HEATHER ALLISON
Jak w korcu maku
Undercover Lover
Tłumaczyła: Kinga Taukert
PROLOG
„Global Celebrity” – numer specjalny!
Ślub Fiony Ferguson!
Parada gwiazd!
Na specjalne zaproszenie aktorki, Fiony Ferguson, najlepsi fotografowie
„Global Celebrity” przybyli na jej ślub z biznesmenem z Chicago, Winthropem
Perrine’em.
Młoda para spotkała się po raz pierwszy przed sześcioma tygodniami w
Hollywood, na wielkim balu dobroczynnym, zorganizowanym przez korporację
Xavier, której prezesem jest właśnie szczęśliwy oblubieniec.
„Nareszcie znalazłam moją prawdziwą miłość”, wyznała tuż po ceremonii
Fiona Ferguson. Siedemdziesięciotrzyletni Perrine odmówił wszelkich komentarzy
na temat różnicy wieku między małżonkami, jednakże na pytanie, czy nie
przeszkadza mu fakt, że młodsza o czterdzieści lat panna młoda słynie z romansów
z partnerami filmowymi, oznajmił zdecydowanie: „Teraz ja jestem jej partnerem”.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Może tym razem wreszcie uda mi się ją ustrzelić, pomyślała z nadzieją Kate
Brandon, gdy cel zmienił pozycję. Gdyby tamta kobieta przesunęła się zaledwie
kilkanaście centymetrów w lewo, ukazując się za szybą limuzyny, Kate mogłaby
nacisnąć spust.
Dobiegł ją perlisty śmiech, lecz obiekt nadal pozostawał ukryty w głębi
samochodu.
– Lepiej wyleź i wróć do domu – mruknęła z rosnącą irytacją Kate, pewniej
opierając sprzęt na murze, który otaczał pilnie strzeżoną posesję. Na szczęście
gęste listowie rosnących za ogrodzeniem drzew stanowiło znakomitą kryjówkę,
gdzie mogła czuć się bezpiecznie.
Upolowanie Fiony Ferguson stanowiło jej największe marzenie, gdyż w grę
wchodziła zarówno osobista zemsta, jak i kwestie finansowe. Dlatego też już od
tygodnia czaiła się godzinami w tym starannie wybranym miejscu, oczekując na
pojawienie się upragnionego obiektu. Intuicja jej nie zawiodła, zwierzyna pojawiła
się, niestety, skutecznie zasłaniało ją to samo listowie, które ukrywało czatującą
Kate. Mimo wszystko istniała szansa, że cierpliwość wytrwałego myśliwego
zostanie nagrodzona. Kate zastygła w absolutnym bezruchu z palcem na spuście
migawki.
Już pierwsze lepsze zdjęcie aktorki pokryłoby koszt tygodniowego pobytu w
hotelu. Gdyby Fiona wysiadła z limuzyny bez okularów słonecznych i kapelusza,
Kate zarobiłaby na spłacenie zaległego czynszu i jeszcze starczyłoby jej przez jakiś
czas na porządne jedzenie. Gdyby natomiast udało się ją sfotografować w
towarzystwie Damiana Carneya – gdyż to najprawdopodobniej on znajdował się
we wnętrzu luksusowej willi – Kate zdobyłaby środki na przeżycie całego roku. A
gdyby Fiona pocałowała przystojnego aktora...
Dosyć tego! Koniecznie musiała skończyć ze snuciem tych czarownych
wizji, gdyż z podekscytowania zaczynały jej się trząść ręce. Chociaż równie dobrze
przyczyną mógł być głód. Zabrała ze sobą tylko jedną kanapkę, którą zdążyła zjeść
już przed paroma godzinami. Jednak za nic w świecie nie ruszyłaby się ze swego
posterunku, gdyż tego dnia w tajemniczej posesji panowało nietypowe ożywienie,
nie mogła więc przegapić takiej okazji. Istniała możliwość, że Fiona i Damian
razem wrócą na plan filmowy.
Jak dotąd zachowywali pełną dyskrecję, gdyż w razie wybuchu skandalu
ponieśliby poważne konsekwencje. Żona Damiana zapowiedziała publicznie, że jej
cierpliwość się wyczerpała i że kolejny romans jej mąż przypłaci rozwodem i
takimi alimentami, że do końca życia nie wyplącze się z długów. Fiona z kolei
musiała liczyć się ze swoim świeżo poślubionym małżonkiem, którego udało jej się
namówić na założenie wspólnej spółki producenckiej. Właśnie rozpoczęto zdjęcia
do pierwszego filmu – oczywiście z nią w roli głównej.
Ognista Irlandka była już dobrze znana ze swego wybuchowego
temperamentu oraz wyjątkowo kapryśnego usposobienia, dlatego kolejni
producenci i reżyserzy tracili ochotę, by z nią współpracować. Groziło jej, że w
ogóle zniknie z ekranu. Dopóki jednak jej mąż wykładał pieniądze, to on dyktował
warunki, dlatego zatrudnieni przez niego ludzie musieli potulnie znosić fanaberie
Fiony. Była to dla niej jedyna szansa na dostanie głównej roli w filmie. Jakikolwiek
romans natychmiast zniweczyłby tę szansę powrotu do roli gwiazdy.
Czy Damian, jakkolwiek zabójczo przystojny, był wart ponoszenia takiego
ryzyka? Czy w ogóle jakikolwiek mężczyzna zasługuje na to, by czymkolwiek dla
niego ryzykować, pomyślała z powątpiewaniem Kate i ostrożnie rozprostowała
obolałe ramiona, starając się przy tym nie poruszyć aparatu. Czemu ta ruda małpa
wciąż siedzi w samochodzie i nie odjeżdża, chociaż nic się nie dzieje? Niechby
nawet nic z tego nie wynikło, niechby już nawet pojechała w diabły, Kate mogłaby
przynajmniej zejść z drabiny, wrócić do swego obskurnego hoteliku i zjeść coś
wreszcie.
Zresztą, niedługo i tak już nie będzie po co tu siedzieć.
Słońce zniżyło się znacznie ku zachodowi, za chwilę zacznie świecić prosto
w obiektyw i robienie zdjęć z tego miejsca stanie się niemożliwe. Kate ze
znużeniem otarła czoło dłonią.
Nagle usłyszała warkot nadjeżdżającego wolno samochodu i zaniepokoiła
się. Bardzo rzadko ktoś przejeżdżał tą krętą uliczką pnącą się po stromym wzgórzu,
mogło to więc oznaczać, że jakiś inny fotoreporter poszukiwał dogodnego miejsca,
by polować na tę samą zdobycz. W końcu chyba nie tylko ona potrafiła myśleć,
inni też mogli wpaść na to, że na pięknej wyspie Capri równie piękna Fiona nie
tylko pracuje, ale także zażywa przyjemności. Łatwo zaś było odgadnąć, co mogło
jej sprawić największą przyjemność po spędzeniu miodowego miesiąca w
towarzystwie siedemdziesięcioletniego partnera.
Kate było o tyle łatwiej przewidzieć poczynania aktorki, że znała ją jak zły
szeląg. Współpracowały ze sobą przez jakiś czas, zdołały się nawet zaprzyjaźnić,
wszystko jednak skończyło się jak nożem uciął, gdy Fiona z premedytacją
zawróciła w głowie młodszemu bratu przyjaciółki, Jonathanowi, a potem rzuciła go
beztrosko, nie kryjąc wcale, że nawet przez moment nie traktowała go poważnie.
Tego Kate nie mogła jej wybaczyć.
Znienacka oślepił ją nagły błysk. Co to było? Odbicie słońca w czyimś
obiektywie? Rozejrzała się podejrzliwie po okolicznych drzewach, lecz nie
spostrzegła nawet śladu innego paparazzi. Mógł więc to być zaledwie refleks od
diamentów Fiony. Ta myśl podsunęła jej pewną ideę i Kate starannie
sfotografowała damską dłoń, która pojawiła się w opuszczonym oknie limuzyny.
Co prawda ta bransoletka – ślubny prezent od Perrine’a – została już
obfotografowana na wszystkie strony, ale w razie czego mogła posłużyć za dowód,
że to Fiona przebywała w tajemniczej willi. Jeśli uda się w końcu ustalić nazwisko
właściciela, to już będzie to pewien materiał...
Fiona wychyliła się przez okno, a w tym momencie z willi wyszedł szofer z
bagażami. Kate pstryknęła parę ujęć, zaś jej podniecenie wzrosło, gdy po chwili ten
sam człowiek przyniósł kolejne walizki i włożył je do bagażnika, co oczywiście
zostało uwiecznione na kliszy. Fiona cofnęła się do wnętrza samochodu, zaś Kate
westchnęła z głębokim żalem, gdyż oznaczało to, że para kochanków nie znajdzie
się na tym samym zdjęciu. Zaraz potem po schodkach zbiegł przystojny blondyn i
wsiadł do limuzyny. Kate skończyła fotografować, pospiesznie nałożyła nasadkę na
obiektyw i zaczęła schodzić po drabinie.
Aktorzy z pewnością udawali się na przystań, by popłynąć do Sorrento.
Stamtąd z kolei pojadą do Rzymu, gdzie miano kręcić dalszy ciąg filmu. Kate
mogła się założyć, że nie skorzystają z promu, tylko popłyną prywatnym jachtem,
co zamierzała uwiecznić na zdjęciach. Zeskoczyła z drabiny, nie zwracając uwagi
na wściekłe ujadanie psów. Na szczęście znajdowały się na terenie posesji, więc
nic jej to nie obchodziło. Chwyciła drabinę, ruszyła w stronę swojego samochodu,
wybiegła za róg i zamarła.
W jej kierunku pędziły dwa ujadające dobermany z pianą na pyskach.
Matko, co one robią po tej stronie muru? Kate z przerażeniem oceniła odległość do
samochodu. Nie ma mowy, nie zdąży, stał zbyt daleko, bezpiecznie ukryty przed
oczami osób z posesji. Pozostawało jej tylko skoczyć ze skały albo przeleźć przez
ogrodzenie, gdyż próba oswajania rozjuszonych psów raczej nie wchodziła w
rachubę.
W popłochu oparła drabinę o mur i wdrapała się na nią w jednej chwili.
Oznaczało to, że wtargnie na teren cudzej posiadłości, ale wszystko było lepsze od
zostania żywcem rozerwaną na strzępy.
– Hej! – usłyszała za sobą męski głos. – Co pani najlepszego wyprawia?
Nie oglądając się za siebie, przerzuciła jedną nogę przez ogrodzenie.
– Nie wyjdzie pani stamtąd! Mam samochód, szybko!
Zerknęła za siebie. Obok znajdującego się nieopodal czarnego wozu stał
rosły szatyn i gwałtownie wskazywał ręką, żeby zeszła i wsiadła. Jasne, na pewno
wsiądzie do samochodu jakiegoś nieznajomego faceta! Już chyba bezpieczniej
byłoby stawić czoło tym dobermanom. Bez namysłu usiadła na szczycie
ogrodzenia, przytrzymała aparat i nastawiła się na skok z wysokości trzech metrów.
– Czy pani zupełnie zgłupiała? – zawołał z niedowierzaniem obcy, lecz Kate
zniknęła mu z oczu.
Przewróciła się przy zeskoku, lecz nic jej się nie stało. Za sobą słyszała
ujadanie rozwścieczonych psów, które skakały z furią na mur. Uniknęła jednego
niebezpieczeństwa, ale groziło jej inne – mogła zostać zaaresztowana. Do licha, nie
doceniła Fiony. Wypuszczenie psów na zewnątrz było znakomitym środkiem
ochronnym – nawet jeżeli jakiś paparazzi czaił się na drzewie, to nie miał szans
zejścia i śledzenia pary aktorów w drodze do przystani. Kate nie wiedziała tylko,
czy Fiona kazała to zrobić na wszelki wypadek, czy też może, mimo wszystko, ktoś
spostrzegł zaparkowany nieopodal nieznany samochód i wyciągnął z tego faktu
odpowiednie wnioski.
Do licha, co teraz? Po chwili wahania pomknęła wzdłuż ogrodzenia w
kierunku głównej bramy, która znajdowała się po przeciwnej stronie posesji, czyli
daleko od psów... i od jej samochodu!
W połowie drogi usłyszała ostry gwizd i ujadanie ucichło.
A niech to, ktoś wabił je z powrotem, jeśli będą przy bramie wcześniej niż
ona, to znajdzie się w potrzasku!
Ależ, proszę pana, ja tylko zatrzymałam samochód, żeby wysiąść w
sprawie... hm... nie cierpiącej zwłoki, pan rozumie... I wtedy zaatakowały mnie te
psy... Nie, to idiotyczne i w dodatku nie tłumaczyło obecności aparatu.
Jak dobrze, że pana widzę, jestem taka przerażona! Robiłam zdjęcia zatoki,
stąd jest taki śliczny widok, a tu nagle wyskoczyły na mnie te bestie i zupełnie
straciłam głowę...
Aha, a jakim cudem przeszłam przez mur? Przeleciałam?
A jeśli użyłam drabiny, to skąd ją miałam? Noszę wszędzie przy sobie, bo
mam takie hobby?
Oboje dobrze wiemy, że mogę pana zaskarżyć o puszczenie luzem psów
obronnych, które stwarzają zagrożenie dla ludzkiego życia. Pan więc zapomni o
mojej obecności tutaj, a ja nikomu nie wspomnę o szczuciu psami.
Naraz dostrzegła przed sobą bramę i w jej sercu zaświtała nadzieja, iż może
uda jej się wymknąć niepostrzeżenie i obejdzie się bez jakichkolwiek wyjaśnień.
Brama okazała się zamknięta.
Kate znieruchomiała z dłońmi kurczowo zaciśniętymi na prostych
metalowych prętach, na które nie miała szansy się wdrapać. Spokojnie, tylko
spokojnie. Należy pomyśleć.
Mogła poczekać do wieczora, ukryta gdzieś w krzewach, a pod osłoną nocy
przeciągnąć pod mur jakieś krzesła z tarasu i wspiąć się po nich. No tak, ale do tej
pory jej wynajęty samochód zostanie już z pewnością odholowany, numery spisane
i nazwisko tymczasowego właściciela ustalone. I psy wrócą na teren posesji. O
matko, chyba już wróciły, pomyślała ze zgrozą, gdy ponownie usłyszała ujadanie,
tym razem bliżej niż poprzednio. Musiano je wpuścić jakimś innym wejściem, o
istnieniu którego nie miała pojęcia.
Niemal jednocześnie rozległ się głos policyjnej syreny.
Trudno, wszystko było lepsze niż te wściekłe psy, policjanci zazwyczaj nie
rzucają się na człowieka i nie chwytają zębami za gardło... Ujrzała nadjeżdżający
czarny samochód, który zatrzymał się przed bramą.
– Szybciej, zaraz tu będą psy! – zawołała w panice i dopiero wtedy
zorientowała się, że to nie jest policyjny wóz.
– Wiem, słyszę je – odparł spokojnie ten sam człowiek, który przedtem
machał do niej tak gorączkowo. Teraz nonszalancko oparł się o drzwiczki i
przyglądał jej się z wyraźną satysfakcją.
– Niech pan coś zrobi, zanim mnie zjedzą na surowo!
– zażądała rozpaczliwie. – Niech pan staranuje tę bramę, poniosę wszelkie
koszty!
Nawet nie drgnął. Między drzewami pojawił się błysk policyjnego koguta.
– Na co czekasz, do licha? Na widok krwi? Na moją kartę kredytową?! –
krzyknęła, porzucając wszelkie konwenanse.
– Na to, że zdasz sobie sprawę z tego, że wpadłaś w diabelne tarapaty i że
tylko ja mogę ocalić twoją skórę – odparł, po czym błyskawicznie wyciągnął z
bagażnika jej własną drabinę i przerzucił przez ogrodzenie. – Uwaga!
Kate w ułamku sekundy chwyciła z ziemi drabinę, wsparła ją o mur i
wskoczyła na nią niemal tuż przed sięgającymi ku niej ostrymi kłami dwóch
dobermanów. Nie oglądała się na nie, tylko usiadła na szczycie ogrodzenia i
skoczyła na oślep.
– Mam cię – usłyszała jak przez mgłę i wpadła wprost w wyciągnięte
ramiona nieznajomego wybawiciela.
Impet był tak silny, że przewrócili się na ziemię. Kate poczuła, że leży na
aparacie, torbie z obiektywami oraz.... na ciepłym męskim ciele. Obcy skrzywił się
nieco i wyciągnął spomiędzy nich kanciaste przedmioty, a następnie oparł dłonie
na ramionach spoczywającej na nim blondynki.
– Nic ci nie jest? – spytał.
Spojrzała w bardzo jasne szare oczy z czarnymi punkcikami źrenic. Jakbym
patrzyła w obiektyw aparatu, pomyślała.
– Nnie – zająknęła się. To chyba od tego upadku musiała czuć się taka
otumaniona.
– Możesz biec?
To pytanie przywróciło ją do rzeczywistości. Poderwała się gwałtownie, ale
nie zdążyła zastanowić się, co dalej, gdyż mężczyzna niemal wepchnął ją do
samochodu, który po chwili wystartował z wizgiem opon. Minęli stojący nieopodal
wóz Kate i pomknęli ostrą serpentyną w dół, ścigani wyciem syren.
– Dużo ich? – spytał rzeczowo, jakby już nieraz brał udział w podobnej
imprezie.
– Co najmniej dwa samochody – odparła. – Myślisz, że będą nas ścigać?
Wzruszył lekceważąco ramionami. Wydawało się, że bycie ściganym przez
policję obcego kraju stanowi dla niego chleb powszedni.
– Trudno powiedzieć, ale chyba nie. To mogłoby zrobić złe wrażenie na
turystach.
Kate przez chwilę spoglądała we wsteczne lusterko, po czym z ulgą
wypuściła wstrzymywany oddech. Miał rację.
Wyglądało na to, że nikt ich nie ścigał.
– Nareszcie bezpieczna, co? – rzucił nieznajomy.
Zamurowało ją, gdyż dopiero teraz w pełni zdała sobie sprawę z sytuacji. Z
szaloną szybkością pruli w dół po przyprawiających o zawrót głowy wirażach,
podczas gdy kierowca nonszalancko prowadził jedną tylko ręką, drugą niedbale
opierając o otwarte okno! W dodatku sam kierowca...
Kate powiodła wzrokiem po odsłoniętym ramieniu, na którym widniały dwie
wyraźne blizny – jedna stara, a druga całkiem świeża – ku spalonej na brąz twarzy.
Nieznajomy na moment odwrócił głowę i posłał swojej pasażerce enigmatyczne
spojrzenie.
– Dziękuję – powiedziała, on zaś tylko lekko skinął głową.
Nieco nerwowo przełożyła koniec pasa z jednej ręki do drugiej i postanowiła
go nie zapinać.
– Myślę, że możemy wrócić na górę, żebym mogła zabrać mój wóz –
zaproponowała i postanowiła przejść do oficjalnej formy zwracania się do niego,
by w jakiś sposób zamanifestować swój dystans. Ten człowiek nie budził jej
zaufania.
Naprawdę nie miała ochoty się z nim spoufalać. – Przystanie pan w jednym z
tych oznaczonych miejsc widokowych, to nie wzbudzi niczyich podejrzeń, a ja
wysiądę i przejdę się ten kawałek. O, tu możemy skręcić. – Z ulgą wskazała na
znak przy drodze.
Samochód nie zwolnił jednak ani trochę. O rany, czyżby trafiła na jednego z
tych zarozumiałych bubków, którzy myślą, że kobietom imponuje bezmyślna
brawura? Pewnie zamierzał skręcić w ostatnim momencie z rozdzierającym
piskiem opon...
Minęli znak.
– Hej! – zaprotestowała gwałtownie Kate.
– Zapnij pas – zakomenderował nieznajomy i jeszcze przyspieszył.
– Proszę zatrzymać i wypuścić mnie – zażądała chłodnym głosem, w którym
nie pojawił się nawet ślad paniki.
Była z siebie dumna.
Przelotnie zerknął na zegarek.
– Nie teraz. Nie mam czasu.
– To proszę go znaleźć! – wybuchnęła, zapominając o tym, że miała
zachować całkowite opanowanie.
Strzałka szybkościomierza przesunęła się dalej. Kate bez wahania puściła
pas bezpieczeństwa, który automatycznie odsunął się na bok.
– Chcę wysiąść. Nie będę zadawać żadnych pytań, wrócę na piechotę i
zapomnę o wszystkim, proszę mnie tylko wypuścić.
Zazwyczaj nie poddawała się panice, ale wypadki z ostatnich kilkunastu
minut zdecydowanie przerastały wszystko, co ją do tej pory w życiu spotkało.
Groziło jej aresztowanie na terenie obcego kraju, rozszarpanie przez psy, a na
koniec ją porwano!
Gdy ponownie nie doczekała się żadnej reakcji, postanowiła działać. Kate
Brandon nigdy nie była bezwolną ofiarą wydarzeń, co to, to nie!
– W porządku, nie musisz się trudzić, sama sobie poradzę.
Ciao! – rzuciła i chwyciła za klamkę.
Nieznajomy równie błyskawicznym gestem złapał rzemień aparatu, który
miała przewieszony przez szyję.
– Przestań się zachowywać jak ostatnia idiotka i zapnij wreszcie ten pas,
Kate!
ROZDZIAŁ DRUGI
– Znasz mnie?
– Zostaw tę klamkę i zapnij pas!!!
Zignorowała jego żądanie i mocno szarpnęła do siebie aparat, pociągając
przy tym rękę mężczyzny. Samochód zarzucił gwałtownie na bok, przejeżdżając
niebezpiecznie blisko ochronnej barierki, zaś Kate ledwo stłumiła krzyk. Kierowca
w ostatniej chwili wyprowadził wóz na prostą i zerknął na pobladłą pasażerkę.
– Co? Już nie masz ochoty na skakanie ze skały w dół?
Z godnością poprawiła się na siedzeniu.
– Kim właściwie jesteś i dokąd mnie zabierasz?
– Max Hunter – odparł, nie odrywając wzroku od drogi.
– Mam rozumieć, że Max to skrót od Maxwell?
– Jeśli ci zależy...
Czy on naprawdę myślał, że ma do czynienia z naiwną gąską?
– Ten Maxwell Hunter? – spytała z przekąsem, akcentując pierwsze słowo. –
Światowej sławy reporter, zdobywca nagrody Pulitzera? Czy wyglądam na taką
głupią?
– Och, już się tak nie oskarżaj. W tej sytuacji ja też bym prawdopodobnie
zdecydował się przełazić przez mur.
Kate przez chwilę nie rozumiała, o czym mówił, po czym zwróciła się do
niego z oburzeniem:
– Uważasz, że to było głupie?
– Oczywiście – odparł z absolutnym przekonaniem.
– Wybacz, ale dać się zagryźć, byłoby jeszcze głupsze – odcięła się i mocno
chwyciła za brzeg siedzenia, gdy kierowca wziął ostry zakręt ze stanowczo zbyt
dużą brawurą.
– A tak wpadłaś w pułapkę w tym ogrodzie – wytknął jej.
– Skąd mogłam wiedzieć? – parsknęła z furią.
– Przecież cię uprzedzałem i proponowałem, żebyś wsiadła do mojego
samochodu.
– Błagam o wybaczenie za to, że nie posłuchałam potulnie rozkazów
zupełnie obcego człowieka – odparła ze zjadliwą ironią.
Mężczyzna westchnął i mocniej zacisnął dłonie na kierownicy.
– Dobrze, zacznijmy od początku – zdecydował po chwili milczenia. –
Cześć, jestem Max Hunter.
Z irytacją wzniosła oczy ku niebu.
– Naprawdę nie potrafisz wymyślić nic innego?
– Powinnaś odpowiedzieć: „Nazywam się Kate Brandon i jestem
zaszczycona, że mogę cię poznać”.
– Wcale nie jestem! – wybuchnęła gniewnie.
– Nie jesteś Kate Brandon? – spytał z nutką niepewności w głosie.
Już miała powiedzieć, że nie, absolutnie, w życiu nie słyszała tego nazwiska,
ale nagle przyszło jej do głowy, że jeśli ten nieobliczalny człowiek dojdzie do
wniosku, że porwał niewłaściwą osobę, to po prostu zrzuci ją z tych skał, żeby
pozbyć się niewygodnego świadka.
– Nie jestem zaszczycona! – wyjaśniła pospiesznie.
– Nie wierzysz, że jestem Hunter, prawda? – domyślił się.
– Oczywiście, że nie.
– Czemu nie miałbym nim być?
– Czy Capri ostatnio wypowiedziało komuś wojnę?
Roześmiał się.
– Nie, dlaczego?
– Ponieważ Maxwell Hunter jest reporterem wojennym.
Wyraz jego twarzy zmienił się w jednej chwili. Rysy mu się wyostrzyły i
stwardniały. Spochmurniał.
– Może nie ma już ochoty patrzeć na wojnę – odparł dziwnie matowym
głosem, wypranym z wszelkich emocji.
Zdumiona Kate po raz pierwszy pomyślała, że być może rzeczywiście ten
człowiek jest tym, za kogo się podaje.
– Na tylnym siedzeniu jest moja kurtka. W kieszeni znajdziesz paszport.
Wzruszyła ramionami – przecież podrobienie paszportu jest fraszką – tym
niemniej sięgnęła po niego. Mocno zniszczony i pełen kolorowych stempli
dokument wyglądał autentycznie.
– O rany!
Mężczyzna skrzywił się nieco.
– Naprawdę aż tak fatalnie wyszedłem na tym zdjęciu?
Podniosła na niego zdumiony wzrok.
– Naprawdę masz trzydzieści cztery lata? – wyrwało jej się i wtedy
zauważyła, że z niepokojem zerknął na swoje odbicie w lusterku.
– Owszem – przyznał z rezerwą.
– Legendarny Maxwell Hunter musi mieć znacznie więcej – zawyrokowała.
Przecież osiągnął międzynarodową sławę i uznanie, o pieniądzach nie
wspominając. Miałby być zaledwie cztery lata starszy od niej?
– Tak? A na ile wyglądam? – zainteresował się, a w jego głosie zabrzmiała
nutka próżności.
Kate spojrzała na ciemne włosy, w których na próżno byłoby szukać
srebrnych nitek, na regularne rysy, przypomniała sobie twardość i gibkość jego
ciała... Nie dość, że znany i bogaty, to jeszcze przystojny. Musiał być piekielnie
dumny ze swego powodzenia i zapewne nieznośny. Co do tego ostatniego nie
mogło być najmniejszych wątpliwości.
– Na czterdzieści pięć – oceniła złośliwie.
– Tak się właśnie czuję – odparł dziwnie poważnym głosem. – Chociaż nie...
Czuję się tak, jakbym miał sto czterdzieści pięć.
Zerknął na paszport w dłoni Kate, a potem na nią samą.
I nagle zrozumiała, że patrzyła w oczy, które rzeczywiście widziały dużo.
Zbyt dużo.
– Dobra, jedną rzecz już sobie wyjaśniliśmy. – Rzuciła dokument na tylne
siedzenie. – Czy teraz mogłabym się wreszcie dowiedzieć, dokąd to wspaniały Max
Hunter mnie zabiera? – I co on tu właściwie porabia, dodała w myślach.
Westchnął.
– Czy mogłabyś nazywać mnie po prostu Maxem, darowując sobie wszelkie
zbędne przymiotniki?
– Dokąd jedziemy, Max? – zaszczebiotała słodko w odpowiedzi.
– Do przystani, Kate.
– A po co, Max?
– Żeby dorwać Fionę i Damiana, Kate.
Natychmiast opuściła ją ochota do droczenia się z nim.
– Skąd wiesz?!
– Od przyjaciela, któremu robię drobną przysługę.
Przyjrzała mu się badawczo.
– Ciekawe, jak ten przyjaciel się nazywa...
– Glen Hedgecoe.
Redaktor naczelny „World Eye”! Jej szef!
– Skąd się znacie?
– Och, z czasów wczesnej młodości.
– Chwileczkę... Czy to znaczy, że nie spotkaliśmy się tu przypadkiem? –
spytała w popłochu. Glen wiedział, że Kate robi dla niego ostatni materiał, gdyż
zmienił ongiś porządną gazetę w zwyczajny brukowiec, karmiący się skandalami, a
to jej się nie podobało. Chciała być szanującym się fotoreporterem i pracować dla
wiarygodnego, szanującego się pisma. Czyżby szef podejrzewał, że skoro Kate i
tak się wycofuje, to jej nie zależy, więc nie wywiąże się ze swoich zobowiązań? –
Hej, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że wspaniały Maxwell...
– Bez przymiotników, proszę.
– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ktoś taki jak ty pracuje dla „World
Eye”?
– Tylko ten jeden raz. To wyjątkowy układ.
Fatalnie. Konkurowanie z Hunterem niemal automatycznie stawiało ją na
straconej pozycji. Ten facet miał tyle nagród i dyplomów, że mógł sobie nimi
ściany tapetować!
– Ustalmy sobie jedną rzecz – zakomunikowała zimno.
– Fiona Ferguson jest moja i Glen o tym wie.
– Glen przede wszystkim wie, że to może być wystrzałowy materiał i nie
zamierza przepuścić takiej okazji. Ja jestem czymś w rodzaju polisy
ubezpieczeniowej.
– Glen przede wszystkim powinien pamiętać, że ja zawsze dostarczam
materiał, który obiecałam – oznajmiła z naciskiem, dając mu do zrozumienia, że
sprawa Fiony należy wyłącznie do niej.
Z ponurą miną sprawdziła sprzęt i spojrzała na widoczną w dole przystań.
Zignorowała tę część, gdzie przybijał prom i uważnie przyjrzała się kei z
prywatnymi jachtami. Przede wszystkim rzucał się w oczy brak jakichkolwiek osób
z aparatami. To oznaczało, że gdyby udało jej się sfotografować Fionę i Damiana
razem, byłaby jedyną właścicielką kompromitujących zdjęć, co wydatnie
podbiłoby ich cenę. Niestety, obecność Maxa Huntera zmniejszała jej szanse na
porządny zarobek. Diabli nadali faceta!
– Widzisz ich? – spytał, zwalniając nieco.
– Nie.
Mruknął pod nosem coś, czego nie dosłyszała.
– A co, myślałeś, że stoją na molo i machają flagami?
– spytała zgryźliwie.
– Ciekawe w takim razie, gdzie mam skręcić – skomentował, gdyż właśnie
dojeżdżali do skrzyżowania.
– W prawo.
– Skąd wiesz? – zainteresował się, ale bez sekundy wahania zrobił to, co
powiedziała.
Kate milczała przez moment. Po prostu po tej stronie cumowały najbardziej
eleganckie jachty, a Fiona kochała luksus nade wszystko...
– Intuicja – przyznała wreszcie z ociąganiem. Ku jej zaskoczeniu z uznaniem
skinął głową.
– To dobra cecha w naszym zawodzie. Ja sam...
– Zatrzymaj! To tamta limuzyna.
Max z godnym podziwu refleksem natychmiast zjechał na bok i zaparkował
tak, by mieli dogodny widok na samochód i kołyszący się na wodzie nowiuteńki,
lśniący śnieżną bielą jacht.
– Ciekawe do kogo należy to cacko? – wymruczała Kate, opierając przed
sobą ciężki aparat i nastawiając obiektyw.
– Do właściciela willi – odpowiedział takim tonem, jakby wiedział to z całą
pewnością.
Kate podniosła na niego pytający wzrok.
– To Claudio Amini.
Amini! Obrzydliwie bogaty, brylujący w najlepszym towarzystwie,
pojawiający się na wielkich galach w Hollywood, lecz przede wszystkim
podejrzany o ścisłe powiązania z mafią. Oczywiście nikt mu nigdy niczego nie
udowodnił.
– Nasze gołąbki mają dziwne znajomości – rzuciła nonszalancko i wróciła do
patrzenia przez wizjer. W rzeczywistości skóra na niej cierpła na samą myśl o tym,
że włamała się na teren posiadłości jakiegoś mafiosa. Gdyby Max jej nie
uratował... Do licha, miała wobec niego dług wdzięczności.
I to ogromny. – Oho, coś się zaczyna dziać – zakomunikowała.
Usłyszeli stłumiony warkot motoru, załoga rzuciła cumy i jacht odbił od
brzegu. W jednym z bulajów pojawił się miedziany refleks.
– Włosy Fiony, zawsze widać je na kilometr – wyjaśniła.
Choć nie odrywała oka od wizjera, zdawała sobie sprawę z tego, że Max
nawet nie sięga po swój aparat, tylko spokojnie siedzi za kierownicą. – No, dalej,
wyłaźcie na pokład!
Nie chcecie pooglądać widoków?
Niestety, jej zaklęcia nie poskutkowały. Nikt się nie pojawił i jacht
stopniowo zmienił się w mały biały punkt na niebieskim morzu.
– Wycwaniła się – przyznała z niechęcią Kate, zakrywając obiektyw.
Max miał taką minę, jakby niewiele go obeszło, że polowanie zakończyło się
fiaskiem. Siedział bokiem do kierownicy i obserwował Kate z nieodgadnionym
wyrazem twarzy.
Poczuła się jak robak pod mikroskopem i to jej się nie spodobało. W ogóle
ten cały Max Hunter wcale jej się nie podobał. Nie ufała mu za grosz. Co
oczywiście nie zmieniało faktu, że mógł jej się jeszcze na coś przydać.
– Czy teraz miałbyś czas, żeby wrócić po mój samochód?
– Zleć to agencji, w której go wynajęłaś. Niech sami go sobie zabiorą, tak
będzie szybciej.
Ale drożej, pomyślała natychmiast. Zawsze liczyła się z pieniędzmi, gdyż
zawsze miała ich za mało. Nie wahała się sowicie wynagradzać wszelkich
informatorów, gdyż to się z reguły opłacało, ale poza tym była oszczędna aż do
bólu.
Oczywiście nie zamierzała zwierzać się z tego Maxowi, więc wolała
milczeć.
– Może więc podrzuć mnie do hotelu? – zaproponowała.
– Go zamierzasz teraz zrobić? – spytał, nie odrywając od niej badawczego
spojrzenia, które coraz trudniej było jej znieść. On prawie wcale nie mrugał,
wpatrywał się w człowieka tak, jakby prześwietlał go na wylot promieniami
rentgena!
– Wybacz, ale to moja sprawa.
– Wybacz, ale tak się składa, że uratowałem ci dzisiaj życie – przypomniał, a
Kate mimowolnie wzdrygnęła się na wspomnienie ścigających ją dobermanów. –
W jakiś sposób czuję się za ciebie odpowiedzialny.
– Dzięki, doceniam to, ale doprawdy masz zbyt mocno rozwinięte poczucie
odpowiedzialności. – Niepostrzeżenie zerknęła na zegarek. Za trzy kwadranse
odpływał ostatni tego dnia prom, a ona musiała znaleźć się na jego pokładzie.
Oczywiście bez Maxa. – No, to do zobaczenia później – powiedziała ze
sztuczną życzliwością i otworzyła drzwi.
W tym samym momencie usłyszała dźwięk zapuszczanego motoru.
– Podrzucę cię do hotelu.
Zawahała się z dłonią na klamce. Z jednej strony miała straszliwie mało
czasu, z drugiej jednak podejrzewała, że Max zamierza uczepić się jej niczym, nie
przymierzając, rzep psiego ogona, licząc na to, że ona doprowadzi go do Fiony jak
po sznurku.
– Kate! – rzucił rozkazującym tonem i jakoś tak się stało, że odruchowo
zamknęła drzwi, czego natychmiast pożałowała. Teraz Max będzie przekonany, że
może nią rządzić... Była tak nadąsana, że dopiero gdy stanęli przed jej hotelem,
zorientowała się, że przecież nie podała mu adresu. Nawet Glen nie wiedział, gdzie
się zatrzymała. Do licha, ten Hunter naprawdę jest dobry, pomyślała z niechętnym
uznaniem.
Wymamrotała podziękowanie, wyskoczyła z samochodu i wbiegła po
schodach. Wiedziała, że Max śledzi ją wzrokiem, więc uległa pokusie i w samych
drzwiach odwróciła się, by spojrzeć na niego ostatni raz. Na jego twarzy malowało
się to samo zadowolenie z siebie, jakie widziała u niego, gdy stał po drugiej stronie
bramy willi Aminiego.
Żachnęła się i pospiesznie udała się do swojego tandetnego pokoiku na
poddaszu. Gniewnie chwyciła wysłużoną torbę z grubego płótna i z
przyzwyczajenia zajrzała pod łóżko, choć i tak nic nie mogło pod nie wpaść. Nigdy
nie wypakowywała więcej rzeczy, niż było to absolutnie niezbędne, gdyż często
powodzenie zależało od błyskawicznego przemieszczania się z miejsca na miejsce.
Zeszła na dół, uregulowała rachunek, załatwiła też sprawę wynajętego
samochodu i opuściła hotel. Była niemal pewna, że Max nie popuści i zaczeka na
nią, ale nie wyglądało na to. Na wszelki wypadek rozejrzała się wokół
podejrzliwie, lecz nie dostrzegła go nigdzie, więc udała się w stronę przystani nieco
już uspokojona. Nie miała najmniejszej ochoty z nikim współdziałać. Nawet z kimś
tak znanym i cenionym jak Hunter. Zawsze pracowała sama, koniec i kropka.
Gdy tylko znajdzie się w Sorrento, natychmiast zadzwoni do Glena i postawi
mu takie warunki, że będzie musiał na nie przystać, inaczej nie dostanie żadnych
zdjęć. Na jej ustach pojawił się nieco złośliwy uśmiech. Akurat będzie taka pora, że
wyrwie szefa ze snu w samym środku nocy. Świetnie!
Należało mu się.
Na molo kłębił się tłum ludzi, którzy wykrzykiwali coś gniewnie w nie
znanych jej językach. Nieco zdezorientowana Kate podeszła do okienka.
– Brak biletów – oznajmiła siedząca za szybą kobieta.
– Jak to?
– Wykupione. – Bileterka wskazała kłócących się turystów. – Dwie grupy,
jeden przejazd – wyjaśniła dość kulawym angielskim.
Kate zauważyła teraz, że w centrum zamieszania znajdowali się trzej
mężczyźni – dwaj piloci obu wycieczek oraz kapitan, któremu wymachiwali przed
nosem biletami i dowodzili, że to właśnie ich grupa ma pierwszeństwo wstępu na
prom.
– Będzie więc musiał popłynąć dwa razy – stwierdziła Kate, lecz kobieta
przecząco pokręciła głową. – To jak mam się dostać do Sorrento?
Odpowiedziało jej wzruszenie ramion.
– Jutro.
– Ale ja muszę teraz! – wykrzyknęła z oburzeniem, lecz bileterka odwróciła
się z powrotem do małego telewizora, nie poświęcając jej więcej uwagi.
Kate odeszła od okienka, mrucząc pod nosem różne nieparlamentarne
wyrazy. Niepostrzeżenie wmieszała się w tłum, zamierzając w odpowiednim
momencie dołączyć do tej grupy, której przewodnik w końcu postawi na swoim.
Naraz spostrzegła, że kapitan rozkłada ręce, po czym stanowczym krokiem
udaje się w kierunku pobliskiej tawerny, wyraźnie pozostawiając rozwiązanie
problemu obu pilotom.
– Coraz lepiej – warknęła, wycofując się spomiędzy turystów, by biec za
kapitanem promu i zaoferować mu pewną kwotę w zamian za prawo wstępu na
pokład. Ten przejazd będzie kosztował ją znacznie drożej, niż się spodziewała...
– Czyżbyś wybierała się tam, gdzie ja? – dobiegł ją znajomy głos.
Max siedział sobie wygodnie na drewnianej ławce i wyglądał tak, jakby to
całe zamieszanie nieźle go bawiło. Kate zawahała się, po czym zajęła miejsce obok
niego, z rezygnacją rzucając torbę na ziemię.
– Możesz się wybierać, dokąd tylko chcesz, ale i tak nikt się nie ruszy z
wyspy – wyjaśniła. – To ostatni kurs, ale sprzedano dwa razy więcej biletów, niż
trzeba. Kapitan się wściekł i widać, że prom nie odpłynie, dopóki piloci wycieczek
nie rozstrzygną sprawy między sobą. Nie wiem, może on liczy na to, że się
pozabijają, a wtedy spokojnie przewiezie resztę...
– A do tej pory Fiona i Damian będą już daleko – podpowiedział usłużnie
Max.
Kate zgarbiła się, jakby poczuła na plecach ogromny ciężar, za to jej
towarzysz spokojnie założył nogę na nogę z miną człowieka pozbawionego
wszelkich trosk.
– Nie wyglądasz mi na osobę, którą może powstrzymać taki drobiazg –
zauważył niewinnym tonem.
– Wystarczy przekupić kapitana, problem polega tylko na tym, kiedy w
końcu uda się wypłynąć.
Z dezaprobatą pokręcił głową.
– Oj, Kate, jakaś ty cyniczna. I jak mało pomysłowa.
O ile tym pierwszym określeniem nie przejęła się zbytnio, gdyż ta cecha
bardzo przydawała się w jej zawodzie, to drugie dotknęło ją do żywego.
– Gdybym nie była pomysłowa, to ciebie też by tu nie było, bo oprócz mnie
nikt nie wyczuł, że coś się święci w związku z Fioną Ferguson – odparła z urazą.
– Początek był niezły, ale co dalej? – Z zadowoloną miną oparł się
wygodniej, zamknął oczy i wystawił twarz do słońca. – Zatriumfowałaś nad psami,
mafiosem i policją i naraz miałby cię powstrzymać jakiś głupi prom?
Oczywiście musiał jej przypomnieć akurat to, czego dokonała dzięki jego
pomocy, jakżeby inaczej?
– Ośmielę się zauważyć, że ty też jesteś uwiązany na wyspie przez ten głupi
prom – wytknęła ze zjadliwą satysfakcją.
– Wcale nie.
Nie musiała na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że na jego twarzy widnieje ten
wyraz zadowolenia, który zaczynała serdecznie nienawidzić.
– A co? Masz bilety na obie wycieczki?
– Nie. Inny środek transportu.
Aż otworzyła usta ze zdziwienia, lecz na szczęście Max wciąż miał
zamknięte oczy, więc nie zauważył jej miny.
– Wynająłem łódź – wyjaśnił uprzejmie.
– To czemu siedzisz tutaj?
– Czekam, aż zatankują paliwo.
Kate nie wytrzymała i rozejrzała się dookoła, zaś Max musiał to wyczuć,
gdyż leniwie otworzył jedno oko i wskazał ręką:
– Tam.
Ujrzała zgrabny kabinowy jacht i bezwiednie zacisnęła dłoń na pasku
aparatu. Spokojnie znalazłoby się miejsce dla więcej niż jednego pasażera...
– Wynająłeś całość, czy tylko zaklepałeś sobie miejsce?
– Całość.
Zauważyła, że Max przypatruje jej się bacznie i poczuła się tak samo, jak
wtedy pod zamkniętą bramą willi. Znów znajdowała się w pułapce i, tak jak
poprzednio, człowiek, który mógł wydobyć ją z tarapatów, bawił się jej kosztem.
Wyraźnie czekał, aż ona go poprosi, żeby łaskawie zechciał udzielić
pomocy. Duma nie pozwalała jej tego zrobić.
Z drugiej jednak strony czas pracował na jej niekorzyść...
– No, chyba skończyli. – Max wstał z ławki i przeciągnął się. – Pora na
mnie.
– Nie zaproponujesz, żebym płynęła z tobą? – spytała cichym głosem.
– Nie.
No tak, można było się tego spodziewać. On nie przepuści okazji, żeby
udowodnić swoją przewagę. Nie miała wyjścia, musiała się dostosować.
– A czy mogę zabrać się z tobą?
– Tak. – Sięgnął po jej zakurzoną torbę, przewiesił sobie przez ramię i
wyciągnął rękę, by pomóc Kate wstać.
Nienawidziła go w tym momencie z całego serca, ale cóż miała zrobić?
Puściła jego dłoń, gdy tylko się podniosła.
– Ile będzie mnie to kosztować? – spytała, choć nie przypuszczała, by
człowiek, który mógł sobie łatwo pozwolić na wynajęcie jachtu, potrzebował
zwrotu części kosztów.
Max powoli zmierzył ją wzrokiem, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie
w leciuteńkim uśmiechu.
– Porozmawiamy o tym... później.
ROZDZIAŁ TRZECI
Przypłynęli do Sorrento na długo przed promem z Capri, ale oczywiście
dużo później niż Fiona i Damian. Patrząc na luksusowy biały jacht, który kołysał
się łagodnie przy brzegu, Kate planowała następne posunięcie. Max stał nieopodal,
ale sprawiał wrażenie, jakby nic go nie obchodziło. Przez całą drogę siedział na
samym dziobie, wystawiając twarz do wiatru i bryzgów słonej wody lub też
żartując z kapitanem.
Łatwo mu się było śmiać, skoro nie musiał się martwić o pieniądze – w
odróżnieniu od Kate. Wiedziała, że nie może sobie pozwolić na spędzenie kilku
kolejnych dni we Włoszech, ale musiała zaryzykować, ponieważ zainwestowała już
zbyt dużo w ten wyjazd. Gdyby się teraz wycofała, wszystko poszłoby na marne.
W dodatku zostawiłaby Maxa samego na polu bitwy i to jemu przypadłaby palma
zwycięstwa. O, nie, nie dopuści do tego! Z tym buntowniczym nastawieniem zeszła
na brzeg.
– Arrivederci! – Max pomachał kapitanowi na pożegnanie. – No, to jesteśmy
– obwieścił z zadowoleniem.
Jego dobry humor zirytował ją. Już miała w odpowiedzi wygłosić jakąś
kąśliwą uwagę, gdy nagle słowa zamarły jej na ustach. Jej towarzysz wyglądał na
zupełnie odmienionego tą podróżą, wydawało się, jakby morska woda zmyła z jego
twarzy zmęczenie i smutek. A może to wpływ słynnego łagodnego światła
włoskich wieczorów, które zainspirowało tylu artystów? Tym razem zainspirowało
ono Kate. Bez namysłu rzuciła torbę na ziemię, podniosła aparat, ściągając osłonę
obiektywu i wprawnym gestem błyskawicznie nastawiła czas oraz przesłonę.
– Zauważyłaś coś ciekawego? – Odwrócił twarz w jej stronę, a wtedy zrobiła
mu zdjęcie.
– Co ci przyszło do głowy? – spytał ze śmiechem. – Czy wyglądam aż tak
tragicznie, że trzeba było to uwiecznić?
– Przeczesał palcami potargane przez wiatr włosy.
Zamknęła aparat, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Wyglądasz na szczęśliwego – wyjaśniła. – A chyba od dawna nie byłeś –
dodała po chwili, choć nie wiedziała, czy nie powinna zachować tej uwagi dla
siebie.
Przyglądał jej się przez moment w milczeniu, po czym skierował wzrok z
powrotem ku morzu.
– Ostatni raz płynąłem łodzią dwa lata temu. To była zima. Cieśniny
Allimah. Noc. Każdy z nas oświetlał powierzchnię wody reflektorem, w każdej
chwili mogliśmy natknąć się na minę. Nie miałem odwagi mrugać, oczy mi
łzawiły, ale bałem się poruszyć, żeby je wytrzeć. Ułamek sekundy wystarczyłby,
żeby przeoczyć niemal niewidoczny czarny kształt w czarnej wodzie. I było zimno,
tak straszliwie zimno... – Jego głos stawał się coraz cichszy.
Chciała spytać, czemu właściwie znalazł się na tamtej łodzi i co go zmusiło
do tak niebezpiecznej wyprawy, ale intuicja podpowiedziała jej, żeby nie wtrącać
się do jego wspomnień. Może sam zechce ujawnić coś więcej? Widziała po
wyrazie jego oczu, że wciąż nie do końca powrócił do teraźniejszości, że nadal
miał przed sobą widok, o którym mówił. On jednak uśmiechnął się samymi ustami
i przewiesił sobie przez ramię swoją skórzaną torbę, równie zniszczoną jak jej
własna.
– Głodna?
– Potwornie – przyznała.
Zerknął na zegarek, a potem położył dłoń na plecach Kate i skierował ją w
stronę małego barku.
– Zdążymy coś przegryźć. Mamy czterdzieści minut do odejścia pociągu.
– Pociągu? O czym ty mówisz?
– A nie wybierasz się do Rzymu? – zainteresował się, cofając rękę. –
Przecież film jest kręcony właśnie tam.
– Owszem, ale jeszcze nic nie zrobiłam w tym kierunku...
– Ale ja zrobiłem – poinformował spokojnie i podszedł do stolika, gdzie
poczekał, aż zdezorientowana Kate dołączy do niego i podsunął jej krzesło. –
Mamy bilety na ekspres do Rzymu o dziewiątej wieczorem.
Nie podobało jej się to.
– Aha, z góry założyłeś, że będę chciała z tobą pojechać?
– A nie chcesz?
Usiadła i ze złością sięgnęła po menu. Max zaczynał się coraz bardziej
szarogęsić, na co nie powinna mu pozwalać, ale z drugiej strony nie mogła też
pozwolić, by duma przeszkodziła jej w wykonywaniu pracy.
– A właściwie, jak ty to załatwiłeś?
– Zarezerwowałem je telefonicznie z kasy biletowej na Capri.
Przypomniała sobie zapatrzoną w ekran telewizora kobietę, która z nią w
ogóle nie chciała gadać. No tak, ale ona nie była przystojnym szatynem...
– Jesteś całkiem niezły jak na nowicjusza – przyznała niechętnie.
Roześmiał się.
– Nie jestem nowicjuszem, zapewniam cię.
– W swoim fachu na pewno nie, ale to jest coś zupełnie innego.
– Nie Uczyłabyś się ze mną, gdybym nie był ci do niczego przydatny.
Aczkolwiek i tak zamierzałaś zostawić mnie na wyspie, prawda?
Rzuciła menu na blat stolika, nawet go nie czytając.
– Nie mam w zwyczaju pomagać konkurencji.
– Nie stanowię konkurencji.
– W takim razie, jak to nazwiesz? – zaatakowała Kate, która zdecydowała się
postawić sprawę jasno. Najwyższy czas wyjaśnić sobie pewne sprawy.
– Powiedzmy, że jestem po prostu zainteresowany tym, żeby twoja gazeta
otrzymała dobry materiał.
Spojrzała na niego wymownie. Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem,
starając się przeniknąć myśli drugiej osoby, jednocześnie nie ujawniając swoich.
Byli dwojgiem samotników, którzy przywykli do obserwowania innych, sami
pozostając w cieniu i nigdy nie odkrywając swoich kart przed nikim. Kate
zrozumiała nagle, że ma przed sobą pokrewną duszę.
– Nie pracuję już jako reporter wojenny, postanowiłem rozejrzeć się za
czymś innym. Twoja praca może być całkiem niezła.
– Widzę, że nie owijasz w bawełnę – skomentowała cierpko.
– Nie, wcale nie zamierzam wysadzić cię z siodła i zająć twojego miejsca –
uspokoił ją szybko. – Chciałem tylko powiedzieć, że zmieniam pole działania.
Fotografowałem takie widoki, że z przyjemnością przerzucę się na coś zupełnie
innego, dlatego pomyślałem o tym, co ty robisz.
– Daję ci słowo, że uganianie się z aparatem za znanymi ludźmi wcale nie
jest takie ekscytujące, jakby się mogło wydawać – zapewniła go.
– Domyślam się – odparł Max, skinął na kelnera i zamówił dwie pizze. –
Dlatego potrzebuję dobrego nauczyciela, a Glen powiedział mi, że jesteś najlepsza.
Warto wiedzieć takie rzeczy, pomyślała. Jeśli rzeczywiście tak powiedział,
to wykorzystam to, gdy przyjdzie do ustalania ceny za zdjęcia.
– Chyba nie masz nic przeciw temu, żeby wprowadzić kolegę reportera w
tajniki fachu? Oczywiście, nie liczę na dużo, ale przynajmniej mogłabyś mi trochę
pomóc. Sama zauważyłaś, że jestem nowicjuszem.
Musiałaby upaść na głowę, żeby pomagać konkurencji.
Tym niemniej, komplementy robiły swoje. Sam wielki Max Hunter nazywał
siebie jej kolegą i prosiło naukę. Nie każdy mógł usłyszeć coś takiego. Kto wie,
może do tej pory jeszcze nikt tego nie usłyszał...
– Co chcesz wiedzieć? – spytała, unikając w ten sposób udzielenia jasnej
odpowiedzi.
– W tej grze nie ma żadnych reguł, prawda? Każdy działa na własną rękę i
nikt się nie wtrąca do jego metod?
Zauważyła, jak lśnią mu oczy. Stało się dla niej oczywiste, że Max nade
wszystko uwielbiał wolność działania i nie znosił być od kogokolwiek zależny.
Zupełnie tak samo, jak ona.
– Czego właściwie ode mnie oczekujesz?
– Pozwól mi jechać z tobą i przyjrzeć się, jak to wygląda.
Wcale jej się ten pomysł nie podobał, jednakże zdawała sobie sprawę z tego,
że znów nie pozostawił jej wyjścia.
Odmowa niczego by nie załatwiła, mogłaby tylko pogorszyć sprawę, gdyż
Max stanąłby na głowie, żeby pierwszy zrobić zdjęcia i udowodnić w ten sposób,
że jest lepszy i że poradził sobie bez niczyjej pomocy. Lepiej się zgodzić,
przynajmniej będzie miała go na oku.
– Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Fiona należy do mnie. Ja robię zdjęcia
i ja ustalam sposób działania – oznajmiła twardo.
Max ściągnął brwi, lecz po chwili niemal niezauważalnie skinął głową.
– Zgoda.
Było oczywiste, że nie przywykł do tego, by ktoś dyktował mu warunki.
Kate poczuła, że w tym momencie odniosła zwycięstwo, może nawet ważniejsze,
niż mogłoby się to komuś wydawać.
Przygotowanie pizzy zajęło więcej czasu, niż się spodziewali i w efekcie
zdążyli przełknąć zaledwie kilka kęsów, gdy okazało się, że muszą się zbierać.
Zapakowali resztę w papier, chwycili butelki z wodą mineralną i pobiegli na stację.
Zdążyli odebrać swoje bilety i wsiąść do pociągu niemalże w ostatniej chwili.
Wciąż dysząc po szaleńczym biegu, zajęli miejsca w wagonie pierwszej klasy i w
tym momencie pociąg ruszył.
– Udało się – powiedział z zadowoleniem Max.
Kate, coraz bardziej zmęczona po szaleńczym dniu, zdobyła się na blady
uśmiech i wyjęła nadgryzioną pizzę z zatłuszczonego papieru.
– Dobrze, ustalmy wreszcie kwestie finansowe – powiedziała, choć obawiała
się, że po usłyszeniu odpowiedzi straci apetyt. Trzeba było to jednak załatwić.
– Nie mówmy o tym.
Poczuła, że jedzenie staje jej w gardle. Przełknęła pospiesznie.
– Aż tyle to kosztowało? – Starała się nadać swojemu głosowi dość obojętny
ton, ale chyba nie wyszło jej to najlepiej.
– Chodzi mi o to, że wpiszemy wszystko w koszt mojej delegacji, tak będzie
prościej.
– Chcesz mi powiedzieć, że Glen pokrywa twoje wydatki? – wyrwało jej się,
lecz była zbyt zdumiona, żeby się powstrzymać. Jej szef słynął z tego, że miał
przysłowiowego węża w kieszeni. Jedyne, co udało jej się od niego wydębić, to
pieniądze na bilet lotniczy do Włoch, a i tak zamierzał jej to potrącić przy płaceniu
za zdjęcia.
Max przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu i Kate zdała sobie sprawę z
tego, że zdradziła mu o sobie zbyt wiele.
– Zawsze tak jest, kiedy dla kogoś pracuję – wyjaśnił.
– Ale Glen nie uznaje takich zasad – niemal warknęła, w myślach
podwajając cenę za zdjęcia Fiony.
– A prosiłaś go kiedyś o to?
Żachnęła się.
– Oczywiście!
Gniewnie ugryzła zimną już pizzę, choć rzeczywiście straciła apetyt. Do
Ucha, wychodziła w jego oczach na naiwną amatorkę.
Max w zamyśleniu bawił się swoją butelką wody mineralnej.
– Zawsze przecież możesz sprzedać zdjęcia komuś innemu.
– To niczego nie zmieni. Tylko fotoreporterzy na stałej umowie, no i takie
sławy jak ty, oczywiście, mają pokrywane koszty wyjazdów. Jak ktoś pracuje na
zlecenie, to sam za wszystko płaci.
– To czemu nie przechodzisz na stały kontrakt?
– Zaproponowałam to Glenowi jakiś czas temu, ale odparł, że „World Eye”
nie może sobie na to pozwolić. – Nie dodała, że nie ponowiła propozycji i że teraz
nie przyjęłaby takiej oferty, nawet gdyby szef błagał ją na klęczkach. To, co się
zrobiło z tej gazety, stanowczo wykluczało jakąkolwiek dalszą współpracę.
– Od dawna jesteś w takim zawieszeniu?
– Od kilku miesięcy – odparła, po czym skorygowała w myślach, że
właściwie to już rok. No, może trochę więcej.
Szczerze mówiąc, to prawie dwa lata... Właściwie, jak to się stało? Dlaczego
dopuściła do tego, by traktowano ją niemal jak popychadło? – Myślałam, że z
czasem jakoś wszystko się ułoży – wytłumaczyła dość niezdarnie. – Kiedy gazeta
sprzedawała się lepiej, to i Glen więcej płacił.
Oczywiście, gdy popyt spadał, to Glen płacił mniej, ale tego już nie dodała.
Tak, rzeczywiście trzeba zwijać żagle i znaleźć sobie inną przystań. A pieniądze za
zdjęcia Fiony Ferguson dadzą jej czas na poszukanie innej pracy. Westchnęła, co
oczywiście nie umknęło uwagi Maxa.
– Czemu tak długo pozwalasz mu się wykorzystywać?
– Chyba z poczucia lojalności. To właśnie on po raz pierwszy zapłacił mi
naprawdę duże pieniądze za zdjęcia i to akurat wtedy, gdy diabelnie ich
potrzebowałam.
– A teraz nie potrzebujesz?
Uśmiechnęła się niewesoło.
– Dobre pytanie.
Odpowiedział jej podobny uśmiech.
– Tak, łatwo jest gdzieś utknąć i nie posuwać się dalej.
Wtedy przestajesz doceniać swoją wartość.
– Łatwo ją też przecenić, a wtedy spada popyt na twoje usługi – ostrzegła.
– Czasami trzeba zaryzykować.
Dobrze ci mówić, kiedy masz pełne konto w banku, pomyślała z urazą.
– Dzięki za radę – odparła z przekąsem.
– Och, nie musisz brać sobie tego do serca.
– Nie obawiaj się, nie wezmę.
Max roześmiał się, słysząc tę ciętą odpowiedź, ale śmiał się jakby ciut za
głośno i za długo, by to było szczere.
– Nie lubisz mnie, prawda?
Ale za to mi się podobasz, pomyślała. Kate z wysiłkiem odsunęła od siebie tę
myśl.
– Przede wszystkim prawie cię nie znam, więc trudno cokolwiek powiedzieć.
Nie da się jednak ukryć, że stanowisz zagrożenie dla mojej przyszłej stabilizacji
finansowej.
– Uwierz mi, że nie.
– Niby czemu miałabym ci wierzyć?
Rysy jego twarzy stwardniały wyraźnie.
– Nie zapominaj, że mogłem zostawić cię na terenie willi mafiosa, potem na
przystani na Capri, a wreszcie w Sorrento.
– Czemu więc tego nie zrobiłeś?
W jego oczach pojawił się jakiś dziwny błysk. Max przez chwilę nie
odpowiadał i Kate odgadła, że starannie dobierał każde słowo.
– Jestem znany z tego, że pomagam kolegom po fachu, gdy wpadną w
tarapaty.
– Może cię to zadziwi, ale nie jestem taka znowu bezradna, jak mogłoby ci
się wydawać. Miałam plan wydostania się z Capri, spokojna twoja głowa –
oznajmiła z godnością, po czym oparła się i zamknęła oczy, dając znak, że uważa
dyskusję za zakończoną.
Starała się nie myśleć o tym, że dotrą na miejsce w samym środku nocy i że
trzeba będzie zorganizować jakiś nocleg.
Zamiast tego myślała o mężczyźnie, który irytował ją bezgranicznie i
jednocześnie fascynował. Zerknęła na niego nieznacznie spod rzęs i odkryła, że
przyglądał jej się z absolutnie nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Co on sobie myśli? O co mu tak naprawdę chodzi? I właściwie czemu zależy
mi na tym, żeby go przeniknąć? Czemu tak mnie to korci? Czy to nie jest
niepokojący znak? Ale jakoś wcale mnie to nie niepokoi. Ale czy to, że mnie to nie
niepokoi, nie jest jeszcze bardziej niepokojące? Chyba się trochę zakałapućkałam...
Coś mi się zdaje, że lepiej zrobię, jak spróbuję się zdrzemnąć. Mam przeczucie, że
czeka mnie sporo bezsennych nocy...
– Kate, przestań się wreszcie głupio upierać! Zarezerwowałem dla nas
miejsca w Hotelu Principe. – Max skinął na taksówkę.
Principe? Nie, ten hotel z pewnością nie figurował w jej „Praktycznym
przewodniku po Rzymie”.
– Dzięki, ale wolę zatrzymać się w Villa de San Marco.
– Kate była zdeterminowana, żeby wreszcie wyrwać się spod nieznośnej
kurateli Maxa. Koniec z traktowaniem jej jak małe dziecko, koniec z
podejmowaniem decyzji samemu, koniec nieliczenia się z jej zdaniem.
– Kiedy tam jest naprawdę fajnie. Znam dyrektora, zobaczysz, że będą nas
rozpieszczać. Co masz sobie odmawiać?
Kate znalazła się w rozterce. Z jednej strony miała ogromną ochotę odegrać
się trochę na Glenie i zaszaleć na jego koszt, a z drugiej pragnęła nareszcie zerwać
z wizerunkiem biednej zagubionej Kate i dzielnego rycerza Maxa, który przybywał
jej na odsiecz.
Wciąż niepewna, czy słusznie postępuje, wsiadła do taksówki. Nie
przesadzaj, naprawdę jest środek nocy, a ty nie masz nigdzie zarezerwowanego
pokoju, tłumaczyła sama sobie, ale wciąż miała obiekcje, które wcale się nie
zmniejszyły, gdy weszła do wyłożonego marmurem holu. Chyba z tuzin
kryształowych luster w grubych złoconych ramach ukazał odbicie cokolwiek
speszonej młodej kobiety w nieco wygniecionym czarnym ubraniu.
– Kate, pozwól, to jest signor Giordano. – Max przedstawił starszego pana,
niewiele wyższego wzrostem od niej.
– Witamy w Principe, signorina.
– To miejsce słynie z gościnności. Czy nie można by trochę porozpieszczać
również panny Brandon? – dodał Max.
– Ależ oczywiście!
Kate poczuła się nagle tak, jakby mówili o dwunastoletnim dziecku, ale z
drugiej strony głupio byłoby protestować.
Zresztą, wcale jej nie przeszkadzało, że choć raz w życiu ktoś zamierza jej
dogadzać, bynajmniej...
Wjechali staroświecką windą na samą górę, gdzie signor Giordano
zaprowadził ich korytarzem pod podwójne drzwi, obite bladobłękitnym aksamitem.
Przekręcił w zamku ozdobny klucz, ujął złocone klamki i teatralnym gestem
otworzył oba skrzydła, by od razu ukazać gościom pełen widok apartamentu.
Max wszedł do środka i dopiero po kilkunastu krokach zorientował się, że
coś jest nie tak. Odwrócił się i ujrzał, że Kate zamarła w progu. Gestem zaprosił ją
do środka, lecz bez rezultatu.
– Signorina? – odezwał się z niepokojem dyrektor hotelu.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Max podszedł i bezceremonialnie wciągnął
ją do środka.
– Tu są dwie sypialnie – wyjaśnił z lekkim naciskiem w głosie. – Jedna tu, a
druga tam – wskazał. – Wybierz, którą chcesz.
Jak ona miała wybierać, skoro aż kręciło jej się w głowie od natłoku rzeźb,
luster, obrazów oraz unikatowych mebli?
Zaraz, zaraz, czy przypadkiem nie czytała gdzieś, że luksusowy Principe był
starym pałacem przerobionym na hotel?
– Czy mogę coś zasugerować, signorina? Radziłbym zdecydować się na
sypialnię po prawej, ma ona odrobinę większą łazienkę.
– Dziękuję – odparła, starając się wykazać opanowaniem.
Szczyciła się tym, że potrafiła poradzić sobie w każdej sytuacji. Na tę jednak
nie była przygotowana, gdyż nigdy w życiu nie przyszłoby jej do głowy, że
znajdzie się w takim miejscu.
Oszołomiona, podążyła za uprzejmym Włochem przez salon, następnie przez
jadalnię, w której znajdował się przepięknie nakryty stół i gdzie spokojnie mogłoby
biesiadować kilkanaście osób. Zdała sobie sprawę z tego, że apartament był
znacznie większy od całego jej mieszkania, zaś opłata za jedną noc pewnie
pokryłaby jej miesięczny czynsz.
Gdy stanęli na progu sypialni, aż wciągnęła powietrze ze zdumienia.
– Mogę spytać, czy signorina jest zadowolona?
Czy ten człowiek kpił sobie z niej? Miała przed sobą pokój, jaki do tej pory
mogła ujrzeć jedynie na zdjęciach w kolorowych magazynach – z ogromnym
marmurowym kominkiem, satynową pościelą i łożem z baldachimem. Nie było
sensu udawać, że przywykła do luksusu i że taki widok nie robi na niej wrażenia.
Spojrzała na dyrektora i wyczytała w jego spojrzeniu autentyczny niepokój.
Odgadła, że on z kolei przywykł do zblazowanych bogaczy, których trudno
zadowolić.
– To jest najpiękniejszy pokój, jaki kiedykolwiek widziałam – przyznała
szczerze. – Nigdy nie zapomnę tego widoku.
Jego twarz rozjaśniła się promiennym uśmiechem.
W następnej kolejności przeszli do łazienki, gdzie dyrektor hotelu włączył
elegancki elektryczny grzejnik, na którym starannie ułożył wyjęty z szafki miękki
biały szlafrok z wyhatfowaną nazwą hotelu. Potem odkręcił kurki, by napuścić
wody do wanny, skłonił się głęboko i dyskretnie zniknął za drzwiami.
Kate uśmiechnęła się do siebie. Rzeczywiście była rozpieszczana, i to
bardzo.
Starannie obejrzała etykietki na szklanych buteleczkach, ułożonych z
wyszukaną niedbałością w białym plecionym koszyczku, wybrała esencję różaną i
wlała do wody. Glen w życiu nie uiści rachunku za takie luksusy, pomyślała.
Niezależnie od tego, co Maxowi się wydaje i jak bardzo się przyjaźnią, nie ma
mowy, żeby szef przełknął taki rachunek.
Cóż, Max będzie zmuszony sam pokryć koszty swoich zachcianek, ale
pewnie spokojnie mógł sobie na to pozwolić, więc nie musiała mieć wyrzutów
sumienia.
Gdy zakręciła wodę, usłyszała pukanie do drzwi.
– Kate, gdy wyjdziesz.
Ponieważ jeszcze się nie rozebrała, otworzyła mu, a on podał jej małą
srebrną tacę. Ze zdumieniem spojrzała na kieliszeczek bursztynowego płynu i
filiżankę z mlekiem.
– Co to jest?
– Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale podbiłaś serce naszego gospodarza. Likier
pochodzi z jego prywatnego barku, zaś mleko ma pomóc ci zasnąć.
. – Akurat do tego nie potrzebuję żadnej pomocy – odparła, ale i tak wzięła
od niego tacę.
– Dobranoc. – Odwrócił się, żeby iść do siebie.
– Max?
Zatrzymał się i spojrzał na nią pytająco.
Wiedziała, że powinna go ostrzec, że to wszystko jest na jego koszt, bo Glen
odmówi zapłacenia rachunku, ona zaś nie ma pieniędzy, żeby mu zwrócić. I żeby
nie liczył na to, że ona da się przekupić takim traktowaniem i złagodzi swoje
warunki, jeśli chodzi o sprawę Fiony. Nie miała jednak serca mówić mu tak
nieprzyjemnych rzeczy w środku nocy, gdy naprawdę mieli za sobą już dosyć
wrażeń. Lepiej poczekać z tym do jutra.
– O co chodzi? – spytał, gdy jej milczenie przedłużało się.
– O nic. Chciałam tylko podziękować.
Skinął głową.
– Śpij dobrze.
Patrzyła za nim, dopóki nie zniknął za drzwiami, a potem rozejrzała się po
swoim królestwie. Zauważyła, że kołdra jest zachęcająco odwinięta, widać signor
Giordano pomyślał o wszystkim. Z niedowierzaniem pokręciła głową, po czym
postawiła tacę na marmurowym blacie stolika. Z lubością pociągnęła maleńki
łyczek wyśmienitego trunku, a potem nieco większy ciepłego mleka, zostawiając
sobie resztę likieru na później, gdyż zamierzała sączyć go w łóżku. A może lepiej
podczas kąpieli? Trudna decyzja...
Ech, to było życie!
Życie, do jakiego lepiej się nie przyzwyczajać...
ROZDZIAŁ CZWARTY
Kate zamierzała porozmawiać z Maxem przy śniadaniu, ale w końcu na nie
nie poszła. Okazało się bowiem, że śniadanie... przyszło do niej.
Delikatne pukanie do drzwi spowodowało, że na poły rozbudzona Kate
odruchowo zasłoniła się kołdrą aż po brodę, aby zakryć swoją dość prostą koszulę.
Miała nieodparte wrażenie, że w takiej sypialni powinno się obowiązkowo nosić
jakieś powiewne jedwabie i koronki, wszystko inne zakrawało na gruby nietakt...
– Czy pan Hunter już jadł? – spytała pokojówkę, która postawiła przed nią
tacę na nóżkach.
– Tak. I powiedział, że ma pani odpoczywać i niczym się nie martwić.
Gdy Kate została sama, podciągnęła się nieco wyżej na poduszkach i
ogarnęła tęsknym spojrzeniem wspaniale zastawioną tacę. Przywykła do tego, że
zrywa się z samego rana i dokądś pędzi, pierwszy raz w życiu zdarzyło się, że
miała zostać w piernatach i raczyć się podstawionymi pod sam nos pysznościami.
Czy powinna sobie tak dogadzać?
Kuszące zapachy oraz widok chrupiących rogalików szybko rozwiały jej
wątpliwości. Nalała sobie kawy do filiżanki, napiła się i z zadowoleniem zapadła
się głębiej w poduszki. Mmm, ale dobrze... Nie miała pojęcia, która może być
godzina, ale zerknięcie na zegarek wydawało się zbyt wielkim wysiłkiem. Zamiast
tego, leniwym gestem sięgnęła po świeżutkie pieczywo oraz angielskojęzyczną
gazetę, którą również jej przyniesiono.
Nie miała ochoty czytać, ale wolała udawać sama przed sobą, że robi
cokolwiek pożytecznego, a nie tylko pławi się w luksusie. Może znajdzie jakąś
informację o nowym filmie Fiony i czegoś się dowie?
Ku swemu zaskoczeniu rzeczywiście znalazła notatkę na ten temat, z której
wynikało niezbicie, że kręcenie ujęć we włoskim plenerze jest prawie na
ukończeniu. Na ukończeniu?
A ona nie miała jeszcze żadnego materiału!
W pośpiechu odstawiła tacę i wyskoczyła z łóżka. Chyba zupełnie zgłupiała
od tego zbytku, kto to widział tak się idiotycznie byczyć, kiedy trzeba brać się do
roboty? Max co prawda powiedział, że miała odpoczywać i niczym się nie
martwić, ale teraz już rozumiała, skąd się wzięła ta jego rzekoma troska. Chciał
uśpić jej czujność, by móc bez przeszkód śledzić tamtych dwoje, podczas gdy ona
będzie się przewracać z boku na bok!
Zdenerwowana tą perspektywą, w dzikim pośpiechu naciągnęła czarne
legginsy oraz czarną bluzeczkę, ochlapała twarz zimną wodą, przeczesała włosy i
wypadła z pokoju.
W jadalni i salonie nie było nikogo.
– Max?
Cisza. Kate podbiegła do drzwi jego sypialni i zapukała.
– Max?
Gdy ponownie nie usłyszała odpowiedzi, zajrzała do środka. Maxa nie było,
a co gorsza, zniknęła również jego podręczna torba ze sprzętem fotograficznym.
Wszystko jasne.
Jak mogłam być tak naiwna, wyrzucała sobie, wracając biegiem do swojego
pokoju. I co z tego, że zgodził się na moje warunki, powiedzieć można wszystko!
Spakowała się w imponującym tempie, do czego przyczynił się również fakt, iż
odkryła, że jest już wpół do jedenastej. Zbiegła na dół po schodach, gdyż tak było
szybciej niż windą i wynajęła samochód, co na szczęście w tym hotelu nie
wymagało zbędnych formalności i straty czasu. Wiedziała, że przez to nie będzie w
stanie opłacić żadnego następnego noclegu, ale przecież mogła przespać się w
samochodzie, już nieraz jej się to zdarzało.
Jadąc niczym rajdowiec, dotarła na miejsce, bijąc chyba wszelkie rekordy,
gdyż dopingowała ją złość i determinacja.
Max nie zrobi zdjęć pierwszy, po jej trupie!
Jednakże wcale go tam nie było. Dziwne, znając jego metody, można byłoby
się spodziewać, że wynajął helikopter, żeby tylko dotrzeć tam przed nią. Kate
rozejrzała się nieufnie dookoła. Nic się tu nie zmieniło od czasu, gdy przed
tygodniem ruszyła za Fioną na Capri. Elegancki kampobus stał nadal w cieniu
drzew oliwnych, które zapewniały aktorce cień... i znakomite schronienie śledzącej
ją Kate.
Zajęła swoje ulubione miejsce i czekała.
Czekała... i czekała...
Słońce wznosiło się coraz wyżej, zaczynając prażyć niemiłosiernie. Mimo iż
częściowo schowana w cieniu, Kate pożałowała, że nie ma na sobie białego
ubrania, nie odczuwałaby może aż takiego gorąca. Biel jednak zbytnio rzucała się
w oczy, co w tym zawodzie było zdecydowanie niepożądane.
Obserwowała, jak w oddali ustawiano statystów, którzy mieli brać udział w
scenach zbiorowych wokół starego kamiennego domostwa. Film nosił tytuł
„Włoska zemsta” i opowiadał historię niewinnej i ufnej dziewczyny, której wieś
ma zostać włączona do szybko rozrastającego się miasta.
Wieśniacy nie chcą się zgodzić na zburzenie swoich domów i na miejski tryb
życia, bohaterka wyrusza więc do Rzymu w poszukiwaniu sprawiedliwości.
Niestety, zakochuje się tam w synu głównego wroga, zaś wieśniacy w zemście palą
jej rodzinny dom. Historia równie dobra jak każda inna, ale zdaniem Kate
obsadzenie Fiony w roli niewinnego dziewczęcia było zbyt mocno naciągnięte. Za
to Damian pasował jak ulał do roli rozkapryszonego złotego młodzieńca.
Pokrzykiwaniom i nerwowej krzątaninie nie było końca, ale wokół
kampobusu Fiony zupełnie nic się nie działo. Kiedy nadszedł czas posiłku i
zgłodniali ludzie zaczęli się kręcić przy przyczepie z jedzeniem, Kate postanowiła
wmieszać się między nich. Po pierwsze, umierała z głodu i pragnienia, a po drugie,
miała nadzieję dowiedzieć się czegoś.
Włożyła czapkę z daszkiem i czarne okulary, schowała w gąszczu torbę ze
sprzętem fotograficznym, po czym z miną osoby pewnej siebie opuściła swoje
schronienie. Niestety, z rozmów, które podsłuchała po drodze, nie wynikało, by
para głównych aktorów miała się w ogóle pojawić tego dnia na planie. Z pewnością
zamierzano nadal kręcić sceny zbiorowe, ale nie dowiedziała się nic ponadto.
Niedobrze. To by oznaczało, że w głupi sposób zmarnowała mnóstwo czasu.
A jeżeli przez to Max ją ubiegnie?
Kiedy sięgała po kanapki, jakiś mężczyzna obsługujący bufet odezwał się do
niej po włosku, a gdy nie zareagowała, przerzucił się na angielski.
– Ja tu chyba pani jeszcze nie widziałem.
– Och, tyle osób się tu kręci – rzuciła nonszalanckim tonem. – Jestem
jednym z operatorów kamer. – Wzięła tacę i zaczęła zapełniać ją kanapkami i
innymi smakołykami, co umożliwiło jej stopniowe odsuwanie się od niego. – Moja
kolej, żeby zanieść jedzenie statystom – wyjaśniła, gdy wciąż jej się przyglądał.
– Kiedy nie ma zwyczaju...
– Dzisiaj jest – oznajmiła z pewnością siebie, dodając puszki z napojami,
żeby wyglądało to bardziej przekonująco.
– Mamy jeszcze większe przestoje niż zazwyczaj, nie możemy dopuścić,
żeby stracili cierpliwość i poszli sobie w diabły. – Niczym nie ryzykowała, blefując
w ten sposób, gdyż przestoje na planie filmowym nie stanowiły jakiegoś
wyjątkowego zjawiska.
– Zawsze znajdzie się ktoś w zastępstwie – odparł, posyłając jej szeroki
uśmiech.
Był wysoki, przystojny i najwyraźniej marzył o karierze aktora. Pewnie
zaczepiał każdego, o kim myślał, że może mieć jakieś dojścia.
– Nie zajmuję się sprawami obsady, ale w razie czego będę o panu pamiętać
– obiecała i oddaliła się, mając nadzieję, że nie będzie za nią wołał i dalej jej
nagabywał.
Nie udała się prosto w kierunku swojej kryjówki, gdyż podejrzewała, iż
Włoch może za nią patrzeć. Ruszyła więc okrężną drogą, omijając różne wozy ze
sprzętem i nagle wpadła na...
– Max!
– O, ktoś chyba zgłodniał – zauważył, spoglądając na pełną tacę.
Zignorowała brzmiący w jego głosie sarkazm, gdyż co innego miała teraz na
głowie.
– Co ty tu robisz z tym aparatem na wierzchu? – Nerwowo zaciągnęła go za
pobliską przyczepę, nie zważając na niezadowoloną minę Maxa. – Chodźmy w
bezpieczne miejsce, zanim ktoś nas stąd wyrzuci.
– Z powodu kanapek, które ukradłaś?
– To jest kamuflaż – wysyczała ze złością i zaprowadziła go do swojej
kryjówki, gotując się ze złości, gdyż Max szedł spacerkiem, wcale się nie spiesząc.
Co on sobie, do licha, myślał? Że jest niewidzialny? Albo nietykalny?
Nagle przyszło jej do głowy, że rzeczywiście mógł myśleć to drugie. Był tak
znaną osobistością, że w zasadzie stanowił coś w rodzaju świętej krowy. Może
właśnie chciał, żeby ich przyłapano, bo jego nie ośmielono by się wyrzucić z planu,
za to ona wyleciałaby stąd z hukiem.
Na szczęście, nic się nie stało. Kate trzęsącymi się ze zdenerwowania dłońmi
postawiła tacę na ziemi i zwróciła się do Maxa:
– Chcesz, żeby wszyscy naokoło wiedzieli, że paparazzi polują na Fionę? –
wyszeptała z wściekłością.
Tylko wzruszył ramionami.
– Uspokój się, nikt nie zwraca na nas uwagi. Nie sądzę, żeby ta cała
konspiracja była potrzebna.
– I tu się pan myli, panie słynny reporterze. To nie jest wojna, gdzie można
sobie wejść w sam środek akcji, jeśli ma się taką fantazję. Tu trzeba podkradać się
do zdobyczy, bo inaczej ucieknie.
– Nie widzę, żeby te kanapki miały nogi – zażartował, lecz jej nie było do
śmiechu.
– Od dawna tu jesteś?
– Właśnie przyjechałem. Byłbym wcześniej, ale sądziłem, że wciąż śpisz.
Nie miałem pojęcia, że... Że jesteś już gotowa do wyjścia.
Zrobiło jej się trochę głupio, usiadła więc obok tacy, żeby uniknąć patrzenia
Maxowi w oczy.
– Kiedy cię nie znalazłam w apartamencie, pomyślałam, że już tu jesteś –
wyjaśniła.
– Teraz rzeczywiście już tu jestem – zgodził się. – Akurat w samą porę na
lunch. Chyba podzielisz się ze mną, co?
– Oczywiście – powiedziała z wymuszonym uśmiechem.
Max przysiadł na ziemi i spojrzał pomiędzy pniami drzew na to, co się działo
przed nimi.
– Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że praca paparazzich jest taka
fajna.
– Fajna???
– A nie? Człowiek obraca się w wielkim świecie, spotyka prawdziwe
gwiazdy, kręci się na planie filmowym, przebiera się za kogoś innego, ucieka, myli
tropy, czuje dreszczyk emocji... I dostaje za darmo porządne żarcie – dodał, na co
Kate chwyciła zawiniętą w folię kanapkę i cisnęła w niego.
Zręcznie chwycił ją jedną ręką. – Nie wspominając już o uroczym
towarzystwie – skomentował spokojnie.
Nie odpowiedziała na tę uszczypliwą uwagę, gdyż zaprzątało ją coś innego.
– Ty to traktujesz jak zabawę?
Przyjrzał jej się nieco uważniej, po czym powoli rozpakował swoją kanapkę.
– Chcesz mi powiedzieć, że nie ekscytuje cię ta cała maskarada i bawienie
się z innymi w chowanego?
– Jakbyś zgadł.
– Czemu więc to robisz?
Bo nie mam wyjścia, pomyślała. Bo nie mam pieniędzy.
Bo chcę, żeby Jonathan przejrzał na oczy, zrozumiał, jaką naprawdę kobietą
jest Fiona i żeby wreszcie przestał o niej myśleć.
Oczywiście, nie zamierzała zwierzać się ze swoich prywatnych kłopotów.
– Ponieważ takie zadanie otrzymałam, a ja zawsze wywiązuję się ze swoich
zobowiązań.
– Nie pomyślałaś o tym, żeby zmienić pracę?
– Owszem.
Max uniósł brwi.
– I co?
– I nic!
– Hej, coś ty taka drażliwa? Jestem tylko ciekaw, jacy to ludzie są ci
paparazzi.
Kate natychmiast wyczuła lekką dezaprobatę w jego głosie. Odruchowo
zaczęła się bronić.
– Nie wiem, jak inni, ale ja zaczęłam pracę jako reporter w porządnym
tygodniku, który publikował rzetelne informacje. Niestety, nakład, a więc i
dochody, nie były duże. Któregoś razu Glen nie miał naprawdę nic interesującego
na pierwszą stronę, jak na złość nic się nie działo, więc trochę na odczepnego
opublikował zdjęcie jakiejś sławy, notabene, zrobione przeze mnie.
Max pokiwał głową i otworzył puszkę z napojem.
– Domyślam się, że ten numer sprzedał się lepiej niż poprzednie?
– To chyba oczywiste – Kate skrzywiła się. – A Glen potrafi kalkulować,
więc w ciągu roku pismo spadło do poziomu brukowca. Jedyne, czego ode mnie
teraz oczekuje, to fotek znanych ludzi, najlepiej robionych z ukrycia i
skandalizujących.
Teraz on usłyszał odrazę w jej głosie.
– Przecież nie musisz tego robić. Możemy sobie zaraz stąd pójść.
Ze zdumieniem spostrzegła troskę w jego oczach. On naprawdę się przejął!
– Dzięki – powiedziała z autentyczną wdzięcznością. Ale obiecałam to
Glenowi i nie chcę złamać danego słowa.
Muszę wytropić Fionę. A swoją drogą, nie mam pojęcia, gdzie ta zaraza się
podziewa.
Max rzucił okiem na zegarek.
– Najprawdopodobniej właśnie wstaje z łóżka.
Kate zamarła w połowie podnoszenia do ust kolejnej kanapki.
– Co?
– Ma tu być o trzeciej, żeby przygotować się do wieczornych ujęć.
– Skąd wiesz? – spytała Oskarżycielskim tonem.
– Giovanni dowiedział się tego dla mnie – odparł takim tonem, jakby
rozmawiali o pogodzie. – Wiesz, to jest naprawdę dobre. Lubię włoskie żarcie
Zdenerwowała się nie na żarty.
– Kto to jest Giovanni? – niemal warknęła.
– Giovanni Giordano? – zdziwił się obłudnie. – Jak to, przecież poznałaś go
ostatniej no...
– Pamiętam – syknęła z furią.
Max wzruszył ramionami i sięgnął po następną kanapkę, co rozwścieczyło ją
jeszcze bardziej.
– Skoro wiesz, gdzie ona się obraca, to czemu siedzisz tu sobie i jesz?
– Bo wydaje mi się, że starczy dla nas dwojga. Nie krępuj się, weź jeszcze,
naprawdę nie zabraknie.
– Nie mam ochoty na więcej!
– To po co wzięłaś tego tak dużo? – zainteresował się z niewinną miną.
Kate miała wrażenie, że za moment chyba pęknie ze złości. Ten wkurzający
facet wyraźnie bawił się jej kosztem!
Musiało mu się wydawać strasznie śmieszne, że ona spędziła tu
bezsensownie kilka godzin w potwornym upale, podczas gdy on doskonale
wiedział, że obiekt polowania znajduje się gdzie indziej.
– Chwileczkę... Czy Fiona mieszka w naszym hotelu?
– Gdy Max przecząco pokręcił głową, zadała następne pytanie: – Kiedy się
dowiedziałeś, jakie ona ma dzisiaj plany?
– Chodzi o to, czy miałem tę informację jeszcze zanim zniknęłaś, zresztą nie
raczywszy nawet zostawić kartki z paroma słowami wyjaśnienia? – Na te słowa
Kate ze wstydem spuściła wzrok. – Owszem. Wstałem rano, porozmawiałem z
Giovannim i uznałem, że możesz sobie jeszcze trochę odpocząć.
– Szkoda, że mi tego nie powiedziałeś – wymruczała.
Max zmarszczył brwi.
– Jak to? A nie dostałaś śniadania?
– Chcesz powiedzieć, że było od ciebie? – Spojrzała na niego ze
zdumieniem.
– Tak, specjalnie poprosiłem, żeby podano ci do łóżka.
Uznałem, że należy ci się nagroda za wczoraj. – Gdy zauważył, że Kate nie
zrozumiała, wyjaśnił: – Miałaś naprawdę ciężki dzień. Większość kobiet wpadłaby
w histerię i załamałaby się już po pierwszym niepowodzeniu. Ty nie poddałaś się
ani razu – powiedział z uznaniem. – Chciałem ci za to podziękować.
Była zaskoczona. Patrzyła w te jego przedziwne szare oczy, które – zdawało
się – nabrały jakby nieco cieplejszego odcienia. Nie miała pojęcia, co o tym
wszystkim sądzić.
Gdyby mówił prawdę, byłby to z jego strony naprawdę ładny gest. Nie ufała
mu jednak i wciąż podejrzewała, że za tym pozornie uprzejmym zachowaniem
kryły się bardzo niskie motywy.
– Kate, dlaczego nie posłuchałaś mojej prośby? Dlaczego nie zostałaś w
łóżku albo przynajmniej nie zostawiłaś mi kartki, że wychodzisz? – spytał cicho.
Nerwowo zaczęła skubać kawałek folii, starając się wymyślić jakąś
odpowiedź, ale jej milczenie dało Maxowi wskazówkę.
– Myślałaś, że chcę cię wystawić do wiatru, tak?
– A co miałam myśleć? – wyrwało jej się.
Zmierzył ją lodowatym spojrzeniem.
– Moja miła, gdybym naprawdę chciał cię ubiec w zrobieniu tych zdjęć, to w
ciągu ostatniej doby miałem wystarczająco dużo okazji, żeby zostawić cię w tyle.
– Och, doprawdy? – spytała z urazą.
– Kate, nie próbuj mnie prowokować, żebym zaczął ci to udowadniać. I tak
tego nie zrobię, więc szkoda twojego wysiłku.
– Ach, bo uważasz, że pokonanie mnie byłoby tak łatwe, że nawet nie chce
ci się do tego zniżać? – wysyczała, urażona do żywego sposobem, w jaki na nią
patrzył. Zupełnie jakby była małym dzieckiem, które miał ochotę przełożyć przez
kolano, i to tylko dlatego, że go wystarczająco nie szanowało.
– Naprawdę chcesz, żebym ci na to odpowiedział? – spytał takim tonem, że
Kate opamiętała się nieco.
Wchodzenie z nim w otwarty konflikt i dodatkowe komplikowanie sobie i
tak trudnego zadania nie miało sensu.
Lepiej będzie uśpić jego czujność i pokonać go podstępem, niczym Dawid,
który tak właśnie pokonał nie spodziewającego się niczego Goliata. Zmusiła się do
uśmiechu.
– Może rzeczywiście masz rację – przyznała potulnie i zauważyła, że to
sprawiło mu przyjemność. Z trudem powstrzymała się, by nie wznieść oczu ku
niebu. Ech, ci mężczyźni! – Widzisz, ja naprawdę chętnie skorzystałabym z twojej
rady i odpoczywała w tym cudownym hotelu, ale bałam się, że zawalę pracę.
– Właśnie po to tu jestem, żeby do tego nie doszło. Ubezpieczam cię.
Wcale jej to nie uspokajało, wręcz przeciwnie.
– Ale przecież może się stać tak, że podczas tego... hm...
ubezpieczania mnie, zrobisz zdjęcie Fionie i Damianowi?
– No, owszem, to możliwe – przyznał.
W tym momencie Kate zdała sobie sprawę z tego, że on po prostu wciąż nie
rozumiał praw, jakie rządziły tym zawodem i że to właśnie stąd wynikała
większość nieporozumień.
Choć jej się to nie podobało, musiała postawić sprawę jasno, inaczej nigdy
nie dojdą do ładu. Zebrała się na odwagę.
– Max, w tym fachu wyłączność na zdjęcie oznacza dużą forsę. Jeśli oboje
zdobędziemy materiał, jego wartość natychmiast spadnie. A jeżeli tylko ty coś
upolujesz, a ja nic, to zostaję na lodzie. Na wyjątkowo kruchym lodzie, żeby była
jasność. – Choć starała się, by jej tyrada zabrzmiała dość nonszalancko, do jej
głosu zakradło się zdradzieckie drżenie.
Wyraz twarzy Maxa zmienił się w ułamku sekundy.
– Och, Kate. Przepraszam, nie miałem pojęcia – wyznał szczerze i
spontanicznie ujął jej obie dłonie. – Daję ci słowo, że nie będziesz miała żadnych
kłopotów finansowych z mojego powodu.
Uwierzyła mu. Uwierzyła nie tyle jego słowom, gdyż już nieraz ją okłamano,
ale zaufała jego szczeremu spojrzeniu i ciepłemu dotykowi rąk. Siedzieli tak w
milczeniu, patrząc sobie prosto w oczy i Kate nagle zapomniała, że ma przed sobą
Maxa Huntera, słynnego fotografa. Miała przed sobą niezwykłego, zabójczo
przystojnego mężczyznę. Migotliwe blaski słońca i cienie poruszanych łagodnym
wiatrem oliwek tańczyły na jego twarzy.
Odgłosy z planu filmowego niepostrzeżenie zmieniły się w ledwo słyszalny
szmer.
– Ufasz mi? – spytał niskim, hipnotyzującym głosem.
Bez słowa skinęła głową.
– To dobrze – szepnął.
Poczuła, że nie jest już w stanie w żaden sposób zareagować. Nie mogła
wydobyć z siebie ani jednego słowa, nie mogła wykonać najmniejszego gestu –
jakby rzucono na nią czar.
Max powoli pochylił głowę i Kate zorientowała się ze zdumieniem, że
zamierzał ją pocałować. Jednakże znacznie bardziej zadziwiające było to, że bardzo
tego pragnęła...
Jej powieki opadły beż żadnego udziału z jej strony, zaś usta rozchyliły się
zapraszająco.
Czas stanął w miejscu.
Poczuła delikatny dotyk jego ust, który niósł zmysłową obietnicę i miała
nadzieję, że Max wywiąże się z tej obietnicy. Zanosiło się na to, gdyż ujął jej twarz
w dłonie i pocałował mocniej, mocniej...
– Natychmiast skontaktuj mnie z moim agentem! – usłyszeli gniewny głos.
Kate podskoczyła z wrażenia i natychmiast otworzyła oczy, dzięki czemu
zdążyła jeszcze dostrzec wyraz twarzy Maxa, na której malowało się...
Rozczarowanie? Może gniew? Teraz jednak nie miała czasu zastanawiać się nad
tym.
– Nic mnie nie obchodzi, która godzina jest teraz w Los Angeles! Masz w tej
chwili do niego zadzwonić! – rozkazywała Fiona.
– Wygląda na to, że nasza gwiazda przybyła na miejsce – mruknął z
rezygnacją Max i lekko pocałował Kate w czoło, zanim wstał. Niestety, magiczny
urok tej chwili i tak już bezpowrotnie prysł.
Chwycili aparaty i ustawili się między drzewami. Aktorka szła szybkim
krokiem w stronę swojego kampobusu, otoczona wianuszkiem ludzi, którzy
dreptali za nią dość bezradnie, próbując ją do czegoś przekonać.
– Powiedz mu, że nie jadę! – Fiona teatralnym gestem odrzuciła do tyłu
grzywę płomiennych włosów.
Kate zorientowała się, że z tak niewielkiej odległości wszystko doskonale
słychać, więc również trzask migawki i odgłos przesuwającego się automatycznie
filmu. Musiała poczekać, aż Fiona znów coś wykrzyknie, zagłuszając w ten sposób
inne dźwięki. Wyczuła ostrożny ruch obok siebie i zerknęła na Maxa, a potem na
jego aparat. Przez chwilę walczyła sama ze sobą, po czym wyszeptała:
– To nic nie da. Powinieneś założyć teleobiektyw.
– Nie mam przy sobie.
Już miała mu powiedzieć, że w takim razie wybrał się jak z motyką na
słońce, ale zmieniła zdanie. Jego sprawa.
– To jest absolutnie wykluczone! – krzyknęła aktorka, zaś Kate nacisnęła
spust migawki. Zdjęcie awanturującej się Fiony przedstawiało sobą pewną wartość.
– Tony! Wytłumacz mu, że muszę się pokazywać, a kto będzie mnie oglądał w tym
cholernym Teksasie? Krowy? – Tyrada zakończyła się trzaśnięciem drzwiami, gdy
pełna temperamentu Irlandka zniknęła we wnętrzu kampobusu.
– O czym ona mówi? – zdumiała się Kate. – Czemu miano by ją wysyłać do
Teksasu?
– Chyba po to, żeby dokończyć kręcenie filmu – podpowiedział niewinnym
tonem Max.
– Nonsens.
– Wybacz, ale ja zawsze wiem, co mówię. – W jego głosie zabrzmiało coś,
co kazało jej na niego spojrzeć.
– To znaczy?
Uśmiechnął się tym swoim tajemniczym uśmieszkiem, który doprowadzał ją
do szału.
– Władze stanu Teksas starają się przyciągnąć przemysł filmowy. Oferują
wspaniałe plenery, wielkie hale zdjęciowe i konkurencyjnie niskie ceny.
Musiała przyznać, że to miało sens.
– Chodź – rozkazała i zgięta wpół przemknęła między drzewami.
– Dokąd idziemy? – spytał Max tuż za jej plecami.
Ostrzegawczym gestem podniosła palec do ust.
– Podsłuchiwać.
Podkradli się pod ścianę, zza której dobiegały podenerwowane głosy.
– Tony, jak mam szturmować Hollywood, siedząc na środku pustkowia?
Wszyscy muszą mnie widzieć i zapamiętywać, dlaczego Winthrop tego nie
rozumie?
– Królowo, przekroczyliśmy budżet, a w Teksasie koszty kręcenia są niższe i
to twój mąż rozumie – przekonywał męski głos.
Nie było sensu nadal słuchać, wszystko stało się jasne. Wycofali się na stare
miejsce, gdzie Kate zerknęła na Maxa z ukosa.
– Miałeś rację, teraz możesz triumfować.
– Czuję, że mam do tego pełne prawo – odparł żartobliwym tonem.
– No, to triumfuj. – Z westchnieniem oparła się o pień najbliższej oliwki.
– Może innym razem. To co? Wracamy do hotelu?
Przecież wiedział, że rano zabrała ze sobą swoje rzeczy, więc musiał się
domyślić, że nie zamierzała już tam wracać.
No tak, chciał teraz, żeby się do tego przyznała i w ten sposób znów
wyszłoby na to, że nie miała racji. Z uporem zacisnęła usta. Miała już dość
upokorzeń jak na jeden dzień.
– Wracaj, ja zostaję.
– Kate... – zaczął, lecz wyraźnie zmienił zdanie i powiedział coś innego, niż
początkowo zamierzał. – Zobacz, zachmurzyło się. Zaraz zacznie padać, więc i tak
pewnie już nic nie będzie się tu działo.
Bez słowa wyciągnęła z torby nieprzemakalną czarną pelerynę.
– Zabiorę cię na fantastyczny obiad – kusił Max. – Restauracja w Principe
nie ma sobie równych.
– Nie wątpię. – Narzuciła na siebie pelerynę, starannie zakrywając aparat. –
Ale ja mam robić zdjęcia, a nie włóczyć się po najdroższych rzymskich knajpach i
wysypiać się w najlepszych hotelach, a w dodatku na cudzy koszt! – Musiała to w
końcu powiedzieć, bo myślała, że ją rozsadzi. Max najwyraźniej sądził, że
wszystko mu wolno i że dla swoich zachcianek może obciążać pracodawców
nieuzasadnionymi kosztami.
Spojrzał na nią takim wzrokiem, że bazyliszek by się nie powstydził. – A czy
nie przyszło ci do głowy, że miałem powód, żeby zatrzymać się w tym miejscu, a
nie w innym?
– Jasne, zamiłowanie do zbytku – skomentowała cierpko.
– Przykro mi, ale uważam to za naciągactwo. Uprzedzam cię jednak, że
„World Eye” nie może sobie na to pozwolić i że nie zwróci ci tych kosztów.
Zapanowało milczenie – nieprzyjemne i ciężkie. Trwało ono tak długo, że
Kate zdążyła poniewczasie pożałować, że w ogóle poruszyła ten temat.
– Jesteś małostkowa i, jak już to kiedyś zauważyłem, pozbawiona wyobraźni
– zakomunikował suchym głosem.
– To się kiedyś na tobie zemści.
O ziemię uderzyły pierwsze krople deszczu, więc Kate pospiesznie
naciągnęła kaptur.
– Mówiłem ci, że zacznie padać. Może to choć trochę wpłynie na twoje
skrupuły, które nie pozwalają ci powrócić do miejsca grzesznego zbytku. Chodź,
podwiozę cię do hotelu.
– Nie trzeba, mam samochód – odparła z uporem. – Mam zamiar śledzić
Fionę, w razie gdyby zamierzała spotkać się na mieście z Damianem.
Max warknął coś pod nosem, na szczęście niewyraźnie.
– Dobra, świetnie. Zostań. Moknij tutaj. Katuj się. Widocznie to lubisz.
– Uwielbiam! – parsknęła z furią. – Ja po prostu wiem, jakie są moje
obowiązki. Muszę dorwać Fionę w objęciach Damiana, a nie obżerać się
makaronem.
– Myślisz, że będą się obściskiwać tutaj, na oczach wszystkich? To nie jest
miejsce na robienie tego typu zdjęć. – Max chwycił swoją torbę ze sprzętem i
oddalił się szybkim krokiem.
– Hotel tym bardziej! – zawołała za nim gniewnie.
Przystanął na moment i zerknął przez ramię.
– Założymy się?
ROZDZIAŁ PIĄTY
Nieco zbita z tropu tą ostatnią uwagą, śledziła go wzrokiem, gdy odchodził.
Oczywiście szedł sobie spokojnie niemal samym środkiem planu, jakby miał prawo
tu przebywać – i oczywiście nikt go nie zaczepił. Kate pomyślała nagle, że ma tego
dosyć. Skoro on może, to ona też! Z determinacją wzięła tacę z rozmokłymi
resztkami jedzenia, wyszła z oliwnego gaju i niemal demonstracyjnie wyrzuciła
wszystko do wielkiego kontenera na śmieci. Nikt nie zwracał na nią najmniejszej
uwagi.
Okazało się, że dobrze zrobiła, ponieważ po chwili przestał padać deszcz,
więc natychmiast zawołano na plan odtwórczynię głównej roli. Kate wkręciła się
pomiędzy filmowców, obejrzała, jak ucharakteryzowana na wiejskie dziewczę
Fiona odgrywa scenę dramatycznego apelu do zgromadzonych wieśniaków, po
czym miała szczęście, gdyż aktorka przeszła niemal tuż obok niej, rozmawiając o
czymś z towarzyszącym jej człowiekiem.
Kate usłyszała akurat fragment o eleganckim obiedzie i Damianie, nie
dowiedziała się jednak, gdzie i o której. Miała tylko nadzieję, że Fiona jest
głodna...
Fiona wróciła do miasta, lecz zamiast na obiad z ukochanym, udała się po
zakupy, co zresztą było całkiem logiczne.
Targała nią złość na męża, mściła się więc, wydając jego pieniądze –
oczywiście w najdroższych butikach przy słynnych Hiszpańskich Schodach. Kate z
rezygnacją zaparkowała nieopodal luksusowej limuzyny i czekała, próbując bez
większego przekonania czytać książkę. Nie szło jej, gdyż myślała o Maksie.
Prawdopodobnie już go więcej nie zobaczy. Wszystko wskazuje na to, że
uda jej się dzisiaj zdobyć upragnione zdjęcia, gdyż sytuacja ułożyła się nad wyraz
pomyślnie dla niej – Fiona, gotująca się ze złości na małżonka, umówiła się z
najnowszym kochasiem i pewnie nie będzie tak ostrożna, jak zazwyczaj. Tak więc,
gdy Max będzie sobie spożywał swój fantastyczny obiad w Principe, ona odwali
kawał dobrej roboty, a potem wsiądzie do pierwszego samolotu do Stanów i zażąda
od Glena okrągłej sumki.
Fiona wreszcie wróciła do limuzyny, ubrana w oszałamiającą wieczorową
kreację i podjechała zaledwie kilkanaście metrów do jednej z najbardziej
wykwintnych restauracji w Rzymie. Na szczęście zaraz naprzeciwko znajdowała
się mała kawiarenka, stanowiąca znakomity punkt obserwacyjny. Kate natychmiast
weszła tam na cappuccino i zajęła miejsce przy oknie.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że nie było dobrze.
Zakochane gołąbki, owszem, siedziały przy stole, jednak znajdowało się
przy nim jeszcze wiele innych osób. Na nieszczęście Kate spotkali się na
oficjalnym bankiecie, a nie na intymnej kolacji we dwoje. Tym niemniej czekała
nadal, aż do chwili, gdy została wyproszona, gdyż kawiarnię zamykano.
Ponieważ nie mogła tak zaparkować samochodu, by obserwować z niego
wejście do restauracji, zaczęła melancholijnie spacerować w tę i z powrotem, aż
stojący przed restauracją portier zaczął jej się podejrzliwie przyglądać. A Max
uważał, że to fajna praca.
Kiedy bankiet wreszcie się skończył, zauważyła bez większego zdziwienia,
że Fiona i Damian wsiadają do różnych samochodów, które odjeżdżają w
przeciwne strony. Pospieszyła do swojego i pojechała za aktorką pod Hotel da
Vinci, w którym mieszkała. Omal się wtedy nie popłakała ze złości i frustracji.
Chciało jej się jeść, pić, marzyła o tym, żeby się wreszcie przebrać, no i oczywiście
musiała iść do łazienki.
A Hotel Principe znajdował się dokładnie po przeciwnej stronie ulicy...
Max musiał wiedzieć o tym od samego początku i prawdopodobnie teraz
śmiał się w kułak, wiedząc o tym, że ona niepotrzebnie ugania się za Fioną,
podczas gdy wystarczyło wygodnie siedzieć sobie na tarasie i obserwować ulicę.
Trudno, stało się.
Teraz tym bardziej nie miała powodów, żeby się poddawać.
Zaparkowała w mało widocznym miejscu i czekała. Nie ulega wątpliwości,
że ci dwoje spotkają się tej nocy, gdyż Fiona z pewnością poszuka ukojenia w
ramionach swego kochasia.
Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła. Obudziło ją pukanie w szybę,
wyprostowała się więc gwałtownie, nie bardzo wiedząc, co się dzieje, ale
oprzytomniała natychmiast na widok twarzy w oknie. Z butną miną opuściła szybę.
– Cześć, Kate.
– Cześć, Max. – Z niechęcią spojrzała na jego świeżą białą koszulę i
pomyślała o swojej przemoczonej i wymiętej bluzce.
– Giovanni dostałby zawału, gdyby wiedział, że wolisz spać w samochodzie,
zamiast w jego hotelu.
– Ja pracuję – sprostowała z naciskiem.
– Właśnie widzę – odparł z rozbawieniem. – Nie zimno ci?
– Nie. Raczej mokro – przyznała.
– Nie wejdziesz na górę, żeby się przebrać?
– Nie.
Max wyprostował się i straciła go z oczu.
– Wiedziałem, że tak powiesz.
Z determinacją wbiła wzrok w wejściowe drzwi Hotelu da Vinci, choć
zaczynało ją gnębić uczucie, że idiotycznie zmarnowała cały dzień i że i tak nic z
tego nie wyjdzie.
– Głodna? – dobiegło ją z góry.
– Niespecjalnie – odpowiedziała z godnością, choć aż skręcało ją w żołądku.
Usłyszała cichy zgrzyt metalu, a chwilę później jej samochód wypełnił się
niezwykle apetycznym zapachem. Zerknęła w bok i zauważyła, że w oknie
pojawiła się na tacy miska parującego, aromatycznego minestrone. Max pochylił
się z uśmiechem i podał jej łyżkę.
– Kolacja, signorina?
Głód okazał się silniejszy od dumy.
– Dzięki.
Obszedł samochód i zajął miejsce po stronie pasażera.
– Co prawda planowałem dla nas bardziej wyszukany posiłek, ale skoro
wolisz tak...
– Wiedziałeś, że zatrzymała się tutaj? – spytała pomiędzy kolejnymi łykami
zupy. Czuła z ulgą, jak ogarnia ją przyjemne ciepło, spowodowane nie tylko
gorącym jedzeniem, ale również troską Maxa. Cieszyło ją, że tak miło się zachował
i że nie rozstaną się w gniewie.
– Owszem, Giovanni powiedział mi o tym, gdy tylko przyjechaliśmy.
– Czemu mi nie powtórzyłeś?
– Miałem to zrobić dziś rano.
Nie było sensu się oszukiwać, wina naprawdę leżała po jej stronie. Z ponurą
miną dokończyła zupę, zaś Max odebrał od niej pusty talerz, przykrył z powrotem
metalowym kloszem, po czym podał Kate lnianą serwetkę.
– I co? Nie miałaś szczęścia po naszym rozstaniu?
– Gdybym miała, nie siedziałabym teraz tutaj – mruknęła ponuro i ponownie
wbiła wzrok przed siebie.
– Zamierzasz spędzić tu całą noc?
– Jeśli będzie trzeba... On w końcu przyjedzie, zobaczysz.
– Nie chcę ci niczego sugerować, ale widok faceta wchodzącego, do
pięciogwiazdkowego hotelu nie wydaje mi się wyjątkowo skandalizujący.
– Masz rację – westchnęła, po czym nagle pochyliła się do przodu, gdy z
przeciwnej strony powoli nadjechał samochód. – To on!
– Nie przesadzaj, to może być ktokolwiek – zaoponował Max, lecz Kate już
trzymała aparat przy twarzy.
– Mam przeczucie. Ha, bingo! – Zrobiła serię zdjęć Damianowi, który
wbiegał po schodach.
– Moje gratulacje. – W głosie Maxa nie brzmiał nawet ślad podziwu. – Czy
teraz wreszcie pójdziesz ze mną na górę?
– Teraz, kiedy on jest w środku? – zdumiała się. – Poczekam tutaj, a rano
pokręcę się w holu, może na coś wpadnę.
– Nie ma mowy – zakomunikował zimno. – Idziemy na górę. Natychmiast.
Takiego tonu Kate nie zamierzała tolerować.
– Nie!
Max dosłownie wyskoczył z samochodu i po chwili wściekłym szarpnięciem
otworzył drzwiczki od jej strony.
– Jesteś uparta jak dziki osioł i zaczynam mieć tego dosyć. Jeżeli nie
wysiądziesz dobrowolnie, użyję siły, masz na to moje słowo.
Kate nie wątpiła ani przez moment, że on nie zawaha się przed wykonaniem
swojej groźby. Pewnie miałby świetną zabawę, gdyby się opierała, a on ciągnął ją
za sobą niczym rozwrzeszczanego bachora. Nie zrobi mu tej satysfakcji.
Demonstracyjnie wysiadała tak wolno, jak to tylko było możliwe. Ledwo zdążyła
wziąć swoje rzeczy i zamknąć samochód, gdy Max bezlitośnie chwycił ją za rękę i
zaprowadził z powrotem do ich hotelu.
Zatrzymał się tylko na moment przy recepcji, prosząc o zajęcie się
wypożyczonym samochodem i zostawionymi w nim hotelowymi naczyniami, a
potem niemal wepchnął Kate do windy.
– Zawsze uciekasz się do przemocy, żeby postawić na swoim? – spytała
oskarżycielsko, gdy już nikt ich nie słyszał.
– Zazwyczaj mam do czynienia z rozsądnymi ludźmi, więc nie muszę. –
Gniewnie nacisnął guzik z numerem ich piętra.
– Ciekawe, co cię tak wkurzyło? Pewnie zrobiło ci się głupio na myśl, że
wywaliłeś tyle czyjejś forsy na taki apartament i sam z niego skorzystałeś. Trudno
będzie ci wyjaśnić Glenowi taki wydatek, prawda? Co innego dla dwojga, no, to
jeszcze, ale tylko dla siebie?
Max chwycił ją mocno za ramię i wyprowadził z windy, wyraźnie zaciskając
zęby. Otworzył kluczem znajome drzwi i ukłonił się z przesadą.
– Damy mają pierwszeństwo.
W salonie światła były zgaszone, a okna odsłonięte.
W jednym z nich stał aparat na statywie, wycelowany na zewnątrz. Naraz
rozległo się charakterystyczne kliknięcie, a potem szmer przesuwanego filmu.
Aparat został ustawiony tak, by co określony czas automatycznie wykonywać
zdjęcie.
Rzuciła swoje rzeczy na kanapę, podeszła do okna i spojrzała przez celownik
aparatu, choć domyślała się już, co zobaczy.
Fiona Ferguson rozmawiała przez telefon w swoim pokoju, gestykulując
gwałtownie. Kate, nie spojrzawszy nawet na Maxa, po omacku sięgnęła po swój
sprzęt.
– I co? Nic nie powiesz? – zagadnął Max.
– Mój teleobiektyw jest lepszy niż twój.
– Nie przeczę. Coś jeszcze?
Tym razem odwróciła się do niego i posłała mu mordercze spojrzenie.
– Czemu nic mi nie powiedziałeś?
– Próbowałem, ale nie chciałaś mnie słuchać.
– Jakoś sobie nie przypominam, żebyś próbował wspominać o tym, że nasze
okna wychodzą na pokój Fiony – skomentowała zgryźliwie.
– Dosłownie tak tego nie ująłem, ponieważ uraziło mnie, że podejrzewasz
mnie o zachłanność, dwulicowość, brak odpowiedzialności i diabli wiedzą, co
jeszcze. Czekałem, aż wreszcie mi uwierzysz i zrozumiesz, że miałem poważne
powody, by się tu zatrzymać.
Przysunęła krzesło do okna i oparła na nim aparat z przykręconym
teleobiektywem.
– Ale skąd wiedziałeś, gdzie jej szukać? Przyjechaliśmy w środku nocy, a
ona wyprzedzała nas zaledwie o kilka godzin, nikt nie miał szans wyśledzić jej
przez taki krótki czas.
– Miałem już informację, że parokrotnie bywała w Hotelu da Vinci, wiec
wybranie przez nas Principe było oczywiste.
Założyłem, że zamieszka w najlepszym apartamencie, który z reguły
znajduje się na najwyższym piętrze. Hotele mają tę samą wysokość, więc
musieliśmy mieć podobny apartament, żeby uzyskać dobry widok. Proste, drogi
Watsonie.
Musiała przyznać, aczkolwiek z dużą niechęcią, że Max po raz kolejny
udowodnił swoją wyższość. Ale jak to się dzieje, że za każdym razem przegrywam,
pomyślała z głęboką urazą. Przecież to ja miałam być ekspertem, a on miał się ode
mnie uczyć!
– Dzięki – powiedziała nad wyraz sztywno, choć wiedziała, że należało mu
się z jej strony znacznie więcej. Na razie jednak nie potrafiła zdobyć się ani na
lepsze podziękowanie, ani na przeprosiny. Po prostu nie mogła.
– Znalazłaś już Damiana?
Schyliła się do celownika i zaczęła powoli obracać aparat.
Parę okien dalej znajdował się salon, gdzie aktor siedział na kanapie przed
telewizorem.
– Aha. Ogląda film.
Max podszedł i przykucnął obok niej.
– Ciekawe, jaki.
– Możemy z czystej ciekawości sprawdzić. – Kate zaczęła nastawiać ostrość.
– Ten obiektyw tyle mnie kosztował, że naprawdę powinien na taką odległość
wyłapać każdy drobiazg... – mruczała do siebie, zaś po chwili wyprostowała się i
spojrzała na Maxa z nieco zakłopotanym wyrazem twarzy.
– Niestety, nie powiem ci tytułu, choć widać doskonale. Nie jestem obeznana
z... z tym gatunkiem filmowym.
Max ze zrozumieniem pokiwał głową, po czym wziął z kanapy dwie
poduszki, żeby było im wygodniej. Kate uklękła na swojej i ponownie
skoncentrowała się na Fionie.
– No, kończ już – pogoniła ją niecierpliwie. – Przecież chcesz iść do
kochasia, żeby cię pocieszył. – Ponieważ zaklęcia nie skutkowały i aktorka wciąż
krzyczała do słuchawki, Kate pozwoliła sobie zajrzeć do pozostałych okien
apartamentu. – Niedobrze, w sypialni są zaciągnięte zasłony.
– Chcesz mi powiedzieć, że Glen opublikowałby taki materiał?
– Umarłby ze szczęścia, gdybym mu przywiozła coś takiego. Zawsze
powtarza, że im bardziej drastyczne zdjęcia, tym chętniej ludzie się na nie rzucają.
– Znakomicie – ucieszył się niespodziewanie Max. – Widzę, że dla niego
naprawdę nie ma żadnych granic. Nareszcie znalazłem gazetę, która wydrukuje
moje fotografie.
Kate spojrzała na niego z niepokojem.
– Jednak nie wszystkie chwyty są dozwolone – ostrzegła.
– Mogą cię podać do sądu za szokowanie opinii publicznej, jest na to
paragraf.
– Czasem trzeba być na bakier z prawem, jeśli chce się postępować zgodnie
ze swoim sumieniem.
– W takim razie mam nadzieję, że znasz jakiegoś znakomitego adwokata –
odparła, a gdy Max tylko się roześmiał, dodała: – Uważaj, Glen może umyć ręce,
gdyby sprawa miała trafić do sądu. Cała odpowiedzialność spadnie na ciebie.
– W życiu trzeba ryzykować, Kate – powiedział z absolutnym przekonaniem.
– Poryzykujesz później, na razie bierz się do roboty zakomenderowała.
Max natychmiast znalazł się przy swoim aparacie.
– Mam szeroki plan, ty rób zbliżenia.
Fiona dołączyła do Damiana w salonie, lecz siedzieli tak, że nie było widać
ich twarzy. Z gestów wynikało, że aktorka opowiada przebieg rozmowy
telefonicznej, lecz mężczyzna wyraźnie nie zwracał na to większej uwagi, nadal
oglądając film. Wreszcie Fiona wstała i poszła do sypialni. Kate miała nadzieję, że
za chwilę wróci w seksownej bieliźnie, by przebić to, co działo się na ekranie, ale
nic takiego nie nastąpiło. Po jakichś dwudziestu minutach Damian wyłączył
telewizor i podążył za kochanką.
Kate wyprostowała się z ciężkim westchnieniem.
– Załaduję nowy film i znowu nastawię na automatyczne zdjęcia –
zaproponował Max. – Może w ciągu nocy coś się tam jeszcze wydarzy, kto wie?
Z wdzięcznością skinęła głową i przeniosła się na kanapę.
Nagle poczuła się straszliwie zmęczona. Oboje włożyli w to tyle pracy i
wszystko na nic. Absolutnie bombowy materiał znajdował się niemal na
wyciągnięcie ręki, lecz pozostawał niedostępny.
– Co teraz? – zagadnął Max, wyciągając się na wznak na puszystym
dywanie.
– Czekamy.
– Jak długo?
– Nie wiem. Tyle, ile będzie trzeba. Może wyjdą potem na taras, żeby się
ochłodzić? – Wzruszyła ramionami. – Teraz widzisz, jakie to ekscytujące zajęcie.
– Prawie wszystko może być ekscytujące, trzeba tylko chcieć.
Już miała na końcu języka jakąś sarkastyczną odpowiedź, ale nagle cały jej
cynizm i gorycz ulotniły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Co on
powiedział?
W życiu trzeba ryzykować... Wszystko może być ekscytujące...
W jej życiu nie było miejsca na ryzyko, swobodę czy improwizację.
Nauczyła się posuwać do przodu maleńkimi kroczkami i czekać, aż coś się
wydarzy. Najlepszym przykładem było obecnie polowanie na Fionę. Jeździła za nią
od dziesięciu dni, licząc na jakiś sprzyjający splot okoliczności, podczas gdy Max
natychmiast zaczął działać, kształtując okoliczności tak, by mu służyły.
Może powinna wziąć z niego przykład? Od urodzenia, czyli przez trzydzieści
lat dawała się bezwolnie nieść biegowi życia, biernie przyglądając się temu, co
przydarzało się innym. Może nadeszła pora, by i jej coś się przydarzyło? Coś
ekscytującego?
Spojrzała na twarz Maxa, na której kładła się blada złocista poświata od
rzymskich świateł i podjęła decyzję.
Podniosła się powoli, przyklękła przy nim i drżącą dłonią odgarnęła mu z
czoła kosmyk włosów. Zauważyła, że jej dotyk nie pozostawił go obojętnym i to
dodało jej odwagi, której tak bardzo potrzebowała. Ujęła jego twarz w dłonie,
czując szorstki dotyk jednodniowego zarostu.
Max uśmiechnął się i wtedy pocałowała go.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Kate nigdy przedtem nie pocałowała mężczyzny, zawsze czekała, aż to
partner wykona pierwszy ruch, sama nigdy nie przejmując inicjatywy. Bała się
związanego z tym ryzyka.
Teraz przekonała się, że warto było je podjąć – inicjując pocałunek, to ona
decydowała o jego sile, sposobie, długości... Po raz pierwszy to ona panowała nad
sytuacją.
Przez mniej więcej trzy sekundy.
Po trzech sekundach sytuacja zapanowała nad nią, gdyż Kate potrzebowała
dokładnie tyle czasu, by przestać myśleć, a zacząć odczuwać. A poczuła pragnienie
– obezwładniające, rozpalone do białości, domagające się natychmiastowego
zaspokojenia – tu i teraz.
W jednym momencie straciła poczucie rzeczywistości i zaczęła całować go
jak szalona. Max odpowiedział równie gwałtownie, wsuwając dłonie pod jej
bluzkę, by przycisnąć je do nagich pleców Kate i przygarnąć ją mocno do siebie.
Ale to jeszcze jej nie zaspokajało, chciała być bliżej, bliżej...
Nie zastanawiając się nad tym, co robi, wyprostowała nogi, by położyć się na
nim i naraz zamarła, czując, że zawadziła stopą o statyw.
Odruchowo zacisnęła powieki, nastawiając się na odgłos roztrzaskującego
się kosztownego sprzętu. Gdy nic takiego nie nastąpiło, ostrożnie uniosła powieki i
ujrzała, że Max zdążył wyciągnąć rękę w bok i złapać aparat. Delikatnie położył go
obok siebie, zaś Kate wstała niezgrabnie.
– Przepraszam – powiedziała nieswoim głosem. Czuła, że wszystko się w
niej trzęsie.
– Na szczęście nic się nie stało – powiedział uspokajająco, podnosząc się
również. – Czy skorzystamy z okazji, żeby przenieść się w bardziej komfortowe...
– Nie dokończył, gdyż Kate zdecydowanie potrząsnęła głową, starannie unikając
jego wzroku. – Za szybko? – spytał cicho.
– Za mocno – wyznała.
Max delikatnie przyciągnął ją do siebie.
– Wiem – szepnął. – Ja też to czułem.
Podniosła na niego zdumione spojrzenie.
– Naprawdę?
Skinął głową, lecz nie uwierzyła. To niemożliwe, by zapragnął jej tak
szaleńczo, jak ona jego. To było coś, czego jeszcze nigdy przedtem nie
doświadczyła. To było tak intensywne, że niemal bolało.
To przez tę samotność, skarciła się. To naturalne, że stęskniłam się za
czułością, za bliskim kontaktem. Jestem wygłodzona. Może powinnam kupić sobie
kota, pomyślała z autoironią.
Max tymczasem uspokajająco gładził jej włosy, a gdy w końcu wysunęła się
z jego objęć, zajął się ponownym ustawieniem aparatu, taktownie dając Kate czas
na pozbieranie myśli. Opadła na sofę, podwijając nogi i obronnym gestem
przyciskając do siebie poduszkę – jak przestraszone dziecko.
Jeszcze poprzedniego dnia rano w ogóle tego człowieka nie znała, a przed
paroma minutami dosłownie rzuciła się na niego, jakby zamierzała... Matko jedyna,
co ona właściwie chciała zrobić?!
Max odwrócił się i spojrzał na zwiniętą w kłębek Kate, ona zaś natychmiast
uśmiechnęła się, żeby pokazać, że wszystko w porządku. Nie był to jednak zbyt
przekonujący uśmiech. Max zajął miejsce obok niej, lecz gdy objął ją ramieniem,
odsunęła się nerwowo.
– Kate...
Odwróciła głowę w bok.
– Hej. – Łagodnie ujął ją pod brodę i odwrócił jej twarz ku sobie. – Wiesz, że
uwielbiam się z tobą całować?
Poczuła, jak na jej policzki wypełza gorący rumieniec, na szczęście w pokoju
panował półmrok.
– I to wcale nie dlatego, że to może prowadzić do czegoś więcej. Samo w
sobie jest fantastyczne. Chociaż...
– No? – spytała z niepokojem, gdy zamilkł.
– Chociaż nie ukrywam, że dużo bym dał za to, żeby ten statyw się nie
przewrócił. – W jego głosie zabrzmiało takie rozczarowanie i rezygnacja, że Kate –
ku zaskoczeniu ich obojga – wybuchnęła śmiechem. Atmosfera natychmiast
przestała być napięta.
– Podoba mi się twój śmiech – powiedział w zadumie Max. – Taki niski i
zmysłowy...
Kate z lekkim zakłopotaniem spuściła wzrok, lecz zrobiło jej się bardzo
przyjemnie. Poczuła, że dłoń Maxa powraca na jej kark, lecz tym razem nie
odsunęła się.
– Czy wiesz, że pierwszy raz słyszałem, jak się śmiejesz?
– Nie mam zbyt wielu powodów do radości.
– Czy nie jesteś zbyt poważna jak na taką pracę? – spytał z przekorą w
głosie.
Kate nadąsała się lekko.
– Uważasz, że moja praca nie jest poważna?
Max wskazał ręką w stronę okna.
– A czy można traktować poważnie fakt, że jakaś drugorzędna aktorka
zabawia się ze swoim równie drugorzędnym kochankiem?
– Wcale nie wiemy, czy jest takim drugorzędnym kochankiem –
zripostowała, zaś Max spojrzał na nią niemal z niedowierzaniem.
– Kate, co się stało? Zażartowałaś! Ja cię nie poznaję.
Roześmiała się znowu, co tym razem przyszło jej ze zdumiewającą jak na nią
łatwością. Max przypatrywał jej się uważnie.
– Jeśli już rozmawiamy o twojej pracy, to wciąż nie pojmuję, czemu się
zdecydowałaś na takie zajęcie.
– Żeby to zrozumieć, musiałbyś zobaczyć moją minę, gdy dostałam od Glena
pierwsze naprawdę duże honorarium.
Oczywiście nie za porządny reportaż, tylko za zdjęcie pewnej aktorki z
dzieckiem, zrobione zresztą zupełnie przypadkiem w zoo. Wystarczyła jedna fotka,
żeby spokojnie przeżyć całe dwa miesiące. Tobie by pewnie starczyło na tydzień –
dodała żartobliwym tonem.
Mimo że nie widziała jego twarzy wyraźnie, mogłaby przysiąc, że w szarych
oczach pojawił się szelmowski błysk.
– Ale co to byłby za tydzień! – wykrzyknął z przechwałką w głosie.
Zaśmiała się ponownie, coraz bardziej przyzwyczajając się do tego dźwięku,
którego nie słyszała chyba od czasów dzieciństwa.
– Dobra, kapuję. A dlaczego akurat Fiona stała się twoją specjalnością?
– Bo zawarłyśmy układ. Uznałyśmy, że współdziałając, łatwiej zrobimy
karierę, każda w swoim zawodzie. Ona była początkującą aktorką, ale dzięki temu
miała dostęp do miejsc, gdzie kręciły się prawdziwe gwiazdy. Zapraszała mnie jako
swojego fotografa i pozowała mi do zdjęć u boku różnych sław. W ten sposób ja
zarabiałam pieniądze, bo Glen kupował takie zdjęcia na pniu, a ona stawała się
coraz bardziej znana, dzięki pojawianiu się w prasie. Z czasem nawet się
zaprzyjaźniłyśmy.
– Nie wygląda mi na to, żebyście przyjaźniły się nadal – zauważył Max, gdy
Kate umilkła.
Zawahała się. Nie miała ochoty wtajemniczać go w rodzinne sprawy, ale z
drugiej strony, gdyby Max wiedział, że nie chodzi jej tylko o pieniądze, to może
zyskałaby w jego oczach.
– Pokłóciłyśmy się – odparła, ale nie dodała nic ponadto, mając nadzieję, że
rozbudzi jego ciekawość.
– O co?
– O mojego brata.
Znów zapadła cisza.
– Będzie jakiś dalszy ciąg, czy to wszystko? – spytał ostrożnie Max.
Kate uśmiechnęła się niewesoło, machinalnie bawiąc się frędzlami poduszki.
– Mam czworo rodzeństwa, Jonathan jest najmłodszy i najlepiej się z nim
dogaduję. Cała rodzina mieszka na wsi, tylko ja wyrwałam się, by zdobyć świat.
Od samego początku nie pasowałam do tamtego miejsca, zawsze chciałam
zobaczyć i poznać coś więcej. Wyjechałam, jak miałam osiemnaście lut.
– Uciekłaś?
– Nie, skądże! – zaprotestowała. – Moja rodzina, chociaż zupełnie mnie nie
rozumie, bardzo mnie kocha, nie mogłabym im tego zrobić. Pożyczyli mi
pieniądze, żebym mogła się urządzić, pamiętam, jaką miałam satysfakcję, gdy
zarobiłam tyle, że mogłam zwrócić dług.
– Dobrze, a co ma do tego Fiona?
Kate westchnęła ciężko.
– Zaprosiłam Jonathana, żeby trochę u mnie pomieszkał.
Właśnie skończył szkołę średnią i miał się żenić ze swoją dziewczyną.
Uznałam, że jest jeszcze za młody na takie decyzje i że za mało zna życie, by
naprawdę wiedzieć, czego chce. Chciałam, żeby zobaczył wszystko z szerszej
perspektywy, którą oferował inny świat, mój świat... – Na moment ze złością
zacisnęła usta. – Niestety, do mojego świata należała również Fiona.
– Zakochał się? – domyślił się Max.
– Gorzej. Ona go w sobie rozkochała z pełną premedytacją – sprostowała
gniewnie Kate. – Akurat często się spotykałyśmy, gdyż potrzebowała, żebym robiła
jej dużo zdjęć.
Miała przestój w karierze po tym, jak wdała się w romans z kolejnym
filmowym partnerem. Niestety, facet był zięciem producenta.
– Aha, i tatuś nie cackał się z rywalką córki?
– Wywalił Fionę z głośnym hukiem i jeszcze ostrzegł przed nią znajomych.
Bywała więc u mnie niemal codziennie, a ja, głupia, nie zorientowałam się, co się
święci. Udawała, że „Johny jest, och, taki fascynujący” – zacytowała, parodiując
gardłowy głos aktorki. – Tyle że mój brat fascynował ją dopóty, dopóki miał
pieniądze. Potem zostawiła go na lodzie! – wybuchnęła z furią.
Max milczał przez chwilę.
– Czy ty przypadkiem trochę nie przesadzasz? Jonathan chyba w końcu
wiedział, co robi, nie jest przecież małym dzieckiem.
– Ale gdybym go nie zaprosiła do siebie, to nic by się nie stało –
zdenerwowała się. – To wszystko moja wina! Wiesz, że nawet zerwał zaręczyny z
tamtą dziewczyną?
– To znaczy, że rzeczywiście jeszcze nie dojrzał do małżeństwa –
przekonywał Max. – Przykro mi, ale uważam, że jest w tym samym stopniu
odpowiedzialny za całą sytuację, co twoja była przyjaciółka.
Kate gwałtownie poderwała się z miejsca i – aby się czymś zająć – podeszła
do barku, skąd wyjęła butelkę wody mineralnej. Nalała ją do szklanek i wróciła na
kanapę.
– Nie zrozumiesz tego, bo cię tam nie było. Co innego, gdybyś widział, jak
ona go omotuje, a potem rzuca, jak on to przeżywa... Zrujnowała mu życie. –
Dokładnie powtórzyła słowa, które powiedziała Fionie. – Nastąpiła wtedy między
nimi dość ostra wymiana zdań, a w rezultacie zerwanie wszelkich kontaktów. Po
jakimś czasie Fiona ostentacyjnie sprzedała prawo do fotografowania jej ślubu
konkurencyjnej gazecie, „Global Celebrity”. Glen nie ukrywał, że ma za to ochotę
rozszarpać mnie na kawałki.
– Kiedy to było?
– Przed rokiem.
– No, to chyba Jonathanowi przeszło do tej pory – zawyrokował Max.
Kate gniewnie postawiła swoją szklankę na podręcznym stoliku, cudem
tylko nie rozbijając jej o marmurowy blat.
– A właśnie, że nie! Ciągle o niej myśli! Nie spotyka się z żadną
dziewczyną, a co gorsza, nie ma już perspektyw na założenie rodziny, bo wydał na
zachcianki Fiony wszystkie pieniądze przeznaczone na zakup domu. Cała rodzina
się na to złożyła, a on to przepuścił! Teraz pracuje jako robotnik najemny, ciułając
grosz do grosza.
Max w zamyśleniu pokiwał głową.
– Cóż, życie dało mu na początek niezłą szkołę.
– Ale ja to naprawię – oznajmiła z determinacją Kate.
– Dlatego potrzebuję kompromitujących zdjęć Fiony. Po pierwsze,
udowodnię mu, że ona nie jest warta jego uczuć.
Po drugie, podzielę się z nim moim honorarium. A po trzecie, zemszczę się
na tej zołzie, która będzie doskonale wiedziała, że gdyby nie skrzywdziła mojego
brata, to ja bym nie miała powodu, żeby łamać jej karierę.
Max uśmiechnął się szeroko.
– Sprawiedliwość dziejowa? To lubię. – Nagle wstał i podszedł do telefonu.
– Za długo tak bezczynnie siedzimy.
Posuńmy sprawy do przodu.
Zadzwonił do Hotelu da Vinci i udając gościa, zamówił śniadanie dla dwojga
na tarasie apartamentu.
– Jeśli się uda, to będą w szlafrokach, a to już coś – wyjaśnił jej.
– Nie nabiorą się na to – zawyrokowała Kate, choć Max zaimponował jej
swoją pomysłowością.
– Nabiorą się. Będą myśleć, że to w ramach hołdu ze strony dyrekcji hotelu.
– Max podszedł i wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać z kanapy.
– Ale to jest... – zaczęła Kate, która poczuła, że powinna zaprotestować
przeciw takim metodom. – To jest znakomity pomysł!
– Wiem. – Przytulił ją ze śmiechem. – A teraz grzecznie pocałuj mnie na
dobranoc i chodźmy trochę odpocząć.
Bez zastanowienia uniosła twarz, lecz ku jej rozczarowaniu Max dość
szybko wypuścił ją z objęć i lekko pchnął w kierunku sypialni.
– No, zmykaj. Póki jeszcze możesz.
Pobiegła do siebie ze śmiechem, a serce biło jej jak szalone.
Następnego ranka obudziła się z dziwnym przeczuciem, że coś się stało.
Było ono tak silne, że bez namysłu wybiegła z sypialni w samej tylko koszuli.
Aparat i statyw zniknęły sprzed okna. Rzuciła się do pokoju Maxa, nawet nie
pukając, gdyż intuicja podpowiadała jej, że i tak nie ma po co.
Max ulotnił się bez śladu z całym swoim dobytkiem.
Nie, to niemożliwe, na pewno miał ważny powód i z pewnością zostawił
jakąś wiadomość.
Nigdzie nie było żadnej kartki.
Wyjrzała przez okno salonu. Padał deszcz, więc drzwi na taras przy
apartamencie Fiony były oczywiście zamknięte, za to przez otwarte okna mogła
dojrzeć krzątające się pokojówki, które zmieniały pościel. Czyli wyjechała. A Max
podążył za nią!
Nie mogła w to uwierzyć. Nie mógł jej tego zrobić, zwłaszcza po ostatniej
nocy.
A niby dlaczego nie, odezwał się jakiś zdradliwy głos w jej głowie. Coś ty
sobie myślała? Że jak trafiła mu się okazja łatwego zarobku, to będzie się bawił w
sentymenty? Ech, Kate, kiedy ty wreszcie nabierzesz trochę rozumu? Już dawno
powinnaś była się nauczyć, że nikomu nie wolno ufać. Nikomu! A ty myślałaś w
swojej naiwności, że on jest inny. Głupia gęś. I jeszcze rzuciłaś się na niego niczym
Fiona na tych swoich...
Zakryła dłońmi pałającą ze wstydu twarz.
Naraz przyszła jej do głowy przerażająca myśl, która odsunęła na bok
wszelkie inne problemy. A jeżeli on wyniósł się, nie zapłaciwszy za pobyt?
Właściwie niby czemu miał sobie zaprzątać tym głowę?
Pobiegła do swojego pokoju, po drodze zauważając ze zdumieniem, że jest
już dziesiąta. Szybko doprowadziła swój wygląd do porządku, choć ręce jej się
trzęsły ze zdenerwowania. Nie dam się wrobić w płacenie rachunku, choćbym
miała spuścić się przez okno na prześcieradle, pomyślała z zawziętą miną.
Nagle zadzwonił telefon.
– Słucham?
– Kate, zbieraj się natychmiast i jedź na lotnisko – usłyszała zdyszany głos
Maxa. – Mam dla nas bilety na ten sam samolot, którym lecą nasze ptaszki.
– Ale...
– W recepcji wszystko uregulowane, o to się nie martw.
– Kiedy...
– Gazem, masz góra trzy kwadranse. Czekam przy punkcie odpraw Alitalii.
Cześć.
Kate chwyciła swoje rzeczy i w szalonym pędzie zbiegła na dół. Na
szczęście trafiła na taksówkarza z fantazją, którego ucieszyła perspektywa
szaleńczej jazdy przez zatłoczone ulice Rzymu. Gdy dotarli na lotnisko, wepchnęła
mu bez liczenia wszystkie posiadane liry i ruszyła szukać Maxa. Wybiegł jej na
spotkanie, chwycił za rękę i dosłownie przeciągnął przez wszystkie punkty
kontrolne, wymachując swoją legitymacją prasową. Starym zwyczajem znaleźli się
na miejscu w ostatniej chwili.
– Znów mamy szczęście. – Kate opadła na fotel z trudem chwytając oddech.
– Gdyby nas tak szybko nie przepuszczono...
– Szczęście nie ma nic do tego, zresztą nie zawsze warto na nie liczyć –
zauważył filozoficznie Max. – Przemówienie komuś do ręki jest znacznie
pewniejsze.
Wolała nie pytać, ile go to „przemówienie” kosztowało.
Właściwie przestało ją już cokolwiek obchodzić, z wyjątkiem jednej rzeczy –
marzyła o kawie. Świat mógł się skończyć, proszę bardzo, ale ona musi dostać
swoją poranną porcję kofeiny, ponieważ bez tego w ogóle nie jest w stanie
normalnie funkcjonować!
– Wybacz, że nie w pierwszej klasie, ale nić mogłem pozwolić, żeby Fiona
cię zauważyła – wyjaśnił Max, widząc, jak Kate z trudem próbuje przyjąć w miarę
wygodną pozycję.
– Słusznie – mruknęła, zamykając oczy.
– Myślałaś, że cię zostawiłem, prawda? – spytał cicho.
– Tak.
– Cholera, tego się obawiałem – zaklął z pasją, na co Kate spojrzała na niego
ze zdumieniem. Nie spodziewała się, że jej opinia w tej kwestii ma dla niego jakieś
znaczenie. – Obudziłem się wcześnie rano, gdy zaczęło padać. Zrozumiałem, że z
tego śniadania na tarasie nic nie wyjdzie. Wstałem, ubrałem sprzęt sprzed okna i
spakowałem. Wtedy zadzwonił Giovanni... Nie słyszałaś telefonu?
– Nie.
– No tak. Poinformował mnie, że jacyś goście opuszczają Hotel da Vinci. To
rzeczywiście byli oni. Nie miałem czasu cię budzić, spałaś tak mocno, złapałem
moje rzeczy i wybiegłem. Pojechałem za nimi, zorientowałem się, na który lot
biorą bilety, kupiłem dla nas na ten sam i dopiero wtedy mogłem do ciebie
zadzwonić.
To oznaczało, że pomógł jej kolejny raz. Jej dług wdzięczności stale się
powiększał, lecz wolała o tym nie myśleć.
– Dzięki – powiedziała tylko, bo cóż więcej mogła powiedzieć? Przez chwilę
przyglądała się w milczeniu, jak powierzchnia ziemi umyka spod kół samolotu. –
Max?
– Tak, już próbowałem załatwić, żebyś pierwsza dostała kawę, ale niestety,
musimy potulnie poczekać, aż przyjdzie nasza kolej. – Skrzywił się, wyraźnie
demonstrując swoją dezaprobatę dla czegoś tak nienaturalnego jak bierne czekanie.
Kate nie mogła powstrzymać uśmiechu.
– Akurat nie o to chciałam spytać, ale doceniam. – Naraz spoważniała. – A
co, gdybym nie zdążyła? Poleciałbyś?
– Nie – odparł z widocznym zdumieniem. – Niby czemu miałbym to zrobić?
– Jak to czemu? – Tym razem ona się zdziwiła. – Żeby zrobić zdjęcia Fionie
i Damianowi.
Max odwrócił się tak, by móc spojrzeć jej prosto w oczy.
– Dla mnie oni mogą się powiesić, nie dbam o to – powiedział dobitnie. –
Chcę ciebie.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Kate oprzytomniała w ułamku sekundy, jednakże nie była w stanie w żaden
sposób zareagować. Mogła jedynie wpatrywać się w Maxa szeroko otwartymi
oczami, w których widniało niebotyczne zaskoczenie.
– Ująłem to zbyt dosłownie? – spytał z uśmiechem.
Nadal nie potrafiła wydusić z siebie choćby słowa.
– Wybacz, ale przywykłem działać szybko i konkretnie.
– Uspokajająco położył rękę na jej dłoni. – Posłuchaj, mamy przed sobą
dziewięć godzin lotu, to dość czasu dla nas obojga na opowiedzenie o sobie. Jak
wysiądziemy w Nowym Jorku, to albo będziemy mieli siebie po dziurki w nosie,
albo...
– Albo? – spytała słabym głosem.
– Cóż, proces obróbki negatywów musi potrwać – zażartował. – Zobaczymy,
może wyjdą z nich całkiem udane pozytywy?
Kate aż wzniosła oczy ku niebu. Rozmawiają o tak poważnej sprawie, a on
sobie żartuje?
– Nie masz poczucia humoru – skomentował.
– Mam wyjątkowo duże poczucie humoru – skwitowała cierpko,
zdecydowanie cofnęła rękę i włączyła nawiew nad swoim fotelem, gdyż zrobiło jej
się dziwnie gorąco.
Łatwo mu było dowcipkować, bo to nie jego spalało pragnienie.
Wiedziała już jednak, że pozostanie ono nie zaspokojone – musiało takie
pozostać. Przedtem wydawało jej się, że przelotny romans z Maxem będzie
ekscytującym przeżyciem, teraz jednak rozumiała, że nie mogłaby tego
potraktować tak lekko. Intuicja podpowiadała jej, że rozstanie okazałoby się
znacznie bardziej bolesne, niż początkowo przypuszczała.
Zaczynała pragnąć więcej, niż Max mógł jej zaoferować.
Jemu tylko się wydaje, że wycofał się z robienia reportaży wojennych.
Wkrótce do tego zatęskni i wróci gdzieś tam, na pierwszą linię ognia. Ten związek
nie ma więc ani sensu, ani przyszłości. Lepiej się nie angażować. A najlepiej
skoncentrować się na swoim zadaniu, to odwróci jej uwagę od niepożądanych
myśli.
Zerknęła w stronę tej części samolotu, gdzie znajdowała się pierwsza klasa.
Niestety, stewardesy pilnowały, by zasłona pozostawała zasunięta. Dobiegały zza
niej stłumione odgłosy rozmów, lecz oczywiście nie dawało się rozróżnić ani
słowa. Max podchwycił jej spojrzenie.
– Nie martw się, w końcu ich dorwiesz.
Westchnęła z rezygnacją.
– Nawet nie wiem, czy mi jeszcze tak bardzo na tym zależy.
– Znam to uczucie zniechęcenia. Nie martw się, ono z czasem przechodzi.
W tym momencie nadeszła stewardesa z napojami. Kate otrzymała wreszcie
swoją upragnioną kawę, napiła się z prawdziwą ulgą, po czym z uwagą spojrzała na
Maxa.
– Skoro twierdzisz, że to uczucie zniechęcenia w końcu znika, to co tu
właściwie robisz? Powinieneś fotografować jakiś konflikt zbrojny.
Obrócił w dłoniach styropianowy kubek z kawą, unikając jej wzroku.
– Tłumaczyłem ci, że już się tym nie zajmuję.
– Ale dlaczego? – nalegała Kate.
– Mówią, że załamałem się nerwowo.
Z uporem pokręciła głową.
– Nie obchodzi mnie, co inni mówią. Chcę znać twoje zdanie.
Zerknął na zegarek.
– Jakie mam szanse, że przez następnych osiem i pół godziny uda mi się
wykręcać od odpowiedzi na to pytanie?
– Znikome.
Skrzywił się nieco, zreflektowała się więc.
– Dobrze, jak nie chcesz, to nie mów, ale nie ukrywam, że bardzo mnie to
intryguje.
Max machinalnie zaczął kreślić paznokciem kreski na styropianie.
– Dwa lata temu wyleciał w powietrze hotel w Bejrucie, gdzie mieszkałem
wraz z innymi zagranicznymi korespondentami. Zginęło wielu niewinnych ludzi.
Między innymi mój najlepszy przyjaciel.
– Max, tak mi przykro – wyszeptała. Zrobiło jej się ogromnie wstyd. Przez
swoją niepohamowaną ciekawość sprawiła mu ból, niepotrzebnie przypominając o
przeszłości.
Szkoda, że spytała.
– Paru z nas ocalało tylko dlatego, że udało nam się wkręcić na nocną akcję
pewnej grupy rebelianckiej. Karl nie chciał iść, uważał to za zbyt duże ryzyko, ja
zaś zawsze powtarzałem, że im większe niebezpieczeństwo, tym lepsze zdjęcia.
Poszedłem i przeżyłem, a on zginął. Najgorsze jednak było to, że bombę
podłożyła właśnie ta organizacja, z której bojownikami umówiliśmy się na
wyprawę. Weszli w układ tylko po to, by ich człowiek mógł dostać się do hotelu.
Kate stłumiła okrzyk grozy. Wychodziło więc na to, że Max nieświadomie
przyczynił się pośrednio do śmierci przyjaciela. Musiał żyć ze straszliwymi
wyrzutami sumienia.
– Nie wdając się w szczegóły, powiem tylko, że mieliśmy pewne kłopoty z
wydostaniem się stamtąd, ponieważ uznano, że sprzyjamy terrorystom.
Nagle przypomniała jej się jego opowieść o nocnej wyprawie łodzią. Teraz
już rozumiała, co go do niej skłoniło.
– Przede wszystkim udało mi się bezpiecznie wywieźć filmy – ciągnął. –
Moje, Karla, innych. Wszystko, co po nich zostało...
Kate zmarszczyła brwi, zastanawiając się intensywnie.
– Chwileczkę. Dwa lata, mówisz? Dziwne, że nie pamiętaną...
– Bo nie ma czego pamiętać. – Zacisnął dłoń w pięść.
– Po tym, przez co przeszedłem, po tym, jak Karl i inni zginęli, odmówiono
publikacji tych zdjęć!
– Nie mogłeś poszukać innego wydawcy?
– Kiedy nikt nie chciał ich drukować, zrozumiałem, że była to wyraźnie
odgórna decyzja. Chodziło o to, żeby nie zaogniać napiętej sytuacji, właśnie
toczyły się rokowania w sprawie rozejmu. Uznano ten materiał za zbyt
niebezpieczny.
– Ale to przecież jest cenzura! – wybuchnęła z oburzeniem. – Czekaj, a co
się stało z negatywami? Chyba się zabezpieczyłeś i nie zaniosłeś im wszystkiego?
– A jak myślisz?
Kate popatrzyła na niego bardzo uważnie.
– Myślę, że masz w domu mnóstwo zdjęć, których nie widział nikt poza tobą
– powiedziała cicho.
Z uznaniem pokiwał głową.
– Bystra dziewczynka.
Pochwała z jego ust miała dla niej ogromną wartość. Aby udowodnić, że
naprawdę jest bystra, postanowiła zaryzykować.
– Nie chodziło o żadne załamanie nerwowe, prawda? Odszedłeś z tej pracy,
ponieważ nie pozwolono ci pokazać prawdy.
Max bez słowa skinął głową, po czym zamknął oczy, dając do zrozumienia,
że nie chce kontynuować tematu. Kate nie nagabywała go dłużej. Sącząc resztki
letniej kawy, zastanawiała się nad tym, co usłyszała.
Teraz już rozumiała, czemu ktoś taki jak on zainteresował się taką gazetą jak
„World Eye” – dla Glena nie istniały żadne bariery, z pocałowaniem w rękę
opublikowałby najbardziej drastyczne zdjęcia, gdyby tylko uznał, że to mu
przysporzy czytelników. Glen miał diabelnie dużo wad, ale jednego nikt nie
mógłby mu zarzucić – cenzurowania czyichś materiałów.
Pod tym względem pracujący dlań dziennikarze i reporterzy mogli się czuć
zupełnie bezpieczni.
Jej rozmyślania przerwało nadejście stewardesy, serwującej posiłek. W
trakcie jedzenia Max wrócił do siebie, znów żartował, jak również opowiadał
przeróżne historie, oczywiście wyłącznie takie, które stawiały go w jak najlepszym
świetle. Kate nie pozostała mu dłużna i też nie omieszkała się pochwalić paroma
spektakularnymi sukcesami. W końcu Max uznał ze śmiechem, że potyczka na
opowieści zakończyła się remisem.
Tymczasem zdążył już zapaść wieczór, w samolocie panował półmrok,
rozjaśniony jedynie paroma włączonymi lampkami. Stewardesa włożyła do
magnetowidu kasetę wideo i zaczaj się jakiś film. Ci pasażerowie, którzy chcieli go
oglądać, nałożyli słuchawki, inni spali.
Nagle Max wyprostował się energicznie.
– Dobra, dosyć tego lenistwa. – Wstał, otworzył szafkę nad fotelem i
wyciągnął aparat.
– Co ty wyprawiasz?
Mrugnął do niej łobuzersko.
– Zrobię im fotkę.
– Oszalałeś? Usłyszą!
– Jeśli nałożyli słuchawki, to nic nie zauważą.
Skierował się ku części przeznaczonej dla pasażerów pierwszej klasy.
Niewiele ryzykował, gdyż przytomnie wybrał moment, gdy stewardesy robiły coś
po drugiej stronie samolotu. Leniwym krokiem podszedł do zasłony i zaczął
przebierać w czasopismach, które znajdowały się tuż obok na metalowym stojaku.
Dyskretnie odsunął brzegiem magazynu zasłonę i zajrzał do środka. Po
krótkiej chwili szybkim ruchem podniósł aparat, wkładając w szparę sam obiektyw
i nacisnął spust. Kate usłyszała charakterystyczne kliknięcie oraz szum
automatycznie przewijanej taśmy i rozejrzała się z niepokojem. Nikt nie zwracał na
niego uwagi, słuchawki rzeczywiście tłumiły wszelkie dźwięki.
Zaledwie Max zajął z powrotem swoje miejsce, stewardesa z pierwszej klasy
przeszła przez ich część samolotu, starannie ukrywając fakt, że bacznie przygląda
się pasażerom. Max jednak trzymał aparat pod rozłożonym magazynem, zaś Kate
udawała pogrążoną we śnie, więc nie wzbudzili jej podejrzeń.
– No i co? Zrobiłeś jakieś dobre zdjęcie? – spytała po chwili.
– Nie wiem, co nazywasz dobrym zdjęciem. Nie byli nadzy.
Był po prostu niemożliwy! Oczywiście, w najbardziej uroczy ze wszystkich
znanych jej sposobów bycia niemożliwym.
No i jak ona miała się z nim rozstać?
Kate nie miała pojęcia, jak sytuacja się rozwinie po wylądowaniu. Czy ich
drogi rozejdą się? Czy już nigdy go nie zobaczy? Czy też może... Ponieważ jednak
nie miała odwagi zapytać, nie pozostawało jej nic innego, jak tylko czekać.
Znowu...
Gdy samolot kołował na lotnisku, chwyciła swoje rzeczy.
– Będę udawać, że mi niedobrze – wyjaśniła. – Wypuszczą mnie pierwszą,
zdążę więc być w hali przed nimi i zrobię im zdjęcie.
Przyciskając dłoń do ust, ruszyła w kierunku wyjścia.
Zgodnie z jej przypuszczeniami, została wypuszczona natychmiast, gdy
tylko otwarto drzwi prowadzące do tuneli. Pobiegła do hali przylotów i zdążyła
akurat na ten moment, gdy zaczęli wychodzić pasażerowie pierwszej klasy. Od
razu rzuciły jej się w oczy czerwone włosy, wyjątkowo splecione w prosty
warkocz.
– Wont! – zawołała, trzymając aparat w pogotowiu.
Para aktorów obejrzała się odruchowo, co zostało utrwalone na taśmie. W
następnym momencie Fiona i Damian odwrócili się i zasłaniając twarze, pobiegli w
przeciwną stronę, zaś para ochroniarzy rzuciła się ku Kate. Przewidziała jednak ten
manewr i umknęła bez trudu, klucząc pośród tłumu.
Cóż, zdjęcie nie było kompromitujące, ale przynajmniej miała ich razem na
jednym ujęciu, a w dodatku po nie przespanej nocy i długim locie jej eks-
przyjaciółka nie wyglądała najlepiej, więc opublikowanie tego sprawiłoby Kate nie
lada frajdę. Z pełną satysfakcji miną udała się w stronę kontroli celnej.
– I co? Udało się? – spytał Max, który czekał na nią przy wyjściu z lotniska.
– Owszem. Mieli strasznie głupie miny, mam nadzieję, że Glenowi się
spodoba, choć wciąż to nie jest to, na co liczył.
– Rozumiem, że teraz lecisz do Los Angeles?
Skinęła głową i wreszcie zadała pytanie, które dręczyło ją od paru godzin:
– A ty?
– Też, ale nie od razu. Skoro już tu jestem, to skorzystam z okazji i odwiedzę
starych znajomych.
Tak też przypuszczała. Jego zainteresowanie jej osobą okazało się bardzo
przelotne. Czy jednak mogła się temu dziwić? Max wiecznie przenosił się z
miejsca na miejsce, nieustannie poznając nowych ludzi i siłą rzeczy szybko
rozstając się z przygodnymi towarzyszami podróży. Czemu miałaby stanowić
wyjątek?
W dodatku, co z nich byłaby za para? Dwoje zagonionych, zapracowanych
samotników, którzy spotykaliby się chyba tylko podczas mijania się w drzwiach.
Nawet jeśli Max na jakiś czas zaczepi się w „World Eye”, to długo tam miejsca nie
zagrzeje. Za parę miesięcy wróci do dawnej pracy. Mogła się o to założyć.
Musiał chyba zdać sobie sprawę z tego wszystkiego, gdy tak tu na nią czekał.
To dlatego nie leciał z nią do Los Angeles, tylko wymyślił bajeczkę o odwiedzaniu
znajomych.
Próbował w taktowny sposób zakończyć to, co się między nimi zaczęło. Ale
czy w ogóle cokolwiek się zaczęło? Czy ona sobie nie wyobrażała zbyt wiele?
Może wszystko działo się wyłącznie w jej głowie?
W milczeniu jechali kolejką, która przewoziła pasażerów z lotniska
międzynarodowego na krajowe.
– Chcesz, żebym z tobą poczekał na twój samolot? – spytał Max, gdy
wysiedli.
Popatrzyła na kłębiące się przed kasami tłumy urlopowiczów.
– To nie ma sensu, nie wiadomo, ile to może potrwać – zdecydowała mężnie
i szybkim ruchem wyciągnęła do niego dłoń. Wolała mieć to już za sobą.
– A co to ma znaczyć? – zdumiał się, biorąc ją w ramiona. – To tak się ze
mną żegnasz?
Podczas tego ostatniego pocałunku Kate skoncentrowała się nie na samej
pieszczocie, lecz na powstrzymywaniu łez. Jeśli to potrwa jeszcze chwilę dłużej, to
rozbeczy się na jego oczach, a chyba nie przeżyłaby takiego upokorzenia.
– Zadzwonię – szepnął.
Jasne, zawsze tak się mówi, pomyślała z rezygnacją. Patrzyła za nim, gdy
odchodził, a gdy po kilkunastu krokach odwrócił się, by jeszcze raz na nią spojrzeć,
uśmiechnęła się radośnie i pomachała ręką, chociaż już ledwo go widziała przez
szklące się od łez oczy.
Przybyła do redakcji dopiero następnego dnia. W sumie spędziła na
nowojorskim lotnisku prawie dziesięć godzin, ponieważ lot, na który w końcu
dostała bilety, został odwołany. Wpadła do swojego mieszkania tylko po to, żeby
zostawić bagaż, wziąć szybki prysznic i przebrać się w świeże rzeczy. Wahała się
przez moment, czy nie wywołać zdjęć na miejscu, ale uznała, że ciemnia w
redakcji oferuje większe możliwości niż jej własna.
– Gdzie ty się, do cholery ciężkiej, podziewałaś tyle czasu? – ryknął Glen,
gdy tylko przestąpiła próg.
– We Włoszech.
– We Włoszech, we Włoszech – przedrzeźniał. – To wiem, do diabła! Pytam,
gdzie ty byłaś od wczoraj?
– Siedziałam na lotnisku, próbując dostać się na samolot – odparła,
jednocześnie zauważając, że nad drzwiami ciemni paliło się ostrzegawcze
czerwone światło. A niech to, miała pecha. Ciekawe, jak długo będzie musiała
wysłuchiwać narzekań szefa, zanim ktoś skończy wywoływać swoje filmy.
– Zdawało mi się, że samoloty z Nowego Jorku latają do nas dość regularnie
– wyzłośliwiał się Glen, który zawsze miał zły humor, więc właściwie już na nikim
nie robiło to wrażenia.
– Ludzie również, szczególnie w okresie wakacyjnym odparowała Kate.
– Wiesz, co ja sobie myślę? – Podszedł bliżej. – Myślę, że próbowałaś
sprzedać zdjęcia komuś innemu.
Doskonale znała tę taktykę. Zawsze stawał tuż przed nią i tak długo
wrzeszczał, wytrząsając się i oskarżając ją o różne rzeczy, że gdy wreszcie
przychodziło do konkretów, odczuwała wdzięczność, że w ogóle raczył kupić jej
zdjęcia. Ale wtedy nie znała Maxa...
Od chwili gdy go spotkała, wszystko się zmieniło. Ona się zmieniła.
– Wielka szkoda, że tego nie zrobiłam – oznajmiła chłodno, zwalczając
pokusę odsunięcia się od stojącego tuż przed nią łysiejącego grubasa o kostropatej
cerze. – Należałoby ci się, bo chciałeś wystawić mnie do wiatru.
– Co ty bredzisz? – spytał ostro.
– Dałeś moje zadanie Maxowi Hunterowi.
– Mogę rozdzielać zadania, jak mi się żywnie podoba!
Kate zdecydowanym gestem przewiesiła torbę przez ramię.
– A ja mogę sprzedać moje negatywy, komu mi się żywnie podoba. Na
przykład „Global Celebrity” – zablefowała.
Po pierwsze, mimo wszystko nie okazałaby się tak nielojalna, a po drugie,
istniało niebezpieczeństwo, że przed kupieniem zdjęć zażądają, by podpisała z nimi
kontrakt. Kate miała już serdecznie dość pracy jako paparazzi. Nigdy więcej.
Glen wziął się pod boki.
– A w ogóle masz jakiś materiał?
– Zobaczę, jak wywołam negatywy – wykręciła się, próbując zyskać na
czasie. – Nie mam gotowych zdjęć, bo od razu przyjechałam tutaj.
Prychnął gniewnie i wrócił do swojego biurka. Kate wyczuła, że nieco zbiła
go z tropu swoją postawą i postanowiła kuć żelazo, póki gorące.
– Skoro i tak muszę czekać na zwolnienie ciemni, to może porozmawiamy o
zwrocie moich kosztów?
Szef przez moment wyglądał tak, jakby miał dostać apopleksji.
– Co?! – ryknął. – Przecież wiesz, jaki mamy układ!
– Ponieważ sam go złamałeś, to rozumiem, że mnie on również nie
obowiązuje – odparła zimno, nie poznając sama siebie. Wiedziała, że dużo
ryzykuje, przecież w końcu nie dysponowała mocnym atutem w postaci naprawdę
rewelacyjnych zdjęć, groziło jej więc, że w wyniku całej tej awantury Glen w ogóle
nic od niej nie kupi i jeszcze wyrzuci ją za drzwi. Za pół godziny mogła nie mieć
ani pracy, ani pieniędzy, ale nie czuła lęku. Max natchnął ją wiarą w siebie i Kate
przestała się bać.
Glen poczerwieniał jeszcze bardziej.
– Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz? Przecież i tak zapłaciłem za twój
bilet!
– Za to wydatki Maxa „World Eye” pokrywa w całości – zaatakowała.
Przez chwilę wydawało się, że grubas dosłownie eksploduje z wściekłości.
Po chwili jednak nieoczekiwanie wybuchnął śmiechem.
– O rany, ja nie mogę! Ha, ha, ha! A ty myślałaś, że możesz mu dorównać?
Nie ta klasa, żabciu, nie ta klasa!
Poczuła na policzkach falę gorąca. Tego było już za wiele.
Wyprostowała się dumnie.
– Skoro tak wysoko cenisz pana Huntera, to kupuj zdjęcia od niego –
oznajmiła na pożegnanie.
– Ktoś mnie wołał?
ROZDZIAŁ ÓSMY
– Max? – zdumiała się na widok osoby, która wyłoniła się z ciemni.
– Przecież mnie wołałaś, no więc jestem – wyjaśnił spokojnie, podchodząc
do biurka Glena i machając wilgotnymi jeszcze odbitkami.
Jakim cudem znalazł się tu przed nią?
– Podobno miałeś odwiedzać przyjaciół w Nowym Jorku – wytknęła
Oskarżycielskim tonem.
– Odwiedziłem i przyleciałem tutaj – mruknął, sięgnął po szkło
powiększające i zaczął oglądać jedno ze zdjęć. – Nie wiem... To jest chyba
najlepsze ze wszystkich.
Glen próbował zajrzeć mu przez ramię, ale przy jego nader mizernym
wzroście okazało się to niewykonalne.
– Jak to, przyleciałeś? – Kate postanowiła, że nie da się tak łatwo zbyć. – Ja
tam sterczałam godzinami, powiedziano mi, że nie ma miejsc.
– A ja nie miałem najmniejszych problemów – rzucił beztrosko, po czym
zlitował się nad Glenem, dał mu fotografie i podszedł do Kate.
Wszystko w niej zamarło, stała się jednym wielkim oczekiwaniem, choć
przecież w takim miejscu nie mogło się między nimi nic stać. Wystarczyła jednak
sama jego obecność.
Była przecież absolutnie przekonana, że już go więcej nie zobaczy.
– O ile dobrze pamiętam, to pierwszą klasą podróżowało zaledwie parę osób
– wyjaśnił, na co Kate Spiorunowała go wzrokiem. Glena również. Ona nie latała
pierwszą klasą, bo jej nikt nie dawał na to pieniędzy!
– No, nie najgorzej, jak na pierwszy raz – skomentował tymczasem szef,
wyłowiwszy jedno spośród sterty zdjęć i przyglądając mu się teraz bacznie.
Kate znała ten wyraz twarzy. Wskazywał on na to, że Glen dostrzega
możliwość zrobienia czegoś z prawie niczego. Zawsze powtarzał, że przy pomocy
pikantnego tekstu oraz drobnej obróbki komputerowej mógłby przedstawić ujęcia z
rodzinnego pikniku jako reportaż z orgii. I ona miała nadal pracować dla kogoś
takiego?
Tym niemniej podeszła i z ciekawości zerknęła na odbitkę. Fiona spała na
fotelu lotniczym z otwartymi ustami, a wyglądało to tak sugestywnie, że niemal
było słychać, jak uwodzicielska femme fatale chrapie w najlepsze. Oczywiście, nie
dało jej się tym skompromitować, ale ośmieszyć – owszem.
– Naprawdę nieźle, Max, ale następnym razem postaraj się o coś
mocniejszego, dobrze? Hej, a ty dokąd?
– rzucił gniewnie w kierunku Kate, która skierowała się do drzwi.
– Tam, gdzie mi zapłacą za moje zdjęcia – odparła z godnością.
– Glen ci zapłaci – wtrącił natychmiast Max i z rozmachem klepnął kumpla
w plecy. – Prawda?
– Jasne, oczywiście – zgodził się natychmiast grubas, który wyraźnie mu
nadskakiwał. – To znaczy, zgodnie ze zwyczajem – dodał pospiesznie.
– A jaki to zwyczaj? – zainteresował się niby od niechcenia Max.
Dobry jest, pomyślała z uznaniem. Cokolwiek robi, jest w tym dobry.
Widziała, że on zastawia pułapkę na Glena, więc postanowiła zaczekać z
wyjściem. Może dowie się czegoś o trikach negocjacji.
– Nie masz się co martwić, stary, to ciebie nie dotyczy.
Ty tu jesteś na specjalnych prawach. Z Kate mamy własną umowę.
– To znaczy kontrakt? – naciskał delikatnie Max.
– Nie, taką naszą prywatną umowę. Wysyłam ją w świat, a ona przywozi
materiał.
– Aha, układ na gębę? – podpowiedział usłużnie, zaś Glen łypnął na niego
podejrzliwie, gdyż nagle zwietrzył niebezpieczeństwo.
– Tak to już jest – zaczął tłumaczyć. – Fotograf poluje, a jak upoluje coś
dobrego, to musi się płacić. Normalka.
Max pocierał dłonią brodę, udając, że się nad czymś głęboko zastanawia.
– To znaczy, że fotograf może sprzedać zdjęcia temu, kto mu więcej zapłaci?
Glen skinął głową, aczkolwiek bardzo niechętnie.
– Kate, nie masz więc żadnych zobowiązań wobec „World Eye”? –
wyciągnął ostateczną konkluzję Max.
Naczelny cisnął zdjęcie Fiony na biurko.
– Co to, zmowa? Szantaż?
Kate uznała, że nadszedł czas, by wtrącić się do rozmowy.
Max działał w dobrej wierze, ale nie chciała stać się przyczyną konfliktu
między nimi.
– Uważam, że Glen ma prawo pierwszeństwa, Max – powiedziała, posyłając
mu proszące spojrzenie.
Zrozumiał natychmiast i spasował.
– Skoro tak, to idź wywołać swoje filmy, a my tymczasem pogawędzimy
sobie o sprawach finansowych.
Bardzo chciałaby zobaczyć minę szefa, gdy ten ujrzy rachunek za pobyt w
Hotelu Principe, ale niestety, ta przyjemność musiała ją ominąć. Z niejakim żalem
zamknęła się w ciemni, stwierdzając z uznaniem, że poprzedni użytkownik
pozostawił ją w absolutnym porządku – co się innym rzadko zdarzało – i wzięła się
do roboty.
Zżerała ją ciekawość, jak też przebiega wymiana zdań w sąsiednim
pomieszczeniu, ale mężczyźni rozmawiali dość cicho, więc niczego nie mogła
usłyszeć. Chwilami jej szef podnosił głos, lecz szybko się mitygował i ściszał go
ponownie. Po jakimś czasie zza drzwi zaczęły dobiegać salwy śmiechu, co
oznaczało, że starzy kumple załatwili niemiłą kwestię finansową i przeszli do
bardziej wdzięcznych tematów.
Kate wreszcie zakończyła wywoływanie, powiesiła mokre jeszcze filmy, aby
wyschły i wróciła do gabinetu Glena.
– I co? Masz coś? – spytał zachłannie.
– Na razie się suszą, jeszcze nie obejrzałam dokładnie – wyłgała się,
próbując grać na zwłokę, choć i tak wiedziała, że awantura jej nie ominie.
Szef ruszył w kierunku ciemni, lecz Max go powstrzymał.
– Może najpierw podpisz ten czek? – zasugerował przyjaznym tonem. –
Wybacz, Kate, ale kiedy wyszłaś, pozwoliłem sobie załatwić sprawę poniesionych
przez ciebie wydatków.
Poczuła się nieswojo. Po pierwsze, nie znosiła użerania się o pieniądze,
omawianie wszelkich kwestii finansowych zawsze budziło w niej pewien niesmak.
Po drugie, wcale jej się nie podobało, że znowu coś zawdzięcza Maxowi. To
powoli stawało się nie do zniesienia!
Glen podpisał czek z taką miną, jakby wypisywał własny wyrok śmierci i
podał go Kate. Przypomniała sobie nagle słowa Maxa, który obiecał, że ona nie
ucierpi na ich współpracy. Nie sądziła, że zamierzał tej obietnicy dotrzymać.
Tymczasem szef popędził do ciemni i natychmiast odnalazł zdjęcia aktorów
na kanapie w hotelowym salonie.
– Nie widać ich twarzy! – ryknął i zmełł w ustach przekleństwo. – Nie
powiem, co to jest... a nie materiał!
– Zgadza się, to posłuży tylko za dodatek – przyznała.
– Ale zauważ, że jesteśmy jedynymi, którzy wiedzą o tym romansie. Wciąż
masz szanse na rozdmuchanie skandalu.
Fiona wkrótce przestanie się tak bardzo pilnować, jest wściekła na męża za
to, że resztę zdjęć musi kręcić w Teksasie, a nie we Włoszech.
Glen zamyślił się nad filmami.
– Może wysłałbyś Kate do Teksasu? – podsunął Max.
Do licha, sama miała to zaproponować! Czy on ani razu nie da jej szansy na
to, by cokolwiek zrobiła samodzielnie?
Czy myśli, że Kate jest dzieckiem, które trzeba prowadzić za rączkę?
Zaczynało ją to coraz bardziej irytować. Niech sobie będzie opiekuńczy i rycerski,
proszę uprzejmie, ale dlaczego jej kosztem?
– Chyba nie mam wyjścia – warknął z wściekłością Glen.
– Nie po to władowałem tyle forsy w tę sprawę, żeby się teraz wycofać.
Kate, tylko tym razem nie chcę byłe chłamu, tylko porządny materiał na pierwszą
stronę. Ma być widać gołym okiem, kto i co robił, jasne?
No tak, jakby jeszcze wszystkiego było mało, to na domiar złego
wygłoszono jej kazanie w obecności Maxa. Zupełnie, jakby była żółtodziobem w
tym fachu, a nie ekspertem, za jakiego się uważała. Gorzej już być nie mogło.
Nie minęło nawet parę sekund, gdy okazało się, że mogło.
– Glen, daj spokój. Fiona zrobiła się niezwykle uważna.
Wie, że nie może sobie pozwolić na rozgniewanie męża, ryzykowałaby
swoją karierę...
Kate pomyślała, że za moment coś ją trafi. Max bronił ją niczym biedną
zagubioną sierotkę, co to do trzech zliczyć nie umie, przed złym, wygłodniałym
wilkiem. W dodatku powtarzał to, czego dowiedział się od niej, zaś Glen
potakująco kiwał głową, choć gdyby usłyszał to samo od Kate, wyśmiałby ją. Ale
oczywiście Maxowi wszystko było wolno, Max był mądry i wspaniały, Max nigdy
się nie mylił, Max zasługiwał na danie mu carte blanche.
Upokorzona jak nigdy w życiu, wściekła i nieszczęśliwa, wypadła z redakcji
nawet bez słowa pożegnania. Nienawidziła ich obu z całego serca!
Po drodze wstąpiła do banku i zrealizowała czek. Następnie wróciła do
swojego mieszkania, gdzie na sekretarce czekała wiadomość od Glena – wysyłał do
Teksasu Maxa, nie ją. Szczerze powiedziawszy, spodziewała się tego.
Z rezygnacją zebrała wszystkie brudne rzeczy, zaniosła na dół do pralni, a
potem noga za nogą powlokła się do siebie na górę.
Przed drzwiami, wygodnie oparty o poręcz schodów, stał Max.
Tego też się spodziewała. Nie miała pojęcia skąd, ale wiedziała, że tak
będzie.
– Glen powiedział ci, gdzie mieszkam? – mruknęła z niechęcią.
– Nie. Zapamiętałem adres z twojego paszportu.
Dobry jest, pomyślała nie wiadomo który już raz. Przecież widział jej
papiery zaledwie przez krótki moment. Jednak to, że prezentował pewne godne
podziwu cechy, w niczym nie zmieniało faktu, że jak nikt potrafił doprowadzić ją
do szewskiej pasji.
– Jesteś na mnie zła, a ja nie wiem, o co chodzi – powiedział łagodnie. – Czy
moglibyśmy porozmawiać?
Kate jeszcze przed chwilą zamierzała zostawić go przed drzwiami, lecz jego
takt i uprzejmość rozbroiły ją natychmiast. Jak mogła się na niego dłużej gniewać?
Weszli do maleńkiego mieszkanka, zaś Max od razu skierował się ku ścianie,
na której wisiały w prostych ramach ulubione fotografie Kate. Przedstawiały one
bez wyjątku ludzkie twarze.
Wstrzymała oddech. Jeszcze nigdy nie oglądał ich żaden fotograf. Właściwie
w ogóle prawie nikt ich nie widział, gdyż nie przyjmowała gości. Nie miała czasu
ani ochoty na życie towarzyskie.
Nagle przypomniała sobie o obowiązkach pani domu.
– Napijesz się czegoś?
Max mruknął coś niezrozumiale, zaabsorbowany zdjęciami. Na wszelki
wypadek uznała to za zgodę i udała się do mikroskopijnej kuchni, gdzie z niejakim
niepokojem otworzyła lodówkę. Po chwili, krzywiąc się i starając się nie oddychać,
wylała do zlewu zawartość otwartych jeszcze przed wyjazdem kartonów z mlekiem
i sokiem pomarańczowym.
Pomyślała o wodzie ż lodem, ale okazało się, że torebki z lodem przymarzły
do zamrażalnika na mur. Może więc coś gorącego?
Pospiesznie przejrzała szafki i wreszcie znalazła słoik z kawą. Stał tam
chyba od początku świata, w ogóle nie mogła odkręcić wieczka. Gdy w końcu jej
się udało, nieufnie powąchała zawartość. Kawa jeszcze nie zatęchła, więc od biedy
można było ją podać. Miała tylko nadzieję, że Max pije czarną i gorzką, gdyż o
cukrze i śmietance w proszku nawet nie było co marzyć. Kate po prostu bardzo
rzadko jadała w domu, więc prawie nic nie kupowała.
Wróciła do pokoju, gdzie jej gość wciąż studiował fotografie. Drżącą ręką
podała mu filiżankę z kawą. Wziął, nawet nie spojrzawszy na Kate, wymruczał coś
na kształt podziękowania i nadal przyglądał się zdjęciom.
Czy nie mógłby wreszcie czegoś powiedzieć? Opinia Maxa wydała jej się
nagle najważniejsza na świecie. Kate nerwowo pociągnęła łyk obrzydliwej lury w
kolorze ścierki do podłogi, czekając na jego wyrok. On również napił się swojej i
chyba to go otrzeźwiło.
– Robisz fatalną kawę, ale za to genialne zdjęcia – oznajmił w końcu.
– Przepra... Że co?
– Potrafisz uchwycić niewyrażalne. Te twarze mówią.
Mam wrażenie, jakbym znał tych ludzi od dawna i mógł opowiedzieć
historię życia każdego z nich. Kapitalne! – Odstawił filiżankę, a sam zajął miejsce
na kanapie.
Zaskoczona i jednocześnie uradowana Kate Usiadła na czarnym
nowoczesnym fotelu, który był jedynym luksusowym zakupem, na jaki sobie
pozwoliła. Wydawało jej się, że doda on jej mieszkaniu klasy. Owszem,
prezentował się naprawdę nieźle, ale dopiero teraz zdała sobie sprawę z jego braku
wygody. Chwileczkę, czy ona kiedykolwiek znalazła odrobinę czasu, żeby na nim
usiąść? Nie przypominała sobie...
– Powinnaś przejść na fotografię artystyczną – stwierdził z absolutnym
przekonaniem Max.
– Naprawdę? – niemal wykrzyknęła, gdyż właśnie to było jej największym
marzeniem.
– Tak. Niezaprzeczalnie masz talent. Nie myślałaś o tym, żeby otworzyć
własne studio portretowe?
Owszem, tysiące razy.
– Żeby rozkręcić interes, trzeba na początku dysponować pewnym
kapitałem, którego ja nie mam. Musiałabym zainwestować w wynajęcie
pomieszczenia i urządzenie go.
W dodatku w początkowym okresie nie mogłabym się spodziewać jakichś
większych dochodów. Czy teraz rozumiesz, czemu tak bardzo zależy mi na
zdjęciach Fiony? Aha, skoro już o tym mówimy... – Zawahała się na moment. –
Max, doceniam, że starałeś się mi pomóc, ale wolałabym pertraktować z Glenem
sama.
– Dlaczego? Wydawało mi się, że poradziłem sobie całkiem nieźle.
Załatwiłem ci to i owo – przypomniał z figlarnym uśmiechem.
Z irytacją zagryzła wargi. Czy on zawsze musiał być przekonany, że
wszystko robi lepiej od niej?
– Dzięki – mruknęła z ociąganiem. – Ale zrozum, że nie możesz w kółko
mnie wyręczać. Następnym razem przecież i tak będę musiała dać sobie radę bez
ciebie.
– A kto ci powiedział, że następnym razem mnie przy tobie już nie będzie?
Na moment odebrało jej głos.
– No, bo... Bo masz swoje własne sprawy do załatwienia.
Na przykład lecisz do Teksasu – przypomniała z urazą, której nie zdołała
ukryć.
– Po to, żeby ci pomóc w zdobyciu tych zdjęć – zadeklarował, zaś Kate ze
zdumienia aż otworzyła usta. – Ustaliliśmy kiedyś, że Fiona należy do ciebie, a ja
zdania nie zmieniam.
Zabierzmy się więc razem i dopadnijmy ją wreszcie. Chyba że nie chcesz,
żebym był twoim tymczasowym partnerem?
O ile słowo „partner” bardzo jej się spodobało, to „tymczasowy” znacznie
mniej. To właśnie ono ją otrzeźwiło i pozwoliło zebrać myśli. Ten układ znów
dawał Maxowi silniejszą pozycję, ponieważ to on łaskawie robił jej przysługę. Ta
propozycja miała jednak również dobre strony. Po pierwsze, jeśli Kate sfotografuje
Fionę na gorącym uczynku, dostanie swoje honorarium. Po drugie, spędzi jeszcze
jakiś czas z Maxem, więc nieuchronny moment ostatecznego rozstania odsunie się
nieco w czasie.
– Naprawdę oddajesz mi swoje zadanie i zgadzasz się, żebym to ja polowała
na Fionę?
– Tak, a w dodatku zamierzam ci w tym pomóc. Jak szybko możesz być
gotowa do wyjazdu?
– Właściwie zaraz. Nie, czekaj! – zreflektowała się nagle.
– Zaniosłam rzeczy do prania...
– Zrób coś z tym, ja tymczasem zarezerwuję dla nas bilety na samolot. Aha, i
załatwię to z Glenem.
Zawahała się. Zaczynała mieć wyrzuty sumienia.
– Max, nie musisz tak się poświęcać i jechać ze mną do Teksasu –
powiedziała mężnie.
– Nie widzę żadnego powodu, żeby tam nie jechać. Ja tam mieszkam.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
To, co się działo w Houston, dałoby się określić jednym słowem: piekło. Z
nieba lał się istny żar i skazana na swoje czarne ubrania Kate męczyła się niczym
potępieniec.
Czatowała właśnie od kilku godzin w rachitycznym sosnowym lasku, gdzie
cienia było jak na lekarstwo, za to obfitość komarów przekraczała wszelkie
wyobrażenia, gdyż nieco niżej w kotlinie znajdowały się mokradła. W niczym nie
przypominało to włoskiego pejzażu, lecz filmowcom było to obojętne, gdyż
zakończyli już zdjęcia plenerowe. Teraz chodziło tylko o wynajęcie pobliskich hal,
w których zbudowano odpowiednie wnętrza.
Kate miała już wszystkiego serdecznie dość. Niemal mdlała od upału, a co
gorsza, zaczynała mieć halucynacje.
Wydawało jej się, że poprzez fale drgającego nad rozgrzanym asfaltem
powietrza dostrzega, jak na pobliskim parkingu zatrzymuje się jeep, z którego
wysiada mężczyzna wyglądający jak Max. Przecież to było absolutnie niemożliwe.
To było złudzenie.
Widziała go po raz ostatni trzy dni temu, gdy rozstawali się na lotnisku.
Wiedział, że Kate zatrzyma się w tym samym hotelu co Fiona, obiecał więc, że
znajdzie numer i zadzwoni.
Codziennie, jak idiotka, dopytywała się w recepcji, czy nie ma dla niej
jakiejś wiadomości, ale za każdym razem nieodmiennie odpowiadano jej, że nie.
Zaczynano też na nią patrzeć z coraz większym współczuciem...
„Złudzenie” rozejrzało się dookoła.
– Kate? – zawołało.
Świetnie. Nie dość, że widzi fatamorganę, to jeszcze słyszy głosy.
– Wiem, że tu jesteś. Jeśli zaraz nie powiesz mi, gdzie, to narobię takiego
rabanu, że natychmiast wszyscy odkryją naszą obecność.
Jęknęła. Chyba musiała dostać udaru.
Max usłyszał ten odgłos, ruszył w jego kierunku i po chwili usiadł przed
Kate, stawiając na ziemi turystyczną lodówkę.
– Cześć.
– Hej, zasłaniasz mi widok – zaprotestowała słabo.
– Bo chcę, żebyś patrzyła na mnie – wyjaśnił z uśmiechem. – Nie cieszysz
się, że mnie widzisz?
– Nie wiem – skłamała.
– A nie zastanawiałaś się, czemu tak długo nie dzwonię?
Z zakłopotaniem zaczęła bawić się paskiem od aparatu.
Max żartobliwie trącił kolanem jej nogę.
– Miałaś się zastanawiać. Taki był mój plan.
Posłała mu wymowne spojrzenie.
– Nie lubię takich gier.
– Tak, pamiętam, że ty traktujesz wszystko bardzo serio – naraz spoważniał.
– Ja też kiedyś taki byłem – mruknął jakby sam do siebie.
Zanim zdążyła spytać, co miał na myśli, odezwał się ponownie.
– Nie dzwoniłem, ponieważ...
– Nie musisz się tłumaczyć – przerwała mu szybko. Wolała, żeby sobie nie
myślał, że jej zależało.
– Ale chcę. Widzisz, mieszkam na odludziu, gdzie nie można podłączyć się
do żadnej sieci, wszystko mam więc zasilane agregatem. Podczas mojej
nieobecności drań się popsuł, miałem więc pełne ręce roboty. Szkoda, że nie
widziałaś mojej kuchni. Wszystko w lodówce zaśmiardło, a w dodatku lód się
rozpuścił i zalał całą podłogę.
Przypomniała sobie zapach zepsutego mleka ze swojej lodówki i ze
współczuciem pokiwała głową.
– Przede wszystkim jednak nie mogłem naładować komórki i zadzwonić do
ciebie. Ale postanowiłem ci to zrekompensować. – Teatralnym gestem otworzył
torbę, z której buchnął kłąb zimnego powietrza. W środku znajdowały się...
– Lody! – ucieszyła się Kate, odżywając na sam widok.
– Jakie chcesz? Waniliowe, truskawkowe czy czekoladowe?
– Wszystkie trzy – zdecydowała natychmiast, zaś Max ze śmiechem podał
jej trzy opakowania oraz łyżeczkę.
– Uratowałeś mi życie – westchnęła z ulgą, gdy wreszcie skończyła jeść. –
Przyznam szczerze, że ten upał okazał się nie do wytrzymania i że właśnie miałam
się zbierać, kiedy przyjechałeś.
Max wrzucił do torby puste opakowania.
– To świetnie, bo i tak zamierzałem cię stąd wyciągnąć.
– Dokąd?
– Do siebie.
Znała go już na tyle, że wyczuła, iż za pozornie beztroskim tonem kryło się
coś więcej. Intuicja podpowiedziała jej, że Max nie każdego zaprasza do swojego
domu.
– Z przyjemnością.
– No, to zbieraj manatki.
Spojrzała na niego takim wzrokiem, jakby od upału pomieszało mu się w
głowie.
– Jak to? Teraz?
Posłał jej rozbawione spojrzenie.
– Naprawdę sądzisz, że Fiona dobrowolnie wyjdzie smażyć się na tej patelni,
podczas gdy może zgrywać księżniczkę i siedzieć w pokoju hotelowym, gdzie ma
klimatyzację i wszelkie wygody? Powinnaś znać ją lepiej.
Oczywiście znowu musiał mieć rację i oczywiście znowu ją to zirytowało.
– Zgadzam się, że być może nie zjawi się tutaj, ale nie wmówisz mi, że
spotkam ją w twoim domu.
– No, nie. Ale tylko dlatego, że dziś wieczorem udaje się na imprezę
charytatywną – rzucił od niechcenia.
Kate niemal podskoczyła.
– Skąd wiesz?
– Proste, drogi Watsonie. Skoro chce się pokazywać, to wykorzysta każdą
możliwą okazję. Wpadłem do redakcji lokalnej gazety, gdzie udało mi się zdobyć
kopię rozkładu jej publicznych wystąpień. Jej ludzie opracowali go i rozesłali do
mediów, żeby mieć pewność, że za każdym razem pokaże się sporo reporterów. To
nam zaoszczędzi masę czasu, gdyż wiemy teraz, gdzie ona będzie się kręcić.
Ze znużeniem zamknęła oczy. Max z Glenem naprawdę mieli rację, traktując
ją jak beznadziejną amatorkę, która niczego nie potrafi porządnie załatwić. Podjęła
decyzję. Po tej sprawie z Fioną wycofa się z roboty. Kiepski z niej reporter. I
rzeczywiście mało pomysłowy.
– Kate, jeśli źle się czujesz albo nie masz ochoty, to możemy pojechać do
mnie kiedy indziej.
Spojrzała na niego i dostrzegła w jego oczach cień zawodu.
Przypomniała sobie, jak bardzo zależało jej na jego opinii, gdy oglądał
zrobione przez nią zdjęcia. Czy to możliwe, by Max też pragnął jej coś pokazać i
chciał usłyszeć jej zdanie?
– Nie, jedźmy teraz – zdecydowała.
W odpowiedzi ujrzała na jego twarzy pełen wdzięczności uśmiech.
– To są dwie godziny drogi w jedną stronę, ale zdążymy wrócić przed tą
imprezą, będziesz więc mogła spokojnie śledzić Fionę. – Wyciągnął rękę i pomógł
jej wstać.
Kate otrzepała ze spodni sosnowe igły i wzruszyła ramionami.
– Nawet jeśli nie zdążymy, to dziury w niebie nie będzie – powiedziała
beztrosko, zaskakując tym stwierdzeniem zarówno jego, jak i samą siebie.
Skręcili z głównej drogi w otwartą żelazną bramę i zwykłą gruntową drogą
dotarli do zbudowanego z kamienia starego farmerskiego domu, osłoniętego
zielonym baldachimem liści potężnych dębów. Stok opadał tu lekko, odsłaniając
piękną panoramę łagodnie falujących wzgórz.
– Posłuchaj – powiedział Max, wyłączając silnik.
Nie wiedziała, o co mu chodzi, gdyż nie usłyszała absolutnie nic.
– Właśnie – odpowiedział, widząc jej minę. – Tu jest zupełnie cicho. I
zobacz jak zielono.
I samotnie, dodała w myślach.
Wysiedli z samochodu.
– Kiedy kupiłem to rok temu, była to zupełna ruina. Musiałem
wyremontować dom od podłogi aż po dach, przy czym większość roboty
wykonałem sam – wyjaśnił, prowadząc ją do drzwi. – Gdybym wiedział, w co się
pakuję, w życiu bym się za to nie wziął – roześmiał się, przekręcił klucz w zamku i
gestem zaprosił ją do środka.
Skoro zrobił wszystko sam, to Kate zamierzała go skomplementować za
wygląd wnętrza, niezależnie od tego, czy naprawdę jej się spodoba. Gdy je ujrzała,
wszelkie grzecznościowe uwagi wyleciały jej z głowy.
– Max, to jest genialne! – wykrzyknęła z autentycznym zachwytem. – To
rzeczywiście twoje dzieło?
Miała przed sobą przestronne, bardzo wysokie wnętrze, w którym królował
ogromny kominek z polnych kamieni.
Z zachwytem powiodła dłonią po oryginalnej drewnianej balustradzie, która
otaczała obniżoną część podłogi, gdzie stały przepastne sofy i fotele. Wszystko
zdawało się zapraszać, by wchodzący rozgościł się wygodnie i poczuł się jak w
domu.
– Owszem, to mi zapewniło jakąś robotę na cały rok.
– Aż tak bardzo potrzebowałeś zajęcia? – zagadnęła ostrożnie.
Max zapatrzył się gdzieś w przestrzeń.
– Nikt nie chciał moich zdjęć. Tamtych zdjęć. Nie pozwolono powiedzieć mi
prawdy. Kazano zapomnieć o Karlu i innych. – Kurczowo zacisnął dłoń na
balustradzie. – Nie potrafiłem się z tym pogodzić. Nie mogłem...
Nie wiedząc, co powiedzieć, delikatnie położyła rękę na jego dłoni. Stali tak
przez dłuższą chwilę, wreszcie Max otrząsnął się z bolesnych wspomnień.
– Chodź, pokażę ci resztę domu. – Zaprowadził ją do studia, o jakim marzył
każdy fotograf. Wychodzące na dolinę okna wpuszczały dużo naturalnego światła,
podesty, ekrany i reflektory zostały doskonale rozmieszczone, widać było dbałość
o każdy detal. Czegoś jednak brakowało...
Tknięta nagłym przeczuciem Kate zajrzała do sąsiadującej ze studiem ciemni
– znakomicie wyposażonej i idealnie uporządkowanej. Wyglądała tak, jakby nikt
jej nigdy nie używał.
Odwróciła się do Maxa, teraz już rozumiejąc, co ją tak gnębiło od momentu
wejścia do tego domu. Nigdzie nie było żadnych zdjęć. To nie był dom
wykonującego swój zawód fotografa. Przypominał raczej mauzoleum...
– Włożę resztę lodów do zamrażalnika, zanim się rozpuszczą – odezwał się
nagle i wyszedł, zostawiając ją samą.
Czyżby nie mógł nawet znieść widoku tego miejsca? Czy wspomnienia
nadal były aż tak bolesne? Kate w zamyśleniu podążyła za nim do kuchni.
Cokolwiek to było, nie chciała zostawiać go samego z jego bólem. Nie wiedziała
jeszcze, jak to zrobi, ale postanowiła mu pomóc.
– Czego się napijesz? – spytał dość sztywno, unikając patrzenia na nią.
Atmosfera stała się dość napięta i Kate nie miała najmniejszych wątpliwości
co ją powodowało – Max pragnął coś jej pokazać, ale w ostatniej chwili stracił
odwagę.
– Wszystko mi jedno, byleby było mokre – odparła i zdecydowała się
poruszyć newralgiczny temat. – Czy... Czy mogłabym obejrzeć twoje zdjęcia?
Znieruchomiał na moment.
– W salonie znajdziesz album ze zdjęciami rodzinnymi – mruknął i podał jej
szklankę z sokiem.
Akurat nie o to jej chodziło, lecz wiedziała, że Max jeszcze nie jest gotów na
pokazanie jej właściwych materiałów.
Postanowiła działać ostrożnie i powoli.
– Chętnie je przejrzę.
Usiedli więc na kanapie z pękatym albumem pełnym okolicznościowych
zdjęć. Kate podpytywała Maxa o różne osoby, starając się taktownie nakłonić go
do snucia opowieści, sama też wspominała często o swojej rodzinie. Widziała, że
stopniowo zaczynał się rozluźniać.
– No, teraz wiesz o mnie już wszystko – zauważył, gdy skończyli.
– Wcale nie – zaprotestowała. – Max... Widziałeś moje prace. Czy teraz ja
mogę obejrzeć twoje?
Zauważyła natychmiastową zmianę w jego nastroju.
– Nie powinnaś.
– Czy są aż tak drastyczne?
– Jak by ci to powiedzieć? Ich nie da się powiesić na ścianie.
Zarumieniła się, zaś Max zreflektował się i łagodnie otoczył ją ramieniem:
– Hej, nie chciałem przez to powiedzieć, że twoje fotografie są mniej
wartościowe albo coś w tym stylu. Ja tylko...
Dobrze, chodź. – Zerwał się nagle i z determinacją ruszył do studia.
Przy jednej ze ścian stała wysoka metalowa szafa. Max otworzył ją
gwałtownie, ujawniając wypełnione pudłami półki. Zaczął je gorączkowo
wyjmować i rzucać na podłogę, nie przejmując się tym, że ich zawartość wysypuje
się i miesza ze sobą. Poruszał się niczym człowiek opętany.
Kate obserwowała to w absolutnym milczeniu i bezruchu.
Ujrzała przed sobą setki, tysiące zdjęć...
Max dotarł wreszcie do ostatniego pudła, zawahał się, po czym zatrzasnął
drzwi szafy, nie wyjmując go. Kate zrozumiała natychmiast, że najbardziej
chciałaby obejrzeć właśnie tamte fotografie, które przed nią ukrył.
Oparł się o ścianę ze spuszczoną głową, dysząc ciężko.
Kate rozpaczliwie szukała jakichś odpowiednich słów, ale nic nie
przychodziło jej do głowy. Trwali tak w milczeniu przez jakiś czas, po czym Max
nieoczekiwanie wyszedł ze studia, trzaskając drzwiami.
Ruszając się niczym automat, uklękła przy rozsypanych zdjęciach i zaczęła
je oglądać, jednocześnie układając je z powrotem w pudłach. Każda odbitka została
starannie opisana na odwrocie, mogła je więc uporządkować tak, jak trzeba. Nie
miała pojęcia, jak długo to trwało. Podnosiła z podłogi niezliczoną liczbę
fotografii, które ukazywały straszliwe oblicze wojny i bezmiar ludzkiej tragedii. Ze
ściśniętym gardłem i piekącymi oczami posuwała się dalej, choć już prawie nie
mogła patrzeć. Była to jednak winna Maxowi oraz tym nieznanym ludziom,
ofiarom niezliczonych konfliktów.
Wreszcie dotarła do końca.
Nie wiedziała, co Max ukrywał w tym ostatnim pudełku, ale po tym, co
zobaczyła, nic już nie mogło jej bardziej zaszokować. Wstała, wyjęła je z szafy i
zawahała się przez moment. Max przecież musiał mieć jakiś powód, dla którego
nie chciał ich pokazywać. Gwałtownym gestem zdjęła wierzch, bojąc się, że za
chwilę nie starczy jej odwagi.
– Zostaw! – rozkazał ostro Max, pojawiwszy się akurat w drzwiach.
Zaskoczona, wypuściła pudełko z rąk. Podszedł do niej, przykucnął i szybko
zebrał wszystko z powrotem.
Nagle zrozumiała.
– Tam są zdjęcia z Bejrutu, prawda?
Max zamarł w bezruchu, zaś Kate uklękła obok niego, z bólem serca patrząc
na jego ściągniętą twarz.
– Nie opowiedziałeś mi jeszcze wszystkiego – domyśliła się. – Coś musiało
stać się całkiem niedawno. Coś, co na nowo obudziło wspomnienia.
Usiadł na podłodze, otaczając kolana ramionami i zapatrzył się w zapadający
za oknem zmierzch.
– Magazyn „International Journal” organizuje wielką retrospektywną
wystawę najlepszych fotografii reporterskich.
Mnie również zaproszono do wzięcia w niej udziału.
– Zacząłeś więc przeglądać swoje materiały...
– Tak. A nie zaglądałem do nich od czasu, gdy odmówiono mi publikacji.
Wróciły wspomnienia i gniew. Pomyślałem sobie, że jednak istnieje
sprawiedliwość na świecie i że w końcu je pokażę. Zawiozłem trochę fotografii, a
oni zaczęli w nich przebierać, ale wcale nie pod kątem tego, które są najlepsze.
Wiesz, co usłyszałem?
Tak, chyba już wiedziała...
– Że niektóre się nie nadają, bo nie można obrażać ludzkich uczuć! Czyjeś
dobre samopoczucie okazało się ważniejsze niż dramat niewinnych ludzi i
reporterów, którzy rejestrowali ich tragedię, by choć ocalić pamięć o nich. Ale to
jest cenzurowanie rzeczywistości! To jest zakłamywanie prawdy!
– wykrzyknął, aż trzęsąc się z gniewu.
– Zrezygnowałeś więc z udziału w wystawie – dopowiedziała. Starała się mu
pomóc, okazując zrozumienie.
– Zrezygnowałem. Niedługo potem natknąłem się przypadkiem na gazetę
Glena. Najpierw zdziwiłem się, jak on może publikować takie rzeczy, a potem
dostrzegłem w tym szanse dla siebie. Postanowiłem zacząć z nim współpracować.
Złapałem pierwszy samolot do Los Angeles, pogadałem z Glenem, obiecałem
przysługę za przysługę i zanim zdążyłem się zorientować, zacząłem wyciągać z
tarapatów najbardziej upartą kobietę, jaką znam – zażartował.
– Rozumiem, że to miał być komplement? – zawtórowała, choć też nie było
jej do śmiechu, chciała jednak nieco złagodzić atmosferę napięcia.
Nie wiedziała, co mogłaby zrobić, żeby mu ulżyć. Wpatrywała się w jego
zgnębioną twarz, powtarzając w myślach:
jestem przy tobie, rozumiem cię, z całego serca pragnę ci pomóc, Max, nie
chcę, żebyś cierpiał, nie chcę...
Ta milcząca i żarliwa prośba musiała znaleźć odbicie w jej spojrzeniu, gdyż
rysy Maxa złagodniały.
– Kate... – wyszeptał cicho.
Wsunął dłoń w jasne włosy i lekko przyciągnął jej głowę ku sobie. Poczuła
na wargach pocałunek, początkowo lekki, a potem stopniowo pogłębiający się,
pełen żaru i pasji. Odpowiedziała równie mocno, tym razem jednak jej reakcja nie
wynikała jedynie z fizycznego pożądania, jakiego doświadczyła tamtej nocy w
Rzymie. Teraz kryło się za tym coś głębszego.
Max uniósł nieco głowę i spojrzał tęsknym wzrokiem w płonącą twarz Kate.
– Nie masz pojęcia, jak długo cię szukałem – wyznał, a potem zaczął
obsypywać czułymi pocałunkami jej szyję.
A na jak długo ci wystarczę, kiedy mnie już znalazłeś?
– pomyślała z nagłym lękiem. Kiedy odejdziesz do swoich spraw? Kiedy
mnie zostawisz?
Drżąc, otoczyła go ramionami. Trudno, z czasem go straci, ale przynajmniej
teraz ma go dla siebie.
Okazało się, że podświadomie zrobiła to, czego Max prawdopodobnie
potrzebował najbardziej, wtulił bowiem twarz w jej włosy i trwał tak bez ruchu w
jej objęciach. Kate miała głęboką nadzieję, że ten jej czuły gest przynajmniej w
jakimś stopniu leczy jego rany. Chyba rzeczywiście tak było, bo gdy po upływie
długiego czasu podniósł głowę, wydawał się już znacznie spokojniejszy.
– Teraz mogę ci pokazać te zdjęcia – powiedział.
Wstał, zapalił lampę, gdyż zdążyło się już zrobić niemal zupełnie ciemno i
podniósł Kate, której od długiego siedzenia na podłodze zupełnie ścierpły nogi.
Podsunął jej krzesło, a potem położył na stole pudełko ze zdjęciami. Przesunął
dłonią wzdłuż grzbietów wypchanych kopert i wyjął najgrubszą.
– To z tamtej nocy – wyjaśnił.
Najpierw pokazał jej zdjęcia z wyprawy z rebeliantami, a potem widok tego,
co zastał po powrocie. Zauważyła, jak drżą mu ręce, sama więc schowała fotografie
do koperty i sięgnęła po następną. Gwałtownie chwycił jej dłoń.
– Nie, tę zostaw.
– Dlaczego? – spytała z lekkim wyrzutem. Sądziła, że osiągnęli taki stopień
zbliżenia i zrozumienia, że nie powinien niczego przed nią ukrywać.
– W Bejrucie działy się straszne rzeczy. Tu są całe rodziny, dzieci... –
wyjaśnił z trudem. – Nie chcę, żebyś na to patrzyła. Czekaj, pokażę ci coś innego. –
Wyciągnął najcieńszą z kopert. – To jest... To był mój najlepszy przyjaciel, Karl.
Z całym szacunkiem sięgnęła po pierwsze zdjęcie, które przedstawiało
atrakcyjnego blondyna o przesympatycznym uśmiechu. Na następnych fotografiach
przyjaciele znajdowali się razem lub osobno, gdy pozowali sobie nawzajem. Jedna
ukazywała Maxa na tle jakiejś góry. Kate uniosła głowę, by spytać o jej nazwę, a
wtedy zauważyła łzy w jego oczach.
Maxwell Hunter opłakiwał zmarłego przyjaciela i ten widok spowodował, że
Kate zakochała się w nim bez pamięci.
Jednocześnie zdała sobie sprawę z tego, że pod żadnym pozorem nie wolno
jej tego ujawnić – nie ze względu na nią, ale na niego. Nie mogła go w żaden
sposób wiązać. Wykonane przez niego fotografie wskazywały dobitnie, że miała
przed sobą reportera obdarzonego niezwykłym talentem i wyjątkową wrażliwością.
Świat potrzebował jego zdjęć, niezależnie od tego, co twierdzili oportunistyczni
wydawcy gazet lub organizatorzy wystaw.
Musisz wrócić do poważnych reportaży, Max, pomyślała z determinacją. Nie
wolno ci się marnować w „World Eye”
i uganiać z aparatem za rozkapryszonymi gwiazdami. Sam jeszcze nie
zdajesz sobie z tego sprawy, ale ja pomogę ci to zrozumieć. Wiem, że przez to cię
stracę, ale nie mam wyjścia – kocham cię.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
– No, nareszcie – wymruczała z ulgą, wspinając się na palce i pstrykając
jedno zdjęcie za drugim.
Siedząca na kolanach filmowego partnera Fiona przybierała dość frywolne
pozy, co w zamierzeniu miało być tylko żartem na rzecz pozostałych uczestników
przyjęcia. Oczywiście Glen przedstawi to jako element gry wstępnej, opatrując
zdjęcia odpowiednim podpisem. Na fotografiach nie będzie widać, że wszystko
odbywało się publicznie i że para aktorów po prostu wygłupiała się dla zabawy.
Kate wolałaby dostarczyć lepszy materiał, ale na bezrybiu i rak ryba... Od
dziesięciu dni niezmordowanie śledzili Fionę, niestety, bez rezultatów. Na
szczęście jednak inne jej działania zaczęły przynosić pewne efekty.
Parokrotnie gościła u Maxa w domu, gdzie teraz już spokojnie przejrzeli
zdjęcia i wybrali te, które należałoby opublikować w „World Eye”. Spierali się
przy tym dość ostro, co jednak wydawało się sprawiać Maxowi przyjemność,
ponieważ Kate – w odróżnieniu od innych – upierała się przy zdjęciach
przekazujących prawdę o wojnie, nie zważając na to, czy były drastyczne, czy też
nie. Po prostu wybrała najlepsze.
W dodatku szarogęsiła się strasznie, niemal siłą zmuszając go do używania
ciemni i ponownej obróbki najciekawszych fotografii lub ich fragmentów.
Wiedziała, że słusznie postępuje, gdyż Max odżywał w oczach na myśl o
pokazaniu zdjęć szerokiej publiczności.
Rozumiała doskonale, że w ten sposób niszczy wszelkie szanse na swoje
prywatne szczęście, ale nie zamierzała cofnąć się z drogi, którą obrała. Również
dlatego wyrzekła się skierowania ich znajomości na bardziej intymne tory, choć nie
przyszło jej to łatwo. Pragnęła tego z całego serca, marzyła o tym na jawie i we
śnie, lecz z żelazną konsekwencją unikała przywiązywania Maxa do siebie.
Chciała, by nie czuł się w żaden sposób zobowiązany i by nie miał wyrzutów
sumienia, gdy będą musieli się rozstać.
Max taktownie nie naciskał, choć wyraźnie czekał na jej przyzwolenie.
Oczywiście zupełnie nie zdawał sobie sprawy z prawdziwego powodu, dla którego
zwlekała z decyzją oddania mu się – ciałem, duszą i sercem.
Teraz jednak nie myślała o tym, ponieważ musiała skupić się na tym, co
robi. Znajdowali się na przyjęciu charytatywnym, z którego dochód przeznaczono
na muzeum sztuk pięknych w Houston. Odtwórcy głównych ról we „Włoskiej
zemście” mieli stanowić główną atrakcję wieczoru, jednakże dziennikarzom
odmówiono wstępu. Kate była niepocieszona, zaś Max, swoim zwyczajem, potrafił
dojrzeć w tym szansę.
– Skąd to masz?! – wykrzyknęła ze zdumieniem na widok eleganckich
zaproszeń, które triumfalnie przyniósł do jej hotelu.
Na jego ustach pojawił się pełen zadowolenia uśmiech.
– Zostałem sponsorem sztuki – rzucił nonszalancko.
– Ale przecież należało zapłacić minimum tysiąc dolarów, żeby dostać
zaproszenie!
– Uważasz, że rozwój sztuki nie jest tego wart? – zdziwił się z obłudną miną.
Kate znała go już na tyle dobrze, że wiedziała, iż nie ma sensu się sprzeczać.
W rezultacie znalazła się na ekskluzywnym przyjęciu... i to z aparatem. Wyglądał
niemal jak dziecięca zabawka i z łatwością mieścił się w wieczorowej torebce, więc
bez problemów przemyciła go na salę bankietową.
Przez godzinę obserwowała dyskretnie, jak Fiona wychyla kolejne kieliszki
najlepszego szampana, co wprawia ją w coraz lepszy nastrój. Wreszcie doczekała
się tego, że rozochocona aktorka wylądowała na kolanach swego filmowego
partnera. Teraz Kate błyskawicznie robiła jedno zdjęcie za drugim, ukryta w
najciemniejszym kącie i dodatkowo zasłaniana przez stojącego przed nią Maxa.
– Do licha, skończył mi się film.
– To ładuj nowy, ja tymczasem będę miał na nich oko.
Pewnie, że będziesz miał, pomyślała z przekąsem, gdy zauważyła, że Max
przypatruje się tamtej scenie z wyjątkowym zainteresowaniem. Trudno się jednak
dziwić, skoro przyjmująca zmysłowe pozy Fiona eksponowała swoje wdzięki
niemal w całej okazałości. Rekordowo głęboki dekolt oraz odważne pęknięcia po
bokach sukni, odsłaniały prawie wszystko...
Mężczyźni pożerali ją wzrokiem, co gorsza, wyglądało na to, że Max
również.
Rozzłoszczona Kate szybko zmieniła film i ponownie ostrożnie wysunęła
obiektyw ponad ramieniem Maxa.
– Zaraz wyskoczy z tej kiecki – mruknęła z odrazą.
– Miejmy nadzieję – odparł Max, którego dopiero po dłuższej chwili
zastanowiło dziwne milczenie jego towarzyszki. – Chodzi mi o to, że wtedy twoje
honorarium za zdjęcia znacznie by wzrosło – wyjaśnił.
– Aha – odparła lodowato i do Maxa wreszcie dotarło, o co chodzi. Odwrócił
głowę w bok i zerknął na nią.
– Czy już ci mówiłem, że ślicznie wyglądasz w tej sukience?
– Nie!
Zaśmiał się cicho.
– Kate, ty jesteś piękna i elegancka, natomiast ona wulgarna. Jak myślisz, co
wolę?
Łypnęła na niego bez słowa i wróciła do swojej pracy, wykonując kolejną
serię zdjęć.
Aktor pochylił się do ucha partnerki i coś wyszeptał, na co Fiona
zachichotała i poprawiła rozchylony dekolt, po czym pocałowała Damiana w szyję
– prawdopodobnie w podziękowaniu za to, że zwrócił jej uwagę na stan garderoby.
Oczywiście w gazecie będzie to wyglądać zupełnie inaczej.
– Zmywamy się, na nic lepszego nie możemy już liczyć – zdecydowała Kate.
– Jak się pospieszymy z obróbką, to Glen dostanie materiał jeszcze tej nocy.
Wyślemy ekspresową pocztą kurierską, już sprawdziłam, gdzie mają całodobowe
biuro.
– No, to w końcu dopięłaś swego – stwierdził Max, gdy już siedzieli w jego
samochodzie.
– Niezupełnie – odparła, a gdy posłał jej pytające spojrzenie, wyjaśniła: –
Glen z pewnością przedstawi tę sytuację jako bardziej pikantną niż była w
rzeczywistości, ale nie zapominaj, że jest cała masa świadków na to, iż tak
naprawdę nic się nie stało. Te zdjęcia nie udowadniają, że Fiona zdradza męża, a
właśnie to jest naszym ostatecznym celem. Ale ja jeszcze postawię na swoim!
Następnego ranka Max znalazł ją w holu hotelowym, gdzie Kate czekała, aż
Fiona wyjdzie, aby jechać na plan filmowy. Prędzej czy później musiało to
nastąpić, gdyż zauważyła ze swojego okna, jak przed wejście podjeżdża znajoma
czarna limuzyna.
– Popatrz tylko na to! – Podał jej najnowszy numer „World Eye”.
– O, wydanie specjalne – ucieszyła się, zauważając wielki nagłówek i
podkreślone tytuły. – Widzę, że Glen nie marnował czasu – mruknęła, przeglądając
gazetę w całości poświęconą skandalicznemu związkowi Fiony Ferguson i
Damiana Carneya. Dużym kolorowym zdjęciom z poprzedniego wieczora
towarzyszyły nieco mniejsze fotografie z Capri, Rzymu oraz nowojorskiego
lotniska, wraz z precyzyjnym wyliczeniem dat, a nawet godzin spotkań.
– Czy mi się zdaje, czy... hm... anatomia Fiony została jeszcze bardziej
uwydatniona? – spytał Max, zerkając na stronę tytułową.
– Myślisz, że Glen przepuściłby taką okazję?
– Oburzające, doprawdy oburzające – skomentował z udawanym
zgorszeniem, po czym nagle stracił ochotę do żartów. – Niech to wszyscy diabli!
– Co się stało?
Wskazał w kierunku wejścia.
– Mamy towarzystwo.
Pod hotel podjechały dwie furgonetki, z których wysypała się cała ekipa
telewizyjna oraz kilku dziennikarzy z prasy.
– Musieli zobaczyć zdjęcia w „World Eye” – skomentowała spokojnie Kate.
– To było do przewidzenia. Nie zwracaj na nich uwagi, patrz na limuzynę –
poinstruowała.
Nowo przybyli runęli ławą do środka, by po chwili zasypać recepcjonistę
gradem pytań, a tymczasem czarny samochód ruszył i zniknął za rogiem.
– Teraz poczujesz na własnej skórze, co ta robota naprawdę oznacza –
oznajmiła, wstała z fotela i wskazała gestem, że Max ma iść za nią.
Powolnym krokiem udała się na zaplecze, starając się nie zwracać na siebie
niczyjej uwagi. Znała już doskonale rozkład hotelu, więc bez trudu odnalazła przy
wejściu do kuchni windę dla personelu. Zgodnie z jej przewidywaniami, po chwili
z windy wyłoniła się Fiona – w ciemnych okularach i kapeluszu z dużym rondem.
– No, do roboty! – Kate wcisnęła Maxowi do ręki swój aparat i popchnęła go
w stronę aktorki.
Zawahał się, po czym ruszył za Fioną, wyprzedził ją i zrobił w biegu parę
zdjęć, choć zasłaniała się rękami i coś do niego wściekle mówiła. Wskoczyła do
limuzyny i odjechała, zostawiając za sobą Maxa, który wyglądał, jakby dosłownie
wrósł w ziemię. Kate podeszła do niego z doskonale niewinną miną.
– W życiu nikt mi nie posłał takiej wiąchy! – wybuchnął z odrazą. – A
przecież nic takiego jej nie zrobiłem.
– Witaj w świecie paparazzi – skomentowała Kate.
Kiedy spotkali się następnym razem, Max miał przy sobie sprzęt, choć od
przyjazdu do Teksasu nie używał go, pozwalając, by wyłącznie Kate polowała na
Fionę.
Widocznie postanowił zemścić się na aktorce za tych parę miłych słów, które
od niej usłyszał – a właśnie o to Kate chodziło. Ryzykowała co prawda, że w końcu
to on zrobi lepsze zdjęcie i dostanie honorarium, ale była gotowa się z tym
pogodzić. Najważniejsze, żeby ponownie rozbudzić w Maksie pasję
fotografowania. I chyba jej się udało...
– Zaczynam rozumieć, że to twoje krycie się po krzakach i ta cała
konspiracja miały jednak swój sens – powiedział z rozdrażnieniem, gdy stanowczo
zawrócono ich z drogi, nie pozwalając dojechać w pobliże planu filmowego.
Zjechało się tak wielu dziennikarzy, że filmowcy zatrudnili dodatkowych
ochroniarzy, którzy bardzo skutecznie utrudniali niepożądanym osobom dostęp do
aktorów. Paru wybrańców, owszem, zostało akredytowanych, reszta zaś musiała
radzić sobie innymi sposobami.
– Wracajmy do hotelu – zaproponowała Kate, gdy Max z ponurą miną
zatrzymał samochód na poboczu i zaczął rozglądać się dookoła, rozważając
możliwości dotarcia na plan filmowy.
– Dlaczego? Fiona jest przecież tutaj.
Uśmiechnęła się. Nareszcie on zacznie się czegoś od niej uczyć.
– Widzisz, gdyby ona była moją żoną i gdybym chciała przypomnieć jej o
tym drobnym fakcie...
– ...to złożyłabyś jej niespodziewaną wizytę – dokończył Max i bez dalszej
dyskusji zawrócił do miasta.
Czatowali w holu już od dwóch godzin, gdy ich cierpliwość została
wynagrodzona. Do hotelu wszedł wysoki siwowłosy mężczyzna o władczym
spojrzeniu i wyraźnie gniewnym wyrazie twarzy, co zostało natychmiast
uwiecznione na filmie.
– Dobra jesteś – skomentował ze szczerym podziwem Max.
Chyba tylko cudem nie pękła z dumy. Ha, wreszcie musiał to przyznać!
Lepiej późno niż wcale...
Wkrótce potem zjawiła się również żona Damiana z dziećmi, co jeszcze
dodatkowo utrudniło sytuację – zarówno kochankom, jak i polującej na nich parze
reporterów. Właściwie nie zanosiło się na to, by w tych okolicznościach mogło się
wydarzyć cokolwiek zdrożnego. Niewierni partnerzy raczej nie zechcą aż tak
bardzo ryzykować.
– I co Glen powiedział? – spytał Max, gdy Kate odłożyła słuchawkę.
– Żeby czekać do piątku, do wielkiej gali u tej milionerki, jak jej tam... aha...
Cecylii Forbes. Jeśli i z tego nic nie wyjdzie, mam wracać.
To oznaczało, że spędzi w towarzystwie Maxa jeszcze dwa dni. Potem on
zostanie w swoim domu w Teksasie, ona zaś poleci z powrotem do Los Angeles.
Chyba że poprosi, by została z nim...
Nie minął nawet moment, gdy przekonała się, że to ostatnie życzenie było
czystą mrzonką.
– Nie ma sensu dalej włóczyć się za Fioną, skoro mąż jej pilnuje –
zawyrokował Max. – W takim razie spotkamy się w piątek. Mam parę spraw do
załatwienia, więc wykorzystam te dwa dni.
Kate już tak wyćwiczyła się w ukrywaniu swoich prawdziwych uczuć, że i
teraz nic po sobie nie pokazała, choć poczuła dojmujący ból. Max zaczynał zrywać
łączące ich więzy... Owszem, wiedziała przez cały czas, że w końcu go utraci, ale
teraz, gdy to miało stać się rzeczywistością, okazało się znacznie trudniejsze do
zniesienia, niż przypuszczała.
Mogłaby dać głowę, że pożegnalny pocałunek trwał krócej niż zazwyczaj.
Tak, nie mogła mieć żadnych wątpliwości.
To był początek końca.
Aby nie myśleć o Maksie, Kate rzuciła się w wir pracy.
Na piątkową galę zaproszono całą obsadę „Włoskiej zemsty”
oraz masę osobistości ze świata filmu, gdyż jednym z celów przyjęcia miała
być promocja filmu oraz spółki producenckiej Winthropa Perrine’a i jego żony. To
oznaczało, że jeśli Kate dobrze się postara, zdobędzie dla Glena zdjęcia wielu
słynnych osób, a dla siebie kapitał potrzebny na założenie własnego studia
portretowego. Również Jonathan otrzyma od niej więcej, niż to Wcześniej
planowała.
Cały następny dzień spędziła na obserwowaniu posesji Cecylii Forbes. Nie
ulegało wątpliwości, że ochrona będzie stała głównie w bramie, przepuszczając
limuzyny z gośćmi, a zatrzymując dziennikarzy i fotoreporterów. Zdjęcia da się
robić tylko przez pręty ogrodzenia. To oznaczało, że wszyscy dostarczą swoim
gazetom takie same ujęcia znanych osobistości wysiadających z samochodów i
wchodzących po schodach do luksusowego pałacyku. Nic szczególnego.
Kate postanowiła zdobyć coś ekstra. Starając się nie wzbudzać podejrzeń,
obeszła teren posiadłości, otoczonej wysokim metalowym ogrodzeniem. Jednakże
z tyłu znajdował się zamiast niego wyjątkowo gęsty żywopłot z jakichś kolczastych
krzewów, równie skutecznie uniemożliwiający dostęp do środka. Kate jednak nie
byłaby sobą, gdyby nie odnalazła miejsca, gdzie krzewy rosły nieco rzadziej.
Zacisnęła zęby i z największą ostrożnością przecisnęła się bokiem pomiędzy
drapiącymi gałęźmi.
Znalazła się w słynnym różanym ogrodzie Cecylii Forbes i to jej podsunęło
pewną myśl. Istniała duża szansa, że Fiona nie oprze się pokusie i wyciągnie
Damiana na schadzkę, choćby tylko dlatego, by w jakiś sposób zemścić się na
mężu za to, że przyjechał ją pilnować. Gęste różane zarośla nadawały się do tego
celu idealnie.
Kate wycofała się i wróciła pod bramę. Przed wejściem do pałacyku
zauważyła dwa samochody dostawcze, z których wynoszono ogromne pudła z
zastawą. Na wszelki wypadek zapamiętała wypisaną na samochodach nazwę oraz
telefon firmy, choć nie sądziła, by ta informacja miała okazać się przydatna. Nigdy
jednak nie szkodziło się zabezpieczyć.
W piątek rano zaczęło padać i jej plan legł w gruzach.
Nawet jeśli do wieczora się rozpogodzi, nikt przy zdrowych zmysłach nie
będzie wychodził do ogrodu i spacerował po błocie. To oznaczało, że Kate musi
uzyskać wstęp do budynku.
Zatelefonowała do firmy, która obsługiwała przyjęcie u Forbesów i udając
potencjalną klientkę, umówiła się na rozmowę jeszcze tego popołudnia. Ponieważ
doskonale wiedziała, że połowa sukcesu zależy od wywarcia dobrego wrażenia,
przygotowała się starannie. Nie posiadała zbyt wielu ubrań, ale dzięki temu, że
kupowała wyłącznie czarne rzeczy z bardzo dobrych materiałów, zawsze miała co
na siebie włożyć – niezależnie od sytuacji.
Wystarczyło narzucić na bluzkę dobrze skrojony żakiet, spiąć włosy
elegancką klamrą, wpiąć w uszy złote kolczyki, a szyję ozdobić wisiorkiem, by
natychmiast przedzierzgnąć się w osobę, którą każda firma starannie obsłuży i
której udzieli wyczerpujących odpowiedzi. A jej zależało na pewnej drobnej, lecz
szalenie istotnej informacji.
O czwartej po południu była już z powrotem w hotelu.
Dowiedziała się, że pracownicy firmy występują w klasycznych strojach:
biała góra i czarny dół. Kupiła więc bluzkę dla siebie i koszulę dla Maxa, jak
również kalkę i niebieski flamaster do tkanin. W pokoju starannie przerysowała na
kieszonki logo firmy, które skopiowała z otrzymanej broszury.
Bomba, mucha nie siada.
Akurat gdy skończyła przygotowywać się do wyjścia, rozległo się pukanie
do drzwi.
– Max! – wykrzyknęła ze zdumieniem. – Co ty masz na sobie?
– Frak – wyjaśnił spokojnie, obracając się dookoła, by mogła ocenić jego
wygląd. – I co? Dobrze leży?
Fantastycznie, pomyślała, ogarniając go tęsknym spojrzeniem.
– Całkiem nieźle – powiedziała z rezerwą. – Tylko widzisz, my nie idziemy
na przyjęcie.
– Nie?
– Nie. Prasa zostanie za bramą, a na taką łaskę to ja gwiżdżę. Wejdziemy
jako pracownicy firmy, która obsługuje przyjęcie. Tam leży koszula dla ciebie. –
Wskazała na komodę. – Nie wiem tylko, czy dobrze dobrałam rozmiar.
Podszedł i zerknął na metkę przy kołnierzyku.
– Dobrze – oznajmił, po czym leniwym gestem sięgnął do kieszeni. – Szkoda
tylko, że niepotrzebnie się trudziłaś.
Mamy oficjalne zaproszenie.
Z niedowierzaniem spojrzała na kartonik, który jej podał:
„Pan Maxwell Hunter wraz z osobą towarzyszącą”.
– Nie mogłem ryzykować, że Fiona zobaczy twoje nazwisko – wyjaśnił.
– Bardzo sprytne – odparła sucho.
Czyli cała praca ostatnich dwóch dni miała pójść na marne. Max znowu
okazał się bardziej pomysłowy i skuteczny.
Poczuła, że najzwyczajniej w świecie ma tego dość. Najwyższy czas, żeby
na sam koniec pokazać mu, że ona też coś potrafi. Przynajmniej tyle będzie z tego
miała, że nie pozostanie w jego pamięci jako ostatnia niedorajda.
– Ile cię to kosztowało? – spytała wprost.
– O to niech cię głowa nie boli. – Podszedł do szafy i wyjął małą czarną,
którą miała przed paroma dniami na imprezie charytatywnej. – Czy wystarczy ci
dziesięć minut na przebranie się?
Zdecydowanym gestem wzięła od niego sukienkę i schowała z powrotem do
szafy.
– Wybacz, ale mój sposób wydaje mi się lepszy. Ludzie z obsługi mają
większą swobodę poruszania się po budynku niż goście.
– Teoretycznie tak, ale przy odrobinie pomysłowości da się temu zaradzić –
przekonywał. – Naprawdę nie rozumiem, dlaczego znowu chcesz się kryć po
kątach, skoro możesz wejść tam normalnie. Po co utrudniać sobie życie?
Delikatnie dotknęła jego ramienia, starając się złagodzić wymowę tego, co
musiała powiedzieć.
– Max, zanim cię spotkałam, musiałam sobie radzić bez tych wszystkich
ułatwień, jakie dają pieniądze. Wypracowałam własne, znacznie tańsze metody, ale
końcowy efekt wcale nie jest gorszy, zapewniam cię.
Przyglądał jej się przez moment w milczeniu.
– Dobra, jak sobie życzysz. – Wzruszył obojętnie ramionami. – W takim
razie każde z nas działa na własną rękę.
Zobaczymy, kto zrobi lepsze zdjęcie.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Nie miała większych problemów z dostaniem się na teren rezydencji i to
właśnie dzięki deszczowi, który początkowo pomieszał jej szyki. Ponieważ nie
dawało się przewidzieć, kiedy przestanie padać, pani Forbes wyraźnie zwlekała do
ostatniej chwili z podjęciem decyzji, czy część przyjęcia odbędzie się na tarasie,
jak to wcześniej planowano, czy też trzeba będzie ograniczyć się tylko do wnętrza
budynku.
Kate przybyła niedługo po tym, jak wybrano drugą opcję i pogoniono
wszystkich ostro do roboty. Wiedziała, że ludzie zajęci pracą nie mają czasu ani
cierpliwości zwracać uwagi na nic innego, więc nie zdziwiło jej, że jeden rzut oka
na znajome logo na śnieżnobiałej bluzce wystarczył, żeby wpuszczono ją do
środka, wskazano pospiesznie, co ma robić i przestano się nią przejmować.
Przez jakiś czas pokręciła się przykładnie, dźwigając różne rzeczy, a gdy
spostrzegła, że już wszyscy przywykli do tego widoku, przyniosła z
zaparkowanego przy tylnym wejściu samochodu niewinnie wyglądający karton, w
którym ukryła aparat. Nie mogła zrobić tego wcześniej, gdyż wiedziała, że na
samym początku ochrona sprawdzi, czy Kate nie wnosi ze sobą nic podejrzanego.
Miała już upatrzony idealny punkt obserwacyjny – przylegającą do
głównego holu praktycznie nie używaną tylną klatkę schodową, bardzo stromą i
krętą. Wystarczyło wejść na pewną wysokość, by trafić na miejsce, z którego
idealnie było widać wejście, samemu pozostając właściwie zupełnie
niewidocznym. Ktoś z dołu musiałby się specjalnie przyglądać, by dostrzec
ukrytego obserwatora.
W dodatku schody prowadziły na biegnący wzdłuż budynku korytarz, na
którego końcu znajdowało się okno wychodzące akurat na ogród różany, co
stwarzało kolejne możliwości. Super.
Fiona przybyła bardzo późno, a do tej pory Kate zdążyła już zużyć trzy rolki
filmu na różne osobistości i zaczęła się denerwować, czy główna zdobycz w ogóle
się pojawi. Nie było też Maxa, co również budziło jej niepokój. Czyżby wiedział,
że aktorka nie zamierza się w ogóle pokazać?
Na szczęście pojawiła się, wdzięcznie wsparta na ramieniu Winthropa, zaś
niemal jednocześnie z nimi przybyli Carneyowie. Obie pary przywitały się tak,
jakby łączyła ich wieloletnia głęboka przyjaźń, przy czym świętoszkowate miny
Fiony i Damiana miały przekonać całe otoczenie, że ci dwoje stanowią uosobienie
wszelkich cnót, oczywiście z cnotą wierności małżeńskiej na czele.
Kate zdążyła zrobić im serię zdjęć, ponieważ wieść o przybyciu obu par
zelektryzowała gości, z których część wyszła do holu, by powitać gwiazdy
wieczoru, a przede wszystkim, by móc od samego początku z niezdrową
ciekawością obserwować rozwój sytuacji.
W sam środek tego zamieszania trafił Max. Spostrzegła go natychmiast, gdy
tylko się pojawił i właściwie była zdumiona, że wszystkie głowy nie odwróciły się
w jego stronę.
Wyglądał rewelacyjnie, ten cały Damian mógł mu najwyżej buty czyścić!
Gdyby nie duma, towarzyszyłaby teraz temu wspaniałemu mężczyźnie, trzymając
go pod rękę i udając wielką damę, zamiast kryć się w półmroku schodów w stroju
kelnerki.
Max przedstawił się państwu Forbes, a jego powszechnie znane nazwisko
oczywiście natychmiast zjednało mu ich sympatię. Następnie z ukłonem wskazał
na przyniesiony ze sobą elegancki czarny neseser, wyraźnie zadając jakieś pytanie.
Milionerzy, cali w uśmiechach, pokiwali głowami, zaś Max wyjął aparat i zrobił im
upozowane zdjęcie z gwiazdami „Włoskiej zemsty”.
Kate z dezaprobatą pokręciła głową. Sprytne, ale nie do końca. Co prawda,
teraz już nikt nie mógł się go czepiać za noszenie przy sobie aparatu, jednak z
drugiej strony, w obecności reportera Fiona i Damian staną się jeszcze ostrożniejsi.
Niedobrze.
Max ruszył w kierunku salonu, zamieniając po drodze parę słów z tym i
owym i rozglądając się dyskretnie dookoła. Kate odgadła, że to właśnie jej szukał.
W końcu zauważył kręte schody i natychmiast powiódł wzrokiem ku górze, gdzie
dostrzegł schowaną w głębokim zakątku postać. Leciutko skinął głową, po czym
wmieszał się w tłum gości i zniknął jej z oczu.
Ponieważ pianista akurat przestał grać, a przez to skutecznie zagłuszać
odgłos robionych zdjęć, Kate podniosła się i weszła ha górę, by na wszelki
wypadek zerknąć przez okno na ogród. Rozpogodziło się, powietrze stało się
przyjemnie rześkie, więc grupki gości zaczęły wychodzić na taras. Może Fiona i
Damian również zapragną podelektować się urokami różanego ogrodu, tonącego w
ciemnościach?
– Dobrze się bawisz na tych schodach? – rozległ się znajomy głos.
– Nie narzekam. Zobacz, jaki mam fajny widok – wskazała, zaś Max wyjrzał
przez okno i z uznaniem pokiwał głową. – A ty jak?
– Świetne przyjęcie – oznajmił, podając jej szklaneczkę z jakimś napojem. –
Przede wszystkim mają tu wyjątkowo dobrą obsługę – dodał z niewinną miną.
– Bardzo śmieszne – skomentowała z lekkim przekąsem, ale miło jej było, że
pomyślał o tym, by przynieść jej coś do picia.
Po chwili odstawiła pustą szklankę na podręczny stolik i skinęła na Maxa.
Wrócili na jej punkt obserwacyjny i przysiedli na stopniu.
– Nic już chyba stąd nie wypatrzę, wszyscy wynieśli się gdzieś indziej –
zauważyła po dłuższej chwili. – Pójdę pokręcić się na dole. – Zaczęła się podnosić,
gdy poczuła lekki dotyk jego dłoni na swoim ramieniu.
– Zostań – powiedział tylko, a ona natychmiast zrozumiała, że jej silna wola
ulatnia się gdzieś bez śladu.
Została.
– Kate, nie rozmawialiśmy jeszcze o tym, co będzie po twoim powrocie do
Los Angeles.
Proszę, nie teraz, pomyślała błagalnie. Jeszcze nie teraz.
Oczywiście wyraz jej twarzy nie zmienił się ani na jotę.
– Dam Glenowi zdjęcia, a jak mi nie zechce zapłacić...
– Nie mówię o nim, mówię o nas – przerwał.
– Nie ma żadnych „nas”.
– Wiesz, że to nieprawda.
Och, czy on musi być taki honorowy? Najwyraźniej ubzdurał sobie, że po
tym, jak się naprawdę zaprzyjaźnili, musi załatwić sprawę rozstania w miarę
elegancko, a nie kłamać jej w żywe oczy, że zadzwoni. Już chyba naprawdę
wolałaby, żeby naskładał obietnic, których nie zamierzał dotrzymać, niż
rozpoczynał tę bolesną rozmowę. Nie, nie zamierzała roztrząsać tego tematu. Nie, i
już!
– A jakie ty masz plany? – spytała szybko. – Nadal będziesz urządzał dom,
czy też raczej wrócisz do dawnego zajęcia?
– Nie sądzę, by to drugie...
– Max, na razie wciąż jesteś zły za odmowę publikacji, ale to z czasem
przejdzie, uwierz mi. Tylko ci się wydaje, że nie chcesz się nadal tym zajmować.
– Miałem rok na zastanawianie się – przypomniał. – Kate, jestem zmęczony
ciągłym podróżowaniem i nie chcę już więcej oglądać ludzkich tragedii i narażać
własnego życia.
To definitywnie należy do przeszłości. Widzisz, mam inne plany. Otóż
rozmawiałem z kilkoma znajomymi, im też się zdarzyło, że ich materiał został
ocenzurowany. Uważam, że tak dalej być nie może, wymyśliłem więc...
Nie dowiedziała się jednak, co wymyślił, gdyż przerwały mu okrzyki i piski
przerażenia. Goście w panice wycofywali się do holu, naciskani ze wszystkich
stron przez mężczyzn w strojach obsługi, lecz z kominiarkami na twarzach. Kate
wykazała się błyskawicznym refleksem i robiła zdjęcie za zdjęciem, korzystając z
hałasu, który zagłuszał wszystkie inne odgłosy.
– Cisza! Każdy ma wrzucić do tego worka wszystkie błyskotki i papierki,
jakie ma przy sobie, zrozumiano? Jak nie będziecie próbować żadnych sztuczek, to
nikomu nic się nie stanie.
Kate już chciała zaryzykować zrobienie następnych zdjęć, gdy poczuła
szarpnięcie za ramię. Pytająco spojrzała na Maxa, który gestem głowy nakazał jej
wycofać się na górę.
Z determinacją odwróciła się od niego i znów spojrzała przez celownik.
Miała przepuścić taką okazję?
Zanim się zorientowała, zakrył jej usta dłonią, drugą ręką chwycił ją wpół i
wniósł po schodach, stąpając niczym kot i nie czyniąc najmniejszego hałasu. Puścił
ją dopiero przy oknie na końcu korytarza.
– Schodzę – oznajmił, otwierając okno. – A ty za mną.
Popatrzyła na niego, jakby postradał zmysły. Połamie sobie nogi, idiota!
Max schował aparat pod frak, by nie krępować sobie ruchów, zwinnie
przesadził parapet i dopiero wtedy Kate zorientowała się, że pod samym oknem
znajdował się szeroki gzyms, po którym można było dość swobodnie przejść na
opadający skosem dach tarasu. Max to zrobił, a potem ostrożnie spuścił się na
rękach na ziemię, do której stamtąd nie było już tak daleko. Musiał spostrzec tę
możliwość, gdy przed kilkunastoma minutami wyjrzał przez okno. Był
nieprawdopodobny, jej nigdy nie przyszłoby to do głowy!
Starając się nie myśleć o tym, co się stanie, jeśli się potknie lub poślizgnie,
dokładnie powtórzyła czynności Maxa. Gdy puściła krawędź dachu tarasu, wpadła
wprost w jego wyciągnięte ramiona.
– Musimy zawiadomić policję – wyszeptał jej do ucha.
– Tędy!
– Ty idź, ja sfotografuję ich ucieczkę. Trzymali się bliżej głównego wejścia,
a nie z tyłu, więc tam mają samochód.
– Przede wszystkim mają broń!
– Wiem.
Max przytrzymał ją.
– Nie warto narażać życia dla zdjęć, naprawdę.
– I kto to mówi? Zresztą, nawet mnie nie zauważą, nie martw się.
– W takim razie idę z tobą – zdecydował tonem, który znała aż za dobrze.
Wskazywał on, że dalsza dyskusja nie ma sensu, gdyż Max podjął już decyzję.
– Dobra. Za mną!
Schyleni, przemknęli wśród ozdobnych krzewów. Kate poprowadziła ich
przez ogród różany, co wydłużało drogę, lecz zapewniało im ochronę przed
wzrokiem ewentualnych obserwatorów.
Nagle dobiegł ich cichy śmiech. Max błyskawicznie złapał Kate i zatrzymał
ją na miejscu.
– Ktoś wyszedł na spacer i nie ma pojęcia, co się dzieje – wyszeptała mu do
ucha. – Musimy ich ostrzec, żeby nie wracali do środka.
Pokręcił przecząco głową i wskazał palcem. Miedziane włosy Fiony lśniły w
blasku księżyca. Para aktorów powoli zbliżała się alejką. Para reporterów idealnie
zsynchronizowanym gestem podniosła aparaty.
– Co tak cicho? – zainteresowała się Fiona. – Czy wszyscy już sobie poszli?
– Niech idą w diabły – mruknął Damian, przyciągając ją do siebie. –
Najważniejsze, że jesteśmy sami.
Fiona dosłownie zawisła na nim, całując go w usta i w tym momencie Kate
nacisnęła spust migawki.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
– Policja chyba cię ozłoci. – Max podniósł jeden z negatywów i obejrzał go
pod światło lampy.
– Glen, mam nadzieję, również – odparła, ostrożnie wywołując odbitki.
Pracowali w ciemni, którą Kate uprzednio wynajęła na całą noc.
Przynajmniej raz pomyślała o czymś wcześniej niż Max. Miała ogromną
satysfakcję, gdy mogła go poinformować, że nie muszą jechać aż do niego, żeby
wywołać filmy.
Gdy aż gwizdnął z podziwu, nie mogła się powstrzymać od zerknięcia mu
przez ramię. Ciekawe, co go tak poruszyło.
– Ostrość jak złoto. Założę się, że przy powiększeniu odczytamy numer
rejestracyjny.
Po sfotografowaniu pary kochanków pobiegli ku bramie i Kate jeszcze
zdążyła zrobić zdjęcie odjeżdżającego z piskiem opon mercedesa. Dziw, że udało
jej się wykonać je porządnie, gdyż ręce jej się trzęsły ze zdenerwowania i
podekscytowania.
– I tak pewnie jest skradziony – skomentowała i wróciła do swojego zajęcia.
Chwilę później włożyła swój główny łup do kuwety z utrwalaczem.
– Moje gratulacje. – Max objął ją ramieniem i oboje spojrzeli na zdjęcie.
Tożsamość obu osób nie budziła najmniejszych wątpliwości, a doskonale
widoczna słynna bransoletka dodatkowo podkreślała wiarygodność fotografii. Kate
patrzyła na swoje dzieło i czekała, aż ogarnie ją uczucie głębokiej satysfakcji.
Nic podobnego nie nastąpiło. Czuła się dziwnie wypalona.
Ale czemu, przecież zemsta jest podobno słodka?
– Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że to zdjęcie wywrze silniejszy wpływ na
życie wielu ludzi niż jakiekolwiek z moich? – zagadnął w zamyśleniu Max.
– Nonsens.
– Już ci kiedyś powiedziałem, że ja zawsze wiem, co mówię. Czy
pomyślałaś, co się stanie po publikacji?
– Winthrop zobaczy, kogo poślubił – odparła, wyobrażając sobie scenę, jaka
niechybnie nastąpi między małżonkami.
– Założę się, że akurat co do tego faktu to on nie ma żadnych złudzeń –
zawyrokował z całkowitym przekonaniem Max. – Naiwniak nie zostaje szefem
ogromnej korporacji. Perrine wiedział, z kim się żeni, wziął Fionę z
dobrodziejstwem inwentarza. Kiedy jednak wywołasz skandal, zmusisz go do
wystąpienia o rozwód. Nie będzie miał innego wyjścia, jeśli zechce zachować
twarz. Nie sądzę, by był ci wdzięczny za rozsławienie go w roli rogacza.
Żachnęła się.
– Wybacz, ale nie ponoszę winy za to, że żona go zdradza.
– Ale planujesz to publicznie rozgłosić. – Puścił ją i przyjrzał jej się uważnie.
– A może chcesz rozwieść Fionę, żeby dać Jonathanowi drugą szansę?
– Nigdy w życiu! – zdenerwowała się, lecz nie miała czasu na dalszą
dyskusję, gdyż musiała wyjmować kolejne odbitki z wywoływacza.
Przez głowę przemknęła jej straszliwa wizja – Fiona, załamana po
zmarnowaniu wszelkich szans na karierę i Jonathan, który wybacza ukochanej
zdradę i jedzie ją pocieszyć...
Zgiń, przepadnij, maro nieczysta!
– O, czekaj, jest i moje. – Max przełożył do utrwalacza swoje zdjęcie z
ogrodu. – Gdzie ten Carney pcha te łapy?
– spytał z lekką dezaprobatą.
Kate do tej pory nie myślała o konsekwencjach, jakie wynikną dla Damiana,
dopiero teraz przypomniała sobie o jego żonie i dzieciach. Nagle zrobiło jej się żal
obojga oszukiwanych małżonków i poczuła wyrzuty sumienia. I choć tłumaczyła
sobie, że w tym wszystkim nie ma jej winy, pozostał jej jakiś niesmak.
A przecież powinna triumfować! Co się z nią działo?
– Glen powinien nas całować po piętach – oznajmił z przekonaniem Max. –
Nakład wzrośnie chyba trzykrotnie.
Uratowaliśmy go.
– Duża w tym twoja zasługa. Gdybyś nie namówił tego dusigrosza do
pokrywania naszych kosztów, to pewnie zobaczyłby figę z makiem.
Nie odpowiedział, a Kate szóstym zmysłem wyczuła, że coś jest nie tak.
Spojrzała na niego. Max zajmował się swoimi negatywami z taką pieczołowitością,
jakby były co najmniej ze złota. Podeszła, lecz nie podniósł na nią wzroku. Ani
chybi coś przed nią ukrywał.
Chwileczkę, co on powiedział? Że uratowali Glena?
– Czy on ma problemy finansowe? Długi?
– Zdziwiona? – odparł pytaniem na pytanie.
– To teraz już rozumiem, czemu tak trząsł się nad każdym wydatkiem –
mruknęła w zamyśleniu. – Chociaż ostatnio ta jego hojność... – Zamilkła, gdyż
pewna myśl uderzyła ją jak obuchem.
Max znieruchomiał w pół gestu i to ją przekonało o słuszności jej podejrzeń.
– To nie on, to ty! To wszystko za twoje pieniądze, prawda?
Przez chwilę wyglądał tak, jakby zamierzał zaprzeczyć, lecz w końcu
wzruszył ramionami.
– Po prostu dokonałem inwestycji i mam nadzieję, że mi się zwróci.
Oniemiała. Czyli to Max zapłacił za apartament w Rzymie, to Max kupił jej
zdjęcia, to Max zafundował jej obecny pobyt w Teksasie... Złapała się za głowę.
– Pożyczyłeś mu w ciemno tyle forsy?
– Gorzej – westchnął. – Kupiłem połowę udziałów „World Eye”. Jestem
współwłaścicielem i współwydawcą.
Chyba mniej by ją zaskoczył, gdyby oznajmił, że żeni się z Fioną!
– Kupiłeś brukowiec? – jęknęła. – Po co?
– Żeby od tej pory publikować to, co ja uznam za stosowne. Nikt więcej nie
będzie cenzurować ani mnie, ani moich znajomych – powiedział twardo.
To zaczynało mieć sens. Kate powoli zaczynała wychodzić z szoku i oswajać
się z nową sytuacją.
– Wróćmy jednak do kwestii Fiony. – Max zaznaczył na negatywie jakąś
odbitkę i włożył papier do powiększalnika.
– Rozmawialiśmy o konieczności rozważenia konsekwencji przed publikacją
materiału, byliśmy przy Winthropie – przypomniał. – On nie tylko się rozwiedzie,
ale rozwiąże ich spółkę producencką i nie da już nic na żaden film.
A wtedy Fiona wyląduje na bruku i dobrze jej tak. Ale wielu innych ludzi
również, dodał jakiś głos w jej głowie.
„Włoska zemsta” nie zostanie dokończona, na czym stracą dziesiątki – jeśli
nie więcej – osób, które w niczym jej nie zawiniły.
– Pomyśl też o tym, że wizerunek jego firmy może ucierpieć, gdy szef będzie
uwikłany w publiczny skandal i głośny rozwód. Wcale się nie zdziwię, gdy
notowania korporacji Xavier spadną na giełdzie – ciągnął Max, wykonując
powiększenie i odkładając negatyw na stół.
– Przesadzasz – wymamrotała bez przekonania.
Znów poczuła wyrzuty sumienia, tym razem bardziej dotkliwe. Wcale jej się
nie podobało branie na siebie odpowiedzialności za los tylu osób. Co miała zrobić
w tej sytuacji?
– Z drugiej strony uratujesz „World Eye”, pracowników redakcji, a przede
wszystkim obu wydawców – dodał, najwyraźniej zupełnie nieświadom jej
wewnętrznej rozterki.
– Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że kupiłeś udziały w gazecie? –
jęknęła z wyrzutem.
Stanął przed nią i położył dłonie na jej ramionach.
– Od chwili, gdy sama dosłownie wpadłaś mi w ręce, wiedziałem, czego
chcę. Ciebie. Nie zamierzałem więc cię płoszyć, mówiąc, że jestem twoim szefem.
– Już się tak nie chwal, tylko półszefem – skorygowała.
Roześmiał się i przyciągnął ją do siebie. Poczuła mocne bicie jego serca.
Nie, żadne takie. Nie mogła sobie pozwolić na romans z Maxem. Odsunęła
się.
– Lepiej zrobię odbitki dla policji – wyjaśniła.
– Kate...
Jeszcze nigdy nie mówił do niej takim tonem. Jeszcze nigdy nie patrzył na
nią takim wzrokiem.
On chce powiedzieć, że mnie kocha! Nie, to niemożliwe, by kochał mnie tak
bardzo, jak ja jego. Sam przecież przed chwilą powiedział, że mnie pragnie, a
pożądanie to nie to samo co miłość. Odwróciła się plecami i zaczęła nerwowo
porządkować negatywy.
– Kate...
– Muszę się pospieszyć, jeśli mam zdążyć na poranny lot do Los Angeles.
– Kate...
– Wybacz, ale naprawdę trzeba skończyć...
– Kate, ja cię kocham.
Zamarła. Łagodnie obrócił ją z powrotem ku sobie i uśmiechnął się leciutko.
– Kocham cię od tej nocy w Rzymie, gdy mnie pocałowałaś – wyznał i
pochylił głowę.
Odwróciła twarz i kurczowo zacisnęła palce na jego rozpiętej koszuli,
starając się nie rozpłakać. Ponieważ ona nigdy niczego nie robiła połowicznie, to
kiedy już zaczynała płakać, przybierało to rozmiar średniej wielkości burzy.
– O co chodzi? – W jego głosie zabrzmiał nie skrywany niepokój. –
Myślałem... Myślałem, że ty też mnie kochasz.
– No pewnie! – wykrzyknęła przez łzy, których jednak nie udało jej się
powstrzymać. – Ale nie chcę!
Rozszlochała się rozpaczliwie, zaś Max przytulił ją do siebie i uspokajająco
gładził jej wstrząsane łkaniem plecy.
Trwało to dosyć długo.
– Dlaczego nie chcesz mnie kochać? – spytał łagodnie, gdy burza łez zaczęła
się uspokajać.
– Bo nie chcę cierpieć – odparła, a kiedy wypowiedziała to na głos...
rozpadało się znowu.
Max tym razem nie czekał na rozpogodzenie.
– Przecież ja cię nigdy nie skrzywdzę – zapewnił z mocą.
– A właśnie, że tak! Znudzi ci się siedzenie na miejscu i znowu wyjedziesz
na wojnę.
– Nie. Żadnych wojen. Nigdy więcej – odparł z całą stanowczością i Kate
uwierzyła mu.
Uwierzyła mu na jeden krótki moment i przez ten jeden moment była
szczęśliwa. Potem jednak przypomniała sobie, że Max wytrzymał w swoim
pięknym domu tylko dopóty, dopóki miał tam robotę, kiedy zaś wreszcie skończył
go odnawiać, to poleciał do Los Angeles, a potem na Capri i do Rzymu. Jakim
cudem miałby więc wytrwać w jednym miejscu przez całe życie, skoro nie potrafił
spokojnie usiedzieć przez miesiąc?
Niewykluczone, że kiedy zwiąże się już bardziej z nią i z gazetą, będzie miał
wyrzuty sumienia i nie zdecyduje się na powrót do swojej dawnej pracy. Ale to nie
przyniesie mu szczęścia. Będzie tęsknił. Będzie cierpiał. Będzie się dusił.
Ale teraz tego nie rozumie i sam się dobrowolnie pcha w tę pułapkę.
Kate nagle zrozumiała z całą oczywistością, co musi zrobić. Kręciła powróz
na własną szyję, ale jednocześnie ratowała Maxa. Być może kiedyś jej za to
podziękuje.
Heroicznym wysiłkiem zdobyła się na słaby uśmiech i otarła oczy.
– Już mi lepiej, dzięki.
– Kate, chcę, żebyś...
Ujęła go za ręce.
– Porozmawiamy później, dobrze? Na razie musimy uporać się z tą robotą,
potem przyjdzie czas na wszystko inne – przekonywała. – A, właśnie. Czy mógłbyś
zarezerwować mi bilet na samolot? – spytała niewinnym tonem, grając swoją rolę
nie gorzej, niż zrobiłaby to Fiona.
Zmierzył ją nieco podejrzliwym spojrzeniem, lecz Kate wspięła się na palce i
cmoknęła go w policzek, co go uspokoiło. Skinął głową i wyszedł z ciemni, żeby
zatelefonować.
Szybko, zanim on zdąży wrócić albo zanim ona zdąży zmienić zdanie, wlała
do kuwety kilka butelek chemikaliów, tworząc niemal mieszankę wybuchową.
Wrzuciła w to wszystkie kompromitujące zdjęcia Fiony i Damiana, a następnie w
pośpiechu wycięła odpowiednie klatki z negatywów i zrobiła z nimi to samo.
Musiała bardzo uważać, żeby przez pomyłkę nie zniszczyć również tego, co przyda
się policji.
Max wrócił, kiedy już kończyła. Skoczył ku niej i chwycił ją mocno za rękę.
Zabolało.
– Co robisz?! – krzyknął.
– Nie chcę publikacji zdjęć Fiony.
Wystarczył mu jeden rzut oka na zawartość kuwety.
– Zniszczyłaś moje negatywy – powiedział lodowatym głosem.
– Tak.
Chwila ciszy.
– Nie miałaś prawa.
Odwróciła wzrok, gdyż spojrzenie mu teraz w oczy okazało się ponad jej
siły.
– Wiem. Wybrałam jednak tylko zdjęcia z ogrodu. Nie chcę brać na siebie
odpowiedzialności za rujnowanie życia tylu niewinnym ludziom.
Max walnął pięścią w stół.
– Ocenzurowałaś mnie!
– Wiem – odparła głucho. – I wiem, że musisz mnie za to nienawidzić –
dodała.
Straciła ukochanego mężczyznę, straciła pracę, straciła szansę na
honorarium, na założenie wymarzonego studia portretowego, na zadośćuczynienie
bratu. Mimo tego nie czuła zupełnie nic, była jak sparaliżowana. Wiedziała, że
rozpacz przyjdzie potem. Na razie ogarnęła ją totalna apatia. Nic już nie miało
sensu – z wyjątkiem tego, że ocaliła przyszłość Maxa.
Ponieważ zainwestował duże pieniądze w zadłużoną gazetę, która z braku
rewelacyjnego materiału nie nadrobi strat, będzie musiał wrócić do poprzedniego
zajęcia, żeby zarobić.
A wtedy świat znowu ujrzy zdjęcia Maxwella Huntera. I może któregoś dnia
tenże świat doceni jej poświęcenie – nad wyraz słaba pociecha, ale jedyna.
– Domyślam się, że nie chcesz mnie więcej widzieć. Rozumiem to. Życzę ci
jak najlepiej – wygłosiła niczym automat i ruszyła do drzwi.
– Hej, a ty dokąd?! – zawołał Max, błyskawicznie zastępując jej drogę.
– Do hotelu. Wybacz, ale to ty załatwisz wszystko z Glenem i policją.
– Tchórz – skomentował.
– Wiem. Czy mogę wyjść?
– Nie.
Zmusiła się do tego, by podnieść na niego wzrok. Spodziewała się ujrzeć na
jego twarzy nienawiść i pogardę, a tymczasem...
On się śmiał!
– Kate, ty przedziwne stworzenie, nie chcesz rujnować życia Fionie, a z
całym spokojem krzywdzisz samą siebie, mnie, Glena i całą redakcję „World Eye”.
– Z niedowierzaniem pokręcił głową, po czym przygarnął ją mocno do siebie.
– Myślałam, że mnie nienawidzisz – wymamrotała cichutko w jego koszulę.
– Jestem wściekły i mam ochotę udusić cię gołymi rękami, ale ani na chwilę
nie przestałem cię kochać – wyjaśnił.
Naprawdę wciąż ją kochał? Impulsywnie zarzuciła Maxowi ręce na szyję i
przytuliła się do niego z całej siły.
– Nie mam pojęcia, jak możesz nadal mnie kochać, ale...
Ale bardzo się z tego cieszę – wyszeptała.
– Dopiero teraz widzę, że tak bardzo chciałaś wynagrodzić bratu jego
krzywdę, że wcale nie pomyślałaś o tym, co będzie dalej. Kiedy mówiłem ci o
potencjalnych konsekwencjach publikacji, nie przyszło mi nawet do głowy, że
zniszczysz negatywy, w tym moje. O tym ostatnim porozmawiamy później – dodał
z powagą.
Czyli przewidywał dla nich jakieś „później”?
– To znaczy kiedy? – spytała słabym głosem.
– Jak za mnie wyjdziesz.
Kate mogła wyliczyć mu tysiąc powodów, dla których to małżeństwo nie
miało żadnych szans powodzenia. Otworzyła usta.
– Musiałabym oszaleć... No, i chyba rzeczywiście oszalałam – zakończyła z
niedowierzaniem.
– Rozumiem, że z miłości – skomentował, po czym pochylił się, by ją
pocałować.
– Max, to wszystko nie jest takie proste. Obawiam się, że „World Eye” nie
spełni twoich oczekiwań – powiedziała po dłuższej chwili.
Uśmiechnął się uspokajająco.
– Glen jeszcze o tym nie wie, ale stopniowo wrócimy do pierwotnej wersji.
Koniec z brukowcem. Nasz tygodnik będzie gazetą reporterów, przebojową i
kontrowersyjną, ale na pewno na poziomie. Zdjęcia z napadu u Forbesów
zapoczątkują ten zwrot.
– Ha! Wiedziałam, że tak naprawdę nie chcesz zerwać z reportażem –
oznajmiła triumfalnie, zaś Max spojrzał na nią z prawdziwą wdzięcznością.
– Nie wróciłbym do tego, gdybyś ty mnie nie natchnęła otuchą – wyznał
szczerze. – Czekaj, mam coś dla ciebie.
Popatrz. – Wyjął z powiększalnika zdjęcie, które przeoczyła w swoim
ferworze niszczenia materiałów.
Zerknęła na nie z ciekawością. Fiona i Damian w ogrodzie różanym, w
pewnej odległości od siebie, z nieco dziwnymi minami.
– Kiedy to zrobiłeś?
– Gdy pobiegłaś w stronę bramy, a oni odskoczyli od siebie w popłochu.
Opublikujemy to, żeby napędzić jej stracha.
Przecząco pokręciła głową.
– Ale przecież w tym zdjęciu nie ma nic zdrożnego.
Max mrugnął do niej łobuzersko.
– My wiemy, kiedy to zdjęcie zostało zrobione i oni też.
Wciąż nie rozumiała, do czego on zmierza.
– No i co z tego?
– Fiona całymi tygodniami będzie umierać z niepokoju, czekając, kiedy
wydrukujemy prawdziwie skandalizującą materiał. Wie przecież, że
sfotografowaliśmy ją, jak ściskała się z Damianem.
Na ustach Kate powoli pojawił się szeroki uśmiech. Idealne. Zemsta na
wrogu bez krzywdzenia innych.
– Uwielbiam cię – szepnęła.
– Ja ciebie też – odparł natychmiast. – Ale nigdy więcej nie niszcz moich
filmów.
Chyba dopiero teraz w pełni zdała sobie sprawę z tego, że swoim
nieprzemyślanym zachowaniem zdradziła zaufanie Maxa – jej najlepszego
przyjaciela.
– Obiecuję, że tego nie zrobię – przyrzekła ze skruchą.
Max pocałował ją w odpowiedzi, lecz Kate nagle cofnęła głowę i spojrzała
na niego z niepokojem.
– A co z twoim domem? Przecież nie możesz stąd kierować redakcją,
znajdującą się na przeciwnym końcu kraju.
Z drugiej strony szkoda, żebyś się go pozbywał, skoro włożyłeś w niego tyle
pracy.
– Znowu się czymś martwisz? – westchnął. – Po prostu będziemy mieszkać
w Los Angeles, a tu wpadać na weekendy, to znakomite miejsce na odpoczynek.
Kate wciąż jednak nie była do końca przekonana.
– A jak „World Eye” ci się znudzi? – spytała, dodając w duchu: „A jak ja ci
się znudzę?”.
Max musiał chyba czytać w jej myślach.
– Najważniejsze, żebym zawsze miał ciebie. Reszta może się zmieniać,
zresztą, ty pewnie też długo nie wytrzymasz na jednym miejscu, znam cię. –
Uśmiechnął się przekornie, po czym dodał: – Kate, do licha, przestań wynajdywać
problemy. Czy nie widzisz, że dobraliśmy się jak w korcu maku?
EPILOG
WORLD EYE – WYDANIE SPECJALNE!
Słynny zdobywca nagrody Pulitzera, Maxwell Hunter, poślubił byłą
reporterkę naszego tygodnika, obecnie znakomitą portrecistkę, Kate Brandon.
Ceremonię uświetnili swoją obecnością najlepsi fotografowie z całego świata –
przyjaciele i znajomi nowożeńców.
Nasz tygodnik poprosił każdego z gości o wykonanie zdjęć i przysłanie nam
najciekawszych ujęć w celu stworzenia pamiątkowego albumu, który wręczyliśmy
szczęśliwej młodej parze. Na czwartej i piątej stronie naszego magazynu
publikujemy najpiękniejsze fotografie, by podzielić się z Czytelnikami atmosferą
tamtego niezapomnianego dnia.
Kate i Max – jeszcze raz wszystkiego najlepszego!