Zen
Prosta droga do Satori
Zen, od niedawna znany również na Zachodzie,
odcisnął swe piętno na kulturze, a nawet na
codziennym życiu Japończyków.
Zen jest japońską formą chińskiego słowa cz'an oznaczającego
medytację na siedząco, w postawie Buddy. Praktyka ta dała
początek szkole buddyzmu mahajanistycznego, która narodziła
się prawdopodobnie w Indiach. Przeniesiona do Chin w VI w.
otrzymała tam zabarwienie taoistyczne i wnet odniosła wielki
sukces. Podupadający w XII w. chiński cz'an wprowadził do
Japonii (w 1191 r. ) mnich ze szkoły tendai, Yosai (albo Eisai,
1141-1215), który podczas pobytu w Chinach uzyskał inicjację w
praktyki szkoły rinzai. W chwili jego śmierci zen, dobrze już
zakorzeniony w stołecznych środowiskach arystokratycznych,
przemieszany był jeszcze z elementami pochodzącymi z innych
szkół buddyzmu tendai i shingon. Dlatego uważa się, że
najczystszy w Japonii zen szerzył Dogen.
Urodzony w Kioto w roku 1200, bezpośredni potomek jednego z
cesarzy z X w. i szwagier panującego władcy, Dogen jako
trzyletnie dziecko stracił ojca, mając zaś osiem lat matkę. Jako
trzynastoletni chłopiec wstąpił do klasztoru na górze Hiei,
ośrodka szkoły tendai, w której przeznaczano go do najwyższych
godności duchownych. Jednakże młodzieniec poszukiwał jedynie
własnej prawdy. Udał się tedy do Yosaia, po którego śmierci
kontynuował praktykę pod kierownictwem jego ucznia Myozena;
w 1223 r. towarzyszył mu w podróży do Chin, aby zaznajomić się
tam z możliwie najbardziej autentyczną formą buddyzmu. Gdy
Myozen umarł, Dogen udał się do Nyojo (po chińsku Żu-king),
mistrza szkoły soto nauczającego wytrwałej medytacji na
siedząco zazen. Uzyskawszy "intuicyjny wgląd w prawdę",
Dogen w 1227 r. opuścił Nyojo, od którego otrzymał przekaz
nauki i polecenie jej rozpowszechniania. Zaczął je wypełniać po
powrocie do Japonii, nauczając w niewielkich klasztorach Kioto.
Wobec rosnącej liczby uczniów mistrz w 1248 r. kazał wznieść
wielką świątynię w Eiheiji, niedaleko Fukui na wschód od Kioto;
nadal jest ona głównym ośrodkiem szkoły soto. Dogen zmarł w
Kioto 28 sierpnia 1253 r.
Nauczanie Dogena
Zawarte jest ono we Wskazówkach do praktykowania zazen
(Fukan-za-zen-gi, 1227), tekście bardzo zwięzłym, dającym
podstawowe zasady, oraz w Skarbcu Prawdziwego Prawa
(Shobo Genzo, 1231-1253), ułożonym przez Dogena w oparciu
o kazania wygłaszane przezeń do uczniów. Shobo Genzo jest
przewodnikiem szkoły roto, wykładającym nie tylko ducha Nauki
i praktykę, lecz również reguły codziennego życia mnichów.
Wedle Dogena "rzeczą najważniejszą w zgłębianiu Drogi jest
zazen. (...) Droga, jaką postępowali Budda i patriarchowie,
polegała wyłącznie na zazen". W rzeczy samej jedynie praktyka
siedzącej medytacji, całkowicie wolna od wszelkiej troski o
pożytek, może przynieść zupełne wyzucie się z samego siebie
(ego), co prowadzi do Satori (Oświecenia). Ta prosta w
zasadzie, lecz forsowna metoda jest jednak bardzo trudna,
wymaga bowiem tyleż bezinteresowności, co i samozaparcia.
Zen po Dogenie
Niebawem obie szkoły, soto i rinzai miały już licznych uczniów.
Rozsławiali je znakomici mistrzowie, z których każdy obdarzony
był indywidualnym, nieraz bardzo wyraziście zarysowanym
temperamentem. Keizan (1268-1325), trzeci po Dogenie
przywódca szkoły roto, opublikował "Zbiór tradycji przekazu
światła" (Denko-roku), w którym dowodził ciągłości nauczania
Dharmy, głoszonej przez 53 mistrzów indyjskich, chińskich i
japońskich, których nieprzerwane następstwo sięga aż do Buddy.
Mnich Muso (1275-1351), autor Rozmów we śnie (Muchu
mondo), zasłynął jako jeden z twórców ogrodów zen i ich główny
teoretyk. Takuan (1573-1645) jest szczególnie znany z tego, że
ducha zenu zastosował do szermierki na miecze (kendo),
natomiast współczesny mu Suzuki Shosan (1579-1655)
rozpowszechnił zen między świeckimi twierdząc, że Oświecenie
może osiągnąć każdy wykonując po prostu swoją profesję.
Jednakże osobowością najsilniejszą i najbardziej wpływową był
Hakuin (1685-1768), pisarz, kaligraf i malarz, który odnowił
szkołę rinzai poprzez usystematyzowanie starej chińskiej praktyki
koanów, zagadkowych wypowiedzi mistrzów podających je jako
tematy do medytacji. Ci wielcy mnisi przez ponad pięć stuleci
podtrzymywali w Japonii żywotność praktyki zenu, który
tymczasem przenikał stopniowo całą kulturę i życie codzienne.
Poczynając od XIII w. wielu słynnych samurajów zostawało
mnichami, skutkiem czego w praktykę wszedł bushido, rycerski
kodeks honorowy, który dał początek głównym "sztukom walki".
Razem z zenem Yosai wprowadził picie herbaty, która z
początku miała jedynie zapobiegać senności podczas praktyki.
Zrodził się z tego prawdziwy rytuał ceremonia herbaty. Kunszt
komponowania ogrodów zen, a z nim ikebana, czyli "droga
kwiatów", rozpowszechniły się po całym archipelagu. Wyrażają
one głęboką wrażliwość na przyrodę i jej symboliczny sens.
Przede wszystkim jednak myśl i estetyka zenu spowodowały
odnowę sztuki w rozmaitych jej dziedzinach architektury,
garncarstwa, malarstwa, poezj; sumiye, czarnobiałe szkice
tuszem, oraz haiku krótki wiersz, którego mistrzem największym
był wielki Basho (1643-1694), stały się wyrazem spontaniczności
ducha poddanego medytacyjnemu skupieniu.
Zen liczy dziś w Japonii ok. 10 mln adeptów, z czego szkoła soto
ok. 6-7 mln, rinzai zaś 2-3 mln. Zen praktykują też liczni
uczniowie w Ameryce i w Europie, gdzie wprowadzili go po II
wojnie światowej mistrzowie japońscy.
"Porzućcie ciało i ducha" (Nyojo).
"Oświecenie pochodzi z praktyki, a więc Oświecenie
nie ma granic; praktyka pochodzi z Oświecenia, a
więc praktyka nie ma początku.
(Dogen).
"Praktykując zazen nie usiłujcie zgadywać, czym jest
dobro i zło! Nie próbujcie też zapobiegać
powstawaniu w was myśli. Zadawajcie sobie tylko
wprost pytanie: czym jest nasz Umysł?"
(Bas-sui, 1327-1387).
Uderzając dłońmi jedną o drugą słyszymy klaśnięcie.
Hakuin zapytywał uczniów: "W takim razie, jaki
dźwięk wydaje jedna dłoń?"
Maha Pradznia Paramita
Hridaja Sutra
Bodhisattwa Awalokiteswara,
praktykujac gleboko Pradznia Paramite,
postrzegl pustke wszystkich pieciu skandh
i przekroczyl wszelkie cierpienie.
Siariputro.
Tutaj forma nie jest rózna od pustki
pustka nie jest rózna od formy
forma to wlasnie pustka
pustka to wlasnie forma
uczucia, mysli, tendencje i swiadomosc
Istnieja w taki sam sposób.
Siariputro.
Tutaj wszystkie dharmy maja nature pustki
nie pojawiaja sie ani nie gina
ani sa skazone ani czyste
nie zwiekszaja sie ani nie zmniejszaja.
Dlatego w pustce nie ma formy
Nie ma uczuc mysli tendencji i swiadomosci.
Nie ma wzroku sluchu wechu smaku
ciala ani rozumu
nie ma barw dzwieków zapachów
smaków odczuc ani przedmiotów rozumu
nie ma sfery wzroku i wielu innych sfer
Nie ma sfery postrzezeni rozumu
nie ma niewiedzy ani kresu niewiedzy
ani wielu innych stanów.
Nie ma starosci i smierci
ani kresu starosci i smierci.
Nie ma cierpienia przyczyny unicestwienia i drogi
nie ma poznania ani osiagania
ani niczego do osiagniecia.
Bodhisattwa zaglebiony w Pradznia Paramicie
nie ma w umysle zadnych przeszkód
gdy nie ma przeszkód
zaden strach nie istnieje
trzymajac sie z dala od przewrotnych pogladów
przebywa on w Nirwanie.
Wszyscy Buddowie trzech czasów
dzieki glebokiej Pradznia Paramicie
osiagaja Annutara Samjak Sambodhi.
Dlatego poznaj Pradznia Paramite
oto wielka przekraczajaca rozumienie mantra
oto mantra wielkiego poznania
oto najwyzsza mantra
oto niezrównana mantra
usuwajaca wszelkie cierpienie
prawdziwa bo jest bez bledu
glos mantre Pradznia Paramity
glos mantre która brzmi :
gate, gate, paragate, parasamgate, bodhi svaha
gate, gate, paragate, parasamgate, bodhi svaha
gate, gate, paragate, parasamgate, bodhi... svaha
Wstep
Postrzegajac wszystkie piec skand jako puste wyzwala sie wszystkie
istoty od cierpienia i nieszczescia.
Wszedzie gdzie nie spojrzec jest cierpienie na tym swiecie. Wszystkie
istoty czuja ból i niewygode. Skad pochodzi to cierpienie ? Ludzie cierpia z
powodu beznadziejnej milosci do kogos, albo sa przekonani, ze musza
zdobyc rózne rzeczy materialne. Ludzie maja ambicje aby stac sie kims i
wierza, ze to uczyni ich zycie pelnym, albo pragna byc rozpoznani i
potrzebuja potwierdzenia w oczach innych. Jednak bez wzgledu na to, jak
mocno bedziemy walczyc, aby cos osiagnac, w koncu kiedy dostaniemy
to, nie mozemy tego zatrzymac. Wlasnie to powoduje wiele cierpienia.
Pierwotnie to cierpienie nie istnieje, pochodzi z naszego umyslu, tak jak
zludzenie unoszace sie z goracej drogi i ukazujace sie jako rzeczywiste.
Jezeli ja cierpie z jakiegos powodu, to kiedy umieram znika moje
cierpienie. Kiedy uswiadamiamy sobie, ze cierpienie jest tylko stworzone
przez nasz umysl i nie istnieje niezaleznie - wtedy nie ma juz zadnego
cierpienia i nieszczescia.
Wiec co to jest ten wielki umysl ? Jezeli myslisz, nigdzie nie znajdziesz
swojego umyslu. Jezeli odetniesz cale myslenie, co dokladnie oznacza
odciecie przywiazania do myslenia, wtedy twoja prawdziwa natura pojawi
sie wszedzie.
Budda najpierw nauczal, ze to co nazywamy umyslem lub "Ja", to tylko
piec skand, czyli forma, uczucia, percepcja, impuls i swiadomosc. Te
skandy zmieniaja sie nieustannie, sa tylko masa mentalnej energii.
Poniewaz ludzie sa przywiazani do formy, uczuc, percepcji, impulsów i
swiadomosci, kiedy one w nieunikniony sposób zmieniaja sie, odczuwamy
cierpienie. Nigdy nie wydostaniemy sie z oceanu cierpienia, poniewaz
wierzymy, ze rzeczy te sa rzeczywiste i ze nasze "Ja" jest takze
rzeczywiste. Otwierajace linie Sutry Serca wskazuja na to, ze te skandy
pierwotnie sa puste. Skoro tak, to gdzie jest cierpienie ? Kto moze cierpiec
? Oto kubek soku pomaranczowego. Jezeli masz kubek, to mozesz tam
trzymac swój sok, ale jesli kubek rozbije sie, jak zatrzymasz w nim sok ?
Cierpienie jest takie samo jak to. Jezeli jestes przywiazany do pieciu
skand - formy, uczuc, percepcji, impulsów i swiadomosci, wtedy twoje
cierpienie ma sie gdzie zatrzymac. Ale Sutra Serca mówi, ze wszystkie
piec skand jest pustych. Umysl jest kompletnie pusty, wiec gdzie
cierpienie mialoby sie pojawic ? To nauczanie o pustce jest bardzo wazne,
musisz je osiagnac. Kiedy praktykujesz droge doskonalej madrosci, w
koncu osiagniesz pustke wszystkich pieciu skand. Zrozumienie tego
pogladu uwalnia nas od calego cierpienia i nieszczescia. Samo
zrozumienie tego pogladu nie moze ci pomóc - musisz cos osiagnac.
1. Forma nie jest rózna od pustki, pustka nie jest rózna od formy.
Forma jest pustka, pustka jest forma.
Sutra Serca uczy, iz "forma jest pustka i pustka jest forma." Bardzo wielu
ludzi nie rozumie co to znaczy, nawet ci którzy dlugo praktykuja
medytacje. Istnieje bardzo prosty sposób, aby zrozumiec nauczanie Sutry
Serca w naszym codziennym zyciu. Np. to jest drewniane krzeslo. Jest
brazowe. Jest solidne i ciezkie i wszystko wskazuje na to, ze przetrwa
dlugi okres czasu. Siedzisz na tym krzesl, a ono utrzymuje twoja wage,
mozesz takze cos na nim polozyc. Ale kiedy podpalisz krzeslo i wyjdziesz,
to kiedy wrócisz krzesla juz nie bedzie. Ta rzecz, która wygladala tak
mocno, solidnie i realnie, teraz jest tylko kupka popiolu, który wiatr
rozwiewa dokola. Ten przyklad pokazuje w jaki sposób to krzeslo jest
puste: nie jest trwala i stala rzecza. Caly czas sie zmienia. Nie istnieje w
niezalezny sposób. Predzej czy pózniej, krzeslo w koncu zamieni sie i
stanie sie zupelnie czyms innym. W taki oto sposób to brazowe krzeslo
jest calkowita pustka i chociaz zawsze mialo wlasciwosci pustki, ta pustka
jest forma; mozesz usiasc na tym krzesle i bedzie cie ono podtrzymywac.
"Forma jest pustka, pustka jest forma." Dlaczego jest tak wazne, aby to
zrozumiec ? Przyczyna tego jest taka, ze wielu ludzi jest przywiazanych
do nazwy i formy. To przywiazanie jest powodem niemalze calego
cierpienia. Jezeli chcemy uwolnic ludzi od tego przywiazania, musimy
podac im lekarstwo nazwy i formy. Musimy zaczac od pokazania, ze
nazwa i forma jest nierzeczywista i nietrwala; zawsze zmienia sie. Jesli
jestes bogaty, musisz zobaczyc, ze pozadanie bogactwa jest puste. Jezeli
jestes przywiazany do slawy i pragniesz uznania innych, musisz
zobaczyc, ze rzeczy o które walczysz i przez które cierpisz sa puste.
Wiekszosc ludzi wysoko ceni sobie wlasne cialo, wydaje mnóstwo
pieniedzy, aby bylo piekne i mocne. Ale wkrótce pewnego dnia, kiedy
umrzesz, twoje cialo zniknie. Nie mozesz zabrac ze soba tego pustego
ciala, bez wzgledu na to jak bardzo je sobie cenisz. Nie mozesz zabrac
slawy, nie mozesz zabrac pieniedzy, nie mozesz zabrac seksu. Niczego
nie mozesz zabrac. W naszych czasach wielu ludzi bardzo przywiazuje
sie do tych rzeczy. Cenia sobie nazwy i wyglad zewnetrzny prawie ponad
wszystko, raniac w ten sposób siebie i innych, tylko po to, by siebie
chronic. Chca zdobyc pieniadze, dobra reputacje albo korzystne zwiazki.
Walcza desperacko o wysoka pozycje. Ludzi zawsze pociaga najgorszego
rodzaju naduzycie i cierpienie, by w konsekwencji dostac i zatrzymac te
puste, przemijajace rzeczy. Teraz wielu ludzi jest przywiazanych do
seksu. To nie jest potrzebne. Wszystkie formy sa puste, wiec przekonanie,
ze mozesz zdobyc lub zatrzymac cokolwiek jest podstawowa iluzja. To
nauczanie wskazuje na to. Najwazniejsze jest, co chcesz osiagnac w
swoim zyciu, wlasnie teraz ? To czego chcesz w tej chwili ksztaltuje twój
umysl, determinuje twoje zycie obecne i nastepne, ksztaltuje je.
Postrzegajac, ze wszystkie rzeczy pierwotnie sa puste, mozesz wszystko
odpuscic i po prostu zyc, zamiast cierpiec z powodu tych wszystkich,
nietrwalych rzeczy. Jesli nie jestes przywiazany do nazwy i formy, jestes
calkowicie wolny. Jest o tym slynna historia. Dawno temu w Atenach zyl
slynny filozof Diogenes. Chociaz byl filozofem najwyzszej klasy w
starozytnej Grecji, zyl jak nedzny pies. Zawsze sypial na zewnatrz, nie
troszczyl sie o to, czy bedzie mial co jesc kolejnego dnia i zazwyczaj nie
nosil zadnego ubrania. To bylo jego nauczanie - naturalny styl zycia.
Któregos ranka, kiedy spal na ulicy, nagle poczul lekki chlód i obudzil sie.
Nad nim stal Aleksander Wielki, który w tamtym czasie byl
najpotezniejszym czlowiekiem swiata. Podbil wiele krajów i z powodu
swojej niezwyklej militarnej mocy i inteligencji, bali sie i podziwiali go
wszyscy. Wlasnie tego dnia Aleksander Wielki postanowil odwiedzic
Diogenesa i dostac od niego nauczanie.Stal tam wystrojony w królewskie
insygnia, jego wielka muskularna postac rzucala cien na wciaz lezacego
Diogenesa. Diogenes spojrzal na niego zezujac i powiedzial: "O,
Aleksander Wielki ! Jak sie masz ?" Ja mam sie dobrze, ale chce ci
pomóc Diogenesie. Podbilem juz caly ten swiat. Posiadam niezliczone
palace, zloto i bogactwa. Jezeli chcesz czegos, moge ci to dac. Cokolwiek
- ziemie, pieniadze, wysoka pozycje - dam ci wszystko. Tylko powiedz
czego chcesz a bedzie twoje. Czego chcesz ?
"O, chcesz mi pomóc ?"
Tak - powiedzial Aleksander Wielki. Chce ci pomóc.
"O, dziekuje."
"Wiec czego chcesz ?"
"Chce czegos."
"Tylko powiedz a bedzie twoje."
"Aleksandrze Wielki prosze nie zaslaniaj mi slonca."
"Dobrze juz dobrze, przepraszam." Aleksander przesunal sie na bok.
Diogenes powiedzial: "Dziekuje, dziekuje, to wystarczy."
To bardzo prosta historia, ale wyjasnia czym jest forma i pustka. To
wszystko. Ha, ha, ha. Kiedy zaoferowano mu wszystko czego mozna
zapragnac, Diogenes tylko powiedzial: "prosze nie zaslaniaj mi slonca."
Tylko to! W tym punkcie nie ma pozadan. Diogenes juz osiagnal cala
prawde, osiagnal, ze substancja jest pusta. Wiedzial tez, ze nazwa i forma
sa puste, wiec nie byl zainteresowany w posiadaniu bogactw, slawy,
kochanki, rodziny czy wysokiej pozycji. Wszystko jest puste - kto pragnie
tych pustych rzeczy. One nie moga na prawde pomóc mi w zyciu, ale
wlasnie teraz, potrzebuje slonecznego swiatla. To wszystko. Diogenes byl
calkowicie wolny, poniewaz calkowicie osiagnal prawde, ze "forma jest
pustka, pustka jest forma." Jezeli osiagniesz ten punkt i nie ma w nim
pozadania, które warte jest lgniecia sie do czegokolwiek, wtedy
rozumiesz, ze jestes juz kompletny. Wlasnie teraz niczego ci nie brakuje.
To bardzo wazny punkt. Wtedy medytacja nie jest juz konieczna.
Siedzenie odosobnien nie jest juz potrzebne. Mowy Dharmy tez nie sa
potrzebne. jednak jezeli jestes przywiazany do swojego myslenia, wtedy
medytacja jest bardzo potrzebna. Jezeli nie osiagnales "forma jest pustka,
pustka jest forma," siedzenie dlugich odosobnien jest bardzo wazne w
twoim zyciu i musisz duzo, mocno praktykowac. Kiedy zatrzymasz sie i
spojrzysz na to przez chwile, zobaczysz, ze potrzeba praktyki jest takze
bardzo glupia. Ha, ha, ha.
2. Nie pojawianie sie i nie znikanie. Nie zabarwienia i nie czystosc.
Nie powiekszanie i nie zmniejszanie.
Sutra Serca jest znana z bardzo interesujacego sposobu opisywania nszej
prawdziwej natury. Uzywa slowa "nie" wiele razy. Kiedy osiagniesz
prawdziwa pustke, nie ma tam mowy ani slów. Kiedy otwierasz usta, to juz
jest wielki blad. Tak wiec slowa i mowa nie moga opisac naszej pierwotnej
natury. Zeby nauczac ludzi wciaz uczepionych zludy slów i mowy, trzeba
posluzyc sie lekarstwem mowy i slów. Sutra Serca rozwaza obydwa te
punkty. Opisuje nasza prawdziwa nature przez dokladne objasnienie,
czym nasza prawdziwa natura nie jest. Nie mozna powiedziec co to jest,
ale mozna przekazac sens tego, czym nasza natura nie jest. "To nie jest
to, ani to, ani to. To nie jest takie jak tamto, ani takie jak tamto."
Rozumiesz ? Ha, ha, ha ! To bardzo interesujaca technika. Sutra Serca
mówi jedynie "nie", poniewaz to jest prawdopodobnie najlepsze, co slowa i
mowa moga wyrazic. Te linie Sutry Serca wskazuja prosto na fakt, ze w
naszej prawdziwej naturze nigdy nic sie nie pojawia, ani nie znika. Nie ma
czegos takiego jak zabarwienie czy czystosc, poniewaz to sa jedynie
pojecia stworzone przez myslenie. W pierwotnej naturze nie ma
pojawiania sie ani znikania. Nasza pierwotna natura jest calkowicie
nieporuszona i pusta. Wszystko zostalo stworzone z uniwersalnej
substancji. W takim razie w jaki sposób moglaby cos pojawiac sie i znikac,
byc zabarwione lub czyste ? Poniewaz nasza pierwotna natura jest taka
sama, jak natura wszechswiata jak moglaby sie powiekszac i
zmniejszac ? Nieskonczona w czasie i przestrzeni, nie ma w niej zadnych
znaczen, niczego co moglibysmy odniesc do rzeczy lub opisac slowami.
3. Wszystkie Dharmy przenikniete sa pustka. Nie poznanie, nie
osiaganie. Nirwana.
Sutra Serca mówi: "Wszystkie Dharmy przenikniete sa pustka." Wszystkie
Dharmy byly juz puste i wolne od istnienia, nim to zauwazyles. Nazwa i
forma juz sa puste. Nie mozesz nawet mówic o Dharmie, a potem
twierdzic, ze jest pusta. To jest wielki blad ! Prawdziwe doswiadczenie
pustki oznacza, ze nie ma tam ani slów ani mowy, nie ma takze Dharmy.
Kiedy masz zamiar otworzyc usta, aby powiedziec, ze "wszystkie Dharmy
przenikniete sa pustka," to wtedy nie jest to juz pustka. Wiec uwazaj.
Chodzi tutaj o to, ze jesli tylko rozumiesz mowe i slowa, takze kierujesz
sie tylko intelektualnym rozumieniem, wtedy ta sutra ani zadna inna nie
moze ci pomóc w twoim zyciu, Pewne rzeczywiste doswiadczenie tego o
czym jest tutaj mowa jest konieczne.
Tak wiec, kiedy mówimy, ze wszystko jest puste, nie ma poznania ani
osiagania. W tym punkcie pustka jest Absolutem. (Mocne uderzenie w
stól.) Nic nie istnieje, wiec co jest do osiagniecia ? Te slowa w Sutrze
Serca sa tylko piekna mowa, ale nawet najwspanialsza i najbardziej
interesujaca mowa, slowa jezeli tylko rozumiesz je pojeciowo, nie moga
pomóc ci w zyciu.
Powtarzam jeszcze raz, naprawde musisz cos osiagnac. Musisz osiagnac
pewnosc, ze rzeczywiscie nie ma nic do osiagania. Wszystko jest prawda,
dokladnie takie jakie jest. Jestes juz kompletny. Ale uwazaj ! Samo
rozumienie tych pieknych slów to jedno, ale osiagniecie ich, to calkiem co
innego.
Sutra Serca rozpoczyna sie od doswiadczenia pustki w Hinajanie i
prowadzi do zrobienia nastepnego kroku. Jesli osiagniesz prawdziwa
pustke, tam nie ma mowy ani ust. Kiedy osiagniesz "bez ust," osiagniesz
Absolut lub nirwane. Juz omawialismy Cztery Szlachetne Prawdy i
Osmioraka Sciezke nauk Hinajany: sciezke, która ukazuje, ze wszystko
jest cierpieniem a nastepnie prowadzi do konca cierpienia, powstrzymania
narodzin i smierci. To jest nirwana. W tym punkcie nie ma
przeciwstawienst: nie ma przychodzenia czy odchodzenia, nie ma wysokie
ani niskie, dobre czy zle, narodziny czy smierc. W prawdziwym
doswiadczeniu pustki postrzegasz, ze nie ma narodzin ani smierci, nie ma
przychodzenia ani odchodzenia. Jak mozesz zatrzymac cos, co nie
istnieje ? Nie ma juz cierpienia, wiec nie ma takze zródla cierpienia, tym
bardziej tez unicestwienia cierpienia. Dlatego Sutra Serca mówi, ze "nie
ma cierpienia ani zródla cierpienia, takze nie ma konca cierpieniai zadnej
sciezki wyprowadzajacej z cierpienia." Takze "uderza" w przeciwstawne
myslenie, ukazane w Czterech Szlachetnych Prawdach, w których jest
powiedziane, ze istnieje cierpienie, zródlo cierpienia, takze sciezka
wyprowadzajaca. Buddyzm Mahajany prowadzi do zrobienia nastepnego
kroku, dalej niz nauczanie Hinajany. Jezeli zatrzymasz sie w tym miejscu,
w kompletnej pustce, osiagniesz tylko nirwane. Buddyzm Mahajany
prowadzi do zrobienia nastepnego kroku.
4. Najwyzsze, doskonale oswiecenie - Annutara samyak sambodhi
Annutara samjak sambodhi jest sankryckim wyrazeniem, które oznacza
"najwyzsze doskonale oswiecenie." Jest to po prostu inny sposób na
okreslenie "prawdy." Kiedy patrzysz, kiedy sluchasz, kiedy wachasz, kiedy
smakujesz, kiedy dotykasz, kiedy myslisz - wszystko, wlasnie tak jak jest,
jest prawda. Poprzednio wlasnie w tym punkcie nirwany, nie ma poznania,
nie ma osiagania, z niczym do osiagniecia. Wiec bodhisattwa zalezy od
Prajna Paramity i osiaga nirwane. Nastepnie pokazuja sie te trzy slowa:
annutara samjak sambodhi. Przedtem bylo powiedziane, ze nie ma
osiagania: teraz wszyscy Buddowie osiagaja anuttara samyak sambodhi.
Co to znaczy ?
Jesli osiagniesz prawdziwa pustke, to jest to tylko nirwana. To jest
doswiadczenie calkowitej stalosci i blogosci: nie ma podmiotu ani
przedmiotu, nie ma dobra ani zla, nie ma przychodzenia ani odchodzenia,
nie ma zycia ani smierci. Nie ma nic do osiagniecia. Ale Mahajana to
kontynuowanie praktyki i przekraczanie tego punktu, w koncu osiagasz
"nie osiaganie." Musisz odkryc, jak funkcjonuje nirwana w tym swiecie.
Nazwa tego jest najwyzsze, doskonale oswiecenie. Jesli osiagniesz "nie
osiaganie", osiagniesz prawde. Twój umysl jest pusty i czysty jak
przestrzen. To znaczy, ze twój umysl odbija jak lusto: jesli góra pojawi sie
przed lustem, jest tylko góra; pojawia sie woda, wtedy jest tylko woda;
pojawia sie czerwone, lustro odbija czerwone; biale przychodzi - biale.
Niebo jest niebieskie, drzewo jest zielone. Pies szczeka, "hau, hau !"
Cukier jest slodki. Wszystko co widzisz, slyszysz, wachasz, smakujesz,
dotykasz i wszystko o czym myslisz, jest prawda, takie jakie jest. Nirwana
oznacza osiagnac pustke, w której nie ma niczego do osiagniecia.
Annutara samjak sambodhi oznacza uzyc doswiadzcenia pustki do
osiagniecia prawdy. Z pustym umyslem odzwierciedlac ten swiat, takim
jaki jest. To jest Buddyzm Mahajany i Wielka Droga Bodhisattwy.
5. Gate, gate, paragate, parasamgate, bodhi swaha !
Wciaz jest do zrobienia jeszcze jeden krok. Jezeli osiagniesz pustke, a
nastepnie osiagniesz prawde, jak ta prawda bedzie "funkcjonowac" i
pomagac innym istotom. Wszyscy Buddowie osiagaja annutara samjak
sambodhi lub inaczej najwyzsze, doskonale oswiecenie. Oznacza to, ze
osiagaja prawde i moga zobaczyc, ze niebo jest niebieskie, a drzewo
zielone. Na zakonczenie sutry jest powiedziane, ze jest wielka,
transcedentalna mantra, wielka jasna mantra, najwyzsza mantra,
doskonala mantra: Gate, gate, paragate, parasamgate, bodhi swaha. To
moze byc przetlumaczone jako: "przejdz, przejdz, przejdz, przejdz na
drugi brzeg." Tak wiec mantra pod koniec Sutry Serca oznacza tylko
dzialanie. Az do tego miejsca, wszystko zawarte jest w slowach
opisujacych osiaganie pustki i prawdy. Duzo ciekawych opisów.
Jakkolwiek ta mantra znaczy, ze musisz tylko robic to. Jakies dzialanie
jest konieczne, jezeli chcesz pomóc temu swiatu. Bodhisattwa tylko dziala
jak bodhisattwa. Kiedy osiagniesz najwyzsze, doskonale oswiecenie,
musisz osiagnac, jaka jest funkcja oswiecenia w tym swiecie. To
nazywamy swiatem momentu. Z chwili na chwile postrzegaj cierpienie w
tym swiecie i po prostu pomagaj wszystkim istotom. To bardzo wazne.
Sutra Serca jest bardzo interesujaca. Na poczatku ukazuje swiat
przeciwienstw, nastepnie swiat Absolutu, w koncu prowadzi do
kompletnego swiata, czyli tego, co nazywamy swiatem momentu. Swiat
przeciwienstw to "forma jest pustka, pustka jest forma." Swiat Absolutu to
pustka lub nirwana: "nie forma, nie pustka." Kompletny swiat to annutara
samjak sambodhi - prawda, wlasnie taka jak jest: "forma jest forma,
pustka jest pustka." Samo osiagniecie prawdy nie wystarczy, poniewaz
nasze doswiadczenie prawdy musi funkcjonowac dla innych osób z chwili
na chwile. Sutra konczy sie napomnieniem do dzialania: Gate, gate,
paragate, parasamgate, bodhi swaha. Ta mantra oznacza utrzymywanie
umyslu w tym momencie, który jest Wielka Miloscia i Wielkim Uczuciem.
To jest droga bodhisattwy. Kiedy dzialasz ze wszystkimi istotami, Wielka
Milosc pojawia sie sama z siebie. Wspólne dzialania to po prostu dzialanie
w harmonii z chwili na chwile. To jest takze pokój na swiecie. Tylko rób to.
Tylko rób to. Kiedy ktos jest spragniony, daj mu pic. Gdy ktos jest glodny,
daj mu jesc. Jesli cierpiaca osoba pojawi sie przed toba, tylko pomagaj,
bez myslenia, bez sprawdzania. Wczesniejsze fragmenty tej sutry nie
zawieraja "tylko rób to," jest tam tylko dobra mowa o osiaganiu i nie
osiaganiu. Kiedy osiagniesz cos, musisz tego uzyc. To jest znaczenie
poza slowami. Gate, gate, paragate, parasamgate, bodhi swaha. Krok za
krokiem, osiagamy jak wspólczuciem dla innych, spontanicznie, z chwili
na chwile. To jest prawdziwe znaczenie Sutry Serca. Z chwili na chwile,
kiedy robisz cos, tylko rób to.
Tlumaczenie Aleksandra Porter
.
Czym jest Zen ?
Mistrz Zen Seung Sahn
Zen jest bardzo prosty...czym jestes ?
Na tym calym swiecie, wszyscy szukaja szczescia na zewnatrz, lecz nikt nie
rozumie swojej prawdziwej jazni wewnatrz.
Kazdy mówi: „ja” - „ja chce to, ja jestem taki jak tamto...”, lecz nikt nie rozumie
tego „ja”. Zanim sie urodziles, skad przyszlo twoje „ja” ? Kiedy umrzesz, dokad
twoje „ja” pójdzie ? Jesli szczerze bedziesz pytal sie „Czym jestem ?”, wczesniej
czy pózniej wpadniesz na sciane, gdzie cale myslenie jest odciete. Nazywamy to
„Nie wiem”. Zen jest utrzymywaniem umyslu „Nie wiem” zawsze i wszedzie.
Chodzac, stojac, siedzac,
lezac, mówiac, bedac w ciszy,
poruszajac sie, bedac w bezruchu.
Przez caly czas, we wszystkich miejscach,
bez przerwy - co to jest ?
Jeden umysl to nieskonczone kalpy.
Medytacja w Zen oznacza utrzymywanie umyslu „Nie wiem” podczas poklonów,
spiewów i siedzenia Zen. To formalna praktyka Zen. A kiedy robisz cos, po
prostu rób to. Prowadzac samochód, tylko prowadz, jedzac tylko jedz, pracujac
tylko pracuj.
W koncu twój umysl „Nie wiem” stanie sie czysty. Wówczas kiedy widzisz
niebo, tylko blekit. Widzisz drzewo, tylko zielen. Twój umysl jest czysty jak
lustro. Pojawia sie czerwien, lustro jest czerwone. Pojawia sie biel, lustro jest
biale. Pojawia sie ktos glodny, daj mu jesc. Pojawia sie ktos spragniony, daj mu
sie napic. Nie ma tu zadnych pragnien dla siebie, jedynie dla wszystkich istot. Ten
umysl, to juz jest oswiecenie, nazywamy to wielka miloscia, wielkim
wspólczuciem, wielka droga Bodhisattwy. To bardzo proste, wcale nie trudne!
Tak wiec Budda powiedzial, ze wszystkie istoty maja nature Buddy (nature oswiecenia).
Lecz mistrz Zen Jo-Ju powiedzial, ze pies nie ma natury Buddy. Kto ma racje ? Kto sie
myli ? Jesli to znajdziesz, odnajdziesz swa prawdziwa droge.
Powiedzenia mistrza Zen
Kyong - Ho
(1849 - 1912)
1. Nie mysl nawet o doskonalym zdrowiu. W doskonalym zdrowiu kryje sie
pozadliwosc i chcenie. Pewien starozytny medrzec powiedzial: "Zrób sobie
dobre lekarstwo z cierpienia w chorobie".
2. Nie ludz sie nadzieja, ze bedziesz miec zycie bez problemów. Latwe zycie
wywoluje osadzajacy i leniwy umysl. Starozytny medrzec powiedzial:
"Zaakceptuj niepokoje i trudnosci tego zycia".
3. Nie oczekuj ze twoja praktyka obejdzie sie bez przeszkód. Bez przeszkód
umysl, który szuka oswiecenia, moze sie wypalic. Tak wiec starozytny
medrzec powiedzial: "Osiagnij swobode posród chaosu".
4. Nie oczekuj, ze praktykujac mocno nie doswiadczysz dziwnych rzeczy.
Ciezka praktyka, w której unika sie tego co nieznane, oslabia zaangazowanie.
Starozytny medrzec powiedzial: "Wspomóz ciezka praktyke zaprzyjazniajac
sie z kazdym demonem".
5. Nie oczekuj, ze cokolwiek mozna latwo doprowadzic do konca. Jesli
przytrafi ci sie osiagnac cos z latwoscia, twoja wola zostanie przez to
oslabiona. Tak wiec starozytny medrzec powiedzial: "Wciaz próbuj i próbuj
dokonczyc to, co robisz".
6. Przyjaznij sie, ale nie oczekuj zadnej korzysci dla siebie. Przyjazn tylko
dla siebie zle odbija sie na zaufaniu. Starozytny medrzec powiedzial:
"Utrzymuj trwala przyjazn z czystym sercem".
7. Nie oczekuj, ze inni beda podazac twoim sladem. To, ze zdarzy sie iz inni
ida za toba przydaje ci tylko wiecej dumy. Starozytny medrzec powiedzial
wiec: "Uzyj swojej woli, by wnosic pokój miedzy ludzi".
8. Nie oczekuj zadnej nagrody za swoja dobroczynnosc. Oczekiwanie
czegokolwiek w zamian prowadzi do knujacego i podstepnego umyslu.
Starozytny medrzec rzekl: "Odrzuc falszywa duchowosc jak pare starych
butów".
9. Nie oczekuj zysków wykraczajacych poza wartosc twojej pracy.
Zdobywanie nieuczciwych korzysci czyni z ciebie samego glupca. Starozytny
medrzec powiedzial: "Badz bogaty w uczciwosci".
10. Nie staraj sie stwarzac jasnosci umyslu poprzez surowa praktyke. Kazdy
umysl zaczyna w koncu palac nienawiscia do surowosci, a jakaz jest jasnosc
w umartwianiu sie? Tak wiec starozytny medrzec rzekl: "Stwórz sobie
swobodna droge nie wkraczajac w surowosc praktyki".
11. Pozostan w równowadze wobec wszelkich przeciwnosci losu. Budda
osiagnal najwyzsze oswiecenie bez przeszkód. Poszukujacy prawdy sa
cwiczeni w pokonywaniu trudnosci. A gdy na swej drodze wystawieni sa na
przeszkode, pozostaja niepokonani. Wtedy, uwalniajac sie, posiadaja wielki
skarb.
Jedna rzecz
Przekaz
6 kwietnia 1996 Do An Sunim otrzymal przekaz i stal sie
Mistrzem Zen Dae Kwangiem
.
Bang! (Uderza w stól kijem )
Wszystko zawsze przychodzi i odchodzi, odchodzi i przychodzi. To jest pierwsza
nauka Buddy. Lecz prawdziwe znaczenie tej nauki odcina jezyk Buddy. W koncu
nawet piec szkól Zen znika. Mistrz Zen Un Mun rzekl: " Lek leczy chorobe,
choroba leczy lek ".
Bang!
Ten punkt jest zupelnym bezruchem, uniwersalna substancja. Caly wszechswiat
pochodzi z tego punktu. To jest druga nauka Buddy. Lecz ten punkt jest bez
nazwy, bez slowa, bez mowy, bez formy. Tak wiec, ten punkt juz odcial mój
jezyk.
Bang!
To jest trzecia nauka Buddy. To znaczy "wlasnie taka jak to" jest prawda, która
jest wszechswiat po prostu robiacy to z kazda chwila; teraz jezyki wszystkich sa
odciete - co mozesz zrobic ?
Ho!
Na zewnatrz ptaki spiewaja, wewnatrz swiece sa jasne.
Nasze cale zycie jest tylko jedna rzecza. Lecz nikt w to nie wierzy. Powodem
niewiary jest to, ze kazdy czegos chce. Na przyklad, wielokrotnie ludzie
praktykujacy Zen oczekuja lub chca czegos od swej praktyki. Ale to nie jest
wlasciwe praktykowanie, poniewaz chec lub oczekiwanie czegos jest tym, co
napedza kolo samsary. To jest zródlo zycia, smierci i wszelkiego cierpienia. Lecz
jesli po prostu praktykujesz bez checi otrzymania czegokolwiek, wtedy mozesz
osiagnac prawdziwego siebie. W Diamentowej Sutrze uczen pyta Budde czy
cokolwiek osiagnal, gdy osiagnal oswiecenie. Budda odpowiedzial "Nie, nie
osiagnalem niczego, jeslibym osiagnal cokolwiek to nie byloby to niezrównane
oswiecenie".
Jesli calkowicie to osiagasz, dostajesz jedna rzecz, ten moment. To jest bardzo
proste! Zen nie jest jakas specjalna rzecza, to po prostu jedna rzecz!
Okolo 100 lat temu zyla w Korei mloda kobieta, która miala wyjsc za maz. W
tamtych latach malzenstwa zawierane byly przez posredników, swatów. Byl taki
zwyczaj, ze panna mloda nie widziala i nie znala swego przyszlego meza az do
dnia slubu. Slyszac, ze przygotowania dobiegaja konca, kobieta stala sie
podekscytowana i zdenerwowana zarazem. Jej malzenstwo mialo przeciez
zasadniczy wplyw na reszte jej zycia, a ona nie wiedziala co ma sie zdarzyc.
Zaczela myslec: "Jaki bedzie mój maz? Przystojny czy brzydki? Chcialabym
przystojnego meza. Bedzie zyczliwy czy tez nie? Och, tak chcialabym dobrego
meza". Myslala tez: "Ciekawe, czy bedzie glupi czy madry? Naprawde
chcialabym madrego i bystrego meza." "Nienawidze tepaków". Wtedy zaczela
myslec jaka bedzie jej tesciowa.
W Korei w tych czasach zona mieszkala po slubie z rodzina meza. Odkad zycie
kobiety wiazalo sie z rodzina i domem, tesciowa kontrolowala cale jej zycie.
Wiec martwila sie o swa tesciowa tak samo jak o przyszlego meza. "Jaka bedzie
kobieta: czy bedzie tyranem? Czy bedzie skapcem? A moze bedzie mila i
szczodra?" Myslala o tym calymi miesiacami - myslala i myslala... Pózniej, tuz
przed slubem musiala pójsc do wioski swej siostry na ostatnia przymiarke sukni
slubnej. Korea jest krajem górzystym, wiec musiala przejsc przez niska przelecz.
Gdy tak szla, myslala o swym malzenstwie - im blizej bylo do dnia slubu, tym
bardziej byla zdenerwowana. I wlasnie gdy weszla na szczyt przeleczy i zaczela
schodzic w dól wyskoczyl tygrys....... Grrrrrrrhh !!! I to juz koniec opowiesci.
Dla niektórych ta historia jest smutna, poniewaz mamy jakies oczekiwania. Ale ta
kobieta nie jest wyjatkowa, bo zawsze spotykamy tygrysa wczesniej czy pózniej.
Ale dla uczniów Zen jest to interesujaca opowiesc, poniewaz jedna rzecz pojawia
sie tutaj bardzo wyraziscie. Mozna powiedziec, ze kobieta ta doznala "tygrysiego
oswiecenia." To oznacza "obudz sie!" W kazdym momencie moze sie to
przydarzyc nam; i wcale nie musi to byc tygrys. To jest bardzo proste.
Jednak, wiekszosc ludzi zyje w snie, w uludzie swych "lubie i nie lubie." Zawsze
mysla o przeszlosci i przyszlosci. Lecz przeszlosc i przyszlosc nie istnieja! To co
istnieje to "dokladnie teraz". Zyjemy w "swiecie chwili", lecz "myslimy", ze
zyjemy gdzies indziej. Jedyne miejsce gdzie mozesz stac sie soba jest dokladnie
teraz. Samo myslenie nie jest ani dobre ani zle, lecz nasze przywiazanie do
myslenia stwarza cierpienie. Zen oznacza przebudzenie z twego snu, twego
przywiazania do myslenia.
Jesli spojrzysz dokladnie na przebudzenia, sa one proste - naprawde proste,
móglbys nawet powiedziec, ze sa glupie. Budda zobaczyl gwiazde i doznal
oswiecenia; to proste. Mistrz Zen Hyang Eom uslyszal glaz uderzajacy w bambus
i doznal oswiecenia; to proste. Mistrzowi Zen Dok Sahnowi ktos zdmuchnal
swiece w chwili, gdy po nia siegal; to proste. Budda trzymal prosto kwiatek, a
Mahakashyapa sie usmiechnal. To jest pierwsze przekazanie dharmy - zupelnie
glupie. W kazdej z tych opowiesci nikt niczego nie otrzymal. Ukazal sie tylko
bardzo prosty umysl, nasza prawdziwa natura. Po prostu jedna rzecz ukazala sie
bardzo wyraznie, bardzo wyraznie! Wiec ta jedna pojawiajaca sie rzecz, tygrys,
dzwiek glazu - oznacza: obudz sie teraz, po co czekac? Jesli na cos czekasz lub
chcesz czegos, jestes juz martwy. Nasza praktyka oznacza wlasnie ten moment,
obudz sie. Bardzo proste. To nie jest fizyka jadrowa.
Pewnej nocy niektórzy z nas patrzeli na ksiezyc - bylo zacmienie. Ziemia
umiejscowila sie pomiedzy sloncem i ksiezycem i zablokowala swiatlo, które
zazwyczaj odbija sie od ksiezyca. Jesli to rozumiecie, posiadacie madrosc.
Niektórzy ludzie mysla, ze waz zjada ksiezyc podczas zacmienia - chrupiac go.
Gdy jest zjadany, sa bardzo przestraszeni. Biegna do szamana, by intonowal
spiewy, bil w bebny i sprowadzil ksiezyc z powrotem. Kazdy umysl dziala w ten
sposób do pewnego stopnia; kazdy ma jakies zludne mysli, które oddzielaja go od
tego co sie naprawde dzieje; jest to przeszkoda. Jednak, jesli masz w sobie
madrosc to nie jest to problem. To znaczy obudz sie. Twoje prawdziwe swiatlo
juz swieci.
Wiec dzisiaj tak sie zlozylo, ze jest pochmurnie; mówimy, ze slonce nie swieci.
Ale to jest glupie - slonce swieci. Po prostu dzis jest pochmurno, to wszystko. I
nawet w nocy mówimy, ze slonce nie swieci, ale ono swieci. Slonce jest
"wlaczone" caly czas. To bardzo proste. Nasza prawdziwa natura jest wlasnie jak
slonce, jest "wlaczona" caly czas, lecz my tak nie sadzimy. Jestesmy bardzo
przywiazani do naszej przeszkody. Lecz jesli przebudzasz sie do tego momentu -
odetnij cale myslenie - przeszkoda wyparóje, a madrosc pojawia sie sama. Proste.
Wtedy wspólczucie pojawia sie naturalnie. Tak wiec, nasze cale zycie jest tylko
jedna rzecza - tym momentem - obudz sie! To juz tam jest.
Bang! (Uderza w stól kijem.)
Jeden i dwa zawsze sie ze soba bawia
Bang!
Jeden i dwa bawia sie ze soba w chowanego i kryja sie za skala.
Bang!
Jeden i dwa wychodza zza skaly i kazde z nich tanczy. Ale znany koreanski
Mistrz Zen Man Gong powiedzial, ze to nie jest jeden i nie dwa. Jesli to nie jeden
i nie dwa, to co to za taniec? Nie jestes jednym i nie jestes dwoma, czym zatem
jestes?
Ho!
Na zewnatrz jest pochmurno a wewnatrz... (klania sie i powraca na miejsce).
MAN CHAM
Mowa Dharmy Mistrza Zen Seung Sahna wygloszona dn. 18.04.1998 podczas YMJJ w osrodku
zen w Falenicy.
(Uderza kijem w stól)
Góra jest woda,
woda jest góra.
Wszystko ma nazwe i forme. Nazwa i forma zawsze zmieniaja sie, zmieniaja i zmieniaja.
Czas i przestrzen przemijaja. Wszystko sie zmienia i zmienia, wiec góra jest woda, woda jest
góra. Ludzkie istoty pojawiaja sie na tym swiecie i opuszczaja go.
Sutra serca mówi: forma jest pustka, pustka jest forma. Co to znaczy? Nie ma góry, nie ma
wody. Szósty Patriarcha powiedzial: "Pierwotnie nic nie istnieje". Sprawdzamy pierwotna
substancje ludzkiej istoty, sprawdzamy, sprawdzamy i nic nie ma. Nazywamy to absolutem.
Swiat absolutu oznacza, ze kiedy otwierasz usta, to juz jest to blad.
Sutra serca mówi: "nie ma osiagania i niczego do osiagniecia", nazywamy to nirwana. Co to
znaczy? Góra jest góra, woda jest woda.
Jezeli obudzisz sie, przekroczysz ten pusty umysl, wtedy prawda sie pojawia. Kiedy patrzysz,
sluchasz, wachasz wszystko jest prawda. Niebo jest niebieskie, drzewo zielone, pies szczeka
"hau, hau", cukier jest slodki. Wszystko jest prawda, lecz co nie jest prawda?
Mamy trzy swiaty.
Swiat przeciwstawienstw, ciagle sie zmienia i zmienia, czyli forma jest pustka, pustka jest
forma, góra jest woda, woda jest góra. Nastepnie swiat, gdzie nie ma ani góry, ani wody,
calkowita pustka. Nazywamy to swiatem Nirwany. Kiedy przekroczymy nirwane, wtedy
cokolwiek widzisz, cokolwiek slyszysz jest prawda. Wszystko jest prawda, co nie jest
prawda. Sciana jest biala, podloga jest zólta, niebo jest niebieskie, drzewo jest zielone,
wszystko jest prawda.
A wiec mamy trzy swiaty: swiat przeciwstawienstw, swiat absolutu i swiat prawdy. Który
jest wlasciwy? Jesli ktos znajdzie wlasciwy swiat, ten kij uderzy go trzydziesci razy, równiez
jesli nie znajdzie wlasciwego swiata, ten kij uderzy go trzydziesci razy. Dlaczego? Przeciez
jest swiat prawdy, dlaczego uderzac trzydziesci razy? To jest wielkie pytanie. KATZ!!!
Góra jest niebieska, woda plynie.
Nazywamy to swiatem funkcji, swiat funkcji jest bardzo wazny.
Mamy cztery swiaty: swiat przeciwstawienstw, swiat absolutu, prawdy i funkcji.
Odnoszac sie do historii, zen pojawil sie w Chinach. Przetrwal tam kilka dynastii, Tong,
Chong i Song. Teraz w Chinach nie ma zen. Bodhidharma dal poczatek Zen i do czasu
Szóstego Patriarchy zen byl bardzo prosty, np. mam zla karme, prosze naucz mnie jak
odsunac zla karme, nie ma problemu. Daj mi swoja zla karme, ja ja zabiore. Wtedy uczen
szuka, szuka i nie moze znalezc swojej zlej karmy. Wtedy Mistrz Zen mówil: "Twoja zla
karma zniknela". To jest bardzo prosty styl. Nastepnie w zenie pojawilo sie wiecej techniki,
czasami krzyk "KATZ" , czasami jeden palec, lub tylko uderzenie. Po tym czasie pojawilo
sie nauczanie prawdy, niebo jest niebieskie, drzewo zielone, sciana jest biala, podloga zólta,
ptaki spiewaja. Kiedy patrzysz, sluchasz, wachasz, wszystko jest prawda. Co to jest Budda ?
- "suche gówno na patyku". Co to jest Budda? - "trzy funty lnu". "Dziesiec tysiecy Dharm
powraca do jednosci, dokad powraca jednosc?" "Idz napij sie herbaty". Bardzo proste
slowa. Ten styl mial poczatek podczas trwania dynastii Tong i Song, nastepnie pojawili sie
ludzie propagujacy styl akademicki, czyli wiele myslenia, myslenia, myslenia. W tym czasie
ukazala sie slynna ksiazka kong-anów "Ksiega Blekitnej Skaly". Zawiera 100 kong-anów, w
niektórych przypadkach jest za wiele slów i momentami ksiazka staje sie zbyt
skomplikowana.
Mistrz Zen Tae Hae zobaczyl ksiazke i stwierdzil, ze jest tam za duzo myslenia. Kazal ja
spalic, poniewaz uznal, ze nie moze ona pomóc uczniom Zen. Taka byla praktyka podczas
dynastii Sung, rozumieli prawde, ale jak uzyc tej prawdy, jak ona funkcjonuje w tym
swiecie, nie rozumieli tego. Nastepnie w okresie dynastii Czung praktyka Zen prawie
zniknela . Wtedy Zen przywedrowal do Korei i Japonii. W Korei mistrzowie kontynuowali
Zen w starym stylu. W Japonii powstaly 3 szkoly. Szkola Rindzaj, Szkola Soto, Szkola
Obaku, które czasami walczyly ze soba, a w ich nauczaniu bylo za duzo myslenia. Wtedy
pojawilo sie duzo problemów. Obecnie tylko koreanski Zen utrzymuje stary styl. Równiez w
koreanskim Zenie funkcja nie byla jasna.
Nastepnie koreanski Zen przybyl do Ameryki i do Polski i wtedy pojawilo sie nauczanie
funkcji. Kiedy przychodzi ktos glodny - daj mu jesc, kiedy przychodzi ktos spragniony - daj
mu pic, pojawia sie ktos cierpiacy - nalezy mu pomóc. Nazywamy to dzialaniem
Bodhisattwy. Przedtem nie bylo zbyt duzo takiego nauczania, tylko prawda, prawda,
prawda. Dlatego w Chinach Zen zniknal. Nastepnie wielu ludzi praktykowalo i
praktykowalo, az wlasciwy Zen przywedrowal do Ameryki, potem do Polski. Na tym swiecie
jest wiele religii, wiele rodzajów buddyzmu. Co jest wlasciwa religia, co jest wlasciwym
buddyzmem? Budda byl bardzo inteligentny, rozumial historycznie i filozoficznie sytuacje w
Indiach w tamtym czasie. Wtedy tez wierzono w Boga, drzewo, góre i rózne rodzaje religii.
Budda nie mógl odsunac tych przeciwstawnych religii, poniewaz ludzie nie rozumieli swojej
prawdziwej natury, tylko wierzyli w Boga i osiagali szczescie. Nie rozumieli swojej
prawdziwej natury, prawdy i wlasciwej funkcji. Wtedy Budda poszedl w góry, przez 6 lat
siedzial pod drzewem Bodhi. Pewnego ranka zobaczyl gwiazde - bum - osiagnal oswiecenie.
To jest buddyzm. To jest nasza praktyka - osiagniecie oswiecenia jest bardzo wazne.
DSSNim spiewa sutre.
Niebieska góra nie porusza sie, bialy oblok przychodzi i odchodzi. Jednak ta blekitna góra i
biala chmura sa pierwotnie puste.
4 x 5=20
Cztery razy piec równa sie dwadziescia, to wszyscy rozumieja, ale co to znaczy? Nikt nie
rozumie, wiec tu jest problem. Ludzkie istoty za duzo rozumieja, ale nie rozumieja siebie.
Jesli jest duzo rozumienia, wtedy jest duzo problemów, tylko troche rozumienia, troche
problemów, brak rozumienia, brak problemów !
Wiec tylko idzcie prosto - nie wiem i nie bedzie problemów. Osiagnijcie nie wiem, wtedy
osiagniecie wszystko, to jest nasza praktyka.
Ta praktyka nie wiem jest kontynuowana od Buddy do teraz. Bodhidharma przybyl z Indii
do Chin, po nim jego spadkobiercy przybyli do Korei. Dalej to nauczanie przeniesione
zostalo do Ameryki i z Ameryki do Polski. Teraz w Polsce jest wielka Dharma, to jest
wspaniale.
Ludzkie istoty maja wiele religii, co to jest ludzkie zycie? Nikt nie rozumie, przychodzimy z
pustymi rekami, dlaczego pojawiamy sie na tym swiecie? Co tutaj robisz? Kiedy umrzesz?
Dokad pójdziesz? Nie jasne, ludzkie istoty sa niejasne. Na poczatku sa niejasne i na koncu sa
tez niejasne. Nasza praktyka oznacza poczatek jasny, wtedy wasza praca staje sie jasna,
kiedy umrzecie, to takze staje sie jasne. Nastepne zycia po zyciu wciaz jasne. To znaczy
uratowac wszystkie istoty, nazywamy to Droga Bodhisattwy. Nasza praktyka znaczy nie dla
siebie, lecz dla wszystkich istot. Wtedy wasza praca staje sie jasna, wasz kierunek jest jasny,
wasze dzialanie jest jasne. To jest bardzo wazny punkt. Jezeli nie rozumiecie wlasciwie pracy
ludzkiej istoty, wtedy cale zycie jest niejasne. Ale wy przychodzicie tu, aby praktykowac i to
jest wspaniale. Osiagnac swoja nature i znalezc wlasciwa droge, prawde i wlasciwe zycie. W
Biblii jest powiedziane, ja jestem droga, prawda i zyciem. Jestem droga, jaka droga, co to
jest prawda, co to jest zycie? Tylko mówimy o tym, wtedy nie mozna tego zrozumiec.
Dlatego przychodzimy tutaj, praktykujemy, praktykujemy i wtedy droga oznacza
osiagniecie swojej prawdziwej natury, osiagniecie uniwersalnej substancji, wtedy osiagniecie
prawdy jest mozliwe.
Niebo jest niebieskie, drzewo zielone, sciana jest biala, pies szczeka hau, hau. Kiedy patrzysz,
kiedy sluchasz, wszystko jest prawda. Prawda i Ty stajecie sie jednym. Nastepnie jak ta
prawda moze wlasciwie funkcjonowac, aby pomóc innym ludziom. To jest wlasciwe zycie, a
wiec nasza praktyka jest bardzo wazna. Kazdy przychodzi tutaj, praktykuje i to jest
wspaniale.
Dawno temu Mistrz Zen Dok Sahn, przedtem mówilem Wam, jakiekolwiek pytanie mu
zadano, on tylko uderzal. Mistrz Zen Gu Ji na kazde pytanie odpowiadal pokazujac jeden
palec. Mistrz Zen Lin Chi, tylko krzyczal KATZ! Te trzy nauczania róznia sie, dzialania sa
rózne, ale droga ta sama. W tamtych czasach Mistrz Zen Dok Sahn byl wielkim mistrzem, w
jego swiatyni mieszkalo 700 mnichów. Pewnego dnia z rana wzial swoje miski i poszedl do
sali Dharmy. Wtedy w klasztorze gospodarzem byl Sol Bong, który zobaczyl Mistrza i
powiedzial: "Mistrzu, mistrzu, jeszcze nie uderzono w beben i dzwon nie zadzwonil, dokad
idziesz niosac swoje miski?" To oznaczalo, ze jeszcze nie jest pora posilku. W wielkiej
swiatyni, najpierw uderza sie w dzwon, potem w beben "bum, bum, bum", wtedy kazdy
bierze miski i idzie do Sali Dharmy, gdzie wszyscy razem jedza. To jest regula, ale Mistrz
Zen Dok Sahn, zanim zadzwonil dzwon i uderzono w beben, wzial miski i poszedl do Sali
Dharmy. Byc moze stary mistrz o regule zapomnial i kiedy Sol Bong zauwazyl to i zapytal,
Dok Sahn tylko wrócil do swojego pokoju. Po chwili glówny mnich Am Du przechodzil kolo
kuchni i gospodarz powiedzial mu: "Gl. Mnichu przed chwila Mistrz Dok Sahn zanim
uderzono w dzwon i beben, wzial swoje miski, aby udac sie na posilek. Kiedy zwrócilem mu
uwage, nic nie powiedzial, tylko wrócil do swojego pokoju". Wtedy glówny mnich Am Du
powiedzial: "O! Wielki Mistrz Zen Dok Sahn nie rozumie ostatniego slowa". Znaczenie
"ostatniego slowa", to bardzo wazny punkt.
Przedtem spiewalem piosenke - "góra jest niebieska, woda plynie. Góra i woda sa puste.4X5
= 20". 4X5 = 20 to jest ostatnie slowo. Ostatnie slowo oznacza prawde i funkcje razem.
Mistrz Zen Dok Sahn nie rozumial ostatniego slowa, znaczy to, ze nie rozumial wlasciwej
sytuacji, wlasciwej funkcji i wlasciwej relacji. Sluzacy mistrza uslyszal rozmowe Gl. Mnicha
z gospodarzem i opowiedzial o tym Dok Sahnowi: "Wielki mistrzu, glówny mnich
powiedzial, ze nie rozumiesz ostatniego slowa". Wtedy mistrz bardzo sie rozzloscil i
krzyknal: "Glówny mnichu przyjdz do mnie". "Tak, panie", "Ty nie wierzysz we mnie?"
Wtedy Am Du wyszeptal cos mistrzowi do ucha". Wówczas gniew zszedl z twarzy mistrza,
który usmiechnal sie, "aha, rozumiem".
Nastepnego dnia Mistrz Dok Sahn siedzac na podwyzszeniu wyglosil mowe
dla siedmiuset mnichów.
Ta Mowa Dharmy byla inna niz poprzednie, zupelnie inna. Wtedy Am Du wyszedl na srodek
i klaszczac w dlonie, smiejac sie glosno powiedzial: "Mistrz Zen rozumie ostatnie slowo,
teraz juz nikt nie moze go sprawdzic". To jest ta historia i w dzisiejszej mowie Dharmy
pojawia sie pytanie: "Co to jest ostatnie slowo". Mistrz Zen Dok Sahn nie rozumie
ostatniego slowa. Ostatnie slowo nie jest specjalne, kiedy jestes glodny - jedz, jestes
spragniony - pij, chwila po chwili utrzymuj wlasciwe dzialanie, wlasciwa sytuacje, wlasciwe
relacje. To jest ostatnie slowo. Dlaczego Mistrz Zen wzial miski i poszedl do Sali Dharmy,
przed pora posilku? Po uderzeniu w dzwon i beben bierzemy miski i idziemy na posilek.
Pierwsze pytanie - w tym czasie, jakie jest ostatnie slowo, w tym czasie co jest wlasciwa
sytuacja, wlasciwa relacja, wlasciwym dzialaniem? Drugie pytanie, glówny mnich szepnal
cos mistrzowi do ucha, co wyszeptal? PO uslyszeniu go twarz mistrza rozjasnila sie, gniew
zniknal, usmiechnal sie i powiedzial "aha, rozumiem", wiec co takiego Am Du wyszeptal. To
jest drugie pytanie. Nastepnie trzecie pytanie; glówny mnich wyszedl na srodek sali Dharmy,
klaskal w dlonie i smial sie "teraz nasz mistrz rozumie ostatnie slowo"
pytanie brzmi: jakiego rodzaju mowe powiedzial Mistrz Dok Sahn? To bardzo wazny punkt.
Ale jest jeszcze jedno pytanie. To ostatnie pytanie to prezent dla Was. Kiedy Mistrz
przyszedl z miskami, gospodarz powiedzial: "jeszcze dzwon nie zabrzmial i nie uderzono w
beben, dokad idziesz ze swoimi miskami". Dok Sahn nic nie odpowiedzial, tylko wrócil do
swojego pokoju i dlatego problem sie pojawil. Moze gdyby cos powiedzial, ten problem by
sie nie pojawil. Gdybys Ty byl Mistrzem Zen i gospodarz zapytal Cie: "jeszcze nie zabrzmial
dzwon i nie uderzono w beben, dokad idziesz ze swoimi miskami?" Co ty bys odpowiedzial?
To bardzo wazny punkt. To jest kong-an wysokiej klasy, przychodzcie tutaj i praktykujcie,
wtedy mozecie zrozumiec te pytania.
Nastepny kong-an wysokiej klasy to "siec Man Gonga". Któregos dnia Mistrz Zen Man
Gong usiadl na podwyzszeniu i powiedzial: "wszyscy praktykowaliscie mocno przez 3
miesiace, ja tylko robilem siec, to jest specjalna siec, moze zlapac wszystko, Budde,
Bodhisattwe, wszystkie istoty. Ta siec zlapala caly swiat. Jezeli praktykowaliscie mocno,
mozecie wydostac sie z tej sieci. Jak wydostaniecie sie z mojej sieci?" To bardzo wazny
punkt, musicie zabrac siec Man Gonga.
Nastepny, jeszcze wyzszej klasy kong-an to "trzech mezczyzn spaceruje".
Pierwszy mezczyzna robi dzwiek mieczem, drugi wyciaga chusteczke, trzeci macha rekami.
Co sie tam dzieje i co oni zobaczyli. To bardzo wazny punkt. Jesli przejdziecie przez te
brame, mozecie zostac Ji Do Poep Sa Nimami, bez problemu i nosic czerwone kasa. Oni
wszyscy przeszli przez te brame, wiec wszyscy przejdzcie przez te brame i zostancie Ji Do
Poep Sa Nimami. Jezeli przejdziecie przez te brame, bardzo wazne jest, aby zostac Mistrzem
Zen. Jezeli chcecie stac sie Mistrzem Zen, w USA je
st kilku slawnych mistrzów Zen
tradycji japonskiej i innych tradycji, trzeba podjac z nimi walke
Dharmy. Bardzo wazne jest, zeby uderzyc tych mistrzów i wtedy
kazdy sprawdza te walke Dharmy. Jezeli uczen uderzy wlasciwie,
wtedy Mistrz Zen takze to sprawdza i mozna zostac Mistrzem Zen. To bardzo
wazne.
W naszej tradycji mamy stopnie, jezeli ktos mocno praktykuje moze zostac JDPSNimem,
nastepnie Mistrzem Zen i wtedy moze nauczac innych ludzi.
Mam nadzieje, ze kazdy bedzie mocno praktykowal, praktykowal, wasz osrodek stanie sie
mocny, wtedy zobaczy jasno, uslyszy jasno, poczuje jasno, chwila po chwili bedzie
utrzymywal wlasciwa sytuacje, wlasciwe dzialanie i wlasciwe relacje. Osiagnie wielka milosc,
wielki wspólczucie, wielka droge Bodhisattwy i uratuje wszystkie istoty od cierpienia.
Dziekuje bardzo.
Mowa Dharmy
Mowa Dharmy
Heili Downey
wygloszona podczas INKA 7 kwietnia 1996 r.
Klania sie wszystkim.
(podnosi kij i uderza w stól)
Jezeli rozumiesz ten swiat-
wszystko na tym swiecie jest wlasnie takie jak to!
(podnosi kij i uderza w stól)
Znakomity nauczyciel powiedzial: Duch jest czysty i jasny
prawdziwa natura nie posiada zabarwien
tylko bez myslenia wlasnie tak jak to - jest Budda.
(trzymajac kij nad glowa): Czy widzicie?
(opuszczajac go w dól i uderzajac w stól) Czy slyszycie?
KATZ !
Dzis jest 7 kwiecien, 1996 r. Dziekuje wam za przybycie.
Pewien znakomity nauczyciel powiedzial pewnego razu: "Tylko bez myslenia -
wlasnie tak jest Budda".
Zebrak w Kapsztadzie powiedzial: " To jest wlasnie jak to jest!"
Jakis czas temu w pewien zimny i wilgotny zimowy wieczór, Rodney, dwóch
czlonków naszej sanghi i ja zdobylismy sie na odwage, by wyjsc i udac sie do
Kapsztadu na kolacje. Po wspanialym posilku w komforcie cieplej i przytulnej
restauracji, nadszedl czas by wyjsc i zostac przywitanym przez wyjacy wiatr i
deszcz. Gdy zblizylismy sie do naszych samochodów, zauwazylismy dwóch
"Bergies" - ludzi ulicy, którzy buduja swoje domy w górach czesto uzywajac do
tego celu kartonowych pudel. Jeden z nich dal znak reka wskazujac, ze chce z
nami rozmawiac. Jego gestykulacja spotkala sie z bardzo "Z dala , mój panie", ze
strony Rodneya, uzywajacego równiez gestykulacji majacej zachecic owych
dwóch "Bergies " do udania sie w inna strone. Bylo oczywiste, ze ton glosu
Rodneya i jego gestykulacja nie zostala zauwazona, ja stalam sie obiektem uwagi
tego czlowieka. Jednak zanim zdazyl cokolwiek powiedziec, zapytalam go co
chce. Jego natychmiastowa odpowiedzia bylo "Prosze o dwa Randy" ( 2 USD)
W chwili gdy to zajscie mialo miejsce pracowalam udzielajac porad przy
telefonie zaufania i mialam bardzo silny umysl "naprawiacza". Zamiast wiec
podzielic sie moimi pieniedzmi. Chcialam wiedziec dlaczego on ich potrzebuje.
Prawda byla taka, ze w swietle okolicznosci, nie wykazalam sie zrecznoscia w
najmniejszym stopniu. Jego odpowiedz byla prosta: "By kupic wino, psze -
pani !!" Jakby tej lekcji bylo mi jeszcze za malo, zasugerowalam mu, ze moze
najpierw powinien kupic jedzenie a pózniej wino. Jego odpowiedz jeszcze raz -
byla bardzo jasna: "Psze -pani, ma pani racje! Ale dzis jest bardzo zimno i mokro
a wino nas rozgrzeje. Pózniej psze - pani, jesli bedziemy mieli dosc szczescia,
moze znajdzie sie jakies jedzeni!!" Bez dalszych ceregieli podzielilismy sie
naszymi pieniedzmi. W dodatku mieli rzeczywiscie dosc szczescia poniewaz
poszlam kupic im jedzenie. Gdy wrócilam zapytal czy moglibysmy stanac w
kregu wraz z dwoma jego kumplami, którzy do nas dolaczyli. Stanelismy na
srodku chodnika w kole, trzymajac sie ramionami za barki, zaczal modlitwe:
"Drogi Panie, dzieki ci za pozwolenie tym ludziom na pozwolenie nam, bysmy
byli tym czym jestesmy. Amen!" Proszac kazdego z nas o zatrzymanie dwu -
randowej monety - tak by on z kolei mógl cos z siebie dac - to byla spora lekcja.
Byl juz czas by rozejsc sie i ruszyc w swoja droge. Ten sam czlowiek delikatnie
pociagnal kieszen Rodneya. Jednak zanim zdazyl cokolwiek powiedziec, Rodney
powiedzial "Przykro mi, nie mam pieniedzy" Odpowiedzia "Bergiego" bylo: "Nie
prosze pana, nie prosilem o pieniadze tylko o cos by nas pamietac!" Z dlonmi
zlozonymi razem Rodey uklonil sie "Bergiemu" i powiedzial "Dziekuje Ci za
twoje nauczanie". Jego odpowiedz: "NIE PROSZE PANA TO NIE JEST
NAUCZANIE, TO JEST WLASNIE TAK JAK JEST !!".
Pewien znakomity nauczyciel powiedzial : "Tylko bez myslenia - wlasnie tak jak
jest, to Budda!"
Kapsztadzki "Bergie" powiedzial: "To jest wlasnie tak jak jest!"
W tej ceremonii nadawania tytulów Dzi Do PSNima, czcimy pamiec naszych
przodków i skladamy honor naszym Nauczycielom przeszlosci, terazniejszosci i
przyszlosci. Klaniam sie naszemu Dharma Center i rodzinie dharmy w Afryce
Poludniowej. Klaniam sie wszystkim "Bergie" i naszym sasiadom - Afrykanskiej
Misji Wiary Chrzescijanskiej i ich dzwonom koscielnym i ich "Alleluja!".
Klaniam sie wszystkim obecnym w tym zgromadzeniu w podziece za wasze
Wielkie Slubowanie i wysilek.
(podnosi kij i uderza w stól)
W jednym narozniku wieze Misji Wiary Chrzescijanskiej.
(podnosi kij i uderza i stól)
W przeciwleglym narozniku - Poep Kwang Sa.
(podnosi kij i uderza w stól)
Chrzescijanie, z kazda chwila staja sie starsi; góry zawsze sa niebieskie -
Buddysci z kazda chwila staja sie starsi, góry sa zawsze niebieskie. Aleluja! i
"Kwan Se Um Bosal!" wypelniaja niebo, dzwony koscielne i moktak polykaja
wszystko.
Które wolicie?
Dokad one odeszly?
KATZ !
Wewnatrz wiele twarzy, twarzy promieniujacych jasno, na dól do sali po prawej,
lunch jest gotowy!
tlum. Aleksander Skwara
WIELKA KWESTIA ZYCIA I ¦MIERCI
1. Nie jest latwo zostac Bhikku czy Bhikkhuni. Czlowiek nie zostaje Sunimem,
by dobrze je¶c i ubierac sie. Raczej chce byc wolnym od zycia i ¶mierci,
osiagaj±c stan Buddy.
2. Aby osi±gn±c stan Buddy, nalezy odkryc swój wlasny Umysl, który kazdy juz
ma we wlasnym ciele.
3. Aby odkryc Umysl, nalezy zrozumiec, ze to cialo to nic wiecej, jak tylko
zwloki, a ten ¶wiat, na dobre i zle, jest tylko snem. Czyja¶ ¶mierc jest jak
opuszczenie wieczorem tego samego dnia, w którym zjawile¶ sie o poranku. Po
¶mierci mozna czasem odrodzic sie w jednym z piekiel, czasem w królestwie
zwierz±t, a czasami w królestwie duchów. Wówczas trzeba znie¶c niezliczone
bóle i cierpienia.
4. Skoro to jest prawd±, nie zajmuj sie zyciem doczesnym. Po prostu badaj i
obserwuj swój wlasny umysl przez caly czas. Jak wygl±da to, co teraz widzi,
slyszy i my¶li? Czy ma to jak±¶ forme czy tez nie? Czy jest to duze czy male?
Czy jest zólte czy zielone? Czy jest jasne czy ciemne?
5. Uwaznie obserwuj i badaj te kwestie. Pozwól by twe dociekanie i obserwacja
staly sie jak kot lapi±cy mysz, lub jak kura siedz±ca na jajach, lub jak
rozpaczliwie glodna, stara, sprytna mysz wygryzaj±ca dziure w worku z ryzem.
Niech twe dociekanie i obserwacja bed± skupione w jednym punkcie i nie
zapomnij o tym. Utrzymuj je w±tpi±c i zapytuj±c siebie. Nie pozwól, by twe
zapytywanie ucieklo, nawet wówczas, gdy nie robisz nic szczególnego. Dzieki
gorliwemu i szczeremu praktykowaniu w ten sposób nadejdzie w koncu moment
przebudzenia twego Umyslu.
6. Pracuj wytrwale poprzez umacnianie twej wiary. Umacnianie twej wiary jest
szczerym przebadaniem tej kwestii.
7. Jest niezwykle trudno urodzic sie istot± ludzk±. O wiele trudniej jest urodzic
sie w sprzyjaj±cych okoliczno¶ciach, a jeszcze trudniej zostac Bhikku lub
Bhikkuni. Najtudniejsz± rzecz± ze wszystkich jest odnale¶c wla¶ciwe i rzetelne
nauczanie Dharmy. Powinni¶my to gleboko rozwazyc.
8. Budda Siakjamuni powiedzial kiedy¶: ˝ Ten, kto jest juz istot± ludzk±, jest jak
drobina ziemi, która przylgnela do paznokcia, natomiast kto¶, kto stal sie
zwierzeciem, traciwszy swe ludzkie cialo, jest tak zwykly, jak brud na ziemi.˝
Je¶li kto¶ obecnie utraci ludzkie cialo, bedzie musial czekac niezliczone eony,
aby je odzyskac. Kiedy kto¶ znajduje sie w jednym z wielu piekiel, jest tego
nie¶wiadomy, jakby bawil sie w ogrodzie kwiatów staj±c sie glodnym duchem,
asur± czy zwierzeciem zachowuje sie jakby mieszkal we wlasnym domu.
9. Jednakze je¶li kto¶ sie przebudzil i osi±gn±l stan Buddy, nie musi wiecej zyc
lub umierac. Znaczy to, ze nie musi znosic wiecej zadnego rodzaju cierpienia.
Slowa te, jedno po drugim, powinny byc dokladnie rozwazone.
10. Pewnego razu Mistrz Zen Kwon, Bhikku, zacz±l medytowac od ranka do
nocy. Kiedy tylko zachodzilo slonce, sfrustrowany walil pie¶ciami w ziemie i
krzyczal: ˝ Stracilem kolejny dzien nie realizuj±c mojego Umyslu.˝ Czynil tak
kazdego dnia, dopóki nie przebudzil sie w pelni. Jako ze jest wielu, którzy
wykazali sie determinacj± Mistrza Kwon’a, byloby niemozliwe, abym cytowal
kazdego, kto mial tak± determinacje, by medytowac, az do osi±gniecia
o¶wiecenia.
11. Zadna z tych osób nie troszczyla sie o zycie lub ¶mierc, ani o jedzenie, sen
czy ubranie. W naszym dociekaniu powinni¶my praktykowac w ten sam sposób.
Rozwazmy to dokladnie!
12. Mistrz Zen Dong Sahn napisal kiedy¶: Nie szukaj zaszczytnych tytulów, nie
zycz sobie posiadania wielu rzeczy, ani tez nie pro¶ o dobrobyt. Gdziekolwiek sie
znajdziesz, po prostu zyj w zgodzie ze swoj± karm±, tu i teraz, w tym zyciu. Je¶li
twoje ubranie zniszczy sie, lataj je wci±z na nowo. Je¶li nie masz jedzenia, nie
troszcz sie zbytnio o to, by go szukac. Gdy ciepla energia pod twoj± brod± zrobi
sie zimna, stojesz sie nagle zwlokami. To, co zostaje po ¶mierci, jest tylko pustym
imieniem. Bo ile w koncu czasu bedzie zylo to przemijaj±ce cialo? Pocóz
pracowac ciezko, tylko po to, aby zdobywac bezuzyteczne rzeczy . To tylko
zaciemni twój umysl i sprawi ze zapomnisz o praktyce.
13. Po przebudzeniu wlasnego umyslu, nalezy zawsze zachowywac jego czysto¶c
i cisze. Utrzymuj ten umysl, nie pozwalaj±c, by zostal splamiony doczesnymi
sprawami. Wówczas wydarzy sie mnóstwo dobrych rzeczy. Szczerze wierz w to.
Gdy bedziesz musial umrzec, nie bedzie juz wiecej cierpienia i choroby. Mozesz
odej¶c wolny w Nirwane lub gdziekolwiek zechcesz ( znaczy to, ze panujesz nad
swym zyciem jako wolny czlowiek w tym ¶wiecie).
14. Budda Siakjamuni powiedzial, ze je¶li ktokolwiek - mezczyzna lub kobieta,
stary czy mlody - daje wiare tym slowom i praktykuje, kazdy z nich stanie sie
Budd±. Dlaczego Budda Siakjamuni mialby nas oszukac?
15. Pi±ty Patriarcha, Mistrz Zen Hung Jen, powiedzial: ˝ Poprzez badanie i
obserwacje umyslu, kazdy zostanie naturalnie o¶wiecony.˝ I dalej obiecal nam: ˝
Je¶li nie dajesz wiary temu co mówie, w przyszlych zywotach bedziesz pozerany
przez tygrysy wci±z na nowo. Z drugiej jednak strony, je¶li to ja ciebie
oszukalem, wpadne do piekielnych lochów, które nie maj± wyj¶cia.˝ Skoro
Patriarchowie powiedzieli te slowa, czyz nie powinni¶my wzi±c ich sobie do
serca?
16. Je¶li podejmiesz sie tej praktyki, nie wzburzaj swego umyslu, niech bedzie
niczym góra. Pozwól, by twój umysl byl jak czysta i pusta przestrzen i nadal
rozwazaj o¶wiecaj±c± Dharme, jak ksiezyc, który odbija slonce. To, czy inni
uwazaj± , ze masz racje czy tez nie, nie jest twoj± trosk±. Nie os±dzaj, ani nie
krytykuj innych. Po prostu b±dL spokojny i dzialaj nie namy¶laj±c sie wiele, tak
jak robi to prostak czy glupiec, lub jak kto¶, kto nagle utracil mowe i sluch.
SpedL swoje zycie jak gdyby¶ nie mógl uslyszec niczego lub jak male dziecko.
Wtedy, predzej czy póLniej, iluzje znikn±.
17. Dla tego, kto chce osi±gn±c stan Buddy, próbowanie zrozumienia i
kierowania doczesnym zyciem jest zupelnie bezuzyteczne. To tak, jakby kto¶
chcial przyrz±dzic posilek z krowiego lajna lub wyci±c jaspis z blota. Jest to
calkowicie bezuzyteczne do osi±gniecia stanu Buddy. Nie ma zadnego powodu,
by zajmowac sie doczesnymi sprawami.
18. Postrzegaj swoj± wlasn± ¶mierc w ¶mierci innych. Nie pokladaj wiary w to
cialo. Raczej przypominaj sobie wci±z na nowo, by nie stracic ani chwili, by prze
budzic swój umysl.
19. Zapytuj siebie raz za razem: ˝ Jak wygl±da ten umysl? ˝. O kazdej porze
wci±z pytaj siebie: ˝ Jak wygl±da ten umysl? ˝.Rozwazaj to pytanie tak
intensywnie jak umieraj±cy z glodu czlowiek, który my¶li tylko o dobrym
jedzeniu. Nigdy nie rezygnuj z pytania siebie.
20. Budda powiedzial, ze cokolwiek ma forme jest zludzeniem. Powiedzial
równiez, ze cokolwiek co robi zwykly czlowiek podlega zyciu i ¶mierci. Istnieje
dla nas tylko jedna droga, zeby stac sie prawdziw± osob±, a jest ni± przebudzenie
wlasnego umyslu.
21. Jest powiedziane: ˝ Nie pij alkoholu ˝, albowiem oszolomi to i otepi twój
umysl, jak równiez: ˝ Nie klam ˝, gdyz to tylko wzmaga zludne stany umyslu.
Dalej jest powiedziane: ˝ Nie kradnij ˝, gdyz przez to twój umysl stanie sie
zazdrosny i pelen poz±dan. Powiniene¶ przestrzegac tych i wszystkich innych
wskazan. Lamanie wskazan moze byc bardzo szkodliwe dla twej praktyki i zycia.
Nie powiniene¶ chwytac sie lub sklaniac ku lamaniu jakiegokolwiek z nich.
22. Mistrz Chinul wspomnial kiedy¶, ze pragnienia pieniedzy i seksu s± jak
przewrotne, jadowite weze. Obserwuj swoje cialo i umysl uwaznie, kiedy takie
pragnienia pojawiaj± sie i postrzegaj je takimi jakimi s±. Oddal sie od nich tak
bardzo, jak to tylko mozliwe. Te slowa s± niezwykle wazne i powinny zostac
zapamietane. Sprawi±, ze twe dociekanie bedzie bardziej efektywne.
23. Budda naucza, ze rozgniewanie sie nawet raz, wznieca dziesiec milionów
nikczemnych grzechów. Uczen musi po prostu znosic i tolerowac gniewny umysl.
Wielu mistrzów powiedzialo równiez, ze z powodu gniewu czlowiek staje sie w
przyszlym zyciu tygrysem, pszczol±, wezem lub innym podobnym kluj±cym lub
k±saj±cym stworzeniem. Z glupoty czlowiek staje sie ptakiem lub motylem.
Zaleznie od stopnia tepoty mozna stac sie mrówk±, komarem lub czym¶
podobnym. Poz±danie rzeczy powoduje stanie sie glodnym duchem. Rodzaj
pragnienia czy gniewu okre¶la charakter piekla, do którego sie odpowiednio
wpada. Kazdy stan umyslu okre¶la rodzaj stworzenia, którym dana osoba sie
stanie.
24. Jednakze, je¶li czyj¶ umysl jest nieprzywi±zany, stanie sie on Budd±. Nawet
˝dobry ˝ lub pozytywny stan umyslu jest bezuzyteczny. Gdyz pomimo, ze taki
stan umyslu moze stworzyc niebianskie przyszle zycia, jest wci±z ograniczony.
Kiedy tylko kto¶ osi±ga niebiosa, natychmiast zaczyna spadac do piekielnych lub
zwierzecych ¶wiatów w kolejnych narodzinach. Je¶li w umy¶le nie jest
utrzymywana zadna intencja, wówczas nie ma miejsca, gdzie mozna by sie znów
odrodzic. Je¶li czyj¶ umysl jest tak czysty i nieporuszony, nie moze i¶c do
ciemnych miejsc. Ten czysty i spokojny umysl to droga Buddy.
25. Je¶li kto¶ zapytuje sie z niezm±con± determinacj±, wówczas ten umysl
naturalnie uspokaja sie i staje sie cichy. W ten sposób automatycznie
urzeczywistnia sie wlasny umysl jako nieporuszony i spokojny. Jest to tym
samym co stanie sie Budd±.
26. Ta metoda jest bardzo bezpo¶rednia i zmierzajaca prosto do celu. To
najlepszy sposób w jaki mozna praktykowac. Czytaj i badaj t± mowe od czasu do
czasu i gdy nadarzy sie wla¶ciwa okazja, mów nawet o niej innym ludziom. Jest
to tak samo dobre, jak czytanie osiemdziesieciu czterech tysiecy tomów pism.
Praktykuj±c w ten sposób osi±gniesz stan Buddy w przeci±gu tego zycia. Nie
my¶l, ze ta mowa to jaka¶ zaplanowana z góry zacheta, czy tez stosowny podstep.
Pod±zaj za tymi slowami zdecydowany z calego serca.
27. W glebokim w±wozie, gdzie nieustannie plynie czysty strumien, wszedzie
¶piewaj± wszelkie rodzaje ptaków. Nikt nigdy nie zjawia sie, by odwiedzic to
miejsce. Jest to tak zwane miejsce Sunima (klasztor) i jest ciche i spokojne. To tu
wla¶nie siedze, obserwuje i badam czym jest ten umysl. Teraz, je¶li ten umysl nie
jest tym, czym Budda jest, wówczas czym innym móglby on byc?
28. Uslyszale¶ wla¶nie bardzo rzadko slyszan± mowe. Powiniene¶ dalej
entuzjastycznie badac t± wielk± kwestie. Nie ¶piesz sie, gdyz mozesz
rozchorowac sie lub dostac strasznego bólu glowy. Wycisz sie, a potem medytuj
bezustannie. A ponad wszystko, uwazaj aby¶ nie zmuszal sie do tego. Raczej
odprez sie i pozwól, aby wla¶ciwe zapytywanie bylo wewn±trz.
Bhikku,
Bhikkuni
(pali),
Sunim
(koreanski):
mnich,
mniszka.
Gloria.
Heila Downey
, Primary Point, spring 1996r. Tlum. Piotr Janus
Jakies cztery i pól roku temu urodzila sie mala dziewczynka. Kiedy miala szesc
godzin jej matka przyniosla ja do sali Dharmy w Osrodku Dharmy w Poludniowej
Afryce, gdzie uczestnicy czterodniowego odosobnienia otoczyli je kolem
spiewajac OM MANI PADME HUNG. Oto jej historia. Od bardzo wczesnego,
wieku mala Gloria, Xhosa z urodzenia, miala bardzo silne zwiazki z Sala Dharmy
i wkrótce malutka para bucików ulozonych bardzo starannie razem, byla
znajdowana przed wejsciem do sali.
Bardzo szybko po tym jak Gloria zaczela mówic zaczela takze spiewac: "Bosal,
Bosal, Bosaaal!" Ma teraz cztery i pól roku, i czesto ja slychac spiewajaca "Kwan
Seum Bosal". Przylacza sie do formalnej praktyki przy kazdej okazji. Niedlugo po
smierci Su Bong Sunima podczas ogladania na wideo ceremonii jego pogrzebu i
kremacji, powtarzajac "Dzi Dzang Bosal, Dzi Dzang Bosal..." nagle zatrzymala
sie i powiedziala: "Babam /Heila/, wiesz co? Ja KOCHAM KWAN SEUM
BOSAL!" i "Mistrza Zen Su Bong umarl... to bardzo dobrze, bo teraz moze byc
znów nowy!" Wszystko to w wieku trzech i pól roku!
We wtorki czwartki, kiedy nie idzie do szkoly czesto spedza czas robiac praktyke
w Sali Dharmy. Ubiera szate do poklonów, ustawia przed soba zegar, czugpi,
spiewnik, moktak i ksiazke z naukami. Najpierw robi poklony - czasami az
siedemdziesiat piec! Potem bez robienia przerwy uderza czugpi trzy razy. Czas
medytacji! Kilka minut pózniej - czug, czug, czug! Koniec siedzenia. Bezbledne
uderzenie moktaka. Czas na spiewy specjalne. Kwan Seum Bosal i Sutra
Dziesieciu Tysiecy Oczu i Rak zlaczone w jedna, po troche z kazdej, tworza
ceremonie spiewów. Po zakonczeniu ustalonych zajec odklada wszystko na
oltarz, klania sie wychodzac z Sali Dharmy i prosi Mamusie albo Babam, zeby
odwiesily jej szate. Zadnego zaaferowania, n i c s p e c j a l n e g o!
Jednego takiego dnia po praktyce zagadnelam ja, gdy opuszczala Sale Dharmy.
Zapytalam ja czy kocha Kwan Seum Bosal. Wykrzyknela bez wahania: "Tak
Babam, kocham KWAN SEUM BOSAL!" Na to ja postawilam pytanie "Gloria,
czy wiesz co to znaczy Kwan Seum Bosal?" I znowu bez wahania..."Tak Babam,
KWAN SEUM BOSAL!" Nieznacznie zaskoczona powiedzialam: "Dobrze ale
znaczenie slów jest "prosze ocal ten swiat od cierpienia". Po odpowiedzi Glori
zaniemówilam. Ona powiedziala "O, to wspaniale Babam, masz na mysli ocalic
wszystkie stworzenia za Jezusa Chrystusa - Podoba mi sie to!"
Zeszlego marca Mistrz Zen Wu Bong Soen Sa odwiedzil Osrodek Dharmy zeby
poprowadzic siedmiodniowe Yong Maeng Jong Jin. Gloria czesto przylaczala sie
do siedzenia, a jeszcze czesciej przylaczala sie do nas w czasie posilków
formalnych z wlasnymi czterema miskami i prawie bez jednego slowa. Po posilku
jej zadaniem bylo zrolowac mate i odniesc ja, a potem... do pokoju Wu Bong
Soen Sa na. slodycze! Pewnego dnia w czasie tego odosobnienia znalazlam ja
placzaca w lazience na krótko przed rozpoczeciem mowy Dharmy. Przyczyna
strapienia? Mamusia powiedziala jej, ze powinna isc do lózka, a ona chciala
posluchac mowy Dharmy! I tak juz potem robila. Sluchajac przez godzine, a
czasami dluzej - calkowicie oczarowana.
17 lipca 1995 przeprowadzilismy ceremonie upamietniajaca pierwsza rocznice
smierci Su Bong Su Nima. Gloria spiewala z zapalem! Przed ceremonia podeszla
i zapytala mnie czy bedziemy robic poklony dla Mistrza Zen Su Bonga Soen Sa.
Gdy odpowiedzialam, ze raczej nie ona powiedziala "Dobrze, ja bede sie klaniac,
zeby powiedziec Wszystkiego Najlepszego w Dniu Urodzin Su Bong Soen Sa!"
Natychmiast polozyla mate przed oltarzem i rozpoczela poklony. A potem, gdy
pilismy herbate podeszla do mnie z pytaniem: "Babam, kiedy Su Bong Soen Sa
moze byc znów "zafiksowany?" Gdy chcialam sie dowiedziec, co ma na mysli,
odpowiedziala: "No, ze on moze byc znów jak my."
Bardzo zaklopotany tym wszystkim ktos zapytal Antonio, Mame Glorii, jak ona
zaangazowana chrzescijanka moze kontaktowac sie z nami buddystami i
pozwalac Glorii na uczestniczenie w praktyce w sposób tak dowolny?
Odpowiedzia Antonio bylo: "Jak to moze byc przeszkoda....? Tak dlugo jak moze
pomagac ludziom."
KWAN SEUM BOSAL, KWAN SEUM BOSAL. KWAN SEUM BOSAAAAAL!
KJOL CZE - CAŁKOWICIE RAZEM
Mowa Dharmy wygłoszona przez Mistrza Nauczyciela Dharmy
See Hoy Liau (Nieżyjący już Mistrz Zen Su Bong Soen Sa)
podczas ceremoni otwierającej zimowe Kjol Cze w 1983 roku.
Bardzo miło znaleźć się tutaj w tej nowej sali Dharmy w dniu
rozpoczęcia kjol cze. Soen Sa Nim przedstwieł nam wczorej
wieczór poemat noworoczny, w którym pyta : "Gdzie można
odnaleźć dzisiejszy dzień?" Wszyscy wiemy; dzisiaj jest niedziela,
2 stycznia, początek kjol cze.
Kjol cze oznacza skupioną Dharmę. Mamy szczęście, że
znaleźliśmy się tutaj razem, naprawdę mamy szczęście. To nie
jest przypadek, że jesteśmy tutaj, nie mieliśmy innego wyboru.
Nie mieć wyboru to szczęście. Odchodząc z tego świata ,
odejdziemy z pustymi rękami, nie mając wyboru, I to wszystko.
Ale dlaczego jesteśmy tutaj? Kompas Zen mówi:
Życie jest jak przepływający obłok , który się pojawia.
Śmierć jest jak przepływający obłok, który znika .
Przepływający obłok w gruncie rzczy nie istnieje.
Życie i śmierć, przychodzenie i odchodzenie, są również
takie jak to.
Ale jest jedna rzecz, która zawsze pozostaje czysta.
Jest czysta i jasna, niezależnie od życia i śmierci.
Co jest tą jedną czysta i jasną rzeczą?
Jesli dowiemy sie tego, zrozumiemy nasza ludzka nature. Ale jak mozemy sie
dowiedziec? Mamy szczescie, naprawde mamy szczescie, zesmy sie tu wszyscy
razem spotkali na 90 dni skupienia Dharmy. Takie dzialenie pozwoli nam
dowiedziec sie, co to jes ta jedna czysta i jasna rzecz. Nie tylko dowiemy sie tego,
bedziemy brac w tym udzial, czyniac te jedna jasna i czysta rzecz.
Kjol cze jest działaniem jednej czystej i jasnej rzczy. Wię nie
trzeba szukać niczego innego. Tylko działanie, doświadczenie
wspólnego siedzenia, wspólnych pokłonów, wspólnego jedzenia,
wspólnej pracy, polegania sobie nawzajem. To już jest czyste i
jasne, to już jest ludzka natura. To znacz, że nic na już nie
brakuje, ale ponieważ pragniemy czegoś więcej, więc wszystko
wydaje się niezupełne.
Kjol cze znaczy praktykować i pozwolić, aby ta jedna czysta i
jasna rzecz, nasz ludzka natura, działała swobodnie, wspólnie z
innymi. To znaczy, że ręka nigdy nie sprawdza stopy. Gdzie stopa
idzie? Reka nigdy tego nie sprawdza. Ucho nigdy nie sprawdza
oka. Oko nigdy nie sprawdza nosa. Nos nigdy nie sprawdza ust.
Oczy po prostu widzą, uszy tylko słyszą; każde robi swoje i
całkowicie razem. Wtedy gdy wszystkie postrzezenia zejdą się
razem, mozliwe jest właściwe działenie.
Kjol cze naprawdę znaczy polegać na sobie nawzajem, troszczyć
się o siebie wzajemnie, wspónie pracować, gdy nic nie
przeszkadza, to znaczy bez "ja", bez wyboru.
To wszystko, co mogę powiedzieć. Jeśli pozwolisz aby to się
działo przez 90 dni lub 21 dni, lub chociaż przez 1 dzień, jeśli
porzucisz wszystko i tak jak mówił to Mu Sang Su Nim ostatniego
wieczoru "tylko zanurz się w tym" - to wystarczy. Jesli tego nie
rozumiesz, wtedy idź tylko prosto - "nie wiem". Nie pragnij
niczego. Jeśli stwarzasz coś, przeskadzasz wszystkiemu,
przeszkadzasz swojej ludzkiej naturze. Po prostu pozwól temu
przepływać swobodnie. Jak to robić, aby wszystko przepływało
swobodnie? O 4.30 obudź się, o 4.45 rób pokłony, o 5.15 siedź, a
o 7.30 jedz śniadanie, o 8.00 pracuj. To znaczy swobodne
przpływanie. Jeśli pozwolisz, aby się to działo, to nie tylko w
czasie kjol cze, ale też później, kiedy stąd odejdziesz, wszysto
będzie mogło przepływać swobodnie. Jeśli tego nie rozumiesz, idź
tylko prosto "nie wiem" i rób to.
Czyż nie wiesz, że "nie wiem" jest tylko najlepszym przyjacielem?
Nie potrzebujesz żadnego innego przyjaciela. Jeśli pozwolisz, aby
twój przyjaciel "nie wiem" stawał się bliższy i bliższy, wtedy w
końcu spotkasz się z nim twarzą w twarz i on powie ci "cześć". I
wtedy ... Achaaa, to mój przyjaciel, nie tylko mój przyjaciel, ale
przyjaciel Boga, twój przyjaciel, przyjaciel Buddy, przyjaciel
demona. I wtedy zrozumiesz, że każdy ma tego samego
przyjaciela. Ten przyjaciel "nie wiem" jest przyjacielem
wszystkich, najlepszym przyjacielem każdego, Nie wiesz nic,
wszystko jest "nie wiem" Ale nawet jeśli to osiągniesz, konieczny
jest jeszcze jeden krok. Po prostu pozwól, aby "nie wiem"działało
i wtedy , gdy pojawi się przed nami: "suche gówno na patyku"
Jun Mena, nasza ludzka natura ujawni się samoistnie. To już się
dzieje codziennie, ale my w to nie wierzymy. Mam nadzieję, że
przez to 90 dni kjol cze pójdziemy tylko prosto i będziemy
utrzymywać umysł, który nie pragnie nic, umysł, który nigdy nic
nie zatrzymuje i nic nie sprawdza, a tylko współdziała z innymi,
jakby nasze ciała zależały wzajemnie od siebie. Nikt z ludzi nie
jest bardziej ważny czy mniej ważny. Po prostu jedno ciało
działające razem. Jeśli dokonamy tego, będziemy mogli
zrozumieć, co to jest ludzka natura i osiągniemy slowa: "Czy
mogę ci pomóc?" Jeśli to osiągniemy, wtedy pokój na świecie
będzie możliwy. Wy już dokonaliście tego wyboru. A więc mamy
nadzieję, że przez 90 dni dokonamy tego wysiłku, który nie jest
ani zbyt wielki, ani zbyt mały, ale jest naszym własnym szczerym
wysiłkiem, krok po kroku, przez nieskonczoną ilość kalp, po
prostu przepływa. A wtedy wybawicie wszystkie istoty od
cierpienia.
Dziękuję.
MUSISZ UCZYC SIE OD SWOJEJ CÓRKI
(rozdzial z ksi±zki "Tylko nie wiem" Mistrza Zen Seung Sahna)
Ile Ife, Nigeria
5. 10. 1977
Drogi Bystrooki, Czcigodny Nauczycielu Mocnego Treningu,
Przyjmuje schronienie w Trzech Klejnotach.
Pozwól mi pozdrowic Cie z kraju hebanowego królestwa.
W 1975 roku bylem na mowie Dharmy w Instytucie Afrykanskim w Bostonie.
Ostatnio, otrzymalem kopie "Strzepuj±c popiól na Budde" i czytanie tej ksi±zki
sprawilo mi wielk± przyjemno¶c. Takze moja roczna córka, Tara, miala ogromn±
przyjemno¶c ze zjadania jej okladki. Mam wiec pytanie: "Jak nauczyc roczn±,
br±zow± Tare nie jedzenia Buddy?"
Mamy teraz okres ulewnych deszczów i dzi¶ rano, kiedy jechalem do pracy,
widzialem samochód "Federalnego Publicznego O¶wiecenia" zaparkowany przy
drodze, w czasie kiedy jego kierowca wypróznial sie w krzakach.
Popiól kadzidla spada
Wielki grzmot.
Nie ma nieba bardziej niebieskiego.
Zloty kogut nie moze
Stac na jednej nodze
I lapac motyli
W czasie gdy kot Dharmy
Sika na malpe
Która strzepuje popiól na Budde.
Mam nadzieje, ze znajdziesz czas na odpisanie.
Szczerze oddany,
Harvey.
6.11.1977
Drogi
Wspanialy
Przyjacielu
w
Dharmie,
Harvey,
Jak sie masz Ty i Twoje dziecko jedz±ce Budde? Dziekuje za Twój list. Jeste¶
bardzo
daleko,
lecz
jeste¶
bardzo
blisko.
W swoim li¶cie piszesz, ze byle¶ na mowie Dharmy w 1975. To ¶wietnie.
Stworzy- le¶ t± dobr± karme i teraz stali¶my sie sobie bliscy.
Piszesz, ze czytasz "Strzepuj±c popiól na Budde". To bardzo dobrze. Takze
mówisz, ze Twoja córka jadla okladke i pytasz jak uczyc roczn±, br±zow± Tare
nie jedzenia Buddy. Twoja córka jest lepsza od Ciebie, poniewaz moze je¶c
Budde, a Ty nie. Twoja córka jest mocniejsza od Buddy, wiec go zjada. Ona juz
zdala
egzamin.
Jedzenie Buddy oznacza - brak Buddy. Dawno temu kto¶ zapytal Mistrza Ma Jo:
"Co to jest Budda?". Odpowiedzial: "Umysl jest Budd±, Budda jest umyslem".
Nastepnego dnia, kto¶ inny zadal mu to samo pytanie i Ma Jo odpowiedzial: "Ani
umysl, ani Budda". Co jest prawdziwym Budd±?. Je¶li zjesz Budde, wtedy Budda
nie ma nazwy, nie ma formy, nie ma mowy, ani slów. Nazwa-Budda i forma-
Budda znikaj±. Musisz wiec, uczyc sie od swojej córki i zje¶c wszystkich
Buddów przeszlo¶ci, teraLniejszo¶ci i przyszlo¶ci. Pytasz: "Jak moge uczyc
swoj± córke?". To wielki bl±d. Musisz uczyc sie od niej!.
"Strzepuj±c popiól na Budde" jest pelne niedobrej mowy, wiec Twoja córka uczy
Ciebie: "Nie czytaj tej ksi±zki. To nie jest wla¶ciwa droga!" Twoja córka rozumie
moje nauczanie. Moje nauczanie znaczy, odrzuc to wszystko daleko. Tylko idL
prosto - "nie wiem". Moze jeste¶ przywi±zany do slów, wiec Tara zjadla
"Strzepuj±c popiól na Budde". Jej odpowiedL jest bardzo dobra. Lepsza od
Twojej.
Opowie¶c o samochodzie "Federalnego Publicznego O¶wiecenia" jest bardzo
interesuj±ca. Jest 84.000 rodzajów o¶wiecenia. Lecz je¶li dodasz Federalne
Publiczne O¶wiecenie, masz 84.001. Moze lubisz to ostatnie O¶wiecenie. Twój
wiersz jest cudowny. Mówisz: "Nie ma nieba bardziej niebieskiego". To bardzo
ciekawe slowa. Ja mówie: "Nie ma nieba - znaczy - nie ma ziemi". Jak wiec
mozesz pozostac przy zyciu? Moze staniesz sie bardziej niebieski. Wtedy mozesz
zyc. Zatem jak mozesz stac sie bardziej niebieski? To bardzo wazny punkt!
Mam nadzieje, ze idziesz wprost - nie wiem, zjesz wszystkich Buddów,
osi±gniesz o¶wiecenie i uratujesz wszystkie istoty od cierpienia.
Twój
w
Dharmie,
S.S.
Jak medytowac?
Medytacja to nic specjalnego - Mistrz Zen Ko Bong
Mamy trzy trucizny; chciwosc, gniew i ignorancje. Jesli je porzucisz wtedy
twoja natura Buddy bedzie jak czyste zwierciadlo, przezroczysty lód,
jesienne niebo albo czyste jezioro. Caly wszechswiat jest w twoim tantien
(centrum). Kiedy twój umysl bedzie wyciszony i ty bedziesz w pokoju. Twoje
serce bedzie czyste jak jesienny wiatr - nie przywiazane.
Jesli osiagniesz ten poziom, jestes polowa mnicha Zen. Ale, jesli
satysfakcjonuje cie to, jestes wciaz ignorantem na drodze Buddów i
patriarchów. To jest wielki blad, poniewaz demony wkrótce cie pociagna do
swoich piekiel.
Medytacja jest na poczatku niczym specjalnym. Tylko utrzymuj mocny
umysl praktyki. Jesli chcesz sie uwolnic od rozterek i osiagnac oswiecenie, to
jest takze blad. Odrzuc ten rodzaj myslenia; utrzymuj tylko uwazny umysl i
praktyke. Wtedy bedziesz stopniowo osiagal "tylko rób to".
Wszyscy chca medytacji, myslac o niej w kategoriach, medycyny i choroby.
Jakkolwiek, nie obawiaj sie, to co myslisz jako chorobe. Tylko obawiaj sie, to
zbyt wolno. Któregos dnia osiagniesz oswiecenie.
„Wszystkie bramy sa umowne”
Mistrz Zen Dae Gak
fragment ksiazki „Going Beyond Buddha”
Spedzamy cale nasze zycie wierzac, ze istnieje zewnatrz i wewnatrz, ze istnieje
brama, która oddziela ustalona jazn, „ja”, od czegos innego, co nazywamy „nie
ja”. Doskonalym przykladem tego jest to, ze slina w twoich ustach jest toba.
Wypluj ja do szklanki i wyobraz sobie, ze masz ja wypic. Twoje doswiadczanie
sliny zmienia sie, gdyz nie jest juz dluzej w ciele, gdzie ja trzymales. Kiedy trafia
do szklanki pojawia sie rozdzielajacy umysl i pomysl wypicia wlasnej sliny ze
szklanki jest niesmaczny, jesli wrecz nie obrzydliwy.
Co to za dzwiek za brama? Z jednej strony jest to bardzo proste pytanie. Z drugiej
strony, równoczesnie, to pytanie jest glebokie. Co w ogóle mozna uslyszec za
brama? Umownie nos czynimy brama oddechu: powietrze z jednej strony ciala
jest wdechem. Powietrze z drugiej strony nozdrzy jest wydechem. To brama nosa.
Wdech i wydech, wymiana.
Wszystkie bramy sa umowne. Skad one sie biora? Jesli stwarzasz brame,
wówczas masz brame. Jesli nie stwarzasz bramy, wówczas nie masz bramy.
Czym jest brama, która jest poza bramami i jak przekroczysz brame poza
wszystkimi bramami?
Wszystkie bramy sa zalazne od przychodzenia i odchodzenia. To wlasnie w
przychodzeniu i odchodzeniu pojawiaja sie bramy. Kiedy przychodzenie i
odchodzenie nie pojawia sie wiecej, wtedy brama nie ma przodu, tylu, wewnatrz,
ani na zewnatrz.
Dzialamy z zalozeniem „ja” i to zalozenie jest tak trwalym nawykiem, ze nawet
nie jestesmy tego swiadomi. Nie potrafimy go wyczuc. Przenika tak wiele tego,
co robimy i doswiadczamy, jest tak automatyczne, ze nawet nie wiemy, ze jest
wytworem mysli i pamieci. Nazywamy ten twór „jaznia” i wierzymy w jej
trwalosc. Nigdy nie jest poddawana w watpliwosc. Lecz skoro jestesmy
poszukiwaczami prawdy, poddajemy szystko w watpliwosc.
Wyobraz sobie, ze jestesmy razem w pokoju. Posluchaj uwaznie swoich mysli:
„ja” siedze na tej poduszce, mówiac. „Ty” siedzisz na tamtej poduszce, sluchajac.
Jest w tym pewna prawda. Ale czym jest to „ja”, które siedzi i slucha? Gdzie jest
umieszczona brama, która definiuje „ja”, sklad „ja”, „fortece ja”? Czy brama tego
kim jestes miesci sie w twoim uchu? Na obrzezach twej skóry? Czy miesci sie w
powietrzu pomiedzy nami? Czy miesci sie w moich strunach glosowych, gdy
powstaja dzwieki? Czy miesci sie w naszej swiadomosci, gdzie znaczenie jest
interpretowane? Gdzie jest brama „jazni”, brama „ja”? Skad pochodzi to „ja” i
dokad odchodzi? Kartezjusz powiedzial: „Mysle, wiec jestem.” Mistrz Zen Seung
Sahn powiedzial: „Jesli nie myslisz, co wtedy?” Osobowe „ja” pojawia sie jak
ksiezyc odbity w wodzie. To odbicie nie moze byc wziete za sam ksiezyc. Byloby
to jak menadzer druzyny baseballowej myslacy, ze jest jej wlascicielem. Kiedy
menadzerowie zaczynaja zachowowywac sie jak wlasciciele lub przestaja
wykonywac swoja prace, sa zwalniani. Pewnego razu moja przyjaciólka
odwiadzila Matke Terese, gdy ta lezala chora w szpitalu. Byla tam grupa gosci i
kazdy mówil kilka zyczliwych slów zbolalej zakonnicy. W koncu nadzeszla kolej
mojej przyjaciólki i powiedziala: „ Matko, bardzo dziekuje za twa wspaniala
prace dla biednych i umierajacych. Jestes prawdziwa inspiracja.” Wtedy watla
zakonnica podniosla sie i ryknela jak lew: „To nie jest moja praca! To praca
Boga!”
Diamentowa Paramita
Mowa Mistrza Zen Ko Bonga
Mistrz Zen Ko Bong zajął miejsce na podwyższeniu, uniósł w górę
kij Zen i powiedział:
"Wewnątrz jest błyszczące, na zewnątrz jest to również
błyszczące. gdziekolwiek to jest, jest błyszczące. Co to jest?
Zapadła cisza. "To jest Diamentowa Paramita", po czym Ko Bong
odłożył swój kij Zen.
"Spoczywając w ziemi złoto pozostaje błyszczące. Umieszczone w
gorącym ogniu tygla jest również błyszczące. Po wyjęciu z pieca
złoto wciąż nie traci swojego blasku. jednak dopóki nie
doświadczy działania ognia nie nadaje się do zrobienia niczego.
Także będąc jeszcze w piecu nie może być wykorzystane. Lecz
po wyjęciu z tygla można z niego zrobić wiele rzeczy: obrączkę,
kolczyki, czy spinkę do włosów.
Czym więc jest ów "tygiel"? Jego płomień to dawanie, moralność,
cierpliwość, praktyka, medytacja, mądrość. Kiedykolwiek coś
dajesz, służąc innym czy to duchową, czy materialną pomocą,
nie czyń rozróżnienia pomiędzy podmiotem a przedmiotem
działania: mężczyzna/kobieta, stary/młody ... Porzuć ten rodzaj
myślenia. Zapomnij o tych trzech rzeczach: ja, ty i dawać.
Następnie: moralność. Zarówno dając coś, jak i przyjmując, czyń
tylko to co właściwe, wówczas dobro i zło staną się jasne. Wtedy
twoje jasne działanie "zabije" dobro i zło. lecz nie przywiązuj się
do dobra i zła. Na tym polega paramita moralności.
Kiedy coś cię martwi, staraj się być cierpliwym i wyrozumiałym.
Cierpliwy umysł uczyni cię szczęśliwym. Wewnątrz poczujesz
pewność siebie i chęć, aby próbować wciąż mocniej. To paramita
cierpliwości. Pewność siebie jest jak roślina w stawie nie mająca
korzeni - przychodzi i odchodzi bez przeszkód. Obawiaj się
jedynie tego, aby nie popaść w samo-pobłażliwość.
jeśli nawet stale czynisz rozróżnienie między ludźmi i rzeczami
(na przykład przyglądając się nim), a mimo to twój umysł nie
porusz się, jest to paramita medytacji.
Kiedy coś przychodzi - nie bądź szczęśliwy. Kiedy odchodzi - nie
bądź smutny. Kiedy płaczesz po prostu płacz. Gdy się śmiejesz,
po prostu śmiej się. Rzeczy tworzą się, trwają ... marnieją,
obracają się w nicość. Uczucia zmieniają się od szczęścia w
smutek, z radości w gniew. Państwa powstają, rozwijają się,
potem słabną, wreszcie przestają istnieć. Postrzeganie tej
prawdy bez przywiązania się do niej - oto paramita mądrości.
Słońce jest zawsze na niebie, i kiedy jest pogodnie, i kiedy jest
pochmurno. Złoto jest złotem tak samo w ziemi, jak i w ogniu
tygla, czy na twojej dłoni. Diamentowa Paramita jest właśnie taka
jak to - niezależna od życia i śmierci, przychodzenie i
odchodzenia, czasu i przestrzeni. A więc czy potrafisz to
dostrzec? jeśli tak, uderzę cię trzydzieści razy. Jeśli nie, również
uderzę cię trzydzieści razy ... co możesz zrobić?
6x6=36
Po tych słowach Mistrz Ko Bong opuścił miejsce na
podwyższeniu.
tłum. I.Chwieśko
TRZY FILARY ZEN
Phillip Kapleau
Kanada i Stany Zjednoczone:
Wczesne lata mego zycia uplynely w spokoju, którego nie zaklócily
zadne specjalne wydarzenia. Nie przezylam zadnej tragedii, a
rodzice wychowywali mnie i moje dwie siostry z poswieceniem.
Wedlug norm zachodnich mozna by to okreslic jako prawie idealne
dziecinstwo. Od poczatku jednak pojawialy sie w moim zyciu
okresy rozpaczy i samotnosci. Rozpacz i poczucie osamotnienia
ogarnialy mnie z niewiadomej przyczyny, wyrazaly sie w
strumieniach lez i pochlanialy mnie calkowicie. W takich chwilach
doswiadczalam obezwladniajacego, bolesnego uczucia, ze jestem
w potrzasku i ze bycie ludzka istota to zalosna i haniebna dola.
Gdy mialam kilkanascie lat, ktos pozyczyl mi kilka ksiazek z
hinduskimi opowiesciami, które wzbudzily we mnie glebokie
zainteresowanie. Mówily one wprost o wielosci zywotów i o
wolnosci duszy, o duchowej jazni czlowieka i o mozliwosci zycia
poza fizycznym cialem. Wiekszosc szczególów byla tu dla mnie
niewazna, ale bardzo gleboko poruszalo mnie cos, co czulam w
glebi siebie, i bylam szczesliwa dowiadujac sie, ze takie rozumienie
istnieje.
Hinduskie mity o czasie bez granic znalazly sie w centrum mojego
zainteresowania. Slubowalam, ze pewnego dnia sama odwiedze
Indie. Po wstapieniu na uniwersytet zaczelam powaznie studiowac
literature religijna, próbujac nawet troche prostej medytacji. Lata na
uniwersytecie przyniosly mi wiele radosci, która brala sie z
intelektualnych odkryc, lecz byly to równiez lata narastajacego
niepokoju. W koncu otrzymalam dyplom i rozpoczelam studia
doktoranckie. Pod koniec tego pierwszego roku studiów w moim
zyciu dokonal sie nieoczekiwany zwrot. Po kilku miesiacach
niezdecydowania pojechalam do Stanów Zjednoczonych, by wyjsc
tam za maz. Moim mezem zostal Amerykanin, którego spotkalam w
Kanadzie.
Pobralismy sie wiec po kilku miesiacach znajomosci, ale prawie
zaraz po zawarciu malzenstwa zostalam wdowa. Gwaltowna,
samobójcza smierc mojego meza byla dla mnie wstrzasem o wiele
glebszym niz cokolwiek, czego kiedykolwiek w zyciu
doswiadczylam. Okolicznosci i implikacje tej smierci pchnely mnie
w najwieksze glebie mojego istnienia, którego podstawy wlasnie
zadrzaly z naprawde przerazajaca intensywnoscia. Nie moglam sie
uwolnic od glebokiego poczucia ludzkiej odpowiedzialnosci za te
smierc. Bolesnie mi brakowalo jasnego widzenia, dojrzalosci i
madrosci. W owym czasie czesto ogarnialo mnie calkowite
odretwienie, a towarzyszyl temu lek, gleboki i przenikajacy lek,
który trwal zawsze dlugo, hamujac mój oddech i uniemozliwiajac
jedzenie. Czesto w nocy okazywalo sie, ze siedzac ze
skrzyzowanymi nogami na podlodze, kolysze sie w przód i w tyl
oraz uderzam glowa w klepki. Majaczylam z bólu i rozpaczy.
Pewnego popoludnia, gdy wrócilam z zakupów i weszlam do
mieszkania, w którym zylam samotnie, owladnelo mna uczucie
glebokiego nieszczescia i calkiem bezsilna osunelam sie na
podloge. "Umieram" - lkalam. "Zabilam wszystkich moich bogów.
Nie mam klucza do zmartwychwstania. Jestem calkowicie sama".
Ogarnal mnie lek i absolutna rozpacz; lezalam na podlodze, nie
wiem jak dlugo, az z glebi mego brzucha wydostal sie krzyk: "Jezeli
we wszechswiecie zyje jakas istota, która obchodzi to, czy jestem
zywa, czy martwa, to niech mnie uratuje, och, niech mi pomoze!"
Przyszla mi do glowy pewna koncepcja, stopniowo zaczela
nabierac ksztaltów, w koncu zaczelam pisac list. Mialam bardzo mi
droga przyjaciólke, która ostatnio wyrzekla sie swiata. Znajdowala
sie obecnie w asramie w poludniowych Indiach (Asram Sri
Aurobindo w Pondicherry). Blagalam ja, by skierowala ku mnie
energie swojej medytacji, albowiem bardzo potrzebuje pomocy i
czuje, ze nie dam sobie sama rady. Szybko odpowiedziala na mój
list, zapewniajac mnie, ze ona i inni w asramie wysylali tyle
duchowej pomocy, ile tylko byli w stanie. Jej odpowiedz tak mnie
wzruszyla, ze postanowilam opuscic Zachód i wyjechac do Indii,
gdy tylko bede mogla.
Wiele miesiecy uplynelo, zanim stalo sie to mozliwe. Cala moja
energie wkladalam teraz w likwidacje majatku meza i sprzedaz
mojego dobytku. W koncu wyczerpana odplynelam do Indii,
zamierzajac pozostac tam, póki nie znajde oswieconego
nauczyciela. Dokladnie trzy lata uplynely od czasu, kiedy przybylam
do Stanów Zjednoczonych.
Indie i Birma:
Pewnego goracego popoludnia, w dwa miesiace po opuszczeniu
Nowego Jorku, weszlam na teren duzego asramu, gdzie zyla moja
przyjaciólka. W ciszy zaprowadzono mnie do jej malego pokoju.
Gdy podeszla do mnie, by mnie pozdrowic, lagodna i usmiechnieta,
ogarnelo mnie tak wielkie uczucie ulgi, ze wybuchnelam placzem;
moje ramiona ulegly paralizowi i zaczelam mdlec. Nie zdawalam
sobie w pelni sprawy z tego, ze lata spedzone w Stanach
Zjednoczonych byly pelne wewnetrznego napiecia i walki, i ze w
efekcie nie potrafilam spontanicznie przystosowac sie do tego
spokoju i ciszy. Napiecie umyslu i ciala utrzymywalo sie jeszcze
przez dlugi czas sila nawyku.
Asram polozony na brzegu Zatoki Bengalskiej dzialal
odmladzajaco. Lecz tendencje ku metafizycznym spekulacjom i
filozoficznym dyskusjom sa w Indiach bardzo silne, a ja zawsze
szybko im ulegalam. Z jednej strony czulam, ze mnie to pobudza, z
drugiej jednak moje najglebsze przeczucia ostrzegaly, ze
spekulacje i dyskusje w koncu okaza sie jalowe. Tryb zycia, który
zachecal do tak rozleglych studiów i czytania, wydawal mi sie
czyms, co w tym wlasnie szczególnym okresie mego zycia bylo nie
dla mnie. Czulam rosnaca potrzebe scisle nadzorowanej medytacji.
Moje rosnace niezadowolenie z tego, co uznalam w asramie za
medytacje, nieoczekiwanie zbieglo sie z wizyta amerykanskiego
buddysty, który przez wiele lat praktykowal zen w Japonii. Co mnie
najbardziej uderzalo w tym Amerykaninie, to pogoda ducha, z jaka
przyjmowal i jednoczyl sie ze wszystkimi, zmieniajacymi sie
okolicznosciami, które napotykal w asramie. Zrobilo na mnie
wrazenie równiez jego pelne wspólczucia zainteresowanie zyciem
wszystkich, których spotykal, nie wylaczajac mojego, tak pelnego
desperackich i nierównych dazen. Zdecydowalam sie udac do
Japonii, jesli mi tylko w tym pomoze. Udzielil mi pomocy hojnie i
zapewnil, ze pomoze mi takze znalezc nauczyciela zen. Po
wyjezdzie z asramu podrózowalam wzdluz i wszerz Indii,
odwiedzajac inne asramy, zwiedzajac miejsca wykopalisk
archeologicznych, chlonac bogata kulture i sugestywna atmosfere
swietych miejsc buddyzmu i hinduizmu, ogladajac kaplice,
swiatynie i jaskinie, w jakie obfituja Indie. Nieodparta sila duchowej
wizji tkwi w indyjskiej architekturze i poteznej rzezbie jaskin; wejsc
do nich i nie zapalac religijna zarliwoscia jest rzecza niemozliwa.
Stojac u stóp gigantycznych buddów, wyciosanych w skale, po
prostu drzalam z podziwu; to byl najsilniejszy bodziec do podjecia
decyzji, ze bede podazac Droga Buddy. Juz od dawna zywilam
nadzieje, ze odwiedze Birme; jak sobie wyobrazalam, ustepowala
ona jedynie Tybetowi w jedynym w swoim rodzaju stosunku do
religii, która jest tu podstawa codziennego zycia. Kiedy wiec mój
amerykanski przyjaciel napisal mi, ze osrodki medytacyjne w Birmie
powszechnie uwaza sie za najlepsze sposród tych, które znajduja
sie w buddyjskich krajach poludniowo-wschodniej Azji, i kiedy
zasugerowal mi on, zebym przylaczyla sie do niego na piec tygodni
intensywnej medytacji w osrodku slynnego birmanskiego mistrza
(Mahasi Sayadaw) w Rangunie, to wykorzystalam te szanse.
Rozpoczela sie moja pierwsza, formalna praktyka medytacyjna pod
kierownictwem nauczyciela i okazala sie ona pod kazdym
wzgledem bardzo bolesna. Gdy dotarlam do Rangunu, zaczela sie
wlasnie pora upalna, wiec zaraz dostalam goraczki i chwycil mnie
meczacy kaszel, które trwaly niemal do czasu wyjazdu i w
znacznym stopniu mnie oslabialy. Oprócz straszliwego upalu, który
powodowal ospalosc, meczyl mnie bezustanny wysilek samotnego
siedzenia na lózku z drewnianych desek, godzina za godzina w
malej, pustej izdebce, wysilek zmagania sie z przeszywajacymi
bólami w kolanach i plecach, a to od siedzenia ze skrzyzowanymi
nogami. Dla nowicjusza samotne siedzenie jest wrecz nieznosnie
uciazliwe i szybko odkrywa on, ze szuka sposobów ucieczki od
nudy i bólu. Brakuje mu niewidzialnej pomocy innych, siedzacych
wraz z nim, i widzialnej pomocy, która jest bardziej urozmaicony
plan dnia, jak to ma miejsce w zen w Japonii. Sama medytacja
polegala tu na skupianiu uwagi na przeponie i koncentrowaniu sie
na wznoszeniu i opadaniu oddechu. Gdy umysl bladzil (co sie
zdarzalo raz po raz), nalezalo go przywolac do porzadku slowami
"myslenie, myslenie, myslenie" i ponownie skoncentrowac sie na
przeponie. Kazde inne rozproszenie uwagi traktowane bylo
podobnie. "Kaslanie, kaslanie" - gdy sie kaszlalo, "sluchanie,
sluchanie" - gdy jakis dzwiek zaprzatnal uwage. Godzina siedzenia
przeplatala sie z godzina chodzenia, które w wiekszej czesci
odbywalo sie w absolutnym milczeniu i w tempie pogrzebowym,
tam i z powrotem, na zewnatrz pomieszczenia kazdej osoby. Rece
trzymano z tylu, a umysl byl skoncentrowany tylko na ruchu, na
kazdym kroku. "Podnoszenie, podnoszenie" - gdy stope unoszono,
"ruszanie" - gdy byla ona przesuwana do przodu, "stawianie" - gdy
stawiano ja na ziemi. Kazdego dnia w poludnie spotykalismy sie z
naszym nauczycielem, starszym mnichem, który sprawdzal, czy
robimy postepy. Zadawal on szczególowe pytania i zadal
dokladnego sprawozdania z przesiedzianego czasu. Gdy
poskarzylam mu sie, ze moje czeste bladzenie umyslu wynika z
nudy, zasmial sie i polecil mi, zebym myslala "znudzona,
znudzona", a to dopóty, dopóki nuda nie zniknie. Ku memu
zdziwieniu poskutkowalo to.
Jak wszyscy, którzy przebywali w osrodku, tak i ja musialam
podpisac przyrzeczenie, ze bede przestrzegac buddyjskich
wskazan (pierwszych pieciu z dziesieciu wskazan mahajany), które
zabranialy jedzenia po dwunastej w poludnie i spania w nocy wiecej
niz przez piec godzin. Jedzenie przynoszone bylo do mych drzwi
dwukrotnie przed poludniem, a jadlam je samotnie, medytujac
"podnoszenie, podnoszenie, wkladanie, wkladanie, zucie, zucie,
polykanie, polykanie". W taki wlasnie sposób, to znaczy z calkowita
uwaga, nalezalo traktowac nawet najmniejszy szczegól kazdego
dzialania, umyslowego czy fizycznego.
Tutaj w osrodku po raz pierwszy w zyciu zostalam przypisana do
pozycji spolecznej, która byla nizsza od tej, jaka zajmowali
mezczyzni. Co wiecej, jako kobieta i tylko swiecka wyznawczyni,
nalezalam do najnizszej warstwy w tej spolecznej strukturze, na
czele której stali mnisi, za nimi mniszki, nastepnie swieccy
wyznawcy, na koncu zas swieckie wyznawczynie. Mimo. to bylam
niezmiernie wdzieczna za te okazje do praktykowania medytacji,
nawet z takiej niskiej pozycji. Pózniej uprzytomnilam sobie, ze to
tylko moje ego sprawilo, ze w ogóle zastanawialam sie nad moja
pozycja. Pod koniec owych pieciu tygodni moja koncentracja i
zdrowie znacznie sie polepszyly, mimo (a moze wlasnie z powodu)
dotkliwego bólu i niewygód, jakich doswiadczylam z wlasnej i
nieprzymuszonej woli. Odwrócenie umyslu od dzialalnosci na
zewnatrz i zwrócenie go ku wewnetrznej kontemplacji bylo z
pewnoscia najbardziej oplacalnym zajeciem, a bezsprzecznie i
najtrudniejszym. Swiat zewnetrzny, gdy ponownie wkroczylam wen
i ogarnelam go swiezym spojrzeniem, okazal sie promiennie
piekny. Pogoda ducha i równowaga umyslu, mimo ze nie glebokie,
przekraczaly wszystko, czego dotychczas doswiadczylam.
Wiedzialam, ze zrobilam pierwszy krok na drodze, która pragnelam
podazac
Japonia i zen:
W dniu przybycia do Japonii mój amerykanski przyjaciel
zaprowadzi mnie do Ryutaku-ji, klasztoru Rinzai, który podobny jest
w ksztaltach do ogromnego ptaka, jakby siedzacego posród gajów
wysokich sosen i bambusów, w cieniu majestatycznego szczytu
Fuji. Góruje on nad roztaczajaca sie ponizej dolina, której piekno
zapiera dech. Dzieki wspanialomyslnosci jego mistrza, rosiego
Soena, klasztor mial sie stac moim domem na okres najblizszych
pieciu miesiecy. Pod zyczliwym przewodnictwem rosiego zaczelam
poznawac porzadek i dyscypline klasztornego zycia. Budzona
dzwiekiem gongu nauczylam sie wstawac o nieprawdopodobnej
godzinie 4 rano, wskakiwac w klasztorne szaty i plukac twarz zimna
woda, a o chlodnym swicie zajmowac miejsce w glównej sali, aby
uczestniczyc we wczesnym, porannym spiewaniu sutr. Intonowanie
sutr stalo sie jednym z najbogatszych doswiadczen mego zycia i
zawsze gleboko mnie inspirowalo. Powoli moja niecierpliwa natura
zaczela sie lamac i osiagnelam pewien stopien równowagi. Dlugie
godziny, które spedzilam na kolanach, rozdzieranych bólem,
trzesac sie z zimna w przewiewnych salach i czekajac, az rosi
przyjmie mnie na sanzen, nauczyly mnie cierpliwosci. Nie
wierzylam dotad, ze jestem do niej zdolna. Godziny codziennego
zazen, a jeszcze bardziej godziny sesshin, byly równiez bolesna
lekcja cierpliwosci i wytrwalosci, akcentowana mocnym uderzeniem
kyosaku w moje opadajace ramiona.
Stosowana w szkole Rinzai metoda uzywania kija z przodu - na
prosbe wyrazona gestem - po czesci uwarunkowala moja
pózniejsza niechec do kyosaku, które bylo stosowane z tylu, nagle i
bez ostrzezenia, jak to jest w szkole Soto, gdzie siedzi sie twarza
do sciany. Przyczyna takiego nastawienia bylo takze moje
zachodnie dziedzictwo, które nauczylo mnie uwazac bicie za cos
hanbiacego czlowieka.
Moja decyzja co do ponownego zamazpójscia sprawila, ze
opuscilam klasztor Rinzai i przylaczylam sie do grupy Soto zen, do
której nalezal mój maz, a kierowanej przez rosiego Yasutaniego,
praktykujacej w Taihei-ji, na przedmiesciach Tokio. Poniewaz
prawie wszyscy uczniowie tego mistrza zen sa ludzmi swieckimi,
plan sesshin jest tu mniej rygorystyczny niz w klasztorze; dzieki
temu mozna brac taki udzial w sesshin, na jaki pozwala praca.
Dlatego tez jest tu wiele przychodzenia i odchodzenia z sesshin, co
na poczatku bardzo przeszkadza. Surowa, widoczna dyscyplina,
jaka narzuca zycie klasztorne, musi byc tu przestrzegana
indywidualnie. Szybko dostrzeglam ogromna powage w tej
pozornie rozluznionej atmosferze sesshin. Dzieki temu, ze
przestrzen swiatyni byla tu ograniczona, weszlam w blizszy kontakt
z innymi; wieczorem nie moglam juz udawac sie na spoczynek do
mego malego pokoiku, lecz musialam zadowolic sie mata
rozlozona w pokoju, który dzielilam z wieloma innymi osobami. Po
okresie pobytu w przestronnym klasztorze - chociaz obowiazywaly
tam bardziej surowe zakazy - praktykowanie zazen w tak
klopotliwych (dla mnie) warunkach bylo w pewnym sensie
wstrzasem. Jednakze po kilku sesshin w tej swiatyni odkrylam, ze
siedzenie z ludzmi, którzy tak jak ja nie byli ani mniszkami, ani
mnichami czy kaplanami, jest pobudzajace i inspirujace.
Zblizalo sie sesshin rohatsu w Taihei-ji, a ja mialam mieszane
uczucia co do wziecia w nim udzialu. Slyszalam pare relacji z tego
corocznego sesshin, odbywajacego sie w pelni zimy, od ludzi,
którzy doswiadczyli go w klasztorach. Znane ono bylo jako
najciezsze ze wszystkich w roku, jako nieustanna bitwa z zimnem i
zmeczeniem. Mialam gleboki lek przed skrajnym zimnem. Gdy
dostawalam dreszczy, moje cialo stawalo sie zazwyczaj tak
sztywne, ze nie moglam utrzymac siedzacej pozycji. Wskutek
wielkiego zmeczenia stawalam sie zwykle roztargniona. Uwazalam,
ze te dwie przeszkody to moi prawdziwi wrogowie. Jednoczesnie
gleboko mnie poruszal fakt, ze sesshin rohatsu odbywalo sie z
okazji rocznicy oswiecenia Buddy, która to rocznica przypadala na
dzien przed moimi urodzinami. W koncu postanowilam wziac w nim
udzial i dac z siebie wszystko. To mialo byc moje szóste sesshin w
Japonii. Po raz pierwszy mialam silne przeswiadczenie, ze
urzeczywistnienie Jazni w trakcie tego sesshin jest dla mnie rzecza
calkowicie mozliwa. Czulam równiez, ze bardzo tego potrzebuje.
Od wielu tygodni trwal nawrót niepokojów i obaw, z którymi tak
ostro walczylam w Stanach Zjednoczonych. Doszlo do tego jeszcze
zniecierpliwienie i drazliwosc. W dodatku mialam calkowicie dosc
wewnetrznych, umyslowych i emocjonalnych napiec, które
dotychczas dominowaly w mym zyciu, i czulam, ze tylko dzieki
doswiadczeniu samourzeczywistnienia bede w stanie wydostac sie
z choroby. Zapakowalam najcieplejsze ubrania, a gdy
przekrecalam klucz w zamku, ogarnelo mnie uczucie glebokiej
radosci. W glebi serca wiedzialam, ze osoba, która otworzy te drzwi
po sesshin, nie bedzie ta osoba, która teraz je zamyka. Pierwszego
dnia sesshin odkrylam, ze zupelnie nie jestem w stanie utrzymac
swego umyslu w równowadze. Wchodzenie i wychodzenie innych
osób, bioracych udzial w tym sesshin, jak równiez halas i
zamieszanie spowodowane uzywaniem kyosaku byly zródlem
nieustannych zaklócen. Poskarzylam sie rosiemu i powiedzialam,
ze moje zazen bylo o wiele lepsze, gdy sama praktykowalam w
domu; rosi pouczyl mnie, bym nie zwracala uwagi na innych, i
zaznaczyl, ze wazna rzecza jest ksztalcenie w sobie umiejetnosci
medytowania w okolicznosciach rozpraszajacych uwage. Ani razu
podczas tego sesshin nie bylam uderzona kyosaku. W trakcie
poprzednich sesshin rozpraszalo mnie to do tego stopnia, ze rosi
wydal instrukcje, by mnie nie uderzac.
Pod koniec drugiego dnia moja koncentracja wzmocnila sie. Nie
odczuwalam juz wielkiego bólu w nogach, a zimno znosilam dzieki
ubraniu, które wzielam ze soba. Byl jednak problem, który mial dla
mnie coraz wieksze znaczenie. Raz po raz mówiono mi, zebym
umiescila swój umysl na dnie brzucha czy tez, dokladniej mówiac,
w rejonie ponizej pepka. Im bardziej próbowalam to robic, tym
mniej rozumialam, o co chodzi z tym dnem brzucha i dlaczego jest
to tak wazne miejsce. Zwane ono bylo przez rosiego osrodkiem lub
tez ogniskowa, ale ja pojmowalam to tylko w filozoficznym
znaczeniu. Mialam umiescic swój umysl w tym "filozoficznym"
miejscu i powtarzac "Mu". Nie moglam znalezc zadnego zwiazku
miedzy organami brzucha i procesami medytacji zen, a tym
bardziej oswieceniem. Przekonawszy sie o mym szczerym
pragnieniu samourzeczywistnienia, rosi wyznaczyl mi co prawda
koan Mu tudziez poinstruowal mnie co do jego celu i zastosowania,
ale mimo to bylam nadal zaklopotana i nie wiedzialam, jak
wypowiadac Mu. Wczesniej próbowalam traktowac je tak samo, jak
hinduska mantre Om, to znaczy stajac sie jednym z jego
wibracjami, bez zapytywania o to, czym jest. Teraz próbowalam
wyobrazic sobie Mu jako diament na koncu swidra, a siebie sama
jako wiertacza przebijajacego sie przez poklady umyslu niczym
przez uklad warstw geologicznych; przewierciwszy je mialam w
koncu dotrzec do czegos, czego nie znalam.
Rankiem trzeciego dnia udalo mi sie naprawde skoncentrowac
dzieki analogii swidrowania. Moglam wreszcie zogniskowac swój
umysl gdzies w brzuchu, nie wiedzac dokladnie gdzie, i siedziec
stabilnie jak skala. Przed poludniem, tuz po wykladzie rosiego,
weszlam w dosc gleboka koncentracje, zwiekszajac sile kazdego
oddechu, który zsynchronizowalam z powtarzaniem Mu.
Spodziewalam sie, ze to wzmozenie wysilku jeszcze bardziej
wzmocni koncentracje. Po okolo pietnastu minutach polaczenie
tego pelnego sily oddychania z powtarzaniem Mu zaczelo
wywolywac w przegubach mych rak dziwne mrowienie, które wolno
rozprzestrzenilo sie w dloniach i palcach, a takze w góre, ku
lokciom. Gdy uczucie mrowienia bylo juz bardzo silne, rozpoznalam
je jako identyczne z tym, którego w zyciu doswiadczalam juz pare
razy w chwilach powaznych wstrzasów emocjonalnych.
Powiedzialam sobie, ze jesli jeszcze bardziej zwieksze sile mego
oddechu i koncentracji, to byc moze dojde do kensho. Zrobilam tak
i udalo mi sie jedynie pogorszyc sytuacje, doprowadzilam sie
bowiem w koncu do stanu omdlenia. Przedtem jeszcze pojawil sie
bardzo gleboki i rozdzierajacy zal, z którym nadeszly gwaltowne,
spazmatyczne dreszcze i zgrzytanie zebów. Nerwowe paroksyzmy
raz po raz wstrzasaly moim cialem. Bardzo plakalam i wilam sie,
jak gdyby przeplywal przeze mnie strumien elektrycznosci. Potem
zaczelam obficie sie pocic. Wydawalo mi sie, ze bóle calego
wszechswiata szarpia mój brzuch. Czulam sie tak, jakbym byla
wciagana w wir mak nie do zniesienia. Pamietam, ze jakis czas
pózniej - nie jestem w stanie powiedziec, kiedy - uslyszalam, jak
maz kaze mi przerwac zazen, polozyc sie i odpoczac. Opadlam na
poduszke do siedzenia i zaczelam drzec. Moje rece byly calkiem
sztywne; ani palce, powyginane teraz pod róznymi katami, ani
lokcie nie chcialy sie zginac. Krecilo mi sie w glowie i lezalam
wyczerpana. Powoli jednak odprezylam sie. Uplynelo pól godziny,
gdy wszystko uspokoilo sie, wrócilam do sil i znów bylam pod
kazdym wzgledem gotowa do podjecia zazen. W czasie
popoludniowego dokusan rosi natychmiast zapytal mnie, co sie
stalo. Gdy mu powiedzialam, odparl, ze to bylo makyo i ze mam
dalej praktykowac zazen. Ostrzegl mnie, ze takie rzeczy moga sie
teraz zdarzac; ukazywaly one, ze moja medytacja poglebia sie.
Potem poinstruowal mnie, bym szukala Mu w rejonie splotu
slonecznego. Slowa "splot sloneczny" spowodowaly, ze nagle i po
raz pierwszy wszystko znalazlo sie na swoim miejscu - wiedzialam
dokladnie, skad wyruszam i co mam czynic.
Nastepnego, czwartego dnia, uslyszawszy dzwonek o 4 rano,
przebudzilam sie i natychmiast zorientowalam sie, ze nie
oddzielilam sie od Mu w trakcie snu, do czego wlasnie rosi
nieustannie zachecal. Podczas pierwszego okresu siedzenia, przed
porannym dokusan, zaczely pojawiac sie symptomy doswiadczen z
poprzedniego dnia. Powiedziawszy sobie, ze bylo to tylko makyo,
postanowilam wszystko wytrzymac i tym razem po prostu
kontynuowalam swoja praktyke. Jednakze moje nogi stopniowo
ulegaly paralizowi; uslyszalam, jak maz mówi do mnie gdzies z
daleka, ze jestem w transie. Myslalam, ze moje cialo zacznie
lewitowac, ale nadal praktykowalam zazen. Potem przewrócilam
sie i bezsilna lezalam nieruchomo. Gdy poczulam sie na tyle
dobrze, aby móc znów rozpoczac zazen, poranne dokusan
zakonczylo sie.
Zaczelam zastanawiac sie nad soba i doszlam do wniosku, ze
musze chyba popelniac jakis blad, ze w jakis sposób zle kieruje
swoja energia. W okresie odpoczynku po porannym wykladzie
nagle zdalam sobie sprawe z tego, ze ten osrodek, gdzie - jak
mówiono mi - mam umiescic swój umyst, musi byc pewnym od
dawna znanym mi obszarem. Byla to kraina, do której; zawsze, od
wczesnego dziecinstwa, wewnetrznie sie wycofywalam, aby
rozmyslac. Zbudowalam w sobie caly szereg intymnych wyobrazen
o niej. Gdy pragnelam pojac "prawde" jakiejs sytuacji, kierowalam
sie ku temu szczególnemu obszarowi, zeby rozpatrzyc wszystkie
problemy, do których musialam podchodzic z dzieciecym wprost
nastawieniem umyslu, wolna od przesadów. Bylam po prostu
zmuszona, zeby utrzymywac tam swój umysl i trwac w
znieruchomieniu, prawie bez oddychania, póki cos sie z czyms nie
polaczylo. Wierzylam, ze to byl obszar, o który chodzilo rosiemu.
Wyczulam go intuicyjnie i z cala energia zesrodkowalam tam Mu.
W pól godziny potem zaczal rosnac w mym brzuchu cieply punkt,
który wolno rozprzestrzenil sie w kierunku kregoslupa, stopniowo
wspinajac sie w góre mego stosu pacierzowego. To bylo to, ku
czemu dazylam.
W uniesieniu powiedzialam rosiemu na nastepnym dokusan, ze
odkrylam to miejsce, i opisalam sposób jego dzialania, tak jak tego
zawsze doswiadczalam. "Dobrze!" - powiedzial. "A teraz dalej!"
Wróciwszy na swoje miejsce, rzucilam sie w zazen z takim
wigorem, ze nie minelo wiele czasu, a paraliz znów zaczal sie
pojawiac. Byl to najciezszy z dotychczasowych ataków. Nie
moglam w ogóle sie poruszac, a maz musial mi pomóc polozyc sie i
okryl mnie kocami. Gdy tak lezalam, regenerujac sily, myslalam:
"Moje cialo w oczywisty sposób nie jest w stanie wytrzymac
wysilku, który mu narzucam. Jesli mam wejrzec w Mu, to musi to
byc zrobione za pomoca samego umyslu i powinnam jakos trzymac
w ryzach me fizyczne i psychiczne energie, które trzeba zachowac
do czasu ostatecznego wysilku". Gdy tym razem odzyskalam sily,
próbowalam skoncentrowac umysl bez wymawiania czy tez
myslenia Mu, lecz okazalo sie to trudne. Praktycznie oznaczalo to
odlaczenie koncentracji od rytmu oddychania. Udalo mi sie to po
wielokrotnych wysilkach; wreszcie bylam w stanie trwale utrzymac
swój umysl w brzuchu, tak jakbym uwaznie na cos spogladala,
pozwalajac po prostu mojemu oddechowi nabrac takiego rytmu, do
jakiego akurat byl sklonny. Im bardziej koncentrowalam umysl w
mym brzuchu, tym wiecej mysli powstawalo w glowie na
podobienstwo chmur. Lecz nie byly to mysli dyskursywne. Byly one
jak odskocznia do dalszej praktyki. Skakalam od jednej do drugiej,
poruszajac sie bezustannie po dobrze oznaczonej sciezce, która
kroczylam dzieki zachetom ze strony mojej intuicji. Mimo wszystko
wierzylam, ze w pewnym momencie mysli te znikna, a umysl stanie
sie calkiem pusty - jak oczekiwalam - przed kensho. Obecnosc tych
mysli sygnalizowala mi, ze musze byc nadal daleko od celu. By
zachowac jak najwiecej energii, rozluznilam sie, a koc, który
swobodnie okrywal moje cialo, nasunelam na glowe, zeby sie
rozgrzac. Pozwolilam dloniom opasc bezwladnie na lono i
rozlaczylam nogi, przechodzac do luznej pozycji skrzyznej. Nawet
ten nikly zastrzyk energii spowodowal, ze zaostrzyla sie
intensywnosc koncentracji mojego umyslu.
DOSWIADCZENIA
Nastepnego ranka, to znaczy piatego dnia sesshin, rosi powiedzial
mi na dokusan, ze znajduje sie w krytycznym punkcie i ze nie
wolno mi odlaczyc sie od Mu nawet na moment. Lekajac sie, ze
oba pozostale dni i noce byc moze nie wystarcza, trzymalam sie
Mu jak buldog swej kosci, kurczowo i tak nieustepliwie, ze dzwonki i
inne sygnaly staly sie niewyrazne i nierzeczywiste. Juz nie
pamietalam nawet, co trzeba robic, gdy rozlegaja sie sygnaly, i
musialam pytac mojego meza, co one oznaczaja. Aby podtrzymac
sily, jadlam obficie podczas kazdego posilku i wykorzystywalam na
odpoczynek caly czas, jaki przewidywal harmonogram sesshin.
Czulam sie jak dziecko, które wybiera sie w dziwna, nowa podróz,
prowadzone krok za krokiem przez rosiego.
Wyszedlszy tego popoludnia, zeby sie wykapac, na ulicy myslalam
o Mu. Zaczynalam sie denerwowac. "Co to w ogóle jest to Mu?" -
zapytywalam sie. "O nieba! Co to moze byc? To absurdalne!
Jestem pewna, ze nie ma zadnej takiej rzeczy jak Mu. Mu nie jest
czyms!" - wykrzyknelam z irytacja. Gdy tylko powiedzialam, ze to
jest nic, przypomnialam sobie nagle o tozsamosci przeciwienstw.
"Oczywiscie, Mu jest równiez wszystkim!" Podczas kapieli
myslalam: "Skoro Mu jest wszystkim, to jest ono równiez woda do
kapieli, tak jak i mydlem, i kapiacym sie". Kiedy wznowilam swoje
siedzenie, dzieki temu wgladowi nabralo ono rozpedu.
Rosi mial w zwyczaju dokonywac inspekcji i przemawiac do
wszystkich siedzacych kazdego ranka o 4.30. Upatrujac analogie w
bitwie, w której przeciwstawiaja sie sobie sily niewiedzy i
oswiecenia, rosi zachecal nas do tego, abysmy "atakowali wroga" z
wiekszym wigorem. Mówil: "Doszliscie do etapu walki wrecz.
Mozecie uzywac wszelkich srodków i kazdej broni!" Gdy tylko
uslyszalam te slowa, znalazlam sie w gestej dzungli - w
poszukiwaniu mego "wroga" zaczelam przebijac sie przez
ciemnosci gestwiny z ogromnym nozem, dyndajacym u pasa. Ten
obraz wracal raz po raz i zaczelam przypuszczac, ze przy pomocy
Mu mam w jakis sposób pokonac "wroga", ku któremu wlasnie sie
zblizam, aby ostatecznie sie z nim rozprawic.
Szóstego dnia po poludniu znów w wyobrazni wyrabywalam
sciezke przez dzungle, paplajac do siebie, szukajac przed soba w
ciemnosciach przeswitu i czekajac na "powódz swiatla", która miala
oznaczac, ze jestem przy koncu szlaku. Nagle wybuchnelam
wewnetrznym smiechem i zdalam sobie sprawe, ze jedyny sposób,
w jaki moge pokonac tego "wroga", gdy sie pojawi, to objac go.
Ledwo to pomyslalam, "wróg" zmaterializowal sie przede mna
ubrany w strój rzymskiego setnika, z krótkim mieczem i tarcza
wzniesiona do ataku. Podbieglam do niego i z radoscia zarzucilam
mu ramiona na szyje. Roztopil sie w nicosci. W tym momencie
zobaczylam jasniejace swiatlo, które przebijalo przez ciemnosci
dzungli. Poszerzalo sie ono i poszerzalo. Stalam, gapiac sie na nie,
gdy posrodku niego pojawily sie slowa: "Mu to ja!" Oniemialam,
nawet mój oddech sie zatrzymal. Czyz moglo tak byc? "Tak, to jest
to! Mu to ja, a ja to Mu!" Istna fala radosci i ulgi przeplynela przeze
mnie.
Pod koniec nastepnego okresu kinhin szepnelam do mojego meza:
"Jak wiele powinnam rozumiec, gdy rozumiem Mu?" Przyjrzal mi
sie uwaznie i zapytal: "Czy ty naprawde rozumiesz?" "Chcialabym,
zeby rosi przeegzaminowal mnie podczas nastepnego dokusan" -
powiedzialam. To nastepne dokusan mialo sie odbyc dopiero za
piec godzin. Niecierpliwilam sie, bo bardzo chcialam wiedziec, czy
rosi potwierdzi moje rozumienie. W glebi serca bylam pewna, ze
wiem czym jest Mu i zdecydowanie sobie obiecalam, ze jezeli moja
odpowiedz nie zostanie przyjeta, to na zawsze zostawie zen. Jesli
ja bylam w bledzie, to i zen byl w bledzie. Mimo pewnosci siebie
czulam, ze byc moze nie bede w stanie udzielic odpowiedzi na
sprawdzajace pytania w sposób wlasciwy zen, albowiem nie
wiedzialam jeszcze, jak wyrazic zen.
W koncu przyszla pora na dokusan i poprosilam rosiego, by mnie
sprawdzil. Spodziewalam sie, ze postawi mi jedynie pytanie o to,
czym jest Mu. Zamiast tego zapytal sie mnie: "Jaka jest dlugosc
Mu? Ile lat ma Mu?" Myslalam, ze sa to typowe, trickowe pytania
zen, i siedzialam milczaca oraz zaklopotana. Rosi przygladal mi sie
uwaznie, a potem powiedzial, ze musze ujrzec Mu bardziej
wyraznie i ze w ciagu tego czasu, jaki pozostal do konca sesshin,
mam praktykowac zazen z mozliwie najwieksza intensywnoscia.
Gdy wrócilam na swoje miejsce, rzucilam sie w zazen raz jeszcze z
calej mocy. Teraz nie bylo juz mysli - wyczerpalam je wszystkie.
Siedzialam, siedzialam i siedzialam godzina za godzina, calym
mym umyslem myslac tylko Mu. W moim kregoslupie znów
stopniowo narastal zar. Miedzy brwiami pojawil sie goracy punkt,
który zaczal intensywnie wibrowac. Chmury zaru splywaly z niego
po moich policzkach, szyi i ramionach. Pomyslalam, ze z
pewnoscia cos musi nastapic, przynajmniej jakas wewnetrzna
eksplozja. Nic sie nie stalo poza tym, ze doswiadczylam
powtarzajacych sie wizji, w których siedzialam ze skrzyzowanymi
nogami i medytowalam na jalowym stoku góry albo przedzieralam
sie w palacym sloncu i z mozolem przez zatloczone miasta.
Podczas nastepnego dokusan opowiedzialam rosiemu o tych
wrazeniach i wizjach. Rzekl mi, ze dobrym sposobem na
sciagniecie tego wibrujacego osrodka, który obecnie znajdowal sie
miedzy oczyma, z powrotem do splotu slonecznego jest
wyobrazanie sobie czegos na podobienstwo miodu, slodkiego i
lepkiego, splywajacego w dól. Powiedzial mi równiez, abym sie nie
zajmowala ani tymi wizjami, ani chmurami zaru. Oba te zjawiska
powstaly wskutek poteznego wysilku, którego dokonywalam.
Jedynie uporczywe koncentrowanie sie na Mu bylo wazna rzecza.
Po kilku próbach udalo mi sie ponownie ów osrodek umiescic w
splocie slonecznym i kontynuowac praktyke zgodnie z nakazem
rosiego.
Nastepnego, siódmego dnia raz jeszcze pojawilam sie przed rosim
na dokusan. Bylam tak fizycznie wyczerpana szescioma czy
siedmioma godzinami bezustannego zazen, ze prawie nie moglam
mówic. Niepostrzegalnie mój umysl wszedl w stan nieziemskiej
jasnosci i przytomnosci. Wiedzialam, i wiedzialam, ze wiem. Rosi
zaczal mnie lagodnie wypytywac: "Ile lat ma Bóg? Daj mi Mu!
Pokaz mi Mu na dworcu kolejowym!" Moje wewnetrzne widzenie
bylo teraz calkowicie wyrazne i bez wahania odpowiadalam na
wszystkie pytania; rosi, mój maz, który tlumaczyl, i ja, wszyscy
smielismy sie radosnie. Wykrzyknelam: "To wszystko jest takie
proste!" Rosi powiedzial mi, ze od tej pory moja praktyka z
nastepnymi koanami bedzie inna, oraz wyjasnil, jak to ma sie
odbywac.
Bylam zbyt zmeczona i zesztywniala, by dalej siedziec, wiec
wymknelam sie po cichu z glównej sali i wrócilam do lazni, zeby
wziac druga kapiel. Nigdy przedtem droga nie byla tak bardzo
droga, sklepy tak doskonalymi sklepami, a zimowe niebo tak
niewypowiedzianie rozgwiezdzonym niebem. Radosc kipiala we
mnie jak swieze zródlo.
Dni i tygodnie, które nastapily potem, byly najbardziej radosne i
spokojne w mym zyciu. Nie istnialo cos takiego jak "problem"; albo
robilam cos, albo nie, a w zadnym przypadku nie bylo zmartwienia
ani troski. Niegdysiejsze zwiazki z ludzmi, które w swoim czasie
wzbudzaly we mnie gleboki niepokój, teraz widzialam z calkowitym
rozumieniem. Po raz pierwszy w zyciu moglam poruszac sie jak
powietrze, w kazdym kierunku, nareszcie wolna od mego ja, które
dotychczas dzwigalam jak okowy.
Szesc lat pózniej:
Pewnego wiosennego dnia, gdy pracowalam w ogrodzie, powietrze
zdawalo sie drzec w dziwny sposób, tak jakby nowy wymiar ukazal
sie przed zwyklym nastepstwem czasu. Uprzytomnilam sobie, ze
wydarzy sie cos niepomyslnego, jesli nawet nie tego dnia, to
wkrótce. Pragnac sie na to w jakis sposób przygotowac, podwoilam
czas codziennych siedzen i co noc, do pózna, studiowalam
buddyjskie ksiazki.
Pare wieczorów pózniej starannie przejrzalam Tybetanska ksiege
zmarlych, nastepnie wykapalam sie, usiadlam przed obrazem
Buddy i cichutko przy swiecach wysluchalam powolnej czesci
Kwartetu a-moll Beethovena, bedacego wyrazem najglebszego
ludzkiego wyrzeczenia sie siebie; potem poszlam do lózka.
Nastepnego ranka, tuz po sniadaniu, raptem poczulam sie tak,
jakbym zostala uderzona przez piorun, i zaczelam drzec. Ponownie
zaczelam przezywac swoje trudne narodziny, które ciagle
pozostawaly w mojej pamieci jako uraz. Otworzylo to, niczym klucz,
mroczna komnate tajemniczych kompleksów i leków, które
wyplynely ze mnie jak trucizny. Lzy tryskaly mi z oczu i tak mnie
oslabily, ze musialam sie polozyc. Bylo w tym jednak glebokie
szczescie... Pomalu moje widzenie zmienialo sie. "Ja jestem
martwa! Nie ma niczego takiego, co mozna by nazwac mna! Nigdy
mnie nie bylo! To alegoria, umyslowy obraz, wzór, wedlug którego
nic nigdy nie zostalo uksztaltowane". Radosc oszolomila mnie.
Konkretne przedmioty jawily mi sie jako cienie, a wszystko, na
czym moje oczy spoczely, bylo promiennie piekne.
Te slowa sa w stanie jedynie zasugerowac to, co w tak zywy
sposób zostalo mi ukazane w kolejnych dniach:
1) Swiat, taki jaki jest postrzegany przez zmysly, nie jest w
najmniejszym stopniu prawdziwy (w znaczeniu pelni), dynamiczny
(w znaczeniu wiecznego ruchu), ani wazny w przeogromnej
"geometrii istnienia" o niewypowiedzianej glebi, której tempo
wibracji, intensywnosc i subtelnosc sa poza slownym opisem.
2) Slowa sa nieporeczne i prymitywne - niemal bezuzyteczne; nie
oddaja prawdziwych, wielowymiarowych dzialan nieopisywalnie
przepastnego kompleksu dynamicznej potegi; by wejsc w kontakt z
nia, nalezy porzucic swój normalny poziom swiadomosci.
3) Najmniejsze dzialanie, takie jak jedzenie czy drapanie sie w
ramie, nie jest proste. Stanowi jedynie widzialny moment w siatce
przyczyn i skutków, które siegaja w przód ku Niewiadomemu i
cofaja sie z powrotem ku nieskonczonosci Ciszy, dokad
jednostkowa swiadomosc nie jest w stanie wkroczyc. Naprawde nie
ma nic do "wiedzenia", nic co mozna by wiedziec.
4) Swiat fizyczny jest nieskonczonoscia ruchu, Czasu-Istnienia.
Lecz jednoczesnie jest nieskonczonoscia Ciszy i Pustki. Tym
samym kazdy przedmiot jest przezroczysty. Wszystko ma swój
wlasny, specjalny, wewnetrzny charakter, swoja wlasna karme, czy
tez "zycie w czasie", lecz jednoczesnie nie ma takiego miejsca,
gdzie bylaby próznia, gdzie jeden przedmiot nie przeplywalby w
drugi.
5) Najmniejsza zmiana pogody, delikatny deszczyk czy tez lagodny
powiew, dotyka mnie jako cud - cóz moge powiedziec? - cud o
wspanialosci, pieknie i dobroci nieporównywalnych do niczego. Nie
ma nic do zrobienia: samo istnienie jest najdonioslejszym,
calkowitym dzialaniem.
6) Patrzac w ludzkie twarze, widze w nich cos z dlugiego lancucha
ich przeszlego istnienia, a czasem cos z przyszlosci. Przeszle
twarze skrywaja sie za twarza zewnetrzna, niczym coraz bardziej
delikatne tkanki, ale jednoczesnie sa nia nasiakniete.
7) Gdy jestem sama, slysze "piesn" wyplywajaca ze wszystkiego.
Kazdy przedmiot ma swoja wlasna piesn; nawet nastroje, mysli i
uczucia maja swoje bardziej subtelne piesni. Jednakze pod ta
róznorodnoscia lacza sie w jedna, niewyrazalnie przeogromna
jasnosc.
8) Czuje milosc, która najlepiej byloby nazwac milowaniem, jako ze
nie ma ona przedmiotu. Ale moje stare, emocjonalne reakcje nadal
ostro koliduja z wyrazami tego milowania, w najwyzszym stopniu
lagodnego i przychodzacego bez wysilku.
9) Moja swiadomosc, która nie jest ani mna, ani tez nie-mna,
ochrania i prowadzi mnie w odpowiednich kierunkach, abym mogla
wlasciwie wzrastac i dojrzewac, oraz odciaga mnie daleko od tego,
co jest wbrew temu wzrostowi. Jest ona jakby strumieniem, do
którego weszlam i który radosnie niesie mnie poza mnie.
Pani D. K., Kanadyjka, gospodyni domowa, lat 35.
/fragment ksiazki/
Philip Kapleau
"Trzy filary zen" Zwiazek Buddystów Zen
"BODHIDHARMA"
1999
Świadectwo przebudzenia
Dana Hofford
Wolnosc jest tu, teraz
Naprawde nie wiem jak zaczac. W moim zyciu nastapil wglad, który
po prostu przewrócil mój swiat do góry nogami, a raczej postawil go
na nogi! Wglad ten jest taki, ze Wolnosc ta sama, której szukalam
od kiedy stalam sie nastolatka, jest tu i teraz. Przedstawiam
scenariusz mojej podrózy duchowej. Jest dosc skondensowany
pominelam bowiem wiele istotnych doswiadczen próbujac
skoncentrowac sie na zasadniczym watku.
Przez wiele lat bylam gleboko zaangazowana w towarzystwo jogi
gdzie kladziono nacisk na praktykowanie technik duchowych.
Powiedziano mi, ze jesli tylko bede medytowac odpowiednio dlugo,
wykonywac dosc sadhany (praktyka duchowa), sluchac mojego
guru i wierzyc w kosmologie wówczas któregos dnia, w któryms
zyciu, pozbede sie okropnego ego i doznam Oswiecenia.
Przestrzegalam wszystkich nakazów i zakazów: ubieralam sie na
bialo, odzywialam po wegetariansku, unikalam narkotyków, kawy i
alkoholu, czytalam literature duchowa. Mimo wszystkich tych lat
spedzonych w dyscyplinie, przesladowalo mnie jednak uczucie
niepelnosci. Tesknota narastala nieustannie, przezylam wiele
doswiadczen, ale moje niezliczone ograniczenia powodowaly, ze
Oswiecenie wydawalo sie odlegle o cale lata swietlne. W roku
1991, po 17 latach spedzonych w towarzystwie jogistycznym, stalo
sie po prostu jasne, ze czas odejsc - bez rozgoryczenia czy zalu.
Wczesniej juz nie mialam zludzen, ale teraz organizacja ta
wydawala sie po prostu zbyt mala i duszna. Nie znalazlszy nic
innego, dryfowalam, ze tak powiem w sensie duchowym przez dwa
lata. Uprawialam w tym czasie troche medytacji Vipassana, choc
bez pelnego przekonania.
Swiatelko w ciemnosciach
Któregos dnia, w lutym 1993, przyjaciólka powiedziala mi o mistrzu
znanym jako Nisargadatta Maharaj, którego odkryla poprzez
ksiazke "Tym Jestem" (I Am That). Nie bylam w tym momencie
specjalnie zainteresowana wiazaniem sie z nowym mistrzem, ale
przyjaciólka byla dosc podekscytowana i przeczytala mi kilka
fragmentów:
Pytanie: Jak sie to robi?
Maharaj: Nie ma tu pytania "jak". Utrzymuj w umysle uczucie
"jestem", zanurz sie w niego az twój umysl i to uczucie stana sie
jednym. Próbujac wielokrotnie, odkryjesz wreszcie wlasciwa
równowage miedzy skupieniem i uczuciem a umysl twój osiadzie
trwale w mysli-uczuciu "jestem". Cokolwiek wtedy myslisz, mówisz
lub robisz, poczucie niezmiennego i tkliwego bytu pozostaje jako
zawsze obecne tlo umyslu. /Nisargadatta Maharaj/
Jego nowina mówi, ze tylko utozsamianie sie z myslami
przeszkadza nam doswiadczac w zyciu Boga - Jazni - Wolnosci w
sposób ciagly. Slowa jego byly prawdziwie przejrzyste, jasne i
radosne. Nie bylo cienia watpliwosci, iz czlowiek ten mieszka w
tym, o czym mówi i serce zabilo mi z nadzieja. Zaledwie dwa
tygodnie pózniej zetknelam sie z dwoma innymi mistrzami godnymi
uwagi. Znajomy powrócil ostatnio z Lucknow w Indiach i
zorganizowal spotkanie, na którym poinformowal nas o H.W.L.
Poonja, uczniu znanego dobrze Ramana Maharishi. Poonja, zwany
tez Papaji, prowadzi satsang, co oznacza "spotkanie z prawda".
Formalny satsang to okazja, aby przebywac z osoba
urzeczywistniona, zadawac pytania, mówic o swoich
doswiadczeniach, dzielic sie inspiracja wierszy, piesni itp.
Nastepnego dnia obejrzelismy na wideo satsang z udzialem Papaji.
Obejrzelismy tez fragmenty satsang z Gangaji, urzeczywistniona
Amerykanka, uczennica Papaji.
Oboje mieli do przekazania to samo, co Nisargadatta.
Papaji: Ja, pustka, swiadomosc - to ta sama rzecz. Nie mozesz z
niej wyjsc. Jest zawsze. Myslimy tylko, ze jej nie ma, dlatego
szukamy. Czasem szukam okularów do czytania, które mam na
nosie. Szukam wszedzie i nie znajduje. Widze wszystko a nie
znajduje. Patrze przez okulary, bo bez nich nie widze i nie
móglbym szukac. Jednak nie widze samych okularów. Nie moge
ich znalezc. /H.W.L. Poonja/
Gangaji: Tak! Uczucie zniewolenia nie jest prawdziwym
zniewoleniem. To mysl o zniewoleniu powoduje przezywanie
cierpienia tylko dlatego, ze wierzysz iz jest prawdziwa. W swym
pragnieniu pozostawania w pokoju, nikt nie jest ani zniewolony, ani
uwolniony. Jest tylko "To". Nie mozliwa do zdefiniowania,
nieograniczona swiadomosc, w której wszystkie koncepcje
zniewolenia i wyzwolenia powstaja i znikaja. /Gangaji/
Po tym wszystkim zakrecilo mi sie w glowie. Ja, która wypelnilam
zycie najrózniejszego rodzaju technikami duchowymi stanelam oto
w obliczu prowokujacego stwierdzenia, iz jedyna rzecza
wymagana, aby byc wolnym jest porzucic wszelkie techniki i
strategie i przestac wierzyc w mysl, ze nie jestem Wolny. "Nie da
rady, to nie moze byc takie proste!" bylo moja pierwsza reakcja.
Jednoczesnie jednak doszlam do konca drogi, szukalam bowiem i
praktykowalam dlugo bez zadnego trwalego rezultatu. Poza tym,
wydawali sie tacy pewni tego, co mówia a ich promiennosc byla nie
do przeoczenia. Od wszystkich trojga bila ogromna moc a przy tym
tak gleboki pokój, radosc i humor, ze po prostu zupelnie mnie
urzekli. Papaji mial juz ponad 80 lat i czulam, ze musze sie z nim
spotkac, zanim opusci ziemski padól. I tak w kwietniu 1993
pojechalem do Lucknow. Spojrzenie w twarz Papaji bylo jak
spojrzenie w twarz lwa. Co za nieprawdopodobna moc!
Opowiedzialam mu, ze mimo wielu fantastycznych doswiadczen na
przestrzeni lat czuje nadal, ze swiadomosc ograniczona jest do
mojego ciala. Powiedzial mi, abym zajrzala do wnetrza, tu i teraz, i
przekonala sie, czy tak jest naprawde. Dialog ten zakonczyl sie
przezyciem przeze mnie najsilniejszego doswiadczenia bytu, jakie
mialam w zyciu. Masa wszechprzenikajacej Ciszy lub Ukojenia,
która objawila mi sie niczym góra chciala po prostu wchlonac
wszystko inne: mysli, plany, idee i opinie. Najblizsza analogia, jaka
mi sie nasuwa, to calkowity spoczynek, jaki odczuwamy w glebokim
snie. Ale ja bylem przebudzona, wlasciwie czulam sie przebudzona
bardziej niz kiedykolwiek przedtem. Przezycie to trwalo ponad 5
godzin.
Odliczanie
Po powrocie do Szwecji, skupilam uwage z odnowiona energia na
swiadomosci, moim odczuciu "Ja". Doprowadzilo mnie to do
wielokrotnych silnych doswiadczen. Po kilku miesiacach jednak,
zycie mnie zdominowalo. Od czasu do czasu myslalam szczególnie
o Gangaji ale dopiero w styczniu 1995 zmobilizowalam sie, aby
odnalezc pare, która dwa lata wczesniej pokazala film o Gangaji.
Pozyczyli mi kilka kaset video i wtedy zaczelo sie prawdziwe
odliczanie. Zawladnela mna gwaltownie - jej slowa przepelnione
nektarem, blogi usmiech, uwalniajacy smiech i madrosc. Niemal
wyrzeklam sie wtedy calego zycia tu w Szwecji, aby pojechac i
mieszkac w USA, w jej poblizu. Wiedzialam, ze to wyraz
eskapizmu, ale nie bylo watpliwosci: zabrala mi serce jak nikt nigdy
przedtem. Napisalam do niej kilka listów, na które
wspanialomyslnie odpowiedziala. Zdecydowalam sie pojechac do
niej nastepnego lata. Satsang z Gangaji nie da sie opisac. Trzeba
to przezyc. Kazdy oczywiscie przezywa inaczej, ale dla mnie
siedzenie w jej obecnosci, bycie swiadkiem jej dialogu z innymi,
bylo rajem. Mialam z nia rozmowe, podczas której stwierdzila
surowo: "wziawszy pod uwage glebokosc twojego przezycia, nie
masz po prostu wytlumaczenia. Porzuc caly ten nonsens! Tego nie
da sie zrozumiec. Rozluznij sie. Rzuc to." Wrócilam do Szwecji bez
zadnej odczuwalnej zmiany. Rozpoczal sie teraz dramatyczny
okres. Chcialam tak bardzo byc Wolna, ale jednoczesnie
wiedzialam, ze nic nie moge zrobic, aby to osiagnac. Wystapil
ostateczny paradoks. Momenty najwznioslejszej blogosci
przeplataly sie z absolutnie piekielnym uczuciem znalezienia sie w
malym pudelku bez drogi na zewnatrz. Calkowita desperacja,
udreczenie i ogromne wewnetrzne cierpienie. W momencie, gdy
bylo najbardziej intensywne, odczuwalam praktycznie fizyczny ból
w klatce piersiowej jakby ktos wciskal tam twardy przedmiot.
Poczatek konca
Pieknego dnia w sierpniu 1995 roku, kilka tygodni po powrocie,
poszlam na spacer do lasu. Bylam w stanie najglebszego spokoju i
harmonii. W polowie drogi do domu pojawil sie stary problem: "No
dobrze, ale co z moim oddzielnoscia i cierpieniem? Wlasnie... och
nie". Jednak, dzieki jakiejs niezglebionej lasce, ujrzalam nagle co
sie dzieje! Wszystko jest w doskonalym porzadku, póki nie
zaczynam myslec o oddzieleniu i cierpieniu. Zobaczylam, ze
problem lezy w slepej akceptacji tych mysli jako prawdziwych.
Kiedy tylko przyjmowalam je w swiadomosci takimi jakimi byly,
doswiadczalam oddzielenia i cierpienia. Wglad ten porazil mnie jak
grom. Smialam sie glosno i dlugo: "Boze, to nieprawdopodobne...
Jakiego strasznego figla platam sam sobie". Naprawde jest to tak
latwe jak mówia! Traumatyczna jazda na "kolejce górskiej" miala
sie ku koncowi. Jesienia, Wglad stal sie wyrazniejszy. Nadal jednak
mialam uczucie przywiazania do Gangaji. W odpowiedzi na moje
listy napisala "Widzisz we mnie wlasna jazn", ale nie chcialam tego
przyjac. Mialam wyobrazenie, ze Realizacja jest ostatecznie
bezosobowa i obawialam sie, ze strace milosc do niej i do innych w
jakiejs przepelnionej spokojem, ale bezosobowej kosmicznej
jednosci.
Switanie prawdy
W styczniu 1996, z Lucknow powrócila znajoma totalnie pograzona
w blogosci slodkiego nektaru Bycia i stwierdzila, iz po prostu tam
"umarla". Rozmowy z nia wstrzasnely mna i doprowadzily do kilku
poglebionych Wgladów, z których najwazniejszy byl ten, ze czas
naprawde nie istnieje. Przeszlosc, przyszlosc i "tam" istnieja tylko
kiedy o nich mysle. W spokojnym umysle istnieje tylko wieczne tu i
teraz. Czas plynal oczywiscie dalej na relatywnej plaszczyznie, ale
postrzegany byl raczej jako czwarty wymiar przestrzeni, nieustanne
kwitnienie w swiadomosci. Ach co to byla za ulga! Czulam sie,
jakby zdjeto mi z pleców tone ciezaru i unosilam sie niemal we
lzach radosci przez ponad godzine. Powiedzialam o tym znajomej i
choc sluchala z radoscia powiedziala mi, ze nawet blogosc
przychodzi i odchodzi i ze Prawda lezy jeszcze glebiej...
To objawilo mi sie dwa miesiace pózniej, znowu podczas spaceru
w lesie. Calkiem nie dramatycznie, cos we mnie puscilo. "Ja"
poddalo sie i w tym momencie ujrzalam, ze jestem cala, pelna i
wolna - nieograniczona swiadomosc. Nie tylko nie utracilam swych
zwiazków z ludzmi, czego sie obawialam, ale odkrylam, iz ulegly
one udoskonaleniu w sposób, o jakim nie smialam marzyc, bylem
bowiem wolna od zadan, oczekiwan i leków. Jazn jest nietknieta i
nie do zranienia, dlatego moge wreszcie otworzyc sie na innych
bezwarunkowo i w pelni z nimi obcowac.
Dzisiaj
Dzis moge tylko powiedziec, ze To jest wiecej niz mialam smialosc
oczekiwac. Coraz bardziej doswiadczam, ze jestem w Domu, na
zawsze w Domu. Na powrót stalam sie dzieckiem, kiedy to swiat
byl tak duzy, pelen przygód i magii. Ta niemozliwa do nazwania
Jakosc przenika wszystko czyniac go nieziemsko pieknym, pelnym
niezglebionego znaczenia i nieskonczenie fascynujacym.
"Doswiadczenie" to przypomina swiadome sny, czyli sny w których
jest sie swiadomym, ze sie sni. Jest to uczucie takie, ze ... OCH! To
naprawde sen. Niesamowite! Takie samo uczucie podziwu i
egzaltacji. Przypomina tez przezycia z psychodelikami i glebokim
oddychaniem takim, jak oddychanie holotropowe, lub bycie
zakochanym. Róznica jest taka, ze TO jest tak nieskonczenie
subtelne i czyste. Nie moge jeszcze powiedziec, ze to mój trwaly
stan. Czasami stare nawyki biora góre. Ale TO daje sie odczuc
coraz czesciej. Kiedy w swiadomosci powstaje doswiadczenie
cierpienia, jest to oznaka nie akceptacji. Pamietajac o tym, nalezy
zaprzestac zmagan, poddac sie i "umrzec" dla zycia takiego, jakim
jest. Wówczas to, co nie umiera objawi sie znowu. Trudno o tym
wszystkim milczec. Niemal wszystko w spoleczenstwie
przeciwstawia sie tej prawdzie o Wolnosci. Jestesmy
uwarunkowani, ba - poddawani praniu mózgu od wczesnego
dziecinstwa - gdy mamy wierzyc, ze potrzebujemy przedmiotów,
zdrowia, zwiazków i religii do bycia szczesliwym. A potem
przechodzimy rózne terapie, strategie i techniki, aby zdobyc te
rzeczy i pokonywac przeszkody. Ale to wszystko falsz. Szczescie
jest tu i teraz. Patrze wokól i widze coraz wyrazniej, ze nie istnieje
nic co nie byloby oswiecone. Kazda istota jest unikalnym wyrazem
niezwyklego piekna. Czasem jest to tak silne, ze doslownie
zakochuje sie w kazdym, kogo widze: starych ludziach, "brzydkich"
ludziach, skinheadach, biznesemnach. To samo poruszenie serca.
Staje sie jasne, ze jedyna rzecza jaka nalezy zrobic, lub raczej
cofnac, czy "odkrecic", aby doswiadczyc tego stanu, to puscic
wszystkie neurotyczne mysli, jakie ze soba nosimy. Puscic mysli
zarówno o tym co pozadane, jak i niepozadane. Osmielic sie puscic
WSZYSTKO i dac krok w Nieznane.
Jesli cos z tego znajduje w Tobie oddzwiek drogi Czytelniku
zapraszam cie, abys nie tracil ani minuty. Nie nurzaj sie juz w
falszu oddzielenia. Zbadaj swa Jazn i zobacz sam: jestes Wolny tu i
teraz. Zbudz sie i rycz jak Lew.
Tlum. Krzysztof Korkosz
Przestań sobie wyobrażać
Catherine Ingram
"Wyobraz sobie, ze otacza cie tysiac glodnych tygrysów. Co bys zrobila?"
Kiedys mój szescioletni znajomy zadal mi to pytanie. Wyobrazilam sobie
te sytuacje i nie mogac wpasc na sensowny plan dzialania powiedzialam:
„Jejku, nie wiem. A co ty bys zrobil?” Odparl: „Przestalbym sobie
wyobrazac”.
Pod wieloma wzgledami, nasze zwykle wyobrazanie sobie, ze jestesmy
kims, ze musimy cos udowodnic, poprawic swój wizerunek, przypomina
wyobrazanie sobie, ze jest sie otoczonym przez tysiac glodnych tygrysów.
Jest to stan leku oparty na zludzeniu stworzonym przez nas samych.
Kiedy tylko traktujemy sie jak oddzielna istote - jako kogos - zaczynamy
mniej czy bardziej wspólzawodniczyc z innymi istotami lub zabezpieczac
sie przed nimi. Wraz z przekonaniem, ze istnieje „ja”, „moje” i „mnie”
pojawia sie lek i pragnienie. Jest to transakcja wiazana. Obudzenie sie
polega na odmowie uczestniczenia w tym koszmarze, na prostej decyzji,
aby przestac sobie wyobrazac. Oprócz tego, nie potrzeba nic wiecej.
Innymi slowy, nie potrzeba nic innego w to miejsce. Nalezy tylko przestac
zajmowac sie myslami i przekonaniami, które nie sa prawdziwe. Wtedy
prawdziwe piekno, którym jestes, twoja prawdziwa natura zaczyna
blyszczec w sposób naturalny, bez wysilku.
Klasyczna metafora mówi, iz obserwujemy jakby chmury zaslaniajace
slonce. W koncu chmury przechodza. Inteligentny obserwator nie bedzie
zakladal, ze to zachmurzenie stworzylo slonce. Rozpozna raczej, ze
slonce bylo tylko zasloniete przez chmury, ale caly czas bylo na miejscu.
W ten sam sposób, nasza natura czystego istnienia ulega czasem
zaslonieciu, ale lsni zawsze.
Jesli jednak jest to takie proste, takie dostepne, takie oczywiste, dlaczego
ludzie tak konsekwentnie i stale rozmijaja sie z ta rzeczywistoscia? Czemu
podejmuja zarliwy trud uprawiania technik, programów i religii po to, aby
jeszcze bardziej otoczyc sie ideologia, a nawet toczyc wojny, aby obronic
swoja „wiare”?
Odpowiedz na to pytanie wiaze sie z zainwestowaniem w wierzenia.
Przeprowadzalam kiedys wywiad z Krishnamurtim i gdy mialam wlasnie
zadac mu pytanie zaczynajace sie od slów: „Czy wierzy pan...?” przerwal
mi mówiac „W nic nie wierze.” Wiekszosc ludzi wierzy swoim myslom i gdy
duzo mysla na jakis temat przez dlugi okres czasu dokonuja jakby
dlugoterminowej inwestycji w prawdziwosc tych mysli. Dobra wiadomosc
jest taka, ze po pierwsze nie ma potrzeby wierzyc swoim myslom a po
wtóre, nic nie tracimy porzucajac owa dlugoterminowa inwestycje w swoje
wierzenia. Przeciwnie, bez dawania wiary nawykowym myslom zaczniemy
widziec jasniej i otworza sie nasze mozliwosci. To wlasnie mial na mysli
Suzuki Rosni mówiac: „W umysle poczatkujacego mozliwosci jest wiele.
W umysle eksperta jest ich malo.”
Wierzenia zamykaja nas w ustalonym sposobie postrzegania, gdyz
rzeczywistosc filtrowana jest przez poglady niczym przez sito i warunkuje
nasze prawdziwe doswiadczenia zyciowe. Jak kto wierzy, tak doswiadcza.
Jesli ktos jest przekonany, ze swiat jest niebezpiecznym miejscem,
doswiadcza niebezpieczenstw naokolo siebie. Jesli ktos wierzy, ze zostal
skrzywdzony w dziecinstwie, doswiadcza zycia jako ofiara i czuje sie
krzywdzony na kazdym kroku. Kto wierzy, ze potrzeba mu jeszcze czegos
wiecej do szczescia - wiecej pieniedzy, seksu, wladzy, czy rozglosu -
doswiadcza glodu i poczucia braku, bez wzgledu na to jak bardzo jest
obsypywany darami opatrznosci.
Mysli te i koncepcje koncentruja sie wokól jednego centralnego wierzenia -
wiary w „ja”. Jest to fundament calego zludnego gmachu cierpienia. Wraz
z nim przychodzi obsesja na punkcie tematów zwiazanych z moim zyciem:
moja przeszloscia, przyszloscia, tym co lubie i czego nie lubie, moimi
opiniami, potrzebami, uczuciami i wartoscia. Wraz z tym jednym
centralnym przekonaniem rodzi sie tez ogromny i przytlaczajacy projekt
pod tytulem „ja” wymagajacy ciaglego zywienia i zajmowania sie nim.
Poniewaz z wiara w prawdziwosc „ja” laczy sie poczucie oddzielnosci,
dostrzegamy potrzebe ochrony go, co rodzi znuzenie i przewidywanie
ewentualnych zagrozen. Apetytowi „ja” na przezywanie doswiadczen
towarzyszy nieublagane poczucie dyskomfortu oraz pragnienie, aby choc
chwilowo odwrócic uwage od tego projektu. W tym celu naduzywa sie
wszelkiego rodzaju uzywek, seksu, konsumpcji materialnej i wladzy.
Po wielu latach pracy nad przedsiewzieciem pod nazwa „ja” i nie
znajdywaniu trwalej satysfakcji na zadnej drodze do szczescia, niektórzy
decyduja sie na wypróbowanie innego podejscia i skierowuja projekt w
strone poszukiwania oswiecenia. Zostaja poszukiwaczami na drodze
duchowosci. Czesto jednak jest to ten sam projekt „ja”, tylko w nowej
szacie: „Ja stane sie oswiecony i wtedy bede szanowany, poczuje sie
lepiej na wlasnym punkcie, bede spedzal czas z uduchowionymi ludzmi,
wydostane sie z zalosnego stanu w którym dotad zylem a któregos dnia
bede miec moze wyznawców, seks i pieniadze do upojenia.”
Znam to dobrze z wlasnego doswiadczenia. Zanim jeszcze skonczylam
dwadziescia lat, zdalam sobie sprawe, ze wszystkie obietnice szczescia
na tym swiecie z czasem bledna lub, co gorsza, nabieraja smaku goryczy.
Przez nastepne dwadziescia lat wiodlam zycie oparte na poszukiwaniach
duchowych koncentrujac sie glównie na medytacji buddyjskiej.
Robilam to jednak z nadzieja osiagniecia czegos któregos dnia. Chcialam
czuc sie lepiej, miec poczucie przynaleznosci do czegos, byc madra
wizjonerka. Dopóki jednak towarzyszylo temu wszystkiemu poczucie „ja”
nie bylo prawie nadziei, aby poczuc sie lepiej. Nawet kiedy dostawalam to,
co chcialem, wystepowalo zawsze natretne uczucie, ze wkrótce to utrace.
Wszystko pozyskane w czasie, zostaje utracone w czasie.
Patrzac wstecz na zwroty i zawirowania w moim zyciu widze, iz spora
czesc moich wysilków wyniklych z tesknoty za szczesciem bylo jedynie
sposobem na wyczerpanie wszystkich mozliwosci, jakie oferuje swiat, w
tym poszukiwan duchowych. Neti, neti - jak mówia w Indiach. Nie to, ani
nie tamto. Wiele lat wysilku w dziedzinie duchowosci zakonczylo sie
rozczarowaniem a rozczarowanie w tej dziedzinie jest najbardziej
dokuczliwym rodzajem beznadziei, gdyz towarzyszy mu poczucie, ze nie
ma juz gdzie sie zwrócic.
Jest to tez oczywiscie ewentualny poczatek samorealizacji, bo gdy nie ma
sie gdzie zwrócic, czlowiek moze byc wreszcie zmuszony rozpoznac te
tajemnicza istote bytu, która w milczeniu przenika nieustannie takze nasze
niezadowolenie, ten najwyzszy spokój, który nigdy tak naprawde nie ulegl
naruszeniu ani wzburzeniu posród wszystkich wedrówek w smutku i
radosci. Jeden z moich przyjaciól zwrócil ostatnio uwage parafrazujac
zdanie ze starej piosenki Janis Joplin, ze „wolnosc to inaczej nie miec
wyboru”). Jesli ma sie szczescie, przychodzi w koncu chwila calkowitego
porzucenia projektu pod tytulem „Ja”, gdy wyczerpia sie juz marzenia i
plany nie przynoszac pocieszenia, kiedy nuzace historie na temat „mnie”,
osiagniec duchowych czy potrzebie okreslonych przezyc w zyciu nie
pociagaja nas juz i nie sa w stanie wywabic nas ani na chwile z naszej
siedziby na szczycie góry wolnosci.
Przebywamy wiec na niej bez wysilku nie szukajac juz milosci lecz bedac
miloscia, nie pragnac juz wizji, ale bedac nieustannie chrzczonym
mistyczna wizja doskonalosci, nie próbujac juz zyc w terazniejszosci, lecz
wiedzac, ze nie ma innego zycia niz w wiecznym strumieniu „teraz”, nie
próbujac juz oczyscic umyslu lecz wiedzac, ze nic - zadna mysl, troska ani
wyobrazenie o nas samych nie moze i nigdy nie moglo do nas przylgnac.
Tlum. Krzysztof Korkosz
W poszukiwaniu Dharmy
Nauczycielka z Portland (USA) głosi dobrą nowinę
o duchowej ścieżce „nie-dualizmu”
Common Ground, kwiecien 1998
Claire Levine
Nauczycielka z Portland, Catherine Ingram, opowiada, iz wieksza czesc
zycia spedzila na poszukiwaniu wolnosci.
Przez niemal 20 lat próbowala uciec od brzemion zycia poswiecajac sie
intensywnym praktykom buddyjskim, przeplatanym zajeciami typowymi
dla mlodziezy dorastajacej w latach siedemdziesiatych. Podrózowala po
swiecie jako dziennikarka, dzialaczka i poszukiwaczka Dharmy.
Spedzila wiele miesiecy w osrodkach cichej medytacji i niezliczone
godziny prowadzac wywiady z przywódcami duchowymi i politycznymi
obdarzonymi najglebszym wgladem. Napisala ponad 100 artykulów do
miedzynarodowych magazynów oraz ksiazke zatytulowana „Sladami
Gandhiego.”
Ostatnie lata swych poszukiwan wolnosci opisuje jako „gleboka noc
duszy. Czulam, jakby urzeczywistnienie bylo tak odlegle w czasie, ze
oddalalo sie raczej niz przyblizalo.”
W wieku lat 39, Catherine przestala szukac wolnosci. Poznala, ze jest
wolna - i ze byla wolna zawsze.
Dzieki slowom i obecnosci H.W.L. Poonjaji, Catherine poznala moc
tradycji nauczajacej nie-dualizmu. „Moje poczucie oddzielnosci nagle
zniknelo” mówi o swym pierwszym spotkaniu z czlowiekiem, którego
uczniowie nazywaja Papaji.
Wkrótce po tym jak poznala swego nauczyciela w 1991 roku, Catherine
zaczela pomagac dawnemu przyjacielowi Ram Dass w serii
prowadzonych przez niego rekolekcji na terenie Stanów Zjednoczonych.
Podczas sesji w Breitenbush Hot Springs, poznala nauczyciela medytacji
z Portland, Jerry Jonesa, który zaproponowal, ze pomoze jej
zorganizowac satsang w Portland.
W ciagu roku, Catherine przeprowadzila sie do Portland, gdzie urzadzila
serie satsangów które nazwala „Dialogi Dharmy: wybierz wolnosc”. Takze
dzisiaj organizuje Dialogi Dharmy i rekolekcje w wielu miastach na
pólnocy Stanów Zjednoczonych oraz w Europie.
Catherine naucza, iz sedno sciezki nie-dualizmu to „rozpoznanie wlasnej
wewnetrznej jazni, istoty bytu, jako wszystkiego czego potrzeba, aby
osiagnac spokój ducha. To jedyna rzecz, która moze przyniesc nam
spokój.”
„Kiedy zdamy sobie sprawe, ze wszystko czego kiedykolwiek pragnelismy
jest z nami w tej chwili i ze mamy do tego pelny dostep poprzez spoczecie
w prawdzie terazniejszosci, przekraczajacy wlasciwie nasze najsmielsze
oczekiwania, mozemy zakonczyc poszukiwanie.
„Wolnosc mozemy wybrac w kazdej chwili.”
Catherine zauwaza, iz wszyscy spedzamy znaczna czesc zycia szukajac
spokoju ducha i wolnosci. Czynimy to na zadziwiajaco wiele sposobów -
poczawszy od seksu, wladzy i pieniedzy a skonczywszy na mantrach,
wizualizacjach i krysztalach. Wszystko to jest pozyteczne, gdyz prowadzi
do wyczerpania - wyczerpania sie umyslu, energii i entuzjazmu dla tego
rodzaju zajec. W koncu zaczynamy sobie uswiadamiac, ze zadna z tych
rzeczy nie dziala.
„Zadne staranie, wysilek, pogon czy poszukiwanie na zewnatrz siebie nie
da owego wyciszenia i milosci. Mysle, ze wszyscy tak naprawde szukaja
wlasnie milosci, poczucia bycia razem i intymnosci.”
„Jedynie gleboki spoczynek w swej najprostszej egzystencji - po prostu
bycie, po prostu picie herbaty, po prostu rozmawianie, patrzenie i
sluchanie - jest tym skarbem którego szukamy, niebem zawartym w Tej
wolnosci.”
„Wiele osób przychodzi na Dialogi Dharmy sadzac, ze maja zaczac nowy
rodzaj medytacji. Catherine odpowiada: „Ucze urzeczywistnienia, nie
medytacji. To wlasnie w urzeczywistnieniu zyjesz w tym co nazywa sie
medytacja. Zyjesz w poczuciu bytu, w przebudzonej, przytomnej
swiadomosci, do której próbuje dotrzec kazda dobra praktyka
medytacyjna, która jest cos warta.”
„Proponuje, abyscie rozpoznali, ze jest to faktycznie wszystko co w ogóle
istnieje i po prostu przebywali w tym. Z takiej perspektywy, nie musicie
nazywac tego medytacja, a juz na pewno nie praktyka, gdyz samo slowo
„praktyka” zaklada jakis cel, jakas przyszlosc”.
Catherine kontynuuje: „Mówimy wiec o czyms, co nie jest w przyszlosci -
przyszlosc nie istnieje. Jest To w pelni obecne w tej chwili i zawsze, po
prostu jest tu i teraz. Jest to sposób bycia - zycie jako medytacja, jako
milosc, jako obecnosc.”
Ostatnio, Catherine zaczela ofiarowac Dialogi Dharmy w Vancouver, B.C.,
w Sedona (Arizona), w San Francisco, w Portland i Los Angeles, gdzie
naucza od kilku lat. Dowiedziala sie ostatnio, ze w Dublinie, gdzie odbyla
Dialogi Dharmy kilka razy, prawie 50 osób spotyka sie co tydzien oddajac
sie zywemu badaniu zasad nie-dualizmu.
Mimo czestych podrózy, Catherine Ingram osiedlila sie w Portland. „W
wyniku tamtej pierwszej serii satsang zorganizowanej przez Jerryego
powstala tu spolecznosc i Portland w koncu stalo sie domem” - mówi.
„Zakochalam sie w pólnocno-zachodnim bioregionie 10 lat temu, kiedy
spedzilam rok mieszkajac na wyspie Cortes w Kolumbii Brytyjskiej Klimat i
piekno tej czesci swiata zawsze mnie oczarowywaly. Nade wszystko,
kocham lagodny spokój tego miejsca.”
Podczas Dialogów Dharmy, Catherine odpowiada na pytania w oparciu o
czytane od lat lektury wielkich swiatowych nauczycieli w polaczeniu z jej
wlasnymi wgladami od czasu poznania Poonjaji. Cytuje zarówno Jezusa
jak i Pierwszego Patriarche Zen z Chin czy Ramana Maharishi
(nauczyciela Poonjaji) zwracajac uwage, iz mistycy na przestrzeni historii
wskazywali wszyscy na to samo - bezmiar naszej wlasnej swiadomosci.
Nauki Ramana Maharishi i Pooonjaji okreslane sa jako Advaita Vedanta i
oparte sa na starej hinduskiej tradycji liczacej kilka tysiecy lat. Jednak
Ramana, zyjacy w pierwszej polowie XX wieku, poznal prawde bez
nauczyciela w wieku lat 16. Przezyl on doswiadczenie przypominajace
smierc podczas którego uswiadomil sobie, ze choc cialo jego moze
umrzec, prawdziwa jego natura pozostanie nietknieta przez smierc.
Wkrótce potem udal sie, podazajac za wizja, do odleglej góry, pod która
przebywal - najczesciej w milczeniu - przez ponad 60 lat.
Przekazujac nauki tradycji nie-dualistycznej, Catherine radzi innym, aby
nie wierzyli jej na slowo. „Spróbujcie sami” - mówi czesto. „Teraz, w tym
momencie, po prostu spocznijcie we wlasnej swiadomosci.”
„Nie chodzi o to, aby dodac cos do tego co juz mamy” - mówi Catherine.
„Chodzi o to, aby porzucic historie i wierzenia które przeslaniaja nasza
swiadomosc.”
„Satsang” oznacza „wspólnote prawdy” a Catherine postrzega te
zgromadzenia jako wazny sposób na to, aby ludzie pograzyli sie w
zrozumieniu swej prawdziwej natury. Zacheca do spedzania czasu,
formalnie czy nieformalnie, z innymi którzy cenia sobie wolnosc ducha.
„To zawsze sprawia przyjemnosc i jest szczególnie uzyteczne, jesli
zapominasz. Mozesz pic kawe z kims, kto nie zapomina, i spedzajac czas
z ta osoba moze nawet nie pasc slowo „Dharma”, „prawdziwa natura”, czy
„urzeczywistnienie”. Mozecie rozmawiac o obejrzanym filmie i przy tej
prostej wymianie zdan wystepuje efekt osmotyczny, który moze posluzyc
jako silne przypomnienie” - mówi Catherine.
W tej nauce nie chodzi o pozbycie sie mysli - powiada. „Mysli przychodza
nieproszone. Mysli niektórych osób sa bardzo uwarunkowane i dotycza
np. rodziców, rówiesników czy pewnych wydarzen. Mozliwe jest jednak
poznanie samej ciszy, w której mysli te pojawiaja sie, a która nigdy nie
ulega splamieniu, skazeniu ani ograniczeniu.
„Uzywam czasem porównania które mówi, ze nie da sie przyczepic oslego
ogona na niebie. Ludzie sadza, ze ich mysli sa jak takie ogony, które
dadza sie przyczepic. Jednak swiadomosc jest jak bezkresne niebo. Nic
sie jej nie trzyma.”
„Nie musicie wiec oczyszczac zawartosci umyslu. Swiadomosc z natury
jest zawsze czysta. To jej zawartosc, jak wiemy, jest szalona.”
Tlum. Krzysztof Korkosz