ROZDZIAŁ 17
Obudziłam się ze snu.
To było jedyne wyjaśnienie, dlaczego byłam przytulona do ciepłego,
męskiego ciała - ciało, które instynktownie znałam, było Brockiem. To
była jego ręka, która znajdowała się pod moim topem, przyciśnięta na
mojej dolnej części pleców. To jego pierś podpierała mój policzek, a
jego gruba noga była wciśnięta pod moją.
Obudziłam się w ogniu.
Moje ciało było przegrzane, a lawa zastąpiła krew w moich żyłach.
Powolny, powolny puls przyspieszył. Moje biodra przesunęły się,
przyciskając do siebie najbardziej intymną część mnie. Tarcie było
niemal natychmiastowe, tak jak wtedy, gdy się dotknęłam i myślałam
o nim. Poruszyłam się ku niemu, szukając uwolnienia, gdy moje palce
zwinęły się w materiał jego koszuli.
Śniłam o nim - o jego wielkim ciele poruszającym się nad moim on we
mnie, całującym i przygryzającym moje nagie ciało. Sen wydawał się
teraz, a we mgle zmętniającej moje myśli nie mogłam zrozumieć, co
było wtedy i co było teraz.
Ale teraz napiął się przy mnie, jego dłoń spięła się na moich plecach. -
Jillian?
Jego głos . . . brzmiało to tak realnie aż jęknęłam i uniosłam górną
część ciała. Pojawił się błysk jego twarzy, przesuwałam dłoń z jego
klatki piersiowej na szorstką linię szczęki. Pocałowałam go -
całowałam go, gdy kołysałam się przy nim, szukając i szukając.
Ramię wokół mojej talii zacisnęło się i całował mnie z powrotem
poc
ałunki twarde i mokre, i nie było w tym nic pomysłowego ani
powolnego. Nasze zęby zgrzytały razem. Nasze języki splątały się, a to
- to nie sen, nie sen - nie
wydawało się też prawdziwe.
J
ego usta przesunęły się po moich i przełożyłam biodra przez jego
nogę.
Napięcie zwijało się w węzeł, ale to nie wystarczyło, to nie wszystko.
Jęknęłam w jego usta, moje ruchy stały się bardziej szalone.
Brock najwyraźniej wiedział, czego potrzebuję.
-
Mam cię. -Odsunął się, przemawiając tym głębokim, ochrypłym
głosem.
Poruszając się, sięgnął między nas, gdy jego zęby dotykały wrażliwej
skóry pod moim uchem, a jego zwinne palce łapały guzik na moich
spodn
iach, odpinając go. Rozsuną suwak, rozluźniając je.
Nie sen. Nie sen. Byłam zdyszana, a moje serce biło wszędzie, gdy
jego duża, gorąca dłoń wślizgnęła się w otwór moich spodni i pod
pasek moich majtek.
W chwili, gdy czubki jego palców otarły się o ciasne, nadwrażliwe
nerwy, krzyknęłam, odrzucając głowę do tyłu. Nie obchodziło mnie,
czy to nie był sen. Nie obchodziło mnie, co przyniesie jutro. - Proszę -
błagałam, przesuwając biodra o jego rękę. -Proszę, Brock. . .
- Kurwa -
mruknął, z gorącymi ustami na mojej szyi, gdy poczułam, jak
jego palec wnika głęboko w moją wilgoć. -Kurwa, jesteś napięta.
Moje ciało rozluźniło się, gdy opadłam jedną połową na ziemię a
drugą na niego. W mojej klatce piersiowej, serce zwolniło i ledwo
zdawałam sobie sprawę z tego, że jego palec znika ze mnie. Pot
zas
łonił mi widzenie, gdy zamknęłam oczy.
- Kurwa -
usłyszałam Brocka i to była ostatnia rzecz, jaką usłyszałam.
Obudziłam się z pulsującą głową i martwą lewą ręką. Byłam też
gorąca, jakbym spała pod toną koców w środku lata.
Coś futrzanego otarło się o dno mojej stopy, łaskocząc mnie i
zmuszając do szarpnięcia nogą.
Zdezorientowana
otworzyłam oczy i natychmiast skrzywiłam się, gdy
jasne światło słoneczne wpadło do salonu. Moja głowa była... jakby
pe
rkusista, który rozbił obóz w środku, a moje usta były jak pustynia,
a ja. . .
Nie byłam sama.
Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam, był Rhage siedzący na ramieniu
kanapy, wpatrzony we mnie ze
swym ogonem wymachującym tam iz
powrotem. Powoli moje spojrzenie wędrowało po mojej nodze i
zostało zawieszone na bardzo dużej ręce spoczywającej na moim
biodrze. Przez kilka sekund nie mogłam tego przetworzyć,
odwróciłam głowę i zobaczyłam Brocka. Jego profil był rozluźniony,
włosy potargane, a usta lekko rozchylone. Biała koszula zapinana na
guziki była pomarszczona i na wpół obnażona, odsłaniając
niemożliwie płaski i zgrabny brzuch. Moje spojrzenie powróciło do
jego twarzy i wszystko się wróciło - kolacja ostatniej nocy, dwa lub
tr
zy strzały whisky po trzech kieliszkach wina, wracając do domu i
mijając obok Brocka.
Budząc się w środku nocy i… o mój Boże.
o Boże
O Boże, co ja zrobiłam?
Zaczerwieniłam się a następnie poczułam zimno i natychmiast
wiedziałam, że muszę się ruszyć. Ostrożnie, z większą gracją jak
m
ogłam, wymknęłam się z jego luźnego uścisku, wyskoczyłam z
kanapy, jakbym była zrobiona z zwojów i pomknęłam korytarzem.
Dotarłam do łazienki w korytarzu i wpadłam do środka, zamykając za
sobą drzwi. Cofnęłam się, dopóki nie uderzyłam w niski brzeg wanny,
na którym
usiadłam.
O mój Boże.
Zaciskając oczy, wydałam z siebie żałosny jęk. Odbyłam stosunek z
nog
ą Brocka. Zupełnie to zrobiłam - posiadłam nogę w środku nocy,
na wpół pijana i na wpół śpiąca.
I zrobiłam więcej niż to. Zrobił więcej niż to. Spojrzałam na siebie i
zobaczyłam, że moje spodnie nadal są rozpięte, rozpięte. Gorące
różowe majtki bawełniane wyglądające przez.
O nie, nie, nie.
Wciąż czułam jego palec, pompujący i przesuwający. Słyszałam moje
własne płaczące oddechy. Skacząc, szybko zapięłam spodnie i
odwróciłam się, zatrzymując się w połowie drogi między toaletą a
drzwiami.
święte gówno - sapałam -święte gówno.
Nigdy więcej nie pije.
Nigdy.
K
urwa na prawdę, nie można mi ufać po alkoholu.
-Okej-
wyszeptałam do siebie. -W porządku. Skup się, Jillian.
Wciąż tam był. Chciałam się z nim zmierzyć. Nie miałam pojęcia, jak
to zrobić, nie miałam pojęcia, jak spojrzeć komuś w oczy po tym, jak
praktycznie molestowałam go podczas snu.
To znaczy, kiedy się obudził, wydawał się być chętnym partnerem, ale
i tak było to niezręczne, tak bardzo niezręczne.
Odkręciłam kran, ująłam wodę i spryskałam twarz. Kiedy podniosłam
głowę, moja twarz była wciąż gorąca. Co miałam zamiar zrobić?
Odgarnęłam włosy mokrymi rękoma, walcząc z chęcią żeby usiąść i
naprawdę dobrze płakać.
W korytarzu rozległy się ciężkie kroki i odsunęłam się od zlewu,
szybko zamykając drzwi.
W
patrywałam się w nie, wstrzymując oddech.
-Jillian?-
Głos Brocka był szorstki od snu, a ja odwróciłam głowę, tak
że moje lewe ucho było przy drzwiach.
-
Jesteś tam?
Trzymając się za ręce, zastanawiałam się, co robić.
-
Mam nadzieję - kontynuował. -Ponieważ twój kot wpatruje się we
mnie tak, jakby chciał być nakarmiony, a ja czuję, że jeśli nakarmię
twojego kota, przekraczam ja
kiś rodzaj linii - dodał ze śmiechem.
To było przekraczanie linii? Całkiem pewnie, jeżdżąc na nodze i jego
dłoń w pijackim odrętwieniu przekraczała linię.
-Jilly,-
zawołał ponownie.
Musiałam odpowiedzieć. -Jestem. . . Jestem tutaj.
Zapadła cisza. - Wszystko w porządku?
Nie. Nie, nie było. -Pewnie.
-
Potrzebujesz czegoś?
-Nie.-
Żywa nadzieja, bo może, tylko może, mogłabym go zmusić do
wyjścia. -Nic mi nie będzie. Możesz już iść i odejść.
-Co?
Przesuwając moje dłonie po włosach, pociągnęłam za końce. -
Dziękuję, że odwiozłeś mnie do domu ostatniej nocy i upewniłeś się,
że wszystko w porządku. Bardzo to doceniam. Do zobaczenia w
poniedziałek.
Nastąpiła kolejna chwila ciszy i usiłowałam usłyszeć, co robi w holu.
Myślałam, że gdzieś usłyszałam żałośnie Rhage'a.
-Jillian -
powiedział moje imię i tym razem nie było lekkości ani
dokuczania w jego tonie. -
Chodź tutaj.
Zmarszczyłam nos. -Nie, dziękuję.
-Jillian.
-
Poważnie, do zobaczenia w poniedziałek…
-
Nie ukryjesz się w tej cholernej łazience - wtrącił. -Zamierzasz
otworzyć te drzwi i wyjść tutaj i porozmawiać ze mną.
Tak, to się nie wydarzy, a kiedy nie odpowiedziałam, zobaczyłam, że
pokrętło się obróciło.
Brock przeklął. -Jillian, daj spokój.
Nie.
-Okej,-
powiedział. -Jeśli nie chcesz wyjść, możemy porozmawiać
przez drzwi. Nie jestem głupi. Wiem, dlaczego chowasz się w łazience.
Moje oczy zwęziły się na zamknięte drzwi.
-
Nie ma powodu, żeby się wstydzić tego, co się stało ostatniej nocy -
zaczął i straciłam to.
-Napraw
dę? Myślę, że jest wiele powodów do zażenowania -
powiedziałam, opuszczając ręce. -Upiłam się i…
-
Wykorzystałaś mnie żeby dojść?,- Dostarczył.
-
O mój Boże, poważnie? Dzięki za otwarcie.
-
Nie miałem nic przeciwko.
Moje usta opadły i po prostu patrzyłam do przodu. Nie miałam słów.
Żadnych. Werwa. Nada. Pokręciłam głową. -Jak mogłeś nie mieć nic
przeciwko? Praktycznie cię molestowałam.
Głęboki śmiech Brocka wszedł do łazienki.-Po pierwsze, gdybym nie
chciał, żebyś robiła to w nocy, zatrzymałbym cię. Nie doprowadziłbym
cię.- położyłam moje dłonie na biodrach żeby się kontrolować
Doprowadził cię. O Boże, on to zrobił.
Nie mogłam sobie z tym poradzić. Moja głowa nadal była zamglona
od diabelskiego nektaru znanego jako whisky i wino, potrzebowałam
kawy, pot
rzebowałam, aby odszedł.
- Okej -
powiedziałam po chwili. -Możemy po prostu udawać, że
wczoraj to
się nie stało?
-
Mówisz poważnie? - zapytał i szok zabarwił jego ton.
-
Tak. Jestem poważna. Nie chcę o tym myśleć. Nie chcę tego przyznać
-
powiedziałam w pośpiechu. -I chcę żeby się nigdy nie zdarzyło.
Możemy to zrobić. Tak jest lepiej. Więc nie musisz się z tym czuć ani
martwić, że to się powtórzy, ja też myślę, że to coś głupiego.
W
ciągnęłam poszarpany oddech. -Wszystko będzie normalnie.
- Otwórz drzwi -
powiedział spokojnie Brock, zbyt spokojnie.
Potrząsnęłam głową. -Możesz wyjść.
-Jillian.
-
Myślę, że musisz iść - powiedziałam tym razem.
-Otwórz te cholerne drzwi albo ja kurwa
wyważę je.
No więc.
Rzucając ostatnie spojrzenie na sufit, wypuściłam dojrzałe
przekleństwo i otworzyłam drzwi do łazienki. Nie przeszłam obok
niego, nie zrobi
łam tego. -Lepiej?- Strzeliłam.
Brock wpatrywał się we mnie, jego szczęka działała i do cholernego
diabła, wyglądał na tak wymiętego i seksownego. Jego włosy
potargane, a jeden koniec
koszuli zwisał luźno. - Byłaś zupełnie
nieświadoma tego, co robiłaś zeszłej nocy? Musisz być ze mną
szczera, Jillian. Nie miałaś pojęcia, co robisz?
Część mnie chciała powiedzieć, że byłam, ale to nie było do końca
prawdą. Byłam świadoma. Obudziłam się ze snu i chciałam go, a on
był tam i...
-
Wiedziałem, że jesteś wstawiona, ale nie miałem pojęcia, że ty…
-
Nie byłam taka pijana - wyszeptałam, wiedząc, że nigdy nie pozwolę
mu uwierzyć, że w jakiś sposób skorzystał z sytuacji, gdy nie chciałam
tylko po to, by ocalić twarz. -Wiedziałam, co się dzieje, ale ja. . . Po
prostu nie myślałam. Wiedziałam. Na prawdę.
Jego oczy przeszukiwały moje, gdy część napięcia zniknęła z jego
ramion. -
Teraz chcę, żebyś mnie wysłuchała i chcę, żebyś słuchała
naprawdę dobrze. Jeśli myślałaś przez chwilę, że mogę chodzić
dookoła i udawać, że nie było w tobie moich palców, a ty nie
docho
dziłaś dookoła nich, to się mylisz.
-
O mój Boże!- Przerażona przycisnęłam ręce do policzków. - Nie
możesz być bardziej okrutny?
- Okrutny?-
Uśmiechnął się, opierając się o framugę drzwi, skutecznie
uwięziając mnie w łazience. Skrzyżował ramiona. -Na pewno nie
miałaś problemu z pieprzeniem mojej ręki zeszłej nocy.
-
Byłam pijana. Tak jak myślałam, że nadal śpię - przekonywałam.
-
Więc zwykle śnisz o mnie wtedy?
Moje nozdrza zapłonęły, kiedy głęboko wciągnęłam powietrze i
liczyłam do pięciu. -Nie śnie o tobie.
Na jego twarzy pojawił się zadowolony z siebie uśmiech, a ja chciałam
go odepchnąć. -Tak, będę musiał to nazwać głupim gadaniem.
-
Możesz nazywać głupim gadaniem na wszystko, co mnie to
obchodzi -
odpaliłam, a jego brwi uniosły się. To brzmiało kiepsko dla
moich własnych uszu. -Chodzi o to, nie miałam na myśli, że to co się
stało zeszłej nocy nie powinno tak być.
Mięsień drgną wzdłuż szczęki Brocka, gdy spojrzał na mnie. -Wiem, że
nie chciałaś, żeby tak się stało, ale tak się stało. I może nie powinno
tak być, ale tak się stało.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze, gdy zamrugałam. Łzy groziły
wybuchem, a przy tym bólu głowy, bez kawy i biorąc pod uwagę to,
co wydarzyło się zeszłej nocy, miało to być epickie załamanie.
-
Proszę - zapytałam, błagałam naprawdę. - Możemy o tym
zapomnieć? Możesz po prostu odejść?
Przez chwilę nie sądziłam, że Brock zamierza odejść. Myślałam, że
zostanie tam, stojąc na zawsze w drzwiach łazienki w korytarzu, ale
coś skrzyżowało się z jego rysami. Jego szczęka złagodniała, podobnie
jak jego ciemne oczy. - Okej -
powiedział, odsuwając się od drzwi i
rozkładając ramiona.
-
Na razie pozwolę ci odejść, ale nie chcę, żebyś zachowywała się w
ten sposób dziwnie. To, co się tam wydarzyło, na kanapie nie jest dla
mnie powodem do wstydu. Nie powinno
być. - Zatrzymał się, łapiąc
oddech. -
Nie pozwól, żeby spieprzyło to co tu się dzieje. W
porządku?
Chciałam zapytać, co dokładnie się tutaj dzieje, ale wszystko co
mogłam wymusić, było słabe:
-
W porządku.
ROZDZIAŁ 18
Gdzieś między weekendem a poniedziałkiem rano zdałam sobie
sprawę, że coś, o czym marzyłam i śniłam, odkąd byłam
wystarczająco duża, by wiedzieć, co naprawdę opisywały te sceny
seksu w książkach, które czytałam rzeczywiście miało miejsce.
Brock mnie pocałował.
Cóż, pocałowałam go, a on mi oddał pocałunek. To nie był długi i
namiętny pocałunek. Kiedy byłam młodsza, marzyłam o pocałunkach,
które zwinęły palce u stóp i ukradły ci oddech. Ten pocałunek był
brutalny i szybki, i to nie tylko to, ale on mnie dotknął - jego część
rzeczywiście była we mnie.
Nie mogłam nawet owinąć myśli wokół, bo tak nie było. . . to się nie
liczyło. To nie było prawdziwe. Byłam poza tym i on był na wpół
śpiący, kiedy się obudził. Odkrywając, że pocieram go jak kota w
upale i Brocka. . . Brock zareagował jak większość mężczyzn. I nawet
nic z tego nie mia
ł. Prawie natychmiast zasnęłam.
To, co się stało, nic nie znaczyło.
Nie mogło to mieć miejsca, kiedyś byliśmy katastrofą, a teraz
będziemy totalną katastrofą. Musiałam strzec mojego serca i
musiałam słuchać mojej głowy. Zbyt wiele ryzykowałam, żebym znów
mo
gła pójść tą ścieżką za Brockiem - moją pracą, co miałam nadzieję
osiągnąć dla Avery i Teresy, a co najważniejsze, moim szczęściem.
Musiałam zachować dystans, więc kiedy mój telefon zadzwonił w
niedzielę wieczorem i był to Grady, nie tylko byłam zaskoczona, że
dzwoni, ale prawie
byłam gotowa odpowiedzieć.
-
Jesteś zajęta?- Zapytał, kiedy odpowiedziałam.
-
Nie. Właśnie czytałam - powiedziałam mu, zerkając na Kindle'a na
kanapie obok mnie. Ekran już dawno zniknął, a Rhage miał jedną łapę
spoczywającą na czarnej krawędzi jakbym odważyła się spróbować
podnieść.
-
Więc, będę w domu w tę sobotę,- powiedział, a ja nie mogłam
pomyśleć, że nawet Brock zapytałby, co czytam. Z chwilą, gdy ta myśl
wpadła mi do głowy, chciałam uderzyć się Kindle. -Miałem nadzieję,
że będziesz wolna i wreszcie będziemy mogli złapać tą kolację.
-
Naprawdę?- Zaskoczona skrzywiłam się.
Grady roześmiał się. -Tak. Brzmisz na zszokowaną. Myślałaś, że nie
dotrzymam obietnicy?
Tak, naprawdę nie myślałam, że to zrobi. Nie pisał od ostatniej środy,
a w tedy to
było coś w rodzaju „hej, jak się masz”. -Po prostu
pomyślałam, że może jesteś naprawdę zajęty.
-
Jestem, ale będę wolny w sobotę wieczorem. Więc co o tym myślisz?
Kwaśny smak pokrywał wnętrze moich ust - te same usta, które
zamknięto na Brocku nieco ponad dwadzieścia cztery godziny temu.
Wyjście z Grady później wydawało się rażące i złe, tak jak
powinnam...
Czekaj.
Zaczekaj szalon
ą sekundę.
Nie umawiałam się z Brockiem. Nie było między nami niczego i nie
było tak, że wyznawał mi jakiekolwiek uczucia. To, co stało się między
nami, było. . .to był błąd. Wiedział, jak się z nim czułam, kiedy byliśmy
młodsi i nie powstrzymało go to przed byciem kołem napędowym
Akademii.
Z Grady nie było nic złego. Nic, a właściwie to chyba najlepsza rzecz,
jaką mogłam zrobić.
Wzięłam więc głęboki oddech i powiedziałam: -Chętnie wyjdę z tobą
w sobotę.
W poniedziałek rano zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, aby
postępować tak normalnie, jak to tylko możliwe po ludzku, kiedy
zobaczyłam Brocka, po tym, jak zdecydowałam, że nie pomyślę o tym
jeszcze przez sekundę. Byliśmy prawnie dorosłymi osobami - dwoje
aktywnych seksualnie dorosłych ludzi. W porządku. Nie byłam
naprawdę aktywna seksualnie, ale byłam pewna, że on był. Tak czy
inaczej byliśmy dorośli.
Te rzeczy zdarzały się czasami i nie miało to nic wspólnego z naszą
przeszłością, a nawet z naszą teraźniejszością.
Brock był moim przyjacielem i był także moim szefem.
Mogę sobie z tym poradzić i nie robić z tego wielkiej rzeczy.
Kiedy wszedł, przynosząc latte z przyprawami z dyni, myślałam tylko o
tym, jak czułam się gdy jego ręka... i poczułam jak moja twarz płonie i
wpadam do
siedem kręgów piekła.
Jego usta drgnęły, gdy kładł kubek na moim biurku. -Dzień dobry,
Jillian.
-
Dzień dobry.- Skupiłam się na jego klatce piersiowej i pomyślałam o
tym, jak na nim spałam. Opuściłam wzrok na jego ręce i to był zły
ruch -
wtedy myślałam o nim, używając tego palca.
Dobry Boże, nie było bezpiecznego miejsca do patrzenia.
Zawleka
ł, no oczywiście. -Jak spędziłaś weekend?
-Dobrze
. Właściwie siedziałam w domu. - Patrzyłam na jego obojczyk.
To wydawało się bezpiecznym miejscem. – A ty?
-
Głównie nudno - powiedział. -Z wyjątkiem piątkowej nocy i soboty
rano. To nie było nudno.
Ojej, on tam pójdzie
? Wciągając powietrze, spojrzałam na niego.
Miałam nad tym pomyśleć. -Cóż, dobrze to słyszeć. Mam kilka
rozmów telefonicznych, więc. . .
Brock splótł ramiona, rozciągając koszulę, aż się obawiałam, że
rozerwie
się na ciele. -Upewnij się, że twój harmonogram jest
wyczyszczony około południa. Idziemy na lunch.
Mój żołądek się skręcił. Pomysł pójścia z nim na lunch wypełnił mnie
mieszaniną strachu i podniecenia, ale przypomniałam sobie, że
zamierzam się zdystansować. Raz chciałam być mądra w tej sprawie.
Spędzanie z nim pojedynczych chwil nie było mądrym posunięciem. -
Mam dzisiaj zbyt wiele do zrobienia.
Jedna brew uniosła się. -Masz czas na lunch.
- Wzie
łam go ze sobą.
Pochylając się, rozwinął ramiona i położył ręce na moim biurku. -Jutro
możesz zjeść swój suchy prowiant.
-
Nie mogę - powiedziałam. -To sałatka. Będzie źle.
Jego oczy zwęziły się. -Od kiedy jesz sałatki?
-Od zawsze.
Przez chwilę milczał. -A jeśli pójdę do pokoju socjalnego, jakie jest
prawdopodobieństwo znalezienia tej sałatki?
Och, do diabła, nie zrobiłby tego, prawda? Tak, zrobiłby to. Ale tam
musiała być sałatka. Pracowałam z mnóstwem orzeszków fitness.
Ktoś musiał zapakować sałatkę. -Znajdziesz sałatkę.
-Która
właściwie należy do ciebie?
Zacisnęłam usta.
Brock uśmiechnął się. -A co jeśli powiem jako twój szef że jedziesz na
lunch?
Moja dłoń zwinęła się wokół pióra, które trzymałam, zaciskając je tak
mocno, że obawiałam się, że pęknie. -Wtedy powiedziałabym, że to
rodzaj nadużywania twojej pozycji wobec mnie?
On śmiał się. -To jest moc.
Zmusiłam się do wzruszenia ramionami. -Nie sądzę, żeby to było
słuszne.
-A czemu to?
Moje serce uderzyło o moje żebra. -Mam po prostu dużo pracy.
-To z powodu tego weekendu -
przerwał. -Chociaż powiedziałem ci,
żebyś nie pozwalała, by to gówno przeszkadzało w tym, co się dzieje?
Moje spojrzenie pol
eciało do drzwi. Były otwarte, ale nikogo nie było
w pobliżu. Mimo to miałam cichy głos. -Nic się nie dzieje i nie ma to
nic wspólnego z tym weekendem -
powiedziałam i to było kłamstwo,
ale pomieszana
z odrobiną prawdy, mówiąc mu coś, co miałam
nadzieję, że przyjmie jako wskazówka. -W każdym razie wychodzę z
Grady w sobotę, więc. . .
Brock wpatrywał się we mnie przez chwilę, po czym powiedział: -
Facet, o którym
powiedziałaś w piątek że był zbyt zajęty, żeby cię
z
aprosić, a ty się tym nie przejmowałaś?
-Nie
powiedziałam tego.
-
Och, do diabła, tak powiedziałaś. Byłem trzeźwy. Pamiętam, co
powiedziałaś.- Te oczy ciemne jak noc spotkały moje. -Pamiętam
wszystko, co powiedziałaś i zrobiłaś.
Ciepło eksplodowało na moich policzkach.
-
Cóż, gratulacje.
-Gdzie on ci
ę zabiera?
-
Myślę, że do restauracji-stek,- powiedziałam lekceważąco. -Chciał iść
gdzieś gdzie jest miło.
Pełne usta Brocka zacisnęły się. -Naprawdę spotykasz się z nim w
sobotę?
-Tak.-
Spojrzałam na komputer. - Potrzebujesz czegoś jeszcze?
Jego wzrok stwa
rdniał i na jego twarzy pojawił się wyraz niemal
niedowierzania. -
Naprawdę to zrobisz?
-
Co zrobić?
- Tak teraz
będzie?
Trzymałam jego spojrzenie. -Nie rozumiem co masz na myśli zadając
to pytanie lub to
wcześniejsze.
Odepchnął się od biurka i wyprostował. -Och, myślę że wiesz.
O
brócił się i wyszedł z mojego biura.
I
ledwo widziałam go przez resztę tygodnia.
W sobotni wieczór stałam przed lustrem przymocowanym do drzwi
mojej szafy. Nie skończyło się na kupnie nowej sukienki. Zamiast tego
wykopałam jedną, którą kupiłam gdy byłam z Benem. To była ta
prosta, ale ładna czarna sukienka, którą planowałam założyć na naszą
rocznicową kolację.
Na której
się nie pojawił.
Twierdził, że pozostał w pracy i stracił poczucie czasu, ale patrząc
wstecz, prawdopodobnie istniała spora szansa, że po prostu poszedł
na drinka
z jakąś inną laską.
Próbowałam nie myśleć o tym związku inaczej niż używać go jako
sygnału pobudki - raczej bolesnego i często żenującego. Dużo nie
myślałam o Benie, ale w sukience przeznaczonej na naszą rocznicę nie
mogłam się powstrzymać, zastanawiając się, co on teraz robi.
Ale
uświadomiłam sobie, że naprawdę mnie to nie obchodziło.
Sukienka była trochę ściślejsza niż pamiętałam wokół moich piersi,
które prezentowa
ł dekold w kształcie serca. Rękawy były ¾ długości i
podobało mi się to, nigdy nie byłam fanem moich ramion. Nigdy.
Sukienka podążała za krzywizną moich bioder i kończyła się tuż pod
udami.
Minęło sporo czasu, odkąd nosiłam sukienkę.
Ale robiłam to dziś wieczorem i myślałam, że wyglądam całkiem
niesamowicie. Może nawet gorąco. Jak gorąco łowca. Moje włosy
były opuszczone, przechylone na lewo i opadły kaskadowymi falami.
Mój eyeliner był na miejscu, a matowa czerwona szminka obiecała
pozostać przez następne sto lat.
Ja czułam się dobrze. Świetnie, nawet.
Odchodząc od lustra, weszłam do mojej sypialni. Jedyny problem z
dzisiejszym wieczorem był taki że kiedy myślałam o mojej randce. . .
Nic nie czułam. Bez nerwowości. Bez lęku. Zdecydowanie nie ma
nawet krop
li oczekiwania. To było tak, jakbym szykowała się do
sklepu spożywczego, wyglądając jak bomba.
I to było po prostu kiepskie, naprawdę kiepskie.
Ale gdybym pomyślała o tych wczesnych, mrocznych chwilach z
Brockiem, mój żołądek zatrzepotał jak gniazdo ptaków lecących, a to
było złe, naprawdę złe.
Tak bardzo się myliłam, że musiałam uderzyć głową w ścianę.
Nie dawałam Grademu szansy. Wiedziałam o tym, kiedy włożyłam
zwykłą złotą bransoletkę. Myślałam nawet, że nie był zainteresowany
i po prostu przychodził z wymówkami, ale najwyraźniej tak nie było.
Dzisiejszy wieczór byłby inny, byłabym w stu procentach skupiona na
nim, a gdyby próbował mnie pocałować, pozwoliłabym mu.
I nie byłby to pijacki pocałunek w środku nocy.
Ściągnęłam moją czarną torebkę z łóżka i minęłam małe krzesło z tyłu
przy drzwiach, przeciągając moją dłoń po kurtce Brocka. . . geez, jak
totalny dziwak. Nie oddałam tego. Całkowicie o tym zapomniałam,
kiedy był tu w zeszły piątek, a on nie prosił o to, więc zachowałam ją.
Nie moja najszczęśliwsza chwila.
Chwyciwszy kurtkę w stylu militarnym z szafy w holu, opadłam i
podrapałam Rhage na czubku głowy. -Niedługo wrócę.- Odsunęłam
się, zanim zrobiłby mi z ręki mielone. -A może nie wrócę dziś
wieczorem.
Uszy Rhage'a
spłaszczyły się.
Po upewnieniu się, że w kuchni jest miska z kółeczkami, opuściłam
mieszkanie. Grady czekał na mnie właśnie w tej samej restauracji, w
której
Brock i ja byliśmy z potencjalnymi inwestorami. W hrabstwie
nie było wielu opcji dla ekskluzywnych restauracji.
Szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy otworzył ramiona. -
Wyglądasz niesamowicie.
-
Dziękuję.- Szybko go przytuliłam i cofnęłam się. -Ty też.
Zerknął na luźne spodnie khakich wzruszając ramionami; były to takie
spodnie, których nie wyobrażałam sobie u Brocka.
Prrr!
Dlaczego, do diabła, pomyślałam o tym?
Grady wziął mnie za rękę, gdy pojawiła się kelnerka, prowadząc nas
wąskim przejściem do naszego stoiska w pobliżu ryczącego,
trzaskającego kominka. Stół był wystarczająco długi, by pomieścić
cztery o
soby, ale nadal był jakoś delikatny z białym lnianym obrusem,
migoczącymi świeczkami i delikatnymi kieliszkami do wina. Kiedy
byłam tu z Brockiem, siedzieliśmy w jadalni za kominkiem, gdzie były
stoły, bez kabin i mniejszy ruch pieszy.
Usiadłam naprzeciw Grady, a kiedy zamówił butelkę wina,
pomyślałam, że to dobry pomysł.
Podczas jazdy stałam się dziwnie napięta.
-
Cieszę się, że w końcu udało nam się - powiedział. -Byłem tak
rozczarowany, że musiałem to cofnąć. Naprawdę chciałem cię
zobaczyć.
- Mi
też jest przykro z powodu odwołania - powiedziałam
automatycznie. -Kolacja w pracy
wypadła w ostatniej chwili.
-Opowiedz mi o tym -
poprosił z prawdziwym zainteresowaniem.
Zrobiłam tak, jak przyjechało wino i złożyliśmy nasze zamówienia.
Kiedy przyjechało nasze jedzenie, pierś z kurczaka dla niego i stek
oczywiście dla mnie, udało mi się otrząsnąć z dziwnego napięcia i
odkryłam, że dobrze się bawię, bez konieczności opróżniania pół
butelki wina.
Grady
poza tym że był miły. Był mądry. I uprzejmy.
Całkowicie powinnam go dziś pocałować, zdecydowałam, gdy upiłam
łyk wina.
Blask świecy migotał na twarzy Grady'ego, gdy podniósł kieliszek
wina. -
Jakie masz plany na Święto Dziękczynienia?
-
W środę wybieram się do domu, aby odwiedzić moją rodzinę. Nasze
biura zamykają się we wtorek wieczorem i nie otwierają ponownie aż
do następnego poniedziałku - wyjaśniłam, wstrząśnięta tym, że
Święto Dziękczynienia było w przyszłym tygodniu. Święte gówno,
gdzie minął czas?
-
To miłe. Cały czas tam będziesz?
Skin
ęłam głową, żując kawałek delikatnego steku. -Nie odwiedzam
mojej rodziny tak często, jak powinnam, więc zamierzam spędzić z
nimi wolny czas.-
Co oznaczało złapanie Rhage'a i wbicie go w klatkę,
co było tak przyjemne jak wyrywanie włosów z moich damskich
części z zardzewiałymi szczypcami.
-
Robisz jakieś zakupy w Czarny Piątek?
Śmiałam się. -Nie. Moja mama jest kobietą, która nawet nie śpi w
czwartek wieczorem przed. Ona
żyję na kofeinie, a potem idzie i
kupuje głównie rzeczy dla siebie. Mam na myśli, że ona też dostaje
prezenty, ale w
iem, że połowa tych toreb, które przywiozą do domu,
jest dla niej. N
a ganku, próbując sprawdzić, czy są jakieś torby
Barnes
& Noble's
Odwracając policzek, żeby ukryć uśmiech, natychmiast
pomyślałam o tym, co Brock powiedział tej nocy w swoim
samochodzie.
Nie chciał, żebym ukryła swój uśmiech, ale naprawdę
nie rozumiał. Może Grady by to zrobił, ale sześć lat przyzwyczajenia
trudno było złamać. Odparłam westchnienie. Moje spojrzenie wróciło
do Grady, ale zatrzymałam się na biurku kelnera.
Stał tam mężczyzna, plecami do miejsca, w którym siedzieliśmy. Był
wysoki i miał szerokie ramiona, a w sposobie, w jaki stał, było coś, co
powodowało, że mój żołądek zapadał się, jakbym była na
rollercoasterze, który miał zejść na strome wzgórze.
Moje oczy zwęziły się, gdy Grady mówił o hodowaniu owiec lub
dojeniu krów. Mężczyzna przy biurku. . . Było coś tak znajomego…
Nie. Nie ma mowy o piekle.
Poczułam, jak serce mi staje, gdy kelnerka zbliżyła się do poczekalni, a
jej oczy były duże i ostre, mężczyzna odwrócił się bokiem. Zobaczyłam
profil i prawie
wypadłam z krzesła.
To był Brock.
To było naprawdę Brock.
-
Och, mój pieprzony Boże- wyszeptałam.
Podbródek Grady'ego podskoczył, ale ledwo go widziałam.
-Przepraszam?
Zwykle nie
wzywałam imienia Pana na próżno, ale miałam przeczucie,
że Jezus, Mojżesz, Maryja i wszyscy w tym momencie całkowicie
zrozumieli moją odpowiedź.
Co on tu robił? Czy wspomniałam, gdzie jadłam obiad z Grady?
Możliwie? To znaczy, mogłam rozmawiać w przypadkowej rozmowie.
Musiałam powiedzieć, bo nie mogłam sobie wyobrazić, że Brock jest
tak wielkim prześladowcą, to było jak wyrównywanie w arenie
stalkerów.
-Jillian?
Mrugając, skupiłam się na Grady, gdy moje serce miało ochotę
czołgać się do mojego gardła. -Przepraszam?
Zmarszczył brwi, pochylając się do przodu. - Wszystko w porządku?
Oczyszczając gardło, skinęłam głową mając nadzieję i modliłam się,
żeby Brock nas nie widział. -Tak. Przepraszam. Po prostu
p
rzypomniałam sobie coś, co musiałam zrobić w pracy.
Mały uśmiech zagościł na jego ustach. -Brzmi, jakby to było ważne.
Spojrzałam przez jego ramiona, szpiegując Brocka rozmawiającego z
kelnerką. -Tak. To naprawdę ważne.
-
Mam nadzieję, że nie jest to kolejna kolacja, o której zapomniałaś.
Czy ja? T
o był zdecydowanie Brock i był sam - o mój Boże, czy on się
odwrócił? Prawie chciałam zanurkować pod stołem, ale to byłoby
dziwne, więc pośpiesznie spojrzałam na mój talerz, podnosząc moje
modlitwy, aby nie podszedł do stołu. Nie ma mowy, żeby Brock był...
Zerkn
ęłam przez rzęsy i zobaczyłam jego ciemną głowę nad wysokimi
parawanami
oddzielającymi stoły, coraz bliżej i bliżej, głęboko w
środku wiedziałam, że Brock zbliża się do tego stołu.