Drogi i bezdroża dialogu katolicko-żydowskiego
Ks. Waldemar Chrostowski
Refleksja nad historią, aktualnym stanem i uwikłaniami dialogu katolicko-żydowskiego nie może
ograniczać się do tego, co wiemy na te tematy, lecz powinna także uwzględniać wymiar doświadczenia i
pamięci. Jest to szczególnie ważne, gdy chcemy poznać i zrozumieć drogi i bezdroża tego trudnego
dialogowania. Dlaczego Kościół katolicki nawiązał dialog z Żydami i judaizmem? Odpowiadając, można
wskazać następujące przyczyny: rzeczywistość, symbolikę i ideologię zagłady Żydów; utworzenie i
okrzepnięcie państwa Izrael; przesłanki religijno-teologiczne uwidocznione na II Soborze Watykańskim.
W rzetelnej refleksji nad tymi przyczynami widać zarazem bezdroża dialogu. Każdy, kto się włącza w
dialog katolicko-żydowski lub nim się interesuje, powinien znać również owe bezdroża i należycie
odróżniać rozmaite płaszczyzny dialogu, to znaczy wiedzieć, na którym poziomie się obraca i o czym
właściwie mówi. Na początku należy podkreślić bardzo istotne uwarunkowanie dialogu katolicko-
żydowskiego w Polsce. Judaizm, czyli religia żydowska wiąże się znacząco z tożsamością Żydów jako
takich (aczkolwiek istnieją Żydzi, którzy nie są wyznawcami judaizmu) i często nie da się ich od siebie
oddzielić. Podobnie katolicyzm wiąże się z tożsamością Polaków (aczkolwiek są Polacy nie będący
katolikami), więc i tutaj obserwujemy silny splot religii i poczucia narodowego. Zależności te sprawiają,
że w warunkach polskich nie sposób poruszać złożonej problematyki dialogu katolicko-żydowskiego, nie
uwzględniając realiów i sporów na temat stosunków polsko-żydowskich.
Zagłada Żydów
Zagłada Żydów europejskich została zaplanowana, podjęta i przeprowadzona podczas II wojny
światowej przez niemieckich narodowych socjalistów. Jej ramy czasowe wyznacza z jednej strony
konferencja, która odbyła się 20 stycznia 1942 r. w Wannsee, na przedmieściach Berlina. Adolf
Hitler i jego najbliższe otoczenie podjęli wtedy decyzję o Endloesung, czyli "ostatecznym
rozwiązaniu" kwestii żydowskiej. Przez kilka następnych tygodni panowała złowróżbna cisza,
pojawiły się bowiem trudności z wcieleniem w życie ludobójczej decyzji. Hitlerowcy zaczęli ją
wdrażać pod koniec marca 1942 roku. Do KL Auschwitz trafił wówczas pierwszy transport
Żydówek z Popradu na Słowacji. Przywiezione kobiety zgładzono na zasadach rasowych
zaakceptowanych w Wannsee. Surowe represje i krwawe prześladowania dotykały Żydów i
wcześniej, zwłaszcza po hitlerowskiej inwazji na Polskę. Nie omijały też one Polaków na terytoriach
zajętych przez Niemców, o czym świadczą liczne aresztowania i represje oraz założenie w czerwcu
1940 r. - właśnie z myślą o Polakach - KL Auschwitz. Ludobójstwo na Żydach trwało do zakończenia
II wojny światowej. Znamienne, że jego ofiarami byli przede wszystkim Żydzi wschodnioeuropejscy,
podczas gdy prześladowanie Żydów w zachodniej Europie, a nawet w Niemczech miało inny przebieg.
Niemcy traktowali "swoich" Żydów inaczej niż Żydów z Europy wschodniej. W maju 1945 r. w zajętym
przez aliantów Berlinie nadal mieszkało około dziesięciu tysięcy Żydów. Taka sytuacja była nie do
pomyślenia w okupowanej Polsce.
Ludobójstwo popełnione przez narodowych socjalistów ( nb. to określenie jest zastępowane mniej
wyrazistym określeniem " naziści"; do 1989 r. w Polsce i byłych krajach socjalistycznych nie
dopuszczano możliwości "socjalizmu narodowego" i ukuto pojęcie "hitleryzmu") kosztowało życie kilku
milionów Żydów. Powszechnie przyjmuje się, że sześć milionów i liczba ta stanowi swoiste tabu. U
jej genezy jest najprawdopodobniej artykuł opublikowany 9 maja 1945 r. na łamach sowieckiego
dziennika Prawda, w którym podano, iż w obozie śmierci Auschwitz zamordowano cztery miliony
osób, w tym większość Żydów. Charakterystyczne, że przez cały okres powojenny historycy
wiedzieli, iż jest to liczba zawyżona, a jednak nie podejmowali żadnych prób jej zweryfikowania. W
PRL i państwach satelickich byłego ZSRR było to niemożliwe, ale nie zrobiono tego również na
Zachodzie. Wielkie trudności powstały w 1989 r., gdy wreszcie zaczęto prostować liczbę
zamordowanych w KL Auschwitz I i Auschwitz II, czyli Birkenau. Rzetelni historycy, kierując się
źródłami historycznymi i zeznaniami ocalałych świadków, podają obecnie liczbę od 1,2 do 1,5
miliona zamordowanych, w ogromnej większości Żydów. W latach 90. okazało się, że nie ma to
jednak żadnego znaczenia. Jakakolwiek próba dyskusji na temat ogólnej liczby zamordowanych
Drogi i bezdroża dialogu katolicko-żydowskiego - Ks. Waldemar Chro...
http://www.naszawitryna.pl/jedwabne/drogi_i_bezdroza_dialogu_katol...
1 z 13
2010-11-29 16:49
Żydów była i jest traktowana jako niedopuszczalny i niebezpieczny rewizjonizm. Ja sam pamiętam
wydarzenie, które miało miejsce zimą 1998 r. w Toronto. Zapytałem tamtejszych historyków żydowskich,
jak się zmieniło liczenie żydowskich ofiar narodowosocjalistycznego ludobójstwa po zmianie ustaleń co
do liczby ofiar KL Auschwitz. Zaprowadzono mnie do mapy, na której wypisano liczbę zamordowanych
Żydów w poszczególnych krajach. Ich suma dawała w przybliżeniu sześć milionów. Szkopuł w tym, że
terytoria państw europejskich zaznaczono w ich granicach powojennych, a więc wygląda na to, że część
ofiar była liczona dwukrotnie. Takie stawianie sprawy nie ułatwia solidnych dociekań i uczciwej dyskusji
historycznej. Zdarza się często, że kieruje ją na bezdroża odgórnej ideologizacji.
Wszystkie liczby, niezależnie od stopnia statystycznej dokładności, są przerażające. Skutkiem zagłady
europejskich Żydów był szok, największy tam, gdzie mieszkało ich najwięcej i gdzie zostali bestialsko
wymordowani, czyli w Europie Środkowo-Wschodniej, szczególnie na ziemiach Polski w jej
przedwojennych granicach. Oblicza się, że zginęło prawie trzy miliony Żydów polskich. Ich los był nie
tylko częścią losu żydowskiego zgotowanego im przez narodowych socjalistów, lecz także częścią
ogólnego dramatu Polski i wszystkich Polaków. Podczas II wojny światowej zginęło sześć milionów
obywateli polskich, z których połowa to Żydzi, a cały kraj poniósł nieopisane straty materialne. Dramat
wojny dotknął każdą polską rodzinę. W okresie bezpośrednio powojennym to, co się wydarzyło,
postrzegano w "trójkącie": Niemcy - Polacy - Żydzi. Niemcy byli prześladowcami, zaś Polacy i Żydzi -
ofiarami.
Opłakując najbliższych oraz odbudowując kraj ze zgliszcz i ruin, nie stawiano pytań, jak to wszystko było
możliwe. Powojenną sytuację komplikowała jeszcze świadomość, że Polacy są bodaj największymi
przegranymi zakończonej wojny, bo za naszymi plecami i wbrew naszym żywotnym interesom zawarto
układy polityczne, na mocy których Polska znalazła się w strefie wpływów Związku Radzieckiego. W
końcu lat 40. i w latach 50. przyczyny, przebieg i śmiercionośne skutki wojny coraz częściej stawały się
przedmiotem refleksji. W naszych warunkach można ją było podejmować i rozwijać w bardzo
ograniczonym stopniu. Kościół katolicki również podjął tę refleksję. Pytanie o zagładę Żydów
europejskich zyskiwało na ostrości, tym bardziej że aczkolwiek świat znał wiele krwawych epizodów, ten
wydarzył się w Europie karmionej od prawie dwóch tysięcy lat ideałami Ewangelii i chrześcijaństwa.
Kościoły, zwłaszcza katolicki i Kościoły protestanckie w Niemczech, wyrażały solidarność z tymi, którzy
przeżyli ludobójstwo. Stawiane pytania nie pomijały faktu, że ofiarami narodowego socjalizmu i
komunizmu byli także chrześcijanie. Teologowie postawili dramatyczne pytanie, co się stało z
człowiekiem i kim on jest, jeżeli posuwa się do takich okrucieństw i zbrodni.
Trauma po wyniszczeniu europejskich Żydów nie wszędzie była jednakowa. Całe połacie świata nie
odczuwały współczucia ani nie okazywały żałoby. Dość wspomnieć Amerykę Północną, to znaczy Stany
Zjednoczone (uwikłane na początku lat 50. w wojnę w Korei) i Kanadę, a także nowo utworzone
państwo Izrael. Tych europejskich Żydów, którzy przeżyli zagładę i szukali schronienia w Palestynie,
nazywano "mydło", odnosząc się do nich z nie ukrywaną pogardą. Mówiono: Dlaczego pozwoliliście
wpędzać się do bydlęcych wagonów, a potem daliście się wieźć do obozów i tam biernie przyjmowaliście
śmierć? Właśnie w tych warunkach rozpoczęła się żydowska haggada na temat Polski, trwająca po dziś
dzień. Brzmi ona mniej więcej tak: Prześladowani przez Niemców Żydzi nie mieli dokąd uciekać, bo
Polacy byli dla nich tak samo źli, a nawet jeszcze gorsi niż Niemcy. Ta wypowiedź stanowi zapewne
rezultat gorzkich i tragicznych doświadczeń indywidualnych, których nam, Polakom, nie wolno
lekceważyć. Ale bardzo często dochodzi w niej do głosu także zastarzała żydowska niechęć wobec Polski
i Polaków, a także wobec Kościoła i chrześcijaństwa. Nie sposób uczciwie naświetlić tych spraw, jeżeli
problematyka stosunków między Polakami a Żydami będzie ukazywana jednostronnie, to znaczy z
przemilczaniem albo zafałszowaniem przedwojennego i wojennego nastawienia wielu Żydów do ich
polskiej ojczyzny i polskich sąsiadów. Jeżeli Żydzi mieszkający dzisiaj w Polsce mówią o sobie, że są
Polakami, to taka deklaracja powinna uwzględniać fakt, iż naród to jest również wspólnota ducha i losu,
więź synów z ojcami oraz zakorzenienie w przeszłości i tradycji. Taka solidarność przechodzi ciężką
próbę właśnie podczas wojny. Jeżeli przetrwa, na długi czas stanowi spoiwo. Jeżeli nie, obnaża fakt, że i
wcześniej po prostu jej nie było. II wojna światowa nie tyle podzieliła Polaków i Żydów, ile raczej w
bolesny sposób obnażyła istniejące wcześniej podziały.
Drogi i bezdroża dialogu katolicko-żydowskiego - Ks. Waldemar Chro...
http://www.naszawitryna.pl/jedwabne/drogi_i_bezdroza_dialogu_katol...
2 z 13
2010-11-29 16:49
Pod koniec lat 50. i z początkiem 60., gdy państwo Izrael okrzepło, potrzeba tam było jako spoiwa nowej
tożsamości narodowej wzorców prawdziwie bohaterskich. Rychło zniknęła jakakolwiek oficjalna niechęć
wobec domniemanej "bierności" Żydów, którzy przeżyli. W świadomości Izraelczyków utrwalała się
nowa haggada, która znalazła wyraz na pomniku w Miejscu Pamięci Yad Vashem w Jerozolimie. Po
prawej stronie pomnika jest wyobrażenie Żydów pędzonych do pieców krematoryjnych, a są to starcy,
kobiety i dzieci. Główna część pomnika przedstawia młodych i silnych bojowników żydowskich z getta
warszawskiego. Taka interpretacja kształtuje odtąd tożsamość Izraelczyka: twoje miejsce jest po stronie
bojowników, aby twoi najbliżsi nie doświadczyli śmierci, która stała się udziałem naszych pobratymców
w Europie. W taki sposób z początkiem lat 60. zmieniło się spojrzenie na ludobójstwo popełnione na
Żydach. Pojawiły się i w latach 70., upowszechniły dobrze znane dzisiaj nazwy Szoah i Holocaust.
"Szoah" to nazwa hebrajska, występująca w Księdze Izajasza 10, 3 i 47, 11, a także w kilku innych
miejscach Biblii Hebrajskiej, która w tłumaczeniu na polski znaczy "zagłada, nieszczęście". "Holocaust"
też ma biblijne korzenie, ale pochodzi z języka greckiego, w którym oznacza "ofiarę całopalną". A
chociaż pojawiły się dyskusje co do zasadności posługiwania się tą drugą nazwą, tłumaczono bowiem, że
Żydzi nie wybrali dobrowolnie losu ofiar, obie nazwy weszły na dobre do światowego słownictwa,
opisując mord popełniony na Żydach. Ideologia Szoah i Holocaustu była tworzona i rozwijana
głównie w Stanach Zjednoczonych, dzie bardzo szybko dokonało się silne upolitycznienie,
zideologizowanie i wręcz zmitologizowanie obydwu pojęć.
Podejmując refleksję nad ludobójstwem popełnionym na Żydach, chrześcijanie rozwijali ją na
płaszczyźnie moralnej i religijnej. Wyrażali współczucie względem tych, którzy przeżyli, a także
zastanawiali się, czy sami mogli uczynić w tych mrocznych czasach więcej dobrego. Nie brakuje wielu
wzruszających świadectw chrześcijańskiej solidarności z Żydami, przypominających odważnie udzielaną
Żydom pomoc. Niestety, były też postawy i zachowania złe, które wywołują wstyd i powinny prowadzić
do skruchy. Znaczna liczba chrześcijan przyglądała się przeszłości, także tej sprzed II wojny światowej,
podejmując trudny rachunek sumienia. W latach 1962-1965 odbył się II Sobór Watykański, na którym
dokonała się przebudowa nastawienia Kościoła wobec Żydów i judaizmu. W ogłoszonej 28 października
1965 r. deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich Nostra aetate czytamy: "Kościół,
który potępia wszelkie prześladowania, przeciw jakimkolwiek ludziom zwrócone, pomnąc na wspólne z
Żydami dziedzictwo, opłakuje - nie z pobudek politycznych, ale pod wpływem religijnej miłości
ewangelicznej - akty nienawiści, prześladowania, przejawy antysemityzmu, które kiedykolwiek i przez
kogokolwiek kierowane były przeciw Żydom".
Deklaracja Nostra aetate otworzyła nowy rozdział w stosunkach katolicko-żydowskich. Miała uzasadnić i
zintensyfikować proces refleksji moralnej i religijnej nad Zagładą. Ale w kilka dziesięcioleci po jej
wydaniu okazało się, że Holocaust i Szoah stały się swoistą pseudoreligią Żydów. Ponieważ bardzo
wielu z nich jest głęboko zeświecczonych i z judaizmem nie ma wiele wspólnego, jednym z głównych
elementów traktowanych jako spoiwo współczesnej tożsamości żydowskiej jest ideologia Szoah. Jej
syntezę wyraża słynne powiedzenie krążące wśród Żydów: w Holocauście zginęła jedna trzecia Żydów, a
więc jedna trzecia każdego Żyda. Na tej podstawie są formułowane najrozmaitsze roszczenia i żądania, z
finansowymi włącznie. Tak nastąpiła konfrontacja dwóch punktów widzenia: z jednej strony wrażliwości
chrześcijańskiej, która karmiona ideałami Ewangelii postrzega dramat Żydów przede wszystkim w
kategoriach etycznych, z drugiej zaś strony upolityczniania i ideologizowania w świecie żydowskim
dramatycznej problematyki. Wskutek tego o tych samych bolesnych faktach mówimy odmiennymi
językami, co musi prowadzić do nieporozumień i napięć.
W latach 70. uformowała się i ustaliła nowa jakość, a mianowicie "Shoah industry", czyli
"przemysł Szoah". Znalazło to wyraz w literaturze, wspomnieniach, audycjach radiowych i
programach telewizyjnych, a także w filmach silnie oddziałujących na wyobraźnię ludzi. Część z tej
twórczości, np. Malowany ptak Jerzego Kosińskiego, nie miała nic wspólnego z rzeczywistością.
Przeciwnie, bez żadnych wahań można ją zaliczyć do antypolskiej i antychrześcijańskiej retoryki. Faktem
jest jednak, że autorzy i wydawcy przedstawiali swoje produkty jako dzieła historyczne. Rozpoczęły się
zażarte dyskusje, w których okazywało się, że chrześcijanie z Zachodu nie mają należytego pojęcia o
realiach zagłady Żydów na terenie okupowanej przez Niemców Europy Wschodniej. Polacy natomiast
Drogi i bezdroża dialogu katolicko-żydowskiego - Ks. Waldemar Chro...
http://www.naszawitryna.pl/jedwabne/drogi_i_bezdroza_dialogu_katol...
3 z 13
2010-11-29 16:49
nie mogli uczestniczyć w tych dyskusjach na zasadach prawdziwie partnerskich. Rychło "trójkąt"
Niemcy - Żydzi - Polacy zaczął być objaśniany w nowy sposób: Niemcy to prześladowcy, Żydzi -
ofiary, a Polacy - świadkowie. Cała II wojna światowa zaczęła być interpretowana jako wojna
przeciwko Żydom. Inne jej ofiary zeszły na dalszy plan bądź zostały w ogóle zanegowane. Wywoływało
to w Polsce słuszne protesty, które skwitowano zarzutem, że Polacy podejmują spór o pierwszeństwo w
cierpieniu. Konfrontacja zaostrzyła się po nakręceniu przez Stevena Spielberga filmu Szoah, który - na
Zachodzie wielokrotnie nagradzany i traktowany jako dokument historyczny - w Polsce wywołał
konsternację i protesty. Niestety, także u nas nie zabrakło wąskich grup i środowisk, które podzielały i
rozpowszechniały wyłącznie żydowski punkt widzenia. Znalazło to wyraz w podjętych w 1986 i 1987 r.
w Genewie zobowiązaniach przeniesienia klasztoru sióstr karmelitanek z bliskiego sąsiedztwa byłego KL
Auschwitz w inne miejsce.
Z końcem lat 80. i w latach 90. żydowski sposób przedstawiania II wojny światowej miał zdominować
całą historiografię. Na jego usługach stanął przemysł informacyjny w wielu rejonach świata. W 1993 r.
otwarto w Waszyngtonie Muzeum Holocaustu. W ciągu kilku lat napisano mnóstwo książek,
przygotowano wiele programów radiowych i telewizyjnych, nakręcono sporo filmów. Temat Szoah był
niezwykle popularny i chwytliwy. Jeżeli ktoś chciał zasłynąć i podobać się, podejmował ów temat,
zwracając uwagę na to, aby się zmieścił w kanonach tzw. poprawności politycznej. Jednym z szeroko
propagowanych utworów był film Europa, Europa Agnieszki Holland. Reżyserka z nonszalancją
potraktowała realia okupacyjne, ale prawie nikt poza Polską nie dociekał, jak wtedy było naprawdę. Jak
daleko posunięto się w tej kwestii, najlepiej wyraża rozpowszechnione w Stanach Zjednoczonych
powiedzenie: "There is no businnes like Shoah business" ("Nie ma lepszego interesu niż Szoah").
Mnóstwo osób, instytucji i organizacji czerpie ogromne korzyści z zajmowania się problematyką
Holocaustu. Aktualnie jest to jedna z najbardziej dochodowych gałęzi kultury masowej. To, co
chrześcijanom ma wyciskać łzy w oczach, pokaźnej części Żydów przynosi krociowe zyski. Po stronie
żydowskiej odważnie mówi o tym i pisze silnie kontestowany i wyciszany prof. Norman Finkelstein. Poza
tym jest to temat tabu.
Nawiązanie dialogu pokazało, że w przedstawianiu dawnej i nowszej przeszłości Europy i Polski istnieje
zasadnicza biegunowość. Inaczej bowiem do przeszłości podchodzą Polacy, a inaczej Żydzi. Polacy chcą
pisać historię, to znaczy ustalić fakty, poznać je i przedstawić, dowiedzieć się, kto, gdzie, kiedy i jak
działał, zebrać i ocenić rozmaite świadectwa. Żydów w gruncie rzeczy nie interesuje historia, to
znaczy wnikliwe i rzetelne odtworzenie faktów. W ich patrzeniu na przeszłość dominuje haggada,
czyli opowiadanie, zazwyczaj mocno subiektywne, w którym są obecne elementy przeżyć
przepuszczonych przez filtr emocji oraz uczuć. Jeżeli owe uczucia są dobre i przyjazne, całe
opowiadanie jest przyjazne. W przeciwnym razie całe opowiadanie nabiera innego wydźwięku. My więc
chcemy ustalić prawdę, Żydzi natomiast skupiają się na tym, co jest prawdziwe dla nich, czyli możliwe
do przyjęcia z ich perspektywy. Nakręcanie koniunktury "przemysłu Szoah" spowodowało nowe
spojrzenie na "trójkąt": Niemcy, Polacy, Żydzi. Tym razem w gronie prześladowców coraz częściej obok
Niemców umieszczano Polaków, podczas gdy jedynymi ofiarami pozostawali Żydzi. Cała wojna została
sprowadzona do paradygmatu prześladowania Żydów przez nie-Żydów. Ten paradygmat upowszechnił
się zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, gdzie został wprowadzony do podręczników szkolnych i jest
przedstawiany podczas wykładów akademickich oraz w programach edukacyjnych podejmowanych w
środkach przekazu. Przeciętny Amerykanin nie ma pojęcia o martyrologii Polski i Polaków w latach
1939-1945, zaś wszystko, do czego może dotrzeć, sprowadza się do wiedzy podawanej w
waszyngtońskim Muzeum Holocaustu. Bolesny jest fakt, że w kontekście nauczania o Szoah unika się
słowa "Niemcy", natomiast bezkarnie używa się i nadużywa słowa "Polacy".
Z końcem lat 80. i w latach 90. pamięć o Szoah została przekształcona w żądania ekonomiczne.
Zaczęto je zgłaszać pod adresem różnych państw i instytucji. Jednym z pierwszych adresatów stała się
Szwajcaria. Twierdzono, że majątek żydowski zdeponowany niegdyś w tamtejszych bankach ma wartość
10-20 miliardów dolarów. Chociaż Szwajcarom udało się wykazać, że są to sumy wielekroć przesadzone,
wobec zagrożenia międzynarodową izolacją państwa musieli wypłacić około 1,2 miliarda dolarów. W
następnej kolejności celem żądań - mimo wcześniejszych odszkodowań rządu RFN na rzecz Izraela
wynoszących około stu miliardów marek - stały się firmy niemieckie, co do których nadal trwają spory.
Drogi i bezdroża dialogu katolicko-żydowskiego - Ks. Waldemar Chro...
http://www.naszawitryna.pl/jedwabne/drogi_i_bezdroza_dialogu_katol...
4 z 13
2010-11-29 16:49
W ostatnich latach coraz głośniejsze żądania są podnoszone pod adresem Polski. Dialog katolicko-
żydowski, z pierwiastkiem silnego uwrażliwienia na tragiczny los Żydów, staje się jednym z ważniejszych
elementów forsowania takich żądań. Współczucie, żal i solidarność z cierpiącymi i ich rodzinami są
przekładane na kategorie ekonomiczne i polityczne.
Ostatnio sprawy posunęły się jeszcze dalej. Z roku na rok wzmaga się oskarżanie chrześcijaństwa o
współwinę i współodpowiedzialność za zbrodnie popełnione na Żydach przez narodowych socjalistów.
Bodaj pierwszym, kto wygłosił taki pogląd, był Raul Hilberg. Wobec braku natychmiastowej reakcji
wracano do niego, a nawet się przyzwyczajano. W wielu opracowaniach i wystąpieniach żydowskich
chrześcijanie są stawiani na równi z hitlerowskimi zbrodniarzami, zaś krytyka Mein Kampf oraz
programowych wystąpień Adolfa Hitlera i jego ideologów ustąpiła miejsca oskarżeniom pod adresem
Ewangelii i całej tradycji chrześcijańskiej. Taka interpretacja była szczególnie upowszechniana w
kontekście przygotowań do Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, gdy Kościół wręcz przymuszano do
odpowiedzialności, a także do publicznego uderzania się w piersi. W ten sposób wyraziły się nie tylko
skutki rzeczywiście obecnych w chrześcijaństwie elementów tradycji antyżydowskiej, lecz i
stereotypowo nieprzyjazna bądź otwarcie wroga Kościołowi i chrześcijanom retoryka żydowska.
Podobnie bowiem jak w chrześcijaństwie były i są obecne rozmaite pierwiastki antyjudaistyczne i
antyżydowskie, tak w judaizmie i w mentalności żydowskiej istniały i nadal są żywe pierwiastki
antychrześcijańskie, szczególnie antykatolickie. To jednak stanowi kolejne tabu.
Państwo Izrael
Od 70 r. po Chrystusie, czyli od czasu stłumienia przez Rzymian pierwszego powstania żydowskiego,
zajęcia Jerozolimy i zburzenia świątyni, Żydzi byli pozbawieni własnej państwowości. Było tak do 15
maja 1948 r., gdy Ben Gurion proklamował utworzenie w Palestynie państwa Izrael. Przez prawie 1900
lat chrześcijanie, lecz i sami Żydzi przyzwyczaili się do braku państwa żydowskiego. W popularnych
objaśnieniach tłumaczono, że Żydzi go nie mają i nie będą mieli, ponieważ ich odpowiedzialność za
śmierć Jezusa Chrystusa sprawia, że pozostaną narodem wiecznych tułaczy.
Sytuacja zmieniła się w drugiej połowie XIX wieku. Jednym ze skutków europejskiej Wiosny Ludów w
1848 r. było okrzepnięcie świadomości narodowej ludów, które długo pozostawały pod obcymi rządami.
Kilka dziesięcioleci później także wśród Żydów oraz w salonach politycznych Europy rozgorzała
dyskusja na temat powołania do życia państwa żydowskiego. Zgłaszano postulat utworzenia go w Kenii,
w Paragwaju, na Madagaskarze ( por. przedwojenne zawołanie "Żydzi na Madagaskar!"), na
południowo-wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej, a także w Palestynie. Ten ostatni nurt - ożywiany
świecką ideologią syjonistyczną w wydaniu Teodora Herzla ( 1860-1904) - zwyciężył. Na I Kongresie
Syjonistycznym, który odbył się w 1896 r. w Bazylei, Herzl rzucił hasło utworzenia państwa żydowskiego
w Palestynie. Odtąd było ono stale rozważane. Wkrótce podjęto konkretne kroki.
Upłynęło nieco ponad pół wieku i państwo Izrael stało się faktem. Nie bez związku pozostają również
meandry dwudziestowiecznej historii Polski. W okresie międzywojennym ruch syjonistyczny był wśród
polskich Żydów bardzo silny. Wielu z nich weszło do wąskiego grona "ojców założycieli" państwa Izrael.
Oblicza się, że w 1946 r. w granicach powojennej Polski zamieszkiwało około ćwierci miliona Żydów.
Gdyby tutaj zostali, Polska byłaby trzecim co do liczebności - po Stanach Zjednoczonych i Izraelu -
skupiskiem Żydów na świecie. Lata powojenne, podobnie jak okres przedwojenny, nie były wolne od
napięć między Polakami a Żydami. Można domniemywać, że jak długo Żydzi nie mieli własnego
państwa, tak długo nie rozumieli też bądź nie doceniali lojalności wobec niego. Ale gdy powstało państwo
Izrael, sytuacja całkowicie się zmieniła. Należałoby oczekiwać, że nawiązanie dialogu będzie sprzyjało
lepszemu zrozumieniu polskiej perspektywy. Tak się jednak nie stało. Trzy kwestie są tu szczególnie
ważne.
Pierwsza to polska zła pamięć o spolegliwej postawie znacznej części Żydów podczas II wojny światowej
względem obydwu okupantów. Z perspektywy zachodniej bagatelizuje się fakt skutków paktu
Ribbentrop-Mołotow. Najeźdźcy uderzyli na nasz kraj z dwóch stron: 1 września 1939 r. od zachodu i 17
września od wschodu. Od początku okupacji Niemcy i Sowieci byli postrzegani jako wrogowie i okrutnie
Drogi i bezdroża dialogu katolicko-żydowskiego - Ks. Waldemar Chro...
http://www.naszawitryna.pl/jedwabne/drogi_i_bezdroza_dialogu_katol...
5 z 13
2010-11-29 16:49
obchodzili się z Polakami. Jednak część Żydów przyjęła zarówno Niemców, jak i Sowietów z nie
ukrywaną życzliwością. Ponieważ podczas wojny pamięć o niedawnych zaborach była w Polsce wciąż
żywa, postawę Żydów odebrano jako wyraz nielojalności wobec wspólnej ojczyzny. Wyjątkowe
komplikacje pojawiły się na terytorium zajętym przez ZSRR. Zaraz po wkroczeniu Armii Czerwonej
rozpoczęły się tam krwawe represje i szykanowanie Polaków. Oto fragment raportu Delegatury Rządu
dotyczący sytuacji we Lwowie: "W stosunku do Polaków [Żydzi] zachowywali się prowokacyjnie,
przypominając na każdym kroku, że Polska i Polacy skończyli się. Faktem jest, że przy wejściu
bolszewików oni jedni witali ich kwiatami i całowali tanki sowieckie po ulicach. Wiele aresztowań i
wywozów nastąpiło na skutek ich denuncjacji". Bolesne było to, że komuniści żydowskiego pochodzenia
- miejscowi oraz przybyli z ZSRR (jedni i drudzy według licznych świadectw porozumiewali się w języku
jidisz) - mieli spory udział w prześladowaniach ludności polskiej. Te fakty stanowią podłoże takich
zbrodni, jak ta w Jedwabnem i podobnych. We wspomnieniach świadka opublikowanych w 1988 r.
czytamy: " Pamiętam, jak wywozili Polaków do transportu na Sybir; na każdej furmance siedział Żyd z
karabinem. Matki, żony, dzieci klękały przed wozami, błagały o litość, pomoc". Inny świadek, również z
Jedwabnego, w 1992 r. pisał: "Załadowali tych ludzi do wagonów towarowych jak bydlaków. Żydzi
zaczęli ich bić kolbami karabinów, żeby ten załadunek był szybki". Takie było tło ponurego
uzewnętrznienia się rozpaczy i wrogości celowo sprowokowanej 10 lipca 1941 r. w Jedwabnem przez
hitlerowskich najeźdźców. Przez całe dziesięciolecia, a nawet dzisiaj, był i jest to jednak kolejny temat
tabu. Żydzi, którzy w 1946 r. i później wyjechali do Izraela oraz gdzie indziej, twierdzą, że zabrali ze sobą
złą pamięć o Polsce i Polakach. Lecz, jak widać, na miejscu pozostała odgórnie tłumiona, a więc tym
bardziej szukająca ujścia, zła pamięć o sąsiadach żydowskich. Pomijanie pamięci jednej ze stron konfliktu
całkowicie uniemożliwia jakikolwiek dialog. Z tego względu niezbędne jest dodanie do trzech stron
dramatu: Niemców, Polaków, Żydów - strony czwartej, czyli sowieckich komunistów. Pozwoli to lepiej
rozeznać się w komplikacjach sytuacji polskiej. Dialog Kościoła katolickiego w Polsce z Żydami i
judaizmem też nie może przejść do porządku dziennego nad tymi uwikłaniami.
Druga kwestia wymagająca rozważenia ma związek z wrażliwością żydowską. W planach narodowych
socjalistów niemieckich leżała zasadnicza zmiana żydowskiej pamięci o Polsce. Zbrodniarze dobrze
wiedzieli, że aż do wybuchu II wojny światowej ta pamięć, niewolna od trudności i konfliktów,
pozostawała zasadniczo dobra. Przez kilka stuleci Polska dała bezpieczne schronienie wielu pokoleniom
Żydów. Właśnie dlatego ideologowie Hitlera postanowili umieścić obozy zagłady na ziemi polskiej,
przywożąc tu transporty Żydów z niemal całej Europy. Bardzo rzadko uśmiercali ludność żydowską w
kraju pochodzenia, przeznaczając w warunkach wojennych 18 fenigów na transport jednego Żyda do
obozu zagłady zbudowanego w okupowanej Polsce. Właśnie dlatego Polska stała się ziemią zagłady
Żydów. Gdy jedni - nieliczni Żydzi - przeżyli, drudzy przybywali do Polski z ZSRR. Wszyscy musieli żyć
w cieniu pieców krematoryjnych oraz w bliskim sąsiedztwie grobów pomordowanych bliskich. Jednym z
najtrudniejszych wyzwań w tej sytuacji stało się nie tyle pojednanie Żydów z Polakami, ile znacznie
trudniejsze pojednanie Żydów z Polską. Łatwiej bowiem wybaczyć zbrodniarzom aniżeli miejscu, na
którym została popełniona zbrodnia. Można domniemywać, że dlatego dokonało się już pojednanie
żydowsko-niemieckie, nadal natomiast nie widać możliwości pojednania Żydów z Polską, wybraną z
premedytacją na miejsce zagłady. Jeżeli edukacja młodych Izraelczyków, której elementem są dorocznie
wiosną tzw. Marsze Żywych, nie uwzględni tej kwestii, rzetelny dialog katolicko-żydowski będzie po
prostu niemożliwy. Zejdzie na bezdroża, o których można powiedzieć, że potwierdzają i umacniają
pogrobowe zwycięstwo Hitlera i jego antyżydowskiej oraz antypolskiej ideologii.
Trzecia kwestia jest niemniej ważna. Utworzone w 1948 r. państwo żydowskie potrzebowało świeżej
krwi. Ideologia syjonistyczna święciła sukcesy, zachęcając Żydów do osiedlania się w Palestynie. Inny
charakter miała w Ameryce i w byłym ZSRR, skąd Żydzi - z diametralnie różnych powodów - nie mieli
zamiaru emigrować na Bliski Wschód. Było natomiast kilka kolejnych fal emigracji żydowskiej z Polski:
po roku 1946, w drugiej połowie lat 50., po roku 1968 oraz na przełomie lat 70. i 80. Wiele do myślenia
daje fakt, że późniejsze fale emigrantów nie w całości trafiały do Izraela, zatrzymując się w Austrii,
Szwecji i gdzie indziej. Tylko nieliczni z tych Żydów są skłonni do szczerego dialogu z Polakami, zaś
większość pozostaje na uboczu. Jedną z istotnych przyczyn owej rezerwy stanowi fakt, że nie brakuje
wśród nich osób uwikłanych w komunistyczną przeszłość powojennej Polski. Zamiast rzetelnego
Drogi i bezdroża dialogu katolicko-żydowskiego - Ks. Waldemar Chro...
http://www.naszawitryna.pl/jedwabne/drogi_i_bezdroza_dialogu_katol...
6 z 13
2010-11-29 16:49
obrachunku, mnożą się oskarżenia pod adresem narodu polskiego, który przecież - także przy czynnym
udziale wielu Żydów - został w ogromnym stopniu ubezwłasnowolniony. Mija się z celem dialog, który
nie bierze pod uwagę tych faktów albo skrajnie je wypacza na niekorzyść Polaków. Przejawem
zastarzałej, peerelowskiej inżynierii społecznej jest przedstawianie tzw. wydarzeń marcowych z 1968 r.
jako sprawy między Żydami a Polakami i Polską, podczas gdy trzeba je widzieć przede wszystkim jako
przejaw i rezultat wewnętrznych rozgrywek w ramach byłej partii komunistycznej, w której ścierały się
wzajemnie nieufne i niemal zawsze silnie zantagonizowane tendencje i frakcje.
Wśród państw, które w 1948 r. jako pierwsze uznały państwo Izrael, znalazła się Polska. Początkowo
mogło się wydawać, że spełnienie żydowskich marzeń o własnym państwie w Palestynie będzie jedynie
przejściowe i Izrael nie przetrwa. W rezultacie kilku kolejnych wojen żydowsko-arabskich stało się
jednak inaczej. W latach 50. i 60. również w Kościele pojawiły się głosy wzywające do refleksji nad
skutkami faktu, że po kilkunastu wiekach Żydzi mają swoje państwo. Skoro brak państwowości był przez
chrześcijan traktowany jako kara Boża, to czy zaistnienie państwa żydowskiego w Palestynie należy
traktować jako koniec kary? To pytanie stawiano także w perspektywie religijnej i teologicznej. Debata
na te tematy ma długą i ciekawą historię, która wciąż czeka na pełniejsze udokumentowanie.
W dokumentach II Soboru Watykańskiego, podobnie jak w nauczaniu Piusa XII (1939-58), Jana XXIII
(1958-63) i Pawła VI (1963-78), nie ma wyraźnych nawiązań do państwa Izrael. Przez cały ten czas
Stolica Apostolska nie utrzymywała też stosunków dyplomatycznych z tym państwem. Kontakty jednak
istniały, np. czołowi przedstawiciele Izraela składali wizyty w Watykanie. Wszyscy oni usilnie zabiegali o
dyplomatyczne uznanie ich państwa. Temu celowi zostały również podporządkowane niemal wszystkie
ówczesne kontakty w ramach dialogu katolicko-żydowskiego. Nie było spotkania, podczas którego strona
żydowska nie przypominałaby tej kwestii partnerom katolickim i nie nakłaniała ich do współdziałania na
rzecz uznania Izraela przez Stolicę Apostolską. Uczestnicząc w wielu debatach na przełomie lat 80. i 90.,
wielokrotnie słyszałem, że sprawa ta jest priorytetowa dla dalszego postępu dialogu. Jakiekolwiek
wahania bądź wątpliwości natychmiast wywoływały replikę, że główną przyczyną nieuznawania Izraela
jest zapewne zastarzała niechęć Kościoła wynikająca z pobudek i przyczyn teologicznych. Wprawdzie
podkreślaliśmy, że na przeszkodzie pełnej normalizacji stosunków dyplomatycznych stoją inne względy,
jak nieuregulowane granice, sporny status Jerozolimy, krwawe konflikty w obrębie państwa żydowskiego
i nieuregulowany status chrześcijan i miejsc świętych w Ziemi Świętej, ale wszystko to było spychane na
dalszy plan.
Aczkolwiek w gruncie rzeczy żadne z powyższych zastrzeżeń nie zdezaktualizowało się, na przełomie
1993 i 1994 r. Watykan uznał państwo Izrael i ustanowiono obustronne stosunki dyplomatyczne.
Wydawało się, że w dialogu dokona się wymierny postęp. Skoro chrześcijanie uznali państwo Izrael, a
więc i żydowskie prawo do ziemi Izraela, stało się jasne, że nie ma przyczyn teologicznych, które
uzasadniałyby jakiekolwiek kontrowersje w tym względzie. Ale pojawiły się nowe trudności. W istocie
istniały już wcześniej, ale przemilczano je bądź bagatelizowano. Chodzi zwłaszcza o fakt
uprawomocniania żydowskich roszczeń do Palestyny przez posługiwanie się Pismem Świętym. Od
początku istnienia państwa żydowskiego przybywali do niego osadnicy, którzy z Biblią Hebrajską w ręku
realizowali zamysł pełnego podporządkowania sobie całej Palestyny. Szczególną rolę odgrywała Księga
Jozuego i Księga Sędziów. Zarówno na terytorium, na którym w 1948 r. powstało państwo Izrael, jak i po
1967 r. na okupowanych terytoriach arabskich wywłaszczano ludzi, zagarniano ich ziemię i budowano
nowe osiedla, powołując się często na precedensy biblijne, traktowane jako zobowiązanie i podstawa tej
polityki. Co się tyczy dialogu, żądania strony żydowskiej szły w tym kierunku, aby chrześcijanie popierali
i uprawomocniali żydowskie roszczenia oraz sposoby działania. Biblię oraz jej lekturę chrześcijańską
Żydzi traktowali instrumentalnie. Wskutek tego dialog mógł zejść na bezdroża. O ile bowiem nieliczni
chrześcijanie stali się sojusznikami takiej polityki, o tyle większość chrześcijan domagała się
poszanowania słusznych praw ludności palestyńskiej i zaniechania wobec niej gwałtu i przemocy.
Solidarność z ludnością arabską wynikała również z tego, że w pokaźnej części byli i są to chrześcijanie.
Broniąc się, chrześcijanie arabscy przypominali innym chrześcijanom o swoim istnieniu oraz potrzebach.
Podczas międzynarodowego kolokwium na temat korzeni antyjudaizmu w środowisku chrześcijańskim,
które jesienią 1997 r. odbyło się w Watykanie, biskup pomocniczy Jerozolimy nie bez bólu pytał,
dlaczego wielu zaangażowanym w dialog chrześcijanom z Zachodu jest bliżej do Żydów niż do
Drogi i bezdroża dialogu katolicko-żydowskiego - Ks. Waldemar Chro...
http://www.naszawitryna.pl/jedwabne/drogi_i_bezdroza_dialogu_katol...
7 z 13
2010-11-29 16:49
chrześcijańskich współbraci w Ziemi Świętej.
Także w ostatnich latach uważna i rzetelna obserwacja wydarzeń w państwie żydowskim pokazuje, że
wdraża się tam politykę siły. Faktem jest też, że nakręca się tam spirala nienawiści i gwałtu. Strona
żydowska przedstawia "swoich" Arabów wyłącznie jako terrorystów, nazywając ich "nazistami".
Kamieniom Palestyńczyków jest przeciwstawiana ogromna siła zbrojna. Podczas dialogu z
chrześcijanami Żydzi domagają się popierania ich roszczeń i praw w takim kształcie, w jakim są one teraz
wcielane w życie. Ostatnie miesiące okazały się szczególnie dramatyczne. Z jednej strony intifada i
zamachy, które kosztowały życie kilkudziesięciu Izraelczyków. Z drugiej - kilkuset zabitych
Palestyńczyków i wiele tysięcy rannych, wypalane pola arabskie, surowe represje wobec ludności
cywilnej, burzenie i zamurowywanie domów, eliminowanie faktycznych i domniemanych przeciwników z
użyciem najnowszej techniki i technologii satelitarnej, dotkliwa blokada gospodarcza - to fragmenty
obrazu, który światowa opinia publiczna zna skąpo i wybiórczo. Głos w tych sprawach zabierają
Kościoły Bliskiego Wschodu, ale ich dramatyczne wypowiedzi w światowych środkach przekazu są
przekazywane rzadko i wyciszane. Włączając się do dialogu, Żydzi przywiązują ogromną wagę do
zwalczania wszelkich form antysemityzmu. Podkreślają, że warunkiem dialogu jest skuteczne
współdziałanie chrześcijan w zwalczaniu i przezwyciężaniu antysemityzmu we własnym kraju. Pomija się
drugą stronę aktualnego stanu rzeczy. W Izraelu Żydzi są większością i powinni dążyć do stworzenia
takiego modelu koegzystencji ze swoimi arabskimi sąsiadami, jakiego gdzie indziej domagają się dla
siebie.
W ostatnich latach, szczególnie po nawiązaniu stosunków dyplomatycznych między Polską a Izraelem, a
potem po zniesieniu obowiązku posiadania wiz, znacznie wzrosła liczba Polaków, którzy sytuację w
Izraelu znają z autopsji. Chodzi przede wszystkim o tysiące pielgrzymów do Ziemi Świętej, którzy nie
muszą już poprzestawać na przekazach telewizyjnych i wieściach z prasy, lecz mają własne rozeznanie o
tym, co się tam naprawdę dzieje. Z tą wiedzą muszą się liczyć także osoby zaangażowane w dialog.
Czasami paradoks polega na tym, że nigdy one nie były w tamtym rejonie świata albo też ich pobyt w
Izraelu został tak zorganizowany, iż odzwierciedlał wyłącznie perspektywę żydowską. Gdy tak jest,
zarówno ich opis sytuacji, jak i jej ocena są poddawane konfrontacji, a prowadzony dialog staje się mało
wiarygodny.
Religijne i teologiczne przesłanki dialogu
Inna decydująca okoliczność nawiązania dialogu katolicko-żydowskiego ma związek z podjętą na II
Soborze Watykańskim refleksją, co znaczy być chrześcijaninem dzisiaj. Odpowiedź to słynny postulat
"powrotu do źródeł", czyli wszechstronne i głębsze poznawanie osoby Jezusa Chrystusa, a także Kościoła
apostolskiego. Łączy się to z koniecznością częstszego sięgania po Biblię, a także uwzględniania
żydowskiego kontekstu, w którym urodził się, żył, nauczał oraz umarł i zmartwychwstał Jezus Chrystus.
Był On prawdziwym człowiekiem z krwi i kości, żył w określonych uwarunkowaniach społecznych,
politycznych, kulturowych i religijnych, a zatem jeżeli chcemy Go poznać, powinniśmy uszanować realia,
w jakich nauczał i działał. "Kto spotyka Jezusa Chrystusa, spotyka judaizm" - napisali biskupi niemieccy,
zaś ich słowa podjął i przypomniał 17 listopada 1980 r. w Moguncji Jan Paweł II. Dzięki temu postulat
"powrotu do źródeł" objął zachętę do poznawania i uwzględniania życia żydowskiego w całej jego
bogatej złożoności.
Taka powinna być droga dialogu. Bezdroża pojawiły się wraz z głosami, że niezbędny warunek
właściwego spotkania chrześcijan z Jezusem, w którego wierzą, stanowi współczesny judaizm. W
skrajnych przypadkach można było dojść do wniosku, że trzeba poznawać Jezusa nie badając długą
tradycję chrześcijańską, lecz przez pryzmat judaizmu rabinicznego. Jak grzyby po deszczu mnożyły się
artykuły, książki i filmy opatrzone tytułami w rodzaju "Jezus - Żyd praktykujący". Przedstawia się w nich
współczesnego żydowskiego mężczyznę w tałesie, czyli szalu modlitewnym, często pod jerozolimską
Ścianą Płaczu, czasami nawet z karabinem, sugerując, że zupełnie podobnie wyglądał Jezus z Nazaretu i
Jego pierwsi uczniowie. Nieporozumienie polega na tym, że nie przeprowadza się koniecznego
rozróżnienia między judaizmem biblijnym - kontekstem życia Jezusa - a judaizmem pobiblijnym,
ukształtowanym przez rabinów po 70 r. po Chrystusie i dlatego nazywanym rabinicznym. Judaizm
Drogi i bezdroża dialogu katolicko-żydowskiego - Ks. Waldemar Chro...
http://www.naszawitryna.pl/jedwabne/drogi_i_bezdroza_dialogu_katol...
8 z 13
2010-11-29 16:49
biblijny, który rozwinął się pod koniec ery przedchrześcijańskiej na podstawie religii Izraela sprzed
wygnania babilońskiego, czyli sprzed VI w. przed Chrystusem, był odmienny od dzisiejszego. Nie
uwzględniając tej odmienności, łatwo zejść na manowce i osłabić radykalną nowość życia i orędzia
Jezusa Chrystusa. Judaizm rabiniczny, z którym mamy dziś do czynienia - obok niewątpliwej ciągłości z
poprzedzającym go judaizmem biblijnym - jest także reakcją na Ewangelię i chrześcijaństwo. U jego
początków znajduje się wydana około 90 r. po Chrystusie klątwa na "minim", jak pogardliwie określano
chrześcijan. Wskutek tego w pobiblijnej tradycji żydowskiej zaczęły się gromadzić pierwiastki
antychrześcijańskie, które rozpoznajemy już w epizodach prześladowań wyznawców Jezusa ze strony
tych Żydów, którzy w Niego nie uwierzyli, opisanych na kartach Dziejów Apostolskich i innych ksiąg
Nowego Testamentu, a potem w obydwu Talmudach - Palestyńskim i Babilońskim (stąd także nazwa:
judaizm talmudyczny). Dla równowagi trzeba powiedzieć, że analogiczny proces odcinania się
dokonywał się również po stronie chrześcijańskiej, gdzie nawarstwiały się pierwiastki antyżydowskie.
Właśnie dlatego nie jest właściwe bezkrytyczne patrzenie na Jezusa przez pryzmat judaizmu
rabinicznego, trzeba bowiem najpierw oczyścić go z naleciałości, które zaciemniają bądź wypaczają w
nim Jego prawdziwy wizerunek.
Nierozróżnianie judaizmu biblijnego od pobiblijnego oraz traktowanie tego drugiego jako zwyczajnej
kontynuacji religii biblijnego Izraela miało i ten skutek, że mniej więcej od początku lat 80. zaczęło się
forsowanie traktowania chrześcijaństwa i judaizmu jako dwóch równoprawnych dróg zbawienia. Nawet
pewna grupa teologów chrześcijańskich, włączonych do dialogu katolicko-żydowskiego twierdziła, że dla
chrześcijan drogą zbawienia jest Jezus Chrystus, natomiast Żydzi mogą się zbawić bez Niego. W tym
kontekście zawrotną karierę zrobiła formuła, którą niegdyś przedłożył żydowski myśliciel Franz
Rosenzweig: "Droga chrześcijan do Ojca jest przez Syna, natomiast Żydzi nie potrzebują Syna, bo zawsze
byli z Ojcem". Te słowa przejęli i uznali za swoje także niektórzy teologowie katoliccy, również w Polsce.
Konkluzja jest oczywista: w takim ujęciu Jezus Chrystus byłby potrzebny wszystkim, z wyjątkiem
Żydów, którzy mogą, a nawet powinni obejść się bez Niego i Jego dzieła zbawczego. Błąd tego
rozumowania polega między innymi na tym, że judaizm rabiniczny traktuje się jako proste przedłużenie
judaizmu biblijnego, ignorując fakt, iż jeden z jego fundamentalnych wymiarów stanowi "nie"
powiedziane Jezusowi Chrystusowi. Skoro nieuznanie przez Żydów Jezusa za Mesjasza nie ma dla nich
żadnych skutków, to kim jest Jezus, aby uznanie Go za Mesjasza miało jakiekolwiek skutki dla
nie-Żydów? Jeżeli przyjście Jezusa, a nawet odmowa uznania Go za Mesjasza, nie mają dla Żydów
żadnych konsekwencji, co więcej - miałyby być elementem troski o uchronienie wiary w Boga Jedynego,
jaki jest sens bycia chrześcijaninem w przypadku nie-Żydów? Odpowiedź, przejęta od wyznawców
judaizmu przez niektórych katolickich uczestników dialogu, jakoby zasługą chrześcijaństwa było
wszczepienie "goim", czyli pogan, w wyznawanie jedynego Boga Izraela, absolutnie nie wystarcza.
Kwestionuje bowiem podstawę wiary chrześcijańskiej, głoszącej, że Bóg stał się człowiekiem dla
wszystkich i dla zbawienia wszystkich. Cały Nowy Testament nie zostawia żadnych wątpliowści, że
również Żydzi potrzebują zbawienia i pod tym względem ich sytuacja nie różni się od położenia
nie-Żydów.
W żadnym razie nie wolno sugerować, że zbawcza rola Jezusa Chrystusa ogranicza się wyłącznie do
tych, którzy nie są Żydami. Ta trudna, ale podstawowa dla wiary chrześcijańskiej kwestia została podjęta
w wydanej w Wielkim Jubileuszu Roku 2000 deklaracji Dominus Iesus. Nie trzeba przypominać, że
spotkała się ona z wielką niechęcią, niestety, także niektórych środowisk katolickich. Ta niechęć dała o
sobie znać, gdy kardynał Józef Ratzinger, za wiedzą i pełną akceptacją Jana Pawła II (deklaracja została
podpisana przez Ojca Świętego), przypomniał, wyłożył i rozwinął "Credo", czyli chrześcijańskie
wyznanie wiary. Tak została podkreślona tożsamość Jezusa Chrystusa i Jego absolutnie wyjątkowe
miejsce oraz rola w Bożym planie zbawienia. Jezus Chrystus nie jest jedynie Zbawicielem pogan, lecz
Zbawicielem wszystkich, także Żydów. Z perspektywy chrześcijańskiej warunkiem rzetelnego dialogu
jest uznanie Mysterium Incarnationis i wynikających stąd chrystologicznych przesłanek wszystkich
kontaktów międzyreligijnych.
Wzgląd na konieczność poznawania Jezusa z Nazaretu w Jego człowieczeństwie uzasadnia zajmowanie
się historycznym judaizmem biblijnym. Również wiedza o judaizmie rabinicznym może być pomocna pod
warunkiem prawidłowego rozeznania natury współczesnego życia żydowskiego i okoliczności, w jakich
Drogi i bezdroża dialogu katolicko-żydowskiego - Ks. Waldemar Chro...
http://www.naszawitryna.pl/jedwabne/drogi_i_bezdroza_dialogu_katol...
9 z 13
2010-11-29 16:49
się ono wyłoniło i rozwijało. Jednym z kluczowych składników dialogu katolicko-żydowskiego stało się
traktowanie nawiązywanych kontaktów jako pomocy do pełniejszego i głębszego poznawania tożsamości
chrześcijańskiej. Jednak i w tym względzie dialog może schodzić na bezdroża. Pojawiają się one wtedy,
gdy strona chrześcijańska traktuje go jako konieczność, natomiast strona żydowska jako kaprys. Takie
głosy pojawiły się i w Polsce. Twierdzi się, że chrześcijanie, aby poznawać i zrozumieć siebie, muszą
poznawać judaizm, natomiast wyznawcy judaizmu niekoniecznie. Jest to tzw. asymetria dialogu. Stąd już
niedaleko do konkluzji, że dla strony żydowskiej dialog stanowi swoiste hobby, a nawet łaskę okazywaną
chrześcijanom, podczas gdy chrześcijanie bezwzględnie go potrzebują. Ale teza o asymetrii dialogu jest z
gruntu fałszywa, bo obie strony potrzebują wzajemnego poznawania partnera i szanowania go. Przecież
chrześcijaństwo wyrosło nie z judaizmu rabinicznego, lecz z wcześniejszego życia biblijnego Izraela. Z
kolei judaizm rabiniczny nie rozwinął się w pustce historycznej, społecznej i religijnej, ale w kontekście
chrześcijaństwa, a nierzadko w opozycji wobec niego. Wiele praktyk, zwyczajów, instytucji, a nawet
wierzeń żydowskich ma korzenie w chrześcijaństwie. Gdyby nie było chrześcijaństwa i wyznawców
Jezusa Chrystusa, dzisiejsze życie żydowskie wyglądałoby zupełnie inaczej. Można nawet zaryzykować
twierdzenie, że judaizm rabiniczny przetrwał w dużej mierze właśnie dzięki chrześcijaństwu. Kto wie, czy
w ogóle by istniał, gdyby nie chrześcijanie, którzy czytają i objaśniają Biblię, a także nieustannie odnoszą
się - choćby na zasadzie sprzeciwu - do różnych aspektów życia religijnego Żydów. Dlatego jednej i
drugiej stronie niezbędne jest wzajemne poznawanie się i kontakty.
Kolejne aspekty dialogu mają silny związek z samą jego naturą. Dla chrześcijan dialog z Żydami i
judaizmem ma przede wszystkim charakter religijny. Jeżeli szukamy kontaktów z wyznawcami judaizmu,
czynimy tak, aby lepiej zrozumieć samych siebie i być lepszymi chrześcijanami. Tymczasem po stronie
żydowskiej dawna postawa izolacji wobec chrześcijaństwa w gruncie rzeczy nie zmieniła się. Jak
dawniej, tak i dzisiaj religijne kontakty z chrześcijanami są zabronione. Tylko sporadycznie organizuje się
spotkania o charakterze teologicznym i modlitewnym, przy czym za każdym razem strona żydowska
przypomina, że rozmawiamy o Bogu i modlimy się nie "ze sobą", lecz "obok siebie".
Główna przyczyna, dla której Żydzi podejmują jednak dialog z chrześcijanami, ma podłoże
społeczne i polityczne. Chodzi bowiem o szukanie wśród chrześcijan sojuszników do zwalczania
antysemityzmu. W takim ujęciu dialogowanie nie jest przemyślanym procesem, ale raczej wynikiem
doraźnych działań podejmowanych pod presją chwili. Temat antysemityzmu nie może ani nie
powinien zdominować dialogu. Sprawę utrudnia fakt, że podobnie jak słowo "Żyd", tak słowo
"antysemita" oraz "antysemityzm" nie tylko opisuje sytuację, lecz jest również epitetem. Oprócz
faktycznych antysemitów mnożą się antysemici z nominacji. Antysemitami są nie tylko ci, którzy z
jakichś względów nie lubią Żydów, lecz i ci, których nie lubią Żydzi. Również w warunkach polskich
często różne osoby i niewielkie liczbowo, ale głośne środowiska chętnie wystawiają nominacje na
antysemitów. Ich celem jest sytuacja, jaka panuje w Stanach Zjednoczonych czy niektórych państwach
Europy Zachodniej. Tam przypięcie komuś łatki antysemityzmu oznacza niemal jego śmierć cywilną, bo
człowiek oskarżony w ten sposób może stracić wszystko. Nietrudno zauważyć, że grupa wystawiająca
nominacje do tytułu antysemity sprawuje znaczną kontrolę nad życiem publicznym i bez większego trudu
pozbywa się osób niewygodnych. Czasami w tę grę są wplątani ludzie Kościoła, zaś dialog staje się wtedy
elementem umacniania strategii. Sposób ten jest przenoszony na grunt polski. Aczkolwiek na razie nie
pociąga za sobą takich skutków, jak w Stanach Zjednoczonych, nie ulega wątpliwości, że główny cel jest
taki sam. Bezdroża dialogu istnieją wszędzie tam, gdzie chrześcijanie pozwalają się zinstrumentalizować
w realizacji takiej polityki.
Kolejne kwestie dotyczą natury dialogu katolicko-żydowskiego. Jego podstawowym zadaniem jest
obustronne poznawanie się. Chodzi o to, aby chrześcijanie poznawali, jak Żydzi rozumieją siebie, zaś
Żydzi otworzyli się i przyjęli chrześcijańskie samorozumienie. Tylko wtedy można liczyć na skuteczne
przezwyciężanie rozmaitych zastarzałych stereotypów, w których główną rolę gra to, czego nie wiemy o
sobie. Lecz i w tym względzie nie zabrakło nieporozumień. Chrześcijanie starają się poznać religię
żydowską, a więc jej dzieje, zasady i sposób jej przeżywania. Chcą wiedzieć, w co Żydzi wierzą. Żydzi
niechętnie opowiadają o swym życiu, zaś gdy już się decydują na mówienie o tych sprawach, czynią to z
wyraźną samokontrolą ukierunkowaną na "eksport" . Tylko czasami bywa inaczej. Gdy w 1995 r. ukazał
się w Polsce książkowy zapis wykładów, które wygłosił u nas amerykański rabin Byron L. Sherwin (
Drogi i bezdroża dialogu katolicko-żydowskiego - Ks. Waldemar Chro...
http://www.naszawitryna.pl/jedwabne/drogi_i_bezdroza_dialogu_katol...
10 z 13
2010-11-29 16:49
Duchowe dziedzictwo Żydów polskich), w sprzyjających stronie żydowskiej środkach przekazu
zapanowała na jego temat absolutna cisza. Przerwał ją recenzent Gazety Wyborczej, ale pointa jego
rozważań brzmiała: po co się tak odsłaniać? Dla odmiany Żydów nie interesują treści wiary
chrześcijańskiej ani - o czym była mowa - teologiczne debaty z chrześcjanami. Obserwują oni natomiast,
opisują i przedstawiają życie chrześcijan, czyli traktują naszą religię w kategoriach socjologicznych i
psychologicznych, a nie religijnych i teologicznych. Zatem stronie żydowskiej nie chodzi o poznawanie
naszej religii, lecz jej wyznawców. Obserwując życie chrześcijan, eksponują przede wszystkim to, co w
nim złe i gnuśne, zwłaszcza jeżeli znajduje to wyraz w nastawieniu wobec Żydów i judaizmu. Ci sami
Żydzi są jednak bardzo czuli, gdy chrześcijanie patrzą w taki sam sposób na ich życie. Przecież w
dwutysiącletniej historii koegzystencji wyznawców obydwu religii nie brakuje problemów i mrocznych
kart po obydwu stronach. Skwapliwie zaleca się chrześcijanom przeprowadzanie rachunku sumienia z
własnej przeszłości. Jeżeli natomiast ktokolwiek zasugeruje obrachunek Żydów z ich powinności wobec
judaizmu, pojawia się irytacja i gwałtowny odpór, a nierzadko oskarżenia o antysemityzm.
Literatura na temat tzw. czarnych kart Kościoła jest w ostatnich kilkunastu latach przeobfita. Nikt
natomiast nie pokusił się o analogiczne opracowania na temat tzw. czarnych kart judaizmu i życia
żydowskiego. Nie dlatego, żeby ich nie było, ale dlatego, że jest to następne tabu. Znowu zatem
poruszamy się w dwóch odmiennych światach. Deklarując, że chcemy się nawzajem poznać, nie zawsze
mamy świadomość, że jednym zależy na czymś zupełnie innym niż drugim. Przyglądając się temu, jacy są
chrześcijanie, nietrudno zauważyć nasze najrozmaitsze uchybienia i grzechy. Ale problem w tym, że
postrzeganie chrześcijan przez Żydów nie jest wolne od tradycyjnie antychrześcijańskich uprzedzeń,
ciągle wśród nich pokutujących. Przyzwolenie na taką strategię zakłada analogiczną otwartość na sądy i
oceny chrześcijańskie Żydów. W przemówieniu wygłoszonym w Jerozolimie 23 marca 2000 r. do
głównych rabinów Izraela Jan Paweł II powiedział: "Musimy współpracować nad budowaniem
przyszłości, w której nie będzie już antyjudaizmu wśród chrześcijan lub antychrześcijańskich uczuć wśród
Żydów". Ten sam wątek pojawił się w przemówieniu wygłoszonym w Instytucie Pamięci Yad Vashem:
"Budujmy nową przyszłość, w której nie będzie już żadnych uczuć antyżydowskich wśród chrześcijan ani
uczuć antychrześcijańskich wśród Żydów, lecz raczej nastanie wzajemny szacunek, wymagany od tych,
którzy wielbią jednego Stwórcę i Pana, a w Abrahamie widzą naszego wspólnego ojca w wierze".
Ideał dialogu zakłada również wzajemny szacunek. Jest to szacunek dla tożsamości, przekonań i życia
partnera. Tymczasem okazało się, że gdy elementem dialogu stała się przeszłość i teraźniejszość
stosunków chrześcijańsko-żydowskich, rozmowa szybko przeobraziła się w artykułowanie zarzutów
przeciwko chrześcijanom, a nawet oczernianie chrześcijaństwa. W dotychczas nawiązywanym dialogu
wyrażana jest przede wszystkim wrażliwość żydowska, w czym nasi partnerzy nie oszczędzają Kościoła
ani naszego sposobu przeżywania obecności w nim. W skrajnych przypadkach dochodzi do tego, że
Kościół jest przedstawiany w kategoriach przestępstwa, tak że pozostawałoby jedynie zdziwienie i żal, iż
ciągle jeszcze jesteśmy chrześcijanami. Jednym ze skutków jest odrywanie współczesnych chrześcijan od
ich historycznego zakorzenienia we własnej historii i tradycji. Nader często odbywa się to przez
przymuszanie do tzw. rachunku sumienia, który ma wywoływać poczucie winy i wstydu, a w
konsekwencji prowadzić do pozbawienia chrześcijan poczucia dumy z przynależności do Kościoła i do
zerwania z jego historią. Na tym planie odbywa się staranne dobieranie rozmówców. Strona żydowska
chce dialogu wyłącznie z tymi, których sama uzna za właściwych i przydatnych. To uwarunkowanie
widać doskonale również w Polsce. Są u nas środowiska powiązane rodzinnie, zawodowo, społecznie,
finansowo, które chętnie mówią i upowszechniają to, co się Żydom podoba. Znacznie rzadziej są skłonne
uszanować tożsamość i wrażliwość katolicką i polską. Chodzi o krąg ludzi związanych z Gazetą
Wyborczą, Tygodnikiem Powszechnym, Znakiem i Więzią, ale nie jest to pełna lista tytułów. Do tego
dochodzą "zaprzyjaźnione" pisma kobiece, studia radiowe i programy telewizyjne, w których debaty na
tematy katolicko- i polsko-żydowskie odbywają się na zasadzie odpowiedniego doboru rozmówców i
wzajemnej adoracji. Każdy, kto nie pasuje do narzucanego schematu albo odbiega od niego, wcześniej
czy później staje się przedmiotem bezwzględnej krytyki albo jest z założenia przemilczany. Rozmówcy
nie dopuszczają, aby o jakimś istotnym i ważnym aspekcie wzajemnych stosunków można było mówić
pełną prawdę. Dialog Kościoła z Żydami i judaizmem to nie tylko spotkania i rozmowy z ludźmi innej
wiary, lecz także wewnątrzkościelny dialog o dialogu. Jeżeli go nie ma albo jest tłumiony, wtedy
Drogi i bezdroża dialogu katolicko-żydowskiego - Ks. Waldemar Chro...
http://www.naszawitryna.pl/jedwabne/drogi_i_bezdroza_dialogu_katol...
11 z 13
2010-11-29 16:49
spotkania międzyreligijne w gruncie rzeczy tracą sens, a nawet prowadzą na manowce.
Przedstawianie i forsowanie zapatrywań i postulatów wyłącznie strony żydowskiej może prowadzić do
nieporozumień i nieszczęść. Oto przykład. Gdy na początku lat 90. zaogniła się sprawa przeniesienia
klasztoru sióstr karmelitanek z budynku Starego Teatru w inne miejsce, do Oświęcimia przybyła znacząca
delegacja żydowska. Był w niej również Theo Klein, główny sygnatariusz tzw. zobowiązań genewskich
po stronie żydowskiej. W przerwie obrad wyszliśmy obaj na zewnątrz, udając się w kierunku byłego KL
Auschwitz. Zapytałem: "Dlaczego ten klasztor wam przeszkadza, dlaczego domagacie się przeniesienia
sióstr? Przecież modlitwa za ofiary i prześladowców jest czymś najlepszym, co chrześcijanin może dać
wyznawcom innych religii. Jeżeli coś może nas naprawdę łączyć, to właśnie modlitwa. To także najlepszy
sposób na uprawianie i rozwijanie dialogu". Po chwili zastanowienia Theo Klein odpowiedział: "Nikt z
nami tak nie rozmawiał!". Obecnie w kontekście bolesnej pamięci o zbrodni w Jedwabnem mnożą się
oskarżenia pod adresem Polski i Polaków. Spora część z nich jest powtarzana przez ludzi, czasami
także urzędników państwowych, którzy bez żadnych oporów przyjmują i powielają żydowski punkt
widzenia. Może to doprowadzić do analogicznego impasu jak ten, który miał miejsce w związku z
żydowską i polską pamięcią o Auschwitz. Warunkiem dialogu jest szacunek dla drugiego człowieka, w
przeciwnym razie, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z bolesnymi zaszłościami i trudną przeszłością,
odbywa się rozciąganie na wszystkich odpowiedzialności zbiorowej za winy popełnione przez jakieś
osoby czy grupy. Nie można się na to zgodzić. Oskarżanie wszystkich mieszkańców Jedwabnego czy
wszystkich Polaków o zło wyrządzone Żydom jest tak samo groźne jak oskarżanie wszystkich Żydów o
śmierć Jezusa Chrystusa.
Dialog zakłada współpracę. Po tym, co zostało powiedziane, staje się zrozumiałe, że dla strony
żydowskiej najważniejszą, a w wielu okolicznościach jedyną formę współpracy stanowi potępianie i
zwalczanie antysemityzmu. Dialog ma zapewnić włączenie chrześcijan w realizowanie tego
strategicznego celu Żydów. A ponieważ antysemitą może stać się każdy, kto się nie poddaje owej
strategii i wskutek tego jest niewygodny, zatem łatwo wprowadzić do Kościoła elementy podziału. Jest to
praktyka wysoce niebezpieczna. Kościół bowiem, aczkolwiek ta ocena w moim przekonaniu nie dotyczy
niektórych Kościołów lokalnych, jest jedną z bardzo nielicznych instytucji, które nie podporządkowały
się rygorom "politycznej poprawności". Hasło antysemityzmu, a ponadto rasizmu, ksenofobii i
nietolerancji jest jednym z wyznaczników przenoszenia i realizowania owej poprawności. Dobrze
wiadomo, że strona żydowska ma wystarczająco wiele organizacji, instytucji i środków do zwalczania
antysemityzmu oraz, że odnosi w tej dziedzinie niemałe sukcesy. Kościół nie lekceważy zagrożenia i
podkreśla, że antysemityzm jest grzechem, przenosząc w ten sposób zagrożenie na płaszczyznę ludzkich
sumień, do których jest zobowiązany trafiać w pierwszej kolejności. Współpraca między chrześcijanami a
wyznawcami judaizmu powinna wyjść poza tę problematykę i objąć także współdziałanie w dziedzinie
promowania kultury, duchowości, etyki, wartości, poszanowania życia ludzkiego, ekologii itp.
Tymczasem w tych dziedzinach wspólny głos chrześcijańsko-żydowski jest prawdziwą rzadkością. Z tego
punktu widzenia bliżej jest nam np. do muzułmanów, z którymi mimo różnic możemy wspólnie
występować w obronie godności i nienaruszalności życia ludzkiego, niż do Żydów, którzy stronią od
wspólnych deklaracji i przedsięwzięć. Jak długo dialog nie obejmie tych dziedzin, tak długo jego
podstawy będą kruche i mało wiarygodne.
Jeden z najistotniejszych dla dialogu faktów stanowi to, że struktura katolicyzmu i judaizmu jest
odmienna. W katolicyzmie istnieje układ pionowy, wertykalny: to, czego uczy papież i co podejmują i
przekazują biskupi i kapłani, obowiązuje w sumieniu wszystkich wiernych. Dialog katolicko-żydowski
również stanowi zalecenie "odgórne" i jako taki zyskał w Kościele prawo bytu. Struktura judaizmu jest
pozioma, horyzontalna: każdy rabin ma własne zdanie, z którym powinni liczyć się ci, którzy go
zatrudniają w swojej gminie. Ale jeżeli rabin i jego poglądy im nie odpowiadają, kontrakt wygasa i
zostanie zatrudniony inny rabin. Często zdarza się więc, iż to, co zostało raz ustalone i przyjęte przez
jedną grupę rozmówców, w innej grupie jest podważane i odrzucane. Znamienne, że strona żydowska
kładzie nacisk na nawiązywanie kontaktów z wysokimi przedstawicielami Kościoła w przekonaniu, że
jeżeli oni przyjmą jakiś punkt widzenia, ich stanowisko będzie obowiązywało wszystkich katolików. Na
nic takiego nie może liczyć strona katolicka. Gdy pada pytanie, czy inni Żydzi podzielają określony
pogląd, odpowiedź zawsze jest negatywna. Konsekwentnie dialog, z jakim mamy do czynienia, to nie
Drogi i bezdroża dialogu katolicko-żydowskiego - Ks. Waldemar Chro...
http://www.naszawitryna.pl/jedwabne/drogi_i_bezdroza_dialogu_katol...
12 z 13
2010-11-29 16:49
tyle dialog Kościoła z judaizmem, ile z poszczególnymi Żydami. Ich zapatrywania i postawa nie
obowiązują pozostałych Żydów. Fakt "wertykalnej" struktury katolicyzmu ma i ten skutek, że strona
żydowska postrzega Kościół jako organizację, która powinna panować nad poglądami i zachowaniami
swoich członków. Niekiedy wzywa więc do "zdyscyplinowania" pewnych osób, co było szczególnie
widoczne na przykładzie prałata Henryka Jankowskiego. Gdyby te naciski przyniosły oczekiwane
rezultaty, wtedy w podobny sposób można byłoby zmusić do milczenia także inne osoby. Niektórzy
żydowscy uczestnicy dialogu oraz ich rzecznicy po stronie katolickiej ze skuteczności wywiązywania się
przez Kościół z tych żądań chcą czynić sprawdzian zaangażowania Kościoła w dialog. Znamienne, że nie
odbywa się to na zasadzie wzajemności, wskutek czego po stronie żydowskiej pojawiają się silnie
antychrześcijańskie, antykościelne i antypapieskie wystąpienia i działania, wobec których nie ma tam
żadnej widocznej rezerwy ani " dyscyplinowania".
* * *
Mając na względzie wszystkie te okoliczności i uwarunkowania, można powiedzieć, że Polska jest w
pełnym tego słowa znaczeniu laboratorium dialogu katolicko-żydowskiego. Te i inne napięcia znamy
bowiem z własnej historii i doświadczenia. Zagłada Żydów została dokonana na naszych ziemiach i z
pamięcią o niej mamy do czynienia na co dzień. Koegzystencję milionów Polaków i Żydów w dawnej
Rzeczypospolitej najlepiej można pojąć i objaśniać, biorąc pod uwagę to, co się dzieje we współczesnym
państwie Izrael. Kościół katolicki w Polsce włączył się do dialogu z Żydami i judaizmem na poziomie
religijnym i teologicznym, co wyróżnia nas od wielu innych przedsięwzięć dialogowych o charakterze
wyłącznie społecznym i politycznym. Można powiedzieć, że gdyby w Polsce udało się przeforsować jakiś
określony model dialogu, wtedy będzie można go przenieść i zastosować gdzie indziej. Często zdarza się,
że jest to model fundamentalistyczny, zamknięty na pytania o racje oraz wrażliwość polską i katolicką.
Warunkiem rzetelnego dialogu jest silne poczucie własnej tożsamości i wola rozwijania jej. Bez tego
dialogowanie szybko przeobraża się w umizgi. To zaś prowadzi na bezdroża, które nie mają nic
wspólnego z dialogiem. Rabin Mendel z Kocka uczył: "Jeżeli ja to jestem ja, bo ty to jesteś ty, to ani ja
nie jestem ja, ani ty nie jesteś ty" . Czyli: jeżeli nawiązuję rozmowę z tobą tylko dlatego, żeby się tobie
podobać, to ani ja nie jestem sobą, ani ty nie jesteś sobą i taka rozmowa nie ma sensu. Ale: "Jeżeli ja to
jestem ja, bo ja to jestem ja, a ty to jesteś ty, bo ty to jesteś ty, to wtedy ja to jestem ja, a ty to jesteś ty - i
możemy ze sobą rozmawiać". Zatem jeżeli człowiek w spotkaniu z drugim postanowił być sobą, wówczas
nie zatraca ani nie ukrywa swej tożsamości, lecz ją rozwija. Strona żydowska dobrze zna to powiedzenie i
jest mu wierna. Czas najwyższy, aby wzięła je sobie do serca także strona katolicka.
Ks. Waldemar Chrostowski
Wykład wygłoszony 5 marca 2001 r. na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Czytaj też wywiad ks. Chrostowskiego
"Kto utrudnia dialog?"
podkreślenia w tekście moje - WK.
Powrot
Drogi i bezdroża dialogu katolicko-żydowskiego - Ks. Waldemar Chro...
http://www.naszawitryna.pl/jedwabne/drogi_i_bezdroza_dialogu_katol...
13 z 13
2010-11-29 16:49