N
O W O C Z E S N Y
T
E C H N I K
D
E N T Y S T Y C Z N Y
14
Historia życia – 63 lata w BEGO
Halina Królikowska: Panie Joachimie,
kiedy rozpoczęła się Pana długoletnia
kariera?
Joachim Weiss: W 1945 roku, gdy jako
praktykant rozpocząłem pracę w Bre-
mer Goldschlägerei. W tamtym czasie
niewiele wiedziałem o tym przedsię-
biorstwie. Mój ojciec Fritz Weiss, który
w 1924 r. został członkiem Zarządu,
a rok później wspólnikiem, zawsze kon-
sekwentnie oddzielał sprawy zawodowe
od życia rodzinnego. Jesienią 1945 r.,
wracając z niewoli wojennej, odkryłem,
że w naszym rodzinnym domu mieszka-
ją trzy inne rodziny – nie było tam dla
mnie miejsca. Od wielu miesięcy nie
otrzymywałem też żadnych informacji
o losach moich rodziców.
Nie wiedząc, co robić, udałem się
pod adres Schwachhauser Heerstras-
mistrzem Emilem Glissmannem odwie-
dziliśmy ruiny siedziby firmy przy ulicy
Fedelhoeren 15-17. Zabrałem ze sobą
duży plecak i kilof. Spomiędzy gruzu
potrafiłem wydobyć tylko niewielkie
pozłacane rzeczy. Nie mogłem odzyskać
zbyt wielu przedmiotów, ale to, co zna-
lazłem, miało dla mnie duże znaczenie
symboliczne.
H.K.: Jak rozwijały się Pana
umiejętności?
J.W.: W bardzo prowizorycznie wypo-
sażonych pomieszczeniach firmy przy
ulicy Riensberger byłem najmłodszym
uczniem. Przydzielono mi cały sze-
reg obowiązków, do których należało
na przykład codzienne rozpalanie pieca,
aby o godz. 7:30, kiedy zaczynała się pra-
ca, pomieszczenie było nagrzane. Moją
se 335 w nadziei, iż dom, którego szu-
kałem, przetrwał wojnę i spotkam tam
Theodora Herbsta – wspólnika mojego
ojca. Miałem ogromne szczęście. Zosta-
łem tam przyjęty jak syn i znalazłem
miejsce, w którym mogłem zamieszkać.
Podczas wielu rozmów przeprowadzo-
nych z Theodorem Herbstem dyskuto-
waliśmy o przyszłości firmy i o moich
dalszych planach życiowych. Wspólnik
ojca zaproponował mi rozpoczęcie prak-
tyk w przedsiębiorstwie, abym poznał
wszystkie obszary działalności firmy, tak
jak przed laty on był kierowany przez
swojego ojca Wilhelma Hersbta.
H.K.: Czy pamięta Pan swój pierwszy
dzień w pracy?
J.W.: Był 1 października 1945 r. Nigdy
nie zapomnę tego dnia. Razem z moim
Podróż w czasie
J
oachim Weiss zabierze czytelników
w osobistą stomatologiczno-tech-
niczną podróż w czasie. Od ponad
60 lat pracuje w firmie BEGO.
W 2008 r. zakończył udział w aktywnej
działalności przedsiębiorstwa i zasiadł
w kolegium doradczym. Współpracę
z firmą Denon Dental rozpoczął 17 lat
temu i przez te lata wspierał rozwój
rynku BEGO w Polsce. Wielokrotnie
odwiedzał Polskę, a w czerwcu br.
był honorowym gościem II Kongresu
Mistrzów Techniki Dentystycznej
w Pułtusku. O sobie, BEGO i poko-
leniach, które ją tworzyły, opowiadał
wiceprezes Halinie Królikowskiej.
fot. ar
chiwum f
ir
m
y BEGO
5
/ 2 0 1 0
15
S Y L W E T K I
T E C H N I K I
D E N T Y S T Y C Z N E J
edukacją kierował Theodor Herbst.
Szczególnie ważna była dla mnie na-
uka w pracowni. Tu stało się dla mnie
jasne, że wykonywanie protez zębowych
to szereg wzajemnie powiązanych eta-
pów. Każdy etap od odlania modeli gip-
sowych, aż po ostateczne wykończenie
pracy musi być prawidłowo przeprowa-
dzony. Widziałem nasze słabe strony,
ale również zauważałem duże różnice
w jakości oraz w oczekiwaniach na-
szych zleceniodawców – lekarzy stoma-
tologów. Całość mojego wykształcenia
dopełniła wielomiesięczna praca jako
wolontariusz w instytucie badawczym
zajmującym się metalami szlachetnymi
w miejscowości Schwäbisch-Gmünd.
Mogłem tu znacząco rozszerzyć moją
wiedzę w zakresie metalurgii.
H.K.: W jaki sposób przebiegał rozwój
firmy?
J.W.: Po zdobyciu wystarczającej den-
tystycznej wiedzy mogłem wraz z Teo-
dorem Herbstem i moim ojcem, który
w międzyczasie powrócił z Austrii, zasta-
nowić się nad przyszłością firmy. Nasza
dotychczasowa oferta wydawała mi się
zbyt uboga. Istniały trzy możliwości:
albo rozbudowywać naszą pracownię
protetyczną, albo nasze przedsiębior-
stwo znacząco rozbudować w sektorze
stopów, albo poszukać i znaleźć odpo-
wiednią niszę na rynku i w niej się reali-
zować. Tym nowym sektorem, który był
dla mnie wizją przyszłości, było stwo-
rzenie przedsiębiorstwa – wiodącego
producenta i dystrybutora materiałów
i urządzeń protetycznych. Pierwszym
krokiem był duży segment protez szkie-
letowych, w tamtych latach jeszcze sła-
bo rozwinięty.
Znając problemy naszych klientów,
wpadłem na pomysł prowadzenia inten-
sywnych szkoleń, zastosowania chwy-
tliwego marketingu, poprawy jakości
prac. Był to bardzo odważny projekt.
Musieliśmy zaczynać właściwie od zera.
We współpracy z hutą stali Witten udało
nam się stworzyć metal na protezy szkie-
letowe – Wironit – i podpisać umowę
na wyłączność. Opracowaliśmy inne po-
trzebne materiały, takie jak: masy osła-
niające Wirovest, Wirodouble, woski,
materiały do lutowania i wiele innych
dodatkowych produktów. Skonstruowa-
liśmy potrzebne urządzenia, np.: wirów-
kę odlewniczą, piec do wygrzewania, po-
lerkę, wibrator, szybką obcinarkę Non-
stop, mieszadło do mas osłaniających,
Gelovit itd.
W naszym własnym laboratorium,
a potem w centrum szkoleniowym klien-
ci mogli przekonać się o funkcjonalno-
ści produkowanych przez nas urządzeń.
Rozpoczęliśmy budować opinię o nas
jako o dostawcy zaopatrującym pracow-
nie techniki dentystycznej. Naszym ce-
lem było wejście na rynki całego świata.
Najpierw rozpoczęliśmy budowanie sie-
ci sprzedaży na terenie Europy. Szcze-
gólnie interesujące okazały się kraje
wschodnioeuropejskie, zza żelaznej
kurtyny, jak je wtedy nazywano. Żadne
inne przedsiębiorstwo nie chciało rozpo-
cząć swojej działalności na tym terenie.
W ten sposób przez długie lata byliśmy
tą firmą, która z otwartymi rękoma
zatrudniała tamtejszych specjalistów.
Mogliśmy stworzyć podstawy do długo-
trwałych kontaktów, które utrzymują się
do dziś.
W 1956 r. stałem się odpowiedzialnym
wspólnikiem przedsiębiorstwa z udzia-
łami w wysokości 10%, które otrzyma-
łem od ojca jako wyraz uznania mojej
wydajnej pracy dla firmy. Ponieważ oj-
ciec sfinansował studia dwóch innych
synów, podczas gdy ja zdobywałem tyl-
ko praktykę w zawodzie, potraktował
te udziały jako rekompensatę. Przy kapi-
tale własnym firmy wynoszącym wtedy
105 000 marek niemieckich moje udzia-
ły wyniosły 10 500 marek. Był to mój
kapitał startowy, który wraz z moimi
partnerami mogłem pomnażać. Dużym
krokiem była przeprowadzka do nowej
siedziby firmy w Neue Vahr (dzielnica
Bremy – przyp. T.M.). W ten sposób
zakończyła się długoletnia prowizorka
i mogliśmy skupić się na zwiększeniu
naszej ekspansji.
H.K.: W jakich okolicznościach
zapadła decyzja o takiej nazwie firmy?
fot. ar
chiwum f
ir
m
y BEGO
Joachim Weiss oraz Halina Królikowska
Nadszedł czas na toast...
...i jubileuszowy tort
N
O W O C Z E S N Y
T
E C H N I K
D
E N T Y S T Y C Z N Y
16
S Y L W E T K I
T E C H N I K I
D E N T Y S T Y C Z N E J
J.W.: (uśmiech) Podczas wystawy w Pa-
ryżu. Dwóch właścicieli laboratoriów –
jeden z Włoch, a drugi z Paryża – sprze-
czali się na naszym stoisku na temat
jakości produktów. Mężczyzna z Włoch
preferował produkty firmy „Ditta
Herbst” – nazwa naszej firmy po wło-
sku. Francuz natomiast bronił produk-
tów firmy „La Maison Bremer” – naszej
nazwy we Francji. Mężczyźni przestali
się spierać w momencie, gdy wyjaśniłem
im, że chodzi o jedno i to samo przed-
siębiorstwo. Ta rozmowa skłoniła mnie
do myślenia. Potrzebowaliśmy krótkiej,
dobrze brzmiącej nazwy firmy, której
moglibyśmy używać na całym świecie.
Rozwiązaniem było nazwa BEGO, która
przyjęła się zaskakująco szybko. BEGO
należy teraz do naszych najważniej-
szych słownych znaków towarowych,
jest zastrzeżone na całym świecie i pod-
kreśla naszą jakość. Logo firmy z klu-
czem bremskim i dwoma skrzyżowany-
mi młotami złotniczymi zmieniało się
i ewoluowało na przełomie lat.
H.K.: BEGO to firma
wielopokoleniowa, jak do tego doszło?
J.W.: W międzyczasie Theodor Herbst
zapoznał mnie się z historią firmy. Po-
dziwiałem założyciela naszej firmy
dr. Wilhelma Herbsta, który swoim wy-
nalazkiem – złotym wypełnieniem kohe-
zyjnym – stworzył bazę dla sukcesu na-
szego przedsiębiorstwa. Theodor Herbst
wyznaczył dodatkowy kierunek – ob-
szar techniki dentystycznej. Mój ojciec
zajmował się zarządzaniem i marketin-
giem firmy, czym przyczynił się do zna-
czącego wzrostu jej obrotów. Stosunki
pomiędzy naszą trójką były bardzo har-
monijne. Zarówno mój ojciec, jak i The-
odor Herbst zostawili mi wolną rękę.
Zauważyli, że moja strategia przynosi
wiele korzyści dla firmy. Od 1991 roku
do naszego zespołu dołączył mój syn –
Christoph – już jako piąte pokolenie.
Jego wizją jest wykorzystanie IT i tech-
nologii CAD/CAM do automatyzacji
wykonywania prac protetycznych.
Z wieloma pracownikami firmy opra-
cowałem zasady działalności, które po-
winny być w przyszłości wiążące. W du-
chu ich istnienia stworzyliśmy motto
firmy „Miteinander zum Erfolg” (Razem
do sukcesu – przyp. T.M.). W tym jubile-
uszowym roku powołałem także do ży-
cia Fundację Kultury i Nauki Wilhelma
Herbsta. Mogliśmy w ten sposób wspie-
rać wartościowe i pozytywne projekty.
Dostępna powierzchnia, znajdująca
się przy Emil-Sommer-Strasse, była już
całkowicie wykorzystana. Musieliśmy
wynająć dodatkowe pomieszczenia.
Aby umożliwić rozwój firmy, musia-
łem znaleźć alternatywę. Znalazłem
atrakcyjną ziemię przy Parku Tech-
nologicznym Uniwersytetu w Bremie
i przeniosłem do nowego budynku
siedzibę firmy. Nasz cel – zwiększenie
kontaktów naukowych – został zrealizo-
wany. Współpracujemy ściśle z Katedrą
Ceramiki, działami techniki produkcji
w obszarze zastosowania lasera oraz
działem informatycznym. Współpraca
z działającym po sąsiedzku Fraunho-
fer Institut fuer Fertigungstechnik und
Angewandte Materialforschung (IFAM)
przynosi korzyści dla obu stron. W roku
1992 wraz z powstaniem firmy córki
BEGO Implant Systems uzupełniliśmy
naszą ofertę w bardzo rozwojowym seg-
mencie implantologicznym.
H.K.: Co zmieniło się w firmie
i w Pana życiu od momentu,
w którym zasiadł Pan w kolegium
doradczym?
J.W.: W międzyczasie odszedłem z kie-
rownictwa firmy do rady doradczej. Była
to duża zmiana pokoleniowa zarówno
dla firmy, jak i dla mnie oraz dla mojej
rodziny. Mam to szczęście, że wykwali-
fikowany członek rodziny był już w goto-
wości. Symbolicznie przekazałem złotą
pałeczkę mojemu synowi. Postawiliśmy
sobie za cel, by firma błyszczała starym
blaskiem. Pracowaliśmy dziennie nawet
po 12 godzin, a w miarę potrzeb jeszcze
więcej, włączając niedziele. Wykorzy-
stywałem krótkie drogi decyzji, ścisłe
relacje z pracownikami, dużą bliskość
rynku, innowacyjne myślenie, konstruk-
tywne połączenie z jednostkami nauko-
wymi. Przez wszystkie lata spełniałem
te obowiązki z pełną odpowiedzial-
nością i osobistym zaangażowaniem.
Sukces, który osiągnęliśmy, to nie tylko
moja osobista zasługa. Zawsze miałem
bardzo aktywny zespół, który znakomi-
cie mnie wspierał. Dzisiaj jesteśmy re-
prezentowani na pięciu kontynentach,
częściowo przez nasze własne oddziały
i pracowników oraz partnerów handlo-
wych w różnych krajach.
Szczególne podziękowania należą się
mojej żonie, która często rezygnowała
ze swoich pragnień. W trudnych i bardzo
pracowitych czasach troszczyła się o peł-
ne harmonii życie rodzinne, z którego
czerpałem siły. Teraz z dużą satysfakcją
spoglądam w przeszłość: od 1945 roku
firma BEGO bardzo się rozwinęła, jest
w dobrych i doświadczonych rękach
oraz dobrze rokuje na przyszłość. Cie-
szę się bardzo z tego, że jestem człon-
kiem rady doradczej BEGO i pozostaję
do dyspozycji firmy. Oczywiście cieszę
się również z tego, że teraz mam więcej
czasu dla siebie i mojej rodziny.
H.K.: Dziękuję za rozmowę.
Joachim Weiss z Haliną Królikowską podczas podróży gondolą