Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 04

background image

ROZDZIAŁ 4

Wkrótce życie wróciło do stanu, który w moim świecie był uważany za normalny.

Większość zwiedzających i gości przybyłych na ślub wróciło na własne ziemie, a Shaya
i Rurik kontynuowali ich obowiązki tak jak to było wcześniej. Praktycznie nie można
było zauważyć jak wiele się u nich zmieniło, ale czasami wychwytywałam ich potajemnie
wymieniane szczęśliwe spojrzenia.

Jednym gościem, który bezzwłocznie nie wyjechał był Dorian. Ciągle mówił, że

to zrobi. Nawet robił komentarze, które zaczynały się od „Cóż, kiedy jutro wyjadę...”,
ale nazajutrz po tym on nadal kręcił się po Krainie Jarzębin. Minął prawie tydzień,
zanim w końcu poruszyłam tę sprawę.

Znalazłam go w lesie blisko zamku. Mimo iż był to nadal bezpieczny grunt, cicho

i dyskretnie podążała za mną straż, która z szacunkiem trzymała się w pewnej
odległości, chociaż wciąż na tyle blisko by rzucić się mi na pomoc w razie potrzeby.
Dorian był zajęty typową swoją działalnością, czyli polowaniem. Cóż... przynajmniej w
pewnym sensie. Polana lasu została zaśmiecona cienkimi, drewnianymi imitacjami
różnych zwierząt. Były naturalnej wielkości i zostały pomalowane na jasne, jaskrawe
kolory. Kiedy nadeszłam, zauważyłam wytrwałego służącego Doriana, Murana, nerwowo
trzymającego różową imitację jelenia. Po przeciwnej stronie polany, Dorian skupił się
na niej z dużą intensywnością i naciągnął olbrzymi łuk. Nie było odgłosu, gdy zwolnił
strzałę, a ona wystrzeliła do przodu wbijając się tuż przy górnej krawędzi ciała jego
celu, tylko kilka cali od ręki Murana.

- Czy to nie jest niebezpieczne? - spytałam.

- Nie bardzo. - powiedział Dorian, nacinając inną strzałę. - Te zwierzęta nie są

prawdziwe, Eugenie.

- Tak, wiem. - powiedziałam - Mówiłam o Muranie.

Dorian wzruszył ramionami. - On nadal żyje, nieprawdaż? - znów napiął łuk i tym

razem strzałka uderzyła w głowę jelenia, niedaleko od tej Murana. Biedny człowiek
skomlał, a Dorian rzucił mi spojrzenie. - Widzisz?

background image

Musiałam powstrzymać się od przewrócenia oczami. Te cele były zbyt duże, a

Dorian był zbyt dobry by oddać „przypadkowy” strzał tak blisko. To było świadectwo
jego umiejętności, że celowo mierzył tak blisko krawędzi, by dręczyć Murana.

- Strzelmy teraz do królika. - zasugerował Dorian. - Potrzebuję większego

wyzwania.

- T... tak, panie. - pisnął Muran. Rzucił jelenia na stos innych celów i wyciągnął

żółto-zielonego pasiastego królika, który był dużo mniejszy niż jeleń. Muran najpierw
zatrzymał się, żeby zetrzeć pot z czoła, a potem przytrzymał królika obok siebie, tak
daleko jak tylko mógł.

- Przechylasz cel. Użyj obu rąk, by utrzymać go stabilnie. - Przez te słowa

Muran był zmuszony, by ustawić cel bezpośrednio przed sobą.

Jęknęłam. - Dorian, dlaczego to robisz?

- Ponieważ mogę. - odpowiedział. Puścił cięciwę i strzała wbiła się w ucho królika,

znów ledwo mijając Murana.

- Kiedy myślisz, że mógłbyś wrócić do domu? - spytałam.

Nawet nie popatrzył na mnie, ponieważ oceniał swój następny strzał. - Czy ty

mnie wyrzucasz?

- Nie, ale wkrótce muszę jechać do Krainy Cierni i pobyć tam trochę. - Z uwagi

na więzi pomiędzy władcą a królestwem, było to konieczne by łączyć się z nią co jakiś
czas. Zwykle musiałam tylko trochę pomedytować i dotrzeć do energii ziemi. To było
pozornie małe zadanie, ale jeżeli nie robiłabym tego regularnie, zarówno ziemia jak i ja
cierpiałybyśmy przez to. Najdłużej nie było mnie przez miesiąc, ale przez cały ten
czas śniłam o mojej ziemi. Posiadanie dwóch królestw oznaczało dwa razy więcej sesji
medytacji.

- Jestem zaskoczony, że nie wysyłasz tam swojej siostry. - powiedział Dorian -

Zauważyłem, że stała się w tym dobra.

- Och, nie zaczynaj. - odpowiedziałam.

background image

Byłam w dobrym nastroju, a atmosfera między nami była ostatnio tak normalna,

że nawet nie chwyciłam przynęty. Razem z Jasmine odkryłyśmy, że może nawiązać
tymczasowy związek z ziemią. Ktoś mi powiedział, że dzieci władców czasami również
to robiły w innych królestwach. Być może ziemia rozpoznawała rodzaj genetycznego
związku. Dorian bał się, że otwierałam drzwi dla Jasmine, by zdobyła moje królestwa,
ale byłam pewna, że dawno zrezygnowała z takich ambicji. Poza tym, czułabym związek
między nią a ziemią gdyby tak zrobiła, a niczego takiego nie doświadczyłam. Ziemia
zaakceptowała ją jako plaster w trakcie mojej nieobecności, ale nigdy tak naprawdę
nie wpuściła jej do swojego serca, jak to zrobiła dla mnie. Ziemia była zawsze
wdzięczna za mój powrót, a ja zbyt marniałam kiedy odchodziłam.

- Wiesz, że jest lepiej, jeżeli robię to sama. - powiedziałam do niego. - A skoro

jestem tuż za rogiem, to nie ma żadnego powodu bym tego nie zrobiła. Słuchaj, jesteś
mile widziany jeśli chcesz tutaj zostać, tylko myślałam...

- ...że, jeżeli odejdziesz, to nie będzie powodu dla którego chciałbym zostać? -

zasugerował.

Wzruszyłam ramionami. To było dokładnie to, co myślałam i teraz trochę

zawstydziłam się tego co w myślach założyłam. Wiedziałam, że Dorian lubił zmianę
scenerii. Nie dałam mu żadnego powodu, by zechciał spędzić ze mną więcej czasu.

- Być może masz rację. - powiedział, celując w ogon królika. - Być może

powinienem wrócić do domu. Zbliża się czas zbiorów.

To wywołało uśmiech na mojej twarzy. - Zawsze jest czas zbiorów. - To jeden z

uroków wiecznej jesieni Dębowej Ziemi, że drzewa i rośliny, które normalnie
dojrzewały tylko raz w roku dawały plony praktycznie na okrągło. Widziałam, jak
służący zbierają wszystkie jabłka z drzew otaczających jego zamek, by znów znaleźć
te same drzewa z gałęziami uginającymi się od owoców za kilka dni.

- Tak, tak, ale moi ludzie rozpadają się beze mnie. Pomyślałby kto, że po takim

czasie nauczyli się już sami zarządzać, ale to jest nadal całkiem straszne. - W końcu
obniżył łuk i zerknął na mnie. - Chcesz spróbować?

Potrząsnęłam głowa. -Ten łuk jest dla mnie zbyt duży. Poza tym, nie chcę

strzelać do zwierząt, nawet tych fałszywych.

background image

- To jest niedorzeczne. Przecież je jesz, prawda?

- Tak, ale jest różnica pomiędzy zabijaniem ich dla przetrwania, a zabijaniem ich
dla sportu. Wiem, wiem. - dodałam, widząc, że zaczyna protestować. - Te nie są
prawdziwe, ale podobieństwo jest tak wystarczająco duże, że kiedy patrzę na nie, to
nadal jest dla mnie jak czerpanie radości ze zgonów prawdziwych zwierząt

Dorian spojrzał w miejsce, gdzie jeden z jego osobistych strażników stał

czujny w gotowości. - Alik, zaradzisz tej sytuacji? Użyj jelenia, proszę.

Alik ukłonił się. - Oczywiście, Wasza Wysokość. - Podszedł do różowego jelenia

i ku mojemu kompletnemu zdziwieniu, zaczął przerabiać kark jelenia swoim mieczem.
Był skuteczny jak siekiera, co sprawiło iż myślałam, że musiał użyć jakiejś magii.
Byłoby to trudne zadanie ze zwykłym mieczem, ale miedź sprzyja szlachcie. Gdy Alik
zakończył swą pracę, zostaliśmy ze zdekapitowanym drewnianym różowym jeleniem.

- I już. - powiedział zadowolony Dorian. - Teraz ledwie wygląda prawdziwie. Czy

tak lepiej?

- Naprawdę nie wiem jak na to odpowiedzieć. - stwierdziłam.

Dorian mnie przywołał. - Chodź, pomogę ci naciągnąć łuk. To szlachetna broń,

więc każda dobra królowa powinna wiedzieć jak jej użyć, bez względu na wszystko.

Ku mojemu własnemu zaskoczeniu, zastosowałam się do jego polecenia,

pozwalając mu ustawiać moje ręce, by trzymać łuk we właściwej pozycji. Miałam już do
czynienia z mniejszymi łukami... to było nieuniknione w Tamtym Świecie... ale z niczym
będącego podobnym to zwierzęcia. Dorian stał za mną, z jedną ręką na moim biodrze,
a drugą trzymał na mojej ręce nakierowując mnie na właściwą pozycję.

- Muran. - powiedział. - Podeprzyj naszego bezgłowego przyjaciela jelenia o ten

klon, dobrze? Pilnuj go i upewnij się, że pozostanie pionowo.

Jeżeli Muran kiedykolwiek miał jakieś podejrzenia co do szacunku swego

mistrza względem niego, to teraz one właśnie przepadły. Tak jak podejrzewałam
wcześniej, umiejętności Doriana i jego „przypadkowe” strzały nigdy tak naprawdę nie
były dla Murana żadnym zagrożeniem. Ale co ze mną i moim brakiem wiedzy
specjalistycznej w tym zakresie?

To była zupełnie inna sprawa, bo istniało zupełnie

realne niebezpieczeństwo, że Muran może stracić w wyniku tego kończynę, jeśli nie

background image

trafię w cel. Dorian jednak zapewniał mnie, że jego służącemu nie zagrażało
niebezpieczeństwo.

Kierując się zaleceniami Doriana, naciągnęłam łuk. Tak dokładnie to nawet nie

zaleceniami. Dorian robił większość pracy. Byłoby to dla mnie trudne nawet w moich
najlepszych czasach, a moje niedawne obniżenie aktywności fizycznej sprawiło, że
jestem słabsza. Puściłam strzałę, która uderzyła w ziemię zanim nawet dotarła blisko
celu. Mój drugi strzał wcale nie był o wiele lepszy. Po trzecim czułam się jakby miała mi
odpaść ręka i zaczęłam się frustrować.

- Cierpliwości, moja słodka. - powiedział do mnie Dorian. - To jest tylko coś co

wymaga praktyki.

- Nawet cała praktyka tego świata mi nie pomoże. - gderałam, czując się

rozdrażniona. - Jestem ubezwłasnowolniona.

Dorian parsknął. - Ty? Ledwie. To ten jeleń jest ubezwłasnowolniony. Ale

przypominam sobie, że widziałem jak uśmiercałaś zjawy parę tygodni temu. Ktokolwiek
kto tego doświadczył, oprócz tych marnych stworzeń, ledwie powiedziałby, że
zostałaś ubezwłasnowolniona.

- Jestem rodzajem gnojka. - przyznałam, obniżając łuk. - Po prostu nie mam

cierpliwości do tego... stanu, w którym jestem. - Chyba „stan” jest najlepszym
sposobem, aby opisać moją ciążę.

- Ten „stan” skończy się zanim się zorientujesz. - Dorian zabrał łuk i podał go

służącemu. - A do tego czasu jesteś zdolna do wielu rzeczy, z których nawet nie
zdajesz sobie sprawy. Gdy twoi zdobywcy świata się urodzą, będziemy cię szkolić, byś
stała się najlepszą kobietą-łucznikiem w tym świecie.

Jego zuchwałość wywołała u mnie uśmiech i czułam się trochę głupio przez moje

jęczenie. Mam nadzieję, że to tylko kolejna rzecz, którą mogłam zrzucić na hormony.
Inspiracja uderzyła we mnie i wyprostowałam się dumnie. - Nie potrzebuję lekcji.
Jestem już najlepszym łucznikiem w tym świecie. I w innych.

Dorian wygiął w łuk brew. - Och?

Spojrzałam na moje rozrzucone strzały i wezwałam powietrzne prądy dookoła

background image

nich. Powietrze pośpieszyło się, by posłuchać mnie i podniosło strzały w górę. Jeden
szybki ruch i pomknęły do jelenia jak rakiety, wbijając się w coś co było sercem
biednego stworzenia.

- Wspaniałe. - zaśmiał się Dorian, klaszcząc. - Jesteś naprawdę naturalna.

Odwzajemniłam jego szeroki uśmiech, rozkoszując się moim triumfem. Tym

małym momentem w tym słonecznym wiosennym dniu. Tym małym momentem... z nim.
Spotkałam jego wzrok, który przez chwilę lśnił odcieniem zieleni rywalizującym z
liśćmi, które delikatnie szumiały wokół nas.

- Eugenie?

Cokolwiek mogło się wydarzyć w tej chwili właśnie przepadło, gdy obróciłam się

i zobaczyłam Rolanda Markhama idącego z grupą żołnierzy. Zapomniałam o Dorianie,
gdy podbiegłam i przytuliłam się do mojego ojczyma.

- Wasza Wysokość. - powiedział jeden z żołnierzy. - Roland Zabójca Burzy jest

tutaj.

- Tak widzę. - powiedziałam. Jeżeli istniał ktoś, kogo szlachta traktowała z

szacunkiem równym spadkobiercy Króla Burzy, to był to Roland. On uratował moją
matkę kiedy została uprowadzona do Tamtego Świata. Później, kiedy Król Burzy
przybył szukając nas, Roland w końcu położył kres życiu mojego biologicznego ojca.
Zabijając najpotężniejszego, osławionego władcę Tamtego Świata we współczesnej
historii, zdobył wiele szacunku... i ostrożności. Roland jednak był obojętny na to
wszystko. Wprawdzie nie lubił przychodzenia do Tamtego Świata i kiedyś ślubował
nigdy więcej tu nie powrócić po uratowaniu mojej matki, ale z mojego powodu i
niebezpieczeństw jakie mi teraz zagrażały, zgodził się jednak na to. Za każdym razem
gdy to robił, czuł się bardzo nieswojo, a jego własne nerwy rozpraszały go na tyle, że
nie zauważał zdenerwowania innych wokół siebie.

- Dobrze wyglądasz. - powiedział Roland, oceniając mnie od stóp do głowy.

Wiedziałam, że sprawdzał, czy nie mam żadnych zadrapań i stłuczeń w taki sam
sposób, jak robił to gdy miałam dziesięć lat. Zawsze gdy przebywał w Tamtym
Świecie, miał tendencję, by ignorować innych i rozmawiać tylko ze mną.

- Ty również. - powiedziałam. Roland był nadal szczupły i umięśniony, oraz

przygotowany na wszystko co mogło stanąć mu na drodze. Tatuaże spirali i ryb zdobiły

background image

jego ręce i czułam komfort w ich znajomości.

- Twoje... uch... stworzenie powiedziało, że chciałaś ze mną porozmawiać?

- Tak. - spoglądając wokół, widziałam, że oprócz moich żołnierzy, Doriana i

eskorty Rolanda, zebraliśmy wokół siebie całkiem spory tłum. Dorian poszedł za moim
spojrzeniem i domyślił się moich myśli.

- Być może powinniśmy pójść gdzieś, gdzie możemy mogli pomówić bardziej

prywatnie. - powiedział, automatycznie zapraszając siebie do rozmowy. Błysk
zaskoczenia błysnął w oczach Rolanda, ale nie było żadnego prawdziwego powodu, by
Dorian nie słyszał o czym rozmawiamy.

- Pojechałem najpierw w twoje inne miejsce. - powiedział Roland, gdy szliśmy do

wieży. - Tamtejsza straż wyjaśniła mi, gdzie przebywasz i przyprowadzili mnie tutaj. -
Nie mogłabym się nie uśmiechnąć na jego użycie słów „twoje inne miejsce”. Pomysł iż
jestem królową nadal niepokoił Rolanda i nie mógł zmusić się by powiedzieć „twoje
królestwo”.

- Szczęściarz. - powiedział Dorian. - Jest to o wiele bardziej przyjemna ziemia,

niż te pustynne nieużytki, w których Eugenie zwykle woli spędzać czas.

Roland spojrzał wokoło, obserwując bujną zieleń, ciepłe wietrzyki i śpiewające

ptaki. - No nie wiem. - powiedział. - Myślę, że to drugie jest lepsze. To jest trochę
nudne.

- Typowe. - zadrwił Dorian. - Jaki ojciec, taka córka.


Roland nie skomentował tych słów w tak dużym towarzystwie, jakie mieliśmy,

ale zauważyłam, że komentarz mu się spodobał. Jeżeli rzeczy w Tamtym Świecie nie
potoczyłyby się tak jak to zrobiły, Roland ignorowałby moje biologiczne dziedzictwo
do końca mojego życia. Krew i proroctwo Króla Burzy nic dla niego nie znaczyły. Przez
lata byłam córką Rolanda i nawet jeśli był tym wszystkim zaniepokojony, to nadal
traktował mnie tak jak dawniej.

Nasza trójka usiadła w małym salonie, który nadal nosił oznaki ozdobnego gustu

jego poprzedniego właściciela, głównie poprzez dużą ilość ozdobnych serwetek i
tkanin. Bycie „uwięzionym” tutaj wewnątrz, sprawiało iż Roland czuł się niepewnie i

background image

poruszył się niespokojnie na skraju jego fotela ze skóry lwa. Szybko wyjaśniłam mu co
zdarzyło się w Ohio. Gdy słuchał, jego twarz stała się coraz ciemniejsza, a cała jego
niewygoda w przebywaniu za murami szlachty zniknęła, gdy przeniósł swoje obawy na
mnie.

- Cholera. - zamruczał. - A miałem takie dobre przeczucia co do tego miejsca.

Jak oni je znaleźli? Niemożliwe, by mogli szpiegować każdą część naszego świata.

- Są dość dobrzy w umieszczaniu szpiegów wszędzie w tym świecie. -

zauważyłam. - Wiemy, że regularnie obserwują obrzeża moich królestw, oraz
królestwa Doriana, by wyśledzić moje ruchy. Zwykle jednak jestem zbyt dobrze
chroniona, by mogli mi cokolwiek zrobić. Przypuszczam iż jest ktoś, kto śledził mnie do
bramy, która prowadziła do Hudson, a później otoczyli miasto, dopóki nie zrozumieli
wzorca moich ruchów. - Nadal drażniło mnie to, iż szpiedzy Maiwenn i Kiyo musieli być
tam przez długi czas, a ja nigdy ich nie zauważyłam.

- Więc potrzebujemy znaleźć innego doktora. - powiedział Roland. Już widzę

jak ruszały się trybiki w jego głowie, gdy oceniał różne lokalizacje i wszystko to, co
wiedział o ich Tamtoświatowych połączeniach.

- Cóż, musimy to przedyskutować. - wtrącił Dorian. - Ci ludzcy doktorzy ciągle

mówią jej, że jest zdrowa i wszystko jest z nią jak najlepiej. Dlaczego więc ona
potrzebuje nadal ich widywać?

- By się upewnić, że pozostaje zdrowa. - spokojnie powiedział Roland. - Bez

obrazy, ale nie zostawię jej w rękach twojej średniowiecznej medycyny.

- Wątpię, by Eugenie kiedykolwiek doceniła myśl o którymkolwiek z nas

podejmującym decyzje za nią. - Prawie zadrwiłam, słysząc te słowa. Dorian ciągle
podejmował „pomocne” decyzje w mojej sprawie, więc to było komiczne, że teraz uznał
moją niepodległość.

- Wystarczy. - powiedziałam. - Wy oboje. Dorian ma rację, wszystko jest w

porządku. Ale... trudno mi całkowicie porzucić nowoczesną medycynę.

- Też mi nowoczesność. - powiedział lekceważąco Dorian.

- Łatwo ci teraz tak mówić. - powiedział Roland. - Ale kiedy nadejdzie czas

background image

porodu to zaczniesz inaczej śpiewać. Będziesz wtedy chciała mieć przy sobie naszych
doktorów. Nie wiesz co może się zdarzyć.

- Odebrałeś dużo porodów? - spytał Dorian.

- Jaki jest wskaźnik umieralności niemowląt w okolicy? - zripostował Roland.

Zauważyłam jak Dorian się nieznacznie wzdrygnął. Oboje byli dorośli, szlachta była
bardzo zdrowa i niezmiernie twarda, by ją zabić. Niemowlęta to jednak inna sprawa, a
to, w połączeniu z problemami szlachty w poczęciu dzieci w ogóle było dość trudne.

- To nieistotne, jeżeli da się zabić z całym tym przekraczaniem światów! -

zawołał Dorian w szlachetnym pokazie frustracji. - Jeżeli pozostanie tutaj i nie
będzie opuszczać jej ziemi, będzie bezpieczna.

Mogłam zobaczyć jak Roland upodabnia się do Doriana. - Odkładając na chwilę

na bok całą tą medyczną część, ona jest ledwie bezpieczna z wrogami na jej progu.
Nawet, jeśli przebywa na swoich „ziemiach”, jak długo myślisz, że te bękarty zostawią
ją w spokoju, gdy zrozumieją, że ona jest tutaj? - Część o „jest tutaj” przypomniała mi
o zaproszeniu od Ilanii do Krainy Cisów i argumentów o tym, że będę bezpieczniejsza,
gdy nie będę przebywać o granicę z Maiwenn. Nie miałam żadnego zamiaru przyjąć
tego zaproszenia, ale słowa Rolanda nadal były prawdą. Pozostanie tutaj również nie
było mądre.

Oczekiwałam, że Dorian rzuci jedną ze swoich uwag i zastanawiałam się jak

przebiegnie jego dalsza wymiana zdań z Rolandem. Po prostu taka już była natura
Doriana, a dodatkowo to było coś, czym się mocno pasjonował. Zbierałam się już do
uciszenia ich obojga, kiedy Dorian wziął głęboki oddech i powiedział - Słuchaj, nie
zamierzam z tobą walczyć. Bardzo cię szanuję i w głębi serca wiem, że nasze cele są
ze sobą zbieżne. Oboje chcemy tylko jej bezpieczeństwa.

Niebieskie oczy Rolanda zwęziły się, gdy oceniał Doriana. Wstrzymałam oddech,

zastanawiając się jaka będzie odpowiedź Rolanda. Zgadzanie się ze szlachtą nie było
jego normalnym sposobem postępowania.

- Zgoda. - powiedział w końcu Roland. - Chcemy tego samego. Argumentowanie

metod jest nieproduktywne.

Odetchnęłam i zagapiłam się na nich ze zdziwienia. Sprzeczny Dorian i uparty

background image

Roland... zgodni ze sobą? Gdyby nie fakt, że to zagrożenia mojego życia były źródłem
ich porozumienia, delektowałabym się tym momentem pokoju między szlachtą, a
człowiekiem. Niestety, ta cicha przerwa nie mogła trwać wiecznie. Do pokoju wpadła
straż, wraz z Pagielem obok nich. To było prawie jak powtórka z zeszłego tygodnia u
Doriana i wręcz oczekiwałam w pobliżu również Ysabel z gotowym jakimś nowym
kąśliwym komentarzem. Jednakże twarz Pagiela powiedziała mi, że stało się coś
naprawdę strasznego.

- Co się stało? - spytałam jednocześnie z Dorianem.

Twarz Pagiela stała się ponura i czułam iż jest mu bardzo ciężko zachować ciszę

i się kontrolować. Błysk w jego oku zasugerował mi, że jego oburzenie było tak wielkie,
że mógł w każdej chwili wybuchnąć. - Ansonia. - powiedział.

Rzuciłam szybkie pytające spojrzenie Dorianowi, by zobaczyć czy to miało dla

niego jakiś sens. Jego zaintrygowane spojrzenie powiedziało mi, że nie wiedział o co
chodzi Pagielowi, tak samo jak i ja. Siostra Pagiela wyjechała wkrótce po ślubie i
ledwie przez chwilę porozmawiałam z nią, gdy przebywała tutaj.

- Co z nią? - spytałam.

- Dzisiaj rano została zaatakowana na kresach Krainy Dębów przez jeźdźców z

Krainy Wierzb, w chwili gdy jechała zobaczyć się z naszą babcią.

To przykuło uwagę Doriana. Pochylił się naprzód. - W krainie Dębów? W mojej

Krainie Dębów? - jak gdyby istniała jakaś inna.

- Czy była sama? - spytałam.

Dorian wstał, a jego twarz wyrażała taką wściekłość jak u Pagiela. - To jest

nieistotne. Sama czy nie, młoda dziewczyna powinna móc przejechać moje królestwo
wzdłuż i wszerz bez poczucia zagrożenia ze strony jakichś samotnych bandytów z
innego królestwa! Maiwenn posunęła się za daleko. To jest akt wojny! To jest...

- Czy z dziewczyną wszystko w porządku? - spytał Roland, a jego spokojny głos

uciął pełen oburzenia głos Doriana. Z początku Dorian wyglądał na obrażonego tym, ale
szybko, tak jak ja uświadomił sobie, że wszyscy powinniśmy spytać o to od samego
początku.

background image

Pagiel skinął głową i nabrał uspokajający oddech przed kontynuacją swojej

wypowiedzi. - Jest teraz z uzdrowicielem i zdrowieje. Ludzie Maiwenn bili ją dość
mocno, ale przerwano im, kiedy jacyś mijający ich kupcy zauważyli co się dzieje. W
tym momencie napastnicy zdali sobie sprawę, że popełnili błąd i byli gotowi do ucieczki.

Coś wiło się w dole mojego żołądka. - Co masz na myśli mówiąc, że „pomylili się”?

Jaki był ich zamiar?

Twarz Pagiela była nadal twarda i rozgniewana, ale byłam całkowicie pewna, że

uchwyciłam blade spojrzenie przeprosin w jego oczach na to, co miał powiedzieć. - Oni
nie interesowali się nią osobiście, Wasza Wysokość. Zaatakowali ją ponieważ...
ponieważ myśleli, że to byłaś ty.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 06
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 03
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 02
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 05
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 rozdział 01
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 09
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 07
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 12
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 08
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 11
Richelle Mead Czarna Łabędzica 04 01 10
Mead Georgina Kincaid 04 Namietnosc Sukuba Mead Richelle
Czarna Perła Prolog Rozdział 16
Bloodlines 2 The Golden Lily Richell Mead
Mead Georgina Kincaid 01 Melancholia Sukuba Richelle Mead
Mead Georgina Kincaid 03 Marzenia Sukuba Richelle Mead
Richelle Mead VA 2 W szponach mrozu
Richelle Mead VA 1 Akademia Wampirów

więcej podobnych podstron