Tygodnik wedkarski - Nr 12-13, 29 czerca 1999
NR 12-13 29 czerwca
1999
W NUMERZE:
Aktualności
Aktywność dobowa ryb
Słońce i księżyc - wschody i zachody
Techniki wędkarskie - Próbowanie nocy...
Konkretna ryba - Dziwak od początku do końca
Wędkarski survival - Obozowisko
Reportaż - Grabić nad Grabią
Drapieżniki - Trociowe kanony
Tam łowią ludzie z RYBIEGO OKA - Ryby na słupie
Muchowy koszyk - Ze starego albumu
ABC intermuchy - Kołowrotki i przypony
Nauka i wędkarstwo - Roczniki Naukowe PZW. Tom I
Globalna wioska - Wszystko o Alandach
Wędkarska proza - Jak nie zmarnować niedzieli...
Przegląd prasy - Lipiec w WP
Portal
Aktualności
Aktywność dobowa ryb
Słońce i księżyc
Techniki wędkarskie
Konkretna ryba
Wędkarski survival
Reportaż
Drapieżniki
Tam łowimy
Muchowy koszyk
ABC intermuchy
Nauka i wędkarstwo
Globalna wioska
Wędkarska proza
Przegląd prasy
ARCHIWUM
Chciałbym serdecznie
przeprosić Jerzego i Adama za brak ilustracji, które nadesłał na mój adres.
Niestety możliwość zrzucania tak ważnych materiałów, czyli nagrywarkę -
mamy dopiero od dwóch tygodni. Ale to właśnie ona i jej złe zazworkowanie
były przyczyną beznadziejnego padu systemu. Pośpieszyłem się i nie skorzystałem
starannie z instrukcji. Więc nie mogę nawet zwalić tego na Billa Gatesa,
co robie zawsze bardzo ochoczo i niezbyt cenzuralnie. Tym barzdziej że mogłem
to zachować na zipetce, bo i ta siedzi w naszych wspaniałych maszynach.
Czy choćby spuścić po sieci na któryś z kompów Gosi...
Mea culpa - w rewanżu obiecuję w następnym numerze TW taki fotoreportaż,
że wszystkim oko od niego zbieleje. A potem zrobić na naszym serwerze maleńką
Jurkowo-Adampwą witrynkę poświęconą tej wyprawie...
Jescze raz przepraszam najmocniej.
Jacek Jóźwiak
PS. Tekst Gosia zdecydowała się puścić nawet bez zdjęć, ze względu na jego
niesamowite walory poznawcze, staranność. No i przez to, że już wakacje.
Po jego lekturze nie będzie trzeba już o nic pytać, co dotyczy organizacji
wędkarskie wyprawy w tamte rejony.
Na bezrybiu i jaź ryba - mawia się na Alandach. W zatokach pływa tam
nieprzebrana ich ilość - pod wieczór na spokojnej wodzie widać setki grzbietów,
spławiających się leniwie. Czasami któraś ryba wyskoczy do topiącej się
właśnie muchy, ale i tak nie dzieje się to szybciej niż jak na zwolnionym
filmie...
Alandy to niezliczona ilość wysp i wysepek, liczących około 24 tys. mieszkańców.
Większe wyspy połączone są mostami i siecią dróg, z pozostałymi łączność
utrzymywana jest za pomocą promów lub mniejszych jednostek pływających.
Alandczycy posiadają własny parlament,
rząd, flagę (szwedzka z dodatkowym czerwonym krzyżem na tle krzyża szwedzkiego)
i język - specyficzną, miejscową "odmianę" szwedzkiego. Dialekt ten uznawany
jest na wyspach za język urzędowy. Stolicą Alandów jest Mariehamn - miasto
liczące ok. 12 tys. mieszkańców. Porządku na wszystkich wyspach - a jest
ich kilkanaście tysięcy - strzeże policja w liczbie 12 funkcjonariuszy.
Ponoć w tym sezonie liczba policjantów wzrosnąć ma dwukrotnie...
Ceny w tutejszych sklepach są bardzo
wysokie np. chleb kosztuje ok. 12 - 17 marek fińskich. Płacić można zarówno
w walucie fińskiej, jak i szwedzkiej. - obie traktowane są równorzędnie.
Przez Szwecję
Przejazd na Alandy trwał razem z przeprawami promowymi ok. 26 godzin. Warunki na pierwszym z promów, Polonii (relacja Świnoujście - Ystad) znośne, ceny dość umiarkowane. Na pokładzie znajduje się m.in. kino z wygodnymi, lotniczymi fotelami. Dla tych, którzy nie wykupili kabin to prawdopodobnie najużyteczniejsze miejsce na promie. Podczas trwania seansu kino jest płatne - 16 SEK za osobę. W Ystad warto wylądować wieczorem - wtedy na szwedzkich drogach panuje mały ruch i podróż sporą cześć tego kraju upływa całkiem przyjemnie. Odprawa celna nie trwa długo - w naszym przypadku było to około 30 - 40 minut.
W Szwecji olej napędowy kosztuje ok. 6 koron, benzyna od 8 koron. Autostrady są bezpłatne, dobrze utrzymane i oznakowane. Szwedzi z reguły jeżdżą zgodnie z przepisami i bardzo spokojnie. Policja jest ponoć bowiem surowa... Nas na szczęście ominęła "przyjemność" sprawdzenia tego osobiście.
Większość stacji benzynowych - szczególnie wieczorem i w nocy - to stacje bezobsługowe.. W tym wypadku karta kredytowa jest nieodzowna. Niestety, większość automatów do
płacenia na stacjach benzynowych komunikuje się tylko w języku szwedzkim.
W Grisslehamn
Nie mając żadnych osobistych doświadczeń w tego typu wyjazdach zabraliśmy różnorodny sprzęt wędkarski oraz prowiant. Jak się później okazało jedzenia zabraliśmy za dużo, sprzętu za mało, albo ściślej, nie do końca taki jak trzeba.
Na wyspy płynęliśmy z Grisslehamn - niewielkiej rybackiej wioski, położonej
ok 60 km na północny - wschód od Sztokholmu, z portem dla kutrów (jest tam
również WC) oraz przystanią promową, otwieraną o około 8.00. Niestety, w Grisslehamn od 22.00 do 9.00 nie da się nic zjeść ani solidnie wypocząć. Jest wprawdzie hotel, lecz myślę, że bez rezerwacji nie ma szans na pokój.
Na prom trzeba się stawić na pół godziny przed wypłynięciem. Cena biletu (w obie strony) to 160 koron szwedzkich za samochód osobowy i dwie osoby. Prom kursuje co trzy godziny, ale jest bardzo popularny i zazwyczaj tuż przed wypłynięciem biletów już nie ma. Warto więc zarezerwować je sobie wcześniej.
W oczekiwaniu na prom (my czekaliśmy ok. 5 godz.) można się wybrać na
ryby. Polecane miejsca, to okolice mostu na wyspę Singo, czyli na północ od
Grisslehamn oraz wybrzeże na południe od wymienionej wsi. Łowi się tam
szczupaki, pstrągi oraz trocie. Licencje nie są wymagane. Uwaga: na wyspie
Singo są tereny wojskowe.
Podróż do Ecker zajmuje około 1,5 godziny. W obliczeniach warto jednak wziąć pod uwagę, iż pomiędzy Szwecją a Alandami przebiega strefa czasowa - na wypsach jest zawsze godzinę później.
również wziąć pod uwagę granicę strefy czasowej pomiędzy
Szwecją a Alandami - + 1h na Alandy (-1h z powrotem). Generalnie,
połączenia promowe są podstawą egzystencji Alandów.
Same wyspy są piękne - niezliczona ilość bardzo rozgałęzionych zatok, dużo drzew na
skalistym wybrzeżu. W interiorze spotkać trochę pól z ziemniakami (bardzo
smacznymi) oraz cebulą, bowiem jedynie te rośliny tam się "udają". Poza tym mnóstwo ptaków: łabędzie, kaczki, rybitwy oraz inne, znane także z Polski. Do końca maja, a w niektórych rejonach do połowy czerwca z powodu ptactwa nie wolno łowić z brzegu. W niektórych miejscach zaś obowiązuje całkowity zakaz tego typu wędkowania - ze względu na tereny prywatne.
Na Alandach
Klimat panujący na wyspach jest znacznie surowszy niż u nas na północy. Wegetacja jest tam cofnięta o ok. 1,5 do 2 miesięcy. Alandy znane są ponadto z gwałtownych zmian pogody. Wyruszając w podróż (14 maj) byliśmy pełni obaw o to, czy aura nie zepsuje nam wyprawy, zwłaszcza, że takiego "psikusa" doświadczyli nasi poprzednicy. A doniesienia CNN były mało pocieszające: w nocy nawet -5 stopni, w dzień około 4, chmury,
deszcz i silny wiatr.
W dniu przeprawy - 15 maja - otrzymaliśmy od Olafa Pony krzepiącą informację. Na Alandach zrobiło się ciepło! Wprawdzie wieje silny wiatr, ale temperatura podniosła się do 10 stopni i przestało padać. Co padało - śnieg czy deszcz - nie wiemy do dziś, bo na wszelki wypadek woleliśmy nie pytać...
Mimo wszystko w dobrych nastrojach dotarliśmy na wyspy. Tu okazało się, że świeci słońce, nie ma wiatru, morze spokojne, temperatura wynosi 16 - 18 stopni, a na niebie nie ma ani jednej chmurki. Temperatura wody w zatokach, na samym początku wynosząca 6 -8 stopni, codziennie rosła o dalsze dwa i pod koniec termometr wskazywał już stopni 15, co znakomicie wpłynęło na efekty wędkarskie.
I tak już zostało do naszego wyjazdu. A w dniu wyjazdu pogoda znowu się załamała...
Wszyscy wiemy, że na północy wschody słońca są wcześniej, a zachody dużo później - lecz nasz organizm zachowuje się tak, jakby był zaskoczony tymi
okolicznościami. Często kończyliśmy wędkowanie ok. 23, kolacja ok. północy - i nadal było jasno, a przez to wcale nie chciało się spać.
Zatoki i morze w tych okolicach obfitują w liczne mielizny, skały, półki, górki podwodne, stanowiące istotne niebezpieczeństwo dla pływających łodzi. Stąd bardzo przydatna jest
echosonda. W odległości do 200 m. od wybrzeża głębokość morza nie
przekracza średnio 10 metrów (średnio 5 - 7 metrów). Zatoki bywają jeszcze płytsze: od 4 metrów nawet do 60 cm. Przy okazji - przy takiej pogodzie, jaka panuje na Alandach, warto mieć przy sobie okulary ochronne, kapelusze, czapki i jakieś kosmetyki z filtrami UV, a na morze wyruszać w kapokach, dobrych kurtkach i czapkach. Przyda się także telefon komórkowy - w razie awarii silnika lub wypadnięcia nieszczęśnika za burtę ten drobiazg może uratować życie.
Morze prawie w całości stanowi własność poszczególnych mieszkańców wysp. Oni to, z racji praw własności, mogą udzielić zgody (lub nie) albo sprzedać zezwolenie na połów ryb. W większości przypadków ludzie ci łączą swoje wody, tworząc bardzo duże obszary do połowu na jedną licencję. Lecz bywają wyjątki. I tak oto na dużym obszarze, gdzie możemy łowić, pojawia się niewielka prywatna wysepka - obszar wody wokół niej jest z licencji wyłączony. Ale możemy tam przepływać - kiedy i czym chcemy. Takie są prawa morza.
Licencje są stosunkowo niedrogie, kosztują ok. 120 - 180 marek na tydzień. Dozwolone są wszelkie metody połowu tj. trolling, spinning, spławik, grunt. Miejscowi, czyli właściciele, mają prawo do połowu siecią na własnych wodach. I czasami w taką sieć możemy się zaplątać - trzeba więc uważać, szczególnie w okolicy gdzie stoją domki, czy na
wodzie nie unoszą się pływaki. Jeśli tak - to radzę omijać to miejsce.
Wejścia do zatok są zazwyczaj oznakowane. Czerwone boje po stronie lewej , zielone po
prawej wyznaczają bezpieczny tor, po którym wpływamy do zatoki lub portu. Niebezpieczne miejsca (podwodne skały, mielizny, wąskie przejścia między wyspami) również są oznaczone: czerwone po lewej a zielone po prawej w momencie wchodzenia do portu, zatoki i odwrotnie w momencie wychodzenia. Wszystkie jednostki pływające przestrzegają zasad ruchu prawostronnego, ale są od tego wyjątki. Łódź, np. podczas trolingu, wyprzedzając drugą łódź musi ustąpić miejsca w wypadku skrętu łodzi wyprzedzanej (brzmi to jak komentarz do kodeksu drogowego). Gdy załoga łodzi walczy z rybą (łososiem) - miejsca ustępują jej wszyscy, nawet gdyby płynęła pod prąd i w poprzek. No, i rzecz jasna, sytuacja ratunkowa...
Zakwaterowanie i wyposażenie
Zamieszkaliśmy w ośrodku Ecker, uznawanego raczej za ekskluzywny. Do dyspozycji wędkarzy są drewniane domki parterowe lub piętrowe, z tarasikiem, łazienką, kuchnią lub wnęką kuchenną. Do tego odpowiednia ilość dwuosobowych sypialni oraz salonik-jadalnia z kanapami, stołem i - obowiązkowo - kominkiem.
Kuchnie w ośrodku wyposażone są w podstawowe sprzęty: lodówkę z zamrażalnikiem, patelnie, garnki, sztućce, noże, czajnik, express do kawy, talerze, kubki, filiżanki, kieliszki, kufle do piwa, a także ściereczki do mycia naczyń, jednorazowe ręczniki, filtry do kawy, nawet podstawowe przyprawy z solą i pieprzem na czele. Łazienka - z podstawowym zestawem i z ręcznikami!.
Sypialnie - wprawdzie niewielkie - ale za to z pościelą, lampką nocną i szafami wnękowymi. Salonik z radiem i telewizorem, kanapami, kominkiem (drewno też jest).
Domki, oddalone od siebie o około 200 metrów, posiadają ogrzewanie, przeważnie elektrycznie. Na tarasie kilka foteli, leżaki, grill. Ponadto na terenie ośrodka jest sauna, którą zamawia się, wpisując do specjalnego zeszytu. Obok sauny - pokój wypoczynkowy.
W ośrodku - oprócz domków i saun - jest oczywiście port. Do każdego domku "przynależy" bowiem jedna łódź motorowa (na dwie osoby) i 10 - 15 litrów paliwa. Dodatkowe paliwo zamawia się, wystawiając zbiornik na pomost. Gospodarz napełnia go ok. godz. 21 - 22. Jak na nasze warunki, łodzie są dość duże, bo ok. 5 m. Łodzie wyposażone są standardowo w silniki 15 - 20 KM, za większe (od 25 KM) trzeba dodatkowo zapłacić. To samo dotyczy zresztą większych łodzi.
C ena łodzi przystosowanej do trollingowania sześcioma wędkami, z silnikiem 35 KM wynosi ok. 1300 -1400 marek fińskich na tydzień. Łódź taka, maksymalnie czteroosobowa (choć lepiej używać jej w trójkę), wyposażona jest w kotwicę, kapoki, liny do cumowania, wiosła i zbiornik paliwa (10 lub 15 litrów). Zanim jednak wsiądziemy na łódź, warto zorientować się, czy nasze ubezpieczenie na czas podróży i pobytu obejmuje wszystkie szkody - i jakie. Często bowiem, w wypadku zniszczenia sprzętu pływającego wymagany jest udział własny, wynoszący maksymalnie 600 DM.
Obok przystani przygotowano miejsca do oprawiania złowionych ryb: z bieżącą wodą, foliami do pakowania, papierowymi ręcznikami, zamrażarką na całe ryby, a także wagą i miarą. Własny trzeba mieć właściwie tylko nóż do filetowania... A, i warto mieć też łyżeczkę do herbaty - przyda się do czyszczenia w środku większych ryb.
Ryby Alandów
Morze w rejonie Aladandów jest mało zasolone - dużo słodkiej wody wpływa bowiem z rzek północy. Spotkamy tam prawie wszystkie znane w Polsce gatunki słodkowodne i morskie. Do najbardziej interesujących należą oczywiście łososie, trocie, pstrągi tęczowe, szczupaki i okonie. Można łowić również śledzie, flądry a także tzw. diabły morskie - z dna na imitacje tobiaszy. Dorsz podobno kiedyś był ale się... wyniósł. Na żyłkę wolno założyć do 7 przynęt.
Dominującą techniką jest trolling, a następnie spinning: na troć , szczupaka i okonia. Zwłaszcza zatoki opanowane są przez spiningistów.
Alandczycy nie łowią węgorzy, jazi, i innych białych ryb. Tymczasem w zatokach pływa niezliczona ilość jazi - najmniejsze ok. 1,2 kg. Pod wieczór, w spokojnych miejscach widać setki grzbietów tych ryb, spławiających się leniwie. Czasami któraś z nich wyskoczy do góry, ale i tak dzieje się to jak na zwolnionym filmie.
Dla pechowego wędkarza jaź to ryba ostatniej szansy. Olaf Pona opowiadał nam, że w zeszłym roku wędkarze z Polski złowili około 200 jazi. Myśmy zresztą też złowili parę sztuk, po ok. 1.5 kg... A żeby było śmieszniej, naszą wędkarską przygodę na Alandach rozpoczęliśmy i zakończyliśmy jaziami - były to pierwsze i ostatnie złapane ryby.
Przynęty, które przywieźliśmy ze sobą za namową "fachowców" z niektórych sklepów - m.in. duże rippery, twistery i inne typu spinerbait - w ogóle nie były używane. Na wiosnę na Alandach obowiązują bowiem te same przynęty co u nas: średnie i małe wabiki wszelkiego rodzaju, z przewagą gumek. Mowa oczywiście o szczupaku i okoniu - jaź bowiem je wszystko, co upadnie w odległości 10 centymetrów od jego pyska. Jeśli przynęta trafi dalej - jaź się nie ruszy.
Troć i łosoś wymagają trochę innego podejścia Starzy fachowcy z Alandów zalecają polowanie za pomocą długich, wąskich woblerów z serii Excalibur lub podobnych (np. Husky Jerk). Mają one boki oklejone trójwymiarową folią, imitującą łuski, grzechotkę i są półprzeźroczyste. Kotwice - 3 sztuki - należy od razu zamienić na większe o 1-2 numery, najlepiej firmy Gamakatsu (dotyczy to zwłaszcza przynęt łososiowych). Używa
się również długich, lekkich wahadłówek, nieco podobnych do łososiowych, lecz
prawie o połowę mniejszych.
Wędkowanie jest dozwolone przez całą dobę, z naszych obserwacji wynika jednak, że najlepsze efekty uzyskuje się rano i wieczorem. Rzecz dotyczy jednak tylko szczupaków, okoni i innych ryb "zatokowych". Łososie żerują dobrze przez cały dzień, by nocą - najedzone - zejść na bardzo duże głębokości.
Trolling
Łódź do trolingu wyposażona jest - oprócz silnika - w specjalne uchwyty na
wędki oraz inne akcesoria, zwiększające nasze możliwości penetracji toni
wodnej przynętami. Należą do nich przede wszystkim downiriggery - urządzenia, za pomocą których umieszczamy przynętę na określonej głębokości. Zasada działania downiriggera jest prosta - to nic innego jak dźwig z obciążeniem na końcu. Do linki downiriggera, za pomocą specjalnych klipsów, przyczepiane są na odpowiedniej wysokości żyłki naszych wędek (maksymalnie trzy sztuki). Przynęty prowadzone są bezpośredni za rufą łodzi.
Równie przydatnym wynalazkiem jest parawan, pływające urządzenie, pozwalające na prowadzenie przynęty nawet do kilkudziesięciu metrów w bok od łodzi. Można do nich przymocować żyłki kilku (4-5) wędek. Często na przedzie łodzi znajduje się dwumetrowy maszt, który po bokach ma duże kołowrotki z grubymi linkami. Do owych lin przymocowuje się większe parawany oraz klipsy przytrzymujące żyłki wędek w odpowiedniej odległości od siebie. Przynęty są prowadzone w różnej odległości od łodzi, tak z tyłu jak i po bokach i na różnych głębokościach. W ten sposób na łodzi może znajdować się do 16 wędek!
Trolling na Alandach to polowanie na raczej grubą rybę, na dokładkę z łodzi. Niezbędnym sprzętem jest więc odpowiedni podbierak: o średnicy obręczy ok. 1m. i oczkami siatki 5 cm. Wędki do trolingu mają z reguły do 2,7 m. długości i akcję mocno paraboliczną. Na tych wędkach mocuje się multiplikatory wielkości ABU 6000 i wyższej. Żyłka 38 (minimum) lub 40 (ok. 200-250 m), z niewiele cieńszym przyponem długości do 2 m. Także przynęty muszą być odpowiednio duże - najczęściej stosuje się różnego rodzaju błyski wahadłowe o długości 15 - 25 cm i rybki popery (na zdjęciu ). Używa się również tzw. atraktorów . Są to odpowiednio wyprofilowane płaskie blachy, mocowane ok. 1 m. przed przynętą, imitujące łososia pożerającego śledzia.
Ważną rzeczą, stosowaną przy downriggerze jest diver disk - krążek z ruchomym (jak wskazówki zegarka) obciążeniem, który powoduje zanurzenie przynęty na głębokość nawet do 300 metrów oraz odchylenie jej w bok od osi łodzi. Odchylenie w lewo lub w prawo można regulować położeniem obciążenia. Urządzenia te stosowane są dla
wędek umocowanych w uchwytach z przodu łodzi, lecz blisko jej osi. Stosuje się również wiele innych ciężarków.
Efektem naszej wyprawy było kilkadziesiąt ryb, spełniających podwyższone -
przez nas samych - normy wielkości, głównie szczupaków, okoni, jazi i fląder. Trafiliśmy też jednego diabła morskiego i jednego łososia. Ważył 8,3 kg i miał 94 centymetry. I pewnie wrócimy na Alandy za rok.
Jerzy Ludwin, Adam Hinc
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
globglob szwecjaglobglobglobglobglob szwecjaglobglobglobglobglobglobglobglobwięcej podobnych podstron