Gardner Erle Stanley Sprawa podzielonego domu

background image

Erle Stanley

GARDNER

Sprawa podzielonego domu

Przełożyła Agnieszka Bihl

„KB”

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Perry Mason czytał orzeczenie Sądu

Najwyższego. Podniósł wzrok, kiedy do biura

weszła jego zaufana sekretarka, Della Street.

-Muszę stwierdzić, Delio, że ludzkie

zachowanie może doprowadzić do

niezliczonych

komplikacji

-

powiedział. - Obrońca nigdy nie wie,

jakie rewelacje odkryje.

-Tak jak na przykład w sprawie Edena

Morleya - powiedziała Della, z

leciutkim uśmieszkiem unoszącym

kąciki warg.

-No właśnie - przytaknął Mason. -

Albo... O kim mówiłaś, Delio?

-O Morleyem Edenie.

-Eden... Eden - powtarzał z namysłem

Mason. - Nie pamiętam tej sprawy. O

co w niej chodziło?

-Nie pamiętasz, bo jeszcze o niej nie

słyszałeś. Eden czeka przed biurem.

Wygląda na mocno zakłopotanego.

-A na czym polega jego kłopot?

-Pewna piękna kobieta przeciągnęła

pięciorzędowe zasieki z kolczastego

drutu przez środek jego domu.

Mason spojrzał jej prosto w oczy.

-Czy to on cię nabiera, czy może ty

mnie?

-Ani jedno, ani drugie. Przez środek

jego domu biegnie przegroda z

background image

kolczastego drutu, a owa piękna

kobieta mieszka po drugiej stronie

zasieków. O ile dobrze zrozumiałam,

ma wspaniałą figurę i lubi się opalać...

-Właśnie taka sytuacja dokładnie

ilustruje to, co mówiłem - stwierdził

Mason. - Koniecznie musimy usłyszeć

całą historię z pierwszej ręki.

-Masz spotkanie za piętnaście minut -

przypomniała mu Della.

-To oznacza, że mój klient chwilę

poczeka. Musimy porozmawiać z

Morleyem Edenem.

background image

Della Street zniknęła za drzwiami

prowadzącymi do poczekalni i po kilku

sekundach wróciła, eskortując dość krępego

trzydziestolatka, uśmiechniętego od ucha do

ucha.

- Pan Mason, pan Eden - dokonała

prezentacji i usadowiła się na swoim krześle.

Eden mocno potrząsnął ręką Masona.

-Miło mi pana poznać. Wiele o panu

słyszałem i postanowiłem, że jeśli

kiedykolwiek oskarżą mnie o

morderstwo, przyjdę do pana. No a

teraz wpakowałem się w prawdziwe

kłopoty.

-Za piętnaście minut mam spotkanie.

Może pan się streszczać, panie Eden? -

rzekł adwokat.

-No jasne. Tyle że przeklnie mnie pan

za moją głupotę i będzie pan miał

stuprocentową rację. Sam się w to

wszystko ubrałem. - Eden opadł na

wskazane krzesło. - Cała sprawa byłaby

nawet zabawna, gdyby nie była

jednocześnie tak irytująca.

Mason podsunął mu papierosa, wyjął

drugiego dla siebie i zapalił.

-Niech pan mówi.

-No więc gość nazwiskiem Carson,

Loring Carson, zaoferował mi teren

pod zabudowę. Chodziło o dwie

działki, które kupił, by potem z

zyskiem odsprzedać. Miałem gotowy

projekt domu, a ta ziemia była idealnie

położona. Niech pan nie pyta, czy

jestem architektem, bo nie jestem.

background image

Amator ze mnie. Lubię wymyślać

różne rzeczy. Zainteresowałem się

projektowaniem domów, kiedy

poczytałem sobie magazyny ze

zdjęciami nowoczesnych posiadłości -

jak to się w nich super żyje i tak dalej.

Carson

jest

przedsiębiorcą

budowlanym. W zamian za kupno

gruntu gotówką zaproponował mi tak

korzystny układ, że nie mogłem się

oprzeć. Miał mi na tych działkach w

ciągu dziewięćdziesięciu dni postawić

dom. Oczywiście, może mnie pan

skląć, ale na pewno nie aż tak, jak ja

siebie. Chciałem, żeby zaczęto

budować mój dom. A Loring Carson

chciał forsy - cieplutkiej gotówki

wprost do rączki. Sprawdziłem szybko

jego dokumenty i odkryłem, że część

gruntu należy do niego, a druga do jego

żony. Uznałem, że występuje również

w imieniu współmałżonki, więc

dobiłem targu, a on zaczął budowę.

Teraz wiem, że za bardzo się

pośpieszyłem.

- Jeśli posiadłość Carsonów była wolna

od obciążeń

- wtrącił Mason - jakim cudem...

-Jego żona wniosła o rozwód.

-Ale jeżeli teren był ich wspólną

własnością, zarządza nim mąż, a skoro

cena była odpowiednia..

-W tym problem - przerwał Eden. - To

nie była ich wspólna własność, w

każdym razie połowa terenu nie była.

background image

Kupując grunt, Carson jedną z działek

nabył za prywatne fundusze żony,

natomiast za wspólne kupił drugą. Dość

to zagmatwane. Sędzia orzekł, że jedna

z działek jest prywatną własnością

żony, a druga własnością wspólną,

którą przyznał Loringowi Carsonowi.

-Czy ona nie protestowała, kiedy

zaczęto budowę?

- spytał Mason.

-To był mój błąd - przyznał Eden. -

Dostałem od niej list w pachnącej

kopercie, ostrzegający, że stawiam

budynek na jej terenie.

-I co pan zrobił?

-Cóż, wtedy budowa już trwała.

Zapytałem Carsona, dlaczego nie

powiedział mi o rozwodzie, a on

odparł, że nie ma się czym

przejmować, że żona zdradzała go i

miał na to dowody. Kazał ją śledzić

detektywowi. Stwierdził, że kiedy

przedstawi własne zarzuty, żona

oklapnie jak przekłuty balon.

Zapewniał, że mnie nie zawiedzie.

Oczywiście, nie chciałem zawierzyć

mu na słowo. Zażądałem rozmowy z

detektywem.

-I rozmawiał pan? - zapytał Mason.

-Tak jest. Facet nazywa się Le Grandę

Dayton.

background image

-I w rezultacie tej rozmowy utwierdził

się pan w zaufaniu do Carsona?

-Oczywiście? Wystarczyło mi jedno

spojrzenie na dowody, by uznać, że ma

rację jak wszyscy diabli. Więc po

prostu zignorowałem list od jego żony,

Vivian.

-I co się stało w sądzie?

-Carson przedstawił swoje zarzuty.

Zaczęły się zeznania świadków i wtedy

okazało się, że detektyw śledził

niewłaściwą kobietę. Carson miał

wskazać Daytonowi swoją żonę.

Siedzieli obaj w samochodzie

zaparkowanym przed budynkiem, gdzie

jego żona brała udział w jakimś

spotkaniu.

Po pewnym czasie wszystkie kobiety

wyszły razem, paplając i śmiejąc się. Carson

powiedział: „Moja żona stoi na skraju

chodnika, ta w zielonym kostiumie” i schylił

głowę, żeby go nie zauważyła. Z tego, co

mówił Dayton wynika, iż nie zauważył, że

dwie kobiety były ubrane na zielono. Dayton

patrzył na jedną, Carson na drugą. Detektyw

śledził kobietę, która rzeczywiście miała

romans. Zebrał mnóstwo dowodów i zapewnił,

że ma dość materiału, by na mur beton wygrali

sprawę w sądzie. Carson wniósł więc własne

oskarżenie. Pozwoliłem mu kontynuować

budowę. A kiedy zaczęto przesłuchiwać

świadków, okazało się, że sam zapędził się w

kozi róg. Sędzia prowadzący rozprawę

przyznał mu jedną działkę i uznał, że druga jest

wyłączną własnością jego żony, a ja

background image

wybudowałem dom na obu.

Pomyślałem, że chodzi tu jedynie o

wypłacenie dodatkowej forsy. Popełniłem błąd

i gotów byłem za to zapłacić. Wysłałem

swojego przedstawiciela do Vivian Carson.

Mój agent przeprosił ją w moim imieniu za

zamieszanie i wycenił jej własność... Ona

natomiast uznała, że uknułem wszystko z jej

mężem. Była wściekła jak diabli. Powiedziała

mojemu agentowi, że mogę iść utopić się w

jeziorze. Pomyślałem, że jeśli wprowadzę się

do domu, który przecież jest moją własnością,

dojdziemy jakoś do porozumienia. Jednak

Vivian

background image

Carson ma wojowniczą naturę.

Wydębiła od sędziego zakaz wkraczania na jej

teren i jej męża, osób z nim związanych. Kiedy

wyjechałem na weekend, ściągnęła do domu

geometrę, ekipę remontową i ślusarza.

Wywiercili dziury dokładnie na linii podziału

obu działek, przeciągnęli kolczasty drut przez

pokoje i basen, i kiedy wróciłem, mieszkała w

- jak to określiła - swojej części domu po

jednej stronie ogrodzenia. Ja mogłem

zamieszkać po drugiej. Wręczyła mi

potwierdzoną kopię zakazu wejścia na jej teren

i oświadczyła, że zamierza trzymać się go co

do słowa.

-Jak nazywa się sędzia? - spytał Mason.

-Hewett L.Goodwin. To on

przewodniczył sprawie rozwodowej.

Mason zmarszczył brwi.

- Bardzo dobrze znam sędziego

Goodwina. Jest wyjątkowo skrupulatny. Stara

się wydać takie orzeczenie, by zadowolić racje

obu stron. Nużą go szczegóły techniczne.

-Cóż, tym razem spaprał robotę -

zauważył Eden. Mason zastanowił się.

-Jest pan żonaty? - spytał. Klient

potrząsnął głową.

-Byłem. Moja żona zmarła trzy lata

temu.

-Po co panu taki ogromny dom tylko

dla siebie?

-Niech mnie kule, jeśli wiem - przyznał

Eden. - Lubię projektować różne

rzeczy. Podoba mi się zabawa z

ołówkiem i deską kreślarską. Zacząłem

projektować dom, aż stało się to moją

background image

obsesją. Po prostu musiałem go

zbudować i w nim zamieszkać.

-Kim pan jest z zawodu?

-Mógłby mnie pan nazwać strzelcem

wyborowym na emeryturze. Dobrze

sobie radziłem sprzedając i kupując.

Lubię to robić. Kupię wszystko, co

dobrze wygląda.

-I nigdy nie widział się pan z panią

Carson, lecz załatwiał wszystko z jej

mężem?

background image

-Zgadza się.

-Kiedy ją pan spotkał po raz pierwszy?

-Wczoraj. W niedzielę. Wróciłem po

wyjeździe na weekend i zauważyłem

ogrodzenie. Otworzyłem drzwi,

wszedłem do środka i odkryłem, że

cały dom został przedzielony

kolczastym drutem. Drzwi do kuchni

były otwarte i wtedy ją zobaczyłem -

gotowała coś. Zachowywała się tak

naturalnie, jakby to ona zbudowała ten

dom. Pewnie stałem z rozdziawioną

gębą. Wolno podeszła do ogrodzenia,

pokazała potwierdzoną kopię zakazu

wejścia, powiedziała, że skoro jesteśmy

sąsiadami, wierzy, że postaram się jej

jak najmniej przeszkadzać, a jako

dżentelmen nie pogwałcę jej

prywatności. Na koniec stwierdziła, że

nie życzy sobie dalszej rozmowy i

odeszła. „Sąsiedzi”! - wyrwało się

Edenowi. - Powiem całemu światu,

jacy z nas sąsiedzi. Żyjemy w wielkiej

zażyłości. Kiedy wyszedłem nad basen,

leżała tam w bikini i opalała się. A gdy

dziś rano usiłowałem spać, parzyła

kawę i ten zapach doprowadzał mnie do

szaleństwa. Chciałem się napić, ale

kuchnia znajduje się po jej stronie

domu.

-I co się stało? - spytał Mason.

-Wstałem, a ona pewnie zorientowała

się po mojej minie, że marzę o kawie.

Spytała, czy bym się nie napił,

powiedziałem, że owszem, więc podała

background image

mi filiżankę na spodku przez druty i

zapytała, czy chcę śmietanki i cukru;

stwierdziła, że to czysto sąsiedzki gest,

zanim nie zadomowię się w swojej

części willi, i że gdy już to zrobię, nie

będzie ze mną rozmawiać.

Mason uśmiechnął się.

-Panie Eden, to wszystko jest zbyt

teatralne. Ona po prostu przygotowuje

grunt, by zażądać wyższej ceny za

swoją działkę.

-Tak też najpierw myślałem - zgodził

się Eden. - Ale teraz nie jestem tego

taki pewien. Ta kobieta jest szalona.

background image

Wściekła się na męża, że chciał zrzucić

na nią winę za rozkład małżeństwa i

„zrujnował” - jak to ujmuje - jej reputację.

Chce wyrównać z nim rachunki. Zapewne

Loring Carson jest draniem, a ona może to

udowodnić. Przecież chciał ją oskarżyć na

podstawie fałszywych dowodów dostarczonych

przez detektywa. Mason ściągnął usta.

-Pani Carson na pewno ma adwokata...

-Twierdzi, że nie. Że miała adwokata

tylko na rozprawie rozwodowej, lecz

jeżeli chodzi o należącą do niej ziemię

sama prowadzi tę sprawę.

-Proponował jej pan określoną sumę za

działkę?

-Proponowałem i zostałem zmieszany z

błotem.

-A ona należy do kobiet, które wkładają

bikini, by podkreślić swoją przewagę?

-I to jak! - wykrzyknął Eden. - Podobno

była zawodową modelką. Nie mam

pojęcia, jak taki Carson zdołał

zaciągnąć ją do ołtarza. Ona ma klasę.

Mason zerknął na Delię Street, która

pochwyciła jego spojrzenie i uśmiechnęła się.

Adwokat zerknął na zegarek.

- Jak panu wspominałem, mam

umówione spotkanie. Myślę, że powinienem

obejrzeć posiadłość. Najpierw jednak

chciałbym porozmawiać z sędzią Goodwinem.

Może nakłonimy go do zmiany werdyktu,

kiedy pozna fakty. Nie przypuszczam, by

chciał pan mieszkać w swoim domu, póki...

Eden zacisnął zdecydowanie szczęki.

- I tu zamierzam zrobić Vivian Carson

background image

niespodziankę. Nie może wprowadzić się do

mojego domu i pozbawić mnie mojej

własności. Zamierzam ustawić w sypialni

elektryczny grill. Zamiast kominka będę miał

drugi, na węgiel. I będę smażył steki z cebulą -

nic specjalnego, po prostu czasem coś sobie

ugotuję. Ona musi przestrzegać diety, żeby

zachować idealną figurę. Na pewno zapach

background image

smażonej cebulki wprowadzi trochę

zamieszania do jej diagramu z kaloriami.

Della Street, przewracając strony

notesu z umówionymi spotkaniami Masona,

zauważyła:

-Możesz zająć się tą sprawą o każdej

porze po dzisiejszym spotkaniu o

czternastej trzydzieści. Nie wolno ci go

odwołać, bo już raz to zrobiłeś. Całe

popołudnie masz wolne. Chciałeś

podyktować w tym czasie streszczenie

sprawy McFarlane’a.

-Jak długo się jedzie do pana? - zapytał

Mason.

- Stąd - jakieś trzydzieści pięć minut.

Adwokat spojrzał na zegarek.

- Nie chcę, by umówiony klient na

mnie czekał - stwierdził. - Proszę przejść z

panną Street do sąsiedniego pokoju i

narysować drogę do pańskiego domu.

Postaram się wpaść do pana późnym

popołudniem. Tymczasem, zadzwoń do

sędziego Goodwina, Delio i sprawdź, czy

możesz umówić mnie na spotkanie, gdy tylko

wyjdzie z sali sądowej.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Sędzia Goodwin skończył posiedzenie

kilka minut przed czwartą po południu i w

przedsionku swojego gabinetu zastał Perry

Masona.

- Witam, witam mecenasie. Co pana

tutaj sprowadza? Zastanawiałem się, czego pan

chce, odkąd pańska sekretarka zadzwoniła z

prośbą o spotkanie. Moja praca dotyczy

związków małżeńskich, tymczasem pan

specjalizuje się w morderstwach. Co więc

może nas łączyć?

Mason uśmiechnął się i uścisnął dłoń

sędziego.

-Cóż - powiedział - czasem alchemia

miłości wiedzie od ślepego poświęcenia

do morderczego szaleństwa.

-Niech pan wejdzie - przerwał mu

sędzia Goodwin - i nie mówi tak

fundamentalnych prawd z uśmiechem

na ustach.

Ruszył przodem i wskazał Masonowi

krzesło. Pozbywszy się sędziowskiej togi,

opadł z westchnieniem na fotel. Podsunął

prawnikowi papierosa, sam zapalił i stwierdził:

-Przypuszczam, że pewna polaryzacja

seksualnego magnetyzmu sprawia, że

fizyczna bliskość przekształca się... No

tak, przecież nie przyszedł pan

dyskutować o tym, mimo że poruszył

pan ten temat. Co pana trapi?

-Sprawa Vivian Carson przeciwko

Loringowi Carsonowi. Pamięta ją pan?

background image

Wargi sędziego Goodwina rozciągnęły

się w uśmiechu.

-Pamiętam bardzo dobrze.

-Wydał pan osobliwy wyrok.

-Doprawdy? A co w nim osobliwego?

-Zdecydował pan, że część majątku

nieruchomego należy do Vivian Carson

jako jej wyłączna własność, natomiast

teren sąsiedni jest wspólną własnością

małżonków, którą przyznał pan

Loringowi Carsonowi.

background image

-Zrobiłem to świadomie i w

konkretnym celu.

-Niedawno - ciągnął Mason,

obserwując twarz sędziego - wydał pan

rozporządzenie zakazujące Loringowi

Carsonowi, jego przedstawicielom i

osobom z nim związanym wejścia na

teren przyznany Vivian Carson jako jej

prywatna własność.

Goodwin uśmiechnął się.

-Rzeczywiście, dobrze to pamiętam.

-Sytuacja jest dość skomplikowana,

panie sędzio, ponieważ mój klient,

Morley Eden, kupił dom od Loringa

Carsona. Budynek stoi na obu

działkach. Po wydaniu sądowego

zakazu wkraczania na jej teren, Vivian

Carson kazała podzielić nieruchomość.

Poprzewiercała otwory w całym domu i

przez środek przeciągnęła kolczaste

zasieki, dzieląc dom, grunt, a nawet

basen.

Przez kilka sekund sędzia palił w

milczeniu, a potem uśmiechnął się szeroko.

-Naprawdę to zrobiła?

-Naprawdę. Co więcej, mieszka w

swojej części domu, a Morley Eden - w

swojej.

-Mają okazję wejść w naprawdę

sąsiedzkie stosunki

- zauważył sędzia.

- Pomijając drut - uciął Mason.

Goodwin zgniótł papierosa w

popielniczce i z namysłem wydął usta.

- Wiedząc, jak zależy panu na

background image

sprawiedliwym wyroku

- podjął Mason - i jak niecierpliwią

pana techniczne aspekty prawa, które niekiedy

uniemożliwiają taki wyrok, chciałem

sprawdzić, co spowodowało pańską decyzję i

czy ewentualnie można by ją zmienić.

-W jaki sposób? - zapytał sędzia.

-Tak, by cała nieruchomość została

przyznana Loringowi Carsonowi, a

prawa Vivian Carson zachowano by,

przyznać jej inną nieruchomość.

background image

-Mason - zaczął sędzia - pan wie, co

myślę o prawie. Zna pan moje poczucie

odpowiedzialności. Jako sędzia mam

zdecydować, po której stronie leży

prawda. Powiem panu coś w zaufaniu.

Wiedziałem, jaka jest sytuacja, kiedy

podpisywałem nakaz. Sam pan wie, że

Morley Eden jest człowiekiem

zamożnym, a do tego impulsywnym.

Szanującym prawo, ale impulsywnym.

Kiedy po raz pierwszy rozmawiał z

Carsonem o posiadłości, usłyszał - z

czego się cieszę - kilka niezgodnych z

prawdą faktów o wierności swojej

żony. Gdyby Eden był biedakiem, może

inaczej rozpatrzyłbym tę sprawę. Lecz

Loring Carson uznał, że ma sąd w

kieszeni, że sąd nie ośmieli się nic

uczynić, jedynie potwierdzi transakcję.

Dowiódł, że jest zdecydowanym na

wszystko draniem. Wynajął detektywa,

który może i działał w dobrej wierze - a

może nie, w każdym razie śledził

niewłaściwą osobę. Zanim jednak stało

się to jasne, dobre imię jego żony

zostało podarte na strzępy. Oskarżenia

przeciwko niej dostały się na czołówki

gazet. Chwycili się ich plotkarze,

którzy z całą pewnością przysporzyli

Vivian Carson sporo nieprzyjemności.

Mąż nie czuje żadnej skruchy. Twierdzi

jedynie, że był to błąd detektywa i

umywa od całej afery ręce. Cieszę się,

że Eden chce oskarżyć Loringa Carsona

o oszustwo. Mówiąc szczerze, z

background image

przyjemnością zobaczę, jak wypluwa z

siebie te pieniądze.

-To nie takie proste - zauważył Mason.

- Dom mojego klienta został

zaprojektowany zgodnie z jego

poleceniami. Przede wszystkim

spodobał mu się sam teren. Może

oskarżyć Carsona o oszustwo, ale

chciałby mieszkać w swoim domu.

-Niech więc tam zamieszka.

-To jednak stawia go w kłopotliwej

sytuacji wobec pani Carson.

-Może wykupić jej część.

-Niestety Vivian Carson jest uparta -

wyjaśnił Mason.

background image

-Nie chce sprzedać swojej części. Nie

zrobi nic, by jej mężowi się upiekło i nie

pomoże klientowi męża.

- I wcale jej za to nie winię - orzekł

sędzia Goodwin.

- Obaj wiemy, Mason, że kiedy

małżeństwo się rozpada, najczęściej po jednej

stronie leży połowa winy, a jedna druga po

drugiej. Może i mężczyzna pierwszy popełnia

grzech, lecz gdy układa się między nimi coraz

gorzej, kobieta odpłaca mu tym samym. Albo

jeśli kobieta zaczyna zrzędzić, mężczyzna

przestaje się nią interesować i zaczyna

umawiać się z kimś na romantyczne randki.

Nie jestem tak głupi ani naiwny, by wierzyć, że

wina leży tylko po jednej stronie, bo dość

miałem do czynienia z takimi przypadkami, by

wiedzieć, że tak nie jest. Lecz wiem, że w tej

sprawie Loring Carson jest draniem. To mocny

w gębie i popędliwy typ oraz oszust, który

zapędzony w kozi róg zaczyna kręcić. Nie

tylko skrzywdził żonę i nie okazał żadnej

skruchy, ale próbował nabrać sąd. Zniknęło

zbyt dużo gotówki. On twierdzi, że przegrał

sporo w Las Vegas. Według materiału

dowodowego często tam jeździł. Interesował

się jedną z hostess w kasynie, młodą kobietą

nazwiskiem Genevieve Honcutt Hyde.

Najwyraźniej wiązały go z nią intymne

stosunki. Nie traktuję tego jako poważnego

zarzutu, ponieważ w tym czasie jego

małżeństwo zamieniło się już w potyczki psa z

kotem. Nie sądzę jednak, że przegrał aż tyle,

ile twierdzi. Uważam, że użył osławionej

reputacji Las Vegas, by zataić wysokość

background image

swoich dochodów i że przez, ostatni rok

wyciągał z konta olbrzymie sumy pieniędzy i

gdzieś je ukrywał. Nie powiedziałbym tego

nikomu, kogo nie szanuję i nie podziwiam.

Natomiast tobie, Mason, zdradzę jedno:

zamierzam pozwolić, by Morley Eden dopiekł

Loringowi Carsonowi.

Mason przyjrzał się uważnie sędziemu.

- Zupełnie jakby pani Carson czytała w

pańskich myślach.

background image

-Bo? - spytał sędzia Goodwin.

-Wykorzystuje sytuację do granic

możliwości. Włożyła np. wyjątkowo

skąpe bikini i opalała się po swojej

stronie basenu, kiedy mój klient

oglądał kolczasty drut.

-I pański klient ma jakieś obiekcje? -

zapytał z uśmiechem Goodwin.

-Cóż, na pewno sytuacja jest

niezręczna.

-Dla kogo?

-Dla obu stron.

-Vivian Carson jest bardzo atrakcyjną

kobietą. Zanim wyszła za mąż,

odnosiła sukcesy jako modelka. Na

pewno widziano ją wcześniej w bikini.

Wątpię, żeby była zakłopotana.

-Może chodzi jej o to, by samotnemu

mężczyźnie trawa po jej stronie

ogrodzenia wydała się bardziej zielona

- rzucił Mason.

-Bardzo możliwe - zgodził się sędzia -

ale powinniśmy unikać nieporozumień.

Jeśli pański klient wsadzi choćby palec

przez ogrodzenie lub przekroczy linię

podziału, sąd uzna to za pogwałcenie

zakazu wkraczania na teren pani

Carson. W końcu pana klient jest

beneficjantem Loringa Carsona.

Dochodzi swych praw na mocy umowy

z Carsonem. Mówiąc szczerze i

nieoficjalnie, chciałbym, by Carson

wpakował się w poważne tarapaty,

ponieważ wtedy wypluje z siebie forsę.

Myślę, że ukrył część majątku, oszukał

background image

urząd podatkowy i okłamał żonę co do

wysokości swoich dochodów. Jej

raczej nie stać na wynajęcie

detektywów, którzy dokopaliby się do

faktów. Za to, jeśli pański klient się

wścieknie, wytoczy sprawę Carsonowi

i wtedy odnajdziemy gotówkę.

Otworzę sprawę o podział majątku i

powtórnie podzielę wspólną własność

małżonków. Może i nie jest to

postępowanie zgodne z literą prawa,

ale na pewno zgadza się z zasadami

psychologii. Nauczy Loringa Carsona,

że w sprawach finansowych nic może

wykołowąć, sądu i śmiać się z tego.

background image

-Sytuacja jest intrygująca - ocenił

Mason, popatrując bystro na Goodwina. -

Kiedy dorwą się do niej reporterzy, zrobią

materiał na pierwszą stronę.

Sędzia skinął głową, a potem

uśmiechnął się.

-Cholera! - rzucił Mason. - Pan to

wszystko spreparował. Wiedział pan, co

się stanie, i teraz siedzi pan sobie

wygodnie i dobrze się bawi.

-Gdy jako sędzia rozpatruję konkretną

sprawę, staram się sprawiedliwie

rozsądzić obie strony. Mogę wydać

wyrok, ale to tylko świstek papieru. W

tej sprawie jednak wydałem orzeczenie,

które powinno przynieść wymierny

efekt.

Mason wstał z krzesła.

-Dobrze, Wysoki Sądzie - powiedział z

ukłonem. - Nieoficjalnie powiem tylko,

że pański wyrok wywołał piekielną

awanturę.

-Jeśli oczekuje pan, że wyrażę skruchę,

Mason, będzie pan czekał w tym

gabinecie dłużej, niż ja zamierzam w

nim pozostać.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Mason zadzwonił do swojego biura, a

kiedy zgłosiła się telefonistka z centrali,

powiedział:

- Chciałbym mówić z Delią Street.

Chwilę później na linii odezwała się

sekretarka.

-Sędzia Goodwin współczuje naszemu

klientowi - zaczął Mason - ale jeśli

chodzi o podjętą decyzję, jest twardy

jak skała. Uważa Carsona za oszusta i

znalazł idealny sposób, by go dopaść.

Spodziewa się, że Morley Eden

przepuści go przez wyżymaczkę.

-A więc? - zapytała Della.

-A więc wyjeżdżam i obejrzę tę

posiadłość - odparł Mason. - Dzwonię

tylko, żeby ci powiedzieć, że nie

musisz dłużej czekać.

-Czy nie za późno na taką wizytę?

-Co masz na myśli?

- Modelka w bikini na pewno

skończyła się już opalać.

Mason roześmiał się.

-Może przebrała się w obcisłą jak

rękawiczka suknię koktajlową.

-Cudownie - stwierdziła Della. -

Możesz zacząć sąsiedzką pogawędkę

przy drinkach serwowanych przez

kolczaste zasieki. Uważaj, żeby się nie

podrapać.

-Będę uważał - obiecał Mason. -

Zamknij biuro na noc i zadzwoń do

background image

Edena, że jestem w drodze.

Za pomocą mapki, którą Eden

narysował Delii, Mason dotarł wreszcie do

drogi wijącej się w stronę wzgórz. Kończyła

się na płaskowyżu, a dalej otwierał się widok

na niewielką kotlinkę zabarwioną czerwonymi

promieniami zachodzącego słońca. Dom był

długi, niski, kryty sztucznie spatynowanymi

gontami. Wyglądał, jakby był naprawdę stary i

idealnie wpasował się w otoczenie.

background image

Podjazd dzielił kolczasty drut,

przymocowany do betonowego słupa stojącego

pośrodku drogi.

Mason pojechał lewą stroną. Zauważył,

że parking, którego większa część leżała po

prawej stronie ogrodzenia, zapełniały

samochody.

Gdy zatrzymał wóz pod szerokimi,

półkolistymi schodami wiodącymi do

głównego wejścia, drzwi otworzył Morley

Eden. Najwyraźniej obserwował podjazd.

Wyszedł na przestronny ganek, by przywitać

prawnika.

-Może pan wierzyć lub nie - odezwał

się - ale one urządziły przyjęcie. W

życiu nie widział pan czegoś bardziej

podłego.

-A co jest nie tak?

-Nie ma ani jednego mężczyzny, tylko

stadko pięknych kobiet. Oceniając po

wyglądzie, wszystkie są modelkami.

Idealne figury, obcisłe suknie

oblepiające ciało jak skórka parówkę.

-Rozmawiały z panem? - zapytał

Mason.

-Skąd! Pewnie czekają, aż sam

przełamię lody.

-Przełamie pan lody i wyląduje w

wiezieniu - ostrzegł adwokat. - To

wyszukana pułapka. Technicznie

biorąc, dochodzi pan swych praw na

mocy umowy z Carsonem. Obejmuje

więc pana zakaz wkraczania na teren

posiadłości jego żony, jak wszystkich

przedstawicieli lub beneficjentów

background image

Loringa Carsona. Jeśli w jakikolwiek

sposób naruszy pan ten zakaz,

przypieką pana żywcem. Dlatego

Vivian Carson urządziła ten kuszący

pokaz kobiecego piękna. Spodziewa

się, że zachęci pana do przejęcia

inicjatywy i przekroczenia linii

podziału.

-Tyle sam zrozumiałem - obruszył się

Eden. - Ale takich tortur żaden

mężczyzna nie wytrzyma zbyt długo.

-Niech się pan wymelduje i zamieszka

w hotelu - doradził Mason.

Eden zacisnął szczęki.

background image

- Niech mnie szlag, jeżeli to zrobię!

Będę walczył z nią tutaj, choćby potrwało to

całą zimę. Niech pan wejdzie i sam to obejrzy.

Przytrzymał drzwi. Mason wszedł do

holu, przeszedł pod arkadą, którą można było

oddzielić od wejścia, opuszczając ciężką

kotarę, i po trzech stopniach wkroczył do

salonu. Umeblowano go z przepychem.

Dyskretne oświetlenie wypełniało wnętrze

srebrzystą poświatą. Mniej więcej jedna trzecia

pomieszczenia została oddzielona pięcioma

liniami drutu, biegnącego z matematyczną

precyzją przez środek pokoju. Powyżej zwisał

rozciągnięty sznur.

Po drugiej stronie ogrodzenia grupka

kobiet, na pozór nieświadoma dziwacznosci

otoczenia, popijała koktajle i rozmawiała

wesoło. Ich głosy wznosiły się czasem do

crescendo, co świadczyło, iż płyn w

kieliszkach zawierał sporą domieszkę

alkoholu.

Żadna jakby nie zauważyła wejścia

Masona. Nikt też nie zwrócił uwagi na

Morleya Edena, który wskazał kobiety ręką.

- Sam pan widzi - powiedział.

Adwokat podszedł do drutu z kpiarskim

uśmiechem na twarzy. Rozstawił szeroko nogi,

wepchnął ręce głęboko do kieszeni marynarki i

przyjrzał się przedstawieniu.

Nagłe jedna z młodych kobiet,

energiczna rudowłosa i niebieskooka piękność,

zauważyła go, umilkła, nalała sobie

podwójnego drinka i zbliżyła się do

ogrodzenia.

- No coś takiego! - zawołała. - Czy to

background image

nie Peny Mason, adwokat?

Mason skinął głową.

-Pan tutaj! Cóż, na Boga, pan tu robi?

-W tej chwili doradzam klientowi -

odparł Mason.

- Czy wolno mi spytać, co pani tu robi?

- Kończę drugi koktajl i zastanawiam

się nad trzecim

- powiedziała. - Muszę tylko poważnie

rozpatrzyć tę kwestię, ponieważ, kiedy dobrze

zatankuję, miewam problemy z odzyskaniem

równowagi.

-A czy mogę spytać, jaka to okazja?

-Dobry Boże, nie mam pojęcia. Vivian

kazała nam włożyć obcisłe sukienki i

skąpą bieliznę. Podobno w drugiej

części domu mieszka ktoś powiązany z

jej mężem. Mamy donieść, gdyby

próbował wejść na ten teren.

-Jak do tej pory nie próbował? - spytał

prawnik. Roześmiała się.

-Wieczór dopiero się zaczął. On...

- Co ty tam robisz, Helen? - zapytała

jedna z kobiet, podchodząc do ogrodzenia.

Rudowłosa zachichotała.

-Rozmawiam z Perrym Masonem -

wyjaśniła.

-Mówiłam, że nie wolno ci zaczynać

żadnych rozmów.

-Och, wypuść trochę pary. Ostrzeżenia

odnosiły się do faceta związanego z

twoim byłym mężem. To jest Perry

Mason, adwokat. Nie znasz go? Ja od

lat jestem jego fanką. To dziwne, że

właśnie pana spotkałam, panie Mason.

background image

-Przypuszczam, że pani jest Vivian

Carson? - zwrócił się adwokat do

drugiej z kobiet.

Przyjrzała mu się z namysłem i

odrzekła:

-Zgadza się. Mogę spytać, co pan tu

robi?

-Badam sytuację.

-No trudno. Helen wszystko popsuła.

Ja...

-Zastawiła pani pułapkę? - wtrącił

Mason, gdy się zawahała.

Jej spojrzenie złagodniało.

-Mówiąc otwarcie, panie Mason -

powiedziała - Ja... raczej nie zamierzam

do niczego się przyznawać.

-Chciałem tylko zorientować się w

sytuacji - wyjaśnił Mason. - Nie chcę

omawiać czegokolwiek bez pani

adwokata.

-Sama siebie reprezentuję. To zapewne

oznacza, że moim

background image

klientem jest głupiec, lecz mój adwokat

nie pochwalał rzeczy, które zaplanowałam.

-Były aż tak złe?

-Nawet gorzej... Widzę, że pański

klient zmierza w naszą stronę, mając

nadzieję przyłączyć się do rozmowy.

Radzę trzymać go z dala.

-Dlaczego? Już przełamała pani lody,

częstując go kawą. Pamięta pani?

-Oczywiście, że pamiętam, i do pana

prywatnej i wyłącznej wiadomości,

panie Mason, to była cześć mojego

planu. Nawet najbardziej zatwardziały

grzesznik nie wytrzyma aromatu

porannej kawy. Według prawa

inicjatywa należy do mnie. Kiedy sama

zechcę porozmawiać z pana klientem,

porozmawiam z nim. Ale on nie może

przejąć inicjatywy i odezwać się do

mnie lub do moich gości. Kiedy zrobi

coś więcej niż rzucanie pożądliwych

spojrzeń w naszą stronę, oskarżę go o

złamanie nakazu sądowego.

-Aż tak go pani nienawidzi?

-Aż tak nienawidzę mojego męża, a to

jedyny sposób na wyrównanie z nim

rachunków i zdobycie tego, czego

chcę.

Do Masona podszedł Morley Eden.

-Przepraszam cię, Peny, ale...

-Jeszcze chwilę - prawnik uciszył go

ruchem dłoni.

-Pomyślałem - nie rezygnował Eden -

że skoro ty się zaprzyjaźniłeś, mogę

przynajmniej porozmawiać z tobą.

background image

-Och, oczywiście, możesz rozmawiać

ze mną - odparł Mason z błyskiem w

oku. - To twój dom i leży na twoim

terenie, tak więc możesz rozmawiać z

każdym po tej stronie ogrodzenia.

-Przekaż tej młodej damie - zaczął

Eden - że dopóki nie zostaną

rozwiązane prawne komplikacje,

chciałbym żyć z nią w zgodzie.

Mason zwrócił się do pani Carson.

background image

-Mój klient chce, bym zapewnił panią,

że nie żywi urazy.

-Możesz jej także wyjaśnić - ciągnął

Eden - że przyjemność, jaką czerpie

samotny mężczyzna, oglądając młodą

kobietę tak piękną jak pani Carson

wypoczywającą przy basenie, więcej

niż kompensuje niedogodności

spowodowane drucianym ogrodzeniem

pośrodku jego salonu. Możesz jej

również przekazać, że jeśli tylko

zechce zanurkować pod drutem i

skorzystać z trampoliny po mojej

stronie basenu, ugoszczę ją z radością.

Vivian Carson zmierzyła go wzrokiem,

po czym gwałtownie odwróciła się do

Perry’ego:

-Chyba powinien pan poradzić

swojemu klientowi, panie Mason, że

każda próba zaprzyjaźnienia się z

wrogiem będzie uznana za obrazę sądu.

-Proszę powiedzieć - wtrącił

pośpiesznie Morley Eden - że nie

uważam i nie chcę uważać jej za

wroga. Doceniam to, co próbuje zrobić

i rozumiem, że wyrządzono jej

krzywdę.

Vivian Carson odchodziła już, jednak

na te słowa zwróciła się w ich stronę z

wdziękiem tancerki. Wyciągnęła rękę między

dwoma pasmami drutu i powiedziała:

- Przepraszam, panie Eden. Dobry z

pana człowiek. Chciałam utrudnić panu życie,

a pan nadal jest miły.

Eden uścisnął jej dłoń, mówiąc:

background image

-Dziękuję, pani Carson. Myślę, że

możemy podać sobie dłonie, jeżeli to

pani ręka znajduje się po mojej stronie

ogrodzenia.

-Właśnie tak - Vivian uśmiechnęła się.

- Jednak pod wpływem impulsu

zepsułam mój plan. Ostrzegam pana,

panie Eden, że zamierzam dobrać się

mojemu mężowi do skóry za to, co

zrobił, a tak się składa, że znalazł się

pan na linii ognia.

-Zakładam - wtrącił się Mason - że sąd

nie zostanie powiadomiony o tej

wymianie uprzejmości?

background image

-A jaki w tym sens? - spytała Vivian. -

Zachowałam twarz. To ja przełamałam

lody. Ma pan naprawdę miłych

klientów, panie Mason. Jednak to

ogrodzenie pozostanie i wierzę, że z

czasem tak bardzo uprzykrzy się ono

panu Edenowi, że przystąpi do

zdecydowanych działań.

-Przetnie druty? - zapytał Mason.

-Nie ważne, co zrobi. Cokolwiek

uczyni, będzie to pogwałceniem nakazu

sądu, a kiedy skończy się nasz czasowy

rozejm, panie Eden, ostrzegam, że

każda próba zbliżenia się do moich

przyjaciół po tej stronie drutu zostanie

uznana za złamanie prawa.

-To kłopotliwa sytuacja - stwierdził

Eden. - Rozumiem teraz męki Tantala.

-Jeszcze nic pan nie widział -

powiedziała. - Niech pan poczeka...

Och, niech pan tylko poczeka;

-Jakoś to przeżyję - obiecał Eden.

-Mój klient zamierza zainstalować

elektryczne organy - wtrącił z powagą

Mason. - Będzie często grał po nocach.

-Super! - oceniła Vivian Carson, a w jej

oczach rozbłysły iskierki. - Ponieważ

zamierzam brać lekcje gry na trąbce.

Mój nauczyciel pracuje w orkiestrze.

Powiedział, że może przychodzić tylko

w nietypowych godzinach, a ja go

zapewniłam, że nie ma problemu.

-Myślę - rzucił Eden, mrugając - że

mam dobry plan: darujemy sobie

muzykę, pani Carson, i zastąpimy ją

background image

młotami i szczypcami do drutu.

-To będą naprawdę młoty i szczypce -

powiedziała, powtórnie podając rękę

Edenowi. - Chodź, Helen.

Helen przepchnęła dłoń przez druty.

-Wzywają mnie, panie Mason -

powiedziała. - Naprawdę miło było

pana poznać.

-Być może spotkamy się znowu, gdy

zasieki nie będą tak ostre albo tak

skutecznie patrolowane.

background image

-Chciałabym - zgodziła się. - Może

razem moglibyśmy pokonać te zasieki.

-Może - powiedział Mason.

Vivian Carson delikatnie, lecz

zdecydowanie wzięła ją za rękę i pociągnęła w

głąb pokoju.

Mason zwrócił się do swojego klienta.

-Sędzia Goodwin chce zmusić Loringa

Carsona do ujawnienia dochodów.

Liczy na to, że oskarżysz go o

oszustwo.

-A powinienem? - zapytał Eden.

-Według mnie powinieneś.

-W takim razie zaskarż go -

zdecydował Eden. - Wytocz mu sprawę

o wszystkie szkody, których

rekompensaty możemy się domagać.

Oby było ich jak najwięcej.

-Sprawy sądowe wymagają czasu i

pieniędzy.

-Skróć czas. Mam pieniądze. Ruszaj do

czynu... Zabrzmiał dzwonek przy

drzwiach.

-Ktoś dzwoni - stwierdził Eden.

- Proponuję, żebyś zasunął kotarę pod

arkadą, nim otworzysz.

- Tak zrobię. Jednak kotara nie wytłumi

dźwięków.

Mason usłyszał głos Vivian Carson.

- Dobrze, dziewczęta. Teraz pokażemy

pani Sterling bieliznę.

Rozległy się oklaski.

Ku środkowi salonu wystąpiła starsza

kobieta i powiedziała:

- Ostrzegam, że trudno mi cokolwiek

background image

sprzedać. Szukam rzeczy koronkowych,

eleganckich i... pikantnych.

Dwie młode kobiety wysunęły z rogu

pokoju ruchomy podest, a potem przysunęły do

niego stopnie. Vivian Carson włączyła

reflektory, kierując je na środek podium.

Na podest weszła modelka imieniem

Helenę.

- Czy mogę prosić o uwagę,

dziewczęta? - powiedziała.

background image

-Najpierw pokażę wam, co sama

włożyłam. Chyba jest dostatecznie... pikantne.

- Sięgnęła do zamka w sukience.

Mason dostrzegł, że Vivian ukradkiem

odsunęła się od gości; jej spojrzenie na

sekundę pomknęło ku części pokoju

okupowanej przez Morleya Edena. Adwokat,

podchodząc do ogrodzenia, powiedział:

-Przykro mi, pani Carson, lecz ptaszek

właśnie wyfrunął.

-O czym pan mówi?

-Morley Eden wyszedł.

-Morley Eden nie ma z tym nic

wspólnego.

Helenę spuściła sukienkę z ramion.

Kreacja opadła na podłogę. Dziewczyna dała

krok naprzód. Reflektory oświetliły jej

wspaniałą figurę, osłoniętą jedynie idealnie

dopasowanym kostiumem kąpielowym.

- To numer trzynaście dwadzieścia

sześć - rozległ się czyjś głos. - Proszę zwrócić

uwagę na muszelkowy wzór wzdłuż dolnego

kraju i...

Z holu dobiegł niemożliwy do

pomylenia z czymkolwiek odgłos uderzenia i

upadającego ciała. Mason pośpiesznie odchylił

kotarę. Na podłodze, rozciągnięty jak długi,

leżał Morley Eden. Stał nad nim osobnik

młodszy, mocno zbudowany, z twarzą

wykrzywioną wściekłością.

- Dlaczego... - jęknął Eden. - Kim...

Ja...

Zaczął zbierać się na nogi. Obcy

mężczyzna przygotował się do ciosu.

-Chwileczkę - zawołał Mason. - Co się

background image

tu dzieje?

-Uderzył mnie - wyjaśnił Eden.

-I zamierzam uderzyć cię znowu -

stwierdził intruz.

- Wstawaj i przygotuj się.

Perry stanął między nimi. - Zaczekajcie

- powiedział. O co tu chodzi?

- Ty trzymaj się od tego z dala - rzucił

napastnik – chyba że też chcesz oberwać.

background image

- Dobrze - powiedział Mason - jeżeli

tak pan to traktuje, ja też chcę oberwać.

Mężczyzna zmierzył wzrokiem ramiona

adwokata i sylwetkę jakby wyciosaną z

granitu, i zawahał się. Nagle wściekłość w jego

oczach ustąpiła miejsca zdziwieniu:

-Ależ pan jest prawnikiem! -

wykrzyknął. - To pan jest Perry Mason.

-Zgadza się. No więc, o co tu chodzi?

Eden pozbierał się na nogi za plecami

adwokata.

- Niech mnie uderzy, kiedy się tego

spodziewam - rzucił. - Niech mnie...

Mason, wciąż stojąc między nimi,

rzucił przez ramię:

-Uspokój się, Eden. Najpierw dowiemy

się, w czym rzecz.

-Powiem ci, w czym rzecz - odparł

Eden. - On myśli, że jestem Loringiem

Carsonem i...

-A nie jesteś? - zawołał obcy.

-Ten człowiek nazywa się Morley Eden

- wyjaśnił Mason. - A kim pan jest i

czego pan chce?

-Morley Eden! Ale... co on tutaj robi?

-Kupił tę posiadłość od Loringa

Carsona. Więc kim pan jest i czego pan

chce?

-O rany, przepraszam. Znowu puściły

mi nerwy.

-Też tak sądzę - zgodził się Mason. -

Więc o co panu chodzi?

-Nazywam się Norbert Jennings. On

wie, kim jestem.

-Znam pańskie nazwisko - powiedział

background image

Eden, przesuwając się tak, by osłonić

Masona.

Prawnik, widząc, że nic nie wskazuje

na powrót ataku wrogości, zaproponował:

- Wyjaśnijmy to. Co pana tu

przywiodło, panie Jennings?

- Pański klient wie - rzucił posępnie

Jennings.

Eden wyjaśnił:

- Norbert Jennings to mężczyzna,

którego Loring Carson wymienił jako

kochanka żony.

background image

-Rozumiem - powiedział Mason.

-Nic pan nie rozumie - odparł Jennings.

- Ten człowiek mnie zrujnował. On i ta

jego cholerna blaszana odznaka, ten

poroniony prywatny detektyw.

-Śledził pana? - zapytał Mason.

-Śledził Nadine Palmer - odparł

Jennings.

-To była pomyłka - wtrącił się Eden. -

Carson miał wskazać swoją żonę

LeGrande Daytonowi, detektywowi.

Ale detektyw pomylił się i uważał, że

ma śledzić panią Palmer.

-Ot i cała historia - podsumował

Jennings. - W moim życiu na pewno

udało się im namieszać.

-A co się stało? - spytał Mason.

-Co się stało?! - powtórzył Jennings. -

Rozsmarowali moje nazwisko we

wszystkich kartotekach sądowych.

-Czy wymieniono je też w prasie?

-No jasne. Jestem osłem roku. Śmieją

się ze mnie w klubie, na polu

golfowym, wszędzie. Doszło do tego,

że wolę nie wychodzić z domu.

-A mąż Nadine Palmer?

-Ona nie ma męża. Rozwiedli się -

wyjaśnił Jennings. - Dobra, mamy się

ku sobie. Spotykałem się z nią w

różnych miejscach. Niech pan mi nie

mówi, że nie powinienem, bo nie

jestem w nastroju do wysłuchiwania

kazań.

-Pan nie jest żonaty? - zapytał Mason.

-Nie.

background image

-Więc czemu się pan rzuca?

- Bo ten łobuz, Loring Carson, zrobił ze

mnie pośmiewisko. Wystarczyło zostać

przyłapanym. Rozeszło się, że umawiam się z

Vivian Carson. Potem okazało się, że nie

chodziło o nią, ale o Nadine Palmer. Zrobili z

tego zabawną anegdotę, a nikt nie wychodzi

cało z anegdot. Każdy śmieje się i współczuje

kobiecie, a taka kobieta jak Nadine nie ścierpi

współczucia. Przyszedłem tu powiedzieć

Loringowi Carsonowi, jaki z niego drań. Ten

facet otworzył drzwi, zapytał, kim jestem ja

odpowiedziałem, a on oniemiał. Więc pewnie

trafił mnie szlag. To znaczy naprawdę trafił

mnie szlag. Puściły mi nerwy.

-Zaskoczyłeś mnie tym ciosem -

wtrącił Eden. - Ty...

-Niczym cię nie zaskoczyłem - odparł

Jennings. - Jeżeli podajesz kogoś jako

współwinnego w sprawie rozwodowej,

możesz spodziewać się, że oberwiesz w

ucho.

-Ale ja nikogo nie podawałem.

Jennings powoli rozciągnął wargi w

uśmiechu.

- Dobra, przepraszam. Ma pan tu

adwokata. Powiedz, jakiej chcesz

rekompensaty za cios w ucho i wypiszę czek.

Razem z nim składam przeprosiny.

Eden przemyślał ofertę.

- I co? - zapytał Mason.

Eden uśmiechnął się posępnie i potarł

szczękę.

-Skoro tak pan to stawia - powiedział -

nic nie chcę. Potrafię postawić się w

background image

pańskim położeniu. Nie jest pan nawet

w połowie tak wściekły na Carsona jak

ja. Kiedy go pan spotka, proszę

przekazać mu ten cios i dodać drugi

ode mnie.

-Na pewno go spotkam - obiecał

Jennings. - Wszawy kundel!

-A co z Nadine Palmer? - zapytał

Mason. - Co ona o tym myśli?

-Nie mam pojęcia. Kiedy do niej

dzwonię, odkłada słuchawkę.

-Próbował się pan z nią zobaczyć?

-Widziałem się z nią, ale nigdzie nie

wyszliśmy z obawy że każdy spotkany

reporter w mieście miałby swój dzień,

pisząc dwuznaczny artykuł o kobiecie

w zielonym kostiumie.

-Czy mogę spytać, o czym

rozmawialiście? Ogólnie?

-Nie może pan. To nie pański cholerny

interes.

-Oczywiście, jeżeli nie jest mężatką... -

zaczął Mason.

-Ale jest przemiłą dziewczyną -

przerwał ze złością

background image

Norbert Jennings - i niech pan nie

próbuje ze mną swoich sztuczek. Jest

człowiekiem i ma uczucia, a także swoją dumę

i nazwisko. Zawsze była ogromnie popularna,

a teraz, gdy tylko gdzieś wchodzi między ludzi,

brwi unoszą się w górę... Niech szlag trafi

Carsona! Jeśli tylko go dopadnę, to...

-Spokojnie - wtrącił Mason. - Groźby

mogą stać się dość drogim luksusem.

-I dobrze - odparł Jennings. - Mam

pieniądze. Stać mnie na opłacenie

luksusów, na jakie mam ochotę. A w tej

chwili mam ochotę na groźby.

Powtórzę. Jeśli kiedykolwiek dopadnę

Loringa Carsona, ten parszywy kundel

będzie błagał o przebaczenie. Mam

zamiar...

-Może pan żądać prawnej

rekompensaty - zauważył Mason.

-Prawna rekompensata, też coś...

Mógłbym podać tę wesz do sądu, ale co

by mi z tego przyszło? Po pierwsze,

gdyby miał jakieś pieniądze, ja bym ich

nie chciał. Nie tknąłbym trzymetrowym

kijem ani jednego centa od tego faceta.

Poza tym nie wyciśnie się krwi z rzepy.

-A rozważał pan możliwość, że Carson

ukrył swoje pieniądze? - zapytał

Mason.

-Mówiłem panu, że forsa mnie nie

interesuje. Mam własną! Mam tyle

kasy, ile potrzebuję, a nawet więcej.

Dotychczas nie przyniosła mi szczęścia.

Ja... do diabła z tym! Przepraszam,

Eden. Stoisz po tej samej stronie, co ja.

background image

Naprawdę przykro mi, że cię walnąłem.

Wyciągnął impulsywnie dłoń, a gdy

Eden ją uścisnął, odwrócił się i bez słowa

wyszedł.

-No cóż - Eden potarł szczękę - sprawa

komplikuje się coraz bardziej.

-Na dodatek mogę ci powiedzieć -

zaczął Mason - że pani Sterling,

najwyraźniej osoba z branży tekstylnej,

ogląda teraz pokaz bielizny w twoim

salonie.

background image

-Diabli nadali - uśmiechnął się Eden

szeroko. - Pewnie wszystko zostało

ukartowane.

-Tak przypuszczam - zgodził się

Mason.

-Jak daleko się posunęły?

-Pierwsza modelka miała na sobie

kostium kąpielowy. Zrobiła coś w

rodzaju striptizu na podium i...

-No, no - przerwał mu Eden. - Może

moja sytuacja ma pewne zalety.

-Hej, spokojnie. Niezależnie od tego, co

sobie myślisz, to tylko przynęta, i

chociaż nie wiem jeszcze, gdzie jest

haczyk, nie radzę ci jej chwytać.

-To znaczy się, że mam nie patrzeć?

-Cóż - Mason uśmiechnął się - myślę,

że będziemy zmuszeni patrzeć.

-Aha. Jako mój adwokat zamierzasz,

jak sądzę, ze względów czysto

zawodowych, przedłużyć swoją wizytę.

A więc chodźmy.

Eden odsunął kotarę, przedzielającą

salon.

Po drugiej stronie kolczastego drutu, na

podium, obracała się wolno piękna modelka w

bieliźnie. Vivian Carson stała w rogu i

obserwowała - nie modelkę - lecz arkadowe

przejście.

A kiedy tylko w pokoju pojawili się

Mason i Eden, chwyciła skraj tkaniny i skinęła

ku młodej kobiecie na drugim końcu pokoju.

Podeszły

do

siebie,

rozsuwając

zaimprowizowane zasłony, które zacięły się

kilkakrotnie, lecz wreszcie odsłoniły drugą

background image

część salonu.

- A więc dlatego przeciągnęły sznur nad

drutami – powiedział Eden.

Mason uśmiechnął się szeroko: - jak

widać Vivian Carson myśli o wszystkimi -

zauważył.

- Najwyraźniej - zgodził się Eden. - I

pewnie gdybym choć wsadził palec przez

ogrodzenie, by poszerzyć szparę w zasłonie...

background image

- Byłbyś winny obrazy sądu -

dokończył Mason.

Eden westchnął.

-Cóż, pozostaje nam jedynie znaleźć

nocny klub z dobrym stripteasem.

-W tych okolicznościach wydaje mi

się, że nie mam już z tobą nic więcej do

omówienia - stwierdził Mason.

Eden roześmiał się. - Jedno pytanie,

Mason.

- Tak?

Gdyby nie było tu tej zasłony i pokaz

mody trwał dalej, czy wystawiłbyś mi

rachunek za czas spędzony na oglądaniu

przedstawienia?

-No jasne. Wpisałbym to do rozliczeń

jako „konferencję z klientem”.

-Chyba zająłem się nie tym zawodem,

co trzeba - Eden wyszczerzył zęby. -

Jak sądzisz, co ta kobieta wymyśli

następnym razem?

-Tego nawet nie będę próbował

przewidzieć.

Przygotowałem

oskarżenie, które musisz sprawdzić,

zanim pojutrze wniesiemy sprawę o

oszustwo do sądu. Wpadnij koło

dziesiątej do biura, żeby podpisać

dokumenty. Potem zajmiemy się

Carsonem.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Peny Mason chodził tam i z powrotem

po swoim gabinecie. Wyjrzał przez okno na

poranne słońce, zerknął na zegarek i

zniecierpliwiony odwrócił się do sekretarki:

-Jak stoimy z przygotowaniem

oskarżenia o oszustwo?

-Maszynistka skończy je przepisywać

za piętnaście minut.

-Chcę złożyć je do sądu zaraz po

dziesiątej. Gdzie jest Paul Drakę?

Jeszcze nie przyszedł?

-Chyba nie. Do świtu pracował nad

jakąś sprawą. Zostawiłam dla niego

wiadomość, że ma się z tobą

skontaktować, jak tylko wróci.

-To najgorsze w prowadzeniu agencji

detektywistycznej. Nie można

zaplanować sobie czasu. Ale mimo to...

- marudził adwokat.

Przerwał, gdy ktoś w umówiony

sposób zastukał kłykciami w drzwi łączące

jego gabinet z korytarzem.

- To Paul. Wpuścisz go?

Della Street otworzyła drzwi.

Paul Drakę, szef Agencji

Detektywistycznej Drake’a, wyglądał na

zmęczonego.

-Cześć - przywitał się. - Piękny

poranek jak na tę porę roku, prawda?

Jeżeli, rzecz jasna, interesują was

piękne jak na tę porę roku poranki.

-Interesują - zapewnił go Mason.

background image

-Tego się obawiałem. Mnie osobiście

nie. O co chodzi?

-Zaraz po dziesiątej wnoszę sprawę

Morley Eden przeciwko Loringowi

Carsonowi. To będzie solidne

oskarżenie.

-Z powództwa cywilnego?

-Tak jest. Chodzi o oszustwo. Loring

Carson twierdził, że ma prawo do

pewnej posiadłości, że posiada

dowody, które zbiją pozew o rozwód,

jaki złożyła jego żona, że może

dowieść jej niewierności i że dwie

działki wchodzące w skład majątku są

ich wspólną własnością, a żona nie ma

odrębnych udziałów w żadnej z nich.

-I wszystko to było oszustwem? -

zapytał Drake.

-I to jakim! Nie usłyszałeś nawet

połowy. Carson kłamał w całej

sprawie. Co więcej, celowo lub

przypadkiem kazał detektywowi

śledzić inną kobietę. Jej romans stał się

podstawą zarzutów, jakie Carson

postawił swojej żonie. Ponadto panuje

ogólne przekonanie, że chomikował

gdzieś swoje dochody, zamieniając je

na gotówkę. Najwyraźniej od jakiegoś

czasu widział, co nadchodzi i

przygotowywał się, by ukryć pieniądze

i zwiać, jeśli będzie musiał. Sędzia

Hewitt L. Goodwin, który

przewodniczył sprawie rozwodowej,

jest o tym przekonany. Chciałby

rozwikłać aferę i ucieszyłby się, gdyby

background image

odkrył, gdzie Carson ukrył forsę.

-Wytaczasz sprawę o oszustwo?

-Tak jest. Zaraz potem wniosę o zajęcie

majątku Carsona. Przepytam go pod

przysięgą. Szczególnie interesują mnie

nieujawnione dochody w gotówce.

-A co ja mam robić?

-Przede wszystkim chcę, żebyś

zlokalizował Carsona. Potem

zatrudnisz kogoś, żeby go śledził.

Gdyby próbował zwiać, kiedy dostanie

wezwanie do sądu, chciałbym

wiedzieć, dokąd pojedzie. Muszę

wiedzieć jak najwięcej o jego

przeszłości. Wówczas trudno mu

będzie skłamać na pytania zadawane

przed sądem.

-Co na przykład chciałbyś wiedzieć?

-Na przykład, gdzie mieszkał, czy

używał innych nazwisk, czy ma konta

bankowe na inne nazwiska, czy ma

depozyty bankowe i tak dalej.

Prawdopodobnie

Carson

ma

przyjaciółkę. Jest hostessą w jednym z

nocnych kasyn w Las Vegas. Nazywa

się Genevieve Honcutt Hyde, i Carson

często się z nią spotykał. Twierdzi, że

właśnie w Las

background image

Vegas przegrał sporo pieniędzy. Jednak

sędzia Goodwin uważa, że Carson zamienia

wszystko na gotówkę i gdzieś chowa. Musimy

to odkryć.

-Odkrycie takich rzeczy jest właściwie

niemożliwe - zauważył Drakę.

-Miałeś ciężką noc?

-Ciężką noc i ciężki ranek - przyznał

Drakę z krzywym uśmiechem. -

Poszedłem spać o trzeciej. Słońce

wzeszło błyskawicznie. Jednak nawet

jeśli mam za sobą ciężką noc, trudno

udowodnić, czy ktoś przegrywał w Las

Vegas, czy nie, co usprawiedliwia mój

pesymizm. Dobra, Perry, zobaczę, co

mogę zrobić. Wiesz może, gdzie znajdę

tego Carsona?

Zanim Mason zdążył odpowiedzieć,

zadzwonił telefon na biurku Delii. Podniosła

słuchawkę.

- Tak, Gertie? Co?... Kto?... Zaczekaj,

Gertie.

Zakryła mikrofon dłonią i powiedziała:

- W biurze jest pan Loring Carson.

Chce zobaczyć się z tobą w sprawie wielkiej

wagi.

Mason uśmiechnął się szeroko.

-Mówimy o wilku, a wilk już tu. Stań

w drzwiach, Perry. Wyjdziesz, gdy

pojawi się Carson. Będziesz miał

okazję go obejrzeć i potem już bez

trudu go rozpoznasz.

-I jednocześnie on obejrzy mnie -

zauważył Drakę. - Jeśli pozwolisz,

przyjrzę mu się z korytarza, kiedy

background image

będzie wychodził. Dopilnuj tylko, żeby

wyszedł tymi drzwiami, i kiedy to

zrobi, powiedz: „Żegnam, panie

Carson” albo „To wszystko, co mogę

dla pana zrobić, panie Carson” lub coś

w tym stylu. Powiedz głośno jego

nazwisko.

Mason skinął głową i zwrócił się do

panny Street:

- Wprowadź pana Carsona do gabinetu,

dobrze?

Paul Drake wyślizgnął się po cichu

drzwiami prowadzącymi na korytarz.

Po chwili Della wróciła. Przytrzymała

drzwi przed krępym mężczyzną. Wpakował się

do środka pewny siebie, z wyciągniętą ręką.

- Panie Mason! - rzucił.

Mason skinął głową i po krótkiej chwili

przyjął wyciągniętą dłoń.

-Jestem Loring Carson. Trochę pieką

mnie uszy. Pewnie mówił pan, jaki ze

mnie drań, co?

-Nie sądzę, by moja osobista opinia

liczyła się w tej sprawie, panie Carson.

Muszę zaznaczyć, że reprezentuję

stronę przeciwną i że mój klient

podejmie wszelkie kroki, jakie uznam

za konieczne w jego obronie.

Carson roześmiał się.

-To bardzo dyplomatyczny sposób

przedstawienia sprawy, panie Mason -

stwierdził. - Załóżmy, że utniemy sobie

małą pogawędkę, a może na koniec

uzna pan, że nie ma ochoty

podejmować kroków, o których pan

background image

wspomniał.

-Nie powinienem rozmawiać z panem -

odparł Mason. - Jest pan stroną

przeciwną w sprawie i jeżeli w tej

chwili nie ma pan adwokata, powinien

pan go zatrudnić. Chętnie z nim

porozmawiam. Z panem nie.

-Och, dajmy sobie spokój z gadaniem o

etyce zawodowej - rzucił Carson. -

Sam jestem kapitanem mojego statku.

Jeżeli zatrudnię adwokata, będzie robił,

co mu każę.

-Mimo to nadal nie chcę z panem

rozmawiać.

-Ale nie spróbuje pan mnie wyrzucić,

co?

-Mogę to zrobić.

-Cóż, dopóki pan tego nie zrobi, ja

będę mówił. W gruncie rzeczy nie

mam adwokata. Wyrolował mnie.

Powiedział, że wprowadziłem go w

błąd i postawiłem w sytuacji nie do

zaakceptowania.

-Rozumiem - rzucił niezobowiązująco

Mason.

-A tak naprawdę wcale go nie

okłamałem - ciągnął Carson. -

Zamieszania narobił ten głupi prywatny

detektyw, którego wynająłem. Gość

nazwiskiem LeGrande

background image

Dayton. Jeżeli on jest detektywem, to

ja jestem niańką. Chciał, żebym wskazał mu

moją żonę. Przecież nie można podejść z

prywatnym detektywem do kobiety i dotknąć

ją palcem: „To ta. Cześć, kochanie, jak się

masz?” Żona odpowiedziałaby: „O co tu

chodzi? Kim jest ten facet obok ciebie?” A ty:

„Och, taki tam, chciał wiedzieć, jak

wyglądasz, więc powiedziałem, że cię

pokażę”.

Carson odrzucił głowę do tyłu i

wybuchnął śmiechem.

-Takie rzeczy trzeba załatwiać

rozsądnie,

Mason.

Kazałem

detektywowi śledzić kobietę w

ciemnozielonym kostiumie, która

właśnie wyszła z budynku i stanęła na

skraju chodnika. Potem schowałem się

za przednim siedzeniem. Chodziło mi o

wewnętrzny brzeg chodnika. A on

uznał, że mówię o kobiecie na

zewnętrznym. Przynajmniej tak teraz

mówi.

-A więc śledził niewłaściwą kobietę? -

zapytał Mason.

-Właśnie. Zgromadził pokaźne akta.

Spytał, czy potrzebuję dowodów

rzeczowych i czy ma robić zdjęcia, ale

nie chciałem przesadzać. I tu zrobiłem

spory błąd - odkryłbym, że detektyw

śledzi niewłaściwą kobietę. Miał

wszystkie dowody: fotokopie

rachunków z motelu i tak dalej. Więc

ruszyłem do boju - i niech mi pan

wierzy, solidnie przetrzepali mi skórę.

background image

-Nadal nie chcę omawiać z panem tej

sprawy, panie Carson. Będzie pan

potrzebował adwokata.

-Nie potrzebuję prawników - rzucił

Carson. - Współczuję Edenowi.

Wszystko, co mu powiedziałem,

powiedziałem w dobrej wierze. Nie

było w tym żadnego oszustwa. Nic

naruszyłem jego zaufania. Działaliśmy

ramię w ramię.

-Nie będę o tym z panem mówił -

powiedział Mason.

-Nie mówi pan ze mną, to ja mówię do

pana. I jeszcze coś panu powiem, panie

Mason. Lepiej niech pan wstrzyma

swoje konie. Wyprostuję całą aferę, ale

nie chcę, żeby oskarżał mnie pan o

oszustwo. Niech pan zrozumie, to

ważne. Akurat prowadzę delikatne

negocjacje. Nie chcę z nikim się

procesować.

-To, czego pan chce, to niekoniecznie

to samo, czego chce mój klient -

zauważył Mason. - W obecnych

okolicznościach muszę robić to, co

uznam za najlepsze dla mojego klienta.

-To właśnie panu mówię - powiedział

Carson. - W najlepszym interesie

pańskiego klienta jest współpraca ze

mną, a nie jakieś sądowe spory.

-Chciałbym zadać panu kilka pytań -

zaczął Mason

- ale poczekam, aż zostanie pan

zaprzysiężony i będzie miał własnego

adwokata.

background image

-No jasne. Pewnie rozmawiał pan ze

starym twardogłowym Goodwinem. To

przecież skamielina! Gdyby pan tylko

widział, jak Vivian okręciła go sobie

wokół palca. Jak się trochę pomieszka

z kobietą, można ją dobrze poznać.

Doskonale widziałem, co robiła i jak

przemyślała sobie całą kampanię:

trzepotała rzęsami, zakładała nogę na

nogę, rzucała staremu prykowi

spojrzenie zranionej sarenki - idealny

obraz skrzywdzonej kobiety. Goodwin

posłałby mnie do więzienia, gdyby

tylko mógł. Rany, naprawdę zrobiła

przedstawienie!

-Nie zamierzam omawiać z panem

rozprawy rozwodowej, panie Carson -

stwierdził Mason. - O ile jednak wiem,

pańska żona wspomniała o innej

kobiecie.

-I co z tego? Niczego mi nie

udowodnili, same wnioski bez

pokrycia. Genevieve Honcutt Hyde jest

moją przyjaciółką, i to wszystko. Jasne,

że Vivian coś podejrzewała, ale

niczego nie mogła udowodnić.

Spędzałem sporo czasu w Las Vegas,

ale interesował mnie tylko hazard.

Spotkałem tam tę dziewczynę,

polubiłem ja i wychodziliśmy razem -

czasem na obiad w nocnym klubie,

czasem jechaliśmy na przejażdżkę

samochodem... Dobry Boże, przez

ostatnie miesiące naszego małżeństwa

Vivian zachowywała się jak góra

background image

lodowa. I co według niej miał zrobić

mężczyzna? Przez cały dzień ciężko

pracowałem, walcząc z problemami na

budowie, kłóciłem się z kontrahentami,

a potem wracałem do domu na

spotkanie z jednoosobowym komitetem

powitalnym o zmrożonej twarzy, który

zaczynał wypominać mi różne sprawki,

jeszcze zanim zamknąłem drzwi!

- Kilkakrotnie uprzedzałem, że nie

zamierzam omawiać z panem tej sprawy -

powiedział Mason wstając z krzesła.

- I żeby uniknąć nieporozumień,

proponuję, by opuścił pan mój gabinet. Proszę

skorzystać z drzwi na korytarz.

-Dobra - odparł Carson. - Niech mnie

pan wyrzuci. Pomyślałem, że mogę

wpaść na przyjacielską pogawędkę z

panem i być może Morleyem i

wyprostować sprawy.

-Jeśli chce pan rozmawiać z Morleyem

Edenem, prawo tego nie zabrania -

zauważył Mason.

-Och, do diabła z wami oboma -

zawołał Carson, zmierzając w stronę

drzwi. - Pójdziecie swoją droga, a ja

swoją.

Otworzył drzwi gwałtownie, aż

skrzypnęły.

-Żegnam, panie Carson - zawołał za

nim Mason.

-Żegnam pana, panie Mason -

odkrzyknął Carson.

-

Próbowałem

z

panem

współpracować, ale nic z tego nie wyszło.

background image

Teraz, jeśli będzie pan chciał mnie znaleźć,

będzie pan musiał urządzić polowanie.

Przecisnął swoje szerokie ramiona pod

framugą i głośno tupiąc odszedł korytarzem.

Paul Drakę, na pozór zmierzający do

toalety, rzucił okiem na rozwścieczoną postać.

-Zachwycająca osobowość - oceniła

Della Street, kiedy zamknęły się drzwi.

- Wyobraź sobie małżeństwo z czymś

takim.

-Na pewno ma swoje zalety -

powiedział z zastanowieniem Mason -

ale lubi narzucać się i kiedy ludzie nie

są pod jego wrażeniem, staje się

niezbyt przyjemny.

background image

Kiedy w małżeństwie mija pierwsza

fascynacja, dwoje ludzi może błyskawicznie

wyprowadzić się wzajemnie z równowagi.

-Jest tak cholernie pewny siebie i

despotyczny - zauważyła Della. - Jest...

- przerwała na dźwięk brzęczyka. - To

zapewne oznacza, że dział maszynistek

przygotował oskarżenie Eden

przeciwko Carsonowi.

-Kiedy zjawi się Morley Eden, by

podpisać wniosek - powiedział Perry

Mason - zanieś dokumenty

notariuszowi. A ja zamierzam zrobić

dobry uczynek.

-Co takiego?

-Chcę pomóc kobiecie, która

najwyraźniej dostała się w pole

obstrzału.

- Myślisz o Nadine Palmer?

Mason przytaknął.

-Może nie powitać cię zbyt chętnie ani

nie przyjąć twoich dobrych rad.

-To prawda - zgodził się Mason - ale

przynajmniej powiadomię ją o sytuacji

- spojrzał na zegarek.

-Jak tylko sprawa zostanie wniesiona

do sądu, dopadną nas dziennikarze.

Powiedz panu Edenowi, żeby na

wszystkie pytania reporterów

odpowiadał, że zaplanował konferencję

prasową w swoim domu na pierwszą i

że fotografowie będą mogli porobić

tyle zdjęć, ile zechcą. Przekaż mu, że

dotrę do niego około pierwszej, jeżeli

zdążę, i że ma na mnie czekać. Nie

background image

wolno mu otwierać drzwi ani

wpuszczać nikogo do środka, dopóki

nie przyjadę. Wtedy poda wszystkim

reporterom jedną wersję zdarzeń, a ja

dopilnuję, żeby nie udzielił złych

odpowiedzi.

Della Street, z ołówkiem zawieszonym

nad notesem, podniosła na niego wzrok i

skinęła głową.

- Podpiszę oskarżenie jako adwokat

powoda – ciągnął Mason. - Kiedy swój podpis

złoży Eden i papiery dotrą do notariusza,

wyślij je do sądu.

background image

-Czy mogę zasugerować coś jako twoja

sekretarka? - spytała Della.

-Strzelaj.

-Powinieneś obciąć włosy, szefie.

Jeżeli twoje zdjęcia mają znaleźć się w

gazetach, i skoro zamierzasz odwiedzić

atrakcyjną rozwódkę, powinieneś...

-Nie mów nic więcej - przerwał jej

Mason. - Zaraz pobiegnę obciąć w

włosy i zrobię manicure.

-Nie wspominałam o manicure.

-Wiem. To był mój własny pomysł.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Kobieta, która uchyliła drzwi na

dźwięk dzwonka, była niezwykle wysoka,

zgrabna i wyglądała na niezależną. Zaciskała

na piersiach poły kąpielowego szlafroka.

-Słucham? - spytała z niepokojem,

wcale się z tym nie kryjąc.

-Nazywam się Perry Mason, jestem

adwokatem. Ja...

-Och - przerwała mu. - Na pewno

widziałam pana albo pańskie zdjęcie.

To prawdziwa przyjemność, panie

Mason. Jestem Nadine Palmer, chociaż

pewnie pan to wie, skoro pan

przyszedł. Jednak nie bardzo nadaję się

do przyjmowania gości. Właśnie

brałam prysznic, kiedy rozległ się

dzwonek. Zawahała się, potem, po

chwili zastanowienia podała mu rękę.

W rezultacie gest wydał się niemal

intymny, jakby witała kogoś bliskiego.

-Mogę wejść na chwilę? - zapytał

Mason.

-Nie jestem przygotowana... Och, niech

pan wejdzie. Musi pan poczekać, aż

coś na siebie włożę.

- Dziękuję To ważne, inaczej nie

przeszkadzałbym pani.

Wszedł za nią do małego, urządzonego

ze smakiem mieszkania. Wskazała mu krzesło

przy stole.

-O co chodzi, panie Mason? Czy

znalazłam się w jakichś kłopotach?

background image

-A spodziewała się pani kłopotów?

-Miewałam już kłopoty i pewnie będę

je miała. Jeżeli pan pozwoli, ubiorę się.

-Proszę - odparł Mason. - Zaczekam,

chociaż nie mam zbyt wiele czasu.

Muszę jechać na konferencje prasową.

Jestem adwokatem Morleya Edena. Na

wypadek, gdyby pani nie wiedziała,

Morley Eden kupił posiadłość od

Loringa Carsona...

Jej oczy rozbłysły na wzmiankę o

Carsonie. Zacisnęła

background image

wargi. Zatrzymała się w pół drogi do

sypialni i odwróciła twarzą do adwokata.

-A co pan ma wspólnego z Loringiem

Carsonem? - zapytała niemiłym tonem.

-Nie złamię tajemnicy zawodowej

zdradzając, że zamierzam wytoczyć

mu sprawę o straty wynoszące około

trzystu pięćdziesięciu tysięcy dolarów

wynikłe z oszustwa, żądając wypłaty

potrójnego odszkodowania oraz

rekompensaty za szkody moralne.

-Mam nadzieje, że odbierze pan to co

do centa. Mason uśmiechnął się.

-Najwyraźniej Carson nie należy do

pani przyjaciół.

-Ten drań! - rzuciła z pogardą. - Podarł

na strzępy moją reputację i rozniósł

wszystko po całym mieście.

-Jak rozumiem, stało się to na skutek

pomyłki, i...

-Pomyłki! - warknęła. - Nie było

żadnej pomyłki. Ten człowiek chciał

oczernić swoją żonę, a to, że wciągnął

w aferę mnie, nie sprawiło mu żadnej

różnicy.

-Pani nazwisko wymieniono w sądzie?

-Wymieniono? Carson rzucał nim na

prawo i lewo. Wniósł własne

oskarżenie przeciwko żonie, twierdząc,

że ma romans z Norbertem

Jenningsem, że spędzali razem

weekendy i że jego żona meldowała się

w hotelach pod nazwiskiem Nadine

Palmer. A kiedy pani Carson odparła

oskarżenie, ten drań miał czelność

background image

twierdzić, że to był zwykły błąd i że

wynajęty przez niego detektyw śledził

niewłaściwą osobę, że nieumyślnie

wskazał na mnie, zamiast na swoją

żonę, że jego żona nie należy do osób,

które spędzają weekendy w motelach,

ale że to mnie, Nadine Palmer, śledził

ów detektyw w mylnym przekonaniu,

że jestem Vivian Carson. Wyobraża

pan sobie, w jakim to stawia mnie

świetle.

Mason przytaknął ze współczuciem.

Nadine usiadła gwałtownie.

background image

- Jest pan adwokatem, panie Mason.

Widział pan już nie raz kobietę w szlafroku

kąpielowym. Ani pan nie ma za wiele czasu,

ani ja. Przedyskutujmy wszystko i od razu to

wyjaśnijmy. Niedobrze mi się robi na myśl o

ludziach! W naszej cywilizacji i tak zwanym

kodzie moralnym jest więcej hipokryzji, niż

ktokolwiek przyznaje. Kiedy wyszłam za

Harveya Palmera, byłam, jak to się mówi,

„porządną dziewczyną”. Na tym polegał mój

problem. Niewiele wiedziałam o mężczyznach.

Zbyt mało o życiu, a właściwie nic o seksie.

Zanim zdecydowałam się na rozwód,

przeszłam pięć lat piekła i poniżenia. Nie

mieliśmy dzieci, więc nie byłam nic winna

Harveyowi Palmerowi. Rzuciłam go. Byłam na

tyle głupia, że nie zażądałam alimentów.

Pracowałam przed ślubem i potem wróciłam

do pracy - tyle że nie byłam już dziewczyną.

Stałam się kobietą. Jednej prawdy o rozwodach

nie znajdzie pan w książkach: że dziewczyna

zmienia się w kobietę. Może liczyć tylko na

siebie. Odkrywa, że małżeństwo niezupełnie

przypomina łoże usłane różami, a przecież jak

każdy normalny człowiek ma marzenia i

aspiracje. Zostaje naznaczona. Na zawsze.

Każdy mężczyzna, który zaczyna się nią

interesować, jest doskonale świadom faktu, że

nie ma do czynienia z dziewczyną, tylko z

kobietą, która była mężatką. I odpowiednio ją

traktuje. Jeżeli ona nie reaguje tak, jak on się

spodziewa, jest „kokietką”. Mężczyźni na

prawo i lewo chwalą się swoimi podbojami.

Żonaci mają kochanki. Społeczeństwo uznaje,

że taka jest kolej rzeczy. Ale rozwódka to ani

background image

ryba, ani zwierzyna, ani śledź. Można ją

zdeptać. Kiedy zjawił się ten... ten

niewyobrażalny cham i jego prywatny

szpicel... Nie wiem, czy szpicel był za głupi,

by odróżnić dwie kobiety, ale wiem jedno:

Loring Carson był, jest i będzie draniem.

Norbert Jennings i ja byliśmy bliskimi

przyjaciółmi. Sądzę, że chciał poprosić mnie o

rękę i w ówczesnych okolicznościach

prawdopodobnie zgodziłabym się, ale nie

zamierzałam wejść w drugie małżeństwo na

oślep.

background image

Zrobiłam to już raz i nigdy nie

powtórzę. A teraz Norbert uważa, że został

ośmieszony.

-Zmienił zdanie i nie chce się już z

panią ożenić? - zapytał Mason.

-Zmienił zdanie? Ależ skąd! Uparł się.

Wpada do mnie i oświadcza się dwa,

trzy razy dziennie. Unikam

odpowiedzi. A dlaczego tak się

zachowuje, panie Mason? Ponieważ

uważa, że to przez niego „dobre imię

dziewczyny” zostało zbrukane.

Skończyłam dwadzieścia jeden lat.

Jestem rozwódką i mam prawo żyć

własnym życiem. Gdyby tylko ludzie

zostawili mnie w spokoju! A jeśli

chodzi o Loringa Carsona, życzę mu

śmierci...

Odrzuciła głowę do tyłu i potrząsnęła

nią, jakby chciała pozbyć się wszystkich

przeżytych nieprzyjemności, po czym

powiedziała:

-Wyplułam jad i pozbyłam się ciężaru.

Ponieważ zawiniłam, zrzucając na pana

moje własne problemy, może pan teraz

wyjaśnić cel swojej wizyty.

-Nic się nie stało - zapewnił ją Mason.

- Przyszedłem tutaj, żeby oszczędzić

pani rozgłosu.

- Jak?

- Sprawa, którą wniosłem przeciwko

Loringowi Carsonowi, albo która właśnie teraz

przedstawiana jest sądowi, wywoła spory

rozgłos. Nie wiem, czy słyszała pani o tym, że

Morley Eden kupił nieruchomość od Carsona.

background image

Pokręciła przecząco głową.

- Chodziło o dwie przyległe działki -

zaczął wyjaśnienia Mason. - Jedną uznano za

odrębną własność pani Carson, drugą, jako

własność wspólną, przyznano Loringowi

Carsonowi. Cały teren kupił Morley Eden za

godziwą cenę i ma do niego prawo razem z

częścią budynku stojącą na drugiej działce.

Kontroskarżenie, które Carson wniósł

przeciwko swojej żonie, wpłynęło na dwie

osoby: na panią i na jego żonę, Vivian.

background image

-Szczerze jej współczuję - oświadczyła

Nadine Palmer.

-Podobnie jak sędzia Goodwin.

-Jak to rozwiązał? O ile wiem, Carson

tak namieszał w swoich finansowych

sprawach, że sąd nie mógł nawet

zacząć ich rozplątywać.

-Popełnił

błąd,

niedoceniając

inteligencji sądu - stwierdził Mason.

-To znaczy, nie docenił inteligencji

sędziego Goodwina?

-Tak myślę.

-Czy mogę zapytać, jak się toczy ta

sprawa?

-Dlatego tu jestem. Uznałem, że

powinna pani to wiedzieć. Sędzia

Goodwin uważa, że kiedy zbruka się

już dobre imię kobiety, bardzo, ale to

bardzo trudno je oczyścić.

-I ma rację! - zgodziła się gorąco

Nadine.

-Kiedy jakaś historia dostaje się do

gazety - ciągnął Mason - przypisuje się

jej taką wagę, z jaką potraktują ją

czytelnicy. Na przykład artykuł o

kobiecie zdradzającej męża i

przyłapanej na tym przyciąga sporo

uwagi. Ale artykuł, że wszystko to było

pomyłką, nie zainteresuje nikogo.

-Mówi pan teraz o moim przypadku?

-Przeciwnie - odparł Mason. - Sędzia

Goodwin ma na względzie Vivian

Carson. Chciałby, żeby informacja o

pomyłce Carsona dostała się do gazet.

Postawił więc mojego klienta w takiej

background image

sytuacji, że musimy podjąć określone

działania. Sędzia sprytnie to obmyślił,

jednak jedno przeoczył.

-Co takiego?

-Efekt, jaki to wywrze na panią.

-To znaczy?

-Gdy sprawa trafi do sądu, ta komedia

pomyłek zainteresuje reporterów,

podobnie jak fakt, że to pani została

wskazana detektywowi Carsona jako

jego żona.

-Według mnie zrobił to celowo -

stwierdziła.

-Nie w tym rzecz. Chodzi o to, że sporo

będzie się o tym pisało w prasie.

background image

Chciała coś powiedzieć, lecz nagle

dotarło do niej znaczenie słów prawnika.

Otworzyła szeroko oczy.

-To znaczy, że znów zaczną pisać o

wyprawach do moteli?

-Właśnie.

-Och, mój Boże - jęknęła.

-Dlatego sądzę, że może chciałaby pani

poczynić pewne plany. Jeśli chce pani

rozmawiać z prasą, może

przygotowałaby pani pisemne

oświadczenie, żeby nie cytowano pani

błędnie. Z drugiej strony, jeżeli nie

chce pani z nimi rozmawiać, najlepiej

będzie stać się nieuchwytną.

Zawahała się tylko chwilę..

- Zamierzam stać się nieuchwytna.

Kiedy się to wszystko zacznie?

- Prawdopodobnie w ciągu najbliższej

godziny.

Wstała: - Panie Mason, czy ma pan

jakieś obiekcje przeciw temu, żebym się na

pana powołała?

-W jakiej sprawie?

-Że to pan doradził mi ukrycie się.

Mason pomyślał przez chwilę i

potrząsnął głową.

-Moja pozycja nie pozwala mi być pani

doradcą. Nie jest pani moją klientką.

Mam już klienta w tej sprawie.

Podsuwam pani jedynie przyjacielską

sugestię.

-Dobrze. Czy będzie pan pamiętał, że

podsunął mi przyjacielską sugestię i

poradził się ukryć?

background image

-To jedno z rozwiązań, które uważam

za rozsądne.

-Właśnie z tego rozwiązania

skorzystam - oświadczyła. - Niech pan

chwilkę zaczeka. Zamierzam wczołgać

się do jamy i zamknąć za sobą wejście.

Co więcej, wyjadę z panem. Zabierze

mnie pan do centrum.

Pośpiesznie przeszła przez pokój,

otworzyła drzwi i zanim je zatrzasnęła,

zawołała przez ramię:

- Niech pan poczeka! Ubiorę się i

wrzucę parę rzeczy do torby. Wyjeżdżam stąd.

background image

Prawnik usiadł, spojrzał na zegarek,

zmarszczył w skupieniu brwi, sięgnął po

cygarniczkę w swojej kieszeni i odkrył, że

skończyły mu się papierosy. Minęła minuta.

Potem zawołał:

- Czy ma tu pani jakieś papierosy, pani

Palmer?

Jej głos zabrzmiał zdumiewająco

wyraźnie zza cienkich drzwi:

- W mojej torebce na stole.

Podszedł do otwartej torebki, dostrzegł

papierosy, wyjął jednego, zapalił zapalniczkę i

nagle odsunął papierosa, uświadomiwszy

sobie, że jest wilgotny.

Drzwi od sypialni otworzyły się

gwałtownie. Nadine Palmer w powiewającym,

niemal przejrzystym negliżu, przez który było

widać jej figurę i każdy szczegół bielizny,

weszła pośpiesznie do pokoju.

- Znalazł je pan? - spytała.

Chwyciła torebkę, pogrzebała w

środku, wyjęła paczkę i podsunęła

prawnikowi. Mason przesunął się.

- Hej, chwileczkę, to nie fair -

powiedziała ze śmiechem. - Teraz patrzy pan

na mnie pod światło. Nie powinien mnie pan

oglądać. Chciałam tylko być uprzejma. Proszę.

Adwokat wziął papierosa, ukradkiem

wsuwając pierwszego do bocznej kieszonki

marynarki.

-Dzięki - powiedział.

-Zakładałam, że honor każe panu

zamknąć oczy - rzuciła. - Jeszcze

chwilka cierpliwości. Pozwolę panu

podwieźć się do najbliższego

background image

przystanku autobusu jadącego do

centrum.

Zakręciła się i nieudolnie oraz dość

nieskutecznie próbując zasłonić się połami

peniuaru, wybiegła do sypialni.

Prawnik po raź drugi uruchomił

zapalniczkę. Nowy papieros zapalił się

błyskawicznie. Mason zajrzał do otwartej

torebki. Paczka w środku wyglądała

identycznie jak ta, z której wyjął wilgotnego

papierosa. A jednak tym razem

background image

każdy papieros był idealnie suchy.

Zaintrygowany, wyjął papierosa z bocznej

kieszeni i przesunął po nim kciukiem i palcem

wskazującym. Zdecydowanie ten egzemplarz

nasiąkł wodą. Siedział, paląc w zamyśleniu i

od czasu do czasu rzucając okiem na

zbierający się na czubku papierosa popiół.

Zanim skończył palić, w pokoju stanęła

Nadine Palmer, ubrana w schludny, świetnie

skrojony kostium, z podręczną torbą, torebką i

niewielką walizką.

- Pozwolę panu zająć się walizką -

oświadczyła. – Ma pan tu samochód?

- Tak.

-Mogę więc zabrać się z panem na

przystanek?

-Oczywiście.

-W którą stronę pan jedzie?

-Mam spotkać się z klientem,

Morleyem Edenem. To on kupił

posiadłość od Loringa Carsona i

zatrudnił go do budowy domu.

- Teraz pan tam jedzie? - zapytała jakby

z przerażeniem.

- Tak.

-Pojadę z panem część drogi. Wysiądę

na pierwszym przystanku, jaki

miniemy.

-Nie chce pani wziąć taksówki?

-Wolę pojechać z panem, bo nie chcę,

żeby mnie ktoś zobaczył. A kiedy

reporterzy trafią na ślad takiej pikantnej

historii jak ta, zamieniają się w hieny.

Zadają najbardziej kłopotliwe pytania.

-Zakładam, ze w motelach rejestrowali

background image

się państwo nie jako pan i pani Jennigs,

ale pod własnym nazwiskiem?

Przynajmniej pani? - zapytał Mason.

-Tak - odparła - niemniej były to

wyprawy na weekend, a jak panu

mówiłam, jestem już kobietą, nie

dziewczynką. Ludzie skłonni są

wyciągać własne wnioski, kiedy mają

do czynienia z rozwódką. Jedziemy?

background image

Mason podniósł walizkę i pierwszy

poszedł do windy, a potem do samochodu.

Zauważył, że Nadine Palmer rzuciła mu

pośpieszne, oceniające spojrzenie, kiedy

przytrzymał dla niej drzwi. Wsiadła do środka

z uśmiechem, na ułamek sekundy odsłaniając

zgrabne kolana.

-Bardzo panu dziękuję, panie Mason -

powiedziała. - Okazał mi pan ogromną

pomoc... może większą, niż w tej

chwili pan przypuszcza.

-Cóż - rzekł dość zmieszany - przyszło

mi do głowy, że sędzia Goodwin myśli

jedynie o Vivian Carson i uznałem, że

ktoś powinien pomyśleć również o

pani. W końcu jest pani równie

niewinną ofiarą jak ona.

-Nie według sędziego. Przecież

zainteresowałam się Norbertem

Jenningsem. Naprawdę wyjeżdżałam z

nim na weekend.

-Dokąd? - zapytał adwokat.

-Do różnych miejsc. Przeczyta pan o

tym w gazetach. Obawiam się, że

byłam... niech to, „niedyskretna” brzmi

tak pretensjonalnie. Powiem raczej:

byłam nieostrożna. Oczywiście nie

spodziewałam się, że będzie mnie

śledził jakiś detektyw, notując

wszystko, co robię.

-Czy to było takie straszne?

-Być może tak to opiszą. Po pokazie w

Las Vegas Norbert odprowadził mnie

do pokoju. Wypiliśmy kilka drinków i

porozmawialiśmy. Było koło w pół do

background image

trzeciej nad ranem, kiedy wyszedł. A

za rogiem czekał oczywiście ten

oślizgły detektyw z notesem i

stoperem. Zapisał godzinę i z

pewnością wyciągnął własne wnioski.

Mason uruchomił samochód i wolno

pojechał w dół ulicy.

-Zna pani może pewną kobietę z Las

Vegas, hostessę nazwiskiem Genevieve

Hyde?

-Czemu pan pyta?

-Chyba jest przyjaciółką Loringa

Carsona. Może mieć

background image

dla nas pewne znaczenie. Czy zna ją

pani... czy kiedykolwiek się spotkałyście?

Zmarszczyła z zastanowieniem czoło.

-Nie sądzę. Widziałam niektóre

hostessy, rzecz jasna, z wieloma

rozmawiałam, choć nie wiem, jak się

nazywają. Często jeździłam do Las

Vegas.

-Z Jenningsem?

-Kilka razy pojechałam z nim, ale

jeździłam też sama. Lubię Las Vegas.

Podoba mi się ten blichtr. I

podniecenie. Powiem szczerze, panie

Mason: lubię hazard.

-Nie zażądała pani alimentów? -

zapylał Mason, kiedy jej głos ucichł. -

Czy mogę spytać, jak sobie pani radzi?

-O, tam stoi taksówka, pod tamtym

blokiem! Zawołała pośpiesznie: Proszę

mnie tu wysadzić, tu za rogiem. Pojadę

taksówką, a nie autobusem.

Opuściła szybę.

- Taksówka! - krzyknęła. - Taksówka!

Mason zatrzymał samochód. Kierowca

taksówki skinął głową, otworzył drzwi i

szybko wysiadł, by zabrać bagaż z samochodu

prawnika.

- Ogromnie panu dziękuję -

powiedziała Nadine Palmer.

Posłała mu dłonią soczysty pocałunek i

odwróciła się do taksówkarza.

Ktoś z tyłu zatrąbił i adwokat odjechał.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Perry Mason podjechał od strony domu

należącej do Edena. Dostrzegł kilka

samochodów zaparkowanych, gdzie tylko to

było możliwe. Gdy zwolnił na środku

podjazdu, podbiegł do niego fotoreporter z

aparatem i lampą błyskową. Inni fotografowie,

na widok biegnącego, szybko ruszyli do akcji i

wkrótce wóz Masona otoczyły błyskające

światła fleszy. Kiedy adwokat otworzył drzwi,

jeden z reporterów zawołał:

-Co u diabła? Czekamy od piętnastu

minut! Ten facet nie chce wejść do

domu bez pana.

-Przykro mi, że musieliście czekać -

odparł adwokat.

-Gazeta nie może czekać - odparł

mężczyzna. - Ale wydawca uparł się na

wywiad z panem. Rusz się pan,

naprawdę nam się śpieszy. Niech ktoś

otworzy drzwi, chcemy zajrzeć do

środka. O co w tym wszystkim chodzi,

u licha?

-Próbowaliście wejść do drugiej części

domu? - spytał Mason.

-Nikt nie odpowiada na dzwonek, a

drzwi są zamknięte. Obeszliśmy dom i

porobiliśmy zdjęcia, ale wszystko jest

pozamykane na głucho. O ile wiem,

pani Carson była modelką, a Eden

mówi, że paraduje w bardzo skąpym

kostiumie kąpielowym.

-Wcale tak nie mówiłem - zaprzeczył z

background image

oburzeniem Eden. - Nie mówiłem, że

paraduje. Powiedziałem tylko, że

kiedyś opalała się w bardzo wyciętym

kostiumie.

- To jedno i to samo - stwierdził

reporter. - No, dalej, pan ma klucze. Niech pan

otworzy drzwi!

Inny reporter dodał:

- Mój wydawca chce wywiadu z

panem. Może opowie nam pan, o co tu chodzi?

background image

- Przedstawię państwu krótkie

podsumowanie faktów - obiecał adwokat. -

Wolałbym, żeby nie robiono mi zdjęć. Jako

prawnik nie lubię prasowej popularności i...

- O rany! - przerwał reporter. - Moi

szefowie chcą wywiadu i zdjęć. Zdjęcia mamy.

No, dalej, niech pan mówi, o co to całe

zamieszanie.

Mason pokrótce omówił tło sporu.

- I wniósł pan oskarżenie do sądu? -

zapytał dziennikarz.

-Tak. Żądamy kary lub odszkodowania

za poniesione szkody moralne i

materialne.

-A Carson wmawiał Edenowi, że może

zrzucić winę na żonę, że jego detektyw

śledził ją podczas weekendowych

wypraw do moteli i może udowodnić,

że ma romans z jakimś facetem.

Zgadza się?

-Jeśli o to chodzi, uzyskacie odpowiedź

od Morleya Edena lub z akt rozprawy

rozwodowej. Tej części wolałbym nie

omawiać i, oczywiście, wolałbym, by

przedyskutowano ją w sądzie, a nie w

prasie.

-Prawnicy zawsze powołują się na

etykę zawodową

- stwierdził dziennikarz - ale istnienie

gazety zależy od zdobytych informacji. Ta

sytuacja jest piekielnie interesująca. Może i nie

chce pan o niej mówić, ale gazeta zrobi z niej

wiadomość dnia. Jeśli poda nam pan fakty,

będziemy się ich trzymać. A jeżeli będziemy

musieli wydobyć je od kogoś innego, mogą

background image

zostać podane błędnie. Wie pan może, kiedy

pani Carson wróci?

Mason potrząsnął głową. - Nie

wiedziałem nawet, że wyszła.

- Potrzebujemy trochę pieprzu -

wyjaśnił reporter. - Wszystkich zwaliłaby z

nóg jej fotografia, jak stoi w tym swoim bikini

po jednej stronie kolczastego drutu, a Morley

Eden po drugiej. Mówił, że któregoś ranka

podała mu filiżankę kawy. Może namówimy

ją, żeby upozowała taką sytuację?

background image

- Nie mogę wypowiadać się w imieniu

pani Carson - obwieścił adwokat.

-A pański klient się zgodzi, jeśli

dogadamy się z nią? Mason pochwycił

spojrzenie Edena.

-Prawdopodobnie mój klient się zgodzi

- odparł.

-To będzie wystrzałowa historia -

zachwycał się inny z reporterów. - Sa

jakieś przeszkody, czy możemy wejść

do środka i porozglądać się?

-Tylko po jednej części domu -

zastrzegł Mason. - Tej, która należy do

Morleya Edena.

-To przecież jego dom. On kazał go

zbudować. Ma klucze do drugiej

części?

-Ma, ale wydano zakaz wkraczania na

ten teren. Morley nie może nawet

postawić na nim stopy. Nie wolno mu

przełożyć ręki przez ogrodzenie bez

uzyskania zgody właścicielki drugiej

połowy domu.

-Niech to cholera! - zaklął dziennikarz.

- Założę się, że mój wydawca każe

nam tu czekać, dopóki nie znajdziemy

czegoś pieprznego.

Odwrócił się do Edena.

-A pan nie wie, gdzie może być pani

Carson? Nie widział pan, jak

wychodziła?

-Dotarłem tu mniej więcej w tym

samym czasie, co wy - odparł Eden. -

Jeżeli pan pamięta, przyjechaliście tuż

za mną.

background image

- A wcześniej nie było pana w domu? -

spytał Mason.

Eden potrząsnął głową. - Panna Street

kazała mi nie wpuszczać dziennikarzy, dopóki

pan nie przyjedzie. Bałem się otwierać drzwi,

bo wepchnęliby się zaraz za mną.

- Nie śpieszy się nam aż tak, żeby nie

poznać całej historii - sprostował reporter. -

Wejdźmy do środka. Zrobimy zdjęcie, jak stoi

pan w slipkach na trampolinie i boi się

wskoczyć, bo mógłby pan wypłynąć po drugiej

stronie drutów. Naprawdę pan nie wie, gdzie

jest pani Carson?

background image

Eden potrząsnął przecząco głowa, wyjął

z kieszeni kółko z kluczami i otworzył frontowe

drzwi.

-Ale ma pan klucz do drugiej części

domu? - naciskał dziennikarz.

-Rzeczywiście mam klucz, który kiedyś

pasował do bocznych drzwi. Nie

sprawdzałem, czy nadal pasuje, odkąd

wydano nakaz sądowy. Nie mam

pojęcia, czy zamek nie został

zmieniony. Ale wiem, że sprowadzono

ślusarza, żeby otworzyć drzwi. Może

przy okazji założył inny zamek.

Reporterzy i fotografowie weszli grupą

do holu.

- Którędy na basen?

Eden wskazał kierunek dłonią.

Zbiegli po schodach do salonu.

Najszybszy zatrzymał się gwałtownie.

-Hej, a to co?

-Ktoś tu leży! - wykrzyknął Eden.

-Nie tylko leży, ale wokół jest mała

kałuża krwi - uściślił Mason. - Chłopcy,

lepiej się odsuńcie...

Jego słowa nie odniosły efektu i

dziennikarze hurmem ruszyli do przodu. Pokój

rozjaśniło światło błyskających fleszy.

Mason postąpił krok do przodu, by

zobaczyć twarz leżącego na podłodze

człowieka, po czym odwrócił się i popędził do

telefonu. Znalazł aparat w holu.

- Centrala - rzucił do słuchawki - to

pilne. – Proszę mnie połączyć z departamentem

policji.

Kiedy otrzymał połączenie, zażądał:

background image

-Z wydziałem zabójstw, Chcę mówić z

porucznikiem Traggiem. Jest na

miejscu?

-Kto mówi?

-Perry Mason.

-Gdzieś tu krąży, panie Mason. Proszę

zaczekać. On... O, właśnie wszedł.

Jedną chwilę.

Mason usłyszał w słuchawce, jak

mężczyzna mówi:

background image

- Poruczniku, Perry Mason do pana.

Potem, po krótkiej przerwie, w

słuchawce zabrzmiał głos Tragga.

-Tylko nie mów mi Perry, że znalazłeś

jakieś zwłoki.

-Nie ja - odparł Mason. - Znaleźli je

dziennikarze i łażą wszędzie wokół,

cykając zdjęcia.

-Gdzie? Czyje zwłoki? Jacy

dziennikarze? Skąd dzwonisz? - Tragg

zasypał go pytaniami.

-To dom zbudowany przez Loringa

Carsona na terenie nabytym przez

Morleya Edena. Eden jest tu teraz, a

człowiek rozciągnięty na podłodze

salonu, najwyraźniej zamordowany, to

Loring Carson. Trudno znaleźć to

miejsce, ale moja sekretarka ma plan, z

którego dokładnie widać, jak tu

dojechać...

-My też mamy mapy - przerwał Tragg.

- Podaj mi nazwę ulicy i numer domu.

Jeśli nie ma, podaj mi numer z księgi

notarialnej. Daj mi jakiekolwiek

szczegóły i trzymaj dziennikarzy z dala

od ciała.

-Mam takie same szanse utrzymać

reporterów z dala od zwłok, jak

gdybym próbował utrzymać ćmy z dala

od światła. Dam ci Morleya Edena.

Powie ci, jak tu dojechać.

Skinął na Edena, który stał obok.

- Wytłumacz mu, Eden - polecił

Mason. - To porucznik Tragg z wydziału

zabójstw. Powinien tu dotrzeć, zanim

background image

dziennikarze zadepczą wszystkie dowody.

Przekazał słuchawkę Edenowi i

biegiem wrócił do salonu.

Jeden z dziennikarzy klęczał przy

zwłokach.

- To wygląda na diamentowe spinki do

mankietów - mówił. - Patrzcie tylko, co ten

facet zrobił. Pomalował diamenty czymś

czarnym, żeby nie błyszczały, ale w niektórych

miejscach farba odprysła. Pod spodem jest

prawdziwy diament... Hej, ludzie, on ma

mokre rękawy!

Mason pochylił się nad dziennikarzem.

background image

-Jadą tu policjanci z wydziału

zabójstw. Chcieliby, żeby miejsce

zbrodni pozostało nienaruszone.

-No pewnie - odparł reporter. - A moja

gazeta chce informacji. Zdaje mi się, że

to jest Loring Carson. Rozwiódł się z

kobietą, która mieszka po drugiej

stronie ogrodzenia. To on zbudował ten

dom i sprzedał działki Morleyowi

Edenowi?

-Zgadza się.

-Co on tu robi?

-Nie wiem - odparł Mason. - Więc

rękawy koszuli ma wilgotne?

-I to dość mocno, ale rękawy marynarki

pozostały suche.

-Jak umarł? - pytał dalej Mason. -

Widziałem krew. Zastrzelono go, czy...

-Niech pan spojrzy tutaj, to zobaczy

pan, jak umarł - powiedział

dziennikarz. - W jego plecach tkwi

rzeźnicki nóż z drewnianą rączką, a

całe ostrze jest w środku.

-Oba rękawy są mokre?

-Tak, oba, ale marynarka jest sucha.

-Do jakiej wysokości ma mokre

rękawy?

-Do łokci. Nie będę ściągał z niego

marynarki, żeby nie zmienić pozycji

ciała. Ale sam pan wyczuje mokre

mankiety i rękawy.

Nagle jeden z reporterów odłączył się

od reszty grupy i biegiem rzucił się do holu.

Jakby na sygnał, nastąpił ogólny

exodus.

background image

Jeden z mężczyzn chwycił Morleya

Edena za ramię.

-Telefon! - zażądał. - Gdzie jest

telefon?!

-Jeden aparat jest w holu...

-Z tego ktoś już dzwoni.

-Drugi jest w mojej sypialni.

-To osobna linia?

-Tak.

-Niech mnie pan zaprowadzi.

background image

-Hej, Mac! - zawołał ktoś z grupy. -

Nie możesz go zająć. Zadzwonisz jako

pierwszy, ale to wszystko.

-Mam gdzieś, czy mogą go zająć.

Zostanę na linii, póki nie przekażę całej

historii. A jest świetna.

- Gdzie jest najbliższy telefon? -

zapytał ktoś Masona.

Prawnik potrząsnął głową. - Na

skrzyżowaniu z główną drogą jest stacja

obsługi - powiedział. - O żadnym innym

telefonie nie wiem.

Chwilę potem został w pokoju sam z

leżącym na podłodze ciałem. Obejrzał

dokładnie zmarłego, potem przeszedł się

powoli po salonie. Jego wzrok przyciągnęła

plama światła odbijającego się w pobliżu

zwłok, tuż pod kolczastym drutem. Pochylił

się, aby zbadać jego źródło i odkrył dwie

niewielkie kałuże wody - każda nie większa

niż trzy łyżeczki cieczy, a dokładnie między

nimi odcisk stopy. Najwidoczniej stanął tam

jeden z reporterów, zamieniając kałużę w

rozmazaną plamę błota. Potem pośpieszył do

drzwi wychodzących na patio i rzucił okiem na

basen.

Sporo musiało się tu wydarzyć. Na

kafelkach po zacienionej stronie należącej do

Edena widniała kolejna kałuża, a i

nasłoneczniona strona za ogrodzeniem była

mokra.

Odwrócił się i szybko wrócił do

wnętrza domu.

- Morley! - zawołał.

Spotkali się w holu. Morley wyłonił się

background image

od strony sypialni.

-Są tu jeszcze jakieś telefony? - zapytał

Mason.

-Nie w tej części. Jest aparat w drugiej.

-Osobne wyjście?

-Tak.

-Masz klucz pasujący do drzwi po

tamtej stronie?

- Jasne, że mam. To znaczy, pasował

dawniej, ale nie odważyłem się go użyć. Ja...

- Daj mi - przerwał Mason.

Eden zawahał się.

background image

-Wiesz, że mógłbyś wpakować się w

kłopoty...

-Daj mi klucz. Pośpiesz się.

Eden wyjął skórzany futerał z kieszeni,

odszukał właściwy klucz i wypiął go z kółka.

- Kiedyś pasował do bocznych drzwi -

powiedział. - Nie wiem, czy teraz będzie...

Mason nie czekał, aż skończy.

Schwycił klucz i wybiegł na zewnątrz.

Zawahał się przez chwilę, patrząc na

ogrodzenie, stwierdził, że zaoszczędzi czas,

okrążając je samochodem, zamiast biec na

piechotę. Wskoczył do wozu, uruchomił silnik

i rozpryskując kołami żwir ruszył z podjazdu.

Kiedy dotarł do zabetonowanego słupa,

wcisnął hamulce, zakręcił, aż wozem zarzuciło,

ruszył drugą stroną podjazdu, zatrzymał się tuż

pod bocznym wejściem, popędził po schodach

i włożył klucz do zamka.

Drzwi otworzyły się.

Wbiegł do domu przez pomieszczenie

gospodarcze, szukając gorączkowo aparatu

telefonicznego. Znalazł go w kuchni, podniósł

słuchawkę i wykręcił numer biura Paula

Drake’a.

Kilka sekund później usłyszał głos

detektywa.

-Paul, tu mówi Perry. - Załatw mi coś

natychmiast, szybko, już.

-Dobra, mów.

-Nadine Palmer, rozwódka zamieszkała

przy Crockley Avenue 1721, wyjechała

z domu razem ze mną jakąś godzinę

temu, może wcześniej. Gdy

dojechaliśmy

do

głównego

background image

skrzyżowania - jest tam blok o nazwie

Nester Hill - zobaczyła taksówkę na

postoju, po prawej stronie zatoczki.

Wsiadła do niej i gdzieś pojechała.

Chcę wiedzieć, gdzie. Kiedy ją

znajdziesz, daj jej ogon. Zadzwoń do

firmy taksówkarskiej i dowiedz się,

dokąd pojechali. Musisz chwycić ślad

Nadine Palmer, i to szybko. Chcę też

wiedzieć, z kim się spotkała, w ogóle

wszystko, a ona nie może zauważyć, że

jest śledzona i nie chcę, żeby

ktokolwiek...

background image

Mason odwrócił się gwałtownie,

słysząc za swoimi plecami okrzyk. W

drzwiach stała Vivian Carson, trzymając torby

z zakupami. Patrzyła na niego z oburzeniem.

-Niech się pan rozgości, panie Mason -

rzuciła sarkastycznie. - Jeśli czegoś pan

potrzebuje, niech pan śmiało to

weźmie!

-Przepraszam - powiedział Mason,

odkładając słuchawkę. - Przepraszam.

Musiałem natychmiast zadzwonić.

-Na to wygląda. Słyszałam pańskie

instrukcje. Chyba mam prawo

podsłuchiwać we własnym domu?

-Przepraszam - powtórzył Mason.

-Obawiam się, że pańskie

„przepraszam” nie wystarczy.

Uważam, że świadomie pogwałcił pan

nakaz sędziego Goodwina.

-Dobrze. Odpowiem przed sędzią

Goodwinem. Teraz proszę pozwolić mi

zapytać, gdzie pani była.

-Na zakupach - odparła.

-Jak długo?

-Nie pański interes.

-Może nie mój, ale na pewno policji.

-Jak to, policji?

-Tak to, że pani były mąż leży po

drugiej

stronie

ogrodzenia.

Zamordowany. Ktoś wsadził mu nóż w

plecy. Dobrze byłoby dowiedzieć się,

pani Carson...

Vivian opuściła ręce. Najpierw jedna

torba z zakupami, potem druga upadły na

podłogę. Rozdarł się karton z mlekiem, stłukła

background image

butelka z sosem do sałatek. Oba płyny

zmieszały się w jedną breję powoli

rozszerzającą się na wywoskowanych kaflach

podłogi.

- Mój mąż, zam... zamordowany -

powtórzyła, jakby próbując przyzwyczaić się

do tych słów.

- Tak - potwierdził Mason. -

Zamordowany. A policja...

Urwał. Z zakrętu drogi dobiegł ich

sygnał policyjnej syreny i umilkł z jękiem na

podjeździe.

background image

-Właśnie przyjechała - dokończył. - Ma

pani w samochodzie jeszcze jakieś

zakupy?

-Dwie torby.

-Przyniosę je.

Okrążył stos żywności na podłodze.

- Proszę mi tylko wskazać samochód -

rzucił.

Vivian Carson zaczęła iść za nim,

potem potrząsnęła głową, oparła się o ścianę,

żeby nie stracić równowagi, na chwiejnych

nogach ruszyła do krzesła i opadła na

siedzenie.

Mason wyszedł do jej samochodu.

Dostrzegł policyjny wóz po drugiej stronie

ogrodzenia, przed drzwiami Morleya Edena.

Otworzył drzwiczki samochodu, ostrożnie

zajrzał do środka, znalazł dwie torby

wypełnione żywnością, wyjął je, zaniósł do

domu, zauważając po drodze, że policjanci

zajęci są wyłącznie drugą stroną domu.

Najwyraźniej nie zauważyli go. Wniósł zakupy

do środka i zatrzymał się przed Vivian Carson.

-Gdzie mam to postawić, pani Carson?

W kuchni?

-Tak. Proszę.

-Chodźmy - rzucił przez ramię.

-Ja... ja nie mogę...

- Bzdura. Proszę wstać z krzesła i

powiedzieć mi, gdzie mam postawić torby.

Wstała pod wpływem jego

rozkazującego tonu, zrobiła kilka niepewnych

kroków i wolno odprowadziła go do kuchni.

Mason postawił torby na stole.

-Niech pani słucha, pani Carson -

background image

zaczął. - Chciałbym grać z panią

uczciwie. Skoro już tu jestem,

zamierzam się rozejrzeć.

-To znaczy?

-Pani mąż został zamordowany. Na

razie policjanci są po drugiej stronie

domu. Kiedy otworzy pani drzwi

między kuchnią a jadalnią, zobaczy ich

pani w salonie za ogrodzeniem. Będą

chcieli panią przepytać. Skinęła w

milczeniu głową.

-Jest pani rozsądną młodą kobietą.

Uczestniczyła pani w całej aferze. Wie

pani, o co chodzi. Nienawidziła pani

męża. Nie wiem, dlaczego jest pani tak

zaszokowana jego śmiercią... chyba że

ma pani z nią coś wspólnego.

-O czym pan mówi?

-Zabiła go pani?

-Kto, ja?... Na Boga, nie!

Mason skinął głową w kierunku

magnetycznego uchwytu na prawo od

elektrycznej kuchenki. Zwisało z niego ponad

tuzin noży.

-Jednego brakuje - powiedział,

wskazując puste miejsce. - Wszystkie

noże zawieszone są symetrycznie i

równo, ale tu jest przerwa...

-Jeden nóż trzymam w lodówce -

wyjaśniła. - Włożyłam go razem z

chlebem, który kroiłam. Skąd ta nagła

próba przypisania mi morderstwa?

Próbuje pan chronić swojego klienta?

-Nazwijmy to tak: przygotowałem dla

pani próbę generalną, zanim policja

background image

zacznie zadawać pytania. Ile czasu

zajęła pani ta wyprawa na zakupy?

-Jakieś dwie godziny.

-Kupowała pani tylko żywność?

-Zatrzymałam

się

przed

supermarketem, a w drodze do domu

kupiłam warzywa.

-A gdzie spędziła pani resztę czasu?

-Jeździłam po okolicy, oglądając

wystawy.

-Spotkała pani kogoś znajomego?

Potrząsnęła głową.

-Innymi słowy, nie ma pani alibi -

orzekł Mason.

-Jak to, nie mam alibi? Po co mi alibi?

-Niech pani sama odgadnie.

background image

-Ależ powiedział pan, że Loring leży

po drugiej stronie ogrodzenia, w

drugiej części domu...

-Jego ciało znajduje się kilka cali od

drutów. Może przeszedł kilka

chwiejnych kroków, zanim upadł. Mógł

też stać z jednej strony ogrodzenia, pani

mogła zajść go z drugiej, i wepchnąć

mu nóż w plecy. Jest jeszcze jedna

możliwość. Mogła pani wejść do

basenu, zanurkować pod drutem, wejść

do salonu, zakłuć męża nożem i wrócić

tą samą drogą.

-Dobrze, mogłam. Ale to nie znaczy, że

tak zrobiłam.

-Gdzie jest pani kostium kąpielowy?

-Jest dość skąpy. Byłam modelką,

panie Mason, i szczerze mówiąc

uważam, że spora doza naszej tak

zwanej skromności co do ciała wynika

z hipokryzji i brudnych myśli. Jestem

dumna ze swojego ciała. Pewnie mam

w sobie coś z nudystki. Ja...

-To nieważne - przerwał Mason - i

nieważne, jak skąpy jest pani kostium.

Gdzie jest teraz?

-W kabinie prysznicowej koło basenu -

i jest mokry. Wczoraj późnym

popołudniem pływałam i wyprałam go.

Chciałam dziś wywiesić go na słońcu,

żeby wysechł, ale właśnie sobie

uświadomiłam, że o tym zapomniałam.

-Dobrze - powiedział Mason. - Cieszę

się, że panią z tego wyciągnąłem.

Pewnego dnia mi pani podziękuje.

background image

-Z czegóż to pan mnie wyciągnął?

- Z paniki, jaka ogarnęła panią na myśl,

że przepyta panią policja. Teraz proszą

wysprzątać ten bałagan, usunąć potłuczone

szkło i inne śmieci, zanim policjanci zjawią się

tutaj, by zadać pytania. Odzyskała pani

równowagę i tak proszę trzymać.

Mason szybko wypadł z kuchni na

zewnątrz przez pomieszczenie gospodarcze i

boczne drzwi. Wsiadł do swojego wozu. Nikt

nie zauważył, jak jechał żwirowanym

podjazdem do wielkiego słupa osadzonego w

betonie, do którego przymocowano jeden

koniec kolczastych zasieków.

Zostawił samochód na podjeździe,

wbiegł po schodach do domu. Drzwi

wejściowe były otwarte. Miał właśnie przez

nie przejść, kiedy pojawił się umundurowany

policjant wyprowadzający grupką reporterów i

fotografów.

- Znacie reguły tak samo jak ja,

chłopaki - powiedział. - Podamy wam

wszystkie fakty, które będziemy mogli

ujawnić, ale nie możecie pałętać się w środku,

zacierając ślady, i sami dobrze o tym wiecie.

Przede wszystkim nie macie tu nic do roboty.

Poczekacie na zewnątrz, zanim nie skończymy

inspekcji. Możemy udostępnić wam telefon,

ale to wszystko.

Mason przeszedł przez hol, pod arkadą

i zajrzał do salonu. Jeden z policjantów

oddzielał liną miejsce, gdzie leżało ciało

Carsona. Inny przepytywał Morleya Edena,

który na widok adwokata, zawołał:

- Wreszcie jesteś, Mason! Cholera!

background image

Wszędzie cię szukałem. Ten oficer chce

wiedzieć, kto dzwonił, kto odkrył zwłoki, co ty

masz z tym wspólnego i te de. Powiedziałem

mu, że powinien o to wszystko spytać ciebie.

Adwokat wszedł na górę po schodach.

- Dobra - odezwał się suchy głos za

jego plecami. - Masz mi coś do wyjaśnienia,

Peny?

Mason odwrócił się twarzą do

porucznika Tragga, uśmiechającego się

enigmatycznie, jak przystało na

profesjonalistę.

-Kolejne zwłoki? - zapytał porucznik.

-Kolejne zwłoki - odpowiedział

adwokat.

-To staje się twoim zwyczajem.

-To jest także twoim zwyczajem,

prawda?

-Bo to mój zawód - obruszył się Tragg.

- Muszę zajmować się zwłokami.

-Tak jak ja - objaśnił go Mason. - Ale

te nie ja odkryłem, lecz jeden z

dziennikarzy.

background image

- A ty przypadkiem znalazłeś się tu we

właściwym czasie?

-A ja przypadkiem znalazłem się tu we

właściwym czasie.

-Jakże szczęśliwie się złożyło.

Chciałbym, żebyś opowiedział nam o

tym.

- Najpierw powinieneś zerknąć na salon.

Kręciło się tam mnóstwo reporterów.

Tragg zmarszczył brwi, spojrzał na dół

na ciało i powiedział:

-Moi ludzie już się tym zajęli. Na razie

porozmawiam z tobą. O co chodzi z tymi

zasiekami?

-To pomysł sędziego Goodwina. Dom

był elementem sprawy rozwodowej.

Sędzia go podzielił.

-Kto mieszka po tej stronie?

-Morley Eden, dżentelmen, który stoi

obok ciebie.

-Twój klient?

-Mój klient.

-Miło mi pana poznać, panie Eden -

powiedział Tragg. - Dlaczego sądził pan,

że dojdzie tu do morderstwa?

- Wcale tak nie sądziłem - odparł Eden.

- Dlaczego więc uznał pan, że potrzebuje

Perry’ego Masona?

-Właśnie wniosłem sprawę do sądu w

imieniu pana Edena przeciwko

Loringowi Carsonowi. Stąd wzięli się tu

reporterzy - powiedział szybko adwokat.

-Rozumiem. A kim jest Loring Carson?

-To on zbudował ten dom. Sprzedał

także działki, na których stoi budynek,

background image

był stroną winna w sprawie rozwodowej,

a teraz jest nieboszczykiem leżącym tam

na podłodze.

- No, no - rzucił Tragg. - To wyjaśnia

sytuację. A kto mieszka w drugiej części domu?

- Zgodnie z rozporządzeniem sędziego

Goodwina, należy ona do Vivian Carson.

background image

-Zony nieboszczyka?

-Obecnie wdowy - uściślił Mason.

-Przyjmuję poprawkę - Tragg udał, że

kłania się z pokorą. - A wie pan może,

panie Mason, gdzie obecnie przebywa

pani Carson?

-Zakładam, że w swojej części

posiadłości.

-A jak się tam dostać?

-Są dwa sposoby: możesz skoczyć z

trampoliny przy basenie i przepłynąć

pod zasiekami, albo okrążyć

ogrodzenie aż do betonowego słupa na

podjeździe, gdzie zaczyna się płot, i

drugą stroną podjazdu dotrzeć do

bocznych drzwi.

-Można też przeczołgać się pod

drutami? - zapytał Tragg, ściągając

wargi.

-Można też przeczołgać się - zgodził

się Mason - ale byłoby to dość

ryzykowne nawet dla mężczyzny

przeciętnej postury. Te zasieki

zrobiono z pięciu rzędów kolczastego

drutu. Rozciągnięto je tak mocno, jak

tylko pozwalały ludzka pomysłowość i

nowoczesna technika.

-Kobieta o smukłej figurze mogłaby

przecisnąć się pod spodem bez

większych trudności, zwłaszcza gdyby

rozebrała się do... powiedzmy

podstawy. Co, Mason?

-Albo miałaby na sobie bikini -

przyznał prawnik. - Pamiętaj jednak, że

to był twój pomysł, Tragg. Ja tego nie

background image

sugerowałem, ubrałem tylko twoje

podejrzenia w słowa.

-Och, to nie moje podejrzenia, Mason.

Nie moje. Ja tylko sprawdzam różne

możliwości... wyłącznie możliwości. -

Zmarszczył z namysłem brwi, cofnął

się kilka kroków w głąb arkady i

stamtąd obejrzał salon. Jeden z

policjantów pochwycił jego wzrok i

powiedział:

-Lepiej niech pan spojrzy tu,

poruczniku. Widać tu mokrą plamę,

jakby ktoś rozlał trochę wody, może ze

szklanki.

Tragg zaczął schodzić ze schodów,

zatrzymał się i, odwracając się do Masona,

stwierdził:

background image

-Zapewne szczupła kobieta mogłaby

przecisnąć się pod ogrodzeniem,

kobieta w bikini, mokrym bikini.

Bardzo ci dziękuję za tę sugestię,

Perry. Zapamiętam ją.

-To nie była moja sugestia - zaprzeczył

adwokat. - Sam na to wpadłeś.

-Właśnie - Tragg uśmiechnął się. - Ja

na to wpadłem, tylko sugestia była

twoja.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Mason wziął Edena pod rękę i

zaciągnął w głąb holu.

-Jak Loring Carson się tu dostał? -

zapytał.

-Sam chciałbym to wiedzieć. Można to

wyjaśnić tylko w jeden sposób: kiedy

budował dom, używał duplikatu

kluczy, żeby wejść do środka i

wykonać prace wykończeniowe.

Przecież postawienie domu i

zawieszenie drzwi to nie wszystko.

Wciąż miał sporo roboty wewnątrz, no

a żaden budowlaniec nie lubi, jak

publika swobodnie wchodzi i wychodzi

z otwartego wnętrza.

-Carson nie oddał ci kluczy, kiedy

wykończył dom?

-Myślałem, że oddał - powiedział dość

zirytowany Eden. - Wręczył mi dwa

komplety, ale pewnie zatrzymał sobie

trzeci.

-Nie wiedziałeś, że zamierza tu

przyjechać?

-Oczywiście, że nie.

-Gdzie dziś byłeś?

-Pojechałem do twojego biura, żeby

podpisać wniosek do sądu. Ciebie nie

było. Przeczytałem wniosek i

podpisałem. Panna Street pełniła rolę

notariusza. Powiedziała, że mam

czekać tu na ciebie o pierwszej i że

przed twoim przyjazdem nie wolno mi

background image

wpuszczać do środka reporterów.

-A co robiłeś potem?

-Wróciłem do swojego biura.

-Co się działo, kiedy tam dotarłeś?

-Mnóstwo dziennikarzy dzwoniło z

pytaniami o oskarżenie, która wniosłeś

do sądu. Wszystkim mówiłem, że o

pierwszej będę w domu, że ty też tam

będziesz i że wówczas złożę

oświadczenie i pozwolę im zrobić

zdjęcia. Powtarzałem, że na razie nie

mam nic do powiedzenia.

-Nie wiedziałeś, że w domu leżą

zwłoki Carsona?

-Jasne, że nie.

background image

-A kiedy widziałeś go ostatni raz?

-Dość dawno temu.

-Carson był w moim biurze. Sporo się

przechwalał, ale sądzę, że chciał przede

wszystkim odwieść mnie od składania w

twoim imieniu oskarżenia o oszustwo.

Powiedział, że jest zaangażowany w

jakieś negocjacje i wytoczony mu proces

postawiłby go w bardzo niekorzystnym

świetle.

Eden zmarszczył brwi. - Domyślałem

się, że negocjował jakiś układ i chciał uniknąć

rozgłosu, dopóki go nie podpisze.

- Domyślasz się, czego dotyczył ten

układ?

Eden potrząsnął głową.

- Facet zachowywał się dość arogancko

– zauważył adwokat. - To pewnie typowe dla

niego. Biorąc pod uwagę, że zamierzałem

wytoczyć mu sprawę o oszustwo, nie chciałem z

nim rozmawiać. Powtarzałem, że powinien

zatrudnić adwokata. Powiedział, że nie ma

żadnego, że może sam ze mną porozmawiać i

zarzucił mi, że przesadzam z zawodową etyką.

Szczerze mówiąc, zmieszałem się. Zachowywał

się przyjacielsko, jakby chciał załatwić sprawę

jak mężczyzna z mężczyzną, a ja musiałem

zająć stanowisko adwokata, który nie będzie

omawiał z nim niczego, dopóki nie wynajmie

sobie prawnika.

-To typowe dla Carsona - stwierdził

Eden. - Umiał naciskać. Kiedy czegoś

chciał, po prostu przyczepiał się jak

rzep.

-Jak on się tu dostał? - zastanawiał się

background image

Mason. - Samochodem?

-Nie wiem. Kiedy przyjechałem, były tu

tylko auta reporterów. Potem przyjechali

inni.

- Jedno jest pewne - orzekł Mason. - Już

stąd nie wyszedł. Albo dotarł tu taksówką, albo

ktoś go przywiózł. Jeśli prawdziwe jest drugie

rozwiązanie, kierowca mógł odjechać.

Przyjechałeś tu prosto ze swojego biura?

background image

-Właściwie nie - odparł Eden. -

Zadzwoniła do mnie jakaś kobieta

mówiąc, że ma informacje o

nieruchomości, którą chcę kupić.

Powiedziała, że jeśli spotkam się z nią

za pół godziny, powie mi, jak

zaoszczędzić dziesięć tysięcy dolarów i

że weźmie tysiąc jako swój udział.

-Co zrobiłeś?

-Powiedziałem, że spotkam się z nią i

wysłucham, co ma do powiedzenia.

-Kim była?

-Nie podała mi nazwiska. Stwierdziła,

że nie znam jej, ale że będzie w

ciemnozielonym kostiumie z białym

goździkiem w klapie.

-Ciemnozielony kostium - powtórzył z

zastanowieniem Mason. - To przez

niego pomylono Vivian Carson z

Nadine Palmer. Obie miały na sobie

ciemnozielone kostiumy. Dobra, więc

pojechałeś na spotkanie. Rozmawiałeś

z nią?

-Nie. Czekałem pół godziny. Nie

pojawiła się. Mason zmarszczył brwi.

-Więc to opóźniło twój powrót do

domu?

- Można by tak powiedzieć... chociaż

twoja sekretarka powiedziała mi, że miałeś się

z kimś spotkać przed przyjazdem do biura i że

nie muszę się śpieszyć - tak więc dotarłem tu

na pierwszą.

- Nie widziałeś pani Carson, kiedy

przyjechałeś?

- Nie.

background image

- A nie zauważyłeś, czy jej samochód

stał zaparkowany po drugiej stronie domu?

- Nie.

-Mogłeś go nie zauważyć?

-Jasne. Miałem inne sprawy na głowie.

Zresztą mogła go wstawić do garażu.

Jest za ogrodzeniem.

Mason przyjrzał się mu z namysłem.

- Ustalmy dokładnie czas, Eden -

zaproponował. - O której właściwie tu

dotarłeś?

background image

-Nie mam pojęcia - odparł zirytowany

Eden. - Kilka minut przed... może po

pierwszej. Nie rób mi przesłuchania.

-Nie robię - odparł Mason. - Muszę

poznać fakty. A także ustalić, o której

wyszedłeś z biura. Policja zażąda tych

informacji, i to z dokładnością co do

minuty.

-Ja im tego nie powiem - warknął Eden.

- Nie prowadzę interesów ze stoperem

w ręku. Nie wiem, o której wyjechałem

z biura.

-Byłeś sam?

-Tak. Pojechałem w sprawie działki, o

którą toczy się sprawa, poczekałem na

kobietę ubraną na zielono, a po jakiejś

pół godzinie uznałem, że nie mogę

dłużej czekać, więc pojechałem prosto

tutaj.

-Zauważyłeś nóż tkwiący w plecach

Carsona?

-Tak.

-Widziałeś go wcześniej?

-Chyba tak.

-Gdzie?

-Zdaje mi się, że to nóż od kompletu, a

raczej duplikat noża od kompletu, który

dał mi Carson.

-Carson podarował ci noże? - zdziwił

się Mason.

-Tak. Kiedy skończył dom, wręczyłem

mu czek z ostatnią wypłatą, a on

powiedział, że ma dla mnie drobny

prezent - umocował magnetyczny

wieszak na noże przy kuchence. Dał mi

background image

cały komplet, od małych nożyków po

noże do krojenia chleba, pieczeni i nóż

do wszystkiego z drewnianą rączką.

Chyba równocześnie kupił taki sam

zestaw dla siebie. Jeden z tych noży

przypomina ten tkwiący w ciele.

-Nie wiesz jednak, czy pochodzi on z

zestawu, jaki sprezentował ci Carson?

-Na Boga, nie wiem. Co ty sugerujesz?

Widziałem ciało Carsona. Pewnie ty

zobaczyłeś je wcześniej. Starałem się

nie podchodzić blisko, tylko tyle, żeby

upewnić się, że to rzeczywiście Carson.

Potem dziennikarze zarzucili mnie

pytaniami. Chyba nie powinni robić

tyle zamieszania?

-Nie powinni - zgodził się Mason - i nie

złość się na mnie, że próbuję ustalić

twoją wersję zdarzeń. Policja będzie

chciała wiedzieć wszystko o tym, co

robiłeś. Ustalą, z ilu godzin potrafisz

się wyspowiadać. Zapytają o nazwiska

świadków, którzy mogliby potwierdzić,

że cię widzieli.

-Ale ja nie mogę im podać nazwisk

świadków. O ile godzin im chodzi? To

znaczy, o jak długi czas będą mnie

pytać?

-To zależy od godziny śmierci, jaką

ustali lekarz sądowy, który

przeprowadzi sekcję zwłok.

-Będą więc musieli uwierzyć mi na

słowo - orzekł Eden.

-Nie uwierzą w ani jedno twoje słowo -

uzmysłowił mu Mason.

background image

Wszedł pod arkadę wiodącą do salonu,

gdzie Tragg czołgał się na kolanach,

przechylając głowę, by zbadać refleksy

światła, jakie odbijały się w kałużach wody.

-Będę panu jeszcze potrzebny,

poruczniku? - zapytał.

-Czy będziesz mi potrzebny -

powtórzył Tragg. - Nie wygłupiaj się,

jeszcze z tobą nie zacząłem. I nie

pozwól Edenowi się oddalać. Z nim też

jeszcze nie zacząłem.

-A co robisz teraz? - zaciekawił się

adwokat.

-W tej chwili próbuję odkryć

pochodzenie wody na podłodze.

Myślisz, że to mogą być roztopione

kostki lodu?

-Co by znaczyło, że Carson popijał w

chwili śmierci drinka?

-Właśnie.

-Tego nie wiem. Ale może chciałbyś

rozważyć pewną sugestię?

- No?

- Jak poprzednio wspomniałem,

stosunkowo łatwo można przedostać się z

jednej strony ogrodzenia na drugą basenem.

Druty biegną wzdłuż powierzchni basenu, ale

nie pod wodą. Ktoś mógł zanurkować pod nim

i wypłynąć po drugiej stronie.

-Myślisz, że ta woda pochodzi z

basenu?

-Jest taka szansa - potwierdził Mason. -

Zapewne woda w basenie jest

chlorowana o wiele bardziej niż woda

pitna. Gdybyś zdobył jakieś małe

background image

buteleczki i pozbierał tę wodę, zanim

wyparuje...

Tragg zwrócił się do jednego z

policjantów:

- Kiedy Mason zaczyna z tobą

współpracować, z całą pewnością coś knuje.

Właśnie miałem zaproponować, byśmy wzięli

tę wodę do analizy chemicznej, a Mason, rzecz

jasna, zauważył, że przyglądam się kałużom i

zgadując, co mam na myśli, zasugerował rzecz

bardzo konstruktywną.

Porucznik podniósł się, otrzepał kolana

i dłonie, i zażądał:

- Połączcie się z kwaterą główną przez

radio. Niech dyżurny wyśle tu wóz ze

sterylnymi probówkami i pipetami. Chcę

zebrać maksymalną ilość wody, zanim

wyparuje.

Policjant skinął głową i wybiegł do

policyjnego samochodu, gdzie było radio.

Tymczasem Tragg zwrócił się do

Morleya Edena:

- W jaki sposób Carson wszedł do tego

domu? Nie zostawia pan otwartych drzwi?

Eden potrząsnął przecząco głową. - Jest

jeszcze jedna rzecz, o której chciałbym

napomknąć - wtrącił się Mason.

-Mów - polecił Tragg. - Zapomniałem,

kto zalecał lękać się Greków

przynoszących dary, ale o ile

pamiętam, ostatecznie je wzięto. Ja

również przyjmę wszystkie ustne

podarunki, jakie masz dla mnie, ale nie

lekceważ faktu, że każda twoja kolejna

sugestia zwiększa moje podejrzenia.

background image

-Nic nie szkodzi - stwierdził Mason. -

Teraz po prostu zbierzemy fakty, a

sprawdzić możemy je potem.

-To, oczywiście, poważna rzecz w

wydziale zabójstw: zbieranie faktów.

Co znowu chcesz zasugerować?

background image

-Wydaje mi się - zaczął Mason - że

odkryjesz, iż Carson miał komplet

kluczy do domu. Jak wiesz, to on go

zbudował, a następnie sprzedał

Morleyowi Edenowi. Najpierw

sprzedał działki, potem zawarł kontrakt

na budowę domu, płatny w ratach.

-Rozumiem. Cóż, normalnie nie

wyjmujemy niczego z kieszeni

nieboszczyka, zanim nie zjawi się ktoś

z biura koronera, ale w tej sytuacji

największą wagę odgrywa czas.

Przejrzyjcie mu kieszenie, panowie,

tylko spiszcie wszystko, co znajdziecie.

Lada chwila powinien tu dotrzeć

policyjny fotograf i ludzie koronera. A

zwracając się do Edena:

-Mógłbym pana prosić o prześcieradło

lub poszewkę na poduszkę - coś, co

moglibyśmy rozłożyć na podłodze i

poskładać tam rzeczy wyjęte z kieszeni

nieboszczyka?

-Zaraz przyniosę.

-Wspaniale.

Tragg odszedł kilka kroków od ciała,

mierząc je zmartwionym wzrokiem.

-Coś pana martwi, poruczniku? -

zapytał Mason.

-Wiele rzeczy mnie martwi - odparł

policjant. - Spójrz na rękawy jego

koszuli. Droga rzecz, i te francuskie

mankiety! Kamienie w spinkach

pokryto czarną emalią, ale widać, że są

diamentowe. Zjawił się Eden z

poszewką na poduszkę.

background image

-Jedna wystarczy, poruczniku?

-Wystarczy.

Tragg ukląkł obok ciała i zaczął

opróżniać kieszenie zmarłego.

- No, no - rzucił, otworzywszy

książeczkę z czekami podróżnymi. - Pięć

tysięcy w czekach po sto dolarów na nazwisko

A.B.L. Seymour. Wygląda na to, że

wykorzystywał dla własnych celów inne

nazwisko. Może chodziło o zmylenie urzędu

podatkowego. Może uwił gdzieś miłosne

gniazdko i musiał znosić komplikacje

związane z podwójnym życiem. A teraz portfel

- ciągnął. - Banknoty po

background image

tysiąc dolarów, w liczbie piętnastu. W

kieszeni na biodrze ma portfel ze

studolarowymi

banknotami.

Można

powiedzieć, że dobrze się wyposażył.

Zobaczmy. Interesują cię klucze... Oto i klucze.

Tragg wyciągnął skórzany futerał:

- Gdyby zechciał pan podejść tu, panie

Eden, ze swoimi kluczami - powiedział. -

Porównam je z tymi Carsona i sprawdzę, czy

zatrzymał sobie, jak pan sugerował, jeden

komplet do tego domu. Och, przepraszam, ta

sugestia nie pochodziła od pana, ale od

Perry’ego Masona. To, rzecz jasna, żadna

różnica, oceniając rzecz pod jednym kątem,

jednak pod drugim ogromna. Odkryłem już, ze

sugestie pochodzące od pana Masona są niemal

zawsze słuszne. Często jednak raczej gmatwają

sprawy niż je wyjaśniają - przynajmniej na

pewien czas.

Morley Eden wyciągnął swoje klucze.

- Zobaczmy... - rzucił Tragg. - To klucz

do... do czego? Drzwi frontowych?

- Tak.

- Jakiś klucz został usunięty z

pańskiego futerału. Tu jest puste miejsce. Wie

pan coś o tym?

Eden spojrzał z zakłopotaniem na

Perry’ego Masona.

-Przesyła pan sygnały paniki swojemu

adwokatowi? - spytał Tragg. - A więc

to puste miejsce ma jakieś znaczenie.

Może najpierw się tym zajmiemy, panie

Eden, jeśli pan pozwoli. I jeśli pana

adwokat pozwoli.

-Ależ proszę - powiedział Mason. - To

background image

ja prosiłem pana Edena o klucz do

drugiej części domu. Wypiął go

pośpiesznie z futerału i oddał mi. W

tego typu futerale łatwiej jest nacisnąć

dźwignię i zdjąć klucz razem z kółkiem

niż sam klucz.

- Rozumiem - stwierdził wolno Tragg. -

A do jakich drzwi pasował klucz, który

usunięto z futerału i wręczono panu, panie

Mason?

background image

-Do drzwi po drugiej stronie domu. To

znaczy, do bocznych drzwi.

-Po drugiej stronie domu - tej, która

przyznano pani Carson?

- Tak.

- Gdyby był pan tak uprzejmy i wyjął

ten klucz, Mason, porównam go z kompletem

Carsona i sprawdzę, czy zostawił sobie klucze

do obu części domu.

Mason podał mu klucz.

- Dziękuję - rzekł z przesadną

uprzejmością policjant. - Wybaczcie mi

panowie, że tak sobie skaczę z tematu na

temat. Po prostu głośno myślę. Zastanawiam

się, czy nie wpadliście we własną pułapkę.

Kiedy zasugerowałeś, Mason, że być może

Carson miał klucze do domu i mógł wejść tu o

dowolnej porze, przeoczyłeś możliwość, że

poproszę Edena o jego klucze, żeby porównać

oba komplety. Oczywiście, kiedy wyjął swój

futerał, natychmiast odkryłem puste miejsce, a

ty musiałeś oddać brakujący klucz. Ale to

nieważne. Zakładam, że w drugiej części domu

nie ma obecnie nikogo?

- Mieszka tam pani Carson -

powiedział Eden.

Tragg bystrym wzrokiem porównał

klucze wyjęte z kieszeni Carsona z kompletem

Edena.

-Po co Masonowi klucz od drzwi pani

Carson?

-Nie wiem - odparł Eden.

-Tak właśnie sądziłem - przyznał

Tragg. - Mason rzadko zwierza się

komukolwiek ze swoich planów, a

background image

najrzadziej swoim klientom. Bez

wątpienia uznał, że jest w stanie bronić

pańskich interesów. Może jednak

będzie na tyle łaskaw, by nam to

wyjaśnić.

-Chciałem sprawdzić, czy w tamtej

części domu, nie ma mordercy -

wyjaśnił Mason.

-Ależ jesteś dzielny!

-No, nie wiem - zaczął ostrożnie

Mason. - Morderstwo popełniono za

pomocą noża. A kiedy morderca użyje

noża, nie ma już broni. To nie pistolet,

z którego można wystrzelić kilka kul.

- Rzeczywiście, bardzo logiczne -

zgodził się Tragg.

- A może pomyślałeś, że mordercą jest

kobieta? Miło, gdy cywile uzurpują sobie

prawa policji, choć czasem jest to dość

kłopotliwe. Ty naprawdę lubisz gmatwać

dowody. Teraz, jeśli pozwolisz, pójdziemy

razem na drugą stronę domu i sprawdzimy,

czego tam szukałeś.

-Zapewne teraz znajdziesz tam panią

Carson - powiedział Mason.

-Och, tak uważasz? Słówko „teraz”

oznacza zapewne, że nie było jej, kiedy

poszedłeś tam poprzednio.

-Zgadza się. Była na zakupach.

-No, no dowiadujemy się coraz więcej

nowych rzeczy

- ucieszył się Tragg. - Pójdziemy teraz

porozmawiać z panią Carson, zanim będzie

miała szansę dłużej zastanowić się nad

instrukcjami, jakich niewątpliwie udzielił jej

background image

Perry Mason.

Tragg zwrócił się do jednego z

policjantów:

- Zbierzecie wodę z podłogi, każdą

kropelkę. Kiedy nadjedzie wóz policyjny ze

sterylnymi probówkami i pipetami, macie się z

nimi obchodzić ostrożnie. Najpierw

wyciągniecie korek z fiolki. Potem weźmiecie

pipetę i wsadzicie do kałuży. - Ostrożnie

zaczniecie ssać z drugiego końca. W ten

sposób ciecz przedostanie się do środka. Nie

może dotrzeć zbyt wysoko, bo zmiesza się ze

śliną. Potem wyjmiecie pipetę z kałuży,

wsadzicie jednym końcem do probówki i

będziecie delikatnie dmuchać, aż zawartość

przeleje się do fiolki. Powtarzajcie tę

czynność, dopóki nie osuszycie obu kałuż.

Kiedy dotrą tu ludzie koronera, przekażcie im,

że bardzo chciałbym poznać dokładny czas

śmierci. Chcę znać wszystkie fakty:

pośmiertne zesztywnienie, temperaturę ciała.

Niech sprawdzą, kiedy ofiara zjadła ostatni

posiłek, zawartość żołądka i jelita grubego. W

skrócie, zbierzcie dla mnie wszystkie

szczegóły. Zwrócił się do Masona.

-Myślę, że pójdziemy teraz złożyć

wizytę pani Carson. Pozwolę panu

dokonać prezentacji, a potem będę

wdzięczny, jeżeli powstrzyma się pan

od wtrącania się do rozmowy, póki nie

o to, co pan robił. Idziemy?

-Wyjdziemy od frontu, wzdłuż

podjazdu i dookoła betonowego słupa,

do którego przymocowano kolczaste

zasieki - powiedział Mason.

background image

-Nie możemy po prostu obejść basenu?

- zapytał Tragg.

-Nie. To stanowczo za daleko. Druty

przecinają patio, powierzchnię wody,

taras po drugiej stronie, potem biegną

w dół wzgórza co najmniej przez

dwieście stóp.

-Kiedy postawiła zasieki, zrobiła to

naprawdę dobrze - ocenił Tragg.

-Mam powody wierzyć, że ogrodzenie

ustawiono po to, by maksymalnie

zdenerwować pana Morleya - rzucił

Mason.

-I chyba się to udało - stwierdził Tragg.

- Nie wyobrażam sobie nikogo, kto

wytrzymałby w domu, przez którego

środek biegnie solidne, kolczaste

ogrodzenie. No, ale chodźmy, Mason,

nie marnujmy czasu. Mam wrażenie, że

każde opóźnienie jest ci na rękę. Co

powiedziałeś pani Carson?

-Powiedziałem, że jej mąż został

zamordowany.

-Doprawdy? To bardzo źle. Wiesz

przecież, że policja lubi jako pierwsza

przekazywać takie informacje.

Okazane zdziwienie, żal czy inne

emocje świadczą o tym, jak dana osoba

przyjęła wieści. W ten sposób

zdobywamy niekiedy bardzo cenne

wskazówki.

-Przykro mi - powiedział Mason. -

Uznałem, że powinna wiedzieć.

background image

-I postanowiłeś, że będziesz

jednoosobowym komitetem, który jej to

powie?

-Nie - zaprzeczył Mason. - Poszedłem

sprawdzić, czy nie ukrył się tam

morderca, a ona weszła i... cóż,

zaskoczyła mnie.

-Zaskoczyła, co? A co takiego robiłeś?

-Zamierzałem się właśnie rozejrzeć.

Nie, przypomniałem sobie, że

korzystałem wtedy z telefonu.

-Korzystałeś z telefonu? A to ciekawe.

Zobaczmy. Reporterzy byli tutaj.

Najwyraźniej przyjechali, żeby opisać

sprawę o oszustwo dotyczące domu

podzielonego kolczastymi zasiekami.

Kiedy zobaczyli trupa, to była atrakcja,

która pozwoliłaby im zadziwić świat.

Na pewno przez chwilę fotoreporterzy

biegali wszędzie dookoła, a potem

dziennikarze popędzili do telefonu i

zajęli każdy aparat w polu widzenia.

Potrzebowałeś telefonu z własnych

powodów, a wszystkie dostępne już

zajęto. Ciekawe - dodał po chwili - czy

pani Carson słyszała jakąś część twojej

rozmowy.

-Będziesz musiał ją zapytać.

-Na pewno to zrobię - obiecał Tragg, a

oczy mu rozbłysły. - Dopilnuj, bym o

tym nie zapomniał, Mason. Jeśli

przeoczę tę kwestię, przypomnij mi,

dobrze? No, przejdziemy się do pani

Carson.

-Czy jakiś klucz z kompletu Carsona

background image

pasuje do drzwi w tym domu? - spytał

adwokat.

-Nie powiem ci, dopóki ich nie

wypróbuję - odparł Tragg - ale kilka

wygląda identycznie. Myślę, że

naprawdę zostawił sobie jeden komplet.

Jednak dokładny test zrobimy później.

A teraz, jeżeli pozwolisz, bardzo bym

chciał, żebyś przedstawił mnie pani

Carson.

Wziął Masona pod łokieć i obaj

równym krokiem podeszli do drzwi.

- Musimy obejść cały płot? - zapytał

Tragg.

background image

-Tak jest - potwierdził adwokat.

-Wobec tego lepiej weźmy samochód.

Jakiś blokuje podjazd. Czy

przypadkiem nie twój, Mason?

-Mój.

Tragg przytrzymał otwarte drzwi wozu.

Grupka reporterów pilnowana przez jednego z

policjantów natychmiast ruszyła do przodu.

-Kiedy będziemy mogli z panem

porozmawiać, poruczniku? - zawołał

jeden z mężczyzn.

-Wkrótce - zapewnił go Tragg. - Ale

muszę was prosić o cierpliwość.

Porobiliście już zdjęcia i

zadzwoniliście do redakcji. Podam

wam nowinki, jak tylko jakieś będą -

jeżeli tylko nie zakłóci to przebiegu

śledztwa, oczywiście.

-Czegoś się pan już domyśla? - zapytał

ktoś.

-W tej chwili nie zamierzam udzielać

wywiadu - odparł porucznik.

-Dokąd zabiera pan Masona? Co się

stało?

-Jedźmy stąd, Mason - rzucił po cichu

Tragg. - Włącz silnik. Ruszajmy.

Prawnik uruchomił samochód. Tragg

uspokajająco pomachał dłonią w stronę

dziennikarzy.

- Musicie zaczekać tu kilka minut,

chłopcy - powiedział. - Nie chcemy, żebyście

zniszczyli ślady.

Objechali płot do słupa i ruszyli drugą

stroną podjazdu.

-Te zasieki są naprawdę niewygodne,

background image

co? - rzucił Tragg.

-Bardzo.

-Gdyby nie dwa podjazdy, jeden do

głównych drzwi i jeden do bocznych,

byłoby to bardzo irytujące.

-Myślę, że jest wystarczająco irytujące

i teraz - stwierdził Mason.

-Tak, na pewno. Korzystałeś z klucza

do bocznych drzwi?

-Tak.

-Miałeś pozwolenie od właściciela?

background image

-Miałem. Morley Eden jest

właścicielem.

-To kwestia sporna. Chyba wydano

jakieś rozporządzenie?

-Tymczasowe, a nie ostateczne. Istnieje

poza tym prawo apelacji. Wolę

wyciągać wnioski na podstawie

wszystkich faktów.

-Hmm... odpowiadasz jak prawnik.

Mason zatrzymał samochód przed

bocznymi drzwiami.

-Wydano chyba zakaz wchodzenia na

ten teren? - zapytał Tragg.

-Złamałem go. Co do tego nie ma

wątpliwości. Jednakże jest to sprawa

pomiędzy mną a sędzią Goodwinem.

-Rozumiem. Po prostu ustalam fakty.

Teraz, jeśli pozwolisz, wypróbujemy

najpierw ten klucz. Chcę sprawdzić

twoją historyjkę. Nie chodzi o to, że

wątpię w twoje słowa, ale może będę

musiał zeznawać w sądzie, a obaj

wiemy, że potrafisz zniszczyć świadka

w krzyżowym ogniu pytań.

Nie przerywając rozmowy, Tragg

wsadził klucz do zamka, który odskoczył.

Porucznik otworzył drzwi, zamknął i nacisnął

dzwonek.

Wewnątrz domu zabrzmiał gong. Kilka

chwil później otworzyła im Vivian Carson.

- To porucznik Tragg z wydziału

zabójstw - przedstawił swojego towarzysza

Mason. - Chciałby...

Tragg wepchnął się między adwokata a

kobietę:

background image

-Chciałbym zadać kilka pytań -

dokończył z zachęcającym uśmiechem.

- Muszę ostrzec, że cokolwiek pani

powie, może zostać użyte przeciwko

pani oraz że nie musi pani odpowiadać

na pytania w nieobecności swojego

adwokata. Jednak zapewniam panią,

pani Carson, że współczujemy pani i

zamierzamy sprawić jak najmniej

kłopotu. Gdzie była pani w czasie, gdy

popełniono morderstwo?

-Nie wiem - odparła, patrząc mu prosto

w oczy - ponieważ nie wiem, kiedy

popełniono morderstwo.

-Zgadza się. To bardzo dobra

odpowiedź. Można by niemal

przypuścić, że podsunął ją pani Perry

Mason. - Jeżeli pani pozwoli,

przejdziemy do pani części salonu. A

przy okazji, jak podzielono dom?

-Ogrodzenie przecina salon. Większość

pokoju znalazła się po mojej stronie,

gdyż tu jest jadalnia. Mam także

pomieszczenie gospodarcze, kuchnię,

prysznic i przebieralnie przy basenie

oraz pomieszczenie dla służby. Tam

mieszkam.

-Ma pani kuchnię?

-Tak.

-Możemy tam zajrzeć?

Poprowadziła ich, ale Tragg zatrzymał

się raptownie i przyjrzał wywoskowanym

kafelkom przy wejściu.

-Proszę o wybaczenie - powiedział - ale

jest tu miejsce, które nie błyszczy się

background image

tak jak reszta podłogi. Czy coś tu

rozlano?

-Weszłam do domu z torbami

zakupów. Pan Mason powiadomił mnie

o śmierci męża i upuściłam zakupy.

Torby były ciężkie, a mnie nagle

opuściły siły.

-Rozumiem. I co się stało?

-Rozdarł się karton z mlekiem i stłukła

butelka z sosem do sałatek. Wytarłam

plamę.

-W porządku. A gdzie wtedy stał

Mason?

-Przy telefonie.

-Co robił?

-Dzwonił do kogoś.

-Słyszała pani rozmowę?

-Częściowo, choć może i wszystko.

-Co mówił? Bardzo ciekawi mnie,

dlaczego pan Mason uznał, że tak

bardzo potrzebuje telefonu, że aż

złamał sądowy nakaz. W końcu, jak

pani

wie,

adwokat

jest

przedstawicielem prawa i powinien

popierać decyzje sądu. Co takiego

mówił?

-Dawał komuś instrukcje. Chciał, żeby

kogoś śledzono.

background image

-Usłyszała pani nazwisko osoby, która

miała być śledzona?

-To Nadine Palmer.

Tragg natychmiast wyjął z kieszeni

notes i pospiesznie coś zapisał.

-Nadine Palmer - powtórzył. - Wie pani,

kto to?

-To kobieta, którą śledził detektyw

mojego męża i przyłapał na romansie.

-No, no. A Peny Mason zadzwonił do

kogoś, żeby ją śledził.

-Tak. Powiedział, że mają „dać jej

ogon”. Dokładnie pamiętam to

wyrażenie.

-Tak, ogon. Czy padło nazwisko osoby,

z którą rozmawiał?

-Nie, chyba nie.

-A może imię? - podsunął Tragg. - Na

przykład... Paul?

-Tak, to było to imię! Teraz sobie

przypominam. Mówił do niego: Paul.

Właśnie wtedy weszłam do domu.

-A co stało się potem?

-Pan Mason musiał wyczuć moją

obecność i obejrzał się. Przywitałam go

z sarkazmem i zaprosiłam, by rozgościł

się i poczęstował wszystkim, na co ma

ochotę.

-A ten sarkazm, zgaduję, spłynął po

Masonie jak woda po kaczce. Ale co

powiedział? Co zrobił z telefonem?

-Po prostu odłożył słuchawkę i

powiedział, że mój mąż został

zamordowany.

-A pani upuściła torby z zakupami?

background image

-Tak.

-Podniosła je pani?

-Tak.

-I gdzie je pani postawiła?

-W kuchni.

- Więc jeśli pani pozwoli, zajrzymy tam

– zaproponował porucznik. - A przy okazji,

gdzie robiła pani zakupy?

background image

-W supermarkecie.

-Tym pod szczytem wzgórza?

-Nie, tamten jest dość mały. Mówiłam

o supermarkecie.

-Którym?

-W Hollywood.

-Ma pani wyciąg z kasy?

-Tak.

- Dobrze. Zwykle się je numeruje.

Możemy sprawdzić godzinę, o której tam pani

była, sprawdzając numer na pani rachunku z

numerem w kasie. Proszę zaprowadzić nas

teraz do kuchni.

Vivian Carson wskazała drogę.

Wzrok Tragga przyciągnął stos

zakupów obok zlewozmywaka.

- Cztery torby - powiedział. - Cztery

wielkie torby.

- Tak.

-Zastanówmy się. Skoro Mason był w

domu, kiedy pani przyjechała, i skoro

upuściła pani dwie torby z zakupami,

musiały gdzieś być dwie następne.

Więc wróciła pani do samochodu po

resztę sprawunków...

-Pan Mason je przyniósł.

-Och. Powinienem odgadnąć, że się o

to zatroszczył. A gdzie pani była, kiedy

on wnosił zakupy? Może przypadkiem

weszła pani do salonu lub uchyliła

drzwi, by zajrzeć, co tam się dzieje?

-Nie. Załamałam się. Kiedy wrócił pan

Mason, siedziałam na krześle.

Wzrok Tragga, wędrujący po kuchni,

zatrzymał się na wieszaku na noże.

background image

- A to ciekawe - powiedział. - Noże

wszelkiego rodzaju zawieszone na

magnetycznym wieszaku. A my mamy

morderstwo popełnione za pomocą noża...

Pozwoli pani, pani Carson, że to zbadam.

Podszedł do wieszaka.

background image

-Widzi pan, że wszystkie są na miejscu.

-Tak, rzeczywiście. Przynajmniej tak

się wydaje - zgodził się Tragg. - Wiszą

w równych odstępach... A to co?

Wyciągnął rękę i odczepił rzeźnicki

nóż z drewnianą rączką.

-To jeden z noży.

-Naprawdę? - Tragg z namysłem

obracał przedmiot w dłoniach. - Zgoda,

to jest nóż, ale nie wygląda na

używany. Na ostrzu widać wypisaną

kredą cenę: trzy dolary i dwadzieścia

centów.

-Przecież wie pan, poruczniku, że

dopiero się tu wprowadziłam. Nie

zadomowiłam się jeszcze i...

-Ale mieszka tu już pani od... od kiedy?

-Od niedzieli. Wprowadziłam się w

niedzielę. W sobotę po południu

postawiono ogrodzenie, a ja

wprowadziłam się w niedzielę rano.

- I przez tyle czasu nie miała pani

okazji zerknąć na noże? - rzucił

powątpiewająco Tragg. - A czy przypadkiem,

będąc na zakupach, nie kupiła pani noża, który

zastąpiłby ten tkwiący w plecach pani męża?

Vivian zaczęła coś mówić, potem nagle

urwała i zająknęła się:

- Ja... ja...

Mason wszedł jej gładko w słowo:

- Pani nie musi odpowiadać na pytania

porucznika Tragga. Wie pani o tym, pani

Carson.

Tragg spojrzał na prawnika ze sporą

dozą niechęci:

background image

-A my nie musimy znosić pańskiego

towarzystwa, panie Mason - stwierdził.

- Przedstawiłeś nas sobie i spełniłeś już

swoją rolę. Nie musisz się tu dłużej

kręcić. Pani Carson i ja doskonale

poradzimy sobie sami.

-To dom pani Carson - zauważył

adwokat. - Myślę, że ma prawo

zdecydować, kogo chce tu gościć.

-Nie tak mówiłeś chwilę temu -

przypomniał mu Tragg.

background image

- Stwierdziłeś, że dom należy do Edena

i, o ile pamiętam, wydano sadowy zakaz

wkraczania na ten teren. Jako przedstawiciel

prawa mogę cię stąd wyrzucić siłą. Nie

chciałbyś chyba stawiać oporu policji? Poza

tym mogę zawieźć panią Carson na posterunek

i tam ją przepytać, a ty dobrze o tym wiesz,

Mason. Nie pozwolę, byśmy utknęli w

miejscu. Proszę, wróć do wyjścia i usuń się

stąd bocznymi drzwiami. Możesz wsiąść do

swojego wozu, wrócić do części domu

należącej do Edena i tam na mnie zaczekać.

Ruszaj w drogę, mecenasie.

Mason ukłonił się:

-Z powodu sądowego nakazu i

ponieważ pani Carson nie musi składać

w tej chwili żadnych orzeczeń, wyjdę z

ochotą.

-I zaczekasz u Edena, dopóki tam nie

dotrę - przypomniał mu Tragg.

-Zaczekam - odpowiedział. Pochwycił

spojrzenie Vivian Carson i

ostrzegawczo zmarszczył brwi.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Dwadzieścia minut później porucznik

wrócił do części domu przyznanej Edenowi.

Znalazł właściciela i Masona w salonie.

-Jak tam rozmowa z panią Carson? -

zapytał adwokat.

-Niezbyt satysfakcjonująca, i to dzięki

tobie - odparł Tragg. - Jednak

powiedziała mi kilka rzeczy. Udzieliła

więcej informacji, niż zdaje sobie z tego

sprawę.

-Rozumiem.

Może

chciałbyś

dowiedzieć się jeszcze czegoś ode

mnie?

-Chyba nie - odparł Tragg. - Boję się

twoich podarunków. Ale mów.

-Chciałbym zwrócić twoją uwagę na

fakt - zaczął Mason - że rękawy koszuli

Carsona są mokre do wysokości łokci,

natomiast rękawy marynarki pozostały

suche. Tylko podszewka jest wilgotna,

prawdopodobnie nasiąkła wodą z

koszuli.

-A skąd to wszystko wiesz?

-Wiem, bo powiedział mi jeden z

dziennikarzy.

-Chciałeś zwrócić na to moją uwagę. Co

to według ciebie oznacza?

- Mamy basen i faceta w koszuli mokrej

do łokci. Sądzę, że obie rzeczy się łączą.

- Dobrze. Rozejrzymy się.

Tragg ruszył w stronę basenu, potem

odwrócił się i stwierdził, że Mason i Eden idą

background image

tuż za nim.

-Chyba poradzę sobie bez waszej

pomocy - powiedział.

-Potrzebuje mnie mój klient, aby śledzić

twoje odkrycia.

-Życzenia twojego klienta nic mnie nie

obchodzą.

-Dobrze zatem. Powiem więc tak: masz

nakaz rewizji?

-Nie potrzebuję nakazu rewizji.

Popełniono tu morderstwo i mogę

szukać dowodów.

background image

-Zgadza się. Możesz też trzymać z dala

wszystkich, którzy mogliby zniszczyć

lub usunąć dowody, ale kiedy

odchodzisz z miejsca zbrodni i

zaczynasz szperać po domu bez nakazu

rewizji, prawny przedstawiciel

właściciela domu ma prawo...

-Dobra, dobra - przerwał zirytowany

policjant. - Nie zamierzam się z tobą

sprzeczać. Chodźcie, ale nie

przeszkadzajcie mi i nie próbujcie

ukryć ani zniszczyć dowodów.

Wyszedł nad basen, przesunął

wzrokiem po kolczastym ogrodzeniu

rozpiętym ciasno nad powierzchnią wody i

biegnącym przez patio.

- Solidna robota - ocenił. - I sprytna.

Mason skinął głową.

- Trzeba by zanurkować, żeby

przedostać się pod drutami - ciągnął Tragg. -

Rozciągnięto je tak mocno i blisko siebie, że

nikt nie zmieściłby się między nimi, No

dobrze, rozejrzyjmy się.

Zdjął marynarkę, podwinął rękaw

koszuli i na czworaka ruszył skrajem basenu,

zanurzywszy prawą rękę w wodzie, by

sprawdzić każdy kafelek do głębokości łokcia.

-Jak sądzisz Mason, co tu znajdę,? -

zapytał.

-Nie wiem. Uznałem, że te mokre

rękawy są dość znaczące.

-Oczywiście, że są znaczące - rzucił

Tragg, czołgając się wzdłuż basenu.

W drzwiach po drugiej stronie domu

stanęła Vivian Carson.

background image

- Czy mogę wiedzieć, czego pan szuka?

- zapytała.

- Dowodów - odparł uprzejmie Tragg.

Okrążył cały basen po jednej stronie

drutów.

- Tu chyba nic nie ma - stwierdził. -

Zbadamy drugą stronę, chociaż nie wiem,

Mason, do czego zmierzasz. Pani Carson,

zechciałaby pani postawić krzesło po swojej

stronie ogrodzenia? - zapytał. - Ja postawię

krzesło z tej strony... Bardzo pani dziękuję.

Dzięki temu zakończę inspekcję, nie

obchodząc całego płotu dookoła.

Eden przyniósł krzesło z prostym

oparciem i postawił je przy drutach. Pani

Carson przyniosła podobne. Tragg wszedł na

krzesło, przełożył nogę nad drutami i przeszedł

na drugą stronę. Tam zakończył inspekcję

basenu.

- Nic nie znalazłem - oświadczył ze

zdziwieniem.

Mason wskazał na betonowe schodki w

płytszej części basenu.

-A sprawdził pan tam, poruczniku?

-Macałem ręką wszędzie wokół.

- I z tyłu? Z tej strony widzę, że chyba

pierwszy stopień nie przylega ściśle do

podłogi.

-I co z tego?

-W typowych basenach... - zaczął

Mason.

-Dobra, rozumiem - przerwał

niecierpliwie policjant i ponownie

opadł na kolana.

-Zanim z tym skończę, pewnie zupełnie

background image

zniszczę sobie portki - rzucił. - Ja...

Miałeś rację, Mason. Między górnym

stopniem a obramowaniem basenu jest

szpara. Mogę w nią wsadzić palec. Ale

to nic nie znaczy.

-Nie? - zapytał Mason.

-Czekaj chwilę. Czekaj... Jest tu jakiś

pierścień.

-Jaki?

-Metalowy, przyczepiony do jakiegoś

kabla, pociągnę za niego i... - Tragg

oparł się jedną ręką a drugą pociągnął

kółko. - Rusza się - zawołał. - Biegnie

od niego jakiś kabel. To... No, no, kto

by pomyślał. Kto by pomyślał?!

Około dziesięć stóp od basenu

podniosła się płytka na zawiasie, odsłaniając

kwadratowy schowek.

Tragg puścił pierścień i skoczył na

równe nogi.

- A więc to tak - powiedział. - Tajny

sejf. Zajrzyjmy, co jest w środku.

- Zostań tu - rzucił Mason do Edena i

wspiąwszy się na krzesło przeszedł na drugą

stronę ogrodzenia. Pośpiesznie dołączył do

policjanta. Obaj zajrzeli do wyłożonej stalową

płytką skrytki. Była szerokości około

osiemnastu cali, głęboka na jakieś dwie stopy.

- Ani źdźbła w środku - stwierdził

Tragg.

Stojąca za nimi Vivian Carson zajrzała

do ciemnego wnętrza schowka i zapytała:

-A co to takiego, u licha? Tragg

podniósł wzrok.

-Zakładałem, że pani nam to wyjaśni.

background image

Potrząsnęła głową.

-Pierwszy raz to widzę.

Tragg zmarszczył brwi, aż zbiegły się

w jedną linię.

-Carson zbudował ten dom? - zapytał.

-O ile wiem - potwierdził adwokat.

-A basen?

-Dom, basen, patio i resztę.

-A więc to tak! - wykrzyknęła Vivian. -

To tu chował pieniądze.

-Jakie pieniądze? - zaciekawił się

porucznik.

-Tak namieszał w dokumentach, że nie

można było odkryć żadnych pieniędzy,

które do niego należały - powiedziała

bez tchu. - Sędzia Goodwin wiedział,

że mój mąż ukrywa swoje dochody i

próbował zmusić go, by je ujawnił.

Przepytywał go dokładnie, czy ma

konta oszczędnościowe, depozyty

bankowe, cokolwiek, co... A on zrobił

to w trakcie budowy domu!

Skonstruował skrytkę i tu wkładał

pieniądze i papiery wartościowe.

Tragg przyjrzał się jej z namysłem:

-Wyciąga pani pochopne wnioski tylko

dlatego, że jest tu pusta dziura.

-Dobrze - odparła sucho. - Więc jakie

są pańskie wnioski, poruczniku?

Tragg uśmiechnął się od ucha do ucha.

background image

-Ja najpierw gromadzą dowody. Do

wniosków dochodzimy na sam koniec.

Gdybyśmy zaczynali od wyciągania

jakichkolwiek wniosków, a potem

szukali potwierdzających je dowodów,

bez przerwy pakowalibyśmy się w

kłopoty.

-Według mnie pani Carson uczyniła

bardzo oczywistą uwagę, poruczniku -

odezwał się Mason.

-Tak przypuszczam - przyznał Tragg -

ale zawsze nabieram podejrzeń co do

ludzi, którzy za szybko wyciągają

wnioski, nawet jeśli są logiczne. Więc

pierwszy raz widzi pani tę skrytkę, pani

Carson?

- Tak.

- I po raz pierwszy zobaczyła pani

odchylająca się na zawiasie płytkę?

- Tak, mówiłam już. Nic o niej nie

wiedziałam. Jak to działa? Uruchamia się z

jakiegoś miejsca w basenie?

Tragg wrócił nad basen i zbadał stopień.

- To jest to, Mason - powiedział. -

Odkryliśmy przyczynę mokrych rękawów.

Jeżeli Carson ukrywał dochody i chował to w

tajemnicy przed żoną, a także, zapewne, przed

urzędnikami podatkowymi, to była idealna

skrytka. Z tyłu schodków jest pierścień

połączony z kablem. Wystarczy pociągnąć ze

dwa cale, by uruchomić dźwignię. Sprężyna

unosi w górę kafelek. To oczywiście doskonały

motyw morderstwa.

- Nie rozumiem, co ma pan na myśli -

oburzyła się Vivian Carson.

background image

-To proste. Loring Carson mógł mieć

tutaj sporo pieniędzy. O wiele więcej,

niż odkryto przy jego zwłokach. Mokre

rękawy jego koszuli wskazują, że

pośpiesznie otworzył tajny schowek i

wyjął mnóstwo forsy. A ktoś, kto ich

bardzo pragnął, wsadził mu nóż w plecy

i zabrał skarb. To takie proste.

-I kto teraz wyciąga pochopne wnioski,

Tragg? - wtrącił się Mason.

background image

-Ja - przyznał policjant. - Zrobiłem to,

ponieważ chciałem zobaczyć reakcję

pani Carson.

-Dobrze - odezwała się Vivian. - Widzi

pan moją reakcję. Właśnie teraz.

Próbuję być w porządku i nie chcę

zachowywać się jak hipokrytka. Nie

zamierzam udawać żalu, którego nie

czuję. Loring Carson był parszywcem,

draniem, ale był też człowiekiem i

moim mężem, co, oczywiście, oznacza,

że kiedyś byliśmy ze sobą bardzo

blisko. Przykro mi, że nie żyje, ale jeśli

w grę wchodzą sprawy majątkowe,

chciałabym mieć zapewnioną ochronę.

Wszystko, co schowano w skrytce, jest

moją własnością.

- A jak pani to sobie wytłumaczyła? -

spytał Tragg, patrząc na nią z zastanowieniem.

-Ponieważ sędzia Goodwin zamierzał

przyznać mi większą część pieniędzy.

Uważał, że to większość naszego

wspólnego majątku została gdzieś

ukryta. Pan Mason może to

potwierdzić. To żaden sekret. Sędzia

stwierdził to na otwartej rozprawie.

-Skoro takie ma pani przekonanie -

zaczął Tragg - gdyby dowiedziała się

pani o tym schowku, zabrałaby pani

wszystko, co było w środku?

-Chwilę - wtrącił się Mason. - To nie

jest uczciwe pytanie. Skoro nie

wiedziała nic o sejfie...

-To moje pytanie i jest uczciwe -

upierał się Tragg. - To pytanie

background image

policjanta. A więc, pani Carson, gdyby

wiedziała pani o istnieniu sejfu, czy coś

by pani z niego wyjęła?

Spojrzała mu w oczy i powiedziała:

-Nie zamierzam kłamać ani

zachowywać się jak hipokrytka.

Zapewne wzięłabym.

-Przynajmniej jest pani szczera i

uczciwa - ocenił porucznik. - W tych

okolicznościach, pani Carson, obawiam

się, że będzie pani musiała pojechać ze

mną i odpowiedzieć na więcej pytań.

Odpłacę pani równą szczerością:

postaramy się o nakaz rewizji i

przejrzymy wszystko kawałek po

kawałku. Spróbujemy odkryć, co było

w sejfie.

-Czy to znaczy, że mam uważać się za

osobę aresztowaną?

-Ależ nie - zaprzeczył Tragg. - Może

pani uważać się za młodą kobietę

chętną do współpracy z policją,

ciesząca się, że może pojechać ze mną

do centrum i odpowiedzieć na pytania

oraz oczyścić się z podejrzeń.

Zwrócił się do Masona:

-Zamierzam prosić o to samo

pańskiego klienta, panie Mason.

Poproszę go, by wsiadł z nami do

samochodu. Powiem również,

mecenasie, że zamierzam prosić, by

natychmiast opuścił pan ten dom. Chcę

wszystkich stąd usunąć. Opieczętuję

go, a kiedy tu wrócę, przeszukamy

każdy kąt i każdą dziurę.

background image

-Proszę bardzo - odparł Mason,

zirytowany. - Typowa psychologia

policyjna. Zamykasz drzwi, kiedy

konia już skradziono. Loring Carson

nie przyszedł na piechotę. Dostał się tu

samochodem.

Prawdopodobnie

własnym. Ktokolwiek z nim był, zabrał

samochód i zostawił ciało. Wszystkie

ślady na niebie i ziemi wskazują, że

Carson był martwy, kiedy jego

towarzysz opuszczał dom...

-Wiem, wiem - przerwał mu Tragg. -

Zachowujesz się jak wszyscy

praworządni obywatele, którzy lubią

pouczać policję, jak prowadzić sprawę.

Do twojej wiadomości, Mason, jak

tylko

tu

przyjechałem

i

zidentyfikowałem zwłoki, wydałem

nakaz poszukiwania wozu Carsona.

Znajdziemy go, gdziekolwiek jest.

Znamy markę i numer rejestracyjny

samochodu, mamy jego opis. Co

więcej, sprawdzamy lotnisko i drogi

wylotowe z miasta. Ktokolwiek jedzie

teraz wozem Loringa Carsona, zostanie

zatrzymany i odpowie na pytania.

Najprawdopodobniej będzie to

podejrzany numer jeden. Mimo że

doceniam pańskie sugestie, mecenasie,

przypuszczam, że policja potrafi

rozwiązać tę sprawę bez pana. Wobec

najnowszego odkrycia, które zmienia

kategorię sprawy, odprowadzę cię do

drzwi. Wyjdziesz stad i będziesz się

trzymał z dala. Pani Carson i pan Eden

background image

pojadą moim wozem; ty masz własny

samochód. Wiem, że masz wiele

pilnych spraw wymagających uwagi i

nie chcę zatrzymywać cię dłużej.

Odwrócił się do pozostałych.

- Wychodzimy i niech nikt nie dotyka

tej płytki. Zamierzam wezwać speców od

odcisków palców, więc proszę, trzymajcie się

z dala. Ruszamy. Przekażę instrukcje moim

ludziom na zewnątrz.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Mason włożył klucz do zamka drzwi

od korytarza, opatrzonych tabliczką „Perry

Mason - gabinet prywatny”. Wszedł do biura i

napotkał niespokojne spojrzenie Delii Street.

-Chyba wpakowałeś się w nie lada

aferę - stwierdziła.

-Tak - przyznał. - Wiesz, co się stało?

-Zamordowano Loringa Carsona. W tej

chwili wiem niewiele więcej. A ty?

-Wiem, że miał mokre rękawy koszuli i

suche rękawy marynarki, co świadczy,

że zdjął ją i do łokci zanurzył ręce w

wodzie, a potem włożył marynarkę.

Idąc za tą wskazówką porucznik Tragg

odkrył sprytnie ukryty pierścień z tyłu

za stopniami prowadzącymi do płytkiej

części basenu. Ciągnąc za ten pierścień

można było podnieść jeden z kafelków

w patio. Pod nim znajdowała się

skrytka szerokości około siedemnastu

cali i głęboka na dwie stopy. Wszystko

wskazuje na to, że chowano w niej

kosztowności, ale nikt nie może tego

udowodnić. Muszę ustalić czas, Delio.

Wydaje mi się, że nasz klient Morley

Eden coś kręci. Chciałbym ustalić czas

morderstwa tak dokładnie, jak tylko

możemy. Muszę też sprawdzić kilka

innych rzeczy. O której Carson

przyszedł do biura?

- Sprawdzę w notesie - odparła Della

Street.

background image

Podeszła do swojego biurka i wyjęła

notes:

-Zjawił się tutaj chwilę po dziewiątej

trzydzieści pięć. Postawiłam krzyżyk

przy tej godzinie. Wyszedł zaraz po

dziewiątej czterdzieści pięć.

-W korytarzu stał Paul Drakę i

dokładnie mu się przyjrzał -

przypomniał sobie Mason. - A przy

okazji, co z Paulem? Złożył już raport

w związku z zadaniem, jakie zleciłem

mu przez telefon?

background image

-Mówił mi tylko, że nad nim pracuje i

że Loring Carson został zamordowany.

-Spróbuj połączyć się z Paulem -

poprosił Mason.

- Niech pomyślę: skończyłem

dyktować tekst wniosku do sądu o dziewiątej,

prawda?

-Trochę wcześniej. Nagrałeś tekst na

dyktafon. Kazałam maszynistkom

przyjść wcześnie rano. Zaczęły pisać

przed ósmą trzydzieści. Wniosek był

gotowy, zanim wyszedłeś, to jest jakieś

pięć minut przed dziesiątą...

Przycinałeś włosy?

-Owszem - przytaknął Mason. -

Przyciąłem włosy, ogoliłem się,

zamówiłem też masaż i manicure z

polerowaniem paznokci. Kazałaś mi

wyglądać jak najlepiej dla prasy i

uznałem to za dobry pomysł.

-A może chciałeś wyglądać jak

najlepiej dla Nadine Palmer?

-Nadine Palmer coś kombinowała -

odparł Mason.

- Delio, przypuśćmy, że pływałaś w

samej bieliźnie. Co by było potem?

- Niby ja? - spytała.

- Ty.

- Mam modną i cokolwiek przejrzystą

bieliznę. Nylonową, więc gdy jest mokra,

niewiele ukrywa. Ufam, że twoje pytanie jest

naukowe i nie osobiste.

Mason zmarszczył czoło.

- Jest naukowe - odparł - nie osobiste i

nie daje mi spokoju.

background image

Della Street, która w czasie tej

rozmowy wykręcała numer telefonu, rzuciła

do słuchawki:

- Jest tam Paul? W biurze jest pan

Mason. Chciałby się z nim zobaczyć. Gdyby

mógł tu zajrzeć... Dobrze, dziękuję -

powiedziała po chwili i odłożyła słuchawkę. -

Paul zaraz przyjdzie.

Adwokat wyjął papierosa z bocznej

kieszeni marynarki.

background image

- A to co? - zapytała Della.

- To był bardzo wilgotny papieros -

odparł Mason. - Przypuśćmy więc, Delio -

wrócił do tematu - że młoda kobieta idzie

pływać w staniku i majtkach, potem ściąga

mokrą bieliznę, ale nie chce jej porzucać w

miejscu, gdzie zostałaby znaleziona. Chowa

więc ją do torebki, prawda?

-Chyba że postanowiła, że wyschnie na

jej ciele.

-Sądzę raczej, że Nadine Palmer

wycisnęła swoją bieliznę z wody i

wepchnęła do torebki.

- A dlaczego pływała niemal nago? -

zaciekawiła się Della.

- To coś, co może nas bardzo dotyczyć.

Ona...

Urwał, ponieważ Paul Drakę zastukał do

drzwi w umówiony sposób. Della otworzyła.

- Masz coś na Nadine Palmer? - zapytał

Mason, gdy detektyw wszedł do środka.

- Nic.

-Najwyraźniej Nadine Palmer niemal nic

nie miewa na sobie - powiedziała z

powagą Della.

-Co takiego? - zdziwił się Drakę.

-To tylko moja teoria - wyjaśnił Mason.

- A co z taksówką, Paul?

-Och, znalazłem. Kierowca zawiózł

pasażerkę na lotnisko. Jednak możemy

tylko zgadywać, co zrobiła, gdy tam

dotarła. Może wsiadła do samolotu, a

może jedynie zmieniła taksówkę i

wróciła do miasta. Jeśli wsiadła do

samolotu, kupiła bilet na inne nazwisko.

background image

Obdzwoniliśmy większe linie lotnicze,

szukając rezerwacji na nazwisko Palmer,

ale nic nam to nie dało. Powiem ci coś

jeszcze o tej dziewczynie: szuka jej

policja.

-Naprawdę?

-Tak jest. Pytali o nią i powiedzieli

dozorczyni bloku, żeby nie wpuszczała

do mieszkania nikogo, dopóki sami nie

zjawią się z nakazem rewizji.

Opieczętowali drzwi.

background image

- A to ciekawe - ocenił adwokat. -

Dlaczego to zrobili?

- Nie wiem, ale idą za jakimś tropem.

Przypuszczam tylko, że nie wiedzą, a w

każdym razie sprawiają takie wrażenie, dokąd

pojechała taksówką. Jesteśmy więc krok przed

nimi.

Mason zmrużył oczy, skupiony.

-Powiedziałem jej coś, co uruchomiło

cały łańcuch zdarzeń. Ciekawe, co to

było.

-O co chodzi z tym, że Nadine nic nie

miewa na sobie? - zapytał Drake.

-To tylko teoria. Na podstawie

wilgotnego papierosa. Oto on, spójrz

Paul.

-I jak, według ciebie, zamókł?

Wrzucono go do basenu?

-Nie. Pomyślałem, że Nadine mogła

rozebrać się i w bieliźnie wskoczyć do

wody. Potem zdjęła bieliznę, wykręciła

ją z wody, wsadziła do torebki, włożyła

samą sukienkę i wróciła do domu. Coś,

co jej powiedziałem, pomogło jej

wpaść na pewien pomysł. Pamiętam, że

mówiłem o Loringu Carsonie i... Hej,

czekajcie, zapytałem, czy zna...

Mason gwałtownie zwrócił się do

Delii:

- Chwytaj za telefon. Zarezerwuj mi

pierwszy możliwy samolot do Las Vegas.

Zadzwonię z lotniska, wtedy podasz mi numer

lotu. Pojadę taksówką. Nie będę musiał szukać

miejsca do zaparkowania. Powinienem

zadzwonić akurat, gdy załatwisz potwierdzoną

background image

rezerwację. - Paul, ty kontynuuj swoją robotę.

Dowiedz się wszystkiego, co można, o Nadine

Palmer. Spróbuj dostać się do policyjnych

kartotek i odkryć, jakie oświadczenie

wystosuje policja, by uzyskać nakaz rewizji.

Delii wyjaśnił:

- Policja zatrzymała Morleya Edena w

celu przesłuchania. Mają też Vivian Carson.

Raczej nie będą ich trzymać zbyt długo, a gdy

tylko zwolnią, Eden prawdopodobnie

background image

zadzwoni do biura. Niech tu przyjdzie.

Przekaż mu że interesuje mnie ustalenie

dokładnego czasu wydarzeń Niech mówi o

wszystkim, co się z tym wiąże: gdzie był co

robił. Stenografuj, ale niezbyt jawnie. Nie chcę,

żeby pomyślał ze zaciskamy mu pętlę na szyi

albo wywieramy jakkolwiek nacisk. Na pewno

o wszystkie te - pytała go policja i w tej chwili

powinien mieć je świeżo poukładane w

pamięci. Jadę.

-Mogę cię podrzucić - zaproponował

Drake.

-Wezmę taksówkę - powtórzył Mason. -

Ty zajmij się swoją pracą.

Otworzył szeroko drzwi, wybiegł do

holu i popędził do windy

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Goniec kasyna w Las Vegas obejrzał

trzy jednodolarowe banknoty, które Mason

wsadził mu w dłoń.

-Genevieve... jasne, to jedna z hostess -

powiedział.

-Możesz ją wskazać? - zapytał adwokat.

-Proszę tędy.

Poprowadził go obok baru do

ogromnego kasyna, wypełnionego dźwiękiem

kręcących się ruletek, kół fortuny i rzucanych

kostek. Przy stołach do gry w oczko siedziały

młode kobiety w obcisłych sukniach. Na końcu

sali monotonnie brzęczały automaty do gier, a

od czasu do czasu obwieszczano przez głośnik:

-Wygrana na maszynie numer

dwadzieścia jeden... wygrana na

dwadzieścia jeden... Na maszynie

numer czternaście podwójna wygrana.

Podwójna wygrana na czternastce.

-Tam stoi - powiedział goniec.

-Która to? - spytał Mason.

-Ta jak modelka.

-Dla mnie wszystkie wyglądają jak

modelki. Chłopak wyszczerzył zęby.

-Za to im płacą. Ona jest najlepsza. Ta

po prawej. - Dzięki.

Mason przeszedł na drugi koniec sali

przez tłum graczy i kibiców.

Kobieta odwrócona do niego plecami

miała na sobie błyszczącą, ciemną suknię

opinającą ją jak skórka cebulę. Odwróciła się,

gdy.Mason podszedł, oceniła go wielkimi,

background image

ciemnymi oczami, na których dnie błyszczała

iskierka zuchwałości. Trójkątny dekolt,

szeroko rozcięty wokół szyi i zwężający się w

dół niemal do talii, odsłaniał dołek między

jędrnymi piersiami.

background image

-Cześć - powiedział Mason.

-Cześć - odpowiedziała.

-Szukam Genevieve.

-Więc ją znalazłeś.

-Nazywam się Mason.

-Nie mów, że na imię ci Perry.

-Tak mi na imię.

-Wydawało mi się, że widziałam gdzieś

twoje zdjęcie. Co sprowadza cię do Las

Vegas?

-Szukam rozrywek.

-Stoisz dokładnie w geometrycznym

centrum najlepszych rozrywek na

świecie. Nie sądź tylko, że mówię o

sobie. Ja jestem tylko przynętą, towarem

na wystawie sklepowej. Nie na sprzedaż

- Albo wynajem - rzucił lekko Mason.

Uśmiechnęła się.

- Możemy rozważyć długoterminowy

leasing - odparła, oceniając ciemnymi oczami

przystojną twarz adwokata i nawet nie próbując

ukryć zainteresowania.

- Chcę porozmawiać - odparł Mason. -

Możesz rozmawiać w czasie godzin pracy?

- To moja sprawa. Mogę zaprowadzić

cię do stołu i...

-Moją uwagę mogłoby pochłonąć co

innego. Co powiesz na drinka?

-To nie jest zalecane, chyba że jako

czynność wstępna - odparła. - W tych

okolicznościach jednak się zgodzę.

-W loży?

-W loży - przytaknęła - ale pamiętaj, że

jestem na służbie i muszę krążyć po sali.

Mam prowadzić klientów do stołu, dbać,

background image

żeby byli zadowoleni i raz na jakiś czas

brać do ręki kupkę żetonów, żeby

pokazać, jak łatwo jest wygrać.

-A jest łatwo?

-Jeśli się wie, jak.

-Można się tego nauczyć?

background image

- Chodź, pokażą ci.

Wzięła Masona pod ramię i

poprowadziła do stołu z ruletką.

- Daj temu facetowi dwadzieścia

dolarów za komplet żetonów.

Adwokat wręczył banknot i w zamian

otrzymał żetony.

- Ja postawię - stwierdziła. - Ty

weźmiesz wygraną.

Przez chwilę patrzyła na toczącą się

kulę, a potem postawiła żetony na siódemce.

Kula zatrzymała się na numerze

dziewięć.

-To takie proste? - zdziwił się Mason.

-Cicho - rzuciła. - Wczuwam się.

Postaw dwa żetony na dwadzieścia

siedem i kilka na podwójne zero. Pięć

na czerwone i trzy na trzecią

dwunastkę.

-W tym tempie dwadzieścia dolarów

nie starczy na długo - zauważył

adwokat.

-Potem - szepnęła cicho - wolno mi

będzie pójść z tobą do loży.

Zrozumieją, że obłaskawiam klienta.

Kula zatrzymała się.

- Widzisz? - rzuciła.

Mason patrzył, jak krupier przesuwa ku

niemu żetony.

-Masz teraz dużo więcej niż na

początku. Adwokat uroczyście wręczył

jej połowę wygranej.

-Mogę ci zrobić prezent? - zapytał.

Przyjęła tylko część żetonów,

poustawiała je na tablicy, a kiedy pochyliła się,

background image

żeby sięgnąć do końca stołu, Mason poczuł jej

pierś przyciśniętą do swojego ramienia. Jej

usta znalazły się przy jego uchu:

-Nie wolno mi wymieniać ich na

gotówkę - powiedziała - ale mogę ją

przyjąć, jeśli to ty wymienisz żetony.

-Nie bardzo się w tym orientuję,

Genevieve.

-Kiedy wygrywasz - tłumaczyła -

trzymaj się swego szczęścia. Kiedy

zaczynasz przegrywać, wycofaj się z

gry.

-I to jedyna recepta na sukces?

background image

- Więcej nie trzeba. Problem w tym, że

klienci tego nie potrafią. Kiedy szczęście ich

opuszcza, obstawiają na siłę. A kiedy

wygrywają, stają się rozmowni. Ty

wygrywasz. Graj dalej.

Mason patrzył, jak rozstawia resztę

żetonów. Jeszcze dwukrotnie krupier podsunął

im duże kupki sztonów. Za przykładem

Genevieve, adwokat porozstawiał swoje

żetony na różnych polach i czasami wędrowały

do niego kolejne wygrane. Ludzie wałęsający

się po sali bez celu podeszli, by obserwować

fenomenalny sukces pary przy stole. Wkrótce

otoczył ich pierścień innych graczy, tak że

widzowie znaleźli się w drugim rzędzie.

Zebrało się tylu uczestników gry, że mijała

dłuższa chwila, nim krupier wypłacił sztony

zwycięzcom i powtórnie zakręcił kołem.

Przez chwilę Mason wygrywał co

trzecie obstawienie, potem przez pięć

kolejnych nie dostał nic.

Energicznie poupychał pozostałe

żetony po kieszeniach marynarki.

-Chodźmy - rzekł do Genevieve. -

Muszę odpocząć i napić się czegoś,

chce mi się pić.

-Drinki podawane są do stołu -

powiedziała na tyle głośno, by usłyszał

ją krupier.

-Wolę usiąść i wypić w spokoju. Mogę

zapłacić żetonami?

-Jasne - odparła. - Możesz też

wymienić je w kasie, a kiedy tu

wrócisz, kupić następne.

Mason poszedł za nią do okienka

background image

kasjera, przekazał swoje sztony, które zostały

uważnie przeliczone. W zamian otrzymał

pięćset osiemdziesiąt dolarów. Wziął

Genevieve pod rękę, ukradkiem wsunął jej w

dłoń sto dolarów i powiedział:

- To jest dopuszczalne?

- Całkowicie - odparła, nie patrząc na

banknot.

Przeprowadziła go obok barn do części

sali ze stolikami, usiadła i pełnymi,

czerwonymi wargami uśmiechnęła się do

prawnika, odsłaniając perłowe zęby.

-Jesteś prawdziwym hazardzistą -

oceniła.

-Teraz tak. Przeszedłem inicjację.

Zawsze jest to takie proste?

-Jeżeli wygrywasz.

-A co się dzieje, gdy przegrywasz?

-Wtedy zaczynasz szaleć. Pogrążasz

się. Uważasz, że kasyno jest ci winne

forsę. Potem patrzysz na mnie ze

złością i myślisz, że to może ja

przynoszę ci pecha. Wtedy mrugam na

jedną z dziewczyn. Ona podchodzi do

stolika, zaciekawia ją gra, więc

obstawia jakieś pole, pochyla się obok

ciebie, tak żeby się do ciebie

przycisnąć, mówi „przepraszam” i

uśmiecha się. Coś odpowiadasz, a ja

schodzę na drugi plan. Jeżeli nie

zrobisz nic, by mnie odzyskać,

odpływam, a ty zostajesz z drugą

hostessą.

-I to ona dostanie napiwek?

-Nie bądź głupi. Nikt, kto przegrywa,

background image

nie rozdaje napiwków. Facet staje się

hojny tylko, gdy wygrywa. Rany, w

Meksyku widziałam nawet, jak

zwycięzcy wpychali sztony krupierom,

póki nie wysypywały się im z kieszeni.

-Czy krupier może kontrolować

wydarzenia?

-Ależ ty się wysławiasz - roześmiała

się.

-Mówiłem o Meksyku - stwierdził

Mason.

- Wiem - odparła, posyłając mu

zachęcający uśmiech.

Przy ich stole stanął kelner. Mason

uniósł pytająco brwi, więc Genevieve

powiedziała:

-Szkocką z sodą, Bertie.

-Dla mnie proszę dżin z podwójnym

tonikiem. Genevieve poprawiła pod

stołem sukienkę, spuściła wzrok i nagle

podniosła pełne zdziwienia oczy.

-Dałeś mi sto dolarów - stwierdziła.

-Zgadza się.

-Cóż... niech cię Bóg błogosławi. I

dzięki.

background image

-Powinienem zaznaczyć, że czegoś za

to chcę.

-Wszyscy mężczyźni czegoś chcą -

odparła z uśmiechem. - Mam nadzieję,

że mogę ci to dać. Że to nic trudnego.

Przesunęła się kusząco ku niemu, a

potem roześmiała:

-Och, zapomnijmy o tym. Zejdźmy na

ziemię. Czego chcesz, Peny Masonie?

-Chcę wiedzieć, czy znasz Nadine

Palmer.

-Palmer, Palmer... Nadine Palmer -

powtórzyła, mrużąc oczy i marszcząc

lekko czoło, usiłując sobie

przypomnieć.

Wolno pokręciła głową.

-Nazwisko nic dla mnie nie znaczy -

powiedziała. - Może rozpoznałabym ją,

gdybym ją zobaczyła. Znam mnóstwo

ludzi, ale są to tylko twarze, bez

nazwisk. Mieszka tutaj?

-W Los Angeles.

Genevieve ponownie pokręciła głową.

- A znasz Loringa Carsona? - zapytał

Mason.

Rzuciła krótkie, uważne spojrzenie na

prawnika, a czerwone wargi skryły perłowe

zęby.

- Znam Loringa Carsona.

- Widziałaś go niedawno?

Zmarszczyła brwi.

-To zależy, co rozumiesz przez

„niedawno”. Widziałam go... Niech

pomyślę. Był tu w zeszłym tygodniu...

więc widziałam go jakiś tydzień temu.

background image

-Nie żyje.

-On... co?

-Nie żyje - powtórzył Mason. -

Zamordowano go dziś rano albo

wczesnym popołudniem.

-Loring Carson nie żyje?

-Tak jest. Został zamordowany.

-Kto go zabił?

-Nie wiem.

Spuściła wzrok. Przez kilka sekund jej

twarz pozostała

background image

nieruchoma, potem Genevieve

westchnęła, podniosła wzrok na Masona i

powiedziała:

-Dobrze. Nie żyje. Odszedł.

-Był przyjacielem?

-Był... dobrym facetem, tak to ujmijmy.

-Wiedziałaś, że ma problemy z żoną?

-Każdy facet wcześniej czy później ma

problemy ze swoją żoną. Przynajmniej

każdy, którego spotkałam.

-Sporo grał?

-Nie omawiamy spraw klientów

publicznie. Ale tak, sporo.

-I wygrywał?

-Był dobrym hazardzistą.

-A co to znaczy?

-Robił tak, jak ci mówiłam. Nie ma w

tym żadnego sekretu. Stawiaj jak

szatan, kiedy wygrywasz, wycofaj się z

gry, kiedy przegrywasz. Jeśli tak

zrobisz, wygrasz, przynajmniej w Las

Vegas. Ale ludzie tego nie potrafią.

-Dlaczego?

-Nie wiem.

-Carson taki nie był?

-Carson był dobrym graczem i kiedy

przegrywał... robił to, co ty.

- Co?

-Zabierał mnie na drinka.

-Kierownictwo na to pozwala?

-Bądźmy szczerzy, panie Mason. Oboje

jesteśmy dorośli. Z pana jest duży

chłopiec, ze mnie duża dziewczynka.

Kierownictwo niewiele zarabia na

drinkach. Sprzedaje jedzenie, rozrywki

background image

i apartamenty tak tanio, jak to możliwe.

Z drugiej strony, stan Newada w dużej

części utrzymuje się z opodatkowania

hazardu. A ten luksus opłacają

wyłącznie hazardziści, którzy nie

wiedzą, jak grać i przegrywają.

-A są tacy, co wygrywają?

background image

- Są.

- Zawsze?

- Zawsze.

-Rozumiem, że zmierza pani do

wniosku, iż jeżeli jakiś gracz wygrywa,

kierownictwo nie ma nic przeciw temu,

by zabrała go pani na jakiś czas od

stołu.

-W tych okolicznościach kierownictwo

jest wręcz zachwycone. Jest pan zbyt

bystrym facetem, panie Mason, by

wrócić do gry i przegrać fortunę. Ale

wrócimy. Jeśli zacznie pan przegrywać,

rozstaniemy się. Jeśli pan wygra, przez

chwilę jeszcze z panem zostanę. Ale

coś mi mówi, że pan nie wygra. Chyba

pożegnał się pan ze swoim szczęściem.

-Więc moje szczęście odwróci się do

mnie plecami?

-Szczęście to kobieta, i to do szpiku

kości. Dasz jej szansę, by uśmiechnęła

się do ciebie, a zrobi znacznie więcej.

Wskoczy ci na kolana. Obstawiał pan

tylko w połowie skupiony na tym, co

robi. Myślał pan o mnie. Bardziej

interesował się pan mną niż swoim

szczęściem. A teraz porozmawiał pan

ze mną sam na sam. Kiedy wróci pan

do stołu, coś mi mówi, że pańskie

szczęście zamieni się w zimny sopel

lodu.

-A jeśli tak się stanie?

-Wtedy ja zejdę ze sceny i zniknę. Przy

panu znajdzie się inna hostessa, jeżeli

będzie pan grał dość wysoko, by

background image

zainteresować inną hostessę. Jeżeli nie,

jeśli przegrywając będzie pan chciał

odejść od stołu, zapewne będzie pan

mógł pokręcić się wokół, nie

wzbudzając niczyjego zainteresowania.

-Ciekawe.

-Zwykłe obyczaje - odparła. - A teraz,

co chce pan wiedzieć?

-Czy Nadine Palmer skontaktuje się z

tobą - powiedział Mason. - To

zwracająca uwagę młoda kobieta,

bardzo zgrabna. Mam powody

podejrzewać, że dziś po południu

przyleciała tutaj z Los Angeles, i chyba

cię szuka. Jeżeli się z tobą skontaktuje,

chciałbym wiedzieć, czego chciała.

Kelner przyniósł drinki. Mason stuknął

się kieliszkiem z Genevieve.

-Za pomyślność - powiedział.

-Znam na to sprytną odpowiedź, ale

wydaje mi się, że poszłaby na marne...

Słuchaj, Peny, będę z tobą szczera.

Zastrzeliłeś mnie wiadomością o

Loringu Carsonie.

-Lubiłaś go?

Zawahała się przez chwilę, potem

spojrzała adwokatowi w oczy.

- Tak.

- Coś więcej?

- Tak.

- Pozwól, że zapytam cię o jedno: czy

zostałabyś drugą panią Carson?

- Nie.

-A mogę spytać, dlaczego?

-Mam swoją pracę, on swoją. Jestem

background image

świetnym kumplem. Prawdopodobnie

byłabym okropną żoną. On lubił się

pokazać. Wspaniale traktował swoją

dziewczynę. Ale sądzę, że byłby

okropny dla żony. Niektórzy faceci

tacy już są. Przede wszystkim są

sprzedawcami. Lubią sprzedawać swój

towar i rejestrować zakup po stronie

zysków, ale kiedy wykupią cały sklep,

kiedy jest z nimi w domu przez cały

czas, kiedy z nimi je, śpi, podróżuje,

nie mają już czego sprzedać. Więc

zaczynają się nudzić. A kiedy się

nudzą, stają się obojętni. Facet, który

stracił zainteresowanie, to czysta strata

dla niego samego i dla świata.

-Nie masz zbyt wysokiej opinii o

małżeństwie - zauważył Mason.

-Jest dobre - odparła - dla niektórych.

background image

-Nie dla Carsona?

-Nie sądzę, że Carson byłby szczęśliwy

z jakąkolwiek kobietą, dopóki nie

przekroczyłby... och, przynajmniej

pięćdziesiątki, a wtedy byłoby już za

późno.

-Na ślub?

-Dla mnie. Poślubiłby młodszą kobietę,

jakąś dwudziestolatkę lub dziewczynę

tuż po trzydziestce, która przekonałaby

go, że jeszcze jej nie przekroczyła.

-A wtedy?

-Wtedy Carson chciałby osiąść w

jednym miejscu. Uznałby, że zgarnął

główną wygraną. Kobieta patrzyłaby,

jak starzeje się i zwalnia tempo. Ale

sama nie chciałaby się starzeć ani tracić

tempa.

-Więc?

Wzruszyła ramionami i dopiła drinka.

Mason zamieszał płyn w kieliszku.

-Wróćmy do stołu - zaproponował. -

Powiesz mi, jeśli Nadine Palmer

skontaktuje się z tobą?

-Za ile?

-Dwieście dolarów.

-Przemyślę to. To będzie zależało od

tego, czego chce. Czy to mi się opłaci?

-Nie wiem.

- Nie zamierzam kłamać, panie Mason.

Nienawidzę kłamców. Musiałam z wielu

rzeczy zrezygnować, kiedy przyjechałam tu i

zostałam hostessą, ale parę rzeczy zyskałam.

Jedną z nich jest prawo do wolności, a to daje

mi prawo do bycia szczerą. Dzięki Bogu, nie

background image

muszę już kłamać i nie zamierzam tego robić.

-Dawniej kłamałaś?

-Każda dziewczyna, która chce być

szanowana, musi trzymać fason.

-Ty tego nie robiłaś?

Roześmiała się. - Chcesz sporo się

dowiedzieć za swoje sto dolarów. Mówiłam, że

nie muszę już więcej kłamać. Chodź, wracajmy

do stołu. Sprawdzimy, czy możesz jeszcze

wygrać.

Poprowadziła go z powrotem do tego

samego krupiera.

- Daj mu sto dolarów na żetony -

powiedziała.

Mason przekazał pieniądze. Postawił

sztony na różne numery. Tym razem

Genevieve mu nie pomagała, po prostu stała,

patrząc. Raz za razem koło ruletki obracało się,

a Mason nie otrzymywał żadnych żetonów.

Wygrał tylko niewielką sumkę na czerwone i

na dwanaście z drugiego tuzina, ale zakłady na

konkretne numery przegrywał i stos żetonów

przed nim zaczął się kurczyć. Genevieve

spojrzała na niego i uśmiechnęła się.

Nieoczekiwanie jakaś młoda kobieta w

obcisłej jak rękawiczka sukni wyciągnęła nad

stołem nagie ramię i pochyliła się, by postawić

sztony na odległym polu w końcu stołu.

Potknęła się lekko i jej miękka pierś dotknęła

ramienia Masona.

-Och, przepraszam - rzuciła. Podniosła

wzrok i uśmiechnęła się.

-Nic się nie stało - zapewnił adwokat.

-Taka jestem niezręczna, ale miałam

przeczucie, żeby postawić na ten

background image

numer... Och, nic z tego nie wyszło!

- Lepiej pójdzie następnym razem -

pocieszył Mason.

Spotkali się wzrokiem.

- Zawsze jest następny raz - szepnęła. -

Zawsze jest coś nowego, zawsze jest jutro... i

dzisiaj... i dziś w nocy - dokończyła miękko.

Postawiła kolejne sztony w odległym

końcu stołu, i znów przycisnęła się do Masona.

Tym razem przytrzymała ramię adwokata.

-Niech pan trzyma za mnie kciuki -

powiedziała. - Proszę życzyć mi

szczęścia.

-To pani mogłaby życzyć mi szczęścia -

zauważył Mason.

background image

-Dobrze, możemy życzyć sobie

nawzajem szczęścia.

Tym razem młoda kobieta wygrała.

- Ślicznie, ślicznie - zawołała

podniecona, przyciskając ramię prawnika do

piersi i podskakując. - Ślicznie, ślicznie, udało

mi się!

Mason uśmiechnął się, postawił jeszcze

trzykrotnie, aż skończyły mu się żetony.

Odszedł od stołu.

-Nie rezygnuje pan chyba? - zapytała

młoda kobieta z niedowierzaniem.

-Tylko na chwilę - przyrzekł Mason. -

Muszę odetchnąć. Ale wrócę.

-Koniecznie - rzuciła, a potem dodała

jakby przepraszając za natręctwo: -

Proszę. Przyniósł mi pan szczęście. Jest

pan tak... Och, po prostu przyniósł mi

pan szczęście.

Kiedy Mason oddalił się od stołu,

popatrzyła za nim z nadzieją.

Nigdzie nie było widać Genevieve

Honcutt Hyde. Prawnik wrócił do baru i

zamówił kolejny dżin z tomkiem. Usiadł,

pociągając alkohol i rozglądając się wokół.

Piętnaście minut później dostrzegł

przepychającą się przez tłum Nadine Palmer.

Odsunął szklankę i ruszył do jednego ze stołów

w ślad za dziewczyną.

Nadine niosła torebkę dosłownie

napęczniałą od sztonów. Była lekko pijana.

Przepchnęła się do stołu z ruletką i zaczęła

obstawiać. Miała fenomenalne szczęście. W

ciągu kilku minut otoczył ją tłum obserwatorów,

próbujących obstawiać tak samo.

background image

Mason poczuł, że ktoś się w niego

wpatruje. Podniósł wzrok i zobaczył Genevieve

Hyde przyglądającą się mu z grupy

obserwatorów. Znacząco przesunął spojrzenie na

Nadine, potem z powrotem spojrzał na

Genevieve. Wyraz jej twarzy nie zmienił się.

Stał w tyle, przyglądając się Nadine,

dopóki dziewczyna nie zgromadziła tylu

żetonów, że niemal skryła się za

background image

nimi jak za barykadą. Wtedy przesunął

się do przodu i położył jednodolarowy banknot

na numerze jedenaście.

- Zbierz sztony i skończ grę -

powiedział szeptem do Nadine.

Odwróciła się, oburzona, i ze

zdumienia wstrzymała oddech.

-Zbierz sztony i skończ grę - powtórzył

adwokat. Postawił jeszcze dwukrotnie i

odszedł od stołu.

-Słyszałaś, co powiedziałem - szepnął

do Nadine. Pięć minut później

dziewczyna zjawiła się przy kasie z

dwoma gońcami niosącymi jej sztony.

Ludzie patrzyli z pełną podziwu

ciekawością, kiedy kasjer wypłacał jej ponad

dziesięć tysięcy dolarów. Kiedy odchodziła od

okienka, Peny Mason wziął ją pod ramię.

-Co ty tu robisz? - zapytała. - A ty?

-Gram.

-Grałaś - uściślił Mason. - Teraz

skończyłaś.

-Co to znaczy: skończyłam? Często tu

przyjeżdżam. Jestem w stanie

samodzielnie kierować swoim życiem,

panie Mason, bez pańskich rad.

-Udzielam ci rady gratis. Rozmawiam z

tobą nie jako adwokat, ale jako

przyjaciel.

-Dość szybko został pan moim

przyjacielem.

-Chciałbym zadać ci kilka pytań. -

powiedział Mason. - Może napijesz się

drinka?

-Nie, dość już wypiłam. Wracam do

background image

swojego pokoju. Chce pan pójść ze

mną?

-A mogę?

-Mam wynająć przyzwoitkę? A może

niańkę?

-Ani jedno, ani drugie. Zastanawiałem

się tylko, czy mogę.

Wyszła bocznymi drzwiami i ruszyła

wzdłuż długiego ciągu bungalowów. Prawnik

szedł przy niej. Włożyła klucz

background image

do zamka. Adwokat otworzył drzwi i

wprowadził ją do środka. Pokój był

komfortowy. Stało w nim łóżko, telewizor, kilka

głębokich, wygodnych foteli. Ściany wyłożono

boazerią. Panowała tu atmosfera spokojnego

luksusu.

Kiedy Mason zamknął drzwi, Nadine

usiadła, założyła nogę na nogę, odsłaniając dość

spory fragment nylonowych pończoch,

zmierzyła prawnika wzrokiem i rzuciła:

-Lepiej, żeby to była dobra rada.

-Jest dobra. - Ile pani wygrała?

-Mnóstwo.

-Zauważyłem, że wypłacili pani ponad

dziesięć lub dwanaście tysięcy.

-Wtedy wypłacali mi pieniądze po raz

drugi - powiedziała.

-Za pierwszym razem było tyle samo?

-Więcej.

-O której pani tu dotarła?

- Taksówką pojechałam na lotnisko i

wsiadłam do pierwszego samolotu.

-Nie kupiła pani biletu na własne

nazwisko.

-Czy to przestępstwo?

-Fakt godny rozważenia, biorąc pod

uwagę dokonaną zbrodnię - powiedział

Mason. - Chyba że potrafi to pani

wytłumaczyć.

-Potrafię.

Mason przyjrzał się jej uważnie:

-Mam wrażenie, że chce pani zyskać na

czasie.

-A ja mam wrażenie, że szuka pan

informacji.

background image

-Nie przeczę - odparł Mason. - Proszę o

informacje. Dlaczego nie kupiła pani

biletu na swoje nazwisko?

-Ponieważ zmęczyło mnie to, że jestem

łatwą zwierzyną dla każdego myśliwego

na świecie - rzuciła gwałtownie. - Dzięki

Loringowi Carsonowi moje nazwisko

stało się popularne jak marka

papierosów. Zostałam małą Miss

Dopadnij!

background image

-Kompletna bzdura. Kilka osób

przeczytało w gazetach o tym, co się

stało, uśmiechnęło się może i

przewróciło stronę, zapominając o

poprzedniej. Przynajmniej jeśli chodzi

o panią. Przyznaję, że w innej sytuacji

znalazła się Vivian Carson. Mąż

obrzucił ją błotem i doznała wielu

krzywd.

-Może zaoszczędzi pan trochę

współczucia dla mnie - powiedziała. -

Każdy facet, jakiego spotykam od

czasu tej afery, robi mi niedwuznaczne

propozycje.

-A wcześniej tego nie robili?

-Niech pan słucha. Dobrze mi szło w

kasynie. Raptem zjawia się pan i każe

mi wycofać się z gry. Straszy mnie pan

i odciąga od stołu. Niech pan powie, co

ma do powiedzenia. Potem wrócę do

kasyna. Jeśli nie zacznie pan zaraz

mówić, i tak wrócę.

Wstała, obciągnęła sukienkę i ruszyła

w stronę drzwi.

- Wiedziała pani, że Carson został

zamordowany, kiedy wyjeżdżała pani z Los

Angeles?

Zatrzymała się w pół kroku, odwróciła.

Jej oczy rozszerzyły się.

-Zamordowany! - jęknęła po chwili

pełnej napięcia.

-Tak jest.

-Och, mój Boże! - westchnęła.

Podeszła do fotela i opadła na

siedzenie, jakby straciła całą siłę w

background image

kolanach. Jej oczy, rozszerzone i

pociemniałe z emocji, odszukały wzrok

prawnika.

-Kiedy? - spytała.

-Nie sądzę, żeby policja znała dokładny

czas. Prawdopodobnie późnym

rankiem lub wczesnym popołydniem.

-Gdzie?

-W domu, który zbudował dla Morleya

Edena.

-Kto... kto to zrobił?

-Nie wiadomo. Ciało znaleziono pod

kolczastym drutem, po stronie domu

należącej do Edena.

background image

-Jak go zabito?

- Zakłuto nożem, który mógł być

jednym z kompletu wiszących w kuchni po

stronie domu przyznanej Vivian Carson. Co

ciekawe, istnieją dowody wskazujące na to, iż

Carson mógł wyjąć sporą sumę pieniędzy ze

schowka ukrytego przy basenie, oraz że

człowiek, który go zabił, zabrał gotówkę.

Siedziała patrząc na niego. Jej

zachowanie mogło świadczyć o tym, że nie

całkiem pojęła wagę informacji, albo że była

oszołomiona.

-Nie mam zbyt wiele czasu na rozmowę

z panią, Nadine, ponieważ policja

gorączkowo próbuje panią odszukać.

-Policja! Dlaczego szukają właśnie

mnie?

-Ponieważ istnieją dowody wskazujące

na to, iż osoba, która dokonała zbrodni,

użyła noża wiszącego po jednej stronie

domu i przedostała się na drugą,

przepływając pod ogrodzeniem nad

basenem. Pamięta pani, że kiedy

wszedłem do mieszkania, miała pani

mokre włosy. I była pani w negliżu.

Powiedziała mi pani, że bierze prysznic.

Czy nie była to dość niezwykła pora na

prysznic?

-Nie dla mnie. Do czego pan zmierza?

-Poprosiłem też panią o papierosa -

kontynuował Mason. - Kazała mi pani

zajrzeć do torebki. Znalazłem tam

paczkę. Wyjąłem jednego. Był mokry.

Nie byłem w stanie go zapalić. Wypadła

pani z sypialni, aż poły szlafroczka

background image

powiewały z tyłu. Nie zwracała pani

uwagi na przeźroczysty strój, tak bardzo

się pani spieszyła do torebki. Chwyciła

ją pani, odwróciła się, udając, że sięga

po papierosy, i wręczyła mi jednego.

Jednak ten papieros był suchy. Myślę,

że kiedy wybiegła pani z sypialni, miała

pani w ręce drugą paczkę.

-Doprawdy? - rzuciła z sarkazmem. - I

co to wszystko znaczy, Sherlocku

Holmesie?

background image

-To znaczy - odparł Mason - że chciała

pani przedostać się z jednej strony

domu na drugą. Że ściągnęła pani

sukienkę i wskoczyła do basenu,

ubrana tylko w majtki, stanik i

pończochy. Że przepłynęła pani z

powrotem, wyżęła bieliznę z wody,

schowała do torebki, włożyła sukienkę,

wróciła do domu i właśnie przebierała

się, kiedy przyszedłem.

-Czyli że ja zabiłam Loringa Carsona?

- spytała.

-Czyli że policja uzna to wszystko za

bardzo podejrzane. Kiedy wsiadła pani

do mojego samochodu, napomknąłem o

przyjaciółce Loringa Carsona,

Genevieve Hyde, która jest hostessą tu,

w Las Vegas. Gdy tylko usłyszała pani

to nazwisko, uznała pani, że musi

wysiąść i zatrzymać taksówkę.

Wówczas pomyślałem, że zdradziłem

tajemnicę - że nie znała pani nazwiska

przyjaciółki Carsona i gdy tylko je pani

poznała, postanowiła się z nią spotkać.

Ale teraz myślę inaczej.

-A co takiego pan myśli?

-Obecnie mam wrażenie, że nagle

zdobyła pani sporą ilość gotówki i

zastanawiała się, jak wytłumaczyć się z

jej posiadania. Kiedy wspomniałem o

Las Vegas, wpadła pani na wspaniały

pomysł. Postanowiła pani tu

przyjechać, pokazać się przy jednym

stole, potem przy drugim - później

mogłaby pani twierdzić, że mnóstwo

background image

wygrała.

-Doprawdy! - rzuciła. - Ale tak się

składa, że rzeczywiście mnóstwo

wygrałam. Stał pan za mną dość długo,

by to zobaczyć. Widział pan, ile

sztonów wymieniałam na gotówkę.

-To, że przyjechała tu pani po to, by

ukryć nagłe zdobycie majątku, nie

oznacza wcale, że nie mogła pani

wygrać - zauważył Mason.

Przez długą chwilę patrzyła na niego,

rozważając coś w myślach.

- I co? - spytał Mason.

background image

-Sam pan jest mokry, panie Mason -

stwierdziła wreszcie. - Ja nic nie wiem o

mokrych papierosach. Nie zdjęłam sukienki i

nie pływałam w bieliźnie. Często lecę do Las

Vegas, żeby zagrać. Uwielbiam hazard.

Niekiedy świetnie mi idzie. Zazwyczaj

przyjeżdżam z jakimś znajomym, ale

przyznaję, że kiedy wspomniał pan o Las

Vegas, w moich myślach zadzwonił dzwonek i

raptem poczułam, że mi się uda: że jeśli tu

przyjadę, wygram fortunę. Kiedy mam takie

przeczucie, nie zwlekam. Bywa, że ktoś mówi

coś takiego, co każe mi pędzić na wyścigi i

postawić na jakiegoś konia. Lubię grać na

podstawie przeczuć.

-I to było jedno z nich?

-Tak.

-Działała pani dość pośpiesznie.

-Zawsze działam w pośpiechu - odparła

Nadine.

- A gdzie, u licha, Carson schował

swoje pieniądze?

- W bardzo pomysłowej skrytce -

wyjaśnił prawnik.

- Na pewno zaprojektował ją, budując

dom. Ciągnąc za pierścień schowany za

betonowymi schodkami do basenu podnosi się

kafelek umieszczony na zawiasie. Pod nim jest

stalowy sejf. Gdy wyjeżdżałem stamtąd,

policja zamierzała zbadać odciski palców na

krawędzi schowka i w jego wnętrzu.

Nie zdołała powstrzymać grymasu.

-Odciski palców!

-Odciski palców - powtórzył Mason.

-Ale nie można... nie można zostawić

background image

odcisków na tak gładkiej powierzchni?

-Wprost przeciwnie - uświadomił jej

adwokat. - Na taśmie chroniącej

spodnią powierzchnię płytki zostają

idealne odciski palców i bardzo

możliwe, że zachowały się także na

stalowej części sejfu.

-Muszę... muszę panu coś wyznać,

panie Mason.

-Chwileczkę - powstrzymał ją prawnik.

– Przyjechałem tu po informacje.

Jestem adwokatem, ale pani nie jest

moją klientką. Mam swojego klienta.

Jeśli cokolwiek mi pani powie, nie

zachowam tego w tajemnicy.

- To znaczy, że będzie pan musiał

przekazać to policji?

- Tak.

-W takim razie nic panu nie powiem -

rzuciła gwałtownie.

-Dobrze, niech pani nie mówi. Lecz

proszę pamiętać: jeżeli - proszę

pamiętać, że powiedziałem Jeżeli” -

policja odkryje dowody świadczące

przeciwko pani, nie musi pani składać

im żadnych zeznań. Jeżeli była tam

pani i wzięła wszystkie pieniądze albo

ich część, najlepszą rzeczą będzie

zatrudnienie własnego adwokata.

Przez kilka sekund milczała.

-I co? - ponaglił Mason.

-Byłam tam.

-Przy basenie?

-Nie. W ogóle nie byłam w tamtym

domu. Podjechałam samochodem do

background image

miejsca położonego nad posiadłością.

Jest tam kilka działek na sprzedaż.

Oglądałam je już wcześniej i

zorientowałam się, że z góry widać

dom, patio i basen.

-A co tam pani robiła? Niech pani nie

odpowiada, jeżeli nie chce pani, by

dowiedziała się o tym policja.

-Policja wie, a w każdym razie się

dowie.

-Jak?

-Przyłapał mnie strażnik.

-Powiedziała mu pani, że zastanawia

się nad kupnem działki?

-Nie mogłam. Przyłapał mnie, jak

patrzyłam przez lornetkę. Wiedziałam,

że Norbert Jennings zamierza tam

pojechać jeszcze raz, szukając Loringa

Carsona. Dowiedział się, że Carson tam

będzie. To o mnie miała stoczyć się

walka, więc chciałam to zobaczyć. A

zamiast tego... - umilkła nagle.

- Tak?

background image

-Zobaczyłam... zobaczyłam... -

przerwała, ponieważ rozległ się gong

przy wejściu.

-To pewnie masażystka - wyjaśniła. -

Zostawiłam wiadomość, żeby przyszła...

Przeszła przez pokój do drzwi.

- Proszę wejść. Będzie pani musiała

zaczekać kilka minut, ja...

Przerwała i wstrzymała oddech na

widok uśmiechniętego oblicza porucznika

Tragga.

- Bardzo pani dziękuję - rzekł

porucznik. – Skorzystam z zaproszenia i jeśli

pani pozwoli, przedstawię się. Porucznik Tragg

z wydziału zabójstw w Los Angeles.

Dżentelmen obok mnie to sierżant Camp,

sierżant Eliaś Camp z policji w Las Vegas.

Obaj weszli w głąb pokoju. Tragg

uśmiechnął się do Masona.

-Wiesz, Mason, dobry z ciebie pies

gończy. Bardzo dobry.

-Przyjechałeś tu za mną? - zapytał

Mason.

- Och, zrobiliśmy coś lepszego.

Wiedzieliśmy, że szukasz Nadine Palmer i

kazałeś ją śledzić detektywowi, więc po prostu

obdzwoniliśmy linie lotnicze, pytając o

rezerwację na nazwisko Perry’ego Masona,

dokonaną po południu na jakikolwiek lot. Pani

Palmer nie podała swojego nazwiska, więc nie

odkryliśmy, dokąd poleciała. Ale

dowiedzieliśmy się, że ty przyleciałeś tutaj.

Łatwo cię zapamiętać. Wyróżniasz się. Kiedy tu

dotarłeś, zostawiłeś za sobą wyraźny ślad.

Trafiliśmy na niego z niewielkim trudem.

background image

Przyjechalibyśmy wcześniej, ale najpierw

chcieliśmy załatwić kilka formalności.

Porucznik zwrócił się do Nadine

Palmer.

-Trochę pani grała zaraz po przyjeździe,

prawda?

-Tak. Czy jest w tym coś złego?

-Ależ nic! O ile wiem, powiodło się

pani?

background image

-Bardzo. To chyba nie jest nielegalne?

-Wprost przeciwnie, to bardzo miłe. I

zainteresuje urząd skarbowy. Cieszą

się, gdy tak nieoczekiwanie nabierają

wiatru w żagle. Gdzie zostawiła pani

wygraną?

-Mam... mam ją tutaj.

-Świetnie - orzekł policjant. -

Dokument, który pani wręczam, to

nakaz rewizji, uprawniający nas do

przeszukania pani bagażu.

-Nie! - wykrzyknęła. - Nie możecie

tego zrobić! Nie wolno wam...

-Ależ wolno - zapewnił ją Tragg - i

zrobimy to. Zacznijmy od tej torebki.

Leży na łóżku, jakby pani coś

pośpiesznie włożyła do środka.

Sprawdźmy, co w niej jest. Pozwoli

pani?

Tragg otworzył torebkę.

-No, no - gwizdnął.

-Wygrałam te pieniądze! - zawołała

Nadine. - Wygrałam w kasynie.

Tragg popatrzył na nią ze złudnie

serdecznym uśmiechem, ale jego wzrok był

twardy jak stal.

-Gratulacje - powiedział.

-Zakładam, że moja obecność nie jest

już potrzebna - wtrącił Mason. - Proszę

pamiętać, co pani powiedziałem, i...

-Ależ nie wychodź, nie wychodź! -

zatrzymał go Tragg. - Jesteś mi

potrzebny z dwóch powodów: po

pierwsze, chcę, żebyś usłyszał, co

powie pani Palmer. Ponieważ masz

background image

swojego klienta, odegrasz rolę

obiektywnego świadka. Po drugie,

chciałbym przeszukać cię, zanim

odejdziesz.

-Mnie przeszukać?

-Właśnie tak. Może złożyłeś jakąś

propozycję w imieniu swojego klienta i

otrzymałeś coś na potwierdzenie

ugody. Jestem pewien, że niczego nie

znajdziemy, ale nalega na to policja z

Las Vegas. Stań tutaj, proszę.

-Macie nakaz przeszukania mnie? -

zapytał adwokat.

background image

Odezwał się policjant z Las Vegas:

- Możemy zabrać pana na posterunek,

oskarżyć o zakłócanie porządku i wtargnięcie

do pokoju w niemoralnym celu, opieranie się

policjantowi na służbie i kilka innych rzeczy.

A potem sprawdzimy pana od podszewki.

Może pan wybrać, który sposób pan woli. A

teraz proszę wyciągnąć ramiona na boki.

Mason zrobił to z uśmiechem.

-Do dzieła, panowie - zachęcił ich.

-Jest czysty - powiedział Tragg. -

Czysty jak łza. Czytam w nim jak w

książce. Coś by kombinował, gdyby

miał cokolwiek przy sobie.

Policjant szybko przeszukał kieszenie

Masona.

-Pewnie wszystko jest tutaj - wskazał

na torebkę Nadine.

-I całkiem tego sporo - zauważył

Tragg. - Kilka tysięcy dolarów. Czy

wszystko wygrała pani w kasynie?

-Nie podoba mi się pańska postawa -

zaczęła Nadine Palmer - nie podoba mi

się sposób, w jaki wdarł się pan do

mojego pokoju i czuje się jak u siebie

w domu. Nie muszę odpowiadać na

pańskie pytania. Próbuje mnie pan

zastraszyć. Zanim odpowiem na

jakiekolwiek pytanie, żądam, by zjawił

się tu wskazany przeze mnie adwokat.

-Mówi pani o panu Masonie?

-Nie - odparła. - Pan Mason

reprezentuje inne osoby. Chcę

adwokata, który będzie reprezentował

wyłącznie mnie.

background image

Tragg podszedł do drzwi, chwycił za

klamkę i z uśmiechem ukłonił się Masonowi.

- To, mecenasie, wskazówka, by pan

wyszedł. Przeszukano pana, jest pan czysty,

nie jest pan adwokatem tej kobiety. Zabieramy

ją na posterunek w celu przesłuchania. Nie

chcemy pana zatrzymywać. Jak wiem, i pan

miał trochę szczęścia w kasynie. Jeśli zgodzi

się pan przyjąć radę od doświadczonego

policjanta, proponuję, by trzymał się pan z

dala od ruletki, skoro zebrał pan już swoją

kupką wygranych. Słyszałem, że mają tu

świetne występy rewiowe. Oczywiście, nie

będzie pan miał nic przeciwko temu, by policja

Las Vegas miała pana na oku. Chcemy

wiedzieć, dokąd pójdziesz, co zrobisz i z kim

będziesz rozmawiał. Nie mówiłbym ci tego,

ale wiem, że zauważysz dżentelmena

czekającego przy wejściu do kasyna. Jest

ubrany po cywilnemu, ale otrzymał instrukcje,

by nie spuszczać cię z oka. O wiele lepiej

dojść w takich przypadkach do obopólnego

porozumienia. Skinął głową z udawanym

szacunkiem, otwierając drzwi.

Mason odwrócił się do Nadine Palmer:

-Podjęła pani mądrą decyzję -

powiedział. - Proszę zatrudnić

adwokata.

-Czyżby jej pan doradzał? - zapytał

porucznik.

-Tylko jako przyjaciel, nie adwokat -

wyjaśnił Mason.

-W tej sprawie pan Mason reprezentuje

inne osoby - powiedział Tragg do

Nadine. - Wszystko, co robi, robi w ich

background image

najlepszym interesie. Gdyby wplątał

panią w całą aferę, jego klienci

znaleźliby się w lepszym położeniu.

Mówię to, by wzięła pani wszystko pod

rozwagę. Nie chciałbym, by trudziła się

pani na darmo, i jestem pewien, że

Mason nie chciałby, by uznała pani, że

doradza pani jako prawnik, kiedy jest

to sprzeczne z pani interesem,

ponieważ byłby wtedy winien czynu

zawodowo nieetycznego. Tak więc

dobranoc, panie Mason. Mam nadzieję,

że spodoba się panu rewia.

-Dziękuję - odparł prawnik. - Na

pewno. Mam nadzieję, że panu

spodoba się wizyta w Las Vegas,

poruczniku.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Kiedy Mason otwierał drzwi do

swojego domku, rozdzwonił się telefon.

Zamknął je kopnięciem, pośpiesznie ruszył do

aparatu i podniósł słuchawkę po trzecim

sygnale.

-Międzymiastowa do pana Masona z

Los Angeles - obwieściła telefonistka.

-Przy aparacie.

-Proszę czekać.

Niemal natychmiast na linii rozległ się

głos Paula Drake’a.

-Cześć, Perry.

-Witaj, Paul. Jak mnie zlokalizowałeś?

-Trochę doświadczenia i dedukcji -

odparł Drake. - Wiedziałem, że

jedziesz do Las Vegas, że Genevieve

Hyde pracuje w kasynie i byłem

pewien, że zanocujesz w tamtejszym

hotelu.

-Jestem w Las Vegas - powiedział

Mason - podobnie jak porucznik Tragg.

-Jak się tam dostał?

-Najwyraźniej mnie śledził. Kiedy

wsiadłem do samolotu, Tragg

zadzwonił do miejscowej policji, by

ruszyli moim tropem, jak tylko tu dotrę.

Potem sam złapał samolot i dołączył do

nich.

-Mają coś?

-Dobre pytanie. Nadine Palmer grała w

kasynie i świetnie jej poszło. Wpadli do

niej z nakazem rewizji i znaleźli stos

background image

pieniędzy.

-Cóż, tu też sporo odkryli. Twoi klienci

są w tarapatach, Perry.

-Klienci? - zdziwił się Mason.

-Tak jest.

-Wydawało mi się, że powiedziałeś to

w liczbie mnogiej. Podobnie wyraża się

porucznik Tragg. Ale mam tylko

jednego klienta i jest nim Morley Eden.

-Według mnie masz dwóch. Chyba

siedzą w tym razem. - Kto?

-Morley Eden i Vivian Carson.

-Ależ to absurd, Paul, oni nie... - urwał

w pół słowa. Zaczął rozumieć, zanim

dokończył zdanie.

-Dokładnie - powiedział Drakę,

ponieważ Mason milczał.

-Mów dalej, Paul. Co odkryła policja?

-Znaleźli samochód Carsona.

-Gdzie?

-W garażu Vivian Carson.

-W domu Edena? Czy...

-W garażu należącym do jej

apartamentu.

-Mów dalej. Fakty, Paul.

-Wiem tylko, że po separacji Vivian

Carson przeprowadziła się do bloku.

Każde mieszkanie ma podziemny

garaż, to akurat na dwa samochody.

Pani Carson mieszkała tam do soboty,

kiedy ekipa budowlana przeciągnęła

druty przez środek domu Edena. Wtedy

się przeprowadziła.

-Mów dalej.

-Oczywiście, zrobiła to w pośpiechu.

background image

Wzięła tylko to, co zmieściło sięjej do

samochodu i, rzecz jasna, zatrzymała

sobie apartament w Hollywood.

Właściwie go wynajęła.

-I tam znaleziono wóz Carsona?

-Tak, właśnie tam.

-A jak policja wpadła na to, żeby akurat

tam szukać?

-Nie wiem.

-Jest jakaś szansa, że Carson sam go

zostawił?

-Nie. I tu ty wchodzisz do gry, Peny.

Oboje go zostawili.

-To znaczy Loring i Vivian?

-Nie, Vivian i Morley Eden.

-Jesteś pewien?

background image

-Ja nie, za to policja tak. Mają świadka,

który zidentyfikował Morleya Edena.

-Tylko jednego świadka? - upewnił się

Mason.

-Ilu spodziewałbyś się w takiej

sytuacji?

-To pomyłka - orzekł prawnik. - Może

Vivian jest zamieszana w sprawę i

może to ona zaparkowała samochód,

ale Edena z nią nie było. Na pewno.

Świadkowie zawsze się mylą.

-Wiem - zgodził się Drakę. - Musisz

jednak pamiętać o kilku rzeczach.

Vivian Carson została wmieszana w

sprawę, rozwodową opartą na

weekendowych wycieczkach i tak

dalej. W opinii sąsiadów jest kobietą

występną.

-A co to ma do rzeczy?

-Dobrze wiesz, że kobiety lubią

szpiegować swoje grzeszne siostry. Ich

zainteresowanie składa się po części z

ciekawości, po części z zazdrości...

-Zapomnij o filozofii - przerwał Mason

- nawet jeżeli to ty płacisz za telefon.

-Ależ tak, jest na mój rachunek. I lubię

filozofować.

-A ja nie. Sprawy dzieją się zbyt

szybko. Co się wydarzyło?

-Sąsiadka usłyszała, jak podnoszą się

drzwi garażu Vivian. Popędziła do

okna i zobaczyła, co Vivian robi oraz,

że nie jest sama. Mężczyznę

zidentyfikowała jako Morleya Edena.

Vivian parkowała samochód. Morley

background image

kręcił się wokół i gorliwie jej pomagał.

Zasunął drzwi, ona zamknęła je na

klucz i szybko odeszli. A wóz, jaki

wstawili do garażu, to zaginiony

samochód Carsona.

-Dobrze - rzucił Mason. - Mają więc

haka na Vivian Carson i Morleya

Edena. Oraz na Nadine Palmer.

Ciekawe, ilu jeszcze morderców

znajdzie porucznik Tragg.

-Uważaj, żebyś nie został jednym z

nich - ostrzegł żartobliwie Drakę. -

Kiedy wracasz?

-Jutro rano. Mam nadzieję, że zwolnią

Nadine, kiedy przesłuchają ją w

kwaterze głównej.

background image

-Skoro znaleźli wóz Carsona, nie będą

jej przetrzymywać, ale puszczajak

gorący ziemniak. Dla nich lepiej, żeby

dziennikarze nie dowiedzieli się o

kolejnym podejrzanym.

-Genialny pomysł - ocenił Mason. -

Zwłaszcza, że ponieważ nie

reprezentuję Nadine Palmer, nic nie

jestem jej winien. Dzięki za sugestię.

-Jaką sugestię? - zdziwił się Drakę.

-Twoją. Zadzwoń do jakiejś gazety.

Powiedz, że masz historię gorącą jak

bułeczka: że policja w Las Vegas

właśnie ujęła Nadine Palmer i

przesłuchuje ją w sprawie zabójstwa

Loringa Carsona. Niech porozumieją

się ze swoim oddziałem w Vegas.. Nie

podawaj nazwiska. Powiedz, że dajesz

tylko wskazówkę. Upewnij się, że

poprawnie zanotowali nazwisko

Nadine Palmer i rozłącz się.

-Dobrze. Mogę to zrobić. Coś jeszcze,

Perry?

-Na razie wystarczy.

Odwiesił słuchawkę, przesunął palcami

po szczęce, ponownie podniósł słuchawkę i

poprosił o szefa obsługi.

- Mówi Perry Mason z apartamentu

dwa zero siedem - zaczął. - Będę potrzebował

kilku rzeczy: elektrycznej maszynki do

golenia, szczoteczki do zębów, szczotki do

włosów i grzebienia...

Urwał raptownie, dostrzegłszy

ciemnobrązową teczkę w kącie pokoju.

- Słucham, panie Mason? - powiedział

background image

szef obsługi.

- Potrzebuje pan jeszcze czegoś?

-Zadzwonię za chwilę - rzucił Mason. -

Ale proszę już zacząć kupować

potrzebne rzeczy.

-Może nie będziemy w stanie kupić

maszynki do golenia odpowiedniej

marki.

-Nie szkodzi. Kupcie obojętnie jaką,

albo żyletki i krem do golenia.

Zadzwonię jeszcze.

- Zaraz się tym zajmiemy - obiecał szef

obsługi.

Adwokat odłożył słuchawkę, podszedł

do teczki, podniósł ją i obejrzał. Wykonano ją

z grubej skóry dobrego gatunku, w kolorze

ciemnego brązu. Zamek był otwarty, a pod

rączką widniały błyszczące literki: P. Mason.

Zajrzał do wnętrza.

Wypełniały je równo poukładane,

zgięte w pól dokumenty.

Wyciągnął jeden. Była to obligacja na

sumę pięciu tysięcy dolarów wydana przez

prywatną kompanię na nazwisko A.B.L.

Seymour. Szybko przejrzał resztę zawartości

teczki, nie wyjmując już papierów,

sprawdzając je tylko na tyle, by upewnić się,

że wszystkie były obligacjami wystawionymi

na nazwisko A.B.L. Seymour i podpisanymi in

blanco przez A.B.L. Seymoura.

Zamknął teczkę, wrócił do telefonu i

powtórnie zadzwonił do biura obsługi.

-A co z bagażem? - zapytał. - Czy

można coś kupić o tak późnej porze?

-Ależ tak. W hotelu znajduje się sklep

background image

z walizkami. Jest otwarty do późna.

-Świetnie. Potrzebuję walizki i teczki.

Na obu proszę złoconymi literami

wytłoczyć napis „P. Mason”. Poza tym

potrzebuję artykułów toaletowych i

bardzo mi się śpieszy. Możecie to

załatwić?

-Natychmiast. Chce pan, by

wytłoczono złotymi literkami „P.

Mason”?

-Tak jest.

-A może „Peny Mason”?

- Nie. Po prostu „P Mason”. Wydajcie

tyle pieniędzy, ile trzeba, byle to szybko

załatwić. Doliczę trzydzieści dolarów

napiwku.

- Dziękuję, panie Mason. Natychmiast

się tym zajmiemy.

Prawnik rozłączył się, poczekał na

zgłoszenie centrali i zamówił zamiejscową do

mieszkania Delii Street.

- Leżysz w łóżku, Delio? - zapytał,

kiedy odebrała telefon.

-Ależ nie! Czytam. Jak tam sprawy?

-Nie za dobrze. Właśnie wpadłem w

pułapkę.

-O czym ty mówisz? - zapytała z

niepokojem.

-Ktoś podrzucił fałszywe dowody, i to

przeciwko mnie.

-Jakie dowody?

-Wolę nie mówić o tym przez telefon.

-Kto ci je podłożył?

-Prawdopodobnie morderca. A skoro

nie mógł tego zrobić Morley Eden ani

background image

Vivian Carson, jest nim ktoś trzeci.

Być może to Nadine Palmer, a jeżeli

tak, działa sprytnie, mądrze i jest

bardzo niebezpieczna. Jeśli nie ona, nie

mam pojęcia, kto. Może Genevieve

Hyde. Mam jednak wrażenie, że ona

jest uczciwa i szczera.

-Właśnie te uczciwe i szczere są

niebezpieczne - zauważyła Della.

-Wiem. Genevieve jest aktorką.

Zarabia na życie, dając dobre

przedstawienie. Sprawia, że mężczyzna

podnieca się hazardem. Pracuje nad

nim, aż przestaje rozróżniać wartość

pieniędzy, a wtedy, jeżeli zaczyna

przegrywać, zachęca go, by grał, póki

się nie spłucze do nitki. Do tego czasu

udaje jej się zręcznie wycofać ze sceny,

tak że facet nie może mieć do niej żalu.

-To naprawdę dobra robota! - oceniła

Della.

-Tak, ale Genevieve ma pomocnicę,

doświadczoną partnerkę pracującą z

nią w pełnym porozumieniu. Działają

jak drużyna footballowa, markując

ruchy, by przedrzeć się przez obronę

przeciwnika.

- I ktoś zastosował tę metodę na tobie?

- Tak.

-Chyba lepiej przyjadę do ciebie i

rozejrzę się - powiedziała. - Może

mógłbyś mnie wykorzystać?

-Na pewno mógłbym, ale nie ma na to

czasu. Jeżeli pozbędę się towaru, który

mi podrzucono, łapię pierwszy samolot

background image

do Los Angeles, zanim zdążyłabyś tu

dotrzeć.

background image

Numer mojego domku to dwa zero

siedem. Jeżeli nie zgłoszę się do rana, zacznij

mnie szukać.

-Dobrze - powiedziała - ale żałuję, że

nie mogę przyjechać i udzielić ci

kobiecego wsparcia. Odkręcić

machinacje jednej kobiety może tylko

druga kobieta. Mężczyzna jest bezradny

jak mucha w pajęczej sieci.

-To zabrzmiało niemal poetycko.

-Nie to było moim celem. Chcę cię

nastraszyć. Dotrę przed północą, może

jeszcze wcześniej...

-Ale do tego czasu sytuacja zmieni się

radykalnie - powiedział Mason. - Ja

będę w samolocie do Los Angeles,

chyba że wsadzą mnie do ciupy.

-Uważaj na siebie - poprosiła.

- Postaram się - obiecał i życzył jej

dobrej nocy.

Niespokojnie przechadzał się tam i z

powrotem po pokoju i co chwilę zerkał na

zegarek.

Wreszcie telefon zadzwonił. Mason

pośpiesznie podniósł słuchawkę.

- Pan Mason? - usłyszał.

- Tak.

-Mówi szef obsługi. Zaraz będę u pana.

Zdobyliśmy wszystko.

-Doskonale.

W chwilę później zjawił się z walizką,

otworzył ją i wyjął ze środka teczkę i niewielką

kosmetyczkę z nylonu.

-Musiałem kierować się własnym

gustem, panie Mason. Ja...

background image

-Doskonale - przerwał adwokat. - Ile

jestem winien?

-Rachunek opiewa na sto jeden dolarów

i trzydzieści pięć centów. Jeżeli jest pan

zadowolony...

-Absolutnie - powiedział, wręczając mu

banknoty stu i pięćdziesięcio dolarowe.

Doceniam to, co pan zrobił.

-Bardzo dziękuję. Jeśli nie podoba się

panu bagaż...

-Ależ podoba - odpowiedział adwokat,

przyglądając

background image

się walizce. - Dokładnie tego chciałem.

Cieszę się, że udało się panu załatwić napis.

-Złapałem ich właśnie, gdy zamykali.

Pasaż jest otwarty do późna.

Wieczorem sprzedają najwięcej

pamiątek, a dział z walizkami jest

częścią tego sklepu Bardzo panu

dziękuję, panie Mason. Jeżeli mogę

jeszcze coś dla pana zrobić, proszę

mnie tylko powiadomić.

-Oczywiście - obiecał adwokat.

Otworzył teczkę, którą odkrył w swoim

pokoju, przełożył obligacje do nowej, pustą

schował do walizki, zamknął zamki, a kluczyk

włożył do kieszeni. Wrócił do kasyna,

świadom faktu, że detektyw w cywilu idzie

zaledwie kilka stóp za nim.

Spędził przy grze zaledwie chwilę,

kiedy podeszła ta sama młoda kobieta, która

przycisnęła się do niego, obstawiając

poprzednio któryś z numerów. Jej oczy

błyszczały.

-Chciałam tylko panu podziękować.

-Za co? - zapytał Mason.

-Za szczęście. Naprawdę mi je pan

przyniósł. Sporo przegrałam, zanim

stanęłam obok pana i... cóż, potknęłam

się wtedy... - urwała, uśmiechnęła się i

dokończyła: - Otarłam się o... pańskie

ramię...

-Pamiętam - powiedział Mason.

-To najwyraźniej przyniosło mi

szczęście.

-Może przyniosę pani więcej szczęścia

- rzucił adwokat.

background image

-Miałam dość, jak na jeden wieczór.

-Więc może napije się pani drinka?

-To byłoby do załatwienia - odparła

figlarnie, a w jej oczach błyszczały

zachęcające iskierki.

-Często tu pani przychodzi? - zapytał

Mason, prowadząc ją w stronę baru.

-Spędzam tu większość czasu -

odparła. - Nie mogę powstrzymać się

od hazardu. A jak panu dziś poszło?

-Dość dobrze. Nic szczególnego.

background image

-Ale na pewno potrafi pan przynieść

szczęście inny.

-To była przyjemność.

Roześmiała się nerwowo. - Dość

mocno się o p? otarłam.

Przy ich stoliku stanął kelner.

-Szkocką z sodą, Bob - rzuciła.

-Dla mnie dżin z tonikiem.

Kiedy kelner odszedł, Mason

przedstawił się dziewczynie.

-Miło mi pana poznać, panie Mason -

odparła. - Ja nazywam się Paulita

Marchwell.

-Mieszka pani tutaj?

-W Las Vegas.

-I kasyno panią zahipnotyzowało?

- Uwielbiam je. Samo miejsce, tutejszą

atmosferę, ludzi, grę - wszystko. Pewnie mam

hazard we krwi. Ale porozmawiajmy raczej o

panu. Nie mieszka pan tutaj, prawda? Na czole

ma pan wypisane „wielki biznesmen”, tyle że

różni się pan od większości biznesmenów. Jest

w panu coś niepokojącego... Nie jest pan

lekarzem?... Pan... Ojej! Na imię ma pan Peny?

Mason skinął głową.

-Perry Mason, słynny adwokat! -

wykrzyknęła. - Dobry Boże, powinnam

była się domyślić. Jest w panu coś

wyjątkowego, coś, co sprawia, że

wydaje się pan uosobieniem siły. To

brzmi naiwnie, jakbym była uczennicą,

ale... Wyznam coś panu. Zauważyłam

pana już wcześniej. Był pan z jakąś

kobietą, prawda?

-Jedną z tutejszych hostess - odparł

background image

Mason. - Nazywa się Hyde.

-Och, Genevieve. Ja... - urwała i

roześmiała się.

-Skąd to rozbawienie?

-Dobrze ją znam.

-Jesteście przyjaciółkami?

background image

- Niezupełnie. Zamieniamy czasem

słówko. Może i moż - by nazwać to

przyjaźnią. My... pracujemy razem u Kelner

przyniósł im drinki.

- Za pani zdrowie - powiedział Mason.

Stuknęli się kieliszkami. Oczy

dziewczyny, nienaturalnie wielkie pod

króciutką grzywką, patrzyły na niego nad

brzegiem szklanki z uznaniem, którego nie

starała się ukryć.

-Od dawna tu pani mieszka? - zapytał

Mason.

-Przyjechałam, żeby się wyleczyć -

odparła nerwowo.

-Wyleczyć?

-Wie pan. Sześciotygodniowa kuracja.

Trzeba pobyć tu sześć tygodni,

zadomowić się, wyzwolić ze złego

małżeństwa i przygotować do

popełnienia nowych głupstw. Jednak ja

polubiłam Las Vegas na tyle, że

zostałam. Poznałam ludzi, miasto i...

cóż, jest fascynujące, kompletnie i

absolutnie fascynujące.

-W takim razie jest pani panią a nie

panną Marchwell..

-Dla pana Paulita - przerwała, rzucając

mu zachęcające spojrzenie. - Po co pan

tu przyjechał? W interesach?

-W pewnym sensie - odparł Mason.

-Chyba nie wiążą się z Genevieve?

-Trudno powiedzieć, z kim się wiążą.

-To świetna dziewczyna.

-Na to wygląda.

-Od czasu do czasu traci grunt pod

background image

nogami.

-Dla mężczyzny?

Skinęła głową. Mason czekał.

- Poderwał ją jakiś wielki

przedsiębiorca budowlany z Los Angeles.

Oszalała na jego punkcie, a potem on... Cóż,

potem próbował mnie poderwać, a Genevieve

chyba się wściekła.

Oczy Masona zwęziły się.

- Nie nazywał się przypadkiem

Carson?

background image

Raptownie zesztywniała. Zmienił się

wyraz jej oczu, twarz znieruchomiała jak u

pokerzysty.

-Więc tak? - spytał Mason.

-Skąd pan to wie?

-Moje interesy w pewien sposób łączą

się z Carsonem.

-W jaki sposób?

-Carson nie żyje.

-Nie żyje!

Prawnik skinął głowa. - Został

zamordowany.

- Na Boga! - wykrzyknęła Paulita. -

Pan... Kiedy to się stało?

- Rankiem, a może wczesnym

popołudniem.

Milczała przez kilka chwil, potem

westchnęła głęboko.

- Cóż, tak toczy się świat - powiedziała

wreszcie. - Biedny Loring. Był dobrym

człowiekiem... jeśli się go już zrozumiało.

Ponownie umilkła.

- Czy Genevieve wie? - zapytała po

chwili.

Mason skinął głową.

-Ona naprawdę się w nim zakochała. A

więc dlatego tak szybko wróciła z Los

Angeles.

-Wróciła z Los Angeles? - powtórzył

adwokat, starając się nie zdradzić

zaskoczenia.

Przytaknęła ruchem głowy.

-To znaczy, że Genevieve była dziś w

Los Angeles?

-Jasne. Wsiadła wczoraj do samolotu i

background image

została na noc. Myślałam, że i dziś tam

zanocuje, ale wróciła koło czwartej.

Mason zmrużył oczy.

- Wygląda pan bardzo profesjonalnie -

zauważyła Paulita. - To pewnie dlatego, że nie

powiedziała panu, że była w Los Angeles.

Muszę pana ostrzec: Genevieve jest jedną z

najbardziej skrytych osób, jakie znam. Kiedy

pozna pan ją lepiej, odkryje pan, że nie kłamie,

natomiast zmusi pana do wyciągania mylnych

wniosków, po prostu zachowując milczenie.

-Na pewno była w Los Angeles? -

zapytał Mason.

-Oczywiście. Wróciła samolotem,

który ląduje zaraz po czwartej - o

czwartej

siedemnaście

czy

dziewiętnaście. Widziałam, jak

wysiadała z autobusu z lotniska. Była...

-Przykro mi, że państwu przeszkadzam

- zabrzmiał nad nimi głos porucznika

Tragga. - Wyszła kolejna sprawa,

Perry. Poznałeś już sierżanta Campa. A

to panna... - Tragg spojrzał pytająco na

młodą kobietę.

-Marchwell - powiedział Mason. - To

panna Marchwell. Chciał pan czegoś,

poruczniku?

-Przepraszam. Naprawdę ogromnie

przepraszam. Wydaje mi się, że coraz

częściej przeszkadzam ci, Mason, ale

sierżant Camp otrzymał anonimową

informację - to jeden z koszmarów

policji śledczej. Jednak nie możemy jej

zignorować. Wiadomość przekazano

przez telefon... Uznaliśmy, że

background image

powinniśmy to sprawdzić. Nie chcemy

ci przeszkadzać, Mason, a na pewno

nie zamierzaliśmy przerywać państwa

rozmowy, ale może potrafisz

odpowiedzieć na nasze pytanie.

-Co za pytanie? - spytał adwokat.

-Chciałbym wiedzieć, czy twoi klienci

- Morley Eden albo Vivian Carson,

zapłacili ci honorarium w

wartościowych papierach: akcjach,

udziałach lub czymś podobnym.

- Nie.

- Wyjaśnijmy to do końca. Czy jeden z

twoich klientów zapłacił ci papierami na

nazwisko Seymour?

- Nie.

- Czy twoi klienci lub jedno z nich

prosiło cię o załatwienie jakiejkolwiek sprawy

związanej z papierami wartościowymi?

- Nie.

- A może przechowywałeś te papiery

dla nich czy dla jednego z nich? Albo dali ci

instrukcje odnoszące się do

background image

obligacji, które przekazali ci pośrednio

lub bezpośrednio? - Nie.

Tragg spojrzał na Campa: - Mason nigdy

nie kłamie.

- Nadal uważam, że powinniśmy

przeszukać jego pokój - upierał się sierżant.

Tragg zmrużył oczy.

-Masonowi można ufać. Albo będzie

owijał rzecz w bawełnę, albo zrobi cię w

konia, albo wyciśnie z ciebie prawdę,

lecz jeśli mówi coś tak zdecydowanym

tonem i prosto z mostu, mówi szczerze.

-Muszę sprawdzić ten anonim - upierał

się Camp.

-Jak pan chce to zrobić? - zapytał Mason.

-Zechciałby pan na minutę wrócić do

swojego pokoju?

-W tej chwili jestem zajęty.

-Nie szkodzi - orzekł Tragg. -

Usiądziemy sobie przy stoliku, a kiedy

skończycie, pójdziemy do twojego

pokoju. Albo może dasz nam klucz i...

-Macie nakaz rewizji? - zapytał Mason.

-Nie potrzebujemy nakazu - stwierdził

Camp. - Ale możemy go załatwić. To jest

hotel, a kierownictwo zawsze jest gotowe

do współpracy.

-Mój bagaż nie jest własnością hotelu -

zauważył Mason. - Mimo to jestem

gotów współpracować z policją. Jednak

nie chciałbym zostawiać...

Paulita Marchwell odezwała się

pośpiesznie:

- Nie, nie. Niech pan idzie. Wolę nie

mieszać się w sprawy tego rodzaju.

background image

Uśmiechnęła się do sierżanta: - Gdyby

policja Las Vegas chciała współpracować ze

mną, ja byłabym gotowa odpłacić tym samym.

Wstała i podała Masonowi dłoń.

- Miło mi było pana poznać. Może

spotkamy się w innych okolicznościach, kiedy

będzie pan miał... więcej czasu. - Rzuciła mu

znaczące spojrzenie, odwróciła się i odeszła.

background image

Mason odsunął niedokończonego

drinka i powiedział:

-Cóż, naprawdę zepsuliście mi wieczór.

-Zawsze można zacząć tam, gdzie się

skończyło - stwierdził sierżant Camp. -

Chodźmy.

Adwokat poszedł za policjantami do

swojego apartamentu.

-Przyjechałeś tu w pośpiechu, co? -

spytał Tragg.

-Sporo rzeczy załatwiam w pośpiechu -

odparł adwokat.

-Zabrałeś ze sobą jakiś bagaż?

-Jest w moim pokoju.

-Zatrzymamy cię tylko przez chwilą -

obiecał Tragg. - Ktoś poinformował

nas anonimowo, że masz teczkę

wypchaną obligacjami należącymi do

Loringa Carsona. Na teczce wybito

napis „P. Mason”. Przywiozłeś ją tutaj

z Los Angeles.

Mason nie odpowiedział. W pokoju

dostrzegł teczkę sierżant Camp. Rzucił się ku

niej.

- Tu jest - zawołał.

Tragg znowu zmrużył oczy. Spojrzał

na Masona, potem z powrotem na Campa.

- Otwórz ją - polecił.

Sierżant Camp otworzył teczkę. - I

mówisz, że on jest szczery! - wykrzyknął.

-Niech mnie! - rzucił Tragg. - Po raz

pierwszy jestem świadkiem, że

skłamał.

-Jak to „skłamał”? - obruszył się

Mason. - Nie pytałeś, czy mam teczkę

background image

wypchaną papierami wartościowymi.

Zapytałeś, czy obligacje przekazał mi

Morley Eden albo Vivian Carson. Za

każdym razem pytałeś o papiery, jakie

miałem od nich otrzymać.

-Dobra, dobra - zgodził się Tragg. -

Może i moje pytania wprowadzały w

błąd. Skąd masz te papiery?

-Nie mogę ci powiedzieć.

-A co to niby znaczy?

background image

-Po prostu: nie mogą powiedzieć.

-Cholera z tym wszystkim - przeklął

Camp. - Rób, co chcesz, Tragg, ale ja

nie wierzyłbym temu facetowi, nawet

gdyby przysięgał. Zabieramy tą teczką.

-Zinwentaryzujcie zawartość - wtrącił

Mason.

-Cholera - powtórzył Camp. - Zrobimy

spis na posterunku. Idziemy, Tragg.

Policjanci wymaszerowali z pokoju,

zabierając aktówką.

Mason podszedł do telefonu.

- Kiedy odlatuje najbliższy samolot do

Los Angeles? - zapytał.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Perry Mason siedział naprzeciw

Morleya Edena w więziennej rozmównicy.

- Jeśli mam być twoim adwokatem,

Morley, musisz powiedzieć mi, co się stało.

Morley spojrzał na niego z udręką w

oczach.

- Nie mogę tego zrobić.

-Bzdura. Adwokatowi możesz

powiedzieć wszystko. Eden potrząsnął

głową.

-Dlaczego nie?

- To zbyt cholerna sprawa... Po

pierwsze, gdybyś znał fakty, nie uwierzyłbyś

w nie. Po drugie, nie chciałbyś nas

reprezentować.

-Zabiłeś go?

-Nie.

-Wiesz, kto to zrobił?

-Nie.

-Ale chcesz, żebym reprezentował

ciebie i Vivian Carson?

-Tak. Będziemy sądzeni przed ławą

przysięgłych. Oboje zostaniemy

oskarżeni o morderstwo pierwszego

stopnia i cała sprawa nabierze rozgłosu.

Mówię ci. Oskarżą nas na podstawie

dowodów pośrednich. Nie wiem, czy

sobie z tym poradzisz.

-Tym bardziej powinieneś powiedzieć

mi, co naprawdę się stało. Muszę

wiedzieć, z czym będę walczył. Prawda

to najlepsza obrona na zarzuty oparte

background image

na dowodach pośrednich. Oczywiście

pod warunkiem, że oskarżony jest

niewinny.

-Powtarzam: prawda ci nie pomoże -

upierał się Eden. - Okazałoby się, że

nasz przypadek jest beznadziejny. Póki

będą opierać się na dowodach

pośrednich, musisz stawić im czoło i

próbować je obalić. Nie wiem, co mają

przeciw nam. Może jest tego dużo,

może mało. Jeżeli wiedzą wszystko,

przyszpilili nas. Nie wykręcimy się.

Twoją jedyną nadzieją, to znaczy naszą

jedyną nadzieją jest to, że nie wiedzą

wszystkiego. Okoliczności są

przeciwko nam. I nawet nie mogę o

tym mówić.

-Dlaczego

chcesz,

żebym

reprezentował Vivian Carson?

-Ponieważ oskarżą nas razem.

-Co za różnica? Jeśli ty nie zabiłeś

Carsona, może zabiła go Vivian, a nie

chcę, by moje ręce wiązała...

-Nie, Vivian go nie zabiła. Wiem to.

Przysięgam.

-Skąd wiesz?

- Ponieważ była... Po prostu wiem.

Mason przyjrzał mu się z namysłem.

- Słuchaj, Morley, czy ty przypadkiem

nie przypuszczasz, że zakochałeś się w Vivian

Carson?

Morley podniósł na niego wzrok.

-Wiem, że się w niej zakochałem.

Nigdy nie sądziłem, że coś takiego

mnie spotka. To najbardziej

background image

wstrząsające uczucie, jakiego

kiedykolwiek doświadczyłem. Ale...

ale nie mogę powiedzieć ci, co Vivian

dla mnie znaczy ani jak to się zaczęło.

Po prostu trafiło mnie, i to od pierwszej

chwili, kiedy ją ujrzałem. To jeden z

faktów, jakie będziesz musiał wziąć

pod uwagę. W końcu ona i Loring

Carson wciąż byli małżeństwem.

Wydano orzeczenie o rozwodzie, ale

tylko na rozprawie wstępnej. Separacja

miała trwać pół roku, zanim

otrzymaliby ostateczny rozwód.

Oskarżenie uzna, że moja miłość była

motywem zabicia jej męża.

-Kiedy to wszystko się stało? - zapytał

Mason.

-To znaczy co?

-Kiedy się zakochałeś?

-Niemal od pierwszego wejrzenia.

-O ile pamiętam, była wtedy w bardzo

wyciętym kostiumie kąpielowym -

zauważył Mason.

background image

-Tak, była - przyznał Eden. - I

wyglądała... jak uosobienie kobiecości:

sama uroda i wdzięk. Ideał piękna.

-Czułeś się samotny - tłumaczył. -

Byłeś wdowcem, mieszkałeś sam.

Przyjechałeś do swojego domu i

odkryłeś biegnące przez jego środek

zasieki. Otworzyłeś drzwi, wszedłeś do

środka, próbując odkryć, co u diabła się

stało, i znalazłeś tę kobietę, ten, jak

powiedziałeś, ideał piękna. Chwilę

potem zobaczyłeś ją nad basenem, jak

opala się w bikini. To jasne, że

wszystko zaplanowała: dekoracje,

spotkanie, kostium... a może nawet

oświetlenie. Wiedziała, o której

wrócisz. Chciała, żebyś...

-Dobrze, pewnie tak było - zgodził się

Eden. - Wiesz, o co jej wtedy chodziło.

Chciała, żebym wniósł oskarżenie

przeciwko Loringowi Carsonowi.

Próbowała odnaleźć pieniądze, które jej

mąż ukrył, szykując się do rozwodu.

Powiedziała mi o tym. Chciała, żebym

zaczął się do niej umizgać, a gdybym

jednak nie wytoczył sprawy

Carsonowi, sama zawlokłaby mnie do

sądu.

-Dobrze. Mów dalej. Opowiedz mi, jak

rozwijało się to wstrząsające uczucie.

-Następnego ranka była bardzo miła.

Podała mi filiżankę kawy nad

ogrodzeniem...

-I zaczęliście się zaprzyjaźniać?

-To był początek.

background image

-A potem?

-Potem ty się zjawiłeś, a ona urządziła

pokaz mody. Przyznam ci, Mason: to

na mnie podziałało. Jej odwaga,

pomysłowość, sposób, w jaki walczyła

z przeciwnościami. Zostałem w domu i

kiedy przyjęcie się skończyło... ona

odsunęła te głupie zasłony. Siedziałem

w salonie. Spojrzałem na nią i nagle

zacząłem się śmiać, a wtedy ona też się

roześmiała. Rozmawialiśmy... cóż,

długo.

-Jak długo?

-Do świtu, jeżeli już musisz wiedzieć.

background image

-I zorientowałeś się, że ją kochasz?

-Tak.

-Powiedziałeś jej?

-Słuchaj, to nie ma nic wspólnego ze

sprawą, ale mówiąc szczerze...

-Tak czy nie?

-Nie, ale widziała, że jestem nią

ogromnie zainteresowany, a ja

zorientowałem się, że rozbudziła we

mnie coś od dawna uśpionego. Była

ofiarą nieszczęśliwego małżeństwa.

Wyszła za wszawego drania, za...

Mason powstrzymał go, wysuwając

dłoń.

- Ten człowiek nie żyje. Zostaniesz

oskarżony o zabicie go. Nie myśl w ten sposób.

- To nieważne. Tym właśnie był.

Wszawym draniem. Poślubił Vivian i

lekceważył ją, zdradzając z inną kobietą,

zamiast pójść uczciwie do żony, powiedzieć, co

się stało: że chce odzyskać wolność i tym

samym dać jej sposobność ułożenia sobie

własnego życia. Powinien sprawiedliwie

podzielić ich majątek i zrobić, co w takich

okolicznościach należy. A on usiłował okraść ją

z tego, co jej się słusznie należało. Wynajął

detektywa i... cóż, mógł to być niezamierzony

błąd, ale ja sądzę, że celowo ustawił wszystko

tak, żeby oczernić jej nazwisko w prasie i

zrujnować reputację. Zaczął chować pieniądze i

mieszać, by nikt nie zorientował się, ile

naprawdę jest wart...

-Dobrze - przerwał Mason. - Dobrze.

Wyraźnie widać, że patrzysz na sytuację

jej oczami.

background image

-Tak - przyznał Eden - bo ona ocenia ją

z właściwej perspektywy.

-Gdy usłyszy o tym oskarżenie, będą

mieli wspaniały motyw zbrodni. Ale

teraz powiedz mi, co się stało. Muszę to

wiedzieć, ponieważ kiedy wystąpisz

jako świadek, jeśli będzie to konieczne...

-Powiem ci tyle - przerwał Eden. -

Proszę, uwierz mi.

background image

Próbowałem coś zrobić, ale nie wyszło.

Myślałem, że przechytrzę policję. To była

najokropniejsza decyzja w całym moim życiu.

Doprowadziła do tego, że ukrzyżują nas za

mój błąd. Jednak o ile wiem, na razie mają

tylko pośrednie dowody. Dobry prawnik może

zbić takie oskarżenie.

-To zależy od dowodów.

-Ale zawsze istnieje szansa. Z chwilą,

gdy zaczniemy zeznawać i powiemy,

co naprawdę się stało, skażą nas.

Wtedy już nie uda ci się nas z tego

wyciągnąć. Nikomu by się nie udało.

-Postąpię tak - zadecydował Mason. -

Będę prowadził sprawę, dopóki nie

poznam dowodów przeciwko wam.

Jeżeli w czasie procesu uznam, że

musicie wystąpić jako świadkowie,

będziecie musieli opowiedzieć mi

swoją historię, a potem staniecie za

barierką dla świadków.

-Będzie na to wszystko czas?

-Będzie krótka przerwa, kiedy

oskarżenie zakończy swój występ, a

my będziemy musieli przystąpić do

obrony. Podejmuję się was bronić pod

warunkiem, że jeżeli wówczas uznam,

iż dowody są zbyt silne, by utrącić je

bez waszych zeznań, powiecie mi

dokładnie, co się wydarzyło.

-Dobrze - zgodził się Eden. - Możemy

zawrzeć taką umowę.

Podał prawnikowi rękę. - Do tego

czasu musisz prowadzić obronę po prostu

szukając słabych punktów w oskarżeniu. Nie

background image

powinieneś liczyć na to, co razem z Vivian

mamy do powiedzenia.

Mason potrząsnął jego dłonią.

- To będzie twój pogrzeb - stwierdził. -

I to w dosłownym znaczeniu.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Sędzia Nedley C. Fisk, dżentelmen o

dobrodusznym wyglądzie i umyśle ostrym jak

brzytwa, spoglądał na Morrisona Ormsby’ego,

jednego z najbardziej kompetentnych

członków prokuratury okręgowej.

- Głos ma oskarżenie - powiedział.

Ormsby, z uwagą studiując tajemnicze

znaczki stawiane przy nazwiskach przyszłych

przysięgłych, odparł nie podnosząc wzroku:

- Oskarżenie wyraża zgodę.

Sędzia skierował spojrzenie na Masona.

- Głos ma obrona.

Adwokat wstał i powiedział z powagą:

- Obrona jest zadowolona ze składu

przysięgłych, Wysoki Sądzie.

Ormsby, zaskoczony, popatrzył na

niego z niedowierzaniem. W sprawie o

morderstwo obrona nie zakwestionowała ani

jednego z sędziów przysięgłych.

- Proszę zaprzysiąc ławę - polecił Fisk

urzędnikowi.

Kiedy zostało to uczynione, odezwał

się:

- Pozostałych ławników proszę o

opuszczenie sali sądowej. Osobom tworzącym

obecny sąd przysięgłych przypominam, że nie

wolno im formułować ani wyrażać żadnych

opinii w omawianej sprawie, póki nie zostanie

im oddana pod rozwagę. Nie wolno wam

dyskutować o dowodach ani też dopuszczać,

by dyskutowano o nich w waszej obecności.

Zarządzam piętnastominutową przerwę, zanim

background image

rozpoczniemy wysłuchiwanie stron. Sąd

zbierze się powtórnie punktualnie o godzinie

dziesiątej.

Sędzia opuścił swój fotel.

Mason zwrócił się do Drake’a i Delii

Street, którzy siedzieli obok niego.

background image

-To koszmar, jakiego obawia się każdy

prawnik. Będę musiał słuchać

oskarżenia, nie mając pojęcia, co

prokurator trzyma w rękawie, dopóki

nie podsumuje sprawy.

-Nic nie wyciągnąłeś z oskarżonych? -

zapytał Paul, spoglądając na miejsce,

gdzie między dwoma policjantami

siedzieli Morley Eden i Vivian Carson.

-Ani słowa - odparł prawnik.

- Cóż, oskarżenie na pewno ma coś

poważnego - stwierdził Drakę. - Nie puszczają

pary z ust, ale Ormsby czuje się pewnie jak

ślimak w swojej skorupie.

-Tak - zgodził się Mason - ale lepiej,

żeby nie przesadził. Zastosuję każdą

możliwą psychologiczną sztuczkę.

Będę trzymał się litery prawa, prawa

tego stanu: że jeśli okoliczności można

wytłumaczyć za pomocą rozsądnej

hipotezy

podważającej

winę

oskarżonych, przysięgli muszą ją

przyjąć i uwolnić oskarżonych. To

oczywiście inny sposób ujęcia zasady,

że nikt nie może zostać skazany,

dopóki bez najmniejszych wątpliwości

nie udowodni mu się winy. Jeśli

przysięgli nabiorą uzasadnionych

wątpliwości, muszą rozstrzygnąć

sprawę na korzyść oskarżonego i

uwolnić go. Ta zasada ma szczególne

zastosowanie w przypadku oskarżenia

pośredniego i na tym się oprę.

-Jeden z dziennikarzy twierdził, że

będziesz opierał się na technicznych

background image

szczegółach - powiedziała Della. - To o

to mu chodziło?

-On nie wiedział, o co mu chodziło -

stwierdził Mason. - Próbował się

czegoś dowiedzieć i wściekł się, że nie

chcę mu wyznać, na czym będzie

opierać się linia obrony.

-Cóż, na tym polega prawo - zauważył

Drake. - Oskarżony nie musi

udowadniać, że jest niewinny, to

oskarżenie ma udowodnić mu winę.

Oskarżony siedzi tylko cicho i liczy, że

założenie o jego niewinności

wyprowadzi go na wolność.

Na salę wrócił sędzia, przysięgli zajęli

swoje miejsca.

background image

Dziennikarze, którzy poprzednio

rozpisywali się o domu podzielonym drutami i

oskarżonych - poprzednio śmiertelnych

wrogach, teraz wspólnie posądzonych o

morderstwo, uczynili z całej sprawy jedną z

największych afer kryminalnych roku.

Wiedziano już, że Mason - jak to się

określa - idzie po omacku, że jego klienci nie

złożyli żadnych oświadczeń, nie zdradzili i nie

zamierzają zdradzić niczego prasie.

Niektórzy dziennikarze uważali, że na

tym właśnie polega mistrzowska strategia

obrońcy i że oskarżeni postępują zgodnie z

jego instrukcjami. Inni byli przekonani, że

prawnik wie tyle samo, co wszyscy. Niezwykłe

miejsce zbrodni oraz seks, tajemniczość i

dramat składający się na sprawę o morderstwo

sprawiły, że nie tylko sala sądowa pękała w

szwach - ludzie czekali w zatłoczonym

korytarzu, licząc na to, że jeśli staną w kolejce

rano, może będą mieli szanse dostać się do

środka po południu.

- Czy oskarżenie wygłosi mowę

wstępną? – zapytał sędzia Fisk.

Ormsby skinął głową i powstał.

- Wysoki Sądzie oraz wy, panie i

panowie przysięgli, będzie to jedna z

najkrótszych mów wstępnych, jakie

kiedykolwiek wygłosiłem. Zmarły Loring

Carson oraz oskarżona Vivian Carson byli

małżeństwem. Nie układało im się i Vivian

Carson wystąpiła o rozwód. Tymczasem drugi

z oskarżonych, Morley Eden, zatrudnił Loringa

Carsona do budowy domu na terenie dwóch

działek, które od niego nabył. Nie będę

background image

wchodził w prawne komplikacje, lecz okazało

się, że z dwóch działek, na których postawiono

dom, zmarły Loring Carson posiadał na

własność tylko jedną, natomiast druga należała

do Vivian Carson. Kiedy został wydany

sądowy zakaz wkraczania na jej teren, Vivian

Carson postawiła ogrodzenie biegnące wzdłuż

granicy obu działek, dzieląc dom na dwie

części. Oskarżony Morley Eden, na podstawie

umowy z Loringiem Carsonem, wszedł w

posiadanie drugiej części domu. Każdy z

oskarżonych miał powód do żalu do Loringa

Carsona. Vivian Carson uważała, że jej mąż

ukrywa pieniądze po to, by nie otrzymała

należnej jej części. W dalszej części przewodu

udowodnimy, że to podejrzenie było

uzasadnione. Natomiast Morley Eden nabył

teren od zmarłego Loringa Carsona i zapłacił

mu za wybudowanie domu na obu działkach.

Odkrył, że Carson okłamał go co do własności

działek i w efekcie dom Edena został

wybudowany częściowo na terenie, który do

niego nie należał. Zamierzamy udowodnić, że

Loring Carson rzeczywiście ukrywał swoje

dochody i przechowywał je w miejscu,

którego, jak sądził, nikt nie odnajdzie - w

tajnym sejfie w pobliżu basenu przy domu,

który wybudował dla Morleya Edena. O ironio,

skrytka na nieujawnione dochody Carsona

znalazła się w części domu leżącej na terenie

przyznanym Vivian Carson. Loring Carson

pojechał tam i otworzył sejf w dniu piętnastym

marca tego roku. Nie zamierzał zabierać

pieniędzy. Był przekonany, że nikt nie

podejrzewa, iż schował je dosłownie pod

background image

nosem niechętnej mu żony. Jednakże jak się

okazało, był tego zbyt pewny. Oskarżeni

znaleźli skrytkę i zabili Loringa Carsona z

zimną krwią lub w wyniku kłótni, jaka

wybuchła po odkryciu schowka. Oskarżona

Vivian Carson poczekała, aż jej były mąż

opuści willę i następnie, zupełnie naga,

pojawiła się od strony domu należącej do

Morleya Edena. Przepłynęła basen pod drutami

i wyjęła ze schowka bliżej nieznaną ilość

gotówki oraz papiery wartościowe na sumę

ponad stu pięćdziesięciu tysięcy dolarów.

Papiery te odnaleziono w hotelowym pokoju

Perry’ego Masona w dniu morderstwa. Loring

Carson odkrył, co się dzieje, i został zabity

przez oskarżonych. Sąd poinstruuje państwa,

że kiedy raz udowodni się, że oskarżony -

każdy oskarżony dokonał zbrodni, to ma prawo

przedstawienia okoliczności łagodzących lub

usprawiedliwiających jego czyn. Prawdą jest,

że opieramy oskarżenie na dowodach

pośrednich. Jednakże są one dobrym

materiałem dowodowym. Dowiedziemy, na

podstawie wyłącznie pośrednich dowodów, że

oskarżeni, działając wspólnie, zabili Loringa

Carsona, a następnie usiłowali ukryć swoją

zbrodnię. Od państwa, panie i panowie

przysięgli, oczekujemy jedynie sprawiedliwego

wyroku. To wszystko, dziękuję.

Ormsby wrócił na swoje krzesło i

usiadł, zachowując się jak człowiek, który

wykonuje niemiły obowiązek, ale zamierza

doprowadzić rzecz do końca.

Mason zrezygnował z mowy wstępnej.

Następnie oskarżyciel, działając

background image

spokojnie i efektywnie, niczym chirurg

wykonujący trudną operację, zaczął wzywać

świadków.

Najpierw wezwał anatomopatologa,

który przeprowadził sekcję zwłok. Lekarz

zeznał, że według jego opinii, w chwili

wykonania autopsji Carson był martwy od

trzech do pięciu godzin. Określił czas śmierci

na pomiędzy godziną 10.30 a 12.30 piętnastego

marca.

Jego zdaniem zgon nastąpił niemal

natychmiast na skutek rany zadanej nożem o

ośmiocalowym ostrzu. Przebiło ono mięsień

serca. Na zewnątrz wydostało się niewiele

krwi, gdyż nastąpiło rozległe krwawienie

wewnętrzne. Pchnięta nożem ofiara upadła na

podłogę i leżała bez ruchu do chwili zgonu.

Następnie Ormsby przedstawił

orzeczenie sądu, na podstawie którego

dokonano

podziału

nieruchomości.

Przyznawano w nim jedną działkę Vivian

Carson, a drugą Loringowi Carsonowi.

Przedstawił także potwierdzoną kopię zakazu

wejścia na teren należący do Vivian Carson jej

byłemu mężowi, jego reprezentantom, agentom

lub wspólnikom.

Zawezwał szefa ekipy remontowej,

który potwierdził krótko, że zatrudniła go

Vivian Carson. Miał przygotować

background image

wszystko tak, by przystąpić do pracy w

sobotą rano. Vivian zatrudniła także ślusarza,

który otworzył drzwi i dorobił klucze do jej

części domu. Budowlańcom kazała

przeciągnąć linię w odległości dwóch cali od

granicy jej posiadłości. Ekipa remontowa

czekała w pogotowiu, i gdy tylko świadek

przeciągnął sznur przez cały dom, nakazała im

postawić ogrodzenie z drutu.

Świadek zeznał, że pozostał na terenie

posiadłości, póki nie ukończono ogrodzenia.

Sprawdził je, przeszedł na drugą stronę domu i

dopilnował, by płot biegł w odległości dwóch

cali od linii podziału.

- Czy oskarżona Vivian Carson

wyjaśniła wówczas, dlaczego chce, by

ogrodzenie znalazło się dwa cale od linii

podziału domu? - zapytał Ormsby.

- Tak.

-Co powiedziała?

-Że gdyby Morley Eden chociaż

wetknął palec w płot, pogwałciłby

orzeczenie sądu. Zamierzała wytoczyć

mu sprawę.

-Czy mówiła coś o swoim stosunku do

zmarłego, to znaczy do byłego męża?

-Powiedziała, że nienawidzi ziemi, po

której on chodzi.

-Czy mówiła coś jeszcze?

-Że był wszawym draniem i że nic nie

sprawiłoby jej większej satysfakcji niż

wsadzenie mu noża w żebra.

Ormsby spojrzał znacząco na

przysięgłych.

-Czy świadek mógłby powtórzyć

background image

ostatnie stwierdzenie? - powiedział. -

Co takiego mówiła?

-Powiedziała, że nic nie sprawiłoby jej

większej satysfakcji niż wsadzenie mu

noża w żebra.

-Świadek do dyspozycji obrony - rzucił

Ormsby. Mason uśmiechnął się do

mężczyzny.

-Zetknął się pan kiedyś z rozwodem? -

zapytał.

-Nie osobiście.

background image

-Sprawa dotyczyła jednego z pańskich

przyjaciół?

-Tak.

-Zna pan kobiety, które uzyskały

rozwód?

-Tak.

- Czy rozmawiał pan z nimi krótko po

orzeczeniu rozwodu, gdy wciąż czuły

rozgoryczenie?

- Tak.

-Dobrze - Mason uśmiechnął się

uprzejmie. - Ile z nich twierdziło, że

chciałoby zakłóć byłego męża nożem,

lub że był wszawym draniem, albo też że

wydłubałyby mu oczy lub cokolwiek w

podobnym sensie?

-Chwileczkę! - poderwał się Ormsby. -

Chwileczkę! Sprzeciw! Jest to pytanie

niekompetentne, niespójne i nie mające

związku ze sprawą. Świadek nie jest

ekspertem w sprawach rozwodowych i

nie w tym charakterze go wzywałem.

-Jeśli Wysoki Sąd pozwoli, pytanie jest

całkowicie poprawne - odparł Mason. -

Oczywiście, jeśli pan prokurator obawia

się tego pytania, wycofam je.

-Ostatnia uwaga była zbędna - zauważył

sędzia Fisk.

-Nie boję się odpowiedzi świadka -

rzucał się Ormsby.

- Pilnuję tylko prawidłowości procesu.

- Chyba podtrzymam sprzeciw -

powiedział sędzia.

- Wątpię, czy pytanie było właściwe. Ma

pan dalsze?

background image

Mason, wciąż uprzejmie uśmiechając się

do świadka, zapytał:

-Kiedy oskarżona Vivian Carson

stwierdziła, że chciałaby zakłuć męża

nożem, czy ton jej głosu różnił się w

jakimkolwiek stopniu od tonu innych

podobnych komentarzy, jakie padły z ust

pana rozwiedzionych znajomych? Mam

na myśli uwagi w stylu: „Chciałabym

wydłubać mu oczy” albo „Zabiję go,

jeśli się do mnie zbliży”?

-Jedną chwilę - odezwał się znów

Ormsby. - Pytanie zostało odrzucone

jako nieprawidłowe. Ponieważ

wysunięto już sprzeciw w tej kwestii,

obrona winna jest złego prowadzenia

sprawy oraz lekceważenia sądu,

upierając się przy pytaniu, które zostało

odrzucone.

Sędzia zastanowił się, po czym pokręcił

głową.

- Nie sądzę, że jest to to samo pytanie,

jakie padło poprzednio. To pytanie dotyczy tonu

głosu. Oddalam sprzeciw. Świadek może

odpowiedzieć.

Świadek, uśmiechając się szeroko do

Masona, powiedział:

-Ton jej głosu był podobny do tonu

innych komentarzy w tym stylu. Nie

pamiętam kogokolwiek, kto chciałby

wsadzić mężowi nóż w plecy, ale

przypominam sobie, że jedna z kobiet

stwierdziła, iż nic nie sprawiłoby jej

większej przyjemności niż zepchnięcie

męża z urwiska. To znaczy byłego męża.

background image

-I mówiła to podobnym tonem? -

upewnił się Mason.

-Podobnym.

-Ile kobiet znajomych panu - ciągnął

Mason - które po otrzymaniu rozwodu

wyrażały takie opinie, naprawdę

zepchnęło męża z urwiska albo

wydłubało mu oczy lub dopuściło się

jakiejkolwiek przemocy?

-Sprzeciw! Pytanie nieprawidłowe -

warknął Ormsby.

-Podtrzymany - zgodził się sędzia Fisk. -

Pozwoliłem na pytanie o ton głosu, ale to

chyba wszystko, na co się zgodzę.

Mason zwrócił się do przysięgłych z

wiele mówiącym uśmiechem.

-A więc to wszystko - powiedział.

Niektórzy odpowiedzieli prawnikowi

uśmiechem. Ormsby, wściekły, ale

opanowany, zaproponował:

-Wzywam na świadka porucznika

Tragga. Porucznik, ekspert w

przekazywaniu swojej opowieści tak, by

wywarła wrażenie na ławie przysięgłych,

stanął na miejscu dla świadków i pod

przysięgą zeznał, co odkrył na miejscu

zbrodni. Przedstawił zdjęcia zwłok i

opisał zewnętrzne okoliczności.

-Zauważył pan wodę w pobliżu ciała? -

zapytał Ormsby.

-Tak. Były to dwie kałuże.

-Jakiej wielkości?

-Jak moja dłoń.

-Na jakim podłożu się znajdowały?

-Na wyłożonej glazurą, wywoskowanej

background image

podłodze.

-W jakiej odległości od ciała?

-Jedna około sześciu i trzech czwartych

cala, druga - dwanaście i pół cala.

-Czy zbadał pan ciecz, aby określić, skąd

pochodziła?

-Tak. Zebrano ją do fiolek i poddano

analizie, by sprawdzić, czy nie była to

woda z basenu. Zawierała stosunkowo

dużą ilość chloru, gdyż tamtego dnia

oczyszczano basen.

-Co wykazała analiza wody z kałuż?

-Zawierała taką samą ilość chloru jak

woda w basenie.

-Czy zrobił pan zdjęcia, na których

widać, jak przebiega ogrodzenie dzielące

basen?

- Tak.

- Proszę pokazać te fotografie, a także

zdjęcia, na których widać zwłoki, dom i jego

otoczenie. Potrzebujemy zdjęć z miejsca

zbrodni, by sędziowie przysięgli mogli

zorientować się w sytuacji.

Tragg wyjął teczkę ze zdjęciami i przez

najbliższe pół godziny wyciągał je po kolei,

opisywał, co każde przedstawia, wyjaśniał, z

jakiego miejsca je zrobiono i gdzie znajdował

się aparat, a także określał dokładny czas

wykonania fotografii. Na koniec odbitkę

włączano do akt jako materiał dowodowy.

-Kto był na miejscu zbrodni, kiedy się

pan tam zjawił? - spytał Ormsby.

-Był tam Morley Eden, jeden z

oskarżonych, oraz pan Perry Mason,

jego obecny adwokat. Potem pojawiła

background image

się

background image

Vivian Carson, druga oskarżona. Byli

też, oczywiście, dziennikarze i fotoreporterzy z

prasy oraz ekipa policji, a później koroner.

-Na miejscu zbrodni był pan Perry

Mason?

-Tak.

-Czy rozmawiał pan z nim o

morderstwie?

-Tak.

-Czy pan Mason podsuwał jakieś

sugestie?

-Tak.

-Jakie?

-Sugerował, bym zwrócił szczególną

uwagę na stan odzieży zmarłego.

-Jakiej części odzieży konkretnie?

-Rękawów koszuli.

-Jak wyglądały?

-Koszula miała sztywne mankiety

spięte spinkami z diamentów pokrytych

czarną emalią, tak więc kamienie nie

były widoczne. Jednak część emalii na

prawej spince odprysła, odsłaniając

diament.

-Czy były to spore kamienie?

-Dość spore i cenne. Obudowa spinek

była platynowa.

-Jak wyglądała sama koszula?

-Jej rękawy były mokre do wysokości

łokci.

-O ile wiem, nieboszczyk miał także

marynarkę?

-Zgadza się.

-A rękawy marynarki?

-Nie były mokre, jedynie podszewka od

background image

środka nasiąkła wodą z rękawów

koszuli. Jednak marynarka pozostała

sucha.

-Czy przeprowadził pan rozmowę z

panem Masonem w związku z tą

kwestią?

- Tak.

-Co mówił pan Mason?

-Zasugerował, bym zbadał basen.

background image

-Zrobił pan to?

-Tak.

-I co pan odkrył?

-Nic.

-Co stało się potem?

-Mason stwierdził, że nie szukałem dość

daleko albo dość dokładnie.

-Ze słów pana Masona odniósł pan

wrażenie, że wiedział on o skrytce, którą

potem pan odkrył i że chciał skierować

na nią pańską uwagę?

-Chwileczkę - przerwał Mason. -

Pytanie jest nieprawidłowe, wymaga od

świadka wyciągania wniosków. Poza

tym jest niekompetentne, niespójne i nie

na miejscu.

-Sprzeciw podtrzymany - powiedział

Fisk. - Na pewno nie musi pan, panie

prokuratorze, nakłaniać tego świadka do

wyciągania wniosków. Pozwólmy

opowiedzieć mu o tym, co zrobił i co

odkrył.

-Tak jest, Wysoki Sądzie - ustąpił

Ormsby, zerkając na przysięgłych, by

sprawdzić, czy zrozumieli, o co mu

chodzi. - Zapytam więc inaczej - podjął,

jakby lekko zmieszany technicznymi

utrudnieniami nałożonymi przez

sędziego, lecz cierpliwie pragnący

przedstawić ławnikom wagę sprawy: -

Zakończył pan badanie basenu?

- Tak.

-I nic pan nie znalazł?

-Nic.

-A potem sprawdził pan powtórnie?

background image

-Tak.

-Za czyją sugestią?

-Perry’ego Masona.

- To znaczy obrońcy, który reprezentuje

w tej sprawie oskarżonych?

- Tak.

- I co powiedział pan Mason? - Ormsby

wstał z krzesła, podkreślając tym wagę pytania,

a także doniosłość odpowiedzi porucznika

Tragga.

- Pan Mason zaproponował, bym

sprawdził z tyłu schodki do basenu.

-Z tyłu schodki do basenu - powtórzył

Ormsby.

-Tak.

-I zrobił pan to?

-Tak.

-Co pan znalazł?

-Gdy tylko za nie zajrzałem, a raczej

gdy sięgnąłem tam ręką, wyczułem

niewielki metalowy pierścień.

-Co pan zrobił?

-Włożyłem palec w pierścień i lekko

pociągnąłem.

-I co się stało?

-Wyczułem natychmiast, że pierścień

zawieszony był na giętkim metalowym

kablu nakręconym na wałek.

-Co stało się potem?

-Pociągnąłem za pierścień, wyciągając

go jakieś dwa, trzy cale, co zwolniło

zatrzask w środku schowka jakieś

dziesięć stóp od basenu.

-I co się stało?

-Sprężynka uniosła płytkę o powierzchni

background image

około osiemnastu cali, odsłaniając

sprytnie zamaskowany schowek

wielkości szesnastu i jednej czwartej

cala, głęboki na dwie stopy i trzy i pół

cala, wyłożony stalą, na automatycznym

zawiasie, tak więc wystarczyło pchnąć

płytkę, by zamknęła się z powrotem.

-Z jednej strony kafelek był zawieszony

na zawiasie?

-Tak.

-I co znalazł pan w tym schowku?

-Nic.

- Nic?

-Zgadza się. Kompletnie nic.

-A czy pan Mason okazał zdziwienie,

gdy w miejscu, które tak uparcie

wskazywał, odkrył pan pierścień?

Chociaż... wycofuję to pytanie.

Przepraszam Wysoki Sąd oraz obronę.

Po zastanowieniu dochodzę do wniosku,

że pytanie to było niewłaściwe.

Chciałem się tylko upewnić, poruczniku,

że właściwie zrozumiałem pańskie

zeznania. Znalazł pan pierścień w

miejscu, które wskazywał pan Mason?

-Sugerował, bym tam poszukał.

-I mówił to po tym, jak zbadał pan basen

i niczego nie znalazł?

- Tak.

Ormsby podszedł do stołu obrony, gdzie

siedział Mason, pochylił się lekko i cicho

powiedział:

-Chciałem tylko pokazać, że jeżeli

spróbujesz wywierać presję na

przysięgłych, spotkamy się w pół drogi.

background image

-Kontynuuj - odparł półszeptem Mason.

-Więc płytka unosiła się na sprężynie? -

zapytał Ormsby.

- Tak.

-Gdzie była ta sprężyna?

-Potem odkryliśmy, że jej spirala

oplatała stalowy pręt pełniący funkcję

osi, na której obracał się zawias. Nie

bardzo jasno to opisałem. Chodzi o to,

że płytkę zawieszono na zawiasie.

Przebiegał przez niego stalowy pręt

szerokości pół cala, biegnący do

sworznia, który unosił zawias w górę.

Sprężynę okręcono wokół końców tego

pręta. Była dostatecznie naciągnięta, by

kafel unosił się, gdy tylko zwolnił się

zatrzask.

-Jak rozumiem, ten kafelek nie różnił się

wyglądem ani rozmiarami od innych?

-Był identyczny, poza tym, że

wywiercono w nim dziurkę, w środku

umieszczono metalową rurkę i całość

zalano betonem. Do rurki włożono

stalowy pręt działający jak oś, na której

obracał się kafelek, tak że całość

tworzyła wytrzymałą dźwignię.

background image

- Była tam też sprężyna i pokrywa

schowka unosiła się po pociągnięciu za drut?

- Tak.

-A jak można było zamknąć płytkę?

-Wystarczyło nacisnąć, by pokonać

napięcie sprężyny.

-Czy kafel założono tak, że nie można

go było odróżnić od pozostałych?

-Zrobiono to bardzo sprytnie. Nawet

gdy wiedzieliśmy już, że jest ruchomy,

mogliśmy stanąć na nim lub przejść się

nie czując, że cokolwiek znajdowało

się pod spodem. Zawias skonstruowano

tak starannie, a sprężynowy zatrzask

stanowił

taką

mechaniczną

doskonałość, że absolutnie nic nie

wskazywało na to, iż płytka nie została

twardo osadzona w betonie.

-Sejf był wodoodporny?

-Tak.

-Dzięki czemu?

-Niższy fragment obrzeża kafla

oklejono podgumowaną gąbką i

oklejono taśmą.

-Każda osoba, która zamykała płytkę,

musiałaby zostawić na tej taśmie

odciski palców?

- Tak.

- A gdy płytka podniosła się, trzeba

było pchnąć ją na miejsce, by się zamknęła?

Czy tak?

- Tak.

-Więc czy znalazł pan jakieś odciski

palców na taśmie otaczającej brzeg

płytki lub po jej wewnętrznej stronie?

background image

Pytam o spodnią część płytki,

poruczniku, nie wierzchnią. Czy

znalazł pan odciski palców we wnętrzu

stalowego sejfu?

-Znalazłem.

-Czy odkrył pan odciski palców, które

można odczytać?

-Tak.

-Zdjął je pan i sfotografował? - Tak.

background image

- A następnie pobrał pan odciski palców

osób, które mogły mieć dostęp do schowka lub

okolic miejsca, gdzie został umieszczony?

- Tak.

-Po dokonaniu porównania, czy był pan

w stanie określić, do kogo należały

niektóre z odcisków?

-Tak jest.

-Do kogo?

Tragg obrócił się na swoim krześle, by

spojrzeć wprost na przysięgłych.

-Dwiema z osób, które zostawiły odciski

na spodniej stronie płytki oraz na

taśmie, byli oskarżeni: Vivian Carson

oraz Morley Eden.

-To znaczy, znalazł pan odciski ich

obojga?

-Tak jest.

-Ma pan zdjęcia tych odcisków oraz

zdjęcia odcisków palców oskarżonych?

-Mam.

-Ma je pan przy sobie?

-Tak.

-Proszę je pokazać.

Tragg wyjął fotografie, które włączono

do materiału dowodowego. Powiększone

odbitki ustawiono na sztalugach, a Tragg

wskazał tak zwane punkty podobieństwa.

Ormsby odwrócił się tyłem do zdjęć i

patrząc na świadka rzucił:

-Stwierdził pan, że na miejscu zbrodni

była oskarżona Vivian Carson?

-Zgadza się. Przebywała w swojej części

domu.

-Poszedł pan do niej?

background image

-Tak.

-Przesłuchał ją pan?

-Tak.

-Spytał pan, gdzie była i co robiła

wcześniej?

background image

-Tak jest. Powiedziała, że właśnie

wróciła z zakupów.

-Sprawdźmy, czy dobrze rozumiem

sytuację - Ormsby zerknął na

przysięgłych, upewniając się, że

słuchają go uważnie. - Dom podzielono

ogrodzeniem, które biegło przez salon i

nad basenem. Po której stronie są

sypialnie - po stronie należącej do

Vivian Carson czy Morleya Edena?

-Sypialnie leżą po stronie Edena.

-A kuchnia?

-Po stronie Vivian Carson.

-Jak zrozumiałem z pańskich zeznań,

przeszedł pan na drugą stronę domu,

należącą do oskarżonej Vivian Carson?

-Zgadza się.

-Gdzie ją pan przesłuchiwał?

-W kuchni, a potem w patio.

-Czy będąc w kuchni zauważył pan

magnetyczny wieszak, na którym

wisiały noże?

- Tak.

-Ma pan przy sobie narzędzie zbrodni?

-Mam.

-Proszę je pokazać.

Tragg wyjął nóż z drewnianą rączką, a

Ormsby poprosił o włączenie go do dowodów.

-Nie sprzeciwiam się - odezwał się

Mason.

-Czy będąc w kuchni rozmawiał pan z

Vivian Carson o narzędziu zbrodni?

-Tak. Zapytałem, czy na wieszaku po

prawej stronie kuchenki nie brakuje

żadnego noża.

background image

-Co odpowiedziała?

-Że wszystkie są na miejscu.

-Co stało się potem?

-Zwróciłem jej uwagę na nóż z

drewnianą rękojeścią i zapytałem, czy

zawsze tu wisiał, co potwierdziła.

Zdjąłem go i odkryłem, że nigdy nie

był używany: na ostrzu widniała

jeszcze wypisana kredą cena.

background image

-Czy zapytał pan o to?

-Tak zrobiłem.

-Jak to wyjaśniła?

-Powiedziała, że o ile wie, nigdy go nie

używano oraz że dopiero niedawno

wprowadziła się do domu.

-Ma pan ten drugi nóż przy sobie?

-Tak.

-Proszę go wyjąć.

Tragg wyciągnął drugi nóż i ten

egzemplarz również włączono do materiału

dowodowego.

- Chciałbym, by przyjrzał się pan

postawionym czarną kredą znaczkom na ostrzu,

poruczniku - powiedział Ormsby. - Czy to te

same, które widniały na nim, gdy zabierał pan

nóż?

- Tak.

-Czy próbował pan odnaleźć samochód,

który Loring Carson posiadał w dniu

swojej śmierci?

-Próbowaliśmy - przyznał Tragg. -

Uzyskaliśmy informacje od wydziału

drogowego i po zdobyciu opisu pojazdu

wystosowaliśmy komunikat o jego

zaginięciu.

-Znaleźliście go?

-Kilka godzin po odkryciu ciała.

-Gdzie, poruczniku?

-W garażu wynajmowanym przez

oskarżoną Vivian Carson, w Larchmore

Apartments położonych w tym mieście.

-Czy oskarżeni lub jedno z nich

wyjaśnili, jak się tam znalazł?

-Nie. Odmówili mówienia o tej sprawie.

background image

-Proszę o usunięcie ostatniej uwagi

świadka z protokołu - wtrącił się

Mason. - Prawo nie wymaga od

oskarżonych omawiania jakichkolwiek

spraw.

-Wniosek odrzucony - powiedział

sędzia Fisk. - Świadek zeznał, że

oskarżeni odmówili zeznań, co jest tym

samym, co przytaczanie wypowiedzi

oskarżonych.

background image

-Czy rozmawiał pan z Vivian Carson o

dochodach, jakie Loring Carson

ukrywał? - podjął Ormsby.

-Tak. Kilkakrotnie powtórzyła, że jej

były mąż zatajał posiadanie sporych

sum pieniędzy oraz papierów

wartościowych. Nie mogła ich

odnaleźć, podobnie jak sędzia

Goodwin, który przewodniczył

rozprawie rozwodowej. Powiedziała,

że sędzia Goodwin podkreślał swoje

przekonanie o istnieniu tych pieniędzy.

-O której godzinie miała miejsce ta

rozmowa, poruczniku?

-Zaczęła się... gdzieś około drugiej i

trwała z przerwami aż do kwadrans

przed trzecią.

-Znalazł pan jakieś wartościowe rzeczy

przy zwłokach Loringa Carsona?

-Tak jest. Znaleźliśmy dużą ilość

gotówki - przynajmniej w oczach

policjanta - oraz czeki podróżne

wystawione na nazwisko A.B.L.

Seymour.

-Ma je pan przy sobie?

-Tak.

-Proszę pokazać.

Książeczka czekowa została włączona

do materiału dowodowego, podobnie jak

pieniądze znalezione przy zmarłym.

- Czy idąc za wskazówką, jaką było

nazwisko A.B.L. Seymour - albo raczej

rozpoczynając od tego śladu dochodzenie -

odkrył pan, kim była ta osoba?

- Tak.

background image

-Czego więc się pan dowiedział?

-Nikt taki nie istniał. Było to fałszywe

nazwisko, którego Carson używał, aby

ukryć swoje dochody. Wykupił na nie

sporą ilość czeków podróżnych oraz

papierów wartościowych i otworzył

konto w banku w Las Vegas. Było na

nim ponad sto tysięcy dolarów.

-Sprawdził pan podpis i porównał z

charakterem pisma zmarłego?

background image

- Tak.

- Czy odnalazł pan jakiekolwiek

obligacje wystawione na nazwisko A.B.L.

Seymour?

- Tak.

-Gdzie?

-W Las Vegas.

-A gdzie dokładnie?

- W bungalowie wynajętym przez pana

Perry’ego Masona.

-Coś takiego! - powiedziawszy to,

Ormsby westchnął dramatycznie. - Przez

pana Masona?

-Tak jest.

-Czy były w jego posiadaniu?.

-Tak, w jego teczce.

-Teczce, którą przywiózł z Los Angeles?

-Teczka należała do niego. Była w jego

pokoju. Założyłem więc, że ją ze sobą

przywiózł.

-Proszę niczego nie zakładać - upomniał

go sędzia Fisk. - Może pan tylko

stwierdzać fakty.

-Nie zamierzam wysuwać sprzeciwu -

wtrącił się Mason. - Skoro porucznik

Tragg zaznaczył, że było to jego

założenie, chciałbym, by cała odpowiedź

pozostała w protokole.

Sędzia spojrzał na niego zaintrygowany,

a potem uśmiechnął się.

-Dobrze - powiedział. - Nie padł

wniosek o wycofanie pytania, tak więc

proszę zaprotokołować odpowiedź.

-Czy pan Mason wyjaśnił, jak wszedł w

posiadanie tych dokumentów? - podjął

background image

Ormsby.

- Nie.

-Wziął pan teczkę z papierami?

-Tak.

-Czy była w jakiś sposób oznaczona?

-Tak. Złoconymi literami wytłoczono

„P” kropkę „Mason”.

background image

-Ma pan ze sobą teczkę oraz

dokumenty?

-Przekazałem je już panu. Są na nich

moje znaki identyfikacyjne.

Ormsby wyjął teczkę oraz plik papierów

wartościowych i po identyfikacji wszystkich z

osobna włączył je do materiału dowodowego.

-Myślę, że na tym skończę

przesłuchiwanie świadka, przynajmniej

na razie - obwieścił. - Jeżeli jednak

okaże się to konieczne wobec wynikłych

później kwestii, być może jeszcze go

wezwę.

-Zgadzam się - powiedział Mason.

-Chce pan poczekać z pytaniami do

zakończenia sprawy? - zapytał go

sędzia.

-Kilka wolałbym zadać teraz - odparł

Mason. - Może będę miał dalsze

później.

-W takim razie proszę zaczynać.

-Insynuował pan - zaczął Mason - że

papiery wartościowe oraz teczkę, które

znalazł pan w moim posiadaniu,

odebrałem od moich klientów z Los

Angeles i przywiozłem do Las Vegas w

Newadzie.

-Niczego nie insynuowałem - odparł

Tragg z uprzejmym uśmiechem. - Tak

pomyślałem... rzecz jasna.

Lekkie wahanie przed ostatnimi dwoma

słowami oraz uśmiech porucznika podkreśliły

wagę stwierdzenia.

-Ma pan jakieś dowody potwierdzające,

że otrzymałem owe obligacje w Los

background image

Angeles i przywiozłem je do Las Vcgas?

-Nie znalazłem dowodów bezpośrednich

- odparł Tragg i dodał z własnej woli: -

Rzadko robi się takie rzeczy w

obecności policji, panie Mason.

Przez zatłoczoną salę sądową przebiegła

fala śmiechu.

- Proszę świadka, żeby wstrzymał się od

samowolnych uwag i odpowiadał jedynie na

pytania - odezwał się Fisk. - W końcu jest pan

oficerem policji, poruczniku. Wielokrotnie

zeznawał pan jako świadek w sądzie, zna pan

procedurę i doskonale jest pan świadomy

efektu, jaki wywiera pańskie zachowanie.

Sądzę, że przesłuchanie przebiegnie spokojniej,

jeśli będzie pan trzymał się zasad.

-Przepraszam, Wysoki Sądzie -

powiedział Tragg.

-Głos ma obrona - ogłosił sędzia Fisk.

-Kiedy zaczął pan sprawdzać obrzeże

basenu - podjął Mason - szukając

czegoś, co wyjaśniłoby, dlaczego

rękawy koszuli zmarłego były mokre,

czy zamoczył pan swoje rękawy?

-Nie - odparł Tragg - prawdopodobnie

dlatego, że nie śpieszyłem się.

-A co to ma do rzeczy?

- Podwinąłem je.

- Oba?

- Tak... Nie, tu się mylę, panie Mason.

Przepraszam. Podwinąłem tylko prawy rękaw

do wysokości łokcia.

-Lewego nie?

-Nie.

-I nie zamoczył go pan?

background image

-Nie. Sprawdzałem basen tylko prawą

ręką.

-Dziękuję - powiedział adwokat. - To na

razie wystarczy.

-Wzywam na świadka 01ivera Ivana -

ogłosił Ormsby. Ivan był osobnikiem w

średnim wieku, mocnej budowy ciała,

powściągliwym, spokojnym i dość

stanowczym.

-Czym się pan zajmuje? - zaczął

przesłuchanie Ormsby.

-Prowadzę sklep z narzędziami.

-Czy pracował pan piętnastego marca

tego roku?

-Tak.

-Gdzie znajduje się pański sklep?

-Koło kinoteatru na Dupont Street.

-Czy widział pan wcześniej

oskarżonych?

-Tak.

-Kiedy?

background image

-Po raz pierwszy zobaczyłem ich

piętnastego marca.

-O której godzinie?

-Między dwunastą a dwunastą

trzydzieści.

-Rozmawiał pan z nimi?

-Tak.

- Czy przeprowadził pan z nimi jakąś

transakcję handlową?

- Tak.

-Jaką?

-Chcieli kupić nóż.

-Oboje?

-Tak.

-I sprzedał im pan nóż?

-Tak.

-Rozpoznałby go pan?

-Tak.

-Pokazuję panu dowód G. Czy widział

go pan już wcześniej?

-Identyczny nóż im sprzedałem. Na

ostrzu widnieje moja cena. Widać cenę

sprzedaży i moją własną cenę zakupu.

Litery „EAK” to moje koszta własne, a

cena sprzedaży wypisana jest kredą na

ostrzu.

-Czy słyszał pan, jak oskarżeni

rozmawiali o rodzaju noża, jakiego

potrzebują?

-Tak. Mówili cicho, ale wyraźnie ich

słyszałem. Wspominali, że potrzebują

„identycznego noża”.

-Mówili, do jakiego noża ten powinien

pasować?

-Nie. Chcieli po prostu identycznego.

background image

-Czy zaobserwował pan coś

szczególnego w ich zachowaniu?

-Kobieta, pani Carson, drżała tak mocno,

że ledwo mogła utrzymać nóż. Również

mężczyzna wydawał się przejęty, ale

starał się ją uspokoić.

-Czy dostrzegł pan jakiekolwiek oznaki

uczucia pomiędzy nimi albo cokolwiek,

co wskazywałoby na charakter ich

wzajemnych stosunków?

- Przez większość czasu mężczyzna

obejmował ją ręką, głaskał po ramieniu i mówił,

żeby się uspokoiła.

-

Kogo określa pan słowem

„mężczyzna”?

- Mam na myśli drugiego z oskarżonych,

Morleya Edena.

- Nie ma pan wątpliwości, że ten właśnie

nóż im pan sprzedał?

- Żadnych.

- Świadek do dyspozycji obrony -

obwieścił Ormsby.

Mason zachowywał się grzecznie, niemal

po przyjacielsku.

-Spory ten pana sklep? - zapytał.

-Mamy dużą ilość towarów.

-A ten nóż. Pamięta pan, gdzie go pan

kupił?

-Kupiłem noże hurtem czwartego lutego

od Quality Cutlery Company. To firma

sprzedająca sztućce.

-Kupił je pan hurtem? - w głosie Masona

zabrzmiało zdziwienie.

- Tak.

-I zaznaczył pan cenę kupna i sprzedaży

background image

tylko na tym nożu?

-Tego nie powiedziałem - zaperzył się

Ivan. - Mówiłem tylko, że zaznaczyłem

obie ceny na tym nożu.

-A na innych?

-Zaznaczyłem je na wszystkich nożach.

-Hurtem?

-Hurtem.

- I wystawił je pan na sprzedaż?

- Tak.

- W takim razie wie pan jedynie, że ten

szczególny nóż mógł zostać kupiony

kiedykolwiek między czwartym lutego a

piętnastym marca.

background image

-Pamiętam, że go im sprzedałem.

-Pamięta pan, że sprzedał oskarżonym

jeden z noży - podkreślił Mason. - Ale

wie pan jedynie, że ten szczególny nóż

mógł zostać sprzedany kiedykolwiek

między czwartym lutego a szesnastym

marca, włączając w to ranek

piętnastego marca.

-Pewnie tak - zgodził się świadek.

-Każdy mógł go kupić.

-To prawda.

-Zeznając pod przysięgą, może pan

również stwierdzić, że zmarły Loring

Carson mógłby kupić ten nóż i zawiesić

w kuchni, robiąc zakupy dla Morleya

Edena?

Świadek przesunął się zakłopotany na

krześle.

-Pamiętam tamtą rozmowę. I pamiętam

transakcję.

-Pamięta pan, że sprzedał pan nóż -

uświadomił mu uprzejmym tonem

Mason. - Zidentyfikował go pan jako

jeden z wielu kupionych hurtem. Nie

może pan z pełnym przekonaniem

powiedzieć nic więcej, prawda?

-Pewnie nie.

-Przypomina pan sobie, że sprzedał

jakiś nóż oskarżonym - ciągnął Mason.

- Teraz pytam, czy pod przysięgą może

pan zeznać, że nóż włączony do

materiału dowodowego nie został

sprzedany Loringowi Carsonowi przed

piętnastym marca tego roku czy po

czwartym lutego, kiedy otrzymał pan

background image

dostawę.

-Pewnie nie mogę - przyznał świadek.

-To wszystko - rzucił serdecznym

tonem Mason. - I dziękuję za pana

godną uznania uczciwość. Nie mam

więcej pytań.

-Ja mam pytanie - poderwał się

Ormsby. - Piętnastego marca sprzedał

pan oskarżonym nóż, który pod

każdym względem jest identyczny z

nożem, jaki panu pokazałem, i ma te

same oznaczenia na ostrzu. Tak czy

nie?

-Sprzeciw - rzucił Mason. - Prokurator

usiłuje poddać własnego świadka

krzyżowemu ogniowi pytań. Poza tym

pytanie jest naprowadzające i sugeruje

odpowiedź.

-Rzeczywiście jest naprowadzające -

przyznał sędzia Fisk.

-Chciałem jedynie podsumować

zeznania świadka - tłumaczył się

Ormsby.

-Proponuję, by oskarżenie poczekało z

podsumowaniem zeznań świadków do

końcowych przemówień - powiedział

Mason.

Fisk uśmiechnął się.

-Tak będzie poprawnie. Proszę zmienić

swoje pytanie, panie prokuratorze.

-Och, nie mam już pytań do tego

świadka - wycofał się Ormsby,

zirytowany.

-To wszystko - orzekł sędzia. - Może

pan odejść.

background image

-Wzywam Lorraine Henley -

powiedział prokurator.

Kobieta, która weszła na miejsce dla

świadków,

niedawno

przekroczyła

czterdziestkę. Była szczupła, miała

wychudzoną twarz, zaciśnięte w determinacji

usta. Została zaprzysiężona, po czym Ormsby

zapytał:

-Gdzie pani mieszka?

-W Larchmore Apartments.

-Od jak dawna?

-Od ponad roku.

-Zna pani oskarżoną Vivian Carson?

-Znam.

-Mieszka koło pani?

-W apartamencie 4 B. To po przeciwnej

stronie parkingu od mojego mieszkania.

-Proszę wyjaśnić, co ma pani na myśli,

mówiąc „parking”.

-Mieszkania zbudowano na planie w

kształcie litery L, na opadającym lekko

wzgórzu. Drzwi wychodzą na dwie

ulice. Po obu stronach bloków biegną

alejki i można z nich dojść na

betonowy parking. Położony jest

poniżej ulic, przy których stoją bloki.

Powinnam te dokładniej opisać.

Najwyżej położone jest skrzyżowanie

obu ulic. Główna biegnie mniej więcej

na tym samym poziomie, natomiast

boczna opada dość gwałtownie. Mimo

to pod wszystkimi mieszkaniami są

garaże, poza czterema apartamentami

narożnymi. Tam garaże stoją

oddzielnie.

background image

-Czy

pod

mieszkaniem

wynajmowanym przez oskarżoną

Vivian Carson znajdował się garaż?

-I to podwójny.

-Czy widziała pani oskarżoną Vivian

Carson piętnastego marca?

-Tak jest.

-O której godzinie?

-Piętnaście lub trzydzieści minut po

jedenastej rano.

-Co robiła?

-Otwierała drzwi do swojego garażu, to

znaczy jednego z dwóch, jakie miała.

-Co się potem stało?

-Widziałam, jak jakiś mężczyzna

wjeżdżał do środka.

-Przyjrzała się mu pani?

-Bardzo dokładnie.

-A widziała go pani później?

-Tak.

-Widzi go pani teraz?

- Tak. To Morley Eden, jeden z

oskarżonych w tej sprawie. Tam siedzi.

-Obok Vivian Carson?

-Tak.

-Co się działo z samochodem?

-Kiedy pani Carson otworzyła drzwi do

garażu, on wjechał do środka. Potem

wyszedł, ona zamknęła drzwi na klucz i

szybko razem odeszli.

-Nie weszli do mieszkania pani

Carson?

background image

-Nie, to znaczy nie widziałam. Do bloku

można wejść od tyłu, ale oni przeszli przez

podjazd do alejki i zniknęli z pola widzenia.

-Świadek do pańskiej dyspozycji - rzucił

Ormsby. Mason mówił tonem pełnym

cichej uprzejmości.

-Co pani robiła, kiedy oskarżeni

parkowali samochód?

-Obserwowałam ich - warknęła. Przez

salę przebiegł cichy chichot.

-A co robiła pani tuż przedtem?

-Siedziałam przy oknie.

-Nie spuszczając z oka apartamentu

wynajmowanego przez Vivian Carson?

-Po prostu go widziałam.

-Siedziała pani, patrząc na ów

apartament?

-Siedziałam tam w tym czasie.

-Jak długo?

-Od jakiegoś czasu. Nie wiem, jak długo.

-Przez cały ranek?

-Sporą część ranka.

-Poprzedniej nocy też obserwowała pani

to mieszkanie?

-Lubię trzymać rękę na pulsie.

-Po co? - zapytał Mason.

- Zastanawiałam się, co się dzieje.

Myślę, że każdy ma prawo do zwykłej ludzkiej

ciekawości. Kilka dni wcześniej Vivian Carson

wyprowadziła się, dźwigając walizki, i nie

wróciła. Zastanawiałam się, dokąd wyjechała i

co robi.

- Obserwowała pani jej mieszkanie, by to

odkryć?

- Tak.

background image

-Nie potrafi pani podać marki

samochodu, jaki wstawiono do garażu? -

zapytał prawnik. - Marki i modelu?

-Nie, nie potrafię. Wóz był zielony. To

wszystko, co wiem.

- Nie zna się pani na modelach?

- Nie.

background image

-Prowadzi pani samochód?

-Nie.

-Ma pani samochód?

-Nie.

-A może kiedyś pani miała?

- Ale od jakiegoś czasu nie mam. Na

zakupy jeżdżę autobusem.

-Nie zanotowała pani numeru

rejestracyjnego wozu?

-Nie.

-Zauważyła pani, czy nie miał

rejestracji spoza stanu?

-Nie patrzyłam na wóz, tylko na

kobietę i mężczyznę.

-Wzięła pani na siebie obowiązek

pilnowania godzin, w jakich Vivian

Carson wraca do domu i wychodzi z

niego?

-Jestem przyzwoitą kobietą. Okolica

jest porządna i chcę, żeby taka została.

Dość naczytałam się o pani Carson w

prasie, żeby uznać, że warto wiedzieć,

co się z nią dzieje.

-Wie pani czy to, co przeczytała pani w

prasie, było prawdą czy kłamstwem?

-Nie mówiłam nic o tym, czy to było

prawdą czy kłamstwem. Po prostu

czytałam o niej. Chciał pan wiedzieć,

dlaczego jej pilnowałam, więc

wyjaśniłam to.

-Dziękuję. Myślę, że dokładnie opisała

pani sytuację, pani Henley... A może

panno Henley?

-Jestem panną - warknęła. -

Zaznaczyłam to, podając swoje

background image

nazwisko urzędnikowi sądowemu.

Mason uśmiechnął się uprzejmie, choć

znacząco, i spojrzał na przysięgłych.

-Bardzo pani dziękuję, panno Henley -

powiedział. - Nie mam dalszych pytań.

-Proszę wezwać następnego świadka,

panie prokuratorze - zarządził sędzia

Fisk.

Zachowując się jak człowiek, który

przygotował niespodziankę o dalekosiężnych

reperkusjach, Ormsby obwieścił:

background image

- Tym razem, Wysoki Sądzie, chciałbym

zawezwać Nadine Palmer.

Nadine podeszła do miejsca dla

świadków i została zaprzysiężona. Miała na

sobie ciemnobrązowy kostium, modny kapelusz,

a w ręku trzymała brązową skórzaną torebkę.

Wypolerowane

brązowe

pantofle

harmonizowały z piękną opalenizną jej długich

nóg widoczną pod cienkimi jak pajęczyna

pończochami. Usiadła, rzucając wokół uważne

spojrzenie i szybko przesunęła wzrok z

Ormsby’ego na Masona i znów na Ormsby’ego.

Potem skupiła się na ławie przysięgłych, a po

chwili ponownie popatrzyła na prokuratora.

- Nazywa się pani Nadine Palmer,

zamieszkała przy Crockley Avenue 1721?

- Tak.

-Zna pani oskarżonych?

-Nie osobiście.

-Znała pani Loringa Carsona?

-Widywałam go. Nie pamiętam, żebym z

nim rozmawiała, a kiedy mówię, że nie

znam osobiście pani Carson, nie znaczy

to wcale, że nigdy jej nie widziałam.

Brałam udział w kilku spotkaniach, na

których ona również była obecna i mogę

ją rozpoznać.

-Teraz skieruję pani uwagę na piętnasty

dzień marca. Gdzie pani była rankiem

tamtego dnia?

-Pojechałam samochodem do Vista

Point.

-Jak daleko leży to miejsce od domu

wybudowanego przez Loringa Carsona i

sprzedanego Morleyowi Edenowi?

background image

-Vista Point leży w odległości ćwierć

mili, a może mniej, od tego domu. Widać

stamtąd tyły posiadłości: patio, basen

oraz teren poniżej basenu.

-Więc Vista Point położone jest ponad

domem?

-Tak. Nie wiem, o ile stóp wyżej, ale

widać stamtąd dach posiadłości.

-A drogę, która do niej prowadzi?

background image

-Nie. Tylko patio, basen i pokoje na

tyłach domu. Budynek zasłania podjazd

od frontu i nie można dostrzec drogi

dojazdowej, ponieważ łagodnie się

wznosi.

-Rozumiem - powiedział Ormsby. -

Mam tu mapę z zaznaczonym Vista

Point. Proszę zerknąć na ten plan i

wskazać przysięgłym, gdzie pani była

piętnastego marca tego roku.

Po chwili Nadine pokazała palcem

miejsce na mapie:

-Byłam tutaj - powiedziała.

-Która była wtedy godzina?

-Około... dotarłam tam piętnaście po

dziesiątej. Może trochę później.

- I czekała pani?

-Tak.

-Miała pani coś, co pozwoliłoby

wyraźniej zobaczyć dom?

-Miałam lornetkę.

-Jak ją pani wykorzystała?

-Patrzyłam przez nią na dom Carsona.

-To znaczy na dom wybudowany przez

Loringa Carsona i sprzedany

Morleyowi Edenowi?

-Tak.

-Czy mogę spytać, dlaczego pani to

robiła?

-Chodziło o moje osobiste sprawy.

Wiedziałam... wiedziałam, że

mężczyzna, któremu nie podobało się

to, co zrobił Loring Carson z moją

reputacją, będzie domagał się jakiejś

rekompensaty, a gdyby Carson

background image

odmówił, zamierzał... cóż, sądziłam, że

zamierzał dać mu za swoje.

-Czy będąc w Vista Point, stała się pani

świadkiem jakichś wydarzeń?

- Tak.

-Proszę opisać je przysięgłym.

-Kiedy spojrzałam po raz pierwszy,

wydawało się, że nikogo nie ma w

domu. A potem...

background image

-To stwierdzenie można by wykreślić z

protokołu jako przypuszczenie - orzekł

Ormsby. - Proszę jedynie mówić, co pani

zobaczyła. Niech pani unika omawiania

swoich wniosków, pani Palmer. Tylko to,

co pani widziała, jest istotne.

-No cóż... zaparkowałam samochód,

wysiadłam i od czasu do czasu zerkałam

przez lornetkę. Odejmowałam lornetkę

od oczu, żeby wzrok mi odpoczął, i

patrzyłam znowu. A gdy widziałam coś

interesującego, znów ją przykładałam do

oczu.

- Jaką pierwszą rzecz pani zobaczyła? Co

się działo?

- Dostrzegłam Loringa Carsona.

- Gdzie?

- W części domu z kuchnią.

- Wyjaśnijmy to dla protokołu - zarządził

Ormsby. – Dom podzielony był kolczastym

ogrodzeniem. Widziała je pani?

- Och, oczywiście.

-Po jednej stronie domu leżała część, do

której należała kuchnia. Po drugiej

stronie znalazła się większość salonu

oraz sypialnie.

-Mniej więcej.

-W takim razie, by jasno zapisano to w

sądowych aktach, możemy mówić o

kuchennej oraz sypialnej części domu.

Gdzie więc był pan Loring Carson, kiedy

po raz pierwszy go pani dostrzegła?

-W kuchennej części domu.

-Jest pani pewna?

-Jestem pewna.

background image

-W jaki sposób go pani obserwowała?

-Ustawiłam ostrość w lornetce.

-Jakie jest maksymalne powiększenie, na

które można nastawić pani lornetkę?

-Ośmiokrotne.

-Widziała go pani wyraźnie?

background image

-Całkiem wyraźnie.

-Rozpoznała go pani?

-O tak.

-Widziała pani, co robi?

-Pochylił się nad basenem koło

schodków. Nie widziałam, co robi.

Nastawiałam lornetkę na największą

ostrość.

-Dobrze. I co było dalej?

-Pan Carson uklęknął na podłodze przy

schodkach.

-Miał coś ze sobą?

-Skórzaną teczkę.

-Co zrobił?

-Ukląkłszy włożył prawą rękę do

wody. Pociągnął za coś i nagle kafelek,

który wyglądał identycznie jak

pozostała część podłogi, podniósł się w

górę, odsłaniając ukryty pod nim

schowek.

-Co uczynił pan Carson?

-Wyjął jakieś papiery z teczki, schował

do skrytki i zamknął ją.

-Proszę mówić dalej. Co jeszcze pani

zobaczyła?

-Loring Carson wszedł do domu i

niemal natychmiast z drugiej części...

-Chwileczkę - przerwał prokurator. -

Wyjaśnijmy to. Do której części domu

wszedł Loring Carson? Do kuchennej

czy sypialnej?

-Do kuchennej.

-A co ma pani na myśli, mówiąc o

drugiej części domu?

-Sypialną część.

background image

-I co stało się w sypialnej części domu?

-Wybiegła z niej naga kobieta i

natychmiast wskoczyła do basenu.

-Patrzyła pani przez lornetkę?

-Tak.

-Rozpoznała ją pani?

-Nie jestem absolutnie przekonana, ale

myślę...

background image

-Jedną chwilę - wtrącił się Mason. -

Chciałbym zwrócić uwagę sądu, że

świadek odpowiedział już na pytanie.

Pani Palmer stwierdziła, że nie jest w

stanie zidentyfikować owej kobiety.

Nieważne, co myśli, jeśli nie może pod

przysięgą zeznać, kim ta osoba była.

-Świadek użył tylko potocznego zwrotu

- wyjaśnił Ormsby. - Uważa, że może

zidentyfikować tę osobę z dużym

prawdopodobieństwem, ale stara się być

uczciwa i dopuszcza możliwość

pomyłki.

-Nie sądzę, by obowiązkiem prokuratora

było wyjaśnianie zeznań świadka -

zauważył Mason. - Świadek zeznaje w

języku angielskim i uważam, że sam

znam ten język równie dobrze jak

oskarżyciel.

Sędzia Fisk zmarszczył z namysłem

czoło i po chwili powiedział:

-Może ja zadam świadkowi pytanie. I

chciałbym, by obrona powstrzymała się

od przerywania. Pani Palmer, czy

widziała pani jakąś osobę nago?

-Kobietę. Zupełnie nagą.

-Nie miała na sobie kostiumu

kąpielowego? Świadek energicznie

potrząsnął głową.

-Była naga.

-Co zrobiła?

-Wybiegła z sypialnej części domu i

wskoczyła do basenu tak szybko, że

wstrzymałam oddech.

-Biegła?

background image

-Najpierw biegła, a potem wskoczyła do

wody, niemal jej nie rozbryzgując.

Płynęła jak foka.

-Miała pani wtedy lornetkę?

-Tak, ale nie mogłam utrzymać tej

kobiety w polu widzenia. Poruszała się

za szybko. To znaczy widziałam ją przez

szkła, ale nie zawsze była w centrum

mojego pola widzenia, jeśli wie pan, co

mam na myśli. Płynęła bardzo prędko.

background image

-Przyjrzała się jej pani?

-Tylko z grubsza, niezbyt dokładnie.

-Czy może pani zidentyfikować ją ze

stuprocentową pewnością?

-Nie ze stuprocentową. Mogę tylko

przypuszczać.

-W tych okolicznościach uznamy, że

zeznanie świadka, iż myśli, że

rozpoznała tę osobę, jest potocznym

zwrotem. Zaznaczymy, iż świadek nie

ma stuprocentowej pewności i nie

możemy jej zeznań traktować jako

dowodu. Może pan kontynuować, panie

prokuratorze.

-Pytam więc dalej - powiedział

Ormsby. - Ta kobieta wskoczyła do

basenu i przepłynęła na drugą stronę?

-Jak foka. Przecinała wodę tak szybko,

że było to aż niewiarygodne.

-Co zrobiła potem?

-Wyskoczyła przy schodkach w płytkiej

części basenu, pociągnęła za coś i ten

sam kafelek się otworzył. Podeszła do

niego i schyliła się. Miała ze sobą

plastikową torbę. Zaczęła wyciągać

dokumenty ze schowka i wkładać do

torby.

-Przyjrzała się jej pani wówczas?

-Była odwrócona do mnie plecami.

-Obserwowała ją pani przez lornetkę?

-Tak.

-Co zrobiła pani potem?

-Potem uświadomiłam sobie, co się

dzieje i...

-Nie ważne, co sobie pani uświadomiła

background image

- przerwał Ormsby. - Proszę dokładnie

słuchać moich pytań. Co pani zrobiła?

-Rzuciłam lornetkę na fotel samochodu

i zaczęłam biec.

-Dokąd?

-Pobiegłam drogą wiodącą do terenów

przy basenie.

-Wiedziała pani, że jest tam jakaś

dróżka?

-Wiedziałam.

-He czasu zajęło pani zbieganie w dół?

background image

-Niewiele. To jakieś... może dwieście

jardów, potem dociera się na płaski teren

i trzeba podejść trochę w górę.

-Czy biegnąc widziała pani dom lub

basen?

-Nie. Wzgórze porastają jakieś zarośla i

krzewy. Nie znam gatunków tych roślin,

ale takie same rosną na wszystkich

pagórkach w południowej Kalifornii.

-Kiedy wybiegła pani z zarośli, gdzie się

pani znalazła? Może pani wskazać to

miejsce na mapie?

-Mniej więcej tutaj - pokazała palcem.

-Oznaczę to miejsce kółkiem - obwieścił

Ormsby. - Czy stamtąd wyraźnie

widziała pani dom?

-O tak.

-Co pani zrobiła?

-Dość szybko podeszłam bliżej. Z trudem

łapałam oddech, ale śpieszyłam się.

-I co pani zobaczyła?

-Nic.

-A basen?

-Był pusty.

-A co z płytką, pod która znajdowała się

skrytka?

-Była otwarta, to znaczy kafelek był

podniesiony.

-Co pani zrobiła?

- Skierowałam się na patio, ale z domu

dobiegły mnie jakieś głosy.

-Była pani w sypialnej części domu?

-Tak.

-Więc co pani zrobiła?

-Podeszłam pod mur budynku od

background image

sypialnej części domu.

-I co potem?

-Usłyszałam, co mówiono.

-A co mówiono?

-Chwileczkę - odezwał się Mason. -

Najpierw ustalmy, kto rozmawiał.

background image

-Do tego zmierzam - zaznaczył

Ormsby.

-Myślę, że oskarżenie to właśnie

powinno najpierw ustalić - upierał się

Mason.

-Dobrze - zgodził się Ormsby. - Może

ma pan rację. Pytam więc - zwrócił się

do świadka - czy miała pani

sposobność

zobaczyć

rozmawiających?

-Nie wtedy, ale kilka sekund później

ich zobaczyłam.

-Kim byli?

-To byli oskarżeni, Vivian Carson i

Morley Eden.

-Gdzie rozmawiali?

-W salonie.

-Słyszała ich pani od strony basenu?

-Tak. Rozsuwane szklane drzwi były

otwarte i bardzo wyraźnie było ich

słychać.

-Co takiego mówili? Co pani

usłyszała?

-Kobieta powiedziała...

-Kogo ma pani na myśli, mówiąc

„kobieta”?

-Oskarżoną Vivian Carson.

-Dobrze. Co więc powiedziała pani

Carson?

-„Kochanie, nigdy tego nie

wyjaśnimy”.

-A potem? Proszę mówić! Jak

przebiegała rozmowa?

-Morley Eden odparł: „Nie musimy.

Nigdy nikomu o tym nie powiemy.

background image

Pozwolimy

odkryć

ciało

dziennikarzom. Mason załatwił

konferencję prasowana dzisiaj, trochę

później reporterzy znajdą zwłoki. Ja

będę udawał, że nic nie wiedziałem”.

Na co odezwała się Vivian Carson: „A

co z nożem? To nóż z mojej kuchni”.

„Kupimy nowy”, powiedział Morley

Eden. „To nas nie rozdzieli. Właśnie się

odnaleźliśmy i mamy prawo do szczęścia,

którego nic nie zakłóci. Będę walczył o nasze

szczęście”.

-I co dalej? - ponaglił Ormsby.

-Usłyszałam, że idą dokądś.

Pomyślałam, że na basen.

background image

Zawahałam się przez chwilę, a potem

skuliłam za rogiem domu, gdzie by mnie nie

dostrzegli, chyba że wyszliby na patio i rozejrzeli

się wokół.

-Co dalej?

-Usłyszałam, jak zamykają się drzwi i

zrozumiałam, że wyszli. W domu zapadła

cisza.

-Więc co pani zrobiła?

-Wróciłam drogą i wspięłam się na

wzgórze. Dotarłam zmęczona do

samochodu i pojechałam do domu.

-O której tam pani dojechała?

-O... mniej więcej o jedenastej

trzydzieści.

-Co pani zrobiła?

-Nie zawiadomiłam policji. Nie

wiedziałam, co się stało. Bałam się, a

poza tym wstydziłam, że szpiegowałam i

podsłuchiwałam. Nie wiedziałam, że

popełniono morderstwo.

-Cofnijmy się w czasie, chcę panią

jeszcze raz o coś zapytać - powiedział

Ormsby. - Czy rozpoznała pani nagą

kobietę, która wybiegła z domu i

wskoczyła do basenu?

-Cóż, ja... widziałam ją. Była zupełnie

naga. Przebiegła mi przed oczami, ale...

-Wie pani, kto to był?

-Jestem niemal pewna, że była to

oskarżona Vivian Carson.

Ormsby z uśmiechem odwrócił się do

Masona.

- Świadek do pańskiej dyspozycji.

-Niemal pewna? - zaczął adwokat.

background image

Skinęła głową.

-Nie jest pani absolutnie pewna?

-Nie.

-Nie może pani przysiąc?

-Nie.

- Więc sama ma pani uzasadnioną

wątpliwość, czy widziała oskarżoną?

background image

-Tak. Myślę, że uczciwie będzie

zaznaczyć, iż mam uzasadnioną

wątpliwość. Po prostu nie jestem

pewna.

-Co zrobiła pani po powrocie do domu?

-Wzięłam prysznic.

-Z jakichś szczególnych powodów?

-Nie... Przedzierałam się przez zarośla,

ziemia była sucha. Cała byłam pokryta

kurzem. Chciałam wziąć prysznic i to

zrobiłam.

-Miała pani w tym czasie gościa?

-Zaraz potem. Czy chce pan, żebym

powiedziała o pańskiej wizycie?

-Chcę, żeby mówiła pani prawdę -

zripostował Mason.

- Miała więc pani gościa?

- Tak.

-Kto to był?

-Pan.

-Rozmawiała pani ze mną?

-Chwileczkę! - wtrącił się Ormsby. -

Wysuwam sprzeciw. To pytanie

niekompetentne, nie mające związku ze

sprawą, nic nie wnoszące i

niewłaściwe. Tej sprawy nie

poruszyłem, przepytując mojego

świadka.

-Ale taka rozmowa się odbyła? -

zapytał niecierpliwie sędzia.

-Nie wiem. Może. Nie potrafię

powiedzieć.

-Ta rozmowa ma udowodnić, że

świadek już wówczas ukrywał pewne

fakty, oraz że ukrywał swoje

background image

poczynania

przed

osobami

postronnymi.

-Nie miała obowiązku mówić akurat

tobie, co widziała

- rzucił Ormsby.

Fisk spojrzał na zegar.

- Wrócimy do tej kwestii po krótkiej

przerwie - stwierdził. - Minęła dwunasta. Sąd

spotka się ponownie piętnaście po pierwszej.

Do tego czasu przysięgli są zobowiązani nie

formułować i nie wyrażać żadnych opinii w

sprawie ani też żadnych wniosków

dotyczących winy bądź niewinności obojga

lub jednego z oskarżonych. Nie wolno im

także dyskutować o sprawie między sobą ani

dopuszczać, by ktokolwiek omawiał ją w ich

obecności. Sąd zarządza przerwę do pierwszej

piętnaście.

Gdy publiczność tłumnie opuściła salę

sądową, Mason obrócił krzesło i usiadł twarzą

do swoich klientów. Ruchem dłoni oddalił

strażników poza zasięg słuchu, zaznaczając, że

potrzebuje krótkiej prywatnej rozmowy z

oskarżonymi

- Słuchajcie - zaczął cicho - musicie mi

powiedzieć, co się stało.

Morley Eden uparcie pokręcił głową.

Vivian Carson zamrugała, żeby

powstrzymać łzy.

- Rozważmy to krok po kroku - nalegał

Mason. - Zaparkowała pani samochód Loringa

Carsona w swoim garażu czy nie? Czy ta

kobieta mylnie panią zidentyfikowała? Jeżeli

nie mówi prawdy, otwierają się przed nami

ogromne możliwości. Jeżeli mówi prawdę, nie

background image

będę tracił czasu ani pieniędzy szukając ludzi,

którzy wstawili tam samochód.

Po chwili odezwał się Eden.

-Tyle mogę ci powiedzieć, Mason: ona

mówiła prawdę. Zaparkowaliśmy ten

samochód.

-Po co, na Boga? - rzucił ze złością

prawnik.

-Gdybyś znał wszystkie fakty - odparł

Eden - zrozumiałbyś, że nic innego nie

mogliśmy zrobić. Ale wówczas...

wówczas nie dałbyś nam nawet cienia

szansy.

-Niewiele więcej macie teraz -

zauważył Mason.

-Nic na to nie poradzimy. Musimy

walczyć o uniewinnienie na podstawie

tego, co możesz zrobić jako adwokat.

-Dlaczego wstawiliście wóz do garażu?

- zapytał Mason.

- Ponieważ stał naprzeciwko

mieszkania Vivian, tuż przed hydrantem. Za

wycieraczkę wetknięto mandat. Mieliśmy

tylko minutę, żeby coś zrobić, a nie

wiedzieliśmy, co. Trzeba było usunąć go z

ulicy.

-Mandat za parkowanie przed

hydrantem?

-

zapytał

z

niedowierzaniem Mason.

-Zgadza się.

-Ale wiedzieliście, oczywiście, że to

samochód Loringa Carsona?

-Jasne. Co gorsza, mandat wystawiono

o trzeciej nad ranem. Wie pan, co to

znaczy: każdy uznałby, że

background image

odnowiliśmy stosunki małżeńskie -

włączyła się Vivian.

-Nie rozumiem. Przecież lepiej, żeby

wszyscy uznali, iż odnowiliście

stosunki, niż kupić sobie bilet w jedną

stronę do komory gazowej.

-Oczywiście - odparła zniecierpliwiona

- teraz to wiemy. Ale musi pan

wyobrazić sobie, co myśleliśmy

piętnastego marca.

-Dlaczego Carson tam właśnie zostawił

samochód? - spytał Mason.

-Nie wiem, na pewno był to element

jego diabelskiego planu, jaki uknuł po

drodze. Zaparkował samochód w takim

miejscu, że wiedział, iż dostanie

mandat.

-Co robiliście razem w mieście?

Morley spojrzał pytająco na Vivian.

Potrząsnęła głową.

-Przykro mi - powiedział Eden. -

Odpowiedzieliśmy już na wszystkie

pytania. Musisz sam sobie radzić.

Przyjmij, że jesteśmy winni. Że z

zimną krwią popełniliśmy morderstwo,

a ty jesteś naszym adwokatem.

Będziesz szukał każdej luki w

dowodach. Spróbujesz wszystkiego, co

możliwe. Prowadź tę sprawę dalej w

ten właśnie sposób. Zrób, co tylko

możesz. To wszystko, czego

oczekujemy.

-Cholera! - zaklął prawnik. - Próbujecie

na siłę dostać się do celi śmierci?

-Nic takiego - zaprzeczył niecierpliwie

background image

Eden. - Lecz jeżeli nas skażą, nic na to

nie poradzimy. Jeżeli nas uwolnią,

musimy zachować twarz i prowadzić w

miarę normalne życie. Powiem ci tyle:

nie zabiliśmy go i to wszystko, co

możemy ci zdradzić.

- Skoro wiem już, że byliście razem... o

której dotarliście do mieszkania?

Eden potrząsnął głową.

- Powiedzieliśmy ci już wszystko.

Strażnicy, czekający niecierpliwie na

swoich więźniów, podsunęli się bliżej.

Mason wzruszył ramionami.

- Dobra. Bierzcie ich - rzucił.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Mason, Della Street i Paul Drakę jedli

lunch w małej włoskiej restauracji w pobliżu

sądu. Właściciel zarezerwował dla nich osobną

salkę.

-Mówiłeś chyba, że wszystko opiera się

na dowodach pośrednich - powiedział

Drakę.

-Tak sądziłem - odparł Mason. - Coś w

tej sprawie po prostu nie ma sensu.

-Zrobiliśmy wszystko, co możliwe -

podsumował detektyw.

Della Street pocieszyła Masona:

-Odwalasz wspaniałą robotę, szefie.

Przecież skoro wymagają, żebyś szedł

na ślepo, pozostaje ci jedynie

prowadzić sprawę na wyczucie. I tak

mnóstwo dowodów pozbawiłeś żądła.

-Ale jak mam obalić zeznania Nadine

Palmer?

-Uważasz, że mówi prawdę?

-Nie wiem.

-Przypuśćmy, że wiedziałbyś, iż twoi

klienci są winni

- zaproponował Drakę. - Próbowałbyś

zdyskredytować Nadine Palmer, prawda?

- I tak jest to moim obowiązkiem -

zauważył Mason.

- Złożyła zeznania obciążające

oskarżonych i moje zadanie polega na tym, by

odnaleźć w jej wersji jakieś słabe punkty.

Po chwili dodał: - Mógłbyś zrobić

jedną rzecz, Paul?

background image

- Co?

-Weź odciski palców Delii.

-Co takiego? - wykrzyknęła Della.

-Weź jej odciski palców - powtórzył

Mason, utkwiwszy wzrok w

detektywie.

-To będzie łatwe - orzekł Paul,

szczerząc zęby. - Pod warunkiem, że

Della nie będzie się sprzeciwiać.

background image

- Po co ci, u licha, moje odciski? - zapytała

Della.

Mason uśmiechnął się szeroko.

-Pomyślałem właśnie, że mogę

wykorzystać je, przepytując świadka.

-Do czego?

-To może wywrzeć niezatarty efekt na

ławie przysięgłych.

-Kiedy chcesz je mieć?

- Zaraz po lunchu. Najlepiej, żeby Drakę

zabrał cię do biura, gdzie nikt go nie zobaczy.

Zdejmij jej odciski - zwrócił się do Paula - oznacz

kartkę, na której zostaną odbite... skorzystaj ze

standartowego papieru do pobierania odcisków

palców... Proszę, żebyś nie zdejmował wszystkich

odcisków. Wykorzystaj odciski palców swojej

sekretarki i Delii. Jeden taki, drugi taki. Zacznij od

małego palca Delii, potem serdeczny palec twojej

sekretarki. Środkowy palec Delii i wskazujący

twojej sekretarki. I na koniec kciuk Delii.

-Co ty u licha knujesz? - zapytał Drakę.

-Jeszcze nie wiem - odparł Mason. - Ale

jeżeli znam prawo, adwokat może

przepytać świadka oskarżenia, aby wykryć,

czy mówi on prawdę. Jeżeli kłamie,

niekoniecznie trzeba zastawiać pułapkę za

pomocą samych pytań. Adwokat ma tu

pewną swobodę ruchów, oczywiście w

rozsądnej mierze.

- To mi się nie podoba, Perry - stwierdził

Drakę. - Możesz wpakować się w kłopoty,

zwłaszcza, jeżeli zaczniesz mieszać odciski

palców.

Mason spojrzał na niego z przygnębieniem.

- Do diabła, już się wpakowałem, Paul. Moi klienci

background image

siedzą w tej aferze po same uszy, a ja nie wiem

nawet, gdzie uderzyć. Cokolwiek zrobię, może ich

pogrążyć.

- To może pogrążyć ciebie - ocenił Drakę. -

Nie jest zbrodnią zdejmować komuś odciski

palców, ale kiedy

background image

mieszasz odciski dwojga ludzi, by

kogoś oszukać... a jeśli cię przyłapią, Peny?

-W tym rzecz. Nie chcę, żeby mnie

przyłapali.

-Przestań się zamartwiać, Paul -

odezwała się Della. - Skończmy lunch i

bierzmy się do dzieła.

Drakę westchnął.

- Przez co musi przejść prywatny

detektyw, kiedy pracuje dla Perry’ego

Masona! - powiedział ponuro. – Nagle

straciłem apetyt.

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Sąd otworzył posiedzenie o pierwszej

piętnaście.

- Zeznawała pani Nadine Palmer -

przypomniał sędzia Fisk. - Zechce pani wrócić na

miejsce dla świadków?

Zwrócił się do mecenasa.

- Proszę kontynuować przesłuchanie.

Mason zaczekał, aż Nadine Palmer

usadowi się na krześle. Patrzyła na niego

wojowniczo, jakby zachęcając do najgorszego.

- Na kobietę, którą widziała pani nad

basenem – zaczął adwokat - tylko rzuciła pani

okiem?

-Widziałam ją przez jakiś czas, ale

poruszała się bardzo szybko.

-Dostrzegła pani jej twarz tylko w chwili,

gdy biegła do wody, prawda?

-Tylko wtedy mogłabym się dobrze

przyjrzeć jej twarzy.

-Powiedziała pani „mogłabym”. Ma pani

na myśli, że zrobiłaby to pani, gdyby

miała pani lornetkę wycelowaną akurat na

nią?

-Poruszała się bardzo szybko, a ja miałam

małe problemy z lornetką... Ale widziałam

ją.

-I patrzyła pani, jak skacze do wody,

płynie na drugi koniec basenu, pochyla się

nad skrytką - przez cały czas zwrócona

plecami do pani?

-Tak, od chwili, gdy wyszła z basenu.

-A w basenie miała twarz pod wodą.

background image

-Tak.

-Kiedy do pani przyjechałem - Mason

zmienił temat - miała pani mokre włosy.

-Brałam prysznic.

-Zawsze moczy pani włosy pod

prysznicem?

background image

-Czasami. Zamierzałam wybrać się

następnego dnia do fryzjera, więc nie

dbałam o nie.

-Pamięta pani, że prosiłem o papierosa,

a pani kazała mi zajrzeć do torebki?

- Tak.

-Kiedy otworzyłem ją, żeby wyjąć

papierosa, wybiegła pani z sypialni w

otwartym, powiewającym z tyłu,

szlafroczku. Nie zwracała pani uwagi

na to, co widzę, tak się pani śpieszyła.

-Chciałam panu pomóc. Byłam

gościnna i uznałam, że jest pan

dżentelmenem.

- Podała mi pani paczkę papierosów?

- Tak.

-Zeznaje pani pod przysięgą -

przypomniał Mason. - Czy wyjęła ją

pani z torby, czy raczej ukryła w ręce,

wybiegając z sypialni?

-Właściwie to miałam ją w ręce.

-Tak bardzo się pani śpieszyła, by

podać mi papierosy, zanim sięgnę do

torby, ponieważ uświadomiła sobie

pani, że paczka w torebce była zupełnie

mokra na skutek tego, iż wcześniej

pływała pani w basenie w samej

bieliźnie, którą pani następnie zdjęła,

wyżęła i mokrą schowała w torebce?

-Sprzeciw - zawołał Ormsby. - Pytanie

jest niewłaściwe. Omawia fakty nie

uwzględnione

w

materiale

dowodowym i sprawy nie poruszone w

czasie przesłuchiwania świadka przez

prokuraturę.

background image

-Sadzę, że mam prawo zadać to pytanie

- odparł Mason. - Sprawdzam

wiarygodność świadka.

Sędzia Fisk z namysłem przyjrzał się

Nadine.

-Pozwolę świadkowi odpowiedzieć na

pytanie - powiedział. - Sam jestem

zainteresowany odpowiedzią.

-Nagle uznałam - zaczęła Nadine - że

nie chcę, by grzebał pan w moich

osobistych rzeczach, panie Mason.

background image

Pomyślałam, że przyniosą panu papierosa

i wówczas nie będę musiała wyjmować nic z

torebki.

- Nie odpowiedziała pani na pytanie -

zauważył Mason. - Czy pani zachowanie

wynikało z faktu, że wiedziała pani, iż papierosy

w torebce są wilgotne od włożonej tam wcześniej

mokrej bielizny?

Zawahała się, potem spojrzała na niego

wojowniczo.

-Nie! - niemal wypluła z siebie to słowo.

-Rozmawialiśmy jakiś czas, a potem

zgodziła się pani, żebym ją podwiózł.

Pamięta pani?

- Tak.

- W czasie jazdy wspomniałem, że

podobno Loring Carson miał przyjaciółkę w Las

Vegas?

- Tak.

-A pani natychmiast poprosiła, żebym

zatrzymał samochód przy pierwszej

okazji. Chciała pani jak najszybciej złapać

taksówkę. Zgadza się?

-Zgadza.

-Wysiadła pani z mojego samochodu?

-Tak.

-I przesiadła się do taksówki?

-Tak.

-Gdzie pani pojechała tą taksówką?

- Sprzeciw! Pytanie nieprawidłowe,

odnoszące się do dowodów nie wymienionych w

czasie bezpośredniego przesłuchania świadka -

odezwał się Ormsby.

-Oddalam sprzeciw - powiedział sędzia

Fisk. - Obrona zmierza do sprawdzenia

background image

wiarygodności świadka.

-Pojechałam na lotnisko.

- Dobrze. Zapytam jeszcze o jedno: czy

wybierając się do Las Vegas zabrała pani ze sobą

określoną ilość papierów wartościowych

wystawionych na nazwisko A.B.L. Seymour i

podpisanych przez pana Seymoura in blanco?

- Nie.

background image

- Czy po dotarciu do domu Edena

zauważyła pani, że skrytka jest otwarta?

- Tak.

-Podeszła pani do niej?

-Nie.

-Dotykała jej pani?

-Nie.

-Wyjmowała pani z niej jakieś

dokumenty?

-Nie.

-Twierdzę - zaczął wolno Mason - że to

pani wybiegła z domu i wskoczyła do

basenu, po czym przepłynęła na drugą

stronę. Twierdzę, że nie była pani nago,

ale miała na sobie majtki i stanik. Że

ogołociła pani skrytkę z papierów

wartościowych, a potem popłynęła z

powrotem, by zabrać swoje ubranie. Że

zdjęła pani mokrą bieliznę, wycisnęła z

niej wodę i włożyła do torebki.

-Nie zrobiłam nic takiego!

-Czy zabrała pani ze sobą do Las Vegas

jakiekolwiek papiery wartościowe?

- Nie.

-Pokażę pani teczkę ze złoconym

napisem „P. Mason”, włączoną

uprzednio do materiału dowodowego i

zapytam, czy widziała pani tę teczkę,

zanim rozpoczął się proces.

-Nie widziałam.

- Czy przywiozła ją pani ze sobą do Las

Vegas?

- Nie.

-Czy postarała się pani, by ukradkiem

wstawiono ją do mojego pokoju w Las

background image

Vegas?

-Wysoki Sądzie! - poderwał się

Ormsby. - To poszło już stanowczo za

daleko. Przesłuchanie jest niewłaściwe.

Nie zgadzam się na stawianie

świadkowi takich zarzutów w braku

jakichkolwiek dowodów na ich

poparcie.

Sędzia Fisk przez dłuższą chwilę

milczał, rozważając sprawę. Na koniec

stwierdził:

background image

-Mimo to pytanie jest istotne z punktu

widzenia obrony. Zmierza do ustalenia

prawdomówności lub motywów świadka i

na tej podstawie zezwalam na nie. Proszę

odpowiedzieć.

-Nie - powiedziała Nadine.

Mason podszedł do stolika obrony i

wyciągnął dłoń do Delii Street.

Sekretarka wręczyła mu kopertę, którą

przyniósł do sądu Paul Drakę. Adwokat podszedł

następnie do świadka, gwałtownie rozdarł

kopertę, wyjął kartkę papieru podzieloną na

dziesięć kwadratów z odciśniętym tuszem

odciskiem palca w każdym polu i powiedział:

-Pytam, czy są to pani odciski palców?

-Zaraz, chwilę! - krzyknął Ormsby,

podrywając się z krzesła. - Wysuwam

sprzeciw wobec całej tej procedury. To

wbrew regulaminowi. Obrona nie ma

prawa insynuować takich rzeczy!

- To znaczy jakich? - zapytał Mason.

- Że ta młoda kobieta miała zdjęte odciski

palców. Sprzeciwiam się!

- Zapewniam Wysoki Sąd, pana

prokuratura oraz ławę przysięgłych, że nie

zamierzałem insynuować, iż te odciski palców

zdjęła jakakolwiek agencja rządowa. Wprost

przeciwnie. Po prostu pytam świadka, czy to jej

odciski palców.

-To wymaga od świadka wyciągania

wniosków - upierał się Ormsby. - I nie jest

właściwą procedurą przesłuchiwania

świadka przeciwnej strony.

-Uważam, że rzeczywiście zmusza to

świadka do wyciągania wniosków - sędzia

background image

ze zmarszczonym czołem spojrzał na

Masona.

-Dopuszczalną procedurą jest zapytanie

świadka, czy to jego podpis - odparł

Mason. - Ja pytam, czy to jego odciski

palców.

-Ale świadek może ocenić podpis, po

prostu na niego

background image

patrząc - podjął Fisk - gdy zbadanie

odcisków palców wymaga specjalistycznej

wiedzy.

-Chcę tylko to ustalić - upierał się

Mason. - Nie sprzeciwiam się, by od

świadka pobrano odciski palców,

umieszczono na kartce papieru i oba

zestawy wręczono urzędnikowi

sądowemu, który je zidentyfikuje.

Jeżeli wtedy okaże się, że trzymam w

ręku odciski nie należące do świadka,

nie będę miał więcej pytań.

-Ale po co mielibyśmy to robić? -

rzucił Ormsby.

-Ponieważ mam prawo zapytać

świadka, czy dane odciski należą do

niego. Mam prawo zapytać, czy to jest

jego podpis i na pewno mogę zapytać o

to samo w odniesieniu do odcisków.

-To wyjątkowy problem, biorąc pod

uwagę moje doświadczenie - stwierdził

sędzia Fisk. - Jednakże skłonny jestem

zaproponować, żeby, zanim odrzucę

pytanie, od świadka pobrano odciski

palców i obie kartki zidentyfikowano.

Sąd zawezwie wówczas obiektywnego

eksperta, który odpowie na pytanie

obrony.

-Ja się zgadzam - oświadczył Mason.

-A mogę spytać o powód pańskiego

pytania? - ciągnął Fisk.

-Próbuję ustalić wiarygodność świadka,

Wysoki Sądzie - wyjaśnił Mason. - Nie

mogę wytłumaczyć tego w tej chwili,

ponieważ odkryłbym swój plan ataku i

background image

świadek natychmiast przeszedłby do...

-Dobrze już, dobrze - przerwał

pośpiesznie Fisk. - Proponuję, panowie,

żebyśmy skończyli dyskusję w

obecności ławy przysięgłych. Sąd

zarządza dziesięciominutową przerwę.

W tym czasie zostaną pobrane odciski

palców świadka i obie kartki papieru

przekażemy

do

późniejszej

identyfikacji.

-Nie widzę, czemu by to miało służyć -

nie ustępował Ormsby.

background image

- Według mnie już to wyjaśniliśmy -

zauważył sędzia.

- Chcę umożliwić obronie przesłuchanie

świadka. W obecnych okolicznościach uważam,

że obrona ma do tego prawo. Moje poglądy każą

mi udzielić przedstawicielowi obrony sporej

swobody w przesłuchiwaniu głównego świadka

oskarżenia w sprawie morderstwa. Zwracam panu

uwagę, panie prokuratorze, że to jest kluczowy

świadek i zamierzam pozwolić obronie

wykorzystać każdą okazję, by sprawdzić jego

wersję w granicach dopuszczanych przez prawo.

-Dobrze - poddał się Ormsby. - Zgadzam

się. Niech Mason pokazuje swoje sztuczki,

spryt i zmysł dramatyczny...

-Wystarczy, panie prokuratorze - przerwał

mu sędzia. - Nie pora na dyskusje. Sąd uda

się na dziesięciominutową przerwę. Po

niej oba dokumenty zostaną włączone do

materiału dowodowego i porównane.

Kiedy sędzia opuścił swoje miejsce, w sali

sądowej wybuchła wrzawa. Reporterzy stłoczyli

się wokół Perry’ego Masona, pytając, co usiłuje

dowieść, jaka jest jego strategia, skąd pochodzą

odciski palców, jak wszedł w ich posiadanie i jaką

mają wagę. Na wszystkie pytania Mason

odpowiadał z uśmiechem:

- Bez komentarza.

Gdy sąd zebrał się ponownie, wstał

oburzony prokurator.

- Wysoki Sądzie - zaczął - odciski palców

świadka pobrał ekspert z biura szeryfa o

wymaganych kwalifikacjach. Okazuje się, że nie

ma żadnego podobieństwa między odciskami na

kartce przyniesionej przez Perry’ego Masona i

background image

odciskami świadka, i twierdzę, że Peny Mason od

początku o tym wiedział. Twierdzę, że obrońca

winny jest wykorzystywania procedur sądowych i

próby zastraszenia świadka oraz wprowadzania

przysięgłych w błąd.

Mason odparł uprzejmie:

background image

-Jeżeli ekspert, o którym pan mówi,

gotów jest stanąć na miejscu dla

świadków i zeznać pod przysięgą, że

nie są to identyczne odciski palców,

będę musiał uznać jego zeznanie.

Wycofam pytanie do świadka, czy są to

jej odciski. Proponuję przerwać

przesłuchiwanie świadka, by ekspert

mógł złożyć swoje zeznania.

-Dobrze - Ormsby kipiał gniewem. -

Pani Palmer, proszę opuścić miejsce

dla świadków. Wzywam Herveya

Lavara.

-Pan Lavar jest ekspertem od

daktyloskopii w biurze prokuratora

okręgowego? - zapytał adwokat.

-W biurze szeryfa.

-Dobrze - powiedział Mason. - Uznaję

jego kwalifikacje. Może pan przepytać

świadka.

-Oto dwa zestawy odcisków palców -

zaczął Ormsby. - Jeden oznaczono jako

F-A, drugi F-B.

-Tak jest.

-Najpierw zapytam o dokument F-B.

-Odciski zostały pobrane od pani

Nadine Palmer, osoby, która była na

miejscu dla świadków.

-A F-A?

-Ten zestaw pokazał świadkowi pan

Perry Mason, pytając, czy to jej

odciski.

-Czy

istnieje

jakiekolwiek

podobieństwo między którymkolwiek z

odcisków na kartce F-A i F-B?

background image

- Nie.

- Czy należą do tej samej osoby?

- Nie.

- Czy odciski na kartce F-A mogła

zrobić ta sama osoba, której odciski widnieją

na kartce F-B?

- Nie.

- Czy świadek Nadine Palmer

pozostawiła swoje odciski palców na kartce F-

A lub czy któreś z widocznych na niej

odcisków należą do niej?

background image

- Nie.

-Nie mam więcej pytań - zakończył

Ormsby.

-W tej chwili rezygnuję z przesłuchania

świadków - zadecydował Mason. - Proszę,

by oba zestawy włączono do materiału

dowodowego.

- Oskarżenie nie uważa tego za konieczne

- zaprotestował prokurator.

-Proszę więc włączyć je jako materiał

obrony - Mason hojnym gestem machnął

ręką, podkreślając, że chce zachować się

uczciwie. - Proszę włączyć je jako dowody

obrony numer jeden i dwa.

-Zgoda - powiedział sędzia Fisk. - Tak

oznaczone możemy je włączyć do

materiału dowodowego. Pani Palmer,

proszę wrócić na miejsce dla świadków.

-Nie mam więcej pytań do świadka -

powiedział Mason.

-Oskarżenie? - zapytał sędzia.

-Również.

-Jest pani wolna, pani Palmer.

-Oskarżenie zakończyło przesłuchiwanie

swoich świadków - ogłosił Ormsby.

-Czy obrona wnosi o przerwę? - zapytał

Fisk.

-Nie - odparł Mason. - Obrona wzywa

swojego pierwszego i jedynego świadka,

Estellę Rankin.

-Jedynego świadka? - zdziwił się Ormsby.

-Tak. Nie sądzę, bym potrzebował więcej.

- Chwileczkę, panowie - odezwał się

sędzia. – Proszę o wstrzymanie się od rozmów na

boku. Panno Rankin, proszę zająć miejsce dla

background image

świadków.

Estelle Rankin, wysoka, zgrabna kobieta o

rudych włosach i wielkich brązowych oczach

zajęła miejsce, założyła nogę na nogę, spojrzała

na przysięgłych, a potem zwróciła wzrok na

Peny’ego Masona.

- Gdzie pani mieszka, panno Rankin?

background image

-W Las Vegas w Newadzie.

-Była tam pani piętnastego marca tego

roku?

-Tak.

-Czym się pani zajmuje?

-Pracuję wieczorami w sklepie z

pamiątkami.

-Proszę opisać nam towary

sprzedawane w sklepie.

-To przedmioty z ozdobnej skóiy,

antyki, niewielka ilość artykułów

kosmetycznych, pocztówki, pamiątki z

Las Vegas, wybrane czasopisma,

cygara i papierosy. Oraz walizki.

-Czy wieczorem piętnastego marca

przez posłańca hotelowego ktoś

zamówił u pani aktówkę?

-Zamówienie przekazał szef obsługi.

-O której godzinie?

-Była dziewiąta czterdzieści pięć.

-Rozpoznałaby pani tę teczkę?

-Tak.

-Oto dowód rzeczowy dwadzieścia

sześć A. Czy widziała go pani

wcześniej?

Panna Rankin wzięła teczkę do rak,

obróciła i powiedziała:

-Tak. Tę teczkę wówczas sprzedałam.

-I do godziny dziewiątej czterdzieści

pięć wieczorem piętnastego marca

teczka ta znajdowała się na półce

sklepu, w którym pani pracuje?

- Tak.

-Jest pani pewna? - Tak.

-To wszystko. Świadek do dyspozycji

background image

oskarżenia. Ormsby wstał z drwiącym

uśmiechem na ustach.

- Wie pani dobrze, panno Rankin, że tę

teczkę, dowód rzeczowy dwadzieścia sześć A,

pan Mason mógł zamówić tamtej nocy po

prostu po to, by zmylić policję. Dokumenty,

które policja znalazła w środku, pan Mason

mógł przywieźć w innej teczce.

background image

-Sprzeciw - odezwał się Mason. -

Pytanie wymaga od świadka wyciągania

wniosków. Oskarżenie twierdziło, iż tę

właśnie teczkę z papierami

wartościowymi przywiozłem z Los

Angeles. Mam prawo dowieść, skąd

pochodziła naprawdę.

-Ależ ten dowód nic nie znaczy - upierał

się Ormsby. - To tylko wniosek

wyciągnięty przez świadka.

-Proponuję, by oskarżenie przedstawiło

sprawę ławie przysięgłych - powiedział

Mason. - Uważam, że dowód ten znaczy

bardzo dużo, ponieważ w czasie mojego

pobytu w Las Vegas byłem śledzony

przez policjanta z tamtejszego wydziału.

- Nic na to nie wskazuje - sprzeciwił się

Ormsby. - Zresztą to i tak nieistotne.

-W takim razie wzywam powtórnie

porucznika Tragga, aby potwierdzić, że

byłem stale śledzony.

-Ja zamknąłem już sprawę - kłócił się

Ormsby. - Nie może jej pan teraz

otworzyć i przesłuchać świadka jeszcze

raz.

-Dobrze - zgodził się uprzejmie Mason. -

Mam tak absolutne zaufanie do

uczciwości porucznika Tragga, że

wezwę go jako świadka obrony.

Porucznik zajął miejsce, zaskoczony.

- Teczka oznaczona jako dowód

rzeczowy dwadzieścia sześć A została

znaleziona w moim pokoju - zaczął Mason. -

Kto ją znalazł, poruczniku?

- Ja.

background image

-Zauważył pan jeszcze jakąś teczkę w

tym pokoju?

-Nie. Ale była tam jeszcze walizka.

-Mówię o teczce. Czy była jeszcze

jakaś?

-Nie na widoku.

-Wszedł pan do mojego pokoju w

określonym celu, prawda?

- Tak.

background image

- Towarzyszył panu sierżant Elias

Camp z policji Las Vegas?

- Tak.

-Wiedział pan, że wówczas mnie

śledzono?

-Wyznaczono policjanta w cywilu,

który miał pana pilnować.

-Groził pan, że zdobędzie nakaz

przeszukania, aby sprawdzić mój

pokój?

- Tak.

-Dlaczego?

-Mieliśmy szukać teczki zawierającej

papiery wartościowe.

- Znalazł ją pan?

- Tak.

-Czy w pokoju była druga teczka

zawierająca papiery wartościowe albo

z której można by owe papiery

przełożyć do tej?

-Ja... przyznaję, że nie wiem -

powiedział Tragg.

-Dlaczego tego pan nie wie?

-Ponieważ wszedłem do pokoju, aby

znaleźć teczkę z obligacjami i kiedy ją

znalazłem,

zakończyłem

przeszukiwanie pomieszczenia.

-Więc, o ile pan wie, ta teczka, dowód

rzeczowy dwadzieścia sześć A, była

jedyną teczką w pokoju.

-Tak jest.

-Czy zdjął pan odciski palców z tej

teczki?

-Tak. Zrobiliśmy to.

-Rozpoznaliście je?

background image

-Tak. Niektóre należały do pana,

niektóre do osoby, która nie została

wówczas zidentyfikowana. Teraz

sądzę, że mogły to być odciski palców

panny Estelle Rankin.

-Ma pan przy sobie zdjęcia tych

odcisków?

-Mam je w aktówce.

-Proszę wyjąć.

background image

ragg

wyciąg

nął

fotogra

fie.

Chciał

bym

włączy

ć te

zdjęcia

jako

dowod

y

obrony

numer

trzy i

cztery

-

powie

dział

Mason

. - Nie

mam

więcej

pytań

do

świadk

a.

-

N

i

e

mam pytań - rzucił Orsmby.

-Jest pan wolny - powiedział Mason i

zwrócił się do zaskoczonego

oskarżyciela. - To zamyka sprawę

obrony. Nie mamy więcej świadków.

Sędzia Fisk był równie zdumiony jak

prokurator.

-Chce pan teraz wygłosić mowę

końcową?

-Jesteśmy gotowi - rzucił wojowniczo

Ormsby.

-Ja również - powiedział Mason.

- Bardzo dobrze - stwierdził sędzia. -

Głos ma oskarżenie.

Prokurator podszedł do ławy

przysięgłych: - Wysoki Sądzie oraz wy, panie

i panowie przysięgli, to sprawa szczególna,

niezwykła. Chodzi o popełnione świadomie i

z zimną krwią morderstwo. Zmarły nie był

może najbardziej doskonałym człowiekiem na

ziemi, niemniej miał prawo żyć. Miał prawo

być chroniony przez system legislacyjny.

Oskarżona Vivian Carson, uznawszy, że

zniknęło jej uczucie do zmarłego, wniosła

sprawę o rozwód. Przeczuwała, że mąż ukrył

część majątku; było to całkiem

prawdopodobne i w rzeczywistości zostało

dowiedzione. Nie doceniałbym państwa

inteligencji, gdybym próbował twierdzić co

innego.

To po części stanowiło motyw

zbrodni. To, oraz najwyraźniej nagłe

zauroczenie obojga oskarżonych. Kusiło

mnie, by oddać tę sprawę pod waszą rozwagę

bez przemówienia końcowego, lecz czuję, że

background image

pewne

fakty

powini

enem

podkre

ślić,

by,

panie i

panow

ie

przysię

gli, nie

wprow

adziły

was w

błąd

żadne

wysuw

ane w

ostatni

ej

chwili

argum

enty.

Swoją

mowę

oskarż

enie

wygłos

i po

mowie

obrony

, więc

teraz

chcę

tylko wskazać, iż mimo ataku, jaki

niewątpliwie uczyni obrona na wiarygodność

świadka Nadine Palmer, zachowała się ona w

sposób godny podziwu. Uczciwie przyznała,

że mimo iż sama jest pewna, że kobietą, którą

widziała wskakującą do basenu była Vivian

Carson, nie zidentyfikuje jej pod przysięgą.

Myślę, że jest to najlepszym barometrem

uczciwości świadka.

Twierdzę, że z uwagi na zachowanie

świadka, cokolwiek powie obrońca, każda

próba oczernienia świadka, będzie niczym

bumerang, który uderzy w oskarżonych.

Oskarżeni pozostawili swoje odciski palców

na płytce zamykającej schowek. Te odciski

palców to milczący dowód, że oboje dotykali

spodniej strony kafla. Nie można zaprzeczyć

zeznaniom, że to ich odciski palców. Sami

możecie to sprawdzić. Zdjęcia włączono do

materiału dowodowego. Spójrzcie tylko na

powiększone odbitki i sami wyciągnijcie

wnioski. Nie trzeba eksperta, by rozpoznać

odciski takie jak te. Wystarczy tylko dobry

wzrok i zdrowy rozsądek.

Oskarżeni pozostawili swoje odciski

palców na spodniej części kafla i wewnątrz

stalowego sejfu.

Dlaczego? Sami zadajcie sobie to

pytanie. Nikt nie próbował podać wam

rozsądnego wyjaśnienia, bo istnieje tylko

jedno logiczne wytłumaczenie: zamordowali

Loringa Carsona i zabrali ukryte przez niego

papiery. Zabrali gotówkę. Chcieli sprzedać

obligacje. Ich prawnik, Peny Mason, miał je

przy sobie w Las Vegas.

background image

zy to

zbieg

okolic

zności

?

ie

bądźci

e

naiwni

. Nie

pozwó

lcie,

by

obrońc

a

zamyd

lił

wam

oczy.

noszę

o

uznani

e

obojga

oskarż

onych

winny

mi

morder

stwa

pierws

zego

stopnia - odwrócił się i wrócił na swoje

miejsce.

Mason wstał i uśmiechnął się do

przysięgłych.

- Wysoki Sądzie oraz wy, panie i

panowie przysięgli, jestem w dość

niekorzystnym położeniu. Sprawa przeciw-

background image

ko oskarżonym opiera się na zeznaniach

jednego świadka, Nadine Palmer.

Prokurator zapewnił państwa, że Nadine

Palmer jest rozsądną i uczciwą kobietą.

Powiedziano wam, że ponieważ nie

zidentyfikowała nagiej kobiety skaczącej do

basenu jako Vivian Carson, świadczy to o jej

szczerości, jest barometrem uczciwości, i każdy

atak na nią obróci się przeciwko oskarżonym.

Świadek Nadine Palmer nie ma odwagi

stwierdzić, że widziała Vivian Carson skaczącą

do basenu, ponieważ wie, że to nie była pani

Carson i że gdyby później okazało się, że

widziała kogoś zupełnie innego, zostałaby

oskarżona o krzywoprzysięstwo. Więc unika

odpowiedzi, wykręca się, wymiguje, zmienia

temat - a oskarżenie chce, byście uznali to za

barometr jej uczciwości. Jeżeli to jest barometr

uczciwości, to pokazuje on bardzo niskie

ciśnienie.

Dlaczego pani Palmer nie była na tyle

uczciwa, by przyznać, że nie mogła rozpoznać

osoby, którą zobaczyła, że nie wie, kim ona

była, że nie dostrzegła jej twarzy? Nagłe i

zaskakujące pojawienie się nagiej kobiety, która

wybiega z domu i skacze do basenu, zupełnie ją

zaskoczyło. Panie z ławy przysięgłych, wy

wiecie, co czuła pani Palmer. Zobaczyła

zupełnie nagą kobietę. Ten widok zaskoczył ją i

zanim odzyskała równowagę na tyle, by dobrze

się jej przyjrzeć, kobieta znalazła się w basenie.

Potem już ani razu nie było widać jej twarzy.

Ale czy pani Palmer naprawdę widziała

nagą kobietę? Czy widziała kogokolwiek? A

może swoją własną przygodę przedstawia jako

background image

coś, co widziała, udając, że była świadkiem

obserwującym zdarzenie z oddali?

Dlaczego nie poszła na policję, by opisać

to, co widziała? Dlaczego szybko wróciła do

domu i wzięła prysznic, mocząc przy tym

włosy? Dlaczego papierosy w jej torebce

nasiąkły wodą? Powiem wam, dlaczego.

Ponieważ to Nadine

background image

Palmer wskoczyła do basenu,

przepłynęła na drugą stronę i zabrała obligacje.

Zamierzam to udowodnić. Udowodnię to,

odwołując się do waszego rozsądku, i dowiodę

tego bez najmniejszych wątpliwości.

Panie i panowie przysięgli, wszyscy

jesteście ludźmi dorosłymi, nie urodziliście się

wczoraj i wiecie, jak postępuje policja: kiedy

znajdą podejrzanego, szukają wszystkich

dowodów potwierdzających jego winę i zbyt

często ignorują fakty wskazujące na kogoś

innego.

Twierdzę, że Nadine Palmer wskoczyła

do basenu, kiedy dowiedziała się o sejfie z

obligacjami, że włożyła obligacje do

plastikowej torby, że zaczęła płynąć z

powrotem i zorientowała się, że Loring Carson

zauważył ją, gdy skakała do wody. Loring

Carson wybiegł z tyłu domu i kiedy Nadine

Palmer wychodziła na brzeg, wepchnął jej

głowę pod wodę, żądając, by oddała papiery.

Skąd to wiemy? Ponieważ oba rękawy

koszuli Carsona były mokre do łokci. Nie

zamoczył ich obu, otwierając skrytkę.

Uruchamiając mechanizm otwierający sejf

zrobił to samo, co porucznik Tragg i była to

rzecz najzupełniej normalna: podwinął prawy

rękaw.

A nawet gdyby go nie podwinął, nie

mógłby zamoczyć lewej ręki, sięgając drugą

do ukrytego pierścienia. Zamoczył oba

rękawy, ponieważ próbował schwycić

pływaczkę i wepchnąć pod wodę, kiedy była

jeszcze w basenie. Ale mu uciekła.

Co więc zrobił Loring Carson? Wrócił

background image

do domu, odkrył porzucone ubranie i

przypilnował go, wiedząc, że właścicielka nie

odważy się pokazać publicznie w mokrej i

przeźroczystej bieliźnie.

Udowodnię teraz, że pływaczką tą nie

była tajemnicza naga kobieta, którą Nadine

Palmer ponoć widziała, ale sama Nadine

Palmer!

Znalazła się w pułapce. Cicho poszła

do kuchni, wzięła nóż i na bosaka przemknęła

się niepostrzeżenie do ogrodzenia, przy

którym stał Loring Carson, zwrócony plecami,

ponieważ pilnował porzuconych ubrań, i wbiła

mu nóź w plecy.

Ten jeden czyn usuwał wszystkie

przeszkody stojące na jej drodze. Z jednej

strony mogła wejść w posiadanie obligacji i

zdobyć fortunę, z drugiej - zostałaby

oskarżona o morderstwo.

Wskoczyła więc do basenu, ponownie

przepłynęła pod drutami i wróciła po swoje

ubranie zostawione w sypialnej części domu.

Stojąc nad ciałem, zdjęła mokrą bieliznę,

wsadziła ją do torebki, włożyła sukienkę i

wtedy - dopiero wtedy - wróciła na wzgórze,

gdzie zostawiła samochód, niosąc z sobą

skradzione obligacje.

Dotarłszy do samochodu, pojechała do

swojego mieszkania i przebierała się, kiedy

zadzwoniłem do drzwi. Ogarnęła ją panika,

zwłaszcza gdy uświadomiła sobie, że

nieopatrznie pozwoliła, bym zorientował się,

że papierosy w jej torebce nasiąkły wodą.

Zrozumiała również, że musi jakoś

wytłumaczyć się ze zdobycia fortuny. Żyła

background image

skromnie, z niskiej pensji, i nagle stała się

zamożna. Jak miała to wyjaśnić?

Napomknąłem o Las Vegas i to podsunęło jej

rozwiązanie,

jakiego

potrzebowała.

Postanowiła pojechać tam i zagrać w kasynie.

Po dłuższym czasie nikt nie zorientowałby się,

czy wygrała, czy przegrała. Mogłaby więc

wrócić z mnóstwem pieniędzy i twierdzić, że

wygrała wszystko w ruletkę.

Była jednak za sprytna, by zawracać

sobie głowę obligacjami, bo można je

„namierzyć”. Co więc zrobiła? Włożyła je do

teczki, kazała wytłoczyć na niej litery „P.

Mason” i podrzuciła teczkę do mojego pokoju.

Potem anonimowo doniosła policji, że mam

aktówkę wypchaną obligacjami, które wręczyli

mi moi klienci, oskarżeni w tym procesie. Nie

mogę tego dowieść bez najmniejszych

wątpliwości, bo jestem sam, jestem

prawnikiem, nie reprezentuję policji, nie mam

ich sprzętu, ludzi, jako osoba z zewnątrz nie

mogę liczyć na współpracę policji z Las

Vegas. Nawet jednak jeśli nie mogę dowieść

tego z całą pewnością, mogę uwiarygodnić

tak, byście panie i panowie przysięgli byli

zadowoleni, a przynajmniej zasiać w was

uzasadnione wątpliwości. A kiedy tak się

stanie, będziecie musieli uwolnić oskarżonych.

Tak każe prawo.

Wiecie, że w materiale dowodowym

znalazła się teczka z odciskami palców,

których policja nie potrafiła zidentyfikować.

Weźcie pod uwagę zdjęcia odcisków zdjętych

z sejfu i zakrywającej go płytki, które policja

uznała z całą pewnością - tak przynajmniej

background image

stwierdzono - za ślady palców moich klientów.

Teraz proszę, byście przyjrzeli się dowodowi

rzeczowemu w tej sprawie, na którym widać

odciski palców uznane za należące do Nadine

Palmer - tak stwierdził ekspert oskarżenia.

Weźcie je do swojego pokoju i porównajcie ze

zdjęciami odcisków, których policja nie

zidentyfikowała, ponieważ były rozmazane

albo nie potrafiono wskazać osoby, która je

zostawiła. Nie musicie być ekspertami, by je

porównać. Wystarczy szukać podobieństwa.

Policja pokazała wam, jak się to robi na

diagramach, na których powiększono odciski

palców oskarżonych znalezione na obrzeżu

płytki. Oczywiście, że były tam ich odciski.

Dlaczego nie? Dom należał do obojga. Vivian

Carson miała jedną połowę, Morley Eden

drugą. Co byście zrobili, gdybyście po

powrocie do domu odkryli płytkę przy basenie,

która w rzeczywistości stanowiła pokrywę

sejfu? Czy nie zastanawialibyście się, co było

w skrytce? Czy nie pochylilibyście się nad nią

i nie sprawdzili dokładnie?

Pan prokurator twierdzi, że oskarżeni

zostawili swoje odciski palców na skrytce, ale

nie potrafi powiedzieć, kiedy to zrobili. - Tu

Mason zrobił dramatyczną pauzę. - Nie potrafi

powiedzieć, czy zostawili je tam przed czy po

morderstwie. Czy zostawiono je, zanim Loring

Carson przyszedł do domu. Czy nie

zostawiono ich noc wcześniej, kiedy oskarżeni

odkryli sejf i postanowili zastawić pułapką na

Carsona. Wystarczyło by podszedł do skrytki -

wówczas można go było zaprowadzić do sądu

i zmusić do wytłumaczenia się z ukrywania

background image

wspólnego majątku małżonków oraz oskarżyć

o utajnianie dochodów. Załóżmy, że oskarżeni

to właśnie chcieli zrobić. Załóżmy, że coś

poszło źle i nagle, ku swojej konsternacji,

odkryli zwłoki Carsona.

Panie i panowie przysięgli, mam tu

dwanaście szkieł powiększających. Przekażę je

woźnemu sądowemu. Sąd poinstruuje

państwa, że rozważając wyrok, macie prawo

zabrać do swojego pokoju dowody rzeczowe i

dokładnie je obejrzeć. Proszę, byście wzięli ze

sobą te zdjęcia oraz zdjęcia odcisków palców

Nadine Palmer...

- Jedną chwilę - zawołał Ormsby. -

Uznaję tę propozycję za niezgodną z prawem.

Sędziowie przysięgli nie mogą uważać się za

ekspertów w tej dziedzinie. Daktyloskopia to

specjalistyczna wiedza. Tylko fachowiec jest

w stanie je ocenić. Zgoda, możemy otworzyć

przewód sądowy i pozwolić ekspertowi z biura

szeryfa dowieść, że odcisków palców, których

nie zidentyfikowała policja, nie można

zidentyfikować, że nie zawierają one

wystarczającej ilości podobnych punktów, by

porównać je z jakimikolwiek innymi.

Natomiast nie możemy pozwolić, by przysięgli

porównywali je na oko. Przecież nawet ekspert

nie jest w stanie stwierdzić jedynie na

podstawie ograniczonej liczby punktów

podobieństwa, czy...

-Chwileczkę - przerwał sędzia Fisk. -

Już zgłosił pan swój sprzeciw. Sąd

skłonny jest ocenić sytuację jako

nietypową, ale zdaje sobie sprawę, że

pan Mason mówi prawdę: przysięgli

background image

mają prawo zabrać ze sobą dowody

rzeczowe i nie możemy im zabronić

tego.

-Dziękuję, Wysoki Sądzie - powiedział

Mason. Zwrócił się ku ławie

przysięgłych i ukłonił. - Pamiętajcie

państwo, że prokurator sam w swoim

przemówieniu powiedział, że

wszystko, czego potrzeba, by

porównać odciski palców, to dobry

wzrok i zdrowy rozsądek. Sąd

poinstruuje was, że jeżeli po obejrzeniu

wszystkich dowodów rzeczowych w

waszych myślach pojawi się

uzasadniona wątpliwość co do winy

oskarżonych, musicie ich uniewinnić.

Dziękuję państwu - Mason usiadł.

Wówczas prokurator wstał, wściekły i

wyprowadzony z równowagi, urządził

żenującą scenę: wrzeszczał i krzyczał na

przysięgłych, walił pięściami w stół,

wskazywał z pogardą palcem na Masona,

oskarżał go o brak etyki zawodowej, twierdził,

że nie wezwał eksperta od daktyloskopii, by

udowodnił, że niezidentyfikowane odciski

palców należą do Nadine Palmer, ponieważ się

bał.

Mason siedział i uśmiechał się.

Najpierw do Ormsby’ego, potem do

przysięgłych. Był to uśmiech człowieka,

którego stać na okazanie wielkoduszności

pokonanym, człowieka, który obserwuje

histeryczne krzyki osoby, która przegrała i o

tym wie. Przysięgli wyszli na dwie i pół

godziny.

Wrócili

z

werdyktem

background image

uniewinniającym oboje oskarżonych.

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY

W prywatnym gabinecie Perry Masona

siedzieli, oprócz gospodarza, Della Street,

Morley Eden i Vivian Carson.

- Nie ma tu nikogo prócz waszego

adwokata, jego sekretarki i czterech ścian biura

- powiedział Mason. - Najwyższy czas, żebyście

wreszcie zdradzili, co się naprawdę stało.

Zostaliście uznani za niewinnych zbrodni. To

znaczy, że nie można was ponownie oskarżyć.

Żeby uzyskać uniewinnienie, musiałem rzucić

podejrzenie na głównego świadka oskarżenia.

Na tym polegał mój zawodowy obowiązek jako

reprezentującego was adwokata. Musiałem

zmusić przysięgłych, by nabrali uzasadnionych

wątpliwości co do waszej winy. Ale wcale nie

jestem pewien, że to Nadine Palmer zabiła

Loringa Carsona. Musicie mi, u diabła, pomóc

odkryć, kto to zrobił. Jeśli to ona, oskarżymy ją,

jeśli nie - dopilnujemy, by jej nazwiska, dość

już oczernionego, nie obsmarowano ponownie

w prasie. Zaczynajcie.

Eden spojrzał na Vivian Carson.

Opuściła głowę. - Ty mu powiedz -

poprosiła.

-Dobrze - zgodził się Eden. - Oto, co

naprawdę się stało. Ale gdybyś znał

fakty albo gdyby odkryła je policja,

skazano by nas za morderstwo

pierwszego stopnia bez najmniejszej

szansy obrony.

-Zgoda - przyznał Mason. - Więc co się

wydarzyło?

background image

-Od pierwszej chwili, kiedy ujrzałem

Vivian - zaczął Eden - byłem

zafascynowany.

-Fascynacja była obustronna - włączyła

się Vivian Carson. - Kobiecie nie

przystoi mówić takich rzeczy, ale

drżałam jak liść, kiedy on był w pobliżu.

Morley objął ją i pogłaskał po ramieniu.

- Mówcie dalej - ponaglił adwokat. - To

już wiemy: miłość od pierwszego wejrzenia.

background image

-Prawie od pierwszego - sprostował

Eden.

-Od kiedy zobaczyłeś ją w bikini -

skomentował sucho Mason.

-No dobrze - poddała się Vivian. -

Zaplanowałam

to.

Chciałam

przyciągnąć jego uwagę. Chciałam

zmusić go do... do czynu, oskarżyć o

złamanie sądowego nakazu i

doprowadzić do tego, by wściekł się na

Loringa.

-Aaa, w to wierzę - zgodził się Mason.

- Tak się zaczęło. Co stało się potem?

-Wieczorem czternastego Vivian

powiedziała mi, że musi odstawić

samochód do naprawy. Spytała, czy

jako sąsiad nie mógłbym pojechać z nią

do najbliższego warsztatu i potem

przywieźć z powrotem. Do tego czasu

dobrze się już poznaliśmy i

żartowaliśmy o tak zwanych

dobrosąsiedzkich

stosunkach.

Zawiozłem ją do warsztatu, a potem

przypomniała sobie, że zostawiła

potrzebne jej rzeczy w swoim

mieszkaniu. Powiedziałem, że z

przyjemnością podwiozę ją pod blok, a

potem zawiozę do domu. Po drodze

pojawiła się kwestia obiadu, więc

zaprosiłem ją do restauracji. Po

obiedzie poszliśmy na jakiś występ.

Wróciliśmy do mieszkania po jej

rzeczy, a tam zaczęliśmy rozmawiać.

Ona stwierdziła, że znajdujemy się na

neutralnym gruncie. Napomknąłem o

background image

ogrodzeniu, a Vivian zauważyła, że tu

między nami nie stoi żadna przeszkoda.

Wiem tylko, że potem trzymałem ją w

ramionach i... cóż, czas minął nam

bardzo szybko. Zaczęliśmy snuć plany i

gadaliśmy niemal do świtu. Nie

chciałem zniszczyć tego, co się stało i

Vivian chyba też nie. Nagle

usłyszeliśmy przekręcanie klucza w

zamku. Drzwi otworzyły się i na progu

stanął Loring Carson. Rzucił kilka

obraźliwych dla żony uwag, zupełnie

nie na miejscu i niewiarygodnie

chamskich. Uderzyłem go. Kiedy się

podniósł, zaczęliśmy walczyć.

Wyrzuciłem go za drzwi i

powiedziałem, że jeśli kiedykolwiek

wróci albo będzie molestował Vivian,

zabiję go.

background image

-Czy ktoś to usłyszał? - zapytał Mason.

-Jasne. Jeden z sąsiadów słyszał całą

awanturę, ale najwyraźniej nam

współczuł i trzymał gębę na kłódkę. Nic

wiem, czemu policja tego nie

podejrzewała i nie przepytała

mieszkańców bloku. Widocznie nie mieli

pojęcia, że tamtej nocy byliśmy z Vivian

w Larchmore. Kobieta, która widziała,

jak parkowaliśmy samochód, sama

zgłosiła się na komendę, ale policja

założyła, że noc spędziliśmy gdzie

indziej.

-Co wydarzyło się potem? - zapytał

Mason.

-Wyrzuciłem Carsona i czekaliśmy do

świtu. Rano zjedliśmy śniadanie i

wyszliśmy. Przed hydrantem stał wóz

Carsona z mandatem za wycieraczką.

Uznałem, że lepiej go przesunąć, więc

przepchnąłem samochód kilka metrów

dalej od hydrantu. Kiedy Carson wpadł

do mieszkania, był pijany. Może nie

wiedział, że zaparkował wóz przed

hydrantem. Vivian sądzi jednak, że zrobił

to celowo - to była jego ostatnia próba, by

uciec przed oskarżeniem o oszustwo,

stwarzając fałszywe dowody, które

obaliłyby wyrok w sprawie rozwodowej.

Bo po co zatrzymał sobie klucz do

mieszkania? Vivian na pewno mu go nie

dała.

-Ale co się z nim stało, kiedy wyszedł z

bloku? - spytał Mason. - Powinien

odjechać swoim samochodem. Dlaczego

background image

tego nie zrobił?

-Nie wiem - przyznał Eden. – I to mnie

martwi. Wyglądając przez okno,

widzieliśmy samochód. Może... może

wyszlibyśmy wcześniej, gdyby go tam

nie było, ale... cóż, stało się, co się stało.

Baliśmy się, że Carson ma broń i... po

prostu nie wiedzieliśmy, co może się stać.

-Co dalej?

-Pojechałem do twojego biura i

podpisałem poprawiony wniosek do sądu.

Vivian siedziała w tym czasie w moim

samochodzie na parkingu. Nie mogłem

powstrzymać się przed myślą, jakbyś się

zdziwił, gdybyś o tym wiedział.

background image

Mason spojrzał na Delię Street i skinął

głową.

- Wróciliśmy do domu - ciągnął Eden -

i poszliśmy do mojej części willi. W salonie

leżał jakiś człowiek. Zbiegliśmy po schodach i

odkryliśmy, że to Loring Carson. W jego

plecach tkwił nóż. Najwyraźniej zakłuł go ktoś,

kto stał po drugiej stronie ogrodzenia. To było

straszne. Vivian zorientowała się, że nóż

pochodził z jej kuchennego zestawu. Razem

znaleźliśmy ciało i po prostu nie mogliśmy

pójść na policję i przyznać się, że byliśmy... że

spędziliśmy noc razem, że pobiłem się z

Carsonem, i że potem odkryliśmy zwłoki.

Zaproponowałem Vivian, że odwiozę ją do

mieszka nia, ukryjemy samochód Loringa w

garażu, dopóki się nie ściemni, a potem

wywieziemy go tam, gdzie go łatwo znajdą.

Później miałem zawieźć ją do warsztatu, skąd

odebrała by swój wóz, pojechalibyśmy kupić

inny nóż w miejsce brakującego, a na koniec

sam wróciłbym do domu na spotkanie z

dziennikarzami w porze, na którą wyznaczyłeś

konferencję prasową. Miałem wejść do domu

razem z tobą, a reporterzy odkryliby zwłoki.

Teraz wiem, że plan był głupi. Powinniśmy

byli pójść na policję i wyznać wszystko, ale...

cóż, zrobiliśmy inaczej. Kiedy zaczęliśmy

ukrywać fakty, nie mogliśmy już powiedzieć

prawdy. Nie uwierzyłaby nam żadna ława

przysięgłych. Twoim zadaniem było zabrać się

do tej sprawy tak, jak wyglądała i walczyć na

oślep.

- Rozumiem - powiedział Mason. - Ja...

Rozdzwonił się telefon na jego biurku,

background image

krótkimi, ostrymi sygnałami.

-To sygnał Gertie, że pakuje się tu

porucznik Tragg... Drzwi otworzyły się

i policjant stanął na progu.

-No, no - odezwał się - chyba

przerwałem konferencję.

-Nie chyba, ale na pewno - uściślił

adwokat.

-To bardzo źle - stwierdził Tragg.

- Mógłbym również zauważyć, że skoro

moi klienci zostali uniewinnieni z zarzutu

zamordowania Loringa Carsona, nie powinna

się już nimi interesować policja. Tak więc tym

trudniej wytłumaczyć twoje nieuzasadnione

najście. Tragg wyszczerzył zęby.

- Nie trać zimnej krwi, Mason. Traktuj

to spokojnie. Interesują mnie nie twoi klienci,

ale ty.

- Ja?

-Zgadza się - Tragg rozwalił się na

krześle, pstryknięciem palców zsunął

kapelusz na czoło i uśmiechnął się

przyjacielsko. - Zostawiłeś nam pewien

problem do rozwiązania, Mason.

-O co ci chodzi?

-Dziennikarze naciskają, żebyśmy

aresztowali Nadine Palmer, ale przecież

nie została oskarżona. Omamiłeś

przysięgłych i zwolnili twoich klientów

na

podstawie

uzasadnionych

wątpliwości. To znaczy wmówiłeś im,

że to Nadine Palmer odwaliła robotę.

Ale nie możesz tego udowodnić, my

zresztą też. Wypadliśmy poza matę.

-Prokurator okręgowy wpakował się w

background image

to wszystko, nie pytając mnie o radę -

zauważył adwokat - więc rozwiązać

problem może również bez mojej

pomocy.

-Zgadza się, zgadza - przyznał Tragg. -

Myślałem, że tak właśnie powiesz, choć

z drugiej strony miałem nadzieję, że

zechcesz

współpracować

z

departamentem policji: Właściwie nie z

całym departamentem, ale z jego

członkiem: porucznikiem Arturem

Traggiem.

Mason uśmiechnął się szeroko.

-To stawia sprawę w innym świetle -

powiedział.

-Kupuję twoją teorię o mokrych

rękawach. Kiedy się nad tym

zastanowiłem, facet tak przejęty swoim

wyglądem jak Carson na pewno zdjął

marynarkę i podwinął prawy rękaw,

zanim wsadził rękę do basenu, żeby

pociągnąć za pierścień otwierający

schowek. Prześledziłem dalej twoją

teorię. Nie włożył marynarki, ale rękaw

opuścił. Skończył to, co chciał zrobić z

sejfem. Wrócił do domu i właśnie

background image

wkładał marynarkę, kiedy dostrzegł

coś, co kazało mu wybiec na patio. Ktoś w

basenie

zwrócił

jego

uwagę.

Najprawdopodobniej była to, jak mówiłeś:

naga kobieta przepływająca pod ogrodzeniem

z plastikową torbą wypchaną papierami z

sejfu. Loring klęknął nad basenem i chwycił ją

za ramiona. Może usiłował wepchnąć jej

głowę pod wodę. Chciał wyrwać torbę.

Uciekła mu i przepłynęła z powrotem pod

drutami. Carson nie mógł przejść górą, nie

zmieściłby się pod spodem, mógłby jedynie

przepłynąć pod zasiekami w ubraniu. To mu

się niezbyt podobało. Miał jednak klucze do

obu części willi, więc obiegł płot i wszedł od

drugiej strony. Dziewczyna zostawiła tam

ubranie i Carson uznał, że jeśli przypilnuje

ciuszków, intruz będzie musiał się pojawić. A

kiedy tam stał, ona wbiła mu nóż w plecy z

drugiej strony ogrodzenia. Wniosek:

potrzebuję twojej współpracy.

-Jakiej współpracy? - zapytał Mason.

-Nie chcę przepuścić okazji. Twoi

klienci zostali uniewinnieni. Nikt nie

może ich oskarżyć po raz drugi. Nie

chcę, żeby przyznali się do winy, ale

jeśli są winni, mógłbyś powiedzieć mi,

że tracę czas, usiłując przypiąć

zbrodnię komuś innemu. Potraktuję to

jako zeznanie złożone w zaufaniu,

które nigdy nie zostanie ujawnione ani

przekazane

prasie.

Zwykłe

oświadczenie, wyłącznie dla mojej

satysfakcji.

-Dla twojej satysfakcji radzę - odparł

background image

Mason - żebyś kontynuował śledztwo.

Mam powody wierzyć, że moi klienci

są niewinni. Ręczę za to własną

reputacją.

-To naprawdę coś - Tragg zmierzył

wzrokiem Vivian Carson i Morleya

Edena. - Może oni powiedzieliby, co

naprawdę się wydarzyło. Tylko do

mojej wiadomości.

Mason potrząsnął głową.

-Nikomu nie powiedzą, co się stało.

-A ty wiesz? - zapytał porucznik.

- Wiem - przyznał Mason - i nie

powiem.

Tragg westchnął.

background image

- Na teczce jest kilka całkiem

wyraźnych odcisków - zauważył Mason. -

Może odkryjesz, do kogo należą?

Porucznik pokręcił głową:

-Ze wszystkich głupstw, jakie może

zrobić prawnik, najgorsze było

wmówienie przysięgłym, że mogą

zostać ekspertami od daktyloskopii...

Dowiedziałem się, co działo się w

pokoju przysięgłych. Każdy z nich

wierzył, jakby go zahipnotyzowano, że

dwa z rozmazanych odcisków na płytce

należały do Nadine Palmer, a jeden

znalazł się na aktówce. Oczywiście,

było między nimi kilka podobnych

punktów. Zawsze można znaleźć cztery

czy pięć. Ale nie uznajemy, że odciski

zostały zidentyfikowane, dopóki nie

znajdziemy jedenastu podobnych

punktów. Tego jednak nie sposób już

było wytłumaczyć przysięgłym z uwagi

na sposób, w jaki ty przedstawiłeś

sprawę. Kiedy przysięgli odkryli cztery

punkty, z miejsca uznali, że są

ekspertami od daktyloskopii... Zrobiłeś

najbardziej cholerną rzecz, jaką tylko

można było zrobić.

-Cóż, prokurator jest sam sobie winien

- stwierdził Mason. - Powiedział, że w

porównywaniu odcisków nie ma nic

tajemniczego, że sami to zobaczą i że

mogą zabrać do swojego pokoju

dowody rzeczowe.

Tragg uśmiechnął się od ucha do ucha.

- Do twojej i tylko twojej wiadomości,

background image

Perry, w tej chwili Morrison Ormsby nie

cieszy się popularnością w prokuratorze

okręgowej. A nawet narasta w stosunku do

niego pewna niechęć. Nie zdziwiłbym się,

gdyby wkrótce uznał za rozsądne otworzyć

prywatną praktykę. Część dziennikarzy

wydobyła całą historię od ławników.

Zamierzają zrobić z tego hit prasowy. Zawsze

mamy odciski, których nie można

zidentyfikować. Gdyby wszyscy obrońcy tak

załatwiali sprawę jak ty, stale mielibyśmy

kłopoty. Jasne, to wina Ormsby’ego. Ale to ty

zastawiłeś pułapkę, a on złapał się w nią jak

mucha na lep.

background image

-Być może przeoczyłeś jedną kwestię -

podsunął Mason.

-To znaczy?

-Naprawdę nigdy nie widziałem teczki z

obligacjami, zanim nie znalazła się w

moim pokoju. Zamówiłem nową ze

sklepu z pamiątkami i przełożyłem do

niej papiery, a starą wsadziłem do

walizki. Zrobiłem to, aby udowodnić w

sądzie dokładny czas, kiedy wszedłem w

posiadanie teczki. W innym przypadku

twój świadek stwierdziłby, że

przywiozłem ją z Los Angeles, że

obligacje dostałem od moich klientów i

zabrałem je, by wymienić papiery na

pieniądze.

-Wiem, wiem - rzucił porucznik. -

Usiłowałem powiedzieć policji w Las

Vegas, że nie jesteś taki głupi, ale nie

chcieli mnie słuchać.

-Dobrze, Tragg, dam ci teczkę, która

znalazłem w swoim pokoju - zdecydował

Mason. - Może zdejmiecie z niej odciski

palców, które będą pasować do odcisków

zdjętych z płytki nad basenem, których

nie potrafiliście zidentyfikować.

-A po co niby tu przylazłem? - zapytał

Tragg. - Jasne, musimy znaleźć osobę,

która zostawiła tam swoje odciski

palców. Musimy mieć cokolwiek, z czym

można by je porównać.

-No właśnie - Mason podszedł do sejfu i

wyjął plastikowy worek, do którego

zapakował teczkę podrzuconą do jego

pokoju w Las Vegas.

background image

-Niech pan zwróci uwagę poruczniku, że

wytłoczono tu złocony napis „P. Mason”.

Tragg skinął głową.

-To dość osobliwy sposób oznaczania

aktówki - ciągnął prawnik. - Każdy

napisałby raczej „Peny Mason” lub po

prostu „P.M” albo jedynie „Mason”.

-Mów dalej - poprosił Tragg.

-Jeśli uważnie przyjrzysz się literom,

drugą część nazwiska widać wyraźniej

niż inicjały. Innymi słowy, teczkę

opisano najpierw „RM”, a dopiero potem

dodano cztery ostatnie litery, przy czym

literka „a” zasłoniła kropkę po „M”.

-Nie przerywaj, świetnie ci idzie.

-Wszyscy przeoczyli fakt, iż Loring

Carson musiał jakoś dostać się do

miejsca, gdzie znaleziono jego zwłoki.

-Wcale tego nie przeoczyliśmy. To była

rzecz podstawowa. Przyjechał swoim

wozem, a twoi klienci odprowadzili go

do garażu pod mieszkaniem Vivian

Carson. Zamierzali przetrzymać go tam,

aż przestaną wzbudzać zainteresowanie,

a potem porzucić tak, by nikt nie

połączył z nimi samochodu.

-Jeżeli to zrobili - zaczął Mason -

dlaczego wstawili samochód do garażu

Vivian Carson?

-To mnie dziwi - zgodził się Tragg.

-Loring Carson przyjechał tu z Las Vegas

- podjął Mason. - Nie był sam. Nie sądzę

również, że towarzyszyła mu jego

przyjaciółka Genevieve Hyde. Myślę, że

padł ofiarą systemu panującego w

background image

kasynach.

-To znaczy?

-Kiedy faceta zaczyna nużyć jedna

hostessa, na scenę wchodzi druga. W tym

szczególnym przypadku mowa o młodej

kobiecie nazwiskiem Paulita Marchwell,

a ponieważ jej inicjały to „P.M”, nie

zdziwiłbym się, gdyby teczka należała do

niej. Może Paulita przyjechała do Los

Angeles z Carsonem albo umówiła się tu

z nim na spotkanie. Carson zostawił

gdzieś swój samochód i przyjechał tu z

Paulita. Zapewne kazał jej zaczekać w

samochodzie. Chciał włożyć do sejfu

kolejne dokumenty. Celowo zostawił

wóz po stronie domu należącej do Edena,

na wypadek, gdyby dziewczyna

zaciekawiła się i zaczęła węszyć.

Zatrzymał sobie klucze do domu.

Obszedł ogrodzenie i bocznym wejściem

wszedł do środka. Paulita miała ogólne

pojęcie o tym, co się dzieje i po co

Carson tu przyjechał. Musiała

jedynieodszukać sejf. Weszła do części

domu należącej do Edena,

prawdopodobnie przez okno, stanęła tak,

by zobaczyć basen i zorientowała się, co

robi Carson. Jak tylko schował obligacje

i gotówkę - pewnie cały plik forsy - i

odwrócił się w stronę domu, Paulita

rozebrała się i jak błyskawica wskoczyła

do wody. Dopłynęła do skrytki,

otworzyła ją, wyjęła zawartość i wróciła

pod drutami.

-A co Carson wtedy robił? - wtrącił

background image

Tragg.

-Wyszedł do samochodu, odkrył, że nikt

nie siedzi w środku i złożył wszystko

razem. Paulita liczyła na to, że zdąży

włożyć ubranie i wyjść z domu

niespiesznym krokiem, mówiąc: „Loring,

jakie to piękne miejsce. Rozglądałam się.

Należą ci się gratulacje. Wykonałeś

wspaniałą pracę”. Jednak zanim mogła

cokolwiek powiedzieć, Carson wpadł

frontowymi drzwiami i zobaczył, jak

naga wychodzi z basenu, niosąc

plastikową torbę. Zrzucił z siebie

marynarkę i pobiegł za nią. Ona

wskoczyła z powrotem do basenu, ale

Carson zdążył ją schwycić - może za

włosy. Próbował wepchnąć jej głowę pod

wodę, ale ona zanurkowała i przepłynęła

pod ogrodzeniem. Carson stał przez

chwilę, zastanawiając się, jak postąpić,

potem włożył marynarkę i przypilnował

jej ubrań, pewien, że nie odważy się

wybiec nago na drogę. Kluczyki do

samochodu miał przy sobie. Ale ona była

lepsza. Zdjęła nóż z wieszaka, boso, po

cichu przemknęła do ogrodzenia, wbiła

mu nóż w plecy, przeciągnęła ubranie

pod drutem, włożyła, wyjęła kluczyki do

stacyjki z kieszeni Carsona i odjechała.

Potem do domu weszli moi klienci.

Znaleźli zwłoki i zrozumieli, że

wpakowali się w nie lada kłopoty.

Zamiast zadzwonić do mnie i od razu

spytać o radę, usiłowali wymyślić własną

wersję zdarzeń.

background image

-To wspaniała teoria - ocenił Tragg. -

Czy można ją w jakiś sposób

udowodnić?

-Możesz zadać kilka pytań Genevieve

Hyde. O ile wiem, przyleciała samolotem

do Los Angeles. Może dowiedziała się,

że Paulita kradnie jej faceta i postanowiła

to sprawdzić. Nie lubi mówić, ale nie

kłamie. Tak przynajmniej sądzę. Postaw

się na miejscu Carsona. Gdyby naga

kobieta nie była dziewczyną, która go

przywiozła na miejsce, poprosiłby swoją

czekającą w samochodzie towarzyszkę,

by weszła z jednej strony domu. Sam

wszedłby z drugiej i w ten sposób

okrążyliby intruza. A skoro tak nie

zrobił, to przekonujący dowód, że naga

kobieta była osobą, która przyjechała z

nim samochodem. Tragg zamyślił się.

-A Nadine Palmer? - zapytał po długiej

chwili.

-Nadine Palmer zrobiła to, co zrobiłaby

każda kobieta - odparł Mason. - Kiedy

zauważyła sejf, chciała sprawdzić, co jest

w środku. Zbiegła ścieżką prowadząca od

punktu, w którym zaparkowała

samochód. Zwróć jednak uwagę na

jedno, Tragg: ścieżka nie biegnie pod

drutem, ale wychodzi na sypialną część

domu. Żeby dostać się do schowka,

zdjęła sukienkę i zanurkowała do basenu

ubrana w majtki i stanik. Przepłynęła pod

ogrodzeniem, stwierdziła, że sejf jest

pusty, wróciła, zdjęła bieliznę, wycisnęła

wodę i wsadziła mokre rzeczy do torebki.

background image

Kiedy założyła sukienkę, dobiegły ją

głosy Morleya Edena i Vivian Carson,

którzy akurat wchodzili do środka.

Przycisnęła się do ściany i od tej chwili

wszystko potoczyło się tak, jak mówiła.

Nie lekceważ inteligencji przysięgłych.

Odcisk jej palca naprawdę znalazł się na

pokrywie sejfu.

Tragg potrząsnął głowa.

- Nie znaleźliśmy dość podobnych

punktów, by uzyskać wyrok skazujący.

Mason uśmiechnął się szeroko.

- Ale ja miałem ich dość, by wnieść

kwestię uzasadnionej wątpliwości. Były jednak i

inne niezidentyfikowane odciski palców.

Sprawdź Paulitę Marchwell.

Tragg wstał gwałtownie.

- Coś w tym jest - powiedział. - Pojadę

do Las Vegas.

Wyszedł z biura.

Morley Eden spojrzał na Vivian.

- Widzisz? - powiedziała. - Od początku

wiedziałam, że możemy zaufać panu Masonowi.

Eden wyciągnął książeczkę czekową.

- Myślę, że dwadzieścia pięć tysięcy

dolarów będzie uczciwą opłatą za tę sprawę.

Ukaram się grzywną w wysokości następnych

dwudziestu pięciu tysięcy za ukrywanie faktów

przed moim adwokatem i zmuszanie go do

działania na oślep.

Della Street oczyściła fragment biurka z

papierów, by Eden mógł wypisać czek. We troje

obserwowali, jak go wypisywał: „Wypłacić na

żądanie Perry Masonowi pięćdziesiąt tysięcy

dolarów”.

background image

„KB”


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gardner Erle Stanley Sprawa haczyka z przynętą
Gardner Erle Stanley Sprawa zakochanej ciotki
Gardner Erle Stanley Sprawa fałszywego obrazu
Gardner Erle Stanley Sprawa odlozonego morderstwa
Gardner Erle Stanley Sprawa falszywego obrazu
Gardner Erle Stanley Sprawa szantażowanego męża
Gardner Erle Stanley Sprawa niecierpliwych spadkobiercow
Gardner Erle Stanley Sprawa falszywego obrazu
Gardner Erle Stanley Sprawa niedobudzonej żony
Gardner Erle Stanley Sprawa nerwowej żalobniczki
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 84 Sprawa podzielonego domu
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 50 Sprawa szantażowanego męża
Gardner Erle Stanley Perry Mason 50 Sprawa szantażowanego męża
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 86 Sprawa odłożonego morderstwa
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 38 Sprawa nerwowej żałobniczki
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 66 Sprawa falszywego obrazu
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 73 Sprawa niecierpliwych spadkobierców
§ Gardner Erle Stanley Perry Mason 11 Sprawa kulawego kanarka

więcej podobnych podstron