www.zwierciadlo.pl
76
| ŻYCIE WEWNĘTRZNE | ZNAKI
| 77
zwierciadło 10/06
się bezpieczniej z „dzidziami”, więc mają one lepsze
szanse prokreacyjne. Matki w trosce o córki wycho-
wują je w ten sposób i tak to się nakręca. Wszystko
zaczyna się jednak od języka, który jest na wskroś
patriarchalny i sprawia, że mózgi nam tym nasiąka-
ją nie wiadomo kiedy, i wszyscy – również kobiety
– widzimy świat z męskiej perspektywy. Najbar-
dziej dramatycznym tego przykładem jest historia,
która jest w istocie historią mężczyzn. W powszech-
nej pamięci historycznej kobiety nie istnieją. Nie-
liczne wyjątki żon i kochanek znanych mężczyzn
lub świętych cór Kościoła tylko potwierdzają smut-
ną regułę.
KM: Na świecie i w Polsce istnieją studia nad po-
jęciem rodzaju, czyli płcią społeczną. Powstały kalen-
darze robione przez feministki, które prezentują hi-
storię świata od strony kobiet, książki pokazujące, ile
kobiety włożyły w rozwój ludzkości. Ale kultura pa-
triarchalna nie chce tego wiedzieć, poznawać ani pu-
blikować. Wkłada za to mnóstwo wysiłku w to, by to
skrzywiać, deprecjonować. Jednak gdyby się komuś
chciało to upowszechniać, to jest gotowe.
– A będzie się chciało?
WE: Musi. Równouprawnienie płci jest dziś ko-
niecznością i nie da się tego zatrzymać. Powoli zmie-
nia się świadomość. Lecz dopiero gdy zmieni się za-
wartość powszechnego przekazu historycznego
i religijnego, zawartość programów szkolnych i tra-
dycja wychowawcza, kobiety będą się rodzić na swojej planecie.
Na razie są na niej jedynie podgatunkiem.
– Najwyraźniej jesteśmy poddane indoktrynacji, która każe nam tego nie
widzieć. Dlaczego wiele kobiet uważa, że dyskryminacja ich nie dotyczy?
WE: To jeden z mechanizmów, który chroni system przed roz-
padem. Dlatego w patriarchacie chodzi o to, żeby kobiety, będąc
pariasami świata, nie były tego świadome. To przede wszystkim
trzeba zmienić.
KM: Dlatego dziewczyny, które biorą udział w życiu społecz-
nym, są menedżerkami, wykładowczyniami, dziennikarkami, kie-
rowniczkami, mówią: jak to? Przecież mój facet mnie dobrze trak-
tuje, moi znajomi też, nie ma żadnej dyskryminacji, o co w ogóle
chodzi? Głupie feministki, dlaczego chcecie nas zbuntować prze-
ciwko naszemu dobremu bytowi? Trzeba z ich strony dobrej woli,
żeby rozpoznały i przyznały same przed sobą, że są gorzej trakto-
wane. Można by na to dostarczyć mnóstwo przykładów. Jednak by
zdać sobie z tego sprawę, trzeba zobaczyć ogrom nierówności spo-
łecznej poza magicznym kręgiem własnych znajomych.
– Ależ my mamy lepiej. Panowie całują nas po rękach, przepuszczają
w drzwiach, prawda? Tymczasem podczas pewnej telewizyjnej gali jedna
z naszych feministek w odpowiedzi na to, że jakiś pan pocałował ją w rękę,
również pocałowała go w rękę. Przesadziła?
WE: Ależ piękny przykład łamania patriarchalnych stereoty-
pów! Ten gest, który w założeniu ma wyrażać szacunek, jest
w istocie fizyczną inwazją, zawłaszcza kobietę już na poziomie
ciała. Dlaczego każdy facet ma mieć prawo pocałować w rękę na-
wet pierwszy raz spotkaną kobietę? Pocałunek to intymna sytu-
acja. Jednak mężczyźni dają sobie do tego prawo i nierzadko go
Tatiana Cichocka: Dlaczego równouprawnienie to w Polsce temat bliski
tabu?
Katarzyna Miller: Bo niewygodna prawda jest taka, że mimo wie-
lu zmian nasz system wciąż podporządkowuje kobiety mężczy-
znom. Niektóre z nas doświadczają tego drastycznie, inne uważa-
ją, że ich to nie dotyczy. To nie zmienia faktu, że patriarchat ma się
dobrze. Więc udajemy, że tematu nie ma, albo staramy się go jak
najszybciej zatuszować, ośmieszyć, zlekceważyć, pomniejszyć je-
go znaczenie. Niezbędne jest więc, by kontynuować proces równo-
uprawnienia, by kobiety coraz bardziej wierzyły w siebie, sięgały
po posady zarezerwowane tylko dla mężczyzn, domagały się rów-
Na tych samych stanowiskach zarabiają
mniej niż mężczyźni, trudniej im
dostać pracę, którą często tracą,
gdy decydują się pójść na urlop
wychowawczy. Ambitne, prące w górę
kobiety walą głową w szklany sufit, choć
oficjalnie problem zawodowej
nierówności w Polsce w zasadzie nie
istnieje. Jak naprawdę jest z tym
równouprawnieniem? Z Katarzyną
Miller i Wojciechem Eichelbergerem
rozmawia Tatiana Cichocka
nego traktowania, a przede wszystkim wspierały się
wzajemnie.
Wojciech Eichelberger: Tego się niestety nie da zro-
bić z poniedziałku na wtorek na zasadzie: kobieto,
uwierz w siebie, wszystko możesz, zdobywaj świat.
Kobiety wloką za sobą długi, ciężki ogon kulturowe-
go i psychicznego dziedzictwa. Niełatwo go zgubić.
Patriarchat zawłaszczył język, historię, religię, sztu-
kę, obyczaj... Wszyscy nim oddychamy, żywimy się
nim, myślimy nim. Ciężko się z tym idzie przez ży-
cie – tym bardziej gdy idzie się pod prąd.
– Nie macie poczucia, że żyjemy w czasach coraz szyb-
szych zmian na tym polu?
WE: Może w Skandynawii. Wszędzie indziej
zmiany dotyczą na razie języka i politycznych dekla-
racji nieprzekładających się na reformy systemowe.
Choćby we Włoszech.
KM: Aczkolwiek to tam była Cicciolina, która jest
przykładem absolutnie rozkosznym. Za jednym za-
machem posunęła do przodu parę kwestii. Bo nie
dość, że panienka rozwiązła i mówiąca o tym w spo-
sób otwarty, odważna w swojej superkobiecości, to
jeszcze zabiera się do polityki. I jakoś się okazało, że
kraj to wytrzymał. Porządny, katolicki kraj.
WE: Tego typu postacie są nieocenione dla prze-
istaczania masowej świadomości. To pierwszy nie-
zbędny krok prowadzący do zmian systemowych.
U nas jednak na razie panuje głęboka nierówność.
– Ale nie wszyscy mamy tego świadomość. We mnie poja-
wiła się dość późno. Jeszcze na studiach miałam poczucie, że
płeć nie jest istotna z punktu widzenia uczelni, kariery. Szok
przyszedł dopiero, gdy pojawiło się dziecko i związane z nim
kłopoty z pracą...
KM: Tak myśli wiele dziewczyn i kobiet, których
los ułożył się nieźle. Mieszkają w dużym mieście,
studiują, bo w ich rodzinach to normalne, razem
z kolegami ze studiów rozpoczynają karierę. Pozor-
nie równość! Tylko potem jako normalne przyjmują,
że to one muszą wyczyniać wygibasy, by pogodzić
pracę z dbaniem o dom i macierzyństwem. A już te,
których mężowie pomagają w domu, aż się złoszczą,
gdy słyszą o dyskryminacji. A dlaczegóż to mężczyź-
ni pomagają, zamiast współgospodarzyć?
WE: Dzieci i dom to u nas problem kobiet. Faceta
nikt nie pyta w pracy, czy zamierza założyć rodzinę.
– Dlaczego kobiety godzą się z takim losem?
WE: Obyczaj i wychowanie już w dzieciństwie in-
stalują w psychice kobiet wyuczoną bezradność i za-
leżność, czyli „dzidzię”. Większość mężczyzn czuje
Kobieta
pracująca
ê
zwierciadło 10/06
Zd
jęcia:
Zosia
Zi
ja
też żadna z dotychczas startujących w wyborach ko-
biet nie odważyła się powiedzieć otwartym tekstem:
Kobiety, głosujcie na mnie, będę reprezentować wa-
sze interesy.
– Próbujemy być na wyrost poprawne politycznie?
KM: W Polsce nie może być mowy o politycznej
poprawności. Używa się jej jako kolejnego argumen-
tu na to, że cała ta walka o równość jest po prostu dę-
ta i śmieszna. Możemy się poczuć cwańsi od Amery-
kanów, którzy próbują to u siebie wprowadzić. Bo
oni, he, he, pozywają do sądu faceta, który klepnął
kobietę w tyłek. A my nie będziemy się takimi dur-
notami zajmować. Nasze kobiety przecież lubią kle-
panie po tyłku, jakby ich nikt nie klepał, toby się nie-
pokoiły, że są niekobiece. Chodzi o to, że myśmy
nawet nie zrozumieli istoty poprawności politycznej.
Kiedy słyszę argument typu: nie będę głosować
na kobietę, bo kobiety nie umieją być w rządzie, to
mi się nóż w kieszeni otwiera. Bo w zamian pewnie
wybierzesz faceta, który nie umie być w rządzie.
– Może kobiety rządziłyby uczciwiej?
KM: Nie chodzi o to, żeby dzięki kobietom zapa-
nował jakiś mityczny, lepszy świat. Chodzi o to, żeby
| 79
78 | ŻYCIE WEWNĘTRZNE | ZNAKI
www.zwierciadlo.pl
nadużywają. Bo ciała kobiet są przecież dla mężczyzn, kobieta zo-
stała stworzona dla mężczyzny, jak każe wierzyć powszechna wer-
sja religijnego przekazu.
KM: Taaa, co jest człowiekowi potrzebne do szczęścia: kobiety,
wino i święty spokój. I wcale nie chodzi o to, że teraz my byśmy
chciały walić was po pupach w dowód naszej wyższości. Bo nie
o wyższość chodzi.
WE: Szczególną rolę do odegrania mają dziś te kobiety, które
wiele osiągnęły, zajmują wysokie stanowiska, weszły do męskich
elit – ale muszą zdawać sobie sprawę z tego, że w dalszym ciągu
są w tej samej roli, że zmieniły się tylko dekoracje. Większość ko-
biet sukcesu staje się nieświadomie janczarami patriarchatu. Od-
cinają się zarówno od „zwariowanych feministek”, jak i od „domo-
wych kur”. Mówią: jak kobieta chce, to może. Nie ma dziś żadnych
przeszkód, by robić karierę, zarabiać pieniądze czy uprawiać poli-
tykę. To jednak tylko sposób na to, jak się urządzić w męskim
świecie, nie kwestionując go ani nie zmieniając.
KM: Tu pojawia się ważne pytanie: czy w związku z tym wy-
starczy, a moim zdaniem nie, żeby kobiety były ministrami al-
bo głowami państw. Problem nie tylko w tym, żeby wchodzić
w te struktury. Bo tam czeka zwarty szereg facetów, którzy bę-
dą kobietę czarowali, pod warunkiem że ona się nie będzie od-
zywać i przyjmie rolę kobietki. Jeśli się nie podporządkuje, bę-
dą z nią walczyli do upadłego jawnie lub niejawnie. Tymczasem
kobieta musi próbować rozsadzać te struktury od środka. Wy-
magać szacunku, wykazywać się kompetencją, ale nie zakładać
spodni, mówiąc symbolicznie: nie udawać, że jest bardziej mę-
ska od mężczyzny.
– Nie wymagamy za wiele? Taka kobieta ma przeciwko sobie wszystkie
stereotypy.
WE: Na początek wystarczy zachować poczucie miejsca, w któ-
rym się jest, nie odcinać się od kobiecej bazy i nie ulegać złudze-
niu, że równouprawnienie kobiet już się dokonało, że jest możliwe
w tym systemie. System musi ulec radykalnej zmianie. Wielkie
oszustwo patriarchatu polega na tym, że próbuje wmówić kobie-
tom, że jeśli tylko zechcą i będą wystarczająco dobre, to w ramach
tego systemu mogą mieć wszystko, co im potrzebne.
KM: To wielkie załganie. Dotyka nawet części środowiska femi-
nistycznego. Niektóre działaczki same zajmują miejsce, w którym
czują się inne – lepsze, bardziej świadome. A na resztę zwykłych
kobitek patrzą z góry. W dodatku, zamiast się zjednoczyć we
wspólnej kobiecej sprawie, kłócą się między sobą. Nie wydają się
zainteresowane powiększaniem liczby należących do ruchu ko-
biet, bo wtedy mogłyby się wyłonić nowe liderki. Tymczasem ko-
biety mają trudność w przebijaniu się także dlatego, że czują się
w swych staraniach bardzo samotne. Mają najwyżej kilka przyja-
ciółek, a to za mało, żeby poczuć moc kobiecego wsparcia. Są od-
cięte od korzeni, bo nie wiedzą, ile inne kobiety dla nich zrobiły.
Przykre, że tak się wypiera to, dzięki komu mamy wykształcenie,
głos wyborczy, śmiałość dopominać się o takie same
płace, stanowiska, władzę, możemy na wielu polach
skutecznie rywalizować z mężczyznami. Wywalczy-
ły to WYŁĄCZNIE kobiety, nikt nam tego nie dał
w prezencie.
– Rywalizować? Czy rywalizacja nie jest podstawą pa-
triarchatu?
WE: Rywalizacja sama w sobie nie jest zła. Byleby
nie była rywalizacją niewolnic o to, jak się wkupić
w łaski władców tego świata. Jak na razie nie istnieją
przejrzyste i równoprawne reguły gry życiowej dla
kobiet. Kobiece losy, awanse i kariery ciągle zależą
od widzimisię męskich gremiów, szefów, ustawodaw-
ców i religijnych autorytetów. To nie tylko uniemożli-
wia zdrową rywalizację kobiet z mężczyznami, ale
także zdrową rywalizację między kobietami,
a w efekcie – ku radości obrońców patriarchatu
– rozbija solidarność kobiet i ich wzajemną lojalność.
KM: A jednak coraz bardziej widać, że odradza
się kobieca wspólnota. Kobiety zakładają kręgi, sto-
warzyszenia, rozwijają się. Moim zdaniem to mogą
być sensowne podwaliny tworzenia większych grup,
które mają szansę coś realnie zmienić. Ważne, żeby
kobiety odkryły na nowo, jak wielką siłę daje im
wspólnota.
WE: To wymaga intensywnej pracy nad kobiecą
świadomością rodzajową, solidarnością. Zobaczcie,
w Polsce kobiety wciąż nie głosują na kobiety. Ale
„
Nie ulegajmy złudzeniu,
że równouprawnienie kobiet już się dokonało.
Wielkie oszustwo patriarchatu polega na tym,
że próbuje wmówić kobietom, że jeśli
tylko zechcą i będą wystarczająco dobre,
to w ramach tego systemu mogą mieć
wszystko, co im potrzebne
...pracująca
te płcie były równo reprezentowane, bo tak samo równo reprezen-
towane są w życiu.
WE: Właśnie, właśnie. Nie zapominajmy, że jest jeszcze druga
połowa ludzkości, czyli mężczyźni. Równie wiele zależy od tego,
jak szybko będzie się zmieniać ich świadomość. Stoimy wobec ko-
nieczności zasadniczej zmiany stereotypów kulturowych. Tu czę-
sto jedziemy na tym samym wózku, np. trudne do wyobrażenia
dla wielu mężczyzn jest bycie spełnionym facetem i partnerem ko-
biety sukcesu żyjącym w jej cieniu, zarabiającym dwa razy mniej
i większość czasu poświęcającym domowi. Ile kobiet sukcesu za-
akceptowałoby takiego partnera? Jak dać zarówno kobietom, jak
i mężczyznom pełny wachlarz możliwości do wyboru? By tak się
mogło dziać, trzeba przygotować kadrę po nowemu myślących na-
uczycieli i wychowawców, lekarzy, dziennikarzy i polityków... To
proces na przynajmniej dwa pokolenia.
KM: To oznacza aktywne zwalczanie przejawów dyskrymina-
cji w życiu publicznym, zmianę prawa pracy, pomoc dla firm,
które zatrudniają kobiety i wprowadzają jakieś socjalne wspo-
maganie, popieranie inicjatyw rozpowszechnionych na Zacho-
dzie, takich jak gender index, czyli uświadamianie pracodaw-
ców, że zatrudnianie kobiet im się po prostu opłaca. Również
finansowo. Szczególnie że są dowody na to, że kobiety bywają
lepszymi pracownikami.
– Pod jakim względem?
KM: Oprócz tego, że empatyczne, są nakierowane na współpra-
cę, odpowiedzialne, gospodarne, nastawione na realne możliwości
i rozwiązania. Najważniejsze jednak, że kobiety wnoszą do firmy
czy władz inną jakość przez to, że są zwyczajnie inne niż męż-
czyźni. Stwarzanie im godnych warunków do pracy na równi
z mężczyznami owocuje nowymi rozwiązaniami, wpływa pozy-
tywnie na rozwój firmy, kraju.
WE: Zwróćcie uwagę, w co poszła obecna ekipa. Podwójne be-
cikowe jest głupotą porównywalną z rajstopami na Dzień Kobiet
za komuny. Potrzebny jest zupełnie inny sposób myślenia. Zmiany
systemowe gwarantujące instytucjonalne wsparcie dla samotnych
i samodzielnych matek, utrzymanie pracy w okresie macierzyń-
stwa, elastyczne ustawianie godzin i dni pracy, możliwość zaanga-
żowania się partnera w opiekę nad dzieckiem itd. Jednym słowem,
doprowadzenie do sytuacji, w której kobiety nie będą musiały sta-
wać przed tragiczną alternatywą – albo będę matką, albo kimś.
KM: Albo stracę to, co zainwestowałam w uczenie się, albo
osierocę swoje dziecko i pójdę na 10 godzin z domu, zostawiając
je pod przypadkową opieką niewykwalifikowanej pani. Matka
cierpi, gdy musi zdecydować się na taki krok. Dużo wysiłku wkła-
da, by samą siebie przekonać, że to dobre rozwiązanie i nie ma
wpływu na dziecko. Otóż ma. Ale to nie w porządku, że ona mu-
si stawiać siebie i swój rozwój w opozycji do rozwoju dziecka.
Można to pogodzić. Tylko trzeba o to zawalczyć i systematycznie
to wprowadzać. Dla siebie, a przez to i dla przyszłych pokoleń.
c