Wakacje lekarza Julii Tymoszenko...
W epoce mass-mediów czasem bardzo niewiele
wystarczy by uznać wiarygodność informacji. Mierzy
się ją bowiem liczbą odwiedzin danego portalu
internetowego, graficzną szatą czy też natężeniem
reklam. Niewielkie znaczenie ma niestety źródło z
którego czerpane są tak skrzętnie oprawione
wiadomości.
Ta zasada dotyczy również całej sprawy byłej premier Ukrainy, Julii Tymoszenko, której proces, jak
pamiętamy, jeszcze zanim się rozpoczął był nazywany procesem politycznym. Oczywiście nie na podstawie
zarzutów ale obranego przez premier Tymoszenko geopolitycznego kierunku, w jakim miała podążać
pod jej rządami Ukraina. Nie inaczej było zaraz po wydaniu skazującego byłą premier wyroku, który
jednak tak łatwo nie odpuszcza i nawet przy wydawałoby się „straconej sprawie” momentalnie został
okrzyknięty „nieuczciwym” oraz (powtarzający się termin – wytrych) „politycznym”. Propaganda musiała
stworzyć warunki do kontynuowania procesu tworzenia „bohaterki Julii Tymoszenko”. Tak oto dzisiaj
kontrowersje rozgrywane są wokół rzekomego złego stanu zdrowia byłej premier, spowodowanego
– a jakże – pobytem w ukraińskim więzieniu.
To jak wiadomo dość poważny zarzut pod adresem państwa ukraińskiego, a i pośrednio w kierunku samego
rządu Ukrainy. Zarzut z jednej strony poddający w wątpliwość stan państwa prawa na Ukrainie, a z drugiej
umożliwiający postawienie żądania wypuszczenia „gnębionej opozycjonistki”. Okoliczność niehumanitarnego
traktowania w zakładzie karnym dość często właśnie w ten sposób jest wykorzystywana. Proceder znany
jest bardzo dobrze w Polsce gdzie wiele „grubych ryb” wychodziło na przepustkę właśnie z powodu
„choroby będącej efektem pobytu w więzieniu”. Aby jednak tego dowieść potrzebna jest opinia lekarza.
Niezależnego ma się rozumieć.
O to jednak dzisiejsi ukraińscy opozycjoniści potrafili zadbać. Jak dowiodło dziennikarskie śledztwo
niemieckiej telewizji N-TV, dr Lutz Harms, który wydaje rzeczone „niezależne” opinie na temat stanu
zdrowia Pani Tymoszenko, jest sowicie wynagradzany przez ośrodki stawiające sobie za cel zwolnienie
byłej premier z odbywania kary.
Szkopuł w tym, że dr Harms nie miał prawa przyjąć ani upominku, ani dodatkowego „wynagrodzenia”
za swoją pracę, a już na pewno nie luksusowych wakacji na dryfującym po wodach Dniepru jachcie.
Błękitne niebo, lekki wiaterek, zrelaksowany neurolog Harms, obok piękna ciemnowłosa kobieta i elegancki
statek – tak oto bohaterski przybysz z Niemiec zbierał ponownie siły, by znów wezwać Ukrainę do
respektowania praw człowieka i zapewnienia więźniarce należytej opieki medycznej. Jak się okazało,
towarzysząca mu piękność to Maria Furdyczko, modelka i celebrytka. Podobno służy grupie niemieckich
lekarzy jako tłumaczka podczas, odpowiedzialnej przecież, pracy w charkowskim szpitalu. Niestety
prowadzący śledztwo dziennikarze nie potrafili tego ustalić. Pani Furdyczko po niemiecku… nie mówi.
Tak jak Lutz Harms po rosyjsku…
Co ciekawe „niezależny” lekarz nie próżnował też podczas kampanii wyborczej gdy na Ukrainie trwały
w najlepsze Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej. By nabrać sił do kolejnego odpowiedzialnego zadania,
w kosztującej 7 000 euro loży VIP obejrzał emocjonujący finał tych sportowych zmagań. Polityczne
zaangażowanie niemieckiego neurologa zostało w kręgach opozycji również docenione toteż jego lot do
Łucka został opłacony przez… kandydata opozycji w wyborach – Andrieja Łopuszanskiego.
Smaczku do całej sprawy dodaje też inny, odkryty jeszcze w styczniu tego roku, fakt dotyczący korespondencji
między dr Harmsem, a córką byłej premier. Anonimowe źródła informowały o przesyłaniu jej przez lekarza
precyzyjnej medycznej dokumentacji choroby skazanej. Może to i nic dziwnego, w końcu zachodnie media
wpadają w zachwyt nad „wszechstronnym” wykształceniem młodej Jewgieniji Tymoszenko. Zresztą, dlaczego
dr Harms miałby tego nie robić w obliczu opiewającej na 680 000 euro faktury wystawionej za leczenie?
Spore grono niemieckich komentatorów odcina się od wyników śledztwa N-TV. Co ciekawe w ten sam
ton nie popadają poplecznicy byłej premier. Przyznają, że „część faktów jest prawdziwa”. Stwierdzenie
to jednak jak widać nie odnosi się do konkretów, a więc ma na celu jedynie rozmycie materiału, a przez
to wyciszenie całej sprawy. W końcu leczenie narodowej bohaterki wymaga poświęcenia, a może
czasem „lekkiego nagięcia” obowiązujących norm.
Dr Harms nie dla wszystkich jest jednak autorytetem – nawet dla kolegów po fachu. Julia Tymoszenko
od dłuższego czasu odmawia podjęcia leczenia na Ukrainie. W sukurs idą jej oczywiście niemieccy
neurolodzy, którzy „skromnie podkreślają”, że leczenie być może powinno odbyć się w leżącej na
terenie RFN klinice. Tej dyplomacji nie zachowuje była premier – dla niej to jedyna możliwa opcja.
Ukraińscy lekarze sugerują, że jakiekolwiek leczenie utrudniają jednak… dr Harms i jego grupa. Czy to
wystarczy, by zapytać otwarcie, czy nie to jest celem całego tego przedsięwzięcia? Czy nie chodzi o to,
by doprowadzić byłą premier do stanu w którym Ukraina już jej pomóc nie będzie potrafiła? Czy Julia
Tymoszenko ma być w zamyśle zachodnich propagandzistów męczennicą?
Daniel Bahr, niemiecki Minister Zdrowia zapowiada ostrą walkę z korupcją wśród lekarzy. Wedle jego
słów „nie do przyjęcia jest nawet podarunek w postaci ołówka”. Być może dobrze by było gdyby ta
sprawa zainteresowała Pana Ministra. Bo nawet jeśli zgromadzony materiał jest niewystarczający, by
wydać osąd o łapówkarstwie, to jednak gołym okiem widać, jak suto korzysta z gościnności Ukrainy dr
Harms. Zachodnie elity za podstawę demokracji uznają jej transparentność. To ona ma być gwarantem
niezależności wszelkich publicznych służb. Tym bardziej ta zasada powinna obowiązywać jeśli dotyczy
obcego, „niższego cywilizacyjnie” państwa, któremu chce się nieść dobrą nowinę i kaganek postępu.
Śmiem bowiem wątpić czy ten „zapóźniony” lud Ukrainy zechce uwierzyć w cyniczne oświadczenia
opozycji o „braku związku wypoczynku dr Harmsa z leczeniem Tymoszenko”.
Mikołaj Danieluk
Data ostatniej modyfikacji: 2013-05-07 10:14:11
Link do tego artykułu:
http://mysl.pl/?m=10&art_id=1999&more=more
2