„Uwolnić Barabasza”, czyli media w służbie
putinizacji Polski
Słowa Andrzeja Wajdy, który telewizję TVN i Polsat nazwał zaprzyjaźnionymi z obecną władzą
mediami są często przytaczane przez blogerów i publicystów, jako koronny dowód na stronniczość
mediów.
Gdyby jednak chodziło tylko o stronniczość to byłoby pół biedy. Ja twierdzę, że media nie tylko
sprzyjają rządzącym, wspierają ich i zwalczają opozycję.
W Polsce tak zwane „wiodące” media są częścią władzy i stoją na straży oligarchicznego systemu,
jaki nam zafundowano po 1989 roku. Bez wolnych i pluralistycznych mediów trudno mówić o
demokracji nawet, kiedy istnieją demokratyczne instytucje i odbywają się wybory.
Kilka lat temu w Niemczech wrzawę wywołało zakupienie przez koncern brytyjski jednego z
wychodzących tam dzienników. Burzę tę zupełnie przemilczaną przez polskie przekaziory wywołali
niemieccy politycy i tamtejsze media.
Zamach na suwerenność, obcy będą kształtować niemiecką opinię publiczną, przestrzegano. Po
kilkunastu miesiącach gazeta wróciła w
niemieckie i zapanowały spokój i cisza.
Wszystko to działo się w poważnym państwie, w którym przytłaczająca większość mediów
znajduje się w rękach tamtejszych obywateli.
W Polsce rynek prasowy niemal w 90 procentach przejęli właśnie Niemcy, lecz jeśli jakiś polski
polityk posłuży się określeniem „niemiecka gazeta” spotyka się ze zmasowanym atakiem, co na
własnej skórze odczuł nie raz Jarosław Kaczyński.
Polski robotnik w tyskiej fabryce fiata nie ma żadnego wpływu na markę produkowanych tam
samochodów ich ilość, kolor lakieru czy poziom zatrudnienia z prostego powodu. Jest
pracownikiem najemnym zatrudnionym we włoskim zakładzie pracy i jest to „oczywista
oczywistość”, jak mawia klasyk.
Można bez narażenia się na ataki śmiało i publicznie mówić, że ktoś pracuje we włoskiej fabryce
fiata gdyż taka jest prawda. Dlaczego zatem jest inaczej w wypadku mediów i na siłę próbuje się
robić wrażenie jakby na przykład dyskutanci „Loży prasowej” w TVN24 to byli, wszyscy jak leci,
przedstawiciele polskich mediów?
Dlaczego nawet ciche napomknięcie i stwierdzenie oczywistego faktu wywołuje zmasowane ataki
na osoby mówiące prawdę? Pytanie jest czysto retoryczne. Chodzi o to, aby do masowej
świadomości Polaków ten fakt nie dotarł, a czytelnicy wędrując wzrokiem po polskich czcionkach
sądzili, że skoro piszą po polsku, więc musi to być polska gazeta.
Jeżeli teraz do tego dodamy największe komercyjne stacje telewizyjne, na które to koncesje
otrzymali, w jednym przypadku pupil Jerzego Urbana, Mariusz Waler, zasłużony spec od mediów i
propagandy z czasów RRL, a w drugim tajemniczy osobnik o kilku nazwiskach i paszportach,
zarejestrowany, jako TW „Zeg”, „Zegarek”, czyli Solorz, to mamy jak na dłoni „wolne” media,
które jako strażnicy demokracji będą uważnie patrzyć na ręce władzy, której są integralną częścią.
Czysta kpina.
Rządy oligarchiczne to rządy mniejszości w jej interesie i właśnie z takim systemem mamy do
czynienia w Polsce zaś media znajdują się we „właściwych” rękach z tego powodu, by odgrywać
przed ogłupioną publiką spektakl pod tytułem „demokracja”, jednocześnie niszcząc wszystkich
tych, którym ów system oligarchiczny się nie podoba.
Dawnymi czasy możnowładcy dla ochrony swych interesów zatrudniali i opłacali armie zaciężne,
czyli ludzi, którzy za odpowiednią opłatą zabijali wskazanego im „wroga”. Dzisiaj rolę tę pełnią
czambuły różnych wyzutych z przyzwoitości i pozbawionych moralnego kręgosłupa Lisów,
Miecugowów, Kuźniarów, Knapików, Morozowskich czy Lizutów niszczących na
oligarchów, zagrażającą rządzącym, prawdziwą opozycję.
Bardzo ciekawą opinię na antenie Polsatu przedstawił dr. Tomasz Żukowski w rozmowie z prof.
Ireneuszem Krzemińskim. Powołując się na dane pochodzące z Instytutu Batorego stwierdził, że
TVN w ciągu kilku miesięcy zniszczył SLD ośmieszając i na przemian atakując Napieralskiego.
Wychodzi na to, że prywatna stacja telewizyjna ma moc i chęć wpływania na kształt parlamentu,
niszczyć jedno ugrupowanie polityczne by uczynić przestrzeń dla powołanego i wylansowanego
zupełnie nowego politycznego bytu, a to z demokracją nie ma już nic wspólnego.
Powiem wyraźnie. Polskie „wiodące” media to patologiczne twory, które nie to, że zagrażają
demokracji. One ją cynicznie niszczą, wypaczają i deformują z pełną determinacją.
Obalenie oligarchicznej sitwy, która rządzi niepodzielnie Polską i prowadzi kraj do katastrofy, przy
takim „medialnym ładzie”, jaki nam zafundowano dwadzieścia lat temu, staje się zadaniem wręcz
niemożliwym. Niemożliwym w sposób demokratyczny, gdyż w polskim wydaniu demokracja to
tylko fasada, ozdobna elewacja maskująca cały ten śmierdzący syf, który można dostrzec jedynie
wchodząc przez bramę w głąb polskiego podwórza.
Niestety większość Polaków zachowuje się jak zwykli turyści, którym zupełnie wystarcza
pokazanie przez medialnych przewodników tej ozdobnej elewacji.
Obecny proces putinizacji Polski nigdy nie był by możliwy bez udziału establishmentowych
mediów, które działają jak środek znieczulający lub zasłona dymna maskująca rzeczywiste
wojsk.
Zamiast stanowić swoisty bezpiecznik, który alarmuje opinie publiczną, jeśli państwo jest
zagrożone, działają one jak bezpiecznik, w który wsadzono gruby drut tylko po to, aby było pięknie
i jasno do momentu aż spłonie cała instalacja i nagle zapanuje ciemność.
Jeżeli uda nam się kiedyś odzyskać Polskę to, aby móc ją zreformować i naprawić niezbędne będzie
zrobienie porządku z mediami tak, aby stały się naprawdę pluralistyczne i w przytłaczającej
większości polskie, a jednym z podstawowych ich zadań powinno być patrzenie władzy na ręce.
Odrodzić też powinno się dziennikarstwo śledcze, które zanikło po dojściu Tuska do władzy.
Dzisiaj za dziennikarzy śledczych uchodzą znane powszechnie cyngle, które tak naprawdę są tylko
skrzynkami pocztowymi służb specjalnych.
Polski rynek medialny ukształtowany po 1989 roku to nie jest jakiś tam drugoplanowy problem dla
polskiej demokracji.
Patologia w mediach przypomina działalność żydowskich arcykapłanów, którzy tak zmanipulowali
tłumy, aby te zakrzyknęły: „Uwolnić Barabasza”
Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie (42/2011)