1
Lucy Monroe
Zakazany owoc
Cykl: „Romans z szejkiem" - 14
2
PROLOG
- Wasza Wysokość, proszę pozwolić, bym uprzedziła szejka o pańskiej wizycie. -
Grace, zazwyczaj bardzo opanowana i spokojna, wydawała się podenerwowana. Pa-
trzyła zaniepokojona na drzwi do gabinetu szefa. Zawsze strzegła dostępu do tego
sanktuarium niczym lwica.
Niepotrzebnie tak się denerwuje, pomyślał Amir, jej szef. Jego rodzina często
bywała irytująca, często też wpadała do niego bez zapowiedzi. Grace powinna się do
tego przyzwyczaić, ostatecznie pracowała u niego już od pięciu lat. Właściwie nic
dziwnego, że wizyta Zahira wytrąciła ją z równowagi. Zarówno Grace jak i Amir byli
przekonani, że książę wciąż bawi w Zahrze.
Amir z ociąganiem wstał zza biurka.
- Jak widzę, lubisz dręczyć słodką Grace - zwrócił się do Zahira, który wpadł do
jego gabinetu niczym burza. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie chodzi o zwy-
kłą wizytę rodzinną.
Słysząc określenie „słodka", Grace westchnęła z irytacją. Na tyle głośno, by
Amir mógł ją usłyszeć.
- A zatem czemu zawdzięczam twoją wizytę? - spytał Amir.
Intuicyjnie przeczuwał, jaką otrzyma odpowiedź, lecz wolał udawać niewiedzę.
Cóż, sam był sobie winien. Powinien trzymać się jak najdalej od seksownej Tisy. To
rozkoszne kociątko lubiło zadawać się z dziennikarzami tabloidów, a zwłaszcza z
jednym z nich. Jednak Amir potrzebował rozrywki, toteż taki niezobowiązujący
romans wydawał mu się dobrym rozwiązaniem. Rzeczywiście, przynajmniej udało mu
się rozproszyć męczącą go nudę.
Zahir nie odpowiedział, po prostu wpatrywał się uporczywie w Amira. Mijały
sekundy, które zdawały się trwać całą wieczność. Amir, najmłodszy z trzech braci,
R S
3
dostał w dzieciństwie niezłą szkołę. Doskonale wiedział, kiedy trzymać język za
zębami, dlatego teraz nie zamierzał przerywać ciszy.
Nie spuszczał wzroku, patrzył hardo w oczy brata, podobnego do niego jak dwie
krople wody. Gdyby nie dzieliła ich różnica siedmiu lat, można by ich wziąć za bliź-
niaków.
Obaj mieli ciemne włosy tej samej długości, jednak o ile Zahir mógł się
poszczycić nienaganną fryzurą, Amir preferował tak zwany artystyczny nieład. Obaj
mieli wystające kości policzkowe i orle nosy. Wszyscy trzej bracia byli wysocy, jednak
Zahir był najwyższy. Po ojcu odziedziczyli smukłą sylwetkę, byli też wspaniale
umięśnieni, chociaż każdy z nich osiągnął to w inny sposób. O ile Amir spędzał
mnóstwo czasu na siłowni, Zahir regularnie jeździł konno. Obaj byli ubrani niezwykle
elegancko. Amir wybierał zawsze garnitury Hugo Bossa, natomiast jego starszy brat
wolał Armaniego.
Teraz wciąż patrzyli na siebie bez drgnienia powieki i dopiero ciche chrząknięcie
Grace przerwało kłopotliwą ciszę.
Amir powoli odwrócił głowę w jej kierunku. Miała lekko zmarszczony nos, co
znamionowało irytację. Pełne usta, pociągnięte tylko błyszczykiem, teraz były
zaciśnięte w wąską linię. Z dezaprobatą przyglądała się niememu pojedynkowi braci i
nawet okulary nie zdołały zamaskować gniewnego błysku, jakim lśniły jej oczy.
- Czy będę potrzebna? - zwróciła się do Amira.
Dzięki ci, Grace, pomyślał Amir z ulgą. Po raz kolejny docenił jej lojalność. W
taktowny, lecz czytelny sposób dała Zahirowi do zrozumienia, że chociaż jest następcą
tronu, w nowojorskim biurze rządzi Amir. Delikatnie dała mu również do zrozumienia,
że pora, by odpowiedział na pytanie młodszego brata.
Zahir mógł pozostawić bez odpowiedzi pytanie Amira, lecz był zbyt dobrze
wychowany, by w taki sam sposób potraktować Grace.
R S
4
Podszedł do biurka Amira i z rozmachem rzucił na blat tabloid, a potem kolejne,
otwarte na interesujących go stronach. Nagłówki były w zasadzie wariacją na jeden
temat: Książę playboy i jego ostatnia zdobycz.
Amir skrzywił się, jakby zjadł cytrynę.
Grace po raz kolejny westchnęła z dezaprobatą. Ciekawe, czy jest zdegustowana
moim postępowaniem, czy irytuje ją zachowanie Zahira, zastanowił się Amir. Wielo-
krotnie dawała do zrozumienia, że tego typu sprawy nie powinny być omawiane w
biurze.
- Czy ma pani coś do dodania? - Zahir spojrzał na nią z irytacją.
Grace bywała nieśmiała, zwłaszcza gdy wypadała z roli asystentki, jednak w
biurze czuła się jak ryba w wodzie. To było jej królestwo i czasami dawała to odczuć
nawet szefowi. Kilka razy doszło między nimi do ostrej wymiany zdań na ten temat.
Teraz spojrzała na obu braci z wyraźną przyganą.
- Nie wiem, który z was zasługuje na większą reprymendę. Amir nieustannie
wikła się w romanse, o których rozpisują się brukowce. A pan, Wasza Wysokość,
przynosi te brudy do biura. - Odruchowo wygładziła skromny i chyba niezbyt
kosztowny żakiet. - Wnoszę zatem, że moja obecność na tym spotkaniu nie będzie
konieczna.
Gdy zamknęły się za nią drzwi, Zahir uśmiechnął się mimowolnie.
- A myślałem, że to mama jest ostra.
- Grace trzyma mnie na krótkiej smyczy - odparł Amir, nieco rozbawiony całą
sytuacją.
Ostatnio coraz częściej przyłapywał się na tym, że myśli o Grace nie tylko jak o
swojej asystentce. Gdy się złościła, tak jak przed chwilą, jej oczy lśniły niczym
gwiazdy, a jej usta... Nie, to niedorzeczne i niedopuszczalne, skarcił się natychmiast.
R S
5
- Wolałbym, żeby to była prawda - Zahir potrząsnął głową. Atmosfera znów
zgęstniała.
- Tisa to była pomyłka - przyznał Amir.
- Owszem.
Amir z trudem zniósł szczerą odpowiedź brata. Jego duma znów doznała
uszczerbku.
- Przyjechałeś tutaj z własnej inicjatywy czy przysłał cię ojciec?
- Przyjechałem na prośbę ojca.
Amir poczuł, jak ogarnia go panika. Mogłoby się wydawać, że przekazywanie
nieprzyjemnych wiadomości przez posłańca ma mniejszą siłę rażenia niż osobista re-
prymenda udzielona przez króla Faruka, w rzeczywistości jednak było inaczej.
Przysłanie Zahira to wyraz najwyższej dezaprobaty. Oznaczało, że władca jest zbyt
rozczarowany i zły, by spotkać się osobiście z najmłodszym synem.
- Owszem, przyznaję, Tisa nie jest zbyt dyskretna, ale do diabła, nie zrobiłem
przecież nic złego. Pamiętasz, co wyprawiał Khalil? Przez dwa lata żył na kocią łapę z
Jade, zanim wreszcie wzięli ślub.
Kobieta, która decydowała się na taki związek, w zasadzie nie miała szans na
wejście do rodziny królewskiej, jednak Jade miała wielu wpływowych przyjaciół i
dopięła swego.
Mina Zahira świadczyła, że nie lubi wracać myślą do tamtych wydarzeń. Nadal
nie pogodził się z myślą, że brat ożenił się z kochanką.
- Nie zmieniaj tematu - mruknął. - Skupmy się na twoich wyczynach.
- Możesz zapewnić króla, że jego najmłodszy syn o wiele rozważniej wybierze
towarzyszkę życia. - Amir najwyraźniej chciał jeszcze coś dodać, ale w porę ugryzł się
w język. Lepiej powstrzymać się od słów, których potem przyszłoby mu żałować.
R S
6
- Obawiam się, że takie zapewnienie nie wystarczy. Ojciec myśli o twoich
poczynaniach ze wzrastającą troską. Według niego już najwyższy czas, byś się
ustatkował.
Amir po raz kolejny powstrzymał się od ciętej riposty. Był lojalny wobec
rodziny, przedkładał potrzeby innych nad swoje własne. Nie umiałby zliczyć, ile razy
zrezygnował z różnych zachcianek w imię tak zwanego wyższego dobra. Mieszkał z
dala od ojczyzny, z oddaniem zarządzał rodzinną firmą. Praca pochłaniała go bez
reszty, cóż zatem dziwnego, że nieliczne chwile oddechu lubił spędzać w towarzystwie
pięknych kobiet. Owszem, miał na koncie kilka niezobowiązujących romansów, ale to
przecież nic złego.
- Nie umawiam się z mężatkami, nie uwodzę też niewinnych panienek. Kobiety,
z którymi się umawiam, dobrze wiedzą, że nie mogą liczyć na nic poza przelotnym
romansem.
- Wszyscy o tym wiedzą, nie tylko one.
- No i co z tego?
- Twój styl życia rzuca cień na naszą rodzinę.
- Mojemu stylowi życia nie można wiele zarzucić.
- Ojciec jest innego zdania.
- Czego zatem ode mnie oczekuje? Mam żyć w celibacie?
- Nie.
- No to o co chodzi?
- Król żąda, byś się ożenił - oznajmił Zahir. Przez króciutką chwilę Amir
dostrzegł w jego oczach cień współczucia.
- Może jeszcze na dodatek wybrał mi żonę? - spytał oszołomiony Amir.
- Owszem. - Zahir po raz pierwszy od początku rozmowy wydawał się lekko
zmieszany.
R S
7
- Średniowiecze dawno się skończyło.
- Odmawiasz wykonania królewskiego polecenia? - Zahir, jeszcze przed chwilą
patrzący na brata ze współczuciem, znów miał srogą, nieprzejednaną minę.
Amir dobrze wiedział, czym zakończyłby się taki bunt. Ojciec niezwykle rzadko
manifestował wobec synów królewską władzę, a kiedy już uciekał się do takich
posunięć, nikt nie miał odwagi mu się sprzeciwiać. Jeżeli Amir nie zgodzi się poślubić
wybranej przez ojca kobiety, zapewne bardzo szybko przestanie być szefem rodzinnej
firmy.
- A zatem poślubię jakąś kobietę z książęcego rodu - raczej stwierdził niż spytał.
- Tak. - Nawet jeśli Zahira zaskoczyła uległość młodszego brata, nie dał nic po
sobie poznać.
- Kim jest ta wybranka?
- To księżniczka Lana bin Fahd al Marwan. - Zahir rzucił na biurko kolejną
kartkę papieru.
Było to dossier księżniczki z dołączonym zdjęciem. Patrząc na piękną twarz
Lany, Amir odczuł ulgę. Może nie będzie tak źle, przecież nigdy nie zamierzał żenić
się z miłości. Gdyby umiał zdobyć się na szczerość, musiałby też przyznać, że jego
dotychczasowe życie zaczynało go nużyć. Tak, chyba rzeczywiście czas na zmiany.
Co prawda nie zamierzał jeszcze zakładać rodziny, ale w zasadzie nie miał nic
przeciwko temu pomysłowi. Miał też ukryte powody, by skończyć z przelotnymi
romansami i znaleźć stałą partnerkę. - No to kiedy ślub? - zapytał.
R S
8
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Co takiego? - Grace poczuła się, jakby Amir zdzielił ją boleśnie prosto w splot
słoneczny, chociaż tak naprawdę zadał jej tylko na pozór niewinne pytanie.
- Chcę, byś znalazła mi żonę.
Szybko zamknęła oczy i równie szybko ponownie je otworzyła. Niestety Amir
nie rozpłynął się we mgle, nadal stał przed nią, boleśnie rzeczywisty. Przystojny,
seksowny, najlepszy szef na świecie. Wyraz jego twarzy świadczył dobitnie, że wcale
się nie przesłyszała, nie majaczyła. Nie, on mówił zupełnie serio.
Czy nie dość się już przez niego nadenerwowała? Gdy ponad miesiąc temu
oznajmił, że na wyraźne żądanie ojca poślubi księżniczkę z sąsiedniego szejkanatu,
Grace zamarła z trwogi. Amir, zazwyczaj niepokorny i uparty, bez sprzeciwu poddawał
się woli ojca.
Jej ból trochę zelżał, gdy księżniczka Lina, zamiast szykować się do ślubu z
Amirem, pewnej pięknej nocy uciekła z mężczyzną, któremu oddała serce dawno temu.
To wydarzyło się ponad dwa tygodnie temu, ale Grace dopiero teraz powoli
odzyskiwała równowagę ducha.
A teraz to... Miałaby szukać żony dla Amira? To tak, jakby jej wbił nóż prosto w
serce. Gorzej być chyba nie mogło.
No dobrze, zawsze może być gorzej, ale czy dziewczyna nie ma prawa do
odrobiny przesady? Dramatyzm dodaje życiu smaku.
- Co takiego? Dlaczego? - Była pewna, że Amir jest zadowolony z
dotychczasowego stylu życia. A może tylko udawał?
Jednego była najzupełniej pewna - nie pokochał żadnej ze swych
dotychczasowych partnerek. Wiedziała, a znała go tak dobrze, jak nikt inny, że po raz
R S
9
ostatni był zakochany w wieku osiemnastu lat. Wiedziała również, że gdyby go teraz
zapytała, czy to była miłość, zdecydowanie by zaprzeczył.
Nieważne, umiała rozpoznać oznaki prawdziwej miłości. Poznała to uczucie na
własnej skórze.
Amir kochał Jasmine na tyle mocno, że poprosił ją o rękę. Po trzech miesiącach
narzeczeństwa ustalono datę ślubu. To Amir nalegał na pośpiech. Jeszcze jeden dowód,
jak mocno kochał swoją wybrankę. Miesiąc przed ślubem Jasmine zginęła w wypadku
samochodowym. Ta tragedia dotknęła Amira o wiele mocniej, niż gotów był przyznać
przed sobą i najbliższymi.
A teraz tak po prostu, bez walki podporządkował się ojcu?
- Ojciec chce, bym się ustatkował. - Amir wzruszył ramionami.
Mówił o tym tak lekko i nonszalancko, jakby chodziło o błahostkę. Czy on nie
widzi, że właśnie łamie jej serce i boleśnie rani duszę? No dobrze, może i nie wiedział,
co do niego czuła, ale to go przecież nie usprawiedliwia. Jakby jeszcze mało przez
niego wycierpiała. Niemal odchorowała każdy z jego romansów. Co gorsza, musiała
zachować obojętność, robić dobrą minę do złej gry.
- Nie powiedział, że sam się tym zajmie? - zapytała ze słyszalną nutą desperacji.
- Nie, nic takiego nie powiedział.
- Zatem...
- Nie zamierzam czekać na kolejną decyzję ojca. Jeżeli znajdziesz mi żonę,
przynajmniej zachowam kontrolę nad sytuacją. Wszystko odbędzie się na moich
warunkach, ojciec nie będzie miał nic do powiedzenia.
Grace z trudem zdusiła jęk. Ależ ze mnie idiotka, pomyślała. Powinnam się
domyślić, że tak to się skończy. Amir jest zbyt dumny, nie pozwoli, by to ojciec wybrał
mu żonę. Chce zrobić pierwszy krok, uprzedzić działania króla i przejąć kontrolę nad
sytuacją. Rozumiała to i szanowała, ale nie zamierzała mu pomagać. Nic z tego.
R S
10
Nikt nie miał prawa żądać od niej aż tak wielkiego poświęcenia.
- Nie.
- Słucham? - Zamrugał gwałtownie i spojrzał na nią oszołomiony. W innej
sytuacji jego zdziwienie wydałoby się jej wręcz komiczne.
- Jeżeli zamierzasz się ustatkować, sam poszukaj sobie żony - odparła stanowczo.
- Przestań się wygłupiać. Wiesz, że zawsze polegam na twoim zdaniu. - Jego
zdumienie powoli przeradzało się w jawne niezadowolenie.
Zapewne chciał jej się przypodobać, ale Grace nie odebrała jego słów jako
komplement. Co więcej, czuła się, jakby właśnie wbił jej sztylet prosto w serce.
- Nigdy nie ingerowałam w twoje sprawy osobiste. Jestem osobistą asystentką, a
nie swatką. Szukanie żony nie należy do moich obowiązków służbowych.
- Właśnie, jesteś moją osobistą asystentką, czyli powinnaś służyć mi pomocą
również w sprawach osobistych. Co innego gdybyś była jedynie sekretarką...
- Jednak szukanie żony to stanowczo zbyt osobista sprawa.
- Nic podobnego. Często wybierałaś prezenty dla moich znajomych, a teraz
wybierzesz mi żonę. To prawie to samo.
- Jak możesz mnie o to prosić? - Kochała tego mężczyznę nad życie, szanowała
za inteligencję, ale czasami zachowywał się, jak głupek, w dodatku z klapkami na
oczach. Dlaczego faceci bywają tacy nierozgarnięci?
Amir oparł się lekko o jej biurko i skrzyżował ramiona na piersi. Wiadomy znak,
że wcale nie zamierzał ustąpić i szykował się do dalszej walki.
- Grace, nie traćmy czasu na jałowe dyskusje. Potrzebuję twojej pomocy.
- Nie zrobię tego.
Już wystarczająco cierpiała. Kochała go bez nadziei na wzajemność. A teraz
jeszcze zmuszał ją, by znalazła mu towarzyszkę życia. Co za ironia losu, jakie
niezamierzone okrucieństwo. Nie da rady, nie zniesie więcej bólu.
R S
11
- Grace, zgódź się, proszę. Nie zostawiaj mnie na lodzie. Nie pożałujesz,
obiecuję.
No tak, tego jej właśnie było trzeba, obietnicy pokaźnej premii. Nie zrobiłaby
tego za żadne pieniądze.
- Nie.
Dalszą dyskusję przerwał im dzwonek telefonu. Grace sięgnęła po słuchawkę z
gwałtownością rozbitka, któremu jakaś litościwa dusza właśnie rzuciła koło ratunkowe.
Po minucie wrodzona niecierpliwość Amira wzięła górę. Jednak spojrzenie, jakie rzucił
Grace na odchodnym, dobitnie świadczyło, że wcale nie uważa sprawy za zakończoną.
Amir krążył nerwowo po gabinecie. Cały czas zachodził w głowę, co też ostatnio
dzieje się z Grace. Zachowywała się dziwnie, od kiedy otrzymał polecenie od ojca, że
powinien się ożenić. Początkowo podejrzewał, że bała się o pracę, dlatego szybko
rozwiał jej obawy. Owszem, zamierzał się ożenić, ale nigdy nie zrezygnowałby z
pracy. Bez Grace jego biuro nie mogłoby funkcjonować normalnie, jako asystentka
była niezastąpiona.
Pragnął ją uspokoić, ale nadal zachowywała się dziwnie. Trochę się uspokoiła na
wieść, że jego małżeństwo z księżniczką Liną nie dojdzie do skutku.
Nie rozumiał, dlaczego odmówiła mu pomocy w tak ważnej sprawie jak szukanie
żony. Przecież nie pochwalała jego stylu życia, zatem powinno jej zależeć, by się ustat-
kował. Oczywiście wyrażała dezaprobatę o wiele dyskretniej niż jego ojciec, nigdy też
nie udzielała mu żadnych rad, nic nie sugerowała.
Powinno jej zależeć, by znalazł towarzyszkę życia. Jako asystentka powinna
utrzymywać co najmniej poprawne stosunki z jego żoną, będą musiały współpracować,
chociażby przy ustalaniu różnych terminów.
Na pewno dobrze wiedziała, że sam nie wybierze odpowiedniej kobiety. Nikt nie
znał go tak dobrze jak Grace, która często uprzedzała jego życzenia. Jest najbardziej
R S
12
powołaną osobą do tego zadania, na pewno wybierze najlepszą kandydatkę, kobietę, na
której będzie mógł polegać.
Nie szukał miłości, lecz partnerki, która bez trudu dostosuje się do jego stylu
życia. Grace dobrze wiedziała, że chociaż ubierał się jak człowiek Zachodu, w głębi
duszy zawsze zostanie arabskim księciem, synem pustyni. Rozumiała jego
przywiązanie do rodziny i ojczystego kraju. Nieważne, że od lat mieszkał w Nowym
Jorku.
Jednak jego prośba wyraźnie ją zaszokowała. Ciekawe dlaczego, przecież
zazwyczaj entuzjastycznie odnosiła się do jego pomysłów, służyła mu radą,
proponowała jeszcze lepsze rozwiązania.
Dobrze wiedziała, że Amir nie pozwoli, by to ojciec układał mu życie osobiste, a
było niemal pewne, że władca Zahry wkrótce wyszuka dla syna kolejną kandydatkę na
żonę. Musiał temu zapobiec, stawiając ojca przed faktami dokonanymi. Był pewien, że
Grace go poprze.
Szczerze mówiąc, spodziewał się, że jak zwykle uprzedziła jego życzenie i już
sporządziła listę najlepszych kandydatek. Tymczasem zdecydowanie odmówiła mu
pomocy, co zupełnie nie było w jej stylu. Zachowała się nieodpowiedzialnie, wręcz
karygodnie.
Owszem, miło było patrzeć na zdenerwowaną Grace, bo kiedy się złościła,
wyglądała jeszcze ładniej niż zazwyczaj, ale nie powinien zbyt często wyprowadzać jej
z równowagi. Bardzo sobie cenił znajomość z Grace, przyzwyczaił się polegać na jej
radach.
Matka zapewne poczułaby się urażona, gdyby wyznał, że to właśnie Grace jest
najważniejszą kobietą w jego życiu, ale tak właśnie było. Nikt inny nie miał na niego
tak dużego wpływu. Jego niezawodna asystentka wspierała go nie tylko w sprawach
R S
13
zawodowych. Czasami odnosił wrażenie, że bez niej byłby zupełnie bezradny i
zagubiony.
Niestety nie była typem kobiety, z którą można trochę poromansować - bez
żadnych zobowiązań i deklaracji - a potem miło się rozstać i zapomnieć o sprawie. A
szkoda, bo nie musiałby zadawać się z takimi bezmózgimi laleczkami jak Tisa. Być
może też nie znalazłby się w pułapce matrymonialnej zastawionej na niego przez ojca.
Jednak gdyby pozwolił sobie na romans z Grace, ich dalsza współpraca byłaby raczej
niemożliwa.
Miałby ryzykować utratę idealnego pracownika dla czegoś tak ulotnego i
nieistotnego jak seks?
A jednak na przekór tym wszystkim racjonalnym argumentom coraz częściej
myślał o Grace jako o ewentualnej partnerce, coraz częściej przyłapywał się na tym, że
marzy o czymś więcej niż relacja pracodawca - pracownik. Skoro tak, tym bardziej
powinien jak najszybciej znaleźć żonę. A to oznacza, że musi znaleźć sposób, by
nakłonić oporną Grace do współpracy.
Należało przeciwdziałać zagrożeniu, jakim byłby ich romans. Oboje
potrzebowali takiej ochrony, bo dobrze wiedział, że nie miałby żadnych problemów z
zaciągnięciem jej do łóżka. Bronił się przed uczuciem, które dostrzegał w jej
spojrzeniu. Udawał bardziej zapracowanego, niż był w istocie, byle tylko zachować
dystans. Dawno przestał się zastanawiać, dlaczego miewa erotyczne sny na temat
kobiety, która nie tylko nie podkreśla swej urody, ale wręcz ją maskuje. Już
zaakceptował u siebie tę słabość charakteru, nie odpędzał wizji, w których gładził jej
lśniące niczym wypolerowana miedź włosy.
Pragnąłby też sprawdzić, czy jej kremowa, usiana jasnymi piegami skóra jest
rzeczywiście tak jedwabiście gładka, na jaką wygląda. Może właśnie te piegi sprawia-
ły, że Grace kojarzyła mu się z pysznym deserem posypanym cynamonem. Czy te
R S
14
delikatne brązowe plamki pokrywają tylko jej twarz, czy całe ciało? Czy zdobią też
krągłe piersi?
Do diabła, musi skończyć z takimi rozmyślaniami, przecież nie może co chwila
pędzić pod prysznic i katować się strumieniami lodowatej wody.
Musi przekonać Grace, że powinna mu znaleźć żonę. I to dokładnie taką, jakiej
sobie zawsze życzył.
Ilekroć wracał myślą do jedynego opartego na uczuciu związku, jaki stał się jego
udziałem, jego serce zalewało lodowate zimno. A potem jeszcze ten tragiczny koniec
całej historii... Nigdy więcej! Precz z miłością, rozszalałymi emocjami i ich wiernym
towarzyszem - cierpieniem. Nie chciał o tym nawet myśleć, nie chciał, by znów zła-
mano mu serce, nie potrzebował życiowych komplikacji.
Grace usiadła na krzesełku obok Amira i rozejrzała się po stadionie. Byli z
szefem w podróży służbowej. Gdy załatwili wszystkie sprawy, Amir zaprosił Grace na
mecz jej ulubionej drużyny Red Socks. Mieli wspaniałe miejsca, blisko boisko. W
innych okolicznościach Grace byłaby zachwycona i doceniłaby hojny gest szefa, teraz
jednak dręczyło ją przeczucie, że motywy Amira nie są zupełnie czyste. Próbował ją
przekupić, była tego niemal pewna.
Co prawda od ponad tygodnia nie mówił o szukaniu żony, jednak Grace nie dała
się zwieść. Po prostu próbował uśpić jej czujność, by potem zaatakować ze zdwojoną
siłą. Postępował w ten sposób, odkąd go znała, a pracowali razem już pięć lat. Zawsze
uparcie dążył do celu, nie poddawał się, nie rezygnował tylko dlatego, że ktoś miał
inne zdanie. Gdy już raz wkroczył na jakąś ścieżkę, wytrwale nią podążał. Był silnym i
pewnym siebie mężczyzną, nie pozwalał sobą manipulować.
Jeżeli teraz postanowił, że Grace pomoże mu znaleźć żonę, zrobi wszystko, by
sprawy potoczyły się po jego myśli.
15
To nie w porządku, a właściwie wielka niesprawiedliwość i świństwo. Cała
sytuacja powinna ją bawić, ale Grace była zbyt zdenerwowana, żeby dostrzec
oczywisty komizm. Skupiała się na tym, jak przekonać Amira do zmiany decyzji. To
będzie trudne, bo na pewno wiedział, jakich argumentów użyć, jak skruszyć jej opór.
No i jeszcze jedno... Trudno jest odmówić ukochanemu mężczyźnie, nawet jeśli
traktuje cię jak sprzęt biurowy.
- Wszystko w porządku? - Amir spojrzał na nią zaniepokojony.
- Tak, oczywiście. Sprawiłeś mi bardzo przyjemną niespodziankę, dziękuję.
- Miło mi to słyszeć, chociaż nie zrobiłem nic wielkiego. Zasługujesz na o wiele
więcej. - Uśmiechnął się szeroko, przez co wydał się Grace jeszcze bardziej seksowny.
No dobrze, może traktuje mnie lepiej niż sprzęt biurowy, pomyślała w nagłym
przypływie poczucia winy i westchnęła cichutko. Była pewna, że gdyby zapytano
Amira, co ich łączy, najpierw opisałby Grace jako niezawodną asystentkę, a potem
dodałby, że poza relacjami zawodowymi łączy ich również prawdziwa przyjaźń. I
miałby rację, bo ona rzeczywiście uważała szejka Amira za najlepszego przyjaciela, a
on myślał o niej podobnie.
Problem w tym, że marzyła, by stać się dla niego kimś więcej niż tylko
przyjaciółką. Tak, zdawała sobie sprawę, że to nierealne, ale przecież każdemu wolno
marzyć. Niestety należeli do dwóch różnych światów. On był księciem, ona szarą
myszką.
Ta myśl nawiedzała ją od dawna i nie była odkrywcza. Grace szybko uznała, że
nie powinna dłużej się zadręczać. Zapowiadał się wspaniały mecz, mieli rewelacyjne
miejsca, a ona należała do niemal fanatycznych fanów bejsbola. Czy można sobie
wymarzyć lepsze popołudnie? Po co znowu wpędzać się w depresję roztrząsaniem sta-
rych dylematów?
Zmusiła się, by skupić uwagę na grze.
R S
16
Amir postanowił nieco odczekać przed ponowieniem prośby, by Grace znalazła
mu żonę. Cokolwiek popchnęło ją do tak gwałtownego sprzeciwu, na pewno nie
zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Takie sprawy wymagają czasu.
Ta strategia już się sprawdziła w przeszłości, dlaczego teraz miałaby go zawieść?
Rzucał jakiś pomysł, a potem spokojnie czekał, aż Grace wszystko gruntownie
przeanalizuje. Nawet jeżeli na początku miała obiekcje, potrafiła je skutecznie
zwalczyć - o wiele skuteczniej, niż byłby w stanie zrobić to ktokolwiek inny. Hm,
zazwyczaj tak bywało, oby udało się i tym razem. Na wszelki wypadek, by skruszyć jej
upór, zabrał ją na mecz bejsbola, za którym przepadała. Potem, by uczcić zwycięstwo
jej ukochanej drużyny, zaproponował jej kupno koszulki klubowej.
Grace oczywiście sięgnęła po model męski, w dodatki o kilka rozmiarów za
duży. Kiedy Amir zwrócił jej uwagę, że powinna wybrać coś bardziej dopasowanego,
odmownie pokręciła głową.
Nie miał pretensji, że zawsze ubierała się w bezkształtne, workowate i za duże
ciuchy. Było mu to na rękę, dzięki temu mógł nieco poskromić fantazje erotyczne na
jej temat.
Swoją drogą jeszcze nigdy nie spotkał kobiety, która z takim uporem
maskowałaby swoją figurę i celowo się oszpecała.
Cóż, powinien być jej za to wdzięczny. Gdyby ubrała się w seksowne ciuszki,
byłoby mu o wiele trudniej utrzymać ręce przy sobie.
Dopiero gdy wsiedli do limuzyny, postanowił wrócić do nurtującego go tematu.
O dziwo Grace ułatwiła mu zadanie, pytając wprost:
- No dobrze, co tu jest grane? Chociaż właściwie nie musisz mówić.
Podał jej szklaneczkę z cytrynową wodą mineralną, sobie nalał kieliszek wódki.
Wielka szkoda, że Grace prawie nie tyka alkoholu, pomyślał. Gdyby była na lekkim
rauszu, na pewno okazałaby więcej entuzjazmu wobec jego pomysłu.
R S
17
- Skoro już wszystko wiesz, nie muszę nic mówić.
- Dziękuję. - Skinęła głową, biorąc szklankę. Upiła łyk i dodała: - Dziękuję też za
szczerość. Przynajmniej nie zacząłeś rozmowy od zapewnień, że nie próbujesz mnie
przekupić.
- Uważasz, że zabrałem cię na mecz, bo chcę cię przekupić?
W odpowiedzi tylko energicznie wzruszyła ramionami. Włosy, zazwyczaj upięte
w kok, związała w koński ogon. W tej fryzurze wyglądała jak nastolatka, nikt nie
powiedziałby, że to dwudziestopięcioletnia kobieta. Była ubrana w czerwoną koszulkę
zespołu Red Socks, którą Amir kupił jej w zeszłym roku. Jej długie nogi wyglądały
fantastycznie nawet w zbyt luźnych dżinsach.
- Dlaczego jesteś taka złośliwa? - Amir spojrzał na nią z miną niewiniątka. - To
zupełnie nie w twoim stylu.
Leciutko zagryzła wargi, a Amir natychmiast pomyślał, że jej usta są wprost
stworzone do pocałunków.
- No dobrze, może rzeczywiście trochę przesadziłam. Prawdopodobnie
załatwiłbyś bilety na ten mecz, nawet gdybyś nie miał w tym żadnego interesu. -
Zabawnie wywróciła oczami. - I kupiłbyś mi kolejną koszulkę. Wiesz, są świetne do
spania. Dziękuję, to było bardzo miłe z twojej strony.
Przez dobrą chwilę musiał walczyć z obrazem, który zagościł w jego wyobraźni
po tej wypowiedzi. Grace w łóżku... Nie, dość tego, to niedopuszczalne.
- No tak, jednak wybrałbym miejsca w dalszych rzędach - powiedział nieco
ostrzej, niż zamierzał. Mógł udawać do woli, Grace i tak mu nie uwierzyła.
Grace miała kilka pasji, wśród nich również bejsbol. Wiele jej zawdzięczał,
dlatego uważał, że zasługiwała na to, co najlepsze. Nigdy go nie zawiodła.
- Może i tak, ale to bez znaczenia. Teraz nie próbujesz wykorzystać mojego
dobrego nastroju ani poczucia wdzięczności, a to jest dla mnie najważniejsze.
R S
18
- Gdyby tak było, świadczyłoby to o kompletnym braku zdolności
negocjacyjnych, nie sądzisz? Nie odniósłbym sukcesu w biznesie, gdybym nie umiał
korzystać z nadarzającej się okazji.
- Pewnie tak. - Zagryzła wargi i w milczeniu wyglądała przez okno.
- Zobaczyłaś coś ciekawego? Ja widzę tylko to, co zawsze, czyli potworne korki.
Westchnęła głośno i odwróciła się w jego kierunku. W jej orzechowych oczach
dostrzegł troskę.
- A zatem chcesz, bym znalazła ci żonę? - zapytała po chwili.
- Tak. - Udało się, pomyślał z ulgą. Powinien czuć się winny, bo bez skrupułów
wykorzystał jej moment słabości, jednak w tej chwili rozpierała go jedynie radość. Na
wyrzuty sumienia przyjdzie czas później.
- Myślisz, że już wygrałeś, ale grubo się mylisz - powiedziała z mocą, zerkając
na niego spod rzęs.
- Och, jestem pewien wygranej.
Spojrzała na niego z powątpiewaniem, jednak nie zaprzeczyła.
- Jeżeli naprawdę tak bardzo zależy ci na mojej pomocy, powinieneś załatwić mi
spotkanie z Papim. - Jej oczy rozświetliły się jak gwiazdy, co natychmiast wytrąciło
Amira z równowagi.
- To nie leży w moim interesie. Twój idol, jak każda gwiazda sportu, nie może
obyć się bez asystentki. Kto wie, co wynikłoby z waszego spotkania. Nie pozwolę ci
odejść, a na pewno nie bez walki - powiedział żartobliwym tonem, chociaż w jego
słowach nie było nawet krzty przesady
- Mówisz szczerze? Hm, postaram się o tym pamiętać.
- To miał być żart? Jakoś mnie nie śmieszy. - Nawet nie potrafił sobie wyobrazić,
jak by się czuł, gdyby Grace rzeczywiście postanowiła odejść. Miałaby być asystentką
R S
19
jakiegoś napakowanego mięśniaka? Wiedział, że to mało prawdopodobny scenariusz,
jednak mimo to wydawał się rozdrażniony.
Roześmiała się, ale szybko znów przybrała poważną minę.
- Nie obiecałam, że ci pomogę, ale tak z ciekawości zapytam, czego oczekujesz
od przyszłej żony?
To pytanie zupełnie go zaskoczyło, chociaż powinien się go spodziewać. Na
chwilę otworzył usta, ale szybko znów je zamknął. Nie przychodziło mu do głowy nic
sensownego, chociaż słynął z ciętych ripost i rzadko brakowało mu słów.
Grace przyglądała mu się badawczo i nagle w jej oczach pojawił się błysk
zrozumienia.
- Nie masz pojęcia, co odpowiedzieć, prawda?
- Właśnie dlatego poprosiłem cię o pomoc.
- Amir, rozmawiamy o twojej żonie, życiowej partnerce. Oczekujesz, że
sporządzę listę kandydatek, a ty tylko wybierzesz którąś z nich?
- Dlaczego nie?
- Najpierw musisz mi powiedzieć, jakiej kobiety mam szukać.
Grace najwyraźniej coraz bardziej angażowała się w sprawę, co Amir powitał z
dużym zadowoleniem. Od razu poprawił mu się humor.
- Ty wiesz najlepiej, czego mi potrzeba - powiedział z przekonaniem.
- Bez sprzeciwu zaakceptowałeś wybór ojca.
- Owszem, chociaż nie lubię, gdy ktoś podejmuje decyzje za mnie. Zwłaszcza w
takich ważnych sprawach. - Czy mu się tylko wydawało, czy naprawdę dostrzegł na jej
twarzy wyraz bólu? Niemożliwe, przecież niczym jej nie uraził. To na pewno tylko gra
świateł. - Nie chcę, by ktokolwiek ingerował w moje życie osobiste - dodał.
- W takim razie dlaczego prosisz mnie o pomoc? Sam poszukaj sobie żony.
- Och, przestań piętrzyć trudności.
R S
20
- To nie ja piętrzę trudności. Chcesz, żebym ci pomogła, ale odmawiasz
odpowiedzi na proste pytania. Jeżeli nie udzielisz mi kilku wskazówek, nic nie
wskóram.
- No dobrze. Moja przyszła żona powinna być atrakcyjną kobietą.
- I tylko tyle? - spytała z ledwo słyszalnym sarkazmem.
- No nie. Powinna też być dobrze wychowana, wykształcona i bardzo taktowna.
- Rozumiem. - O ile jeszcze przed chwilą jej sarkazm mógł być jedynie grą na
pokaz, teraz wydawał się szczery.
Dlaczego była taka rozdrażniona? Może rzeczywiście udzielał jej zbyt
zdawkowych odpowiedzi na, w końcu, ważne pytania?
- Powinna też odnaleźć się w moim świecie - uzupełnił. - Prowadzę dużą firmę,
ale jestem również arabskim księciem, spotykam się z wieloma wpływowymi ludźmi.
- Wiem.
- No tak.
- Zdefiniuj, co rozumiesz przez „atrakcyjna" - zażądała z ciężkim westchnieniem.
- Czyżbym usłyszał w twoim głosie zgryźliwość? - zapytał.
Dobrze znał swoją idealną asystentkę i wiedział, na co ją stać. Potrafiła być
bardzo uparta i oporna, a nawet napastliwa.
- Nic podobnego, pytam szczerze. Są gusta i guściki. Kiedyś powiedziałeś, że nie
masz pojęcia, dlaczego Khalil zupełnie oszalał na punkcie Jade. Jesteście braćmi, ale
widocznie podobają wam się zupełnie różne kobiety.
- Przecież dobrze wiesz, jakie kobiety mi się podobają. Widziałaś, z jakimi
umawiam się na randki, rozmawiałaś z nimi, co więcej, kupowałaś im w moim imieniu
prezenty.
- Widać jednak czegoś im brakowało, skoro żadnej nie poślubiłeś.
R S
21
- Wtedy nie zależało mi na stabilizacji. Gdyby było inaczej, być może któraś z
nich już byłaby moją żoną.
- Żadnej z nich nie kochałeś.
- Nie muszę kochać żony, właściwie nawet nie mam takiego zamiaru. To będzie
małżeństwo z rozsądku.
- W takim razie co to za różnica, czy twoja żona będzie brzydka czy ładna?
- Nie bądź naiwna. Uroda żony to czysty zysk dla każdego mężczyzny.
- Ach, kolejne trofeum?
- To nie tak. Miło pokazywać się publicznie z piękną kobietą przy boku.
- To takie płytkie i powierzchowne.
- Takie są realia, dobrze o tym wiesz.
Rozczarował ją, po raz kolejny. Znała się świetnie na swojej robocie, ale nie była
zbyt doświadczona. Miała głowę pełną wzniosłych ideałów i naiwnych mrzonek, ale
życie to nie bajka, w której zawsze zwycięża dobro. Świat jest piękny, jednak bywa też
bardzo okrutny. Powinien uświadomić to Grace, ale delikatnie, by nie poczuła się
zakłopotana.
- Łatwiej dochować wierności pięknej kobiecie - powiedział wprost.
- Nie będziesz zdradzać żony?
- Nie zamierzam. Mężczyźni z mojego rodu bardzo poważnie traktują przysięgę
małżeńską.
- Wymieniłeś wiele wspaniałych cech, ale nie wspomniałeś o wspólnych
zainteresowaniach.
- To nie jest konieczne, co więcej, może być dość uciążliwe. Byle było nam
dobrze razem w łóżku. Każde z nas może żyć po swojemu.
Spojrzała na niego jak na człowieka niespełna rozumu. Cóż, to i tak pewien
postęp, bo jeszcze przed chwilą traktowała go jak nieodpowiedzialnego szaleńca.
R S
22
- Ciekawy model rodziny, chyba niezbyt odpowiedni dla dzieci. A może nie
chcesz być ojcem?
- Nie muszę kochać żony, żeby być dobrym ojcem.
- Twoich rodziców łączy prawdziwe uczucie?
- I co z tego?
- Nie pragniesz stworzyć równie szczęśliwej rodziny? Ani trochę?
Tak, kiedyś tego pragnął, ale to było dawno temu... Znów powróciły bolesne
wspomnienia o Jasmine.
Zaraz po śmierci ukochanej porzucił takie marzenia, a nawet uznał je za przejaw
słabości. Po co myśleć o sprawach, które wywołują ból?
- Nie każdy marzy o takim rodzaju szczęścia.
- Skoro tak, to może rzeczywiście powinnam ci pomóc znaleźć żonę - odparła, z
trudem ukrywając zdumienie. Chociaż sama nie wiem...
- Miałem nadzieję, że w końcu to powiesz.
Jednak Grace już go nie słuchała, nawet na niego nie patrzyła. Odwróciła się do
okna, z uwagą obserwując mijany krajobraz. Co ją znowu ugryzło?
Czyżby ta niezawodna, uporządkowana kobieta, która ubierała się jak szara
myszka i nie chodziła na randki, była w głębi duszy romantyczką? To tłumaczyłoby jej
reakcję na prośbę Amira. Zapewne uważała, że małżeństwa powinny być zawierane z
miłości, a nie traktowane jak układ korzystny dla obu stron.
To wyjaśniałoby również, dlaczego nie chodziła na randki. Owszem, ubierała się
beznadziejnie, nie podkreślała urody, ale i tak wzbudzała zainteresowanie mężczyzn.
Było w niej coś niezwykle zmysłowego, a fakt, że sobie tego nie uświadamiała, działał
na facetów niczym afrodyzjak. Ona jednak czekała na swego rycerza, tego jedynego,
którego pokocha od pierwszego wejrzenia i zostanie z nim do końca życia. W sumie to
R S
23
dobrze, że jest romantyczką. Dzięki temu łatwiej przeciągnął ją na swoją stronę, no i
pracuje z większym zaangażowaniem, bo jej myśli nie zaprzątają żadne amory.
- Grace? To jak będzie? Mogę liczyć na twoją pomoc?
Spojrzała na niego z dziwnym wyrazem twarzy, którego nie umiał rozszyfrować.
- No dobrze, zastanowię się.
Poczuł słodki smak zwycięstwa. Wszystko będzie dobrze, wystarczy cierpliwie
poczekać.
Musiała zauważyć błysk triumfu w jego oczach, bo wydęła wargi, wyraźnie
zniesmaczona.
- Nie bądź taki pewny siebie, jeszcze nie podjęłam ostatecznej decyzji.
Amir i tak wiedział swoje, ale byłby skończonym głupcem, dzieląc się z nią tym
spostrzeżeniami.
R S
24
ROZDZIAŁ DRUGI
Grace zwinęła się wygodnie na sofie w salonie apartamentu, który wynajął dla
nich Amir. Próbowała oglądać stary film z Katherine Hepburn i Spencerem Tracym,
ale jej myśli nieustannie krążyły wokół Amira.
Kiedyś powiedział, że gdyby ktoś z rodziny dowiedział się, że podczas wyjazdów
służbowych Grace i Amir zawsze mieszkają we wspólnym apartamencie, wybuchłby
mały skandal, a matka Amira byłaby poważnie zaniepokojona. Zaraz po tej
wypowiedzi wybuchł gromkim śmiechem, co zapewne miało oznaczać, że tylko
szaleniec mógłby podejrzewać jego i Grace o niestosowne zachowanie i miłosne
igraszki.
Tak, to rzeczywiście niedorzeczny pomysł.
Kiedy zapytała go, co rozumie przez pojęcie „atrakcyjna kobieta", wspomniał o
swoich byłych dziewczynach. Przyznał też, że w pełni zaakceptował wybór dokonany
przez ojca. Kobiety, z którymi się spotykał, były piękne i mogły się poszczycić
wspaniałą figurą. Ideały bez skazy... Zazwyczaj były to modelki lub tak zwane
panienki z dobrych domów. Olśniewające, ubrane według najnowszych trendów mody.
Nigdy nie wychodziły z domu bez perfekcyjnego makijażu. A księżniczka Lina
mogłaby pozować rzeźbiarzowi pragnącemu uwiecznić w kamieniu Wenus. Grace
bezwiednie położyła dłonie na swym niezbyt okazałym biuście i westchnęła ciężko.
Skoro już natura obdarzyła ją dużym wzrostem, czy nie mogła jeszcze dodać
kilku apetycznych krągłości? Niestety nawet bardzo taktowna osoba nie określiłaby fi-
gury Grace przymiotnikiem „kobieca". Co najwyżej taka osoba powiedziałaby o niej
„bardzo szczupła" zamiast „koścista". Coraz bardziej poirytowana Grace właśnie szy-
kowała się do rzutu poduszką, gdy nagle zamarła. Zaraz, Amir nawet słowem nie
wspomniał o osobowości przyszłej żony, nie wysunął żadnych żądań co do jej zaintere-
R S
25
sowań. Czy to naprawdę nie miało dla niego znaczenia, czy naprawdę był tak
powierzchowny?
Skądże, przecież dobrze go znała. Dlaczego zatem zdecydował się na
małżeństwo z rozsądku? Dlaczego szukał kobiety, która nie będzie miała zbyt wiele do
ofiarowania oprócz seksu? Zamierzał zadowolić się pustą lalką o ptasim móżdżku?
Zasługiwał na lepszy los, na partnerkę, która nie tylko zaspokoi jego zmysły, ale też
dorówna mu intelektem, będzie jego bratnią duszą. Czy on nie widzi że zmierza wprost
do katastrofy? Nie rozumie swoich potrzeb emocjonalnych?
Nie, po prostu je wyparł po śmierci ukochanej Jasmine, Przyznał kiedyś, że
wtedy bez reszty pogrążył się w bólu niemal oszalał z rozpaczy. W jego rodzinie nie
tolerowano takich oznak słabości. Amir nie stosował wobec siebie żadnej taryfy
ulgowej. Może dlatego, że był najmłodszym z braci i czuł nieustanną potrzebę
udowadniania swej niezłomnej siły charakteru.
Musiało być mu trudno. Lubił dominować, ale dorastał w cieniu starszych braci o
równie silnych charakterach. Czasem wymknęło mu się słowo skargi, jednak nigdy nie
odważyłby się na jawny bunt. To byłoby niewłaściwe.
Jedną z ostatnich rzeczy, jaką Grace chciałaby zobaczyć, był Amir zakochany w
innej kobiecie. Jednak cierpiałaby jeszcze bardziej, gdyby poślubił kobietę, która
byłaby mu obojętna. Grace pragnęła jego szczęścia, bez względu na koszty, a nie
ulegało wątpliwości, że przyjdzie jej zapłacić wysoką cenę.
Nie pozwoli, by związał się z bezmózgą ślicznotką, z którą nie będzie miał o
czym rozmawiać. Seks i dobra prezencja nie wystarczą, by zbudować trwały i szczęśli-
wy związek.
Grace wygładziła poduszkę, położyła ją ponownie na kanapie. Poczuła się
przeraźliwie samotna, zupełnie jak w czasach, kiedy jeszcze nie znała Amira.
R S
26
Dobrze pamiętała dzień, kiedy po raz pierwszy weszła do jego gabinetu. Była
wtedy lekko przestraszoną dwudziestolatką, mocno zdenerwowaną przed czekającą ją
rozmową. Dostała posadę asystentki i nagle jej szary świat wypełnił się kolorami i
zapachami. To oczywiście było zasługą Amira.
Dzięki niemu szybko pozbyła się nieśmiałości. Owszem jej rolą było stanie w
cieniu Amira, jednak i na nią spływała część należnego mu splendoru.
Był pewnym siebie mężczyzną, świadomym swej pozycji, a Grace udzielało się
jego opanowanie. Od pierwszej chwili poczuła się przy nim bezpiecznie, a w biurze
czuła się lepiej niż w domu.
Szczerze mówiąc, pokochała go od pierwszego wejrzenia, chociaż nie od razu to
sobie uświadomiła. Jasne, wywarł na niej wielkie wrażenie. Ostatecznie był przy-
stojnym i bogatym księciem, ale na początku nie miała pojęcia, że to coś więcej niż
zwykłe zauroczenie. Szybko też przekonała się, że Amir reprezentuje sobą o wiele wię-
cej, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
Troszczył się o rodzinę, nie był mu też obojętny los rodaków. Przekazywał
ogromne sumy amerykańskim organizacjom dobroczynnym, zawsze z szacunkiem
odnosił się do starszych osób, uwielbiał dzieci. Ten obrazek wydawał się zbyt słodki i
idealny, ale był prawdziwy. Należało by jeszcze wspomnieć, że cechowała go wręcz
nieziemska cierpliwość i duża wyrozumiałość i wspaniałomyślność w kontaktach z
jego nieco upartą asystentką. Nie cenił jej jednak na tyle wysoko, by zaproponować
małżeństwo...
Przestraszyła się tej ostatniej myśli, tak niebezpiecznie śmiałej, wręcz szalonej.
Równocześnie jednak po raz pierwszy doszła do wniosku, że taki scenariusz byłby
możliwy.
Bo czy Amir nie powiedział, że nie oczekuje w małżeństwie miłości? Równie
dobrze mógł zatem poślubić Grace, bo przecież jej nie kochał.
R S
27
Spełniała też inne wymogi, o których wspomniał. Owszem, kiedyś była zahukana
i nieśmiało, jednak to się zmieniło. Dzięki Amirowi poznała wielu wpływowych ludzi,
nabrała ogłady, umiała się zachować w każdej sytuacji i w każdym towarzystwie. To
wszystko prawda, jednak przychodziło jej to o tyle łatwiej, że była asystentką i po
prostu dobrze wykonywała swój zawód.
Czy sprawdziłaby się również w roli żony Amira?
Jasne, bez problemu, pomyślała kpiąco. Grace Brown jako przyszła księżniczka...
Żałosne.
Oblało ją gorąco na wspomnienie rozmowy w limuzynie. Właśnie wtedy
zrozumiała, że nigdy nie wspomni Amirowi o swojej kandydaturze. Właśnie w tym
momencie porzuciła chore mrzonki, którymi tyle lat sekretnie się karmiła. To było
zaraz po tym, gdy powiedział, że chciałby się związać z atrakcyjną kobietą, bo takiej
partnerce łatwiej dochować wierności. Ależ była głupia... Wyśmiałby jej kandydaturę,
bo przecież w ogóle go nie pociągała.
W jednej sekundzie marzenia prysły niczym mydlana bańka, a już i tak
udręczone serce zalała fala dojmującego bólu.
Tej nocy na pewno nie zmruży oka. Będzie się zadręczać wizjami ponurej
przyszłości. Co ją czeka? Mężczyzna, którego kocha nad życie, wkrótce poślubi inną
kobietę. Jeżeli jej uczucie jest szczere, jeżeli naprawdę jest taka silna, za jaką się
uważa, pomoże mu znaleźć odpowiednią partnerkę.
Dlaczego?
Bo tylko ona wie, czego mu potrzeba do szczęścia. Jeżeli mu nie pomoże, Amir
poślubi jakąś pustą ślicznotkę i będzie sobie wmawiał, że właśnie tego pragnął. Celowo
unikał zaangażowania, by uniknąć bólu i rozczarowania. Bał się, że ktoś go zrani.
Jednak Grace dobrze wiedziała, do czego może doprowadzić taka postawa.
Rozumiała, że Amir po przeżytej tragedii woli być ostrożny. Każdy, kto się sparzył,
R S
28
dmucha na zimne. Jeżeli jednak zdecyduje się na małżeństwo bez miłości, jego serce z
czasem rzeczywiście zamieni się w głaz. Amir uważał, że to już dawno się dokonało,
ale to oczywista bzdura.
Musi działać, by go chronić przed sobą samym. Znajdzie mu taką żonę, która go
uszczęśliwi. To nic, że jej biedne serce z trudem zniesie kolejny cios. Znajdzie w sobie
dość siły, by przetrwać.
Amir zasiadł do śniadania, które zamówiła dla nich Grace. Wygląd dziewczyny
mocno go zaniepokoił. Była jeszcze bledsza niż zazwyczaj, a sińce pod oczami ozna-
czały, że dzieje się coś złego.
- Czy ty w ogóle spałaś? - spytał zatroskany. - Wyglądasz na zmęczoną. A może
coś ci dolega?
- Nic mi nie dolega, ale rzeczywiście prawie nie zmrużyłam oka - odparła ze
słabym uśmiechem.
- Z powodu mojej prośby?
- Tak.
- W takim razie zapomnij o wszystkim. Nie chcę, byś się zadręczała. - I tak
pracowała za ciężko, nie zamierzał przysparzać jej problemów. Obarczanie jej
dodatkowymi obowiązkami byłoby nie w porządku.
- Wszystko będzie dobrze.
- Co masz na myśli?
- Postanowiłam ci pomóc.
- Lepiej nie, jeśli przez to... - nie dokończył, tylko machnął ręką w jej kierunku. -
Wyglądasz okropnie - dodał zupełnie niepotrzebnie, bo i tak wiedziała, o co mu chodzi.
- Dziękuję, to bardzo miło z twojej strony - odparła zgryźliwie.
- Znamy się zbyt długo, bym obsypywał cię zdawkowymi i nieszczerymi
komplementami. Na pewno nic ci nie dolega?
R S
29
- Czuję się dobrze i naprawdę chcę ci pomóc.
- Co za ulga - wyrwało mu się, jednocześnie jednak poczuł lekkie ukłucie w
sercu.
- Miło mi to słyszeć - po raz pierwszy tego ranka uśmiechnęła się naprawdę bez
przymusu.
- Dziękuję. Tylko proszę, nie przemęczaj się, bo będę miał wyrzuty sumienia.
- Jasne. Założę się że jutro zapytasz, czy już sporządziłam listę odpowiednich
kandydatek.
- Potrafię być cierpliwy.
- Czyżby? Nie zauważyłam - odparła żartobliwie bez cienia irytacji.
Zerwał się z krzesła i podbiegł do Grace. Na chwilę zamknął ją w uścisku. To był
spontaniczny gest, zwykły przejaw wdzięczności.
Znieruchomiała, wyraźnie zakłopotana. Szybko jednak rozluźniła się i oparła
głowę na ramieniu Amira. Poczuł przyjemne ciepło jej ciała.
Nie wypuścił jej z uścisku.
Grace nie odepchnęła go, nie próbowała się wyrwać.
- Pachniesz cynamonem i jaśminem - mruknął, wtulając twarz w jej włosy.
Uwielbiał zapach jaśminu, który kojarzył mu się z dzieciństwem.
- Twoja matka przysłała mi szampon i kilka ręcznie produkowanych mydeł -
odparła zduszonym szeptem, nie podnosząc głowy z ramienia Amira.
Amir delikatnie uniósł jej głowę, potem spojrzał prosto w oczy.
- Moja matka przysyła ci prezenty? - spytał zdziwiony.
- Tak. Kiedy byłam w Zahrze po raz pierwszy, wspomniałam twojej matce, że
bardzo podobają mi się mydła i szampony, które na mnie czekały w łazience.
R S
30
- To znaczy, że matka cię polubiła - odparł. Dlaczego nie zauważył tego
wcześniej? Zapewne z góry założył, że wszyscy muszą lubić Grace. Owszem, bywała
uparta i brakowało jej pewności siebie, ale to tylko dodawało jej uroku.
- Ja też ją polubiłam.
- Miło mi to słyszeć - odpowiedział zgodnie z prawdą. Wszystko lepiej się
układa, jeśli najbliższa rodzina akceptuje twoich bliskich współpracowników.
Powinien natychmiast wypuścić Grace z ramion, bo sytuacja stawała się zbyt intymna.
Chciał się cofnąć, ale jego ramiona uparcie oplatały smukłą talię. Teraz, gdy Grace
uniosła głowę, jej usta znalazły się zaledwie kilka centymetrów od jego twarzy. Lekko
otwarte, jakby zachęcały do...
Jej oddech przyspieszył. Nie musiał jej się dokładnie przyglądać, by wiedzieć, że
jest coraz bardziej podniecona. Tym bardziej musiał trzymać swoje pożądanie na wo-
dzy, wykazać się zdrowym rozsądkiem.
Była zadziwiająco milcząca. Gdzie się podziała dawna Grace, która na
poczekaniu potrafiła dowcipnie bądź zgryźliwie skomentować sytuację? Dlaczego
nagle zabrakło jej słów?
Jak zwykle włożyła buty na niskich obcasach, ale i tak była wyższa od
większości kobiet, z którymi się spotykał. Nawet nie musiałby pochylać głowy, by ją
pocałować. Niemal czuł, jak powietrze wokół nich gęstnieje. W dodatku oczy Grace
pociemniały i nabrały blasku. Żebym tylko nie uległ tej pokusie, pomyślał.
Pragnęła go, ale była niewinna i nie miała pojęcia, czym mogą się skończyć takie
zabawy. Nie miała doświadczenia, a on nie przywykł do takich kobiet. Celowo wybie-
rał partnerki, które traktowały seks równie lekko jak on. Zresztą zmieniał je jak
rękawiczki, natomiast Grace trwała u jego boku już pięć lat. Nie chciał tego zmieniać.
Rozsądniej byłoby opanować pragnienie, jednak z drugiej strony Amir pragnął
zakosztować tej słodkiej niewinności.
R S
31
Rozległ się dźwięk jego notesu elektronicznego, przypominając o zbliżającym się
spotkaniu. Niemal równocześnie w drugim pokoju zabrzęczał notes Grace.
Całe szczęście, pomyślał Amir, wracając szybko do rzeczywistości. Odsunął się
od Grace.
- Moja przyszła żona powinna być mniej więcej twojego wzrostu. Świetnie do
mnie pasujesz.
Nie mógł uwierzyć, że powiedział coś równie niestosownego, jednak Grace nie
wyglądała na zdziwioną.
- Zapamiętam - odparła obojętnie.
Wróciła do swojego pokoju, odprowadzana wzrokiem przez zafrasowanego
Amira. Mało brakowało, a doszłoby do katastrofy, pomyślał zdegustowany swoim
brakiem opanowania. Co też mu strzeliło do głowy? Po co tak długo trzymał ją w
ramionach. Fakt, nie broniła się, dlatego postronny obserwator mógłby zinterpretować
jej zachowanie jako próbę flirtu. Jednak znał ją lepiej, wiedział, że Grace nie ma
pojęcia o wyrafinowanych gierkach.
Niepotrzebnie tak się podniecił, teraz będzie musiał się zmierzyć z narastającą
frustracją. Tak, zachował się jak ostatni idiota.
Gdyby pocałował Grace, na pewno wylądowaliby razem w łóżku.
A potem musieliby się rozstać.
Nie chciał jej stracić. Cenił ją zarówno jako pracownicę, jak i przyjaciółkę.
Powinien jak najszybciej się ożenić, a wtedy problem sam się rozwiąże.
Grace próbowała nie zerkać co chwilę na szefa, który właśnie prowadził
negocjacje z właścicielem firmy komputerowej. Amir zamierzał zainwestować w firmę
tego człowieka, ale rozmowy szły jak po grudzie. Dobrze przynajmniej, że Grace jak
zwykle zebrała sporo przydatnych materiałów. To był dobry interes, tylko głupiec
wypuściłby z rąk taką okazję, a Amir z pewnością nie należał do głupców. Zamiast
R S
32
jednak skoncentrować się na rozmowie, Grace błądziła myślami w zupełnie innych
rejonach. Na przykład przed chwilą doszła do wniosku, że Amir wygląda świetnie w
markowej sportowej marynarce, która podkreśla jego muskulaturę. A zaraz potem, z
dość zrozumiałych powodów zaczęła wspominać, co wydarzyło się dziś rano w
hotelowym apartamencie.
Co dziwne, właściwie nie umiałaby powiedzieć, co tak naprawdę się wydarzyło.
Czy naprawdę Amir miał ochotę ją pocałować? Przez chwilę była tego niemal
pewna. Trzymał ją w ramionach o wiele dłużej, niż wypadało, niż szef powinien obej-
mować pracownicę. Czy inni szefowie też w ten sposób obejmują podwładne?
Oczywiście, Amir nie przekroczył dopuszczalnej granicy, poza tym takie spontaniczne
gesty zdarzały mu się niezwykle rzadko. Ostatnio dwa lata temu, kiedy uściskał ją z
okazji urodzin. Właściwie co chciał w ten sposób wyrazić? Najpierw pomyślała, że to
tylko podziękowanie, bo ostatecznie zgodziła się pomóc mu przy wyborze żony.
Jednak jak na gest wdzięczności ten uścisk trwał stanowczo zbyt długo. A może trwał
tyle, bo Amir uważał ją za przyjaciółkę?
Jeżeli chodziło mu tylko o wyrażenie wdzięczności, to dlaczego zdecydował się
na to akurat teraz? Dlaczego nie zareagował tak spontanicznie nigdy wcześniej,
dopiero gdy Grace zgodziła się znaleźć mu żonę?
To były ważne sprawy, ale najbardziej chciałaby poznać odpowiedź na inne
pytanie, chociaż poznanie prawdy mogłoby złamać jej serce. Czy Amir czuł do niej coś
więcej poza przyjaźnią? Czy rzeczywiście miał ochotę ją pocałować?
Przez chwilę była tego niemal pewna, ale może był to jedynie wytwór jej chorej
wyobraźni. Czy gdyby jej marzenia się ziściły, Amir porzuciłby ją po kilku tygodniach
bez cienia żalu? Jego dotychczasowe związki właśnie tak się skończyły. A może
trzymał ją w objęciach tak długo, bo rzeczywiście chciał się przekonać, czy powinien
R S
33
poszukać wyższej partnerki. Wszystkie dziewczyny, z którymi się spotykał, były sporo
niższe od Grace.
Jeżeli chodziło mu tylko o to, powinna raz na zawsze wybić sobie z głowy chore
mrzonki. Chociaż czy może być coś piękniejszego niż uszczęśliwienie ukochanej oso-
by? A przecież jeśli znajdzie Amirowi dobrą żonę, przyczyni się do jego szczęścia.
- Grace?
Słysząc w głosie Amira z trudem powstrzymywane zniecierpliwienie,
gwałtownie poderwała głowę. Amir i jego rozmówca patrzyli na nią wyczekująco.
- Zapisałaś wszystko?
Ze wstydem przyznała się do braku uwagi i poprosiła o powtórzenie ostatnich
ustaleń. Czuła, jak jej policzki płoną. Jeszcze nigdy nie wykazała się takim brakiem
profesjonalizmu. Wiedziała, że Amir będzie chciał poznać przyczynę jej karygodnego
roztargnienia. Rozmówca Amira, Jerry, robił wszystko, by zbagatelizować całą sprawę.
Spokojnie powtórzył, o czym rozmawiali. Jego zachowanie sprawiło, że powoli
odzyskiwała pewność siebie. Uśmiechnęła się do Jerry'ego o wiele serdeczniej, niż
miała w zwyczaju. Coś jej mówiło, że szybko zaprzyjaźniłaby się z tym sympatycznym
mężczyzną. Czas pokaże, co wyniknie z tej znajomości. Dzięki właśnie nawiązanym
kontaktom biznesowym Jerry będzie częstym gościem w biurze Amira.
- Szkoda, że masz firmę akurat tutaj - powiedziała, zanim zdążyła pomyśleć.
- Nie, raczej szkoda, że to wy nie macie tutaj biura - odparł.
- To przecież żadna tragedia. W dzisiejszych czasach odległość nie ma znaczenia.
- Ton Amira był niemal lodowaty, co nie uszło uwagi Grace.
- On jest zły, bo nie śledziłam uważnie waszej rozmowy - Grace uśmiechnęła się
przepraszająco do Jerry'ego.
- On nie lubi, kiedy ludzie go obgadują w jego obecności - wycedził Amir.
R S
34
- Bardzo przepraszam. - Jerry był naprawdę zakłopotany i tylko dlatego Grace
powstrzymała się od komentarza, który miała na końcu języka.
Kilka minut później, kiedy Amir i Jerry umawiali się na kolację, by uczcić
właśnie zakończone negocjacje, Jerry poprosił, by Grace im towarzyszyła. Zanim
zdążyła wymyślić zręczną wymówkę, Amir oświadczył, że to raczej niemożliwe, bo
Grace ma jeszcze dużo pracy.
Chętnie powiedziałaby, co myśli o zachowaniu szefa, ale uznała, że nie wypada
wszczynać awantury w obecności Jerry'ego.
Jednak kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi, napadła na Amira:
- Co jest na tyle pilne, że muszę zrezygnować z kolacji?
- Obiecałaś znaleźć mi żonę. Czyżbyś już zapomniała?
- Jeszcze nie mam sklerozy, ale jak tak dalej pójdzie, wyląduję w wariatkowie.
- A to dlaczego?
- Odrzuciłeś w moim imieniu zaproszenie na kolację. Nie sądzisz, że to nieco
aroganckie zachowanie? Dlaczego z góry zakładasz, że zgodzę się pracować po
godzinach?
- Zawsze się zgadzałaś.
- Tak, ale najpierw pytałeś mnie o zgodę. Jeśli chcesz wiedzieć, nie zamierzam
dzisiaj szukać dla ciebie żony.
- Miałaś ochotę iść na kolację z Jerrym?
- Jasne, czemu nie?
- To może zostanę w hotelu, a wy pójdziecie poszaleć?
- O co ci chodzi?
- Coś mi się wydaje, że wpadł ci w oko.
- A z czego to wywnioskowałeś? Bo chcę pójść z nim na kolację?
- Flirtowałaś z nim?
R S
35
- Nigdy z nikim nie flirtuję. - Nawet nie wiedziałabym, jak się do tego zabrać,
dodała w myślach.
- Cały czas szczerzyłaś do niego zęby.
- A co, nie wolno? Ty też się do niego uśmiechałeś.
- To zupełnie co innego.
- Przecież zawsze zabierasz mnie na służbowe kolacje - spróbowała z innej
beczki.
- Nieprawda. Nie byłaś na kolacji z Sandorem Christofidesem, tym armatorem.
Pamiętasz?
O co mu chodzi? - pomyślała coraz bardziej zdenerwowana. Zachowuje się
naprawdę dziwnie.
- Przecież musiałam wtedy polecieć do Seattle, żeby przygotować konferencję.
- Po prostu chciałem ci tylko udowodnić, że nie zawsze chodzisz ze mną na
kolacje służbowe. Nie rozmawialiśmy o przyczynach. Cóż, oczekuję, że zaczniesz jak
najszybciej szukać mi żony.
- Zacznę, kiedy uznam za stosowne, na pewno nie dzisiaj. Wolałabym spędzić
wieczór w miłym towarzystwie, przy dobrym jedzeniu. Robimy interesy z Jerrym i..
- To ja robię interesy z Jerrym.
Czy nie wystarczy, że mam mu szukać żony? Chce mnie trzymać na większy
dystans również w sprawach zawodowych? Czym sobie na to zasłużyłam?
- O co ci chodzi? Nigdy nie byłeś taki niegrzeczny.
- Zauważyłem, jak Jerry na ciebie patrzy.
- Co takiego? Masz mu złe, że wziął mnie w obronę przed nieznośnym szefem?
- Wcale nie jestem nieznośny. - Amir wyraźnie złagodniał.
- Przyznaj jednak, że zachowałeś się niegrzecznie.
- Po co znów do tego wracać?
R S
36
- Ja jeszcze nie skończyłam - prawie krzyknęła.
- Zostawmy to.
- No proszę, coraz lepiej.
- Mam zadzwonić do Jerry'ego i odwołać spotkanie? - Amir dobrze wiedział,
kiedy ustąpić. - Skoro nie chcesz jeść sama, dotrzymam ci towarzystwa.
Nie życzyła sobie, by się nad nią litował. Owszem, kiedy zaczynała pracę, była
zahukana i nieśmiała, ale to już przeszłość.
- Nie ma mowy. Jerry mógłby pomyśleć, że nie jesteś słowny i często zmieniasz
zdanie. To zrobiłoby złe wrażenie.
- Zostaniesz w hotelu i zajmiesz się tym, o co prosiłem?
- Nie, zjem kolację w mieście. Z pewnością wrócę zbyt późno, by potem jeszcze
pracować. A teraz bardzo przepraszam, ale muszę się przebrać.
Wymaszerowała z pokoju, nie dając Amirowi szansy na odpowiedź. Postanowiła,
że dziś wieczorem naprawdę zaszaleje.
Wychodząc, Grace energicznie zatrzasnęła drzwi. Lekko oszołomiony Amir
przez chwilę milczał, a potem krzyknął do czterech ścian:
- Poszukaj mi żony, która umie zamykać drzwi delikatniej niż ty.
Odpowiedziało mu kolejne głośne trzaśnięcie drzwiami, tym razem do łazienki.
Do diabła, co się dzieje? Jeszcze przed chwilą negocjował korzystny kontrakt, a
już w następnej minucie rozsadzała go wściekłość. Czy Grace naprawdę zamierzała
wyjść sama wieczorem do miasta? Życie nocne być może nie kwitło tu tak jak w
Nowym Jorku, jednak Boston z pewnością mógł się poszczycić sporą liczbą nocnych
klubów. Czy Grace rzeczywiście planowała trochę się zabawić?
Niedoczekanie!
W jego ojczyźnie jedyną dostępną nocną rozrywką było obserwowanie księżyca
na pustyni. Otóż to, powinni tam pojechać. Czas, by spotkał się z ojcem i braćmi, po-
R S
37
rozmawiał z nimi o interesach. Grace miałaby okazję poprosić jego matkę o kolejną
partię pachnących mydełek i szamponów.
A jak powinien postąpić dzisiaj wieczorem? W zasadzie nie miał wielkiego
wyboru. Po pierwsze mógł zabrać Grace na kolację z Jerrym. Ten facet naprawdę z nią
flirtował. Te spojrzenia, te uśmieszki... Amir nie wierzył, że Jerry'ego oczarowała
uroda Grace. Raczej uznał ją za łatwy łup i postanowił skorzystać z okazji.
Druga możliwość była o wiele mniej atrakcyjna. A gdyby tak puścić Grace samą
do miasta? Jednak była w bardzo bojowym nastroju, gotowa popełnić jakieś głupstwo,
którego później bardzo by żałowała. Nie, lepiej zabrać ją na kolację z Jerrym,
przynajmniej będzie ją miał na oku.
Nie pozwoli, by tych dwoje się spiknęło.
R S
38
ROZDZIAŁ TRZECI
Grace zapięła pasy, poprawiła się w fotelu i wyjrzała przez okno prywatnego
odrzutowca na mokrą płytę lotniska. Padał ulewny deszcz, jak to w Nowym Jorku na
wiosnę. Przynajmniej na pustyni będzie ciepło i sucho. To jednak zbyt błahy powód,
by lecieć do Zahry.
- Powiedz mi, po co tak naprawdę lecimy do domu? - Zapytała Amira.
Amir nie skomentował jej przejęzyczenia, a przecież nie miała prawa nazywać
Zahry swoim domem. Urodziła się na małej farmie w stanie Nowy Jork. Kto by
pomyślał, że zwykła wiejska dziewczyna, która zdobyła wykształcenie w pobliskim
miasteczku, zostanie osobistą asystentką księcia?
- Amir?
- Co mówiłaś?
- O czym tak intensywnie rozmyślasz, skoro nawet nie słyszysz, co do ciebie
mówię?
- Tak to już jest, kiedy wracam do domu. Przepełnia mnie nostalgia, ale też
niecierpliwość. Chciałbym jak najszybciej zobaczyć ludzi i miejsca, za którymi tak
bardzo tęsknię.
- Czy to dlatego lecimy do Zahry dwa miesiące wcześniej, niż miałeś w planach?
Tęsknisz za rodziną?
- To jeden z powodów.
- A jakie są te pozostałe, jeśli wolno zapytać?
- Nie wolno
- Ach tak... - A zatem jej podejrzenia okazały się słuszne. To, czego się obawiała
od chwili, kiedy ojciec znalazł Amirowi narzeczoną, powoli stawało się faktem. Odsu-
wał ją od siebie, budował wokół siebie przestrzeń, do której nie miała dostępu. -
R S
39
Rozumiem. Nie szkodzi, przynajmniej będę miała czas, by skończyć sprawozdanie dla
twojego ojca.
- Piszesz sprawozdania dla mojego ojca?
- Tak, prosił o więcej informacji na temat umowy z armatorem. Wspominałam ci
o tym, nie miałeś nic przeciwko temu. Czyżbyś zmienił zdanie?
- Nie, skądże, po prostu o tym zapomniałem.
- To do ciebie niepodobne.
- Miałem tyle spraw na głowie.
Pewnie takich, o których nie zamierza ze mną porozmawiać, pomyślała. Skoro
chce mieć sekrety, trudno, nie będę prosić, by mi się zwierzył, postanowiła.
- Może porozmawiamy o moim prywatnym zleceniu. Czy już znalazłaś jakąś
kandydatkę na moją żonę?
W sumie to zabawne, że traktował całą sprawę jak kolejny interes. Nie było w
tym krzty romantyzmu.
- Jeszcze nad tym pracuję. Porozmawiamy, jak skończę, dobrze?
- Hm, a tydzień temu denerwowałaś się, że będę chciał mieć tę listę następnego
dnia.
- Owszem, denerwowałam się, ale nie obiecałam, że tak prędko się uwinę. -
Zwłoka nie była wcale spowodowana względami osobistymi. Chodziło o coś innego.
Żadna z kandydatek nie wydawała się Grace dość dobra.
- No to może wreszcie teraz nad tym popracujesz. Straciłaś dużo czasu, włócząc
się z Jerrym po Nowym Jorku.
Nie była zdziwiona, kiedy tamtego wieczoru w Bostonie mimo wszystko zabrał
ją na kolację z Jerrym. Była wściekła na Amira, ale nie chciała robić przykrości
Jerry'emu. Była natomiast bardzo zdumiona, gdy dwa dni później Jerry zawitał do
R S
40
Nowego Jorku. Przyjechał służbowo, by spotkać się z grafikiem pracującym dla jego
firmy.
- Prawie zawsze nam towarzyszyłeś.
- Akurat nie miałem nic pilnego do roboty.
- Ależ my mamy zawsze mnóstwo pracy. Mimo wszystko trzeba wiedzieć, kiedy
zrobić sobie przerwę.
- A ty postanowiłaś spędzić ten wolny czas z Jerrym.
- Tak samo jak ty.
Amir już otwierał usta, jednak powstrzymał się od odpowiedzi.
- Jeżeli tak bardzo ci się spieszy, odłożę pisanie sprawozdania dla twojego ojca
na później i zajmę się twoimi sprawami. Twój ojciec na pewno zaakceptuje takie roz-
wiązanie.
- Nie zamierzam go wtajemniczać w moje prywatne sprawy.
- W porządku.
- Ależ jesteś złośliwa - mruknął, widząc jej triumfalny uśmieszek.
- Uczyłam się od mistrza.
Amir ukradkiem obserwował Grace. Zaczęła ziewać na długo przed tym, nim
ukończyła sprawozdanie dla jego ojca i zamknęła laptopa. Tak, rzeczywiście pobierała
nauki u mistrza. Uśmiechnął się na myśl o jej ciętej odpowiedzi. Była jedną z
nielicznych osób, które wygrywały z nim słowne potyczki.
Gdy uniosła głowę, zobaczył, że ma cienie pod oczami.
Ostatnio za dużo pracowała, a za mało czasu poświęcała na wypoczynek. Czyżby
tak bardzo absorbowało ją prywatne zlecenie szefa? Może powinien poprosić matkę,
by pomogła Grace, ale wówczas wypadałoby poprosić o radę również ojca. Nie,
zdecydowanie wolał sam rozwiązywać osobiste problemy. Z drugiej jednak strony nie
R S
41
chciał narażać zdrowia Grace na szwank. Podejmie decyzję w zależności od tego, jak
rozwinie się sytuacja.
Może matka zgodzi się utrzymać całą rzecz w tajemnicy, dopóki Amir nie
podejmie ostatecznej decyzji.
Zdziwił się, gdy Grace nie dociekała, co też ostatnio zaprzątało jego myśli.
Powinno ją zastanowić, że zapomniał o sprawozdaniu, które miała przygotować dla je-
go ojca. Może była zbyt zmęczona, by wypytywać Amira, a jemu taka postawa była na
rękę. W ciągu pięciu lat wspólnej pracy bardzo się z sobą zżyli, rozmawiali szczerze na
wiele tematów, ale wcale nie chciał roztrząsać z nią stanu swego ducha. Oboje mogliby
poczuć się skrępowani. Po prostu potrzebował kobiety, to wszystko. Niestety ostatnio
był tak bardzo zajęty, że nie starczyło mu czasu na żadną randkę.
Owszem, zaproponował kilka dni przed podróżą, by wybrali się do klubu, jednak
na wieść o tym Grace zareagowała oburzeniem. Uważała, że skoro zamierzał się
ożenić, nie powinien spotykać się z innymi kobietami. No tak, niepoprawna
romantyczka. Chyba zupełnie nie rozumiała, że zdrowy mężczyzna ma swoje potrzeby.
Próbował z nią o tym dyskutować, ale w końcu ustąpił. Za bardzo zależało mu na
jej pomocy, a także na tym, by towarzyszyła mu w podróży do Zohry. Owszem, był jej
szefem i mógł jej to nakazać, jednak Grace doskonale potrafiła piętrzyć różne
przeszkody. W każdym razie zdecydowanie odmówiła wyjścia do klubu.
Ciekawe, dlaczego, nigdy wcześniej nie robiła takich trudności, ale wolał nie
naciskać, bo ostatnio była w kiepskiej formie psychicznej. Gdyby poszedł sam,
mogłaby poszukać innego towarzystwa do zabawy, by odreagować stres. Kto wie, czy
nie spotkałaby się z Jerrym, który akurat przebywał w Nowym Jorku.
Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, Amir uznał, że zamiast ciągnąć Grace
do klubu, zabierze ją na kolację. I tak musieli jeszcze uzgodnić kilka szczegółów
związanych z podróżą do Zohry.
R S
42
Musiał ją chronić, chociaż gdyby to usłyszała, na pewno by go wyśmiała. Może i
była świetną asystentką, ale nie miała żadnego doświadczenia w sprawach damsko-
męskich. Nie rozumiała, że Jerry szukał okazji, by się zabawić. Taka naiwna
dziewczyna jak Grace byłaby dla niego łatwym łupem. Bardzo różniła się od kobiet, z
jakimi Amir lubił się umawiać. Jako łatwowierna romantyczka dałaby się omotać
każdemu zręcznemu podrywaczowi, a potem musiałaby długo leczyć złamane serce.
Tak, zdecydowanie powinien ją chronić. Był jej szefem i ponosił za nią pełną
odpowiedzialność.
Grace leciutko sapnęła i poprawiła się w fotelu. Dlaczego Amir dopiero teraz
zauważył, że jego asystentka jest bardzo atrakcyjną kobietą? Aż dziw, że wokół niej
nie kłębił się tłum facetów. Dopiero Jerry docenił jej urok. Nie chodziło tylko o jej
atrakcyjność seksualną. Grace była szczera, inteligentna, życzliwa, aż chciałoby się ją
przytulić...
Co też mu przychodzi do głowy! Stwierdzenie, że chciałoby się ją przytulić, nie
jest chyba właściwe, gdy mówimy o osobistej asystentce.
Dlaczego właśnie teraz dostrzegł te zalety Grace, na które wcześniej nie zwracał
uwagi?
I znowu wracam do punktu wyjścia, pomyślał znużony. Po burzliwym rozstaniu
z Tisą, nie był na żadnej randce. Zaraz, skoro zerwał z nią tydzień przed niespo-
dziewaną wizytą brata, to nie miał kobiety już od ośmiu tygodni. Wiedział, że to
żałosne i głupie, ale ta sytuacja zaczynała mu się dawać we znaki.
Co gorsza, nie zanosiło się na poprawę. Życie nocne w Zohrze nie istniało.
Owszem, dzięki temu będzie miał oko na Grace, ale sam też na tym ucierpi.
A jakiś niezobowiązujący romansik? Nic z tego, już ojciec i bracia dopilnują, by
zachowywał się jak należy. Cóż, powrót w rodzinne strony oznaczał wiele wyrzeczeń,
ale co tam, miło będzie zobaczyć bliskich.
R S
43
Był najmłodszym z braci, a to, jak twierdziły zgodnie Grace i jego matka,
odcisnęło trwały ślad na jego psychice. W praktyce oznaczało to, że skoro jako dziecko
zmuszony był podporządkować się starszym braciom, teraz wręcz obsesyjnie dążył do
pełnej niezależności.
Ojciec dobrze wiedział, co dzieje się w jego duszy, dlatego zlecił mu
prowadzenie firmy w Nowym Jorku, z dala od rodziny. Khalil został dyplomatą i
aktualnie przebywał w Grecji, a Zahir, najstarszy z braci, został w kraju, ponieważ to
on miał odziedziczyć tron po ojcu.
Amir dopiero teraz zdał sobie sprawę, że cały czas delikatnie gładzi twarz śpiącej
Grace. Powinien natychmiast przestać, ale nie mógł.
Westchnęła rozkosznie, a potem wyszeptała jego imię. Z trudem powstrzymał się
przed pocałunkiem. Ciekawe, o czym śniła.
R S
44
ROZDZIAŁ CZWARTY
Z ociąganiem odsunął rękę od policzka Grace. Nie chciał jej obudzić, a poza tym
nawet tak niewinny dotyk bardzo go podniecił.
- Czy podać coś do picia, proszę pana? - nad Amirem nachylał się grzecznie
uśmiechnięty steward.
- Poproszę kieliszek wódki.
- Już przynoszę, Wasza Wysokość.
- Proszę mnie tak nie tytułować. „Pan" zupełnie wystarczy.
- Bardzo przepraszam, Wasza Wysokość - policzki stewarda pokryły się
rumieńcem. - Zachowałem się nieodpowiednio.
A niech to, pomyślał Amir. Domyślał się, że cała załoga dostała niezłą szkołę od
osobistego kamerdynera króla Faruka.
- Nic się nie stało.
- Nie chciałbym stracić tej pracy, Wasza Wysokość.
Amir ze zrozumieniem pokiwał głową. No tak, w końcu jestem księciem,
pomyślał. Czasami zastanawiał się, czy kiedykolwiek chciałby zasiąść na tronie, ale nie
umiał odpowiedzieć sobie na to pytanie. Nigdy natomiast nie zazdrościł Zahirowi, bo
miał absolutną pewność, że brat będzie świetnym władcą.
Po chwili steward wrócił z oszronionym kieliszkiem wódki i butelką wody
mineralnej.
- Powiedziała, że jeśli książę poprosi o alkohol, mam też podać wodę - wyjaśnił,
zerkając na śpiącą Grace.
A to mała tyranka, pomyślał rozbawiony Amir, ale nie poprosił o zabranie wody.
Grace święcie wierzyła, że spożywany alkohol należy bezwzględnie popijać wodą lub
R S
45
sokiem owocowym. Jakże śmiałby z nią dyskutować? Odkąd ją zatrudnił, był jednym z
najlepiej nawodnionych ludzi na świecie, no i nie miewał kaca.
Wiedział, czym może się skończyć nadużywanie alkoholu. Wspomnienie tych
strasznych czasów po śmierci Jasmine było na tyle gorzkie i bolesne, że nie wystarczy-
łoby morze wódki, by je zagłuszyć.
Nigdy więcej nie chciałby się znaleźć w takim stanie ducha, tak zupełnie się
zatracić. Upijał się do nieprzytomności, każdą wolną chwilę spędzał na mocno zakra-
pianym przyjęciu, na szczęście dość szybko się opamiętał, mniej więcej po czterech
miesiącach. Nadal jednak pamiętał pewien upiorny poranek, kiedy to obudził się nie-
przytomny i skacowany na kamiennej balustradzie balkonu przylegającego do jego
sypialni.
To cud, że nie spadł i nie skręcił sobie karku. No, może by się nie zabił, bo
sypialnia mieściła się na pierwszym piętrze, ale na pewno nieźle by się poturbował. I w
imię czego? By połączyć się w zaświatach z ukochaną? Bzdura, takie
melodramatyczne gesty nie były w jego stylu. Miał za dużo hartu ducha, by pogrążyć
się w obezwładniającej desperacji.
Nie potrzebował miłości. Zbyt silne emocje powodują, że stajemy się bezbronni,
podatni na ciosy. Wolał na stałe związać się z kobietą, która zaakceptuje małżeństwo z
rozsądku.
Wypił wódkę i wodę, zapiął pas i zamknął oczy. W kabinie natychmiast
przygasły światła. A zatem steward był nie tylko świetnie wyszkolony, ale też
spostrzegawczy.
Grace obudził niezbyt głośny, ale uporczywie powtarzający się niski dźwięk.
Poczuła miłe ciepło i zapach wody kolońskiej Amira. Nic dziwnego, skoro szef trzymał
ją w ramionach. Ktoś troskliwy podłożył jej pod głowę poduszkę. Światła w kabinie
R S
46
były wygaszone, okna zasłonięte, paliły się tylko światełka wskazujące drogę ewaku-
acyjną.
Wiedziała, że powinna się odsunąć, zanim Amir się obudzi, ale chciała jeszcze
przez chwilę nacieszyć się jego bliskością. Z pewnością znalazła się w jego ramionach
nie dlatego, że ją objął, a dlatego, że odruchowo przytuliła się do niego. Miałby ją
obejmować? Co za śmieszne przypuszczenie.
Chętnie przysunęłaby się jeszcze bliżej, pogładziła go po policzku. Kto wie, czy
kiedykolwiek nadarzy się podobna okazja. Tak miło było napawać się tą chwilą.
Wróciła myślą do dnia, w którym zrozumiała, że wszystkie sensacje, jakie
odczuwa w obecności Amira to po prostu miłość. Był pierwszym mężczyzną, który ją
oczarował. Do tej pory w ogóle nie zwracała uwagi na płeć przeciwną, nawet nie
umawiała się z nikim na randki. Nie miała żadnego doświadczenia i nie umiała rozpo-
znać objawów zauroczenia. Owszem, w obecności Amira jej serce przyspieszało, ale
sądziła, że to z powodu zdenerwowania.
Kiedy rwał jej się oddech, uznała, że prawdopodobnie cierpi na astmę. Kiedy
odczuwała dziwne sensacje w dole brzucha, zdiagnozowała je jako skurcz mięśni.
A potem przeżyła chwilę potwornego wstydu. Szczegółowo opisała wszystkie
objawy sympatycznemu starszemu lekarzowi, który wysłuchał jej z uśmiechem, a
potem odparł, że takie przypadłości są udziałem ludzi dręczonych przez
niezaspokojone pożądanie.
Kiedy już trochę ochłonęła, doszła do wniosku, że lekarz po prostu postawił złą
diagnozę. Jednak już następnego dnia zmieniła zdanie. Wystarczyło, że Amir jej
dotknął - a było to naprawdę niewinne muśnięcie - i niepokojące objawy natychmiast
powróciły. Jej zmysły zupełnie wymknęły się spod kontroli. Pragnęła pieścić i być
pieszczona...
R S
47
Poczuła się jak kompletna idiotka. Już następnego dnia zakupiła poradnik
„Radość z seksu", ale nie odniosła zbyt wielkich korzyści z lektury. Książka była
adresowana do osób aktywnych seksualnie, zaś Grace nie miała w tej dziedzinie
żadnego doświadczenia. Kiedy dotarła do rozdziału o pobudzaniu łechtaczki, prawie
umarła ze wstydu. Z trzaskiem zamknęła książkę i wrzuciła na dno szuflady.
Pewnego dnia podsłuchała rozmowę dwóch kobiet, dzięki czemu znalazła nowe
źródło inspiracji. Otóż postanowiła zacząć czytać romanse. To była trafiona decyzja,
bo dzięki lekturze tych powieści lepiej zrozumiała, co się z nią dzieje. Reakcje ciała i
psychiki, które do tej pory ją niepokoiły, stały się bardziej zrozumiałe. Bardzo żałowa-
ła, że kiedykolwiek sięgnęła po poradnik na temat seksu. Mogła oswoić tę sferę życia
bez wstrząsu, który stał się jej udziałem. Zresztą to właśnie dzięki lekturze romansów
zrozumiała, co się z nią dzieje.
Była zakochana.
Po uszy, beznadziejnie.
Amir poruszył się przez sen, a Grace poruszyła się razem z nim, by go nie
obudzić. Ta bliskość wydała jej się nie tylko wspaniała, ale też jak najbardziej
naturalna. Zamknęła oczy i spróbowała sobie wyobrazić, jak będzie wyglądało jej życie
po rozstaniu z Amirem. Wkrótce nie będą mogli się przyjaźnić, może nawet przestaną
razem pracować.
Odsunęła na bok wszystkie smutne myśli. Na zmartwienia przyjdzie jeszcze czas,
teraz powinna cieszyć się chwilą. Przytulała się do ukochanego, słuchała jego mia-
rowego oddechu i bicia serca. Mogłaby tak trwać całą wieczność...
Amir znowu się poruszył przez sen. Przesunął ręką wzdłuż boku Grace, położył
dłoń na jej biodrze. Westchnęła zadowolona. Tak, tu było jej miejsce, w ramionach
Amira. Szkoda, że tego nie dostrzegł. Oczywiście nie mógł tego wiedzieć, bo starannie
ukrywała swoją tajemnicę. Nie rozmawiała z nim o tym, ograniczała się do snucia
R S
48
rozpalających zmysły fantazji, i tak już miało pozostać. Jeżeli natychmiast się nie
odsunie, znajdzie się w nader kłopotliwej sytuacji.
Delikatnie wysunęła się z ramion Amira, odwróciła się, przycisnęła czoło do
zimnej ściany. Chłodna pustka - właśnie tak będzie wyglądała jej przyszłość.
Amir obudził się w pełni przytomny, jak zawsze. Nie potrzebował czasu, by
dojść do siebie. Grace nadal spała, z głową opartą o ścianę. Na pewno było jej
niewygodnie, dlatego Amir delikatnie przesunął ją na oparcie fotela, tak by opierała
głowę o poduszkę.
Gdy steward zapytał, czy zapalić światła, Amir zbył go niecierpliwym
machnięciem ręki. Nie było sensu budzić Grace, bo do lądowania zostało jeszcze około
czterdziestu minut. Jego asystentka zasłużyła sobie na solidny wypoczynek.
Piętnaście minut później poprosił o zapalenie świateł, a także herbatę dla Grace i
kawę dla siebie.
Grace najpierw zmarszczyła, potem zamrugała, w końcu powoli otworzyła oczy.
Uśmiechnęła się, jeszcze nie do końca rozbudzona. Zobaczył w jej orzechowych
oczach emocje, których nie umiał, a także nie miał odwagi nazwać.
- Cześć, Amir.
- Witam.
Usiadła prosto, już zupełnie rozbudzona. Poduszka, o którą opierała głowę,
spadła na fotel.
- Jak długo spałam?
- Kilka godzin, ale ja też zasnąłem.
- Wiem.
- No tak, na pewno obudziłaś się w środku nocy. Zawsze tak robisz podczas
długich lotów.
- Tak - odparła i nieoczekiwanie oblała się rumieńcem.
R S
49
- Czy coś się stało? - spytał zaniepokojony.
- Nic, czemu nie zaradziłaby filiżanka gorącej herbaty - odpowiedziała i
uśmiechnęła się z przymusem.
- Steward zaraz przyniesie ci herbatę, już go o to poprosiłem.
- Dziękuję.
- Muszę o ciebie dbać, skoro do mnie należysz. Roześmiała się, ale jej oczy
pozostały smutne.
- Amir, średniowiecze już się skończyło. Pracuję dla ciebie, ale nie jestem twoją
własnością.
Miał na ten temat inne zdanie, lecz zachował je dla siebie. Trudno byłoby
dyskutować z jej racjonalnymi argumentami, ale naprawdę czuł inaczej.
Grace i Amir weszli do prywatnej jadalni w pałacu. Posiłki jadali tu wyłącznie
członkowie królewskiej rodziny oraz ich najbliżsi przyjaciele, jednak trudno byłoby
nazwać to pomieszczenie skromnym. Uwagę zwracała piękna drewniana podłoga
ułożona w zawiły wzór oraz stojący na środku pomieszczenia ogromny stół.
Król Faruk często podkreślał, że podczas rodzinnych posiłków każdy może zająć
dowolne miejsce przy stole.
Było to niezwykle demokratyczne podejście, ale Grace wiedziała swoje. Król po
prostu uznał, że każdy z synów doskonale zna swoje miejsce i nie trzeba mu o tym
przypominać. Żaden z nich nie ośmieliłby się usiąść u szczytu stołu. Mimo to Grace od
razu polubiła króla Faruka.
Przypominał jej ojca, który też żelazną ręką rządził całą rodziną, uznając to za
rzecz jak najbardziej naturalną. Obaj mężczyźni z równą troską i oddaniem opiekowali
się najbliższymi.
Ojciec doskonale zdawał sobie sprawę, że Grace dusi się w małym miasteczku.
To on ją namówił na wyjazd do większego miasta i dalszą naukę. Początkowo bardzo
R S
50
się wzdragała przed tym pomysłem. Nieśmiała i zahukana, nie wierzyła, że sobie
poradzi w nowym środowisku. Jednak ojciec się uparł, niemal siłą wypchnął ją z
rodzinnego domu na szersze wody. Teraz była mu za to wdzięczna.
Kiedy mu dziękowała, odparł skromnie, że zawsze chciał, by była szczęśliwa i
wierzył w jej sukces. Mama zareagowała bardziej emocjonalnie. Na wieść, że Grace
dostała pracę u Amira, wybuchła płaczem. Były to łzy wzruszenia i szczęścia. A potem
przyznała, że najbardziej cieszą ją zmiany w charakterze Grace. Każdy rodzic cierpi,
kiedy jego dziecku brakuje pewności siebie.
Grace nie miała pojęcia, dlaczego była takim nieśmiałym dzieckiem. Nawet
teraz, kiedy wracała do domu, natychmiast zamykała się w swojej skorupie. Na
szczęście tylko na krótko, co dowodziło, że ojciec miał rację, wierząc w jej siłę
przebicia.
Możliwe, że była taka skryta, bo zawsze wolała stać z boku niż ściągać na siebie
uwagę innych. Niestety trudno jej było ukryć się w tłumie. Była wyższa od większości
koleżanek i kolegów, no i miała kręcone rude włosy. Nie bez znaczenia był fakt, że
pochodziła z wielodzietnej rodziny.
Jej bracia i siostry wykazywali się różnorodnymi uzdolnieniami, Grace natomiast
uważała siebie samą za osobę bardzo przeciętną. Dopiero gdy podjęła pracę u Amira,
przekonała się, że jest dobrze zorganizowana, skrupulatna i odpowiedzialna. Każda
pomyłka mogła kosztować firmę miliony dolarów, na szczęście Grace nigdy się nie
myliła. To dodawało jej pewności siebie.
Po wejściu do jadalni Grace zajęła miejsce obok królowej Adary.
- Grace, miło cię znowu widzieć - przywitała ją matka Amira.
- Dziękuję za ciepłe przywitanie, Wasza Wysokość. Dobrze jest znów tu gościć.
- Cieszę się, że tak uważasz. Amir kocha swój kraj.
R S
51
- Szkoda, że interesy zmuszają go do przebywania poza ojczyzną. - Grace
pozwoliła, by służący rozłożył jej na kolanach lianą serwetkę.
- Tak to już jest. - Królowa pokiwała głową. - Mój mąż postanowił, że każdy z
naszych trzech synów powinien mieszkać i działać gdzie indziej. To mądra decyzja.
- No tak, a ponieważ Amir jest najmłodszy, nie ma powodu, by przebywał w
ojczyźnie, prawda? - Grace nie miała pojęcia, co ją napadło, żeby zadać takie napastli-
we pytanie.
Nie chciała stawiać królowej w kłopotliwej sytuacji, po prostu wiedziała, jak
bardzo Amir tęsknił za ojczyzną. Owszem, cenił sobie uroki życia w Nowym Jorku,
jednak najszczęśliwszy był na pustyni.
Pomimo obaw Grace królowa nie wydawała się zgorszona, co więcej, na jej
ustach zagościł przyjazny uśmiech.
- Cieszę się, że mój syn ma taką lojalną asystentkę. Szczęściarz z niego -
powiedziała.
- To ja jestem szczęściarą, bo wykonuję pracę, którą kocham.
- Naprawdę świetnie sobie radzisz. Mój syn powinien być z ciebie dumny -
królowa uścisnęła dłoń Grace.
Amir, zatopiony w rozmowie z ojcem, zauważył ten gest. Zmarszczył brwi i
zapytał:
- A co wy tam znowu knujecie?
Grace dobrze wiedziała, czego się obawiał. Przecież zawsze była lojalna, nigdy
nie zdradziłaby matce jego tajnych planów.
- Rozmawiamy o twojej miłości do ojczyzny - wyjaśniła, chcąc go uspokoić.
- Grace jest przykro, że musisz mieszkać tak daleko od rodziny - dodała królowa.
- Przykro? Niepotrzebnie - powiedział, nieco zbity z tropu. - Przecież wiesz, że
bardzo lubię Nowy Jork.
R S
52
- Oczywiście, ale na pewno wolałbyś mieszkać tutaj.
- Wtedy jednak nie mógłbym tak dobrze zarządzać rodzinną firmą.
Grace była odmiennego zdania, jednak nie wiedziała, jak ubrać swe wątpliwości
w słowa. Zanim zdołała coś wymyślić, głos zabrał sam król.
- Tak już musi być - oświadczył z mocą, co kładło kres dalszej dyskusji, a
zarazem przesądzało o losie Amira.
Nie działa mu się żadna krzywda, a jednak Grace zrobiło się go żal. Owszem,
lubił Nowy Jork, jednak było coś okrutnego w fakcie, że przyszłość Amira została
ustalona w dniu jego narodzin. Zapewne dlatego postanowił przynajmniej sam wybrać
sobie żonę. We wszystkich innych sprawach musiał podporządkować się woli ojca.
Owszem, ojciec Grace też wymagał posłuchu, jednak nigdy nie ośmieliłby się
dyktować dzieciom, kiedy mają założyć rodzinę.
Jeżeli Amir chciał sam wybrać kobietę, z którą spędzi resztę życia, musiał się
spieszyć. Grace świetnie to rozumiała, co jednak wcale nie łagodziło jej bólu. Postara
się, by Amir zaznał tyle szczęścia, ile to w jego sytuacji możliwe.
- Obawiałeś się, że Grace zdradzi mi jakiś sekret? - spytała Adara, co tylko
dowodziło, jak świetnie zna swojego najmłodszego syna.
- A co sądzisz o raporcie, który przygotowała dla Ciebie Grace? - Amir zwrócił
się do ojca, unikając odpowiedzi na pytanie matki.
- Świetnie się pani spisała - szejk obdarzył Grace uśmiechem, co było formą
najwyższej pochwały. - Jest pani ekspertem nie tylko w sprawach dotyczących naszej
firmy. Pani również rozumie specyfikę naszego kraju, panno Brown.
- Znacie się już pięć lat. Chyba mógłbyś mówić do niej po imieniu - odezwał się
Amir. Powiedział to na poły żartobliwym tonem, jednak można było wyczuć, że ta
kwestia jest dla niego ważna.
Ku zaskoczeniu Grace szejk uśmiechnął się i powiedział:
R S
53
- Oczywiście, Grace.
- Dziękuję, Wasza Wysokość - szepnęła.
- Wystarczy, jeśli będziesz mnie tytułować królem. Grace nieomal parsknęła
śmiechem, na szczęście udało jej się pokryć chichot westchnieniem. Wiedziała, że
szejk nie żartuje i w swoim przekonaniu wyświadcza jej wielką łaskę. Rzeczywiście,
pozwolił na taką poufałość tylko kilku najbardziej zaufanym przyjaciołom.
- To dla mnie zaszczyt, królu - odparła.
Z zadowoleniem zauważyła, że i królowa z trudem powstrzymuje się od śmiechu.
Już bardzo dawno poprosiła, by podczas rozmów w cztery oczy Grace zwracała się do
niej po imieniu. Od tego czasu Grace uważała Adarę bardziej za swoją przyjaciółkę niż
za królową i matkę szefa.
Przez całą noc Grace zbierała informację o ewentualnych kandydatkach na żonę
Amira. Rzuciła się do pracy z nowym zapałem, chociaż to zadanie przysparzało jej
wiele cierpienia. Postanowiła zamknąć listę kandydatek, a po powrocie do Nowego
Jorku rozpocząć wielkie polowanie.
Buszując po internecie, słuchała nastrojowych ballad.
Była tak zatopiona w myślach, że kiedy poczuła na ramieniu czyjąś dłoń,
naprawdę się przestraszyła.
Krzyknęła i podskoczyła tak gwałtownie, że spadła z krzesła. Słuchawki zsunęły
się jej z głowy i upadły tuż obok niej.
Przez chwilę rozcierała stłuczone biodro, a potem spojrzała w górę.
- Amir, co ty tu robisz?
Ukucnął przy niej, przesunął dłońmi po jej ciele, zapewne by, sprawdzić, czy
jest.
- Wszystko w porządku, Grace? Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć.
- Nie słyszałam, jak wchodziłeś.
R S
54
- Najwidoczniej. - Nie przestawał jej dotykać, a gdy cicho jęknęła, zmarszczył
brwi i powiedział: - Jednak jesteś ranna.
- To nic wielkiego, zwykłe otarcie. - Wiedziała, że powinna się od niego
odsunąć, ale ciało nie chciało słuchać rozkazów rozumu.
- Pozwól, że obejrzę.
- Nie.
- Nie czas na twój ośli upór.
- Nie rozbiorę się przed tobą.
- Nie zobaczę niczego, czego bym już wcześniej nie widział. Zresztą nie musisz
się rozbierać do rosołu.
- Rozbieram się tylko u lekarza.
- W takim razie zaraz wezwę lekarza.
- Chyba żartujesz! Ja tylko spadłam z krzesła. Nic mi nie będzie.
- Jednak nalegam, by obejrzał cię lekarz.
- No to będziesz musiał mnie zanieść, bo z własnej woli na pewno nie pójdę.
Amir nie odpowiedział. Po prostu wziął ją w ramiona i ruszył w stronę drzwi.
- No dobrze, wygrałeś - krzyknęła, próbując się wyrwać.
- Obiecaj, że jeśli cię postawię, pójdziesz ze mną do lekarza.
- To naprawdę nie będzie konieczne. Najlepiej sam się przekonaj.
- Grace, nalegam.
- Jeśli nie ustąpisz, dam ci popalić.
- Eskalacja gróźb to kiepski sposób prowadzenia negocjacji.
R S
55
ROZDZIAŁ PIĄTY
- To nie ja stwarzam problemy i robię awantury.
- Nie jestem awanturnikiem - bronił się, wyraźnie urażony.
Westchnęła ciężko na widok jego zbolałej miny.
- Nie, ale bywasz bardzo irytujący.
- Dzięki - odparł z ironią.
- Możesz mnie już postawić.
Gdy jej posłuchał, Grace próbowała sobie wmówić, że jest z tego zadowolona.
- No to pokaż, jak to wygląda - poprosił. Wiedziała, że to głupi pomysł, ale nie
miała wyjście.
Powoli podniosła koszulę nocną. Tak jak się spodziewała, miała spore otarcie na
biodrze. Amir pogładził delikatnie zaczerwienioną skórę, a wtedy Grace zadrżała.
- Aż tak boli? - zaniepokoił się Amir.
- Po prostu nie jestem przyzwyczajona, żeby ktoś nie tam dotykał.
- Hm, nie wygląda tak źle.
- A nie mówiłam? - Z trudem dochodziła do siebie, bo dotyk Amira sprawiał jej
oszałamiającą przyjemność.
Odwróciła twarz, by nieco ochłonąć.
- Po co przyszedłeś?
- Zobaczyłem, że w twoim pokoju wciąż jest włączone światło.
- No i co z tego? Postanowiłeś wpaść z wizytą? Mimo że nie odpowiedziałam na
pukanie do drzwi?
- Grace, jest już grubo po północy. Myślałem, że zasnęłaś przy zapalonym
świetle. Nie chciałem ci zakłócać spokoju.
- I właśnie dlatego tak mnie przestraszyłeś, że aż spadłam z krzesła.
R S
56
- Już cię przeprosiłem.
- Owszem. A teraz, skoro już przekonałeś się, że nie zasnęłam przy zapalonym
świetle, wracaj do swoich spraw.
- Nie tak szybko.
- Chcesz o czymś porozmawiać?
- Dlaczego jeszcze nie śpisz? Musisz być bardzo zmęczona.
- Dobrze wiesz, że po takich długich rejsach mam kłopot z zaśnięciem.
- Tak było, kiedy lataliśmy w dzień, ale tym razem specjalnie zorganizowałem
nocny rejs, żebyś mogła przespać się w samolocie.
- No tak, to rzeczywiście pomogło. Nie byłam zmęczona, dlatego postanowiłam
trochę popracować - odparła, ale zaraz po sekundzie przeraźliwie ziewnęła.
- Przecież widać, że padasz z nóg. Dlaczego nie śpisz?
- A ty? - szybko zmieniła temat. - Dlaczego włóczysz się po pałacu?
- Nie mogłem zasnąć i postanowiłem pójść na spacer.
Zerknęła na otwarte drzwi balkonowe. Rzeczywiście nocne powietrze było
cudowne, a niebo dosłownie usłane gwiazdami.
- Wcale ci się nie dziwię, na dworze musi być cudownie.
- Wybierzesz się ze mną?
- Nie, muszę pracować - odparła, chociaż bardzo chętnie wybrałaby się na
przechadzkę z Amirem.
- Nad czym?
- Nad twoim prywatnym zleceniem - odpowiedziała, zdziwiona, że się nie
domyślił.
- Powiedziałem, że nie chcę, byś się przeze mnie przepracowywała - mruknął
niezadowolony.
- Wcale nie pracuję za dużo.
R S
57
- To dlaczego ślęczysz po nocy, zamiast iść do łóżka?
- Pracuję, bo chcę. - Skłamałaby, twierdząc, że ta praca sprawia jej radość, jednak
zależało jej na szczęściu Amira.
- To niedopuszczalne. Musisz odpocząć. Nalegam, żebyś wyłączyła komputer.
- I tak bym teraz nie zasnęła. Zebrałam tyle informacji, że muszę teraz wszystko
uporządkować i przemyśleć.
Miała nadzieję, że Amir ją zrozumie. Często zdarzało się, że siedzieli w biurze do
północy, dyskutując nad nowymi projektami. Robili tylko krótkie przerwy na posiłki,
które jadali w pobliskim barze. Oboje byli pracoholikami, lecz Grace czerpała z tego
dodatkową radość, bo ceniła sobie każdą minutę spędzoną w towarzystwie Amira.
- Na dzisiaj koniec pracy. Skoro nie jesteś śpiąca, idziemy na spacer.
- Powiedziałeś, że chcesz mieć jak najszybciej listę kandydatek.
- Nic podobnego, tylko spytałem, czy już ją sporządziłaś. Nie podałem przecież
żadnego konkretnego terminu.
- No ale oboje wiemy, że muszę się pospieszyć, bo w przeciwnym razie ojciec
znajdzie ci kolejną narzeczoną.
- Trudno, zaryzykuję. Twoje zdrowie jest ważniejsze. Mam to zapisać? - wskazał
ręką komputer.
- Nie trzeba.
Kiwnął głową, a potem wyłączył i zamknął komputer.
- Idziemy - zarządził.
- Muszę się przebrać, bo inaczej wypłoszę straż pałacową. - Zerknęła na swoją
koszulkę.
- Raczej niezdrowo się podniecą na twój widok. Zaśmiała się, pewna, że
żartował. Zrobiło jej się przykro, ale nie zamierzała tego okazywać. Miała na sobie ko-
szulkę Red Socksów, którą Amir kupił jej w Bostonie. Sięgała do połowy ud i Grace
R S
58
bardzo wątpiła, by widok jej bladych nóg wywarł na kimkolwiek jakiekolwiek wraże-
nie, nie wspominając już o podnieceniu. A już na pewno nie na strażnikach, którzy
strzegli pałacu dniem i nocą, korzystając z najnowocześniejszych systemów. Byli
świetnie wyszkolonymi fachowcami, skupionymi wyłącznie na pracy.
Poszła do łazienki, by włożyć legginsy, z szuflady w sypialni wyjęła skarpetki.
- Myślisz, że teraz wyglądasz mniej seksownie - spytał Amir?
- O co chodzi? Jestem nieodpowiednio ubrana?
- Cóż, raczej tak.
- Nie zamierzam wkładać kostiumu.
- Wcale tego nie oczekuję.
- No to w czym tkwi problem?
- Te spodnie wyglądają jak druga skóra.
- Amir, przecież to legginsy. Często w nich chodzę.
- Paradujesz w czymś takim po ulicach?
- Tak, chodzę w nich do siłowni. Co cię napadło?
- Hm, one zbyt wiele nie zasłaniają.
- Wszystko, co odsłaniają, to moje kościste nogi.
- Ty wcale nie żartujesz, prawda? - z niedowierzaniem potrząsnął głową.
- Słuchaj, to robi się nudne. Idziemy na spacer czy nie?
Zamiast odpowiedzieć, podszedł do komody i zaczął otwierać kolejne szuflady.
Po chwili wyjął spodnie od dresu z szerokimi nogawkami i bluzę.
- To będzie odpowiednie.
- Oczekujesz, że się przebiorę?
- Tak.
- Chyba zdajesz sobie sprawę, że przesadzasz?
R S
59
Bez słowa podał jej ubranie. Nie było sensu dyskutować, lepiej było ustąpić.
Bywał niezwykle uparty, trzeba było odczekać, aż odzyska zdrowy rozsądek, i dopiero
wtedy o tym porozmawiać. Dobrze wiedziała, że jeżeli zaraz się nie przebierze, nie
pójdą na spacer.
Wzniosła oczy do nieba, by pokazać, co o tym wszystkim myśli, ale poszła się
przebrać.
Już po chwili zeszli na parter, minęli olbrzymią kuchnię i wyszli prosto na
pustynię, która otaczała pałac ze wszystkich stron.
Grace nie miała obaw, że się zgubią. Amir czuł się tutaj równie pewnie i
swobodnie jak ona w swoim nowojorskim mieszkanku. Poprowadził ją w kierunku
pobliskiej oazy, a przynajmniej tak jej się zdawało. Trochę pamiętała z poprzednich
spacerów i przejażdżek po pustyni, jednak po raz pierwszy znalazła się tu nocą.
- Kocham zapach pustynnego powietrza - powiedział Amir.
- Mieszkając w Nowym Jorku, na pewno bardzo tęsknisz za domem.
- Tak twierdziłaś podczas kolacji.
- Podsłuchiwałeś?
- Nie, spytałem mamę, o czym rozmawiałyście.
- Dlaczego? Bałeś się, że zdradzę twoje plany matrymonialne? Nie masz do mnie
zaufania? - Zrobiło jej się przykro, bo ona darzyła go bezgranicznym zaufaniem.
Bezgranicznym? To dlaczego tak starannie ukrywała swoje prawdziwe uczucia?
Po prostu nie masz dość śmiałości, odpowiedziała sobie samej. No tak, zupełnie jakby
słyszała ojca...
Gdybym wyznała Amirowi miłość, zniszczyłabym naszą przyjaźń, spierała się
sama z sobą.
Czyżby?
R S
60
- Oczywiście - głos Amira przerwał jej wewnętrzny spór - że ci ufam. Nigdy się
na tobie nie zawiodłem.
- Miło mi to słyszeć.
- Jestem ciekaw, co skłoniło cię do rozmowy o mojej tęsknocie za domem.
- Amir, jesteśmy przyjaciółmi. Chciałabym dla ciebie tego, co najlepsze,
chciałabym, żebyś był szczęśliwy.
- Jestem szczęśliwy.
- Byłbyś szczęśliwszy, mieszkając tutaj.
- Nic podobnego. - Widząc, że Grace zamierza z nim dyskutować, uciszył ją
gestem ręki. A potem, gdy położył dłoń na jej ramieniu i ruszyli przed siebie, wyjaśnił:
- Tak, kiedy jestem w Nowym Jorku, tęsknię za pustynią i rodziną, ale kiedy tu
przyjeżdżam tęsknię za Nowym Jorkiem. Lubię rytm wielkiego miasta, ten wieczny
pośpiech, jednak lubię też od czasu do czasu zwolnić tempo i odpocząć na pustyni.
- Skoro zamierzasz się ustatkować, nie powinieneś podczas tego pobytu...
baraszkować z kobietami.
- Baraszkować? Co za staromodne określenie.
- Jestem staromodna.
- Mnie się to bardzo podoba. A zatem uważasz, że skoro szukam żony,
powinienem skończyć z baraszkowaniem?
- Nie jestem twoim ojcem, nie mogę ci niczego zakazać ani nakazać.
Amir zatrzymał się. Światło księżyca dodawało jego rysom ostrości.
- Grace, liczę się z twoim zdaniem. Może nawet bardziej niż ze zdaniem mojej
rodziny.
- Chyba przesadzasz.
- Może trochę. Jeszcze pomyślisz, że to ty jesteś szefem.
R S
61
- Nie martw się Amir, już dawno zrozumiałam, że nikt nie może ci rozkazywać -
odparła ze śmiechem.
- Nawet mój ojciec?
- Nawet on. Wypełniasz jego polecenia, kiedy jest ci wygodnie. Gdyby nakazał ci
zrobienie czegoś, na co nie masz najmniejszej ochoty, prędzej zerwałbyś z rodziną, niż
podporządkował się jego woli.
- Tak jak postąpiła księżniczka Lina?
- Myślisz, że rodzina jej nie potępiła? Oczywiście nie publicznie, bo nie mogli
sobie pozwolić na skandal. Co więcej już dzień po ślubie Liny, w prasie ukazały się
zdjęcia z uroczystości. Jednak obok młodej pary stali ciotka i wujek Liny, a nie jej
rodzice.
- Ojciec Liny jest bardziej surowy od mojego. - Amir nagle posmutniał.
- Wydaje mi się, że brat się od niej nie odwrócił - odparła, bo kiedyś miała okazję
poznać brata Liny.
- Możliwe, ale moi bracia postąpiliby zgodnie z wolą ojca.
- Mylisz się. - Grace uważała, że raczej poparliby Amira.
- Ta dyskusja jest bezprzedmiotowa. Nie zamierzam sprzeciwiać się woli ojca.
- Wiem. Jesteś jednak na tyle mądry, by uprzedzić jego kolejny ruch.
- Zasłużyłem na pochwałę - powiedział bez fałszywej skromności. - Kiedy robię
głupstwa, zawsze mnie o tym informujesz.
- To prawda.
- No i co my tutaj właściwie robimy?
- Na przykład ja stoję w blasku księżyca z moim najlepszym przyjacielem.
- Naprawdę uważasz mnie za przyjaciela?
- Oczywiście. Poza tym nie mam czasu na szukanie nowych przyjaciół.
R S
62
- Może po powrocie do Nowego Jorku pomyślimy o skróceniu twoich godzin
pracy - powiedział, szczerze zatroskany.
Wzruszyła ramiona, ale zaraz potem poczuła znajomy ból. Oto uzyskała kolejny
dowód, że Amir powoli odsuwa ją od siebie. Nie chciał jej przyjaźni, nie potrzebował
jej.
- Idziemy do oazy? - spytała.
- Wiesz co? Chyba powinniśmy już wracać. Pora spać.
- Och, tak mi przykro.
- Z jakiego powodu?
- Na pewno miałeś ochotę na dłuższy spacer, ale martwisz się, że jutro będę
zmęczona.
- Oboje potrzebujemy odpoczynku.
Cóż, Grace i tak wiedziała swoje. Gdyby był sam, na pewno wybrałby się na
dłuższą przechadzkę. Oczywiście zrobiło jej się miło, że tak się o nią troszczył, ale nie
zamierzała tego okazywać. Jeżeli intuicja jej nie zawodziła, ich stosunki wkrótce się
zmienią. Pora przygotować się na ciężkie czasy.
Po ośmiu godzinach Amir ponownie pojawił się bez zaproszenia w pokoju
Grace. Tym razem też oczywiście zapukał, ale znów nie doczekał się odpowiedzi.
Wczoraj go nie usłyszała, bo miała na uszach słuchawki, natomiast dzisiaj po prostu
spała. Tak głęboko, że nie obudziło jej głośne pukanie.
Przystanął przy łóżku i potrząsnął głową. Spokój, który malował się na twarzy
Grace, przypomniał mu na zasadzie kontrastu, jak bardzo była ostatnio zmęczona i ze-
stresowana. Dobrze to ukrywała, ale zbyt długo ją znał, by zdołała go oszukać. Ten
wyjazd świetnie jej zrobi.
Dochodziła siódma; zapewne zaraz zadzwoni budzik Grace. Zegarek, który
zabierała w każdą podróż, stał na bogato zdobionej komodzie, która mogłaby być
R S
63
ozdobą każdego haremu. Zachodził w głowę, dlaczego matka kazała ulokować Grace
akurat w tej sypialni. Zresztą robiła tak zawsze, bez względu na liczbę gości
przebywających aktualnie w pałacu. Nie poprosił matki o inny pokój dla Grace, bo
jego niezawodna asystentka była zadowolona z wyboru.
Wzruszył ramionami, gdy doszedł do wniosku, że chyba nigdy nie zrozumie
kobiet.
Wyłączył budzik i odstawił na stolik. Grace potrzebowała więcej snu i
odpoczynku. Już on o to zadba, chociaż zapewne nie obędzie się bez kłótni. Z
zadowoleniem zauważył, że cienie pod jej oczami znacznie zbladły. Niedługo powinny
w ogóle zniknąć. Podszedł do drzwi balkonowych i zaciągnął zasłony. Pokój pogrążył
się w miłym półmroku.
Wyłączył jej laptopa i po cichu ruszył do drzwi, które zamknęły się za nim
niemal bezszelestnie.
Potem odszukał matkę i poprosił ją, by przygotowała jakiś ciekawy program dla
Grace. Podkreślił, jak bardzo zależy mu, by jego asystentka odpoczęła i nabrała sił.
Królowa obiecała tego dopilnować.
Z uczuciem dobrze spełnionego obowiązku opuścił pałac w towarzystwie ojca i
brata.
Grace budziła się powoli, wypoczęta i radosna. Tej nocy znów śniła o Amirze i
było to szczególnie piękne marzenie senne. Byli małżeństwem i mieli czwórkę dzieci.
Uroczego dziesięcioletniego chłopczyka, bardzo podobnego do taty. Ośmioletnia
dziewczynka odziedziczyła urodę i pełen dostojeństwa sposób bycia po królewskiej
babci. Był jeszcze pięcioletni blondynek, bardzo podobny do jednego z braci Grace, i
wreszcie malutka dziewczynka.
Sen był tak realistyczny, że twarz Grace rozjaśniła się w uśmiechu. Przeciągnęła
się powoli, rozkoszując się miłym dotykiem najlepszej egipskiej bawełny, Nie chciała
R S
64
się jeszcze budzić, wolała wrócić myślami do cudownego snu. Czworo dzieci?
Roześmiała się cicho. Och, Amir na pewno byłby cudownym ojcem.
Czar prysł, gdy uświadomiła sobie, że nigdy nie będzie matką dzieci Amira.
Gwałtownie otworzyła oczy, wracając niechętnie do brutalnej rzeczywistości.
Pierwsze, co zauważyła, to zaciągnięte zasłony. Dziwne, ale jeszcze dziwniej się
poczuła, gdy stwierdziła, że dochodzi jedenasta. Nie nastawiła budzika? Wyłączyła go
przez sen? No i brakowało laptopa, który na pewno zostawiła na biurku.
Usiadła i gwałtownie przetarła oczy, chcąc przegonić resztki snu, jednak pokój
wyglądał równie dziwnie jak poprzednio.
Dlaczego spała tak długo? Nawet jeżeli zapomniała o budziku, zazwyczaj budziła
się o wiele wcześniej. No dobrze, może i potrzebowała snu, jak twierdził Amir chociaż
wczoraj mówiła co innego. Zirytowała ją ta jego niezachwiana pewność siebie. Chyba
ona wiedziała lepiej jak się czuje i czego jej potrzeba. Cóż, skoro przespała cały ranek
to jednak wyszło na jego.
To jednak w żaden sposób nie tłumaczyło zaciągniętych zasłon, wyłączonego
budzika i braku komputera. Coś jej mówiło, że nie rozwiąże tej zagadki, dopóki nie
porozmawia z szefem.
Pół godziny później, już wykąpana i ubrana, zeszła na parter. Jeden ze
strażników zaprosił ja gestem do gabinetu królowej.
Na widok Grace królowa odprawiła asystentkę i powiedziała:
- Witam. Mam nadzieję, że się wyspałaś.
- Spałam tak mocno, że nawet nie usłyszałam budzika.
- Myślę, że to Amir go wyłączył, kiedy zajrzał do ciebie dziś rano.
- Szukał mnie? Znowu?
- Chciał ci powiedzieć, że spędzi cały dzień z ojcem i Zahirem.
R S
65
- Wszedł do mojego pokoju? Wyłączył budzik? - Będzie musiała z nim o tym
porozmawiać. Nie mógł tak po prostu wpadać do jej pokoju. A gdyby się właśnie prze-
bierała? - Dlaczego mnie nie obudził?
- Uznał, że powinnaś porządnie wypocząć. - Królowa uśmiechnęła się. -
Powiedział, że konfiskuje na jeden dzień twój komputer.
- Zapomniał o moim notesie elektronicznym. - Trzymała tam wszystkie notatki,
również te o kandydatkach na żonę Amira.
- Miałam nadzieję, że dotrzymasz mi dziś towarzystwa.
Grace westchnęła w duchu. Nie ulegało wątpliwości, że królowa wystosowała to
zaproszenie na prośbę Amira, jednak i tak trudno je było odrzucić, nie obrażając mo-
narchini.
- Oczywiście, Wasza Wysokość. - Królowa lekko uniosła brwi, zdziwiona, że
Grace zwraca się do niej w tak oficjalny sposób, chociaż rozmawiają bez świadków. -
Co będziemy robić?
- Chciałam wybrać się na zakupy. - Gdy Grace wybuchła głośnym śmiechem,
zdziwiona królowa zapytała: - Co cię tak bawi?
- Twój syn.
- Dlaczego?
- Wydaje mu się, że mnie przechytrzył. Nic z tego.
- Czy możesz mi wyjaśnić, o co chodzi?
- Na pewno poprosił, byś mnie czymś zajęła i nie pozwoliła mi pracować.
- Owszem.
- Czy kiedykolwiek ty i Amir byliście razem na zakupach?
- Nie, Amir nie lubi chodzić po sklepach.
- Ostatnio robiłyśmy razem zakupy ponad rok temu. Już nie mogę się doczekać.
Pójdę po portfel.
R S
66
- Nie ma potrzeby.
- Ależ jest - odparła Grace z uśmiechem, który nie zniknął, nawet gdy ruszyła na
górę do swojego pokoju. Amir zabrał jej komputer, by nie mogła pracować, ale jeszcze
gorzko tego pożałuje. Chodzenie po sklepach z jego matką było zabawne, jednak w
żadnym wypadku nie można tego było nazwać wypoczynkiem.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Tego samego dnia wieczorem Grace z rozkoszą zanurzyła się w wodzie
pachnącej olejkiem, który dostała od królowej Adary. Płatki kwiatów wirowały na
parującej powierzchni, przyjemnie pieszcząc skórę Grace. Kiedy służący Adary
przyniósł Grace cały koszyk pachnących olejków, nie umiała odmówić. Wiedziała, że
królowa chciała sprawić jej przyjemność. Adara od początku ich znajomością
traktowała Grace niezwykle miło i grzecznie, bez śladu wyniosłości.
Bardzo możliwe, że intuicja jej podpowiadała, jakie uczucia tak naprawdę żywi
Grace do Amira. Nigdy nie powiedziała na ten temat ani słowa, jednak często obda-
rzała Grace spojrzeniami, w których można było zauważyć kobiecą solidarność. Trzeba
przyznać, że zakupy z Adarą, wbrew obawom Grace, okazały się niezwykle
relaksujące. Nawet udało jej się zapomnieć o pracy, a zwłaszcza o szukaniu żony dla
Amira.
- Czy ty nigdy nie od... - Amir urwał w pół słowa i zatrzymał się gwałtownie na
progu łazienki.
Powinna mu powiedzieć, żeby nie wpadał tutaj jak po ogień, bo ostatnio weszło
mu to w krew. Przecież zawsze najpierw mógł zadzwonić na komórkę. Gorączkowo
rozejrzała się po łazience, chcąc ukryć swą nagość, ale ręcznik leżał zbyt daleko.
R S
67
Zdenerwowana podciągnęła kolana pod brodę, by przynajmniej częściowo zasłonić się
przed jego wzrokiem.
- O co znowu chodzi? - spytała ostro.
- Chciałem z tobą porozmawiać - odparł i widać było, że ani myśli ustąpić.
- To niezbyt odpowiednia pora.
- Właśnie widzę - Amir odchrząknął, wreszcie trochę zakłopotany.
Jak dużo zobaczył? - zastanawiała się. Och, na pewno sporo, skoro teraz niemal
przewiercał ją na wylot spojrzeniem. Nie, musiało jej się wydawać, przecież nie była w
jego typie. Brakowało jej urody i obycia, czyli tego, co najbardziej cenił u kobiet.
- Mogłeś zapukać - powiedziała ze złością, bo poprzednia myśl naprawdę
wytrąciła ją z równowagi.
- Pukałem, ale nie odpowiadałaś.
- Nic nie słyszałam.
- Dlatego wszedłem do środka.
- A nie powinieneś.
- A ty powinnaś zamknąć drzwi do łazienki - odbił piłeczkę.
Jak widać, jej nagość nie wywarła na nim żadnego wrażenia. Przyszedł
porozmawiać i nie zamierzał się wycofać. Niedoczekanie.
- Tak się składa, że jestem w swojej prywatnej łazience, która przylega do mojej
prywatnej sypialni. Możemy porozmawiać kiedy indziej - Grace mówiła coraz głośniej,
teraz już naprawdę zła.
- Och, nie wydaje mi się.
- A mnie się wydaje, że zupełnie zapomniałeś o dobrych manierach. A może
uważasz, że ze mną nie musisz się liczyć?
- Co takiego? Grace, chyba nie mówisz poważnie?
- Amir, wyjdź. Jeżeli tego nie zauważyłeś, to jestem naga.
R S
68
- Zauważyłem.
- Posłuchaj, nie możesz tak bez uprzedzenia wpadać do mojego pokoju.
- Nie protestowałaś wczoraj wieczorem ani dzisiaj rano.
- Teraz protestuję. Również przeciwko temu, że zabrałeś mi komputer. Poproszę
o zwrot.
Nie wierzyła, że prowadzą tę głupawą dyskusję. Kiedy Amir zobaczył, że Grace
się kąpie, powinien natychmiast wyjść. No dobrze, nie pociągała go jako kobieta i jej
nagość nie robiła na nim wrażenia, ale mimo wszystko...
- No dobrze, wyjdę.
Wzniosła oczy do nieba i westchnęła. Nareszcie. A swoją drogą kiedy ostatnio jej
pewny siebie szef wycofał się z dyskusji i ustąpił?
Obiecał wyjść, a jednak nadal stał w progu łazienki.
- Amir - ponagliła go niecierpliwie. Gdyby odczuwała jedynie zakłopotanie, cała
sytuacja nie byłaby tak nieprzyjemna i krępująca. Jednak musiała się jeszcze zmagać z
erotycznym podekscytowaniem, co było dla niej o wiele trudniejsze.
- Oczywiście, przepraszam za najście. - Wydawało się. że wreszcie trochę się
otrząsnął.
Przez chwilę czekał na odpowiedź Grace, ale uparcie milczała. Westchnął
głośno, zakołysał się na piętach i wybiegł jak burza z łazienki.
Grace przez chwilę patrzyła na otwarte drzwi, nasłuchując, czy Amir opuszcza
jej sypialnie. Wokół panowała cisza.
- Amir? - krzyknęła. Jeżeli zostawił otwarte drzwi do jej pokoju, chyba go zabije.
- Jestem tutaj.
- Posłuchaj, teraz chcę się wykąpać. Porozmawiamy później - powiedziała
stanowczo. Chyba sobie nie wyobrażał, że wyjdzie z tej cudownie pachnącej wody i
owinięta jedynie w ręcznik zacznie z nim rozmawiać.
R S
69
- Wiem, że się kąpiesz.
- W takim razie co robisz w moim pokoju?
Burknął w odpowiedzi coś, czego nie była w stanie zrozumieć.
Wyprostowała nogi i zanurzyła się aż po brodę w wodzie. Postanowiła
zrelaksować się za wszelką cenę i nie rozpamiętywać dłużej żenującej sceny, w której
niestety odegrała główną rolę.
Amir stał w sypialni Grace i przekonywał samego siebie, że pod żadnym
pozorem nie wolno mu wrócić do zasnutej parą łazienki. Przed oczyma wciąż widział
kuszące obrazy. Zaróżowione ciało Grace w wielkiej wannie, otoczone przez falujące
na powierzchni wody płatki kwiatów. Takie obrazy sprawiały, że przestawał logicznie
myśleć.
Czy teraz się myła? Namydlała skórę, która wydawała się delikatniejsza od
kwiatów? Będzie cudownie pachnieć, zbyt zmysłowo jak na zawsze opanowaną i... nie-
winną kobietę.
- Proszę, przestań - wychrypiał, z trudem panując nad głosem.
- O co ci chodzi? - spytała zdumiona.
Jasne, była zbyt niewinna, by zrozumieć, jakie obrazy podsuwała mu rozszalała
wyobraźnia.
- Strasznie się wiercisz, słyszę każdy plusk. - I cierpię jak potępieniec, dodał w
myślach.
- Czy ty przypadkiem nie siedziałeś dzisiaj za długo na słońcu? - spytała po kilku
chwilach.
- Nie - odparł, chociaż chętnie by skłamał.
- Może jednak powinieneś pójść do lekarza? - spytała, a Amir usłyszał
szczególnie głośny plusk.
R S
70
No tak, wychodziła z wanny. Jeżeli zaraz tu przyjdzie, owinięta jedynie w
ręcznik, to on nie ręczy za siebie.
Jedyną odpowiedzią na jej propozycję był odgłos kroków, a później trzaśnięcie
drzwi. Zafrasowana Grace zmarszczyła brwi. Powinna jak najszybciej wyjaśnić, co
działo się z Amirem.
Owinęła się ręcznikiem i pobiegła do sypialni. Podniosła słuchawkę telefonu i
wybrała numer do apartamentu królewskiej pary.
- Amir? - Telefon odebrał król.
- Nie, Wasza Wysokość, mówi Grace.
- Prosiłem, żebyś mnie tak nie tytułowała.
- Przepraszam. - Teraz naprawdę nie miała głowy do zawiłości dworskiej
etykiety.
- Amir wybierał się do ciebie.
- Był tutaj, ale zachowywał się trochę dziwnie. Może dzisiaj przebywał zbyt
długo na słońcu?
- Skądże. Odbyliśmy krótką przejażdżkę po pustyni, a resztę czasu spędziliśmy w
klimatyzowanych pomieszczeniach.
- A może słońce grzało dzisiaj wyjątkowo mocno?
- Nie wydaje mi się.
- W takim razie jest po prostu zmęczony.
- Na czym polegało to dziwne zachowanie? - Król wydawał się szczerze
zaintrygowany.
- Hm, był rozkojarzony, a to nie w jego stylu. - Grace nie zamierzała wdawać się
w szczegóły. Miałaby powiedzieć, że Amir zobaczył ją nagą?
- Rozumiem - odparł król, chociaż z tony jego głosu można było wywnioskować,
że jest wręcz przeciwnie.
R S
71
- Dziękuję, że zechciał pan poświęcić mi swój czas.
- Możesz dzwonić, kiedy tylko zechcesz.
Grace jeszcze raz podziękowała i odłożyła słuchawkę.
Powoli wróciła do łazienki, cały czas rozmyślając o Amirze. Co sprawiło, że
zachowywał się zupełnie inaczej niż zazwyczaj? I po co właściwie przyszedł? Począt-
kowo pomyślała, że chce jej opowiedzieć, jak minął mu dzień. Mieli w zwyczaju
opowiadać sobie, jak spędzili wolny czas.
Usłyszała wiele o kobietach, z którymi się spotykał. Więcej, niż miałaby ochotę,
ale z drugiej strony cieszyło ją, że Amir zwierza jej się z takich spraw.
Jednak dzisiaj na pewno chodziło o coś innego. Może chciał porozmawiać o
interesach? Nieważne, to naprawdę mogło poczekać.
Weszła z powrotem do wanny, próbując odpędzić niepokojące myśli. I tak
zapewne nie zrozumie, o co chodziło Amirowi. Pozostaje zatem napawać się kąpielą,
której tym razem nikt jej nie przerwie.
Amir zniósł na dół gumię, świetnie wyważony i ostry miecz, jeden z wielu, które
należały do jego rodziny od pokoleń.
Lubił te ćwiczenia, chociaż teraz traktował je jedynie jako sposób na pozbycie się
rozsadzającej go energii. Musiał zapomnieć o Grace. Trudno, mógł jakoś pogodzić się
z faktem, że jego asystentka coraz bardziej go pociągała. Natomiast absolutnie nie
mógł sobie wybaczyć, że widok jej nagiego ciała zupełnie go zahipnotyzował. Stał w
progu łazienki jak głupek, zupełnie jakby jakaś niewidzialna siła nie pozwalała mu
opuścić pomieszczenia.
Zachowywał się tak idiotyczne, że Grace zapytała, czy przypadkiem nie dostał
udaru słonecznego. Niewybaczalne.
- Potrzebujesz partnera? - głos Zahira nieco go orzeźwił.
- Jasne.
R S
72
Ćwiczyli około pół godziny, zajadle walcząc o zwycięstwo. Chociaż Zahir był
wyższy i starszy, Amir nie oddawał pola. Zgodnie odrzucili miecze w tej samej
sekundzie, a potem przytknęli czoło do czoła w niemym porozumieniu.
- Przepędziłeś dręczące cię demony? - spytał Zahir.
- Skąd ten pomysł?
- Poznałem po twoich oczach, no i dobrze wiem, jak to jest.
- Chcesz o czymś pogadać? - Amir natychmiast zapomniał o swoich kłopotach. -
Zahir co prawda pokręcił głową, ale Amir zdołał dostrzec smutek w jego oczach.
- Jakieś nieporozumienie z ojcem? - próbował dalej.
- Jest na tyle dobrze, na ile może być w relacjach między dwoma upartymi
mężczyznami, którzy niechętnie słuchają rad innych.
- Czy często przypomina ci, że jesteś następcą tronu?
- Nie, zbyt mnie szanuje, ale... - Zahir tylko wzruszył ramionami.
- Nie zazdroszczę ci tego, że kiedyś zostaniesz władcą.
- Wiem, jesteś na to zbyt mądry. Khalil zresztą też.
- Kochamy cię.
- Ja też was kocham.
- Nawet wtedy, kiedy musisz przemierzyć tysiące kilometrów, żeby mnie
poinformować, że ojciec nie pochwala mojego stylu życia?
- Zwłaszcza wtedy. Było mi ciebie szkoda. Cieszę się, że księżniczka Lina nie
wywiązała się z umowy.
- Dziękuję, doceniam to. - Może Grace miała rację? Może gdyby sprzeciwił się
woli ojca, bracia rzeczywiście wzięliby jego stronę? - Mężczyzna powinien sam
wybrać sobie żonę.
- Tak.
- A co z tobą? Kiedy zostanę wujkiem?
R S
73
- Najpierw muszę się ożenić.
- No i?
- Nie mam nikogo - odparł Zahir, lecz Amir wyczuł, że brat coś ukrywa.
Widocznie jeszcze nie był gotowy do zwierzeń.
- Ja marzę o Grace. - Amir nie mógł uwierzyć, że powiedział to głośno.
- I co zrobiłeś w tej sprawie? - spytał Zahir, którego wyznanie brata wcale nie
zdziwiło.
- A co mogę zrobić? Ona jest moją podwładną.
- Musisz ją chronić.
- Oczywiście.
- Nie nadaję się na żonę?
- Nie jest księżniczką - odparł Amir, zdziwiony naiwnością brata.
- A ty nie jesteś następcą tronu, co w niektórych sytuacjach bywa bardzo
wygodne. Na przykład w kwestii wyboru żony.
- Nie sądzę, że nasz ojciec jest aż tak postępowy.
- Ja też nie sądziłem, dopóki Khalil nie poślubił Jade.
- Khalil kocha Jade. Poślubiłby ją nawet bez pozwolenia ojca.
- Miłość - prychnął Amir, i zawarł w tym słowie tyle pogardy, jakby było to
najgorsze przekleństwo. - Nie chcę żony, przez którą mógłbym cierpieć.
- To zrozumiałe. - Zahir dobrze pamiętał, co działo się z bratem po śmierci
Jasmine. - To co będzie z Grace?
- Pragnę jej, ale nie mogę jej mieć. Muszę coś z tym zrobić.
- I nie ma mowy o małżeństwie?
- Nie.
- No to co zrobisz?
- Mam pewien plan.
R S
74
- Oby dobry - Khalil uśmiechnął się szeroko.
Tak, Amir też miał taką nadzieję. Wiedział, że nie może sobie pozwolić na
romans z Grace. Miał obowiązek ją chronić, również przed sobą samym. Poza tym nie
chciał tracić takiej dobrej asystentki. Z Grace rozumieli się bez słów, nikt nie byłby w
stanie jej zastąpić.
Był jeszcze jeden powód, dla którego powinien unikać wiązania się z Grace,
chociaż akurat do tego przyznawał się bardzo niechętnie. Gdyby się z nią ożenił,
przyjaźń i pożądanie, jakie już wobec niej odczuwał, przerodziłyby się być może w coś
więcej, a on przecież nie życzył sobie miłości.
Ten monolog wewnętrzny nie pomógł mu znaleźć odpowiedzi na nurtujące go
pytania, ale Amir i tak poczuł się lepiej. Ktokolwiek rozpropagował powiedzenie, że
najbardziej dokucza człowiekowi samotność na szczycie, wiedział, o czym mówi.
Wystarczyło spojrzeć na Zahira. Najwyraźniej następcę tronu coś dręczyło, ale
nie miał z kim o tym pogadać. Obiecał sobie, że przy kolejnej okazji spróbuje
wyciągnąć z brata, o co chodzi. Może zdoła mu jakoś pomóc.
Amir kochał braci, chętnie spotykałby się z nimi o wiele częściej. Z drugiej
strony zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie oddalenie umacnia ich więź. Kto wie,
czy nie działaliby sobie na nerwy, gdyby widywali się codziennie.
Następnego dnia Grace i członkowie rodziny królewskiej odbyli wiele spotkań z
przedstawicielami miejscowych firm. W przerwach pracowała nad listą kandydatek na
żonę Amira, a także wymyślała argumenty, którymi mogłaby poprzeć swój wybór.
Wszystko szło wolniej, niż zakładała, ponieważ królowa często zapraszała ja do
swoich prywatnych apartamentów. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, po prostu
Adara tęskniła za córkami. Grace bardzo pochlebiała przychylność królowej, jednak
wolałaby skończyć pracę nad prywatnym zleceniem Amira.
R S
75
Jednocześnie wraz z postępem pracy coraz boleśniej sobie uświadamiała, że
wkrótce będą musieli się rozstać. Chciała, żeby był szczęśliwy, jednak jego mał-
żeństwo przysporzy jej zbyt wielu cierpień. Tak, będzie musiała odejść.
Kompletowanie listy kandydatek na żonę Amira okazało się bardzo bolesne, a przecież
wcale nie zakładała, że będzie lekko. Zmagała się z torturami psychicznymi
najgorszego gatunku. Stworzenie profilu kobiety, z którą jej ukochany byłby
szczęśliwy, łamało jej serce. W dodatku uwzględniała cechy, na których jej samej
zbywało - urodę, dobre pochodzenie, wyrafinowany gust. Wspaniały sposób na pogłę-
bienie kompleksów. Im dłużej nad tym pracowała, tym bardziej żałowała, że Amir
nigdy nie weźmie pod uwagę jej kandydatury. On szukał zewnętrznego piękna, a
akurat tego nie mogła mu ofiarować.
Spoglądając na listę pięknych kobiet, czuła narastającą złość, ale także zawiść i
agresję. Może i nie była taka ładna, ale nie była też odpychająca. Dlaczego los
uśmiechnął się do tych bezmyślnych lalek, a nie do niej? Teraz cierpiała, a jak będzie
się czuła, kiedy Amir się ożeni?
To będzie przedsionek piekła. Nie zasłużyła na taką karę, nie była na nią gotowa.
Jedynym wyjściem z sytuacji wydawało się złożenie wymówienia.
Amir nawet się jeszcze nie zaręczył, a ona już odchodziła od zmysłów.
Pozostawało tylko podjąć decyzję, czy powinna odejść od razu po
skompletowaniu listy kandydatek, czy poczekać do ślubu Amira. Serce podpowiadało,
by wytrwała najdłużej, jak to możliwe, ale rozum przypominał, że Amir już teraz
powoli rozluźniał łączącą ich więź. Jeżeli straci jego przyjaźń, dalsza wspólna praca
stanie się trudna do zniesienia. I tak źle, i tak niedobrze. Kiedy jednak wyobraziła
sobie, jak Amir adoruję swoją wybrankę, zrozumiała, że takiej tortury nie zniesie.
R S
76
A zatem uzyskała odpowiedź na pytanie, kiedy powinna odejść. Jak najszybciej.
Czyż nie istnieje powiedzenie, że jątrzenie rany boli o wiele bardziej niż sama rana?
Oby to była prawda.
Amir zauważył, że z każdym mijającym dniem Grace wygląda na bardziej
przybitą i znużoną. Musi coś zrobić, bo inaczej Grace się rozchoruje.
Może dobrze byłoby zabrać ją do Khalila i Jade. Grace kiedyś wspomniała, że
bardzo ich lubi. Ostatnio kupili nowy dom za miastem, który Amir chętnie by obejrzał.
Będzie też okazja, by wypytać Khalila, czy wie coś o kłopotach Zahira. Dodatkowy
plus to bliskość Aten, które kusiły bogatym życiem nocnym. Kilka wizyt w modnych
klubach sprawi, że Grace przestanie tak obsesyjnie skupiać się na pracy.
Zawsze była obowiązkowa, ale teraz naprawdę przesadzała. Odrywała się od
komputera, tylko kiedy towarzyszyła jego matce. Wiedział też, że przesiadywała nad
notatkami do późna w nocy, chociaż już nigdy nie odwiedził jej pokoju. Jednak gdy
zwyczajowo udawał się na nocny spacer, nieodmiennie widział sączącą się spod jej
drzwi smugę światła. No a poza tym była bardzo zmęczona i piła stanowczo za dużo
kawy.
Weekend w Atenach dobrze jej zrobi, a on zyska pewność, że na chwilę oderwie
ją od pracy.
R S
77
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Grace wyglądała przez okno, podczas gdy prywatny samolot rodziny Amira
podchodził do lądowania na małym lotnisku w pobliżu Aten. Z całą pewnością Khalil
przyśle po gości samochód, a może nawet osobiście ich przywita. Choć początkowo
Grace nie chciała przyjąć zaproszenia, to tak naprawdę cieszyła się na tę wizytę.
Polubiła książęcą parę, a to była ostatnia szansa na takie spotkanie. Gdy przedstawi
raport o potencjalnych kandydatkach na żonę Amira i złoży formalną rezygnację, nie
będzie już miała szans na kontakt z rodziną królewską.
Przed lądowaniem szejk osobiście sprawdził jej pas bezpieczeństwa. Zawsze to
robił, choć teoretycznie był to obowiązek stewardów. Kolejna drobna rzecz, której
będzie jej brakowało. Była jednak dorosłą kobietą i nie potrzebowała do szczęścia
staroświeckiego, nieustannie doglądającego jej szejka. Tak, zdecydowanie nie potrze-
bowała.
- Miło będzie znów zobaczyć Khalila - powiedział Amir.
- Tak, on i Jade są dobrymi ludźmi.
- Oczywiście, w końcu są moją rodziną.
- Jestem pewna, że twój brat mówi to samo o tobie - odparła, uśmiechając się pod
nosem.
- Że jestem dobrym człowiekiem?
- Tak, i to dlatego, że jesteś z nim spokrewniony.
- Nie to miałem na myśli - Amir zmarszczył brwi.
- Wiem - odparła, nie mogąc powstrzymać śmiechu na widok jego miny. Oblicze
szejka od razu się rozpogodziło.
- Wiedziałem, że ta podróż to dobry pomysły.
- To prawda. Jestem ci winna podziękowanie.
R S
78
- Poczekaj, aż zobaczysz, co zaplanowałem na wieczór, Grace.
Uwielbiała, kiedy tak ją nazywał. Robił to jednak rzadko i tylko wtedy, gdy
chciał podkreślić, że uważa się za jej opiekuna i dobroczyńcę.
- Jesteś świetnym szefem, Amir.
- No pewnie.
Kiedy samolot podchodził do lądowania, wciąż jeszcze się śmiała.
Na pierwszy rzut oka widać było, że to niewielkie lotnisko jest nastawione na
sławnych i bogatych klientów. Khalil i Jade czekali na nich w sali przylotów - on bar-
dzo podobny do Amira, ona piękna jak modelka. Grace powitała parę uśmiechem,
podczas gdy bracia ucałowali się serdecznie. Jade, ku kiepsko skrywanej zgrozie męża,
chciała uściskać Amira, ten jednak poprzestał na mniej wylewnym przywitaniu.
Wszystko to wzbudziło w żonie dyplomaty wesołość.
- Khalil może nie jest zbyt nowoczesny, ale i tak go kocham - powiedziała, po
czym serdecznie uścisnęła Grace.
- To widać. Prawdziwy z niego szczęściarz.
- Jesteś taka miła, Grace - odezwał się Khalil. - Jakim cudem wytrzymałaś tyle
lat z moim bratem?
- Może i bywa uparty i zbyt wymagający, ale nie jest tak źle - odparła,
wywołując śmiech wśród wszystkich zebranych, z wyjątkiem swojego szefa.
- Nie ma to jak komplement - mruknął Amir, obrzucając asystentkę złowrogim
spojrzeniem.
- Daj spokój. Przecież wiesz, że dla niej jesteś ideałem - pocieszył go brat.
Na moment Grace przyszło do głowy, że być może cała rodzina Amira zdaje
sobie sprawę z jej miłości do szejka. Do tej pory myślała, że tylko jego matka wie o jej
uczuciach, teraz jednak dały jej do myślenia przelotne spojrzenia, jakimi obrzucili ją
Khalil i Jade. Jeszcze miesiąc temu byłaby straszliwie przygnębiona tym, że jej sekret
R S
79
wyszedł na jaw. Dzisiaj nie miało to już znaczenia. Zawsze się bała, że Amir ją zwolni,
gdy tylko dowie się, co do niego czuła. Teraz jednak i tak zamierzała odejść. Co
prawda cała sytuacja nadal byłaby dla niej krępująca, ale pocieszała się tym, że nawet
jeśli Khalil i Jade poznali prawdę, to zachowają ją dla siebie.
Podróż do nowego domu małżeństwa zajęła tylko pół godziny.
- Ze względu na nasze życie zawodowe trochę brakuje nam miasta, ale dobrze
jest wyrwać się z ateńskich korków. Szczególnie kiedy planuje się założyć rodzinę -
powiedziała Jade, gdy wjeżdżali na rondo. Rzuciła przy tym ukradkowe spojrzenie
ukochanemu.
- Masz nam coś do powiedzenia, Khalil? - spytał Amir, uśmiechając się od ucha
do ucha.
- Nie, dopóki nie porozmawiam z rodzicami - odparł, ale i tak wszystko było
jasne.
- Gratuluję! Będziesz wspaniałą matką. - Grace nie mogła powstrzymać radości i
gorąco uściskała Jade.
- Dziękuję - odpowiedziała uszczęśliwiona Jade.
- Nie cierpi nawet na poranne nudności - powiedział Khalil takim tonem, jakby to
była jego zasługa.
- Mam to po matce - dodała Jade. - Oczywiście zniosłabym je, ale na szczęście
nie muszę.
Grace pokiwała głową ze zrozumieniem, podczas gdy jej szef poklepał brata po
plecach.
Amir usiadł koło brata na tarasie z widokiem na basen i wielki, pięknie
utrzymany ogród.
- To dobre miejsce na wychowywanie dziecka.
- Jade powiedziała to samo, dlatego kupiliśmy tę posiadłość.
R S
80
- Ale z ciebie pantoflarz.
- Całym sercem i duszą. Nie wyobrażam sobie życia bez żony.
Amir ujrzał w oczach Khalila bezbronność. Przywołało to bolesne wspomnienia
z czasów, gdy on sam był równie słaby. Obiecał sobie, że już nigdy nie doprowadzi się
do takiego stanu. Oby tylko jego brat nie dowiedział się, ile bólu może spowodować
miłość.
- Grace ze zdziwieniem dowiedziała się, że Amir nie planował spędzić wieczoru
z nowożeńcami.
- Musisz się odprężyć. Kocham swoją rodzinę, ale w ich towarzystwie trudno
będzie ci poczuć się w pełni swobodnie.
- Myślisz, że przy tobie czuję się inaczej?
- Grace, przez pięć ostatnich lat żyliśmy tak blisko siebie, że już dawno musiałaś
przyzwyczaić się do mojego towarzystwa. Inaczej byś zwariowała.
Miał rację. Nie sądziła, że szef zna ją tak dobrze, choć właściwie mogła się tego
spodziewać. Spędzili z sobą więcej czasu niż z kimkolwiek innym. Amir przebywał z
nią dłużej niż łącznie z wszystkimi kochankami.
- Dzięki. Uwielbiam twoją rodzinę, ale to też ma swoje zalety - powiedziała,
wskazując małego, zgrabniutkiego mercedesa, do którego zaprowadził ją szejk.
- Prowadzi się jak marzenie - rzekł Amir, delikatnie całując ją w policzek.
Roześmiała się.
- Dobrze wiesz, że to nie samochód miałam na myśli.
- Czyli po prostu cieszysz się, że mamy trochę czasu tylko dla nas? W takim
razie jest nas dwoje. Muszę przyznać, że to jedna z rzeczy, których mi brakuje, gdy
wyjeżdżamy z Nowego Jorku.
To dlaczego tak jej unikał, gdy tylko przekraczali granice jego ojczyzny?
Nieważne, ta noc należała do niej. On należał do niej... przynajmniej na tyle, na ile
R S
81
było to możliwe. Choć raz mogła udawać, że potrwa to dłużej niż tylko kilka godzin.
Jej serce nie łaknęło niczego innego, a przecież taka fantazja jej nie zrani, a już z
pewnością nie sprawi, że będzie cierpiała bardziej niż do tej pory.
- Dokąd jedziemy? - spytała.
- Dowiesz się, kiedy tam dotrzemy.
- Czasami naprawdę przesadzasz.
- Po prostu chcę ci zrobić niespodziankę. Spokojnie poczekaj, a nie pożałujesz.
- Gdy przybyli na miejsce, Grace z zaciekawieniem zaczęła się rozglądać wokół.
Nigdy dotąd nie miała okazji zapoznać się bliżej z kulturą rodaków Amira. Teraz, choć
byli w Grecji, szejk postanowił jej to wynagrodzić. Zajęli stolik w restauracji, która nie
tylko serwowała bliskowschodnie dania, ale i zatrudniała liczne tancerki. Były piękne,
do tego zmysłowe i powabne. Było coś niesamowitego w tym, w jakim stopniu
panowały nad swym ciałem w tańcu. Grace przygotowała się na to, że widok całkiem
pochłonie Amira, jednak ku jej zaskoczeniu chociaż doceniał kunszt artystek, skupił
swą uwagę na kim innym - na niej.
Wkrótce doszła do wniosku, że bycie w centrum jego uwagi jest niezwykle
przyjemnym doznaniem. Wieczór upływał we wspaniałej atmosferze, a posiłek składał
się z kilku dań. Jako że w restauracji nie używano sztućców, oboje narobili straszny
bałaganu, co stało się pretekstem do licznych żartów. Kilkakrotnie ich palce zetknęły
się przypadkiem, co wywoływało drżenie w sercu
Grace, chociaż oczywiście nie dawała tego po sobie poznać. Wraz z nadejściem
zmroku, miejsce tancerek na scenie zajęli połykacze ognia i mieczy. Zrobili na Grace
wielkie wrażenie. Gdy piąty raz zaparło jej dech w piersiach, Amir nie wytrzymał i
głośno się roześmiał.
- Zachowujesz się jak dziecko, które pierwszy raz w życiu odwiedziło bazar.
R S
82
- Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Przyznaj, że nawet na tobie robi to
wrażenie.
- Twój entuzjazm jest zaraźliwy. Gdyby nie ty, nie doceniłbym tego występu.
Nie mogła powstrzymać rumieńca.
Wrócili do domu w nocy, więc bardzo uważali, by nie obudzić gospodarzy.
Rozstali się przed drzwiami swoich sypialni, szepcząc życzenia dobrej nocy i
podziękowania za wspaniale spędzony wieczór.
Następny dzień rozpoczęli od niespiesznego śniadania z rodziną Amira. Khalil
wyruszył potem do pracy, Jade pracowała jako wolontariuszka w agencji zajmującej
się pomocą dzieciom, ale mąż urządził jej biuro w domu.
- Po porodzie będę pracować tylko kilka godzin tygodniowo, ale na razie czeka
mnie mnóstwo roboty ze szkoleniem zastępcy - wyjaśniła, przepraszając Amira i Grace
za to, że musi ich zostawić.
- Nie ma sprawy. I tak zamierzałem zabrać Grace na wycieczkę - odparł Amir, po
czym dodał, uprzedzając pytanie asystentki: - Nawet nie pytaj, dokąd. Tak jak wczoraj,
dowiesz się w swoim czasie.
- Jesteś po prostu okropny - powiedziała.
Amir próbował przybrać groźny wyraz twarzy, ale nie udało mu się powstrzymać
uśmiechu. - Spędzili resztę dnia jak typowi turyści. Amir oprowadzał ją po miejscach,
których nigdy wcześniej nie udało jej się odwiedzić i po jakimś czasie Grace uznała, że
Amir ją rozpieszcza. W końcu była dla niego tylko asystentką. Wyznała mu, że jest jej
najlepszym przyjacielem. Wiedziała, że on nie darzy jej aż taką sympatią, ale i tak
świetnie się bawiła. Starała się jak najlepiej zapamiętać ten dzień, by móc wspominać
go później, gdy drogi jej i Amira na zawsze się rozejdą. - Zjedli późny obiad w
towarzystwie Khalila i Jade. Grace z zachwytem obserwowała ich małżeńską więź.
Miłość brata Amira do żony była nie tylko wyraźnie widoczna, ale i odwzajemniona.
R S
83
Nawet jeśli para się kłóciła, i tak szybko się godzili. Khalil całą uwagę poświęcał Jade.
To uświadomiło Grace, jak bardzo jest samotna.
Rozmowa przy stole toczyła się gładko. W pewnym momencie ktoś poruszył
temat niedoszłego małżeństwa Amira.
- Zaskoczyło mnie, że księżniczka uciekła z innym, ale nie byłem z tego powodu
zawiedziony - wyznał Khalid.
- Mężczyzna powinien sam wybrać sobie żonę.
- Taką, którą mógłby pokochać - dodała Jade. Słysząc to, Amir pokręcił głową.
- Gdyby nie przymus ze strony ojca, z radością poślubiłbym księżniczkę. Wcale
nie szukam miłości.
- Bracie, śmierć Jasmine była strasznym wypadkiem, ale to nie znaczy, że każdą
kobietę, którą pokochasz, czeka równie tragiczny los.
- Nikt nie powinien żyć w strachu przed miłością - dodała Jade, kątem oka
spoglądając na Grace.
- Niczego się nie boję - w obliczu zmasowanego ataku rodziny Amir zamknął się
w sobie. - Nie popełnię jednak drugi raz tego samego błędu.
- No cóż, masz jeszcze czas na zmianę zdania. Trochę potrwa, nim ojciec
znajdzie ci następną narzeczoną.
Amir zachował milczenie, ale Grace znała jego zamiary. Jej szef nie zamierzał
czekać na decyzję ojca i to ona, jego wierna asystentka, musiała go ochronić. Wszystko
było już zapięte na ostatni guzik. Amir byłby z niej dumny, jednak ona już nie zobaczy
jego szczęścia. Tak będzie najlepiej, wkrótce jej cierpienia dobiegną końca.
Nazajutrz wyruszyli z powrotem do ojczyzny Amira. Przybyli na miejsce w
poniedziałkowy poranek, i jeszcze tego samego dnia mieli odbyć spotkanie z przed-
stawicielami poważnej grupy inwestorów. Ku radości Amira jego ojciec też miał się
tam pojawić. Amir postanowił skorzystać z okazji i złożyć mu po spotkaniu kwartalne
R S
84
sprawozdanie. Grace skończyła pracę nad listą dla Amira, wydrukowała też swoją
rezygnację. Postanowiła jednak poczekać z przedstawieniem obu dokumentów szefowi
- może był to akt tchórzostwa, ale nie chciała psuć mu humoru przed ważnym bizne-
sowym spotkaniem.
Amir czekał na Grace w swoim gabinecie. Chciała z nim coś omówić, zapewne
chodziło o listę kandydatek na żonę. Ostatnio jego sekretarka zachowywała się trochę
inaczej niż zazwyczaj, ale to się zdarzało, gdy kończyła jakiś trudny i ważny projekt.
Ku swemu zaskoczeniu stwierdził, że wcale nie pali się do wybierania żony.
Zadra z czasów, gdy miał ledwie osiemnaście lat, wciąż w nim tkwiła. Miłość wiązała
się z bólem: to było dla niego jasne i czasem nie mógł się powstrzymać, by nie
współczuć Khalilowi. Jego brat był odważny, a zarazem naiwny, skoro pozwolił, by
druga osoba stała się dla niego tak ważna. Teraz jest szczęśliwy, ale później czeka go
cierpienie, którego nie może sobie wyobrazić.
Usłyszał, że do drzwi puka Grace, i oderwał wzrok od e-maila, na którym i tak
nie był w stanie się skupić. Jego asystentka była bardzo poważna, w jej orzechowych
oczach dostrzegł skupienie, które potwierdzało jego wcześniejsze domysły. Po raz
kolejny naszły go wątpliwości. Przecież ta sprawa nie była na tyle pilna, by nie mogła
poczekać. Gdy Grace usiadła przy jego biurku, z trudem powstrzymał się przed
odprawieniem jej. Zamiast tego zebrał się w sobie i powiedział:
- Zapewne skończyłaś projekt, który zleciłem ci przed wylotem z Nowego Jorku.
- Tak. Myślę, że wynik cię zadowoli.
- Jak zawsze. - W jej oczach dostrzegł coś jeszcze, cień jakiejś emocji, ale nie
potrafił jej nazwać. - Przejrzę go. Omówimy go później, po powrocie do Stanów.
- W porządku - wydawała się zaskoczona.
- Chciałaś pomówić o czymś innym?
R S
85
- Tak - odparła i zamilkła. Widząc pytające spojrzenie Amira, dodała: - Chciałam
dać ci to.
Czy mu się przywidziało, czy naprawdę zadrżała jej ręka, gdy kładła przed nim
pojedynczą kartkę papieru? Zaciekawiony podniósł kartkę, by po chwili poczuć, jak
ogarnia go zimna furia. Zerwał się z krzesła i rzucił papier na biurko.
- Co to ma znaczyć?
- To moje wymówienie.
- Wiem, co to jest, do cholery - warknął i przeszedł na arabski, rzucając
przekleństwa, przy których zaczerwieniłby się jego ojciec, a matka zemdlała. - Chcę
wiedzieć, co to, do diabła, znaczy! - dodał w końcu po angielsku, choć z tak wyraźnym
akcentem, że jego nauczyciele załamaliby ręce.
Chciał, by to wszystko okazało się jedynie kiepskim żartem, ale to działo się
naprawdę. Wiedział już, że Grace chce go opuścić, teraz musiał ustalić, dlaczego. Nie
dopuści do tego, nie ma mowy.
R S
86
ROZDZIAŁ ÓSMY
Mocno zacisnęła usta i zmarszczyła czoło, ale nie odpowiedziała.
Amir z trudem panował nad narastającą wściekłością. A cóż to, jego doskonała i
wygadana asystentka, wzór wszelkich cnót raptem nie ma nic do powiedzenia, i to w
tak ważnej sprawie? Niebywałe.
- Dostałaś korzystniejszą ofertę? Od kogo? Od Jerry'ego? Jeżeli tak, gorzko
pożałuje, że sięgnął po moją własność.
- Nie należę do ciebie. Jestem twoją asystentką, a nie niewolnicą.
- Nie pozwolę ci odejść.
- Będziesz musiał.
- Stanę na głowie, żeby doprowadzić go do bankructwa.
- Jerry nie zaproponował mi posady - odparła, gdy zrozumiała, że Amir wcale nie
żartuje.
- No to dlaczego chcesz odejść? Chodzi o pieniądze? Dam ci podwyżkę. Co
więcej, jeżeli znajdziesz sobie większe mieszkania, firma będzie płacić czynsz.
- Nie chodzi o pieniądze ani o większe mieszkanie - szepnęła zbolałym tonem.
- No to o co chodzi? - nalegał, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego Grace
wygląda, jakby wyrządził jej wielką krzywdę.
- Powody osobiste.
- Co takiego? - wykrzyknął zdumiony. No dobrze, może i jakieś miała, ale
chciała go opuścić z tak błahego powodu? - A konkretnie?
- Skoro są osobiste, nie masz prawa o nie pytać. - Mówiła oschłym tonem, jednak
dobrze wyczuwał jej ból? Co tu jest grane? - myślał zdezorientowany.
- Kiedyś mówiłaś mi o wszystkim.
- To było kiedyś, a teraz jest inaczej.
R S
87
- A co takiego się zmieniło?
Otworzyła i zamknęła usta, potem ciężko westchnęła i otarła spocone dłonie o
spódnicę.
- Ja się zmieniłam.
- Owszem, jeszcze wczoraj miałem do ciebie bezgraniczne zaufanie.
- I nadal możesz polegać na mojej lojalności. Nie zamierzam pracować dla
konkurencji. Wątpię nawet, czy zostanę w Nowym Jorku. Po prostu muszę pchnąć
moje życie na nowe tory.
- Dlaczego? Źle ci u mnie?
- Nie, ale właściwie nie mam innego życia poza pracą.
- Nigdy się na to nie uskarżałaś.
- I teraz też się nie skarżę.
- A jednak chcesz odejść.
- Tak.
- Pomyślimy o zmianie godzin pracy. Będziesz miała więcej czasu na tak zwane
życie osobiste.
- Nic z tego nie wyjdzie, przynajmniej dopóki będę dla ciebie pracować. -
Podświadomie czuł, że ta wypowiedź ma drugie dno, jednak nie wiedział, o co chodzi.
- Twierdziłaś, że jestem twoim najlepszym przyjacielem. - Nadal był zły, ale
teraz również rozżalony.
- Tak, ale ja nie jestem twoją najlepszą przyjaciółką.
- Odchodzisz, bo myślisz, że nie uważam cię za moją przyjaciółkę? - spytał z
niedowierzaniem.
- Ja tak nie myślę, ja to wiem.
- A czy można zapytać, na czym opierasz to założenie?
R S
88
- Na fakcie, że twoje życie nie kręci się wyłącznie wokół firmy. Widujesz się z
rodziną częściej niż ja z moją. Masz przyjaciół, chodzisz na randki, wkrótce się
ożenisz.
- A ty masz tylko mnie, tak? Nie chcę cię urazić, ale to dość żałosny argument.
- Wcale nie - rzuciła ze złością. - Po prostu próbuję wytłumaczyć ci motywy,
które mną kierowały.
- A zatem podsumujmy. Odchodzisz, bo mam więcej przyjaciół niż ty.
- Odchodzę, bo chcę coś zmienić w moim życiu. To proste.
- Nie ma nic prostego w fakcie, że mnie opuszczasz, a właściwie porzucasz.
- Ja bym tego tak nie nazwała.
- No dobrze, jesteś moją najlepszą przyjaciółką - przyznał przez zaciśnięte zęby.
Nienawidził tych sentymentalnych gadek, ale dla Grace ostatecznie mógł zrobić wy-
jątek.
- Cholera...
- Posłuchaj. Od jakiegoś czasu próbujesz wepchnąć mnie do szufladki z napisem
„osobista asystentka", czyli nie jestem dla ciebie nikim więcej. Rozumiem to, osta-
tecznie wkrótce założysz rodzinę. W tych okolicznościach, nasza przyjaźń zaczęłaby ci
ciążyć.
- Nie bardzo rozumiem tok twojego rozumowania.
- Nie kłam, to nie w twoim stylu.
- Skąd pewność, że nigdy cię nie okłamałem? - zapytał napastliwie,
zdenerwowany, że tak niewłaściwie interpretowała jego zachowanie. - Okłamuję cię
codziennie, udając, że nie pragnę niczego więcej poza przyjaźnią. Tak naprawdę
marzę, by położyć cię na biurku i spróbować, jak smakuje twoja kremowa skóra. To
dlatego próbowałem ostatnio trzymać cię na dystans. Balem się, że gdy będziemy
spędzać razem zbyt wiele czasu, stracę samokontrolę.
R S
89
Jeżeli uważała, że to wyznanie przyszło mu z łatwością znała go o wiele gorzej,
niż jej się wydawało.
- Co takiego? - potrząsnęła głową, niemal pewna, że coś źle zrozumiała. - Chyba
nie mówisz poważnie.
- Jak najbardziej poważnie. Dlaczego tak trudno ci w to uwierzyć?
- Nie jestem piękna ani wyrafinowana. Bardzo różnię się od kobiet, z którymi się
umawiałaś.
- A jednak to ty zaprzątasz moje myśli. Ty też mnie pragniesz.
- Co? Nie rozumiem...
- A co tu jest do rozumienia? To pożądanie. - Przez chwilę patrzył na nią, a
potem mruknął: - Taka cholernie niewinna... Chyba nie zaprzeczysz?
- No nie...
- Twoja niewinność bardzo mnie podnieca.
- Myślałam, że wolisz doświadczone kobiety. Podszedł do niej i mocno ją objął.
- Pragnę cię, Grace.
Zaczął ją całować. Chociaż wciąż był zły, starał się być delikatny. To przecież
był ich pierwszy pocałunek. Kto wie, czy Grace już całowała się z mężczyzną.
Smakowała cudownie, a jej usta wydawały się wprost stworzone do pocałunków. Nie
odwzajemniała pieszczoty, ale też nie próbowała go odepchnąć.
- Grace, pocałuj mnie - poprosił.
- Nie umiem - szepnęła zawstydzona.
- Otwórz usta.
- Dobrze.
Zrobiła, o co prosił. Amir wcale się nie spieszył, okazał się cierpliwym
nauczycielem, a Grace bardzo pojętną uczennicą. Szybko zrozumiała, w jaki sposób
może go podniecić. Z trudem zachowywał resztki samokontroli.
R S
90
Nagle odsunęła się od niego gwałtownie.
- Nie, poczekaj, właściwie dlaczego to robisz?
- Czy nie powiedziałem już, że cię pragnę?
- A może w ten sposób próbujesz mną manipulować?
- Naprawdę masz o mnie takie złe zdanie?
- Gdy dążysz do wytyczonego celu, bywasz bezwzględny.
- Nie kierują mną żadne niecne motywy.
Cóż, jeżeli i tak zamierzała złożyć wymówienie, mogli właściwie pozwolić sobie
na romans. Gdyby został jej pierwszym kochankiem, byłaby to w pewnym sensie
forma ochrony, którą jej obiecał i do której się poczuwał. Sprawiłby, że jej pierwszy
raz byłby dla niej miłym przeżyciem. Nie składałby jej fałszywych obietnic, nie wyko-
rzystał jej, nie musiałby jej do niczego zmuszać, bo i ona go pragnęła.
- Jeżeli się ożenisz, nie zgodzę się na rolę kochanki.
- Nie mówiłem, że po ślubie będę sobie pozwalał na skoki w bok. Jednak to ty
uznałaś, że już teraz nie powinienem się pokazywać w towarzystwie innych kobiet.
- No tak, a my możemy pokazywać się razem. Jakie to wygodne... Nie chodzi ci
konkretnie o mnie, po prostu jestem pod ręką.
Czego ona od niego chce? Czyżby znów zamierzała dręczyć go tymi
romantycznymi bredniami?
- Przestań tak wszystko analizować. Przyjmij moją propozycję, a oboje będziemy
szczęśliwi. Co lepszego może cię spotkać?
Nawet nie zapytała, na czym właściwie polegała ta propozycja, co takiego chciał
jej zaofiarować. Przeklęła szpetnie, odwróciła się na pięcie i wymaszerowała z pokoju
niczym królowa, a nie dziewczyna, która od pięciu lat nie była na żadnej randce.
Amir również zaklął, a potem uderzył pięścią w ścianę. Poczuł ból, ale od tego
wcale nie rozjaśniło mu się w głowie.
R S
91
Co się właściwie stało? W jednej sekundzie całował Grace, a już w następnej
rzucała na niego oskarżenia i wybiegła wzburzona z pokoju. No dobrze, zapewne nie
był bez winy, użył niewłaściwych słów, które mogły ją urazić. Ale do diabła, miał
prawo stracić nerwy, przecież ona chciała od niego odejść.
Nie pozwoli jej na to, już jego w tym głowa.
Grace wpadła jak burza do swojego pokoju. Chętnie wyładowałaby złość,
ciskając o ziemię jakimś ciężkim przedmiotem. Niestety była tu gościem i nie miała
prawa niszczyć wyposażenia pałacu. Zaraz... Bez wahania sięgnęła po swój budzik i z
całej siły cisnęła nim o ścianę.
Plastikowa obudowa rozpadła się na kilka kawałków, co sprawiło jej sporą
satysfakcję.
Rozejrzała się wokół w poszukiwaniu następnego przedmiotu, który mógłby
podzielić los budzika, ale niestety nic nie znalazła. Sfrustrowana z impetem rzuciła się
na łóżko. Po jej policzkach płynął potok łez, którego długo nie dało się powstrzymać.
Płakała z powodu okrutnych słów Amira, płakała nad swoją nieodwzajemnioną
miłością. Płakała też nad swoją przyszłością, w której już nie będzie Amira. W tej
chwili była na niego wściekła, ale nadal go kochała.
Płakała wreszcie nad sobą, bo zachowała się tak patetycznie, że aż było to
żałosne. Amir był jej całym światem, ona znaczyła dla niego niewiele.
Nie, to nieprawda, przemawia przez nią gorycz. Zawsze traktował ją z
szacunkiem, cenił nie tylko jako niezawodną sekretarkę.
Jak mógł powiedzieć, że nic lepszego jej nie spotka? No dobrze, może to i
prawda, ale czy musiał o tym mówić? Jednak gdy ją całował, odniosła wrażenie, że
naprawdę mu na niej zależy. Był cierpliwy i delikatny.
A zaraz potem kilkoma słowami zniszczył tę magię. To dlatego, że był zły i
zdenerwowany, a może też trochę rozżalony.
R S
92
Czy wierzył w to, co powiedział? Co z tego było prawdą, a co kłamstwem?
Czy naprawdę jej pragnął? Przecież była bardzo przeciętną i w dodatku
niedoświadczoną dziewczyną. To mogła być prawda, bo Amir nigdy jej nie okłamał.
Musi zatem uwierzyć, że podoba mu się jako kobieta, że marzył od niej od dawna i nie
chciał, by odchodziła.
Spojrzała na listę kandydatek na żonę Amira. Co ją podkusiło, żeby ulec jego
prośbom i szukać mu idealnej partnerki? Trzeba być masochistką lub osobą niespełna
rozumu, by zgodzić się na taki układ.
Ciekawe, czego jeszcze nie zauważyła oprócz tego, że pociąga Amira? Nagle
przypomniała sobie program telewizyjnym, w którym przeciętnie urodziwe kobiety
przy pomocy kilku prostych sztuczek przeobrażały się w zmysłowe wampy. Czy i ona
mogłaby się tak zmienić?
Czy dałaby radę wcielić się w rolę takiej kobiety, jaką zamierzał poślubić Amir?
Nie miał wielkich wymagań, chciał tylko udanego seksu. Na tym polu mogłaby się
podkształcić. Tym razem nie schowa poradnika do szuflady, przeczyta wszystko, nawet
te fragmenty, którą ją tak zszokowały. Mogłaby też obejrzeć kilka filmów, nie tyle
pornograficznych, co raczej instruktażowych. Seks to dochodowy biznes, na pewno coś
znajdzie.
Grace wyprostowała plecy. Poczuła przypływ energii. W dodatku po raz
pierwszy w życiu nie dręczyły ją wątpliwości, że nie da rady. Sprawi, że Amir uzna ją
za najlepszą kandydatkę na żonę.
Przecież wiedziała najlepiej, czego mu potrzeba, zawsze uprzedzała jego
życzenia. Może i zasługiwał na księżniczkę, ale żadna z tych bogatych i pięknych
arystokratek nie pokocha go równie mocno jak Grace.
Nieważne, że jej nie kochał, byle byli razem. To i tak więcej, niż kiedykolwiek
śmiała marzyć.
R S
93
Tak, zrobi wszystko, by jej marzenia stały się faktem.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Wcześnie wstałeś, braciszku.
Amir na chwilę przerwał ćwiczenie fechtunku.
- Zawsze wcześnie wstaję.
- Ale nie tutaj. I po co? Żeby porządnie się spocić?
- W Nowym Jorku też codziennie chodzę na siłownię.
- Aha, brakuje ci worków treningowych.
- Właśnie.
- Kolejne demony, z którymi trzeba się uporać?
- Wciąż te same, tylko dzisiaj wyjątkowo uciążliwe.
- Chcesz o tym pogadać, czy będziemy wypędzać je wspólnie? - Zahir co prawda
nie był odpowiednio ubrany, ale temu szybko można zaradzić.
Amir przez chwilę rozważał propozycję brata. Ćwiczył już prawie godzinę, ale
wciąż nie czuł zmęczenia ani spokoju. Kiedyś przychodził tu, gdy miał do rozwiązania
szczególnie trudny problem. Dzisiaj ta terapia nie pomogła.
- Może pogadamy? - zaproponował.
- W porządku - Zahir nie zdołał ukryć, że odpowiedź brata bardzo go zaskoczyła.
- Przepraszam, pewnie masz co innego do roboty.
- Nie.
- Co powiesz na przejażdżkę po pustyni?
- W takim razie za dwadzieścia minut czekam na ciebie w stajni.
R S
94
Nie tylko samiec alfa, ale i prawdziwy pierworodny, przyszły władca, pomyślał
Amir. Zahir dyktował warunki w tak naturalny sposób, że nikt nie ośmielał się ich
kwestionować.
- W porządku - uśmiechnął się do brata. Wziął prysznic i po kwadransie był już
w stajni.
- Szybki jesteś - stwierdził Zahir, sprawdzając popręg przy siodle araba
należącego do Amira.
Ogier Zahira był już osiodłany. Po chwili bracia wyjechali na pustynię.
- To teraz powiedz, braciszku, dlaczego jesteś taki wściekły - odezwał się Zahir.
- Ona chce odejść.
- Grace?
- A kto inny?
- Cóż, mogłeś mówić o jednej ze swoich licznych partnerek. Na przykład o Tisie.
- Przecież powiedziałem, że to już przeszłość.
- Mogliście się pogodzić. A zatem pogadajmy o Grace. Jestem zaskoczony jej
decyzją. Czy powiedziała, dlaczego chce odejść?
- Podobno z powodów osobistych.
- Ale odmówiła szczegółowych wyjaśnień?
- Tak, to do niej zupełnie niepodobne.
Z gardła Zahira wydobył się jakiś trudny do zdefiniowania dźwięk. Może po
prostu musiał odchrząknąć, a może jednak próbował stłumić śmiech.
- Rozumiem - mruknął po chwili. - Jej decyzja na pewno bardzo cię
zdenerwowała?
- Owszem. Grace jest najlepszą asystentką, jaką można sobie wyobrazić. No i
nadal jej pożądam.
- I co? Pójdziesz z nią do łóżka?
R S
95
- Jest dziewicą.
- W jej wieku? To trochę niezwykłe, nie sądzisz?
- Niektórzy dziennikarze twierdzą, że wstrzemięźliwość seksualna to nowy trend,
któremu hołduje coraz większa rzesza młodych Amerykanów. Jednak w przypadku
Grace chodzi o coś więcej. Ona nie ma żadnego doświadczenia, nawet nie umawia się
na randki.
- Nikt się wokół niej nie kręci? Ani jeden facet?
- Paru było nią zainteresowanych. - Amir natychmiast pomyślał o Jerrym.
- Pragniesz jej, ale nie chcesz się z nią żenić. Nie poddasz się, prawda?
- Skąd wiesz?
- Jesteśmy braćmi.
- Nie miałem pojęcia, że ona jest taką niepoprawną romantyczką - westchnął
Amir.
- Dziwne, a ja wiedziałem to od razu. Wystarczyło popatrzeć, jak zareagowała,
gdy nasza matka zaproponowała jej nocleg w sypialni, która kiedyś była częścią
haremu.
- Cóż, jesteś bardziej spostrzegawczy ode mnie. Zastanawiam się dlaczego z
nikim się nie umawia. Może stworzyła w wyobraźni obraz idealnego partnera, który
nijak nie przystaje do rzeczywistości. Każdy ma jakieś wady.
- Chcesz zatem rozbudzić jej zmysły, by przekonała się, jak dalece rzeczywistość
odbiega od jej wyobrażeń o miłości.
- Dzięki mnie zrozumie, że seks i miłość to dwie różne rzeczy. Stanie się bardziej
otwarta i nie spędzi reszty życia samotnie. - Myśl, że Grace znajdzie kiedyś partnera,
dziwnie go zabolała. - Nie będę jej oszukiwał ani składał fałszywych obietnic.
R S
96
- Aha, czyli w ten sposób usprawiedliwiasz swoje zamiary wobec Grace...
Wydaje mi się, że potrzebujesz jej bardziej, niż chcesz przyznać. Czy na pewno chodzi
wyłącznie o fizyczną fascynację?
- Cóż, Grace jest również moją przyjaciółką.
- Zrobisz, jak uważasz. Według mnie jeśli uwiedziesz Grace, nie wyrządzisz tym
nikomu żadnej krzywdy. - Zahir uśmiechnął się szeroko, co zdarzało mu się niezwykle
rzadko.
Amir nawet nie próbował ukryć zdumienia. Spodziewał się słów krytyki, był
pewien, że Zahir nazwie go nieczułym egoistą.
- Mówisz serio? - upewnił się.
- Jak najbardziej Oczekuję jednak, że już wkrótce będą drużbą na twoim weselu -
odparł Zahir. Widocznie uznał dyskusję za zakończoną, bo w następnej chwili zmusił
wierzchowca do galopu.
Amir zrozumiał, że pora na wyścig. Nie bardzo rozumiał, dlaczego Zahir
wspomniał o weselu, skoro rozmawiali o uwiedzeniu Grace. Ważne, że brat go nie
potępił, a ze zrozumieniem wysłuchał jego argumentów.
No i dobrze, bo i tak już postanowił, że Grace musi być jego.
Grace obudziła się nie tylko w świetnym nastroju, ale też w wyjątkowo dobrej
kondycji fizycznej. Wczoraj ułożyła świetny plan i zaraz zacznie wcielać go w życie.
Szybko się wykąpała, a potem od razu pobiegła do prywatnego gabinetu
królowej. Potrzebowała fachowej porady. Skoro zamierzała radykalnie zmienić swój
wizerunek, jedyną osobą, która mogła jej pomóc, była właśnie królowa Adara.
Asystentka królowej wprowadziła ją do środka.
Adara uniosła głowę znad sterty papierów rozłożonych na biurku. Grace
zauważyła, że były to w głównej mierze kartki z kalendarza.
- Opracowujesz harmonogram zajęć - domyśliła się.
R S
97
- Tak. - Adara potarła skronie. - Trudno to wszystko skoordynować. Odkąd moje
córki wyszły za mąż, też mają mnóstwo różnych obowiązków. Takie planowanie wy-
kończyłoby każdego stratega.
- Czy korzystasz z tego nowego programu, który ci poleciłam?
- Tak, ale by wprowadzić dane do systemu, muszę je najpierw trochę
uporządkować - bezradnie skinęła w stronę sterty papierów.
- Jednak ten program rzeczywiście okazał się bardzo przydatny - wtrąciła
asystentka królowej.
- Czy mogę ci jakoś pomóc - spytała Grace.
- Amir nie będzie cię dziś potrzebował? - Adara była szczerze zdziwiona.
- Postanowiłam wziąć wolny dzień.
Zdziwienie Adary jeszcze wzrosło, o czym świadczyły wysoko uniesione brwi.
- Czy mogłabyś przynieść z kuchni dzbanek kawy? - poprosiła asystentkę. - Coś
mi mówi, że będzie nam bardzo potrzebna. - Gdy asystentka wyszła, Adara zwróciła
się do Grace: - Mów szybko, co się dzieje.
- Nie rozumiem.
- Pracujesz z Amirem już pięć lat, prawda? - Adara ujęła dłoń Grace.
- No tak.
- Czy kiedykolwiek poprosiłaś o wolny dzień?
- Nie. - Grace poddała się woli Adary, która delikatnie, lecz stanowczo
przyciągnęła ją do siebie.
- No już, wykrztuś to wreszcie.
- Nie wiedziałam, że królowe używają takiego języka - roześmiała się Grace.
- Nie używają - Adara była bardzo poważna. - Teraz zwracam się do ciebie jako
zatroskana przyjaciółka i matka.
- Pragnę zmienić swój wizerunek - wyrzuciła z siebie Grace.
R S
98
Na twarzy Adary pojawił się najpierw wyraz zdumienia, potem namysłu, a
wreszcie triumfu.
- Nareszcie - skomentowała.
- Słucham?
- Spodziewałam się tego od czterech lat. Już myślałam, że nigdy mnie o to nie
poprosisz.
- Uważasz, że nie jestem atrakcyjna? - Grace nie wiedziała, czy powinna płakać
czy się cieszyć.
- Skądże, ale nie wyglądasz jak przyszła księżniczka, a właśnie to chcesz
osiągnąć, prawda?
- Skąd wiesz?
- Kiedy zobaczyłam cię po raz pierwszy, od razu zauważyłam, że kochasz Amira.
Nie zastanawiałaś się nigdy, dlaczego nie protestowałam, gdy mój mąż polecił Amiro-
wi ożenić się z księżniczką Liną?
- Nie, bo to była dobra kandydatka na żonę Amira. Dlaczego miałabyś być
niezadowolona?
- Pusta lalka. Nie żyjemy w średniowieczu, chociaż mężczyźni w tej rodzinie
czasami o tym zapominają.
- Pomimo tych poglądów przystałaś na zaaranżowane małżeństwo.
- To był świetny sposób, by obudzić Amira z letargu, popchnąć go do działania.
- A gdyby jednak poślubił Linę? - spytała Grace, i na samą myśl poczuła, jak jej
serce zamiera.
Adara lekceważąco machnęła ręką.
- Mam jej dossier. Czy wiedziałaś, że ona jest obywatelką USA?
- Nie - wyjąkała coraz bardziej zaszokowana Grace.
R S
99
- No właśnie, jej rodzina też nie miała o tym pojęcia. Kobieta, która z taką
determinacją walczy o niezależność, na pewno nie zgodzi się na zaaranżowane
małżeństwo.
- No ale jednak jest księżniczką.
- Wychowywała się za granicą. Jej ojciec poczynił fałszywe założenie, że więzy
krwi okażą się silniejsze od miłości.
- A gdyby jednak doszło do tego małżeństwa? Przecież mogłaś się pomylić.
- Ja się nie mylę - w oczach Adary pojawiły się błyski. - Ani w tej, ani w innych
sprawach. Dobrze przeczuwałam, że wreszcie przejrzysz na oczy i zrozumiesz, że to ty
jesteś najlepszą kandydatką na żonę Amira.
- Dlaczego nigdy o tym ze mną nie porozmawiałaś? Przecież wiedziałaś, że
kocham Amira.
- Oczywiście, nie jestem ślepa, chociaż moje dzieci czasem tak uważają?
- No to dlaczego milczałaś?
- Ty sama musiałaś odnaleźć w sobie wewnętrzną siłę, uwierzyć w siebie. Tak
jak Khalil musiał zdobyć się na odwagę, by walczyć o swoje szczęście.
- Ale...
- Z Amirem nie pójdzie tak łatwo, musisz być tego świadoma. Połowa sukcesu to
twoja wiara, że z tobą będzie najszczęśliwszy. Wszystko zależy od ciebie.
- I od Amira - uściśliła Grace.
- Rozmawiał z tobą o swoich uczuciach? Ciekawe, zazwyczaj jest bardzo skryty.
- Nie wiem, co tak naprawdę do mnie czuje - zawahała się - mówił tylko o
pożądaniu.
- I to wystarczyło, byś postanowiła zrobić się na bóstwo? Nieważne - Adara po
raz kolejny zbyła dalsze dywagacje machnięciem ręki. Dobrze, że wreszcie się docze-
kała. - Cieszyłam się na ten dzień jak mała dziewczynka.
R S
100
- Wstała gwałtownie. - Chodź, mamy ważne zadanie do wykonania i mało czasu.
Grace zrobiło się żal młodej asystentki, która jedynie w towarzystwie dzbanka
kawy będzie musiała zmierzyć się z zawiłym królewskim harmonogramem zajęć.
Jednak już po chwili zapomniała o wyrzutach sumienia, bo królowa
poprowadziła ją do hangaru.
- Dokąd lecimy? - spytała oszołomiona.
- Do Aten. Jade nam pomoże, poza tym kilka dni temu wezwałam moją stylistkę.
Zaraz tu będzie.
- Przecież nie mogłaś wiedzieć, że z tobą polecę.
- Miałam przygotowany plan awaryjny - odparła Adara z taką mocą, że Grace
przeszedł dreszcz. Może to i dobrze, że nie zwlekała dłużej z tą rozmową, bo kto wie,
co wymyśliła królowa.
Lot do Grecji nie trwał długo, a upłynął głównie na rozmowie Grace ze stylistką.
Grace została poddana tak szczegółowemu przesłuchaniu, że już po chwili zaczęło jej
się kręcić w głowie.
Tym razem na lotnisku w Atenach czekała na nie jedynie Jade i oczywiście
ochroniarze.
Jade podeszła i uściskała je serdecznie.
- To dzisiaj ten dzień wielkiej przemiany? - zapytała podekscytowana.
- Nie chodzi o przemianę, a raczej o podkreślenie naturalnej urody Grace -
wtrąciła się stylistka.
- Właśnie - królowa z aprobatą skinęła głową. - Nie chcemy z niej zrobić
seksownego kociaka, chociaż mój syn gustuje właśnie w takich panienkach.
Jade skwitowała tę wypowiedź śmiechem, natomiast Grace oblała się rumieńcem
Sabrina, pochodząca z Francji stylistka, wysoka i szczupła kobieta o przepięknej
oliwkowej karnacji, uśmiechnęła się nieznacznie.
R S
101
- Bierzmy się do roboty - zarządziła królowa. Ledwie klasnęła, od razu jak za
machnięciem czarodziejskiej różdżki wszyscy ruszyli w stronę handlowej dzielnicy
Aten, gdzie mieściły się najdroższe, najbardziej ekskluzywne butiki.
Sabrina nalegała, by najpierw poszły do fryzjera i na lekcję makijażu, a dopiero
potem wybrały stroje, które współgrałyby z nowym wizerunkiem Grace. Grace trochę
się przestraszyła, bo zazwyczaj obcinała włosy w napotkanych po drodze salonach, ale
trudno, dla Amira warto pocierpieć.
- Przydamy włosom blasku, wystarczy trochę jaśniejszych refleksów - oznajmił z
emfazą mistrz grzebienia.
- Teraz potrwa to dość długo, ale potem wystarczy powtarzać zabieg co pół roku.
- Co pół roku? - szepnęła oszołomiona Grace.
Królowa i Sabrina nie chciały tracić czasu na zbędne dyskusje. Przez pół godziny
omawiały wybór najlepszej farby. Jade wymknęła się na lunch z mężem, dla Adary,
Sabriny i Grace przyniesiono posiłek z pobliskiej restauracji.
Dokładnie trzy godziny później Grace miała okazję podziwiać swój nowy
wizerunek. Z lustra patrzyła na nią zupełnie inna kobieta. Jej włosy nie zostały
skrócone, tylko wycieniowane. Nowa fryzura okazała się twarzowa i stylowa. Fryzjer
pokazał też Grace, jak najlepiej prostować jej naturalnie kręcone loki.
- Może pani zostawić je kręcone - dodał na zakończenie. - Dobre strzyżenie to
podstawa, same będą się ładnie układać. Wystarczy trochę żelu.
Potem jeszcze odbyła się krótka dyskusja, czy powinna czesać się w koński
ogon, a gdy jej na to pozwolono, poczuła absurdalną wdzięczność.
Jeszcze większym szokiem okazała się dla Grace lekcja makijażu. Kosmetyczka
pokazała jej różnicę między dziennym i wieczorowym makijażem, nauczyła dobierać
podkład, puder oraz cienie do oczu i pomadkę.
R S
102
- Proszę się nie martwić, jeśli pani wszystkiego nie zapamiętała. Jutro spotykamy
się ponownie - dodała na zakończenie.
- Jutro? - szepnęła Grace. - Ale Amir...
- Ojciec i Zahir dobrze wiedzą, czym go zająć.
- Czy oni też są wtajemniczeni? - Grace struchlała na samą myśl.
- Skądże.
Westchnęła z ulgą, i dobrze, bo przez następne sześć godzin prawie zapomniała o
oddychaniu. Odwiedziły więcej sklepów, niż Grace w całym dotychczasowym życiu.
Niespodziewanie odkryła, że przymierzanie ubrań może być takie ekscytujące i
wyzwalające zarazem.
Z przyjemnością wkładała kolejne modne ciuszki, zastanawiając się, dlaczego jej
szafa jest pełna nijakich, workowatych ubrań. To jasne, próbowała się ukryć, chciała
być niewidzialna. Z tym już koniec, pora, by jej kobiecość wreszcie zatriumfowała.
Jednak gdy wieczorem wróciły do domu Khalila i Jade, była wykończona,
dosłownie padała z nóg.
- Świetnie sobie poradziłaś - pochwaliła ją królowa.
- Tak - poparła ją Sabrina. - Jesteś jedną z najmniej kłopotliwych klientek, jakie
kiedykolwiek spotkałam.
- O matko, to jakie muszą być te trudne - wychrypiała Grace i przeraźliwie
ziewnęła.
- Owszem, to męczące - zaśmiała się Sabrina. - Jednak u ciebie trzeba tylko
wydobyć naturalny wdzięk, podkreślić urodę.
Grace spojrzała na nią z niedowierzaniem, ale była zbyt zmęczona, by wdawać
się w dyskusję.
R S
103
Dwa dni później uważnie przyglądała się swemu odbiciu w olbrzymim lustrze w
domu Khalila i Jade. Nie poznawała tej kobiety, a jednak nie był to ktoś obcy. To
właśnie miała na myśli Sabrina, mówiąc o wydobyciu naturalnego wdzięku.
To nadal była Grace Brown. Owszem, sama nigdy nie wybrałaby takich ciuchów,
ale też nie były to rzeczy, które z góry by odrzuciła.
Piękna bluzka w kolorze kości słoniowej miała dość odważny, ale nie
wyzywający dekolt. Nogi w dopasowanej spódnicy sięgającej tuż za kolana wydawały
się jeszcze dłuższe. Całości dopełniały czółenka na czterocentymentrowych obcasach.
Grace wydawała się sobie jeszcze wyższa, jednak Sabrina upierała się, że tak właśnie
powinno być.
W szkole przezywano Grace tyką, szydzono z jej wzrostu i szczupłej sylwetki,
jednak Sabrina zachwyciła się jej figurą. Widząc niedowierzanie w oczach Grace,
pokazała jej okładki najpoczytniejszych magazynów i udowodniła, że jest podobna do
widniejących na nich modelek.
A co najważniejsze, Grace czuła się świetnie w nowych ubraniach. Były
wygodne, a zarazem eleganckie. Tak, to właśnie było ubranie, a nie przebranie.
Podczas tych dwóch dni wiele się nauczyła, i to nie tylko o pielęgnacji cery czy
układaniu włosów. Nauczyła się cenić i podkreślać kobiecość, wreszcie czuła się
swobodnie we własnej skórze. Była ciekawa, jak Amir zareaguje na jej nowy
wizerunek.
Musiała jednak przyznać, że ta zmiana była potrzebna jej samej, nie tylko po to,
by usidlić Amira.
Nadszedł czas, by pokazać całemu świata, kim naprawdę jest Grace Brown.
Odwróciła się w stronę drzwi, w których właśnie pojawiła się królowa Adara.
Impulsywnie ją uściskała.
- Dziękuję - powiedziała.
R S
104
- Pamiętaj, że zrobiłaś to dla siebie.
- Ale ty mi w tym pomogłaś.
- Cóż mogę odpowiedzieć? - W oczach Adary zalśniły łzy wzruszenia. - Jestem
kobietą, która uwielbia mieszać się w sprawy innych.
Grace tylko się roześmiała.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Kiedy wylądowali, Grace natychmiast straciła dobry humor.
Amir czekał na nie na płycie lotniska. Ubrany w tradycyjny arabski strój
wyglądał niezwykle malowniczo i dostojnie. Otaczała go aura tajemniczości, która
natychmiast podziałała na wyobraźnię Grace.
Miał pochmurne oblicze, jakby na przekór palącemu słońcu, które nadawało
wszystkim barwom ostrości. Dla Grace nie ulegało wątpliwości, że jest po prostu
wściekły. Spojrzenie, jakim obrzucił jej wspólniczce w zbrodni, czyli własnej matce,
mogłoby roztopić kilka gór lodowych.
Królowa z niewzruszoną miną podsunęła mu policzek, który posłusznie
pocałował, chociaż aż trząsł się ze złości. Po powitaniu królowa odsunęła się i ruszyła
do limuzyny, zostawiając Grace sam na sam z rozwścieczonym szefem.
Chciała pójść w ślady królowej, jednak Amir natychmiast zagrodził jej drogę.
- Gdzie ty się, do diabła, podziewałaś? - warknął.
- Zostawiłam ci wiadomość, że wyjeżdżam z twoją matką?
- Wysłałaś e-mail, chociaż dobrze wiesz, że nie sprawdzam poczty co godzina -
skomentował, dając jej wyraźnie odczuć, co sądzi o takim sposobie komunikowania. -
Nie raczyłaś zdradzić żadnych szczegółów, nie odpowiadałaś na moje telefony.
Musiałem spytać ojca, gdzie jest matka, by ustalić, że poleciałaś do Grecji.
R S
105
No tak, to rozwścieczyło go najbardziej. Nie znosił pytać innych, co dzieje się z
Grace. Rozumiała go, ale miała swoje powody, by tak postąpić. Gdyby mu wszystko.
powiedziała, znów zaczęliby się kłócić, a ona nadal była na niego wściekła. Mimo to
nie zrezygnowała ze swojego planu.
- Musiałam tam polecieć.
- To ty tak twierdzisz. Ciekawe, dlaczego w takim razie poleciałaś beze mnie?
- Ta podróż nie miała żadnego związku z moją pracą.
- Ach, zatem wracamy do spraw osobistych, tak? Możesz się zwierzać mojej
matce, ale ja nie jestem godzien zaufania?
- Nie sądziłam, że będziesz zainteresowany wielogodzinnym chodzeniem po
sklepach i lekcjami makijażu. Nie znosisz robić zakupów, to ja zawsze musiałam kupo-
wać prezenty dla twoich dziewczyn.
- Przez trzy dni chodziłaś po sklepach? - zapytał niebezpiecznie niskim głosem. -
To ja się zamartwiam, czy cię jeszcze zobaczę, a ty przez trzy dni kupujesz... Zaraz, co
właściwie kupiłaś?
- Naprawdę nie widzisz?
Obejrzał ją dokładnie od stóp do głów, a potem groźnie zmrużył oczy.
- Markowe, eleganckie ciuchy zamiast twoich biurowych mundurków. Co ta ma
znaczyć?
Limuzyną z Adarą właśnie odjechała i Grace została sam na sam z szalonym
szejkiem, który z minuty na minutę zachowywał się coraz dziwniej.
- Czy to dla Jerry'ego? - drążył dalej. - Nie wystarczy, że będziesz dla niego
pracować? Chcesz go też usidlić?
- Powtarzam po raz ostatni, że nie zamierzam pracować dla Jerry'ego - krzyknęła.
- No to po co to wszystko?
- Zrobiłam to dla siebie, rozumiesz?
R S
106
- Rozumiem, oczywiście, ale dlaczego właśnie teraz, kiedy mamy poważny
problem do rozwiązania?
- Potrzebowałam chwili oddechu, oboje tego potrzebowaliśmy.
- Ja nie, potrzebowałem tylko ciebie - powiedział i szybko zamknął usta, jakby
żałował, że nie zdołał ugryźć się w język.
- Ja też za tobą tęskniłam - przyznała.
- Przecież mogłem z tobą polecieć.
- Miałeś mnóstwo ważnych spotkań.
- Bez ciebie to nie to samo.
- Jak długo będziesz się na mnie gniewał? Może powinnam poprosić pilota, żeby
mnie zabrał z powrotem do Grecji?
- Nigdzie cię nie puszczę, ani na chwilę nie spuszczę cię z oczu. Wracamy do
pałacu - podał jej ramię.
- A jak się tam dostaniemy? Twoja matka już odjechała limuzyną.
- Mam tu samochód.
- Och, przyjechałeś jaguarem. Dziękuję, uwielbiam nim jeździć.
- Nie przyjechałem nim po to, by sprawić ci przyjemność, ale miło, że się
cieszysz.
- W takim razie dlaczego nim przyjechałeś?
- Żebyśmy mieli gdzie kłócić się bez świadków - oświadczył poważnie, na co
Grace zareagowała śmiechem.
- Wiesz co, ty naprawdę traktujesz mnie jak swoją własność. Jestem twoją
asystentką, a nie dziewczyną.
- No i dobrze, bo dziewczyny znikały z mojego życia po kilku tygodniach, a ty
zawsze jesteś i będziesz przy mnie.
- Czyżbyś już zapomniał, że złożyłam wymówienie?
R S
107
- Tak, staram się o tym nie pamiętać.
No i co ona miała na to powiedzieć? Nawet jeżeli jej plan się nie powiedzie, i tak
będzie musiała odejść. Przynajmniej zrobi to z godnością.
- Cóż, jeśli chcesz, możemy teraz o tym porozmawiać - zaproponowała po
namyśle.
- Wszystko już zostało powiedziane.
- Jesteś arogancki.
- Ja tak nie uważam. - Otworzył przed nią drzwi samochodu. - Powiedziałbym
raczej, że pewny siebie.
- Och, z pewnością.
- Grace, robisz się złośliwa.
- To źle?
- Dobrze, o ile nie wyżywasz się na mnie.
Nie zdążyła wymyślić ciętej riposty, bo Amir usiadł obok niej na fotelu i zaczął
ją całować. Gorąco, żarliwie, z zapamiętaniem
- Podobają mi się te nowe ciuszki - mruknął, gdy na chwilę oderwał usta od jej
warg. - Są miłe w dotyku, ale wolałbym dotykać twojego nagiego ciała. Może jednak
powinnaś ubierać się jak dawniej.
- A to dlaczego?
- Faceci będą cię rozbierać wzrokiem.
- Na przykład Jerry?
- On na ciebie zwrócił uwagę już wcześniej. Tak samo jak ja. Nie zapominaj o
tym, Grace.
Znów zaczął ją całować, ale po chwili odsunął się gwałtownie.
- To nieodpowiednie miejsce.
R S
108
Miał rację. Spłoszona Grace rozejrzała się wokół. Płyta lotniska była wprawdzie
pusta, ale załoga samolotu chyba jeszcze nie opuściła maszyny. Jak wiele widzieli?
Członkowie rodziny królewskiej bardzo strzegli swej prywatności, nie chcieli być
obiektem plotek. Amir naprawdę się zapomniał, zazwyczaj był o wiele ostrożniejszy
Wrócił na miejsce kierowcy i zapalił silnik.
- Chyba potrzebujesz ochłody - stwierdził, gdy już ruszyli.
- Tak.
I chociaż Amir włączył klimatyzację, i tak zalewały ją fale gorąca.
- Nie powiedziałeś jeszcze, jak podoba ci się moja nowa fryzura - postanowiła
skierować konwersację na bezpieczniejsze tory.
- Podoba mi się twoja fryzura, makijaż i ubrania, ale dla mnie zawsze byłaś
piękna. Jednak teraz wyglądasz jak ktoś, kto przestał się ukrywać, jak ktoś, kim
naprawdę jesteś. Nigdy się nie doceniałaś.
- Skąd wiesz?
- Znam cię lepiej niż ktokolwiek inny, chociaż jeszcze jedna osoba mogłaby
powiedzieć coś podobnego. Zahir.
- Naprawdę? Myślałam, że jest tak skupiony na swoich przyszłych obowiązkach,
że prawie nie zauważa innych.
- To część jego pracy - obserwować i zachować czujność. On od razu odkrył, że
jesteś niepoprawną romantyczką. Zawstydził mnie, bo ja zauważyłem to o wiele
później.
- Czasem trzeba spojrzeć na sprawy z dystansu, by odkryć ich prawdziwą naturę
- pogładziła go po policzku.
- Tak, to prawda. Jesteś kimś wyjątkowym.
- Dziękuję. Rzeczywiście świetnie mnie znasz, a ja wiem o tobie prawie
wszystko... z wyjątkiem jednej rzeczy.
R S
109
- Chodzi ci o to, jakim jestem kochankiem?
- Tak. Słuchaj, chciałam cię jeszcze o coś zapytać. Czy jestem dla ciebie tylko...
ciałem?
- Nie, jesteś dla mnie wyzwaniem. Trudno będzie ukryć przed moją rodziną, że
zostaliśmy kochankami, a w Nowym Jorku wcale nie będzie łatwiej.
- Czyli nasz romans to już przesądzona sprawa?
- Pragnę cię, Grace, i będziesz moja.
- Ja też cię pragnę.
- Dobrze wiedzieć. Jednak nie chodzi tylko o pożądanie. Łączy nas również
przyjaźń, nie można tego sprowadzać wyłącznie do seksu.
- Ale nie ma mowy o miłości?
- Nie, czy to dla ciebie jakiś problem? Jesteś romantyczką, może wolałabyś
poznać seks z mężczyzną, którego pokochasz?
- Ale ja kocham ciebie. - Nie mogła uwierzyć, że to powiedziała. Najchętniej
zapadłaby się pod ziemię.
- Wiem, jako przyjaciela.
Zadowolona, że nieświadomie wybawił ją z opresji, skinęła głową.
Reszta drogi upłynęła im w milczeniu. Grace dopiero po chwili zauważyła, że nie
jadą do pałacu. Amir zaparkował przed jakiś budynkiem, wokół którego rozpościerały
się jedynie połacie piasku.
- Co my tu robimy? - spytała zdziwiona.
- Zmieniamy środek transportu - wskazał na stojącego przed budynkiem
hummera.
Mężczyzna w tradycyjnym arabskim stroju przeniósł ich bagaże, skłonił się i
zniknął niczym duch.
- Dlaczego nie przyjechałeś hummerem na lotnisko? - spytała zdziwiona.
R S
110
- Nie miałem pewności, czy przejażdżka po pustyni dojdzie dziś do skutku. Po
pierwsze byłem na ciebie wściekły, po drugie nie miałem pojęcia, po co poleciałaś do
Aten i jak długo będziesz się na mnie gniewać - przyznał, a Grace z zadowoleniem
pomyślała, że nawet tego pewnego siebie mężczyznę czasami dopadają wątpliwości.
- A po trzecie nie chciałeś, by matka wiedziała, że planujesz przejażdżkę po
pustyni - domyśliła się. - Sprytne zagranie.
- Ale sam cel bardzo szczytny.
- Dokąd właściwie jedziemy? - spytała, gdy już ruszyli.
- Czy ty kiedyś przestaniesz zadawać pytania?
- Nie, raczej się już nie zmienię.
- To dobrze. Wiesz, co? Niezła z nas para.
Chętnie podpisałaby się pod tym stwierdzeniem, jednak dobrze wiedziała, że
miał na myśli zupełnie inną parę, niż jej się marzyło.
R S
111
ROZDZIAŁ JEDENASTY
- No to powiedz wreszcie, dokąd jedziemy - zażądała.
- Jak widzisz, zmierzamy na pustynię. - Właśnie zjechali na boczną drogę. Na
horyzoncie pojawiły się zabarwione na czerwono skały.
- A dokładniej? Powiedz.
- Jedziemy tam, gdzie wreszcie będziemy sami. Powiedzmy, że to podróż w
interesach. Tak powiem mojej rodzinie.
- Okłamałeś ojca?
- Nie, po prostu pozwoliłem, by wyciągnął fałszywe wnioski. Na szczęście nie
pytał o szczegóły. Powiedziałem, że wrócimy za trzy dni.
- Trzy dni? Domyślą się, co robiliśmy.
- Nie szkodzi.
- Jakoś cię to nie martwi. A powinno, bo kiedy ojciec pozna prawdę, będzie na
ciebie wściekły.
- Bo uwiodłem niedoświadczoną dziewczynę, która jest pod opieką mojej
rodziny? Całkiem możliwe, ale postanowiłem zaryzykować. Nie mogę czekać, aż
wrócimy do Nowego Jorku.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
Amir zatrzymał samochód, przesiadł się na tylne siedzenie i wyciągnął ręce do
Grace.
- Chodź do mnie, proszę. Teraz.
Nie czekając na odpowiedź, zaczął ją całować. Najpierw delikatnie, potem coraz
namiętniej i śmielej. Grace, przez chwilę spięta, instynktownie odpowiadała na jego
pieszczoty. Czuła rozkosz, jakiej jeszcze nigdy nie zaznała.
R S
112
Krzyczała, gdy Amir pokrywał pocałunkami jej kark, krzyczała, gdy pieścił jej
piersi. W pewnej chwili spojrzał na nią wzrokiem pociemniałym od pożądania i spytał:
- Wracamy do pałacu czy zostajemy na pustyni?
- Zostajemy - szepnęła.
Po godzinie jazdy dotarli do czerwonawych skał. Dopiero wtedy Grace
zauważyła dom, który niemal idealnie wtapiał się w pustynny krajobraz.
- To domek myśliwski należący do mojej rodziny - wyjaśnił Amir, widząc jej
pytający wzrok.
- Będziemy tu sami?
- Tak.
- Jest piękny, idealnie wtapia się w krajobraz.
- Tak właśnie miało być. Ma prawie sto lat, zaprojektował go mój dziadek.
- Czy wyposażenie jest równie stare.
- Zaraz się przekonasz.
Gdy wysiedli z hummera, Amir znów zaczął ją całować. W pewnej chwili Grace
zabrakło powietrza, zakręciło jej się w głowie. Amir odsunął się, odetchnął i powie-
dział z uśmiechem:
- Oddychaj przez nos, kotku.
- Dlaczego tak mnie nazwałeś?
- Bo kiedy cię całuję, rozkosznie mruczysz, jak zadowolony kot. To takie
seksowne. Nigdy nie mówiłem tak do żadnej kobiety.
- Och, to miłe. Dziękuję.
- To ja dziękuję, bo ofiarowałaś mi najcenniejszy skarb.
- Dziewictwo?
- Nie tylko, ofiarowałaś mi siebie. Może jednak wejdziemy do środka?
R S
113
Wziął ją w ramiona i ruszył w kierunku domu. Miał przy tym tak skupiony wyraz
twarzy, że nie odważyła się protestować ani zadawać pytań. Widać z jakiegoś względu
było to dla niego ważne. A ona poczuła się... Może nie jak żona, ale na pewno jak jego
kobieta.
Nie postawił jej na ziemi, nawet gdy otwierał drzwi.
- I jak ci się podoba? - zapytał, gdy już byli w środku.
- Przepiękny.
Wnętrze urządzone było w tradycyjnym arabskim stylu. Zakończone łukiem
przejścia, stare orientalne meble, jedwabne draperie na ścianach. Grace wodziła wokół
zachwyconym wzrokiem. Trudno wymarzyć sobie bardziej romantyczne miejsce.
Największe wrażenie wywarł na niej salon. Na środku, na małym podwyższeniu
stało ogromne łoże ozdobione poduszkami. Obok mały stolik z przekąskami i na-
pojami. Po drugiej stronie identyczny stolik, na którym stały świecie. Na wprost łoża
cudowny kominek i zapas drewna.
- Dziękuję - szepnęła wzruszona.
- Kotku, dlaczego płaczesz? Przesadziłem? Chciałem, żeby twój pierwszy raz był
wyjątkowy. - Zaniósł ją do sypialni i dopiero tam postawił na podłodze. - Wezmę
prysznic, a ty odpocznij.
- Chciałabym się przebrać.
- Znajdziesz w szafie sporo ubrań, wybierz coś dla siebie.
- O ile będzie coś w moim rozmiarze.
Nie uśmiechała jej się myśl, że ma włożyć rzeczy, w których być może chodziły
kochanki Amira. Postanowiła wziąć coś ze swojej walizki.
Kiedy tylko Amir zniknął w łazience, powodowana ciekawością uchyliła drzwi
ogromnej starej szafy. Ku swemu zdziwieniu zobaczyła sporo zupełnie nowych trady-
R S
114
cyjnych arabskich strojów, jakby specjalnie dobranych do jej karnacji i koloru oczu.
Czyżby Sabrina maczała palce i w tym spisku?
Wybrała szmaragdową suknię, bo podczas zakupów w Atenach stylistka
powiedziała, że w tym kolorze jej orzechowe oczy skrzą się zielenią.
- Kiedy ty to wszystko kupiłeś? - spytała, gdy Amir wszedł do pokoju.
- Och, miałem dużo czasu, gdy ty szalałaś na zakupach w Atenach. Pojechałem z
Zahirem na bazar.
- Czy on domyślał się, dla kogo kupujesz te suknie? - W odpowiedzi tylko
wzruszył ramionami.
- Jeszcze się nie wykąpałem. Przyłączysz się do mnie pod prysznicem?
- Sama nie wiem... No dobrze.
Uradowany wziął ją na ręce i zaniósł do łazienki.
Przepych tego pomieszczenia zupełnie ją oszołomił. Nawet w pałacu nie widziała
tak luksusowo wyposażonych łazienek.
- Dziadek lubił wygody - wyjaśnił Amir. - Jego żona też.
- Zabierał ją na polowania.
- Byli nietypowym małżeństwem, bardzo się kochali.
- Nie miał kochanek?
- Mężczyźni w naszej rodzinie są monogamiczni.
- No tak, nigdy nie zdradzałeś swoich dziewczyn.
- To niezupełnie prawda. Każda z nich była tylko kiepską namiastką ciebie.
Romansowałem z Tisą, bo nie mogłem sobie poradzić z fantazjami na twój temat.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?
- Pytasz, dlaczego nie próbowałem cię uwieść? To proste. Nie chciałem cię
stracić. Moje związki trwały zawsze bardzo krótko. Bałem się, że z nami byłoby tak
samo. W końcu i tak złożyłabyś wymówienie.
R S
115
- Dlaczego?
ROZDZIAŁ DWUNASTY
- Amir? Zdałam ci pytanie.
- Wiesz co? Nie chcę już dłużej rozmawiać. Pora się wykąpać. - Delikatnie
postawił ją na podłodze. - Pozwól, że cię rozbiorę. - Powoli zaczął rozpinać guziki przy
jej sukni.
- Amir?
- Tak, aziz?
Czy naprawdę powiedział do niej „ukochana"? Jednak nie była w stanie
zastanawiać się nad tym ani sekundy dłużej. Amir zsunął jej suknię z ramion i zaczął
delikatnie pieścić piersi.
- Tak, kotku, ciesz się moim dotykiem - szepnął, gdy Grace zadrżała. - To
dopiero początek, będzie jeszcze lepiej.
- Ja chyba tego nie przeżyję.
- Ależ przeżyjesz.
- Udowodnij mi to.
- Z miłą chęcią.
Ubranie Grace opadło na podłogę. Amir odsunął się o kilka kroków i podziwiał
ją w milczeniu, niczym dzieło sztuki.
Zawstydzona Grace instynktownie zakryła piersi.
- Nie, pozwól mi patrzeć - poprosił. - Jesteś taka piękna.
- Jestem zupełnie przeciętna.
- Nic podobnego.
- W porównaniu ze mną księżniczka Lina to prawdziwa piękność.
R S
116
- Jest już żoną innego, co bardzo mnie cieszy. Jesteś niesamowicie zgrabna i
seksowna. Pragnę tylko ciebie.
Szybko się rozebrał, a potem zaczął pokrywać całe ciało Grace gorącymi
pocałunkami. Trzymał ją mocno za biodra, jakby się bał, że Grace spróbuje mu się wy-
mknąć.
Po chwili, nadal spleceni mocnym uściskiem, weszli pod strumienie gorącej
wody. Grace dopiero teraz zauważyła, że to naturalne źródło. Wokół pływały płatki
kwiatów i chociaż z trudem zbierała myśli, ucieszyło ją, że Amir też jest w głębi duszy
romantykiem, chociaż nigdy by się do tego nie przyznał.
Nieważne, co do niej czuł, pragnęła ofiarować mu o wiele więcej niż ciało.
Chciała mu oddać serce, część duszy. Tak musiało być.
Potem zaniósł ją do sypialni, nie przestając pieścić. Gdy wreszcie zakończył
słodkie tortury i wszedł w nią, jęknęła cicho. Tak, odczuła ból, ale też nieopisaną
rozkosz.
- Przepraszam - szepnął.
- Za co?
- Trochę się pospieszyłem, ale zaraz się poprawię.
- To może być jeszcze lepiej?
- Oczywiście - odparł i natychmiast jej to udowodnił.
Przez następne trzy dni kochali się w łazience, przed kominkiem, w sypialni, a
raz nawet na pustyni.
Grace dowiedziała się, czym jest rozkosz, nauczyła się też dawać ją Amirowi.
Nie rozmawiali o miłości, po prostu kochali się, rozmawiali i śmiali. Nic więcej nie
miało znaczenia. Jednak teraz, kiedy ich pobyt na pustyni zbliżał się do końca, Grace
chciałaby usłyszeć, co będzie dalej, gdy wrócą do pałacu, a potem do Nowego Jorku.
R S
117
Myślała o tym podczas podróży powrotnej, chociaż próbowała się skupić na
opowieści Amira, który mówił o historii królewskiej rodziny i o swojej młodości.
- Poznałem Jasmine, kiedy byliśmy dziećmi. Była córką doradcy i przyjaciela
mojego ojca. Była księżniczką, chociaż ziemie należące do jej ojca zostały dawno temu
przyłączone do naszego szejkanatu.
- Kiedy zrozumiałeś, że ją kochasz?
- Wiedziałem to od zawsze. Nigdy nawet nie pomyślałem o związaniu się z inną
kobietą. To Jasmine miała być moją żoną. Kiedy skończyłem osiemnaście lat, zaręczy-
liśmy się.
- A zaraz potem ona umarła.
- Tak - odparł z bólem.
- Tak mi przykro - szepnęła.
Resztę drogi przebyli w milczeniu, zatopieni w swoich myślach. Grace nie
wiedziała, co dzieje się w jego głowie. Ona wspominała ten niezwykle realistyczny
sen, w którym była żoną Amira i bawiła jego dzieci.
- Jutro wracamy do Nowego Jorku - powiedział, kiedy zaparkował przed tym
samym budynkiem, przed którym przesiedli się z jaguara do hummera.
- W takim razie zaraz po przyjeździe do pałacu muszę się spakować.
- Praktyczna jak zawsze.
- Na tym też polega mój urok.
- Oczywiście. Co ja bym bez ciebie zrobił? Potrzebuję cię jak powietrza.
Czy mówiąc te słowa, miał na myśli to, o czym od dawna skrycie marzyła? Czy
znajdzie w sobie dość odwagi, by go o to zapytać?
Zaparkował jaguara na pałacowym dziedzińcu, wysiadł, a potem podał dłoń
Grace.
- Chodź, musimy porozmawiać o kandydatkach na moją żonę.
R S
118
- Amir, czekam na ciebie w moim gabinecie. - Na dziedzińcu pojawił się król
Faruk.
- Zaraz przyjdę, muszę tylko omówić coś z Grace.
- To może poczekać.
- Ale...
- Nie proszę cię jako ojciec. - Ton króla nie pozostawiał wątpliwości. Nie było
mowy o żadnej dyskusji, należało jak najszybciej dostosować się do życzenia władcy.
- Idź - szepnęła przestraszona Grace.
Ostatnią rzeczą, o jakiej chciałaby teraz rozmawiać, była ta głupia lista. Jak mógł
wspomnieć o tym właśnie teraz, po tych cudownych dniach na pustyni?
- Grace, naprawdę musimy porozmawiać.
- Ojciec cię wzywa. Porozmawiamy później, obiecuję.
Gdy król i Amir weszli do pałacu, Grace nie poszła w ich ślady. Stała jak
sparaliżowana, wciąż oszołomiona tą krótką wymianą zdań.
Po raz pierwszy okłamała Amira.
Jedno słowo, a tak wiele mogło zmienić. Nie tylko nie zamierzała rozmawiać z
Amirem o jego przyszłej żonie, w ogóle nie zamierzała z nim rozmawiać ani zostać w
pałacu.
Ledwie podjęła taką decyzję, poczuła niemal fizyczny ból. A zatem te trzy dni na
pustyni znaczyły dla Amira tyle co nic. Powinna to przewidzieć. Nie składał jej
żadnych obietnic, ale jej głupie serce żyło nadzieją...
Przecież byli sobie tak bliscy, nie chodziło tylko o seks, połączyło ich prawdziwe
porozumienie. Opowiedział jej nie tylko o rodzinie, ale również o Jasmine.
A zaraz potem zażądał, by porozmawiała z nim o kandydatkach na jego żonę.
Co z nią było nie tak, że nie uwzględniał jej w swoich matrymonialnych planach?
Bo nie pochodziła z arystokratycznej rodziny?
R S
119
Nieważne, czym się kierował, nie zamierzała dłużej się umartwiać i skazywać na
cierpienie. Miałaby się spokojnie przyglądać, jak jej ukochany flirtuje z inną? Jaka ko-
bieta przystałaby na taki układ?
Jak automat ruszyła po schodach do swojego pokoju, spakowała walizkę, a
potem poprosiła o natychmiastowe przygotowanie samolotu. W takich sytuacjach
dobrze było być asystentką Amira. Nikt nie śmiał kwestionować jej rozkazów, bo
wszyscy sądzili, że Grace działa w imieniu księcia.
Pozostało jeszcze zamówić samochód na lotnisko, a potem będzie mogła na
zawsze zniknąć z życia Amira.
- Synu, nie będę tolerował takiego postępowania.
- Nie zrobiłem nic złego.
- Zabrałeś pannę Brown do domku myśliwskiego. Jest twoją podwładną,
powinieneś się nią opiekować.
Jednak Amir nie poczuł się ani trochę zawstydzony. Te trzy dni na pustyni dały
mu niebywałą siłę. Zrozumiał, że kocha Grace, i nagle poczuł się wolny jak jeszcze ni-
gdy w życiu.
- Grace jest dla mnie kimś o wiele ważniejszym.
- Ach, zatem wreszcie to zrozumiałeś - skwitował jego słowa Zahir, który
również brał udział w spotkaniu.
- A ty wiedziałeś... - Amir spojrzał z podziwem na brata.
- A ty nie? To dopiero niespodzianka.
- Przez pięć lat wolałem udawać ślepca.
Z jednej strony może to i dobrze, pomyślał. Gdybym przyznał wcześniej, że ją
kocham, pewnie szybko bym z nią zerwał, bo wtedy jeszcze bałem się miłości. Z dru-
giej strony jednak przez jego upór stracili aż pięć lat...
R S
120
- I wreszcie przejrzałeś na oczy? - spytał ojciec już o wiele spokojniejszym
tonem.
- Tak, teraz widzę wszystko jasno i wyraźnie. Król westchnął ciężko i spojrzał na
starszego syna.
- Miałeś rację - mruknął.
- Nie zapomnij, że założyliśmy się o wielbłąda.
Amir wybuchnął śmiechem. Powinien poczuć się obrażony, ale zachowanie ojca
i brata naprawdę go rozbawiło.
- Naprawdę założyliście się o wielbłąda? A jaki był przedmiot zakładu? Chodziło
o to, czy zdam sobie sprawę z moich uczuć do Grace?
- Chodziło o to, czy zrozumiesz, że ją kochasz, zanim cię opuści - odparł Zahir i
odebrał dzwoniącą komórkę.
- Grace nigdzie się nie wybiera - obruszył się Amir.
- O co zakład, że się mylisz? Właśnie poprosiła o samolot - oznajmił Zahir kilka
sekund po zakończeniu rozmowy telefonicznej.
Amir natychmiast pobiegł do drzwi. Ścigał go śmiech brata i pytanie ojca, kiedy
będzie ślub.
- Natychmiast kiedy Grace zgodzi się zostać moją żoną - krzyknął w biegu.
Bez pukania wpadł do pokoju Grace. Właśnie pakowała komputer, nie zwracając
najmniejszej uwagi na łzy ściekające jej po policzkach.
- Musisz skończyć z tymi niezaplanowanymi podróżami - powiedział.
Spojrzała na niego oczami pełnymi bólu. Był na siebie wściekły, bo to on
przysporzył jej cierpienia. Bezmyślny głupek... Po co odkładał tę najważniejszą
rozmowę?
- Byłeś u ojca? - spytała.
- Tak, udało nam się ustalić sporo rzeczy?
R S
121
- Na przykład jakich? - spytała podejrzliwie.
- Chciał poznać datę ślubu. Powiedziałem, że musi poczekać, aż zgodzisz się
zostać moją żoną.
- No to długo jeszcze poczeka. Zasłużył na te słowa, a jednak zabolały.
- Grace, musimy porozmawiać o liście, którą na moją prośbę przygotowałaś.
Obiecałaś.
- Okłamałam cię.
- Jednak nalegam.
- No dobrze, co chcesz wiedzieć?
- Dlaczego nie ma na niej jedynej kobiety, którą byłbym skłonny poślubić?
- To znaczy kogo?
- Ciebie, kotku.
- Nawet nie spojrzałeś na tę listę - powiedziała oskarżycielsko, w równym
stopniu zdziwiona i uradowana.
- Przyznaję się bez bicia, ale skąd o tym wiesz.
- Bo moje nazwisko jest na liście. To miał być taki żart.
- Perfekcyjna jak zawsze.
- Nie mogę za ciebie wyjść.
- A to dlaczego?
- Nie chcę małżeństwa z rozsądku.
- Bo jesteś romantyczką?
- Bo cię kocham.
- Co za ulga.
- Ale ty mnie nie kochasz.
- Kotku, może i znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny, ale nawet ty nie wiesz, co
kryje się na dnie mojego serca. Kocham cię bardziej, niż możesz sobie wyobrazić.
R S
122
- Mówisz tak, bo ojciec nalega, żebyś mnie poślubił.
- Mówię tak, bo zrozumiałem, że nie mogę bez ciebie żyć. Wmawiałem sobie, że
seks załatwi sprawę, ale byłem ślepy.
- A te wszystkie kobiety, z którymi się spotykałeś?
- Epizody bez znaczenia, próba zagłuszenia prawdziwych uczuć.
- Od kiedy mnie kochasz?
- Wstydzę się powiedzieć.
- Dlaczego? Od naszego pobytu na pustyni?
- Od momentu kiedy stanęłaś przede mną naga, ofiarując mi nie tylko ciało, ale
też serce.
- Poważnie? To dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
- Nie miałem odwagi. Jednak na dziś wieczór zaplanowałem romantyczną
kolację. Chciałem wyznać ci miłość i oświadczyć się.
- No dobrze, zatem czekam na romantyczne oświadczyny.
Zorganizowanie wszystkiego okazało się dziecinnie proste. Matka Amira z
radością wzięła udział w spisku. Zajęła się wszystkim, gdy Amir i Grace przebywali w
domku na pustyni. Podczas romantycznej kolacji serwowano wytworne potrawy, nie
obyło się bez pocałunków i czułych słówek.
Po kolacji Amir zaprowadził Grace na rozległy taras, na którym zgromadziła się
jego rodzina.
- Amir, co się dzieje? - zapytała wzruszona.
Zamiast odpowiedzieć, ukląkł przed nią i oznajmił:
- Grace, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.
- Podaj warunki.
R S
123
- Będziesz ze mną dwadzieścia cztery godziny na dobę dzień po dniu, nie
opuścisz mnie w zdrowiu i chorobie. W zamian dostaniesz może niezbyt wiele, ale
jakoś ci to wynagrodzę
- Czy tak według ciebie wyglądają romantyczne oświadczyny?
- Kocham cię kotku. Czy wyjdziesz za mnie i wypełnisz moje życie radością?
Kiwnęła głową, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Nieważne, Amir i tak
zrozumiał, co chciała mu powiedzieć. Wstał, objął ją i zaczął całować.
EPILOG
Ten ślub był wielkim wydarzeniem.
Królowa zaprosiła księżniczkę Linę z mężem, a oni z radością przyjęli to
zaproszenie. Amir podziękował matce za wsparcie, jakiego mu udzieliła, czym
wzruszył ją do łez.
Nie żywił żadnych obaw co do przyszłości. Wiedział, że Grace, która była
niezawodną sekretarką, sprawdzi się również w roli żony.
R S