Ballada Rycerska (zbiór) Stanisław Grochowiak

background image
background image

1

Ballada rycerska

Stanisław Grochowiak

Warszawa, 1956

Pobrano z Wikiźródeł dnia 10 grudnia 2021

background image

2

S T A N I S Ł A W

G R O C H O W I A K

B A L L A D A

R Y C E R S K A

• PA X •

WA R S Z AWA

1 9 5 6

SPIS WIERSZY

Modlitwa

5

Don Kiszot

7

Kino wiejskie

9

Budowa

10

Humanizm

11

background image

3

Kierat

13

Pieśń o Marchołcie

15

Ty

19

My i Bóg

20

Oczekiwanie

21

(Oto maleńki...)

22

Nieznajoma z Sekwany

24

Egzekucja

26

Na śpiew Imy Sumac

27

Święto

29

Zwątpienie

30

Łaska

31

Wiersz metafizyczny

32

Święty Szymon Słupnik

34

Na zdobycie Mount Everestu

36

(Pisałem Cię konwalią...)

37

(Zimą nad sercem...)

38

Kochana jest chora

40

Jesień II

41

Król zabity

43

Ballada II

45

Ballada I

46

Wdowiec

48

O — 1945

50

Verlaine

52

Chmura

54

Wyobraźnia

56

background image

4

W Y D A W N I C T

W O P A X

W A R S Z A W A

1 9 5 6

*

Redaktor Andrzej

Piotrowski.

Siwy deszcz

58

Znaki

61

Misterium

62

Tramwaj Wszystkich Świętych

63

Drzewa

65

Drwale

66

Ballada rycerska

67

Robotnice

69

Pokolenie

70

Lepiej

71

Dzikie jabłka

72

Czego nie zapomnę?

73

Chimery wrocławskie

74

Płacz Żyda

75

Głupi żal

77

(Na rzeczy nasze...)

78

background image

5

Obwolutę, okładkę i
stronę

tytułową

projektował

Krzysztof

Dębowski.

Redaktor

techniczny Mieczysław
Ogiński
. Korektor Zofia

Bartoszyńska.

*

Wydanie

I.

Nakład

1.000 + 350. Format B-
6. Ark. druku 5. Ark.
wyd. 3. Pap. druk. mat.
kl. III, 80 g, 70 × 100,
dost. z Fabr. Pap. w
Kluczach.

Skład

rozpoczęto w kwietniu
1956 r. Druk ukończono
w lipcu 1956. Zam. nr

496. E/t-7-3031

*

TORUŃSKA

DRUKARNIA

DZIEŁOWA,

TORUŃ,

KATARZYNY 4

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

6

Dodatkowe informacje o autorach i źródle znajdują się na

stronie dyskusji

.

background image

7

M O D L I T WA

M

atko Boska od Aniołów

Matko Boska od pająków
Śnieżnych żagli smagła Pani
Sygnaturko z kolczykami
Matko Boska z żółtą twarzą
Matko Boska z orlim piórem
Matko Boska kolonialna
Łzo astralna i kopalna
Wędrująca na pirodze
Fruwająca na korwecie
Na Holendrze latającym
W dumnej pozie na lawecie
Długoręka długoszyja
Złotopalca krągłogłowa
Pysznooka wąskostopa
Żyzna w ludzi jak Europa
O kopalnio naszych natchnień
O fabryko naszych pogód
O kościele naszych cierpień
Na księżyca wąskim sierpie
Matko Boska mądra taka
Żeś jak ogród z plonem łask
Rzuć najmniejszy choćby blask
W ciemne wiersze Grochowiaka

background image

8

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

9

D O N K I S Z O T

Antoniemu Podsiadowi

K

iedy Don Kiszot wędrował przez świat...

Akacja — jabłoń — czarne wąsy w winie —
Wciąż świszczał za nim okrutny bat,
Mszczący się srogo na chudej oślinie.

Don Kiszot przebył wiele, wiele dróg...
Kobiety, dzbany, rude włosy nocą —
A Sanczo osła tłukł, tak jak mógł,
Osioł zaniemógł. A Pansa szedł boso.

I wtedy rycerz napotkał Ją —
Biodra-księżyce. Oczy — ostre piki...
Sanczo żarł kiszkę z bydlęcą krwią,
Oczyszczał gnaty zagiętym nożykiem.

I wreszcie rycerz obumarł. Klap!...
Trumna i wieńce. Świece do nieba,
A Pansa spłodził szesnaście bab,
Pięciu chłopaków do tego, co trzeba.

I ten, co domy — i ten, co cię wiezie,
I ta, co idąc, nie idzie, a tańczy —
I nawet w sklepie obwiną ci śledzie
W moje liryki — wnuka Sanczo Pansy.

background image

10

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

11

K I N O W I E J S K I E

D

awano Hamleta nam w kinie

Pod wielkim nawisem jabłoni.
Patrzyli chłopi w głębinę
Melancholii.

Potem przez wrzosy, przez strużki
Do chat skradali się cicho.
I po raz pierwszy całowali nóżki
Zdumionym kobitom.

A chłopcy — wieczorem — nad rzeką,
Z twarzami nad wodą leżeli.
Patrzyli: jak dziwnie, jak lekko
Płyną włosy głupiej Ofelii...

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

12

B U D O WA

Nikowi Rostworowskiemu

T

am gdzie się kurzy na czerwono

W zielonej bluzie gdzie różowe
Wierzchołki piersi — góry złote
Gdzie granatowa zwisa morwa
Tam gdzie owoce w słonym pocie
Obmyte — w usta na pospiesznie
Dziewczyna zrywa tam gdzie obłok
Biały jak łabędź nad cegłami
I śpiew jest lekki tam gdzie pociąg
Sycząc jak czajnik na kółeczkach
Dymkiem zagrywa tam gdzie koty
rodzą tuziny palą fajki
I słodko chłepcą rosę z trawy
Tam idzie chłopak z chustą w groszki
A w chustce niesie ser i chleb
Tudzież zalane w sztok piccolo
Za dużo piło ostrej śliny

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie autorstwa

3.0 Polska

.

background image

13

H U M A N I Z M

P

rzepływały słodkie statki po różowym morzu,

Wiatr ochładzał marynarzom malowane torsy...
Na okrętach wieźli złoto, cielęta i paki
Ze sznurami dzikich pereł. Cynamon i pieprz.

Jedni kupcy mieli brody posplatane w warkocz,
Drudzy kupcy mieli wąsy jak szable zagięte,
Suknie na nich falujące, szumiące puszyście,
A za złoto całowali śniade brzuszki dziewcząt.

O, malarze niepośledni. Obrazy, o dziwa —
O, statuy, o solniczki z toczonego złota,
O, magnolie w grzywach kobiet płynniejszych niż koty,
O, śnieżyste koty sjamskie przy wazonach róż.

Z tej to bajki wyrósł prosto ślepiec płaskonosy
Wielkie brzuchy chudych dziewcząt wgniecionych w kąt
pryczy,
Psy, co jedzą naleśniki, dzieci bardzo krzywe,
Papierowe w błocie łódki, aspiryna, ość.

Z tej to bajki wyrósł prosto smrodliwy ogarek,
Kwaśna zupa na talerzu, zgnieciony ogórek,
Gwizd syreny w ciemnym mieście, co urąga światłu,
Z tej to bajki wyrósł prosto Ska — Syn — and Co...

background image

14

I dlatego, Czytelniku, aż nad wyraz czule
Mówię wyraz wyświechtany, zużyty na słupach —
Mówię słowo najpiękniejsze: rzeczownik Socjalizm.
Socjalizmu... Socjalizmem... Zwykły socjalizmie!

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

15

K I E R AT

O

braz malowany smołą na kudłatej desce:

Dwa czarne karki oooj!
Zaparte w ziemię suche stopy eeej!
Bolące ojej — ojej bolące ręce!
Kierat w kółko, w kółko jak arena.
Raz — w grzbiet!
Raz — w łeb!
Raz — w brzuch!

Uch, co za wywrotna ziemia!
A za oknem w tysiącu muślinów,
Wymów to, serce zakochane — wymów:
Że dziewczyna, że twarz — no, kamienowanie,
Cierpienie, pożądanie — jej ramię.
Jej ramię — jej palec, wiolin,
Pisze na szybie kółka,
Koła, kółka, kółeczka powoli.

Tak powoli jak kierat.
Tak powoli jak stopy.
Tak powoli jak grzbiety.

Ten obraz widziałem w salonie
Pewnej bardzo bogatej kobiety.
— Ach!

background image

16

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

17

P I E Ś Ń O M A R C H O Ł C I E

N

ic nie spadło prosto z nieba,

Nic się z chmurki nie wykluło —
Wiatr przynosi to, co wiatr...
Ziemia w kamień szczodrobliwa.

Tak więc ziemię łzą się kwasi,
Korzeń zębem się wyrywa —
Nic nie spadło prosto z nieba,
Nic się z chmurki nie wykluło.

Dziad nasz był piersiasty chłop,
Łeb miał kuty sztyletami,
Nos na bakier, uszy z głowy,
Stukilowy krzepki brzuch.

Zwał się Marchołt, w śliskich portkach —
A gitara w nim jak owoc.
Ledwo smyk! paluchem w strunę,
Już dymiły w trony króle.

Czule śpiewał, gniewnie śmiał się,
Na dzban wody bidnym dał się,
Starym matkom synem stał się,
Taki chłop.
Pieroński chłop.

background image

18

Wy, co ledwo że kwilicie,
Smarujecie coś w poszycie,
Posłuchajcie — rąbie dzwon,
Marchołt bidę w bary klepie.

Hej, niedźwiedzie na jarmarkach,
Tańcujące małpy różne,
Senatorom dyga brzuch,
W który Marchołt godzi nożem.

Nic nie spadło prosto z nieba,
Marchołt gdyby spadł, to dziura —
Wyrósł z krwawych kolan matki,
Mógł się mścić i nieba żądać.

Bo widzicie: Bóg gdy kleił,
Skleił takich, co panują,
Ale kiedy ci kantują,
Bóg ulepia wielkie łby.

I bum! rąbie prosto z ziemi
Marchołt gruby a wnikliwy,
A gitara w nim jak owoc,
W giętką strunę smyk! i brzdęk!

Kocioł smoły przytaczają,
Ładne panny sprowadzają,
Tuż przy ogniu je sadzają,

background image

19

Marchołtowych słów słuchają.

Blask po łbie Marchołta łazi,
Bąble plaszczą w czarnej mazi,
Ktoś piosenkę płaczem skazi,
Dym rozłazi się po mazi.

Nędza rośnie przypomnieniem,
Gniew przywala brwi kamieniem,
Ostre palce ryją ziemię,
A ten: brzdąk!
I tili-tąk!

Planko, kanko, pili-planko,
Tiuli, tiuli-tali tan.
W garściach noże kiełkiem wschodzą,
Wargi psom się marszczą w trąbki.

A ten brzdąk! i tili-tąk!
Złotą rybką w strunach pluska,
Chłopy idą przez cmentarze,
Pochodniami wloką dym.

Rosną ognie nad pałace,
Magnat kopie się w pierzynach,
Pierze leci z rżących okien.
W wielki ogień mały śnieg.

Nic nie spadło prosto z nieba,

background image

20

Nic się z chmurki nie wykluło,
Ziemia w kamień szczodrobliwa,
Korzeń zębem się wyrywa.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

21

T Y

J

a, z pięściami wbitymi pod oczy,

Stwórca cienia chudego na ścianie —
Pożądałem twych cienkich warkoczy,
Białej ręki na wietrze rozwianej.

I wstąpiłaś do domu mojego,
Gdzie po nocach wędruję skulony
Z ciemną flaszą napoju cierpkiego
Jak alchemik z magicznym balonem.

Ty zaś czytasz przy lampie lub spodnie
Me oglądasz i martwisz się: łata!
A w mej głowie tabunem tygodnie,
Huraganem miotane mkną lata.

Wreszcie walę się w łoże jak kłoda
I bezsilny pod twymi palcami
Śnię, że rośnie krzaczasta mi broda,
Ty toporek mój ostrzysz o granit...

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie autorstwa

3.0 Polska

.

background image

22

M Y I B Ó G

C

ichym dmuchnięciem zagasiwszy świecę

Kładziesz wichurę swych płomiennych włosów
Na grzbiet mój czujny jak plecy psa.
Ciężko zapada czarne wieko nocy.

Wówczas — uśpieni, opleceni sobą —
Nie wiemy wcale, że przychodzi Bóg,
Chodzi na palcach po naszym pokoju,
Poprawia kwiaty. Przegląda się w lustrze.

A lustro czarne jest — głęboka studnia,
Tylko w iskierce dalekiego dna
Faluje blada niespokojna postać
Twoja — idąca przez laguny snu.

Bóg się uśmiecha. Widzi cię, dotyka.
Lustro musuje jak skłębione wino —
I gdzieś ulicą przemyka muzyka:
„Dziewczyno, cóż mogę ci powiedzieć”.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie autorstwa

3.0 Polska

.

background image

23

O C Z E K I WA N I E

A

ni słowa. Nie wyrąbiesz.

Kilof — pióro.
A tu wiatr na wielkiej trąbie
Jedzie górą.

A tu Panny i Bliźnięta.
Wielkie pługi.
I pieluszka już rozpięta
Do żeglugi.

Och, syneczku! O, córeczko,
O, nieznani!
Płynie sobie me pióreczko
Do przystani.

A w przystani siedzi żona
Nastroszona.
I przyciska mnie do łona,
Zgłupiałego Posejdona...
Żona, żona.

background image

24

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

25

∗ ∗

O

to maleńki

Oto główka
Oto paluszki jak zwierzątka
Oto i gęba rozdziawiona
Gul-gul
Mniam-mniam
Dziękuję

Przybył tu do nas utrudzony
Pan Bóg go nosił w prawej dziurce
Nosa wielkiego czerwonego
Kichnął
I proszę
I dziękuję

Leży maleńki
Leży w koszu
Płynie po morzu
Ciepło w nim
O mama
Mamo

Ugryź w nosek
Kich-kich

background image

26

Wynikły z tego
Jesień
Kalosze
I śniegulki

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

27

N I E Z N A J O M A Z S E K WA N Y

Tak nazwano zwłoki niezwykle pięknej
samobójczyni-topielicy znalezionej w
zielonym wnętrzu paryskiej Sekwany

T

en uśmiech łagodny komu oddajesz?

Kto Ciebie chciał wrócić? Który nieznany?
Wciąż jeszcze przebaczać, kochać się zdajesz —
Marząca o śmierci Resztko z Sekwany...

Przyniosą Ci kwiaty: fiołki i chabry
Tak pięknie ciążące do Twojej bieli,
Zapalą lampiony i kandelabry
I będą całować płatki grążeli.

Ten uśmiech łagodny łzami okłamią,
Wzdychając, że miłość... trudna... za młodu...
Nie zgadną przenigdy, że stałaś z krtanią
Stłumioną rozpaczą i skurczem głodu.

Że wlokłaś swe ciało poprzez bulwary,
Opięta oślizłą ostatnią kiecką —
I nikt Ciebie nie chciał. Z tamtej ofiary
Pojęłaś jedynie, żeś jeszcze dziecko.

Ten uśmiech łagodny, który pożąda
Okruchu miłości, myłaś w Sekwanie,

background image

28

I tylko została druga Gioconda,
I tylko zostało puste pytanie —

Czy szedłbym jak inni wielbić swą wolę,
Czy miałbym doniczkę z kwiatem begonii,
Czy kładłbym pasjanse na białym stole,
Czy może bym czytał linie na dłoni?

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

29

E G Z E K U C J A

Hiszpanii, której synem jest Goya

S

pod czarnej niepojęcie chmury

(A wokół była pustka)
Szli malutcy nad wyraz
Dwaj palcami worani w chmurę.

Wiatr kaktusami wstrząsał.
Piasek skwierczał jak owad.
Sino było i żółto. I niewymownie srogo.

Kiedy weszły w powietrze strzały,
Padli ze szlochem na twarze.

Chmura spadła wraz z nimi,
Rozpętała się burza.
Za kaktusem dziewczyna
Obliczała pociski.

Cień jej, kiedyś rzeźbiony,
Odkopano spod ziemi
Bez głowy i z wielkimi szczerbatymi skrzydłami.

background image

30

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

31

N A Ś P I E W I M Y S U M A C —
P E R U W I A N K I

ODA

J

ej głos — smaganie wichru,

Jej krzyk — wołanie łani.

Ima śpiewa zemstę, przeraża i niszczy
Ludzi świszczących długimi biczami.

Przy błękitnym głośniku — Cortez,
Przy telewizorze — Pizarro.

Ima śpiewa pieśń kapłańską,
Broczą jej piersi jak winogrona.

My, którzy mamy zmęczone twarze,
My, którzy kochamy zgwałcone dziewczęta,
My, których uczyniono mydłem,
My, których włosami wypchano fotele,
Silni i żywi podejmujemy pieśń Imy,
Stajemy groźni nad zwełnionym oceanem.

Kładziemy ręce-pontony
Na tryskających falach-wybuchach,
Uciszamy morze...

background image

32

Jej głos — wietrzyk poranny,
Jej krzyk — latarnia morska
Przesuwa się ukojeniem po palcach naszych,
Wiąże fale,
Spaja maszty,
Z błyskawic uplata jasność.

Wracają żeglarze...

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

33

Ś W I Ę T O

C

zerwone chorągwie powitały dzień —

Trzydzieści sześć armat wypaliło w niebo,
Nie po to, by starzec ogłuchły jak pień
Wyskoczył z piernatów i spytał: dlaczego?

Bo po co nam straszyć i smutny ich strach
Na oknach zawieszać białymi nosami?
Po nocach świetlistych i burzliwych dniach
Podrepczą z kotami, kanarkami, psami...

I będą sprzedawać kanapy swe stare,
I tylko deszczykiem aura ich opłacze —
...I nagle się znajdzie pod jakimś filarem
Nagrobek z wianuszkiem. Pistolet i szpaczek.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

34

Z W Ą T P I E N I E

P

owiedz mi, Jerzy, przeżywałeś

Moment, gdy patrzysz i truchlejesz:
Oto się Bóg twój w mgłę rozlewa,
I nic — i tylko mgła się chwieje...?

A ty jak piorun walisz czoło,
A wszystko tracisz. Nawet łzy.
Na oknie krzywo siedzi gołąb
Trzymając w dziobie pasmo mgły.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

35

Ł A S K A

N

adpływa Łaska. Noc. I blask.

Stoisz z toporem przed tą łuną.
Suchym płomieniem fruwa las,
Ledwo że wody nie wyfruną.

I biegnie w trwodze czarny ryś,
Wilki uchodzą płaskim sznurem.
Teraz ci trzeba w ogień iść,
Gdzie Feniks błyska chłodnym piórem.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

36

W I E R S Z M E TA F I Z Y C Z N Y

O

to ostatni salut. Schodzi,

W głąb morza głębokiego schodzi
Ta trumna flagą okutana
Jak zbir — okryty po sam nos.

Morze pochłonie ją i piasek —
Ten nieodkryty nigdy piasek,
Wełnisty może, może czarny,
Może brzemienny w tuzin farb.

I tam dopiero — umarłego,
Oczy zapadłe umarłego
Ujrzą wspaniałość nowych światów:
Roślin, planktonu, świateł, małż.

Och, jakże cudne, fosforyczne,
Sfery świetliste, fosforyczne!
Och, jakże piękne dżungle nocne,
Och, jakże wielki cudny grób!

Płacze na mokrym oceanie,
Żona na zimnym oceanie,
Kapitan patrzy w sine niebo:
Ciężko od czarnych ostrych chmur.

background image

37

A dziecko? Dziecko śpi w kajucie —
Szarej jak woda z górnej warstwy,
Muchy wędrują mu po nosie
I gryzie w oczy z działa dym.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

38

Ś W I Ę T Y S Z Y M O N S Ł U P N I K

P

owołał go Pan

Na słup.
Na słupie miał dom
I grób.

A ludzie chłopaka na szafot przywiedli,
Unieśli mu głowę w muskularnej pętli.
Powołał go Pan na stryk.

Powołał go Pan,
By trwał.
By śpiewał mu pieśń
I piał.

A ludzie dziewczynę wśród przekleństw gwałcili
I włosy jej ścięli, i ręce spalili.
Powołał ją Pan
Na gnój.

Powołał go Pan
Na słup.
Na słupie miał dom
I grób.

A ludzie mych wierszy słuchając powstają

background image

39

I wilki wychodzą żerującą zgrają...
Powołał mnie Pan
Na bunt.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

40

N A Z D O B Y C I E
M O U N T E V E R E S T U

Zofii Krall

S

zli gwiżdżąc i nie doszli,

Dochodząc, stąd odeszli —
Śpiewajmy wciąż donośniej
Odeszłe przeszłe pieśni.

A dziś przekłuty krzyżem
Ten szczyt się w chmury wgniata —
Nie tutaj, ale wyżej
Nastąpił koniec świata.

Więc bierzmy się za szpadle —
Niepokój nas ocali:
Wzniesiemy prostopadle
Tę samą drogę dalej.

By znowu szli — i padli,
Dochodząc — znów odeszli —
Śpiewajmy wciąż zajadlej
Zwycięskie nasze pieśni.

background image

41

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

42

∗ ∗

P

isałem Cię konwalią i zmierzchem —

I byłaś jak fontanna strzelista.
Mówiłem Ci zwierzenia najlżejsze
Na stokrotkach, w wierszach i w listach...

I nie kochałem Ciebie. Zbyt dużo
Przepaliłem miłości na słowa...
Jak gdyby ktoś na usta rzucił zwiędłą różę...
Jak gdyby poprzez różę Twe usta całował.

Czy rozumiesz? Dziś wracam powszedni,
Każdym słowem z tych dawnych bym krzywdził i kłamał,
Widzę oczy Twe smutne i płaszczyk Twój biedny:
I teraz już na pewno jesteś Ukochana.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

43

∗ ∗

Z

imą nad sercem zmalałym nie panuj,

Podaj mi palce — po cichu — na palcach
Pójdziemy ścieżką śniegiem obsypaną
Na małą stację, z której się nie wraca.

W małej kolejce będziesz w szybkie krążki
Oddechem karmić — i wyrosną drzewa,
Las, w którym rządzą srebrzyste zajączki,
Dom z wielkim piecem, który ładnie śpiewa.

W domku dróżnika zamieszkamy. Dwoje
Pod jedną, biedną pierzyną powszednią.
Pantofle twoje i marzenia twoje,
Białe pasjanse z czułą przepowiednią.

Zmęczonym oczom światło karbidowe,
Zmęczonym ustom herbaty lipowe,
Zmęczonym nogom połacie domowe,
Szal na migrenę, kompresy na głowę.

I będzie stygła wielka misa czasu,
I będę pisał wiersze beznamiętne
O tym, że wyszłaś po drzewo do lasu
I że mnie czekasz za siódmym zakrętem.

background image

44

Lecz nagle błyśnie jak piorun na torze
Nieubłagany nasz pociąg pospieszny,
Światłem obrzuci nasze czułe łoże
I dom nasz śmieszny, i zaułek leśny.

Nadzy, czerwoni wybiegniemy z domu,
Na białym śniegu dwa żałosne cienie...

Zimą nad sercem serdecznie się pomódl
O wieczne trwanie przez wieczne zmęczenie.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

45

K O C H A N A J E S T C H O R A

K

ochana jest chora. Daleka Kochana

W dalekim szpitalu wśród obcych jej twarzy
Przytula koperty mych listów do twarzy.
Kochana. Kochana.

I nikt Jej nie mówi, że jest Ukochaną,
Nikt z białych powiek nie zdejmie tęsknoty
Przez ogląd, słuchawkę, przez szkiełko i dotyk.
Zgubiłem wśród bieli mą białą Kochaną.

A do mnie przychodzą zdumieni krytycy
I mówią z zadumą: „Poezja ta chora”.
Nieprawda, pomyłka, panowie krytycy,
Kochana jest chora, Kochana jest chora.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

46

J E S I E Ń I I

N

azbieramy lipy w garstki — w zimno — w deszcz.

Tak pójdziemy w twych pończoszkach
Małą dróżką — buraczkową
W deszcz.

Nagie drzewa pozdrowimy, krzyżom polnym —
przeziębniętym,
Matce Boskiej wystudzonej w taką jesień, w chłód.

Potem jeża pozbieramy,
Jeża w domu otulimy
W twą haleczkę z pajęczyny,
Niechaj śpi.

Śpi i mruga...
Popatrz, popatrz!
Małą dróżką do nas człapie:
We śnie pogrążony jeż.

Idzie, ugryzł kęs księżyca,
Ciemno, chłodno, chorowicie.

Nazbieramy lipy w garstki —
Nazbieramy drewek w lesie,
Napalimy,

background image

47

Wypijemy,
Potem wejdę w twoje łapki.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

48

K R Ó L Z A B I T Y

W

trawie wilgotnej leżał. W mokrej,

W koszuli tylko z drobnym szlaczkiem.
Lecz szyję nagą i okrągłą
Prostował ciągle, dźwigał. Zawisł.
Wargi wypukłe, brwi napięte,
Chrapy czerwone miał, nadęte
Jak trąby. Trąbił bez hałasu
W zielone zwały rannych zórz.

Leżał tak, nogi krzywiąc chude,
Obrosłe włoskiem cieniuteńkim,
Palce skurczone i żałosne,
A pięty białe i łagodne.
Klon nad nim w gong czerwony walił,
Ostrą łodygą węszył mlecz.

A tam się puhar w bok odtoczył,
A tam różaniec żmijką zastygł,
A tam królestwo w gruzach padło,
A tam zaskrzypiał złoty tron.

Lecz że zabity król, poznali
Dworzanie po tym, że piwonię,
Którą mu wpięła w brodę córka
Z uciechy może, może w psocie —

background image

49

Porwał i uniósł chudy pies,
I pod śmietnikiem w dół zakopał.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

50

B A L L A D A I I

H

ej, wędrowcze, dokąd gnasz

Na tej dzikiej szkapie?
Pyta z lękiem nocna straż
I za łuki łapie.

Bo to: księżyc ledwo lśni,
Mgła po świecie dymi,
Na zawiasach jęczą drzwi,
Wyją psy przed nimi.

— Hej, strażnicy, konia tnę,
Bo mi żona rodzi!
Krzyczy jeździec w srebrną mgłę
I na szlak wychodzi.

Bo to: ciepły wieje wiew,
Gwiazda migotliwa —
A pod skronią szumi krew
Jak w beczułce piwa.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie autorstwa

3.0 Polska

.

background image

51

B A L L A D A I

C

zęsto przy ogniu siadywali,

On patrzył w blask na jej pończosze,
Łakomy był,
Wstydliwy był,
Za ucho psa tarmosił.

I jakoś — rok choć mijał, księżyc
Powlekał twarz swą patynami,
To ani on,
To ani ona,
Nie śmieli spojrzeć w stronę łóżka.

A łoże było z główką lwa,
Nad nim makatka z aniołkami,
I ani on,
I ani ona,
Nie śmieli skazić tych skrzydełek.

Więc mówił jej o dumnych sprawach,
Aż się łapała za nos: ojej!
I potem strzelbę wziął i poszedł
W ogromny las miliona drzew.

I umarł biedak z kulą w ustach,
Niemcy go w dół zepchnęli srogi,

background image

52

A ona czeka: lato, zima,
Firanką wieje w mokry mrok.

Łoże ją tuli zestarzałe,
W makatce bledną już aniołki,
Dłonie jej zżera suchy czas —
A dobry Bóg,
A dobry Bóg
Niech się nie cieszy tą bolesną cnotą!

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

53

W D O W I E C

W

ziąłem twój ślubny welon,

W pomiętą zwinąłem gazetę —
I było to takie brutalne
Jak ból.

A potem pantofle najczulsze,
Łódeczki najmilsze, najdroższe,
I w puszce od maggi schowałem kolczyki,
Dwie krople rosy.

Nocą podzwaniam tą puszką,
Płaczę nad paczką z welonem,
Kopię w rozpaczy w krzesło
Puste,
Zimne,
Niedobre.

Mam jeszcze mydło po tobie,
Którym mydliłaś piersi —
Włosy mydliłaś gorące,
I nos mydliłaś — i nos.

Całuję ten śliski kamyczek,
Pożeram ten śliski kamyczek —

background image

54

Na jutro mi już nie starczy,
Mój Boże, i zacznie się głód.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

55

O — 1 9 4 5

P

o ziemi biało obłok śniegu

Tocząc się palił w lampach sino
A gołe głowy kobiet w ciąży
Szły wciąż bez chleba bez marzenia

Wojacy w konie batem bili
I pożarami kwitły krzaki
Księżyc nad łuną jak nad świecą
Ćma — kołujący migotliwy

I podbiegali i strzykawki
Wbijali w uda małych chłopców
A król z koroną na brwiach zwisłą
Ponuro bębnił w klawiaturę

Słuchał zamieci krzyków kopyt
Matek wyjących do księżyca
Szczękały białe krwią polane
Klawisze świecznik mysz w szkielecie

I uciekała na osiołku
I była światła jak klejnocik
I nie wyrosłoby nam Dziecię
Bez złowróżebnych klątw kobiecych

background image

56

A król się w popiół zmienił siwy
Pigułkę spożył śmiercionośną
Tragedio wieków rośnij śmielej
Stopimy miecze w ośle dzwonki

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

57

V E R L A I N E

T

iko-tako, tiko-tak,

W dyliżansie przez Montmartre
Jedzie dama karo z kart,
Na jej rączce siedzi ptak.

Puku-stuku, kili-klak,
Kółka kręcą się na bruku,
Ptaszek śpiewa: kuku-kuku,
Dziobie damę w złoty kark.

Dama wiezie porcelanę,
Porcelana cienko dzwoni,
Świszczą loki w grzywach koni,
A koniki całe szklane.

Tiko-tako, tiko-tak,
Już dyliżans wjeżdża w ganek,
Dama rączką zza firanek
Daje znak.

Verlaine chciałby do niej wybiec,
Podać rękę jej pod stopę,
Lecz spostrzega świecy kopeć
I rozbite pudło skrzypiec.

background image

58

Szklankę z rysą, nad kieliszkiem
Swej kochanki tłusty biust —
A kochanka pcha do ust
Rozwaloną czarną kiszkę.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

59

C H M U R A

Stasiowi Chacińskiemu w dowód przyjaźni

L

eciała chmura przez zielone łąki,

Puszysta chmura przez pagórki biegła,
Wczujcie się w obraz — biel i zieleń łąki.
Ogromna czystość porannego nieba.

Wiatrak ją w skrzydła pochwycił i chmura
Na czterech skrzydłach dała cztery kroki,
Potem jak łabędź pośliniwszy pióra
Płynęła stawem kolorowookim.

A pod kasztanem spał przeziębły Wilon.
Czapka na oczach, butla z mętnym winem —
Uchwycił chmurę, chmurą się owinął,
Służyła chmura za ciepłą pierzynę.

Potem ją Wilon obwiązał sznurami,
Na grzbiet zarzucił i niósł w dalszą drogę.
Aż za lasami, siedmioma górami
Przed swej kochanki zatrzymał się progiem.

I chmurę w kącie porzucił, do Miłej
Najsłodsze słowa śpiewając jak anioł...
Kwiaty w wazonach ze wstydu się kryły,

background image

60

Pies patrzył głucho spode łba na panią.

I odszedł Wilon, i zostawił chmurę.
Noc nadciągnęła, mąż wrócił do domu —
Milczały ciężko komody ponure,
W strasznym, mieszczańskim niewesołym domu.

Więc chmura cicho podeszła do wierzej.
Dziurką od klucza wydostać się chciała.
I coraz dłużej, i bez przerwy szerzej
Nitka się snuła cieniutka i biała.

Ludzie krzyczeli, dzwony biły trwogę.
Konie stawały rwąc postronki — dęba.
A pod latarnią, ukryty za rogiem,
Chichotał Wilon z nożem w białych zębach.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

61

W Y O B R A Ź N I A

M

ogę nad stawem siedzieć białym,

Dużym grzebieniem czesać siwe
Włosy anielskie karpi smutnych —
Mogę tak długo, w melancholii...

Lecz mogę także w kwiatach ogień
Zapalać ostry, dym świetlisty
Zawijać w koła i na drzewach
Wieszać — tak mogę w rozmarzeniu...

A mogę przecież nocą, deszczem
Iść nie kończąco — z wiatrem w nozdrzach
Zimne posągi wznosić z pyłów,
I mogę tak — śmiertelnie gniewny...

Łzy pozostaną łzami przecież,
Uśmiech uśmiechem, walka walką —
Ludzie me czary z traw opłuczą:
Na półkach swych położą je.

Bo kiedy płacze krasnoludek,
Nie poziomkowym sokiem płacze,
A kiedy ptak umiera — zimno,
Ogromnie zimno jest na świecie.

background image

62

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

63

S I W Y D E S Z C Z

N

a kamiennym brzegu ostrym,

Nad spienioną morza grzywą —
Pod północnym mroźnym niebem
Stoi Solveig jak iglica.
Ręce jej — oczekujące,
Wargi jej — nawołujące —
O, żeglarzu! Zerwij Solveig,
Zasadź w koi ją żeglarskiej.
Prószy mróz,
Na włosy prószy,
Prószy noc
W zdziwione usta.
Wraca Solveig z marzeń pusta,
Zawinęła małe uszy.

Gruby patrzy w nią jak w beczkę
Chudy kupił żółte róże.
Tęskni Solveig przy piecyku,
Przy wyziębłej czarnej rurze.

Peer ma kaszel...
Peer ma katar...
Nie, żałosna, Peer ma żagle.
Wtyka żagle niebu w gardło,
Nad kompasem się zapija.

background image

64

Wczoraj bawił w lupanarze,
Policjanci go wywlekli,
Bili go,
Kopali go,
Potem płynął przez rynsztoki.

Spotkał szczura i dziewczynkę
Z małym chabrem zapotniałym,
Poprosiła go na noc,
Łóżko chabrem zaścieliła.

Nie, żałosna, Peer się wścieka,
Bije majtków swych po gębach,
Wielki colt mu w łapach dymi,
Czarny kopeć do księżyca.

Potem karty kładzie na stół,
Jakby noże sypał na blat,
Nie wychodzą mu pasjanse...
Nie wychodzą mu pasjanse?

Na kamiennym brzegu ostrym,
Nad spienioną morza grzywą —
Z północnego nieba sypie
Siwy deszcz skostniałych włosów.

background image

65

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

66

Z N A K I

N

ie pomogą sakramenty,

Cztery dumne Ewangelie!
Nie jabłkami z rajskich drzew
Ani wodą z świeżych źródeł —
Nam idącym, językami
Uzbrojonym i wywianym,
Ani Arka, ani Wieża
Z żółtej kości mamutowej.

My na pięści z Bogiem, w mroku
My z latarnią karbidową,
Gdzieżeś, Boże? Oho, hoooo!
Komar bzyknie,
Włos upadnie...

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

67

M I S T E R I U M

P

o cichym drzewie jak po dużym smyku

Skrobie się żagiel grubej ćmy —
Już noc. Już szumią w twoim pokoiku
Białe i srebrne sny.

Siedząc nad tobą, z twarzą za oknami,
Odprawiam pacierz za dawno umarłych,
A oni piją wiatr z mojej wargi
I poruszają skrzydłami...

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

68

T R A M WA J
W S Z Y S T K I C H Ś W I Ę T Y C H

O

to jest tramwaj Wszystkich Świętych

Ciężki od plonu jak stodoła
Sunie żałobny i brzemienny
W ten złoty dzień dla Nieboszczyków

Wieńce szeleszczą pachną płaszcze
Woń świec i duszny zapach kwiatów
A płaszcze pachną naftaliną
A kwiaty pachną katafalkiem

Dla Brudna świeczki dla Powązek
Wiezie poduszki z obrazkami
Twarze umarłych w porcelanie
Bardzo uprzejme i słoneczne

Oto dziewczynka w okularach
Oto chłopaczek krzywonosy
Oto kobieta z podbródkami
Oto łagodny profil starca

Jadą tramwajem Wszystkich Świętych
Z trąbkami płaczu z ubogimi
Wstążkami czerni z tą taniochą
Żywi umarłym w odwiedziny

background image

69

Tramwajarz dzwoni ludzie płaczą
Pięćdziesiąt groszy od osoby
Umarli leżą sztywno w grobach
Z drzwi od Niebiosów zdjęto łańcuch

Bo jedzie tramwaj Wszystkich Świętych

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

70

D R Z E WA

D

rzewa ogromne, drzewa kłębiaste,

Burzliwe drzewa.
Ścieżka omija je z daleka,
Ścieżka się gniewa.

Więc stoją same, mruki,
W brodach spienionych przekleństwem.
Dozorcy galaru, na którym Noc
Odpływa w przestrzeń.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

71

D RWA L E

W

głębi zimy jak w głębi obrazu

W groźnych czapach, zakuci po oczy —
Rąbią drzewo, kładą sągi,
Łupią w pachy z wszystkich sił.

Koń im wlecze rude drzewo,
Oni świszczą giętkim batem,
Śnieg wzlatuje i opada,
W głębi zimy jak w głębi obrazu.

A potem przy rurach cienkich i czerwonych,
Wsłuchani lubo w gulgotania ognia,
Całują dzieci w karczki równiuteńkie
I rzeźbią w drewnie kózki bieluteńkie.

Żony,
dzbany —
pełniuteńkie misy,
nocą chylą do swych sztywnych wąsów,
miłość tłusta i mocna jak miód
kapie im z wąsów na skóry niedźwiedzie.

W głębi zimy jak w głębi obrazu.

background image

72

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

73

B A L L A D A RY C E R S K A

Włodzimierzowi Majakowskiemu

C

zekali go. Nie przyszedł.

Siedzieli w kanapach.
Obrzękłe paluszki
Układali w sztorc.
Zjadali ciasteczka,
Czytali gazetki,
Kwilili wierszyczki
Z chudziutkiej wieżyczki.
Nie przyszedł. Nie ładnie. A fe...

Więc głowy, więc głowy, więc głowy,
I słowa, i słowa, i słowa,
Z mozołem, z mozołem, z mozołem,
Wykluli, wykluli, wykluli:
Że są,
Chwalą.
Akceptują.
Rzucają kwiaty na tor.
I niech się wlecze ta rzeź.
A fe... A fe... A fe...
Głupcy.

A on przyszedł prosto z rzeźni,
Z grubym fartuchem na brzuchu,

background image

74

Łeb spuścił pełen grozy,
Przeliczył pod pachą powrozy
I podniósł topór szczerbaty od krwi.

Brwi
Zawaliły się
I z hukiem zagniotły mu twarz.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

75

R O B O T N I C E

O

ne są brzydkie są zmęczone

Są nocą białe jak papiery
Patrzymy bólem przesiąknięci
W te rude matki złotej ery

Ledwo powrócą chleb postawią
Ledwo uklękną to ze szmatą
Ledwo odpoczną to nad cienką
To nad wystygłą już herbatą

A potem w łóżku patrzą ciemne
W poranny gwizdek nad fabryką
Skulone stygną w naszych pięściach
I odpływają snem do nikąd

Hej wy synowie wy we fraczkach
Celebrujący każde słowo
One są gwiazdy pięciokątne
Wyżej pokoro Niżej głowo

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie autorstwa

3.0 Polska

.

background image

76

P O K O L E N I E

D

la wnuków piękniejszych o wysokie czoła

Nam, szerokonosym, rąbać palce, łamać —
Za bogactwem ziemi węszyć w czarnych dołach,
Głową bić po ścianach — niemiłośnie — psiamać!

Dla wnuków piękniejszych o łagodne ręce,
O gwiaździste oczy, aksamitne włosy —
Ból nasz kołyszemy opuszczając szczękę
Na białe ramiona przezroczystej nocy.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

77

L E P I E J

L

epiej by było w wiatraku zamieszkać,

A jeszcze lepiej w latarni na morzu.
A lepiej myszką w białomącznych mieszkach,
A jeszcze lepiej pchłą się wtulić w kożuch.

Dobrze by było u Barnaby w brodzie,
A jeszcze lepiej u Boga za piecem,
Dobrze by w łasce opływać jak w miodzie
Albo jak strucla, albo też jak precel.

A tutaj wiatrak skrzypi chuderlawy.
Latarnia blasku na morze nie rzuca.
Wiatr myszką wbiega w za duże rękawy
I ból pulsuje czarną pchłą na płucach.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

78

D Z I K I E J A B Ł K A

D

zikie jabłka gryźli

Kijami podparci
W popiół dnia wpatrzeni
Opuszczeni starcy

I odpływali
Wyblakli i nikli
Z dzikimi jabłkami
Na portretach stygli

A nam jaka przyszłość
Nam jakie przetrwanie
Tym co ziemią trzęsą
Tym rysy na ścianie

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

79

C Z E G O N I E Z A P O M N Ę?

L

esznieńskim domom niedorosłym,

Plantowym ławkom nienajwiększym —
Piszę ten liryk złotym włosem
Na srebrnej blaszce. Blaszka brzęczy.

Włosem dlatego, że zaledwie...
Złotym dlatego, że na zawsze...
Zaledwie krzywdy niepowszednie —
Na zawsze serca najłaskawsze.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

80

C H I M E RY W R O C Ł AW S K I E

W

ypalone zziębłe z głowy szczerbatymi

Pochylone w bęben bijące kamienny
Stoją nad kanałem gdy niebiesko dymi
Mgłą wieczorną chłodem kadzidłem jesiennym

Komu biją miastu miasto je ośmiewa
Purpurą napiera po piórku po piórku
Złotym liściem kapie codzienna ulewa
Na pieluszki majtki na sznurku w podwórku

One dzwonią im w bęben im serca w żałobie
Jak stare służące wzdychają za zgasłem
Gdy pana i panią pochowają w grobie
I grób już przestanie pachnieć sytym masłem

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

81

P Ł A C Z Ż Y D A

G

wiazdo gwiazdo gwiazdo gwiazdo

Żółta gwiazdo sześciokątna
Dom zburzono nam do szczętu
Trzy córeczki czarnowłose

Sypcie dołek niemaluśki
Ach ułóżcie kostki w dołek
W papier córki zawiniemy
Geszeft z ziemią uczynimy

Ja się pytam czemu Jahwe
Rachel pyta się po czemu
Wpierw Judasza powiesiłeś
Córki gwałcić psom oddałeś

A ta mniejsza Magdalene
A ta większa Egipcjanka
A największa najroślejsza
Ząbek miała szczerozłoty

Gwiazdo gwiazdo serca ranisz
Pójdę ślepy i o kiju
I napotkam psa jakiego
To ustąpię jemu z drogi

background image

82

Ludziom ręce będę lizał
Wszy otoczę służebnością
Wszę głaskając patrzę gwiazdo
Kto cię głaszcze gwiazdo gwiazdo

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

83

G Ł U P I Ż A L

K

ocham Cię śpiącą. Kocham Cię małą,

Kocham twą halkę rzuconą przez krzesło —
Bo to jest wszystko, co dla mnie zostało,
Co trwa, gdy inne bezpowrotnie przeszło.

Przeszła grudniowa namiętność pochmurna,
Minęła bojaźń styczniowa i drętwa.
A teraz kładę larga i nokturna
Na bardzo białych, bardzo dobrych rękach.

I wstyd mi. Siedzę. Pilnuję twej twarzy,
Której każda chmura z mego pamiętnika.
Wyrosłaś inna, nie ta, którąm marzył —

Wspanialsza... Ale liryka, liryka...

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

84

∗ ∗

N

a rzeczy nasze kiedyś spadł

Drobniutki piasku osad —
Może go przyniósł jakiś wiatr,
A może z deszczem pierwszym spadł,
Kiedy dymiła Mleczna Szosa?

Dziś pochylamy z trudem głowę
Oddechem płucząc nalot piasku,
By rzeczy nasze oczyszczone słowem
Nabrały blasku.

Tekst udostępniony jest na licencji

Creative Commons

Uznanie

autorstwa 3.0 Polska

.

background image

85

O tej publikacji cyfrowej

Ten e-book pochodzi z wolnej biblioteki internetowej

Wikiźródła

[1]

. Biblioteka ta, tworzona przez wolontariuszy,

ma na celu stworzenie ogólnodostępnego zbioru
różnorodnych publikacji: powieści, poezji, artykułów
naukowych, itp.

W publikacji została zachowana oryginalna ortografia,
oczywiste błędy w druku zostały poprawione przez
redaktorów Wikiźródeł.

Wersja źródłowa tego e-booka znajduje się na stronie:

Ballada rycerska

Książki z Wikiźródeł są dostępne bezpłatnie, począwszy od
utworów niepodlegających pod prawo autorskie, poprzez
takie, do których prawa już wygasły, i kończąc na tych,
opublikowanych na wolnej licencji. E-booki z Wikiźródeł
mogą być wykorzystywane do dowolnych celów (także
komercyjnie), na zasadach licencji

Creative Commons

Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach wersja 3.0
Polska

[2]

.

Wikiźródła wciąż poszukują nowych wolontariuszy.

Przyłącz się do nas!

[3]

background image

86

Możliwe, że podczas tworzenia tej książki popełnione
zostały pewne błędy. Można je zgłaszać na

tej stronie

[4]

.

W tworzeniu niniejszej książki uczestniczyli następujący
wolontariusze:

Joanna Le
Wieralee
Bonvol
Krissman
Palmtree3000
TZM
Poccil
Shellabella17
Revolus
Hlr18
Moonian
Lucknopfler
Ekeb
Gmaxwell

1.

https://pl.wikisource.org

2.

http://www.creativecommons.org/licenses/by-

sa/3.0/pl

3.

https://pl.wikisource.org/wiki/Wikiźródła:Pierwsze_kr
oki

background image

87

4.

http://pl.wikisource.org/wiki/Wikisource:Skryptorium


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pieśń Rycerska Stanisłąw Grochowiak
12. POEZJA STANISŁAWA GROCHOWIAKA, Poezja Grochowiaka, 17
Grochowiak i turpizm, Stanis˙aw Grochowiak (1934-1976)
Zagadnienie Poezja Stanisława Grochowiaka
12. POEZJA STANISŁAWA GROCHOWIAKA, 12. POEZJA STANISŁAWA GROCHOWIAKA
stanisław grochowiak
Stanisław Grochowiak cechy twórczości
STANISŁAW GROCHOWIAK 2
Poetyka Stanisław Grochowiak Menuet analiza stylistyczna
Stanisław Grochowiak
Stanisław Grochowiak Upojenie
Stanislaw Grochowiak Wiersze
STANISLAW GROCHOWIAK
Stało się jutro zbiór 4 Stanisław Lem
Stanisław Grochowiak
STANISLAW GROCHOWIAK WIERSZE
Stanisław Grochowiak Ikar
STANISŁAW GROCHOWIAK 2

więcej podobnych podstron