Hawking jako molestator?
Dodano wczoraj 22:06
Kampania #metoo
/ Źródło:pixabay
6
2
Lewicę bardzo oburza, kiedy ktoś – zamiast dołączać do chóru zatroskanych
o drzewka, zwierzątka, drogi dla rowerków lub demokrację, tłamszoną przez
bezwzględnego Kaczora dyktatora, względnie odrażającego Trumpa – odmawia
przejmowania się strasznymi zagrożeniami i jeszcze sobie z nich dworuje. A gdy
sprawa dotyczy kwestii zasadniczej, czyli zahacza o poprawność polityczną –
pojawia się amok.
Tak się stało po moim tekście na temat akcji MeToo w najnowszym numerze „Do Rzeczy”. Zajął się
nim między innymi portal NaTemat, ten o parówkach – w bardzo dziwaczny sposób. Tekst
posługujący się cytatami z mojego artykułu ukazał się w ramach satyrycznej odnogi NaTemat, czyli
AszDziennika, ale – wcale satyryczny ani śmieszny nie jest. Jego autor ledwo skrywa oburzenie tym,
że zamiast przejąć się sprawą i najlepiej samemu przyznać do jakiegoś, choćby symbolicznego,
molestowania, postanowiłem rzecz obśmiać.
autor:
Lewica na ogół słabiutko radzi sobie z logiką. I w satyrycznym nieśmiesznym tekście na portalu
parówkowym bardzo dobrze to widać. W swoim artykule wskazałem na przykład, że norweska
aktorka Natassia Malthe, która oskarżyła Harveya Weinsteina o to, że wymusił na niej seks
(dziewięć lat temu), nie posługiwała się pojęciem gwałtu, ale „seksu bez zgody” (non-consensual
sex). Ten fragment autor nieśmiesznego tekstu w „AszDzienniku” komentuje tak:
A to, jak wszyscy wiedzą, są dwie zupełnie inne rzeczy. „Seks bez zgody” to seks z drugą osobą bez
jej świadomej zgody, a gwałt to seks z drugą osobą bez... eee... no, gwałt po pro-stu. Zupełnie inne
rzeczy.
Otóż tak – to dwie różne rzeczy. Bo gdyby ów „seks bez zgody” wypełniał prawne znakmiona gwałtu,
Norweżka z pewnością tego właśnie słowa by użyła. A skoro go nie użyła, to znaczy, że sytuacja
była na tyle mglista (jak zdecydowana większość strasznych czynów, o których w ramach akcji
#MeToo się dowiedzieliśmy), że użycie go mogłoby dla niej samej oznaczać konsekwencje prawne.
A oto inny cytat z mojego tekstu – cytat dotyczący zmanipulowanego badania na temat
napastowania polskich kobiet, opublikowanego jakiś czas temu przez lewacką Fundację Ster.
Spójrzmy na definicję molestowania [użytą we wspomnianym badaniu]. Mamy tam np. kwestię
„obraźliwych uwag dotyczących ciała lub seksualności". O tym, czy coś odbieramy jako obraźliwe,
czy nie, decydujemy sami. Nie jest to żadne obiektywne kryterium, ale też od dawna na tym lewica
opiera pokrętną politykę poprawności politycznej.
A teraz komentarz autora z portalu NaTemat:
Cieszymy się, że tak przenikliwie obnaża pan skandaliczny lewacki pomysł: nie robić drugiej osobie
tego, czego sobie nie życzy. W ogóle to lewactwo powinno się od nas – konserwatystów nauczyć
dystansu, z jakim podchodzimy do rzeczy, które mogą nas obrazić, np. w kwestii uczuć religijnych.
Rzecz w tym, że cytowany fragment dotyczy definicji, przyjętej w konkretnym badaniu, które miało
być dowodem na straszliwy los polskich kobiet – o czym już autor „AszDziennika” nie wspomniał.
Badanie, między innymi z powodu takich właśnie kryteriów (ale nie tylko – o innych powodach więcej
z moim tekście) wykazało to, co w założeniu miało wykazać: że polskie kobiety są molestowane
na każdym kroku.
Gdy zaś idzie o dystans, najwięcej możemy się nauczyć od broniących specyficznego poczucia
humoru pana Rudnickiego, laureata nagrody Nike, który jednak jakoś w nieśmiesz-nym tekście
„AszDziennika” się nie pojawia. Ciekawe, dlaczego.
Mój tekst w tygodniku kończy się życzeniami, żeby lewica ze swoimi fobiami trzymała się z daleka
od normalnych ludzi. Normalnych, czyli takich, dla których ani koszarowy żart, ani złapanie
za kolano, ani komplement nie są czymś niemal równym gwałtowi. Autor nie-śmiesznego tekstu
stwierdza, uderzając w wysokie C (jakby stwierdzał: „No dobrze, pożarto-waliśmy sobie, bo to niby
»AszDziennik«, ale sprawa jest jednak poważna, zatem proszę po-wstać”):
Normalnych, stających w obronie gwałcicieli, winiących ofiary, ludzi. No, w zasadzie to nie ludzi.
Mężczyzn.
Jeden z komentujących tekst napisał: „Wróćcie do bycia dziennikiem satyrycznym”. I właściwie
to tyle, nie muszę już nic dodawać.
Może tylko tyle, że kilka dni temu w sieci zaczęła krążyć wiadomość, iż o molestowanie został
oskarżony Stephen Hawking – znany naukowiec, który – jak wiadomo – choruje na stwardnienie
zanikowe boczne i od kilkudziesięciu lat porusza się na wózku, mając bardzo ograniczoną motorykę,
a z otoczeniem porozumiewając się za pomocą syntezatora mowy. A zatem trudno sobie wyobrazić,
jak miałby kogokolwiek molestować, nawet werbalnie (jeśli w ogóle wspaniałomyślnie przyjąć,
że molestowanie może mieć formę werbalną). Podałem tę wiadomość dalej, zanim zorientowałem
się, że jest fałszywa. Nie czułem się jednak szczególnie winny. Kampania #MeToo osiągnęła bowiem
wymiar tak groteskowy (dopiero co o mole-stowanie swego szefa ochrony została oskarżona Mariah
Cary), że wszystko jest już w jej ra-mach możliwe – również to, że złowrogim molestatorem okaże
się właśnie Hawking.
Gwałt, molestowanie
- kobiety dzielą się
swoimi przeżyciami
„To trzeba zobaczyć,
a potem się
wyrzygać”. Marcin
Makowski o aferze
Rudnickiego
i hipokryzji lewicy
/ Źródło: DoRzeczy
/ zdą
© ℗ Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych