Stary nowy kolega
(Magdalena Ledwoń)
Cześć! Nazywam się Adaś Barański i mam sześć lat. Razem z mamą i tatą mieszkam
w Stalowej Woli przy ulicy Bolesława Prusa 7a/34. Chodzę do przedszkola. W tym
roku będę w najstarszej grupie. Całe wakacje spędziłem u babci Marylki na wsi,
więc miałem długą przerwę od przedszkola. Dlatego już nie mogłem się doczekać,
kiedy wrócę do mojej kochanej sali, spotkam moją wspaniałą panią Asię i po raz
kolejny zobaczę moich kolegów. Najbardziej jednak tęskniłem za Zbysiem. Zbysiu
to mój najlepszy przyjaciel. W zeszłym roku wszystko robiliśmy razem. Razem ba-
wiliśmy się samochodami, razem siedzieliśmy przy śniadaniu, nawet razem chodzi-
liśmy sikać (nie, żeby specjalnie, po prostu, kiedy jeden stwierdzał, że bardzo mu
się chce, drugiemu też się przypominało, że musi). Zbysiu jest świetny, ma ciemne
włosy obcięte na grzybka (to taka fryzura, której przednia część zakrywa czoło,
a tylna i boczne są tak samo długie, jak przód), brązowe oczy i zadarty nosek. Zbysiu
bardzo lubi cukierki i z tego powodu jest nieco okrągły i ma zabawne pucki, kiedy
się śmieje. Poza tym Zbysiu jest o głowę niższy ode mnie. Ale w niczym nam to nie
przeszkadza, bo jest wspaniałym kolegą!
Kiedy przyszedłem do przedszkola pierwszego dnia po wakacyjnej przerwie, Zby-
sia nie było. Przy stoliku siedziała pani Asia, Zosia i jakiś nowy chłopiec.
– Dzień dobry, Adasiu – przywitała się pani. – Ależ ty urosłeś!
– Dzień dobry, pani Asiu – powiedziałem i rzuciłem się mojej wychowawczyni na
szyję. – Pani też ładnie wygląda, taka opalona!
Pani Asia uśmiechnęła się, poprawiła okulary, których omal, oczywiście niechcą-
cy, jej nie strąciłem, i zaprosiła mnie do wspólnej zabawy przy stoliku. Chcąc nie
chcąc, usiadłem razem z panią, Zosią i tym nowym chłopcem, którego nie znałem.
Przywitałem się z nimi krótkim „cześć”. Trochę się wstydziłem odezwać pierwszy
i się przedstawić. Ale pocieszałem się w duchu, że mamy na poznanie się jeszcze
cały rok. Przyjrzałem mu się kątem oka. Wydawało mi się, że gdzieś go już widzia-
łem, ale nie mogłem sobie przypomnieć gdzie. Był mojego wzrostu, raczej szczupły.
Miał brązowe oczy i zadarty nosek. Jasne, obcięte na jeżyka włosy, kontrastowały
z opaloną buzią. Szybko jednak skierowałem spojrzenie na puzzle, które układali
Zosia, „nowy” i nasza pani, żeby nie pomyślał, że mu się przyglądam. Do śniadania
zebrali się wszyscy koledzy z naszej grupy. Nie było tylko Zbysia. Już zaczynałem
się martwić, że coś mu się stało, albo – co gorsze – że mama zapisała go do innego
przedszkola, kiedy pani Asia poprosiła, żebyśmy usiedli wszyscy w kółeczku na dy-
wanie. I, jak to miała w zwyczaju, zaczęła czytać listę obecności. Każde dziecko, któ-
rego imię i nazwisko zostało odczytane, odpowiadało „Jestem!”, a pani notowała
coś w dzienniku. Moje nazwisko wyczytane było jako pierwsze, bo nie było żadne-
go chłopca ani dziewczynki, których nazwisko zaczynałoby się na literę „a”. Słucha-
łem uważnie, czy pani wychowawczyni odczyta nazwisko Zbysia. Udało się! Pani
Asia wyczytała Zbigniewa Korzeniowskiego, czyli mojego przyjaciela, co znaczyło,
że jednak nie przeniósł się do innego przedszkola! Lecz ku mojemu ogromnemu
zdziwieniu „Jestem” odpowiedział nowy chłopiec! W jednej chwili wszystko stało
się jasne! To dlatego wydawało mi się, że go znam! To od początku był mój Zbysiu,
tylko zmienił się przez te dwa miesiące, podczas których się nie widzieliśmy. Urósł
i nieco wyszczuplał, a od słońca wyjaśniała mu czupryna i opaliła się skóra. Później
przyznał mi się, że przez te wakacje nauczył się jeździć na rowerze. Więc całe dnie
spędzał z bratem na wycieczkach rowerowych, zamiast opychać się słodkościami
przed telewizorem. Dlatego nie jest już okrągłą kuleczką z zabawnymi puckami.
Po sprawdzeniu obecności ustawialiśmy się w pary, żeby pójść do jadalni na dru-
gie śniadanie. Oczywiście, do pary zaprosiłem Zbysia. Kiedy będziemy mieć chwilę,
opowiem mu, co robiłem w wakacje, kiedy byłem u babci Marylki. Kto wie, może
opowiem mu też, o tym, jak go dzisiaj nie poznałem. Na pewno będzie się z tego
śmiał razem ze mną.