Tłumaczenie: PatiB93 Korekta: ejaaaa
Seaside – 02 – Pull
2
Upadła gwiazda rocka, Demetri Daniels, jest w piekle – znanym także jako Seaside w stanie
Oregon. Wysłany na odwyk po wypadku, który niemal pozbawił go życia w zeszłym roku, jego
wytwórnia nie chce niczego więcej, niż tego żeby się nie wychylał, znajdował się z dala od centrum
uwagi.
Podrażniony i samotny bardziej niż kiedykolwiek w swoim życiu, Demetri rozpaczliwie próbuje
odbudować swoją zszarganą reputację narkomana i gracza, co okazuje się trudne, kiedy poznaje
Alyssę.
Alyssa jest wszystkim, od czego powinien się trzymać z daleka. Jest piękna, inteligentna, ale
pod tym wszystkim jest także uszkodzona. Jedyną rzeczą, jakiej dowiedział się Dimitri jest to, że dwa
złamane serca nie stworzą całości.
W końcu, musi zdecydować, czy jest w stanie podnieść się z życia, które sam stworzył.
Obarczony błędami swojej przeszłości, czy wpadnie w ciemność, którą stworzył swoimi wyborami.
3
Spis treści
Nie znaleziono żadnych pozycji spisu treści.
4
PROLOG
Śmierć jest wszędzie. Nie możesz przed nią uciec. Nie możesz się przed
nią ukryć. A dla mnie, z każdą minutą, gdy zdecydowałem się przyjąć ją jako
nieuniknioną, samoloty mojego wszechświata zostały przesunięte,
pozostawiając mnie bardziej zdezorientowanego i załamanego, bardziej niż
byłem kiedykolwiek w swoim życiu.
Dla mnie, śmierć jest ostateczną zdradą. Dla niektórych jest to łatwa
droga do wyjścia. Nie miałem możliwości, aby dowiedzieć się, jak bardzo zmieni
się moje życie przez te dwa, krótkie miesiące. Może nie byłem na niego
przygotowany.
Byłem szczęśliwy w swojej ciemności, przynajmniej tak sobie to
tłumaczyłem. Ponieważ życie jest okrutne – tak cholernie okrutne, dając mi coś,
a następnie to odbierając. To jest okrutne, ponieważ w chwili, kiedy czułem się
w porządku z byciem sparaliżowanym dla świata – on się pojawił.
Moje serce nie było gotowe, aby zostać ponownie poskładane. On to
zrobił tak czy inaczej.
Moja dusza nie była przygotowana na złamanie. Złamał ją tak czy inaczej.
Moje życie nie było gotowe na spotkanie bratniej duszy. Ukradł ją tak czy
inaczej.
Wszystko się zmieniło – nawet śmierć.
A wszystko z powodu chłopca, który zakochał się w dziewczynie.
Usiadłem na zimnym asfalcie i wrzasnąłem. Płakałem za siebie. Płakałem
za niego. Ale przede wszystkim, płakałem za te wszystkie minuty, kiedy mogłem
oddychać, podczas gdy zasługiwałem na życie bez oddechu. Jak podziękujesz
komuś, kto uratował Twoje życie? Jak możesz opłakiwać ich w tym samym
czasie?
Walczyłem z policjantem i wtedy… musiałem umrzeć, ponieważ osoba,
którą myślałem, że parę minut temu straciłem, stanęła przede mną.
- Demetri? – łapałem z trudem powietrze.
5
Rozdział pierwszy
Siedem tygodni wcześniej…
Demetri
Westchnąłem po raz dziesiąty, chcąc zdobyć jakąś oznakę
zainteresowania ze strony Nat. Ale ona była nieruchoma. Jak bardzo gorący
kamień, który odmawiał połamania.
Trąciłem ją nogą.
Co tylko pogorszyło sytuację.
To było wszystko, co robiłem w ostatnich dniach. Pogarszałem sytuację,
a następnie czerpałem korzyści z bycia kompletnym idiotą. Może jestem głupi.
Jestem facetem, pragnącym dziewczynę, która wyraźnie pragnie kogoś innego.
Cholera. Jestem dupkiem numer dwa.
- Nat? – Jeśli ona nie zamierza się poddać, przynajmniej mogę zadać jej
szczere pytanie. Nigdy nie była typem dziewczyny, która całkowicie mnie
ignoruje, kiedy zadaję jej pytanie. Po moim ostatnim doświadczeniu bliskiej
śmierci, kiedy przysięgam, że życie mignęło mi przed oczyma, Nat była o wiele
milsza w związku z sytuacją pomiędzy mną, nią i moim bratem.
Szalony dom.
- Słucham, Demetri? Przez ostatnią godzinę wzdychałeś jak jakiś
zakochany nastolatek. Czego chcesz?
Teraz, kiedy czułem się całkowicie głupio, nie chciałem jej o nic pytać.
Wiedziałem, że ona powie to mojemu bratu, Alecowi, albo roześmieje mi się
w twarz.
- Obiecujesz, że nie powiesz Alecowi?
- Jest moim chłopakiem. Kocham go. Mówię mu wszystko.
Cholera.
- Wszystko?
Nat przewróciła swoimi brązowymi oczami i potrząsnęłam blond
włosami. Nie miała pojęcia, jak piękna była. Może to I dobrze, bo mogłaby się
stać rozwydrzonym bachorem. Uważa, że zawsze ma rację.
- Tak, Demetri, wszystko. Oprócz momentu, kiedy mama i ja
opiekowałyśmy się Tobą po wypadku i udawałeś, że upadasz, tylko po to, żeby
wylądować na mnie.
Szczerzyłem się jak idiota. Nie mogłem nic na to poradzić.
6
- Myślę, że Alec nie był rozbawiony?
- Myślisz? – Odepchnęła mnie i przełączyła kanał.
Cud nad cudami, znajdował się tam mój brat, śpiewający na jakimś
rozdaniu nagród.
Nat westchnęła.
- Żałuje, że nie pojechałam z nim.
- Nat. – Trąciłem ją nogą. – Wiesz, że on również chciał żebyś tam była.
Wróci za kilka dni, żeby zabrać Cię do collegu, więc dwoje możecie ruszyć z
Waszym życiem i zostawić mnie tutaj w piekle. Swoją drogą, dzięki za to.
- Hej. Twój wybór, nie mój. – Uniosła ręce w powietrze i westchnęła. –
Poza tym, nigdzie w Kalifornii nie było żadnych dobrych ośrodków
rehabilitacyjnych? Wszyscy bylibyśmy blisko i …
Pokręciłem głową i udało mi się przerwać jej gadkę poprzez machnięcie
ręką.
- To się nie zdarzy.
- Dlaczego? – Wyglądała na naprawdę wkurzoną, co spowodowało, że
chciałem sam siebie postrzelić… oczywiście nie w żaden samobójczy sposób.
- Potrzebujecie czasu razem z dala od wszystkiego, z dala od tego. –
Wskazałem na siebie i lekko się uśmiechnąłem, nawet jeśli ponowna rozmowa
o tym, zabija mnie od środka.
W ubiegłym roku Nat zakochała się we mnie i w moim bracie. Ja, będąc
prawdziwym dupkiem, wiedząc, że Nat czuje coś do Aleca, próbowałem i tak ją
ukraść. Wciąż nie pogodziłem się z niektórym gównem z mojej przeszłości, co
prawie zniszczyło moje życie. Obwiniałem o wszystko Aleca i ponownie
chciałem mieć dziewczynę pierwszy, żeby utrzeć mu nosa.
Ostateczne to mi utarło nosa.
Dosłownie utarło mi nosa w postaci zabójczego wypadku
samochodowego, z którego cudem uszedłem z życiem ze wszystkimi moimi
kończynami nienaruszonymi.
Po tym wszystkim, było oczywiste, że Nat kochała mnie, ale nie takim
rodzajem miłości, za którą mógłbyś zaprzedać swoją duszą lub za nią umrzeć.
Nie, to był rodzaj miłości podobny do tego jaki dzielisz z gorącą kuzynką albo
może ze swoją babcią. Kochasz je. Masz nadzieję, że powodzi im się w życiu
i owszem, mogą świetnie wyglądać (tak dla jasności, w tym momencie mówię
o kuzynce, nie o babci), ale to wszystko.
Miłość, jaką Nat czuje do Aleca?
Cóż… to był rodzaj miłości ze Zmierzchu. Przykro mi, ale to jedyne
porównanie, jakie udało mi się od razu wymyśleć, zwłaszcza, biorąc pod uwagę
7
fakt, że Nat sprawiła, że przeczytałem wszystkie książki.
To było dosłownie jak wstrzymanie oddechu, jeśli nie doświadczyłbym
takiej miłości.
Miłości, którą doświadcza się tylko raz w życiu.
Miłości, która nie zdarza się dwa razy. To niemożliwe.
- Nat?
- Co? – Wydawała się być mną zirytowana. Czy to było coś nowego?
Odwróciłem się i usiadłem z powrotem.
- Myślisz, że…
Och, człowieku, naprawdę musiałem znaleźć jakiś odpowiednik alkoholu
albo marihuany, bo wszystkim, czego chciałem w tym momencie, było bycie na
haju, pijanym lub skok z klifu. Odkąd rzuciłem imprezowanie, czułem się jak
kompletna dziewczynka. Reklamy o psach sprawiały, że miałem łzy w oczach,
a w ostatnim tygodniu, widząc starszego człowieka idącego przez ulicę ze swoją
żoną poklepał jej dłoń, szczerzyłem się jak idiota i gwizdałem przez całą drogę
do domu. Demetri Daniels nie gwiżdże.
- Wykrztuś to z siebie, Demetri.
- Dobra – mruknąłem i odwróciłem wzrok z dala od niej. Nie mogłem na
nią patrzeć, jeśli będę o to pytał. – Czy myślisz, że prawdziwa miłość, taka która
dzielicie z Alecem zdarza się dwa razy?
Nat wyłączyła telewizor.
Cholera. Robiła tak tylko wtedy, kiedy musiała się skoncentrować.
- Demetri, jeśli chodzi o nas…
- Nie! Do diabła, nie! – Nat skrzywiła się. – Nie, to nie tak. To o czym
myślę, nie ma żadnego związku z nami. Wiem, jak to zabrzmiało. Przepraszam.
Ja tylko.. nie wiem. Chodzi o to, czy myślisz, że będę miał takie szczęście, aby
być w stanie zdobyć ponownie to, co Ty masz z Alecem?
- Dlaczego nie byłbyś w stanie?
Spojrzałem na nią. Tak naprawdę spojrzałem na nią. Cholera, ta
dziewczyna była zbyt urocza. Czy ona była poważna?
- Nat, leczę się z uzależnienia alkoholowego i narkotykowego w wieku 19
lat. Prawie zginąłem. Ponieważ jestem gwiazdą rocka, miałem jednego,
prawdziwego przyjaciela – dwóch, jeśli liczyć mojego brata. I, och racja,
utknąłem w Seaside w Oregonie na następny rok, kiedy Ty wyjedziesz i będziesz
się świetnie bawiła w LA. Dodaj do tego intensywną psychoterapię na której
jestem od dwóch lat, bo moja dziewczyna, nie tylko zdradziła mnie z bratem,
ale zginęła w tragicznym wypadku z ich synem, i yeah… chyba jestem trochę
pesymistyczny. Być może nieco przygnębiający, ale dalej Nat. Spójrz na mnie!
8
Warga Nat zaczęła drżeć.
Cholera. Sprawiłem, że będzie płakać.
Alec urwie mi jaja.
- Nat, nie to miałem na myśli… - Wyciągnąłem rękę, żeby dotknąć jej
ramienia, ale ona potrząsnęła głową. Pojedyncza łza poleciała wzdłuż jej
policzka.
- Demetri, tak mi przykro!
Nienawidziłem, kiedy Nat płakała. Bolało mnie w piersi i wiedziałem, że
Alec będzie wkurzony, że do tego doprowadziłem. Zawsze do tego
doprowadzam. Czując się jak kompletny dupek, wciągnąłem ją w ramiona
i pocieszałem ją.
- Nat, wiesz, że nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Chciałem chyba,
żebyś wiedziała, że jest tego więcej we mnie, wiesz? Oczekuję więcej od życia
niż 12 kroków
1
I pustej sławy.
Nat pociągnęła nosem i odsunęła się.
- Czy naprawdę tak źle myślisz o sobie? Że byłoby to niemożliwe dla
dziewczyny, żeby całkowicie się w Tobie zakochała?
Pokręciłem głową.
- To nie takie proste, Nat. Wszyscy mnie kochają.
Uderzyła mnie i roześmiała się, kiedy ocierała łzy.
- Nat – jęknąłem. – To prawda i dobrze o tym wiesz. Ale kto, kiedy
zobaczy prawdziwego mnie i zakocha się we mnie? Prawdziwym mnie. –
Chciałem siebie uderzyć.
Dlaczego to takie ważne, aby znaleźć to co mają Nat i Alec? Moje serce
zacisnęło się w klatce piersiowej. Próbowałem zignorować ból. Mam na myśli,
że to może być zgaga lub coś innego, tak? To po prostu do bani i szczerze, po
tym wszystkim, paparazzi przestali obserwować każdy mój ruch, a kiedy Alec
poleciał do L.A… czułem coś w rodzaju…. samotności. Cholera. Byłem
dziewczynką.
Nat była cicho. Zagryzła wargę, pociągając nosem.
- Demetri, nikt nie będzie w stanie Ciebie pokochać…
Serce waliło mi głośno w piersi, wiedząc, że jej słowa trafiły do celu.
Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale ona mówiła dalej.
- Nie, dopóki nie nauczysz się kochać siebie samego. Nie, dopóki nie
nauczysz się wybaczać. Nie możesz prosić kogoś, żeby Cię pokochał, jeśli nawet
nie kochasz siebie samego.
1
12 kroków Anonimowych Alkoholików.
9
Natalee Murray, panie i panowie. Najmądrzejsza kobieta na świecie.
- Jesteś pewna, że masz tylko 18 lat?
- Praktycznie 90 – zażartowała i uderzyła mnie w ramię. – Poważnie,
Demetri. Może masz rację. Może to dobrze, że zostajesz tutaj tego lata. Myślę,
że będzie dobrze, jeśli się wyluzujesz. Poza tym, mama powiedziała, że masz
wciąż kilka rzeczy do zrobienia, żeby przejść przez jej program rehabilitacyjny…
Mama Nat jest jednym z najlepszych specjalistą od uzależnień na
Zachodnim Wybrzeżu. Jakim jestem szczęściarzem, że mieszka w najbardziej
nudnym miejscu na świecie. Znane także jako stolica toffi.
Jęknąłem.
- Wynudzę się na śmierć.
- Masz Boba! – powiedziała z entuzjazmem, wskazując na mojego
ochroniarza i niestety, jednego z moich przyjaciół nie licząc Nat i Aleca.
I ponownie… samotność wokół mnie.
- On jest łysy i ogląda American Idol, aby wypełnić pustkę, która została
spowodowana przez zabicie zbyt wielu ludzi.
- Słyszałem to – wymamrotał stojący w rogu Bob.
- Nie szeptałem – krzyknąłem.
Bob odchrząknął.
- Przepraszam, Bob – powiedzieliśmy chórem.
Od czasu wypadku, media były nieugięte, dzięki czemu relacja z Bobem
jest jedyną, w jaką byłem zaangażowany. Niestety, nie mogłem się doczekać
zobaczenia jego brzydkiej mordy każdego dnia. Oczywiście, może to mieć
związek z tym, że robi kawę każdego ranka. Można by pomyśleć, że po wypadku
rzeczy mogły się zmienić. Zamiast tego, nie było dnia, w którym nie słyszałem
na mój temat nowych historii. Zawsze jest to zabawne, widząc swoje brzydkie
zdjęcia z nagłówkami, mówiącymi, że jestem pod wpływem narkotyków. To
prawdziwa samoocena. Jęknąłem w moje ręce.
- Będzie dobrze, Demetri. Obiecuję.
- Co mam zrobić?
Nat roześmiała się.
- Dlaczego nie popracujesz?
- Pracuję.
- Siedziałeś na tyłku od wypadku. Nie napisałeś nawet jednej piosenki,
nawet melodii. Dlaczego nie znajdziesz pracy?
Bob roześmiał się, patrząc na nas.
Spojrzałem na niego ostrym wzrokiem, zanim odwróciłem się do Nat.
10
- Przykro mi, kochanie, ale nie rozumiem tego słowa.
- Określone godziny, zarabianie pieniędzy, płacenie rachunków.
- Hmm… brzmi to tak strasznie jak prostytucja, a ja nie chcę oddać
mojego towaru za darmo, jeśli wiesz o co mi chodzi.
Nat jęknęłam i schowała twarz w dłoniach.
Uśmiechnąłem się, bo lubiłem naszą małą wymianę zdań. Nie ma mowy,
ze będę szukać pracy.
- Mam! – Nat zeskoczyła ze swojego miejsca. – Za mną!
Wbiegła po schodach.
Nie wybrałem się jej śladem.
Hej… prawie umarłem! Wysiłek fizyczny? Co to, to nie. Byłem typem
faceta, który ma sześciopak bez zbytniego starania się. Jestem pewien, że mam
jeszcze jeden powód, aby nienawidzić poczty.
Nat wróciła na dół i opadła obok mnie.
- Zamknij oczy.
Spojrzałem na nią.
- Po prostu zrób to!
- Dobra. – Zamknąłem oczy i czekałam, kiedy wkładała mi coś na głowę.
- Okej, otwórz!
Otworzyłem oczy i powoli podszedłem do lustra w kuchni. Spojrzałem na
swoje odbicie i zakląłem. Z kolei Nat skakała za mną, a Bob z całych sił starał się
nie śmiać.
- Co do cholery! Nie! – Wyciągnąłem rękę do daszka czapki, na której
napisane było Seaside Toffi, ale Nat strąciła moją rękę.
- Będziesz idealny! Zobaczysz!
- Nie, nie będę, ponieważ tego nie zrobię. Nie. – Pokręciłem głową i
skrzyżowałem ramiona. – Nigdy.
Nat uśmiechnęła się i wyciągnęła telefon.
- Zobaczymy.
- Do kogo dzwonisz? – Starałem się nie pokazać paniki w swoim głosie.
- Do Twojego brata.
- Dlaczego?
- Powiem mu, że namawiałeś mnie na wymycie cię gąbką.
- Nie zrobisz tego – zakląłem. – Nie zrobisz.
- Zrobię! – Trzymała telefon w górze. – Przyjmij pracę, Demetri. Zdobądź
przyjaciół. Zacznij żyć.
- Czasami chciałbym, żebyśmy nie byli przyjaciółmi.
Odrzuciła głowę do tyłu i roześmiała się.
11
- Nie. Kochasz mnie, a ja kocham Ciebie.
- I to właśnie wpakowało mnie w tą sytuację – mruknąłem, utrzymując
wzrok na odbiciu i usiadłem na najbliższe krzesło.
- Tylko pomyśl… – Nat pochyliła się nade mną szepcząc. – Będziesz mógł
spróbować wszystkich smaków toffi! Bob jest już przy numerze dwieście.
- Cudownie… – Jakie to smutne, że smakowanie toffi miało być
dodatkiem.
- Och i Demetri? Pan Smith mówi, że ranny ptaszek to szczęśliwy
pracownik!
12
Rozdział drugi
Demetri
Zła.
Złośliwa.
Manipulująca.
I szalona – to wszystkie atrybuty Nat.
Jakimś cudem przekonała swojego dawnego szefa, że przyjęcie do pracy
gwiazdy rocka, śpiewającej na ulicy przyniesie wiele korzyści Seaside Taffy
i będzie to niemal atrakcja turystyczna.
Alec wcale nie był pomocny. Błagałem. Prosiłem. Zadzwoniłem do
swojego agenta i powiedziałem mu, że przytyje sto kilogramów od tych
słodkosci, udusi się cukierkiem toffi, albo umrze na spiączkę cukrzycową.
Ale
oni wszyscy się śmiali. Tak, śmiali się. I powiedzieli, że to jest dobry pomysł.
Nie widziałem w tym nic zabawnego.
I wciąż nie widzę.
Nie, kiedy jechałem do mojej aktualnej pracy mercedesem, który
kosztuje więcej niż budynek, w którym sprzedawane jest toffi.
Nie, kiedy wysiadam z samochodu, biorąc moją torbę – tak, to moje
aktualne miejsce pracy – i zawlokłem się na róg ulicy.
Byłem tutaj już około pięciu dni. Pięć dni czystego piekła, z turystami
unikającymi mnie i paparazzi, którzy szczerzyli się, kiedy udało im się złapać
moje zdjęcie. Pierwszy dzień nie był taki zły – nikt nie wiedział, że tutaj jestem,
dzięki ogromnej osłonie. Nie byłem pewien, czy jest to coś za co można być
wdzięcznym, biorąc pod uwagę satelity, które mogą zrobić zbliżenie na moje
aktualnie miejsce pobytu, ale nieważne. Drugi dzień był zdecydowanie
najgorszy. Kamery zjawiały się jak szalone i jestem pewien, że pewna
dziewczyna starała się przykleić toffi do siebie, żebym dotknął jej bluzki. Nawet
nie chciałem znać powodu, dlaczego to zrobiła. Ludzie gromadzili się wokół.
Spodziewali się, że będę śpiewać piosenki, jak zawsze. Chciałem umrzeć.
Dlaczego nie zginąłem w tym wypadku?
- Seaside Taffy – zacząłem, mój głos się załamał. Nie załamałem się, od
dwunastego roku życia. Znowu. Chciałem umrzeć. - Mnóstwo zabawy w Twoim
brzuszku! Yum, yum, yum… - mógłbym przysiąc, że Bob śmieje się parę metrów
dalej… on nigdy się nie starzeje. – Lody, Toffi, w obfitości! Nie zapomnij
zatrzymać się w naszym sklepiku! – pokazałem dramatycznie rękami łuk.
Spodziewałem się oklasków, a przynajmniej pewnego rodzaju uznania, że
dałem najlepszy występ mojego życia.
13
Jednak co dostałem? Jeden samotny oklask. Jedna osoba. Zadrżałem
myśląc o litościwych oklaskach. To ten rodzaj, na którego myśl drży każdy
wykonawca. Odwróciłem się. To była dziewczynka. Wyglądała na
pierwszoroczniaka.
- Chcesz toffi?
Wyciągnąłem kawałek toffi, a jej mama nagle się przeraziła, jakbym
wyciągnął toffi, aby przyciągnąć jej córkę do mojego samochodu w celu jej
uprowadzenia. Odeszły szybko, a ja znowu znalazłem się w tłumie ludzi, którzy
chcieli znajdować się blisko mnie, kiedy potrząsałem moją torbą.
- Seaside Taffy! – tym razem krzyczałem głośniej i wyrzuciłem ręce
w powietrze. Jak mogłem najlepiej, odkąd było to moje piekło na ziemi przez
następne kilka miesięcy.
- Seaside Taffy! – znowu wyrzuciłem ręce i kawałek toffi wyleciał mi z ręki
uderzając prosto w czyjąś głowę.
Świetnie, dodaj napaść do moich akt.
Kiedy osoba się odwróciła, byłem lekko zszokowany, ponieważ będąc
szczerym, myślałem że uderzyłem w jakiegoś punka.
Nie. W. Tym. Przypadku.
- Poważnie? – Dziewczyna tupnęła na mnie, stojąc całe pięć stóp dalej.
Miała na sobie kapelusz z napisem „Najlepsze Toffi na świecie”, sweterek
oversize, legginsy oraz botki.
- Wyślizgnął się – wytłumaczyłem się kiepsko.
Sięgnęła po torbę, a ja odskoczyłem.
- Nikt nie dotyka torby.
Wow. Byłem tak bardzo zawstydzony sobą, że chciałem wskoczyć do
wiadra i się ukryć. Czy naprawdę byłem tak zaborczy w stosunku do torby? Jak
jakiś bezdomny mężczyzna w stosunku do swojego wózka?
Dziewczyna ponownie sięgnęła po torbę.
Zerwałem się.
- Jaki masz problem?
- Problem? – powtórzyła, jej brwi podskoczyły do góry. Cholera, ona ma
bardzo ładne oczy.
Skinąłem. Od wypadku nie napisałem ani jednej cholernej piosenki, więc
w tym momencie słowa nie były moją najlepszą stroną, a ja bezwstydnie z nią
flirtowałem.
- Mój problem? – Roześmiała się gorzko. – Czy to jest ta chwila, w której
sławny rockman przyjeżdża do miasta, nasz biznes upada, a Ty nawet nie
traktujesz tego poważnie! – Położyła ręce na biodrach i patrzała na mnie
14
groźnie. – A teraz pracujesz na moim skrzyżowaniu!
- Whoa! – roześmiałem się. Nie mogłem nic na to poradzić. –
Przepraszam. Twoje skrzyżowanie? Co? Jesteś Pretty Woman czy coś w tym
stylu?
- Czy Ty nazwałeś mnie prostytutką?
Tak. Tak, zrobiłem to.
- Nie. Bardziej call girl. Prostytutki nie ubierają się jak ślepa
gimnazjalistka.
- Ugh! – Wymachiwała moją torbą tak, że cukierki zaczęły wypadać na
ziemię.
Zabawne. Skrzyżowałam ramiona i oglądałem ogień, który pojawił się
w jej oczach. Naprawdę szkoda, że tak strasznie się ubierała i nosiła ten ohydny
kapelusz. Możliwe, że moja czapka nie wyglądała lepiej, ale wciąż… sprawiałem,
że wyglądała dobrze.
- Patrz na to.
Alarm. Prawie oczekiwałem, ze ludzie zaczną wychodzić z wykałaczkami
w ustach i gazetami w rękach, aby oglądać przedstawienie.
Jak do diabła utknąłem w musicalu na Brodwayu?
Odkąd dołączyłem do tego całego Seaside Taffy, a także zobowiązałem
się do tego jednego.
– Zanotowane. Sklepowa dziewczynko. Zanotowane. A teraz zmykaj
dalej. – Widzisz? Potrafię bym terytorialny. Jej oczy rozszerzyły się i nagle
w jednej sekundzie, byłem ponownie zaszokowany tym, jak piękna była.
Z chrypką i słodkimi małymi krągłościami, przeszła na drugą stronę ulicy do
konkurencyjnego sklepu z toffi.
Pomachałem w jej kierunku i zacząłem śpiewać od nowa. Tym razem
dorzucałem parę ruchów z AD2, które mogły mnie doprowadzić do
wylądowania w więzieniu, gdybym poruszył się pośpiesznie w niewłaściwym
kierunku.
Trzy godziny później poważnie przemyślałem tę całą pracę. Zaczęło padać
krótko po tym, jak rozpocząłem swój taniec. Nie było wątpliwości, że ludzi
myśleli, że to z powodu mojej niezdolności powstrzymania moich bioder
do ruchu z tą głupią torbą z cukierkami. Świetnie, więc wykonywałem
deszczowy taniec toffi. Wzdychając, poprawiłem czapkę i próbowałem ochronić
torbę. Jeśli moją jedyną pracą było sprzedawanie toffi i wpuszczaniu ludzi do
sklepu, wtedy nie chciałem być jedynym przegranym, który zmoczył toffi
i jednym machnięciem ręki zamknął najdłużej działający sklep z toffi w Seaside
w stanie Oregon.
15
Na szczęście, Bob musiał wyczuć moją irytację albo był zmęczony moimi
wiadomościami, w których prosiłem o parasol. Wiedziałem, ze to było żałosne
i może trochę śmieszne, ale byłem cały zmoczony. Kierował się w moją stronę,
a ja wyszedłem mu naprzeciw, aż nagle wskazał na moją klatkę piersiową. Moje
zęby skrzywiły się, kiedy spojrzałem na moją koszulkę. Z powodzeniem
pokazywałem każdemu z parą oczu moją obręcz sutkową prześwitującą przez
obcisłą, przemokniętą koszulkę. Gdyby matka tej dziewczynki przyszła teraz
byłaby przerażona. I wylądowałbym w więzieniu. Nie dlatego, że miałem
przekłuty sutek, ale dlatego, że ta dziura była tak zacofana, że kobieta pewnie
pomyślałaby, że jestem jakimś narkomanem.
Co było tylko częścią prawdy.
W każdym razie, wszystko byłoby lepsze od lejącego deszczu – albo
Seaside.
Ach, więzenie. Cóż za sen. Przynajmniej jest tam ciepło.
- Moczysz toffi. – Z tyłu mnie rozległ się damski głos.
Powoli się odwróciłem. To była dziewczyna z dużymi oczami.
Jednak teraz miała na sobie delikatny płaszcz przeciwdeszczowy i kalosze.
- Nigdy bym nie zgadł, gdyby nie ty – zadrwiłem. Nie byłem pewien,
czemu byłem tak zirytowany. Może to z powodu deszczu. Może spowodowało
to odstawienie leków. Ale byłem wkurzony, że ta sama dziewczyna, która
werbalnie mnie wcześniej atakowała nie tylko przyszła po więcej, ale nagle
powiedziała mi coś, co już wiedziałem.
- Nie jestem głupi – powiedziałem, potrząsając głową, próbując ochronić
torbę moim ciałem.
- Jesteś pewny? – zapytała, składając ramiona.
- Poważnie? Będziesz stać tutaj w deszczu i sprawdzać moją inteligencję?
- To zależy. – Jej wargi złożyły się w cień uśmiechu.
Dobra. Wchodzę w to.
- Od czego, kochanie?
- Będziesz stał tutaj w deszczu czy przesuniesz się kawałeczek, aby stanąć
pod dachem budynku?
Cholera. Spojrzałem w górę. Oczywiście, że był tutaj dach pod którym
mogłem się schronić przed deszczem, który padał od dwóch godzin.
Wzruszyłem ramionami, udając nonszalancję.
- Lubię deszcz.
Przygryzła wargi i rozejrzała się wokół. Ludzie chodzili dookoła nas
z parasolami, wszyscy próbując wchodzić do sklepów, aby zaczekać w nich, aż
deszcz przestanie padać. Zadrżałem w odpowiedzi i czekałem, aż coś powie.
16
- Wybrałeś odpowiednie miejsce, żeby tutaj być.
Gdyby tylko wiedziałem, że nie miałem żadnego wyboru w tej sprawie.
- Tak, sądzę, że tak. – Poważnie, nigdzie bym nie doszedł z tą dziewczyną.
Wszystkie sztuczki flirciarskie umarły w wypadku samochodowym, który
pozostawił mnie bardzo żywym i bardzo przegranym.
Cóż za jasną przyszłość miałem.
Poszedłem pod dach i delikatnie przyciągnąłem ją do siebie. Mogłem
dostrzec krople wody spadające z moich blond włosów na mój nos.
- Jak masz na imię?
Wzruszyła ramionami.
- To nie jest ważne.
Okej, inna taktyka.
- Skąd ta nagła postawa dobrego samarytanina?
Roześmiała się.
- Ach, więc on czytał Pismo Święte.
- Raz albo dwa. – Uśmiechnąłem się uwodzicielsko.
- W takim razie powinieneś zmienić zdanie o mnie.
- Słucham? - Miałem wrażenie, że nagle wypadłem z mojej ligi. Nagle,
bez wyjścia.
- Nie przyszłam Ciebie ratować.
- Więc po prostu tak sobie chodzisz?
Odrzuciła głowę do tyłu i roześmiała się, powodując, że kaptur spadł z jej
głowy. Złoto – brązowe włosy opadły na jej plecy.
Moje usta otworzyły się. Ona naprawdę była piękną dziewczyną.
- Właściwie… - Położyła rękę na moim ramieniu. – Myślałam o uderzeniu
Ciebie i przejściu obok.
- I jaki miałby być tego cel? – Uśmiechnąłem się.
- Poczułabym się lepiej.
- I ja bym był pobity na ulicy? Czy moim celem jest śmierć na drodze czy
coś?
- Huh? – Uniosła brwi.
- Nie oglądasz za dużo telewizji, co?
Wzruszyła ramionami.
- Nie mamy telewizji.
- Internet? – Moje myśli prawie eksplodowały. Jak ona żyła?
- Nie.
- Telefon? - Chwytałem się jak tonący brzytwy.
- W domu?
17
Pochyliłem się, unosząc brwi jakbym chciał coś powiedzieć.
Znowu zagryzła wargę, kiedy spojrzała w dal, i rozmyślała.
- Myślę, że kiedyś tak. Ale teraz mamy telefony komórkowe.
- Dzięki Bogu! – krzyknąłem zbyt głośno.
Potrząsnęła głową jakbym był najdziwniejszą osobą na planecie.
- Ja, umm… - Przeniosłem torbę na drugie ramię i podrapałem się
w głowę. – Chodziło mi o… - Program telewizyjny „Biblia” - Powinnaś być
wdzięczna lub dziękować za to, że masz dostęp do technologii? – Tak, Demetri,
ona będzie jeść z Twoich lepkich rąk w ciągu chwili.
- Racja – roześmiała się i odwróciła wzrok. – Cóż, sądzę, że zobaczymy się
później.
Kiedy odeszła, zatrzymała się i odwróciła.
- Nawiasem mówiąc, naprawdę miałam powód, żeby przyjść tutaj…
wiesz, nie tylko psychiczne znęcanie się.
- Tak? – Uśmiechnąłem się i mrugnąłem, czekając na nieuniknione.
- Tak. – Skinęła głową i wskazała za mnie. – Twój samochód będzie
holowany. Jest zaparkowany w miejscu dla niepełnosprawnych.