Cathy Williams
Romans z szefem
Constantinou’s Mistress
Tłumaczyła Hanna Walicka
R
OZDZIAŁ PIERWSZY
Do uszu Lucy dobiegł z oddali odgłos zatrzaskiwanych drzwi. Zatrzymała dłonie na klawiaturze
komputera.
O tej porze nie powinno tu być nikogo. Dochodziła jedenasta w nocy. Godzina i dzień
wydawały się nieodpowiednie na składanie wizyt w tym miejscu. Powoli odsunęła krzesło. Czuła
się zupełnie bezbronna w jasno oświetlonym pomieszczeniu. Tylko tutaj paliło się światło, podczas
gdy cały budynek tonął w ciemnościach. Każdy mógł podejść i ją zobaczyć, sam nie będąc
widziany.
Imponujące biuro Nicka Constantinou zostało tak zaprojektowane, że nie można było się w nim
ukryć. Ani pustych szaf, ani grubych aksamitnych portier. Okna pokoju znajdującego się na
drugim piętrze budynku o ścianach z przydymionego szkła zaopatrzono tylko w żaluzje. Próba
wciśnięcia się pod nie byłaby groteskowa.
Sam pomysł, żeby się ukryć, budził śmiech. Lucy Reid miała zbyt wiele rozsądku, by
wyobrażać tu sobie złodziei czy bandytów.
Odetchnęła głęboko i na palcach podeszła do drzwi łączących jej pokój z gabinetem Nicka.
Ostrożnie zajrzała do ciemnego wnętrza, nie spodziewając się, iż cokolwiek zobaczy. Za oknem
wiał wiatr, a gałęzie drzew nieprzyjemnie uderzały o szyby. Poza tym wokół panowała cisza.
Serce podeszło jej do gardła, gdy spostrzegła ciemną postać zdążającą w jej kierunku.
— Czym mogę służyć? — spytała głośno, uświadamiając sobie, że takie słowa wypowiadane
nocą w zamkniętym biurze muszą brzmieć głupio.
Niewłaściwość pytania przyprawiła ją o nerwowy śmiech.
— Kto tam? — zawołała, zastanawiając się, jak szybko zdoła stąd uciec i znaleźć się na
schodach.
Była drobna, niewysoka, a ten, kto się zbliżał, odznaczał się potężną posturą.
— A jak myślisz? — usłyszała.
Mężczyzna sięgnął do wyłącznika i zapalił światło na korytarzu. Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
— Dziki, niebezpieczny bandyta plądruje luksusowe biuro Nicka Constantinou? — Zrobił
szeroki ruch ręką.
Własne zachowanie musiało go rozbawić, bo się roześmiał, kiwając głową. Potem wsparł się o
ś
cianę. Lucy popatrzyła nań z konsternacją.
— Co tu robisz, Nick? — Z wahaniem podeszła do szefa. — Nie powinieneś być…? Dobrze się
czujesz?
— Gdzie… powinienem być? — Przestał się śmiać równie nagle, jak zaczął.
Gdy spojrzał na nią, zauważyła, że ma podkrążone oczy i wzrok świadczący o tym, iż sporo
wypił. Ten widok zaskoczył dziewczynę. Wiedziała, że Nick Constantinou nigdy nie nadużywał
alkoholu. Nie widziała, by pił, nawet podczas służbowych przyjęć, na których wielokrotnie mu
towarzyszyła, będąc prawie od roku jego sekretarką.
— Nie odpowiedziałaś na pytanie.
— Jakie pytanie? — wyjąkała.
— Gdzie, według ciebie, miałbym być?
Nawet pozostając pod wpływem alkoholu, Nick Constantinou emanował zapierającym dech
męskim urokiem. Ponury, ciemny strój, czarny krawat rozluźniony pod szyją i obszerny płaszcz
przypominający pelerynę czarnoksiężnika podkreślały tłumioną pasję. Wiatr potargał mu ciemne
włosy, więc mężczyzna nerwowo przeciągnął po nich palcami.
— Sądziłam, że… będziesz w domu z krewnymi…
— W końcu pochowałeś żonę, pomyślała.
— Muszę usiąść. — Minął ją i zniknął za drzwiami gabinetu.
Lucy nie wiedziała, czy ma za nim pójść, czy dyskretnie zniknąć. Przestała się wahać, gdy
dobiegł ją głos szefa.
— Przynieś mi trochę wody! Albo zaparz kawy!
— Woda będzie lepsza. — Dziewczyna weszła do gabinetu i zapaliła lampę na biurku. — Jeśli
dużo wypiłeś, jesteś odwodniony. Potrzebujesz dużo wody.
— Zawsze rozsądna, prawda? — zażartował, biorąc od niej szklankę i sadowiąc się na obszernej
kanapie.
— Godna zaufania, kiedy chodzi o dobrą radę.
Sekretarka skrzywiła się. Tak, dobra, stara, godna zaufania Lucy, która znakomicie prowadziła
sekretariat i nigdy nie traciła głowy. Dobra, stara Lucy, która nie umiała siedzieć w tym samym
pokoju co szef, żeby go nie obserwować, gdy tego nie widział, nie marzyć o nim, ponieważ był
ż
onaty i poza zasięgiem kogoś tak przeciętnego jak ona.
— A więc myślisz, że powinienem był wrócić bezpiecznie do domu? — Nick oparł głowę o
kanapę, jedną ręką zakrył oczy, a w drugiej trzymał szklankę z wodą.
Tak, dodał w duchu, wypadało wrócić do domu i oddać się żałobie, godnie dźwigać los wdowca
przyjmującego wyrazy współczucia od krewnych. Myśl o tym przyprawiała go o mdłości.
— Czy ktoś wie, że tu jesteś? Może zadzwonić…
— Nie! — Spojrzał na nią błyszczącymi, czarnymi oczami. — Nie chcę, żeby mnie traktowano
jak inwalidę, który nie potrafi dać sobie rady.
— Mogą się niepokoić — nalegała Lucy.
— Usiądź. Szyja zaczyna mnie boleć od zadzierania głowy, kiedy na ciebie patrzę.
Dziewczyna przysunęła jedno z krzeseł, lecz rzucił zirytowanym tonem:
— Siadaj na kanapie.
— Słuchaj, jeśli chcesz być sam, lepiej pójdę…
— Co tu w ogóle robisz? — spytał, ignorując jej słowa. — Tkwisz w biurze o jedenastej w
nocy? Nie masz dokąd pójść?
— Oczywiście, że mam. — Lucy straciła cierpliwość i spojrzała na niego spod rzęs. — Byłam
trochę roz — strojona, jeśli chcesz wiedzieć. Pogrzeby… — słowo przetoczyło się w ciszy jak
kamień i dziewczyna musiała odkaszlnąć, by móc mówić dalej — …mnie przygnębiają.
Pomyślałam, że łatwiej się pozbieram, jeśli przyjdę tutaj i popracuję. Wiem, że to brzmi trochę
dziwnie, ale… — przerwała i siedziała sztywno, czując napięcie we wszystkich mięśniach.
— Pogrzeby są przygnębiające — zgodził się Nick bez emocji.
— Wiem, że już to dzisiaj mówiłam, ale naprawdę… bardzo ci współczuję… może rozmowa o
tym, co się stało, sprawi ci ulgę?
— To był wypadek samochodowy. — Mężczyzna przycisnął palce do powiek.
Znów miał dojmujące poczucie winy, iż nie czuje smutku, którego wszyscy po nim oczekują.
Pozornie Gina była kobietą, jakiej mężczyzna może pragnąć. Piękna, pociągająca.
Przymrużając powieki, wabiła lśniącymi, długimi, ciemnymi włosami, co sprawiało, że każdy
gotów był dla niej zrobić wszystko.
Przez pewien czas czuł się nią zauroczony, jak każdy inny mężczyzna, który znalazłby się na
jego miejscu. Sądził, że to będzie trwało wiecznie, ale się zawiódł. Tak naprawdę, jego dwuletnie
małżeństwo istniało jako szczęśliwe tylko cztery miesiące, potem wszystko się zmieniło.
— Ile wypiłeś?
— Wystarczająco dużo, żeby zapomnieć.
— Była piękna — powiedziała cicho Lucy. — Nie potrafię sobie wyobrazić, co przeżyłeś przez
ostatnie dwa tygodnie…
— Nie próbuj — rzucił gwałtownie Nick.
Nie był w stanie jasno myśleć, a głos dziewczyny koił nerwy. Przez moment miał ochotę
powiedzieć jej całą prawdę. Koszmar, który go dręczył, nie miał nic wspólnego z żalem po śmierci
ż
ony.
Doskwierała mu pamięć o tym, jak się zachowywała, jak złośliwie wypominała, że nie jest
mężczyzną, który by ją zadowolił, że kocha tylko swoją pracę. Każde oskarżenie oddalało go od
Giny coraz bardziej. Potem zaczęła wychodzić wieczorami i nie wracać na noc. Wreszcie mu
zobojętniała.
Jednak nie miał siły, by przeciąć małżeńskie więzy. A potem zadzwonił z Grecji jej ojciec i
zawiadomił, że miała wypadek na jednej z wąskich dróg, którą jechała z nadmierną szybkością do
rodzinnej posiadłości. Spodziewał się wyrzutów sumienia związanych ze świadomością, iż może
gdyby poświęcał jej więcej uwagi, nie doszłoby do tego wszystkiego, nie wyjechałaby z Londynu,
by szukać rozrywki gdzie indziej.
Jednak wyrzuty sumienia nie nadeszły. Wypadek ujawnił, że go zdradzała. Wraz z nią zginął jej
kochanek. Ciała znaleziono splecione w ostatnim uścisku.
Zastanawiał się, co powiedziałaby jego przykładna sekretarka, usłyszawszy taką historię.
Otworzył oczy i spojrzał na nią, aż zaczęła się czerwienić, czując na sobie badawczy wzrok szefa.
— Rumienisz się jak nastolatka — zauważył. — Musiałem cię nieźle wystraszyć w ciemnym
korytarzu. — Alkohol nieco wywietrzał mu z głowy. — Dziwię się, że nie zadzwoniłaś na policję.
— Miałam zamiar. Byłeś ostatnią osobą, jakiej mogłam się spodziewać.
— Nie byłem w stanie wytrzymać w domu. Pogrzeb był wystarczająco trudnym przeżyciem, a
jeszcze towarzystwo dwóch greckich rodzin, dziwiących się, czemu chowam ją tutaj… Te
współczujące uśmiechy, ledwie skrywające przekonanie, że jako Greczynka powinna być
grzebana tam… Nie do wytrzymania. Musiałem od nich uciec…
To było więcej niż komukolwiek kiedykolwiek wyznał. Zastanawiał się, czy w ogóle byłby w
stanie innej osobie coś takiego powiedzieć. Pewnie nie. Lecz Lucy patrzyła na niego z takim
zrozumieniem, że nie mógł się powstrzymać od wyrzucenia z siebie wszystkiego, co go dręczyło.
To jakieś szaleństwo.
— Czemu zdecydowałeś się… no wiesz… pochować ją tutaj?
— Ponieważ tu mieszkała i ja tu mieszkam. — Uśmiechnął się blado. — Poza tym, czyż nie
powinienem mieć jej w pobliżu, by pielęgnować pamięć o ukochanej żonie?
Bezustannie przypominać sobie o pustce instytucji małżeństwa i zdradliwości kobiet, dorzucił
w duchu. Lucy skinęła głową i zapadła cisza.
— Czas, żebym wróciła do domu — powiedziała w końcu. — Dasz sobie radę? Może jednak
powinnam po kogoś zadzwonić? Czasem w takiej sytuacji… czyjeś towarzystwo pomaga.
— Już je mam — rzekł, obejmując ją wzrokiem podkrążonych oczu w taki sposób, że poczuła to
każdym nerwem.
Po raz pierwszy miała świadomość, iż patrząc na nią, nie widzi wyłącznie bezpłciowej
sekretarki. Spojrzenie działało jak dzwonek alarmowy. Mężczyzna pogrążony w żalu, który za
dużo wypił, nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje. Ona zaś nie miała pojęcia, kogo
widział, spoglądając na nią w tak szczególny sposób, ale z pewnością nie taką Lucy, jaką była
naprawdę. Może przywoływał w wyobraźni twarz żony? Fizycznie bardzo się od siebie różniły.
Jedna drobna, szczupła, o chłopięcej sylwetce, jasnej cerze i krótkich, jasnych włosach, druga
ponętna, o bujnych kształtach, ciemnooka, z oliwkową cerą i długimi, ciemnymi włosami.
Jednak Lucy tak długo marzyła o Nicku jako mężczyźnie, o tym, że jej dotyka, pieści, że fakt, iż
teraz skoncentrował na niej uwagę, wprawił ją w podniecenie.
— Robi się późno. Naprawdę muszę iść… — zaczęła.
— A co się stanie, jeśli nie pójdziesz?
— Nie rozumiem.
— Ktoś na ciebie czeka w domu?
— No cóż…
— Rodzice?
— Nie mieszkam z rodzicami! Zostali w Kornwalii. Myślisz, że mam dwanaście lat?
— Przepraszam. — Uśmiechnął się, co przyprawiło ją o bicie serca. — Zmieszało cię moje
przypuszczenie.
— W jego spojrzeniu było coś, nad czym trudno przejść do porządku dziennego, coś, co
wywoływało poruszenie. — Ciągle masz na sobie żałobny strój — zauważył.
— Długo tu jesteś? Pracowałaś jak mrówka?
— Nie pojechałam do twojego domu po pogrzebie. Przepraszam, ale nie mogłam znieść…
— Współczujących tłumów? Jest coś obscenicznego w gromadzeniu się tylu osób z takiej
okazji, prawda? Trzeba gadać, wspominać z krewnymi dawne czasy, mieć odpowiednio żałobny
wyraz twarzy.
Drgnęła, słysząc tak cyniczne słowa, lecz zaraz pomyślała, iż ludzie różnie objawiają żal po
stracie najbliższych.
— To trudne chwile — powiedziała. — Słuchaj…
— Nie odchodź. — Wyciągnął rękę i chwycił ją za przegub, co natychmiast przyprawiło ją o
uderzenie gorąca. — Jeszcze nie teraz.
— Chcesz więcej wody? — spytała rozpaczliwie.
Ręka bezwładnie spoczywała w uścisku mężczyzny, lecz Lucy z niezwykłą wyrazistością
odczuwała dotknięcie jego dłoni.
— Powinieneś dużo pić — wymamrotała, nerwowo przebiegając wzrokiem po ciemnej,
przygaszonej twarzy Nicka.
— Zostań. Porozmawiaj ze mną. Opowiedz, co robiłaś po wyjściu z kościoła. Dokąd poszłaś?
— Ja… Pojechałam do supermarketu. Miałam wrócić do domu, ale w sklepie było dużo ludzi,
więc nim wszystko załatwiłam, minęło dużo czasu, chyba z półtorej godziny! To takie pospolite,
nudne…
— Twój głos działa uspokajająco. — Mężczyzna bezwiednie przesuwał palcem po jej
przegubie, co przyprawiało o rozkoszny dreszcz.
Lucy próbowała uporządkować myśli, lecz wzrok Nicka działał tak hipnotyzująco…
— Hmm. — Uśmiechnęła się niepewnie. — Jeśli bardzo chcesz wiedzieć, wyszłam z
supermarketu, zostawiłam zakupy w domu i pomyślałam, że nie zdołam usiedzieć w mieszkaniu,
więc postanowiłam wybrać się do restauracji, żeby coś zjeść…
— Sama?
— Tak.
— Myślałem, że kobiety nie chodzą same do restauracji. Ginie nigdy nie przyszłoby to do
głowy. — Roześmiał się krótko.
Jego zmarła żona w żadnym razie nie zrobiłaby czegoś podobnego. Nie dbała przy tym o
towarzystwo. Chodziło jej o publiczność, głównie męską, o kogoś, kogo mogła oczarować długimi
włosami, błyskiem w oczach, przed kim mogła się wyginać, prezentując ponętne piersi.
— Mnie to nie przeszkadza — rzekła Lucy obronnym tonem. — Wiem, pewnie uważasz, że to
smutne, kiedy dwudziestotrzyletnia kobieta samotnie spędza piątkowy wieczór w restauracji, lecz
ja nie należę do tych potrzebujących ciągłego towarzystwa.
Dziewczyna uświadomiła sobie, iż zaczyna się bronić, a wtedy jej głos brzmi smutno. W
niczym nie przypominała wyzwolonej kobiety, za jaką chciała uchodzić w jego oczach.
— Wcale tak nie uważam.
— Tak czy inaczej powinnam była potem wrócić do domu, ale lubię jeździć autem, a nie mam
po temu zbyt wielu okazji. W drodze do pracy korzystam z metra, więc pomyślałam, że dziś
wieczorem trochę pojeżdżę, i wylądowałam tutaj. Nie wiem, dlaczego uznałam, że dobrze będzie
tu wejść i wykończyć pewne prace. Po prostu nie byłam zmęczona.
— Cieszę się. — Puścił jej przegub, lecz tylko po to, by przesuwać palcem wzdłuż ręki.
Sam nie wiedział, co się dzieje. Patrząc na nią, zdał sobie sprawę, iż jego ciało zaczyna
reagować. W zapadłej ciszy wydało mu się, iż istnieje tylko ten mały fragment rzeczywistości, w
którym tkwią we dwoje, a cały świat przestał istnieć.
Zapragnął jej, jak czegoś ciepłego, żywego.
Miała na sobie ciemny strój odpowiedni do żałobnej sytuacji. Czarną spódniczkę i
ciemnowiśniową bluzkę z długimi rękawami. Żakiet i płaszcz wisiały na wieszaku. Zauważył ją
już podczas pogrzebu. Czarny płaszcz upodabniał ją do drobnego, bezdomnego dziecka z
ogromnymi brązowymi oczami i drobną, delikatną twarzyczką o pięknie wykrojonych ustach,
których teraz miał ochotę dotknąć.
Lucy zacisnęła drżącą dłoń na jego palcach. Chciała jak najszybciej wyjść.
— Wiem, że przechodzisz okropne chwile, może najgorsze w życiu, ale… to, czego
potrzebujesz, to sen.
— Nie snu mi brak — mruknął, przesuwając wzrokiem po jej ciele i twarzy.
Zawsze ubierała się do pracy elegancko, w kostiumy i świeżo wyprasowane bluzki. Nigdy
wcześniej nie miał zamiaru jej dotykać, był przecież żonatym człowiekiem. Małżeństwo oznaczało
wierność, a poza tym żywił zbyt wiele dumy, by przyznać się do klęski własnego związku.
Teraz widział, jak pod obcisłą bluzką poruszają się piersi dziewczyny, gdy oddychała w
przyspieszonym tempie. Zdawał sobie sprawę, jakie robi na niej wrażenie. Puściła jego dłoń i
skrzyżowała ręce. Ten gest tylko wzmógł jego pragnienia. Nick miał ochotę dobrać się do tego,
czego tak broniła.
Chyba straciłem rozum, pomyślał, przeciągając ręką po włosach.
— Myślałaś kiedyś o wyjściu za mąż? — spytał. Zaskoczona pytaniem przyglądała się mu przez
kilka sekund.
— Oczywiście, jak wszystkie kobiety. Każda marzy o szczęśliwym życiu z tym właściwym
mężczyzną. — Przestań gadać, nakazała sobie w myślach, podnieś się i wyjdź.
Jednak nie mogła ruszyć się z miejsca.
— Szczęście po wieczne czasy. — Roześmiał się cynicznie. — Opowiedz, jak smakuje, jeśli
tego zaznasz.
Był pewien, że to się nie zdarza. Jemu się nie udało.
Widząc gorzki grymas, rysujący się na twarzy szefa, dziewczyna poczuła przypływ
współczucia. Pewny siebie mężczyzna, dla którego pracowała od miesięcy, człowiek, którego
pojawienie się uciszało rozmowy, wydawał się teraz dziwnie bezbronny.
Nawet jego cynizm budził zrozumienie. Wiedziona impulsem wzięła go za rękę.
Mężczyzna głębiej wcisnął się w oparcie kanapy.
— Jakbym przebiegł maraton — rzekł.
— Musisz być wyczerpany. Wyglądasz na zmęczonego — powiedziała i nie zastanawiając się
nad tym, co robi, pogłaskała go po twarzy.
Nick pomyślał, że nigdy nie zaznał czegoś równie słodkiego. Czy te palce smakowały tak samo
jak ich dotyk? Przymknął oczy i ucałował ich opuszki. Oszołomienie spowodowane alkoholem
ustąpiło. Teraz miał inny szum w głowie.
Przyciągnął do siebie dziewczynę, objął za szyję i poszukał warg. Pałały takim gorącem, że
odbierało mu to oddech. Ujął jej twarz w dłonie i przytrzymał.
— Nick… nie tego potrzebujesz… — Własne słowa uświadomiły jej to, czego nie chciała
wiedzieć.
Może rzeczywiście jemu nie było to potrzebne, lecz jej bardzo. Wbrew zdrowemu rozsądkowi
długo tłumione uczucie, które żywiła do tego człowieka, pchało ją ku niemu i nic nie mogła na to
poradzić.
— Pragnę…
Czego? Pociechy? Zapomnienia? Powtórnej szansy przeżycia dwóch straconych lat tak, by
uniknąć wcześniej popełnionych błędów?
— Potrzebna mi poprawa nastroju — powiedział w końcu i w tym momencie przylgnął do warg
dziewczyny, rozchylił je językiem, a potem zagłębił się w jej ustach.
To szaleństwo, przemknęło przez myśl Lucy. On nie wie, co robi. Mówił, że potrzebuje
poprawy nastroju, lecz można to osiągnąć różnymi sposobami.
— Powinieneś się przespać — wymamrotała z trudem. — Pozwól mi odwieźć się do domu.
Mężczyzna nie odpowiedział. Przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej, tak że teraz niemal na nim
leżała. Pogładził ją po krótkich włosach.
— Miałaś kiedyś długie? — zapytał. — Jakoś nie mogę sobie ciebie takiej wyobrazić.
— Muszę iść!
— Krótkie ci pasują. — Włożył rękę pod bluzkę, aż przestała oddychać.
Zrobiła niepewny ruch, by się wyzwolić z tej pozycji, lecz każdą cząstką ciała płonęła z
pragnienia. Uwolniły się wszystkie tajone dotąd marzenia.
— Wyglądasz jak gazela — usłyszała.
Nick uniósł rękę i dotknął jej piersi. Dziewczyna jęknęła, a on przycisnął dłoń do koronek
stanika, by wyczuć pulsujące sutki.
— Nie możemy tego robić…
— Chcę, żebyś mnie ogrzała…
— Wcale nie.
— Pozwól mi się zobaczyć.
— Nick…
— Zdejmij bluzkę. Pozwól spojrzeć.
Lucy nie potrafiła oderwać wzroku od jego twarzy. Ledwie zdając sobie sprawę z tego, co robi,
uniosła bluzkę i ściągnęła ją przez głowę. Teraz była tylko w staniku i nic nie mogło ukryć
gwałtowności oddechu, który unosił jej piersi. Nick szybko opuścił ramiączka. Ukazały się drobne,
krągłe piersi zakończone różowymi sutkami w ciemnych obwódkach. Były tak słodko pobudzone.
Dziewczyna rozchyliła wargi. Jej ciało ożywało pod męskim wzrokiem.
Szef zbliżył usta do jej piersi, zaczął ssać sutki, a dziewczęce ciało wygięło się w rozkoszny łuk.
Zanurzyła mu dłonie we włosach, przesunęła je na twarz, podczas gdy on pieścił wargami raz
jeden, raz drugi sutek.
Był podniecony aż do bólu. Całując dziewczynę, położył jej rękę na swoich spodniach i
przytrzymał, i rozsuwając zamek.
To nie mogło dziać się naprawdę! Patrzyła na niego, czuła jego ręce na piersiach, co mąciło
myśli, a gdy dotknęła napiętego męskiego ciała, poczuła dreszcz o niezwykłej sile.
Oderwała się od Nicka, stanęła, lecz tylko po to, by błyskawicznie zdjąć spódniczkę, rajstopy i
pozbyć się majteczek.
Pragnęła poczuć jego ciało obok swojego na tej kanapie. Chwycił ją za pośladki i ustawił tak, że
mógł pieścić zwieńczenie ud. Lucy z jękiem odrzuciła głowę do tyłu i rozchyliła nogi, gdy tylko
wsunął między nie palce. Pieszczota wzniecała płomień w całym ciele.
Niepewnie ujęła w dłonie głowę mężczyzny i miarowo poruszyła biodrami. Gdy była bliska
orgazmu, oderwał się od jej ciała i pociągnął na siebie. Przez spodnie wyczuła na skórze jego
podniecenie.
Było coś niezwykle zmysłowego w fakcie, że całkiem ją obnażył, sam pozostając w koszuli i
spodniach. Teraz na nim usiadła. Miała szeroko otwarte oczy. Upajała się męską urodą jego
twarzy, kołysząc się rytmicznie. Nie wiedziała, kiedy rozpięła mu koszulę i zaczęła pieścić dłońmi
muskularną pierś.
Patrzył pożądliwie na poruszające się mu przed oczami krągłe piersi i trzymając dłonie na
biodrach dziewczyny, kierował ruchami jej ciała. Nie był w stanie tego przedłużać. Ogarnęła go
dzika żądza. Lucy kołysała się coraz szybciej. Po chwili odczuł pierwsze impulsy ekstazy. Jeszcze
chwila i razem przeżyli szczyt rozkoszy.
Przycisnął do siebie dziewczynę. Dotyk jej gorącego ciała sprawił mu przyjemność. Pomyślał,
ż
e musi być wyjątkowo sfrustrowany, bo nigdy dotąd po zbliżeniu z kobietą nie czuł się tak dobrze.
Nawet w tej chwili samo wyobrażenie piersi dziewczyny przyciśniętych do jego ciała sprawiało, iż
miał ochotę znów się z nią kochać. Pocałował Lucy w czubek głowy i przymknął oczy. Ogarnęła
go senność. Był w stanie teraz zasnąć, bo ugasił w sobie złe emocje.
— Mój Boże, Nick… nie mogę uwierzyć… jak to się mogło stać?
Do dziewczyny dotarła cała groza sytuacji. Rzeczywistość była jak zimny prysznic. Nie mogła
spojrzeć szefowi w twarz. Dobrze, że miał przymknięte powieki. Pewnie zastanawiał się, w jaki
sposób zwolnić ją w poniedziałek, nie nadając rozgłosu całemu zdarzeniu.
Zerwała się i szybko narzuciła ubranie, zastanawiając się, jak usprawiedliwić własne
zachowanie.
— Zdaję sobie sprawę, że to bardzo komplikuje nasze stosunki — zaczęła, gdy już miała na
sobie bluzkę i spódnicę, choć całe ciało jeszcze płonęło od jego pieszczot.
Sylwetka mężczyzny tonęła w mroku. Lucy była zadowolona, że pozwalał jej mówić.
— Nie potrafię wyrazić, jak bardzo mi przykro… — powiedziała z przygnębieniem, starając się
jakoś zebrać myśli. — Nie sądź, że o cokolwiek cię obwiniam… Sama ponoszę całą
odpowiedzialność i zrozumiem, jeśli w poniedziałek zechcesz, żebym odeszła z pracy…
Ostrożnie zbliżyła się do szefa.
— Nick?
Kiedy nie odpowiedział, podeszła do kanapy i zobaczyła, że śpi.
Po chwili wahania z westchnieniem nałożyła płaszcz i cicho zamknęła za sobą drzwi.
Oboje działaliśmy pod wpływem irracjonalnego impulsu, pomyślała z drżeniem serca. Tyle że
on ma usprawiedliwienie, a ja nie. Co za straszna zmiana ról. Zwykle to mężczyzna wykorzystuje
kobietę upojoną alkoholem. Kiedy Nick się obudzi, pomyśli, że skorzystałam z jego chwilowej
bezbronności. Okropna sytuacja.
Jeśli miała nadal dla niego pracować, musi udowodnić, że to była tylko chwila szaleństwa,
podczas której on pogrążony w żalu potraktował ją jak środek terapeutyczny, a ona się na to
zgodziła. Odzyskanie szacunku dla samej siebie zależało od postanowienia, iż to nigdy więcej się
nie powtórzy.
R
OZDZIAŁ DRUGI
Nick stał przy wielkim oknie swego biura z rękami wbitymi w kieszenie i patrzył na ponure
londyńskie domy po drugiej stronie ulicy.
Cały ostatni weekend spędził na zapewnianiu wyjeżdżających krewnych, że nic mu nie jest i że
natychmiast wróci do pracy. Na dodatek musiał uporać się ze wspomnieniem tego, co zaszło
piątkowej nocy.
Zaklął pod nosem i wrócił do biurka. Oczywiście powinien spotkać się z Lucy, tylko co ma jej
powiedzieć? Trudno mu było uwierzyć w to, co się stało. Wszystko wyglądało jak sen. Zdawał
sobie sprawę, że był pijany i nie wszystko pamięta. Nie było jednak wątpliwości, iż popełnił błąd, i
to z własną sekretarką.
Spojrzał niewidzącym wzrokiem na ekran komputera i czekał.
Zastanawiał się, co ma jej powiedzieć? Że musiał się z nią przespać? Wiedziony złością na
samego siebie uderzył ręką w blat biurka. Obawiał się, iż Lucy w ogóle nie przyjdzie do pracy.
*
*
*
Jednak przyszła.
Mimo że przerażała ją perspektywa stanięcia twarzą w twarz z szefem w poniedziałkowy ranek,
wstała o zwykłej porze, ubrała się, wypiła kawę i zjadła jedną grzankę.
Kiedy znalazła się w końcu przed szklaną ścianą firmy, wzięła głęboki oddech i weszła do
ś
rodka. Po drodze wymieniła słowa powitania z kolegami.
Drugie piętro budynku zajmowały gabinety dyrektorskie. Dochodząc do drzwi własnego
pokoju, dziewczyna desperacko spojrzała na windę, zastanawiając się, czy aby nie uciec. Ze
zdenerwowania bolał ją żołądek. Nie wiedziała, czy Nick już przyszedł. Może nie pamiętał, co się
stało w piątek, w końcu dużo wypił.
Otworzyła drzwi i zobaczyła go siedzącego, jak przystało na szefa, w skórzanym fotelu i z
pewnym siebie wyrazem twarzy. Pracował przy komputerze.
— Czy mam podać kawę? — spytała, zdejmując płaszcz.
Gdy nie odpowiedział, zatrzymała się w drzwiach łączących jej pokój z gabinetem. Starała się
zachowywać normalnie.
— Myślę, że powinniśmy porozmawiać — rzekł.
Jednak pamiętał.
— Naprawdę? — spytała tonem, w którym rozbrzmiewała prośba. — Jest tyle do zrobienia.
Może powinnam zająć się pracą?
— Wejdź i zamknij drzwi. Prosiłem Christinę, żeby nie łączyła żadnych telefonów, póki nie
skończymy.
Na twarzy dziewczyny malowało się rozpaczliwe pragnienie, by nie wracać do zdarzeń
piątkowej nocy, co sprawiło, iż Nicka również przeniknęła odraza do całej sytuacji.
Ż
e też musiał upić się tego wieczora i zachować tak bezmyślnie. Lucy nigdy nie wykazywała
zainteresowania jego osobą. Była jak najdalsza od tego, mimo że inne kobiety zawsze do niego
lgnęły, nawet gdy był żonaty. Przyszła mu do głowy wstrętna myśl, iż w piątek, gdy już sobie
popił, mógł iść do jakiegoś lokalu i tam zająć się pierwszą lepszą kobietą, która by się nawinęła.
Tymczasem dopadł tej o ogromnych przerażonych oczach, która teraz tak bardzo starała się ukryć
obawę.
Zastanawiał się i nad tym, co jej powiedzieć, i nad tym, jak daleko się posunął wobec niej w
swoim niekontrolowanym zachowaniu.
— Usiądź — rzekł. — Musimy wyjaśnić, co zaszło w piątek.
— Nie lepiej, byśmy oboje o tym zapomnieli? Jesteśmy dorośli. Te rzeczy się zdarzają… —
przerwała i zapadła cisza, co sprawiło, że Nick poczuł się jeszcze gorzej, rozważając szaleństwo,
które popełnił.
— Wolałabyś omówić to poza firmą? Niedaleko jest kawiarnia…
— Nie! — Lucy przysiadła na brzegu krzesła. — Tu jest dobrze.
— W porządku — odparł, obserwując zdenerwowanie dziewczyny. — Po pierwsze chciałbym
cię przeprosić za to, co zaszło — zaczął. — Moje zachowanie było niewybaczalne. — Przez
moment wrócił mu w pamięci obraz jej piersi w koronkowym staniczku, a potem różowych sutków
na tle jasnej skóry, więc odetchnął głęboko, by go odpędzić. — Moim jedynym
usprawiedliwieniem jest fakt, że sytuacja była… niecodzienna.
— Rozumiem — powiedziała, starając się nie upadać na duchu, choć widziała odrazę malującą
się na twarzy szefa i niewiele brakowało, a uciekłaby z płaczem do swojego pokoju.
Nick mówił o własnym zachowaniu i przepraszał za nie, lecz wiedziała, że jej zachowanie
uważał za równie odpychające. Podobnie jak jej ciało.
— Przeszedłem najtrudniejsze chwile w życiu…
O czym, do licha, wtedy mówili? Przypominał sobie, iż rozmawiał z nią dość szczerze, tylko co
powiedział? O czymś musieli dyskutować. Czy zrobił z siebie jeszcze większego głupca,
wywlekając jakieś sprawy osobiste, dotyczące życia małżeńskiego? Czyżby, broń Boże, się
załamał? Może płakał?
Nie. Odrzucił taką myśl. Nie mógłby zachować się w podobny sposób. To nie leżało w jego
naturze.
— Może rozmawiałem z tobą o tym…? — spróbował zebrać w całość to, co jeszcze pamiętał.
— Oczywiście, że nie — zaprzeczyła gwałtownie. — Ja… ja rozumiem, dlaczego się tak czułeś.
Wtedy ci to powiedziałam. Byłeś pogrążony w żalu i szukałeś zapomnienia w alkoholu.
A więc niczego nie wyznałem, odetchnął z ulgą Nick. Jednak to był dopiero wierzchołek góry
lodowej.
— Niewłaściwe zachowanie — ciągnął, pozwalając, by się uspokoiła, nim on dobrnie do
sprawy seksu.
Spojrzał na wieczne pióro leżące na biurku. Mimo postępu w tej dziedzinie ciągle go używał do
podpisywania listów i dokumentów. Wziął je do ręki i obracał w palcach, starając się nie patrzeć na
dziewczynę. Wydawało się, że jego wzrok całkiem ją rozstraja, co nigdy wcześniej się nie
zdarzało. Pewnie też nigdy dotąd nie budził w niej odrazy.
— Topiłaś kiedyś smutki w alkoholu? — spytał. — Wypiłaś za dużo dla poprawienia nastroju?
Zachowałaś się jak głupiec, nie bacząc na konsekwencje?
Oczywiście, że mógł uznać kochanie się ze mną za coś głupiego, pomyślała, czując się
zawstydzona i zraniona. Pewnie inaczej wyglądałaby ta rozmowa, gdyby była piękną, oryginalną
kobietą. Zresztą z taką to by się w ogóle nie wydarzyło.
— Raz wypiłam za dużo, gdy miałam osiemnaście lat, ale czułam się potem tak okropnie, że
nigdy więcej tego nie zrobiłam. Rzeczywiście nie topiłam smutków w alkoholu. Ale, jak
powiedziałam…
— Musisz prowadzić bardzo niewinne życie — mruknął Nick na wpół do siebie.
To było wypisane na jej twarzy. A on podeptał tę niewinność jak szaleniec. Po raz pierwszy
zastanowił się, jak wygląda życie Lucy poza pracą.
Ku własnemu zdziwieniu poczuł ochotę zapytania jej o coś, co nie dotyczyło piątkowych
zdarzeń.
— Co robisz po pracy? — spytał, wprawiając dziewczynę w zdziwienie.
— Co robię po pracy? — powtórzyła. — Nie rozumiem, o co ci chodzi.
— Dużo wychodzisz? Mieszkasz z kimś? Dlaczego zdecydowałaś się tu przyjść w piątek
wieczorem? Nie chciałaś pozostać z tym, z kim mieszkasz?
Nie była dziewicą, pomyślał nagle. Znów wróciła pamięć chwili, gdy Lucy na nim leżała.
Przypomniał sobie piersi poruszające się tuż przed jego oczami, gdy się kołysała, jej ciepłe, nagie
ciało. Poczuł, że organizm reaguje podnieceniem, więc zacisnął szczęki i odpędził niechciane
myśli.
— Z nikim nie mieszkam — powiedziała. — Mam samodzielne mieszkanie w
odrestaurowanym wiktoriańskim domu. Nie jest to najlepsza dzielnica Londynu, ale niezła.
— Prowadzisz bogate życie towarzyskie?
— Normalne — rzekła i obronnym gestem uniosła podbródek.
Byłoby normalne, dodała w duchu, gdybym tyle czasu nie traciła na rozmyślania o własnym
szefie. Poczuła zażenowanie na myśl, iż mógłby się o tym dowiedzieć. Naprawdę, nie miała
nikogo, kto by się nią zachwycał, a krótkie znajomości, jakie nawiązywała, nie przysłaniały jej
ś
wiata.
— Chodzę z przyjaciółmi do kina, czasem do teatru czy do restauracji…
— Masz kochanka? — spytał i pomyślał, że to wyjątkowo bezczelne pytanie, lecz nie mógł
pohamować ciekawości.
Seks z nią był świetny. Przynajmniej takim go pamiętał jak przez mgłę. Tymczasem skromne
zachowanie dziewczyny zdawało się niczego podobnego nie sugerować.
Ty byłeś moim kochankiem raz w rzeczywistości i z tysiąc razy w wyobraźni, pomyślała.
— Nie twoja sprawa — odrzekła głośno, zaszokowana stanowczością własnego tonu.
— Masz rację — zgodził się. — Jestem przekonany, że gdybyś kogoś miała, nigdy nie
doszłoby… — Nie skończył, bo i tak wiadomo było, o co mu chodzi. — Muszę powiedzieć coś, o
czym myślałem cały weekend — ciągnął dalej.
Dziewczyna domyślała się, że pewno spyta, czemu w ogóle ośmieliła się uprawiać z nim seks.
Gorączkowo szukała teraz jakiejś odpowiedzi, która byłaby jak najdalsza od upokarzającej
prawdy: iż po prostu nie potrafiła mu się oprzeć.
— Co takiego? — spytała.
— Dlaczego?
— Co… dlaczego? — Zareagowała zdziwieniem.
— Czemu to zrobiłaś? Pracowałaś tu spokojnie o dosyć niezwykłej porze, gdy się pojawiłem…
Byłem zdumiony, iż nie postawiłaś na nogi całego budynku ze strachu.
— Nie jestem tego typu dziewczyną. Poza tym znam ciebie i widziałam, że trochę wypiłeś.
Szczerze mówiąc, bałam się tylko, czy nie stracisz przytomności — rzekła i jak dotąd wszystko
pokrywało się z prawdą.
— Co dalej? — Nie potrafił znaleźć właściwych słów, żeby zadać najważniejsze pytanie.
Musiał się dowiedzieć, czy nie użył wobec niej siły, nie zrobił czegoś wbrew jej woli. Nie
bardzo wierzył, by był do tego zdolny, ale po pijanemu wszystko mogło się zdarzyć.
— Słuchaj — rzucił niecierpliwie. — Czy nie wykorzystałem cię, nie zmusiłem do czegoś…
— Czy nie wykorzystałeś…?
— Przestań powtarzać moje pytania. Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Użyłem siły, by cię do
czegokolwiek skłonić? — Cały zesztywniał, czekając na odpowiedź.
— Nie — odrzekła cicho.
— To może w jakikolwiek sposób nadużyłem swojej pozycji w stosunku do ciebie? Czy
wspomniałem, iż… stracisz pracę?
— Nie. Sądzisz, że nie mam własnego rozumu? — Lucy była wzburzona jego
przypuszczeniem, iż mogła zrobić cokolwiek wbrew własnej woli albo tylko dlatego, by nie utracić
pracy.
— Po prostu próbuję ustalić, co się stało — powiedział ostro.
— Po co? — zawołała, rumieniąc się na twarzy. Czuła, że ma łzy w oczach, lecz robiła
wszystko, by się nie rozpłakać.
— Jaki sens ma odgrzebywanie całej sprawy? Byłam gotowa… udawać, że…
— Nic się nie stało? Schować głowę w piasek? Muszę wszystko wyjaśnić, bo tak się złożyło, iż
jesteś moją sekretarką i jeśli którekolwiek z nas dojdzie do wniosku, że nie możemy dłużej
współpracować, jestem zobligowany do przeniesienia cię do innego działu w naszej firmie.
Tak po prostu, pomyślała z goryczą Lucy. Sądzi, iż popełnił coś niewłaściwego, więc musi się
mnie pozbyć. To, że się kochaliśmy, nic dla niego nie znaczy.
— Z radością złożę rezygnację, jeśli uważasz, iż nie możesz ze mną pracować — rzekła
chłodno.
— Tego nie powiedziałem…
— Dla mnie zabrzmiało to właśnie tak.
— Czy z ręką na sercu możesz obiecać, że potrafisz się zachowywać, jakby nic nie zaszło?
— Tak. — Dziewczyna postarała się, by nie wyczuł kłamstwa w jej głosie. — Jak powiedziałeś,
zdarzyło się, choć nie powinno.
— Może tego chciałaś? — spytał, a jego sugestia była tak bliska prawdy, iż Lucy przez moment
zamarła i poczuła, że robi się jej gorąco, a potem ruszyła do akcji.
— Jeśli naprawdę chcesz wiedzieć — rzekła sucho — zrobiłam to ze współczucia.
Nick pomyślał, iż celnie go trafiła.
Zrobiła to z litości. To nawet miało sens. Nieoczekiwanie objawiłem się jej w godnej
pożałowania wersji, więc wyraziła współczucie, pomyślał. Zraniła jego dumę.
— Zachowałam się niemądrze. Zdawałam sobie sprawę, że musisz cierpieć, więc…
— Nikt dotąd nie litował się nade mną — rzucił ostro Nick, bowiem to słowo kojarzyło mu się
ze słabością i bezbronnością, których nigdy nie łączył z własną osobą.
— Może wcześniej nie byłeś w podobnej sytuacji — powiedziała, czując się na bezpiecznym
gruncie. — Ogarnęła cię depresja i…
— Z dobroci serca postanowiłaś wydobyć mnie z przygnębienia.
— Nie chodzi o dobroć serca. To był naturalny odruch, ale teraz widzę, że niewłaściwy, więc
cię przepraszam.
Mężczyzna zastanawiał się, czy Lucy przyjmowała wszystko bez emocji. Nie zamierzał
skłaniać jej do rezygnacji z pracy. Oznaczałoby to przyznanie, iż jest zbyt słaby, by uporać się z
całą sytuacją.
— Tak, to był błąd — rzekł, siląc się na spokój. — Chcę, żebyś wiedziała, iż w normalnych
warunkach nigdy nie przyszłoby mi do głowy przespać się z tobą. — Zrobił nieprzyjemną uwagę i
zdawał sobie sprawę, że przekracza pewne granice.
Prawdę mówiąc nie przypuszczał, iż rozmowa potoczy się w tym kierunku.
Wstał i zaczął krążyć po gabinecie, spoglądając na Lucy, która siedziała ze sztywno uniesioną
głową i nie odwracała wzroku od biurka.
— Mam nadzieję, że nie zrozumiesz tego niewłaściwie — rzekł w końcu. — Poza tym możesz
być pewna, iż coś podobnego nigdy się nie powtórzy.
Dziewczyna zastanawiała się, ile razy na różne sposoby będzie jej dawał do zrozumienia, że mu
się nie podoba. Była głupia, iż posłużyła mu własnym ciałem, gdy tego potrzebował, i nie słuchała
głosu rozsądku. Trudno. Mam w sobie tyle seksu, ile te dwa obrazki na ścianie, pomyślała.
— Oczywiście — potwierdziła obojętnym tonem, lecz nie odwróciła twarzy, więc nie widział
jej wzroku, a miała bardzo wyraziste oczy.
Nick zastanawiał się, czemu nie spostrzegł ich wcześniej. Ogromne, brązowe, otoczone
długimi, ciemnymi rzęsami, co dawało zaskakujący efekt w zestawieniu z jasną cerą i włosami
blondynki.
— Nie jesteś w moim typie — poinformował. Może chciał w ten sposób dać do zrozumienia, iż
jest całkiem bezpieczna w jego towarzystwie i mogą spokojnie pracować do późna we dwoje w
pustym budynku, jak to czynili w przeszłości.
Mylił się jednak, jeśli miał takie intencje. Lucy poczuła się do głębi zraniona. Spojrzała mu w
twarz, której rysy głęboko zapadły jej w pamięć, choć wcale tego nie chciała. Zawsze będzie go
ciągnęło do kobiet w typie zmarłej żony, pomyślała. Uderzająco pięknych, z długimi włosami i
wspaniałymi piersiami.
— Uznałem, że powinienem jasno postawić sprawę, jeśli mamy razem pracować — ciągnął
nachmurzony i niepewny, czy powinien był powiedzieć to, co powiedział.
— Coś jeszcze? — spytała.
Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu, jakby się zastanawiał, czy ma kontynuować, w końcu
westchnął.
— Jeśli chcesz coś dodać, chętnie wysłucham — powiedziała dziewczyna, zaciskając wargi. —
Będę szczęśliwa, mogąc tu nadal pracować. I, jak powiedziałeś, trzeba było oczyścić atmosferę,
jeśli mamy podtrzymać stosunki służbowe.
Naprawdę lubiła to, co robiła, niezależnie od tego, czy Nick był jej szefem, czy nie. Wątpiła, by
udało się jej znaleźć lepiej płatne zajęcie w Londynie.
— W porządku. — Wzruszył ramionami. — Jeśli ci na tym zależy…
— Zależy.
— Jesteś młoda i nie chciałbym, żebyś sądziła, że tych kilka spędzonych razem godzin oznacza
początek jakiegoś związku albo że możesz liczyć na przywileje. Jesteś bardzo dobrą sekretarką,
lecz uważam za konieczne utrzymywanie właściwego dystansu.
— Innymi słowy ostrzegasz, żebym się do ciebie nie przyklejała — powiedziała wolno
dziewczyna.
Ostry ton nie był w stanie przygasić obrazu, który znów pojawił się w pamięci mężczyzny. Jej
nagie, gotowe do pieszczot ciało i wyciągnięte ramiona. Nick poczuł mrowienie w lędźwiach, więc
by się go pozbyć, rzucił chłodno:
— To nie są moje słowa.
— Ale taki miały sens. Może pan być pewien, że nie będę — rzekła oficjalnie.
— Nie ma potrzeby tego drążyć.
— Nic takiego się nie zdarzy — zapewniła, starając się panować nad głosem. — A żeby
zakończyć sprawę, dodam, iż nie jesteś bardziej w moim typie niż ja w twoim.
— Masz zwyczaj sypiać z mężczyznami, którzy ci się nie podobają? — Pomyślał, że powinien
skończyć tę rozmowę, a tymczasem ciągnął ją, czerwieniejąc z irytacji.
— Nie — odparła. — Tego nie powiedziałam. I przepraszam…
— Jacy mężczyźni cię interesują?
Lucy nie wierzyła, że go to naprawdę ciekawi. W końcu nie dbał o nią, więc musiała się
pilnować, by po raz kolejny nie stracić głowy w jego obecności.
— Słuchaj, to niewłaściwy moment na takie rozmowy. Miałeś okropny weekend i nie ma sensu
dodatkowo psuć sobie jeszcze poranka. — Zdobyła się na uśmiech.
— Nie odpowiedziałaś na pytanie.
— Jeśli naprawdę musisz wiedzieć, pociągają mnie… mili, myślący, opiekuńczy mężczyźni…
— Mili, myślący, opiekuńczy — powtórzył.
— Nie chodzi o to, że ty taki nie jesteś. Z pewnością posiadasz i te cechy.
— Ale nie chciałabyś się o tym przekonywać — dorzucił Nick.
— Chyba nie — zgodziła się.
Dziewczyna uznała, że osiągnęli coś w rodzaju rozejmu. Atmosfera została oczyszczona,
można było wrócić do pracy. Każde powiedziało, co miało do powiedzenia, i wiadomo, że nic nie
wydostanie się poza cztery ściany tego pomieszczenia.
— Więc… — Mężczyzna usiadł za biurkiem i przysunął dokumenty. — Chciałbym, żebyś
zajęła się korespondencją. Nagrałem już trzy listy, które trzeba przepisać, kolejny zaraz skończę.
Chodzi o płatności. Sprawdź, czy nasz człowiek w Bostonie przyjrzał się wszystkim dostawcom,
nim wybrał tego jednego. Wydatki wydają mi się za wysokie.
Obserwował, jak wstała i pochyliła się, by wziąć od niego dokumenty.
Rzeczy wróciły do normy. Tylko że… nie mógł oderwać wzroku od linii jej szyi i piersi.
Wszystko w jej wyglądzie było spokojne i eleganckie, lecz gdzieś pod powierzchnią płonął ogień.
— Dobrze się czujesz?
Spojrzał, jak zebrała dokumenty z biurka i zatrzymała się z wahaniem przy krześle, na którym
wcześniej siedziała.
— Co myślałaś o Ginie? — spytał z ciekawością w głosie. — Spotkałaś ją tu kilka razy.
Lucy nigdy się nad tym nie zastanawiała. Ginę traktowała jak żonę szefa.
— Była bardzo piękna — przyznała.
— Zostaw na boku jej urodę.
— Nigdy dłużej z nią nie rozmawiałam.
— Nie lubiłaś jej, prawda?
— Ależ lubiłam! — Zarumieniła się, gdy popatrzył na nią przez dłuższą chwilę.
Oczywiście, że nie znosiła Giny, pomyślał. Gina nigdy nie przyjaźniła się z kobietami, nie
zwracała na nie uwagi. Nie miała przyjaciółek. Obracała się wśród żon bogatych facetów, bo taki
miała styl życia.
— Naprawdę? — spytał. — Moja matka nigdy jej nie zaakceptowała — dorzucił, zdając sobie
sprawę, że czyni kolejne wyznanie.
— Rodzice zwykle bywają krytyczni wobec partnerów swoich dzieci — powiedziała
dziewczyna.
— Założę się, iż ty nigdy nie dałaś rodzicom powodu do niezadowolenia.
Lucy pomyślała, że jej rodzice byliby bardzo niezadowoleni, gdyby dowiedzieli się, co zrobiła
w piątkowy wieczór ze swoim szefem. Po prostu przeżyliby szok.
— Tak — przyznała. — Czy to wszystko? Mogę zająć się pracą?
— Oczywiście. Sądzę, iż wszystko sobie wyjaśniliśmy.
— Też tak myślę. Byłabym wdzięczna, gdybyśmy… więcej nie wracali do…
— Naszej małej pomyłki. Zgoda — zakończył Nick i włączył komputer.
Ledwie zauważył, gdy wyszła z gabinetu, cicho zamykając za sobą drzwi.
R
OZDZIAŁ TRZECI
Tego dnia Lucy z trudem dotarła do pracy. Spóźniła się na metro, którym zwykłe jeździła, i
musiała czekać dwadzieścia minut na następne. Potem spędziła pół godziny w zatłoczonym
wagonie bezustannie popychana przez wsiadających i wysiadających na kolejnych przystankach.
Na dodatek czuła, że zaczyna ją boleć gardło, co oznaczało zbliżające się przeziębienie. Kiedy
dotarła do biura, była w nie najlepszym nastroju.
— Spóźniłaś się — zauważył Nick. Dziewczyna spokojnie powiesiła żakiet na wieszaku i
odwróciła się do szefa. Drzwi łączące ich pokoje były otwarte, a on siedział przy biurku i wyglądał,
jakby tkwił tam od wielu godzin, mimo że było dopiero kilka minut po dziewiątej.
— Przepraszam. Nie usłyszałam budzika i zaspałam, potem uciekło mi metro. Na następne
czekałam całe wieki. Uporządkować pocztę i przynieść?
— Tak. Weź notatnik. — Nick obserwował, jak podchodziła do biurka i pochylała się, by wyjąć
z szuflady potrzebne przybory.
Czasem jakimś ruchem głowy czy ręki przypominała mu chwile sprzed ośmiu miesięcy, kiedy
to doszło między nimi do zbliżenia w tym gabinecie. Wspomnienie tamtej nocy rozstrajało go.
Czuł się tak, jakby miał coś w zasięgu ręki, a nie mógł się do tego dostać.
Odwrócił wzrok od smukłego ciała Lucy, która gotowa do pracy stała już z notatnikiem i
długopisem w ręku.
— Długo mam czekać? — rzucił, przeglądając dokumenty leżące na biurku.
— Przepraszam.
Sekretarka pospiesznie usiadła, gotowa do notowania.
— Jeśli źle się czujesz, lepiej weź wolny dzień i przyślij Terri, żeby cię zastąpiła.
— Nic mi nie jest.
— Mamy jakiś postęp w sprawie Rawlingsa? — zapytał.
Lucy nawet teraz, kiedy prowadziła na pozór spokojne życie, nie potrafiła patrzeć na szefa bez
ś
wiadomości, iż czyni coś zabronionego, tak samo jak w czasach, gdy był żonaty, a więc
niedostępny.
— Wczoraj wieczorem przysłali faks. Położyłam ci na biurku.
— Co zawierał?
— Kolejną informację o spadku dochodów bez podania przyczyn i optymistyczne prognozy na
najbliższe pół roku, nie zawierające wyjaśnienia, dlaczego poprzednie miesiące były takie słabe.
— Dzwoniłaś do Rawlingsa?
— Nie zastałam go.
— A gdzie był?
— Nie wiem — odrzekła, obserwując zdenerwowanie mężczyzny. — Może powinniśmy
zatrudnić detektywa, który by go poobserwował i schwytał na gorącym uczynku —
zaproponowała.
Nick przymrużył oczy. Zdawał sobie sprawę, że w ostatnich miesiącach zachowywał się dość
gwałtownie. Jakoś nie potrafił pohamować negatywnych emocji. Pamiętał, iż dziewczyna widziała
go w chwili słabości, więc jakiś wewnętrzny demon kazał mu ją teraz za to karać wybuchami
niezadowolenia.
Wiedział, że powinien był przenieść Lucy do innego działu. Mógł zarazem podnieść jej pensję,
lecz ile razy pomyślał, iż nie zobaczy jej więcej w swoim gabinecie, powtarzał w duchu, że jednak
jej potrzebuje, bo nigdzie nie znajdzie równie dobrej sekretarki.
— Nie przypominam sobie, bym płacił ci za sarkazm — rzucił chłodno i nie czekając na reakcję
dziewczyny, zagłębił się w lekturze faksu od Rawlingsa. — To nie ma sensu — zauważył. — Hotel
winien przynosić zyski. Leży na słonecznej wyspie, która ma świetne połączenia lotnicze ze
Stanami i stabilność polityczną. Więc co się dzieje? Będę musiał sam to sprawdzić. Pogadam z
Bobem i dowiem się, co ma do powiedzenia. Zostań tu jeszcze, to podyktuję ci list, kiedy skończę
tę rozmowę.
Lucy słuchała, jak dyskutował z dyrektorem finansowym korporacji. Miała pełną świadomość
jego bliskości. Przesuwała wzrokiem po czarnych włosach, które były krótsze niż osiem miesięcy
temu, gdy wsuwała w nie palce. Po chwili rozmowy odłożył słuchawkę i spojrzał na dziewczynę.
— Weźmy się do tego listu — rzekł.
Dyktował płynnie, nie potrzebując niczego poprawiać w raz wypowiedzianych zdaniach. Był
jednym z tych, którzy potrafili jasno wypowiadać myśli.
Gdy Lucy wstała, rzucił:
— Siadaj, jeszcze z tobą nie skończyłem.
Pomyślał, że swoim zachowaniem może ją w końcu wyprowadzić z równowagi. Jego oczy
bezwiednie spoczęły na piersiach dziewczyny, okrytych bluzeczką zapiętą na cały rząd guzików i
zakończoną okrągłym kołnierzykiem.
— Chcę, żebyś zamówiła w moim imieniu kwiaty i je wysłała.
— Kwiaty? — powtórzyła z bladym uśmiechem.
— Słyszałaś. Kwiaty.
— Tak, oczywiście. Jakie?
— Sama mi powiedz — wzruszył ramionami. — Jakie kwiaty lubią kobiety? Róże? Fiołki?
Orchidee? Jakiekolwiek, byle drogie.
— Będzie też jakiś liścik?
Lucy wiedziała, że Nick spotykał się w ostatnich miesiącach z kobietami. Nie czynił żadnych
wysiłków, by ukrywać swoje bujne życie erotyczne. Jednak nigdy wcześniej nie prosił jej o
pośrednictwo w takich sprawach. Myśl o tym przyprawiła ją o mdłości.
— Po prosta: „Z podziękowaniem za miłe chwile” — rzucił, spoglądając w okno.
— „Z podziękowaniem za miłe chwile” — powtórzyła. — Nic więcej?
— A co można dodać, zrywając związek? — spytał sarkastycznie.
— Nic. — Dziewczyna zamknęła notes. — Czy coś jeszcze?
— Spieszysz się dokądś? Masz spotkanie o dziesiątej?
— Po prostu dużo pracy do wykonania, nim wyjdę stąd po południu.
— To mi o czymś przypomina. Zaplanowałem spotkanie z Bobem na szóstą wieczór, by
omówić z nim to, co się dzieje z hotelem prowadzonym przez Rawlingsa. Chciałbym, żebyś
protokołowała rozmowę.
— Przepraszam, ale nie mogę.
— Nie możesz? — powtórzył, wolno wymawiając wyrazy, jakby należały do obcego języka, a
Lucy zarumieniła się i spuściła wzrok.
.’» — Mam pewne plany na dzisiejszy wieczór.
— W takim razie musisz z nich zrezygnować. Bob leci jutro na Daleki Wschód, a ja chcę
przedyskutować z nim wcześniej sprawę Rawlingsa i potrzebuję twojej obecności.
— Przepraszam, lecz może Terri mnie zastąpi, jutro, jak tylko przyjdę, przepiszę jej notatki.
— Co tak ważnego staje na przeszkodzie twojej obecności? — Nick wstał i zaczął przechadzać
się po gabinecie z rękami w kieszeniach.
Kątem oka obserwował, jak dziewczyna stara się znaleźć odpowiednio subtelne słowa, by
udzielić odpowiedzi. Unika przy tym jego wzroku, patrząc prosto przed siebie. Szuka wybiegu,
pomyślał.
— A więc? — powtórzył. — Część niepisanej umowy między mną i moją sekretarką
przewiduje pracę po godzinach, jeśli zajdzie potrzeba. Dlatego pobierasz tak wysokie
wynagrodzenie.
— Nigdy dotąd nie zawiodłam. — Dziewczyna spojrzała mu w oczy, lecz nie mogła zebrać
myśli, gdy był tak blisko.
Nick przyglądał się jej w milczeniu, starając się odgadnąć, co nie pozwala jej zostać dwie
godziny dłużej w pracy.
— Wychodzę… z kimś — powiedziała w końcu. — Umówiliśmy się do teatru, a niełatwo było
dostać bilety. Potem idziemy na kolację.
— Wychodzisz z kimś — powtórzył obojętnym tonem, odsuwając się od jej krzesła. — Innymi
słowy masz randkę.
Dziewczyna poczuła gniew i opuściła oczy, by ukryć ich nieprzyjazny błysk.
Szła na spotkanie, a on traktował to tak, jakby zamierzała obrabować bank. Myślał, że przez te
wszystkie miesiące ciągle będzie go pragnęła? Uważał, iż sam może spotykać się z niezliczonymi
kobietami, a ona jest tak nieatrakcyjna, że ma poprzestać na jednej nocnej przygodzie z podpitym,
przygnębionym mężczyzną?
Robert nie był, być może, oszałamiającym partnerem, lecz dobrze się razem bawili, a jego
układność i dobre maniery działały kojąco na nerwy dziewczyny.
— Tak, wybieram się na randkę — potwierdziła.
— Jak długo to trwa?
— Co mianowicie?
— Od jak dawna spotykasz się z tym mężczyzną? To ten jedyny? Czy inni krążą gdzieś w tle?
— Nick zdawał sobie sprawę z własnej arogancji.
Najwyraźniej pchał nos w nie swoje sprawy. Właściwie powinien się cieszyć, że się z kimś
spotykała. Ciągle podejrzewał, iż ona coś knuje i może zaskoczyć go nieoczekiwanym
zachowaniem. W ostatnich miesiącach pilnował się, by ani razu nie wspomnieć o błędzie
popełnionym w tamtą piątkową noc.
— Spotykam się tylko z jednym mężczyzną. Nie mam zwyczaju uprawiać żadnych gier na tym
polu — powiedziała.
— Czy to komentarz do mojego stylu życia? — zapytał.
Lucy wbiła wzrok w notatnik trzymany na kolanach. Spojrzenia Nicka przyprawiały ją o
napięcie w całym ciele. Robert nigdy tak na mnie nie działa, przyznała w duchu. Może nie był
wpływowym biznesmenem jak Nick Constantinou, lecz z pewnością lepiej do niej pasował. To
przeświadczenie sprawiło, że odważnie spojrzała szefowi w oczy.
— Nie — odrzekła.
„W rzeczywistości Nick miał rację, formułując swoje przypuszczenie, jednak dziewczyna nie
zamierzała dyskutować o jego życiu erotycznym. Wystarczająco dużo bezsennych nocy
kosztowała ją wiedza o tym, że widuje się z innymi kobietami, dzwoni do nich i jest jed — nym z
najbardziej pożądanych kawalerów w Londynie, opisywanym często przez kroniki towarzyskie.
Zapewne w ramionach innych kobiet starał się zapomnieć o stracie żony. I dobrze.
— Jak się nazywa ten szczęśliwiec? — spytał.
— Robert.
— Jak go poznałaś? Tylko nie mów, że w nocnym klubie.
— Uważasz, że tam nie bywam? Spotkałam go na kolacji. Przedstawiono mi go i przypadliśmy
sobie do gustu.
— Przypadliście sobie do gustu — powtórzył. — Czym się zajmuje?
— Co robi?
— Tak, w jaki sposób zarabia na życie? Zakładam, że ma jakąś pracę i nie spędza dni, karmiąc
kaczki w parkowym stawie — rzucił zirytowany.
— Zajmuje się finansami w dużym przedsiębiorstwie.
— Ach, księgowy.
Lucy zacisnęła zęby i postanowiła nie dać się sprowokować, choć każde słowo szefa
doprowadzało ją na krawędź wybuchu.
— Dlatego właśnie nie mogę zostać wieczorem. Poproszę Terri o zastępstwo. O której ma się
stawić?
— Za piętnaście szósta. Wystarczy, żebym udzielił jej instrukcji — rzekł. — Co zamierzasz
obejrzeć w teatrze? — spytał konwersacyjnym tonem, udając, że przegląda dokumenty.
— Ten głośny spektakl muzyczny w teatrze „Apollo”. Robert ma pewne znajomości w świecie
teatru, stąd te bilety.
— Jak miło. A dokąd wybieracie się na kolację? Do jakiegoś podniecającego lokalu?
Ja? Do podniecającego lokalu, chciała wykrzyknąć Lucy. Dobry Boże, nie!
— To francuska restauracja w Covent Garden. Tam spędzimy wieczór. Idę do Tern poprosić,
ż
eby mnie zastąpiła.
Odczekała chwilę, chcąc się zorientować, czy nie padną jeszcze jakieś polecenia, lecz Nick
zdawał się nie zauważać jej obecności, więc szybko wyszła.
Kiedy o piątej opuszczała firmę, ciągle był pogrążony w pracy i ledwie rzucił na nią okiem,
więc przyspieszyła kroku, by nie zdążył zmienić zdania i zatrzymać jej zamiast Terri. W ciągu
ostatnich ośmiu miesięcy wypełniała w firmie bardzo odpowiedzialne zadania i miała dostęp do
znacznie poufniejszych informacji niż inne sekretarki.
Po rozmowie z szefem na temat swojej randki włożyła wiele starań w przygotowanie się do
wyjścia z Robertem. Nie wzięła żakietu, lecz obcisłą dżersejową sukienkę z długim rękawem w
kolorze ciemnej kawy oraz eleganckie pantofelki na wysokich obcasach.
Mężczyzna, który po nią przyjechał, nagrodził te wysiłki pełnym uznania spojrzeniem. Wręczył
kwiaty i aż zagwizdał z podziwu, co wywołało śmiech Lucy.
— Niewłaściwa reakcja — zauważył, wchodząc do pokoju, gdzie zaczekał, aż wstawiła kwiaty
do wody.
— Zaraz będę gotowa — zapewniła dziewczyna.
W teatrze było bardzo przyjemnie. Siedzieli obok siebie, trzymając się za ręce. Widywała się z
Robertem od trzech miesięcy i wiedziała, że jest dżentelmenem. Nie ponaglał jej do niczego, starał
się spełniać jej życzenia. Miło im się rozmawiało, nigdy nie przeżywali momentów niezręcznej
ciszy. Na razie tylko się całowali, lecz Lucy miała pewność, iż kiedy przyjdzie czas na zbliżenie,
Robert będzie równie delikatny. Nie spodziewała się zaznawać z nim takich szaleństw jak z
Nickiem. Samo wspomnienie chwil przeżytych z szefem wprawiło ją w drżenie.
Tymczasem Robert uścisnął jej palce i szepnął coś na temat spektaklu.
— Powinniśmy częściej spędzać czas w ten sposób — powiedział. — Teatr ma w sobie coś
podniecającego, czego nie daje kino.
Lucy spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Jest naprawdę przystojny, pomyślała. Rodzicom by
się podobał.
— Tylko tak trudno wyrwać się z pracy — ciągnął Robert, przytrzymując drzwi taksówki, którą
mieli jechać do restauracji, by dziewczynie wygodniej było wsiąść.
— Wiem, nie musisz mówić. Sama z trudem dziś się wyrwałam. Szef uznał, że będzie mnie
potrzebował po godzinach podczas spotkania z jednym z dyrektorów firmy.
Mężczyzna skinął głową ze współczuciem.
— Powinien wcześniej cię uprzedzać o czymś takim. Ja zawsze tak robię wobec swojej
sekretarki. Przecież ona także ma swoje życie.
— Właśnie. — Lucy jeszcze raz się upewniła, jak bardzo Robert różni się od Nicka. — Mój szef
w razie potrzeby potrafi pracować do trzeciej rano i uważa, że inni winni mieć podobne podejście
do swoich obowiązków.
Rzeczywiście, zdarzało się, że gdy przychodziła do pracy o pół do dziewiątej, spotykała go
nieogolonego i popijającego czarną kawę. Potem zostawał w biurze do późna. Zdumiewające, iż
potrafił świetnie funkcjonować przez cały dzień.
— To pracoholizm — Robert najwyraźniej wiedział, w czym rzecz. — W moim zawodzie też
często się zdarza — stwierdził, skłaniając głowę ze zrozumieniem. — Pracować bez wytchnienia,
zapominając, na czym polega sprawianie sobie przyjemności.
Lucy pomyślała, że jeśli ktokolwiek na świecie umie dbać o własne przyjemności, to jest nim z
pewnością Nick Constantinou. Po bardzo krótkim okresie żałoby natychmiast rzucił się w wir
londyńskiego życia towarzyskiego.
— Ja mam inne podejście do pracy — ciągnął mężczyzna. — Nie zaniedbuję obowiązków,
pracuję efektywnie, lecz umiem również wygospodarować czas na wypoczynek. Jak dzisiaj.
Lucy czuła na sobie jego spojrzenie, lecz myślami tkwiła przy Nicku i jego niezwykłej energii
okazywanej we wszystkim, co robił.
— Teatr, kolacja w towarzystwie pięknej kobiety — Robert objął dziewczynę ramieniem i
lekko przytulił. — Czy może być coś lepszego?
— Przesadzasz z tą pięknością, ale dziękuję za komplement. — Lucy uśmiechnęła się i
przymknąwszy oczy odwróciła twarz do mężczyzny, pozwalając, by musnął ustami jej wargi.
— Powiedziałem matce, że jesteś piękna. Bardzo pragnie cię poznać. Myślę, iż już słyszy
weselne dzwony.
Lucy spojrzała zdziwiona.
— Weselne dzwony? — powtórzyła. — Znamy się dopiero kilka miesięcy!
— To samo jej powiedziałem, ale wiesz, jakie są matki. Mam trzydzieści jeden lat, a ona uważa,
ż
e jeśli się nie pospieszę, nie doczeka upragnionych wnuków.
— Sądziłam, iż tylko kobiety przejmują się biciem biologicznego zegara! — roześmiała się
dziewczyna.
— Masz rację, ale ja wolę zostać ojcem mając trzydzieści parę lat, a nie sześćdziesiąt parę —
mówił żartobliwie, lecz widać było, że tak właśnie myśli, a jego życzenia nie różnią się od marzeń
matki. — Jaki sens w byciu ojcem, kiedy się jest za starym, by wychować dziecko?
Lucy znowu zareagowała śmiechem i zmieniła temat.
— Powiedz coś o restauracji, do której jedziemy. Bywałeś tam wcześniej? Mam nadzieję, że to
niejedna z tych małych pretensjonalnych francuskich knajpek, w których godzinami trudzisz się
odcyfrowaniem jadłospisu. Mój francuski jest beznadziejny.
— Nie obawiaj się. Mówię płynnie w tym języku i mogę ci wszystko przetłumaczyć. Zwróć
uwagę, ile mam zalet i jaka dobra ze mnie partia — zażartował.
— Widzę. — Lucy spostrzegła, że taksówka zwalnia i zatrzymuje się przed restauracją, więc na
szczęście nie trzeba kontynuować rozmowy.
— To nocny lokal — zauważyła, gdy weszli do środka. We wnętrzu panował intymny półmrok,
a stoliki ustawiono wokół tanecznego kręgu. Jazzowa orkiestra grała znane melodie.
— Nie mówiłeś, że zabierasz mnie w takie miejsce. Ubrałabym się bardziej…
— Seksownie? — Robert uśmiechnął się i znów ją lekko przytulił. — Nie wyobrażasz sobie, jak
ponętnie wyglądasz w tym, co na sobie masz. Klasyczna, bardzo elegancka sukienka, która
wspaniale podkreśla kształty. Co za podniecające połączenie! Zresztą to nie jest typowy nocny
klub, raczej restauracja z czymś ekstra.
— Świetnie. Po jedzeniu stracimy w tańcu trochę kalorii.
— Chyba że okaże się, iż mam dwie lewe nogi.
Skromność Roberta wzbudziła wesołość dziewczyny. Objęła go przez plecy i położyła głowę na
jego ramieniu, gdy podchodzili do zarezerwowanego stolika. Czuła się zrelaksowana i
zadowolona.
Po paru kieliszkach wina i smakowitej rybie Lucy była w naprawdę dobrym nastroju. Orkiestra
grała świetne melodie, Robert zajmująco mówił o spektaklach, które razem oglądali. Dziewczyna
wydawała się sama sobie coraz bardziej pociągająca, gdy od czasu do czasu pieszczotliwym
ruchem dotykał jej szyi albo płaskiego brzucha.
— Nie odpowiedziałaś na moje pytanie — zauważył w pewnym momencie.
— Jakie pytanie?
— W sprawie sformalizowania naszego związku.
— Znamy się tak krótko…
— Wystarczająco długo, żebym się przekonał, jaka jesteś, i zdecydował, że z taką kobietą chcę
spędzić resztę życia.
Dziewczyna odsunęła się nieco.
— Przyznałaś, że mam dużo zalet i dobra ze mnie partia — rzekł z uśmiechem.
— Bo to prawda.
— A więc zgadzasz się?
— Ja…
Spojrzała na Roberta. Miał jasne włosy i niebieskie oczy, wysportowane ciało, uśmiechniętą,
miłą twarz, która obiecywała koić jej wszystkie stresy i leczyć rany serca. Mógłby być idealnym
mężem. Zawsze zgodny, pomocny w wychowaniu dzieci, gotowaniu, gdy byłaby zmęczona.
— Tak? — naciskał.
— Muszę to przemyśleć. Znasz mnie. Wiesz, jaka jestem odpowiedzialna. Nie mogę
odpowiedzieć tak od razu.
— Na co odpowiedzieć? — Lucy usłyszała znajomy, głęboki, aksamitny głos, który tak ją
zaskoczył, iż pomyślała, że Nick Constantinou zmaterializował się w jej wyobraźni.
— Co tu robisz? — zawołała.
Musiała mówić głośno, chcąc przekrzyczeć orkiestrę. Rozejrzała się, by sprawdzić, w czyim
przyszedł towarzystwie, lecz wydawał się być sam.
Przebrał się po pracy i miał teraz na sobie kremowe spodnie i jasną koszulę, która doskonale
podkreślała ciemną karnację. Dziewczyna poczuła, że serce bije jej szybciej.
Ta reakcja organizmu oznaczała, iż powinna szukać partnera, który swoim pojawieniem się
doprowadzałby ją do takiego właśnie stanu.
— Skończyłem pracę wcześniej, niż przypuszczałem, i pomyślałem, że wpadnę tu coś zjeść.
Pamiętałem, iż wspomniałaś o tym miejscu, nie sądziłem jednak, że jeszcze cię tu zastanę.
— To Robert — Lucy przedstawiła swego towarzysza. — A to mój szef, Nick Constantinou.
Na twarzy Roberta odmalowało się zrozumienie. Uśmiechnął się i wyciągnął rękę.
— Więc to pan jest tym złym wilkiem, który zatrzymuje moją dziewczynę po godzinach. —
Uniósł się na krześle, by uścisnąć dłoń Nicka.
Lucy pomyślała, że muszą być mniej więcej w tym samym wieku, a jednak Robert wyglądał
przy jej szefie jak gołowąs.
— Tak panu powiedziała? — Nick spojrzał z uśmiechem na dziewczynę.
— Jesteś tu z kimś? — spytała Lucy, a mężczyzna wskazał na tak zatłoczony zakątek sali, że
trudno było znaleźć w nim kogoś konkretnego.
— Nie tańczysz — zauważył.
— To moja wina — roześmiał się Robert. — Chciała tańczyć, lecz powiedziałem, że mam dwie
lewe nogi. Gdybyśmy weszli na parkiet, pewnie by nas usunęli, bo moglibyśmy okazać się groźni
dla otoczenia. — Dziewczyna nerwowo zawtórowała jego wesołości.
Znikła gdzieś cała jej swoboda i odprężenie.
— Jesteś zbyt skromny — zwróciła się do Roberta.
— Tak czy inaczej — wtrącił się Nick — dobrej muzyki nie można ignorować. Mogę? —
wyciągnął rękę do dziewczyny, zapraszając do tańca.
— Raczej nie. Dopiero zjadłam, więc powinnam trochę posiedzieć. Ale pewnie towarzystwo, z
którym przyszedłeś, rozgląda się już za tobą.
— Świetnie poradzą sobie beze mnie. — Nick nie spuszczał z niej wzroku, w ogóle nie
zwracając uwagi na Roberta. — Pozwoli pan zatańczyć ze swoją dziewczyną? — spytał w końcu.
— Obiecuję zwrócić całą i zdrową.
— Myślę, że mogę zwolnić Lucy na chwilę — zgodził się Robert.
— Przestańcie zachowywać się, jakbym nie miała głosu. Sama potrafię zdecydować.
Nick uniósł brwi ze zdziwienia.
— Idź, zatańcz. Przecież chciałaś, a mnie na parkiet nie wyciągniesz. Rozmowę skończymy
później.
Boże, zupełnie o niej zapomniałam, pomyślała dziewczyna. Instynkt podpowiadał jej, iż
powinna zignorować zaproszenie do tańca od mężczyzny, który pochylał się nad ich stolikiem,
lecz z drugiej strony nie miała ochoty kontynuować dyskusji o małżeństwie. Uśmiechnęła się i
wstała.
Orkiestra grała właśnie jakąś szybką melodię. Lucy uznała, że dynamiczny taniec uniemożliwi
wymianę zdań z Nickiem, co jej odpowiadało, a kiedy wróci do stolika, Robert odłoży rozmowę o
ś
lubie na później.
R
OZDZIAŁ CZWARTY
Dłoń Nicka dotykająca łokcia dziewczyny, podczas gdy ją prowadził do tańca, powodowała w
ciele dreszcz podniecenia. Lucy obejrzała się za siebie, by się upewnić, że to z Robertem, a nie z
nim umówiła się dziś na randkę.
— Nic mu nie będzie — mruknął mężczyzna, widząc jej spojrzenie.
Tymczasem orkiestra zmieniła właśnie repertuar i zamiast szybkiego tańca zaczął się wolny.
Dziewczyna natychmiast znalazła się w objęciach tancerza. Był tak blisko, że wdychała zapach
jego ciała, co wywoływało dodatkowe emocje.
— Przyszedłeś mnie tu szpiegować? — spytała cicho.
Jej dłoń spoczywała miękko na ramieniu szefa. Wydawało się, że w każdej chwili może
wyzwolić się z objęć i wrócić do stolika. Nick, jakby w przewidywaniu takiej możliwości,
przesunął ręką po jej plecach i sprawił, że musiała przytulić mu głowę do ramienia.
— Tak — przyznał, nie zamierzając ukrywać prawdy.
Po rozmowie z dyrektorem finansowym konsorcjum spędził dwie godziny na przeglądaniu
rachunków, by zorientować się, od kiedy zaczęły spadać dochody hotelu z egzotycznej wyspy.
Jednak co jakiś czas nachodziły go irytujące myśli na temat sekretarki i tego, co porabiała na
randce.
— Dlaczego? — spytała zdumiona.
— Z ciekawości. Chciałem sprawdzić, jak się prezentuje twój wybranek i czy gdy go
przyprowadzisz na któreś z naszych firmowych przyjęć, nie trzeba będzie was uprzejmie, lecz
stanowczo wypraszać.
— To… nikczemne!
— Zgoda, lecz ciekawość bywa nie do pokonania. Sam nie zdawał sobie sprawy z jej mocy,
póki nie wsiadł do taksówki, by dotrzeć do tej restauracji.
— Co cię tak interesowało? Uważałeś, że mogłam skłamać? Wymyślić sobie randkę?
— Skądże. Czemu miałbym tak myśleć?
— Bo nie obnoszę się ze swoim życiem prywatnym po całej firmie.
Zamiast odpowiedzieć, przycisnął ją do siebie mocniej, co sprawiło, że poczuła, iż jest
podniecony. Próbowała dojrzeć, co porabia teraz Robert. Miała poczucie winy.
— Jesteś śmieszna — powiedział Nick, zauważywszy, iż dziewczyna próbuje się od niego
odseparować i myśli o bezpiecznym powrocie do stolika, mimo że jej ciało zachowuje się zupełnie
inaczej, co stwierdził z nieukrywaną satysfakcją.
Przeżył dwa lata w rozpadającym się małżeństwie, w którym stopniowo zanikała radość z
uprawiania seksu, aż doszło do zobojętnienia.
Po śmierci żony rzucił się w wir życia towarzyskiego, nawiązywał znajomości z oryginalnymi
kobietami, uprawiał z nimi seks, co jednak nie zapełniało uczuciowej pustki.
Ciągle miał wrażenie, że coś wartościowego wymknęło mu się z rąk. Tylko raz poczuł
spełnienie i kochał się jak w transie. Właśnie z tą kobietą, którą teraz trzymał w ramionach. A może
to złudzenie?
Nie wiedział. Dopiero gdy rumieniąc się wspomniała o randce, zrozumiał, jakie to poważne.
Nie był w stanie oprzeć się gwałtownemu impulsowi, który kazał mu podążyć za Lucy.
— Zaspokoiłeś ciekawość? — spytała.
— Najpierw muszę się dowiedzieć, co ty w nim widzisz?
— Prawdę mówiąc, nie twoja sprawa.
— Chodzi mi wyłącznie o twoje dobro.
— Nieprawda i nie sądź, że mnie zwiodą świętoszkowate tony w twoim głosie. Zbyt długo
obserwuję, jak działasz w firmie, by się na nie nabrać.
— Jak działam? — Bawiła go ta rozmowa na granicy sprzeczki i ledwie zauważył, że orkiestra
skończyła grać jedną wolną melodię, a zaczęła drugą.
Z zadowoleniem stwierdził, iż dziewczyna też nie zwróciła na to uwagi.
— Świętoszkowatość ci nie pasuje.
— A co pasuje?
Był tak blisko, że czuła jego ciepły oddech na twarzy, a ciałem wyczuwała napięcie męskich
mięśni, bowiem obcisła, cienka suknia sprawiała wrażenie, jakby niczego na siebie nie włożyła.
— Ciężka praca — odparła, starając się sprowadzić rozmowę na bardziej prozaiczne ścieżki.
Zastanawiała się, czy się jej wydaje, czy Nick rzeczywiście przyciska się do niej coraz mocniej.
Znów dopadło ją poczucie winy wobec Roberta.
— Coś jeszcze? — spytał, zdając sobie sprawę, iż zachowuje się skandalicznie, prowadząc ten
flirt.
A mimo to miał wielką ochotę pocałować ją w szyję i powstrzymywało go od tego tylko
poczucie niewłaściwości takiego kroku.
— Ambicja, inteligencja i bezwzględność w sytuacjach kryzysowych — dorzuciła.
— Bezwzględność?
— Tak.
— Jeszcze coś?
— Na przykład co? — spytała niewinnie, czując, że mężczyzna się uśmiecha w taki sposób, iż
to przejmuje ją dreszczem.
— Pracowity, inteligentny… dobrze, że przynajmniej nie dodałaś „miły”.
— Bo nie jesteś miły. — Wzrok dziewczyny znów pobiegł ku Robertowi, który spokojnie
popijał drinka.
Tamten jest miły, pomyślała.
— A co z seksownością?
— Co ma być?
Nick poczuł, iż się lekko potknęła, i przyniosło mu to satysfakcję. Teraz już wiedział, że jej
pragnie. Chciał się przekonać, czy ich zbliżenie było naprawdę tak olśniewające, jak przechowała
to pamięć, czy może po części je sobie wyobraził. Lucy miała rację, twierdząc, iż zna go lepiej niż
ktokolwiek inny. Rzeczywiście widywała go w różnych nastrojach. Wiedziała, że nie miał ochoty
na trwałe związki. Ale kobietom, z którymi przejściowo się wiązał, zwykle to odpowiadało.
— Nie włączyłaś tego do zbioru moich cech.
— Robert będzie się niepokoił, jeśli nie wrócę do stolika — powiedziała zmieszana.
— Duży z niego chłopiec. Przez kilka minut da sobie radę sam bez popadania w depresję.
— Musimy wracać — powtórzyła. — Nie wspomniałeś, czy rozmowa z Bobem okazała się
owocna? Ustaliliście coś w sprawie Rawlingsa?
— Co mu o mnie mówiłaś? — Nick zignorował desperacką próbę zmiany tematu i przysunął się
jak najbliżej, by nie uronić słowa z jej odpowiedzi.
— Nic!
— Tak? To czemu nazwał mnie wielkim, złym wilkiem, który zatrzymuje jego dziewczynę po
godzinach w pracy? — Słowa „wielki, zły wilk” najwyraźniej mu się podobały, co słychać było w
głosie, którym je wypowiedział.
— Wspomniałam tylko, że miałam szczęście, mogąc wyjść dzisiaj wcześniej z pracy, ponieważ
chciałeś, bym została dłużej.
— Przypomnij, czym on się zajmuje?
— Jest księgowym. — Dziewczyna ani przez chwilę nie wierzyła, by jej szef tego nie pamiętał,
bowiem nigdy niczego nie zapominał.
— Tak, prawda. — Teraz, gdy wymyślił już, co zrobi, Nick poczuł się prawie szczęśliwy.
Fakt, że trzeba będzie uporać się z dwoma drobiazgami, z których jeden siedział przy jego
własnym stoliku popijając drinka, lecz to nieistotne. Może należy przedstawić Robertowi kobietę,
z którą tu przyszedł. Ta myśl wywołała w nim uśmiech. A może nie? Margaret, którą poznał na
jakimś tłumnym przyjęciu dwa miesiące temu, szybko da sobie radę z tym księgowym. Nic się nie
stanie. W końcu to dopiero ich pierwsza randka. Dziewczyna nie oczekiwała niczego więcej jak
tylko kolacji z dobrym winem. Jeśli poczuje się rozczarowana, jakoś ją udobrucha.
Ani przez moment nie przyszło mu do głowy, że Lucy może nie zaakceptować jego planu.
— Jako księgowy powinien rozumieć, iż masz nielimitowane godziny pracy.
— Robert stara się, by praca nie zakłócała mu życia osobistego, co nie znaczy, że sam nie
pracuje długo wieczorami. Owszem, robi to, jednak nie poświęca się wyłącznie sprawom
zawodowym — wyjaśniła dziewczyna, uświadamiając sobie po raz kolejny niepodważalne zalety
mężczyzny.
— Godne podziwu — skwitował Nick głosem, w którym pobrzmiewała ironia.
— Też tak uważam — rzekła i odsunęła się od niego, gdy orkiestra przestała grać. —
Najwyższy czas wrócić do stolika — uznała. — A ty z kim przyszedłeś?
— Ze starymi znajomymi. O czym rozmawialiście, gdy wam przerwałem?
— O niczym.
— Mówiłaś Robertowi, że jesteś zbyt odpowiedział — na, by udzielać natychmiastowej
odpowiedzi, i musisz się zastanowić nad jego słowami. — Nie bacząc, że znajduje się w zasięgu
wzroku partnera dziewczyny, Nick położył jej rękę na ramieniu.
W myślach widział ich nagie ciała. Próbował sobie przypomnieć, jak ona wyglądała tamtej
nocy, wyobrazić sobie, co czuła, ale jedyne, co pamiętał, to odczucie spełnienia, które ogarnęło go
wówczas gorącą falą. Podniecała go myśl o sprawdzeniu, ile prawdy kryje się w tym, co
zapamiętał.
— Zobaczymy się jutro. Dziękuję za taniec — powiedziała Lucy, machając do Roberta.
Jednak Nick nie spieszył się do własnego stolika. Uznał, że Margaret zadowoli się jeszcze przez
kilka minut towarzystwem jego kuzyna. Stavros był bardzo rozrywkowym człowiekiem, ona zaś
właśnie tego potrzebowała.
— Zrobi nam pan przyjemność i napije się z nami? — Jak zawsze uprzejmy Robert, uniósł się z
krzesła, gdy Lucy zajmowała miejsce przy stoliku, i zwrócił się do jej szefa.
Nick obejrzał się, by sprawdzić, czy nie zanadto kusi szczęście, zostając tutaj dłużej. Miał
wielką ochotę lepiej poznać tego człowieka i zorientować się, co jego sekretarce tak się w nim
podoba. Chciał się przekonać, czy Robert stanowi dlań konkurencję.
Teraz, kiedy powziął już pewien plan, nie widział niczego złego w swoim postępowaniu. Lucy
nie była zamężna, więc próba jej zdobycia to nic zdrożnego.
Dziewczyna podążyła za jego wzrokiem i przy jednym ze stolików spostrzegła ponętną
brunetkę uśmiechającą się do ciemnowłosego mężczyzny z kieliszkiem w ręku. Poczuła w sercu
ukłucie zazdrości.
— Wątpię, czy pan Constantinou będzie mógł to zrobić — zwróciła się do Roberta. — Czekają
na niego przyjaciele.
Wiedziona impulsem wzięła przyjaciela za rękę, mając w oczach wizerunek tamtej brunetki,
machającej dłonią ku Nickowi.
— Szkoda. Miło było pana poznać, następnym razem pewnie spotkamy się podczas
uroczystości…
Nick Constantinou pomyślał, że następnego dnia rano wydobędzie od dziewczyny, o jaką
uroczystość chodzi. Pochylił się nad stolikiem tak, by dotknąć jej ramieniem.
— Proszę zaopiekować się młodą damą i dopilnować, by stawiła się do pracy w dobrej kondycji
— rzekł do Roberta. — Nie chcę mieć z nią problemów.
— Nie będzie żadnych problemów — zapewniła Lucy.
Wiedział, że mówiła prawdę. Nigdy nie nadużywała alkoholu, więc i kac jej nie groził.
Jednak następnego ranka około pół do dziesiątej zaczaj; się zastanawiać, czy aby jej nie
przecenił. Nigdy dotąd tak bardzo się nie spóźniała. Wychodząc z restauracji wyglądała na taką,
której nic nie dolega. Był tego pewien, bowiem obserwował ją do chwili, gdy wyszła z Robertem.
Zadzwoniła, gdy sam miał już zamiar wybrać jej numer.
— Przepraszam, ale nie przyjdę dziś do pracy — powiedziała.
— Mogę spytać dlaczego?
— Okropnie się czuję. Musiałam złapać jakiegoś wirusa.
Nick wyobraził sobie, co to mogło być, i nie potrafił zdobyć się na współczujący ton.
— Wczoraj prezentowałaś się całkiem zdrowo.
— I tak się czułam…
— Po prostu nie masz siły zwlec się z łóżka, tak?
— Właśnie.
— Jest kilka ważnych spraw do załatwienia — zauważył z irytacją.
— Przyjdę jutro.
Mężczyzna nie wiedział, jak wydobyć od niej informacje, o które mu chodziło. Była naprawdę
chora czy wyczerpana miłosną nocą z Robertem? Istniał tylko jeden sposób, by się o tym
przekonać.
— Oczywiście — rzucił do słuchawki, a w wyobraźni widział pogniecione prześcieradło jej
łóżka.
Pewnie Robert leżał tam teraz i uśmiechał się do niej konspiracyjnie, wiedząc, że wzięła wolny
dzień, by go z nim spędzić na miłosnych igraszkach. Nick zacisnął zęby.
— No to odpoczywaj. Weź jakieś proszki i nie wychodź z łóżka. Zadzwoń, jeśli do jutra nie
wydobrzejesz — dodał.
Zamiast znaleźć kogoś na miejsce chorej sekretarki, wstał i nawet nie nakładając marynarki
wyszedł z gabinetu. Po drodze wziął jedynie adres Lucy.
Znalezienie jej mieszkania nie stanowiło większej trudności, choć duży ruch na londyńskich
ulicach sprawił, iż zajęło mu to ponad godzinę.
Zamierzał przyłapać dziewczynę na gorącym uczynku, jeśli postanowiła ten dzień spędzić z
kochankiem. Nie uprzedzając o niczym, chciał stanąć u jej drzwi tak, by Robert nie mógł wyśliznąć
się niepostrzeżony.
Kiedy dotarł do jej starej wiktoriańskiej kamienicy, musiał użyć domofonu, by dostać się na
trzecie piętro, gdzie mieszkała.
— Tu Nick — powiedział na przywitanie. — Wpuścisz mnie?
— Nick? — Dziewczyna na dłuższą chwilę zamarła ze zdumienia. — Co tu, u licha, robisz?
— Po prostu mnie wpuść. Nie zajmę dużo czasu.
Wszedł do budynku, a na piętrze spostrzegł ją stojącą przed drzwiami mieszkania. Miała na
sobie niebieski szlafrok, więc zaczął się zastanawiać, czemu nie jest ubrana, skoro zbliża się
południe. Podszedł i od razu skierował spojrzenie do małego przedpokoju widocznego zza
uchylonych drzwi.
— Co tu robisz? — powtórzyła pytanie.
— Chodzi o dokumenty. — Wyciągnął przyniesione materiały.
— Nie mogły poczekać do jutra?
— Jutro też możesz być nieobecna, jeśli poczujesz się gorzej, a tylko ty się w nich orientujesz.
Może lepiej wejdę do środka — rzekł i wsunął rękę w drzwi, by je szerzej otworzyć.
Dziewczyna nie spodziewała się żadnych wizyt, więc nie miała ochoty zapraszać go do wnętrza.
— Naprawdę czuję się nie najlepiej…
— Jutro może być jeszcze gorzej — nie ustępował mężczyzna. — A poza tym, skoro źle się
czujesz, może ktoś powinien być w pobliżu, żeby otoczyć cię opieką?
— Jaką opieką?
— Filiżanką herbaty, kanapką, talerzem zupy.
Lucy obejrzała się za siebie. Naprawdę nie życzyła sobie, by Nick oglądał jej mieszkanie,
jednak on nie miał zamiaru odejść. Nie było też sensu przedłużać dyskusji na korytarzu, skoro
miała na sobie tylko szlafrok i nic więcej pod spodem.
— Wezmę te dokumenty — zgodziła się.
— Jest też parę spraw, które powinienem z tobą omówić.
Dziewczyna z westchnieniem wpuściła go do środka. Mężczyzna szybko ogarnął wzrokiem
mały salonik po prawej stronie i uchylone drzwi do łazienki po lewej. Lucy była zadowolona, że
zamknęła przynajmniej drzwi prowadzące do sypialni, która stanowiła jej prywatną przestrzeń
zajętą przez łóżko i osobiste drobiazgi.
— Zrobię kawę — zaproponowała, idąc do kuchni, a szef podążył za nią, uważnie rozglądając
się dokoła.
Zastanowiły go zamknięte drzwi sypialni. Czyżby celowo?
— Nie, nie. Usiądź, ja przygotuję kawę — powiedział.
— Nie wiesz, gdzie co jest.
— Nie potrzebuję mapy, by znaleźć wszystko, co trzeba — rzucił, kręcąc się po wyjątkowo
małej kuchence. — Mniejsze pomieszczenie chyba trudno sobie wyobrazić — zauważył.
— Mnie wystarcza.
— Przecież nieźle zarabiasz. Nie możesz sobie pozwolić na coś lepszego?
Dziewczyna zarumieniła się, ogarniając wzrokiem małą kuchenkę, w której z trudem mieścił się
stół, dwa krzesełka, nieduża lodówka i szafki na ścianach, wymagających już odnowienia.
— Oszczędzam na własne mieszkanie — mruknęła i pomyślała, że jeśli przyjmie oświadczyny
Roberta, nie będzie musiała go kupować.
Rano do niej dzwonił, współczując z powodu złego stanu zdrowia. Spytał też delikatnie, czy
pamięta, że obiecała przemyśleć jego propozycję.
— Usiądź, przecież jesteś osłabiona. — Nick czuł się niezręcznie, mając wrażenie, iż troska,
jaką wyraża słowami, niezupełnie pasuje do zachowania człowieka, który bez zapowiedzi
nachodzi chorą w jej mieszkaniu, by obarczyć ją pracą, która tak naprawdę mogła spokojnie trochę
poczekać.
— Nie… pójdę… coś na siebie włożyć. Kawa jest w szafce, mleko w lodówce, a elektryczny
czajnik czasem robi niespodzianki.
Wyszła niezadowolona z niezapowiedzianej wizyty. W obecności szefa było jej równie
nieswojo jak na tanecznym parkiecie, gdy otaczał ją ramionami tak, że czuła ciepło męskiego ciała.
Zdjęła szlafrok. Włożyła dżinsy i bawełnianą bluzeczkę. Postanowiła, że szybko się go
pozbędzie i to wcale nie z powodu złego samopoczucia. Bliskość Nicka wprawiała ją w taką
ekscytację, iż zapominała o dolegliwościach. Tylko rzuci okiem na dokumenty, zrobi kilka notatek
i wskaże mu drzwi. W końcu to jej mieszkanie, więc jeśli go poprosi o wyjście, nie będzie miał
wyboru.
Gdy otworzyła drzwi sypialni, niemal się z nim zderzyła. Stał w progu, wyraźnie chcąc się
przekonać, co się kryło w zamkniętym wnętrzu. Widział zdziwienie dziewczyny tym wtargnięciem
w jej intymną przestrzeń. Nie mógł oderwać wzroku od krągłych piersi falujących w
przyspieszonym oddechu.
— Proszę, wróć do pokoju — powiedziała, rumieniąc się gwałtownie.
Zignorował jej słowa i wszedł do sypialni, by sprawdzić, czy nikt się tam nie schował. Nie było
tu zbyt wiele miejsca. W pomieszczeniu stało podwójne łóżko, resztę przestrzeni zajmowała
niewielka komódka i zabytkowa dwudrzwiowa szafa. Okrągły dywanik przy łóżku dopełniał
całości.
— Już się ubrałam, zaraz będę gotowa, więc jeśli nie masz nic przeciwko temu… — zaczęła
przez zaciśnięte zęby.
— Oczywiście. — Nick posłał jej uśmiech. Doskonale się orientował, jakie wywiera na niej
wrażenie, i był pewien, że jest w tym lepszy od nudnego Roberta. Wrócił do saloniku, a gdy w
kilka chwil potem zjawiła się tam Lucy, nie miała już wypieków na policzkach.
— Mizernie wyglądasz — zauważył, podając jej kawę, gdy usiadła obok na kanapie.
Postanowił działać spokojnie, bez pośpiechu. Pozbył się już niepokoju, który towarzyszył mu
przez ostatnich osiem miesięcy. Teraz czuł tylko przyjemną ekscytację na myśl, iż znów ma chętkę
na tę dziewczynę. Odstawił filiżankę.
— Oto dokumenty — rzekł. — Dotyczą trzech spraw, jednak ta Rawlingsa jest najpilniejsza.
— Co ustaliliście podczas wczorajszego spotkania?
— spytała Lucy, nieco się odsuwając, bowiem nie potrafiła skupić myśli, gdy był blisko.
Nick nie dał po sobie poznać, iż widzi, co się z nią dzieje, a tym bardziej, że jest nią jakkolwiek
zainteresowany, ona tymczasem skoncentrowała się na dokumentach.
— Postaraj się dodzwonić do Rawlingsa, mimo że wyraźnie unika kontaktu. Wiele wskazuje na
nieprawidłowości finansowe, których prawdopodobnie się dopuścił, bowiem do tej pory hotel na
wyspie przynosił dochody, które teraz dziwnie się urwały.
Sięgnął po swoją kawę i tak usiadł na kanapie, by obserwować dziewczynę.
— Myślisz, że dopuścił się sprzeniewierzenia?
— Bardzo możliwe.
— Co z nim zrobisz?
— Zbiorę dowody i przyłapię na gorącym uczynku — odpowiedział, szukając jej wzroku, lecz
umknęła przed spojrzeniem.
— A czego ode mnie oczekujesz?
— Musimy wspólnie opracować inteligentny list, który by go nie spłoszył, jednocześnie
uświadamiając, że się nas nie pozbędzie bez udzielenia satysfakcjonujących wyjaśnień. —
Mężczyzna zatrzymał wzrok na szyi Lucy.
Pomyślał, iż z łatwością mógłby ją przyciągnąć i przypomnieć sobie smak jej skóry. Bluzeczka
skrywała co prawda piersi, lecz to nie przeszkadzało, by w wyobraźni pojawiły się mu spragnione
pieszczot sutki. Zdecydował, że przed powrotem do biura musi wpaść do domu i wziąć zimny
prysznic.
— Jeśli zdefraudował pieniądze — ciągnął, choć zajmowały go wyłącznie jej piersi — nie
możemy go wystraszyć. Wprost przeciwnie, chodzi o to, żeby go na czymś przyłapać. Masz jakiś
dobry pomysł?
Przyszło mu do głowy, że twarz Lucy odznacza się niezwykłą urodą, niemal zupełnie nie
wymagającą makijażu. Gdy tak siedziała i zastanawiała się nad problemem Rawlingsa, w niczym
nie przypominała kobiet, z którymi ostatnio się spotykał.
— No więc? — usłyszał.
— Co takiego? — Zamrugał oczami wyrwany z zamyślenia, uświadomiwszy sobie, że nie wie,
o co pytała.
— Nie słuchałeś, o czym mówiłam. Przyszedłeś, by obarczyć mnie pracą, a nie jesteś w stanie
poświęcić chwili uwagi moim słowom — rzuciła, domyślając się, co mogło go przed chwilą
zajmować.
Była przekonana, że myślami błądził wokół ponętnej brunetki, z którą go ostatnio widziała.
— Ależ słucham — odrzekł zły na siebie za tę dekoncentrację.
Doszedł do wniosku, że jeszcze trochę, a nie będzie w stanie utrzymać się w ryzach. Ucierpi na
tym praca! Natychmiast wziął się w garść i precyzyjnie przedyskutował z dziewczyną wszystkie
aspekty listu, podziwiając jej takt i inteligencję w proponowaniu celnych sformułowań.
— Dwie pozostałe sprawy nie są aż tak pilne. Mogą trochę poczekać — powiedział, wstając. —
Dasz sobie radę? — spytał. — Mogę przynieść ci coś do jedzenia — zaproponował, żałując, iż nie
będzie towarzyszył jej przy posiłku, bo wymagałoby to odwołania zbyt wielu spotkań w
interesach, chociaż…
— Och, na pewno — odrzekła szybko. — Popracuję nad sprawą Rawlingsa, a koło czwartej
przyjdzie Robert.
Nick z trudem przełknął ostatnią informację.
— Poświęci swój cenny czas? Musi bardzo poważnie traktować wasz związek.
— O, tak — potwierdziła. — Poprosił mnie o rękę.
R
OZDZIAŁ PIĄTY
Następnego ranka Nick czekał w biurze na swoją sekretarkę. Prawdę mówiąc tkwił tam już od
pół do siódmej, więc zdążył wykonać sporo pracy. Wydrukował nawet korespondencję, która
nadeszła drogą elektroniczną i oskarżycielsko piętrzyła się teraz na brzegu biurka.
Myśl zajmowała mu Lucy. Próbując odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak było, doszedł do
wniosku, iż chodziło pewnie o to, że okazała się niezastąpiona w chwilach, gdy potrzebował
wsparcia.
Inne kobiety, u których szukał zapomnienia, dawały mu jedynie poczucie pustki. Czy znów
zapragnął poczucia spełnienia, które gwarantowały ramiona Lucy? A może ta dziewczyna
stanowiła jedynie kolejne wyzwanie? Pracowała dla niego od wielu miesięcy, jednak dopiero teraz
naprawdę ją zauważył.
Powód nie miał większego znaczenia. Wiedział jedno. Informację o oświadczynach Roberta
odebrał jak cios. A Nick Constantinou nie zwykł godzić się z ciosami. Prawdziwy mężczyzna
reaguje inaczej.
Spojrzał na zegarek i zastygł w oczekiwaniu, słysząc, że dziewczyna właśnie otwiera drzwi
gabinetu. Do tej pory były zamknięte, bowiem potrzebował odosobnienia, by przygotować się do
tego, co zamierzał jej powiedzieć.
— Lepiej się czujesz? — spytał, gdy weszła.
— O, tak. Chyba za dużo wypiłam tamtego wieczora i stąd ból mięśni i głowy. Nie przywykłam
do alkoholu. Mam ci przynieść kawy? — spytała, podejmując obowiązki sekretarki. —
Opracowałam wszystkie materiały, które mi dałeś — dorzuciła, podając przyniesione dokumenty.
— Wysłać faks do Rawlingsa czy przekazać list pocztą elektroniczną?
— Podaj kawę. Potem omówimy sprawę Rawlingsa. Obserwował, jak się oddalała,
zastanawiając się nad możliwymi reakcjami na to, co za chwilę usłyszy. Uśmiechnął się na myśl, iż
mimo oświadczyn Roberta nie nosiła zaręczynowego pierścionka. Spędził bezsenną noc, starając
się złożyć w całość wszystko, co wiedział o niej i jej narzeczonym.
Doszedł do wniosku, że gdy ten się oświadczył, dziewczyna obiecała tylko zastanowić się nad
propozycją. Dlatego wspomniała o poczuciu odpowiedzialności. Obrączka to poważne
zobowiązanie. Robert żywił nadzieję na ceremonię ślubną i tę właśnie uroczystość miał na myśli,
gdy mówił, iż to okazja do kolejnego spotkania z Nickiem. Jednak Lucy jeszcze się nie
zdecydowała.
Kiedy po paru minutach dziewczyna wróciła do gabinetu z notatnikiem w ręku, ciągle jeszcze
się uśmiechał.
— Zamknij drzwi — rzekł.
— Pomyślałam, że po wykonaniu własnej pracy mogłabym zająć się sprawami finansowymi.
Księgowa wspomniała, iż dwie pracownice z jej działu zachorowały i potrzebne tam zastępstwo na
kilka dni, więc może bym pomogła, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
— Nie zgadzam się.
— Jak to?
— Nie zgadzam się — powtórzył, nie spuszczając z niej wzroku.
— Mogę spytać, dlaczego? — Lucy poczuła, że zaschło jej w gardle.
— Ponieważ od jutra cię tu nie będzie.
Niespodziewana informacja sprawiła, iż dziewczyna otworzyła usta ze zdumienia i z
niepokojem zaczęła się zastanawiać, co takiego zrobiła, że ją zwalnia. Tak bowiem zrozumiała
słowa szefa.
W tej samej chwili uświadomiła sobie, jak wiele znaczyła dla niej ta praca. Nie mogła się
oszukiwać, że odejdzie stąd bez żalu. Firma Nicka zapewniała jej tak potrzebną stabilizację. Nie
chodziło wyłącznie o zarobki. Zależało jej na pozostawaniu w pobliżu tego człowieka, w kręgu
siły, którą emanował, nawet jeśli to było niemądre.
— Mogę spytać, czemu mnie zwalniasz? — wymamrotała.
— O czym ty mówisz? — zdziwił się.
Na twarzy Lucy odmalowała się ulga.
— Sądziłam, że…
— Myliłaś się — przerwał. — Nie ma mowy o zwolnieniu. Przeciwnie. Przez najbliższy tydzień
będziesz towarzyszyć mi w podróży na wyspę do hotelu „Pasat”. Jeśli Rawlings unika kontaktu,
przeżyje ciężkie chwile, gdy jutro nas tam zobaczy.
Obmyślenie tego planu nie zabrało mu dużo czasu. Sprawa Rawlingsa wymagała wyjaśnienia
na miejscu, a Lucy należało wywieźć z Londynu jak najdalej od Roberta, by nie przyszło jej do
głowy przyjąć jego oświadczyn. Z jakichś dziwnych względów Nick nie widział nic dobrego w ich
ewentualnym małżeństwie i nie łączył tej niechęci z pragnieniem ujrzenia dziewczyny we
własnym łóżku.
— Jutro? Ale…
— Wiem, wiem. — Nie dał jej skończyć. — Pewnie myślisz, że nie da się tak szybko załatwić
wyjazdu, lecz mam swoje kontakty. Polecimy na Barbados, stamtąd zaś lokalnymi liniami i
statkiem dostaniemy się na miejsce. To będzie długa podróż, jednak… — uśmiechnął się do
własnych myśli — warta pewnego wysiłku — zakończył.
— Miałam na myśli trudności z załatwieniem wszystkich spraw tutaj.
— Posiadasz paszport, prawda?
— Tak, ale…
— To zabierze tylko tydzień. Idź się pakować.
— Nie mogę tak po prostu…
— Dlaczego? Jestem pewien, że Robert nie będzie miał nic przeciwko temu. Tyle razy mi
opowiadałaś o jego wyrozumiałości.
— A co ze strojami? — Lucy nigdy w życiu nie działała w takim pośpiechu. — Jaka tam
pogoda…?
— Bardzo gorąco. Kup coś odpowiedniego. To polecenie służbowe. Stroje oficjalne nie będą
potrzebne, żadnych kostiumików. Jakieś szorty, T–4shirty, cienkie sukienki, no i oczywiście
bikini. Hotel ma trzy baseny i plażę o krok.
— Czy aby nie będziemy pracować całymi dniami?
— Będziemy, lecz z przerwami. Nie przewiduję żadnych formalnych spotkań, więc nawet
podczas pracy możesz ubierać się swobodnie. Nie stój tu dłużej. Biegnij na zakupy. Bilety
odbierzemy na lotnisku.
Resztę zostawił wyobraźni dziewczyny, sam zaś oddał się marzeniom na temat nadchodzącego
tygodnia.
Jadąc przez miasto, Lucy była na wpół podekscytowana myślą o egzotycznej podróży, na wpół
przerażona świadomością, iż przez tydzień będzie tak blisko szefa.
Po drodze do domu kupiła trochę rzeczy. Jakieś szorty, bluzeczki, sandałki i lekkie sukienki.
Wszystko spakowała do niewielkiej torby odpowiedniej na tygodniową podróż.
Następnego ranka Nick był pod wrażeniem skromnych rozmiarów jej sakwojażu.
— Większość kobiet miałaby bagaż podręczny tej wielkości — skomentował.
Sam ubrany był swobodnie. W spodnie koloru khaki i koszulę z krótkim rękawem. Jak zawsze
wyglądał niezwykle pociągająco. Lucy prezentowała się niepozornie w prostej szarej spódniczce i
jasnoniebieskiej bluzeczce. W tej prostocie było jednak wiele elegancji.
Szef z uśmiechem przeprowadził ją przez punkt kontroli biletów i odprawę paszportową dla
VIP–ów. Na lot czekali w pomieszczeniu dla specjalnych gości linii lotniczych, gdzie Nick czuł się
jak u siebie, zaś dziewczyna musiała się bardzo starać, by nie popaść w oszołomienie.
— Można tu w ogóle rozmawiać? — spytała pół żartem. — Jest ciszej niż w naszej bibliotece.
— Oczywiście. Nikomu nie przeszkadzamy.
W ekskluzywnym wnętrzu znajdowała się jeszcze tylko jedna para podróżnych w średnim
wieku.
Nick zdawał sobie sprawę, iż w tej podróży Lucy będzie stykała się z niektórymi rzeczami po
raz pierwszy. Mimo że starała się tego nie okazywać, wszystko w niej zdradzało wielkie
podekscytowanie.
— Robert nie przeciwstawiał się twojemu wyjazdowi? — spytał.
— Czemu miałby to robić?
— Nie było żadnego powodu — przyznał Nick. — Mówię o tym, bo pewni mężczyźni uważają,
iż zaręczyny dają im szczególne prawa. — Udał, że po raz pierwszy spogląda na jej palec. — O, nie
nosisz pierścionka!
— Nie.
— Jeszcze go nie kupiliście?
— Nie. Ja… ciągle się zastanawiam.
— Bardzo rozsądnie. — Pochwalił, potem się roześmiał. — Nie chciałbym patrzyć, jak moja
znakomita sekretarka porzuca pracę i zaczyna zajmować się dziećmi…
— Skądże. Robert… — Lucy zamilkła, czując, że wpadła w pułapkę.
Przecież narzeczony planował dla niej właśnie taką przyszłość.
— Jeszcze tego nie przedyskutowaliśmy. Jak wspomniałam, nic nie zostało ostatecznie
uzgodnione.
— Ale powiesz mu o…?
— O czym? — Ciemne oczy szefa wprost ją hipnotyzowały.
Nick uniósł brwi ze zdziwienia, że nie wie, o czym mowa.
— O nas, oczywiście — dokończył aksamitnym głosem.
— Nie ma żadnych „nas”.
— Może źle się wyraziłem. Miałem na myśli to, czy powiesz mu, że ze sobą spaliśmy.
— Tylko raz! — Puls dziewczyny zaczął bić szybciej.
— A więc rozumiem, iż nic nie zostało powiedziane…
— Nie ma potrzeby…
— Czyżby był zazdrosny?
— Nie!
— Tak przypuszczałem. Tym bardziej nie mógłby mieć nic przeciwko temu, że spędzasz
tydzień z własnym szefem na tropikalnej wyspie.
— Wcale nie spędzam z tobą tygodnia na tropikalnej wyspie — zaprzeczyła gorąco. —
Mówisz, jakbym… jakby…
— Jakby co?
— To nie są wakacje, prawda? Jedziemy w sprawach służbowych — powiedziała, nie patrząc
mu w oczy, przytłoczona ciężarem jego spojrzenia.
— Oczywiście. Spytałem tylko dlatego, iż wierzę we wzajemne zaufanie.
Lucy uniosła wzrok i spostrzegła, że zmienił się na twarzy, jakby ogarnęły go mroczne myśli.
W samolocie wrócił do rozmowy na lżejsze tematy. Opowiadał o swoich rozlicznych
podróżach. Dziewczyna wiedziała, że wiele jeździł po świecie, lecz nie przypuszczała, iż zwiedził
aż tyle miejsc. Wydawało się, że był wszędzie i widział więcej niż każdy inny turysta.
Lucy była dobrą słuchaczką. Zwykle Nick zasypiał podczas podróży. Tym razem
zainteresowanie okazywane przez dziewczynę każdemu jego słowu nie pozwoliło na sen. Lot
przebiegł tak szybko, że ani się obejrzeli, gdy zapowiedziano lądowanie.
— Rozmowa skróciła czas przelotu o połowę — zauważył.
— Możliwe. Nie mam doświadczenia w podróżowaniu. Ostatnio byłam za granicą dawno temu.
Leciałam nad Morze Śródziemne, więc nie był to szczególnie długi lot. Tata nie lubił wydawać
pieniędzy na odległe podróże.
— Dlatego byłaś zawsze taką rozsądną dziewczynką? — spytał, starając się każdym słowem
przekonać ją o niewinności własnych intencji i zatrzeć nie najlepsze wrażenie wywołane rozmową
o narzeczonym.
Przecież przywiózł ją tu, by o nim zapomniała, więc nie powinien tak niemądrze wracać do
niepożądanego tematu. A jednak coś go kusiło, by bezustannie napomykać o miłym, lecz jakże
nudnym Robercie.
— Wcale nie przez cały czas! — zaprotestowała, ledwie zauważając, iż wymienia z szefem
uśmiechy jak we flircie. — Czemu mnie prowokujesz? — zawołała, a on się roześmiał.
— Lubię, gdy się czerwienisz i oburzasz — przyznał szczerze. — Nawet piegi na nosku
wyglądają wtedy na wzburzone. — Pogładził ją palcem po nosie, co sprawiło, że wstrzymała
oddech.
— To niegodziwe — spróbowała zażartować drżącym głosem, mając nadzieję, iż Nick nie
wychwyci tego drżenia.
— Jestem szczególnym niegodziwcem — mruknął takim tonem, że poczuła bicie serca.
Sięgając po swoją torbę zachwiała się, a Nick podtrzymał ją w taki sposób, iż przylgnęła mu do
piersi.
— Prawdę mówiąc — rzekł, nie odsuwając się ani o centymetr — ona zupełnie nie jest w moim
typie.
— Zadziwiasz mnie. — Lucy zareagowała udawanym śmiechem, tymczasem mężczyzna
patrzył na nią całkiem poważnie.
— Mam nadzieję. Zawsze staram się być nieprzewidywalny — powiedział, doskonale zdając
sobie sprawę, jakie wrażenie wywierają na niej te słowa.
Dziewczyna przeszła przez lotnisko niemal na nic nie zwracając uwagi, tak zajmowały ją
rozmyślania o tym, czemu bardziej pociągają przygoda z kimś nieprzewidywalnym niż spokojne
ż
ycie z człowiekiem, który niczym nie zaskoczy.
Samolot, którym mieli lecieć dalej, opóźnił się, a gdy wreszcie się pojawił, okazał się tak mały,
iż poczuła niepokój.
— Nie obawiaj się. — Nick uspokajającym gestem położył dłoń na jej plecach. — Na pewno
nie skończymy w oceanie otoczeni przez wygłodniałe barrakudy.
— Skąd wiesz? To nie wygląda na pojazd, który mógłby unieść się w powietrze, nie mówiąc o
lataniu.
Roześmiał się i otoczył ją ramieniem.
— Zaufaj mi — powiedział.
O dziwo, uspokoiła się, choć przyznał, że nie zna się na lataniu i nie wie, co zrobić, gdyby
samolot zaczął pikować w dół. Mimo to miał w sobie coś, co działało kojąco.
Jego spokój i pewność siebie sprawiały, iż podczas całej podróży był przez wszystkich
traktowany iście po królewsku.
Wieczorem, po rejsie statkiem, którym odbyli ostatni etap podróży, dotarli wreszcie do wyspy.
Było zbyt ciemno, by podziwiać krajobraz, lecz zewsząd dobiegały egzotyczne dźwięki, które
działały na wyobraźnię. Grały cykady i świerszcze, kumkały żaby, szeleściły liście palm. Od
morza ciągnęła lekka bryza, niosąc nieznane aromaty.
— Piasek tu biały i miałki jak puder, niebo błękitne, a morze spokojne jak w basenie —
zapewnił Nick.
— I ty wolisz mieszkać w Londynie?
— Jeśli masz raj na co dzień, szybko traci urok. Przynajmniej dla mnie — rzekł. — Oto i nasz
hotel.
Budynek nie wyglądał tak, jak się spodziewała. Wyobrażała go sobie jako imponującą
rozmiarami, luksu — sową budowlę. Tymczasem przypominał siedzibę ranczera zbudowaną w
stylu kolonialnym. Tonął w kwiatach i pnączach, które zapewne jeszcze lepiej prezentowały się w
słońcu niż w świetle reflektorów.
— Ma kształt litery „S” — objaśnił mężczyzna. — W zakolach zaprojektowano ogrody i
baseny. Sale restauracyjne znajdują się w oddzielnych budynkach na zapleczu, tak by goście czuli
się jak w domu.
— Niezły dom. Gdybym taki miała, nie wyjeżdżałabym nigdzie indziej na wakacje.
Nick tylko się uśmiechnął.
— Czy jesteśmy tu oczekiwani? — spytała, kiedy znaleźli się przed wejściem.
— Nie, bowiem Rawlings pewnie by się przed nami ukrył. Uznałem, że najlepiej będzie działać
z zaskoczenia. W ten sposób nie zdąży niczego zainscenizować, chcąc nas wprowadzić w błąd.
— A więc?
— Mamy rezerwację jako pan i pani Lewis i dostaniemy jeden z apartamentów z widokiem na
morze.
— Co?
— Taki mały żart. — Mężczyzna słyszał nieskrywaną grozę w głosie Lucy, co sprawiło, że
pragnienia, jakie w nim wywoływała, nabrały jeszcze większej mocy.
Teraz nie tylko chciał spędzić z nią najbliższe noce. Zaczęło zależeć mu na tym, by i ona tego
zapragnęła.
— Bardzo zabawne — rzekła dziewczyna niepewnym głosem.
— Przyjechaliśmy tu służbowo, żeby wyjaśnić nieścisłości finansowe wynikające ze
sprawozdań człowieka prowadzącego ten hotel. Tak naprawdę mamy oddzielne sypialnie. Od jutra
mieszkasz w pokoju zarezerwowanym na swoje nazwisko. Przystępując do kontroli finansowej nie
będziemy podtrzymywać fikcji pobytu w celach wypoczynkowych.
— Nie rozpoznają cię? — spytała szeptem, gdy służba wyładowywała ich bagaż z taksówki.
— Wątpię. W ciągu ostatnich dwóch lat byłem tu tylko dwa razy z Gina. Pracownicy hotelu są
tak wyszkoleni, by nie przypatrywać się twarzom gości.
Rzeczywiście. W recepcji obsłużono ich dyskretnie, nie przejawiając niezdrowej ciekawości.
Nick robił wrażenie kogoś, kto ledwie zwraca uwagę na otoczenie. Lucy przychodziło to z dużą
trudnością. Nie potrafiła ukryć zachwytu luksusem hotelu.
Podłogi we wszystkich wnętrzach wykonano tu ze starego, pięknie polerowanego drewna.
Wokół stały miękkie fotele. Za recepcjonistą, który wręczył im klucze do apartamentu, widać było
coś na kształt rzeźby z białawego drewna wyrzuconego przez morze i uformowanego przez fale w
kształt skręconego posągu. W górze umieszczono na nim ceramiczne naczynie przybrane
oryginalnymi kamieniami. Wszędzie poruszały się skrzydła wentylatorów, zapewniające dopływ
schłodzonego powietrza, tak że drzwi i okna budynku mogły pozostawać otwarte.
— Sami trafimy do pokoi — rzekł Nick do recepcjonisty.
— Rudolf wskaże państwu drogę do restauracji — powiedział pracownik hotelu, a widząc, że
gość przecząco kręci głową, zauważył: — Aromat potraw będzie najlepszym przewodnikiem.
Słyniemy na wyspie ze świetnej kuchni.
— Bardzo tu spokojnie — zauważyła Lucy, podążając za mężczyzną, który niósł obydwa
bagaże, zupełnie nie zwracając uwagi na ich ciężar.
— Hotel nie ma setek pokoi, a te, które są, tak zaprojektowano, by zapewnić gościom
maksymalną prywatność. Niektóre mają własne patia i skalne baseny przeznaczone do wyłącznego
użytku ich mieszkańców — wyjaśnił Nick. — Jesteśmy na miejscu — rzekł, zatrzymując się w
półokrągłej niszy z dwojgiem drzwi prowadzących do pokoi. — Ten jest twój.
— A twój?
— Naprzeciwko.
Otworzył drzwi i wpuścił Lucy do wnętrza.
Pokój był bardzo przestronny i cichy, przyjemnie chłodny dzięki klimatyzacji. Drewnianą
podłogę pokrywały barwne dywany. W jednym rogu ustawiono obszerną sofę, obok niskiego,
kwadratowego stolika stały fotele. Łóżko robiło niezwykłe wrażenie dzięki malowniczo upiętej
moskitierze, zwieszającej się z góry jak baldachim. Przez otwarte drzwi widać było wspaniałą
łazienkę i garderobę. Pomieszczenie miało też wyjście prowadzące na werandę z miękkimi
fotelami zachęcającymi do lektury i hamakiem zapraszającym do drzemki.
— Jest wspaniały — dziewczyna uśmiechnęła się do Nicka. — Jak się czuje właściciel takich
wspaniałości? — spytała.
Mężczyzna patrzył na nią przez chwilę, jakby czekając, aż przestanie się uśmiechać.
— Chyba nie oczekujesz poważnej odpowiedzi — odparł, opierając się o ścianę.
W tropikalnym klimacie oliwkowa cera czyniła go jeszcze bardziej pociągającym, co sprawiało,
ż
e Lucy nie potrafiła zapanować nad reakcjami własnego ciała, więc spróbowała zamaskować to
ś
miechem.
— Wprost przeciwnie! — zawołała.
— A więc powiem ci prawdę. Posiadanie tego hotelu niczym nie różni się od posiadania innych.
Wszystkie są luksusowe i przynoszą satysfakcję z dochodów, które z nich czerpię. Pozwala mi to
podejmować ryzykowne decyzje w transakcjach giełdowych i dokonywać niepewnych a
zyskownych inwestycji ze świadomością, że nie grozi mi ruina finansowa.
— To brzmi cynicznie — zauważyła dziewczyna, stając tuż za nim, a on odwrócił się ku niej
powoli.
Jej twarz kryła się w mroku słabo rozświetlanym blaskiem lamp przedostającym się tu zza
drzwi pokoju, więc nie mógł jej dokładnie zobaczyć. Czuł tylko na sobie kobiecy wzrok.
— Naprawdę?
— Takie miejsca jak to powinny przynosić wiele radości… — zawahała się, nie wiedząc, czy go
nie zrani, gdy wspomni zmarłą żonę. — Za życia Giny pobyty w takich hotelach pewnie sprawiały
wam przyjemność…
Mężczyzna roześmiał się gorzko i zmienił temat.
— Wyglądasz, jakby ci było gorąco. Mam nadzieję, że wzięłaś odpowiednie stroje, coś z
bawełny. Chcesz zjeść kolację w którejś z tutejszych restauracji?
— Wolę wziąć prysznic i rozpakować rzeczy. Myślę, że wstanę rano i obejrzę całe otoczenie,
jeśli nie masz nic przeciwko temu. Nie wiem, o której chcesz zacząć pracę, ale…
— Skorzystaj z wolnego czasu. Zadzwonię około dziesiątej.
Wszystko zostało ustalone, on jednak nie miał ochoty sobie pójść. Intrygowało go, co Lucy
miała na sobie pod krótką spódniczką i skromną bluzeczką. Czy była tak samo rozgrzana jak on?
Czy między piersiami spływały jej kropelki potu? Zastanawiał się, jakby to było kąpać się z nią
nocą nago w basenie? Nikt nie zakłócałby tu ich prywatności.
Odchodząc, pomyślał, że kochając się z nią tutaj, zrobi jej przysługę, bo uchroni przed
nieudanym małżeństwem.
R
OZDZIAŁ SZÓSTY
Lucy obudziła się, słysząc pukanie do drzwi. Miała ochotę spać dalej, jednak dźwięk powtórzył
się delikatnie a nieustępliwie. W pokoju było zupełnie ciemno. Szczelne żaluzje nie przepuszczały
ś
wiatła.
Przez chwilę było cicho, ale po chwili ktoś znów zapukał, więc jęknęła i odsłoniła moskitierę,
przyjmując do wiadomości, że trzeba wstawać.
— Co z ambitnymi planami zwiedzania hotelowych ogrodów? — usłyszała znajomy męski
głos, kiedy wstała, by otworzyć drzwi.
W progu stał Nick ubrany w spodenki kąpielowe i luźną, rozpiętą koszulę, odsłaniającą opalony
tors. W ręku trzymał plażowy ręcznik.
Dziewczyna chciała schować się za drzwiami, by nie oglądał jej w piżamce w wesołe dinozaury,
lecz on bezceremonialnie wszedł do środka. Pomyślała, że ostatnio w ogóle nie szanuje jej
prywatności.
— Przecież zamierzałaś zerwać się o świcie, by poznać otoczenie hotelu i zobaczyć plażę.
— Nie sądziłam, że zaśpię. Byłabym wdzięczna, gdybyś nie naruszał mojej intymności i nie
nachodził mnie w pokoju.
— Myślałem, że już wstałaś i wyszłaś. Właściwie zaskoczyło mnie, iż jeszcze tu jesteś.
Zastukałem tak sobie, przechodząc obok drzwi…
Dziewczyna stała pod ścianą, skrzyżowawszy ramiona na piersiach. Widać było, że czuje się
niezręcznie. Nick przeciwnie, był bardzo swobodny. Podszedł do okna i podciągnął żaluzje, ani
jednym słowem nie przepraszając, iż zjawił się w jej sypialni za piętnaście siódma.
— Słońce wzeszło jakiś czas temu. Teraz pływa się najprzyjemniej, więc mam zamiar to zrobić.
Może dołączysz? — spytał.
— Do ciebie? — Lucy otworzyła usta ze zdumienia.
— Popływałabyś ze mną? Plaża będzie pusta o tej porze.
— Nie mogę — odpowiedziała, żałując, iż nie ma ośmiu rąk, by zakryć się nimi przed jego
wzrokiem.
— Dlaczego? Wzywają cię pilne obowiązki?
Poczuła, że zapędził ją w ślepy zaułek. Nie miała żadnych wymówek.
— Och… dopiero wstałam. Rano zwykle potrzebuję dużo czasu, żeby się pozbierać.
— Naprawdę? — Popatrzył z niedowierzaniem. — W Londynie pewnie wstajesz o piątej, skoro
zaczynasz pracę o ósmej. Nie szkodzi, z przyjemnością poczekam. Oczywiście na zewnątrz —
dorzucił.
— Znajdę cię na dole.
— Nonsens. — Podszedł do drzwi i je otworzył. — Zaczekam tutaj.
Dziewczynie natychmiast przeszła senność, gdy biegała po sypialni, szukając czarnego bikini i
czegoś przewiewnego na wierzch. Myślała, że na kąpiel przyjdzie czas po dniu ciężkiej pracy nad
dokumentami finansowymi. Ten hotel nie miał jednak sali konferencyjnej, więc spotkania robocze
będą zapewne przebiegały inaczej, niż to sobie wyobrażała.
Kiedy rzuciła okiem w lustro, uświadomiła sobie, że kostium kąpielowy jest co prawda
skromny w kolorze, lecz zupełnie brak mu przyzwoitości w kroju. Był głęboko wycięty na udach,
na brzuchu odsłaniał pępek, a na biodrach miał tylko cienkie paseczki zawiązane na kokardkę. W
tych okolicznościach niezupełnie nadawał się na wspólną kąpiel z Nickiem.
— Gotowa? — Zza drzwi dobiegło pytanie, przypominające, że on ciągle tam czeka.
Dziewczyna szybko włożyła bluzkę z krótkim rękawkiem i chwyciła ręcznik.
— Wzięłaś odpowiedni krem? — zatroszczył się, kiedy szli na plażę.
— O tej porze?
— Tutaj słońce jest ostre nawet wcześnie rano.
— Prawdę mówiąc, chciałabym się trochę opalić.
— Nie spieczesz się? — spytał, zapuszczając wzrok za dekolt bluzki, gdzie krągłe piersi ledwie
osłaniał wąski pasek czarnego materiału.
Zaczaj opowiadać jej o hotelu, o jego przebudowie, którą rozpoczął po odkupieniu posiadłości
od pewnej starszej angielskiej pary. Poprzedni właściciele przez wiele lat prowadzili tu domowy
styl życia, wynajmując gościom tylko kilka pokoi.
— Jak mogli opuścić takie miejsce? — spytała Lucy.
— Starsza pani zmarła, a jej mąż nie mógł pogodzić się z tym, że dom popada w ruinę. Był
więcej niż szczęśliwy, mogąc wrócić do Anglii. Zaproponowałem wyjątkowo korzystną cenę. Na
stare lata nie będzie miał kłopotów finansowych. Czujesz zapach morza? — spytał, gdy zbliżyli się
do plaży.
— Świeży i cierpki. Zupełnie inny aromat niż ten, który panuje w Londynie o tej porze.
— Londyn ma specyficzną woń.
— Zatrutego powietrza. — Dziewczyna zatrzymała się, gdy podeszli do palm okalających
plażę. — To najbardziej błękitna woda, jaką widziałam w życiu. Zupełnie jak w basenie!
— Najspokojniejszy zakątek na całych Karaibach. Cały do naszej dyspozycji. — Nick
powędrował na kraniec hotelowej plaży i rozłożył ręcznik na białym piasku.
Udawał, że nie zwraca uwagi, czy Lucy zajmie miejsce obok.
— O której…? — zaczęła.
— Zaczyna się surfowanie na falach? To zależy. — Mężczyzna położył się twarzą do słońca. —
Jedna czy dwie osoby przychodzą rano, lecz pozostali nie zrywają się tak wcześnie. Czasem leżą w
łóżkach do południa. Śniadanie podaje się tu o dowolnej porze i w miejscu zgodnym z życzeniem
gości. Także na plaży.
Odwrócił się nieco, by zerknąć, jak rozkładała swój ręcznik w przyzwoitej odległości, tak by ich
ciała nie dotknęły się nawet przez przypadek.
— Co za luksus — westchnęła. — Zaczynam rozumieć, co miałeś na myśli, mówiąc o słońcu.
Trudno uwierzyć, lecz już o tej porze mocno grzeje.
— Na szczęście wziąłem krem. — Nick sięgnął do kieszonki koszuli i wyjął tubkę przyniesioną
wcale nie dla siebie.
Podał dziewczynie kosmetyk, nie patrząc w jej stronę.
— O której zaczniemy pracę? — spytała, nakładając warstewkę kremu na twarz i ręce.
Jak w ogóle mogła myśleć o obowiązkach w takim otoczeniu, zirytował się mężczyzna.
Zastanawiał się, czy w słońcu Karaibów tęskni też za Robertem. Czy narzeczony przywiózłby ją
kiedykolwiek w podobne miejsce? Pewnie stać by go było na to za milion lat!
— Po śniadaniu — odrzekł, wspierając się na łokciu, by spojrzeć w jej stronę. — Zamierzasz
przez cały czas siedzieć w bluzce na plaży? Na razie może nie czujesz działania słońca, lecz ono
robi swoje, a w bluzce trudno posmarować się kremem.
Dziewczyna już chciała spytać, czy szef sądzi, że natura pozbawiła ją nawet odrobiny
inteligencji i czy aby nie za daleko się posuwa w protekcjonalności, lecz się powstrzymała. W
milczeniu zdjęła bluzkę i wklepała krem w ciało.
— Połóż się na brzuchu, to posmaruję ci plecy — powiedział, odbierając tubkę z kremem.
— Nie ma potrzeby — odmówiła z uśmiechem.
— Dlaczego? — Wycisnął trochę kremu na dłoń i spojrzał na nią ze zdziwieniem. — Sądzisz,
ż
e słońce oszczędzi twoje plecy?
— Ja…
— Połóż się, jeśli nie chcesz wylądować w łóżku z poparzeniami, które mogą spowodować raka
skóry.
— Naprawdę?
— Oczywiście. Jak sądzisz, dlaczego każdy pokój w tym hotelu jest wyposażony w taki krem?
Większość z naszych gości ma jasną cerę, a to pomnaża niebezpieczeństwo.
Widząc, że Nick nie zamierza zrezygnować, dziewczyna z westchnieniem położyła się na
brzuchu.
— Odpręż się — rzekł, kładąc dłonie na jej skórze i rozpoczynając masaż pleców.
To było tak przyjemne, że Lucy zamruczała z rozkoszy. Mężczyzna nałożył kolejną porcję
kremu i nie ustawał w rytmicznych ruchach.
Słońce grzało jej policzek, w uszach miała szum morza, a na ciele cudowny dotyk palców
Nicka, co sprawiło, że całkiem się rozluźniła.
— Nie możemy w żadnym wypadku zapomnieć o nogach — rzucił.
— Sama to zrobię — powiedziała, nie otwierając oczu.
— Skoro już mam krem na rękach…
Zaczął masaż od kostek, przesuwając dłońmi ku udom. Dziewczyna pisnęła przerażona, gdy
wsunął palce pod wąski paseczek bikini, i usiadła zarumieniona. Pomyślał, że ma podniecający
kostium, mimo że w takim skromnym kolorze. Te myśli sprawiły, iż uznał, że natychmiast musi
zanurzyć się w morzu, by oprzytomnieć.
— To cię powinno ochronić — rzucił, wstając z ręcznika. — Idę do wody, a ty?
— Za chwilę — odpowiedziała, wstydząc się w duchu, że zareagowała w ten sposób na
zwyczajne smarowanie kremem.
Dopiero kiedy odpłynął daleko, odważyła się wejść do przyjemnie ciepłej wody. Popływała
trochę, potem zaś położyła się twarzą do słońca, pozwalając się unosić małym falom.
Nie zauważyła, kiedy mężczyzna znalazł się blisko. Nagle wynurzył się tuż obok, obejmując ją
w talii.
— Co ci mówiłem na temat konieczności chronienia się przed słońcem? — spytał, pochylając
głowę z uśmiechem. — Najbardziej piecze w wodzie, gdy, niczego nie podejrzewając, drzemiesz
sobie na falach.
— Wcale nie drzemałam!
— Miałaś zamknięte oczy.
— No to co? — Odpłynęła nieco dalej, lecz ją dogonił, sprawiając, że musiała podziwiać
męskie muskularne ciało doskonale widoczne w przezroczystej wodzie.
— Czemu nie wypłyniesz ze mną trochę dalej? Za rafą nawet bez maski mogłabyś zobaczyć
różnobarwne ryby.
— Dziękuję. Tu mi dobrze. Myślę, że powinniśmy już wyjść z wody. Przed pracą muszę umyć
i wysuszyć głowę.
— Masz rację — rzekł, a jego spojrzenie sprawiło, że wstrzymała oddech. — Najłatwiej byłoby
zostać tutaj i zapomnieć, po co w ogóle przyjechaliśmy.
— Nie sądzę. — Lucy zawróciła i zaczęła płynąć do brzegu.
— Chcesz powiedzieć, iż tutejsze otoczenie nie wpływa na ciebie aż tak relaksująco, byś
zapomniała o obowiązkach? — spytał, kiedy szli po piasku do swoich ręczników.
— Jak mogę wypoczywać, skoro jestem…? — Boże, jeszcze chwila, a powiedziałaby: skoro
jestem z tobą.
— Skoro co?
— Skoro płaci mi się za wykonanie określonej pracy
— zakończyła i wzięła ręcznik, który podał jej uprzejmie.
W tym momencie zorientowała się, że patrzy na nią uważnie i to nie na twarz, lecz na piersi i
niżej. Mokre bikini oblepiło jej ciało, bardzo uwypuklając sutki. Mężczyzna powitał ten widok
uśmiechem.
— Wyglądasz, jakbyś zaraz miała eksplodować. Nie przejmuj się. Znam ten widok.
Lucy miała ochotę zapaść się pod ziemię. Sztywno sięgnęła po bluzkę, by się nią osłonić,
tymczasem Nick zapragnął dotknąć jej piersi i doprowadzić nabrzmiałe sutki do pulsowania
podnieceniem. Był tak podekscytowany, że musiał szybko owinąć biodra ręcznikiem, by to
zamaskować.
— Nie przypominam sobie, żebym prosiła cię o jakieś uwagi — rzekła chłodno dziewczyna,
dochodząc wreszcie do siebie na tyle, że mogła włożyć bluzkę.
— A gdybyś choć trochę był dżentelmenem, to…
— Byś nie patrzył? — dokończył, nie mając ochoty prowadzić rozmowy tym torem.
Wolał uświadomić Lucy, że jakkolwiek znaleźli się na słonecznej wyspie w sprawach
służbowych, istniał w ich stosunkach pewien aspekt erotyczny. Zależało mu, żeby dziewczyna jak
najszybciej zapomniała o Londynie i nudnym Robercie.
— Właśnie.
— Przepraszam — powiedział poważnie i starał się nie spoglądać na jej zarumienioną twarz. —
Masz całkowitą rację. Wybacz, ale czasem zapominam, że wy, Anglicy, nie lubicie, gdy coś się
mówi bez ogródek.
Lucy milczała, nie znajdując dobrej odpowiedzi na tę uwagę. Szła świadoma, iż mężczyzna
podąża tuż za nią i nie spuszcza z niej oka. Krew krążyła jej coraz szybciej w żyłach, więc
obiecywała sobie, że więcej nie dopuści do podobnej sytuacji. Zastanawiała się, dlaczego on to
wszystko powiedział. Musiał zauważyć jej zażenowanie. Zupełnie nie wierzyła w przeprosiny i
tłumaczenie zachowania kulturowymi różnicami. Nick był zbyt subtelnym człowiekiem, by
zdarzały się mu jakiekolwiek faux pas, chyba że popełniał — je celowo.
Przez następne dwie godziny, które poświęciła na mycie i suszenie włosów, a potem zjedzenie
ś
niadania zamówionego do pokoju, nie była w stanie zapomnieć męskiego spojrzenia
spoczywającego na wierzchołkach jej piersi ani uwag, które padły na plaży.
Około dziesiątej zeszła do recepcji, dbając, by nic w jej wyglądzie nie nasuwało myśli o
jakichkolwiek nieformalnych związkach z szefem. Łączyły ich jedynie sprawy służbowe. To, co
Nickowi sprawiało przyjemność, w niczym nie dotyczyło jej osoby i powinna być mu za to
wdzięczna. Szczególnie że w jej życiu istniał przecież Robert.
Na szczęście nie musiała niczego demonstrować, bowiem szef, ubrany z właściwą sobie
elegancją, już na nią czekał w towarzystwie dwóch innych mężczyzn i zachowywał się przy tym
jak na poważnego biznesmena przystało. Przedstawił sekretarkę swoim rozmówcom i
poinformował ją, że jedno z pomieszczeń biurowych na zapleczu hotelu oddano im do dyspozycji.
— Zaraz dostaniemy pełną dokumentację finansową, byśmy mogli dokonać inspekcji — rzekł,
patrząc chłodno na obydwu pracowników hotelu, którzy starali się spełniać wszystkie jego
ż
yczenia. — Księgowy ma być do naszej dyspozycji na każde wezwanie. Proszę też wezwać
Rawlingsa — polecił.
Skinął na Lucy i oboje udali się do pokoju biurowego.
— Zamknij drzwi — powiedział, gdy weszli do klimatyzowanego wnętrza gabinetu.
Zniknął gdzieś pociągający mężczyzna z plaży. Teraz stał przed dziewczyną wymagający szef,
który sprawnie poruszał się wśród plików dokumentów, wydawał polecenia i oczekiwał, że, jak
zwykle, zostaną natychmiast wykonane.
Pracy było bardzo dużo. Kiedy zgłodnieli, nie wyszli do żadnej restauracji, lecz zamówili do
pokoju kanapki i chłodne napoje. Nick zaryzykował wyłączenie klimatyzacji, więc można było
otworzyć drzwi prowadzące do ogrodu. Zapowiedział jednak, iż zaraz po jedzeniu klimatyzacja
znów zostanie włączona, żeby można było efektywnie pracować.
Lucy nie sprzeciwiała się. Powietrze na zewnątrz było zbyt nagrzane i aromatyczne, więc nie
sprzyjało koncentracji. Rzeczywiście, gdy tylko usiedli na drewnianych ławkach w cieniu drzew,
poczuła, że całe skupienie zaczyna gdzieś znikać.
— Co sądzisz? — spytał Nick.
— O czym?
— O rozbieżnościach w rachunkach?
— Są bardzo konsekwentne. Należności niby regulowano, lecz brak dokładnych rachunków za
zamówienia.
Kanapki z tuńczykiem, zimnym mięsem i sałatą były tak smaczne, że rozpływały się w ustach i
dziewczyna z trudem koncentrowała uwagę na słowach szefa, który snuł różne przypuszczenia co
do źródeł nieścisłości finansowych w hotelowej dokumentacji. Oczy się jej zamykały pod
wpływem promieni południowego słońca.
— Mam nadzieję, że posmarowałaś twarz odpowiednim kremem — powiedział, przerywając
fachowe wyjaśnienia.
— Wolałabym, żebyś nie otaczał mnie nadmierną troską. Jestem wystarczająco dorosła, by
sama o siebie zadbać — odrzekła, nie otwierając oczu.
— Nie byłoby dobrze, gdybyś znalazła się w łóżku z porażeniem słonecznym, skoro mamy
tylko tydzień na uporanie się z pracą — rzekł sucho, ona zaś natychmiast otworzyła oczy i
wyprostowała się na ławce.
— Nic takiego się nie zdarzy — odpowiedziała podobnym tonem. — Zastosowałam
odpowiedni krem. Wcale nie zależy mi na porażeniu.
— Nie ma co się złościć, ponieważ…
— Nie złoszczę się, po prostu udzielam wyjaśnień. — Wstała i wygładziła bawełnianą
spódniczkę, którą nałożyła do pracy, uznając, iż będzie odpowiedniejsza niż szorty, a
wygodniejsza w upale niż długie spodnie. Z gorąca bluzka zaczęła już lepić się do ciała.
— Teraz rozumiem, dlaczego do pracy jest tu niezbędna klimatyzacja — powiedziała
spokojnie, chcąc złagodzić atmosferę napięcia.
— Bez niej rozpuścilibyśmy się godzinę temu — uśmiechnął się Nick. — Jest goręcej, niż
zapamiętałem to z poprzednich pobytów.
— Żadnego przewiewu. — Lucy spojrzała na nieruchome gałęzie drzew i bezchmurne niebo. —
Co robimy dalej? — spytała.
— Najwyższy czas na rozmowę z księgowym.
Wystarczyło jedno pytanie Nicka, by wezwany do gabinetu finansista poczuł się niepewnie.
— Większą częścią płatności zajmował się osobiście pan Rawlings — mamrotał, pocąc się w
krzyżowym ogniu fachowych pytań.
Po dwóch godzinach rozmowy, podczas której Lucy robiła notatki, zapisując nazwiska
dostawców i transakcje, które budziły wątpliwości, Nick przystąpił do końcowych indagacji.
— Nie wydawało się panu podejrzane, że pański przełożony wykonuje telefony i załatwia
sprawy, które leżały w pańskiej gestii?
— Pan Rawlings zawsze powtarzał, że wszystko jest w porządku i pozostaje z panem w
kontakcie.
— Ile pan ma lat? — spytał Nick z westchnieniem.
— Dwadzieścia dwa, sir.
— A jakąś rodzinę?
— Jestem żonaty — odparł młody człowiek z powagą, która wywołała uśmiech na twarzy Lucy,
choć okoliczności wcale nie rysowały się wesoło. — Mam też rocznego synka — dodał.
Nick milczał przez chwilę.
— Gdzie pan mieszka? — spytał w końcu.
— Na lądzie. Kupiliśmy mały domek. Prawdę mówiąc, wziąłem na niego kredyt. Bardzo
potrzebuję tej pracy, panie Constantinou — przyznał zafrasowany księgowy.
— Kiedy wróci Rawlings?
— Nie wiem, sir. — Zawahał się. — Ma krewnych na jednej z wysp w pobliżu Bahamów.
Podawano, że tamtędy będzie przemieszczał się huragan, więc pojechał upewnić się, czy jego
bliscy są bezpieczni. Huragan trwa dzień, dwa, czasem nawet tydzień.
— Nic nie słyszałem o żadnym huraganie.
— Mówili przez radio.
— Rozumiem. Jeśli chodzi o pana, to na razie wszystko.
— Panie Constantinou… — Księgowy wstał cały mokry. — Moja praca…
— Tymczasem nic jej nie grozi.
— Lucy odczekała kilka minut po wyjściu młodego człowieka, a potem rzekła:
— To bardzo wspaniałomyślne z twojej strony.
— Co miałem z nim zrobić? To młody chłopak i ma dziecko na utrzymaniu. — Nick wstał,
przeciągnął dłonią po włosach, zacisnął usta.
— Możesz mi powiedzieć, czemu takie gołowąsy decydują się na zakładanie rodziny? —
spytał.
— Przypuszczam…
— Zapożyczył się, zmajstrował dzieciaka! Dobry Boże!
— Nikt nie planuje życia w najdrobniejszych szczegółach — zauważyła dziewczyna.
— W przeciwieństwie do mnie? To miałaś na myśli, prawda? — Uśmiechnął się niewesoło. —
A jeśli powiem, że moim największym marzeniem było posiadanie dzieci?
Wyznanie padło, zanim zdążył pomyśleć, więc cały zesztywniał, gdy to sobie uświadomił.
— Nie zwolnię tego chłopaka. Zawinił tylko naiwnością. Manipulowano nim. To sprawka
Rawlingsa. Udowodnię mu wszystko, jak tylko się zjawi.
Lucy pomyślała, że wyznanie na temat dziecka ujawniło słabość Nicka. Instynkt podpowiadał,
ż
e lepiej zostawić go teraz samego.
— Jeśli się zjawi — rzekła, porządkując dokumenty. Spojrzała na plik notatek zawierających
materiał, którego opracowanie będzie wymagało co najmniej tygodnia.
— Mogę się tym zająć? — spytała. — Zrobię wydruki komputerowe i sprawdzę, czy czegoś nie
pominęliśmy.
Nick skinął głową.
— Ja tymczasem posłucham radia, by się przekonać, czy rzeczywiście nadchodzi jakiś huragan
— powiedział. — Jeśli nie, wsiądziemy w samolot i sami poszukamy pana Rawlingsa.
R
OZDZIAŁ SIÓDMY
— Co teraz zrobimy? — spytała nerwowo Lucy.
Po dwóch godzinach spędzonych w największej jadalni hotelu wraz z innymi gośćmi, których
tam zgromadzono, by poinformować o zmianie trasy huraganu, Nick i jego sekretarka wreszcie
zostali sami. Wszystko wskazywało na to, że nie znajdą się w oku cyklonu, lecz w jego ogonie, co
oznaczało dla wyspy burze i silne wiatry.
— Możemy tylko czekać — odrzekł mężczyzna. — Świetnie się zachowałaś podczas spotkania
— zauważył, a w myślach uznał, iż nawet lepiej niż świetnie.
Kiedy mówił gościom hotelu o czekających ich tarapatach, starając się za wszelką cenę nie
dopuścić do paniki, Lucy uspokajała wszystkich, odwołując się do zdrowego rozsądku i
uświadamiając szanse bezpiecznego przetrwania nawałnicy, choć tak naprawdę sama nie bardzo
wiedziała, czego można oczekiwać.
— Możemy być wdzięczni losowi, że podarował nam spokojną noc. Dochodzi siódma rano, a
dotąd nic się nie stało — powiedział i usiadł obok dziewczyny skulonej na kanapie. — Bardzo się
boisz? — spytał.
— Nigdy dotąd nie przeżywałam huraganu.
— Teraz też nie spotkasz się z nim oko w oko — zapewnił. — Jeśli wierzyć meteorologom,
grozi nam tylko ulewa i silny wiatr.
— Coś w rodzaju lokalnej powodzi — zażartowała słabo, a Nick nabrał chęci, by ją przytulić i
dodać odwagi.
Pomyślał, że kobiety, które upadają na duchu, nie przejawiają poczucia humoru. Z tą
determinacją malującą się w szeroko otwartych oczach, w luźnych spodniach i za dużym T–shircie
bardziej przypominała chłopca niż kobietę, która podniecała go do szaleństwa.
Przeniósł wzrok z dziewczyny na ciemne niebo za oknem. Poranne słońce w ciągu ostatniej
godziny zakryły chmury. Lekka bryza zamieniła się w całkiem silny wiatr targający gałęziami
drzew.
— A ty się boisz? — spytała Lucy.
Nick odpowiedział rozbawionym spojrzeniem.
— Czy wyglądam na człowieka, którego łatwo przestraszyć? Mniej obawiam się walki z siłami
natury niż paniki wśród gości hotelu. Nigdy nie widziałem ludzi bardziej przestraszonych od tych
tutaj. Pewnie każdy z nich uważa, iż najlepiej byłoby stąd uciec, i obwinia nas, że w porę tego nie
zorganizowaliśmy.
— Tak. — Dziewczyna podziwiała stanowczość malującą się na twarzy szefa.
Z dziwnych względów odczuwała zadowolenie, że jest z nim tutaj.
W tej chwili uświadomiła sobie, iż w ogóle nie myśli o Robercie, a to oznaczało, że mimo
perspektywy spokojnego życia, jakie mógł jej zapewnić, powinna zerwać ten związek, gdy tylko
wróci do Londynu.
— Jedynie trzech mężczyzn narzekało, że przymusowe przedłużenie pobytu na wyspie
skomplikuje im interesy — zauważyła.
— Jeden za to stwierdził, iż kilka dni dłużej poza pracą warte jest spotkania z huraganem —
przypomniał sobie. — A ty dzwoniłaś do narzeczonego, by uprzedzić go, co nas tu czeka?
Lucy poczuła się winna, więc poczerwieniała.
— Jeszcze… nie. Byłam tak zaabsorbowana tym, co się działo…
— Może powinnaś — rzekł, starając się ukryć triumfujący uśmiech. — I to szybko, póki jeszcze
jest łączność. Oczywiście, jeśli ma to dla ciebie jakieś znaczenie.
Dziewczyna wstała, podeszła do telefonu i wybrała londyński numer Roberta. Pomyślała, że
jeśli go nie zastanie, może nagrać wiadomość na automatyczną sekretarkę, zapewniając, iż nic jej
nie grozi.
— Wyszedł z domu? — spytał obojętnie Nick. — O tej godzinie? W Anglii jest teraz bardzo
wcześnie… Nie marnuje czasu… — zauważył znacząco, a Lucy zarumieniła się jeszcze mocniej.
— Czasem nocuje u matki — wyjaśniła. — Są do siebie bardzo przywiązani. Ona mieszka
sama. Prawdę mówiąc, ma obsesję na punkcie swego bezpieczeństwa, więc Robert czuje się
zobowiązany często u niej nocować.
— Trochę dziwne.
— Jest bardzo oddany matce — mruknęła, widząc zdziwienie Nicka.
— Jakie to słodkie — powiedział, zastanawiając się, czy prowadzić dalej tę rozmowę.
Jakiś diabeł podszepnął mu, by to zrobić.
— Po ślubie też tak będzie? — spytał, uświadamiając sobie, że oczekuje od dziewczyny
przyznania, iż Robert do niej nie pasuje i że popełnia błąd, chcąc go poślubić.
— Nie wiem — odpowiedziała. — Czy nie powinniśmy sprawdzić nastrojów gości hotelu?
Może doszło do jakiegoś załamania?
— Na pewno postąpi rozsądnie — Nick dalej snuł przypuszczenia na temat Roberta, ignorując
podjętą przez Lucy próbę zmiany tematu.
— Co masz na myśli?
— Pewnie sprzeda dom i zamieszkacie razem z jego matką. Odradzałbym ci takie rozwiązanie.
Teściowe bywają trudne w pożyciu, szczególnie jeśli są blisko związane ze swoimi jedynakami…
— Dziękuję za troskę.
Mężczyzna uznał, że to jeszcze za mało.
— Powinnaś się zastanowić, czy naprawdę chcesz wyjść za człowieka, który ciągle nie przeciął
pępowiny łączącej go z matką.
Lucy zirytowało paternalistyczne podejście szefa. Najwidoczniej uważał ją za niezdolną do
rozwiązywania własnych problemów. Mogłaby powiedzieć, że już podjęła decyzję w sprawie
Roberta, lecz postanowiła nie dostarczać mu tej satysfakcji i nie utwierdzać w przekonaniu, iż jego
uwagi odniosły skutek.
— Och, jest duża różnica między kimś, kto nie przeciął pępowiny, a kimś, kto okazuje troskę
rodzicom — rzuciła i skierowała się ku drzwiom, by w ten sposób zasygnalizować koniec
rozmowy.
Nick natychmiast chwycił ją za ramię.
— Nie sądź, że chcę się wtrącać w twoje życie — skłamał. — Po prostu czuję się jakoś za ciebie
odpowiedzialny.
— Dlaczego? — spytała, zdając sobie sprawę, iż, jak zwykle, gdy ten mężczyzna likwidował
fizyczny dystans między nimi, przestaje panować nad reakcjami własnego ciała.
Przez chwilę pomyślała, że związek z Robertem pozwoliłby jej uniknąć podobnych stanów
oszołomienia. Przy odrobinie wysiłku mogłaby się na nie uodpornić. Była zła na siebie za
okazywanie takiej słabości i uleganie urokowi szefa.
— Pewnie dlatego, że nie jesteś typem kobiety, która potrafiłaby dać sobie radę z…
— Z czym? Z uczuciami? Z życiem intymnym?
— Nie to miałem na myśli — Nick starał się nie tracić kontroli nad przebiegiem rozmowy.
Prawie nie zwracał uwagi na nasilenie wichru za oknami, choć gwałtowne podmuchy uderzały
gałęziami drzew o szyby.
— Potrafię zadbać o swoje sprawy — zapewniła dziewczyna. — Możemy wreszcie stąd wyjść i
sprawdzić, co się dzieje na zewnątrz?
Pochmurne spojrzenie mężczyzny nie działało uspokajająco. Bliskość jego ciała przyprawiała
Lucy o coraz większe napięcie, przypominając noc, podczas której się kochali. Powinna go
odepchnąć, lecz podejrzewała, że gdy tylko dotknie dłonią męskiej piersi, nie zdoła już jej
oderwać. Nie oprze się pragnieniu rozpięcia mu koszuli i położenia palców na nagiej skórze, by
potem przesunąć je niżej.
— Masz rację. — Nick zwolnił uścisk, odsunął się, potem otworzył drzwi i przepuścił
dziewczynę. — Jeśli nie wyjdziemy z pokoju, pewnie zaczną nas szukać.
Wrócili do jadalni, w której wcześniej podano śniadanie i w której zastali wszystkich innych
gości hotelu ciągle dyskutujących nad groźną sytuacją.
Gdy tylko weszli, natychmiast zostali otoczeni przez zdesperowanych ludzi. Nick nie nadążał z
udzielaniem odpowiedzi na dziesiątki pytań. Tymczasem Lucy podążyła ku dwóm najstarszym
turystkom, siostrom Norton, które przybyły na wyspę, by wypocząć w słońcu.
— Idzie ku lepszemu, moja droga, prawda? — spytała jedna z nich, gdy tymczasem druga
potakująco kiwała głową.
Dziewczyna zdecydowała, iż lepiej będzie zająć się starszymi paniami niż grupką
rozhisteryzowanych żon bogatych mężów, które nie ustawały w narzekaniach, że huragan psuje im
wakacje. Słyszała, jak Nick radzi mężczyznom, by sprawdzili szczelność okien w sypialniach,
uprzątnęli wszystkie rzeczy, które pozostawili przy prywatnych basenach, bowiem wicher może je
zniszczyć.
— Służba krząta się po całym hotelu i stara się go jak najlepiej zabezpieczyć przed huraganem
— zapewnił, ucinając jakąkolwiek dyskusję.
Goście zaczęli porównywać obecną sytuację do wojennego zagrożenia, które wymagało
podobnej gotowości bojowej. Lucy i Nick wymienili porozumiewawcze spojrzenia i uśmiechnęli
się do siebie. Mężczyzna podszedł do niej, by powiedzieć, że wychodzi na zewnątrz, chcąc
osobiście dopilnować, czy służba właściwie zabezpiecza hotel przed nawałnicą.
— Będą panie w dobrych rękach — zwrócił się do staruszek, którym wzrok się rozjaśnił na
widok przystojnego właściciela hotelu.
— Oczywiście. — Grace Norton poklepała dłoń Lucy. — Mamy szczęście, że zdecydował się
pan przyjechać tu z żoną. To pięknie, iż znaleźliście czas, by osobiście sprawdzić, czy nic nam nie
grozi, prawda, Edie? — skierowała pytanie do siostry i obie skinęły potakująco.
— Tacy jesteście kompetentni — zauważyła z podziwem Edie. — Tworzycie bardzo piękną
parę — dodała.
Lucy otworzyła usta, chcąc zaprotestować, lecz w oczach Nicka dostrzegła ostrzegawczy błysk.
— Zostawiam cię na moment, kochanie — mruknął.
— Nie martw się, wrócę, nim się obejrzysz.
Dziewczyna przeprosiła uśmiechem starsze panie i pobiegła za nim.
— W co ty grasz? — zasyczała.
— Nie uważam, by dyplomatycznie było dać wszystkim do zrozumienia, w jakim charakterze
tu przyjechaliśmy. Mamy wielu starych gości. Taka wiadomość z pewnością nie wpłynęłaby
dobrze na opinię hotelu, a to przyczyniłoby się do spadku zysków.
— Jednak mogłeś powiedzieć, że jestem twoją sekretarką, która przybyła tu, żeby… żeby…
— Sama widzisz, jaki z tym kłopot. Jeśli nie przyjechałaś w sprawach służbowych, to w jakim
charakterze? Urządziliśmy schadzkę?
Dziewczyna uświadomiła sobie, co zostało przed chwilą powiedziane turystom. Zgromadzeni
dowiedzieli się, że Nick jest właścicielem sieci ekskluzywnych hoteli, w tym również tego. I w
takim charakterze przybył tutaj, a skoro zbliża się huragan, będzie na miejscu, by służyć gościom
pomocą i dbać o ich bezpieczeństwo. Lucy stała obok, swoją obecnością zaświadczała
prawdziwość jego stów.
— Sądzisz, że ci wszyscy ludzie uważają mnie za…?
— Zapewne. Proponowałbym nie wyprowadzać ich z błędu. Zapoznanie gości z prawdziwymi
powodami naszej tu obecności nie wydaje się najlepszą alternatywą.
— Jednak służba wie — zaprotestowała dziewczyna.
— Wszyscy pracownicy są odpowiednio wyszkoleni i pouczeni, że nie wolno im wdawać się w
rozmowy z turystami. — Mężczyźnie zaczęły rysować się szczegóły planu, który zamierzał
zrealizować, by zdobyć Lucy, a to sprawiło, iż ogarnęło go podekscytowanie. — Teraz idź
pogawędzić z tymi dwiema uroczymi staruszkami. Widzę, że nas obserwują. Należą do generacji,
która wierzy w romanse. Nie wyobrażają sobie pozamałżeńskiego seksu i żadnych związków bez
miłości.
Dziewczyna uśmiechnęła się sarkastycznie, lecz zaraz zmieniła się na twarzy, gdy szef pochylił
głowę i musnął ustami jej wargi. Poczuł znajomy słodki smak, więc zagłębił język i przytulił Lucy
tak, że wsparła się o niego piersiami. Potem rzucił całkiem zwyczajnie:
— Zobaczymy się później, kochanie.
— Ja…
— Będziesz na mnie czekała — dokończył i wyszedł, żegnając ją uśmiechem.
Dziewczyna drżała jak liść.
Ze sztucznym uśmiechem wróciła do staruszek, by rozmawiać z nimi o dobrych, starych
czasach oraz związanych z nimi tradycjach. Przez cały czas musiała się pilnować, nie chcąc
powiedzieć prawdy, która mogłaby przyprawić je o szok. Toteż niemal z ulgą przywitała
gwałtowniejsze uderzenie wiatru, które wyrwało z korzeniami jakiś krzew i odrzuciło go na dużą
odległość.
Zaraz jednak popadła w panikę, gdy uświadomiła sobie, że Nick wyszedł na zewnątrz ponad pół
godziny temu. A jeśli coś mu się stało? Na myśl o tym zrobiło się jej niedobrze. Widok za oknem
rzeczywiście mógł budzić przerażenie.
Razem z innymi gośćmi hotelu podeszła do okna. W sali jadalnej ucichły rozmowy. Wszyscy
wpatrywali się w pociemniałe niebo. Wyglądało, jakby zapadał zmierzch, choć nie było jeszcze
południa.
— Mam nadzieję, że nic złego się nie stało twojemu mężowi, moja droga — powiedziała Edie,
stając obok Lucy. — Ten widok nie budzi we mnie lęku. Wszystko będzie dobrze, prawda? —
Spróbowała dodać sobie otuchy.
— Oczywiście — zapewniła dziewczyna, cały czas rozglądając się za Nickiem.
Wiatr był teraz tak silny, że należało go przekrzykiwać, by cokolwiek usłyszeć. Pod naporem
gwałtownych podmuchów palmy kokosowe przybierały niemal horyzontalną pozycję. Jeszcze
chwila, a zostaną wyrwane z korzeniami i zaczną fruwać w powietrzu jak inne delikatniejsze
rośliny, z którymi już się to stało.
— Wygląda groźnie, ale to nic w porównaniu z zagrożeniem, którego byśmy zaznali, znalazłszy
się w centralnej części trasy cyklonu, nie zaś na jej krańcu — powiedziała głośno Lucy.
Rozległ się przerażający grzmot, po nim nastąpiła błyskawica, która przez moment rozświetliła
całe niebo. Wiele małżeństw zgromadzonych w hotelowej jadalni chwyciło się za ręce.
— Bardzo ekscytujące! — zawołała Edie i obie z siostrą skinęły głowami z aprobatą. — My,
starzy, potrzebujemy czegoś równie emocjonującego dla ożywienia.
Zaczął padać ulewny deszcz. Strugi wody uniemożliwiały dostrzeżenie czegokolwiek za
oknem. W chwili gdy dziewczyna rozważała możliwość wyjścia na zewnątrz w poszukiwaniu
szefa, otworzyły się drzwi i stanął w nich przemoczony do ostatniej nitki, w oblepiającej ciało,
rozpiętej koszuli.
— Biedactwo bardzo się o pana martwiło — powiedziała Grace, gdy mężczyzna się zbliżył.
— Naprawdę, kochanie? — spytał.
— Po prostu zastanawiałam się, gdzie jesteś.
— Na razie nic więcej nie możemy zrobić. Trzeba to przeczekać. Idę się przebrać. Przyjdziesz?
— spytał, a dziewczyna spłonęła rumieńcem.
— Oczywiście, że pójdzie z panem. Wystarczy na nią spojrzeć.
Pobladła z niepokoju.
— Bardziej przydam się tutaj. — Lucy starała się mówić spokojnie, choć ze względu na huk
wiatru musiała krzyczeć.
— Rozumiem — rzekł i delikatnym ruchem kciuka przeciągnął po jej wargach. — Jesteś
pewna?
— Najzupełniej!
— Dobrze, kochanie, tylko mi powiedz, gdzie schowałaś moje ulubione bokserki? Wiesz, te
czarne w czerwone serduszka.
— Och, przykro mi, kochanie, ale właśnie tę parę pies podarł przed naszym wyjazdem z Anglii
— odrzekła, a wyraz jej twarzy świadczył, iż sama najchętniej by go ugryzła za te żarty.
— Będziesz musiała kupić mi inne — powiedział i zwrócił się do staruszek z czarującym
uśmiechem. — Moja żona to niepoprawna romantyczka. Zaskakuje mnie często drobnymi
dowodami gorących uczuć.
Stanowczo za dużo sobie pozwala, pomyślała bez radnie Lucy. Mogła zrozumieć jego racje co
do tego, że nie należy gościom hotelu wyjawiać prawdziwego celu ich przyjazdu na wyspę. W
końcu chodziło o utrzymanie dobrej opinii i wysokich zysków, lecz i Nick wyraźnie przeciągał
strunę, podkreślając ich domniemaną małżeńską zażyłość. Zdawała sobie sprawę z własnego
przewrażliwienia na tym punkcie, ale też wiedziała, iż szef uciekłby pewnie gdzie pieprz rośnie,
gdyby się zorientował, jak naprawdę reaguje na jego bliskość, spojrzenia i dotknięcia. Wiele
wysiłku kosztowało ją odepchnięcie tych myśli i skoncentrowanie się na burzy szalejącej za
oknami.
Za palmami widać było ryczące morze, które kilkumetrowymi falami atakowało plażę i
zdawało się zbliżać do hotelu. Przerażona widokiem sztormu poczuła ulgę, gdy Nick wrócił do
jadalni i objął ją opiekuńczo, a potem wspólnie obserwowali żywioł szalejący za szybą.
Kiedy powiedział, że w ekstremalnych sytuacjach podmuchy wiatru mogą wywracać auta i
zrywać dachy domostw, unosząc je na duże odległości, dziewczyna zadrżała. Wtedy przytulił ją
mocniej, ona zaś nie protestowała, czując się bezpieczniej w uścisku silnych ramion.
Lunch przebiegł w ponurej atmosferze. Część gości spożyła go we własnych pokojach. Inni
jedli wspólnie, ale w milczeniu, nie mogąc przekrzyczeć wichru. By poprawić nastrój i pokonać
depresję zrodzoną ze świadomości, że wszyscy stali się więźniami żywiołu, nad którym nikt nie ma
kontroli, Lucy otworzyła szafę wypełnioną grami, które w normalnej sytuacji służyły dzieciom.
— Zrób z nich użytek — zaproponował Nick. — Ja mam trochę innej roboty.
— O nie, mój kochany misiaczku — dziewczyna świadomie wykorzystała sytuację, by mu
dokuczyć i usatysfakcjonować gości hotelu, którzy z zainteresowaniem obserwowali ich
małżeńskie gry miłosne. — Rozdzielimy gry oraz karty między wszystkich chętnych. A ty zagrasz
z Grace, Edie i ze mną w monopol.
— Nie znoszę gier planszowych!
— Nie psuj zabawy. — Lucy spojrzeniem poszukała wsparcia u staruszek i natychmiast je
otrzymała.
Odniosła triumf, stawiając go w trudnej sytuacji. Właściwie nie miał wyboru, skoro chciał
uchodzić za zakochanego żonkosia.
— Szczęście mi nie sprzyja — zajęczał, gdy ograła go po raz piąty.
— Chyba nie będziesz się tym zamartwiał — rzekła zadowolona, że udało się jej zająć czymś
ludzi uwięzionych w hotelu i wytrącić ich ze stanu przygnębienia, choć wicher nadal szalał za
oknami.
Nikt nie myślał już o najgorszym, koncentrując się na zabawie, z którą większość turystów nie
miała do czynienia od łat.
Kiedy Lucy zbliżała się do ostatecznej wygranej, wielka błyskawica przecięła niebo, a w hotelu
zgasło światło i całe wnętrze pogrążyło się w ciemnościach.
Nick natychmiast oznajmił głośno, by wszyscy spokojnie wrócili do swoich pokoi.
Elektryczność zostanie przywrócona po burzy, a w pokojach jest zupełnie bezpiecznie. Jego
opanowanie dobrze podziałało na wszystkich, choć nie obyło się bez kilku protestów. Wtedy
zapewnił dodatkowo, iż służba hotelowa będzie stale czuwać, żeby nic nikomu się nie stało, a on
sam również wróci do pokoju i położy się wcześniej do łóżka.
Dziewczyna pomyślała, że trudno nie czuć się bezpiecznie z kimś takim jak on.
— Razem z Lucy będę w naszym apartamencie — usłyszała. — Jeśli w nocy coś kogoś
zaniepokoi, proszę natychmiast do nas zapukać. Jesteśmy do państwa dyspozycji.
Zaalarmowana słowami mężczyzny uniosła głowę i w mroku bezskutecznie starała się odczytać
wyraz jego twarzy.
— Teraz proszę tu zaczekać na latarki. Nie należy używać świec. Oszczędzajmy też baterie na
wszelki wypadek — ciągnął.
Również na wszelki wypadek mamy dzielić sypialnię dla uspokojenia hotelowych gości,
pomyślała dziewczyna. Serce biło jej głośno, gdy Nick zjawił się z latarkami i rozdał je,
odpowiadając na dziesiątki pytań na temat burzy i awarii elektryczności. Kiedy i jej podał latarkę,
miała ochotę rozproszyć kilka własnych wątpliwości, wcale nie dotyczących huraganu.
— Postanowiłem, że Edie i Grace zajmą pokój obok naszego — poinformował. — Właśnie go
dla nich przygotowano. Zapewne będą się w nim czuły bezpieczniej.
Obie staruszki z entuzjazmem przyjęły tę wiadomość, więc Lucy mogła tylko cichutko
westchnąć.
— Twoje rzeczy przeniesiono do mojego pokoju — szepnął dziewczynie do ucha i objął ją
ramieniem, by nie wymknęła się mu w ciemnościach. — Pokojówki położyły je na łóżku, więc
będziesz mogła sama ułożyć wszystko w szafach i szufladach.
— To śmieszne!
— Cśś… Mów ciszej. Nie zapominaj, że musimy trzymać się razem.
— Wszystko zaaranżowałeś…
— Na huragan nie miałem wpływu. Czasem sytuacja nas do czegoś zmusza.
Grace i Edie podążyły za nimi do nowego pokoju, dziękując po drodze za troskę o ich
bezpieczeństwo. Zapewniały przy tym, że w swoim dawnym pokoju, usytuowanym w odległym
końcu hotelu czułyby się osamotnione i bardzo nerwowo przeżywałyby tę burzliwą noc.
— Wybrałyśmy tamten apartament, bo cenimy sobie spokój — głośno powiedziała Edie. — Nie
wiedziałyśmy, co nas czeka.
Ja również nie wiedziałam, pomyślała dziewczyna, wchodząc do sypialni Nicka.
— To jakaś farsa — rzekła.
— Co miałem zrobić?
— Powinieneś przenieść je do pokoju w pobliżu kogoś innego.
— Nigdzie nie czułyby się tak bezpieczne jak obok nas. Polubiły cię. Są stare i przerażone,
jakkolwiek starają się tego nie okazywać.
— To gdzie mam spać?
— Na łóżku, a gdzieżby indziej? Weź latarkę, a będziesz mogła przełożyć swoje rzeczy.
Zostawię otwarte drzwi łazienki, żeby cokolwiek widzieć, gdy będę brał prysznic.
— Nie możesz się kąpać przy otwartych drzwiach!
— Skąd mam wziąć inne źródło światła?
Nie bacząc na protesty dziewczyny poszedł do łazienki i puścił strumień wody, zostawiając ją
przy łóżku pełnym rzeczy przeniesionych tu przez służbę. Mogła je teraz poukładać w wolnych
szufladach komody.
Kiedy wyszedł z ręcznikiem owiniętym wokół bioder, wszystko zostało już uprzątnięte, a Lucy
gotowa była kontynuować sprzeczkę.
— Zanim coś powiesz, uprzedzam, że nie zamierzam spędzić nocy w fotelu — ostrzegł. —
Chcąc nie chcąc musimy dzielić łóżko. Skoro nie działa klimatyzacja, otworzę małe okno w
łazience. Hałas ulewy może trochę przeszkadzać, ale przynajmniej będzie jakaś wentylacja. Weź
latarkę, kiedy pójdziesz się kąpać. Zanim wrócisz, położę się owinięty kocem na jednym brzegu
łóżka, tobie zostawiając drugi tak, byśmy się nie dotykali.
W duchu pomyślał, iż to niemożliwe, żeby w tak niewinny sposób spędził z nią tę noc.
Czekał, aż wyłoniła się z łazienki w dużym T–shircie. Obserwował, jak zgasiła i odłożyła
latarkę, a potem wśliznęła się do łóżka. Dotrzymał słowa i zostawił jej dużo miejsca.
Lucy sądziła, że Nick śpi. Wcale się temu nie dziwiła. Choć nie było późno, sama czuła się też
zmęczona. Dzień przyniósł same stresy, a on, jako właściciel hotelu, miał ich pewnie jeszcze
więcej. Musiał zadbać o stan budynku, o dostawy żywności, nie mówiąc już o uspokajaniu
wymagających gości. To bardzo wyczerpujące zadania.
Ułożyła się jak najdalej od niego i opuściła moskitierę. Odprężyła się, skoro mężczyzna się nie
odzywał i nie krępował jej bliskością. Zwinęła się w kłębek tak, jak lubiła. Dzięki uchyleniu okna
łazienki w pomieszczeniu panował przyjemny chłód, lecz trudno było zasnąć z powodu szumu
wichru i ulewy.
Oczy same się jej zamykały, gdy jak przez mgłę dobiegło pytanie Nicka, czy dobrze się czuje.
Niechcący dotknęła kolanem jego nagiego biodra. Drgnęła i przesunęła się wyżej, by natychmiast
zorientować się, że leży tuż obok bardzo podnieconego mężczyzny.
R
OZDZIAŁ ÓSMY
— Nigdy nie śpię w piżamie.
Mówił prawdę.
W tej chwili bardzo jej pragnął. Zrozumiał, iż to pragnienie narastało w nim od miesięcy.
Wszystko działało na jego korzyść. Zamierzał posiąść tę kobietę, a okoliczności wyraźnie mu to
ułatwiały. Aromat egzotycznej wyspy, ciepły klimat, który sprawia, że ludzie zapominają o
codziennych napięciach i łatwiej się do siebie zbliżają. W końcu sam huragan, który każe szukać
oparcia w innych. To naturalne, iż w takich warunkach przylgnęli do siebie. A że odstąpił jej pokój
dwóm przerażonym nawałnicą staruszkom, by poczuły się bezpieczniej, to po prostu dobry
uczynek.
Ona też go pragnęła. Wyczuwał to jak iskrzenie w powietrzu, choć bardzo starała się udawać, iż
jest inaczej.
Teraz jednak nie wystarczało mu już, że ją zdobędzie. Chciał, by dziewczyna przyznała się do
zauroczenia jego osobą, żeby to sama powiedziała. Jednak Lucy odsunęła się gwałtownie, jak
przerażony królik.
— Mógłbyś coś na siebie włożyć. — W jej głosie słychać było panikę, choć wzięła kilka
głębszych oddechów, by się uspokoić.
— Mógłbym.
— To czemu tego nie zrobiłeś?
— Ponieważ chcę się z tobą kochać — odpowiedział, leżąc na boku.
— Co takiego? — Dziewczyna poczuła, że robi się jej bardzo gorąco.
Usiadła, podciągając kolana pod brodę i owijając kolana koszulą tak, by powstrzymać je od
drżenia. Wokół huczała burza.
— Nie mów, iż nie zauważyłaś, że się tobą interesuję.
— Przyjechaliśmy tu służbowo! A ty… jesteś moim szefem!
— Wcześniej nam to nie przeszkadzało.
— Wtedy… to co innego!
— Tak. Teraz chcę się z tobą kochać, nie będąc pod wpływem alkoholu. — Nick obawiał się, że
jeśli uczyni niezręczny ruch, Lucy gotowa uciec i spać w łazience.
— Nie… nie możesz.
— Dlaczego?
— Ponieważ… nie jestem w twoim typie. Rozmawialiśmy o tym, pamiętasz? Przyznałeś, że nie
jestem w twoim typie, a wtedy… nie było innej pod ręką, więc dlatego…
— Nie doceniasz się.
— Poza tym… mam chłopaka. — Chwyciła się ostatniej deski ratunku, lecz w myślach
powtarzała sobie tylko to, że wydała mu się pociągająca.
Tak długo marzyła, żeby usłyszeć takie słowa.
Jednak zbyt dobrze go znała, by uwierzyć. Byli daleko od domu, w dość niezwykłych
warunkach. Niezależnie od tego, co mówił, nie stała się bardziej atrakcyjna niż osiem miesięcy
temu, kiedy rozmawiał z nią w biurze po owej pamiętnej nocy. Miała okazję widzieć kobiety, które
mu się podobały. To nie były drobne dziewczyny o chłopięcym typie urody z krótkimi włosami i
niewielkim biustem.
Widziała też, jak z nimi postępował. Po śmierci Giny z żadną nie wiązał się na dłużej niż kilka
tygodni. Ona zaś nie nadawała się do romansów na jedną noc.
Dlatego powinna trzymać się Roberta. A może znajdzie jeszcze kogoś innego, kto okaże się
mężczyzną jej życia.
— Wcale nie — rzucił.
— Jak to? Przecież jest Robert!
— Zupełnie o niego nie dbasz. Wątpię nawet, czy ci się podoba. Widziałem was razem.
Wyglądacie jak dobrzy przyjaciele.
— Udane związki powstają na fundamencie przyjaźni.
— Zapewniam, że nie posunę się ani o centymetr, chyba że… sama zechcesz…
— Nie zechcę!
— Jesteś pewna?
— Jeśli dotknę palcem twojego ramienia, powiesz, żebym nie posuwał się dalej? — spytał. —
Mm? Nie zapragniesz, żebym przeciągnął nim po szyi? Nie zechcesz poczuć na wargach moich
ust? A potem…
— Przestań! — Dziewczyna zakryła dłońmi uszy i zacisnęła powieki.
— Tchórz.
— Nie jestem kobietą na jedną noc — odrzekła bezradnie.
— Jedną noc mamy już za sobą — powiedział, muskając kciukiem jej policzek i włosy. — Po
kilku godzinach spędzonych na słońcu masz złoty kolor skóry — mruknął. — Opalisz się dla mnie
nago tak, by całe ciało było złote?
Widział, że dziewczyna drży, i z trudem hamował się przed gwałtownym działaniem. Przesunął
palcem po jej rozchylonych wargach, włożył go do środka, ona zaś zamknęła usta i jęknęła cicho,
poddając się pieszczocie.
— Chcesz, żebym cię zostawił? — szepnął. — Żebym coś na siebie włożył i zajął swoją połowę
łóżka, jak prawdziwy dżentelmen?
Lucy trzymała go za rękę i ściskała wilgotny palec.
— Chcę…
— Czego? Żebym się ubrał? Spał na kanapie? W łazience? Czy godzinami kochał się z tobą?
Zasypiał na moment i znów się kochał?
— Tak, tak, tak… Kochaj się ze mną. Ja też cię pragnę.
Słowa zabrzmiały jak muzyka. Gdyby kazała mu się ubrać, musiałby wziąć zimny prysznic, nim
wróciłby do łóżka.
Pocałował dziewczynę. To był głęboki, czuły pocałunek. Położył ją na plecach. Oderwał się na
moment od jej ust, a potem znów całował, widząc, że bardzo jest tego spragniona.
— Pamiętasz, jak kochaliśmy się ostatnim razem? Czułem się cudownie, ale… nie byłem
pewien szczegółów. Tobie też było dobrze?
— Bardzo.
— To świetnie — rzekł z uśmiechem, pocałował ją w szyję i powoli zdjął z niej T–shirt, starając
się nie spoglądać na piersi, póki całkiem nie wydobędzie ich z ukrycia.
Potem uniósł się, uwięził dłonie Lucy w swoich i ułożył ją tak, by bez przeszkód napawać się
widokiem pociemniałych, nabrzmiewających sutków.
Ich obraz przyprawiał go o ekscytację przenikającą każdy centymetr ciała.
— Nie ograniczaj się do oglądania — szepnęła.
— Naucz mnie, co robić.
— Dotknij.
— W ten sposób? — Zaczął delikatnie masować kciukiem wierzchołki piersi, aż jęknęła z
rozkoszy.
— Co dalej? — spytał.
— Wiesz, czego pragnę!
— Chcę usłyszeć instrukcje.
— To cię podnieca?
— Podnieca mnie wszystko, co mówisz. Masz piękne piersi.
— Więc dlaczego…? — Zarumieniła się w ciemnościach zawstydzona własnymi pragnieniami.
— O to chodzi? — spytał, chwytając sutek wargami, by pieścić go językiem.
Lucy błądziła palcami w jego włosach, poddając się pieszczocie ust i dłoni. Była wilgotna i
rozgrzana, zaś Nick wyraźnie zdawał sobie z tego sprawę, gdy całował jej płaski brzuch,
przesuwając wargami ku brzegowi bawełnianych majteczek.
Dziewczyna zdumiała się, że nie próbował ich zdjąć, tylko wtulił w nie twarz i odetchnął
głęboko. Potem rozsunął jej nogi, by przez bawełnę całować intymne miejsca.
To było niesłychanie podniecające. Zamknęła oczy i po omacku zaczęła szukać jego ust. Gdy
wreszcie ściągnął z niej bieliznę, była zupełnie mokra. Pieszczota języka skoncentrowała się teraz
na nagim ciele. Nick wsunął dłonie pod pośladki Lucy i kontrolował jej ruchy aż do chwili, gdy
zaczęła krzyczeć z rozkoszy.
Przestał, gdy była na krawędzi orgazmu.
— Twoja kolej — powiedział.
Wtedy poczuła się szczęśliwa, mogąc robić to, o czym tyle razy marzyła. Pieściła każdy zakątek
ciała mężczyzny, przesuwała po nim dłońmi i językiem, doprowadzając go do jęku. Czuła się
cudownie, kochając się z nim bez żadnych barier i ograniczeń. Wiedziała, że jest pożądana, i to
wprawiało ją w euforię. Gdy usadowiła się na jego ciele, obrócił się i ujął jej twarz w dłonie.
— Następnym razem — mruknął. — Dziś ja chcę być panem sytuacji.
Kiedy wniknął w jej ciało, czuła go każdym nerwem. Gwałtownie przesuwała dłońmi po
męskich ramionach i plecach, intensywnie przeżywając orgazm. Nick objął ją mocno i wtedy
uświadomiła sobie, że kochając się, nie użył żadnego zabezpieczenia.
Pewnie sądził, że zażywała środki antykoncepcyjne, a sam nie miał zwyczaju podróżować z
paczką prezerwatyw. Prawdę mówiąc, obojgiem zawładnęły emocje wykluczające racjonalne
myślenie.
— Na wszelki wypadek ci powiem, że jeśli o mnie chodzi, dziś możemy kochać się bezpiecznie
— rzekła.
— Tak?
— Okres skończył mi się dopiero kilka dni temu, więc żadne zabezpieczenie nie było potrzebne.
— Czy to znaczy, że chcesz więcej? — zażartował, całując ją delikatnie i pieszcząc dłonią uda.
— Wydaje mi się, czy deszcz się zmniejszył? — spytała.
Oboje nasłuchiwali przez chwilę.
— Chyba rzeczywiście się uspokaja — przyznał Nick. — Wyjdę i sprawdzę.
Odgarnął moskitierę, podszedł do okna i podniósł żaluzję, by wyjrzeć na zewnątrz. Poruszona
widokiem męskiego ciała w blasku księżyca Lucy również zbliżyła się do okna.
— Tak, ulewa ustaje — rzekł, otaczając ją ramionami, ona zaś wtuliła się mu w objęcia,
odpychając myśl, że to jednak kradzione chwile rozkoszy. — Wiatr też się uspokoił. Może do rana
wszystko się skończy — ciągnął z zamyśleniem, wpatrując się w nagie ciało dziewczyny, które na
nowo budziło w nim pożądanie.
Miał rację. Kochanie się z nią rodziło poczucie spełnienia, które pamiętał od czasu nocy
spędzonej razem w biurze. Pamięć go nie zawiodła, było mu z nią tak wspaniale jak wówczas.
— Zabawnie byłoby wyjść na zewnątrz — zauważył.
— Na zewnątrz?
— Nie proponuję niczego niebezpiecznego. Wyjdziemy na patio, by poczuć deszcz na twarzy.
— Nic nam nie grozi?
— Już nie. Rano zaświeci słońce.
— Dobrze…
Otworzył szklane drzwi i wyszli na ciepły deszcz. Objął Lucy i obserwował, jak jej pierś unosi
się w przyspieszonym oddechu, gdy wciągała słone, morskie powietrze.
— Jeśli dobrze się przypatrzysz, zauważysz w oddali srebrne pasmo morza. Na plaży leży
pewnie teraz wiele drewna wyrzuconego przez fale.
Objął dziewczynę od tyłu, zaczął pieścić jej piersi i brzuch, w końcu przesunął dłońmi niżej.
— Jak tylko wzejdzie słońce, poszukamy na piasku ciekawych zdobyczy — ciągnął, odnajdując
palcem najwrażliwsze miejsce jej ciała.
Lucy była zaszokowana. Nigdy dotąd nie kochała się w publicznym miejscu. Co prawda teraz
nie było tu żywego ducha, jednak uznała to za niecodzienne przeżycie. Deszcz działał jak ciepły
prysznic. Czuła na sobie mokre, śliskie ciało Nicka.
Wiele wskazywało na to, iż mimo silnej burzy otoczenie hotelu nie zostało szczególnie
zniszczone.
— Został wzniesiony ze znajomością rzeczy. Architekci wiedzieli, jak przeciwstawić się
wichrom — powiedział mężczyzna, rozkoszując się drżeniem ciała dziewczyny. — Tylko drzewa
nieco ucierpiały. Wszystko inne mocno przytwierdzono do podłoża, więc oparło się kataklizmowi.
Dobrze ci, kochanie? — spytał.
— Mhm. — Lucy uniosła jedną nogę i wsparła ją stopą na kolanie drugiej, wyciągnęła ręce za
siebie, by dotknąć Nicka.
Potem odwróciła się ku niemu i z równą intensywnością zaczęła odwzajemniać intymną
pieszczotę. Kołysali się w rytmie przypływów rozkoszy.
— Lepiej nie wracajmy do łóżka tacy mokrzy — szepnął mężczyzna.
— Co proponujesz?
— Nic, co kazałoby wejść do środka lub położyć się na twardej ziemi. — Uśmiechnął się
uwodzicielsko i uniósł dziewczynę, a potem zaczęli się kochać na stojąco w sposób, którego Lucy
doświadczyła po raz pierwszy w życiu.
Była leciutka, on zaś bardzo silny. Gdy otoczyła mu biodra nogami, nie miał żadnych trudności,
by ją udźwignąć. Zbliżenie w deszczu okazało się podwójnie ekscytujące. Nick scałowywał krople
wody z napiętych wierzchołków piersi dziewczyny, ona zaś mocno obejmowała go za szyję.
Orgazm osiągnęli w tym samym momencie. Lucy usłyszała własny krzyk wywołany ekstazą, w
chwilę potem Nick wniósł ją osłabłą ze szczęścia do sypialni. Wzięła prysznic, a gdy znalazła się w
łóżku, natychmiast zasnęła.
Następnego ranka przekonała się, że było dokładnie tak, jak przewidywał. Wicher ustał, wróciło
słońce. Promienie wślizgiwały się do sypialni przez szczeliny żaluzji. Szybko zorientowała się, że
leży w łóżku sama. Nie miała pojęcia, kiedy Nick się obudził i wyszedł. A więc nie była
dziewczyną na jedną noc, tylko na dwie, jak to sam powiedział.
Nie powinna mieć pretensji, niczego nie obiecywał. Przez kilka godzin pozwolił smakować
pełnię życia. Za to właściwie winna mu wdzięczność. Tylko czy teraz ma udawać, że nic się nie
stało?
Nie wiedziała, czego oczekiwać, gdy kilkanaście kilka minut później szła do głównej sali
restauracyjnej, gdzie spodziewała się zastać większość hotelowych gości, omawiających skutki
wczorajszego huraganu. Zbliżając się, słyszała odgłosy ożywionej rozmowy. Wszyscy stawili się
w komplecie. Skoro na niebie pojawiło się słońce, nikt nie chciał tracić dnia, wylegując się w łóżku
do południa.
Brakowało jedynie Nicka. Widząc pytający wzrok dziewczyny, Grace Norton natychmiast
pospieszyła z wyjaśnieniem.
— Poszedł sprawdzać szkody, moja droga.
— Wcale mnie to nie dziwi…
— Ależ, owszem! Widzę to w twoich oczach. Wyszedł jakiś czas temu. Wiem, bo rankiem
wyjrzałam przez okno i spostrzegłam, jak szedł w stronę plaży z ludźmi z obsługi hotelu.
Niezwykle szybko zmienia się tu pogoda, prawda kochanie? Jeszcze wczoraj mięliśmy sądny
dzień, a dzisiaj, popatrz… wyszło słońce, po deszczu ani śladu. Cudownie. Szkoda, że angielska
pogoda nie bierze przykładu z tej tutaj. Powinnaś zjeść śniadanie, drogie dziecko. Mizernie
wyglądasz. Bezsenna noc, prawda? Martwiłaś się o nas, prawda? — Starsza pani nie spuszczała
wzroku z twarzy dziewczyny.
— Daj spokój, Grace — rozległ się głos Edie. — Wszyscy są podekscytowani tym, że przeżyli
huragan.
Tymczasem pojawił się Nick i Lucy uśmiechnęła się na jego widok. Bardzo dobrze się
prezentował w szortach khaki i kremowej koszulce polo. Jak zawsze elegancki i zadbany, mimo że
wracał z pracy w terenie.
Dziewczyna skinęła ręką w jego kierunku. Przeświadczenie, że niczego nie żałuje, zaczęło
powoli ją opuszczać, gdy mężczyzna się zbliżał, zatrzymując się przy grupkach gości, by z każdym
zamienić kilka słów.
— Duże szkody? — spytała obojętnie, kiedy wreszcie podszedł i do niej, choć takie pytanie
brzmiało dziwnie nienaturalnie skierowane do człowieka, z którym kilka godzin wcześniej kochała
się w deszczu.
— Nie tak poważne jak mogłyby być — odrzekł, obejmując ją ramieniem, ona zaś zaczęła się
zastanawiać, czy zrobił to tylko ze względu na obecność sióstr Norton. — Niektórzy ze stałych
mieszkańców wyspy ponieśli ogromne straty w uprawach. Zarządziłem, by wydawano im posiłki,
nim jakoś sobie poradzą z sytuacją. Zadbam o pomoc finansową, która postawi ich na nogi.
— To pięknie, drogi chłopcze. — Grace klasnęła w dłonie, a Lucy pomyślała, iż jego słowa
naprawdę robią wrażenie.
Nic dziwnego, że w takim mężczyźnie beznadziejnie się zakochała.
— Czy możemy w czymś pomóc? — dopytywała się Edie, mając na myśli choćby podawanie
posiłków, gdy część pracowników hotelu zostanie zwolniona do domu, aby sprawdzić, jak rodziny
przetrwały kataklizm.
— Oczywiście — odrzekł Nick i szepnął do ucha Lucy: — Niektórzy goście chyba nigdy nie
widzieli hotelowej kuchni, nie mówiąc już o przygotowywaniu jedzenia.
— Jeśli chodzi o to, co zaszło ostatniej nocy… — zaczęła dziewczyna.
— Tak?
— Powiedzmy, że nie musisz mnie obejmować.
— Co pomyślą goście, jeśli w potencjalnie niebezpiecznej sytuacji nie będę okazywał ci ciepła?
A więc jednak o to chodziło. Robił to dla ludzkich oczu, podtrzymując wersję szczęśliwego
małżeństwa. Męska ręka spoczywająca na ramionach Lucy zaczęła jej ciążyć.
— Może teraz Grace i Edie mogłyby wrócić do własnego apartamentu… — zaproponowała i
zupełnie podupadła na duchu, gdy bez wahania przytaknął.
— Kazałem już służbie przenieść ich rzeczy i sprzątnąć twój pokój.
— W takim razie ja również przeniosę swoje.
— O czym ty mówisz? Zostaniesz ze mną.
— Z tobą?
— Oczywiście. Naprawdę sądziłaś, iż wystarczy mi jedna noc?
— No cóż… — Lucy uniosła wzrok, a mężczyzna posłał jej uśmiech.
— Tobie by to wystarczyło? Przyznaj, że ciągle mnie pragniesz, podobnie jak ja ciebie. Nawet
teraz mam na to ochotę. Może byśmy się stąd wymknęli i znaleźli jakiś zaciszny kącik na wyspie?
Rozłożyłbym ręcznik na piasku i kochał się z tobą w szumie fal, a słońce pieściłoby nasze nagie
ciała…
Nick uświadomił sobie, iż ciągle mu mało tej dziewczyny, że koniecznie musi rozwiązać
problem Roberta.
A co będzie, kiedy wrócimy do Anglii… — chciała spytać dziewczyna. Czy urok szefa będzie
równie silny, jak tutaj, daleko od rzeczywistości? Przecież nigdy nie wiązał się na dłużej z
kobietami i to bardziej atrakcyjnymi niż ona. Szybko się nudził.
Jeśli nadal będzie z nim sypiała, ich rozstanie okaże się tylko kwestią czasu. Jeszcze trochę, a w
oczach Nicka pojawi się obojętność i z pewnością nie zechce pracować z byłą seksualną partnerką.
— Nie sądzę, żeby kontynuowanie tego związku miało sens — odrzekła.
Nie to Nick spodziewał się usłyszeć. Słowa dziewczyny odebrał jak cios, więc tylko zacieśnił
uścisk na jej ramionach. Nie zamierzał pozwolić jej odejść. Nie dopuści do tego.
Zmusił się do uprzejmego uśmiechu skierowanego do grupy gości. Większość z nich była
zachwycona nowym typem aktywności, który zaproponował, by pomóc stałym mieszkańcom
wyspy.
— Powinniśmy sprawdzić, jak będą dawać sobie radę — zaproponował Nick, rozluźniając
uścisk. — Ale nie sądź, że to koniec naszej rozmowy.
— Nie skończysz, póki nie dopniesz swego?
— Dobrze mnie znasz, kochanie.
Lucy zastanawiała się nad tymi słowami, gdy przez kolejne godziny w towarzystwie innych
turystów zajmowała się przygotowywaniem jedzenia dla poszkodowanych przez huragan
mieszkańców wyspy. Ledwie zauważała Nicka, który starał się nawiązać kontakt z firmami
usuwającymi szkody i oferującymi usługi transportowe. Łodzie miały pojawić się na wyspie już
jutro, loty zostaną wznowione za trzy dni.
O szóstej wieczorem prace ukończono. Lucy odesłała wszystkich gości, by odświeżyli się i
odpoczęli. Sama miała godzinę na uporządkowanie myśli i kąpiel. Zamknęła apartament i poszła
pod prysznic, a gdy wyszła z łazienki owinięta ręcznikiem, ujrzała Nicka w progu drzwi wiodących
na taras.
— Podejrzewałem, że zamkniesz się od wewnątrz, więc na wszelki wypadek zaopatrzyłem się
w klucz od tych drzwi.
— To jest… — Lucy nie była w stanie mówić.
— Przebiegłe? Chytre? Krętackie? Przyznam, że wszystko razem.
— Nie będę z tobą rozmawiać w samym ręczniku.
— Dlaczego nie? — Zaczął się zbliżać, a z jej głowy stopniowo znikały wszystkie słowa, które
tak pracowicie przygotowywała. — Musisz włożyć służbowy kostium, by mi powiedzieć, że nie
chcesz kontynuować naszego związku?
— Nie wzięłam żadnych kostiumów — odrzekła spokojnie, choć serce biło jej w
przyspieszonym rytmie, bowiem oczy mężczyzny działały jak magnes.
Kiedy stał tak blisko, ledwie mogła oddychać. Przesunął palcem po jej skórze wzdłuż rąbka
ręcznika, a od razu poczuła naprężenie sutek.
— Pragniemy się oboje. Cóż może być prostszego?
— Okazjonalne związki nie są w moim stylu.
— W nocy mówiłaś inaczej.
— W nocy…
— Dostałaś to, czego bardzo chciałaś. Rozkoszowałaś się każdą minutą. Zycie jest zbyt krótkie,
by uciekać od przyjemności.
— Mów za siebie — wymamrotała niepewnie i z trudem złapała oddech, gdyż Nick wsunął dłoń
pod ręcznik i objął jej pierś.
— Czy to nie sprawia przyjemności? Wiem, że sprawia, masz nabrzmiałe sutki.
Wiedział, iż nie postępuje zbyt subtelnie, lecz inaczej nie potrafił pokonać jej oporu. Włożył
drugą rękę pod ręcznik, co sprawiło, że tkanina opadła na podłogę, a dziewczyna stanęła przed nim
w olśniewającej nagości.
— Na litość boską, Lucy, przestań się bronić! — Wsunął dłoń między uda dziewczyny i
przytrzymał.
W tej chwili przestała racjonalnie myśleć. Podała mu usta, uznając, że dla takiej namiętności
warto zgodzić się na cierpienie. Miał rację. Do licha z ostrożnością.
— Zerwiesz z Robertem, kiedy wrócimy do Anglii — zażądał, ona zaś tylko jęknęła.
— Tak.
Kilka dni, tygodni, może miesięcy, wszystko jedno, Lucy gotowa była zaryzykować.
R
OZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Lucy wyglądała przez kuchenne okno. Obok na stoliku stała filiżanka z nietkniętą herbatą.
Padało. Nie był to ulewny deszcz, jakiego zaznała sześć tygodni temu na wyspie podczas
huraganu, lecz angielski, niekończący się kapuśniaczek.
Jej mieszkanie wyglądało teraz jak miejsce, do którego rzadko się zagląda. Wbrew życzeniom
Nicka starała się tu jednak nocować trzy razy w tygodniu.
— To niemądre i niewygodne — argumentował. — Wprowadź się do mnie.
Odmawiała, ryzykując jego niezadowolenie, mimo że miała ochotę co rano budzić się w jego
ramionach. Była jednak zbyt wielką realistką, by w głębi duszy nie obawiać się, że namiętność
mężczyzny może nagle wygasnąć. I tak spotykał się z nią dłużej niż z jakąkolwiek inną kobietą od
czasu śmierci żony. Nigdy jednak nie powiedział, że ją kocha. Nawet w chwilach ekstazy szeptał
tylko, że jej pragnie i potrzebuje.
Westchnęła, zastanawiając się, jak Nick zareaguje na nowinę, którą zamierzała mu przekazać.
Pół godziny temu miał się pojawić, by zabrać ją na lunch za miasto.
Najpierw zaś planowali obejrzeć romantyczną komedię, która jak twierdził, nie budziła w nim
entuzjazmu, lecz poświęcał się, by zrobić jej przyjemność.
Łatwo było z takich sygnałów wyczytać mylne informacje. Ot, choćby taką, że mimo iż się do
tego nie przyznawał, w istocie ją kocha, skoro przedkładał jej zainteresowania nad własne. Czy
proponowałby przeprowadzkę, gdyby było inaczej? Czy śmiałby się tak serdecznie z jej różnych
powiedzonek? Czy przyłapywałaby go na przyglądaniu się jej, gdy nagle unosiła głowę znad
biurka?
Ale z drugiej strony, znając go, była pewna, że gdyby kochał, powiedziałby to. Miłość oznacza
przecież dzielenie się ważnymi sprawami. Mógł z nią rozmawiać o wszystkim poza kwestiami
dotyczącymi zmarłej żony oraz swego małżeństwa. Kiedy raz spróbowała go o to zagadnąć,
natychmiast zmienił temat, dając do zrozumienia, że dyskusja o tym nie wchodzi w grę.
Co będzie teraz?
Wypiła łyk herbaty, czekając na stukanie do drzwi, które zapowiedziałoby jego nadejście.
Dorobił sobie klucz do frontowych drzwi, żartując, iż jest zbyt zaborczym mężczyzną, by
korzystać z domofonu.
Zapukał, kiedy skończyła pić herbatę, i mimo że go oczekiwała, serce podeszło jej do gardła na
myśl o nowinie, którą miała mu przekazać.
Włożyła dziś na siebie odpowiednie do pogody oliwkowe spodnie i obcisłą bluzkę z golfem
oraz kremowy sweterek. Sama spostrzegła, iż ubiera się teraz nieco inaczej. Nadal były to
stonowane stroje, jednak coraz modniejsze i droższe, bowiem dwa razy w tygodniu Nick zabierał
ją na zakupy i skłaniał do nabywania rzeczy w markowych butikach.
Ż
artowała, że jest snobem, on zaś równie żartobliwie zabraniał jej tak brzydko go nazywać i
groził karą, która najczęściej polegała na tym, że kochali się bez pamięci, co sprawiało, że jeszcze
w kilka dni później płonęła na samą myśl o tych przeżyciach.
— Myślałem, że już nigdy nie otworzysz — powiedział mężczyzna, obejmując ją na
przywitanie. — Przez cały dzień o tobie myślałem, czarownico. — Pocałował dziewczynę w usta i
szyję. — Czemu włożyłaś taki ciepły sweter? Bo zimno, czy dlatego, żebym nic nie mógł z tobą
zrobić w ostatnim rzędzie kina?
Lucy roześmiała się, zapominając o ponurych myślach sprzed paru chwil. Nick również ubrany
był tak, jak nakazywała pogoda — w ciemny strój, który czynił go jeszcze bardziej pociągającym.
— Tylko nastolatki zabawiają się w kinie w podobny sposób — odrzekła, wprowadzając go do
pokoju.
— Przy tobie czuję się jak nastolatek — przyznał, uświadamiając sobie, iż nigdy wcześniej nie
miał w sobie tyle chęci życia.
Namiętne noce z tą kobietą nie skończyły się po powrocie z wyspy, jak to wcześniej planował.
Wcale nie czuł się nią znudzony czy zmęczony. Przeciwnie, stale o niej myślał. To nie mogło trwać
wiecznie. Na razie jednak ekscytowała go równie silnie jak na początku.
— To dobrze czy źle? — spytała, biorąc z kanapy torebkę.
Po drodze do drzwi wyrzucała sobie, że nie starcza jej siły woli, by podjąć trudny temat.
— Jesteś głodna?
— Słucham? — Nick miał zwyczaj przeskakiwać z tematu na temat, nie dbając o związek
między wątkami.
Zdążyła się już do tego przyzwyczaić, tym razem jednak przyłapał ją na zamyśleniu.
— Czy jesteś bardzo głodna? — powtórzył. — Pub, o którym myślałem, znajduje się
czterdzieści pięć minut drogi stąd, jeśli nie liczyć się z korkami. Drugie czterdzieści pięć minut
zabierze powrót, żeby zdążyć do kina.
— Rozumiem, że masz inne propozycje — rzekła i pomyślała, że trudną rozmowę odłoży na
później, by nie psuć tak wspaniałej niedzieli.
— Jeśli wyeliminujemy ten pub…
— A co z najpyszniejszą w świecie rybą i frytkami, jakich miałam spróbować?
— Jeżeli zjemy coś w pobliżu kina, będziemy mieli co najmniej godzinę, żeby…
— Co? — Wyraz oczu mężczyzny nie pozostawiał żadnych wątpliwości, co takiego miał na
myśli, lecz Lucy wolała ciągnąć tę rozmowę, byle tylko dalej odepchnąć myśl o trudnych
tematach.
— A jak sądzisz? — spytał, podciągając jej sweterek, żeby stwierdzić, iż bluzka stanowi kolejną
przeszkodę do pokonania.
Wystarczyła sekunda, a wyciągnął ją ze spodni i dostał się do upragnionych piersi dziewczyny.
— Nie nosisz stanika! Dobra uczennica. — Pieścił piersi, wprawiając w drżenie całe ciało.
Jak mogła się temu oprzeć i powiedzieć to, co powinno zostać powiedziane?
Kochanie się z Nickiem miało smak raju. Ledwie zdążyli na film. Lucy w ogóle nie była w
stanie skoncentrować się na akcji komedii, bowiem jej myśl zaprzątały nie wypowiedziane słowa.
Kiedy wyszli z kina, zakomunikowała z pozoru obojętnie, że muszą porozmawiać.
— Tutaj? — spytał.
— To zbyt publiczne miejsce.
— Żartowałem.
— Rozumiem. — Dziewczyna rzuciła na niego okiem i nerwowo przygryzła wargę.
Ależ był przystojny. Przyciągał wzrok wszystkich kobiet. Przypomniała sobie, że sama też tak
na niego reagowała, gdy był żonaty, więc poza jej zasięgiem.
— O co chodzi? — zainteresował się.
— Po prostu… musimy porozmawiać. Może moglibyśmy…
— Wrócić do mojego mieszkania? — dokończył z uśmiechem.
— Do twojego nie.
— Jest zbyt późno i zimno, by szukać ławki w parku.
— Do biura!
— W niedzielny wieczór? — Spojrzał na nią, jakby postradała zmysły.
— Tak.
Wzruszył ramionami, zastanawiając się, co tak ważnego mają omawiać w biurze. Może
chodziło jej o ustabilizowanie związku? Zaczął przemyśliwać nad własnym stosunkiem do tej
kwestii.
O dziwo, nie czuł niechęci, która ogarniała go zwykle, gdy inne kobiety próbowały dotykać tego
wątku. Może zdecydowała się na przeprowadzkę do niego, lecz chciała postawić jakieś warunki?
Denerwowało go, że nie ma jej przy sobie przez cały czas. Dziś rano obudził się z myślą o niej i
tkwiła mu w świadomości aż do spotkania cztery godziny później.
Podejrzewał, iż mogło jej chodzić o małżeństwo. Do tej pory o tym nie rozmawiali, ale Lucy
pewnie na ten temat rozmyślała, on zaś ciągle bardzo jej pragnął. Podobał mu się jej dowcip,
uśmiech, sposób, w jaki go słuchała i jak się z nim kochała.
Lecz czy potrzebował jej aż tak bardzo, by się żenić? Pamięć o Ginie i zawodzie, jakiego
doznał, uświadomiła mu, czemu postanowił więcej nie powtarzać tego błędu.
Taksówka zatrzymała się przed budynkiem firmy. Po raz pierwszy w czasie jazdy wcale nie
rozmawiali. Kiedy spoglądał na dziewczynę, patrzyła przez okno lub bezwiednie bawiła się złotym
łańcuszkiem, który dostała od babci na dwudzieste pierwsze urodziny.
— To nie będzie takie straszne, jak sobie wyobrażasz — rzekł, dotykając jej policzka, by
zechciała nań popatrzeć.
— Co?
— Cokolwiek chodzi ci po głowie.
— Jesteśmy na miejscu — zauważyła.
Teraz i jej biuro nie wydało się najlepszym miejscem na rozmowę. Nie tylko kochała się z nim
tutaj owej pamiętnej nocy, gdy zrobili to po raz pierwszy, lecz powtórzyła to jeszcze trzy razy. Raz
zdarzyło się to nawet w sytuacji, kiedy w biurze byli inni ludzie. Nick po prostu zamknął drzwi i
podarował jej namiętne dwadzieścia minut.
— Nie musisz patrzeć na to wejście jak na bramy piekła. — Próbował wziąć ją za rękę, lecz
zajęta własnymi myślami włożyła obie dłonie do kieszeni.
Wtedy przyszło mu do głowy, iż Lucy, być może, wcale nie myśli o zacieśnieniu ich związku,
lecz o czymś wprost przeciwnym. Może chce go zerwać? Poczuł ucisk w gardle.
Jej zwykle otwarta twarz sprawiała wrażenie nieodgadnionej. Gdy znaleźli się w windzie, nie
podeszła, by się przytulić, jak to ostatnio mieli w zwyczaju, lecz sztywno stała obok.
W biurze było cicho i ciemno, póki nie zapalili światła.
— A więc? — spytał, siadając na kanapie, gdy ona zatrzymała się obok fotela. — O co chodzi?
Pozwól, że zgadnę. Oczekujesz czegoś więcej od naszego związku, tak? Tylko dlaczego nie
mogliśmy o tym pomówić w jakimś odpowiedniejszym miejscu?
— Nick, ja…
Mężczyzna mechanicznie bębnił palcami w kolano i wpatrywał się w jej twarz, próbując
odgadnąć, o czym myślała.
— Usiądź obok mnie, zamiast stać jak policjantka — rzucił zirytowanym tonem.
Usiadła, jednak nie na kanapie, jak sobie życzył, lecz na krześle, z którego zwykle korzystała,
robiąc notatki podczas godzin pracy.
— Słuchaj, to, co chcę powiedzieć…
— Prosiłem, żebyś się do mnie wprowadziła — przerwał, widząc, że dziewczyna dziwnie unika
zbliżenia.
— To więcej niż proponowałem jakiejkolwiek kobiecie — rzekł i zdał sobie sprawę, że jego
słowa wcale do niej nie docierają.
— Doceniam to, ale chciałam powiedzieć…
— Że ze mną zrywasz, tak?
O co innego mogło chodzić? Lucy najwyraźniej nie zależało na małżeństwie. Przeciągnął dłonią
po włosach i wstał. Patrzył na nią, czując, jak narasta w nim zdenerwowanie.
— Właśnie to próbujesz mi powiedzieć? — spytał ostro, postanawiając, iż nie będzie o nic
prosił, skoro wokół kręci się tyle innych kobiet.
Jeśli ta dała mu tyle satysfakcji, inna też potrafi.
— Czy pozwolisz mi dojść do słowa? Przestań chodzić w kółko. Chcę cię widzieć.
— No więc?
— Jestem w ciąży — rzuciła i popatrzyła nań niepewnie, nie wiedząc, jak wytłumaczyć jego
milczenie.
— Wydawało mi się, że to bezpieczny okres, kiedy… byliśmy na wyspie. Zaczęłam zażywać
ś
rodki antykoncepcyjne dopiero po powrocie do Anglii. Okazało się jednak, iż… się pomyliłam.
Nie mogłam uwierzyć w wyniki, kiedy dwa dni temu zrobiłam test, więc poszłam do lekarza, który
stwierdził, że czasem tak się zdarza. Termin owulacji może się przesunąć ze względu na zmianę
strefy klimatycznej. Nie wiem… — głos się jej załamał, gdy spostrzegła, jak Nickowi kamienieje
twarz.
Tego się nie spodziewała. Podświadomie oczekiwała, iż wiadomość go ucieszy. Musiała chyba
oszaleć! Mężczyźnie najwyraźniej daleko było do radości, choć przecież pamiętała, jak kiedyś
wspomniał, że pragnie dzieci.
— A więc — zaczął zimno — okazałaś się taka jak inne. Kiedy to wymyśliłaś? Kiedy
zdecydowałaś, że ciężarna łatwiej dobierzesz się do mojego konta w banku? Czy już wówczas, gdy
po raz pierwszy byliśmy ze sobą? Tutaj w biurze? Czy poczekałaś na właściwy moment, by rzecz
powtórzyć i uwikłać mnie w tę ciążę?
— Co masz na myśli? — spytała blednąc i drżąc na całym ciele.
Ż
eby Nick nic nie zauważył, objęła rękami kolana i mocno je zacisnęła.
— Dobrze wiesz, mała, bezwstydna oszustko. Powiedz, sama wszystko wymyśliłaś, czy Robert
też brał udział w intrydze? Teraz rozumiem. Zaplanowaliście to razem, prawda? Plan był prosty.
Zajść w ciążę i przekonać mnie, że jestem ojcem tak, bym musiał wspierać finansowo ciebie i
twojego kochanka.
— O czym ty mówisz? — wyszeptała oszołomiona oskarżeniami.
— Nie udawaj niewiniątka! — Nick zerwał się z kanapy i zaczął chodzić po gabinecie, starając
się nie zbliżać do kobiety, która w tak podstępny sposób z niego zakpiła.
— Ja nie…
— Zadawałaś się z nami dwoma jednocześnie? — Myśl o tym działała paraliżująco, więc
zatrzymał się na kilka sekund. — Może i tamtego biedaka chciałaś wykorzystać jak mnie.
Najpierw on dla rozgrzewki, a potem ja. Spodziewałaś się, że jako domniemany ojciec dziecka
albo się z tobą ożenię, albo zapewnię ci byt do końca życia.
— Jak możesz mówić coś takiego?
— Bo to prawda!
— Mylisz się. Czemu tak źle o mnie myślisz? Nie widziałam Roberta, odkąd wróciliśmy do
Anglii! Przecież wiesz!
— Skąd mam wiedzieć? Nie siedzę ci za skórą, a przecież zachowałaś kilka dni w tygodniu do
własnej dyspozycji!
— Nie chciałam… — zaczęła i urwała.
Nie chciałam naciskać, pomyślała, walcząc ze łzami napływającymi do oczu. Wolała, by nie
sądził, że na siłę chce go z sobą związać, gdy on właśnie zaczyna się nią nudzić. W głębi serca
miała nadzieję, że może któregoś dnia sam ją pokocha. Jak widać, głęboko się myliła. Nick patrzył
teraz na nią jak na obcego człowieka, jak na istotę godną pogardy.
— Nawet jeśli nie jesteś z byłym kochankiem, postanowiłaś zgarnąć, co się da, prawda?
Jakkolwiek na to patrzeć, miałaś mnie za głupca. Ale zapewniam, że nikomu dotąd nie udało się ze
mnie zakpić.
— Nigdy o tym nie myślałam.
— Przeceniłaś swoje wpływy.
Lucy pochyliła głowę, więc nie widział łez wiszących na rzęsach. Chodząca niewinność,
pomyślał. Nawet teraz, gdy poznał jej prawdziwą naturę, w jakimś zakątku serca tliły się uczucia
wobec tej dziewczyny.
Podszedł do okna i spojrzał na oświetlone ulice, potem odwrócił się do niej z wrogim wyrazem
twarzy.
— Czy dlatego, iż jestem człowiekiem honoru, uważałaś, iż będę płacił na cudze dziecko?
— Czemu sugerujesz, że nie jest twoje? — wykrzyknęła, kładąc dłoń obronnym ruchem na
płaskim jeszcze brzuchu, bowiem te słowa zabolały ją najbardziej.
Nick zignorował pytanie.
— Może myślałaś, iż cię kocham?
Gdy to wypowiedział, nagle uświadomił sobie, że tak było naprawdę. Powinien ją znienawidzić,
a jednak musiał przyznać, iż była kimś więcej niż tylko dobrą partnerką w seksie, w rozmowie czy
w żartach. Dopiero teraz dotarło to do niego z całą ostrością.
— Nie, ja…
— Bo, jeśli tak, to grubo się myliłaś! — Za wszelką cenę chciał ją teraz zranić, ponieważ sam
czuł się zraniony i wściekły na siebie, że odczuwa ból.
Po rozczarowaniu, które przeżył z Gina, znów mu się dostało i to w sposób, jakiego dotąd nie
zaznał.
— Nigdy cię nie kochałem! — Zmusił się do wypowiedzenia tych słów i natychmiast zauważył,
iż podziałały na dziewczynę jak uderzenie. — Pasowaliśmy do siebie w łóżku, nic więcej. Udany
seks i tyle. Między zaspokajaniem żądzy a miłością zieje przepaść, prawda?
— Tak — przyznała Lucy, która w końcu zdobyła się na to, by spojrzeć mu w oczy. — Skoro
powiedziałam, co miałam do powiedzenia, nie ma sensu zostawać tu dłużej — rzekła, wstając i
rozglądając się za płaszczem i torebką, gdy Nick ciągle tkwił przy oknie, a serce ściskało się mu na
myśl, że za chwilę w tym swoim obszernym płaszczu na drobnej figurce dziewczyna wróci do
własnego mieszkania.
Może do zasobnego domu Roberta? Nie będzie samotna, a jeśli nawet, to sobie zasłużyła.
— Ja… kiedy mam opróżnić swoje biurko? — spytała.
— Równie dobrze możesz zrobić to teraz — rzucił ostro.
— Oczywiście.
Poszedł za nią do gabinetu, w którym dotąd pracowała, i obserwował, jak wyjmuje z biurka
osobiste drobiazgi.
— Nie musisz mnie pilnować — rzekła, czując gniew, lecz głos zabrzmiał słabo. — Nie
wyniosę ni — czego wartościowego. — Włożyła do kieszeni wieczne pióro, zabrała ostatnio
czytaną książkę.
Roślina w dużej donicy musiała zostać, trudno byłoby jechać przez Londyn z czymś takim pod
pachą.
— Co z rzeczami, które zostały w twoim mieszkaniu? — spytała z ręką na klamce.
— Odeślę je.
— A moje pobory?
— Doszliśmy do sedna sprawy, tak? Nie martw się, polecę księgowej, by ci je wypłaciła, lecz
jeśli sądzisz, że dostaniesz choć pensa więcej niż jestem prawnie winien, grubo się mylisz.
Tym razem gniew kazał jej dumnie unieść głowę.
— Pytam o pieniądze, bo będzie mi potrzebna każda suma, kiedy urodzi się dziecko.
Rozumiem, że nie podejmiesz żadnych obowiązków ojcowskich, choć zapewniam, że dziecko jest
twoje. Możesz się oszukiwać, jeśli chcesz, by usprawiedliwić własne zachowanie, lecz to niczego
nie zmieni. Nie podejrzewałam cię o tchórzostwo, a jednak jesteś tchórzem, skoro boisz się wziąć
na siebie odpowiedzialność.
Przez chwilę w milczeniu mierzyli się wzrokiem.
— Wyjdź… stąd! — powiedział w końcu Nick.
— Żegnaj! — Dziewczyna cicho zamknęła za sobą drzwi.
Wszystko przypominało koszmar. Oskarżył ją o same potworności. Lucy pomyślała, że to zły
sen, z którego zaraz się obudzi, lecz nic takiego się nie stało. Wróciła do swego mieszkania, by
spędzić bezsenną noc na rozmyślaniach o tym, co zaszło.
Uświadomiła sobie, jak wielki zawód sprawiła rodzicom. Wiedziała, że będzie musiała
wszystko im wyznać, bowiem teraz potrzebuje ich pomocy. Sama nie da sobie rady, musi
wyjechać z Londynu i wrócić do nich. Czas działał na jej niekorzyść. Oszczędności szybko się
wyczerpią.
Postanowiła od razu szukać nowej pracy, choć wiedziała, iż nie znajdzie dobrze płatnej. Nie
miała referencji i Nick pewno ich nie prześle. Zmusiła się, by do niego zadzwonić.
— To ja, Lucy… Dzwonię, żeby zapytać, kiedy mogę dostać referencje? — Wstrzymała oddech
w obawie, że mężczyzna odłoży słuchawkę albo od razu odmówi.
Nick wyczuł napięcie w jej głosie, choć nie widział twarzy. Najdziwniejsze, że dobrze mu było,
gdy słyszał jej głos, choć w duchu wymyślał sobie od głupców.
— Będą przygotowane — zapewnił krótko. — Zostaną wysłane razem z pensją. Nie zamierzam
pisać nieprawdy i nisko oceniać twoich usług. — Usłyszał, jak odetchnęła z ulgą i ledwie się
powstrzymał od zapytania, co za człowiek z Roberta, że każe jej pracować w takim stanie.
Nie spał całą noc, myśląc o nich dwojgu, i wiedział, iż jeśli wypowie imię tamtego, może stracić
panowanie nad sobą.
— Dziękuję.
— Za co? Byłaś dobrą sekretarką. Może aż za dobrą: — Roześmiał się gorzko.
— Proszę, nie zaczynaj.
— Pieniądze i referencje dostaniesz jutro pocztą. Teraz, jeśli to wszystko… — Był na siebie
wściekły, że stara się przedłużyć rozmowę, więc szybko odłożył słuchawkę.
Czas uleczy rany, pomyślał. Zawsze będzie można zatopić się w pracy. Za miesiąc zapomni jej
twarz. Lucy nie będzie miała powodu, by się z nim kontaktować. Razem z kochankiem poniesie
konsekwencje całej intrygi.
Z czasem wszystko wróci do normy.
R
OZDZIAŁ DZIESIĄTY
Wybór pubu nie odpowiadał Nickowi. Było tu ciemno i duszno od dymu. Przy barze tłoczyli się
ludzie. Panował hałas, ale tak było najlepiej.
Wziął kufel piwa w dłonie i zwrócił się do człowieka siedzącego naprzeciw.
— Co ma pan dla mnie?
— To samo, co w zeszłym tygodniu i wcześniej. Nic. — Niski mężczyzna przerzucał kartki
notesu. — Nic ciekawego — powtórzył. — Jedna wizyta u lekarza, kilka wyjść do sklepu, trzy do
kina. Wszystkie z kobietami. Ma dwie prace na pół etatu.
— To mnie nie interesuje. — Nick machnął ręką. — Co z mężczyznami, a szczególnie z
jednym. Średniego wzrostu, średniej budowy ciała, niczym się nie wyróżnia.
— Nikogo takiego nie zauważyłem. W ogóle żadnych mężczyzn. — Rozmówca Nicka odłożył
notes.
— Jest pan pewien, iż dobrze się pan wywiązuje z zadania?
— Proszę posłuchać, nie narzekam, że pan mnie wynajął, by obserwować tę panią, lecz tylko
tracimy czas. Mam duże doświadczenie w tych sprawach. Zauważyłbym, gdyby coś się działo.
— Czy ona… dobrze wygląda? — Detektyw nie okazał najmniejszego śladu rozbawienia
pytaniem.
— Tak dobrze, jak można było tego oczekiwać — odparł.
— Jak mam to rozumieć?
— Mało jada. Kilka razy wszedłem za nią do restauracji. W jej stanie powinna lepiej się
odżywiać.
Nick bębnił palcami w blat stolika i spoglądał przed siebie. Okazał się głupcem, sądząc, że w
ciągu paru tygodni wszystko się uspokoi. Uda mu się wrócić do poprzedniego życia i normalnej
pracy. Było zupełnie inaczej. Zupełnie nie panował nad własnymi uczuciami. Co rano przychodził
do biura, starając się nie myśleć o tej dziewczynie, i co wieczór wracał do domu pokonany.
— Myślę, że ona zamierza wyjechać z Londynu — stwierdził detektyw, a Nick przestał uderzać
palcami o blat.
— Co pan powiedział?
— Planuje zamieszkać z rodzicami. W zeszły piątek słyszałem rozmowę na ten temat. Uważa,
ż
e Londyn nie posłuży dziecku ani jej i muszę się z tym zgodzić. Moja córka mieszka w Reading.
Ma tam ogród, który dobrze robi dzieciakom, nie muszą korzystać z zatłoczonego metra, by gdzieś
pojechać, więc i tamta im szybciej stąd wyjedzie, tym lepiej. — Pokiwał głową z przekonaniem.
— Nie pytam o pańskie zdanie — rzucił Nick i zaczął się zastanawiać, kiedy Lucy opuści
Londyn. Jutro? Za tydzień? Za miesiąc? Może właśnie wsiada do taksówki, by jechać Bóg wie
gdzie, byle dalej od niego.
Ogarnęła go panika.
— Jest pan pewien? — spytał.
— Może zmienić zdanie, ale jakoś nie przypuszczam, by to zrobiła.
— Kiedy to ma nastąpić?
— Nie ustaliła daty i trudno będzie się dowiedzieć.
— Czyż nie za to panu płacę?
Detektyw wypił swoje piwo.
— Nic więcej nie mogę zrobić — rzekł. — Wezmę swoje tygodniowe honorarium i znikam.
Jedno mogę panu poradzić. Musi pan sam rozwiązać problemy, jakie ma pan z tą panią. Życzę
powodzenia, a gdyby mnie pan jeszcze potrzebował, proszę dzwonić.
Nick odprowadził go wzrokiem i przez chwilę siedział bez ruchu. A więc Roberta nie ma w
pobliżu. Nie podejrzewał, by dziewczyna okazała się sprytniejsza od detektywa, tym bardziej iż nie
wiedziała, że jest śledzona. A więc była sama i na dobre zamierzała opuścić Londyn.
Nadszedł czas na podjęcie decyzji. Stracił tyle czasu, a nie rozwiązał problemu. Lucy ciągłe
stanowiła jego obsesję, co będzie, gdy wyjedzie?
Westchnął i zacisnął powieki. Nie było pewności, że zniknie z jego myśli. Nie mógł się dłużej
oszukiwać. Pragnął ją widzieć, rozmawiać, kochać się z nią, nawet jeśli go zdradziła. To było
najgorsze. Ciągle mu jej brakowało, choć tak niecnie z nim postąpiła.
Wyobraził sobie, że dziewczyna rozgląda się właśnie po skromnym mieszkaniu, sprawdzając,
czy niczego nie zapomniała zabrać, a pod domem czeka taksówka. Teraz pewnie je zamyka,
wkłada klucz do koperty i wsuwa pod drzwi, by znalazł je gospodarz domu. Schodzi z bagażami po
schodach odpoczywając, bo ze względu na ciążę szybciej się męczy. Jedzie na stację, wsiada do
pociągu i znika z jego życia na zawsze.
Wypił ostatni łyk piwa, wstał, a potem coś kazało mu zapomnieć o dumie, wsiąść do taksówki,
podać adres Lucy i niecierpliwie czekać, aż samochód dowiezie go na miejsce.
Gdy po dwudziestu minutach podjechał pod wiktoriański domu, uzmysłowił sobie, że od chwili,
gdy wyrzucił ją z biura, nie czuł się tak dobrze jak teraz. Wszedł do małej kawiarenki i zamówił
cappuccino. Usiadł przy oknie, by obserwować ulicę. Patrzył na ludzi wychodzących ze stacji
metra. Wypił jeszcze trzy kawy i miał zamówić czwartą, gdy zobaczył Lucy.
Niosła w ręku trzy torby z zakupami, wyglądała na zmęczoną. Wyszedł z kawiarni i podążył za
nią. Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z jego bliskości.
— Nie powinnaś w tym stanie niczego dźwigać — odezwał się, a ona zmartwiała, gdy
wyjmował jej z rąk zakupy.
— Co tu robisz? — spytała w końcu.
— Ważą tonę — zauważył. — Czego nakupowałaś?
— To warzywa… — Dziewczyna zamrugała oczami, jakby chcąc sprawdzić, czy zjawa nie
zniknie. — Taniej kupować w supermarkecie niż… Co tu robisz? — powtórzyła.
— Muszę z tobą porozmawiać.
Przez głowę przemknęło jej wspomnienie ostatniej rozmowy i aż się cofnęła.
— Czyż już nie rozmawialiśmy? Możesz mi oddać torby? Dam sobie radę.
Mężczyzna zignorował prośbę.
— Słuchaj, ostatnim razem powiedziałeś wszystko, co chciałeś powiedzieć. Odejdź, proszę, i
zostaw mnie w spokoju. Nie życzę sobie, żebyś tu przychodził i znów na mnie krzyczał.
Łatwiej by było przestać istnieć, niż zniknąć z jej życia, pomyślał.
— Nie będę krzyczał. Chcę tylko porozmawiać.
— O czym? — Wyciągnęła rękę, by wziąć torby, lecz udał, że tego nie widzi.
Otworzyła drzwi i pozwoliła, żeby wszedł po schodach. Nick czuł, iż stopniowo wygasa w niej
wrogość.
— Możesz mi wreszcie wyjaśnić, o co chodzi? — dociekała, gdy znaleźli się w mieszkaniu.
Miała potargane wiatrem włosy, co zawsze kochał w jej wyglądzie.
— Jak się czujesz? — spytał.
— Dobrze.
— Nie zapytasz, co u mnie?
— To mnie nie interesuje.
Mało mu było tego, co zaszło między nimi ostatnim razem, więc znów się pojawił, pomyślała.
— Ani trochę?
— Nie zasługujesz na to.
— Nie ułatwiasz mi sytuacji.
— Masz to, na co zasłużyłeś. — Roześmiała się smutno.
— Zmizerniałaś, pewnie źle się odżywiasz.
— Od kiedy zajmuje cię moje zdrowie? — Nie mogła na niego patrzeć, odwróciła się i ruszyła
do kuchni.
Zaraz tego pożałowała, bo Nick podążył za nią, a na małej przestrzeni nie można było się
ruszyć, by się o niego nie otrzeć.
— Przecież jestem podłą intrygantką, która razem z kochankiem chciała cię wykorzystać.
— Wiem, że nie widziałaś się z nim od powrotu do Anglii.
— Co?
— Słyszałaś. — Mężczyzna usiadł przy stole.
— Skąd wiesz? — Spróbowała się roześmiać.
— Bo kazałem cię obserwować — powiedział spokojnie.
— Co takiego? Jak śmiałeś?
— Musiałem się dowiedzieć… — Nick spuścił wzrok.
— Możesz mi wyjaśnić, czego musiałeś się dowiedzieć?
— Czy nadal widujesz się z tym człowiekiem? — Mężczyzna czuł się tak niezręcznie, że aż
pociemniał na twarzy.
— Masz na myśli Roberta? Co za różnica, czy się z nim widuję czy nie? To w ogóle nie
powinno cię obchodzić, odkąd odkryłeś naszą podłą intrygę.
— Wiesz, co skłoniło mnie do przyjścia tutaj? Wykorzystałaś mnie i możesz mi wierzyć, że
zasługujesz na wszystkie oskarżenia.
— Wiedziałam, iż nie pojawiłeś się, by porozmawiać. Prędzej czy później musisz zacząć
swoje…
— Nosisz dziecko innego mężczyzny! Jak myślisz, jak się z tym czuję? Sądzisz, że łatwo mi
siedzieć tutaj i rozmawiać z tobą? Nie obchodzi mnie, czyje to dziecko. Uważasz, iż byłem
szczęśliwy, wynajmując prywatnego detektywa, bo nie mogłem znieść myśli, że nie wiem, co się z
tobą dzieje?
Lucy otworzyła usta ze zdumienia. Początkowo nie mogła zrozumieć, co do niej mówił.
Przecież chyba nie wyznawał miłości. Ledwie była w stanie oddychać.
— To twoje dziecko — wymamrotała.
— Niemożliwe. — Nick chciał wstać, lecz nie zdołał się poruszyć.
— Jak to? Przecież byliśmy ze sobą. Na początku nie stosowaliśmy zabezpieczenia. Mama
nigdy nie opowiadała ci o ptaszkach i pszczółkach? Nie wiesz, skąd się biorą dzieci?
Nick zacisnął zęby.
— To niemożliwe, bo ja nie mogę mieć potomstwa — wyrzucił z siebie w końcu.
Lucy zamarła.
— Jesteś wysterylizowany?
— Skądże! Zawsze chciałem założyć rodzinę.
Nie przypuszczał, że kiedykolwiek to komuś wyzna. Tak długo ukrywał swój sekret. Uczucie,
iż wydaje się na cudzą łaskę, sprawiało, że nie wiedział, co mówić. Ale uwielbiał tę kobietę, nawet
jeśli go zwiodła. Pragnął, by go teraz pokochała.
— Skąd wiesz, że nie możesz być ojcem?
— Bo kiedy ożeniłem się z Gina, pragnąłem stworzyć prawdziwą rodzinę, ale się nie udało. —
Westchnął. — Poszła do lekarza i dowiedziała się, że nic jej nie dolega. Ja też zrobiłem badania.
Powiedziano, iż… nie wszystko jest w porządku.
— Usłyszałeś to od lekarza?
— Gina odebrała wyniki badań i wszystko mi przekazała. Wiedziała, że nie zechcę tego czytać,
więc dokładnie streściła.
— Okłamała cię.
— Co?
— Skłamała. Bo ja noszę twoje dziecko. Zapewniam cię, że nigdy nie spałam z Robertem.
W sercu Nicka pojawiła się iskierka nadziei, lecz natychmiast zgasiła ją myśl, że Lucy znów go
zwodzi.
— Jest tylko jeden sposób, by poznać prawdę, jeśli jesteś na tyle odważny, żeby to zrobić.
Wrócić do lekarza i zbadać się jeszcze raz. Naprawdę chciałeś się mną zająć, nawet gdy uważałeś,
iż dziecko nie jest twoje? — spytała z niedowierzaniem.
— Czy to moja wina, że cię pokochałem?
— Kochasz mnie?
— Znowu zaczynasz? — mruknął, a dziewczyna podeszła tak blisko, że teraz mogła go już
dotknąć.
Uniosła głowę i drżącymi palcami pogłaskała po włosach.
— Zrób test, Nick. Dziecko jest twoje, a ja cię kocham. Myślę, że urodziłam się, by cię kochać,
i nie przestałam, nawet gdy kazałeś mi odejść i wyzwałeś od najgorszych. Uwielbiam cię, więc nie
chcę, byś wątpił, że to nasze dziecko.
Łatwiej powiedzieć niż wykonać, pomyślał mężczyzna dwa dni później, czekając u lekarza na
wyniki badań. Lucy siedziała obok i trzymała go za rękę.
— No cóż… — zaczął doktor Thomas. — Muszę stwierdzić, że…
— Że jestem… — przerwał Nick.
— Płodny, jak każdy pełnokrwisty mężczyzna. Może pan mieć tyle dzieci, ile dusza zapragnie,
nawet tuzin.
— Tuzin! Możemy mieć dużo dzieci! — Uszczęśliwiony Nick zwrócił się do Lucy.
— Och! — Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję, a w taksówce, która wiozła ich do domu,
ledwie wstrzymywała łzy radości.
— Nie rozumiem, czemu Gina cię okłamała? Teraz wiedziała już wszystko o jego nieudanym
małżeństwie i miała pewność, że nie będzie żyła w cieniu tamtej kobiety.
— Bo chciała mieć wobec mnie kartę atutową. Ilekroć się kłóciliśmy, wysuwała to jako
ostateczny argument, by mnie zranić. Wiedziała, iż wyjdę z domu, bo nie mogę nic odpowiedzieć,
gdy oskarżała mnie, że nie jestem mężczyzną, jakiego spodziewała się we mnie znaleźć — rzekł,
trzymając Lucy na kolanach.
Oboje siedzieli na kanapie, a on tulił ukochaną w ramionach i gładził jej lekko wypukły brzuch,
zapowiadający, że za jakiś czas urodzi się ich dziecko.
— Trudno w to uwierzyć. Nie dziw się, iż zareagowałem tak a nie inaczej, gdy powiedziałaś mi
o ciąży.
— To zrozumiałe. Straciłeś do mnie zaufanie.
— Ale nie mogłem przestać cię kochać. — Przesunął dłonią wyżej i zaczął pieścić jej piersi,
które teraz były cięższe i pełniejsze niż kiedyś.
Dotknął napiętego sutka i uśmiechnął się, gdy westchnęła z rozkoszy.
— Mamy teraz tylko jedno do zrobienia — szepnął, patrząc jej w oczy.
— Czy zapraszasz mnie do łóżka?
— To również, ale myślę przede wszystkim o małżeństwie. I to im szybciej, tym lepiej.
Lucy przymknęła oczy ze szczęścia.
— Kiedy, kochanie?
— Tak szybko, jak to możliwe.
— Mogę zaraz…