR, kto ci pomoże.

Otworzyła usta, jakby chciała zaprotestować, tymczasem

na jej twarzy pojawiła się maska rozsądku.

- Aiden wydaje się miły.

- Celem tego wydarzenia jest poprawa twojego

wizerunku. – Aiden rzucał Adelaide tęskne spojrzenia, gdy
odwiedzała Michaela w biurze. – Połączenie was byłoby
piarowym samobójstwem.

- Boisz się, że romansowałabym z Aidenem. – Odchyliła

głowę, jakby ją spoliczkował. – Myślisz, że ryzykowałabym
najważniejszy projekt w życiu? Że jestem do tego stopnia
pozbawiona samokontroli?

- Nie to miałem na myśli – rzekł przerażony, widząc jej

strach i ból.

- Myślałam, że ty i ja… że my… - Broda jej zadrżała.

Spojrzała na niego błagalnie, lecz to, co ujrzała w jego oczach,
sprawiło tylko, że otoczyła się murem. – Przepraszam, błędnie
postrzegałam naszą relację. Masz słuszność. Nie powinnam
cię w to wciągać. Zrobię to sama.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Dział społecznej odpowiedzialności biznesu zaakceptował

propozycję Adelaide, przyznał jej jednak dość ograniczony
budżet. Adelaide skupiła energię na zorganizowaniu konkursu
dla studentów projektowania lokalnych uczelni. Na początek
młodzi projektanci przesłali aktualne portfolia, Adelaide zaś
wybrała dziesięć najlepszych. Finaliści mieli zaprojektować
ubrania na charytatywny pokaz mody. Nagrodą dla zwycięzcy
był wakacyjny staż w Hansol.

- Bardzo wam dziękuję za przybycie – zwróciła się do

finałowej dziesiątki podczas pierwszego spotkania w Hansol.

Stała u szczytu stołu w sali konferencyjnej, czując się

niepewnie. Kiedy spojrzała na podekscytowane twarze
studentów, poczuła na barkach ciężar odpowiedzialności. To
się naprawdę dzieje. Mój Boże. Jeśli poniesie porażkę, oni
przegrają razem z nią.

- Na pewno wielu z was nie wie, że zrobiłam dyplom

z projektowania odzieży… – Urwała, słysząc protesty, które
wybuchły wokół stołu.

- Nie wiemy? – rzekł mężczyzna w koszuli w kratę. – Nie

byłoby mnie tu, gdybym nie widział pani prac na pokazie
Cornell Fashion.

Śliczna brunetka z krótko ostrzyżonymi włosami

podskoczyła na krześle, podnosząc rękę. Zawstydzona

background image

Adelaide szybko na nią wskazała.

- Była pani zwyciężczynią Cornell Design Award.

- Moim zdaniem jest pani urodzoną projektantką mody –

stwierdziła jedna ze starszych studentek. – Tak jak ja.
Zrobiłam sobie przerwę, żeby wychować trójkę wspaniałych
dzieci, ale teraz tu jestem.

Adelaide przycisnęła palce do warg, by się nie rozpłakać.

Ci obcy ludzie wierzyli w nią bardziej niż jej krewni
i przyjaciele. Jakimś cudem spojrzeli szerzej, nie koncentrując
się na błędach jej przeszłości. Widzieli w niej osobę, jaką
pragnęła być.

Porażka nie wchodzi w grę. Podaruje tym marzycielom

skrzydła, by mogli wysoko wzlecieć. Była uprzywilejowana
z racji urodzenia, jej przywilejem zaś będzie pomóc tym
utalentowanym ludziom dostępnymi jej środkami.

- Dziękuję, zrobię wszystko, żeby was nie zawieść.

Jej słowa wywołały kolejny aplauz.

- Wiem, że przywiodło was tu dzisiaj coś więcej niż miłość

do mody – podjęła. – Nasze pragnienie, żeby zwiększyć
świadomość na temat autyzmu zainspiruje nas i zmotywuje do
przygotowania wyjątkowego pokazu.

Po kolejnych oklaskach i uściskach rąk Adelaide została

sama. Chciała się zmienić nie po to, by inni ją pokochali
i zaakceptowali, ale żeby sama się pokochała i zaakceptowała.
Pogoń za ulotnymi przyjemnościami ją zmęczyła. Wciąż
czekała ją długa droga do osiągnięcia celu, ale była dumna
z tego, jak daleko już zaszła.

background image

Nie miała prawa mieć za złe Michaelowi, że nie chce z nią

pracować. Próbowała nim manipulować, by zaangażował się
w jej projekt. Była mu winna przeprosiny. Chciała przecież
nagłośnić wydarzenie i nawiązać kontakty z hojnymi
donorami, a to znaczy, że potrzebowała specjalisty od piaru.
Jej rodzina ufała firmie Reynolds PR. Michael ma mnóstwo
kompetentnych pracowników, którzy chętnie skorzystają
z szansy.

Gdy zamknęła oczy, wciąż czuła jego wargi na skórze

i jego pożądanie, nad którym ledwie panował.

Podniosła powieki i westchnęła. Nie może znów zadurzyć

się w Michaelu. Muszą wrócić do przyjaźni. Nie tej obecnej,
bezosobowej, ale tej z dzieciństwa, kiedy sobie ufali i byli
sobie bliscy. Gdy lojalność nie budziła wątpliwości.

Usiadła przy stole i w służbowym telefonie wybrała numer

centrali Reynolds PR. Dzwoniąc na komórkę Michaela,
zachowałaby się nieprofesjonalnie.

- Reynolds PR. Mówi Trisha. Z kim mam połączyć?

- Witaj, Trisha, tu Adelaide Song. Chciałabym zatrudnić

jednego z waszych specjalistów od piaru. Organizuję dla
Hansol imprezę charytatywną. To projekt niezależny od
normalnej działalności firmy, więc nie chciałabym angażować
nikogo z ekipy, która obsługuje Hansol.

- Oczywiście. Połączę panią z kimś, kto odpowie na pani

pytania i wyznaczy właściwą osobę.

- Świetnie. Dziękuję, Trisha.

Z głośnika popłynęła muzyka. Adelaide czekała, kręcąc się

na skórzanym obrotowym krześle.

background image

- Pani Song? – Męski głos przerwał koszmarną muzykę,

a Adelaide odetchnęła z ulgą.

- Z kim mam przyjemność?

- Aiden Lewis.

- Och… Witam, Aiden. – Akurat przed nim ostrzegał ją

Michael. Cóż, sama o niego nie prosiła. Był po prostu
odpowiednią osobą do załatwienia sprawy. – Proszę, mów mi
Adelaide. Rozumiem, że Trisha przedstawiła ci moje
potrzeby?

- O tak. – Bezbarwny głos Aidena się ożywił. – To

fantastycznie, że przygotowujesz imprezę charytatywną. Mam
doświadczenie na tym polu, więc liczę, że uda nam się razem
pracować.

- Z pewnością musisz rozważyć wszystkie szczegóły,

zanim zdecydujesz, kto będzie najlepszy do tego projektu.

- Tak… cóż. Oczywiście. – Aiden łatwo się denerwował. –

Kiedy moglibyśmy się spotkać? Dopasuję się do ciebie.
Możemy się umówić na lunch albo na drinka.

- To może jutro po południu wpadłabym do ciebie do

biura – ustąpiła, choć jej zdaniem mogli to omówić przez
telefon. – Czwarta ci pasuje?

- Tak, idealnie – odparł energicznie.

O Jezu.

- Popraw mnie, jeśli się mylę. – Michael starał się

złagodzić ton. Siłą woli rozprostował zaciśnięte palce
i mierzył wzrokiem Aidena. – Spotykasz się z jedną z moich
stałych klientek bez mojej wiedzy?

background image

- Myślałem, że twoim klientem jest Hansol Corporation. –

Aiden przekrzywił głowę. – Ona specjalnie prosiła o kogoś,
kto nie należy do stałej ekipy Hansol.

- Tak czy owak, powinieneś to ze mną uzgodnić. Hansol

Corporation to mój klient, ale jako szef firmy nadzoruję
wszystkie nasze zlecenia. Co więcej, w razie potrzeby
osobiście reprezentuję rodzinę Songów.

- Reprezentowałeś kiedyś Adelaide?

Adelaide? Odkąd to Aiden jest z nią po imieniu?

- Nie, ale ona należy do rodziny Songów – odrzekł

Michael lodowatym tonem. – Umawiając się z nią,
przekroczyłeś swoje kompetencje. A teraz podważasz moje
prawo do decydowania, kto reprezentuje moich klientów.

- Ogromnie mi przykro, że cię nie poinformowałem, ale

robię to teraz – podjął Aiden dyplomatycznie. – Wiem, że pani
Song jest twoją klientką, ale skoro ty sam nie bierzesz jej
zlecenia, chętnie się tym zajmę.

- Ten projekt wymaga bliskiej znajomości Adelaide Song,

jej rodziny i Hansol. Obawiam się, że jestem jedyną osobą,
która może jej pomóc. – Spojrzał na zegarek. – Wracaj do
pracy. Muszę się przygotować do spotkania.

Zatrzymał się jakiś metr od pokoju, gdzie czekała

Adelaide. Widział ją przez otwarte drzwi. Choć była młodszą
siostrą Garretta, zawsze dostrzegał, że jest piękna.
Obiektywnie piękna. Teraz w jego zachwycie nie było nic
obiektywnego. Spijał ją wzrokiem z egoistyczną
zachłannością.

background image

Krótka wąska spódnica odsłaniała tyle, ile chciała

odsłonić. Włosy opadały jej na jedno ramię. Marzył o tym, by
ich dotknąć.

Nieskazitelny makijaż pasował do szarego kostiumu.

Długie rzęsy rzucały cień na idealną skórę. Usta wyglądały,
jakby ktoś scałował krwistoczerwoną pomadkę, zostawiając na
nich delikatny odcień różu.

Rozpaczliwie pragnął Adelaide. To było złe, ale później

będzie się z tym zmagał.

Podniosła wzrok znad tabletu. Michael wszedł do środka

i zamknął drzwi. Rozchyliła wargi zaskoczona, a on omal nie
jęknął. Musi się bardzo kontrolować.

- Miałam się spotkać z Aidenem. Zadzwoniłam na numer

centrali i Trisha mnie z nim połączyła, więc się nie wściekaj –
odezwała się wyzywająco. – Nie przyszłam tu, żeby się na
niego rzucić.

- Nigdy nie sugerowałem… – urwał, zauważając, że

żaluzje są zamknięte. – Aiden nie nadaje się do tego projektu.
Poza tym jest tobą zainteresowany, co może stanowić
przeszkodę.

- Wiem, co masz na myśli. Zaprosił mnie na drinka.

Zaproponowałam spotkanie w biurze. – Lekko skuliła
ramiona. – Jestem ci winna przeprosiny za tę wczorajszą
dziecinadę.

Tak się ucieszył, że odrzuciła zaloty Aidena, że nie mógł

się na nią dłużej złościć. Ale gdy otworzył usta, by
powiedzieć, że nie ma za co przepraszać, Adelaide dodała:

background image

- Nie chodzi o to, co stało się w kuchni. Naprawdę

potrzebuję specjalisty od piaru, żeby projekt zyskał rozgłos.
I żeby poprawił mój wizerunek. – Wzruszyła ramionami
w nazbyt skromny sposób. Już nie zwierzę imprezowe,
a raczej wiarygodna profesjonalistka. – Więc mógłbyś dla
mnie znaleźć dobrego specjalistę?

Uniósł kącik warg w półuśmiechu. Adelaide chciała

zapomnieć o tym, co się między nimi wydarzyło…

- Więc nie powiesz babci, że zachowałem się jak łobuz?

- Och, proszę, nie jestem donosicielką. – Jej oczy zabłysły

szelmowsko. – Mógłbyś jej sam powiedzieć, że jesteś łobuzem
i nie pomagasz. Będzie się zastanawiała, czemu wyznaczyłeś
kogoś innego do pomocy.

- Tego jej nie powiem.

- Nie bądź tchórzem. Już się pogodziłam z tym, że nie

chcesz ze mną pracować. – Jej żartobliwy ton był niemal
przekonujący, choć przez jej twarz przemknął cień smutku. –
Jednak poczuję się o wiele lepiej, kiedy babcia zmyje ci głowę
za to, że odmówiłeś mi wsparcia.

- Mogę jej powiedzieć, że oszukałaś nas oboje. – Podjął jej

grę i z przyjemnością patrzył, jak ściąga wargi.

- Do diabła, Michael. Nie mógłbyś zrobić dla mnie tej

jednej rzeczy? Dorastaliśmy razem. Czy to już się nie liczy?

- Niezupełnie razem. Jestem od ciebie osiem lat starszy.

Można powiedzieć, że pomagałem cię wychowywać.

Teraz była już wkurzona, a on nie przestawał z niej

żartować. Z przyjemnością patrzył na jej zaczerwienione
policzki, zaciśnięte wargi i błysk w oczach. Przebił się przez

background image

fasadę, którą pokazywała innym. W tych rzadkich chwilach
widział ją bez maski i nie miał tego dość.

Jak by wyglądała, gdyby rozpadała się w jego

ramionach… i szeptała jego imię?

- Ja… – Nagle straciła pewność siebie. – Dziwnie na mnie

patrzysz. Jesteś zły? Nie przyszłam tu, żeby się z tobą kłócić.
Nie wiedziałam, że się spotkamy. Może… zacznijmy od
początku. Cześć, jestem Adelaide Song i chcę zatrudnić
specjalistę od piaru.

- Miło mi panią poznać. – W duchu uderzył się w głowę. –

Nazywam się Michael Reynolds i będę pani asystował.

Patrzyła na niego osłupiała, a po chwili jej twarz rozjaśnił

promienny uśmiech.

- Naprawdę? Wybaczysz mi? Pomożesz?

- Tak. – Zaśmiał się szczęśliwy, że sprawił jej radość. –

Zrobię wszystko, żeby twoja impreza odniosła sukces.

- Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. – Ze śmiejącymi się

oczami wyciągnęła rękę ponad stołem i uścisnęła jego dłoń. –
Prawie mam ochotę ci wybaczyć to, że jesteś apodyktyczny
i zarozumiały.

Od jej dotyku zrobiło mu się gorąco, a widząc jej uśmiech,

zapragnął ją pocałować. Splótł palce z jej palcami i patrzył jej
w oczy. Erotyczne napięcie było tak silne, że z trudem
oddychał. Opuścił rękę, obszedł stół i uniósł ją z podłogi.
Adelaide pisnęła i położyła dłonie na jego piersi, lecz go nie
odepchnęła.

Zachowywał się jak szaleniec. Co zamierzał? Całować ją,

aż obojgu zabraknie tchu. Otrząsnął się. Ostrożnie

background image

wyprostował palce i ją puścił. Dopiero gdy się cofnął, zdał
sobie sprawę, że Adelaide wciąż trzyma go za klapę
marynarki. Spuścił wzrok na jej rękę, potem spojrzał jej
w oczy. Pożądanie, zmieszanie i nadzieja, jakie w nich
zobaczył, omal nie rzuciły go na kolana.

- Adelaide. – Jej imię w jego ustach zabrzmiało jak

błaganie, choć nie wiedział, o co błaga.

- Chodźmy gdzieś na kolację – rzekła pogodnie, odsuwając

się od niego.

- Dobry pomysł. – Odchrząknął. – Musimy zorganizować

imprezę, która odmieni twoje życie.

- Masz rację. – Jej uśmiech łączył w sobie żal

i determinację. Wyciągnęła rękę. – Za nasz zawodowy sukces.

Ujął jej rękę i mocno ją uścisnął, czując, że znów stała się

niedostępna.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Zawsze będzie od niej uciekał. Przerażało go, że widzi

w niej kobietę, i to taką, której pożąda. Zapewne brało się to
ze źle rozumianego poczucia lojalności wobec Garretta
i reszty klanu Songów. Ilekroć jego pożądanie wypływało na
powierzchnię, czuł wstyd i poczucie winy. Jakby nie był jej
wart. Idiota.

Nie mogła zaprzeczyć, że jego zainteresowanie sprawia jej

satysfakcję. To było co prawda niewielkie pocieszenie po
latach jej zauroczenia, ale zawsze coś. Westchnęła i usiłowała
skupić się na menu. Znalezienie parkingu w centrum Los
Angeles wymagało więcej cierpliwości niż miała w tym
momencie, więc do jej ulubionej restauracji, gdzie podawano
owoce morza, przeszli z siedziby Reynolds PR dwie
przecznice na piechotę.

Tradycyjne mahoniowe meble nie tworzyły romantycznej

atmosfery, lecz już była podniecona spojrzeniami, jakie rzucał
na nią Michael. Pora jednak, by się z tego wyleczyła
i zapomniała o pożądaniu. Uleganie dziecinnej nadziei na
szczęście do końca życia zraniłoby ich oboje. Byli starymi
przyjaciółmi, a teraz współpracownikami. Nic więcej nie
powinno ich łączyć.

- Są państwo gotowi zamówić? – Kelner napełnił ich

kieliszki, po czym się wyprostował. – Czy potrzebują państwo
jeszcze kilku minut?

background image

- Jesteśmy gotowi. – Nie chciała, by Michael się domyślił,

że jest zbyt zdenerwowana, by przeczytać menu. Miała
nadzieję, że to, o co poprosi, jest dostępne. – Zaczniemy od
tuzina ostryg kumamoto i małży Wenus, a dla mnie na główne
danie poproszę sałatkę nicejską.

- Bardzo dobry wybór – odparł kelner i zwrócił się do

Michaela. – A dla pana?

- Hm… – Michael przebiegł wzrokiem menu, aż Adelaide

przygryzła policzek, by powstrzymać uśmiech. Nie tylko ona
miała problem z koncentracją. – Wezmę czarnego dorsza.

- Doskonale. – Kelner się oddalił.

Zapadła cisza. Adelaide bawiła się sztućcami. Michael

wypił łyk wina. Och, to idiotyczne.

- Przez ostatnie tygodnie byłam zajęta – wypaliła odrobinę

za głośno. – Otwierałam konkurs dla młodych projektantów,
studentów miejscowych college’ów. Główną nagrodą ma być
letni staż w Hansol. Wybrałam już dziesiątkę finalistów,
którzy zaprojektują stroje na pokaz na naszej imprezie.

- Rzeczywiście byłaś zajęta – rzekł Michael, pochylając się

w jej stronę. – Jak wybierzesz zwycięzcę?

- Etap pierwszy odbył się na podstawie ich portfolio.

Zwycięzcę wybiorę, oceniając ich wkład w kolekcję strojów
wieczorowych przyjaznych dla ludzi z autyzmem, którą też
zaprezentujemy.

- Zwiększysz świadomość na temat autyzmu wśród

przyszłych projektantów, a także wpływowych gości
i konsumentów. Mistrzowski ruch – stwierdził z podziwem.

background image

Adelaide puchła z dumy. Opinia Michaela była dla niej

ważna. Przełknęła łyk wina i przybrała poważną minę.

- Więc kiedy zacznie się magia piaru?

- Dziś wieczorem. – Skrzyżował ramiona na piersi. –

Przygotuję listę strategicznych gości, w tym ikon mody,
filantropów, blogerów i wszystkich tych, dzięki którym to
będzie jedno z najważniejszych wydarzeń roku. Jutro…

- Co będzie jutro? – spytała niecierpliwie.

- Cóż, od jutra będę się uśmiechał, czarował i płaszczył,

żeby jak najwięcej z nich się u nas pojawiło.

- Ty? Będziesz się płaszczył? Muszę to zobaczyć.

- Możesz to zobaczyć… jeśli będziesz się płaszczyć ze

mną. – Błysk w jego oczach przyprawił ją o ciarki.

- To twoja praca. Mam pełne ręce roboty.

- Pomogę ci, ale najpierw muszę przekonać do przyjścia

kilka ważnych osób. Dziedziczka Hansol powinna mi
towarzyszyć. Dzięki temu poczują się wyjątkowi.

- Dobrze. – Przewróciła oczami, choć miał rację.

- Dziękuję, że łaskawie się zgodziłaś. – Teraz on uśmiechał

się szelmowsko. – Jeśli chcesz wcześniej poćwiczyć pozycję
horyzontalną, służę pomocą.

Zmrużył oczy. Zaraz potem potrząsnął głową, jakby

pragnął się pozbyć niechcianych myśli. Uniknęli katastrofy.
Adelaide odetchnęła z ulgą.

- Opowiedz mi, co planujesz – poprosił, podejmując temat.

background image

- Pokaz mody i aukcję, goście będą licytować ulubione

stroje. Pracuję też nad stroną wizualną, żeby impreza
pozostawiła niezatarte wrażenie.

- Czemu budzi to mój niepokój? – Uśmiechnął się krzywo.

- Bo stary dobry Mike jest tradycjonalistą. – Udało jej się

powiedzieć to bez goryczy. Jeśli chce pozbawić ich przyjaźń
skrępowania, musi się skupić na tu i teraz. – Ale poważnie,
przestań się zachowywać jak opiekunka do dziecka. Traktuj
mnie jak przyjaciółkę. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?

- Oczywiście. – Zmarszczka na jego czole się pogłębiła.

- To dobrze.

Nadawali na tej samej fali. Nie połączy ich nic prócz

przyjaźni. Tak będzie najlepiej…

Następnego dnia w studio Chris, mężczyzna

o melancholijnym spojrzeniu, w jednej ze swoich
niezliczonych kraciastych koszul stanął obok Adelaide.
A ponieważ milczał, podniosła wzrok znad szkicu, który
właśnie studiowała. Chris z namysłem potarł brodę.

- Czegoś tu brakuje – zauważył.

- Uhm. – Nie udawała, że go nie rozumie. Długa do ziemi

suknia była zgodna z trendami i dobrze by się sprzedawała, ale
nie był to projekt, który przyciągał taką uwagę jak jego
portfolio. – Jest piękna, ale…

- Nie przekonuje mnie. Nie widzę w tym siebie.

- Czemu zgłosiłeś się do konkursu? – Adelaide wiedziała,

że wielu uczestników zachęciła wizja stażu w Hansol, ale
w przypadku Chrisa chodziło chyba o coś więcej.

background image

- Mój młodszy brat cierpi na autyzm. – Bezradnie

wzruszył ramionami. – Jest bystry, dobry i zabawny, a na co
dzień musi stawiać czoło tylu wyzwaniom. Czasami czuję się
bezradny, bo nie mogę mu pomóc. Konkurs to dla mnie szansa
zrobienia czegoś więcej. Dla niego i dla innych.

- Więc masz wyjątkowy wgląd w to, czego mogą chcieć

czy potrzebować ludzie z autyzmem.

- Cóż, wiem, co lubi i czego nie lubi mój brat.

- Więc zaprojektuj coś, co chciałby nosić.

- On ma dopiero dziewięć lat. A my mamy się skupić na

strojach formalnych i biznesowych.

- Pomyśl o tym, co twój brat chętnie nosiłby, jak dorośnie.

Chris spojrzał gdzieś w przestrzeń.

- Dziękuję – rzekł nieobecnym głosem i zabrał rysunek

z biurka.

Szybkim krokiem ruszył do swojego miejsca pracy.

Adelaide się uśmiechnęła. Ich improwizowane studio
emanowało twórczą energią. Nie pamiętała, kiedy ostatnio
podczas jednego posiedzenia zrobiła tyle szkiców.

Firma opróżniła dla nich duże pomieszczenie, gdzie

przechowywano próbki materiałów. Ustawiono tam pięć
biurek i duży stół pośrodku. Każdy, kto miał czas, zaglądał do
studia, więc w każdej chwili przebywało tam pięć do sześciu
osób.

- Podoba mi się twoja pracownia.

Aż podskoczyła, słysząc znajomy głos. Odwróciła się

i ujrzała uśmiechniętego Michaela. Nie, to Mike, nie Michael.

background image

Nazywanie go Michaelem było jej sekretnym sposobem na
głośne wyrażanie uczuć. Gdy dorastała, był jej aniołem
stróżem. Stał u jej boku w najtrudniejszych chwilach i zawsze
wiedział, jak jej poprawić nastrój. Dobry, łagodny, słodki,
wrażliwy Michael. Jej Michael…

- Cześć, Mike. Co tu robisz?

- Hm. – Zmarszczka przecięła jego czoło, ale głos pozostał

pogodny. – Mało przyjazne powitanie. W końcu jestem
członkiem twojego zespołu.

- To prawda – przyznała i zdusiła wybuch radości

z powodu jego wizyty. – W takim razie witaj.

- Udało ci się znaleźć lokal, gdzie urządzisz pokaz?

- Nie. – Westchnęła. – Nie chcę wydać na to połowy

budżetu, co znaczy, że wybór mam ograniczony.

- Mam dla ciebie dobre wieści. Mój przyjaciel ma loft

w Arts District i jest mi winien przysługę.

Wszyscy mówili do niego Mike.

Nie miał pojęcia, że nie znosi tego zdrobnienia, dopóki

Adelaide nie zaczęła się tak do niego zwracać. Zawsze
nazywała go Michaelem. Bardzo lubił brzmienie swojego
imienia w jej ustach. Teraz był Mikiem, przyjacielem.
Nudnym, nijakim, bezosobowym. Po prostu tego nie znosił.

- Loft w dzielnicy artystów? – Oczy jej zalśniły.

- Tak, dużo przestrzeni i naturalnego światła. – Wargi

ułożyły mu się w uśmiech. – Ze standardowym wybiegiem
powinien pomieścić stu pięćdziesięciu gości.

- To zbyt dobre, żeby było prawdziwe. Ile za to chce?

background image

- Równy tysiąc.

- Za dzień?

- Nie. Za cały okres, włączając w to przygotowania

i sprzątanie.

- Nie wierzę – szepnęła. – To tydzień czasu. Za tysiąc.

- Tak. – Uśmiechnął się szeroko. – Ale teraz musisz tam ze

mną pójść. On dziś wyjeżdża do San Francisco i nie będzie go
przez kilka dni.

Oszołomiona obrotem spraw sięgnęła po torebkę i na

zabałaganionym biurku znalazła iPada.

- Chodźmy.

Większość projektantów była zbyt zajęta, by zauważyć jej

wyjście, więc pomachała tylko dwójce, która podniosła wzrok,
kiedy mijali ich z Michaelem.

- Czyim autem jedziemy? – spytała już w windzie.

- Twoim. – Michael przyszedł na piechotę. Z jego biura to

było parę przecznic, ale musiał rozprostować nogi. Adelaide
może go później odwieźć…

- Okej – odparła nieświadoma jego motywów.

- Ale ja poprowadzę, znam drogę.

Nie widział jej od wielu dni, więc kiedy stała obok,

odnosił wrażenie, że w głowie mu się kręci. Miała na sobie
jedwabną kremową bluzkę, czarne spodnie i czerwone
oksfordy. On jednak widział tylko jej niewiarygodną urodę.
Miękki materiał bluzki przylegał do piersi i spływał w dół,
wsunięty za pasek spodni.

background image

Kiedy zbliżali się do samochodu, rzuciła mu kluczyki, a on

złapał je instynktownie. Wsunęła się na siedzenie pasażera.
Michael z jękiem wcisnął się na fotel kierowcy. Mógł go
odsunąć ledwie ze dwa centymetry.

- Czasami zapominam, jaka jesteś niska. – Skrzywił się,

zaś Adelaide się zaśmiała. – To cud, że nie przywiązujesz do
stóp drewnianych bloczków, żeby sięgnąć pedałów.

- Zamknij się i jedź, Guliwerze.

Zamilkli jak starzy przyjaciele, którzy dobrze czują się

razem w ciszy. Status Arts District w LA rósł, ale okolica
wciąż była wierna swoim artystycznym korzeniom. Surowe
graffiti sąsiadowało tu z muralami artystów. Rozpadające się
knajpy stały między odnowionymi budynkami mieszkalnymi
i galeriami sztuki.

Loft mieścił się na ostatnim piętrze jednego z budynków,

gdzie znajdowała się galeria sztuki. Jaskrawoczerwone ściany
wyróżniały się na ulicy niczym barwny klejnot. Michael
okrążył budynek pięć razy, nim znalazł wolne miejsce.
Adelaide wysiadła, nie czekając, aż otworzy jej drzwi.
Westchnął i także wysiadł. I tak nigdy nie doceniała jego
dżentelmeńskich gestów.

- Chyba żartujesz – powiedziała. – Parkometr nie

akceptuje kart. Kto jeszcze nosi sakiewkę ćwierćdolarówek?

Wzruszył ramionami. Rzadko używał gotówki, a jeśli już,

to kiedy zostawiał napiwek.

- Po drugiej stronie ulicy jest wietnamska restauracja.

Kupmy coś do picia i dostaniemy tę sakiewkę.

- Och, zabiłabym za mrożoną wietnamską kawę.

background image

- To nie będzie konieczne. – Puścił do niej oko. – Widzisz?

Już jesteśmy na miejscu.

- Stolik na dwie osoby? – Podszedł do nich kelner.

- Nie, nie zostajemy – odparła szybko Adelaide. –

Możemy prosić trzy mrożone kawy na wynos? Och, i trochę
ćwierćdolarówek, jak będzie pan wydawał resztę.

- Nic do jedzenia? Może kilka sajgonek?

- No… – Ściągnęła wargi. Propozycja była kusząca.

- To nie jest dobry pomysł, żeby oglądać lokal z pełnymi

ustami i rękami – odrzekł Michael. – Możemy tu wrócić, jak
będziesz miała ochotę.

- Dobry plan. – Potarła ręce z uśmiechem. – Dziękujemy

za sajgonki, teraz tylko kawa.

- Oczywiście, zaraz przyniosę.

Gdy mężczyzna się oddalił, Adelaide zerknęła w menu.

- Bingo. Mają banh xeo.

- Chyba tego nie próbowałem. – Spojrzał jej przez ramię

na kolorowe zdjęcie. – Przypomina omlet.

- To cienki chrupiący naleśnik z wybranym przez ciebie

nadzieniem z wieprzowiny, krewetek i kiełków fasoli. Rzadko
widuję go w menu, więc jestem napalona. Mam nadzieję, że
się nie rozczaruję.

- To nasza specjalność. Obiecuję, że się pani nie

rozczaruje – rzekł kelner z uprzejmym uśmiechem.

- Przepraszam. – Adelaide zalała się czerwienią, jakby ją

przyłapano z ręką w słoiku na napiwki. – Nie chciałam być

background image

nieuprzejma. Jestem pewna, że są pyszne.

- Nie ma za co. – Kelner machnął ręką. – Nasze bahn xeo

to przepis mojej babki, są wspaniałe.

- Już się nie mogę doczekać.

Michael wyciągnął dwudziestodolarówkę, by zapłacić za

kawę. Adelaide odsunęła jego rękę.

- Ja płacę.

- Postawisz mi kolację, jak podpiszesz umowę.

Śmiech Adelaide otoczył go niczym melodia skrzypiec.

- Okej.

Z kubkami mrożonej kawy i kieszenią pełną

ćwierćdolarówek przeszli przez ulicę do samochodu. Kiedy
Michael przeniósł tacę z kubkami do drugiej ręki, by sięgnąć
po drobne, kubki się zachwiały.

- Stop! – rzuciła Adelaide tak gwałtownie, że zamarł. –

Żebyś nie śmiał wylać mojej wietnamskiej kawy. Trzymaj ją
prosto, ja zapłacę za parkowanie.

W jego głowie zapaliła się czerwona lampka. Zanim

jednak przekazał jej kawę i sięgnął po monety, drobna ciepła
dłoń Adelaide wśliznęła się do jego kieszeni. Boże. Nie
wiedział, jakim cudem powstrzymał zdesperowany pomruk.
Jej dłoń znieruchomiała, jakby Adelaide dopiero w tym
momencie uświadomiła sobie, co robi. Wlepiając wzrok
w parkometr, wyciągnęła garść monet. Mimowolnie
pogłaskała przy tym jego udo, zmuszając go do recytowania
w myślach alfabetu na wspak.

background image

- Okej. – Odchrząknęła i spojrzała mu w oczy, jakby go

prowokowała. – Obejrzyjmy to cudo.

Podał jej kawę, bo chciał iść za nią, by zapanować nad

swoim ciałem.

- Może przekupisz go kawą.

Wzięła od niego tacę, przewracając oczami. Michael

przytrzymał dla niej drzwi i ruszyli na górę. Niestety
wspinanie się za Adelaide i obserwowanie jej pośladków mu
nie pomagało. Spuścił wzrok i patrzył na stopnie, a gdy dotarli
na trzecie piętro, omal na nią nie wpadł.

- Głupek. Szanuj kawę – powiedziała.

- Wybacz, zamyśliłem się – mruknął, wyminął ją

i otworzył drzwi loftu.

- Ty też myślałeś o banh xeo? Umieram z głodu.

Zaśmiał się.

- No właśnie, nie mogę przestać myśleć o banh xeo.

- Mike. – Glen, kolega Michaela z college’u, wziął go

w braterskie objęcia. – Dobrze cię widzieć, stary.

- Glen, to jest Adelaide Song, producentka imprezy

charytatywnej Hansol – rzekł Michael. – Adelaide,
przedstawiam ci Glena, świetnego fotografa i właściciela tego
loftu.

- Miło mi. – Podała kawę Michaelowi i wyciągnęła rękę do

Glena.

- Cała przyjemność po mojej stronie – odparł Glen,

ujmując jej dłoń obiema rękami. – Mike przedstawił mi
w skrócie pani plany. Jestem pełen podziwu.

background image

Trzymał jej dłoń chwilę dłużej niż to konieczne, co kazało

Michaelowi wkroczyć do akcji.

- Może weźmiecie sobie kawę, żebym mógł odstawić tacę?

- To mrożona kawa z knajpy po drugiej stronie ulicy?

Uwielbiam tę knajpę, zwłaszcza ich kawę. Dzięki, stary.

- Nie mnie dziękuj. – Michael wrzucił tacę do kosza na

śmieci. – Adelaide próbuje cię przekupić.

- Dziękuję, Adelaide. Kupiłaś mnie, gdy tu weszłaś. – Glen

puścił do niej oko.

Zaśmiała się, lecz nie podjęła flirtu. To dobrze, bo Michael

już chciał zwalczyć impuls, by położyć rękę na jej pupie,
pokazując, że należy do niego.

- To może nas oprowadzisz? – Rozejrzała się.

Ruszyli w głąb loftu. Zachodzące słońce ocieplało białe

ściany i orzechową podłogę. Mogli wykorzystać tę atmosferę
i czystą paletę barw podczas pokazu mody.

- Oczywiście meble i sprzęt fotograficzny zostaną

usunięte – mówił Glen.

Adelaide przeszła kilka kroków w tę i z powrotem, potem

klasnęła w dłonie.

- Dziękuję, ale nie trzeba, ta aranżacja zasugerowała mi

świetny pomysł. Byłoby fantastycznie, gdyby goście mieli
okazję zrobić sobie zdjęcie. Mogliby wybrać tło i mieć zdjęcie
jak model w magazynie mody.

- Doskonały pomysł – przyznał Glen.

- Moglibyśmy postawić jedną fotobudkę z jasnym

światłem i głośną muzyką, żeby goście przekonali się, co

background image

przeżywają w takim miejscu ludzie z autyzmem – ciągnęła. –
I ustawić drugą z cichą muzyką i łagodnym światłem dla gości
ze spektrum autyzmu, jeśli tacy się pojawią.

Michael słuchał jej z dumą, lecz w obecności Glena nie

mógł jej porwać w ramiona. Przytulił ją i szepnął:

- Jesteś nadzwyczajna. Wiesz o tym?

- Tak, wiem. – Jej nieśmiały uśmiech i lekki rumieniec

zadały kłam pewnym siebie słowom.

- Czyli umowa stoi – rzekł Michael do przyjaciela, nie

zdejmując wzroku z Adelaide.

- Ale tysiąc dolarów za tydzień? To zbyt hojne –

zaprotestowała.

- Zmieniłem zdanie. – Glen zrobił teatralną pauzę. –

Bardzo bym chciał, żebyś skorzystała z mojego loftu za
darmo.

- Ale… – zaczęła.

Michael uśmiechnął się i przybił żółwika z Glenem.

- Nadal jesteś fajnym gościem.

- Ale…

- Adelaide – zaczął Glen. – Bardzo mi się podoba twój

entuzjazm i oddanie sprawie. Przekonałaś mnie, żebym
dołożył do tego swoją cegiełkę.

- Nie wiem, co powiedzieć – odparła zmieszana. –

Dziękuję. Wietnamska kawa zdziałała cuda.

- Tak, najwyraźniej to kawa – rzekł Glen ze śmiechem.

background image

Gdy Michael i Adelaide wracali do samochodu, księżyc

w nowiu wisiał wysoko na niebie. Adelaide zdawała się nie
zauważać otoczenia.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że dostaliśmy ten lokal. – Jej

szept przy ostatnim słowie zamienił się w podekscytowany
pisk.

- Pewnie się cieszysz, że odhaczyłaś ważną sprawę.

- Tak, teraz mogę zająć się wszystkim innym. – Położyła

rękę na jego ramieniu. – Dzięki, Mike.

Te podziękowania powinny sprawić mu przyjemność,

a jednak dystans wprowadzony przez zdrobnienie imienia
zmroził mu krew w żyłach. Gdyby odwzajemniała jego
pożądanie, dłużej nie potrafiłby się opierać. Był człowiekiem
z zasadami, ale nie był święty. Nie miałoby znaczenia, że
Adelaide jest młodszą siostrą najlepszego przyjaciela,
ukochanym dzieckiem ludzi, których uważał za rodzinę.
Uległby jej, gdyby go pragnęła.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Po kilku godzinach rzucania się na łóżku Adelaide ruszyła

do pracy. Żałowała, że nie ma jednego z tych kapeluszy, które
ludzie wkładają na mecze piłkarskie, mogłaby do niego wlać
podwójną kawę. No ale to pewnie kiepski pomysł. Prawdę
mówiąc, jej wyczerpany umysł wydawał się zdolny wyłącznie
do wypluwania z siebie głupich pomysłów.

- Kawy – mruknęła, mijając Cindy, seksowną projektantkę

o krótkiej fryzurze.

- Krótka noc? – Kobieta uśmiechnęła się znacząco.

- Nawał pracy.

Gdy Adelaide znalazła się przy biurku z podwójną

espresso, opuściła głowę i jęknęła. Potem nagle sobie
przypomniała, że nie jest tu sama i się rozejrzała. Nikt nie
zwracał na nią uwagi. Gdy komórka leżąca obok kubka z kawą
zaczęła wibrować, sięgnęła po nią szybko. To Michael. Jej
serce odegrało fantazyjne solo na bębnach.

Jego wiadomość była prosta.

„Hej”.

„Hej” – odpowiedziała.

„Udało mi się załatwić rozmowę z Mateo Sanchezem”.

„Nie gadaj”. – Przetarła oczy.

background image

Mateo Sanchez. Słynny reżyser, znaczący głos

niedoreprezentowanych grup społecznych w USA. Jego
poparcie wyniosłoby ich imprezę na wyższy poziom, niż się
spodziewała.

„To ty nie gadaj” – odparował.

„Naprawdę dojrzale” – odpisała, uśmiechając się.

„Sama zaczęłaś”.

„Czemu sprzeczamy się jak sześciolatki? Mamy spotkanie

z Sanchezem. Powiedz mi wszystko”.

„Nie ma wiele do opowiadania. Jeden z klientów zna

kogoś, kto zna agentkę Sancheza. Mamy dziesięć minut
z agentką”.

„Z agentką? Nie z Sanchezem?”.

„Jesteś słodka. Oczywiście, że z agentką. Z Lory Diaz”.

„Gdzie? Kiedy?”.

„Dziś o 12.40 w West Hollywood”.

„Gdzie jesteś? Pojedziemy razem czy spotkamy się na

miejscu?”.

„Jest 11. Mamy kupę czasu”.

„Przestań być tak cholernie spokojny i powiedz, gdzie

jesteś. Zaraz tam będę”.

„Jestem w holu na dole, szefowo”.

Spojrzała krytycznie na swój strój. Kremowy półgolf bez

rękawów, czarna ołówkowa spódnica, szpilki i do tego
ogromna torba. Wystarczy.

background image

- Mateo Sanchez! – zawołała, stukając obcasami w drodze

do drzwi. – Może uda się go zaprosić.

- Co do…

- Powodzenia!

- Ten Mateo Sanchez?

Spieszyła w stronę wind, wciąż słysząc głosy zdumienia

projektantów. Wysiadła z windy na dole, czując rosnące
zniecierpliwienie. Nagle zatrzymała się w pół kroku. Michael
stał oparty o ścianę i przeglądał coś w telefonie. Rękawy
czarnej koszuli podwinął do łokci, granatowe spodnie opinały
mu uda oraz biodra.

- Co tak stoisz? – spytała bez tchu. – Pojedziemy twoim

autem, ja za bardzo się denerwuję.

- Ty się denerwujesz? – Z chłopięcym uśmiechem

wyglądał jak Michael, którego znała, dorastając. Bardzo
chciała go pocałować.

- Może się nie denerwuję. Jestem… zdekoncentrowana.

Wzięła uspokajający oddech. Mężczyzna obok niej był jej

przyjacielem, nieprzyzwoicie przystojnym przyjacielem.
A ponieważ była tylko człowiekiem, zauważała takie rzeczy.
To nie znaczy, że coś do niego czuła.

Usiadła na miejscu pasażera i odwróciła się do niego.

- Jak skusimy tę agentkę?

- Zostawiam to tobie – rzekł, zapalając silnik. – Masz

świetny kontakt z ludźmi.

- Mam świetny kontakt z ludźmi? – prychnęła. – Niezła

wymówka, żeby nie odrobić lekcji, Reynolds. Czemu nie

background image

powiesz, że pies zniszczył ci notatki?

- Nie mam psa.

- No właśnie. – Uniosła brwi, kiedy na nią zerknął.

- Według GPS-a czekają nas trzy kwadranse jazdy. To

mnóstwo czasu, żeby przygotować się na spotkanie. – Patrząc
wciąż na drogę, uniósł rękę, by mu nie przerywała. – Nie
żartuję. Musisz po prostu być sobą i powiedzieć Lory, czemu
impreza jest tak ważne dla lokalnej społeczności i dla
społeczeństwa w ogóle. Jestem pewien, że ona ma dość
plastikowych uśmiechów i przygotowanych mów. Bądź
szczera, a załatwi ci Sancheza.

- Ty… naprawdę w to wierzysz? – szepnęła.

Osoba, o której mówił, była nie tylko dorosłą, ale też

inteligentną i kompetentną kobietą. Czy przestał w niej
widzieć bezbronną dziewczynkę? To byłby przełom.

- Absolutnie – odrzekł bez wahania.

Adelaide wstrzymała oddech.

On widzi, jaka jestem naprawdę. Wierzy we mnie.

- Cóż. – Nie mogła powstrzymać uśmiechu. – W takim

razie cię nie zawiodę.

Klakson jadącego z naprzeciwka samochodu kazał

Michaelowi skupić się na drodze i na znaku stop, którego omal
nie przejechał. Nie mógł oderwać wzroku od Adelaide. Od jej
uśmiechu. Od światła w oczach.

Chwilę później jadący za nimi kierowca nacisnął klakson.

Michael się zatrzymał, zmuszając samochód, by go wyminął.

background image

Jeśli mają dotrzeć do West Hollywood w jednym kawałku,
musi się skoncentrować.

- Wybacz – rzekł zachrypniętym głosem. – Wiem, że mnie

nie zawiedziesz. Co ważniejsze, siebie nie zawiedziesz. Ta
impreza jest dla ciebie ważna.

- Dziękuję – odparła Adelaide, której znów trochę

brakowało tchu.

Michael przeniósł wzrok na drogę i starał się uspokoić

serce. Powietrze było naładowane oczekiwaniem, resztę drogi
spędzili dyskutując o czekającym ich spotkaniu.

Zatrzymali się przed nowoczesną kawiarnią urządzoną

w czerni, bieli i czerwieni. Modny lokal wybrała Lory Diaz.
Michael trochę się zaniepokoił, czy agentka nie okaże się zbyt
artystowska, by zainteresować się ich imprezą.

- O rety, tyle tu ostrych kątów! Boję się, że się skaleczę –

zażartowała Adelaide po wejściu do środka. – Myślisz, że
filiżanki też mają tu prostokątne? I czarne, rzecz jasna.

Zaśmiał się, prowadząc ją w stronę lady.

- Spójrz w lewo – powiedział cicho.

- O mój Boże. – Zdusiła śmiech, zasłaniając usta. – Kubek

jest czarny i prostokątny. To miejsce jest żenujące.

- Pani Song? – odezwał się ciepły głos zza ich pleców.

Adelaide odwróciła się z uśmiechem, po czym spojrzała

pytająco na Michaela.

- To pani Diaz – szepnął jej do ucha.

Adelaide się zaczerwieniła.

background image

- Pani Diaz, nie spodziewałam się pani tak szybko.

- Przyjechałam wcześniej zrobić sobie przerwę na kawę.

Poznałam panią, bo widziałam pani zdjęcia w mediach
społecznościowych – rzekła agentka, ściskając dłoń
Adelaide. – Jest pani jeszcze ładniejsza niż na zdjęciach. A to
pewnie pan Reynolds. Nadzwyczaj wytrwały człowiek.

- Dziękuję – odparł z uśmiechem. Kobieta emanowała

dobrą energią. – Proszę mi mówić Mike.

- Miałam nadzieję, że będę tu przed wami.

- Pomyśleliśmy, że sobie usiądziemy i zaczekamy, żeby nie

tracić ani minuty z pani cennego czasu – odparła Adelaide,
która pozbyła się już rumieńców.

- Może zamówimy coś do picia i usiądziemy przy oknie?

- Świetnie. Proszę. – Michael pokazał Lory, by zamówiła,

bo chciał zapłacić za jej kawę. – My się jeszcze zastanawiamy.

Kilka minut później siedzieli przy stoliku. Michaelowi

i Adelaide podano kawę w czarnych prostokątnych kubkach,
dużą kawę Lory nalano do wysokiego i czerwonego owalnego
kubka.

- Oryginalne miejsce, ale jest blisko mojego biura i mają tu

wyjątkowo dobrą kawę – oznajmiła Lory, potwierdzając ich
obawy, że słyszała ich rozmowę.

- Przepraszam, że to powiem, moim zdaniem trochę tu

dziwacznie. – Adelaide zaśmiała się z zakłopotaniem. – Ale
zgadzam się co do kawy.

- Chociaż jesteśmy wcześniej, mamy czas do dwunastej

pięćdziesiąt, tak jak planowaliśmy. – Lory zerknęła na

background image

zegarek. – Opowiedzcie mi o tej imprezie.

Adelaide mówiła z pasją o świadomości autyzmu

i potrzebie ubrań przyjaznych dla ludzi cierpiących na tę
chorobę i o tym, że chce, by Hansol stało się częścią
ogólnokrajowego ruchu, wnosząc doń własne pomysły i środki
finansowe.

- Potrzebujemy dobrze zaprojektowanych ubrań dla

dorosłych z autyzmem. Wiele z tych osób to odnoszący
sukcesy profesjonaliści, którzy muszą się odpowiednio
ubierać. Garnitury i sukienki ze wszystkimi ich guzikami,
zamkami błyskawicznymi, szorstkimi szwami i drapiącymi
materiałami mogą być źródłem dyskomfortu, a nie każdego
stać na krawca. Więc albo trzeba być bogatym, albo korzystać
z tych ubrań, które są na rynku i są znośne do noszenia, nawet
jeśli nie są odpowiednie na daną okazję. Albo też nosić
odpowiedni strój i cierpieć. Chcę to zmienić, bo to nie jest
żaden wybór.

Lory się zamyśliła, a następnie skinęła głową.

- Adelaide, Mateo zechce się z panią spotkać, i to szybko.

Adelaide otworzyła usta, a Michael powiedział:

- Dopasujemy się oczywiście do kalendarza pana

Sancheza. Proszę nam tylko podać czas i miejsce. To będzie
dla nas wielki honor.

Lory spojrzała na zegarek i uśmiechnęła się

przepraszająco.

- Świetnie. Na pewno się odezwę. Jeszcze raz dziękuję

i życzę powodzenia.

background image

Wyszli na zewnątrz i na pożegnanie uścisnęli sobie dłonie.

Gdy Lory skręciła za róg, Michael porwał Adelaide
w ramiona.

- Byłaś wspaniała! Gratuluję.

- Jeszcze nie załatwiliśmy tego do końca.

Przytuliła się do niego, drżąc z ekscytacji, a on ją trzymał

i nie był w stanie puścić.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Nie posiadała się ze szczęścia. Zgodnie z obietnicą Lory

Mateo Sanchez miał się z nią spotkać w swoim domu w Bel
Air. To był rzadki przywilej.

Gdy minęła bramę, z zainteresowaniem przyjrzała się

rezydencji w stylu śródziemnomorskim i zaparkowała przed
imponującymi frontowymi drzwiami. Była zaskoczona miłym
dla ucha subtelnym dźwiękiem dzwonka.

- Pani Song – przywitał ją mężczyzna w dżinsach i T-

shircie. – Jestem Mateo Sanchez. Zapraszam.

- Bardzo dziękuję, że zgodził się pan ze mną

porozmawiać. – To był on! W zwyczajnych ciuchach
i japonkach. – Proszę mi mówić Adelaide.

- Pod warunkiem, że pani będzie się do mnie zwracać

Mateo – odparł, prowadząc ją przez dom. – Napijesz się
koktajlu czy mrożonej herbaty?

- Mrożonej herbaty, jeśli można.

We wnętrzu dominowały ciepłe barwy ziemi, było

schludnie i elegancko. Dom był ogromny, ale przyjazny, jak
dom, w którym naprawdę się mieszka. Kuchnia była idealną
przestrzenią na kolacje w niewielkim gronie, a jednocześnie
wydawała się idealna na ich spotkanie.

Mateo podał jej wysoką szklankę mrożonej herbaty

i usiadł naprzeciwko ze swoją szklanką.

background image

- Lory mówiła mi o charytatywnym pokazie mody.

Podziwiam twój pomysł i oddanie sprawie.

- Dziękuję. Ludzie z autyzmem zasługują na akceptację,

a nie alienację, z którą się spotykają. Urządzając pokaz mody
przyjaznej dla takich osób, mam szansę rozpropagować
wiedzę na temat autyzmu. Mam nadzieję, że będziesz częścią
tej ważnej inicjatywy.

- Z przyjemnością, ale mam też ukryty motyw, zapraszając

cię do siebie – rzekł, pisząc coś w telefonie.

Serce Adelaide zabiło mocniej. Mateo Sanchez pojawi się

na jej imprezie. Potem nagle się przestraszyła. O jaki ukryty
motyw chodzi? Czy powinna była wziąć z sobą gaz
pieprzowy? Nie sprawiał wrażenia człowieka, który
stanowiłby zagrożenie. Zanim spytała, co miał na myśli, do
kuchni weszła śliczna nastolatka.

- Stello, to jest Adelaide Song, projektantka, o której ci

wspominałem – rzekł Mateo, przywołując do nich
dziewczynkę. – Adelaide, to moja córka Stella.

- Miło mi. – Adelaide wstała i wyciągnęła rękę, ale

dziewczynka zrobiła krok do tyłu. Czy ją obraziła?

- Bardzo się cieszę, że mogę panią poznać, pani Song. –

Stella schowała za siebie ręce. – Przepraszam, że nie
uścisnęłam pani dłoni. To połączenie dwóch spoconych rąk,
a przy okazji wymiana wirusów i bakterii. Po co, pytam się.

Fragmenty układanki zaczęły układać się w całość.

Adelaide przeniosła wzrok na Matea.

- Stello, mogę? – spytał.

background image

- Jasne. – Dziewczynka wzruszyła ramionami. – Dopóki

jej nie powiesz, nie dojdziemy do sedna.

- Adelaide, moja córka ma spektrum autyzmu.

- Dziękuję, że się ze mną tym podzieliliście – odparła. –

Ale myślę, że powinieneś zdradzić swój ukryty motyw.

- O tym porozmawia z tobą Stella.

Adelaide spojrzała pytająco na dziewczynkę.

- Więc tak. – Nastolatka usiadła na stołku. – Za dziesięć

dni kończę piętnaście lat. Pewnie pani wie, że w kulturze
meksykańskiej piętnaste urodziny to ważny dzień.
Powiedziałam tacie, że nie chcę quinceañery, bo cała noc
w niewygodnej sukni balowej to tortury, a nie impreza.

Ostatni fragment układanki znalazł swoje miejsce.

Adelaide wiedziała, co ma zrobić.

- Cóż, nie wszystkie suknie balowe muszą być narzędziem

tortur. Na pewno potrafię zaprojektować taką suknię, w której
będziesz mogła tańczyć całą noc, nie czując dyskomfortu.

- Tak właśnie mówi tata, ale nie jestem pewna…

- Powiedz mi – przerwała jej Adelaide – o wszystkim, co

ci przeszkadza w ubraniach, a ja znajdę sposób, żeby się tego
pozbyć.

Matko Przenajświętsza! Została zaproszona na

quinceañerę Stelli i oczywiście Michael zaproponował, że
będzie jej towarzyszył. Spotkała się z nim przed wejściem
rezydencji Songów. Miała na sobie białą suknię pomysłowo
udrapowaną aż do ziemi. Dosłownie zapierała dech w piersi.
Gdy ku niemu ruszyła, zdawało się, że unosi się w powietrzu.

background image

Cała jego krew spłynęła w dół ciała. Poprawił krawat

i pomyślał o basenie z lodowatą wodą.

- Pięknie wyglądasz, Adelaide. – Był dumny, że zdołał

sklecić logiczne zdanie.

Zlustrowała go od dołu do góry, po czym spojrzała mu

w oczy i szepnęła:

- Ty też nieźle się prezentujesz.

Uśmiechnął się. Im więcej czasu spędzał z Adelaide, tym

bardziej jej pragnął. Bardziej niż jakiejkolwiek innej kobiety.
Gdyby pani Song się o tym dowiedziała, poczułaby się
zdradzona. Zaufała mu, że pomoże Adelaide, a nie narazi na
szwank jej opinię. Poza tym znała jego sekret. Grace Song
była honorową kobietą, ale jeśli chodzi o Adelaide, była
nadopiekuńcza. Nie chciałaby dla wnuczki takiego męża jak
Michael.

- Czy twoja suknia spodobała się Stelli? – spytał.

- Jeszcze nie wiem. Podczas przymiarek milczała, nie

miałam pojęcia, co myśli. – Adelaide nerwowo wykręcała
palce. Michael ścisnął jej dłoń i szybko zabrał rękę.

- Wykonałaś wspaniałą pracę. Stella na pewno jest

zadowolona.

- Dzięki, Mike.

Na dźwięk tego zdrobnienia omal się nie wzdrygnął, lecz

zaraz potem przypomniał sobie, że tak jest lepiej.

- Nie ma za co. – Zmusił się do uśmiechu. – Po to są

przyjaciele, prawda?

- Racja – odparła ze smutnym uśmiechem.

background image

Zdał sobie sprawę, że ich sytuacja jest dla niej równie

trudna, co dla niego. Jazda do Bel Air trwała dwadzieścia
minut, a wydawało się, że godziny. Jej perfumy doprowadzały
go do szaleństwa, a wysokie rozcięcie sukienki kruszyło jego
siłę woli kawałek po kawałku.

Wciągnął powietrze i wypuścił je przez nos, potem

ukradkiem zerknął na Adelaide. Odwróciła głowę do okna,
była myślami chyba gdzieś daleko. Na szczęście dla niego, bo
jego zdradzieckie ciało zachowywało się w żenująco.

Karczochy. Powinien myśleć o karczochach. Skąd u ludzi

miłość do tych warzyw w kształcie szyszek? W każdym listku
odrobina papkowatego miąższu, który smakuje jak ziarno
kukurydzy. Wolałby zjeść kukurydzę.

Niechęć do karczochów odwróciła jego uwagę od

Adelaide na dość długo, by po dotarciu do domu Sancheza nie
martwić się, że się skompromituje. Parkingowy otworzył
drzwi Adelaide, więc Michael wysiadł i zaoferował jej ramię.

- Idziemy? – rzekł i uniósł brwi.

- Jezu. – Prychnęła. – Chyba zbyt wiele razy obejrzałeś

film „Król i ja”.

Zanuciła pod nosem „Shall We Dance”, lecz gdy dotarli do

drzwi, zamilkła.

Nie musiał pytać, dlaczego. Dom Mateo Sancheza robił

wrażenie już z zewnątrz, ale wnętrze rozświetlało mnóstwo
lampek. Girlandy bluszczu, paprocie i sękate drzewa owinięto
sznurami światełek, tworząc zaczarowany las. Nieziemskie
dźwięki harfy przenikały mgłę, która kłębiła się nad podłogą.

background image

- Szczęśliwa dziewczynka – szepnęła Adelaide. – Światła

są przytłumione, a muzyka tak subtelna, że zmysły Stelli
pewnie przy niej odpoczywają. I nikt nie powie, że to jest
ograniczenie. Przydał się tata, który jest reżyserem.

- Rzeczywiście jest magicznie. Mógłbym się przyzwyczaić

do życia w zaczarowanym lesie – rzekł Michael, kiedy weszli
dalej.

- Adelaide! – Nastolatka w jedwabnej sukience

o perłowym połysku zatrzymała się jakiś metr przed nią. – Tak
ci dziękuję, że przyszłaś. Gdyby nie ty, ten wieczór nie byłby
idealny.

- Zasługujesz na to, Stello. Na wszystko zasługujesz.

Nigdy o tym nie zapominaj.

- Adelaide. – Podszedł do nich Mateo Sanchez. – Bardzo

nam miło, że znalazłaś czas.

- Żartujesz? Za skarby świata bym tego nie opuściła. –

Zaśmiała się, ściskając go serdecznie. – Mateo, to jest Michael
Reynolds, szef Reynolds PR. To dzięki jego wysiłkom udało
nam się spotkać.

- W takim razie jestem winien panu Reynoldsowi wyrazy

wdzięczności. – Mateo wyciągnął do niego rękę.

- Prawdę mówiąc, przyszedłem panu podziękować za

wsparcie pokazu mody. – Michael uścisnął jego dłoń.

-To wieczór wielu podziękowań – stwierdził gospodarz. –

A teraz was przeproszę, bo to czas na taniec córki i ojca. Jesteś
gotowa, Stello?

- Nie, ale ponieważ zgodziłeś się zrezygnować z innych

obowiązkowych tańców, ten jeden muszę przeżyć – odparła

background image

ponuro jubilatka, nieświadoma, że jej słowa mogą zranić ojca.

- Och, szczera jak zawsze. – Mateo uśmiechnął się z dumą.

W oczach miał łzy, świadomy wyzwań, z jakimi musi mierzyć
się Stella. – No to chodźmy, kochanie.

Taniec ojca z córką był odpowiednikiem weselnego tańca

państwa młodych. Ale tym, co najbardziej poruszyło
zebranych, był list rodziców do Stelli, w którym uznawali ją
za dorosłą i życzyli jej życia w miłości i szacunku.

Adelaide pociągała nosem. Michael otoczył ją ramieniem.

Spojrzała na niego, jakby chciała coś powiedzieć, ale właśnie
rozległ się aplauz, bo Sanchezowie skończyli czytać list i czar
prysł.

Zabrzmiały łagodne dźwięki smyczków. Michael położył

rękę na plecach Adelaide.

- Wyjdźmy na powietrze – szepnął jej do ucha.

Gdy kiwnęła głową, wyprowadził ją do zacisznego zakątka

ogrodu. Na nocnym niebie jasno świecił półksiężyc,
niewielkie latarnie wzdłuż ścieżek oświetlały drogę. Michael
splótł palce z palcami Adelaide i pociągnął ją na drewnianą
ławkę pośród krzewów.

- Piękny ogród, ale twój bardziej mi się podoba. – Jej głos

był cichy i odległy.

- Co się tam stało? Coś cię zdenerwowało? – Jej

bezbronny uśmiech sprawiał mu ból. Przyciągnął ją bliżej.

- Nie wiem, czy chcę o tym rozmawiać. – Wtuliła twarz

w jego szyję. – Nie chcę, żebyś znów był nadopiekuńczym
starszym bratem.

background image

- Jestem taki zły?

- Gorszy.

Zaśmiał się i wycisnął całusa na jej skroni.

- Obiecuję, że nie będę przeginać. Chcę tylko, żebyś była

szczęśliwa.

- Tęsknię za mamą. – Lekkie drżenie jej głosu łamało mu

serce, ale tylko mocniej ją ścisnął i czekał na ciąg dalszy. –
Zastanawiam się, co by czuła, gdyby widziała, jak dorastam,
jak idę na bal maturalny, a potem kończę college.

Michael odchrząknął.

- Byłaby z ciebie dumna. Byłaby twoją najbardziej

zagorzałą cheerleaderką, gdyby widziała, na jaką fantastyczną,
silną i dobrą kobietę wyrosłaś.

- Naprawdę w to wierzysz, Michael?

- Całym sercem. – Serce zabiło mu mocniej, gdy znów

użyła jego pełnego imienia.

- A jeśli ta silna kobieta powie ci, że pragnie cię ponad

wszystko, co z tym zrobisz? – Usiadła do niego twarzą. –
Postukasz mnie palcem w nos i powiesz, że pora spać? Czy
mnie pocałujesz?

- Wiesz, czego chcę. – Potrzebował tego pocałunku

bardziej niż oddechu.

- Nie wiem. Wiem tylko, czego ja chcę.

Musnęła jego usta rozchylonymi wargami. Wziął ją

w ramiona. Długo na to czekał. Smakowała słodziej, niż sobie
wyobrażał. Potem na dolnej wardze poczuł jej zęby i nie było
w tym nic słodkiego. Był ogień oraz grzech.

background image

Powiódł językiem wzdłuż jej warg. Z westchnieniem

wsunął język do jej ust. Wplótł palce w jej długie włosy
i chwycił je na wysokości karku, pociągnął za nie i przechylił
jej głowę, by mógł ją lepiej całować.

To wciąż było za mało. Adelaide już rozpinała mu koszulę,

a zaraz potem dotykała jego piersi.

- Adelaide – rzekł błagalnie. Nie wiedział, czy chce, by

przestała, czy wręcz przeciwnie.

Raptem, choć jego dłonie już wędrowały ku rozcięciu

sukni, odezwało się w nim sumienie. Nie wolno im posunąć
się dalej. Mimo to jego palce dotykały satynowej skóry
i wędrowały ku sklepieniu ud.

- Michael, proszę.

Jej oddech był gorący. Kiedy szczypnęła zębami koniuszek

jego ucha, syknął, a ona złagodziła ból językiem. Tracił
rozum, jego instynkt samozachowawczy włączył się
w ostatniej chwili.

To Adelaide. Znajdowali się w miejscu osłoniętym przez

krzewy, a jednak publicznym. Jak mógł ją narazić na coś
podobnego? Pocałował ją w usta i odsunął od siebie.

- Michael? – Jej oczy przepełniało pożądanie.

- Musimy przystopować, skarbie. – Położył zaciśnięte

w pięści ręce na kolanach. – Nie będę się z tobą obmacywał na
urodzinowym balu piętnastolatki. Jeśli mamy to zrobić,
musimy to zrobić jak należy.

- Jeśli wycofasz się po tym pocałunku, już na zawsze

będziesz dla mnie tchórzem.

background image

- Jeśli po tym pocałunku nie będę cię miał całej, spłonę

i zostanie ze mnie tylko proch. – Ulga i pożądanie walczyły
w nim o lepsze. Adelaide też go pragnęła. Nie mogli dłużej
z tym walczyć, ale nie mogli też iść się dalej.

Nie tylko przez wzgląd na pokaz mody i jej opinię. Gdyby

wybrała przyszłość z Michaelem, musiałaby przeciwstawić się
woli babki. Bez wsparcia babki nie zaczęłaby pracy w Hansol.
Więc gdyby go wybrała, musiałaby porzucić marzenia, a to
wielki koszt. Nie, to może być przelotny romans. Mężczyzna
i kobieta, którzy zaspokajają swoje żądze.

- Rozumiesz, co robimy? – spytał.

- Cóż, trochę wyszłam z wprawy, ale myślę, że dam radę. –

Uśmiechnęła się krzywo.

- Pragnę cię, ale nie mogę ci obiecać przyszłości. – Bo

byłaby to przyszłość bez jej rodziny. Gorycz omal go nie
zdusiła. – Mogę ci zaoferować tylko teraz.

- Nie spodziewałam się oświadczyn, Reynolds.

Czy dobrze słyszał, że jej głos zadrżał?

- Chcę, żebyśmy byli razem, ale tylko do pokazu mody,

i musimy to zachować w tajemnicy. Jeśli babcia się dowie,
pomyśli o mnie jak najgorzej. Jesteś teraz moim partnerem
biznesowym, romans byłby kompletnie nieprofesjonalny. Nie
mogę jej rozczarować.

- Nikt się nie dowie. – Przełknął gorzki smak w ustach. –

Ale dopóki będziemy razem, chcę cię mieć całą. Mam parę
fantazji, które chciałbym zrealizować.

Dwa miesiące. Tylko dwa miesiące. To za mało, ale

przecież nie mógł jej zaproponować wspólnej przyszłości. Nie

background image

miał prawa z nią być dłużej, niż sama chciała. A to znaczy, że
nie ma minuty do stracenia. Chwycił ją za rękę.

- Chodź – powiedział, ciągnąc ją do budynku.

- Zaczekaj. – Ścisnęła jego rękę, aż musiał się odwrócić. –

Dokąd idziemy?

- Do mnie.

- Mowy nie ma. – Zatrzymała się na patio, gdzie muzyka

wylewała się przez otwarte okna.

- Co?

- Powiedziałeś, że chcesz to zrobić jak należy, tak? Możesz

mi jutro przygotować kolację. Nie jestem wymagająca,
soczysty stek wystarczy.

- Oczywiście – odparł, choć jego ciało już protestowało.

Może zaproponuje, że tego wieczoru przygotuje jej crème
brûlée, zamiast czekać cały kolejny dzień na kolację.

- Cudownie. Przyniosę wino – rzekła z niewinnym

spojrzeniem, któremu zaprzeczał uwodzicielski uśmiech.

Adelaide, ty niegodziwa kobieto. Niedługo będziesz moją

niegodziwą kobietą.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Kolejny dzień nie szczędził mu problemów. Jeden

z klientów w biały dzień biegał nago sławną Melrose Avenue.
To był dobry człowiek, ale brał mieszankę leków, które źle na
siebie oddziaływały. Ani lekarz, ani farmaceuta nie ostrzegli
go o potencjalnych efektach ubocznych. Michael odetchnął
z ulgą, słysząc, że klient czuje się już lepiej, a jego eksces
spotkał się tylko ze współczuciem.

Choć był to szalony dzień wypełniony gaszeniem pożarów,

Michael był za to wdzięczny. Inaczej nie przetrwałby do
wieczora. Wargi miał sine, gdy po długim zimnym prysznicu
zapalał pod grillem. Chciał mieć pewność, że zjedzą kolację,
nim rzuci się na Adelaide.

Sałatka caprese chłodziła się w lodówce, crème brûlée był

w piekarniku. Trzymał też w lodówce butelkę szampana
Veuve Clicquot. Adelaide obiecała przynieść wino, ale chciał
mieć coś na zapas. Był pełen oczekiwania i starego dobrego
strachu. Wreszcie będzie się z Adelaide kochał.

Wyjął z lodówki szampana i otworzył butelkę, starając się,

by korek głośno nie wystrzelił. Napełnił kieliszek po brzegi
i pół kieliszka wychylił jednym haustem. Nuty owoców
jagodowych i cierpkiego jabłka ukoiły jego nerwy, resztę
szampana sączył już bez pośpiechu.

Kiedy odezwał się telefon, nie miał ochoty sprawdzać

wiadomości. W końcu jednak wziął aparat do ręki, bo

background image

postanowił go wyłączyć. Na ekranie ujrzał imię Adelaide.

- Do diabła. – Pewnie nie stoi pod jego drzwiami.

„Musiałam zawrócić do domu, kiedy byłam dziesięć minut

od ciebie. Babcia mnie wezwała”.

„Nie może poczekać do jutra?”.

„Poważnie? Czemu jej nie spytasz? Powiedz jej, że dziś

wieczorem sobie mnie zaklepałeś”.

Michael burknął z irytacji i wypił do dna.

„Przyjedź, wypijesz kieliszek szampana i pojedziesz do

domu”.

„Masz szampana?”.

„Tak, i crème brûlée. Będzie gotowe za trzy minuty”.

„Bor, nie bądź złośliwcem”.

„Co to do diabła jest bor?

„Boże. Chciałam napisać Boże. Durny telefon”.

„Nieważne, wracaj”.

„Biedny Michael jest smutny, że się ze mną nie pobawi”.

„Cholerna racja”.

„Jeśli cię to pocieszy, możesz przyjechać na kolację do

babci. Zawsze jesteś mile widziany”.

Zerknął na zegarek i zrobił w myśli listę rzeczy, które

trzeba przed wyjściem wyłączyć i wygasić, by nie spalić
domu.

„Będę za pół godziny”.

„Już się nie mogę doczekać”.

background image

„Ja też”.

Podobało mu się to. Ta wolność mówienia tego, co czuje.

Energia go roznosiła, w ciągu niespełna kwadransa znalazł się
w garażu. Wskoczył do mustanga, uznając, że to
najodpowiedniejszy samochód do pościgu za kobietą.
Uśmiechając się jak idiota, z sercem walącym o żebra, nie
przejmował się ograniczeniem prędkości i dotarł do rezydencji
Songów w niecałe dwadzieścia minut.

Wysiadł i sięgnął na tylne siedzenie, gdzie wiózł cenny

deser. Nie mógł się pojawić z pustymi rękami. Na szczęście
zrobił cztery porcje, wystarczy dla pani Song i ojca Adelaide.

- Szybko – stwierdziła Adelaide z ciepłym uśmiechem,

kiedy mu otworzyła.

Wolną ręką chwycił ją za rękę i pociągnął na schody.

- Michael – szepnęła, idąc za nim. – Co ty wyprawiasz?

Wciągnął ją do jej sypialni, zamknął drzwi i oparł ją o nie,

nim zadała pytanie, które widział w jej oczach. Całował ją tak,
jak sobie wymarzył. Kiedy zapraszająco rozchyliła wargi,
jęknął. Chwyciła go za pośladki.

- Czekałam na to od tamtej nocy w klubie – wyznała

nieśmiało.

Zaśmiał się bez tchu, nie był w stanie sformułować zdania.

Obsypywał pocałunkami jej szyję. Jej cicha aprobata
wywołała bolesną erekcję. Nagle rozległo się stukanie do
drzwi. Odskoczyli od siebie, jakby ktoś wylał im na głowę
kubeł zimnej wody.

- Hej, Adelaide, jesteś tam? – dotarł z holu głos Colina.

background image

- Taa. Tak – odparła, w panice chwytając Michaela za

koszulę. – Co tu robisz?

- Miałem nadzieję, że ty mi to powiesz. Nie mam pojęcia,

czemu babka mnie wezwała. – Nastąpiła krótka pauza.
Michael podejrzewał, że kuzyn Adelaide przyłożył ucho do
drzwi. – Czemu rozmawiasz ze mną przez drzwi?

- To moja sypialnia i lubię się przebierać bez świadków. –

Pokazała Michaelowi, by się schował w łazience. Kiedy już
się tam znalazł, otworzyła drzwi. – A ty czemu się kręcisz pod
moją sypialnią? Znasz drogę do kuchni.

- Powiedziałem ci już, liczyłem, że czegoś się dowiem.

Poza tym twój tata jest w Nowym Jorku, wolę nie siedzieć
przy stole sam z babcią Grace. Patrzy na człowieka, jakby go
przewiercała na wylot.

Ruszyli na dół, ich głosy ucichły. Michael przejrzał się

w lustrze i potrząsnął głową. Znów pozwolił, by sytuacja
wymknęła się spod kontroli. Pragnął tylko minuty sam na sam
z Adelaide. Do diabła. Musi wziąć się w garść.

Spryskał twarz zimną wodą i poprawił włosy. Kiedy uznał,

że może się pokazać, wyjrzał do holu i upewnił się, czy droga
jest wolna, potem zszedł do kuchni. To ukrywanie się było dla
niego czymś nowym i nie czuł się z tym dobrze. Kiedy za dwa
miesiące ich romans się skończy, znów będzie starym
przyjacielem rodziny.

Zbliżając się do kuchni, słyszał głos Colina, jedynej osoby,

która potrafiła wywołać serdeczny śmiech matki rodu. Dobrze,
że Colin dołączył do tej kolacji.

background image

- Puk puk – odezwał się Michael. – Zanudzałem Adelaide,

żeby mnie zaprosiła. Minęło trochę czasu, odkąd panią
odwiedzałem, pani Song.

- Wnuczka mówiła mi, że jesteś dosyć zajęty imprezą

charytatywną. Doceniam twoją pomoc, Michaelu.

- Proszę. – Pokazał zapakowany pojemnik z miseczkami

créme brûlèe. – Przyniosłem deser.

- Dziękuję, mój drogi.

- Schowam je na razie. – Adelaide podniosła się

z krzesła. – Najlepiej smakuje zimne.

- Pomogę ci. – Michael poszedł z nią w głąb kuchni

i szepnął jej do ucha: - Nie wierzę, że schowałaś mnie
w łazience.

Stała do niego plecami. Koniuszki jej uszu się

zaczerwieniły.

- Nie mogłam cię przecież schować w łóżku.

- Czemu? Zaczekałbym, aż wrócisz.

- Zachowuj się, Reynolds. – Obejrzała się przez ramię.

Gdy wrócili do stołu, twarz Colina rozświetlił chytry

uśmiech.

- Nie słyszałem dzwonka. Kiedy właściwie przyszedłeś?

Do diabła, drań węszy. Musiał widzieć mustanga na

podjeździe, zanim przyszedł do pokoju Adelaide.

- Babciu – odezwała się Adelaide. – Mój drogi kuzyn i ja

zastanawialiśmy się, czemu chciałaś go dziś widzieć. Poza
przyjemnością bycia w jego towarzystwie.

background image

- Tak długo cię nie widziałam, Colinie – zauważyła

łagodnie Grace Song. – Za rzadko nas odwiedzasz.

Colin natychmiast poderwał się na nogi i objął babkę,

stając za jej plecami.

- Bardzo przepraszam, babciu.

Poklepała go po ręce.

- Rozumiem, czemu chcesz się publicznie zdystansować

od Hansol, ale to nie powinno cię trzymać z dala od rodziny,
dziecko.

- Wiem, przykro mi. Byłem bardzo zajęty rozkręcaniem

firmy, ale w końcu wszystko się wyklarowało, więc obiecuję
częściej cię odwiedzać.

- To lepiej. – Pani Song uśmiechnęła się, po czym

teatralnym gestem strzepnęła jego ręce z ramion i zabrali się
do jedzenia.

Gdy kolacja dobiegła końca, Michael wstał.

- Deser wymaga drobnego wykończenia. Pokażesz mi,

gdzie trzymacie opalarkę, Adelaide?

- Usiądź, Michaelu – powiedziała pani Song. – Deser może

chwilę zaczekać.

- Oczywiście. – Zajął znów swoje miejsce, zerkając

tęsknie na Adelaide.

Wyczuła jego frustrację i nie mogła powstrzymać

uśmiechu, gdy pod stołem splótł palce z jej palcami.

- Otrzymuję raporty dotyczące twoich postępów

w organizacji pokazu mody, Adelaide – podjęła pani Song. –
Jestem niezmiernie zadowolona z twoich osiągnięć.

background image

- Dziękuję, babciu. – Adelaide zaczerwieniła się. – Dużo

jeszcze zostało do zrobienia, ale przyrzekam, że cię nie
zawiodę.

- Trzymam cię za słowo. Jeśli mnie przekonasz, że na

rynku jest miejsce dla odzieży przyjaznej dla pewnej grupy
osób, będziesz idealną osobą do poprowadzenia w Hansol
zespołu, który się tym zajmie. Obserwuję twoją pracę
z zainteresowaniem. Spodziewam się, że do końca zachowasz
właściwą etykę pracy i profesjonalizm.

- Szefowa zespołu projektantów? Nie wiem, co

powiedzieć. – Czy to się naprawdę dzieje? Po dwóch latach
w końcu dostaje szansę… – Dziękuję.

- Wierzę, że tak się stanie, ale podziękowania są

przedwczesne. Przed tobą jeszcze sporo pracy.

- Wiem, babciu – odparła Adelaide, siadając prosto. – Cały

czas pracuję.

Colin i babka uśmiechnęli się do niej z dumą i czułością.

W końcu Michael ich przeprosił i udał się do drugiej części
kuchni. Adelaide do niego dołączyła, gdy kładł na blacie tacę
z miseczkami. Dotknęła go, nie mogła się powstrzymać. Jej
ręce poruszały się niezależnie od jej woli. Michael przytulił
policzek do czubka jej głowy.

- Gratuluję. Jak ty to zrobiłaś? Poruszyłaś nieporuszoną

Grace Song.

- Dziękuję, ale jeszcze nie osiągnęłam celu. Jak

powiedziała babcia, przede mną długa droga. – Odsunęła się,
by spojrzeć mu w oczy, i ujrzała w nich ciepło i czułość. Gdy

background image

przeniósł wzrok na jej wargi, a potem znów spojrzał w oczy,
obudziło się w nich pożądanie.

- Nie wierzę, że zostawiliście mnie samego z babcią. –

Głos Colina sprawił, że Adelaide i Michael odskoczyli od
siebie po raz drugi. – Mieliście przynieść deser.

- Czekam, aż Adelaide przypomni sobie, gdzie chowa

opalarkę – odparł Michael, puszczając do niej oko.

Przewróciła oczami, wdzięczna za jego refleks, chociaż

niepokoiło ją, że on jest opanowany, kiedy jej serce biło jak
szalone. Poza tym Colin nie dał się nabrać. Adelaide
zignorowała go i otwierała kolejne szafki, a w końcu
otworzyła szufladę z opalarką i podała ją Michaelowi. Gdyby
ktoś prócz Colina dowiedział się o niej i Michaelu, wpadłaby
w panikę, ale kuzyn nie traktował jej tak nadopiekuńczo jak
pozostali członkowie rodziny.

Michael posypał deser cukrem, a potem go skarmelizował,

tworząc na wierzchu chrupiącą warstwę.

- Wracajmy, zanim pani Song tu wmaszeruje.

Gdy całą trójką wrócili do stołu, okazało się, że pani Song

przysnęła. Serce Adelaide się ścisnęło. Babka się starzeje.
Myśl, że ją straci, tak przeraziła Adelaide, że przez sekundę
nie mogła oddychać.

Michael ścisnął jej ramię, jakby wyczuł jej emocje.

- Zaprowadź ją do pokoju.

- Tak. – Adelaide delikatnie położyła rękę na dłoni

babki. – Babciu, pozwól, że odprowadzę cię do sypialni. Już
późno.

background image

- Pomogę ci. – Colin wziął babkę pod drugą rękę.

Kiedy wychodzili, Michael na moment spotkał się

wzrokiem z Adelaide i powiedział bezgłośnie: Do zobaczenia
wkrótce.

Adelaide pomogła babce przebrać się w piżamę i przykryła

ją miękkim kocem.

- Dobranoc. Kocham cię.

- Wiem, Yoon-ah.

Adelaide zamarła z ręką na klamce, zaskoczona czułością

babki. Kiedy się do niej odwróciła, koc unosił się i opadał
w rytm oddechu. Babka spała.

Colin stał za drzwiami ze smętną miną.

- Jak ona się ma?

- Jest trochę zmęczona. Zasnęła, jak tylko przyłożyła

głowę do poduszki. – Adelaide wzięła głęboki oddech. – Ona
za tobą tęskni.

- Będę ją częściej odwiedzał. Ostatnio firma zabierała mi

cały czas. Nie chcę jej zawieść tak jak ojciec.

- Nie jesteś swoim ojcem. On wybrał własną drogę.

Możesz się stać częścią Hansol i być dziesięć razy lepszy od
niego.

- Co nie byłoby wielkim osiągnięciem, bo on palcem nie

ruszył, żeby sobie radzić. Potrafił tylko brać. – Uśmiechnął się
ze smutkiem. – Ale nie martw się. Dam sobie radę.

- Jestem tego pewna.

background image

Przewróciła oczami, by ukryć łzy. Colin całe życie musiał

się o siebie troszczyć. Adelaide życzyła mu, by spotkał kogoś,
kto choć raz by się o niego zatroszczył. Kogoś, komu by na to
pozwolił.

Wyczuwając jej melancholię, Colin szturchnął ją

ramieniem. Odwdzięczyła mu się tym samym.

- Nie zapominaj, że możesz na mnie liczyć – powiedziała.

- A ty na mnie. – Otoczył ją ramieniem i pocałował jej

skroń.

W ciszy przepłynęło między nimi mnóstwo

niewypowiedzianych słów.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Wyszła spod prysznica po paru minutach. Nie miała siły

dłużej tam stać. Poza tym zimny prysznic trudno nazwać
relaksującym. Włożyła koszulkę i szorty i wskoczyła do łóżka.
Tęskniła za Michaelem.

Zmęczona i sfrustrowana, w pierwszej chwili nie usłyszała

pukania w okno balkonowe. Kiedy w końcu je usłyszała,
poderwała się na nogi. Na balkonie dojrzała wysoką postać.
Zakryła usta, powstrzymując krzyk. Wtedy ta postać
przesunęła się do światła, unosząc ręce.

- Michael? – Otworzyła drzwi i wciągnęła go do środka. –

Co ty wyprawiasz? Jak wszedłeś na ten balkon? Mało
brakowało, a dostałabym zawału.

- Nie wyjdę, dopóki nie uściskam cię na dobranoc.

Jego namiętny głos ją podniecił, ale myśl o tym, by się

z nim kochać, kiedy na dole śpi babka, była zatrważająca.

- Dzisiaj? Tutaj? To niemożliwe. Na dole śpi babcia…

- Powiedziałem, że chcę cię przytulić. Nie wspomniałem

o… innych aktywnościach.

Była wdzięczna, że półmrok rozświetlony tylko blaskiem

księżyca ukrył przed nim jej rumieniec.

- Więc chcesz mnie tylko przytulić?

background image

- Tak. – Objął ją w talii. – Kiedy będziemy się kochać po

raz pierwszy, będziesz krzyczeć. Nie możemy pozwolić, żebyś
zrobiła to tutaj, prawda?

Nie ufając swojemu głosowi, potrząsnęła głową.

- Cieszę się, że się zgadzamy – odparł Michael

i z szelmowskim uśmiechem zdjął koszulę.

Przygryzła wargę i przesunęła dłońmi po jego torsie.

Gdy rozpiął pasek i spodnie, cicho spytała:

- Na pewno nie planujesz… innych aktywności?

Zdjął spodnie, potem buty i skarpetki.

- Nie powiedziałem przecież, że wykluczam wszelkie inne

aktywności.

Ruszył ku niej, a ona zaczęła się cofać, aż opadła na

materac. Nie ustałaby sekundy dłużej. Kiedy poczuła jego
kolana na udzie, cofnęła się i oparła się o zagłówek. Michael
pociągnął ją za nogi. Nerwowo zapiszczała.

- Cii – powiedział z wargami przy jej szyi, którą zaczął

obsypywać pocałunkami. – To tylko ja.

- Tylko ty? – wykrztusiła. – Jesteś prawie nagi w moim

łóżku. Jasne, jesteś starym dobrym Mikiem.

Tak mocno przygryzł koniuszek jej ucha, aż syknęła.

- Nie nazywaj mnie tak.

- Jak? Mike?

Burknął coś, całując drugą stronę jej szyi. Uśmiechnęła

się. Wiedziała, że to jej Michael.

background image

- Zgadza się. Ale jesteś nie tylko Mikiem, prawda? –

Przesunęła ręce na jego plecy. – Jesteś moim Michaelem.
I pragniesz mnie tak bardzo, że wariujesz. Dobrze mówię?

- Boże, tak – jęknął.

W końcu przycisnął wargi do jej ust. Desperacja, z jaką ją

całował, odebrała jej dech. Wcisnął udo między jej nogi.

- Jakbym dotykał jedwabiu, bardzo zimnego jedwabiu –

zauważył.

W odpowiedzi wsunęła dłonie pod jego bokserki

i zacisnęła palce na jego członku. Uniósł głowę.

- Masz lodowate ręce.

Och, do diabła.

- Adelaide? – Przesuwał dłonie wzdłuż jej ręki. – Czemu

jesteś taka zimna?

- Ja… zamknij się. – Schowała twarz w zagłębieniu jego

szyi, by na nią nie patrzył.

- Masz mokre włosy. Brałaś prysznic?

- Tak.

- Zimny prysznic?

- Tak.

- Czemu, Adelaide? Powiedz mi.

- Bo pragnęłam cię do bólu. – Popatrzyła mu w oczy. – Ale

prysznic mi nie pomógł. Gdybyś pięć minut temu nie zapukał
do okna, sama bym to zrobiła. Myśląc o tobie.

- Boże, Adelaide. Zabijesz mnie.

background image

Tym razem, gdy ją pocałował, było w tym coś więcej niż

desperacja. Adelaide na nim usiadła. Michael przewrócił ich
na bok i przyciągnął jej twarz do swojej piersi.

- Co robisz? – spytała zdumiona.

- Zaliczyliśmy dziś dość innych aktywności. Więcej nie

dam rady. – Zasłonił oczy ramieniem.

- Masz rację. Babcia jest na dole, nawet jeśli śpi jak zabita.

- Śpij, potrzymam cię, dopóki nie zaśniesz.

- Okej.

Wtuliła się w niego. Jej serce nieco zwolniło. Nie mogła

oczekiwać, że jej puls się uspokoi, kiedy leżała obok nagiego
Michaela. Zdawało się, że to sen, jednak bardziej rzeczywisty
niż jakakolwiek inna chwila w jej życiu.

- Dobranoc – powiedziała, pocałowała go w policzek

i położyła głowę na jego piersi. Uwielbiała te jego szerokie
ramiona, wyobrażała sobie, że mógłby objąć ocean. – Zobaczę
cię jutro?

- Tak, do diabła. – Objął ją mocniej. – Nie wymigasz się

znów od randki z kolacją.

Zaśmiała się cicho, zachwycona zaborczością w jego

głosie. Chciała, by szalał na jej punkcie.

- Stek ma być krwisty, szampan wytrawny, a deser…

dekadencki.

- Możesz na mnie liczyć, kochanie – odparł głosem, od

którego przeszły ją ciarki.

Przepełniona słodkim oczekiwaniem odpłynęła w sen.

background image

Po powrocie do domu szybko położył się do łóżka. Wciąż

czuł smak Adelaide na wargach i pamiętał chłodną gładkość
jej skóry. Na myśl o tym, że brała zimny prysznic, bo tak go
pożądała, musiał znów mierzyć się z erekcją.

Całując ją i przytulając, pragnął jedynie zatonąć w jej

gorącym wnętrzu. Pieścił się, zaciskając zęby. Nie, nie zrobi
tego w pościeli. Jego kolej na zimny prysznic. Drugi tego dnia.
Stał pod strumieniem wody tak długo, aż zaczął szczękać
zębami. Niewiele to pomogło. Jutro będzie ją miał. Już jutro.

Nazajutrz rano obudziło go słońce, które wpadało do

pokoju przez szparę między zasłonami, i radosny śpiew
ptaków za oknem. Przykrył głowę poduszką. Poranna erekcja
po ledwie dwóch godzinach snu sprawiła, że czuł się rozbity
i sfrustrowany.

Może powinien odwołać spotkania z klientami, porwać

Adelaide z jej studia i przywieźć ją do domu?

Odrzucił kołdrę i ruszył pod prysznic, najzimniejszy

z możliwych. Czując na skórze lodowatą wodę, przeklął pod
nosem, po czym metodycznie przeglądał w myślach sprawy do
załatwienia tego dnia. Idiotyczne zachowania klientów często
wyprowadzały go z równowagi, ale skupiając się na tym,
osiągnął upragniony cel – zdusił inne niechciane teraz myśli.

Po paru chwilach wyszedł z domu w szarym garniturze

i niebieskim krawacie. Dostał go od Adelaide dwa lata temu
na urodziny. Były na nim wyhaftowane maleńkie srebrne
rekiny z groźnymi uśmiechami.

Krawat pasował do jego nastroju, a z drugiej strony

pozwalał mu czuć bliskość Adelaide.

background image

- Dzień dobry, panie Reynolds – rzekła recepcjonistka.

- Trisha. – Sztywno kiwnął jej głową, szybkim krokiem

zmierzając do gabinetu.

Rozmowy z klientami były na ogół krótkie i miłe, te

problematyczne stanowiły test dla jego cierpliwości. Tak czy
owak dzień ciągnął się jak ciągutka, a włosy Michaela stały
dęba, tak często przeczesywał je palcami. Ostatnie spotkanie
się przeciągnęło i wyszedł z biura dopiero po ósmej.
Opuszczając parking, czuł, jak serce mu wali na myśl, że zaraz
ujrzy Adelaide.

I wtedy odezwał się telefon.

- Tęsknisz za mną? – powiedział do słuchawki.

- Jak diabli – odparł Garrett.

Michael zaśmiał się, słysząc głos przyjaciela.

- Jak się czujesz jako prezes? Firma wciąż stoi?

- Wal się, Reynolds. Firma radzi sobie lepiej niż

kiedykolwiek i świetnie o tym wiesz. Twoje akcje muszą ci
teraz przynosić niezły dochód.

- Tarzam się w forsie. A jak się mają panie Song ze

wschodniego wybrzeża?

- Nie uwierzysz. Sophie mówi już całymi zdaniami. A ile

ma do powiedzenia! – Michael nie mógł uwierzyć, że
adoptowana córeczka Garretta jest już taka duża. – Szkoda
tylko, że połowy z tego nie rozumiem. A Natalie rozumie
wszystko. – Garrett odchrząknął.

- Denerwujesz się czymś, Song? Co się dzieje?

background image

- Natalie jest w ciąży – oznajmił Garrett z radością i lekką

paniką.

- Moje gratulacje. Natalie i dziecko czują się dobrze?

- Tak. Właśnie mieliśmy pierwsze usg. Serce dziecka

brzmiało jak dyszący pociąg. To niesamowite. Sophie nazwała
je orzeszkiem, bo tak wyglądało na ekranie.

- Bardzo się cieszę. Będziesz świetnym ojcem. Już jesteś

świetnym ojcem.

Michael zaparkował. Wiadomość, że przyjaciel i jego żona

doczekali się dziecka, napełniła go dumą i radością, a jednak
to szczęście przesłaniał godny pożałowania cień zazdrości.
Poczuł wyrzuty sumienia. Garrett to jego najlepszy przyjaciel.
Jak mogą mu towarzyszyć jakiekolwiek inne emocje prócz
szczęścia?

- Dzięki, Michael, to wiele dla mnie znaczy.

- Gratuluję wam.

Gdy się rozłączyli, miał problem z oddychaniem. Co się

dzieje? Sądził, że już się wyzbył pragnienia, by zostać ojcem,
ale załamanie, szok i wstyd z powodu bezpłodności zdawały
się trwać w ciemnych zakamarkach jego umysłu.

Miał dość użalania się nad sobą. Natalie jest w ciąży i to

jest najlepsza wiadomość, jaką otrzymał od lat. Było to
również przychodzące w porę przypomnienie, dlaczego nie
wolno mu związać się z Adelaide. Był pewny, że któregoś dnia
zechce mieć dzieci, których nie mógł jej dać.

Ich romans potrwa tylko dwa miesiące, przez które

zgromadzi dość wspomnień, by mu starczyły do końca życia.
Na tyle zasługuje, prawda?

background image

Po kilku chwilach wszedł do studia Adelaide ze

zmierzwionymi

włosami,

jednodniowym

zarostem,

przekrzywionym krawatem i cieniami pod oczami. Było
późno, więc zdziwił się, zastając tam Monę, Chrisa i Cindy.

Chwilę potem zobaczył Adelaide w różowym topie

i czarnych spodniach. Pochylała głowę nad biurkiem, włosy
zaczesała za uszy. Przygryzała dolną wargę pomalowaną
fuksjową pomadką. Była seksowna jak grzech.

- Och. – Była tak zajęta swoim szkicem, że dopiero po

paru minutach zauważyła Michaela. – Długo tu jesteś?

- Jakieś pięć minut. – Uśmiechnął się z czystej

przyjemności, jaką było słuchanie jej głosu. – Nie chciałem ci
przeszkadzać.

Uniosła rękę, jakby zamierzała go dotknąć, ale szybko ją

cofnęła. Obiecali sobie przecież, że będą się ukrywać, nie
mówiąc już o tym, że manifestacja uczuć w obecności
studentów byłaby nieprofesjonalna. Stali zatem jakiś pół metra
od siebie, pożerając się wzrokiem. Pierwsza odwróciła
spojrzenie Adelaide. Podobało mu się, jak na nią działa. Jego
twarz przeciął pewny siebie uśmiech. Adelaide uniosła ręce,
jakby mówiła: Dobra. Pragnę cię. Wygrałeś.

- Mam pomysł, żeby wykorzystać ukrytą listwę

w spodniach – oznajmiła podekscytowana. – Wpadłam na ten
pomysł, kupując ubrania ciążowe dla Natalie. Garrett ci już
mówił?

- Myślałem, że sami dopiero się dowiedzieli – odparł. –

Natalie już potrzebuje ciążowych ubrań?

background image

- Kto mówi, że potrzebuje? Nie o to chodzi. – Machnęła

ręką, jakby się oganiała od natrętnej muchy. – Elastyczny
materiał, który wykorzystuje się do szycia ubrań dla
ciężarnych, niesamowicie się rozciąga, a potem wraca do
oryginalnego stanu.

- Więc chcesz zaprojektować elastyczne spodnie? Czym

się będą różniły od jegginsów?

- Pytasz poważnie? Nie można nosić jegginsów do pracy.

A przynajmniej nie wypada. – Zmarszczyła nos. – Moje
spodnie nie będą całe elastyczne, za to pod zamkiem
błyskawicznym będzie wszyta ukryta elastyczna listwa. Dzięki
niej spodnie dopasują się do sylwetki. Ta listwa będzie
z przyjaznego dla skóry materiału. Nic nie będzie cisnęło ani
obcierało. No i rezygnuję z paska, bo dla ludzi wrażliwych to
prawdziwa tortura. Zresztą nikt nie uważa pasków za
wygodne.

- Oddychaj, Adelaide. Słyszę cię. Nie wyobrażam sobie

dokładnie, jak to działa, ale pomysł jest świetny.

- Potrzebuję do tego zespołu. Do jutra powinnam mieć

jakieś projekty do przedyskutowania – oznajmiła, odwracając
się do biurka.

- Pracuj. Przywiozę ci kolację.

Kiwnęła głową. No i tyle z romantycznej kolacji w jego

domu. Wychodząc, uśmiechnął się z żalem.

- A wy macie ochotę na kolację? Mogę wam coś

przywieźć – zwrócił się do reszty projektantów.

- Za kilka minut idziemy na burgery do Tommy’ego –

odrzekła Cindy. – Ale dzięki, że pan pyta.

background image

- Nie ma za co, bawcie się dobrze – rzekł i wyszedł.

Potrzebował czegoś, co można jeść palcami, by mógł

karmić Adelaide, kiedy będzie rysowała. Sushi czy kimbap?
Parę dni temu jedli sushi, a o tej porze nie znajdzie dobrego
kimbap. Nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł.
Pierożki wielkości kęsa będą idealne.

Najbliższa restauracja z pierożkami znajdowała się

w Chinatown, co oznaczało dwadzieścia minut jazdy. No
i wróci dopiero po dziesiątej. Na szczęście rysując, Adelaide
nawet nie zauważała, że jest głodna.

Wsiadł do samochodu i ruszył do Chinatown. Dotarł na

miejsce tuż przed zamknięciem i zdążył jeszcze zamówić
połowę menu. Powrót do Hansol zajął mu niewiele czasu.
Jedzenie pachniało niesamowicie.

Tak jak się spodziewał, zastał Adelaide w tym samym

miejscu, w którym ją zostawił. Kosz na śmieci wypełniały
zgniecione kartki. Najwyraźniej nie była zadowolona
z rezultatów swojej pracy.

- Zrobisz sobie kilka minut przerwy i zjesz przy stole, czy

mam cię nakarmić? – spytał, stawiając pudełko na stole.

Podniosła wzrok i zmarszczyła czoło, potem znów spuściła

wzrok. Zaśmiał się, kręcąc głową. Była w swoim świecie, a on
nie chciał zakłócać jej procesu twórczego. Poza tym nie mógł
się doczekać, żeby ją nakarmić. Zbliżała się dziesiąta, mieli
studio tylko dla siebie. Na wszelki wypadek wyjrzał do holu,
sprawdzając, czy kogoś tam nie ma. Karmienie jej pierożkami
było dość niewinne, jednak wolał nie ryzykować, że ktoś ich
zobaczy.

background image

- Otwórz. – Odsunął myśli, które natychmiast się pojawiły,

i włożył jej do ust pierożek z krewetkami.

- Mmm – odpowiedziała.

Następnie podał jej wieprzowo-krewetkowe shumai i sam

coś zjadł.

- Jeszcze – powiedziała, a on posłusznie włożył jej do ust

kolejne shumai. Następnym razem zamówi podwójną porcję.

Kiedy zjedli wszystko, Adelaide skończyła szkic, który nie

wylądował w koszu.

- Widzisz, nie powinnaś pracować z pustym żołądkiem.

- Chyba masz rację. – Podniosła wzrok i szeroko się

uśmiechnęła. – Jest całkiem niezły.

Położył rękę na jej policzku, a ona się w nią wtuliła.

- Jest wyjątkowy.

- Myślę, że nie jesteś obiektywny – odparła.

Lekko pocałował ją w usta i się cofnął.

- Masz jeszcze coś do zrobienia. Gdybyś mnie pocałowała,

tak jak próbowałaś, wyniósłbym cię stąd.

- Nudny jesteś, Reynolds.

Zaśmiał się i cmoknął ją w czubek nosa.

- Usiądę przy tamtym biurku i zajmę się swoimi sprawami.

- Powinieneś jechać do domu i odpocząć.

- Chcę ci dotrzymać towarzystwa. I mieć pewność, że nie

spędzisz tu całej nocy.

background image

- Jestem na to za stara, ale zostań, skoro się upierasz.

Pewnie chcesz się na mnie pogapić.

- Usiądę sobie przy biurku i będę cię rozbierał wzrokiem –

rzekł niskim głosem i pocałował ją w usta. – Wracaj do pracy,
Song.

Włączył tablet i zaczął codzienny przegląd prasy, szukając

informacji na temat klientów. To był dobry dzień, bez
koszmarów i wybryków, które wpływałyby na ich wizerunek,
ale była to najnudniejsza część jego pracy. Chwycił grzbiet
nosa i na moment zamknął oczy. Potem spojrzał na zegarek.
Dochodziła druga w nocy.

- Jak idzie? – spytał, delikatnie masując jej ramiona.

Zakryła usta ręką i ziewnęła.

- Skończyłam dwa projekty i właśnie robię trzeci.

- Jest druga. Może dokończysz ten trzeci, jak prześpisz się

parę godzin. Jutro musisz normalnie funkcjonować. Odwiozę
cię do domu, zdrzemniesz się w aucie.

- Nie chcę budzić babci. Ma lekki sen. – Uśmiechnęła się

słodko. – Możemy pojechać do ciebie?

- Tak.

Nie mógł odmówić, ale tej nocy jej nie tknie.

A przynajmniej będzie się starał, bo potrzebowała
odpoczynku. Będzie się bardzo starał.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Rzeczywiście zasnęła w samochodzie. Obudziła się

gwałtownie, gdy wziął ją na ręce i niósł do domu. Kiedy
znaleźli się w środku, ostrożnie postawił ją na podłodze. Przez
moment patrzył na swoje buty.

- Pokażę ci, gdzie jest… – Zerknął na nią, po czym

odwrócił wzrok.

Skąd to skrępowanie? W końcu byli sami. Pragnęła go.

Była jeszcze trochę zaspana i z trudem znajdowała słowa,
więc splotła palce z jego palcami i poprowadziła go na schody.
Michael zatrzymał się przed drzwiami sypialni, do której
przylegała łazienka.

- Co robisz? – spytał.

- Zabieram cię pod prysznic, żebyś był goły i mokry –

odparła, patrząc mu w oczy.

- Nie mogę. Nie możemy. Musisz odpocząć.

- W tej chwili sen nie jest na pierwszym miejscu listy

moich potrzeb. – Chwyciła go za koszulę. – Jak nie będziesz
się dziś ze mną kochać, zacznę krzyczeć i kopać.

Gwałtownie wciągnął powietrze.

- Praca jest dla ciebie ważna.

- Pozwól, że ustanowimy pewne reguły. Muszę cię mieć,

kiedy chcę i gdzie chcę, a ja chcę cię mieć tu i teraz. Jasne?

background image

Zmarszczka na jego czole wygładziła się, wargi ułożyły się

w półuśmiech. Ruszył naprzód, aż cofająca się Adelaide
uderzyła plecami o drzwi kabiny prysznicowej.

- Więc chcesz, żebym był goły i mokry?

Energicznie pokiwała głową.

- Chcesz patrzeć, jak się rozbieram?

- Tak – wychrypiała.

- Jak bardzo?

- Bardzo. Proszę.

Powoli zdjął zegarek i położył go na blacie umywalki.

Potem długo wyjmował spinki do mankietów, aż wreszcie
Adelaide dojrzała jego nadgarstek. Jeśli do tego stopnia
podnieca ją nadgarstek, naprawdę jest w kłopocie. Zaczął
rozpinać koszulę guzik po guziku, odsłaniając coraz więcej
skóry. Gdy koszula opadła na podłogę, ręce Adelaide uniosły
się niezależnie od jej woli i dotknęły jego ciała.

Michael się cofnął.

- Nie pozwoliłem ci… jeszcze.

- Co? – Tupnęła nogą jak rozwydrzony dzieciak.

- Możesz patrzeć, ale nie wolno ci mnie dotykać, dopóki ci

nie pozwolę. Zrozumiałaś? – rzekł stanowczym tonem.

- Ale…

- Zrozumiałaś? – powtórzył, rozpinając pasek. – Czy mam

przestać?

- Nie przestawaj, rozumiem.

background image

Uśmiechnął się. Gdy pociągnął zamek rozporka,

zapiszczała. Nie czuła zażenowania. Doprowadzał ją do
szaleństwa. Odsłonił się do reszty, pozbywając się spodni
i bokserek. Rzeczywistość przewyższała wyobrażenia
Adelaide.

- Czy mam twoją aprobatę? – Arogancko uniesione brwi

mówiły jej, że zna odpowiedź.

- Och, nie wiem. Muszę się przekonać, czy do siebie…

pasujemy.

- Jestem przekonany, że doskonale pasujemy.

Chwycił brzeg jej bluzki. Adelaide zadrżała, unosząc ręce.

Michael rozpiął jej stanik, powoli tracąc pewność siebie, za to
ona znów poczuła swoją moc.

- Cóż, udowodnij mi. – Rozpięła i ściągnęła spodnie,

zostając w skrawku koronki na biodrach.

- Mój Boże, Adelaide. – Przyklęknął i zsunął jej figi,

mówiąc niemal z szacunkiem: - Jesteś idealna.

Zanim się znów zawstydziła, odkręciła wodę pod

prysznicem. Michael powoli się wyprostował. Głaskał jej
ramiona i piersi. Jego dotyk był jednocześnie delikatny
i szorstki. Kabinę wypełniła para. Adelaide weszła pod
strumień wody, by zrobić miejsce Michaelowi. Jego atletyczne
ciało zamieniło tę przestrzeń w przytulny kokon.

Oblizując wargi, chwyciła go za ramiona i zamieniła się

z nim miejscami. Krople wody spływały w dół jego ciała.

Przyciągnął ją do siebie, położył rękę na jej policzku

i obsypywał jej twarz pocałunkami.

background image

Wreszcie przycisnął wargi do kącika jej ust, a potem do

drugiego. Brakowało jej cierpliwości, by czekać na pocałunek.
Wsunęła palce w jego mokre włosy i chwyciła ustami jego
dolną wargę, a potem ją przygryzła. Lekko się wzdrygnął, ale
się nie cofnął.

Wykorzystała ten moment i wsunęła język do jego ust.

Ręką, którą trzymał na policzku, teraz chwycił ją za włosy
i odpowiedział jej tym samym. W nagrodę, że spełnił jej
życzenie, polizała przygryzioną wcześniej wargę.

- Boże – jęknął. – Ależ cię pragnę.

- To mnie weź.

Opuścił głowę i całował jej brodę, szyję, obojczyk.

Wreszcie piersi. Adelaide wygięła plecy, gdy w końcu zacisnął
wargi na sutku. Potem rozsunął jej nogi i wcisnął między nie
swoje udo. Ocierała się o niego, a on ją całował i nie
przestawał dotykać. Była już blisko, gdy opadł na kolana
i jeszcze bardziej rozsunął jej nogi.

- Nie tak… - Nie chciała takiego orgazmu. Chciała, by

doszedł razem z nią. – Ja… och…

Jego język i zęby działały cuda.

- Michael! – krzyknęła, gdy zaczął ją ssać. Orgazm był tak

silny, że kolana się pod nią ugięły. Gdyby nie chwycił jej za
biodra, osunęłaby się na ziemię.

Gdy się wyprostował, ujął w dłonie jej zaczerwienioną

twarz i uśmiechnął się szeroko.

- Mówiłem, że będziesz krzyczeć.

- Uhm. – To było wszystko, na co było ją stać.

background image

Uniósł brwi i zakręcił wodę. Pierwszy wyszedł spod

prysznica i się wytarł. Potem delikatnie osuszył włosy
Adelaide, owinął ją ręcznikiem i wziął na ręce.

Nagi i podniecony położył ją na łóżku, po czym miał

czelność się oddalić.

- Hej. – Wsparła się na łokciach. – A ty dokąd?

- Prezerwatywa! – zawołał z łazienki.

Zdjęła ręcznik i uklękła. Zamierzała wstrząsnąć jego

światem. Kiedy ją zobaczył, oczy mu zabłysły.

Korzystając z tego, że stał jak oniemiały, przesunęła dłonie

na piersi.

- Jesteś gotowy?

- Boże, Adelaide. – Błyskawicznie znalazł się obok niej

i nie wiadomo kiedy położył ją na plecach.

Bała się, że ucisk jego ciała wystarczy, by eksplodowała.

Podrapała go po plecach i ścisnęła za pośladki. Gdy z jego ust
wypłynął zwierzęcy pomruk, miała ochotę się roześmiać –
z rozkoszy, poczucia mocy i wolności. Zaraz potem przylgnął
wargami do jej piersi.

- Michael – jęknęła głosem, którego nie rozpoznawała. To

był Michael. Jej Michael.

I kochał się z nią tak, jakby na tej planecie nie było

niczego, czego by równie pragnął.

- Proszę, teraz.

- Jesteś taka wilgotna. – Wsunął w nią palce.

- Tak, proszę.

background image

Zsunął się z niej i zębami rozerwał opakowanie. Patrząc,

jak się zabezpiecza, Adelaide pomyślała, że w życiu nie
widziała nic równie seksownego. Potem znów przygniótł ją
swoim ciężarem.

- Jesteś pewna? – Zdmuchnął jej włosy z czoła. –

Absolutnie pewna?

- Weź mnie.

Kiedy się z nią połączył, jęknęli. Zatapiał się w niej

centymetr po centymetrze.

- Adelaide – powtarzał jej imię, narzucając tempo.

Ugięła nogi i oparła stopy na materacu. Po chwili poczuła

bolesne napięcie. Widząc, że jest już blisko, Michael uniósł jej
biodra i przyspieszył. Orgazm napełnił jej oczy łzami.

- Michael.

Zanim doszła do siebie, trzymając się go z całej siły,

Michaela ogarnęło jakieś szaleństwo i tym razem to on
wykrzyczał jej imię. Zawisł nad nią, opierając się na rękach.
A ponieważ drżał, opadł na materac, kładąc się na boku
i ciągnąc ją za sobą.

Patrzył na nią z taką czułością, że gardło jej się ścisnęło.

Całował jej nos, skronie i policzki. Czuła się uwielbiana.

- Powtórzymy to? – spytała.

Zaśmiał się.

- Nie mam już dwudziestu lat. Daj mi dwie godziny.

- No no, będziesz gotowy za dwie godziny? Cudnie.

- Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Wiesz o tym?

background image

- Naprawdę?

- Pragnę cię tak bardzo, że tracę wzrok.

- Nie możemy do tego dopuścić. Zapisuję nam kolejną

rundkę za sześć godzin. – Ziewnęła. – Czas na sen.

- Śpij, obudzę cię za dwie godziny.

Zamknęła oczy. Właśnie przeżyła najlepszy seks w swoim

życiu, ale miała też pracę do zrobienia. Po kolejnym seksie
z Michaelem, rzecz jasna.

Mając na względzie jej zmęczenie i pracę, tej nocy nie

zamierzał jej uwodzić. Wrócił do swojego dawnego zwyczaju
i znów traktował ją jak dziewczynkę, która potrzebuje
pomocy.

Tu się mylił. Była silną kobietą, która wie, czego chce.

Kiedy jasno wyraziła swoje pragnienia, nie zostało mu wiele
do powiedzenia. Poza tym nie mógł jej odmówić. Jego siła
woli była na wyczerpaniu.

Gdy tylko jej oddech się wyrównał, Michael także zasnął.

Trzymał ją w ramionach na dowód, że należy do niego – choć
przez chwilę. Od tego wszystkiego kręciło mu się w głowie
i nawet przez sen czuł się podekscytowany.

Jakiś czas później obudził się w ciemności. Adelaide spała

z nogą na jego nogach. Uśmiechnął się, przypominając sobie
swoją obietnicę przed zaśnięciem, i zaczął rysować palcem
kółka na jej plecach.

Poruszyła się, westchnęła i mocniej w niego wtuliła.

Zaśmiał się i pocałował ją w ramię, a wtedy uniosła powieki.

- Dzień dobry – rzekł, choć do świtu było daleko.

background image

- Dzień dobry – odparła, skrywając ziewnięcie.

Kusiło go, by pozwolić jej spać, ale musiała dokończyć

projekt. Najlepsze, co mógł zrobić, to pomóc jej się obudzić.
A zatem powędrował wargami z ramienia na szyję. Przestała
ziewać. Drażnił się z nią, lekkimi pocałunkami obsypywał jej
twarz, omijając wargi. Zaczęła się wiercić i ocierać się
o niego, co oczywiście skończyło się erekcją, która nie
pozwalała mu na dalsze zabawy, więc w końcu zgniótł jej
wargi pocałunkiem.

Kochali się, jakby ich życie od tego zależało. Gdy rozpadła

się w jego ramionach, szczytował zaraz po niej. Oboje dyszeli,
zlani potem.

- Obudziłaś się już? – spytał.

- Uhm – mruknęła zaspokojona i senna.

- Och nie, nie rób tego. – Klepnął jej zgrabny pośladek.

- Au – jęknęła, kryjąc uśmiech.

- Weź prysznic, a ja zrobię kawę. – Popchnął ją w stronę

łazienki.

Poszedł do kuchni nago, nie chciał niczego wkładać na

spocone ciało. Po kilku minutach miał iść z powrotem do
sypialni z dwoma parującymi kubkami. Adelaide weszła do
kuchni, nim zdążył zrobić dwa kroki. Zmyła makijaż i miała
na sobie to samo ubranie co poprzedniego dnia.

- Żartujesz sobie, Reynolds? – Wyrzuciła do góry ręce. –

Podasz mi kawę goły? Chciałeś, żebym się skupiła na
projekcie.

background image

- Nie mogę się ubrać, dopóki nie wezmę prysznica. –

Podał jej kubek i musnął ją pocałunkiem. – Wypij i zabieraj
się do pracy. Mój gabinet jest w końcu korytarza.

- Kokiet.

Roześmiał się tak głośno, że kawa omal mu się nie wylała.

Wciąż się uśmiechał, kiedy wszedł pod prysznic. Od dawna
nie czuł się tak beztrosko. Adelaide coś w nim uwolniła. Coś,
co jak sądził, utracił bezpowrotnie. Szczęście.

Gdy po godzinie zajrzał do gabinetu, pracowała

w skupieniu. Nie chciał jej przeszkadzać, ale musiał wyjść do
biura.

- Jak ci idzie, kochanie? – Nie mógł się powstrzymać

i pocałował jej pełne różowe wargi.

- Jestem taka przejęta tymi projektami – odparła.

- I słusznie. Twoje pomysły są fenomenalne. Zostawię cię

teraz. Możesz zostać, jak długo zechcesz.

- Wychodzisz?

W jej głosie słyszał rozczarowanie. Ale on musi dotrzymać

obietnicy. Ich relacja ma pozostać tajemnicą.

- Nie możemy oboje spóźnić się do pracy i nie powinni

widzieć, jak podrzucam cię do Hansol. Mamy dobry pretekst
do bycia razem, ale nie powinniśmy ryzykować. – Na myśl, że
ją opuści ogarnęła go melancholia.

- Nie bądź głupi. Zadzwonię po samochód.

- O której wrócisz? – Przyciągnął ją bliżej.

- Jak tylko uporam się z pracą?

background image

- Wciąż jestem ci winien kolację.

- To prawda. – Uśmiechnęła się. – Całus na do widzenia?

- Boże, tak.

Stanęła na palcach i go pocałowała. To był słodki

pocałunek, pełen obietnic i hamowanego pożądania.
Odpowiedział jej tym samym. Żadne z nich nie miałoby siły
przestać, gdyby całowali się tak, jak naprawdę chcieli.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Czas do zebrania zespołu Adelaide przeżyła dzięki kawie

i adrenalinie. Część projektantów miała zajęcia do późnego
popołudnia, więc dopiero po osiemnastej rozpoczęli spotkanie
poświęcone jej nowym projektom. Gdy skończyła prezentację,
wszyscy milczeli.

- Jakieś uwagi? Sugestie? Konstruktywna krytyka? –

spytała przejęta.

Dopiero po kilku pełnych nerwów sekundach członkowie

zespołu niemal równocześnie zaczęli mówić.

- Te spodnie będą pasowały na różne figury.

- Mój brat byłby zachwycony – przebił się Chris.

- To ubrania dla ludzi z autyzmem, które są wygodne i na

które ich stać.

- Zaczekajcie! – przerwała im bliska śmiechu. – Doceniam

wasz entuzjazm, ale na razie to tylko pomysł. Wiele rzeczy
trzeba jeszcze ustalić.

- Nie widzę w tym abstrakcyjnej idei. To już zaczyna

nabierać kształtu – wtrąciła Cindy. – Jeszcze trochę i będzie
gotowy. Jest super!

- Pamiętajcie, że to nie jedyny pomysł, nad którym

pracujemy. Znajdujemy innowacyjne sposoby na to, aby
zaprzeczyć twierdzeniu, że wygoda i elegancja wzajemnie się

background image

wykluczają. – Adelaide nawiązała kontakt wzrokowy ze
studentami. – Robicie to wy.

W studiu rozbrzmiały radosne okrzyki. Adelaide

postanowiła skorzystać z okazji i poruszyć temat modeli.
Chciała, by pokaz i jej przyszła linia ubrań uczyły akceptacji
różnic i różnorodności, a nie ostracyzowania i osądzania tych,
którzy nie są „normalni”.

Swoją drogą, kto definiuje „normalność”?

- Mogę prosić wszystkich o uwagę?

W pokoju zapadła cisza. Szacunek, jakim ją darzyli, uczył

Adelaide pokory.

- W naszym pokazie chodzi o celebrowanie różnic, tak?

Więc myślę, że nasi modele też powinni odzwierciedlać te
różnice.

- Super. Doskonały pomysł. – Mona uderzyła pięścią

w powietrze, a pozostali jej przytaknęli.

- No, łatwo poszło. Jesteście niesamowici – powiedziała

Adelaide z uśmiechem. – A teraz wracajmy do pracy.

Usiadła do szkicu i nie podnosiła głowy znad biurka do

chwili, gdy zadzwonił Colin.

- Cześć, kuzynie – odezwała się, wyciągając rękę nad

głowę, by się przeciągnąć. – Co tam?

- Chcesz się dziś ze mną spotkać? Od wieków nie

wychodziliśmy razem.

- Bardzo chętnie. – Zrobiła pauzę.

Zdecydowanie powinni się spotkać i pogadać, ale liczyła

minuty do wieczornego sam na sam z Michaelem. Rozejrzała

background image

się po prawie pustym już studiu i spojrzała na zegarek.
Dochodziła ósma.

- Ale dziś nie mogę. Pracowałam prawie całą noc, muszę

się wcześniej położyć.

- Jesteś nudna, jak jesteś zmęczona.

- Tak? Będziesz jutro wieczorem w Pendulum?

Wpadłabym na kolację – zaproponowała, bo czuła się winna.
Ale jeśli nie spotka się z Michaelem, chyba oszaleje.

- Może być pojutrze? Zaniedbałem moje kluby,

uruchamiając SC Productions. Jutro zamierzam do nich
zajrzeć.

- Okej, w takim razie do zobaczenia pojutrze.

- Tak, do zobaczenia.

Gdy się rozłączyli, Adelaide napisała do Michaela: „Nie

miałam pojęcia, że już tak późno. Właśnie wychodzę”.

Serce jej waliło z radości i podniecenia. Za chwilę będzie

z Michaelem. Za chwilę, czyli nie dość szybko.

O rety, mam kłopot, pomyślała.

Sprawdzał telefon chyba po raz jedenasty od dziesięciu

minut, gdy dostał wiadomość od Adelaide. Westchnął z ulgą.
Dochodziła ósma, więc nie powinno być dużego ruchu.
Wytrzymaj jeszcze trzydzieści pięć minut, Reynolds.

Nie panował nad sobą. Świadomość, że to musi się

skończyć, sprawiała, że rozpaczliwie pragnął wykorzystać
każdą sekundę z Adelaide. Skradziony czas.

Nie mógł dać jej dzieci. Nawet gdyby zechciała adoptować

dziecko, by z nim być, jej babka by na to nie przystała. James

background image

Song też marzył o wnukach. Gdyby Adelaide zdecydowała się
z nim związać mimo jego niepłodności, między nią a jej
rodziną powstałaby przepaść, i to teraz, gdy była tak blisko
osiągnięcia celu.

Nie mógł dopuścić do tego, by straciła szansę na pracę

w Hansol.

A jednak jej potrzebował. Jeśli zachowają ostrożność,

nadal będzie się cieszył przyjaźnią Songów. Potrzebował
Adelaide, by ogrzała jego duszę. Chciał zabrać wspomnienia
jej słodyczy, siły i namiętności na czas, gdy już nie będzie do
niego należała. Tak, jest egoistą.

Kiedy odezwał się dzwonek przy drzwiach, jego serce

zabiło mocniej. Ale na Adelaide jest za wcześnie. Od jej
esemesa minęło pięć minut.

- Idę! – zawołał. – Kto tam?

- Colin.

Michael szeroko otworzył drzwi i zaskoczony spytał:

- Co tu robisz?

- Wiem, dawno u ciebie nie byłem, ale zdarzało mi się

wpadać

bez

zapowiedzi.

Czemu

wyglądasz

na

spanikowanego?

- Nic podobnego, po prostu dawno cię nie było. – Na

powitanie poklepali się po plecach. – Wejdź.

Colin usiadł na stołku przy kuchennej wyspie. Michael

obszedł wyspę i sięgnął do lodówki.

- IPA czy lager?

background image

- IPA – odparł Colin, patrząc na szampana, który chłodził

się w lodzie. – Czekasz na kogoś? Randka?

Do diabła. Adelaide powinna być za niespełna pół

godziny. Colin domyślał się, że coś ich łączy, sądząc z jego
żartów podczas kolacji u pani Song. Adelaide chciała
zachować ich romans w tajemnicy. Michael miał nadzieję, że
pozbędzie się Colina przed jej przyjazdem, ale kłamstwo
wszystko skomplikuje, jeśli jednak dziś na siebie wpadną.

- Niezupełnie. – Powoli wciągnął powietrze.

- Czekasz na Adelaide – rzekł Colin. – Kiedy będzie?

- Nie wcześniej jak za pół godziny.

- Dobrze. Zdążę powiedzieć, po co przyszedłem, potem

zniknę ci z oczu.

Ręka Michaela, w której trzymał piwo, zatrzymała się

w połowie drogi do ust. Zmusił się, by wypić łyk, i odstawił
butelkę na blat, przyklejając na twarz uśmiech.

- Brzmi to intrygująco. W takim razie słucham.

- Wiem, że jestem od ciebie młodszy i że byłem natrętnym

dzieciakiem, który ciągnął się za tobą i Garrettem.

- Nie wiem, do czego zmierzasz, ale to było wieki temu.

Wszyscy byliśmy wtedy dziećmi. Teraz nikomu się nie
narzucasz.

- Dzięki, bo po tym, co powiem, możesz mnie uważać za

następcę Garretta. – Colin wyglądał na trochę zbolałego, ale
też zdeterminowanego. – Nie wiem, jak poważne jest to, co cię
łączy z Adelaide, ale chcę znać twoje zamiary.

background image

- Co? – Michael nie wiedział, czy ma się roześmiać, czy

wyrzucić Colina za drzwi.

- Jesteście dorośli, nie chcę się wtrącać. – Colin uniósł

rękę, bo Michael próbował mu przerwać. – I proszę, nie mów,
że nic między wami nie ma. Sytuacja jest niekomfortowa, nie
chciałbym wskazywać, jak bardzo sprawa jest oczywista.

Och, do diabła. I tyle z ich dyskrecji.

- Posłuchaj, Mike. Pewnie nie zdajesz sobie sprawy, jak

bardzo jesteś drogi Adelaide. Darzyła cię uwielbieniem, odkąd
miała cztery lata, szalała za tobą jako nastolatka do czasu,
kiedy się ożeniłeś. Była wtedy zdruzgotana, myślę, że się po
tym nie podniosła. To nie było dziewczęce zauroczenie, jak się
niektórym wydawało.

- Nie wiem, o czym mówisz.

- To jesteś idiotą. Adelaide kocha się w tobie od lat. Jak się

ożeniłeś, starała się o tobie zapomnieć. Jej szaleństwa były
próbą wyleczenia się z ciebie. Wiele czasu zajął jej powrót do
normalności. Teraz w końcu dostała tę niesamowitą szansę
udowodnienia, jaka jest bystra i kompetentna. Nie będę stał
z boku i patrzył, kiedy możesz to wszystko zrujnować.

- Nigdy jej nie skrzywdzę – wycedził Michael.

- Celowo nie. Ale jeśli się w tobie zakocha, a ty znów

złamiesz jej serce, nie wiem, co się z nią stanie.

- Jest dorosła, ma własny rozum. Ani ty, ani Garrett nie

możecie za nią decydować. – Zacisnął dłonie w pięści,
a potem rozprostował palce. – Rozumiem, że syndrom
starszego brata robi z was nadopiekuńczych drani, więc
zignoruję tę rozmowę. Ale jeśli jeszcze kiedyś wtrącisz się

background image

w naszą relację, zapewniam, że nie będę siedział i grzecznie
cię słuchał.

- Mam nadzieję, że nie będę zmuszony tego powtarzać. To

nie moja bajka. Poza tym, jeśli poczuję, że muszę znów
interweniować, wątpię, że znajdę wtedy czas na rozmowę.

Colin był śmiertelnie poważny. Michael musiał się

zaśmiać. Nie miał mu za złe, ale Colin się mylił. Adelaide
nigdy się w nim nie kochała. Nie chciał nawet myśleć, że
mogło być inaczej. Podkochiwała się w nim, kiedy wierzyła
w syreny i jednorożce. On w jej wieku też podkochiwał się
w swojej trzydziestoletniej niani.

- Skończyłeś? Bo wygląda na to, że obaj potrzebujemy

kolejnej butelki piwa.

- Tak, skończyłem – odparł Colin, przyjmując butelkę. –

I proszę nie mów Adelaide, co ci powiedziałem. Zabiłaby
mnie.

- Sprawiasz wrażenie dość przerażonego. Jestem

zdumiony, że tak zaryzykowałeś.

- Bo kocham ją bardziej, niż się jej boję. Po babci jest

największą twardzielką na świecie. Ktoś, kto ma choć połowę
rozumu, nie zadzierałby z nią.

Odezwał się dzwonek do drzwi. Obaj odwrócili głowy.

- No proszę, przyjechała wcześniej.

- Niech to szlag – mruknął Colin. – Powiedz jej, że

wpadłem porozmawiać z tobą o moich klubach.

- Nie będę cię krył. Zniosłem twoje zastraszanie jak

dżentelmen, reszta należy do ciebie.

background image

Michael zostawił Colina i poszedł otworzyć drzwi. Wiele

go kosztowało, by już na progu jej nie pocałować.

- Adelaide – rzekł, odsuwając się na bok.

- Michael – odparła, stając na palcach.

Położył rękę na jej ramieniu, potrząsnął głową i powiedział

dość głośno:

- Nie uwierzysz, kto tu jest i pije moje dobre piwo.

Uniosła brwi i spytała bezgłośnie: Kto?

- Colin – szepnął i dodał głośniej: - Pozwól, że ci pokażę,

kto to.

Pociągnęła go za rękaw i szepnęła przerażona:

- O Boże. Co on tu robi? Zaprosił mnie na kolację, a ja mu

odmówiłam, mówiąc, że muszę się wyspać, bo całą noc
pracowałam. Co on sobie pomyśli?

- Że nalegałem, żebyśmy uczcili twoje pomysły.

- Colin już wie. Nie jestem gotowa o nas rozmawiać. Chcę,

żeby to był nasz sekret.

Była tak słodka, że musiał ją pocałować.

- Tego było mi trzeba – powiedziała. – Okej, więc

zignorujemy niewygodny temat.

Kiedy weszli do kuchni, Colin uniósł się ze stołka

i uściskał Adelaide.

- Co za przypadek – zauważył.

- Cieszę się, że wszyscy się tu dziś znaleźliśmy. Zjemy

kolację i porozmawiamy o interesach, zanim padnę z nóg.

background image

- Kto powiedział, że mam dość jedzenia dla

niespodziewanego gościa? – rzekł Michael pół żartem, pół
serio. Chciał mieć Adelaide tylko dla siebie. – Podzielę stek,
żeby starczyło dla trojga, i upiekę krewetki na grillu.

Podczas kolacji Adelaide usiadła po jego prawej stronie.

Czuł płynące od niej ciepło. Musiał bardzo nad sobą panować,
by nie dotykać jej pod stołem. Lekko tylko ścisnął jej kolano,
by wiedziała, że jej pragnie. W odpowiedzi pogłaskała jego
udo, a on omal nie zakrztusił się stekiem.

- W porządku, Mike? – zatroskał się Colin.

- W porządku – odparł, wypijając dwa hausty wina.

Adelaide pochyliła głowę nad talerzem i wsunęła do ust

krewetkę, by ukryć uśmieszek. Chytra lisica.

Naturalną koleją rzeczy poruszyli temat pokazu mody.

- Mój zespół ma niecały miesiąc, żeby pokazać ostateczne

projekty – oznajmiła. – Nie wiem, jak wybiorę zwycięzcę,
wszyscy są niesamowici.

- Będzie ciężko – odrzekł Colin. – Ale mam dla ciebie

dobrą wiadomość. Dostałem odpowiedź od zaprzyjaźnionych
didżejów, że pojawią się na twojej imprezie.

- O mój Boże. Fantastycznie! Niektórzy z nich to artyści.

Widownia online wzrośnie.

- Na pewno będzie świetnie. – Colin się uśmiechnął.

- Dziękuję. – Twarz Adelaide pojaśniała.

Michael pokiwał głową z aprobatą.

- Ktoś chce dokładkę?

background image

- Chyba wszyscy pękamy z przejedzenia, prawda? – odparł

Colin, po czym zwrócił się do Adelaide. – Zawiozę cię do
domu, a potem przyjadę tu taksówką po swoje auto. Nie masz
nic przeciwko temu, Mike?

- Skąd. – Miał wiele przeciwko temu. Ten przebiegły drań

znów bawi się w przyzwoitkę.

- Co? Ja… – zaczęła protestować.

- Pracowałaś całą noc i wypiłaś dwa kieliszki. Nie pozwolę

ci prowadzić.

- Mogę ją odwieźć. – Michael chwycił się ostatniej deski

ratunku.

- Z całym szacunkiem, ale wyglądasz, jakbyś nie spał od

tygodnia. Zawiozę ją, a ty odpocznij. Wybacz, nie pomogę ci
posprzątać, ale ona wygląda, jakby miała paść nosem w resztki
krewetek.

Adelaide się obruszyła, lecz milczała. Oboje wiedzieli, że

Colin jest świadomy ich intencji.

- Dzięki, Colin. – Przyznając się do porażki, Michael

odprowadził Songów do drzwi. – Jedź bezpiecznie.

- Jasne. – Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. Potem Colin

ruszył do samochodu, zostawiając ich na minutę. To było miłe
z jego strony.

- Nie do wiary, zachowuje się jak przyzwoitka – wypaliła,

gdy Colin znalazł się poza zasięgiem jej głosu.

- A czego się spodziewałaś po Songu? – zażartował

Michael, zaczesując jej kosmyk za ucho.

- Seks na telefon za godzinę? – Poruszyła brwiami.

background image

- Nie żartuj – jęknął. – Colin ma rację. Oboje

potrzebujemy odpoczynku. Do zobaczenia jutro, tak?

- Dobrze, do jutra. – Ucałowała kąciki jego warg.

- Idź – rzekł ochryple. – Dopóki ci pozwalam.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

- Dobrze słyszeć twój głos, kochanie.

Motyle w brzuchu poderwały się do lotu. Trudno było

uwierzyć, że to Michael tak do niej mówi. Najdroższy
przyjaciel, w którym durzyła się od zawsze. W jej sercu
natychmiast rozbrzmiał uniwersalny język miłości – muzyka
Pucciniego.

Wystarczyło

jedno

zdanie

Michaela

wypowiedziane sennym głosem.

Zaraz. Miłości?

Nie ma żadnej miłości. To nie jest na zawsze. Skończy się

razem z pokazem mody. Nie może pozwolić, by Michael stał
się centrum jej świata. Babka widziała tylko wierzchołek góry
jej możliwości. Miała jeszcze tak wiele do pokazania. Nawet
na moment nie wolno jej o tym zapominać. Romans
z Michaelem… to tylko romans. Nie może ryzykować
przyszłości dla mężczyzny, który ma jej do zaoferowania tylko
dzisiaj.

- Wyobraź sobie, jak dobrze będzie zobaczyć mnie na

żywo – zażartowała z fałszywą brawurą.

- Naprawdę mi to robisz z samego rana?

Zaśmiała się nieco zmieszana, że zadzwoniła do niego,

gdy tylko otworzyła oczy. Ale przecież nie próbowała go
podniecić. Cóż, może trochę.

background image

- Chciałam tylko usłyszeć twój głos. I zaprosić cię, żebyś

ze mną poszedł na spotkanie z projektantami. Twoja obecność
nie jest konieczna, ale tęsknię za tobą.

Cisza po drugiej stronie przeciągała się.

- Ja… nie mogę. Moi bardziej nierozważni klienci

wymagają dziś uwagi. Przedwcześnie przez nich posiwieję.

- Och, oczywiście, masz pracę. – Starała się nie okazać

rozczarowania. – Zobaczę cię wieczorem? Bez Colina?

- Bardzo bym chciał, ale jeszcze nie wiem, co się

wydarzy. – Jego śmiech wydawał się wymuszony. –
Zadzwonię później.

- Okej, do usłyszenia wkrótce.

- Pa.

Szykowała się do pracy, ruszając się jak robot. Kiedy

zeszła do kuchni, babka kończyła kawę i bajgla z masłem.

- Dzień dobry, babciu.

- Siadaj i zjedz coś. Kiepsko wyglądasz.

- Jestem zmęczona. Dwa dni temu pracowałam całą noc.

- A, tak. Pasja młodości. – Babka uśmiechnęła się

z nieobecnym spojrzeniem.

Adelaide poczuła, że się czerwieni. Bezwiedna sugestia

babki wywołała w niej wyrzuty sumienia.

- Jakie masz plany na dzisiaj?

- Spotykam się na lunchu z paroma członkami zarządu.

Muszę ich widzieć, żeby usłyszeć, co sądzą na temat
partnerstwa Hansol-Vivotex. Przez telefon wychwalają

background image

Garretta pod niebiosa, ale muszę być pewna, że mi się nie
podlizują. – Prychnęła. – Zapamiętaj to, Adelaide. Nigdy nie
bierz czyichś słów za dobrą monetę. Musisz odkryć prawdę,
kierując się instynktem.

- Zapamiętam. – Po raz pierwszy babka dała jej radę

dotyczącą prowadzenia firmy. Aż jej się w głowie zakręciło
z dumy. Słowa babki wzmocniły jej postanowienie, że relacja
z Michaelem nie może jej przeszkadzać w pracy. To byłaby
katastrofa, gdyby babka dowiedziała się o ich romansie. Musi
się pilnować.

Akceptacja babki i duma pozostały z nią, gdy jechała na

spotkanie, ale myślała też o Michaelu. Odtwarzała sobie
w pamięci rozmowę telefoniczną. Flirtował z nią do momentu,
gdy powiedziała, że za nim tęskni. Czy za bardzo się do niego
przywiązała? Spędzili razem tylko jedną noc. Czy sądził, że to
za dużo dla małej Adelaide?

Niechcący minęła kilka zakrętów, ale w końcu dotarła do

loftu na spotkanie z projektantami, by zrobić niezbędne
pomiary do wybiegu. Odsunęła od siebie emocje, od których
kręciło jej się w głowie, i skupiła się na sprawach, które miała
teraz do załatwienia.

Ale gdy znów wsiadła do samochodu, tama, za którą

upchnęła troski, pękła. Sięgnęła po telefon, ale cofnęła rękę.
Co mu powie? Czy nadal mnie pragniesz? Zachowywała się
idiotycznie. Czy nie zdecydowała, że romans nie powinien jej
rozpraszać?

Michael kochał się z nią, jakby byli jedynymi istotami na

ziemi i jakby czekał na nią całe życie. Nawet jeśli to miało
trwać tak krótko, nawet jeśli to był tylko seks, pragnął jej

background image

rozpaczliwie. A ona była szczęśliwa. Ona też tylko go
pożądała. Musi przestać analizować każde jego słowo.

Wzięła głęboki oddech i ruszyła z powrotem do biura.

Było późne popołudnie, ale musiała jeszcze popracować nad
wizją pokazu.

Gdy w jej torebce odezwał się telefon, niepokój wrócił. Co

się stało z jej pewnością siebie? Czy znów oczekuje
nieustającej troski i czułości? Nie wróci do tego. Nie
potrzebuje mężczyzny, żeby czuć się wartościowa.

Nie sprawdziła wiadomości. Pewnie projektanci proszą

o jakieś wyjaśnienia. Dopiero gdy usiadła za biurkiem, wyjęła
telefon. Niestety wiadomość nie była miła.

„Problem z klientem nie jest tak prosty, jak sądziłem.

Wybacz. Muszę odwołać dzisiejsze spotkanie”.

Siłą woli zdusiła spanikowane myśli. Nic się nie stanie,

jeśli dziś go nie zobaczy. Nie był centrum jej świata.

„Nie ma sprawy. Powodzenia w gaszeniu ognia”.

Na ekranie pojawiły się elipsy, jakby Michael pisał

odpowiedź, ale szybko zniknęły. Żadna wiadomość się nie
pojawiła. Nie będzie panikować. Pewnie coś go oderwało od
telefonu.

Mimo determinacji, by się nie martwić, nie miała ochoty

spędzać wieczoru w domu. Minęły wieki, odkąd ostatnio
przetańczyła całą noc. Nie zaglądała do klubu kuzyna od
tamtej nocy, kiedy Michael zabrał ją do domu.

Pomysł, by uwolnić się stresu, zatracając się w muzyce

i tańcu, był tym, czego potrzebowała. Omiotła studio

background image

spojrzeniem i zobaczyła dwoje ulubionych członków swojego
zespołu, Monę i Chrisa.

- Okej, moi drodzy. Chodźmy potańczyć.

Mona poderwała się na nogi i zawołała radośnie:

- Idziemy się zabawić!

- Nie musisz mi wykręcać ręki – rzekł Chris. – Napiszę do

Cindy, żeby do nas dołączyła.

- Dobry pomysł. – Adelaide zrobiła żółwika z Chrisem.

Wyczuwała, że między parą projektantów rozkwita romans. To
takie romantyczne. W pewien sposób jest ich swatką. – Hej,
Mona, przejrzyjmy wieszaki z projektami w damskim. Chris,
chcesz zachwycić swoją dziewczynę i spędzić wieczór
w czymś innym niż flanelowa koszula? – zażartowała.

- Bo ja wiem. – Zmrużył oczy i potarł brodę.

- Może nas czymś zaskoczysz? – powiedziała Mona.

- Dobra. Przemiana, moje panie. – Chris pierwszy zniknął

za drzwiami męskiej przebieralni.

Adelaide miała ochotę na coś odświętnego i błyszczącego,

więc wybrała obcisłą sukienkę midi bez ramiączek wyszywaną
złotymi cekinami. Do tego kryształowe kolczyki sięgające
prawie ramion. I sandałki ozdobione kryształkami.
Przypominała Lumière z „Pięknej i Bestii” i bardzo jej się to
podobało.

- O mój Boże, Mona. – Projektantka olśniewała

w czerwonej sukience z odkrytymi ramionami, która
podkreślała jej figurę klepsydry, i w wysokich szpilkach. –

background image

Wyglądasz seksownie. W najbardziej godnym szacunku
i profesjonalnym sensie.

- Och, zapomnij o profesjonalizmie. Wiem, że mnie nie

podrywasz. – Mona zaśmiała się. – Po prostu zazdrościsz mi
sukienki.

- Święta prawda, dziewczyno.

Mona miała uniwersalną krwistą pomadkę, którą obie

pomalowały usta i zeszły na dół spotkać się z Chrisem. Omal
nie minęły wysokiego przystojnego mężczyzny w obcisłej
czarnej koszuli i czarnych skórzanych spodniach z odważnym
paskiem ze srebrną klamrą, który sprawdzał coś w telefonie.
Ale wtedy mężczyzna uniósł głowę i pokazał swoją brodatą
fizis.

- Chris? – spytały równocześnie.

- Wyglądam jakoś inaczej czy co? – Uśmiechnął się

szeroko.

- Cindy jest szczęściarą. To wszystko, co mam do

powiedzenia. – Mona cicho zagwizdała.

Chris słodko się zaczerwienił i na ochotnika zgodził się

być ich kierowcą. Gdy dotarli do klubu, był tam już niezły
tłum, ale nie brakowało miejsca i powietrza, bo był to dzień
powszedni. Clarence, uczeń Tuckera, stał tego wieczoru za
mikserem.

- Cześć, Adelaide. – Tucker przywitał ją niedaleko

wejścia. – Dawno cię nie było. Znajdę wam miejsce. Colina
dzisiaj nie ma. Wiedziałaś, tak?

- A jak myślisz, czemu wybrałam ten wieczór? – Puściła

do niego oko. – To jest Tucker, menedżer i najlepszy didżej

background image

w Pendulum. Tucker, to Mona i Chris. Wkrótce dołączy do nas
piękna młoda kobieta o imieniu Cindy, więc wyglądaj jej,
proszę.

Gdy się przywitali, Tucker posadził ich przy stoliku

z butelką blanco tequila i górą limonek.

- Potrzebujecie jeszcze czegoś? – spytał.

- Nie, dzięki. – Adelaide przybiła z nim piątkę, a pozostali

pokręcili głowami. – Okej, dwa szoty na rozgrzewkę, potem
uderzamy w parkiet.

- Masz rację, dziewczyno!

Gdy tylko sandały Adelaide zaczęły wystukiwać rytm,

Clarence puścił jej ulubione piosenki. Krew w niej szumiała
z radości. Zamknęła oczy i poddała się doznaniom. Chris
okazał się nadzwyczajnym tancerzem, którym dzieliła się
z Moną do chwili, gdy pojawiła się Cindy w seksownym
różowym kombinezonie.

Całą czwórką wykończyli butelkę tequili i spalili kalorie

na parkiecie. Mona poprosiła o następną butelkę, ale Adelaide
musiała zachować się jak szef i włączyć hamulce.

- Na dzisiaj koniec. Będziemy mieć dość tequili po

pokazie, ale minęła już pierwsza. Nie chcę, żebyście opuścili
dziś zajęcia albo nie przykładali się jutro podczas
przygotowań do pokazu.

Mona jęknęła. Na rauszu była taka słodka!

- Dziękujemy za wieczór, Adelaide – powiedzieli chórem

Chris i Cindy, trzymając się za ręce.

background image

Adelaide wyszła na zewnątrz, pozostali zbierali swoje

rzeczy. Nocne powietrze miło chłodziło rozgrzaną skórę.
Wzięła głęboki oddech. Oddech, który utknął jej w gardle, gdy
jakaś ręka chwyciła jej torebkę.

- Hej! – krzyknęła, trzymając paski. – Puszczaj!

Złodziej pchnął ją i przewrócił na ziemię. Ból i szok

odcięły jej dopływ powietrza. Zwinęła się na ziemi w kulkę.
Gdy wzięła głębszy oddech, czyjeś silne ręce złapały ją za
ramiona i podciągnęły do góry. Szarpała się do chwili, gdy
męski głos przebił się przez jej płaczliwe jęki.

- Adelaide, to ja, Chris. Nie bój się. – Trzymał ją mocno. –

Jesteś bezpieczna.

Złodziej zabrał jej torebkę razem z telefonem. Musi się

pozbierać i upewnić, że nie będzie miał dostępu do jej
korespondencji z Michaelem. Była przerażona i czuła się,
jakby była jednym wielkim siniakiem.

- O mój Boże. – Cindy i Mona podbiegły do nich. – Nic ci

nie jest?

- Nic, chyba nic. – Z pomocą przyjaciół wstała i się

otrzepała. – Muszę pożyczyć od któregoś z was telefon.

Zazdrość nie była mu dotąd znana, ale kiedy o czwartej

nad ranem obudził go alert w telefonie, sytuacja uległa
zmianie. Na ekranie pojawiały się kolejne zdjęcia. Obraz
Adelaide tańczącej tuż obok Chrisa. Adelaide w ramionach
Chrisa, przyciśnięta do jego piersi. Jeszcze się całkiem nie
obudził, a już miał chęć dać wycisk Chrisowi.

Kiedy jego uwagę przyciągnął nagłówek, oprzytomniał.

„Adelaide Song romansuje z podwładnym”.

background image

Co się, do diabła, dzieje? Adelaide w ramionach Chrisa,

tym razem siedząca na środku chodnika. Adelaide stojąca
obok Chrisa, Mony i Cindy. W tle Tucker i jacyś bramkarze ze
wściekłym wyrazem twarzy.

Czy Adelaide coś się stało? Miał wrażenie, że się dusi. Nic

prócz niej się nie liczyło. Do niczego by nie doszło, gdyby nie
odwołał randki.

To prawda, musiał gasić pożary, ale odwołanie randki było

częściowo motywowane poczuciem winy. Kiedy oznajmiła, że
za nim tęskni, myślał, że serce mu pęknie ze szczęścia. Potem
przypomniał sobie ostrzeżenie Colina. A jeśli uwierzyła, że się
w nim zakochała? Wówczas rozstając się z nią, złamałby jej
serce, a wolałby umrzeć, niż ją zranić. Ale przecież nie mógł
zostać z nią na stałe. Zasługiwała na coś lepszego.

Uczucia, jakie w nim wzbudzała, przytłoczyły go.

Powiedział sobie, że potrzebują przestrzeni, by zapanować nad
emocjami, ale gdy oświadczył, że nie może się z nią spotkać,
pożałował swojego tchórzliwego ruchu. To ona chciała, by ich
romans trwał tylko dwa miesiące, tak? Gdyby się w nim
zakochała, powiedziałaby mu chyba, że zmieniła zdanie.

Nie chciał jej budzić, bo może już odpoczywała. Wiedział

jednak, że nie zaśnie, dopóki nie dowie się, co się stało. Skoro
na zdjęciu był Tucker i bramkarze, pewnie była w Pendulum.
Wybrał numer.

- Colin?

- Mike, co do diabła? Godzinę temu położyłem się do

łóżka. Zadzwoń jutro.

background image

- Jak się rozłączysz, przyjadę i będę walił w drzwi. Gdzie

jest Adelaide? Co z nią?

- Skąd wiesz? To już jest we wszystkich mediach?

- Chrzanić media. Co z Adelaide? Mów, do cholery.

- Uspokój się, nic jej nie jest. Ma drobne zadrapania

i siniaki, ale jest silna. Podczas przesłuchania na policji radziła
sobie jak żołnierz. Nie zgadłbyś, że godzinę wcześniej została
napadnięta na ulicy.

- Napadnięta? Przesłuchanie? – Krążył po pokoju, ale

w końcu usiadł na łóżku, bo nie mógł ustać na nogach. –
Widziałem tylko zdjęcie, na którym siedzi na chodniku
przytulona do Chrisa, jakby była przerażona.

Colin westchnął, powoli się budził.

- Zabrała paru projektantów do klubu. Według Tuckera

świetnie się bawili. Około pierwszej Adelaide ogłosiła koniec
zabawy, bo następnego dnia idą do pracy. Odpowiedzialność
robi z niej nudziarę.

Michael zaśmiał się spięty.

- Straszną nudziarę.

- Wyszła z klubu pierwsza i jakiś drań próbował wyrwać

jej torebkę. Oczywiście się z nim szarpała, ale to był niezły
byczek. W końcu przewrócił ją na ziemię, a sam uciekł
z torebką. Zdaje się, że gość kręcił się pod klubem, wypatrując
łatwego celu. Zaatakował Adelaide, zanim pozostali wyszli,
ale Chris usłyszał jej krzyk.

Michael widział jak przez mgłę.

- Co się stało z tym draniem?

background image

- Uciekł. Adelaide nawet go nie widziała. Miał czapkę

naciągniętą na czoło.

- Do diabła. – Potarł twarz. – A co z nią? Lekarz ją

obejrzał? Jest teraz w domu?

- Tak, ratownicy ją zbadali. Powiedzieli, że jest

posiniaczona na żebrach od uderzenia, i na rękach, nogach
i biodrze od upadku. Na szczęście nie uderzyła głową
o chodnik. Zabiłbym drania.

Przez moment nie mógł wydusić słowa. Wyobrażał sobie

obrażenia Adelaide. Posiniaczone żebra? Rzucił poduszką
przez pokój i zrzucił lampę na podłogę.

- Mike. – Colin przeraził się hałasu. – Uspokój się. Skup

się na tym, że jest cała i zdrowa.

- Posiniaczone żebra na skutek uderzenia przez bandytę

nie kojarzą mi się ze zdrowiem – wycedził przez zęby.

- Boże, wariujesz bardziej niż Garrett. On trochę się

tonował przez wzgląd na ciężarną żonę. Daj spokój, Mike,
przyprawisz się o zawał.

- Już powiedziałeś Garrettowi? – Wiedział, że to nie wina

Colina, ale emanował złością. – A mnie nie?

- Rozumiem, że jesteś w szoku, ale musisz się uspokoić.

Ona jest moją kuzynką. A ponieważ jest drogą kuzynką,
dotrzymałem obietnicy. Chciała sama ci o tym powiedzieć.

Napięcie, które w nim rosło, zdawało się opadać.

- Adelaide prosiła, żebyś mi nic nie mówił.

- Chciała ci sama powiedzieć, jak poczuje się lepiej.

Pozwól jej dojść do siebie, odpocząć. Jestem pewien, że rano

background image

do ciebie zadzwoni. Jak wzejdzie słońce. Jak robią normalni
ludzie.

- Do diabła, wybacz, stary, straciłem panowanie nad

sobą. – Potarł twarz. – Dzięki, że się nią zaopiekowałeś.

- Niestety nie było mnie tam, kiedy to się stało. Byłem

w innym klubie, ale dotarłem tam najszybciej, jak mogłem.

- Zrobiłeś wszystko, co mogłeś. Raz jeszcze dzięki.

- Nie ma za co. Postaraj się odpocząć.

- Tak, mam nadzieję, że zaraz zaśniesz.

- Ha. Tak łatwo ci nie odpuszczę. Jesteś mi winien drinka,

Reynolds.

- Zdecydowanie. Dobranoc.

Rozłączył się i ruszył pod prysznic. Był przekonany, że nie

zmruży oka, dopóki nie zobaczy Adelaide. Po gorącym
prysznicu, który miał mu przywrócić równowagę, miał zamiar
się dowiedzieć, kto opublikował w sieci prowokacyjny artykuł
i go zniszczyć.

Cały dzień czekał na telefon Adelaide. Gdy rano

rozmawiał z Lilianą, ta poinformowała go, że po rozmowie
z panią Song Adelaide zabrała się do pracy. Wolał, by zrobiła
sobie wolne i odzyskała siły, ale może liczyła, że praca
pomoże jej zapomnieć o wydarzeniach minionej nocy.

Twierdzenie tabloidu o romansie między Adelaide

i Chrisem było oszczerstwem. Michael wykorzystał istniejący
raport policyjny oraz wpływy swojej firmy i Hansol
Corporation i zmusił tabloid do wycofania artykułu. Na
wszelkie pytania mieli odpowiadać, że materiał był

background image

niepotwierdzony i został wycofany. Miał nadzieję, że zdążył,
nim coś dotarło do pani Song. Taki skandal mógłby podważyć
zaufanie, jakim obdarzyła wnuczkę.

Gdy nadeszła szósta, nie mógł czekać ani sekundy dłużej,

więc wmaszerował do studia. Zamarł, gdy ujrzał Adelaide
rysującą przy biurku.

- Adelaide… – Głos omal mu się nie załamał.

Gwałtownie podniosła głowę. Drżącą rękę uniosła do

warg, łzy wypełniły jej oczy. Michael podbiegł i wziął ją
w ramiona. Na szczęście studio było puste.

- Cii, kochanie, już dobrze. Jestem tu.

Powoli przestała drżeć i oparła się o niego wyczerpana.

- Zabierz mnie do domu.

Nie musiała go dwa razy prosić ani tłumaczyć, że mówi

o jego domu. Po wyjściu ze studia już jej nie obejmował,
położył tylko rękę na jej plecach. Twarz Adelaide znów
wyrażała spokój. Pamiętała nawet, by założyć na ramię torbę
z laptopem. Rodzina Songów nie bez powodu słynęła
z opanowania i samokontroli.

Ale gdy usiadła w jego aucie, oparła głowę na jego

ramieniu i zamknęła oczy. Michael ostrożnie cofnął samochód,
obejmując ją ramieniem.

Ruch był niewielki, więc po niedługim czasie dotarli na

miejsce. Wprowadził ją do domu. Miała zimne ręce, a wargi
tak blade jak pozbawiona koloru twarz. Podczas jazdy się nie
odezwała, a on o nic nie pytał. Opowie mu wszystko, jak
będzie gotowa.

background image

Podprowadził ją do łóżka.

- Przygotuję ci kąpiel. Musisz się rozgrzać.

Opuściła powieki. Kiedy minionej nocy Colin mówił o jej

sile, Michael wiedział, że trzymała się dzięki swojej żelaznej
woli, ale był też świadomy, że odsuwała na bok lęki, by móc
prezentować niewzruszoną twarz. Teraz potrzebowała
odpoczynku, by przerobić to wszystko, co się zdarzyło.
Zamierzał ją u siebie zatrzymać.

Nigdy nie zapraszał kobiet do domu i żałował, że nie ma

pachnących płynów do kąpieli. Napełnił wannę gorącą wodą
i zapalił świeczki, które dostał rok temu pod choinkę. Był miło
zaskoczony, kiedy łazienkę wypełniła woń jaśminu. Ulubiony
zapach Adelaide.

Gdy kąpiel była gotowa, posadził Adelaide i zaczął ją

rozbierać. Miała na sobie koszulową bluzkę i beżową
ołówkową spódnicę. Zbyt stonowane jak na jej gust. Gdy
rozpiął jej koszulę, na klatce piersiowej i żebrach zobaczył
sińce. Ogarnęła go bezradna wściekłość.

- Cii. – Pocałowała go w czoło. – Nic mi nie jest.

- Wiem. – Dla niej musiał być silny.

Kiedy już ją rozebrał, wziął ją na ręce i zanurzył w wodzie.

Nie powiedziała ani słowa, tylko patrzyła mu w oczy, kiedy
mył ją jak dziecko.

- Jestem tu. Jesteś już bezpieczna.

Mył ją delikatnie, mówiąc jej każdym gestem, jak bardzo

jest mu droga. Potem równie delikatnie ją osuszył i włożył jej
przez głowę jeden ze swoich T-shirtów, a następnie

background image

z powrotem ją położył i przykrył. Sam ułożył się na kołdrze
i objął ją ramieniem, tak że jej głowa spoczęła na jego piersi.

- Odpoczywaj, kochanie. – Gdy po raz pierwszy

zaszlochała, objął ją drugą ręką. – Wypłacz się, jeśli musisz.

Trzymał ją mocno, aż łzy zmoczyły mu koszulę. Po długiej

chwili Adelaide się uspokoiła. Pocałował czubek jej głowy
i gładził ją po plecach, aż zasnęła.

Przyglądał się jej śpiącej twarzy. Wyglądała anielsko

i bezbronnie. Ten drań przewrócił ją na ziemię. Najchętniej
rozerwałby go gołymi rękami.

Wziął kilka głębokich oddechów, by się uspokoić. Będzie

dla Adelaide tym, kim ona zechce. Osobą, która pomoże jej
przepracować wydarzenia minionej nocy. Kimś, kto przywoła
uśmiech na jej twarz. A jeśli zechce, będzie się z nią kochał, aż
zapomni o wszystkim co złe.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Kiedy obudziła się po paru godzinach, poczuła się znów

bezpieczna. Ale gdy zobaczyła, że Michael nie śpi, tylko
patrzy w sufit, zrozumiała, jak bardzo nim wstrząsnęło
zdarzenie z minionej nocy.

Musiał się o tym dowiedzieć od Garretta albo Colina. Nie

będzie mu teraz musiała opowiadać wszystkiego. Sama myśl
o powrocie do tego incydentu była przykra.

- Cześć – szepnęła.

- Cześć. – Uniósł się na łokciu i położył dłoń na jej

policzku, patrząc na nią z czułością. – Jak się czujesz?

- Jak po najbardziej relaksującym masażu na świecie.

- Świetnie. Dobrze spałaś?

- Jak kamień. – Uśmiechnęła się zdziwiona, jak wielką

przyjemność sprawia jej bycie hołubioną przez Michaela.

- Jesteś głodna? Mogę zrobić spaghetti. – Poruszył się,

jakby chciał wstać, lecz chwyciła go za rękę.

- Nie mam ochoty na spaghetti – odparła. – Mam ochotę

na ciebie.

- Adelaide. Nie musimy nic robić…

- Potrzebuję cię. – Usiadła i pchnęła go na plecy. – Kochaj

się ze mną, proszę.

background image

Skinął głową, poddając się jej niecierpliwym palcom. Gdy

położyła ręce na jego nagiej piersi, zacisnął zęby. Oddał jej
kontrolę. Adelaide rozpięła pasek jego spodni, potem
rozporek, a wreszcie energicznym ruchem zdjęła spodnie.
A ponieważ erekcja była już widoczna, bez wahania uwolniła
go od bokserek.

Usiadła na nim, po czym uniosła lekko biodra i otarła się

o niego. Jej piersi znalazły się nad jego twarzą.

- Weź je do ust – zażądała.

Posłuchał bez wahania. Adelaide krzyknęła i gwałtowniej

poruszyła biodrami. Jej ruchy stały się gorączkowe. Michael
chwycił ją za biodra. Była już wilgotna i bliska spełnienia.
Słysząc, jak zmienia się jej oddech, wsunął w nią palec, a ona
nadal się o niego ocierała. Dodał drugi palec i złapał zębami
jej sutek, aż zalały ją fale orgazmu. Wtedy szybko rozerwał
opakowanie z prezerwatywą i położył Adelaide na plecach.
Doprowadził ją do drugiego orgazmu, nim zdążyła otrząsnąć
się po pierwszym.

- Jestem twój – wyszeptał. – Będę dla ciebie wszystkim,

czego potrzebujesz.

- Już jesteś.

Słysząc jej słowa, pchnął po raz ostatni. Kiedy spadali na

ziemię i pot wysychał na ich skórze, nie odsunął się od
Adelaide. Położył się na boku i wciąż ją trzymał.

- W porządku? – spytał, zaczesując jej kosmyk za ucho.

- Lepiej niż w porządku. – Uśmiechnęła się leniwie.

- Boże, Adelaide, tak mi przykro, że nie byłem przy tobie

wczoraj w nocy.

background image

Położyła rękę na jego policzku.

- To nie była twoja wina. Nie zadręczaj się tym, to nie jest

tego warte. Zapomnijmy o tym.

- Masz rację, to już przeszłość. – Potem dodał żartobliwym

tonem: - Ale jeśli jeszcze kiedykolwiek zdarzy się coś
podobnego, proszę, oddaj torebkę.

Westchnęła i pocałowała go.

- Okej. Te siniaki szybko nie znikną. Nie było warto się

szarpać.

- Czy pani Song rano coś ci powiedziała? – spytał.

- Na temat artykułu w tabloidzie?

- Widziałaś go? Miał zniknąć.

- Nie widziałam, ale babcia ma przerażająco szybki

wywiad. Ona go widziała.

- Była na ciebie… zła?

- No właśnie, wcale nie była zła. Niepokoiła się, czy nic

mi się nie stało. Potem powiedziała mi o artykule. Chciała
tylko, żebym miała świadomość, że się pokazał i że ty się tym
zajmiesz. Nie uwierzyła ani jednemu słowu, które tam
napisali. Naprawdę mi ufa.

- Brawo, oby tak dalej, babciu Grace.

- Nie wierzę, że ją tak nazwałeś. – Zaśmiała się, wtulając

twarz w jego szyję.

Śmiał się razem z nią. Potem, gdy zapadła cisza, znów

spojrzał na jej siniaki i pogłaskał jej bok.

- Na pewno nic ci nie jest?

background image

- To był odurzający seks. Nie widzisz, że jestem

kompletnie zaspokojona po dwóch rundach?

- Kompletnie zaspokojona?

Przez moment, gdy uśmiechnął się arogancko, pożałowała

swojej pochwały.

- No, trochę przesadziłam. Zawsze jest miejsce na

poprawkę.

- Tak, ty mała lisico? – Jej oczy zrobiły się okrągłe, gdy

znów poczuła jego erekcję. – Więc jesteś gotowa na
poprawkę? Nie mogę pozwolić, żebyś opuściła łóżko
nieusatysfakcjonowana.

- Ale zdawało mi się… jeszcze nie minęły dwie godziny. –

Wywinęła się z jego uścisku.

Sięgnął po pudełko z chusteczkami, by się wytrzeć

i założyć drugą prezerwatywę.

- Moje ciało się nie uspokoi, dopóki cię nie zaspokoi.

- Jestem zaspokojona. Jestem zaspokojona! – zawołała

i próbowała wyskoczyć z łóżka, ale chwycił ją z prędkością
światła i delikatnie położył na plecach.

- Chcę, żebyś to powtórzyła, kiedy wezmę cię szybko

i ostro. Masz ochotę?

Nagle poczuła, że znów jest wilgotna.

- Tak, proszę.

To było szaleństwo. Wbijała paznokcie w jego plecy,

naznaczyła go zębami. A kiedy doszli, mur, którym się
otoczyła, rozsypał się, zostawiając jej serce nagie i bezbronne.

background image

- Kocham cię.

Kto to powiedział? On czy ona? A może sobie to

wyobraził?

Nie wolno mu kochać Adelaide. Nawet on nie był takim

masochistą. Nie odda serca kobiecie, której nie mógł mieć.
Ale jeśli to ona wypowiedziała te słowa… Jego serce
wypełniła tak wielka radość, że mógłby chyba latać. Tyle że
w ułamku sekundy rozbił się o ziemię. Ona nie może go
kochać.

Nie pamiętasz ostrzeżeń Colina? Kiedyś cię kochała.

Czemu znów nie miałaby cię kochać?

Bo nie zniósłby, gdyby ją zranił. Musi to skończyć, nim za

bardzo się do niego przywiąże. To nie może być miłość. Ale
jeśli już się w nim zakochała, złamie jej serce tak czy owak.
Nie, nie może jej skrzywdzić ani zakończyć tego w tym
momencie. Do pokazu mody zostało około miesiąca, dotrwa
przy niej do ostatniej chwili. Miała za sobą traumatyczne
doświadczenie. Znała go, czuła się przy nim bezpiecznie. Jeśli
faktycznie powiedziała te słowa, zrodziły się ze zmęczenia
i ulgi.

Nie są w sobie zakochani. Są dwojgiem ludzi, których

łączy niesamowita chemia. Przeżył z Adelaide najlepszy seks
swojego życia, ale to nie była miłość. Musi przestać
dramatyzować i cieszyć się ich wspólnym czasem.

Zasnęli objęci i obudzili się koło północy.

- Teraz bym coś zjadła – oznajmiła, przeciągając się.

Dzięki Bogu. Więc „kocham cię” to tylko halucynacje.

Zachowywała się, jakby nic się nie zmieniło.

background image

Michael przesunął dłońmi wzdłuż jej ciała. Zaraz potem

wyskoczył z łóżka i włożył bokserki.

- Może być spaghetti putanesca?

- Brzmi smakowicie… i zaspokajająco.

Wyciągnął do niej ręce, ale ona przeturlała się na drugą

stronę łóżka i po chwili zamknęła się w łazience. Słyszał przez
drzwi jej śmiech.

Byli sami w swoim raju, a wydarzenia poprzedniej nocy

stały się tylko nic nieznaczącymi pyłkami kurzu.

Przez następne tygodnie za dnia ciężko pracowali,

a wieczory spędzali razem, głównie w jego domu. Nigdy nie
spędzili razem całej nocy. Po tym, co wydarzyło się w klubie,
musieli zachowywać podwójną ostrożność.

Tego wieczoru pani Song zaprosiła Michaela na kolację,

więc jadąc do Pacific Palisades, mierzył się z korkami
w godzinach szczytu. Choć dwoje opiekunów Adelaide będzie
ich miało na oku – James Song właśnie wrócił z Nowego
Jorku – serce Michaela waliło na myśl, że ją zobaczy.

Z każdym dniem coraz bardziej jej pragnął. Obawiał się,

że nigdy się z niej nie wyleczy. Nie mógł nawet udawać, że go
to dziwi. Pożądanie urosło do rozmiarów, jakich sobie nie
wyobrażał. Była niczym nałóg, od którego nie miał ochoty się
uwolnić.

W drzwiach przywitała go uśmiechnięta Liliana.

- Świetnie, że jesteś. Pan Song nie może się doczekać,

żeby się z tobą podzielić swoimi przygodami w Nowym Jorku.
Sophie zafarbowała kosmyk jego włosów na pomarańczowo.
Idź i spytaj go, jak to się stało.

background image

- Zaraz to zrobię. – Zaśmiał się, zdejmując buty. –

Przyniosłem coś.

- O, krążki ryżowe i sikhye.

- Tak. – To było to koreańskie słowo, z którego wymową

miał najwięcej problemu. W pewnym momencie stwierdził, że
zamiast tego będzie mówił po prostu napój ryżowy.
W tajemnicy wciąż uczył się tej nazwy, bo był to jeden
z ulubionych drinków Adelaide.

Gdy ją zobaczył w holu, zabrakło mu tchu. Włosy

związała w koński ogon, miała na sobie obcisłe czarne dżinsy
i luźny T-shirt. W worku na ziemniaki wyglądałaby
zachwycająco.

- Cześć. – Uśmiechnęła się do niego, jej piękne oczy były

niczym dwa księżyce między nowiem a pierwszą kwadrą.
Oboje podskoczyli, gdy Liliana zakasłała.

- Pozwól, że wezmę sikhye i schowam do lodówki.

- O, przyniosłeś sikhye? – Adelaide zakołysała się na

palcach. – Dziękuję, to wspaniale.

Gdy gospodyni oddaliła się z podarunkiem, Adelaide

rzuciła się na Michaela i obsypała go pocałunkami.

- Hej – powiedział. – Zwolnij. Ktoś nas zobaczy.

- Tchórz.

- Tak, jestem tchórzem. – Uśmiechnął się, a potem

sprawdził, czy ktoś ich nie widzi, i pocałował ją namiętnie. –
Ostatni pocałunek, żeby mieć pewność, że podczas kolacji nie
będę na ciebie patrzył jak na deser.

background image

- No nie wiem, Reynolds. Zawsze na mnie patrzysz,

jakbym była rożkiem z lodami w upalny dzień.

- Bo lubię cię lizać i pożerać.

- To nie fair – jęknęła. – Nie mogę dzisiaj nawet z tobą

wyjść. Tata by jęczał, że tyle tygodni mnie nie widział.

- Jeśli ci to poprawi nastrój, wiedz, że dla mnie to tak samo

przykre.

- Tęskniłam dziś za tobą – szepnęła, cofając się o krok. –

I będę tęsknić wieczorem.

- Ja będę bardziej tęsknić – odparł, bo nie mógł

powstrzymać słów płynących prosto z serca.

Weszli do kuchni, gdzie Songowie siedzieli już przy stole.

- Pani Song. – Michael ukłonił się najpierw gospodyni,

a potem panu Songowi. – James.

- Miło cię widzieć, synu – odparł jowialnie James.

Michael poczuł wyrzuty sumienia i popatrzył w bok.

- Siadaj, Michaelu – poleciła pani Song. – Nie chcemy,

żeby jedzenie nam wystygło.

- Tak, proszę pani.

Zerknął ukradkiem na Adelaide i zobaczył, że wlepiła

wzrok w stół. Przedtem spotkania z jej rodziną były samą
przyjemnością. Teraz czuł się jak niesforny nastolatek, który
próbuje grzecznie zachowywać się przy stole.

Kolacja przygotowana przez Lilianę była jak zwykle

pyszna. James urozmaicał rozmowę anegdotami z pobytu
w Nowym Jorku.

background image

- Michaelu – rzekła pani Song z powagą. Serce skoczyło

mu do gardła. Musi się uspokoić – Ten idiotyczny artykuł
o Adelaide zniknął. Rozumiem, że tobie należą się
podziękowania.

- Zrobiłem to z przyjemnością – odparł. – Ci dranie,

przepraszam za język, chcieli zniszczyć opinię Adelaide. To
niedopuszczalne, zwłaszcza tuż przed pokazem.

- Tak, pokaz już za tydzień, musimy bardzo się pilnować. –

Pokiwała głową. – Ufam, że będziesz nadal towarzyszył
Adelaide i ją chronił. Dziękuję za twoją ciężką pracę.

- Nie ma za co. – Michael wypił łyk wody i zakasłał,

zakrywając usta. Poczucie winy go zabije, ale jego czas
z Adelaide był bezcenny. Nie żałował ani minuty i zamierzał
się cieszyć każdą sekundą, jaka im pozostała.

- Adelaide, nie muszę ci przypominać, jak ważna jest

w tym momencie twoja opinia – pani Song zwróciła się do
wnuczki.

- Oczywiście, babciu. – Adelaide zerknęła na Michaela, po

czym spuściła wzrok. – Ten projekt wiele dla mnie znaczy. Nie
zrobię niczego, co mogłoby mu zagrozić.

Widywano ich razem publicznie tylko w sytuacjach

służbowych. Byli świadomi ryzyka i podejmowali dodatkowe
środki ostrożności.

A ponieważ podczas kolacji unikali kontaktu wzrokowego,

Michaelowi udało się nie patrzeć na Adelaide jak na
najsmaczniejszy deser. Czuł jednak jej bliskość jak pieszczotę.
Został mu jeszcze tydzień z piękną Adelaide. Aż do końca nie
będzie myślał, że to się skończy.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Patrzyła na szkicownik i ospale rysowała kontur postaci.

Do imprezy pozostał niespełna tydzień. Projekty jej zespołu
były gotowe. Wybrała też, po wielu bezsennych nocach,
zwycięzcę konkursu.

Granatowe spodnie i kamizelka Chrisa były wyjątkowe.

Podobało jej się tyle sukien wieczorowych, że chętnie miałaby
je wszystkie w garderobie. Ostatecznie to Mona wygrała letni
staż w Hansol czerwoną biznesową sukienką z żakietem. Jej
prostota, klasa i wygoda zwyciężyły. Adelaide miała ogłosić
zwycięzcę zaraz po pokazie.

Teraz musieli tylko perfekcyjnie wykonać to, co planowali.

To było szalenie ekscytujące, ale też stresujące.

Jeśli chodzi o reklamę i listę gości, Michael spisał się

nadzwyczajnie. Projektanci wnętrz udekorowali wybieg
i otaczającą go przestrzeń, a hojni sponsorzy zadbali
o tematyczne budki fotograficzne.

Adelaide była pełna oczekiwania, a jednocześnie dręczył

ją lęk. Już niedługo zabraknie jej pretekstu, by spędzać czas
z Michaelem. Przysięgła sobie, że pozwoli mu odejść.
Wiedziała, że jest mu droga. Świadomość, że ją rani, byłaby
dla niego bolesna.

Michael jej pragnął. To było tak prawdziwe jak powietrze,

którym oddychali. Ale pożądanie to nie miłość. Adelaide była

background image

jednak przekonana, że Michael coś przed nią skrywa. Gdyby
ten uparty człowiek zawierzył jej swoje tajemnice, mogliby
mieć szansę na coś więcej.

Zamazała rysowaną przez siebie postać i zgniotła kartkę.

Nie chciała ryzykować, że skrzywdzi Michaela, wyznając mu
miłość przed rozstaniem. Był dla niej wszystkim, tak jak jej
mama była wszystkim dla jej ojca. Ale jaki ma wybór?

Wstrzymała oddech. Ma wybór. Inaczej niż ojciec, którego

ukochana zmarła. Może walczyć o Michaela.

- Kto bierze maszyny do szycia? – spytał Chris.

- My, więc może ty weź swoją walizkę MacGyvera ze

szpulkami, szpilkami i tak dalej.

- A co to jest MacGyver?

- Kto to jest… och, nieważne. – Mona pokręciła głową.

Członkowie zespołu Adelaide przygotowywali się do

wyjścia. Mieli odbyć pełną próbę pokazu i wszyscy nerwowo
się śmiali.

- Weźmiemy trzy samochody, okej? – Adelaide oparła ręce

o biurko i wstała. – Ruszajmy, moi drodzy.

Loft nie mógł wyglądać lepiej. Pozostawili białe ściany

i industrialny sufit, do którego idealnie pasowały ogromne
okna. Zmiękczyli tę przestrzeń tkaninami i zgaszonymi
kolorami ziemi. Ponieważ unikali jaskrawego oświetlenia, tam
gdzie mogli dodali kryształy załamujące światło. Ulubionym
elementem Adelaide była zasłona z kryształków w kształcie
łez wisząca na tle głębokich zieleni i błękitów budki
fotograficznej. By uniknąć głośnej muzyki, zatrudnili sekstet
barokowy.

background image

W pokazie brały udział trzy modele każdego projektanta.

Styl biznesowy swobodny, styl biznesowy formalny i strój
wieczorowy. Kolekcje biznesowe łączyły proste linie
z wygodą tak bliską ubrań szytych na miarę, jak to możliwe.
Najbardziej jednak ekscytowały ją stroje wieczorowe.

Smokingi ze szwami francuskimi i garnitury z ukrytymi

listwami i wszywkami, a także suknie, dla których można dać
się zabić. Staniki sukni nie miały koronki, cekinów czy
brokatu, które drażniłyby wrażliwą skórę. Zamiast tego
projektanci wykorzystali na przykład malowane tkaniny
i rozmaite kształty geometryczne.

Adelaide miała za co być wdzięczna. Dzięki temu, że

podjęła ryzyko, jej zawodowy cel był w zasięgu ręki. Pora, by
to samo zrobiła dla swojego życia osobistego.

Michael wszedł do loftu tak cicho, jak tylko było to

możliwe. Trwała próba, której towarzyszyły wyłącznie
niezbędne dźwięki. Adelaide stała przy końcu wybiegu,
szepcząc coś do mikrofonu zestawu słuchawkowego. Lekki,
choć ciągły ruch głowy wskazywał, że nic nie umyka jej
uwadze. Był z niej dumny.

Za trzy dni ich romans dobiegnie końca. Poczuł ból. Siłą

woli nabrał powietrza w płuca. Był w niej zakochany. Kochał
ją rozpaczliwie, jak szalony. Od kiedy? To działo się tak
powoli, że nie zdawał sobie z tego sprawy. Czy to było tamtej
nocy w klubie, kiedy jej taniec zamienił go w zazdrosnego
jaskiniowca? A może wcześniej? Kiedy wróciła z college’u.
Mądra pewna siebie kobieta, która potrafiła go rozśmieszyć.

Pragnął trwać u jej boku. Należała do niego. Ale to nie

była miłość, lecz żądza i egoizm. Nie był w stanie dać jej

background image

dziecka. Gdyby zechciała z nim zostać, mogłaby stracić
rodzinę. Jej marzenie o pracy w Hansol rozsypałoby się
w gruzy. Te wszystkie straty… Z czasem coraz bardziej by go
nienawidziła. Chciałaby odzyskać rodzinę i marzenia.
W końcu by go zostawiła. Tak jak jego była żona.

Zacisnął dłonie w pięści. Na myśl, że inny mężczyzna

kochałby Adelaide, miał ochotę podpalić świat. Nagle przestał
się przejmować, że pozbawiłby ją rodziny. Że jest
największym egoistycznym draniem. Byłby draniem, który
kocha ją bardziej niż świat. Który całuje ziemię, po której ona
stąpa. Nie mógł teraz się do niej zbliżyć. Nie mógł na nią
patrzeć ani oddychać tym samym powietrzem, bo musiałby ją
porwać. Sprawić, by z nim została. Ale to nie jest miłość. Nie
mógł jej tego zrobić.

A zatem wyszedł.

Niewiele widząc, pojechał do Ritza. Garrett umieścił go na

liście gości swojego dawnego penthouse’u. To było najbliższe
miejsce, gdzie mógł znaleźć prywatność. Kiedy znalazł się
w mieszkaniu najlepszego przyjaciela, zrzucił marynarkę
i krawat i wziął z barku najpełniejszą butelkę, jaką znalazł.

Zamierzał się porządnie upić.

Nie wiedział, ile czasu minęło, gdy zapadła ciemność.

Wypił pół butelki i czuł, jakby w głowie miał watę, choć jego
pragnienia były wciąż jasne. I głośne. Moja Adelaide. Moja.
Moja.

Nie, nie moja. Kochał ją, a skoro tak, musi pozwolić jej

odejść. Ich szczęście nie trwałoby długo. Nie mógł jej dać
wszystkiego, na co zasługiwała, ale mógł dać jej wolność, by
znalazła mężczyznę, który jej to wszystko ofiaruje.

background image

Pociągnął kolejny łyk z butelki i usłyszał dźwięk windy.

Pokręcił głową, uznał, że tylko mu się wydawało.

- Co, do diabła? – krzyknęła Adelaide.

Poniewczasie przypomniał sobie, że także ona była na

liście Garretta. Jego oczy przywykły już do ciemności
rozświetlonej tylko światłem latarni. Widział wyraz jej twarzy.
Była wściekła.

- Co do cholernego diabła, Michael?

- Hej, Adelaide – rzekł radośnie. Może naprawdę udało mu

się upić. – Super cię widzieć.

- Od wielu godzin dzwonię do ciebie i wysyłam esemesy.

Pojechałam nawet do twojego domu. Włamałam się przez
twoje cholerne tylne drzwi, żeby sprawdzić, czy nic się nie
stało. Ale ciebie tam nie było! – krzyczała. – Nigdzie cię nie
było. Tu się ukryłeś, żeby się narąbać. Ignorujesz moje
telefony, a ja się zamartwiam. Gdybym sobie nie
przypomniała, że czasami się tu zatrzymywałeś, jak
pracowałeś do późna, nie byłoby mnie tu. I co się, do diabła,
dzieje?

- Przepraszam. Wyłączyłem telefon, nie wiedziałem, ile

czasu minęło – rzekł skruszony. – Zajrzałem na próbę,
wszystko wyglądało spektakularnie. Ale miałem paskudny
dzień i nie chciałem psuć wam radości.

- Powinieneś przynajmniej napisać mi esemesa. – Złość

powoli z niej wyparowywała.

- Wiem. Nie chciałem cię martwić, a tylko bardziej cię

zmartwiłem. Wybaczysz mi?

background image

Wstał z kanapy. Kiedy delikatnie pocałował ją w usta,

przyjęła pocałunek. Słodka szczodra Adelaide.

- Oczywiście. Celowo nikogo byś nie skrzywdził.

Jej dobroć i zaufanie rozdzierało go na kawałki. Jak mógł

nie kochać tej kobiety? Pocałował ją z całą tłumioną miłością.
Otworzyła usta, z których wypłynęło coś między jękiem
a łkaniem. Jej pocałunek był pełen żądań. Wyciągnął jej
bluzkę zza paska spódnicy. Zaczął ją rozpinać, aż w końcu
zniecierpliwiony szarpnął poły bluzki.

- Michael… – Zabrała się za jego koszulę.

Przeklął pod nosem i zrobił z koszulą to samo co z jej

bluzką. Chciał poczuć jej nagie ciało na swoim nagim ciele.
Pociągnął ją na kanapę i posadził sobie na kolanach.
Podciągnął jej spódnicę. Rozpiął spodnie i zsunął je razem
z bielizną.

- Potrzebuję cię. – Przesunął pasek jej fig. – Obiecuję, że

wszystko będzie dobrze.

- Biorę pigułkę. Będzie dobrze. Nie chcę, żeby cokolwiek

nas dzieliło.

Wchodząc w nią, polizał jej szyję, a potem przeniósł wargi

na jej piersi.

- Jesteś moja. – Uniósł jej biodra i wsunął się głębiej. –

Powiedz to, Adelaide.

- Jestem twoja, na zawsze.

- Moja. Na zawsze.

- A ty jesteś mój. Na zawsze.

- Jestem twój – odparł gorączkowo.

background image

Znaleźli wspólny rytm i doszli równocześnie, czemu dali

wyraz zdyszanym krzykiem.

Fizycznie wykończony, za to z absolutnie jasnym umysłem

wstał, trzymając Adelaide w ramionach.

Zabrał ją do sypialni, ułożył na łóżku i położył się obok.

Tę noc spędzą w objęciach. Po raz pierwszy. I ostatni.

- Kocham cię – szepnął, wtulając twarz w jej włosy

i zasnął, zanim odpowiedziała.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Michael ją kocha. Kocha ją! Usłyszała to bardzo wyraźnie,

nim zasnęli.

Teraz już nie spała i patrzyła na twarz mężczyzny, który ją

kochał. Mężczyzny, którego ona kochała do szaleństwa. Nagle
niepokój związany z tym, że Michael chciał zakończyć ich
związek, a ona by mu na to pozwoliła, żeby go nie zranić,
wydał jej się głupią stratą czasu.

Teraz zamierzała się cieszyć każdą wspólną sekundą.

Położyła rękę na jego policzku. Poruszył się przez sen,
a wtedy musnęła jego wargi pocałunkiem.

- Dzień dobry.

Uśmiechnął się sennie, nie podnosząc powiek. Ona też się

uśmiechnęła. Nagle otworzył oczy, a jego uśmiech zamienił
się w grymas.

- Dzień dobry, moja piękna. – Wygramolił się z łóżka

i zaczął zbierać ubrania.

- Michael?

- Nie powinienem był cię zatrzymywać na noc –

powiedział z żalem, ubierając się w pośpiechu.

Co? Próbuje zatuszować, że wyznał jej miłość?

- Nie zatrzymałeś mnie. To ja zdecydowałam, że zostanę

z tobą. – Jej troska zamieniła się w irytację.

background image

- Wychodzę. Ty wyjdź za jakąś godzinę. Przynajmniej nie

zostaniemy razem sfotografowani.

- Nie możesz teraz wyjść. – Owinęła się kołdrą i wstała. –

Najpierw musimy porozmawiać.

- Muszę iść. Porozmawiamy później. Obiecuję. – Podszedł

do niej i lekko ścisnął jej ramiona. – To ty chciałaś utrzymać
naszą relację w tajemnicy. Nie możemy zachować się
nierozsądnie dwa dni przed pokazem. Zapomniałaś, co mówiła
twoja babka?

- Oczywiście, że nie. Pokaz mody jest dla mnie ważny. Ale

to, o czym musimy porozmawiać, jest ważniejsze.

- Odzyskałaś dobre imię, a impreza z pewnością będzie

sukcesem. Zdjęcie, na którym wychodzimy razem z hotelu, to
byłaby katastrofa. Porozmawiamy wieczorem.

- Myślałam, że w końcu zauważyłeś, że jestem dorosła

i sama podejmuję decyzje. Nikt, nawet ty, nie będzie mi
mówił, co jest dla mnie dobre.

- Daj spokój. – Wsunął palce we włosy. – To nie fair.

Staram się tylko wykonywać swoją pracę.

- Świetnie. Ale godzinę zaczekasz, bo ja wyjdę pierwsza.

Ubrała się w łazience. Była zbyt wściekła, by zawracać

sobie głowę myciem włosów, więc związała je na czubku
głowy. Zapięła marynarkę z nadzieją, że zakryje oderwane
guziki bluzki. Kiedy wyszła z łazienki, Michael krążył po
pokoju z zatroskaną miną.

- Adelaide. – Ruszył ku niej z wyciągniętymi rękami.

- Nie dotykaj mnie – warknęła.

background image

- Wiem, o czym chcesz rozmawiać. Ale to musi poczekać.

Teraz musimy zapobiec katastrofie – stwierdził z nutą
desperacji w głosie.

- Co zmieni pół godziny?

- Jest dość wcześnie, niewiele osób nas zobaczy. Musimy

wyjść stąd jak najszybciej.

- Świetnie. Wychodzę.

- Nie tak – błagał, wskakując z nią do windy. – Nie

odchodź w złości. Robię to, żeby cię chronić.

- Zrób mi przysługę i nie chroń mnie. – Wysiadła z windy,

gdy ta zatrzymała się na dole.

- Adelaide, nie możesz tak odejść.

Szła przed siebie, nie zatrzymując się. Michael chwycił ją

za rękę. Uwolniła się mocnym szarpnięciem.

- Czemu nie?

Nie miał szansy odpowiedzieć, bo w tym samym

momencie zaczęły błyskać flesze.

Po wszystkim, czego dokonała, zrobił jej coś takiego. Dwa

dni przed imprezą. Złamał jej serce, zrujnował jej opinię
i naraził na szwank jej karierę.

Otoczył ją ramieniem i pochylając jej głowę, prowadził ją

do samochodu. Wepchnął ją na siedzenie pasażera, wskoczył
za kierownicę i szybko ruszył.

- Niech to szlag! – Uderzył pięścią w kierownicę. –

Wybacz, zajmę się tym.

background image

- Sama się tym zajmę – odparła chłodno. – Mam jutro

wywiad w porannym programie telewizyjnym. Wykorzystam
to, żeby rozwiać plotki. Te zdjęcia nie mogą zaszkodzić
pokazowi.

- W telewizji mogą cię zaskoczyć, wciągnąć w zasadzkę.

- Dam sobie radę – odwarknęła. – Może wreszcie

zaczniesz mnie doceniać. Zawieź mnie do domu.

- Nie do biura?

- I co? Sam stawisz czoła babce?

Zamilkł. Nie mógł uwierzyć, że zapomniał o pani Song.

Tak się martwił o Adelaide, że przestał logicznie myśleć.

- Dziś rano jest wolna, więc powinna być w domu.

- Okej, zawiozę cię do domu.

- Miło, że w końcu się w czymś zgadzamy. – Gotowała się

ze złości.

Drogę do Pacific Palisades spędzili w milczeniu. Michael

myślał o tym, jak się wytłumaczą pani Song.

- Musimy wymyślić, co powiemy babce – rzekł w końcu.

Potrzebowali wiarygodnego wytłumaczenia, by przekonać

panią Song, że Adelaide znów nie zaczęła szaleć.

- Powiemy jej prawdę – odparła, patrząc przez okno.

- Słucham? – Chyba się przesłyszał.

- Ukrywanie prawdy to jedno, ale nie będę kłamała babci

w oczy.

- Pomyśl, jaka jest stawka.

background image

- Ani na sekundę nie straciłam jej z widoku. Muszę

wierzyć, że babcia zrozumie, dlaczego zrobiliśmy to, co
zrobiliśmy.

Michael mocno ścisnął kierownicę. Dlaczego zrobiliśmy

to, co zrobiliśmy. No właśnie, dlaczego? Żeby zaspokoić
pożądanie? Nie, do diabła. To była miłość. Ale nie mógł tego
przyznać w obecności pani Song. Nie mógł się stać powodem
ich konfliktu. Nie był tego wart.

Zdawało się, że Adelaide wzięła jego milczenie za zgodę,

ale już wiedział, co ma zrobić.

Kiedy zaparkował, wysiadła z samochodu pierwsza.

Liliana otworzyła im z uśmiechem, który znikł, gdy ujrzała ich
miny.

- Pani Song jest w gabinecie.

- Dziękuję – rzekł cicho Michael.

Adelaide zapukała do drzwi z determinacją.

- Proszę – odezwał się głos babki. Na ich widok jej oczy

lekko się zaokrągliły. – Co tu robicie o tej porze? Chyba nie
ma problemu z pokazem mody?

- Nie, nie ma problemu z pokazem. Przyjechaliśmy, bo

chcemy ci coś powiedzieć. Michael i ja jesteśmy razem –
oznajmiła Adelaide bez zbędnych wstępów.

Kiedy brała oddech, wykorzystał ten moment i wtrącił:

- Ale to już koniec. Ten intensywny wspólny czas obudził

w nas emocje, które wzięliśmy za miłość. Zrozumieliśmy nasz
błąd i teraz skupiamy się na pokazie.

background image

Adelaide patrzyła na niego zbolałym wzrokiem. Widział

to, lecz musiał być silny za nich dwoje.

- O co tu właściwie chodzi? – spytała pani Song.

- Dziś rano zrobiono nam zdjęcia, jak wychodziliśmy

z penthouse’u Garretta w hotelu – oświadczyła Adelaide.

- Pracowaliśmy nad ostatnimi przygotowaniami do

imprezy – wtrącił znów Michael. – Ale media przedstawią to
w innym świetle.

- Pozwoliliście na coś takiego dwa dni przez pokazem? –

Pani Song podniosła głos.

- To nerwy. – Michael mówił spokojnie. W końcu

rozmawiali o biznesie. – Jakkolwiek było, popełniliśmy błąd,
ale go naprawimy.

- To prawda, Adelaide?

- Tak, babciu, popełniliśmy błąd – odparła i zmierzyła

wzrokiem Michaela. Zapędził ją w kozi róg. Była
rozczarowana. – Poradzę sobie z tą sytuacją i pokaz odbędzie
się bez przeszkód. Nie zawiodę cię.

- To nie pora na kłótnie ani podziały w rodzinie. Co się

stało, to się nie odstanie. Wierzę, że naprawicie tę sytuację –
rzekła pani Song do zszokowanych jej reakcją Adelaide
i Michaela. – Potraficie to zrobić. Musicie. Twoja pozycja
w Hansol, Adelaide, wciąż zależy od sukcesu pokazu. Nie
będę ci stawać na drodze, ale też nie wyciągnę pomocnej ręki.
Nosisz nazwisko Song. Pokaż mi, co jesteś warta.

Dzięki Bogu. Wciąż ma szansę. Wciąż może spełnić swoje

marzenie. Ale rysy na sercu Michaela się pogłębiły.

background image

- Przepraszam – powiedziała Adelaide. – Nie zawiodę

twojej wiary we mnie, babciu.

Michael wiedział za to, że w niego już nie wierzy.

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

- Jesteśmy z Michaelem starymi przyjaciółmi. Właściwie

jesteśmy bardziej jak rodzina. Czasami sprzeczamy się jak
rodzeństwo. Wychodząc z Ritza, byliśmy wykończeni po
próbie pokazu, który był zachwycający. Bilety są wyprzedane,
ale będzie transmisja na żywo, która pozwoli widzom
oglądającym nas w sieci wziąć udział w aukcji.

Adelaide położyła ręce na piersi. Była zresztą szczerze

przejęta. Tyle że w miejscu serca miała pustkę.

- Ale o czym to ja mówiłam? A tak, o sprzeczce

z Michaelem. Nie zgadzaliśmy się w pewnej kwestii
i pokłóciliśmy się jak nigdy dotąd.

- Nazwałaby to pani kłótnią kochanków? – spytał

gospodarz programu z prowokującym uśmiechem.

- Nie łączy nas miłość. Tyle mogę panu powiedzieć. –

Puściła do niego oko. – Bardzo mi wstyd, bo brzmi to
niedojrzale, ale z powodu niewyspania i stresu człowiek robi
naprawdę głupie rzeczy. Jutro, kiedy już będzie po naszym
fantastycznym pokazie i aukcji, jestem pewna, że wszyscy
będziemy znów przyjaciółmi.

- Mówi pani o pokazie z wielkim entuzjazmem. Może nas

pani zachęcić do oglądania?

- Świat jest piękny dzięki swojej różnorodności. Nasz

pokaz mody to jej święto. Mamy głęboką nadzieję pokazać, że

background image

akceptacja różnorodności jest świadectwem tego, co
w człowieku najlepsze.

Nastąpiło cięcie, potem brawa, i wreszcie Adelaide mogła

opuścić studio telewizyjne z triumfalnym uśmiechem. Może
jej życie osobiste jest w ruinie, ale nosi nazwisko Song i nie
pozwoli, by złamane serce stanęło na przeszkodzie sprawie,
której tyle poświęciła.

Choć wykonali tytaniczną pracę, ostatnie przygotowania

trwały przez całą noc. Zresztą Adelaide i tak oka by nie
zmrużyła. Miała wrażenie, że boli ją każda komórka ciała.
Praca nie przynosiła ulgi w bólu, za to odwracała uwagę od
najboleśniejszej rzeczy – kłótni z Michaelem.

„Emocje, które wzięliśmy za miłość”. „Ale to już koniec”.

Wiedziała, że to nieprawda, i to bolało najbardziej. Nie

ufał jej. Bał się, że będzie dla niego ciężarem. Że będzie
musiał dźwigać to brzemię razem z tym, co przed nią skrywał.

Do końca dnia pakowała rzeczy, które mogły się przydać

na pokazie. Kiedy kupiła dziesięć rolek taśmy klejącej,
stwierdziła, że wpada w panikę. Zresztą nie tylko ona.
Projektanci zasypywali ją esemesami, aż telefon się przegrzał.
Zanim do mniej dotarło, co się dzieje, nadeszła pora
rozpoczęcia pokazu. Włożyła na tę okazję biały smoking,
który był jej wkładem do kolekcji.

Michael się pojawił, ale trzymał się z daleka. Przywitał się

i życzył jej powodzenia. Może tak jest najlepiej. Gdyby był
blisko, nie mogłaby się skupić. Po powitalnym koktajlu
zaprowadziła na miejsca babkę i pozostałych VIP-ów, czując,
jak w jej żyłach krąży adrenalina.

background image

Prezentowane przez modelki i modeli stroje biznesowe

spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem gości. Ale gdy na
wybiegu pojawiły się formalne stroje, zapadła pełna podziwu
cisza. Goście byli oczarowani miejscem, scenerią, muzyką,
a przede wszystkimi strojami, w których osoby z autyzmem
nie czuły dyskomfortu.

Adelaide przełknęła emocje, które ściskały jej gardło,

i weszła na scenę, by przedstawić drużynę projektantów.

- Proszę państwa o uwagę – mówiła do mikrofonu. – Pora

ogłosić zwycięzcę konkursu. Jak widzieliście, poziom był
wyrównany. Ale ten projekt najlepiej uchwycił ducha naszego
pokazu. Zwycięzcą jest… Mona Andrews!

Rozbrzmiała burza oklasków, koledzy gratulowali Monie,

która popłakała się z radości.

Aukcja była równie ekscytująca, goście rywalizowali

o ulubione stroje. Ostro licytowano czerwony garnitur Mony.
Adelaide obserwowała to z euforią, która niemal unosiła ją
z ziemi. Zrobili to. Ona to zrobiła.

Na koniec projektanci ją uściskali.

- Byliście niesamowici, jestem z was cholernie dumna –

powiedziała, uwalniając się.

- Mieliśmy niesamowitą liderkę – rzekł Chris, a pozostali

mu przytaknęli.

- A teraz idźcie się zabawić. Zasłużyliście na to.

- Adelaide. – Babka pojawiła się u jej boku i mocno ją

przytuliła. – Gratuluję, skarbie. Jestem z ciebie dumna.

- O Boże, dziękuję, babciu. – Łzy napłynęły jej do oczu.

background image

- To było niesamowite. Nie wolni ci nigdy w siebie

zwątpić. W to, kim jesteś. W swój talent – mówiła babka
wzruszonym głosem. – Będziesz znakomitą szefową działu.

Adelaide zabrakło słów. Kiedy odzyskała głos, ujęła dłonie

babki w swoje.

- Nie zawiodę cię, babciu.

- Wiem. – Oczy babki lśniły od łez.

- Gratuluję, kuzynko. – Colin wziął ją w niedźwiedzi

uścisk.

- Dzięki, Colin.

- Ciesz się tą chwilą – rzekł. – Babciu, mogę cię

odprowadzić do samochodu?

- Tak, powinnam już iść. – Babka raz jeszcze ścisnęła rękę

Adelaide, po czym oddaliła się z Colinem.

Adelaide została w lofcie do chwili, gdy wyszli ostatni

goście i pracownicy. Wszyscy poza Michaelem. Stał w cieniu
przy ścianie, wodząc za nią wzrokiem.

- Jesteś w końcu gotowy porozmawiać? – spytała

zwodniczo spokojnym tonem. W środku drżała ze strachu,
zapominając o sukcesie. – To, co powiedziałeś do mojej
babki… Tego naprawdę chcesz?

- Adelaide. – Jej imię zabrzmiało jak błaganie. Ale

błaganie o co? Odepchnął się od ściany i podszedł do niej. –
Tak ustaliliśmy. Tak będzie najlepiej.

- Nie musimy niczego kończyć. – Wzięła kilka oddechów,

by nie spanikować. – Nie twierdzę, że moja opinia nagle stała
się dla mnie nieważna, ale bycie z tobą jej nie zepsuje. Na

background image

początku mogą gadać, ale szybko się przekonają, że jestem
dorosłą kobietą w poważnym związku. I przestaną się nami
interesować.

- A co z babką? Pokaz był ogromnym sukcesem. Nikt nie

może tego zakwestionować. Zostaniesz szefową działu
w Hansol. Jeśli teraz sprzeciwisz się babce, narazisz na
szwank swoją karierę.

- Nie mówimy o romansie. Czemu babka miałaby się nie

zgodzić na nasz związek?

- Są sprawy, których nie rozumiesz. Nie stanę między

twoją rodziną i twoim marzeniem.

- A tamta noc… Powiedziałeś, że mnie kochasz.

- Wiem.

- Więc dlaczego? Ja też cię kocham. Zawsze cię kochałam.

- To nieprawda. Wiem, że się we mnie durzyłaś, jak byłaś

dziewczynką, ale to nie była miłość. A nawet jeśli była, mylisz
przeszłość z teraźniejszością. Namiętność, która nas łączy, to
nie miłość. Proszę, nie możesz mnie kochać.

- Dlaczego? Czemu nie możemy być razem?

- Uwierz mi, nie możemy. Nie możesz mnie kochać.

- Czemu wciąż to powtarzasz? – Położyła rękę na jego

sercu. – Niczego od ciebie nie chcę. Jeśli nie możesz mi dać
więcej niż to, co już mamy, niech to nam wystarczy. Tylko nie
odtrącaj mojej miłości. Moje serce należy do ciebie.

Jego oddech stał się płytki. Potem Michael zacisnął

powieki i znów otworzył oczy, pozbawione teraz życia.

- To koniec, Adelaide.

background image

- Nie, Michael. Proszę.

- Jeśli ze mną zostaniesz, stracisz, co dla ciebie ważne.

- Co ukrywasz? Powiedz mi.

- Nie chcesz ze mną być. – Odetchnął głęboko. – A ja nie

chcę być z tobą.

- Jesteś potwornie kiepskim kłamcą.

- Adelaide…

- Dość tego. Nie wiem, co ukrywasz ani czego się boisz.

Ale słyszę, co mówisz. – Zrobiła krok do tyłu. – Wszystko
zniszczyłeś. Cokolwiek ukrywasz, przed czymkolwiek się
bronisz, mam nadzieję, że jest tego warte.

Miała dość, jego kłamstwa raniły go tak samo jak ją. Jedno

się nie zmieniło. Może nawet ją kochał, ale jej nie ufał. Dla
niego pozostała małą bezradną dziewczynką. Ciężarem, nie
partnerem. Westchnęła i wyszła, nie oglądając się za siebie.
Nie roniąc ani jednej łzy.

Nazajutrz rano nie miała ochoty wstawać z łóżka. Pokaz

się odbył, projektanci się pakowali i żegnali. Zasługiwała na
dzień smutku. Ból zelżał, stał się tępy, z takim bólem mogła
żyć. Straciła Michaela, ale dostanie Hansol. Jak babka
poświęci życie firmie i tym jakoś wypełni pustkę.

Patrzyła na sufit. Cieszyła się, że był biały, choć ściany

kazała pomalować jadeitową zielenią. Pustka białego sufitu
wydawała się znajoma, działała uspokajająco.

Liliana zapukała do drzwi i cicho weszła do środka.

Przyniosła kubek mleka i grzankę. Jej pełne troski spojrzenie
było o wiele trudniej znieść niż biel sufitu.

background image

- Adelaide, moja droga. Pani Song chce cię widzieć.

Myślisz, że mogłabyś coś przekąsić i zejść na dół?

- Nie, dziękuję.

- Tak mi przykro, ale nie mogę stąd wyjść, dopóki tego nie

zrobisz. – Liliana przycupnęła na skraju łóżka. – Wiemy, że
dwa dni temu coś się stało. Krążysz po domu jak duch. Aż
dziw, jak świetnie trzymałaś się na pokazie.

- To po prostu boli.

- Och, moja droga. – Liliana delikatnie ścisnęła jej rękę. –

Może babka ci pomoże. Ma w tym doświadczenie.

- Okej, ale nie będę jeść.

- Dobrze. Pozwól, że ci pomogę.

Kiedy wstała, pokój zawirował. Liliana otoczyła ją

ramieniem i sprowadziła na dół. Z każdym krokiem
odzyskiwała siłę. Gdy stanęły przed drzwiami pokoju babki,
czuła się już silna. I była wściekła.

Bez pukania weszła do środka i uklękła na macie. Wydało

jej się, jakby pod kolanami zamiast maty miała kłody drewna.

- Chciałaś mnie widzieć, babciu?

- Adelaide, spójrz na mnie.

Podniosła wzrok. Wylała się z niej złość i rozżalenie.

- Jesteś mną rozczarowana, bo wzięłam sobie dzień

wolnego? Czy powinnam siedzieć w studio i czekać, aż
powstanie mój dział?

- Moje dziecko…

background image

- Nie jestem twoim dzieckiem. Jestem dorosłą kobietą.

Czy nigdy tego nie zaakceptujesz?

Zachowywała się niewyobrażalnie nieuprzejmie. I to bez

powodu. Czemu na babkę wylewa swoją złość?

- Nie trzymałam cię z dala od Hansol dlatego, że się nie

nadajesz. Wiedziałam, że sobie poradzisz. Jesteśmy do siebie
podobne. Dlatego się obawiałam. Po śmierci twojego dziadka
postanowiłam poświęcić się Hansol i zaniedbałam inne
aspekty życia. Nawet was, dzieci.

- Nie, to nie…

- Posłuchaj, dziecko. Pozwoliłam, żeby ambicja mnie

zaślepiła, ale firma nie wystarczyła, żebym czuła się
spełniona. Potrzebowałam do tego dzieci i wnuków. Każdy
z was znaczy dla mnie więcej niż cały świat. A jednak
niewiele brakowało, żebym tego nie zauważyła i zamknęła się
w pułapce samotności.

Babka wzięła Adelaide za rękę.

- Nie chciałam tego dla ciebie. Myślałam, że jeśli nie

dopuszczę cię do pracy w firmie, odnajdziesz własną drogę.
Pójdziesz za marzeniami. Teraz wiem, że twoim marzeniem
jest Hansol. Poza tym jesteś ode mnie silniejsza. Użyjesz
rozumu, żeby znaleźć w życiu równowagę. Jestem dumna
z kobiety, jaką się stałaś.

- Och, babciu. A ja cały czas myślałam, że nie uważasz

mnie za dość dobrą.

- Wiem i przepraszam, że porównuję twoje życie z moim.

- Ja… muszę ci coś powiedzieć. Kocham Michaela, ale on

mnie zostawił. – Położyła głowę na kolanach babki. – On nie

background image

widzi we mnie kobiety, tylko dziecko. Kocha mnie, ale mi nie
ufa. A ja kocham go ponad życie.

- Tak podejrzewałam – rzekła cicho babka. – Nie

wiedziałam, że to zaszło tak daleko.

- Wybacz, że to przed tobą ukrywałam. Myślałam, że

kiedy przyjdzie czas, pozwolę mu odejść. Próbowałam…

- Och, kochanie. On cię kocha tak, jak tylko mężczyzna

może kochać kobietę. I widzi, kim jesteś. – Pogłaskała
Adelaide po głowie. – Nie rezygnuj z niego.

- Za późno, on ze mnie zrezygnował. Zrezygnował z nas. –

Wzięła głęboki oddech i usiadła. – Nie mogę być tam gdzie
on. Chcę pracować dla Hansol, ale wyślij mnie do Nowego
Jorku. Tam mogę rozpocząć pracę.

- To da się załatwić, ale czy jesteś pewna?

- To jedyna rzecz, której jestem pewna. Muszę wyjechać.

Nowa praca pomoże mi się podnieść. Przeżyję, ale nie tu.

- Dobrze. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.

Był już w domu, choć nie pamiętał, jak tu dotarł po

pokazie mody. W słabym świetle poranka wszystko wyglądało
jakoś inaczej. Byle jak, bezbarwnie. Prawdę mówiąc, nie lubił
swojego domu. Niczego nie lubił. A najbardziej siebie.

Zerknął na opróżnioną do połowy butelkę szkockiej. Teraz

sobie przypomniał. Nalewał sobie drinka za drinkiem i pewnie
zasnął na kanapie. Był już ranek, a on zaniedbywał swoje
obowiązki. Powinien monitorować, czy ktoś nie zechce
zniszczyć zwycięstwa Adelaide plotkami o ich nocy w Ritzu.

background image

Poniewczasie sięgnął po telefon i przejrzał alerty. Autyzm

był nadal modnym tematem wśród wpływowych gości
pokazu, między innymi Mateo Sancheza i jego córki. Na
szczęście tabloidy i kolumny plotkarskie zajmowały się czymś
innym.

Oparł głowę i zakrył oczy. Gdzie jest Adelaide? Czy cierpi

tak jak on? Boże, nie mógł nawet o tym myśleć. Nie wiedział,
że strata Adelaide będzie tak bolała.

Zranił ją, by ją chronić. A jednak chciał się z nią zobaczyć.

Nie miał pojęcia, co powie, ale musiał się przekonać, że nic jej
nie jest. Zablokowała go w swoim telefonie. W biurze też nie
odbierała. Kiedy dodzwonił się do recepcjonistki, usłyszał, że
nie ma jej w pracy.

W takim razie musi być w domu. Wziął prysznic

i wskoczył do najszybszego ze swoich sportowych aut. Po
drodze przekroczył wszystkie limity prędkości.

- Liliano, muszę się widzieć z Adelaide – wyrzucił

z siebie, gdy drzwi rezydencji Songów się uchyliły.

- Michael – rzekła chłodno. Potem podjęła uprzejmie: -

Wejdź, powiem pani Song, że jesteś. Mam przeczucie, że
chciałaby z tobą porozmawiać.

- Ale Adelaide…

- Nie igraj z losem. Nigdy nie widziałam, żeby to kochane

dziecko tak cierpiało. Nie obchodzi mnie, co zrobiłeś ani
dlaczego. Niczego ode mnie nie oczekuj, bo najchętniej
zatrzasnęłabym ci drzwi przed nosem.

To wystarczyło, by zabrakło mu słów. Gdzie zniknęła ta

łagodna Liliana? Jej zachowanie wiele mówiło o stanie

background image

Adelaide. O Boże. Co on zrobił?

Poszedł za nią do pokoju pani Song i stał pod drzwiami,

kiedy weszła do środka porozmawiać z matką rodu. Gdy
wyszła, rzuciła mu pełne złości spojrzenie.

- Przyjmie cię.

- Dziękuję, Liliano.

Odwróciła się i odeszła. Michael wszedł do pokoju i ukląkł

na macie.

- Dzień dobry, pani Song.

- Już minęło południe i nie jest to dobry dzień – odparła.

- Pewnie pani uważa, że na to nie zasługuję, ale muszę się

widzieć z Adelaide. Chcę sprawdzić, jak się czuje.

- Nie zasługujesz na spotkanie z moją wnuczką. I nie, nie

czuje się dobrze.

- Tak mi przykro. Proszę, pani Song. Czy mogę ją

zobaczyć, choćby po raz ostatni?

Westchnęła, jej twarz złagodniała.

- Coś ty sobie zrobił?

- Nieważne. Zawiodłem ją. To tylko potwierdza, że na nią

nie zasługuję. Mimo to muszę ją zobaczyć.

- Ona wyjechała.

Jego czoło pokryły kropelki potu.

- Wyjechała? Dokąd?

- Pół godziny temu pojechała na lotnisko, zamieszka

z Garrettem i Natalie. Jak będzie gotowa, zacznie pracę

background image

w oddziale w Nowym Jorku.

- Jest taka zła, że musi lecieć na drugi koniec kraju?

- Wydaje mi się, że jest tak zdruzgotana, że nie ma już

miejsca na złość. Największą siłą i największą słabością
rodziny Songów jest to, że kochamy za bardzo – rzekła Grace,
wyglądając przez okno. – Ona cię kocha. Chciała być dla
ciebie wszystkim. Kiedy ją odtrąciłeś, uznała to za swoją
porażkę. Myśli, że nie jest dla ciebie dość dobra.

- Nie jest dla mnie dość dobra? Wie pani, że nie mogę dać

jej dziecka. Nawet gdybym mógł, nie zasługiwałbym na nią.
Jest najwspanialszą kobietą, jaką znam.

- Sądzi, że jej nie ufasz, że wciąż widzisz w niej bezradne

dziecko. Ciężar.

- Ciężar?

- Próbowałeś jej powiedzieć, że nie możesz mieć dzieci?

Pomyślałeś, że to ona powinna zdecydować, czy chce z tobą
być? Wiesz w ogóle, czy ona chce mieć dzieci?

- Nie, ale chodzi o coś więcej. Nie wierzyłem, że

pozwoliłaby pani Adelaide mnie poślubić. Pani i James
chcecie, żeby miała dzieci. Rozumiem to, ale nie mogłem jej
kazać wybierać mną i wami. Gdyby straciła teraz pani
wsparcie, co by się stało z jej marzeniem o pracy w Hansol?

- Pozwolić jej cię poślubić? Czy przykład Garretta niczego

cię nie nauczył? Jeśli chodzi o miłość, my Songowie jesteśmy
nieugięci. Gdyby Adelaide chciała z tobą być, na nic by się
zdał mój protest. I jak śmiesz zakładać, że wykorzystałabym
twoją bezpłodność przeciw tobie? Jak śmiesz zakładać, że nie
dopuściłabym Adelaide do Hansol po tym, czego dokonała?

background image

Słysząc to, na chwilę stracił głos. Mówił sobie, że to

Adelaide i pani Song stoją na drodze do ich szczęścia. A to był
on. Bał się, że Adelaide go znienawidzi i opuści. Tak jak
Kathy. Więc wolał sam wybrać czas i sposób rozstania.

- Nigdy nie myślałem, że pani tak zrobi, Teraz to wiem.

- Tak się okopałeś w poczuciu winy i wstydzie, że

traktowałeś ukochaną kobietę jak bezmyślne dziecko.

- Myliłem się. – Przez swój lęk zniszczył to, co było

w jego życiu najlepsze. – Myśli pani, że ona mnie wysłucha?
Czy już za późno?

- Skąd mam wiedzieć? Wypłakała się w moich ramionach.

Prawie cię wtedy znielubiłam. Nigdy nie widziałam, żeby tak
cierpiała.

- Proszę dać mi szansę, żebym mógł jej to wynagrodzić.

I pani – błagał.

- Gdybym nie traktowała cię jak rodzinę, przegnałabym cię

na cztery wiatry. Wciąż chętnie ukryłabym przed tobą
Adelaide, ale to jej decyzja. Nie twoja i na pewno nie moja. –
Nabrała głęboko powietrza. – Walcząc o nią, musisz walczyć
z tym, co w tobie siedzi. Oboje zasługujecie na to, żeby
wiedzieć, czy jesteś jej wart.

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY

- Na pewno niczego już ode mnie nie chcesz? – spytała

Natalie, otulając kocem ramiona Adelaide.

- Chcę, żebyś przestała mnie niańczyć, mamuśko – odparła

Adelaide z udawanym niezadowoleniem. – Inaczej przeniosę
się do hotelu.

- Zrobiłabyś to, przynosząc wstyd rodzinie? – Natalie

udała przerażenie. – Wszyscy by nas uznali za bezdusznych.

Adelaide się zaśmiała. To był szczery śmiech. Dzięki

trosce i bliskości Garretta, Natalie i Sophie czuła się tak
szczęśliwa, jak to było możliwe w tym momencie. W Nowym
Jorku czuła się też nieco swobodniej niż z babką i ojcem. Co
nie znaczy, że pozwoli się rozpieszczać. Nie przybyła do
Nowego Jorku użalać się nad sobą, tylko skupić się na swojej
linii ubrań dla Hansol.

- Na pewno niczego nie potrzebujesz? – Garrett zajrzał do

pokoju, trzymając Sophie za rękę. Dziewczynka beztrosko
uśmiechnęła się do Adelaide.

- Możecie przestać? Nie chcę się czuć, jakbym była dla

was ciężarem. Dość tego.

- Okej, okej. Jezu, siostro. Jak tupniesz, jesteś groźna.

Zauważyła, jak bardzo brat zmienił się, odkąd poślubił

Natalie. Zazdrościła im szczęścia, co było głupie.

background image

Gdy usiedli do zabawy z Sophie, zadzwonił dzwonek

u drzwi. Wszyscy zamarli. To mógł być kurier. Gdy dzwonek
znów się odezwał, Garrett wyjrzał przez okno.

- Co do diabła? – mruknął i rzucił pełne winy spojrzenie na

siostrę, która na szczęście go nie słyszała. – To Mike.

Adelaide głośno wciągnęła powietrze. Natalie wzięła ją

w ramiona i zaczęła ją kołysać.

- Wszystko dobrze, kochanie. Garrett go odeśle.

Adelaide zacisnęła powieki. Była gotowa zostawić za sobą

przeszłość. Co nie znaczy, że w tym momencie była gotowa na
spotkanie z Michaelem. Była silna, ale nie była masochistką.

Garrett zbiegł na dół. Tupot jego nóg brzmiał tak groźnie,

że Adelaide się zaniepokoiła. Zanim pomyślała, by zejść na
parter, usłyszała otwierane i niemal natychmiast zatrzaskujące
się drzwi. Nieświadomie nadstawiała uszu, ale nie słyszała
głosu Michaela. Ani brata, prawdę mówiąc.

Gdy Garrett wrócił na górę, podbiegła do niego Natalie.

Zaciskał pięść i się krzywił. Natalie ujęła jego dłoń
i podmuchała na posiniaczone knykcie.

- Uderzyłeś go?

Garrett uśmiechnął się ze wściekłą satysfakcją.

- Tak, do diabła.

O Boże. Jej nadopiekuńczy brat złamał Michaelowi nos.

Albo szczękę. Adelaide poderwała się na nogi, gotowa ruszyć
na dół. A jednak się zatrzymała. Co ona robi?

- Adelaide! – zawołał Michael z ulicy.

Co on robi?

background image

- Adelaide, chcę wszystko ci wyjaśnić. Jeśli chcesz,

odejdę, tylko pozwól mi cię zobaczyć.

Skuliła się na kanapie i zacisnęła powieki.

- Kocham cię, Adelaide. Proszę!

Gwałtownie otworzyła oczy, wściekłość na twarzach brata

i bratowej zamieniła się w szok.

- Chyba się w tobie zakochałem tamtej nocy w klubie.

Byłaś taka piękna. I mogłaś być moja, ale wszystko zepsułem.
Kocham cię. Proszę, daj mi szansę, porozmawiaj ze mną.
Tylko ten jeden raz.

Och, Michael, co ty ze mną robisz?

- O mój Boże, krew? – przeraziła się Adelaide.

Niewykluczone. Czuł metaliczny smak w ustach. Kącik

warg miał pęknięty, ale nic go to nie obchodziło. Interesowało
go wyłącznie to, że drzwi od frontu się otworzyły i stanęła
w nich Adelaide. Blada i udręczona, ale najpiękniejsza.

Uniosła rękę, lecz zaraz potem ją opuściła. Serce go

zakłuło, ale czego się spodziewał? Że go powita z otwartymi
ramionami? Będzie ją błagał o wybaczenie, będzie się przed
nią czołgał. Wszystko, byle ją odzyskać.

Nie wyobrażał sobie, by mu odmówiła, nie brał pod

uwagę, że zniknie z jej życia. Będzie klęczał przed domem
Garretta, aż zamieni się w słup soli. Odzyska ją albo umrze,
próbując ją odzyskać.

- To nic, kochanie. – Zrobił krok naprzód i westchnął

z ulgą, kiedy się nie cofnęła i nie trzasnęła drzwiami.

background image

- Nie jestem twoim kochaniem. Nikim już dla ciebie nie

jestem, Mike.

Wzdrygnął się, choć zasłużył na te słowa.

- Proszę, nie mów tak. Kocham cię, Adelaide.

- Kochasz mnie? Zdecyduj się, bo z twoją głową chyba coś

nie tak. – Przygryzła wargę, powstrzymując łzy. – Poza tym
miłość bez zaufania jest nic niewarta. Pragniesz mnie, ale nie
chcesz ze mną być, bo byłabym dla ciebie ciężarem.

- Boże, nie, nigdy nie byłaś ciężarem.

- Kłamiesz. Mówiłeś, że mnie kochasz, a potem mnie

odepchnąłeś. Nie kochasz mnie. Dlatego mi nie ufasz.

- Odepchnąłem cię, bo myślałem, że w ten sposób cię

ochronię. Kiedy wyznałaś, że mnie kochasz, chciałem
zatrzymać cię na zawsze. Ale zachowałbym się jak egoista, bo
na ciebie nie zasługuję. Powinnaś być z kimś lepszym ode
mnie. Tylko nigdy nie wątp w moją miłość. Jesteś moim
życiem, moim światem. Zasługujesz na wszystko, czego nie
mogę ci dać.

Patrzyła na niego zagubiona. Przekrzywiła na bok głowę.

Zlustrowała go wzrokiem, po czym westchnęła.

- Kiepsko wyglądasz. Wejdź. Nie chcę, żebyś padł na

progu.

Wszedł za nią. Garrett spojrzał na niego z góry, gotów

wymierzyć kolejny cios. Gdyby wcześniej Michael
instynktownie nie uskoczył w bok, Garrett złamałby mu nos.
Nie miał za złe przyjacielowi. Zasłużył na to.

background image

- Położymy Sophie spać. Możecie skorzystać z pokoju

dziennego – powiedziała Natalie.

Adelaide weszła do pokoju i przysiadła na parapecie,

wskazując Michaelowi kanapę.

- Nie rozumiem. Czemu na mnie nie zasługujesz?

- Nie mogę mieć dzieci, Adelaide. Jestem bezpłodny. –

Kiedy cicho westchnęła, podjął: - Dowiedziałem się o tym,
kiedy chcieliśmy z Kathy założyć rodzinę. Kathy była
zdruzgotana. Jej niechęć do mnie rosła, oddalała się ode mnie,
aż w końcu mnie zostawiła.

- Przykro mi z powodu twojej bezpłodności, a ona

zachowała się niewybaczalnie. Ale jeśli złamałeś mi serce,
żeby mnie chronić przed swoją bezpłodnością, to może
faktycznie na mnie nie zasługujesz.

- Adelaide… - Ostatnia iskierka nadziei przygasła.

- Nie dałeś mi szansy zdecydować. Założyłeś, że jestem za

słaba, żeby o nas walczyć. – Podniosła głos. – Jak mogłeś
pomyśleć, że cię porzucę, zamiast szukać rozwiązania?
Uważasz, że szukam ogiera, a nie partnera i przyjaciela?

- Uznałem, że gdybym cię zatrzymał, byłbym egoistą. Że

z miłości powinienem pozwolić ci odejść.

- Jesteś większym idiotą, niż sądziłam.

- Wiem, okłamywałem się. Przede wszystkim bałem się, że

mnie nie zechcesz.

- Do diabła, Michael. – Zakryła usta, bliska łez.

Nazwała go Michaelem. Czy to znaczy, że jakaś jej część

wciąż go pragnie?

background image

- Gdybyś mi powiedział, żebym została, zostałabym. Ale

ty wolałeś złamać mi serce. Nie zaufałeś mi.

- I do końca życia będę żył z wyrzutami sumienia. Ale cię

kocham i chcę ci oddać serce. Siebie. Niedoskonałego
i poranionego. Już nigdy nie pozwolę, żeby rządził mną lęk
i wstyd. Proszę, powiedz, że dasz mi szansę, żebym mógł ci to
wszystko wynagrodzić.

- Co ja mam z tobą zrobić? – Podbiegła do niego i objęła

go. – Kochałam cię, kocham i będę cię kochała. Jeśli ty mnie
kochasz i ufasz mi, nigdy cię nie zostawię.

- Kocham cię i ufam ci.

- No to jesteś mój.

- A ty jesteś moja?

- Zawsze byłam twoja – odparła bez wahania.

- Adelaide… wyjdziesz za mnie?

Uśmiechnęła się olśniewająco.

- Wyjdź za mnie, żebym był najszczęśliwszym draniem na

tej planecie.

- Wyjdę za ciebie. – Łzy popłynęły po jej policzkach.

Całowała go tak długo, aż uwierzył, że to wszystko prawda.

background image

SPIS TREŚCI:

OKŁADKA

KARTA TYTUŁOWA

KARTA REDAKCYJNA

ROZDZIAŁ PIERWSZY

ROZDZIAŁ DRUGI

ROZDZIAŁ TRZECI

ROZDZIAŁ CZWARTY

ROZDZIAŁ PIĄTY

ROZDZIAŁ SZÓSTY

ROZDZIAŁ SIÓDMY

ROZDZIAŁ ÓSMY

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

ROZDZIAŁ JEDENASTY

ROZDZIAŁ DWUNASTY

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

ROZDZIAŁ SZESNASTY


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pokój ponad wszystko
=='Kocham Cie' w ponad 200 językach==, kocham cie, Systemy gry w Dużego Lotka
Nie ma cię ponad rok, stracisz mieszkanie
Zapamiętam cię Platformo i wszystkim będę opowiadać, TU WARTO - ŚCIŚLE TAJNE !!!!!
Pragnę Cię
Algebra ponad wszystko Kolupa
Pragne Cie w marzeniach Katherine Garbera
Ernest Gellner RELATYWIZM PONAD WSZYSTKO
300 Roberts Alison Miłość ponad wszystko
Ekumenizm ponad wszystko
Miłość ponad wszystko
Jednoślady ponad wszystko
Zapamiętam cię Platformo i wszystkim będę opowiadać
BÓG PONAD Wszystko
16 Miłosierdzie Boże ponad wszystkie dzieła
Wybrała Boga ponad wszystko
Pragnę cię

więcej podobnych podstron