Katherine Garbera
Gorące cztery dni
Tłumaczenie: Anna Sawisz
HarperCollins Polska sp. z o.o.
Warszawa 2021
Tytuł oryginału: Her One Night Proposal
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2020
Redaktor serii: Ewa Godycka
© 2020 by Katherine Garbera
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o.,
Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin
Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek
podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych –
jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi
znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i
zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym
do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą
być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books
S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
ISBN 978-83-276-7425-8
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Iris Collins nie wyobrażała sobie tygodnia bez środowego
lunchu z rodziną. Tradycja ta została zapoczątkowana, kiedy
ona i jej siostra bliźniaczka Thea wróciły do domu po
ukończeniu nauki w szkole z internatem i trwała nadal, mimo
iż obie dawno osiągnęły już dorosłość.
Posiłek jedzono w klubie mieszczącym się w wieżowcu,
który był siedzibą prowadzonej przez ojca firmy Collins
Combined,
wyspecjalizowanej
w
długoterminowych
inwestycjach finansowych.
Kiedy tym razem wchodziła do budynku, zabrzęczał jej
telefon. Spojrzała na wyświetlacz: dzwonił jej tak zwany
chłopak. Schowała telefon do kieszeni, bo właśnie zbliżała się
jej siostra, która zapewne chciała wymienić serię
zwyczajowych uścisków.
– Domyśliłam się, że będziesz wcześniej – odezwała się
Thea. – Podobnie jak ja. Chcę trochę z tobą poplotkować,
zanim zjawią się mama i tata. Nie rozmawiałyśmy jeszcze po
twoich wakacjach z Grahamem. Jak było?
– Okej – odparła Iris.
– Tylko okej?
Jeśli Iris miałaby być szczera, nie było nawet okej. Na
Bermudach Graham starał się ją skłonić do większej śmiałości
w seksie i nie skończyło się to dobrze. Obrażony zszedł do
baru, gdzie przez całą noc raczył się drinkami, a ona samotnie
na balkonie wsłuchiwała się w szum fal.
Nie chciała jednak póki co z nim zrywać. Za dziesięć dni
jej była współmieszkanka z akademika wychodziła za mąż.
Iris miała być druhną i kiepsko wyglądałoby, gdyby pojawiła
się bez partnera. Panna młoda, Adler Osborn, miałaby z tego
powodu dodatkowy stres, a tego Iris chciała jej oszczędzić.
– O wilku mowa – mruknęła, gdy telefon piknął ponownie.
Thea patrzyła siostrze przez ramię, gdy ta czytała esemesa
od Grahama.
„Posłuchaj, najwyraźniej się nam nie układa,
postanowiłem więc z tym skończyć. Nie będziemy się więcej
spotykać. Mam nadzieję, że zrozumiesz”.
– To chyba jakiś żart? – powiedziała Thea. – Zrywa z tobą
esemesem?
Iris nawet wolałaby teraz być zaskoczona, ale odczuwała
jedynie ulgę. Wystukała szybko:
„Jasne, rozumiem”.
„Świetnie, tak myślałem”.
– Co myślał? – zapytała Thea.
– Nic – odparła Iris.
Ostatnia rzecz, o której chciałaby teraz rozmawiać z siostrą
na korytarzu, był seks. Przecież jej zachowania nie można
określić mianem pruderii, jak to zrobił Graham. A zresztą, czy
to ważne?
Zanim jednak zdołała się zorientować, Thea wyrwała jej
z ręki telefon i napisała:
„Okej, ja i tak chcę od życia więcej, niż ty jesteś w stanie
zaoferować”.
– Thea, oddaj mi komórkę!
Graham najwyraźniej coś odpisywał i Iris poczuła ucisk
w żołądku. Fakt, facet należy do ludzi, którzy żadnej zniewagi
nie puszczą płazem.
„W porządku, a ja nie chcę być z kimś tak nudnym,
nijakim i do bólu pryncypialnym jak ty. Żegnaj, suko”.
Iris szybko odpowiedziała ikonką uniesionego kciuka.
– Niepotrzebnie się pośpieszyłaś – ofuknęła siostrę. – Miał
mi towarzyszyć na weselu Adler. I co ja teraz zrobię?
– Z czym masz coś zrobić? – usłyszały za plecami głos
matki.
Elegancka Corinne Collins, w swoim kółku brydżowym
zwana Coco, na powitanie uściskała córki.
– Chodzi o Grahama, faceta, z którym chodziłam – odparła
Iris.
– Zerwał z nią esemesem – wyjaśniła Thea. – Co za
chamstwo.
– Gdzie tata? – spytała Iris.
– Spóźni się, ale mam wrażenie, że nie za bardzo.
Zagroziłam, że jak się go nie doczekamy, zabiorę was na
zakupy.
Roześmiały się z tej aluzji do rodzinnego żartu. Ojciec
miał zwyczaj mawiać, że czas to pieniądz, a matka
nieodmiennie odpowiadała mu, że to prawda, bo dla niej
najprzyjemniejszym sposobem spędzania czasu jest
wydawanie pieniędzy.
Skierowały się do restauracji, a Iris aż kipiała ze złości.
Jak on śmiał? Nudna i pryncypialna? Ona, Iris Collins?
Telewizyjna wyrocznia w sprawach stylu życia, powszechnie
znana z nietuzinkowego gustu? A to dupek!
Fakt, odmówiła mu, gdy zaproponował trójkącik, ale to
zupełnie inna sprawa.
– Na wesele musisz przyjść z kimś naprawdę
wystrzałowym – odezwała się Thea, gdy matka zostawiła je na
chwilę same. – Niech ten dupek zobaczy, kto tu jest nudny
i nijaki.
– Ale skąd ja wytrzasnę kogoś takiego w kilka dni?
– Chwileczkę, niech pomyślę… Zaraz, zaraz, przecież
możesz kogoś wynająć! – rozpromieniła się Thea. – Jak w tym
filmie z Julią Roberts.
– Nie ma mowy.
– Dlaczego?
– Bo to krępujące. No i żenada.
– Bez przesady. Jak dobrze zapłacisz, facet będzie się
zachowywał zgodnie z twoim życzeniem. Znam takich, którzy
mogliby być zainteresowani.
– Znasz? Ciekawe skąd? Przecież pracujesz w domu,
w towarzystwie dwóch kotów – zauważyła Iris.
Jej siostra odnosiła zawodowe sukcesy jako autorka
poczytnego bloga z poradami na temat dobrych manier.
Bywała też zapraszana na towarzyskie imprezy w charakterze
doradczyni.
– Mam różnych przyjaciół.
– Dzięki, Thea, ale jakoś dam sobie radę. Nie mam
zamiaru już zajmować się problemami związanymi
z Grahamem.
Pojawił się ojciec i wspólny posiłek jak zwykle okazał się
bardzo udany. Iris tęsknie popatrywała na rodziców, którzy po
tylu latach nadal uwielbiali trzymać się za ręce.
Czy ona naprawdę zbyt wiele wymaga od życia? Dlaczego
wciąż przyciąga facetów pokroju Grahama?
Ale póki co Thea ma chyba rację. Musi wynająć sobie
partnera na ślub i wesele przyjaciółki. Czasu zostało już
niewiele…
Zac Bisset nie cierpiał Bostonu, ale okoliczności kazały
mu od czasu do czasu porzucić życie na ukochanym jachcie
i zawitać do tego miasta. Nieważne, że tym razem zdarzyło się
to pewnego pięknego czerwcowego dnia.
Musiał wbić się w marynarkę i buty, a najlepiej czuł się
boso i w kąpielówkach. W ogóle urodzenie w bogatej
i ustosunkowanej rodzinie traktował nie jak przywilej,
a bardziej jak szykanę ze strony losu.
Ucieczki szukał na morzu, żeglowanie było jego pasją już
od lat studenckich, a później stało się zawodem i sposobem na
życie. Pracował dla brytyjskiej załogi America’s Cup,
a ostatnio przymierzał się do wyszkolenia i wystawienia
własnej drużyny.
A to są koszty. Mógłby oczywiście dostać pieniądze od
rodzinnej firmy Bisset Industries, ale wtedy ojciec nalegałby
na jego wejście do zarządu, a Zac bardzo by nie chciał
uzależniać się od pana Augusta Bisseta. A jeszcze mniej od
swojego starszego brata Logana. Chciał zachować pełną
swobodę robienia tego, co lubi.
Nie miał jednak zbyt wielkiego wyboru. Planowany sukces
wymagał sponsora. I to jak najszybciej, bo sezon w pełni,
warto by już zacząć treningi.
Właśnie opuszczał biuro dużej firmy telekomunikacyjnej,
gdzie odbył spotkanie na temat ewentualnej współpracy.
W barze zamówił wodę mineralną, gdy zabuczał włączony na
powrót telefon. W skrzynce znalazł kilka wiadomości.
Pierwsza od najstarszego brata Dariena, który wyjątkowo
był nie biznesmenem, a politykiem. Chciał się spotkać na
drinka jeszcze przed zbliżającym się weselem kuzynki. Druga
wiadomość to pytanie od załogi, jak poszły negocjacje,
a trzecia od mamy, która wzywała go do niezwłocznego
przybycia do domu babci na wyspie Nantucket, żeby móc
z nim spędzić trochę czasu, jak to matka z synem.
Potarł ręką kark. Na żadną z tych wiadomości nie miał
ochoty odpowiadać. Doceniał, że zwróciła się do niego
dwójka ulubionych członków rodziny. Ojciec i Logan chcieli
zbojkotować ślub Adler, która postanowiła wejść do rodziny
Williamsów, głównych rywali Bisset Industries na polu
gospodarczym.
Zac zaś nie miał z nikim na pieńku, zobowiązał się więc
do uczestnictwa we wszystkich związanych z zaślubinami
imprezach. Lubił balangi, tańce, ładne dziewczyny, czemu nie.
Prestiżowe wyjazdowe wesele miało się odbyć na wyspie
Nantucket, w ośrodku wypoczynkowym – najnowszej
flagowej inwestycji Williams Inc.
Pan młody i jego rodzina wdzierali się więc na wszystkie
tereny, gdzie dotąd żyli Bissetowie. Młodsza – i jedyna –
siostra Zaca, Mari, nie mogła się nachwalić nowego hotelu, na
inaugurację którego została zaproszona jako dziennikarka. Co
raczej jeszcze bardziej zniechęcało Logana i ojca do udziału
w weselu kuzynki.
Zac w pierwszej kolejności odpowiedział swojemu
żeglarskiemu zespołowi, który oprócz niego składał się
jeszcze tylko z Yancy’ego McNeila i Deva Kellmana.
„Póki co nici z finansowania. Mam jeszcze jedno
spotkanie, a potem musimy zrobić burzę mózgów, co dalej”.
Yancy odpisał jako pierwszy:
„Niech to szlag. Ja dostałem jakieś namiary od
przyjaciółki, której znajomy poszukuje możliwości
długoterminowego inwestowania. Prześlę wam szczegóły”.
Dev dorzucił swoje trzy grosze:
„Ja nic nie znalazłem. Ale obiecuję przyrządzić margarity,
jak się spotkamy”.
Zac zakończył czat:
„Dzięki. Sprawdzę twój kontakt, Yancy”.
Zamówił drugą szklankę wody i wstrzymał oddech, bo do
baru weszła jakaś blondynka. Zgrabna, opalona, w obcisłej
odsłaniającej ramiona sukience. Poruszała się z dużą dozą
pewności siebie. Ich spojrzenie spotkały się, a ona rozchyliła
usta w lekkim uśmiechu. Jej oczy były niebieskie jak wody
oceanu u wybrzeży Nowej Zelandii. A usta… Wprost
stworzone do całowania. Od razu pomyślał, jak by to było
czuć je pod swoimi wargami?
No tak, za długo przebywał na morzu i teraz jak widzi
kobietę, od razu by ją całował. Stanowczo musi lepiej nad
sobą panować.
Ktoś zbliżył się do jego stolika.
Podniósł wzrok, myśląc że to kelner, ale to była ta kobieta.
Pachniała jak letnie kwiaty w ogrodzie jego matki
w Hamptons. Zac nie był specjalnie nieśmiały, ale gapienie się
na nieznajomą nieco go peszyło.
Zdążył jedynie zauważyć, że jej włosy mają raczej odcień
karmelu, a na wyjątkowo smukłej szyi dziewczyna nosi
dyskretny łańcuszek z amuletem w kształcie kwiatka.
Kiedy Iris po południu weszła do baru, głowę miała pełną
rozmyślań nad dziwną radą, jakiej udzieliła jej siostra. Miała
się tu spotkać z ludźmi przygotowującymi ją do uroczystości
weselnej pod kątem wizerunkowym.
Ślub Adler miała zaszczycić swoją obecnością ekipa
którejś z telewizji i pewne cała masa blogerów, vlogerów
i przedstawicieli plotkarskich portali internetowych. Trzeba
było więc być gotowym na stały ostrzał kamer i aparatów
fotograficznych.
Swoją karierę zawodową Iris zaczynała jako asystentka
Lety Veerland, guru gatunku reality show w telewizji lat 90-
tych i początku XXI wieku. Od Lety nauczyła się, że o swój
wizerunek należy dbać zawsze, choćby szło się tylko do
pobliskiego spożywczaka. Bo jeśli twój wygląd stoi
w sprzeczności z tym, co kreujesz na użytek publiczny,
automatycznie tracisz wiarygodność.
Iris rozejrzała się wokół. Ani śladu osób, z którymi się
umówiła. Zaczęła więc iść w kierunku wolnych stolików
w głębi lokalu i omal się nie potknęła, ujrzawszy siedzącego
w skórzanym fotelu atrakcyjnego blondyna.
Jego sięgające ramion włosy sprawiały – mimo długości –
schludne wrażenie. W ogóle był typem wikinga, ale nie
rabusia, a raczej… smakowitego kąska.
Przedstaw mu propozycję nie do odrzucenia, pomyślała,
mając wciąż w pamięci pomysł Thei. Nie, to byłoby śmieszne.
Absolutnie nie do przyjęcia.
Ale nie mogła opędzić się od tej myśli. Zwłaszcza że
przypomniała sobie, co powiedziała matka, kiedy Iris zaczęła
zarabiać duże pieniądze jako influencerka portali
społecznościowych:
– Pamiętaj, nie wahaj się płacić ludziom za to, co i tak
musi być zrobione.
Teoretycznie mogłaby pokazać się na ślubie przyjaciółki
bez partnera, ale uroczystość ma być pokazana w telewizji,
a to doskonała okazja, żeby podbudować swój wizerunek
domowej bogini. I przy okazji sprzedać trochę więcej
reklamowanych produktów oraz egzemplarzy własnej książki.
Tym bardziej że prawie wszystkie jej internetowe
konkurentki są w trakcie zmiany wizerunku z przebojowej
wielkomiejskiej singielki na świeżo upieczoną żonę i młodą
mamę.
Tylko ona nadal tkwi w starych dekoracjach…
„Nudna i pryncypialna”, zadźwięczało jej w uszach.
A gdyby tak pokazać się na ślubie z wikingiem u boku? Jej
społeczny wizerunek natychmiast by się poprawił. Można to
więc nawet uznać za inwestycję w biznes.
Pochwycił jej spojrzenie, a ona się uśmiechnęła. Puścił do
niej oczko i odwzajemnił uśmiech. Podeszła bliżej. Grunt to
pewność siebie. W końcu nie od parady w wieku czternastu lat
udało jej się przekonać rodziców, że powinna założyć własny
kanał na YouTubie.
– Cześć – powiedziała i od razu pomyślała, że facetowi
z wrażenia spadną skarpetki.
Spojrzała na jego nogi. Faktycznie, nie miał skarpetek,
mokasyny włożył na bose stopy. Dobry znak. Nie można go
zlekceważyć.
– Cześć, przysiądziesz się? – zapytał.
Spojrzała na zegarek. Ma jeszcze kwadrans do spotkania.
Pomysł Thei powoli materializował się jako jej własny…
– Tylko pod warunkiem, że pozwolisz postawić ci drinka.
– Nie mam zwyczaju odmawiać pięknym damom – odparł,
wstając i odsuwając dla niej krzesło.
– Doprawdy? I nigdy tego nie żałowałeś?
– Nigdy. Bywało, że sprawy potoczyły się inaczej, niż
oczekiwałem, ale cóż, takie jest życie, prawda?
– Może twoje. Ja tam zawsze staram się działać zgodnie
z planem – powiedziała, przyglądając mu się badawczo.
Ciekawe jak zareaguje?
– Ja nie jestem typem planisty – odparł.
– I jak ci idzie?
– Jakoś. Podążam tam, dokąd wiatr mnie zawieje.
– Wiatr?
– Jestem żeglarzem. Startuję w regatach.
Ha! Intuicja jej nie zawiodła. Jest wikingiem, tyle że
zamiast rabować dalekie lądy, rusza na sportowy podbój mórz
i oceanów.
– Na przykład w Pucharze Ameryki? – spytała.
– Właśnie. Obecnie kompletuję załogę i szukam
inwestorów na następne cztery sezony.
Potrzebuje sponsora…
– A dlaczego pytasz? – ciągnął.
Iris wzięła głęboki oddech. Jeśli nie teraz, to kiedy?
Lepszego faceta już nie znajdzie. Przystojny, szuka pieniędzy
i się jej podoba.
– Bo potrzebuję przysługi – odpowiedziała.
– Od nieznajomego? – zdziwił się.
Na stole przed nim leżał plik zszytych kartek.
Wyglądały jak oferta, którą przedstawia się potencjalnemu
inwestorowi. Widząc, że kobieta zwróciła na nie uwagę,
szybko przewrócił je grzbietem do góry.
– Przepraszam, nie miałam zamiaru podglądać, co tam
masz.
– Nie ma sprawy. Ale powiedziałaś, że potrzebujesz
przysługi. Zaintrygowałaś mnie. Powiedz, o co chodzi.
Usiadła, zakładając nogę na nogę i prostując plecy.
Ojciec uczył ją, że właściwa postawa to klucz do okazania
pewności siebie. Przełknęła ślinę i jeszcze raz zaczerpnęła
powietrza. Musi uważać – o molestowanie seksualne można
oskarżyć także kobietę.
– Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia – zaczęła.
Czy to przypadkiem nie były słowa Roberta Redforda
z filmu „Niemoralna propozycja”?
– A kim ty jesteś? Ojcem chrzestnym?
– Nie, po prostu usiłuję powiedzieć, że potrzebuję faceta
na weekend. A te papiery – wskazała palcem stół – świadczą,
że ty szukasz źródeł finansowania. Czyli… cholera, chyba coś
pokręciłam.
– Czy mam rozumieć, że składasz mi niemoralną
propozycję?
ROZDZIAŁ DRUGI
Zaczerwieniła się, zatrzepotała powiekami i wyprostowała
plecy jeszcze bardziej, przekrzywiając na bok głowę.
– Traktuję to jako układ biznesowy, nie sprawę osobistą –
powiedziała.
On oczywiście otrzymywał już różne propozycje od
kobiet, ale raczej od takich, którym zależało na wejściu do
świata luksusu.
– Intrygujesz mnie – odparł i to była prawda.
Ta kobieta jest piękna i do tego oferuje mu pieniądze.
Fajnie byłoby mieć – zamiast jakiejś bezdusznej korporacji –
takiego sponsora na zawodach Pucharu Ameryki.
– Wybieram się na wyjazdową imprezę ślubną i muszę
przyjść z kimś – wyjaśniła. – Chodzi o cztery dni i trzy noce.
W zamian chętnie zasponsoruję twoje przedsięwzięcie. Zależy
mi na pokazaniu się, na pewno nie zażądam od ciebie niczego
niestosownego.
– Szkoda, bo już zaczęło mi się to podobać.
To zabawne, on też jest zaproszony na wesele, mniej
więcej w tym samym czasie. Czyżby ta dziewczyna wybierała
się na ślub Adler?
Usiadła jeszcze bardziej sztywno, o ile to w ogóle było
możliwe. Podobała mu się. Była inna niż sportsmenki,
z którymi najczęściej miewał do czynienia, ale też wyróżniała
się na tle dziewcząt z elity towarzyskiej, bo nie ulegało
wątpliwości, że oboje wywodzą się z tych samych kręgów
społecznych.
– Rozważ to – powiedziała chłodno.
– Ale dlaczego taka forma? – spytał, mając na myśli fakt,
że nie wyglądała na kobietę, która musi płacić facetowi za to,
by z nią był.
Chyba że coś mu umknęło…
– To długa historia, nie chciałabym wdawać się
w szczegóły. Ktoś, z kim chodziłam, właśnie ze mną zerwał,
a nie chciałabym wyjść na jelenia. Będzie telewizja, ja też
zamierzam nakręcić trochę filmików, więc…
– Chodzi ci o wizerunek?
– W zasadzie tak, ale nie do końca – odparła, kręcąc
głową. – Dla mnie to biznes. Pracuję jako kreatorka stylu
życia, promuję linię produktów, poleciłam pannie młodej
projektantkę jej sukni i tak dalej. To kwestia marki. Gdyby to
była sprawa czysto osobista, miałabym gdzieś, czy idę sama,
czy z kimś.
– Kim w takim razie jesteś? Przepraszam, że pytam, ale
ostatnio większość czasu spędzam poza krajem, na wodzie.
– Jestem Iris Collins.
Może i o niej słyszał, pewnie od siostry, ale nie bardzo
wiedział, co i jak.
– Ja jestem Zac.
– I szukasz inwestora, żeby móc samodzielnie zgłosić się
do Pucharu Ameryki?
– Tak, mam nową załogę, nowe pomysły. Chcę spróbować.
– W takim razie myślę, że mogłabym ci pomóc.
– Aż tak dobrze się zarabia na propagowaniu stylu
życia? – zdziwił się.
– Bardzo dobrze – roześmiała się. – I właśnie dlatego
muszę dbać o wizerunek. Ciebie też odpowiednio ubiorę.
Będziemy trzymać się za ręce, nic więcej. No może jakiś
całusek, jeden albo dwa. Warunek: musisz mi towarzyszyć
przez cały czas.
Właściwie powinien odmówić. Nie musiał się radzić
piarowca swojego ojca, sam wiedział, że wynajmowanie się za
pieniądze w charakterze pana do towarzystwa nie wygląda
najlepiej. No i zbyt długo już był Bissetem, by nie wiedzieć,
że sprawa wcześniej czy później się wyda.
Musi być z nią szczery. Powiedzieć, że potrzebuje
pieniędzy, ale nie aż tak rozpaczliwie.
– Ja… – zaczął i natychmiast zamilkł.
Jego odmowa przysporzy jej kłopotów, to fakt. Ale on sam
ma w perspektywie uczestnictwo w problematycznej imprezie
ślubnej. Poza tym potrzebuje poważnego sponsora, a nie
damulki, która zapłaci mu za eskortę w czasie jednego
weekendu.
– Nie musisz mówić nic więcej – uśmiechnęła się
kpiąco. – Po prostu zaryzykowałam. To moja siostra chciała
obsadzić mnie w roli Richarda Gere’a, który musi mieć u boku
jakąś ślicznotę.
– Pomysł dobry. Ale ja się chyba nie nadaję.
– W takim razie dzięki za poświęcony czas. A za drinka
płacę oczywiście ja.
Wstała i nie tracąc nic ze swojej klasy ani elegancji,
oddaliła się w kierunku baru.
Przy drzwiach powstał mały tumult. Hostessa usiłowała
nie wpuścić do lokalu jakiegoś kamerzysty i kilku fotografów.
A ci najkrótszą drogą podążali w stronę Iris.
– Panno Collins, podobno Graham Winstead III panią
rzucił? – krzyknął jeden z paparazzich. – Jaki to będzie miało
wpływ na markę produktów Domowej Bogini? Czy nadal ma
pani prawo wypowiadać się na temat rozkoszy życia
domowego, skoro…
– Chłopaki, dajcie spokój. Plotki to plotki, nic więcej.
Można ich słuchać, ale nie należy powtarzać, jak mawia mój
ojciec. Ja nie zamierzam ich komentować – mówiła
z uśmiechem Iris Collins, patrząc na zegarek. – Muszę już iść,
mam ważne spotkanie.
Z trudem przedzierała się przez tłumek fotoreporterów.
Gdy się zachwiała, Zac podniósł się, by jej pomóc, ale szybko
przypomniał sobie, że zadawanie się z nią to kiepski pomysł.
Patrząc jednak na to, z jaką godnością Iris odpiera plotki
na swój temat, zmienił zdanie. Zapragnął poznać ją bliżej.
Podbiegł, złapał ją i wziął w ramiona.
– Mam cię, kobieto o twarzy anioła! – powiedział,
uważając, żeby nie doszło do niczego więcej poza
spojrzeniem.
Twarz anioła? Uśmiechnęła się. Był taki stary film, ale ona
była pewna, że wygląda teraz raczej jak bohater jednej z wersji
Jokera z „Legionu samobójców”.
Po raz pierwszy w życiu znalazła się w takiej zasadzce.
Owszem, atakowano ją, plotkowano na jej temat, ale przez
internet. Łatwo było wówczas wyżalić się asystentce
i wymyślić ciętą ripostę. W dodatkowe zakłopotanie wpędzał
ją fakt, że świadkiem tego wszystkiego był Zac.
Wyczerpała chyba cały swój zapas brawury, czuła ucisk
w żołądku, była na siebie zła i z trudem powstrzymywała łzy.
Tak już miała: na złość zawsze reagowała płaczem.
Na szczęście nie była w tym sama. Zac trzymał ją
w ramionach i w dodatku nazywał jej twarz anielską… Może
więc da się namówić na to wesele?
Podziękowała mu, wyprostowała się, ale ociągała się
z odejściem.
– W porządku – powiedział.
– Nie zmieniłeś przypadkiem zdania? – spytała z nadzieją,
patrząc w jego niebieskie oczy.
To byłby idealny układ: żadnego wiązania się z kimś, kto
cię ocenia jako pruderyjną rygorystkę, tylko prosta wymiana
świadczeń.
– Owszem, zmieniłem – mruknął pod nosem.
Zarzuciła mu ręce na szyję i na jego ustach wycisnęła
najbardziej soczysty i spektakularny pocałunek, na jaki było ją
stać. Wiedziała, że to musi dobrze wypaść na zdjęciach
robionych przez otaczających ich paparazzich.
Spodziewała się z jego strony zaskoczenia, ale on tylko
pochylił głowę i wsunął jej do ust język.
W jednym momencie gra na użytek mediów skończyła się
i Iris zapomniała o bożym świecie. Jakby ktoś dał jej nowe
życie.
Kręciło jej się w głowie i nie słyszała nawet pytań, jakie
wykrzykiwali pod ich adresem namolni reporterzy. Dała się
Zacowi wyprowadzić z baru.
Gdy znaleźli się na chodniku, podjechał do nich wielki
bentley. Szofer otworzył drzwi.
Iris wsunęła się na tylne siedzenie i gdy ruszyli, wystukała
coś na klawiaturze smartfona.
– Przepraszam, ale w tym barze byłam umówiona
z makijażystką i fryzjerem. Muszę odwołać to spotkanie –
wyjaśniła. – Ale co z tobą? Kim ty jesteś? Naprawdę przyjąłeś
moją propozycję? Nie wygląda, żebyś potrzebował pieniędzy.
Potarł wargę opuszkiem kciuka, jakby nadal przeżywał ich
pocałunek. Ona – jak na bezbarwną nudziarę przystało –
wolała udawać, że to nic takiego. Nudziary nie całują
nieznajomych ni z tego, ni z owego. A już na pewno nie
z pasją. Cóż, szczęśliwy traf, nic więcej.
– Normalnie nie skorzystałbym z twojej propozycji, ale
zobaczyłem, że naprawdę znalazłaś się w tarapatach – odezwał
się w końcu.
– I zrobisz to z litości?
Skoro tak, to ona jest rzeczywiście ofiarą losu. Nie trzeba
było w ogóle zaczynać.
– Nie. Zrobię to dla forsy. – Puścił do niej oko.
– Naprawdę potrzebujesz forsy? – Uśmiechnęła się. –
Przecież nie jesteś chyba żigolakiem?
– To staroświeckie słowo.
– Tak, ale ja nie lubię określenia męska dziwka.
Odpowiedz mi: ciągniesz kasę od babek?
– Tylko od ciebie.
Boże. Coś, co z początku było żartobliwym pomysłem,
zaczyna przybierać całkiem realne kształty.
A trzeba być czujnym, bo przecież ich wspólne zdjęcia
pójdą w świat. Uratują jej tyłek, ale przy okazji mogą
przysporzyć nieprzewidzianych kłopotów.
– Dzięki, że robisz dla mnie wyjątek, ale dokąd my
właściwie jedziemy? – zaniepokoiła się, widząc, że szofer
krąży bezładnie wokół centrum.
– Malcolm zawiezie cię, dokąd tylko zechcesz. Prawda,
Malcolm?
– Tak jest, sir. Dokąd mam panią zabrać, madam? – spytał
kierowca, nie przestając śledzić drogi.
– Do Collins Commons – wymieniła nazwę firmy ojca.
Tam w jednej z licznych salek konferencyjnych na pewno
będzie można spokojnie porozmawiać.
Jej telefon wprost krztusił się od nieodebranych esemesów.
Zespół, z którym miała omawiać swój weselny look,
koniecznie chciał się dowiedzieć, gdzie ona jest i kim jest owo
ciacho, z którym się zmyła.
– Co to jest Collins Commons? – spytał Zac.
– Firma mojego ojca. Omówimy tam, jak mogę wesprzeć
twój projekt i czego będę w zamian od ciebie wymagać
w najbliższy weekend. Sądzę, że to sobie spiszemy, żeby
uniknąć nieporozumień.
– W ten weekend?
– Tak, ślub Osborn i Williamsa na Nantucket.
Zac wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał, aż
w końcu pokiwał głową.
– Twój ojciec zajmuje się takimi sprawami? – zapytał.
– Inwestycjami finansowymi tak, ale nie wynajmem
facetów na weekendy – odparła. – Ja jestem w naszym rodzie
niewątpliwie pionierką w tej dziedzinie.
Aha, więc ona wybiera się na wesele jego kuzynki,
pomyślał Zac. Mógłby teraz zdradzić do końca swoją
tożsamość, ale czy wtedy uwierzyłaby, że on potrzebuje
pieniędzy z zewnątrz na swój projekt? Już kilkakrotnie
przedstawienie się nazwiskiem Bisset wprowadzało
komplikacje w jego kontakty z ludźmi.
Zdawał sobie sprawę, że wziął udział w przedstawieniu dla
fotografów, ale ogólnie nie lubił udawać kogoś, kim nie jest.
A był Bissetem z krwi i kości i choć nie interesował się
rodzinnym biznesem, to dziedziczny instynkt wojownika
i zamiłowanie do morderczej rywalizacji znalazły w jego
przypadku ujście w dziedzinie żeglarstwa.
Pokój spotkań w Collins Commons był świetnie
urządzony. Podobnie zresztą jak imponujące pomieszczenia
biurowe centrali Bisset Industries w Nowym Jorku.
Wiedział, że w końcu będzie musiał wyjawić, kim jest, ale
obecna sytuacja go bawiła. Jako anonim mógł się rozluźnić
i poddać fascynacji nowo poznaną kobietą.
Po raz pierwszy też od odejścia z załogi angielskiej
i podjęcia decyzji o usamodzielnieniu się czuł się tak
komfortowo. Nie musiał o nic zabiegać. Nie chciał korzystać
z pieniędzy ojca i oto los stawia na jego drodze Iris, która –
o ile dobrze zrozumiał – jest zadomowiona w świecie,
w którym wprost roi się od jego potencjalnych inwestorów.
A on musi zrobić tylko jedną rzecz: towarzyszyć jej przez
długi weekend. Proste?
Jest jednak jedno ale: jego rodzina też będzie na tym ślubie
i weselu. Nie obędzie się więc bez nagłych zdziwień i głupich
pytań. Ale cóż, decyzję trzeba podjąć już teraz.
– Nie boisz się? – zapytała Iris.
– Jasne, że tak. A ty?
– Ja też. Posłuchaj, to było bardzo miłe, że przyszedłeś mi
z odsieczą, kiedy się potknęłam, ale musisz dokładnie
wiedzieć, w co się pakujesz.
Rozsiadł się wygodnie w skórzanym fotelu i połączył
palce obu dłoni, tworząc coś w rodzaju piramidki. Gest ten
podpatrzył u ojca, który zawsze tak robił, gdy na posiedzeniu
zarządu trafił na czyjś opór. Zacowi wydawało się to zabawne,
ale przynajmniej miał się na kim wzorować.
– Opowiedz mi o tym – zażądał.
Iris stanęła przy tablicy. W świetle letniego słońca
przesączającego się przez przyciemnione szyby można było
podziwiać jej smukłą sylwetkę.
– Jak wspomniałam, jestem osobowością telewizyjną,
specjalistką od stylu życia. Zaczynałam od bloga, byłam też
asystentką Lety Veerland, może o niej słyszałeś.
– Znam ją – wtrącił Zac.
Leta Veerland dorównywała sławą Marcie Stewart.
W latach 80-tych i 90-tych była guru w sprawach prowadzenia
domu, pisała książki, artykuły dla lifestylowych magazynów
i prowadziła programy w telewizji. Dla matki Zaca była
wyrocznią, wszystkie przyjęcia w letnim domu w Hamptons
były organizowane według jej wskazówek.
– Jasne, to głośne nazwisko. W jakimś momencie
postanowiła się wycofać i oddała prowadzenie show komuś –
jak mówiła – „młodemu i świeżemu”. Tak zaczynałam
i ciągnę to już od prawie siedmiu lat. Moja grupa docelowa
ewoluuje od wielkomiejskich singielek w kierunku kobiet
zamężnych, o ustabilizowanej pozycji.
– Ale nie masz męża? – zapytał.
– No cóż, nie mam. Spotykałam się z kimś, ale nam nie
wyszło. Na tym weselu mam być druhną i zapowiedziałam, że
pokażę swojego nowego faceta. Zamierzam też promować
nowy produkt dla przyszłych panien młodych i świeżo
upieczonych żon, więc…
– Głupio by wyglądało, gdybyś pojawiła się
w pojedynkę – wpadł jej w słowo. – Rozumiem. Czego więc
ode mnie oczekujesz, jeśli się zgodzę?
Odwróciła się, a Zac zauważył, że w sytuacjach
biznesowych Iris traci swą kobiecą słodycz. Bardziej
przypominała mu w tej chwili ojca lub Logana, gdy czuli, że
blisko już do dobicia targu.
– Jeśli? Paparazzi już przyłapali nas razem, więc chyba nie
mamy wyboru. Pozostaje kwestia ceny.
By zyskać na czasie, Zac wstał i obszedł dookoła obszerny
stół konferencyjny. Kwota, której potrzebował, by dostać się
do zawodów Pucharu Ameryki, byłaby śmiesznie wysoka jak
na zapłatę za cztery dni udawania „chłopaka” Iris. A więc to
żadne wyjście.
Podszedł do niej bardzo blisko, a ona się nie cofnęła.
– Obawiam się, że cena, której zażądam, może okazać się
bardzo wysoka – powiedział.
ROZDZIAŁ TRZECI
Powrót do domu na Nantucket zawsze miał dla Juliette
Bisset słodko-gorzki posmak. Ze swoją matką, Vivian, miała
na co dzień raczej trudne relacje. Wszystko jednak ulegało
odmianie, ilekroć obie znalazły się na wyspie.
Odradzała się między nimi nadzwyczaj bliska więź. Może
to zasługa luźnej plażowej atmosfery, jaka tam panowała?
A może Juliette w ogóle nie miałaby tak szorstkiego
charakteru, gdyby sama miała córkę?
Jej młodsza siostra, Musette, też za życia uwielbiała tu
przebywać. Od jej śmierci minęło już prawie dwadzieścia pięć
lat, a Juliette nadal za nią tęskniła, mimo że ostatnie lata życia
siostry były trudne dla całej rodziny, bo Musette dosłownie na
oczach wszystkich stopniowo zabijała się, prowadząc
nadzwyczaj ryzykowne i lekkomyślne życie.
– Tak myślałam, że tu cię znajdę.
Na dźwięk tych słów Juliette odwróciła się i zobaczyła
Adler, swoją siostrzenicę.
To właśnie z jej powodu cała rodzina zjechała na wyspę.
Adler miała tu zaplanowaną ceremonię ślubną. Nie dość, że
miała to być transmitowana przez telewizję czysto celebrycka
impreza typu „wszystkie chwyty dozwolone”, to jeszcze Adler
wchodziła do rodziny najgroźniejszego biznesowego rywala
męża Juliette.
To szaleństwo, ale czegóż można się spodziewać po córce
Musette? Juliette niemal słyszała, jak jej siostra chichocze zza
grobu…
– Nie mogę teraz przestać myśleć o twojej mamie –
odezwała się do siostrzenicy.
– Ja też. Bardzo mi jej brakuje – odrzekła Adler. – Mam
nadzieję, że ona ciągle gdzieś tu jest. Dlatego wybrałam
Nantucket na miejsce ślubu. Tu byłyśmy najszczęśliwsze,
kiedy mama żyła.
Kobiety wymieniły uściski.
– Mam nadzieję, że gardenie zdążą zakwitnąć – dodała
Adler. – Chcę mieć z nich ślubną wiązankę.
– Na pewno zdążą – zapewniła Juliette, przypominając
sobie, że Musette dekorowała pokój dziecinny tymi właśnie
kwiatami.
Prywatny cmentarz, gdzie kobiety się spotkały, od sześciu
pokoleń był miejscem pochówku rodziny. Adler podeszła do
kolejnego kamienia.
– Dlaczego tu nie ma żadnego napisu? – spytała.
– Tu leży martwo urodzone dziecko – odparła Juliette ze
ściśniętym gardłem, dotknięto bowiem jej najskrytszej
tajemnicy.
– O jakie to smutne. To było dziecko babci? – dopytywała
Adler.
– Nie. Chodźmy lepiej do domu, bo zanosi się na burzę.
Adler wsunęła dłoń w rękę Juliette i obie wybrukowaną
ścieżką ruszyły w kierunku domu.
Dziewczyna na głos planowała, co jeszcze musi zrobić,
zanim za trzy dni pojawią się tu weselni goście. Ale ciotka
prawie jej nie słuchała – jej myśli były teraz przy tym
niewielkim bezimiennym kamieniu nagrobnym.
Czasami żałowała, że ukrywała to dziecko przed światem.
Ale cóż, miała wtedy inne rzeczy do zrobienia, więc
chłopczyk tam pochowany już na zawsze pozostanie
anonimowy.
Do domu weszły od strony plaży i zmieniły zapiaszczone
obuwie na kapcie, które lokaj Michael przewidująco
przygotował. Na spotkanie wybiegł Dylan, piesek Vivian rasy
corgi. Pieszczotom i pocałunkom nie było końca.
– Miły miałaś spacer, Juliette? – zapytała matka, wchodząc
do holu.
Vivian była dobrze po siedemdziesiątce, ale wyglądała
młodziej. Miała na sobie obcisłe białe dżinsy i luźną,
asymetryczną batystową bluzkę. Z włosami w nieładzie
i szklanką martini w ręku podeszła uścisnąć córkę, a potem
Adler. Juliette nagle poczuła, że Adler jest dla niej prawie jak
córka.
– To co, dziewczyny? Po szklaneczce martini?
– Tak jest, proszę pani – odparła Adler.
– Zdecydowanie – dodała Juliette.
Ten weekend będzie dla niej z wielu względów trudny,
musi więc zrobić wszystko, by powitać go z godnością
i uśmiechem na twarzy.
– Kiedy przyjedzie August? – spytała ją matka, gdy
usadowiły się na zadaszonej werandzie.
– Nie wiem dokładnie. Wraz z Loganem spotykają się
w tym tygodniu z jakimś ważnym klientem.
Odkąd mąż oddał stery Bisset Industries w ręce starszego
syna, relacje między małżonkami ponownie się ociepliły.
– Mam nadzieję, że Logan i wujek August zachowają się
jak trzeba – odezwała się Adler. – Zac obiecał mi pomoc
w poskramianiu swojego starszego brata, ale same wiecie, do
czego zdolny jest Logan.
– Ja wiem. Bardzo przypomina swojego ojca –
powiedziała Juliette, obiecując sobie w duchu nie rozwijać
tego tematu.
– Na ile się wyceniasz? – spytała Iris, kontynuując
negocjacje z Zakiem.
Starała się skupić na interesach, ale ten jego zapach no
i tamten pocałunek…
To ją rozpraszało. Ciągle myślała, czy to był jednorazowy
wybryk, czy może coś więcej?
Widok jego ust też ją rozpraszał. Wyglądały na takie
twarde i jędrne, a kiedy całował, były miękkie jak…
A może jej się tylko tak wydawało? Czy to w ogóle był
dobry pomysł, żeby go wynająć na to wesele?
Boże, powinna myśleć o nim w kategoriach biznesowych,
a tu jakieś rojenia o jego ustach…
Skup się, dziewczyno.
– Chciałbym skompletować załogę do startu w Pucharze
Ameryki – zaczął.
Nie to chciała usłyszeć. Na żeglarstwie prawie się nie
znała. Pamiętała tylko, że kilka lat temu regaty wygrał jeden
z szefów znanej firmy Oracle i że nieźle ponoć na tym zarobił.
– Traktujesz żagle jako źródło zarobkowania czy jako
hobby? – zapytała.
– To mój zawód. Mam też kilka drobniejszych biznesów,
ale zasadniczo pracuję, trenując i uczestnicząc w zawodach
jachtowych na całym świecie. Ostatnio w Australii, ale oni
zdecydowali się iść inną drogą, więc postanowiłem założyć
własną drużynę. Potrzebuję sponsorów.
– Okej, chyba będę mogła ci pomóc. Moimi aktywami
zarządza ojciec, powinno go to zainteresować. Zawsze stara
się dywersyfikować inwestycje, a to jest ciekawa nisza.
– Racja. Powiesz tacie, że mnie wynajęłaś?
– Nie. Myślę, czy by nie przedłużyć naszej współpracy
poza te trzy lub cztery dni. Na, powiedzmy, trzy miesiące.
Akurat będę wypuszczać na rynek ten mój nowy produkt. Ty
się w tym czasie zajmiesz swoim jachtingiem, ale będzie
wyglądało, że jesteśmy z sobą i to zamknie usta plotkarzom.
Skoro już powiedział jasno, o co mu chodzi, łatwiej jej
było zebrać myśli.
Podeszła do stołu, gdzie leżał papier i przybory do pisania.
Wzięła do ręki dwa notatniki i wcisnęła guzik interkomu,
by skontaktować się z asystentem ojca.
– Cześć, Bran, tu Iris. Mógłbyś przysłać do małej sali
konferencyjnej coś do picia i jakieś przekąski? Aha, i zaplanuj
mi spotkanie z ojcem. Coś około godziny.
– Jasne, Iris. Zaraz dostaniesz owoce i te twoje ulubione
ciasteczka. Chcesz kawę?
– Tak, dwie.
– Okej, już wysyłam.
Usiadła za stołem, jeden z notatników oraz długopis
przesunęła w stronę Zaca.
Cholera, jak ta bestia się porusza, pomyślała, patrząc na
niego. Ma wyjątkową jak na faceta gibkość.
– To co robimy? – zapytał, siadając obok niej.
Pokręciła głową. Zac teraz będzie zwykłym pracownikiem
i musi się nauczyć tak go traktować. A nie jak męskie ciacho,
które bardzo ją pociąga.
– Sądzę, że każde z nas musi sprecyzować swoje potrzeby
i oczekiwania. Zauważyłam, że masz już zredagowany
prospekt z ofertą. Czy zawiera dane finansowe?
– Tak.
– To świetnie. A jak zapatrujesz się na ten trzymiesięczny
termin?
– Przecież nawet nie znam twoich oczekiwań.
– Chcę, żebyś pokazywał się ze mną publicznie jako mój
chłopak, pozwalał na robienie nam zdjęć i wyraził zgodę na to,
że będę je zamieszczała na rozmaitych platformach
społecznościowych. Przez cztery dni na wyspie chcę mieć cię
cały czas przy sobie, a potem… Myślałam o jednej lub dwóch
randkach w tygodniu. Kilka z nich sobie sfilmujemy, żebym
mogła je zamieszczać na swoich stronach. Mój produkt
wchodzi na rynek za sześć tygodni, więc potem będę dużo
podróżować w celach promocyjnych. Oczywiście nie będziesz
musiał ze mną wszędzie jeździć, ale może jeden raz byś
przyleciał tam, gdzie będę. Przedstawię ci szczegółowy
rozkład moich zajęć, żebyś mógł sobie coś zaplanować.
– Hm, bo ja wiem… Mogę ci towarzyszyć przez te cztery
weselne dni, ale potem? To jednak dla mnie wielkie
zobowiązanie. Będę w tym czasie zajęty: muszę
skompletować załogę i dopilnować budowy jachtu, który
zaprojektowałem. Raczej muszę odmówić. Po ślubie
przyjaciół będziesz musiała radzić sobie beze mnie.
– No to nie było rozmowy. Potrzebuję kogoś… chociaż…
zaraz, zaraz, skoro już zostaliśmy razem sfotografowani, to
potrzebuję właśnie ciebie, panie… jakie ty właściwie masz
nazwisko?
– Bisset. Mój ojciec jest…
– Potrzebuję cię, panie Bisset – przerwała mu. – Nie
rozmawiajmy teraz o naszych rodzinach. Chcę cię zatrudnić za
dużą kasę i musisz na nią zapracować.
– Inwestujesz w moją załogę żeglarską, Iris – przypomniał
jej. – Kiedy wygramy regaty, ta inwestycja zwróci ci się
z nawiązką. Właściwie to wyświadczam ci przysługę, bo mi
się podobasz, dziewczyno z twarzą anioła.
Nachylił się ku niej tak blisko, że poczuła jego miętowy
oddech.
– I ja ci się chyba też podobam – dodał. – Inaczej nie
przedstawiłabyś mi takiej propozycji.
Miała taką delikatną skórę. Im więcej czasu spędzał z Iris,
tym bardziej był zadowolony, że posłuchał intuicji i zgodził
się jej pomóc. Będzie wprawdzie musiał mieć kontakt ze
znienawidzonymi paparazzi, którym nie mógł wybaczyć
piekła, jakie uczynili na pewien czas z życia jego młodszej
siostry Mari. Dziewczyna uwikłała się w romans z żonatym
mężczyzną, dziennikarze to wyniuchali i nagłośnili, nie
zważając na bardzo młody wiek delikwentki.
Ale nie będzie się oszukiwał: jego pocałunek z Iris był
wspaniały mimo towarzyszących mu kamer i fleszy.
Zależało mu na niej. Choć nie wiedział, czy wytrzyma trzy
miesiące takiego życia.
Jednak ta dziewczyna łatwo z niego nie zrezygnuje –
widział to w jej spojrzeniu. Po tym, jak ich sfotografowano,
ona praktycznie nie może zastąpić go nikim innym. A on nie
chciałby zostawić jej na lodzie.
– Owszem, podobasz mi się – powiedziała, dotykając
palcem jego warg tak, że aż przeszedł go dreszcz.
– No to wejdźmy w to – odparł, cofając się, by cała sprawa
wyglądała bardziej profesjonalnie.
To ma być układ biznesowy. On potrzebuje wsparcia
finansowego, a ona może mu go udzielić. Niech będą i te trzy
miesiące…
– W takim razie okej – powiedziała. – Ja ci przedstawię
listę wydarzeń, podczas których miałbyś mi towarzyszyć, a ty
mi napiszesz swój rozkład zajęć.
– Ale zanim to zrobię, mógłbym dostać jakieś
zapewnienie, że twoi inwestorzy też będą tym zainteresowani?
Czy może to ty masz być jedynym inwestorem?
– Uhm… tak, jasne, postaram się zorientować. Inwestycja
grupowa byłaby oczywiście lepsza. Zapytam tatę.
Wręczył jej swój prospekt, a ona przejrzała go, robiąc
notatki. Szczególną uwagę zwracała na koszty. W końcu
wyprostowała się na krześle.
– Fakt, to sprawia wrażenie czegoś bardzo solidnego –
odezwała się. – Nie rozumiem, dlaczego dotąd nie znalazłeś
inwestora.
– Ja też nie rozumiem.
– Ojciec będzie potrzebował trochę czasu, żeby się temu
przyjrzeć, ale ja mam zamiar zainwestować w twoją
działalność niezależnie od jego opinii.
– Dlaczego?
– Żeby odwdzięczyć ci się za pomoc. A z lektury twoich
dokumentów wynika, że masz odpowiednie kwalifikacje
i wiesz, co robisz.
– Właśnie, mi nie chodzi o subwencję ani o jałmużnę.
– To ci z mojej strony nie grozi. Będę na bieżąco
kontrolować stan inwestycji.
– Naprawdę?
– Tak, ale nie bój się. I tak będziemy w kontakcie, więc
moja kontrola nie będzie dla ciebie uciążliwa – odparła,
puszczając do niego oko.
– Nie chciałbym, żebyś uważała się za szefa – powiedział.
– Dlaczego nie? Zamierzam przygotować dla ciebie
normalną umowę o pracę na czas określony. Trzy miesiące.
A kontrakt inwestycyjny to osobna sprawa. Nie powiem ojcu,
że cię zatrudniam. Niech ludzie myślą, że naprawdę na mnie
lecisz.
– Bo lecę!
– I tak trzymać! A teraz idę poszukać taty.
– Nie tak szybko.
– Co? Dlaczego?
– Bo nie jestem tak dobrym aktorem, za jakiego mnie
uważasz.
Objął ją w pasie i czekał, czy się cofnie.
Nie cofnęła się. Przechyliła głowę na bok, przygryzła
dolną wargę i patrzyła na niego tymi swoimi wielkimi
piwnymi oczami, jakby na coś czekała. Jego podejrzenia się
sprawdzały – jako bizneswoman Iris jest mocna w gębie
i zdecydowana, a jak przychodzi do sytuacji czysto prywatnej,
robi się pełna rezerwy i nieco nieśmiała.
– Nie rób tego – powiedziała, nie odpychając jednak jego
ręki. – Mamy tylko udawać, że jesteśmy parą.
– No właśnie. I musimy być w tej roli przekonujący.
Będziemy dla siebie obcymi ludźmi, ale dla otoczenia musimy
wyglądać jak kochankowie.
Zac lubił zawsze chadzać własnymi drogami, które często
zresztą prowadziły go na manowce. Ale musiał przyznać, że ta
jazda była najciekawsza ze wszystkich, jakie mu się
przytrafiły. Grać chłopaka czy też kochanka medialnej
osobistości, guru w zakresie stylu życia?
No no no…
ROZDZIAŁ CZWARTY
– Moja córka mówi, że szuka pan inwestorów. Z tego, co
wiem, start w Pucharze Ameryki to dość ryzykowne
przedsięwzięcie – zaczął Hal Collins, prosto trzymający się
mężczyzna, w którego szaroniebieskich oczach można było
dostrzec takie same ciepłe iskierki, jakie w swoim spojrzeniu
miała Iris.
To najwyraźniej po ojcu dziewczyna odziedziczyła
pewność siebie i kręgosłup.
– Wiem, proszę pana – odparł Zac. – Ale ja po skończeniu
studiów byłem już członkiem dwóch załóg, mam sporą wiedzę
i doświadczenie.
– Dobrze to słyszeć. Ale mógłbym się dowiedzieć,
dlaczego chce pan iść na swoje, jak to się mówi?
– Szczerze? Wolę wydawać polecenia, niż je wykonywać.
A to kosztuje.
Hal Bisset przypominał Zacowi jego brata Logana,
pomyślał więc, że ten rodzaj argumentów do niego trafi.
– To całkiem zrozumiałe. Ja też nie lubię słuchać
rozkazów. A jak pan poznał Iris?
Zac spojrzał na siedzącą kilka krzeseł dalej dziewczynę.
Przypomniał sobie, że jej ojciec ma nie wiedzieć o tym, co ich
naprawdę łączy.
– Spotykamy się – odpowiedział. – Zaczęliśmy, zanim
dowiedziałem się, że Iris jest pana córką, więc sprawa jest
czysta.
Hal spojrzał na córkę.
– Myślałem, że masz innego chłopaka.
– Miałam, tato, ale to już skończone. Poznałam Zaca
i poczuliśmy chemię. Zresztą nie mówimy teraz o moim życiu
osobistym, a o solidnej lokacie. Pamiętasz? Zawsze
namawiałeś mnie do różnicowania portfela inwestycyjnego.
Hal pokiwał głową z rezygnacją.
– No tak. To dość karkołomna inwestycja, ale z tego, co
czytałem, warta zaryzykowania. Chciałbym jeszcze trochę
obadać sprawę. Na kiedy potrzebuje pan odpowiedzi?
– Im szybciej, tym lepiej. Ruszyłem już sprawę budowy
jachtu i mam dwóch załogantów, ale chcę zrekrutować jeszcze
kilku. Im dłużej będę ich szkolił, tym większa szansa na
puchar.
– Brzmi to rozsądnie – odrzekł Hal. – Postaram się na jutro
przygotować odpowiedź. Iris, będziesz jeszcze potrzebowała
sali konferencyjnej?
– Tak, mamy jeszcze do omówienia parę szczegółów.
Hal wyglądał na zdziwionego, że córka chce odbyć
rozmowę ze swoim chłopakiem w pomieszczeniu służbowym.
Zac postanowił to wziąć na siebie.
– Przepraszam, to ja tak zdecydowałem. Chodzimy z sobą
od niedawna i nie chciałem wyznaczać Iris spotkania u mnie
w hotelu czy u niej w domu. Wie pan, ludzie w Bostonie…
– Ależ to bardzo dobrze – przerwał mu Hal. – Ten jej
poprzedni partner był jak dla mnie zbyt natarczywy.
Wstali i skierowali się do drzwi.
Zac zorientował się, że może powinien wspomnieć coś
o swojej własnej rodzinie i poprosił Hala Collinsa o słowo na
osobności. Uśmiechnął się przy tym do Iris, by nie czuła się
zagrożona.
– Muszę oddzwonić do paru osób – powiedziała Iris
i opuściła pomieszczenie.
Hal usiadł z powrotem i zaczął bez ogródek:
– Jesteś synem Augusta Bisseta, prawda?
– Zgadza się.
– Dlaczego nie powiedziałeś o tym Iris? Takich rzeczy nie
trzyma się w sekrecie.
– Wkrótce jej to powiem. Jak się pan domyśla, dysponuję
własnym portfelem inwestycyjnym. Zamierzam z niego
skorzystać, ale chciałem też pozyskać trochę funduszy
z zewnątrz.
– Dlaczego po prostu nie poprosisz brata o pieniądze?
– Nie lubię zaciągać tego typu zobowiązań – wyjaśnił. –
Wolę to zrobić na własną rękę. Z rodziną dobrze wychodzi
się…
– …na zdjęciu – dokończył Hal. – Też tak słyszałem.
Dzięki, że mi to powiedziałeś. Radziłbym ci też powiedzieć to
Iris, ale żona zawsze mnie napomina, żebym nie wtrącał się do
życia naszej córki.
– Posłucham pańskiej rady – zapewnił Zac.
Hal podzielił się z nim kilkoma szczegółami technicznymi
dotyczącymi planowanego trybu inwestycji, po czym uścisnęli
sobie ręce.
Zac miał poczucie, że Iris załatwiła wszystko dokładnie
tak, jak chciał. W takim razie będzie musiał się jej godnie
zrewanżować.
Gdy Hal opuścił pokój, Zac podszedł do okna i popatrzył
na miasto. Zawsze gdy wracał na ląd, towarzyszyło mu
poczucie osaczenia.
Tym razem jednak pobyt w Bostonie przyniósł mu
mnóstwo niespodzianek.
Nie miał powodu do narzekań.
Po wyjściu z salki konferencyjnej Iris przełożyła spotkanie
z KT i ze Stephanem na następny dzień na siódmą rano, po
czym zeszła na dół do obudowanego szkłem patia. Sama przed
sobą chciała udawać, że jest spokojna, że nic się nie stało. Ale
to nie była prawda.
Od czasu pamiętnego esemesa od Grahama czuła się jak na
diabelskim młynie.
Teraz też usłyszała piknięcie w telefonie. Wiadomość od
Adler. Zdjęcie dwóch szklanek martini z komentarzem, że
jedna czeka na nią.
Odpisała, że świetnie się składa, bo ona na gwałt
potrzebuje drinka. Albo lepiej dwóch.
„Wszystko u ciebie okej?” – zaniepokoiła się Adler.
„Taaa… Opowiem ci, jak dotrę na wyspę. Będę bez
Grahama. Uznał mnie za piczkę zasadniczkę. Zresztą
nieważne, prawda?”.
„A to kutas! Na pewno dobrze się czujesz? Chcesz
porozmawiać?”.
„W tej chwili nie mogę. Pewnie mi nie uwierzysz, ale
właśnie poznałam świetnego faceta”.
„Super. Powiesz coś więcej?”.
„Śliczny, jasne niebieskie oczy, lekki zarost, jemu pasuje,
choć ogólnie nie przepadam. Już mnie pocałował i to było
cudowne”.
„Brzmi to świetnie. Przyjedziesz z nim?”.
„A mogę?”.
„No pewnie, chcę go poznać jak najszybciej. Odezwij się
po tych drinkach i napisz, jak poszło”.
„Jasne”.
Bran odchrząknął za jej plecami i oznajmił, że ojciec
skończył już rozmawiać z „panem Bissetem”.
Iris wróciła do salki konferencyjnej. Idąc korytarzem,
oglądała na ścianach zdjęcia z różnych firm, które ojciec
wspierał inwestycyjnie. Na niektórych fotografiach widniał
Hal jako młody mężczyzna, także w towarzystwie żony.
Iris ścisnęło się serce.
To nie było tak, że ona bez mężczyzny u boku czuła się nie
w pełni wartościowa. Po prostu chciała mieć chłopaka.
Partnera. Przypomniało jej się, jak mama doradzała tacie
w kwestii inwestowania w widniejące na zdjęciach spółki.
Była jego powiernicą, zawsze działali wspólnie.
Miała nadzieję, że takiego partnera znajdzie w Grahamie.
Doceniał jej karierę w mediach, nie przeszkadzało mu, że
zarabia mniej niż ona. Lubił błyszczeć na salonach, choć
bywał z tym irytujący. Ale nie był dla niej odpowiednim
partnerem. Zauważyła to dość wcześnie, lecz brnęła w ten
związek w nadziei, że wszystko się jakoś ułoży.
Przeliczyła się, rozczarowała.
Nie powtórzy tego błędu w przypadku Zaca. Z nim ma być
tylko na pokaz. Serce się przeciwko temu buntowało, ale
rozsądek podpowiadał, że tak będzie najlepiej.
Nie chciała skończyć jak Leta, zgorzkniała cyniczna
kobieta po sześciu rozwodach.
– Iris?
W progu stał Zac. Uśmiechnęła się do niego.
– Przepraszam, zamyśliłam się. Te wspomnienia… Moja
rodzina oddała tej firmie tak wiele, że ogarnęła mnie nostalgia.
I zazdrość, dopowiedziała w myślach.
Błyskawicznie się wyprostowała, nie ma co się nad sobą
użalać. Wsunęła telefon do kieszeni.
– To co? Pogadamy o interesach? – zagadnęła.
– Nie bardzo jest na razie o czym gadać. Zgadzam się na
twoją propozycję. Twój ojciec daje mi uczciwą ofertę, więcej
niż się spodziewałem.
Usłyszała to, co chciała, ale jednak wolała dogadać
szczegóły i upewnić się, że oboje tak samo rozumieją swoje
wzajemne zobowiązania. Zaproponowała, by usiedli
i wspólnie jeszcze raz wszystko omówili.
Zac położył rękę na jej ramieniu, a ona w całym ciele
poczuła ciepło płynące z tego dotyku. Cholera, musi nad tym
zapanować. Nie wolno poddać się jego urokowi, trzeba przede
wszystkim zadbać o własne pragnienia i potrzeby.
Swoją pozycję zawodową zbudowała na tym, że ludzie
widzieli ją taką, jaką chcieli widzieć, a nie taką, jaka była
naprawdę. I tego już nie da się zmienić.
Gdyby nagle zaczęła po prostu być sobą, straciłaby cały
swój dorobek. W relacjach z Zakiem musi więc trzymać się
ściśle wyznaczonych granic.
– Dotykać się możemy jedynie w miejscach publicznych –
pouczyła go. – Bądź łaskaw to uwzględnić.
– Co mam uwzględnić? Przecież chcesz, żebym był
twoim…
Położyła mu dłoń na ustach, widząc zbliżającego się
korytarzem Brana. Wciągnęła go do pokoju konferencyjnego
i zamknęła drzwi. Drżała na całym ciele. Dziwne. Nigdy nie
była taka przewrażliwiona.
– No cóż, anielska buźko, przecież właśnie mnie przed
chwilą dotknęłaś.
Widział, jak Iris z sobą walczy. Była najwyraźniej bardzo
zmysłowa, ale z niejasnych dla niego powodów wolała to
ukrywać. Świadczył o tym nawet jej wygląd: gładkie
uczesanie, kobiecy, ale tradycjonalny ubiór, jeszcze bardziej
uwydatniający jej apetyczne kształty oraz wdzięk.
– Co ci powiedział tata?
– Zamierza powołać spółkę złożoną z pięciu lub sześciu
inwestorów. Ty byłabyś jednym z nich.
– Świetnie, to mi jak najbardziej odpowiada. Proszę usiąść,
panie Bisset.
– Teraz mi wyjaśnisz, że jesteś moim szefem? – zapytał.
Chciał się z nią trochę podroczyć, żeby się rozluźniła.
Jednak jeszcze bardziej pragnął doprowadzić do
sfinalizowania umowy i błyskawicznie zawiadomić swoich
chłopaków, że wszystko jest na dobrej drodze.
Hal na pewno stanie po jego stronie, jak tylko trochę
poczyta o jego dotychczasowych żeglarskich osiągnięciach.
A jeśli nie? Trudno, da sobie radę w inny sposób. Ale miło
byłoby się przekonać, że ktoś w niego uwierzył.
– Owszem – odparła Iris. – Proszę, oto program
uroczystości weselnych. Te cztery dni będą naprawdę
intensywne. A potem, jak mówiłam, sporadycznie jakaś
randka, przez kilka tygodni. Ja będę promowała produkt, ty
zajmiesz się jachtem, więc będziemy odgrywać parę w trakcie
chwilowej rozłąki.
Zauważył, jak bardzo Iris unika określeń typu
„kochankowie”, i zachciało mu się śmiać. Powinien właściwie
już zdradzić się z tym, że zna Adler, ale postanowił zostawić
to sobie na później.
– Czyli na użytek wesela będę twoim facetem. Będziemy
mogli się ściskać, przytulać, całować i co tam jeszcze
zechcesz, tak?
– Tak, dzięki, ale proponowałabym wprowadzić limit
pocałunków. Jeden dziennie.
– No nie! Skoro ludzie mają to kupić, musimy się
zachowywać jak prawdziwi zakochani. Twój tata jest bardzo
bystry, od razu się zorientuje, że coś nie gra. Bądźmy sobą, po
prostu.
– Uwierz mi, ja właśnie taka jestem.
– Ale ja nie – oponował. – To musi wyglądać naturalnie. Ja
inaczej nie potrafię. Nie mogę być jedynie twoją kreacją.
– A jednak będziesz – powiedziała z irytacją w głosie.
Przysunął się do niej razem z krzesłem i przyciągnął ją do
siebie.
– Posłuchaj, jeśli to ma się udać, musimy działać jako
zespół. Jeśli każde zacznie grać w swoją własną grę, wszystko
się wyda.
– Zespół? – zdziwiła się.
To przestała być zwykła rozmowa, widział to po jej
oczach.
– Tak. Musimy być dla siebie partnerami. Pokazać się
ludziom od jak najlepszej strony.
– To mi się podoba – przyznała.
– Świetnie. Wiem, że wiąże nas umowa, ale powinniśmy
się też zaprzyjaźnić. To może być nawet zabawne. Jak się
lepiej poznamy, nasza relacja zyska na autentyczności.
– Faktycznie – przytaknęła.
Widział, że Iris notuje jego słowa. Czyżby nie miała zbyt
dużego doświadczenia w związkach?
– Przecież to normalne, że jak ludzie zaczynają się
spotykać, chcą się o sobie nawzajem jak najwięcej
dowiedzieć, prawda?
– Nie wiem – odpowiedziała, odkładając długopis
i wsuwając za ucho niesforny kosmyk. – Ja zazwyczaj
umawiam się z facetami, których poznaję na przyjęciach. To
są często też influencerzy, więc chodzimy razem na imprezy
i w miejsca, gdzie możemy zostać sfotografowani, żeby
zobaczyli nas nasi followersi i…
– Nie o tym mówię. Ten twój ostatni chłopak. Nie
poznałaś go bliżej?
– Owszem. Ale niestety okazał się inny, niż myślałam. To
głupie, bo na pozór wyglądaliśmy jak stworzeni dla siebie, ale
za zamkniętymi drzwiami… Cóż, na szczęście już mam to
z głowy.
– O czym ty mówisz? – zapytał Zac.
Wyglądało na to, że między Iris a tym facetem wydarzyło
się coś mało przyjemnego.
– Nieważne. Podoba mi się twój pomysł – powiedziała, nie
przestając wodzić długopisem po papierze.
Gdy skończyła, odwróciła notatnik w jego stronę.
– Przeczytaj. I powiedz mi, co o tym myślisz.
Zerknął na spisaną przez nią umowę. To, co miało ich
łączyć, nazywała w niej układem, ustaliła datę rozpoczęcia
i zakończenia jego działalności, wymieniła obowiązki Zaca
i zostawiła puste miejsce na kwotę, którą ona zainwestuje
w jego projekt żeglarski.
– A może najpierw powinniśmy się upewnić, że jest
między nami chemia? – zaproponował nieśmiało.
– Tak. – Kiwnęła głową. – Musimy zadbać o to, żeby
wypaść wiarygodnie jako para.
Oboje wstali, Iris wyciągnęła do niego rękę. Przyciągnął ją
do siebie, po czym schylił głowę jak do pocałunku.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Wtuliła się w jego ramiona. Ich wargi zbliżyły się do
siebie, chociaż się nie całowali. Ona musi udowodnić sobie
samej, że jest opanowaną kobietą biznesu, że tamten ich
pierwszy pocałunek to był tylko zbieg okoliczności.
Zesztywniała lekko i musnęła jego usta swoimi. On wtedy
przejął kontrolę nad pocałunkiem, a Iris stwierdziła, że jego
wargi smakują jak nic na świecie. I że ramiona żeglarza są
wprost stworzone do obejmowania kobiety.
Jego palce gładziły jej skórę i wtedy za plecami usłyszała
chrząknięcie.
– Tato? Przepraszam, my właśnie… – zaczęła.
– Nie tłumacz się, Iris – odparł ojciec.
Uśmiechnęła się, uświadomiwszy sobie, że ten pocałunek
przydał im w oczach ojca wiarygodności.
– Chcesz jeszcze czegoś od któregoś z nas? – spytała.
– Po prawdzie to od obojga. Rozmawiałem z mamą,
wspomniałem, że poznałem Zaca i ona od razu powiedziała, że
też chce go poznać. Wiesz, jak bardzo nie lubi zostawać
w tyle – dokończył Hal, mrugając do córki znacząco.
Cała przyjemność z pocałunku prysła i Iris zaczęła
panikować. Udawać przed ojcem nie było trudno, ale przed
mamą? To zupełnie insza inszość.
– My też byśmy chcieli, tato, ale nie damy rady.
Obiecałam Adler, że jutro rano zjawimy się na Nantucket,
więc potrzebujemy wieczoru i nocy, żeby się wyciszyć.
– To się świetnie składa. Mama zaprasza was na wczesną
kolację. Thea też ma być.
Jasne, jakżeby inaczej?
– Zac, co ty na to? Mówiłeś, że masz wieczorem ważną
telekonferencję – spytała z nadzieją w głosie.
– Nie szkodzi, przełożę ją. Też bardzo chciałbym poznać
twoją rodzinę. – Zac przyciągnął ją mocniej do siebie.
– To świetnie, jesteśmy umówieni. Bądźcie wpół do
siódmej – powiedział ojciec, po czym opuścił salkę
konferencyjną.
Iris wzięła głęboki oddech i zanim Zac zdążył się
odezwać, podała mu wyrwaną z notatnika kartkę.
– Umowa powinna być w dwóch egzemplarzach, po
jednym dla każdego z nas – zwrócił jej uwagę.
– Tak, oczywiście – odparła w roztargnieniu. – Dlaczego
zgodziłeś się na tę kolację?
– Bo chciałem na twojej rodzinie wypróbować, czy
będziemy w stanie wiarygodnie wypaść jako para przed
szerszym audytorium – mruknął, po czym zaczął słowo
w słowo przepisywać otrzymaną od niej umowę.
– Ale z mamą i Theą nie pójdzie tak łatwo jak z tatą. On
zawsze widzi tylko to, co chce zobaczyć.
– No to tym bardziej trzeba sprawę przetestować.
– Może i masz rację. Przepraszam cię za to, co się stało,
nie wiedziałam, że ojciec może wejść.
– Nie szkodzi. Nawet lepiej, że odwróciliśmy jego uwagę
od tego – odparł Zac, wskazując obie kopie umowy, które już
zdążył podpisać. – Teraz ty podpisz.
Gdy chowała podpisaną i złożoną na czworo kartkę do
torebki, przypomniało jej się, że w umowie brakuje terminu
zakończenia.
– To nic takiego, ja wiem, że chodzi o trzy miesiące –
uspokoił ją Zac. – Mam zwyczaj dotrzymywać słowa, a i ty
nie wyglądasz mi na taką, co się wycofa bez uprzedzenia.
Przytaknęła ruchem głowy.
– Masz gdzie spać? – zatroszczyła się.
– Tak, oczywiście, mam też samochód – odparł żartem.
Wymienili się numerami telefonów, a ona zapisała mu też
swój adres.
– Spotkamy się u moich rodziców?
– Nie, przyjadę po ciebie. Twój tata wygląda mi na raczej
staroświeckiego dżentelmena.
– Trochę w tym racji, ale on nie jest całkiem odklejony od
współczesnej rzeczywistości. Spotkajmy się przed ich domem,
ja przyjadę swoim samochodem – ustaliła Iris.
– Okej, jeśli sądzisz, że tak będzie okej. Do zobaczenia.
– Zac, dziękuję ci.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł szarmancko.
– To jak udało ci się zdobyć te pieniądze? – spytał Dev
Kellman, kiedy Zac dotarł do swojego rodzinnego
bostońskiego domu, gdzie zatrzymał się wraz z kolegami na
czas poszukiwania źródeł finansowania ich wspólnego
projektu.
Yancy McNeill też już na niego czekał.
– Dzięki Iris – odparł krótko Zac.
Jeszcze nie wspominał przyjaciołom o swojej dziewczynie,
więc najwyższy czas zacząć. Wkrótce o tym związku będzie
huczał cały internet.
– Kto to jest Iris? – zapytał Dev, podając Zacowi jedną
z trzech dopiero co wyjętych z lodówki butelek piwa.
Dobre pytanie.
Z Devem znali się od czasów licealnych, to jego dobry
przyjaciel. Ale przecież z Iris umówili się, że nikt nie dowie
się o łączącej ich umowie. A więc przyjaciołom i rodzinie
trzeba będzie powiedzieć nieprawdę. Albo zamknąć im usta
jakimś szorstkim tekstem…
– Dama, z którą się spotykam – odparł.
– Ciekawe. Od kiedy? – drążył Dev. – Wylądowaliśmy tu
dwa dni temu, z Zarą zerwałeś w Sydney przed wylotem, więc
kiedy miałeś czas…
– Nie wasz interes – warknął Zac.
Dev i Yancy będą musieli obejść się smakiem, jeśli chodzi
o szczegóły.
– Okej, okej, nie bądź taki przewrażliwiony. Po prostu
byłem ciekaw, bo takie szybkie zawieranie bliskiej znajomości
z dziewczyną nie jest w twoim stylu.
– Ona jest inna od wszystkich. Zresztą wiecie, że nie lubię
wywnętrzać się w kwestii swoich emocji.
– Ja też nie. Ale związałeś się z nią także biznesowo, więc
chciałbym się upewnić, że to nie jest jakaś pochopna decyzja.
Zac też zdawał sobie sprawę, że ryzykuje. Dlatego tak
bardzo zależało mu na wciągnięciu w sprawę Hala. To
gwarantowało częściową niezależność układu między nim
a Iris od czysto osobistych czy emocjonalnych wahnięć
sytuacji.
– Nie bój się, jestem ostrożny. Pieniądze nie mają nic
wspólnego z tym, co nas łączy – odpowiedział przyjacielowi.
– Ale przecież ty i tak śpisz na forsie. Dlaczego jej nie
użyjesz? – odezwał się Yancy.
– Jej też użyję. Ale kiedy tylko wspomniałem Iris, że
szukam w Bostonie inwestorów, ona odpowiedziała, że jej
ojciec zawodowo zajmuje się inwestowaniem i że może być
mną zainteresowany, bo zawsze szuka nowych,
niestandardowych możliwości. Skonstruuje dla nas zespół
inwestorów. Ja i Iris będziemy jego udziałowcami – tłumaczył
Zac.
– Brzmi to super. Jak to ma wyglądać pod względem
formalnym? – spytał Yancy.
Zac
wspomniał
o
spółce
z
ograniczoną
odpowiedzialnością, w której we trzech zajmowaliby
stanowiska kierownicze.
– To jeszcze nie jest w stu procentach pewne, ale myślę, że
już możemy zająć się kontraktowaniem firmy, która zbuduje
nasz jacht. Wspomniałem ojcu Iris, że opatentowaliśmy ten
projekt i zamierzamy nim w przyszłości handlować.
– Świetnie. Mnie też się co nieco udało – odezwał się
Dev. – Mam dziś kolację z kolesiami, którzy są zainteresowani
dołączeniem do nas. Możemy umówić się na jutro w celu
omówienia szczegółów.
– To lepiej spotkajmy się w weekend na Nantucket. Adler
bierze tam ślub, a Iris jest jej druhną.
No właśnie, będzie musiał przyznać się Iris do swoich
związków z Adler.
– Aha, to już wiem, skąd się znacie. Nie mogę się
doczekać, żeby ją zobaczyć.
– No dobra, pogadamy jutro – powiedział Zac, ściskając
kolegów na pożegnanie, po czym został sam w swojej
miejskiej siedzibie.
Otworzył szafę. Od kiedy ostatni raz obracał się w kręgach
bostońskiej socjety, minęło sporo czasu. Wiedział, że musi
dobrze wypaść, ale nie miał pojęcia, na ile oficjalny charakter
ma mieć planowane spotkanie z rodziną Iris.
Postanowił ubrać się w ciemne spodnie, rozpinaną koszulę
i eleganckie buty.
A może powinien się ogolić? Zarost ma dobrze utrzymany,
ale tu jest o tej porze roku cieplej niż w Australii…
Wziął prysznic, ubrał się i samochodem udał się pod
podany przez Iris adres. Na podjeździe parkowały już dwa
samochody. Zac wysiadł i szedł ścieżką w kierunku domu,
ściskając w ręku kupiony po drodze bukiet kwiatów oraz
butelkę dobrego wina wydobytą z rodzinnej piwniczki.
Czy aby nie wygląda na dorobkiewicza, który chce
oczarować rodzinę wybranki?
Po naciśnięciu dzwonka usłyszał szczekanie psa, po czym
drzwi się otworzyły. Stała w nich Iris.
Miała na sobie białe spodnie i wiązaną na szyi bluzkę
odkrywająca ramiona, na które opadały jej rozpuszczone
włosy. Uśmiechnęła się do niego, w brązowych oczach
pojawiały się ciepłe ogniki.
Miał nadzieję, że przynajmniej ją udało mu się oczarować,
choć tak naprawdę nie wiedział, jaki to miałoby mieć sens.
– To kiedy poznałaś tego faceta? – spytała Thea, siedząc
wraz z siostrą przy blacie w kuchni ich matki.
Specjalnie przyszła dwadzieścia minut wcześniej, żeby
zdążyć zadać wszystkie nurtujące ją pytania.
– Parę dni temu – odparła Iris ogólnie. – Nie chciałam
o tym mówić przed ostatecznym zamknięciem sprawy
z Grahamem.
– Niezłe tempo – oceniła mama. – Na ojcu zrobił świetne
wrażenie.
– No cóż, taki on już jest – odparła Iris skromnie.
Zac ze swoim wdziękiem i solidnością rzeczywiście
pozytywnie wypada na tle przyciężkiego i podlizującego się
Grahama.
– Trudno mi w to uwierzyć – odezwała się Thea. –
Pamiętasz naszą rozmowę w czasie lunchu?
– Thea, ja przecież od razu ci powiedziałam, że ten twój
niemądry plan nie jest mi do niczego potrzebny.
– Przepraszam, Iris, ja tylko chciałam pomóc. Myślałam,
że czujesz się upokorzona, bo nie wspomniałaś słowem
o nowym facecie.
– O czym wy mówicie? – zaciekawiła się mama, mieszając
dla nich drinki z aperolem.
– Poradziłam Iris, żeby wynajęła faceta do towarzystwa na
weselny weekend. Graham zostawił ją na lodzie.
– Ja już wcześniej chciałam z nim zerwać – zapewniała
Iris.
Boże, to musi się udać. Jeśli się wyda, że wynajęła Zaca,
straci mnóstwo fanów. Nigdy dotąd nie okłamywała swoich
followersów, no może czasem tylko podrasowała jakieś
zdjęcie, ale generalnie była zawsze z nimi szczera.
Czy teraz popełnia błąd?
Dzwonek u drzwi i jednoczesny esemes oznajmiły
przybycie Zaca.
Iris zerwała się, żeby mu otworzyć.
Omiotła wzrokiem jego stojącą w drzwiach postać
i stwierdziła, że Zac wygląda świetnie. Wpuszczona w spodnie
niebieska koszula podkreślała szczupłość jego talii i błękit
oczu.
– Cześć – powiedział. – Muszę ci coś powiedzieć na temat
tego ślubu.
– Później. Nie przy wszystkich – ostrzegła go Iris. –
Wejdź, proszę.
Zac wszedł do środka i natychmiast został obszczekany
i obtańczony przez Rileya, trzynastoletniego jamnika
miniaturkę, ulubieńca pani domu.
– Riley, spokój! – Iris pochyliła się, by pogłaskać psa.
Zac przyłączył się do niej, a zachwycony uwagą, jaką na
siebie zwrócił, jamnik zaczął go lizać po ręce.
– Dzięki, że przyszedłeś. Tata jeszcze w pracy, a mama
i Thea bardzo są ciebie ciekawe. Powiedziałam, że znamy się
od dwóch dni.
– Świetnie. Wcześniej byłem w Australii.
– A ja na weekendzie z moim byłym. Może po prostu
powiemy, że poznaliśmy się dziś w barze?
– Jak dla mnie brzmi dobrze, okej. Świetnie wyglądasz.
– Dzięki, ty też. W tej koszuli oczy masz bardziej
niebieskie niż przedtem.
Zac z uśmiechem przyjął ten komplement.
– A może powinienem był się ogolić? Moja mama nie
cierpi zarostu, ale pomyślałem, że gdybym się ogolił,
mógłbym wyjść na takiego, co za bardzo się stara. Twój ojciec
mógłby to zauważyć.
– Ja lubię brodaczy – zapewniła go Iris.
– Iris, zamierzasz trzymać gościa w korytarzu? – zawołała
z końca holu Thea.
– Już idziemy! To jest Zac Bisset, a to moja siostra Thea –
dopełniła prezentacji.
– Miło mi poznać – powiedziała Thea. – Chodź,
przedstawimy cię mamie. Zrobiła dla nas drinki z aperolem.
Lubisz?
– Mój brat Darien nazywa je oranżadką dla dorosłych.
– Racja, łatwo wchodzą.
Iris przedstawiła Zaca matce.
Zac wręczył pani domu kwiaty i wino, dziękując za
zaproszenie.
– Byłyśmy ciekawe, z kim spotyka się Iris – odparła
Corinne.
– Nie mam nic do ukrycia – zapewnił Zac. – Też
z przyjemnością poznam jej rodzinę.
Świetnie, na razie mówi to co trzeba, pomyślała Iris.
I zachowuje się tak, jakby miał przed sobą scenariusz.
Trzeba się mieć na baczności, bo do zakochania jeden
krok, napominała się.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Po deserze Iris odprowadziła Zaca do samochodu. Cieszył
się z poznania jej bliskich, a szczególnie z tego, że Iris – mimo
swojej medialnej popularności – prowadzi, jak się okazało,
całkiem normalne rodzinne życie.
Thea starała się zadawać mu podchwytliwe pytania, ale na
korzyść Iris i Zaca przemawiał fakt, że para o tak nikłym stażu
nie mogła jeszcze wiele wiedzieć o sobie.
– Thea to twarda zawodniczka – powiedział, opierając się
o swój samochód.
Na czystym niebie widać było gwiazdy, które nie robiły
takiego wrażenie jak pośrodku oceanu, ale mimo to noc była
ładna.
– Tak, jest istnym utrapieniem – przyznała Iris. – Ale może
dobrze, że ktoś nas przeczołgał, nabierzemy doświadczenia.
Nie masz nic przeciwko temu, że już jutro pojedziemy na
Nantucket? Adler na pewno zechce spędzić ze mną trochę
czasu, zanim zacznie się najgorszy młyn. No i pozna ciebie.
Jako moja najlepsza przyjaciółka na pewno jest bardzo
ciekawa.
– Jasne, możemy jechać – odparł Zac. – A tak przy
okazji…
Powinien właściwie w tym momencie przyznać się, że
Adler to jego kuzynka, ale Iris nie dała mu dość do słowa.
– Świetnie. Zabiorę moich pracowników, a z tobą spotkam
się w hotelu na wyspie i dalej już pojedziemy razem.
– Pracowników? – zdziwił się Zac. – Są jacyś oprócz
mnie?
– Jasne! Drużyna odpowiedzialna za mój wygląd przed
kamerami i moja asystentka produkcji. Oprócz obowiązków
druhny czeka mnie jeszcze kilka wywiadów. Ty w tym czasie
będziesz miał wolne.
– Nie miałem pojęcia, że to wszystko będzie w telewizji.
Poza tym nie mogę jechać z samego rana, mam spotkanie
z moim zespołem. Dołączę do ciebie nieco później, już
w hotelu.
Iris wyjaśniła mu tajniki telewizyjnej transmisji i zdjęć,
które wykorzysta później w swoim programie. Zac będzie tam
występował jedynie w tle, które ma „tworzyć klimat”.
– Mówiliśmy o tym – przypomniała mu.
– Jasne – potwierdził, ale natychmiast pożałował, że
niezbyt uważnie słuchał jej, kiedy wyjaśniała mu szczegóły
jego zatrudnienia.
Bo wygląda na to, że to będzie większa harówka, niż mu
się wydawało.
– Ja też dostanę wizażystkę? – zapytał.
– Nie – roześmiała się. – KT i Stephan oczywiście chętnie
ci pomogą, ale ogólnie pełny luz.
Te słowa uświadomiły mu, że chyba pora zacząć się bać.
Podpisał coś, co niezbyt dokładnie przeczytał.
Dziewczyna go zaintrygowała, ale czy na pewno dobrze
wyczuł, kim naprawdę jest? W roli dobrej córki wypadała
świetnie, choć jej poczucie humoru można by niekiedy nazwać
uszczypliwym czy nawet zjadliwym.
Fakt, że swobodna atmosfera przyjęcia rodzinnego w jej
domu znacznie różniła się od sztywnych spotkań, w których
główną postacią był jego ojciec…
O tak, Hal Collins i August Bisset to bohaterowie zupełnie
różnych bajek. August był gwałtowny i apodyktyczny, Hal
znacznie łagodniejszy, choć pewnie równie przebiegły.
– Super. Zatrzymają się w tym samym apartamencie co
my? – zapytał.
– W żadnym wypadku. Będziemy potrzebowali czasu na
wyciszenie, na bycie sobą.
– Anielska mordko, ja zawsze jestem sobą.
– Czyżby? Nawet jak przekonywałeś mojego ojca o swojej
miłości do opery?
– Kiedy ja… „Czarodziejski flet” naprawdę mi się podoba.
A zresztą wiesz, jak to jest z rodzicami. Nie można im się za
bardzo przeciwstawiać.
– Wiem, ale trzeba uważać, bo następnym razem będą
chcieli, żebyśmy poszli do opery razem z nimi.
– Nie miałbym nic przeciwko temu. Moja mama kocha
operę, babcia też. W niedzielę przed brunchem nasz dom
rozbrzmiewał muzyką. Trochę opery, trochę jazzu, a jak trochę
podrośliśmy, puszczano nam rockowe kawałki.
– Wspaniała tradycja. Też chciałabym poznać kiedyś twoją
rodzinę.
– No właśnie…
– Co?
– Nie przedstawiałem ci się na początku z nazwiska, ale…
Adler to moja kuzynka. Moja mama, Juliette Bisset, jest jej
ciotką i matką chrzestną. Czyli pewnie wkrótce poznasz
większość moich krewnych – dokończył.
– Co? Dlaczego nie powiedziałeś tego wcześniej?
– A co? Miałem się przedstawić jako syn Augusta Bisseta?
– No nie, ale coś mogłeś powiedzieć? Dlaczego mój ojciec
musi ci szukać inwestorów? Nie możesz sam sobie
sfinansować swojego hobby?
Wyglądała na wściekłą i zranioną. Fatalnie to rozegrałem,
pomyślał Zac.
– Przepraszam, Iris. Nie chciałem sprawić ci przykrości.
– Nie sprawiłeś. Łączą nas tylko interesy. Ale mogłeś
powiedzieć. A mój tata wie?
– Tak, domyślił się, a ja nie zaprzeczałem.
– To po co to pogrywanie ze mną?
– Przepraszam, tak wyszło. Oczywiście, mógłbym się
zwrócić do mojego ojca i do starszego brata Logana, który
aktualnie kieruje rodzinną firmą, ale oni zaraz przedstawiliby
mi takie warunki, że głowa mała. Nie chciałem, żeby się
wtrącali. Chcę być na swoim.
– To nawet brzmi sensownie – stwierdziła powoli,
przyglądając mu się badawczo spod wpółprzymkniętych
powiek. – Podobnie myślałam, zaczynając swoją karierę.
Oczywiście mogłam liczyć na Letę, ale nie chciałam niczego
od Collins Combined. Dzięki temu, że zrobiłam coś
o własnych siłach, czuję się spełniona.
– I ja też tego chcę. Radzę sobie pod czyimś
kierownictwem, ale teraz mam ochotę zostać kapitanem
zwycięskiego jachtu w zawodach o Puchar Ameryki. Z twoją
pomocą.
– Czy jeszcze coś przede mną ukrywasz? Powiedz, bo nie
lubię niespodzianek.
– No dobra, powiem: całowałem cię naprawdę, nie
udawałem.
– Nie rób tego więcej. Zakontraktowałam cię na trzy
miesiące i oboje musimy traktować sprawę jako coś
tymczasowego.
– Aniołku, nie dam rady, ja nie umiem zawodowo udawać.
Choć i tak jestem w tym lepszy niż ty. Byłaś taka spięta na
początku kolacji…
– Wiem, ale to moja sprawa. Może się przeliczyłam,
nieważne, teraz już za późno, żeby się wycofać.
Jej nagła szczerość go rozbroiła. Poczuł, że niewiele
wysiłku kosztowałoby go teraz wydobycie z niej przyznania
się, że chętnie poszłaby z nim do łóżka. Ale widział, że
nietypowa oferta, jaką mu przedstawiła, przerosła ją.
Dziewczyna była najwyraźniej spłoszona.
W oknie frontowego pokoju uniosła się roleta.
– Ktoś nas podgląda, twoja nieobecność się przedłuża.
Może pójdziemy gdzieś spokojnie porozmawiać, na przykład
do baru? Mam też dom w mieście.
– Okej – westchnęła. – To jest Airbnb czy coś w tym
rodzaju?
– Nie, to jeden z domów należących do mojej rodziny.
Mamy wiele nieruchomości. Tej używa moja mama, kiedy
przyjeżdża odwiedzić babcię.
– Boże, jeszcze tylu rzeczy o tobie nie wiem…
– Nic dziwnego, spotykamy się przecież dopiero od dwóch
dni. Pojedziesz za mną?
– Tak, ale podaj mi adres na wypadek, gdybym cię zgubiła.
Roleta w oknie ciągle była uniesiona, więc Zac objął Iris
w pasie i delikatnie pocałował w policzek.
– To tak dla rozwiania wątpliwości – szepnął.
– Ja też lubię się z tobą całować – powiedziała, głaszcząc
go po ramieniu. – Dlatego nie chcę robić tego zbyt często.
– Omówimy to u mnie.
W holu posiadłości Bissetów Iris zwróciła uwagę na
rodzinne portrety. Namalowano je niedawno, po tym, jak Mari
ogłosiła swoje zaręczyny z Inigo Velazquezem.
– Znam twoją siostrę – powiedziała. – Może niezbyt
blisko, ale przyjaźnimy się. Zobacz, łączy nas więcej, niż
myśleliśmy. Gdzie chcesz, żebyśmy porozmawiali?
– Drugie drzwi po lewej, pstryczek do światła jest zaraz
przy wejściu. Ja zaraz tam będę.
Szła przez hol krokiem, którym dziś przemierzała salę
konferencyjną. A więc wróciła do trybu „biznes”. Szkoda,
wolał ją w trybie „luz”. Ale cóż, na niej spoczywa pewnie
wielka odpowiedzialność, ma swoje kłopoty, o których on nic
nie wie. I nie chce wiedzieć.
Łączą ich tylko interesy.
W czasie rodzinnej kolacji niemal o tym zapomniał. Jej
krewni potraktowali go tak ciepło, jakby naprawdę był jej
nowym chłopakiem. A może tak byłoby lepiej? Chociaż nie,
jego prawdziwe życie to morze, jachty. Nie chciałby wsiąknąć
w żaden rodzinny układzik.
– No więc… – zaczął, sadowiąc się w wygodnym fotelu
w salonie.
– Zac, przepraszam, że przeze mnie znalazłeś się
w niezręcznej sytuacji – powiedziała siedząca na skórzanej
kanapie Iris. – Nie wiem, dlaczego ty się na to wszystko
w ogóle zgodziłeś. Rozumiem, że szukasz inwestorów, żeby
zachować niezależność, ale nie musiałeś podpisywać ze mną
tej umowy o chodzeniu z sobą. Ale skoro już mamy w kwestii
tego, co nas łączy, okłamywać cały świat, to przynajmniej
między sobą powinniśmy być szczerzy. Wyjaśnijmy sobie
pewne rzeczy, żeby w przyszłości uniknąć nieporozumień.
Zgoda?
– Jasne – odparł. – Właśnie dlatego przyznałem ci się, że
jestem na ciebie napalony.
– To tak jak ja – kiwnęła głową po krótkiej chwili
milczenia. – Ale to wprowadza pewne komplikacje
i niedogodności. Musisz wiedzieć, że seks nie jest moją
ulubioną dyscypliną. Nie jestem w tym dobra.
– Trudno mi w to uwierzyć – powiedział, otrząsając się
z chwilowego szoku po jej słowach. – Zresztą do tego trzeba
dwojga.
– Hm, okej… Boże, po co ja to w ogóle mówię? –
jęknęła. – Mam opinię osoby, która zawsze mówi właściwe
rzeczy i żyje jak w bajce, z imprezy na imprezę, ale
prywatnie… Wcale taka nie jestem.
– No i dobrze, mnie się to podoba. Nareszcie jakaś prawda.
Założę się, że twoi widzowie to kupią. Nie myślałaś, żeby po
prostu być sobą?
– Nie, to by była porażka. – Pokręciła głową. – Może
przez chwilę by się komuś spodobało, jako nowinka. Ale
generalnie ludzie nie lubią, jak odstajesz od obrazu, jaki sobie
na twój temat wytworzyli.
Mówiła bardzo pewnie, a on nie mógł zrozumieć, komu
mogłaby się nie spodobać prawdziwa Iris. Ale to nie było
w tej chwili najważniejsze.
– Co jeszcze? – zapytał.
Co jeszcze? Nie miała pojęcia. Przede wszystkim musi
przestać myśleć o jego ciepłym oddechu na swojej szyi
i o tym, że chciałaby teraz prawdziwego pocałunku, a nie
jakiegoś tam muśnięcia warg.
– Omówmy szczegóły naszej strategii na ślubny
weekend – zaproponowała. – Spotykamy się w hotelu na
Nantucket, tak? Jesteś krewnym panny młodej, więc
o uczestnikach imprezy wiesz wszystko. Sprawdźmy rozkład
jazdy. A więc – powiedziała, wyciągając telefon i otwierając
na ekranie przysłany przez Adler harmonogram – w czwartek
powitalny lunch w domu jej – i twojej, jak rozumiem – babci.
A potem wyścigi jachtów wokół zatoki. No, tu powinniśmy
zapunktować.
– Jasne, ja jestem kapitanem jednej z tych łodzi. A ty? Jak
u ciebie z żeglowaniem?
– Jako tako. Ogólnie lubię wodę, choć pływaczka ze mnie
kiepska.
Postanowiła nie wspominać, że na morzu najlepiej czuje
się, pijąc na uspokojenie nerwów drinki pod pokładem.
– Super, będzie świetna zabawa. Na jachcie można robić
różne romantyczne rzeczy.
Nie pytała, co miał na myśli i dalej czytała terminarz.
– Wieczorem piknik na plaży. Całkiem bogaty program.
Myślę, że powinniśmy zachowywać się jak para, ale bez
przesadnego okazywania sobie uczuć.
– Rozumiem. – Zac pokiwał głową. – A co
z mieszkaniem? Razem czy osobno?
– Myślałam, żebyś zatrzymał się w moim apartamencie.
– Ale przecież nie jesteśmy kochankami.
– Tak, ale gdybyś nocował gdzie indziej, wyszłabym na
pruderyjną cnotkę. Ja tam będę miała dwa osobne pokoje
i niech każdy myśli sobie o nas, co chce.
– Żartujesz? – roześmiał się. – Chociaż pewnie masz rację.
A co w piątek?
– Rano turniej golfa. Potem odbędzie się przedślubny
rodzinny obiad no i już bezpośrednie przygotowania. No
i sobota, wielki dzień. Jako prawa ręka Adler będę bardzo
zajęta. Wieczorem ceremonia pożegnania słońca, a potem
tańce do białego rana. Umiesz tańczyć?
– Tak, mama zadbała, żebym się nauczył. Twierdziła, że
kobiety lubią tańczyć i nietańczący faceci budzą w nich
odrazę.
– Racja. A na koniec niedzielny brunch i wszyscy
rozjeżdżają się do domów. Ty dokąd pojedziesz?
– Chciałbym zostać na wyspie przez kilka dni. Chyba że
twojemu tacie uda się do poniedziałku skompletować grupę
inwestorów, wtedy wrócę do miasta z tobą. Początkowo będę
się mógł z tobą widywać dość często, ale jak już pieniądze
pójdą w ruch, będę bardzo zajęty.
– No to wszystko ustalone. Prześlę ci ten harmonogram.
Pamiętasz, że będę miała sesje zdjęciowe i nagrania? Możesz
mi być potrzebny, choć w niewielkim zakresie.
Schowała telefon do torebki i rozejrzała się po salonie. Był
urządzony dość tradycyjnie, w ciepłym rodzinnym klimacie.
Iris uśmiechnęła się na widok zdjęcia nastoletniego Zaca przy
sterze łodzi żaglowej.
– Kiedy zacząłeś żeglować? – zapytała.
– Jak miałem dziewięć lat. Mama ulitowała się i zamiast
letnich praktyk z Loganem i Darienem w Bisset Industries
zapisała mnie na obóz żeglarski. Do dziś nazywa mnie swoim
wodnym dzieckiem. Jestem spod znaku Ryb.
– A ja jestem Baranem, ale ponoć nietypowym.
– Ci, co tak twierdzą, chyba w ogóle cię nie znają.
– Jestem despotyczna, ale tylko trochę – odparła,
pokazując mu język.
– Powiedzmy.
Podobał jej się. Ale musiała przyznać, że nigdy by do
niego nie zagadała, gdyby nie rada Thei. I nie byliby tu teraz
razem, gdyby mu nie przedstawiła swojej propozycji.
O tak, w tym była dobra – w relacjach przypominających
kontrakt handlowy, w których wiadomo, kto ile płaci i jak się
to wszystko skończy.
Czy i w tym przypadku będzie tak samo? To byłoby nieco
rozczarowujące.
Mimo wszystko fajnie, że go poznała. Jest inny niż
wszyscy faceci, z którymi dotychczas miała do czynienia. No
i ona czuła się przy nim inaczej niż zwykle.
Nie na tyle, by być sobą, ale zawsze… Przynajmniej nie
musi tak bardzo udawać.
– Chyba już pójdę – powiedziała. – Dzięki, Zac.
Wstał, gdy ruszyła w kierunku drzwi, i zatrzymał ją.
– Jeszcze jedno, anielska twarzyczko – powiedział, biorąc
ją w ramiona i całując.
Tęskniła za tym przez cały wieczór.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Jest taka śliczna, że szkoda byłoby jej nie pocałować.
Zac przez cały wieczór był pod wrażeniem czasu
spędzonego u jej rodziców. Sam miał rodzinę, której nie
można było zarzucić braku wsparcia, ale Collinsowie to
zupełnie inna jakość. Oni się naprawdę kochają, podczas gdy
jego ojciec bez przerwy zachęcał synów do rywalizacji, do
okazywania, który z nich jest najlepszym Bissetem.
Darien już jako nastolatek przypłacił to nałogiem
nikotynowym. A Logan okazał się istnym drapieżnikiem,
nigdy nie zawahał się przed zaatakowaniem słabszego.
Zac szybko wypisał się z tego wyścigu szczurów.
Potrzebował aprobaty ze strony ojca, ale nie zamierzał
walczyć o nią z braćmi.
Całując Iris, przypomniał sobie umowę, jaką zawarli. Po
raz pierwszy w życiu zgodził się udawać kogoś, kim nie jest.
Nie czuł się z tym dobrze. Przerwał pocałunek i spojrzał Iris
w twarz.
– Zrobiłam coś nie tak? – zdziwiła się. – Uprzedzałam cię,
że nie jestem dobra w te klocki. Lubię, jak fotografują mnie
w romantycznych pozach, ale tak naprawdę…
Położył palec na jej ustach.
– Aniołku, jesteś tak dobra, aż zaczynam żałować, że
zgodziłem się na umowę na czas określony.
– Naprawdę? Nie musisz mi tak kadzić. Pewnie za długo
byłeś sam na morzu?
To zabawne, jak ta twarda negocjatorka, rekin biznesu,
zmieniła się nagle w nieśmiałą kobietę. Zresztą każdy na swój
sposób przeżywa chwile intymności.
Tym bardziej nie wolno mu zrobić z tego gry. Iris mogłaby
to źle znieść.
Powoli zaczynał zdawać sobie sprawę, że ona nie przystaje
do pierwszego wrażenia, jakie sobie na jej temat wyrobił. Nie
jest do bólu pewną siebie telewizyjną kukiełką. Jest
człowiekiem z krwi i kości i to go naprawdę zachwycało.
A może jest jego syreną, jedną z tych, co to przywołują
zbłąkanych żeglarzy, którzy przez to rozbijają statki o skały?
Zresztą nieważne. Rozum go ostrzegał, ale erekcja działa
wedle swoich własnych praw.
Znów wziął Iris w ramiona.
– To nie ma nic wspólnego z naszą umową – mruknął. –
Pragnę cię niezależnie od niej.
Bisset nigdy nie traci kontroli nad sytuacją, pomyślał i od
razu zrobiło mu się głupio. Jednak ma ze swoim ojcem więcej
wspólnego, niż jest w stanie przyznać.
– No nie wiem… – wahała się Iris. – Będziesz honorował
nasz kontrakt bez względu na to, co się teraz wydarzy?
– Oczywiście. Ja nie wycofuję raz danego słowa. Z jakimi
facetami ty miałaś dotychczas do czynienia? Zresztą nie chcę
wiedzieć…
– Okej, potrzebowałam po prostu potwierdzenia.
– Niepotrzebnie. Zapomnij o tym, co było kiedyś.
– Niech ci będzie – szepnęła, ale zanim przymknęła oczy,
dojrzał w nich charakterystyczny dla osób lubiących
wszystkim dyrygować błysk.
Westchnęła głęboko.
Za dużo myśli, ocenił ją w duchu, nie potrafi się
zrelaksować. Pragnie go, to się czuje, ale boi się zrobić krok
do przodu.
Wziął ją na ręce i zaniósł do salonu, a potem zaprowadził
na patio. Obejmował ją w pasie, ona odchyliła głowę do tyłu
i wtedy zabrzmiał jeden z utworów Billie Holliday, który Zac
głosowo polecił zagrać asystentowi Google’a.
Tańczyli przy drzwiach prowadzących do ogrodu. Nie tulił
jej zbyt mocno, na to jeszcze przyjdzie czas. Chociaż…
zważywszy, że ich relacja posiada swoisty termin ważności,
może nie warto niczego odkładać?
Łatwiej cieszyć się chwilą, gdy nie ma się żadnych
oczekiwań ani planów na przyszłość, prawda? Zero
ewentualnych konsekwencji.
Spojrzał jej w oczy i po raz pierwszy stwierdził, że Iris jest
zrelaksowana, że nie trzyma już gardy.
Uniósł kciukiem jej podbródek i ponownie ją pocałował.
Starał się wsłuchiwać w rytm muzyki i nie zważać na
dudniącą w żyłach gorącą krew, na narastającą erekcję. I na jej
twardniejące sutki. Czyżby nie nosiła usztywnianego stanika?
Zarzuciła mu ręce na szyję i stanęła na palcach.
Miał poczucie, że wszystko dzieje się jakoś inaczej niż
zazwyczaj na pierwszej randce z kobietą, ale starał się nie
dopuszczać do siebie tej myśli. W ogóle jakby wyłączył
myślenie. Chciał jedynie wycisnąć z tego wieczoru i z Iris tyle
emocji, ile tylko się da.
Zachowywała się w nietypowy dla siebie sposób.
Swobodnie wirowała w ramionach Zaca w rytm starego
przeboju. Może to właśnie magia głosu Billie Holliday
sprawiła, że nie czuła przymusu bycia seksowną czy
uwodzicielską. Po prostu chciała być z Zakiem.
On nucił sobie pod nosem, trochę przy tym fałszując, ale
to było urocze. Bo ukazywało, że to zapierające dech
w piersiach męskie ciacho nie jest chodzącym ideałem.
A kiedy ją pocałował, zapomniała o bożym świecie. Nie
starała się już wciągać brzucha, nie bała się głośno dyszeć.
Zapomniała o wszelkich dobrych radach i po prostu się
rozluźniła. Serce tylko biło jej może trochę za szybko…
Kiedy pogłębiła pocałunek, poczuła, że Zac ma erekcję.
Potarła o nią brzuchem i już przestraszona chciała się cofnąć,
gdy on wydał z siebie gardłowy jęk i objął dłońmi jej pośladki.
Uniósł ją tak, że poczuła, jak jego twardy penis dotyka jej
najbardziej czułego miejsca.
Nigdy nie czuła się tak wspaniale. No, chyba że sama się
masturbowała, ale po raz pierwszy w życiu tak bardzo
owładnął nią pocałunek i dotyk mężczyzny.
Podejrzewała, że Zac dokądś kieruje ich oboje, ale nie
miała nic przeciwko temu. Czuła się świetnie, dokładnie tak
wyobrażała sobie seks: delikatne pieszczoty bez wpychania
jęzora do gardła i bolesnego miętoszenia piersi.
Muzyka uległa zmianie – teraz grano „You Belong To
Me”. Serce Iris biło coraz szybciej, choć przemknęło jej przez
myśl, że on owszem może i należy do niej, tyle że na krótko.
Oddaliła to ostrzeżenie, nie warto sobie psuć tak czułych
chwil.
Ani się spostrzegła, jak po kilku zawirowaniach w tańcu
znalazła się w pozycji leżącej na kanapie.
– Ciągle zadowolona z bycia tu ze mną? – zapytał.
– Tak.
– To dobrze. Gdybym zrobił coś, przez co poczułabyś się
niekomfortowo, daj mi znać.
– Okej, ty też.
Roześmiał się – jak to on – z głębi serca.
– Nie ma rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił, gdybyś
poprosiła – powiedział.
– Brzmi to jak wyzwanie.
– Mam nadzieję, że je podejmiesz. Tylko nie dziś.
Zdjął koszulę, usiadł na kanapie obok Iris, dotykając
biodrami jej bioder, po czym zaczął odpinać jej sandały, a ona
przesunęła dłonią po jego nagim torsie. Drobne jasne włoski
łaskotały ją w palce. Twarde mięśnie prężyły się pod jej
dotykiem. Muśnięty sutek stwardniał i obydwie brodawki jej
piersi natychmiast uczyniły to samo.
Wodząc palcem coraz niżej, odkryła bliznę.
Pochyliła się, ale w słabym świetle nie mogła jej
dokładniej obejrzeć. Chciałaby się dowiedzieć czegoś o jej
pochodzeniu, ale nie teraz. Facet miał na brzuchu istny
kaloryfer, takie rzeczy widziała dotychczas jedynie
w kolorowych magazynach albo w filmach.
Siedział spokojnie, pozwalając – ku jej uciesze – na
poznawanie jego ciała. Stwierdziła, że jego erekcja powiększa
się w miarę zbliżania się jej palców do penisa. Bardzo chciała
go tam dotknąć, ale bała się, że go to zniecierpliwi i cała
przyjemność poznawania jego ciała weźmie w łeb.
Między nogami poczuła wilgoć. Wiedziała, że go pragnie.
Chciała mieć go w sobie. I nieważne, że wszystkie uczucia
mogą zniknąć, gdy już do tego dojdzie. Uniosła sukienkę
i zdjęła sobie majtki.
Chciała go dosiąść, ale ją powstrzymał.
– Nie musimy się śpieszyć – powiedział.
– Ja muszę. Jeśli będę za długo czekać, uczucie może
zniknąć – powiedziała i poruszyła się gwałtownie, usiłując
wdrapać się na niego. Zachwiała się i omal nie upadła.
Na szczęście złapał ją i posadził sobie na kolanach.
– Mam cię – powiedział.
Zabrzmiało jak zapowiedź, czy tylko ona tak to sobie
wymyśliła? Tak czy owak postanowiła doprowadzić sprawę do
końca. Niech on zostanie tym kochankiem, o którym zawsze
tak marzyła, a którego nigdy nie udało jej się spotkać.
Wplątała palce w jego bujne jasne włosy i pocałowała go
tak, jak chciała, żeby on ją pocałował.
Zac wsunął ręce pod sukienkę i objął dłońmi jej pośladki.
Chciał od początku robić wszystko bardzo powoli, dostosować
się do jej potrzeb, ale teraz wraz z każdym oddechem pragnął
jej coraz bardziej. Był bardzo podniecony, bał się, że
eksploduje, nie zdążywszy w nią wejść.
Złościł się, że wciąż oddzielają go od niej warstwy
rozmaitych tkanin. Jeszcze bardziej podniósł jej spódnicę
i musnął palcami jej czułe gorące miejsce. Jęknęła i uniosła
głowę. Dotknął jeszcze raz. Odrzuciła głowę do tyłu,
zamknęła oczy i wierciła się, napierając na jego rękę. Gdy
dotknął głębiej, zacisnęła palce na jego ramionach i coraz
intensywniej kręciła biodrami. Wsunął palec do środka, a ona
jęknęła jeszcze głośniej.
Pozwolił jej na kierowanie jego ręką aż do momentu, gdy
wykrzyknęła jego imię i oparła głowę na jego piersi.
Trzymał ją mocno, a ona po chwili sięgnęła dłonią do jego
rozporka. Złapał ją za rękę, chcąc powstrzymać, bo gdyby
teraz dotknęła jego członka, nie potrafiłby już cofnąć się przed
pójściem na całość.
– Bierzesz pigułki? – zapytał.
– Tak, oczywiście – szepnęła go krótkiej chwili wahania.
– Okej, ale ja jeszcze mogę użyć prezerwatywy. Chcesz
tego?
Milczała, przygryzając dolną wargę. Mało romantyczny
dialog, ale lepiej teraz porozmawiać, niż potem…
– Tak, chcę – zdecydowała.
– W takim razie obejmij mnie nogami w pasie i zarzuć mi
ręce na szyję.
Podtrzymywał jej pośladki i w tej dziwnej pozycji zaniósł
ją do sypialni.
– Są w nocnej szafce – powiedział, siadając na łóżku
i ciągle trzymając Iris na kolanach.
Jej było wygodniej sięgnąć, otworzyła więc szufladę.
Zac przez cały ten czas recytował sobie w pamięci
paragrafy prawa morskiego, żeby odciągnąć uwagę od
najważniejszego. Gdy podała mu pakunek, prawie go jej
wyrwał z rąk i szybko założył sobie gumkę.
Spojrzała na jego penis, a potem na niego. Minę miała
nietęgą. Cholera, pomyślał.
– Nadal tego chcesz? – zapytał szeptem.
Wiedział, że trudno mu się będzie teraz wycofać, ale za nic
nie chciałby zobaczyć w jej oczach lęku czy niechęci.
– Tak – odpowiedziała, biorąc w dłonie jego twarz
i całując w usta.
Zdjął jej sukienkę, a ona zrobiła mu miejsce między
swoimi udami. Spojrzał jej w twarz, miała otwarte oczy.
Pochyliła się i położyła na nim.
Cholera.
Ich ciała pasowały do siebie idealnie. Zac miał zamiar
pozwolić, aby to Iris wyznaczała rytm, ale nie dał rady.
Przekręcił się tak, że teraz ona leżała pod nim i wsunął jej
język do ust. Potem w nią wszedł, a ona narzuciła ich ruchom
tempo intensywniejsze, niż się spodziewał. Chciał
przystopować, ale Iris stanowczo zaprotestowała.
Wykonywał więc swoje ruchy aż do momentu, gdy
usłyszał znajomy już krzyk, a jej mięśnie zacisnęły się na jego
członku. Jeszcze chwila i dołączył do niej w rozkoszy.
Po wszystkim położył się obok niej i trzymał ją
w ramionach. Jego serce powoli wracało do swojego zwykłego
rytmu. Iris położyła głowę na jego piersi i westchnęła.
– Coś się stało? – zaniepokoił się.
– Chciałam ci tylko podziękować. Szczerze mówiąc, nie
spodziewałam się…
– Czego?
– Że taki będziesz.
Odwróciła się, wstała i pomaszerowała do łazienki. Patrzył
na nią i myślał, że nie tylko ona dała się tego wieczoru
przyłapać na chwili utraty kontroli.
On też nie spodziewał się, że ona będzie taka.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Na Nantucket czuła się jak na wakacjach.
Jej asystenci od wizerunku zajęli się nią trochę jeszcze
rano w Bostonie – miała wyglądać niezobowiązująco, ale
przecież nie niedbale, nawet na plaży można wszak natknąć
się na amatora, który zechcę strzelić fotkę dla swoich mediów
społecznościowych.
Teraz stała na balkonie swojego hotelowego apartamentu,
wsłuchiwała się w szum fal, wdychała słone powietrze i czuła,
że żyje.
Przespanie się z Zakiem nie było najlepszym pomysłem,
zdawała sobie z tego sprawę, ale do cholery po raz pierwszy
w życiu zdarzyło jej się uprawiać miłość i nie myśleć przy
tym, żeby to się już skończyło…
Dotychczas była zdania, że w życiu można się obejść bez
seksu, a Zac uświadomił jej, że to nieprawda. Chyba wszyscy
jej dotychczasowi kochankowie byli do bani. Albo – bądźmy
sprawiedliwi – ona nie była dla nich odpowiednią partnerką.
A to znaczy, że dla Zaca jest?
A może po prostu była zrelaksowana, bo wiedziała, że
wynajęła go tylko na weekend? Chętnie porozmawiałaby
o tym z Adler, ale przecież nikt nie może się dowiedzieć.
O wilku mowa. Adler właśnie przysłała jej esemesa.
„Cześć, dziewczyno! Jesteś już na wyspie?”.
„Właśnie przyjechałam. Za dziesięć minut mam sesję
zdjęciową, potem możemy się spotkać”.
„Okej. A gdzie ta sesja? Chętnie popatrzę”.
„Na prywatnej plaży, dwie parcele od domu twojej babci”.
„No to do zobaczenia. Twój nowy koleś jest z tobą?”.
„Przyjedzie po południu, rano ma jakieś spotkania”.
„Super. Może zjecie kolację ze mną i z Nickiem?”.
„Spytam go i potwierdzę”.
Iris odetchnęła głęboko.
Tego właśnie trzeba: żeby jej otoczenie ujrzało w Zacu jej
prawdziwego chłopaka i zaakceptowało go w tej roli. Napisała
do Zaca, co myśli o kolacji, odpowiedział rysunkiem
uniesionego w górę kciuka.
Czy powinna wyjawić Adler, że chodzi o jej kuzyna?
Wolałaby to zrobić osobiście, bo pytań na pewno będzie
o wiele więcej.
Odłożyła telefon, położyła się na wznak na łóżku
i wpatrywała w biały sufit, jakby tam spodziewała się znaleźć
odpowiedzi.
Rozległo się pukanie do drzwi. Do pokoju weszła KT,
makijażystka, dziewczyna nosząca się w stylu cyganerii
artystycznej, czego Iris zawsze jej zazdrościła, podobnie jak
długich szczupłych nóg.
– Parking jest tuż przy plaży – powiedziała KT. – Możemy
iść. Stephan już czeka, a fotograf rozkłada kram.
– Mam nadzieję, że pogoda nie sprawi nam
niespodzianek. – Iris złapała telefon, torebkę i skierowała się
do wyjścia. – Wczoraj był sztorm.
– Jest pięknie, ja zaraz po sesji wypuszczam się na długi
spacer po plaży.
– Słusznie. Mnie nie będziesz potrzebna aż do jutrzejszego
pikniku. Przygotowałaś mi stroje, a do pływania na desce
z wiosłem umaluję się sama. Jak myślisz, może nie wpadnę do
wody?
Asystentka podeszła do Iris i objęła ją. Wszyscy bliscy
wiedzieli, że Iris cierpi na chorobliwy lęk przed utonięciem.
– Wszystko będzie dobrze – zapewniła KT. – Moja siostra
twierdzi, że w wiosłowaniu na desce najważniejsze są silne
mięśnie brzucha. Na pewno dasz radę. Pamiętaj, nie możesz
zawieść followersów. No i musisz zrobić wrażenie na swoim
nowym facecie. Zresztą jestem o ciebie spokojna, nikt lepiej
od ciebie nie potrafi dbać o perfekcyjny wizerunek.
– Chcesz powiedzieć, że za mocno się staram?
– Dziewczyno, to twój zawód. Musisz.
Iris pomyślała, że może właśnie przez te starania, przez
ciągłe kontrolowanie się ma teraz kłopoty z relaksowaniem
się. I z byciem sobą. A jak było z Zakiem? Może właśnie
dzięki temu, że przestała udawać kogoś innego, ich seks był
tak wspaniały?
A zresztą czy to ważne?
Będą z sobą tylko do niedzieli. A potem jeszcze kilka
aranżowanych randek, parę zdjęć i każde pójdzie w swoją
stronę. Ona wróci do swojego normalnego życia, a niczego
bardziej nie pragnie.
Gdyby jeszcze umiała o tym samą siebie przekonać…
Zac późno wyjechał z Bostonu, potem utknął w korku
i gdy wreszcie dotarł na Nantucket, miał jedynie ochotę na
zimne piwo. Albo dwa.
Cały dzień spędził z Devem na telefonie i na skajpie,
rekrutując nową załogę. Kilku kandydatów było
podekscytowanych nowymi możliwościami, ale niektórzy
zachowali rezerwę. W dwa lata trudno zbudować i wyszkolić
zwycięską drużynę.
Inaczej niż przyjaciel, Zac nie był zainteresowany
obecnością w zespole niedowiarków i krytykantów, od razu
więc skreślał ich z listy. Od ojca nauczył się, że należy otaczać
się wyłącznie ludźmi, którzy podzielają cel naszego działania.
Potarł dłonią kark i spojrzał na mapę.
Którędy ma jechać, żeby dotrzeć do hotelu, w którym ma
przez kilka dni mieszkać z Iris? I czy to nie będzie dziwne,
jeśli jego mama nie będzie o tym wiedziała? Musi do niej
zadzwonić.
– Cześć, kochanie! – usłyszał głos matki. – Gdzie jesteś?
– Właśnie zjechałem z promu.
– To świetnie. Dostawić nakrycie dla ciebie? Zjesz
kolację?
– Nie dzisiaj. Nie zatrzymam się u babci.
– Dlaczego? – spytała głosem pozbawionym nagle słodkiej
szczebiotliwości.
– Mamo, w Bostonie poznałem kobietę. Zgadaliśmy się, że
jest przyjaciółką Adler. Zamieszkam z nią w hotelu.
– Szybki z ciebie zawodnik. Kim ona jest?
– To Iris Collins.
– Miła dziewczyna, ale wydawało mi się, że spotyka się
z kimś innym. Jak się poznaliście?
No cóż, skoro chodzi o Iris, mamusi wróciła dawna
szczebiotliwość. No tak, to dziewczyna z dobrego
bostońskiego domu. A dla Zaca to nowe doświadczenie, bo
dotychczas spotykał się z nikomu nieznanymi żeglarkami.
– W barze.
– Och! – wyrwało się Juliette Bisset.
– Mamo, nie oceniaj, proszę cię. Ty i tata poznaliście się
na przyjęciu w domu weekendowym. Tam też pewnie
serwowano drinki?
– Ja nie oceniam. Po prostu oczekiwałam jakiejś
sentymentalnej historii.
– Nie jestem bohaterem komedii romantycznej.
– Wiem. Ja bym tylko chciała, żeby każde z moich dzieci
mogło przeżyć wielką miłość, a Iris to wyraźny krok naprzód
w tym kierunku.
– Mamo, wjeżdżam w tunel, zaraz stracę zasięg.
– Rozumiem, w takim razie przyprowadź ją jutro do nas na
lunch. Ojciec chce ugościć Williamsów.
– Dobrze mamo, do jutra. Kocham cię.
Pomyślał, że mama nie będzie zadowolona, kiedy on i Iris
z sobą zerwą. Ale na razie cieszy się, że jej syn dokonał
korzystnego podboju. A przecież stało się to wyłącznie
dlatego, że dziewczyna rozpaczliwie poszukiwała osoby
towarzyszącej na wesele przyjaciółki.
A może i bez tego by mu się udało? Czasami warto mieć
złudzenia…
A tamta noc…
Gdyby byli parą na serio, wiele by między nimi zmieniła.
A tak? Nie wiedział, co właściwie się stało. Cały czas myślał
o tym, jak Iris czuła się w jego ramionach.
Dev zarzucał mu nawet roztargnienie, ale Zac przecież był
skupiony. Tyle że nie na tym, co trzeba.
Dotychczasową
rezerwę
wobec
zadawania
się
z dziewczynami ze swojej sfery uznał teraz za przejaw
zdrowego rozsądku. Miejsce żeglarza jest na morzu, a nie na
rautach i elitarnych przyjęciach.
Powinien dążyć do podbojów oceanicznych, a nie do
podbojów serc panienek z dobrych domów.
Śledził drogowskazy prowadzące do hotelu, a przed
oczami miał tylko jej zdumioną twarz, kiedy szczytowała.
Chciałby znów ją zobaczyć w takiej sytuacji, już nie mógł się
doczekać.
Cholera. Ma przerąbane.
Dobrze chociaż, że podpisali ten kontrakt.
Inaczej gotów by pomyśleć, że dla Iris warto zostawić
morskie przygody.
Adler Osborn stała na tarasie na dachu domu i wpatrywała
się we wzburzone fale oceanu. Za trzy dni będzie panią
Williams, żoną Nicholasa, i już nie mogła się tego doczekać.
Narzeczony przysłał jej esemesa, że jest w drodze i że za
dwadzieścia minut chciałby się z nią spotkać w knajpce Crab
Shack. Ona też bardzo już chciała zobaczyć się z Nickiem.
Jej droga życiowa nie należała do typowych.
Nie znała swojej zmarłej w wieku dwudziestu pięciu lat
matki. Życie ojca, gwiazdy rocka, przebiegało pod znanym
hasłem sex, drugs and rock’n’roll. Choć człowiek ten potrafił
być również oddanym i kochającym tatą. Chciał brać ją z sobą
w trasy, ale rodzina matki uważała, że Adler powinna chodzić
w tym czasie do dobrych szkół i otrzymywać odpowiednią
kindersztubę.
Ciotka Juliette i babcia twardo negocjowały z jej ojcem
i w rezultacie Adler dzieliła czas między dwa zupełnie
nieprzystające do siebie światy.
Czuła się wiecznie rozdarta. Dopiero dzięki Iris odzyskała
równowagę. Poczuła, że pragnie w życiu tego, czego nie
zaznała jako dziecko: prawdziwego domu, do którego
codziennie wraca się na noc. Własnej rodziny, męża, dzieci
i domku na przedmieściach.
I kogoś, kto ją naprawdę zrozumie. Nie faceta, któremu
zależy na dostępie do wyuzdanego świata jej ojca. Ani
takiego, któremu imponują luksusowe przyjęcia wydawane
przez ciocię Juliette.
Nick był tu ideałem: pracoholik bogaty niczym gwiazda
rapu, nieprzejmujący się opinią salonów. Zabawny,
o najpiękniejszych niebieskich oczach na świecie i o bardzo
seksownym tyłku. Oszołomił ją od pierwszego wejrzenia.
A potem, gdy jej ojciec doznał zawału, odłożył na bok karierę
zawodową i ją wspierał. Wtedy zrozumiała: z tym facetem
chce spędzić resztę życia.
Nareszcie nie będzie już nieślubną córką rozwiązłego
rockmana i uciekinierki z bogatego domu, a stanie się
normalną kobietą, szanowanym uczestnikiem społeczeństwa.
Babcia wprawdzie twierdzi, że normalność jest
przereklamowana, ale co ona może o tym wiedzieć? Przez całe
życie była normalna.
Adler napisała do Nicka, że Iris i jej nowy facet chcą się
z nimi spotkać. Narzeczony oddzwonił.
– Kim jest ten nowy? – spytał. – Myślałem, że ona chodzi
z Doucheyem numer trzy.
– Nie znam szczegółów, ale zaproponowałam im wspólną
kolację. Chciałam go poznać i pomyślałam, że byłoby dziwne,
gdybym samotnie wybrała się do nich do hotelu.
– Faktycznie, wyglądałabyś jak jednoosobowa damska
komisja śledcza – roześmiał się Nick.
– No właśnie, spotkajmy się razem. Chcę się upewnić, że
to nie jakiś kolejny Douchey. Podjedziesz? Bo właśnie
przybywa wujek Auggie i chętnie uniknę spotkania z nim.
Nie lubiła wuja Augusta, który z kolei nie przepadał za jej
narzeczonym. A kiedyś podobno zdradził ciocię Juliette, przez
co babcia też go nie znosiła.
– W takim razie do zobaczenia – powiedział Nick, kończąc
rozmowę.
Adler poprawiła makijaż, wzięła torebkę i zeszła na dół.
Michael niósł do salonu na srebrnej tacy dwie szklanki martini
i burbona.
– Nie dołączysz do reszty? – zapytał.
– Nie. Wychodzę. Na noc też pewnie zostanę u Nicka.
Żeby nie czuć się skrępowanym, Nick kupił dwie ulice
dalej niewielki domek. Dzięki temu Adler mogła być blisko
kochającej rodziny, nie będąc skazana na jej ciągłą obecność.
– Wychodzisz, kochanie? – zawołała za nią babcia przez
otwarte drzwi salonu.
Adler zauważyła siedzącego na kanapie wuja Augusta.
Wypadało podejść i się przywitać. Wymienili zdawkowe
uprzejmości, wujek zapewnił, że chętnie pomoże
w przygotowaniach do ślubu. To nie był zły człowiek, trudno
było się na niego gniewać dłużej niż przez jedną chwilę.
– Wiem, że z racji układów biznesowych były między mną
i Loganem a twoim narzeczonym pewne napięcia. Ale to już
przeszłość. Przyjdźcie jutro z Nickiem i jego rodzicami do nas
na kolację – powiedział. – Poznamy się lepiej, odstresujemy
się.
– Porozmawiam z Nickiem i dam znać – odparła
zaskoczona propozycją Adler. – Nie powinno być przeszkód,
większości gości pewnie jeszcze nie będzie.
– Ja się tym zajmę, Auggie – odezwała się Juliette. – A ty,
Adler, baw się dobrze. Widzimy się jutro?
Gest wuja był zdumiewający i dawał nadzieję, że ślub
i wesele zakończą odwieczną rywalizację między rodami
Bissetów i Williamsów.
Adler zaś odzyska spokój, gdy jej nazwisko zacznie
pojawiać się w mediach w kontekście wyłącznie pozytywnym.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Iris nie bardzo wiedziała, jak ma się zachować, gdy Zac
wszedł do apartamentu.
Czekała na niego już od pół godziny, gotowa do wyjścia.
A on zaczął się urządzać się w małym pokoju, w którym
postanowił zamieszkać.
– Jestem gotowy! – krzyknął po chwili, ukazując się
w drzwiach.
W szortach, espadrylach i z włosami w nieładzie wyglądał
bosko. Przestań, musiała napominać się w myślach, gdy
wpatrując się w niego przypomniała sobie, jaki był w łóżku.
Musi się skupić.
– Jak wyglądam? – zapytał. – Bo tak się na mnie gapisz…
– W porządku – odparła. – Po prostu się nad czymś
zamyśliłam.
Wyjaśniła, że z Adler i z Nickiem przyjaźni się od dawna
i że oni na pewno będą zadawać masę pytań.
– Aha, czyli taka kolacja z rodzinką numer dwa –
zachichotał Zac. – Ale nie bój się, aniołku. Adler to moja
siostra cioteczna, wiem, jak sobie z nią poradzić.
– Akurat. Na pewno zasypie nas pytaniami, bo nie
chciałam jej przesyłać szczegółów esemesem.
Iris była zła, że dotychczas nie przywiązywała wagi do
faktu, że Adler jest kuzynką Zaca. A więc to spotkanie to
kolejny zły pomysł. Jakby nie wystarczyło, że przespała się
z wynajętym facetem do towarzystwa.
– Wyluzuj – powiedział Zac, obejmując ją i przytulając. –
Jakoś sobie z tym poradzimy. Muszą pamiętać, że znamy się
od niedawna. A tak przy okazji: moja rodzina też będzie cię
grillować w tej sprawie. A zwłaszcza pytać, co ty we mnie
widzisz.
– Dlaczego?
– Bo dla nich jestem nudny i upierdliwy. Ciągle gadam
tylko o jachtach, regatach, Pucharze Ameryki. Ale nie martw
się, Iris. Kilka czułych spojrzeń, parę pocałunków i sprawa
załatwiona. Nikt niczego nie będzie podejrzewał.
Spojrzała w jego niebieskie oczy i pokiwała głową.
Dla niego wszystko jest jasne i proste. Tylko ona wie, że
sytuacja jest o wiele bardziej złożona.
Wzięła go za rękę. Na jego dłoni dało się wyczuć parę
odcisków, pewnie pamiątek po pracy na jachcie, ale jej to nie
przeszkadzało. Lubiła, jak ściska jej rękę.
Wyszła za nim na korytarz, ale cofnęła się jeszcze, by
sprawdzić, czy drzwi są zamknięte. Spojrzał na nią zdziwiony.
– Przepraszam, taki nawyk – wyjaśniła.
– Całkiem pożyteczny – pochwalił ją.
Graham nie znosił, kiedy to robiła, nazywał ją wtedy
dziwaczką i paranoiczką. Teraz dochodziła do wniosku, że
może miał na myśli samego siebie. Ona szukała idealnego
partnera, a on kobiety, którą wymodeluje wedle jakiegoś sobie
tylko znanego wzoru. A ona nie dawała się wymodelować.
I dobrze, że już jest po wszystkim.
Na znak solidarności z nią Zac też sprawdził klamki
i oboje udali się do windy.
W windzie zastali parę starszych ludzi, który trzymali się
za ręce i patrzyli na siebie z uśmiechem. Iris przez ułamek
sekundy zobaczyła w nich siebie i Zaca w przyszłości, ale
natychmiast zabroniła sobie snucia takich marzeń.
Nie ma się co łudzić.
Ona i Zac są przyjaciółmi na jeden weekend.
A po trzech miesiącach ich udawany związek definitywnie
się zakończy. Naprawdę mają dla siebie tylko te cztery
najbliższe dni.
W hotelowym lobby musieli przedzierać się przez tłum
ludzi. Jakiś pianista grał Gershwina, panował ogólny zamęt.
Iris usłyszała znajomy śmiech, odwróciła się i ujrzała Adler
oraz Nicka rozmawiających z matką Nicka, Corą. Cała trójka
wyglądała na szczęśliwych.
Adler zauważyła Iris, pomachała jej, a Zaca omiotła
uważnym spojrzeniem.
A potem zaczęła się do nich zbliżać.
– Dziewczyno, dlaczego nie mówiłaś, że twój nowy to mój
kuzyn?
– Przekonałem ją, że fajnie będzie cię zaskoczyć. Miałem
przyjechać dopiero jutro – wyjaśnił Zac lekkim tonem.
– Wybór dużo lepszy niż Graham – szepnęła Adler do
ucha Iris. – Co za miła niespodzianka! – krzyknęła, po czym
pociągnęła przyjaciółkę i jej chłopaka za sobą, żeby
przedstawić ich mamie Nicka.
Adler widziała Zaca ostatnio pięć lat temu. Potem słyszała,
że jej przystojny kuzyn poróżnił się ze swoim kapitanem
i opuścił załogę.
Dotychczas kojarzyła go wyłącznie z żeglarstwem,
zabawne więc było patrzeć, jak czule trzyma Iris za rękę
i zaśmiewa się z jej anegdotek o tym, jak w trakcie programu
spartoliła coś na wizji.
Ta para wyglądała jak na jej gust zbyt idealnie, zbyt
sielankowo. Coś tu nie grało, ale postanowiła nie przejmować
się niejasnymi podejrzeniami. Nie chciała tylko, by jej
przyjaciółka została ponownie skrzywdzona.
Bo Iris wyglądała przy Zacu tak jakoś… bezbronnie.
Kiedy na nią patrzył, śmiała się i wygłupiała. Ale kiedy tylko
odwrócił wzrok, przyglądała mu się z czułością.
Tak, zależy jej na nim. Przy Grahamie nigdy się tak nie
zachowywała.
– Nie gap się tak na nich – szepnął Nick do ucha Adler,
gdy nachylił się, by pocałować ją w szyję. – Jakbyś nie
wierzyła, że naprawdę są parą.
– Jakieś sekreciki? – zainteresowała się Iris.
Żebyś wiedziała, pomyślała Adler. Przyjaciółka chyba
odkryła, że ona coś podejrzewa…
Cóż, takie są uroki dorosłej kobiecej przyjaźni. Nie
potrzeba słów.
– Skądże, nic takiego, ponoć powinnam przypudrować
sobie nos – tłumaczyła się Adler. – Pójdziesz ze mną?
Nick właśnie chciał zauważyć na głos, że w ogóle się dziś
nie malowała, ale narzeczona spiorunowała go wzrokiem.
– Chętnie – roześmiała się Iris. – Zaraz wracamy.
Wstała, położyła rękę na ramieniu Zaca, po czym poszła za
przyjaciółką. Nagle cofnęła się, by jeszcze pocałować Zaca.
Pocałunek wypadł niezręcznie, bo Iris celowała w policzek,
a trafiła w usta.
Adler z Nickiem wymienili znaczące spojrzenia. A więc
jednak para, tyle że świeżej daty i przez to jeszcze dość
niezdarna?
Z zaróżowionymi policzkami Iris minęła kumpelę
w drodze do znajdującej się w głębi restauracji toalety.
– Okej, wyduś to z siebie – odezwała się Adler, gdy już
były w środku.
– Co mam wydusić? – spytała Iris.
– Tę bombę, dziewczyno. I nie udawaj, że wszystko gra.
Ty i Zac… wyglądacie okej, ale coś mi tu nie pasuje.
– Nie wiem, o czym mówisz – odparła Iris, grzebiąc
w torebce w poszukiwaniu błyszczyka do ust.
– A ja jestem pewna, że wiesz. – Adler wzięła od
przyjaciółki pomadkę i posmarowała sobie lekko wargi.
Makijażystka poradziła jej, żeby przez trzy dni przed
uroczystością w ogóle się nie malowała, wtedy jej ślubny
make-up wypadnie bardziej okazale.
– Ten pocałunek… był okej, ale poza tym minę masz
nietęgą. Jakbyś cały czas musiała go pilnować. Co się dzieje?
Iris wzruszyła ramionami.
– Chciałabym mieć taką cerę jak ty – powiedziała. –
Olśniewająca nawet bez makijażu.
– Dzięki, ale nie próbuj zmieniać tematu.
– Bo nie wiem, co powiedzieć. On jest cudowny, ma
w sobie to coś, między nami jest chemia. Wiesz, to wszystko
zaczęło się, kiedy się potknęłam. On mnie złapał, pocałował,
paparazzi zaczęli robić nam zdjęcia i jakoś tak… samo
potoczyło się dalej. Ale to dopiero początek znajomości.
Pamiętasz, jak ty nie chciałaś nawet jeść przy Nicku?
To prawda, tak było, bo poprzedni absztyfikant powiedział
Adler, że ona bardzo głośno żuje, więc bała się zrazić tym do
siebie Nicka.
– Masz rację. Ale ja się po prostu tylko o ciebie troszczę,
Iris.
– Wiem. I za to cię kocham.
– Nick nie wybaczyłby mi, że zaczęłam z tobą ten temat.
On już zwracał mi uwagę, że gapię się na was, jakbym
przygotowywała się do przesłuchania.
– Bo tak było. – Iris poklepała przyjaciółkę po ramieniu,
wpatrując się w lustrzane odbicie ich dwóch. – A to tylko
zwiększało moją tremę. Podoba ci się?
– Zac? Tak. Kiedy byliśmy mali, bez przerwy siedział
w wodzie. A potem zawsze mogłam na niego liczyć, kiedy
potrzebowałam chwili wytchnienia. Brał mnie wtedy na łódkę.
Nie był szczególnie rozmowny. Teraz podobno cały czas jest
na morzu. No to jak widzicie waszą wspólną przyszłość?
– Jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy. Póki co
chcemy się sobą nacieszyć.
– I będziecie wdzięczni, jeśli wszyscy, w tym i ja, dadzą
wam święty spokój?
– Owszem – przyznała Iris. – A tak poza wszystkim te dni
należą do ciebie. Wszyscy myślimy tylko o twoim szczęściu.
– I tak trzymać! – Adler puściła do przyjaciółki oczko. –
Jutro po rodzinnym lunchu mam główną przymiarkę. Będziesz
mi towarzyszyć?
– Jasne. Rozporządzaj moją osobą. Rano tylko mam jakieś
zdjęcia. Słyszałam, że twój tata napisał dla ciebie piosenkę?
– Taaa… Po zawale zrobił się bardziej… sentymentalny.
Nie wolno mi usłyszeć tego utworu przed ślubem.
Wróciły do sali.
Adler odczuła ulgę, że Iris jest w dobrych rękach. Teraz
pozostało jej już tylko jedno zmartwienie: jak zachowa się jej
wuj Auggie, gdy jutro stanie oko w oko ze swoim najbardziej
znienawidzonym biznesowym rywalem Tadem Williamsem,
ojcem Nicka.
– To ty jesteś tym facetem od Pucharu Ameryki? –
zagadnął Nick Zaca, gdy panie opuściły swoje miejsca.
– A ty tym tytanem produkcji przemysłowej? –
odpowiedział Zac, przytaknąwszy uprzednio.
Nick wybuchnął śmiechem.
– Chyba tak myśli o mnie Adler. Ale na pewno nie twój
ojciec ani brat.
– Zgadza się, oni na myśl o tobie miotają pod nosem
ciężkie przekleństwa – przyznał Zac.
Jemu Nick wydał się bardzo miły. Było też widać, że
naprawdę kocha Adler.
Dorastając w rodzinie, gdzie rodzice na przemian
zakochiwali się w sobie i rozstawali, Zac potrafił ocenić
i docenić prawdziwe więzi uczuciowe.
– Ja też ich często przeklinam. Ale teraz dla dobra Adler
zamierzam z tym skończyć. Zaskoczyło mnie zaproszenie na
jutro na lunch do twojej babci.
– Mnie też. Może ojciec po prostu złagodniał na starość?
Ale niech tylko spróbuje zrobić przykrość Adler, będzie miał
ze mną do czynienia. Bo Adler to dla mojej mamy jedyna
istota, która ją łączy ze zmarłą siostrą. I mama zrobi wszystko,
żeby ślub i wesele były dla Adler wielkim i szczęśliwym
wydarzeniem.
– Wiem, lubię twoją mamę. Jest taka słodka i zabawna.
Zawsze się zastanawiam, jak mogła wychować takiego
potwora jak Logan.
– Logan był zawsze synkiem tatusia – tłumaczył Zac. –
A prywatnie Logan to całkiem fajny facet. Zresztą wszyscy
z braćmi jesteśmy bardzo zdeterminowani i pełni energii.
– Właśnie widzę. A co z twoją załogą do Pucharu
Ameryki? Słyszałem, że szukasz sponsorów.
– Już nie – uciął Zac.
Nie będzie przecież brał pieniędzy od największego rywala
swojego ojca.
– Okej, ale gdybyś zmienił zdanie, jestem zainteresowany.
– Stary, przecież dobrze wiesz, że nie mogę nawet brać
pod uwagę robienia biznesu z tobą. Dostałbym wilczy bilet na
powrót do domu.
– Rozumiem. – Nick uniósł dłonie w geście poddania. – Ja
po prostu nie ustaję w poszukiwaniach, w co mógłbym jeszcze
zainwestować.
– I przy okazji wkurzyć Bissetów?
– Nie bądź niepoważny. Szukam tylko solidnych okazji.
– A więc nie zacząłeś spotykać się z Adler z tego powodu,
że jest ona krewną mojej matki?
– Ani trochę. Zresztą Adler nie nazywa się Bisset, nie
muszę więc ciągle mieć na uwadze twojej rodziny. Walka
między naszymi ojcami zaczęła się na długo przed moimi
urodzinami. I nic mnie ona nie obchodzi.
– Miło mi to słyszeć, choć Logan ma zapewne w tej
sprawie inne zdanie.
– Logan to bęcwał. Depcze mi po piętach, ale mi to nie
przeszkadza. Lubię uczciwą walkę.
– Kto tu chce walczyć? – spytała wracająca do stołu Adler.
– Dziś nikt – odparł Nick. – A jutro musimy być grzeczni
i mili, wtedy wszystko będzie dobrze.
Zac też miał taką nadzieję.
Zauważył, że Iris po powrocie jakby mniej się uśmiechała.
Czyżby Adler coś wyczuła i dała jej do zrozumienia?
Ale uśmiech kuzynki uspokoił go. Wszystko jest
w porządku, nikt nie przejrzał gry prowadzonej przez niego
i Iris. Gdy kelner przyniósł rachunek, Iris postanowiła
zapłacić.
– Dzięki, że w trakcie tych swoich uroczystych dni
znaleźliście trochę czasu dla nas – powiedziała.
– Dla ciebie, Iris, zawsze znajdę czas – odparła Adler
z uśmiechem.
Zac odebrał Iris rachunek.
– Przepraszam, anielska twarzyczko, biorę to na siebie.
Tak go wychowano: facet reguluje rachunki w restauracji.
Nawet jeśli został przez partnerkę wynajęty.
– Anielska twarzyczko? – zdziwiła się Adler.
– Daj spokój, Addie. Jestem pewien, że ciebie też Nick
określa w jakiś specjalny sposób – odciął się Zac.
– Naprawdę? – dopytywała się Iris.
– Owszem, ale tylko w czterech ścianach – odparł Nick.
– Ojej, a jak? Umrę z ciekawości! – zawołała Iris.
– Daj spokój. Jesteś moją przyjaciółką czy nie? –
hamowała ją Adler. – To sprawa ściśle prywatna.
Zac ucieszył się, że kuzynka, która dużą część swojego
życia z konieczności spędza w świetle reflektorów i pod okiem
kamer, ma teraz kogoś, z kim może dzielić intymne sekrety.
Nie wiedział, że coś takiego jest możliwe.
Jego rodzice na pokaz prezentowali jednolity front, ale
nigdy nie widział, by okazywali sobie uczucia. I szczerze
mówiąc nigdy nie tęsknił za tym w swoim własnym życiu.
Dopóki Iris dyskretnie nie uścisnęła jego dłoni.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Spacer po plaży. Proste i romantyczne. Tak myślała Iris,
kiedy wsunęła dłoń w rękę Zaca i szła z nim drewnianym
deptakiem w kierunku linii brzegowej. W jakimś momencie
zaczęła słyszeć szum fal i zatrzymała się na moment, by
pooddychać słonym powietrzem.
Zac stał przy niej. Chciała zapamiętać ten wieczór do
końca życia. I zapamiętać Zaca.
W czasie kolacji z przyjaciółmi okazał się świetnym
kompanem: był szarmancki i dowcipny. Jak mogła nie
zauważyć, że Graham potrafił mówić tylko o sobie? Zac
natomiast wykazywał zainteresowanie rozmówcą, zadawał
pytania, słuchał uważnie. Jest ideałem. Czy dlatego, że ona mu
płaci, on stara się sprostać jej oczekiwaniom?
– Wszystko w porządku? – zapytał.
– Tak. Dlaczego pytasz?
– Wyglądasz na zestresowaną.
– Nie wiem dlaczego. – Pokręciła głową. – Thea zawsze
mówi, że ja za dużo myślę. Może ma rację.
– Kiedy zaczynałem żeglować zawodowo, miałem
mentora, który nauczył mnie, że nie da się kontrolować
wszystkiego. Ale można brać życie takie, jakim jest i cieszyć
się z chwil, kiedy mamy wiatr w żaglach, bryzę na twarzy, ale
też ze sztormu, który nagle zjawia się nie wiadomo skąd.
– Też tak próbuję. Ale przyszłość zawsze trochę mnie
niepokoi.
– Świetnie cię rozumiem, mam tak samo. Ale lubię szukać
rozwiązań. Mogę ci pomóc.
– Nie sądzę. Jednym z moich problemów jesteś ty.
– Ja?
– Tak. Bo okazałeś się kimś zupełnie innym niż
przewidywałam – przyznała. – Zadziwiasz mnie na każdym
kroku i zaczynam myśleć o rzeczach, które…
– Przestań – powiedział, przytulając ją delikatnie. – To, od
czego się wszystko między nami zaczęło, nie musi raz na
zawsze określać naszej relacji.
Spojrzała na niego. W przyćmionym świetle latarni przy
promenadzie jego oczy wydawały się ciemniejsze niż zwykle.
Przed przyjazdem na Nantucket najwyraźniej się ogolił. Mimo
woli skierowała wzrok na jego usta.
Te usta, które wczoraj wieczorem całowała. Chciała ich
znowu posmakować. Udawać, że ona i Zac są normalną parą,
która wymyka się gdzieś w odludne miejsce, żeby trochę
poromansować na łonie przyrody.
Zarzuciła mu ręce na szyję i wspięła się na palce. Poczuła
na wargach ciepło jego oddechu. Zamknęła oczy, a kiedy
musnął jej usta, zacisnęła palce na jego karku.
Uniósł twarz i wpatrywał się w nią.
Gdy ich spojrzenia się spotkały, Iris poczuła, że rodzi się
między nimi magiczna więź. Ale znając swój dotychczasowy
fatalny gust co do facetów, nie odważyła się tej magii zaufać.
Nie wierzyła też swojemu ciału, które niemal krzyczało, by
wracać do hotelu i kochać się z Zakiem przez całą noc.
Myślała, że uda jej się zachować w tym wszystkim zdrowy
rozsądek, ale najwidoczniej tak nie było.
Z drugiej strony, skoro już okłamuje przyjaciół, rodziców
i siostrę, dlaczego nie miałaby uwierzyć chociaż samej sobie
i własnym instynktom?
Wzięła głęboki oddech i cofnęła się.
– Chyba już dosyć nawdychałam się świeżego powietrza.
Wracam do pokoju – powiedziała.
– Uciekając ode mnie, nic nie zmienisz – zauważył Zac.
Chciała udać, że nie rozumie, o co mu chodzi, ale
postanowiła więcej już z nim nie pogrywać.
– Wiem. Potrzebuję teraz jednak jasnych świateł
i poczucia rzeczywistości zamiast tego. – Ruchem ręki
pokazała ciemne niebo, plażę i jego. – To nie jest sceneria
zdjęcia, które zamieszczę w internecie. To jest coś…
nierealnego. Jakaś ułuda.
Odwróciła się na pięcie i oddaliła. Nie było łatwo, ale
wiedziała, że musi to zrobić. Musi się ogarnąć, skupić na
swoich celach, a właśnie zaczyna tracić kontrolę nad
emocjami. Jeszcze krok, a straci kontrolę nad całym swoim
życiem i wszystkim, co dotychczas osiągnęła.
Zac wiedział, że powinien pozwolić jej odejść.
Miała rację, mówiąc, że wszystko, co ich otacza, to tylko
złudzenie. Ale on nie udawał.
Ona naprawdę mu się podobała. Pragnął jej. Poszedł więc
za nią i zatrzymał ją, kładąc rękę na jej ramieniu.
– Co znowu? – warknęła.
– O jednym zapomniałaś, anielska twarzyczko. Ja jestem
prawdziwy. I ty jesteś prawdziwa. I tego nie da się zakłamać.
Przygryzła dolną wargę, a on przypomniał sobie, kiedy
ostatnio tak zrobiła: gdy się kochali po raz pierwszy. I wtedy,
i teraz nie miał pojęcia, co się dzieje w jej głowie.
To było tak niedawno, a jemu wydawało się, że są z sobą
już całe życie. Nie wierzył, że można się tak czuć przy
jakiejkolwiek kobiecie. A już na pewno nie przy takiej, z którą
spotyka się na podstawie kontraktu.
Miał nadzieję, że to nie jest to. Że to nie jest miłość. Boże
uchowaj!
To przecież tylko pożądanie. No może w ostateczności
sympatia, przywiązanie. Albo zauroczenie. Ale do jasnej
cholery nie miłość! Łączy ich czysty biznes, tylko wariat
mógłby dopatrywać się w czymś takim uczucia. A on przecież
nie jest wariatem, choć bracia często go za takiego uważają.
– Nie twierdzę, że coś zakłamujesz – odezwała się
w końcu poważnym tonem.
Podobnego tonu użyła, gdy w hotelowym lobby spotkała
grupkę swoich fanów.
Nie odzywał się, bo nie wiedział, jak ma zareagować.
– Miałam siebie na myśli – dodała wreszcie. – Podpisałam
umowę i dokładnie wiedziałam, czego oczekuję. Ale teraz,
kiedy stoję przy tobie w świetle księżyca i trzymam cię za
rękę, chyba zaczynam myśleć, że to był błąd. I że lepiej
byłoby, gdybyśmy byli po prostu parą ludzi…
On myślał dokładnie to samo.
– Czy zagadałabyś do mnie wtedy w barze, gdybym nie
był ci potrzebny? – zapytał.
Iris wzruszyła ramionami. Oboje chyba wiedzieli, że
odpowiedź brzmi: nie. Nie szukała faceta, to nie był ten
moment. Niezależnie od zawartego kontraktu podobali się
sobie, ale żadne z nich nie było gotowe na poważny związek.
On przymierzał się do startu w Pucharze Ameryki, ona
promowała nową linię produktów.
– Nie – odpowiedziała po dłuższej chwili.
– Ja też nie.
– A dlaczego?
– Bo jesteś niełatwa, anielska twarzyczko. Podobasz mi
się, wiesz o tym, ale znaleźliśmy się tu razem wskutek
pewnych wyjątkowych okoliczności.
– Czyli nie ma sensu rozważać, co by było, gdyby… –
powiedziała. – Ja chcę tylko wiedzieć, czy to, co przeżywam,
jest prawdziwe. I rozum podpowiada mi, że nie jest.
Wziął ją w ramiona.
– Jest prawdziwe, Iris – zapewniał ją. – Tylko po prostu za
trzy dni się skończy. A potem przez trzy miesiące będziemy
się od siebie stopniowo oddalać. Ale to nie znaczy, że nic nie
czujemy. Może przyjdzie czas, gdy obejrzymy się za siebie
i zapragniemy, żeby ta historia nadal trwała?
Chciał dodać, że to bardzo prawdopodobne, ale w tym
momencie poczuł na twarzy powiew słonej morskiej bryzy
i zatęsknił za życiem na jachcie.
Ale…
Pragnął też być z Iris. Trzymać ją w ramionach. Niestety,
chyba będzie musiał z tego zrezygnować.
Musi gonić swoje marzenia, spełnić się życiowo, pokazać
swojemu staremu, że naprawdę jest coś wart.
Iris dotknęła jego twarzy i uśmiechnęła się smutno. Pewnie
doszła do takiego samego wniosku…
Podpisując kontrakt, oboje wyznaczyli granice tego, co ich
może łączyć. Żadne nie było skłonne zawrócić z drogi do
wyznaczonego celu. W końcu Iris zwróciła na niego uwagę
jako na człowieka czynu, dzikiego wikinga, a nie wiodącego
wygodne życie bostońskiego mieszczucha.
Kiedy godził się na „niemoralną propozycję”, nie
przypuszczał, że myśl o rozstaniu z Iris tak szybko zacznie
sprawiać mu autentyczny ból…
Cóż, pozostaje tylko wykorzystać ten dłuższy weekend
i kochać się z nią, kiedy tylko nadarzy się okazja. Muszą oboje
nagromadzić jak najwięcej pięknych wspomnień, by mieć
czym ocieplić długie i ciemne noce, które nadejdą.
Iris chciała wierzyć, że ich miłosna noc to był tylko wynik
szczęśliwego splotu okoliczności. Ale wiedziała, że to
przeżycie zmieniło ją na zawsze. Siedząc przy stole z Adler
i Nickiem, zapragnęła, by wszystko to, co jest między nią
a Zakiem było prawdziwe, autentyczne. Nie tylko na ten jeden
weekend i nie na pokaz. Zrozumiała, jak źle zrobiła, starając
się za wszelką cenę pojawić się na ślubie przyjaciółki u boku
atrakcyjnego faceta.
Mimo wszystko niczego nie żałowała. Dzięki Zacowi
odkryła w swojej psychice zakamarki, o których istnieniu
dotąd nie miała pojęcia.
A teraz on trzymał ją w ramionach i osłaniał od wiatru.
Dawał jej do zrozumienia, że jest dla niego najdroższym
skarbem. Po raz pierwszy w życiu poczuła, jakie to fajne.
W jego oczach odkryła smutek podobny do tego, który był
w jej sercu.
– Powiedziałam, że już nigdy więcej seksu, ale czy bardzo
byś się obraził, gdybym zmieniła zdanie? – spytała.
Roześmiał się z całego serca. Uwielbiała ten jego śmiech.
– Uhm, nie, anielska twarzyczko, nie miałbym nic
przeciwko temu.
– Fakt, mówiłeś przecież, że nigdy mi niczego nie
odmówisz.
– Hm, jesteś tak stanowcza, że zaczynam myśleć, że może
nie powinienem był obiecywać niczego w ciemno.
– Rzeczywiście.
Przekomarzali się jeszcze przez chwilę. Iris czuła się tak
swobodnie jak nigdy dotąd.
Dotychczas była raczej spięta i sztywna. A teraz jest
zupełnie inną kobietą. Zachciało jej się spróbować, co im
przyniesie ich drugi raz.
– To nasza ostatnia właściwie anonimowa noc, jutro będą
tu już tłumy gości – powiedziała z subtelnym podtekstem. –
Co robimy?
– Coś brawurowego? Coś, czego nie ma w spisie
ustalonych przez nas zasad? – zgadywał żartem.
Wzięła głęboki oddech. Tym razem nie musiała się
obawiać propozycji miłosnego trójkąta czy noszenia
sztucznego penisa. To były wymysły Grahama, zupełnie nie
w stylu Zaca. Była jednak ciekawa, co usłyszy.
– Czyli?
– Może weźmiemy jacht mojej babci, wypłyniemy
w morze i będziemy się kochać na pokładzie, pod
rozgwieżdżonym niebem?
Gwałtownie wciągnęła powietrze. Cóż, bała się wody, ale
nadzieja na widok rozebranego Zaca na pokładzie z desek…
No i nareszcie wejdzie do jego świata.
– Okej, zróbmy to.
W drodze do mariny opowiadał jej o swoich żeglarskich
początkach. Okazało się, że na jacht wzięła go pewnego razu
babcia i ona też po raz pierwszy dała mu do ręki ster. Kryła go
przed wściekłym z tego powodu ojcem.
Iris wiedziała od Adler, że August Bisset nie jest łatwym
człowiekiem. Pewnie więc dzieciństwo Zaca różniło się od jej
własnego. Jej rodzice także byli dość wymagający, ale przede
wszystkim dbali o to, by córki czuły się kochane, co dla Iris
było oczywistością.
Przytuliła się do Zaca.
– Dzięki, że jesteś taki, jaki jesteś – powiedziała, a on
w milczeniu przez chwilę obejmował ją i ściskał.
Szanowała go za to, że wybrał samodzielny marsz przez
życie, ale teraz zdała sobie sprawę, że okiełznanie
gwałtownego charakteru, który prawdopodobnie odziedziczył
po ojcu, musiało go dużo kosztować.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Pilotowanie niedużego jachtu nawet nocą było dla Zaca
jak bułka z masłem. Gdy wpłynęli w Cieśninę Nantucket, Iris
stała obok niego przy sterze. Oddalili się od wyspy i czuli się,
jakby na świecie nie było nikogo poza nimi.
Wiedząc, że jutro czeka go seria rodzinnych spotkań, Zac
chciał, by ta noc nigdy się nie kończyła. Z przykrością myślał,
że będzie znów musiał odgrywać role syna i brata. A do tego
jeszcze rolę chłopaka Iris.
– Chciałbym zabrać cię na dalekie morza i lądy, tam gdzie
nikt nie wie, kim jesteśmy – powiedział.
– Chcesz ze mną uciec?
– Tak. A ty?
Wiedział, jaka będzie jej odpowiedź. Iris nigdy nie ucieka,
to nie w jej stylu.
Ona planuje i realizuje swoje cele do końca.
– Żartowałem. Po prostu czuję, że morze mnie wzywa.
Ale było już za późno. Ponure refleksje zdążyły zepsuć mu
nastrój. Zawsze tak było, ilekroć zaczynał myśleć o rodzinie.
– Przykro mi – powiedziała Iris. – Chciałabym
odpowiedzieć, że tak, ale wiem, że strasznie bym się bała, nie
wiedząc, dokąd zmierzamy. Ja nie umiem żyć bez planu.
Byłbyś ze mną nieszczęśliwy. Chociaż bardzo bym chciała być
z tobą – dokończyła szeptem, obejmując go w pasie
i przytulając się do niego mocniej.
– To dlaczego się wahasz?
– Bo się boję – westchnęła. – Gdybyśmy byli z sobą na
stałe, przytłaczałoby mnie poczucie, że możesz odejść. Gadam
jakieś banały…
– Nie. Jesteś w tym bardzo ludzka, anielska twarzyczko.
Spojrzała na niego, a jemu wcale nie przeszkadzało, że
przed nią odsłonił. Wiedział, że gdy ich umowa wygaśnie,
a on zacznie treningi do Pucharu Ameryki, będzie tęsknił za
nią jak cholera. Pójdzie dalej, bo to jego życie, ale zawsze
będzie wracał myślą do tego wieczoru z nią na łajbie.
– Popływamy na golasa? – zapytał, żeby powiedzieć
cokolwiek, bo inaczej zacząłby mówić rzeczy, które naprawdę
mogłyby ją przestraszyć.
– Boję się wody. Może ty popływasz, a ja będę stała na
dziobie i się przypatrywała?
– I też będziesz goła?
– Czemu nie? Tak chyba będzie fair.
Czuł, jak się w niej zakochuje. Lęk czynił ją jeszcze
bardziej atrakcyjną, chociaż bardzo starała się go nie
okazywać.
Szybko zdjął koszulę oraz spodnie i spojrzał na nią.
– Oj, widzę, że ktoś tu się spóźnia – powiedział, biorąc się
pod boki.
– Bo ktoś tu ma pod sukienką stringi, a nie bokserki.
Gdy jej suknia opadła na deski, Zac wstrzymał oddech
z zachwytu. Iris wyjęła klamrę spinającą fryzurę i włosy
spłynęły jej na ramiona.
Powiała zimniejsza bryza, ale teraz nawet arktyczna
zawieja nie ugasiłaby ognia, który narastał w sercu Zaca.
Chciał, by cały świat zobaczył taką Iris: nagą, z uniesionymi
piersiami, bez rezerwy i dystansu, z jakimi podchodziła do
życia.
– Boże, jaka ty jesteś wspaniała – powiedział.
– Wskazałabym ci kilka szczegółów, które temu przeczą,
ale nie zrobię tego – przekomarzała się, przechylając głowę na
bok.
– Ale ja nie mówiłem o twoim ciele – odparł. – Iris, ty
masz w sobie coś takiego… że nie można ci się oprzeć.
Ona też nie mogła oprzeć się poczuciu, że dzięki Zacowi
stała się innym człowiekiem. Podniecała go, tego nie dało się
zresztą ukryć, ale między nimi było coś więcej niż popęd
cielesny. Spanikowała, gdy jej zaproponował wspólną
ucieczkę. Kontrakt dawał jej poczucie bezpieczeństwa i nie
wiedziała, jak by się czuła, gdyby jego ramy zostały
przekroczone.
A nie chciałaby skrzywdzić Zaca. Sama była tyle razy
krzywdzona w różnych swoich związkach…
– Nadal chcesz popływać? – zapytała, podchodząc bliżej.
Kochała jego ciało i jak dla niej Zac mógłby chodzić nago
przez całą dobę, siedem dni w tygodniu.
– No cóż, niekoniecznie – odparł, biorąc w dłoń jedną z jej
piersi i pieszcząc kciukiem brodawkę.
Przypomniała sobie, że kiedy pierwszy raz się kochali,
poczuła na skórze bliznę. Teraz ją odnalazła.
– Skąd to masz? – spytała.
– Z głupoty.
– Ja robiłam w życiu wiele głupich rzeczy, a jednak nie
mam takiej blizny – mówiła, jednocześnie chcąc dotykiem
uśmierzyć ból, który ta rana pewnie kiedyś powodowała.
– Ale pewnie nigdy nie mieszałaś brawury z alkoholem. Ja
z kolegami to zrobiłem i rozbiliśmy się o skały, których nie
zauważyłem.
– To brzmi…
– …kretyńsko, powiedz to. Dostałem za swoje.
Chciała się roześmiać, ale nagle poczuła, że jego dłonie
wędrują po jej ciele coraz niżej. Przyciągnął ją do siebie, tuląc
jej piersi do swojego torsu. Jego ciało było gorące, pachniało
wodą po goleniu i morską bryzą.
Zamknęła oczy, chciała się wyłączyć. Nie myśleć,
rozluźnić się i cieszyć chwilą. Ale jej mózg rejestrował każdą
sekundę.
Odkąd poszła na studia, całe jej życie – oczywiście na jej
własne życzenie – było dostępne publicznie. Telewizja, media
społecznościowe, i tak dalej. Czasem jej samej trudno było
odróżnić krążące na jej temat medialne plotki od prawdy.
A teraz jest tu z Zakiem. Nikt ich nie obserwuje. To już na
pewno nie jest życie na niby.
– Przestań myśleć – usłyszała nagle jego głos. – Ciągle coś
analizujesz. Nie mogę się skupić – poskarżył się.
– Cholera, przepraszam. To taki nawyk, prawie obsesja.
Nie wiem…
Zamknął jej usta pocałunkiem. Przestała myśleć, przestała
martwić się, kalkulować. Po prostu przylgnęła do niego całym
ciałem i jej język dokazywał w ustach z jego językiem.
Pragnęła go. I nie pozwoli, aby jakakolwiek refleksja
zniszczyła płynącą z tego faktu radość.
Gładziła jego skórę, jego mięśnie. Uwielbiała jego siłę
i swoją pewność, że nigdy nie użyłby jej przeciwko niej.
Wodził ustami po jej szyi, po obojczyku, a ona pieściła
jego tors, a potem schodziła coraz niżej. Czuła, jak Zac drży.
Odwrócił ją tyłem do siebie. Jego penis znajdował się teraz
między jej pośladkami, jedna ręka obejmowała jej brzuch,
a druga powędrowała między uda.
Potem wziął w dłonie jej głowę i odwrócił do siebie, by ją
pocałować. Jego usta były ciepłe i wilgotne, a Iris myślała
tylko o tym, co zrobić, żeby jak najszybciej poczuć go
w sobie…
On też tego chciał. Miło było trzymać ją w ramionach,
chciał, by to trwało wiecznie, ale ciało ma swoje prawa. Iris
zdjęła stringi, on bokserki i jej dłoń objęła jego nagi członek.
Nie przerywając pocałunku, Zac poprowadził ją na miękkie
poduszki przy relingu. Już chciał ją na nie rzucić, gdy nagle
pchnęła go na stojącą obok tapicerowaną ławkę i dosiadła tak,
jak przez chwilę dosiadała go w czasie ich pierwszego
stosunku.
– Chcę być cały czas na wierzchu – powiedziała. – Tym
razem nie oddam ci kontroli.
– Tak jest, proszę pani – odrzekł. – A prezerwatywę mam
w tylnej kieszeni spodni.
– Nie ruszaj się.
Oddaliła się, pochyliła nad jego poniewierającym się po
pokładzie spodniami i wiedząc, że na nią patrzy, wypięła swój
zgrabny tyłek. Potem wracała, kołysząc pełnymi piersiami.
Panowała nie tylko nad ich miłosną schadzką, ale była też
królową całej tej nocy.
Podeszła do niego, przyklękła i zaczęła wodzić językiem
po jego penisie, a potem ssała koniuszek. Bał się, że dojdzie
w jej ustach, a tego by na pewno nie chciał. Ukląkł obok niej,
wziął od niej kondom i go założył.
Wziął ją od tyłu. Jęknęła i wypięła biodra, by mógł wejść
głębiej. Odwróciła głowę i połączyli swoje usta w pocałunku.
Zgrali się z sobą idealnie. Zac czuł, że zaraz dojdzie, ale nie
był pewien, czy Iris jest na tym samym etapie. Zaczął więc
palcem pobudzać jej łechtaczkę. Oderwała od niego usta,
odrzuciła głowę do tyłu i zaczęła krzyczeć. Jego imię.
Potem na ławce siedziała mu na kolanach. Oboje byli
oszołomieni, nasyceni. Iris oparła mu głowę na ramieniu, Zac
głaskał jej plecy i przypominał sobie, że jego żywiołem jest
morze. Że to, co go czeka za horyzontem, jest dla niego
ważniejsze niż wszystko, czego może doświadczyć na lądzie.
Chociaż w tym momencie, w świetle księżyca, nie brzmiało to
zbyt wiarygodnie.
Wiedział, że powinien coś powiedzieć. Albo wstać,
podejść do steru i skierować jacht z powrotem na Nantucket.
Ale nie chciał, żeby ta chwila się skończyła. Iris też milczała,
tuląc się do niego.
Oboje chyba mieli świadomość, że w ich życiu zaszła
jakaś zmiana.
Tyle że nie byli pewni, czy są na tę zmianę gotowi.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Iris obudziła się w ramionach Zaca o czwartej nad ranem
i wpadła w panikę. Nie czas na rozpamiętywanie tego, co się
stało na morzu w świetle księżyca.
Fakt, utraciła kontrolę. Nad sobą, nad Zakiem, nad
sytuacją. Nie podobało jej się to. Przecież nie wyrzeknie się
dorobku całego życia, bo spotkała faceta, który potrafi ją
zadowolić seksualnie. Zawstydziła się tej myśli, przecież Zac
ma o wiele więcej zalet niż to, że doprowadził ją do
pierwszego w życiu orgazmu.
O siódmej przemknęła do łazienki, by przebrać się w strój
treningowy. Wzięła go z zamiarem relaksowania się w pokoju,
ale nie. Musi stąd wyjść, oddalić się od Zaca, przemyśleć
wszystko, odnaleźć właściwą perspektywę.
Biegła ścieżką w stronę plaży, potem zaczęła iść, bo za
biegami nie przepadała.
Jak to się wszystko skomplikowało! Myślała, że wystarczy
pokazać się u boku Zaca na ślubie Adler, a tu najpierw okazuje
się, że ten „jej facet” zna pannę młodą, a potem, że… hm… że
znacznie wyszedł poza zakres swoich obowiązków.
– Iris?
Obejrzała się prze ramię i ujrzała Juliette Bisset.
– Co pani tu robi o tak wczesnej porze, pani B.? – spytała.
– Chyba to samo co ty.
– Podejrzewam, że perspektywa podejmowania rywali
męża w domu twojej mamy nieco cię stresuje?
– Nawet nie wiesz, jak bardzo. Nie poznałam dotychczas
rodziny Nicka, bo… no cóż… Tad i Cora tego nie chcieli. Ale
cieszę się, że August dla Adler odstąpił od swoich sztywnych
zasad. Spięcia w czasie ślubu to ostatnia rzecz, jakiej można
życzyć młodej parze.
Wyglądało na to, że pani B. zna tę sytuację z własnego
doświadczenia, ale Iris nie śmiała dopytywać.
– Podobno spotykasz się z moim synem? – spytała Juliette.
– Uhm, jakoś tak wyszło. I to bardzo szybko.
– Zac też mi tak powiedział. Oczywiście nie mam zamiaru
się wtrącać, powiem tylko, że bardzo mi się ten pomysł
podoba.
– Mnie też – skwapliwie przyznała Iris.
I nie dlatego, że tak wypadało, ale dlatego, że to była
prawda.
– Świetnie. Powinnam już wracać, ale jakoś chyba nie
jestem gotowa na to, co mnie czeka w domu. No i Adler też
przyda się chwila spokoju, zanim pochłoną ją te wszystkie
uroczystości.
– Wczoraj z Nickiem mieli trochę czasu dla siebie. Moja
mama twierdzi, że tak powinno być.
– Twoja mama jest ekspertką od relacji – westchnęła
zazdrośnie Juliette.
– Ty też. To znaczy… chciałam powiedzieć… że ty i pan
B. jesteście z sobą bardzo związani – powiedziała Iris.
Słyszała oczywiście plotki o dawnym głośnym romansie
Augusta. Kryzys został jednak zażegnany, urodziła się
najmłodsza w rodzinie Mari i od tej pory państwo Bissetowie
wiedli godne małżeńskie życie.
– Dzięki, że to mówisz. Było trudno, ale to nas wzmocniło.
– Też bym kiedyś tak chciała – westchnęła Iris.
– Ale mam nadzieję, że dojdziesz do tego mniej ciernistą
drogą niż ja – odparła Juliette.
– Wiesz co? Nie chce mi się ćwiczyć. Pójdziesz ze mną
napić się czegoś? – zaproponowała Iris.
– Chętnie. Wiesz, cały czas myślę o Musette. Jak ona by
się cieszyła tym ślubem! – powiedziała Juliette, mając na
myśli nieżyjącą mamę Adler.
– Wiem, to musi być dla ciebie trudne, ale wiedz, że dla
Adler jesteś drugą matką.
– A ona dla mnie pierwszą córką. Może to źle brzmi, ale
Adler miałam, zanim urodziłam Mari i zawsze myślałam
o niej jako o swoim własnym dziecku.
– I jesteście sobie bardzo bliskie.
W hotelowej restauracji zjadły lekkie śniadanie i wypiły
po drinku o nazwie mimoza – było to połączenie szampana
z sokiem cytrusowym. Gdy kończyły, w telefonie Iris odezwał
się sygnał esemesa. Zac.
„Wszystko w porządku?”.
– Przepraszam, muszę odpisać.
– Jasne, ja tylko dopiję i już sobie pójdę do domu. Fajnie,
że na siebie wpadłyśmy.
Iris odpisała na wiadomość:
„Okej, jestem w hotelu na śniadaniu z twoją mamą. Za
kilka minut będę w pokoju”.
„Z moją mamą?”.
„A co? Boisz się?;)”.
„A powinienem?”.
„Nie!”.
Iris zapłaciła rachunek i delektowała się ostatnimi łykami
mimozy. Poranna rozmowa z dojrzałą kobietą sprawiła jej
ulgę. Dowiedziała się, że związek kobiety i mężczyzny,
niezależnie od tego, jak wygląda w oczach postronnego
obserwatora, zawsze jest walką. I to ją w jakiś dziwny sposób
uspokoiło.
Samotne przebudzenie nie było dla Zaca niczym nowym.
Ale gdy przewróciwszy się na drugi bok stwierdził, że Iris
sobie poszła, zaczął się zastanawiać, czy w nocy zbytnio nie
zaszalał. Wziął prysznic i ogolił się – dziś ma wszak spotkanie
z ojcem, nie może być taki zarośnięty.
August Bisset potrafił być czarujący, Zac niejednokrotnie
miło spędzał z nim czas, ale nie w trakcie spotkań w szerszym
gronie. Wtedy ojciec zaczynał wszystkimi komenderować.
Narzucał tematy rozmów i ze szczególnym upodobaniem
wytykał własnym dzieciom rozmaite niedociągnięcia. Tak
było, odkąd Zac sięgał pamięcią.
Kiedy się ubrał, zaczął się martwić o Iris. Gdzie ona może
być?
Wystukał do niej esemesa i niecierpliwie czekał na
odpowiedź. Gdy dowiedział się, że Iris jest z jego mamą,
poczuł ulgę.
Ale zaraz tknęło go złe przeczucie. O czym one mogły
z sobą rozmawiać? Wolał chyba nie wiedzieć.
Na szczęście jej odpowiedzi były lekkie i dowcipne.
Uff, a więc nie gniewa się na niego po ostatniej nocy.
Można się rozluźnić. W końcu jest tylko jej wynajętym
partnerem do towarzystwa. Zrobi wszystko, za co mu płaci,
a nawet jeszcze więcej. W dodatku jej bliskość pozwoli mu
lepiej znieść obecność ojca.
Przynajmniej taką miał nadzieję.
Usłyszał skrzypienie drzwi i ujrzał Iris wchodzącą do ich
wspólnego salonu. Miała na sobie legginsy w kwiaty i obcisły
top. Uśmiechnęła się, z pewnym zdziwieniem omiatając
wzrokiem jego granatowe spodnie, rozpinaną koszulę
i mokasyny.
– Widzę, że jesteś w pełnym rynsztunku – powiedziała. –
Tak wcześnie?
– Przed takimi spotkaniami jak dzisiejsze nasza rodzina
ma zwyczaj zbierać się na naradę. Tylko czekam, aż Carlton
przyśle mi esemesa.
– Dobrze wiedzieć. A kim jest Carlton? To piarowiec
twojego ojca?
– Taaa… Dba o wizerunek rodziny. Powie nam, co mamy,
a czego mamy nie robić w trakcie nadchodzących
uroczystości. Ja najczęściej jestem w rozjazdach, ale tym
razem, niestety, chyba ta przyjemność mnie nie ominie.
– Mam iść z tobą czy dołączyć później? – spytała Iris.
– Wolałbym, żebyś mi towarzyszyła – powiedział
niepewnie, drapiąc się w kark. – To zapewne podwyższy moje
wizerunkowe notowania.
– Chyba i tak są dość wysokie?
– Może w twoich oczach. Ojciec i Carlton widzą to
inaczej. Uważają, że brakuje mi ogłady. Teraz czuję się okej,
ale na tle Darena, Logana i Lea wyglądam prawie jak
kloszard.
– Lubię kloszardów.
– Bogu niech będą dzięki.
Iris skierowała się do łazienki, a Zac usiadł na kanapie
i włączył w telewizji kanał sportowy.
Na szczęście Iris była dziś pełna werwy, bo już się bał, że
będzie dzieliła włos na czworo w kwestii ostatniej nocy.
Czyżby zamierzała udawać, że nic się nie stało? I czy
powinien iść w jej ślady?
Nie, to nie w jego stylu. Ale tryb weselny został już
włączony i teraz oboje muszą odgrywać perfekcyjną parę.
Kiedyś się z tego cieszył, miał nadzieję, że to pozwoli mu
spacyfikować ojca. Ale teraz, skoro Iris najwyraźniej udaje,
zaczynało mu to przeszkadzać. Uważał, że powinni to
przegadać.
Czy ta noc naprawdę nic dla niej nie znaczy?
Podniósł się i wszedł do sypialni. Stał tam i patrzył na
zamknięte drzwi łazienki, dopóki nie usłyszał, że prysznic
został zakręcony. Wtedy podbiegł do łóżka i ułożył się na nim
w możliwie najbardziej swobodnej pozie.
Obłok pary buchającej z otwartych drzwi łazienki oznajmił
wejście Iris do pokoju.
– Co ty tu robisz? – zdziwiła się.
– Może na ciebie czekam? Wszak tak ponoć zachowują się
kochankowie, nieprawdaż, anielska mordko?
– Kochankiem to byłeś w nocy. A teraz zaczyna się okres
trwania naszej umowy. Jesteś zakontraktowany.
– Nie zamierzam sprawiać ci kłopotów, ale też nie potrafię
udawać, że naszej ostatniej nocy nie było. Ani tamtej, kiedy
też się kochaliśmy. Nas łączy coś więcej niż umowa.
Położyła sobie rękę na dekolcie i w zakłopotaniu bawiła
się naszyjnikiem.
– Ale wiesz, że to się kiedyś skończy? – spytała.
– Jasne. Nie oczekuję, że włożysz mi na palec obrączkę.
Zresztą mam inne zobowiązania.
– Okej. W takim razie możesz tu zostać – powiedziała.
Przygotowywała się do wyjścia, nie patrząc na niego, nie
uśmiechając się. Znów coś się między nimi zmieniło, powstała
jakaś bariera.
Pomyślał, że wznieśli ją oboje zgodnym wysiłkiem, który
polegał na tym, by nie mówić prawdy.
Iris nie widziała w nim kochanka. A on chciał od niej
czegoś więcej ponad to, co przewidziano w umowie. Ale teraz
jest za późno. Podpisał porozumienie i musi działać zgodnie
z jego ustaleniami.
I będzie. Choćby się waliło i paliło.
Iris nie podobało się, że Zac leży na łóżku, ale nie
zamierzała dawać tego po sobie poznać. Już dziś rano poszła
pobiegać w celu oczyszczenia umysłu. Wystarczy.
Kontrolę nad swoim życiem zaczęła tracić, gdy Thea
wyrwała jej telefon i odpisała na bezczelny esemes Grahama.
Siostra ją sprowokowała, ale ona dała się sprowokować.
Podobnie jak pozwoliła Zacowi zatrzeć wyznaczone przez nią
granice ich znajomości.
Owszem, za pierwszym razem, kiedy się przespali,
kierowało nią czyste pożądanie. Nigdy przedtem nie
doświadczyła z żadnym facetem niczego podobnego.
Ale ten drugi raz… Nie, nie miała nic na swoje
usprawiedliwienie. Postąpiła po prostu głupio.
On jest słodki, przystojny, seksowny. Zaskoczył ją, ale to
niczego nie tłumaczy. On nie jest dla niej. Nie wolno jej
wikłać się w romans nawet z tak zapierającym dech
w piersiach zjawiskiem, jakim jest Zac.
Fakt, chciała mieć u swojego boku faceta, który zmieniłby
jej publiczny wizerunek wiecznej singielki. Ale Zac nie jest
tym facetem. On tylko chwilowo gra taką rolę.
I żadna liczba szalonych nocy tego nie zmieni.
Czy jednak komuś szkodzi dalsze uprawianie przez nich
seksu? Oto pytanie za milion dolarów.
Chciałaby być nowoczesną kobietą i odpowiedzieć na to
pytanie: nie, nikomu. Można sypiać z facetem, którego się nie
kocha. Na przykład z Grahamem. Tyle że z nim seks był
fatalny. A seks z Zakiem wzbudzał jedynie apetyt na więcej
i więcej. To coś tak nadzwyczajnego jak spotkanie
z jednorożcem na Times Square.
A Iris w głębi duszy była marzycielką. Chciała przejść
przez życie z niesamowitym facetem u boku.
– Dobrze się czujesz? – Pytanie Zaca przerwało te
rozmyślania.
Chciała już zażartować z tego, jak wystroił się na
spotkanie z rodzicami, ale dobrze go rozumiała. Ona też
w końcu zabiegała u swoich rodziców o akceptację, wydał jej
się więc jeszcze bardziej bliski i kochany.
– Taaa…
– Pamiętasz, że mamy się nie okłamywać?
– Wiem – westchnęła, mijając go. Oby tylko nie zauroczył
jej zapach wody po goleniu, którym tak cudownie zeszłej nocy
pachniał jego nagi tors… – Wytrąciłeś mnie z równowagi,
Zac.
– Doprawdy? Ciekawe jak.
Chciałaby teraz być Theą i wypalić prosto z mostu, że
kopulacja ją ogłupia. Niestety jest tylko sobą i nie ośmieli się
poruszyć tematu seksu. Musi się skupić na roli dziewczyny
syna, którą będzie musiała odegrać wobec ojca Zaca na
rodzinnym lunchu.
– Też nie wiem, może jestem po prostu niewyspana
i zestresowana przed spotkaniem z twoją rodziną.
– Tym się nie kłopocz. Ja jestem w tej rodzinie czarną
owcą. Będą i tak zachwyceni, że znalazłem sobie dziewczynę.
Tylko Bissetowie mogą uważać zawodnika Pucharu
Ameryki za czarną owcę…
Iris uśmiechnęła się i nie po raz pierwszy stwierdziła, że
naturalne reakcje pomagają jej zwalczyć napięcie. Powinna
częściej być sobą. Jęknęła cicho.
– Iris? – zaniepokoił się Zac.
– Przepraszam, po prostu przyszła mi do głowy jakaś
okropna myśl.
– Powiesz mi jaka?
– Nie, bo weźmiesz mnie za wariatkę.
– No, teraz to już musisz mi powiedzieć! – Uśmiechnął się
z przekąsem.
– Wiesz, ten gość, który niedawno ze mną zerwał
i właściwie zmusił mnie do wynajęcia ciebie… nazwał mnie
zimną rybą, bo nie miałam z nim orgazmu. Mówił jeszcze
wiele innych złych rzeczy o tym, jaka jestem w łóżku. I wiesz?
Złapałam się na myśli, że chciałabym mu opowiedzieć
o naszej ostatniej nocy. Bo problem tkwił w nim, nie we mnie.
Zac uśmiechnął się, wziął ją w ramiona, pocałował
i zapewnił, że ma rację. Zarzuciła mu ręce na szyję i oddała
pocałunek.
A gdy się cofnęła, pomyślała sobie, że to była ich ostatnia
intymna chwila.
Odtąd wszystko będą robić na pokaz.
Naprawdę.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Juliette witała gości na progu oranżerii.
Tak zawsze robiła jej matka, o ile oczywiście pozwalała na
to pogoda. A dziś niebo było bez jednej chmurki i Juliette
chciała wierzyć, że to jej siostra wyprosiła w niebie taką
piękną aurę na ślub swojej córki.
Jej mąż już po raz trzeci zmieniał marynarkę, chcąc
wyglądać jak najbardziej na luzie. Zaprosił wszak na lunch
swojego odwiecznego wroga, który na ten jeden dzień miał się
stać przyjacielem. Juliette znała Tada i Corę tylko ze zdjęć, bo
August demonstracyjnie unikał imprez, na których bywali
Williamsowie. Juliette uznawała to za wyraz bezradności
człowieka obdarzonego normalnie olbrzymim temperamentem
i apetytem na życie.
– Ach, tu jesteś, Jules – powiedziała jej matka, wchodząc
do pomieszczenia. – Michael i reszta służby już czekają
z powitalnymi drinkami. Zgodnie z twoim życzeniem są też
napoje bezalkoholowe. Dobrze, że o tym pomyślałaś, każdy
powinien mieć wybór.
– Dzięki za uznanie, mamo.
Juliette odnosiła czasem wrażenie, że dla jej matki czas
zatrzymał się, kiedy jej córki były małymi dziewczynkami
i potrafiły co najwyżej urządzić popołudniową herbatkę dla
lalek. Mimo że później Juliette wydawała ponoć najlepsze
przyjęcia w Hamptons.
– Myślisz, że Adler uczyni cię babcią?
– Nie wiem, mamo, teraz nie czas o tym myśleć.
– A twoi chłopcy? Miałam nadzieję, że wcześnie się
ożenią, podobnie jak ich ojciec.
– Mamo, oni przypominają Auggiego tylko jeśli chodzi
o biznes. Zakładanie rodziny to zupełnie inna sprawa –
odparła Juliette. Wiedziała, że każdy z jej synów chce
zostawić po sobie jakiś ślad i nie mogła im mieć tego za złe.
Może i ona zrobiłaby jakąś karierę zawodową, gdyby jej
małżeństwo inaczej się ułożyło…
Bo życie na pewno miałaby inne.
Po chwili skrzypnięcie drzwi oznajmiło nadejście
pierwszych zaproszonych. Juliette ucieszyła się. Lubiła
przyjmować gości, bo to odciągało ją od smutnych refleksji na
temat własnego losu.
– Babciu! – rozpromienił się Zac, wchodząc do oranżerii
z Iris Collins u boku.
Juliette uważała, że Iris nie pasuje do jej syna. Jest dość
sztywna i konwencjonalna, a Zac lubił dziewczęta bardziej na
luzie, w typie sportsmenki.
– Zac, jak miło cię widzieć. Twoja matka i ja bardzo się
cieszymy, że wróciłeś z Australii – odpowiedziała na jego
powitanie babcia.
Juliette uścisnęła najpierw Iris, a potem Zaca. Syna
trzymała w ramionach nieco dłużej, niż wypadało, ale bardzo
już się stęskniła za tym swoim blond dryblasem. Wiedząc, że
żeglarstwo jest sportem dość niebezpiecznym, często się
o niego martwiła.
– Kochanie, opowiedz mi, co cię sprowadza do Bostonu
i jak poznałeś Iris – powiedziała. – Wiem, gdzie to było, ale
nie znam szczegółów.
– To żadna tajemnica – odparł Zac, przyciągając Iris do
siebie. – Przyjechałem poszukać sponsorów do przyszłego
startu w Pucharze z własną załogą. Ojciec Iris zawodowo
zajmuje się inwestowaniem, poszedłem do jego firmy i tam ją
spotkałem.
– Potknęłam się, a on mnie złapał – dodała Iris, patrząc
z uwielbieniem na swojego towarzysza.
Juliette była zachwycona widokiem tej pary.
– Tata nie będzie zadowolony, że nie zwróciłeś się do
niego, ale myślę, że jakoś to przełknie – powiedziała.
– Wiem – odparł Zac, dodając, że nie wypuści Iris z rąk,
skoro już ją złapał. Bo nie co dzień trafia się taka gratka
w postaci spotkania kobiety pokroju tej kobiety.
– Racja, stary – powiedział, wchodząc, Nick Williams
i poklepał Zaca po ramieniu.
Juliette uśmiechem przywitała narzeczonego Adler.
Poznała go już wcześniej i bardzo polubiła. Rozumiała jednak,
że z racji konkurowania w biznesie nie cała jej rodzina
postrzega go tak życzliwie.
Adler pojawiła się w towarzystwie starszej kobiety,
wysokiej brunetki, na widok której Juliette zamarło serce.
Boże.
Lata temu spotkały się na oddziale położniczym, gdzie
Juliette wydała na świat martwego wcześniaka. Kobieta miała
wówczas jasne włosy i nie wyglądała na tak zamożną jak
teraz. Wtedy przedstawiała się jako Bonnie, Bonnie Smith.
Czyżby to miała być Cora Williams? Wtedy obie leżały
w salce poporodowej i płakały. Juliette dlatego, że straciła
dziecko, dzięki czemu zresztą być może uratuje swoje
małżeństwo, a Bonnie – ponieważ była samotna, bezrobotna
i nie miała pojęcia, jak utrzyma urodzone właśnie bliźniaki.
I wtedy przyszło im do głowy rozwiązanie. Juliette
adoptuje jednego z bliźniaków Bonnie i wychowa jak
własnego syna. Podmieniły ciałko martwego noworodka na
zdrowego chłopczyka. Oprócz nich dwóch wiedziała o tym
tylko pielęgniarka imieniem Jennifer.
Juliette przekazała Bonnie sporą sumę ze swojego
prywatnego funduszu powierniczego. Pieniądze miały pomóc
dziewczynie dokończyć naukę, zdobyć zawód i wychować
syna. Jennifer zainkasowała pewną kwotę za sfałszowanie
dokumentacji.
Od tamtej pory nie było dnia, by Juliette o tym nie
myślała. Ale aż do dziś była pewna, że swoją tajemnicę – że
Logan nie jest jej synem – zabierze z sobą do grobu.
A więc Nick jest prawdopodobnie tym drugim
bliźniakiem. Juliette wydawało się, że zaraz zemdleje.
Cholera, to by dopiero było.
A ta kobieta, Cora, dawniej Bonnie Smith? Ona na pewno
też wszystko pamięta.
– Cioteczko Jules, to jest mama Nicka, Cora –
przedstawiła Adler swoją przyszłą teściową, która wyglądała
na równie zszokowaną co Juliette.
– Miło mi panią poznać, tyle o pani słyszałam. – Kobiety
uścisnęły sobie ręce. Dobre maniery przede wszystkim.
– Mnie też.
Wiedziały, że muszą porozmawiać, ale nie dziś.
– Adler, to jest twój narzeczony? – rozległ się głos
Auggiego. – Nie mogę się doczekać, żeby go poznać. I jego
rodziców również.
Cora odwróciła się i wtedy Juliette ujrzała na twarzy męża
ten znajomy wyraz. Już nie miała wątpliwości: Cora i Auggie
byli kochankami.
– Cora? – zdziwił się nowo przybyły.
– August – szepnęła Cora. – Nie mówiła pani, że jest żoną
Augusta Bisseta – zwróciła się do Juliette.
– Skąd miałam wiedzieć, że to pani znajomy?
– Musimy porozmawiać – powiedziała Cora.
– Też tak myślę – zgodziła się Juliette.
Zac zauważył, że na widok mamy Nicka jego matka
poszarzała na twarzy, a ojciec doznał szoku.
Wymienił z Nickiem porozumiewawcze spojrzenia, obaj
najwyraźniej pomyśleli to samo. Wszedł Carlton i na widok
Cory zbladł jak papier.
– Co tu robi Bonnie Smith? – zapytał.
Ten starszy już mężczyzna, odkąd Zac sięgał pamięcią, był
piarowcem i spin doktorem jego ojca. Prowadził rodzinne
zebrania, zamiatał pod dywan wszystkie niechlubne tajemnice.
Kiedyś Zac go nawet lubił, Carlton zazwyczaj zachowywał się
sympatyczniej niż ojciec. Ale bywały momenty, kiedy był
twardy jak skała i ostry jak brzytwa. Teraz chyba właśnie
nadszedł taki moment.
– Jaka Bonnie? To jest moja mama, Cora Williams –
powiedział Nick, podchodząc do matki i obejmując ją
ramieniem.
– Nie martw się, Nicky – odezwała się Cora. – Ja tylko
muszę przez chwilę porozmawiać z Augustem i Juliette na
osobności. Zajmiesz się ojcem, jak przyjdzie?
Nick odprowadził matkę na bok, a August zapytał swoją
teściową, czy mogą skorzystać z jej gabinetu. Po otrzymaniu
zgody kazał obu paniom iść za sobą. I za nieodłącznym
Carltonem.
Zac obserwował, jak matka rusza za mężem, ale Corze
drogę zastąpił Nick.
– Ona nigdzie z wami nie pójdzie, dopóki ja się nie
dowiem, o co tu chodzi – oświadczył. – Dlaczego nazywają
cię Bonnie? – zapytał matkę.
– Nick ma rację – odezwała się Adler, biorąc narzeczonego
za rękę. – Co tu się dzieje?
Juliette zatrzymała się, spojrzała wymownie na Iris i swoją
matkę. Obie potem wyszły z pomieszczenia. Ale Zac został.
To jego rodzina. Chciał wiedzieć, co się wydarzy.
Lokaj zamknął drzwi oranżerii. Przez szklane ściany widać
było, że osoby, które w niej pozostały, podzieliły się na grupki:
Zac był z mamą, jego ojciec z Carltonem, a Nick, jego mama
i Adler tworzyli niejako trzeci wierzchołek trójkąta. Ojciec
wyglądał, jakby kompletnie przestał nad sobą panować, mama
była przestraszona, Cora przyjęła chyba postawę obronną,
a Adler była blada i przerażona.
– Tato, skąd znasz mamę Nicka? – zapytał Zac ojca.
– Nie sądzę, żebym… – zaczął ojciec.
– Po prostu mu odpowiedz, August – przerwała mu
mama. – Niech nasz syn wie, skąd znasz mamę Nicka.
Zac zaczął się domyślać, że Cora musiała być jedną
z „tych trzecich”, od których ojciec nie stronił. Boże, co za
chlew. Czyżby tatuńcio poderwał ją na złość Tadowi
Williamsowi?
– Przyjaźnili się. Dawno temu – Carlton wyręczył szefa
w wyjaśnieniach. – Ona była stażystką w firmie. Zaraz po
narodzinach Dariena.
– Przyjaźniłaś się z Augustem Bissetem? – Zdumiony Nick
spojrzał na matkę.
– Tak, kochanie. Wtedy jeszcze nie znałam twojego ojca.
– A skąd znasz Juliette? To była przyjaźń we troje?
Juliette wyprostowała ramiona i pokręciła głową.
– Nie. Z twoją mamą poznałyśmy się w szpitalu, kiedy
rodziłam Logana – wyjaśniła Nickowi.
August spojrzał na Corę.
– Rodziłaś w tym samym czasie co Jules? – zapytał
zdumiony.
– Tak, tylko niestety jako samotna matka. Juliette okazała
mi dużo serca – powiedziała.
Zacowi zaczęło coś świtać. Spojrzał na ojca.
Niezamężna kobieta rodzi w tym samym czasie co jego
matka… Czyżby ojciec był kochankiem Cory? Czy jest także
ojcem Nicka? Do diabła, miał nadzieję, że nie, bo
w przeciwnym razie weselny weekend okaże się jeszcze
trudniejszy do przeżycia, niż mu się wydawało.
– Tato? – odezwał się. – Czy Nick jest…?
– …narzeczonym twojej siostrzenicy? – wszedł mu
w słowo usłużny Carlton. – Bo tylko takie pytanie ma sens,
Zachary.
– Przestań, Carlton, to nie twoja sprawa – odparł Zac. – Ja
chcę poznać prawdę. Adler też na nią zasługuje. Podobnie jak
wszyscy obecni.
Nick patrzył na matkę i chyba z twarzy starszej brunetki
już wyczytał prawdę. Cora rozpłakała się i zanim ktokolwiek
zdążył się odezwać, do oranżerii wtargnął Tad Williams.
Podszedł do żony.
– Co ten łajdak ci powiedział?
Ale Cora nie była w stanie otworzyć ust. Pokręciła tylko
głową, a Tad wziął ją w ramiona.
Nick popatrzył na swoją matkę, potem na Augusta i bez
słowa opuścił pomieszczenie. Za nim wybiegła Adler.
Zac też chciał to zrobić, ale jego matka złapała go za
nadgarstek.
– Proszę cię.
Kiwnął głową i objął ją ramieniem. Właściwie to nie
powinien być zaskoczony, wiedział, że ojciec nie grzeszył
wiernością, ale w ostatnich latach ustatkował się i złagodniał.
Od narodzin Mari był dla mamy dobrym mężem. A tu nagle
okazało się, że przeszłość rodziny skrywa jakąś bolesną dla
wszystkich tajemnicę.
– Tato, czy Nick jest twoim synem? – zapytał wprost.
– Co? O czym on mówi, do jasnej cholery? – pieklił się
zdezorientowany Tad.
Juliette w życiu nie była tak skołowana. Skoro Nick jest
dzieckiem Augusta, to Logan też nim jest. Nigdy nie czuła się
w porządku, okłamując męża, ale teraz zrobiło jej się po
prostu niedobrze. Skomplikowana gra, którą prowadziła
z Augustem przez prawie czterdzieści lat, okazała się pajęczą
siecią, w którą złapały się jeszcze inne osoby. I zostały
skrzywdzone.
Mari miała być dzieckiem „na zgodę” po głośnym
romansie Augusta z lat dziewięćdziesiątych, ale ta sprawa
dotyczyła okresu o dekadę wcześniejszego! Wtedy Juliette
jeszcze nie podejrzewała, że mąż miewa kogoś na boku. Po
Darienie długo cierpiała na depresję poporodową i nie
śpieszyło jej się do drugiej ciąży. Kiedy w nią zaszła, między
nią a Augustem zaczęło się układać lepiej. Teraz wiedziała, jak
bardzo była głupia. Przecież on dokładnie w tym samym
czasie zrobił Corze bliźniaki!
– Zadałem pytanie – przypomniał Tad.
– Tad, kochanie, August i ja… – zaczęła Cora.
– Pracowała dla mnie – wyjaśnił stary Bisset. – Po twoim
odejściu przyjąłem nowych ludzi na staż. Wśród nich Bonnie,
to znaczy Corę.
Zac wiedział, że ojciec ma fatalne stosunki z Williamsem,
ale ponieważ rzadko bywał w firmie, nie znał szczegółów.
– Tad u ciebie pracował? – spytał ojca.
– Byłem stażystą, ale twój ojciec szybko mnie zwolnił –
oparł Tad.
– Bo nie spełniałeś moich oczekiwań – wtrącił August.
– Mniejsza z tym. Jak mogłeś wdać się w romans, mając
młodą żonę i małe dziecko w domu? – zaatakował go Tad.
– Masz rację, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
Mogę tylko przeprosić. Byłem wtedy zupełnie innym
człowiekiem. Brałem sobie to, co chciałem, nie patrząc, że
kogoś przy tym krzywdzę. Jules, kochanie, wiesz jak bardzo
tego żałuję. Sypiałem wtedy z Corą, ale myślałem, Tad, że
Nick to twój syn.
– Ja zacząłem się z nią spotykać, jak Nick miał trzy
miesiące. Cora, co ty na to? – spytał Tad.
– August jest ojcem Nicka. Nie powiedziałam mu o ciąży.
Zerwałam z nim, jak tylko dowiedziałam się, że ma żonę
i dziecko.
Zac oniemiał. Nie takiego rodzinnego lunchu u babci się
spodziewał.
Drzwi oranżerii otworzyły się ponownie. Logan i Leo
podeszli od razu do Zaca i jego matki.
– Co wy tu wyprawiacie? – spytał Logan, biorąc się pod
boki. – Adler ryczy jak bóbr, nie może wykrztusić słowa,
wspomniała tylko coś o tacie.
– Boże, stary, aż boję się to powiedzieć, ale wygląda na to,
że twój wróg numer jeden i rywal w biznesie jest z nami
spokrewniony – powiedział Zac.
– Co takiego?! – Logan najwyraźniej źle przyjął tę
wiadomość.
– Sam się o tym przed chwilą dowiedziałem – odparł jego
ojciec, unosząc ręce do góry w geście rezygnacji.
Juliette złapała się za szyję i wybiegła z oranżerii, August
ruszył za nią.
– Niech nikt się nie waży rozmawiać z mediami – ostrzegł
Carlton. – Spotkamy się i przedyskutujemy, jak to rozegrać
piarowo. Państwo Williams, proszę się nie martwić – dodał,
poklepując Corę po ramieniu. – Biorę to na siebie. Dla mnie to
pestka.
– Rozumiem, że ma pan wprawę w sprzątaniu po Auguście
Bissecie – odezwał się Tad – ale my, Williamsowie, jesteśmy
ludźmi uczciwymi i prostolinijnymi. Nie zamiatamy prawdy
pod dywan.
– W tej sprawie prawda nie przedstawiłaby ani pana, ani
pańskiej żony w dobrym świetle – przekonywał Carlton. – Jest
ona bowiem taka, że ukrywaliście przed Augustem Bissetem
fakt posiadania przez niego syna. Zobaczycie, co prasa potrafi
zrobić z taką wiadomością.
Cora znów się rozpłakała, mąż objął ją ramieniem, a Zac
do nich podszedł i zaczął ich pocieszać. Jako jedyny z braci
nie był zaangażowany w rodzinny biznes, więc nie uważał
Williamsów za wrogów.
Carlton obiecał, że jego działania będą miały na celu
wyłącznie „kontrolowanie narracji”, jak się wyraził, żeby
media nie sprzedawały odbiorcom swoich wersji wydarzeń.
Wyprowadził Corę i Tada z oranżerii, by z nimi porozmawiać.
A Zac podszedł do braci, których nie widział od pół roku.
– Nie tak wyobrażałem sobie nasze spotkanie –
powiedział.
– Chrzanić to – odparł Leo, ściskając go. – Ale co się
właściwie stało?
– Chodźmy się czegoś napić, to wam powiem –
zaproponował Zac.
– Ja nie mogę – zastrzegł Logan. – Czy Nick jest naprawdę
naszym krewnym? Znaczy, ja nie cierpię faceta, ale skoro
Adler za niego wychodzi, starałem się być miły. Nie mam
jednak zamiaru zaakceptować go jako… znaczy…
przyrodniego brata. On jest najgorszy ze wszystkich.
Zac poklepał starszego brata po ramieniu.
– Obawiam się, że będziesz musiał. Może nie jest aż taki
zły, jak myślisz?
– Kto nie jest? – spytał Dare, wchodząc z telefonem
w jednej, a ze szklanką whisky w drugiej ręce. – Carlton mi
powiedział, że od was dowiem się wszystkiego.
– Chyba wszyscy musimy się napić – stwierdził Leo,
prowadząc braci do holu, gdzie urządzono niewielki barek.
Zastali w nim Iris i babcię. Kobiety patrzyły na nich
zaciekawione. Bracia zaczęli coś mówić babci, ale Zac nie
słuchał. Cieszył go jedynie uśmiech Iris.
I kto by pomyślał, że ich wspólny sekret tak zblednie
w porównaniu z rodzinnymi tajemnicami, które właśnie
wypełzły spod dywanu?
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Iris nie wiedziała, jak rozwiązać sytuację, w której
wszyscy nagle się znaleźli, ale umiała być dobrą przyjaciółką.
Wzięła Adler za rękę i zaprowadziła po schodach do jej
pokoju.
– Co z Nickiem? – spytała.
– Jest wściekły. Na swoją mamę, na tatę i na Augusta. To
go przerosło. Nie sądziłam, że kiedykolwiek może mu się
przytrafić coś takiego. Już prędzej mojemu tacie. Boże, jak on
sobie z tym poradzi? Teraz jak maniak w kółko powtarza, że
życie jest chaosem, przed którym nie da się uciec – odparła
Adler, krążąc wokół łóżka. Trzęsły jej się ręce.
– Będzie dobrze. Ty z chaosem jesteś od dawna za pan
brat. Tata ci pomoże. Jest już na Nantucket?
– Nie mam pojęcia. Miałam mu wysłać esemesa, kiedy
wszyscy się już zbiorą. Miał przyjechać i rozluźnić atmosferę.
Ale po tym, co zaszło, chyba nawet jemu nie uda się tego
zrobić.
Adler zatrzymała się przed wielkim oknem z widokiem na
ocean. Iris podeszła ją uścisnąć.
– Mogę ci jakoś pomóc? – zapytała.
– Tak. Zrób coś, żeby tego wszystkiego już nie było.
– Mogę, czemu nie. Wyjedźmy we dwie z wyspy,
zaszyjmy się gdzieś i jakoś przeczekajmy.
Adler zaczęła płakać i Iris przytuliła ją mocniej. Tylko tyle
mogła dla niej tak naprawdę zrobić. Bo nie miała pojęcia, jak
fakt, że Nick jest synem Augusta, wpłynie na życie Adler. Nie
była wprawdzie krewną Nicka, ale i tak może to wszystko być
dla niej ciężkie. Adler – ciężko doświadczona cygańskim
stylem życia rodziców – pragnęła przede wszystkim
normalności.
Telefon Adler zabuczał, ale nawet się nie poruszyła.
– Nie odbierzesz? To twój tata – powiedziała Iris, zerkając
na wyświetlacz.
– Daj, porozmawiam z nim.
Iris martwiła się o Adler i Nicka. Nie takich sensacji
oczekuje się dwa dni przed ślubem. Wzięła więc swój telefon
i esemesem spytała Nicka, jak się czuje. W odpowiedzi
otrzymała rysunek uniesionego w górę kciuka.
Nie mogła teraz zostawić Adler samej, ale wiedziała, że
i Nick potrzebuje bratniej duszy. Nie miała numeru do nikogo
z jego rodzeństwa, napisała więc do Zaca, pełna wątpliwości,
czy to dobry pomysł.
„Mógłbyś sprawdzić, co z Nickiem? Może chcieć z kimś
pogadać, wydaje mi się”.
Znalazła lokalizację Nicka w swoim komunikatorze. Uff,
na szczęście nie prowadził w tej chwili samochodu. Siedział
w jacht klubie, najpewniej w barze. Przekazała tę wiadomość
Zacowi, który natychmiast się tam udał. Odpisał:
„Już tam idę. Powiem, że mnie przysyłasz, bo ze mną
może nie chcieć gadać”.
„Przynajmniej nie będzie siedział sam. Dzięki”.
„Nie ma za co. Nie tak wyobrażałem sobie ten dzień”.
„Ja też nie”.
„Cieszę się, że jesteś tu ze mną”.
„Ja też”.
Kataklizm, który dotknął jej bliskich, był dla Iris ciężkim
doświadczeniem. Zaraz zjadą się goście, a państwo młodzi
i ich rodziny będą musieli robić dobrą minę do ewidentnie złej
gry. Dobrze, że chociaż ona będzie mogła ich wspierać. Siłę
do tego da jej obecność Zaca.
Adler skończyła rozmawiać z ojcem i opadła na łóżko.
– I co ja mam teraz zrobić? – spytała bezradnie. – Ze
ślubem, z Nickiem, ze wszystkim.
– Kochasz go?
– Myślałam, że tak.
– Nadal chcesz za niego wyjść?
Adler wsparła się na łokciu.
– Nie chcę tego całego cyrku medialnego, ale tak, chcę
zostać jego żoną. Chociaż Nick jest już teraz zupełnie innym
człowiekiem.
– Wiem, to nie takie proste – powiedziała Iris. – Ale chyba
nigdy nie widziałam tak idealnej zakochanej pary jak wy.
Macie siłę, żeby wytrwać?
– Nie wiem. Nigdy nie zostaliśmy poddani takiej próbie.
Nasza miłość to była sielanka.
– Przecież ty zniosłaś o wiele gorsze rzeczy.
– Ale było mi łatwiej, bo media atakowały tatę, a nie
mnie – odparła Adler. – A teraz znajdę się w oku cyklonu.
– Ale to nie potrwa długo. Na ile znam twojego tatę, zrobi
wszystko, żeby odciągnąć od ciebie uwagę mediów. Kocha cię
nad życie.
– Ale dla niego to nie będzie dobre, bo nareszcie
spoważniał i chyba chce się ustatkować. Ja też nie chcę, żeby
wrócił do rockandrollowego stylu życia.
– Nie bój się, nie wróci.
Jeszcze tego brakowało, żeby Adler musiała teraz martwić
się nie tylko o Nicka, ale i o swojego ojca.
– Boże, nie powinnam była teraz zostawiać Nicka
samego – lamentowała Adler. – On przecież właśnie odkrył, że
człowiek, którego nie znosi, jest jego ojcem.
– Wiem, wysłałam Zaca do niego – uspokajała ją Iris.
– Nie, to ja muszę porozmawiać z nim o tym, co się stało.
Adler była zbyt rozemocjonowana, by prowadzić
samochód, więc Iris postanowiła jej towarzyszyć. Wymknęły
się z domu tak, żeby nie natknąć się na nikogo z rodziny.
Zac zbliżał się do Nicka z dwiema szklankami burbona
w ręku. Nick wyglądał na okropnie samotnego i kompletnie
zdezorientowanego.
– Nick, mogę ci potowarzyszyć?
Nick podniósł na niego wzrok. Oczy miał nabiegłe krwią,
a kostki u rąk otarte, jakby niedawno walił nimi w mur.
– Przyniosłem dla nas obu. – Zac spojrzał na szklanki
z whisky.
Nick wziął od niego drinka, a nogą odsunął drugie krzesło
przy stole. Zac usiadł i obaj pociągnęli po łyku.
– Iris mnie przysłała. Sam też bym przyszedł, ale nie
wiedziałem, gdzie cię szukać – wyjaśnił Zac.
– Dzięki, stary. Ale ja nie mam pojęcia, co się dzieje
i chyba nie jestem teraz najlepszym kompanem.
– Nie szkodzi. Ja spędziłem lata na morzu, walczyłem
z wichrami i z falami, a wszystko po to, żeby udowodnić, że
różnię się od reszty rodziny.
– Twoja rodzina…
– To też twoja rodzina, no nie? Nie musimy o tym mówić,
ale chciałbym, żebyś wiedział, że nie jesteśmy tacy źli.
Nick wychylił szklankę do dna.
– Nie mogę teraz tego zrobić. Już i tak na myśl o tym, że
mam poślubić Adler i założyć rodzinę, miałem tremę. A teraz
jeszcze dowiedziałem się, że całe moje dotychczasowe życie
to jedno wielkie kłamstwo.
– Nie do końca. Niewiele wiem o twojej rodzinie, ale
przecież twoim prawdziwym tatą jest Tad Williams. Biologia
nie jest tu najważniejsza. Tad cię wychował i na pierwszy rzut
oka wydał mi się dobrym człowiekiem. Dziś wstawił się za
twoją mamą. I za moją też.
– To prawda. Zawsze chciałem być taki jak on.
Nick może tego nie wiedzieć, ale z Tadem Williamsem ma
na pewno lepszą relację niż ta, którą kiedykolwiek byłby
w stanie nawiązać z Augustem Bissetem. August ostatnio
może i dojrzał, ale nadal niełatwo być jego synem.
– To dobrze. Czyli nic się nie zmieniło. Wiedziałeś, że nie
jest twoim biologicznym ojcem?
– Tak. Mama wspominała tylko, że się w kimś zakochała.
Był czarujący, ale kiedy zorientowała się, że jest żonaty,
rozstała się z nim. Nie wtajemniczała go w jego ojcostwo
i w ten sposób Tad został jedynym tatą, jakiego znałem.
– Tak mi przykro – powiedział Zac.
– Dzięki. – Nick obracał w ręku pustą szklankę.
– Jeszcze po jednym?
– Tak, poproszę. Muszę przede wszystkim naprawić
sytuację z Adler. Usiłowała mi powiedzieć, że wszystko
będzie dobrze, a ja na nią nakrzyczałem.
– Też bym tak pewnie zrobił. Niełatwo jest pogodzić się
z taką nowiną.
– Tak, ale Adler nic tu nie zawiniła. Też była przerażona,
widziałem to, a jednak starała się jakoś trzymać.
– Ona cię kocha – powiedział Zac. – Nigdy przedtem nie
widziałem jej tak szczęśliwej.
– No właśnie, a ten incydent zepsuje nam ślub. Nawet nie
wiem, czy po tym, jak na nią nawrzeszczałem, zechce za mnie
wyjść.
W otwartych drzwiach baru Zac kątem oka dostrzegł Iris
z Adler. Teraz to Iris musi sprawić, by młoda para ponownie
się zeszła. I żeby cały weekend został uratowany.
To właśnie mu się w niej najbardziej podobało. Nie wahała
się zrobić wszystkiego, by sprawy wróciły na właściwe tory.
Na przykład: olał ją facet, a ona nie straciła ani minuty
i natychmiast znalazła zastępstwo. W postaci jego, Zaca.
Skąd mu to nagle przyszło do głowy? Widać nie mógł
pozbyć się poczucia, że udawany związek z nim to tylko jeden
z przejawów jej nadzwyczajnej zaradności.
– Zaraz się przekonamy. Właśnie przyszła – odpowiedział
Nickowi.
Nick odsunął od siebie szklankę i wyprostował się na
krześle. Zupełnie jakby chciał pokazać, że jest silny. Wrażenie
psuły tylko pokaleczone dłonie.
Zac podał mu chusteczkę. Nick oczyścił zadrapania.
– Dzięki.
Obaj wstali. Nick podszedł do Adler i wziął ją w ramiona.
Była to chwila tak intymna, że Zac odwrócił wzrok.
Spojrzał na Iris i w jej oczach ujrzał tęsknotę.
Najwidoczniej chciała tego, co łączyło Adler i Nicka,
a musiała zadowolić się chłopakiem wynajętym za
pieniądze…
Ale niby dlaczego? – pomyślał Zac. Czy jest aż tak bardzo
przywiązana do etykiety i konwenansów? Czy raczej istnieje
coś, co nie pozwala jej na poważny związek?
– Dajmy im trochę prywatności – szepnął do Iris.
Skinęła głową, wzięła go za rękę i razem się oddalili.
Zac spojrzał na ich złączone ręce. Po tym przedpołudniu
pełnym wzajemnych pretensji i sekretów, kłamstw i zdrad,
które nigdy nie powinny wyjść na jaw, zaczął się zastanawiać,
co ma zrobić z tą kobietą i ich udawanym związkiem. Bo on
przecież niczego nie udaje.
Wpadła mu w oko, gdy ją tylko ujrzał. Tak, powinien był
wtedy zrobić w tył zwrot i wyjść. To byłoby najmądrzejsze
rozwiązanie. Ale ona go usidliła. I musiał przyznać, że nie
miał nic przeciwko temu, zanim nie zaczął podejrzewać, że
ona coś do niego czuje.
Ale i tego nie mógł być przecież pewien.
Iris martwiła się o Zaca. Wiedziała, że nie ma on z ojcem
łatwej relacji. A tu jeszcze dowiaduje się, że tata zdradzał
mamę. To musi być wstrząs.
– Dobrze się czujesz? – spytała.
– Chcesz drinka? – odpowiedział pytaniem, odsuwając dla
niej krzesło.
– Ja nie, ale ty sobie zamów.
– Nie lubię pić sam.
– To ja poproszę wodę mineralną z cytryną – powiedziała.
Uznała, że Zac powinien czymś się zająć i nie myśleć o tym,
co się stało.
Podszedł do baru, a ona zastanawiała się, czy nie odwołać
wszystkich przewidzianych na dziś sesji zdjęciowych
i filmowych. Wysłała w końcu do swoich pracowników
esemesa z wyjaśnieniem, że chce spędzić spokojny dzień na
łonie rodziny i że oni w związku z tym mają wolne.
Zawiadomiła też Quinn, producentkę telewizyjnej
transmisji ślubu, że Adler dziś nie może wziąć udziału
w żadnych zdjęciach.
Quinn błyskawicznie oddzwoniła, pytając, czy z Adler
wszystko w porządku. Zważywszy że we trzy znały się od
pierwszego roku studiów, nie było w tym nic dziwnego.
– Nic jej nie jest, po prostu między Bissetami
a Williamsami zrobiła się afera i Adler niespecjalnie jest
w nastroju, żeby stanąć przed kamerą – wyjaśniła Iris.
– Dzięki za wiadomość – odpowiedziała Quinn. – Może
wyślę jej jakąś emotkę z uściskami. Jestem na promie. Boże,
jak nim płynę, odnoszę wrażenie, że się wlecze za każdym
razem wolniej – narzekała.
Quinn była przyzwyczajona do wielkomiejskiego tempa.
Raz w sklepie tak zniecierpliwiła ją jakaś guzdrząca się
klientka, że zapłaciła za jej zakupy i jeszcze je jej zapakowała,
żeby było szybciej.
– Nawet gdybyś dojechała wcześniej, i tak niewiele
mogłabyś zrobić – stwierdziła Iris.
– Ale przynajmniej zobaczyłabym Ad i przy okazji
skopała tyłek któremuś z Bissetów.
– To nie takie proste. Przyślij mi esemesa, jak dobijesz do
brzegu. Przyjechać po ciebie?
Quinn odmówiła i podziękowała. Miały więc spotkać się
później.
Zac postawił szklanki na stole i usiadł. Patrzył na morze.
– Chciałbyś tam teraz być? – domyśliła się Iris.
– I tak, i nie. Mama po dzisiejszych rewelacjach czułaby
się samotna, gdyby mnie przy niej nie było.
– To musiał być szok. Cieszę się, że udało mi się nie być
bezpośrednim świadkiem. Chcesz o tym pogadać? – spytała,
patrząc na niego.
– Zależy o czym konkretnie. Zresztą tego nie mamy
w umowie.
– Przecież sam powiedziałeś, że jesteśmy przyjaciółmi.
Od afery w oranżerii Iris przestała myśleć o ich relacji
w kategoriach kontraktu.
– A jesteśmy? – spytał Zac.
Skąd u niego nagle taka skrytość i nieufność?
– Tak – odparła. – Posłuchaj: trudno mi wyobrazić sobie,
co teraz czujesz, ale może masz ochotę porozmawiać,
pokrzyczeć, iść na żagle albo…
– Uprawiać seks? – dokończył.
Pokiwała głową. Dla kogoś kochanego Iris była w stanie
stanąć na głowie. Byle tylko nie cierpiał. Ale ona przecież
nigdy przedtem nie była zakochana…
– Tak, nawet to. Na mnie możesz liczyć – powiedziała.
– Nawet nie wiem, czy tego chcę. Jestem w szoku –
odparł, splatając palce dłoni z jej palcami. – Wiedziałem, że
tata nie jest wiernym mężem. Przed narodzinami Mari miał
niemal publiczny romans. Ale że wcześniej też? Kotłował się
z nią, jak mama była w ciąży z Loganem. Tego mu nie
wybaczę.
– Nie musisz, to ty decydujesz – powiedziała Iris. – On
zawsze będzie twoim ojcem, ale wolno ci wyrzucić go ze
swojego życia.
– Masz rację, choć tu jest pewna zagwozdka. Zawsze
chciałem, żeby był ze mnie dumny. Starałem się być lepszy
niż on. To było małostkowe i żałosne. Wcale nie jestem od
niego lepszy.
Iris obeszła stół, by siąść przy nim. Objęła go i oparła
brodę na jego ramieniu.
– Ciężko to przyznać, ale właściwie ludzie są bardzo do
siebie podobni. Wszyscy mamy problemy, wszyscy staramy
się po prostu przeżyć kolejny dzień. A twój ojciec? Popełnił
błąd, myślał, że ma to już za sobą, a tu nagle dziś wszystko
zostało ujawnione. To musi być dla niego szok.
– Masz rację.
Zac wziął Iris na kolana i ją objął. Wiedziała, że ludzie
powinni to zobaczyć, ale nie dbała teraz o to. Chciała jedynie
dać ukojenie człowiekowi, którego kochała tak, jak potrafiła.
A ludzie? Niech sobie myślą, co chcą.
Nick zabrał Adler do nowego domu, który wybudował dla
nich na Nantucket.
– Co teraz zrobimy? – spytała, przyglądając się, jak
narzeczony przemierza wielki, zaprojektowany przez nią
salon.
Zauważyła, że pomieszczenie jest takie, jak jej się
wydawało, że być powinno, a niekoniecznie takie, jakie
chciała mieć.
– Z czym? Ze ślubem? Nie mam pojęcia. Ci wszyscy
ludzie już się zjechali i jeśli odwołamy…
– Poważnie o tym myślisz?
No bo skoro Nick zaczął kwestionować całe swoje
dotychczasowe życie, dlaczego nie miałby zakwestionować
ich wspólnej przyszłości?
– Sam nie wiem – odparł, przeczesując włosy palcami. –
Muszę stawić czoło plotkom, które lada moment się pojawią
i nie ucichną szybko.
– Rozumiem. Jasne, to jest priorytet. Ale czy mamy zrobić
to razem? Co ze mną?
– Czy możemy choć przez minutę nie mówić o tobie,
Adler? – rzucił wściekły.
– Jasne, daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz –
powiedziała, z trudem tłumiąc płacz. – Ja pójdę do babci.
– Uciekniesz – poprawił ją. – Zawsze to robisz, kiedy
pojawiają się trudności.
– Owszem, zawsze, kiedy muszę stanąć oko w oko
z despotą, który z własną krzywdą nie umie sobie poradzić
inaczej, jak tylko atakując innych – odpowiedziała
schrypniętym od przełykanych łez głosem. – Chodźmy dziś
wieczorem na piknik, tak jak zaplanowaliśmy, a jutro się
okaże, czy nadal chcemy być małżeństwem. Pamiętaj, że tu
też nie chodzi tylko o ciebie.
Adler wyszła z pokoju. Łzy płynęły jej po twarzy. Bardzo
chciałaby porozmawiać teraz z kimś bliskim, na przykład
z mamą.
Gdzie się podział ten człowiek, którego kochała? Czyżby
dawny Nick gdzieś się ulotnił, gdy tylko dowiedział się, że jest
biologicznym synem Augusta Bisseta?
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Skończyło się na tym, że w czwartek wieczorem Iris i Zac
musieli przyjąć na siebie rolę głównych zabawiaczy gości na
plażowym pikniku. Bissetowie i Williamsowie spędzili cały
dzień z Carltonem na omawianiu kryzysowej strategii
komunikacyjnej na wypadek, gdyby dzisiejsze rewelacje
wyciekły do mediów.
Iris trwała u boku Adler i robiła wszystko, o co
przyjaciółka ją poprosiła. Tak kruchej i delikatnej Adler Iris
dotychczas nie znała.
Niedoszli nowożeńcy nie dogadali się, co będzie dalej,
choć imprezy na razie odbywały się zgodnie z planem.
Nick zalewał robaka alkoholem.
Iris znała go z czasów studenckich, więc nie dziwiło jej to
zbytnio. Zac starał się dotrzymywać mu kroku i był w tym
nawet dość zabawny. Logan, największy rywal Nicka, siedział
otoczony wianuszkiem kobiet, co do których nie było
pewności, czy w ogóle znajdują się na liście gości.
Młodszy brat Zaca, Leo, oraz bracia Nicka Asher i Noah
starali się kontrolować kwestie alkoholowe, a siostra Nicka,
Olivia, pomagała Iris opiekować się Adler.
Jedzenie przygotowała firma cateringowa, gospodarzom
pozostawało więc takie prowadzenie rozmowy, by ujawniona
dziś prawda nie dotarła do szerszych kręgów odbiorców.
Zbliżającego się Toby’ego Osborna pierwsza zauważyła
Iris. Mimo sześćdziesiątki na karku facet wciąż miał na głowie
burzę włosów. W ręku trzymał swoją legendarną gitarę.
Towarzyszyła mu jego dziewczyna, którą Iris znała i lubiła.
Na widok ojca Adler zerwała się z miejsca. Wziął ją
w ramiona i przytulił. Mimo że Adler nieraz cierpiała
z powodu braku normalnej rodziny, trzeba przyznać, że Toby
był dobrym i kochającym ojcem. Córka była dla niego całym
światem.
Nadeszła także Quinn, taszcząc flachę dżinu oraz tonik.
Iris wyjaśniła jej, że starzy zostali w domu, gdzie mają ważne
zebranie, Nick aktualnie się upija, Zac mu sekunduje, a Toby
właśnie się pojawił.
– Podobno spotykasz się z Zakiem? – spytała Quinn. – On
chyba nie jest w twoim typie?
– Cóż, Graham skutecznie zniechęcił mnie do ludzi „w
moim typie”.
– Graham to palant. Cieszę się, że już z nim nie jesteś.
Quinn spojrzała na Zaca i Nicka, którzy fałszując po
pijacku, śpiewali jakiś przebój rockowy z lat
dziewięćdziesiątych. Wkrótce dołączył do nich Toby.
– Boże, ależ oni są śmieszni! – zawołała Iris i zaczęła
nagrywać tę scenkę telefonem.
Zac na pewno będzie chciał zobaczyć wesołe zakończenie
tego okropnego dnia.
Do Iris i Quinn podeszła Adler. Po tak przykrych
przeżyciach dobrze było mieć przy sobie wypróbowane
koleżanki.
Iris z kolei myślała, czy po tym, jak przeszłość tak
okrutnie dopadła dziś Augusta i Corę, nie powinna ujawnić, na
czym polega jej układ z Zakiem. Bo co będzie, kiedy wszystko
wyda się po latach, gdy oboje będą już prowadzić
ustabilizowane życie, być może u boku innych partnerów?
Ta myśl zabolała i chwilowo przysłoniła radość zabawy.
Ale trzeba być uczciwym wobec siebie samej. Kochała Zaca,
ale nie wyobrażała sobie wspólnej z nim przyszłości.
Nie pasują do siebie. On teraz tańczy, śpiewa, wygłupia
się, przykuwa uwagę, a ona woli pozostawać w cieniu. Dobrze
czuje się tylko przed kamerą, gdy ma napisany scenariusz
i zespół ludzi, którzy przygotują ją do występu.
Chóralny popis się skończył, Toby zaczął śpiewać jeden ze
swoich przebojów, a Adler z Nickiem udali się na spacer po
plaży. Quinn musiała odebrać jakiś telefon, Zac rozmawiał
z braćmi, Iris została więc sama.
Podziwiała Zaca za to, że potrafił się odnaleźć w każdej
sytuacji. Ona umiała działać wyłącznie według wyznaczonych
reguł. Pozwoliła sobie na uczucie do niego wyłącznie dlatego,
że to było bezpieczne. Wszak podpisali umowę i ten ich niby-
związek wkrótce się zakończy.
Nagle uświadomiła sobie, że dotychczas nie skrzywdził jej
żaden mężczyzna. Bo to ona krzywdziła się sama. Swoimi
lękami, brakiem spontaniczności.
Spojrzała na Adler, która tak bardzo starała się znaleźć
faceta, który będzie inny niż jej ojciec. I oto niemal
w przeddzień ślubu dowiedziała się, że jej idealny wybranek
uwikłany jest – niemal od urodzenia – w potworny, choć
niezawiniony przez siebie skandal. A za ewentualny skandal
z Zakiem odpowiedzialna będzie wyłącznie ona, Iris.
Nie można się obronić przed samą sobą. Dlaczego nie
zrozumiała tego wcześniej, zanim weszła do tamtego baru,
w którym spotkała seksownego blondyna? Dlaczego nie
spróbowała nigdy zgłębić swoich lęków i walczyć z nimi?
Nie odzywając się do nikogo, opuściła przyjęcie i wróciła
do hotelu.
Po czterech godzinach leżenia w łóżku usłyszała odgłosy
świadczące o powrocie Nicka. Był z kumplami, śmiali się,
uciszali nawzajem. Poczuła się samotna. Zapłaciła facetowi,
by jej towarzyszył, ale to nic w jej życiu nie zmieniło.
Rano Zac obudził się na kanapie. Miał zdrętwiałe usta. Był
w ubraniu, nie licząc pewnych braków, na przykład prawego
buta. Zdziwił się, że nie boli go głowa, ale przypomniał sobie,
że w trakcie nocy dobrze się nawadniał. Zamrugał powiekami.
Z okna sączyło się światło, a naprzeciwko niego w fotelu
siedziała Iris. Patrzyła na niego z tą swoją sztywniacką miną,
która pojawiała się na jej twarzy, ilekroć znajdowała się
w niezręcznej sytuacji.
Przesunął dłonią po twarzy i wyczuł na niej pewne
zgrubienie. Stłuczenie? Siniak? Czyżby pobił się z Loganem?
Uśmiechnął się i próbował usiąść, ale oślepiało go słońce,
więc znów zamknął oczy.
– Zamówiłam ci jajka na bekonie i krakersy serowe –
powiedziała Iris.
– Prawdziwy z ciebie anioł. A kawa?
– Kawę też zamówiłam.
Dotychczas żadna kobieta nie była dla niego w podobnej
sytuacji tak wyrozumiała.
Wziął prysznic i od razu poczuł się jak człowiek. Założył
spodenki do koszykówki i swoją starą koszulkę Pucharu
Ameryki. Na stole pod szklanym kloszem czekało na niego
zamówione śniadanie i talerz świeżych owoców.
– Przepraszam cię za wczoraj – odezwał się do Iris. –
Wiedziałem, że Nick musi się napić, na jego miejscu też bym
chciał. Jego i moi bracia byli bardzo spięci, więc ktoś musiał
przełamać lody.
– Nie ma sprawy. Byłeś zabawny i chyba właśnie tego
wszyscy od ciebie oczekiwali – odparła.
– A co z tobą? – spytał, racząc się przysmakami ze stołu. –
Wiem, nie wywiązywałem się ze swoich obowiązków.
– No właśnie. Ale przyjmijmy, że to się nie powtórzy. Od
dziś zachowujesz się tak, jak przewiduje kontrakt.
– Będę się starał – zapewnił, wsuwając sobie do ust garść
serowych wypieków. Jedzenie było teraz dla niego
priorytetem.
– Nie wystarczy się starać – powiedziała. – Jeśli nie
będziesz wypełniał warunków umowy, zadzwonię do mojego
ojca z ostrzeżeniem, żeby w ciebie nie inwestował.
– Grozisz mi?
– Owszem. Wiem, że twoja rodzina przeżywa trudne
chwile, ale to nie zwalnia cię od podjętych wobec mnie
zobowiązań.
– Przecież chyba dotąd nie zawiodłem cię ani razu?
– Ale wczoraj wieczorem mieliśmy zacząć prezentować
się przed ludźmi jako para zakochanych.
– Przecież śpiewałem dla ciebie, Iris. Nawet Toby
stwierdził, że to było bardzo romantyczne.
– A potem nawet nie zauważyłeś, że poszłam do domu.
Cztery godziny na ciebie czekałam. Bardzo romantyczne,
doprawdy.
– Już cię za to przeprosiłem – zauważył.
– Owszem, ale to się nie może powtórzyć – zakończyła,
wstając i udając się do sypialni.
Na jego pytanie, czy dobrze się czuje, odpowiedziała
twierdząco. Ale wiedział, że to nieprawda. Miał może kaca,
ale czuł, że coś jest nie tak. Iris dziś zupełnie inaczej na niego
patrzyła. Cholera, że też nie można sobie przypomnieć
wszystkiego!
Dokończył kawę i zapukał do drzwi sypialni.
– Przepraszam jeszcze raz. Dziś będę całkowicie do twojej
dyspozycji. Mamy zdaje się turniej golfa, a potem mam z tobą
pozować do zdjęć, tak?
– Zgadza się. Moi asystenci przygotują ci strój, a ja
esemesem powiadomię cię, o której będziesz mi potrzebny.
Ten lekki zarost możesz sobie zostawić. Widziałeś może
jeszcze w nocy Adler?
– Nie pamiętam – jęknął. – Anielska buźko, ja naprawdę
nigdy się tak nie upijam. Ale nie codziennie dowiadujesz się,
że masz jeszcze jednego brata.
– Rozumiem, nie jestem potworem. Nie mam ci za złe, że
tyle wypiłeś.
– To dlaczego jesteś na mnie zła?
– Jestem zła na siebie. – Pokręciła głową. – Bo zupełnie
inaczej sobie ciebie wyobrażałam.
Inaczej? Przecież on przy niej jest bardziej sobą niż przy
kimkolwiek innym. Ale jest zmęczony, więc najlepiej zrobi,
jak się zamknie.
– Inaczej? – nie wytrzymał jednak. – Iris, ty wynajęłaś
napotkanego w barze przypadkowego faceta, żeby ci
towarzyszył w trakcie czterodniowego wesela. Czego się
spodziewałaś?
– Nie broń się tak, ja cię nie atakuję – powiedziała,
splatając ręce na piersiach.
I dopiero te słowa doprowadziły go do ostateczności.
Poczuł, że ma przed sobą jakąś tekturową imitację
prawdziwej kobiety. Iris bywała sztywna, ale potrafiła też
okazać uczucia. A teraz nic z tego nie pozostało. Nie, nie
chciał mieć do czynienia z fasadą złożoną ze świetnych
stylizacji, dobrych manier i wystudiowanych uśmiechów. Kto
by zresztą chciał?
– Słuchaj, ja dla ciebie przeszedłem samego siebie –
powiedział – a ty mi w zamian dajesz ograne gesty i wytarte
frazesy. Nie jesteś prawdziwa. Wiem, że podpisaliśmy umowę,
ale ja przy tobie zawsze byłem tylko sobą. Jak można aż tak
udawać?
– Widać ja mogę, skoro tak twierdzisz.
– Dlaczego nie powiesz mi, co naprawdę myślisz, co
czujesz? Boisz się, że mnie zranisz? Nie bój się. Bądź
człowiekiem, a nie medialną boginią. Bądź sobą, Iris. Czy ty
w ogóle wiesz, kim jesteś?
– Pieprz się, Zac. Po co mi mówisz takie rzeczy? Ja dobrze
wiem, kim jestem – odparła.
– Świetnie, złość się, dziewczyno. Pokaż, co cię boli! –
krzyknął.
Nie wiedział, dokąd zmierza, ale po tym, jak okazało się,
jakim kłamcą jest jego ojciec, miał dość życia w półprawdzie.
Nie chciał już dłużej odgrywać roli. Żadnej roli. Chciał żyć na
własnych warunkach i nie miał zamiaru z tego rezygnować.
Iris powinna postąpić tak samo.
– A co mnie boli? Nie sądzę, żeby cię to mogło obchodzić,
Zac – odparła. – Jesteś tu, bo czekasz na swoje pieniądze
z Collins Combined. A jak je dostaniesz, znowu znikniesz na
trzy lata. Oboje dobrze wiemy, że ty też grasz rolę. Wcale nie
jesteś lepszy ani bardziej szczery niż ja. Oczerniasz mnie, żeby
samemu się wybielić.
– Nie powiedziałem, że jestem tobą rozczarowany.
– Nie musiałeś. Ja sama jestem sobą rozczarowana. Wiesz,
co się stało dziś rano. Mój ojciec przesłał mi i tobie
dokumenty. Stworzył zespół inwestorów, w poniedziałek
będziesz miał pieniądze na koncie. I pryśniesz. Oczywiście
z miłym uśmiechem na twarzy, jak zwykle. Ale odejdziesz.
A wiesz, co sobie pomyślałam, jak tak śpiewałeś i tańczyłeś
przy ognisku? Że nie chcę, żebyś odchodził. Bo byłam na tyle
głupia, że się w tobie zakochałam. Wiem, nie powinnam była.
Nie jesteś w moim typie. Ale to jestem prawdziwa ja, nie
fasada, za którą rzekomo się ukrywam. Przestałam się
kontrolować, ot co.
Nie przesłyszał się? Ona naprawdę w trakcie tej tyrady
powiedziała, że go kocha? Iris Collins, najpiękniejsza,
najbardziej seksowna, urocza i mądra kobieta, jaką spotkał
w życiu, kocha go? A on na nią tak naskoczył…
Bo chyba czuł, że nie jest tego wart.
Musi ją teraz przeprosić. Ale zanim zdążył otworzyć usta,
Iris opuściła apartament.
Dlaczego?
Pobiegł za nią, ale zniknęła w windzie. Coś mu mówiło, że
jeśli teraz pozwoli jej odejść, będzie tego żałował do końca
życia. Czas nie uleczy ran.
Wybiegł na balkon. Znajdował się na drugim piętrze,
spuszczenie się po dwóch balkonach na parter nie stanowiło
dla niego zbyt wielkiego wyzwania. Żwir wbijał się w jego
bose stopy, ale zdołał dobiec do głównego wyjścia właśnie
w momencie, kiedy Iris w obcisłej sukience i okularach
słonecznych na nosie opuszczała hotel. A on wyglądał jak
pospolity wczasowicz, nie jak Bisset.
Może nie wyjdzie z nią najlepiej na zdjęciu, ale na pewno
będzie ją kochał jak nikt na świecie. I zapewni jej życie pełne
przygód.
A teraz musi ją o tym przekonać.
ROZDZIAŁ SZESNASTY
Iris szła prosto na niego. Pomyślał, że może jednak nie
powinien jej zatrzymywać. Niech sobie idzie. Jej tok myślenia
jest dziś najwyraźniej zakłócony romantyczną atmosferą
związaną ze ślubem najbliższej przyjaciółki.
Stał boso obok parkingowego i wyglądał na kogoś, kto
jeszcze nie otrząsnął się po wczorajszej bibie. Co zresztą było
prawdą. Widok ukochanej kobiety, która właśnie od niego
odchodzi, sprawił, że zaczął myśleć trzeźwo. Przecież
dokładnie tak będzie wyglądało ich ewentualne życie razem.
Oboje są zapracowani i wspólne spędzenie od czasu do czasu
weekendu to wszystko, czego mogą się spodziewać.
A ona zasługuje na więcej, chce więcej. Czy potrafi jej to
zapewnić? Patrzył, jak Iris wsiada do samochodu, po czym
wrócił do hotelu.
Jego brat Logan też się tam kręcił. Ujrzawszy Zaca,
pomachał mu ręką. Biedny Logan, świat rozsypał mu się na
kawałki.
– Stary, wyglądasz fatalnie – zagadnął go Zac. – Co robiłeś
przez resztę nocy?
– Wędrowałem po krainie wspomnień. A potem ni z tego,
ni z owego wylądowałem z kimś w łóżku – odparł Logan. –
Chyba nieźle za to beknę.
– Ona pewnie też.
Logan nie zawsze był takim karierowiczem jak teraz. Na
studiach zaprzyjaźnił się jednak z dziewczyną typu „zawsze
do przodu”. Quinn przebojem zdobyła telewizję, była obecnie
jedną z wiodących producentek, a Logan – chcąc jej
dorównać – postawił na karierę w Bisset Industries. To
zabawne, że teraz połączył ich przygodny seks.
– Tak, wiem – westchnął Logan. – A ty co tu robisz?
Wyglądasz jak menel. Jeśli poważnie myślisz o zdobyciu
kobiety takiej jak Iris Collins, musisz wejść na wyższy poziom
gry. Chodź do mojego pokoju, dam ci jakieś przyzwoite
ciuchy.
– Dzięki, bracie.
A więc i Logan widzi, że Zac i Iris do siebie nie pasują.
Cóż, może trzeba odpuścić i skupić się na tym, w czym można
być dobrym. Na żeglarstwie, na byciu kapitanem zwycięskiej
załogi na regatach.
– Dobrze się czujesz? – spytał zaniepokojony brat.
– Nie, Logan. Wszystko spieprzyłem i nie mam pojęcia,
jak to naprawić. W dodatku mam kaca, nawet chyba jeszcze
niezupełnie wytrzeźwiałem. Szczerze? Czuję się tak, jak
powinien teraz czuć się nasz ojciec. Tyle że on chyba nawet
nie widzi, że właśnie wszystko traci.
– Skąd, tata nie jest potworem bez serca, na jakiego
wykreował go Carlton przy pomocy mediów. Dlaczego go
nagle tak atakujesz? Coś się stało?
– Nieważne. – Zac machnął ręką.
– Mnie możesz powiedzieć – przekonywał Logan. – Może
ci pomogę. Jedyna rzecz, w której jestem naprawdę dobry, to
rozwiązywanie problemów.
– W porządku.
I Zac opowiedział bratu o układzie, jaki zawarł z Iris.
– Zgodziliśmy się, że to jest coś tymczasowego, ale aż do
dzisiejszego poranka zanosiło się na coś poważniejszego. Nie
chciałem, żeby odeszła, ale nawet ty zauważyłeś, że ona jest
dla mnie za dobra. A ty przecież chyba niespecjalnie
interesujesz się takimi sprawami.
Logan położył dłoń na ramieniu brata i wyprowadził go
z hotelowego holu. Zac dopiero w tym momencie zauważył,
że wokół jest pełno gapiących się na nich ludzi.
Jasna cholera. Ależ z niego dupek.
– Myślisz, że nas słyszeli?
– Nieważne. Chodźmy do mnie, pomyślimy, co dalej –
odparł Logan, kładąc dłoń na ustach lamentującego Zaca. –
Paparazzi tylko czekają na jakieś wieści o skandalu w rodzinie
Bissetów. Nic nie mów.
Zac odezwał się dopiero po wejściu do pokoju Logana.
– Dlaczego nie zatrzymałeś się u babci? – zapytał.
– Nie chciałem krępować Adler. Wiesz, ja i Nick… A teraz
pomówmy o Iris. Chcesz ją odzyskać, ale uważasz, że to
niemożliwe, tak? Uwierz mi, bracie, nie ma rzeczy
niemożliwych – powiedział Logan, rzucając okulary słoneczne
na łóżko i patrząc na Zaca uważnie. – Sam mi to wbijałeś do
głowy, kiedy byliśmy nastolatkami.
Iris wyszła z hotelu i nie bardzo wiedziała, dokąd ma
jechać. Drugie zerwanie w ciągu kilku dni. Musiała przyznać,
że znacznie boleśniejsze niż to pierwsze.
I o wiele bardziej skomplikowane. Bo czy ona i Zac
naprawdę z sobą zerwali?
Zaczęła płakać. Zatrzymała auto na poboczu i pomyślała,
że najchętniej teraz znalazłaby się jak najdalej od Nantucket.
Ale nie może zrobić tego Adler.
Sama zastawiła na siebie pułapkę. Nie ma co się
oszukiwać, że to wina Thei.
Zostawiła samochód na parkingu i ruszyła w kierunku
plaży. Nie może przecież wrócić do apartamentu, który dzieli
z Zakiem.
Zdjęła buty i rozpuściła włosy. Odrobina szaleństwa
jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Kiedy dostała się na staż do Lety Veerland, obiecała sobie,
że nie straci ani minuty, że zaplanuje swoje życie, swoją
karierę i odniesie sukces. I odniosła sukces. Tyle że nie
dotyczył on życia osobistego.
Tu poniosła klęskę na całej linii.
Wystawiła twarz do słońca i wiatru. Może to przyniesie
ulgę? W sumie dobrze, że podjęła ryzyko i odezwała się do
niego w tym barze. Dzięki temu przeżyła niezapomniane
chwile.
W kieszenie zabrzęczał telefon. Nie, nie odbierze.
Potrzebuje kilku chwil dla siebie. Chyba że…
Spojrzała na apkę swojej grupy w mediach
społecznościowych i zlokalizowała Adler. Ona też jest na tej
plaży. O, stoi właśnie tam i wpatruje się w morze.
– Cześć, Ad. – Podeszła do przyjaciółki i uścisnęła ją. –
Jak się dziś czujesz?
Adler otarła łzy.
– Strasznie pokłóciliśmy się z Nickiem w nocy. Chyba
powinniśmy wszystko odwołać. Dziś on jest tak skacowany,
że nie jest w stanie myśleć. Powiedział, że zgodzi się na
wszystko, co ja zdecyduję. Ciągle jest wstrząśnięty faktem, że
August jest jego ojcem.
– Ale ciebie przecież kocha.
– Kochał.
– Przestań. Naprawdę chcesz odwołać ślub?
Iris nie mogła patrzeć, jak przyjaciółka – podobnie zresztą
jak ona – cierpi z powodu miłości do mężczyzny.
– Nie mogę. Dziś przyjeżdżają wszyscy goście – wyjąkała
Adler.
Iris doskonale rozumiała sytuację. Ślub ma być
transmitowany przez telewizję, jego brak wywoła
niewyobrażalną lawinę plotek i burzę w mediach.
– Ale skoro nie jesteś pewna Nicka… – odezwała się
mimo to Iris – może lepiej wszystko odłożyć. W końcu masz
z nim spędzić resztę życia. To jak? Odwołasz?
– Muszę jeszcze raz z nim pogadać.
– Chcesz, żebym przy tym była?
– Nie. Muszę to załatwić sama.
Iris wróciła do hotelu. Przysiadła na ławeczce, by założyć
buty, i spojrzała na wyświetlacz. Dwa nieodebrane połączenia.
Od Quinn i od Zaca.
Na rozmowę z Zakiem nie była gotowa. Zadzwoniła do
Quinn, która poprosiła, by Iris nie ruszała się z miejsca, to
zlokalizuje ją przez apkę.
– Co się dzieje? – spytała Iris, gdy przyjaciółka po chwili
stanęła przy niej. – Media już węszą w sprawie Nicka?
– Tak, ale jest jeszcze druga sprawa i ona dotyczy ciebie.
Zac w hotelowym lobby wygadał się, że go wynajęłaś.
Podsłuchała to zgraja reporterów i teraz każdy z nich drąży
temat. W dodatku jest nagranie, nie sposób zaprzeczyć.
– I co ja teraz zrobię? – rozpaczała Iris. – Właśnie
wypuszczam nową linię produktów. Wszystko na nic. Co
z moimi umowami, ze współpracownikami?
Nagle zamilkła. A może Zac zrobił to specjalnie? Chciał
przypieczętować w ten sposób fakt, że między nimi wszystko
skończone?
Była przerażona, wściekła i przybita. Założyła ciemne
okulary, by ukryć napływające do oczu łzy. Nie, nie da mu tej
satysfakcji, niech nie widzi, jak bardzo ją zranił.
Wysłała esemesy do członków swojej ekipy, zwołując
zebranie. Postanowiła nie oddać biznesu walkowerem.
– Nie przejmuj się, to idiota – Quinn starała się ją
pocieszyć.
– Wiem, ale ze mnie jeszcze większa idiotka. Ja go
kocham.
– Zauważyłam. Jemu też na tobie zależy.
– To bez znaczenia. – Iris pokręciła głową. – Po czymś
takim i tak nie możemy być razem.
Aż do przedślubnego lunchu Zac nie miał okazji
porozmawiać z Iris, bo cały czas go ignorowała. Nie mógł
mieć jej tego za złe. Przysłała do niego swojego asystenta
i stylistę Stephana, który powiadomił, że Zac do końca
weekendu nie będzie brał udziału w żadnych zdjęciach ani
nagraniach.
Po tej rozmowie Zac poczuł się jeszcze gorzej. A gdy
dotarł do domu babci, zastał całą rodzinę w ogromnym
napięciu. Nawet Mari, która zazwyczaj potrafiła rozluźnić
atmosferę, była zdenerwowana.
– Kocham cię, starszy bracie. – Uścisnęła go na
powitanie. – Chociaż czasami zachowujesz się jak ostatni
tępak.
– Nie jestem przyzwyczajony, że ktokolwiek przywiązuje
wagę do moich słów – odparł.
– Ona przywiązuje – zapewniła go Mari. – I ty o tym
wiedziałeś. Iris bardzo poważnie traktuje swoją markę i swoją
reputację.
– A ja ją niechcący zepsułem.
– Jak zamierzasz to naprawić? – spytała siostra.
Nie miał pojęcia. Wiedział tylko, że musi przekonać Iris,
jak bardzo mu na niej zależy. Wykonać jakiś spektakularny
gest. A rodzina z pewnością mu w tym pomoże. W końcu jego
problemy z Iris odwrócą uwagę opinii publicznej od ich
własnych kłopotów.
Żeby ją odzyskać, będzie się musiał przed nią do końca
otworzyć, to na pewno. Miał pewien pomysł…
Przedślubne przyjęcie miało się odbyć w sali balowej
domu jego babci. Kilka ośmioosobowych stołów i duży
parkiet. Muzyka na żywo, przewidziano także występ
Toby’ego Osborna. Goście już przybywali.
– Życz mi szczęścia, mała – szepnął Zac do siostry, po
czym oddalił się w poszukiwaniu ojca Adler.
W końcu kto lepiej niż Toby wie, jak się zachować
w obliczu skandalu?
– Potrzebuję twojej pomocy – oświadczył Osbornowi, gdy
go znalazł. – Totalnie spieprzyłem, jeśli chodzi o Iris.
– Doprawdy? Po wczorajszym wieczorze raczej
spodziewałbym się, że się jej oświadczysz – zdziwił się Toby.
– No niestety. Ale mogę cię poprosić, żebyś pozwolił mi
zaśpiewać pewną starą piosenkę? Ona wiele znaczy dla nas
obojga.
Wymienił tytuł, a Toby się zgodził.
– Ale wiesz, że jeśli to nie zadziała, będziesz się musiał
przed nią czołgać? – ostrzegł Zaca, notując coś na kartce.
Zac był na to gotów. Zrobi wszystko, bo czuł, że Iris jest tą
kobietą, co do której chciałby, żeby zawsze na niego czekała
w porcie. W ich domu.
I miał nadzieję, że po tym występie Iris zrozumie, że jest
mu przeznaczona.
Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowała, było oglądanie
na scenie w garniturze i krawacie człowieka, który złamał jej
serce. Wstała i chciała wyjść, ale Mari położyła jej rękę na
ramieniu.
– Daj mu szansę.
– Dzięki, że wpuściliście mnie na estradę – zaczął Zac. –
Pewnie wielu z was już wie, że Iris i ja zawarliśmy rodzaj
umowy i macie na ten temat własne zdanie. Ale to wszystko
nieprawda. Przepraszam cię, Iris, że mówię trochę nieskładnie,
ale rzadko udzielam się publicznie. Poprosiłaś mnie
o przysługę, ja się zgodziłem, a potem zawiodłem. Może ten
występ spowoduje, że łatwiej będzie ci mi wybaczyć.
Piosenkę sobie oczywiście pożyczyłem, a o podrasowanie
słów poprosiłem Toby’ego Osborna.
Zespół zaczął przygrywkę, a Iris od razu przypomniało się,
jak tańczyli do tej melodii i jak Zac podśpiewywał sobie pod
nosem. To chyba właśnie wtedy zaczęła się w nim
zakochiwać.
Zac śpiewał, fałszując jak to on. Dopiero refren odbiegał
od oryginału. Piosenkę zakończyły słowa: nie zabierajcie mi
twarzy mojego anioła.
Serce podeszło Iris do gardła. Miała ciężki dzień, była
zmęczona, ale cały czas za nim tęskniła.
Jej menedżer namówił ją, by nagrała na YouTubie szczere
wyznanie. Odzew był niesamowity, ludzie pisali
w komentarzach o własnych błędach popełnianych w trakcie
poszukiwania miłości. Wywiązała się interesująca dyskusja.
Jedna z marek zerwała z nią współpracę, ale Iris zrozumiała,
że oni po prostu potrzebowali ideału, a nie człowieka.
Wstała i podeszła do Zaca. Zespół zaczął grać inną
melodię, a oni odeszli w kąt sali. Zac tłumaczył jej, jak z jego
punktu widzenia dziś rano wyglądała sytuacja. Opowiedział,
jak schodził do niej po balkonach i jak w jakimś momencie
zorientował się, że jest żałosny i że ona zasługuje na kogoś
lepszego.
Iris zaprotestowała.
– Wiem, mogłam dawać ci sygnały, że powinieneś bardziej
wpasować się w moje wyobrażenia, w moją wizję życia. Ale
teraz już wiem: nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.
– Ja też. Bardzo cię kocham, ale chyba oboje potrzebujemy
czasu, żeby w to uwierzyć. Głupio mi, że zdradziłem nasz
sekret. Nie chciałem tego, po prostu fikcja i pozór to nie są
obszary, w których umiem się poruszać. Dopiero jak
wyznałem wszystko Loganowi, zrozumiałem, że ty jesteś moją
ukochaną anielska twarzyczką, że dzięki tobie nie zbaczam
z kursu.
– Ja też. Kocham cię, Zac. Za to, że żyjesz tak, jak ja nigdy
dotąd nie miałam odwagi żyć. Akceptowałeś mnie od
początku, nie musiałam przed tobą udawać, że jestem
doskonała.
Wziął ją w ramiona, pocałował, a cała sala zaczęła bić
brawo.
Chwilę później powstało pewne zamieszanie i Iris
zobaczyła, jak Adler odsuwa się od Nicka i rzuca mu pod
stopy pierścionek zaręczynowy.
– Nie mogę tego zrobić – mówi i wybiega
z pomieszczenia.
SPIS TREŚCI: