Rozdział 6
Kiedy otworzyłam oczy było ciemno. Spałam przez kilka godzin bez żadnych snów, a teraz
alarm miniaturowego budzika, który trzymałam pod poduszką, obudził mnie. Liczby na jego
malutkiej twarzyczce lśniły luminescencyjną zielenią i zobaczyłam, że było dopiero tuż przed
północą. Usiadłam ostrożnie. Velvet, która wzdychała i narzekała i kręciła się wkoło swojego
wąskiego łóżka przez wieki zanim w końcu zasnęła, leżała na plecach z ramieniem
zwisającym nad jej poduszką. Cienki blask księżyca przeszedł przez okno i zobaczyłam, że
wyglądała młodziej i ładniej bez swojego makijażu, jakby niewinnie marzyła. Westchnęła i
odwróciła się jak wstałam z łóżka, ale się nie obudziła. Byłam bezpieczna. Ruby spała
głęboko jak zawsze, nieznacznie chrapiąc. Założyłam mój płaszcz i wykradłam się z pokoju,
ostrożnie wyczuwając swoja drogę.
Wiedziałam dokładnie, gdzie się kierowałam. Były ukryte schody w korytarzu za
pokojem Evie i Helen, ukrywane przez zasłonięte drzwi. Doprowadzały do opuszczonego
poddasza na trzecim piętrze i w dół do kwater służących i starej kuchni pod nami. Evie
używała tych sekretnych schodów mnóstwo razy by wymykać się w nocy i spotykać z
Sebastianem, a ostatnio odkryliśmy sekretny pokój Agnes na starym strychu. To było nasze
specjalne miejsce do spotkań. Doszłam do zasłoniętej wnęki, cicho otworzyłam drzwi,
wszedłem przez nie i zamknęłam za sobą. Powietrze było czerstwe i stęchłe w tym
zamkniętym skrzydle starego budynku, ale nie obchodziło mnie to. Zaczęłam wspinać się po
wąskich schodach. Z przodu migotało słabe światło, więc domyśliłam się, że reszta już tam
jest.
- To ja— Sarah, - zgłosiłam cichutko i wkrótce doszłam do zakurzonego drewnianego
półpiętra, które prowadziło do króliczej norki pokoi na poddaszu. Helen i Evie stały przed
jednymi drzwiami. Za drzwiami był bogaty sklepik z eliksirami i składnikami, książkami i
wiedzą, które były używane przez Agnes do uzdrawiania i studiowania Mistycznej Ścieżki.
- Co się stało? – wyszeptałam. – Dlaczego nie otworzyłyście drzwi?
Helen odwróciła się do mnie, wyglądając chorowicie blado w ostrych promieniach
latarki Evie. – Nie możemy ich otworzyć. Już próbowałyśmy. Są zamknięte od środka, tak jak
wtedy, kiedy je pierwszy raz odkryłyśmy.
- Nie możesz przejść przez drzwi Helen? – spytałam w zaskoczeniu. Zamki i zasuwki
zazwyczaj nie stanowiły przeszkody dla Helen, naszej siostry powietrza, która potrafiła
pokonywać odległości mocą swojego umysłu. Taniec z wiatrem, tak to nazywała. Ona
pierwsza otworzyła dla nas pokój Lady Agnes poprzez zniknięcie jak srebrna mgła w naszych
oczach i zestąpując niewidocznie w powietrzu po drugiej stronie drzwi, gdzie odblokowała
wewnętrzne zamki.
- Nie, próbowałam dwukrotnie, - odpowiedziała Helen. – Za każdym razem
zawracałam. Jakieś silniejsze moce powstrzymywały mnie przed przejściem. To nigdy
wcześniej się nie zdarzyło.
- Jak myślisz co to jest? – spytałam. – Czy to może być klan(sabat)?
- Ale klan został zerwany i rozproszony w noc, kiedy umarła Pani Hartle, -
powiedziała Evie. – Czy nie jest teraz bezpiecznie od kiedy rządzi Panna Scratton? Jest tak
jak powiedziałam wcześniej— być może nie potrzebujemy teraz naszych mocy. Być może to
wszystko się dla nas skończyło.
Rozpoznałam nadzieje w jej głosie i strach w jej oczach. Biedna Evie, przeszła już tak
wiele. To było jakby jedną minutą mogła przekonać siebie, że była silna, a następnie chciała
po prostu uciec od przeszłości. Jeśli w tym momencie mogłabym stworzyć wszystko tak jakie
ona chciałaby by było, zrobiłabym to. Nawet uczyniłabym tak by mogła cieszyć się ciepłem
uśmiechu Josha i komfortem w jego ramionach.
- Nie mogę uwierzyć, żeby było to takie proste Evie, - powiedziałam delikatnie. – Nie
uważasz, że klan zjednoczy się ponownie? Ta kobieta nas nienawidzi. Dlaczego mieliby nas
po prostu zostawić w spokoju? I ciało pani Hartle może być martwe, ale jej duch nie.
Widziałyśmy ją wstępującą ze swoim niepokonanym mistrzem do cieni.
- Tak, ale nie wiem czy może wejść do tego świata ponownie, - odpowiedziała Evie. –
W każdym bądź razie, ona pragnęła mocy Sebastiana, a teraz Sebastian jest. . . – przerwała i
zaczęła znowu z wysiłkiem. – Sebastian odszedł. Jest w spokoju. Z pewnością klan nie ma
powodów by nas tropić ponownie?
- Więc dlaczego mam to przeczucie, że jesteśmy wciąż obserwowane? – spytałam.
Evie zadrżała. – Mam nadzieję, że się mylisz Sarah. Naprawdę.
- Nie sądzę, że się myli, - powiedziała Helen niskim głosem. – Coś lub ktoś próbuje
nas dopaść. Próbuje dopaść mnie, choćby. Nie chciałam ci mówić Evie. Chciałam aby ten
semestr był nowym startem. Zasługujesz na to, po wszystkim co się stało. Ale Sarah ma rację.
To jeszcze nie koniec.
- Dlaczego nie? – spytała Evie, patrząc przerażenie. – Co się dzieje?
- Muszę wam cos pokazać. – Helen pogrzebała przy rękawie koszuli i podwinęła
materiał by wystawić jej smukłą białą rękę. Był tam znak na jej skórze, okrąg z poprzecznym
wzorem w kształcie ptaka lub pary skrzydeł. Lub nawet, być może skrzyżowane ostrza dwóch
ostrych sztyletów. – Spójrzcie, - powiedziała. – To nie chce się zmyć. Znak jest wypalony na
mojej skórze, jak jakiś rodzaj tatuażu.
- Jak na ziemię to się stało? – wydyszałam.
Helen zakryła z powrotem ramię. – Pierwszy raz ukazał się w wakacje. – patrzyła
przed siebie, wspominając. – Byłam u Tonyego— mojego ojca— i obudziłam się w środku
nocy czując się zdezorientowana. Spałam w wolnym pokoju w ich apartamencie w Londynie,
oczywiście, ale z początku nie rozpoznałam go. Myślałam, że wróciłam do domu dziecka i
zostałam zamknięta za karę, tak jak to było wiele razy. Potrzebowałam poczuć powietrze na
twarzy, więc wyszłam z łóżka i otworzyłam okno. Na oknie były kraty— apartament był
wysoko i Rachel mówiła mi, że są po to by chronić dzieci, ale zapomniałam o tym wszystkim.
Myślałam, że jestem w jakiegoś rodzaju więzieniu i po prostu musiałam się wydostać.
Położyłam rękę na kratach i wyobraziłam sobie, że się przenoszą i rozpływają i— cóż— tak
zrobiły. Ale być może to był tylko sen. – strzepnęła swoje jasne włosy z twarzy i zmarszczyła
brwi.
- W każdym razie, udało mi się przecisnąć przez kraty, dopóki nie stałam na zewnątrz,
na parapecie. Była to długa droga w dół do ziemi. W myślach byłam z powrotem w domu
dziecka i wkradłam się na dach i spoglądałam w dół, chcąc zatrzymać ból— zatrzymując
nawet istnienie— ośmielić się do skoku. I wtedy zobaczyłam swoja matkę stojąca pode mną.
Wyglądała jak jasny anioł. Chciałam rzucić się w jej ramiona i być owinięta w jej miłość.
Pragnęłam tego tak boleśnie.
- Oh, Helen—
Machnęła na moja sympatię i opiekę. – Ale ten obraz pękł jak zakłócenia na starym
telewizorze. Wszystko się zmieniło. Widziałam inną scenę. Wydawała się odległa. Moja
matka była młoda i ładna tak jak była na tym zdjęciu mojego taty. Ale trzymała dziecko i
płakała. Płakała o mnie. Widziałam ją zabierającą mnie do domu z tylko kilkoma małymi
sukienkami i pamiątkami. Jedną z nich była mała złota broszka, którą przypięła do mojego
szala. Wtedy odeszła. Po tym ujrzałam kogoś wchodzącego— nie jestem pewna kogo, może
pielęgniarkę, nie mogłam zobaczyć jej twarzy prawidłowo. W każdym bądź razie, ta
pielęgniarka przyszła i mnie podniosła. Zobaczyła broszkę, rozpięła ją i schowała do kieszeni.
– Helen spojrzała niepewnie. – Ta broszka była takiego samego kształtu jak znak na mojej
ręce.
- Mów dalej, - powiedziałam. – Co się stało dalej?
- Było więcej mieszania i migających świateł. Z powrotem stałam na parapecie z
drogą rozciągającą się poniżej. Moja matka czekała na mnie. ‘Chodź do mnie Helen’, mówiła.
‘Jedyne co musisz zrobić to skoczyć. Złapię cię’. Uśmiechała się, ale kiedy spojrzałam
ponownie, jej twarz zmieniła się w . . . w straszliwą maskę. . . jakby skurczoną białą czaszkę.
‘Chodź do mnie, chodź do mnie, moja córko,’ mówiła, wciąż i wciąż. ‘Nie, nigdy, nigdy,’
krzyczałam, a tam był ten okropny hałas. To było dzikie dudnienie bębnów, dalej i dalej, jak
gdyby sam dźwięk mógł mnie zniszczyć.
- Bębny? – wyszeptałam. – Ale ja—
- To był tylko sen Helen, - powiedziała Evie. – Nie możesz temu pozwolić dostać cię.
- Tak, ale kiedy się obudziłam ból palił mi ramię. I ten znak był tam od tamtej pory. –
Dotknęła znowu swojego ramienia, pocierając miejsce, w którym ukryty pod jej koszulą był
znak. – Przestało mnie to ranić, ale ból zaczął się znowu kiedy Panna Scratton przemawiała
przed kolacją. Dlatego zdecydowałam, że musze wam powiedzieć.
Sny. Twarze jak maski. Dźwięk bębnów. To było takie same jakie widziałam i
słyszałam ja. Przez moment nie mogłam nic powiedzieć. – Więc co— co myślisz, że oznacza
ten znak? – wyjąkałam. – Jak myślisz co się dzieje?
- Myślę, że moja mam próbuje się ze mną skontaktować z cieni i ciągnie mnie do
swojego świata, - odpowiedziała Helen. – Nie zostawi mnie w spokoju dopóki jestem jej
stworzeniem. Tamtej nocy zeszłego semestru, na wrzosowiskach, powiedziałabym uznała ja
jako i matkę i wyższą przełożoną zanim przeszła.
- Ale ona nie jest już Wyższą Przełożoną,- argumentowała Evie. – Ona nie żyje.
Odeszła, Helen. Czy to całe widzenie jej nie było tyko złym snem?
- Więc jak wytłumaczysz znak?
- Cóż, wydaje mi się, że to może być dobry znak, - zasugerowała Evie. – Pewnego
rodzaju ochrona. – Helen spojrzała przekonana, a Evie zwróciła się do mnie błagalnie. – Co o
tym myślisz Sarah?
Nie wiedziałam co myśleć. – Przypuszczam, że to może być dobry omen, -
powiedziałam ostrożnie. – Miejmy nadzieję, że tak. Ale dlaczego pokój Agnes był
uszczelniony przeciwko nam? Kto— albo co— za tym stoi?
Evie odpowiedziała pospiesznie. – Co jeśli to Agnes osobiście? Może to jej sposób by
powiedzieć nam, że nasz czas z Mistyczną ścieżką jest skończony. I jeśli znak na ramieniu
Helen jest dla ochrony, może Agnes mówi nam, że nie ma już nic do zrobienia.
- A co jeśli znak jest wrogi i to Pani Hartle lub klan powstrzymuje nas przed
przejściem przez drzwi? – spytałam.
Evie spojrzała z samoświadomością i odpowiedziała napiętym sztucznym głosem. –
Oczywiście, - powiedziała, - jest możliwość, że znak może być jakiegoś rodzaju
psychosomatycznym* zjawiskiem—
- Jakie rozsądne i racjonalne! – blade oczy Helen błysnęły gniewem. – Tak, to może
być to. Mogłam sobie wyobrazić całą sprawę. Każdy i tak mówi, że jestem na wpół szurnięta.
Ty tez tak właśnie uważasz Evie?
Zapanowała cisza. To było najbliższe jakie kiedykolwiek miałyśmy dojście do kłótni.
Musiałam to uporządkować, być rozjemcą.
- Evie tak nie myśli Helen. Jest po prostu zmęczona i zdenerwowana. To wszystko
było takie trudne dla niej, musimy o tym pamiętać.
- Wiem—, -zaczęła Helen.
- Naprawdę? Czy którakolwiek z was naprawdę wie jak to jest być mną? –
powiedziała Evie ze szlochem w głosie. – Jestem taka zmęczona ukrywaniem się w cieniu,
radzenie sobie ze śmiercią i cierpieniem i starymi krzywdami i mocami. Sebastian chciałbym
ruszyła dalej, bym żyła w świetle i to właśnie próbuje robić. Po prostu nie wiem czy mogę
sobie poradzić więcej z tym wszystkim.
- Nie sądzisz, że ja też miałam jakieś rzeczy z którymi musiałam sobie poradzić?-
odpowiedziała Helen dziko. – Byłam dręczona przez swoją matkę na długo przed tym zanim
przyszłaś do Wyldcliffe Evie. Ty i Sarah weźcie fakt, że obie macie swoje rodziny za pewnik.
I miałaś Sebastiana, choćby tylko na krótki czas. Byłaś kochana! Nikt. . .Nikt. . . nigdy mnie
nie kochał.
Twarz Helen była napięta z bólu, a ona pochyliła się na ścianę w rozpaczy. Tak bardzo
chciałam dotrzeć do niej, ale zdawała się emanować zimną, niewidzialną barierę. Evie płakała
po cichu, pochłonięta swoim własnym nieszczęściem.
To nie mogło się zdarzyć. Musimy zostać razem. – Przestańcie, obie, - błagałam. –
Proszę, nie możemy walczyć. Evie, nie wolno do tego dopuścić! – wzięła głęboki wdech i
wytarła łzy z oczu, następnie wzięła się w garść zanim podjęła nienaturalne przeprosiny.
- Przepraszam Helen, nie chciałam cię zdenerwować.
- Kochamy cię Helen, - dodałam. Przytuliłam ją, ale nie odpowiedziała. – I nie
pamiętasz co mówił Panna Scratton? Pewnego dnia poznasz kogoś kto cię pokocha—
- Poza granice tego świata, - dokończyła Helen chwiejnym głosem. – Taak, pamiętam.
Ale nie widzę jak to może kiedykolwiek się zdążyć. W każdym bądź razie to nie ma
znaczenia. Proszę zapomnijcie co powiedziałam. Znak to mój problem, nie wasz. I chce abyś
była szczęśliwa Evie. Chcę być znalazła spokój którego szukasz, naprawdę.
Moment gniewu się skończył. Byłyśmy ponownie siostrami, ale na jak długo ?
*Termin „psychosomatyczny” wywołuje często negatywne skojarzenia i jest mylnie kojarzony z symulowaniem
choroby, chorobą psychiczną lub omamami, co tylko pogarsza stan psychiczny pacjenta.
We współczesnym społeczeństwie za powszechną przyczynę zaburzeń psychosomatycznych uważa się stres.
Właśnie dlatego radzenie sobie ze stresem jest ważnym czynnikiem w rozwoju człowieka. Ma to bowiem
bezpośredni wpływ na prawdopodobieństwo wystąpienia objawów psychosomatycznych i na to czy uda nam się
je złagodzić czy też ich uniknąć.
Medycyna psychosomatyczna to dziedzina wyłoniona z psychiatrii w latach dwudziestych XX wieku. Jej
podstawą teoretyczną była psychoanaliza, a głównie obserwacje kliniczne dotyczące roli konfliktów w etiologii
schorzeń takich jak choroba wrzodowa, nadciśnienie tętnicze.
Tłumaczenie Lili2412