Kazimierz Mirecki Narodowa Organizacja Wojskowa w COP ie(1)

background image

K a z i m i e r z M i r e c k i

fadeuss "Żmuda"

N A R O D O W A

O R G A N I Z A C J A W O J S K O W A

W Centralnym Okręgu Przemysł »v/ym

WOJNA I KONSPIRACJA

/Wspomnienia/

background image

Słowo wstępne

Konspiracja i życie państwa podziemnego doczekały się obfitej

literatury pamiętnikarskiej. Nie można tego jednak powiedzieć o
ludziach Obozu Narodowego, działających w konspiracji. Jakby
zmowa milczenia ukrywa ich okupacyjny dorobek, które giną gdzieś
w otchłani okupacyjnych lat. Bywa, że słabe liczebnie
organizacje i takie, które dopiero po dwóch czy nawet trzech
latach okupacji rozpoczęły swoją działalność - dzisiaj piszą dużo
o sobie, chwalą się swoimi zasługami, powiększając słusznie swój
dorobek, Dlatego też pojawienie się każdych wspomnień narodowców
uznać należy za ważne nie tylko dla historii lat okupacji, ale w
dużym stopniu dla nas młodych uważających siebie za ich
spadkobierców wyznających tę samą co i oni ideę narodową.

Myślę, że wspomnienia wojenne Kazimierza Mireckiego zajmą

swoje miejsce w historii działań Obozu Narodowego w jednym z
ważnych regionów naszego Kraju, w widłach Sanu i Wisły położo-
nego. Jak widać autor już w pierwszych tygodniach wojny przy-
stąpił energicznie do tworzenia konspiracyjnej organizacji na
razie bez nazwy, ale w duchu narodowym. Zaczynał oddolnie od
miejsca zamieszkania w Racławicach koło Niska nad Sanem tworząc
struktury organizacji wojskowej i politycznej rozszerzając stop-
niowo na inne powiaty, tj. Tarnobrzeg, Jarosław, Przemyśl, Lu-
baczów, Przeworsk itd. coraz to dalej do szczebla okręgu prze-
rastającego obszar województwa z przyjętą nazwą: Narodowa Or-
ganizacja Wojskowa Centralnego Okręgu Przemysłowego "COP".

Tereny te autor przemierzył setkami kilometrów koleją, fur-

mankami, rowerem i pieszo. Czytając wspomnienia z tamtych lat,
trudno odpędzić od siebie refleksję wynikłą z kontekstu dwóch
czasów: czasów akcji rozgrywania się dramatu i czasu w którym
czyta się te wspomnienia.

Trudno oprzeć się uczuciu podziwu,i zdumienia jak twardy był

wtedy człowiek, jak żywy był w nim instynkt samozachowaw-

background image

II

czy, nie tylko w sprawach osobistych, jak powszechny był wów-
czas entuzjazm i gorący patriotyzm.

Jakim wdzięcznym tworzywem musiał być miejscowy lud stano-

wiący podstawę tej niezwykłej konspiracji, A przecież opisywane
we wspomnieniach okolice nie należały do terenów najlepiej
opanowanych przed wojną przez Ruch Narodowy, Budowano więc tu
organizację na gruncie odpowiednio nieużyżnionym, a siew przy-
niósł obfity plon.

Autor w swoich wspomnieniach wymienia liczne miejscowości i

liczne nazwiska - raczej reprezentacyjnie spośród żołnierzy na-
rodowego podziemia okręgu NÓW w COP-ie.

Być może, gdy słowa jego dotrą do towarzyszy walki w dorze-

czu Sanu - a można przypuszczać, że jeszcze gdzieś niektórzy z
nich żyją - ośmieli to innych uczestników tych wydarzeń do na-
pisania swoich wspomnień. Gdyby do tego doszło zyskalibyśmy coś
w rodzaju księgi pamiątkowej okręgu NÓW w COP-ie.

Jan Dziedzic

background image

III

Od autora

-

Jest to pierwsza część moich pamiętników z okresu II wojny

światowej i konspiracji. Dalsza część jest w trakcie pisania.

Do moich wspomnień dodaję fragment pamiętnika Leona

Mireckiego, wspomnienie ffalerii Mireckiej o Marii z Kozów
Pyzińskiej i Walentym Kozie oraz szkic prof. Jerzego
Węgrowskiego o Adamie Mireckim.

Wymienione szkice dołączam z wagi na to że są ściśle zwią-

zane z treścią moich wspomnień.

K. Mirecki

background image

Rozdział I

f WIDŁACH SAM I WISŁI

Narodowa Organizacja.Wojskowa w skrócie N.O.W. - niewątpliwie

zasługuje na to, aby omówić jej działalność konspiracyjną w latach

okupacji niemieckiej w Polsce. Należała przecież do największych

organizacji typu wojskowego - a zasięgiem wpływów i gęstą siecią

organizacyjną pofccywała teren całego kraju. Z tej racji chciałbym

ogromny wysiłek narodu przeżywającego trudne, bohaterskie

pięciolecie, obserwowany z terenu na którym było mi dane działać i

walczyć ocalić od zapomnienia i przynajmniej w wielkim skrócie

omówić ważniejsze wydarzenia dotyczące organizacji wojskowej, które

w latach następnych stała się jednym z głównych trzonów Armii

Krajowej. Po spływie wielu lat* trudno jest ustalić dokładną datę

powstania NÓW, a jeszcze trudniej byłoby ustalić dokładną listę jej

uczestników i bohaterów - jedno jest pewne, że lista taka byłaby

bardzo długa. Obejmowałaby nazwiska nie tylko znanych Ł

doświadczonych działaczy politycznych czy wojskowych Polski

przedwojennej, ale także niezliczone nazwiska zwykłych prostych

ludzi, cichych i nieznanych bohaterów, żołnierzy, starców, kobiet i

dzieci.

Zwykle w czas burzy wojennej miasta w większym stopniu narażone

są na zniszczenie i na dezorganizację życia. Podobnie miała się

sprawa w pamiętnym wrześniu 1939 roku. Ha prowincji życie wcześniej

wracało do normy. Kiedy jeszcze broniła się Warszawa i kiedy

jeszcze nie umilkły ostatnie strzały kampanii wrześniowej, już na

terenie całego kraju wyrastały jak grzyby po deszczu tajne or-

ganizacje wojskowe. Ilość i różnorodność tajnych organizacji w

pierwszej fasie okupacji, była tak liczna, że nawet dobrze zorien-

towanemu trudno byłoby się połapać, kto z kim działa. Obiektywnie

jednak stwierdzić trzeba, że wspólną cechą wszystkich tych orga-

nizacji była zdecydowana wola walki i chęć oporu wobec wszelkich

poczynań okupanta. Z czasem, wiele organizacji, które nie osiągnęły

większego wpływu i oparcia w społeczeństwie z konieczności łączyły

się z innymi organizacjami liczniejszymi, działającymi już

background image

- 2 -

w skali ogólnokrajowej. Zjawisko masowego powstawania licznych
tajnych organizacji było powszechne dla obrazu ówczesnej Polski*
Boże jedynie na terenach wcielonych do Beiehu oraz okupowanych
przez Sosję Sawiecfcą postępowano nieco ostrożniej. W innych okrę-
gach, a już szczególnie w widłach Sanu Ł Wisły, dało się zauważyć
specjalnie duże nasilenie życia konspiracyjnego, o którym
chciałbym więcej powiedzieć. Po obydwu brzegach Tanwi, Sanu i
Wisły rozciągają się okolice bogate w lasy, będące pozostałością
dawnej puszczy Sandomierskiej i Solskiej. Poprzez okolite te

s

w

czasie kampanii wrześniowej przechodziły liczne oddziały Wojska
Polskiego, pozostawiając najczęściej bez opiaki wielkie ilości
broni i amunicji. Traeba pamiętać o tym

s

że Polacy od najdawniej-

szych czasów znani byli z tego, że dla obrory własnych granic, a
więc z konieczności - kochali się w koniu i szabli. Teraz w
sytuacji jaka zaistniała, mieszkańcy tych ziem znaleźli wprost
nieograniczone możliwości zaopatrzenia się w broń. Nią zamierzali
jej oczywiście obróoió na własny użytek, ale chwilowo ukrytą,
chcieli przy nadarzającej się okazji użyć do walki z wrogiem.

Opisywane tereny znałem nieźle. Tam się urodziłem, chodziłem

do szkfifły podstawowej a potem średniej, Tam też przed wojną byłem
działaczem społecznym i politycznym w zasięgu powiatów Nisko i
Stalowa Wola. Pełniłem wówczas funkcję kierownika organizacyjnego
na te powiaty przy Zarządzie Powiatowym Stronnictwa Narodowego.
Praca moja polegała na licznych wyjazdach w teren, gdzie często
przemawiałem na zebraniach i wiecach. Bało sal to w sumie dużą
znajomość tych okolio i bezpośrednie kontakty z działaczami
wiejskimi powiatu niżańskiego, £ robotnikami i przedstawicielami
inteligencji pracującej ze Stalowej Woli. Toteż nie byłem
zdziwiony, kiedy z zaufaniem zaczęli się do mnie zgłaszać okoli-
czni chłopi, meldując o ukrytej broni. 2, własnej inicjatywy
skrzętnie zbierali, konserwowali i przechowywali tę broń, poz<£-
stając w świętym przekonaniu, że zostanie ona w niedługim czasie
użyta de właściwych celów. Większą trudność stanowiła dla nicią

background image

•- 3 -

broń maszynowa i ciężki sprzęt wojskowy. Na przykład w lasach
Przyszowa koło Niska chłopi zamaskowali 3 ciężkie działa arty-
leryjskie. W wiosce pod tflanowem ukryto kilka samochodów woj-
skowych, a na granicy powiatów Nisko i Biłgoraj w stercie zboża
ukryto samolot. W takich wypadkach konieczna była współpraca
kilku ludzi. W ścisłej tajemnicy, najczęściej nocną porą,
chłopi zabezpieczali co mogło być przydatne do walki zbrojnej,
a gdy się nie dało tego zrobić niszczyli ciężki sprzęt wojsko^
wy, pozostawiając go już niezdatnym do użytku.

W początkowym okresie pracy konspiracyjnej, wszędzie domi-

nowała przede wszystkim troska o zabezpieczenie broni. Hastę-
pnie wyłaniały się inne sprawy, nowe, coraz bardziej skompliko-
wane, które & konieczności oraz w imię ogólnego dobra należało
wyeksponować na pierwszy plan. Takim zagadnieniem stała się
między innymi sprawa naszej młodzieży ze szkół średnich. Mło-
dzież ta, niedoświadczona i łatwo zapalna - na własną rękę pró-
bowała tworzyć tajne organizacje. Przy tym. wręcz nieostrożna,
zbyt śmiało zaczęła sobie poczynać. Na stępienie sportowym w
Uisku uczniowie miejscowego gimnazjum pcd przewodnictwem har-
cerzy - maiymi grupami, /co było tajemnicą poliszynela/ prze-
prowadzili ćwiczenia wojskowe. To samo działo się w Leżajsku, w
Jarosławiu i w wielu innych miastach. Istniały nawet dwie
konkurencyjne grugr konspiracyjne, które tym się między sobą
różniły, że jedni chłopcy w klapach od mundurków nosili szpilki
z czerwonymi, a drudzy z niebieskimi główkami. Był jeszcze inny
rodzaj organizacji /w pierwszych dniach okupacji najbardziej
poszukiwaną przez Gestapo/, członkowie jej mieli się rozpoznawać
za pomocą medalików z Matką Boską Częstochowską, noszonych na
szyi, lub tylko w kieszeni. Te rzeczy dzisiaj, z perspektywy
odległych już lat, wydawać się mogą wręcz naiwne. Wtedy
świadczyły po prostu o tym, jak powszechny był odruch narodu i
pęd do podziemnej organizacji. Tak było na odcinku młodzieżowym,
niestety i starsze społeczeństwo, w wielu wypadkach zachowywało
się równie nieostrożnie.

background image

4 -

Łcdność całej Polski - na własną rękę usiłowała uprawiać sa-

botaże, która nie kierowane mogły spowodować ze strony okupanta
jak najgorsze represje, Tych zaledwie kilka wymienior^eh oraz cały
szereg innych ważnych przyczyn, skłoniły mnie wówczas do podjęcia
decyzji, aby z takim zapałem budzące się życie konspiracyjne ująć
w konkretne formy organizacji wojskowej, w której obowiązywałaby
bezwzględna dyscyplina i ścisła tajemnica, co zapewniłoby
prowadzenie akcji zbrojnej. Do podjęcia tej tak ważnej decyzji,
zachęcały mnie również ogólne nastroje, jakie v» tym czasie pasowały
wśród polskiego społeczeństwa, które chciało przeciwstawić się
wrogowi. Wprawdzie wyczuwało się w większości ogromny żal do
reżimu sanacyjnego, aa brak przygotowania do wojny, a s wyniku
tego - są poniesioną klęskę wrześniową, niemniej jednak po-
wszechnie panowały raczej optymistyczne nastroje, Ludaie nie zała-
mywali się, a może nawet nie doceniali grozy położenia, od począ-
tku mocno wierzyli w ostateczną przegraną Niemiec i chcieli zacząć
coś konkretnego robić, by klęskę okupanta przyspieszyć.

Ha tajnym zebraniu w gronie najbliższych przyjaciół ze Stron-

nictwa Harodowego w Nisku, przedstawiłem zebranym w ogólnym zarysie
plany przyszłej organizacji wojskowej. Zebranie to odbyło się w
pierwszych dniach października 1939 roku, w mieszkaniu Stanisława
Stojakowskiego przy ul.Sandomierskiej w Nisku. W zebraniu
uczestniczyli oprócz mnie i Stojakowskiego, Adam Mirecki, Marian
Trandowski, ks.Gustaw Haoaajski i Surminski. Nasza praca miała się
opierać na znanym powszechnie w konspiracji systemie 1 plus 5
ludzi - a wyżej wymieniona piątka była pierwszą tajną komórką w
powiecie, a tym samym stała się więc automatycznie komórką kie-
rowniczą na dwa po«iatyi Hisko i Stalowa Wola* Jako inicjator tej
organizacji zostałem powołany na jej komendanta, początkowo na te
dwa powiaty. Dla ułatwienia pracy konspiracyjnej powiat podzielono
na poszczególne placówki - tak, jak najmniejszą komórką
organizacyjną była sekcja 1 plus 5 - tak najmniejszą jednostką
terenową była każda wieś. Po dokonaniu podziału terenu przy-

background image

- 5 -

stąpiliśmy do prowadzenia akcji werbunkowej. Dość szybko prze-
konaliśmy się, że nasza działalność nie natrafiała na specjalne
przeszkody wśród społeczeństwa. Raczej należało hamować zapał
ludzi, okazujących zapał do pracy konspiracyjnej. Akcja nasza
zataczała coraz to szereze kręgi. Mieliśmy bowiem o tyle
ułatwioną sytuację, że większość narodu zdawała sobie z tego
sprawę iż w wytworzonych aktualnie warunkach, jedynie Stronni-
ctwo Narodowe potrafi przełamać kryzys braku zaufania, jaki wy-
tworzył się po klęsce wrześniowej. Rola Sanacji jako zorgani-
zowanej siły politycznej przestała się w kraju liczyć. Stron-
nictwo Ludowa ® latach 1939-40 nie przejawiało w ogóle żadnej
działalności, socjalistów poza kilkoma osobami na nassym tere-
nie nie było. NÓW była więc jedyną poważną siłą na tym terenie,
podejmującą walkę z wrogiem, a w szeregi naszej organizacji
garnęli się coraz nowi ludzi, którzy przynależność do NÓW
uważali wręcz za zaszczyt.

W krótkim czasie, bo zaledwie na przestrzeni kilku tygodni

od kampanii wrześniowej, powstał w widłach Sanu i Wisły duży
ruch oporu, który w imię dobrze pojętych interesów narodowych
obejmował wszystkie warstwy społeczeństwa z dużą przewagą
elementu wiejskiego. Najlepszą ilustracją naszej akcji wer-
bunkowej do NÓW były cyfrys już w pierwszym okresie NÓW liczyła
w Stalowej Woli 500 zorganizowanych ludzi, a w powiecie ni-
żańskim 1.500. Pierwszym komendantem NÓW w Stalowej Woli został
Alojzy Holeksa. Z uwagi na specyficzne warunki tego prze-
mysłowego ośrodka należało zmienić w nim nieco formy organiza-
cyjne. Wielką zasługą komendanta Holefcsy było wprowadzenie
pewnego rodzaju novum - tzn. stworzenie trzech oddzielnych grup
ludzi, u góry ściśle ze sobą powiązanych, ale w dołach działa-
jących na trzech różnych płaszczyznach. Pierwszą grupę stanowili
inżynierowie, drugą liczniejszą urzędnicy i technicy i wresacie
najliczniejszą robotnicy.

Komendantem powiatu niżańskiego był fcpt. Mieczysław Maro-

background image

- 6 -

szefc, oficer służby stałej, jako wychowanek miejscowego gimna-
zjum - znał dobrze teren i ludzi i od pierwszych chwil okazywał
duty zapał do pracy, a przy tym posiadał wrodzone zdolności or-
ganizacyjne, najbardziej cenione walory przy tego rodzaju pracy.

background image

. - 7 -

Rozdział II

PRÓB! NAWIĄZANIA SZ2SS2YCE KONTAKTÓW

Zapoczątkowana przez nas praca szerzyła się żywiołowo. Jasne

już było, że ruch narodowy przemienił się w.siłę, tworząc ruch
oporu, który docierał nawet do dalszych zakątków powiatu. Wiele
wsi zostało objęte jego wpływami. Ale w miarę rozwoju praoy or-
ganizacyjnej, zaczęły pojawiać się coraz to nowe problemy, za-
łatwienie niektórych niejednokrotnie przekraczało nasze możliwo-
ści. Trzeba bowiem uzmysłowić sobie atmosferę tamtych dni. Terror
nie tylko nie ustawał, ale z każdym dniem się wzmagał. Już od
początku okupacji obowiązywała godzina policyjna. Za najmniejsze
przekroczenie natury administracyjnej groziła kara śmierci, którą
Niemcy stosowali bardzo często, nawet po małych miasteczkach
przeprowadzali publiczne egzekucje. Ustalano też w każdym mieście
długie listy zakładników. Z handlu zniknę Jy artykuły pierwszej
potrzeby, zaczęła szaleć drożyzn t, głód,zaglądał do miast,
pieniądz z każdym dniem tracił na wartości, a z braku pieniędzy
ludzi z konieczności zaczęli posługiwać się handlem wymiennym, na
którym oczywiście najkorzystniej wychodziła wieś. Przez cały kraj
przechodziła ze wschodu powrotna fala uchodźców. Ludzie zaczynali
z rosnącym niepokojem spoglądać w najbliższą przyszłość.
Nadchodziła zima a nie każdego było stać na to, by się zaopatrzyć
w opał i żywność. Wyłaniał się też kłopotliwy problem nauczania
młodzieży - Niemcy zezwolili jedynie na otwarcie szkół
powszechnych i zaledwie kilka szkół zawodowych.

Niemalże każdy odcinek życia narodu był poważnie zagrożony. W

tej sytuacji otwierało się szerokie pole działania dla dopiero co
powołanej do życia organizacji - szczególnie wobec ludzi
potrzebujących koniecznej pomocy. Przy komendzie powiatu powstały
specjalne komórki, charakterem swym przypominające

background image

- 8 -

różnego rodzaju komitety, która zajmowały się pracą społeczną i
charytatywną. Opiekowano się emerytami i ludźmi starszymi, bar-
dzo wydatnie i sprawnie pomagano uchodźcom - starano się docie-
rać do więzień, dostarczano tam paczki żywnościowe, bieliznę
oraz najbardziej potrzebną rzecz - to znaczy wiadomości. Ale
najważniejszy i głównym zadaniem w tym czasie była opieka nad
rannymi żołnierzami i nad jeńcami - lżej rannych przechowywano
po domach, a zabranym do niewoli żołnierzom czy jeńcom dostar-
czano ubrania cywilne i umożliwiano im ucieczkę. Specjalna ko-
mórka zajmowała się organizowaniem punktów granicznych przez
które przechodzili wojskowi, przedostając się na Zachód do two-
rzącej się Armii Polskiej. Dzięki naszej - w porę podjętej ak-
cji, zostało uratowanych wielu wybitnych ludzi. Między innymi, z
naszej pomocy skorzystał Adam Doboszyński, który najpierw
ukrywał się w Nisku, a potem u dr. Nowińskiego w Trynczy, skąd
już bezpośrednio wyruszył na Węgry.

Na innym odcinku praca nasza zahaczała o dziedzinę' par ex-*'

cellence wojskową - do tych należały sabotaż i wywiad. Ludność
całej Polski już od pierwszej chwili do nowej rzeczywistości
ustosunkowała się mało powiedzieć negatywnie, stosunek ten był
wręcz wrogi. Na własną rękę usiłowano sabotować każde rozpo-
rządzenie władz okupacyjnych i gdzie się tylko dało niszczyć
mienie niemieckie. Narodziła się wtedy idea pracy na zwolnio-
nych obrotach, której symbolem był, tak często malowany na mu-
rach miast polskich - żółw. Z zasady nie udzielano żadnych in-^
formacji, które mogłyby pomagać Niemcom w załatwieniu najdrob-
niejszej nawet sprawy - nawet w takich rzeczach, jak zapytanie o
kierunek drogi, zagadnięty najczęściej wzruszał ramionami na
znak, że nie rozumie po niemiecku, lub celowo wskazywał fałszywy
kierunek. Był to tzw. sabotaż mały, który nie tyle wyrządzał
szkody materialne, ile utrudniał okupantowi codzienne życie.
Obok tego istniał sabotaż zorganizowany i kierowany, len już
godził bezpośrednio w najbardziej żywotne interesy najeźdźcy.

background image

- 9 -

Terenem i bodajże najlepszym przykładem akcji sabotażom jj

były Zakłady Zbrojeniowe w Stalowej Woli. Miasto to zbudowane w

1936 roku pomyślane było jako przyszłe centrum Przemysłu

Zbrojeniowego w Centralnym Okręgu Przemysłowym /C.O.P,/.

Kiedy Niemcy zajmowali te tereny, nie tylko utrzymali Za-

kłady Zbrojeniowe w Stalowej Woli, ale za wszelką cenę starali

się je rozbudować, a robotników fachowców usiłowali drobnymi

przywilejami /jak trochę lepsze przydziały żywnościowe/ zatrzy-

mać za wszelką cenę« Działająca już od pewnego czasu nasza or-

ganizacja w uruchomionej przez okupanta fabryce, zapuszczała

macki swej sieci organizacyjnej do każdego warsztatu pracy, do

każdego biurka urzędniczego. Eilka tysięcy robotników w Stalo-

wej Woli miało za zadanie - każdego dnia, przez szereg tygodni

- wynosić gwoździe, śrubki, różnego rodzaju części metalowe,

zadanie majstrów i mechaników polegało na psuciu obrabiarek,

tokarek i innych warsztatów, a grupa inżynierów niejednokrotnie

zatrzymywała wręcz pracę całej hali fabrycznej.

Innego rodzaju sabotaż należy odnotować z terenu powiatu

niżańskiego. Kolega Surmiński, członek Komendy Powiatu przez

szereg lat był nadleśniczym ogromnych rezerwatów leśnych koło

Niska, o łącznej powierzchni około 30 tysięcy hektarów

-właścicielem tych rozległych terenów był Niemiec Frankę. W

pierwszej połowią października 1939 roku właściciel w towarzy-

stwie wyższych oficerów Wehrmachtu odwiedził nadleśnictwo na

Warchołach koło Klaka i polecił Surmińskiemu ścinkę drzewa

budulcowego, z natychmiastową dostawą na miejsce budowy znisz-

czonego mostu na Wisła w Hadbrzeziu koło Sandomierza. Ukoń-

czenie mostu zaplanowano na luty 194O roku. Nasz kolega jako

fachowiec zorientował się w porę, jak wielkie powstałyby szkody

w drzewostanie, gdyby obciął rozkaz wykonać, a jako patriota

nie chciał do tego dopuścić, aby materiałem pochodzącym z lasów

polskich i rękami polskich robotników wydę-tya, Niemcy budowali

swój potencjał wojenny, oni, którzy tak

background image

- 10 -.

bezlitośnie gnębili nasz kraj. Od samego początku, coraz to pod

innym pretekstem starał się ominąć powyższe zarządzenie.
Pamiętam na odprawie Komendy Powiatu NÓW chyba już w maju 1940
roku, nie bez pewnej dumy oświadczył, że do tej pory nie ściął
ani jednego drzewa. Sprawa opisanego sabotażu była bardzo gło-
śna. Na szczęście konsekwencje za niewykonanie w terminie roz-
kazu ponieśli oficerowie Wehrmachtu.

Inną dziedziną ściśle wojskową, którą zajmowała się nasza

organizacja był wywiad. Zbieraliśmy materiały o ruchach wojsk
niemieckich, orientowaliśmy się trochę w nastrojach i morale
armii hitlerowskiej. Rozmowy z żołnierzami a szcaególnie z Aus-
triakami uzupełniały nasze wiadomości. Gromadziliśmy i skrupu-
latnie segregowali materiały dla wywiadu, ale materiałów tych
chwilowo nie było jeszcze komu przekazać.

Płynęły dni, a okupant rozpoczął swą działalność i rządy od

nieznanej dotąd brutalności, sądząc, że terrorem załamie naród
polski. Tymczasem stało się inaczej, właśnie takim postę-
powaniem sami Niemcy wpędzali Polaków do konspiracji, gdzie na
siłę okupanta, w granicach swych możliwości, odpowiadali wzma-
ganiem ruchu oporu.

Innym przykrym zjawiskiem pierwszego okresu okupacji była

sprawa mniejszości narodowych. Niemcy zamieszkali w Polsce,
rzecz prosta od razu poszli na współpracę z okupantem. To samo
uczynili Ukraińcy, od pierwszej chwili zdecydowanie kolaborując
z Niemcami? zaciągali się ochotniczo do różnych formacji poli-
cyjnych i wojskowych, wraz z hitlerowcami gnębili Polaków i
Żydów. Utarło się nawet przekonanie, że z rąk gestapowca można
się było łatwiej wyłgać, niż z rąk Ukraińca. Powstała też nowa
narodowość "Yolksdeutche" - tych na szczęście nie było u nas
wielu. Lekceważeni i pogardzani przez samych Niemców, izolowani
od Polaków, byli niewielką grupą i dlatego nie dużo mogli
zaszkodzić. Jeżeli chodzi o Polaków, już od pierwszych dni
okupacji jasne było że hitlerowcy pogwałcą wszelkie prawa i w

background image

- 11 -

sposób najbardziej bezwzględny znęcać się będą nad podbitym
narodem, natomiast gdy chodzi o Żydów okazało się, że Hiemey z
góry przeznaczyli ich aa całkowitą zagładę. Najpierw nakazano
Żydom nałożyć opaski z gwiazdą Dawida, nie wolno było chodzić
Żydom pojedynczo, nie wolno było opuszczać miejsca swego
zamieszkania. Próby ominięcia tych drakońskich przepisów, wielu
Żydów przypłaciło życiem. Pędzono Żydów do najcięższej pracy,
oczywiście bez żadnego wynagrodzenia - kopani i bici musieli
okazywać zadowolenie i entuzjazm z powodu pracy na rzecz
Wielkiej Rzeszy. W drodze do pracy pod silną eskortą SS-manów
śpiewali?

Marszałek śmigły Rydz

nie nauczył nas nic,
A. nasz Hitler ałoty
nauczył nas roboty.

Za obietnicę względnej swobody, Gestapo od gmin żydowskich żą-
dało wysokiego okupu, rzecz oczywista, że liemcy nigdy nie ho-
norowali umów tego rodzaju. W tym czasie <?:>tarła do nas, drogą
przez Tarnobrzeg, wprost niewiarygodna w swej grozie wieść, że
Niemcy spędzili w Mielcu Żydów do bożnicy i wszystkich tam
żywcem spalili. Teras już z każdym .dniem, przychodziły coraz
gorsze czasy dla Żydów. W miesiącu październiku 1939 r. Niemcy
konfiskowali bez wyjątku wszystkim Żydom mienie ich całego ży-
cia, czasem gromadzone w ciągu kilku generacji. Ze wszystkich
wsi i miast Małopolski środkowej wysiedlili ich za San, na pra-
wy brzeg rzeki. Był to wstrząsający widok. Żydzi byli pędzeni
pieszo z tobołami, kobiety i dzieci, starcy i kaleki. Wszystko
to odbywało się sprawnie i po niemiecku dokładnie, * nieuza-
sadnionym pośpiechu, byle prędzej za San. Dopiero za parę dni
przyszło wyjaśnienie akcji przesiedleńczej Żydów - którego wów-
czas nie rozumieliśmy.

W pewnym momencie historii tamtych dni, ziemie naszego po-

wiatu znalazły się jednocześnie pod dwiema różnymi okupacjami -

background image

- 12 -

niemiecką i sowiecką. Na pranym brzegu Sanu kręciło się NKWD, a
po drugiej stronie rzeki straż graniczną pełniła niemiecka
Grenzschutzpolizei. Okazało się, że Niemcy stosując nieludzkie
metody, chcieli szybko przerzucić jak największą ilość Żydów
właśnie na tereny między Sanem a Bugiem. Żydzi najchętniej trzy-
mali się linii Sanu, s nadziei, ze mo e wrócą do opuszczonych
siedzib. Mała miasteczko Ułanów n/Sanem aaaiieniło się w gwarne
środowisko żydowskie i stało się głównym centrum życia wysie-
dlonych Żydów. Za wszelką cenę chciałem przedostać się za San,
aby porozumieć się z wyznaczorsrmi na placówkach ludami i ustalić
kontakty i metody naszej współpracy, w wypadku gdyby podział
powiatu na obecnej linii demarkacyjnej - utrzymywał się przez
dłuższy czas. Mieszkając w Racławicach, we wsi położonej nad
Sanem przeprawiłem się w nocy przez zieloną granicę, a właściwie
przez San do wsi Zarzecze. Komendantem naszej placówki w
Zarzeczu i sąsiednich wioskach był oficer rezerwy mgr Antoni
Szoja. Z Zarzecza udaliśmy się razem do Ulanowa dla nawiązania
kontaktów z moim zastępcą w Komendzie Powiatu, z księdzem Gu-
stawem Hachajskim. Ks. Naohajski - wybitny i znany polityk, w
latach 20-ych był działaczem Stronnictwa Ludowego, ale kiedy pod
nieobecność Witosa w Kraju, zaczęli wybijać się ludzie typu
Wycecha, Niecki itp., a cały ruch zaczął wyraźnie oscylować na
lewo, wówozas ks. Machajski przeszedł do Obozu Narodowego.
Maszerując z Antkiem Szoją do Ulanowa, natrafiliśmy już na pier-
wszą przeszkodę przy rzece Tanwi - obok żołnierzy sowieckich,
pełniących straż na moście kręciło się dwóch Żydów z czerwonymi
opaskami. Jeden z nich Gerschon Uahler, nasz sąsiad z Racławic,
nie chciał nas bez przepustki puścić przez most /notabene
przepustkę taką mogliśmy otrzymać jedynie w Ulanowie od
sformowanego ad hoc Komitetu Obywatelskiego/. Niezrażeni pier-
wszym niepowodzeniem przeczekaliśmy w Wólce Tanewskiej do zmiany
warty - i rzeczywiście po zmianie warty nieznajomi Żydzi już nie
utrudniali nam przejścia. Jednak ks. Hachajakiego nie zaś-

background image

- 13 -

taliśmy i nikt nam nie umiał powiedzieć w Ulancwie, co się wła-
ściwie z nim stało. W miasteczku wśród naszych znajomych wy-
czuwało się jakby jakieś podniecenie, które niewątpliwie wy-
nikało z powodu panujących tu od kilku dni stosunków, jak rów-
nież z powodu zapowiedzianego z wielkim hałasem mityngu, orga-
nizowanego przez Żydów za zezwoleniem i pod protektoratem NKW3»
Na mityngu znalazła się również pewna grupa Polaków, wy-
stępująca tu w charakterze obserwatorów. Wielkie było nasze
zdziwienie - spodziewaliśmy sif bowiem, że Żydzi witający bol-
szewików kwiatami i wyraźnie przez nich forowani, upomną eię
nie tylko o swoja, ale Ł nasza krzywdy - doznawane na równi od
zbirów hitlerowskich, tymczasem na wiecu tym nie padło ani
jedno słowo oskarżenia pod adresem Niemców, przeciwnie wyglą-
dało na to, że cały ten niesławny wiec był zwołany po to, by na
cenzurowanym postawie Polskę i jej naród. Młody adwokat, Żyd z
Rozwadowa wykrzykiwałt "Polska była nam zawsze drutem
kolczastym". Przygnębienie wśród społeczeństwa polskiego wywo-
łane tym mityngiem nie trwało długo, już na drugi dzień po
wiecu nastąpiło jakby pewnego rodzaju odprężenie. Z zachowania
się Niemców i Rosjan, a szczególnie z zachowania się Żydów
nasusały się nam różnego rodzaju przypuszczenia, a nawet
wyczuwało się, że stan jaki zaistniał na linii Sanu dla nie-
znanych nam jeszcze powodów długo sif nie utrzyma.

Cały szereg zdarzeń coraz bardziej potwierdzał stan tym-

czasowości. Wiele rodzin żydowskich zaczęło opuszczać miaste-

czko, inni żydzi pospiesznie sporządzali listy rzekomych wrogów

ludu

s

na której w pierwszym rzędzie znaleźli się księża,

poważniejsi mieszczanie, nauczycielstwo i wreszcie urzędnicy

miejscowego Sądu Grodzkiego, Utyjaśniła się tajemnica, dlaczego

zniknął z Ulaaowa ks. Kachajski i inni jego zwolennicy. Okazało

sif, że Poiacy, wchodzący w skład Komitetu Obywatelskiego byli

więcej Polakami niż komunistami i uprzedzili swych współbraci o

mających nastąpić aresztowaniach* Nie dało się

background image

- 14 - .

jednak ocalić z nasze;) rodzirer narodowej Boryczków z Rudnika.
Spokojni i pracowici, znani byli na terenie Rudnika i najbliż-
szej okolicy.jako gorący patrioci i uczciwi ludzie, którzy
ofiarną pracą zbiorową całego życia doszli do pewnych wpływów
oraz majątku i kupili tuż za Sanom koło Krzeszowa mały mająte-
czek ziemski. W czasie kataklizmu wojny jaki nawiedził nasz Sraj
w 1939 r. wydawało się rodzinie Boryczków, że bezpieczniej
będzie przeczekać burzę wojenną na wsi za Sanem, zamiast w sa-
mym Rudniku. I tam właśnie w Krzeszowie nie uniknęli swego losu,
zagarnęła ich bowiem groźna fala, za namową miejscowych Żydów
całą rodzinę w liczbie 9 osób wymordowano. Bojówką dowodził szef
tzw. milicji ludowej w Bielinach Jan Chmiełowski.

Bolszewicy po kilku dniach panowania za Sanem wycofali.się za

Bug, a tereny między Sanem i Bugiem przez długie miesiące nie
należały do nikogo. Zapewne były przedmiotem długotrwałych
przetargów między "sojusznikami**, aż wreszcie zostały objęte z
powrotem przez Niemców. Dopiero po opuszczeniu przez bolszewi-
ków naszego powiatu sprawiono pomordowanej rodzinie Boryczków
manifestacyjny pogrzeb. Widok 9-ciu trumien robił niesamowite
wrażenie Ł na długo pozostał w naszej pamięci. Po krótkim, ale
jakże brzemiennym w wypadki pobycie w Ulanowie wracałem z Ant-
kiem Szoją omawiając wydarzenia i wypadki ostatnich kilku dni.
Pamiętam dobrze sylwetkę mego przyjaciela Antka Szoji - wysoki,
trzymał się zawsze prosto, z natury bardzo spokojny, ożywiał
się, kiedy zabierał głos i z zapałem perorował na frapujący go
temat. Tym razem bardziej niż jego wyraz twarzy zapamiętałem
wypowiedziane raczej lapidarnie charakterystyczne słowa - z
głębokim zamyśleniem i smutkiem: "żydzi w tej wojnie z nami nie
poszli". Szoja w trzy lata później zginął przy przewożeniu prasy
podziemnej, I tak już każdego dnia życie przynosiło coraz to nowe
wydarzenia.

Miejscowe kierownictwo nie mogło już podołać wykonywaniu

wszystkich bieżących zadań, coraz bardziej zdawaliśmy sobie spra-

background image

- 15 -

we z tego, że gdzieś u góry powinien powstać jeden ośrodek dy-
spozycyjny, działający w skali ogólnopolskiej, W tym celu po-
stanowiliśmy przy zachowaniu drogi służbowej nawiązać łączność z
naszymi władzami. Najbliższą komórką kierowniczą przed wrześniem
1939 roku był Zarząd Okręgu Stronnictwa Narodowego w Rzeszowie.
W Małopolsce środkowej, w ziemi Rzeszowskiej, później tzw. COP-
ie, w tej domenie ruchu ludowego coraz śmielej poczynał sobie
Obóz Narodowy, występujący w ostatnich latach przed wojną jako
Stronnictwo Narodowe. Wpływy Stronnictwa chociaż powoli, ale
systematycznie wzrastały w całej Rzeszowszczyźnie, szczególnie
gdy szeregi Stronnictwa zaczęli zasilać ludzie młodzi, którzy
wyższe uczelnie ukończyli już w wolnej Polsce, a wśród których
dużo pochodziło ze wsi. Młodym ze Stronnictwa patronował znany i
wytrawny polityk, wielokrotny poseł na sejm Rzeczypospolitej,
najwybitniejszy wówczas w Rzeszowie adwokat dr Józef Łiwo.
Kurierka wysłana do Rzeszowa dla nawiązania kontaktów wróciła z
niczym, A zatem pierwsza nasza próba spojrzenia szerzej poza
granice naszych powiatów, nie dała spodziewanej łączności, a do
znanej nam ogólnej martyrologii narodowej dorzuciła nowe fakty,
które świadczyły o ogromie zniszczeń i poniesionych strat. Dr
Łiwo w mundurze majora W.p. już w pierwszych dniach września
zginął od bomby, zaś kierownik organizacyjny mgr Szczeklik
zaginął bez wieści, mecenas Urzyński wzięty jako zakładnik
został rozstrzelany przez Niemców, inż. Jerzy Macieliński, dr
Tadeusz Kołodyński i inni wraz z tysiącami młodych przedzierali
się przez zielone granice, by przedostać się do Francji, gdzie
tworzyła się Armia Polska.

Drugim sąsiednim, a zarazem najbliższym naszym okręgiem był

Lublin. Do Lublina pojechała jako kurierka Zofia Setlakóa-na z
Niska. Dr Adam Majewski, popularny Maj, prezes Okręgu Lu-
belskiego jeszcze nie wrócił do Lublina, kierownik organiza-
cyjny tegoż okręgu mjr Bardzik wraz z armią przedostał się na
Węgry, młodzi natomiast nie wrócili jeszcze z wojska, albo

background image

- 16 -

rozproszeni po całym Kraju nadal przebywali poza Lublinem. Nie-
arażeni pierwszymi niepowodzeniami, podejmujemy dalsza, nowe
próby nawiązania kontaktów i równocześnie wysyłany kurierów do
Lwowa i do Krakowa. Łatwiej było zrealizować wyprawę do Krakowa,
tym bardziej, że nadarzyła się ku temu okazja. Około połowy
października 1939 roku Senat Akademicki Uniwersytetu Jagielloń-
skiego powziął decyzję o otwarciu roku akademickiego 1939-19'W)»
Trzy nasze, jedne z pierwszych kurierek Maria i Helena Mireckie
- dotąd studentki Uniwersytetu lwowskiego oraz Janina Łechowicz
pojechały zapisać się na trzeci rok studiów. Coraz częściej w
działaniu Polski Podziemnej brały udział kobiety. Przez wszyst-
kie lata okupacji angażowały się w walce na równi z mężczyznami,
a czasem nawet wykonywały bardziej niebezpieczne zadania. Wręcz
niezastąpione były kobiety jako kurierki. W Krakowie pod wskaza-
nym adresem spotkały się z naszym działaczem narodowym, docentem
Uniwersytetu Jagiellońskiego dr. Grodzkim, przed wojną radnym
miasta Krakowa z ramienia Klubu Narodowego. Dr Grodzki związany
tajemnicą niewiele powiedział naszym kurierkom, ale z wielu jego
niedomówień nasze łączniczki zorientowały się, że na terenie
Krakowa organizacja podziemna przechodziła dopiero pierwszą,
niejako wstępną fazę, a w porównaniu z pracą naszych powiatów
była daleko w tyle.

Ó wiele trudniej przedstawiała się sprawa nawiązania łączno-

ści ze Lwowem. Lwów bowiem znalazł się pod panowaniem sowieckim,
a przejście przez granicę na Sanie nie należało do łatwych.
Trzeba pamiętać o tym, że powodzenie i rozwój ruchu oporu w du-
żej mierze należało zawdzięczać patriotycznej i solidarnej pos-
tawie społeczeństwa polskiego. Po obydwu brzegach Sanu spotykało
się wioski, zamieszkałe również przez Ukraińców wręcz wrogo
ustosunkowanych do Polaków i współpracujących z Niemcami, a w
miasteczkach natomiast spotykało się żydów, którzy dla odmiany
poszli na współpracę z Sowietami. Niemniej ludzie sobie jakoś
radzili i ohociaż z narażeniem życia, przechodzili granicę tam

background image

- 17 -

i z powrotem. S mlajjsca powstawały grupy przemytników, na _tó-

zyeh natrafiało się w strefie przygranicznej. Do najbardziej

chodliwych towarów należały zapalniczki, kamyki do zapalniczek,

cukier, sacharyna, zegarki, skóra it<ł. Obok przemytników uwi-

jały się taż gruRp przewodników, którzy zupełnie bezinteresow-

nie, z pobudek czysto ideoisych zajmowali się przeprowadzaniem

przez granicę zarówno wojskowych, jak i ludności cywilnej. Jed-

nak stosunki na granicy zaostrzały się z każdym dniem, tak, że

w końcu udawało się"przechodzić granicę jedynie co śmielszym

s

B

dodatku w pojedynkę.

Do najodważniejszych przewodników na odcinku granicznym od

Przemyśla aż po Sieniawę należał długoletni członek Stronnic-

twa Narodowego Walenty Portas oraz młodziutki Mieczysław Gli-

niak obj z Wiązownicy spod Jarosławia. Koledzy Portas i Gliniak

przedostali się z naszego ramienia do Lwowa i tam udało im się

nawiązać kontakt z jednym naszym wybitnym działaczem narodowym

na terenie Lwowa mgr. Mieczysławem Weisem. Kolega Weis ucieszył

się wiadomościami, jak się wyraził zza "kordonu" i oświadczył,

że i oni już tkwią w organizacji i że w tej chwili są w trakcie

nawiązywania kontaktów również z członkiem Stronnictwa

Narodowego generałem Marianem Żegotą-Januszajtisem. Generał

Januszajtis upatrzony był na komendanta tajnej organizacji woj-

skowej na cały teren. Niestety po kilku dniach koi.Weis na umó-

wione spotkanie nie przyszedł, jak się później okazało aresz-

towany przez NKWD i po tzw. rozprawie sądowej, na której za-

chował się z wielką godnością i bohatersko, został skazany na

śmierć i rozstrzelamy wraz ze swoim bratem. Po generale Janu-

szajtisie wszelki słuch zaginął. Nasi kurierzy, jeszcze kilka

razy przedostali się do Lwowa, dopiero w styczniu 19*1 roku

najprawdopodobniej aadsauncjowani, zostali przez NKWD aresz-

towani. Gliniakowi udało się zbiec z konwoju w drodze do.wię-

zienia, Pcrtasa bolszewicy rozstrzelali. Długo i z wielką bra-

wurą przechodzili granicę, obaj służyli wielkiej sprawie, za

którą jeden z nich oddał swe młode życie.

background image

- 1 8 -

I znowu, czwarta z rzędu, nieudana próba nawiązania łączno-

ści z jakimkolwiek ośrodkiem Stronnictwa Harodowego. Byliśmy

osadzeni już dość mocno w terenie, ale równocześnie otoczeni

morzem żołdactwa niemieckiego, odcięci od świata, zdani wyłącz-

nie na własne siły. W tej sytuacji coraz częściej zadawałem so-

bie jgrtanie co dalej robić? Nie chcąc opierać tak poważnej i

odpowiedzialnej akcji na zaimprowizowanych odruchach, ostate-

cznie postanowiłem osobiście wybrać się do Warszawy. Czasy cią-

gle były niespokojne, wszystko płynne, a same warunki podróżo-

wania jak najgorsze* Najbliżsi współpracownicy odradzali mi tę

wyprawę w nieznane - wiedzieli bowiem, że wszystkie nici naszej

już dość zaawansowanej sieci organizacyjnej spoczywały w moich

rękach. Znałem nieźle teren i ludzi, orientowałem się gdzie

znajdowały się najsilniejsze i równocześnie najsłabsze punkty

naszej pracy organizacyjnej. Jednak innego wyjścia nie było,

przytem znałem dosyć dobrze Warszawę. Przegotowania do podróży

należało zacząć od zaopatrzenia się w przepustkę, wydawaną

zazwyczaj przez władze administracyjne lub samorządowe,

pozostające jednak pod ścisłą kontrolą okupanta. Przepustki ta-

kie można było uzyskać jedynie dla konkretnego celu, co miało

tę dobrą stronę, że nie tylko zastępowały one legitymację, ale

upoważniały do bezpłatnych przejazdów kolejami. Komisarycznym

burmistrzem Niska Został Niemiec Reinberger, który znał całą

moją rodzinę i wiedział, że mój starszy brat Leon jest adwo-

katem gdzieś pod Warszawą. Bez większych trudności otrzymałem

przepustkę z podkreśleniem, że udaję się na poszukiwanie zagi-

nionego brata. Posiadając w kieszeni w owym czasie najbardziej

ważny glejt bezpiecznie drogą okrężną przez Rzeszów, Tarnów,

Kraków próbowałem dostać się do Warszawy. Dopiero w podróży do-

okoła Generalnej Guberni widziało się ogrom zniszczenia i te

wszystkie okropności, w jakie obfitowała druga wojna światowa.

Snujące się przed oczami coraz to inne obrazy zniszczenia, ut-

kwiły mi w pamięci na zawsze. Bo już w następnych latach oku-

background image

- 19 -

pacji byliśmy przyzwyczajeni do okrucieństw, jakie Niemcy sto-
sowali na co dzień, dlatego może mniej reagowaliśmy na nie. Ale
właśnie pierwsze tygodnie okupacji przeżywaliśay najgorzej.
Nie z okien wagonów, ale z odkrytej platformy, stłoczeni w
pozycji stojącej w czasie jesiennej słoty, oglądaliśmy
popalone wsie i miasta, ciągle jeszcze zawalone drogi uchodź-
cami, zbombardowane tory i mosty kolejowe, a na murach popa-
lonych miast odezwy i czerwone afisze "Anglio to twoje dzie-
ło". Pociąg nasz sunący powoli, w czarnych smugach dymu, ob-
lepiony ludzką masą wyglądał jak pociąg widmo - zatrzymywał
się na każdej stacji, dobierając coraz to nowych pasażerów. Z
Niska przez Rzeszów dotarliśmy do Krakowa, w Krakowie krótki
postój i w dalszą drogę w kierunku na śląsk, w Ząbkowicach
przesiadka. Dopiero na drugi dzień, z większym jeszcze tłumem
ludzkim ruszyliśmy w stronę Warszawy.

W Częstochowie dłuższy postój - postanowiłem skorzystać z

okazji i za wszelką cenę chciałem zobaczyć się z moim przy-
jacielem, znanym w skali ogólnopolskiej wytdtnym działaczem
narodowym Edmundem Glińskim. Gliński pełnii funkcję kierownika
organizacyjnego przy Zarządzie Okręgu Stronnictwa Narodowego w
Częstochowie, uchodził najzupełniej słusznie za jednego z
najlepszych w Polsce działaczy terenowych, o dużym talencie
organizacyjnym. Gliński swój rodowód organizacyjny i polityczny
wywodził z tej samej szkoły politycznej, z której wyszli tej
miary ludzie, jak adwokat Stefan Niebu-dek, członek Zarządu
Głównego Stronnictwa Narodowego inż. Zygmunt Przygodzki, Janek
Barański, Ryszard Szczęsny, Marian Gliński, rodzina
Kozerskich, student Flak, Zygmunt No-wicki, wydawca Gmachowsfci
i bardzo wielu innych wybitnych działaczy i polityków. Nie
sposób nazwiska tych ludzi pominąć milczeniem ich bowiem
pracowite i ofiarne życie pełne zasług w walce i krzewieniu
idei narodowej, najczęściej znaczone męczeńską i bohaterską
śmiercią wypełniało karty

background image

- 20 -

historii drugiej wojny światowej. Mając na uwadze duże wartoś-
ci, jakie w interesujących mnie wówczas sprawach reprezentował
Gliński, ze spotkania z nim wiele sobie obiecywałem, U Glin-
skich zastałem pełen dom konspiratorów, Marian Gliński dopiero
co wrócił z wojny, nie zdążył nawet jeszcze zrzucić oficerskiego
munduru. Hundek Gliński serdecznie ucieszył się moją wizytą,
aprobował wyniki aojej pracy i zamiar nawiązania łączności z
naszymi władzami w Warszawie. On też bowiem organizował już dwa
powiaty i czeka na dalsze instrukcje, Wymieniliśmy między sobą
obszerne poglądy na temat rzeczywistości. Za niezwykle ważną
sprawę uważał Gliński nawiązanie kontaktu z Zarządem Głównym
Stronnictwa Narodowego, przede wszystkim dla oceny sytuacji po-
litycznej i dla dokładnego dokonania przeglądu ludzi ze Stron-
nictwa po stratach wojennych i emigracji za granicę. Dla ułat-
wienia nawiązania łączności radził mi Gliński zacząć poszukiwa-
nia od mieszkania koi. mecenasa Stefana Niebudka, bo jak mnie
Gliński zapewniał, jeżeli nie zastanę Niebudka, to z całą pew-
nością w mieszkaniu jego zastanę koi. Janka Barańskiego.

V Warszawie wprost z dworca kolejowego udałem się na ul.No-

wogrodzką, kamienica wyjątkowo nie była uszkodzona w czasie
działań wojennych, ale drzwi od mieszkania Miebudka były nie-
stety zamknięte. Spod domu, w którym się spodziewałem wreszcie
nawiązać tak bardzo upragnione kontakty, z powrotem kierowałam
swe kroki w kierunku Marszałkowskiej i dalej do Alei Jerozo-
limskich w stronę lokalu Zarządu Głównego Stronnictwa Narodo-
wego pod nr 17. Kamienica uszkodzona, okna bez szyb, drzwi od
lokalu zamknięte. Warszawa pierwszych dni, a nawet tygodni po
kapitulacji ciągle przedstawiała ogromnie ponury obraz. Co pra-
wda nie widziało się już leżących trupów na chodnikach, ani
padłych koni na jezdniach, ale jeszcze ciągle szokowały prze-
chodniów usytuowane przy chodnikach płytkie groby, z wiecznie
płonącymi świecami. Widziało się często zatroskanych ludzi,
zatrzymujących się przez chwilę nad grobami dla krótkiej mód-

background image

- 21 -

litwy za dusze zmarłych, albo dla rozszyfrowania nazwiska z
kartki, leżącej pod kamieniem na grobie, albo dla obydwa tych
powodów. Następnie udałem się na ul.Złotą pod lokal Stronni-
ctwa Narodowego/ Koła Stronnictwa na Śródmieście. Dom trochę
zniszczony i pusty. Wreszcie zacząłem odwiedzać mieszkania
przyjaciół i znajomych, były zazwyczaj uszkodzone, puste, a
mieszkańcy nie wrócili jeszcze z wrześniowej wędrówki. Na uli-
cach Warszawy spotkałem jedynie dr.Załuskę, w tym czasie
przekroczył chyba 80 lat, nie chciałem obciążać jego sumienia
moją niezwykłą i niebezpieczną misją. Cały dzień zszedł mi na
bezskutecznych poszukiwaniach, zbliżał się wieczór, a wraz z
nim jedna z wielu przykrych szykan okresu okupacji w Polsce,
godzina policyjna. Należało się spieszyć. Niemcy często po
godzinie policyjnej strzelali do ludności cywilnej bez
uprzedzenia. Sytuację pogarszał jeszcze fakt, że w zrujnowa-
nej Warszawie niełatwo było o nocleg. Zniszczone hotele, naj-
częściej bez szyb były przeładowane. Dopiero za kawałek przy-
wiezionej ze sobą słoniny, w przewidywaniu że w tym czasie
tłuszcz będzie najpewniejszą walutą, w ciasnym pokoiku por-
tiera przesiedziałem na krześle do rana.

Następny dzień w pogoni za Kimś znajomym miał się ku koń-

cowi i trzeba było myśleć o drodze powrotnej. Po powrocie z
Warszawy przeprowadziłem inspekcję wszystkich naszych placó-
wek i nadal czekałem na możliwość nawiązania łączności z War-
szawą. Mijały już pełne dwa miesiące okupacji. Narodowi pol-
skiemu wojna ta nie przyniosła ujmy, cały naród przejawiał
niewzruszoną wolę dalszej walki, a Niemcy widząc, że nie zła-
mią Polaków i nie rozbiją jedności narodu zaczęli wymyślać
coraz to nowe metody terroru i gwałtu. Prawie każdego dnia
nadchodziły z całego Kraju niepokojące wieści, aż wreszcie
jednego listopadowego dnia lotem błyskawicy obiegła już nie
tylko Polskę, ale całą Europę wiadomość że Niemcy dokonali
nowej zbrodni.

background image

- 22 -

W dniu 6 listopada 1939 r. aresztowali Niemcy profesorów, do-
centów oraz pomocników naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego i
Akademii Górniczej w Krakowie w liczbie około 200 osób. Rektor
Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Lehr-Spławiński już od
dłuższego czasu sondował opinie i zawiadomił władze okupacyjne o
otwarciu normalnych wykładów w dniu 6 listopada. Niemcy jakoby
okazywali zainteresowanie wznowieniem wykładów, a nawet
zawiadomili o możliwości wzięcia udziału w uroczystościach
uczelni. Około godz. 12-ej w południe zjawił się generał Meuller
w asyście uzbrojonych oddziałów SS-manów. Wszyscy obecni zostali
aresztowani i wywiezieni do obozu koncentracyjnego w
Sachenhausen. Wielu profesorów nie przeżyło nieludzkich warunków
obozowych. Wydarzenia krakowskie zaalarmowały cały kraj, zaczęto
się zastanawiać, czy 2ostać w kraju czy uchodzić za granicę, w
strefie granicznej zaroiło się od młodych ludzi. Narastały
problemy przerastające wagą oraz zasięgiem obszar naszego
działania. W trzecim miesiącu okupacji dowiedziałem się, że
właściwie praca organizacyjna na pełnych obrotach odbywała się w
dwóch okręgach, to jest w naszych powiatach tzw. COP-u i w okręgu
częstochowskim. Potrzeba nawiązania kontaktów z organizacją
centralną stawała się coraz pilniejsza. Dlatego postanowiłem
wybrać się ponownie do Warszawy. Tą samą drogą i na tę samą
przepustkę podjąłem drugą wyprawę przez Kraków i Częstochowę. W
Częstochowie zatrzymałem się zaledwie kilka godzin, a od
Glińskiego dowiedziałem się, że w Warszawie mamy już ośrodek
centralny naszej organizacji podziemnej. Jechałem teraz w
przekonaniu, że już w mieszkaniu mec. Niebudka niewątpliwie kogoś
zastanę. Rzeczywiście na Nowogrodzkiej drzwi od mieszkania
Niebudka otworzył mi serdeczny przyj aciel ze Stronnictwa, Janek
Barański.

background image

- 25 -

HIBOSOWO-LUSOWA ORGANIZACJA WOJSSOWA /NIOB/

Nareszcie, prawie po dwumiestęesigrch pracach na własną rękę

udało mi się nawiązać potrzebne kontakty. Kolega Jan Baranek!
ułatwił mi spotkanie z prof.dr. Karolem Stojanowskłm, o którym
już wiedziałem, że był twórcą tajnej) organizacji wojskowej,
Narodowo-Łudowej Organizacji Wojskowej - NLOW. W zburzonej War-
szawie, na w pół zniszczonej i jssacas nie uporządkowanej ka-
mienicy w Alejach Jerozolimskich inny nasz kolega, znany dzia-
łacz młodzieżowy mgr Jarzy Grabowski założył niewielki sklepik
towarów mieszanych. Sklep ten spełniał podwójną rolę, po pier-
wsze chronił jego właściciela przed wywózką. Posiadanie bowiem
własnego, choćby najmniejszego warsztatu pracy w tym okresie było
przez władze okupacyjne jeszcze respektowane. Drugą, o wiele
ważniejszą funkcję, którą sklep ten spełniał było uruchomienie
przy nim punktu łączności organizacyjnej na cały kraj. W
sklepiku za przepierzeniem z dykty urzędował po kilka godzin
dziennie prof. Stojanowski.

Po serdecznym przywitaniu poprosił mnie profesor o informacje

z terenu. Moim relacjom pray słucbiwał się z dużym zaintere-
sowaniem od czasu do czasu rzucał pytania, świadczące o tym, że
znał teren i nie obce mu były stosunki, jakie panowały na wsi w
Małopolsce środkowej, której w danej chwili byłem przedstawi-
cielem. Następnie jako komendant główny NLOW w ogólnych zarysach
zapoznał mnie z celami i założeniami nowo powstałej organizacji.
Trzeba pamiętać, że przyszło nam żyć i działać w trudnych i
niezwykłych okolicznościach. Wojna, która toczyła się na
ziemiach Polski, a którą obecnie przenieśliśmy w podziemie.jest
niczym innym, jak walką z największym naszym wrogiem, walką
prowadzoną o istnienie naszego narodu. Balej, musimy stale pa-
miętać, co by się stało z narodem polskim, gdyby Niemcy wojnę
wygrali. Na nas, na uświadomionej warstwie narodu spoczywał obo-

background image

- 24 -

wiązek prowadzenia bezwzględnej walki - myśmy tę walkę podjęli.
Po krótkiej dyskusji, w której raczej ja zadawałem pytania na-
stąpił uroczysty moment złożenia przeze mnie przysięgi - skła-
dałem ją nie bez pewnego wzruszenia. Następnie omówiliśmy już
sprawy czysto techniczne dotyczące naszej organizacji.

W strukturze organizacyjnej Narodowo-Łudosej Organizacji

Wojskowej przyjęto następującą nomenklaturę! Komenda Główna,
Okręgi i powiaty, a szczegółowe instrukcje określały zasięg i
podział organizacyjno-tsrytorialny. Niespodziewanie dla mnie
prof. Stojanowski zaproponował mi stanowisko komendanta okręgu
NLOW - zaznaczył przy tym

s

że w naszej organizacji przyjęto za-

sadę jednokierunkowej pracy, tzn., że każdy komendant okręgu
NLOW jest równocześnie prezesem Zarządu Okręgu Stronnictwa Na-
rodowego. Toteż zgodnie z ustalonymi przez Komendę Główną NLOW
zasadami wszyscy członkowie NLOW stawali się autornatycznie
członkami Stronnictwa Narodowego. Na mój wniosek został stwo-,
rzony zupełnie nowy okręg, obejmujący chwilowo 6 powiatów, a to:
Nisko, Stalowa Wola, Kolbuszowo i Tarnobrzeg leżące w widłach
Wisły i Sanu oraz dwa sąsiednie powiaty Biłgoraj i Janów
Lubelski. Nazwa Okręgu COP bardziej była nam znana od później-
szej nazwy Okręg Rzeszowski. Powiaty te bowiem leżały na terenie
powstałego aa kilka lat przed wojną Centralnego Okręgu Prze-
mysławskiego. Wprawdzie nasz ruch oporu trzymał się dawnego, tj.
przedwojennego podziału administracyjnego, jednakże projekt
utworzenia okręgu w ramach tych 5-ciu powiatów uzasadniłem na-
stępująco: w czasie kampanii wrześniowej 1939 r. i bezpośrednio
po kampanii przebywałem na tych terenach i byłem świadkiem
wycofującej się w rozsypce naszej armii. Tereny te były bogate w
lasy, wśród których dominowały rozległe rezerwaty leśne dawnych
puszcz Sandomierskiej i Solskiej. W lasach tych żołnierz polski
potrafił utrzymać się względnie najdłużej, a następnie, już w
sytuacji bez wyjścia rzucał broń, ale najczęściej przekazywał tę
broń do przechowania miejscowej ludności. Trzeba pamię-

background image

- 25 -

tac, że od samego początku powstawania konspiracyjne komórki
wojskowe w swych założeniach miały na celu przygotowanie się do
walki zbrojnej z okupantem. Z uwagi więc na duże ilości po-
rzuconej broni, w przechowywaniu której również brałem udział
oraz z uwagi na dogodny teren wydawało mi się, że właśnie w
wypadku akcji zbrojnej tereny te odegrają pierwszorzędną rolę.
Czas pokazał, że przewidywania były słuszne. W latach na-
stępnych lasy naszego Okręgu były terenem zaciętych walk z
Niemcami, prowadzonych prawie każdego dnia przez oddziały par-
tyzanckie spośród których wyróżniał się oddział partyzancki MÓW
Ojca Jana. Umówiłem się z prof. Stojanowskim jeszcze na drugi
dzień, w czasie tego spotkania poznałem niektórych członków
Komendy Głównej, jak również kolegów kierowników poszczególnych
wydziałów.

Do Komendy Głównej NŁOW wchodzili: prof. Stojanowski jako

twórca i kierownik organizacji, następnie członkowie ł mec.Ka-
zimierz Kowalski, prof.dr Ludwik Jaxa-Bykowsfci, Jan Matłacho-
wski, bracia Szymon i ksiądz Michał Poradcuscy, Ryszard Szczę-
sny, Jan Barańsfci, Jan Kornas, Edmund Gliński, Jerzy Grabo-
wski, Wacław Lipski i inni. Przy tej okazji odwiedziłem kilku
kolegów, którzy przydzieleni do różnych founacji wojskowych
zaczęli po klęsce wrześniowej wracać do Warszawy, Jedną noc
spędziłem u kolegi mgr. Tadeusza Kaszubskiego, znanego
działacza z terenu Lublina, którego ojciec był radnym miasta
Warszawy. W mieszkaniu Kaszubskich spotkałem kolegów Wacława
Lipskiego i Zbigniewa Zaremskiego, którzy należeli już do NŁOW.

Drugą z kolei noc spędziłem w mieszkaniu młodego ale już

wybitnego działacza narodowego Ryszarda Szczęsnego. Razem z
Janem Barańskim spaliśmy na podłodze, a na jednym łóżku w nie-
opalanym mieszkaniu spoczywał Szczęsny lecząc rany odniesione w
czasie bohaterskiej obrony Warszawy. Żywy temperament Szczę-
snego oraz duże poczucie humoru stworzy3y miłą i serdeczną
atmosferę koleżeńską. Przegadaliśmy prawie całą noc. Szczęsny

background image

- 26 -

ciekawie,

DO

na swój sposób interpretował wizję najbliższej

przyszłości - w przeciwieństwie do innyoh ówczesnych polityków
przepowiadał długą wojnę, a półżartem dodawał, że najgorzej
będzie przyzwyczaić się do pierwszych 5-ciu lat. Szczęsny, w
naszym ruchu reprezentował typ bojowego działacza. Walkę zbro-
jną uważał jako cel sam w sobie, ale przywiązywał dużą wagę do
zorganizowania na odpowiednio wysokim poziomie wydziału
propagandy. Jeszcze na łóżku szpitalnym, trawiony gorączką ma-
rzył o stworzeniu podziemnego pisma. Wydawany w kilka miesięcy
później tygodnik "Walka" był dziełem jego oraz B. Glińskie-go.
Szatę zewnętrzną i samą nazwę "Walka" również im zawdzięczała.
Ich dziełaa też było uruchomienie tajnej drukarni. W po-
szukiwaniu lokalu, w jego urządzeniu wydatnie i ofiarnie poma-
gała im mecenasowa Władysława Stroynowska.

Około południa do mieszkania Szczęsnego przyszedł Jan Kor-

nas, ostatni prezes Młodzieży Wszechpolskiej we Lwowie. Teraz
już w czwórkę omawialiśmy sprawy naszej organizacji, a zainte-
resowania nasze głównie streszczały się w tym, czy nasi działa-
cze, tworzący naczelne władze naszej nowej organizacji staną na
wysokości zadania i czy spełnią pokładane w nich nadzieje.
Stwierdziliśmy obiektywnie, że byli to znani działacze polity-
czni naszego obozu, którzy w trudnych okresach wykazywali nie
tylko wolę walki, ale w pracy na oo dzień odznaczali się dużą
energią i ruchliwością. Nas młodych fascynowała przede wszyst-
kim osoba kierownika zespołu najwyższej naszej władzy prof. dr.
Stojanowskiego. W naszej opinii Stojanowski reprezentował typ
działacza, którego osobowość zapewniała wysoki poziom i to
zarówno moralny jak i ideowy oraz intelektualny i kulturalny. Po
kilku dniach pobytu w Warszawie, spędzonych naprawdę owocnie,
zadowolony wracałem do domu. Cieszyłem się z nawiązania
kontaktów z poważną, bo z prawdziwego zdarzenia organizacją,
działającą w skali ogólnokrajowej. Od tej pory nie byliśmy już
sami, a otrzymane instrukcje i ogólne wskazania były zachętą

background image

- 27 -

i impulsem do tya większej pracy organizacyjnej na nowo powstałym
terenie.

Niestety w domu spotkała mnie przykra wiadomość. Gestapo are-

sztowało mojego brata Mama, który niedawno wrócił z wojny. Niem-
cy aresztowali go jako oficera i umieścili 0a liście zakładników,
co prawie zawsze było równoznaczne ze skazaniem bez sadu na
rozstrzelanie. W grudniu 39 r. przyjechał do naszego okręgu
wysłannik Eomandy Głównej MŁOW Jan Barański. Koi. Barański ode-
brał przysięgę od kilku najbliższych moich współpracowników.
Udało mi się też skontaktować koi. Barańskiego z moim bratem w
celi więziennej, gdzie go zaprzysięgał. Były to niezwykłe czasy.
Niedługo potem w draaatycznyoh okolicznościach brat mój uciekł z
transportu kolejowego w drodze do obozu koncentracyjnego.
Natomiast Barański, mniej więcej w tym samym czasie, dostał się w
ręce Gestapo, w momencie gdy usiłował przekroczyć granicę
węgierską* Po przeprowadzeniu pewnych zmian na szczeblu okręgu i
niektórych powiatów już w styczniu wybierałem się z powrotem do
Warszawy. Z biegiem czasu życie zniewolonego narodu płynęło w
atmosferze nie tylko strachu, ale ogólnego przygnębienia. Niemcy
wprowadzali nowe, coraz to gorsze restrykcje - zarządzono
przymusową rejestrację oficerów, konfiskowano broń i radia. W
okresie tym napływali do Warszawy ludzie z całej Polski.
Spotykało się tych, którym udało się vnydostać z pod okupacji
sowieckiej - w większym nasileniu przybywali wysiedleni z,terenów
wcielonych do Reichu. Powiększało to i tak już trudną sytuację
aprowizacyjną. W wielu domach formalnie panował głód. Z jednej
stroay kłopoty i trudności codzienne życie biegło jednym torem, a
na drugim rozwijało się i kwitło życie konspiracyjne. Prawie
każdy mieszkaniec stolicy należał do którejś z licznych tajnych
organizacji. Inni również odważni i przedsiębiorczy zorganizowali
na wielką skalę nielegalny handel i tą drogą uzupełniali braki
żywnościowe dużych miast. Warszawa nawet w tych ciężkich czasach
tętniła bujnym życiem politycznym

background image

- 28 -

i towarzyskim. Z optymizmem, malowania w jasnych barwach ocze-
kiwano rychłego zakończenia wojny. W takiej to atmosferze odby-
wały się nasze zjazdy i odprawy. Ha ogólnej odprawie, która od--
była się w styczniu 1940 roku, między innymi zakomunikowano nam,
że nasza organizacja NLOW zawarła porastanie nie i połączyła się z
grupą OHR-ABC, którzy w czasie wojcy przyjęli nazwę Związek
Jaszczurczy. Ha drugi dzień zorganizowano dla mnie specjalne
spotkanie z przedstawicielami OKR. Zebranie miało miejsce w mie-
szkaniu senatora Zygmunta Wasilawskiego* Koi. Szymon Poradowski
reprezentował NLOW, a ONS Włoćlaimierz Jaxa-Marcinkowski. Nestor
naszego ruchu, sędziwy senator Wasilswski nie brał udziału m tej
konferencji, jedynie udzielił nam gościny -s swym mieszkaniu.
Omawialiśmy sprawy ocalenia w ogólnych zarysach, Obaj, tj. i Po-
radowski i Mareinkowski radzili mi wstąpić do Lublina, gdzie na-
stąpiło już połączenie i współpraca,tych dwóch ośrodków polity-
cznych.

Bo Lublina chętnie wstąpiłem, miałem tam bowiem wielu przyja-

ciół znanych działaczy narodowych. W początkowym okresie okupacji
Lublin posiadał chyba najliczniejszy zespół ludzi wyrobionych
ideowo i politycznie. Całości przewodził sędziwy dr Adam
Majewski, popularnie nazywany Majem. Nie mieszał się wcale do
młodych, żądał jedynie co tygodniowych raportów - chciał mieć mo-
żliwie świeże informacje o prowadzonej pracy organizacyjnej. Dr
Tadeusz Kożuchowsłd. był viceprezesem, potem następowała cała ple-
jada narodowców, mec. Borer, mgr Józef Wendkowski, aplikant ad-
wokacki Mieczysław Wesołowski, mgr (Tadeusz Kaszubski, Wacław
Lipski, mgr Stanisław Fijałkowsłd., płk Michał Rokicki, mec. Sta-
nisław Poźniak , nauczyciel gimnazjum Wincenty Kejma i
wielu innych. Toteż okręg lubelski SŁÓW w pierwszych miesiącach
okupacji był jednym z silniejszych okręgów. Zapalonym zwolenni-
kiem połączenia z ONE niewątpliwie był mec. Borer, i właśnie on
najbardziej namawiał mnie do połączenia się z OHR* Koledzy w Lu-
blinie zauważyli moje wahania. Jakoś od samego początku nie pa-

background image

- 29 -

liłem się do tego, a nawet w pewnym sensie byłem przeciwny po-
łączeniu, zwłaszcza, gdy chodziło o teren GOPu albowiem na te-
renie naszego okręgu ani przed wojną ani w okresie okupacji
organizacji ONE jako takiej nie było. Mógł się jedynie znaleźć
tu i ówdzie jakiś pojedynczy sympatyk ONE. W całej tej sprawie
kontaktów z ONB wyczuwałem raczej naciski czynione na mnie nie
ze strony naszej centrali, ale okręgu BIiOW lubelskiego.
Ponieważ z mojej strony brak było jakiejkolwiek reakcji w spra-
wie połączenia z ONR

t

Lublin nie zasypiając gruszek w popiele w

styczniu przysłał dommnie swego delegata Tadeusza Kaszubskiego.
Dopiero na miejscu Kaszubski przekonał się, że ostatecznie nie
ma się. z kim łączyć. Potem jeszcze w maju, już na własną rękę
ONR przysłał kurierkę do COPu, która nie mówiła już o po-
łączeniu, ale wprost namawiała mnie do przejścia z całą orga-
nizacją do ONH. Na tym skończyły się moje kontakty z ONR. W
styczniu 1940 roku brat mój Leon, działacz Stronnictwa Naro-
dowego Ziemi Łomżyńskiej przysłał do mnie kuriera, znanego
działacza robotniczego Saturnina Jóźwiaka, Jóźwiak to najbliż-
szy wychowanek ideowy brata, zdolny, wielkiej wartości człowiek
zamordowany przaz Niemców, miał za zadanie zapoznanie mnie z
istniejącą tajną organizacją wojskową Stronnictwa Narodowego
oraz przekazanie polecenia akcji werbunkowej do tej or-
ganizacji, Jóźwiak zorientowawszy się w rozmiarach dokonanej
przez nas pracy zarzucił nam przynależność do rozłamu. Te dwie
sprawy ze stycznia 1940 r«, tj. połączenie z ONR oraz specjalna
misja Jóźwiaka nasunęły mi pod adresem naszego dotychczasowego
kierownictwa pewna zastrzeżenia.

Do tej pory bowiem tłumaczono nam, że właśnie brak szerszych

planów co do organizowania niezależnego ośrodka wojskowego
przez zdekompletowany na skutek działań wojennych Zarząd Słowny
Stronnictwa Narodowego, zmusił kilku niezależnych narodowców
pod kierownictwem prof. Stojanowskisgo do powołania w ramach
Stronnictwa Narodowego tajnej organizacji wojskowej.

background image

- 30 -

Ha odprawie komendantów okręgu, która odbyła się w lutym 1940 roku
zapytany przeze mnie prof. Stojanowski podtrzymał swe stanowisko
zadeklarowane już wcześniej na jednej z naszych odpraw. Bym razem
wyjaśnił, że niektórzy działacze z Zarządu Głównego niepotrzebnie
prowadzą rozmowy z Komitetem Obywatelskim przemianowanym potem na
Polityczny Komitet Porozumiewawczy, gdyż jest to organizacja
powołana przez sanacje i pozostająca pod wyłącznym wpływem takich
ludzi jak gen. Tokarzewski i jemu podobni, a którzy bezpośrednio
ponoszą winę za kieskę wrześniową. Stojanowski jako realny polityk
i tym razem uważał, że należy przede wszystkim zwrócić uwagę na
procesy społeczne, które zaczęły się jeszcze przed wojną, a które
obecnie przybrały na sile. Hasz obóz nie powinien w żaden sposób
pomagać do odbudowy zbankrutowanej sanacji. Co do drugiego punktu,
o który znowu ja zahaczyłem odnoszącego się do ONR, Stojanowski
oświadczył, że w jego opinii sprawa ta miała charakter raczej
przejściowy -bowiem i on nie wierzył w jakiś trwały sojusz z grupą
ONR-ABC, choć politycznie nam najbliższa, ale ideowo i moralnie
oddalona już za daleko. Jeżeli są prowadzone rozmowy z grupą ONR
należy je traktować jako jeszcze jedną próbę.

Pozostała jeszcze do wyjaśnienia sprawa misji Jóźwiaka. Zamiast

wracać do domu, postanowiłem odwiedzić brata Leona w Os-trowii
Mazowieckiej - było to moje pierwsze z nim spotkanie po wypadkach
wrześniowych. Brat mój tkwił głęboko w pracy konspiracyjnej i
opowiadał mi o niedawnej swej wyprawie inspekcyjnej za kordon
graniczny do Łomży i o swej wizycie u ks. biskupa Łukomsfciego,
ordynariusza diecezji łomżyńskiej, który żywo interesował się
bieżącą działalnością Stronnictwa Narodowego. Uważał on naszą pracę
za bardzo niebezpieczną, ale w wytworzonych warunkach za
konieczną. Toteż udzielił naszej pracy nie tylko poparcia ale i
swego błogosławieństwa. Po dłuższej dyskusji z bratem sprawa mej
przynależności do grusf Sto-janowskiego nie została jeszcze
przesądzona, bo w naszym ofcrę-

background image

-31 -

gu najważniejszą rzeczą było zdobywanie leżącego do tej pory
odłogiem terenu ziemi rzeszowskiej dla ruchu narodowego, co w
końcowej fazie udało się nam w dużym stopniu przeprowadzić.

Wreszcie nadszedł marzec 1940 r. Praca w terenie naprawdę

przynosiła dobre wyniki. Ęyć może dlatego, że ludowcy w po-
czątkach, przez brak zrozumienia, a sanacja z powodu utraty
twarzy po klęsce wrześniowej nie ujawniali żadnej działalności
terenowej. Ogół społeczeństwa mając zdecydowaną wolę walki
chetnia garnął się w szeregi naszej organizacji - zwłaszcza
nasz okręg COPu przejawiał, dużą ruchliwość i prężność organi-
zacyjną. Uporawszy się częściowo z akcją werbunkową z niepo-
kojem śledziliśmy roawój wypadków, jaki panował w naszym ośro-
dku kierowniczym. Nas, działaczy terenowych nie obchodziły
rozgrywki personalne, obawialiśmy się, że może dojść do wyod-
rębnienia grujy Stojanowskiego. W porozumieniu z kilku fcole-
gamii Edmundem Glinskim, Ifyszardem Szczęsnym, Janem Kornasem i
Mieczysławem Wesołowskim postanowiliśmy na.najbliższej od-
prawie komendantów okręgów NLOW sprawę tę wyjaśnić. Odbyła się
ona w drugiej połowie marca i wtedy główny referat wygłosił
Jan Matłachowski - w referacie tym zaatakował Zarząd Główny
Stronnictwa Narodowego zarzucając naszym działaczom chęć pod-
porz^ikowania się sanacji. Wobec takiej sytuacji NLOW posta-
nowiła zachować swą niezależność organizacyjną i pójść własną
drogą. Był to już wyraźny rozłam. Docenialiśmy pozytywne wy-
niki, zwłaszcza w pierwszej fazie działalności konspiracyjnej,
w dużej mierze osiągnięte dzięki inicjatywie i ruchliwości
Stojanowskiego, jednak na rozłam nikt z nas się nie pisał.
Odbywały się rozmowy, przekonywania, ale większość kolegów z
NLOW postanowiła nawiązać kontakt z Zarządem Głównym
Stronnictwa Narodowego. Sam prof. Stojanowski w pewnym momencie
jakby się zawahał co robić, ale usztywniony przez Matła-
chowskiego i prof. Jaxę-Eykowsfciego ostatecznie zerwał z Za-
rżałem Głównym Stronnictwa Narodowego. Za radą Edmunda Glin-

background image

- 52 -

skiego udaliśmy się do mec. Aleksandra Dębskiego. Gliuski już

wcześniej kontaktował się z Dębskim i nawet otrzymał od Dębskiego

pewną sumę pieniędzy /3.000/, pieniądze te Okręg Częstochowski

przeznaczył na wykupienie Jana Barańskiego z więzienia w Jaśle. Tej

trudnej misji podjął się Szczęsny, dlatego nie brał udziału w

ostatniej odprawie komendantów okręgu, a ze mną minął się w drodze

kiedy wyjechałem z COPu, Ssczęsny udał się do mojego domu w

Racławicach, a stąd do Jasła. Barańskiego w Jaśle już nie było -

przeniesiony do więzienia w Tarnowie, został następnie wywieziony

do obozu koncentracyjnego. Bo mec. Dębskiego udaliśmy się sami z

Mieczysławem Wesołowskim. Nie zapowiedziani, zostaliśmy przyjęci

trochę nieufnie - nic też dziwnego - w porze przedpołudniowej

zjawia się w jego mieszkaniu dwóch młodych nieznanych ludzi. Po

wyjaśnieniu kto i w jakiej sprawie nachodzimy jego dom, a

zwłaszcza, gdy powołałem się, że jestem bratem Leona nastąpiła miła

rozmowa, prowadzona w serdecznej atmosferze. Przygotowani na ostrą

rozprawę byliśmy zaskoczeni łagodnym potraktowaniem nas, którzy jak

się wyraził mec. Dębski reprezentowaliśmy Stojanowskiego. Nie miał

nam za złe i nie krytykował - uważał bowiem, że wszystkie środki

prowadzą do celu - sam był zwolennikiem prowadzenia rozmów,

zwłaszcza z organizacjami ideowo zbliżonymi do nas. Żałowaliśmy, że

Dębsfci musiał odejść na umówione wcześniej spotkanie. Na pożegnanie

poradził nam skontaktować się z prezesem meo. Mieczysławem Traj-

dosem. Koi. Wesołowski musiał wracać do Lublina. Umówiliśmy sif, że

ja zostanę jeszcze w Warszawie i spróbuję załatwić ostatecznie

sprawę naszej przynależności organizacyjna j, a w drodze powrotnej

do COPu obiecałem wstąpić do Lublina.

Na drugi dzień odwiedziłem Zygmunta Przygodzkiego, którego

znałem jeszcze przed wojną, i z którym łączyła mnie praca w okręgu

Warszawa Ziemska. Przygodzki był kierownikiem organizacyjnym okręgu

warszawskiego Stronnictwa Narodowego, a ja byłem przez pewien czas

kierownikiem organizacyjnym na powiat warszawski.

background image

- 33 -

Koi. Przygodzki jeszcze tego samego dnia skontaktował mnie z
kierownikiem organizacyj nym Zarządu Głównego Stronnictwa Haro-
dowego, Władysławem Jaworskim, który urzędował w punkcie w
mieszkaniu Leona Najmrodzkiega przy ulicy Wspólnej. Jaworski
się zwlekając ani chwili zaprowadził mnie do mieszkania prezesa
frajdosa. Co mnie uderzyło to foimalnie tłum ludzi v mieszkaniu
naszego prezesa. Byli tam nie tylko narodowcy, ale ludzie
reprezentujący różne kierunki ideowe i polityczne. Ha chwilę
teajdos zajął się moją osobą, przyjął mnie bardzo serdecznie i
oświadczył, że nie jedno już słyszał o mojej pracy, witał mnie
jak się wyraził jako syna marnotrawnego, ale cieszył się z
mojego powrotu. Następnie omawialiśmy sprawy organizacyjne.
Przysięgi - mówił - od was nie będę odbierał, bo już raz
składaliście przysięgę w NLOW - natomiast zaproponował mi
aiaianę terytorialną naszego okręgu. Do sześciu powiatów
wchodzących w skład COPu dołączył podokręg przemyski, następnie
powiatys Jarosław, Przeworsk, Łańcut i Rzeszów, dalej radził mi
siedzibę okręgu przenieść z Miski do Rzeszowa. Od tej pory
rozpocząłem pracę organizacyjną w zmienionym terenowo okręgu,
ale już w ramach Narodowej Organizacji Wojskowej /HO!/,

background image

- 5* -

Rozdział IV HAROBOWA

ORGAHIZACJA WOJSKOWA /SÓW/

Kilkumiesięozry udział mój w pracy konspiracyjnej ułatwił mi

poznanie i wyrobienie sobie opinii o ruchu oporu jaki żywiołowo
powstawał w kraju. Już na pierwszy rzut oka, widziało się, że
wszystkie większe organizacja o zasięgu ogólnokrajowym miały za-
rysowane oblicze ideowa i polityczne, a swą akcję werbunkową
przeprowadzały w dużej mierze w oparciu o przedwojenne stronni-
ctwa polityczne. Stronnictwo Narodowe, było jednym z tych stron-
nictw, które organizacyjną działalność rozpoczęło już w piarw-
ssyeh dniach okupacji. Już w dniu 17 października 1939 roku od-
było się pierwsze zebranie konspiracyjne w mieszkaniu Leona Naj-
mrodzkiego na ulicy Wspólnej w Warszawie. Na zebraniu tym przy-
jęto pewne konkretne założenia, a za najważniejsze można uznać
podjęcie decyzji w sprawie powołania do życia własnej organiza-
cji wojskowej. Aby zdać sobie sprawę z doniosłości tej uchwały
należałoby najpierw postawić pytanie, co właściwie skłoniło nasze
władze naczelne do podjęcia tej decyzji. Zdawały sobie one dobrze
sprawę, że na Obozie Narodowym - z uwagi na jego rolę, jaką
odegrał w historii Polski ciąży duża odpowiedzialność w tak
ważnej chwili w jakiej znalazł się nasz naród - w.związku z tym
obowiązek wytyczenia właściwej drogi działania i znalezienie
odpowiednich form tego działania* Społeczeństwo polskie, mimo
klęski wrześniowej nie załamało się. Temu należało nadać formę i
kierunek. Aby ułatwić tym, którzy garnęli się do pracy
konspiracyjnej, na wyżej wspomnianym zebraniu postanowiono
poszerzyć działalność naszej organizacji i poza członków Stron-
nictwa Harodowego. W pierwszym rzędzie liczono na udział w NÓW
ludzi ze środowisk ideowo zbliżonych do naszego obozu, jak or-
ganizacje katolickie, młodzieżowa, harcerskie oraz inne organi-
zacje o zabarwieniu prawicowym. Okazało się, że założenia naszego
kierownictwa były słuszna.

background image

- 35 -

NÓW szybko się rozwijała, a do rozwoju w dużym stopniu przy-

czyniła się inicjatywa i praca naszych, działaczy terenowych. Jak
wyglądała struktura organizacyjna NÓW? Profesor Stojanowski w
Narodowo-Ludowej Organizacji Wojskowej wprowadził zasadę je-
dnokierunkowej pracy. Zarząd Główny Stronnictwa Narodowego wpro-
wadził dwu, a nawet trzytorową pracęs polityczną, wojskową i
młodzieżową. Pierwszy wojenny skład Zarządu Głównego Stronnictwa
Narodowegos mac. Mieczysław Trajdos - jako prezes, następnie
członkowie prof. Witold Staniszkis, mec. Bogusław Jezior-ski,
Zygmunt Berezowski, prof. Roman Rybarski, mec. Aleksander
Dębski, Władysław Jaworski i wreszcie Stanisław Piasecki,
redaktor i założyciel przedwojennego tygodnika literackiego
"Prosto z Mostu". W ciągu długich, lat okupacji na skutek częs-
tych aresztowań skład Zarządu Głównego ulegał zmianom. Dzisiaj z
perspektywy lat widać jak właściwych ludzi posiadał nasz obóz.
Koledzy nasi, którzy przewinęli się przez władze naczelne byli
jako działacze społeczni i polityczni znani w całej Polsce, o
wybitnych, zdolnościach i wysokim morale oraz dużych
doświadczenianh politycznych wiedzieli do czego dążą. Właśnie
wśród tych ludzi na wyżej wymienionym zebraniu powstał projekt
stworzenia NÓW, na tym też zebraniu na stanowisko komendanta
Głównego NÓW wysunięto gen. Mariana Źegotę-Januszajtisa, którego
wkrótce spodziewano się w Warszawie. Tymczasem gen. Januszajtis
bezpośrednio po kampanii wrześniowej znalazł się na terenie
Lwowa. Okręg rzeszowski częściej nazywany COPem /COP/ sąsiadywał
z okręgiem lwowskim. Rzeka San była linią demarkaoyjną między
dwiema okupacjami: niemiecką i sowiecką. Na początku okupacji,
zwłaszcza w pierwszych tygodniach, przejścia przez granicę nie
były trudne. Toteż nawiązaliśmy kontakt z generałem i mec.
Mieczysławem Weisem. Gen. Januszajtis aktywny w pracy
konspiracyjnej dość wcześnie rozszyfrowany, był poszukiwany
przez NKWD. Najczęściej w przebraniu księdza ukrywał się przy
lwowskich kościo-

background image

- 36-

łach i klasztorach* Aresztowany w grudniu 1939 roku został wy-
wieziony i osadzony w więzieniu na Łubiance. W tym samym cza-
sie został przez NKWD rozstrzelany koi. Weis razem ze swym bra-
tem. Gen. Januszajtis jednak ocalał - w styczniu 1946 r. na
zjeździe Polaków w Lingen w Niemczech w żonie angielskiej spo-
tkałem go. W przerwach zjazdu generał otoczony przez narodow-
ców opowiadał o swych przeżyciach wojennych. Pamiętał nasze
kontakty z jesieni 1939 roku, o tamtych czasach dużo rozmawia-
liśmy.

Przy takim rozwoju wypadków obowiązki komendanta Głównego

NÓW powierzono mec. Aleksandrowi Demideokiemu późniejszemu pod-
pułkownikowi i wiceministrowi Rządu Polskiego w Londynie. W
skład Komendy Głównej wchodzili oprócz Demideckiego: Bolesław
Kozubowski jako Kierownik Wydziału I organizacyjnego, Władysław
Jaworski był szefem łączności na kraj i równocześnie pełnił
funkcję koordynatora między Zarządem Głównym Stronnictwa
Narodowego a komendą NÓW i wreszcie szefem wydziału propagandy
został Stanisław Piasecki, załoźycial i redaktor przed-
wojennego tygodnika literackiego "Prosto z mostu". Jednak już
w krótkim czasie Komenda Gł.NOW uległa pewnej reorganizacji
-poszukiwany przez Gestapo już w grudniu 1939 r. uszedł za gra-
nicę Bemidecki. Kiedy w kwietniu 1940 r. przeszedłem z Naro-
dowo-Ludowej Organizacji Wojskowej do NÓW komendantem był Bo-
lesław Kozubowski, pseudonim Trojanowski. Był to zmobilizowany
oficer rezerwy z kampanii wrześniowej, w bitwie pod Modli-nem
odznaczył się brawurą, przez co zyskał dużą popularność wśród
wojska. Bo NÓW wprowadził dość liczną kadrę młodych oficerów
zawodowych. Szefem Wydziału I organizacyjnego został Bronisław
Kłaczkowski pseudonim Krzymuski. Kłaczkowski był jednym z
dyrektorów przedwojennego Orbisu w Warszawie. Najbliżsi
współpracownicy z Wydziału Organizacyjnego cenili wysoko Krzy-
muskiego. Był to niewątpliwie duży talent organizacyjny. Are-
sztowany w związku z wpadką Stanisława Piaseckiego został w
grudniu 194O r. rozstrzelany.

background image

KłaczfcowsJd. dawał sobie zupełnie radę gdy chodzi o Warszawę,
natomiast w pracy terenowej wspierali go: Edmund Gliński i Wła-
dysław Pacłiolesyk. Na odcinku młodzieżowym przychodzili mu z
pomocą Witold Borowski i Jan Kornas. W tym czasie najlepiej
rozbudowany był Wydział Propagandy, a Kierownikiem Wydziału był
Stanisław Piasecki. Gacąc dać choćby najkrótszą charakterystykę
Piaseckiego, należy zaraz na wstępie stwierdzić, że był to
człowiek niezwykły* dużego formatu. Znajomi cenili go jako
rzadkiej dobroci człowieka, najbliżsi szanowali go i kochali
jako najlepszego kolegę i przyjaciela. Zdolny organizator,
który prawie z niczego bez żadnych subwencji stworzył dwa pisma
na bardzo wysokim poziomie: przedwojenny tygodnik "Prosto z
mostu", a w czasie okupacji tygodnik "Walka". Jak już
zaznaczyłem Piasecki odznaczający się dużą łatwością w ob-
cowaniu z ludźmi uchodził za człowieka o gołębim sercu. Ten
rzekomy faszysta i antysemita razem z największym antysemitą
Nowaczyńskim w czasie okupacji niemieckiej pierwsi organizowali
pomoc dla prześladowanych Żydów. Bliski Piaseckiemu Jan
Mosdorf, który już przed wojną wrócił z ONR do S. N. poniósł
męczeńską śmierć w obozie koncentracyjnym za pomoc Żydom* Byłem
kilka razy w domu Piaseckich i w ich kawiarni "Arkadia".
Widziałem, że te dwie placówki były punktem, gdzie się spoty-
kali wszyscy potrzebujący pomocy czy rady, ludzie z różnych
obozów politycznych. Trzeba jeszcze powiedzieć, że był to
człowiek silnego charakteru, aresztowany i torturowany nie
załamał się, nikogo nie wydał, w celi więziennej pisał artykuły
do "Walki", a ostatni swój artykuł zatytułował "Kto zwycięży
wolny będzie, kto nie żyje wolny już". Kiedy ten artykuł ukazał
się - już nie żył* Na zakończenie jeszcze jedno; jak gorącym
był patriotą: z celi więziennej napisał do żony i córki
"wybaczcie, że więcej od Was kochałem Polskę", Postać
Piaseckiego mimo woli nasuwa smutne refleksje, odnoszące się do
pisarzy z tzw. lewicowych na czele z Czesławom Miłoszem,

background image

- 38 -

jakże inni, kontrastowo byli to ludzie. Kiedy Miłosz był ambasa-
dorem to Polacy stronili od niego i darzyli nieufnością.

W Utydziale Propagandy oprócz Piaseckiego pracowali Jan

MOS

-

dorf, Jan Bajkowski, Andrzej Mikułowski, Jan Dobraozyński, Ry-
szard Szczęsny, Tadeusz Łukasiewicz i Wiktor Butler. Na kilka dni
przed aresztowaniem Piaseckiego, w dniach 4 i 5 grudnia 1940 r.
odbyła się odprawa Wydziału Propagandy, urządzona dla działaczy z
terenu, f pierwszym dniu odprawy Piaeecki wygłosił referat na
temat aktualnej polityki polskiej i światowej. Bajko-wski mówił o
sprawach ideowych i wychowawczych, a Tadeusz Łukasiewicz, jako
kierownik kolportażu naszej prasy nawoływał do usprawnienia i
pogłębienia konspiracji kolportażu. Na drugi dzień Szczęsny
wygłosił referat organizacyjny i wreszcie ja wygłosiłem referat na
temat "Osiągnięcia naszej organizacji w terenie w chwili obecnej i
o
możliwościach dalszego rozwoju NÓW". W czasie dyskusji
gwałtownie zapukano do drzwi. Szczęsny wyszedł do przedpokoju, a
za nim wyszedłem i ja. Łączniczka przyszła z meldunkiem, że coś
niewłaściwego dzieje się w domu przy ul. Okrężnej pod nr 10, w
miejscu tajnej drukarni "Walka". Szczęsny niespokojny o drukarnię
i o los najbliższych mu osób poprosił mnie bym dokończył odprawę,
a sam wybiegł z mieszkania. W momencie kiedy Szczęsny dochodził do
drukarni, właściwie było już po wszystkim. Załoga drukarni broniła
się dzielnie, aż do ostatniego wystrzału. Zginął Szczęsny i jego
siostra, żonę ranną Niemcy wywieźli do Ra-vensbrUck, gdzie zmarła
w 1943 roku. Byłem więc tym, który ostatni widział się z Kyśkiem
Szczęsnym.

Dobrze był zorganizowany kolportaż naszych pism podziemnych.

Kierownik kolportażu Tadeusz Łukasiewicz prowadził specjalne kursy
dla kurierek rozwożących instrukcje i nielegalną bibułę. Pierwszy
zespół przeszkolonych kurierek był dość liczny, do najbardziej
znanych należały: Halina.Wojtka, Alina Zadzieraka-Glińska, Maria
Mirecka, Anita Matyjanka, Genula Jeszke, Maria Kornasowa,
Stanisława Gliniak-Mirecka, Helena Mrzygłodowa, Hanka Sowianka

background image

- 5 9 -

i wiele innych. Wiele z tych kurierek, aresztowane zmarły *
Hozenbruck. Po aresztowaniu i wywiezieniu Łukasiewicza do obozu
koncentracyjnego, poszczególne okręgi przeszJy do własnej
organizacji kolportażu. Przy Centralnym Wydziale Propagandy
pozostały już tylko niektóre kolporterki, używane do spraw spe-
cjalnych* Zwracano również baczną.uwagę na organizację młodego
pokolenia. Jak wiadomo przed wojną Obóz Narodowy miał wśród
młodzieży znaczne wpływy, szczególnie na wszystkich uniwersy-
tetach w Polsce. Poza tym w wyższych klasach szkół średnich, w
harcerstwie, Stowarzyszeniu Młodzieży Katolickiej, Szkole,
Związkach Zawodowych "Pracy Polskiej", kupiectwie polskim, Ka-
sach Bezprocentowych, ruchu straganiarskim i wielu innych.

Trzeba zaznaczyć, że w początkach konspiracji były próby

tworzenia dwóch ośrodków organizacyjnych wśród młodzieży. Jeden
przy prof. Stojanowskim i jego organizacji Harodowo-Łudo-wej
Organizacji Wojskowej pod przewodnictwem Jerzego Grabowskie-go,
Tadeusza Łabęcfciego, Tadeusza Zawadzinskiego i in. Druga grupa
to młodzież Wielkiej Polski, która z Witoldem Borowskim na
czele opowiedziała się po stronie Zarządu Głównego S.s. Grupa ta
była liczniejsza, Dołączyli się przybywający z prowincji
koledzy: Jan Kornas ze Lwowa, Furka Władysław z Krakowa, Wacław
Lipski z Lublina, Henryk Grabówski i Genula Jeszke z Poznania,
Wiesław Chrzanowski z Warszawy Ł inni. Na prowincji pozostali w
Krakowie Walery Gołunski, w Zamościu Zygmunt Kucharski, w
Lublinie Tadeusz Kucharski, w Rzeszowszczyźnie Adam Howicki z
Poznania i Leszek Nowak ze Lwowa. Z istnienia dwutorowości
organizacyjnej wśród młodzieży narodowej nie wynikła jednak
szkoda - była współpraca, co ułatwiło następnie połączenie się
tych dwóch nurtów.

Oddzielnym torem była prowadzona przez narodowców praca wśród

harcerzy, którzy występowali jako Harcerstwo Polskie używając
kryptonimu T3ufee Polskie". Naczelnikiem harcerstwa był
Stanisław Setlaozek, który funkcję tę piastował przed wojną,

background image

- 40 -

a po jego aresztowaniu członek Zarządu Głównego Stronnictwa Na-
rodowego prof. Witold Sawicfci, można powiedzieć dużej świętości
człowiek, a zastępcą jego Kazimiera? Burmajster.

Na skutek aresztowań, które dotkliwie odczuła Komenda Główna

NÓW nastąpiło chwilowe jej osłabienie, Wynikła potrzeba re-
organizacji co do jej kierunku, wyłoniła się pewna kontrowersja
między prezesem Stefanem Sachą, po którego stronie był adwokat
Stefan Elimecki wybitny działacz narodowy, brat generała, który
zginął z Sikorsfcim

f

a także płk Władysław Owoc - komendant

okręgu krakowskiego, a z drugiej strony August Micha-łowski,
Władysław Pacholcayk, Witold Borowski, a praeda wszystkim
komendanci większości okręgów NÓW. Michałowski /ps. "Roman"/ był
przed wojną członkiem Komitetu Głównego Stronnictwa Narodowego,
prezesem okręgu kujawskiego we Włocławku. Wybuch, wojny zmusił go
do opuszczenia Włocławka i przeniesienia się do Radomia, gdzie
był komendantem okręgu NÓW. Władysław Pacholczyk /ps, "Adam"/
niezwykle uzdolniony organizator, kilkakrotny więzień Berezy,
odznaczał się wybitną dynamik i miał duże osiągnięcia w pracy
narodowej. Borowski, młod/ prawnik z Radomia, był jednym z
wybitnych przywódców młodzieży narodowej. W wyniku dyskusji i
nacisku komendantów okręgowych w dniu 1 VII 4-1 r. nastąpiła
daleko idąca reorganizacja Eomendy Głównej NÓW. Na Komendanta
Głównego został powołany płk zawodowy Józef Rokicki, który
ostatnio był komendantem okręgu w Lublinie. Jego miejsce w
Lublinie objął kpt. Adam Mirecki* Szefem Wydziału organiza-
cyjnego został Michałoraski. 2 dużym rozmachem przystąpił do us-
prawnienia wydziału na którego czele stanął. Do Wydziału Orga-
nizacyjnego weszli Pacholczyk, Borowski i inni młodzi dynamiczni
narodowcy. A poza tym została uzupełniona Komenda Główna. Między
innymi weszli zawodowi oficerowie płk Tadeusz Daniele-wicz, ps.
"Kuba", płk Ignacy Oziewicz, ps. "Czesław", płk Albin Rak, ps.
"Lesiński" i inni. Rozpoczął się nowy etap pracy Eomendy Głównej
HOW.

background image

- 41 -

Foosątek praegr aarodoaej w osasis okupacji

Heska wrześniowa nie załamała wiązy saesego narodu i nadziei

odzyskania wolności. W okrasie największego terroru rodził się
bunt i powstawał ruch oporu* Ruch ten swym zasięgiem obejmował
teren całej Polski i wszystkie warstwy narodu. Dzisiaj, po wielu
latach się można pominąć we wspomnieniach ludzi, którzy w
pierwsza określa okupacji tworzyli zręby Herodowej Organizacji
Wojskowej /HOW/

t

jednego s głównych, członów Armii Krajowej. Oku-

pacja stworzyła całą galerię niezapomnianych postaci o niezwy-
kłej ruchliwości, kipiących energią twórczą i bardzo ofiarnych,
wśród nich wyróżniał się Ąysaard Szczęsny. Dziecko robotniczej
Częstochowy, a następnie działacz społeczny i polityczny znany
był s całej Polsce, także jako działacz akademicki. Redaktor,
zdolny dziennikarz, płomienny i porywający mówca, wielokrotny
więzień polityczny za sanacji. Gdy jego prześladowcy w pośpiechu
uciekali przez most w Zaleszczykach on z bronią w ręku walczył w
obronie Warszawy. Będąc w Warszawie odwiedziłem go w jego
mieszkaniu przy ul. Koszykowej. Zastałem go w łóżku, leczył rany
odniesione na wojnie. Szczęsny posiadał wielki dar zjednywania
sobie przyjaciół. Z czasem mieszkanie Szczęsnego stało się
miejscem licznych spotkań i kuźnicą myśli oraz wymianą różnych
poglądów. Wobec zebranych wokół swego łóżka - cierpienia swe
usiłował pokryć beztroskim humorem. Zawsze spotykało się tam
wybitnych przedstawicieli młodzieży akademickiej, oraz znanych
działaczy terenowych z różnych ośrodków ruchu narodowego. O
sprawach bliskich, pilnych, ważnych i w danej chwili aktualnych,
miał on zawsze wiele do powiedzenia.

Do grona jego najbliższych przyjaciół w tym czasie należeli:

znany działacz narodowy z Częstochowy Edmund Gliński, Jerzy
Grabowski, Tadeusz Łukasiewicz z Warszawy, Wacław Lipski i
Mieczysław Wesołowski z Lublina, Henryk Grabowski z Poznania,
Jan Kornas ze Lwowa i wielu innych. Wszyscy oni byli fanatyka-

background image

- 42 -

mi idei narodowej, o niestrudzonych sercach, szaleńcy Boży.

Szczęsny ranny przeleżał przez szereg tygodni w Szpitalu U-

jazdowskim. Opowiadał, że już wtedy wysiał o przeniesieniu walki
do konspiracji i że pierwszą linią na froncie tej walki powinien
być zorganizowany na wysokim poziomie aparat propagandy. Szczęsny
marzył o tym i do tej roli się nadawał.

Na pierwszy plan w aparacie propagandy wysuwał potrzebę wy-

dawania pisma, które ze względów konspiracyjnych powinno posiadać
mały format. Zresztą nazwa "Wałka" okładka i format pisma były
pomysłem Szczęsnego.

W styczniu 1940 r. Szczęsny mógł już poruszać się po Warsza-

wie, a w lutym 1940 r. odwiedził mnie w moim domu rodzinnym w
Racławicach. W jakiś czas potem wraz ze Szczęsnym i Glińskim
odwiedziliśmy Stanisława Piasecfciego, naczelnego redaktora przed-
wojennego "Prosto z mostu" w jego mieszkaniu przy ul. Książęcej
2» Piasecki przyjął nas bardzo serdecznie. Pogodne spojrzenie i
zawsze miły uśmiech Piaseckiego z miejsca stworzył koleżeńską
atmosferę. Prowadzone rozmowy głównie konc ,-ntrowały się wokół
przyszłego pisma, które miało być oficjalnym organem prasowym
Stronnictwa Narodowego i Narodowej Organizacji Wojskowej.

Wrażania osobiste, odniesione z tej wizyty przekonały mnie, że

Piasecki i Szczęsny to dobrani i uzupełniający się w tej pracy
działacze. Piasecki dobierał ludzi do wydziału propagandy, a
Gliński i Szczęsny przygotowywali środki do uruchomienia podzie-
mnej drukarni.

W czasie następnej naszej wizyty u Piaseckiego w maju 194O r.

dowiedziałem się, że wydział propagandy, tzw. Wydział V, został
już skompletowany. W skład wydziału wchodzili? Piasecki jako szef
wydziału, Szczęsny jako redaktor techniczny, następnie Jan
Mosdorf, Jan Bajkowski, Andrzej Mikułowski, Wiktor Butler i Ta-
deusz Łukasiewicz jako kierownik kolportażu.

Szczęsny poinformował nas, że drukarnia i załoga drukarzy

są gotowi do wydawania pisma*

background image

- 43 -

W skład załogi drukarni wchodziło 8 osób, w tym dwie kobiety,

żona Szczęsnego i młodsza jego eiostra.

Na Czerniakowie już u granic Warszawy w samotnej willi Szczę-

sny ulokował tajną drukarnię i urządził mieszkanie dla druka-
ray, Z wydatną pomocą w urządzeniu mieszkania pospieszyli kole-
dzy, a najwydatniej wybitna i bardzo ofiarna działaczka mece-
ńasowa Stroynowska, która oddała meble swego szwagra z willi na
Żoliborzu do dyspozycji lokalu drukarni.

Po aresztowaniu Piasaefciego kierownikiem Centralnego Wydziału

Propagandy został Jan Bajfcowski.

Wprowadzony jeszcze przez Piaseokiego, Bajkowski orientował

się dobra® w całokształcie swego wydziału. Toteż dość szybko
odbudował wydział i uruchomił nową tajną drukarnię. Jej kierow-
nikiem technicznym był nadal Bdmund Gliński,

W drukarni zamieszkał wraz z załogą Styaiński a miejsce

Szczęsnej zajęła Genula Jeszke.

Miso ogromnych strat, jakie poniósł Wydział Propagandy, nakład

"Walki" ciągle wynosił ponad 20 tyś. egzemplarzy, co jak na
warunki konspiracyjne było ogromnym sukcesem organizacyjnym.

K Ł

B

k o

Ziemie powiatu niżańskiego, leżące po obydwóch brzegach Sanu

wśród piasków i sosen, prawie w 80 % stanowiły drobne gospo-
darstwa chłopskie. Uboga ludność powiatu zmuszona była szukać
dodatkowego zajęcia, które mogła znaleźć jedynie poza rolnic-
twem. Wioski dookoła Ulanowa i Rudnika były terenem największego
w Polsce przemysłu koszykarskiego prowadzonego systemem cha-
łupniczym. Nadto mieszkańcy Ulanowa trudnili się rybołóstwem, a
w większym stopniu flisarstwem. Ulanowiacy jako flisacy i ret-
mani byli poszukiwani na wszystkich większych rzekach krajowych.
Natomiast ludność Niska i sąsiednich wiosek łatwo mogła znaleźć
pracę w uprzemysłowionych majątkach frankego w Nisku.

background image

_ 44 -

Te zdawałoby się drobne odchylenia od głównego nurtu, jakim było
rolnictwo miały ogromny wpływ na rozwój życia gospodarczego i
politycznego. Przysłowiowa nędza wsi galicyjskiej na terenie po-
wiatu niżańskiego nigdy nie występowała tu w tak ostrej formie,
jak to miało miejsce w innych powiatach dawnej Galicji, Być mo-
że, że dla tych samych powodów ziemia niżańska ustrzegła się ra-
dykalizmu chłopskiego.

Zajmując się polityką, niejednokrotnie zastanawiałem się nad

tym, skąd to się brało, że powiat nasz pod względem politycznym
naprawdę był do pewnego stopnia unikatem. Powiat niżański leżący
w Małopolsce środkowej był mniej podatnym od innych w tej części
Polski na wpływy ruchu ludowego, który właśnie tutaj posiadał
swą główną bazę. Częste rozmowy z działaczami chłopskimi,
szczególnie z tymi ze starszego pokolenia dawały częściowe tego
wyjaśnienie. Chłopi zupełnie szczerze wyznawali, że swe poczucie
narodowe i swój patriotyzm zawdzięczają działalności politycznej
ks. Stojałowskiego, który w ich mniemaniu, jeden z pierwszych,
naprawdę interesował się losem chłopa galicyjskiego, a źródłem,
z którego pełną garścią czerpali naukę miłości ojczyzny i chęć
jej odbudowy były pisma "Wieniec" i "Pszczółka" specjalnie
przeznaczone dla wsi, a redagowane przez ks.Stojałowskiego.
Natomiast młodzież akademicka przywoziła ze sobą ze Lwowa
"Tekę", pismo "Zetu". "Zet" był organizacją wszechpolską, u góry
opartą o Ligę Narodową, założoną przez Balic-kiego. Nowe
kierunki polityczne i ideowe przyjmowały się zarówno po wioskach
jak i miasteczkach powiatu. Wreszcie trzecim czynnikiem
kształtującym ideowe i polityczne oblicze naszego powiatu był
"Sokół". W podstawowej deklaracji ideowej "Sokoła" było takie
zdanie: "Dtoajny o to, by nadać i zachować Towarzystwa cechę
narodową. Starajmy się nie wykluczać nikogo, lecz przeciwnie,
wspólnie połączyć wszystkie stronnictwa w jedno silne
stronnictwo ruchu gimnastycznego". Nic też dziwnego, że idea
narodowa w powiecie była. ciągle żywa i przetrwała do naszych
czasów.

background image

- 45 -

Ha kilka lat przed wybucham II wojny światowej na terenie

powiatu niżańskiego posiadaliśmy kilka Kół.Stronnictwa Naro-
dowego zorganizowanych i nieźle funkcjonujących, a w czasie
okupacji niemieckiej w Polsce powiat niżański pod względem
ilości członków, ofiarności ± dokonanej pracy był jednym z
silniejszych powiatów Polski Podziemnej. Inna rzecz, ze po-
wiat nasz miał wyjątkowe szczęście do wybitnych działaczy na-
rodowych. W Nisku urodził się światowej sławy uczony romani-
sta, polityk, publicysta, historyk literatury prof. Stanisław
Stroński, Stroński był bliskim współpracownikiem Dmo-wskiego
i Paderewskiego, a zdecydowanym przeciwnikiem polityki
Piłsudskiego. W dwudziestoleciu miedzy wojnami Stroński
często zasiadał na ławach poselskich, skąd dał się poznać
jako jeden z najzdolniejszych naszych parlamentarzystów. Jego
głośne na całą Polskę mowy poselskie były wprost wykuwane na
pamięć przez młodych adeptów sztuki krasomówczej. Rze-
czywiście, każda jego mowa była majstersztykiem kunsztu ora-
torskiego. Stroński był znany z ciętego dowcipu, a w większym
stopniu z riposty, która była formą natychmiastowej reakcji
na przerywanie mu z sali.

Bównież w Nisku urodził się jeden z najzdolniejszych kry-

tyków literackich młodego pokolenia, pisarz katolicki, poeta,
piewca bohaterskiego oręża Il-go Korpusu we Włoszech -Jan
Bielatowicz. Do zasłużonych narodowców należeli księża,
kolejni katecheci gimnazjum w Nisku - ks. Józef Wróblewski,
ks. Nachajski i ks. Tadeusz Wielobób. Potem profesorowie wyż-
szych uczelni w kraju i za granicą - poloniści: dr Stanisław
Bąk, dr Michał Kędzior i Stanisław Fiekut. Adwokaci na-
rodowcy! Józef Umiński, Henryk Ruszkiewicz, Leon Mirecki,
Leopold Rebelowski - następnie prawnicy: Jan Chudzik, Tade-
US2 Kałamarski, Władysław Urban, Józef Uarkus, Leszek Gró-
decki oraz bardzo liczna młodzież akademicka. Na specjalne
podkreślenie zasługują liczne rodziny narodowe znane z ofiar-

background image

noś ci i gorącego patriotyzmu. Do tych należały dony Stojal

JWB

-

kioh, Trondowskioh, Łobaczewskich, Cbmurów, Kozów, a także i dom
moich rodziców. Dom Mireckich od dawna znany był w powiecie jako
opozycja do rządów sanacyjnych. Z naszego domu wychodaiły plany
i decyzje różnych poczynań pracy terenowej i jemu w pewnym
stopniu zawdzięczają powstanie przed wojną Kół Stronnictwa
Narodowego w powiecie. Podobną rolę, jaką ten dom odgrywał przed
wojną w skali powiatu, spełniał on w skali całego Okręgu Rzeszo-
wskiego tzw. COP w skład którego wchodziło 16 powiatów w czasie
okupacji niemieckiej.

Zwykle władze okręgu znajdowały się przy miastach wojewódz-

kich. W wypadku naszego okręgu wioska Racławice - gdzie był nasz
dom - stała się w początkowym okresie okupacji siedzibą władz
Zarządu Stronnictwa i Komendy Okręgu NÓW. Przez dom moich rodzi-
ców w czasie wojny przewinęło się dziesiątki i setki znanych w
całej Polsce narodowców. Jedni przyjeżdżali w sprawach organi-
zacyjnych, inni na odpoczynek lub odżywienie po trudach i nie-
dostatkach w dużych miastach. Często w Racławicach bywali przed-
stawiciele Komendy Głównej NÓW, jak również przedstawiciele Za-
rządu Głównego Stronnictwa Narodowego. Bodajże pierwszym naszym
gościem był Jan Barański, potem Ryszard Szczęsny, Jan Kornas,
Stefan Klimecki, Andrzej Mikułowski, Leon Dziubecfci, Władysław
Pacholczyk, Zenon Komender, Tadeusz Kaszubski i wielu, wielu in-
nych. W domu naszym bywał i to nie raz, światowej sławy prof.
archeologii Józef Kostrzewski, który pod przybranym nazwiskiem
ukrywał się po drugiej stronie Sanu w Zarzeczu w majątku hr.
Wielopolskiego /mniemał on, że my nie wiemy kim on był, myśmy
jednak dobrze wiedzieli/. Orientował się trochę w pracach na-
szego domu i zawsze wyrażał swoje uznanie dla niego. Bywały też
u nas kurierki i łączniczki: Anita Matyjanka, Alina Zadzierska-
Glińska, Stanisława Gliniak-Mirecka, Genuia Jeszke i wiele in-
nych. Gościliśmy także działaczy naszego Okręgu i poszczególnych
jego powiatów.

background image

Od samego początku zdawałem sobie sprawę z tego, że nie tyl-

ko Racławice, jako wieś, ale nasze miasteczko powiatowe Nisko
nie sprosta tym wszystkim obowiązkom, jakie zakreśliliśmy na-
szej organizacji podziemnej. Trudny problem rozmieszczenia
lokali, punktów kontaktowych, skrzynek i wreszcie pomieszczeń
dla najbliższych współpracowników rozwiązywany był w sposób, na
jaki nas było stać przy układzie miejscowych stosunków. 2 braku
większego ośrodka miejskiego wzięliśmy pod uwagę najbliższe
wioski, okalające pierścieniem Nisko i Racławice, tj. Malce,
Barce, Warchoły, Borowiną, Nową Wieś, a przede wszystkim
Wolinę. Dalszym jakby uzupełnieniem tego wieńca było kilka
miejscowości za Sanem - Pysznica, Zarzecze, Dlanów i Bielizny.
Racławice były siedzibą i głównym punktem naszego okręgu.
Oprócz mnie w Racławicach mieszkali szef II wydziału por.
"Zbyszko" /wywiad/, szef V wydziału por. "Jędrzej" /propagan-
da/, komendantka okręgu Narodowej Organizacji Wojskowej
Kobiet /N.O.W.K./ kpt. Maria Mirecka. W Wolinie mieszkali:
pierwszy adiutant komendanta okręgu por. Janusz Jelonkiewicz,
pierwszy zastępca komendanta Okręgu NÓW Stanisław Poźniak-
Poznański -z wydziału III /operacje/ mjr Majewski i kpt.
Dąbrowski, nadto w Wolinie miał swoje stałe miejsce pobytu
oddział dywersyjny por. Walentego Hetnara. Punkt kolportażu
mieścił się na Barcacb - tu na wystawionym na największe
niebezpieczeństwo punkcie, pracowali nauczyciel Jasnosz ze swą
żoną i Rudolf Paszkowski. W Nisku mieszkał szef wydziału I
organizacyjnego kpt. Henryk Gawryś, a potem kpt. Mieczysław
Maroszek. Za Sanem w Bielinach stale mieszkał w swym majątku
szef wydziału IV /zaopatrzeniowiec/ książę Piotr Czartoryski, w
Olanowie wiceprezes Zarządu Okręgu Stronnictwa Narodowego, ks.
Nachaj-ski, w Zarzeczu natomiast mieszkali nr. Wielopolski i
Zięba, obaj z wydziału propagandy.

Ale nawet przy tak szczęśliwym rozwiązaniu całego, ze wszech

miar trudnego problemu przez rozładowanie ciężaru prą-

background image

- 48 -

cy na szereg miejscowości, w dalszym ciągu, czy to z tytułu
zajmowanego kierowniczego stanowiska, czy też dzięki ••*
zwyczajowi i teraz dom nasz zawsze był pełen konspircU, .,>».-Totaż
z uwagi na wiszące nad domem stałe niebezpieczeństwo, trzeba
było temu przeciwdziałać. Nie było to ani takie proste, ani
łatwe, bo nawet przy zachowaniu jak najdalej posuniętej
ostrożności, wychodziły często różne kłopotliwe sytuacje. Pa-
miętam, jak jeden z moich kolegów sądząc, że rodzica nie znają
go przedstawił się jako Wypowski - po odejściu kolegi, ojciec
zapytał, od kiedy to Wacuś Pieczonka amienił nazwisko.

Albo innym razem w momencie kiedy od naszej wspólnej znajo-

mej mgr Janiny Setlakówny odbierałem przysięgę i kiedy powtarzała
za mną słowa roty przysięgi - do pokoju wszedł ojciec zastając
nas w pozycji na baczność - wprawdzie ojciec dyskretnie wycofał
się z pokoju, ale potem żalił się do matki: "widzisz do czeg6 to
doszło, gdy ja wchodzę do pokoju oni przestają mówić". A już
kapitalna była sprawa, kiedy ojciec w tajemnicy przed matką
kolportował nasze tajne pismo "Szczerbiec", a matka w tajemnicy
przed ojcem robiła to samo. Te próby odsuwania od tajemnicy
rodziców były niepotrzebne, bo jak się potem okazało moi rodzice
nie tylko orientowali się we wszystkim, ale z całej duszy nam
pomagali, a w chwilach zagrożenia ojciec potrafił zachować za-
dziwiająco zimną krew.

Tymczasem w dniu 18 września 19^0 roku nastąpiła poważna wsypa

naszego kolportażu. Droga kolportażu biegła od Racławic poprzez
Barca, do Raniżowa, a stąd do Rzeszowa. Padł wówczas nasz główny
punkt kolportażu okręgu, który mieścił się na Barcach
-aresztowano wówczas nauczyciela Jasnosza z żoną i Rudolfa Pasz-
kowskiego. Gestapo przyszło wówczas w tym samym dniu po mnie
-byłem wówczas na odprawie komendantów Okręgąw NÓW w Warszawie.
Siedziba okręgu została przeniesiona do Jarosławie i tam też od
tej pory zamieszkałem. Do domu w Racławicach wstępowałem coraz
rzadziej, bo tak nakazywał rozsądek i zasadnicze względy konsp:

background image

- 49 -

racyjne, jednak zawsze ciągnęła chęć odwiedzenia domu, a w ojca,
matkę i siostry. Byłem już przez Gestapo rozszyfrowany i
poszukiwany - rozesłano za mną listy gończe, jako za szkodnikiem
III Rzeszy.
W dniu 5 grudnia 1941 roku wracając z Warszawy z odprawy ko-

mendantów okręgowych NÓW wstąpiłem do Racławic. Uciechy i radości
było wiele, gawędziliśmy do późnej nocy. A jednak te błogie chwile
obcowania z rodziną nie trwały długo. W dniu 6 grudnia około 9-sj
rano przyszedłem do kuchni po ciepłą wodę do golenia - matka
poradziła mi poczekać w łóżku zanim zagrzeje wodę. Nie wracałem
już do swego pokoju, ale wlazłem pod pierzynę do łóżka matki. W
kilka minut później usłyszałem przeraźliwe wrsaski w fcuchni,
instynktownie nasunąłem pierzynę na głowę i tylko przez mały otwór
obserwowałem co się dzieje. Do pokoju wszedł major Gestapo z
rewolwerem w ręku prowadząc matkę i moje dwie siostry i domagał
się mego adresu. Po chwili wrócił z powrotem do kuchni i zamknął
za sobą drzwi. Z kuchni dochodziły mnie głośne krzyki, okazało
się, że ojca Niemiec zaczął szarpać, a ojciec mocno odepchnął go
od siebie i krzyczał na niego- zrobiło się większe zamieszanie.
Matka weszła z załamanymi rękami do tego pokoju gdzie byłem
schowany. Młodsza siostra Helena upadła na kolana i zaczęła
odmawiać "Pod Twoją obronę". Pierwsza myśl, to ratować się przy
użyciu broni, którą miałem ze sobą, ale myśl ta została odsunięta
przez obawę o los rodziny. Matka wska-| zała okno jako kierunek
ucieczki. Okazało się, że to było najlepsze. Siostra odsunęła
firankę, otworzyła okno i podsunęła stołek. Jednym susem znalazłem
się za oknem w piżamie, boso na śniegu i pod kątem ostrym
skręciłem za sąsiednie parkany, które łatwo przeskakiwałem,
wpadłem do domu sąsiadów Dudziców. » iabie bawiło się na podłodze
dwoje małych dzieci - rodziców ich nie było. Po chwili weszła
babka z okrzykiem "o la Boga, co pan tu robią". Ja na to
"cichojcie Dudzicka" i powiedziałem jej, jak i dlaczego się tu
wziąłem. Jednocześnie poprosiłem ją

background image

- 50-

by wyszła na drogę i z oddali patrzyła co się dzieje. Po jakiejś
godzinie wróciła, oświadczając, że Gestapo pojechało - nikogo
nie aresztowali. Następnie wyszła, by przynieść mi z domu ubra-
nie.

Opowiadano mi potem, że gdy Gestapo wróciło do pokoju, z

którego uciekłem, dla przeprowadzenia rewizji, firanka w oknie ,j»
szcze się ruszała.

W tej gorącej chwili weszła starsza siostra, która miała lek-

cje z dziećmi w tym samym budynku. Na widok, który jej się ujaw-\
nił struchlała - wiedziała bowiem, że ja jestem w domu. Młodsza :
siostra korzystając z odpowiedniej chwili szepnęła jej: "uciekł".;
Pierwszy ten szept nie dotarł do je,j świadomości. Wstrząs był za!
duży. Ponowiła ten sam szept — wówczas oblicze starszej jakby za-i
jaśniało. Nie zachmurzyła się nawet wówczas, kiedy gestapowiec na
odchodne zwrócił się do niej s "niech się ubiera bo jest aresz-
towana". Spokojnie i pogodnie szła przed, nimi. Kiedy się zatrzy-
mali przy drodze przed samochodem, gestapowiec niespodziewanie
oświadczył, że wyznacza termin siostrze tygodniowy

na

wydanie ad-

resu brata, albo zapłacenie kontrybucji w Dewocie jednego miliona
złotych, bo inaczej będzie źle. Wsiadł do samochodu, a siostra zt
stała. Wieś nasza głęboko przeżyła ten dzień, a ksiądz proboszcz
na plebanii doznał wstrząsu nerwowego. W domu naszym po odjeździ«
gestapo uciszyło się, wypogodziło i odprężyło. Po kontrybucję
nikt się nie zgłosił. Bywało, że podobne historie kończyły się g
rzej. Niespełna rok temu siostra Waleria została zabrana do wie.
zienia. Już po wojnie za czasów stalinowskich siostra Janina też

*

tam poszła na parę lat. W tym mniej więcej czasie został zabrany

brat Laon i wrócił dopiero po 7 latach. Aresztowania nas, reszty

rodzeństwa odbywało się w różnych czasach już poza domem, ft kord

pobił brat Adaś, a i Leonowi też wypadło niemało - cztery razy.

Razem 10 lat.

Wizyta moja w domu mogła się wydać niepotrzebna, ale niebawaa

okazało się, że nie ma nic złego, co.by na dobre nie wyszło. Ki«,

background image

- 51 -

dy stało się oczywiste, że jestem przez Gestapo rozszyfrowany
przeniosłem siedzibę Okręgu do Jarosławia. Tam na nowym miesz-
kaniu zameldowany zostałem jako rolnik z Podola na nazwisko
Tadeusz Stojewski. Nawiasem mówiąc imię Tadeusz przyjęło się
jako najczęściej używany mój pseudonim, a i mój synek, który
się wtedy urodaił też na cbrzoie świętym otrzymał imię Tade-
usz. W tym samym dniu, tj, 6 grudnia 194-1 roku w godzinach,
rannych do mojego.mieszkania w Jarosławiu przyszła żandarmeria
- okazało się, że jako rolnik byłem na liście na przymusowe
roboty do Niemiec, nie wiem czy z równym szczęściem jak w
Racławicach udałaby się ucieczka w Jarosławiu.

W ciągu pięcioletniej okupacji przeżywałem jeszcze wiele

razy mniej lub więcej trudnych i groźnych sytuacji. Robiło się
coraz ciaśniej, wzmagał się terror, okupant w nieludzki sposób
gnębił każdy przejaw życia polskiego. Częste aresztowania i
łapanki wykruszały systematycznie i nasze szeregi. Obok sze-
regowych młodych żołnierzy NÓW, ofiarą prześladowań zarówno
padali oficerowie, jak i działacze polityczni. Z roku na rok
sytuacja stawała się coraz goraza, a właściwie już w 1940 roku
został aresztowany szef wydziału organizacyjnego kpt. Henryk
Gawryś, który jako spalony na naszym terenie, został wysłany
do Zamościa i tam spotkało go aresztowanie. Kpt. Gawryś prawie
5 l

8

* przesiedział W obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. We

wrześniu 1940 roku, o czym już wspomniałem, aresztowano
moją

1

siostrę Walerię i wszystkich żołnierzy NÓW, którzy

zajmowali się kolportażem "Szczerbca", a potem "Walki". Przez
pięć lat Jasnoszowa, Liwówna, Gliniakówna i Kątowa siedziały w
osławionym obozie w Ravensbrttck. W niewyjaśnionych okolicz-
nościach już po odbiciu więzienia w Leżajsku zginął mój zastę-
pca Stanisław Późniąk-Poznański. Kpt. Adam Mirecki po drugiej
ucieczce z więzienia przeniósł się do Lublina, gdzie przez 2
lata pełnił funkcję komendanta okręgu NÓW Lublin. W 1941 roku
w drodze z Warszawy do Niska zaginął bez śladu pierwszy mój

background image

- 52 -

adiutant por. Janusz -Jelonkiewica. W 194-3 r. został rozstrze-

lany na rynku w Łańcucie wraz z innymi żołnierzami NÓW kpt.Ma-

roszek, komendant NÓW w powiecie niżańskim, późniejszy szef

Wydziału Organizacyjnego. Toteż w wyniku utraty tych wartoś-

ciowych ludzi należało nie tylko zreorganizować teren, ale

przetasować ludzi. Na komendanta NÓW powiatu niżańskiego został

mianowany z terenu tarnobrzeskiego oficer zawodowy Wp mjr

Michał Woźniak-Boruta.

Stalowa Wola

W okresie międzywojennym szczęśliwym pociągnięciem rządu

polskiego w dziedzinie gospodarczej była śmiała inicjatywa mi-
nistra przemysłu i handlu, Eugeniusza Kwiatkówskiego rozpoczę-
cia budowy nowoczesnego miasta i portu w Gdyni. Nawiasem mó-
wiąc, Gdynia w tym czasie była jedynym naszym wyjściem na sze-
roki świat. Minister Kwiatkowski zachęcor.,;' udanym eksperymen-
tem gdyńskim, w 1956 roku rzucił inny, jeb ,cze śmielszy projekt
budowy Centralnego Ośrodka Przemysłowego /COP/, który dla od-
miany miał powstać w centrum kraju, w widłach Sanu i Wisły. Wy-
konawcą projektu był zespół pod kierunkiem doc. U.W. Kosieradz-
kiego Władysława. Duchową stolicą i sercem tego gigantycznego
ośrodka przemysłowego miała być Stalowa Wola. Nowe miasto zos-
tało zbudowane na ziemiach należących do powiatu niżańskiego,
położonych w głębi sosnowych lasów, w pobliżu lewego brzegu Sa-
nu. Miasto rosło szybko, rozmachem swym przypominało tempo po-
wstawania niektórych miast amerykańskich. W krótkim czasie w
lasach dawnej puszczy sandomierskiej, ponad wierzchołki niekiedy
stuletnich drzew zaczęły wyrastać strzeliste kominy fabryczne,
a między sosnami rozłożyły się potężne hale fabryczne i piękne,
jak najbardziej nowoczesne osiedla mieszkaniowa: robotnicze,
urzędnicze i dyrektorskie. Najpierw liczne wycieczki podziwiały
przyszłą perłę naszego przemysłu dopatrując się, zu-

background image

- 55 -

pełnie słusznie, w zrealizowaniu budowy COP jedyną możliwość
ożywienia naszego życia gospodarczego. Następnie ludność całej
Polski, kraju o charakterze rolniczym, zelektryzowana tym no-
wym zjawiskiem, zaczęła napływać ze wszystkich dzielnic Polski
gnana nadzieją znalezienia tu lepszych warunków pracy i
wyższych zarobków. Jednak gros pracowników nowego ośrodka sta-
nowiła ludność dojeżdżająca z sąsiednich wsi i miasteczek od-
dalonych niekiedy 15 i więcej kilometrów. W wyniku szybkiego
rozwoju Stalowa Wola uzyskała status miasta powiatowego. Ale
jeszcze w październiku 1939

r

-

w

momencie kiedy rozpoczynaliśmy

naszą akcję podziemną, Stalowa Wola należała do powiatu ni-
żańskiego. Z uwagi jednak na specyficzny charakter tego, na
wielką skalę zapowiadającego się ośrodka przemysłowego potrak-
towaliśmy Stalową Wolę jako niezależną komórkę organizacyjną,
zbudowaną na zasadach obowiązujących każdy powiat. Z dawnych
lat dobrze znałem topografię miejsc, na których powstała Sta-
lowa Wola. Były to ogromne obszary leśne, do których jeszcze w
gimnazjum, w ramach obowiązującego przysposobienia wojskowego,
chodziliśmy z hufcem szkolnym na ostre strzelania.

Obecnie zmieniło się tu wszystko: wybudowano nowe domy, na-

pływali ciągle nowi ludzie. I w tym nowym, liczącym zaledwie
kilka lat mieście zaczęło się budzić i krzewić bujne życie to-
warzyskie. Natomiast nie zdążyło się jeszcze wytworzyć środo-
wisko o jakimkolwiek zabarwieniu politycznym. Dlatego wydawało
się nam, że nie mając bazy wyjściowej, ani żadnego punktu za-
czepienia do przeprowadzenia akcji werbunkowej, napotkamy na
nieprzewidziane przeszkody. Nawet zrodziła się alternatywa czy
rozpoczynać akcję werbunkową do NÓW w oparciu o pracowników
dojeżdżających każdego dnia do pracy, czy raczej bazować na
elemencie ludzkim stale zamieszkałym w Stalowej Woli. Bardziej
praktycznym okazało się rozwiązanie drugie. Sama jednak idea
prowadzenia organizacji dwoma pionami z powodzeniem utrzymała
się do końca okupacji niemieckiej. Niejednokrotnie okazało

background image

się, że właśnie dla pogłębienia konspiracji, utrzymanie '-sgo
podziału było bardzo celowe. Rozszyfrowani, czy tylko pozostający
pod obserwacją Gestapo, w Stalowej Woli nie mogli w niczym
zaszkodzić naszej organizacji terenowej i odwrotnie: nie-
powodzenia w terenie nie wpływały hamująco na naszą działalność
i w niczym nie naruszały spoistości i ciągłości organizacyjnej w
mieście Stalowej Woli,

Pracę organizacyjną rozpoczęliśmy z rozmachem. Zaraz na po-

czątku udało mi się pozyskać dla NÓW w Stalowej Woli młodego i
bardzo energicznego urzędnika, Alojzego Holeksę, Według opinii
najbliższych jego współpracowników właśnie Holeksa najlepiej na-
dawał się na to stanowisko. Posiadał on duże wpływy nie tylko w
kołach urzędniczych, ale cieszył się również dużą popularnością
wśród robotników. Po zainstalowaniu komórki kierowniczej na
szczeblu powiatu, sam przebieg akcji werbunkowej do NÓW nie na-
potykał już na żadne trudności. Szeroki zaciąg w szeregi NÓW
ułatwił nam następujący fakt! w tym czasie mieszkańcy Stalowej
Woli, w ogólnym przekroju, byli to młodzi mężczyźni, przeważnie
w wieku poborowym, którzy przynależność do tajnej organizacji
powołanej do zbrojnej walki z najeźdźcą uważali za swój patrio-
tycznyoobowiązek. Szybko, bo już na przestrzeni zaledwie kilku
pierwszych miesięcy, liczba zaprzysiężonych do NÓW wahała się w
granicach kilkuset ludzi. Aktywność pracy konspiracyjnej była
duża. Już w pierwszych tygodniach uprawiano na dużą skalę sabo-
taż, przeprowadzano dla celów wojskowych wywiad i wreszcie zbie-
rano i przechowywani broń, amunicję i oporządzenia wojskowe. W
innym miejscu wspominam o tym, jak komenda powiatu ciekawie
opracowała całą organizację na terenie biur, warsztatów pracy i
w halach fabrycznych. Przy aktywnym i sprawnym działaniu tajnej
organizacji, każdy odcinek życia został objęty akcją podziemną.
Po zorganizowaniu Zakładów Zbrojeniowych w Stalowej Woli należało
pomyśleć o dzielnicach mieszkaniowych i jej mieszkańcach. Zakłady
w Stalowej Woli zatrudniały kilka tysięcy różnego rodzą-

background image

- 55 -

ju pracowników.. Obok fabiyk istniały sklepy, hotele, restaura-
cje. Największym v tym czasie skupiskiem ludzkim była Spółdziel-
nia Robotnicza tzw. "Gospoda Robotnicza" i jej agendy - hotel i
restauracja. Prawie wszyscy pracownicy "Gospody" wraz z dy-
rektorem Zagoździańskim, kierownikiem Rusieckim, kierowniczką
Wojnicką należeli do NÓW. Opanowanie "Gospody" miało ogromny
wpływ na dalszy rozwój organizacji, nie tylko w samej Stalowej
foli, ale nawet wpływ ten zaznaczył się w skali całego okręgu, f
miejscowym hotelu uzyskaliśmy bardzo wygodne i względnie bez-
pieczne kwatery. Jednak najważniejszą dla nas sprawą było uzy-
skanie specjalnej przepustki, upoważniającej mnie do swobodnego
poruszania się na terenie kilku powiatów naszego okręgu. Prze-
pustkę tę wydano mi w celu skupu na wolnym rynku żywności dla
restauracji przy "Gospodzie Robotniczej". Skoro zorientowałem
się, że wydana przez Niemców w Stalowej Woli przepustka była w
terenie respektowana, postanowiłem wykorzystać ten fakt dla ce-
lów naszej organizacji. Dobrałem sobie kilku kolegów ze sztabu
okręgu NÓW jak kpt. Henryka Gawrysia, por. "Zbyszka", por. "Ję-
drzeja", Leszka Gródeckiego, Janusza Jelonkiewicza, kpt. Mie-
czysława Maroszka i jeszcze kilku innych, używając ich jako mo-
ich pomocników. Na zmianę we dwóch lub trzech jeździliśmy od wsi
do wsi, w pierwszym rzędzie dla potrzeb naszej akcji podziem-
nej, a dopiero w wolniejszych chwilach od zajęć organizacyjnych
zajmowaliśmy się wykonywaniem obowiązków wypływających z tytułu
naszego nowego zawodu. I jedno i drugie zajęcie wykorzystaliśmy
z powodzeniem. Te nasze role, w których oficjalnie wystę-
powaliśmy w charakterze handlarzy, dawały nam naprawdę dużą
swobodę ruchów i pewną niezależność finansową. W wytworzonych
warunkach potrafiliśmy w pełni wykorzystać trwającą przez długie
miesiące dogodną koniunkturę. Jak z tego wynika, "Gospoda
Robotnicza" stworzyła nam dogodne warunki poruszania się po te-
renie, ale oprócz tego istniała też możliwość zadomowienia się
na dobre w samej Stalowej Woli. Restauracja przy "Gospodzie

background image

- 56 -

Robotniczej" była najbardziej newralgicznym punktem. Wydawano w
niej kilkaset posiłków dziennie. Wszyscy pracownicy "Gospody"
wraz z kelnerkami należeli do NÓW. Ktoś jednak na miejscu musiał
czuwać nad całością tego ważnego, jakby zbiorczego odcinka £ycia
mieszkańców Stalowej Woli. Za zgodą i w porozumieniu z Zarządem
"Gospody" umieściliśmy w restauracji wyrobioną naszą działaczkę,
znaną jeszcze z przed wojny z Młodzieży Wszechpolskiej we Lwowie,
Helenę Mireeką, Pracowała ona w "Gospodzie" pod prawdziwym swym
nazwiskiem w charakterze kasjerki, a pod pseudonimem "Justyny"
zorganizowała główną składnicę łączności miedzy naszym okręgiem,
a Komendą Główną NÓW w Warszawie. "Justyna" jeszcze w czasie
studiów przeszła dobrą szkołę polityczną i organizacyjną pod
kierownictwem wybitnego naszego działacza, znanego szczególnie na
terenie uczelni lwowskiej, Jana Bogaa-nowicza, Z przyjętych na
siebie obowiązków wywiązywała się bardzo dobrze. Przydało się jej
doświadczenie z czasów studiów, W krótkim czasie potrafiła
nawiązać łączność ze wszystkimi działaczami naszego Okręgu i była
zorientowana w całokształcie naszej pracy organizacyjnej. Punkt
ten istniał przez dwa lata. Przez ten czas nie było żadnej wsypy.
Wprawdzie ludzie nasi padali ofiarą aresztowań, ale najczęściej
były to aresztowania przypadkowe, na skutek stosowanych przez
okupanta restrykcji dla wzmożenia coraz to większego terroru. W
pierwszych miesiącach okupacji w całej Polsce, a szczególnie po
dużych miastach, nieraz zaglądało widmo głodu. Już w następnych
latach Polacy potrafili na taw. pasek wyżywić nawet takie kolosy
miejskie, jak okupacyjna Warszawa z prawie dwoma milionami
mieszkańców. "Justyna" była pierwszą w naszym okręgu, która
zorganizowała przesyłki paczek żywnościowych do więzień i obozów
koncentracyjnych. Ęjrła to jej inicjatywa, nawiasem mówiąc,
możliwa do zrealizowania przy pełnym porozumieniu i za zgodą
członków Zarządu "Gospody Robotniczej", Mimo nawału pracy i
spraw, które przechodziły przes ten punkt nie zanotowano
specjalnych uste-

background image

- 57 -

rek, a tylko przy kolportażu nielegalnej prasy zrobiła Justyna
bardzo ważne spostrzeżenie, z którym aa prowincji należało się
liczyć. Zdarzyło się tak, że kurierka z Warszawy, Anita Ma-
tyjanka przyjechała do Stalowej Woli z ładunkiem nielegalnej
bibuły. W podręcznej torbie przywiozła około tysiąca egzemplarzy
"Walki". Anita ubrana w spodnie i buty narciarskie, zwracała na
siebie niepotrzebnie uwagę. Innym razem z konspiracyjną prasą
przyjechała Genula Jeszke. Genula reprezentowała rzadki i bardzo
oryginalny typ kobiecej urody. Śliczna dziewczyna, o białej jak
mleko cerze, miedzianych włosach, w czarnym dużym welurowym
kapeluszu mimowoli zwracała oczy nawet najbardziej obojętnych
przechodniów. Obie te kobiety należały do pierwszego zespołu
kurierek, które przeszły naprawdę dobrą szkołę za czasów
kierownika kolportażu na cały kraj, Tadeusza Łukasiewicza. Na
moje pytanie, wyrażone z wielkim zdziwieniem o powód tego, tak
ekscentrycznego stroju obie kurierki oświadczyły, że tyle im
jedynie pozostało z ich osobistej garderoby. Istotnie w
zawierusze wojennej, jaka nawiedziła nasz kraj, Matyjan-ka
utraciła dom we Lwowie, a Genula w Poznaniu. Obie młode stu-
dentki, znane jeszcze przed wojną jako młodzieżowe działaczki
narodowe, każda na terenie swojej uczelni poniosły bohaterską
śmierć w walce z okupantem. Anita zginęła rozstrzelana w obozie w
Ravensbrttck, a Genula Jeszke w walce z bronią w ręku w obronie
tajnej drukarni "Walka". Z czasem doszliśmy do wniosku, że nie
tyle praktyczniej, ale o wiele bezpieczniej w pracy kurierskiej i
kolporterskiej było posługiwać się kurierkami z własnego terenu.
Ostatecznie przeszliśmy całkowicie na służbę frorierską
działaczek naszego okręgu. Praca naszych kurierek prowadzona
naprawdę w ciężkich warunkach zasługuje na specjalne
podkreślenie, tym bardziej, że do tej niebezpiecznej a od-
powiedzialnej pracy zgłaszało się wiele kobiet z HOWK, które z
największym poświęceniem, niekiedy przy ogromnej, graniczącej z
dużym ryzykiem brawurze, na odcinku niebezpiecznym, na szła-

background image

- 58 -

ku kolportażowym Warszawa - COP nie spowodowały Jednak nigdy
"wsypy". Jeździły do Warszawy na zmianę: księżna Lubomirska z
Cbarzewic, Maria i Helena Mireckie, Stanisława Gliniak-Mirecka,
Maria Kornasowa, Hanka Sowianka, Helena Mrzygłodowa, pułkowni-
kowa Piechurowa i wiele innych*

Dłuższy ustęp poświęciłem kurierkom i kolportażowi konspira-

cyjnej prasy, ale rzeczywiście przez ponad dwa lata punkt łącz-
ności okręgu i punkt rozdzielczy kolportażu mieściły się w Sta-
lowej Woli. Od roku 1942 stałym kolporterem naszej prasy był
"Zięba", który w przebraniu kolejarza, prawie przez trzy lata,
każdego tygodnia szczęśliwie przewoził około dwóch tysięcy "Wal-
ki" i innych naszych pism konspiracyjnych. Po dwóch latach urzę-
dowania na naszym punkcie łączności, Helena Mirecka powołana zo-
stała do Warszawy na łączniczkę Zarządu Głównego Stronnictwa Na-
rodowego, jednocześnie była łączniczką i szyfrantką przy Delega-
turze Rządu na Kraj. Po którychś z rzędu aresztowaniach został
już po raz drugi aresztowany komendant NÓW Holeksa i jego naj-
bliższy współpracownik Kazimierz Eazmiercz

;

;k oraz adiutant przy

komendzie powiatu - bardzo ruchliwy - młody Zagożdziński. Po tych
wypadkach należało przeorganizować niektóre wydziały komendy po-
wiatowej NÓW. Przede wszystkim cały ciężar pracy z osiedla ro-
botniczego przenieśliśmy na osiedle dyrektorskie. Nowym komen-
dantem został dyrektor Huty, inż. Stanisław Dietrich. Do sztabu
przy komendzie powiatowej NÓW zostali dokooptowani inżynierowiet
Witold Szmuk, Cezary Murski oraz dwóch oficerów służby stałej,
pracujących w Stalowej Woli pod zmienionymi nazwiskami. Dwaj ko-
lejni oficerowie sztabowi zostali przeniesieni na inny teren. Mjr
Antoni Horacy "Pomian", został komendantem NÓW na powiat ja-
rosławski, a mjr "Baran" - "Lucjan" został szefem sztabu przy
Komendzie Okręgu NOW-COP. Kwaterę swoją ż hotelu przy "Gospodzie
Robotniczej" przeniosłem do ks. SkocZyńskiego w Pławię, wsi le-
żącej najbliżej Stalowej Woli.

Przeprowadzone z konieczności zmiany nie osłabiły naszej, do-

background image

. - 59 -

brae już osadzonej v siodle organizacji. Próby innych organizacji
konspiracyjnych o uzyskanie wpływów w Stalowej Woli, dużo
spóźnione, nie przyniosły specjalnych sukcesów. Dodać jeszcze
trzeba, że dokonane zmiany były bardzo potrzebne z uwagi na
ogólne bezpieczeństwo. Po tych zmianach w szeregach NÓW powiało
jakby nowym życiem. Ciągle trzeba pamiętać o tym, że Niemcom
zależało bardzo na zachowaniu pełnej sprawności produkcji zbro-
jeniowej w Stalowej Woli. Stąd specjalna załoga Wehrmaohtu i
żandarmerii, które strzegły ważniejsze gmachy. Niemniej NÓW pod
nowym kierownictwem zaczęła się umacniać i przeszła do kon-
kratnych zadań. Oficerowie zawodowi przeprowadzali szkolenia
bojowe. Głównie zwracano isage na walki uliczne i umiejętność
posługiwania się materiałami wybuchowymi, gdyż jednym z głównych
zadań NÓW w Stalowej Woli było niedopuszczenie do zburzenia
Zakładów Przemysłowych i miasta w momencie wycofywania eię
Niemców. Podobnie straż pożarna, utrzymywana przez Niemców, a
kierowana przez Polaka, nastawiona była na obronę Stalowej foli
przed zburzeniem. Na czele straży, z ramienia NÓW stał inż.
Malinowski. Również robotnicy mieli bronić miasta przed
zburzeniem. Urzędnicy byli przygotowani do objęcia administra-
cji, a inżynierowie do uruchomienia produkcji przemysłowej dla
potrzeb wyzwolonej Polski. NÓW przeszła różne burze. Ubywali
jedni, a na ich miejsce przychodzili nowi ludzie i chociaż
wzmagał się terror, akcja podziemna w Stalowej Woli szła aa
pełnych obrotach. W wielu wypadkach żołnierze NÓW przepro-
wadzając sabotaż, musieli używać środków i sposobów stosowanych
do lokalnych potrzeb. Dobrze zorganizowany był wydział
propagandy. Prasa nasza podtrzymywała załamującego się ducha w
dniach klęski, starając się wskazywać nadchodzące, lepsze jutro.

W ciągu pięciu lat ostrej, bezpardonowej walki z Niemcami

przenosząc się z miejsca na miejsce, nigdy nie zaniedbaliśmy
naszej pracy organizacyjnej na terenie Stalowej Woli, uważa-

background image

- 60 -

LLśmy bowiem, że ten ośrodek przemysłowy będzie bardzo pot„zeb-ny
powstającej po klęsce Niemców nowej Polsce. Żołnierze z szeregów
NÓW również mocno w to wierzyli i dlatego tak chętnie szli na
współpracę z nami. Stalowa Wola różniła się może od innych miast
tym, żs nie było tu, w dzisiejszym zrozumieniu, zróżnicowanych,
klas społeczrgrch. Nie wytworzył się jeszcae staEJmieszczarisl nie
istniały wolne zawody ani rzemiosło. W miejsce tego wytworzyła się
niespotykana zbyt często solidarność narodowa. W obliczu
śmiertelnego zagrożenia nikomu nie przyszło na myśl propagowanie
jakiejś demagogii klasowej. Właśnie tutaj w Stalowej Woli dyrek-
torowie huty i kierownicy wydziałów o dużej produkcji z pełnym
zaufaniem powierzali polskiemu robotnikowi trudne zadania, prze-
widziane w ogólnych planach taktycznych NÓW, dotyczących Stalowej
Woli. Robotnicy natomiast, zupełnie na wzór dyscypliny wojskowej,
karnie, a co ważniejsze chętnie wykonywali rozkazy swych
bezpośrednich przełożonych. Niemcy musieli po trochu orientować
się w naszych planach. Kilka razy były zakładane materiały wybu-
chowe pod ważniejsze budynki fabryczne. Jtsdaak znając zdecydowaną
postawę polskiego robotnika, Niemcy nie chcieli ryzykować zbu-
rzenia Stalowej Woli, bowiem następstwa takiej decyzji mogłyby
skomplikować ich odwrót. Trzeba zapisać na plus kierownictwa akcji
podziemnej w Stalowej Woli, że mimo przygotowania i ogólnego
oburzenia na Niemców Stalowa Wola nie rozpoczęła walki powstańczej
i w ten sposób uniknęła losu stolicy.

Tarnobrzeg

Tarnobrzeg, powiat wielkich kontrastów zarówno pod względem

topograficznym, gospodarczym, jak i politycznym stanowił w Polsce
pewnego rodzaju fenomen. Ziemie tego powiatu usytuowane w centrum
Małopolski były terenem ścierania się różnych wpływów politycznych
od narodowego poprzez ruch ludowy, aż do komunizmu włącznie. Tutaj
właśnie, jakby w jakim tyglu gospodarczym mieszały się bogactwa
wielkich majątków ziemskich z nędzą wsl gali-

background image

- 61 -

cyjskiej. Jałowa gleba tych okolic niewątpliwie miała jakiś
wpływ na ukształtowanie się specyficznego typu chłopa, skłonnego
do radykalizmu społecznego i politycznego. Powiat tarnobrzeski
uchodził za najbardziej radykalny w Polsce. Mówiło się
powszechnie, że duch Jakuba Szeli pokutuje do dzisiaj wśród
chłopów tej okolicy* Dokładna obserwacja życia politycznego w
pełni opinię tę potwierdziła. Dopiero pierwszym, naprawdę
większego formatu działaczem politycznym, który tym wpływom
umiał przeciwstawić się był ks. Stanisław Stojałowski. jeszcze
wielu ludzi ze starszego pokolenia pamiętało jego ruchliwą
postać. Ksiądz Stojałowski na przełomie wieku XIX i XX uwijał
się po ziemi tarnobrzeskiej i uczył lud polski patriotyzmu,
budząc w nim ducha narodowego. Niejednokrotnie w kolizji ze
swymi władzami duchowymi i świeckimi, śmiało występował wobec
rządu austriackiego upominając się o poprawę bytu na
zaniedbanej wsi polskiej. Założył i na własną rękę wydawał znane
w całej byłej Galicji pisma dla ludu "Wieniec" i "Pszczółkę".
Chłopi doceniając w pełni znaczenie i wagę, jak na owe czasy,
bardzo śmiałych wystąpień swego duchowego przywódcy, już za
życia stawiali mu pomniki. Zaraz przy wjeździe, jakby ubrany do
Ziemi Tarnobrzeskiej przy głównym gościńcu z Roz-wadowa do
Tarnobrzega i Sandomierza, na placyku przykościelnym we wsi
Turbia, stał duży i piękny pomnik ks. Stojałowskie-go. Obok ks.
Stojałowskiego prawie w tym samym czasie daje się poznać jako
wybitny działacz narodowy światły wójt z Dzi-kowa Jan Słomka.
Tuż przed II wojną światową ukazały się świetnie napisane
pamiętniki Słomki. Córka Słomki, mgr Janina Słomkówna w czasie
okupacji była komendantką Narodowej Organizacji Wojskowej Kobiet
/NOWE/ na powiat tarnobrzeski. Wreszcie trzeba wybitna sylwetka
działacza narodowego, to długoletni buimistrz Tarnobrzega,
osobisty przyjaciel Dmowsfciego adwokat Surowiecki.

Jednak życie polityczne Ziemi Tarnobrzeskiej nie potoczyło

background image

- 62 -

się torem wyznaczonym przez ks. Stojałowskiego. W latach nastę-
pnych trzeba odnotować upadek zdrowej myśli politycznej - w m e
jsce nauki ks, Stojałowskiego o miłości Boga i Ojczyzny, dały się
zauważyć ruch odśrodkowe, które były niewątpliwie zapowiedzią
gorszych jeszcze czasów. Dwaj posłowie na Sejm ks. Eugeniusz
Okoń i Tomasz Dąbal, obaj z radykalnego Stronnictwa Chłopskiego,
zacietrzewieni politycy klasowi, nie bacząc na całość i
bezpieczeństwo naszej dopiero co powstałej ojczyany w 1919 roku,
ogłosili Rzeczpospolitą Tarnobrzeską. Chociaż żywot tego
sztucznego tworu politycznego był krótki, w dalszym ciągu
usiłowali działać w skrajnie radykalnym kierunku, mącąc spokój
tego powiatu.

W czasie wojny 1920 r. Dąbal działał na rzecz Sowietów na

tyłach armii polskiej. Po zwycięstwie Armii Polskiej Dąbal
zbiegł do Rosji, jednak w niedługim czasie potem został tam roz-
strzelany razem z innymi komunistami polskimi. Tymczasem nade-
szły czasy ponurej okupacji niemieckiej w Polsce. Naczelne wła-
dze Stronnictwa Narodowego mianowały mnie rrezesem Zarządu
Okręgu Rzeszowskiego i komendantem okręgu rzeszowskiego NÓW,
inaczej zwanego okręgiem COP-u. Obecnie miałem się zająć zorga-
nizowaniem opinii najtrudniejszych chyba powiatów tarnobrzes-
kiego i kolbuszewskiego. Dodatkowa trudność wypłynęła stad, że
nigdy w Tarnobrzegu nie byłem, nie znałem miejscowej ludności,
jednym słowem miałem wkroczyć na zupełnie nieznany mi teren,
który jak z dotychczasowych wiadomości o nim, nie usposabiał
zbyt optymistycznie. Zastanawiałem się więc, od czego należy
zacząć pracę i zupełnie przypadkowo dowiedziałem się, że w Ra-
domyślu n/Sanem mieszka głośny kiedyś ks. Eugeniusz Okoń. Wy-
brałem się rowerem do Radomyśla i złożyłem mu wizytę. W okresie
mego wczesnego dzieciństwa widziałem raz ks. Okonia - musiało to
być w czasie którychś wyborów do Sejmu. Ks, Okoń majestatycznie
kroczył wówczas przez wieś, a za nim gromada ludzi z przewagą
bab. Es. Okoń często przemawiał, a czynił to na j-

background image

- 63 -

chętniej pod go2ym niebem. Nie ulega wątpliwości, że miał- coś w
sobie z trybuna ludu, tylko o zacięciu raczej demagogicznym.

Od tej pory upłynęło równych 20 lat, zobaczyłem teraz innego

człowieka. Dawniej butny, pewny siebie, występujący z wielkim
rozmachem, dzisiaj był poważny i opanowany. Zapoznaw-szy się z
celem mojej wizyty, w pierwszej chwili był jakby trochę
zażenowany wizytą przedstawiciela Stronnictwa Narodowego, ale w
miarę upływu czasu ożywił się i interesował się bardzo sprawami
bieżącej polityki krajowej i wydarzeniami na frontach wojennych/
O dawnych czasach mówił niechętnie, a moją prośbę nawiązania do
tych spraw, których był jednym z głównych autorów, skwitował
krótkos były to inne czasy i wymagały innego działania. Po
blisko dwugodzinnej rozmowie, zapoznawszy się dokładnie z celami
naszej organizacji podziemnej, ks. Okoń wyraził chęć wstąpienia
w nasze szeregi. Obawy moje, co do trudności jakie ewentualnie
mogłem w przyszłej mej pracy napotkać, starał się pomniejszać, a
ze swej strony właśnie zachęcał mnie do pracy na rzecz
Stronnictwa Narodowego i Narodowej Organizacji Wojskowej,
wychodził bowiem ze słusznego założenia, że w wytworzonej
sytuacji, jedynie Stronnictwo Narodowe posiada, przez nikogo
niekwestionowany tytuł moralny do reprezentowania interesów
narodowych. Przy pożegnaniu ks. Okoń zapraszał mnie na
przyszłość, obiecując służyć potrzebnymi infounacjami i
ofiarowując swój gościnny dom na potrzeby naszej organizacji.
Powiat tarnobrzeski zjeździłem wzdłuż i wszerz w ciągu 5 lat
okupacji, pociągami, furmankami, rowerem. Pieszo przeszedłem
prawie wszystkie ścieżki powiatu, ale więcej z ks. Okoniem się
nie spotkałem.

Ty&h kilka słów poświęciłem tej tak charakterystycznej z

dawnych lat postaci politycznej - wydawało mi się bowiem, że
między nami teraz doszło do zgody, ala jakże bywało dawniej? Ks.
Okoń tworząc "Republikę Tarnobrzeską" działał dezintegra-cyjaie,
gdy tymczasem ja występujący w o wiele gorszych wa-

background image

- 64 -

rockach przynosiłem ze sobą ideę wszechpolską, polegającą na
zjednoczeniu wszystkich Polaków i wszystkich ziem polskich w jedno
nierozerwalne Państwo Narodu Polskiego. Niemniej obiektywnie
muszę stwierdzić, że prace organizacyjną na terenie powiatu
tarnobrzeskiego zacząłem od ks. Okonia, właśnie ks. Okoń dał mi
wiele adresów i ułatwił mi kontakty, co w dużym stopniu pomogło
mi w pracy na terenie powiatu kolbuszewskiego i tarnobrzeskiego.
Po rozmowie z ks. Okoniem zorientowałem się do tego stopnia, że
teraz wiedziałem przynajmniej od caego zacząć. Jeszcze w tya
samym tygodniu, w grudniu 1939 r. odwiedziłem w Tarnobrzegu
mecenasa Surowieckiego, Mecenas, jak mi potem wyjawił nie miał
początkowo do mnie zaufania. Dopiero, gdy udałem się do prof.
Szezerbowskiego okazało się, że mieliśmy wspólnych znajomych i
wobec tego już łatwo doszliśmy do porozumienia. Profesor
Szczerbowski zaraz urządził dla nas zebranie w mieszkaniu rnec.
Surowieckiego. Obecni na zebraniu byli: mec. Surowiecki, prof.
Szezerbowski, ks. kanonik Gunia, Turbak, jeden reprezentant mło-
dzieży - razem z moim adiutantem kpt. Chruścielem było nas 7
osób. Zebranie to odbyło się w bardzo serdecznej atmosferze ko-
leżeńskiej, uczestnicy zebrania żywo interesowali się już zor-
ganizowanym polskim podziemiem, ze swej strony przyrzekli jak
najdalej idącą pomoc i współpracę. Od tego dnia zaczęła się bardzo
intensywna praca w życiu podziemnym ziemi tarnobrzeskiej.

Patrząc na tamte czasy, z perspektywy minionych lat, wspominam

jak niezbyt pewnie stawiałem pierwsze kroki w mej pracy koa- |
spiracyjnej na terenie powiatu tarnobrzeskiego, a przyszłe jej
wyniki oceniałem wręcz sceptycznie. Nie liczyłem przecież na
jakieś większe sukcesy w powiecie o tak burzliwej przeszłości
politycznej. Olymczasem, ku zdziwieniu najbliższych współpracow-
ników z terenu powiatu tarnobrzeskiego nasza akcja werbunkowa już
w pierwszych tygodniach dawała bardzo dobre wyniki. Podobnie jak
w Nisku i w Stalowej Woli, tak teraz w Tarnobrzegu akcja ta
przybierała charakter masowego ruchu oporu. W następnych

background image

- 65 -

latach te trzy powiaty: Hisko, Stalowa Wola i Tarnobrzeg pod
względem liczby zaprzysiężonych członków, jak również pod wzglę-
dem prężności organizacyjnej były najsilniejszymi powiatami w
naszym okręgu. Tylko w jednym powiecie tarnobrzeskim liczba
żołnierzy NÓW wahała się stale w granicach około 1000 ludzi.
SÓW w głównej mierze opierała się na elemencie młodym, starsi
natomiast młodym patronowali i jak najbardziej z nimi współpra-
cowali. Tarnobrzeg, by tradycji stało się zadość i w tej wojnie
prowadził życie w podziemiu bardziej może burzliwe niż inne
tereny i może złożył większą daninę krwi najlepszych swych

Świadectwem tego jest długa lista komendantów powiatu NÓW.

Pierwszym komendantem był sędzia Stanisław Poźniak-Poznański,
następnym student Politechniki Warszawskiej Janusz Jelonkie-
wica, potem wysiedlony z Poznania Adam Nowicki, następnie apli-
kant adwokacki Zbigniew Oszyński, aż wreszcie kpt."Kruk" /Mar-
cin Kusiński/. Do sztabu przy Komendzie powiatu wchodzili por.
Marian "Podkowa"-Szyiaański, por. Tadeusz Szumowski, kpt. Henryk
Puchaleki, "Stary", ks. kanonik Szado, Leon Puk i dr Łazo-wski.
W skład komendy powiatu NOWK wchodziły panies Janina
Słomkówna, ks. Lubomirska, Zaleska, Maria Łazowska, Maria Jac-
Icowska i wiele innych. Wobec licznie rozbudowanych sztabów, siłą
rzeczy musiała odpowiednio być silna organizacja. W powiecie
były liczne ogniska masowego ruchu oporu - były wsie, gdzie
dosłownie wszyscy mieszkańcy należeli do NÓW. A samo miasto
Tarnobrzeg, było tak dobrze zorganizowane i tak wydajnie praco-
wało, że mogło uchodzić za wzór pracy prowadzonej w ramach na-
rzuconych przez okupanta warunków.

Niewątpliwie największe zasługi dla gruntownego przeobra-

żenia powiatu o zabarwieniu dotąd radykalnym na powiat o wpły-
wach narodowych położył ks. kanonik Gunia. Jako długoletni
katecheta gimnazjum w Tarnobrzegu znał prawie 20 roczników ab-
solwentów osiadłych po wsiach całego powiatu. Ks. Gunia wska-

background image

- 66 -

zywał nam najbardziej wartościowy element spośród młodzieży, co w
dużym stopniu ułatwiło przeprowadzenie akcji werbunkowej, a w
dalszym etapie akcji szkoleniowej.Chętnie do pracy wysuwał ludzi
młodych, ale właściwie sam trzymał rękę na pulsie życia or-
ganizacyjnego. Bez jego wiedzy nie podejmowano żadnej ważniej-
szej decyzji. Wyczuwało się bowiem, że wychowankowie lgną do
niego i odnoszą się z całym zaufaniem do swego katechety. W cza-
sie mego pobytu w Tarnobrzegu kwaterę miałem właśnie u ks. Guni.
Ściągał wtedy młodych na dyskusje, które zazwyczaj przeciągały
się do białego rana. Ks. Gunia rad był bardzo, gdy któryś z jego
wychowanków wybijał się w pracy organizacyjnej. Sam pilnował
linii politycznej i ideowej Stronnictwa Narodowego - kompromisów
nie uznawał. Opowiadał mi, że decyzję prezesa Sachy w sprawie
scalenia NÓW z ZWZ przechorował zawałem serca, uważał bowiem, że
ta niekorzystna umowa jest pierwszym kompromisem obozu
narodowego. Przywiązanie i ofiarność ks. Guni do organizacji nie
miała granic, w wypadkach koniecznej potrzeby ratowania naszych
finansów ks. Gunia potrafił nieraz wybawić nas z opresji. Pamię-
tam taki wypadek, kiedy w kwietniu 194O r. były organizacji po-
trzebne pieniądze i udałem się do ks. Guni. Przeprosił mnie i
wyszedł z mieszkania, za dobrą chwilę wrócił w towarzystwie hra-
biny Tarnowskiej z Dzikowa, która wręczyła mi paczkę banknotów -
w sumie 3 tysiące złotych, co nawet przy pewnej dewaluacji
złotego stanowiło ciągle jeszcze znaczną sumę. Zaznaczyć trzeba,
że hr, Tarnowska sama była w kłopotach materialnych, gdyż Niemcy
zajęli pałac, narzucili przymusowych zarządców, okroili i
kontrolowali dochody. Hojność swą zapewne odziedziczyła po swym
wielkim ojcu hr. Maurycym Zamoyskim, znanym z wielkiej ofias ności
na rzecz Komitetu Narodowego w Paryżu i jego akcji.

Tych kilka zaledwie nazwisk, które wymieniam, to były nasze

silne pozycje w życiu politycznym Tarnobrzega - za ich przykładem
poszła młodzież zarówno męska jak i żeńska, uczniowie wyższych
klas gimnazjalnych, harcerze, akademicy, młodzież okoli-

background image

- 67 -

cznych wsi, aż wreszcie wysiedleni z poznańskiego wśród któ-

rych znalazło się wielu wyrobionych i doświadczonych działaczy

narodowych. Młodzież rwała się do akcji bojowej, przechodziła

szkolenie bojowe i z wielkim zamiłowaniem przechowywała wssy-

stkie rodzaje broni. Najwięcej ochotników zgłaszało się do wy-

działowych oddziałów dywersyjnych i partyzanckich, gdzie nada-

rzały się dość często okazje do bezpośredniej walki z najeź-

dźcą hitlerowskim. Starsi i kobiety wielkie zasługi położyli

w pracy społecznej i charytatywnej. Do więzienia w Tarnobrze-

gu i Rozwadowie w ciągu 5 lat dostarczono około dwóch tysięcy

paczek. Kobiety z NÓW przechodziły przeszkolenie sanitarne i

gromadziły lekarstwa i opatrunki lekarskie. Obok akcji bojo-

wej, dywersyjnej i wywiadowczej wielką zasługą NÓW było zorga-

nizowanie i roztoczenie opieki nad tajnym szkolnictwem.

Trzeba ciągle pamiętać o tym, że Niemcy w pasji niszczenia

wszystkiego co polskie postanowili uderzyć w najbardziej

newralgiczną dziedzinę życia ludzkiego, w naukę. Yfrdali suro-

wy zakaz otwarcia szkolnictwa średniego i wyższego. Powstałą

w tej dziedzinie lukę NÓW załatwiła w ten sposób, że stworzyła

na wzór tajnej organizadji wojskowej, systemem piątkowym, tzw.

komplety szkolne. Organizacja nasza dostarczała potrzebne

podręczniki naukowe, jak również wyszukiwała fachowe siły

nauczycielskie nad którymi roztaczano opiekę. Pod wpływem od-

powiednio przeprowadzonej propagandy pęd do nauki był ogrom-

ny, nawet w najbardziej zapadłych wioskach istniały zorgani-

zowane komplety.

Dzięki tej akcji w prowadzeniu nauki nigdy nie było przer-

wy. Obok Tarnobrzega silne wpływy NÓW zaznaczyły się w Bara-

nowie i najbliższej okolicy. Komendantem placówki NÓW w Bara-

nowie był lekarz dr kpt. Łoś, ale właściwie cały ten teren

przeorał pracą organizacyjną miejscowy bardzo zdolny i wyro-

biony działacz, syn małorolnego chłopa spod Baranowa, mgr Piotr

Stępień. Doświadczenia polityczne i ideowe zdobyte w

background image

;.- 68 -

Młodzieży Wszechpolskiej w czasie studiów we Lwowie oraz pocho-
dzenie chłopskie były nie często spotykanymi walorami, one to w
dużym stopniu ułatwiały mu pracę na powierzonym odcinku, Stępień
w głównej mierze werbował młodzież wiejską, która ufając mu jako
swemu rówieśnikowi, szła za nim gromadnie. Jako wyrobiony już
działacz umiał zorganizować sobie pracę. Szkolenie bojów©
powierzył ukrywającym się w terenie oficerom zawodowym -sam
natomiast prowadził szkolenie ideowe i polityczne. Dość często
urządzał kursy ideowe - kursy takie prowadzone były albo przy
siedzibach okręgu, albo na miejscu, na placówkach NÓW w
poszczególnych powiatach.

Ha jednym takim kursie, zorganizowanym przez kpt. Stępnia wy.

głosiłem referat - odbyło się to w nocy -w lesie pod Baranowem. W
opuszczonej gajówce zebrało się ponad 50 chłopców, co jak na
warunki konspiracyjne było trochę za dużo* Na moją, co do tego
tsaagę zebrani starali się mnie uspokoić i zapewnić o bezwzględ-
nym bezpieczeństwie "las jest naszpikowany naszymi czujkami,
przez które nie dprzedostanie się nawet mu "ha". Koi. Stępnia
dość często spotykałem, bywałem u niego w domu, zdążyłem więc go
dobrze poznać i serdecznie się z nim zaprzyjaźnić. Przypominał
mi on dwóch innych działaczy narodowych pochodzenia chłopskiego:
mgr. Jana Chudzika ze wsi Wołoszyny koło Ulanowa oraz Jana
Kornasa studenta medycyny spod Hrubieszowa. Wszyscy trzej byli
przedstawicielami młodzieży wiejskiej, która z jednej strony nie
zerwała ze swym środowiskiem, a z drugiej świadoma swych celów
pięła się w górę wybijając się zarówno ofiarną pracą jak i
nieprzeciętnymi zdolnościami.

Właśnie dzięki wyrobionym ludziom chłopskiego pochodzenia

odnosiliśmy duże sukcesy w naszej pracy politycznej i wojskowej,
co niewątpliwie działało zachęcająco do dalszych wysiłków nad
zdobycie powiatu tarnobrzeskiego dla ruchu narodowego. Ktoś może
słusznie zauważyć, że właśnie w ciężkich chwilach życia
narodu.istnieją najlepsze warunki dla rozwoju idei narodowej.

background image

- 69 -

len skądinąd bardzo trudny powiat pod wpływem naszej akcji ulegał
głębokim prze obrażę niom, wyraźnie wyzbywał się długoletniego
pokostu klasowego, a stawał się terenem, na którym wyczuwało się
już wyraźnie, jak silnym rytmem zaczynała pulsować idea
narodowa. Chce dodać nawiasem, że najwięcej stosunkowo czasu
poświeciłem ziemi tarnobrzeskiej. W ciągu tych pięciu lat oku-
pacji niemieckiej poznałem prawie każdą wieś, wygłosiłem całe
dziesiątki referatów i zaprzyjaźniłem się z wieloma działaczami
wiejskimi. Już tylko te dwa ośrodki Tarnobrzeg i Baranów wy-
starczyły aby zapewnić naszej akcji podziemnej powodzenie
-tymczasem ośrodków takich w powiecie było dużo.

W parafii Trześń, w której proboszczem był ks. Michalec, za-

łożyciel i moderator Katolickich Kół Młodzieży spotka>em wielu
syrobionych ludzi, których z powodzeniem używaliśmy do pracy na
szczeblu powiatu, a nawet na szczeblu okręgu. Albo parafia Gó-
rzyce, w której znowu wielkie zasługi w pracy podziemnej poło-
żył wikary ks. Franciszek Lądowicz, syn chłopa z Antoniowa, czy
też sąsiedniego Pniowa za Sanem. Ks. Lądowicz w następnych la-
tach był kapelanem oddziału partyzanckiego "Ojca Jana", uznany
jako ks. ppłk "Kalina", Bardzo dynamicznym i ciekawym ośrodkiem
był Rozwadów, potem okolice Grabowa, Zaleszan, Zbydniowa itd. f
Zaleszanach komendantem placówki NÓW był sierżant Zygmunt Mą-
czka, w Zbydniowie sierżant Stanisław Kowal, ale opieka nad ca-
łością tego rejonu spoczywała w rękach doświadczonego działacza
uysiedlonego z Poznania "Starego". "Stary" już od dłuższego
czasu zapraszał mnie na dokładną inspekcję terenów pozostają-
cych pod jego opieką. Najpierw rowerami wybraliśmy się do bo-
dajże największej wsi powiatu do Grębowa. W dużej izbie wika-
rówki zebrało się ponad 100 osób - sień i miejsca pod oknami
były zatłoczone ludźmi. Jak wielka musiała być solidarność wśród
ludności Grębowa i okolicznych wiosek, skoro działacze nie oba-
wiali się urządzenia formalnego wiecu.

f drodze powrotnej udaliśmy się w lasy, dosłownie w sam śro-

background image

- 70 -

dak Puszczy Sandomierskiej. W nocy przy świetle pełni księżyca,
na pięknej, leśnej polanie zebrało się znowu około 50-ciu ludzi.
Komendantem miejscowej placówki NÓW był gajowy. Odprawy tej nie
zapomnę nigdy. Atmosfera ciszy nocnej i tło ciemnej ściany lasu
były niecodziennymi dekoracjami zjawiska, które wywarło na wszy-
stkich nie przemijające wrażenia. Komendant placówki po złożonym
mi raporcie' zarządził odmówienie modlitwy "Panie, Boże
Wszechmogący, daj ad. siłf i moc wytrwania w walce". Modlitwę tę
wprowadziliśmy obowiązkowo do każdej naszej zbiórki na wszyst-
kich szczeblach, była ona odmawiana przez jednego z uczestników
odprawy, przy tym wszyscy zachowywali postawę na baczność. Tym-
czasem tutaj, kiedy padła komenda do modlitwy, wszyscy uczestnicy
padli na kolana i chórem odmawiali modlitwę. Wydawało się nam, że
obrazek ten przenosi nas gdaieś w zamierzchłe czasy, na jakieś
prasłowiańskie uroczysko, na którym w największej tajemnicy
składano leśnym bóstwom ofiarę,

W następnych wioskach zabroniłem jednak urządzania masowych

odpraw, które właśnie były specjalnością "Starego". Tym razem
odprawy odbywały się piątkami, nie w domach, najczęściej za sto-
dołami, jakby na zapleczu wsi. Co kilka stodół stawała na zbiórkę
jedna sekcja złożona z pięciu plus sekcyjny. Sekcyjny składał
raport, odmawiał modlitwę, następnie po kolei wszyscy z piątki
składali sprawozdanie z wykonanej pracy za czas od ostatniej zbiór
fci. Dość często ze sprawozdań tych wyławiało się cenne wiadomości
dla naszego wywiadu. Taki sposób prowadzenia.odprawy miał tę
dobrą stronę, że zmuszał wszystkich do brania czynnego udziału w
życiu naszej organizacji, a sama organizacja przez to zyskiwała
wiele na atrakcyjności i wielkiej sprawności. Z kolei komendant
całej placówki przekazywał piątkom nowe instrukcje i wyznaczał
zakres pracy na okres do następnej zbiórki.

Ideałem w naszej pracy było dotąd uzyskanie 2 do 3-ch sekcji w

jednej wsi. Tymczasem tutaj w każdej wsi stawało na odprawę od 5
do 10 sekcji. I tak przechodziliśmy od jednej wioski do dru-

background image

- 71 -

giej. Hiejddnokrotnie przebywałem na inspekcji w tarnobrzeskim
przez kilka tygodni. Najlepiej poznałem dość dużą wieś Wrzawy,
leżącą niedaleko ujścia Sanu do Wisły. Wieś duża złożona z kilku
albo kilkunastu przysiółków, porozrzucanych po rozległych
polach, stanowiła prawdziwy raj dla ukrywającej się młodzieży.
Kogóż w tej wsi nie było: - docent uniwersytetu jagiellońskiego,
adwokat z Jarosławia, kilku zawodowych oficerów, młodzież
gimnazjalna i uniwersytecka, a nawet dwie albo trzy ukrywające
się rodziny żydowskie. Ale dla mnie Wrzawy pozostały w pamięci
przede wszystkim w związku z wydawaniem naszej podziemnej ga-
zety. W dzisiejszych czasach, a szczególnie w czasie wojny trudno
sobie wyobrazić życie narodu bez codziennych wiadomości, których
mogła dostarczyć jedynie niezależna i rzetelna prasa. Toteż
wszystkie główniejsze organizacje podziemne wydawały szeroki
wachlarz tajnych czasopism. Oficjalnym organem prasowym
Stronnictwa Narodowego i NÓW był wydawany na wysokim poziomie
tygodnik "Walka".

Zanim zaczęła wychodzić "Walka" wydawaliśmy na potrzeby okręgu

własne pismo "Szczerbiec" odbijane na powielaczu. "Szczerbiec"
był żywo redagowany i sprawnie rozprowadzany w teren. Pakt ten
zyskiwał pismu coraz to szersze koła wiernych czytelników. W
ciągu pięcioletniej okupacji kilkakrotnie wznawialiśmy wydawanie
"Szczerbca

1

*. Gdy "Walka" na skutek trudności komunikacyjnych nie

mogła do nas dochodzić, wówczas wydawaliśmy "Szczerbca". W lutym
1941 r. kiedy Hitler swe liczne armie przesuwał w kierunku
granicy wschodniej, Niemcy któryś już raz i rzędu zagronili
Polakom podróżowania kolejami na przeciąg 6-ciu tygodni. Wówczas
mój kolega jeszcze z czasów gimnazjalnych, Władysław Bojcen,
wówczas nasz bardzo ruchliwy działacz zaprosił mnie do siebie do
Wrzaw i stworzył wprost idealne warunki do wydawania
"Szczerbca". W ciągu sześciu tygodni miałem okazję podpatrzeć
życie wsi w czasie okupacji niemieckiej t Polsce. Stosunki jakie
panowały we Wrzawach były bardzo po-

background image

- 72 -

dobne do życia wsi \s całej Polsce. Ludność potrafiła zająć godną
postawę patriotyczną, dzięki której wielu ludzi znalazło u niej
schronienie i pomoc.

Centralną postacią wsi najczęściej był aktualnie urzędujący

sołtys. Wierni Polacy utrzymujący się dla dobra sprawy na sta-
nowiskach w służbie okupanta, stali dosłownie jedną nogą nad
przepaścią, drugą opierając się o ścianę największego bohater-
stwa narodowego. Nic też dziwnego, że wielu prezydentów wielkich
miast, czy choćby burmistrzów małych miast i miasteczek do-
czekało się obszernych monografii. W Warszawie przez całą oku-
pację prezydentem był Kulśki, który w niezwykle ciężkiej sytua-
cji wytrwał na tym stanowisku do końca. Z jednej strony patrzyło
na 'niego z zaufaniem społeczeństwo polskie, a z drugiej okupant
żądał od niego bezwzględnej lojalności. Jednak Kulśki potrafił
zachować złoty środek, nie zawiódł zaufania społeczeństwa
polskiego i udało mu się uśpić czujność władz okupacyjnych.
Podobnie działo się na prowincji - w ssej pracy podziemnej czę-
sto spotykałem sołtysów, którzy należeli £•• NÓW, lub często
przez NÓW byli wysuwani na urzędy sołtysów. Byli to ludzie naj-
częściej młodzi, bardzo energiczni, posiadający jak gdyby szósty
zmysł, którego główną cechą był tzw. "spryt chłopski". Ludzie ci
tkwili głęboko w konspiracji, oddając niekiedy ogromne zasługi
swojej wsi, jak również jak najściślej współpracując z polskim
podziemiem, a u Niemców zdobywali pełne zaufanie. Ciekawą i w
pełnym tego słowa znaczeniu pozytywną postacią, był właśnie
sołtys gromady Wrzawy, teść mojego kolegi, zwany powszechnie
Jaśkiem. Zachodził często na moją kwaterę, gdyż był ciekaw
najświeższych wiadomości, które spodziewał się otrzymać, jak się
sam wyrażał "u samego ołtarza". W czasie jednej z jego wisyt
weszła sąsiadka i zwracając się wprost do niego powiedziałaś
"Jasiek, ziandary jadą". Sołtys wyskoczył z mieszkania i na cały
głos krzyczał do córki "Hanka rychtuj obiad, ziandary są we
wsi". Zdziwiony czekałem na reakcję moich gospodarzy, jakoś

background image

- 73 -

nikt się tym nie przejmował, a już najmniej pani domu, do której
przecież sołtys skierował zawołanie. Tu nie chodziło o otiad dla
Gestapowców, bo jeśli sołtys przewidywał dla nich jakiś
poczęstunek, to nie * miejscu, gdzie odbijano na powielaczu
tajne pismo. Głos sołtysa rozlegał się głośnym echem, szedł od
przysiółka do przysiółka, alarmując dosłownie w kilka minut
całą wieś.

Niewtajemniczonym trudno było się połapać o co tu chodziło -

ale stali mieszkańcy wsi reagowali właściwie. Eobiety po-
spiesznie wypędzały gęsi na wodę, niekoiczykowane świnie i kro-
sy wypędzano w pole, a gospodarze maskowali ukryte zboże, a
szczególnie żarna, których nie wolno było trzymać na własne po-
trzeby gospodarskie. Młodzież biegła do specjalnych kryjówek,
wysuwając jedynie czujki, które dopiero po opuszczeniu wsi przez
Gestapo czy żandarmerię odwoływały alarnu

Innym razem byłem świadkiem następującej sceny. Do wypełnio-

nej sąsiadami izby wszedł może 10-letni lub 12-letni chłopiec
żydowski "po proszonym". Przyjętym zwyczajem wśród żebraków w
Polsce i on odmawiał modlitwy za dusze zmarłych. Gospodyni do-
mu, właśnie córka sołtysa włożyła mu do sakwy żebraczej kilka
kartofli - wówczas sołtys zabrał głos s - "Hanka, dosyp mu tata
jakiej kaszy, a ty Władek weź i naucz go pacierza, bo go bardzo
mieszo". Mój kolega Bojcer dał mu swoją książeczkę do nabo-
żeństwa i zakreślił odpowiednie modlitwy. Po trzech tygodniach
przyszedł znowu, widocznie był inteligentnym chłopcem, bo już
bez zająknięcia trzepał pacierze.

Niemcy gnębili ludność w okupowanych krajach, a już specjal-

nie w Polsce wprowadzając coraz to nowe szykany. Społeczeństwo
potrafiło jakoś uodpornić się i omijać każde przykre rozporzą-
dzenie okupanta. Jasiek, sołtys gromady Wrzawy stosował specjal-
ną manierę w życiu własnej wsi - zarządzenia władz okupacyjnych
podawał do wiadomości raz na tydzień, po sumie pod kościołem.
Dla przykładu kilka ciekawszych komunikatów: - wszyst-

background image

- 74 -

ko zboże należy oddać w terminie do . . . , zaś po cicnu dodawał
"sehowajta ile się da", albo "wszystkie żarna należy złożyć w
kancelarii gromady do dnia . . . od siebie dodawał "głupie byśta
byli". Sołtys ten przeszedł jednak sam siebie oraz wykazał w
pełni przysłowiowy spryt chłopski, gdy w bardzo ciężkie,} sytuacji
wyprowadził Gestapo "w pole". Widocznie już fama szła po okolicy,
że we Wrzawach bujnie kwitnie życie podziemne i że ukrywa się tani
wielu ludzi, szczególnie młodzież. W związku z tym Gestapo
zażądało dokładnego spisu zamieszkałej we Wrzawach młodzieży
gimnazjalnej i uniwersyteckiej. Sołtys osobiście pojechał do
starostwa w Tarnobrzegu i złożył takie oświadczenie. We Wrzawach
nigdy nie było i nie ma żadnego gimnazjum ani żadnego
uniwersytetu, owszem on słyszał, że praed wojną było seminarium
duchowne w Sandomierzu, ale czy teraz jest, to on nie wie. Niemcy
poklepali go po plecach i powiedzieli oj głupia Hans -więcej się
już tą sprawą nie zajmowali, a Jasiek wrócił zadowolony, że i tym
razem wystrychnął Niemców ra dudka.

Upłynęło 6 tygodni i trzeba było myśleć o powrocie do siedziby

Okręgu by podjąć normalną pracę. Jeszoze po drodze odwiedziłem
Załeszany, Dzierdziówkę i Zbydniów, Bardzo ciekawym i dynamicznym
ośrodkiem był Zbydniów i okolice. Zbydniów był swego czasu głośny
w całej Polsce z powodu masowej zbrodni, jakiej się Niemcy
dopuścili na rodzinie Horodynskich, właścicielach pięknego
majątku w Zbydniowie. Naszym działaczem na terenie Zbydniowa był
bardzo ofiarny i zasłużony komendant placówki NÓW sier. Stanisław
Kowal, Jako syn chłopa małorolnego w Zbydniowie był bardzo
popularny w okolicy, potrafił wyrobić sobie dobre stosunki nie
tylko ze wsią, ale o każdej porze dnia i nocy miał wstęp do
pałacu Horodynskich. Właśnie koi. Kowal wprowadził mnie do pała-
cu, zawsze pełnego wysiedleńców z terenów całej Polski, którzy
byli z nami organizacyjnie związani. Często bywałem w Zbydniowie
i znałem osobiście późniejsze ofiary nieludzkiej zbrodni, jak
również znałem Niemca Fuldnera, moralnego sprawcę tej masakry.

background image

- 75 -

Niemcy w opuszczonych albo zaniedbanych majątkach ziem. ..ich

osadzali treuhandlerów, często stanowiska tych przymusowych za-
rządców obejmowali Polacy, wysiedleni z Poznańskiego. Często byli
to narodowcy, a więc mocno związani z naszym ruchem - wspierali
nas materialnie, udzielali nam kwater, do naszea dyspozycji
dawali dworskie podwody. Nad całością zrabowanych majątków w
powiecie tarnobrzeskim czuwał Niemiec FuJdner. Fuldner mieszkał
w pałacu książąt Lubomirskich w Charzewicach pod Rozwado-wein.
Samochodem objeżdżał majątki, był bardzo ruchliwy, na każdym
kroku okazywał butę niemiecką, robił wrażenie bardzo złego
człowieka i nienawidził Polaków. W swych wojażach po ziemi tar-
nobrzeskiej często używałem koni, należących do tych folwarków,
które były pod kontrolą Fuldnera. Z Fułdnerem spotkałem się oko
w oko trzy razy i za każdym razem właśnie na jego podwodach.
pewnego razu zatrzymał mnie pod Baranowem i ze zdziwieniem za-
pytał dlaczego używam koni majątków niemieckich, na co śmiało
odpowiedziałem mu, że jestem nowym praktykantem z majątku w Ba-
ranowie. Drugi raz spotkał mnie pod Dzierdziówką. Licząc na to,
że mnie nie pozna podałem się za nowego buchaltera właśnie ma-
jątku w Dzierdziówce. I właśnie trzeci raz spotkał mnie w towa-
rzystwie naszego komendanta NÓW na powiat tarnobrzeski Adama
Nowickiego, który był autentycznym pracownikiem w majątku, ad-
ministrowanym przez Fułdnera.

Majątek Horodyńskich był jeszcze przed wojną uprzemysłowiony.

Zaprowadzono w nim kulturę rolną na bardzo wysokim poziomie,
uchodził więc w całym powiecie za wzorowe gospodarstwo. Fuldner
zazdrosnym okiem patrzył na osiągnięcia gospodarcze Zbydniowa i
postanowił za wszelką cenę zniszczyć właścicieli. Nie było to
trudne, Fuldner oskarżył Horodyńskich o kontakty oraz bliską
współpracę z polskim podziemiem i nasłał powracający z frontu
wschodniego oddział SS-manów, którzy wkroczyli w stanie
nietrzeźwym do pałacu Horodyńskich. W pałacu w tym czasie
odbywało się wesele któregoś a krewnych Horodyńskich.

background image

- 7 6 -

/

SS-mani wszystkich uczestników wesela w licz Idę 21 osób wymordo-
walit Jedynie Horodyńskiej udało się w ostatniej chwili urato-
wać dwóch młodszych synów, których umieściła pod podłogą na
strychu.

Przez dwa dni nie ruszyli się Niemcy z pałacu, ani nie poz-

wolili nikomu się zbliżyć. Po trzech dniach wycieńczeni bracia
zostali wyprcwadzoni przez komendanta placówki NÓW Stanisława
Kowala z kryjówki, W Warszawie uzyskano zezwolenie wykonania na
Fuldnera wyroku. Fuldner zginął, ale Gestapo aresztowało 40
zakładników z całego powiatu, którzy jesienią 1943 roku zostali
rozstrzelani na rynku w Rozwadowie. Tuż przed salwą karabinów
prof. Szczerbowski i Stanisław Kowal zaśpiewali "Jeszcze Polska
nie zginęła". Niedługo po tych wypadkach obaj bracia Horodyńscy
zginęli w Warszawie przy "odbiciu" Pawiaka.

Obok Stanisława Kowala, komendanta placówki NOV/ w Zbydniowie

należy wymienić jego zastępcę kaprala Henryka Paterka ze Zbyd-
niowa. Paterek pierwszy na terenie kilku wiosek zorganizował bar-
dzo ruchliwy, wydzielony oddział dywersyjny. Polem jego działal-
ności było na wielką skalę dokonywana dywersja na kolejach. Pa-
terek ze swym wprawdzie nielicznym ale bardzo ruchliwym i spraw-
nym oddziałem niszczył tabor kolejowy, wykradał z wagonów sprzęt
wojenny, przeznaczony na front wschodni. Paterek stale narzekał
na słabe uzbrojenie oddziału, marzył o broni maszynowej. Wśród
zdemoralizowanej armii niemieckiej coraz częściej spotykało się
Niemców handlujących własną bronią - ręczny karabin maszynowy
kosztował od 10 do 25 tysięcy złotych.

Od dawna wywiad nasz donosił, że systematycznie co dwa tygo-

dnie przychodzi z Krakowa do Stalowej Woli większy zapas gotówki,
przeznaczony na wypłatę tygodniową dla kilku tysięcy pracowników
w Stalowej Woli. Wiosną 1944 roku Henryk Paterek z trójką
żołnierzy NÓW ze Zbydniowa obsadził szosę między Stalową Wolą a
Rozwadowem. Punktualnie o godz. 3.15 po południu podjechał samo-
chód, w którym znajdowało się 3 Niemców, kierowca i dwóch żan-

background image

- 77 -

darmów jako konwejenci. Dowódca naszego oddziału nie zatrzymał
samochodu, tylko sam wyszedł na środek szosy strzelając do wo-
zu. Położył trzech Niemców trupem, zabrał około 100 tysięcy
złotych gotówki i uszedł w lasy. Tą drogą, uzbroił swój oddział i
zasilił kasę okręgu. Upojony, zdawałoby się łatwym łupem Pa-
terek stał się coraz głośniejszym dywersantem, zaczęło go po-
szukiwać Gestapo. Od czasu zamachu na wóz pancerny pod Stalową
Wolą upłynęły dwa lata. W tym czasie ze swym oddziałem rozbił
dwa czołgi niemieckie, niestety przy zamachu na trzeci czołg
zaciął mu się karabin i Paterek zginął od salwy karabinu maszy-
nowego. Tak w krótkim czasie Zbydniów stracił dwóch najzdol-
niejszych żołnierzy NÓW.

Również na drugim końcu powiatu znajd-owało się silne .ognisko

nasze.1 pracy podziemnej. Był to Rozwadów i kilka okolicznych
wiosek. Rozwadów od dawna grawitował raczej do Nistca, a potem
do Stalowej Woli. NÓW na terenie Rozwadowa powstało kilka
miesięcy wcześniej niż w pozostałej części powiatu tarno-
brzeskiego. Pierwszym naszym działaczem na terenie Rozwadowa
byli ksiądz wikary Michał Potaczała i księżna Lubomirska z Cha-
rzewic koło Rozwadowa. Następnie były rodziny Cukrowskich,
Jaokowskich, Bąkowskich i wiele innych. Z Rozwadowa kilku ko-
legów wchodziło w skład Komendy Powiatu NÓW na powiat tarno-
brzeski. Członkiem Komendy NÓW z Rozwadowa był kpt. Henryk Pu-
cnalskł, a do Sztabu organizacji kobiecej NOWK należały panie:
ks. Lubomirsfca, doktorowa Łazowska i Zaleska. Rozwadów był
ważnym węzłem kolejowym, tu zbiegały się wszystkie drogi naszej
łączności z sąsiednimi okręgami i z Warszawą. Stąd zrodziła się
konieczność zapewnienia licznych kwater, wyszukiwaniem których
za.imowały się panie ks. Lubomirska i Zaleska» Ks. Lubomirska
kilka razy jeździła do Warszawy w charakterze kurierki i
kolporterki. Jeden ładunek "Walki" przeznaczony na nasz Okręg
COP-u wynosił około 2 tysięcy egzemplarzy. Dobrze były
zorganizowane najbliższe wioski.koło Rozwadowa jak Charze-

background image

- 78 -

wice, Pilchów itd. Może jedynie w naszym okręgu, ż uwagi na li-
czne linie kolejowe, jak również liczne dworce węzłowe zmuszeni
byliśmy przy okręgu stworzyć specjalny wydział kolejowy. Kierow-
nikiem wydziału Kolejowego był naczelnik stacji w Rozwadowie,
Zaleski.

P r ze n y ś l

W skład okręgu rzeszowskiego HOW wchodziło 16 powiatów, naj-

większym miastem okręgu był Przemyśl, który obok Lwowa uchodził
za najpiękniejsze miasto w dawnym woj. lwowskim. Przemysł swą
piękną panoramę zawdzięczał licznym wzgórzom rozsianym dookoła
miasta oraz rzece San, przepływającej przez środek miasta. Przy
tym położony przy głównej magistrali kolejowej Lwów-Kraków-tie-
deń już pod koniec 212: wieku był bardzo ruchliwym ośrodkiem han-
dlowym. Również dzięki dogodnemu położeniu może wcześniej niż do
innych miast byłej Galicji, do Przemyśla zaczęły napływać nowe
prądy umysłowe i kulturalne. Kolebką tych prądów w owym czasie
były Kraków i Lwów oraz leżąca w najbliższym sąsiedztwie Medyka
Pawlikowskich, często nazywana Małym Wersalem. Rezydencja Pawli-
kowskich w Medyce miała ustaloną opinię jako siedziba znacznego
mecenatu kulturalnego. W ślad za wpjywami kulturalnymi przedo-
stawały się równocześnie nowe hasła, będące zwiastunami nowego
ruchu politycznego. Szerzone przez Ligę Narodową idee, podobnie
jak w całym kraju, tak i w ziemi przemyskiej natrafiały na po-
datny grunt. Aż do ostatnich dni Drugiej Rzeczypospolitej ist-
niał żywy kontakt ostatniego właściciela Medyki, Michała Pawli-
kowskiego, z władzami Stronnictwa Narodowego w Przemyślu. Przy-
wódcą ruchu narodowego na/3 zabory był Roman Oaowski, a najwy-
bitniejszym przedstawicielem tego ruchu na Galicję był minister
rządu austriackiego w Wiedniu profesor Uniwersytetu Jana Kazi-
mierza we Lwowie dz. Stanisław Głąbiński.

W tym samym czasie na terenie Przemyśla rozwinął żywą dzia-

background image

- 79 -

łalność na niwie narodowej osobisty przyjaciel profesora ^".ą-
bińskiego, gorący patriota, powstaniec 186? roku adwokat Leo-
nard Tarnowski. Już w wolnej Polsce, Tarnawski był pierwszym
prezesem Stronnictwa Naród we j Demokracji w Przemyślu. Po
śmierci Tarnowskiego prezesem Stronnictwa został długoletni
prezydent miasta Przemyśla Józef Kostraewski. futaj z całym
obiektywizmem należy stwierdzić, że Kostrzewstd pracy swego
poprzednika nie tylko nie zaprzepaścił, ale przeciwnie, dzięki
wybitnm zdolnościom organizacyjnym oraz dzięki dużym wpływom,
jakie potrafił sobie wyrobić na terenie miasta znacznie
rozbudował i umocnił organizację naszego ruchu. Eos-trzewski w
swej bogatej i rozległej pracy społecznej i politycznej nie
opierał się jedynie o znane nazwiska, ale pierwszy na terenie
Przemyśla z dużym powodzeniem sięgnął po młodzież. Dzisiaj z
perspektywy wielu już lat działalność Kostrzewskie-go rysuje
się bardzo wyraźnie. Niewątpliwie przez długie lata był
Kostrzewski centralną postacią w życiu społecznym i poli-
tycznym Przemyśla. Do najbliższych współpracowników Kostrze-
wskiego należeli: ks. biskup Wojciech Tomafca, profesor Semi-
narium Duchownego w Przemyślu ks. dr Eugeniusz Żochowskl, li-
czni księża w mieście i w całym powiecie, dalej przedstawi-
ciele wolnych zawodów, a więc lekarze, adwokaci, następnie
nauczycielstwo szkół średnich i wielu innych wybitnych, znanych
ludzi z terenu miasta i okolicy. Należy jeszcze wymienić dr.
Łabę, dr. Krupińskiego oraz przedstawicieli stanu miesz-
czańskiego, którego najwybitniejszymi reprezentantami byli
mieszczanie: Janicki, Wolamin, Meinhard i in. Do Stronnictwa
Narodowego należeli liczni działacze "Sokoła", a nawet wielu
zawodowych oficerów pozostawało pod naszym wpływem. Po śmierci
Kostrzewskiego prezesem Stronnictwa Narodowego został dr
Krupiński, po Krupłóskim ostatnim prezesem był adw. Bilan Wło-
dzimierz, młody,.o dużym zacięciu działacz terenowy. Za Bilansu
poszła młodzież, która od tej pory już niepodzielnie panowała
nad życiem politycznym ziemi przemyskiej.

background image

~ 80 -

Poza wymienionymi już działaczami dużą rolę w ruchu narodowym

w tym czasie odgrywali: właścicielka majątku Prałkowice p.
Bruabacka /była ona pierwszą prezeską Narodowej Organizacji Ko-
biet/, następnie p. Kranwaldowa, dr świętnicki, nauczyciel gim-
nazjalny SPutek, Eugeniusz ffaygart, dr Zygmunt, inź. Stanisław
Polak, architekt Kleracki, właściciel tartaku Bystrzycki i wielu
innych ogólnie znanych i poważanych obywateli Przemyśla. Z
młodszych działaczy wybijali się: docent dz. Batko, mgr Jani~
cki, Wójcik, Chmielewski, Soból, Malec, przybyłowicz, Pranfcowski
Urbański, Barański, nauczyciel Bahyrycs, Leon Ochwat, prezes
Okręgu "Sokoła" płk Kwiatkowski, płk Schtuzman i wielu innych.
"Ąrźej wymienieni tu przeważnie wyrobieni działacze polityczni ze
stażem organizacyjnym w Młodzieży Wszechpolskiej, jeszcze z cza-
sów studiów na uczelniach we Lwowie lub w Krakowie. Nic też dziw-
nego, że przy tak licznej obsadzie młodych i energicznych naro-
dowców wpływy Stronnictwa Narodowego stale rosły. Gdzie tylko
powstawało nowe Koło Stronnictwa Narodowego nawet w tak odległych
powiatach jak Kolbuszowa, Nisko czy Tarnobrzeg, Przemyśl wysyłał
swych najlepszych organizatorów i prelegentów.

Ten stan rzeczy trwał aż do wybuchu drugiej wojfly światowej. W

całej Polsce natomiast, począwszy od zamachu majowego w 1926 roku
mieliśmy dyktaturę i rządy sanacji. Sanatorzy korzystając z
bezkarności przy staraniu się o synekury, mówili o sobie, że są
żołnierzami Piłsudskiego, a nie żołnierzami odrodzonego wojska
polskiego. Nie liczyli się natomiast z tym, że sanacja nie miała
oparcia w żadnej z warstw społecznych. Nic też dziwnego, że przy
pierwszym wstrząsie dziejowym władze sanacyjne nie wytrzymały
próby. I byliśmy świadkami, jak wielu źołnierąjr Piłsud* skiego
uciekało przez most w Zaleszczykach. Ucieczką rozpoczęły
ministerstwa i generalicja, a za ich przykładom poszli wojewo-
dowie, starostowie i tak w dół aż do Posterunku Policji Państwo-we
j. Lwów semper fidelis po pierwszej wojnie światowej obronił się
rękami dzieci lwowskich, natomiast w 1939 roku Lwów był

background image

- 81 -

świadkiem ucieczki najwyższych dygnitarzy sanacyjnych na z

wojewodą lwowskim. /Opowiadano potem, że wojewoda już po

przekroczeniu granicy węgierskiej w poczuciu swej winy popełnił

samobójstwo/. I tutaj mimo woli można by strawestować ich włas-

ne słowa, że to nie żołnierze Piłsudskiego, tylko chłopi Witosa,

górnicy Korfantego i akademicy Etaowskiego nie uciekali w kam-

panii wrześniowej, walczyli w pierwszych szeregach, poświęcając

w obronie zagrożonej ojczyzny swe młode życie.

Panika i przedwczesne ucieczki tych, którzy uważali siebie

za powołanych do sprawowania rządów w Polsce były wtedy zjawis-

kiem powszechnym. Podobna sytuacja zaistniała także na terenie

Przemyśla. Kiedy nad Przemyślem zjawiły się pierwsze nieprzy-

jacielskie samoloty, dygnitarze sanacyjni od razu byli gotowi

do ucieczki,.podkopując zaufanie do władz państwowych. Prezy-

dent miasta Przemyśla Chrzanowski poprosił do magistratu przed-

stawicieli Stronnictwa Narodowego mec. Bilana i Leona Uchwata i

oznajmił im, że wobec wytworzonej sytuacji w kraju on rezy-

gnuje ze swego urzędu a także poprosił o wyznaczenie na jego

miejsce przedstawiciela Stronnictwa Narodowego. Nastąpiło to o

wiele za późno, niemniej obóz narodowy nie uchylał się nigdy od

odpowiedzialności. W chwilach zagrożenia podjął się trudnej

akcji służenia mieszkańcom miasta. Nowym prezydentem miasta

został mąż zaufania Stronnictwa Narodowego sędzia Bald-wim.

Następnego dnia za przykładem sanacyjnego burmistrza również i

starosta powiatowy, Remiszewski, zwrócił się do miejscowego

kierownictwa Stronnictwa Narodowego z propozycją, by tygodnik

"Ziemia Przemyska" /jakże często z polecenia tegoż

Remiszewskiego konfiskowany/ był od taj pory oficjalnym pismem

rządowym. Narodowcy podjęli się również i tej trudnej pracy, a

sam tygodnik "Ziemia Przemyska" założony jeszcze przez

Eostrzewskiego przekształcili na pismo codzienna. Z dużym uz-

naniem można podkreślić zasługi wydawców nowego dziennika* Hasi

koledzy z poświęceniem graniczącym niekiedy z bohater-

background image

- 82 -

stwem, bo dosłownie pod gradem bomb dostarczali miasta i okolicy

podtrzymujące aa duchu wiadomości. Najbardziej Jednak ofiarną
pracą w tych tak trudnych warunkach wyróżniał się właściciel dru-
karni Bluja. %darzenia aa froncie nie wróżyły nic dobrego - za-
ciskał się bowiem żelazny pierścień wokół rozbitej armii polskiej.
Osierocone i opuszczone przez dygnitarzy sanacyjnych miasto zdane
było na najgorsze. Wreszcie nastąpiła klęska wrześniowa. Niebawem
do Przemyśla wkroczyły frontowe wojska niemieckie, & w kilka dni
później na ulicach miasta pojawiło się Gestapo. Miejscowi Ukraińcy
z miejsca poszli na współpracę z Niemcami i w sposób służalczy
chcieli sobie zaskarbić łaski okupanta. Już na trzeci dzień po
usadowieniu się w Przemyślu, prowadzeni przez Ukraińców gestapowcy
zjawili się w lokalu Stronnictwa Narodowego. Zastali tam jedynie
redaktora "Ziemi Przemyskiej" Albrechta. Gestapowcy zażądali
spotkania z mac. Bilanem i Leonem Ucbwatem. Nasi koledzy na
spotkanie z gestapowcami nie poszli i od tej pory musieli aię
ukrywać. W czasie drugiej wizyty w lokalu Stronnictwa Narodowego
gestapowcy zażądali kompletnej listy członków Stronnictwa
Narodowego oraz spisu inteligencji żydowskiej znajdującej się na
terenie miasta. Po drugiej wizycie gestapowców lokal Stronnictwa
Narodowego został zamknięty. Żydzi zostali uprzedzeni o żądaniu
władz okupacyjnych i w porę się pochowali. Natomiast, gdy chodziło
o dokumenty i archiwum Koła Stronnictwa Narodowego to te dzięki
życzliwości ks. biskupa Tomafci zostały zdeponowane w podziemiach
jednego z miejscowych klasztorów. W czasie drugiej wojny światowej
Przemyśl wraz z przylegającymi powiatami, zwłaszcza bezpośrednio
po klęsce wrześniowej odegrał w życiu Polski Podziemnej bardzo
ważną rolę. Ziemia przemyska była pomostem między ruchem oporu w
kraju, a tworzącą się armią polską u boku aliantów.

Iłimo doznanej klęski naród polski, a zwłaszcza młodszy odłam

naszego społeczeństwa nie chciał pogodzić się z przegraną, tylko na
własną rękę zaczął szukać sposobów dla podjęcia dalszej walki o
pełne wyzwolenie ojczyzny. Już wtedy, od pierwszych dni ofcupa-

background image

- 83 -

cji kraju zaistniały takie możliwości, arielu weh»dził» d* tajnych
organizacji wojskowych, inni natomiast przedostawali się do
Francji. W związku z tyin w samym Przemyślu obserwowaliśmy dziwne
zjawiska! po pierwszej fali powracających uciekinierów nastąpił
nowy napływ ludzi. Młodzież z całej Polski przybywała w okolice
Przemyśla, skąd próbowała przekroczyć granice. Wielu śmiałkom
udawało się, inni wpadali w ręce Gestapo. Działacze Stronnictwa
Narodowego na czele z Bilanem i Uctosatem wyczuwając najbardziej
palące potrzeby chwili już w pierwszych dniach okupacji powołali
do życia tajną organizację wojskową, której głównym zadaniem na
terenie Przemyśla była akcja zorganizowania tzw. przerzutów
granicznych. Liczni uchodźcy przechodzili pod opieką specjalnej
komórki organizacyjnej, której jednym z głównych zadań było
dostarczenie odpowiednich dokumentów. Inna komórka zajmowała się
wyszukiwaniem kwater dla ludzi oczekujących czasami i po kilka dni
na swą kolejkę udania się w długą i uciążliwą, często najeżoną
nieprzewidzianymi przeszkodami drogę. Droga ta z Przemyśla
prowadziła najczęściej przez Babice, Dubiecko, Buharzec,
Przedmieście Synowskie skąd już trasa prowadziła na teren powiatu
krośnieńskiego, a następnie na teren powiatu sanockiego, gdzie
koncentrowały się główne i już ostatnie punkty przerzutów. W
Sanoku, za miastem, dom p. Hrycajkowej był naszym najważniejszym
punktem. Na punkcie by2y czynne dwie córki Hrycajkówne, obie
studentki Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, działaczki
Młodzieży Wszechpolskiej, które pomagały uchodźcom w przeprawie
przez granice. V lasach Proszowa koło Zagórza uchodźcy najczęściej
już na własną rękę albo pod opieką przewodników przechodzili na
stronę węgierską. Innym punktem była miejscowość Cisną położona
tuż przy granicy, punkt ten obsługiwany był przez miejscowego or-
ganistę. Z pełnym zrozumieniem i bardzo ofiarnie pomagali nam w tej
trudnaj ale potrzebnej pracy księża oraz miejscowe nauczycielstwo.
Jeszcze i inne przejścia prowadziły na Ruś Zakar-

background image

- 84 -

packą. Opowiadali mi koledzy Bilan i Uchwat, żs przeprawy przez
Ruś Zakarpacką kryły w sobie dodatkowe niebezpieczeństwo! Ukra-
ińcy i Słowacy napadali na mniejsze grupy Polaków i Żydów i za-
bierali im skromny ich aaóąteSt, a często oddawaliich w ręce Ge-
stapo. Młodzi ludzie nie zrażali się przeszkodami, jakie pię-
trzyły się aa ich drodze na Zachód. Coraz częściej przybywali w
okolice Przemyśla, Ostrożność jednakże nakazywała unikać nad-
miernego przeładowania punktów łączności w Przemyślu, urucho-
miono więc nowe punkty i zorganizowano inną trasę, która prowa-
dziła praez Rzeszów. Główny punkt na tej trasie był w Strzyżo-
wte, w południowej części powiatu rzeszowskiego. Ostatnie punkty
zorganizowano w porozumieniu z tajną organizacją założoną przez
Stronnictwo Narodowe na terenie Krakowa. Spośród wielu naszych
działaczy narodowców bardzo ruchliwym na terenie Krakowa był
Tadeusz Surzycki, o którym wspomina gen, Bór-Komorowski w swej
książce "Armia Podziemna". Organizacja krakowska jedna z
pierwszych pomyślała o biurze fałszywych dokumentów. Następnie
powstało więcej takich biur. Praca ich polegała na dostarczaniu
potrzebnych dokumentów ludziom, specjalnie prześladowanym i ści-
ganym przez okupanta. Działalność ich obejmowała nie tylko wy-
dawanie dokumentów, ale też zbieranie czystych blankietów dowo-
dów osobistych, metryk, książeczek wojskowych, a potem kennkart
i różnego rodzaju przepustek. Urzędy parafialne, jak również i
urzędy gminne chętnie z nami współpracowały i dostarczały aaa
potrzebnych materiałów. Dzięki w porę podjętej akcji uratowało
się przed aresztowaniami i wywózką setki, a może i tysiące mło-
dych żpłnierzy i cywilów. Do biura dokumentów w Krakowie zgłosił
się płk Tadeusz Komorowski, późniejszy dowódca Armii Krajowej,
gdzie spotkał się z Surzyckim i za jego namową pozostał w kraju.
Zanim przeszedł w styczniu 1940 roku do ZWZ pierwsze kroki s
pracy konspiracyjnej rozpoczynał w szeregach tajnej oiv
gardzącji wojskowej, założonej przez Stronnictwo Sarodowe w Kra-
kowie.

background image

- 85 -

W czasie największego rozkwitu tajnych organizacji, już z

początkiem listopada 1939 roku przebywający na emigracji prezes
Zarządu Głównego Stronnictwa Narodowego dr Tadeusz Biele-oki
przysłał do Polski kuriera

E

Węgier, celem nawiązania kontaktów

organizacyjnych z przedstawicielami Stronnictwa Narodowego w
kraju* Kurierem tym był student Politechniki Lwowskiej, działacz
Młodzieży Wszechpolskiej. Spotkanie miało miejsce w domu
Rrycajków w Sanoku* Przywiezione przez kuriera informacje
zalecały zorganizowanie punktów przerzutów granicznych - w
instrukcjach przewijała się troska o ludzi zagrożonych
aresztowaniami. Ogólnie instrukcje te pokrywały się z
działalnością rozpoczętą już wcześniej prze; narodowców w Prze-
myślu, jedynie wprowadzały może pewien porządek i ustalały kogo
w pierwszym rzędzie należy przerzucić za granicę. Przede
wszystkim należało ułatwić przejście przez Węgry wszystkim woj-
skowym, którzy nie ujawnili się na wezwanie władz okupacyjnych,
specjalnie zalecano opiekę nad działaczami politycznymi i
powstańcami ze Śląska i Wielkopolski, tych bowiem Niemcy z
zasady mordowali. Następnie powinni uchodzić za granicę znani
działacze "Sokoła" oraz Stronnictwa Narodowego i wreszcie Żydzi.
Ciekawe, że właśnie Żydzi zwracali się z całym zaufaniem do
dobrze im znanych narodowców prosząc ich o radę dokąd mają się
udać. Na podstawie zebranych wiadomości, przyniesionych z tamtej
strony Sanu, Sowiety aresztowali inteligencję żydowską na równi
z Polakami. Zainteresowani Żydzi byli nie tylko o tym
informowani, ale byli zachęcani do przekroczenia granicy wę-
gierskiej. Natomiast Żydzi komuniści, socjaliści oraz członkowie
Bundu nie zważając na nasze ostrzeżenia szli za San na stronę
sowiecką w błędnym przekonaniu, że w ZSSR nic im nie grozi.
Drugi kurier od prezesa Bieleckiego zjawił się w Przemyślu w
grudniu 1939 roku. Poza rozkazami do Bilana i Uchwata prezes
zawiadamiał, że w listopadzie na zaproszenie rządu generała
Sikorskiego wyjechał z Budapesztu do Paryża. Grudzień

background image

- 86 -'

1939 rok był okresem największego zagęszczania ludzi w strefie
granicznej. Wielu niezdyscyplinowanych wyłamywało się z pod
opieki doświadczonych przewodników próbując szczęścia na własną
rękę. W czasie takiego samodzielnego przejścia zostało are-
sztowanych na granicy dwóch młodych oficerów. Aresztowani zostali
osadzeni w więzieniu Gestapo w Przemyślu gdzie w czasie śledztwa
wyśpiewali wszystko. Nastąpiły wówczas aresztowania wśród
narodowców, jako głównych sprawców akcji przerzutów granicznych.

Aresztowania rozpoczęły się z początkiem grudnia 1939 roku i

zataczały coraz to szersze kręgi. Gestapo chciało pochwycić
Uchwała i Bilana organizatorów akcji podziemnej w Przemyślu i w
sąsiednich powiatach. Na jednym z naszych punktów w Przemyślu w
domu Dziusów aresztowano ojca, matkę i dwie córki, obie stu-
dentki Uniwersytetu Jagiellońskiego z Krakowa. Irenę i Halinę
Dziusówny rozstrzelano w Krakowie w lipcu 1940 r. W tym samym
czasie rozstrzelano dwóch braci Szczepańskich z Przemyśla, obyd-
waj studenci Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, następnie
rozstrzelano młodziutką kurierkę Serdakównę, zamieszkałą na Win-
nej Górze w Przemyślu. W kilka dni potem, już w drugim rzucie
Gestapo aresztowało czterech braci Bilana i jego szwagra znanego
działacza Jana Barańskiego, właściciela kina Góreckiego i wielu
młodych ludzi. Główni działacze ruchu podziemnego Włodzimierz
Biian i Leon Uchwat uniknęli aresztowania jedynie dlatego, że w
tym czasie z polecenia prezesa dr. Bieleckiego ulali się do
Warszawy dla nawiązania kontaktu z Zarządem Głćsrym Stronnictwa
Narodowego.

Wracając z Warszawy, już z początkiem stycznia 1940 roku Bi~

lan i Uehwat zatrzymali się w Krakowie i odwiedzili dawną dzia-
łaczkę z terenu Przemyśla p. Kranwaldową, od niej dowiedzieli
się, że i w Krakowie narodowcy prowadzili bardzo ożywioną akcję
podziemną. P. Kranwaldowa korzystając z pobytu wybitnych a do-
brze już znanych działaczy, jakimi byli mec. Bilan i Leon Uchwat

background image

- 8? -

zorganizowała tajna zebranie, które odbyło się w bibliotece na
terenie Uniwersytetu Jagiellońskiego. W zebraniu tym ze strony
Stronnictwa Narodowego uczestniczyli: Tadeusz Surzycki, doc.
Grodzki, Stanisław Hymar, Antoni Grębosz, pani Kranwaldowa ±
Zofia Leuczeńska, dwaj goście z Przemyśla oraz liczna grupa
oficerów, przeważnie dowódców pułków kawaleryjskich. Bardzo cha-
rakterystyczny szczegół, że oficerowie ci szukając kontaktów w
Stronnictwie Narodowym zdecydowanie występowali przeciwko sana-
cji, jak również nie mieli zaufania do oficerów legionowych,
którzy opanowali wojsko polskie. Inicjatorem tej akcji był płk
Kranwald, Zadaniem Stronnictwa Narodowego było przeprowadzenie w
całym kraju akcji werbunkowej i dopiero po zorganizowaniu pew-
nych jednostek wojskowych oficerowie mieli spośród siebie wy-
znaczyć oficera na dowódcę mającej powstać armii podziemnej. Po
kilku dniach odbyło się drugie tajne zebranie, w mniejszym już
gronie. Miało ono zająć się wypracowaniem instrukcji orga-
nizacyjnej. Zebranie odbywało się w mieszkaniu p. Leuczowskiej
przy ul. Łobzowskiej w Krakowie. W okresie między jednym a dru-
gim zebraniem Bilan i Uchwat odwiedzili w Krakowie ciotkę żony
Eilana - tutaj czekał już na nich specjalny kurier, który
zawiadomił ich o aresztowaniach w Przemyślu. Według zasad kon-
spiracyjnych, przy tak wyraźnym ostrzeżeniu Bilan i Uchwat nie
powinni pójść na zebranie u Leuczowskiej. I rzeczywiście kiedy
wychodzili z zebrania Bilan zauważył podejrzanego osobnika,
zaczęli więc kluczyć i udało im się go zgubić.Jak się wkrótce
okazało był to szpicel, który ich obserwował od mieszkania cio-
tki do miejsca zebrania na Łobzowskiej. Bilan i Uciwat na kwa-
terę nie wrócili, na drugi dzień Gestapo aresztowało wszystkich
uczestników zebrania. Aresztowano wówczas Leuczowską,
Kranwaldową, Surzyckiego, Grębosza, Rymara i jego córkę. Hec.
Bilan i Uchwat już do Przemyśla nie wrócili, udali się w rejon
Krosna i Sanoka. Występowali tam pod pseudonimami - Bilan jako
"Marian Słotkiewicz", a Uchwat jako "Jan Urbański". Bilan

background image

- 88 -

po kilim tygodniach wrócił w okolice Krakowa, gdzie przebywał aż
do zakończenia wojny. TJchwat prowadził ożywioną działalność
konspiracyjną na Podkarpaciu do chwili aresztowania go przez
Gestapo 19 sierpnia 1940 roku. W obozach koncentracyjnych prze-
siedział aż do zakończenia wojny. Po tych wypadkach życie kon-
spiracyjne zarówno w Krakowie jak i w Przemyślu chwilowo zamar-
ło. Oficerowie zaangażowani w akcji podziemnej Kraków opuścili -
jedni uszli za granice, inni pozostali w kraju występując
czynnie na innych terenach.

Okupant mszcząc się na patriotach polskich z całą świadomoś-

cią przeprowadzał krwawy pogrom, a liczne aresztowania i wywózki
miały odstraszyć nasz naród od walki przeciwko hitlerowskiej
przemocy. W Przemyślu należało odnowić kontakty, a ścisła mówiąc
należało zacząć pracę od nowa. W kwietniu 1940 roku urzędujący
prezes Zarządu Głównego Stronnictwa Narodowego adwokat Mieczysław
afe!jdoe powierzył mi opiekę nad okręgiem rzeszowskim, włączając w
to podokręg przemyski.

W Przemyślu celowo unikałem starych kontaktów, a próby orga-

nizowania nowych rwały się przez ciągłe aresztowania. Odprężenie
nastąpiło dopiero po ofensywie niemieckiej na Rosję 22 czerwca
19*1 roku. Za radą ks, Nachajskiego, który był moim zastępcą w
Zarządzie Okręgu Stronnictwa Narodowego udałem się do Kurii
Biskupiej w Przemyślu. Tam kanclerz kurii ks. dr flforderko ułatwił
mi spotkanie z ks. biskupem Tomaką. Ks. biskup Tomafca, senior
naszego ruchu interesował się bardzo życiem Polski Podziemnej -
właśnie od ks. Biskupa dowiedziałem się, że na terenie Przemyśla
jest starsza córka Ko*~strzewskiego, polonistka, dr Stefania
Krotochwilowa. Dojście do Łrotochwilowej miałem ułatwione, znałem
bowiem młodszą córkę Kostrzawskiego Marię Mein-hardtową. Bardzo
ostrożnie często nawet w tajemnicy przed najbliższymi zaczęliśay
niemal od początku odbudowywać HOW. W Przemyślu bowiem mimo
krwawego żniwa dominowały nasze wpływy, stal łatwo uporaliśmy
się z akcją werbunkową. Po dr Erotochwiłowej

background image

- 89 -

następną osobą, którą dopuściliśmy do naszej tajemnicy był do-
wódca Ź pułku podhalańskiego v Sanoku płk Schtuzman, któremu
powierzyłem funkcję komendanta NÓW na powiat Przenyśla. Do szta-
bu powiatu weazlij mjr Molenda, jako szef operacyjny, por. re-
zerwy sędzia Józef Dorosiński objął funkcję kierownika ^działu
Organizacyjnego, por. "Pilot" był kierownikiem wydziału Il-go,
tj. wywiadu, a dr Krotochwilowa prowadziła wydział propagandy.
Przy tworzeniu prawie na nowo naszych szeregów dość często
jeździłem do Przemyśla osobiście. Nasze odprawy wojskowe
odbywały się w mieszkaniu dr Krotochwilowej, częściej w rynku, w
podziemiach księgarni Wolanina albo za miastem w browarze w
Ostrowcu, gdzie kierownikiem browaru był mjr Molenda. Obok
Komendy Powiatowej NÓW zorganizowałem Zarząd Powiatowego
Stronnictwa Narodowego. Do zarządu wchodzili znani działacze,
Jak: dr Krupiński, sędzia Baldwin, mieszczanin Wolanin, Jani-oki,
Meinhardt i kilku młodych narodowców. Muszę podkreślić, że
współpraca zarówno w sztabie powiatu jak i w Zarządzie Powiatowym
Stronnictwa Narodowego układała się pomyślnie, zawsze w
atmosferze pełnego zaufania.

W okresie największego terroru i przy zaostrzeniu stosunków

na granicy dwóch okupantów potrafiliśmy nawiązać kontakt z
okręgiem NÓW we Lwowie. Łącznikiem między naszym okręgiem, a
okręgiem lwowskim był znany działacz akademicki Jerzy Mein-hardt
z Przemyśla. Po kilku miesiącach wytężonej pracy NÓW na terenie
Przemyśla z powrotem prowadziła ożywioną działalność na
wszystkich odcinkach podziemnego życia. Oprócz mnie często
przyjeżdżali do Przemyśla por. rezerwy Władysław Kłak, por.
Mieczysław Mrzygłód, komendantka Okręgu NÓW Maria Mirecka, szef
wydziału propagandy por. "Jędrzej" i kilku innych naszych
żołnierzy. W porównaniu z innymi powiatami naszego okręgu roz-
miary ruchu oporu w Przemyślu były znacznie mniejsze z dwóch
głosach powodów: po pierwsze przez ziemie powiatu przemyskiego
przebiegała granica okupacji sowieckiej i niemieckiej, po

background image

- 9 0 -

drugie teren powiatu pranie w połowie zamieszkały był przez lud-
ność ukraińską. Wiadomą rzeczą było, że Ukraińcy już od pierw-
szych dni okupacji po jednej i po drugiej stronie granicy poszli
na współpracę z okupantami. Działalność konspiracyjną należało
prowadzić bardzo ostrożnie i na mniejszą skalę. Niemnej NÓW po-
siadało liczne komórki na wsi oraz pewne wpływy w samym Przemy-
ślu. Obok HOW istniał ZWZ, jednak jego szeregi w porównaniu z
naszą organizacją były o wiele szczuplejsze. Natomiast nie ist-
niały na terenie Przemyśla Bataliony Chłopskie. Nie stwierdzono
również istnienia NSZ, Niewątpliwie ziemia przemyska należała do
tych wyjątkowych terenów, które w czasie pięcioletniej okupacji
odegrały bardzo ważną rolę. Postawa mieszkańców Przemyśla była
jednolita, ideowa i bardzo ofiarna. Po pierwszym okresie, który
znaczony był krwią najlepszych synów dalszą pracę prowadzono
bardziej przestrzegając zasad konspiracyjnych. Aresztowania i
ciągłe wywózki były.codziennym zjawiskiem, ale uniknęliśmy maso-
wych aresztowań. W 1943 r. w miesiącu czerwcu nastąpiły areszto-
wania w NÓW we Lwowie. Także nasz okręg NÓW rzeszowski utrzymu-
jący żywe kontakty z Lwowem poniósł pewne straty. Przez aresz-
towanie Jerzego Meinhardta we Lwowie, Gestapo rozszyfrowało i

BO

je mieszkanie. Pod moją nieobecność aresztowano komendantkę
NOWE na powiat jaroaławski, Wandę Żubrowską i kierowniczkę łącz-
ności Anielę Gliniakównę. W Przemyślu aresztowano szefa wydziału
organizacyjnego Komendy Powiatu por. Józefa Dorosińskiego. Po
zakończeniu wojny cała trójka z nadwyrę żorjm zdrowiem wróciła
jednak z obozów koncentracyjnych.

Lub a c z 6

Powiat lubaczowski, leżący już na peryferiach dawnego woje-

wództwa lwowskiego, podczas drugiej wojny światowej przeżył wy-
jątkowo trudne i ciężkie czasy. Ziemie powiatu zamieszkane były w
większości przez lutaośe ukraińską* Stare porzekadło mówis

background image

- 91 -

"ze złą żoną żyć musisz, ze złym sąsiadem nie możesz". W tych

ciężkich czasach, próby dziejowe j, w jakich, znaleźli się Polacy

po klęsce wrześniowej, Ukraińcy okazali się jak najgorszymi

sąsiadami. Współpracowali i z jednym i 2 drugim okupantem,

prześladowali Polaków gdzie tylko się dało. W dodatku powiat

lubaczowski w całości aż do 22 czerwca 194-1 r. pozostawał pod

okupacją sowiecką. Nic też dziwnego, że w tych warunkach pols-

kie organizacje podziemne nie nawiązały szerszych kontaktów z

jakimś ośrodkiem dyspozycyjnym, działającym w skali ogólno-

krajowej, ani nie przejawiały większej aktywności. Może jedynie

w pierwszym okresie okupacji, podobnie zresztą jak i w całym

kraju, w powiecie lubaczowskim Polacy zajmowali się pilnie

zbieraniem i przechowywaniem broni i amunicji, organizowali

opiekę i pomoc dla ukrywających się polskich żołnierzy i ofi-

cerów i co najważniejsze dla powiatu lubaczowskiego - organi-

zowali gęstą sieć tzw. przerzutów granicznych. Trzeba o tym pa-

miętać, że granica w tym czasie między okupacją niemiecką a

sowiecką przebiegała na linii Sanu, począwszy od górnego jego

biegu aż po Sieniawę w powiecie jarosławskim. Od Sieniawy, "jak

strzelił" w linii prostej na północ aż do Bugu biegła granica

lądowa. Oczywiście granica lądowa była łatwiejsza do przejścia.

Toteż miejscowi Polacy wykorzystywali tę dogodną okoliczność i

zorganizowali, zwłaszcza w okolicy Narola wiele punktów

granicznych przez które przeszło tysiące Polaków i Żydów. Ruch

Polaków odbywał się zasadniczo w dwóch kierunkach: do Lwowa i ze

Lwowa na Zachód. Ruch Żydów był jednokierunkowy - na wschód*

W rezultacie przez ziemie powiatu lubaczowskiego mogły przejść

bezpiecznie tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci, dzięki

niespotykanej ofiarności tamtejszych Polaków. Ukraińcy

natomiast organizowali się w luźne bandy i napadali zarówno

na Polaków, jak i na Żydów i bezlitośnie zabierali uchodźcom

ostatni, najczęściej już tylko groszowy majątek. Co gorsza -

dość często oddawali ich w ręce Gestapo lub NKWD. Tą

background image

- 92 -

dotkliwą trudność piętrzącą się na drodze uchodźców musieli Polacy

pokonywać organizując specjalne oddziały ubezpieczające. Sytuacja

na pograniczu stale się pogarszała. W końcu przyszły czasy

wzmożonego terroru i wywózki Polaków w głąb Rosji. Stopniowo życie

organizacyjne zupełnie zamarło. W połowie 1940 roku, kiedy

objąłem opiekę nad powiatem jarosławskim i przemyskim, grani-

czącymi z powiatem lubaczowskim, próbowałem zorganizować choćby

tylko w małym zakresie działające komórki NÓW, a równocześnie po-

wiat lubaczowsfcL włączyłem do Okręgu NOW-COP.

W tym samym czasie posiadaliśmy już w Jarosławiu liczny ł prę-

żny ośrodek tajnej organizacji, złożony przeważnie z ludzi mło-

dych, wyrobionych działaczy akademickich. Wprawdzie granica na Sa-

nie była pilnie strzeżona, ale młodzi żołnierze NÓW, najczęściej

podchorążowie i akademicy, tylko sobie znanymi sposobami przecho-

dzili każdego tygodnia przez San, przenosząc nielegalną

prasę /"Walkę" lub "Szczerbca"/. Docierali oni do najbliższego

naszego punktu w Olszycach, skąd nasza prasa rozprowadzana była

na cały powiat, a nawet docierała do niektórych miejscowości powiatu

Rawa Ruska. Kolportaż prasy i pierwsze komórki HOW zorganizował

student Akademii Górniczej w Krakowie, Zbigniew Mikoś z

Jarosławia. Współpraca na linii Jarosław-Olszy ce-Lubaczów trwała

blisko rok. Z wiosną 1941 roku nagle nastąpiły aresztowania. Między

innymi został aresztowany Mikoś, po którym ślad wszelki zaginął.

Dopiero po wybuchu wojny niemiecko-rosyjakiej, w czerwcu 1941

roku, idąc w ślad za szybko posuwającymi się wojskami niemieckimi,

zaczęliśmy budować niemal od początku NÓW. Po ustąpieniu Rosjan

wśród ludności polskiej można było zaobserwować ciekawe zjawisko /

była to zwykła reakcja po ciężkich prześladowaniach pod okupacją

sowiecką/ - Polacy odetchnęli z ulgą, spodziewając się ułudnie

zmiany na lepsze. Byli jednej rzeczy pewni że uniknęli zsyłki <ło

łagrów. Wielu Polaków z wielką ochotą zgłaszało się do pracy kon-

spiracyjnej, chcąc jakby nadrobić zaległości powstałe w ciągu

ciężkiej okupacji sowieckiej.

background image

- 93 -

Komendantem NÓW na powiat lubaczowski został oficer służby

stałej, kpt. Stanisław Pietraszewicz, pseudonim "Żarski". Był

on bardzo wartościowym nabytkiem. Należał do oficerów ostat-

nich roczników Podchorążówki Zawodowej. Jeszcze w gimnazjum

owiany ideą narodową, przylgnął do nas całym sercem* Opowiadał

mi nieraz, że w szeregach NÓW poczuł się naprawdę dobrze,

jakby w najbliższej rodzinie, wśród której spotkał wielu swo-

ich kolegów, z tego samego rocznika podchorążówki, jak: "Dę-

ba", "Władka", "Przemka" i wielu innych. Powiat lubaczowski z

uwagi na Ukraińców, pod względem organizacyjnym należał do

powiatów trudnych. Pracę należało prowadzić z wielką ostroż-

nością, gdyż zawsze groziła możliwość niebezpieczeństwa tak

ze strony Niemców, jak i ze strony Ukraińców.

Kapitan "Żarski" posiadał dobre i trafne rozpoznanie poli-

tyczne, wiedział bowiem, że na tak trudrym terenie niewiele

da się zrobić bez zaplecza politycznego. Dlatego prosił mnie,

bym mu pomógł i na wzór innych powiatów zorganizował koła

Stronnictwa Narodowego. Kilka razy byłem w Lubaczowie i wspól-

nie z kapitanem "Żarskim" powołaliśmy zarząd-powiatowy Stron-

nictwa Narodowego. Często też jeździli do Lubaczowa kierowni-

cy poszczególnych wydziałów. Nadchodzące informacje z powiatu

lubaczowekiego najczęściej donosiły o coraz to gorszym i wro-

gim stosunku Ukraińców do miejscowych Polaków. Już za poprze-

dniej okupacji było pod tym względem źle, a za okupacji nie-

mieckiej zaczynało byó coraz gorzej. Popierani przez Niemców

Ukraińcy zaczęli tworzyć organizacje wojskowe, które z czasem

przekształciły się w znaną powszechnie UPA. Oddziały ukraiń-

skie napadały na ludność polską, zabierając zboże i inwentarz

żywy. Sztab powiatowy NÓW rozważał tę sprawę i dla przeciwsta-

wienia się wrogiej akcji ukraińskiej chciał stworzyć własny

oddział partyzancki. Chodziło tu o zademonstrowanie siły, a

także - jeżeli zajdzie tego potrzeba - o akcje zaczepne. Mając

v tym względzie dość duże doświadczenie, stanowczo im to odrą-

background image

- 9 4 -

dziłem. Nowo założony oddział partyzancki nie mając doświadczenia
ani zaprawy bojowej), w dodatku bez życzliwego oparcia o ludność
cywilną, nie będzie w stanie utrzymać się przez dłuższy czas. Dla
lepszego zobrazowania trudności, wskazywałem na ZWZ, który
dysponując ogromnymi środkami finansowymi, ale nie mając dość
silnej organizacji w terenie, nie potrafił w całym naszym okręgu
utrzymać nawet jednego oddziału partyzanckiego. Natomiast
zaproponowałem im inną rzecz, gdy chodzi tylko o zademonstrowa-
nie siły: niech skorzystają z naszych już istniejących oddzia-
łów, zaprawionych w częstych bojach. Najpierw .wysłałem oddział
"Wołyniaka", który ze swymi ludźmi przeszedł powiat lubaczowski
wzdłuż i wszerz i po kilku dniach wycofał się na teren powiatu
łańcuckiego. Następnie dwukrotnie oddział "Radwana" przebywał
przez kilka dni w lasach powiatu lubaczowskiego. Jak się okazało
nasza demonstracja siły pomogła, bo jak mi potem meldował kpt.
"Żarski", napady Ukraińców wprawdzie nie ustały całkiem, ale w
dużym stopniu się zmniejszyły. Kpt. Żarski przetrwał na
stanowisku komendanta NÓW na powiat lubaczowski do maja 19*5 roku

R z e s z ó w

Utarło się przekonanie, że Małopolska Środkowa/z miastami

Tarnowem i Rzeszowem była zawsze domeną ruchu ludowego. Kto jed-
nak interesował się życiem politycznym kraju, łatwo mógł zaob-
serwować, że w latach między wojnami w rejon ten z coraz to wię-
kszym rozmachem poczęło wkraczać również Stronnictwo Narodowe. »
Rzeszowie powstała siedziba władz okręgowych, którym jako prezes
przez długie lata przewodził mecenas dr Józef Liwo, cieszący się
dużym autorytetm w mieście i okolicy. A na kilka lat przed drugą
wojną światową obóz narodowy w Ziemi Rzeszowskiej nie tylko
powiększył swój dotychczasowy stan posiadania, ale też ciągle
poszerzał swa wpływy polityczne i ideowe na sąsiednie powiaty,
czego dowodem było powstawanie licznych Zół Stronnictwa Narodo-

background image

- 95 -

vego. Największy rozwój ruchu narodowego przypadł za czasc os-

tatniego zarządu, do którego weszli młodzi inżynierowie, leka-

rze i prawnicy. Młodzi narodowcy w wolnych chwilach od zajęć

służbowych chętnie poświęcali czas pracy terenowej. Często spo-

tykało się ich w rozjazdach po terenach dzisiejszego wojewódz-

twa rzeszowskiego, przy czym chętnie zahaczali o polską wieś, 2

której wielu z nich pochodziło. Pod wpływem działalności coraz

liczniej występujących w Stronnictwie Narodowym synów chło-

pskich, ruch nasz, o którym przeciwnicy zwykli mówić że posia-

dał charakter ugrupowania politycznego broniącego interes klas

posiadających, a w najlepszym razie drobnomieszczańskich, obe-

cnie stawał się ruchem powszechnym, w którym poważną rolę za-

częli odgrywać przedstawiciele wsi polskiej. Taki stan prze-

trwał do września 1939 roku. Klęska, która dotknęła cały naród,

szczególnie bezlitośnie obeszła się z narodowcami. Wielu bowiem

narodowców zginęło w kampanii wrześniowej, młodzi przeszli za

granicę i zaciągali się do formowanej u boku aliantów przez

gen. Sikorskiego Armii Polskiej, do pozostałych na miejscu do-

brało się Gestapo, uważając narodowców za element polski naj-

bardziej patriotyczny i antyniemiecki. Odnosiło to się szcze-

gólnie do Rzeszowa - z przedwojennych działaczy dosłownie nią

było nikogo. Kiedy organizowaliśmy nowy okręg COP-u, złożony

początkowo tylko z sześciu powiatów, w dużej mierze liczyliśmy

na pomoc Rzeszowa. Tymczasem w kwietniu 1940 r. mecenas Mie-

czysław Trajdos, wówczas urzędujący prezes Zarządu Głównego

Stronnictwa Narodowego w Warszawie, polecił nam od nowa zorga-

nizować okręg rzeszowski - dodatkowo do niego włączyć podok-ręg

przemyski, który pozostawał już.od kilku miesięcy bez żadnej

opieki. Prezes Trajdos wysunął przy tym sugestię, by siedzibę

tak znacznie powiększonego terenu przenieść z Niska do

Rzeszowa, do miasta położonego centralnie i co ważniejsze po-

siadającego pod tym względem już pewne tradycje.

Decyzja prezesa Trajdosa dotycząca reorganizacji terenu jak-

background image

- 96 -

kolwiek słuszna, była trudna do wykonania. Bo jak już wspomnia-
łem z przedwojennych naszych, działaczy nie spotkałem nikogo. Dwaj
synowie prezesa Liwy poszukiwani przez Gestapo ukrywali się w
Warszawie. Natomiast na miejscu w Rzeszowie były dwie córki
Liwyj mgr Maria Liwówna i znacznie od niej młodsza Jadwiga. I
chociaż dla szukającego jakiegoś oparcia na nowym terenie spo-
tkanie z Liwównymi było niewątpliwie pewnym ułatwieniem, ale
ograniczonym. Dawał się odczuć brak działaczy ze starszego poko-
lenia. Liwówna skontaktowała mnie z grupą ludzi nawet wyrobio-
nych pod wzglfdem politycznym Ł ideowym, ale byli to młodzi pod-
chorążowie i akademicy, wszyscy w wieku około 20 lat. Toteż wy-
nikła potrzeba sięgnięcia po ludzi z innego terenu, ¥</ybijającym
się naszym działaczem na terenie Jarosławia był Władysław Gliniak
z Wiązownicy pod Jarosławiem, ze wsi uważanej przed wojną za
najbardziej narodową w okręgu rzeszowskim. Gliniak był zdolnym
organizatorem, a przy tym posiadał już pewne doświadczenie w pracy
konspiracyjnej z terenu jarosławskiego, gdzie był jednym z
założycieli NÓW. Na propozycję przeniesienia się do Rzeszowa chę-
tnie się zgodził i jako nowo mianowany komendant NÓW na powiat
rzeszowski z dużą energią zabrał się do pracy. Dość szybko potra-
fił wytworzyć sobie środowisko, w którym poczuł się dobrze -prócz
tego urządził się bardzo praktycznie. Uruchomił jedyną na terenie
miasta polską księgarnię i jako jej właściciel automatycznie
uzyskał status stałego mieszkańca. Nawiasem mówiąc w księgarni
Gliniaka był nasz główny punkt łączności, Gliniak, sam jeszcze
młody, liczący sobie zaledwie 28 lat, przy tworzeniu sztabu
powiatowego NÓW oparł się na ludziach wprowadzonych do NÓW przez
koi. Liwównę. Do sztabu komendy.wesalis Gliniak jako komendant,
Cychylik, Grzyb, Martynuska, Pisarczyk i Tomasik - prócz tego
wielu młodych chłopców i dziewcząt weszło do poszczególnych wy-
działów, W zespole tym widziało się ludzi młodych, fanatyków idei,
której chcieli bez reszty służyć. Równocześnie był to zespół pod
względem politycznym wyrobiony i świadomy swych celów. Braki do-

background image

- 97 -

świadczenia nadrabiali dużą ruchliwością i zapałem do pracy
-wszędzie było ich pełno - stosunkowo w krótkim czasie pokryli
siecią organizacyjną miasto i powiat. Liczne placówki NÓW oży-
wione pracą młodych entuzjastów wyprzedziły inne organizacje
podobnego typu i doprowadziły do tego, że NÓW przez długi czas
był jedyną organizacją wojskową na terenie Rzeszowa.

Osobiście przyglądałem się młodym od strony ich przydatności

do pracy na szczeblu okręgu, niewątpliwie była to kadra sta-
nowiąca najbliższa zaplecze przyszłych władz okręgowych. Był to
najmłodszy zespół kierowniczy a NÓW. Mając do dyspozycji tych
młodych ludzi przygotowywałem się do przeniesienia siedziby ok-
ręgu 2 Niska do Rzeszowa. Przed tym jeszcze wyjechałem w połowie
września 194O roku do Warszawy na odprawę wojskową komendantów
okręgowych NÓW zwołaną w dniach 14- i 15 września. Kiedy
przygotowywałem się do powrotu przyjechała do mnie w ostatniej
chwili kurierka z Niska i zawiadomiła mnie, bym do COP-u nie
wracał, gdyż w dniu 18 września 19*0 roku było po mnie Gestapo.
Pod moją nieobecność Gestapo aresztowało moją najsłodszą siostrę
Walerię, kierowniczkę szkoiy w Racławicach. Kurierka nie umiała
podać żadnych szczegółów. W tym samym czasie była w Warszawie
moja młodsza siostra Maria, komendantka Narodowej Organizacji
Wojskowej Kobiet /NOWK/ przy okręgu COP-u, która uratowała się
podobnie jak ja dzięki temu, że wyjechała ze mną do Warszawy.
Aresztowanie najstarszej siostry przeżywaliśmy jako osobistą
tragedię rodzinną - ciężkie to było uczucie, gdy przyszło nam
stwierdzić, że utraciliśmy dom rodzinny, spokojną przyszłość tak
bardzo potrzebną w tych burzliwych czasach. Od tej pory ścigany
przez Gestapo musiałem zmienić nazwisko i posługiwałem się
fałszywymi dokumentami. Omawiane wypadki tylko przyspieszyły już
wcześniej podjętą decyzję przeniesienia siedziby okręgu do
Rzeszowa. Siostrze Marii poleciłem zatrzymać się przez pewien
czas w Warszawie, a sam postanowiłem natych-aiast wrócić do COP-
u, by na miejscu opanować nie znaną mi bliżej sytuacje.

background image

- 98-

Od kilku już dni zaniepokojony o całość i bezpieczeństwo ru-

chu oporu w COPie zastanawiałem ale nad tym, oo mogło być powodem
najścia przez Gestapo na nasz dom w Racławicach. Ponad wszelką
wątpliwość wykluczałem tutaj możliwość jakiejkolwiek zdrady. Z
drugiej strony jasne było, że nie był to tylko przypadek -
Gestapo zdecydowanie przyszło po mnie. Postanowiłem zamieszkać w
Rzeszowie, liczyłem tutaj w dużej mierze na pomoc i ofiarność
koi. Gliniaka, który potrafił stworzyć sobie niezależny warsztat
pracy. Właściwie już wcześniej Gliniak oddał do mojej dyspozycji
swe kawalerskie mieszkanie, do którego mogłem wejść o każdej
porze dnia i nocy. W drodze z .Warszawy do Rzeszowa starałem się w
spokoju przeanalizować całą sytuacje. Jednak na odległość nie
mogłem nic wyjaśnić ani cokolwiek sobie wytłumaczyć. Ale czy to
wiedziony przeczuciem, czy tylko na podstawie znajomości terenu i
ludzi w końcu doszedłem nie tyle do konkretnych wniosków, ile do
pewnych przypuszczeń, pozwalających mi wyrobić sobie pogląd,
który wskazywał na to, że jeżeli stało się nieszczęście, to chyba
należy szukać przyczyny tego nieszczęścia właśnie w Rzeszowie.
Już nie dzień ale najbliższe godziny miały to potwierdzić. Bilet
kolejowy wykupiłem do Rzeszowa, ale w ostatnim momencie,
kiedy.pociąg zwalniał już na stacji, nagle postanowiłem Rzeszów
ominąć - dalszą podróż odbywałem bez biletu i wysiadłem w
Jarosławiu. Stan naszej organizacji w Jarosławiu przedstawiał
się znacznie lepiej niż w Rzeszowie. W powiecie było już kilka
dobrze funkcjonujących placówek NÓW. A w mieście, tylko na ulicy
Grodzkiej, na której koncentrowało się główne życie handlowe
Jarosławia posiadaliśmy aż cztery punkty, przeznaczone dla
łączności organizacyjnej. W księgami, w bibliotece polskiej,
którą prowadziła Stanisława Gliniakówaa był punkt łączności z
Warszawą. Zbigniew Nowosad zabezpieczając się przed wywózką na
przymusowe roboty do Niemiec założył sklep towarów mieszanych. W
sklepie Nowosada była skrzynka łączności przeznaczona na potrzeby
okręgu* Pierwszy komendant NÓW na powiat jaro-

background image

- 99 -

sławski, popularny na terenie Jarosława handlowiec Józef Koba

swój sklep przeznaczył na wewnętrzną łączność powiatu. Wreszcie

czwarty punkt najbardziej narażony na niebezpieczeństwo

przeznaczony na kolportaż tajnej bibuły mieścił się w sklepie

galanteryjnym Nelł Gliniafcówny. Przyjeżdżając do Jarosławia za

każdym razem korzystałem z innego punktu łączności. Dym razem

przy zachowaniu jak najdajej posuniętych środków ostrożności za-

szedłem do sklepu Nowosada. Po niedawnej odprawie w Jarosławiu,

mój nie zaplanowany na najbliższe dni przyjazd wywołał u Nowo-

sada zupełnie uzasadnione zdziwienie i zdenerwowanie. Już po

wymianie kilku zdań zorientowałem się w groźnej dla nas sytua-

cji. Od Nowosada dowiedziałem się, że w Rzeszowie nastąpiły

aresztowania w szeregach NÓW - aresztowano cały sztab komendy

powiatu, z Władysławem Gliniakiem na czele. Ponieważ Gliniak

miał powiązania organizacyjne z Jarosławiem działacze nasi spo-

dziewali się przykrych następstw. Wielu kolegów ukrywało się,

inni z trwogą oczekiwali na najgorsze. Nowosad również nie znał

szczegółów aresztowań w Rzeszowie. Uważałem, że najlepszym roz-

wiązaniem byłoby nawiązanie kontaktu z siostrami Gliniaka, któ-

re by 3y najbardziej zorientowane w tej sprawie. Zwłaszcza mło-

dsza Stanisława Gliniakówna wykazywała zawsze wiele pomysło-

wości i odwagi. Nowosad ze względów zasadniczych był przeciwny

mojej inicjatywie szukania kontaktu ze Stanisławą, która prawie

po całych dniach wysiadywała pod więzieniem Gestapo w

Rzeszowie. Ja natomiast miałem do niej pełne zaufanie, wiedzia-

łem bowiem, że ona już przed wojną była działaczką Stronnictwa

Narodowego, a w czasie okupacji była pierwszą kobietą w Jaro-

sławiu zaprzysiężoną do NÓW. Zresztą już wcześniej zwróciłem

uwagę na jej pracę w NÓW /między innymi w szeregach naszej or-

ganizacji przewoziła prasę narodową lub ważne dokumenty i in-

strukcje dla sztabu Okręgu przechodząc z dużą brawurą przez

granicę na Sanie/. Jakoś nie wydawało mi się, by mogło nam co-

kolwiek zagrażać ze strony Gliniaka, przecież od jego areszto-

background image

- 100 -

wania upływał już drugi tydzień, a Jarosław w najmniejszym stopniu
nie odczuwał tego. Tymczasem w tym samym dniu nastąpiły
aresztowania w powiatach kolbuszowskim i niżańskim.

Dopiero kiedy Stanisławie udało się wymienić grypsy dowiedzie-

liśmy aię z nich prawdy. Oprócz aresztowań w samym Rzeszowie Ge-
stapo dokonało dalszych aresztowań na drodze kolportażu naszych
pism podziemrych "Walki" i "Szczerbca". Droga ta zaczynała się z
punktu rozdzielczego, który mieścił się na Barcach pod Makiem
następnie przez Raniżów w powiecie kolbuszowskim szła do Rzeszo-
wa. Kierowniczką kolportażu nielegalnej bibuły na cały okręg była
koi. Jasnoszowa, a jej zastępcą Rugo Paszkowski. W Raniżowie w
powiecie kolbuszowskim punkt mieścił się u boleżanki Kato.
Aresztowania nastąpiły w tym semym dniu t j, 18 września w Rze-
szowie, Raniżowie, w Barcach i Racławicach, gdzie aresztowano moją
siostrę. Aresztowań więcej nie było, skończyły się całodzienną
rewizją w naszym domu. Kilkunastu gestapowców formalnie prze-
wróciło dom do "góry nogami", zrywano podłogi, rozpruwano nie
tylko poduszki, ale nawet grzbiety książek. Wynikało z tego, że
Niemcy mimo ciągłych zwycięstw na wszystkich frontach obawiali
się zorganizowanego ruchu oporu. Domownicy, zarówno moi rodzice
jak i siostra, mimo już pewnej zaprawy przy składaniu niepożąda-
nych wizyt przez Gestapo, tym razem przeżywali dosłownie piekło.

Jak z tego wszystkiego wynika, była to jedna z największych

"wsyp" w naszym okręgu w czasie całej okupacji niemieckiej. Ruch
narodowy poniósł wtedy ogromne straty. Na przestrzeni niespełna
jednego roku, bo od września 1939 do września 194O roku, dwukro-
tnie Rzeszów utracił całe kierownictwo. Albowiem od września 1939
przestało istnieć kierownictwo Zarządu Okręgu Stronnictwa
Narodowego, a we wrześniu 1940 r. zaaresztowano całą komendę NÓW
na powiat rzeszowski. I chociaż potrafiliśmy opanować sytuację bez
dalszych przykrych następstw, NÓW w Rzeszowie już nie wrócił do
dawnego poziomu. Odpadł też chwilowo projekt przeniesienia
siedziby okręgu do Rzeszowa. Rzeszów długo przeżywał swą

background image

- 101 -

katastrofę, która była wynikiem wielkiej nieostrożności młodych
ludzi. Rok 1940 nawet przy trwającej okupacji i stale wzrasta-
jącego terroru dla umysłowości Polaków należał ciągle do po-
czątków nowej rzeczywistości, w której całe społeczeństwo owia-
ae nie uzasadnionym optymizmem wierzyło w szybkie zmiany. Wie-
lu ludzi, a zwłaszcza młodzi nie zdawało sobie sprawy z gro-
żącego nam niebezpieczeństwa jakże często graniczącego z utratą
życia na jakie byli ciągle narażeni. Jedna z naszych koleżanek
w ruchu oporu, zbliżona przez swego brata do sztabu powiatu,
miała narzeczonego^ który w stopniu podchorążego internowany
był z Armią Polską na Węgrzech. Pisząc do niego listy, nie-
wątpliwie działała w dobrej wierze i z pobudek czysto patrio-
tycznych usiłowała podtrzymać go na duchu dając mu do zrozumie-
nia, że nie siedzimy w kraju bezczynnie, tylko przygotowujemy
się do tego, by w odpowiedniej chwili odzyskać wolność. Rzecz
oczywista każdy jej list był przechwytywany przez Gestapo w
Rzeszowie, aż w końcu ją aresztowano. Torturowana w śledztwie
przyznała się do wszystkiego. Srogi los nie oszczędził nikogo z
aresztowanych, a najgorzej obszedł się z Gliniakiem, który
jednak wykazał silny charakter i żelazną wytrzymałość. Był tor-
turowany, po każdym śledztwie w Gestapo nie mógł wracać do celi
o własnych siłach, był zawsze wynoszony na noszach, jednak
nikogo nie wydał. Powiedział tylko tyle, ile Gestapo dowiedzia-
ło się od innych. Po prawie półrocznych badaniach w śledztwie
w więzieniach w Rzeszowie i Tarnowie został wywieziony do obo-
zu koncentracyjnego, stamtąd przesyłał krótkie ale pogodne li-
sty , nawet karty przemycał w Oświęcimiu i tam zmarł w 1942 ro-
ku. Żona Gliniaka, Wiktoria zaledwie po 10 dniach współżycia
małżeńskiego /ślub ich odbył się 8 września 1940 r., oboje zo-
stali aresztowani 18 września/ wraz z innymi paniami, Liwówną,
Jasnoszową i Kątową zostały wywiezione do osławionego z okru-
cieństwa obozu dla kobiet w Ravensbruck, gdzie przesiedziały 5
lat. Z aresztowanych uratowały się zaledwie 3 osoby. Hoże w

background image

- 102 -

najbardziej dramatycznych okolicznościach uzyskał wolność koi.
Tomasik - w czasie któregoś z rzędu badania na Gestapo nie wy-
trzymał zadawanych mu tortur i w desperacki sposób wyskoczył z
okna drugiego pietra - przy upadku na ziemię złamał sobie oby-
dwie nogi. Z pogromu wsypy rzeszowskiej ze sztabu komendy po-
wiatu ocalał jedynie Martynuska. Stale przebywał on w Rzeszo-
wie i starał się różaymi drogami przyjść z pomocą uwięzionym
kolegom. Najwięcej jednak troski poświęcał choremu Tomasikowi,
który z połamanymi nogami leżał w szpitalu pod ścisłą strażą
żandarmów. Któregoś dnia korzystając z nieuwagi straży Martynu-
ska wyniósł na plecach Tomasika ze szpitala na wolność. Po wy-
leczeniu Tomasik wrócił do pracy w szeregach HOW.

Inny zupełnie typ człowieka reprezentował sobą Rugo Paszko-

wski. Opowiadał mi, że aresztowany na punkcie kolportażu przy
rozdzielaniu na poszczególne powiaty dopiero co przywiezionej z
Warszawy "Walki", przyłapany na gorącym uczynku nie przypuszczał
by mógł kiedykolwiek wyjść na wolność/ Zupełnie zrezygnowany,
nie wierząc w swoje ocalenie, w żywe oczy kpił z gestapowców -
opowiadał im niestworzone historie zaprawione wisielczym
humorem. Ciekawa rzecz, że swym humorem zaraził nawet zbirów z
Gestapo. Również Rugo Paszkowski wykazał silny charakter, nie
przyznał się do niczego i po kilku miesiącach wyszedł z więzie-
nia. W niedługim czasie zgłosił się z powrotem do pracy konspi-
racyjnej, żądał jeszcze bardziej odpowiedzialnej pracy, bo jak
twierdził nabrał przekonania w więzieniu, że jest w stanie wy-
trzymać najbardziej wyszukane tortury. Wreszcie trzecią osobą,
która wyszła na wolność była moja siostra Waleria, chociaż sy-
tuację pogarszał fakt, że była siostrą tego, który był komen-
dantem NÓW na okręg rzeszowski i jednocześnie prezesem Stronni-
ctwa Narodowego na ten okręg. Za cenę wskazania mojego adresu
obiecali ją zwolnić z więzienia. Wiele wysiłku i rozwagi wyma-
gało, by nie dać się złapać w krzyżowym ogniu pytań, zadawanych
jej przez specjalistów Gestapo od tajnych organizacji. Po-

background image

- 103 -

magała jej w tym dobra znajomość języka niemieckiego i go"ae
zachowanie przez cały czas długo trwającego śledztwa i całonoc-
nych badań. Powaga i stanowczość w odpowiedziach zmuszała nawet
gestapowców do liczenia się i uszanowania jej postawy. Siostra
moja wiedziała o wszystkim, to przecież w jej domu była główna
baza NÓW na cały okręg rzeszowski, to przez jej dom
przechodzili różni ludzie związani jak najściślej z tajną or-
ganizacją, w jej domu przechowywane były instrukcje i inne wa-
żne dokumenty. Naciskana przez gestapowców wyszła z całej tej
opresji obronną ręką, dzięki dużej odporności psychicznej, od-
wadze i zdecydowanej postawie, co jak się okazało miało wpływ
dla niej korzystny.

Po kilku miesiącach wyszła z więzienia, i w dalszym ciągu

dom jej był otwarty dla naszych działaczy - a Gestapo jeszcze
kilkakrotnie w poszukiwaniu za mną nachodziło ją w Racławicach.
po jakimś czasie Waleria znowu została aresztowana, ale już w
drodze ją zwolniono stawiając warunek podania mego adresu w
ciągu tygodnia, co oczywiście nie zostało spełnione.

Chociaż Gestapo rozbiło naszą organizację wojskową w powie-

cie rzeszowskim, jednak wpływy obozu narodowego ciągle były
znaczne. W następnych latach powołana została nowa komenda po-
wiatowa NÓW. Komendantem został kpt. "Franciszek". Nowy Komen-
dant wykorzystał stare kontakty, które były oparte na kupiec-
twie polskim, na duchowieństwie i w dużej mierze na koleja-
rzach. Młodzież werbowano z dużą ostrożnością tym razem bar-
dziej rozbudowany został wydział propagandy. Bardzo czynny oka-
zał się też gwardian klasztoru Bernardynów ojciec Graejan oraz
Jan Nowak ostatni prezes Młodzieży Wszechpolskiej na Poli-
technice Lwowskiej. Minęły równe dwa lata od opisanych wypadków
wkraczaliśmy w trzeci rok konspiracji i należało z powrotem
nawiązać do koncepcji Trajdosa, by siedzibę Okręgu utworzyć w
Rzeszowie, jednak lepsze co do tego warunki istniały w
Jarosławiu, a potem w Przeworsku. Wiedzieliśmy jednak, że

background image

- 1 0 4 -

jeżeli chcemy jako ruch odegrać pewną rolę polityczną, trzeba
będzie zdecydować się na Rzeszów. W 194? roku zaczęliśmy pier-
wsze przygotowanie, by' już w następnym roku 1944 przystąpić do
realizacji naszych założeń organizacyjnych i politycznych.
Pierwszą rzeczą, jaką planowaliśmy wykonać było założenie nowego
dziennika, który zasięgiem swym obejmowałby woj. rzeszowskie.
Ustaliliśmy też nazwę dziennika "Gazeta Rzeszowska" którą w 1944
roku zaczęliśmy wydawać na powielaczu w formie tygodnika.
Zdobyliśmy w Rzeszowie dużą drukarnię z przygotowaną załogą
drukarzy, zmagazynowaliśmy duże ilości papieru i co najważniejsze
potrafiliśmy uchwycić wielu zawodowych dziennikarzy, którzy zaczęli
powoli napływać ze Lwowa przed zbliżającym się frontem od
Wschodu. Wychodzącą "Gazetę Rzeszowską" redagowaną ciekawie i
sprawnie rozprowadzali po całym terenie. Mieliśmy już
przygotowane w druku proklamacje odezwy i aktualne ulotki na
wypadek oczyszczenia z Niemców Ziemi Rzeszowskiej. Przybycie
Rosjan na nasze tereny i to co się stało po ich przybyciu w na-
szych planach stanęło na przeszkodzie w zrealizowaniu naszych
planów.

P r z e w o r s k

Powiat przeworski zarówno pod względem gospodarczym jak i po-

litycznym różnił się bardzo od reszty powiatów ziemi rzeszowskiej,
był bowiem najmniejszy w Polsce. Powierze l nią jego równała się
zaledwie połowie przeciętnego powiatu. Również i przeciętna
zamożność mieszkańców Przeworszczyzny w porównaniu z innymi w Ma-
łopolsce środkowej była znacznie wyższa. Urodzajne ziemie poło-
żone nad rzekami Sanem, Wisłokiem i Mleczką korzystnie wpływały na
rozwój życia gospodarczego. Cukrownia Lubomirskich zbudowana pod
koniec XXX wieku zaliczała się do jednej z największych w kraju.
Obok cukrowni istniały jeszcze serownie, olejarnie oraz sławna
wytwórnia gatunkowych wódek. Jako pochodny w całym powiecie

background image

- 105 -

rozwinął się przemysł spółdzielczy. Wpływ na pomyślny rozwój
życia gospodarczego i handlowego obok urodzajnej ziemi miało
samo położenie miasta. Przeworsk leżał na szlaku ważnych dróg
komunikacyjnych i posiadał aż dwa węzły kolejowe. Jeden węzeł
normalnej kolei Lwów, Przeworsk, Kraków, Wiedeń oraz drugi wę-
zeł kolejki wąskotorowej Przeworsk-Dynów, zbudowany specjalnie
dla dostawy buraków cukrowych do cukrowni w Przeworsku. lak
więc rozwój życia gospodarczego szedł w parze z budową ważnej
dla całej Małopolski magistrali kolejowej. Ciekawym zjawiskiem
chyba gdzie indziej nie spotykanym było, że istniały i działały
tu dwa uniwersytety ludowe. Jeden prowadzony przez inź. Solarza
w Gaci i drugi katolicki w Ujecznej. Uniwersytet ludowy w Gaci
główny nacisk kładŁ na wychowanie polityczne prowadzone w duchu
radykalizmu lewicowego, dzięki temu zyskał sobie opinię ośrodka
komunizującego polską wieś. Jednak nie wszystkim podobały się
hasła głoszone przez inż. Solarza i coraz to częściej poczęły
odzywać się głosy potępiające poczynania szkoły w Gaci. W
powiecie było wielu znanych i wybit-pych ludzi, którzy chcąc
się przeciwstawić Uniwersytetowi w Gaci, postanowili założyć
podobną szkołę, ale prowadzoną w duchu narodowym i katolickim.
Nie tylko duchowieństwo powiatu przeworskiego, ale wybitniejsi
ziemianie jak dr Nawiński, Wolski i inni zbierali z całego
terenu opinię i informowali o ttfm Kurię Biskupią w Przemyślu.
Wreszcie w 1935 roku z inicjatywy Kurii został powołany do
życia Katolicki Uniwersytet Ludowy w Ujecznej, tuż pod
Przeworskiem i w tym samym roku rozpoczął się pierwszy kurs.
Program nauczania, jak sobie życzyli nauczyciele szkoły oparty
był o nauki encyklik papieskich. Każdorazowy kurs trwał trzy
miesiące i odbywał się dwa razy do roku. Stan liczebny na
kursach przeciętnie wynosił 25-30 uczestników. Kierownikiem
nowo powstałej szkoły był ks. kanonik Ignacy Leja, proboszcz w
Ujecznej. Drugim pracownikiem był mgr Frankowski, a trzecim
Józef Hejnosz. Głównie Hej-

background image

- 106 -

nosz położył duże zasługi jako instruktor szkoły. Był bowiem

jednym z tych, którzy odczuwali bardzo potrzebę istnienia takiej
szkoły i którzy w Kurii Biskupiej najwięcej o to zabiegali. Obok
wychowania ideowego na kursach w Ujecznej główny nacisk
kładziono na nauki praktyczne, związane z potrzebami wsi. W
krótkim stosunkowo czasie okazano eię, że KUL w Ujecznej
prowadzony przez dobrane i fachowe siły szybko zyskiwał na po-
pularności i stał się poważnym konkurentem dla Szkoły w Gaci.
Niewątpliwie KUL w Ujecznej zbudowany był na o wiele trwalszych
fundamentach. Przetrwał ciężką próbę życia, mając nadzieję, że
po latach klęski wojennej zostanie znowu powołany do życia. Tak
się też stało - już w pierwszym roku po wojnie EUL w Ujecznej
został reaktywowany i z jeszcze większym zapałem prowadzony był
na tych samych zasadach i przez tych samych ludzi, z tą tylko
różnicą, że na miejsce mgr. Frankowskiego przyszła inż. Sowowa.
Jako nowość wprowadzono kursy dla dziewcząt. Popularna i w
pewnym sensie już sławna szkoła w Ujecznej służąca zawsze
sprawie polskiej i potrzebom wsi zaczęła być niestety solą w oku
miejscowym kacykom komunistycznym. 2 wielką szkodą dla samego
Przeworska, jak również i dla sąsiednich powiatów, Katolicki
Uniwersytet Ludowy w Ujecznej został przez komunistów w r. 1948
zamknięty. Te dwie szkoły właściwie polityczne były wierhym
odzwierciedleniem stosunków politycznych, jakie panowały w
powiecie. Wprawdzie Przeworsk przez długie lata ulegał
wpływom ;.,;?onnictwa Ludowego, a takie twierdze jak wsie Gać,
Markowa czy Nowosielee zdawały się nie do zdobycia dla innego
ruchu. Z czasem jednak i tu zaczęła docierać idea narodowa.
Pierwsze oparcie obóz narodowy zyskał wśród duchowieństwa i zie-
mian, potem wśród miejscowej inteligencji i mieszczan, aż wre-
szcie niepodzielnie wśród lwowskiej młodzieży akademickiej po-
chodzącej często ze wsi. W czasie okupacji niemieckiej, czy to
na skutek tego, że Stronnictwo Ludowe jakoś początkowo nie prze-
jawiało żadnej działalności terenowej, czy może w większym je-

background image

- 107 -

szcza stołniu pod wpływem wydarzeń wojennych, młodzież wiejska
zaczęła ulegać atrakcyjnej ideologii, którą głosił obóz narodo-
wy,dość, że znaczna część mieszkańców Przeworszczyzny znalazła
się w szeregach NÓW, a tym samym dostała się pod wpływy Stron-
nictwa Narodowego. Kiedy rozpocząłem przeprowadzenie reorgani-
zacji okręgu rzeszowskiego NÓW, jakby białą plamą na mapie okręgu
świecił powiat Przeworsk. Do wiosny 1940 roku'jeszcze nie było
naszej organizacji - ale równocześnie patrząc na mapę wyraźnie
widziało się, że właśnie Przeworsk z uwagi na swe centralne
położenie w okręgu powinien się stać ośrodkiem wokół którego
nasze prace najczęściej będą się tu obracały. Istotnie o Prze-
worsk w większości zahaczały się ruchy ludzi oraz przerzuty broni
i tu zbiegały się wszystkie kontakty organizacyjne okręgu.

Pracę organizacyjną na terenie Przeworska rozpoczęliśmy wcze-

sną wiosną 1940 r. kiedy to razem ze znanym działaczem akademi-
ckim Janem Kornasem, w tym czasie, inspektorem Komendy Głównej
NÓW, udaliśmy się do Przeworska. Obaj młodzi, pełni zapału i
wiary, on z chłopskiej rodziny, chcieliśmy niejako wstępnym bojem
zdobyć trudną twierdzę, jaką dotychczas dla nasasgo ruchu był
Przeworsk. Wyprawa nasza tylko częściowo się powiodła. Kornas
bowiem w pracy naszej chciał się oprzeć na swym mistrzu
Szybalskim, który przyjmował go do Młodzieży Wszechpolskiej we
Lwowie. Inż. Stefan Szybalski zatrudniony w Zarządzie Dóbr Lu-
bomirskich zajmował dość eksponowane stanowisko i niewiele mógł
poświęcić czasu przy organizowaniu naszego ośrodka wojskowego.
Dopiero druga wyprawa, odbyta z adiutantem okręgu NÓW oficerem
rezerwy doktorem Władysławem Kłakiem została uwieńczona sukcesem.
W ciągu kilku dni objechaliśmy cały powiat -nawiązaliśmy kontakty
w samym Przeworsku, następnie uruchomiliśmy pierwszy punkty i
zorganizowali pierwsze zakonspirowane sekcje NÓW w Kańczudze, w
Gaci, Markowej, Prynczy, Jagiełłę, w Nowosielcach, Uniewczynie i
w wielu innych wioskach powiatu przeworskiego. Zorganizowaliśmy
też miasteczka Jawornik i

background image

- 108 -

Eynów w powiecie brzozowskim. Eynów bowiem z uwagi na dogodne
położenie grawitował raczej do Przeworska. Cały powiat podzie-
lony był na kilka obwodów,^a obwody obejmowały po kilka a nie-
kiedy i po kilkanaście wiosek. Na południową część powiatu ko-
mendantem placówki NÓW został mianowany oficer rezerwy dr Jergy
Adamkiewicz, zamieszkały w Nowosielcach, Na północną część po-
wiatu, na terenie leżącym w widłach. Sanu i Wisłoka komendantem
NÓW był lekarz weterynarii Władysław Martynowsfci. W Kończud^e
komendantem placówki naszej był ladeusz Koperski. W pracy orga-
nizacyjnej miał on oparcie i dużą pomoc w zacnej rodzinie To-
karskich. W Jaworniku przedstawicielem i opiekunem NÓW był znany
polityk w Ziemi Rzeszowskiej fcs. Gustaw Nachajsfci - wybitny
kaznodzieja. Ks. Nachajskiego starał się zjednać Witos do Stron-
nictwa Ludowego. W Synowie pierwsze kontakty nawiązaliśmy z pa-
niami Aliną, a potem stałe oparcie mieliśmy w domu Ćwifclińskiej,
teściowej działacza narodowego profesora Karola Stojanowskiego.
ff samym Przeworsku poznałem prawnika, również działacza aka-
demickiego Mieczysława Luśniaka. Luśniak od pierwszych dni oku-
pacji obrał bardzo potrzebną i ważną dziedzinę życia podziemne-
go,tajne nauczanie młodzieży, której okupant w sposób brutalny
odciął drogę do nauki. Luśniak, mimo, że tkwił po uszy w tajnym
szkolnictwie, niemniej wyczuwał, że w kraju coś się.dzieje i
jakby czekał na kontakty, które dopiero z nami nawiązał. Z miej-
sca razem z innymi nie tylko włączył się w nurt życia podziemne-
go, ale stał się czołową postacią ruchu oporu na powiat prze-
worski. Dom Luśniaka położony nad rzeką, z dala od miasta, oto-
czony był drzewami, które stwarzały naturalną zasłonę i chroniły
go przed okiem niepożądanego intruza. Wyjątkowo nadawał się na
naszą awlinę. Właściciele, ojciec i syn Mieczysław bez za-
strzeżeń przeznaczyli swój gościnny dom na potrzeby naszej orga-
nizacji. Kolega Mieczysław Luśniak był pierwszym żołnierzem NÓW
na terenie powiatu i równocześnie był mężem zaufania Stronnictwa
Narodowego. Na tym trudnym i niebezpiecznym odcinku pracy z

background image

- 109 -

młodzieżą wytrwał od pierwszych aż do ostatnich dni okupacji
niemieckiej. Powszechnie znaną była sprawa, że Luśniak położył
ogromne zasługi w dziele tajnego nauczania, bo jeżeli nie set-
ki, to na pewno dziesiątki chłopców i dziewcząt wiejskich jak i
z samego Przeworska doprowadził do matury. Po zapoznaniu się z
kilkoma nowo przyjętymi kolegami wytypowaliśmy razem z Luś-
niakiem na komendanta powiatu NÓW oficera rezerwy mgr. Stani-
sława Ringenberga. Również i dom braci Antoniego i Stanisława
Ringerbergów zasługuje na specjalne wyróżnienie. Dom ten dla
odmiany położony w samym śródmieściu, ale przyciśnięty do muru
na zapleczu kościoła parafialnego posiadał idealne warunki
konspiracyjne. Dużym walorem nowego punktu było samo dojście
przez ruchliwy dziedziniec kościoła. W jednej połowie domu Sta-
nisław, nauczyciel gimnazjalny, podobnie jak Luśniak prowadził
tajne nauczanie młodzieży w wieku gimnazjalnym. Zorganizował on
wiele tajnych kompletów, które prowadził aż do czasu aresz-
towania go przez Gestapo. W tej części domu zamieszkałej przez
Stanisława odbywały się też nasze częste konferencje polityczne
albo odprawy wojskowe. W jednej odprawie, w grudniu 194-2 roku
brał udział szef wydziału organizacyjnego Komendy Głównej NÓW
adwokat Stefan Elimecki, brat generała Klimeckiego tego, który
wraz z gen. Sikorskim zginął w katastrofie lotniczej nad
Gibraltarem.

W drugiej połowie domu starszy z braci Antoni, również żoł-

nierz NÓW stolarz z zawodu w czasie wojny prowadził na szeroką
skalę handel. Bardziej wtajemniczeni wiedzieli o tym, że Antoni
między innymi w ścisłym porozumieniu ze sztabem okręgu NÓW
prowadził zupełnie inny handel towarów, na które w życiu
podziemnym Polski było zawsze dużo amatorów. Handlował on bo-
wiem bronią i materiałami wojskowymi. Żołnierze niemieccy
udający się z frontu wschodniego na urlopy sprzedawali broń
osobistą i maszynową nie tylko skradzioną swym towarzyszom
broni, ale często i własną, Niemcom głównie chodziło o tłusz-

background image

- 110 -

oze, o które było zawsze trudno w "Waterlandzie". Za jeden P.M.
/pistolet maszynowy/ żądali około 30 kg tłuszczu. Antoni znając
dobrze swoją dziwną klientelę nie zrażał się w wysokości żądanej
ceny, tylko ze stoickim spokojem, jak gdyby mu nie zależało na
tego rodzaju artykułach wymiennych zazwyczaj ofiarował połowę
żądanej ceny. Zakupione tą drogą ciepła bielizna, ubrania
wojskowe, buty, kooe, broń by2y caęściowo magazynowane na
miejscu, a csęściowo szły do naszych licznych oddziałów
partyzanckich, rozmieszczonych najczęściej w lasach, na pranym
brzegu Sanu. Początkowo przerzutami broni za San zajmowały się
nasze koleżanki z NOWK /Narodowa Organizacja Wojskowa Kobiet/. W
późniejszym okresie, kiedy zwiększyła się licaba oddziałów
partyzanckich, a w związku z tym wzrosło też zapotrzebowanie na
broń, ubrania, do przerzutów tych materiałów wyznaczono spe-
cjalne oddziały, rekrutujące się z oddziałów partyzanckich HOW
"Ojca Jana", "Wołyniaka", "Hełna", "Puka" i "Pałczka". Przeprawy
przez pilnie strzeżony San były niebezpieczne, bo każdej chwili
groziły aresztowania. Zdarzało się często, że na skutek
trudności w przeprawie przez rzekę, albo w oczekiwaniu na skom-
pletowanie zapotrzebowanych materiałów, partyzanci i przez kilka
dni mieszkali na kwaterze u Ringerberga, Antoni gościł ich u
siebie, dawał im pełne utrzymanie wraz z kwaterą przygotowaną z
braku miejsca na strychu domu. Przez częste kontakty Antoni
zaprzyjaźnił się z chłopcami z lasu, którzy w rewanżu za doznaną
gościnę opowiadali mu bohaterskie, niekiedy bardzo ciekawe
przeżycia z walk z Niemcami, lub też śpiewali nieznane do-
tychczas partyzanckie piosenki. Dodatkowo jaszcze, Antoni zao-
patrywał chłopców w żywność na drogę i zawsze dawał im worek
cebuli. Bo żołnierze w lesie odżywiali się najczęściej samym
mięsem, dlatego najbardziej rozpowszechnioną chorobą wśród nich
był szkorbut - a cebula zapobiegała tej przykrej dolegliwości.
Obaj bracia Ringerbergowie położyli ogromne zasługi przy orga-
nizowaniu ruchu oporu na Przeworszczyznie, zwłaszcza Stanisław,

background image

- 111 -

który jako działacz odznaczał się dużymi walorami organizt -yj-
nymi. Swym podejściem do pracy i własnym przykładem zyskiwał
przyjaźń swych współpracowników oraz zaufanie swych podwładnych.
W trudnych i niebezpiecznych czasach nie uchylał się nigdy od
pracy i od odpowiedzialności. Najczęściej działał z ukrycia, na
poszczególne funkcje kierownicze wysuwał ludzi młodych uważał
bowiem, że stosowanie tej metody jest jedynie właściwe i daje
najlepsze rezultaty. I rzeczywiście, dzięki tym metodom pracy
przysporzył naszemu ruchowi liczną kadrę wyrobionych, młodych
działaczy. Kiedyś w rozmowie ze mną oświadczył mi, że
stanowisko komendanta NÓW przyjął niechętnie bowiem wolałby
poświęcić się pracy politycznej, którą zawsze uważał za

0 wiele trudniejszą, a w danej chwili za bardziej potrzebną.

Z początkiem 1942 roku komendantem NÓW został płk Gorczyń-

ski - do najbliższego jego sztabu należeli: mjr Twardy, kpt.
Pieniążek, kpt. Ringerberg, por. Lalewicz, por. Pucia i Mie-
czysław Łuśniak jako kierownik wydziału propagandy. Zapraszany
często, a jeszcze więcej z obowiązku służbowego jeździłem do
Przeworska. Uważałem bowiem ten trudny, a zaram bardzo ciekawy
powiat za jeden z najważniejszych w naszym okręgu i chciałem go
za wszelką cenę dla naszego obozu zdobyć. Naprawdę mile byłem
zdziwiony, kiedy prawie z dnia na dzień powiększały się nasze
szeregi - stale poznawałem nowych wartościowych i bardzo
ofiarnych ludzi*

Dość wcześnie poznałem oficera rezerwy, nauczyciela łaciny

1 greki w sławiym zakładzie 0.0. Jezuitów w Chyrowie, Stani
sława Lalewioza. Obaj nasi działacze, żołnierze NÓW profesoro
wie Lalewicz i Ringerberg w czasie studiów należeli do Mło
dzieży Wszechpolskiej, Lalewicz we Lwowie, a Ringerber w Kra
kowie. Lalewicz jako dawny działacz akademicki w czasie okupa
cji dojrzał i był najbardziej wyrobionym działaczem w powie
cie. I właśnie jemu została powierzona trudna rola koordynato
ra pomiędzy czynnikiem politycznym Stronnictwa Narodowego, a
wojskowym NÓW.

background image

- 112 -

Obok komendy powiatowej NÓW powstał też Zarząd Powiatowy Stron-
nictwa Herodowego. Prezesem Stronnictwa Narodowego był prof. La-
lewicz, a w skład Zarządu Powiatowego wchodzili koledzy: Ringer-
berg, mjr Jan Bębenek, mgr Emil Buła, Władysław Gwiżdż, Mieczys-
ław Łuśniak oraz mgr Pieehurowa. Od tej pory pracę naszą prowa-
dziliśmy dwoma torami. Akcję werbunkową przeprowadzaliśmy albo w
oparciu o stronnictwo, albo o NÓW. Właściwie to każdy żołnierz
NÓW był członkiem Stronnictwa Narodowego. Zorganizowanie Kół
Stronnictwa ułatwiało nam jedynie naszą pracę, a przecież głównie
chodziło nam o to, by ideowo i organizacyjnie przeorać cały
powiat. I tutaj nie zaniedbaliśmy żadnej dziedziny życia. Już w
latach 1941-19*2 NÓW była liczną i prężną organizacją, B terenie
prowadziliśmy intensywne szkolenie ideowe i wojskowe.

A jak się przedstawiało w omawianym okresie życie innych or-

ganizacji? Oprócz NÓW działała sanacyjna organizacja ZWZ którego
szeregi w porównaniu z NÓW były dość długo mniejsze. W końcowych
latach okupacji zaczęły powstawać tu i ówdzie Bataliony Chłopskie
/BOh/ - nawiasem mówiąc szeregi te nie były ani zbyt liczne, ani
też w życiu podziemnym Przeworszczyzny nie odegrały większej ro-
li. AL /Armii Ludowej/ czy GL /Gwardii Ludowej/ raczej nie było.
W kapdyE razie nie słyszało się o nich zapewne dlatego, że w po-
wiecie przeworskim, & także w sąsiednich powiatach organizacji
komunistycznych nie było.

W NÓW znalazł się naprawdę szeroki wachlarz społeczeństwa

-specjalną uwagę zwróciliśmy na dawnych działaśsy w ruchu ludowym
- zwłaszcza młodzi nie mając własnej organizacji chętnie wstępo-
wali w szeregi NÓW. Już przedtem z powodzeniem zwerbowaliśmy du-
chowieństwo, ziemiaństwo i inteligencję i prawie całą młodzież
akademicką. Tsraz należało sięgnąć po ludzi pracujących zawodowo
we wszystkich warsztatach pracy i po urzędach niemieckich. lam,
gdzie tylko zatrudniani byli Polacy, pracowali oni na rzecz na-
szej organizacji. A więc byli nasi na kolei, w Zarządzie Dóbr Lu-
bomirskich, w cukrowni, olejarni, mleczarni itp., dalej w zarżą-

background image

- 113 -

dach gminnych całego powiatu, w parafiach, v klasztorze 0.0.
Bernardynów. A sklepy polskie, to najczęściej nasze punkty kon-
taktowe. V każdej przeprowadzonej akcji bardzo znaczny był
udział kobiet, początkowo wiele kobiet należało indywidualnie,
najczęściej wykorzystywane były jako kurierki, szyfrantki itd.
Z początkiem 1941 r. zaczął wyłaniać się ruch kobiecy - powsta-
wały już wydzielone zespojy kobiece, aż w 1941 roku powstała
Narodowa Organizacja Wojskowa Kobiet /NOWE/. Ha terenie Prze-
worska wybitną naszą działaczką była żona pułkownika wp przeby-
wającego w oflagu, mgr Pieoburowa pseudonim "Maria".Pochodziła
ona z zamożnej rodziny mieszczańskiej. W Jarosławiu i Przewor-
sku posiadali sklepy i kamienice czynszowe, w których mieliśmy
kwatery i punkty kontaktowe. Sama Piechurowa pracowała począt-
kowo jako kurierka przy sztabie powiat*. NÓW, a potem objęła
funkcję kierownika organizacyjnego w komendzie okręgu NOWE.

W roku 1941 poproszono mnie o wygłoszenie odczytu dla sekcji

kobiecej. Zebranie to odbyło się właśnie w domu Piechurowej,
które jak na warunki konspiracyjne uchybiało przyjętym zasadom.
Na tajnych odprawach nie powinno uczestniczyć więcej jak 5-7
osób. Tymczasem na omawianym zebraniu było ponad 10 kobiet. Po
odczycie i ożywionej dyskusji wszystkie panie wyraziły chęć
wstąpienia w szeregi Narodowej Organizacji Wojskowej Kobiet
/NOWK/. Przyjmowanie do tajnej organizacji odbywało się bardzo
dyskretnie, zazwyczaj w cztery oczy. W tym wypadku odbyło się
zbiorowe zaprzysiężenie naszych koleżanek. Ustawione w szeregi
na baczność powtarzały rotę przysięgi. Przysięga bowiem
obowiązywała każdego żołnierza podziemia i była integralną
częścią przynależności organizacyjnej. Spośród zebranych
pamiętam panie: Piechurowa i jej siostrę, następnie Marię Mi-
recką pseudonim "Marta", już wtedy upatrzoną na Komendantkę
Okręgu NOWK, przedstawicielkę organizacji kobiecej na powiat
jarosławski Stanisławę Gliniakównę, przedstawicielkę młodzieży
Lewandoweką. Licznie reprezentowany był pałac Luboairskich.

background image

- 114 -

Do NOWK wstąpiły wnuczki ks. Lubomirakiego siostry Maria, Wanda i
Jadwiga Sierakowskie oraz córka ks. Eustachego Sapiehy Iza
Sapieżanka. W powiecie o wyostrzonej jeszcze do niedawna walce
klasowej pod wpływem ogólnej tragedii narodowej, jak również pod
wpływem naszej wszechstronnej działalności naprawdę zanikały dawne
hasła klasowe szerzące nienawiść jednej warstwy społeczeństwa do
drugiej. Wspólne zebrania i odprawy były najlepszą tego
ilustracją. Obok młodych ludzi ze wsi pełniących role kurierek
czy kolporterów nielegalnej bibuły, albo oddających się z zapałem
szkoleniom ideowym i wojskowym, widziało się młodzież z rodzin
ziemiańskich. Często Iza Sapieżanka i siostry Sierakowskie
przeprawiały się za San przenosząc do oddziałów partyzanckich
opatrunki i lekarstwa, prasę podziemną, a niekiedy i bron. Przy
przeprawie przez San Hiemey skrupulatnie legitymowali każdego
młodego Polaka, posądzając go najczęściej słusznie o kontakty z
polskim podziemiem. Każda taka przeprawa przez rzekę, oprócz
niewygód, jak spanie na podłodze po chatach wiejskich lub pod
namiotem, groziła niekiedy poważną wsypą. Młode panny nie zrażały
się tym i wszystkie niebezpieczeństwa traktowały jako przygodę
wojenną.

W pewnym okresie Przeworsk pod względem siły organizacyjnej

wysunął się na znaczne miejsce w okręgu. Było to wynikiem ofiarnej
pracy oddanych naszej sprawie ludzi, którzy w porę potrafili
uchwycić najbardziej wartościowy element ludzki i wcielić go w
szeregi NÓW. Drugim ważnym elementem wzrostu naszych szeregów
była ofiarna i jednolita postawa ludności powiatu przeworskie-go.
Tylko bezinteresownej i patriotycznej postawie ludności za~
wdzięczało podziemie swe istnienie, tylko dzięki nim mógł się
rozwijać ruch oporu. Można by krótko ująć całe zagadnienie w ten
sposób, że życie podziemne swa istnienie zawdzięczało całej lud-
ności Przeworszczyzny, natomiast prężność organizacyjną NÓW za-
wdzięczała licznym szeregom młodzieży. Inna rzecz, że młodzież ta
sprawiała niekiedy poważne kłopoty, bo nikt tak nie rwał się

background image

- 115 -

do wszelkiego rodzaju akcji bojowej jak to właśnie czyniły naj-
młodsze roczniki młodzieży. Większe organizacje podziemne, or-
ganizacje o wpływach ogólnokrajowych wagę tego problemu zro-
zumiały w porę i podjęły odpowiednią akcję. Starano się o to,
by w pierwszym rzędzie nakłonić młodzież do nauki w tajnych
kompletach szkolnych* a dopiero potem zastanowić się nad przy-
działem do organizacji wojskowej. Nad wychowaniem ideowym mło-
dzieży czuwał wydział propagandy z kierownikiem Mieczysławem
Łuśniakiem na czele, a podstawową wiedzę wojskową zdobywali
chłopcy w szkołach podoficerskich i w podchorążówce, które na
terenie powiatu przeworskiego prowadził mjr "Twardy". Wszystko
odbywało się w ciężkich warunkach - życie organizacji podziem-
nych, podobnie jak życie całego narodu narażone było na ciągłe
szykany, terror się wzmagał, okupant swym nieludzkim postępo-
waniem dążył do tego, by złamać jednolitą postawę walczącego
narodu. Prócz różnych utrudnień przykrością dla codziennego ży-
cia były ciężkie warunki komunikacyjne. Polacy pozbawieni pra-
cy, szukali środków utrzymania głównie w handlu żywnością. Lu-
dność całej Polski dotkliwie odczuła brak swobodnego poruszania
się, kiedy to Niemcy w styczniu 1941 roku na przeciąg sześciu
tygodni wydali zakaz podróżowania pociągami, obowiązujący w
całym Generalnym Gubernatorstwie. Rozpoczęła się wtedy wzmożona
koncentracja armii niemieckiej przygotowująca się do uderzenia
na Rosję. Nasilenie koncentracji widoczne było wzdłuż linii Bugu
i Sanu skąd nastąpiło w dniu 22 czerwca 1941 r, uderzenie. W
Przeworsku prawie każdy dom zajęty był na kwatery dla wojska. W
kamienicy Piechurowej zajęli Niemcy całe jedno skrzydło, w
zarekwirowanych pokojach stały piętrowe łóżka. Po udanej
ofensywie na Rosję cała armia niemiecka poszła daleko na wschód
za uciekającą w popłochu armią sowiecką. Na szczęście Niemcy
już nigdy do swych kwater w Przeworsku nie wrócili. Opuszczone
kwatery służyły żołnierzom NÓW z całego okręgu - kwatery te
utrzymaliśmy aż do zakończenia okupacji nie-

background image

- 116 -

mieckiej. Mogło się wydawać, że po przesunięciu się armii nie-
mieckiej na wschód w naszych powiatach nastąpi odprężenie, są-
dziliśmy bowiem, że Niemcy zajęci okupacją nowych terenów, da-
dzą spokój ludności polskiej i ograniczą terror. Jednak ruchy
wojsk w obu kierunkach na linii kolejowej Lwów - Przeworsk
-Kraków nigdy nie ustawały, a tereny nasze zamknięte w trójką-
cie kolejowym Przeworsk-Dębica-Rozwadów-Przeworek stały się
przedmiotem szczególnej opieki Gestapo i żandarmerii wojskowej.
W pociągach na tych liniach Niemcy często przeprowadzali łapanki
ludzi, również w zwiększonej liczbie pojawili się różnego
rodzaju szpicle. Jazda pociągiem zwłaszcza dla ludzi młodych
była bardzo niebezpieczna. Niewiele lepiej było na drogach
-rewidowali Niemcy furmanki, legitymowali rowerzystów, a najbar-
dziej "podpadał" pieszy podróżnik. Zastanawialiśmy się, co mogło
być przyczyną tej wyjątkowo troskliwej opieki nad tym terenem,
skoro armia niemiecka nie miała zasadniczo nic do szukania. W
końcu naszemu wywiadowi udało się rozszyfrować i ustalić
przyczynę tego stanu rzeczy, a była ona istotnie bardzo ważna.
Rozległe tereny powiatów Mielec, Tarnobrzeg, Nisko, a zwłaszcza
Kolbuszową przeznaczyli Niemcy na olbrzymi poligon Łuftwaffe. Z
terenu tych powiatów wysiedlano całe wsie i na dogodnych tych
obszarach dawnej Puszczy Sandomierskiej przeprowadzali Niemcy
pierwsze próby nową bronią V1 i 72.

Byłem w ciągłych rozjazdach, przerzucałem się z jednego

powiatu na drugi, niejednokrotnie znajdowałem się w niebezpie-
cznych sytuacjach. Pewnego razu wracając z płk. Owocem z in-
spekcji terenu, wsiedliśmy do pociągu w Rudniku w kierunku na
Rozwadów do Niska. Równocześnie do tego samego pociągu wsiadło
dwóch banschuców /była to straż kolejowa, składająca się
głównie ze Słowaków, Ukraińców i Yolksdeutschów którzy potrafili
więcej dokuczyć niż sami Niemcy/. W jednym z nich rozpoznałem
dawnego kolegę szkolnego. Na pewno orientował się dobrze w mojej
roli w życiu Polski Podziemnej ale na szczęście

background image

- 11? -

wsiadł do innego wagonu. W czasie tej samej podróży zaraz za
Hozwadowem do naszego przedziału weszło dwóch Gestapowców, któ-
rzy po wylegitymowaniu płk. Owocowi oddali kenkartę, a moją
zabrali ze sobą. Płk Owoc wiekiem znacznie starszym nie zwracał
tak na siebie ich uwagi. Pociąg zatrzymywał się na każdej
stacji, a niektóre postoje trwały dość długo. Zaniepokojony tym
'stanem rzeczy oświadczyłem towarzyszowi podróży, że chyba wy-
skoczę z pociągu i spotkamy się w Mielcu na umówionym punkcie.
Na szczęście tuż przed stacją kolejową w Mielcu, Gestapowcy
zwrócili mi kenkartę. Każdy dorosły mężczyzna czy kobieta, obo-
wiązany był nosić przy sobie stale dowód osobisty tza. kenkar-
tę. Moja kennkarta chociaż wystawiona była na fałszywe nazwisko
miała w gruncie rzeczy dobre pokrycie. Nasi koledzy pracujący
na kolei w Przeworsku wciągnęli mnie na listę pracowników
kolejowych, w charakterze wysokiej klasy fachowca, zatrud-
nionego w warsztatach naprawczych. Jak się potem okazało w cza-
sie postoju na którejś ze stacji kolejowych Gestapowcy telefo-
nowali do Przeworska z zapytaniem czy taki osobnik figuruje na
liście ich pracowników co potwierdzono. Kiedy więc zrozumiałem,
że moja kennkarta ma aż tak silne podstawy, zacząłem często
występować w mundurze kolejarza, co uchroniło mnie od wielu
przykrych niespodzianek. Ale w jednej z moich podróży przy-
darzył mi się taki wypadek - gdzieś między Rzeszowem a Przewor-
skiem do mojego przedziału wsiadł mój dawny znajomy, a obecnie
Yolksdeutsch. Z takim było najgorzej, bo od nich trudno było się
wykręcić. Znajomość nasza datowała się od najmłodszych lat,
więc nie mogłem liczyć na to, że mnie nie pozna. Rozpoznał mnie
od razu, przywitał się ze mną i starał się od razu wprowadzić
do rozmowy nastrój swobodny i pr2yjacielski. Już po wymianie
kilku zdań, zorientowałem się, że dawny mój znajomy spotkanie
fce mną zachowa w tajemnicy. Przy pożegnaniu zaproponował mi
nawet pomoc finansową. Odmowa moja, delikatna w formie,
pozwoliła mu zorientować się, że nawet gdybym był w naj-

background image

- 118 -

większej potrzebie, nie przyjąłbym od niego żadnej pomocy. A je-
szcze innym razem, wysiadłem w dzień z pospiesznego pociągu w
Przeworsku, a był to pociąg wojskowy. Tak się niefortunnie zło-
żyło, że z całego długiego pociągu wysiadłem tylko ja, więc mimo
woli oczy wszystkich ciekawie zwróciły się na jedynego pasażera,
na peronie roiło się od różnych mundurów niemieckich. Również i
ja ogarnąłem wzrokiem cały peron badając, czy z tej strony nie
grozi mi jakieś niebezpieczeństwo. I oto właśnie na peronie,
trochę z boku stał Gestapowiec, ubrany po cywilnemu, w wysokich
butach, w kapeluszu z piórkiem, jak to zwykle poza służbą
chodzili gestapowcy. Chyba instynktownie wyczułem, że właśnie
ten trzymający się z boku może być niebezpieczny. Rzuciłem okiem
na twarz gestapowca, rozpoznałem mojego kolegę z ławy szkolnej,
obecnie Yolksdeutscha Kazimierza Kromholca. Bywałem w różnych
opresjach, z których jakoś zawsze udawało mi się wychodzić
obronną ręką. Starałem się i teraz zachować spokój. Zrobiło mi
się jednak nieprzyjemnie, bo orientowałem się, że Krombolc mnie
poznał i utkwił jakby ze zdziwieniem we mnie swój wzrok. Planu
działania jeszcze nie ciałem, za wszelką cenę postanowiłem
wydostać się poza obręb dworca i nagle zauważyłem obok peronu
otwartą furtkę na szczęście przez nikogo nie strzeżoną. Krótka
droga od torów do furtki wydawała mi się bardzo długa, toteż
odetchnąłem z ulgą kiedy znalazłem się na zewnątrz dworca.
Jednak, kiedy rozejrzałem się, zobaczyłem Kromholca,
postępującego krok w krok za mną. Na dawną przyjaźń nie można
było liczyć, każdy bowiem Yolksdeutch, który zdradził ojczyznę a
niejednokrotnie i rodzinę, nie będzie krępował się ze znajomym.
Widząc, że się nie uwolnię od Kromholca, stanowiłem się z nim
rozmówić i zaatakowałem go wyzywając od zdrajców. W odpowiedzi na
to Kromholc zaofiarował się z.pomocą. Jak twierdził gestapowcem
nie był, tylko burmistrzem jednego z miast powiatowych. Zaliczany
już do niemieckich dygnitarzy otrzymał z przydziału duże
mieszkanie. Oświadczył mit uważaj, bo Gęsta-

background image

- 119 -

po ponownie wszczęło usilne poszukiwania za tobą. Pamiętaj, że w
tych ciężkich chwilach dom mój o każdej porze dnia i nocy atol
dla ciebie otwarty.

V pamiętnych, tamtych czasach nie często zdarzały się podobne

wypadki. Wręcz przeciwnie, Polska była krajem najbardziej
prześladowynym, procentowo poniosła największe straty. W okresie
okupacji poniosło śmierć około 6 milionów obywateli polskich.
Życie narodu było jednym pasmem aresztowań, zsyłek do obozów
koncentracyjnych i na przymusowe roboty. 70 sarno przeżywała
ludność Przeworska, może nie było tu przeprowadzanych na wielką
skalę pacyfikacji lub przesiedleń jakie miały miejsca w innych
powiatach, a zwłaszcza na zamojszczyźnie. Jakoś los był bardziej
łaskawy, bo pamiętać trzeba o tym, że Przeworsk pod względem
wojskowym był bardzo dobrze zorganizowanym terenem i wobec
otaczającej nas rzeczywistości nie siedział z założonymi rękami.
W okresie tzw. "Burzy", oddziały nasze przeprowadzały cały szereg
akcji dywersyjnych. "Burza" był to kryptonim zarządzonej przez
władze Polski Podziemnej pewnej akcji sabotażowej, dokonywanej
zwłaszcza na tyłach wojsk niemieckich. Z uwagi na istniejące w
Przeworsku dwa węzły kolejowe akcja "Burza" ze specjalną uwagą
zaopiekowała się koleją. Minowano tereny kolejowe, uszkadzano
równocześnie w kilku miejscach tory, w warsztatach kolejowych
zwlekano z naprawą parowozów, a nawet wiele parowozów całkowicie
unieruchomiono. Gdzie tylko się dało, tam wyrzą/Łzano gospodarce
niemieckiej ogromne szkody. Zresztą nie sposób dzisiaj podać
dokładny rejestr wszystkich sabotaży oraz różnych innych akcji
bojowych, jakich dokonano w ciągu 5 lat okupacji niemieckiej. Nie
ulega najmniejszej wątpliwości, że ziemia przeworaka chlubnie
spisała się w salce z Niemcami. W tej walce o Wielką Polskę wielu
najlepszych jej synów oddało swe młode życie. Cała ludność
powiatu dzięki jednolitej postawie i naprawdę dzięki nie
spotykanej uprost solidarności ustrzegła się masowych aresztowań.
Nigdy

background image

- 120 -

tutaj nie zanotowano zdrady, jeśli były aresztowania, to zupełnie
przypadkowe. Następnie ludzie dali się poznać nie tylko jako
życzliwi naszej sprawie, ale byli zawsze bardzo gościnni dla
każdego potrzebującego pomocy Polaka. Przygarniali wysiedlonych z
Wielkopolski, nie było dworu ani większej chaty wiejskiej, gdzie
by nie było wysiedlonych z Poznania, Torunia, Łodzi i wszystkich
wsi i miasteczek wcielonych do Reichu. Z:;tej gościnności jakże
często sam korzystałem. Przeworsk, małe miasteczko, był w latach
1941-194* siedzibą sztabu Komendy Okręgu NÓW. Tutaj też byłem
świadkiem wkraczania simii sowieckiej w lipcu 19*4 roku. Z dachów
domów obserwowaliśmy ostatnie dni walki nad Sanem. Fale Stukasów
bombardowały pozycje wojsk sowieckich. Niemcy wycofy-wali się w
zwartych szeregach, w dyscyplinie i bez paniki. Kiedy wydawało
się nam, że przez Przeworsk przeszły ostatnie niemieckie formacje
wojskowe na wieży ratusza zatknęliśmy sztandar biało-czerwony.
Nie upłynęło jeszcze pół godziny, a tu nadchodzi jeszcze jedna
zmotoryzowana dywizja niemiecka. Oficerowie niemieccy zauważyli
nasz sztandar, ale już nie reagowali. Był więc Przeworsk
świadkiem różnych wydarzeń - jednak normy życia polskiego i
opinię publiczną urabiały władze polityczne i wojskowe Polski
Podziemnej.

Na terenie Przeworska działały głównie dwie organizacje pod-

ziemne: narodowa NÓW i sanacyjna ZWZ» W latach 1942 i 194? przy-
szło do scalenia wszystkich ważniejszych organizacji w całym
kraju. W wyniku tego scalenia powstała Armia Krajowa /AK/. Przy
scaleniu tych dwóch organizacji na terenie Przeworska brali u-
dział z ramienia NÓW adiutant Sztabu Okręgu NÓW por. Mieczysław
Hrzygłód i kpt. Pieniążek, jako ostatni komendant NÓW na powiat
przeworski. Z ramienia ZW2 występował kpt. "Bogusław" ze swym
adiutantem. Burzliwe życie zbliżało się do ważnych rozstrzygnięć,
Niemcy do ostatniej chwili przeprowadzali aresztowania la* dnośoi
polskiej. W Przeworsku wydawało się nam, że jako organizacja
przetrwany nie naruszeni. Tymczasem już w ostatnim roku

background image

- 121 -

wojny ofiarą aresztowania padło dwóch lodzi, którzy byli filarami
ruchu oporu w Przeworsku. V ZWZ aresztowano komendanta kpt.
"Bogumiła", a * NÓW kpt. Stanisława Ringenberga, W szeregach
obydwóch organizacji nastąpiła konsternacja, początkowo wydawać
by się mogło, że w którymś ogniwie do tej pory nierozerwa-nego
łańcucha zdarzyła się wsypa. Podjęliśmy wszystkie środki
ostrożności i dokonaliśmy przegrupowania ludzi. Jednak bezpośre-
dnią przyczyną aresztowania kpt. Ringenberga było nieostrożne
zachowanie się partyzantów. Chłopcy z lasu zjawiający się dla
podjęcia broni zazwyczaj przybywali jako patrol, składający się
a 3 do 6 ludzi. Żołnierze w lesie żyli zawsze z bronią, więc na
względnej wolności nie zachowali tych środków ostrożności, jakie
zwykle na co dzień stosowała ludność żyjąca po miastach. W
ostatnim już roku wojny trzej partyzanci ukrywający się w domu
Ringenberga niepotrzebnie wyszli na miasto - niewątpliwie jakiś
usłużny szpicel musiał ich podpatrzeć i doniósł do Gestapo. Nad
ranem między pierwszą a drugą godziną słychać było dobijanie się
do drzwi. Okazało się, że to Niemcy, którzy wyraźnie dopytywali
się o trzech młodych ludzi, jacy rzekomo mają tu nocować.
Gestapowcom towarzyszył granatowy policjant. Dawał on znak
Ringenbergowi, że dom jest nie obstawiony, że może ratować się
ucieczką. Ale cóż, w domu było dużo broni, którą handlował brat
jego Antoni, a na strychu spało trzech młodych ludzi z lasu.
Mógł Stanisław skorzystać i ratować się ucieczką - przecież nic
prostszego jak ucieczka przez okno do sąsiednich ogrodów, gdzie w
cieniu drzew i krzewów można łatwo było zmylić ślad. Jednak
Stanisław Ringenberg zdawał sobie dobrze z tego sprawę, że w
razie udanej ucieczki Niemcy mogli przyczepić się do brata, mogli
również przeprowadzić dokładną rewizję całego domu. Świadomie
więc zrezygnował z ucieczki i z całym heroizmem poświęcił siebie,
by ratować brata i trzech młodych chłopców z lasu. Zdziwiony
granatowy policjant oświadczył potem, że chciał pomóc
Ringenbergowi, ale dla niezrozu-

background image

- 122 -

miałych dla niego przycsyn ten z okazji tej nie skorzystał.
Przez swój bohaterska czyn uratował brata Antoniego oraz tych
trzech partyzantów /dwóch z nich w kilka lat później zostało
profesorami na wyższych uczelniach w Polsce/. O dalszym losie
Ringenberga dowiedziałem się z relacji mojego brata Mama,
który był naocznym świadkiem w obozie koncentracyjnym jego mę-
czeńskiej a zarazem bohaterskiej śmierci.

Niemcy w obliczu zbliżającej się klęski zaciskali kleszcze

ucisku i terroru w całej Polsce, ale ta same metody stosowali
w obozach koncentracyjnych, gdzie słabszych więźniów z góry
przeznaczali na zagładę. Któregoś dnia podczas apelu, chory
więzień Polak nie mógł ustać o własnych siłach, słaniającego
sif więźnia a powodu utraty sił, Polacy starali się utrzymać Ba
nogach. Straż obozowa biciem zmuszała chorego do poderwania się
na nogi. Widok znęcających się zbirów hitlerowskich był tak
nieludzki, że wyprowadzony z równowagi i oburzony do ostatnich
granic Hingenberg rzucił się z gołymi rękoma na hitlerowskich
strażników. W czasie powstałego zamieszania Polacy usunęli do
tyłu chorego, a Gestapowcy z całą furią rzucili się na
bezbronnego Ringenberga i ze straszliwym okrucieństwem pałkami
zatłukli go na śmierć.

Kpt. Stanisław Ringenbarg występując w obronie bliźnich po-

niósł męczeńską i bohaterską śmierć.

Do wielkich ofiar w tej wojnie, jakie poniósł naród polski

zaliczyć można piękną i szlachetną postać syna ziemi przewor-
skiej, Stanisława Ringenberga.

background image

- 123 -

WspoznieuŁs o ke. dr. Franciszku Łądowiczu i

aajorze Franciszku Prjgrsiężaku zamieszczone

w "Ę^śli Polskiej" w Londynie

Es. dr Franciszek Lądowicz

Es. dr Franciszek Lądowicz, syn ziemi tarnobrzeskiej, uro-

dził się we wsi Antoniów. Gdy skończył szkołę powszechną, wy-
różniającego się ucznia wysłali rodzice za namową miejscowego
nauczyciela do gimnazjum w Nisku. Po maturze powołany do obo-
wiązującej służby wojskowej ukończył Podchorążówkę Rezerwy w
Przemyślu* Ks. Lądowicz, wysoki, dobrze zbudowany, przy swym
żywym usposobieniu i nieprzeciętnych zdolnościach mógł zrobić
karierę w wojsku. 2ymczasem po ukończeniu podchorążówki ku
niemałemu zdziwieniu najbliższych, a nie ukrywanej radości ma-
tki, powodowany szczerym powołaniem wstąpił do Seminarium Du-
chownego w Przemyślu. W niecodziennych warunkach, bo już w
czasie okupacji niemieckiej, późną jesienią 1959 ?• został
wyświęcony na księdza.

Pierwsza jego praca w służbie Bogu, to posada wikarego w

Górzycach w parafii położonej niedaleko jego rodzinnej wsi.
Młody ksiądz, o zacięciu społecznym, zawsze chętny do pracy,
znający dobrze środowisko z którego wyszedł, szybko zyskał po-
pularność i zaufanie swych parafian. Odznaczając się wielką
ruchliwością, już na wiosnę 1940 r. nawiązał kontakt z dzia-
łającą w podziemiu Narodową Organizacją Wojskową. W czasie
okupacji niemieckiej, a potem sowieckiej, był czynnym dzia-
łaczem i wiernym żołnierzem NÓW. Początkowo pracował w wy-
dziale propagandy. Jego liczne artykuły, umieszczane w prasie
podziemnej, pisane były z troską o wychowanie młodzieży. W
1942 r. został przeniesiony na nową parafię do Bielin w
powiecie niżańskim. Jego praca na nowej placówce miała inny
charakter i jeszcze ściślej związana była z działalnością

background image

- 124 -

w NÓW, Dosłownie pod bokiem parafii, w lasach księcia Pioura
Czartoryskiego, obrał sobie miejsce postoju partyzancki oddział
leśny NÓW "Ojca Jana", a ks. Lądowicz został pierwszym kapelanem
oddziału. Za zgodą proboszcza ks. Wanielisty, od tej pńry pod
pseudonimem ks. "Kaliny" częściej przebywał wśród partyzantów w
lesie.

Praca kapelana z natary rzeczy zawsze była ofiarna, w warun-

kach konspiracyjnych wymagała niejednokrotnie bohaterskiego wy-
siłku. A ks. "Kalina", obok innych zalet obdarzony był zarad-
nością i męstwem graniczącym z bohaterstwem. Sam byłem świad-
kiem, kiedy w czasie niespodziewanego napadu Niemców na oddział
NÓW ks. "Kalina" pod gradem kuł uwijał się po polu walki i cię-
żko rannym żołnierzom udzielał sakramentu ostatniego namaszcze-
nia.

W 194-5 r. kierownictwo Stronnictwa Narodowego w kraju powie-

rzyło mu funkcję kierownika łączności kraju z polskim Londynem.
Ale wtedy paliła się już ziemia pod jego stopami - poszukiwany
przez bezpiekę musiał uchodzić i ukrył się na Ziemiach Odzyska-
nych. Pod koniec 19*5 r. został administratorem parafii przy
kościele Najśw. Panny Marii w Gdańsku. Z wrodzonym zapałem za-
brał się do uporządkowania opuszczonego kościoła i plebanii.
Przez cały czas pobytu w Gdańsku wyczuwał zainteresowanie swoją
osobą, był inwigilowany przez miejscowy Urząd Bezpieczeństwa i
ostatecznie został aresztowany. Już w czasie aresztowania popro-
sił, by mu pozwolono zamknąć kościół i plebanię. Przy tych czyn-
nościach tak sprytnie manewrował, że zamknął Ubowców w kościele,
a sam uciekł. Od tej pory ukrywał się bez przerwy i szukał
okazji do wydostania się na Zachód.

W 1948 r. na statku szwedzkim, ukryty pod węglem, zdołał

uciec do Szwecji, skąd wyjechał do siostry do Kanady, W Kanadzie
przez jakiś czas był asystentem przy polskiej parafii Św.
Stanisława Kostki w Hamiltonie. Tutaj zaraz włączył się w nurt
życia społecznego, nawiązał też kontakt ze Stronnictwem Naro-

background image

dowym i został mężem zaufania Stronnictwa Narodowego na całą
Kanadę.

Jeszcze innym umiłowaniem i pasją życiową ks. lądowicza była

nauka. Zapisał się na Studium Slawistyczne przy Uniwersytecie
w Montrealu i tam się doktoryzował u prof. dr. Domaradz-kiego.

Hastępnie przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, gdzie na

Uniwersytecie Loyola w Chicago uczył języków polskiego i nie-
mieckiego. UtrsĘrmywał też żywy kontakt z Kołem Stronnictwa Na-
rodowego i Armii Krajowej w Chicago. Zmęczony ruchliwym, pełnym
przygód życiem, szukał spokojnej przystani, gdzie mógłby się
poświęcić wyłącznie swemu zawodowi kapłańskiemu i nauce. W
1959 r. wyjechał do Tucson w Arizonie i tam w dniu 18 grudnia
1973 r. zmarł na atak serca.

Odszedł od nas zasłużony kapłan, gorący patriota, dzielny

żołnierz odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami - nigdy
nikogo nie ukrzywdził a wiele zrobił dobrego.

Franciszek Prsgrsiężak

W październiku ubiegłego roku zmarł w Jarosławiu Franciszek

Przysiężak, przedwojenny oficer zawodowy, a w czasie okupacji
niemieckiej dowódca słynnego oddziału partyzanckiego AK-NOW pn.
"Ojca Jana". Od chwili gdy spotkałem go pierwszy raz w lesie po
dopiero co stoczonej bitwie z Niemcami pod Groblami w powiecie
niżańskim, jeszcze ze świeżo otrzymaną w tej walce raną w
rękę, łączyła mnie ze zmarłym kilkuletnia praca w szeregach
Narodowej Organizacji Wojskowej /NÓW/. Pracy narodowej to-
warzyszyła serdeczna przyjaźń. Jestem mu winien to pozgonne
wspomnienie.

Por. Przysiężafc wziął udział w kampanii wrześniowej 1939 r.

i wrócił po niej do swych rodzinnych stron na Pomorzu. Nie od-
począł jeszcze po trudach wojennych, gdy stał się ofiarą poli-

background image

- 126 -

tyki niemieckiej masowego przesiedlania Polaków z Pomorza, Ślą-
ska i Wielkopolski do Generalnej Guberni. I tak po transporcie w
zamkniętych bydlęcych wagonach, wraz z innymi przesiedleńcami
znalazł się w grudniowy mroźny poranek 1939 r. na lubelszczyź-
nie, w Łukowie.

Natura ciągnie wilka do lasu. Czynna postawa wobec życia ka-

zała mu szukać dróg do wyjścia z narodowej opresji przez związa-
nie się z konspiracją wojskową. W okresie powszechnego uczucia
niezadowolenia w całym kraju do przedwojennych rządów polskich,
które obarczono winą za klęskę, nie znalazł się w organizacji Sł
.żba Zwycięstwu Polski /późniejszym Związku Walki Zbrojnej/, którą
uważano za kontynuację przedwojennego porządku. Sympatia do
Stronnictwa Narodowego zapr wadziła go do NÓW. Został komen-
dantem placówki NÓW w Łukowie.

Młody, bo zaledwie 20-letni oficer prowadził w tajnej orga-

nizacji ożywioną działalność zarówno na polu wojskowym jak i
społecznym. Organizował tajne piątki, zbierał i magazynował bron.
Pomagał wysiedleńcom, starał się dla nich o pracę i mieszkania.

Codzienna praca organizacyjna, a nawet akcje małego sabotażu

nie dawały mu pełni satysfakcji. Szukał walki zbrojnej.

Na polecenie Komendy Okręgu NÓW w Lublinie por. Przysiężak z

Adamem Mireckim na czele udał się do lasów Zamojszczyzby dla
zorganizowania oddziału partyzanckiego. Oddział taki istniał już
w sąsiedztwie w puszczy Solskiej po obydwóch brzegach rzek Tanwi
i Sanu podlegający okręgowi rzeszowskiemu NÓW. Dowodził nim por.
Ludwik Wiśniewski "Miazga". Gdy por. Wiśniewski został ciężko
ranny w bitwie oddziału z Niemcami pod Dąbrówicą koło Ula-nowa
dowództwo tego oddziału objął por. Przysiężak, pseudonim "Jan".

Por. "Jan" zawsze opanowany, o dużym talencie organizacyjnym

przystąpił od razu do reorganizacji oddziału. Do oddziału przyj-
mował wszystkich, którzy czuli się zagrożeni, toteż znaleźli się
w nim oprócz Polaków zbiegli jeńcy angielscy, francuscy, ro-

background image

- 127 -

syjsoy i Żydzi. Przewinęło się przez ten oddział ponad 3000
żołnierzy. 2yczliwy stosunek do ludzi oraz bezinteresowna go-
towość przyjścia z pomocą innym zjednywały mu ogólny szacunek i
dużą popularność. Opiekował się ludnością okoliczrych wsi i
chronił ją przed niemiecką akcją pacyfikacji. Uważali więc go
mieszkańcy terenów na których przebywał za swego opiekuna i
ojca, a oddział którym dowodził nazwali oddziałem "Ojca Jana".
W pewnym okresie czasu oddział ten stał się jednym z naj-
większych oddziałów partyzanckich w Polsce. Pr2y oddziale ist-
niały szkoły wojskowe: podoficerska i podchorążówka. Oddział
zasłynął z udanych podchodów leśnych. Nie tylko żołnierze, ale
i ludność cywilna cenili jego dowódcę za odwagę i pomysłowość
wykazaną w czasie ciągłych walk z okupantem.

W roku 1944- na tereny oddziału por. "Ojca Jana" wkroczyły

wojska sowieckie... Rozpoczęły się na szeroką skalę zakrojone
aresztowania AEowców. Por. Ojciec Jan tkwił ciągle w konspi-
racji. Wytropienia jego i aresztowania podjął się niejaki Flis,
który poprzez dawnego kolaboranta z Niemcami trafił do Bezpieki
ofiarowując swe usługi. Zaczął przede wszystkim od prześla-
dowania rodziny por. "Ojca Jana". Żona jego będąca w siódmym
miesiącu ciąży, została zastrzelona przez Plisa w czasie gdy
szła do ogrodu.

W styczniu 194-5 r. po oficjalnym rozwiązaniu AK, Stronnic-

two Narodowe w kraju powołało nową organizację: Narodowe Zje-
dnoczenie Wojskowe. Ojciec Jan już w stopniu majora został do-
wódcą okręgu NZW w Bydgoszczy. W 1946 r. został aresztowany i
skazany na śmierć. W drodze łaski wyrok śmierci zamieniono na
dożywotnie więzienie. Zwolniony z więzienia po przełomie paź-
dziernikowym w 1956 r. osiedlił się w Jarosławiu, gdzie zmarł
w wieku 66 lat.

Nad otwartą mogiłą, żywej legendy, pochyliło głowy ponad

trzy tysiące byłych partyzantów, którzy na wieść o jego zgonie
zjechali z całej Polski by oddać hołd swemu byłemu dowódcy.

background image

- 128 -

Uroczystości pogrzebowe zamieniły się w wielką manifestację na-
rodową. Ufygłoszono na nich wiele odważnych, patriotycznych prze-
mówień i śpiewano pieśni partyzanckie. Płaczący ludzie wracają-
cy z pogrzebu zdawali sobie sprawę z tego, że odszedł od nich
jeszcze jeden żołnierz, jeden z tych z pierwszego szeregu walk
o wolną Polskę.

background image

- 129 -

Leon Mirecki

Fragment pamiętnika

Pisząc swoje dzieje z czasów konspiracji wojennej chce po-

święcić parę zdań udziałowi w niej mojej rodziny, zwięźle, w
formie suchych faktów.

Kasz dom rodzinny już przed wojną był dużym oparciem dla pracy

narodowej na znacznej przestrzeni położonea w widłach Sanu i
Wisły, l^jrpadałoby powiedzieć trochę o mieszkańcach tego domu.

Rodzice nasi pochodzili z kresów południowo-wschodnich z

Tarnopolszczyzny. Tam schronił się z Kongresówki nasz dziadek
przed prześladowaniami za udział w powstaniu styczniowym, mało

0 sobie mówił. Kiedy umierał, ojciec nasz był jeszcze dzieckiem
1 dlatego niewiele nam mógł o nim i jego przodkach powiedzieć.

Napotkaliśmy ślady wiodące do jakiegoś pokrewieństwa z Mon-

twiłłem-Mireckim. Ze stypendium rodzinnego ustanowionego przez
Konstantego Mireckiego z Radomia korzystało moje rodzeństwo przez
dłuższy czas - aż do wybuchu wojny.

Matka pochodziła z drobnej szlachty podolskiej, z rodziny

patriotycznej również przechowującej pamięć udziału jej przodków
v powstaniach. Miała dużo zrozumienia dla spraw narodowych i
bardzo trafny instynkt w ich ocenie. W ramach swoich możliwości
pomagała nam i nigdy nas nie wstrzymywała mimo niebez-.
pieczeństw które nam groziły. Wierzyliśmy, że modlitwy jej są w
dużym stopniu ochroną przed nimi. Odznaczała się głęboką re-
ligijnością i niezwykłą dobrocią.

Było nas ośmioro rodzeństwa. Cztery siostry i czterech braci.

Wszyscy w różnych czasach i rozmiarach przebyliśmy więzienie
jako polityczni więźniowie.

Ojciec jeszcze będąc kawalerem przesiedział rok w więzieniu »e

Lwowie w związku z jakimiś zatargami polsko-ukraińskimi.
Siedzieliśmy o tym od matki, gdyż ojciec nigdy o tym nie mówił.

Najstarsza siostra Waleria była kierowniczką szkoły w Racła-

background image

- 130 -

wicach koło Niska nad Sanem, położonej w środku wsi obok koś-
cioła, na skrzyżowaniu dróg i jej mieszkanie w.tej szkole stało
się na dłuższe lata naszym gniazdem rodzinnym, a ona sama
ofiarnie i w dużych rozmiarach była pomocą rodzicom w wychowaniu
zarówno pod względem materialnym jak i pedagogicznym licznej
gromady młodszego rodzeństwa.

W domu naszym odbywały się zebrania kierownictwa Obozu Na-

rodowego tutejszego terenu przed wojną^ a w początkowym okresie
wojny kierownictwa konspiracyjnego. Tu zjeżdżali się różni dzia-
łacze i żołnierze Polski Podziemnej, Tu odbywały się rewizje i
aresztowania dokonywane przez Gestapo, a później przez U.B.

My - jej rodzeństwo - wiedliśmy wówczas tryb życia lotny. Ona

zwykle przebywała w domu. Uczyła w szkole. Prowadziła tajne
nauczanie. W czasie naszej nieobecności w wielu sprawach nas
zastępowała. Przyjmowała łączników, prasę itp.

Była wystawiona niejako na pierwszy cel represji gestapows-

kich. Nic też dziwnego, że przypadło jej za to zapłacić kilku-
miesięcznym więzieniem w Rzeszowie. W tym samym czasie przebywał
w więzieniu rzeszowskim Wincenty Witos i książę Piotr Czartory-
ski.

Drugim z kolei był b rat j Bronisław . Jako 16-letni ochotnik w

1920 r, brał udział w głośnej bitwie pod Zadworzem za Lwowem
zwanym polskimi Termopilami. Tam wzięty do niewoli - po kilku
tygodniach ratował się ucieczką. Po skończeniu gimnazjum wstąpił
na teologię we Lwowie, Ukończywszy ją oddał się służbie
Kościołowi i Polsce na Podolu. W czasie okupacji niemieckiej brał
udział w konspiracji w ramach NOW-AK, Kiedy po wojnie ludność
polska wraz z duchowieństwem opuszczała ziemie wschodnie - on nie
opuścił, a został by nieść posługę kapłańską tym co zostali i
ratować kościoły przed ich zamykaniem i likwidowaniem. Bywało że
obejmował opieką kapłańską jednocześnie 15 kościołów na Podolu i
pograniczu Wołynia. Czynił to dniem i nocą -nie samochodami, ale
furą, saniami lub pieszo. Przytem wisia-

background image

- 131 -

ła nad nim groźba wydanego przez banderowców wyroku śmierci.
Wykonania go mimo podejmowanych prób - prsy Bożej pomocy - nie
udało się. Był kapłanem w Podwołoczysfcach, Krzemieńcu, Zbarażu,
Borszczowie, Kamieńcu Podolskim, Kałuszczyńcach i in.

?frdajność ofiarna jego pracy nie podobała się, tak że otrzy-

mał zakaz jej wykonywania na dłuższe lata - trzeba wówczas było
czynić to poufnie i czynił w s»vych stronach od Lwowa po Kijów.

Ja byłem trzeci z kolei. Już w gimnazjum brałem udział w

pracy narodowej. Potem na uniwersytecie w Młodzieży Wszechpol-
skiej, a także jednocześnie w czasie studiów byłem kierownikiem
Obozu Wielkiej Polski na powiat Zawiercie i należałem do
miejscowych władz Stronnictwa Narodowego. Po ukończeniu studiów
odbywałem aplikację adwokacką w Ostrowi Maź., i pełniłem funkcję
sekretarza Zygmunta Berezowskiego, jako posła Stronnictwa
Narodowego z tamtego okręgu. Rozwinąłem tani szeroką działalność
polityczną w ostrej opozycji do sanacji, co było przyczyną
odbywania już przed wojną powinności więziennych. W czasie wojny
należałem do władz naczelnych SN i NÓW. Byłem inspektorem
komendy głównej i łącznikiem między Warszawą a Okręgiem
Białystok. Uczestniczyłem też m.in. na odprawach w COPie i w
Warszawie, załatwiałem różne sprawy organizacyjne dla COP-u.
Brałem udział w Powstaniu Warszawskim. Zagarnięty przez Niemców
do niewoli uciekłem z obozu w Pruszkowie.

Po wojnie nadal uczestniczyłem w konspiracji i choć w czasie

wojny byłem poszukiwany przez Niemców listami gończymi, udało
się uniknąć aresztowania. Teraz jednak byłem kilkakrotnie /4-
razy/ aresztowany i sądzony. Łącznie przesiedziałem około 10 lat
w więzieniu,

"Przesiedziałem" to trochę nie ścisłe słowo. Bywało bowiem

tak np. w Rawiczu: mała cela pojedyncza, a było nas zwykle pię-
ciu. Znaczną część zajmowała prycza z siennikiem rozkładanym na
noc. Pod oknem było jedno żelazne siedzenie. Zajmował je zwy-

background image

- 152 -

kle ten kto się źle czuł - reszta stała - a jeden chodził; tro~.
chę z przeszkodami. Tak na zmianę, a więc nie było to siedzenie,
a raczej stanie całymi latami. Na betonie podłogi usiąść nie
było wolno. Raz tylko w czasie epidemii dezynterii - a miejsca w
szpitalu nie było. Nie odwołano wprawdzie zakazu siedzenia na
podłodze, ale w praktyce go nie stosowano. Zresztą było to
niemożliwe, bo sił na stanie nie było.

Po mnie była siostra Janka. Jej inna przeważnie "cząstka"

przypadła, niesieniu pomocy tym którzy tej pomocy potrzebowali
czyniła ofiarnie, bezgłośnie - żołnierzom podziemia, ich rodzi-
nom, tym co w niewoli, w więzieniach. Nie mało wystała się pod
murami więzień z paczkami i na widzenia, raz na mnie kilkanaście
dni w zimie czekała na dworze. Miałem wtedy wyjść z amnestii.
Sama też odbyła swoje. Trzy lata w Rzeszowie i Przemyślu - już
po wojnie. Nie było mi dane powitać ją, gdy opuszczała więzienie
- tak jak ona mnie witała, bo już znów siedziałem i to na
dłużej.

Po niej Adaś. Był wybitnym sportowcem w wielu dyscyplinach.

Studia prawnicze rozpoczął przed wojną, a kończył na tajnym
Uniwersytecie. Odznaczył się w kampanii wrześniowej jako poru-
cznik rezerwy. Zabrany do niewoli - uciekł. Najpierw był w skła-
dzie Komendy NÓW w COP-ie, po "spaleniu" został komendantem
okręgu Lublina, a potem Lwowa.

Po ucieczce z niewoli niemieckiej był jeszcze cztery razy

aresztowany przez gestapo, ale zawsze udawało mu się zbiec dzię-
ki dużej sprawności fizycznej, odwadze i przytomności umysłu.

Dopiero po piątym aresztowaniu i bardzo ciężkim śledztwie

-znalazł się w Gross-Rosen i w agonalnym już stanie został od-
bity przez wojska amerykańskie.

Po wojnie odsiedział jeden kilkuletni wyrok. A drugi - kara

śmierci - wykonany został przez rozstrzelanie w więzieniu na
Mokotowie.

Kazimierz był młodszy od Adama o rok i parę miesięcy. Po

background image

- 133 -

Skończeniu safcoły średniej pracował w Czortkowie na Podolu, a
przed samą wojną w Warszawie. Studiował wydział prawny na tajnym
uniwersytecie. W dużym stopniu to

OD

stworzył organizację

polityczną SN i wojskową NÓW w COP-ie. Był prezesem Stronnictwa
Narodowego i jednocześnie komendantem NÓW Okręgu COP. Po
przeobrażeniu się NÓW, niedługo przed końcem wojny w Narodowe
Zjednoczenie Wojskowe, został szefem wydziału organizacyjnego
Komendy Głównej NZW.

Ścigany przez gestapo a potem przez UB bywał niejednokrotnie

w dużych opałach. Miał dużo szczęścia. Dopiero w 194-5 r. już po
wojnie i to zupełnie przypadkowo został aresztowany wraz z żoną
w Krakowie pod obcymi i różnymi nazwiskami. Dzięki temu nie
zostali rozpoznani. Żonie przy aresztowaniu zabrano dość cenny
depozyt, który Żydzi z DB sobie przywłaszczyli i za tę cenę
została zwolniona. Przed zwolnieniem jednakże postawiła
warunek, że wyjdzie ale wraz z kochankiem, którym faktycznie
był mąż, ale miał inne nazwisko. Radzi nie radzi zwolnili obo-
je. Wkrótce potem wraz z synkiem udało się im "wyjechać" w
formie udanej ucieczki na emigrację.

Szóstą z rodzeństwa jest Maria, ogólnie zwana "Muszką" pse-

udonim "Marta". Była studentką prawa we Lwowie i członkinią
Młodzieży Wszechpolskiej, gdzie przeszła znakomitą szkołę pod
kierunkiem Jasia Bogdanowicza i innych działaczy Stronnictwa
Narodowego. Zaraz po wybuchu wojny rozwinęła intensywną pracę
konspiracyjną na różnych stanowiskach: jako kurierka Komendy
Okręgu COP-u, potem Komendy Głównej w Warsza.-de, a następnie
została mianowana komendantką NOWK na okręg COP-u, gdzie miała
znakomite wyniki, które Komendant Główny NÓW "Michał" określił
jako najlepsze ze wszystkich okręgów. Poza tym wydatnie
pomagała bratu Kazimierzowi w pracy organizacyjnej. Była je-
dnocześnie zastępczynią komendantki Służby Wojskowej Kobiet AK
na okręg rzeszowski i uzyskała stopień kapitana AK.

Po przeobrażeniu się NÓW Kobiet w NZWK została komendantką

główną tej organizacji. Podobnie jak za trzema braćmi tak

background image

i za nią były rozpisane listy gończe przez gestapo, jednak are-
sztowana została dopiero po wojnie przez UB i następnie zwol-
niona z okazji amnestii. Dla uniknięcia następnego aresztowania,
o którego groźbie się dowiedziała "wyjechała" za granicę na emi-
grację.

Najmłodszą z nas była Helena pseudonim "Justyna". Była też

studentką prawa uniwersytetu lwowskiego i także przeszła znako-
mitą szkołę lwowskiej Młodzieży Wszechpolskiej.

Najpierw była kurierką Okręgu COP-u, a potem łączniczką na-

czelnych władz Stronnictwa Narodowego i Delegatury Rządu w War-
szawie. Jednocześnie była kurierką Delegata Rządu na woj. bia-
łostockie, którym był Józef Przybyszewski.

Brała udział w powstaniu warszawskim.. Dostała się do rąk

niemieckich. Po czym znalazła się w obozie pruszkowskim, skąd
udało się jej wydostać. Następnie przez Delegaturę została skie-
rowana jako siostra Czerwonego Krzyża do obozu w Pruszkowie,
skąd wydobywała ważniejszych działaczy Podziemia.

Po wojnie UB bardzo deptało jej po piętach. 'Wzmogło się to

jeszcze bardziej, gdy wyszła za mąż za jednego z przywódców
Polski Podziemnej Augusta Michałowskiego pseudonim "Roman". To-
też powzięła decyzję "wyjazdu" za granicę na emigrację.

Do ścisłego grona rodziny należał w tym czasie jeszcze sio-

strzeniec dziesięcioletni w chwili wybuchu wojny Henio Wojni-
cki, syn siostry Janki. Choć nie wtajemniczony o wielu sprawach
mimo woli słyszał, wiele widział choćby różnych gości dom nasz
odwiedzających, niejedną rewizję, nie jedno aresztowanie w tym i
własnej matki, co głęboko przeżywał.

Uczono go, by o nic się nie pytać i niewiele mówić. Toteż

nie pytał się i nic nie mówił także i o swej konspiracji z chło-
pcami racławickimi, o ćwiczeniach z nimi na błoniach za wsią, o
gromadzeniu i przechowywaniu broni itp. poczynaniach.

Można by jeszcze dużo więcej pisać o mieszkańcach naszego

domu, ale niech oni sami to uczynią, z wyjątkiem Adasia, bo on

background image

- 135 -

ani napisać ani opowiedzieć nie moie, choć miałby do powiedzenia
chyba najwięcej z nas.

Już po wojnie odbył się zjazd wychowanków naszego gimnazjum.

W czasie tego zjazdu miał odczyt jeden z najwybitniejszych wy-
chowanków tego gimnazjum profesor uniwersytetu wrocławskiego
Stanisław Bąk. W odczycie tym mówił o histerii szkoły, o profe-
sorach i obszerniej o kolegach. Odczyt ten zakończył słowami:
"nie mówiłem o Bronku i Leonie Mireckich. Im należy się oddziel-
na karta".

Opary atmosfery stalinowskiej jeszcze wówczas nie znikły. To

było przeszkodą w tym co chciał o nas powiedzieć.

Młodszego rodzeństwa on nie znał.

background image

- 136

-Waleria Mirecka

Wspomnienia o Marii z Kozów Pyzińskiej i

o Walentym Kozie

Maria z Kozów Pyzińska urodzona w roku 1910 we wsi Wolina,

powiat Nisko, pochodziła ze środowiska chłopskiego. Na kilka
lat przed wybuchem drugiej wojny światowej zamieszkała u boku
starych rodziców, których dom opuściła wychodząc za mąż, w okre-
sie wojny z powrotem wróciła.

Zarabiała na życie jako krawcowa wiejska. Niewiele mogła po-

móc rodzicom w gospodarstwie, w wyniku choroby utykała na nogę i
była fizycznie wątłej budowy.

Brała udział w życiu społecznym jako członkini najstarszego w

powiecie Koła Gospodyń Wiejskich w Racławicach. Gdy powstała
Stalowa Wola, KGW w Racławicach zorganizowało szwalnie kombine-
zonów dla robotników Huty. Zarząd KGW powierzył Marii Pyzińskiej
kierownictwo tej szwalni. Ze swoich obowiązków wywiązywała się
sumiennie z przyrodzoną sobie łagodnością i kulturą.

Wybuch wojny przerwał tę akcję, która przyczyniła się do pod-

niesienia stopy życiowej zorganizowanych w niej członkiń KGW. Po
pierwszych chwilach głębokiego przygnębienia i dezorientacji, po
klęsce wrześniowej nastąpiło odprężenie. Na wieść o budzącym się
ruchu oporu Maria z Kozów Pyzińska wraz ze swoim bratem Walentym
Kozą, żonatym, ojcem czworga dzieci, bez chwili wahania stanęli
w szeregach Bojowników o Wolność. Za

P

j "n poszli inni z Woliny.

Z narażeniem życia ofiarowała cały s.vój dom, oraz wszystkie siły
do dyspozycji podziemnej organizacji - Narodowej Organizacji
Wojskowej. Dom ten był jako jeden z pierwszych kwaterą Komendy
Okręgu. Przechowywała archiwum Komendy Okręgu, była łączniczką i
przechowywała zagrożonych działaczy konspiracyjnych. Konkretnie
mówiąc zabezpieczała im nie tylko kwaterunek w swoim domu, ale i
wyżywienie, pranie i prasowanie

background image

- 137 -

bielizny. Musiała te wszystkie czynności wyfcorywać sama. Przez
jej dom przewinął eię cały szereg wybitych ludzi podziemia,.
nie tylko z terenu ziemi rzeszowskiej. Bywali tam ludzie z są-
siednich okręgów, jak również i Warszawy. Właśnie w domu Pyziń-
skiej znaleźli kwatery pierwsi członkowie Komendy Okręgu- po-
legli potem w walce o wolność: Janusz Jelonkiewicz i Stanisław
Pożniak-Poznański, kilku zawodowych oficerów i wielu innych, W
domu Pyzińskiej i jej brata Walentego Kozy, magazynowano broń,
leki i żywność, które następnie przerzucano nocą przez San ło-
dziami i przygotowanymi furmankami dla partyzantów operujących w
lasach janowskich, w obozie leśnym "Ojca Jana". Walenty Koza,
rolnik, brat Pyzińskiej, został mianowany kierownikiem akcji
podziemnej we wsiach Wolina, Nowa Wieś i Borowina. Stanowił on
na tym stanowisku rzadki fenomen, na który władze podziemne
zwróciły uwagę. "Wałek" jak go wszyscy nazywali, sam cywil, w
pierwszej piątce miał dwóch oficerów. Kiedy władze podziemne
zaproponowały, by kierownictwo objął por. Wałek Eetner, wszyscy
prosili o zachowanie "status quo*

1

i Koza był komendantem pla-

cówki do końca. Ponieważ Koza nieraz musiał przewozić transporty
dla partyzantów, a nie miał własnego konia, partyzanci przy-
dzielili mu konia, który był pupilem "Walka" i wszystkich wta-
jemniczonych. Otrzymał imię "Partyzantka". Opowiadała żona, że
jednego razu "Wałek" przygotował furmankę i załadował słomą,
odszedł na chwilę, a już zaprzęgnięta "Partyzantka" ruszyła wo-
zem. Żona zaglądnęła pod słomę i z przerażeniem zobaczyła, że
cały wóz jest załadowany bronią. Przestraszona zaczęła robić mę-
żowi wyrzuty, na które odpowiedział: "Powinnaś się cieszyć, że
masz takiego męża". Sadszedł tragiczny dzień 21 maja 1944 r.
Przed świtem oddziały Gestapo i żandarmerii otoczyły wioskę Wo-
łine. Rankiem gestapo wkraczało do każdego domu i spędziło mie-
szkańców do jednego miejsca, podpędzając przekleństwami, wyz-
yskami, wygrażając bronią. Po zupełnym sterroryzowaniu ludzi,
nastąpiło właściwe aresztowanie. Na pierwszy ogień poszło ro-

background image

- 138 -

dzeństwo, o którym wyżej była mowa: Maria z Kozów Pyzińska i jej
brat Walenty Koza. Ponadto aresztowano Wawrzyńca Hetnara,
Wojtala i innych. Zabrano "partyzantkę" z wozem. Ruszył tragi-
czny pochód w stronę Kiska. Ze zgrozą patrzyli ludzie przez okna
na nieszczęśliwych otoczonych kordonem przez Gestapo. Najwięcej
cierpieli wtajemniczeni, którzy wiedzieli jakie ciężkie
przejścia czekają wszystkich uwięzionych, a Marię Pyziń-ską w
szczególności. Więźniów skierowano na Gestapo w Stalowej Woli i
umieszczono ich w ciemnych piwnicach. Śledztwo i męczarnie
mające na celu wymuszenie ujawnienia naleOących do organizacji
nie dało żadnych wyników. Po pewnym ozasie Marię Py-zińską
wywieziono do więzienia Gestapo w Jarosławiu na dalsze badania
i męki. Wątła ciałem była silna duchem. Wiedziała bardzo dużo
ale nikogo "nie wsypała" chociaż na pewno roztaczano przed nią
miraże zwolnienia za odpowiednią cenę. Zrezygnowano z dalszych
badań w kilka tygodni po aresztowaniu i została rozstrzelana w
Jarosławiu.

Nigdy nie preedarła się żadna wiadomość o jej ostatnich, na

pewno bardzo ciężkich chwilach. Ktoś podobno widział, jak ge-
stapo wywoziło ją za miasto na stracenie.

Brat jej Walenty Koza wywieziony do więzienia Montelupich w

Krakowie, a po niedługim czasie pądzony z innymi więźniami do
obozu w Gross-Rosen, umarł w drodze zamęczony przez gestapo.

Pamięć o Marii i Wałku Kozach, szlachetnych ludziach, gorą-

cych patriotach, żyje w Wolinie i okolicy jako pamiątka po bo-
haterach Polski o Wolność walczących.

background image

- 139

-Prof. dr Jerzy Węgierski

Kpt. Adam Mirecfci - Komendant NÓW okręgu lwowskiego

Masowe aresztowania w szeregach. Stronnictwa Narodowego i NÓW

w roku 1943 we Lwowie, a co za tym idzie konieczność uzupełnie-
nia składu Zarządu Okręgowego SN i Komendy Okręgu NÓW nowymi
ludami na miejsce aresztowanych i spalonych spowodowała znaczne
zmiany w obsadzie kierowniczych stanowisk. /.../

Na miejsce por. inż. "Mariusza" jako kierownika działu woj-

skowego /organizacyjnego/ w Zarządzie Okręgowym SN i komendanta
Okręgu NÓW został przez Komendę Główną NÓW skierowany z War-
szawy kpt. rez.piech. Adam Mirecki "Adaś", ostatnio oficer do
specjalnych poruczeń czy też inspektor przy Komendzie Głównej
NÓW. Był to człowiek o tak wyjątkowych cechach osobistych i o
tak pełnym przejść życiu, zakończonym tragiczną śmiercią, że
choć działał we Lwowie co najwyżej pół roku, trzeba mu poświę-
cić oddzielny rozdział.

Zbigniew Nowosad jeden z przywódców Obozu Narodowego w cza-

sie okupacji we Lwowie tak scharakteryzował go w swych wspom-
nieniach: "Był to jeden z najpiękniejszych ludzi polskiego
podziemia, jakiego znałem. Spokojny, opanowany, fizycznie bar-
dzo silny, średniego wzrostu, krępy, mocno zbudowany, o pięk-
Esych wyrazistych piwnych oczach, małomówny - był wcieleniem siły,
spokoju, równowagi psychicznej i niezachwianej wiary połączonej
z niezłomną miłością Ojczyzny. Czysty kryształowy człowiek.
Człowiek o kmicicowskich wyczynach konspiracyjrcrch, dużym
szczęściu, ale i nie skłonny do ryzykanckich posun ię ć . /.. ./"

Jeden z jego współpracowników z wcześniejszej jego działal-

ności w Lublinie, aplikant adwokacki Stanisław Pijałkowski,
sekretarz Zarządu Okręgowego SN i szef propagandy NÓW w Lubli-

background image

- 140 -

nie do roku 19*1 wspominał go potem jako człowieka bezgranicz-
nie, całą duszą oddanego pracy w konspiracji, bardzo dobrego or-
ganizatora, wnikającego we wszystkie szczegóły pracy organiza-
cyjnej, bardzo odważnego, zrównoważonego, koleżeńskiego.i uczyn-
nego.

Jan Wojdyła, działacz Obozu Narodowego we Lwowie pisał:

"Sylwetkę, a zwłaszcza ciemną, skupioną twarz "Adasia" dobrze
zapamiętałem, gdyż w tym człowieku było coś, co zmusza do uwagi i
szacunku /.../. Uchodził za człowieka bardzo zacnego i o bardzo
dużej wytrzymałości psychicznej".

Zofia Stamperowa w swym wspomnieniu o Adamie Mireckim, spot-

kawszy się z nim we Lwowie zaledwie kilka razy, przekazała raczej
ogólnie tam o nim panującą opinię: człowiek o wielkiej wartości
moralnej, prawdziwy bohater, prosty i skromny w obejściu.

Kpt. Mirecki, przybywając do Lwowa miał 34 lata. Z rodzimego

gniazda rzeszowszczyzny wyniósł głęboki patriotyzm i żarliwą
wiarę, którą odznaczali się jego rodzice. Od wczesnego dzieciń-
stwa wyróżniał się wyjątkową energią i aktywnością, przymioty te
wysuwały go w każdym środowisku na pnywódcę. Już w gimnazjum był
zawsze przewodnikiem na wycieczkach, inicjatorem imprez, a
zarazem wyróżniającym się w sporcie - lekkoatletycznym i gimna-
styce. Przydawało mu się to później w latach okupacji. Po maturze
zapisał się na Wydział Prawa na Uniwersytecie Jana Kazimierza we
Lwowie, tu też związał się z ruchem narodowym SN.

Jako oficer 3 pp Leg., dowódca plutonu, a następnie kompanii,

brał por. Mirecki udział w kampanii wrześniowej w Małopol-sce w
ramach grupy "Jarosław", dowodzonej przez ppłk. Wójcika, dowódcę
ośrodka zapasowego 2 Eywizji Piechoty Leg. Potem ppłk. Wójcik
wydał o nim opinię jako o "odważnym w boju i przydatnym przy
dowództwie pułku". Wzięty do niewoli niemieckiej, zorganizował
ucieczkę i zbiegł z niej po kilku dniach wraz z ppłk. Wójcikiem.

Po powrocie ponownie podjął rozpoczętą przed wojną pracę w

background image

- 141 -

samorządzie w powiecie Nisko, ale już w listopadzie 1939 r. na
skutek donosu został aresztowany i osadzony w wiezieniu w Nis-
ku. Tam doszła wiadomość ze 11 stycznia ma być wywieziony do
jednego z obozów /.../. Kiedy był już wieziony okazja do ucie-
czki nadarzyła się dopiero między Łańcutem a Rzeszowem. For.
Mireeki zwrócił się do żandarmów o pozwolenie na skorzystanie z
toalety. Kiedy przez długi korytarz odprowadzał go jeden z
żandarmów, błyskawicznym zwrotem i krótkim cierpowym udrzeniem
obezwładnił żandarma i przez najbliższe drzwi wyskoczył w biegu
z pociągu, by zniknąć w ciemnościach nocy. Następnie stamtąd
już sam dotarł do Janowa Lubelskiego, gdzie w restauracji
spotkać się miał z komendantem powiatowym NÓW i otrzymać od
niego nową Kennkartę. Tymczasem on się nie pojawił, natomiast
podeszła do jego stolika tamtejsza działaczka Stronnictwa Lu-
dowego, Jaroszka, związana z NÓW. W pewnym momencie weszło do
restauracji pięciu oficerów niemieckich, którzy zdjęli płaszcze
i obok nich powiesili na wieszaku broń osobistą, pistolety.

Niedługo potem para ludzi pospiesznie opuszczała Janów Lu-

belki. Na przodzie szła Jaroszka niosąc w koszyku 5 pistoletów
- parabellum, a za nią w pewnej odległości podążał por.
Hireoki.

Wkrótce powrócił na teren Rzeszowszczyzny i objął stanowisko

komendanta NÓW na powiat kolbuszowski. Przetrwał na tym
stanowisku do listopada 1940 r. W listopadzie odbywała się w
Leżajsku odprawa komendantów powiatowych NÓW. W drodze powro-
tnej aresztowało go gestapo wraz z komendantem na powiat łań-
cucki Stanisławam Poźniakiem-Poznańskim, przy którym znaleziono
najnowszy numer "Walki"* Odbity z więzienia Poznański
oświadczył, że Adam torturowany, zmarł w lochach Gestapo i że
widział jego zwłoki. W kilku kościołach w różnych częściach
Polski odprawiono nabożeństwo żałobne za spokój jego duszy i
powoli w myślach przyzwyczajono się do tej straty. Tymczasem w
pierwszych dniach stycznia 19*1 r. obiegła okręg rze-

background image

- 142 -

szowski i dotarła do Warszawy radosna wiadomość, że Mirecki żyje i
uciekł z więzienia w twierdzy w Przemyślu, przeskakując przez
wysoki mur.

Wkrótce z Przemyśla zabrał go do Jarosławia Zbigniew Nowosad a

stąd dostał się do Tryńczy, majątku Nowińskich. Pani Nowińska
była córką profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, Stefana Su-
rzyckiego, a siostrą Tadeusza, konspiracyjnego działacza Stron-
nictwa Narodowego w Krakowie. Do działaczy Stronnictwa należał
też jej mąż i w Tryńczy często odbywały się odprawy wojskowe NÓW
i konferencje polityczne.

Po przeprowadzeniu pewnego rozpoznania i po nabraniu sił, jako

teren przyszłej pracy konspiracyjnej Mirecki wybrał Lublin i tu
wkrótce do niej przystąpił. W połowie 194-1 r. odszedł z Lublina,
powołany na stanowisko Komendanta Głównego NÓW mjr Józef Rokicki
"Michał" i wówczas funkcję komendanta Okręgu Lubelskiego
powierzono Mireckiemu - "Adasiowi".

Funkcję tę pełnił do listopada 1942 r., ale i w tym okresie

został znów aresztowany i po raz czwarty uciekł. Było to jednak
masowe aresztowanie i por. Mirecki nierozpoznany, został wraz z
innymi załadowany do transportu kierowanego do obozu koncen-
tracyjnego. Przy najbliższej okazji wyskoczył z pociągu i powró-
cił do Lublina.

Pod koniec 1942 r. Gestapo wpadło na ślad coraz żywszej

działalności NÓW w Lublinie, aresztowano kilku najbliższych
współpracowników por. "Adasia" i rozpoczęto poszukiwać również i
jego. Spalony,został odwołany z Lublina do Komendy Głównej w
Warszawie, gdzie ppłk ^Michał" wyznaczył go - jak już wspomniano -
na oficera do specjalnych poruczeń czy też inspektora przy
Komendzie Głównej NÓW. Tu współpracował z szefem oddziału I
organizacyjnego KG NÓW /?/ Stefanem Klimeckim "Marcinem".
Przypuszczalnie tu, po ocaleniu NÓW z AK por. Mirecki^awanso-wał
- już w AK - do stopnia kapitana.

Data przybycia kpt. "Adasia" do Lwowa nie jest znana i tru-

background image

dna do ustalenia. Prawdopodobnie musiało to nastąpić w drugiej
połowie czerwca lub - jak twierdzi B. Grzywacz - w początkach
lipca 19*5 r. Jak piszę w swych wspomnieniach Nowosad, por.
"Mariusz" po masowych aresztowaniach powrócił jeszcze do Lwowa,
gdzie przebywać miał około 2 miesięcy /wydaje się, że ten okres
nie mógł być tak długi/, ukrywając się i przekazując kontakty
nowo mianowanemu komendantowi kpt. "Adasiowi",

Zbigniew Howosad w czasie aresztowań lwowskich przsbywajacy w

Warszawie, powrócił do Lwowa, gdy miał już tu przybyć kpt.
"Mas". Znali się osobiście z wspólnej pracy w NÓW w COP, a po-
tem być może spotykali się w Warszawie. Nowosad pisałs "Nigdy nie
zapomnę mego pierwszego spotkania z nim we Lwowie. /.../ Było to
kilka dni po moim powrocie z Warszawy do Lwowa, w dniach dla mnie
niesłychanie ciężkich, kiedy chodziłem po ulicach miasta
przeżywając uczucia ściganego zwierza /.../. Wiedziałem, że koi.
Adam Mirecki przyjedzie do Lwowa jako nowy komendant NÓW, nie
wiedziałem, kiedy to nastąpi /.../.

/.../ Wstąpiłem do katedry wczesnym rankiem, tak jakoś wypadło

mi po drodze. Modliłem się gorąco, klęcząc w ławce, Msza św.
zbliżała się już ku końcowi. W pewnym momencie podniosłem głowę
na głos dzwonka oznajmiającego komunię św. Nagle ujrzałem Adasia
Mireckiego wracającego od stołu Pańskiego z twarzą skupioną,
owianą jakąś niezwykłą siłą / . . , / On również spostrzegł mnie w
ławce. Po skończonej Mszy św. wyszliśmy razem z katedry ucieszeni
/.../ Obaj bowiem nie mieliśmy do siebie bezpośredniego kontaktu,
a odszukanie się drogą organizacyjną zawsze wymagało nieco
czasu /.,./.

Koi. Mireeki rozpoczął więc montowanie pracy w pionie woj-

skowym, odbudowując i rozbudowując oddziały już w ścisłym po-
rozumieniu z AE, z którym scalenie zapoczątkował jeszcze przed
aresztowaniem koi. Stefan Klimecki /"Marcin"/ /.../".

Sądsąc z nielicznych zachowanych czy też dostępnych w ar-

chiwach materiałów dotyczących lwowskiej NÓW, kpt. "Adaś" przy-

background image

- 144 -

jął we Lwowie jako oficer NOW-AK pseudonim "Stwosz". Występuje on
między innymi jako wnioskujący awanse oficerów NÓW na 11.XI. 1943
r. Według kpt. Jędrzejowskiego, wówczas p.o. komendanta
Inspektoratu Lwów-Miasto AK, kpt. "Adasiowi"-"Stwoszowi" przydzie-
lono funkcję oficera organizacyjnego w sztabie komendy tego In-
spektoratu AK, co zresztą mogła by potwierdzać jego zachowana
bezpośrednia korespondencja z wydziałem I organizacyjnym Komendy
Okręgu Lwów AK /krypt. "Ziemia-Uran"/. Ponieważ jednak Okręg
Lwowski NÓW obejmował teren Obszaru nr 3 AK, więc prawdopodob-
niejsze wydaje się, że kpt. "Stwosz" został przydzielony do Ko-
mendy Obszaru lub - jak później jego następca - co najmniej do
Komendy Okręgu Lwów AK. Tak też twierdzi B. Grzywacz pisząc, że
już kpt. "Adasiowi" powierzono w AK funkcję oficera organiza-
cyjnego dla spraw partyzantki w Komendzie Okręgu Lwów.

Ledwie rozpocząwszy pracęń w lecie 1943 r. kpt. "Adaś" został

aresztowany na ulicy we Lwowie. Wkrótce znalazł się w transporcie,
który - sądząc ze składu więźniów - był przeznaczony na zagładę.
Opisuje - zapewne na podstawie jego relacji - jego brat Kazimierz:

"Adaś" usadowił się w rogu wagonu, w pobliżu okienka i zaczął

rozglądać się i zastanawiać nad możliwościami ucieczki /.../,
wokći niego zebrała się grupa więźniów. Razem radzili nad
wyszukaniem najlepszego sposobu wydostania się na wolność. Nie
było to jednak takie proste. Pociąg obstawiony był liczną strażą.
Co kilka wagonów mieściła się załoga złożona z kilku żołnierzy,
wyposażonych w karabiny maszynowe. Poza tym co pewien czas pociąg
oświetlany był reflektorami. Drzwi wagonów były zaplombowane,oa
małe u samego sufitu okienko było okrato-wane zwojami kolczastego
drutu /«../.

Ostatecznie do spisku przystąpiło około 10 ludzi /.../, przy

zapadającym zmroku zaczęli pracować nad rozluźnieniem drutów
kolczastych /.../ Należało rozpocząć akcję /ucieczkę/ około
północy za Przemyślem, na terenach zamieszkałych przez Po-

background image

- 145 -

laków /.../ Ala wygrzawszy przez okienko przerazili się szalonej
szybkości pociągu /.../ Zaledwie dwóch odważyło eię wyskoczyć,
a trzeci wyskoczył Adam /»../ rzucony podmuchem powietrza dość
daleko i z dużą siłą począł koziołkować z wysokiego nasypu
kolejowego. Zatrzjmał się dopiero w rowie. Długo leżał, nie
mogąc się w ogóle ruszać /».»/ Miał potłuczone mocno oba kolana,
skaleczoną głowę i zwichniętą lawą rękę. Zapewne przez jakiś
czas musiał leżeć zemdlony, bo już świtało, kiedy z wielkim
trudem dźwignął się z ziemi i ruszył w stronę Przeworska /.../.

Znalazłszy po drodze zwłoki swych dwóch towarzyszy ucieczki,

z trudem dowlókł się do kwatery brata, Kazimierza, w Prze-
worsku, Tam chciano go wysłać na odpoczynek ale na wiadomość o
jego ocaleniu zaczęto niemal codziennie przysyłać ze Lwowa ku-
rierki z zadaniem by przetransportować go natychmiast do Lwowa.
Po pięciu czy sześciu dniach tam powrócił.

Wypadek ten - i piąta kolejna udana ucieczka - musiała mieć

miejsce gdzieś na przełomie lipca i sierpnia 19*3 r. gdyż nic o
nim nie pisał w swych wspomnieniach B. Grzywacz.

ff sierpniu 19*3 r. wysłano bowiem z Warszawy do Lwowa ppor.

rez.sł.uzfar. inż. Bernarda Grzywacza "Rumaka" /nazwisko okupa-
cyjne Mieczysław Orłowski/, kierując go na stanowisko zastępcy
komendanta Okręgu Lwowskiego NÓW. W tym czasie oficerem orga-
nizacyjnym w Komendzie Okręgu był ppor. Karwatowski "Cyprian".

W czasie, gdy do Lwowa przybył ppor. "Rumak", kpt. "Adaś" na-

dal jeszcze był zajęty nawiązywaniem łączności i przekazywaniem
oddziałów MÓW do AK. Akcja ta bowiem nie została zakończona
przed majowymi aresztowaniami we Lwowie i przeciągnęła się aż do
tego czasu. Zamieszkali obaj razem w mieszkaniu pod Wysokim
Zamkiem u pp. Wiśniewskich, dom był bezpieczny, gdyż posiadał
wyjście na dwie ulica.

Działalność lwowska "Adasia" nie trwała jednak niestety dłu-

go. Pisze dalej w swych wspomnieniach B. Grzywaczs "Adaś /.../
jesienią 19*3 r. pojechał na odprawę komendantów okręgów do War-

background image

- 146 -

szawy. Wracając zboczył do swoich rodzinnych stron /.../ i na
trasie aresztowało go Gestapo /.../".

Okoliczności aresztowania wyjaśnia szczegółowiej Kazimiera

Mirecki: "/••«/ Po wizycie w domu w Racławicach szedł pieszo na
dworzec kolejowy. Akurat w dniu tym oddział dywersyjny NÓW, do-
wodzony przez por. Władkę dokonał śmiałego wypadu na niemiecki
lotniczy punkt obserwacyjny /.../ na polach między Rudnikiem a
Ulanowem /»../• W związku z tym /.../ wzmocnione patrole żandar-
mów i Wehrmachtu Iegitymowa2y każdego spotkanego na ulicy męż-
czyznę. Tuż przed dworcem kolejowym żandarmeria aresztowała Adama
i osadziła go w więzieniu w Niąku, a po kilku dniach przeniesiono
go do więzienia w Eozwadowie.

W dniu 3>1 grudnia, w samą noc sylwestrową, w okolicy Sądu

Grodzkiego w Rozwadowie słychać było krótkie, przerywane salwy
karabinów maszynowych i głuche detonacje granatów ręcznych. To
chłopcy z lasu, z oddziału partyzanckiego NÓW "Ojca Jana", pod
dowództwem Mariana "Podkowy" - Szymańskiego, szturmem chcieli
zdobyć więzienie, by uwolnić Mama. Pięciu dzielnych partyzantów
wycofało się pod naporem o wiele liczniejszego wroga.

Po tej nie udanej akcji przetransportowano kpt. Mireckiego do

więzienia w Stalowej Woli. I tu też była przygotowywana próba
uwolnienia go siłą. Dlaczego do niej nie doszło, nie wiadomo,
gdyż Kazimierz Mirecki nie dokończył swej relacji na ten temat.

Tymczasem we Lwowie rozpoczęto również działania mające na

celu uwolnienie kpt. "Adasia" - nie siłą, lecz przez wykupienie
go. Pisze B.Grzywacz "Marek" który, gdy zabrakło kpt. "Adasia"
objął komendę Okręgut

"Po otrzymaniu wiadomości o aresztowaniu "Adasia" starałem

się zebrać pewną kwotę pieniędzy, by mieć ją w pogotowiu, gdy
wyłoni się możliwość złożenia okupu. Starania w tej sprawie miała
czynić rodzina a w pierwszym rzędzie siostra "Adasia".

Powiadomiono mnie o możliwości okupu. Pieniądze zobowiązała

background image

się zawieźć i przekazać siostrze łączniczka "Gusia" /Jadwiga
Nowak-Pr^r godzka/.

Dalej tak przedstawił sprawę ppłk Rokickii

"/•••/ W Stalowej Woli, gdzie osadzono aresztowanego, krążyły

wieści, że szef żandarmerii jest typem łagodnego człowieka,
idącego niekiedy Polakom na rękę. P. Gusia, po stwierdzeniu, że
kpt. A. /chodzi tu o fctp. "Adasia" - przyp. J.W./ istotnie jest
uwięziony w Stalowej Woli, z pełną świadomością zdecydowała się
wykonać obmyślony przez siebie plan, który krył w sobie dla niej
samej duże niebezpieczeństwo.

Jako rzekoma narzeczona kpt. A. udaje się do szefa żandarmerii

w Stalowej Woli i perswaduje mu, żs jej narzeczony przed kilku
tygodniami wyjechał ze Lwowa i wszelki ślad po nim zaginął, a ona
w poszukiwaniu jego, jadąc ze Lwowa, wstępuje do każdego
posterunku żandarmerii i gestapo w celu zdobycia infonaacji o
zaginionym. Dodaje przy tym, że gotowa jest ponieść każdą ofiarę
i złożyć dużą sumę pieniędzy, byleby odszukać, a potem zwolnić
narzeczonego /.../.

W pierwszej chwili zdawało się, że Niemiec zachęcony mirażem

ponętnej łapówki ulegnie namowom. Długo w sobie coś ważył, lecz
po namyśle zadzwonił do Gestapo, przywołując do siebie kogoś, a
po chwili oddał p. Gusię w ręce przybyłego gestapowca, który od-
prowadził ją do więzienia /.../«

Według zebranych na miejscu wiarygodnych informacji i zgodnej

opinii, panującej w więzieniu, kpt. A., przychwycony z kom-
promitującymi dowodami, miał być rozstrzelany, a przez pojawienie
się p. Gusi sprawa jego została powikłana do tego stopnia, że
miejscowe gestapo, chcąc równocześnie rozwikłać i rozszerzyć
śledztwo, wysyła oboje do Krakowa.

Dzięki temu kpt. A. uniknął natychmiastowej egzekucji. Na

skutek dalszych starań /ojca, adwokata w Warszawie - przyp. 3.9./
p. Gusia została zwolniona z więzienia w Krakowie, a kapitanowi
wyrok śmierci zamieniono na obóz koncentracyjny /.../".

background image

- 148 -

Hle Jest znana droga kpt. Mireckiego z więzienia w przy ul.

Montełupich przez obozy koncentracyjne. Dopiero w październiku
1944 r. spotkał go w obozie FUnf Teichen k.Wrocławia jego dawny
współpracownik z Lublina prof. Wincenty Keyna. Mire-cki był
zmaltretowany, wycieńczony, głodny, a jako świeżo do obozu
przybyły więzień "Zugang" poniewierany Ł posyłany do naj-więższej
pracy. Keyna, który miał w bloku funkcję rozdawania zupy, oraz
Tadeusz Kaszubski, również z Lublina i otrzymujący paczki, zaczęli
mu pomagać, co pozwoliło mu odzyskać siły, wigor i fantazję. Ale
czekało ich jeszcze najgorsze. Wspominał potem Keyna, jego
wspomnienia podaje się tu w dużym skrócie: 18 stycznia 1945 r. nie
poszli do pracy, 19 stycznia usłyszeli huk dział z pod oddalonego
o 25 km Wrocławia. 20 stycznia ogłoszono alarm i szykowanie się do
wymarszu. Wyszło 5000 więźniów, pozostałych tysiąc chorych i
niezdolnych do marszu podobno stło-caono w barakach i spalono
żywcem. Wyruszyli do macierzystego obozu Gross Rosen w
5kolamnach po 1000 ludzi, piątkami, trzymając się pod rękę. Dostali
po pół bochenka chleba, kawałeczek kiełbasy, ździebełko
margaryny, paczkę papierosów i po dwa koce. Było 15 stopni mrozu
i śnieg po kolana. Przeszli po lodzie Odrę. Fotem po noclegu na
śniegu widzieli masową pieszą ucieczkę Niemców i różnymi
środkami lokomocji na autostradzie Wrocław-Berlin. Czekali pół
godziny, aż otworzyło się przejście. Trzeciego dnia maszerowali
już z trudem. Nie mogących iść zabijano strzałem w głowę.

Po drodze wzięli pod ręce słaniającego się Żyda. Dotarli na

miejsce po 5 dniach i 4 nocach. Z 5000 doszło 3500. Był już 24
styczeń,

Gross Rosen był zatłoczony. W baraku dla 240 więźniów było ich

tysiąc. Karmiono ich raz na dobę w nocy - 1 litr gorącej wody z
nierozgotowaną brukwią. Tak było przez dwa tygodnie.

W nocy z 9 na 10 lutego ustawiono ich znów w kolumnę marszo-

wą i popędzono ra stację kolejową, gdzie władowano ich ciasno -

background image

aa stojąco - do otwartych wagonów kolejowych. Jechali kilka dni i
nocy nieprzytomni, mając jedzenie na pół dnia. Mróz, śnieg i
deszcz, przenikliwy zimowy wicher dawał się okrutnie we znaki.
Dojechali do Nordhausen w południowej części gór Harcu, gdzie pod
ziemią produkowano V—1 i V-2. Dojechała żywych nieco więcej niż
połowa.

W Kordhausen zakwaterowano ich w hangarach wojskowych na be-

tonowej podłodze. Porcja jedzenia minimalna. Po dwu tygodniach
wybrano "najmocniejszych" i popędzono do Dory. Tam też trafili
Hirecki, Eeyna i Kaszubski. Reszta, ci "słabi", zginęli w dwa ty-
godnie później od bomb alianckich.

W Dorze pracowali na powierzchni, najczęściej przy wyładunku

cementu z wagonów kolejowych. Z 50 kilogramami cementu w worku na
plecach trzeba było biec JOO metrów i z powrotem. Wielu więźniów
upadało i już więcej się nie podnosiło. Jakoś tę katorgę
przetrzymywali i - o dziwo - przybyło im sił, gdyż spotkali zna-
jomego blokowego, który dawał im po misce dodatkowej zupy, a Mirę
c ki wieczorami wyprawiał się po rzepę i brukiew, ryzykując
zdrowiem, a może i życiem.

Kaszubski zapadł na zdrowiu, dostał róży na nodze, ledwo przy-

wlekli go na plac apelowy i byłby zginął pod kijami, gdyby upadł
pod workiem cementu, ale zabrał go do sapitalika znajomy sanita-
riusz. Zostało ich dwóch. Kaszubski zresztą przeżył i powrócił do
Polski.

30 marca i nazajutrz, w dzień Wielkiej Nocy dostali po bo-

chenku chleba. Na następny dzień było bombardowanie Dory, alarm,
apel, wydawanie żywości i odmarsz do wagonów kolejowych. Skie-
rowano ich do Neuengamme koło Lubeki - na śmierć, ale nie prze-
jechali przez zbombardowały Hamburg. Dostali się do Bergen--
Belsen, gdzie mieli ich wytruć zatrutym chlebem. Przybyli tu 5
kwietnia. Umieszczono ich w koszarach SS.

15 kwietnia o godzinie 15-ej wjechały czołgi angielskie. Zo-

stali w obozie, skąd w końcu miesiąca Mirecki dostał się do Pa-

background image

- 150 -

lingbostel, byłego obozu jeńców wojenrych, gdzie grupowali się
Polacy. Dostał tam mundur ka itana.

!Ęyłe ze wspomnień Keyny.
Do jesieni 194-6 r. kpt. Adam Mirecki był w jakichś oddzia-

łach wojskowych w Niemczech Zachodnich, po czym powrócił do
Polski.

Niedługo potem został zaaresztowany. I znów badania metodami

stalinowskimi w więzieniach w Krakowie przy ul. Montelupich i
następnie w mokotowskim w Warszawie. Pod zarzutem przynależno-
ści do konspiracyjnego Stronnictwa Narodowego został skazany na
6 lat więzienia, z czego po zastosowaniu amnestii pozostawiono
3 lata. Odsiadywał karę w więzieniu we Wronkach. Tam spotkał go
znów działacz Stronnictwa i były szef propagandy NÓW z Lublina,
Stanisław Fijałkowski, który tak scharakteryzował go w swym
wspomnieniu: "Bezgranicznie oddany idei narodowej. Bez wahania
idący na posterunki najbardziej zagrożone. Twardy fi-sgrcznie i
moralnie bez kompromisów. Codzienne odmawiał ranne i wieczorne
pacierze oraz cząstkę różańca /z paciorków ulepionych z chleba
i nanizanych na nitkę/".

W połowie lipca 194-9 r. Adam Mirecki opuścił Wronki i zapi-

sał się na Katolicki Uniwersytet Lubelski,aby ukończyć przerwa-
ne jeszcze przed wojną studia prawnicze.

Wiosną 1951 r» został ponownie, już po raz siódmy areszto-

wany pod zarzutem nielegalnych kontaktów z zagranicą oraz kon-
spiracyjnej działalności w kraju, a następnie skazany na karę
śmierci. Wyrok ten wykonano w październiku 1952 r.

We wspomnieniu o jego później zmarłej siostrze tak pisze o

jego ostatniej drodze Stanisław Szeliga w londyńskiej "Myśli
Polskiej" z dnia 1.X.1979 r.

"Ostatnim śladem po nim były kreski znaczone pod datami i

jego nazwiskiem, które następcy mogli zobaczyć w celi mokoto-
wskiego więzienia. Urwały się one na jednym dniu /.../. W wię-
zieniu mokotowskim do celi straceń droga była krótka. Cela

background image

- 1 5 1 -

obita była belkami drzewa głuszącymi strzał nagana sierżanta -
w sąsiednich celach był to odgłos książki upadłej na podłogę.
A potem nastał spokój. I był szum morza. Pala powoli podniosła
go. Przyszła ona z daleka wędrując uspakajająco na wzruszeniu
ramion wieczności". Ciała na wozie, przed świtem wywozili więź-
niowie niemieccy w nieznane.

Grób jego, symbolicznie dla rodziny i przyjaciół, jest tam

gdzie mu się należy - przy rodzicach w Racławicach. Znacay go
płyta granitowa z wykutym nazwiskiem.

Znane jest jednak rzeczywiste miejsce pochowania Adama Mi-

reckiego i innych z nim rozstrzelanych na cmentarzu komunalnym /
dawniej wojskowym/ powązkowskim w Warszawie.

Jego pamięci jest poświęcona tablica w kościele św. Stani-

sława Kostki na Żoliborzu i zbiorowa w kościele w Racławicach,

background image

Spis rzeczy

strona

Słowo wstępne - Jan Dziedzic ..............

I

Rozdział I

W widłach Sanu i Wisły.....................

1

Rozdział II

Próby nawiązania szerszych kontaktów..........

7

Rozdział III

Narodowo-Lodowa Organizacja Wojskowa /NŁOW/ . . . . . .

23

Rozdział IV
Narodowa Organizacja Wojskowa /NÓW/...........

34

Początek prasy narodowej w czasie okupacji . . . . .

40

Nisko........................---.........

43

Stalowa Wola.............................

52

Tarnobrzeg...............................

60

Przemyśl................................

78

Lubaczów................................

90

RaSBzów.................................

94

Przeworsk...............................

104

Wspomnienia
Es. dr Franciszek Lądowioz..................

123

Franciszek Przy siężak......................

125

Fragment Pamiętnika - Leon Miręcki...........

129

Wspomnienia o Marii PyzinskieJ i Walentym

Kosie - Waleria Mireoka...................

136

Kpt. Adam Mirecki komendant NÓW okręgu Lwów

- prof. dr Węgierski.......................

139


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
kazimierz litwiejko, narodowa organizacja wojskowa okreg bialystok 194,4152
21 Struktura Narodowej Organizacji Wojskowej w Krakowie Biedron
1915 Program szkół Polskiej Organizacji Wojskowej
startegia-sciaga-1, 04 - Bezpieczeństwo Narodowe, Strategia Wojskowa
organizacja i zarzadzanie dr fehler, Bezpieczeństwo narodowe, Organizacja i zarządzanie
SBiORP w NATO, 04 - Bezpieczeństwo Narodowe, Strategia Wojskowa
ORGANIZACJA WOJSKOWA POLSKI, Przysposobienie obronne
STRATEGIA OBRONNOSCI, 04 - Bezpieczeństwo Narodowe, Strategia Wojskowa
strategia wojskowa, 04 - Bezpieczeństwo Narodowe, Strategia Wojskowa
Cechy organizacji wojskowej państwa
Obywatele! odezwa Polska Organizacja Wojskowa
Systemy terytorialnych organizacji wojskowych w Republice Federalnej Niemiec Łaski Łukasz
Operacja kryptonim „P” Likwidacja XVI Okręgu „Orzeł” Narodowego Zjednoczenia Wojskowego
Polska Organizacja Wojskowa
OPERACJA KRYPTONIM „P” LIKWIDACJA XVI OKREGU „ORZEL” NARODOWEGO ZJEDNOCZENIA WOJSKOWEGO
Muszyński Wojciech NOW NSZ = Narodowe Zjednoczenie Wojskowe
Maciej Bechta Tajne organizacje wojskowe i polityczne Podlasia
Autorytet Dowódcy, Akademia Obrony Narodowej (licencjat), Organizacja i Zarządzanie
energia wód, BEZPIECZEŃSTWO NARODOWE Akademia Marynarki Wojennej AMW, EMAS - zasady współpracy cywil

więcej podobnych podstron