Rozdział dwudziesty ósmy
Szybciej niż atakująca kobra, moc Bones rozbłysła wokół Trove'a. Słynny polityk stanął jak
wryty z dziwnym wyrazem zadowolenia na swojej twarzy. Bones wzmocnij swój niewidzialnych
chwyt wkładając w niego cały wstręt jakim darzył demony, nabyty między innymi przez jednego
który posiadł go w zeszłym roku i niemal zmusił do zabicia mnie.
Uwieziony w imadle naciskającym na całe jego ciało, Trove nie powinien był w stanie
złapać oddechu, nie mówić już o zrobieniu kroku, jednak zdołał wykonać dwa, a jego dziwny
wyraz twarzy wyrażał dziwną rozkosz.
-
Pieści mnie, we wszystkich właściwych miejscach. - Zamruczał z akcentem
dobrego Teksańskiego chłopca.
Opadła mi szczeka. Z kipiącą od Bones’a mocą, nie powinno to się zdarzyć. Jak Trove mógł
się do nas zbliżyć? Bones’a musiało to również zastanowić, ponieważ podwoił dawkę energii
skierowanej w demona.
Kolejny wybuch energii był niczym wybuch bomby i mimo, że ludzie w sali nie odczuwali
tego, to mnie odepchnęła do tyłu z taką siłą, że wpadłam na kelnera za mną. Wylądowaliśmy na
stosie potłuczonych kieliszków z szampanem, a Trove podchodził bliżej. Jak on to robi?
krzyczałam w myślach. Bones użył mniej energii, kiedy wylewitował tuzin strażników w sieć
laserową!
Trove'owi brakowało już tylko kilku stóp. Złapałam kawałek szkła, gdyż potrzebowałam
jakiejkolwiek dostępnej broni, ale po namyśle wypuściłam go. Jego serce nie biło, wiec był
cielesnym demonem, a nie demonicznym duchem, który posiadł człowieka, więc istniała tylko
jedna broń, która mogłaby go zabić- kość demona wbita w jego oczy. Nie mieliśmy żadnej.
-
Zdaję się, że ubrudziłaś się młoda damo. - Powiedział Trove. - Pozwól, że ci pomogę.
Demon wyciągnął rękę pochylając się. Zanim jego skóra zdołała otrzeć się o moją, Bones
odciągnął go. Z jakiegoś powodu jego telekineza nie skutkowała, ale jego ścisk zdawał się działać.
- Nie. Tykaj. Jej. - Każde słowo wypuścił z sykiem wrogości.
Ludzie wokół nas zaczęli szeptać zakrywając usta rękami. Muskularny mężczyzna z
zestawem słuchawkowym zaczął przeforsowywać się przez tłum. Bez wątpienia tajniak z
Secret Service. Trove błysnął do nich uśmiechem, z uniesionymi rękami, sądząc, że Bones
poluzuje uchwyt.
-
Wszystko w porządki chłopcy. Jak lubiłem mawiać za swojej młodości. „Nie ma
imprezy bez rozruby”.
Bones warknął niskim głosem.
-
Jeśli nie chcesz bym zaczął zabijać niewinnych ludzi, wypuścisz mnie.
Bones uśmiechnął się, ale nie wypuścił go, trzymając w ramionach jak skarb.
-
Polityków zgromadzonych w pokoju? Dawaj śmiało.
-
Bones.
Wstałam podnosząc za sobą kelnera, bez odrywania wzroku od obu
mężczyzn. - Nie rób tego.
Nie licząc faktu, że każdy polityk zasługiwał na taki los, to prócz nich były tu również
ich rodziny, personel, a także reporterzy. Jeśli miałaby rozpętać się tutaj nadprzyrodzona jadka to
byłaby we wszystkich wiadomościach, zanim zdołalibyśmy to zatuszować.
-
Sądzę, że wypiłam zbyt dużo szampana. - Powiedziałam speszona biorąc Bones’a pod
rękę. - Kochanie, wyprowadzisz mnie na powietrze?
Był tak spięty, że jego ciało pod moim dotykiem było jak ze stali. Starałam się dyskretnie
go odciągnąć, ale ani drgnął. Odprawieni przez Trove'a agenci, którzy zaczęli odchodzić, odwrócili
się, a ich myśli wskazywały na to, że są gotowi do działania.
-
Nie tutaj. - Wyszeptałam do Bones’a, gdy wciąż nie ruszał się.
♥
Ech.. cały Bones. Nic dodać nic ująć, ale i tak go kocham <3. /ArgusMalinowy
Potem głośnie dodałam do Trove'a. -
Nie zechcesz nam towarzyszyć?
Demon uśmiechnął się ukazując tak białe zęby, że musiały być profesjonalnie
wybielane. - Oczywiście.
Następnie spojrzałam na Bones’a, z uniesioną jedną brwią, wciąż uczepiona jego ramienia. W
końcu, ruszył się, a jego wyszczerzenie zębów było zbyt krótkie by nazwać je uśmiechem.
- Za mną towarzysze.
Poszliśmy po schodach na drugi poziom wielkiej sali balowej, gdzie zebrało się o wiele mniej
osób. Trove niecierpliwie machnął odprawiając eskortę Secret Service, którzy próbowali mu
towarzyszyć, dla lepszego bezpieczeństwa. Jasne, że nie wiedzieli, jak my, że zostali odprawieni przez
demona, ale zastanawiało mnie, dlaczego zdawał się chcieć, byśmy szybko zostali sami.
Przychodził mi na myśl tylko jeden powód: Chciał nas zabić. Miał jaja by wybrać do
tego miejsce publiczne. Wiedział w jaki niechlujny sposób umieramy, jak umierają wampiry, ale
nie miałam zamiaru umierać tego wieczoru.
Teraz, gdy byliśmy z dala od wścibskich oczu, mógł porzucić urok którym się maskował i
ukazać swoje oblicze. Powiedzenie, że to było jak zaglądanie w oczy bestii, było obraza dla
zwierząt.
-
Uderzysz mnie znów tę pyszną energią? - Powiedział mruczącym głosem do Bones’a.
- Czułem się tak dobrze, że prawie doszedłem.
-
Jakim rodzajem demona jesteś? - Zapytałam przerywając warczenie Bones’a.
-
Ornias. - Odpowiedział zaskakując mnie, gdyż tak naprawdę nie oczekiwałam
odpowiedzi.
-
Dlatego moja moc na ciebie nie działa. Twój rodzaj pochłania energię i karmi się nią.
Nie wiedziałam, że istniały demony absorbujące energię, ale z drugiej strony moje
doświadczenie z nimi było nie wielkie. Pierwszy napiętnował Denise, drugi posiadł i prawie
zabił Bones’a, a trzeci próbował namówić mnie bym zastawiła swoją dusze w zamian za
informacje. Powiedzenie, że ich nie lubię, byłoby niedopowiedzeniem.
Trove wzdrygnął się wspominając to błogie uczucie.
-
Absorbując energię życiowa od ludzi pochłaniam jedną dziesiątą tego, czym mnie
zalałeś. Chcę poczuć to ponownie, co jest jednym z powodów, dlaczego jeszcze żyjesz.
-
Myślisz, że zdołasz mnie zabić? - Niebezpieczny uśmieszek wykrzywił usta Bones’a.
- Proszę bardzo, próbuj.
Pod nami zamożni i wysoko postawieni ludzie mieszali się, nie wiedząc jak blisko śmierci
się znajdowali. Jeśli Trove odpowie na jego prowokację, konsekwencje tej walki dopadły by
każdego. Nie mieliśmy żadnej kości demona, a moc Bones’a tylko uczyniła by tę kreaturę
silniejszą, ale nie miałam zamiaru pozwolić demonowi, by zaszkodził mojemu mężowi. Z jego słów
i wściekłości wyciekającej z pod osłony mogłam stwierdzić, że Bones nie zamierzał pomachać
białą flagą.
-
Dlaczego pomagałeś Madiganowi w jego projekcie stworzenia super żołnierza
posiadającego trzy złączone geny? Normalnie nasze gatunki nie mieszają się w swoje interesy. -
Mój głos był energiczny, demon mógł odpowiedzieć lub nie, ale nic nie szkodziło zapytać.
Trove oderwał spojrzenie swoich bursztynowych oczu od Bones’a, na tak długo, by
mógł spojrzeć na mnie, w sposób, który sprawił, że czułam się brudna tam, gdzie powędrowało
jego spojrzenie.
-
Wiesz jak bardzo nienawidzę wampirów? - Zapytał kwestionującym tonem. - Jedyne co
jest od nich obrzydliwszego, to ci jedzący ludzkie mięso i choć wasze rasy mogły się dogadać
raz czy dwa, to po prostu, nie zdziałacie tego na dłuższą metę i tylko wybijecie się nawzajem.
Próbowałam nie okazać szoku, gdy tylko mnie olśniło i zrozumiałam. Madigan nie miał
pojęcia, co ryzykuje mieszając nasze nadprzyrodzone i ludzkie DNA, które miało stworzyć nowy
gatunek. Trove jednak wiedział, co się stanie. Wybuchnie wojna, o którą cały czas mu chodziło.
Bones zaśmiał się nisko i szydząco.
-
A ty sądziłeś, że znalazłeś sposób by rozwiązac problem i nawiązać między nami pokój?
Niestety rozczaruję cię.
-
Moi ludzie byli tu pierwsi. - Pozbył się teraz swojego gładkiego teksańskiego akcentu,
brzmiąc gardłową intonacją i akcentem, którego nigdy nie słyszałam.
-
Potem powstała twoja rasa. - Splunął. - Ludzie byli łatwi do zdominowania, ale nie twój
rodzaj, chroniący swój cenny pokarm. Sprawiliście, że niemal wymarliśmy i zostaliśmy zmuszenia
do ukrywania się przez tysiąclecia, aż każda ze stron zapomniała, jak blisko przebywamy.
Jedynym źródłem mojej wiedzy jestem ja sam i fakt, że tam byłem.
Zastanawiałam się dlaczego mówił nam o tym. Demonów raczej nie odchodziło, czy
zrozumiałam ich motywację. Co on knuł?
-
W końcu w czternastym wieku, ghule i wampiry zaczęły się z sobą spierać. - Kontynuował
Trove. - Niespodzianką było to, że spór został wywołany przez francuską dziewczynę
pół człowieka i wampira oraz obawę o jej zmianę. Szkoda, że tak szybko się poświęciła.
Niemal spowodowała wyginięcie twojej rasy.
-
I ponad sześćset lat później pojawił się kto inny pół-krwi. - Podsumowałam. -
Pewnie sądziłeś, że piekło urządziło Boże Narodzenie.
Trove uśmiechnął się w sposób, który wydawał się szczerze rozbawiony.
-
Wraz z postępem w nauce, złapałem okazję. Kiedy usłyszałem, że Don odkrył kolejną pół-
krwi rzuciłem wszystko dla ciebie, Catherine Crawfield. Przelewałem pieniądze do
departamentu twojego wujka i upewniłem się, że Midgrigan wciąż zajmował się
eksperymentowaniem z materiałem genetycznym, nawet po zwolnieniu go przez Dona.
Jak inaczej miałbym zapewnić sobie sukces, jeśli ty, tak jak Joanna Dark, zmarłabyś
zanim bym zrealizował swój plan?
Jego relacje zaczęły mi przypominać film z klasycznym czarnym super bohaterem i
jego monologiem. Z tego co wyczułam z wyciekających emocji Bones’a, on był również tym
zaniepokojony. Trove musiał mieć jakiś ukryty powód. Czy grał na zwłokę, czekając na swoje
demoniczne posiłki?
W tedy zauważyłam, że Bones manewruje nas powoli obok, do jednego z wysokich okien z
widokiem na panoramę miasta. Nasze wyjście ewakuacyjne, którego potrzebowaliśmy.
Jakby czytając w moich myślach. Trove spojrzał w okno, a potem machnął ręką.
-
Jesteś moim gościem, ale jak mówiłem, nie mam zamiaru ci zaszkodzić. Wampir czy
nie, chcę żebyś żyła Cathirino. W przeciwnym razie, zabiłbym cię dawno temu. Czy zdajesz sobie
sprawę, ile razy jeden z moich ludzi stał nad twoim nieprzytomnym ciałem, po powrocie z misji
twojego wuja?
Uśmiechnął się na spojrzenie moich zmrużonych oczu i znowu zaprezentował swoje idealne
zęby.
-
Czy nazwisko Brad Parker coś ci mówi?
Tak, ale nie mogłam sobie przypomnieć kto... chwila!
-
Asystent w laboratorium, który pracował dla Dona. - Ryknął Bones. - Zabiłem go
lata temu, po tym jak zdradził ją dla jej ojca.
Teraz przypomniałam sobie kim był Brad. W dzień, który Bones go zabił, poznał Dona i
ujawnił, że mój szef jest również moim wujkiem. Ten asystent dwukrotnie pojawił się w
laboratorium niby przypadkiem, kiedy tam leżałam nieprzytomna.
Trove wzruszył ramionami.
-
Chciwość Parkera zawładnęła nim, ale to typowe dla jego gatunku. Po za tym, spełnił
już swoje zadanie.
-
Spuszczał z niej krew dla Madigana po tym jak Don go zwolnił.- Pogarda niemal kapała z
tomu jakim zapytał o to Bones. - Nie powiodło się tobie. Żaden z jego obiektów nie przetrwał po za
jednym i ona jest tak dobra jak będzie martwa, gdy ja znajdziemy.
Wzdrygnęłam się, mimo tego, że Bones nie zamierzał tak na prawdę zabić Katie. Trove nie
wydawał się mu wierzyć, gdyż jego uśmiech się poszerzył.
-
Nie zamierzasz zabić tej dziewczynki. Ona ci nie pozwoli.
Grał na słabą żeńska kartę? Skrzyżowałam ramiona, a mój głos był jak wyryty z kamienia. - Zakończyć
jedno życie by ocalić miliony? Bez porównania. Dziewczyna umrze.
Trove cmoknął, lecz w jego oczach zebrała się czerwień kontrastująca z bursztynem.
- Do czego ten świat zmierza, gdy pozwalacie by ktoś zabił waszą córkę?
Słowo "córkę" było niczym ryk dla moich uszu. Zmusiłam się do śmiechu, jak gdyby
powiedział żart.
-
Nie sądzę. W przeciwieństwie do mężczyzn, kobiety wiedzą nieco o tych sprawach,
czym jest ciążą i ten cały poród.
-
Och, nigdy nie będziesz ciężarna. - Powiedział lekceważąco, a jego oczy zalśniły jaśniej. -
Ale A80 jest twoją córką mimo wszystko.
♥ No i kochani, od tego momentu wkraczam sama dalej z tłumaczeniem :)/ ArgusMalinowy