Świat rodzaju męskiego
Oto wybuchowy fakt statystyczny: na naszej planecie brakuje 160 milionów kobiet. Skala zjawiska
sugeruje koszmarne ludobójstwo albo spisek rodem z powieści science fiction. Prawdziwym powodem
są selektywne aborcje.
Jak dotąd problem ten wydawał się odległym produktem ubocznym prymitywnej polityki jednego
dziecka albo patriarchalnej kultury krajów rozwijających się. Wydana niedawno książka "Unnatural
Selection" (Selekcja nienaturalna) analizuje przyczyny selektywnych aborcji oraz ich konsekwencje.
Amerykańska autorka Mara Hvistendahl dochodzi do wniosku, że społeczne i gospodarcze
konsekwencje świata pełnego mężczyzn są przerażające. Najwyższy czas, by Zachód nie tylko
poważnie się tym zaniepokoił, lecz również wziął na siebie odpowiedzialność za ten stan rzeczy.
W naturze na świat przychodzi 105 chłopców na 100 dziewczynek. Ta niewielka nierównowaga to
sposób, w jaki przyroda radzi sobie z faktem, że podejmujący ryzyko i walczący w wojnach mężczyźni
giną statystycznie częściej niż kobiety. W niektórych krajach rozwijających się, zwłaszcza w Chinach i
Indiach, proporcja ta uległa szokującemu w swoich rozmiarach odchyleniu. W Chinach rodzi się ponad
120 chłopców na 100 dziewczynek. W Indiach stosunek ten wynosi 108 do 100. Dane z innych szybko
rozwijających się społeczeństw (Azerbejdżan – 120, Armenia – 120, Gruzja – 118) zdają się
potwierdzać związek pomiędzy rozwojem gospodarki a tendencją do narodzin dzieci płci męskiej.
Rodzice wolą synów, ponieważ podnoszą ich status społeczny i gwarantują dziedzica. Panujący w
Indiach system posagowy sprawia, że posiadanie córki kosztuje więcej, w dodatku synowie mają
obowiązek opiekować się rodzicami na starość i to oni podpalają stos pogrzebowy – zwyczaj
niezwykle ważny w religii hinduistycznej.
Efekt jest taki, że w 2020 roku dziesiątki milionów Azjatów nie będą mogły się ożenić. Ten brak
miłości jest smutny sam w sobie, ale prawdziwy problem polega na tym, że kraje, gdzie brak
równowagi płci, mają tendencje do niestabilności i agresji. Opublikowany w 2009 roku raport
2 sie, 14:22
Źródło: The Sunday Times
Indie, jeden ze szpitali w New Delhi. Na zdjęciu plakat z hasłem: "Ocal dziewczynkę, sprawdzanie płci płodu
to grzech", fot. AFP
Strona 1 z 2
Aktualność - drukowanie - Wiadomości w Onet.pl
2011-08-06
http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/swiat/4810899,wiadomosc-drukuj.html
amerykańskiego komitetu naukowego stwierdza, że w ciągu ostatnich 20 lat w Chinach wskaźnik
przestępstw z użyciem przemocy podwoił się. Autorzy dokumentu bezpośrednio łączą ten fakt z
zachwianiem równowagi płci w kraju na rzecz mężczyzn. Ostatnią rzeczą, jakiej może życzyć sobie
Zachód, jest agresywna i niestabilna potęga gospodarcza.
Sytuacja ta rodzi problemy również dla kobiet. W Chinach i Indiach rosnące zapotrzebowanie na
przedstawicielki płci żeńskiej prowadzi do rozkwitu handlu ludźmi, prostytucji i małżeństw
aranżowanych na odległość. Pojawiają się też konsekwencje trudniejsze do przewidzenia. Rodziny z
klasy średniej w krajach takich jak Chiny, gdzie to rodzina pana młodego dostarcza posag, wzdrygają
się na samą myśl o sumach, jakich zażądają przyszłe żony – czasami sięgają one 10 tysięcy funtów.
Politykę jednego dziecka zniesiono niedawno w zamożnej chińskiej prowincji Guangdong i być może
wkrótce władze zrezygnują z niej w całym kraju. Ale Hvistendahl ostrzega, że polityka jednego
dziecka ma coraz mniejsze znaczenie dla problemu selektywnych aborcji. Wraz z rozwojem kraju jego
mieszkanki stają się coraz bardziej niezależne i – co może zaskakiwać – częściej a nie rzadziej
decydują się na przerwanie ciąży ze względu na płeć dziecka. Przedstawiciele klasy średniej mają
mniej dzieci, co przy uwarunkowanym kulturowo imperatywie posiadania syna sprawia, że
przejawiają silniejszą tendencję do wyboru chłopca.
– Gdy kobieta rodzi tylko jedno albo dwoje dzieci, prawdopodobieństwo że jedno z nich będzie
chłopcem jest mniejsze – tłumaczy Hvistendahl. – Kończy się era eugeniki narzucanej odgórnie przez
państwo. Dziś dochodzi do głosu powszechna, indywidualna eugenika konsumencka, żerująca na
pragnieniach jednostek – ostrzega autorka.
Wśród kobiet wybierających w Indiach płeć dziecka są prawniczki, lekarki, biznesmenki. Niestety
zjawisko to zaczyna rozszerzać się na niższe warstwy społeczne. – Coraz więcej kobiet rodzi w
szpitalach, coraz więcej ciężarnych poddawanych jest badaniom prenatalnym określającym przy
okazji płeć płodu. Kiedyś był to przywilej elity intelektualnej i finansowej. W Chinach dotyczy już klasy
średniej. W Indiach wstępne wyniki spisu powszechnego z 2011 roku wskazują, że i tam selekcja płci
zaczyna dotyczyć warstw, gdzie wcześniej było to zjawisko nieznane.
Książka Hvistendahl zawiera wiele nieprzyjemnych opisów. Usunięty płód na podłodze szpitala w
Indiach, obgryzany przez bezpańskiego kota. Pielęgniarka zapytana, dlaczego nie pozbyto się ciąży
we właściwy sposób, odpowiada: "Bo to była dziewczynka".
Jednak najbardziej nieprzyjemne jest stwierdzenie, że i Zachód nie ma czystych rąk, przyczyniwszy
się do wytworzenia takiego podejścia. W latach 60. grupa czołowych amerykańskich naukowców,
aktywistów i filantropów, w tym Fundacja Rockefellera i Międzynarodowa Federacja na Rzecz
Planowanego Rodzicielstwa zachęcała w krajach rozwijających się do aborcji i dostarczała technologii
dla określania płci płodu, takich jak USG – miała być to metoda kontrolowania gwałtownego wzrostu
populacji.
– Najbardziej zaszokował mnie fakt, że już wtedy dokładnie przewidziano, że ta technologia posłuży
do wybierania chłopców, a jednym z efektów ubocznych jej upowszechnienia będzie nierównowaga
płci, a mimo to wciąż ją promowano – oburza się Hvistendahl. – Chodziło o ograniczenie
"niepotrzebnych" narodzin przez zagwarantowanie męskiego potomka. (…)
W Dehli pewien lekarz opowiedział Hvistendahl, że dla niektórych pacjentek aborcja jest jak "wypicie
filiżanki kawy". "Mówią mi, że chcą przerwać ciążę, bo jeśli dziecko się urodzi będzie spod znaku
Bliźniąt, a one chcą Wagę...".
I chociaż aborcja ze względu na płeć jest nielegalna zarówno w Chinach jak i w Indiach, to prawo
egzekwowane jest rzadko. W opublikowanym niedawno raporcie zatytułowanym "Where Have All the
Young Girls Gone?" (Gdzie się podziały te wszystkie dziewczynki?) stwierdzono, że "o ile dostępność
badań USG odgrywa kluczową rolę w umożliwianiu aborcji dziewczynek, pełni też pozytywną rolę w
zapewnianiu opieki medycznej ciężarnym. Dlatego nie należy zakazywać badań".
Najwyraźniej rozwiązanie problemu nie będzie łatwe. Zdaniem Hvistendahl pierwszym krokiem
mogłoby być egzekwowanie już istniejącego prawa.
Copyright 1996-2011 Grupa Onet.pl SA
Strona 2 z 2
Aktualność - drukowanie - Wiadomości w Onet.pl
2011-08-06
http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/swiat/4810899,wiadomosc-drukuj.html