DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI
do ko
ń
ca staro
ż
ytno
ś
ci
│
ś
redniowiecze i odrodzenie
│
barok i o
ś
wiecenie
│
1815-1914
│
1914-1989
jak i z czego studiowa
ć
filozofi
ę
│
moje wykłady
│
Wittgenstein
│
filozofowie i socjologowie nauki
Gottfried LEIBNIZ
NOWE ROZWA
ś
ANIA DOTYCZ
Ą
CE ROZUMU
LUDZKIEGO
przeło
ż
yła Izydora D
ą
mbska
PRZEDMOWA
Poniewa
ż
Rozwa
ż
ania dotycz
ą
ce rozumu ludzkiego pewnego znakomitego Anglika s
ą
jednym z najpi
ę
kniejszych i najwy
ż
ej cenionych dzieł tego czasu, postanowiłem
zaopatrzy
ć
je w swoje uwagi, gdy
ż
od do
ść
dawna rozmy
ś
laj
ą
c na ten sam temat i nad
wi
ę
kszo
ś
ci
ą
zagadnie
ń
tam poruszonych, uznałem,
ż
e byłaby to dobra sposobno
ść
, aby
ogłosi
ć
co
ś
pt. Nowe rozwa
ż
ania dotycz
ą
ce rozumu. S
ą
dziłem,
ż
e umieszczaj
ą
c swoje
my
ś
li w tak dobrym towarzystwie, zapewniłbym im
ż
yczliwsze przyj
ę
cie; s
ą
dziłem
równie
ż
,
ż
e b
ę
d
ę
mógł skorzysta
ć
z cudzej pracy nie tylko dlatego, by zaoszcz
ę
dzi
ć
sobie własnej, ale tak
ż
e dlatego, aby dorzuci
ć
co
ś
do jego osi
ą
gni
ęć
, bo to rzecz
łatwiejsza, ani
ż
eli wszystko zaczyna
ć
i opracowywa
ć
na nowo. To prawda,
ż
e cz
ę
sto
jestem odmiennego ni
ż
on zdania; nie tylko
ż
e nie odmawiam dlatego zasługi temu
sławnemu pisarzowi, ale oddaj
ę
mu sprawiedliwo
ść
pokazuj
ą
c, w czym i dlaczego
oddalam si
ę
od jego pogl
ą
dów, gdy uznaj
ę
za konieczne zapobiec, aby w pewnych
wa
ż
nych punktach jego autorytet nie wzi
ą
ł góry nad słuszno
ś
ci
ą
. Istotnie, chocia
ż
autor
Rozwa
ż
a
ń
mówi tysi
ą
ce pi
ę
knych rzeczy, którym musz
ę
przyklasn
ąć
, systemy nasze
wielce si
ę
ró
ż
ni
ą
. Jego ma wi
ę
cej punktów stycznych z Arystotelesem, mój z Platonem,
mimo
ż
e w wielu sprawach i on, i ja oddalamy si
ę
od doktryny tych dwóch staro
ż
ytnych
pisarzy. On jest bardziej popularny, podczas gdy ja zmuszony jestem do nieco wi
ę
kszej
ś
cisło
ś
ci i abstrakcyjno
ś
ci, co nie przemawia na moj
ą
korzy
ść
, zwłaszcza gdy pisz
ę
w
j
ę
zyku nowo
ż
ytnym. My
ś
l
ę
jednak,
ż
e ka
żą
c rozmawia
ć
dwom osobom, z których jedna
wykłada pogl
ą
dy wydobyte z Rozwa
ż
a
ń
tego autora, a druga dorzuca do nich moje
obserwacje, stwarzam paralel
ę
bardziej w gu
ś
cie czytelnika, ani
ż
eli gdybym go cz
ę
stował
całkiem suchymi uwagami, których lektur
ę
co krok przerywałaby konieczno
ść
uciekania
si
ę
do jego ksi
ąż
ki, aby zrozumie
ć
moj
ą
. B
ę
dzie [jednak] rzecz
ą
dobr
ą
konfrontowa
ć
niekiedy jeszcze nasze pisma i ocenia
ć
jego pogl
ą
dy jedynie na podstawie jego
własnego dzieła, jakkolwiek zachowuj
ę
zazwyczaj jego wyra
ż
enia. To prawda,
ż
e
sugestia stwarzana przez czyj
ąś
rozpraw
ę
, której
ś
ladem trzeba i
ść
robi
ą
c swoje uwagi,
sprawiła,
ż
e nie mogłem marzy
ć
o uchwyceniu wdzi
ę
ku wła
ś
ciwego dialogowi; ale ufam,
ż
e tre
ść
wynagrodzi braki formy.
Ró
ż
nimy si
ę
co do spraw dosy
ć
wa
ż
nych. Chodzi o to, czy dusza sama w sobie jest
całkowicie pusta, jak tabliczki, na których niczego jeszcze nie zapisano (tabula rasa) - tak
chce Arystoteles i autor Rozwa
ż
a
ń
- i czy wszystko, co w niej jest wyryte, pochodzi
wył
ą
cznie od zmysłów i od do
ś
wiadczenia? Czy te
ż
dusza z natury zawiera podstawy
pewnych poj
ęć
i teorii, a przedmioty zewn
ę
trzne tylko je rozbudzaj
ą
w odpowiednich
warunkach - jak ja s
ą
dz
ę
razem z Platonem, a nawet ze Szkoł
ą
i z tymi wszystkimi,
którzy w ten wła
ś
nie sposób rozumiej
ą
ust
ę
p listu
ś
w. Pawła (do Rzym. II. 15), gdzie
czytamy,
ż
e prawo Bo
ż
e wyryte jest w sercach. Stoicy nazywali te zasady poj
ę
ciami
wspólnymi, prolepseis, to znaczy zało
ż
eniami podstawowymi albo tym, co si
ę
z góry
przyjmuje jako uznane. Matematycy nazywaj
ą
je poj
ę
ciami wspólnymi (
κοιναί
έννοιαι
).
Filozofowie nowocze
ś
ni nadaj
ą
im inne pi
ę
kne nazwy - w szczególno
ś
ci Juliusz Scaliger
nazywał je semina aeternitatis, a tak
ż
e Zopyra, jak gdyby chc
ą
c powiedzie
ć
:
ż
ywe ognie,
rysy
ś
wietliste ukryte wewn
ą
trz nas, które dzi
ę
ki zetkni
ę
ciu si
ę
zmysłów z przedmiotami
Strona 1 z 12
Bez tytułu 1
2009-10-20
zewn
ę
trznymi ukazuj
ą
si
ę
jak iskry, na skutek uderzenia sypi
ą
ce si
ę
ze strzelby. I nie bez
racji wierzy si
ę
,
ż
e te błyski wyra
ż
aj
ą
co
ś
boskiego i wiecznego, co si
ę
przejawia przede
wszystkim w prawdach koniecznych. St
ą
d rodzi si
ę
inne pytanie, mianowicie, czy
wszystkie prawdy zale
żą
od do
ś
wiadczenia, tzn. od indukcji i przykładów, czy te
ż
istniej
ą
takie, które maj
ą
te
ż
inn
ą
podstaw
ę
. Bo je
ś
li pewne zdarzenia mo
ż
na przewidzie
ć
przed
wszelkim do
ś
wiadczeniem, w którym byłyby dane, jasn
ą
jest rzecz
ą
,
ż
e przyczyniamy si
ę
do tego w pewnej mierze sami. Zmysły, chocia
ż
konieczne przy ka
ż
dym naszym
aktualnym poznaniu, nie wystarczaj
ą
, by nam da
ć
wszelkie poznanie, poniewa
ż
zmysły
dostarczaj
ą
wył
ą
cznie tylko przykładów, tzn. prawd szczegółowych lub jednostkowych.
Otó
ż
wszystkie przykłady, które potwierdzaj
ą
jak
ąś
prawd
ę
ogóln
ą
, w jakiejkolwiek byłyby
liczbie, nie wystarczaj
ą
, aby ustali
ć
powszechn
ą
konieczno
ść
tej prawdy, gdy
ż
z tego,
ż
e
co
ś
si
ę
zdarzyło, nie wynika wcale,
ż
e zdarza
ć
si
ę
b
ę
dzie zawsze w taki sam sposób.
Na przykład Grecy i Rzymianie, i wszystkie inne ludy zawsze spostrzegały,
ż
e przed
upływem 24 godzin dzie
ń
zmienia si
ę
w noc, a noc w dzie
ń
. Ale myliłby si
ę
ten, kto by
uwierzył,
ż
e t
ę
sam
ą
prawidłowo
ść
mo
ż
na zaobserwowa
ć
wsz
ę
dzie, skoro widziano co
ś
przeciwnego podczas pobytu na Nowej Ziemi. I myliłby si
ę
tak
ż
e ten, kto by my
ś
lał,
ż
e to
jest co najmniej dla naszej strefy klimatycznej prawda konieczna i wieczna, gdy
ż
s
ą
dzi
ć
nale
ż
y,
ż
e nawet ziemia i sło
ń
ce nie istniej
ą
koniecznie i
ż
e mo
ż
e nadej
ść
czas, kiedy nie
stanie tej pi
ę
knej gwiazdy z całym jej systemem, co najmniej w obecnej jej postaci. St
ą
d
wydaje si
ę
,
ż
e prawdy konieczne, takie, jakie znajdujemy w matematyce czystej, a w
szczególno
ś
ci w arytmetyce i geometrii, musz
ą
mie
ć
podstawy, których uzasadnienie nie
zawisło od przykładów ani w konsekwencji od
ś
wiadectwa zmysłów, mimo
ż
e bez
zmysłów nigdy nie o
ś
mielono by si
ę
o nich my
ś
le
ć
. To wła
ś
nie nale
ż
y wyra
ź
nie odró
ż
ni
ć
i
to zrozumiał tak dobrze Euklides, udowadniaj
ą
c rozumowo rzeczy widoczne za
po
ś
rednictwem do
ś
wiadczenia i wyobra
ż
e
ń
zmysłowych. Tak
ż
e logika z metafizyk
ą
i
etyk
ą
[la morale], z których pierwsza kształtuje naturaln
ą
teologi
ę
, a druga
prawoznawstwo naturalne, pełne s
ą
takich prawd; a w konsekwencji dowód ich nie mo
ż
e
pochodzi
ć
od niczego innego jak tylko od zasad wewn
ę
trznych, które nazywa si
ę
wrodzonymi. Co prawda nie nale
ż
y sobie wyobra
ż
a
ć
, jakoby mo
ż
na czyta
ć
w duszy jak w
otwartej ksi
ę
dze te wieczne prawa rozumu, niby jaki
ś
edykt pretora na jego album, bez
trudu i bez poszukiwania; ale to wystarcza,
ż
e mo
ż
emy je wykrywa
ć
w sobie wysiłkiem
uwagi przy sposobno
ś
ciach dostarczanych przez zmysły. Sukces do
ś
wiadcze
ń
słu
ż
y jako
potwierdzenie dla rozumu mniej wi
ę
cej tak, jak sprawdzania przydaj
ą
si
ę
w arytmetyce,
aby lepiej unika
ć
bł
ę
du rachunkowego w długim rozumowaniu. A tak
ż
e wła
ś
nie tym ró
ż
ni
si
ę
wiedza ludzka od wiedzy zwierz
ą
t. Zwierz
ę
ta s
ą
czystymi empirykami i kieruj
ą
si
ę
wył
ą
cznie przykładami; gdy
ż
- o ile mo
ż
na co
ś
o tym s
ą
dzi
ć
- nie dochodz
ą
nigdy do
sformułowania wniosków koniecznych, podczas gdy ludzie zdolni s
ą
do nauk
demonstratywnych. W tym wzgl
ę
dzie zdolno
ść
wnioskowania, która przysługuje
zwierz
ę
tom, jest czym
ś
ni
ż
szym od rozumu ludzkiego. Wnioski zwierz
ą
t s
ą
zupełnie jak
wnioski naiwnych empiryków, którzy utrzymuj
ą
,
ż
e to, co si
ę
parokrotnie zdarzyło, zdarzy
si
ę
jeszcze, je
ś
li tylko to, co ich uderza, jest podobne, cho
ć
nie mog
ą
na tej podstawie
os
ą
dzi
ć
, czy zachodz
ą
tu te same racje. l dlatego wła
ś
nie tak łatwo ludzie chwytaj
ą
zwierz
ę
ta i tak łatwo zdarza si
ę
naiwnym empirykom popełnia
ć
bł
ę
dy. Nie s
ą
od nich
wolne nawet osoby, które z wiekiem i do
ś
wiadczeniem nabrały rutyny, je
ś
li tylko ufaj
ą
zbytnio swemu dawnemu do
ś
wiadczeniu, jak si
ę
to niejednemu zdarzało w sprawach
obywatelskich i wojskowych: bo si
ę
nie bierze dostatecznie pod uwag
ę
,
ż
e
ś
wiat si
ę
zmienia i
ż
e ludzie staj
ą
si
ę
zr
ę
czniejsi, wynajduj
ą
c tysi
ą
ce nowych sposobów, podczas
gdy jelenie i zaj
ą
ce współczesne nie zdobywaj
ą
si
ę
na wi
ę
ksz
ą
chytro
ść
, ani
ż
eli te, które
dawniej
ż
yły. Wnioskowanie zwierz
ą
t jest tylko cieniem rozumowania, tzn. tylko
kojarzeniem wyobra
ź
ni i przechodzeniem od jednego wyobra
ż
enia do drugiego,
poniewa
ż
w nowym zdarzeniu, które wydaje si
ę
podobne do poprzedniego, oczekuj
ą
znowu tego, co kiedy
ś
tam napotykały w tym poł
ą
czeniu, jak gdyby rzeczy były
powi
ą
zane ze sob
ą
faktycznie, dlatego
ż
e ich wyobra
ż
enia wi
ążą
si
ę
ze sob
ą
w pami
ę
ci.
Strona 2 z 12
Bez tytułu 1
2009-10-20
To wielka prawda,
ż
e rozum doradza, aby oczekiwa
ć
zazwyczaj, i
ż
dostrze
ż
emy
nadej
ś
cie w przyszło
ś
ci tego, co odpowiada długiemu do
ś
wiadczeniu przeszło
ś
ci; ale nie
jest to dlatego prawda konieczna i niezawodna i wynik mo
ż
e przesta
ć
istnie
ć
w chwili, w
której najmniej tego oczekujemy, je
ś
li zmieni
ą
si
ę
racje, które go podtrzymywały. Dlatego
ludzie najm
ę
drsi nie s
ą
tak dalece ufni, aby nie próbowali wnikn
ąć
(je
ś
li to mo
ż
liwe) w
racje danego faktu, co pozwala im pozna
ć
, kiedy trzeba b
ę
dzie robi
ć
wyj
ą
tki. Bo tylko
sam rozum zdolny jest ustali
ć
reguły nacechowane pewno
ś
ci
ą
i uzupełnia
ć
przez
robienie wyj
ą
tków braki tych, które nie miały tego charakteru, a wreszcie wynajdywa
ć
pewne stosunki w sile koniecznych nast
ę
pstw. To wła
ś
nie pozwala cz
ę
sto przewidywa
ć
zdarzenia bez odwoływania si
ę
do do
ś
wiadczenia zwi
ą
zków zmysłowych mi
ę
dzy
wyobra
ż
eniami, do czego ograniczone s
ą
zwierz
ę
ta; tak wi
ę
c to, co czyni prawomocnymi
wewn
ę
trzne podstawy prawd koniecznych, tak
ż
e odró
ż
nia człowieka od zwierz
ą
t.
By
ć
mo
ż
e, i
ż
nasz bystry autor nie b
ę
dzie całkowicie odbiegał od mego zdania.
Zu
ż
ywszy bowiem cał
ą
pierwsz
ą
ksi
ę
g
ę
swego dzieła na odrzucanie przyrodzonego
ś
wiatła rozumu, pojmowanego w pewnym sensie, przyznaje przecie
ż
na pocz
ą
tku drugiej
ksi
ę
gi i w dalszym ci
ą
gu,
ż
e idee, które nie powstaj
ą
dzi
ę
ki doznaniu zmysłowemu, maj
ą
swoje
ź
ródło w refleksji. Otó
ż
refleksja nie jest niczym innym jak tylko uwag
ą
zwrócon
ą
na to, co jest wewn
ą
trz nas, a zmysły nie daj
ą
nam tego, co ju
ż
nosimy w sobie. A je
ś
li
tak jest, czy
ż
mo
ż
na zaprzeczy
ć
,
ż
e wiele jest w naszym umy
ś
le rzeczy wrodzonych,
skoro niejako sami wrodzeni jeste
ś
my sobie i skoro w nas jest: byt, jedno
ść
, substancja,
trwanie, zmiana, działanie, spostrze
ż
enie, przyjemno
ść
i tysi
ą
c innych przedmiotów
naszych idei intelektualnych. Skoro ju
ż
same te przedmioty s
ą
bezpo
ś
rednio i stale
obecne w naszym rozumie (chocia
ż
nie zawsze mog
ą
by
ć
dostrzegane wskutek naszego
roztargnienia i naszych potrzeb), dlaczego dziwi
ć
si
ę
naszemu twierdzeniu,
ż
e te idee s
ą
nam wrodzone wraz z wszystkim, co od nich zale
ż
y. Posłu
ż
yłem si
ę
równie
ż
porównaniem do płyty marmuru, ale
ż
yłkowanego raczej ni
ż
jednolitego, lub do
niezapisanych tabliczek, tzn. do tego, co filozofowie nazywaj
ą
tabula rasa; bo gdyby
dusza była podobna do tych niezapisanych tabliczek, to prawdy byłyby w nas w takim
sensie, w jakim posta
ć
Herkulesa jest w marmurze, który równie dobrze nadaje si
ę
do
przyj
ę
cia tego lub jakiegokolwiek innego kształtu. Ale gdyby w kamieniu znajdowały si
ę
ż
yły, które wyznaczałyby raczej posta
ć
Herkulesa ani
ż
eli inne figury, wówczas ten
kamie
ń
byłby do tego bardziej predysponowany, a Herkules jak gdyby w pewien sposób
w nim wrodzony, chocia
ż
trzeba byłoby pracy, aby wykry
ć
te
ż
yły i odczy
ś
ci
ć
je przez
wygładzenie i odrzucenie tego, co przeszkadza im si
ę
uwydatni
ć
. Tak wi
ę
c idee i prawdy
s
ą
nam wrodzone jako skłonno
ś
ci, dyspozycje, nawyki i naturalne potencjalno
ś
ci, a nie
jako działania, chocia
ż
tym potencjalno
ś
ciom towarzysz
ą
zawsze jakie
ś
odpowiadaj
ą
ce
im działania, cz
ę
sto niedostrzegalne.
Wydaje si
ę
,
ż
e nasz bystry autor utrzymuje, jakoby nic w nas nie było potencjalnego, a
nawet nic, z czego by
ś
my sobie nie zdawali zawsze aktualnie sprawy. Ale nie mo
ż
e bra
ć
tego
ś
ci
ś
le, w przeciwnym bowiem razie pogl
ą
d jego byłby zbyt paradoksalny, poniewa
ż
chocia
ż
nabyte nawyki i zawarto
ść
naszej pami
ę
ci nie zawsze s
ą
dostrzegane, a nawet
nie zawsze przychodz
ą
nam na pomoc w potrzebie, to jednak cz
ę
sto łatwo przywołujemy
je na my
ś
l przy jakiej
ś
nikłej okazji, która je nam przypomina. Tak np. nieraz wystarczy
pocz
ą
tek piosenki, aby nam przypomnie
ć
reszt
ę
. Ogranicza on te
ż
swoj
ą
tez
ę
pod innymi
wzgl
ę
dami, mówi
ą
c,
ż
e nie ma w nas nic, czego by
ś
my przynajmniej kiedy
ś
dawniej nie
dostrzegli. Pomi
ń
my ju
ż
to,
ż
e nikt nie mo
ż
e samym rozumem rozstrzygn
ąć
, dok
ą
d
si
ę
ga
ć
potrafi
ą
nasze minione apercepcje, o których mogli
ś
my zapomnie
ć
; zwłaszcza na
gruncie reminiscencji platoników, która mimo mitologicznego charakteru nie ma w sobie
nic sprzecznego z czystym rozumem. Pomijaj
ą
c to - jak mówi
ę
- dlaczego mieliby
ś
my
dochodzi
ć
do wszystkiego wył
ą
cznie przez apercepcje rzeczy zewn
ę
trznych i dlaczego
nie mogliby
ś
my niczego doszukiwa
ć
si
ę
w nas samych? Czy
ż
tylko nasza dusza jest tak
pusta,
ż
e bez wyobra
ż
e
ń
zapo
ż
yczonych z zewn
ą
trz byłaby niczym? To nie jest, jak
Strona 3 z 12
Bez tytułu 1
2009-10-20
s
ą
dz
ę
, pogl
ą
d, który nasz wytrawny autor mógłby wyznawa
ć
. I gdzie znalazłyby si
ę
takie
tabliczki, które same przez si
ę
niczym by si
ę
nawzajem nie ró
ż
niły? Czy widział kto
ś
kiedy płaszczyzn
ę
doskonale jednolit
ą
i jednorodn
ą
? Dlaczegó
ż
wi
ę
c nie mogliby
ś
my
sami sobie dostarczy
ć
jakiego
ś
przedmiotu my
ś
li z własnej gł
ę
bi, skoro zechcemy w ni
ą
si
ę
zapu
ś
ci
ć
? Tak wi
ę
c skłonny jestem wierzy
ć
,
ż
e w gruncie rzeczy pogl
ą
d jego w tej
mierze nie ró
ż
ni si
ę
od mojego, a raczej od potocznego, tym bardziej
ż
e uznaje on dwa
ź
ródła naszego poznania: zmysły i refleksj
ę
.
Nie wiem, czy równie łatwo uda si
ę
pogodzi
ć
tego autora z nami i z kartezjanami, wtedy
gdy utrzymuje,
ż
e umysł nie zawsze my
ś
li, a w szczególno
ś
ci,
ż
e nie spostrzega, kiedy
ś
pimy bez snów. Mówi,
ż
e skoro ciała mog
ą
by
ć
bez ruchu, dusze mog
ą
by
ć
te
ż
bez
my
ś
li. Ale tutaj odpowiadam nieco inaczej, ani
ż
eli zwykle si
ę
to robi. Bo utrzymuj
ę
,
ż
e z
natury rzeczy substancja nie mo
ż
e nie działa
ć
i
ż
e nie ma nawet nigdy ciała bez ruchu.
Do
ś
wiadczenie przemawia ju
ż
za mn
ą
, a wystarczy zajrze
ć
do ksi
ąż
ki sławnego p.
Boyle'a przeciw bezwzgl
ę
dnemu spoczynkowi, aby doj
ść
do tego przekonania. Ale
wierz
ę
,
ż
e przemawia za tym tak
ż
e i rozum. I to jest jeden z dowodów, którymi
rozporz
ą
dzam, aby skruszy
ć
atomy. Zreszt
ą
tysi
ą
ce znamion ka
ż
e s
ą
dzi
ć
,
ż
e w ka
ż
dej
chwili jest w nas jednak niesko
ń
czona ilo
ść
spostrze
ż
e
ń
bez apercepcji i bez refleksji,
tzn.
ż
e dokonuj
ą
si
ę
zmiany w duszy samej, których nie u
ś
wiadamiamy sobie, bo te
wra
ż
enia s
ą
albo zbyt małe i w zbyt wielkiej liczbie, albo zbyt jednolite, tak
ż
e niczym
specyficznym si
ę
nie ró
ż
ni
ą
. Ale zł
ą
czone z innymi wywołuj
ą
swój skutek i w zespole daj
ą
si
ę
odczu
ć
cho
ć
by niewyra
ź
nie. Tak wła
ś
nie przyzwyczajenie sprawia,
ż
e nie zwracamy
uwagi na ruch młyna albo na wodospad, gdy przez pewien czas mieszkamy w pobli
ż
u.
To nie znaczy, by ten ruch nie oddziaływał na nasze narz
ą
dy zmysłowe i
ż
e wskutek
harmonii duszy i ciała nie odpowiada temu ponadto co
ś
w duszy. Ale wra
ż
enia, które s
ą
w duszy i w ciele pozbawione uroków nowo
ś
ci, nie s
ą
do
ść
silne, aby zwróci
ć
na siebie
nasz
ą
uwag
ę
i utkwi
ć
w naszej pami
ę
ci, gdy te [dyspozycje] nastawione s
ą
na bardziej
zajmuj
ą
ce przedmioty. Wszelka uwaga potrzebuje pami
ę
ci, a gdy nie jeste
ś
my - by si
ę
tak wyrazi
ć
- ostrze
ż
eni,
ż
e mamy zwraca
ć
uwag
ę
na te lub tamte z własnych naszych
aktualnych spostrze
ż
e
ń
, pozwalamy im uj
ść
bez refleksji, a nawet niepostrze
ż
enie. Ale
je
ś
li kto
ś
nas ostrze
ż
e natychmiast i zwróci np. nasz
ą
uwag
ę
na jaki
ś
hałas, który dopiero
co dał si
ę
słysze
ć
, przypominamy go sobie i u
ś
wiadamiamy sobie,
ż
e
ś
my poprzednio
odnie
ś
li jakie
ś
wra
ż
enie. Były to wi
ę
c spostrze
ż
enia, których od razu nie u
ś
wiadomili
ś
my
sobie; apercepcja - w wypadku tego spostrze
ż
enia - zjawiła si
ę
dopiero po pewnej,
cho
ć
by najkrótszej przerwie. Aby jeszcze lepiej oceni
ć
te małe spostrze
ż
enia, których nie
umieliby
ś
my w masie rozró
ż
ni
ć
, zwykłem posługiwa
ć
si
ę
przykładem szumu lub hałasu
morza, który nas uderza, gdy znajdziemy si
ę
na wybrze
ż
u. Aby tak słysze
ć
ten hałas,
trzeba słysze
ć
najpierw elementy, z których składa si
ę
ta cało
ść
, tzn. szmer ka
ż
dej fali,
mimo
ż
e ka
ż
dy z tych małych szmerów jest poznawalny wył
ą
cznie w zmieszanym
zespole wszystkich innych razem i nie dostrzegliby
ś
my go, gdyby fala, która go wywołuje,
była tylko jedna. Ale ruch tej fali musi jednak w pewien sposób oddziaływa
ć
i musi si
ę
mie
ć
jakie
ś
spostrze
ż
enie ka
ż
dego z tych szmerów, cho
ć
by najmniejszych. Inaczej nie
spostrzegałoby si
ę
szumu stu tysi
ę
cy fal, gdy
ż
nic razy sto tysi
ę
cy nie potrafi by
ć
czym
ś
.
Zreszt
ą
, nigdy nie
ś
pimy tak gł
ę
boko, aby nie doznawa
ć
jakich
ś
słabych bodaj i
niewyra
ź
nych wra
ż
e
ń
. l nie obudziłby nigdy nikogo najwi
ę
kszy na
ś
wiecie hałas, gdyby
nie był jako
ś
spostrze
ż
ony jego nieznaczny pocz
ą
tek, tak jak najwi
ę
kszym wysiłkiem nie
mo
ż
na by nigdy rozerwa
ć
sznura, gdyby nie był napr
ęż
ony i rozci
ą
gni
ę
ty troch
ę
przez
mniejsze wysiłki, mimo
ż
e to małe napi
ę
cie, które one powoduj
ą
, nie daje si
ę
zauwa
ż
y
ć
.
Te małe spostrze
ż
enia s
ą
wi
ę
c o wiele bardziej skuteczne, ani
ż
eli si
ę
przypuszcza. To
one wła
ś
nie kształtuj
ą
to co
ś
nieokre
ś
lonego, owe gusta, owe obrazy jako
ś
ci
zmysłowych, jasne w zespole, ale niewyra
ź
ne w cz
ęś
ciach; owe wra
ż
enia, które
otaczaj
ą
ce nas ciała wywieraj
ą
na nas, a które zawieraj
ą
niesko
ń
czono
ść
; ów zwi
ą
zek,
który zespala ka
ż
dy byt z reszt
ą
wszech
ś
wiata. Nawet mo
ż
na powiedzie
ć
,
ż
e w
Strona 4 z 12
Bez tytułu 1
2009-10-20
nast
ę
pstwie tych drobnych spostrze
ż
e
ń
tera
ź
niejszo
ść
pełna jest przyszło
ś
ci i obci
ąż
ana
przeszło
ś
ci
ą
,
ż
e wszystko współdziała (
σύµπνοια
πάντα
- jak mówił Hipokrates) i
ż
e w
najmniejszej substancji oczy tak przenikliwe, jak oczy Boga, mogłyby wyczyta
ć
cały ci
ą
g
rzeczy wszech
ś
wiata.
Quae sint, quae fuerint, quae mox futura trahantur.
[Te, które s
ą
, które były i które przyszło
ść
przyniesie. Georg. IV,399]
Nadto te nieu
ś
wiadomione spostrze
ż
enia wyznaczaj
ą
i utrzymuj
ą
to
ż
samo
ść
indywiduum, dla którego charakterystyczne s
ą
zachowane przez nie
ś
lady poprzednich
stanów tego indywiduum, zespolone z jego stanem obecnym. A mog
ą
by
ć
poznawane
przez umysł wy
ż
szy, nawet gdyby ich dane indywiduum nie odczuwało, tzn. gdyby nie
istniało ju
ż
w nim umy
ś
lne przypomnienie. One nawet dostarczaj
ą
sposobu odszukania w
potrzebie przypomnienia przez okresowe przeobra
ż
enia, które mog
ą
kiedy
ś
nast
ą
pi
ć
. I
dlatego
ś
mier
ć
mo
ż
e by
ć
tylko snem, a nawet nie mo
ż
e pozosta
ć
snem, skoro
spostrze
ż
enia jedynie przestaj
ą
dostatecznie si
ę
odró
ż
nia
ć
i sprowadzaj
ą
si
ę
u istot
ż
ywych do stanu zam
ę
tu, który zawiesza wprawdzie apercepcje, ale nie mo
ż
e trwa
ć
wiecznie.
Przy pomocy nieu
ś
wiadomionych spostrze
ż
e
ń
wyja
ś
niam równie
ż
t
ę
wspaniał
ą
, z góry
ustanowion
ą
harmoni
ę
duszy i ciała, a nawet wszystkich monad, czyli substancji
prostych, która zast
ę
puje nie daj
ą
ce si
ę
utrzyma
ć
wzajemne oddziaływanie jednych z
nich na drugie i która, zdaniem autora najpi
ę
kniejszego Słownika, rozsławia wielko
ść
boskich doskonało
ś
ci ponad wszelkie dotychczasowe ich poj
ę
cie. Nadto musz
ę
jeszcze i
to doda
ć
,
ż
e wła
ś
nie te małe spostrze
ż
enia determinuj
ą
nas w wielu sytuacjach, cho
ć
si
ę
o tym nie my
ś
li, i
ż
e to one wprowadzaj
ą
w bł
ą
d prostaczków pozorami oboj
ę
tno
ś
ci
równowagi, jakby nam było oboj
ę
tne, czy np. skr
ę
cimy na prawo, czy na lewo. Nie musz
ę
te
ż
na tym miejscu - jak to zrobiłem w samej ksi
ąż
ce - zaznacza
ć
,
ż
e to one wywołuj
ą
ów
niepokój, który ró
ż
ni si
ę
od bólu tylko tak, jak to, co małe, ró
ż
ni si
ę
od tego, co du
ż
e, i
który mimo to cz
ę
sto decyduje o naszym pragnieniu a nawet o naszej przyjemno
ś
ci,
dodaj
ą
c im jakby jakiej
ś
ostrej przyprawy. Owe to wła
ś
nie nieu
ś
wiadomione cz
ęś
ci
naszych spostrze
ż
e
ń
zmysłowych sprawiaj
ą
,
ż
e zachodzi zwi
ą
zek mi
ę
dzy tymi
spostrze
ż
eniami barw, gor
ą
ca i innych jako
ś
ci zmysłowych a odpowiadaj
ą
cymi im
ruchami w ciałach. Tymczasem kartezjanie a z nimi i nasz autor - mimo
ż
e jest tak
wnikliwy - pojmuj
ą
spostrze
ż
enia tych jako
ś
ci jako co
ś
dowolnego, tzn. jak gdyby Bóg
dawał je duszy podług swego upodobania, nie licz
ą
c si
ę
z
ż
adnym istotnym stosunkiem
mi
ę
dzy spostrze
ż
eniami a ich przedmiotami. Pogl
ą
d taki zdumiewa mnie i wydaje mi si
ę
mało godny m
ą
dro
ś
ci Stwórcy, który niczego nie czyni bez harmonii i bez racji.
Słowem, nieu
ś
wiadomione spostrze
ż
enia maj
ą
równie wielkie zastosowanie w nauce o
duchu [pneumatique] jak cz
ą
steczki w fizyce i jest równie nierozs
ą
dne odrzuca
ć
jedne,
jak drugie, pod pretekstem,
ż
e znajduj
ą
si
ę
poza zasi
ę
giem naszych zmysłów. Nic si
ę
nie
dzieje od razu, i to jest jedno z moich wielkich i najlepiej sprawdzonych prawideł,
ż
e
natura nigdy nie robi skoków. Nazywałem to prawem ci
ą
gło
ś
ci, kiedy mówiłem o tym
kiedy
ś
(w Nouvelles de la Republique des Lettres); a zastosowanie tego prawa jest
bardzo doniosłe w fizyce. Z niego wynika,
ż
e zawsze przechodzi si
ę
od tego, co małe, do
tego, co du
ż
e, i na odwrót, przez to, co po
ś
rednie, zarówno w stopniach, jak cz
ęś
ciach; i
ż
e nigdy ruch jaki
ś
nie powstaje bezpo
ś
rednio ze spoczynku ani we
ń
nie przechodzi
inaczej, jak za po
ś
rednictwem słabszego ruchu, tak jak nigdy nie mo
ż
na przebiec do
ko
ń
ca
ż
adnej linii albo długo
ś
ci, zanim nie przebiegnie si
ę
linii mniejszej, chocia
ż
dotychczas ci, którzy formułowali prawa ruchu, nie zauwa
ż
yli tego prawa wierz
ą
c,
ż
e w
jednej chwili jakie
ś
ciało mo
ż
e by
ć
wprawione w ruch przeciwny poprzedniemu. Wszystko
to ka
ż
e s
ą
dzi
ć
,
ż
e spostrze
ż
enia dostrzegalne wyłaniaj
ą
si
ę
stopniowo z tych, które s
ą
zbyt małe, aby móc je zauwa
ż
y
ć
. S
ą
dzi
ć
inaczej, to znaczy słabo rozumie
ć
niezmiern
ą
subtelno
ść
rzeczy ogarniaj
ą
c
ą
zawsze i wsz
ę
dzie aktualn
ą
niesko
ń
czono
ść
.
Strona 5 z 12
Bez tytułu 1
2009-10-20
Zauwa
ż
yłem równie
ż
,
ż
e dzi
ę
ki niewyczuwalnym przemianom nie ma dwóch
przedmiotów indywidualnych doskonale jednakowych i
ż
e musz
ą
one ró
ż
ni
ć
si
ę
czym
ś
wi
ę
cej, ani
ż
eli numero, co obala koncepcj
ę
niezapisanych tabliczek duszy, dusz
ę
bez
my
ś
li, substancj
ę
bez działania, pró
ż
ni
ę
w przestrzeni, atomy a nawet cz
ą
steczki nie
podzielone aktualnie w materii, jednorodno
ść
całkowit
ą
w jakiej
ś
cz
ęś
ci czasu, miejsca
albo materii, doskonałe kule drugiego elementu powstałe z doskonałych sze
ś
cianów
pierwotnych i tysi
ą
c innych fikcji filozofów. Bior
ą
si
ę
te fikcje z ich niedokładnych poj
ęć
,
których nie znosi natura rzeczy; dopuszczamy je wskutek naszej nieznajomo
ś
ci i zbyt
małej uwagi w zakresie tego, co nieu
ś
wiadomione, ale nie powinni
ś
my ich tolerowa
ć
,
chyba
ż
e si
ę
je ograniczy do abstrakcji naszego umysłu protestuj
ą
cego, jakoby
zaprzeczał istnieniu tego, co usuwa na bok i o czym s
ą
dzi,
ż
e nie musi by
ć
brane pod
uwag
ę
w jakim
ś
aktualnym rozwa
ż
aniu. Inaczej, gdyby si
ę
na serio przyjmowało,
ż
e
rzeczy, których si
ę
nie dostrzega, nie istniej
ą
czy to w duszy, czy w ciele, chybiałoby si
ę
zarówno w filozofii, jak w polityce, lekcewa
żą
c
τό
µικρόν
[to, co małe], niedostrzegalne
post
ę
py; natomiast abstrakcja nie jest bł
ę
dem, byle si
ę
tylko wiedziało,
ż
e to, co si
ę
ukryło, jest w niej. Tak posługuj
ą
si
ę
ni
ą
matematycy, gdy mówi
ą
o idealnych liniach,
które nam przedstawiaj
ą
, o ruchach jednostajnych i innych zjawiskach regularnych,
chocia
ż
materia (tj. mieszanina zjawisk otaczaj
ą
cej nas niesko
ń
czono
ś
ci) zawsze
dopuszcza jaki
ś
wyj
ą
tek. Tak si
ę
post
ę
puje, aby porozró
ż
nia
ć
rozwa
ż
ania, aby
sprowadzi
ć
wyniki do racji, o ile to tylko jest dla nas mo
ż
liwe, i aby przewidzie
ć
niektóre
nast
ę
pstwa; bowiem im bardziej uwa
ż
amy, aby niczego nie zaniedba
ć
z rozwa
ż
a
ń
, które
mo
ż
emy uporz
ą
dkowa
ć
, tym bardziej praktyka odpowiada teorii. Ale wyra
ź
nie poj
ąć
cał
ą
niesko
ń
czono
ść
, wszystkie racje i wszystkie nast
ę
pstwa, to wył
ą
czny przywilej
najwy
ż
szego rozumu, któremu si
ę
nic nie wymyka. Jedyne, na co nas sta
ć
w odniesieniu
do rzeczy niesko
ń
czonych, to poznawa
ć
je niewyra
ź
nie, a wyra
ź
nie wiedzie
ć
przynajmniej,
ż
e one s
ą
; w przeciwnym razie mamy fałszywe wyobra
ż
enie o pi
ę
knie i
wielko
ś
ci wszech
ś
wiata. Nie mogliby
ś
my te
ż
mie
ć
dobrej fizyki, która wyja
ś
nia natur
ę
rzeczy w ogóle, a tym mniej dobrej nauki o duchu, która zawiera poznanie Boga, dusz i
substancji prostych w ogóle.
To poznanie nieu
ś
wiadomionych spostrze
ż
e
ń
słu
ż
y tak
ż
e do wyja
ś
nienia, dlaczego i w
jaki sposób dwie dusze ludzkie lub dwie rzeczy tego samego gatunku nie wychodz
ą
nigdy doskonale jednakowe z r
ą
k Stwórcy i ka
ż
da posiada zawsze pierwotne swoje
odniesienie do punktów widzenia, które im b
ę
d
ą
przysługiwały we wszech
ś
wiecie. Ale to
wynika ju
ż
z tego, co zauwa
ż
yłem w odniesieniu do dwóch indywiduów; mianowicie,
ż
e
ró
ż
nica mi
ę
dzy nimi jest zawsze wi
ę
cej ni
ż
numeryczna. Jest jeszcze inny punkt
wnioskowania, w którym jestem zmuszony oddala
ć
si
ę
nie tylko od pogl
ą
dów naszego
autora, ale od wi
ę
kszo
ś
ci autorów nowoczesnych; bowiem wierz
ę
, zgodnie z wi
ę
kszo
ś
ci
ą
staro
ż
ytnych,
ż
e wszystkie duchy, wszystkie dusze, wszystkie proste substancje
stworzone s
ą
zawsze w jakim
ś
ciele i
ż
e nie ma
ż
adnych dusz, które by były od niego
całkowicie oddzielone. Znam aprioryczne racje tego twierdzenia. Ale i to oka
ż
e si
ę
korzystne w tym dogmacie,
ż
e rozwi
ą
zuje on wszelkie trudno
ś
ci filozoficzne dotycz
ą
ce
stanu dusz, ich wieczystego zachowania, ich nie
ś
miertelno
ś
ci i ich działania, skoro
ró
ż
nica jednego ich stanu od drugiego nie jest albo nie była nigdy czym innym jak
przej
ś
ciem od tego, co bardziej - do tego, co mniej
ś
wiadome, od tego, co doskonalsze -
do tego, co mniej doskonałe, albo na odwrót, co pozwala wyja
ś
nia
ć
ich stan przeszły lub
przyszły na równi z tera
ź
niejszym. Najmniejsza refleksja u
ś
wiadamia nam,
ż
e to jest
rozumne i
ż
e przeskok z jednego stanu do drugiego, niesko
ń
czenie ró
ż
nego, nie byłby
naturalny. Dziwi mnie,
ż
e szkoły, bez racji opuszczaj
ą
c natur
ę
, rozmy
ś
lnie chciały si
ę
zagł
ę
bia
ć
w bardzo wielkie trudno
ś
ci i dostarcza
ć
wolnomy
ś
licielom materiału do
pozornych triumfów, podczas gdy wszystkie ich argumenty upadaj
ą
od razu dzi
ę
ki temu
wła
ś
nie wyja
ś
nieniu rzeczy, przy którym nie ma wi
ę
kszej trudno
ś
ci w pojmowaniu trwania
dusz (albo raczej, podług mnie, istoty
ż
ywej), ani
ż
eli w pojmowaniu przeobra
ż
enia si
ę
poczwarki w motyla i zachowania my
ś
li w
ś
nie, do którego z tak bosk
ą
trafno
ś
ci
ą
Strona 6 z 12
Bez tytułu 1
2009-10-20
Chrystus przyrównał
ś
mier
ć
. Tote
ż
powiedziałem ju
ż
,
ż
e
ż
aden sen nie mógłby trwa
ć
wiecznie. A trwa
ć
b
ę
dzie krócej albo prawie go nie b
ę
dzie dla dusz rozumnych, na wieki
przeznaczonych do zachowania osobowo
ś
ci i pami
ę
ci danych im w Pa
ń
stwie Bo
ż
ym po
to, aby były bardziej podatne na nagrody i kary. Dodam jeszcze,
ż
e w ogóle
ż
adne
uszkodzenie narz
ą
dów widzialnych nie jest zdolne doprowadzi
ć
do całkowitego zam
ę
tu
w istocie
ż
ywej; nie mo
ż
e te
ż
zniszczy
ć
wszystkich narz
ą
dów ani pozbawi
ć
duszy całego
jej ciała organicznego i niezmazalnych resztek wszystkich poprzednich
ś
ladów. Ale
łatwo
ść
, z jak
ą
porzucono star
ą
nauk
ę
o ciałach subtelnych, przysługuj
ą
cych aniołom
(które pomieszano z cielesno
ś
ci
ą
samych aniołów) oraz wprowadzenie rzekomych
inteligencji oddzielonych w stworzeniach (do czego przyczyniły si
ę
wielce te, które
poruszaj
ą
niebiosami podług Arystotelesa), a wreszcie
ź
le zrozumiany pogl
ą
d,
ż
e nie
mo
ż
na zachowa
ć
dusz zwierz
ą
t bez popadania w metempsychoz
ę
, sprawiły, moim
zdaniem,
ż
e pomini
ę
to naturaln
ą
interpretacj
ę
zachowania duszy. To było przyczyn
ą
licznych szkód, które poniosła religia naturalna, i kazało niektórym wierzy
ć
,
ż
e
nie
ś
miertelno
ść
nasza jest wył
ą
cznie łask
ą
cudown
ą
Boga, o której na dobitek sławny
nasz autor wyra
ż
a si
ę
z pewnym pow
ą
tpiewaniem, o czym niebawem b
ę
dzie mowa. Ale
nale
ż
ałoby sobie
ż
yczy
ć
, aby wszyscy, którzy podzielaj
ą
ten pogl
ą
d, mówili o nim tak
rozumnie i z tak
ą
dobr
ą
wiar
ą
jak on, gdy
ż
mo
ż
na
ż
ywi
ć
obaw
ę
,
ż
e niektórzy mówi
ą
c o
nie
ś
miertelno
ś
ci z łaski, chc
ą
tylko przez to zachowa
ć
pozory, a w gruncie rzeczy zbli
ż
aj
ą
si
ę
do tych awerroistów i niektórych niewydarzonych kwietystów, którzy wyobra
ż
aj
ą
sobie,
ż
e dusza zlewa si
ę
z oceanem bosko
ś
ci i w nim si
ę
roztapia - pogl
ą
d, którego
niemo
ż
liwo
ść
wykazuje chyba tylko mój system.
Wydaje si
ę
tak
ż
e,
ż
e si
ę
ró
ż
nimy jeszcze w pogl
ą
dach na materi
ę
, skoro nasz autor
uwa
ż
a pró
ż
ni
ę
za konieczny warunek ruchu, poniewa
ż
przyjmuje,
ż
e cz
ą
stki materii s
ą
sztywne. Przyznaj
ę
,
ż
e gdyby materia składała si
ę
z takich cz
ęś
ci, ruch bez pró
ż
ni nie
byłby mo
ż
liwy, tak jak w zapełnionym pewn
ą
ilo
ś
ci
ą
kamyczków pokoju, w którym nie
byłoby
ż
adnego pustego miejsca. Ale trudno zgodzi
ć
si
ę
na to przypuszczenie, za którym
nie wydaje si
ę
te
ż
przemawia
ć
ż
adna racja, chocia
ż
bystry ten autor posuwa si
ę
a
ż
do
przekonania,
ż
e sztywno
ść
albo spoisto
ść
cz
ą
stek tworzy istot
ę
ciała. Nale
ż
y raczej
poj
ąć
przestrze
ń
jako wypełnion
ą
jak
ąś
materi
ą
pierwotnie płynn
ą
, podległ
ą
wszelkim
podziałom i skazan
ą
nawet aktualnie na podziały i poddziały, id
ą
ce w niesko
ń
czono
ść
. Z
t
ą
jednak ró
ż
nic
ą
,
ż
e jest podzielna i podzielona nierówno w ró
ż
nych miejscach, z
powodu ruchów mniej lub bardziej ju
ż
tam współdziałaj
ą
cych. To sprawia,
ż
e posiada
ona wsz
ę
dzie pewien stopie
ń
sztywno
ś
ci a zarazem płynno
ś
ci i
ż
e nie istnieje
ż
adne
ciało doskonale twarde lub płynne, tzn.
ż
e si
ę
w niej nie znajduje nigdy atom o
nieprzezwyci
ęż
alnej twardo
ś
ci ani
ż
adna masa całkowicie niedost
ę
pna podziałowi. Tak
ż
e
porz
ą
dek natury, a w szczególno
ś
ci zasada ci
ą
gło
ś
ci, obala całkowicie i jedno, i drugie.
Wykazałem równie
ż
,
ż
e spoisto
ść
, która by sama nie była skutkiem impulsu albo ruchu,
powodowałaby dosłownie przyci
ą
ganie. Bo gdyby istniało ciało z natury sztywne, np.
atom Epikura, maj
ą
cy jedn
ą
cz
ęść
wysuni
ę
t
ą
w kształcie haczyka (skoro mo
ż
na sobie
wyobra
ż
a
ć
atomy w kształtach wszelkiego rodzaju), wówczas ten haczyk, pchni
ę
ty,
poci
ą
gałby za sob
ą
reszt
ę
tego atomu, to znaczy cz
ęść
nie popychan
ą
i nie wchodz
ą
c
ą
w pole impulsu. Jednak
ż
e nasz bystry autor sam jest przeciwnikiem owych przyci
ą
ga
ń
filozoficznych, takich, jakie przypisywano kiedy
ś
obawie przed pró
ż
ni
ą
; i sprowadza je do
impulsów, utrzymuj
ą
c zgodnie z nowoczesnymi uczonymi,
ż
e
ż
adna cz
ą
stka materii nie
działa bezpo
ś
rednio na drug
ą
inaczej, jak popychaj
ą
c j
ą
z bliska, w czym - jak s
ą
dz
ę
-
maj
ą
oni słuszno
ść
, gdy
ż
inaczej cała ta operacja staje si
ę
całkowicie niezrozumiała.
Nie wolno mi jednak ukrywa
ć
,
ż
e zauwa
ż
yłem w tej sprawie co
ś
w rodzaju retraktacji ze
strony naszego znakomitego autora i nie mog
ę
si
ę
powstrzyma
ć
od pochwały jego w
pełni skromnej szczero
ś
ci, tak jak w innych okoliczno
ś
ciach podziwiałem jego wnikliwy
geniusz. To wła
ś
nie w odpowiedzi na drugi list nie
ż
yj
ą
cego ju
ż
biskupa z Worcester,
ogłoszonej drukiem w roku 1699, str. 408, chc
ą
c usprawiedliwi
ć
pogl
ą
d, który
Strona 7 z 12
Bez tytułu 1
2009-10-20
podtrzymywał przeciw temu uczonemu prałatowi, mianowicie,
ż
e materia mogłaby
my
ś
le
ć
, mówi on m. in.: "Przyznaj
ę
,
ż
e powiedziałem (w ks. II Rozwa
ż
a
ń
dotycz
ą
cych
rozumu ludzkiego, rozdz. 8, § 11) - i
ż
ciało działa za pomoc
ą
impulsu, a nie w inny jaki
ś
sposób. Takie te
ż
było moje przekonanie, gdy to pisałem, a i teraz nie umiałbym poj
ąć
innego sposobu działania. Ale pó
ź
niej przekonała mnie niezrównana ksi
ąż
ka wytrawnego
Newtona,
ż
e zbyt wiele zarozumiało
ś
ci kryje si
ę
w ch
ę
ci ograniczania mocy bo
ż
ej za
pomoc
ą
naszych ciasnych poj
ęć
. Ci
ąż
enie materii ku materii po drogach dla mnie
niepoj
ę
tych nie tylko dowodzi,
ż
e Bóg mo
ż
e dowolnie wkłada
ć
w ciała mo
ż
no
ś
ci i
sposoby działania, które przewy
ż
szaj
ą
to, co mo
ż
e wynika
ć
z naszej idei ciała, albo
znale
źć
wyja
ś
nienie w tym, co wiemy o materii; ale jest to nadto niezaprzeczalny
argument przemawiaj
ą
cy za tym,
ż
e to faktycznie uczynił. Dlatego postaram si
ę
w
nast
ę
pnym wydaniu mojej ksi
ąż
ki sprostowa
ć
ten ust
ę
p." Widz
ę
,
ż
e w przekładzie
francuskim tej ksi
ąż
ki, dokonanym zapewne na podstawie ostatnich wyda
ń
,
zamieszczono w § 11, co nast
ę
puje: "Jest rzecz
ą
widoczn
ą
, przynajmniej o tyle, o ile
mo
ż
emy to zrozumie
ć
,
ż
e ciała oddziałuj
ą
jedne na drugie przez impuls, a nie w inny
sposób, gdy
ż
niemo
ż
liwo
ś
ci
ą
jest dla nas poj
ąć
, aby ciało mogło oddziaływa
ć
na co
ś
,
czego nie dotyka, co wychodzi na jedno z przedstawieniem sobie,
ż
e mo
ż
e ono działa
ć
tam, gdzie go nie ma".
Mógłbym tylko pochwali
ć
t
ę
skromn
ą
bogobojno
ść
naszego sławnego autora, który
uznaje,
ż
e Bóg mo
ż
e uczyni
ć
co
ś
, co przekracza nasz
ą
mo
ż
no
ść
rozumienia, i
ż
e w ten
sposób mog
ą
istnie
ć
niepoj
ę
te tajemnice w artykułach wiary; ale nie chciałbym, aby
trzeba było ucieka
ć
si
ę
do cudów w zwyczajnym biegu przyrody i przyjmowa
ć
mo
ż
no
ś
ci i
działania całkiem niewytłumaczalne. Inaczej na rachunek tego, co Bóg mo
ż
e uczyni
ć
,
pozostawiałoby si
ę
zbyt wiele swobody marnym filozofom. Je
ś
li za
ś
b
ę
dzie si
ę
przyjmowa
ć
owe siły do
ś
rodkowe i bezpo
ś
rednie przyci
ą
ganie z odległo
ś
ci, nie mog
ą
c
uczyni
ć
ich zrozumiałymi, wówczas nie widz
ę
, co powstrzymałoby naszych scholastyków
od mówienia,
ż
e wszystko dzieje si
ę
po prostu dzi
ę
ki zdolno
ś
ciom, i od przyjmowania ich
intencjonalnych form, które od przedmiotów kieruj
ą
si
ę
ku nam i znajduj
ą
sposób
przedostawania si
ę
a
ż
do naszej duszy. Jak dobrze pójdzie, to:
Omnia iam fient, fieri quae posse negabam.
[Wszystko si
ę
b
ę
dzie działo, czemu przeczyłem, i
ż
stawa
ć
si
ę
mo
ż
e. Ovid.,
Trist. VIII,7.]
Dlatego wydaje mi si
ę
,
ż
e nasz autor - mimo
ż
e tak wytrawny - przerzuca si
ę
tu zanadto z
jednej ostateczno
ś
ci w drug
ą
. Wynajduje trudno
ś
ci w odniesieniu do czynno
ś
ci duszy,
je
ś
li idzie tylko o przyj
ę
cie tego, co nie jest dostrzegalne, a tu przypisuje ciałom co
ś
, co
nawet nie jest zrozumiałe, mianowicie przyznaj
ą
c im mo
ż
no
ś
ci i działania, które - moim
zdaniem - przewy
ż
szaj
ą
wszystko, co mógłby zrobi
ć
i poj
ąć
umysł stworzony, skoro im
przyznaje przyci
ą
ganie nawet z dalekiej odległo
ś
ci, bez ograniczenia do
ż
adnej sfery
oddziaływania; a wszystko to, aby podtrzymywa
ć
pogl
ą
d, niemniej niewytłumaczalny,
mianowicie ten,
ż
e materia w porz
ą
dku przyrodzonym mo
ż
e my
ś
le
ć
.
Zagadnienie, które porusza w zwi
ą
zku z atakami słynnego prałata, jest to: Czy materia
mo
ż
e my
ś
le
ć
? A poniewa
ż
jest to wa
ż
ny punkt nawet dla niniejszej pracy, musz
ę
si
ę
nim
zaj
ąć
pokrótce i zaznajomi
ć
si
ę
z ich sporem. Przedstawi
ę
to, co istotne w tej sprawie, i
pozwol
ę
sobie powiedzie
ć
, co o tym s
ą
dz
ę
. Nie
ż
yj
ą
cy ju
ż
biskup z Worcester
podejrzewaj
ą
c (moim zdaniem bez wa
ż
nego powodu),
ż
e nauka naszego autora o
ideach mo
ż
e si
ę
sta
ć
okazj
ą
do pewnych nadu
ż
y
ć
szkodliwych dla wiary chrze
ś
cija
ń
skiej,
zabrał si
ę
do zbadania niektórych jej ust
ę
pów w Apologii nauki o Trójcy i oddawszy
sprawiedliwo
ść
temu
ś
wietnemu pisarzowi przez przyznanie,
ż
e uwa
ż
a on istnienie
umysłu za równie pewne jak istnienie ciała, chocia
ż
obydwie te substancje s
ą
jednakowo
mało znane, zapytuje (str. 241 i inn.), w jaki sposób refleksja upewni
ć
nas mo
ż
e o
istnieniu umysłu, je
ż
eli Bóg - zdaniem naszego autora (ks. IV, rozdz. 3) - mo
ż
e da
ć
Strona 8 z 12
Bez tytułu 1
2009-10-20
materii zdolno
ść
my
ś
lenia. Gdyby tak było, wówczas metoda idei, która ma słu
ż
y
ć
dyskusji na temat, co mo
ż
e przysługiwa
ć
duszy a co ciału, stałaby si
ę
bezu
ż
yteczna,
wbrew temu, co było powiedziane w ksi
ę
dze II Rozwa
ż
a
ń
dotycz
ą
cych rozumu (rozdz.
23, § 15, 27, 28), mianowicie,
ż
e czynno
ś
ci duszy dostarczaj
ą
nam idei umysłu i
ż
e
rozum wraz z wol
ą
czyni nam t
ę
ide
ę
tak zrozumiał
ą
, jak stało
ść
i impuls czyni
ą
nam
zrozumiał
ą
natur
ę
ciała. Oto, jak na to odpowiada nasz autor w pierwszym swoim li
ś
cie
(str. 65 i inn.): "S
ą
dz
ę
,
ż
e udowodniłem istnienie w nas substancji duchowej, skoro
do
ś
wiadczamy w sobie my
ś
lenia; otó
ż
ta czynno
ść
albo ta modyfikacja nie mog
ą
by
ć
przedmiotem idei czego
ś
istniej
ą
cego autonomicznie; a w konsekwencji modyfikacja ta
domaga si
ę
jakiego
ś
podło
ż
a albo podmiotu inherencji, a idea tego podło
ż
a tworzy to, co
nazywamy substancj
ą
... bo ogólna idea substancji jest wsz
ę
dzie ta sama; wynika st
ą
d,
ż
e gdy si
ę
do niej doł
ą
czy modyfikacja zwana my
ś
leniem albo mo
ż
no
ś
ci
ą
my
ś
lenia, to
powstaje umysł. I nie ma potrzeby rozpatrywa
ć
, jaka mu jeszcze przysługuje modyfikacja,
tzn. czy przysługuje mu stało
ść
, czy nie przysługuje. Z drugiej za
ś
strony substancja,
której modyfikacj
ą
jest to, co nazywa si
ę
stało
ś
ci
ą
, b
ę
dzie materi
ą
bez wzgl
ę
du na to czy
si
ę
my
ś
lenie do niej doł
ą
czy, czy nie doł
ą
czy. Ale je
ś
li przez duchow
ą
substancj
ę
rozumie Pan substancj
ę
niematerialn
ą
, przyznaj
ę
,
ż
e nie dowiodłem jej istnienia w nas i
ż
e nie mo
ż
na dowie
ść
jej dedukcyjnie wychodz
ą
c z moich zało
ż
e
ń
. Niemniej to, co
powiedziałem o układach materii (ks. IV, rozdz. 10, § 16) dowodz
ą
c,
ż
e Bóg jest
niematerialny, czyni w najwy
ż
szym stopniu prawdopodobnym,
ż
e substancja, która w nas
my
ś
li, jest niematerialna ... Jednak
ż
e pokazałem (dodaje autor na str. 68),
ż
e sama
nie
ś
miertelno
ść
duszy, bez zakładania jej niematerialno
ś
ci, daje gwarancj
ę
wielkim
celom religii i moralno
ś
ci".
Uczony biskup w odpowiedzi na ten list, chc
ą
c pokaza
ć
,
ż
e nasz autor był innego zdania,
gdy pisał drug
ą
ksi
ę
g
ę
swych Rozwa
ż
a
ń
, przytacza z niej na str. 51 ten ust
ę
p
(zaczerpni
ę
ty z tej ksi
ę
gi, rozdz. 23, § 15), gdzie jest powiedziane, "
ż
e za pomoc
ą
idei
prostych, wyprowadzonych z czynno
ś
ci naszego umysłu, mo
ż
emy utworzy
ć
ide
ę
zło
ż
on
ą
jakiego
ś
umysłu i
ż
e ł
ą
cz
ą
c idee my
ś
lenia, spostrzegania, wolno
ś
ci i mo
ż
no
ś
ci
poruszania naszym ciałem, otrzymujemy poj
ę
cie substancji niematerialnych nie mniej
jasne jak materialnych". Przytacza jeszcze inne ust
ę
py, aby pokaza
ć
,
ż
e autor
przeciwstawiał umysł ciału, i mówi (na str. 54),
ż
e lepsz
ą
gwarancj
ą
celu religii i
moralno
ś
ci jest dowód,
ż
e dusza z natury jest nie
ś
miertelna, tzn. niematerialna.
Przytacza jeszcze to miejsce (na str. 70),
ż
e wszystkie nasze idee poszczególnych i
wyró
ż
nionych gatunków substancji nie s
ą
niczym innym, jak ró
ż
nymi kombinacjami idei
prostych. I w ten sposób - zdaniem jego - autor s
ą
dził,
ż
e idee my
ś
lenia i chcenia
przedstawiaj
ą
inn
ą
substancj
ę
, ró
ż
n
ą
od tej, któr
ą
przedstawia idea stało
ś
ci i impulsu; i
ż
e (§ 17) wedle niego te wła
ś
nie idee konstytuuj
ą
ciało przeciwstawione umysłowi.
Biskup z Worcester mógł doda
ć
,
ż
e st
ą
d, i
ż
ogólna idea substancji wchodzi w skład
zarówno ciała, jak i umysłu, nie wynika, jakoby zachodz
ą
ce mi
ę
dzy nimi ró
ż
nice były
modyfikacjami tej samej rzeczy, jak to wła
ś
nie powiedział nasz autor w miejscu, które
przytoczyłem z jego pierwszego listu. Trzeba wyra
ź
nie odró
ż
nia
ć
modyfikacje i atrybuty.
Zdolno
ś
ci spostrzegania i działania, rozci
ą
gło
ść
, stało
ść
s
ą
atrybutami albo orzeczeniami
wiecznymi i zasadniczymi; natomiast my
ś
lenie, gwałtowno
ść
, kształty, ruchy s
ą
modyfikacjami tych atrybutów. Nadto rozró
ż
nia
ć
nale
ż
y mi
ę
dzy rodzajem fizycznym albo
raczej realnym, a rodzajem logicznym lub idealnym. Rzeczy, które s
ą
tego samego
rodzaju fizycznego albo które s
ą
jednorodne, s
ą
- je
ś
li mo
ż
na si
ę
tak wyrazi
ć
- z jednej
materii i mog
ą
cz
ę
sto przeobra
ż
a
ć
si
ę
jedna w drug
ą
przez zmian
ę
modyfikacji, jak koła i
kwadraty. Ale dwie rzeczy ró
ż
norodne mog
ą
mie
ć
wspólny rodzaj logiczny, a wówczas
zachodz
ą
ce mi
ę
dzy nimi ró
ż
nice nie s
ą
prostymi przypadkowymi modyfikacjami tego
samego podmiotu lub tej samej materii metafizycznej albo fizycznej. W ten sposób czas i
przestrze
ń
s
ą
rzeczami wybitnie ró
ż
norodnymi i byłoby bł
ę
dem wyobra
ż
a
ć
sobie jaki
ś
,
nie wiadomo jaki, wspólny realny podmiot, któremu przysługiwałaby tylko wielko
ść
ci
ą
gła
Strona 9 z 12
Bez tytułu 1
2009-10-20
w ogóle i którego modyfikacje byłyby podstaw
ą
czasu i przestrzeni. Jednakowo
ż
wspólnym ich rodzajem logicznym jest wielko
ść
ci
ą
gła. Mo
ż
e kto
ś
b
ę
dzie si
ę
ś
miał z tego
odró
ż
niania filozoficznego dwóch rodzajów: jednego logicznego tylko, drugiego realnego
ponadto, i z dwóch materii: jednej fizycznej, która jest materi
ą
ciał, drugiej metafizycznej
tylko albo ogólnej; to tak jak gdyby kto
ś
mówił,
ż
e dwie cz
ęś
ci przestrzeni maj
ą
t
ę
sam
ą
materi
ę
albo
ż
e dwie godziny s
ą
obie równie
ż
tej samej materii. Jednakowo
ż
te
odró
ż
nienia nie s
ą
tylko słowne, ale dotycz
ą
samych rzeczy i wydaj
ą
si
ę
by
ć
szczególnie
na miejscu tutaj, gdzie ich pomieszanie stało si
ę
ź
ródłem fałszywego wniosku. Te dwa
rodzaje podpadaj
ą
pod wspólne poj
ę
cie, a poj
ę
cie realnego rodzaju jest wspólne obu
materiom. W ten sposób ich rodowód tak si
ę
przedstawia:
Rodzaj
tylko logiczny, zmieniaj
ą
cy si
ę
stosownie do ró
ż
nic prostych
realny, którego ró
ż
nice s
ą
modyfikacjami,
czyli materi
ą
tylko metafizyczn
ą
tam, gdzie wyst
ę
puje
jednorodno
ść
fizyczn
ą
, gdzie wyst
ę
puje masa jednorodna,
stała
Nie widziałem drugiego listu autora do biskupa. W odpowiedzi na ten list prałat nie
porusza wcale zagadnienia my
ś
lenia materii. Ale replika naszego autora na t
ę
drug
ą
odpowied
ź
do niego powraca. "Bóg - (tak si
ę
mniej wi
ę
cej wyra
ż
a na str. 397) - doł
ą
cza
do istoty materii jako
ś
ci i doskonało
ś
ci, jakie Mu si
ę
podoba: prosty ruch w niektórych
cz
ęś
ciach, ale w ro
ś
linach wegetatywno
ść
, a w zwierz
ę
tach czucie. Ci, którzy dot
ą
d
zgadzaj
ą
si
ę
, protestuj
ą
gło
ś
nio, skoro tylko zrobi si
ę
krok dalszy i powie,
ż
e Bóg mo
ż
e
da
ć
materii my
ś
lenie, rozum, wol
ę
- jak gdyby to niszczyło istot
ę
materii. Ale w
dowodzeniu swoim powołuj
ą
si
ę
na to,
ż
e my
ś
lenie lub rozum nie s
ą
zawarte w istocie
materii; to nie jest
ż
adn
ą
przeszkod
ą
, skoro ruch i
ż
ycie tak samo w niej nie s
ą
zawarte.
Powołuj
ą
si
ę
i na to,
ż
e my
ś
lenie materii jest czym
ś
niepojmowalnym. Ale nasze poj
ę
cie
nie jest miar
ą
mocy bo
ż
ej. Po czym cytuje przykład przyci
ą
gania materii na str. 99, a
zwłaszcza na str. 408, gdzie mówi o przypisywanej Newtonowi grawitacji materii ku
materii w słowach, które przytoczyłem powy
ż
ej, wyznaj
ą
c,
ż
e nigdy nie mo
ż
na poj
ąć
, jak
si
ę
to dzieje. Faktycznie jest to nawrót do jako
ś
ci ukrytych albo, co wi
ę
cej,
niewytłumaczalnych. Dodaje (na str. 401),
ż
e niczym bardziej nie popiera si
ę
sceptyków,
jak przecz
ą
c temu, czego si
ę
nie pojmuje; a na str. 402,
ż
e niepoj
ę
te jest nawet to, jak
dusza my
ś
li. Skoro obie substancje: materialna i niematerialna, mog
ą
by
ć
poj
ę
te w nagiej
swojej istocie bez
ż
adnego działania, chce si
ę
(na str. 403), by od Boga zale
ż
ało
udzielenie, jednej i drugiej, mo
ż
no
ś
ci my
ś
lenia; i chce si
ę
wygrywa
ć
wyznanie
przeciwnika, który przyznał zwierz
ę
tom wra
ż
liwo
ść
, ale nie byłby im przyznawał jakiej
ś
niematerialnej substancji. Utrzymuje si
ę
,
ż
e wolno
ść
, samowiedza (str. 408) i mo
ż
no
ść
tworzenia abstrakcji (str. 409) mog
ą
by
ć
dane materii nie jako takiej, ale materii
wzbogaconej przez jak
ąś
bosk
ą
sił
ę
. Wreszcie przytacza (na str. 434) - uwag
ę
tak
powa
ż
nego i bystrego podró
ż
nika, jakim jest pan de la Loubère,
ż
e poganie na
wschodzie maj
ą
poj
ę
cie nie
ś
miertelno
ś
ci duszy, nie mog
ą
c zrozumie
ć
jej
niematerialno
ś
ci.
Na to wszystko zauwa
żę
, zanim przyst
ą
pi
ę
do wyłuszczenia swego pogl
ą
du,
ż
e jest
rzecz
ą
pewn
ą
, i
ż
materia jest równie mało zdolna do mechanicznego produkowania
wra
ż
liwo
ś
ci, jak - z czym nasz autor si
ę
zgadza - rozumu;
ż
e wprawdzie uznaj
ę
za
nieuprawnione zaprzeczanie temu, czego si
ę
nie rozumie, ale dodaj
ę
,
ż
e ma si
ę
prawo
(przynajmniej w porz
ą
dku naturalnym rzeczy) przeczy
ć
temu, co bezwzgl
ę
dnie jest
niezrozumiałe i niewytłumaczalne. Utrzymuj
ę
równie
ż
,
ż
e substancji (materialnych i
niematerialnych) w ich nagiej istocie nie mo
ż
na poj
ąć
jako pozbawionych działania,
ż
e
działanie nale
ż
y do istoty substancji w ogóle; i wreszcie,
ż
e pojmowanie wła
ś
ciwe
stworzeniom nie jest miar
ą
mocy bo
ż
ej, ale
ż
e ich zdolno
ść
lub siła pojmowania jest
miar
ą
mocy naturalnej, skoro wszystko, co jest zgodne z porz
ą
dkiem naturalnym, mo
ż
e
by
ć
poj
ę
te lub zrozumiane przez jak
ąś
istot
ę
stworzon
ą
.
Strona 10 z 12
Bez tytułu 1
2009-10-20
Ci, którzy zrozumiej
ą
mój system, os
ą
dz
ą
,
ż
e nie mógłbym si
ę
zgodzi
ć
we wszystkim z
jednym lub z drugim z tych dwóch znakomitych autorów, których polemika jest jednak
wielce pouczaj
ą
ca. Ale, abym mógł wyra
ź
nie wytłumaczy
ć
moj
ą
my
ś
l, trzeba wzi
ąć
pod
uwag
ę
przede wszystkim to,
ż
e modyfikacje, którym mo
ż
e podlega
ć
w sposób naturalny,
czyli bez cudu, ten sam podmiot, musz
ą
pochodzi
ć
z ogranicze
ń
lub zmian jakiego
ś
realnego rodzaju albo natury pierwotnej, stałej i bezwzgl
ę
dnej. Bo tak wła
ś
nie odró
ż
nia
si
ę
u filozofów modyfikacje absolutnego bytu od niego samego, wiedz
ą
c,
ż
e wielko
ść
,
kształt i ruch s
ą
oczywistymi ograniczeniami i zmianami natury cielesnej. Jest rzecz
ą
jasn
ą
, w jaki sposób rozci
ą
gło
ść
ograniczona daje kształty i
ż
e zmiana, która w niej
zachodzi, nie jest niczym innym tylko ruchem. I zawsze, ilekro
ć
napotyka si
ę
jak
ąś
jako
ść
w podmiocie, trzeba wierzy
ć
,
ż
e gdyby si
ę
rozumiało natur
ę
tego podmiotu i tej jako
ś
ci,
rozumiałoby si
ę
tak
ż
e, w jaki sposób jako
ść
ta mo
ż
e z niej wynika
ć
. Tak wi
ę
c w porz
ą
dku
natury (wyj
ą
wszy cuda) nie jest pozostawione woli Boga, by udzieliła substancjom
oboj
ę
tnie takich, czy innych jako
ś
ci. I nie da im nigdy innych jak tylko te, które s
ą
dla nich
naturalne, tzn. mog
ą
wynika
ć
z ich natury jako zrozumiałe modyfikacje. Tak wi
ę
c mo
ż
na
s
ą
dzi
ć
,
ż
e materii z natury nie przysługuje przyci
ą
ganie, wspomniane powy
ż
ej, i
ż
e sama
przez si
ę
nie b
ę
dzie si
ę
porusza
ć
po linii krzywej, poniewa
ż
nie mo
ż
na poj
ąć
, jak si
ę
to
dzieje, tzn. nie mo
ż
na tego wytłumaczy
ć
mechanistycznie; gdy tymczasem to, co jest
naturalne, winno móc sta
ć
si
ę
wyra
ź
nie pojmowalnym, gdyby si
ę
było dopuszczonym do
tajemnic bytu. To odró
ż
nienie tego, co naturalne i wytłumaczalne, i tego, co
niewytłumaczalne i cudowne, usuwa wszelkie trudno
ś
ci. Odrzucaj
ą
c je, utrzymywałoby
si
ę
rzecz gorsz
ą
, ani
ż
eli jako
ś
ci ukryte, i rezygnowałoby sn
ę
przez to z filozofii i z
rozumu, udzielaj
ą
c azylu nieuctwu i lenistwu przez t
ę
py system, który nie tylko przyjmuje,
ż
e istniej
ą
w nadmiernej liczbie jako
ś
ci, których nie rozumiemy, ale nadto, ze istniej
ą
takie, których nie mógłby poj
ąć
najt
ęż
szy umysł wyposa
ż
ony przez Boga w wszelkie
mo
ż
liwe
ś
rodki, tzn. jako
ś
ci, które albo byłyby cudowne, albo bez składu i ładu. I to nawet
byłoby bez składu i ładu,
ż
eby Bóg czynił cuda co dzie
ń
. Tak wi
ę
c ta pró
ż
niacza hipoteza
obaliłaby zarówno nasz
ą
filozofi
ę
poszukuj
ą
c
ą
racji, jak i Bo
żą
m
ą
dro
ść
, która ich
dostarcza.
A teraz w sprawie my
ś
lenia: jest rzecz
ą
pewn
ą
i autor niejeden raz to stwierdza,
ż
e nie
mo
ż
e by
ć
ono zrozumiał
ą
modyfikacj
ą
materii, tzn.,
ż
e istota czuj
ą
ca i my
ś
l
ą
ca nie jest
mechanizmem w rodzaju zegarka czy młyna w tym sensie,
ż
e mo
ż
na by poj
ąć
wielko
ś
ci,
kształty i ruchy, których mechaniczne powi
ą
zanie mogłoby wyprodukowa
ć
co
ś
my
ś
l
ą
cego, a nawet czuj
ą
cego w tworzywie, w którym nie było nic takiego, co by równie
ż
przestało istnie
ć
przez zepsucie tej maszyny. Nie jest wi
ę
c czucie i my
ś
lenie czym
ś
przyrodzonym materii i one nie mog
ą
si
ę
jej przydarzy
ć
inaczej, jak na dwa sposoby.
Jeden na tym b
ę
dzie polegał,
ż
e Bóg doł
ą
czy do niej substancj
ę
z natury my
ś
l
ą
c
ą
, drugi,
ż
e Bóg cudem napełni j
ą
my
ś
leniem. W tej mierze jestem całkowicie po stronie kartezjan
z t
ą
ró
ż
nic
ą
,
ż
e rozci
ą
gam ich pogl
ą
d tak
ż
e na zwierz
ę
ta i wierz
ę
,
ż
e one czuj
ą
i maj
ą
dusze niematerialne (mówi
ą
c
ś
ci
ś
le) i równie mało zniszczalne jak atomy u Demokryta
czy u Gassendiego, gdy tymczasem kartezjanie, skłopotani bez powodu, gdy idzie o
dusze zwierz
ą
t, i nie wiedz
ą
c, co z nami pocz
ąć
, je
ś
li one trwaj
ą
(poniewa
ż
nie odwa
ż
yli
si
ę
przyj
ąć
trwania zwierz
ę
cia w postaci zredukowanej), byli zmuszeni wbrew wszelkim
pozorom i wbrew powszechnemu w
ś
ród ludzi mniemaniu odmówi
ć
zwierz
ę
tom nawet
czucia. Ale gdyby kto
ś
utrzymywał,
ż
e Bóg mo
ż
e co najmniej doł
ą
czy
ć
zdolno
ść
my
ś
lenia
do przygotowanej maszyny, odpowiedziałbym,
ż
e gdyby si
ę
to działo i gdyby Bóg
doł
ą
czał t
ę
zdolno
ść
do materii, nie wlewaj
ą
c w ni
ą
równocze
ś
nie substancji, która by
była podmiotem inherencji tej wła
ś
nie zdolno
ś
ci (jak ja to pojmuj
ę
), tzn. nie dodaj
ą
c jej
duszy niematerialnej, wówczas trzeba by,
ż
eby materia została w jaki
ś
cudowny sposób
uduchowiona, by mogła otrzyma
ć
mo
ż
no
ść
, do której z natury nie jest zdolna. Niektórzy
scholastycy utrzymywali co
ś
zbli
ż
onego, mianowicie,
ż
e Bóg do tego stopnia
spirytualizuje ogie
ń
, i
ż
staje si
ę
on zdolny pali
ć
bezpo
ś
rednio dusze oddzielone od ciał,
co byłoby po prostu cudem. To wystarczy, aby nie móc utrzymywa
ć
,
ż
e materia my
ś
li,
Strona 11 z 12
Bez tytułu 1
2009-10-20
je
ś
li si
ę
jej nie przypisze niezniszczalnej duszy albo nie zało
ż
y cudu. A w ten sposób
niematerialno
ść
naszych dusz wynika z tego, co naturalne, poniewa
ż
utrzymuj
ą
c,
ż
e
dusze gin
ą
, trzeba si
ę
odwoła
ć
wył
ą
cznie do cudu, ju
ż
to uduchowiaj
ą
c materi
ę
, ju
ż
to
unicestwiaj
ą
c dusz
ę
. Wierny bowiem dobrze,
ż
e Bóg swoj
ą
moc
ą
mógłby uczyni
ć
dusze
nasze
ś
miertelnymi niezale
ż
nie od ich niematerialno
ś
ci (albo nie
ś
miertelno
ś
ci
przyrodzonej), jaka by im mogła przysługiwa
ć
, poniewa
ż
mo
ż
e je unicestwi
ć
.
Otó
ż
ta prawda o niematerialno
ś
ci duszy niew
ą
tpliwie nie jest bez konsekwencji. Jest
bowiem niesko
ń
czenie korzystniej dla religii i dla moralno
ś
ci, zwłaszcza w czasach, w
których
ż
yjemy, wykaza
ć
,
ż
e dusze s
ą
nie
ś
miertelne z natury i
ż
e to byłby cud, gdyby
takimi nie były, ani
ż
eli utrzymywa
ć
,
ż
e z natury dusze nasze powinny umrze
ć
i
ż
e tylko
dzi
ę
ki cudownej łasce, opartej wył
ą
cznie na obietnicy Boga, nie umieraj
ą
. Tote
ż
od
dawna uchodz
ą
za podejrzanych, i nie zawsze bez racji, ci, którzy chcieli zniszczy
ć
religi
ę
naturaln
ą
i wszystko sprowadzi
ć
do objawionej, jak gdyby rozum w tym zakresie
niczego nas nie uczył. Ale nasz autor do nich nie nale
ż
y. Zachowuje dowód istnienia
Boga i przypisuje niematerialno
ś
ci duszy prawdopodobie
ń
stwo najwy
ż
szego stopnia,
które w konsekwencji mo
ż
e uchodzi
ć
za moraln
ą
pewno
ść
. Dlatego s
ą
dz
ę
,
ż
e maj
ą
c
tyle
ż
szczero
ś
ci co przenikliwo
ś
ci, mógłby uzna
ć
teori
ę
, któr
ą
wła
ś
nie wyło
ż
yłem i która
jest podstaw
ą
dla wszelkiej rozs
ą
dnej filozofii. Inaczej nie wiem, jak mo
ż
na by si
ę
ustrzec
przed tym, by nie popa
ść
w filozofi
ę
b
ą
d
ź
to fanatyczn
ą
, jak filozofia moj
ż
eszowa de
Fludda, który zachowuje wszystkie zjawiska, przypisuj
ą
c je Bogu bezpo
ś
rednio i jako
wynik cudów, b
ą
d
ź
to barbarzy
ń
sk
ą
, jak nauka niektórych dawniejszych filozofów i
lekarzy, która przejawia jeszcze barbarzy
ń
stwo swej epoki i dzi
ś
jest w słusznej
pogardzie. Chc
ą
c ocali
ć
pozory, fabrykowano umy
ś
lnie ukryte jako
ś
ci albo zdolno
ś
ci,
które wyobra
ż
ano sobie w postaci małych demonów albo chochlików, mog
ą
cych bez
ceremonii robi
ć
wszystko, czego si
ę
za
żą
da, jak gdyby zegarki kieszonkowe wskazywały
godziny dzi
ę
ki pewnej zdolno
ś
ci chronometrycznej, obywaj
ą
c si
ę
bez kółek, albo jak
gdyby młyny m
ę
łły ziarno dzi
ę
ki zdolno
ś
ci mia
ż
d
żą
cej, obywaj
ą
c si
ę
bez czegokolwiek,
co by przypominało kamienie mły
ń
skie. Co si
ę
za
ś
tyczy trudno
ś
ci, któr
ą
maj
ą
pewne
ludy w pojmowaniu substancji niematerialnej, łatwo j
ą
usun
ąć
(co najmniej w znacznej
mierze), gdy si
ę
nie b
ę
dzie posługiwało substancjami oddzielonymi od materii - których -
jak faktycznie s
ą
dz
ę
- nie ma nigdy z natury w
ś
ród istot stworzonych.
Strona 12 z 12
Bez tytułu 1
2009-10-20