TRZECH WTAJEMNICZONYCH
KYBALION
STUDIUM FILOZOFII HERMETYCZNEJ
STAROŻYTNEGO EGIPTU I GRECJI
FRANZBARDON.PL, 2003
Wersja elektroniczna: HB
“USTA PRAW DY SĄ ZA MKNIĘ TE DLA WSZYST KICH, ZA WY‐
JĄT KIEM RO ZU MIE JĄ CYCH USZU”
HER ME SO WI TRI SME GI STU SO WI
ZNA NE MU PRZEZ
STA RO ŻYT NYCH EGIP CJAN
JAKO
“WIEL CE WIEL KI”
I
“MISTRZ MI STRZÓW”
TEN TO MIK NAUK HER ME TYCZ NYCH
JEST Z UNI ŻE NIEM DE DY KO WA NY
WPROWADZENIE
Z przy jem no ścią pre zen tu je my uwa dze uczniów i ba da czy se‐
kret nych dok tryn tę małą pra cę opar tą na tra dy cyj nych na ukach
her me tycz nych. Tak mało zo sta ło na pi sa ne na ten te mat, po mi‐
ja jąc nie zli czo ne od wo ła nia do nauk w wie lu pra cach na te mat
okul ty zmu, że wie lu praw dzi wych po szu ki wa czy Prawd za war‐
tych w Ar ka nach bez wąt pie nia ucie szy się z po ja wie nia się tego
dzie ła.
Ce lem tej pra cy nie jest gło sze nie ja kiejś wy jąt ko wej lo zo i
bądź dok try ny, lecz po da nie stu den to wi oświad cze nia Praw dy,
któ ra bę dzie słu ży ła mu do po go dze nia wie lu ka wał ków wie dzy
okul ty stycz nej, któ re zdo był, lecz zda wa ły się być prze ciw staw‐
ne, czę sto znie chę ca ły i od rzu ca ły na po cząt ku na uki. Na szą in‐
ten cją nie jest wzno sze nie no wej Świą ty ni Wie dzy, lecz ra czej
umiesz cze nie w rę kach ucznia Uni wer sal ne go Klu cza, za po mo‐
cą któ re go moż na otwo rzyć wie le we wnętrz nych drzwi w Świą‐
ty ni Ta jem ni cy, w któ rej pro gi już wszedł.
Żad na część nauk okul ty stycz nych po sia da nych przez świat
nie jest tak bar dzo strze żo na jak frag men ty nauk her me tycz‐
nych na pły wa ją cych do nas przez dzie siąt ki stu le ci, któ re mi nę‐
ły od ży cia ich wiel kie go twór cy, Her me sa Tri sme gi stu sa, „skry‐
by bo gów”, któ ry żył w Egip cie w dniach, gdy obec na rasa lu dzi
była jesz cze w po cząt ko wym eta pie roz wo ju. Był on współ cze‐
sny Abra ha mo wi, a je śli le gen dy mó wią praw dę, był też na uczy‐
cie lem tego czci god ne go mę dr ca. Her mes był i jest Wiel kim Cen‐
tral nym Słoń cem Okul ty zmu, któ re go pro mie nie słu ży ły do
oświe tle nia nie zli czo nych nauk, sze rzo nych od tam te go cza su.
Wszyst kie fun da men tal ne i pod sta wo we na uki osa dzo ne w na‐
ukach ezo te rycz nych wszyst kich ras po cho dzą od Her me sa. Na‐
wet ko rze nie naj star szych sta ro żyt nych nauk In dii bez wąt pie‐
nia się ga ją do ory gi nal nych nauk her me tycz nych.
Z kra iny Gan ge su wie lu za awan so wa nych okul ty stów wę dro‐
wa ło do kra iny Egip tu i sia da ło u stóp Mi strza. Od nie go otrzy‐
ma li Uni wer sal ny Klucz, któ ry tłu ma czył i go dził ich roz bież ne
spoj rze nia, przez co zo sta ła usta no wio na se kret na dok try na.
Rów nież z in nych kra in przy by li ucze ni, któ rzy uwa ża li Her me‐
sa za Mi strza Mi strzów. Jego wpływ był tak wiel ki, że po mi mo
wie lu zbo czeń ze ścież ki po wo do wa nych upły wem wie ków i na‐
uczy cie li na ucza ją cych w tych róż nych kra inach, na dal moż na
zna leźć pod sta wo we po do bień stwo i zbież no ści, któ re leżą u
pod staw wie lu, czę sto cał kiem prze ciw nych, teo rii na ucza nych
przez okul ty stów w tych kra inach w dzi siej szych cza sach. Stu‐
dent re li gio znaw stwa bę dzie w sta nie za uwa żyć wpływ nauk
her me tycz nych w każ dej re li gii war tej na zwa nia, któ ra zna na
jest czło wie ko wi, nie za leż nie od tego, czy jest już mar twą prak‐
ty ką, czy też ist nie je w peł ni roz kwi tu w dzi siej szych cza sach.
Poza ele men ta mi prze ciw ny mi, za wsze ist nie je pew na zbież‐
ność, a na uki her me tycz ne dzia ła ją jako Wiel ki Po jed naw ca.
Zda je się, że ży cie i pra ca Her me sa ukie run ko wa ne były ra czej
na za sa dze nie wiel kie go ziar na-Praw dy, któ re uro sło i roz kwi tło
w tak wie lu for mach, niż na usta no wie nie szko ły lo zo cz nej,
któ ra zdo mi no wa ła by myśl świa ta. Jed nak że ory gi nal ne praw‐
dy, któ rych uczył, zo sta ły nie zmie nio ne w swo jej ory gi nal nej
czy sto ści przez kil ka osób w każ dej epo ce, któ re od rzu ca jąc wiel‐
ką licz bę na wpół roz wi nię tych stu den tów i na śla dow ców, po‐
dą ża li za her me tycz nym zwy cza jem i re zer wo wa li swo ją praw dę
dla tych kil ku, któ rzy byli go to wi zro zu mieć ją i opa no wać.
Praw da była prze ka zy wa na z ust do uszu po śród nie wie lu. W
każ dym po ko le niu za wsze było kil ku wta jem ni czo nych, w róż‐
nych kra inach na Zie mi, któ rzy utrzy my wa li świę ty ogień nauk
her me tycz nych i za wsze chęt nie uży wa li swo ich lamp do po‐
now ne go za pa le nia mniej szych lamp ze wnętrz ne go świa ta, kie‐
dy przy ga sa ły, zo sta wa ły za nie dba ne i kie dy kno ty sta wa ły się
za bru dzo ne obcą ma te rią. Za wsze ist nia ło kil ku, któ rzy wier nie
trwa li przy oł ta rzu Praw dy, na któ rym za pa lo na była Wiecz na
Lam pa Mą dro ści. Ci lu dzie po świę ci li swo je ży cia pra cy nad mi‐
ło ścią, któ rą po eta tak do brze okre ślił w tych sło wach:
„O, niech pło mień nie wy ga śnie! Pie lę gno wa ny wiek po wie ku w
swej mrocz nej ja ski ni – pie lę gno wa ny w swo ich bo skich świą ty‐
niach. Kar mio ny przez czy ste słu gi mi ło ści – niech pło mień nie
wy ga śnie!”
Ci lu dzie ni g dy nie szu ka li po wszech nej apro ba ty ani wie lu
na śla dow ców. Byli obo jęt ni na te rze czy, po nie waż wie dzie li, jak
nie wie lu jest w każ dym po ko le niu tych, któ rzy są go to wi na
Praw dę lub któ rzy roz po zna li by ją, gdy by im ją uka zać. Za cho‐
wu ją oni „mię so dla do ro słych”, pod czas gdy inni za do wa la ją się
„mle kiem dla dzie ci”. Za cho wu ją oni per ły mą dro ści dla kil ku
wy bra nych, któ rzy wi dzą ich war tość i no szą je w ko ro nach, za‐
miast rzu cać je przed ma te ria li stycz ne, wul gar ne świ nie, któ re
za ko pa ły by je w bło cie i zmie sza ły z ich obrzy dli wym men tal‐
nym je dze niem. Jed nak ci lu dzie ni g dy nie za po mnie li ani nie
prze oczy li ory gi nal nych nauk Her me sa, prze ka zu jąc sło wa
praw dy tym, któ rzy go to wi są na ich otrzy ma nie. Ich na uka jest
tak okre ślo na w Ky ba lio nie: „Gdzie stą pa ją kro ki Mi strza, otwie‐
ra ją się uszy go to wych na jego na ukę”. A tak że: „Kie dy uszy
ucznia go to we są słu chać, wte dy po ja wia ją się usta, by na peł nić
je mą dro ścią”. Lecz ich zwy cza jo we po dej ście za wsze było su ro‐
we we dług her me tycz ne go afo ry zmu za war te go w Ky ba lio nie:
„Usta mą dro ści są za mknię te dla wszyst kie go z wy jąt kiem uszu
zro zu mie nia”.
Ist nie ją tacy, któ rzy kry ty ku ją to po dej ście her me ty ków i któ‐
rzy twier dzą, że nie uka zu ją oni do bre go du cha w swej po li ty ce
od osob nie nia i ma ło mów no ści. Jed nak że krót kie spoj rze nie na
kar ty hi sto rii uka że mą drość Mi strzów, któ rzy zna li sza leń stwo
prób ucze nia świa ta rze czy, na któ re nie był go to wy i któ rych
nie chciał otrzy mać. Her me ty cy ni g dy nie chcie li być mę czen ni‐
ka mi i za miast tego wo le li sie dzieć ci cho z boku, z li to ści wym
uśmie chem na swych za mknię tych ustach, pod czas gdy „nie bio‐
sa grzmia ły na nich wiel ce” w ich zwy cza jo wej roz ryw ce na ra‐
ża nia na śmierć i tor tu ry uczci wych, lecz zbłą dzo nych en tu zja‐
stów, któ rzy wy obra ża li so bie, że mogą wmu sić ra sie bar ba rzyń‐
ców praw dę, któ rą mogą zro zu mieć je dy nie wy bra ni, któ rzy
kro czą Ścież ką.
Duch prze śla do wań nie umarł jesz cze na Zie mi. Ist nie ją pew‐
ne na uki her me tycz ne, któ re, gdy by się je pu blicz nie ogło si ło,
spro wa dzi ły by na na uczy cie li wiel ki krzyk szy der stwa i obelg
od wie lu, któ rzy pod nie śli by na nowo okrzy ki: „Ukrzy żo wać!
Ukrzy żo wać!”.
W tej ma łej pra cy sta ra li śmy się prze ka zać fun da men tal ne na‐
uki Ky ba lio na, pró bu jąc od dać pod sta wo we dzia ła nie Praw, zo‐
sta wia jąc czy tel ni ko wi ich za sto so wa nie, a nie wcho dząc w
szcze gó ły na uki. Je śli je steś praw dzi wym uczniem, bę dziesz w
sta nie wy pra co wać i za sto so wać te Pra wa. Je śli nie – wte dy mu‐
sisz stać się nim, gdyż ina czej na uki her me tycz ne będą dla cie bie
je dy nie „sło wa mi, sło wa mi, sło wa mi”.
Trzech Wta jem ni czo nych
Roz dział I
FILOZOFIA HERMETYCZNA
„Usta mą dro ści są za mknię te dla wszyst kie go z wy jąt kiem uszu
zro zu mie nia”
Ky ba lion
Ze sta ro żyt ne go Egip tu po cho dzą fun da men tal ne, ezo te rycz‐
ne i okul ty stycz ne na uki, któ re tak sil nie wpły wa ły na lo zo e
wszyst kich ras, na cji i lu dzi przez kil ka ty się cy lat. Egipt, dom
Pi ra mid i S nk sa, był miej scem na ro dzin ukry tej mą dro ści i
nauk mi stycz nych. Wszyst kie na ro dy czer pa ły z jego se kret nej
dok try ny. In die, Per sja, Chal dea, Me dea, Chi ny, Ja po nia, Asy ria,
sta ro żyt na Gre cja i Rzym oraz inne sta ro żyt ne kra je bra ły wol ny
udział w pa ra dzie wie dzy, któ rą hie ro fan ci i mi strzo wie kra ju
Isis udo stęp ni li tak swo bod nie dla tych, któ rzy przy by li go to wi
na udział w wiel kim zgro ma dze niu mi stycz nej i okul ty stycz nej
na uki, któ rą wiel kie umy sły tego sta ro żyt ne go lądu ze bra ły ra‐
zem.
W sta ro żyt nym Egip cie, przez wie ki, któ re za ję ła im dro ga od
cza sów Wiel kie go Her me sa, ist nie li wiel cy adep ci i mi strzo wie,
któ rych ni g dy nie prze ści gnię to i z któ ry mi mało kto mógł się
rów nać. W Egip cie umiej sco wio na była Wiel ka Loża Lóż Mi sty‐
ki.
W pro gi świą ty ni wstę po wa li neo ci, któ rzy po tem, jako hie‐
ro fan ci, adep ci i mi strzo wie, po dró żo wa li w czte ry stro ny świa‐
ta, nio sąc ze sobą cen ną wie dzę, któ rą byli go to wi, nie cier pli wi i
chęt ni prze ka zać tym, któ rzy byli go to wi ją otrzy mać. Wszy scy
stu den ci okul ty zmu roz po zna ją dług, jaki mamy wo bec tych
czci god nych mi strzów sta ro żyt ne go lądu.
Lecz po mię dzy tymi mi strza mi sta ro żyt ne go Egip tu nie gdyś
żył je den, któ re go mi strzo wie okre śla li „Mi strzem mi strzów”.
Ten czło wiek, je śli za iste był „czło wie kiem”, żył w Egip cie w naj‐
wcze śniej szych dniach. Zna ny był jako Her mes Tri sme gi stus.
Był on oj cem mą dro ści okul ty zmu, za ło ży cie lem astro lo gii i od‐
kryw cą al che mii. Szcze gó ły z jego ży cia są za gu bio ne w hi sto rii
z winy upły wu lat, cho ciaż kil ka sta ro żyt nych kra jów kłó ci ło się
mię dzy sobą o to, czy im ho no rem było być miej scem jego uro‐
dze nia – i to ty sią ce lat wcze śniej. Okres jego po by tu w Egip cie,
w jego ostat niej in kar na cji na tej pla ne cie, nie jest zna ny, lecz zo‐
stał usta lo ny na wcze sne dni naj star szych dy na stii w Egip cie –
na dłu go przed dnia mi Moj że sza. Naj więk sze au to ry te ty uwa ża‐
ją, że żył on w cza sach Abra ha ma, a nie któ re ży dow skie tra dy cje
idą jesz cze da lej, twier dząc, że Abra ham na był część swo jej mi‐
stycz nej wie dzy od sa me go Her me sa.
Gdy mi ja ły lata po jego odej ściu z tej płasz czy zny ży cia (tra dy‐
cja od no to wu je, że żył on zycz nie przez trzy sta lat), Egip cja nie
ubó stwi li Her me sa i uczy ni li z nie go jed ne go ze swo ich bo gów, o
imie niu Thoth. Wie le lat póź niej miesz kań cy sta ro żyt nej Gre cji
tak że uczy ni li go jed nym ze swo ich wie lu bo gów, na zy wa jąc go
„Her mes, bóg mą dro ści”. Egip cja nie czci li jego pa mięć przez wie‐
le wie ków, na zy wa jąc go „skry bą bo gów” i nada li mu jego cha‐
rak te ry stycz ny sta ro żyt ny ty tuł, „Tri sme gi stus”, co zna czy „po
trzy kroć wiel ki”, „wiel ce wiel ki”, „naj więk szy z wiel kich” etc. We
wszyst kich sta ro żyt nych kra inach było czczo ne imię Her me sa
Tri sme gi stu sa, bę dąc imie niem sy no ni micz nym do „źró dła mą‐
dro ści”.
Na wet do dzi siaj uży wa my ter mi nu ‘her me tycz ny’ w sen sie
‘se kret ny’, ‘szczel nie za mknię ty’ itp. – a jest to spo wo do wa ne
tym, że na śla dow cy Her me sa za wsze ob ser wo wa li za sa dę ta jem‐
ni cy w tych na ukach. Nie wie rzy li w „rzu ca nie pe reł po mię dzy
świ nie”, lecz ra czej trzy ma li się za sa dy „mle ko dla dziec ka; sztu‐
ka mię sa dla męż czy zny” – obie te mak sy my za war te są w chrze‐
ści jań skich tek stach, lecz obie były też uży wa ne przez Egip cjan
na wie ki przed erą chrze ści jań stwa.
I wła śnie ta po li sa bez piecz ne go sze rze nia praw dy za wsze cha‐
rak te ry zu je her me tyzm, na wet dzi siaj. Na uki her me tycz ne moż‐
na od na leźć w wie lu kra inach, po mię dzy wie lo ma re li gia mi,
lecz ni g dy nie są one iden ty ko wa ne z kon kret nym kra jem ani z
kon kret ną gru pą re li gij ną. Jest tak z po wo du ostrze że nia sta ro‐
żyt nych na uczy cie li za bra nia ją ce mu se kret nej dok try nie ukształ‐
to wać się w wy zna nie. Mą drość tego ostrze że nia jest oczy wi sta
dla wszyst kich znaw ców hi sto rii. Sta ro żyt ny okul tyzm In dii i
Per sji zde ge ne ro wał się i w du żej czę ści zo stał utra co ny przez
fakt, że na uczy cie le sta li się ka pła na mi, więc teo lo gia zo sta ła
wy mie sza na z lo zo ą, co za owo co wa ło tym, że okul tyzm In dii
i Per sji stop nio wo gi nął po śród mas prze są dów re li gij nych, kul‐
tów, wie rzeń i ‘bóstw’. Tak samo sta ło się ze sta ro żyt ną Gre cją i
Rzy mem. To samo do ty czy nauk her me tycz nych u gno sty ków i
wcze snych chrze ści jan, któ re zo sta ły za gu bio ne w cza sach Kon‐
stan ty na, któ re go że la zna ręka po kry ła lo zo ę na rzu tą teo lo gii,
przez co Ko ściół chrze ści jań ski utra cił to, co było jego pod sta wo‐
wą esen cją i du chem. Spo wo do wa ło to, że błą dził on przez kil ka
stu le ci, za nim od na lazł dro gę do swo jej sta ro żyt nej wia ry, i
oczy wi ste jest dla wszyst kich uważ nych ob ser wa to rów dwu‐
dzie ste go wie ku, że Ko ściół obec nie sta ra się wró cić do swo ich
sta ro żyt nych, mi stycz nych nauk.
Lecz za wsze ist nia ło kil ka wier nych dusz, któ re pod trzy my‐
wa ły pło mień, zaj mo wa ły się nim i nie po zwa la ły jego świa tłu
wy ga snąć. I dzię ki tym od da nym ser com i od waż nym umy słom
na dal mamy praw dę przy so bie. Lecz nie znaj dzie się jej w książ‐
kach, w żad nej mie rze. Była ona prze ka zy wa na od mi strza do
ucznia; od wta jem ni czo ne go do hie ro fan ta; z ust do uszu. Kie dy
już co kol wiek było za pi sy wa ne, zna cze nie tych słów było ukry‐
wa ne w ter mi nach al che mii i astro lo gii, aby tyl ko ci, któ rzy po‐
sia da ją klucz, byli w sta nie to od czy tać. Było to ko niecz ne, aby
unik nąć prze śla do wa nia teo lo gów śre dnio wie cza, któ rzy zwal‐
cza li se kret ną dok try nę ogniem i mie czem, pa la mi, szu bie ni cą i
krzy żem. Na wet do dzi siaj moż na zna leźć je dy nie kil ka rze tel‐
nych ksią żek o lo zo i her me tycz nej, cho ciaż ist nie ją nie zli czo‐
ne od no śni ki do niej w wie lu książ kach opi su ją cych róż ne ob‐
sza ry okul ty zmu. A to wła śnie lo zo a her me tycz na jest je dy‐
nym uni wer sal nym klu czem, któ ry otwie ra wszyst kie drzwi
nauk okul ty stycz nych!
We wcze snych dniach ist nia ła kom pi la cja pew nych pod sta wo‐
wych dok tryn her me tycz nych, prze ka zy wa na od na uczy cie la do
ucznia, któ ra była zna na jako „KY BA LION”; do kład na waga i
zna cze nie tych ter mi nów było utra co ne na kil ka stu le ci. Na uki
te zna ne jed nak są wie lu oso bom, któ rym były one słow nie
prze ka zy wa ne przez wie le wie ków. Nie zo sta ły one ni g dy spi sa‐
ne ani wy dru ko wa ne. Był to je dy nie zbiór mak sym, ak sjo ma tów
i nauk, któ re były nie zro zu mia łe dla lu dzi z ze wnątrz, lecz któ re
były w peł ni zro zu mia łe dla uczniów, po tym, jak te mak sy my,
ak sjo ma ty i na uki były wy ja śnia ne i udo wad nia ne neo tom
przez wta jem ni czo nych. Na uki te sta no wi ły pod sta wo we za sa dy
dla „sztu ki her me tycz nej al che mii”, któ ra wbrew po wszech nym
osą dom zaj mu je się pa no wa niem nad si ła mi men tal ny mi, a nie
ma te rial ny mi ele men ta mi; trans mu ta cją jed ne go ro dza ju men‐
tal nych wi bra cji w inny, a nie zmia ną jed ne go me ta lu w dru gi.
Le gen dy o „ka mie niu lo zo cz nym”, któ ry zmie niał by każ dy
me tal w zło to były ale go rią od no szą cą się do her me tycz nej lo‐
zo i, któ ra jest oczy wi sta dla wszyst kich uczniów praw dzi we go
her me ty zmu.
W tej ma łej książ ce, któ rej jest to pierw sza lek cja, za chę ca my
na szych uczniów do ba da nia nauk her me tycz nych wg usta leń
KY BA LIO NA, z na szy mi wy ja śnie nia mi, gdzie my je ste śmy
skrom ny mi ucznia mi nauk, któ rzy, no sząc ty tuł wta jem ni czo‐
nych, cią gle są ucznia mi u stóp HER ME SA, Mi strza. Po da je my tu‐
taj wie le mak sym, ak sjo ma tów i nauk KY BA LIO NA ra zem z na‐
szy mi tłu ma cze nia mi i ilu stra cja mi, któ ry mi chcie li by śmy
uczy nić te na uki bar dziej zro zu mia ły mi dla współ cze sne go
ucznia, szcze gól nie, że ory gi nal ny tekst jest ce lo wo ukry ty
wśród nie ja snych okre śleń.
Ory gi nal ne mak sy my, ak sjo ma ty i na uki KY BA LIO NA są tu taj
po da ne w cu dzy sło wach, z od po wied nim od nie sie niem. Na sza
wła sna pra ca jest tu taj pi sa na w zwy kły spo sób. Wie rzy my, że
wie lu uczniów, któ rym ni niej szym ofe ru je my te skrom ne dzie‐
ło, wy nie sie z nie go tyle samo ko rzy ści, ile otrzy ma ło wie lu, któ‐
rzy daw niej kro czy li tą samą dro gą do per fek cji, w stu le ciach,
któ re mi nę ły od cza sów HER ME SA TRI SME GI STU SA, Mi strza
Mi strzów, Wiel ce Wiel kie go. Sło wa mi „KY BA LIO NA”:
„Tam, gdzie kie ru ją się kro ki Mi strza, otwie ra ją się uszy go to we
na jego Na ukę”
Ky ba lion
„Kie dy uszy ucznia go to we są słu chać, po ja wia ją się usta, aby
wy peł nić je Mą dro ścią”
Ky ba lion
We dług nauk więc, prze ka za nie tej książ ki tym, któ rzy go to wi
są na in struk cje, przy cią gnie ich uwa gę, jako że będą go to wi na
przy ję cie nauk. Tak samo, gdy uczeń jest go to wy na otrzy ma nie
praw dy, wte dy ta książ ka przyj dzie do nie go lub do niej. Ta kie
jest Pra wo. Her me tycz ne pra wo przy czy ny i skut ku, w swo im
aspek cie pra wa przy cią ga nia, spro wa dzi usta i uszy ra zem –
ucznia i książ kę do sie bie. Tak niech się sta nie!
Roz dział II
SIEDEM PRAW HERMETYCZNYCH
„Praw Praw dy jest sie dem; ten, kto je zna, ro zu mie jąc, po sia da
Ma gicz ny Klucz, pod któ re go do ty kiem wszyst kie Drzwi Świą‐
ty ni sta ją otwo rem”
Ky ba lion
Sie dem praw her me tycz nych, na któ rych opar ta jest cała lo‐
zo a her me tycz na, to: I. PRA WO MEN TA LI ZMU
II. PRA WO ZGOD NO ŚCI III. PRA WO WI BRA CJI IV. PRA WO
BIE GU NO WO ŚCI V. PRA WO RYT MU
VI. PRA WO PRZY CZY NY I SKUT KU
VII. PRA WO RO DZA JU
Te sie dem praw zo sta nie omó wio nych i wy tłu ma czo nych w
ko lej nych lek cjach. Jed nak że krót kie wy tłu ma cze nie każ de go z
nich może być po da ne już w tym miej scu.
I. PRAWO MENTALIZMU
„WSZYST KO jest UMY SŁEM; Wszech świat jest Men tal ny Ky ba‐
lion
To pra wo obej mu je praw dę, że „wszyst ko jest Umy słem”. To
tłu ma czy, że WSZYST KO (co jest sub stan cjal ną rze czy wi sto ścią
le żą cą u pod staw wszel kich ze wnętrz nych ma ni fe sta cji i zajść,
któ re zna my pod okre śle nia mi: „ma te rial ny wszech świat”, „zja‐
wi sko ży cia”, „ma te ria”, „ener gia” i w skró cie wszyst ko, co jest
wi docz ne dla na szych ma te rial nych zmy słów) jest DU CHEM,
któ ry sam w so bie jest NIE PO ZNA WAL NY, NIE DE FI NIO WAL NY,
lecz któ re go moż na uwa żać za UNI WER SAL NY, NIE SKOŃ CZO‐
NY, ŻY JĄ CY UMYSŁ. To rów nież tłu ma czy, że cały świat zja wisk
czy Wszech świat jest je dy nie men tal nym wy two rem WSZYST‐
KIE GO, przed mio tem Praw rze czy stwo rzo nych, a tak że to, że
Wszech świat, jako ca łość i jako po je dyn cze jego czę ści lub jed‐
nost ki, za wie ra swo ją eg zy sten cję w Umy śle WSZYST KIE GO, w
któ rym „ży je my, po ru sza my się i po sia da my swo je ist nie nie”. To
pra wo, po przez usta no wie nie men tal nej na tu ry Wszech świa ta, z
ła two ścią tłu ma czy wszyst kie naj róż niej sze men tal ne i psy‐
chicz ne zja wi ska, któ re zaj mu ją tak dużą część pu blicz nej uwa gi,
a któ re, bez ta kie go wy tłu ma cze nia, są nie zro zu mia łe i za prze‐
cza ją na uko we mu po dej ściu.
Ro zu mie nie tego wiel kie go her me tycz ne go pra wa men ta li zmu
umoż li wia oso bie peł ne uchwy ce nie praw men tal ne go Wszech‐
świa ta i na za sto so wa nie tego sa me go do swo je go ist nie nia i roz‐
wo ju. Uczeń her me ty zmu jest w sta nie in te li gent nie sto so wać
wiel kie men tal ne pra wa, za miast uży wać ich w spo sób czy sto
przy pad ko wy. Po sia da jąc uni wer sal ny klucz, uczeń jest w sta nie
otwo rzyć wie le drzwi men tal nej i psy chicz nej świą ty ni wie dzy i
wejść weń swo bod nie i roz waż nie. Ta za sa da wy ja śnia praw dzi‐
wą na tu rę „ener gii”, „mocy” i „ma te rii”, jak rów nież to, w jaki
spo sób i dla cze go one wszyst kie pod le ga ją wła dzy umy słu. Je den
ze sta rych mi strzów her me ty zmu na pi sał wie ki temu: „Ten, kto
uchwy ci praw dę men tal nej na tu ry Wszech świa ta, jest bar dzo
za awan so wa ny na dro dze do per fek cji”. I te sło wa są dzi siaj tak
samo praw dzi we jak w dniu, kie dy je po raz pierw szy za pi sa no.
Bez tego uni wer sal ne go klu cza, per fek cja jest nie moż li wa, a
uczeń na próż no puka do wie lu drzwi Świą ty ni.
II. PRAWO ZGODNOŚCI
„Tak jak na gó rze, tak i na dole; tak jak na dole, tak i na gó rze”
Ky ba lion
To pra wo obej mu je praw dę, iż za wsze ist nie je zgod ność po mię‐
dzy pra wa mi i zja wi ska mi na róż nych płasz czy znach ist nie nia i
ży cia. Sta ry her me tycz ny ak sjo mat brzmi: „tak jak na gó rze, tak i
na dole; tak jak na dole, tak i na gó rze”. A uchwy ce nie tego pra wa
daje moż li wo ści roz wią za nia wie lu mrocz nych pa ra dok sów i
ukry tych se kre tów na tu ry. Ist nie ją płasz czy zny wy kra cza ją ce
poza na szą wie dzę, lecz kie dy za sto su je my do nich pra wo zgod‐
no ści, to bę dzie my w sta nie ro zu mieć wie le z tego, co ina czej po‐
zo sta wa ło by dla nas nie zna nym. To pra wo ma uni wer sal ne za‐
sto so wa nie i ma ni fe sta cję, na róż nych płasz czy znach ma te rial‐
ne go, men tal ne go i du cho we go Wszech świa ta – to jest pra wo
uni wer sal ne. Sta ro żyt ni her me ty cy uwa ża li to pra wo za jed no z
naj waż niej szych men tal nych na rzę dzi, dzię ki któ rym czło wiek
był w sta nie od su wać na bok prze szko dy, któ re za sła nia ły wi dok
na nie zna ne. Jego uży cie zry wa na wet za sło nę Isis do tego stop‐
nia, że moż na uchwy cić mgnie nie twa rzy bo gi ni. Tak samo jak
zna jo mość za sad geo me trii po zwa la czło wie ko wi na mie rze nie
od le głych słońc i ich ru chów, nie ru sza jąc się z ob ser wa to rium,
tak samo zna jo mość pra wa zgod no ści po zwa la czło wie ko wi in te‐
li gent nie wnio sko wać – od tego, co zna ne, do tego, co nie zna ne.
Stu diu jąc mo na dę, ro zu mie on ar cha nio ła.
III. PRAWO WIBRACJI
„Nic nie spo czy wa; wszyst ko jest w ru chu; wszyst ko wi bru je”
Ky ba lion
To pra wo obej mu je praw dę, iż „wszyst ko jest w ru chu”,
„wszyst ko wi bru je”, „nic nie spo czy wa” – są to fak ty, któ re
współ cze sna na uka po twier dza i nowe na uko we od kry cia tego
do wo dzą. A jed nak to her me tycz ne pra wo zo sta ło okre ślo ne ty‐
sią ce lat temu przez mi strzów sta ro żyt ne go Egip tu. To pra wo
tłu ma czy róż ni ce po mię dzy róż ny mi ma ni fe sta cja mi ma te rii,
ener gii, umy słu, a na wet Du cha, któ re są głów nie re zul ta tem
zmie nia ją ce go się na tę że nia wi bra cji. Od WSZYST KIE GO, któ re
jest czy stym du chem, w dół do naj gęst szej for my ma te rii,
wszyst ko jest wi bra cją – im wyż sza wi bra cja, tym wyż sza po zy‐
cja na ska li. Wi bra cja Du cha prze bie ga z taką nie skoń czo ną czę‐
sto tli wo ścią i tak gwał tow nie, że prak tycz nie jest on w spo czyn‐
ku – tak samo jak szyb ko krę cą ce się koło wy glą da jak by sta ło w
bez ru chu. Na to miast na dru gim koń cu ska li ist nie ją duże for my
ma te rii, któ rych wi bra cje są tak ni skie, że zda ją się być w spo‐
czyn ku. Po mię dzy tymi eks tre ma mi ist nie ją mi lio ny mi lio nów
róż nych stop ni wi bra cji. Od czą stek ele men tar nych, ato mów i
mo le kuł, do świa tów i wszech świa tów, wszyst ko jest w ru chu
wi bra cyj nym. Do ty czy to rów nież płasz czyzn ener gii i mocy
(któ re są ni czym in nym jak róż ny mi stop nia mi wi bra cji), a tak‐
że płasz czyzn men tal nych (któ rych stan za le ży od wi bra cji), a
na wet płasz czyzn du cho wych. Ro zu mie nie tego pra wa, przy od‐
po wied nich for mu łach, po zwa la uczniom her me ty zmu kon tro‐
lo wać ich wła sne men tal ne wi bra cje tak samo jak i wi bra cje in‐
nych. Mi strzo wie rów nież sto su ją to pra wo do wła da nia nad zja‐
wi ska mi przy ro dy w róż ny spo sób. „Ten, kto ro zu mie pra wo wi‐
bra cji, uchwy cił ber ło wła dzy” – ma wiał je den ze sta rych pi sa‐
rzy.
IV. PRAWO BIEGUNOWOŚCI
„Wszyst ko jest po dwój ne; wszyst ko ma swo je bie gu ny; wszyst ko
two rzy parę ze swo im prze ci wień stwem; po dob ne i nie po dob ne
są tym sa mym; prze ci wień stwa są iden tycz ne w swo jej na tu‐
rze, lecz róż ne w stop niu; skraj no ści się spo ty ka ją; wszyst kie
praw dy są je dy nie pół praw da mi; wszyst kie pa ra dok sy da się
po go dzić”
Ky ba lion
To pra wo obej mu je praw dę, że „wszyst ko jest po dwój ne”,
„wszyst ko ma dwa bie gu ny”, „wszyst ko two rzy parę ze swo im
prze ci wień stwem” – to są sta re ak sjo ma ty her me tycz ne. Tłu ma‐
czy ono sta re pa ra dok sy, któ re zdu mie wa ły tak wie lu, a okre ślo‐
ne jako: „teza i an ty te za są iden tycz ne w swej na tu rze, lecz róż‐
nią się stop niem”; „prze ci wień stwa są ta kie same, róż nią się tyl‐
ko stop niem”; „pary prze ciw no ści da się po go dzić”; „eks tre ma
się spo ty ka ją”; „wszyst ko jest i nie jest w tym sa mym cza sie”;
„praw dy są ni czym in nym niż pół praw da mi”; „każ da praw da
jest pół fał szem”; „wszyst ko ma dwie stro ny” etc., etc., etc. Tłu‐
ma czy ono, że wszyst ko ma dwa bie gu ny czy też prze ciw ne
aspek ty i że „prze ci wień stwa” tak na praw dę są je dy nie dwo ma
eks tre ma mi tej sa mej rze czy z wie lo ma róż ny mi stop nia mi po‐
mię dzy nimi. Aby to zi lu stro wać: cie pło i zim no, cho ciaż są
„prze ciw no ścia mi”, to jed nak są tą samą rze czą, a róż ni ca bie rze
się tyl ko ze stop ni tej rze czy. Spójrz na swój ter mo metr i zo bacz,
czy bę dziesz w sta nie od kryć, gdzie koń czy się „cie pło” i za czy na
„zim no”! Nie ma ta kiej rze czy jak „ab so lut ne cie pło” czy też „ab‐
so lut ne zim no” – te dwa okre śle nia, „cie pło” i „zim no”, po pro stu
wska zu ją róż ni cę stop ni tej sa mej rze czy, a „ta sama rzecz”, któ ra
ma ni fe stu je się jako „cie pło” i „zim no”, jest za le d wie for mą, róż‐
no rod no ścią i czę sto tli wo ścią wi bra cji. Tak więc „cie pło” i „zim‐
no” są po pro stu „dwo ma bie gu na mi” cze goś, co na zy wa my „cie‐
płem”, a zja wi ska mu to wa rzy szą ce są ma ni fe sta cją pra wa bie gu‐
no wo ści. To samo pra wo ma ni fe stu je się w przy pad ku „świa tła” i
„ciem no ści”, któ re są tą samą rze czą, a róż ni ca wy ni ka je dy nie z
róż nych stop ni po mię dzy dwo ma bie gu na mi tego zja wi ska.
Gdzie koń czy się „ciem ność”, a za czy na „świa tło”?
Jaka jest róż ni ca po mię dzy „du żym” i „ma łym”? Po mię dzy
„twar dym” i „mięk kim”? Po mię dzy „bia łym” i „czar nym”? Po‐
mię dzy „ostrym” i „tę pym”? Po mię dzy „gło śnym” i „ci chym”?
Po mię dzy „wy so kim” i „ni skim”? Po mię dzy „po zy tyw nym” i
„ne ga tyw nym”? Pra wo bie gu no wo ści tłu ma czy te pa ra dok sy i
żad ne inne pra wo nie może go za stą pić. To samo pra wo dzia ła na
płasz czyź nie men tal nej. Weź my ra dy kal ny i skraj ny przy kład:
„mi łość” i „nie na wiść” – dwa sta ny men tal ne, któ re zda ją się być
cał kiem róż ne. A jed nak ist nie ją stop nie nie na wi ści i stop nie mi‐
ło ści, a na środ ku uży wa my ter mi nów „lu bić” lub „nie lu bić”,
któ re prze cho dzą w sie bie w tak ła god ny spo sób, że cza sa mi je‐
ste śmy za gu bie ni, bo nie wie my, czy „lu bi my”, „nie lu bi my”, czy
„żad ne z tych uczuć”. A wszyst ko to są je dy nie stop nie tej sa mej
rze czy, co zo ba czysz, je śli po my ślisz nad tym przez chwi lę. I, co
wię cej (i co jest uwa ża ne za dużo waż niej sze przez her me ty‐
ków), moż li wa jest zmia na wi bra cji nie na wi ści w wi bra cje mi ło‐
ści w swo im wła snym umy śle i w umy słach in nych osób. Wie lu
spo śród czy ta ją cych te sło wa mia ło wła sne do świad cze nia nie‐
za mie rzo ne go, gwał tow ne go przej ścia z mi ło ści do nie na wi ści i
na od wrót, w swo im wła snym przy pad ku lub też w przy pad ku
in nych osób. Zdasz więc so bie spra wę z moż li wo ści, że zo sta ło to
uczy nio ne przez uży cie woli, środ ka mi her me tycz nych for muł.
„Do bro i zło” są je dy nie bie gu na mi tej sa mej rze czy i her me ty cy
ro zu mie ją sztu kę trans mu ta cji zła w do bro po przez za sto so wa‐
nie pra wa bie gu no wo ści. W skró cie: „sztu ka bie gu no wo ści” sta je
się czę ścią „men tal nej al che mii”, zna nej i prak ty ko wa nej przez
sta ro żyt nych i współ cze snych her me tycz nych mi strzów. Ro zu‐
mie nie tego pra wa po zwo li oso bie na zmia nę swo jej wła snej bie‐
gu no wo ści, tak samo jak i bie gu no wo ści in nych osób, je śli po‐
świę ci ona czas i ba da nia ko niecz ne do opa no wa nia tej sztu ki.
V. PRAWO RYTMU
„Wszyst ko pły nie, na ze wnątrz i do środ ka; wszyst ko ma swo je
pły wy; wszyst kie rze czy wzno szą się i upa da ją; ruch wa ha dła
ma ni fe stu je się we wszyst kim; mia ra wy chy le nia w pra wo jest
mia rą wy chy le nia w lewo; rytm się kom pen su je”
Ky ba lion
To pra wo obej mu je praw dę, że we wszyst kim ma ni fe stu je się
ruch – wprzód i wstecz, przy pływ i od pływ, wy so ka fala i ni ska
fala – po mię dzy dwo ma bie gu na mi, któ re ist nie ją w związ ku z
pra wem bie gu no wo ści opi sy wa nym przed chwi lą. Za wsze ist nie je
ak cja i re ak cja, pój ście na przód i wy co fa nie się, wznie sie nie się i
za to pie nie. Ist nie je to w spra wach wszech świa ta, słońc, świa‐
tów, lu dzi, zwie rząt, umy słu, ener gii i ma te rii. To pra wo ma ni fe‐
stu je się w po wsta wa niu i gi nię ciu świa tów, w po wsta niach i
upad kach na ro dów, w ży ciu wszyst kich rze czy, i na ko niec, w
men tal nych sta nach czło wie ka (i wła śnie z tego ostat nie go po‐
wo du her me ty cy uwa ża ją ro zu mie nie tego pra wa za naj waż niej‐
sze). Her me ty cy uchwy ci li to pra wo, znaj du jąc jego uni wer sal ne
za sto so wa nie, i od kry li rów nież pew ne środ ki do po ko na nia
jego dzia ła nia w nich sa mych po przez uży cie od po wied nich for‐
muł i me tod. Sto su ją oni pra wo neu tra li za cji. Nie mogą anu lo‐
wać pra wa ani wstrzy mać jego dzia ła nia, lecz na uczy li się ucie‐
kać spod jego dzia ła nia, do pew ne go stop nia, któ ry za le ży od
opa no wa nia tego pra wa. Na uczy li się, jak go UŻY WAĆ, za miast
być PRZEZ NIE UŻY WA NYM. Z tej i z po dob nych me tod skła da
się sztu ka her me ty ków. Mistrz her me ty ki po la ry zu je się w
punk cie, w któ rym chce po zo stać, i po tem neu tra li zu je ryt micz‐
ny ruch wa ha dła, któ re ina czej za nio sło by go do dru gie go bie gu‐
na. Wszyst kie oso by, któ re uzy ska ły ja ki kol wiek sto pień pa no‐
wa nia nad sobą, w pew nym stop niu to wy ko nu ją, bar dziej lub
mniej nie świa do mie, lecz mistrz robi to świa do mie, po przez
uży cie swo jej woli, i przez to uzy sku je sto pień rów no wa gi i sta‐
ło ści men tal nej, któ ry jest pra wie nie moż li wy do wy obra że nia
przez masy, któ re wę dru ją wstecz i wprzód jak wa ha dło. To pra‐
wo ra zem z pra wem bie gu no wo ści były do kład nie stu dio wa ne
przez her me ty ków i me to dy prze ciw sta wia nia się, neu tra li zo‐
wa nia i UŻY WA NIA ich kształ tu ją waż ną część men tal nej al che‐
mii her me tycz nej.
VI. PRAWO PRZYCZYNY I SKUTKU
„Każ da przy czy na ma swój sku tek; każ dy sku tek ma swo ją przy‐
czy nę; wszyst ko dzie ję się we dług Pra wa; przy pa dek to je dy nie
na zwa dla nie roz po zna ne go Pra wa; ist nie je wie le płasz czyzn
przy czy no wo ści, lecz nic nie wy my ka się Pra wu”
Ky ba lion
To pra wo obej mu je fakt, iż dla każ de go skut ku ist nie je jego
przy czy na, a każ da przy czy na ma swój sku tek. Tłu ma czy ono,
że: „wszyst ko dzie je się we dług Pra wa”, nic ni g dy „nie dzie je się
samo”, nie ma ta kiej rze czy jak przy pa dek, że cho ciaż ist nie ją
róż ne płasz czy zny przy czy ny i skut ku, wyż sze do mi nu ją nad
niż szy mi płasz czy zna mi, to nic ni g dy cał ko wi cie nie wy my ka
się Pra wu. Her me ty cy ro zu mie ją sztu kę i me to dy wzno sze nia
się po nad zwy czaj ne płasz czy zny przy czy ny i skut ku, do pew ne‐
go stop nia, i po przez men tal ne wznie sie nie się na wyż szą płasz‐
czy znę sta ją się czy nią cy mi za miast skut kiem. Masy lu dzi są
pro wa dzo ne, po słusz ne śro do wi sku – wola i pra gnie nia in nych
są sil niej sze od nich; dzie dzicz ność, su ge stia i inne ze wnętrz ne
przy czy ny po ru sza ją nimi jak pion ka mi na sza chow ni cy ży cia.
Lecz mi strzo wie, wzno szą cy się na wyż szą płasz czy znę, do mi‐
nu ją ich na stro je, cha rak te ry, war to ści i moce, tak samo jak i
kształ tu ją ota cza ją ce ich śro do wi sko, i sta ją się gra cza mi za‐
miast pion ka mi. Po ma ga ją oni PRO WA DZIĆ GRĘ ŻY CIA, za miast
być pro wa dzo ny mi i po ru sza ny mi przez wolę in nych oraz przez
śro do wi sko. Oni UŻY WA JĄ tego pra wa za miast być jego na rzę‐
dziem. Mi strzo wie są po słusz ni przy czy nie po cho dzą cej z wyż‐
szych płasz czyzn, lecz po ma ga ją RZĄ DZIĆ na swo jej wła snej
płasz czyź nie. W tym stwier dze niu skon den so wa ne jest bo gac‐
two her me tycz nej wie dzy – niech od czy ta to ten, komu dane.
VII. PRAWO RODZAJU
„Ro dzaj jest we wszyst kim; wszyst ko ma swo je mę skie i żeń skie
pier wiast ki; ro dzaj ma ni fe stu je się na wszyst kich płasz czy‐
znach”
Ky ba lion
To pra wo obej mu je praw dę, że ist nie je RO DZAJ ma ni fe stu ją cy
się we wszyst kim – pier wia stek mę ski i żeń ski za wsze dzia ła ją.
Jest to praw dą nie tyl ko na płasz czyź nie zycz nej, lecz rów nież
na men tal nej, i na wet na płasz czyź nie du cho wej. Na płasz czyź‐
nie zycz nej to pra wo ma ni fe stu je się po przez PŁEĆ, na wyż‐
szych płasz czy znach przy bie ra ono wyż sze for my, lecz pra wo
jest za wsze ta kie samo. Żad ne two rze nie – zycz ne, men tal ne
czy du cho we – nie jest moż li we bez tej za sa dy. Zro zu mie nie jej
praw rzu ci wie le świa tła na przed miot, któ ry zdu mie wał umy‐
sły lu dzi. Pra wo ro dza ju dzia ła za wsze w kie run ku ge ne ro wa nia,
re ge ne ro wa nia i two rze nia. Wszyst ko i każ da oso ba za wie ra dwa
ele men ty, czy li pier wiast ki czy też to wiel kie pra wo w so bie.
Każ dy męż czy zna ma rów nież ele ment ko bie cy; każ da ko bie ta
za wie ra w so bie pier wia stek mę ski. Aby zro zu mieć lo zo ę
men tal ne go i du cho we go two rze nia, ge ne ro wa nia i re ge ne ro wa‐
nia, mu sisz zro zu mieć i ba dać to her me tycz ne pra wo. Za wie ra
ono roz wią za nie wie lu ta jem nic ży cia. Ostrze ga my, że to pra wo
nie ma żad ne go od nie sie nia do wie lu płyt kich, szko dli wych i
de pra wu ją cych, wy peł nio nych po żą da niem teo rii, nauk i prak‐
tyk na ucza nych pod róż ny mi, dzi wacz ny mi na zwa mi, któ re sta‐
no wią pro sty tu cję dla wiel kie go, na tu ral ne go pra wa ro dza ju. Ta‐
kie płyt kie od na wia nia sta ro żyt nych, nie sław nych form fal li cy‐
zmu ruj nu ją umysł, cia ło i du szę, a her me tycz na lo zo a za wsze
brzmia ła nutą ostrze że nia prze ciw ko tym zde pra wo wa nym na‐
ukom, któ re kie ru ją się w stro nę po żą da nia, roz wią zło ści i per‐
wer sji wo bec na tu ral nych za sad. Je śli szu kasz ta kich nauk, to
mu sisz iść po nie gdzie in dziej – her me tyzm nic ta kie go dla cie‐
bie nie za wie ra. Dla czy ste go wszyst kie rze czy są czy ste; dla pry‐
mi tyw ne go wszyst kie rze czy są pry mi tyw ne.
Roz dział III
MENTALNA TRANSMUTACJA
„Umysł (tak samo jak me ta le i ele men ty) może zo stać trans mu‐
to wa ny, od sta nu do sta nu; od stop nia do stop nia; od uwa run‐
ko wa nia do uwa run ko wa nia; od bie gu na do bie gu na; od wi‐
bra cji do wi bra cji. Praw dzi wa her me tycz na trans mu ta cja jest
sztu ką men tal ną”
Ky ba lion
Jak już po wie dzie li śmy, her me ty cy byli pierw szy mi al che mi‐
ka mi, astro lo ga mi i psy cho lo ga mi. Her mes był za ło ży cie lem
tych szkół my śli. Z astro lo gii wy ro sła współ cze sna astro no mia;
z al che mii wy ro sła współ cze sna che mia; z mi stycz nej psy cho lo‐
gii wy ro sła współ cze sna szkol na psy cho lo gia. Lecz nie moż na
za kła dać, że sta ro żyt ni nie zna li tego, co współ cze sne szko ły
uwa ża ją za ich wy łącz ną i spe cjal ną dzie dzi nę. Za pi sy wy ry te na
ka mie niach sta ro żyt ne go Egip tu uka zu ją w peł ni, że sta ro żyt ni
po sia da li peł ną, ro zum ną wie dzę o astro no mii. Samo wy bu do‐
wa nie pi ra mid uka zu je po łą cze nie po mię dzy ich pro jek tem a
stu dio wa niem na uki astro no micz nej. Byli też obe zna ni z che‐
mią. Frag men ty sta ro żyt nych pism uka zu ją, że byli za zna jo mie‐
ni z che micz ny mi wła ści wo ścia mi rze czy; tak na praw dę sta ro‐
żyt ne teo rie od no szą ce się do zy ki są po wo li we ry ko wa ne
przez naj now sze od kry cia współ cze snej na uki, szcze gól nie te
od no szą ce się do skła du ma te rii. Nie moż na tak że za kła dać, że
nie zna li oni tak zwa nych współ cze snych od kryć na grun cie
psy cho lo gii – wręcz prze ciw nie. Egip cja nie byli szcze gól nie
uzdol nie ni w na uce psy cho lo gii – szcze gól nie w tych jej ga łę‐
ziach, któ re są igno ro wa ne przez współ cze sne szko ły. Jed nak że
dzia ły te są od kry te pod na zwą 'na uki psy chicz ne', co wpra wia
w za kło po ta nie dzi siej szych psy cho lo gów i spra wia, że nie chęt‐
nie przy zna ją oni, że „coś w tym może jed nak być”.
Praw dą jest, że pod ma te rial ną che mią, astro no mią i psy cho‐
lo gią (psy cho lo gią „dzia ła nia umy słu”), sta ro żyt ni po sia da li
wie dzę o astro no mii trans cen den tal nej na zy wa nej astro lo gią;
che mii trans cen den tal nej na zy wa nej al che mią; psy cho lo gii
trans cen den tal nej na zy wa nej psy cho lo gią mi stycz ną. Po sia da li
oni za rów no we wnętrz ną, jak i ze wnętrz ną wie dzę, pod czas gdy
współ cze śni na ukow cy po sia da ją je dy nie tę ostat nią. Po mię dzy
wie lo ma se kret ny mi ga łę zia mi wie dzy, któ re po sia da li her me ty‐
cy, była też ta, zwa na men tal ną trans mu ta cją, któ ra jest przed‐
mio tem tej lek cji.
„Trans mu ta cja” jest ter mi nem uży wa nym za zwy czaj do okre‐
śla nia sta ro żyt nej sztu ki trans mu ta cji me ta li – szcze gól nie pod‐
sta wo wych me ta li – w zło to. Sło wo „trans mu to wać” ozna cza
„zmie niać z jed nej na tu ry, for my lub sub stan cji, w inną; trans‐
for mo wać” (We bster). I od po wied nio, „men tal na trans mu ta cja”
ozna cza sztu kę zmie nia nia i trans for mo wa nia men tal nych sta‐
nów, form i uwa run ko wań, w inne. Więc moż na za uwa żyć, że
men tal na trans mu ta cja jest „sztu ką men tal nej che mii”, je śli po‐
do ba ci się to okre śle nie – for mą prak tycz nej psy cho lo gii mi‐
stycz nej.
Lecz to ozna cza dużo wię cej niż może się wy da wać na pierw‐
szy rzut oka. Trans mu ta cja, al che mia czy che mia na płasz czyź‐
nie men tal nej jest z pew no ścią wy star cza ją co waż na po przez
swo je dzia ła nia i gdy by ta sztu ka za trzy ma ła się w tym miej scu,
to wciąż by ła by jed ną z naj waż niej szych ga łę zi wie dzy zna nych
czło wie ko wi. Lecz to do pie ro po czą tek. Prze ko naj my się dla cze‐
go!
Pierw szym z sied miu praw her me ty zmu jest pra wo men ta li zmu,
ak sjo mat, we dług któ re go „WSZYST KO jest umy słem; Wszech‐
świat jest men tal ny”, co ozna cza, że pod sta wo wa rze czy wi stość
Wszech świa ta to umysł, a sam Wszech świat jest men tal ny – to
zna czy, „ist nie je w umy śle WSZYST KIE GO”. Bę dzie my roz wa żać
to pra wo w na stęp nych lek cjach, lecz sprawdź my dzia ła nie tego
pra wa, czy zda je się ono być praw dzi we.
Je śli Wszech świat jest men tal ny w swo jej na tu rze, to men tal‐
na trans mu ta cja musi być sztu ką ZMIE NIA NIA UWA RUN KO‐
Ś
WA NIA WSZECH ŚWIA TA po przez ma te rię, moc i umysł. Wi dać
więc, że men tal na trans mu ta cja jest rze czy wi ście „ma gią”, o
któ rej sta ro żyt ni pi sa rze mie li tak dużo do po wie dze nia w swo‐
ich mi stycz nych pra cach i co do któ rej dali tak mało in struk cji.
Je śli wszyst ko jest men tal ne, wte dy sztu ka, któ ra po zwa la oso‐
bie na trans mu to wa nie men tal nych uwa run ko wań, musi usta‐
na wiać mi strza wład cą uwa run ko wań ma te rial nych, tak samo
jak i tych zwy czaj nie na zy wa nych ‘men tal ny mi’.
W rze czy sa mej, je dy nie za awan so wa ny men tal ny al che mik
jest w sta nie uzy skać sto pień mocy ko niecz ny do kon tro lo wa nia
więk szych zycz nych uwa run ko wań, ta kich jak: kon tro la nad
ele men ta mi przy ro dy, wy wo ły wa nie lub wstrzy my wa nie burz,
wy wo ły wa nie lub wstrzy my wa nie trzę sień zie mi i in nych wiel‐
kich zycz nych zja wisk. Lecz to, że tacy lu dzie ist nie li i ist nie ją
dzi siaj, jest kwe stią wiel kiej wia ry dla wszyst kich za awan so wa‐
nych okul ty stów wszel kich szkół. O tym, że mi strzo wie ist nie ją i
po sia da ją taką moc, naj lep si na uczy cie le za pew nia ją swo ich
uczniów po przez do świad cze nia, któ re umac nia ją ich w ta kiej
wie rze i stwier dze niach. Ci mi strzo wie nie pre zen tu ją swo ich
mocy pu blicz nie, lecz szu ka ją od osob nie nia od tłu mów, aby le‐
piej pra co wać na swo jej dro dze. W tym miej scu wspo mi na my o
ich ist nie niu tyl ko po to, aby zwró cić two ją uwa gę na fakt, że ich
moc jest cał ko wi cie men tal na i dzia ła po przez men tal ną trans‐
mu ta cję, pod le ga jąc her me tycz ne mu pra wu men ta li zmu.
„Wszech świat jest men tal ny” – Ky ba lion.
Lecz ucznio wie her me ty ki mniej sze go stop nia niż mi strzo wie
– wta jem ni cze ni i na uczy cie le – są w sta nie swo bod nie pra co wać
na płasz czyź nie men tal nej, wy ko rzy stu jąc men tal ną trans mu‐
ta cję. Tak na praw dę, wszyst ko, co na zy wa my „zja wi ska mi psy‐
chicz ny mi”, „men tal nym wpły wem”, „men tal ną na uką”, „zja wi‐
ska mi no wej my śli” itp., dzia ła ge ne ral nie w ten sam spo sób,
gdyż dzia ła w tym tyl ko jed no pra wo, nie za leż nie od tego, ja ki mi
na zwa mi okre śla się te zja wi ska.
Uczeń i prak tyk men tal nej trans mu ta cji pra cu je po śród płasz‐
czy zny men tal nej, trans mu tu jąc jed ne men tal ne uwa run ko wa‐
nia, sta ny etc., w inne, we dług róż nych for muł, bar dziej lub
mniej sku tecz nych. Róż ne „le cze nia”, „a r ma cje”, „ne go wa nie”
itp. tech ni ki szkół na uki men tal nej są ni czym in nym jak for mu‐
ła mi, czę sto ra czej nie do sko na ły mi i nie nau ko wy mi, sztu ki her‐
me tycz nej. Więk szość współ cze snych prak ty ków jest ciem na w
po rów na niu do sta ro żyt nych mi strzów, gdyż bra ku je im pod sta‐
wo wej wie dzy, na któ rej opie ra się ich pra ca.
Nie tyl ko men tal ne i po dob ne sta ny czy jejś jaź ni mogą być
zmie nio ne czy trans mu to wa ne me to da mi her me tycz ny mi, ale
tak że sta ny in nych mogą być, i cią gle są, prze kształ ca ne w ten
sam spo sób, za zwy czaj nie świa do mie, lecz czę sto świa do mie,
po przez pew ne ro zu mie nie praw i za sad, w przy pad kach gdzie
lu dzie tego do świad cza ją cy nie zna ją za sad ochro ny. A na wet
wię cej, wie lu uczniów i prak ty ków współ cze snej men tal nej na‐
uki wie, że każ de ma te rial ne uwa run ko wa nie za leż ne od umy‐
słu in nych lu dzi może zo stać zmie nio ne czy trans mu to wa ne po‐
przez głę bo kie pra gnie nie, wolę i ‘za bie gi’ oso by chcą cej zmie nić
wa run ki ży cia. Spo łe czeń stwo jest obec nie ogól nie in for mo wa‐
ne od no śnie tych rze czy, że nie uwa ża my za po trzeb ne wy mie‐
niać tego sa me go. Na szym ce lem w tym miej scu jest je dy nie po‐
ka zać, że her me tycz ne pra wo i sztu ka sta no wią pod sta wę dla
tych wszyst kich róż nych form prak ty ki, do brych i złych, gdyż
moc może być uży wa na w prze ciw staw nych kie run kach zgod‐
nie z her me tycz nym pra wem bie gu no wo ści.
W tej książ ce okre śli my pod sta wo we za sa dy men tal nej trans‐
mu ta cji, aby wszy scy, któ rzy czy ta ją, mo gli uchwy cić pra wa le‐
żą ce u pod staw i przez to po siąść uni wer sal ny klucz, któ ry
otwo rzy wie le drzwi pra wa bie gu no wo ści.
Te raz przej dzie my do roz wa ża nia na te mat pierw sze go z sied‐
miu praw her me tycz nych – pra wa men ta li zmu, w któ rym sło wa‐
mi Ky ba lio na wy tłu ma czo na jest praw da, że „WSZYST KO jest
umy słem; Wszech świat jest men tal ny”. Pro si my o dużą uwa gę i
do kład ne stu dio wa nie tego wiel kie go pra wa ze stro ny na szych
uczniów, gdyż to jest na praw dę pod sta wo we pra wo ca łej lo zo i
her me tycz nej i her me tycz nej sztu ki men tal nej trans mu ta cji.
Roz dział IV
WSZYSTKO
„U pod staw Wszech świa ta cza su, prze strze ni i zmia ny, za wsze
znaj du je się rze czy wi stość sub stan cjal na – fun da men tal na
Praw da”
Ky ba lion
„Sub stan cja” ozna cza: „to, co leży u pod staw ze wnętrz nych
ma ni fe sta cji; esen cja; rze czy wi stość esen cjo nal na; isto ta rze czy”
itp. „Sub stan cjal ny” ozna cza: „obec nie ist nie ją cy; bę dą cy esen‐
cjo nal nym ele men tem; bę dą cy rze czy wi stym” itp. „Rze czy wi‐
stość” ozna cza: „stan by cia rze czy wi stym; praw dzi wym; trwa ją‐
cym; po praw nym; sta łym; trwa łym; ak tu al nym” etc.
U pod staw wszel kich ze wnętrz nych zja wisk i ma ni fe sta cji za‐
wsze musi ist nieć rze czy wi stość sub stan cjal na. Ta kie jest Pra‐
wo. Czło wiek po strze ga jąc Wszech świat, któ re go jest czę ścią, nie
wi dzi nic poza zmia ną w ma te rii, si łach i sta nach umy słu. Wi‐
dzi, że nic tak na praw dę nie JEST, lecz wszyst ko STA JE SIĘ i
ZMIE NIA. Nic nie stoi w miej scu – wszyst ko się ro dzi, roz wi ja,
umie ra – w tej sa mej chwi li, w któ rej osią ga swój szczyt, za czy na
spa dek. Pra wo ryt mu dzia ła nie ustan nie – nie ma rze czy wi sto‐
ści, trwa ją cej war to ści, sta ło ści czy też sub stan cjal no ści w
czym kol wiek – nic nie jest sta łe poza zmia ną. On wi dzi wszyst‐
kie rze czy jak ewo lu ują z in nych i roz wi ja ją się w jesz cze inne
rze czy – cią gła ak cja i re ak cja; przy pływ i od pływ; bu do wa nie i
zno sze nie; kre acja i de struk cja; na ro dzi ny, roz wój i śmierć. Nic
nie trwa poza zmia ną. Je śli jest on my ślą cym czło wie kiem, to
zda so bie spra wę z tego, że wszyst kie z tych zmie nia ją cych się
rze czy nie mogą być ni czym in nym jak ze wnętrz ną ma ni fe sta‐
cją pew nej przy czy no wej siły – pew nej rze czy wi sto ści sub stan‐
cjal nej.
Wszy scy my śli cie le, we wszyst kich kra inach i we wszyst kich
wie kach, uzna wa li ko niecz ność przy ję cia za ło że nia ist nie nia tej
rze czy wi sto ści sub stan cjal nej. Wszyst kie lo zo e war te swej
na zwy opie ra ły się na tej my śli. Lu dzie nada wa li tej rze czy wi‐
sto ści wie le nazw – nie któ rzy na zy wa li ją ter mi na mi bo ski mi
(pod wie lo ma ty tu ła mi), inni na zy wa li ją „nie skoń czo ną i wiecz‐
ną ener gią”, inni pró bo wa li na zwać ją „ma te rią” – lecz wszy scy
przyj mo wa li jej ist nie nie. Jest to sa mo do wo dzą cy się fakt i nie
po trze bu je on wy ja śnień.
W tych lek cjach po dą ża li śmy za przy kła dem naj więk szych
my śli cie li świa ta, za rów no sta ro żyt nych, jak i współ cze snych
mi strzów her me ty zmu, i na zy wa li śmy tę przy czy no wą Siłę – tę
rze czy wi stość sub stan cjal ną – her me tycz ną na zwą „WSZYST‐
KO”, któ ry to ter min uwa ża my za naj bar dziej wła ści wy ze
wszyst kich nazw nada wa nych przez czło wie ka TEMU, co wy‐
kra cza poza na zwy i ter mi ny.
Ak cep tu je my i na ucza my po przez punkt wi dze nia wiel kich
her me tycz nych my śli cie li wszech cza sów, tak samo jak i tych
oświe co nych dusz, któ re osią gnę ły wyż sze płasz czy zny ist nie‐
nia, a oni wła śnie twier dzą, że we wnętrz na na tu ra WSZYST KIE‐
GO jest NIE PO ZNA WAL NA. Musi być tak, gdyż je dy nie samo
WSZYST KO jest w sta nie po jąć swo ją na tu rę i ist nie nie.
Her me ty cy wie rzą i na ucza ją, że WSZYST KO, „samo w so bie”,
jest i za wsze musi być NIE PO ZNA WAL NE. Uwa ża ją oni wszel kie
teo rie, zga dy wa nia i spe ku la cje teo lo gów i me ta zy ków od no‐
śnie we wnętrz nej na tu ry WSZYST KIE GO za dzie cin ne wy sił ki
śmier tel nych umy słów pró bu ją cych uchwy cić se kret nie skoń‐
czo no ści. Ta kie wy sił ki za wsze szły na mar ne i za wsze będą za‐
wo dzić ze wzglę du na samą na tu rę tego za da nia. Ten, kto zaj‐
mu je się ta ki mi ba da nia mi, cho dzi w kół ko w la bi ryn cie my śli,
aż za tra ci wszel kie zdro we ro zu mo wa nie, dzia ła nia czy uczyn ki
i nie bę dzie w sta nie uchwy cić sen su ży cia. Jest jak wie wiór ka,
któ ra sza leń czo bie ga we wnątrz wi ru ją ce go młyn ka w swo jej
klat ce, cią gle po dró żu jąc i ni g dzie nie do cho dząc – koń cząc cią‐
gle jako wię zień, sto jąc tam, gdzie za czę ła.
A jesz cze bar dziej za ro zu mia li są ci, któ rzy pró bu ją przy pi sy‐
wać WSZYST KIE MU oso bo wość, war to ści, ce chy, cha rak te ry sty‐
kę i atry bu ty sie bie sa mych, przy pi su jąc WSZYST KIE MU ludz kie
emo cje, uczu cia i cha rak te ry sty ki, scho dząc na wet do naj drob‐
niej szych war to ści ludz ko ści, ta kich jak: za zdrość, po dat ność na
po chleb stwa i mo dły, pra gnie nie otrzy my wa nia da rów i czci
oraz wie le in nych rze czy, któ re prze trwa ły od cza sów dzie ciń‐
stwa rasy. Ta kie idee nie są god ne do ro słych męż czyzn i ko biet i
na tych miast są one od rzu ca ne.
(W tym miej scu wła ści we by ło by stwier dze nie, iż roz róż nia‐
my re li gię od teo lo gii i lo zo ę od me ta zy ki. Re li gia ozna cza
dla nas in tu icyj ną re ali za cję eg zy sten cji WSZYST KIE GO i czyjś
sto su nek do niej; a teo lo gia ozna cza do ko ny wa ne przez lu dzi
pró by przy pi sa nia temu oso bo wo ści, war to ści i cha rak te ry sty ki;
teo rie od no szą ce się do spraw, woli, pra gnień, pla nów i pro jek‐
tów; oraz ich za ło że nie do ty czą ce sta no wi ska „prze cięt nych lu‐
dzi” w te ma cie WSZYST KIE GO i lu dzi. Fi lo zo a ozna cza dla nas
po dą ża nie za wie dzą o rze czach zna nych i obej mo wal nych ro zu‐
mem; pod czas gdy me ta zy ka ozna cza pró bę prze nie sie nia tego
poza gra ni ce, na te re ny rze czy nie po zna wal nych i nie do ob ję cia
ro zu mem, z taką samą ten den cją, jaką po sia da teo lo gia. I w kon‐
se kwen cji za rów no re li gia, jak i lo zo a ozna cza ją dla nas rze‐
czy ma ją ce ko rze nie w rze czy wi sto ści, a teo lo gia i me ta zy ka
zda ją się być uła ma ny mi od ga łę zie nia mi osa dzo ny mi w pia‐
skach nie wie dzy, któ re skut ku ją je dy nie naj bar dziej nie pew nym
wspar ciem dla umy słu czy du szy czło wie ka. Nie na ci ska my, aby
nasi ucznio wie za ak cep to wa li te de ni cje – wspo mi na my o nich
je dy nie, aby po ka zać na sze sta no wi sko. Jed nak w tych na ukach
usły szysz bar dzo mało o teo lo gii i me ta zy ce.)
Jed nak że cho ciaż esen cjo nal na na tu ra WSZYST KIE GO jest nie‐
po zna wal na, to ist nie ją pew ne praw dy po łą czo ne z jej ist nie‐
niem, któ re ludz ki umysł zmu szo ny jest ak cep to wać. A ana li zo‐
wa nie ich ujaw nia pra wi dło wy przed miot ba dań, szcze gól nie, że
jest on w zgo dzie z tym, co prze ka zu ją oświe ce ni z wyż szych
płasz czyzn. I wła śnie do tych ba dań te raz cię za pra sza my.
„TO, co jest Praw dą fun da men tal ną – rze czy wi sto ścią sub stan‐
cjal ną – wy kra cza poza praw dzi we na zwa nie, lecz mę dr cy
okre śla ją ją WSZYST KIM”
Ky ba lion
„W swo jej esen cji, WSZYST KO jest NIE PO ZNA WAL NE”
Ky ba lion
„Lecz prze kaz roz sąd ku musi być przy jaź nie przy ję ty i trak to‐
wa ny z re spek tem”
Ky ba lion
Ludz ki roz są dek, któ re go prze kaz mu si my ak cep to wać tak
dłu go, jak dłu go w ogó le my śli my, in for mu je nas o na stę pu ją‐
cych rze czach od no śnie WSZYST KIE GO, nie pró bu jąc przy tym
od su nąć za sło ny nie po zna wal ne go:
1. WSZYST KO musi być WSZYST KIM, co NA PRAW DĘ IST NIE‐
JE. Nie może ist nieć nic poza WSZYST KIM, bo ina czej WSZYST‐
KO nie by ło by WSZYST KIM.
2. WSZYST KO musi być NIE SKOŃ CZO NE, gdyż nie ist nie je nic,
co de nio wa ło by, za wie ra ło, wią za ło, li mi to wa ło lub ogra ni cza‐
ło WSZYST KO. Musi być nie skoń czo ne w cza sie, czy li WIECZ NE
– musi za wsze nie prze rwa nie ist nieć, gdyż nie ist nie je nic, co by
mo gło to stwo rzyć, a coś ni g dy nie bie rze się z ni cze go. Je śli kie‐
dy kol wiek by tego „nie było”, na wet przez je den mo ment, to nie
„by ło by” tego te raz – to musi nie prze rwa nie ist nieć na za wsze,
gdyż nie ist nie je nic, co by mo gło to znisz czyć i to ni g dy nie
może „nie być”, na wet na chwi lę, po nie waż coś ni g dy nie może
stać się ni czym. Musi być nie skoń czo ne w prze strze ni – musi
być wszę dzie, gdyż nie ist nie je miej sce poza WSZYST KIM. Nie
może być inne niż cią głe w prze strze ni, bez przerw, za prze sta‐
nia, se pa ra cji czy prze rwa nia, gdyż nie ist nie je nic, co mo gło by
prze rwać, od se pa ro wać albo prze ła mać jego cią głość, i nie ist‐
nie je nic, co wy peł nia ło by te „pu ste miej sca”. Musi być nie skoń‐
czo ne w mocy, w ab so lu cie, gdyż nie ist nie je nic, co mo gło by to
li mi to wać, po wstrzy my wać, ogra ni czać, za wie rać, prze szka dzać
lub wa run ko wać – to nie jest przed mio tem żad nej in nej mocy,
gdyż nie ist nie je żad na inna moc.
3. WSZYST KO musi być STA ŁE, czy li nie może być przed mio‐
tem zmian w swo jej wła snej na tu rze, gdyż nie ist nie je nic, co
mo gło by wy wie rać te zmia ny; nic, w co mo gło by się to zmie nić,
ani też nic, z cze go by się zmie nia ło. Nie moż na do tego nic do‐
dać ani od tego od jąć; zwięk szyć ani zmniej szyć; ani stać się
więk szym czy mniej szym w żad nym aspek cie. Mu sia ło za wsze
być i musi za wsze po zo sta wać tym, czym jest te raz – WSZYST‐
KIM. Ni g dy nie ist nia ło, nie ist nie je dzi siaj i nie bę dzie ist nia ło
coś in ne go, w co mo gło by się to zmie nić.
Sko ro WSZYST KO jest nie skoń czo ne, ab so lut ne, wiecz ne i nie‐
zmien ne, to zna czy, że wszyst ko, co jest skoń czo ne, zmien ne,
prze mi ja ją ce i uwa run ko wu ją ce się, nie może być WSZYST KIM.
A sko ro nie ma nic na ze wnątrz WSZYST KIE GO, w rze czy wi sto‐
ści, to wszyst kie te skoń czo ne rze czy mu szą być ni czym w rze‐
czy wi sto ści. Te raz nie za sta na wiaj się ani nie bój – nie pró bu je‐
my do pro wa dzić cię do nauk chrze ści jań skich pod przy kryw ką
lo zo i her me tycz nej. Ist nie je re kon cy lia cja tego, zda wa ło by
się sprzecz ne go, sta nu rze czy. Bądź cier pli wy, doj dzie my do tego
w od po wied nim mo men cie.
Wi dzi my do oko ła nas to, co jest na zy wa ne „ma te rią”, co for‐
mu je zycz ną pod sta wę dla wszel kiej for my. Czy WSZYST KO
jest za le d wie ma te rią? Skąd że! Ma te ria nie po tra uka zy wać ży‐
cia ani umy słu tak, jak ży cie i umysł są uka zy wa ne we Wszech‐
świe cie. WSZYST KO nie może być ma te rią, gdyż nic nie wzno si
się wy żej niż wła sne źró dło. Nic nie może ma ni fe sto wać się po‐
przez efekt nie bę dą cy przy czy ną. Nic nie wy ewo lu uje w kon se‐
kwen cję, któ ra nie bę dzie cze goś po prze dza ła. I na wet współ cze‐
sna na uka mówi, że nie ist nie je coś ta kie go jak ma te ria – to, co
na zy wa my ma te rią, jest je dy nie „za wi ro wa niem ener gii lub
mocy”, czy li ener gią lub mocą o ni skim po zio mie wi bra cji. Pe‐
wien pi sarz po wie dział: „ma te ria prze to pi ła się w ta jem ni cę”.
Na wet ma te rial na na uka opu ści ła teo rię ma te rii i te raz opie ra
się na ba zie ‘ener gii’.
Czy więc WSZYST KO jest za le d wie ener gią albo mocą? Nie
ener gią lub mocą w zna cze niu uży wa nym przez ma te ria li stów,
gdyż ich ener gia i moc są śle py mi, me cha nicz ny mi rze cza mi od‐
cię ty mi od ży cia czy umy słu. Ży cie i umysł ni g dy nie mogą wy‐
ewo lu ować ze śle pej ener gii czy mocy z po wo du po da ne go przed
chwi lą:
„Nic nie może wznieść się wy żej niż wła sne źró dło. Nic nie
wy ewo lu uje, do pó ki nie sta nie się pod sta wą ewo lu cji. Nic nie
ma ni fe stu je się w efek cie, do pó ki nie jest w przy czy nie”.
WSZYST KO nie może być więc je dy nie ener gią lub siłą, gdyż
gdy by było, to ta kie rze czy jak ży cie czy umysł nie ist nia ły by, a
wie my prze cież, że tak nie jest, bo wszy scy ży je my i uży wa my
umy słu do roz wa ża nia tego kon kret ne go py ta nia, tak samo jak i
ci, któ rzy twier dzą, że ener gia czy moc są wszyst kim.
Co więc jest wyż sze niż ma te ria i ener gia, o czym wie my, że
ist nie je we Wszech świe cie? ŻY CIE I UMYSŁ! Ży cie i umysł w
swo ich róż nych stop niach roz wo ju! „Czy w ta kim ra zie – za py‐
tasz – chcesz nam po wie dzieć, że WSZYST KO jest ŻY CIEM I
UMY SŁEM?” „Tak! i nie!” jest na szą od po wie dzią. Je śli my ślisz o
ży ciu i umy śle tak, jak zna my je jako bied ni, drob ni śmier tel ni cy,
to od po wia da my: „Nie! WSZYST KO tym nie jest!”. „W ta kim ra‐
zie, o ja kim ży ciu i umy śle mó wisz?” – za py tasz.
Od po wie dzią jest: „ŻY JĄ CY UMYSŁ, tak od le gły od tego, co
śmier tel ni cy po przez te sło wa ro zu mie ją, jak ży cie i umysł od
me cha nicz nych sił czy ma te rii. NIE SKOŃ CZO NY ŻY JĄ CY UMYSŁ
po rów na ny do skoń czo ne go ży cia i umy słu”.
Mamy na my śli to samo, co oświe co ne du sze, kie dy z czcią wy‐
ma wia ją sło wo: „DUCH!”. „WSZYST KO” jest nie skoń czo nym ży‐
ją cym umy słem – oświe ce ni na zy wa ją go DU CHEM!
Roz dział V
MENTALNY WSZECHŚWIAT
„Wszech świat jest men tal ny – utrzy my wa ny w Umy śle WSZYST‐
KIE GO”
Ky ba lion
WSZYST KO jest DU CHEM! Lecz czym jest Duch? Na to py ta nie
nie moż na od po wie dzieć, gdyż jego de ni cja jest prak tycz nie de‐
ni cją WSZYST KIE GO, któ re go nie moż na wy tłu ma czyć ani zde‐
nio wać. Duch jest je dy nie na zwą, któ rą lu dzie dali naj wyż sze‐
mu kon cep to wi nie skoń czo ne go ży ją ce go umy słu – ozna cza ona
„praw dzi wą esen cję”, ży ją cy umysł, jako coś bar dziej nad rzęd ne‐
go w sto sun ku do ży cia i umy słu ta kich, ja ki mi je zna my, a te
ostat nie są z ko lei nad rzęd ne w sto sun ku do me cha nicz nej ener‐
gii i ma te rii. Duch wy kra cza poza na sze ro zu mie nie, a my uży‐
wa my tego zwro tu je dy nie, aby my śleć lub mó wić o WSZYST‐
KIM. Dla ce lów roz my ślań i ro zu mie nia uspra wie dli wio ne jest
my śle nie o Du chu jako o nie skoń czo nym ży ją cym umy śle, pa‐
mię ta jąc rów no cze śnie o fak cie, że nie je ste śmy w sta nie w peł ni
go po jąć. Mu si my albo po dejść do tego w ten wła śnie spo sób,
albo też w ogó le prze stać o tym my śleć.
Przejdź my te raz do roz wa żań nad na tu rą Wszech świa ta, jako
ca ło ści oraz jego po szcze gól nych czę ści. Czym jest Wszech świat?
Wie my, że nic nie może ist nieć na ze wnątrz WSZYST KIE GO. Czy
za tem Wszech świat jest WSZYST KIM? Nie, nie może tak być,
gdyż Wszech świat zda je się być zło żo ny z WIE LU i cią gle się
zmie nia. Pod in ny mi wzglę da mi też nie jest on na mia rę idei,
któ re zmu sze ni je ste śmy ak cep to wać od no śnie WSZYST KIE GO,
a któ re były po da ne w po przed niej lek cji. Sko ro więc Wszech‐
świat nie jest WSZYST KIM, to musi być ni czym – w pierw szej
chwi li jest to nie unik nio na kon klu zja. Lecz to nie od po wia da na
py ta nie, gdyż je ste śmy świa do mi ist nie nia Wszech świa ta. Je śli
więc Wszech świat nie jest ani WSZYST KIM, ani ni czym, to czym
jest? Przyj rzyj my się temu py ta niu.
Je śli w ogó le Wszech świat ist nie je, lub zda je się ist nieć, to
musi wy wo dzić się w pe wien spo sób z WSZYST KIE GO – musi
być kre acją WSZYST KIE GO. Lecz sko ro coś ni g dy nie może wy‐
wo dzić się z ni cze go, to z cze go WSZYST KO go utwo rzy ło? Nie‐
któ rzy lo zo fo wie od po wia da li na to py ta nie mó wiąc, że
WSZYST KO stwo rzy ło Wszech świat z SIE BIE – to jest z isto ty i
sub stan cji WSZYST KIE GO. Lecz to się nie spraw dza, gdyż
WSZYST KIE GO nie da się uszczu plić ani po dzie lić, a na wet je śli,
to czyż każ da czą stecz ka we Wszech świe cie nie by ła by świa do‐
ma by cia WSZYST KIM – WSZYST KO nie może utra cić swo jej
wie dzy o so bie ani STAĆ SIĘ ato mem, śle pą mocą czy ni ską, ży ją‐
cą rze czą. Nie któ rzy lu dzie rze czy wi ście zda ją so bie spra wę, że
WSZYST KO na praw dę jest WSZYST KIM i po przez to, że oni, lu‐
dzie, ist nie ją, prze sko czy li do kon klu zji, że oni i WSZYST KO są
iden tycz ni, przez co wy peł nia li po wie trze okrzy ka mi „JE STEM
BO GIEM!” ku ucie sze wie lu i ku smut ko wi mę dr ców. Twier dze‐
nie czą stecz ki „je stem czło wie kiem” by ło by bar dzo skrom nym
po rów na niem.
W ta kim ra zie, czym jest Wszech świat, sko ro nie jest WSZYST‐
KIM ani nie jest utwo rzo ny przez WSZYST KO z jego frag men‐
tów? Czym in nym może on być – z cze go in ne go może być zro‐
bio ny? Jest to wiel kie py ta nie. Przyj rzyj my mu się uważ nie. Z
po mo cą przyj dzie nam tu taj pra wo zgod no ści (zo bacz pierw szą
lek cję). Sta ry her me tycz ny ak sjo mat: „Tak jak na gó rze, tak i na
dole”, może być bar dzo po moc ny w tym mo men cie. Po sta raj my
się uchwy cić mgnie nie dzia łań wyż szych płasz czyzn po przez
ba da nie na szej wła snej. Pra wo zgod no ści musi być sto so wa ne do
tego, jak i do in nych pro ble mów.
Po pa trz my! W jaki spo sób czło wiek two rzy na swo jej wła snej
płasz czyź nie ist nie nia? Po pierw sze może two rzyć po przez wy‐
ra bia nie cze goś z ist nie ją cych na ze wnątrz ma te ria łów. Lecz to
nie pa su je, gdyż nie ist nie ją żad ne ma te ria ły na ze wnątrz
WSZYST KIE GO, któ ry mi mo gło by ono two rzyć. Po dru gie czło‐
wiek pro kreu je, czy li re pro du ku je swój ga tu nek po przez pro ces
roz mna ża nia, któ ry jest wła snym po wie la niem do ko ny wa nym
po przez trans fer czę ści swo jej sub stan cji do swo je go po tom‐
stwa. Lecz to nie pa su je, gdyż WSZYST KO nie może prze nieść
ani wy dzie lić czę ści sie bie, ani też nie może się re pro du ko wać
czy mno żyć – w pierw szym przy pad ku by ło by to umniej sza‐
niem, a w dru gim zwie lo krot nie niem lub do dat kiem do
WSZYST KIE GO, a obie te my śli są ab sur dal ne. Czy ist nie je trze ci
spo sób, w jaki CZŁO WIEK two rzy? Tak, ist nie je – on TWO RZY
MEN TAL NIE! I ro biąc tak, nie uży wa on żad nych ze wnętrz nych
ma te ria łów, ani też nie re pro du ku je się, a jed nak jego Duch za‐
wie ra się w men tal nej kre acji.
Po dą ża jąc za pra wem zgod no ści, je ste śmy uspra wie dli wie ni w
my śle niu, iż WSZYST KO two rzy Wszech świat MEN TAL NIE, w
spo sób po dob ny do pro ce su, w jaki czło wiek two rzy men tal ne
ob ra zy. I w tym wła śnie miej scu od po wiedź ro zu mu po kry wa
się ide al nie z od po wie dzią oświe co nych, jak jest to uka za ne w ich
na ukach i pi smach. Ta kie są na uki mę dr ców. Ta kie były na uki
Her me sa.
WSZYST KO może two rzyć je dy nie men tal nie, bez uży wa nia
ja kich kol wiek ma te ria łów (bo nie ist nie ją ta kie), ani bez re pro‐
du ko wa nia sa me go sie bie (co rów nież jest nie moż li we). Nie ma
uciecz ki przed tym wnio skiem ro zu mo wa nia, któ re, jak już po‐
wie dzie li śmy, jest zgod ne z naj wyż szy mi na uka mi oświe co nych.
Tak samo jak ty, uczeń, mo żesz kre ować swój wła sny wszech‐
świat w swo jej men tal no ści, tak samo WSZYST KO two rzy
Wszech świat ze swo jej wła snej men tal no ści. Lecz twój wszech‐
świat jest men tal nym two rem skoń czo ne go umy słu, pod czas
gdy ten two rzo ny przez WSZYST KO jest two rem nie skoń czo no‐
ści. Są one po dob ne w swym ro dza ju, lecz nie skoń cze nie róż nią
się stop niem. W dal szej czę ści przyj rzy my się do kład niej pro ce‐
so wi kre acji i ma ni fe sta cji. Lecz w tym miej scu na szym ce lem
jest utrwa lić w two im umy śle to, że: WSZECH ŚWIAT I WSZYST‐
KO, CO ON ZA WIE RA, JEST MEN TAL NĄ KRE ACJĄ WSZYST KIE‐
GO. Za iste, WSZYST KO JEST UMY SŁEM!
„WSZYST KO two rzy w swo im nie skoń czo nym umy śle nie zli czo ne
Wszech świa ty, któ re ist nie ją przez eony cza su – a jed nak dla
WSZYST KIE GO two rze nie, roz wój, upa dek i śmierć mi lio na
Wszech świa tów dzie je się w mgnie niu oka”
Ky ba lion
„Nie skoń czo ny umysł WSZYST KIE GO jest ło nem Wszech świa‐
tów”
Ky ba lion
Pra wo ro dza ju (zo bacz I lek cję i inne ko lej ne lek cje) ma ni fe stu‐
je się na wszyst kich płasz czy znach ży cia: ma te rial nej, men tal nej
i du cho wej. Lecz, jak już wcze śniej po wie dzie li śmy, „ro dzaj” nie
ozna cza „płci” – płeć jest je dy nie ma te rial ną ma ni fe sta cją ro dza‐
ju. „Ro dzaj” ozna cza „od no sze nie się do ge ne ra cji bądź kre acji”. A
kie dy kol wiek coś jest ge ne ro wa ne czy two rzo ne, na ja kiej kol‐
wiek płasz czyź nie, pra wo ro dza ju musi się ma ni fe sto wać. Jest to
praw dą na wet przy two rze niu Wszech świa tów.
Nie prze chodź te raz do kon klu zji, iż na ucza my, że ist nie je mę‐
ski i żeń ski Bóg czy Twór ca. Ta idea jest je dy nie wy pa cze niem
sta ro żyt nych nauk na ten te mat. Praw dzi wą na uką jest to, że
WSZYST KO, samo w so bie, jest po nad ro dza jem, tak samo jak
jest i po nad każ dym in nym pra wem, włą cza jąc w to pra wa cza su
i prze strze ni. Ono jest Pra wem, z któ re go tam te się wy wo dzą,
lecz ono nie jest ich przed mio tem. Ale kie dy WSZYST KO ma ni fe‐
stu je się na płasz czyź nie ge ne ro wa nia czy two rze nia, wte dy za‐
cho wu je się we dług pra wa ro dza ju, gdyż scho dzi na niż szą
płasz czy znę ist nie nia. W kon se kwen cji uka zu je ono pra wo ro‐
dza ju – w swo ich aspek tach mę skim i żeń skim – oczy wi ście na
płasz czyź nie men tal nej.
Ta idea może wy da wać się wstrzą sa ją ca dla nie któ rych osób,
któ re sły szą ją po raz pierw szy, lecz wszy scy bier nie ak cep tu je‐
my ją w na szych co dzien nych wa run kach. Mówi się o oj co stwie
Boga i ma cie rzyń stwie Na tu ry – o Bogu, Bo skim Ojcu, i o Na tu‐
rze, Mat ce Wszech świa ta – i przez to in stynk tow nie przyj mu je‐
my pra wo ro dza ju we Wszech świe cie. Czy nie jest tak?
Lecz na uka her me tycz na nie mówi o praw dzi wym du ali zmie
– WSZYST KO to JE DEN – te dwa aspek ty to je dy nie prze ja wy ma‐
ni fe sta cji. We dług tych nauk, pier wia stek mę ski uka zy wa ny
przez WSZYST KO ist nie je, w pe wien spo sób, od dziel nie od wła‐
ści wej men tal nej kre acji Wszech świa ta. Do ko nu je pro jek cji swo‐
jej woli w kie run ku pier wiast ka żeń skie go (któ ry moż na na zwać
„Na tu rą”), gdzie ten ostat ni za czy na praw dzi wą pra cę nad ewo‐
lu cją Wszech świa ta, od pro stych ‘ośrod ków ak tyw no ści’ do czło‐
wie ka, a po tem wciąż wy żej i wy żej, wszyst ko we dług usta lo‐
nych i sta now czo wpro wa dza nych praw na tu ry. Je śli wo lisz sta‐
rą szko łę my śli, to mo żesz uwa żać pier wia stek mę ski za BOGA,
Ojca, a pier wia stek żeń ski za NA TU RĘ, Mat kę Wszech świa ta, z
któ rej łona uro dzi ły się wszyst kie rze czy. Jest to wię cej niż sama
po etyc ka wi zja – jest to idea praw dzi we go pro ce su stwo rze nia
Wszech świa ta. Lecz za wsze pa mię taj, że WSZYST KO jest tyl ko
jed no, i to w jego nie skoń czo nym umy śle Wszech świat jest two‐
rzo ny, kre owa ny i tam ist nie je.
Do ob ję cia tej idei może być po moc ne za sto so wa nie pra wa
zgod no ści do sie bie i swo je go umy słu. Wiesz, że ta część cie bie,
któ rą na zy wasz „ja”, w pe wien spo sób wy róż nia się i jest świad‐
kiem kre acji men tal nych ob ra zów w two im umy śle. Ta część
two je go umy słu, w któ rej do ko ny wa ne jest to men tal ne two rze‐
nie, może być na zwa na „mnie” w od róż nie niu od „ja”, któ re jest
od dzie lo ne i do świad cza oraz bada my śli, idee i ob ra zy „mnie”.
Pa mię taj, że „jak na gó rze, tak i na dole”, i zja wi ska z jed nej płasz‐
czy zny mogą być za sto so wa ne do roz wią za nia za ga dek sfer za‐
rów no niż szych, jak i wyż szych.
Czy nie dzi wi cię, że ty, dziec ko, czu jesz tę in stynk tow ną cześć
dla WSZYST KIE GO, któ re to uczu cie na zy wa my „re li gią” – ten
re spekt i cześć dla OJ COW SKIE GO UMY SŁU? Czy nie dzi wi cię, że
kie dy roz wa żasz dzia ła nie i cuda Na tu ry, od czu wasz sil ne uczu‐
cie, że jej ko rze nie się ga ją do two je go naj głęb sze go ist nie nia?
Sta rasz się wte dy wła śnie do tknąć MAT CZY NE GO UMY SŁU, jak
dziec ko mat czy nej pier si.
Nie po peł nij błę du i nie myśl, że ten mały świat, któ ry wi dzisz
wo kół sie bie – Zie mię, któ ra jest za le d wie ma łym pył kiem ku rzu
we Wszech świe cie – jest ca łym Wszech świa tem. Ist nie ją mi liar‐
dy mi liar dów ta kich i więk szych świa tów. I ist nie ją mi liar dy mi‐
liar dów ta kich Wszech świa tów we wnątrz nie skoń czo ne go
umy słu WSZYST KIE GO. I na wet w na szym ma łym Ukła dzie Sło‐
necz nym ist nie ją ob sza ry i płasz czy zny ży cia dużo wyż sze go niż
na sze wła sne, w po rów na niu do któ rych my – przy wią za ni do
Zie mi śmier tel ni cy – je ste śmy płasz czą cy mi się for ma mi ży cia
ży ją cy mi na dnie oce anu, gdy po rów na się nas do Czło wie ka. Ist‐
nie ją isto ty o mo cach i atry bu tach wyż szych od tych, ja kie kie‐
dy kol wiek czło wiek w swych ma rze niach przy pi sy wał bo gom.
A jed nak te isto ty były kie dyś jak ty, a na wet ni żej; i ty bę dziesz
kie dyś jak oni, a na wet wy żej, z cza sem, gdyż ta kie jest prze zna‐
cze nie czło wie ka – jak mó wią oświe ce ni.
A śmierć nie jest praw dzi wa, na wet w re la tyw nym sen sie – są
to na ro dzi ny no we go ży cia – i ty bę dziesz wę dro wał da lej i da lej,
do cią gle wyż szych płasz czyzn ży cia, przez eony eonów cza su.
Wszech świat jest two im do mem i ty bę dziesz eks plo ro wał jego
naj dal sze za kąt ki przed koń cem cza su. Ży jesz w nie skoń czo nym
umy śle WSZYST KIE GO i two je moż li wo ści i oka zje są nie skoń‐
czo ne za rów no w cza sie, jak i w prze strze ni. A na koń cu wiel kie‐
go cy klu eonów cza su, kie dy WSZYST KO bę dzie ścią gać z po wro‐
tem w sie bie wszel kie swo je two rze nie, pój dziesz z ocho tą, gdyż
wte dy bę dziesz w sta nie po znać całą praw dę by cia jed no ścią ze
WSZYST KIM. Tak mó wią oświe ce ni, któ rzy są da le ko na Dro dze.
A w mię dzy cza sie od po czy waj spo koj ny i po god ny – je steś bez‐
piecz ny i ochra nia ny przez nie skoń czo ną po tę gę OJ COW SKO-
MAT CZY NE GO UMY SŁU.
„We wnątrz oj cow sko-mat czy ne go Umy słu, śmier tel ne dzie ci są
w domu’’
Ky ba lion
„Nie ist nie je we Wszech świe cie nikt, kto był by bez ojca albo mat‐
ki”
Ky ba lion
Roz dział VI
BOSKI PARADOKS
„Po ło wicz nie mą drzy, uzna jąc względ ną nie rze czy wi stość
Wszech świa ta, wy obra ża ją so bie, że mogą za prze czać jego
Pra wom – ta ki mi są za ro zu mia ły mi i próż ny mi głup ca mi, roz‐
bi ja ją cy mi się o ska ły i roz ry wa ni na wszyst kie stro ny na ka‐
wał ki z po wo du ich sza leń czych wy wo dów. Praw dzi wie mą‐
drzy, zna jąc na tu rę Wszech świa ta, uży wa ją pra wa prze ciw
pra wom; wyż sze go prze ciw ko niż sze mu; i po przez sztu kę al‐
che mii prze kształ ca ją to, co nie chcia ne, w to, co war to ścio we, i
tym sa mym trium fu ją. Mi strzo stwo nie skła da się z nie zwy‐
kłych snów, wi zji, eks cen trycz ne go wy glą du lub ży cia, lecz na
uży wa niu wyż szych sił prze ciw ko niż szym – ucie ka jąc od bólu
niż szych płasz czyzn po przez wi bro wa nie na wyż szych. Orę żem
mi strza jest trans mu ta cja, a nie za ro zu mia ły sprze ciw”
Ky ba lion
To jest pa ra doks Wszech świa ta, bę dą cy re zul ta tem pra wa bie‐
gu no wo ści, któ re ma ni fe stu je się, gdy WSZYST KO za czy na two‐
rzyć – wy słu chaj tego, gdyż uka zu je to róż ni cę po mię dzy pół mą‐
dro ścią a mą dro ścią. Mimo że dla NIE SKOŃ CZO NE GO WSZYST‐
KIE GO Wszech świat, jego pra wa, jego moce, jego ży cie, jego zja‐
wi ska są rze cza mi do świad cza ny mi w sta nie me dy ta cji czy snu,
to jed nak dla wszyst kie go, co jest skoń czo ne, Wszech świat musi
być uwa ża ny za rze czy wi sty, a ży cie, dzia ła nie i myśl mu szą być
na tym od po wied nio opar te, cho ciaż z cią głym zro zu mie niem
Wyż szej Praw dy. Wszyst ko w za leż no ści od wła snej płasz czy zny
i praw. Gdy by WSZYST KO wy obra ża ło Wszech świat jako rze czy‐
wi stość, by ło by to nie szczę ściem dla Wszech świa ta, gdyż nie
ist nia ła by wte dy uciecz ka z niż sze go na wyż sze, do sko na le nie –
wte dy Wszech świat stał by się sta ły i roz wój był by nie moż li wy.
A je śli czło wiek, opie ra jąc się na pół mą dro ści, dzia ła, żyje i my śli
o Wszech świe cie jako o za le d wie śnie (po dob nym do jego wła‐
snych, skoń czo nych snów), wte dy tak się dla nie go fak tycz nie
sta je i jak lu na tyk wciąż się po ty ka, cho dząc w kół ko, nie roz wi‐
ja jąc się. Z po wo du igno ro wa nia na tu ral nych praw bę dzie jed‐
nak osta tecz nie zmu szo ny do prze bu dze nia się przez cięż ki upa‐
dek, tłu kąc się i krwa wiąc. Kon cen truj się za wsze na gwieź dzie,
lecz niech two je oczy pil nu ją kro ków, ina czej wpad niesz w ilu zję
przez cią głe pa trze nie w górę. Pa mię taj o bo skim pa ra dok sie, że
cho ciaż Wszech świa ta NIE MA, to on wciąż JEST. Pa mię taj o
dwóch bie gu nach Praw dy – ab so lut nym i względ nym. Strzeż się
pół prawd.
To, co her me ty cy zna ją jako „pra wo pa ra dok su”, jest aspek tem
pra wa bie gu no wo ści. Her me tycz ne za pi sy peł ne są od no śni ków
do po ja wia nia się tego pa ra dok su w roz wa ża niach pro ble mów
ży cia i ist nie nia. Na uczy cie le cią gle ostrze ga ją swo ich uczniów
przed błę dem po mi ja nia „dru giej stro ny” każ de go py ta nia. A ich
ostrze że nia są szcze gól nie kie ro wa ne na pro ble my ab so lut ne go i
re la tyw ne go, któ re kło po czą uczniów lo zo i, a któ re po wo du ją,
że tak wie lu my śli i dzia ła sprzecz nie z tym, co jest po wszech nie
zna ne jako ‘zdro wy roz są dek’. A my ostrze ga my wszyst kich
uczniów, aby na pew no uchwy ci li bo ski pa ra doks ab so lut no ści i
re la tyw no ści, ina czej wpad ną oni w ilu zję pół praw dy. W tym
celu zo sta ła na pi sa na ta kon kret na lek cja. Czy taj ją uważ nie!
Pierw szą my ślą, któ ra przy cho dzi do my ślą ce go czło wie ka po
tym, jak uświa do mi on so bie praw dę, że Wszech świat jest men‐
tal ną kre acją WSZYST KIE GO, jest to, że Wszech świat i wszyst ko,
co za wie ra, jest je dy nie ilu zją, nie rze czy wi sto ścią; ale jego in‐
stynk ty od rzu ca ją tę ideę. Lecz to, tak samo jak i inne wiel kie
praw dy, musi być roz pa try wa ne za rów no z ab so lut ne go, jak i re‐
la tyw ne go punk tu wi dze nia. Z ab so lut ne go punk tu wi dze nia
Wszech świat jest oczy wi ście ilu zją w swo jej na tu rze, snem, fan‐
ta sma go rią, w po rów na niu do sa me go WSZYST KIE GO. Roz po‐
zna je my to na wet w na szym zwy kłym spoj rze niu, gdyż mó wi‐
my o świe cie jako o „prze mi ja ją cym pro gra mie”, któ ry przy cho‐
dzi i od cho dzi, ro dzi się i umie ra, gdyż ele ment nie trwa ło ści i
zmia ny, skoń czo no ści i bez sub stan cyj no ści, za wsze musi być
po łą czo ny z ideą stwo rzo ne go Wszech świa ta, kie dy jest przy‐
rów ny wa ny do idei WSZYST KIE GO, nie za leż nie od tego, ja kie są
na sze wie rze nia od no śnie na tu ry obu. Fi lo zof, me ta zyk, na‐
uko wiec i teo log – wszy scy się zgo dzą od no śnie tej idei, a myśl tę
moż na od na leźć we wszyst kich po sta ciach lo zo cz nej my śli i
re li gij nych kon cep cji, tak samo jak i w teo riach od po wied nich
szkół me ta zy ki i teo lo gii.
Tak więc na uki her me tycz ne nie gło szą nie sub stan cyj no ści
Wszech świa ta w zna cze niu moc niej szym od tego, któ ry jest to‐
bie zna jo my; cho ciaż ich pre zen ta cja tego te ma tu może zda wać
się nie co za ska ku ją ca. Wszyst ko, co ma swój po czą tek i ko niec,
musi być, w pew nym sen sie, nie rze czy wi ste i nie praw dzi we.
Do ty czy to rów nież Wszech świa ta we dług wszyst kich szkół lo‐
zo cz nych. Z ab so lut ne go punk tu wi dze nia nic nie jest rze czy‐
wi ste poza WSZYST KIM, nie za leż nie od tego, w ja kim zna cze niu
my śli my czy dys ku tu je my na ten te mat. Nie za leż nie od tego, czy
Wszech świat jest two rzo ny z ma te rii, czy jest on men tal nym
wy two rem umy słu WSZYST KIE GO – jest on nie sub stan cjal ny,
nie trwa ły, jest rze czą pod le ga ją cą cza so wi, prze strze ni i zmia‐
nie. Chce my, abyś do głęb nie zdał so bie spra wę z tego fak tu, za‐
nim oce nisz her me tycz ną kon cep cję men tal nej na tu ry Wszech‐
świa ta. Prze myśl wszyst kie inne kon cep cje i zo bacz, czy nie jest
to ich praw dą.
Lecz ab so lut ny punkt wi dze nia uka zu je tyl ko jed ną stro nę me‐
da lu – dru ga stro na jest re la tyw na. Praw da ab so lut na zo sta ła
zde nio wa na jako „rze czy ta kie, ja ki mi zna je umysł Boga”, pod‐
czas gdy praw dą re la tyw ną są „rze czy ta kie, ja ki mi ro zu mie je
naj wyż szy roz są dek czło wie ka”. Za tem mimo że dla WSZYST‐
KIE GO Wszech świat musi być nie rze czy wi sty i ilu zyj ny jak sen
czy re zul tat me dy ta cji, to dla skoń czo nych umy słów bę dą cych
czę ścią tego Wszech świa ta, a do świad cza ją cych go po przez
śmier tel ne zmy sły, Wszech świat jest w isto cie bar dzo rze czy wi‐
sty i na le ży go za taki uwa żać. Roz po zna jąc ab so lut ny punkt wi‐
dze nia, nie mo że my po peł niać błę du igno ro wa nia czy za prze‐
cza nia fak tom i zja wi skom Wszech świa ta, któ re ob ja wia ją się
na szym śmier tel nym zmy słom – pa mię taj, że nie je ste śmy
WSZYST KIM.
Ob ra zu jąc to od po wied nim przy kła dem, wszy scy roz po zna je‐
my fakt, że ma te ria „ist nie je” dla na szych zmy słów – w prze ciw‐
nym ra zie źle na tym wyj dzie my. A jed nak na wet na sze skoń czo‐
ne umy sły ro zu mie ją sta no wi sko, że z na uko we go punk tu wi‐
dze nia ma te ria nie ist nie je – to, co na zy wa my ma te rią, jest je dy‐
nie sku pie niem ato mów, któ re są je dy nie zgru po wa niem jed no‐
stek mocy, na zy wa nych elek tro na mi czy „jo na mi”, wi bru ją cych
w sta łym ru chu okręż nym. Kop nie my ka mień i czu je my to ude‐
rze nie – zda je się ono być rze czy wi ste po mi mo tego, iż wie my, że
jest je dy nie tym, co opi sa li śmy przed chwi lą. Lecz pa mię taj, że
na sza sto pa, któ ra czu je ude rze nie po przez dzia ła nie na sze go
mó zgu, jest rów nież ma te rią, więc skła da się z elek tro nów; tak
samo jak ma te rią jest nasz mózg. A gdy by nie dzia ła nie na sze go
umy słu, nie zna li by śmy wca le ani sto py, ani ka mie nia.
Tak samo ide ał ar ty sty czy rzeź bia rza, któ ry sta ra się od two‐
rzyć w ka mie niu czy na płót nie, zda je się dla nie go bar dzo rze‐
czy wi sty. Tak samo jest z cha rak te ra mi po sta ci, w umy śle pi sa‐
rza czy dra ma tur ga, któ re chce wy ra zić tak, aby inni mo gli je
roz po znać. A je śli jest to praw dą w przy pad ku na szych skoń czo‐
nych umy słów, to jaki musi być sto pień rze czy wi sto ści ob ra zów
men tal nych two rzo nych w umy śle nie skoń czo no ści? Och, przy‐
ja cie le, dla śmier tel ni ków ten Wszech świat men tal no ści jest na‐
praw dę bar dzo rze czy wi sty – jest je dy nym, jaki po zna my, cho‐
ciaż wzno si my się w nim z płasz czy zny na płasz czy znę, co raz
wy żej i wy żej. Aby wie dzieć, że jest ina czej, do świad cza jąc tego,
mu si my być sa mym WSZYST KIM. Praw dą jest, że im wy żej się
wznie sie my – im bli żej „umy słu Ojca” się ga my – tym bar dziej
wi docz na sta je się ilu zyj na na tu ra skoń czo nych rze czy, lecz do‐
pó ki WSZYST KO nie wchło nie nas w sie bie, ta wi zja nie znik nie.
Nie po trze bu je my więc za sta na wiać się nad zja wi skiem ilu zji.
Roz po zna jąc praw dzi wą na tu rę Wszech świa ta, po szu kuj my zro‐
zu mie nia jego men tal nych praw i dąż my do uży wa nia ich jak
naj le piej w na szym roz wo ju ży cia, gdy bę dzie my po dró żo wać
przez ko lej ne płasz czy zny ist nie nia. Pra wa Wszech świa ta są nie‐
mniej „że la zny mi pra wa mi” z po wo du swo jej men tal nej na tu ry.
Wszyst ko, za wy jąt kiem WSZYST KIE GO, jest nimi zwią za ne. To,
co jest w NIE SKOŃ CZO NYM UMY ŚLE WSZYST KIE GO, jest RZE‐
CZY WI STE w stop niu ustę pu ją cym je dy nie sa mej Rze czy wi sto‐
ści ist nie ją cej w na tu rze WSZYST KIE GO.
Nie bądź nie pew ny ani zmar twio ny – wszy scy je ste śmy STA LE
UTRZY MY WA NI W NIE SKOŃ CZO NYM UMY ŚLE WSZYST KIE GO
i nie ma tu nic, co mo gło by nas skrzyw dzić ani cze go mie li by‐
śmy się oba wiać. Na ze wnątrz WSZYST KIE GO nie ist nie je żad na
siła, któ ra mo gła by na nas od dzia ły wać. Mo że my za tem być spo‐
koj ni i bez piecz ni. Gdy zo sta nie to zro zu mia ne, wów czas świat
bę dzie pe łen kom for tu i bez pie czeń stwa. Wte dy „spo koj nie i ci‐
cho śpi my usy pia ni w ko ły sce głę bi” – po zo sta je my bez piecz ni
na dnie oce anu nie skoń czo ne go umy słu, któ ry jest WSZYST KIM.
We WSZYST KIM na praw dę „ży je my, po ru sza my się i po sia da my
swo je ist nie nie”.
Nie mniej, gdy ży je my na płasz czyź nie ma te rii, ma te ria jest dla
nas ma te rią, cho ciaż wie my, że jest to je dy nie zgru po wa nie
„elek tro nów”, czy li czą stek ele men tar nych mocy, wi bru ją cych
szyb ko i ob ra ca ją cych się jed ne wo kół dru gich w ukła dach ato‐
mów; ato my z ko lei wi bru ją i ob ra ca ją się two rząc mo le ku ły,
któ re z ko lei for mu ją więk sze masy ma te rii. Ma te ria nie sta je się
mniej ma te rią na wet wte dy, gdy po dą ży my da lej w tym roz wa‐
ża niu i do wie my się z nauk her me tycz nych, że „moc”, z któ rej
skła da ją się jed nost ki elek tro nów, jest je dy nie ma ni fe sta cją
umy słu WSZYST KIE GO i jak wszyst ko inne we Wszech świe cie
jest ona w swej na tu rze czy sto men tal na. Bę dąc na płasz czyź nie
ma te rii, mu si my roz po zna wać jej zja wi ska – mo że my kon tro lo‐
wać ma te rię (jak ro bią to wszy scy mi strzo wie wyż sze go i niż‐
sze go stop nia), lecz do ko nu je my tego, sto su jąc wyż sze siły. Po‐
peł nia my głu po tę, pró bu jąc za prze czać ist nie niu ma te rii w re la‐
tyw nym aspek cie. Mo że my za prze czać jej pa no wa niu nad nami
– co jest słusz ne – lecz nie po win ni śmy igno ro wać ma te rii w jej
re la tyw nym aspek cie, przy naj mniej do pó ki ży je my na jej płasz‐
czyź nie.
Po dob nie, pra wa na tu ry nie sta ją się mniej sta łe ani mniej
efek tyw ne, kie dy do wie my się, że są je dy nie two rem men tal‐
nym. W peł ni dzia ła ją one na róż nych płasz czy znach. Po ko nu je‐
my niż sze pra wa, sto su jąc cią gle wyż sze – je dy nie w ten spo sób.
Ale nie mo że my uciec pra wu ani cał ko wi cie wznieść się po nad
nie. Je dy nie WSZYST KO może uciec pra wu – i to dla te go, że
WSZYST KO samo w so bie jest PRA WEM, z któ re go wy ła nia ją się
wszel kie pra wa. Naj bar dziej za awan so wa ni mi strzo wie mogą
na by wać moce za zwy czaj przy pi sy wa ne bo gom. W wiel kiej hie‐
rar chii ży cia ist nie ją nie zli czo ne ran gi istot, któ rych isto ta i moc
wy kra cza poza naj wyż szych mi strzów spo śród lu dzi, i to w
stop niu nie wy obra żal nym dla śmier tel ni ków, lecz na wet naj‐
wyż si mi strzo wie i naj wyż sze isto ty mu szą ugi nać się pod Pra‐
wem i w oczach WSZYST KIE GO są jak Nic. Bio rąc pod uwa gę, że
na wet te naj wyż sze Isto ty, któ rych moce prze wyż sza ją to, co lu‐
dzie przy pi su ją swo im bo gom – na wet one są zwią za ne i pod le‐
głe Pra wu – to wy obraź so bie za ło że nie śmier tel ne go czło wie ka,
na szej rasy i na sze go po zio mu, któ ry ośmie la się trak to wać pra‐
wa na tu ry jako „nie re al ne” i ilu zyj ne, gdyż uchwy cił on praw dę,
że pra wa mają na tu rę men tal ną i są po pro stu men tal ną kre acją
WSZYST KIE GO. Pra wom, któ ry mi rzą dzi WSZYST KO, nie moż na
za prze czać, ani ich od rzu cać. Tak dłu go jak trwa Wszech świat,
trwać będą i one, gdyż Wszech świat ist nie je po przez ce chy praw,
któ re two rzą jego pod sta wę i utrzy mu ją go w ca ło ści.
Her me tycz ne pra wo men ta li zmu, mimo że wy ja śnia praw dzi‐
wą na tu rę Wszech świa ta w opar ciu o za sa dę, że wszyst ko jest
men tal ne, to nie zmie nia na uko wych kon cep cji Wszech świa ta,
ży cia czy ewo lu cji. Tak na praw dę to na uka tyl ko po twier dza na‐
uki her me tycz ne. Uczą one, że na tu ra Wszech świa ta jest „men‐
tal na”, pod czas gdy współ cze sna na uka twier dzi, iż jest ona „ma‐
te rial na”; bądź też (ostat nio), że w koń co wej ana li zie jest „ener‐
gią”. Nie jest błę dem nauk her me tycz nych uzna wa nie pod sta‐
wo wej za sa dy Her ber ta Spen ce ra, któ ra mówi o ist nie niu „nie‐
skoń czo nej i wiecz nej ener gii, z któ rej wy wo dzą się wszyst kie
rze czy”. Tak na praw dę to w lo zo i Spen ce ra her me ty cy od naj‐
du ją naj wyż sze ze wnętrz ne stwier dze nie od no szą ce się do na tu‐
ral nych praw, ja kie kie dy kol wiek zo sta ło ogło szo ne; poza tym
wie rzą, że Spen cer był re in kar na cją sta ro żyt ne go lo zo fa ży ją ce‐
go w Egip cie ty sią ce lat temu, któ ry po tem in kar no wał się jako
He ra klit, grec ki lo zof ży ją cy 500 lat pne. Uwa ża ją oni rów nież,
iż jego twier dze nie o „nie skoń czo nej i wiecz nej ener gii” jest bez‐
po śred nio zbież ne z na uka mi her me tycz ny mi, za wsze do da jąc
swo ją dok try nę, że jego „ener gia” jest ener gią Umy słu WSZYST‐
KIE GO. Przy po mo cy uni wer sal ne go klu cza lo zo i her me tycz‐
nej uczeń Spen ce ra bę dzie w sta nie otwo rzyć wie le we wnętrz‐
nych drzwi lo zo cz nych kon cep cji tego wiel kie go, an giel skie go
lo zo fa, któ re go pra ca uka zu je re zul tat jego wcze śniej szych
wcie leń. Jego na uki od no szą ce się do ewo lu cji i ryt mu są pra wie
ide al nie zbież ne z na uka mi her me tycz ny mi o pra wie ryt mu.
Uczeń her me ty zmu nie musi więc od rzu cać któ re go kol wiek
ze swo ich ulu bio nych na uko wych punk tów wi dze nia od no szą‐
cych się do Wszech świa ta. Wszyst ko, cze go od nie go wy ma ga‐
my, to uchwy ce nia za sa dy: „WSZYST KO jest Umy słem; Wszech‐
świat jest men tal ny – utrzy my wa ny w Umy śle WSZYST KIE GO”.
Od kry je on, że po zo sta łe sześć z sied miu praw będą „pa so wać”
do jego na uko wej wie dzy i będą mu słu żyć do od kry wa nia ciem‐
nych miejsc i rzu ca nia na nie świa tła. To nie jest ni czym dziw‐
nym, je śli zda my so bie spra wę z wpły wu, jaki myśl her me tycz‐
na wy war ła na wcze snych lo zo fach sta ro żyt nej Gre cji, na któ‐
rych to pod sta wach opie ra ją się w znacz nej mie rze współ cze sne
na uki i teo rie. Za ak cep to wa nie pierw sze go pra wa her me ty zmu
(men ta li zmu) jest je dy ną wy raź ną róż ni cą po mię dzy współ cze‐
sny mi na ukow ca mi a ucznia mi her me ty zmu, jed nak że na uka
stop nio wo prze miesz cza się w kie run ku her me ty zmu, błą dząc
po ciem ku w po szu ki wa niu wyj ścia z la bi ryn tu, w któ ry we szła
w po szu ki wa niu Rze czy wi sto ści.
Ce lem tej lek cji jest wpo je nie w umy sły uczniów fak tu, że dla
wszyst kich za mia rów i ce lów, Wszech świat, jego pra wa i zja wi‐
ska są tak samo RZE CZY WI STE, w od nie sie niu do czło wie ka, jak
by ły by przy hi po te zach ma te ria li zmu czy ener ge ty zmu. W każ‐
dym hi po te tycz nym uję ciu Wszech świat w swo im ze wnętrz‐
nym aspek cie jest zmien ny, nie ustan nie pły ną cy i przej ścio wy –
tym sa mym jest wol ny od sub stan cyj no ści i rze czy wi sto ści.
Lecz (za uważ dru gi bie gun praw dy) w każ dej z tych sa mych hi‐
po tez je ste śmy skła nia ni do DZIA ŁA NIA I ŻY CIA, jak gdy by te
prze mi ja ją ce rze czy były rze czy wi ste i sub stan cjal ne. Z tą róż ni‐
cą po mię dzy róż ny mi hi po te za mi, że w sta rych kon cep cjach
men tal na moc była igno ro wa na jako na tu ral na siła, pod czas gdy
w przy pad ku men ta li zmu sta je się ona naj więk szą na tu ral ną
siłą. I ta jed na róż ni ca re wo lu cjo ni zu je ży cie w oczach tych, któ‐
rzy ro zu mie ją tę za sa dę oraz pra wa i prak ty ki bę dą ce jej re zul ta‐
tem.
Re asu mu jąc, wszy scy ucznio wie, uchwyć cie za le ty men ta li‐
zmu i na ucz cie się po zna wać, uży wać i sto so wać pra wa z nie go
wy pły wa ją ce. Lecz nie ustę puj cie po ku sie, któ ra, jak na ucza Ky‐
ba lion, po chła nia na wpół mą drych, a któ ra po wo du je, iż są oni
za hip no ty zo wa ni przez wy raź ną nie rze czy wi stość rze czy, co
skut ku je, że błą ka ją się oni jak śnią cy w świe cie snów, igno ru jąc
prak tycz ną pra cę i ży cie czło wie ka, co koń czy się tym, że „roz bi‐
ja ją się oni o ska ły i są roz ry wa ni na wszyst kie stro ny na ka wał ki
z po wo du ich sza leń czych wy wo dów”. Idź ra czej za przy kła dem
mą drych, któ rzy, we dług tego sa me go źró dła, „uży wa ją Pra wa
prze ciw pra wom; wyż sze go prze ciw ko niż sze mu; i po przez sztu‐
kę al che mii prze kształ ca ją to, co nie chcia ne, w to, co war to ścio‐
we, i tym sa mym trium fu ją”. Po dą ża jąc za tym au to ry te tem,
omi jaj my pół mą drość (któ ra jest głu po tą), któ ra igno ru je praw‐
dę, że: „Mi strzo stwo nie po le ga na nie zwy kłych snach, wi zjach i
fan ta stycz nych wy obra że niach czy ży ciu, lecz na uży wa niu
wyż szych sił prze ciw ko niż szym – ucie ka jąc od bólu niż szych
płasz czyzn po przez wi bro wa nie na wyż szych”. „Uczniu, pa mię‐
taj za wsze, że orę żem mi strza jest trans mu ta cja, a nie za ro zu‐
mia ły sprze ciw”. Po wyż sze cy ta ty po cho dzą z Ky ba lio na i war te
są za cho wa nia w pa mię ci ucznia.
Nie ży je my w świe cie snów, lecz we Wszech świe cie, któ ry bę‐
dąc względ nym, jest rze czy wi sty na tyle, na ile od no si my się do
na sze go ży cia i dzia ła nia. Na szym za da niem we Wszech świe cie
nie jest za prze czać jego eg zy sten cji, lecz ŻYĆ, uży wa jąc praw, aby
wzno sić się z niż sze go na wyż sze – pro wa dzić ży cie, czy niąc to,
co mo że my naj lep sze go w oko licz no ściach po ja wia ją cych się
każ de go dnia, i po dą żać tak da le ce jak to tyl ko moż li we, za na‐
szy mi naj wyż szy mi ide ami i ide ała mi. Praw dzi wy sens ży cia nie
jest zna ny czło wie ko wi na tej płasz czyź nie – je śli w ogó le ko mu‐
kol wiek – lecz naj wyż sze au to ry te ty i na sza wła sna in tu icja uczą
nas, że nie po peł ni my błę du, ży jąc tym, co w nas naj lep sze, w
stop niu jaki tyl ko jest moż li wy, ani zda jąc so bie spra wę, że
Wszech świat skła nia się w tym sa mym kie run ku, po mi mo wy‐
raź nych do wo dów, że jest ina czej. Wszy scy je ste śmy na Dro dze –
ona pro wa dzi nie ustan nie w górę, ma jąc czę ste miej sca po sto ju.
Od czy taj prze sła nie Ky ba lio na – po dą żaj za przy kła dem „mą‐
drych” – uni ka jąc błę du „na wpół mą drych”, któ rzy giną z po wo‐
du swej głu po ty.
Roz dział VII
„WSZYSTKO” WE WSZYSTKIM
„Pod czas gdy wszyst ko jest we WSZYST KIM, rów nie praw dzi‐
wym jest, że WSZYST KO jest we wszyst kim. Ten, kto praw dzi‐
wie ro zu mie tę praw dę, do szedł do wiel kiej wie dzy”
Ky ba lion
Jak czę sto więk szość lu dzi na okrą gło sły szy, że ich Bó stwo
(na zy wa ne wie lo ma imio na mi) było „Wszyst kim we Wszyst‐
kim”, a jak mało po dej rze wa li oni ist nie nia we wnętrz nej okul ty‐
stycz nej praw dy ukry tej w tych nie roz waż nie wy ma wia nych
sło wach? To po wszech nie uży wa ne wy ra że nie jest tym, co prze‐
trwa ło ze sta ro żyt nej mak sy my her me tycz nej przy ta cza nej po‐
wy żej. Ky ba lion mówi: „Ten, kto praw dzi wie ro zu mie tę praw dę,
do szedł do wiel kiej wie dzy”. A sko ro tak, to od najdź my tę praw‐
dę, któ rej zro zu mie nie ozna cza tak wie le. W tej praw dzie – w tej
her me tycz nej mak sy mie – za war ta jest jed na z naj więk szych
prawd lo zo cz nych, na uko wych i re li gij nych.
Przed sta wi li śmy na uki her me tycz ne od no szą ce się do men tal‐
nej na tu ry Wszech świa ta – do praw dy mó wią cej, że „Wszech‐
świat jest men tal ny, utrzy my wa ny w Umy śle WSZYST KIE GO”.
W wy żej przy ta cza nym cy ta cie Ky ba lion mówi: „wszyst ko jest
we WSZYST KIM”. Lecz zwróć uwa gę na sko re lo wa ne z tym
stwier dze nie, że „rów nie praw dzi wym jest, że WSZYST KO jest
we wszyst kim”. Te wy raź nie sprzecz ne stwier dze nie jest moż li‐
we do po go dze nia dzię ki pra wu pa ra dok su. Co wię cej, jest to do‐
kład ne stwier dze nie her me tycz ne do ty czą ce re la cji ist nie ją cych
po mię dzy WSZYST KIM a jego men tal nym Wszech świa tem. Wi‐
dzie li śmy, jak „wszyst ko jest we WSZYST KIM” – te raz zba daj my
ten dru gi aspekt te ma tu.
Na uki her me tycz ne mó wią, że WSZYST KO jest im ma nent ne
(„po zo sta ją ce we wnątrz; wro dzo ne; trwa ją ce we wnątrz”) w
swo im Wszech świe cie i w każ dej czę ści, czą stecz ce, jed no st ce
czy złą cze niu we wnątrz Wszech świa ta. To stwier dze nie jest za‐
zwy czaj ilu stro wa ne przez na uczy cie li od nie sie niem do pra wa
zgod no ści. Na uczy ciel in stru uje ucznia, aby ten stwo rzył men‐
tal ny ob raz cze goś – oso by, idei – co ma for mę men tal ną; ulu bio‐
nym przy kła dem jest au tor czy dra ma turg two rzą cy po sta ci
swo ich bo ha te rów lub ma larz czy rzeź biarz two rzą cy ob raz ide‐
ału, jaki chce od dać po przez swo ją sztu kę. W każ dym z tych
przy pad ków uczeń od kry je, że cho ciaż ob raz ma swo je ist nie nie
i isto tę wy łącz nie we wnątrz two rzą ce go go umy słu, to jed nak
uczeń, au tor, dra ma turg, ma larz, rzeź biarz rów nież jest, w pew‐
nym sen sie, w nim im ma nent ny – prze by wa w środ ku, trwa we‐
wnątrz tego men tal ne go ob ra zu. In ny mi sło wy, wszyst kie za le‐
ty, ży cie, duch w rze czy wi sto ści men tal ne go ob ra zu wy no szo ne
jest z „im ma nent ne go umy słu” twór cy. Roz waż to przez chwi lę,
aż uchwy cisz tę ideę.
Jako współ cze sny przy kład za łóż my, że Otel lo, Iago, Lear, Ry‐
szard III w mo men cie ich po czę cia czy kre acji ist nie li wy łącz nie
w umy śle Szek spi ra. A jed nak Szek spir rów nież ist niał w każ dej
z tych po sta ci, da jąc im ich wi tal ność, du cha i dzia ła nie. Czy im
jest „duch” bo ha te rów zna nych jako Mi caw ber, Oli ver Twist,
Uriah Heep – czy jest to Dic kens, czy każ da z tych po sta ci ma
oso bi ste go du cha, nie za leż ne go od swe go twór cy? Czy Ve nus de
Me di ci, Ma don na Syk styń ska czy Apol lo Be lvi de re są sa mo dziel‐
ny mi du cha mi i rze czy wi sto ścia mi, czy może re pre zen tu ją one
du cho we i men tal ne moce ich twór ców? Pra wo pa ra dok su tłu‐
ma czy, że obie pro po zy cje są praw dzi we, gdy spo glą da się na nie
z róż nych punk tów wi dze nia. Mi caw ber jest Mi caw be rem, a jed‐
nak Dic ken sem. Ale gdy o Mi caw be rze moż na po wie dzieć, że jest
Dic ken sem, to jed nak Dic kens nie jest iden tycz ny z Mi caw be‐
rem. Czło wiek, tak jak Mi caw ber, może za wo łać:
„Duch mo je go Twór cy jest obec ny we mnie – a jed nak ja nie je‐
stem NIM!”. Jak od mien ne jest to od szo ku ją cej pół praw dy tak
krzy kli wie gło szo nej przez po ło wicz nie mą drych, któ rzy wy peł‐
nia li po wie trze swo imi ochry pły mi okrzy ka mi: „Je stem Bo‐
giem!”. Wy obraź so bie bied ne go Mi caw be ra czy prze bie głe go
Uriah Heep, krzy czą ce go: „Je stem Dic ken sem”, czy ko goś z
mniej szych ról w sztu ce Szek spi ra, kto kwie ci ście ogła sza: „Je‐
stem Szek spi rem!”. WSZYST KO jest w dżdżow ni cy, a jed nak
dżdżow ni ca jest da le ka od by cia WSZYST KIM. Ale wciąż za sta‐
na wia my się, że cho ciaż dżdżow ni ca ist nie je za le d wie jako ni ska
for ma ży cia i ma swo je ist nie nie wy łącz nie we wnątrz Umy słu
WSZYST KIE GO, to jed nak WSZYST KO ist nie je w dżdżow ni cy i w
czą stecz kach, któ re two rzą dżdżow ni cę. Czy może być więk sza
ta jem ni ca niż ta, że „wszyst ko we WSZYST KIM; i WSZYST KO we
wszyst kim”?
Uczeń oczy wi ście zda so bie spra wę, że po wyż sze przy kła dy są
za wsze nie do sko na łe i nie ade kwat ne, gdyż re pre zen tu ją one
two rze nie ob ra zów men tal nych w skoń czo nych umy słach, pod‐
czas gdy Wszech świat jest kre acją Nie skoń czo ne go Umy słu – i
roz dzie la je róż ni ca po mię dzy tymi dwo ma bie gu na mi. A jed nak
jest to za le d wie kwe stia stop nia – dzia ła to samo pra wo – pra wo
zgod no ści uka zu je się w każ dym: „Jak na gó rze, tak i na dole; jak
na dole, tak i na gó rze”.
Czło wiek, w stop niu, w ja kim zda je so bie spra wę z ist nie nia
we wnątrz jego isto ty we wnętrz ne go, im ma nent ne go Du cha, bę‐
dzie wzra stał na du cho wej ska li ży cia. To wła śnie ozna cza du‐
cho wy roz wój – roz po zna nie, speł nie nie i uka za nie Du cha we‐
wnątrz nas. Spró buj za pa mię tać tę ostat nią de ni cję do ty czą cą
du cho we go roz wo ju. Za wie ra ona w so bie Praw dę Praw dzi wej
Re li gii.
Ist nie je wie le płasz czyzn ist nie nia – wie le pod płasz czyzn ży‐
cia – wie le stop ni eg zy sten cji we Wszech świe cie. Wszyst kie za le‐
żą od za awan so wa nia istot na ska li, któ rej naj niż szym punk tem
jest naj gęst sza ma te ria, a naj wyż szy jest je dy nie naj cień szym
po dzia łem od dzie lo ny od DU CHA WSZYST KIE GO. I wszyst ko po‐
ru sza się do przo du i w górę wzdłuż tej ska li ży cia. Wszyst ko jest
na Dro dze, któ rej koń cem jest WSZYST KO. Każ dy roz wój jest po‐
wra ca niem do domu. Wszyst ko jest do góry i do przo du, na wet
gdy zda je się być prze ciw nie. Ta kie jest prze sła nie oświe co nych.
Na uki her me tycz ne od no szą ce się do pro ce su men tal nej kre‐
acji Wszech świa ta mó wią, że na po cząt ku cy klu kre acji
WSZYST KO, w swo im aspek cie „ist nie nia”, do ko nu je pro jek cji
swo jej woli ku swo je mu aspek to wi „sta wa nia się” i to roz po czy‐
na pro ces two rze nia. Na ucza się, że ten pro ces skła da się z ob ni‐
ża nia wi bra cji, aż osią gnię ty zo sta nie bar dzo ni ski po ziom ener‐
gii wi bra cyj nej, w któ rym to miej scu ma ni fe sto wa na jest naj‐
gęst sza for ma ma te rii. Ten pro ces na zy wa ny jest sta dium in wo‐
lu cji, w któ rym WSZYST KO sta je się „zwią za ny” czy też „wple‐
cio ny” w swo ją kre ację. Her me ty cy wie rzą, że pro ces ten od po‐
wia da men tal ne mu pro ce so wi ar ty sty, pi sa rza, wy na laz cy, któ‐
ry sta je się tak bar dzo wple cio ny w swo ją men tal ną kre ację, że
pra wie za po mi na o swo im wła snym ist nie niu i przez ten czas
pra wie „żyje w swo jej kre acji”. Je śli za miast „wple cio ny” uży je‐
my sło wa „za ab sor bo wa ny”, to za pew ne le piej od da my to, co
mamy na my śli.
To mi mo wol ne sta dium two rze nia jest cza sem na zy wa ne „wy‐
le wa niem” bo skiej ener gii, tak jak stan ewo lu cyj ny jest na zy wa‐
ny „wcią ga niem”. Skraj ny bie gun pro ce su two rze nia uwa ża ny
jest za naj bar dziej od le gły od WSZYST KIE GO, pod czas gdy po‐
czą tek sta dium ewo lu cyj ne go uwa ża ny jest za po czą tek po wrot‐
ne go ru chu wa ha dła ryt mu – idei „po wra ca nia do domu”, któ ra
utrzy my wa na jest we wszyst kich na ukach her me tycz nych.
Na uki gło szą, że pod czas „wy le wa nia”, wi bra cje sta ją się co raz
niż sze, aż osta tecz nie ta po trze ba za ni ka, a wte dy za czy na się
ruch po wrot ny. Lecz z tą róż ni cą, że o ile pod czas „wy le wa nia”
siły twór cze uka zu ją się w po łą cze niu i jako ca łość, o tyle od po‐
cząt ku sta dium ewo lu cyj ne go, czy li „wcią ga nia”, uka zu je się
pra wo in dy wi du ali za cji, czy li ten den cja do dzie le nia na jed nost ki
mocy. Skut ku je to tym, że osta tecz nie to, co wy szło z WSZYST‐
KIE GO jako nie zin dy wi du ali zo wa na ener gia, po wra ca do swo je‐
go źró dła jako nie skoń cze nie wy so ce roz wi nię te jed nost ki ży cia,
któ re wzra sta ły co raz wy żej i wy żej po przez roz wój zycz ny,
men tal ny i du cho wy.
Sta ro żyt ni her me ty cy przy opi sy wa niu pro ce su men tal nej
kre acji Wszech świa ta w Umy śle WSZYST KIE GO uży wa ją sło wa
„me dy ta cja”. Sło wo „kon tem pla cja” jest rów nież czę sto sto so wa‐
ne, lecz zda je się, że za my słem jest tu taj uży cie Bo skiej Uwa gi.
„Uwa ga” jest sło wem wy wo dzą cym się z ła ciń skie go okre śle nia
„się gać; wy cią gać”, i wła śnie akt uwa gi jest men tal nym „się ga‐
niem; roz sze rza niem” men tal nej ener gii. Te raz mamy już pod‐
sta wo we ro zu mie nie do ba da nia praw dzi we go zna cze nia „uwa‐
gi”.
Na uki her me tycz ne od no szą ce się do pro ce su ewo lu cji mó wią,
że WSZYST KO, po me dy to wa niu nad po cząt kiem two rze nia –
ma jąc za tem usta no wio ne ma te rial ne pod sta wy Wszech świa ta,
po wo łu jąc go my ślą do ży cia – stop nio wo roz bu dza się lub
wzno si ze swo jej me dy ta cji i tym sa mym za czy na uka zy wać się
pro ces ewo lu cji, na płasz czyź nie ma te rial nej, men tal nej i du‐
cho wej, suk ce syw nie i po ko lei. Tym sa mym za czy na się ruch do
góry – i wszyst ko za czy na po ru szać się w kie run ku Du cha. Ma te‐
ria sta je się mniej gę sta; po ja wia ją się Jed nost ki; za czy na ją for‐
mo wać się po łą cze nia; Ży cie po ja wia się i uka zu je w co raz to
wyż szych po sta ciach; a Umysł sta je się co raz bar dziej ja sny – wi‐
bra cje nie ustan nie się wzno szą. W skró cie – roz po czy na się cały
pro ces ewo lu cji, we wszyst kich swo ich fa zach, i prze bie ga on
we dług usta no wio nych praw pro ce su „wcią ga nia”. Wszyst ko to
trwa eony eonów cza su czło wie ka, gdzie każ dy eon za wie ra nie‐
zli czo ne mi lio ny lat. A jed nak oświe ce ni in for mu ją nas, że całe
two rze nie, in wo lu cja i ewo lu cja Wszech świa ta jest jak „mru‐
gnię cie okiem” dla WSZYST KIE GO. Na koń cu nie zli czo nych cy kli
eonów cza su WSZYST KO wy co fu je swo ją uwa gę – swo ją kon‐
tem pla cję i me dy ta cję – Wszech świa ta, gdyż Wiel kie Dzie ło jest
ukoń czo ne, i wszyst ko jest cof nię te do WSZYST KIE GO, z któ re go
się wy ło ni ło. Lecz ta jem ni cą ta jem nic – duch każ dej du szy nie
jest uni ce stwia ny, lecz jest nie skoń cze nie roz sze rza ny – Twór ca i
Two rze nie są sca le ni. Tak mó wią oświe ce ni!
Po wyż szy przy kład „me dy ta cji” i na stę pu ją ce go po niej „roz‐
bu dza nia z me dy ta cji” WSZYST KIE GO jest oczy wi ście je dy nie
do ko na ną przez na uczy cie li pró bą opi sa nia nie skoń czo ne go
pro ce su po przez skoń czo ny przy kład. A jed nak: „Jak na gó rze,
tak i na dole”. Róż ni ca ist nie je za le d wie w stop niu. I tak jak
WSZYST KO wsta je z me dy ta cji nad Wszech świa tem, tak i czło‐
wiek (z cza sem) prze sta je uka zy wać się na płasz czyź nie ma te‐
rial nej i wy co fu je się co raz bar dziej do we wnętrz ne go du cha,
któ ry rze czy wi ście jest „Bo skim Ego”.
Ist nie je jesz cze jed na kwe stia, któ rą chce my przed sta wić w tej
lek cji me ta zycz nej sfe ry spe ku la cji, cho ciaż na szym ce lem jest
je dy nie uka za nie jej da rem no ści. Cho dzi nam o py ta nie, któ re
nie wąt pli wie po ja wia się w umy słach wszyst kich my śli cie li,
któ rzy dą ży li do po zna nia Praw dy. To py ta nie brzmi: „DLA CZE‐
GO WSZYST KO two rzy Wszech świa ty?”. To py ta nie moż na za‐
dać w róż nych po sta ciach, lecz po wyż sze sta no wi sed no.
Lu dzie usil nie sta ra li się od po wie dzieć na to py ta nie, lecz nie
ist nie je od po wiedź god na swej na zwy. Nie któ rzy wy obra ża li so‐
bie, że WSZYST KO mia ło by coś przez to zy skać, lecz jest to ab‐
surd, bo czyż WSZYST KO mo gło by zy skać coś, cze go nie po sia‐
da? Inni po szu ki wa li od po wie dzi w idei, że WSZYST KO „chcia ło
coś ko chać”; a jesz cze inni uwa ża li, że dla przy jem no ści czy za‐
ba wy; albo dla te go, że „było sa mot ne”; czy też dla uka za nia swo‐
jej mocy – wszyst ko to są dzie cin ne wy ja śnie nia i po my sły, któ re
na le żą do dzie cin ne go okre su my śli.
Inni po szu ki wa li wy ja śnie nia ta jem ni cy w za ło że niu, że
WSZYST KO jest „po bu dzo ne” do two rze nia z po wo du wła snej
we wnętrz nej na tu ry – jej „in stynk tu do two rze nia”. Idea ta wy‐
prze dza po zo sta łe, lecz jej sła by punkt to po mysł, że WSZYST KO
jest „po bu dzo ne” przez co kol wiek, we wnętrz ne go czy ze wnętrz‐
ne go. Je śli jego „we wnętrz ną na tu rą” czy „in stynk tem do two‐
rze nia” był by Ab so lut, a nie WSZYST KO, to ta część pro po zy cji
upa da. A jed nak WSZYST KO two rzy i uka zu je, i zda je się od naj‐
dy wać w tym pe wien ro dzaj sa tys fak cji. Trud no też jest uciec
kon klu zji, że w pew nym nie skoń czo nym stop niu musi ono po‐
sia dać coś, co od po wia da ło by „we wnętrz nej na tu rze” czy „twór‐
cze mu in stynk to wi” u czło wie ka, z od po wied nio nie skoń czo‐
nym pra gnie niem i wolą. Nie mo gło by dzia łać, gdy by nie mia ło
woli dzia ła nia; i nie mia ło by woli dzia ła nia, gdy by nie pra gnę ło
dzia łać; i nie by ło by pra gnie nia do dzia ła nia, gdy by nie było uzy‐
ska nej z tego sa tys fak cji. Wszyst kie te rze czy na le ża ły by do „we‐
wnętrz nej na tu ry” i moż na by po stu lo wać ich ist nie nie we dług
pra wa zgod no ści. Jed nak wciąż wo li my my śleć, że WSZYST KO
dzia ła cał ko wi cie SWO BOD NIE, bez żad ne go wpły wu, czy to we‐
wnętrz ne go, czy ze wnętrz ne go. Jest to pro blem, któ ry leży u
pod staw trud no ści; i trud ność, któ ra leży u pod staw pro ble mu.
Mó wiąc wprost, nie moż na stwier dzić, że ist nie je ja ki kol wiek
„po wód” dla dzia ła nia WSZYST KIE GO, gdyż „po wód” im pli ku je
„przy czy nę”, a WSZYST KO jest po nad przy czy ną i skut kiem, z
wy jąt kiem tego, gdy chce stać się Przy czy ną, w któ rym to mo‐
men cie to pra wo bę dzie wpra wio ne w ruch. Wi dać więc, że ma‐
te ria ta jest nie do ob ję cia my ślą, tak samo jak i WSZYST KO jest
nie po zna wal ne. Tak jak mó wi my, że WSZYST KO po pro stu
„JEST”, tak samo je ste śmy zmu sze ni do stwier dze nia, że
„WSZYST KO DZIA ŁA, PO NIE WAŻ DZIA ŁA”. W koń cu WSZYST‐
KO jest wszel kim po wo dem w sa mym so bie – wszel kim pra wem
sa mym w so bie; wszel kim dzia ła niem sa mym w so bie – i moż na
praw dzi wie po wie dzieć, że WSZYST KO jest swo im wła snym po‐
wo dem, swo im wła snym pra wem, swo im wła snym dzia ła niem,
czy na wet wię cej, że WSZYST KO, jego po wód, jego dzia ła nie, jego
pra wo są JED NYM, gdyż wszyst ko to są na zwy dla tej sa mej rze‐
czy. W opi nii tych, któ rzy przed sta wia ją te lek cje, od po wiedź za‐
mknię ta jest w WE WNĘTRZ NEJ JAŹ NI WSZYST KIE GO ra zem z
jego ta jem ni cą ist nie nia. Pra wo zgod no ści, w na szym od czu ciu,
się ga je dy nie do tego aspek tu WSZYST KIE GO, któ ry moż na
okre ślić jako „aspekt STA WA NIA SIĘ”. Za tym aspek tem jest
„aspekt IST NIE NIA”, w któ rym wszyst kie pra wa są za gu bio ne w
PRA WIE; wszyst kie za sa dy sca la ją się w ZA SA DĘ; a WSZYST KO,
ZA SA DA i IST NIE NIE są IDEN TYCZ NE, są JED NYM I TYM SA‐
MYM. Za tem me ta zycz na spe ku la cja w tym miej scu jest bez‐
owoc na. Wcho dzi my w nią tu taj tyl ko po to, by po ka zać, że zna‐
my to py ta nie, jak rów nież by uka zać ab sur dal ność po spo li tych
od po wie dzi udzie la nych przez me ta zy kę i teo lo gię.
Na za koń cze nie może być in te re su ją cym fakt, że o ile za rów no
sta ro żyt ni, jak i współ cze śni na uczy cie le her me ty zmu skła nia li
się ra czej w kie run ku za sto so wa nia do tego py ta nia za sa dy zgod‐
no ści, co owo co wa ło kon klu zją o „we wnętrz nej na tu rze”, o tyle
le gen dy mó wią, że HER MES Wiel ki, gdy za awan so wa ni ucznio‐
wie za da li mu to py ta nie, od po wie dział im MOC NO ZA CI SKA JĄC
WAR GI i nie wy po wia da jąc ani sło wa, co wska zy wa ło, że OD PO‐
WIEDŹ NIE IST NIE JE. Może jed nak chciał za sto so wać ak sjo mat
swej lo zo i, mó wią cy: „Usta mą dro ści są za mknię te dla
wszyst kie go za wy jąt kiem uszu zro zu mie nia”, uwa ża jąc, że na‐
wet jego za awan so wa ni ucznio wie nie po sia da li zro zu mie nia,
któ re upraw nia ło by ich do otrzy ma nia tej na uki. W każ dym
bądź ra zie, je śli Her mes znał tę ta jem ni cę, to nie prze ka zał jej, za‐
tem w tej kwe stii USTA HER ME SA SĄ ZA MKNIĘ TE dla świa ta. A
tam, gdzie Wiel ki Her mes nie chciał mó wić, jaki śmier tel nik
ośmie li się na uczać?
Pa mię taj jed nak, że ja ka kol wiek by nie była od po wiedź na ten
pro blem, je śli rze czy wi ście ona ist nie je, to po zo sta je praw dą, że:
„Pod czas gdy wszyst ko jest we WSZYST KIM, to rów nie praw dzi‐
we jest, że WSZYST KO jest we wszyst kim”. Na uka w tym te ma‐
cie jest wy raź na. I mo że my do dać koń czą ce sło wa cy ta tu: „Ten,
kto praw dzi wie ro zu mie tę praw dę, do szedł do wiel kiej wie dzy”.
Roz dział VIII
PŁASZCZYZNY ZGODNOŚCI
„Jak na gó rze, tak i na dole; jak na dole, tak i na gó rze”
Ky ba lion
Wiel kie, dru gie pra wo her me tycz ne uosa bia praw dę, że ist nie je
har mo nia i zgod ność po mię dzy kil ko ma płasz czy zna mi ma ni fe‐
sta cji, ży cia i ist nie nia. Jest to praw dą, gdyż wszyst ko, co za wie‐
ra się we Wszech świe cie, ema nu je z tego sa me go źró dła i te
same pra wa, za sa dy i wła ści wo ści mają za sto so wa nie do każ dej
z jed no stek lub grup jed no stek, gdzie każ da uka zu je swo je wła‐
sne zja wi ska na swo jej wła snej płasz czyź nie.
Dla wy go dy my śli i ba dań, lo zo a her me tycz na uwa ża, że
Wszech świat moż na po dzie lić na trzy głów ne kla sy zja wisk,
zna ne jako trzy głów ne płasz czy zny:
I. Głów na płasz czy zna zycz na.
II. Głów na płasz czy zna men tal na.
III. Głów na płasz czy zna du cho wa.
Te po dzia ły są mniej lub bar dziej sztucz ne i do wol ne, gdyż
praw dą jest, że wszyst kie są je dy nie ko lej ny mi stop nia mi na
wiel kiej ska li ży cia, któ rej naj niż szym punk tem jest nie roz róż‐
nial na ma te ria, a naj wyż szym punk tem – duch. Co wię cej, róż ne
płasz czy zny prze cho dzą jed na w dru gą, więc nie moż na do ko‐
nać wy raź ne go i szyb kie go roz gra ni cze nia po mię dzy wyż szy mi
zja wi ska mi zycz ny mi i niż szy mi men tal ny mi; czy też po mię‐
dzy wyż szy mi men tal ny mi i niż szy mi du cho wy mi.
W skró cie, trzy głów ne płasz czy zny moż na uwa żać za trzy
gru py stop ni ma ni fe sta cji ży cia. Cho ciaż cel tej książ ki nie po‐
zwa la nam wejść w sze ro ką dys ku sję lub wy ja śnie nia w te ma cie
tych róż nych płasz czyzn, to uwa ża my, że do brze jest w tym
miej scu po dać ge ne ral ny ich opis.
Na po cząt ku mo że my roz wa żyć py ta nie, tak czę sto za da wa ne
przez neo tów, któ rzy chcą do wie dzieć się, co ozna cza sło wo
„płasz czy zna”, któ ry to ter min jest w wie lu pra cach na te mat
okul ty zmu bar dzo do wol nie uży wa ny, a bar dzo sła bo wy ja śnia‐
ny. Py ta nie naj czę ściej brzmi: „Czy płasz czy zna jest miej scem,
któ re po sia da swój wy miar, czy jest je dy nie pew nym sta nem
bądź uwa run ko wa niem?”. Od po wia da my: „Nie, nie jest miej‐
scem ani zwy kłym wy mia rem prze strze ni, i jest czymś wię cej
niż sta nem. Moż na to uwa żać za pe wien stan czy uwa run ko wa‐
nie, lecz ten stan bę dzie stop niem wy mia ru, w ska li bę dą cej
przed mio tem mia ry”. Jest to pa ra dok sal ne, czyż nie? Przyj rzyj‐
my się temu bli żej. „Wy miar”, jaki znasz, jest „mia rą w li nii pro‐
stej, od no szą cą się do mie rze nia” etc. Zwy czaj ny mi wy mia ra mi
prze strze ni są: dłu gość, sze ro kość i wy so kość, lub na wet: dłu‐
gość, sze ro kość, wy so kość, gru bość bądź ob wód. Lecz ist nie je
inny wy miar „stwo rzo nych rze czy” czy też „mia ra w li nii pro‐
stej” – zna ny okul ty stom jak i na ukow com, cho ciaż ci dru dzy nie
sto su ją do jego okre śle nia na zwy „wy miar” – i ten nowy wy‐
miar, któ ry jest tym wiel ce roz wa ża nym „czwar tym wy mia‐
rem”, jest stan dar dem uży wa nym do okre śle nia stop nia czy też
„płasz czy zny”.
Czwar ty wy miar może być na zy wa ny „wy mia rem wi bra cji”.
Jest to fakt do brze zna ny współ cze snej na uce, tak samo jak i her‐
me ty kom, któ rzy uję li tę praw dę w swo jej trze ciej za sa dzie her‐
me tycz nej, któ ra mówi, że „wszyst ko jest w ru chu; wszyst ko wi‐
bru je; nic nie spo czy wa”. Od naj wyż szych ma ni fe sta cji do naj‐
niż szych, wszyst ko i wszyst kie rze czy wi bru ją. Wi bru ją nie tyl ko
z róż ną pręd ko ścią, lecz rów nież na róż ne spo so by i w róż nych
kie run kach. Stop nie „czę sto tli wo ści” wi bra cji usta na wia ją stop‐
nie mia ry na ska li wi bra cji – in ny mi sło wy usta na wia ją one
stop nie czwar te go wy mia ru. I te stop nie for mu ją to, co okul ty‐
ści na zy wa ją „płasz czy zna mi”. Im wyż szy sto pień czę sto tli wo ści
wi bra cji, tym wyż sza płasz czy zna i wyż sza ma ni fe sta cja ży cia
ist nie ją ce go na da nej płasz czyź nie. Sko ro więc płasz czy zna nie
jest „miej scem” ani „sta nem” czy „uwa run ko wa niem”, to jed nak
po sia da wła ści wo ści ich obu. Wię cej na te mat ska li wi bra cji po‐
wie my w na szej na stęp nej lek cji, któ ra po świę co na jest her me‐
tycz ne mu pra wu wi bra cji.
Na le ży jed nak pa mię tać, że te trzy głów ne płasz czy zny nie są
po dzia łem tego zja wi ska we Wszech świe cie, lecz są to je dy nie
okre śle nia uży wa ne przez her me ty ków, a ma ją ce po ma gać w
my śle niu i stu dio wa niu róż nych stop ni i form uni wer sal nej
dzia łal no ści ży cia. Atom ma te rii, jed nost ka mocy, umysł czło‐
wie ka i isto ta ar cha nio ła są je dy nie stop nia mi na ska li, wszyst‐
kie są w pod sta wie ta kie same, a róż nią się je dy nie w kwe stii
stop nia, siły wi bra cji – wszyst kie są two ra mi WSZYST KIE GO i
swo je ist nie nie po sia da ją wy łącz nie we wnątrz nie skoń czo ne go
umy słu WSZYST KIE GO.
Her me ty cy do ko nu ją dal sze go po dzia łu każ dej z trzech głów‐
nych płasz czyzn na sie dem mniej szych, a każ dą z nich dzie lą
jesz cze na sie dem pod płasz czyzn, a wszyst kie po dzia ły są mniej
lub bar dziej do wol ne, prze cho dzą je den w dru gi i są przyj mo wa‐
ne je dy nie dla wy go dy na uko wych ba dań i my śli.
Głów na płasz czy zna zycz na i jej sie dem mniej szych płasz‐
czyzn jest tym dzia łem zja wisk Wszech świa ta, któ re za wie ra ją
wszyst ko zwią za ne z zy ką czy ma te rial ny mi rze cza mi, si ła mi i
ma ni fe sta cja mi. Za wie ra wszyst kie for my tego, co na zy wa my
ma te rią i wszyst kie for my tego, co na zy wa my ener gią bądź
mocą. Mu sisz jed nak pa mię tać, że lo zo a her me tycz na nie
uzna je ma te rii za „rzecz swo istą” lub za ma ją cą od dziel ne ist nie‐
nie na wet w umy śle WSZYST KIE GO. Na uki gło szą, że ma te ria
jest je dy nie for mą ener gii – tj. ener gią o ni skim po zio mie wi bra‐
cji okre ślo ne go ro dza ju. W związ ku z tym her me ty cy kla sy ku ją
ma te rię pod po ję ciem ener gii i dają jej trzy z sied miu mniej‐
szych płasz czyzn głów nej płasz czy zny zycz nej.
Te sie dem mniej szych płasz czyzn zycz nych to:
I. Płasz czy zna ma te rii (A).
II. Płasz czy zna ma te rii (B).
III. Płasz czy zna ma te rii (C).
IV. Płasz czy zna sub stan cji ete rycz nej.
V. Płasz czy zna ener gii (A).
VI. Płasz czy zna ener gii (B).
VII. Płasz czy zna ener gii (C).
Płasz czy zna ma te rii (A) obej mu je for my ma te rii w po sta ci ciał
sta łych, cie szy i ga zów, tak jak jest to ogól nie uzna wa ne przez
książ ki o zy ce. Płasz czy zna ma te rii (B) za wie ra pew ne wyż sze i
bar dziej sub tel ne for my ma te rii – któ rej ist nie nie za czy na być
uzna wa ne przez obec ną na ukę: zja wi sko ma te rii pro mie niu ją cej
w jej fa zach ra dia cji etc. – na le żą ce do niż szych pod po dzia łów tej
mniej szej płasz czy zny. Płasz czy zna ma te rii (C) obej mu je for my
naj bar dziej sub tel nej i roz rze dzo nej ma te rii, któ rej ist nie nia
zwy kli na ukow cy nie po dej rze wa ją. Płasz czy zna sub stan cji ete‐
rycz nej za wie ra to, co na uka na zy wa „ete rem” – sub stan cję o
wy jąt ko wym roz rze dze niu i ela stycz no ści, któ ra prze ni ka całą
prze strzeń wszech świa ta i dzia ła jako me dium dla trans mi sji fal
ener gii, ta kiej jak świa tło, cie pło, elek trycz ność itd. Ta sub stan‐
cja ete rycz na sta no wi łą czą ce ogni wo po mię dzy (tak zwa ną)
ma te rią a ener gią i po sia da na tu rę obu. Na uki her me tycz ne jed‐
nak że in stru ują, że ta płasz czy zna ma sie dem pod po zio mów
(tak jak wszyst kie mniej sze płasz czy zny), za tem w rze czy wi sto‐
ści jest sie dem róż nych, a nie jed na.
Na stęp ną, nad płasz czy zną sub stan cji ete rycz nej, jest płasz‐
czy zna ener gii (A), któ ra obej mu je zwy kłe for my ener gii zna ne
na uce, a jej sie dem pod płasz czyzn to od po wied nio: cie pło, świa‐
tło, ma gne tyzm, elek trycz ność, przy cią ga nie (wcho dzi w to gra‐
wi ta cja, ko he zja, po wi no wac two che micz ne itp.) i kil ka in nych
form ener gii, któ re są uka zy wa ne przez eks pe ry men ty na uko‐
we, lecz jesz cze nie na zwa ne i nie skla sy ko wa ne. Płasz czy zna
ener gii (B) za wie ra sie dem pod płasz czyzn wyż szych form ener‐
gii, któ re jesz cze nie zo sta ły od kry te przez na ukę, lecz któ re na‐
zy wa no „sub tel ny mi si ła mi na tu ry”, a któ re uka zu ją się jako róż‐
ne for my men tal nych zja wisk i dzię ki nim ta kie zja wi ska sta ją
się moż li we. Płasz czy zna ener gii (C) obej mu je sie dem pod płasz‐
czyzn ener gii tak wy so ce zor ga ni zo wa nej, że po sia da ona wie le
cech „ży cia”, lecz jest ona nie roz po zna wa na przez umy sły lu dzi
na zwy czaj nym po zio mie roz wo ju. Jest do stęp na do uży cia je dy‐
nie przez isto ty płasz czy zny du cho wej – ta kiej ener gii zwy kły
czło wiek nie jest w sta nie ob jąć my ślą i moż na ją uwa żać pra wie
za „bo ską moc”. Isto ty ko rzy sta ją ce z niej są jak „bo go wie”, gdy
po rów na się je na wet do naj wyż szych zna nych nam istot ludz‐
kich.
Głów na płasz czy zna men tal na za wie ra for my „ży wych rze‐
czy”, któ re zna ne są nam w zwy kłym ży ciu, jak rów nież i pew ne
for my nie zna ne po wszech nie lu dziom, za wy jąt kiem okul ty‐
stów. Kla sy ka cja sied miu mniej szych płasz czyzn jest mniej lub
bar dziej sa tys fak cjo nu ją ca i do wol na (chy ba, że to wa rzy szą jej
do kład ne wy ja śnie nia, któ re wy kra cza ją poza ramy ni niej szej
pra cy), lecz mimo wszyst ko ją przed sta wi my.
I. Płasz czy zna umy słu mi ne ra łów.
II. Płasz czy zna umy słu ele men tów (A).
III. Płasz czy zna umy słu ro ślin.
IV. Płasz czy zna umy słu ele men tów (B).
V. Płasz czy zna umy słu zwie rząt.
VI. Płasz czy zna umy słu ele men tów (C).
VII. Płasz czy zna umy słu ludz kie go.
Płasz czy zna umy słu mi ne ra łów obej mu je „stan bądź uwa run‐
ko wa nie” jed no stek, istot, czy też ich grup i po łą czeń, któ re oży‐
wia ją for my zna ne nam jako „mi ne ra ły, che mi ka lia etc.”. Te isto‐
ty nie mogą być my lo ne z mo le ku ła mi, ato ma mi i sa my mi czą‐
stecz ka mi, gdyż są one je dy nie ma te rial ny mi cia ła mi czy for ma‐
mi tych istot, tak samo jak cia ło czło wie ka jest je dy nie jego ma‐
te rial ną for mą, a nie „nim sa mym”. Isto ty te moż na w pew nym
sen sie na zy wać „du sza mi”, a są to ży ją ce isto ty o ni skim stop niu
roz wo ju, ży cia i umy słu – sta no wią tro chę wię cej niż jed nost ki
„ży ją cej ener gii, któ ra obej mu je wyż sze pod po dzia ły naj wyż szej
płasz czy zny zycz nej”. Prze cięt ny umysł nie przy pi su je kró le‐
stwu mi ne ra łów po sia da nia umy słu, du szy czy ży cia, lecz wszy‐
scy okul ty ści roz po zna ją ich ist nie nie. No wo cze sna na uka gwał‐
tow nie zbli ża się w tym te ma cie do punk tu wi dze nia her me ty‐
ków. Mo le ku ły, ato my i cząst ki ele men tar ne mają swo je „mi ło ści
i nie na wi ści”, „sym pa tie i an ty pa tie”, „przy cią ga nia i od py cha‐
nia”, „po wi no wac twa i roz bież no ści” etc., a nie któ re z bar dziej
śmia łych umy słów no wo cze snej na uki przed sta wi ły opi nię, że
pra gnie nie, wola, emo cje i uczu cia ato mów róż nią się od ludz‐
kich je dy nie stop niem. Nie mamy ani cza su, ani miej sca, by dys‐
ku to wać tu taj nad tą ma te rią. Wszy scy okul ty ści wie dzą, że jest
to fakt, a inni od sy ła ni są do ostat nich na uko wych prac, by uzy‐
skać ze wnętrz ne po twier dze nie. Płasz czy zna ta ma sie dem pod‐
po dzia łów.
Płasz czy zna umy słu ele men tów (A) za wie ra stan bądź uwa‐
run ko wa nie oraz sto pień men tal ne go i wi tal ne go roz wo ju pew‐
nej kla sy istot nie zna nych prze cięt ne mu czło wie ko wi, lecz roz‐
po zna wa nych przez okul ty stów. Są one nie wi dzial ne dla zwy‐
kłych zmy słów czło wie ka, lecz mimo to ist nie ją i od gry wa ją
swo ją rolę na sce nie wszech świa ta. Ich sto pień in te li gen cji pla‐
su je się po mię dzy isto ta mi mi ne ra łów i che mi ka liów a isto ta mi
kró le stwa ro ślin. Tu taj rów nież ist nie je sie dem pod po dzia łów.
Płasz czy zna umy słu ro ślin w swo ich sied miu pod po dzia łach
za wie ra sta ny lub uwa run ko wa nia istot obej mu ją cych kró le‐
stwa świa ta ro ślin, któ re go wi tal ne i men tal ne zja wi ska są cał‐
kiem do brze ro zu mia ne przez oso bę o prze cięt nej in te li gen cji,
gdyż w ostat niej de ka dzie wy da no wie le no wych i in te re su ją‐
cych prac na uko wych od no śnie „umy słu i ży cia w ro śli nach”.
Ro śli ny mają ży cie, umysł i „du szę”, tak samo jak zwie rzę ta, czło‐
wiek i nad czło wiek.
Płasz czy zna umy słu ele men tów (B), ze swo imi sied mio ma
pod po dzia ła mi, za wie ra sta ny i uwa run ko wa nia wyż szych form
„ele men to wych”, czy li nie wi dzial nych istot, od gry wa ją cych
swo ją rolę w ogól nym dzia ła niu wszech świa ta, a któ rych umysł
i ży cie kształ tu je część ska li po mię dzy płasz czy zną umy słu ro‐
ślin a płasz czy zną umy słu zwie rząt, gdzie isto ty te po sia da ją ce‐
chy ich obu.
Płasz czy zna umy słu zwie rząt, ze swo imi sied mio ma pod po‐
dzia ła mi, obej mu je sta ny i uwa run ko wa nia istot bądź dusz, oży‐
wia ją cych zwie rzę ce for my ży cia, zna ne nam wszyst kim. Nie
ma po trze by wcho dzić w szcze gó ły od no śnie tego kró le stwa czy
płasz czy zny ży cia, gdyż świat zwie rząt jest nam bli ski tak jak
nasz wła sny.
Płasz czy zna umy słu ele men tów (C), ze swo imi sied mio ma
pod po dzia ła mi, za wie ra te isto ty nie wi dzial ne, jak wszyst kie
for my ele men to we, któ re po sia da ją ce chy za rów no zwie rzę ce go,
jak i ludz kie go ży cia w okre ślo nym stop niu i kom bi na cjach. Naj‐
wyż sze for my są na wpół ludz kie w swo jej in te li gen cji.
Płasz czy zna umy słu ludz kie go, ze swo imi sied mio ma pod‐
płasz czy zna mi, obej mu je te ma ni fe sta cje ży cia i men tal no ści,
któ re są po wszech ne u czło wie ka, w jego róż nych ro dza jach,
stop niach i po dzia łach. W tym po łą cze niu chce my pod kre ślić
fakt, że prze cięt ny dzi siej szy czło wiek zaj mu je czwar ty pod po‐
dział płasz czy zny umy słu ludz kie go, a je dy nie naj bar dziej in te li‐
gent ni prze kro czy li gra ni cę pią te go pod po dzia łu. Do tar cie do
tego sta dium za ję ło ra sie mi lio ny lat i ko lej ne mi lio ny upły ną,
za nim rasa wzej dzie na szó sty i siód my pod po dział, i da lej. Lecz
pa mię taj, że ist nia ły przed nami rasy, któ re prze cho dzi ły przez
te stop nie da lej na wyż sze płasz czy zny. Na sza wła sna rasa jest
pią tą (ra zem z nie licz ny mi z czwar tej), któ ra po sta wi ła sto py na
Dro dze. A jed nak ist nie je kil ka za awan so wa nych dusz na szej
wła snej rasy, któ rzy wy bi li się po nad masy i któ rzy prze szli na
szó sty i siód my pod po dział, a nie któ rzy z nich na wet da lej. Czło‐
wiek szó ste go pod po dzia łu bę dzie „su per czło wie kiem”; ten z
siód me go bę dzie „nad czło wie kiem”.
W na szym roz wa ża niu nad sied mio ma mniej szy mi płasz czy‐
zna mi men tal ny mi wspo mnie li śmy bar dzo ogól nie o trzech
płasz czy znach ele men to wych. Nie chce my wcho dzić w szcze gó‐
ły tego te ma tu w tej pra cy, gdyż nie na le ży on do tej czę ści ogól‐
nej lo zo i i nauk. Mo że my jed nak po wie dzieć, aby od dać ja sny
po gląd na re la cje tych płasz czyzn do bar dziej nam zna nych, że:
płasz czy zny ele men to we od no szą się do płasz czyzn men tal no‐
ści i ży cia mi ne ra łów, ro ślin, zwie rząt i lu dzi, jak czar ne kla wi‐
sze for te pia nu od no szą się do bia łych. Bia łych wy star czy, by z
po wo dze niem two rzyć mu zy kę, lecz ist nie ją pew ne to na cje, me‐
lo die i har mo nie, w któ rych czar ne kla wi sze od gry wa ją swo ją
rolę i w któ rych ich obec ność jest ko niecz na. Są one rów nież ko‐
niecz ne jako „ogni wa łą czą ce” dla uwa run ko wań du szy, sta nów
istot etc., po mię dzy kil ko ma in ny mi płasz czy zna mi, gdzie osią‐
ga ne są okre ślo ne for my roz wo ju – ten ostat ni fakt daje czy tel ni‐
ko wi, któ ry po tra „czy tać mię dzy wier sza mi”, nowe świa tło na
pro ces ewo lu cji i nowy klucz do ta jem nych drzwi „sko ków ży‐
cia” po mię dzy jed nym kró le stwem a dru gim. Głów ne kró le stwa
ele men ta li są w peł ni uzna wa ne przez okul ty stów, a za pi sy ezo‐
te rycz ne są peł ne wzmia nek o nich. Oso by, któ re czy ta ły książ kę
Bul we ra – „Za no ni” – jak i po dob ne ba śnie, roz po zna ją w nich
isto ty za miesz ku ją ce te płasz czy zny ży cia.
Prze cho dząc z głów nej płasz czy zny men tal nej na głów ną
płasz czy znę du cho wą, co mo że my po wie dzieć? Jak mamy wy‐
tłu ma czyć te wyż sze sta ny umy słu, ży cia i ist nie nia umy słom
jesz cze nie zdol nym do uchwy ce nia i zro zu mie nia wyż szych
pod po dzia łów płasz czy zny umy słu ludz kie go? To za da nie jest
nie moż li we. Mo że my je dy nie mó wić w bar dzo ogól nych za ry‐
sach. Jak moż na opi sać świa tło oso bie, któ ra uro dzi ła się śle pa?
Jak opi sać cu kier ko muś, kto ni g dy nie skosz to wał nic słod kie‐
go? Jak prze ka zać har mo nię dźwię ku czło wie ko wi, któ ry uro dził
się głu chy?
Mo że my je dy nie po wie dzieć, że sie dem mniej szych płasz czyzn
głów nej płasz czy zny du cho wej (gdzie każ da z nich ma sie dem
swo ich pod po dzia łów) obej mu je isto ty po sia da ją ce ży cie, umysł
i for mę tak wy kra cza ją ce po nad dzi siej sze go czło wie ka, jak on
sam wy kra cza poza dżdżow ni cę, mi ne rał czy na wet pew ne for‐
my ener gii lub ma te rii. Ży cie tych istot tak bar dzo wy kra cza
poza na sze, że na wet nie po tra my my śleć o jego de ta lach. Ich
umy sły tak bar dzo wy kra cza ją poza na sze, że w po rów na niu z
nimi zda je my się pra wie nie zdol ni do „my śle nia”, a na sze men‐
tal ne pro ce sy są tak jak pro ce sy ma te rial ne; ma te ria, z któ rej ich
for my są zło żo ne, jest z naj wyż szych płasz czyzn ma te rii, a o nie‐
któ rych moż na po wie dzieć, że są „odzia ne w czy stą ener gię”. Co
moż na po wie dzieć o ta kich isto tach?
Na sied miu mniej szych płasz czy znach głów nej płasz czy zny
du cho wej ist nie ją isto ty, o któ rych moż na mó wić jako o anio‐
łach, ar cha nio łach, pół bo gach. Na niż szych z tych mniej szych
płasz czyzn za miesz ku ją te wiel kie du sze, któ re na zy wa my mi‐
strza mi i adep ta mi. Po nad nimi są wiel kie hie rar chie za stę pów
anio łów, nie do ogar nię cia przez ludz ką myśl; a po nad nimi są ci,
któ rych mo że my bez wąt pie nia na zwać „bo ga mi”, gdyż są tak
wy so ko na ska li ist nie nia, że ich isto ta, in te li gen cja i moc po‐
dob ne są do tych przy pi sy wa nych przez lu dzi bó stwom. Isto ty
te są poza na wet naj wyż szy mi lo ta mi ludz kiej wy obraź ni, a sło‐
wo „bo ski” jest je dy nym do nich pa su ją cym. Wie le tych istot, jak
rów nież i za stę pów anio łów, jest bar dzo za an ga żo wa nych w
spra wy wszech świa ta i od gry wa ją one w nich waż ną rolę. Te
nie wi dzial ne bo sko ści i aniel scy po moc ni cy roz sze rza ją swój
wpływ do wol nie i z mocą, w pro ce sie ewo lu cji i ko smicz ne go
po stę pu. Ich oka zjo nal na in ter wen cja i po moc w ludz kich spra‐
wach do pro wa dzi ła do po wsta nia wie lu le gend, wie rzeń, re li gii i
tra dy cji na szej rasy, za rów no prze szłych, jak i obec nych. Cią gle
na kła da ły one na świat swo ją wie dzę i moc, wszyst ko oczy wi‐
ście we dług Pra wa WSZYST KIE GO.
Lecz na wet naj wyż sze z tych za awan so wa nych istot ist nie ją
jako two ry umy słu WSZYST KIE GO i są przed mio tem ko smicz‐
nych pro ce sów i uni wer sal nych praw. One wciąż są śmier tel ne.
Mo że my na zy wać je „bo ga mi”, je śli ze chce my, lecz wciąż są oni
po pro stu star szy mi brać mi na szej rasy – za awan so wa ny mi du‐
sza mi, któ re wy prze dzi ły swo ich bra ci i któ re prze szły przez
eks ta zę wchło nię cia przez WSZYST KO, aby po ma gać swo jej ra sie
w po dró ży po Ścież ce. Lecz na le żą oni do Wszech świa ta i są
przed mio tem jego uwa run ko wań – są śmier tel ni – a ich płasz‐
czy zna jest ni żej niż ab so lut ny duch.
Je dy nie naj bar dziej za awan so wa ni her me ty cy są w sta nie
uchwy cić we wnętrz ne na uki do ty czą ce sta nu ist nie nia i mocy
uka zy wa nych na płasz czy znach du cho wych. Te zja wi ska są tak
wy so ko po nad tymi z płasz czy zny men tal nej, że z pew no ścią
pró ba opi sa nia ich skoń czy ła by się po mie sza niem idei. Je dy nie
ci, któ rych umy sły były la ta mi do kład nie tre no wa ne wzdłuż li‐
nii lo zo i her me tycz nej – tak, ci, któ rzy przy nie śli ze sobą wie‐
dzę ze bra ną we wcze śniej szych wcie le niach – mogą zro zu mieć
to, co mówi na uka o tych płasz czy znach du cho wych. A wie le z
tych we wnętrz nych nauk jest uzna wa ne przez her me ty ków za
zbyt świę te, waż ne, a na wet nie bez piecz ne, by gło sić je pu blicz‐
nie. In te li gent ny uczeń może roz po znać, co mamy na my śli, kie‐
dy utrzy mu je my, że zna cze nie sło wa „duch” uży wa ne go przez
her me ty ków zbli żo ne jest do „ży ją cej mocy”, „oży wio nej siły”,
„we wnętrz nej esen cji”, „esen cji ży cia” etc., któ re go zna cze nia nie
moż na my lić z tym po wszech nie uży wa nym w po łą cze niach ze
zwro ta mi, jak: „re li gij ny”, ko ściel ny, du cho wy, ete rycz ny, „świę‐
ty” etc., etc. Dla okul ty stów sło wo „duch” uży wa ne jest w sen sie
„pier wiast ka oży wia ją ce go”, któ re to okre śle nie nie sie ze sobą
ideę mocy, ży ją cej ener gii, mi stycz nej siły itp., i okul ty ści wie‐
dzą, że to, co zna ją jako „du cho wą moc”, może być wy ko rzy sty‐
wa ne za rów no do złych, jak i do do brych ce lów (we dług pra wa
bie gu no wo ści) – jest to fakt uzna wa ny przez więk szość re li gii po‐
przez ich kon cep cje Sza ta na, Bel ze bu ba, dia bła, Lu cy fe ra, upa‐
dłych anio łów etc. A wie dza od no śnie tych płasz czyzn była
utrzy my wa na w naj święt szej świę to ści we wszyst kich brac‐
twach ezo te rycz nych i ob rząd kach okul ty stycz nych – w Ta jem‐
nej Kom na cie Świą ty ni. Moż na jed nak tu taj po wie dzieć, że tych,
któ rzy osią gnę li wy so kie moce du cho we i nad uży li ich, za wsze
cze kał strasz ny los, a wa ha dło ryt mu nie unik nie nie prze no si ło
ich do naj dal sze go skra ju ma te rial nej eg zy sten cji, z któ re go to
miej sca mu sie li oni po na wiać swo je kro ki ku du cho wi, wzdłuż
krę tych dróg Ścież ki, lecz za wsze z do da ną tor tu rą pa mię ci o
wy so ko ści, z któ rej spa dli przez swo je złe dzia ła nia. Le gen dy o
upa dłych anio łach opar te są na praw dzi wych fak tach, o czym
wie dzą wszy scy za awan so wa ni okul ty ści. Dą że nie do sa mo lub‐
nych mocy na płasz czyź nie du cho wej nie unik nie nie skut ku je
tym, że sa mo lub na du sza tra ci swo ją du cho wą rów no wa gę i
upa da tak da le ce, jak wcze śniej da le ce się wznio sła. Lecz na wet
ta kiej du szy da wa na jest moż li wość po wro tu – i ta kie du sze uda‐
ją się w po wrot ną po dróż, spła ca jąc strasz ną karę po dług nie‐
zmien ne go pra wa.
Na za koń cze nie po now nie przy po mni my, że we dług pra wa
zgod no ści, któ re za wie ra praw dę: „Jak na gó rze, tak i na dole; jak
na dole, tak i na gó rze”, wszyst kie sie dem praw her me tycz nych
w peł ni dzia ła na wszyst kich płasz czy znach: zycz nych, men‐
tal nych i du cho wych. Pra wo sub stan cji men tal nej oczy wi ście
znaj du je za sto so wa nie do wszyst kich płasz czyzn, gdyż wszyst‐
kie są utrzy my wa ne w umy śle WSZYST KIE GO. Pra wo zgod no ści
uka zu je się we wszyst kich, gdyż ist nie je zgod ność i har mo nia
po mię dzy płasz czy zna mi. Pra wo wi bra cji uka zu je się na wszyst‐
kich płasz czy znach – wła ści wie to wła śnie tu taj róż ni ce spra‐
wia ją, że „płasz czy zny” po wsta ją z wi bra cji, tak jak to wy ja śnia‐
li śmy. Pra wo bie gu no wo ści uka zu je się na każ dej płasz czyź nie –
skraj no ści bie gu nów są wy raź nie prze ciw ne i sprzecz ne. Pra wo
ryt mu uka zu je się na każ dej płasz czyź nie – ruch zja wisk ma swój
przy pływ i od pływ, wznie sie nie i zej ście, przyj ście i odej ście.
Pra wo przy czy ny i skut ku uka zu je się na każ dej płasz czyź nie –
każ dy sku tek ma swo ją przy czy nę i każ da przy czy na ma swój
sku tek. Pra wo ro dza ju uka zu je się na każ dej płasz czyź nie – kre‐
atyw na ener gia jest za wsze uka zy wa na i dzia ła wzdłuż li nii
swo je go mę skie go i żeń skie go aspek tu.
„Jak na gó rze, tak i na dole; jak na dole, tak i na gó rze” – ten
wie ko wy ak sjo mat her me tycz ny za wie ra w so bie jed no z wiel‐
kich Praw zja wisk Wszech świa ta. Gdy bę dzie my da lej roz wa żać
po zo sta łe pra wa, to jesz cze ja śniej uj rzy my praw dę o uni wer sal‐
nej na tu rze tego wiel kie go pra wa zgod no ści.
Roz dział IX
WIBRACJA
„Nic nie spo czy wa; wszyst ko jest w ru chu; wszyst ko wi bru je”
Ky ba lion
Trze cie wiel kie pra wo her me tycz ne – pra wo wi bra cji – za wie ra
w so bie praw dę, że ruch ist nie je we wszyst kim we Wszech świe‐
cie, że nic nie spo czy wa – wszyst ko się po ru sza, wi bru je, cyr ku‐
lu je. Pra wo to zo sta ło od kry te przez nie któ rych wcze snych grec‐
kich lo zo fów, któ rzy wcie li li je do swo ich sys te mów. Lecz po‐
tem jego ślad za gi nął dla my śli cie li spo za sze re gów her me ty‐
zmu. Do pie ro w XIX wie ku zy ka na nowo od kry ła praw dę, a
od kry cia na uko we XX wie ku po par ły do wo da mi po praw ność i
praw dę tej wie ko wej, her me tycz nej dok try ny.
Na uki her me tycz ne nie tyl ko mó wią, że wszyst ko jest w cią‐
głym ru chu i wi bra cji, lecz rów nież że „róż ni ce” po mię dzy roz‐
ma ity mi ma ni fe sta cja mi uni wer sal nej mocy są w peł ni po wo‐
do wa ne zmien ny mi czę sto tli wo ścia mi i ro dza ja mi wi bra cji. Nie
tyl ko to, lecz na wet WSZYST KO, samo w so bie, uka zu je sta łą wi‐
bra cję o tak nie skoń czo nym stop niu in ten syw no ści i gwał tow‐
no ści, że prak tycz nie moż na uwa żać, iż jest w spo czyn ku. Na‐
uczy cie le mogą skie ro wać uwa gę uczniów na fakt, że na wet na
płasz czyź nie zycz nej szyb ko po ru sza ją cy się obiekt (np. ob ra ca‐
ją ce się koło) zda je się być w spo czyn ku. Na uki gło szą, że duch
jest na koń cu jed ne go bie gu na wi bra cji, a na koń cu dru gie go są
pew ne wy jąt ko wo gę ste for my ma te rii. Po mię dzy tymi dwo ma
bie gu na mi ist nie ją mi lio ny mi lio nów róż nych stop ni i ro dza jów
wi bra cji.
No wo cze sna na uka do wio dła, że to, co na zy wa my ma te rią i
ener gią, to je dy nie „ro dza je ru chu wi bra cyj ne go”. Nie któ rzy z
bar dziej za awan so wa nych na ukow ców gwał tow nie zbli ża ją się
ku punk to wi wi dze nia okul ty stów, któ rzy utrzy mu ją, że zja wi‐
ska umy słu to po dob ne ro dza je wi bra cji czy ru chu. Przyj rzyj my
się temu, co na uka ma do po wie dze nia od no śnie wi bra cji w ma‐
te rii i ener gii.
Przede wszyst kim, na uka uczy, że wszel ka ma te ria uka zu je, w
pew nym stop niu, wi bra cje wy ni ka ją ce z tem pe ra tu ry, czy li cie‐
pło. Nie za leż nie od tego, czy obiekt jest zim ny, czy go rą cy – to
tyl ko sto pień tej sa mej rze czy – uka zu je on pew ną wi bra cję
ciepl ną i w tym sen sie jest w ru chu i wi bra cji. Na stęp nie wszyst‐
kie czą stecz ki ma te rii, od czą stek ele men tar nych do słońc, są w
ru chu okręż nym. Pla ne ty krą żą do oko ła słoń ca i wie le z nich ob‐
ra ca się wo kół wła snych osi. Słoń ca prze miesz cza ją się wo kół
więk szych punk tów cen tral nych, i wie rzy się, że te z ko lei, rów‐
nież ob ra ca ją się do oko ła jesz cze więk szych itd., ad in ni tum.
Mo le ku ły, z któ rych zło żo ne są kon kret ne ro dza je ma te rii, są w
sta nie cią głej wi bra cji i ru chu do oko ła i na prze ciw sa mych sie‐
bie. Mo le ku ły skła da ją się z ato mów, któ re tak samo są w sta nie
cią głe go ru chu i wi bra cji. Ato my skła da ją się z czą stek ele men‐
tar nych, na zy wa nych „elek tro na mi”, „jo na mi” etc., któ re rów‐
nież są w sta nie gwał tow ne go ru chu, ob ra ca jąc się wo kół sie bie,
i któ re uka zu ją bar dzo gwał tow ny stan i ro dzaj wi bra cji. Wi dzi‐
my za tem, że wszyst kie for my ma te rii uka zu ją wi bra cję, we dług
her me tycz ne go pra wa wi bra cji.
Tak samo jest z róż ny mi for ma mi ener gii. Na uka twier dzi, że
świa tło, cie pło, ma gne tyzm i elek trycz ność to je dy nie for my wi‐
bra cyj ne go ru chu w pe wien spo sób po łą czo ne go z ete rem i
praw do po dob nie z nie go się wy wo dzą ce go. Na uka jesz cze nie
pró bu je tłu ma czyć na tu ry zja wi ska zna ne go jako ko he zja, któ re
jest za sa dą przy cią ga nia mo le ku lar ne go; ani che micz ne go po wi‐
no wac twa, któ re jest za sa dą przy cią ga nia ato mów; ani gra wi ta‐
cji (naj więk szej ta jem ni cy z tych trzech), któ ra jest za sa dą przy‐
cią ga nia, w któ rej każ da czą stecz ka czy masa ma te rii jest zwią‐
za na z każ dą inną czą stecz ką czy masą. Te trzy for my ener gii nie
są jesz cze ro zu mia ne przez na ukę, lecz pi sa rze skła nia ją się ku
opi nii, że rów nież i one są ma ni fe sta cją pew nej for my ener gii
wi bra cyj nej – jest to fakt, któ ry her me ty cy utrzy my wa li i na‐
ucza li przez wie ki.
Uni wer sal ny eter, któ ry jest uzna wa ny przez na ukę bez po‐
praw ne go zro zu mie nia jego na tu ry, we dług her me ty ków jest je‐
dy nie wyż szą ma ni fe sta cją tego, co błęd nie jest na zy wa ne ma te‐
rią – to jest ma te rią o wyż szym stop niu wi bra cji – i jest przez
nich na zy wa ne „sub stan cją ete rycz ną”. Her me ty cy uczą, że ta
sub stan cja ete rycz na po sia da skraj ne roz rze dze nie i ela stycz‐
ność i prze ni ka prze strzeń wszech świa ta, słu żąc jako me dium
do trans mi sji fal wi bra cyj nej ener gii ta kiej jak cie pło, świa tło,
elek trycz ność, ma gne tyzm etc. Na uki gło szą, że sub stan cja ete‐
rycz na jest łą czą cym ogni wem po mię dzy for ma mi wi bra cyj nej
ener gii zna ny mi jako „ma te ria” a „ener gią” czy „siłą”; i rów nież,
że uka zu je ona w peł ni wła sny sto pień wi bra cji, w jej stop niu i
ro dza ju.
Na ukow cy po da ją przy kład szyb ko ob ra ca ją ce go się koła, tar‐
czy czy cy lin dra, by uka zać efekt zwięk szo nych czę sto tli wo ści
wi bra cji. Przy kład ten za kła da, że koło, tar cza czy cy lin der ob ra‐
ca się po wo li – da lej bę dzie my na zy wać tę ob ra ca ją cą się rzecz
„obiek tem”. Przy pu ść my, że obiekt po ru sza się po wo li. Moż na go
wy raź nie wi dzieć, lecz ża den dźwięk jego ru chu nie do cie ra do
ucha. Szyb kość jest stop nio wo zwięk sza na. Po kil ku chwi lach
jego ruch sta je się na tyle szyb ki, że moż na sły szeć głę bo ki po‐
mruk czy ni ski dźwięk. Da lej, gdy zwięk sza na jest czę sto tli wość
ob ro tu, ten dźwięk wznie sie się o ton na mu zycz nej ska li. Gdy
ruch bę dzie da lej przy spie sza ny, moż na bę dzie wy róż nić na stęp‐
ny wyż szy ton. Da lej będą się po ja wiać, je den po dru gim,
wszyst kie dźwię ki mu zycz nej ska li, wzno sząc się co raz wy żej i
wy żej przy przy spie sza niu ru chu. Osta tecz nie, kie dy ruch osią‐
gnie okre ślo ną czę sto tli wość, za brzmi ostat ni dźwięk re je stro‐
wa ny przez ludz kie uszy i prze szy wa ją cy pisk za ni ka, i na stę pu je
ci sza. Nie sły chać żad ne go dźwię ku z ob ra ca ją ce go się obiek tu,
gdyż czę sto tli wość ru chu jest tak wy so ka, że ludz kie ucho nie
jest w sta nie za re je stro wać tej wi bra cji. Wte dy na stę pu je od czu‐
wa nie wzra sta ją ce go stop nia cie pła. Po tem, po ja kimś cza sie,
oko za uwa ża, że obiekt sta je się ciem no czer wo ny. W mia rę jak
zwięk sza się czę sto tli wość, czer wień sta je się co raz ja śniej sza.
Na stęp nie czer wień prze cho dzi w po ma rańcz. Po ma rańcz prze‐
ta pia się w żół ty. Da lej, w mia rę zwięk sza nia się pręd ko ści, na‐
stę pu ją po so bie od cie nie zie le ni, nie bie skie go, in dy go i osta tecz‐
nie o le tu. Na stęp nie o le to wy od cień mija i wszyst kie ko lo ry
zni ka ją, gdyż ludz kie oko nie jest w sta nie ich za re je stro wać.
Lecz ist nie ją nie wi dzial ne pro mie nie ema nu ją ce z ob ra ca ją ce go
się obiek tu, pro mie nie, któ rych uży wa się do fo to gra fo wa nia i
inne sub tel ne pro mie nie świa tła. Na stęp nie za czy na ją się uka‐
zy wać szcze gól ne pro mie nie, zna ne jako „pro mie nie X”, gdyż
struk tu ra obiek tu się zmie nia. Elek trycz ność i ma gne tyzm są
emi to wa ne, gdy osią gnie się od po wied nio wy so ką czę sto tli wość
wi bra cji.
Kie dy obiekt osią gnie okre ślo ną czę sto tli wość wi bra cji, jego
mo le ku ły roz pad ną się i ob ró cą w źró dło we ele men ty, czy li ato‐
my. Na stęp nie ato my, dzię ki pra wu wi bra cji, zo sta ną roz dzie lo ne
na nie zli czo ne cząst ki, z któ rych są stwo rzo ne. I osta tecz nie, na‐
wet te cząst ki znik ną i moż na bę dzie po wie dzieć, że obiekt skła‐
da się z sub stan cji ete rycz nej. Na uka nie ośmie la się da lej cią‐
gnąć tego przy kła du, lecz her me ty cy uczą, że je śli wi bra cje będą
sta le zwięk sza ne, to obiekt bę dzie wcho dził na ko lej ne sta ny ma‐
ni fe sta cji i bę dzie prze cho dził przez róż ne sta ny men tal ne, po‐
tem du cho we, aż osta tecz nie wró ci do WSZYST KIE GO, któ re jest
ab so lut nym du chem. „Obiekt” jed nak że prze stał by być „obiek‐
tem” na dłu go przed osią gnię ciem sta nu sub stan cji ete rycz nej,
lecz poza tym przy kład jest po praw ny, gdyż po ka zu je efekt cią‐
głe go zwięk sza nia czę sto tli wo ści i ro dza jów wi bra cji. Trze ba pa‐
mię tać, że w po wyż szym przy kła dzie, w sta diach, kie dy „obiekt”
wy twa rza wi bra cje świa tła, cie pła etc., to nie „zmie nia” się on w
te for my ener gii (któ re są znacz nie wy żej na ska li), lecz po pro‐
stu osią ga sto pień wi bra cji, w któ rym te for my ener gii są w
pew nym stop niu uwal nia ne z we wnętrz nych wpły wów jego
mo le kuł, ato mów i czą stek, w za leż no ści od przy pad ku. Te for‐
my ener gii, cho ciaż są dużo wy żej na ska li niż ma te ria, są za‐
mknię te w ma te rial nych po łą cze niach, z tego po wo du, że ener‐
gie uka zu ją się po przez ma te rial ne for my i uży wa ją ich, lecz
przez to sta ją się za mknię te w swo ich two rach form ma te rial‐
nych, co, do pew ne go stop nia, jest praw dzi we, je śli cho dzi o
wszel kie two rze nie, gdzie siła twór cza sta je się zwią za na w swo‐
im wy two rze.
Lecz na uki her me tycz ne idą dużo da lej niż te po da wa ne przez
no wo cze sną na ukę. Mó wią one, że wszyst kim ma ni fe sta cjom
my śli, emo cji, ro zu mu, woli czy pra gnie nia, lub ja kie go kol wiek
sta nu czy uwa run ko wa nia, to wa rzy szą wi bra cje, któ rych część
jest od dzie la na i od dzia łu je ona na umy sły lu dzi po przez „in‐
duk cję”. Wła śnie ta za sa da to wa rzy szy zja wi sku „te le pa tii”,
men tal ne go wpły wu i in nym for mom dzia ła nia i wła dzy umy‐
słu nad umy słem, z któ ry mi spo łe czeń stwo jest co raz sze rzej za‐
zna ja mia ne dzię ki pro pa go wa niu wie dzy okul ty stycz nej przez
róż ne szko ły, kul ty i na uczy cie li w obec nych cza sach.
Każ da myśl, emo cja, stan men tal ny ma od po wia da ją cą so bie
czę sto tli wość i ro dzaj wi bra cji. A wy sił kiem woli oso by lub in‐
nych osób moż na te sta ny men tal ne od twa rzać, tak jak mu zycz‐
ne dźwię ki mogą być od twa rza ne po przez wpra wia nie in stru‐
men tu w wi bra cję o okre ślo nej czę sto tli wo ści (tak moż na też od‐
two rzyć ko lor). Zna jąc pra wo wi bra cji od no śnie zja wisk men tal‐
nych, moż na spo la ry zo wać swój umysł do do wol ne go stop nia,
osią ga jąc tym sa mym do sko na łą kon tro lę nad swo imi sta na mi
men tal ny mi, hu mo ra mi etc. W ten sam spo sób moż na od dzia‐
ły wać na umy sły in nych, wy twa rza jąc w nich po żą da ny stan
men tal ny. W skró cie, moż na po tra ć two rzyć na płasz czyź nie
men tal nej to, co na uka two rzy na płasz czyź nie zycz nej, czy li
„do wol ne wi bra cje”. Taką moc moż na oczy wi ście na być je dy nie
po przez od po wied nie in struk cje, ćwi cze nia, prak ty kę itp. – na‐
uka ta na zy wa się men tal ną trans mu ta cją i jest jed ną z ga łę zi
sztu ki her me tycz nej.
Mała re ek sja nad tym, co zo sta ło tu po wie dzia ne, uka że
ucznio wi, że pra wo wi bra cji sta no wi pod sta wę cu dow nych zja‐
wisk mocy uka zy wa nej przez mi strzów i adep tów, któ rzy, jak się
wy da je, są w sta nie od sta wić na bok pra wa na tu ry, lecz któ rzy
w rze czy wi sto ści po pro stu uży wa ją jed ne go pra wa prze ciw
dru gie mu, jed nej za sa dy prze ciw dru giej, i któ rzy osią ga ją swo je
re zul ta ty po przez zmia nę wi bra cji ma te rial nych obiek tów czy
form ener gii, i tym sa mym do ko nu ją tego, co po wszech nie na zy‐
wa ne jest „cu da mi”.
Jak po wie dział je den ze sta rych her me tycz nych pi sa rzy: „Ten,
kto ro zu mie pra wo wi bra cji, po siadł ber ło mocy”.
Roz dział X
BIEGUNOWOŚĆ
„Wszyst ko jest po dwój ne; wszyst ko ma swo je bie gu ny; wszyst ko
ma swo ją parę prze ci wieństw; po dob ne i nie po dob ne są tym
sa mym; prze ciw no ści są iden tycz ne w swej na tu rze, lecz róż ne
w stop niu; skraj no ści się spo ty ka ją; wszyst kie praw dy są je dy‐
nie pół praw da mi; wszyst kie pa ra dok sy moż na po go dzić”
Ky ba lion
Czwar te wiel kie pra wo her me tycz ne – pra wo bie gu no wo ści –
za wie ra praw dę, że wszyst kie ma ni fe sto wa ne rze czy mają „dwie
stro ny”, „dwa aspek ty”, „dwa bie gu ny”, „parę prze ciw no ści”, ra‐
zem z róż no rod no ścią stop ni po mię dzy dwo ma skraj no ścia mi.
Zro zu mie nie tego pra wa tłu ma czy sta re pa ra dok sy, któ re za wsze
kło po ta ły umy sły lu dzi. Czło wiek za wsze roz po zna wał rze czy
zbli żo ne do tego pra wa i pró bo wał wy ra zić je po wie dze nia mi,
mak sy ma mi i afo ry zma mi, jak np.: „wszyst ko jest i nie jest w
tym sa mym cza sie”; „wszyst kie praw dy są je dy nie pół praw da‐
mi”; „każ da praw da jest pół kłam stwem”; „wszyst ko ma dwa ob‐
li cza”; „ist nie ją dwie stro ny me da lu” etc., etc.
Na uki her me tycz ne mó wią, że róż ni ca po mię dzy rze cza mi,
zda wa ło by się dia me tral nie prze ciw staw ny mi, to je dy nie kwe‐
stia stop nia. Po ka zu ją one, że „pary prze ci wieństw moż na po go‐
dzić” i że „teza i an ty te za są iden tycz ne w na tu rze, lecz róż ne
stop niem”; oraz że „uni wer sal ne go dze nie prze ciw no ści” jest
skut kiem roz po zna nia pra wa bie gu no wo ści. Na uczy cie le twier‐
dzą, że po twier dze nia tego pra wa moż na zna leźć wszę dzie, rów‐
nież i przy ba da niu praw dzi wej isto ty wszyst kich rze czy. Za czy‐
na ją więc od uka za nia, że duch i ma te ria są je dy nie dwo ma bie‐
gu na mi tej sa mej rze czy, a płasz czy zny ist nie ją ce po mię dzy
nimi są je dy nie stop nia mi wi bra cji. Uka zu ją, że WSZYST KO i
wie le to jed no i to samo, a róż ni ca po mię dzy nimi to je dy nie
kwe stia stop nia men tal nej ma ni fe sta cji. Za tem PRA WO i pra wa
są dwo ma prze ciw ny mi bie gu na mi jed nej rze czy. Po dob nie, ZA‐
SA DY i za sa dy. Nie skoń czo ny Umysł i skoń czo ne umy sły.
Po tem, prze cho dząc na płasz czy znę zycz ną, uka zu ją oni to
pra wo, po ka zu jąc, że cie pło i zim no są iden tycz ne w swej na tu‐
rze, a róż ni ca to je dy nie kwe stia stop ni. Ter mo metr po ka zu je
wie le stop ni tem pe ra tu ry, gdzie naj niż szy bie gun na zwa ny jest
„zim nem”, a naj wyż szy „cie płem”. Po mię dzy tymi bie gu na mi
ist nie je wie le stop ni „cie pła” bądź „zim na”. Wyż szy z dwóch
stop ni bę dzie za wsze „cie plej szy”, pod czas gdy niż szy bę dzie za‐
wsze „zim niej szy”. Nie ist nie je ża den ab so lut ny stan dard –
wszyst ko jest kwe stią stop nia. Na ter mo me trze nie ist nie je miej‐
sce, gdzie koń czy się cie pło, a za czy na zim no. Wszyst ko jest je‐
dy nie kwe stią wyż szych i niż szych wi bra cji. Na wet zwro ty „wy‐
so ki” i „ni ski”, któ re zmu sze ni je ste śmy uży wać, są je dy nie bie‐
gu na mi tej sa mej rze czy – zwro ty są względ ne. Tak samo ze
„Wscho dem i Za cho dem” – po dró żuj na wschód do oko ła świa ta,
a doj dziesz do miej sca, któ re w miej scu two je go star tu jest na zy‐
wa ne Za cho dem, i z po wro tem wró cisz z za cho du. Po dró żuj wy‐
star cza ją co da le ko na pół noc, a oka że się, że po dró żu jesz na po‐
łu dnie, i vice ver sa.
Świa tło i ciem ność są bie gu na mi tej sa mej rze czy, a po mię dzy
nimi ist nie je wie le stop ni. Tak samo jest z mu zycz ną ska lą – za‐
czy na jąc od „C”, prze cho dząc w górę, na tkniesz się na ko lej ne „C”
– dwa koń ce kla wia tu ry są ta kie same, a po mię dzy tymi skraj no‐
ścia mi ist nie je wie le stop ni. Tak samo jest ze ska lą ko lo ru – wyż‐
sze i niż sze wi bra cje to je dy na róż ni ca po mię dzy wy so kim o le‐
tem a ni ską czer wie nią. Duże i małe jest względ ne. Tam samo
jak gło śne i ci che, twar de i mięk kie, ostre i tępe itp. Po zy tyw ne i
ne ga tyw ne są dwo ma bie gu na mi tej sa mej rze czy, z nie zli czo ną
ilo ścią stop ni po mię dzy nimi.
Do bre i złe nie są ab so lut ne – je den ko niec ska li na zy wa my do‐
brym, a dru gi złym, czy też je den ko niec Do brem, a dru gi Złem,
w za leż no ści od uży tych wy ra żeń. Rzecz jest „mniej do bra” niż
rzecz naj wyż sza na ska li, lecz ta „mniej do bra” rzecz jest z ko lei
„bar dziej do bra” niż rzecz pod nią – i tak da lej, gdzie „bar dziej lub
mniej” jest re gu lo wa ne przez po zy cję na ska li.
Tak samo jest na płasz czyź nie men tal nej. „Mi łość i nie na wiść”
są uwa ża ne za rze czy cał ko wi cie so bie prze ciw staw ne, za cał ko‐
wi cie róż ne, nie do po go dze nia. Lecz my, sto su jąc pra wo bie gu‐
no wo ści, od kry wa my, że nie ist nie je taka rzecz jak ab so lut na mi‐
łość czy ab so lut na nie na wiść, któ re moż na od sie bie od róż nić.
Są one je dy nie okre śle nia mi sto so wa ny mi na dwa bie gu ny tej
sa mej rze czy. Za czy na jąc w do wol nym punk cie ska li, od naj dzie‐
my „wię cej mi ło ści”, czy li „mniej nie na wi ści”, gdy bę dzie my szli
w górę ska li, oraz „wię cej nie na wi ści”, czy li „mniej mi ło ści”, gdy
bę dzie my scho dzi li w dół ska li – jest to praw dzi we nie za leż nie
od tego, jak wy so ki czy jak ni ski punkt wy bie rze my na po cząt‐
ku. Ist nie ją stop nie mi ło ści i nie na wi ści i ist nie je rów nież miej‐
sce środ ka, gdzie „lu bie nie i nie lu bie nie” sta ją się tak sła be, że
trud no jest je od róż nić. Ta za sa da do ty czy rów nież od wa gi i stra‐
chu. Pary prze ci wieństw ist nie ją wszę dzie. Tam, gdzie znaj du‐
jesz jed ną rzecz, od naj dziesz i jej prze ci wień stwo – jako dwa bie‐
gu ny.
I to wła śnie ten fakt umoż li wia her me ty ko wi prze kształ ca nie
jed ne go sta nu men tal ne go w dru gi, wzdłuż li nii po la ry za cji. Nie
moż na prze kształ cić rze czy w coś, co na le ży do in nej kla sy, lecz
rze czy na le żą ce do tej sa mej kla sy moż na zmie niać, to zna czy
zmie niać ich po la ry za cję. Tym sa mym mi łość ni g dy nie sta nie
się Wscho dem czy Za cho dem, ani też czer wie nią czy o le tem,
lecz może zmie nić się, i czę sto się zmie nia, w nie na wiść – i po‐
dob nie, nie na wiść moż na prze kształ cić w mi łość, po przez zmia‐
nę po la ry za cji. Od wa gę moż na zmie nić w strach, i na od wrót.
Rze czy twar de moż na uczy nić mięk ki mi. Tępe sta ną się ostry‐
mi. Go rą ce zim ny mi. I tak da lej – trans mu ta cja za wsze prze bie ga
po mię dzy rze cza mi tego sa me go ro dza ju, a o róż nych stop niach.
Weź my za przy kład czło wie ka stra chli we go. Po przez wznie sie‐
nie jego men tal nych wi bra cji wzdłuż li nii strach-od wa ga, moż‐
na wy peł nić go naj wyż szym stop niem od wa gi. Po dob nie, czło‐
wiek roz le ni wio ny może zmie nić się w ak tyw ną, ener gicz ną
oso bę, po pro stu po la ry zu jąc wzdłuż li nii po żą da nej war to ści.
Uczeń, któ re mu zna ne są pro ce sy, po przez któ re róż ne szko ły
na uki men tal nej wy twa rza ją zmia nę sta nów men tal nych u osób
po dą ża ją cych za ich na uka mi, może nie ro zu mieć za sad le żą‐
cych u pod staw wie lu z tych zmian. Kie dy jed nak uchwy ci on
pra wo bie gu no wo ści, to zo ba czy, że zmia ny men tal ne są two rzo‐
ne przez zmia ny po la ry za cji – prze su wa nie wzdłuż tej sa mej ska‐
li – wte dy ta ma te ria bę dzie dużo bar dziej zro zu mia ła. Na tu ra
zmia ny nie jest trans mu ta cją jed nej rze czy w inną, zu peł nie od‐
mien ną – lecz jest to je dy nie zmia na stop nia tej sa mej rze czy, co
jest ogrom nie waż ną róż ni cą. Na przy kład, za po ży cza jąc ana lo‐
gię z płasz czy zny zycz nej, nie moż li we jest za mie nie nie cie pła
w ostrość, gło śność, wy so kość itp., lecz cie pło może być wy raź‐
nie zmie nio ne w zim no, po przez ob ni że nie wi bra cji. W ten sam
spo sób nie na wiść i mi łość są wza jem nie trans mu to wa ne; tak
samo jak strach i od wa ga. Lecz stra chu nie da się prze kształ cić w
mi łość, ani od wa gi nie zmie ni się w nie na wiść. Sta ny men tal ne
przy na le żą do nie zli czo nej licz by klas, gdzie każ da kla sa ma
swo je prze ciw ne bie gu ny, ra zem z moż li wo ścią ich trans mu ta‐
cji.
Uczeń bez pro ble mu za uwa ży, że za rów no w sta nach men tal‐
nych, jak i w zja wi skach płasz czy zny zycz nej, dwa bie gu ny
moż na skla sy ko wać od po wied nio jako po zy tyw ny i ne ga tyw‐
ny. Za tem mi łość jest po zy tyw na wo bec nie na wi ści, od wa ga do
stra chu, dzia ła nie do bra ku dzia ła nia etc., etc. Za uwa żal ne jest
rów nież, na wet dla osób nie za zna jo mio nych z pra wem wi bra cji,
że bie gun po zy tyw ny zda je się być na wyż szym stop niu niż ne‐
ga tyw ny i bez pro ble mu nad nim do mi nu je. Na tu ra wy ka zu je
ten den cję w kie run ku do mi nu ją cej ak tyw no ści bie gu na po zy‐
tyw ne go.
Poza zmia ną bie gu nów czy ichś wła snych sta nów men tal nych
po przez dzia ła nie sztu ki po la ry za cji, zja wi sko wpły wu men tal‐
ne go, w swo ich róż no rod nych fa zach, po ka zu je, że moż na to
pra wo roz sze rzyć tak, aby obej mo wa ło wpływ jed ne go umy słu
na inny, o czym tak dużo zo sta ło na pi sa ne i było na ucza ne w
ostat nich la tach. Kie dy zro zu mie się, że men tal na in duk cja jest
moż li wa, czy li że men tal ne sta ny mogą być wy twa rza ne przez
„in duk cję” od in nych osób, wte dy ja sno wi dzi my, jak okre ślo na
czę sto tli wość wi bra cji czy po la ry za cja okre ślo ne go sta nu men‐
tal ne go może być prze ka zy wa na in nej oso bie, któ rej po la ry za cja
okre ślo ne go ro dza ju tym sa mym się zmie ni. Dzię ki temu pra wu
uzy ski wa ne są re zul ta ty wie lu spo so bów „le cze nia men tal ne go”.
Na przy kład oso ba jest przy gnę bio na, me lan cho licz na i peł na
lęku. Na uko wiec men tal ny, spro wa dza jąc swój wła sny umysł do
po żą da nej wi bra cji po przez swo ją wy tre no wa ną wolę i tym sa‐
mym osią ga jąc wła ści wą po la ry za cję w swo im przy pad ku, wy‐
twa rza po dob ny stan men tal ny u in nej oso by po przez in duk cję.
Skut ku je to tym, że wi bra cje są pod nie sio ne i oso ba zo sta je spo‐
la ry zo wa na ku po zy tyw ne mu koń co wi ska li, za miast ku ne ga‐
tyw ne mu, a jej strach i inne ne ga tyw ne emo cje są prze kształ co‐
ne w od wa gę i po dob ne po zy tyw ne sta ny men tal ne. Małe prze‐
stu dio wa nie tego te ma tu uka że, że pra wie wszyst kie zmia ny
men tal ne dzie ją się wzdłuż li nii po la ry za cji, gdzie zmia na do ty‐
czy stop nia, a nie ro dza ju.
Świa do mość ist nie nia tego wiel kie go pra wa her me tycz ne go
po zwo li ucznio wi le piej ro zu mieć sta ny men tal ne za rów no swo‐
je wła sne, jak i in nych. Zo ba czy on, że wszyst kie te sta ny to kwe‐
stia stop nia, a wie dząc o tym, bę dzie on w sta nie do wol nie
wzno sić lub ob ni żać wi bra cje, aby zmie niać swo je men tal ne bie‐
gu ny, i tym sa mym bę dzie on pa nem swo ich sta nów men tal‐
nych, za miast być ich słu gą i nie wol ni kiem. Dzię ki tej wie dzy
bę dzie w sta nie in te li gent nie po ma gać swo im bliź nim, a dzię ki
sto sow nym me to dom – zmie niać po la ry za cję, kie dy bę dzie to
po żą da ne. Za le ca my wszyst kim uczniom za zna jo mie nie się z
pra wem bie gu no wo ści, gdyż jego po praw ne zro zu mie nie rzu ci
świa tło na wie le trud nych te ma tów.
Roz dział XI
RYTM
„Wszyst ko pły nie, na ze wnątrz i do środ ka; wszyst ko ma swo je
pły wy; wszyst kie rze czy mają wzlot i upa dek; ruch wa ha dła
uka zu je się we wszyst kim; mia ra wy chy le nia na pra wo jest
mia rą wy chy le nia na lewo; rytm się kom pen su je”
Ky ba lion
Pią te wiel kie pra wo her me tycz ne – pra wo ryt mu – za wie ra w
so bie praw dę, że we wszyst kim uka zy wa ny jest mie rzal ny ruch,
ruch tam i z po wro tem, przy pływ i od pływ, wy chy le nie do
przo du i wstecz, ruch wa ha dła, wy so ka fala i ni ska fala. Ruch
po mię dzy dwo ma bie gu na mi uka zu je się na płasz czyź nie zycz‐
nej, men tal nej i du cho wej. Pra wo ryt mu jest bli sko zwią za ne z
pra wem bie gu no wo ści opi sa nym w po przed nim roz dzia le. Rytm
uka zu je się po mię dzy dwo ma bie gu na mi usta no wio ny mi po‐
przez pra wo bie gu no wo ści. To jed nak nie zna czy, że wa ha dło ryt‐
mu wy chy la się do skraj nych bie gu nów, gdyż zda rza się to rzad‐
ko. W rze czy wi sto ści, w więk szo ści przy pad ków, trud no jest
usta no wić skraj ne prze ciw no ści bie gu nów. Lecz wy chy le nie jest
za wsze „w stro nę” pierw sze go bie gu na, a na stęp nie „w stro nę”
dru gie go.
Za wsze ist nie je ak cja i re ak cja, dą że nie na przód i wy co fy wa‐
nie, wzno sze nie i opa da nie, uka zy wa ne we wszyst kich zja wi‐
skach wszech świa ta. Słoń ce, świa ty, czło wiek, zwie rzę ta, ro śli‐
ny, mi ne ra ły, siły, ener gie, umysł i ma te ria, a na wet duch, prze‐
ja wia ją to pra wo. Uka zu je się ono w two rze niu i de struk cji świa‐
tów, w po wsta niu i upad ku na ro dów, w ży wej hi sto rii wszyst‐
kich rze czy, i osta tecz nie, w sta nach men tal nych czło wie ka.
Za czy na jąc od ma ni fe sta cji du cha WSZYST KIE GO, moż na za‐
uwa żyć, że ist nie je wy le wa nie i wchła nia nie, „Wy dech i Wdech
Brah my”. Wszech świa ty są two rzo ne, osią ga ją swój skraj nie ni‐
ski punkt ma te rial no ści, a po tem za czy na się ich wy chy le nie do
góry. Po wsta ją słoń ca, któ re osią ga ją szczyt swo jej mocy, a na‐
stęp nie za czy na się pro ces od wra ca nia – po eonach cza su sta ją
się one mar twy mi ma sa mi ma te rii, cze ka jąc na ko lej ny im puls,
któ ry po now nie po bu dzi ich we wnętrz ne ener gie do dzia ła nia i
roz pocz nie się nowy cykl ży cia sło necz ne go. I tak samo jest ze
wszyst ki mi świa ta mi – ro dzą się, ro sną i umie ra ją, tyl ko po to,
by się od ro dzić. Tak samo jest ze wszyst ki mi rze cza mi kształ tu i
for my – wy chy la ją się od ak cji do re ak cji, od na ro dzin do śmier‐
ci, od ak tyw no ści do pa syw no ści, a po tem z po wro tem. Tak jest
ze wszyst ki mi ży wy mi rze cza mi – ro dzą się, ro sną i umie ra ją, a
po tem się od ra dza ją. Tak samo jest ze wszyst ki mi wiel ki mi ru‐
cha mi, lo zo a mi, wy zna nia mi, upodo ba nia mi, rzą da mi, na ro‐
da mi i wszyst kim in nym – na ro dzi ny, roz wój, doj rza łość, upa‐
dek, śmierć i nowe na ro dzi ny. Ruch wa ha dła wi dać wszę dzie.
Noc po dą ża za dniem, dzień za nocą. Wa ha dło prze cho dzi od
lata do zimy, a po tem z po wro tem. Cząst ki, ato my, mo le ku ły i
wszyst kie masy ma te rii wy chy la ją się wzdłuż okrę gu swo jej na‐
tu ry. Nie ist nie je ab so lut ny spo czy nek ani brak ru chu, a wszel ki
ruch po sia da rytm. Ta za sa da ma uni wer sal ne za sto so wa nie.
Moż na uży wać jej do każ de go py ta nia czy zja wi ska na każ dej z
wie lu płasz czyzn ży cia. Moż na ją sto so wać do faz ludz kiej ak‐
tyw no ści. Za wsze ist nie je ryt micz ne wy chy le nie od jed ne go bie‐
gu na do dru gie go. Uni wer sal ne wa ha dło jest za wsze w ru chu.
Fale ży cia mają przy pły wy i od pły wy, we dług pra wa.
Pra wo ryt mu jest do brze ro zu mia ne przez no wo cze sną na ukę i
jest uwa ża ne za uni wer sal ne pra wo dla rze czy ma te rial nych.
Lecz her me ty cy sto su ją tę za sa dę dużo da lej i wie dzą, że jej ma‐
ni fe sta cja i wpływ roz cią ga ją się na men tal ne dzia ła nie czło wie‐
ka i że od niej za le żą wa ha nia na stro jów, uczuć i inne de ner wu‐
ją ce i spra wia ją ce kło po ty zmia ny, któ re za uwa ża my w nas sa‐
mych. Lecz her me ty cy, po przez stu dio wa nie dzia ła nia tej za sa‐
dy, na uczy li się ucie kać przed jej dzia ła niem po przez trans mu ta‐
cję.
Mi strzo wie her me tycz ni już daw no od kry li, że cho ciaż pra wo
ryt mu było nie zmien ne i obec ne na wet w zja wi skach men tal‐
nych, to wciąż ist nia ły dwie płasz czy zny jego ma ni fe sta cji w od‐
nie sie niu do zja wisk men tal nych. Od kry li oni, że ist nia ły dwie
głów ne płasz czy zny świa do mo ści: ni ska i wy so ka. To zro zu mie‐
nie po zwo li ło im na wznie sie nie się na wyż szą płasz czy znę i
tym sa mym na uciecz kę przez ru chem wa ha dła ryt mu, któ re
uka zy wa ło się na niż szej płasz czyź nie. In ny mi sło wy, ruch wa‐
ha dła miał miej sce na płasz czyź nie nie świa do mej, a nie do ty‐
czył świa do mo ści. Na zwa li to pra wem neu tra li za cji. Jego dzia ła‐
nie skła da się z wzno sze nia ego po nad wi bra cje nie świa do mej
płasz czy zny ak tyw no ści men tal nej, aby ne ga tyw ny ruch wa ha‐
dła nie uka zy wał się w świa do mo ści i tym sa mym nie miał na
nią wpły wu. Jest to po dob ne do wznie sie nia się nad ja kąś rze czą
i po zwo le nia, by prze szła pod tobą. Mistrz her me ty zmu lub za‐
awan so wa ny uczeń po la ry zu je sie bie na okre ślo ny bie gun i po‐
przez pro ces po dob ny do „od mo wy” uczest ni cze nia w po wrot‐
nym ru chu wa ha dła, czy też „za prze cze nia” jego wpły wu nad
sobą, trwa le stoi on w swej spo la ry zo wa nej po zy cji i po zwa la
men tal ne mu wa ha dłu prze miesz czać się wstecz na płasz czyź nie
nie świa do mej. Wszy scy, któ rzy osią gnę li ja kiś sto pień pa no wa‐
nia nad sobą, do ko nu ją tego bar dziej lub mniej świa do mie – sto‐
su ją pra wo neu tra li za cji po przez nie po zwa la nie swo im na stro‐
jom czy ne ga tyw nym sta nom na prze ję cie kon tro li nad sobą.
Mistrz jed nak że prze pro wa dza to z dużo wyż szym stop niem bie‐
gło ści i przez uży cie swej woli osią ga sto pień rów no wa gi i men‐
tal nej sta ło ści, któ ry zda je się nie moż li wym i nie wia ry god nym
dla tych, któ rzy po zwa la ją men tal ne mu wa ha dłu na stro jów i
uczuć prze no sić się w przód i wstecz.
Waga tego pra wa zo sta nie do ce nio na przez każ de go my ślą ce‐
go czło wie ka, któ ry zda je so bie spra wę, ja ki mi lu dzie są nie wol‐
ni ka mi na stro jów, uczuć i emo cji, i jak nie wie le pa nu ją nad sobą.
Je śli za trzy masz się na chwi lę i za sta no wisz, zo ba czysz, jak bar‐
dzo te wa ha nia ryt mu wpły wa ły na cie bie w two im ży ciu – jak
okres en tu zja zmu był po tem za stę po wa ny prze ciw nym uczu‐
ciem i na stro jem de pre sji. Po dob nie, two je na stro je i okre sy od‐
wa gi były za stę po wa ne rów no rzęd ny mi na stro ja mi stra chu. I
tak samo jest z więk szo ścią osób – fale uczuć wzno si ły się w
nich i opa da ły, lecz ni g dy nie po dej rze wa li oni przy czy ny czy
po wo du dla tego men tal ne go zja wi ska. Zro zu mie nie dzia ła nia
tego pra wa daje klucz do opa no wa nia tych ryt micz nych wa hań
uczuć i po zwa la po zna wać sie bie le piej oraz uni kać by cia prze‐
no szo nym przez te przy pły wy i od pły wy. Wola jest nad rzęd na
wo bec świa do mej ma ni fe sta cji tego pra wa, cho ciaż sa me go pra‐
wa ni g dy nie da się zli kwi do wać. Moż na uciec przed efek tem
jego dzia ła nia, lecz pra wo da lej bę dzie mimo wszyst ko dzia łać.
Wa ha dło za wsze jest w ru chu, cho ciaż mo że my uciec od by cia z
nim prze no szo nym.
Ist nie ją rów nież inne ce chy dzia ła nia pra wa ryt mu, o któ rych
chce my w tym miej scu po wie dzieć. Jest to coś, co zna ne jest jako
pra wo kom pen sa cji. Jed ną z de ni cji sło wa „kom pen so wać” jest
„prze ciw wa żyć”, w któ rym to wła śnie zna cze niu uży wa ją go
her me ty cy. Wła śnie o pra wie kom pen sa cji mówi Ky ba lion w sło‐
wach: „Mia ra wy chy le nia w pra wo jest mia rą wy chy le nia w lewo;
rytm się kom pen su je”.
Pra wo kom pen sa cji po le ga na tym, że wy chy le nie w jed nym
kie run ku okre śla wy chy le nie w kie run ku prze ciw nym, czy li do
prze ciw ne go bie gu na – je den rów no wa ży czy też prze ciw wa ży
dru gi. Na płasz czyź nie zycz nej wi dzi my wie le przy kła dów tego
pra wa. Wa ha dło ze ga ra wy chy la się na od po wied nią od le głość
w pra wo, a na stęp nie na rów ną od le głość na lewo. Pory roku
rów no wa żą się w ten sam spo sób. Fale po dą ża ją za tym sa mym
pra wem. I to samo pra wo uka zy wa ne jest w zja wi sku ryt mu.
Wa ha dło, któ re ma krót kie wy chy le nie w jed nym kie run ku, bę‐
dzie mia ło też krót kie wy chy le nie w kie run ku od wrot nym; dłu‐
gie wy chy le nie na pra wo nie zmien nie ozna cza dłu gie wy chy le‐
nie na lewo. Obiekt wto czo ny na okre ślo ną wy so kość ma tę
samą od le głość do prze by cia z po wro tem. Siła, z jaką obiekt zo‐
sta nie wy sła ny na ki lo metr w górę, jest od twa rza na w dro dze
po wrot nej, kie dy obiekt wra ca na Zie mię. Pra wo jest sta łe na
płasz czyź nie zycz nej, co uka żą od nie sie nia do stan dar do wych
au to ry te tów.
Lecz her me ty cy idą da lej. Uczą oni, że men tal ne sta ny czło‐
wie ka są przed mio tem tego sa me go pra wa. Czło wiek, któ ry ła‐
two się cie szy, jest tak samo po dat ny na cier pie nie, pod czas gdy
ten, kto od czu wa nie wiel ki ból, jest w sta nie od czu wać je dy nie
nie wiel ką ra dość. Świ nia mało cier pi men tal nie i nie wie le się
cie szy – na stę pu je kon den sa cja. Z dru giej stro ny, ist nie ją inne
zwie rzę ta, któ re ła two się cie szą, lecz któ rych ner wo wy or ga‐
nizm i tem pe ra ment przy pra wia ją im dużo bólu. Tak samo jest i
z czło wie kiem. Ist nie ją tem pe ra men ty, któ re po zwa la ją je dy nie
na ni ski sto pień ra do ści i rów nie ni ski sto pień cier pie nia, pod‐
czas gdy inni, któ rzy po zwa la ją so bie na naj bar dziej in ten syw ną
ra dość, rów nie in ten syw nie cier pią. Za sa dą jest, że zdol ność do
od czu wa nia bólu i przy jem no ści jest w każ dej oso bie zrów no wa‐
żo na. Pra wo kom pen sa cji dzia ła tu taj w peł ni.
Lecz her me ty cy idą w tej ma te rii jesz cze da lej. Uczą oni, że za‐
nim ktoś jest w sta nie cie szyć się okre ślo nym stop niem przy‐
jem no ści, to musi wy chy lić się tak samo da le ko, pro por cjo nal‐
nie, ku prze ciw ne mu bie gu no wi uczu cia. Twier dzą oni jed nak‐
że, że ne ga tyw ny jest przed po zy tyw nym w tej ma te rii, czy li do‐
świad cza nie pew ne go stop nia przy jem no ści nie po wo du je „za‐
pła ty” od po wied nim stop niem bólu; prze ciw nie, przy jem ność
jest wy chy le niem ryt mu, we dług pra wa kom pen sa cji, do stop nia
bólu wcze śniej do świad czo ne go w obec nym ży ciu bądź we
wcze śniej szym wcie le niu. To rzu ca nowe świa tło na pro blem
bólu.
Her me ty cy uwa ża ją łań cuch ży cia za cią gły i za for mu ją cy
część ży cia oso by. Więc w kon se kwen cji ryt micz ne wy chy le nie
jest ro zu mia ne w ten wła śnie spo sób, lecz nie mia ło by żad ne go
zna cze nia, gdy by nie uzna nie praw dy o re in kar na cji.
Lecz her me ty cy twier dzą, że mistrz bądź za awan so wa ny
uczeń jest w sta nie, w du żym stop niu, uciec wy chy le niu w stro‐
nę bólu, po przez wcze śniej wspo mnia ny pro ces neu tra li za cji.
Wzno sząc się na wyż szą płasz czy znę ego, uni ka się wie lu do‐
świad czeń, któ re spo ty ka ją tych, któ rzy żyją na niż szej płasz‐
czyź nie.
Pra wo kom pen sa cji od gry wa waż ną rolę w ży ciu męż czyzn i
ko biet. Moż na za uwa żyć, że ge ne ral nie za wszyst ko „pła ci się
cenę” w po sia da niu i w bra ku. Je śli ktoś ma ja kąś rzecz, bra ku je
mu in nej – rów no wa ga jest utrzy ma na. Nikt nie może rów no‐
cze śnie „mieć ciast ka i go zjeść”. Wszyst ko ma swo je przy jem ne i
nie przy jem ne stro ny. Za rze czy, któ re zy sku je my, za wsze pła ci‐
my tymi, któ re tra ci my. Bo ga ci po sia da ją wie le, cze go bra ku je
ubo gim, ale ubo dzy czę sto po sia da ją rze czy bę dą ce poza za się‐
giem bo ga tych. Mi lio ner może lu bo wać się w bie sia dach, gdzie
dzię ki swo je mu bo gac twu za pew nia wszyst kie sma ko ły ki i luk‐
su sy na sto le, pod czas gdy bra ku je mu ape ty tu, by cie szyć się z
nich. Za zdro ści on ape ty tu i tra wie nia pra cow ni ko wi, któ re mu
bra ku je bo gactw i skłon no ści mi lio ne ra, a któ ry czer pie wię cej
przy jem no ści ze zwy kłe go je dze nia niż mi lio ner mógł by uzy‐
skać, na wet gdy by jego ape tyt nie był stłu mio ny ani tra wie nie
zruj no wa ne, gdyż chę ci, na wy ki i in kli na cje się róż nią. I tak jest
w ży ciu. Pra wo kom pen sa cji cią gle dzia ła, dą żąc do rów no wa że‐
nia i kontr rów no wa że nia, za wsze wy ko nu jąc swo je dzia ła nie,
na wet je śli po trze ba kil ku wcie leń, by wa ha dło ryt mu po wró ci‐
ło.
Roz dział XII
PRZYCZYNOWOŚĆ
„Każ da przy czy na ma swój sku tek; każ dy sku tek ma swo ją przy‐
czy nę; wszyst ko dzie je się we dług Pra wa; przy pa dek to je dy nie
na zwa na nie zna ne Pra wo; ist nie je wie le płasz czyzn przy czy‐
no wo ści, lecz nic nie wy my ka się Pra wu”
Ky ba lion
Szó ste wiel kie pra wo her me tycz ne – pra wo przy czy ny i skut ku –
za wie ra praw dę, że Pra wo prze ni ka Wszech świat, że nic nie
dzie je się przy pad kiem, że przy pa dek to je dy nie okre śle nie
wska zu ją ce ist nie ją cą, lecz nie roz po zna wa ną czy po strze ga ną
przy czy nę, że zja wi sko jest cią głe, bez przerw i wy jąt ków.
Pra wo przy czy ny i skut ku leży u pod staw wszel kiej na uko wej
my śli, sta ro żyt nej i współ cze snej, a zo sta ło sfor mu ło wa ne przez
na uczy cie li her me tycz nych w naj wcze śniej szych dniach. Gdy
to czo no wie le róż nych dys put po mię dzy róż ny mi szko ła mi lo‐
zo cz nym, do ty czy ły one szcze gó łów dzia ła nia tego pra wa, a
jesz cze czę ściej zna cze nia okre ślo nych słów. Pod sta wo we pra wo
przy czy ny i skut ku zo sta ło przy ję te za po praw ne przez prak tycz‐
nie wszyst kich my śli cie li świa ta, war tych swej na zwy. Każ de
inne po dej ście by ło by za bra niem zja wisk Wszech świa ta z do me‐
ny pra wa i po rząd ku i prze nie sie niem ich pod kon tro lę wy obra‐
żo nej rze czy, któ rą lu dzie na zy wa ją „przy pad kiem”.
Krót kie za sta no wie nie się uka że wszyst kim, że w rze czy wi sto‐
ści nie ma ta kiej rze czy jak czy sty przy pa dek. Słow nik We bste ra
de niu je sło wo „przy pa dek” jak na stę pu je:
„Przy pusz czal ny czyn nik lub ro dzaj ak tyw no ści inny niż siła,
pra wo czy cel; ope ra cja czy ak tyw ność ta kie go czyn ni ka; praw‐
do po dob ny efekt ta kie go czyn ni ka; zda rze nie; traf; zja wi sko
etc.”
Lecz nie wiel kie za sta no wie nie się uka że, że nie ist nie je coś ta‐
kie go jak „przy pa dek”, w zna cze niu cze goś bę dą ce go poza pra‐
wem – cze goś poza przy czy ną i skut kiem. Jak mo gło by coś dzia‐
łać w peł nym zja wisk Wszech świe cie, nie za leż nie od jego praw,
po rząd ku i cią gło ści? Ta kie coś by ło by cał ko wi cie nie za leż ne od
dą że nia do po rząd ku we Wszech świe cie, a tym sa mym nad rzęd‐
ne w sto sun ku do nie go. Wy obra ża my so bie, że nic poza
WSZYST KIM nie ist nie je poza Pra wem, a to tyl ko dla te go, że
WSZYST KO samo w so bie jest PRA WEM. Nie ma we Wszech‐
świe cie miej sca na coś bę dą ce go poza Pra wem i nie za leż ne go od
nie go. Ist nie nie ta kie go cze goś spra wia ło by, że wszyst kie pra wa
na tu ry by ły by nie efek tyw ne, a to stwo rzy ło by cha otycz ny nie‐
po rzą dek i nie pra wość we Wszech świe cie.
Do kład ne ba da nie po ka że, iż to, co na zy wa my „przy pad kiem”,
jest je dy nie okre śle niem od no szą cym się do nie ja snych przy‐
czyn; przy czyn, któ rych nie je ste śmy w sta nie po strze gać; przy‐
czyn, któ rych nie ro zu mie my. Sło wo „przy pa dek” wy wo dzi się
ze sło wa ozna cza ją ce go „upa dek” (jak np. upa dek ko ści do gry),
gdzie ideą jest, że upa dek ko ści (i wie le in nych rze czy) „dzie je
się” bez związ ku z żad ną przy czy ną. I wła śnie w ta kim sen sie ge‐
ne ral nie uży wa się tego okre śle nia. Lecz kie dy do kład nie zba da
się tę ma te rię, to wi dać, że nie ma żad ne go przy pad ku w upad ku
ko ści do gry. Za każ dym ra zem, gdy kość upa da i uka zu je okre‐
ślo ną cy frę, po słusz na jest pra wu tak samo nie zmien ne mu jak
to, któ re rzą dzi ob ro tem pla net do oko ła Słoń ca. Przed upad kiem
ko ści ist nie je przy czy na, bądź łań cuch przy czyn, i moż na je wy‐
mie niać, co fa jąc się umy słem. Po zy cja ko ści w pu deł ku, ilość
ener gii mię śnia wy zwo lo nej w rzu cie, uwa run ko wa nia sto łu
etc., etc., to wszyst ko są przy czy ny, któ rych skut ki moż na wi‐
dzieć. Lecz za tymi wi dzia ny mi przy czy na mi ist nie ją łań cu chy
wcze śniej szych, nie wi dzia nych przy czyn, któ re wszyst kie mają
wpływ na licz bę oczek, któ re wy pa da ją naj czę ściej.
Je śli kość rzu ci się dużą ilość razy, oka że się, że ilość tra a nych
cyfr bę dzie pra wie rów na, tzn. że bę dzie ta sama licz ba wy rzu‐
ceń je dyn ki, dwój ki itd. Wy rzuć grosz w po wie trze, a może spaść
„or łem” albo „resz ką”; lecz wy ko naj wy star cza ją cą ilość ta kich
rzu tów, a otrzy masz rów ną ilość or łów i re szek. To jest dzia ła nie
pra wa śred niej. Lecz za rów no śred nia, jak i po je dyn czy rzut za‐
wie ra ją się w pra wie przy czy ny i skut ku, a gdy by śmy byli w sta‐
nie zba dać po prze dza ją ce przy czy ny, by ło by ja sne, że nie moż li‐
wo ścią było, by kost ka upa dła ina czej, w tych sa mych oko licz no‐
ściach i w tym sa mym cza sie. Przy tych sa mych przy czy nach
po wsta ną te same re zul ta ty. Za wsze ist nie je „przy czy na” i „po‐
wód” każ de go zda rze nia. Nic nie „dzie je się” bez przy czy ny, czy
ra czej bez łań cu cha przy czyn.
Pew ne za mie sza nie po wsta je w umy śle oso by roz wa ża ją cej
nad tym pra wem z po wo du fak tu, że nie jest ona w sta nie wy tłu‐
ma czyć, jak jed na rzecz może po wo do wać inną – to jest być
„twór cą” tej dru giej rze czy. Istot nie, żad na „rzecz” nie po wo du je
czy „two rzy” in nej „rze czy”. Przy czy na i sku tek dzia ła ją je dy nie
na „zda rze niach”. „Zda rze nie” jest „tym, co przy cho dzi czy dzie je
się, jako re zul tat czy kon se kwen cja pew nych wcze śniej szych
zda rzeń”. Żad ne zda rze nie nie „two rzy” in ne go zda rze nia, lecz
jest je dy nie po prze dza ją cym ogni wem w wiel kim upo rząd ko wa‐
nym łań cu chu zda rzeń wy pły wa ją cych z twór czej ener gii
WSZYST KIE GO. Ist nie je cią głość po mię dzy wszyst ki mi zda rze‐
nia mi po prze dza ją cy mi, wy stę pu ją cy mi i nad cho dzą cy mi. Ist‐
nie je re la cja po mię dzy wszyst kim, co już było, a wszyst kim, co
na stą pi. Ka mień od ry wa się od skal nej ścia ny i prze bi ja się przez
dach cha ty sto ją cej w do li nie. Na pierw szy rzut oka uwa ża my to
za efekt przy pad ku, lecz kie dy zba da my tę spra wę, to od naj dzie‐
my w niej ogrom ny łań cuch przy czyn. Przede wszyst kim spadł
deszcz, któ ry zmięk czył zie mię pod trzy mu ją cą ka mień, co po‐
zwo li ło mu upaść. To jed nak było wpły wem słoń ca, in nych
desz czów etc., któ re stop nio wo odła my wa ły ka wa łek ska ły od
więk szej czę ści. Były rów nież przy czy ny, któ re do pro wa dzi ły do
ufor mo wa nia się góry i jej wy nie sie nia po przez siły na tu ry itd.,
w nie skoń czo ność. Mo że my rów nież po dą żać za przy czy na mi
sto ją cy mi za spa da ją cym desz czem itp. Na stęp nie mo że my roz‐
wa żyć ist nie nie da chu. Wkrót ce znaj dzie my się w ca łej sie ci
przy czyn i skut ków, z któ rej bę dzie my się chcie li szyb ko wy plą‐
tać.
Tak samo czło wiek ma dwo je ro dzi ców, czwo ro dziad ków,
ośmio ro pra dziad ków, szes na ścio ro pra pra dziad ków itd., aż doj‐
dzie my do mi lio nów – i ta licz ba przy czyn stoi za na wet naj bar‐
dziej try wial ny mi zja wi ska mi, jak np. odro bi na sa dzy prze la tu‐
ją ca przed oczy ma. Nie jest pro stą spra wą prze śle dzić tę dro bin‐
kę sa dzy w hi sto rii świa ta, kie dy two rzy ła część ma syw ne go
pnia drze wa, któ re po tem sta ło się wę glem itd., aż ta dro bin ka
sa dzy prze la tu je przed oczy ma na swej dro dze ku in nym przy go‐
dom. Do obec ne go sta nu spro wa dził ją po tęż ny łań cuch zda rzeń,
przy czyn i skut ków, i wła śnie ten stan jest jed nym ze zda rzeń,
któ re będą two rzyć dal sze zda rze nia, przez set ki lat. Jed ną z se rii
zda rzeń wy ni ka ją cych z tej dro bi ny sa dzy było na pi sa nie tych
słów, po tem dru karz mu siał wy ko nać swo ją pra cę, po dob nie ko‐
rek tor, a pra ca ta po bu dzi twój umysł do my śle nia, tak samo jak i
umy sły in nych. Wy bę dzie cie wpły wać na jesz cze inne oso by – i
tak da lej, i tak da lej, poza zdol ność ludz kie go my śle nia – a
wszyst ko to spo wo do wa ne jest po ja wie niem się ma łej dro bi ny
sa dzy. To wszyst ko wy ka zu je względ ność i po wią za nie po mię‐
dzy sobą oraz dal szy fakt, że „nic nie jest duże; nic nie jest małe; w
umy śle, któ ry to wszyst ko po wo du je”.
Za trzy maj się na chwi lę i po myśl. Gdy by okre ślo ny męż czy zna
nie spo tkał okre ślo nej ko bie ty, daw no temu, w mro kach epo ki
ka mie nia – nie by ło by cie bie, któ ry czy tasz te sło wa. A być może,
gdy by ta sama para się nie spo tka ła, nie by ło by rów nież nas,
któ rzy pi sze my te sło wa. A sam fakt pi sa nia, z na szej stro ny, i
fakt czy ta nia, z two jej, do tknie nie tyl ko two je go i na szych żyć,
lecz bę dzie miał rów nież bez po śred ni lub po śred ni wpływ na
wie lu in nych lu dzi, któ rzy żyją obec nie, i na tych, któ rzy będą
żyć w na stęp nych wie kach. Każ da na sza myśl, każ de dzia ła nie,
ma swój bez po śred ni i po śred ni re zul tat, któ ry sta je się czę ścią
wiel kie go łań cu cha przy czyn i skut ków. Z róż nych po wo dów nie
chce my w tej pra cy wcho dzić w roz wa ża nia na te mat wol nej
woli czy też de ter mi ni zmu. Po mię dzy tymi po wo da mi jest
pierw sza za sa da, że żad na ze stron kon tro wer sji nie jest cał ko wi‐
cie praw dzi wa – w rze czy wi sto ści, we dług nauk her me tycz‐
nych, obie stro ny są czę ścio wo słusz ne. Pra wo bie gu no wo ści uka‐
zu je, że obie są je dy nie pół praw da mi – prze ciw ny mi bie gu na mi
Praw dy. Na uki gło szą, że czło wiek może być rów no cze śnie wol‐
ny, a jed nak zwią za ny ko niecz no ścią, za leż nie od ro zu mie nia
tych okre śleń i wy so ko ści Praw dy, z po zio mu któ rej bada się
daną ma te rię. Sta ro żyt ni pi sa rze wy ra ża li to tak: „Im da lej stwo‐
rze nie jest od środ ka, tym bar dziej jest zwią za ne; im bli żej środ ka
prze cho dzi, tym bar dziej wol nym się sta je”.
Więk szość lu dzi jest bar dziej lub mniej nie wol ni ka mi dzie‐
dzicz no ści, śro do wi ska etc., i wy ka zu je bar dzo mało wol no ści.
Są oni za le wa ni opi nia mi, zwy cza ja mi i my śla mi ze wnętrz ne go
świa ta, jak rów nież swo imi emo cja mi, uczu cia mi, na stro ja mi
itp. Nie wy ka zu ją mi strzo stwa god ne go tej na zwy. Z obu rze‐
niem za prze cza ją oni temu twier dze niu, mó wiąc: „Z pew no ścią
mam swo bo dę dzia ła nia, tak jak mi się po do ba – ro bię do kład nie
to, co chcę”, lecz nie po tra ą wy ja śnić, skąd bie rze się to „chcę” i
„jak mi się po do ba”. Co spra wia, że „chcą” oni ro bić tę rzecz, a nie
inną? Co spra wia, że „po do ba im się” ro bie nie tego, a nie tam te‐
go? Czy za ich „upodo ba niem” i „chce niem” nie ma „po nie waż”?
Mistrz jest w sta nie zmie niać te „upodo ba nia” i „chę ci” w te znaj‐
du ją ce się na dru gim koń cu men tal ne go bie gu na. Jest on w sta‐
nie po sia dać „wolę woli”, za miast woli, któ rej pra gnie nie lub ten‐
den cja po wo do wa na jest uczu ciem, na stro jem, emo cją czy su ge‐
stią śro do wi ska.
Więk szość lu dzi idzie za tym jak upa da ją cy ka mień, po słusz ni
śro do wi sku, ze wnętrz nym wpły wom i we wnętrz nym na stro‐
jom, pra gnie niom itp., nie mó wiąc o pra gnie niach i woli osób
sil niej szych od nich, dzie dzic twie, śro do wi sku i su ge stii, któ re
cią gną ich bez żad ne go opo ru z ich stro ny i bez żad nej woli. Po‐
ru sza ni jak pion ki na sza chow ni cy ży cia, od gry wa ją swo ją rolę i
są od kła da ni na bok po skoń czo nej grze. Lecz mi strzo wie, zna jąc
za sa dy gry, wzno szą się po nad płasz czy znę ma te rial ne go ży cia i
kon tak tu jąc się z wyż szy mi si ła mi swej na tu ry, do mi nu ją nad
swo imi na stro ja mi, cha rak te rem, ce cha mi i bie gu no wo ścią, tak
samo jak i nad ota cza ją cym ich śro do wi skiem; tym sa mym sta ją
się gra cza mi za miast pion ka mi – przy czy ną za miast skut kiem.
Mi strzo wie nie ucie ka ją przy czy no wo ści wyż szych płasz czyzn,
lecz dzia ła ją tam we dług wyż szych praw, tym sa mym rzą dząc
oko licz no ścia mi na niż szej płasz czyź nie. For mu ją więc oni świa‐
do mą część pra wa, za miast być jego śle pym in stru men tem.
Mimo że słu żą na wyż szych płasz czy znach, pa nu ją na płasz‐
czyź nie ma te rial nej.
Lecz wy żej i ni żej (na wyż szym i niż szym po zio mie) pra wo za‐
wsze dzia ła. Nie ist nie je taka rzecz, jak przy pa dek. Śle pa bo gi ni
zo sta ła znie sio na przez ro zu mo wa nie. Je ste śmy te raz w sta nie
wi dzieć, ma jąc oczy roz ja śnio ne wie dzą, że wszyst ko jest za rzą‐
dza ne przez Uni wer sal ne Pra wo, że nie skoń czo na licz ba praw
jest je dy nie ma ni fe sta cją Je dy ne go Wiel kie go Pra wa – PRA WA,
któ rym jest WSZYST KO. Za iste na wet wró bel nie spa da nie zau‐
wa żo ny przez Umysł WSZYST KIE GO – na wet na sze wło sy na
gło wie są po li czo ne – jak mó wią pi sma. Nic nie ist nie je poza Pra‐
wem, nic nie dzie je się prze ciw nie mu. A jed nak nie za kła daj
błęd nie, że czło wiek jest je dy nie śle pym au to ma tem – nic bar‐
dziej myl ne go. Na uki her me tycz ne mó wią, że czło wiek może
uży wać praw, by po ko ny wać pra wa, i że wyż szym za wsze zwy‐
cię ży niż sze, aż w koń cu osią gnie etap, na któ rym bę dzie szu kał
schro nie nia w sa mym PRA WIE i bę dzie wy śmie wał i gar dził
pra wa mi zja wisk. Czy je steś w sta nie uchwy cić tego we wnętrz‐
ne zna cze nie?
Roz dział XIII
RODZAJ
„Ro dzaj jest we wszyst kim; wszyst ko ma swój mę ski i żeń ski pier‐
wia stek; ro dzaj uka zu je się na wszyst kich płasz czy znach”
Ky ba lion
Siód me wiel kie pra wo her me ty zmu – pra wo ro dza ju – za wie ra
praw dę, że ro dzaj uka zy wa ny jest we wszyst kim, że pier wia stek
mę ski i żeń ski jest za wsze obec ny i ak tyw ny we wszyst kich fa‐
zach zja wisk, na każ dej płasz czyź nie ży cia. W tym miej scu do‐
brze jest zwró cić uwa gę, że ro dzaj, w zna cze niu her me tycz nym,
i płeć, w ogól nie przy ję tym zna cze niu, to nie jest to samo.
Sło wo „ro dzaj” wy wo dzi się z ła ciń skie go okre śle nia „ro dzić;
pro kre ować; two rzyć; stwa rzać; pro du ko wać”.
Chwi la za sta no wie nia uka że, że to sło wo ma dużo szer sze zna‐
cze nie niż okre śle nie „płeć”, któ re od no si się do zycz nych róż‐
nic po mię dzy osob ni ka mi mę ski mi i żeń ski mi. Płeć jest je dy nie
ma ni fe sta cją ro dza ju na okre ślo nej pod płasz czyź nie głów nej
płasz czy zny zycz nej – płasz czyź nie or ga nicz ne go ży cia. Chce‐
my uwy dat nić w two im umy śle to roz gra ni cze nie, gdyż nie któ‐
rzy pi sa rze, któ rzy na by li po wierz chow ne ele men ty lo zo i
her me tycz nej, iden ty ko wa li to pra wo her me tycz ne z dzi ki mi i
czę sto nie zro zu mia ły mi teo ria mi i na uka mi do ty czą cy mi płci.
Przed mio tem ro dza ju jest two rze nie, pro du ko wa nie, wy twa‐
rza nie etc., a jego ma ni fe sta cje wi docz ne są na każ dej płasz czyź‐
nie ist nie ją cych zja wisk. Trud no jest udo wod nić to po przez na‐
ukę, gdyż na uka jesz cze nie roz po zna ła w tym pra wa o uni wer‐
sal nym za sto so wa niu. Jed nak że nie któ re do wo dy po cho dzą z
na uko wych źró deł. Przede wszyst kim od naj dzie my wy raź ną
ma ni fe sta cję pra wa ro dza ju wśród czą stek, jo nów czy elek tro‐
nów, sta no wią cych pod sta wę ma te rii i zna nych przez współ cze‐
sną na ukę, któ re łą czą się, two rząc atom, do nie daw na uwa ża ny
za osta tecz ny i nie po dziel ny.
Ostat nie twier dze nia na uki mó wią, że atom zło żo ny jest z
wie lu czą stek, elek tro nów czy jo nów (róż ne au to ry te ty na zy wa‐
ją je ina czej) ob ra ca ją cych się do oko ła sie bie i wi bru ją cych in ten‐
syw nie i na wy so kiej czę sto tli wo ści. Lecz to wa rzy szą ce temu
stwier dze nie mówi, że uło że nie ato mu za le ży od zgro ma dze nia
czą stek ne ga tyw nych do oko ła po zy tyw nej – cząst ki po zy tyw ne
zda ją się wy wie rać pe wien wpływ na cząst ki ne ga tyw ne, spra‐
wia jąc, że przyj mu ją one okre ślo ne uło że nia i tym sa mym „two‐
rzą”, „ge ne ru ją” atom. Jest to zbież ne z naj star szy mi na uka mi
her me tycz ny mi, któ re za wsze iden ty ko wa ły mę ski pier wia‐
stek ro dza ju z „po zy tyw nym”, a żeń ski z „ne ga tyw nym” bie gu‐
nem tak zwa nej elek trycz no ści.
Po świę ci my te raz chwi lę tej iden ty ka cji. Umysł spo łe czeń‐
stwa utwo rzył cał ko wi cie błęd ne po strze ga nie, je śli cho dzi o ja‐
ko ści tak zwa ne go „ne ga tyw ne go” bie gu na na elek try zo wa nej
bądź na ma gne ty zo wa nej ma te rii. Ter mi ny „po zy tyw ny” i „ne‐
ga tyw ny” sto so wa ne do opi su tego zja wi ska są przez na ukę uży‐
wa ne w zły spo sób. Sło wo „po zy tyw ny” ozna cza coś praw dzi we‐
go i sil ne go, pod czas gdy „ne ga tyw ny” ozna cza nie rze czy wi‐
stość bądź sła bość. Nic bar dziej błęd ne go. Tak zwa ny „ne ga tyw‐
ny” bie gun ba te rii jest w rze czy wi sto ści bie gu nem, w któ rym
do ko nu je się two rze nie czy pro duk cja no wych po sta ci ener gii.
Nie ma w nim nic „ne ga tyw ne go”. Naj więk sze au to ry te ty na uki
uży wa ją obec nie sło wa „ka to da” za miast „ne ga tyw ny”. Sło wo
„ka to da” wy wo dzi się z Gre ki i ozna cza „zej ście; ścież kę two rze‐
nia etc.”. Z bie gu na ka to dy wy ła nia się rój elek tro nów czy czą‐
stek; z tego sa me go bie gu na wy cho dzą te cu dow ne „pro mie nie”,
któ re zre wo lu cjo ni zo wa ły na uko we kon cep cje na prze strze ni
ostat niej de ka dy. Bie gun ka to dy jest mat ką wszyst kich dziw‐
nych zja wisk, któ re spra wi ły, że sta re pod ręcz ni ki sta ły się bez u‐
ży tecz ne, a wie le po wszech nie przyj mo wa nych teo rii zo sta ło
wy rzu co nych na śmiet nik na uko wych spe ku la cji. Ka to da, czy li
bie gun ne ga tyw ny, jest mat czy nym pier wiast kiem zja wi ska
elek trycz no ści i naj sub tel niej szej po sta ci ma te rii, jaka jest obec‐
nie zna na na uce. Wi dzisz, że mamy pod sta wy, by od rzu cać uży‐
wa nie ter mi nu „ne ga tyw ny” w na szym roz wa ża niu tego przed‐
mio tu i by za stę po wać go sło wem „żeń ski”. Prze ma wia ją za tym
same fak ty i nie jest w tym wy pad ku ko niecz ne od no sze nie się
do nauk her me tycz nych.
Bę dzie my za tem uży wać sło wa „żeń ski” za miast „ne ga tyw ny”,
gdy bę dzie mowa o tym bie gu nie ak tyw no ści.
Ostat nie twier dze nia na uki mó wią, że twór cze cząst ki czy
elek tro ny są żeń skie (na uka mówi: „są one zło żo ne z ne ga tyw nej
elek trycz no ści” – my mó wi my, że są zło żo ne z żeń skiej ener gii).
Cząst ka żeń ska zo sta je odłą czo na, a ra czej opusz cza cząst kę mę‐
ską, i za czy na nowe dzia ła nie. Ak tyw nie szu ka zjed no cze nia z
cząst ką mę ską, kie ru jąc się na tu ral nym im pul sem two rze nia
no wych form ma te rii lub ener gii. Je den pi sarz po su nął się do
uży cia stwier dze nia: „z wła snej woli za czy na od razu szu kać
związ ku”. To roz łą cze nie i jed no cze nie two rzy pod sta wę więk‐
szej czę ści dzia łań che micz ne go świa ta. Kie dy żeń ska cząst ka
jed no czy się z mę ską, roz po czy na się okre ślo ny pro ces. Żeń skie
czą stecz ki gwał tow nie wi bru ją pod wpły wem mę skiej ener gii i
bar dzo szyb ko krą żą do oko ła niej. Re zul ta tem są na ro dzi ny no‐
we go ato mu. Jest on tak na praw dę stwo rzo ny ze związ ku mę‐
skich i żeń skich elek tro nów lub czą stek, lecz kie dy one się jed‐
no czą, atom uzy sku je nową ja kość – po sia da okre ślo ne wła ści‐
wo ści, lecz nie wy ka zu je już wła ści wo ści wol nej elek trycz no ści.
Pro ces odłą cze nia czy se pa ra cji żeń skich elek tro nów na zy wa ny
jest „jo ni za cją”. Te elek tro ny lub cząst ki są naj bar dziej ak tyw ny‐
mi pra cow ni ka mi na tu ry. Po wsta jąc ze swo ich związ ków czy po‐
łą czeń, uka zu ją róż ne zja wi ska świa tła, cie pła, elek trycz no ści,
ma gne ty zmu, przy cią ga nia, od py cha nia, che micz ne go po wi no‐
wac twa i jego prze ci wień stwa itp. zja wisk. I to wszyst ko po‐
wsta je z dzia ła nia pra wa ro dza ju na płasz czyź nie ener gii.
Rola pier wiast ka mę skie go zda je się po le gać na kie ro wa niu
okre ślo nej wro dzo nej ener gii ku pier wiast ko wi żeń skie mu, tym
sa mym roz po czy na jąc ak tyw ność pro ce su two rze nia. Lecz pier‐
wia stek mę ski jest tym, któ ry za wsze wy ko nu je wła ści wą pra cę
two rze nia – i dzie je się tak na wszyst kich płasz czy znach. A jed‐
nak, ża den z tych pier wiast ków nie jest w sta nie ope ro wać ener‐
gią bez po mo cy dru gie go. W nie któ rych for mach ży cia te dwa
pier wiast ki są po łą czo ne w jed nym or ga ni zmie. Z tego po wo du
wszyst ko w or ga nicz nym świe cie uka zu je oba ro dza je – mę skość
ist nie je w for mie żeń skiej, a żeń skość jest obec na w for mie mę‐
skiej. Na uki her me tycz ne mó wią dużo na te mat dzia ła nia tych
dwóch pier wiast ków ro dza ju przy two rze niu i uka zy wa niu róż‐
nych po sta ci ener gii etc., lecz nie bę dzie my wcho dzić w te szcze‐
gó ły w tym miej scu, gdyż nie je ste śmy w sta nie po przeć tych
twier dzeń na uko wy mi do wo da mi, po nie waż na uka jesz cze nie
do tar ła tak da le ko. Lecz po da ny przy kład zja wi ska elek tro nów
czy czą stek po ka zu je, że na uka jest na do brej dro dze i przy kład
ten da rów nież ogól ny ob raz za sad rzą dzą cych tym pra wem.
Nie któ rzy z głów nych ba da czy na uki ogło si ło swo je hi po te zy,
że przy two rze niu krysz ta łów moż na za ob ser wo wać coś, co od‐
po wia da „ak tyw no ści sek su al nej”, i jest to ko lej ny fakt uka zu ją‐
cy kie ru nek, w ja kim zmie rza na uka. I każ dy rok bę dzie niósł ko‐
lej ne fak ty po twier dza ją ce po praw ność her me tycz ne go pra wa
ro dza ju. Zo sta nie od kry te, że ro dzaj cią gle dzia ła i uka zu je się w
dzie dzi nie ma te rii nie orga nicz nej oraz w dzie dzi nie ener gii czy
mocy. Elek trycz ność jest obec nie po wszech nie uwa ża na za „coś”,
w czym wszyst kie inne for my ener gii to pią się lub roz pusz cza ją.
„Elek trycz na teo ria wszech świa ta” jest naj now szą dok try ną na‐
uki i gwał tow nie zy sku je na po pu lar no ści i po wszech nej ak cep‐
ta cji. Wy ni ka z tego fakt, że je śli je ste śmy w sta nie w zja wi sku
elek trycz no ści – na wet u źró dła jego ma ni fe sta cji – od kryć ja sny
i nie pod wa żal ny do wód na obec ność ro dza ju w jego dzia ła niu, to
mamy pod sta wę, by mó wić ci, iż na uka w koń cu przed sta wi ła
do wo dy ist nie nia wiel kie go her me tycz ne go pra wa ro dza ju we
wszyst kich uni wer sal nych zja wi skach.
Nie trze ba zaj mo wać się do brze zna nym zja wi skiem „przy cią‐
ga nia i od py cha nia” ato mów, che micz nym po wi no wac twem,
„mi ło ścią i nie na wi ścią” czą ste czek ato mo wych, przy cią ga niem
i ko he zją po mię dzy mo le ku ła mi ma te rii. Te fak ty są zbyt do brze
zna ne i nie wy ma ga ją ko men ta rza. Czy jed nak kie dy kol wiek za‐
sta na wia łeś się, że wszyst kie te rze czy są ma ni fe sta cją pra wa ro‐
dza ju? Czy nie wi dzisz, że to zja wi sko jest opar te na tym sa mym,
co zja wi ska czą ste czek bądź elek tro nów? I na wet wię cej: czy nie
wi dzisz roz sąd ku w na ukach her me tycz nych, któ re twier dzą, że
pra wo gra wi ta cji – to sil ne przy cią ga nie, z po wo du któ re go
wszyst kie cząst ki i cia ła ma te rii we wszech świe cie mają ten den‐
cję ku so bie – jest ko lej nym uka za niem pra wa ro dza ju, któ re
dzia ła w kie run ku przy cią ga nia ener gii mę skich do żeń skich i
vice ver sa? W obec nym cza sie nie mo że my tego fak tu po przeć
na uko wym do wo dem, lecz przyj rzyj się temu zja wi sku w świe‐
tle nauk her me tycz nych, a zo ba czysz, czy po da wa na tam hi po‐
te za nie dzia ła le piej od ja kiej kol wiek po da wa nej przez na ukę.
Prze ba daj wszyst kie zycz ne zja wi ska, a od kry jesz, że pra wo ro‐
dza ju dzia ła wszę dzie.
Te raz przejdź my do roz wa żań nad dzia ła niem tego pra wa na
płasz czyź nie men tal nej. Na zba da nie cze ka tam wie le in te re su‐
ją cych spraw.
Roz dział XIV
RODZAJ MENTALNY
Stu den ci psy cho lo gii, któ rzy po dą ża jąc za obec nym tren dem
my śli do ty czą cym zja wisk men tal nych, są za sko cze ni trwa ło‐
ścią idei po dwój ne go umy słu, któ ra wy war ła duży wpływ na
prze strze ni ostat nich dzie się ciu czy pięt na stu lat, a któ ra dała
po czą tek wie lu gło śnym teo riom do ty czą cym na tu ry i skła du
tych „dwóch umy słów”. Thom son J. Hud son zy skał ogrom ną po‐
pu lar ność w 1893 roku, do pra co wu jąc swo ją do brze zna ną teo‐
rię „obiek tyw ne go i su biek tyw ne go umy słu”, ist nie ją cych wg
nie go w każ dej oso bie. Inni pi sa rze zy ska li pra wie taką samą
uwa gę dzię ki teo riom: „świa do me go i pod świa do me go umy słu”,
„do bro wol ne go i nie do bro wol ne go umy słu”, „umy słu ak tyw ne‐
go i pa syw ne go” etc., etc. Teo rie ko lej nych pi sa rzy róż nią się od
sie bie, lecz za wsze po zo sta je za sa da „dwo isto ści umy słu”.
Uczeń lo zo i her me tycz nej uśmie cha się, gdy czy ta i sły szy o
tych wie lu „no wych teo riach” w te ma cie dwo isto ści umy słu,
gdzie każ da ze szkół pra cu je wy łącz nie na swo ich teo riach i każ‐
da z nich twier dzi, że „od kry ła praw dę”. Uczeń prze wra ca w tył
kar ty hi sto rii okul ty stycz nej i w za mglo nych po cząt kach nauk
okul ty stycz nych od naj du je od nie sie nia do sta ro żyt nej, her me‐
tycz nej dok try ny pra wa ro dza ju na płasz czyź nie men tal nej –
ma ni fe sta cji ro dza ju men tal ne go. Ba da jąc to da lej, od kry wa on,
że sta ro żyt na lo zo a uzna ła zja wi sko „po dwój ne go umy słu”
po przez teo rię ro dza ju men tal ne go. Tę ideę moż na w kil ku sło‐
wach wy tłu ma czyć uczniom, któ rzy za zna jo mie ni są ze współ‐
cze sny mi teo ria mi, o któ rych przed chwi lą wspo mnie li śmy. Mę‐
ski pier wia stek umy słu od po wia da tak zwa ne mu umy sło wi
obiek tyw ne mu, świa do me mu, do bro wol ne mu, ak tyw ne mu
itp., a żeń ski pier wia stek umy słu od po wia da tak zwa ne mu
umy sło wi su biek tyw ne mu, pod świa do me mu, nie do bro wol ne‐
mu, pa syw ne mu itp. Oczy wi ście na uki her me tycz ne nie zga dza‐
ją się z wie lo ma współ cze sny mi teo ria mi do ty czą cy mi na tu ry
tych dwóch faz umy słu, ani nie uzna ją wie lu z fak tów przy pi sy‐
wa nych tym dwóm aspek tom – nie któ re z tych teo rii i hi po tez są
zbyt da le ko sięż ne, by dało się na nich prze pro wa dzić eks pe ry‐
ment czy de mon stra cję. Wska zu je my na punk ty zgo dy je dy nie
dla celu po ma ga nia ucznio wi po łą cze nia jego wcze śniej na by tej
wie dzy z na uka mi lo zo i her me tycz nej. Ucznio wie Hud so na,
na po cząt ku jego dru gie go roz dzia łu „The Law of Psy chic Phe no‐
me na” (Pra wa zja wisk psy chicz nych), za uwa żą stwier dze nie, że:
„Mi stycz ny żar gon lo zo fów her me tycz nych za wie ra tę samą
ogól ną ideę” – tj. ideę du ali zmu umy słu. Gdy by dr Hud son po‐
świę cił czas i uwa gę, by roz szy fro wać tro chę „mi stycz ne go żar‐
go nu lo zo i her me tycz nej”, to mo gło by to rzu cić mu wie le
świa tła na te mat „dwo iste go umy słu” – lecz wte dy, za pew ne, nie
na pi sał by swo jej bar dzo in te re su ją cej pra cy. Te raz roz waż my to,
co na uki her me tycz ne mó wią o ro dza ju men tal nym.
Na uczy cie le her me ty zmu prze ka zu ją swo je in struk cje w tym
te ma cie, zo bo wią zu jąc uczniów do ba da nia od czuć swo jej świa‐
do mo ści w od nie sie niu do swo jej jaź ni. Ucznio wie mają zwra cać
swo ją uwa gę do we wnątrz, na jaźń ży ją cą w każ dym. Każ dy
uczeń wi dzi, że jego świa do mość daje mu pierw szy znak ist nie‐
nia jaź ni – jest nim „je stem”. Na po cząt ku zda je się być to koń co‐
wym sło wem świa do mo ści, lecz dal sze ba da nie ujaw nia fakt, że
to „je stem” moż na po dzie lić na dwie od dziel ne czę ści czy aspek‐
ty, któ re mimo że dzia ła ją w zjed no cze niu i w po łą cze niu, to jed‐
nak moż na je roz dzie lić w świa do mo ści.
Cho ciaż na po cząt ku zda je się ist nieć je dy nie „ja”, to do kład‐
niej sze i bliż sze ba da nie od kry wa fakt, że ist nie je „ja” i „mnie”.
Te bliź nia ki men tal ne róż nią się swo ją cha rak te ry sty ką i na tu rą,
a ba da nie ich na tu ry i zja wisk z nich po wsta ją cych rzu ci spo ro
świa tła na wie le pro ble mów wpły wu men tal ne go.
Za cznij my od roz wa że nia „mnie”, któ re czę sto jest przez
uczniów my lo ne z „ja”, do pó ki nie zaj dą oni tro chę da lej w stan
świa do mo ści. Czło wiek my śli o swo jej jaź ni (w jej aspek cie
„mnie”), że jest zło żo na z okre ślo nych uczuć, sma ków, lu bie nia,
nie lu bie nia, na wy ków, szcze gól nych wię zów, cha rak te ry sty ki
itp., któ re to rze czy two rzą jego oso bo wość, czy li zna ną mu
„jaźń”. Wie, że emo cje i uczu cia się zmie nia ją, ro dzą się i umie ra‐
ją, są przed mio tem pra wa ryt mu i pra wa bie gu no wo ści, któ re za‐
bie ra ją go z jed ne go skraj ne go bie gu na uczuć na dru gi. My śli
rów nież, że „mnie” jest pew ną wie dzą ze bra ną w umy śle, któ ra
two rzy część jego oso by. To jest „mnie” czło wie ka.
Lecz szli śmy zbyt szyb ko. Moż na po wie dzieć, że „mnie” wie lu
lu dzi skła da się głów nie z ich świa do mo ści cia ła, ich zycz nych
ape ty tów itp. Ich świa do mość jest w du żej mie rze zwią za na z
ich cie le sną na tu rą, oni prak tycz nie „żyją tam”. Nie któ ry lu dzie
idą na wet tak da le ko, że uwa ża ją swój ubiór za część „mnie”, i
rze czy wi ście uwa ża ją go za część sie bie. Pe wien pi sarz po wie‐
dział z hu mo rem, że „czło wiek skła da się z trzech czę ści – du szy,
cia ła i ubrań”. Ci „świa do mi ubrań” lu dzie utra ci li by swo ją oso‐
bo wość, gdy by zo sta li ob dar ci z ubrań przez dzi ku sów w przy‐
pad ku roz bi cia się stat ku. Lecz na wet wie lu, któ rzy nie są tak
bli sko zwią za ni ideą oso bi ste go ubio ru, utrzy mu je, że świa do‐
mość ich ciał jest ich „mnie”. Nie są w sta nie po strze gać jaź ni
nie za leż nie od cia ła. Ich umysł zda je się dla nich „czymś, co na le‐
ży” do cia ła – co w wie lu przy pad kach spra wia, że tak wła śnie
się dzie je.
Lecz gdy czło wiek wzno si się na ska li świa do mo ści, to jest w
sta nie od dzie lić „mnie” od idei swo je go cia ła i jest w sta nie po‐
strze gać swo je cia ło jako „na le żą ce” do jego men tal nej czę ści.
Lecz na wet wte dy skła nia się on do iden ty ko wa nia „mnie” wy‐
łącz nie ze sta na mi men tal ny mi, uczu cia mi etc., któ re czu je, że
ist nie ją we wnątrz nie go. Skła nia się on do tego, by uwa żać te
we wnętrz ne sta ny za toż sa me z nim sa mym, za miast po strze gać
je je dy nie za „rze czy” two rzo ne przez część men tal no ści, a ist‐
nie ją ce we wnątrz nie go – z nie go i w nim, ale nie bę dą ce „nim
sa mym”. Wi dzi on, że może zmie niać te we wnętrz ne sta ny
uczuć wy sił kiem woli i że może w ten sam spo sób two rzyć uczu‐
cia czy sta ny o do kład nie prze ciw nej na tu rze, i wciąż bę dzie ist‐
nia ło to samo „mnie”. Tak więc bę dzie on w sta nie od su nąć na
bok te róż ne sta ny men tal ne, emo cje, uczu cia, na wy ki, war to ści,
cha rak te ry sty ki i inne oso bi ste ce chy men tal ne – bę dzie on w
sta nie prze nieść je do „nie-mnie”, zbio ru cie ka wo stek i prze‐
szkód, jak rów nież i war to ścio wych na byt ków. Wy ma ga to dużo
men tal nej kon cen tra cji i siły men tal nej ana li zy ze stro ny
ucznia. Lecz za da nie to jest wy ko nal ne dla za awan so wa ne go
ucznia, a na wet ci, któ rzy nie są tak da le ce za awan so wa ni, są w
sta nie wi dzieć w wy obraź ni, jak do ko nu je się ten pro ces.
Po tym pro ce sie od sta wie nia na bok, uczeń znaj dzie się w
świa do mym po sia da niu „jaź ni”, któ rą moż na roz wa żać w jej po‐
dwój nych aspek tach – „ja” i „mnie”. „Mnie” bę dzie od czu wa ne
jako coś men tal ne go, w czym my śli, idee, emo cje, uczu cia i inne
sta ny men tal ne mogą być two rzo ne. Moż na uwa żać je za „men‐
tal ne łono” – jak opi sy wa li to sta ro żyt ni – zdol ne do two rze nia
men tal ne go po tom stwa. W świa do mo ści wi dać to jako „mnie” z
uśpio ny mi mo ca mi two rze nia i ge ne ro wa nia men tal ne go plo nu
wszel kich od mian i ro dza jów. Jego moce twór czej ener gii wy da‐
ją się być ol brzy mie. Lecz wciąż wy da je się, że aby być świa do‐
mym, to musi otrzy my wać ja kąś for mę ener gii bądź to z to wa‐
rzy szą ce go „ja”, lub z in ne go „ja”, przy któ rym może stwo rzyć
swo je men tal ne two ry. Ta świa do mość spro wa dza ze sobą
ogrom ne moż li wo ści men tal nej pra cy i wy ko rzy sty wa nia zdol‐
no ści twór czych.
Lecz uczeń szyb ko od kry wa, że nie tyl ko to moż na zna leźć w
swo jej we wnętrz nej świa do mo ści. Od kry wa, że ist nie je men tal‐
ne coś, któ re jest w sta nie nada wać wolę, by „mnie” dzia ła ło we‐
dług okre ślo nych li nii two rze nia, a któ re jest w sta nie rów nież
stać obok i być świad kiem men tal ne go two rze nia. Tę część sie‐
bie na uczo ny jest na zy wać swo im „ja”. Jest w sta nie do wol nie
od po czy wać w jego świa do mo ści. Od naj du je tam nie świa do‐
mość zdol no ści ge ne ro wa nia i ak tyw ne go two rze nia, w sen sie
stop nio we go pro ce su po le ga ją ce go na men tal nych pro ce sach,
lecz ra czej po czu cie i świa do mość zdol no ści do ko ny wa nia pro‐
jek cji ener gii z „ja” do „mnie” – pro ce su „woli”, któ ry roz po czy na
i pod trzy mu je men tal ne two rze nie. Od kry wa on rów nież, że „ja”
jest w sta nie stać obok i być świad kiem dzia ła nia men tal ne go
two rze nia do ko ny wa ne go przez „mnie”. Tu taj ist nie je du al ny
aspekt umy słu każ dej oso by. „Ja” re pre zen tu je mę ski pier wia‐
stek men tal ne go ro dza ju, „mnie” re pre zen tu je pier wia stek żeń‐
ski. „Ja” re pre zen tu je aspekt ist nie nia, „mnie” – aspekt sta wa nia
się. Za uwa żysz, że pra wo zgod no ści dzia ła na tej płasz czyź nie tak
samo jak na płasz czyź nie głów nej, na któ rej do ko nu je się two‐
rze nie Wszech świa ta. Są one po dob ne w ro dza ju, lecz zu peł nie
róż ne w stop niu. „Jak na gó rze, tak i na dole; jak na dole, tak i na
gó rze”.
Te aspek ty umy słu – mę ski i żeń ski pier wia stek, „ja” i „mnie” –
roz wa ża ne w po łą cze niu z do brze zna ny mi men tal ny mi i psy‐
chicz ny mi zja wi ska mi, dają uni wer sal ny klucz do le d wie zna‐
nych ob sza rów dzia ła nia men tal ne go. Pra wo men tal ne go ro dza ju
jest praw dą le żą cą u pod staw zja wi ska men tal ne go wpły wu etc.
Pier wia stek żeń ski jest za wsze na sta wio ny na od bie ra nie im‐
pre sji, pod czas gdy pier wia stek mę ski usta wio ny jest w kie run‐
ku od da wa nia lub wy ra ża nia. Pier wia stek żeń ski ma dużo bar‐
dziej zróż ni co wa ne pole dzia ła nia niż pier wia stek mę ski. Pier‐
wia stek żeń ski prze pro wa dza pra cę two rze nia no wych my śli,
kon cep cji, idei, włą cza jąc w to pra cę wy obraź ni. Pier wia stek mę‐
ski za do wa la się dzia ła niem „woli”, w jej róż nych fa zach. A jed‐
nak bez ak tyw nej po mo cy woli mę skie go pier wiast ka, pier wia‐
stek żeń ski spo czy wa, two rząc men tal ne ob ra zy bę dą ce re zul ta‐
tem im pre sji otrzy ma nych z ze wnątrz, za miast two rzyć ory gi‐
nal ne men tal ne two ry.
Oso by, któ re mogą skon cen tro wać się i my śleć o ja kimś przed‐
mio cie, ak tyw nie wy ko rzy stu ją oba men tal ne pier wiast ki – żeń‐
ski w pra cy ak tyw ne go men tal ne go two rze nia i mę ską wolę w
sty mu lo wa niu i ener ge ty zo wa niu kre atyw nej czę ści umy słu.
Więk szość osób bar dzo mało wy ko rzy stu je pier wia stek mę ski i
są oni za do wo le ni z ży cia we dług my śli i idei wpo jo nych w ich
„mnie” z „ja” in nych umy słów. Lecz nie jest na szym ce lem roz‐
wo dze nie się nad tym sta dium te ma tu, któ ry może być zba da ny
przy po mo cy ja kiej kol wiek do brej książ ki o psy cho lo gii, przy
uży ciu klu cza men tal ne go ro dza ju, jaki przed chwi lą po da li śmy.
Stu dent zja wisk psy chicz nych jest świa do my cu dow ne go zja‐
wi ska kla sy ko wa ne go pod na głów kiem te le pa tii, prze ka zu my‐
śli, men tal ne go wpły wu, su ge stii, hip no zy itp. Wie lu szu ka ło
wy tłu ma cze nia tych róż nych faz zja wi ska w teo riach róż nych
na uczy cie li „du al no ści umy słu”. I do brze się kie ro wa li, gdyż ja‐
sno wy stę pu je ma ni fe sta cja dwóch róż nych faz ak tyw no ści
men tal nej. Lecz je śli tacy ucznio wie roz wa żą te „po dwój ne umy‐
sły” w świe tle nauk her me tycz nych od no szą cych się do wi bra cji
i men tal ne go ro dza ju, to zo ba czą, że dłu go po szu ki wa ny klucz
jest na wy cią gnię cie dło ni.
W zja wi sku te le pa tii wi dać jak wi bra cyj na ener gia pier wiast‐
ka mę skie go kie ro wa na jest ku pier wiast ko wi żeń skie mu in nej
oso by, któ ra przyj mu je to ziar no my śli i roz wi ja je w so bie. W
ten sam spo sób dzia ła su ge stia i hip no za. Mę ski pier wia stek oso‐
by po da ją cej su ge stię kie ru je stru mień wi bra cyj nej ener gii czy
też siły woli ku żeń skie mu pier wiast ko wi in nej oso by, któ ra
przyj mu je go, uzna je za wła sny i my śli we dług nie go. Tym sa‐
mym idea za gnież dżo na w umy śle in nej oso by ro śnie i roz wi ja
się, i z cza sem jest uzna wa na za pra wo wi te men tal ne po tom‐
stwo da nej oso by, gdzie w rze czy wi sto ści jest ku kuł czym ja jem
pod rzu co nym do gniaz da wró bla, gdzie nisz czy praw dzi we po‐
tom stwo i czu je się jak u sie bie w domu. Nor mal ną me to dą dla
mę skie go i żeń skie go pier wiast ka w czy imś umy śle jest ko or dy‐
na cja i har mo nij nie dzia ła nie we wza jem nym po łą cze niu. Lecz
nie ste ty, mę ski pier wia stek u prze cięt nej oso by jest zbyt le ni wy,
by dzia łać – oka zy wa nie woli jest zbyt sła be – w kon se kwen cji
cze go ta kie oso by są pra wie cał ko wi cie rzą dzo ne przez umy sły i
wolę in nych osób, któ rym po zwa la ją oni my śleć i prze ja wiać
wolę za sie bie. Jak nie wie le ory gi nal nych my śli czy dzia łań do‐
ko ny wa nych jest przez prze cięt ną oso bę? Czy więk szość lu dzi
nie jest je dy nie cie niem i echem tych, któ rzy mają sil niej szą
wolę czy umysł niż oni sami? Pro blem po le ga na tym, że prze‐
cięt na oso ba żyje pra wie wy łącz nie w swo jej świa do mo ści
„mnie” i nie zda je so bie spra wy, że ist nie je coś ta kie go jak „ja”.
Jest spo la ry zo wa na na swój żeń ski pier wia stek umy słu, a pier‐
wia stek mę ski, któ ry jest osa dzo ny w woli, po zo sta je nie ak tyw‐
ny i nie uży wa ny.
Sil ni męż czyź ni i sil ne ko bie ty świa ta nie zmien nie uka zu ją
mę ski pier wia stek woli, a ich siła za le ży wy łącz nie od tego fak‐
tu. Za miast żyć wra że nia mi wy war ty mi na ich umy słach przez
in nych, do mi nu ją oni swo je wła sne umy sły swo ją wolą, otrzy‐
mu jąc po żą da ny ro dzaj men tal nych ob ra zów, a co wię cej, do mi‐
nu ją oni umy sły in nych, w ten sam spo sób. Spójrz na sil nych lu‐
dzi, jak ra dzą so bie z im plan to wa niem swo ich zia ren my śli w
umy słach ca łych mas lu dzi, tym sa mym po wo du jąc, że my ślą
one zgod nie z chę cią i wolą sil nych osób. Dla te go wła śnie masy
lu dzi są jak owce, któ re ni g dy nie two rzą swo jej wła snej idei, ani
nie uży wa ją wła snej mocy men tal nej ak tyw no ści.
Ma ni fe sta cje men tal ne go ro dza ju moż na za uwa żyć do oko ła nas
w co dzien nym ży ciu. Ma gne tycz ne oso by to ta kie, któ re są w
sta nie uży wać pier wiast ka mę skie go do wy wie ra nia swo ich idei
na in nych. Ak tor, któ ry spra wia, że lu dzie szlo cha ją czy pła czą
po dług jego woli, sto su je tę za sa dę. Tak samo do bry mów ca, po‐
li tyk, ka zno dzie ja, pi sarz czy inni lu dzie ścią ga ją cy pu blicz ną
uwa gę. Szcze gól ny wpływ wy wie ra ny przez nie któ rych lu dzi na
in nych dzia ła po przez ma ni fe sta cję men tal ne go ro dza ju, wzdłuż
wy żej oma wia nych li nii wi bra cji. W tym pra wie leży se kret oso‐
bi ste go ma gne ty zmu, wpły wu, fa scy na cji etc., tak samo jak i se‐
kret zja wisk ge ne ral nie gru po wa nych pod na zwą hip no ty zmu.
Uczeń, któ ry za zna jo mił się ze zja wi skiem ge ne ral nie okre śla‐
nym jako „psy chicz ne”, od krył waż ną część od gry wa ną w tym
zja wi sku przez siłę, na zy wa ną przez na ukę „su ge stią”. Ter min
ten okre śla pro ces lub me to dę, w któ rej idea prze no szo na jest
czy ra czej „wy wie ra na” na umy śle in nej oso by, co po wo du je, że
umysł tej oso by dzia ła we dług tej idei. Po praw ne zro zu mie nie
su ge stii jest nie zbęd ne, by in te li gent nie ro zu mieć róż ne psy‐
chicz ne zja wi ska, któ re su ge stia pod kre śla. Lecz dużo bar dziej
po trzeb na jest do tego wie dza o wi bra cji i men tal nym ro dza ju,
gdyż cała za sa da su ge stii za le ży od pier wiast ka men tal ne go ro‐
dza ju i od wi bra cji.
Zwy cza jem pi sa rzy i na uczy cie li su ge stii jest tłu ma czyć, że to
„obiek tyw ny i do bro wol ny” umysł wy wie ra men tal ną im pre sję
czy su ge stię na umy śle „su biek tyw nym i nie do bro wol nym”.
Lecz nie opi su ją oni tego pro ce su ani nie po da ją nam żad nej ana‐
lo gii w na tu rze, po przez któ rą mo gli by śmy le piej zro zu mieć tę
kon cep cję. Je śli jed nak prze my ślisz tę ma te rię w świe tle nauk
her me tycz nych, to bę dziesz w sta nie zo ba czyć, że ener ge ty za cja
żeń skie go pier wiast ka po przez wi bra cyj ną ener gię pier wiast ka
mę skie go dzie je się we dług uni wer sal nych praw na tu ry, a na tu‐
ral ny świat za pew nia nie zli czo ne ana lo gie, po przez któ re moż na
zro zu mieć tę za sa dę. Rze czy wi ście, na uki her me tycz ne po ka zu‐
ją, że każ de two rze nie wszech świa ta dzia ła we dług tego sa me go
pra wa, i że we wszyst kich twór czych ma ni fe sta cjach, na wszyst‐
kich płasz czy znach du cho wych, men tal nych i zycz nych, za‐
wsze dzia ła pra wo ro dza ju – ma ni fe sta cja pier wiast ka mę skie go i
żeń skie go. „Jak na gó rze, tak i na dole; jak na dole, tak i na gó rze”.
A co wię cej, kie dy już opa nu je się i zro zu mie pra wo men tal ne go
ro dza ju, to róż ne zja wi ska psy cho lo gii od razu sta ją się moż li we
do in te li gent ne go skla sy ko wa nia i zba da nia, za miast prze by‐
wa nia w mro ku. Pra wo „spraw dza się” w prak ty ce, gdyż jest
opar te na nie wzru szal nych uni wer sal nych pra wach ży cia.
Nie bę dzie my wcho dzić w roz sze rzo ną dys ku sję czy opi sy róż‐
nych zja wisk men tal ne go wpły wu czy dzia łal no ści psy chicz nej.
Ist nie je wie le ksią żek na ten te mat, wie le z nich jest na praw dę
do brych, któ re zo sta ły w ostat nich la tach na pi sa ne i wy da ne.
Głów ne fak ty w nich przed sta wia ne są po praw ne, cho ciaż kil ku
pi sa rzy pró bo wa ło wy tłu ma czyć te zja wi ska po przez róż ne wła‐
sne teo rie. Uczeń może za zna jo mić się z tymi te ma ta mi i uży wa‐
jąc teo rii men tal ne go ro dza ju, bę dzie w sta nie utwo rzyć po rzą‐
dek w cha osie sprzecz nych teo rii i nauk, a co wię cej, może uczy‐
nić z sie bie mi strza tego przed mio tu, je śli bę dzie miał taką ocho‐
tę. Ce lem tej pra cy nie jest tłu ma cze nie du żej ilo ści zja wisk psy‐
chicz nych, lecz po da ro wa nie ucznio wi uni wer sal ne go klu cza,
któ ry może otwo rzyć wie le drzwi pro wa dzą cych do tych czę ści
świą ty ni wie dzy, któ re ze chce zba dać. Czu je my, że w tym roz wa‐
ża niu nauk Ky ba lio na oso ba może zna leźć wy tłu ma cze nia, któ‐
re po słu żą jej do roz ja śnie nia wie lu kło po tli wych trud no ści –
jako klucz, któ ry otwo rzy wie le drzwi. Jaki jest cel wcho dze nia
w szcze gó ły do ty czą ce wszyst kich róż nych zja wisk psy chicz‐
nych i men tal nych nauk, je śli na ręce ucznia skła da my środ ki,
któ ry mi sam może za zna jo mić się z ja ką kol wiek czę ścią przed‐
mio tu, któ ra go za in te re su je? Z po mo cą Ky ba lio na oso ba może
przejść przez każ dą okul ty stycz ną bi blio te kę na nowo, a świa tło
Egip tu oświe ci wie le mrocz nych stron i wie le ukry tych te ma‐
tów. Taki jest cel tej książ ki. Nie po da je my no wej lo zo i, lecz
kre śli my za ry sy wiel kich, sta rych jak świat nauk, któ re roz ja‐
śnią na ucza nie in nych – któ re będą słu żyć jako wiel ki po jed naw‐
ca róż nych teo rii i prze ciw staw nych dok tryn.
Roz dział V
AKSJOMATY HERMETYCZNE
„Po sia da nie wie dzy, do pó ki nie to wa rzy szy mu jej uka zy wa nie w
dzia ła niu, jest jak trzy ma nie kosz tow nych me ta li – próż ną i
głu pią rze czą. Wie dza, tak jak bo gac two, musi być uży wa na.
Pra wo uży cia jest uni wer sal ne i ten, kto je na ru sza, cier pi z
po wo du swe go kon ik tu z na tu ral ny mi si ła mi”
Ky ba lion
Na uki her me tycz ne, cho ciaż za wsze są bez piecz nie za mknię te
w umy słach szczę śli wych ich po sia da czy, z wy mie nio nych wy‐
żej po wo dów ni g dy nie po win ny być je dy nie prze cho wy wa ne i
utaj nio ne. Pra wo uży cia żyje w na ukach, jak wi dać w od nie sie‐
niu do po wyż sze go cy ta tu z Ky ba lio na, któ ry stwier dza to wy‐
raź nie. Wie dza bez jej uży wa nia i wy ra ża nia jest rze czą próż ną,
nie da ją cą żad nej ko rzy ści swe mu po sia da czo wi czy ra sie. Strzeż
się men tal ne go mar no traw stwa i wpro wa dzaj w czyn to, cze go
się na uczy łeś. Stu diuj ak sjo ma ty i afo ry zmy, lecz rów nież je
prak ty kuj.
Ni żej po da je my kil ka z waż niej szych ak sjo ma tów her me tycz‐
nych, po cho dzą cych z Ky ba lio na, do da jąc do każ de go kil ka ko‐
men ta rzy. Przyj mij je, prak ty kuj i uży waj, gdyż nie sta ną się
two je, do pó ki ich nie uży jesz.
„By zmie nić swój na strój lub stan men tal ny – zmień swo ją wi‐
bra cję”
Ky ba lion
Oso ba może zmie nić swo je men tal ne wi bra cje wy sił kiem
woli, w kie run ku ce lo we go usta wie nia uwa gi na bar dziej po żą‐
da ny stan. Wola kie ru je uwa gą, uwa ga zmie nia wi bra cję. Kul ty‐
wuj sztu kę uwa gi po przez swo ją wolę, a roz wią żesz ta jem ni cę
opa no wa nia na stro jów i sta nów men tal nych.
„By znisz czyć nie chcia ną czę sto tli wość men tal nej wi bra cji, użyj
pra wa bie gu no wo ści i skon cen truj się na prze ciw nym bie gu‐
nie, któ ry za mie rzasz osią gnąć. Zli kwi duj to, co nie po żą da ne,
zmie nia jąc jego po la ry za cję”
Ky ba lion
Jest to jed na z naj waż niej szych for muł her me tycz nych. Opar ta
jest na praw dzi wych, na uko wych za sa dach. Uka za li śmy, że stan
men tal ny i jego prze ci wień stwo są je dy nie dwo ma bie gu na mi
jed nej rze czy i że po przez men tal ną trans mu ta cję moż na tę po‐
la ry za cję od wró cić. Za sa da ta jest zna na współ cze snym psy cho‐
lo gom, któ rzy sto su ją ją do zry wa nia z nie po żą da ny mi na wy ka‐
mi, za chę ca jąc uczniów do kon cen tro wa nia się na prze ciw nej
wła sno ści. Je śli masz w so bie strach, to nie mar nuj cza su pró bu‐
jąc „za bić” ten strach, lecz kul ty wuj ja kość od wa gi, a strach
znik nie. Nie któ rzy pi sa rze wy ra ża li tę ideę do bit nie, uży wa jąc
przy kła du ciem ne go po ko ju. Nie mu sisz od ga niać czy wy rzu cać
ciem no ści, a je dy nie otwie ra jąc okien ni ce wpu ścić świa tło, by
zni kła ciem ność. Aby zli kwi do wać ne ga tyw ną war tość, skon‐
cen truj się na po zy tyw nym bie gu nie tej sa mej war to ści, a wi‐
bra cje stop nio wo zmie nią ne ga tyw ne w po zy tyw ne, aż sta niesz
się spo la ry zo wa ny na po zy tyw nym bie gu nie za miast na ne ga‐
tyw nym. Od wrot ność tego jest rów nież praw dzi wa, o czym
prze ko na ło się wie le osób, ku ich roz pa czy, kie dy po zwo li li so bie
zbyt dłu go wi bro wać na ne ga tyw nym bie gu nie rze czy. Zmie nia‐
jąc swo ją po la ry za cję, opa no wu jesz swo je na stro je, zmie niasz
swo je sta ny men tal ne, od na wiasz swo ją dys po zy cję i bu du jesz
cha rak ter. Wie le z men tal ne go opa no wa nia za awan so wa nych
her me ty ków dzie je się dzię ki temu za sto so wa niu po la ry za cji,
któ ra jest jed nym z naj waż niej szych aspek tów men tal nej trans‐
mu ta cji. Pa mię taj o ak sjo ma cie her me tycz nym (cy to wa nym już
wcze śniej), któ ry mówi:
„Umysł (tak samo jak me ta le i ele men ty) może być trans mu to‐
wa ny od sta nu do sta nu, od stop nia do stop nia, od uwa run ko‐
wa nia do uwa run ko wa nia, od bie gu na do bie gu na, od wi bra‐
cji do wi bra cji”
Ky ba lion
Opa no wa nie po la ry za cji jest opa no wa niem pod sta wo wych
za sad men tal nej trans mu ta cji bądź men tal nej al che mii, gdyż
do pó ki oso ba nie po sią dzie sztu ki zmia ny wła snej po la ry za cji,
bę dzie nie zdol na do wpły wa nia na swo je śro do wi sko. Zro zu‐
mie nie tej za sa dy umoż li wia zmia nę wła snej bie gu no wo ści tak
samo jak i bie gu no wo ści in nych osób, je śli po świę ci się czas,
uwa gę, na ukę i prak ty kę po trzeb ną do opa no wa nia tej sztu ki. To
pra wo jest praw dzi we, lecz uzy ska ne re zul ta ty za le żą od trwa łej
cier pli wo ści i prak ty ki ucznia.
„Rytm moż na zneu tra li zo wać, sto su jąc sztu kę po la ry za cji”
Ky ba lion
Jak tłu ma czy li śmy w po przed nich roz dzia łach, her me ty cy
utrzy mu ją, że pra wo ryt mu uka zu je się na płasz czyź nie men tal‐
nej tak samo jak na płasz czyź nie zycz nej i że osza ła mia ją ce na‐
stęp stwo na stro jów, uczuć, emo cji i in nych sta nów men tal nych
spo wo do wa ne jest zwrot nym ru chem men tal ne go wa ha dła,
któ re za bie ra nas z jed ne go eks tre mum uczuć do dru gie go. Her‐
me ty cy uczą rów nież, że pra wo neu tra li za cji po zwa la oso bie, w
wiel kim stop niu, po ka zy wać dzia ła nia ryt mu w świa do mo ści.
Jak już wy ja śni li śmy, ist nie je wyż sza płasz czy zna świa do mo ści,
tak samo jak zwy kła, niż sza płasz czy zna, a mistrz wzno sząc się
men tal nie na wyż szą płasz czy znę, po wo du je, że ruch men tal ne‐
go wa ha dła uka zu je się na niż szej płasz czyź nie, a on sam ist nie‐
jąc na wyż szej, ucie ka świa do mo ści ru chu wstecz ne go. Jest to
efek tem spo la ry zo wa nia się na wyż szą jaźń, a tym sa mym
wznie sie nia men tal nych wi bra cji ego po nad te zwy kłe płasz czy‐
zny świa do mo ści. Jest to po dob ne do wznie sie nia się po nad ja‐
kąś rzecz i po zwo le nia, by prze szła pod tobą. Za awan so wa ny
her me tyk po la ry zu je się na po zy tyw nym bie gu nie swo je go ist‐
nie nia – bie gu nie „je stem” – a nie na bie gu nie oso bo wo ści, a po‐
przez „od ma wia nie” i „za prze cza nie” dzia ła niu ryt mu, wzno si
się po nad swo ją płasz czy znę świa do mo ści. Sto jąc trwa le w swo‐
im stwier dze niu ist nie nia, po zwa la wa ha dłu cof nąć się na niż‐
szej płasz czyź nie bez zmia ny wła snej po la ry za cji. Do ko ny wa ne
jest to przez wszyst kie oso by, któ re osią gnę ły ja ki kol wiek sto‐
pień pa no wa nia nad sobą, nie za leż nie od tego, czy ro zu mie ją to
pra wo, czy nie. Ta kie oso by po pro stu „od ma wia ją” by cia prze‐
no szo nym przez wa ha dło na stro ju i emo cji oraz przez moc ne za‐
pew nie nie wyż szo ści, po zo sta ją oni spo la ry zo wa ni na bie gu nie
po zy tyw nym. Mistrz, oczy wi ście, osią ga dużo więk szy sto pień
zdol no ści, gdyż ro zu mie on pra wo, któ re po ko nu je pra wem wyż‐
szym, i po przez uży cie swej woli osią ga on taki sto pień rów no‐
wa gi i nie zmien no ści men tal nej, któ ry wy da je się nie wia ry god‐
nym dla tych, któ rzy po zwa la ją, by men tal ne wa ha dło na stro‐
jów i uczuć prze no si ło ich w przód i w tył.
Jed nak za wsze pa mię taj, że nie nisz czysz pra wa ryt mu, gdyż
jest ono nie znisz czal ne. Je dy nie po ko nu jesz jed no pra wo, prze‐
ciw wa żąc je in nym, przez co rów no wa ga zo sta je za cho wa na.
Pra wa rów no wa gi i prze ciw wa gi dzia ła ją na płasz czyź nie
men tal nej tak samo jak i na zycz nej, a zro zu mie nie tych praw
umoż li wia da nej oso bie do ko ny wać tego, co zda je się być od rzu‐
ca niem praw, pod czas gdy jest to je dy nie uży wa nie prze ciw wa gi.
„Nic nie wy my ka się pra wu przy czy ny i skut ku, lecz ist nie je wie‐
le płasz czyzn przy czy no wo ści i moż na uży wać wyż szych praw
do po ko ny wa nia praw niż szych”
Ky ba lion
Ro zu mie jąc prak ty kę po la ry za cji, her me ty cy wzno szą się na
wyż szą płasz czy znę przy czy no wo ści i tym sa mym prze ciw wa żą
pra wa niż szych płasz czyzn. Wzno sząc się po nad płasz czy znę
zwy kłych przy czyn, sami sta ją się, w pew nym stop niu, przy czy‐
na mi, za miast być je dy nie przed mio tem ich dzia ła nia. Bę dąc w
sta nie pa no wać nad swo imi na stro ja mi i uczu cia mi oraz bę dąc
w sta nie neu tra li zo wać rytm, co już wy ja śni li śmy, są oni w sta‐
nie, w du żej mie rze, ucie kać dzia ła niu przy czy ny i skut ku na
zwy czaj nej płasz czyź nie. Masy lu dzi są prze no szo ne, po słusz ne
swe mu śro do wi sku, woli i pra gnie niom in nych, sil niej szych od
sie bie, dzia ła niu wro dzo nych ten den cji, su ge stiom i in nym ze‐
wnętrz nym przy czy nom, któ re po ru sza ją nimi jak pion ka mi na
sza chow ni cy ży cia. Wzno sząc się po nad te przy czy ny, za awan‐
so wa ni her me ty cy szu ka ją wyż szej płasz czy zny men tal ne go
dzia ła nia, a do mi nu jąc swo je na stro je, emo cje, im pul sy i uczu‐
cia, two rzą dla sie bie nowe cha rak te ry, war to ści i moce, któ ry mi
po ko nu ją swo je zwy czaj ne śro do wi sko, tym sa mym sta jąc się
gra cza mi za miast pion ka mi. Tacy lu dzie po ma ga ją pro wa dzić
grę ży cia, a nie są prze no sze ni w róż ne stro ny przez sil niej sze
wpły wy, moce i wolę. Oni uży wa ją pra wa przy czy ny i skut ku, a
nie pra wo uży wa ich. Oczy wi ście, na wet naj wyż si są przed mio‐
tem pra wa, gdyż uka zu je się ono na wyż szych płasz czy znach,
lecz na niż szych płasz czy znach dzia ła nia są oni mi strza mi za‐
miast nie wol ni ka mi. Ky ba lion mówi:
„Mą drzy słu żą na wyż szym, lecz rzą dzą na niż szym. Są po słusz‐
ni pra wu po cho dzą ce mu z góry, lecz na swo jej wła snej płasz‐
czyź nie i na niż szych rzą dzą i wy da ją roz ka zy. A jed nak ro biąc
to, two rzą oni część tego pra wa, a nie prze ciw sta wia ją się mu.
Mą dry czło wiek wcho dzi w pra wo i ro zu mie jąc jego dzia ła nie,
uży wa go, za miast być jego śle pym nie wol ni kiem. Tak samo
jak uzdol nio ny pły wak skrę ca tu i tam, prze miesz cza jąc się
tam, gdzie chce, za miast być jak kło da, któ ra jest bez wol nie
prze no szo na przez wodę – tak samo moż na po rów nać czło wie‐
ka mą dre go do prze cięt ne go. A jed nak za rów no pły wak, jak i
kło da, mą dry i głu piec, są przed mio tem pra wa. Ten, kto to ro‐
zu mie, jest już na dro dze do by cia Mi strzem”
Ky ba lion
Na za koń cze nie po zwo li my so bie po now nie zwró cić uwa gę na
ten ak sjo mat her me tycz ny:
„Praw dzi wa trans mu ta cja her me tycz na jest sztu ką men tal ną”
Ky ba lion
W po wyż szym ak sjo ma cie her me ty cy uczą, że wiel kie dzie ło
wpły wa nia na śro do wi sko jest do ko ny wa ne po przez moc men‐
tal ną. Wszech świat jest w peł ni men tal ny, więc może być rzą‐
dzo ny je dy nie przez men tal ność. I w tej praw dzie moż na od na‐
leźć wy tłu ma cze nie wszyst kich zja wisk i ma ni fe sta cji róż nych
mocy men tal nych, któ re przy cią ga ją tak wie le uwa gi i ba dań w
tych wcze snych la tach dwu dzie ste go wie ku. U pod sta wy nauk
róż nych kul to wych szkół za wsze trwa le po zo sta je za sa da men‐
tal nej sub stan cji Wszech świa ta. Je śli Wszech świat jest w swo jej
sub stan cjal nej na tu rze men tal ny, to men tal na trans mu ta cja
musi zmie niać jego uwa run ko wa nia i zja wi ska. Je śli Wszech‐
świat jest men tal ny, to umysł musi być naj wyż szą mocą wpły‐
wa ją cą na jego zja wi ska. Je śli się to ro zu mie, to wszyst kie tak
zwa ne „cuda” wi dzi się tym, czym są na praw dę.
„WSZYST KO jest UMY SŁEM; Wszech świat jest men tal ny”
Ky ba lion
Wer sja elek tro nicz na: HB
Table of Contents
Stro na ty tu ło wa
WPRO WA DZE NIE
Roz dział I FI LO ZO FIA HER ME TYCZ NA
Roz dział II SIE DEM PRAW HER ME TYCZ NYCH
I. PRA WO MEN TA LI ZMU
II. PRA WO ZGOD NO ŚCI
III. PRA WO WI BRA CJI
IV. PRA WO BIE GU NO WO ŚCI
V. PRA WO RYT MU
VI. PRA WO PRZY CZY NY I SKUT KU
VII. PRA WO RO DZA JU
Roz dział III MEN TAL NA TRANS MU TA CJA
Roz dział IV WSZYST KO
Roz dział V MEN TAL NY WSZECH ŚWIAT
Roz dział VI BO SKI PA RA DOKS
Roz dział VII „WSZYST KO” WE WSZYST KIM
Roz dział VIII PŁASZ CZY ZNY ZGOD NO ŚCI
Roz dział IX WI BRA CJA
Roz dział X BIE GU NO WOŚĆ
Roz dział XI RYTM
Roz dział XII PRZY CZY NO WOŚĆ
Roz dział XIII RO DZAJ
Roz dział XIV RO DZAJ MEN TAL NY
Roz dział V AK SJO MA TY HER ME TYCZ NE