background image

 

Choroby układu ruchu dużych i małych zwierząt - 

problemy leczenia ortopedycznego 

Jacek STERNA 

Katedra Chirurgii Zwierząt  

Wydziału Medycyny Weterynaryjnej SGGW w Warszawie  

Kierownik: prof. dr hab. Zdzisław Kłos 

 
Wprowadzenie 
 
Problemy, jakie w swojej pracy napotyka ktoś parający się leczeniem pacjentów z 
chorobami układu ruchu, wynikają z różnych przyczyn. Podręczniki chirurgii zwierząt 
skupiają się głównie na ukazywaniu i rozwiązywaniu zagadnień dotyczących rozpoznania i 
leczenia choroby. Lekarz nie pozostaje jednak sam na sam z chorobą, ale styka się również 
z pacjentem i jego właścicielem, czyli klientem. Te kontakty również są źródłem pewnych 
problemów. 
Badanie pacjenta z chorobą układu ruchu (tak zresztą, jak z każdą inną) rozpoczyna się od 
wywiadu. Jeżeli kulawizna psa nie powoduje czasowego chociaż wyłączania funkcji 
kończyny, to klient nagminnie myli kończynę kulejącą i zdrową. Właściciele koni mylą 
kończyny nieporównywalnie rzadziej. Gdy kulawizna zaczęła się w czasie i okolicznościach 
bliżej nieustalonych, celowe jest zadanie pytania typu: Czy kulawizna zaczęła się wtedy, 
czy Pani ją wtedy zauważyła? Przy obecności w czasie zbierania wywiadu dwójki 
właścicieli pewne sprawy mogą pozostać ukryte, aby wypłynąć przy kolejnej wizycie jednej 
z tych osób ze zwierzęciem. Istnieje też grupa klientów, którzy przychodzą zaniepokojeni 
urojonymi dolegliwościami swoich zwierząt. Jest to na szczęście bardzo rzadkie zjawisko, 
wymagające jednak od lekarza wspięcia się na wyżyny dyplomacji i taktu. 
Często właściciel zaczyna wizytę od prezentacji kliszy (bo nawet nie wyniku badania) 
rentgenowskiej, która jako produkt zaawansowanej techniki diagnostycznej urasta w jego 
przekonaniu do argumentu decydującego o wszystkim, choć jest to tylko cień 
rzeczywistości. Lekarz, który podda się tej presji, często wyprowadzany jest na 
diagnostyczne manowce przez zburzenie planu badania zwierzęcia. 
Bardzo poważne problemy powstają wskutek braku zrozumienia przez klienta (właściciela 
psa, a częściej jeszcze trenera konia) różnicy pomiędzy objawem a chorobą. Istota tej 
ostatniej jest bowiem dla laika najczęściej niedostrzegalna, widzi on tylko objawy i będzie 
dążyć do ich usunięcia. Podobnie lek bądź zabieg bywa utożsamiany z leczeniem, choć w 
istocie stanowi tylko jego część. 
Większość klientów, wtedy gdy sami są pacjentami, styka się jedynie z chorobami dość 
banalnymi i nie ma (na swoje szczęście) kontaktu z innym lekarzem medycyny, lecz tylko z 
lekarzem pierwszego kontaktu. Powszechna dostępność lecznic weterynaryjnych sprawia, 
że właściciele zwierząt są skłonni bagatelizować przypadłości swego pupila, bo skoro 
pierwszy lekarz, do którego się zgłosili, podejmuje leczenie złamania czy też zwichnięcia, to 
znaczy, że jest to równie prosta sprawa jak leczenie skaleczenia palca przy obieraniu 
kartofli lub zapalenia gardła. 
Popularne jest wyobrażenie choroby jako zjawiska statycznego. Prowadzi to do 
przekonania, że istnieje lek na nerki czy też operacja na kulawiznę i ten raz podany 
(wykonany) powinien zwierzę wyleczyć. Stąd protest przy próbie zmiany leku bądź 
wykonywanych zabiegów, tak aby były odpowiednie do aktualnej fazy choroby. Brak 
postrzegania choroby jako zjawiska zmiennego w czasie dotyczy także części lekarzy 
weterynarii i jest źródłem gorszących zjawisk, takich jak pomówienia o brak kompetencji. 
 
Osteosynteza u koni  
 
Zupełnie inne problemy powstają w starciu się lekarza z chorobą narządu ruchu. Te 

background image

związane z osteosyntezą u koni są wyjątkowo swoiste. 
W latach 1968-1993 z powodu złamań w klinice Katedry Chirurgii Zwierząt Wydziału 
Medycyny Weterynaryjnej SGGW przebywało 80 koni (4% pacjentów). W latach 1994-1995 
do kliniki przybyły z tego powodu 44 konie, co stanowiło już ponad 22%, przy czym 
operacyjnie leczono 36 koni, a w tym metodą osteosyntezy 15 koni (Sterna i Turek, 1996). 
Spadari i Bignozzi (1996) donoszą o 105 przypadkach złamań leczonych w przeciągu 15 lat. 
Niektóre ośrodki chirurgii weterynaryjnej prezentują jednak przeglądy przypadków złamań 
jednego tylko rodzaju oparte na dość znacznej liczbie pacjentów. Auer i Watkins (1987) 
piszą o 15 przypadkach złamań kości ramiennej w ciągu dekady. 
Jeżeli chodzi o złamania kwalifikujące się do leczenia przez zastosowanie śrub 
ortopedycznych ciągnących (podłużne i długie skośne oraz spiralne złamania trzonów kości 
i złamania guzków, jak też wyrostków kostnych), to problemem jest nie wyleczenie konia, 
ale czas jego leczenia. Zdaniem autora i innych lekarzy kliniki w Warszawie (Kłos, 1995; 
Sterna i Turek, 1996) skrócenie czasu leczenia jest możliwe przez wprowadzenie 
biozgodnych i zbliżonych swoją sprężystością do kości, nie wymagających zatem usuwania 
(Bramlage, 1990) śrub np. z tworzyw węglowych lub śrub z polimerów bioresorbowalnych 
(Gogolewski, 1996). Produkowane w Polsce na razie na skalę laboratoryjną śruby z 
kompozytu węglowo-epoksydowego były obiektem długotrwałych badań. Ustalono, że 
sprężystość kości pęcinowej wynosi 3,41 GPa, sprężystość śrub stalowych 210 GPa, a śrub 
węglowych 60 GPa. Według innych badań sprężystości kości zbitej wynosi 20 GPa. Siła 
zespolenia kości pęcinowej śrubami stalowymi to 15000 N, a siła zespolenia śrubami 
węglowymi to 11000 N. W czasie wstawania konia na zespolenie będzie działać siła ok. 
3000 N. Oznacza to, że śruby węglowe nadają się do użytku klinicznego (Turek, 1998). 
Eliminacja operacji usuwania implantów zmniejszy ilość stresów i cierpienie konia, skróci 
znacznie czas pomię- 
dzy urazem a powrotem konia do pracy i tym samym zmniejszy koszty jego utrzymania. 
Niepowodzenia w leczeniu złamań u koni dotyczą wszystkich odcinków kończyn i wszystkich 
stosowanych metod. Mogą one być spowodowane błędem lekarza, wadą implantu lub 
zakażeniem. Jednak szczególnie w przypadku koni dorosłych inne przyczyny uznawane są 
przez klinicystów za pierwszoplanowe. 
Przede wszystkim problemem jest duża masa ciała konia. Dorosły koń (pomijając kuce) 
waży od 400 do blisko 700 kg. Ten fakt pociąga za sobą dalsze konsekwencje. Zwierzę to 
ma wspaniałe rozwinięte mięśnie. W czasach gdy kastrowano ogiery bez znieczulenia, 
notowano złamania kości kończyn i kręgów bez urazu z zewnątrz, tylko pod wpływem 
napięcia mięśni przy spętanych kończynach. Także występujące dzisiaj u koni biorących 
udział w gonitwach płaskich, a powstające przy pokonywaniu zakrętów otwarte zwichnięcie 
stawu pęcinowego świadczy o wielkich siłach działających w narządzie ruchu tych zwierząt. 
Naturalną reakcją konia budzącego się ze znieczulenia jest przyjęcie bezpiecznej pozycji 
powstanie. W tym krytycznym momencie obarczenia operowanej kończyny zespolenie 
może ulec destrukcji. 
W naturze zdrowy koń nigdy nie leży na boku dłużej niż kilkanaście minut. Przedłużanie się 
tego czasu powoduje zaburzenie wymiany gazowej w płucach (Schatzman, 1995) i w 
ukrwieniu tkanek, szczególnie mięśni kończyny przedniej na tym boku, na którym leży. 
Zmniejszenie ciśnienia krwi spowodowane niektórymi środkami używanymi do znieczulenia, 
jak i też uwolnione hormony stresowe (Grandy i in., 1987; Dunlop, 1995, cyt. za 
Schatzman, 1995) nasilają proces, prowadząc do rozwoju pooperacyjnego zapalenia 
mięśni. Koń, który przez dłuższy czas przed operacją zmuszony był do odbarczenia chorej 
kończyny, a tak bywa przy złamaniu, trafia do kliniki z dwiema (przednią lub tylną parą) 
chorymi nogami. Jedna jest złamana, a wszystkie struktury drugiej wraz z mięśniami 
przeciążone. Jeśli w tej sytuacji koń z konieczności (konfiguracja złamania) leży na tej 
przeciążonej nodze w czasie operacji, to wystąpienie pooperacyjnego zapalenia mięśni jest 
prawie pewne. Zatem przy wstawaniu i w okresie pooperacyjnym obarczana jest 
operowana kończyna. Taka sytuacja, kończąca się destrukcją zespolenia, obserwowana 
była kilkakrotnie w warszawskiej klinice. 
Możliwość kontrolowania zachowań konia po operacji jest znacznie ograniczona w stosunku 
do możliwości kontroli zachowań ludzkich. Obserwowano konie, które w kilka dni po 
laparotomii pośrodkowej przeskakiwały przez ogrodzenie o wysokości 150 cm oraz źrebięta 
galopujące w kilka dni po osteosyntezie metodą ZESPOL (obserwacje własne). Zagrożenia 
związane z takim zachowaniem nie wymagają komentarza. 

background image

Nie istnieje sposób wpłynięcia na masę ciała konia ze złamaną nogą. Można jednak 
wykorzystując prawo Archimedesa utrzymywać go po operacji w basenie z solanką, 
zmniejszając tym samym siły działające na zespoloną kość (Hutchins i in., 1987). 
Problemem w tym przypadku może być jednak adaptacja konia do normalnych obciążeń 
przy powrocie "na stały ląd" (Gerring i May, 1987). Inne rozwiązanie to opatrunek 
odbarczający - uniemożliwia on obarczanie złamanego miejsca, oferując chirurgowi 
weterynaryjnemu możliwość zapewnienia jego pacjentowi tego, co z taką łatwością osiąga 
chirurg "ludzki", każąc pacjentowi leżąc w łóżku lub chodzić o kulach. 
Destrukcji zespolenia przy wstawaniu zapobiega się działając w dwóch kierunkach: 
* przeciwdziałając powstawaniu pooperacyjnego zapalenia mięśni. W głównej mierze jest to 
zadanie dla anestezjologa. Chirurg może się jednak przyczynić do sukcesu, skracając czas 
operacji i decydując się na ułożenie konia (jeśli to tylko możliwe ze względu na 
konfigurację złamania) na boku chorym, aby ewentualne zapalenie mięśni objęło nogę 
operowaną. Taki sposób postępowania przyjęto w klinice warszawskiej na podstawie 
doświadczenia nabytego przy leczeniu złamań; 
* zapewniając odpowiednie warunki wstawania. Zaleca się, aby koń wstawał w stanie 
sedacji, ale po odzyskaniu pełnej przytomności. Można to realizować, podając np. 
ksylazynę i utrzymując konia przywiązanego linami do stołu (Gering i May, 1987). W 
Warszawie koń budzi się w miękko wyścielonym boksie, przy przyćmionym świetle i w 
ciszy, sam. W wybranych przypadkach jedna lub dwie osoby przytrzymują go w pozycji 
leżącej, nie pozwalając wstawać zbyt wcześnie, przed odzyskaniem pełnej przytomności. Z 
reguły nie pomaga się też w tej klinice we wstawaniu konia za pomocą lin czy taśm, jak to 
poleca m.in. Schatzman (1996). Pierwszą przyczyną jest obawa o zdrowie i życie ludzi, 
drugą brak zaufania do skuteczności takiej pomocy. Jeżeli ważącemu około 500 kg koniowi 
brak jest sprawnej koordynacji ruchów i siły mięśni, to nie zastąpią tego wysiłki dwóch czy 
trzech ludzi. Istnieje jednak, teoretyczna na razie, możliwość wspomagania wstawania 
konia przez komputerowo sterowany dźwig. Koń nie byłby podnoszony, ale jedynie 
wspomagany w swoich wysiłkach. Znikłoby zagrożenie dla obsługi, centralny procesor 
komputera działałby oczywiście w sposób skoordynowany w przeciwieństwie do kilku ludzi 
depczących sobie nawzajem po palcach.  
 
Na zachowanie się konia po powstaniu można wpłynąć jedynie przez odpowiednie 
wychowanie konia od źrebaka. To jednak zadanie dla właścicieli koni. 
 
Problemy leczenia ortopedycznego 
 
Wydaje się, że polska ortopedia weterynaryjna przeskoczyła pewien etap rozwoju ortopedii 
światowej, stojąc w miejscu. W naszym kraju osteosynteza metodą płytek AO nigdy nie 
zyskała dużej popularności. Ten kierunek leczenia złamań poprzez idealną repozycję, 
sztywne zespolenie kompresyjne w dążeniu do rychłozrostu kości, jest dzisiaj w odwrocie. 
Popularność zyskują zespolenia zewnętrzne, umożliwiając biologiczne, a nie ślusarskie 
podejście do kości. Mieści się w tym nowym podejściu świadoma rezygnacja z agresywnego 
ingerowania ("grzebania") w szczelinie złamania, usuwania krwiaka, skrzepu, wolnych 
odłamków. Zamiast precyzyjnej repozycji - osteon do osteonu - proponuje się jako 
wystarczające ustawienie w osi głównych odłamów i zetknięcie około 50% przekroju kości. 
Zespolenie zewnętrzne daje także możliwość stopniowego przerzucania obciążeń na gojącą 
się kość (Aron, Johnson, 1995). 
Powstało wśród polskich lekarzy przekonanie, że każdy wolny fragment kostny musi być 
usunięty, bo inaczej stanie się martwakiem. Pomijając akademicką dyskusję na temat: co 
to takiego martwak, zauważyć należy, że dla chirurga praktyka istotny jest taki martwak, 
który jest traktowany przez organizm jako ciało obce. Jest on wtedy powodem 
powstawania przetok. Warunkiem koniecznym powstania takiego martwaka jest zakażenie 
(Verschooten, 1995; Aron, 2000). Zatem przy leczeniu złamań wieloodłamowych, 
zamkniętych, nas- 
tawionych "na zamknięto" czy nawet "na otwar- 
to", ale bez nadmiernego urazu jatrogennego okolicy, u zwierząt w dobrym stanie ogólnym 
nie należy obawiać się powstania martwaka. Wyjmowanie zatem odłamków kości, jeśli 
planujemy założyć na kończynę opatrunek gipsowy jako unieruchomienie, jest niecelowe. 
Wyżej wspomniana 50% dokładność repozycji i wolne fragmenty są wytykane jako błędy 

background image

przez jednych lekarzy drugim, skupiając uwagę klientów na fałszywych problemach, a 
odciągając ją od rzeczy istotnych. Chorób układu ruchu nie można wyleczyć bez aktywnego 
udziału właściciela zwierzęcia, chyba że będziemy je hospitalizować od początku choroby do 
wyleczenia i sami weźmiemy na siebie całą odpowiedzialność. Właściciel ma bowiem do 
spełnienia funkcję nadzorcy całości opatrunków i zakresu oraz intensywności ruchu 
pacjenta. 
Przyczyną wielu niepowodzeń w leczeniu złamań w opatrunku jest brak należytego 
kontaktu między klientem a lekarzem. Termin "należyty kontakt" ma tutaj bardzo szerokie 
znaczenie. Chodzi tu bowiem o zrozumiałe dla właściciela przedstawienie całości spraw 
związanych z leczeniem. Do tego obliguje nas Kodeks Etyki i Deontologii (art. 27, pkt 3). 
Tu nie ma miejsca na pozostawienie niejasności. "Opatrunek gipsowy ma być stąd dotąd" i 
nie będzie przesadą ani czymś nieeleganckim, jeżeli pokażemy to palcem na psie. Jeżeli 
tego zaniedbamy, za kilka dni wygryziony gips przestanie spełniać swoje funkcje. Tu 
wyłania się następny problem. Należyty kontakt to kontakt regularny, żeby nie powiedzieć 
stały. Konieczna jest kontrola opatrunku po 3-4 dniach od urazu i zawsze wtedy, gdy 
istnieje podejrzenie powstania odleżyny. 
Specyfiką stanów pourazowych, tak często dotyczących układu ruchu, jest ich nagłość. 
Przerażony właściciel wielokrotnie potakuje i sprawia wrażenie, że rozumie nasze zalecenia. 
W istocie nie mają one nawet szansy zapaść w jego pamięć trwałą i są w dużej części 
zapomniane zaraz po wyjściu z lecznicy. Dobrze jest zatem, jeżeli zalecenia wydane są na 
piśmie wraz z numerem telefonu lecznicy i prośbą o kontakt, jeśli zwierzę zachowuje się 
nienormalnie, opatrunek został uszkodzony, pojawił się wysięk czy obrzęk kończyny. 
Problem opatrunków to także problem bandaży z materiałów elastycznych. Jeżeli pod takim 
materiałem jest warstwa ligniny, to w przypadku koni i bydła nie są spotykane powikłania 
typu martwicy kończyny. Inaczej jest u psów i kotów. Tu bywają przypadki bardzo 
poważnych uszkodzeń jatrogennych, często poważniejszych niż sam uraz, którego skutki 
były przyczyną założenia opatrunku. 
Ruch zwierzęcia po zabiegu ortopedycznym jest istotną częścią terapii. Zarówno ruch zbyt 
intensywny, jak i jego brak opóźniają wyzdrowienie. Często problemem dotyczącym tak 
koni, jak i psów czy kotów jest przypadkowe zezwolenie przez właściciela na zbyt 
intensywny ruch. Przyczyną jest bezzasadna wiara właściciela w to, że puszczone wolno 
zwierzę dobrowolnie powstrzyma się od biegu czy skoku. Brak tu wyobraźni, a zbyt dużo 
antropomorfizacji. Koń zawsze może się spłoszyć lub pobiec za innymi końmi, bo jest 
stadnym roślinożercą, a pies czy kot są w stanie popędzić za potencjalną zdobyczą, jak 
przystało na drapieżnika. Kiełzno i wodze lub kantar i uwiąz, obroża lub szelki i smycz 
przez jakiś czas muszą być niezbędnym wyposażeniem przy wychodzeniu poza 
pomieszczenie. Uświadomienie tej konieczności spada na lekarza weterynarii. 
Rzadziej mamy do czynienia ze zbyt wielkim ograniczeniem ruchu, co w rezultacie prowadzi 
do zaniku mięśni, ścięgien, więzadeł, kości. 
Rehabilitacja pacjentów ortopedycznych przestaje być w ostatnich latach pozostawiona 
siłom natury. Podstawową zasadą jest stopniowe zwiększanie dawki ruchu pod warunkiem, 
że zwierzę czuje się lepiej i lepiej obarcza kończynę, a chore miejsce nie reaguje 
nasileniem bólu czy też obrzęku na zastosowane obciążenia. Jeżeli zwierzę zaczyna 
rehabilitację w opatrunku, to po jego zdjęciu dawka ruchu ponownie ograniczana jest do 
minimum i stopniowo zwiększana (Aron, 2000). 
Wspomniany na początku brak zrozumienia różnicy pomiędzy objawem a chorobą dotyczy 
niestety także lekarzy weterynarii a nie tylko ich klientów. Szczególnie wyraźnie dostrzec 
można to zjawisko w przypadku leczenia dyskopatii u psów chondrodystroficznych. Ból, 
niedowład bądź porażenie kończyn to częste objawy w neuroortopedii. To jasne, że 
właściciel chciałby, aby jego pies nie cierpiał i mógł chodzić. Jednak lekarz musi widzieć 
istotę choroby. W tych przypadkach jest to przemieszczanie się schrzęstniałego i często 
zwapniałego jądra miażdżystego. Właśnie fakt pewnej trwałości w czasie tego procesu 
nakłada na nas ważne obowiązki. Jeżeli podajemy kortykosteroidy i silne środki 
przeciwbólowe, to w spektakularny sposób uzyskujemy poprawę. Zwierzę przestaje cierpieć 
i zaczyna chodzić. Nie jest to wyleczenie! Droga dla przemieszczającego się jądra nie 
jest bowiem zamknięta i powrót do aktywności fizycznej pacjenta bardzo często przyczynia 
się do rychłego nawrotu ubytków neurologicznych i bólu. Niezbędną częścią nieoperacyjnej 
terapii w przypadkach przemieszczającego się jądra miażdżystego jest ograniczenie ruchu 
psa przez zamknięcie w klatce. Jeżeli jednym z objawów jest niemożność oddawania moczu 

background image

i kału, pies powinien być hospitalizowany (Wheller, Sharp, 1994).  
U którego pacjenta wybrać leczenie zachowawcze, u którego operacyjne i jakie? U psów 
chondrodystroficznych tylko jedno jest pewne: jeżeli zanikło głębokie czucie bólu w ciągu 
24, a maksymalnie 48 godzin, należy przeprowadzić operacyjne odbarczenie rdzenia.  
Przedstawione powyżej problemy to zaledwie cząstka tego, co trudne w ortopedii. Wybrane 
zostały przez autora bardzo subiektywnie. Większość to te, którym stosunkowo małym 
wysiłkiem można zaradzić dzisiaj i tutaj.  

Adres autora: 

Dr n wet. Jacek Sterna 

Katedra Chirurgii Zwierząt 

Wydziału Medycyny Weterynaryjnej SGGW 

w Warszawie 

ul. Grochowska 272