tytuł: "Ulica Szarlatanów"
autor: Konstanty Ildefons Gałczy
ń
ski
tekst wklepał: happy@idn.org.pl
W serii ukazały si
ę
wiersze:
Krzysztofa Kamila Baczy
ń
skiego
„Pot mnie a pot Bogu" ~
Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej
„Erotyki"
Artura Rimbauda
..Sezon w piekle. Iluminacje"
Bolesława Le
ś
miana
„Cudotwory miłosne"
Juliana Tuwima
„Ostry erotyk"
Adama Mickiewicza
„Miej serce"
Władysława Broniewskiego
„Po co
ż
yjemy"
Guillaume'a Apollinaire'a
„Wiersze i listy miłosne"
W przygotowaniu wybór wierszy
Jana Kochanowskiego
* * *
Wst
ę
p
Maciej Cislo
'Pfo's2yAsI<i i S-k<a
WARSZAWA 1998
Projekt graficzny serii
Maria Komorowska
Ilustracja na okładce
ARTBANK/Intemational
Redaktor serii
AnnaJanko
Redaktor techniczny
Anna Troszczy
ń
ska
Łamanie komputerowe
Agnieszka Dwili
ń
ska
Korekta
Jolanta Sier
ż
an
ISBN 83-7180-303-6
Wydawca
Prószy
ń
ski i S-ka SA
02-651 Warszawa, ul. Gara
ż
owa 7
Druk i oprawa
Łódzkie Zakłady Graficzne
90-019 Łód
ź
, ul. Dowborczyków 18
Muzie nó
ż
ki całuj
ę
Ty lubisz kotleta
a ja wol
ę
Hamleta
- takie wierszyki układał Konstanty Ildefons Gał-
czy
ń
ski jako maiy chłopiec. Konstanty urodził si
ę
w 1905 roku, 23 stycznia, w dzie
ń
ś
w. Ildefonsa, pa-
trona Hiszpanii. Zawsze był inny ni
ż
reszta dzieci,
nie kopał piłki, nie zapisał si
ę
do skautów, kochał
ksi
ęż
yc i skrzypce, sztuki magiczne i ksi
ąż
ki. Uczył
si
ę
sam j
ę
zyków.
Nie zapisał si
ę
do skautów - a potem do
ż
adnej
innej organizacji społecznej, bo nie lubił
ż
ycia w tłu-
mie. Oskar
ż
ano go w ró
ż
nych momentach o nie-
słuszne sympatie polityczne. Nietrafnie; Gaiczy
ń
ski
nie miał w ogóle tego rodzaju sympatii. Napomyka
o tym w jednym z wierszy:
„Nastawienia" społeczne? Dla karzełków.
Recenzje niedorzeczne? Dla zgiełku.
Poeto, plu
ń
, gdzie komuna, sanacja i endecja.
Tylko ona ci
ę
zbawi, przekl
ę
ta i jedyna -
i na gwiazdy wyprawi, rytm
ś
wi
ę
ty, mowa inna -
poezja.
Gaiczy
ń
ski nie był w istocie prawicowy, lewicowy
ani centrowy: był z innego
ś
wiata. Prawd
ą
jest zara-
zem,
ż
e dla wygody brał czasem posad
ę
poety dwor-
skiego. Przed wojn
ą
wysługiwał si
ę
ONR-owi, po
wojnie - PZPR-owi. Na zamówienie partyjne uło
ż
ył
bardzo głupi „Poemat dla zdrajcy", wymierzony prze-
ciwko Czesławowi Miłoszowi, który w 1951 r. wy-
brał wolno
ść
na Zachodzie. Jan Lecho
ń
, po zapozna-
niu si
ę
z tym utworem, rzucił w swym „Dzienniku"
pod adresem Gałczy
ń
skiego krótki epitet: „Bydl
ę
".
Czesław Miłosz wyszydził dobrodusznie Konstante-
go Ildefonsa w swoim „Zniewolonym umy
ś
le", daj
ą
c
mu kryptonim „Delta".
Gałczy
ń
ski kochał by
ć
poet
ą
, i kochał te
ż
kocha
ć
.
Nie obchodzi go
ś
wiat, obchodzi go miło
ść
. W wier-
szu skierowanym do
ż
ony pisze:
Jedni mówi
ą
: - On jest nasz!
Drudzy mówi
ą
: - On jest nasz!
A ja jestem tylko twój, jedyna.
Jedni mnie kusz
ą
na Wschód,
drudzy ci
ą
gn
ą
mnie na Zachód,
a ja wol
ę
, po wypłacie, z tob
ą
i
ść
do kina
ś
aden polski poeta nie napisał swojej
ż
onie tylu
pi
ę
knych wierszy, co Gaiczy
ń
ski. W jednym z pierw-
szych, skierowanych do 18-letniej Natalii, nazywaj
ą
„matk
ą
". Jest to charakterystyczne. Według niektó-
rych biografów, Natalia uchroniła Konstantego przed
ż
yciowym upadkiem. Poeta cierpiał na cykliczne de-
presje; pił wtedy i szalał. Rzucał si
ę
do okien, chciał
si
ę
zabi
ć
. Raz w ostatniej chwili złapano go za nog
ę
.
Natalia nazywała Konstantego „Kotem", a on j
ą
„Pa-
wełkiem" - nie wiadomo dlaczego. Tak
ą
miał fantazj
ę
.
Fantazja: trudno sobie przedstawi
ć
artyst
ę
, który
byłby jej pozbawiony. Jednak wyobra
ź
nia Gaiczy
ń
-
skiego zasługuje na szczególn
ą
uwag
ę
. Poeta był kre-
acjonist
ą
, zarówno na pi
ś
mie jak w
ż
yciu. Lubił po-
wtarza
ć
za Janem Kochanowskim: „Ja inaczej nie
pisz
ę
, jeno jako
ż
yj
ę
". Ch
ę
tnie ustawiał si
ę
do foto-
grafii w oryginalnych sytuacjach, ubiorach i pozach,
na tle dziwnych wn
ę
trz i ornamentów. Nosił krawa-
ty zawi
ą
zane w du
ż
y, lu
ź
ny w
ę
zeł. Robił przera
ż
aj
ą
-
ce miny, a gdy intensywnie rozmy
ś
lał, szarpał sobie
brwi. Po pijanemu improwizował dla przyjaciół osob-
ne scenki teatralne w kawiarniach i na ulicach, nie-
kiedy w złym gu
ś
cie. Udziwnił sobie charakter pi-
sma; „d" i „z" kre
ś
lił z grecka; litery stawiał du
ż
e
i dziecinne. U
ż
ywał zawsze zielonego atramentu. Do
drukar
ń
posyłał wył
ą
cznie manuskrypty.
Poet
ę
fascynowały barokowe ambiwalencje. Potra-
fił w jednym utworze modli
ć
si
ę
i drwi
ć
, robi
ć
gryma-
sy i wylewa
ć
łzy, marzy
ć
o szcz
ęś
ciu i wcale w nie
nie wierzy
ć
. W takich sprzeczno
ś
ciach zawiera si
ę
-
zauwa
ż
my - niemała prawda o ludzkich uczuciach.
Marzyciel Gałczy
ń
ski wiele w swych wierszach zmy-
ś
lił, tylko uczu
ć
nie zmy
ś
lał. Zapewne te
ż
dlatego nie
udawały mu si
ę
utwory pisane na zamówienie poli-
tyczne, w rodzaju „Poematu dla zdrajcy"...
Gałczy
ń
ski był w uczuciach stały. W 1946 roku
powrócił do
ż
ony Natalii, cho
ć
zaraz po wojnie zało-
ż
ył inn
ą
rodzin
ę
. Po wyj
ś
ciu ze stalagu pod Magde-
burgiem poznał wi
ęź
niark
ę
O
ś
wi
ę
cimia i Ra-
yensbriick, Lucyn
ę
Wolanowsk
ą
. Miał z ni
ą
syna,
który dzi
ś
mieszka w Australii. „Do Eurydyki wróci-
łem, prowincjonalny Orfeusz...", napisał potem tro-
ch
ę
drwi
ą
co, po swojemu, w wierszu pt. „Powrót do
Eurydyki".
Natalia i Konstanty pobrali si
ę
w roku 1929 w ob-
rz
ą
dku prawosławnym.
Ś
lubne korony trzymali nad
nimi przez godzin
ę
poeci Stanisław Ryszard Dobro-
wolski i Stanisław Maria Sali
ń
ski, wybrani do tej roli
dla krzepko
ś
ci postury. Sami Gałczy
ń
scy byli oboje
male
ń
cy, ona
ś
liczna, on - „troch
ę
karzeł, troch
ę
bła-
zen", jak napisał Czesław Miłosz. Konstanty miał du-
żą
głow
ę
, zielone oczy, wysokie czoło i szerokie, łako-
me usta. Nowo
ż
e
ń
cy byli bardzo biedni, tote
ż
po
ś
lubie nie urz
ą
dzili wesela, tylko pojechali do lunapar-
ku,
ż
eby postrzela
ć
z wiatrówki do papierowych ró
ż
.
O zielony Konstanty, o srebrna Natalio!
Cala wasza wieczerza dzbanuszek z konwali
ą
...
- zdaje si
ę
,
ż
e w tym wierszyku zatytułowanym
„O naszym gospodarstwie" zawarta została bardzo
prawdomówna relacja z pierwszych dni wspólnego
ż
ycia.
Natalia Awaiow była córk
ą
Rosjanki i oficera gru-
zi
ń
skiego. Studiowała na Uniwersytecie Warszaw-
skim romanistyk
ę
. Z racji doskonałej znajomo
ś
ci j
ę
-
zyka rosyjskiego dorabiała tłumaczeniami, niekiedy
utrzymuj
ą
c po prostu dom Gałczy
ń
skich. Konstanty
Ildefons studiował w Warszawie filologi
ę
klasyczn
ą
i anglistyk
ę
, obu nie ko
ń
cz
ą
c. Ten fantasta napisał
słynn
ą
prac
ę
seminaryjn
ą
o nieistniej
ą
cym geniuszu
brytyjskiej literatury Cheatsie („cheat" znaczy po an-
gielsku „oszust"). Skomponował oryginalne utwo-
ry Anglika, wymy
ś
lił mu biobibliografi
ę
, grono
uczniów, komentatorów itd.
W roku 1931 Gałczy
ń
scy pojechali do Berlina;
Konstanty podj
ą
ł tu prac
ę
w konsulacie polskim. Po-
prawiła si
ę
ich sytuacja materialna, ale
ż
ycie urz
ę
dni-
cze nudziło poet
ę
. Pewnego razu sam sobie udzielił
urlopu i ruszył na zwiedzanie Europy. Kiedy wrócił,
ju
ż
na
ń
czekała dymisja. Galczy
ń
ski postanawia
ż
y
ć
odt
ą
d wył
ą
cznie z pióra. Znajduje przysta
ń
w Wil-
nie, gdzie blisko współpracuje z radiem, układa tek-
sty piosenek (m.in. dla Ordonki), z dum
ą
nazywa
siebie nast
ę
pc
ą
starodawnych goliardów i rybaków,
tworz
ą
cych na zamówienie publiczne.
Publiczno
ść
zasi
ę
jest tym drogowskazem,
czego nie mog
ą
poj
ąć
ró
ż
ni durnie.
Je
ż
eli błaze
ń
stw pragnie, b
ą
d
ź
jak błazen,
je
ś
li koturnów, sta
ńż
e na koturnie
- tak mówi w parodii „Listu do Pizonów" Horacego,
w swojej ars poetice zatytułowanej „List do krawca
Teofila".
Gałczy
ń
ski szydzi z arystokraty Horacego, a jed-
nak czyta go w oryginale i całe
ż
ycie podziwia. Jest
klasycyst
ą
, którego nigdy nie uwiodła Awangarda.
Bywa zarazem dionizyjski, rozchełstany, pijany i po
prostu byle jaki! Pisze bardzo nierówne utwory - ta-
ka jest m.in. cena płacona za przyj
ę
cie mecenatu wy-
idealizowanej „publiczno
ś
ci"...
O, kiedy wiersze stan
ą
si
ę
monet
ą
,
Có
ż
to za rozkosz by
ć
wtedy poet
ą
...
Gwoli sprawiedliwo
ś
ci trzeba powiedzie
ć
,
ż
e Gał-
czy
ń
ski nie pił a
ż
tyle, jak niektórzy twierdz
ą
. Wpadł
w alkoholizm jeszcze w latach gimnazjalnych, ale
trzymał si
ę
w ryzach poza okresami depresji, co moc-
no podkre
ś
la w rodzinnych wspomnieniach córka Ki-
ra. Był autorem punktualnym, słownym, powa
ż
nie
traktuj
ą
cym obstalunki literackie. Miał zwyczaj wsta-
wania o
ś
wicie, razem z ptakami. Umiał ładnie gwiz-
da
ć
, na
ś
laduj
ą
c ptaki...
Tu warto wtr
ą
ci
ć
słowo o
ś
piewno
ś
ci poezji Gał-
czy
ń
skiego. Wiele nadrealistycznie pomy
ś
lanych
utworów utrzymuje sw
ą
spoisto
ść
tylko dzi
ę
ki
wspólnocie rytmu i rymu. Czasem fragmenty poema-
tów autor poprzedza włoskimi okre
ś
leniami tempa
muzycznego. W tre
ś
ci wierszy odzywaj
ą
si
ę
instru-
menty: mandoliny, bałałajki, organy, tr
ą
bki, dzwony,
saksofony, b
ę
bny, okaryny, skrzypce, gitary, wiolon-
czele, syringi, katarynki, liry itd, itd. Meloman Gał-
czy
ń
ski zapraszał do siebe niekiedy przyjaciół na
koncerty z płyt. Któ
ż
dzi
ś
towarzysko słucha muzy-
ki? Dzi
ś
ogl
ą
da si
ę
telewizj
ę
.
Poeta miał trudno
ś
ci z opublikowaniem pierwsze-
go zbioru wierszy. Uko
ń
czył 30 lat, a tom wci
ąż
si
ę
nie mógł ukaza
ć
. Wreszcie z propozycj
ą
dofinanso-
10
wania wyst
ą
piło nacjonalistyczne „Prosto z Mostu".
W roku 1937 ujrzały zatem
ś
wiatło dzienne „Utwo-
ry poetyckie". Ksi
ąż
ka była nierówna; autor w przed-
mowie sam siebie za to nie lubi. Pisze tak: „S
ą
tu
wiersze, które kocham, które lubi
ę
, które szanuj
ę
,
których nie chc
ę
, o które nie dbam i z których
ż
artu-
j
ę
". Gałczy
ń
ski podj
ą
ł współprac
ę
z tygodnikiem
„Prosto z Mostu" jeszcze w roku 1935. Honoraria by-
ły tu na tyle wysokie,
ż
e Natali
ę
i Konstantego sta
ć
było na wynaj
ę
cie w 1936 domu w Aninie pod War-
szaw
ą
. Nast
ę
pny zbiór poezji ukazał si
ę
dopiero po
wojnie, i to jako kuriozum. Ksi
ąż
ka wyszła w 1946
w Rzymie i zawierała wiersze zrekonstruowane z pa-
mi
ę
ci przez wielbiciela talentu Gałczy
ń
skiego, Jana
Olechowskiego.
Dla poety wojna sko
ń
czyła si
ę
17 wrze
ś
nia 1939
roku. Dostał si
ę
jako
ż
ołnierz Korpusu Ochrony Po-
granicza do niewoli rosyjskiej i zgin
ą
łby w Katyniu
gdyby nie to,
ż
e nie był oficerem. A nie był nim dla-
tego,
ż
e jeszcze jako student zachowywał si
ę
skan-
dalicznie w podchor
ąż
ówce i został z niej wyrzucony.
Na szcz
ęś
cie dla polskiej poezji!... W wyniku rosyj-
sko-niemieckiej wymiany je
ń
ców Gałczy
ń
ski trafił do
stalagu Altengrabow. Tutaj przez lata niewoli napisał
tylko kilka wierszy, z których najsłynniejsza jest chy-
ba „Pie
śń
o
ż
ołnierzach Westerplatte". Przez pi
ęć
miesi
ę
cy 1941 roku prowadził notatnik wojenny,
który ma ujrze
ć
ś
wiatło dzienne w roku 2003, pół
wieku po
ś
mierci autora.
W 1946 Gałczy
ń
ski doł
ą
czył do
ż
ony i córki
w Krakowie, które zamieszkiwały tu po wyje
ź
dzie ze
11
zrujnowanej Warszawy. Nawi
ą
zuje współprac
ę
z „Przekrojem", gdzie umieszcza słynny cykl „Zielo-
nych g
ę
si" oraz „Listów z fiołkiem". Wyst
ę
puje te
ż
na scenie teatrzyku satyrycznego „Siedem Kotów".
Tworzy mnóstwo nowych wierszy; jest najpłodniej-
szym powojennym poet
ą
w Polsce. Rodzina gnie
ź
dzi
si
ę
w opisywanym wielokrotnie kołchozie literackim
przy Krupniczej 22. Jest tu ciasno ale wesoło; co so-
bota w stołówce odbywaj
ą
si
ę
pota
ń
cówki. W lecie
towarzystwo przenosi si
ę
do ogrodu i hałasuje do
pó
ź
na w nocy. Rej wodzi niezmordowany Stanisław
Dygat, a najbardziej cierpi Jerzy Zawieyski, przyszły
poseł na Sejm z ramienia „Znaku". Pan Jerzy wybie-
ga czasem na balkon i ciska w rozwydrzony tłumek
to butem, to krzesłem, to czajnikiem.
Rok 1948 zastaje Gałczy
ń
skich w Szczecinie. Ma-
j
ą
tu cał
ą
will
ę
dla siebie, ale rado
ść
trwa krótko. Po-
eta w czerwcu przechodzi zawał serca. Leczy si
ę
w Warszawie, gdzie udaje mu si
ę
te
ż
zdoby
ć
miesz-
kanie w Alei Ró
ż
.
Nadci
ą
gaj
ą
lata ponurego socrealizmu i pot
ę
pie
ń
ciskanych na głow
ę
autora „Listów z fiołkiem". Z try-
buny zjazdowej Zwi
ą
zku Literatów Polskich Adam
Wa
ż
yk oskar
ż
a Gałczy
ń
skiego o szerzenie „estetycz-
nych smaczków i pi
ę
knostek bur
ż
uazyjnej poetyki
z czasów imperialistycznych". W krakowskim „Prze-
kroju" przestaj
ą
si
ę
ukazywa
ć
„Zielone g
ę
si", a ich
twórca ma coraz wi
ę
ksze kłopoty z opublikowaniem
czegokolwiek. Znów zapada na zdrowiu. Jako rekon-
walescent sp
ę
dza lato w le
ś
niczówce Pranie na Ma-
zurach.
12
Gałczy
ń
ski coraz wi
ę
cej pije, i to go w ko
ń
cu
u
ś
mierci. Coraz cz
ęś
ciej przemieszkuje na Mazurach.
Obecnie w Praniu jest muzeum jego imienia. W roku
1951 zd
ąż
ył jeszcze dla Polskiego Radia nagra
ć
ta-
ś
m
ę
ze swymi wierszami. Dzi
ę
ki temu mo
ż
emy dzi
ś
słucha
ć
jego własnej interpretacji „Zaczarowanej do-
ro
ż
ki", utworu, któremu po
ś
wi
ę
cono osobn
ą
tablic
ę
pami
ą
tkow
ą
, wmurowan
ą
w jedn
ą
z kamienic na
Rynku w Krakowie. W Szczecinie „Doro
ż
ka" ma
nawet cały pomnik!...Nawiasem mówi
ą
c, w 1998
„Przekrój" ogłosił Kraków
ś
wiatow
ą
Stolic
ą
Doro
ż
ek
i Fiakrów... A zacz
ę
ło si
ę
tu wszystko od Jana Kacza-
ry, prawdziwego furmana, który woził poet
ę
ulicami
pod Wawelem recytuj
ą
c własne wiersze, gdy
ż
cier-
piał na wcale nie tak rzadk
ą
u ludzi mani
ę
rymowa-
nia.
W roku 1952 Gałczy
ń
ski przeszedł kolejny zawał,
a w 1953 - jeszcze jeden. 6 grudnia nic nie zapowia-
dało ostatecznego nieszcz
ęś
cia; Konstanty zabrał si
ę
jak zwykle do pracy. Poprosił Natali
ę
o herbat
ę
.
ś
o-
na poszła do kuchni. Kiedy wróciła po kilku chwi-
lach, poeta ju
ż
nie
ż
ył. Pochowany został w Warsza-
wie, na Wojskowych Pow
ą
zkach.
Maciej Cisło
[Pyłem ksi
ęż
ycowym...]
Pyłem ksi
ęż
ycowym by
ć
na twoich stopach,
wiatrem przy twej wst
ąż
ce, mlekiem w twoim kubku,
papierosem w ustach,
ś
cie
ż
k
ą
po
ś
ród chabrów,
ławk
ą
, gdzie spoczywasz, ksi
ąż
k
ą
, któr
ą
czytasz.
Przeszy
ć
ci
ę
jak nitka, otoczy
ć
jak przestwór,
by
ć
porami roku dla twych drogich oczu
i ogniem w kominku, i dachem, co chroni
przed deszczem.
14
Ju
ż
kocham ci
ę
tyle lat
Ju
ż
kocham ci
ę
tyle lat
na przemian w mroku i w
ś
piewie,
mo
ż
e to ju
ż
jest osiem lat,
a mo
ż
e dziewi
ęć
- nie wiem;
spl
ą
tało si
ę
, zmierzchło - gdzie ty, a gdzie ja,
ju
ż
nie wiem - i my
ś
l
ę
w pół drogi,
ż
e ty
ś
jest rewolta i kl
ę
ska, i mgła,
a ja to twe rz
ę
sy i loki.
25
List je
ń
ca
Kochanie moje, kochanie,
dobranoc, ju
ż
jeste
ś
senna -
i widz
ę
Twój cie
ń
na
ś
cianie,
i noc jest taka wiosenna!
Jedyna moja na
ś
wiecie,
jak
ż
e wysławi
ę
Twe imi
ę
?
Ty jeste
ś
mi wod
ą
w lecie
i r
ę
kawic
ą
w zimie;
Ty
ś
szcz
ęś
cie moje wiosenne,
zimowe, latowe, jesienne -
lecz powiedz mi na dobranoc,
wyszeptaj przez usta senne:
za có
ż
to taka zapłata,
ten raj przy Tobie tak błogi?...
Ty jeste
ś
ś
wiatłem
ś
wiata
i pie
ś
ni
ą
mojej drogi.
Stalag Altengrabow, 19 III 1942
16
Rozmowa liryczna
- Powiedz mi, jak mnie kochasz.
- Powiem.
- Wi
ę
c?
- Kocham ci
ę
w sło
ń
cu. I przy blasku
ś
wiec.
Kocham ci
ę
w kapeluszu i w berecie.
W wielkim wietrze na szosie i na koncercie.
W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach.
I gdy
ś
pisz. I gdy pracujesz skupiona.
I gdy jajko roztłukujesz ładnie -
nawet wtedy, gdy ci ły
ż
ka spadnie.
W taksówce. I w samochodzie. Bez wyj
ą
tku.
I na ko
ń
cu ulicy. I na pocz
ą
tku.
I gdy włosy grzebieniem rozdzielisz.
W niebezpiecze
ń
stwie. I na karuzeli.
W morzu. W górach. W kaloszach. I boso.
Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i noc
ą
.
I wiosn
ą
, kiedy jaskółka przylata.
- A latem jak mnie kochasz?
-Jak tre
ść
lata.
- A jesieni
ą
, gdy chmurki i humorki?
- Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki.
- A gdy zima posrebrzy ramy okien?
- Zim
ą
kocham ci
ę
jak wesoły ogie
ń
.
Blisko przy twoim sercu. Koło niego.
A za oknami
ś
nieg. Wrony na
ś
niegu.
2. Ulica szarlatanów
17
Pro
ś
ba o wyspy szcz
ęś
liwe
A ty mnie na wyspy szcz
ęś
liwe zawie
ź
,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj,
ty mnie ukołysz i u
ś
pij, snem muzykalnym zasyp,
otuma
ń
,
we
ś
nie na wyspach szcz
ęś
liwych nie przebud
ź
ze snu.
Poka
ż
mi wody ogromne i wody ciche,
rozmowy gwiazd na gał
ę
ziach pozwól mi słysze
ć
zielonych,
du
ż
o motyli mi poka
ż
, serca motyli przybli
ż
i przytul,
my
ś
li spokojne ponad wodami pochyl miło
ś
ci
ą
.
18
Miła moja
Prawda: na auto nie sta
ć
nas,
miła moja.
Lecz spójrz: tylko si
ę
durnie spiesz
ą
-
ile
ż
dostojniej chodzi
ć
pieszo,
miła moja.
Na Londyn tak
ż
e brak funduszów,
miła moja.
Lecz po co Londyn? Londyn - nora:
W „Paris-Soir" czytałem wczoraj,
ż
e markiz Q., to jest baronet,
psim makaronem otruł
ż
on
ę
...
Jasna cholera z takim Londynem,
miła moja!
Na kawior z Kremla, na jesiotra
równie
ż
nie mamy, miła moja.
Lecz na có
ż
Kreml, gdy mam twoje biodra?
biodra s
ą
złote, a noc modra.
A jeszcze mamy lampk
ę
wina
i konto w niebie u serafina.
Wi
ę
c gwi
ż
d
ż
na auto, Kreml i Londyn,
miła moja.
19
Bal u Salomona
Je
ś
li to wszystko pisz
ę
, moja male
ń
ka
ż
ono,
złoty male
ń
ki bo
ż
e mój,
to przecie
ż
wiesz,
ż
e s
ą
nam potrzebne pieni
ą
dze
i
ż
e m
ąż
musi krzycze
ć
, a
ż
eby był szcz
ęś
liwy,
i
ż
e chciałby pomóc milionom,
i
ż
e chciałby si
ę
nad innych wywy
ż
szy
ć
,
i
ż
e jeszcze ma takie sprawy na sercu,
które musz
ą
by
ć
wypowiedziane,
wydarte i skonstruowane,
i szumi
ą
ce jak drzewo,
jak podró
ż
do Taorminy.
A je
ś
li to nie ta noc, o której marz
ę
od lat
(te słowa zwracam do ciebie, Ksi
ążę
Nonsensu),
to powiedz od razu, po prostu,
nie b
ę
dziemy oceanów owija
ć
w bawełn
ę
.
Wsparty na Watermanie
jak pielgrzym odejd
ę
w otchłanie
absolutnego zw
ą
tpienia,
gdzie nie ro
ś
nie nic
i nic si
ę
nigdy nie zmienia...
(...)
Nad lustrem si
ę
kr
ę
c
ę
na małych skrzydełkach
jak kapłan-karzełek u swego ołtarza;
20
ołtarz mnie przera
ż
a,
wzrok mój mnie przera
ż
a -
musz
ę
by
ć
po prostu chory,
bo mam du
ż
o wódki w sercu.
(...)
- Bardzo si
ę
dziwi
ę
,
ż
e pani nie widziałem
a
ż
przez 14 ksi
ęż
yców.
- A co pan robił przez te 14 ksi
ęż
yców?
-Jak to, co robiłem? Płakałem.
Troch
ę
w dolarach robiłem, Madame,
troch
ę
w nostalgii i smutku.
Ach, jestem taki blady, taki sam-
ach, pogłaskaj mnie po cichutku...
(...)
Jak Biblia, co si
ę
jak ryba gastrycznie przypomina,
jak garbata dziewczyna w cieniu pianina,
jak krótkie spi
ę
cie, co si
ę
ustawicznie powtarza,
jak nuda w poczekalni lekarza,
jak idiosynkrazja w dzie
ń
, a w nocy mania,
jak hipopotama dypsomania
i jak te jodły na gór szczycie -
takie jest moje
ż
ycie.
(...)
Piosenka
Moja mała bardzo lubi rosół,
moja smagła, moja smukła.
Gdy je rosół, to ja jestem wesół,
bo to szcz
ęś
cie, gdy jest rosół i bułka.
W ober
ż
y dla bezrobotnej inteligencji,
pod afiszem Ligi Morskiej i Rzecznej,
moja mała ma miejsce bezpieczne,
du
żą
ły
ż
k
ę
trzyma w małej r
ę
ce.
Tu
ż
w szachy graj
ą
dwa biedne diabły -
.
ś
nieg,
ś
nieg po Wilnie hula.
Kre
ś
l
ę
na dłoni smukłej i smagłej
drog
ę
dla bajki o Trzech Królach.
22
O naszym gospodarstwie
FRASZKA
O, zielony Konstanty, o, srebrna Natalio!
Cała wasza wieczerza dzbanuszek z konwali
ą
;
wokół dzbanuszka skrzacik chodzi z halabard
ą
,
broda siwa, lecz dobrze splamiona musztard
ą
,
wida
ć
, podjadł, a wy
ś
cie przejedli i fanty -
o, Natalio zielona, o, srebrny Konstanty!
23
Zaczarowana doro
ż
ka
Natalii -
która jest latarni
ą
zaczarowanej doro
ż
ki
I
Allegro
Zapytajcie Artura,
daj
ę
słowo: nie kłami
ę
,
ale było jak ulał
sze
ść
słów w tym telegramie:
ZACZAROWANA DORO
ś
KA
ZACZAROWANY DORO
ś
KARZ
ZACZAROWANY KO
Ń
.
Có
ż
, według Ben Alego,
czarnomistrza Krakowa,
„to nie jest nic takiego
doro
ż
k
ę
zaczarowa
ć
,
dosy
ć
fiakrowi w oczy
błysn
ąć
specjaln
ą
broszk
ą
i ju
ż
e
ś
zauroczył
doro
ż
karza z doro
ż
k
ą
,
ale ko
ń
- nie". Wi
ę
c dzwoni
ę
:
- Serwus, to pan Ben Ali?
24
Czy to mo
ż
liwe z koniem?
- Nie, pana nabujali.
Zadr
ż
ałem. Druga w nocy.
Pocztylion stał jak pika.
I urosły mi włosy
do samego
ś
wiecznika:
ZACZAROWANA DORO
ś
KA?
ZACZAROWANY DORO
ś
KARZ?
ZACZAROWANY KO
Ń
?
Niedobrze. Serce. Głowa.
W dodatku przez firank
ę
:
srebrne dachy Krakowa
jak „secundumJoannem",
ni
ż
ej gwiazdy i li
ś
cie
takie du
ż
e i małe.
A mo
ż
e rzeczywi
ś
cie
zgodziłem, zapomniałem?
Mo
ż
e chciałem za miasto?
Człowiek pragnie podró
ż
y.
Dryndziarz czekał i zasn
ą
ł,
sen mu w
ą
sy wydłu
ż
ył
i go zaczarowali
wiatr i noc, i Ben Ali?
ZACZAROWANY DORO
ś
KARZ
ZACZAROWANA DORO
ś
KA
ZACZAROWANY KO
Ń
.
25
II
Allegro sostenuto
Z ulicy Wenecja do Sukiennic
prowadził mnie Artur i Ronard,
a to nie takie proste, gdy jest tyle kamienic
i gdy noc zielono-szalona,
bo trzeba, prosz
ę
pa
ń
stwa, przez cały nocny
Kraków:
III
Allegretto
Nocne WYPYCHANIE PTAKÓW,
nocne KURSY STENOGRAFII,
nocny TEATR KRÓL SZLARAFII,
nocne GORSETY KOLUMBIA,
nocny TRAMWAJ, nocna TRUMNA,
nocny FRYZJER, nocny RZE
Ź
NIK,
nocny chór m
ę
ski CZE
ŚĆ
PIE
Ś
NI,
nocne SERY, nocne MLEKO,
nocne TA
Ń
CE WIECZYSTEGO,
nocne DZI
Ś
PARÓWKI Z CHRZANEM,
nocne TOWARY MIESZANE,
nocna strzałka: PRZY KO
Ś
CIELE!
nocny szyld: TYBERIUSZ TROTZ,
25
słowem, nocni przyjaciele,
wieczny wiatr i wieczna noc.
IV
Allegro ma non troppo
Przystan
ę
li
ś
my pod domem „Pod Murzynami"
(eech, du
ż
o bym dał za ten dom)
i nagle: patrzcie: tak jak było w telegramie:
przed samymi, uwa
ż
acie, Sukiennicami:
ZACZAROWANA DORO
ś
KA
ZACZAROWANY DORO
ś
KARZ
ZACZAROWANY KO
Ń
.
Z Wie
ż
y Mariackiej
ś
wiatłem prószy.
A ko
ń
, wyobra
ź
cie sobie, miał autentyczne uszy.
V
Allegro cantabile
Grzywa mu si
ę
i ogon biel
ą
,
wiatr dmucha w grzyw
ę
i w biały welon.
Do
ś
lubu w dryndzie jedzie dziewczyna,
a przy dziewczynie siedzi marynarz.
Marynarz łajdak zdradził dziewczyn
ę
,
my
ś
lał: Na morze sobie popłyn
ę
.
Lecz go wieloryb zjadł na gł
ę
binie.
Ona umarła potem z miło
ś
ci,
Ale
ż
e miło
ść
to wielka siła,
miło
ść
po
ś
mierci ich poł
ą
czyła.
Teraz doro
ż
k
ą
zaczarowan
ą
jedzie pan młody z t
ą
młod
ą
pann
ą
za miasto, gdzie jest stara kaplica,
i tam, jak w
ś
licznej starej piosence,
wi
ąż
e im stuł
ą
st
ę
sknione r
ę
ce
ksi
ą
dz, co podobny jest do ksi
ęż
yca.
Noc szumi. Grucha kochany z kochan
ą
,
ale niestety, co rano
przez barokow
ą
bram
ę
pełn
ą
sznerklów i wzorów
wszystko znika na amen
in saecula saeculorum:
ZACZAROWANA DORO
ś
KA
ZACZAROWANY DORO
ś
KARZ
ZACZAROWANY KO
Ń
.
VI
Allegro furioso alla polacca
Ale w knajpie doro
ż
karskiej,
róg Kpiarskiej i Kominiarskiej,
idzie walc „Zalany Sło
ń
";
ogórki w słojach si
ę
kisz
ą
,
w
ą
sy nad kuflami wisz
ą
,
bo w tych kuflach miła wo
ń
.
28
I przemawia mistrz Onoszko:
- Póki doro
ż
ka doro
ż
k
ą
,
a ko
ń
koniem, dyszel dyszlem,
póki woda płynie w Wi
ś
le,
jak tutaj wszyscy jeste
ś
cie,
zawsze b
ę
dzie w ka
ż
dym mie
ś
cie,
zawsze b
ę
dzie cho
ć
by jedna,
cho
ć
by nie wiem jaka biedna:
ZACZAROWANA DORO
ś
KA
ZACZAROWANY DORO
ś
KARZ
ZACZAROWANY KO
Ń
.
Spotkanie z matk
ą
Ona mi pierwsza pokazała ksi
ęż
yc
i pierwszy
ś
nieg na
ś
wierkach,
i pierwszy deszcz.
Byłem wtedy mały jak muszelka,
a czarna suknia matki szumiała jak Morze Czarne.
Noc.
Dopala si
ę
nafta w lampce.
Lamentuje nad uchem komar.
Mo
ż
e to ty, matko, na niebie
jeste
ś
tymi gwiazdami kilkoma?
Albo na jeziorze
ż
aglem białym?
Albo fal
ą
w brzegi pochyle?
Mo
ż
e twoje dłonie posypały
mój manuskrypt gwia
ź
dzistym pyłem?
A mo
ż
e
ś
jest południowa godzina,
mazur pszczół w złotych sierpnia pokojach?
Wczoraj szpilk
ę
znalazłem w trzcinach -
od włosów. Czy to nie twoja?
(...)
Listki dr
ż
e
ć
zaczynaj
ą
,
ptaki w ton uderzaj
ą
,
sło
ń
ce wschodzi nad kniej
ę
,
serce jak
ś
nieg topnieje.
Listkom rosn
ąć
, opada
ć
,
ptakom te
ż
wiecznie nie
ż
y
ć
,
sło
ń
cu wschodzi
ć
, zachodzi
ć
,
sercu gwiazdy i skrzypce.
(...)
Lato w lesie. Ciemno
ść
zielona w
ś
wierkach.
Szałwia. Zaj
ę
czy szczaw.
Niebo obłoki zdejmuje. Ptak zerka.
Trzmiele brz
ę
cz
ą
w
ś
ród traw.
Motyle
ż
ółte i białe jak lataj
ą
ce listy.
Cisza i
ś
wiatło.
A tam dalej i dalej, za tym pagórkiem piaszczystym,
te
ż
jest lato.
(...)
Le
ś
niczówka Pranie, 1950
30
Wizyta
Prosz
ę
, prosz
ę
, rozgo
ść
si
ę
, serdeczny,
rozejrz si
ę
dokładnie po wszystkim;
to jest czajnik - prawda, jaki
ś
mieszny?
z gwizdkiem.
To mruczenie? Powiem ci w sekrecie:
jest mruczeniem kota Salomona.
A ta pani zamy
ś
lona, z kwiatami -
to moja
ż
ona.
32
Serwu s, madonna
Niechaj tam inni ksi
ę
gi pisz
ą
. Nawet
niechaj im sława d
ź
wi
ę
czy jak wie
ż
a studzwonna,
ja ksi
ą
g pisa
ć
nie umiem, a nie dbam o sław
ę
-
serwus, madonna.
Przecie nie dla mnie spokój ksi
ą
g l
ś
ni
ą
cych wysoko
i wiosna te
ż
nie dla mnie, sło
ń
ce i ru
ń
wonna,
tylko noc, noc deszczowa i wiatr, i alkohol -
serwus, madonna.
Byli inni przede mn
ą
. Przyjd
ą
inni po mnie,
albowiem
ż
ycie wiekuiste, a
ś
mier
ć
płonna.
Wszystko jak sen wariata
ś
niony nieprzytomnie -
serwus, madonna.
To ty jeste
ś
, przybrana w złociste kacze
ń
ce,
kwiaty mego dzieci
ń
stwa, ty cicha i wonna -
ż
e rosa brud obmyje z r
ą
k, splatam ci wie
ń
ce -
serwus, madonna.
Nie gard
ź
wiankiem poety, łotra i łobuza;
znaj
ą
mnie redaktorzy, zna policja konna,
a ty
ś
jest matka moja, kochanka i muza -
serwus, madonna.
3. Ulica szarlatanów
33
Pie
ś
ni
ii
Gdy próg domu przest
ę
pujesz,
to tak jakby noc sierpniowa
zaszumiała w
ś
ród listowia,
a ty przodem post
ę
pujesz.
A za tob
ą
cienie ptasie,
szczygieł, gil i inne ptaki.
Ś
wiecisz
ś
wiatłem wielorakim
od sierpniowej nocy ja
ś
niej.
Bo ty jeste
ś
ornamentem
w gmachu nocy, jej ksi
ęż
ycem.
Przesypujesz
ś
wiatła w r
ę
ku
z namaszczeniem, jak pszenic
ę
.
U twych ramion płaszcz powisa
krzykliwy, z le
ś
nego ptactwa,
długi przez cały korytarz,
przez podwórze, a
ż
gdzie gwiazda
Venus. A ty
ś
lot i górno
ść
chmur, blask wody i kamienia.
Chciałbym oczu twoich chmurno
ść
ocali
ć
od zapomnienia.
Pochylony nad mym stołem
we wschodz
ą
cej zorzy łunie
r
ę
ce twoje opisuj
ę
,
serce twoje opisuj
ę
;
smak twych ust jak morwa cierpki
i głosu pochmurn
ą
słodycz,
i uszy twe jak wysepki,
które z dala widział Odys.
Ten obłok jest twoj
ą
twarz
ą
,
ten horyzont, ta akacja.
Pióro maczam w kałamarzu
i litery wyprowadzam.
Niech stan
ą
rz
ą
dek przy rz
ą
dku
jak ptaki złote i modre,
by z najprawdziwszego w
ą
tku
powstał najprawdziwszy portret.
Min
ą
ł dzie
ń
. Wci
ąż
pr
ę
dzej, pr
ę
dzej
szybuje czas bez wytchnienia.
A ja chciałbym twoje r
ę
ce
ocali
ć
od zapomnienia.
III
Ile razem dróg przebytych?
Ile
ś
cie
ż
ek przedeptanych?
34
35
Ile deszczów, ile
ś
niegów
wisz
ą
cych nad latarniami?
Ile listów, ile rozsta
ń
,
ci
ęż
kich godzin w miastach wielu?
I znów upór,
ż
eby powsta
ć
i znów i
ść
, i doj
ść
do celu.
Ile w trudzie nieustannym
wspólnych zmartwie
ń
, wspólnych d
ąż
e
ń
?
Ile chlebów rozkrajanych?
Pocałunków? Schodów? Ksi
ąż
ek?
Ile lat nad strof tworzeniem?
Ile krzyku w poematy?
Ile chwil przy Beethovenie?
Przy Corellim? Przy Scarlattim?
Twe oczy jak pi
ę
kne
ś
wiece,
a w sercu
ź
ródło promienia.
Wi
ę
c ja chciałbym twoje serce
ocali
ć
od zapomnienia.
Dziwni letnicy
Ju
ż
tamci si
ę
rozjechali,
a czemu oni zostali
; i tak si
ę
ci
ą
gle trzymaj
ą
za r
ę
ce?
Jeszcze oboje tacy młodzi,
ale ona smutna i on smutny chodzi,
jakby tu mieli nie wróci
ć
wi
ę
cej.
Ona ju
ż
sobie ust nie maluje,
on pisze listy i płacze;
wieczorem snuj
ą
si
ę
koło domu,
gryz
ą
ich jakie
ś
rozpacze.
A przyjechali tacy szcz
ęś
liwi,
on rano łowił ryby, ona czytała
i nagle jakby kto
ś
im
ż
ycie pokrzywił,
w sercach siej
ą
c trwog
ę
i hałas.
Teraz wzdłu
ż
ś
cian pełnych miniatur
bł
ą
dz
ą
, obcy całemu
ś
wiatu -
o, czemu nie wracaj
ą
, gdy im urlop min
ą
ł!
On czasem przed ni
ą
kl
ę
knie na kolanach,
jakby chciał jej powiedzie
ć
: „Przebacz mi, kochana",
ale milczy i łzy mu płyn
ą
.
37
Powiedziała wczoraj ciotka, ta wysoka,
ż
e si
ę
pewnie przestali kocha
ć
...
spójrzcie! schodz
ą
ku jezioru z pochyło
ś
ci.
Je
ś
li diabeł im to zrobił na zło
ść
,
Ty im. Bo
ż
e, serca znowu zawi
ąż
,
bo jak
ż
e dzisiaj
ż
y
ć
bez miło
ś
ci!
1939
Podró
ż
do Arabii Szcz
ęś
liwej
P
ą
sowe wst
ąż
ki bicza wiatr rozwiał przelotny
i niebo jest gwiazd pełne jak Afryka ptaków,
konie noga za nog
ą
, koła - jako-tako,
a wo
ź
nica pijany i bardzo samotny.
Kareta to muzyka, to pudło muzyki,
noc naokół karety to jest szcz
ęś
cia du
ż
o;
zaraz ksi
ęż
yc przeleci wielk
ą
srebrn
ą
burz
ą
i w rowach zakołuj
ą
ś
wietliki, ogniki.
Jad
ą
w karecie pi
ę
kni, ramiona oparli
na poduszkach pachn
ą
cych - o, nocy jedyna!
Ś
piewa szafir i droga, i ka
ż
da godzina...
A oni nic nie wiedz
ą
, bo oni umarli.
39
Długom bł
ą
dził i szukał
Długom bł
ą
dził i szukał,
ś
wiat mnie zalewał jak woda,
pełen stworów dziwacznych, niksów, wodników,
rusałek,
a
ż
pewnego wieczoru znalazłem, czego szukałem -
ż
on
ę
pochmurnook
ą
, małego, słodkiego kobolda.
Gdy pada z deszczem zmrok, gdy m
ę
czy mnie nuda '
i trwoga,
gdy strach pospołu z psalmist
ą
tak spijam, jak ciemne
wino,
splatam za wierszem wiersz jak wianek z rozmarynu
na głow
ę
słodkiego kobolda, na głow
ę
małego boga.
40
Kuferlin
BAJKA
Kiedy chłód fioletowy od
ą
ł usta chimerom,
strzeg
ą
cym schodów promiennych, co prowadziły
do wnij
ś
cia,
olbrzymiogłowy Kuferlin uniósł
ż
on
ę
jak berło
i do ło
ż
nicy j
ą
zaniósł, i zło
ż
ył na mi
ę
kkich li
ś
ciach.
Wi
ę
c muzykanci pocz
ę
li stroi
ć
narz
ę
dzia kruche,
aby im było słodziej i ciszej, i bardziej mi
ę
kko,
lecz nie znale
ź
li poklasku, i skin
ą
ł Kuferlin r
ę
k
ą
,
i gra
ć
rozkazał piorunom, d
ę
bom grzmie
ć
, gwizda
ć
wichurom.
Zw
ę
ziły si
ę
oczy
ż
ony od tego huku, od trwogi,
płaka
ć
pocz
ę
ła cicho, bardzo cicho, jak strumie
ń
;
tłumaczyła mu,
ż
e jest mała,
ż
e boi si
ę
,
ż
e nie
rozumie...
Na pró
ż
no:
ś
miał si
ę
Kuferlin i spalał j
ą
wolno, jak
ogie
ń
.
A potem ju
ż
było cicho. Powietrze pachniało morw
ą
i po ramionach
ż
ony pot spływał jak srebrny ocean...
Wi
ę
c kiedy si
ę
u
ś
miechn
ę
ła, westchn
ę
ła i usn
ę
ła,
przez okno w powale wpadł ksi
ęż
yc i Kuferlina
porwał.
41
„Oto mnie w r
ę
ce porywa astrologiczny ksi
ęż
yc!" Mdłe kin3. wrzasn
ąć
zd
ąż
ył
Kuferlin, a ju
ż
rozkr
ę
cone włosy
ci
ą
gn
ą
mu głow
ę
do góry, za głow
ą
brzuch
i w niebiosy
tak ulatuj
ą
we dwójk
ę
, a
ż
ona
ś
pi i nic nie wie. ,
O
ś
wicie płakał Kuferlin.
Ś
miała si
ę
ż
ona i z konwi '
lała złocist
ą
wod
ę
w dziecinne usta kwiatów.
„Głupcze - mówiła do m
ęż
a - on by naprawd
ę
ci
ę
porwał,
gdybym za ucho ci
ę
mocno nie uchwyciła z
ę
bami..."
Małe kina
Najlepsze te małe kina
w rozterce i w udr
ę
ce,
z krzesłami wy
ś
ciełanymi
pluszem czerwonym jak serce.
Na dworze jeszcze widno,
a ju
ż
si
ę
lampa kołysze
i cienie meandrem biegn
ą
nad zwiastuj
ą
cym afiszem.
Chłopcy si
ę
dr
ą
wniebogłosy
w promieniach sztucznego
ś
wiatła,
sprzedaj
ą
papierosy,
irysy i sznurowadła.
O, ju
ż
si
ę
wieczór zaczyna!
Ksi
ęż
yc wyci
ą
ga r
ę
ce.
Najlepsze te małe kina
w rozterce i w udr
ę
ce.
Kasjerka ma loki spadziste,
króluje w budce złocistej,
wi
ę
c bierzesz bilet i wchodzisz
w ciemno
ść
, gdzie
ś
piewa film:
szeleszcz
ą
gaje kinowe,
nareszcie inne, palmowe,
43
a po chodniku bezkresnym
snuje si
ę
srebrny dym.
Jak
ż
e tu miło si
ę
wtuli
ć
,
deszcz, zawieruch
ę
przeczeka
ć
i nic, i nic nie mówi
ć
,
i trwa
ć
, i nie ucieka
ć
.
Srebrzysta struga płynie
przez um
ę
czone serce.
Drzemiesz w tym małym kinie
jak list miłosny w kopercie:
„Ty moje
ś
liczne
ś
liczno
ś
ci!
Znów si
ę
do łó
ż
ka sam kład
ę
.
Na jakim
ż
spotkam ci
ę
mo
ś
cie?
Twój
Pluszowy nied
ź
wiadek".
Wychodzisz zatumaniony,
zasnuty, zakiniony,
przez wietrzne peryferie
w
ę
drujesz i my
ś
lisz,
ż
e
najlepsze te małe kina,
gdzie wszystko si
ę
zapomina;
ż
e to gospoda ubogich,
którym dzie
ń
spłyn
ą
ł
ź
le. Jk
Dedykacja:
Autorowi „Opowie
ś
ci morskich",
Stanisławowi Marii Sali
ń
skiemu
Przed zapaleniem choinki
VII
POWRÓT
A podobno jest gdzie
ś
ulica
(lecz jak tam doj
ść
? któr
ę
dy?),
ulica zdradzonego dzieci
ń
stwa,
ulica Wielkiej Kol
ę
dy.
Na ulicy tej taki znajomy,
w kurzu z w
ę
gla, nie w rajskim ogrodzie,
stoi dom jak inne domy,
dom, w którym
ż
e
ś
si
ę
urodził.
Ten sam stró
ż
stoi przy bramie.
Przed bram
ą
ten sam kamie
ń
.
Pyta stró
ż
: „Gdzie
ś
pan był tyle lat?"
„W
ę
drowałem przez głupi
ś
wiat".
Wi
ę
c na gór
ę
szybko po schodach.
Wchodzisz. Matka wci
ąż
taka młoda.
Przy niej ojciec z czarnymi w
ą
sami.
I dziadkowie. Wszyscy ci sami.
I brat, co miał okaryn
ę
.
Potem umarł na szkarlatyn
ę
.
Wła
ś
nie ojciec kiwa na matk
ę
,
ż
e ju
ż
wzeszła Gwiazda na niebie,
ż
e czas si
ę
dzieli
ć
opłatkiem,
wi
ę
c wszyscy podchodz
ą
do siebie
i serca dr
żą
uroczy
ś
cie
jak na drzewie przy li
ś
ciach li
ś
cie.
Jest cicho. Choinka płonie.
Na szczycie cherubin fruwa.
Na oknach pelargonie
blask
ś
wieczek złotem zasnuwa,
a z k
ą
ta, z ust brata, płynie
kol
ę
da na okarynie:
LULAJ
ś
E, JEZUNIU,
MOJA PEREŁKO,
LULAJ
ś
E, JEZUNIU,
ME PIE
Ś
CIDEŁKO.
Bajka o sze
ś
ciu tłumaczkach
Sze
ść
tłumaczek w ramach nieuzgodnienia
tłumaczyło t
ę
sam
ą
powie
ść
w oparach natchnienia:
pierwszej wyszedł poemat oktaw
ą
,
drugiej co
ś
ze sportu: „Kiszka, brawo!",
trzecia przywiozła powie
ść
historyczn
ą
pt. „Zamierzchłe czasy",
czwarta rewelacj
ę
w trzech tomach (nieomal klasyk!),
pi
ą
ta reporta
ż
„Tam, gdzie był dół",
szósta - „O hodowli pszczół".
Pytanie:
Sk
ą
d ta historia dzika?
Odpowied
ź
:
ś
adna nie znała j
ę
zyka.
Morał, czyli pouczenie:
Wi
ę
c po co si
ę
ga
ć
do oryginału?
Zamiast jednego, sze
ść
dzieł powstało.
Satyra na bo
żą
krówk
ę
Po choler
ę
toto
ż
yje?
Trudno powiedzie
ć
, czy ma szyj
ę
,
a bez szyi komu si
ę
przyda?
Pachnie toto jak dno beczki,
jakie
ś
nó
ż
ki, jakie
ś
kropeczki -
ohyda.
Człowiek zaj
ę
ty niesłychanie,
a toto, prosz
ę
, lezie po
ś
cianie
i rozprasza uwag
ę
człowieka;
bo człowiek chciałby si
ę
skoncentrowa
ć
,
a ot, bo
żą
krówk
ę
obserwowa
ć
musi, a czas ucieka.
A secundo, szanowne panie,
jakim prawem w zimie na
ś
cianie?!
Co innego latem, gdy kwitnie ogórek!
Bo latem to co innego:
ka
ż
dy owad mo
ż
e tentego
i w ogóle.
Wi
ę
c upraszam entomologów,
czyli badaczów owadzich nogów,
by si
ę
na t
ę
spraw
ę
rzucili z szałem.
48
I wła
ś
nie dlatego w Szczecinie,
gdzie mi czas pracowicie płynie,
,' satyr
ę
na bo
żą
krówk
ę
napisałem.
Szczecin,
Ś
wietlica Artystyczna,
dnia 16 lutego 1949 r.
4. Ulica szarlatanów
O wróbelku
Wróbelek jest mała ptaszyna,
wróbelek istotka niewielka,
on brzydk
ą
stonog
ę
pochłania,
lecz nikt nie popiera wróbelka.
Wi
ę
c wołam: Czy
ż
nikt nie pami
ę
ta,
ż
e wróbelek jest druh nasz szczery?!
Kochajcie wróbelka, dziewcz
ę
ta,
kochajcie, do jasnej cholery!
50
Wierszyk o wronach
W powietrzu roziskrzonym
siedz
ą
na drzewie wrony,
trzyma je gał
ąź
gruba;
ś
nieg wła
ś
nie zacz
ą
ł pada
ć
,
wronom si
ę
nie chce lata
ć
,
ś
nie
ż
ek wrony zasnuwa.
Tu
ż
pole z kr
ę
t
ą
rzeczk
ą
,
w dali wida
ć
miasteczko
uprzemysłowione -
a wrony, jak to wrony,
patrz
ą
okiem szalonym,
wrona na wron
ę
.
Gdyby je zmieni
ć
w nuty,
d
ź
wi
ę
czałyby dopóty,
dopóki strun cho
ć
czworo -
a tak, na wroni
ą
chwał
ę
,
siedz
ą
czarne, zdr
ę
twiałe
im saecula saeculorum.
Nocne niebo ju
ż
kwitnie,
wszystko
ś
wieci bł
ę
kitnie:
noc, wiatr, wronie ogony;
57
za
ś
nij, strumieniu w
ą
ski -
dobrej nocy, gał
ą
zki,
dobranoc, wrony.
W le
ś
niczówce
Tu, gdzie si
ę
gwiazdy zbiegły
w tak
ą
kapel
ę
du
żą
,
domek z czerwonej cegły
rumieni si
ę
na wzgórzu:
to le
ś
niczówka Pranie
nasze jesienne mieszkanie.
Chmiel na rogach jelenich
usechł ju
ż
i si
ę
sypie;
w szybach tyle jesieni,
w jesieni tyle skrzypiec,
a w skrzypcach, byle tkni
ę
te,
lament gada z lamentem.
Za oknem las i pole
las - rozmowa sosnowa;
min
ą
ł dzie
ń
i na stole
stoi lampa naftowa,
gadatliwa promienna
jak ze stołu Szopena.
W nocy tu tyle nuce
ń
i
ś
piewa
ń
, a
ż
do rana.
Ksi
ęż
yc w srebrnej peruce
gra jak Bach na organach
i płynie koncert wielki
przez d
ę
by i przez
ś
wierki -
53
to le
ś
niczówka Pranie:
nocne koncertowanie.
Chodzi wiatr nad jeziorem,
tr
ą
ca d
ę
by i graby;
i znów wieczór, wieczorem
znów za
ś
wiecamy lampy;
o, le
ś
niczówko Pranie:
lamp l
ś
nienie, migotanie
ksi
ęż
yc na ka
ż
dej
ś
cianie,
nocne muzykowanie.
Sunie doro
ż
ka nocy,
w skos, dziecinnym rysunkiem;
doro
ż
karz zamkn
ą
ł oczy,
konik st
ą
pa z frasunkiem,
cie
ń
od
ś
ciany do
ś
ciany:
wehikuł posrebrzany;
o, le
ś
niczówko Pranie,
nocne podró
ż
owanie.
Gwiazdy jak
ś
nieg si
ę
sypi
ą
,
do le
ś
niczówki wchodz
ą
ka
ż
d
ą
okienn
ą
szyb
ą
,
ka
ż
d
ą
wrze
ś
niow
ą
noc
ą
,
w twoim małym lusterku
noc
ś
wieci gwiazd
ą
wielk
ą
.
Wrzesie
ń
1952
Kronika olszty
ń
ska
I wieczne lato
ś
wieci w moim pa
ń
stwie...
„Sen nocy letniej"
Gdy trzcina zaczyna płowie
ć
,
a
ż
oł
ą
d
ź
wi
ę
kszy w d
ą
browie,
znak,
ż
e lata złote nogi
ju
ż
si
ę
szykuj
ą
do drogi.
Lato, jak
ż
e ci
ę
ubłaga
ć
?
pro
ś
b
ą
jak
ą
? łkaniem jakim?
Tak ci pilno pój
ść
i zabra
ć
w walizce ziele
ń
i ptaki?
Ptaków tyle. Zieleni tyle.
Lato, zaczekaj chwil
ę
.
II
Dobrze jest nad jeziorem
nawet por
ą
deszczow
ą
.
Le
ś
niczy wieczorem
lamp
ę
zapala naftow
ą
,
po chwili we wszystkich pokojach
naftowe lampy płon
ą
,
a cienie od rogów jelenich
rozrastaj
ą
si
ę
w niesko
ń
czono
ść
.
55
Psy szczekaj
ą
.
Tr
ą
bki północy bliskie.
A chmury p
ę
dz
ą
po niebie
jak wielkie psy my
ś
liwskie.
Zasypiamy
przytuleni do siebie jak dzieci.
Noc si
ę
wypogodziła.
Ksi
ęż
yc mruczy i
ś
wieci.
Pszczoły
ś
pi
ą
.
Tylko woda chlupie o brzeg bez przerwy.
A nam si
ę
ś
ni
ą
polowania,
paprocie, jelenie i strzelby.
Rano sło
ń
ce, rano pogoda,
idziemy do k
ą
pieli.
Sama rado
ść
! Sama uroda!
Jak tu si
ę
nie weseli
ć
?
Z sosny słycha
ć
dzi
ę
cioła stuk.
A tutaj ryby bryzg! spod nóg.
Ech, bracia, wpław! I płyn
ąć
, pływa
ć
,
a
ż
tam, gdzie z drugiej strony
wiatr, roze
ś
miany wiatr przygrywa
na sitowia strunach zielonych.
56
IV
A w tych borach olszty
ń
skich
dobrze z psami w
ę
drowa
ć
.
A w tych jarach olszty
ń
skich
so
ś
nina i d
ą
browa.
T
ę
cza mosty rozstawia.
Jak Wenus pachnie szałwia.
Ptak siada na ramieniu.
Komar płacze w promieniu.
W dzie
ń
niebo si
ę
za
ś
miewa,
a noc
ą
si
ę
zagwie
ż
d
ż
a,
gwiazdy w gniazda spadaj
ą
.
ś
al b
ę
dzie st
ą
d odje
ż
d
ż
a
ć
.
V
Wszystkie szmery,
wszystkie traw kołysania,
wszystkie ptaków
i cieniów ptasich przelatywania,
wszystkie trzcin,
wszystkie sitowia rozmowy,
wszystkie dr
ż
enia
li
ś
ci topolowych,
57
wszystkie blaski
na wodzie i obłokach,
wszystkie kwiaty,
wszystek pył na drogach,
wszystkie pszczoły,
wszystkie krople rosy
to mi jeszcze,
przyjacielu, nie dosy
ć
-
chciałbym wi
ę
cej ptaków,
drzew z ptakami,
wi
ę
cej blasków, gwiazd, obłoków,
trzcin, kaczek na wodzie,
i uchwyci
ć
to wszystko r
ę
kami,
ucałowa
ć
to wszystko ustami
i tak zaj
ść
, jak sło
ń
ce zachodzi.
VIII
Ze wszystkich kobiet
ś
wiata
najpi
ę
kniejsza jest noc.
IX
Ona idzie, ona płynie, ona sunie
pod niebios ogromn
ą
bram
ą
;
a wszystko jest pi
ę
kne u niej,
a pachnie od niej wanilia i cynamon.
58
Z gór w doliny schodzi coraz gł
ę
biej,
a oczy ma pi
ę
kne jak jastrz
ę
bie,
a nogi ma proste jak sosny.
Nadaremno si
ę
dziwisz i pytasz,
nie ma ko
ń
ca gwia
ź
dzisty korytarz,
nie ma kresu dla nocy miłosnej.
XII
Kiedym przez las sosnowy szedł,
poj
ą
łem,
ż
e w nim jest co
ś
z m
ę
skiej tragedii.
A kiedym w las li
ś
ciasty wszedł,
to jakbym słyszał
ś
miech i flet,
jakbym wst
ą
pił do pokoju kobiety.
XIII
Jeszcze tyle byłoby do pisania,
nie wystarcz
ą
tu
ż
adne słowa:
o wiewiórkach, o bocianach,
o ł
ą
kach sfałdowanych jak suknia balowa,
o białych motylach jak listy lataj
ą
ce,
o zieleniach
ś
miesznych pod
ś
wierkami,
o tych sztukach, które robi słonce,
gdy si
ę
zacznie bawi
ć
kolorami;
i gdy człowiek wejdzie w las, to nie wie,
czy ma lat pi
ęć
dziesi
ą
t, czy dziewi
ęć
,
patrzy w las jak w
ś
mieszny rysunek
59
i przeciera o
ś
lepłe oczy,
dzwonek le
ś
ny poznaje,
ć
m
ę
płoszy
i na serce kładzie mech jak opatrunek.
XV
Psy nad jeziorem szczekaj
ą
,
mo
ż
e wydr
ę
pochwyc
ą
.
Pisz
ę
wiersze na piasku,
pióro maczaj
ą
c w ksi
ęż
ycu.
Le
ś
niczówka Pranie, 1950
Bufalo-bill
czyli
Najnowsze egipsko-chaldejskie
przedwojenne
nadzwyczajne krakowskie abecadło
Komu, komu, bo id
ę
do domu!
A
ANIOŁ jest to człowiek bo
ż
y?
ADAM Ew
ę
wci
ąż
bato
ż
y?
BUBA Baba mieszka w Mszanie?
BURDEL znaczy zamieszanie?
C
CYGARA nie wsadzaj w placki?
CYCKI to nazwisko na „cki"?
D
DRA
Ń
był straszny z Szatobrianda?
DOBRACZY
Ń
SKI wuj Rembrandta?
EROTOMAN szczypie wilgi?
ERYK to Lipi
ń
ski, „Szpilki"?
61
FRANCUZ jada nawet much
ę
?
FAKIR ziemi
ę
orze uchem?
G
GRECO malarz zawsze młody?
GÓWNO mro
ż
one to lody?
H
HAMMURABI stworzył kodeks?
HONOR po łacinie podex?
IRRAVADI w
ą
chał eter?
ILOCZAS gubi poet
ę
?
JAN Sobieski wynalazł balon?
JAJKO powiesz i w
ś
miech salon?
K
KONSTANTY vide Ildefons?
KAMYCZEK Jan grywa w refons?
LAMBDA grecka to litera?
LYRA przyrz
ą
d Sandauera?
ŁADOSZ jest nazwisko Henia?
ŁOKNO dziura do patrzenia?
62
M
MORWA drzewo, a nie m
ą
twa?
MORWA TWOJA MA
Ć
to kl
ą
twa?
N
NERON
ś
miał si
ę
ha-ha-ha-ha?
NIE czytaj Wilhelma Macha?
O
O, jak ci
ęż
ko na
ś
wiecie
ż
y
ć
?
ORNITOLOG ptaszki widzi?
PUPA konfederat barski?
FORTEPIAN to bł
ą
d drukarski?
R
R
Ą
BANKA przydział na lato?
RYBY opisuje Ksato?
SŁOWACKI uwielbiał orły?
SIUSIA
Ć
w spodnie znak niedobry?
T
TWEED to znana szkocka rzeka?
TRUMNY nie wkładaj do mleka?
U
UNIECHOWSKI znany cwaniak?
UCHO otwór do dłubania?
63
v
VOGÓLE m
ę
tny przysłówek?
VOLTAIRE Francuz i półgłówek?
W
WALDORFF łysy anioł w niebie?
WOL
Ę
Waldorffa ni
ż
siebie?
X
XAWERY Pruszy
ń
ski owszem?
XENOFONT odkrył Mazowsze?
Y
YES to znaczy „tak" w Londynie?
YONASZ pływał po gł
ę
binie?
Z
ZWINGLIUSZ zniósł celibat w Rusi?
ZUPA dobra, kiedy kusi?
Koniec Bufalo-bill
czyli
Najnowszego egipsko-chaldejskiego
przedwojennego
nadzwyczajnego krakowskiego abecadła
Pani Hermenegildzie KOCIUBI
Ń
SKIEJ -
zamiast wi
ą
zanki na grób pieska
O mej poezji
Moja poezja to jest noc ksi
ęż
ycowa,
wielkie uspokojenie;
kiedy poziomki słodsze s
ą
w parowach
i słodsze cienie.
Gdy nie ma przy mnie kobiet ani dziewczyn,
gdy si
ę
u
ś
piło
wszystko i
ś
wierszczyk w szparze cegły trzeszczy,
ż
e bardzo miło.
Moja poezja to s
ą
proste dziwy,
to kraj, gdzie w lecie
stary kot usn
ą
ł pod lufcikiem krzywym
na parapecie.
5. Ulica szarlatanów
65
Ars poetica
czyli
Sztuka rymotwórcza
(....)
LIST DO KRAWCA TEOFILA
(...)
VI
Publiczno
ść
zasi
ę
jest tym drogowskazem,
czego nie mog
ą
poj
ąć
ró
ż
ni durnie.
Je
ż
eli błaze
ń
stw pragnie, b
ą
d
ź
jak błazen,
je
ś
li koturnów, sta
ńż
e na koturnie.
I na to nie ma rady, moje panie:
To
ć
i szyjemy, i piszemy dla niej.
VII
A wi
ę
c poeta winien mie
ć
przy lustrze
ż
urnal, z którego wida
ć
, co si
ę
ś
wi
ę
ci:
Czy dłu
ż
sze wiersze id
ą
, czy te
ż
krótsze,
na co ma naród ch
ęć
b
ą
d
ź
nie ma ch
ę
ci,
bo, jak powiedział filozof Parokki:
W modzie wyra
ż
a si
ę
obł
ę
d epoki.
XI
Teraz a propos forsa. Teofilu,
za któr
ą
człowiek Publiczno
ść
wypasa:
66
Ju
ż
w staro
ż
ytnym królestwie Bab-Ilu
badano problematyk
ę
inkasa
i ci poeci, co byli kapłani,
bez forsy, jak wiadomo, ani ani.
XII
Có
ż
, praca z płac
ą
jedn
ą
idzie drog
ą
,
wie to jednako wieszcz, krawiec czy anioł.
Wyborny majster zawsze bierze drogo
i tylko lichy partacz robi tanio,
a lichy partacz jest rynku zakał
ą
,
co si
ę
ju
ż
nieraz w
ż
yciu okazało.
XVI
Wi
ę
c kiedy wiersz napiszesz, w teczk
ę
włó
ż
go,
kawy si
ę
napij, ale nie mów o nim,
ż
adnych wysiłków r
ą
czk
ą
ani nó
ż
k
ą
.
Czekaj. Wydawca sam w ko
ń
cu zadzwoni.
I powie: - Mistrzu, prosz
ę
, przyjd
ź
pan do mnie.
Wtedy id
ź
, ale pami
ę
taj, by skromnie.
XVII
I tutaj taka rozegra si
ę
scena,
grana czasami forte i nami
ę
tnie.
Wydawca płacze. Ty z min
ą
Szopena
cyferk
ę
sw
ą
powtarzasz konsekwentnie,
ż
e ani grosza taniej. Na wiersz łassy
wydawca da ci w ko
ń
cu czek do Kassy.
67
XVIII
Jak Merkuriusza ołtarz, który
ś
ni si
ę
,
tak
ą
jest Kassa. R
ą
czki lekko dr
żą
ci.
Serduszko bije. Punkcik przy podpisie
stawiasz, a potem idziesz w ciemny k
ą
cik
i w tym k
ą
ciczku jak dzieci
ę
natchnione
stajesz i ufnie przeliczasz Mammon
ę
.
XIX
Zgadza si
ę
. Cudnie. Bł
ę
du ani troszki.
Kasjerce wdzi
ę
czno
ść
wyra
ż
asz na migi.
A potem twoje s
ą
wszystkie doro
ż
ki.
I wszystkie kwiaty. Wszystkie makagigi.
„O, kiedy wiersze stan
ą
si
ę
monet
ą
,
có
ż
to za rozkosz by
ć
wtedy poet
ą
!"
(...)
Dlaczego ogórek nie
ś
piewa
(Z NIEDOKO
Ń
CZONEJ CAŁO
Ś
CI PT. „MIŁOSIERDZIE")
Pytanie to, w tytule
postawione tak
ś
miało,
cho
ć
by z najwi
ę
kszym bólem
rozwi
ą
za
ć
by nale
ż
ało.
Je
ś
li ogórek nie
ś
piewa,
i to o
ż
adnej porze,
to wida
ć
z woli nieba
prawdopodobnie nie mo
ż
e.
Lecz je
ś
li pragnie? Gor
ą
co!
Jak dot
ą
d nikt. Jak skowronek.
Je
ś
li w słoju noc
ą
łzy przelewa zielone?
Mijaj
ą
lata, zimy,
raz słoneczko, raz chmurka;
a my oboj
ę
tnie przechodzimy
koło niejednego ogórka.
69
„Liryka, liryka
tkliwa dynamika"
Sam nie rozumiem, sk
ą
d to mi si
ę
bierze,
ż
e jestem mitologiczne zwierz
ę
,
ni to
ś
winio-byk ni to koto-pies,
w ogóle z innych stron:
liryka, liryka,
tkliwa dynamika,
angelologia
i dal.
Id
ę
, powiedzmy, wieczorem z Arturem
i nagle: ksi
ęż
yc wschodzi nad murem,
Artur ostrzega, bo dobry kolega:
- Nie patrz. - A ja jak bóbr:
liryka, liryka,
tkliwa dynamika,
angelologia
i dal.
W takim „Przekroju" po prostu si
ę
boj
ą
,
bo jak na przykład wejd
ę
do pokoju
i si
ę
zamy
ś
l
ę
, powiedzmy, o Wi
ś
le,
to zaraz łzy jak groch:
liryka, liryka,
tkliwa dynamika,
angelologia
i dal.
70
Wy si
ę
nie dziwcie,
ś
liczni panowie,
sze
ść
lat po
ś
wiecie tułał si
ę
człowiek
i nagle: Polska i harfa eolska,
po prostu cud jak z nut:
liryka, liryka,
tkliwa dynamika,
angelologia
i dal.
B
ę
dziecie
ś
mia
ć
si
ę
, lecz daj
ę
słowo:
ja czytam nawet „Gazet
ę
Ludow
ą
"
i „Pokolenie", i wiersze w „Kamenie",
i czytam, i szlocham, och!
liryka, liryka,
tkliwa dynamika,
angelologia
i dal.
Niech mnie zar
ą
bi
ą
, niech honoraria
wyda na wie
ń
ce Artur Marya!
Ja jestem Polak, a Polak jest wariat,
a wariat to lepszy go
ść
:
liryka, liryka,
tkliwa dynamika,
angelologia
i dal.
A po pogrzebie pod korniszon
niech epitaphium mi napisz
ą
:
TU LE
ś
Y MAGIK I MAŁPISZON,
pod spodem taki tekst:
71
„Liryka, liryka,
tkliwa dynamika,
angelologia
i dal".
Noctes Aninenses
ni
NOCNY TESTAMENT
Ja, Konstanty, syn Konstantego,
zwany w Hiszpanii mistrzem Ildefonsem,
b
ę
d
ą
c niespełna rozumu,
pisz
ę
testament przy
ś
wiecach.
Ć
my si
ę
, zaznaczam, kr
ę
c
ą
przy lichtarzach
i dr
żą
, i r
ę
ka mi dr
ż
y -
a wi
ę
c majstrowi, co lichtarze stwarzał,
zapisuj
ę
czerwcowe
ć
my.
Je
ś
li kiedy go rozwlecze chandra,
w wieczór b
ę
dzie w
ś
ród tych ulic st
ą
pał,
ć
my si
ę
zaczn
ą
kr
ę
ci
ć
na werandach,
gasn
ąć
kule niebieskie na klombach,
ć
my zobaczy, twarze w złotym dymie
i przystanie. I wspomni me imi
ę
.
A poetom
ż
yj
ą
cym i przyszłym
zapisuj
ę
mój kaflowy piec,
w nim spalone my
ś
li i pomysły,
czyli ró
ż
ne gry niewarte
ś
wiec,
nadto ksi
ęż
yc, pełny mój kałamarz,
co mi sprzedał go w
ę
drowny kramarz.
73
Je
ś
li tedy kiedy
ś
, w latach innych,
jak ja dzisiaj noc
ą
wznios
ą
głos
i rozło
żą
swoje pergaminy,
wzdycha
ć
zaczn
ą
, jak uwieczni
ć
noc -
to ja b
ę
d
ę
w kuszeniach chmur,
w pergaminach i skrzypieniach piór,
bom ja noc
ą
zaszumiał i odszumiał,
i do dna jej partytury zrozumiał.
Córce mojej Kirze, tancerce,
zapisuj
ę
niebiosa siódme,
cherubinów modl
ą
cych si
ę
z tercyn,
szum wysoki i
ś
wiatła ułudne,
i przyrod
ę
jak skrzyni
ę
sekretów -
niechaj z niej si
ę
uczy swoich baletów.
Teofilowi, gdy si
ę
w mie
ś
cie zmierzchnie,
daj
ę
cał
ą
uliczk
ę
do szeptów
oraz pewn
ą
bram
ę
na Lesznie,
gdzie był kuty w
ż
elazie Neptun,
ale uciekł, bo miał wstr
ę
t do miasta.
Teraz w niebie jest spokojna gwiazda.
Wszystkim dobrym cały czar, co wezbrał
na tej ziemi, daj
ę
jak alfabet:
pory roku ze złota i srebra
i dzi
ę
cioły, i te muszki nawet
wieczorami, wielkim rojem, przy akacjach,
w gł
ę
bi zorza, z której si
ę
nie wraca...
74
Wierszom moim fosforyczne furie
blaskiem w wertep ciemny i zły -
a mojej Smagłej, mojej Smukłej, mojej Pochmurnej
łzy.
1939
Przechodniu, zapnij guzik!
czyli
Pytania i odpowiedzi
Adam? Praojciec.
Natanson? Wojciech.
Zupa? Pomidorowa.
Demokracja? Ludowa.
Gojawiczy
ń
ska? Pola.
Kopernik? Polak.
Przystanek? Tramwajowy.
Materializm? Dziejowy.
Nie damy? Odry, Nysy.
Juliusz Cezar? Łysy.
Twierdzenie? Pitagorasa.
Od Sasa? Do Lasa.
„Pchła-szachrajka"? Brzechwy.
Tygodnik? Powszechny.
Kisiel? Patrz: Potrawy.
Odbudowa? Warszawy.
Termometr? Reaumura.
O
ś
wiata? I kultura.
Przechodniu? Stój.
M
ąż
tej pani? My
ś
liciel.
Dostojewski? „Idiota".
Nad i kropka? U Kotta.
Ilustracja? Dorego.
Pan nie lubi? Dlaczego?
Cudowna? Polska Mowa.
76
Bomba? Atomowa.
Niemcy? Pobici.
Rozbiory? Jezuici.
Pi
ą
te koło? U woza.
ś
ukrowski?
Ś
wietna proza.
Swinarski? Artur Marya.
Ja? Wariat.
Idzie
ż
ołnierz? Borem lasem.
Stary Fredro? „Precz z kutasem".
Hemar? W czamarze.
Szkoda słów? O Hemarze.
Reforma? Rolna.
Jan? Z Kolna.
Jajko? Kolumba.
Flukowski? Tarabumba.
Ładosz? Znakomicie.
Szumi
ą
jodły? Na szczycie.
Ziemie? Odzyskane.
Szopen? Z fortepianem.
G
ęŚ
? Zielona.
Grupa? Laokoona.
Fors
ę
? Przepili.
Muzyczka? Tirli-tirli.
Samozwaniec? Magdalena.
Kwiatkowska? Irena.
Na plamy? Terpentyna.
ś
elazna? Kurtyna.
W co bij
ą
? W tarabany.
Jaki ojciec? Zapłakany.
Kiedy umarł? O trzeciej.
Ratujmy? Dzieci.
77
Na choler
ę
? Mickiewicz.
A Wyspia
ń
ski? Patrz: Minkiewicz.
Małe wi
ś
nie? Wisienki.
Zakazane? Piosenki.
Szaflarska? Wesoła.
Kwadratura? Koła.
Mikołajczyk? ?
1946
Wielkanoc gastropaty
Jajek nie mo
ż
na,
szynki nie mo
ż
na,
tako
ż
nie mo
ż
na
szaszłyka z ro
ż
na.
Indyk - katafalk,
kura - agonia,
piwo - gaffa,
morderstwo - koniak.
Mi
ę
so ciel
ę
ce
ani pół deka,
chrzanik - noc w m
ę
ce,
chyba do lekarstw.
Sosy - satyra,
k abul - testament,
zupy - cholera,
zam
ę
t i lament.
Kawa - dyspepsja,
wizje niedobre,
rum - epilepsja,
cygaro - obł
ę
d.
Ani fistaszków,
ani pistacji,
79
wszystko prowadzi
do prostracji.
Torciki - zgaga,
mazurki - zgaga,
mazurek szkodzi,
tort nie pomaga.
Pytam lekarza: - Co?
A na to lekarz: - Gdyby
ś
był bladszy,
niech pan spokojnie w niebo popatrzy.
Strasna zaba
WIERSZ DLA SEPLENI
Ą
CYCH
Pewna pani na Marsałkowskiej
kupowała synk
ę
z groskiem
w towazystwie swego m
ę
za, ponurego draba;
wychodz
ą
ze sklepu, pani w sloch,
w ksyk i w lament: - M
ę
zu, och, och!
popats, popats, jaka strasna zaba!
M
ą
z był wyzsy uz
ę
dnik, psetarł mgł
ę
w okulaze
i mówi: - Zecywi
ś
cie co
ś
skace po trotuaze!
cy to zaba, cy tez nie,
w kazdym razie ja tym zainteresuj
ę
si
ę
;
zaraz zadzwoni
ę
do Cesława,
a Cesław niech zadzwoni do Symona -
nie wypada, z
ę
by Warsawa
była na „takie co
ś
" narazona.
Dzwonili, dzwonili i po tsech latach
wrescie schwytano zab
ę
koło Nowego
Ś
wiata;
a zeby sprawa zaby nie odesla w mglisto
ść
,
uz
ą
dzono historycn
ą
urocysto
ść
;
ustawiono trybuny,
sp
ę
dzono tłumy,
6. Ulica szarlatanów
81
„Stselców" i „Federastów" -
słowem, całe miasto.
Potem na trybun
ę
wesła Wysoka Figura
i kiedy odgzmiały wsystkie „hurra",
Wysoka Figura zece tak:
- Wspólnym wysiłkiem z
ą
du i spolece
ń
stwa
pozbyli
ś
my si
ę
zabiego bezece
ń
stwa -
panowie, do góry głowy i syje!
A społece
ń
stwo: - Zecywi
ś
cie,
dobze, ze t
ę
zab
ę
złapali
ś
cie,
wsyscy pseto zawołajmy: „Niech zyje!"
Zima z wypisów szkolnych
Któ
ż
to tak
ś
nie
ż
kiem prószy z niebiosów?
Dy
ć
oczywi
ś
cie pan wojewoda;
módl si
ę
, dziecino, z cał
ą
krain
ą
-
niech Bóg mu siły doda;
ś
nie
ż
ku naprószyl,
ś
nie
ż
ek poruszył
dobry pan wojewoda.
A któ
ż
na szybach maluje kwiaty,
czy mróz, czy mróz, dziecino?
Nie, to r
ą
czuchn
ą
dla ciebie,
ż
abuchno,
starosta ze staro
ś
cin
ą
;
srebrzyste pr
ąż
ki, listki, gał
ą
zki
dla ciebie, dziwna dziecino.
A któ
ż
te
ś
liczne zawiesił sople
za oknem u okapu?
Czy mo
ż
e tak
ż
e mróz niedobry
sw
ą
fantastyczn
ą
łap
ą
?
Nie, moje złoto, to referenci,
podkierownicy, nadasystenci
noc
ą
nie spali, hurra! wołali,
sople poprzyklejali.
Hej, tam w Warszawie jest pan minister
siwy i taki miły,
przez okno rzuca spojrzenia bystre,
83
bo chce, by dla ciebie były
zim
ą
sopelki,
ś
niegi i lody:
wszystkie zimowe wygody.
Je
ż
eli tedy sanki usłyszysz
i dzwonki ich tajemnicze,
wiedz: to minister w skupionej ciszy
nacisn
ą
ł taki guziczek,
ż
e sanki dzwoni
ą
i gwiazdki l
ś
ni
ą
nad miastem i nad wsi
ą
.
Skumbrie w tomacie
Raz do gazety „Słowo Niebieskie"
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
przyszedł malu
ś
ki staruszek z pieskiem.
(skumbrie w tomacie pstr
ą
g)
- Kto pan jest, mów pan, cho
ć
pod sekretem!
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
- Ja jestem król Władysław Łokietek.
(skumbrie w tomacie pstr
ą
g)
Siedziałem - mówi - długo w tej grocie,
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
dłu
ż
ej nie mog
ę
... skumbrie w tomacie!
(skumbrie w tomacie pstr
ą
g)
Zaraza ro
ś
nie
ś
wi
ą
tek i pi
ą
tek.
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
Id
ę
na Polsk
ę
robi
ć
porz
ą
dek.
(skumbrie w tomacie pstr
ą
g)
Na to naczelny kichn
ą
ł redaktor
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
i po namy
ś
le powiada: - Jak to?
(skumbrie w tomacie pstr
ą
g)
Chce pan naprawi
ć
bł
ę
dy systemu?
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
85
Był tu ju
ż
taki dziesi
ęć
lat temu.
(skumbrie w tomacie pstr
ą
g)
Tak
ż
e szlachetny. Strzelał. Nie wyszło.
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
Krew si
ę
polała, a potem wyschło.
(skumbrie w tomacie pstr
ą
g)
- Ach, co pan mówi? - j
ę
kn
ą
ł Łokietek;
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
łzami w redakcji zalał serwet
ę
.
(skumbrie w tomacie pstr
ą
g)
- Znaczy si
ę
, musz
ę
wraca
ć
do groty,
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
czyli
ż
e pocierp, mój Władku złoty!
(skumbrie w tomacie pstr
ą
g)
Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie!
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
Chcieli
ś
cie Polski, no to j
ą
macie!
(skumbrie w tomacie pstr
ą
g)
1936
Ulica szarlatanów
Szarlatanów nikt nie kocha.
Zawsze sami.
Dla nich gwiazdy
ś
wiec
ą
w górze
i na dole.
W tajnych szynkach pij
ą
dziwne
alkohole.
I wieczory przera
ż
aj
ą
blu
ź
nierstwami.
Wymy
ś
lili swe tablice
szmaragdowe.
Krwi
ą
dziewicy wypisali
charaktery.
Strachy w liczbach: 18,
3 i 4.
Przeklinamy Jezu-Chrysta
i Jehow
ę
.
Szarlatani pisz
ą
ksi
ę
gi
o papie
ż
ach.
Zawsze w nocy mówi
ą
ź
le o
Watykanie.
Zawsze w nocy słycha
ć
szklane,
szklane łkanie:
płacz
ą
gwiazdy zapl
ą
tane
w szkła na wie
ż
ach.
87
Kiedy miesi
ą
c um
ę
czony
wschodzi na nów,
alkohole z przera
ż
enia
dr
żą
słodycz
ą
.
Nie pomog
ą
alkohole:
W nocy krzycz
ą
Łzy fałszywe szmaragdowych
szarlatanów.
Bardzo cicho i bole
ś
nie
jest nad ranem.
Dzwoni
ą
dzwony,
ś
wit pochyla
si
ę
w pokorze.
Odpu
ść
grzechy szarlatanom,
Panie Bo
ż
e,
wszak Ty jeste
ś
takim samym
szarlatanem.
Muzie nó
ż
ki całuj
ę
„Kogutek"? nie uleczy.
Przyjaciel? nie pocieszy.
Nie ma przyjaciół.
Ranny
ś
? Ten
ś
wiat jest borem,
r
ą
bałe
ś
bór toporem,
to
ś
si
ę
i zaci
ą
ł.
Le
ż
ysz. Wokół mchy ciche.
Igraj
ą
gwiazdy dziwne
z gał
ęź
mi.
„Kogutek" nie uleczy.
Przyjaciel nie pocieszy.
Uwierz mi.
Co pomo
ż
e? A ja wiem:
tu pomo
ż
e stary sen,
stara bajda;
Je
ś
li
ś
jak garnek p
ę
kn
ą
ł, ona ci
ę
sklei,
je
ś
li
ś
nadziej
ę
utracił, wpłyniesz na morze nadziei
na wszystkich
ż
aglach.
„Nastawienia" społeczne? Dla karzełków.
Recenzje niedorzeczne? Dla zgiełku.
Poeto, plu
ń
, gdzie komuna, sanacja i endecja.
89
Tylko ona ci
ę
zbawi, przekl
ę
ta i jedyna -
i na gwiazdy wyprawi, rytm
ś
wi
ę
ty, mowa inna -
poezja.
Spis tre
ś
ci
5 Muzie nó
ż
ki calujf Maciej Cisło
14 [Pyłem ksi
ęż
ycowym...]
15 Ju
ż
kocham ci
ę
tyle lat
16 List je
ń
ca
17 Rozmowa liryczna
18 Pro
ś
ba o wyspy szcz
ęś
liwe
19 Miła moja
20 Bal u Salomona (fragmenty)
22 Piosenka
23 O naszym gospodarstwie
24 Zaczarowana doro
ż
ka
30 Spotkanie z matk
ą
(fragmenty)
32 Wizyta
33 Serwus, madonna
34 Pie
ś
ni (fragmenty)
3 7 Dziwni letnicy
39 Podró
ż
do Arabii Szcz
ęś
liwej
40 Długom bł
ą
dził i szukał
41 Kuferlin
43 Małe kina
45 Przed zapaleniem choinki (fragment)
47 Bajka o sze
ś
ciu tłumaczkach
48 Satyra na bo
żą
krówk
ę
50 O wróbelku
51 Wierszyk o wronach
53 W le
ś
niczówce
91
55 Kronika olszty
ń
ska (fragmenty)
61 Bufallo-bill
65 O mej poezji
66 Ars poetica czyli Sztuka rymotwórcza
(List do krawca Teofila - fragmenty)
69 Dlaczego ogórek nie
ś
piewa
70 „LirykaJiryka, tkliwa dynamika"
73 Noctes Aninenses (fragment)
76 Przechodniu, zapnij guzik!
79 Wielkanoc gastropaty
81 Strasna zaba
83 Zima z wypisów szkolnych
85 Skumbrie w tomacie
87 Ulica szarlatanów
89 Muzie nó
ż
ki całuj
ę