Rozdział 3
- Och— Sarah! Właśnie miałam cię szukać.
Evie podeszła do przodu i zarzuciła na mnie swoje ramiona, ale przez moment
poczułam zimny chlust rozczarowania, że Evie przybyła do szkoły i szukała Josha zanim
znalazła mnie. I co oni robili, skuleni razem w tym ukrytym rogu? Czy ona już zapomniała
Sebastiana? W następnej chwili winiłam się za bycie tak niemiłą. Byłam całkowicie
przewrażliwiona. Nie miałam prawa oceniać Evie. Nic się nie liczyło oprócz naszej przyjaźni.
I przytuliłam ją.
- Tak się cieszę, że tu jesteś Evie. Gdzie Helen? Panna Scratton powiedziała mi, że
przyjeżdżacie razem.
- I tak jest, jakieś dziesięć minut temu. Helen powiedziała, że jej duszno po tkwieniu
całymi godzinami w pociągu, a potem taksówce. Poszła na spacer w dół wsi by zaczerpnąć
świeżego powietrza zanim się rozpakuje.
- Czy ona naprawdę powinna iść tam na własną rękę?
- Oczywiście, czemu nie? Nasz rok ma pozwolenie na opuszczanie terenu szkoły w
niedzielę.
To nie było całkiem to, co miałam na myśli. Myślałam o ukrytym zagrożeniu, które
może czaić się wszędzie wokół Wyldcliffe.
- Evie, lepiej pójdę, - powiedział Josh. – Mam mnóstwo do zrobienia by osadzić w
środku wszystkie konie na noc. Do zobaczenia później Sarah, - dodał od niechcenia
przepychając się obok mnie do wyjścia. Doświadczyłam znajomego pragnienia jak jego ciało
musnęło moje. Zatrzymał się przy drzwiach i skinął głową na Velvet, która gapiła się na niego
z uznaniem, następnie odezwał się ponownie do Evie. – Więc jutro po szkole? – Głos Josha
był ciepły i żądny, jakby pełen tajemniczego szczęścia. Nigdy nie widziałam nikogo tak
wyraźnie i beznadziejnie zakochanego—, ale nie we mnie. Oczywiście, że nie. – Powiedzmy,
o siedemnastej, Evie?
Evie wyglądała na nieco skrępowaną, ale uśmiechnęła się z powrotem do niego. –
Taak, jasne. Do zobaczenia jutro.
Wyszedł i nastała niezręczna cisza. Mój Wyldcliffe trening w doskonałych manierach
społecznych przyszedł na ratunek. – Evie, to jest nowa dziewczyna, Velvet Romaine.
Pokazywałam jej okolice. Ona będzie chodzić z nami do klasy. Velvet to jest moja najlepsza
przyjaciółka Evie Johnson.
- Cześć, - przeciągnęła Velvet. – Gdzie go znalazłaś? Myślałam, że to miejsce jest
ściśle tylko żeńskie.
- Josh nie jest tutaj uczniem, - wytłumaczyła Evie. – On czasami pracuje w stajni i
pomaga swojej matce w prowadzeniu zajęć z jazdy konnej.
Josh nie był tylko instruktorem jazdy konnej Evie. On za nią szalał, tak jak ja szalałam
za nim przez długi czas. Mieszkał w Wyldcliffe całe swoje życie i znał niektóre z jego
tajemnic, a także dowiedział się o związku Evie z Sebastianem i sabacie. Ale Josh nie bał się
tego co wydawało się niemożliwą sytuacją. Był lojalny wobec Evie mimo wszystko i był tu
dla niej teraz, uspokajająco oddany, stojący twardo na ziemi i przy zdrowych zmysłach. Nie
tylko to, był naprawdę przystojny, czego Velvet nie mogła nie zauważyć.
- Może mi dawać lekcje w każdej chwili. – Velvet zerknęła wyzywająco z pod jej
lśniącej grzywki. – Lub może ja mogę go nauczyć kilku rzeczy.
Evie uśmiechnęła się blado i spojrzała zirytowana. – Tak więc ty jesteś Velvet
Romaine? Ta z tych wszystkich czasopism?
- Ta ze sławnymi rodzicami i patologicznym dzieciństwem i problemami z
narkotykami i nieodpowiednimi chłopakami? Taak, to ta. – Ciemne oczy Velvet błysnęły z
urazą.
- Przepraszam— nie miałam tego na myśli—, - zaczęła Evie.
- To nie ma znaczenia. Przywykłam do tego. Tak jak to mówią, gówno mnie to
obchodzi.
Wyszłam w pośpiechu. – Velvet lepiej zabiorę cię do pokoju, abyś mogła się przebrać
w swój mundurek. I wtedy czy będziemy mogły pogadać przed kolacją Evie? Powinnyśmy
pójść w dół by spotkać Helen wracającą ze wsi. Słyszałaś, że Panna Scratton jest teraz nową
Najwyższą Przełożoną? Wiedziałaś?
- Mmm. . . tak, niektóre z innych dziewczyn o tym rozmawiały. . . – Evie oderwała
wzrok od Velvet i zwróciła się do mnie. – Zobaczymy się przy głównych drzwiach za kilka
minut? Będę tam na ciebie czekać.
- Okej, super. Chodź Velvet, musimy się pospieszyć.
Opuściłyśmy dziedziniec stajni i weszłyśmy do głównego budynku szkoły przez jedne
z wielu bocznych drzwi. Pospieszyłam dźwięcznym korytarzem i wkrótce dotarłyśmy do
czarno-biało płytkowego holu wejściowego. Wielkie marmurowe schody rozciągały się do
wyższych pięter, a ja poprowadziłam.
- Na drugim piętrze mieszkają przełożone i maja tam swój wspólny pokój, -
powiedziałam Velvet. – Jeśli musisz zobaczyć gosposię lub udać się do szpitala to również
udajesz się na drugie Pietro. Dormitoria wszystkich są na trzecim piętrze.
- Nie cierpię dormitoriów. Nie znoszę Dzielić się pokojem.
Jak wspięliśmy się na kręte schody zastanawiałam się jak na ziemi Velvet zamieszka
w Wyldcliffe. Tak wielu ludzi zostało skrzywdzonych przez to miejsce: Agnes, Laura, Helen,
Evie— nawet biedna mała Harriet, która była kontrolowana i wykorzystywana przez Panią
Hartle semestr temu. Byli jak ptaki latające przez burzę, niebędące w stanie uciec zaklęciu tej
dziwnej doliny. A teraz przecięła mnie myśl: Wkrótce będzie moja kolej.
- Więc twoja mama chodziła tu do szkoły?- spytała Velvet. – I twoja babcia?
- Właściwie to obie moje babcie, - odpowiedziałam ze smutnym uśmiechem. – I moja
prababka wcześniej. Obawiam się, że jestem przesiąknięta Wyldcliffe na wskroś.
- Więc twoja rodzina musi być rodzajem wyższych sfer, skoro twoja prababcia była
Lady Thingamajig i wszystko to.
- Ludzie będą pod większym wrażeniem tym, że twój tata jest gwiazda rocka, a twoja
mama znaną modelka niż byliby pod wrażeniem kogokolwiek z mojej rodziny. Każdy mówi,
że Amber Romaine jest jedną z najpiękniejszych ludzi na świecie, czyż nie?
- Taak, tak mówią, zwłaszcza Amber, - odpowiedziała Velvet kwaśno. – Ona jest
swoim największym fanem.
Byłam trochę zaskoczona słysząc vel vet mówiącą tak o swojej matce. Nie chciałam
się wtrącać, ale na chwilę, Velvet upuściła maskę swojej cynicznej pozy i mogłam złapać
przelotne spojrzenie jej nieszczęścia. – Więc, czy wy dwie jesteście blisko lub coś? –
spytałam.
Velvet wzruszyła ramionami. – To nie jest właściwie sekret, że kolidujemy. Jak
myślisz dlaczego pchała mnie do tak wielu szkół z internatem? Ona była bardziej blisko z
moją siostra Jasmine. Ale ona nie żyje. – Velvet spojrzała na mnie, wyzywając mnie do
odpowiedzi. Ale nie było nic więcej co mogłam powiedzieć, poza starymi stereotypami.
- Słyszałam o ty— naprawdę mi przykro.
- Taak. W każdym razie, Amber i ja jesteśmy najwidoczniej zbyt podobne. I
posiadanie nastoletniej córki w około nie jest naprawdę na jej porządku dziennym. Sprawia,
że wygląda staro, tak myślę. Zawsze się kłócimy. Za każdym razem gdy mamy kłótni, tata
próbuje to naprawić poprzez kupowanie dla nas masy rzeczy. Zabawne, choć, wszystkie jego
pieniądze nie mogą właściwie powstrzymać jej od nienawidzenia mnie.
Byłam w pewnego rodzaju szoku. Kocham moja mamę z całego serca i chociaż
istnieją pewne rzeczy którymi nie mogę się z nią podzielić— tajemne nadzieje i sny— ona
zawsze tam jest, w tle, zawsze kochająca i wspierająca. Kiedy jestem z moimi przyjaciółmi w
szkole nie rozmawiam o niej zbyt dużo, jestem w pełni świadoma, że matka Evie nie żyje, a
matka Helen, Pani Hartle nie przyniosła jej nic więcej prócz nędzy. I teraz byłą tu Velvet, zła
na matkę, mówiąca o nienawiści.
- Ona nie może cię nienawidzić, jest twoją matką—
- Cokolwiek. – Velvet przełączyła się z powrotem do swoich wcześniejszych,
nonszalanckich manier. – Więc powiedz mi o tych twoich snobistycznych babciach.
- One nie SA snobistyczne, - powiedziałam, odwracając się z powrotem na obronę. –
Matka mojego taty okazała się być Lady Fitzalan, ale ona jest całkowicie bezpośrednia. Jest
typową Angielką, szaleje za końmi i psami i swoim ogrodem, to wszystko. – nagle
roześmiałam się niechętnie. – Okej, moja druga babcia, ze strony naszej rodziny Talbot-
Travers , jest naprawdę snobką. Ale jej własna matka, moja prababcia nie urodziła się z
przywilejem. Nazywała się Maria i była osieroconym dzieckiem Cygan, które zostało
adoptowane przez zamożnych ludzi.
- Naprawdę? Cygan? To jest super. – Przynajmniej to była jedna rzecz z którą Velvet i
ja mogłyśmy się zgodzić. – Więc masz Cygańska krew? – Przeanalizowała moje cechy jak
gdyby sortowała je do jakiegoś modelowego przykładu. – Taak, Mogę to teraz zobaczyć—
masz ciemne, kręcone włosy i ten rodzaj naturalnego zewnętrznego spojrzenia—
- Mmm. . . może, - Mruknęłam w odpowiedzi. Ale połączenie, które czułam z Marią
było głębsze niż powierzchowne prawdopodobieństwo koloru włosów czy spojrzenia.
Miałam częste myśli o mojej prababci i odczuwaniu jej obecności w moim życiu.
Gromadziłam każdy skrawek informacji jaki mogłam znaleźć o Marii i jej Romskiej rodzinie.
Być może to wydawało się dziwne, ale czułam pewnego rodzaju duchowa więź z nimi. Maria
została wysłana przez jej przybranych rodziców do Wyldcliffe dawno temu i czasami czułam
jakby opiekowała się mną w szkole, tak jakbyśmy się naprawdę znały i miały jakieś tajemne
porozumienie. Brzmi niemożliwie, wiem. Ale kiedy poznałam Cal-a, młodego podróżnika, w
zeszłym semestrze, wydawało się, że świat Romów w końcu się na mnie otworzył.
Przez krótki czas zaczęłam wierzyć, że sekretna samotność, która wisiała nad moją och-tak-
spokojną zewnętrzną stroną może być uzdrowiona. Oczywiście wiedziałam, że miałam
szczęście, naprawdę. Miałam wspaniałą rodzinę i dom. Miałam moje konie i przyjaciół.
Kochałam krainę wokół mnie i ziemię pod stopami i będę oddana moim darom Mistycznej
Ścieżki. Ale potajemnie chciałam więcej. Pragnęłam mieć kogoś wyjątkowego, kto zrozumie
wszystko o mnie. Czy jestem chciwa?
Jak Velvet podążała za mną po schodach na trzecie piętro, myślałam o moim śnie, o
tych oczach patrzących w moje, pełnych ciepła. Pamiętałam sposób w jaki Cal mówił do
mnie, jakbym naprawdę miała znaczenie. Pamiętałam jego obserwujące oczy i jego szybki,
rzadki śmiech. Pamiętałam uczucie polaczenia miedzy nami. Ale rodzina Cala przeprowadziła
się, z dala od Wyldcliffe, a ja zostałam z tyłu. Cal powiedział mi, że zobaczy mnie ponownie i
obiecał pisać, ale nic nie usłyszałam. On nawet nie ma telefonu komórkowego, więc nie było
sposobu, abym mogła się z nim skontaktować. Teraz byłby daleko.
Moje serce nagle poczuło się zmęczone. Myślałam, że mogę zaufać Calowi, ale
wydawało się, że on o mnie zapomniał. A teraz byłam z powrotem w szkole, stare,
dokuczliwe rozczarowanie, że Josh uważa mnie za nic więcej jak znajomą— naprawdę miła
dziewczyną, stara, dobra Sarah— pęłzneła po mnie z powrotem. Ale zmusiłam się iść żwawo
korytarzem wzdłuż rzędów drzwi, mówiąc sobie przestań być taka słaba i pobłażliwa. W
końcu miałam coś ważniejszego niż szkolny romans. Miałam przyjaciół, prawdziwych,
głębokich przyjaciół: moje siostry, Evie, Helen i Agnes. To było to co było ważne dla mnie,
nie zakochiwanie się. To było to co sobie mówiłam i próbowałam w to wierzyć.
Otworzyłam drzwi prowadzące do zwykłego, odkrytego pokoju. Był mniejszy niż
niektóre dormitoria Wyldcliffe, z tylko trzema wąskimi łóżkami, ale był urządzony w tym
samym surowym stylu jak reszta. – Twoje łóżko jest na końcu, pod oknem, obok mojego.
Spójrz, portier już przyniósł twoje torby. Ruby Rogerson ma tamte lóżko. Jest miłą
dziewczyną. Bardzo cichą, wspaniałą w matematyce. Kiedyś mieszkała tu jeszcze w tym
pokoju Caroline Woodford, ale jej rodzice przeprowadzili się od Australii, a ona wyjechała z
nimi.
Velvet oglądała wokół jaskrawy, biały pokój i wykrzyknęła z obrzydzeniem, - Mój
Boże, jest jak w więzieniu! Nie, jest gorzej. Przynajmniej w więzieniu masz prawo przyczepić
sobie zdjęcia na ścianę. W mojej poprzedniej szkole z internatem mogliśmy dekorować nasze
dormitoria. To jest takie— takie zimne i dziwne. To tak jakby oni oczekiwali od nas, żebyśmy
były jak zakonnice lub coś.
- To jest Wyldcliffe. Tutaj robią rzeczy inaczej.
Velvet zatopiła się w swoje łóżko i przez moment wyczułam, że jej rozpacz była
prawdziwa. Tu nie chodziło o dzielenie pokoju lub o pozwolenie na umieszczenie kilku
plakatów Metallica; chodziło o bycie pozostawioną tu całkiem samą przez jej rodziców.
Dla wszystkich jej celebryckich znajomości, została porzucona w Wyldcliffe przez swoja
matkę, która była zbyt ładna i zajęta by zaopiekować się trudną, nastoletnia córką. Podeszłam
do Velvet i delikatnie dotknęłam jej ramienia.
- Mówiłaś, że byłam dobra, - mruknęłam. – Nie jestem naprawdę, nie tak bardzo. Ale
chcę ci pomóc jeśli mogę. Zapamiętaj to.
Velvet odsunęła się niecierpliwie. – Jestem zupełnie okej. – Zaczęła wyciągać rzeczy z
jej walizki Louis Vuitton*, rozrzucając je po całym łóżku
– Jeśli mam nosić ten odpychający mundurek to lepiej się już za to zabiorę. Czy nie idziesz
spotkać się z przyjaciółką, tą z tymi przepięknymi czerwonymi włosami? Mam przeczucie, że
ona nie za bardzo mnie lubi.
- Evie miało ostatnio ciężki okres, - zaczęłam, automatycznie ochronnie. – Ona wiele
przeszła. Mieszkała z babcią, ale ona zmarła i Evie musiała przyjść tutaj, a to nie było łatwe—
- Taak, cokolwiek. Ona po prostu nie chce mnie mieszającej z jej własnością-
stajennym chłopcem. Widzę dlaczego on jest na nią chętny; ona jest oszałamiającą, jak jakiś
rodzaj wiktoriańskiej syreny. Hej— ona wygląda trochę jak Lady Aghata na tym zakręconym,
starym malowidle, na temat którego mówiła dyrektorka.
- Lady Agnes. . . yy. . . tak myślisz? Bosz*, spójrz na czas, robi się późno.
- W porządku, idź na dół. – Velvet zajęła się swoimi ciuchami. – Poradzę sobie.
- Znajdziesz drogę do jadalni?
- Znalazłam drogę okrążając Manhattan zeszłego Sylwestra, kiedy byłam pijana w
sztok i bez zdrowych zmysłów, więc myślę, że dam radę. – Przestała na minutę szarpać za
walizkę i spojrzała na mnie. – Spójrz, Saro, nie musisz być dobra i miła i udawać, że mnie
lubisz lub chcesz o mnie zadbać. Nie potrzebuję cię i nie potrzebuję nikogo innego. Chcę po
prostu się stąd wydostać, a zazwyczaj dostaję to co chcę, nieważne ile mi to zajmie. Nie
wchodź mi w drogę.
Czułam się dziwnie odkryta i głupia jak tam stałam, jak gdyby wiedziała o mnie
więcej niż mogłoby to być możliwe, a jej ostrzeżenie było głębsze niż jej słowa. Wdawało mi
się, że Velvet miała w sobie gorzki gniew, który zatruwał każdego kto się zbytnio zbliży i
złapałam się na tym, że życzyłam sobie aby ona wcale nie znalazła się w Wyldcliffe. Nie było
nic co jednak mogłabym dla niej zrobić lub dla jej problemów. Mam inne rzeczy, o które
musze się martwić.
Zostawiłam Velvet w dormitorium, pospieszyłam w dół marmurowymi schodami.
Evie pewnie już tam na mnie czeka. Ale kiedy dotarłam do holu wejściowego nie było jej
śladu. Otworzyłam frontowe drzwi i stanęłam na chwilę na zniszczonym, kamiennym
schodku przeszywająco spoglądając w dół alei. Późnym popołudniem słońce blaknęło w
mglistej poświacie złota. Kosy zaczęły swoją wieczorna piosenkę. Wzgórza, które
obejmowały wokół starożytne Opactwo wydawały się takie spokojne, ale zostały wykute
przez gigantyczne wstrząsy: lodowce, lądowiska i trzęsienia ziemi. Jakie nowe porażenia i
wstrząsy mogą na nas czekać w tej najwyraźniej spokojnej krainie? Ponownie, poczułam się
narażona i wrażliwa jak gdybym była całkowicie odsłonięta dla wroga. Starałam się pozbyć
mojego nastroju i skierować myśli z powrotem na Marie. Musiała stać na tym samym stopniu
i widzieć ten sam widok, kiedy była uczennica Wyldcliffe. Zastanawiałam się co myślała o
szkole i kim byli jej przyjaciele i czy kiedykolwiek opłakiwała swoją Cygańska matkę. Co
wiedziała i czuła i widziała o Wyldcliffe, co mogłoby mi teraz pomóc.
*Louis Vuitton - luksusowy francuski dom mody z centralnym zarządem w Paryżu.
*Bosz – zamiast mówić Boże albo O Matko albo jeny.
- Maria? – sięgnęłam do niej w moich myślach. – Maria, czy mnie słyszysz? Czy
nadal grozi nam niebezpieczeństwo? Co powinnam zrobić? – Wiatr mieszał liście na
gałęziach wielkich dębów, które rosły po obu stronach alei, ale żadna odpowiedź do mnie nie
przyszła, Stłumiłam moje rozczarowanie i spojrzałam na zegarek. W następnej chwili Evie
podeszła schodami od strony stajni.
- Hej, - powiedziała cicho. Uśmiechnęła się do mnie, ale jej oczy wydawały się
zatrzymywać łzy. Uśmiechnęłam się też. Chciałam jej pomóc, teraz kiedy wróciła do miejsca
gdzie żył i umarł Sebastian. Pomyślałam, że po prostu bycie tu musi być dla Evie wysiłkiem i
chciałabym wiedzieć jak ją pocieszyć.
Ona nie chce twojego pocieszenia, ona chce Josha, powiedział paskudny głosik w
mojej głowie, ale zignorowałam to. Związałam ręce w około Evie i ruszyłyśmy w dół wzdłuż
alei. – Powiedź mi wszystko o tym, jeśli to pomoże, - powiedziałam.
Evie ścisnęła moją rękę z wdzięcznością. – Dzięki Sarah. Jesteś taka dobra. Nie wiem
co bym bez ciebie zrobiła.
Dobra Sarah. Miła Sarah. To taka musiałam być— dziś, jutro, na zawsze.
Tłumaczenie Lili2412
Z góry przepraszam za drobne błędy