Rozdział17
Skierowałam się do księgarni okrężna trasą po drodze mijając Chester z nadzieją ,że
może Szara Kobieta będzie w pobliżu. Miałam zamiar spędzić sporo czasu wałęsając
się po ulicach na zewnątrz klubu Ryodana. 'Wewnątrz jego klubu' może i były pod
jego ochroną ale to wcale nie znaczyło ,że okolica też była wolną od polowania
strefą.
Szłam spokojnie, w napięciu, przygotowana do walki, gotowa aby uderzyć swoim
dłońmi w tą babę, zamrozić, dźgnąć i odtańczyć taniec zwycięstwa nad jej okropnym
ciałem. Ale jedynymi Unseelie jakie spotkałam po drodze do księgarni byli
Nosorożcowi chłopcy. Pół tuzina Nosorożcowych chłopców. A to co robili zdziwiło
mnie tak bardzo ,że skończyłam idąc w dół brukowanej ulicy z włócznią schowaną w
kaburze, trzymając ręce w kieszeniach, gapiąc się na nich podczas gdy oni gapili się
na mnie. Wdawało mi się ,że wszyscy mieliśmy wielkie 'co jest kurwa grane'
przyklejone do naszych twarzy, chociaż z tymi ich oczami i kłami trudno powiedzieć,
wiem na pewno ,że ja miałam.
Naprawili kable lamp ulicznych i ostrożnie ustawiali je z powrotem na chodnikach.
Zamiatali śmieci. Wymieniali żarówki. Mieli miotły, młotki, narzędzia do elektryki,
taczki pełne betonu.
Powinnam ich zabić. To było to co robiłam, do czego zostałam stworzona.
Ale doprowadzali Dublin do poprzedniego stanu.
Chciałam aby Dublin został doprowadzony do poprzedniego stanu. Czy to
oznaczało ,że pracowali też nad przywróceniem z powrotem zasilania?
— Robicie to aby utrzymać Cienie z daleka? — potrząsnęłam głową, na
dziwaczność tego ,że odbywałam rozmowę z Nosorożcowym chłopcem, mogłabym
się zastanawiać czy mój dzień może być jeszcze bardziej dziwny ale moje dni zawsze
robią się jeszcze bardziej dziwne.
— Świnie — jeden z nich mruknął a reszta zgodziła się parskając — Zżerają
wszystko. Nie pozostawiają niczego dla reszty z nas
— Rozumiem — zdecydowałam ,że pozwolę im dokończyć sprzątanie tej
przecznicy a zabiję ich w drodze powrotnej. Z rękoma w kieszeniach zaczęłam iść
dalej.
— Śliczna dziewuszko, chciałabyś żyć wiecznie? — jeden z nich mruknął do moich
pleców. Wszyscy z nich zaczęli parskać jakby to był jakiś ich wewnętrzny żart
Tak jakby, zjadanie ich w zamian za seks naprawdę wcale nie gwarantowało
nieśmiertelności.
— Dać ci coś do czego możesz się przyssać dziewuszko?
— Ew. Nie ma szans — powiedziałam chłodno
Powinni byli pozwolić mi odejść. Ja pozwoliłabym im odejść. Ale Nosorożcowi
chłopcy nie są najjaśniejszymi żarówkami w pudełku. Usłyszałam parzystokopytne
szuranie stóp przesuwające się w moja stronę. Ich propozycja nie zadziałała, więc
zmienili taktykę próbując użyć brutalnej siły. Cóż wybrali naprawdę nieodpowiednią
kobietę aby z nią zadzierać. Nienawidziłam Unseelie.
— Pomyśl dwa razy — ostrzegłam
Podejrzewałam ,że Nosorożcowym chłopcom ciężko było pomyśleć nawet raz
Kilka chwil później, szóstka z nich była martwa a ja szłam w kierunku KiBB ciężko
wkurzona ,że musiałam zabić ich zanim skończyli naprawiać lampy.
Ostatni raz kiedy spoglądałam na księgarnie było to późnym popołudniem w to
piekielne Halloween które już na zawsze pozostanie w mojej pamięci jako druga
najgorsza noc mojego życia. Wszystkie zewnętrzne światła były rozwalone. Nie
byłam pewna czego oczekiwać kiedy skręciłam w dół ulicy którą kiedyś rozważałam
jako swoją 'drogę do domu'
Zatrzymałam się, spojrzałam i uśmiechnęłam lekko. Oczywiście.
Na ulicy roiło się od ciężko uszkodzonych i zdewastowanych budynków ale KiBB
stały nietknięte. Elegancko odrestaurowana fasada Starego Świata cztero piętrowego
ceglanego budynku była nieskazitelna. Reflektory znajdujące się od frontu i po
bokach budynku które ostatnio kiedy je widziałam były poniszczone teraz zostały
zastąpione nowymi. Jaskrawo pomalowany szyld głoszący KSIĄŻKI I BIBELOTY
BARRONSA wiszący prostopadle do budynku zawieszony nad chodnikiem na
mosiężnym drążku, skrzypiał gdy kołysał się na dżdżystym wietrze. Znak w
staroświeckiej przyciemnianej na zielono szybie świecił miękko ZAMKNIĘTĘ.
Mosiężne kinkiety oświetlały bursztynowym światłem głębokie kamienne,
znajdujące się w niszy wejście do księgarni. Wiśniowe, oszklone diamentem drzwi,
położone między dwoma kamiennymi kolumnami, błyszczały w świetle.
Zastanawiałam się czy księgarnia miała dla niego jakieś znaczenie ,że tak o nią dbał?
Czy posiadała jakąś wartość sentymentalną? Czy była zaledwie rzeczą którą miał w
posiadaniu, jego generalnym oświadczeniem dla świata, głoszącym ,że nic ani nikt
nigdy nie weźmie tego co należy do niego?
Weszłam do wnęki, sprawdzając drzwi. Nie były zamknięte. Pchnęłam i otworzyłam.
Nigdy nie mam dość spoglądania na mój sklep po raz pierwszy. Kiedy już ogarniesz
pojawiające się natychmiastowe uczucie zakłócenia przestrzeni (tak jakbyście
otwierali drzwi staromodnej budki telefonicznej i znaleźli w środku Bibliotekę
Kongresu) zauważasz ,że luksus i komfort nigdy jeszcze nie szły z taką łatwością w
parze.
Główne pomieszczenie jest długie na około osiem stóp i szerokie na około sześć
otwarte sklepienie wznosi się na pięć pięter do góry aż do fresku znajdującego się na
suficie. Na drugim, trzecim, czwartym i piątym piętrze, regały na książki pokrywają
każdą ścianę od góry do dołu. Za eleganckimi poręczami znajdują się wąskie
pomosty pozwalające na dostęp do książek i drabinki ślizgające się na naoliwionych
rolkach prowadzące z jednej sekcji do drugiej.
Ale to na pierwszym piętrze spędziłam tak dużo czasu, z jego wolno stojącymi
regałami na książki, wypełnionymi najnowszymi, najlepszymi czytadłami, stojącymi
wysoko na wypolerowanej drewnianej podłodze, ozdobionej przez miękkie dywany.
Dwoma kącikami do czytania, z przodu i z tyłu, oferującymi bogato zdobione
jednocześnie wygodne sofy i brokatowe krzesła nakryte miękkimi narzutami,
koncentrujące się wokół mojego ulubionego miejsca w którym odpoczywałam od
Dublińskiego deszczu i zimna którym był elegancki gazowy kominek.
Spojrzałam na mój dobrze zaopatrzony stojak na prasę (niestety nieaktualny) i moją
kasę za ladą. Uśmiechnęłam się patrząc na staroświecką kasę w maleńkim srebrnym
dzwoneczkiem który dzwonił gdy otwierałam szufladę.
Przeszłam za ladę
Notka była przypięta do kasy
Witam w domu panno Lane.
— Arogancki, pewny siebie dupek — kluczyki leżały na ladzie obok
Zastanawiałam się jak samochód zostawił mi tym razem. Sięgałam po kluczyki kiedy
nagle jak znikąd zbombardowały mnie emocję, intensywne i skomplikowane.
Towarzyszyły im wspomnienia. Dzień w którym natknęłam się na to miejsce, mój
niepokój związany tym ,że się zgubiłam, spotkanie Barronsa po raz pierwszy, moje
naiwne przekonanie ,że to dokładnie taki rodzaj mężczyzny z jakim nigdy bym się
nie spotykała.
— I nigdy się nie spotykaliśmy — zgniotłam notatkę w pięści. Uprawialiśmy tylko
całkowicie nieskrępowany, ostry seks. Przez miesiące.
Zamknęłam oczy, więcej wspomnień tego miejsca uderzyło we mnie. Noc kiedy
widziałam Szarego Człowieka kradnącego piękno kobiety i wtargnęłam tutaj
szukając odpowiedzi, nie mając pojęcia co jest ze mną nie tak ale podejrzewając
już ,że było to coś stałego. Noc kiedy zaakceptowałam jego propozycję zajęcia
sypialni na czwartym piętrze z widokiem na tylną alejkę i wprowadziłam się tutaj.
Dzień w którym mój tata przyjechał mnie szukać i zdałam sobie sprawę ,że nigdy nie
będę mogła wrócić do domu w Ashford dopóki to szaleństwo w Dublinie się nie
skończy, a ja odniosę sukces albo nie będzie mnie to już obchodzić bo wrócę do
domu w ten sam sposób jak Alina, w trumnie. Noc kiedy Barrons dostał ode mnie tort
urodzinowy, i kiedy jadłam go samotnie po tym jak spadł z sufitu.
Wdychałam jego zapach. Był w pobliżu, kilka stóp dalej. Pożądanie prawie zwaliło
mnie z nóg. Był niestrudzonym kochankiem. Nie było dla niego żadnych granic.
— Panno Lane
Zacisnęłam dłonie w pieści w kieszeniach i otworzyłam oczy. Stał po drugie stronie
lady, oczy ciemne, wyraz twarzy niewzruszony
— Barrons
— To Hammer
— Alfa?— powiedziałam z nadzieją
Jego obsydianowe spojrzenie kpiło Czy traciłbym czas na cokolwiek poniżej?
— Dani się wprowadza — powiedziałam mu
— Dani wraca z powrotem do opactwa
— Więc ja też
— Słyszałem ,że nie jesteś tam mile widziana
— Będę. Wkrótce. Mam pewne plany i potrzebuję jej
— Potrzebujesz mnie — powiedział bez wyrazu — Myślałem ,że do tego czasu już
sobie to uświadomiłaś
Tak było. Byłam powalana, i podnosiłam się z powrotem, za każdym razem odrobinę
silniejsza. Ale wciąż nie byłam wystarczająco silna. Któregoś dnia będę. Do tego
czasu Barrons był jedynym który odstraszał wszystkich moich wrogów. Gdyby IYD (
jeśli umierasz) naprawdę zadziałało w noc Halloween, to on zdecydowanie
gwarantował mi największe szanse na przetrwanie. Miałam dość przemieszczania się
z nadzieją od fali do fali, próbując unikać pływów. Właściwy czy nie, dobry czy zły
Wybrałam. Barrons był moją falą. Ale nie było mowy o tym ,żebym mieszkała z nim
sama. Potrzebny był mi jakiś bufor a mój bufor też musiał gdzieś mieszkać
— Co jest złego w tym aby Dani tu pozostała?
— Przy Tobie jest w większym niebezpieczeństwie
— Nie sądzę aby poszła. Sama o sobie decyduje
— Więc, wymyśl jak ją przekonać, to najlepsze dla was obu
— To może zająć kilka dni — według tego co powiedział mi LM i tak miałam tylko
trzy — Daj mi przynajmniej trochę czasu — kiedy już tu będzie będę mogła
popracować nad zatrzymaniem jej tutaj. I dodatkowo zagonić ją do pracy z
wykorzystaniem jej super słuchu i innych zmysłów aby dowiedzieć się co znajduję
się pod jego garażem i w jaki sposób mogłybyśmy dostać się na dół. Może i był moją
falą ale nie był moją deską surfingową. Wiedza i przydatność były wszystkim co
stało pomiędzy mną i falą spokoju.
Obserwował mnie przez moment, potem pokiwał sztywno — 48 godzin. Trzymaj
dzieciaka pod kontrolą i z dala ode mnie. Są też nowe reguły. Pierwsza, trzymaj się z
daleka od Chester, to oznacza ,że nie zbliżasz się tam na odległość dziesięciu
przecznic. Druga dzielisz się ze mną wszystkimi istotnymi informacjami, bez
konieczności pytania o nie. Trzecia trzymaj tego dzieciaka z daleka od mojego
garażu. Czwarta jeśli jeszcze raz siłą wedrzesz się do mojej głowy to ja siłą wedrę się
do Twoich majtek
— Och! Gówno prawda!
— Coś za coś — jego spojrzenie zsunęło się do moich piersi i nagle spłynęło na
mnie aż za bardzo szczegółowe wspomnienie kiedy to podniosłam do góry koszulkę
podczas gdy on obserwował je jak wyskakują ze środka, podskakując — A może
powinno być coś za To?
(tit for tit oznacza mniej więcej coś za coś, ale samo słowo tit oznacza
cycek, więc powinno być tu dosłownie coś za cycek)
— Nie ma potrzeby abyś był niegrzeczny
— Mogę myśleć o nieskończonej liczbie powodów aby być niegrzecznym
— Zachowaj je dla siebie
— Zupełnie inną melodię teraz śpiewasz
— Wydajesz się zły Barrons. Sfrustrowany. Co się stało? Trochę się ode mnie
uzależniłeś?
Jego usta rozsunęły się ukazując zęby. Czułam je na moich sutkach. Prawie mogłam
je poczuć tam teraz.
— Pieprzyliśmy się panno Lane. Nawet karaluchy się pieprzą. Zjadają się też na
wzajem
— Ta sama strona Barrons
— To samo cholerne słowo — zgodził się
O, tak, oto byliśmy, znowu ze sobą pracując. Wszystko po staremu w Książkach i
Bibelotach Barronsa
— Naprawdę będę mieszkać u Barronsa? Jak z Barronsem? — Dani wykrzyknęła
przeskakując z nogi na nogę jak przechodziłyśmy przez dzielnicę Temple Bar.
Byłyśmy w drodze aby przechwycić sidhe-seers. Dani dowiedziała się ,że grupa
kilkudziesięciu z nich dowodzona przez Kat, przybędzie dzisiaj do miasta na zwiad.
— Nie — powiedziałam sucho — Lepiej jak z LM i jego sługusami! będę mieszkać
z Barronsem! Jasna cholera! Super!
— Czy nie niepokoi cię to ,że nie mamy pojęcia czym on jest, ani nie wiemy czy jest
dobry czy zły?
— Nie. Ani trochę — jej oczy błyszczały
Parsknęłam. Była całkiem poważna. Żałowałam ,że sama nie mogłam być tak
nieskomplikowana. Ale nie mogłam. Właście czy nie, dobre czy złe, wszystko to
liczyło się dla mnie. Winni tego są moi rodzice. Dobrze wpoili mi poczucie etyki.
— Jesteśmy prawie na miejscu Mac już je słyszę — przechyliła głowę a jej oczy
rozszerzyły się dziko — Ro będzie wkurzona!. Powiedziała im ,że nie mają walczyć,
choćby nie wiadomo co! Musimy się pośpieszyć Mac, nie brzmi to zbyt dobrze!
Nie miałam czasu aby przygotować się na tą ostrą jazdę. Jej ręka zacisnęła się na
moim ramieniu i już nas nie było.
Dani pokierowała nami tak ,że znalazłyśmy się w samym środku walki. Pole bitwy
było ogromnym bałaganem, wypełniającym ulicę od końca jednej przecznicy to
początku następnej. Dani uwielbia działać. Niestety zapomina ,że reszta z nas nie jest
tak szybka jak ona. Pojawiła się z już wyciągniętym mieczem, który musiała
przygotować podczas poruszania się przy użyciu super szybkości ale mi zajęło chwilę
wyciągnięcie włóczni z kabury. W tym momencie zostałam uderzona w tył głowy tak
mocno, że zobaczyłam gwiazdy, a elementy mojego MacHalo poleciały w trzech
różnych kierunkach. Warcząc, obróciłam się i wbiłam swoją włócznię w głowę
Unseelie…tak mi się przynajmniej wydaję. Miał trzy zaokrąglone przypominające
głowę rzeczy na swoich ramionach z dziesiątkami rozcięć sączących zimny jak lód,
kłujący płyn.
Wtedy walka stała się rozmytym ruchem, kopaniem, obrotami i uderzeniami.
Zamrażanie i dźganie. Dostrzegłam szeroko otwarte oczy Kat na jej przerażonej
twarzy. Nie miałam ,żadnych wątpliwości ,że była to jej pierwsza walka i nadeszła
nie wiadomo skąd.
Pomiędzy Unseelie, dostrzegłam inne sidhe-seers. Desperacko próbowały się
trzymać i jakoś sobie radzić. Przez większość czasu, nasze talenty są wewnątrz nas
uśpione ale obecność wróżek a zwłaszcza zaangażowanie w walkę obudziła je ze snu.
Widziałam ,że były w tym specjalnym stanie sidhe-seer (silniejsze, szybsze,
twardsze, bardziej odporne ) ale to nie wystarczało. W ich oczach było zbyt dużo
strachu.
Strach przekształcił się w wahanie, a wahanie zabija.
Jeśli stoisz za kimś kto próbuje włączyć się do ruchu na autostradzie ale boi się tego
zrobić, poruszając się za wolno, zatrzymując się i nieruchomiejąc, i stając się coraz
bardziej niepewnym z minuty na minutę, wiecie o czym mówię. Oto jesteś,
uwięziona w korku, złapana w pułapkę swoim niezdecydowaniem, i wiesz ,że jeśli
oni nie zagrają wspólnie i nie połączą się pozwalając włączyć ci się do ruchu,
zostaniesz trafiona.
Tak właśnie walczyły sidhe-seers. Przeklinałam Rowenę za to ,że lepiej ich nie
wyszkoliła, że chroniła je tak kompletnie ,że ich własne talenty były zagrożeniem dla
ich własnego zdrowia i mojego. Dani i Ja poruszałyśmy się razem, zwrócone plecami
do siebie, tnąc i dźgając torując sobie drogę przez tłum Unseelie.
— Pomóż mi! — usłyszałam krzyk Kat. Zerknęłam dziko w kierunku tego dźwięku.
Była uwięziona pomiędzy dwiema wielkimi, skrzydlatymi wróżkami z ostrymi
pazurami i zębami które wyglądały przerażająco.
Oceniłam sytuację i zaczęłam działać.
Później, będę analizować moją decyzję, zastanawiając się jakie tymczasowe
szaleństwo mnie ogarnęło. Ale wiedziałam ,że oni nie mogli tego dotknąć a ona
mogła i wiedziałam ,że w innym wypadku będzie martwa a nikt nie będzie ginął na
moich oczach jeśli ja miałam coś na ten temat do powiedzenia.
—Kat! — krzyknęłam. Kiedy spojrzała, wzięłam zamach i rzuciłam jej moją
włócznię obserwując ją leci i leci bez końca.
Jej oczy rozszerzyły się w zdumieniu. Wyskoczyła w powietrze, chwytając włócznię,
i lądując lekko na palcach zabiła ich w jednym płynnym ruchu od lewej do prawej.
To było piękne i gdybym mogła odtwarzałbym sobie to kilkanaście razy
I oto stałam tam bez broni
Wtedy nagle dostałam cios który powinien był złamać mi nos ale tego nie zrobił,
zostałam zaatakowana i straciłam z oczu Kat i moją włócznie. Uderzyłam rękoma w
atakującego ,zamrażając go. Podczas gdy stał tak nieruchomy zaczerpnęłam ze
swojego umysłu z tego specjalnego miejsca sidhe-seer. Bez mojej włóczni byłam w
głębokim gównie i potrzebowałam więcej mocy.
Nagle ulica jakby odpłynęła a ja znalazłam się wewnątrz swojej własnej głowy,
patrząc w dół na ogromny, czarny basen. Czy to było źródło tego co tworzyło siłę
sidhe-seer, to rozległe, obsydianowe jezioro? Nigdy wcześniej go nie widziałam
kiedy zagłębiałam się w sobie. Czy byłam teraz bardziej silna i mogłam widzieć
wszystko bardziej jasno, czysto, głęboko?
Moc promieniowała z tych ciemnych głębin, buzując w powietrzu jaskini w której
stałam. Mogłam poczuć coś w tej wodzie, czekające w ciemności
To co leżało ukryte pod powierzchnią wiedziało wszystko, mogło zrobić wszystko
nie obawiało się niczego. Czekało na mnie. Wzywało mnie do użycia tego jako
należnego mi wynikającego z urodzenia prawa.
Jednak wątpliwości, tak rozlegle jak ta woda unieruchomiły mnie.
Co jeśli to co wezwę z tej antycznej głębiny wcale nie było częścią mnie ale czymś
zupełnie innym?
Jeśli to byłam ja mogłabym tego użyć.
Ale jeśli przez jakieś dziwne pokręcone wydarzenia (a żaden wydarzenia nie były
zbyt dziwne aby rozważać je w mojej dziennej egzystencji) było coś tam na dole co
nie było mną, tylko mogło mnie wykorzystać.
Nie ufałam sobie. Nie, nie ufałam temu miejscu sidhe-seer
A dlaczego miałabym? Jeszcze kilka miesięcy temu nawet nie wiedziałam ,że istniej.
Do czasu aż nie dowiem się więcej na temat tego czym było a czym nie, nie miałam
zamiaru wzywać żadnych niewiadomych. Moje obecne umiejętności muszą
wystarczyć.
Potrząsnęłam gwałtownie głową i znowu byłam na ulicy, z tym czymś co miało
zamiar właśnie mnie ugryźć
Zrobiłam unik
Jego głowa poleciała na bok, a ciało osunęło się na brukowane kamienie,
pozostawiając Dani stojącą tam gdzie wcześniej ja, uśmiechającą się do mnie —
Pochyl głowę Mac
Poruszałyśmy się zgodnie z wzorem, Ja zamrażałam ona zabijała
Nie wiem jak długo walczyłam bez mojej włóczni. Ale było to wystarczająco długo
abym miała przedsmak tego o co prosiłam moje siostry w walce, przeklinałam
Rowenę, że wysłała jej do Dublina bez broni, beż żelaznych kul. Nigdy nie
pozwoliłabym im stać się chodzącym celem.
Szukałam Kat ale nie mogłam znaleźć jej w tym bałaganie. Bez włóczni czułam się
nago, wyeksponowana, czułam się po prostu źle.
Uderzyłam rękoma w wysokiego Unseelie o strukturze chrząszcza z grubym w wielu
miejscach złoconym pancerzem. Nie zamarzł. Cofnęłam rękę składając ją w pięść
gotową do uderzenia kiedy nagle inna ręka znalazła się wokół mojej i kiedy
uderzałam, Kat i Ja wbiłyśmy w niego włócznie razem.
Gdy upadł na chodnik zerknęłam przez ramię
Kat uśmiechnęła się, pokiwała i puściła włócznię, pozostawiając ją w moich
dłoniach. Wtedy odwróciła się do mnie plecami i poruszała wraz ze mną tak samo jak
wcześniej Ja z Dani.
Chociaż nie była Nullem, była niezła i stanowiłyśmy świetny zespół. Dani połączyła
się z inną sidhe-seer i bitwa szalała
Później, siedziałyśmy nad zwłokami opierając się o budynek, rozłożone na chodniku,
brudne, ochlapane obrzydliwą krwią Unseelie, rozanielone i wyczerpane
— Co się stało?— zapytałam Kat — Jak znalazłyście się pośród tak wielu z nich?
Zaczerwieniła się — Jesteśmy przyzwyczajone do tego ,że jest z nami Dani. Ona
słyszy to czego my nie możemy. Wydaje mi się ,że musieli podążać za nami w
momencie w którym wkroczyłyśmy do miasta, przyciągnięci przez nasze czapki —
stuknęła w jej MacHalo — albo być może hałas autobusu. Gdy szłyśmy musieli
zebrać się w większą grupę, czekając, szukając miejsca aby szczelnie nas otoczyć.
Gdyby nie wy... Cieszymy się ,że zrobiłyście co zrobiłyście.
Oceniłam rzeż. Kilka set Unseelie leżało martwych na ulicy — My to zrobiłyśmy,
razem. Z bronią i odpowiednim planem mogłybyśmy zrobić o wiele więcej.
Kat pokiwała — Możemy porozmawiać otwarcie?
Pochyliłam głowę
— Twoja niezgoda z Wielką mistrzynią, rani nas wszystkie
— Więc powinna trochę zmądrzeć i dostrzec tego powody
— Jej niezgoda z Tobą też nas rani — Kat powiedziała wskazując — Wojna to
nieodpowiedni czas na zamach stanu. Będziecie dalej ze sobą walczyć a zniszczycie
to królestwo którym tak chcecie rządzić.
Chór pomroków, zgadzających się z tym co powiedziała pojawił się na ulicy
— Nie próbuję rządzić. Próbuje tylko pomóc
— Obie próbujecie rządzić. I mówimy wam obu abyście przestały. Rozmawiałyśmy
od momentu kiedy Ty i Dani odeszłyście. Chcemy Was z powrotem. Nie obchodzi
nas czy zatrzymacie broń. Ale nie wymienimy Roweny na Ciebie. Chcemy Was obu.
Jeśli zgodzisz się współpracować, pomożemy ci jak tylko będziemy mogły i Rowena
też będzie musiała to zaakceptować. My widzimy to tak, żadna z was ani Ty ani
Rowena nie może nas zmusić do zaakceptowania którejkolwiek z Was. Ale jesteśmy
gotowe się założyć ,że jesteśmy w stanie zmusić was abyście pracowały razem dla
doba ogółu. W końcu obie twierdzicie ,że to właśnie o to Wam chodzi prawda?
— Nie będę mieszkać w opactwie Mac! — Dani poderwała się na nogi —
Powiedziałaś ,że mogę mieszkać z Barronsem!
Zerknęłam od Dani do Kat, rozważając jej słowa. Miała rację i było mi odrobinę
wstyd za siebie. Faktycznie zrobiłam z tej całej sprawy z Roweną coś osobistego.
Próbowałam je podzielić i przejąć dowodzenie a teraz nie czas na podziały, lojalność
liczyła się ponad wszystko. Już z tym co było miałyśmy wystarczająco dużo
problemów.
Gdy wysłałam dziś Dani do opactwa chciałam dowiedzieć się kiedy przybędą sidhe-
seers tak abym mogła wziąć i włączyć je do walki, napompować zwycięstwem i
odzyskać pozycję w opactwie.
Kat mi to oferowała, wyciągając rękę. Pięćset sidhe-seers mogło zmusić Rowenę
aby ze mną współpracowała i wszystko co musiałam zrobić to często gryźć się w
język.
— Przekonałaś mnie Kat. Przekonaj Rowenę
— Ale powiedziałaś .... — Dani eksplodowała
Westchnęłam. Chciałam mieć mój bufor. Ale Barrons też miał rację. Nie chodziło
tylko o mnie — Potrzebuję cię tam gdzie będziesz najbezpieczniejsza Dani. Po tym
jak książęta Unseelie zabrali cię dzisiaj, obawiam się ,że to miejsce nie jest przy mnie
Sidhe-seers sapnęły — Zabrali cię książęta Unseelie Dani? Co? Jak? Dokąd cię
zabrali? Co się stało?
Nagle Dani znalazła się w centrum uwagi. Pyszniąc się zaczęła im wszystko
opowiadać.
Obserwowałam to przedstawienie (Dani wiedziała jak błyszczeć i uwielbiała to
robić ) uśmiechając się lekko z uczuciem smutku.
Nie byłam jeszcze gotowa aby ją oddać
Lub stawić czoła reszcie nocy sam na sam z Barronsem. Wolałabym już walczyć z
kolejną przecznicą wypełnioną Unseelie.
Spojrzałam na Kat — Spotkamy się z tobą w opactwie rano. Jeśli stara kobieta będzie
się zachowywać będę i ja. Masz moje słowo
Spojrzała na mnie a potem jej wzrok powędrował do włóczni znajdującej się na
moim udzie — Nie potrzebuje Twojego słowa Mac, dałaś mi dziś coś innego, coś co
powiedziało mi wszystko.
Tłumaczenie agaz.7@wp.pl