CHARLOTTE LAMB
Trudna miłość
Harlequin
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż • Sydney
Sztokholm. • Tokio • Warszawa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Rozglądając się na bazarze za prezentem dla matki,
Annis zobaczyła nagle afisz koncertowy. Stanęła jak
wryta pośrodku wąskiej, krętej uliczki, tak że o mało
nie wpadła pod przejeżdżającą taksówkę. Rozzłosz-
czony kierowca wykrzykiwał coś po grecku. Z trudem
oderwała wzrok od nazwiska wydrukowanego ogrom-
nymi literami na afiszu i wyjąkała:
- Przepraszam.
Twarz kierowcy złagodniała.
- Ach, ci Anglicy - powiedział pod nosem do siebie
tak, jakby to wszystko wyjaśniało. Gdyby Annis w
ogóle się nie odezwała, sam zgadłby zapewne jej
narodowość. W jasnoniebieskiej, płóciennej sukience o
prostym kroju wyglądała na klasyczną Angielkę:
niebieskie oczy, szczupła sylwetka, długie nogi, jasne,
upięte w koczek włosy, delikatna, niemal alabastrowa
cera. Kierowca taksówki w uśmiechu wyszczerzył zęby.
- Podwieźć panią, lady?
Annis zrezygnowała z zakupów, teraz stać ją było
tylko na powrót do hotelu. Skinęła potakująco głową i
wsiadła to taksówki. Staruszka trzeszczała za każdym
razem, gdy kierowca brawurowo pokonywał zakręty,
pędząc do placu Syntagma i hotelu Grand Bretagna.
Zachowywał się przyjaźnie. Znał angielski i mówił
bez przerwy niemal tak szybko, jak jechał, ale prawie
nic z tego do Annis nie docierało. Kiedy na nią
spoglądał, odpowiadała machinalnie uśmiechem i za-
niepokojona myślała tylko o jednym.
Niepotrzebnie się przejmuję, uspokajała samą siebie.
6
TRUDNA MIŁOŚĆ
Koncert odbędzie się jutro wieczorem, a wycieczka
autokarowa, z którą zwiedzała Grecję, opuszczała
Ateny już o siódmej rano. Orkiestra jeszcze pewnie
była w drodze. Annis dobrze wiedziała, jak bardzo
podczas każdego tournee są napięte wszystkie te-
rminy. Muzycy powinni zjawić się na miejscu dopiero
po jej odjeździe z Aten, a jeśli nawet przyjadą
wcześniej, zamieszkają w innym hotelu, których tu
jest bez liku. Z pewnością nie natknie się na nikogo.
Mieszkała wraz z Loveday w dużym, dwuosobowym
pokoju. Przyjaciółka nieprędko wróci jednak do hotelu,
pojechała z Carlem odwiedzić starego przyjaciela
rodziny, mieszkającego nad morzem, w Vouliagmeni,
jakieś dwadzieścia parę kilometrów na południe od
Aten.
- Jedź z nami, Annis - prosił Carl. - Petros jest
bardzo gościnny. Zapowiedział barbecue nad basenem,
czy to nie wspaniale?
Annis nie czułaby się dobrze z wizytą u kogoś, kogo
nie znała. Co innego Loveday i Carl, którzy wszędzie
czuli się swobodnie i nic nie było w stanie zakłócić ich
spokoju ducha. Pochodzili z zamożnej rodziny i
wyrośli na bardzo pewnych siebie młodych ludzi.
Annis zazdrościła im, ale naśladować nie potrafiła.
Uśmiechnęła się więc przepraszająco do Carla.
- Dzięki za zaproszenie, ale przyrzekłam sobie
pożegnalny spacer po Atenach. Widziałam ładną
biżuterię, będzie świetnym prezentem dla matki.
- Nie powinnaś chodzić nigdzie daleko w tym
upale - powiedziała zaniepokojona Loveday. Była
rudowłosa i, podobnie jak Annis, miała delikatną cerę.
Chroniąc się przed udarem, musiała zawsze coś nosić
na głowie i bardzo uważała, by nie pozostawać zbyt
długo na słońcu.
TRUDNA MIŁOŚĆ
7
- Nie martw się, wezmę kapelusz - odrzekła Annis
z uśmiechem.
- Weź koniecznie - nalegał Carl. On i Loveday byli
bliźniakami, wprawdzie nie identycznymi, lecz bardzo
podobnymi, o jednakowych płomiennych włosach,
zielonobrązowych oczach i nieodpornej na słońce
cerze.
- Postaram się iść w cieniu - przyrzekła Annis. Nie
martwcie się o mnie. Miłej zabawy i do zobaczenia
jutro na śniadaniu.
- Kawę z bułką nazywasz śniadaniem? - skrzywił
się Carl. - A potem trzeba będzie z pustym brzuchem
jechać taki kawał drogi przez góry, aż do Koryntu.
- Myślisz tylko o jedzeniu - drażniła go Loveday.
- Ta wycieczka to był przecież twój pomysł!
- Mój, i do tego znakomity, prawda, Annis? - Carl
się roześmiał. - Gdybym was nie namówił na ten
wyjazd, leżałybyście teraz plackiem na plaży w Hisz-
panii, dziko znudzone, i smażyły na słońcu jak na
patelni.
- To by było wspaniale - westchnęła Loveday.
- A propos plaży i morza, czy nie powinniśmy już
jechać? - zwróciła się do brata. - Chętnie jeszcze bym
się wykąpała. Przy naszym hotelu przydałby się basen.
Annis miała ochotę na pływanie, ale i tak z przyjem-
nością spędzi te kilka godzin sama. Na wycieczce
trochę czasu dla siebie bardzo się liczy - pomyślała.
Dla rodzeństwa nie miało to znaczenia. Widocznie
jako bliźniaki przywykli do ciągłego przebywania w
towarzystwie.
Jeszcze przed wyjściem na spacer pożegnała Carla i
Loveday na stopniach hotelu. Teraz, po powrocie,
żałowała, że się z nimi nie zabrała. Nie zobaczyłaby
wówczas afisza i nie wiedziałaby ani o koncercie, ani
o tym, kto przyjeżdża do Aten.
Weszła do windy i wcisnęła guzik na piąte piętro.
8
TRUDNA MIŁOŚĆ
Usiłowała myśleć o czymś innym. Dlaczego w ogóle
miałaby się przejmować jutrzejszym koncertem?
Orkiestra występowała przecież w Londynie i Annis
nigdy tak emocjonalnie na to nie reagowała.
Drzwi się otworzyły i wyszła z windy, wpadając na
czekającego przy drzwiach mężczyznę.
- Przepraszam - wykrzyknęli odruchowo oboje, po
czym podnieśli na siebie wzrok. Dziewczyna zbladła, a
rysy mężczyzny wyraźnie stężały.
- To ty! - powiedział, a jego głos przeraził Annis
do głębi. Przesunęła się pod ramieniem mężczyzny i
zaczęła biec wzdłuż korytarza. Klucz do pokoju, który
znajdował się blisko windy, trzymała w garści, lecz
roztrzęsionymi rękoma nie zdołała szybko otworzyć
zamka. Mężczyzna dogonił ją na progu.
- Tym razem już mi nie uciekniesz.
Pchnął Annis w głąb pokoju, zatrzasnął drzwi nogą
i stanął, przyglądając się jej uważnie, jakby nie w pełni
wierząc własnym oczom. Dziewczyna zareagowała
identycznie. Spotkanie się w Atenach, w tym samym
hotelu i tak daleko od Londynu było wręcz
niepodobieństwem!
Utkwiwszy wzrok w podłodze, Annis miała nadal
przed oczyma obraz mężczyzny: wrogie spojrzenie,
smagłą, delikatnie zarysowaną twarz - twarz człowieka
mocnego i równocześnie wrażliwego, zacięte usta i
przejmujący, lodowaty wzrok.
Jest nie ten sam - pomyślała zaskoczona. A czego
mogła się spodziewać po dwóch lata niewidzenia? W
miarę upływu czasu każdy się przecież zmienia. Sama
była o dwa lata starsza, musiał więc spostrzec ślady,
które w tym czasie pozostawiły udręka i samotność.
Ale jego trudno było poznać. Schudł, był spięty, a z
zaciętej twarzy emanowała surowość.
Jest teraz kimś obcym, nieznanym. A może nigdy
go naprawdę nie znałam? - zadrżała.
TRUDNA MIŁOŚĆ
9
- Co tutaj właściwie robisz? - zapytał ostro
mężczyzna.
- Jestem... spędzam urlop - odpowiedziała zalęk-
niona.
- Urlop? - powtórzył, jakby zaskoczony.
- Z wycieczką zwiedzam autokarem Grecję. - Zwil-
żyła językiem zaschnięte wargi. Czytała kiedyś, że
mówienie o byle czym rozładowuje napiętą atmosferę.
- Trzy dni temu przylecieliśmy samolotem do Aten,
zrobiliśmy już wycieczki do Pireusu i Sounionu,
zwiedziliśmy galerie i muzea, tak jak to robią wszyscy
turyści. - Mówiła dalej szybko, uśmiechając się
niepewnie. - Najbardziej podobał mi się Partenon.
Kiedy przyjechaliśmy, był prawie niewidoczny, cały
we mgle, ale już tam, na samym wzgórzu, wyglądał
bajecznie. Podobały mi się także Plaka i bazar.
Stał, patrząc na nią, gdy ciągnęła dalej.
- A... a jutro jedziemy na dwa dni do Koryntu.
- Jedziemy?
Annis spojrzała na mężczyznę zaskoczona.
- Z kim tutaj jesteś? - zapytał szorstko.
- Już mówiłam, z wycieczką autokarową.
Odwróciła się, nie mogąc znieść dłużej jego wzro-
ku. W lustrze stojącym na toaletce zobaczyła odbicie
swej bladej twarzy z błyszczącymi oczyma.
Wyglądam jakbym miała gorączkę, pomyślała. Muszę
wziąć się w garść. Teraz, gdy stał tak blisko, nie
mogła jasno myśleć. Wrogość odbijająca się na twarzy
mężczyzny była nie do zniesienia. Zasłużyłam sobie
na nią, przyznała w myśli, ale ta jego postawa sprawia,
że wszystko staje się jeszcze trudniejsze.
- Nie spędzasz przecież urlopu sama. Z kim
przyjechałaś? Czy z tym, dla którego mnie rzuciłaś?
- Mówiąc to, zaczął zbliżać się do niej.
Na dźwięk tych słów cofnęła się jak spoliczkowana.
10
TRUDNA MIŁOŚĆ
Patrzyła na mężczyznę przerażona, jak zaszczute
zwierzę na myśliwego.
- Nie bój się, nie dotknę cię nawet palcem.
- Skrzywił cynicznie usta. - Kiedyś może miałem
ochotę nawet cię zamordować, ale to było dawno
temu i już mi przeszło. Nic mnie, do diabła, nie
obchodzi, czy jesteś nadal z facetem, z którym odeszłaś,
czy się go pozbyłaś i masz następnego. Zapytałem
tylko ze zwykłej ciekawości.
Na pogardę brzmiącą w głosie mężczyzny dziew-
czyna odpowiedziała ze złością:
- Jak śmiesz tak mówić!
- Prawda w oczy kole? - odparował drwiąco.
- To nieprawda, nie jestem taka - wyszeptała,
wiedząc, że wszelkie tłumaczenia są daremne. Miał
prawo mieć do niej żal, na jego miejscu czułaby to
samo.
- A jaka? - Omiótł szybko wzrokiem cały pokój.
Annis zdawała sobie sprawę z tego, że oba przygoto-
wane do snu łóżka nie mogły ujść jego uwagi. Ściągnął
brwi i zacisnął usta.
- Mam wierzyć, że nie mieszkasz razem z nim?
- Jestem tu z przyjaciółką z biura. - Annis przebiegła
przez pokój i otworzyła drzwi szafy. - Czy nie widzisz,
że są to same damskie rzeczy? Zajrzyj do szuflad,
zobacz, co leży pod poduszkami. Damskie piżamy.
- Wierzę ci. - Wzruszył ramionami. - No to
dlaczego nie jesteście razem? Pokłóciłaś się z nim?
Zamierza ciągnąć ten temat, pomyślała Annis z
goryczą.
- Przestań - wyszeptała. - Przepraszam za to, co
się stało. Ale w żaden sposób nie mogę ci tego
wyjaśnić, przykro mi. Idź już, proszę, i zostaw mnie
samą.
Stała z pochyloną głową i ze zwieszonymi rękoma.
Przez dłuższy czas mężczyzna pozostawał bez ruchu,
TRUDNA MIŁOŚĆ
11
przyglądając się dziewczynie. Annis słyszała urywany
oddech, wyczuwała jego wściekłość. Bała się tego, co
może nastąpić.
- Tylko list. Nie odważyłaś się spojrzeć mi w oczy.
Po prostu napisałaś, że wszystko między nami
skończone, i zniknęłaś. Nie zasłużyłem na to, abyś
powiedziała, co się stało i dlaczego zrywasz? Na
Boga, dlaczego nie spotkałaś się ze mną i wszystkiego
nie wyjaśniłaś?
Annis stała nieporuszona, bojąc się spojrzeć na
mężczyznę. Odpowiedziała tak cichym głosem, że
musiał wytężyć słuch, by zrozumieć jej słowa.
- Bałam się. Spójrz na siebie. W złości jesteś
przerażający.
Ta ciemna strona jego charakteru uwidaczniała się
także w muzyce, którą tworzył, w ponurych, surowych
tonach, kiedy to słowa nie są w stanie skryć siły
witalnej kompozytora, agresji tkwiącej głęboko w jego
psychice.
- Przerażający? - wybuchnął. - Próbujesz zrzucić
winę na mnie, jak typowa kobieta? Wszystkiemu jest
zawsze winien mężczyzna! A ty jesteś bez winy?
Oczywiście, jakże mogłoby być inaczej, jesteś bez
skazy, jesteś tylko ofiarą, skończoną niewinnością!
- Tego nie twierdzę. Nie oskarżam cię. Jesteś na
mnie zły, przykro mi. Upłynęły już przecież dwa lata,
wszystko skończone. Czy nie możemy zapomnieć?
- Zapomnieć? - warknął, z jakiegoś powodu jeszcze
bardziej rozzłoszczony. - Nie, Annis, nie mogę, do
diabła, zapomnieć! Rzuciłaś mnie bez żadnego wyjaś-
nienia i od tamtej pory tkwi to we mnie jak zadra,
doprowadza do szału. Ciągle się zastanawiam, dlaczego
tak postąpiłaś. - Zbliżył się do niej z roziskrzonymi
oczyma. - Muszę wiedzieć, muszę.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Oboje zamilkli.
- Twoja przyjaciółka? - zapytał cicho.
12
TRUDNA MIŁOŚĆ
Zanim odpowiedziała, usłyszeli z korytarza jakieś
greckie słowa, a po chwili ktoś otworzył kluczem
drzwi. W progu stanęła pokojówka ze stosem czystych
ręczników. Zaskoczona, przepraszając zaczęła się
wycofywać. Annis szybko zareagowała:
- Zmienia pani ręczniki? Proszę wejść...
Zdawała się nie widzieć ponurego spojrzenia swego
towarzysza. Pokojówka weszła do łazienki, a Annis
zwróciła się do milczącego mężczyzny:
- Zostaw mnie samą. Przykro mi, ale nie mam nic
więcej do powiedzenia. Muszę iść wcześniej spać,
jutro wyjeżdżamy o świcie.
Przez chwilę Annis bała się, że gość nie posłucha.
Spojrzał na dziewczynę tak, jakby próbował utrwalić
w pamięci jej obraz lub go na zawsze wymazać - i
wyszedł z pokoju.
Drżąc z wrażenia, Annis stała jeszcze chwilę w
bezruchu, oszołomiona. A więc znów go zobaczyła!
Był tutaj, rozmawiał z nią. I... odszedł. Nie mogła w to
uwierzyć.
Pokojówka opuściła łazienkę, uśmiechnęła się do
Annis nie ukrywając ciekawości i wychodząc odezwała
się po angielsku:
- Dobranoc pani.
Annis odwzajemniła się machinalnym uśmiechem.
Przez dwa lata często wyobrażała sobie, że go znów
zobaczy, ale nigdy nie przyszło jej do głowy, iż
spotkanie może mieć tak przykry przebieg. Wymarzyła
sobie zupełnie inny scenariusz, mimo że była pewna,
iż on zachowa się nieprzyjaźnie, wręcz wrogo. Już
dwa lata temu wiedziała, że może ją znienawidzić, i
nic na to nie mogła poradzić.
Tak bardzo chciała cofnąć czas, wrócić do tego, co
było kiedyś. Ale czasu, podobnie jak rzeki, zawrócić
się nie da. Trzeba godzić się z faktami i żyć dalej. Tak
robiła przez ostatnie dwa lata. To, co się wówczas
TRUDNA MIŁOŚĆ
13
wydarzyło, było jak koszmarny wypadek, z którego
wyszła żywa, lecz okaleczona. Aby żyć dalej, trzeba
umieć uporać się z przeszłością, ale przedtem - dojść
do porozumienia z samą sobą. W pewnym stopniu
Annis to się udało. Odzyskiwała powoli radość życia i
pewność siebie. Dziś jednak się okazało, że ten jej
cały świat, tak mozolnie ze skorup posklejany, rozpadł
się na nowo.
Gdy około północy Loveday weszła na palcach do
pokoju, Annis leżała bez ruchu, udawała, że śpi.
Bardziej niż przedtem żałowała teraz, że nie pojechała
do Vouliagmeni.
Następnego ranka LoVeday, spojrzawszy na Annis,
wykrzyknęła:
- Wyglądasz okropnie! Jesteś chora?
- Coś mi chyba wczoraj zaszkodziło - skłamała
Annis.
- Mam tabletki na niestrawność. Jedzenie w Grecji
jest tak dobre, że nie sądzę, aby były mi potrzebne. -
Loveday woziła ze sobą całą aptekę. Wyciągnęła
jakieś lekarstwo i podała Annis. - Lepiej nic nie jedz,
dopóki nie wy dobrzejesz - dodała.
Annis i ,tak nie byłaby w stanie niczego przełknąć.
Teraz już nie będzie musiała się tłumaczyć, dlaczego
pozostawi śniadanie nietknięte. Trudniej było znieść
zaniepokojone spojrzenia Loveday i Carla. Nienawi-
dziła kłamstwa.
Westchnęła. Przecież od chwili poznania nie powie-
działa im całej prawdy. Zadawali jej sporo osobistych
pytań, na niektóre odpowiadała wymijająco. Pozwalała,
by pod pewnymi względami mieli o niej mylne
wyobrażenie, i to już było właściwie kłamstwem.
Loveday i Carl znali ją od niedawna, ale byli
przekonani, że znają na wylot. Życie Annis - w wersji,
którą podała - nie było bogate w wydarzenia.
Mieszkała z matką w Manchesterze, potem przeniosły
14
TRUDNA MIŁOŚĆ
się do Londynu, aby matka mogła tam roztoczyć
opiekę nad chorowitym starszym bratem, który rzadko
podnosił się z łóżka. Nie wymagał stałej opieki, był po
prostu coraz słabszy w wyniku długotrwałej,
nieuleczalnej choroby. Potrzebował przede wszystkim
kogoś bliskiego, serdeczności, a pani Hilton była
szczęśliwa, że ma się o kogo troszczyć. Bardzo kochała
swego jedynego brata. Gdy zachorował, postanowiła
sprzedać dom i przenieść się do niego.
Przeprowadzka do Londynu nastąpiła w dobrym
momencie dla Annis. Początkowo zamierzała pozostać
w Manchesterze, później jednak, po dramatycznych
przejściach, poczuła potrzebę natychmiastowego wyjaz-
du. Przyjęła z zadowoleniem propozycję matki i także
przeniosła się do Londynu. Obie zamieszkały w ob-
szernym, wiktoriańskim domu wuja w Croydon.
Annis była dobrą sekretarką, bez trudu znalazła więc
pracę w centrum Londynu, w agencji reklamowej. Tam
poznała Loveday, zatrudnioną w dziale sztuki. Carl
pisał teksty reklamowe. Firmę założył ich wuj. Od
początku stosunki między całą trójką układały się
bardzo dobrze, mimo że różniło ich wychowanie.
Annis pochodziła z niezamożnej rodziny, podczas gdy
w domu Loveday i Carla pieniędzy było pod
dostatkiem.
O siódmej rano mieli zająć miejsca w autokarze
stojącym przed hotelem. Ateny tętniły już życiem -
było słychać klaksony, samochody objeżdżające plac
Syntagma połyskiwały w słońcu, które po jednej
stronie placu ginęło w liściach palm Ethnicos Kipos,
parku narodowego, i odbijało się w szybach gmachu
Vouli, greckiego parlamentu.
Wraz z innymi pasażerami Annis stanęła obok
autokaru. Nie tylko ona miała pobladłą twarz i
znużone oczy. Jedna z Amerykanek głośno ziewnęła i,
przepraszając, powiedziała:
TRUDNA MIŁOŚĆ
15
- Poszłam późno spać. Chcieliśmy przez chwilę
popatrzeć na nocne życie Aten. Skończyło się na tym,
że bawiliśmy się świetnie niemal do rana, i spałam
tylko cztery godziny. Czuję się fatalnie. Okropne te
wczesne pobudki.
- W Koryncie zostaniemy dwa dni, będzie się pani
mogła tam wyspać - powiedział Paddy, pilot wycieczki,
usłyszawszy ostatnie zdanie.
Loveday przyglądała się prostej, białej fasadzie
hotelu.
- Zastanawiam się, kiedy go zbudowano.
- Jest wiktoriański - odpowiedział Carl. Właśnie
pytałem o to Paddy'ego. Mówi, że hotel jest z roku
1862. Postawiono go na skale, tak że można dość
bezpiecznie w nim mieszkać podczas trzęsienia ziemi.
- Czy tutaj są trzęsienia ziemi? - zapytała nerwowo
Loveday.
- Od czasu do czasu, chyba niewielkie, więc się z
góry nie zamartwiaj. Podczas drugiej wojny światowej -
ciągnął dalej Carl - Niemcy zajęli ten hotel na swą
kwaterę główną, gdyż wiedzieli, że jest mocny jak
forteca.
- Zbyt elegancki jak na fortecę - oponowała
Loveday, mrużąc w słońcu oczy utkwione w fasadzie
budynku. - Spójrzcie na balkon drugiego piętra. Tam
stoi mężczyzna.
Annis spojrzała w górę i zdrętwiała. Zobaczyła
Raphaela. Zejdzie na dół i zrobi scenę?
- Chyba go poznaję - mówiła dalej Loveday - a ty,
Carl?
Brat spojrzał w górę i potrząsnął głową.
- Nie, nie sądzę. Czy myślisz, że to jakiś gwiazdor
filmowy? - zapytał żartobliwie, a Loveday zrobiła do
niego minę.
- Tego nie powiedziałam, ale znam tę twarz
16
TRUDNA MIŁOŚĆ
- upierała się. - Czy ten facet, tam na górze, nie jest
super? - zwróciła się do przyjaciółki.
Annis stała milcząca. Loveday marzycielsko wes-
tchnęła.
- Uwielbiam takich mężczyzn - wysokich, szczup-
łych, o czarnych oczach i śniadej cerze.
- Południowcy - orzekł z przekąsem Carl. - Ten to
pewnie kelner z Jiotelu.
- Coś ty! W takim szlafroku? To gość, musi
mieszkać w wielkim apartamencie, z takim dużym
balkonem... Może to grecki milioner? - zmyślała Love-
day. - Milioner ze wspaniałym jachtem i małą wyspą
przy wybrzeżu Grecji... - Podekscytowana spoglądała
nadal na mężczyznę. - Patrzcie, przygląda się nam.
Jestem pewna, że patrzy na mnie. Och, gdybyśmy
zostali tutaj jedną noc dłużej, mogłabym go spotkać,
zjeść wspólną kolację...
- Ale masz fantazję. - Carl rzucił siostrze roz-
bawione spojrzenie.
Loveday nie dała jednak za wygraną.
- Popatrz sam. Wychylił się przez balustradę i mi
się przygląda. Zaprzecz, jeśli to nieprawda!
- Ten facet patrzy na ciebie, bo się na niego gapisz
- odpowiedział brat.
Annis wsiadła do autokaru pierwsza, zadowolona,
że wreszcie odjeżdżają. Loveday i Carl weszli chwilę
później, a Loveday, podniecona, wykrzykiwała:
- Wyobraź sobie, że to jest... Nie, nigdy nie
zgadniesz! Portier powiedział mi, że to jest Raphael
Leon, kompozytor!
- Naprawdę? - Annis udawała zaskoczoną.
- Czy się przypadkiem nie zaziębiłaś? - pytała z
niepokojem Loveday. - Może dlatego całą noc bolał
cię brzuch. Złapałaś jakąś infekcję.
- Czuję się dobrze - odparła cicho Annis. - Już są
wszyscy na miejscach, czemu autokar nie rusza?
TRUDNA MIŁOŚĆ
17
- Pilot i kierowca oglądają mapę - powiedział Carl.
- Mam nadzieję, że to nie jest zły znak. Jeszcze by
tego brakowało, żeby kierowca nie znał drogi.
- Wyobraź sobie, Raphael Leon w tym samym
hotelu! - ciągnęła swoje Loveday, ignorując uwagę
brata. Spojrzała zniecierpliwiona na przyjaciółkę.
- Wiesz chyba, kto to jest? - zapytała.
- Tak - przyznała Annis.
- Napisał tę świetną muzykę do filmu... no wiesz...
Jak się ten film nazywał? Wszyscy to nucą od lat,
płyta była przebojem. Pamiętam tę muzykę. Idzie to
tak... - Loveday zaczęła śpiewać, a Carl zatkał sobie
uszy.
- Przestań, proszę. Zaraz mnie głowa rozboli.
- „Podróż do najodleglejszej z gwiazd" - powie-
działa bezbarwnie Annis.
- Tak, to właśnie ten film. Widziałaś go? Ja na nim
byłam - wykrzyknęła Loveday.
- Była i nic nie zrozumiała, jeśli mnie. pamięć nie
myli. - Carl dokuczał siostrze.
- Przestałbyś już wreszcie. To był chyba kiepski
film, ale z fantastyczną muzyką. Raphael Leon jest nie
tylko dyrygentem, lecz także kompozytorem.
Przyjechał do Aten na dzisiejszy koncert. Szkoda, że
wyjeżdżamy. Po koncercie wrócilibyśmy do hotelu, on
by przyszedł, poprosilibyśmy, żeby zjadł z nami
kolację, i... - ciągnęła rozmarzona Loveday.
- Przestań! - Annis przerwała szorstko, chwilę
potem gorzko żałując, że nie ugryzła się w język.
Loveday i Carl odwrócili się i spojrzeli na nią
zaskoczeni. Poczuła, że się czerwieni i wyjąkała:
- Przepraszam, Loveday. Przerwałam ci dlatego, że
głowa mnie boli.
- Nic się nie stało. Ale to do ciebie niepodobne, tak
naskoczyć na mnie. Jesteś na pewno chora. Zaraz
18
TRUDNA MIŁOŚĆ
po przyjeździe do Koryntu poprosimy Paddy'ego, żeby
wezwał do ciebie lekarza.
- Zobaczymy, jak będę się czuła, gdy dojedziemy
- odpowiedziała szybko Annis. Autokar ruszył. Z ulgą
oparła się na siedzeniu, zamykając oczy. - Spróbuję
trochę pospać - dodała.
I rzeczywiście spała, gdy przejeżdżali przez wzgó-
rza w drodze do Teb, miasta słynnego w starożytnej
Grecji, a dziś ruchliwego centrum handlowego dla
miejscowych rolników i hodowców. Gdy zatrzymali
się na chwilę na szybką kawę, Annis otworzyła oczy.
- Jak się czujesz? - spytał Carl.
- Dobrze, dziękuję - uśmiechnęła się do niego.
- Przepraszam, byłam w złym nastroju.
- O tak nieprzyzwoicie wczesnej porze nikt nie
może mieć dobrego humoru - dodał, ciepło na nią
spoglądając. Cały Carl, pomyślała. Z jednej strony
leniwy, niedbały i arogancki, z drugiej - praktyczny
i czuły. Miała do Carla zaufanie i bardzo go lubiła.
Nie była w nim jednak zakochana, choć to roz
wiązałoby większość problemów.
Zjedli lunch w małej tawernie pod Koryntem, której
właścicielem był - jak się okazało - szwagier kierowcy
autokaru. Jedzenie podano skromne, lecz bardzo
smaczne. Gołąbki z liści winogronowych, kebab z
jagnięcia i wiejska sałata z pieczywem w postaci
płaskich, okrągłych placków, a na deser miodowe
ciastka i świeże winogrona zbierane z krzewów
rozpiętych nad tarasem tawerny.
Gdy pili bardzo słodką i mocną kawę z malutkich
filiżanek, Loveday - rozglądając się po skąpanej w
słońcu okolicy - westchnęła:
- Jak pięknie! Pomyślcie, my tutaj, a reszta haruje
w agencji jak woły!
Na te słowa reszta osób przy stole zaczęła się
TRUDNA MIŁOŚĆ
19
śmiać. Annis niemal żałowała swego przyjazdu.
Otworzyły się zabliźnione rany.
W drodze do hotelu zwiedzili słynny Kanał Koryn-
cki. Jedni poszli potem na spacer wokół ruin staro-
żytnego Koryntu, inni odpoczywali przed kolacją w
pokojach hotelowych.
Następnego, bardzo upalnego przedpołudnia, wy-
posażeni w kapelusze, a niektórzy nawet w staromodne
parasole, zwiedzali Korynt. W tym miejscu na rynku,
w którym święty Paweł zwracał się do Koryncjan,
wysłuchali wykładu Paddy'ego na temat historii miasta.
Po lunchu w hotelu część osób korzystała ze sjesty,
reszta poszła po zakupy i na dalsze zwiedzanie.
Loveday, Annis i Carl szukali pamiątek i prezentów.
Przed kolacją zdecydowali się jeszcze na krótką kąpiel
w basenie hotelowym. Loveday kupiła nowe bikini.
Przymierzyła je zaraz po przyjściu do hotelu i uznała
za zbyt skąpe.
- Zejdź na dół, Annis. Włożę stary kostium i zaraz
cię dogonię - powiedziała poirytowana.
O tej porze nad basenem było pusto, wszyscy
przebierali się do kolacji. Po Carlu też ani śladu. Na
leżance Annis zostawiła bawełniany sarong i skoczyła
do wody. Płynąc wolno poczuła nagle, że czyjaś ręka
łapie ją za stopy i ciągnie w dół.
Próbowała się oswobodzić, odwracając w stronę
atakującego. W niebieskiej, rozświetlonej wodzie
zobaczyła roześmianego Carla. Puścił ją i na powierz-
chnię wody wynurzyli się razem.
- Chyba zwariowałeś - wykrztusiła Annis.
- Nie mogłem oprzeć się pokusie, przepraszam.
- Masz dziwaczne pomysły. Zobaczymy, czy teraz
będzie ci tak wesoło. - Wzbiła wokół Carla fontannę
wody.
- Sama tego chciałaś. - To mówiąc złapał Annis*
wpół i pociągnął. Straciła grunt pod nogami.
20
TRUDNA MIŁOŚĆ
Wyrywała się, śmiejąc, a Carl nie zwracał na to
żadnej uwagi. Przewracali się w wodzie jak barasz-
kujące delfiny i dopiero gdy padł na nich cień kogoś
stojącego z tyłu za Annis, na brzegu basenu, Carl,
zaskoczony, puścił ją. Obejrzała się roześmiana, sądząc
że ujrzy Loveday.
To nie była przyjaciółka i Annis od razu zrozumiała,
dlaczego Carl tak nagle się uspokoił. Na brzegu
basenu stał Raphael Leon i ponurym, wręcz złym
wzrokiem obserwował ich wodne igraszki.
ROZDZIAŁ DRUGI
Carl poznał go od razu.
- To ten facet, którego poderwała sobie Loveday -
wymamrotał po cichu.
Annis zaniosła się gwałtownym, niemal histerycznym
śmiechem. Obaj mężczyźni spojrzeli na nią - Carl ze
zdumieniem, a Raphael z nie tajoną złością. Odwróciła
się i, żeby zebrać myśli, zaczęła szybko płynąć w stronę
przeciwległego brzegu basenu.
To, że Raphael może przyjechać aż tutaj, nie
przeszło jej nawet przez myśl. Nie powiedziała mu, w
którym hotelu zatrzymają się w Koryncie, ale to
nieduże miasto. Stojąc na balkonie zobaczył pewnie
wczoraj nazwę biura podróży wymalowaną na auto-
karze. Wystarczyło parę telefonów, żeby dowiedzieć
się, gdzie będą ulokowani w Koryncie.
Dlaczego tutaj przyjechał? Położyła się i zaczęła
unosić na powierzchni wody, patrząc w szafirowe
niebo. Była siódma wieczór, słońce już tak nie prażyło.
Lekko zadrżała.
Co zamierzał zrobić? Nienawidził jej, co do tego nie
miała żadnych wątpliwości. Jego pojawienie się w
Koryncie zapowiadało dalsze kłopoty.
Zesztywniała, gdy dobiegł ją głos Raphaela. Była
jednak za daleko, aby usłyszeć, co powiedział.
Roześmiał się. Po chwili do Annis dotarł jeszcze inny
głos - kobiecy, egzaltowany. Loveday, pomyślała.
Szybko podpłynęła do brzegu basenu i wyszła z wody.
Stali w trójkę, rozmawiając, i nie zauważyli Annis
idącej w ich kierunku. Wzięła z leżanki sarong i owinęła
22
TRUDNA MIŁOŚĆ
go wokół siebie, a potem zaczęła wykręcać włosy,
przysłuchując się rozmowie.
- O koncercie dowiedzieliśmy się dopiero tego
ranka, którego opuszczaliśmy Ateny - mówiła właśnie
Loveday. Z lekko zaróżowioną twarzą i błyszczącymi
oczyma zwróciła się do Raphaela: - Jestem pana
wielbicielką.
- Dziękuję - odpowiedział uśmiechając się Raphael.
Annis była wielokrotnie świadkiem prawionych mu
komplementów. Dobrze znała ten ton, ten uśmiech
będący wyrazem szacunku i wystudiowanej uprzej-
mości, uśmiech, który urzekał teraz Loveday!
- Czy często dyryguje pan poza Anglią? - zapytał
Carl, nieco ubawiony podekscytowaniem siostry.
- Tak - przytaknął Raphael. - Tym razem jeździłem
po Europie przez ostatnie sześć tygodni.
- To musi być męczące.
- Bardzo. - Głos Raphaela zabrzmiał jakby ostrzej.
Annis patrzyła z boku na jego twarz. Dopiero teraz
zauważyła oznaki znużenia - podkrążone oczy,
zmarszczki wokół ust, bladość przebijającą spod śniadej
cery. Wiedziała dobrze, jak bardzo wyczerpują go
tournee. Zawodowy muzyk żyje w ciągłym napięciu.
Stałe stresy na próbach i koncertach, ciągłe podróże.
Raphael przekroczył dopiero czterdziestkę. Ile jeszcze
wytrzyma, prowadząc taki tryb życia? Annis przygryzła
wargę, zaniepokojona.
- Czy koncertuje pan w Koryncie? - zapytała
Loveday.
- Nasze tournee skończyło się w Atenach - odrzekł.
- Mam teraz kilka dni odpoczynku.
- Zostaje pan tutaj?
Annis wstrzymała oddech. Powiedz, proszę, że nie,
pomyślała. Raphael jednak przytaknął.
- Zamierzam objechać Peloponez, zwiedzić naj
ciekawsze wykopaliska, Mykeny i Argos.
TRUDNA MIŁOŚĆ
23
Loveday zawołała zadowolona:
- Tam właśnie jedziemy! W autokarze są wolne
miejsca, może zabierze się pan z nami? Mamy świetnego
pilota, jest pół-Grekiem i zna na wylot historię tego
kraju. A w każdym ze zwiedzanych miejsc są lokalni
przewodnicy.
Annis była przerażona perspektywą wspólnej po-
dróży. Carl też nie wyglądał na zachwyconego. Do tej
pory wszystko układało się między nimi znakomicie,
czuł, że towarzystwo sławnego kompozytora może
pogorszyć atmosferę.
Raphael przez chwilę jakby się zastanawiał.
- Kusi mnie pani - odpowiedział. - Za propozycję
dziękuję, ale mam wynajęty samochód. Obdarzył
Loveday tym swoim zawodowym uśmiechem. Na
widok reakcji przyjaciółki Annis poczuła wzbierającą
złość. Nie na miejscu byłby żal do Loveday, która nie
miała pojęcia, że jest to jego zwykłe i nic nie znaczące
zachowanie. Na widok tak doskonałego okazu męs-
kiego gatunku Loveday reagowała przecież zupełnie
naturalnie. Annis zapragnęła w tym momencie uderzyć
Raphaela.
- Och, jaka szkoda - stwierdziła Loveday. - Bylibyś-
my zachwyceni pańskim towarzystwem.
- Ja też byłbym szczęśliwy - zapewnił ją szarmancko.
Rzuciła mu figlarne spojrzenie.
- Może jeszcze natkniemy się gdzieś na pana?
- Z pewnością - rzekł Raphael, patrząc z ukosa na
Annis, aby się przekonać, jak to przyjmie.
Zdążyła się już opanować. Nie spoglądając na
Raphaela odwróciła się i zaczęła iść w stronę hotelu.
Zobaczyła to Loveday i zawołała:
- Poczekaj! Chcę cię przedstawić panu Leonowi...
- Proszę mi mówić po imieniu. Jestem Raphael -
przerwał.
- Cóż za romantyczne imię - powiedziała dziew-
24
TRUDNA MIŁOŚĆ
czyna wzdychając. - Mam na imię Loveday, a to są
mój brat i przyjaciółka Annis.
Raphael wyciągnął rękę. Annis podała mu swoją.
- Pracujemy w jednej firmie - wyjaśniła Loveday.
- Jest to agencja, może słyszałeś o niej? Quayland,
Corris i Worth. Mój stryj, Dan Worth, był jednym
z założycieli. Reklamujemy same poważne firmy,
musiałeś widzieć nasze ogłoszenia w gazetach i perio
dykach. Czy jeździsz nowym orage? Prowadziliśmy
całą kampanię prasową tego wozu. Jestem graficzką,
a Carl pisze teksty. Wymyślił już kilka znanych
sloganów. Nigdy jednak nie reklamowaliśmy jeszcze
żadnej orkiestry. Byłoby to interesujące, prawda, Carl?
Loveday paplała po to, aby jak najdłużej zatrzymać
Raphaela. Annis rozumiała ją, był typem mężczyzny,
który bardzo podobał się kobietom. Jego męski urok
był dla nich wyzwaniem.
Takie sceny widywała wielokrotnie. Chętnie ostrzeg-
łaby Loveday przed Raphaelem, ale to by ją zdradziło.
Raphael zwrócił się do Annis:
- Co robisz w tej agencji?
- Jestem sekretarką - odpowiedziała i spojrzała na
Loveday. - Idę się przebrać przed kolacją. Zrobiło się
późno.
Odeszła szybko. Wzięła prysznic, wysuszyła włosy
i powoli robiła makijaż.
Po co tutaj przyjechał? Zastanawiała się. Żeby ją
zranić, wziąć odwet za to, co zrobiła? Mógł jej
zatruwać życie, dręczyć ją i prześladować. Nie, to nie
leżało w charakterze Raphaela. Bywał arogancki,
apodyktyczny i wyciskał siódme poty z muzyków, z
którymi pracował - po to, aby osiągnąć jak najlepsze
wyniki. Równocześnie był jednak bardzo wrażliwy i
potrafił być czuły i miły. Nie widziała, żeby
kiedykolwiek zachowywał się złośliwie lub lekceważąco.
Co teraz zamierza? Co robi tutaj, w hotelu? Aż
TRUDNA MIŁOŚĆ
25
podskoczyła, gdyż w tej właśnie chwili ktoś zapukał
do drzwi. Odetchnęła z ulgą, słysząc głos Loveday.
- Otwórz. Przepraszam, nie mam ze sobą klucza.
Późno, muszę się spieszyć. - Weszła do łazienki, skąd
nadal docierał do Annis jej podniecony głos. - Szkoda,
że nie możemy siedzieć z Raphaelem przy kolacji. To
wspaniale spotkać go tutaj. Czy nie jest super? Ale
uważaj, jest mój, zobaczyłam go pierwsza. Jak myślisz,
czy mu się spodobałam? Gdy wróciłaś do hotelu
i Carl poszedł się przebrać, rozmawialiśmy jeszcze
przy basenie. Zadawał mi moc pytań.
Po pewnym czasie Loveday wyszła z łazienki
zawinięta w duże prześcieradło kąpielowe, z mokrymi
włosami wijącymi się wokół zaróżowionej twarzy.
Annis zapytała:
- Co go interesowało?
Loveday włączyła suszarkę do włosów i prze-
krzykując szum zawołała:
- Co mówiłaś?
Siląc się na obojętność Annis powtórzyła pytanie.
- Och, interesowały go różne rzeczy. I ja, Carl, ty
też. - Loveday odłożyła suszarkę i popatrzyła w lustro.
- No i jak wyglądam?
- Wyglądasz świetnie - odpowiedziała Annis. Była
przestraszona. Raphael zadawał pytania. O co mu
chodziło? Całkiem serio myślała o tym, by uciec
- natychmiast wyjechać i wrócić do Londynu. Ale co
im powiedzieć? Musi wymyślić jakiś powód. Złe
samopoczucie? Choroba? Nie, musiałabym symulować
coś poważnego...
Loveday zaczęła grzebać w szafie.
- W co mam się ubrać? W czym będę wyglądała
najlepiej?
- Włóż tę jedwabną zieloną sukienkę - zapropo-
nowała Annis, szykując się do wyjścia z pokoju.
- Schodzę na dół. Do zobaczenia na kolacji. - Nie
26
TRUDNA MIŁOŚĆ
mogła już dłużej słuchać piania Loveday na temat
Raphaela.
W barze dołączyła do grupy znajomych z autokaru,
wzięła kieliszek greckiej retsiny - pachnącego żywicą
białego wina, które już zdążyła polubić. Usiadła,
przysłuchując się rozmowom.
Do jadalni przeszła wraz z innymi, bojąc się zostać
sama, w razie gdyby pojawił się Raphael. Loveday i
Carl przyszli chwilę później. Podano kolację. Ich
grupa jadła gotowy zestaw potraw. Mimo że nie z
karty, jedzenie było dobre. Najpierw na stole znalazł
się rosół z kurczaka, o smaku cytrynowym. Potem
podano makaron z mięsem, przypominający spaghetti
po bolońsku, a na deser - świeże, zielone figi lub lody.
Annis wybrała figi, były doskonałe. Po wypiciu
maleńkich porcji kawy przenieśli się z jadalni nad
oświetlony basen, popijając grecką brandy i obserwując
księżyc wiszący nad ginącym w mroku parkiem
hotelowym.
Raphaela nigdzie nie spotkali. Loveday była niepo-
cieszona.
- Może poszedł wcześnie spać, musiał być bardzo
zmęczony - rzucił Carl, zniecierpliwiony. - Albo
z przyjaciółmi wyszedł gdzieś na obiad. Taki sławny
facet ma wszędzie znajomych. Zastanawiające, co on
w ogóle robi w tym hotelu, powinien zatrzymać się
w luksusowym. - Wstał. - Pogram w ping-ponga,
muszę wytrząść trochę kolacji. Idziecie ze mną,
dziewczyny?
Loveday zerwała się ochoczo.
- Pójdę do łóżka, chce mi się spać - odpowiedziała
Annis.
- Postaram się wrócić po cichu, żeby cię nie obudzić
- przyrzekła Loveday.
- Mam nadzieję, że tym razem wzięłaś klucz.
- Tak - roześmiała się Loveday. Okręciła klucz na
TRUDNA MIŁOŚĆ
27
palcu i wrzuciła go do małej srebrnej torebki. - Wejdę
tak, abyś się nie obudziła - powtórzyła.
Było jeszcze za wcześnie, żeby iść spać. Po odejś-
ciu Loveday i Carla Annis postanowiła przejść się po
parku hotelowym. Idąc wąskimi, żwirowanymi
ścieżkami słuchała głosu cykad i wdychała woń
kwiatów. Na zakręcie zobaczyła nagle tuż przed sobą
ciemną sylwetkę mężczyzny. Był to Raphael w
wieczorowym garniturze i bielejącej w mroku koszuli.
- Sama? - zapytał drwiąco. - A gdzie Carl? Nie
opowiadaj, że nie jest twoim chłopakiem. Gadatliwa
siostrzyczka zwierzyła mi się, że marzy o tym, byście
się pobrali.
- Na pewno nic takiego nie mówiła! - zawołała
Annis. W ogóle nie było o tym mowy. Przyjaźnili się,
ale nie byli kochankami.
- Zabroniłaś jej mówić? - Głos Raphaela zabrzmiał
jadowicie.
- Nie! - wykrzyknęła.
- No tak, zbyt wiele im o sobie nie mówiłaś
- przyznał. - O nas nie wiedzą nic. Ale co sobie
pomyślą, gdy się wszystko wyda?
Groźba ukryta w głosie Raphaela rozzłościła Annis.
- Nie próbuj mnie szantażować! A co ty tutaj
robisz? Dlaczego nie wracasz do Aten i do Londynu?
- prawie krzyczała. - Jedź, gdzie chcesz, ale zostaw
mnie w spokoju!
Odwróciła się i chciała odbiec. W tym właśnie
momencie duża ćma uderzyła ją skrzydełkami w twarz.
Krzyknęła przerażona. Od dziecka bała się nocnych
motyli.
- Co się stało? - Raphael zbliżył się szybko i objął
ją ramieniem.
- Ćma - wyszeptała.
- Ćma? - W świetle księżyca zobaczył jej pobladłą
28
TRUDNA MIŁOŚĆ
twarz i drżące wargi. - Pamiętam, że zawsze bałaś się
ciem.
Przytulił ją mocno do siebie. Annis wyrywała się.
- Przykro mi, że cię zraniłam. Przepraszam. Ale,
zrozum, nie miałam wyboru.
- Dlaczego? - szybko zapytał.
- Wracajmy do hotelu - prosiła. - Nie mam ci już
nic więcej do powiedzenia. Między nami wszystko
skończone.
- Nie dla mnie. - Był rozzłoszczony. - Nie puszczę
cię dopóki nie powiesz, dlaczego mnie rzuciłaś. - Ujął
w dłonie jej twarz i pochylił się. Dziewczyna zaczęła
się szamotać.
- Muszę przynajmniej wiedzieć jedno. - To mówiąc
zaczął ją całować.
Pod Annis ugięły się nogi. Przeszłość powróciła w
ułamku sekundy. Raphael przyciągał ją do siebie coraz
bliżej, ich złączone ciała tworzyły wspólny cień. Wyjął
delikatnie grzebyki z włosów dziewczyny, tak że
rozsypały się na ramiona. Pieścił kark i ramiona. Jego
ręka zsuwała się powoli w dół, aż wreszcie objęła
pierś. Annis bezwolnie poddała się fali ogarniającego
ją pożądania.
W pewnej chwili Raphael podniósł głowę. Oboje
oddychali nierówno.
- Nie całowałabyś mnie tak, gdybym ci był oboję-
tny - powiedział, kiedy zaczęła powracać do rzeczy-
wistości. Nie powinnam pozwolić mu się pocałować,
pomyślała.
- Nigdy nie mówiłam, że twoje pieszczoty są mi
obojętne - wyszeptała. - Zawsze byłeś pociągający.
Ale seks to nie wszystko, prawda? W małżeństwie jest
potrzebne pełne zaangażowanie. Jeszcze nie jestem do
tego gotowa.
- Ale byłaś. - Potrząsał nią, rozzłoszczony. - Byłaś.
Oboje chcieliśmy małżeństwa, aż do ostatniego tournee.
TRUDNA MIŁOŚĆ
29
Wyjechałem wtedy tylko na miesiąc, a kiedy wróciłem,
ciebie już nie było. Co się stało?
- Już ci mówiłam. Zmieniłam zdanie. To wszystko
- mówiła zdesperowana Annis.
- Co z tym mężczyzną? Wiem od Loveday, że
Carla poznałaś dopiero niedawno, więc to nie był on.
A więc kto? Gdzie jest? Dlaczego nie wyszłaś za
niego? - Raphael nie dawał za wygraną.
Annis nie miała siły dłużej się spierać.
- A więc kolekcjonujesz mężczyzn. I kiedy jeden ci
się znudzi, wtedy go zostawiasz i bierzesz innego?
Odpowiedziała udręczona:
- Tak. Robię właśnie tak. Chcę wrócić do hotelu.
Na litość boską, przestań się nade mną znęcać. Nie
trać czasu i energii, wracaj do Londynu i zostaw mnie
wreszcie. Mam dość.
- Tak, masz dość.
Roześmiał się gorzko. Ujął mocno ramiona dziew-
czyny; poczuła się zagrożona. Gdy byli razem,
zakochani w sobie i bardzo szczęśliwi - świat wokół
zdawał się nie istnieć. Raphael był radosny, czuły i
opiekuńczy. A teraz - stojąc z wściekłością w oczach
- wygląda tak, jakby chciał jej zrobić krzywdę.
- Posłuchaj uważnie - powiedział z groźbą w głosie.
- Z twojej winy mam za sobą dwa lata pełne udręki,
a ty mówisz, że masz dość? Musisz jeszcze wiele
przecierpieć, żebyś zrozumiała, na co mnie naraziłaś.
Myślisz, że ci daruję?
Tego Annis się nie spodziewała. Nie przyszło jej do
głowy, że Raphael tak ciężko odchoruje ich rozstanie.
Znając jego styl życia była przekonana, że już dawno
o niej zapomniał, że nadal pasjonuje się swą pracą,
która mu zajmuje prawie cały czas i wszystkie myśli.
Była przekonana, że znajdzie się wiele wielbicielek,
które go ukoją i pomogą zapomnieć.
- Prze... - zaczęła nieśmiało.
30
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Jeśli jeszcze raz mnie przeprosisz, to cię uderzę!
- wykrzyknął.
Półprzytomna, pozostawiając za sobą mrok i drzewa
skąpane w księżycowej poświacie, pobiegła przez
park do hotelu.
W pokoju Loveday szczotkowała włosy.
- Gdzie byłaś? - zapytała natychmiast, gdy Annis
stanęła w drzwiach. - Mówiłaś, że idziesz prosto do
łóżka.
- Było tak ciepło, że poszłam jeszcze na spacer
- odpowiedziała zadyszana. Złapała piżamę i weszła
szybko do łazienki, tak aby Loveday nie zauważyła
jej wzburzenia.
- Z kim byłaś? - dopytywała się śmiejąc przy-
jaciółka.
- Sama spacerowałam przy księżycu.
- Sama?Co za marnotrawstwo księżyca!- Loveday
była coraz bardziej rozbawiona, a Annis zatrzasnęła za
sobą drzwi. Pocałunki Raphaela wstrząsnęły nią. Pod
strumieniem wody uspokajała się powoli.
Wróciła do pokoju. Loveday czytała w łóżku jakąś
powieść.
- Jestem zbyt zmęczona, aby czytać. - Annis
ziewnęła głośno, żeby uniknąć dalszych pytań.
- Ja też. - Loveday odłożyła książkę i zgasiła
światło.
Nazajutrz wstały wcześnie. Czekała je długa droga
do Myken i innych wykopalisk na Peloponezie. Jak
zwykle, ranek był najchłodniejszą porą dnia. Kiedy
opuszczały Korynt, niebieskawe cienie drzew kładły
się na drodze. Potem zniknęły, a rozgrzana ziemia
zaczęła wydzielać zapach aromatycznych ziół. Mimo
klimatyzacji powietrze w autokarze niemal stało.
Loveday nie przestawała mówić o Raphaelu. Na
śniadaniu go nie widzieli.
- Mam nadzieję, że jeszcze nie wyjechał.
TRUDNA MIŁOŚĆ
31
W Mykenach autokar zatrzymał się na zboczu, skąd
droga prowadziła pod górę do Lwiej Bramy
- głównego wejścia do ruin starożytnego grodu. Idąc
skupili się wokół pilota i miejscowego przewodnika,
którzy opowiadali historię Myken. Carl biegał z apa
ratem i robił mnóstwo zdjęć. Prosił dziewczęta, aby
mu pozowały przed słynną bramą i na pozostałościach
murów obronnych twierdzy.
Widok był stąd cudowny. Loveday z nieodłącznym
szkicownikiem usiadła na murze i zaczęła rysować.
Annis obserwowała ją przez chwilę, a potem poszła
posłuchać opowiadania przewodnika o grobowcach
Agamemnona i Klitajmestry.
- Oczywiście - mówił - chociaż odkrycie tych
grobowców nastąpiło w wyniku badań prowadzo
nych przez Schliemanna w Mykenach, wiemy dziś
dużo więcej o historii Grecji. Wiadomo też, że
grobowce pochodzą z innego okresu niż uprzednio
ustalono...
Annis spacerowała wachlując się białym, słom-
kowym kapeluszem. Upał był niesamowity. Usiadła w
cieniu pod murem.
- Dobrze się czujesz? - zapytał Carl, pochylając się
nad nią.
- Tak, ale jest strasznie gorąco - żaliła się.
- W tej niebieskiej sukience jest ci do twarzy
- powiedział Carl. - Uśmiech, proszę. - Zrobił
zdjęcie, po czym wyciągnął rękę i pomógł jej wstać.
- Idziemy teraz zobaczyć groby podobne do uli. Czy
przyszło ci kiedyś na myśl, jak wiele w archeologii
ma się do czynienia ze śmiercią? Same grobowce,
groby, cmentarzyska i te wszystkie przedmioty zwią
zane z kultem chowania zmarłych. Aż ciarki chodzą
po grzbiecie.
Schodząc w dół do Lwiej Bramy, Annis zachybotała
się nagle na obluzowanym kamieniu.
32
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Uważaj! - Carl objął ją ramieniem. - Nie chcesz
chyba stłuc kolana i popsuć sobie całej wycieczki.
U stóp wzgórza spotkali Loveday.
- Zgadnijcie, kogo widziałam! - zawołała na ich
widok.
- Znów ten facet? - Carl skrzywił się. - Czy on za
nami jeździ?
- Kto wie? - kokieteryjnie odpowiedziała. Sama
myśl wyraźnie jej pochlebiała.
Annis spoglądała na przejeżdżający obok nich
samochód. Za kierownicą siedział Raphael. Ich oczy
spotkały się, ale zanim odwrócił wzrok, zdążyła
zauważyć ich lodowaty wyraz. Zrobiło jej się przykro.
Szli teraz całą grupą do Grobowca Agamemnona,
zwanego także Skarbcem Atreusza, znajdującego się u
stóp wzgórza, poza granicami mykeńskiego grodu. Po
dToóze przewodnik zwracać im trwagę na resztki
murów cyklopich. Zbudowane z ogromnych głazów
kamiennych, idealnie do siebie dopasowanych, były
uważane za kładzione rękami olbrzymów.
Grobowiec Agamemnona jest budowlą podziemną,
z wielką kopułą podobną do pszczelego ula, wzniesioną
ze starannie ułożonych kamieni. Przewodnik długo im
o niej opowiadał, była wspaniałym dziełem
starożytnych architektów i budowniczych. Cała grupa
weszła teraz do grobowca i podziwiała od środka
konstrukcję sklepienia. Wąskim przejściem zaczęli
przechodzić do najciemniejszej części budowli, do
grobu.
- Nie znoszę takich rzeczy - rzuciła nagle Loveday i
pędem wybiegła na zewnątrz.
- Co się stało? Źle się poczuła? - zapytała Annis
Carla.
- To chyba klaustrofobia. Wyjdę i zobaczę, co się z
nią dzieje.
Annis chciała iść z Carlem, ale poprosił, aby
TRUDNA MIŁOŚĆ
33
posłuchała, co mówi przewodnik, który poprowadził
grupę w głąb grobowca.
Podążyła za resztą. Właśnie przewodnik oświetlał
zapałką mroczne przejście. Po chwili płomyk zgasł i
turyści szli po ciemku. Niektórzy chichotali przy tym
nerwowo. Annis poczekała, aż wszyscy przejdą,
odwróciła się i nagle wpadła na kogoś w ciemnościach.
- Przepraszam. - Ledwo zdążyła to powiedzieć,
szóstym zmysłem wyczuła, kto koło niej stoi.
- Już ci mówiłem, przestań w stosunku do mnie
używać tego słowa - usłyszała głos Raphaela. Przy-
trzymał ją za ramiona i odwrócił, przypierając plecami
do kamiennej ściany.
- Zostaw mnie! - krzyknęła przestraszona.
Zbliżył się jeszcze bardziej, wargami dotknął jej ust
i wyszeptał:
- Postanowiłem, że od dziś będziesz jechała ze mną.
- Nie - pokręciła przecząco głową.
- Nie zamierzam być dłużej świadkiem twych flirtów
z Carlem Worthem. Opuścisz grupę. Zrobisz to,
albo... - przerwał nagle, słysząc zbliżające się kroki.
Wchodziła następna grupa turystów, było słychać
głos innego przewodnika.
- Jesteśmy teraz we wnętrzu grobowca - mówił,
oświetlając zapałką kamienne ściany. W tej chwili
Annis wyrwała się Raphaelowi i pobiegła za swoją
grupą, która właśnie opuszczała mroczne wnętrze
i wychodziła na zewnątrz, na słońce.
Loveday i Carl siedzieli już w autokarze.
- Idiotka ze mnie. Wiem, że to głupie, ale nie
cierpię mrocznych, podziemnych miejsc - uśmiechając
się powiedziała Loveday. - Nie znoszę nawet londyń-
skiego metra.
- Można było dostać gęsiej skórki - dodała Annis.
Siadając, przez szybę autokaru zobaczyła Raphaela
otwierającego drzwi białego mercedesa. Zagryzła wargi.
34
TRUDNA MIŁOŚĆ
Co chciał powiedzieć w chwili, gdy do grobowca
przybyła nowa grupa turystów? Że muszę zrobić to, co
mi każe, albo... Albo co?
ROZDZIAŁ TRZECI
- Annis, czy coś się stało? - zapytał przy kolacji
Carl. - Cały dzień jesteś czymś zaabsorbowana.
Rzuciła mu szybkie, ostrożne spojrzenie, zasta-
nawiając się, czy czegoś nie zauważył lub nie usłyszał.
- Wszystko w porządku. Czemu pytasz?
- Kiedy wyjeżdżaliśmy z Londynu, byłaś naszą
wycieczką bardzo podekscytowana. Ale od chwili
wyjazdu z Aten, tak, od tamtego tanka, stałaś, się
przesadnie spokojna. Czy źle się czujesz? A może upał
jest zbyt dokuczliwy?
- Tak, i chyba zrobiło się jeszcze goręcej. - Zoba-
czyła serdeczne spojrzenie Carla i uśmiechnęła się do
niego.
- Masz rację. Właśnie przed chwilą to sobie
pomyślałem. Sam źle znoszę wilgoć w powietrzu- Ty
Annis, z twoją delikatną cerą, musisz bardzo uważać
na słońcu.
- Zawsze noszę kapelusz.
- Zauważyłem, robisz rozsądnie. - Carl wachlował
się białą serwetką. - To dopiero początek czerwca, a
jak tu musi być w lipcu?
- Upalniej! - Annis roześmiała się i nagle, w drugim
końcu sali, dojrzała utkwione w niej twarde spojrzenie
szarych, zimnych oczu. Z przyspieszonym biciem
serca odwróciła szybko wzrok. Raphael musiał dopiero
przed chwilą wejść do jadalni. Wyczułaby jego
36
TRUDNA MIŁOŚĆ
obecność, gdyby był tu wcześniej. Po przyjściu
rozejrzała się po sali i odetchnęła z ulgą, upewniwszy
się, że go nie ma. Później się nie rozglądała. Od-
prężyła się, zjadła spokojnie kolację i rozmawiała z
innymi turystami siedzącymi przy tym samym, długim
stole.
- Powinniśmy tutaj przyjechać wiosną - stwierdził
Carl.
Annis kiwnęła potakująco głową. Odpowiadała na
zadawane jej pytania, nie bardzo wiedząc, co mówi.
Nagle Loveday nachyliła się do niej przez stół z
błyskiem w oczach.
- Jest tutaj! - szepnęła. - Popatrz, o tam, przy
drzwiach! Mam nadzieję, że go posadzą gdzieś
blisko nas.
Nie spoglądając w stronę Raphaela, Annis przytak-
nęła przyjaciółce. Pochyliła głowę nad talerzykiem,
jedząc dalej krem cytrynowy, żeby się czymś zająć i
ukryć pragnienie, by Raphael usiadł jak najdalej od
nich.
Nie musiała patrzeć w jego stronę, aby wiedzieć, co
zrobi.
Loveday informowała dalej podnieconym szeptem.
- Szef sali prowadzi go do stołu pod oknem.
Raphael nie chce tam usiąść. Kręci przecząco głową i
się rozgląda. Patrzy właśnie w naszą stronę. Dojrzał
pusty stół obok nas i...
- Zamknij się, Loveday! - rzucił ostro Carl. -
Zachowujesz się jak sprawozdawca sportowy na
Wimbledonie.
- Idzie tutaj - nie zważając na słowa brata Loveday
mówiła dalej. Nagle upuściła serwetkę. Pochyliła się,
aby ją podnieść.
Annis patrzyła uparcie w talerzyk, na resztki
TRUDNA MIŁOŚĆ
37
bladożółtego kremu. Czuła, że Raphael stoi tuż przy
ich stole. Usłyszała nieco zadyszany głos Loveday.
- Dziękuję. Jestem taka niezdarna, zawsze coś
upuszczam. Jak twój urlop? Czy bawi cię oglądanie
tych wszystkich wykopalisk?
- Niektórych - stwierdził sucho Raphael. - Dobry
wieczór.
Słysząc nieco podniesiony głos, Annis wiedziała, że
Raphael zwraca się teraz przez stół do niej i Carla.
- Dobry wieczór - Carl odezwał się grzecznie, ale
bez entuzjazmu.
Annis udała, że nie słyszy. Nie podniosła głowy.
Niemal w tej samej chwili Loveday ściągnęła uwagę
Raphaela na siebie, mówiąc szybko:
- Ale dziś upał, prawda? Na szczęście mamy basen,
nie wiem, jak byśmy bez niego wytrzymali. Nie
widziałam cię tam jeszcze. Czy pływasz?
- Pływam, ale kiedy byłem w wodzie, was nigdzie
nie widziałem - odpowiedział Raphael. - Czy to ostatni
wieczór? Jutro wyjeżdżacie?
- Tak, jeszcze na koniec spędzimy kilka dni nad
morzem, kąpiąc się i opalając przed powrotem do
domu. A ty? - Loveday zwróciła się do Raphaela.
- Jeszcze nie zdecydowałem, co będę robił - odrzekł,
a Annis wyczuła w jego głosie jakąś groźną nutę.
Podniosła głowę i spojrzała na Raphaela szeroko
otwartymi niebieskimi oczyma. Poczuła ucisk w żołąd-
ku. Co chciał dać jej do zrozumienia, gdy spotkali się
przed południem w Mykenach? Powiedział, że albo
ona opuści grupę i pojedzie z nim, albo... Albo co?
Albo co się stanie?
Gróźb wielu mężczyzn można nie traktować poważ-
nie, na ogół blefują. Ale nie dotyczy to pogróżek
38
TRUDNA MIŁOŚĆ
Raphaela. Zawsze stanowił zagrożenie. Miał ciemną
stronę charakteru, dobrze ukrytą pod warstwą dobrych
manier. Otoczenie dostrzegało tylko jego męski urok.
Nigdy nie było wiadomo, co zrobi. Jego słów nie
mogła więc bagatelizować.
- Po kolacji obejrzysz chyba greckie tańce - z na-
dzieją w glosie powiedziała Loveday, zwracając się do
Raphaela. - Dzisiaj są tutaj występy nocne, or-
ganizatorzy wycieczki przyrzekli nam dobrą rozrywkę.
- Wiem - roześmiał się. - Prosili, żebym zagrał.
- Koniecznie! Marzę o tym, aby usłyszeć, jak
wykonujesz swe utwory! - przerwała mu Loveday.
- To bardzo miła propozycja. Ale gra na fortepianie
to moja praca, tak zarabiam na chleb, a tutaj chcę mieć
chwilę wytchnienia, jestem na urlopie.
- Oczywiście, masz rację, dobrze rozumiem. - Lo-
veday nie była w stanie ukryć swego rozczarowania.
- Wielka szkoda, prawda? - zwróciła się do Annis.
- Byłybyśmy zachwycone!
Annis nadal milczała. Loveday szturchnęła ją pod
stołem. Dziewczyna powoli podniosła głowę i po-
słusznie odpowiedziała:
- Tak.
Raphael przyglądał się jej uważnie, z krzywym
uśmiechem na ustach.
- Czy naprawdę chcesz, żebym dla ciebie zagrał?
- zapytał.
Zrozumiała ukryty podtekst, wiedziała, co Raphael
ma na myśli mówiąc te słowa z drwiącym wyrazem
twarzy. Nie zagra dla Loveday, ale zrobi to dla niej,
jeśli będzie go usilnie prosiła.
- Zagraj, proszę. Oszalejemy obie z zachwytu.
- Loveday promieniała. Nie pojmowała nic, bo
TRUDNA MIŁOŚĆ
39
oczywiście nie mogła wiedzieć, o co tutaj chodzi.
Sądziła zapewne, że prośba większej liczby osób
przeważy szalę.
Annis spojrzała na przyjaciółkę, a potem, wojow-
niczo, na Raphaela. Dlaczego nie miałby spełnić
życzenia Loveday?
- Proszę, zagraj dla nas - powiedziała słodkim
głosem.
Skrzywił się.
- Pod warunkiem, że powiesz, co mam zagrać
- zwrócił się do Annis. - Pójdziesz tam ze mną,
będziesz przy mnie stała i przewracała kartki nut.
Na te słowa oczy dziewczyny posmutniały. Mogła
się przecież od początku spodziewać, że sama jej
prośba Raphaelowi nie wystarczy!
Na odpowiedź nie czekał. Odwrócił się, usiadł przy
stole obok i zaczął studiować menu. Loveday spojrzała
na Annis z nie ukrywanym oburzeniem. Zrobiła się
czerwona. Jak wszyscy rudowłosi, wybuchała nagle,
ale na krótko.
- Hej, co tu się właściwie dzieje? Wpadł ci w oko?
Ja go zobaczyłam pierwsza, jest mój! Wyłącz się, Annis!
- Sama wciągnęłaś mnie przecież do rozmowy, nie
chciałam mieć z tym nic do czynienia - rzekła Annis,
biorąc do ręki filiżankę mocnej i słodkiej kawy,
przyniesioną właśnie przez kelnera.
- Nie musiałaś zaczynać z nim flirtować!
- Nie flirtowałam - rzuciła rozgniewana Annis.
Obawiała się, że Raphael może usłyszeć tę wymianę
zdań.
- Tym razem ci uwierzę. Mężczyznom, zwłaszcza
tym z południa, najbardziej podobają się blondynki o
niebieskich oczach. - Loveday ciągnęła dalej.
- Dlaczego tak na nie lecą? Ktoś powinien się zająć
40
TRUDNA MIŁOŚĆ
badaniami psychologicznymi tego zjawiska. Poważnie
myślę o tym, żeby sobie rozjaśnić włosy i zrobić się na
blondynkę. Uważaj, Annis. Sama powiem Ra-
phaelowi, co ma grać, i będę mu przewracała nuty. A
ty zostaniesz z Carlem i nie będziesz się tą całą sprawą
w ogóle interesowała, dobrze? Jeśli pomyśli, że jesteś
dziewczyną Carla, da spokój tej historii.
- Bardzo uprzejmie dziękuję, to miło z twej strony
- odpowiedział Carl, nieco skwaszony.
Annis uśmiechnęła się do niego.
- Loveday bezwstydnie nami manipuluje, prawda?
- Bezwstydnie! To najwłaściwsze określenie. Ale
oczywiście chętnie zabawię się dziś w twego chłopaka.
- Uśmiechnął się szeroko. - Co mamy więc robić,
Loveday? Całować się i ściskać po kątach? Chętnie
piszę się na to)
- Głupi jesteś - odpowiedziała siostra z czułością.
- Chodzi tylko o to, żeby Raphael zobaczył, że jest
tobą zajęta.
Annis spoglądała na tył ciemnej głowy przy sąsied-
nim stole, zastanawiając się, jak Raphael zareaguje na
plany Loveday. Miała niejasne wrażenie, że tym razem
nie wszystko będzie po myśli przyjaciółki.
Skończyli kawę. Annis podniosła się i ruszyła do
wyjścia z sali. Loveday i Carl po chwili dołączyli do
niej. Występy miały się rozpocząć dopiero za godzinę,
tak aby wszyscy mogli spokojnie dokończyć kolację.
Większość grupy poszła nad basen.
Annis, Loveday i Carl wyszli na przesiąknięte
wilgocią wieczorne powietrze i usiedli wraz z innymi
nad wodą, dzieląc się ostatnimi wrażeniami. Po
męczącym zwiedzaniu wszyscy czekali z utęsknieniem
na wyjazd nad morze i leniwe opalanie się na plaży.
Zanim wrócili do hotelu obejrzeć występy, słońce
TRUDNA MIŁOŚĆ
41
zaszło, a na ciemnym niebie pokazały się księżyc i
pierwsze gwiazdy. Annis kusiło, by uciec stąd prosto
do pokoju i położyć się do łóżka, ale bała się, że
Raphael może tam za nią pójść.
Na sali Loveday wybrała stolik tuż obok kwad-
ratowego parkietu. Annis usiadła między nią a Carlem,
modląc się, aby jakaś osoba z ich grupy zajęła
pozostałe, czwarte miejsce przy stole. Ktoś chciał
nawet zabrać puste krzesło, ale Loveday na to nie
pozwoliła.
- Przepraszam, to miejsce jest zajęte - powiedziała.
- Dla kogo je rezerwujemy? - zapytał zdziwiony
Carl. - Czy mam zgadywać? Przecież ten facet w ogóle
nie zechce usiąść z nami. Przestań prześladować
biedaka - zwrócił się do siostry.
Loveday zrobiła się czerwona jak burak.
- Wcale go nie prześladuję. Jest samotny i musi mu
być smutno, o nic więcej mi nie chodzi.
- Słyszałaś, Annis? - Carl roześmiał się głośno. -
Jest taki samotny i smutny, a ona na faceta nie poluje.
Jest tylko dla niego miła, o nic więcej jej nie chodzi!
Annis nie chciała się włączać do tej rodzinnej
sprzeczki. Przyglądała się niewielkiej lokalnej orkiestrze,
strojącej instrumenty. Występy rozpoczęły się od
skocznego greckiego tańca. Na salę wbiegli kelnerzy
ubrani w stroje ludowe. Zaczęli w takt muzyki krążyć
po parkiecie, przytupując nogami i śpiewając. Na-
kłaniali równocześnie widzów do klaskania, wybijania
rytmu i wspólnej zabawy. Następnie wyjaśniono
gościom, skąd pochodzi taniec grecki, a jeden z tan-
cerzy pokazał w zwolnionym tempie wszystkie kroki.
Teraz turyści zostali zaproszeni na parkiet.
- Chodźmy - powiedział Carl, podrywając Annis
42
TRUDNA MIŁOŚĆ
i Loveday z krzeseł. Spletli wyprostowane ręce i zaczęli
tańczyć. Utworzył się łańcuch tancerzy. Tak razem
wybiegli z parkietu, krążąc między stolikami i wciągając
resztę siedzących do tanecznego korowodu.
Na salę wszedł Raphael. Stojąc obserwował tań-
czących. Annis napotkała jego spojrzenie, ale natych-
miast odwróciła głowę. Wiele dałaby za to, aby znać
jego myśli. Zamknięta, ściągnięta twarz Raphaela
zdradzała tylko jedno: że może spodziewać się
kłopotów.
Loveday także go zobaczyła. Kiedy tańcząc zbliżyli
się do Raphaela, puściła Annis i chwyciła go za rękę,
wciągając do wspólnej zabawy. Obdarzył ją uśmiechem,
a następnie zza półprzymkniętych powiek spojrzał na
Annis i wyciągnął do niej rękę. Nie miała wyjścia. By
nie przerwać łańcucha, musiała podać mu swoją.
Kiedy zacisnął chłodne palce na jej dłoni, poczuła
dreszcz przebiegający ciało. Na twarzy Raphaela
malowała się satysfakcja. Czuł, jak dziewczyna drży.
Było widać, że sprawia mu to przyjemność.
Zdawała sobie sprawę z tego, że Raphael obserwuje
uważnie każdą, nawet najmniejszą jej reakcję. Im
bardziej próbowała mu się wymykać, tym większą
okazywała słabość i łatwiej mógł ją prześladować.
Gdyby udało się przekonać go o tym, że stał się jej już
zupełnie obojętny, wówczas zostawiłby ją zapewne w
spokoju. Nie kochał, lecz nienawidził. W oczach
Raphaela odbijała się chęć odwetu, zranienia Annis tak
samo, jak ona to niegdyś uczyniła. I za to nie mogła go
winić. Pragnienie zemsty, w cywilizowanych
społeczeństwach ścigane przez prawo, ale nigdy nie
wytępione, to przecież zwykły, ludzki odruch.
Raphael pochodził z południa. Mając ojca Hiszpana
wychowywał się i uczył w Hiszpanii. Dzięki matce
TRUDNA
MIŁOŚĆ
43
Angielce znał świetnie angielski, a po studiach
filologicznych i muzycznych w Madrycie kształcił się
nadal w Oxfordzie.
Raphael reprezentował odmienną kulturę. Jego
reakcje były znacznie bardziej skrajne niż u urodzonych
w obszarze zimniejszego klimatu. Miał gorącą krew,
był spontaniczny i porywczy. Ta jego odmienność
fascynowała Annis od samego początku, od chwili,
gdy się po raz pierwszy spotkali. Z ciekawością
obserwowała jego reakcje, pasję i wybuchowość.
Ciemne strony charakteru Raphaela odbijały się
zarówno w muzyce, którą komponował, jak i w jego
oczach. To jej wtedy nie przeszkadzało.
Teraz Annis była poważnie zaniepokojona, wręcz
przerażona. Dziś, znając jego wrodzone cechy charakte-
ru, wiedziała dobrze, że żadnych poczynań Raphaela
przewidzieć się nie da.
Nie mogła nawet na chwilę zapomnieć ani demonicz-
nego spojrzenia, ani ostrego, przejmującego głosu, gdy
mówił:
- Albo zrobisz to, co ci każę, albo...
Albo co zrobi? Annis chciała znać ciąg dalszy tej
ukrytej groźby, ale oczywiście nie miała odwagi go
zapytać. Po prostu za bardzo bała się odpowiedzi.
Chwilę później ludowy taniec grecki się skończył.
Wszyscy opuścili ramiona przerywając łańcuch i stali
roześmiani, klaszcząc. Greccy tancerze jeszcze raz się
ukłonili i śmiejąc się wybiegli z sali. Orkiestra zaczęła
grać współczesnego walca. Większość gości zeszła z
parkietu, pozostało na nim niewiele par.
Raphael przytrzymał Annis za rękę. Zaskoczona,
poczuła, że mocno obejmuje ją wpół.
Przez głowę przebiegła jej myśl, że Raphael zacznie
44
TRUDNA MIŁOŚĆ
zaraz ją całować, tutaj, na parkiecie, na oczach
wszystkich. Przeraziła się. Zrobiła się czerwona.
Stawiając mu opór zaczęła drżeć na całym ciele, a
źrenice jej niebieskich oczu rozszerzyły się ze strachu.
Raphael spoglądał na nią drwiąco.
- Uważaj, Annis! - szepnął dziewczynie do ucha.
- Twój chłopak zaraz zauważy, jakie na tobie robię
wrażenie, i zacznie się zastanawiać, co to oznacza.
Zesztywniała, wbiła wzrok w ziemię, jeszcze bardziej
przerażona następstwem jego słów. Nie czekając na to,
co Annis mu odpowie, Raphael pociągnął ją na środek
parkietu i zaczął prowadzić w rytmie walca. Była tak
zdenerwowana, że nie bardzo wiedziała, co tańczy.
Potykała się przy obrotach, tak że aby utrzymać
równowagę, musiała się na nim wesprzeć. Raphael
objął ją mocno ramieniem, ścisnął wymykającą mu się
dłoń dziewczyny i przyciągnął Annis do siebie tak
mocno, że ich ciała zetknęły się od ramion w dół.
Czuła każdy ruch, który wykonywał.
- Wiesz, że jutro nie wyjeżdżasz z nimi. - Zbliżył
twarz i szeptał jej wprost do ucha. W tym momencie,
pod wpływem jego dotyku, Annis poczuła dreszcz
pożądania. Reagowała na zbliżenie całym ciałem.
Poczuła nagle żar w piersiach, serce waliło jak opętane,
a nogi zaczęły się pod nią uginać, kiedy Raphael
przycisnął ją jeszcze mocniej w intymnym uścisku.
Dalsze myślenie o nim, jego bliskości i dotyku było
niepodobieństwem! Annis poczuła, że musi wyrwać
się z tego szalonego, pełnego uniesienia transu, w który
Raphael ją wciągał. Wróciła myślami do ostatniego
zdania wypowiedzianego przez Raphaela.
- Wyjeżdżam - wyszeptała, próbując mu się przeciw
stawić. Stykając się z nim w tańcu niemal całym ciałem,
poczuła, jak nagle zesztywniał.
TRUDNA MIŁOŚĆ
45
- Pojedziesz ze mną!
- Nie, do niczego mnie nie zmusisz, przestań grozić
- powiedziała cicho, świadoma obecności wielu obcych
ludzi tuż obok nich.
Tańczyli dalej. Raphael poderwał ją nagle do góry,
tak że stopy dziewczyny straciły kontakt z ziemią. W
powietrzu zatoczył jej ciałem pełny krąg. Kloszowa
spódnica Annis zafalowała wokół jej nóg. Wszyscy
tańczący obok na parkiecie przyglądali się tym
ewolucjom z uśmiechem, przekonani, że to tylko
dobra zabawa. Byli zupełnie nieświadomi wściekłości
ogarniającej Raphaela, pasji, której dawał upust
podrzucając dziewczynę i zataczając nią kręgi. Annis
była bliska zawrotu głowy.
Raphael opuścił ją wreszcie na ziemię, stopami
dotknęła parkietu. Zachwiała się i oparła o niego,
niezbyt przytomna. Pochylił się teraz nad nią i w dzikim
porywie przywarł wargami do jej ust. Wydawało się,
że wyciska na nich rozżarzoną pieczęć. Puścił szybko
dziewczynę. Półprzytomna Annis drżała na całym ciele.
Zaczęły do niej docierać śmiechy. Zdała sobie
sprawę z tego, że pary na parkiecie cały czas przy-
glądały się im. Jedni się uśmiechali, inni nawet bili
brawo, tak jakby sądzili, że ten gorący pocałunek,
szalony taniec, a także sposób, w jaki Raphael unosił
ją nad ziemią, były częścią widowiska przedstawianego
ku uciesze publiczności. Annis była zbyt oszołomiona
i zagniewana na Raphaela, by zważać na otoczenie i na
to, co ludzie sobie o nich pomyślą. Miała dostatecznie
dużo własnych zmartwień. Musiała myśleć nie o
ludziach, lecz o samej sobie, i zastanowić się, co
począć dalej.
Chwilę później umilkły ostatnie tony muzyki. Annis
odsunęła się od Raphaela. Próbował ją przytrzymać,
40
TRUDNA MIŁOŚĆ
ale wyrwała się spod jego wyciągniętej ręki i szybko
zbiegła z parkietu. Nie była w stanie od razu wrócić do
stolika i stanąć twarzą w twarz z przyjaciółmi. Już
niemal widziała oskarżające spojrzenie, jakim obdarzy
ją Loveday. Opuściła więc pospiesznie salę i poszła
szukać toalety.
W toalecie na szczęście było pusto. Przed jednym z
luster usiadła na fotelu wybitym różowym aksamitem.
Zobaczyła zmienioną twarz i zagryzła wargi, z trudem
powstrzymując się od łez. W każdej chwili mógł tutaj
ktoś wejść, nie mogła więc się rozpłakać. Nie powinna
zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Musiała wyglądać
normalnie, by nie dać nikomu powodu do plotek i
komentarzy.
Swym zachowaniem Raphael doprowadził Annis do
prawdziwej rozpaczy. Co miała z tym wszystkim
począć? Co zrobić? Jeśli, jakby nigdy nic, pojedzie
dalej autokarem, nie da się już dłużej ukryć faktu, że
za nią jeździ i ją prześladuje. Loveday stanie się
podejrzliwa i zazdrosna, zacznie sądzić, że Annis z
premedytacją chce go jej odebrać. Jedynym sposobem
wyjaśnienia Loveday, dlaczego Raphael za nią jeździ,
byłoby opowiedzenie przyjaciółce całej historii. A na
to, by mówić o przeszłości, Annis zdobyć się nie
mogła. Byłoby to zbyt bolesne.
Z drugiej strony, jeśli nic nie powie o tym, co ją
łączyło z Raphaelem, on sam wcześniej czy później
zapewne opowie wszystko Loveday i Carlowi, którzy
wówczas się dowiedzą, jak byli okłamywani. Zniszczy
to przyjaźń całej trójki i dalsza praca Annis w agencji
reklamowej stanie się niemożliwa. Znów będzie musiała
gdzieś się przenosić, zacząć układać sobie życie od
nowa, gdzie indziej. Sama myśl o tym bardzo ją
przygnębiła. Annis nie znosiła zmian. Przywyknięcie
TRUDNA MIŁOŚĆ
47
zarówno do życia w Londynie, jak i do nowej pracy,
zajęło jej wiele czasu.
Drzwi do toalety nagle się otworzyły. By ukryć
zmienioną twarz, Annis spuściła głowę i udawała, że
szuka czegoś w kosmetyczce. Po chwili się opanowała.
Podniosła głowę i machinalny uśmiech zastygł jej na
wargach na widok wchodzącej Loveday.
- Nic dziwnego, że tu się ukrywasz! - wybuchnęła
Loveday. - Ale dałaś przedstawienie. Co za popis!
Taniec buźka przy buźce. Uwiesiłaś się na Raphaelu i
otoczyłaś go jak boa dusiciel! A potem ten ognisty
pocałunek! - Przerwała, oddychając głośno. Zrobiła się
purpurowa, a orzechowe oczy Loveday aż pozieleniały
ze złości.
- Bardzo cię przepra... - zaczęła mówić Annis, ale
Loveday ostro jej przerwała. - Tylko mi nie mów, że
przepraszasz i że jest ci przykro! Jesteś fałszywa. Tak
samo kłamałaś mówiąc, że ci na nim nie zależy. Jeśli
się zakochałaś, to trudno, nic na to chyba nie
poradzisz, ale przynajmniej w stosunku do mnie
mogłabyś zachowywać się uczciwie.
Pod wpływem pełnego pogardy spojrzenia przyjació-
łki twarz Annis jakby się skurczyła.
- Loveday, nie mogę ci tego wyjaśnić, ale..., ale nie
jest tak, jak myślisz. Nie miej do mnie żalu, bardzo
proszę! Nie chciałam odbierać ci Raphaela. Zupełnie
nie wiem, co powiedzieć...
- Najlepiej prawdę - warknęła Loveday.
Annis zakryła twarz rękoma, zaczęły jej drżeć
ramiona i wybuchnęła tłumionym łkaniem. Chciała
wyrzucić wreszcie z siebie całą prawdę, zresztą
zwierzenie się komukolwiek przyniosłoby jej wielką
ulgę, ale nadal nie była w stanie opowiedzieć wszyst-
48
TRUDNA MIŁOŚĆ
kiego. Nie zniosłaby dociekliwych pytań zadawanych
przez Loveday, nie mogłaby patrzeć prosto w oczy
rozżalonej przyjaciółce.
Milczały obie. Loveday podeszła do Annis, wycią-
gnęła rękę i ujmując podbródek podniosła do góry
twarz dziewczyny. Annis nie spojrzała na nią. Zacis-
nęła mocno powieki. Czuła jednak, że Loveday
przygląda się jej uważnie, widzi zapuchnięte powieki i
ślady łez na policzkach. Odsunęła się, drżącą ręką
przetarła oczy i pociągnęła nosem, szukając równo-
cześnie chusteczki w torebce. Loveday wyciągnęła
kawałek różowej bibuły z wiszącego na ścianie
pojemnika.
- Masz - odezwała się nieprzyjaźnie.
Annis wytarła zapuchnięte, czerwone oczy, a potem
nos. W lustrze napotkała wzrok Loveday. Przyjaciółka
się skrzywiła.
- Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam. Jeśli
wpadł ci w oko, nic na to nie poradzisz. No cóż, nie
ruszywszy nawet palcem ten prawdziwy mister sek-
sapilu ściął nas obie z nóg! - Roześmiała się z przy
musem i usiadła na fotelu obok Annis. Zaczęła oglądać
się w lustrze.
Zupełnie bez entuzjazmu przesuwała spojrzenie
orzechowych oczu po rudych włosach, owalnej twarzy
i całej postaci.
- Nie mam u niego żadnych szans - stwierdziła po
chwili. - Nie pociągam go. Od samego początku
bardziej interesuje się tobą. Nie sądź, że tego nie
zauważyłam! Jak myślisz, dlaczego ciągle sprawdzałam,
jaki jest twój stosunek do niego? Dobrze widziałam,
że nie odrywa wzroku od ciebie.
Annis zrobiła się czerwona. Zwiesiła głowę. Loveday
przyglądała się uważnie przyjaciółce.
TRUDNA MIŁOŚĆ
49
- Nie przejmuj się, nie jestem przecież ani głupia,
ani ślepa. Ale za każdym razem mówiłaś, że Raphael
cię nie interesuje. Wierzyłam ci. I dlatego prosiłam,
żebyś się starała trzymać od niego z daleka. Sądziłam,
że... A zresztą nieważne. Co się stało, to się nie
odstanie. Nie ma w tym przecież twojej winy, że tak
obie wyglądamy. - Wskazała na lustro.
- Lepiej zrób coś z sobą, nim wrócimy na salę -
zaproponowała nieco łagodniejszym tonem. Annis
przytakująco skinęła głową.
Pod wzrokiem Loveday opryskała twarz letnią
wodą, aby zmniejszyć opuchnięcie, ostrożnie przemyła
ją i osuszyła, a potem nałożyła trochę jasnego
podkładu. Przypudrowała się i umalowała.
- Nie on jeden jest przecież na świecie. - Loveday
powiedziała to tak, że Annis aż się roześmiała.
- Jest jak marynarz w porcie. Dziś tutaj, a jutro
gdzie indziej - dorzuciła Annis. - Żadna z nas już go
prawdopodobnie nigdy nie zobaczy. Zresztą jutro
wyjeżdżamy z Koryntu.
- Masz rację - przytaknęła Loveday. - Raphael nie
jest wart tego, abyśmy się o niego sprzeczały.
Przepraszam cię.
- Zapomnijmy o wszystkim. - Annis uśmiechnęła
się do niej w lustrze. - Jak wyglądam? Czy już
normalnie?
- Wyglądasz dobrze - odpowiedziała Loveday.
Wróciły razem na salę. Raphael siedział przy
fortepianie, dyrektor hotelu stał obok, przerzucając plik
nut.
- Zapomniałam, że ma grać - powiedziała Loveday.
- Prosił, byś ty mu przewracała nuty.
- Nie jestem wcale potrzebna, tylko żartował. Żadne
nuty mu nie są potrzebne. Całe koncerty gra z pamięci.
50
TRUDNA MIŁOŚĆ
Loveday spojrzała na Annis z ukosa.
- Skąd to wszystko wiesz? - zapytała.
Dziewczyna się zaczerwieniła. Jeszcze jedno po-
tknięcie! Wruszyła ramionami. Unikając wzroku
Loveday rzuciła mimochodem:
- Widocznie gdzieś o tym czytałam.
Przechodziły przez salę, kierując się do stolika.
Raphael zobaczył je i niecierpliwym gestem zaczął
przywoływać do siebie Annis.
- A dopiero co mówiłaś, że cię nie potrzebuje
- zaśmiała się sucho Loveday.
Dyrektor hotelu też patrzył w stronę Annis. Zdała
sobie sprawę z tego, że prośby Raphaela zignorować
nie może. Ociągając się podeszła do fortepianu.
- Zagram to. - Raphael wyjął nuty z rąk dyrektora
hotelu.
- Mój ulubiony utwór - odrzekł dyrektor.
Annis rzuciła okiem na nazwisko kompozytora
figurujące na okładce nut. Nic jej nie mówiło.
- Świetny współczesny kompozytor grecki - widząc
to odpowiedział Raphael.
Dyrektor hotelu uśmiechał się z zadowoleniem.
- Czy znasz ten utwór? - zapytała niepewnie Annis.
Wiedziała, że Raphael zagra wszystko, ale zazwyczaj
wolał przedtem przestudiować nuty.
- Był napisany trzy lata temu do filmu, którym się
zajmowałem.
Dyrektor skłonił się przed Raphaelem i zapytał:
- Czy już mogę zapowiedzieć publiczności pański
występ, maestro?
Było widać, że Raphaela bawi ten górnolotny
zwrot. Skinął potakująco głową.
- Tak, jestem gotowy.
Dyrektor hotelu podszedł do orkiestry, która właśnie
TRUDNA MIŁOŚĆ
51
grała do tańca, i coś powiedział. Raphael spojrzał na
Annis.
- Czy dobrze się czujesz? - zapytał.
- Czemu pytasz? - Dziewczyna rzuciła mu krótkie,
niepewne spojrzenie.
- Bo marnie wyglądasz. - Mówił nadal ostrym
tonem, ale z jego oczu przebijała troska. - Dobrze
wiesz, że upały nie są dla ciebie, po kiego licha
zwiedzasz Grecję w lecie? Powinnaś tutaj przyjechać
wiosną.
- Ze względu na agencję tylko o tej porze roku
mogliśmy wyjechać całą trójką.
- Czy jesteś sekretarką tego Wortha?
- Tak - odrzekła bezbarwnym głosem.
- A więc całe dni przesiadujesz z nim w firmie? -
warknął Raphael.
- Tak - odparła Annis. W tym momencie orkiestra
przestała grać. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Dyrektor
hotelu sprawdził mikrofon, chrząknął i bardzo po-
prawną angielszczyzną zaczął zapowiadać recital.
Reszta gości opuściła parkiet. Raphael poprawił się
na stołku, zginając długie, silne palce.
- Gotowa? - zapytał Annis z oczyma utkwionymi
już w pierwszej stronicy nut.
- Tak - odpowiedziała cicho.
Kiedy umilkły powitalne brawa, Raphael zaczął
grać łagodnie brzmiący, elegijny utwór. Annis stała
obok, słuchając muzyki i przewracając nuty. Nauczyła
się je czytać jeszcze jako dziecko, biorąc lekcje
fortepianu. Nie była zbyt utalentowana. Naukę muzyki
zarzuciła więc z tego względu już jako nastolatka, ale
nadal pamiętała nuty i z przyjemnością grała sobie od
czasu do czasu. Prawdziwą pasją stały się natomiast
wszelkie kontakty z muzyką. Porzuciła wprawdzie
52
TRUDNA MIŁOŚĆ
lekcje, ale nadal była aż tak zafascynowana muzyką,
że pragnęła pozostać w świecie muzycznym. I tak
poznała Raphaela.
Była sekretarką orkiestry manchesterskiej, gdy
Raphael zaczął regularnie dawać gościnne występy
dyrygenckie. Sam koncertował wówczas za granicą i
jako wirtuoz pianista grał z innymi orkiestrami.
Komponował też muzykę do filmów. Wszystkie te
zajęcia nie pozwalały mu wiązać się z orkiestrą
manchesterską na co dzień. Jej stałym dyrygentem był
pan w podeszłym wieku, którego męczyła ciągła
praca. Aby więc dać mu chwile wytchnienia, an-
gażowano od czasu do czasu innych dyrygentów na
gościnne występy. Wśród nich najbardziej popularny
stał się Raphael.
Matka Raphaela, Angielka, pochodziła z bardzo
starej manchesterskiej rodziny, która - odkąd sięgnąć
pamięcią - mieszkała w jednej z najbardziej szacownych
dzielnic miasta, w okazałym wiktoriańskim domu,
otoczonym pięknym, starym ogrodem. Po śmierci
dziadka Raphael odziedziczył, jako jedyny wnuk, tę
siedzibę rodową i ilekroć wracał do Manchesteru,
tylekroć w niej mieszkał. Podzielił dom na dwa
mieszkania. Sobie zatrzymał piętro, a pozostałą część
domu oddał siostrze i jej rodzinie, złożonej z męża i
dwojga dzieci. Annis bardzo się bała pierwszego
spotkania z siostrą Raphaela, Carmel, ale od razu obie
dziewczyny przypadły sobie ogromnie do serca.
Często spędzali razem rodzinne wieczory - kolacja,
gra w karty, rozmowa, a potem Raphael grał dla nich
na fortepianie. Carmel jako dziecko uczono gry na
flecie, ale, podobnie jak Annis, zarzuciła później
uprawianie muzyki.
- Szybko się zorientowałam, że nigdy nie dorównam
TRUDNA MIŁOŚĆ
53
Raphaelowi. - Carmel zwierzała się Annis. - A w żad-
nym razie nie chciałam być od niego gorsza! Dlatego
przerzuciłam się na haftowanie.
Przez chwilę Annis zastanawiała się nawet, czy
Carmel nie zazdrości bratu talentu i sławy, ale szybko
tę myśl odrzuciła. Nigdy w stosunkach między Carmel
a Raphaelem nie wyczuła ani nuty zazdrości, ani
jakiegokolwiek żalu. Kochali się bardzo. Carmel była
młodsza od brata o dwanaście lat. Był samotnym
chłopcem i pojawienie się w domu małej istotki
zachwyciło go. Od początku był siostrą oczarowany.
Poznawszy lepiej rodzeństwo Annis zorientowała się,
że Raphael otacza siostrę wręcz ojcowską opieką. Ich
własny ojciec zmarł, gdy Carmel miała cztery lata.
Wtedy szesnastoletni Raphael został głową rodziny.
Carmel wyszła bardzo wcześnie za mąż. Barry był
sprzedawcą samochodów. Przystojny, miał wiele
uroku, ale słaby charakter. Wydawał pieniądze bez
umiaru, tak że małżeństwo nie miało ich nigdy zbyt
wiele.
Burza oklasków oderwała Annis od wspomnień.
Spojrzała na Raphaela w chwili, gdy się podnosił i
kłaniał rozentuzjazmowanej publiczności. Na chwilę
Annis zapomniała, gdzie się znajduje.
Raphael spojrzał na nią z ukosa, podnosząc brwi.
- Zamyśliłaś się nad czymś? - zapytał drwiącym
tonem.
- Myślałam właśnie o Carmel. - Dziewczyna
odruchowo powiedziała prawdę. - Co dzieje się z twoją
siostrą? Jak się czuje?
Spojrzenie Raphaela zrobiło się wręcz lodowate.
- Sądziłem, że już nigdy o nią nie zapytasz.
Uderzyła ją gorycz w jego głosie. Miał rację, powinna
zapytać o Carmel i jej rodzinę od razu, przy pierwszej
54
TRUDNA MIŁOŚĆ
okazji, ale zawiodły nerwy. Sala nadal biła brawo.
Raphael skłonił się ponownie.
- Carmel nie czuje się dobrze - odpowiedział kątem
ust.
- Tak mi jest przy... - zaczęła Annis.
- Prosiłem cię, żebyś tego więcej nie mówiła! To
fałsz - syknął. Twarz dziewczyny pokryła się bladością.
- To prawda! Bardzo lubię Carmel.
- Tak bardzo ją lubisz, że z chwilą gdy ode mnie
odeszłaś, więcej się do niej nie odezwałaś!
Po tej pełnej jadu uwadze Annis poczuła łzy
zbierające się pod powiekami.
- Nie mogłam! Jest przecież twoją siostrą i wiem,
jak by się wówczas czuła. Ale nadal bardzo ją lubię.
Napotkała wzrokiem spojrzenie jego pociemniałych
oczu.
- Oczywiście nadal bardzo lubiłaś Carmel, ale nie
odwiedziłaś jej, bo nie mogłaś znieść myśli, że możesz
natknąć się na mnie. Czy o to chodziło?
Nic nie odpowiedziała. Przy publiczności ciągle
bijącej brawo Raphael odwrócił się do fortepianu i
zaczął machinalnie zbierać rozrzucone nuty. Z zaciś-
niętymi wargami powiedział:
- Carmel nigdy się nie skarży. Już taka jest.
- Wiem - odrzekła Annis łagodnie, obserwując
Raphaela z ukosa. Dostrzegła ból widoczny na jego
twarzy. Patrzył tępo na jakieś kartki z nutami.
- Nadejdzie taki dzień, że tego już nie będę w stanie
znieść. Carmel jest taka krucha i... - Urwał na widok
podchodzącego dyrektora hotelu, który z promiennym
uśmiechem wyciągał do niego rękę.
- To było cudowne! Zrobił nam pan wielką przyjem-
ność. Dziękuję, bardzo dziękuję. Nasi goście chętnie;
by jeszcze pana posłuchali. Proszę się zgodzić i zagrać.?
TRUDNA MIŁOŚĆ
55
Może coś niewielkiego? Wiem, że jest pan tutaj tylko
na urlopie, lecz...
- Zagram innym razem - odpowiedział Raphael.
- Przykro mi, ale dziś jestem już zmęczony. - Skłonił
się raz jeszcze publiczności, która ponownie zaczęła
bić brawo. Odwrócił się do Annis, ujął ją za łokieć
i wyprowadził z sali. Była ciepła, księżycowa noc
Annis szła posłusznie obok Raphaela, ale gdy tylko
znaleźli się w parku hotelowym, odsunęła się od niego
i stanęła bez ruchu, patrząc w księżycowe niebo.
- Pójdę już do siebie, zrobiło się późno.
- Jeszcze nie teraz. Jest coś, co chcę wiedzieć. Czy
rzuciłaś mnie ze względu na Carmel?
- Słucham? - zesztywniała.
- Wiesz przecież, o czym mówię. Dlatego nie
chciałaś wyjść za mnie? Barry mi powiedział, że zna
chyba przyczynę. Opuściłaś mnie dlatego, że nie
chcesz być obarczona chorą szwagierką i opiekować
się nią podczas mych częstych wyjazdów.
Annis poczuła nagły przypływ wściekłości. Kto jak
kto, ale właśnie Barry tak ją oskarżał? W bezsilności
zacisnęła kurczowo dłonie.
- I ty w to uwierzyłeś? Jak śmiałeś pomyśleć, że się
odwrócę od chorej dziewczyny? Byłam zawsze szczęś-
liwa, gdy mogłam zrobić coś dla Carmel. Jej choroba
nie ma absolutnie nic wspólnego z naszym rozstaniem.
To było... - W porę się powstrzymała. Dwa lata temu
przysięgła sobie nigdy, ale to nigdy, nie wyjawić
Raphaelowi przyczyny odejścia. Postanowiła, że bez
względu na to, jak będzie rozgoryczona, nigdy mu nie
powie czegoś, czego mogłaby potem gorzko żałować.
- Mówiłam ci, dlaczego - odpowiedziała spokojnie.
-1 nie chcę rozmawiać dłużej na ten temat. - Odwróciła
56
TRUDNA MIŁOŚĆ
się, chcąc odejść w stronę hotelu, lecz Raphael złapał
ją za ramiona i obrócił twarzą do siebie.
- Ale ja chcę o tym mówić! W liście napisałaś, że
kogoś spotkałaś, że jest inny mężczyzna! Gdzie on
jest?
- Puść mnie, proszę. - Drżała na całym ciele. -
Pozwól mi już iść.
- Nie teraz. Nie pozwolę ci odejść dopóty, dopóki
nie poznam całej prawdy. Spójrz na mnie, Annis.
Spójrz i powiedz mi prosto w oczy, że jestem ci
obojętny.
Uświadomiła sobie, że nie potrafi skłamać w tę
ciemną, upojną noc, z poświatą księżycową ukazującą
wyraźne, piękne rysy twarzy Raphaela. Zrozumiała, że
jeśli nawet zdobędzie się na słowa kłamstwa, nie
będzie w stanie ukryć prawdziwych uczuć przed jego
wnikliwymi oczyma. Wiedziała, że ma do zrobienia
tylko jedno: musi przed nim uciec.
Odwróciła się szybko i pobiegła przez mroczny
park. Gdzieniegdzie promienie światła księżycowego
odbijały się na kamiennych ścieżkach. Czuła grozę
wiszącą w powietrzu. W parku panowała niesamowita
wręcz cisza. Nie było słychać nawet cykad. Powietrze
było nieruchome, liści na drzewach nie poruszał nawet
najmniejszy powiew wiatru. Było parno. Nagle
chmura przesłoniła księżyc i zrobiło się bardzo
ciemno.
Annis wbiegła szybko do hotelu. Na schodach
zobaczyła, że Raphael ją dogania.
Dobiegła do drzwi pokoju, otworzyła je i wpadła do
środka. Zatrzasnęłaby mu drzwi przed nosem, gdyby
nie rzucił się w przód. Zdążył wpaść za nią do pokoju.
- Idź sobie, proszę! Zostaw mnie! - krzyczała.
TRUDNA MIŁOŚĆ
57
Raphael miał nieprzejednany wyraz twarzy.
- Czy tego rzeczywiście chcesz?
- Tak, bardziej niż kiedykolwiek - odparła z mocą,
mimo że wypowiadane słowa raniły ją samą.
W pewnym sensie mówiła mu prawdę. Od chwili
nieoczekiwanego spotkania w Grecji zastanawiała się
poważnie, czy ich związku nie da się odnowić mimo
tego, co się stało. Ale po rozmowie z Raphaelem
dzisiejszego wieczoru, po tym, co usłyszała, pojednanie
wydawało się bardziej nierealne niż przed spotkaniem.
Nie było sposobu, aby mogła wrócić do Raphaela.
- Nie wierzę ci - powiedział zachrypniętym głosem,
podchodząc do niej.
Annis walczyła jak dzika kotka, ale był silniejszy.
Przyciągnął ją do siebie bardzo blisko i, w gniewie,
spieczonymi wargami wycisnął na jej ustach gorący
pocałunek. Wyrwała się, odchylając głowę. Opór
jeszcze bardziej spotęgował gwałtowność Raphaela.
Trzymając mocno Annis, całował ją coraz gwałtowniej.
W tej chwili dziewczyna poczuła, jak wszystko
zaczyna wokół nich drgać i falować. Podłoga zadrżała
pod jej stopami. Annis zamknęła oczy.
- Co się tutaj, do diabła, dzieje? - zapytał.
Annis spoglądała na niego osłupiała, nic, ale to
absolutnie nic nie pojmując.
I w tym właśnie momencie świat zupełnie oszalał.
Nastąpił potężny wstrząs, potem huk. Cały pokój
zakołysał się i zawirował. Raphael zdążył jeszcze
mocno objąć Annis, zanim ziemia usunęła im się spod
nóg.
Oboje runęli w dół.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Annis ocknęła się w ciemnościach, cała zesztywniała.
Miała wrażenie, że całą noc przespała w skurczonej
pozycji. Sądziła najpierw, że jest w domu w Croydon.
Było bardzo zimno, zadrżała. Widocznie koce zsunęły
się z łóżka. Trzeba je podnieść i się przykryć. W tym
momencie poczuła, że nie może się poruszyć. Chyba
jestem jeszcze niezbyt przytomna, pomyślała, szeroko
ziewając. Podniosę koce, jak tylko dojdę do siebie.
Było niesamowicie ciemno. Nic nie mogła dojrzeć.
Czuła się tak, jakby oślepła. Mimo że musiała to być
głęboka noc, słyszała jakieś głosy, stłumione i odległe.
Nie mogła rozróżnić słów. Gdzieś w oddali ludzie
krzyczeli.
Annis natężyła słuch. Nie, to nie były krzyki, lecz
jęki i nawoływania. A może wszystko jest wytworem
jej wyobraźni? - pomyślała.
Nie miała pojęcia, dlaczego czuje się tak dziwnie.
Czy jest chora? Czy może... Pamięcią wróciła nagle do
innej, bezksiężycowej nocy, kiedy była w pułapce,
przerażona. Serce zaczęło mocno kołatać. Tamtej nocy
było jej strasznie zimno, trzęsła się jak liść i nie
wiedziała, co się wokół dzieje. Dziś już znała te
objawy szoku. Przeżyła go kiedyś. Czyżby jeszcze raz
miał się powtórzyć? Nie wiedziała, czy dzieje się coś
na jawie, czy przeżywa koszmarny sen. Do takich
snów zdążyła się już przyzwyczaić, do koszmarów
powracających co noc. Przebudziłam się, czy jeszcze
śpię? - zastanawiała się. Jeśli wszystko dzieje się na
jawie, to skąd te niespokojne nawoływania i jęki? Kto
TRUDNA MIŁOŚĆ
59
woła? Ludzie na ulicy? Pewnie pijani, pomyślała.
Krzyczą w jakimś obcym języku. Próbowała zrozumieć.
Nagle wyłowiła pojedyncze greckie słowo. Grecy!
I nagle wszystko stało się jasne. Przypomniała sobie
wydarzenia ostatniej nocy. Trzęsienie ziemi.
Spadanie.
Podświadomie zajęczała w szoku i z bólu. - A Ra-
phael? - Spadał wraz z nią, ale gdzie był teraz? Stracił
przytomność? Czy jest jeszcze żywy?
Łzy nabiegły Annis do oczu i stoczyły się po
policzkach. Musi znaleźć Raphaela! Musi się sama stąd
wydostać, przywołać pomoc i odszukać go. Próbowała
się poruszyć, jęknęła z bólu, traciła przytomność.
Resztkami sił zapanowała nad sobą. Nie, nie była w
stanie nic zrobić. Ból był przeszywający. Zrozumiała, że
jest ranna, nie pamiętała jednak, kiedy i jak to się
stało. Z przerażeniem poczuła, że jest przyciśnięta
czymś ciężkim, co leży w poprzek brzucha.
Próbowała wyciągnąć przed siebie drżącą rękę i
poczuła, jak drzazga wbija się jej w palec. Drewno!
Sprawdzała po omacku dalej - drewniana belka!
Znajdowała się w pułapce, przygnieciona belką z sufitu
lub podłogi. Może uda mi się jakoś wysunąć, pomyś-
lała. Po kilku ostrożnych ruchach znów jęknęła z bólu.
To noga, nie mogła nią poruszyć.
Pomoc. Była potrzebna pomoc. Musiała zacząć
wołać, dać znać innym^ że jest tutaj, pod gruzami.
Nabrała głęboko powietrza i zaczęła wzywać pomocy.
Po paru chwilach przestała i zamilkła. Nie mogła
oddychać i nie mogła dłużej wołać. Leżała tak z falującą
piersią, kaszląc i się dusząc. Powietrze było gęste od
kurzu i gryzącego dymu.
Ogarnęła ją panika. Uprzytomniła sobie, że jest
żywcem pogrzebana, leży pod rumowiskiem hotelu i
brak jej tlenu. Spadająca belka przygniotła ją, ale
jednocześnie ocaliła życie, ponieważ osłoniła przed
60
TRUDNA MIŁOŚĆ
zwałami lecącego z góry gruzu, który w przeciwnym
razie zmiażdżyłby ją. Ale co się stanie, gdy resztka
tlenu się wyczerpie?
Annis znów zaczęła oddychać szybko, przerażona,
że za chwilę może zacząć się dusić, i nagle zdała sobie
sprawę z tego, że działa powodowana strachem.
Spróbowała się opanować. Tylko spokój może mnie
uratować, pomyślała. Żeby przeżyć, musiała zachować
przytomność umysłu. Przez chwilę leżała spokojnie,
aż bicie serca się uspokoiło.
Postanowiła teraz sprawdzić, co jej właściwie jest.
Na rękach miała zdartą skórę, były pokaleczone.
Czuła także wilgoć spływającą z czoła wzdłuż twarzy.
W kącikach ust poczuła słony smak. Krew.
Lewą nogą mogła poruszać swobodnie, za każdym
razem jednak, kiedy próbowała przesunąć prawą,
okazywało się to niemożliwe. Czy noga była złamana?
Każdy, najmniejszy nawet ruch powodował nieznośne
cierpienie. Wyglądało na to, że ma także połamane
żebra, ponieważ każdy oddech wywoływał ostry ból w
piersiach. Po tej diagnozie pomyślała: mogło być
gorzej.
I nagle uprzytomniła sobie, że może być jeszcze
gorzej. Wyobraźnia dziewczyny zaczęła pracować jak
szalona. A co się stanie, jeśli budynek zawali się
zupełnie? Odpowiedź nasuwała się sama: zostanie
zgnieciona i spotka ją niechybnie śmierć.
Wciągając powietrze do płuc, Annis zaczęła się
znów dławić. Całą siłą woli uspokoiła się i zaczęła
oddychać spokojniej.
Nie, o śmierci myśleć nie może.
Nagle usłyszała w pobliżu jakiś dziwny odgłos.
Wytężyła słuch. Powtórzył się, bardzo cicho. Chyba
ktoś niedaleko głośno wciąga do płuc powietrze -
pomyślała. Serce zabiło jej żywiej. Nie jest sama.
Jakiś człowiek jest w pobliżu. Oddycha!
TRUDNA MIŁOŚĆ
61
- Czy jest tutaj ktoś? - wyszeptała.
Przełknęła ślinę i próbowała mówić znowu, tym
razem głośniej.
- Halo, kto tutaj jest?
Nie było odpowiedzi. Odwróciła głowę w stronę, z
której dochodziły odgłosy. Przy każdym ruchu czuła
osypujący się gruz. Na moment znieruchomiała,
próbując przebić wzrokiem panujące ciemności. W
pierwszej chwili nie widziała nic. Gdy oczy się
przyzwyczaiły, dojrzała nieopodal jakby ludzki kształt,
leżące ciało.
- Halo, halo! Kto tutaj jest? - zawołała głośniej.
Głucha cisza panowała nadal. Na myśl, że obok
leży ktoś ciężko ranny, nieprzytomny lub nawet
umierający, zaczęła trząść się z przerażenia. Opanowała
nerwy. Wyciągnęła rękę. W panującym mroku trudno
było ocenić odległość między nią a leżącą nieruchomo
postacią. Po chwili, która wydała się jej bardzo,
bardzo długa, dotknęła czegoś czubkami wyciągniętych
palców. To skóra - pomyślała. Skóra zimna i mokra od
potu.
Annis delikatnie przesunęła palce wzdłuż nierucho-
mego ciała. Wyczuła kształt policzka, oczodoły, usta,
a wreszcie nozdrza, z których wydobywało się ciepłe
powietrze.
Zaczęła spazmatycznie płakać. Poznałaby tę twarz
zawsze i wszędzie. Znała ją tak dokładnie, jak swoją
własną. Dotknęła palcami ust leżącego i łkając zaczęła
wymawiać jego imię.
- Raphaelu... najdroższy... kochany.. Nie umieraj,
proszę. Nie umieraj, nie przeżyję tego. Czy mnie
słyszysz? Raphaelu, to ja...
Pod jej palcami usta leżącego zaczęły się nieznacz-
nie poruszać. Nagle, z bijącym sercem, zdała sobie
sprawę z tego, że Raphael lekko muska wargami jej
palce.
62
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Dzięki ci, Boże! - wyszeptała.
Po chwili poczuła, że Raphael unosi nieco głowę j
obraca w jej stronę, tak jakby teraz on chciał przebić
wzrokiem panujące ciemności.
- Annis?
Jego głos był bardzo słaby. Przeraziła się. Czy
Raphael byl poważnie ranny?
- Boli cię coś? - zapytał.
Powiedziała mu o swej diagnozie. Kończąc, z po-
nurym humorem dodała:
- Miałam szczęście.
- Szczęście? - powtórzył. Próbował się chyba
roześmiać i zaczął bardzo kasłać.
- Mogło być gorzej.
- Rzeczywiście? - wyszeptał słabym głosem.
- A co z tobą? - zapytała Annis. - Nadal jesteś w.
jednym. kawałku?. - Próbowała żartować, ale
panicznie bała się odpowiedzi Raphaela.
- Jeszcze nie wiem.
Annis zorientowała się, że Raphael mówi z trud-
nością.
- Chyba... - Odetchnął boleśnie i dokończył: - lepiej
wiedzieć najgorsze.
Leżała przysłuchując się w ciemności jego ostrożnym
ruchom. Sprawdzał, gdzie jest ranny. Jej nerwy były
napięte do ostatnich granic. Czy jest w ciężkim stanie?
A może nawet umiera? Ach, gdyby tylko mogła się
dostać do niego, zająć się nim! Czekanie stało się
prawdziwą torturą.
- No więc... - Usłyszała niepewny głos Raphaela.
- Chyba mam połamane nogi. Obie.
Annis zagryzła wargi, żeby się nie rozpłakać.
Usłyszała chrapliwy oddech Raphaela. Po chwili, z
wysiłkiem, powiedział:
- Coś jest nie w porządku z ramieniem. W piersiach
boli jak diabli, musiałem złamać sobie żebra. Mam
TRUDNA MIŁOŚĆ
63
zakrwawioną twarz. I chyba cały jestem poharatany, od
stóp do głów. A poza tym wszystko jest w porządku.
Odetchnęła z ulgą. Bała się, że będzie gorzej.
- A jakie masz dla mnie d o b r e wiadomości? -
zażartowała. Usłyszała słaby śmiech Raphaela.
- Że nadal żyję - odpowiedział.
W tej chwili poczuła się dziwnie. Zamknęła oczy,
zrobiło jej się słabo. Po jakimś czasie usłyszała
natarczywy głos Raphaela. Powtarzał jej imię.
- Wszystko w porządku - odezwała się z wysiłkiem.
Teraz on odetchnął z ulgą.
- Czy zemdlałaś?
- Zrobiło mi się słabo, ale już przeszło.
Oboje zamilkli. Z oddali słyszeli teraz ludzkie głosy,
a także inne dźwięki - stukot i warkot maszyn,
odgłosy uderzeń w mur.
- Zaczęli odkopywać - stwierdził Raphael.
Nagle Annis zawołała:
- Zupełnie zapomniałam o Loveday i Carlu! Gdy
nastąpiło trzęsienie, byli w sali, na dole. Hotel runął na
nich całym ciężarem!
- Uspokój się - powiedział ostro Raphael. - Prze-
stań wyobrażać sobie najgorsze. Sądzę, że nic im się
nie stało. Przebywali na dole, ale pamiętaj, że byli z
nimi miejscowi Grecy, którzy już jakieś trzęsienie
ziemi chyba przeżyli. Na pewno wcześniej się zorien-
towali, co się dzieje, i w porę ostrzegli angielskich
turystów. To tylko my byliśmy w tym czasie zbyt
zajęci, żeby zwrócić uwagę na taki drobiazg, jak
trzęsienie ziemi...
Zaczął się śmiać, a Annis była szczęśliwa, że w
ciemności Raphael nie może dostrzec poruszenia na
jej twarzy. Śmiech urwał się nagle, a z gardła
Raphaela wydobył się jęk.
- Co to było? - spytała zaniepokojona.
64
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Nic - odpowiedział przytłumionym głosem, z
którego przebijał ból.
- Czy jest ci zimno? - Szczękała zębami. - Potwornie
marznę, czy to nie dziwne? Dzisiaj był taki upał... A
teraz ogromnie się ochłodziło. Och, gdybyśmy mogli
się poruszać!
- Nie możemy - stwierdził Raphael zmęczonym
głosem. - Spowodowalibyśmy lawinę gruzu.
Annis trzęsła się nadal.
- Jak myślisz, ile im czasu zajmie...
- Dotrą do nas najwcześniej, jak to tylko będzie
możliwe - powiedział łagodnie, uspokajająco. Jego
głos powoli zanikał w oddali.
Dziwne - pomyślała, przecież nie głuchnę. Może
zasypiam?
Gdzieś nad nimi coś trzasnęło. Jakieś odgłosy nagle
ją oprzytomniły. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z
tego, że leżała zemdlona.
- Raphaelu! - krzyknęła z przerażeniem.
- Tu jestem, kochanie!
Głos Raphaela był teraz bardziej wyraźny, moc-
niejszy. Odwróciła ku niemu głowę i nagle dostrzegła
wyraźnie blady kształt jaśniejący w ciemnościach.
- Widzę cię! - zawołała i zobaczyła, że jego wargi
się poruszają. Raphael się uśmiechał.
- Ja też cię widzę.
- Muszę wyglądać okropnie.
Zaśmiał się, a właściwie był to szczególny rodzaj
charkotu, przypominający śmiech.
- Prawdziwa kobieta! Tak jakby twój wygląd miał
jakieś znaczenie. - Oddychał głośno, nierówno. -
Używają lamp łukowych - dodał.
- A może to światło dzienne? Jak długo tutaj
jesteśmy? - zapytała.
- Nie wiem.
Annis leżała, patrząc, jak światło przesuwa się
TRUDNA MIŁOŚĆ
65
w dół, w ich stronę. Tak, to nie świt, lecz sztuczne
światło, pomyślała.
- Masz rację. Pracują przy lampach łukowych.
Raphael nie odpowiadał. Oddech miał bardzo słaby.
Przeraziła się.
- Nie umieraj!
Nie było odpowiedzi. Stracił przytomność lub zasnął.
Leżała nadal bez ruchu, wsłuchując się w jego oddech.
Słabo, ale oddychał. Słuchała tak intensywnie, jakby
to mogło podtrzymać jego życie. Co chwilę sama
zapadała w półsen.
Odgłosy nad ich głowami były coraz wyraźniejsze i
bliższe. Uderzenia mechaniczne ustały i ktoś zaczął
wołać po grecku, a następnie po angielsku.
- Halo, jesteśmy tutaj! Halo! - odkrzyknęła Annis.
Usłyszała jakiś głos.
- Jak się macie? - Ktoś pytał, co im jest. - Lekarz
zejdzie do was niedługo, da zastrzyki przeciwbólowe.
- Głos zamilkł i znów zapanowała cisza.
Kilka minut później Raphael się ocknął. Nie
pamiętał o swych kontuzjach. Próbując nieco zmienić
pozycję ciała, jęknął z bólu.
- Mieliśmy gościa - powiedziała Annis. - I za
chwilę zjawi się jeszcze jeden, lekarz z zastrzykami.
- Nigdy w życiu nie czekałem z taką niecierpliwością
na żaden zastrzyk - mruknął Raphael. - Nie znoszę
tego, ale... - Urwał nagle i Annis dotknęła jego
policzka.
- Wiem. Ból bardzo męczy, prawda? - uśmiechnęła
się do Raphaela i w tej właśnie chwili oboje usłyszeli
odgłosy kopania wprost nad głowami. Spadł płat
tynku, tworząc w świetle lamp kremowy obłok pyłu, a
po chwili tuż obok nich rozbił się kawał gruzu. Annis
się przeraziła.
- Ostrożniej! - zawołała. Zapadła cisza, jakiś głos ją
uspokajał. Kopanie znów się rozpoczęło. Na dół
66
TRUDNA MIŁOŚĆ
docierało coraz więcej światła. Annis i Raphael widzieli
teraz wyraźnie nie tylko siebie, lecz także fragmenty
przesuwających się w górze niebieskich ubrań ratow-
ników. Spadło jeszcze trochę gruzu. Annis krzyknęła,
gdyż coś ją uderzyło.
Raphael ze złością zawołał:
- Do diabła, uważajcie! Czy chcecie ją zabić?
Nad leżącymi widniał okrągły otwór. Ukazała się
w nim czyjaś głowa. Poznali, że to Grek. Miał
oliwkową skórę, czarne włosy i ciemne oczy. Mówił
słabo po angielsku.
- Nie możemy was jeszcze stąd wyciągnąć, to
niebezpieczne. Za dużo... Czy mnie rozumiecie?
Opuszczą mnie zaraz w dół i dam wam zastrzyki
przeciwbólowe. Nie denerwujcie się, to już długo nie
potrwa.
Twarz lekarza zniknęła w górze. Po chwili Annis
zobaczyła, jak w białym kitlu i z kaskiem opuszcza się
powoli w dół, przywiązany w pasie liną. Ukląkł obok
dziewczyny, bez słowa zbadał ją, a następnie włożył
jej kask na głowę.
- Ochroni panią w razie gdyby jeszcze spadał gruz
- powiedział. Wskazując na leżącą w poprzek belkę,
zapytał: - Czy mocno przygniata?
- Nie, właściwie wcale, i na szczęście zatrzymuje
większość osuwającego się gruzu. Ale gdyby dało się
ją podnieść, mogłabym się wysunąć.
- To niemożliwe - odrzekł z przepraszającym
uśmiechem. - Jeszcze nie teraz. Wkrótce ratownicy
będą mogli użyć maszyn i wtedy belkę się podniesie.
Dam pani teraz zastrzyk, nie będzie bolało. - Z małego
plastykowego sterylizatora wyjął strzykawkę i zrobił
zastrzyk, dezynfekując uprzednio ramię. Założył
opatrunek i zanim zajął się Raphaelem, przykrył ją
kocem, na którym położył cienką folię termiczną.
Od samego początku Annis wiedziała, że Raphael
TRUDNA MIŁOŚĆ
67
jest w znacznie gorszym stanie niż ona sama. Ton
głosu lekarza się zmienił, dziewczynę ogarnął strach.
Na ile groźne są rany Raphaela?
Ze ściśniętym sercem słuchała w napięciu pytań,
które zadawał lekarz, i krótkich, urywanych od-
powiedzi Raphaela.
- Czy może pan wreszcie zrobić mi ten zastrzyk?
- spytał ostro Raphael. Musi bardzo cierpieć, pomyś
lała.
Bez słowa lekarz dał zastrzyk, pocieszył, że wszystko
będzie w porządku i że nie ma czym się przejmować.
Annis zaczęła ogarniać fala spokoju. Było jej ciepło,
środek przeciwbólowy zaczynał działać. Wszystko
będzie dobrze, nie ma czym się martwić, pomyślała.
Lekarz owinął Raphaela kocem i folią.
- Jak pan się teraz czuje? - zapytał.
- Dziękuję za pomoc i przepraszam, że tak wybuch-
nąłem - odrzekł Raphael.
- Rozumiem, wiem, że musi pana bardzo boleć.
- Lekarz zamykał torbę. - Już jest wam obojgu lepiej,
prawda? To dobrze. Proszę spokojnie leżeć, zanim
was stąd nie wydobędziemy. Muszę już iść, inni
pacjenci czekają. - Pociągnął lekko linę, w otworze
ukazała się jakaś twarz. Lekarz powiedział coś po
grecku.
Annis szybko zapytała:
- Doktorze, zanim pan stąd wyjdzie... W hotelu byli
także moi przyjaciele, Worthowie, Loveday i Carl. Czy
pan wie, co się z nimi stało?
- Przykro mi, ale niestety nie wiem - odpowiedział
lekarz. - Zajmuję się tylko rannymi. Wiem jednak, że
większość Anglików zdążyła w porę opuścić hotel. O
ile się orientuję, wiele osób było blisko wyjścia, gdy
zaczęło się trzęsienie. Zaledwie kilka zostało przywa-
lonych. Nie mieliście państwo szczęścia!
Annis wydawało się, że dziwnie na nią spoglądał.
68
TRUDNA MIŁOŚĆ
Uprzytomniła sobie, że lekarz się zastanawia, co oboje
robili na górze, w jej sypialni, gdy nastąpił wstrząs. W
tym momencie dotarło do niej, że nie tylko lekarz
zdaje sobie z tego sprawę. Prędzej czy później
wszyscy się dowiedzą, że była z Raphaelem! Zaczną
się spekulacje na ten temat. A co sobie pomyśli
Loveday? Z niepokojem myślała o czekającym ją
spotkaniu z przyjaciółką.
Lekarz mocował linę do pasa. Uśmiechnął się na
pożegnanie.
- Niedługo będzie po wszystkim. Wkrótce was stąd
wyciągniemy.
- Dziękuję, doktorze.
- Jesteś już szczęśliwa? - warknął Raphael.
Zdziwiona spojrzała na niego, zaskoczona ostrością
głosu.
- Czuję się znacznie lepiej. Zastanawiam się, co
nam zaaplikował. Morfinę? Czy po niej człowiek
czuje się lekki i zrelaksowany?
- Nie mam pojęcia. Najważniejsze, że lek działa.
Ale miałem na myśli nie to, lecz Wortha. Cały czas
zżera cię przecież niepokój o tego faceta.
Nie bardzo wiedziała, o co chodzi Raphaelowi.
Zdziwił ją drwiący ton.
- Carl to przecież przyjaciel...
- Przyjaciel? - Głos Raphaela był lodowaty.
- Tak, jest mym przyjacielem. I jego siostra też.
Odkąd pracuję w agencji, są bardzo dobrzy dla mnie i
się przyjaźnimy.
Raphael odchrząknął i zapytał:
- Kiedy to się zaczęło?
Wstępuje znów na niebezpieczny grunt, westchnęła
Annis.
- Czy możemy więcej nie mówić o przeszłości?
- wyszeptała i nawet ta jej uwaga była błędem, gdyż
Raphael znów ostro zaatakował.
TRUDNA MIŁOŚĆ
69
- Dlaczego tak bardzo nie chcesz mówić o prze-
szłości? Co tak cię niepokoi? Czy ta przeszłość, która
należała do mnie, czy późniejsza?
- Nie teraz, proszę! - Po lekarstwie czuła się
raźniej, lekko oszołomiona jak po paru kieliszkach
wina, ale na Raphaela lek tak, niestety, nie podziałał.
Nadal węszył jak myśliwski pies, tropiący zwierzynę
na obcym sobie terenie.
- A dlaczego nie? - agresywnie zapytał. - Mamy
teraz dużo czasu. Oczywiście wolałbym robić z tobą
zupełnie coś innego, ale żadne z nas nie może się
nawet poruszyć, więc jest to wykluczone...
Poczerwieniała, wiedząc, co Raphael ma na myśli.
Kątem oka nieprzyjaźnie ją obserwował.
- Może zagramy w słówka? - zakpił. - Lubisz
przecież tę grę. Jesteś w niej dobra. Dlatego nie mogę
zupełnie zrozumieć, czemu wtedy, zanim uciekłaś,
napisałaś list, a nie powiedziałaś mi prosto w twarz,
co myślisz.
Znów próbował ją zdenerwować. Ale Annis była
zdecydowana. Nie, nie pozwoli mu otworzyć zabliź-
nionej rany. Brak jej było sił. Nie odczuwała wprawdzie
teraz skutków kontuzji spowodowanych trzęsieniem,
ale tkwił w niej nadal stary ból i żaden środek nie był
w stanie go uśmierzyć. Czuła się fatalnie. Była bardzo
zmęczona. Wiedziała, że nie znajdzie siły na dalszą
walkę z Raphaelem na słowa. Był silniejszy, okrutny,
za każdym razem trafiał ją celnie.
Spróbowała zmienić temat.
- Chciałabym usłyszeć coś więcej o ostatnim
tournee. Chyba było przyjemne? Co sądzisz o Turcji?
Byłeś w Stambule? Piękne są tam meczety, prawda?
Zawsze marzyłam o tym, żeby zobaczyć Błękitny
Meczet. Na zdjęciach, które widziałam, jego wnętrze
wyglądało bajecznie. Lataliście samolotami, prawda?
Wymarzyłam sobie podróż statkiem przez Bosfor.
>0
TRUDNA MIŁOŚĆ
Chciałabym wówczas ujrzeć zachodzące słońce i ciemne
sylwetki strzelistych minaretów w Stambule na tle
Wonącego nieba.
Raphael wykrzywił się w cierpkim uśmiechu.
- Pozostałaś nadal marzycielką?
- Tak - odpowiedziała. Jego
oczy nagle złagodniały.
- Płynąłem przez Bosfor i widziałem Stambuł na
tle zachodzącego słońca. To było cudowne.
Uśmiechnęła się.
- Gdzie jeszcze wiodła trasa tournee?
- Byliśmy w Paryżu - wyszeptał, a jej serce mocniej
zaabiło.
Czekał, aż dziewczyna coś powie. Ponieważ nie
mogła wydobyć z siebie głosu, ciągnął dalej:
- Ale tylko dwadzieścia cztery godziny, bardzo
Krótko. Ledwie widziałem miasto. Zatrzymaliśmy się
w tym samym hotelu, co kiedyś. Pamiętasz?
Westchnęła.
- Spędziliśmy wtedy cudowny tydzień. Czy przy-
pominasz sobie koncert w lewobrzeżnym Paryżu, jak
spacerowaliśmy całą noc, jedliśmy na mieście kolację,
a potem rozmawialiśmy z grupą studentów? Przecho-
dziliśmy przez mosty, oglądając Sekwanę. Czy pa-
miętasz śniadanie w małym bistrze na tyłach Boulevard
Saint Michel? Od ulicznej sprzedawczyni kupiłen
czerwone róże, jedną włożyłem ci we włosy. Przypo-
minasz to sobie?
- Musiałam wyglądać bardzo głupio, chodząc w
biały dzień po Paryżu z różą za uchem. - Uśmiechnęła
się.
- Czy chcesz wiedzieć, jak wyglądałaś? - zapytał
takim głosem, że aż zaczęła głośniej oddychać.
Raphael obrzucił ją drwiącym spojrzeniem.
- Co się stało? Oddychasz tak, jak byś odbyła bieg
maratoński.
TRUDNA MIŁOŚĆ
71
- Przestań. - Odwróciła głowę, żeby ukryć spłonioną
twarz.
- Na razie nic na to nie mogę zaradzić, jestem
unieruchomiony. Odłóż podniecenie na później, a
udowodnię, czego ci brakuje.
Nie odpowiedziała. Postanowiła udawać, że śpi.
Zamknęła oczy i zaczęła regularnie oddychać. Raphael
mówił łagodnym głosem:
- Jesteś dla mnie tajemnicą. Nic nie rozumiem- Ale
nie dam ci spokoju, muszę znać odpowiedz na
wszystkie pytania. Wcześniej czy później powiesz mi
prawdę o tym, dlaczego mnie opuściłaś i dla kogo!
Nadal udawała, że śpi. Po leku uspokajającym,
który dostała, przychodziło to jej z łatwością.
- Masz szczęście, trzeba będzie poczekać.
Po dłuższej chwili zapytał cieplejszym głosem:
-Jak się czujesz?
Już go nie usłyszała. Zasnęła.
Wrócił znów dawny, koszmarny, uporczywie po-
wtarzający się sen. Krzyknęła ze strachu, pot spływał
jej wzdłuż twarzy.
- Co się stało? - Głos Raphaela był pełen niepokoju.
Zlał się z jej snem, w którym zawsze była rozdarta
między chęcią biegnięcia do niego a ucieczką. We śnie
powtarzał się ten sam konflikt, który przeżyła dwa lata
temu i przed którym uciekała do dziś na jawie.
- Annis! - Raphael zawołał znowu i wyrwał ją z
dręczącego snu. Obudziła się i oprzytomniała.
Zobaczyła wyraźnie twarz Raphaela. Było jasno. Pełny
dzień.
- Czy długo spałam? - wyszeptała.
- Parę godzin. Dlaczego krzyczałaś? Czy dręczył
cię jakiś koszmar? Mówiłaś coś...
- Co? - spytała zaniepokojona.
- Nie mogłem nic zrozumieć. Raz chyba wypowie-
działaś imię mojej siostry.
72
TRUDNA MIŁOŚĆ
Zwrócił się do Annis.
- Jeśli odeszłaś ze względu na chorobę Carmel, to
czemu się o nią jeszcze niepokoisz? Wydawałaś się nią
zmartwiona, płakałaś przez sen. Co to było?
- Nie pamiętam. Która godzina? Mój zegarek jest
chyba rozbity, nie chodzi.
- Już prawie siódma - odpowiedział Raphael. Był
zły, wiedział, że Annis umyślnie zmienia temat.
- Spędziliśmy tutaj noc?
- Tak, całą. Sami we dwoje, a ja nie mogłem się
ruszyć nawet o centymetr! Zmarnowana okazja!
- Nie jesteśmy sami. Wokół są przecież ludzie,
którzy próbują nas stąd wydostać.
- Ale jesteś rzeczowa.
W tej właśnie chwili z góry zaczął osypywać się pył,
a przez znacznie powiększony otwór nad nimi dostało
się ostre, oślepiające światło reflektorów.
Pod żółtymi kaskami Annis zobaczyła uśmiechnięte
twarze ratowników, zadowolonych, że wreszcie się
przebili.
Podnieśli powoli belkę, wyjęli Annis i wynieśli na
powietrze. Owiniętą kocami wsunięto ją do czekającej
karetki. Była półprzytomna, czuła, że dostaje jakiś
zastrzyk. Niepokoiła się o Raphaela. Gdzieś z boku
usłyszała, jak Raphael mówi po agnielsku:
- Doktorze, martwię się tylko o ręce. Zdrętwiały,
są całe we krwi, jedną nie mogę w ogóle poruszać.
Lekarz powiedział coś uspokajającego. W tym
momencie Raphael wybuchnął:
- Czy pan nie rozumie? Moje ręce - to moje życie!
Jestem pianistą. Jeśli nie będę mógł poruszać palcami,
będę skończony!
Annis była przerażona. Och, tylko nie ręce. Przez
całą noc nic jej o nich nawet nie wspomniał, a równo-
cześnie musiał szaleć z niepokoju. Dla Raphaela
muzyka była czymś najważniejszym na świecie. W razie
TRUDNA MIŁOŚĆ
73
niepowodzeń w niej zawsze szukał ucieczki. Dzięki tej
jego pasji Annis była pewna, że Raphael szybko
zapomni o ich rozstaniu, właśnie w muzyce znajdując
ukojenie. Jeśli nie będzie mógł grać, wszystko się w
nim wypali. Umrze od środka, pomyślała.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Dopiero następnego dnia Annis zobaczyła Loveday i
Carla, i dowiedziała się, co się z nimi działo. Leżała w
prywatnej klinice w Atenach. Powiedziano jej, że
Raphael jest tu także, ale żadne z nich nie może
Opuszczać łóżka. Niektóre z pielęgniarek znały trochę
angielski, lecz pytania Annis o stan Raphaela zbywały
zdawkową odpowiedzią, że mu nic nie grozi. Nie udało
jej się zdobyć angielskiej gazety, chciała Przynajmniej
z prasy dowiedzieć się czegoś o jego stanie. Przez całą
dobę otrzymywała środki uspokajające. Dużo spała.
Następnego popołudnia w godzinach odwiedzin
Przyszli do niej Loveday i Carl, niosąc ogromny
bukiet kwiatów.
Annis słuchała właśnie z taśmy Rachmaninowa *
wykonaniu Raphaela. Słuchawki na uszach odgradzały
ją od całego świata zewnętrznego - tak że nie od razu
zauważyła, iż drzwi do pokoju się otworzyły. Loveday
i Carl stanęli obok łóżka.
Na ich widok Annis ściągnęła szybko słuchawki.
- Jak to cudownie, że was widzę! Co się z wami
działo? Czy zdążyliście wyjść z hotelu przed trzęsieniem?
Wyglądali zupełnie normalnie, byli cali i zdrowi. Po
powitalnych pocałunkach położyli kwiaty na łóżku.
Ąnnis wdychała z przyjemnością ich zapach.
- Dziękuję, są piękne! Siadajcie i mówcie o sobie.
- Ważne jest to, jak ty się czujesz! - stwierdził Carl
widząc obandażowane żebra i nogę w gipsie, a także
Wszystkie skaleczenia i zadrapania w miejscach,
TRUDNA MIŁOŚĆ
75
których nie zasłaniała biała, bawełniana nocna ko-
szula.
- Mogło być gorzej - odpowiedziała lekko Annis.
Tam, pod gruzami była blisko śmierci, teraz nie
chciała, by rozczulali się nad nią.
- Jesteś biedna, ale dzięki Bogu, że to tak się
skończyło - orzekł Carl.
- Ciągle sobie powtarzam, że mogło być gorzej.
Grunt, że żyjemy.
- Nie mów o tym więcej! Sama myśl mnie przeraża
- powiedziała Loveday. Usiadła na brzegu łóżka.
- Masz wylew pod okiem.
- Wiem, po wyjściu ze szpitala będę musiała nosić
ciemne okulary.
Loveday dziwnie spojrzała na Annis.
- Mam nadzieję, że to nie Raphael podbił ci oko.
- Nie bądź śmieszna!
- Ciągle się zastanawiam, co robiliście oboje na
górze. - Loveday wpatrywała się uważnie w twarz
Annis. Dziewczyna zaczerwieniła się, ale nic nie
odpowiedziała.
- Miałaś przecież o tym nie wspominać - z przyganą
w głosie zwrócił się do siostry Carl.
- Gdyby... gdyby została z nami, nie wylądowałaby
teraz w szpitalu, no nie? - Loveday spojrzała na Annis.
- Przepraszam cię, nie zwracaj na mnie uwagi,
zachowuję się okropnie.
- Nic mi nie mówicie, co się z wami działo - Annis
zmieniła temat.
- Po pierwszym małym wstrząsie - opowiadał Carl
- przybiegli kelnerzy i wygonili nas z sali do parku.
Nie uszliśmy daleko. Hotel zatrząsł się w posadach
i rozpadł jak domek z kart. Nie mieliśmy wówczas
pojęcia, że byłaś w środku.
- A potem sprawdzili listę gości i okazało się, że nie
ma ani ciebie, ani Raphaela - dodała sucho Loveday.
76
TRUDNA MIŁOŚĆ
Annis szybko zapytała:
- Co z wycieczką? Czy pojechaliście nad morze?
- Tak - odpowiedział Carl. Wszystko odbywa się
zgodnie z planem. Pozwolono nam odwiedzić cię w
Atenach, Paddy nas tutaj przywiózł. Robi zakupy,
potem po nas przyjedzie.
- Pozdrówcie ode mnie resztę grupy. Czy wszyscy
są zadowoleni?
- Prosili, by cię uściskać, martwili się o ciebie.
Odpoczywają teraz po zwiedzaniu i po dodatkowych
emocjach.
Z torby Loveday wystawała gazeta.
- Czy mogę ją obejrzeć? - zapytała Annis. W hotelu
podobno nie mają żadnej angielskiej prasy.
- Zatrzymaj sobie. - To mówiąc Loveday rzuciła
gazetę na łóżko. - Czy zawiadomiłaś matkę?
- Tak, rano pozwolili mi zatelefonować. Chciała
natychmiast przylecieć do Aten, ale jej obiecałam, że
za tydzień powinnam być już w domu. Tak orzekli
lekarze. Będę obandażowana jak mumia egipska, a na
obu lotniskach będą mnie wozić na wózku.
- Kiedy zamierzasz wrócić do pracy? - zapytał Carl
i szybko dodał: - Nie zrozum mnie źle, w żadnym razie
cię nie popędzam. Damy sobie radę bez ciebie, ale
będzie nam cię brakowało.
- Jeszcze nie wiem, ale chyba niedługo, jak tylko
zdejmą gips. Nie byłoby mi łatwo wskakiwać do metra
z taką sztywną nogą, ale w razie napadu byłaby to
świetna broń!
Wizyta dobiegła końca.
- Nie będziemy mogli cię więcej odwiedzać - stwier
dził Carl. - Do Aten przyjedziemy dopiero w drodze
powrotnej do domu. Skontaktujemy się ze szpitalem,
by się upewnić, że wszystko jest w porządku. Do
zobaczenia w Londynie. - Pochylił się i pocałował ją.
TRUDNA MIŁOŚĆ
77
Loveday też ją uściskała i oboje wyszli. Annis
poczuła się nagle bardzo osamotniona.
Westchnęła i wzięła do ręki gazetę. Zobaczyła
fotografię Raphaela z pałeczką dyrygencką w ręku i
wielki nagłówek: Słynny kompozytor żywcem po-
grzebany, a pod spodem, mniejszymi literami: Trzę-
sienie ziemi w Grecji, hotel się zawalił. Annis szybko
przebiegła wzrokiem treść artykułu. Znali tylko te
same fakty, co ona. Nic więcej. Autor artykułu
wspominał też, że podobno z rękoma kompozytora jest
coś nie w porządku.
Gdyby coś się stało z rękoma Raphaela - pocieszała
się zrozpaczona Annis - przecież nadal mógłby
zajmować się muzyką. Pracowałby jako dyrygent, ale
wiedziała, że gry na fortepianie nic nie będzie w stanie
mu zrekompensować.
Następnego dnia poprosiła pielęgniarkę, żeby ją
zawiozła do Raphaela. Gdy przekraczała próg, serce
biło jej mocno.
Pokój Raphaela był pełen kwiatów. Ma przecież
wszędzie tylu wielbicieli, pomyślała.
Dzień dobry - powitała go nieśmiało.
Pielęgniarka zostawiła ich samych.
- Za chwilę wrócę - ostrzegła, podnosząc do góry
obie dłonie.
- To znaczy za dziesięć minut - objaśnił Raphael.
Zwężonymi oczyma uważnie przyglądał się dziew-
czynie. Annis ręką zasłoniła twarz.
- Wiem, że mam podbite oko, ale wylew już się
zmniejsza. A jak ty się czujesz?
Raphael wyglądał przerażająco. Było widać liczne
skaleczenia na twarzy, a także na wygolonej części
głowy. Miał zabandażowaną klatkę piersiową, na
jedno ramię i obie nogi założono gips. Annis rzuciła
wzrokiem na ręce. Były w bandażach.
- Kiepsko, co? - zapytał.
78
TRUDNA MIŁOŚĆ
- O nie, wyglądasz doskonale - zapewniła dziew-
czyna, przełykając łzy.
- Kłamczucha - powiedział i uśmiechnął się czule.
- Czy ktoś cię odwiedzał? - zapytała po chwili.
- Prawie cały czas śpię. Dają mi środki przeciw-
bólowe i uspokajające. Rozmawiałem z Carmel przez
telefon. Wiesz, że przyjechać nie może. Barry ofiarował
się, że przyleci, ale nie chciałem, żeby zostawiał ją
samą z dziećmi. A co z tobą? Miałaś z pewnością
wizytę Carla Wortha?
Udała, że nie słyszy. Patrzyła na kwiaty.
- Chyba tłumy przyjaciół chcą cię odwiedzać.
- Poprosiłem, żeby tego na razie nie robili. Niech
poczekają, aż będę w lepszej formie.
- Jeśli źle się czujesz, to może już sobie pójdę?
- Gdybym nie chciał cię widzieć, nie byłoby cię
tutaj - odpowiedział.
Annis zobaczyła leżące słuchawki.
- Możesz przynajmniej słuchać muzyki.
- Tak, to jedno mogę robić, nie ogłuchłem, a to
byłaby ostateczność.
- Beethoven był głuchy.
- Nie jestem Beethovenem! - warknął.
Spojrzała na jego zabandażowane ręce.
- Co z nimi?
- Jeszcze nie wiadomo. Musieli operować i nie
wiedzą, czy operacja się udała.
Zagryzła wargi.
- Mam nadzieję, że tak.
- Dziękuję. - Był wyraźnie zły, że wspomniała o
rękach. Widocznie próbował o nich nie myśleć.
- Podobno za tydzień będę mogła wrócić do domu.
- Zostań - powiedział szorstkim głosem. - Zostań
tak długo, jak ja tu będę - dodał.
W tej chwili weszła pielęgniarka. Uśmiechała się,
mówiąc:
TRUDNA MIŁOSC
79
- Koniec wizyty.
- Przyjdź jutro - poprosił Raphael. Annis
wiedziała, że nie może odmówić.
W następne dni tygodnia wizyty dziewczyny u Ra-
phaela stawały się coraz dłuższe. Rozmawiali i słuchali
muzyki. Annis czytała na głos, gdyż Raphael nie mógł
utrzymać w rękach książki. Nie znał prawie wcale
greckiego, tak więc oglądanie lokalnej telewizji nie
miało większego sensu. Na stoliku przy łóżku leżał
stos książek i Annis przeczytała mu kilka z nich. Ciągle
się dopytywał, czy miała wizytę Loveday i Carla. Kiedy
powiedziała, że są zbyt daleko od Aten, by
przyjeżdżać i że to jest przecież ich urlop, Raphael
rzucił kpiąco:
- No cóż, ten twój romans jest raczej nieciekawy.
- Już ci mówiłam, Carl jest tylko moim przyjacielem.
- Czy mu się zwierzasz?
- Co masz na myśli?
- Opowiadałaś mu o facecie, dla którego mnie
rzuciłaś?
Annis się rozzłościła. Raphael nie przestawał być
natarczywy.
- Nie - ucięła. - Czy możemy zmienić temat?
- Dobrze. - Przesuwał teraz swymi szarymi oczyma
po całej sylwetce dziewczyny. Poczuła, jak robi się jej
nagle gorąco, uprzytomniła sobie, że jest ubrana tylko
w bawełnianą nocną koszulę przykrytą jasno-
niebieskim, cienkim szlafrokiem.
- Ale masz seksowny strój. - Raphael odezwał się
takim głosem, że aż się roześmiała. Wiedziała, że
żartuje.
- Wszystko, co miałam ze sobą, przepadło, gdy
hotel się zawalił. A tę koszulę kupiła mi Loveday. Nie
wiedziała, czy chcę mieć coś eleganckiego, czy prak-
tycznego, więc...
- Więc wybrała coś praktycznego?
80
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Tak, bawełna jest dobra w tym klimacie, pod
nylonem skóra się poci, a jedwab jest zbyt drogi.
- Mam jedwabną piżamę - powiedział Raphael.
- Ciebie na to stać.
- Nie lepi się do ciała, sprawdź sama. - Widząc, że
dziewczyna się czerwieni, Raphael roześmiał się
drwiąco.
Annis z ulgą przyjęła pojawienie się pielęgniarki,
która pomogła jej wrócić do pokoju. Dziewczyna nie
korzystała już z wózka. Lekarz zalecił krótkie spacery
z laską, ale żeby nic się jej nie stało po wyjściu z
pokoju, za każdym razem miała przy sobie pielęg-
niarkę.
Loveday i Carl odwiedzili Annis w dniu swego
wyjazdu z Grecji.
- Przykro mi, że cię tutaj zostawiamy. - Czy nie
mogliby przetransportować cię do szpitala w Londynie?
- To już nie ma sensu, z każdym dniem czuję się
coraz lepiej - odpowiedziała Annis.
- I znacznie lepiej wyglądasz. Przyjedź więc do
domu najwcześniej, jak będziesz mogła, dobrze?
Będziemy tęsknili.
Następnego dnia zapytała lekarza, kiedy będzie
mogła wrócić do Londynu. Odrzekł, że jak tylko
załatwią wszystkie formalności. Podzieliła się tą
informacją z Raphaelem. Prosił, aby jeszcze nie
wracała.
- Mój stary znajomy, który ma willę na jednej
z tutejszych wysp, zaproponował mi, żebym tam
odbył rekonwalescencję...
Przerwała mu.
- Wiem, co chcesz zaproponować. To na nic. -
Myśl o mieszkaniu sam na sam z Raphaelem, przez
kilka tygodni pod jednym dachem, przeraziła Annis.
- Zastanów się, proszę. Spójrz na moje ręce! Czego
się boisz? Co ty do diabła sobie myślisz, że co zrobię
TRUDNA MIŁOŚĆ
81
ci w tym stanie? Nie mogę chodzić ani pływać. Nie
mogę nawet czytać. Co mam więc robić przez cały
czas? Leżeć i smażyć się na słońcu? To zresztą też nie
jest zdrowe. Mam godzinami słuchać samemu muzyki?
Annis, ja tam zwariuję!
W jego głosie było słychać panikę, strach i złość.
Annis zrobiło się żal Raphaela. Dałaby wiele, żeby
móc zostać i opiekować się nim, sprawić, by długie
tygodnie rekonwalescencji spędził w spokoju. Ale nie
mogła ryzykować. A co będzie, jeśli zjawią się jacyś
odwiedzający? Może się wówczas znaleźć w bardzo
kłopotliwej sytuacji.
- Chyba ktoś będzie mógł z tobą pojechać - ode-
zwała się niepewnie.
- Nie chcę nikogo innego - odrzekł uparcie i z deter-
minacją zacisnął szczęki.
Annis odwróciła się. Nie, nie mogę się zgodzić,
pomyślała.
- Masz tak wielu znajomych i przyjaciół.
- Słuchaj, najbliższe tygodnie będą dla mnie kosz-
marnie trudne do zniesienia, zwłaszcza czekanie na
wyrok, czy będę mógł nadal grać, czy nie. Konieczny
jest więc spokój. Nie chcę widzieć nikogo, kto będzie
usilnie starał się być taktowny. Nie życzę sobie
przebywać w towarzystwie ludzi, którzy mogą chodzić
na spacery lub pływać, podczas gdy ja będę leżał
nieruchomo jak kłoda! A już najmniej ze wszystkiego
potrzebna mi kobieta, która będzie usiłowała
zachowywać się uwodzicielsko za każdym razem, gdy
na
nią
spojrzę!
Ty
też
musisz
przejść
rekonwalescencję, nie będziesz mogła ani spacerować,
ani pływać. Oboje lubimy tę samą muzykę, lubisz
czytać na głos, zawsze ci to sprawiało przyjemność.
Przecież urlop w tym klimacie będzie idealny dla nas
obojga!
Annis zagryzła wargi, próbując wymyślić jakąś
82
TRUDNA MIŁOŚĆ
sensowną odpowiedź, ale taką, która nie rozzłości go
jeszcze bardziej. Wtedy właśnie dostrzegła błagalne
spojrzenie Raphaeia i strach widoczny w jego oczach.
- Zgódź się, Annis, proszę - powiedział swym
niskim, schrypniętym głosem. - Czy mam cię błagać?
Jak więc mogła odmówić?
Szpital opuścili dopiero po jakichś dziesięciu dniach,
gdy lekarze orzekli, że stan Raphaeia pozwala na
podróż. Na małą wyspę polecieli prywatnym od-
rzutowcem, należącym do znajomego Raphaeia, który
udostępniał im swą willę. Raphael nie wspomniał, że
jest to bogaty grecki armator. Annis zorientowała się
dopiero wtedy, kiedy zobaczyła jego nazwisko wyma-
lowane na kadłubie odrzutowca, którym mieli lecieć.
Silvia Diandrosa, wielkiego miłośnika muzyki, poznała
kiedyś w Londynie, gdy przyszedł po koncercie za
kulisy do Raphaeia, żeby mu pogratulować.
Raphaeia wniesiono na pokład na noszach. Annis
weszła sama, podpierając się laską. Byli jedynymi
pasażerami tego luksusowo wyposażonego samolotu.
Podczas zaledwie półgodzinnego lotu częstowano ich
kawiorem i szampanem.
Gdy kołowali w powietrzu przed lądowaniem, przez
okno samolotu Annis oglądała rozciągające się pod
nimi morze. Było ciemnoniebieskie, roziskrzone w
słońcu. Z dużej wysokości mała, górzysta wyspa
wyglądała wręcz nierealnie. W dole rozpościerały się
zielone doliny, szare skały i rudawe wrzosowiska.
Na małym lotnisku czekały na nich tylko dwie
osoby: miejscowy lekarz i pielęgniarka. Oboje weszli
na pokład samolotu, żeby się upewnić, czy Annis i
Raphaeia można bezpiecznie przetransportować do
karetki zaparkowanej tuż obok wyjścia z samolotu.
Kiedy odjeżdżali, Annis z niepokojem dostrzegła
bladość Raphaeia. Miał zamknięte oczy, a na czole
TRUDNA MIŁOŚĆ
83
widniał kroplisty pot. Droga była wyboista. Musiał
odczuwać boleśnie każdą nierówność.
- Czy to daleko? - zapytała Annis pielęgniarkę
siedzącą obok nich z tyłu karetki.
- Jakieś dziesięć minut, ale drogi są tutaj okropne,
nie będzie to przyjemna jazda. - Pielęgniarka była
Greczynką o ciemnych włosach i czarnych oczach. Po
angielsku mówiła biegłe. Lekarz odjechał od razu, a
pielęgniarka miała z nimi pozostać w willi na wypadek
gdyby
potrzebowali
pomocy. Przedstawiła się
imieniem. Było dość długie i brzmiało obco, Annis go
nie zapamiętała.
- Czy dużo ludzi mieszka na wyspie? - zapytała.
- Jakieś pięć tysięcy osób. - Pielęgniarka mówiła
cichym, miękkim głosem. - Kilka kilometrów stąd jest
małe miasteczko. - Wskazała ręką w tył, w stronę
lotniska. - Liczy około tysiąca mieszkańców. Tam
praktykuje doktor Spiriatou. Na wybrzeżu jest parę
miejscowości rybackich, w sezonie przyjeżdża trochę
turystów. Jest jeszcze kilka mniejszych wiosek w głębi
wyspy, rozproszonych w górach. Mieszkańcy zajmują
się uprawą winorośli i oliwek, hodują kozy i sprzedają
ser i mleko, mają po kilka kur... W ten sposób starają
się zarobić na życie.
- Czy pani tu stale mieszka? Mówi pani świetnie po
angielsku.
- Miło mi to słyszeć. Wychowałam się tutaj, na
wyspie, i już w szkole uczyłam się angielskiego. Po
śmierci ojca matka zawiozła mnie do Anglii, gdzie
mieszka moja siostra, która wyszła za mąż za
angielskiego dziennikarza. Chodziłam tam rok do
szkoły, a potem zaczęłam praktykować jako pielęg-
niarka w szpitalu w Manchesterze.
- W Manchesterze? - Annis spojrzała zaskoczona. -
Ja stamtąd pochodzę!
84
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Co za zbieg okoliczności! A gdzie pani tam
mieszkała?
Przez chwilę rozmawiały z ożywieniem o znanych
im miejscach.
- Przepraszam - powiedziała Annis. - Nie umiem
wymówić pani imienia. Mai..., Malnxth...
- Proszę do mnie mówić Melina, tak będzie prościej.
- Ja mam na imię Annis. Powiedz mi, proszę, czy
zatrudnił cię Raphael, czy też ten grecki armator, do
którego należy willa?
- Przysłał mnie tutaj pan Diandros. Wie, że
pochodzę z wyspy. Pracuję dla niego w Atenach, ma
tam swoją centralę, a ja należę do zespołu pielęgniarek
obsługujących linię okrętową. Jako personel medyczny
pływamy na zmianę na statkach pasażerskich lub
pracujemy w gmachu centrali w Atenach. Czasami pan
Diandros daje nam prywatne zlecenia.
- Bardzo to miło z jego strony, że przysłał cię tutaj
do opieki nad panem Leonem.
Melina spojrzała na Annis zdziwiona.
- Już tutaj byłam. Pan Diandros zadzwonił i poin
formował o przyjeździe pana Leona. Poprosił mnie,
żebym wraz z doktorem Spiriatou odebrała gościa
z samolotu.
- Spędzasz urlop na wyspie? Melina
potrząsnęła przecząco głową.
- Nie, opiekowałam się tutaj Dioną Munthe.
- Tą sławną śpiewaczką? Czytałam gdzieś, że jest
chora. Czy mieszka na wyspie?
- Diona Munthe od miesiąca przebywa w willi
pana Diandrosa.
Ta wiadomość była dla Annis bardzo przykrym
zaskoczeniem. Spojrzała w stronę Raphaela. Czy wie,
że Diona Munthe jest tutaj? Może pan Diandros
zapomniał mu o tym powiedzieć.
Annis kilka razy widziała na scenie Dionę Munthe.
TRUDNA MlŁO$Ć
85
Była bardzo ładną kobietą, po trzydziestce. Miała
długie, czarne włosy, zmysłową figurę i zielone oczy,
odziedziczone zapewne po ojcu, pół-Niemcu, pół--
Amerykaninie, który ożenił się z młodą Greczynką
pracującą u niego jako gospodyni. Diona Munthe stała
się jedną z najpopularniejszych śpiewaczek od chwili
swego debiutu przed kilku laty w tytułowej roli
Carmen w operze Bizeta. Od tamtej pory sława jej
rozprzestrzeniła się na cały świat.
- Czy Diona Munthe pozostaje nadal w willi?
- zapytała zaniepokojona Annis, gdyż śpiewaczka
miała opinię osoby wyniosłej i wymagającej, a miesz
kanie z kimś takim pod jednym dachem nie może
należeć do przyjemności.
- Tak, jeszcze tutaj mieszka, ale jutro przenosi się
do małego domku w pobliżu. - Melina uśmiechnęła się
do Annis. - Ta wyspa jest biedna, ale nawet tutaj życie
się poprawia. Grecy, zwłaszcza z Aten, zaczęli
przyjeżdżać na weekendy i spodobało im się tutaj. We
wsiach na wybrzeżu pobudowali małe domki i w
przystani trzymają jachty. Cały wolny czas spędzają na
wyspie, żeglując i pływając. Staliśmy się popularni.
Ceny domków na wyspie poszły w górę, ostatnio
pobudowano wiele nowych. Taki właśnie domek
wynajął pan Diandros dla Diony Munthe i jej służącej.
- Czy będziesz mieszkała z nimi?
- Nie, pani Munthe czuje się już dobrze. Nie
potrzebuje mnie, więc gdy pan Diandros dowiedział
się o kłopotach pana Leona i koniecznej rekon-
walescencji, zaofiarował mu swą willę i moje usługi.
- Melina roześmiała się. - Jak tak dalej pójdzie, to
do końca życia zostanę na wyspie! Pan Diandros
zna wielu słynnych ludzi, a im zdarza się choro
wać...
Karetka nagle stanęła.
- Jesteśmy już przy bramie. Jest sterowana elek-
86
TRUDNA MIŁOŚĆ
tronicznie, musimy troszkę poczekać - wyjaśniła
Melina.
Po chwili ruszyli, a przez małe okienko karetki
Annis zobaczyła trawniki okolone cyprysami, sosny i
drzewa oliwne. Dom był olśniewająco biały, pokryty
czerwonym dachem. Wzdłuż frontu biegł ocieniony
taras podparty kolumnami, a z kamiennych mis zwisały
przepiękne, kolorowe kwiaty.
Raphael otworzył oczy. Annis uśmiechnęła się do
niego.
- Jesteśmy na miejscu.
- Czuję się bardzo zmęczony - powiedział niemal
przepraszająco.
- To była długa podróż dla pana. - Raphael spojrzał
na mówiącą te słowa pielęgniarkę tak, jakby jej
przedtem w ogóle nie widział.
Kierowca karetki z pomocnikiem wnieśli Raphaela
na noszach do domu, Melina pomogła Annis wysiąść z
karetki i przejść przez taras.
W tym momencie dobiegł je kobiecy głos - głęboki,
słodki i bardzo egzaltowany.
- Drogi maestro! Słyszałam, że podczas tego
okropnego trzęsienia ziemi był pan w Koryncie,
zakopany pod gruzami, być może martwy. Płakałam,
maestro, płakałam! To niemożliwe - powiedziałam
sobie. Taka piękna muzyka nie może umrzeć. I kiedy
dotarły do mnie wieści, że pan żyje, lecz jest bardzo
chory, od razu zaproponowałam Diandrosowi, żeby
wypożyczył panu tę willę. - Czuję się już lepiej
- mówiłam - oddaj, proszę, ten dom mistrzowi!
Stając w drzwiach Annis zobaczyła piękną Dionę
Munthe klęczącą przy noszach. W jej pozie było coś
teatralnego. Z gracją pochyliła głowę i złożyła
pocałunek na zabandażowanej ręce Raphaela.
- Zdrowiej nam, maestro, tak byśmy wszyscy mogli
nadal słuchać twej pięknej muzyki!
TRUDNA MIŁOŚĆ
87
Annis przypomniało to scenę z jakiejś opery.
Spojrzała ze zdziwieniem na Raphaela. Był wręcz
zachwycony! No cóż, kto nie byłby, widząc tak piękną
i ponętną kobietę składającą hołd - klęczącą u jego
boku i całującą po rękach z prawdziwym
uwielbieniem!
- To miło z pani strony - rzekł Raphael. - Jak
zawsze jest pani dobra i wielkoduszna, jak zawsze...
Zirytowana Annis spojrzała na Melinę. Ich oczy
spotkały się i widać było, że obie dostrzegają sztuczność
tej sceny.
Po chwili Diona Munthe zdała sobie sprawę z ich
obecności. Spojrzała na obie kobiety.
- A to kto? - zapytała podnosząc się z kolan. To
też robiła z gracją, zawsze świadoma utkwionych
w niej oczu publiczności, pewna, że jest centralną
postacią na scenie.
Raphael dokonał prezentacji.
- Annis także była ranna podczas trzęsienia i przy
jechała tutaj na rekonwalescencję.
Annis uśmiechnęła się grzecznie i wyciągnęła rękę,
ale Diona gest ten zignorowała.
- Diandros nic nie mówił, że przywozisz ją ze sobą!
- Widocznie zapomniał uprzedzić - powiedział
uśmiechając się Raphael.
Oczy Diony zwęziły się, przebijała z nich otwarta
wrogość.
Nie zdziwiło to Annis. Dobrze znała reakcje
śpiewaczek na każdą ewentualną konkurencję. W świe-
cie muzyki Raphael był postacią zarówno bardzo się
liczącą, jak i wpływową, a jego sława rosła z roku na
rok. Diona stała wprawdzie na szczycie swej kariery,
ale była sprytna i z pewnością nie pomijała żadnych
szans, by swą pozycję jeszcze bardziej umocnić. Taka
znajomość, jak z Raphaelem, w ich świecie bardzo się
liczy. Musiała więc być zadowolona, że ma szansę
88
TRUDNA MIŁOŚĆ
pobytu na wyspie, w tak romantycznym miejscu, sam
na sam z Raphaelem, i wykorzystania swego wpływu
na chorego i słabego muzyka. Annis była przekonania,
że Diona Munthe tak to sobie wykalkulowała.
A może chciała mieć z nim także romans?
Annis zatrzęsła się nie tylko z zazdrości, lecz także
ze złości. Była przekonana, że jej obecność na wyspie
przed niczym Diony nie powstrzyma. Była zbyt
wyrachowana i bezwzględna, aby się wycofać ze
względu na obecność innej kobiety.
Nie, nie zostanę tutaj ani chwili dłużej, nie będę
uczestniczyła w tym trójkącie! - pomyślała Annis
rozgoryczona. Wyjeżdżam stąd natychmiast, jak to
tylko będzie możliwe.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Następnego ranka Annis obudziła się wcześnie. W
szpitalu przyzwyczaiła się do hałasów - salowe,
pielęgniarki, lekarze i goście przewijali się od rana do
nocy. Tutaj było cicho. Po chwili wyłowiła uchem
szum pobliskiego morza, odległe szczekanie psów i
gdakanie kur. W willi ktoś otwierał okiennice.
Spojrzała na zegarek. Dochodziła już dziewiąta!
Usiadła ostrożnie i spuściła nogi z łóżka. Mycie i
ubieranie się było operacją skomplikowaną i długo-
trwałą. Ze względu na obandażowane żebra i gips na
nodze nie mogła się wykąpać. Wieczorem wypakowano
i ułożono jej rzeczy. Nie było ich wiele. Raphael
nalegał, by przed wyjazdem zrobiła zakupy na jego
koszt. Nie miała pieniędzy, gdyż wszystko straciła
podczas trzęsienia. Musiała więc pożyczyć od Ra-
phaela. Przed wyjazdem z Aten rozmawiała telefonicz-
nie z matką, która obiecała, że jej od razu wyśle
pieniądze. Annis miała zamiar szybko zwrócić zaciąg-
nięty dług.
Kupiła niewiele: sandały, bieliznę, dwa kostiumy
kąpielowe, kilka cienkich sukienek letnich, dwie pary
szortów, pasujące do nich koszulki i bawełniane
spodnie. Melina przysłała na górę młodą Greczynkę,
Irenę, która pomogła Annis się rozpakować. Irena
mówiła tylko po grecku, tak że obie dziewczyny
musiały porozumiewać się na migi.
90
TRUDNA MIŁOŚĆ
Annis tak bardzo nie chciała stąd wyjeżdżać, nie
zobaczyłaby już nigdy więcej Raphaela, ale sama
myśl o tym, że będzie musiała przyglądać się, jak
uwodzi go Diona, napawała ją obrzydzeniem.
Otworzyła okiennice. Oślepiło ją słońce. Przez
otwarte okno docierał zapach kwiatów, słonego
morskiego powietrza i słaby, miły aromat parzonej
kawy.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę!
- Dzień dobry. - Melina, ubrana już w śnieżnobiały
strój pielęgniarski pojawiła się w drzwiach.
- Nie powinnaś mi pozwolić tak długo spać!
Straciłam prawie cały ranek.
- Usłyszałam, jak otwierasz okiennice. Zejdziesz
na dół na śniadanie, czy wolisz zjeść tutaj?
- Wolałabym jeść na tarasie.
- Czy pomóc ci przy schodzeniu ze schodów?
- Chyba dam sobie radę, ale bądź przy mnie,
dobrze? - Annis uśmiechnęła się do Meliny. - W razie
czego mnie podtrzymasz. Czy Raphael już wstał?
- Tak, jakąś godzinę temu zadzwonił po śniadanie.
- Melina patrzyła, jak Annis idzie przez pokój.
- Zupełnie dobrze radzisz sobie chodząc z laską. Czy
już ci pokazywałam, jak korzystać z domowego
telefonu, gdybyś czegoś potrzebowała?
- Tak, ale nawet nie przyszło mi do głowy, żeby użyć
tego urządzenia - śmiejąc się odpowiedziała Annis.
Idąc korytarzem usłyszała nagle niski głos Raphaela,
a zaraz potem perlisty śmiech Diony. Obie zesztyw-
niały.
- Nie traci czasu - stwierdziła Melina.
- Kiedy ma stąd odjechać?
- O jedenastej.
TRUDNA MIŁOŚĆ
91
- Chyba że zostanie.
- Pan Diandros polecił Dionie się wyprowadzić.
Nie zechce mu się przeciwstawiać. Służąca wraz z
bagażem jest już w domku, a po panią Munthe wróci
samochód. Będzie jednak mieszkała niedaleko stąd, w
każdej chwili może przyjść z wizytą!
- To miło - stwierdziła ponuro Annis.
Zjadła śniadanie na tarasie. Melina, po wypiciu
tylko filiżanki kawy, wstała mówiąc:
- Muszę zrobić masaż panu Leonowi. Codzienna
terapia jest niezbędna. W bezruchu łatwo o zanik
mięśni. Później, po południu, tobie też zrobię masaż.
- Tak bym chciała popływać! - Annis dostrzegła
prześwitującą wśród drzew niebieską wodę basenu.
- Szkoda, że nie możesz. Ale już niedługo zdejmą
ci gips.
Następną godzinę Annis spędziła na tarasie prze-
glądając bez większego zainteresowania stare amery-
kańskie czasopisma.
Zaczynała się już porządnie nudzić, gdy zobaczyła
Dionę Munthe i Melinę wychodzące przed dom. Diona
wyglądała świetnie w jedwabnym turkusowym
spodnium, które nadawało jej cerze złoty odcień. Na
widok Annis się zatrzymała.
- Chcę zamienić z tobą kilka słów - rzuciła,
równocześnie w niegrzeczny sposób odsyłając Melinę
po zostawiony w domu kapelusz.
- Pan Leon powiedział mi, dlaczego przywiózł cię
tutaj. Uważał to za swój obowiązek, gdyż oboje
byliście zasypani. Ale nie sądź, że jesteś taka bardzo
cwana zmuszając go do opieki nad sobą tylko dlatego,
że jesteś daleko od domu i nie masz pieniędzy.
- Wcale nie chciałam, żeby się czuł za mnie
odpowiedzialny - wybuchnęła Annis.
92
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Tylko nie kłam. Wiem sama, jak łatwo jest
owinąć sobie mężczyznę dookoła palca. Oni są tacy
łatwowierni. Ale twoje gierki już się skończyły. Nie
chcę, żebyś tu się kręciła i mi przeszkadzała. Wiem,
że przeżyłaś ostatnio ciężkie chwile, dlatego z własnej
kieszeni opłacę ci tygodniowy pobyt w jakimś przy
zwoitym hotelu i kupię bilet powrotny do domu.
Annis spojrzała na Dionę zdumiona.
- Czy pani rzeczywiście myśli, że się na to zgodzę?;
W tej chwili podeszła do nich Melina.
- To hojna zapłata - powiedziała szybko Diona.
- Przemyśl sobie. Odpowiesz mi jutro, tutaj na lunchu.
- Odwróciła się, wzięła kapelusz z rąk Meliny i wsiadła
do samochodu.
Upokorzona Annis stała nieruchomo.
- O czym ona mówiła? - zapytała Melina.
- Zachowała się okropnie.
- Nie przejmuj się, zawsze tak się zachowuje.
Podpierając się laską Annis weszła powoli do domu.
Miała straszny żal do Raphaela. Jak śmiał dać Dionie
do zrozumienia, że to Annis namówiła go, żeby ją ze
sobą zabrał! Powie mu zaraz, co sobie o nim myśli, i
zażąda natychmiastowego odwiezienia do Aten. Nie
zostanie tutaj ani dnia dłużej. Nie zostałaby ani
godziny, gdyby miała dokąd iść. A może w miasteczku,
o którym mówiła Melina, jest jakiś hotel? Może mają
wolny pokój?
Weszła zadyszana do pokoju Raphaela. Siedział
przy otwartych drzwiach balkonowych w fotelu na
kółkach, z książką w ręku. Uśmiechał się zapraszająco.
- Zastanawiałem się właśnie, kiedy się zjawisz.
Zatrzasnąwszy drzwi za sobą, Annis weszła w głąb
pokoju i spojrzała na niego.
TRUDNA MIŁOŚĆ
93
- Jak śmiałeś naopowiadać tej kobiecie tyle
kłamstw? - wybuchnęła. - Oskarżyła mnie o to, że cię
zmusiłam, byś mnie tutaj przywiózł. Przeciesz wiesz,
że chciałam wracać do domu.
- Nic Dionie o tobie nie mówiłem.
- Nie przerywaj mi, jeszcze nie skończyłam. Błagałeś
mnie, żebym z tobą przyjechała, bo nie wiedziałeś, że
ona tu będzie. Teraz mnie już nie potrzebujesz, więc
próbujesz się pozbyć, a Diona z przyjemnością podjęła
się wykonać brudną robotę! Powtórzyła mi wszystko,
co mówiłeś! Zaraz się wyprowadzam do hotelu i będę
tam dopóty, dopóki nie uda mi się dostać do Aten, a
potem do domu!
- W hotelu nie ma miejsc - warknął Raphael.
- Skąd wiesz? Czy już próbowałeś mnie tam
ulokować? - zapytała podejrzliwie.
- Nie i nie zamierzam. Ale Diandros chciał tam
umieścić Dionę ze służącą i to mu się nie udało.
Wszystkie pokoje są zajęte. Dlatego wynajął dla niej
domek weekendowy.
- Kiedy będę mogła odlecieć do Aten? - zapytała
Annis.
- Zostajesz tutaj.
- Nie zostanę ani chwili, wracam do domu.
- Bez paszportu?
- To nie moja wina, że go straciłam. Muszą mi
wydać nowy.
- Na to trzeba czasu. Trzeba sprawdzić w Anglii,
kim jesteś, a to potrwa. - Raphael zmienił ton. -
Usiądź, proszę. Wyglądasz tak, jakbyś miała za chwilę
upaść.
Rzeczywiście, ledwo trzymała się na nogach. Pode-
szła do krzesła i ciężko na nie opadła.
- Jesteś jeszcze bardzo słaba. Potrzebny ci od-
94
TRUDNA MIŁOŚĆ
poczynek i dobra opieka. Nie chcesz chyba narobić
matce kłopotu i wracać w takim stanie do Londynu.
No i przed naszym wyjazdem z Aten powinnaś była
załatwić sobie paszport.
- Chciałam, ale zapomniałam. To twoja wina, tak
mnie popędzałeś, żeby tu przyjechać.
- Oczywiście, wszystko moja wina.
- Jak zwykle! - Annis była wściekła.
- Jędza! - Był teraz cały w uśmiechach. Gniew
Annis powoli się rozpływał. I jak można się na niego
gniewać, gdy patrzy takim czułym wzrokiem?
- Skontaktuję się z naszą ambasadą. Zadzwonić,
czy lepiej napisać? - zastanawiała się głośno. - Będę
musiała wypełnić jakiś formularz i dać im zdjęcie.
- Dowiem się, jak to zrobić - obiecał spokojnie
Raphael.
- Ile czasu to zabierze? - zapytała.
Wzruszył ramionami i książka, którą trzymał na
kolanach, spadła na podłogę. Annis próbowała ją
przyciągnąć laską.
- Zostaw, i tak do szału doprowadza mnie prze
kładanie stronic tymi zabandażowanymi rękoma.
A może mi poczytasz? - Uśmiechał się teraz szeroko.
- Masz taki miły i czysty głos.
Ten komplement zrobił jej dużą przyjemność, wie-
działa, że nie jest zdawkowy. Zawsze wtedy, kiedy
Raphael był zbyt zmęczony, aby słuchać muzyki lub
oglądać telewizję, lubił, gdy mu czytała siedząc obok na
kanapie lub zwinięta w kłębek na dywanie u jego stóp.
To przypomnienie uderzyło ją, patrzyła na trzymaną
w ręku książkę nie widząc jej.
Właśnie wtedy, kiedy mu czytała, pocałował ją po
raz pierwszy. Aby załatwiać sprawy organizacyjne,
towarzyszyła orkiestrze podczas trasy koncertowej
TRUDNA MIŁOŚĆ
95
w Holandii. Były to dla Annis bardzo pracowite dni.
Na nogach od rana do nocy załatwiała dziesiątki
spraw. Dla członków orkiestry była kimś w rodzaju
matki i niewolnicy zarazem.
Po ostatnim koncercie urządzono przyjęcie. Annis
była już tak zmęczona, że postanowiła wrócić wcześniej
do siebie do pokoju. W windzie spotkała Raphaela. On
także wymknął się z przyjęcia. Miał twarz szarą ze
zmęczenia.
- Jesteś chory? - spytała zaniepokojona.
- Nie, skonany.
- Zaśniesz, gdy tylko przyłożysz głowę do poduszki.
- To nie takie proste. Najpierw muszę się odprężyć,
wrócić z przestworzy na ziemię. Poczytam sobie z
godzinę.
Zatrzymali się przed drzwiami jego pokoju.
- A może byś mi poczytała? Bardziej lubię słuchać
niż czytać, to mnie szybciej uspokaja. - Spojrzał na
wahającą się dziewczynę. - Czy myślisz, że ja specjalnie
pod tym pretekstem chcę cię wciągnąć do siebie?
- Nie - zaprzeczyła. Nic takiego nie przyszło jej w
ogóle do głowy.
W pokoju nalał szampana, usiedli obok siebie na
kanapie i Annis przez pół godziny czytała na głos
poezję, sama przy tym prawie zasypiając. Oparła mu
bezwiednie głowę na ramieniu, przytulił ją. Kiedy
skończyła czytać, nachylił się nad nią i delikatnie
pocałował w usta.
Była zbyt oszołomiona, żeby zareagować. Raphael
Leon, światowa sława, bożyszcze publiczności sal
koncertowych. Nigdy nie przypuszczała, że taki
człowiek może się nią zainteresować.
Podniosła głowę i spojrzała na niego nieśmiało.
- Też jesteś chyba bardzo zmęczona, kochanie
96
TRUDNA MIŁOŚĆ
- powiedział. - Idź, połóż się, dziękuję ci, bardzo mi
pomogłaś, masz uroczy głos.
Wróciła do swego pokoju niezbyt przytomna.
Wiele dni później uświadomiła sobie, że tego właśnie
wieczoru zakochała się w Raphaelu. Czy już wówczas
odwzajemniał jej uczucie? - zastanawiała się, patrząc
teraz na niego.
- O czym myślisz? - zapytał Raphael.
Zmieszała się.
- Właściwie o niczym, ja... pomyślałam, czy nie
wyciągnąć cię na słońce.
- Dobry pomysł - stwierdził. Annis pomogła mu
wyjechać fotelem na balkon.
Miała właśnie zacząć czytać, gdy Raphael powie-
dział:
- Melina pokazała mi nasz rozkład zajęć. Oboje
będziemy mieli masaże i nadal te specjalne ćwiczenia,
które robiliśmy w szpitalu. Ta dziewczyna nie da nam
próżnować, ma zadatki na tyrana. Zastanawiam się,
dlaczego wszystkie pielęgniarki mają takie dyktatorskie
zapędy?
- To wynika z rodzaju pracy, którą wykonują
- odpowiedziała Annis podnosząc książkę. - Czy
zacząć ci czytać?
- Proszę. - Usadowił się wygodnie w fotelu, jak
mały chłopiec, któremu mama obiecała opowiedzieć
bajkę.
Po smacznym lunchu Melina zarządziła odpoczynek.
O trzeciej zrobiła Annis masaż, a potem oboje z
Raphaelem wykonywali pod jej kierunkiem specjalne
ćwiczenia.
W ten sposób czas upłynął szybko prawie aż do
kolacji. I tym razem potrawy były proste, lecz bardzo
smaczne.
TRUDNA MIŁOŚĆ
97
- Uwielbiam grecką kuchnię - zwróciła się Annis
do Meliny. - Wszystko jest pieczone na grillu lub na
rożnie i podawane z sałatą lub z ryżem. Łatwo tutaj
zachowywać dietę.
- Pod warunkiem że nie pokochasz miodowych
ciasteczek - roześmiała się Melina.
Po kolacji pozostali w trójkę na tarasie, obserwując
słońce zachodzące powoli za drzewami i słuchając
głosu cykad.
Annis była zupełnie odprężona fizycznie. Myślami
wróciła jednak do chwil, o których chciała zapomnieć,
lecz nie była w stanie.
Jej kontakty z Raphaelem, początkowo tak niewinne,
przerodziły się w gorące uczucie. Dopiero gdy go
poznała bliżej, zorientowała się, jak bardzo złożoną
ma psychikę. W ciągu paru sekund z jednej skrajności
przechodził w drugą, czuły i delikatny przeradzał się
nagle w pasjonata. Za każdym razem, gdy się spotykali,
ujawniały się nowe cechy jego charakteru, niektóre z
nich niepokoiły dziewczynę.
Kiedyś Raphael wrócił z trasy koncertowej o dzień
wcześniej. Przyjechał do Annis o północy i zobaczył
wychodzącego mężczyznę. Zadzwonił do drzwi i z furią
zapytał:
- Kto to jest?
Zaskoczona, spytała:
- O czym ty mówisz?
- Nie próbuj kłamać! Widziałem, jak od ciebie
wychodził - wykrzyknął zmienionym nie do poznania
głosem. - Od kiedy to trwa? Czy od dawna spotykasz
się z nim za moimi plecami?
Wreszcie Annis zrozumiała, o co mu chodzi.
- Masz na myśli Jacka? - zapytała drżącym głosem,
przerażona wybuchem złości Raphaela.
98
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Nie obchodzi mnie jego imię, ty mała wstrętna
oszustko! - krzyknął. Złapał dziewczynę za ramiona
i z furią zaczął nią gwałtownie potrząsać.
W tym momencie otworzyły się drzwi sypialni i
dziewczęcy głos powiedział:
- Proszę pana, Jack jest moim chłopakiem.
Raphael odwrócił głowę i puścił Annis. W drzwiach
stała Tracy, osiemnastoletnia maszynistka z biura.
Uśmiechała się niepewnie.
- Zostałam na noc u Annis, bo uciekł mi ostatni
pociąg do domu. Byliśmy z Jackiem w teatrze i na
kolacji, zrobiło się późno... Zadzwoniłam do Annis i
zgodziła się, żebym spędziła tu noc. Jack mnie
odwiózł i przed chwilą wyszedł...
- Wszystko w porządku, Tracy - odezwała się
Annis. - Kładź się do łóżka.
Dziewczyna z widoczną ulgą wymknęła się z pokoju,
zamykając za sobą drzwi. Raphael spojrzał na Annis z
krzywym uśmiechem.
- Pewnie mnie nienawidzisz. A co teraz mogę
powiedzieć? Że zbyt pochopnie cię osądziłem? Tak,
powinienem przecież wiedzieć, że nie jesteś z gatunku
tych kobiet, które oszukują...
- Tak, powinieneś to wiedzieć - odpowiedziała
Annis, przestraszona gwałtownością Raphaela.
Ujął jej ręce i podniósł do ust, całował z pochyloną
głową.
- Zobaczyłem jakiegoś wychodzącego mężczyznę
i dźgnęła mnie zazdrość. Nie zastanawiałem się, nie
pomyślałem, czy to w ogóle możliwe, że mnie
zdradzasz. Od razu wpadłem w szał. Przepraszam cię,
Annis. Zachowałem się jak głupiec.
Annis nie była w stanie dłużej się na niego złościć,
Uśmiechnęła się na myśl, że takie objawy zazdrości
TRUDNA MIŁOŚĆ
99
oznaczają, że Raphael musi bardzo ją kochać. Spojrzała
na niego. Zaczął ją całować, przyciskając do siebie
drżącymi rękoma.
W tym momencie coś się między nimi zmieniło. Po
raz pierwszy tak wyraźnie ujawniło się pożądanie
Raphaela. Annis zobaczyła, jak przytulony do niej
drży, czuła, jak bardzo rozpalona jest jego skóra.
- Zląkłem się, że sypiasz z kimś innym - rzekł
Raphael zduszonym głosem. - Wydaje mi się, że już
całe wieki czekam na to, by kochać się z tobą.
Dostałem nagle szału widząc innego mężczyznę,
pomyślałem sobie... To było głupie, wiem, że byś
mnie nie oszukiwała. Pragnę cię, Annis. Nie zniosę
tego dłużej. Jeśli chcesz czekać, aż staniemy się
małżeństwem, to bierzmy ślub od razu.
Nie było to łatwe zadanie. Kalendarz koncertów
miał zapełniony na wiele tygodni naprzód. Z rozkładem
zajęć Raphaela w ręku spędzili wiele czasu, próbując
między koncerty i objazdy wstawić termin ślubu. I
cała sprawa skończyła się tak, że Annis uciekła od
niego na długo przedtem, nim nastąpił ten dzień.
Wtedy, kiedy pisała do niego list, że wszystko
skończone, że wyjeżdża z innym mężczyzną, wykorzys-
tała świadomie chorobliwą zazdrość Raphaela. Ten
sławny i pewny siebie muzyk ujawnił przed Annis
inne, skrywane cechy charakteru - niepewność,
zwątpienie i obawę przed utratą dziewczyny. Annis
miała pewność, że Raphael uwierzy łatwo w to, że ona
kocha kogoś innego.
Melina ziewnęła i podniosła się z krzesła, przerywając
senny, urokliwy spokój greckiego wieczoru. Annis
oderwała się od wspomnień, wróciła do rzeczywistości
i rozejrzała się wokół.
- Zasnęłaś na siedząco? - zapytała serdecznie
100
TRUDNA MIŁOŚĆ
Melina. - Ja też prawie spałam. Chyba pora iść do
łóżka.
Spod półprzymkniętych powiek Raphael przyglądał
się Annis. Spojrzała na niego, zmieszała się i odwróciła
wzrok. O czym rozmyślał? Czy obserwował ją cały
czas, gdy wspominała przeszłość, przypominając sobie
dawne, wspólne chwile? Czy jej twarz zdradzała ukryte
myśli?
Jak długo jeszcze - zapytywała się w duchu -
wytrzymam tutaj tę zdradziecką, tak bardzo bolesną
intymność?
Następnego dnia w południe wąż powrócił do
Edenu. Annis usłyszała warkot silnika i przez okno
sypialni zobaczyła Dionę Munthe wchodzącą po
stopniach na taras. Z promiennego uśmiechu na
twarzy Annis odgadła od razu, że jest przeznaczony
dla Raphaela. Wyszedł właśnie przed dom powitać
gościa.
- Kochany! - Diona zamruczała jak kotka i przez
otwarte okno Annis usłyszała wyraźnie odgłos pocałun-
ku. Zatrzasnęła okno i usiadła przed toaletką,
spoglądając na siebie w lustrze. Twarz miała spiętą,
skórę rozpaloną, a oczy świeciły zimnym blaskiem.
Czy uda mi się stawić czoło Dionie przez cały czas?
Ten gatunek kobiet Annis znała aż za dobrze. Często je
widywała. Drapieżne wielbicielki talentów i profes-
jonalne śpiewaczki, które nie przebierając w środkach
Próbują się zbliżyć do najbardziej sławnych mężczyzn.
Takich kobiet wokół Raphaela było zawsze pełno, a on
nie miał jak uciec przed nimi, gdyby nawet tego
chciał! Teraz, w swym fotelu na kółkach, też nigdzie
utiec nie może. Jest - dosłownie - doskonałym,,
nieruchomym celem wszelkich ataków.
TRUDNA MIŁOŚĆ
101
Annis byłaby zazdrosna o każdą kobietę, która
próbowałaby zainteresować sobą Raphaela. Gdyby
jednak miała pewność, że inna kobieta kocha go
równie mocno jak ona, że Raphael byłby szczęśliwszy
z inną kobietą, zagryzłaby zęby i to zniosła. Ale w tym
wypadku ani przez sekundę nie wierzyła, że Diona jest
zakochana w Raphaelu lub że rzeczywiście zależy jej
na nim. Jest jedynie ambitną oportunistką. W świecie
muzycznym Raphael ma duże wpływy. Mógłby pisać
dla niej wspaniałą muzykę i wprowadzić w świat
liczących się ludzi.
Annis powoli pokonała schody pomagając sobie
laską. Och, jak chciała się już pozbyć gipsu, prze-
szkadzał jej coraz bardziej. U stóp schodów zobaczyła
bardzo zdenerwowaną Melinę. Ten stan ducha pielęg-
niarki nauczyła się poznawać po ściągniętych brwiach,
które stawały się jakby gęstsze i czarniejsze. Zaciśnięte
wargi dziewczyny tworzyły jedną linię.
- Jest tutaj - powiedziała ze złością do Annis.
- Wiem, widziałam z okna.
- Wygoniła mnie! - syknęła Melina. Na policzkach
dziewczyny ukazały się dwie czerwone plamy. - Od-
pędziła mnie jednym ruchem ręki, jak jakaś hrabina!
Proszę nas zostawić samych, powiedziała. Nie jest
nam pani potrzebna.
Melina zacisnęła dłonie w pięści i dyszała ze złości.
- Z jaką przyjemnością bym jej... - przerwała,
słysząc, że Annis się śmieje. - To nie jest wcale
zabawne - dodała nieco urażona.
- Nie, ale ty jesteś zabawna. Twoja mina. Masz
oczywiście rację, ale nie daj się Dionie wyprowadzić z
równowagi! Nie rób jej tej przyjemności, nic jest tego
warta.
Melina zastanowiła się przez chwilę.
102
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Masz rację - kiwnęła głową. - Nie jest tego warta.
Ale mężczyźni są tak głupio łatwowierni! Pan Leon
siedzi tam z błogim uśmiechem na twarzy, podczas
gdy ona przy nim klęczy, patrzy czule w oczy, prawi
komplementy i traktuje jak bóstwo. A on nie zdaje
sobie sprawy z tego, że to wszystko są tylko sztuczki,
puste słowa i gesty. Czy nie przejrzy na oczy? Czy jest
ślepy? Przecież nie może być aż tak beznadziejnie
naiwny!
- Raphaela zawsze otaczają takie kobiety - stwier-
dziła poważnie Annis, starając się zachować nie-
przeniknioną twarz, mimo że opis sceny między
Raphaelem i Dioną ugodził ją do żywego. - Gdzie się
tylko ruszy, od razu kobiety rzucają mu się w ramiona,
nie zdając sobie sprawy z niestosowności takiego
zachowania. Raphael miał wiele czasu, by do tego
przywyknąć, a teraz zawsze spodziewa się jawnej
adoracji.
Nie był zaskoczony, że zakochałam się w nim,
pomyślała Annis. Zachowywał się przy tym w sposób
bardzo pewny siebie. Zdumiewające, nieprawdopodob-
ne było tylko to, że wybrał właśnie mnie.
Melina spoglądała z ciekawością na Annis.
- Oboje stanowicie dla mnie zagadkę. Ty mu nigdy
nie pochlebiasz i traktujesz jak normalnego człowieka,
a nie jak sławnego artystę. Czasami myślę, że będąc
razem, oboje jesteście szczęśliwi...
Annis zaczerwieniła się. Odwróciła wzrok.
Melina ciągnęła dalej.
- A czasami wyglądacie, jakbyście się nienawidzili.
- Zatrzymała się, czekając na jakieś wyjaśnienie.
Co mogę jej powiedzieć, pomyślała Annis. Wcześniej
czy później Melina domyśli się prawdy. Lepiej więc
chyba, żeby wiedziała.
TRUDNA MIŁOŚĆ
103
- Znamy się od dawna - rzekła opanowanym,
spokojnym głosem i wyszła na taras.
Raphael wypoczywał na miękkiej leżance, z głową
na podifszce, w pełni zrelaksowany. Obok, na drugiej
kanapce, leżała Diona ze szklanką koktajlu z różowego
szmapana w ręku.
Drwiącymi oczyma Raphael patrzył w stronę Annis,
obserwując uważnie obojętne i beznamiętne spojrzenie
dziewczyny. Wiedziała, że oszukać się nie dał - widziała
rozbawienie na twarzy - ale go zlekceważyła. Annis
pragnęła zwieść tylko Dionę. Śpiewaczka rzuciła jej
lodowate spojrzenie.
- Annis poznałaś już wczoraj, prawda? - Raphael
zwrócił się do Diony, która bez słowa kiwnęła
głową.
Annis przysunęła się do stołu i nalała sobie do
szklanki lemoniadę z lodem.
- Może chcesz koktajl z szampana? - zapytał
Raphael. - Irena za chwilę przyniesie.
Annis potrząsnęła przecząco głową.
- Nie, dziękuję, lemoniada z lodem jest w tym
upale najlepsza. - Nie chciała pić szampana, przez
następne kilka godzin wizyty Diony musi zachować
trzeźwofć umysłu.
- A więc jedziesz na festiwal do Szwecji? - zapytała
Diona Raphaela, nie zwracając uwagi na Annis.
- To zależy, ile czasu potrwa moja rekonwalescencja.
Nagle Diona wydała z siebie odgłos przypominający
gruchanie gołębia.
- Biedaku! Nawet nie zagrasz na fortepianie! Co za
szczęście, że będziesz mógł przynajmniej kom-
ponować! Jeśli ci potrzebny ktoś do pisania nut, będę
zaszczycona mogąc ci pomóc.
- Nie sądzę, abym był w nastroju do komponowania
104
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Odpowiedział sucho Raphael. - Za propozycję
pomocy bardzo dziękuję.
Teraz Diona zaczęła opowiadać o swej pracy
- 0 operach, w których śpiewała, i festiwalach,
w których brała udział. Mówiła o ulubionych utworach
i kompozytorach.
Tych wszystkich opowiadań, w których na każdym
kroku przewijał się ogromny egocentryzm Diony,
Raphael słuchał spokojnie. Annis wydawało się nawet,
że całe to samouwielbienie śpiewaczki go bawi.
Chwilę później przyszła Irena, oznajmiając, że lunch
czeka. Diona wstała i sama zaczęła popychać fotel
Raphaela. Nieco dalej na tarasie ustawiono duży stół.
Był nakryty tylko dla trzech osób. Zazwyczaj jadła z
nimi także Melina, ale dziś widocznie chciała się
trzymać z daleka. Tak więc Annis przypadło w udziale
krojenie mięsa na talerzu Raphaela.
- Ja to zrobię - zdecydowała Diona, wyrywając
nóż i widelec z rąk Annis.
Raphael zaprotestował.
- Sama zajmij się od razu jedzeniem, nie czekaj na
mnie - zwrócił się do Diony.
Spod długich, sztucznych rzęs śpiewaczka rzuciła
mu powłóczyste spojrzenie.
- Jesteś taki troskliwy, kochanie.
Nadal wyraźnie ignorowała Annis. Wtrącając się,
Raphael dał Dionie do zrozumienia, że usługuje mu
Annis i że to ona może poczekać z jedzeniem. Jest
tutaj najmniej ważna.
2 zaciśniętymi zębami Annis kroiła mięso na talerzu
Raphaela. Pozostała dwójka nie zwracała na nią
żadnej uwagi. Diona rozmawiała z Raphaelem.
otwarcie z nim flirtując. Uśmiechała się czule, dotykała
ręką, gdy chciała coś podkreślić, muskała palcami
TRUDNA MIŁOŚĆ
105
jego policzek, gdy żartował. Annis udawała, że tego
nie widzi. Jadła milcząc, z nosem utkwionym w talerzu.
Zrobiło się jej bardzo przykro. Diona jest taka
efektowna, oboje z Raphaelem mają z sobą wiele
wspólnego... Była zazdrosna.
Przypomniała sobie inne, podobne okazje. Podczas
przyjęć, na które chodzili, zawsze czuła się osamot-
niona. Raphaela otaczały piękne kobiety, rywalizując
między sobą o jego względy. W takich okolicznościach
Annis czuła się źle. Jestem taka przeciętna i nieatrak-
cyjna, nie mam żadnych zalet ani talentów. Co mam
właściwie do zaoferowania Raphaelowi? - zapytywała
samą siebie.
Lunch ciągnął się w nieskończoność. Wreszcie Irena
podała kawę. Annis pomogła Raphaelowi podnieść
filiżankę do ust. Ich oczy się spotkały.
- Jesteś taka milcząca - powiedział.
Rzuciła mu niechętne spojrzenie. Przecież rozmawiał
tylko z Dioną.
- Milcząca? - powtórzyła głośno.
Diona wybuchnęła swym perlistym, operowym
śmiechem. Dotknęła ręką głowy Annis.
- Kochany, nie wprowadzaj jej w zakłopotanie!
Powinniśmy pamiętać, że rozmawiamy sami! To, co
dla nas obojga jest interesujące, dla obcych jest
nudne, prawda?
Annis spłonęła rumieńcem. W środowisku, do
którego należeli Raphael i Diona, była intruzem, ale
nikt nigdy oprócz Diony tego jej wprost nie powiedział.
Uwaga śpiewaczki bardzo ją zabolała.
- Czy nudzisz się, Annis? - zapytał Raphael. Bawiło
go rozzłoszczone spojrzenie dziewczyny. Znów skorzys
tał z okazji, żeby ją dręczyć, wiedział, że w obecności
Diony mu się nie przeciwstawi.
106
TRUDNA MIŁOŚĆ
Nagle przy stole zjawiła się Melina.
- Pora na odpoczynek - oznajmiła.
Raphael zrobił przepraszający gest w stronę Dionjl
- Muszę słuchać poleceń, widzisz, jak mną tutaj
rządzą.
- Pozbądź się ich obu, kochany - odpowiedziała
mu słodkim głosem Diona, całując czule. Annis
wiedziała, że artyści ciągle się ściskają i całują, ale ten
pocałunek był inny - w usta, długi, zmysłowy. Annis
ogarnęła złość, odwróciła się w drugą stronę.
Melina też była zirytowana. Nagłym ruchem od-
ciągnęła fotel Raphaela, zmuszając w ten sposób
Dionę do przerwania pocałunku. Ze złości śpiewaczka
zrobiła się czerwona.
Melina i Raphael zniknęli, Diona siedziała dalej,
coraz bardziej rozwścieczona. Spojrzała na Annis.
pytając:
- No i co? Przemyślałaś moją ofertę?
Annis wstała od stołu.
- Tak, i moja odpowiedź brzmi „nie" - od
powiedziała odchodząc powoli.
Usta Diony wykrzywiły się w złym uśmiechu. Nagle
niespodziewanym ruchem wysunęła przed siebie nogę.
Annis się potknęła. Padając krzyknęła głośno z prze-
rażenia.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Annis miała dużo szczęścia. Kilkanaście centymetrów
dalej, a byłaby upadła na marmurową podłogę i
wylądowała z powrotem w szpitalu, na czym zapewne
zależało Dionie. Przewracając się, zdała sobie sprawę
z grożącego niebezpieczeństwa i całym ciałem rzuciła
się w bok, trafiając szczęśliwie na jedną z miękkich
leżanek ustawionych wokół tarasu.
Upadła ciężko i przez chwilę leżała tak oszoło-
miona, że nie była w stanie zobaczyć, co robi Diona.
Nagle znalazła się przy niej Melina. Pomogła Annis
się podnieść.
- Co się stało? Co sobie zrobiłaś? Boli cię? - pytała
zaniepokojona.
- Chyba nic mi się nie stało - odpowiedziała
niepewnie Annis. Nadal nie mogła utrzymać równo-
wagi. - Miałam miękkie lądowanie - dodała, próbując
wykrzesać z siebie iskierkę humoru.
- Jak to się stało? Potknęłaś się? - dopytywała się
Melina.
- Tak, potknęłam.
Diona Munthe jest chyba nienormalna, pomyślała
Annis. Podłożyła nogę umyślnie, żeby zrobić mi
krzywdę?
- Gdzie jest Diona? - spytała.
Melina odwróciła się i spojrzała w stronę podjazdu.
- Właśnie wsiada do samochodu - odrzekła z nieuk
rywanym zadowoleniem. - Wiedziałam, że się wyniesie,
jak tylko pan Leon stąd odejdzie. Dzięki Bogu, że
108
TRUDNA MIŁOŚĆ
odjechała. Chodźmy lepiej do twego pokoju, musisz
się położyć.
- Nie bez powodu Raphael nazywa cię tyranem -
żartowała Annis.
- Czy tak rzeczywiście powiedział? Od samego
początku postanowiłam być surowa, w przeciwnym
razie nie słuchałby wskazówek. Chciałby już niemal
biegać, a jeszcze nie może się nawet poruszać. Jeśli
chce w ogóle chodzić, musi się stosować do mych
poleceń. To bardzo ważne.
- Czy będzie normalnie chodził? - zapytała zanie-
pokojona Annis.
- Po złamaniu obu nóg to nie takie proste. Musi być
cierpliwy, cały czas ćwiczyć mięśnie, żeby utrzymać je
w dobrej formie. Pan Leon dobrze wie, że mam rację,
ale, jak większość mężczyzn, jest niecierpliwy.
- Boi się przyszłości - stwierdziła Annis. Na myśl,
że Raphael może być niezdolny do chodzenia lub
grania na fortepianie, zabolało ją serce.
Melina uśmiechnęła się do niej.
- Nie możemy pozwolić, by zawczasu się zamart
wiał. Musi się nauczyć cieszyć każdym dniem. Jestem
zadowolona, że jesteś tutaj, Annis. Będąc w pobliżu
bardzo ułatwiasz mi pracę. Podtrzymujesz pana Leona
na duchu. Potrzebuje cię.
Tych słów Annis wolałaby nie usłyszeć. I bez
obciążenia odpowiedzialnością za powrót Raphaela do
zdrowia było jej ciężko powziąć decyzję, czy
wyjechać, czy też zostać.
- A co z jego rękoma? Jakie są szanse? - spytała.
- Jeszcze nie wiadomo. Ze ścięgnami różnie bywa.
Operacje na nich raz się udają, a raz nie. Wyniku nie
da się przewidzieć. Pan Leon będzie mógł z pewnością
posługiwać się rękoma, ale czy uda mu się nadal grać
jak kiedyś, nie wiadomo. Sądzę, że nawet chirurg,
który go operował, nie założyłby się o to.
TRUDNA MIŁOŚĆ
109
Annis porozmawiała jeszcze chwilę z Meliną, po
czym poszła do siebie. Przy zamkniętych okiennicach
i wśród niebieskawych cieni, błądzących po pokoju w
ociężałym słońcu greckiego popołudnia, spała przez
godzinę.
Nagle się obudziła. Wyrwała się z koszmaru. Leżała
pod gruzami, zasypana, z ustami pełnymi pyłu,
oślepła. Usiadła na łóżku i z bijącym sercem
rozejrzała się nieprzytomnie po pokoju. Z ulgą
uzmysłowiła sobie, gdzie się znajduje. Zlana potem
pokuśtykała do łazienki, zimną wodą obmyła twarz,
kark i ręce.
Przy kolacji Melina zapytała:
- Czy mogłabym mieć dziś wolny wieczór? Chcia
łabym z kimś się spotkać.
Annis uśmiechnęła się.
- Masz randkę? Przystojny?
Melina zaczerwieniła się.
- Dla mnie tak. - Była zmieszana. Jej grecki akcent
stał się wyraźniejszy niż zazwyczaj.
- Masz prawo do wolnego wieczoru - orzekł
Raphael.
- Dziękuję. Wrócę koło dziesiątej, jeszcze zanim
się położycie. - Wstała i poszła. Annis i Raphael
zostali przy kawie, obserwując z tarasu księżyc
wschodzący na jasnogranatowym niebie.
- Chcesz czegoś posłuchać? - zapytała Annis
Raphaela. Wybrała jego ulubione utwory Szopena i
bez słowa przez godzinę słuchali muzyki.
- Miałem dziś telefon od Barry'ego - powiedział
nagle Raphael. Spojrzała na niego.
- Czy gorzej z Carmel?
- Chciał tylko pożyczyć pieniądze. Mówił, że jest
mu potrzebny nowy samochód, a na koncie ma zbyt
mało. Wydaje mi się jednak, że nie mówi prawdy, sam
nie wiem, dlaczego. Ciągle mu nie dowierzam
11o
TRUDNA MIŁOŚĆ
i to mnie niepokoi. Carmei ma wystarczająco dużo
Własnych kłopotów, by mąż miał jej sprawiać nowe!
Annis rozejrzała się po ogrodzie skąpanym w księ-
życowej poświacie.
- Carmei mu ufa, prawda? - spytała.
- Tak, z każdym dniem bardziej na niego liczy -
odpowiedział ponuro Raphael. - Do sprzątania i
pomocy przy dzieciach przychodzi kobieta, a codzien-
nie na parę godzin zatrudniają pielęgniarkę, która
zajmuje się Carmei. Barry pracuje nadal sześć dni W
tygodniu, ale kiedy Carmei źle się czuje, wtedy zostaje
w domu i zarządza wszystkim.
- Nie lubisz go.
- Zawsze byłaś spostrzegawcza w takich sprawach.
Nigdy nie lubiłem Barry'ego, za bardzo się różnimy.
Ale, trzeba przyznać, nie jest mu łatwo i się nie
uskarża, przynajmniej przede mną. Carmef Polega na
nim, widzi w nim oparcie. Nie chciałem, żeby tak
wcześnie wychodziła za mąż. Mniej bym się o nią
martwił, gdyby wybrała innego faceta. Nadal nie mam
przekonania do Barry'ego, nigdy go nie polubię. Jest
zbyt gładki. Każdemu potrafi Wcisnąć samochód i go
zagadać, a ja nie uważam tego za szczególnie
pozytywną cechę charakteru. znam wiele osób, które
uważają, że Barry ma Wiele wdzięku, ale to są
zazwyczaj tylko kobiety.
-
Spojrzał na Annis spod oka.
- A co ty o nim sądzisz? Od samego początku nie
lubiłaś Barry'ego, Prawda?
Skinęła milcząco głową.
- Dlaczego?
- Nie wiem, chyba instynktownie. Wtedy nic nie
mogłam mu zarzucić...
- A teraz możesz? - Oczy Raphaela się zwęziły.
- Tak, teraz mogę, bo go poznałam bliżej. Mój
instynkt na ogół nie zawodzi.
TRUDNA MIŁOŚĆ
111
- Kobieca intuicja - potwierdził. - Szkoda, że
Carmel jej nie miała. Co ona widzi w Barrym?
- Miłość kieruje się własną logiką.
- Co logika ma do miłości? Nic.
Annis wstała, żeby zmienić płytę. Nastawiła koncert
fortepianowy Czajkowskiego. Kiedy wróciła, zoba-
czyła, że Raphael ma zamknięte oczy. Pochyliła się,
by mu odgarnąć włosy z czoła. Otworzył oczy i,
zanim zdążyła się wyprostować, objął ją ramieniem.
- Puść mnie.
Poczuła wargi Raphaela na szyi. Zamknęła oczy.
- Przestań, proszę. - Próbowała się uwolnić. Wargi
Raphaela błądziły po jej skórze. Odchylił sukienkę
i zaczął wodzić ustami po piersiach dziewczyny.
Annis znieruchomiała, gdy jego usta zaczęły się
przesuwać w dół między piersiami. Podniosła ręce i
ujęła w dłonie jego ciemną głowę. Zamierzała
odepchnąć Raphaela, ale poczuła, jak ogarnia ją
pożądanie. Podobnie jak tony muzyki, jej od dawna
tłumione uczucia przybierały na sile. Nadal trzymała
w dłoniach jego głowę, zanurzając palce we włosy.
Usta Raphaela zatoczyły pełny łuk na jej piersiach.
Annis nie nosiła biustonosza. Przestała go wkładać po
wypadku, gdyż ramiączka urażały poranione ciało.
Raphael odsunął sukienkę jeszcze dalej, wargami
objął sutki dziewczyny. Delikatne ruchy języka
podniecały Annis, lecz równocześnie przenikała ją
niemal macierzyńska czułość. Jak dziecko Raphael
wtulał głowę w jej piersi, szukając ukojenia.
Pochyliła się i ucałowała jego skronie. Głowa
Raphaela opadła na poduszkę, wypuścił dziewczynę z
objęć i spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem.
- Nie oszukujmy się! Na razie nie nadaję się jeszcze
do niczego, jestem słaby jak nowo narodzone dziecię.
- Biedny Raphael.
11Z
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Nie kpij ze mnie! Poczekaj, aż wyzdrowieję,
a wtedy zobaczymy, kto będzie śmiał się ostatni.
Pochyliła się i pocałowała go w usta. Wstrząśnięta
wrażeniem, jakie na niej wywierał, usiadła z dala na
kanapce. Raphael uważnie ją obserwował. Drżała z
podniecenia, pożądanie ogarnęło całe ciało.
Raphael leżał w milczeniu.
- Kiedy wreszcie powiesz mi całą prawdę? - zapytał.
- Kłamałaś?
Annis nie odpowiedziała.
- Wiem, że w twym życiu nie ma innego mężczyzny.
Nie ma i nie było. Wymyśliłaś to wszystko, żeby
ukryć prawdziwą przyczynę odejścia. Dlaczego nadal
nic nie chcesz powiedzieć?
Milczała. Raphael ciągnął dalej.
- Gdybym wiedział, o co chodzi, pomógłbym ci.
Powiedz mi teraz, proszę.
- Nie - rzekła Annis po długim milczeniu. - Nie
mogę. Zapomnij o wszystkim.
- Mam zapomnieć? Przez całe dwa lata próbowa-
łem, ale się nie udało. Rzuciłaś mnie, gdy byłem w
tobie zakochany. Nic takiego mi się przedtem nie
zdarzyło. Widocznie mnie nie kochałaś, ale mimo to
trudno ci wymazać sprawę z pamięci.
Odpoczął chwilę.
- Odkąd spotkaliśmy się w Atenach, widzę, że
nadal cię pociągam. Czy tylko pożądanie między
nami pozostało? Czy nic więcej nas nie łączyło? Może
pragnęłaś tylko pieniędzy i sławy? Spotykam mnóstwo
kobiet, którym na tym zależy. Sam nic dla nich nie
znaczę. A jak było z tobą? Zostałem tylko zdobycznym
trofeum i niczym więcej? Czy odegrałaś tę rolę na mój
użytek, żeby zdobyć prywatnego Oscara?
Rękoma zakryła uszy.
- Przestań, proszę. - Po twarzy zaczęły spływać jej
łzy.
TRUDNA MIŁOŚĆ
W tym momencie ruchome światła reflektorów
przebiły ciemności. Wracała Melina.
- W porę się zjawia - powiedział ze złością Raphael.
- Jesteś pewnie zachwycona.
Annis sięgnęła po laskę, wstała i skierowała się w
stronę drzwi wejściowych. Była wykończona.
- Znów uciekasz - stwierdził gorzko.
- Dobranoc.
- Miłych snów.
Gdyby wiedział, jakie miała sny! Od wypadku
często śniło się jej trzęsienie, teraz cały przeżyty
koszmar wracał prawie co noc.
W następne dni Annis unikała Raphaela na każdym
kroku, rzadko przebywali sami. W wolne wieczory
Meliny chroniła się w pokoju, udając, że jest już
śpiąca. Raphael jej nie zatrzymywał.
Dużo ćwiczyli pod kierunkiem Meliny. Niemal co
dzień Raphaela odwiedzała Diona. Annis nie brała
udziału w tych spotkaniach.
Któregoś dnia wchodząc do salonu zastała Dio-nę
przy fortepianie. Grała nieznany utwór. To muzyka
Raphaela, pomyślała Annis. Komponuje dla Diony?
Raphael siedział tuż obok śpiewaczki i nucił. W
pewnej chwili Diona przestała grać i powiedziała
podekscytowana:
- Kochany, to znakomita muzyka do tekstów!
Jesteś cudowny. - Pochyliła się i pocałowała go.
Annis wyszła z salonu tak cicho, jak weszła. W ogóle
jej nie zauważyli.
Poczuła się bardzo samotna. Liczyła dni do zdjęcia
gipsu, coraz bardziej jej przeszkadzał. Raphael z dnia
na dzień też był w gorszym humorze. Wypogadzał się
tylko wtedy, kiedy oboje z Dioną pracowali przy
fortepianie.
Na kilka dni przed umówioną w Atenach wizytą
114
TRUDNA MIŁOŚĆ
u specjalisty Raphael i Diona spędzili razem cały
wieczór, mówiąc tylko o muzyce i całkowicie ignorując
obecność Annis. Było za wcześnie, żeby iść spać. W
sypialni dziewczyna też nie chciała siedzieć. Tkwiła
więc uparcie na tarasie, patrząc w ciemne niebo i
licząc gwiazdy. Zażyłość Raphaela z Dioną przeży-
wała boleśnie.
- Kiedy poczujesz się lepiej, musimy zacząć razem
pracować - mówiła Diona z prowokującym uśmie
chem. Miała na myśli nie tylko muzykę. - Trzeba
zorganizować wspólny koncert. Ty zagrasz jedną ze
swych sonat, a ja zaśpiewam twoje nowe melodie. Są
wspaniałe! Właśnie takie powinny być współczesne
pieśni, dramatyczne. - Roześmiała się radośnie. - Są
idealne dla mojego głosu.
Annis nadal obserwowała gwiazdy. Była pełna
wewnętrznego bólu.
Po wyjściu Diony Raphael zwrócił się do dziewczyny:
- Czy zawsze musisz być taka niegrzeczna?
Ta krzycząca niesprawiedliwość odjęła jej mowę.
Patrzyła na Raphaela z otwartymi ustami, chwytała
powietrze jak ryba bez wody.
- To ja jestem niegrzeczna? Siedzę tutaj co wieczór,
podczas gdy ty się zabawiasz z Dioną, a mnie traktujesz
jak powietrze!
- Nigdy nawet nie spróbowałaś włączyć się do
rozmowy.
- Kiedy? Przecież bez przerwy mówicie tylko o
muzyce!
- Swego czasu słyszałem, że lubisz muzykę.
- Tak, ale tylko słuchać. Nie znam wcale tych
ludzi, o których mówicie, nie wiem nawet, nad czym
w tej chwili pracujesz. Diona świetnie zdaje sobie z
tego sprawę, triumfuje...
- Nie musisz być o nią zazdrosna - powiedział
Raphael. - Jest tylko koleżanką, nikim więcej. Razem
TRUDNA MIŁOŚĆ
115
pracujemy, to wszystko. Diona świetnie zna się na
muzyce. Wyczuwa, czy słowa i muzyka łączą się razem.
Czyżby Raphael nie zdawał sobie sprawy z tego, jak
bardzo Dionie na nim zależy? Pewnego dnia
śpiewaczka wyciągnie pazury. A może doszedł do
wniosku, że jest mu potrzebna żona o tak bliskich
zainteresowaniach, żona z jego własnego świata?
ROZDZIAŁ ÓSMY
Następnego ranka Melina bardzo późno obudziła
Annis, odciągając zasłony i wpuszczając słońce do
pokoju.
- Śniadanie do łóżka - powiedziała wesoło, trzy-
mając tacę w rękach.
- Która to godzina? - Annis spojrzała z obawą na
zegarek. - Nie powinnaś mi pozwolić tak długo spać!
- Dlaczego? Przecież to twój urlop. Wyskakuj z łóż-
ka i biegnij do łazienki. Śniadanie czeka. Muszę iść
teraz do pana Leona, dziś także dłużej śpi. Co robiliście
razem ostatniej nocy? - Melina odwróciła się śmiejąc.
Jako pielęgniarka wie dobrze, że nie mogliśmy nic
robić, pomyślała Annis, ale nawet ta żartobliwie
wypowiedziana sugestia bardzo ją poruszyła.
Po wyjściu Meliny piła kawę, patrząc w okno i
obserwując przezroczyste niebo. Widoczność była
znakomita. Jakby to było dobrze - westchnęła -
gdybym moje życie mogła widzieć równie wyraźnie.
Usłyszała ciche pukanie. W drzwiach stanął Raphael,
podpierając się dwiema laskami. Ostatnio zręcznie się
nimi posługiwał. Annis uśmiechnęła się na widok jego
zadowolonej z siebie miny.
- Niedługo będziesz biegał z laskami - powiedziała.
- I grał w golfa!
- Nie dasz rady utrzymać kija!
- A od czego są moje laski? - To mówiąc oparł się
na jednej z nich i zaczął wymachiwać drugą.
TRUDNA MIŁOŚĆ
117
Śmiała się, ale była nieco zaniepokojona.
- Bądź ostrożny.
Raphael wyprostował się, oparł na obu laskach i
spojrzał ciepło na dziewczynę.
- Z przepaską na włosach i w niebieskiej koszulce
wyglądasz zupełnie jak Alicja z Krainy Czarów.
- Nie lubiłam nigdy tej książki, przerażała mnie.
- Sądzę, że nie podobała ci się w niej cała bezsen-
sowność - powiedział. - Brak logiki, wszystko na
opak. Ty, Annis, jesteś ogromnie rzeczowa. Chcesz,
żeby wszystko było na swoim miejscu. Lubisz gładko
układać sobie życie, masz niezwykłe poczucie ładu.
- A więc jestem bardzo nudna - orzekła smętnie.
- Nudna? Nie jesteś nudna, to niedobre określenie.
Jesteś zaskakująca, nie można przewidzieć, jak się
zachowasz. Raz bywasz praktyczna i rzeczowa, a raz
jesteś rozmarzoną romantyczką. Nie ma sposobu, by
zgadnąć, kiedy jaka będziesz. - Wzrok Raphaela
stwardniał. - Na przykład nie spodziewałem się, że tak
całkiem bez ostrzeżenia znikniesz z mego życia...
Zagryzła wargi. Gdybym tylko mogła wyznać
Raphaelowi prawdę, pomyślała. Być może mylę się,
przewidując jego gwałtowną reakcję. Wybuchnie jak
wulkan i będzie krzyczał tak, że go usłyszy każdy na
milę stąd? Gdybym porozmawiała z nim spokojnie i
wszystko wytłumaczyła...
- Dlaczego mnie rzuciłaś? - zapytał tak nagle, że aż
podskoczyła. Często zaskakiwał ją tym, że wpadał w
tok jej myśli.
- Czy zraził cię mój tryb życia?
Po raz pierwszy Annis zdała sobie sprawę, że to też
stało się po części powodem jej ucieczki.
- Niełatwo jest zwykłej kobiecie być żoną sławnego
mężczyzny.
118
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Niełatwo jest zwykłemu mężczyźnie być sławnym
mężczyzną. Jak wiesz, nie zawsze byłem sławny. Stało się
to dość szybko i trudno było się przyzwyczaić. Muzycy,
wszyscy artyści, żyją jak ptaki, w ciągłym ruchu. Przed
każdą moją podróżą byłaś zdenerwowana i smutna. Nic
na to poradzić nie mogę, wyjazdy są częścią mojej pracy.
Sam już nie lubię tych ciągłych tournee, życia na walizkach,
w hotelach. W miarę upływu czasu to przestawało być
zabawne. Cieszyłem się na myśl powrotu do domu,
którego, jak wiesz, nigdy nie sprzedałem. Dom w Man
chesterze miał być naszą bazą. Gdybyśmy mieli dzieci,
zostawałabyś w domu z nimi lub jechała ze mną.
Rzuciła mu krótkie spojrzenie.
- Wiem, że to egoizm - mówił dalej Raphael - mieć
zarówno ciebie, jak i muzykę. Kocham muzykę i nie
jestem w stanie zmienić swego trybu życia nawet dla
ciebie...
- Wiem o tym - odpowiedziała z westchnieniem.
Raphael nigdy nie był zdolny do kompromisów. Zbyt
dobrze go znała, aby wiedzieć, jaka będzie jego
reakcja, gdy dowie się prawdy o przyczynach zerwania.
Byłby zbyt rozzłoszczony, żeby baczyć na jakiekolwiek
konsekwencje.
Usłyszeli głos Meliny. Wołała, że śniadanie czeka na
Raphaela na tarasie. Zwrócił się do Annis.
- Czy zejdziesz zaraz na dół?
- Chyba zostanę dziś w łóżku - odrzekła unikając
jego wzroku.
Przez chwilę stał milcząc, wreszcie wybuchnął:
- A rób sobie, co chcesz!
Drzwi zamknęły się z trzaskiem. Annis miała oczy
pełne łez. Nie, nie może teraz powiedzieć mu prawdy,
szalałby z wściekłości, za duże ryzyko.
TRUDNA
MIŁOŚĆ
119
Długo leżała patrząc w niebo. Kiedy Melina wróciła
po tacę, Annis zerwała się szybko.
- Zgadnij, kto właśnie podjechał wielką limuzyną,
żeby zabrać ukochanego maestro na przejażdżkę po
wyspie?
Annis odpowiedziała sztywno:
- Diona Munthe.
- Zgadłaś, otrzymujesz pierwszą nagrodę.
Annis wyjrzała przez okno. Cała radość poranka
gdzieś się ulotniła.
- Czy tutaj jest dużo do zwiedzania? - zapytała.
- Zrobią małą rundkę, która skończy się w jej
domku. Diona chce mieć pana Leona dla siebie. Co ma
pisać dla niej? Pieśni? Operę? Mówiłam ci, jak ona
działa. Z wyrachowaniem. Podczas choroby bez
przerwy wisiała przy telefonie. Dzwoniła do mężczyzn
na całym świecie. Ale pan Diandros otrzyma rachunek
za te telefony!
- Może poprosi Dionę, żeby zapłaciła.
- Sam zapłaci, stać go na to. Jest mały i gruby,
bywa nieprzyjemny, ale za to jest bardzo bogaty. Czy
sądzisz, że pozwolił Dionie mieszkać w willi tylko
dlatego, że była chora?
Melina uśmiechnęła się cynicznie i sama odpowie-
działa na swoje pytanie:
- Nie sądzę.
- Ubiorę się. - Annis miała nadzieję, że zanim
zejdzie na dół, Diona z Raphaelem już odjadą. Nie
chciała patrzeć, jak go wywozi ta śpiewająca pirania.
Melina, z tacą w ręku, odwróciła się.
- Mam pomysł. Ponieważ mój pacjent znika, będę
miała trochę wolnego czasu. Może się przejedziemy?
Niewiele tutaj zdążyłaś zobaczyć.
- Świetnie.
120
TRUDNA MIŁOŚĆ
Dzień był piękny, szkoda było go marnować. Oprócz
drogi z lotniska do willi, Annis nie widziała prawie nic.
Ubrała się i zeszła na dół, przekonana, że Raphael i
Diona już pojechali. Zastała jednak śpiewaczkę,
właśnie dopijała kawę. Spojrzała wrogo na Annis.
- Jeszcze tutaj jesteś?
- Jak widzisz.
- Tracisz czas, odczep się wreszcie od Raphaela.
Mówiła dużo przykrych rzeczy, ale dziewczyna prawie
jej nie słuchała.
Z domu wyszedł Raphael, podpierał się dwiema
laskami. Diona wstała i wsunęła mu rękę pod ramię,
promiennie się uśmiechając. Szli oboje w stronę
Annis.
- Jedziesz z nami? - zapytał Raphael.
- Nie, zabiera mnie Melina.
- Chodź, kochany, nie możemy tracić czasu - słod-
kim głosem ponaglała Diona. - Potem będzie za
gorąco na zwiedzanie wyspy.
Melina wybiegła z domu, ubrana w krótkie różowe
szorty i wydekoltowaną czarną bluzkę.
- Przepraszam, że czekałaś - zwróciła się do Annis.
- Wyglądasz świetnie.
- Ty też.
Annis miała na sobie zielono-białą bawełnianą
sukienkę. Ze względu na gips nie mogła włożyć stroju
plażowego. Zazdrościła Melinie. Obie poszły do
samochodu.
- Czy nie masz nic przeciwko temu, że się z kimś
po drodze spotkamy? - zapytała Melina.
- Z kim?
- Z pewnym młodym człowiekiem. - Melina zrobiła
tak niewinną minę, że Annis aż się roześmiała.
- On z nami nie pojedzie - dodała Melina. - Pomyś
lałam sobie, że możemy gdzieś wpaść na lunch. Ale jeśli nie chcesz...
- Oczywiście, że chcę go poznać. Jak ma na imię?
- Yanni. Jego rodzina prowadzi małą tawernę.
- I tam się zatrzymamy na lunch?
- Tak. - Melina śmiała się.
- Gdzie go poznałaś? - zapytała Annis.
- Nasze rodziny mieszkały obok siebie, gdy byłam mała. Jego matka
lubi moją mamę.
Wsiadły do samochodu sportowego. Był zdezelowany, ale gdy Melina
uruchomiła starter, ruszył z rykiem, jak wóz wyścigowy.
-
To świetny samochód - stwierdziła - chociaż jest
dość stary. Georgi, brat Yanniego, ma mały warsztat
i sam mi go wyszykował.
Przez godzinę jechały wzdłuż wybrzeża, mijając wioski rybackie
skupione wokół mól. Przy malutkich portach nieliczni turyści
spacerowali w szortach i koszulach, siedzieli w kawiarniach pod gołym
niebem, rozmawiając i popijając kawę, lub zaglądali do sklepików.
Słońce grzało już mocno, przez otwarty dach samochodu wiatr
chłodził rozgrzane ciała dziewcząt.
W jednej z miejscowości nad brzegiem morza zatrzymały się na kawę.
W pobliskich sklepach dla turystów Annis kupiła niedrogie prezenty i
wróciła do stolika, przy którym siedziała Melina nad szklanką wody z
lodem.
-
Jesteś
gotowa?
Pojedziemy
teraz
do
tawerny
Yanniego.
Wróciły do samochodu i od morza skręciły w głąb lądu, w wąską,
kamienistą drogę. Pięła się pod górę. Po obu stronach ciągnęły się
kwitnące wrzosowiska. Nad nimi unosiły się setki hałaśliwych
pszczół. Na
121
TRUDNA MIŁOŚĆ
122
zboczach pagórków rozciągały się gaje oliwne, a z
cienia przed starymi, białymi kościółkami ubrani na
czarno księża przyglądali się przejeżdżającym.
Gdzieniegdzie w cieniu sosen kryły się domki z ogró-
dkami.
- Jest tutaj dużo ładniej niż w tych wszystkich
miejscowościach turystycznych na wybrzeżu - powie-
działa rozmarzona Annis.
- To typowo grecki krajobraz. Bardzo go lubię.
- Nie do porównania z Manchesterem! - Annis i
Melina roześmiały się.
Kiedy dotarły do tawerny, dochodziło południe.
Spod tarasu zaczął je obszczekiwać pies. Gdy poznał
Melinę, zbliżył się merdając wesoło ogonem. Z niskiego,
pomalowanego na biało domu wyszła teraz cała
rodzina. Melina przedstawiła Annis, która przywitała
się z niskim, czarnowłosym ojcem, pulchną, uśmiech-
niętą matką, siostrą, mówiącą trochę po angielsku, i
Yannim. Był bardzo przystojny, miał typowo grecką
urodę, ciemnowłosy i brązowooki, z oliwkową cerą.
- Melina uczy mnie angielskiego - powiedział do
Annis, ściskając jej rękę. Przywitał się mówiąc: - Jak
się czujesz?
- Dziękuję, dobrze, a jak ty?
- OK - odpowiedział bardzo z siebie zadowolony.
Cała rodzina przyglądała się Annis uważnie, coś
tam szeptali, Melina im potakiwała.
- O co chodzi? - zapytała Annis.
- Powiedzieli, że wyglądasz jak typowa Angielka.
- Czy to miał być komplement?
Melina roześmiała się i zamieniła kilka słów z
gospodarzami.
- Tak, komplement, bo masz cerę jak angielska
róża.
TRUDNA MIŁOŚĆ
123
Cała rodzina śmiała się serdecznie, Annis zrobiła
się czerwona.
Obie dziewczyny reprezentowały skrajnie różne typy
urody. Przejeżdżając wybrzeżem ściągały na siebie
spojrzenia młodych mężczyzn. Angielscy turyści
przyglądali się tylko Melinie, Grecy zaś nie mogli
oderwać oczu od Annis.
Jadły lunch na tarasie, w cieniu winorośli rozpiętych
na drewnianych żerdziach. Słońce przezierało przez
liście, tworząc jasne cętki na twarzach jedzących, na
stole i podłodze.
Lunch rozpoczął się od ogromnych pomidorów
faszerowanych ryżem z papryką. Potem było duszone
mięso jagnięcia z zieloną sałatą wymieszaną z kawał-
kami domowej roboty ostrego owczego sera, a na
deser dostały zielone figi. Potrawy podawał Yanni.
Obsługiwał on także grupę amerykańskich turystów.
Przybyli autokarem ze statku wycieczkowego, który
zawinął na jeden dzień do portu na wyspie.
- Ta tawerna ma bardzo dobrą opinię - powiedziała
Melina z dumą. - Przyjeżdża tutaj wiele osób,
zwłaszcza podczas weekendów.
- Nic dziwnego, jedzenie jest świetne - stwierdziła
Annis.
Tutaj, w górach, było chłodniej niż nad samym
morzem." Mimo to jednak w miarę upływu czasu
robiło się jej coraz cieplej. Rozgrzana dobrym jedze-
niem i słodkim greckim winem zrobiła się senna.
Ziewnęła.
- Chyba wypiłam za dużo wina.
- Wracajmy, odpoczniesz w domu. - Melina weszła
do domu, by pożegnać się z Yannim. Podczas jej
nieobecności odjechali amerykańscy turyści, narzekając
na długą drogę przed nimi. Tawerna opustoszała,
124
TRUDNA MIŁOŚĆ
zapanowała cisza. Annis drzemała na krześle w cieniu
winorośli.
Zjawiła się Melina.
- Jedziemy?
Annis wstała. Yanni podał jej laskę i podprowadził
do samochodu.
- Czy on może z nami jechać? - spytała Melina.
- Oczywiście.
- Dziś idziemy na tańce - dodał Yanni.
- Mam wolny wieczór - uzupełniła Melina. Yanni
usiadł z tyłu. Odjeżdżając pomachali całej
rodzinie żegnającej ich z tarasu.
W dół, w stronę morza, zjeżdżali szybko, aż za
szybko. Przy pokonywaniu ostrych zakrętów Annis
zapierało dech.
- Nie bój się, jedziemy bezpiecznie - zapewniła ją
Melina.
Annis odniosła wrażenie, że dziewczyna popisuje
się przed chłopakiem i chociaż była chyba dobrym
kierowcą, Annis odetchnęła z ulgą, gdy zjechali z gór i
znaleźli się na płaskiej drodze prowadzącej wzdłuż
wybrzeża.
Powrót do domu zajął im nie więcej niż pół godziny.
Po drodze mieli przygody. Raz samochód o mało nie
wyskoczył z drogi, gdy Melina ostro skręciła, żeby nie
najechać staruszka jadącego na ośle samym środkiem,
potem wpadli w tak dużą dziurę, że Annis była
przekonana, iż złamie się tylna ośka, jeszcze później
Melina przegoniła stado kur z taką szybkością, że aż
fruwały w powietrzu, a w pewnej chwili samochód znów
o mało co nie wypadł z drogi, gdy dziewczyna
próbowała wyprzedzić inny, powolniejszy wehikuł,
który miał nieszczęście się przed nimi znaleźć.
Wszystkie te incydenty Yanni witał wybuchami
TRUDNA MIŁOŚĆ
125
głośnego śmiechu. Annis zamknęła oczy i, blada ze
strachu, zaczęła się modlić.
Przez całą drogę Melina rozmawiała bez przerwy z
Yannim. Dopiero gdy dojeżdżali do willi, zorien-
towała się, że Annis jest bardzo milcząca. Przypisała
to tylko zmęczeniu.
- Ta wyprawa trwała za długo - orzekła. - Mam
wyrzuty sumienia. Powinnaś iść od razu do łóżka
i zjeść kolację u siebie w pokoju. - A potem powiedziała
coś po grecku do Yanniego.
Gdy tylko samochód zatrzymał się przed domem,
Yanni wyskoczył, otworzył drzwi od strony Annis i -
zanim się zorientowała, co się dzieje - wyniósł ją na
rękach z samochodu i zaczął wnosić na stopnie tarasu.
Trzymała go kurczowo za szyję i prosiła, żeby puścił.
- Jestem za ciężka, postaw mnie!
Yanni nie rozumiał, co do niego mówiła. Śmiał się
od ucha do ucha, pokazując białe zęby.
- OK, ślicznotko! - wykrzyknął z wyraźnie amery
kańskim akcentem, tak że Annis nie mogła po
wstrzymać się od śmiechu.
Na widok Raphaela stojącego nieruchomo na tarasie
śmiech zamarł jej na ustach. Wyglądał jak chmura
gradowa, tak że aż Yanni się speszył i zatrzymał.
- Gdzie byłyście cały dzień? - spytał Raphael. -
Kim jest ten facet?
- Puść mnie, Yanni - poprosiła Annis spokojnym
głosem. Na tarasie Yanni posadził ją na jednym z
krzeseł stojących obok stołu. Melina podbiegła do niej
przynosząc laskę zostawioną w samochodzie.
Annis spojrzała na rozzłoszczonego Raphaela i
spokojnie powiedziała:
- Yanni jest przyjacielem Meliny, byłyśmy na lunchu
u jego rodziny.
126
TRUDNA MIŁOŚĆ
Wygląd Raphaela się nie zmienił.
- Czemu się złościsz na mnie? - spytała cicho.
Nagle zauważyła, że w oczach Raphaela odbijają
się zarówno złość, jak i ból. Zorientowała się, że coś
jest nie w porządku.
- Co się stało? - zapytała. Raphael
odrzekł zdławionym głosem:
- Carmel jest znów na oddziale reanimacji.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Wieczorem odlecieli do Aten tym samym odrzutow-
cem, który ich przywiózł na wyspę. Przed wyjazdem,
czekając na Annis, Raphael załatwił wiele spraw przez
telefon.
Umówił się z lekarzem specjalistą na pospieszną
wizytę. Pan Diandros zaoferował mu swój samolot nie
tylko do Aten, lecz także na przelot później do Anglii.
- Zaoszczędzimy w ten sposób cały dzień - po
wiedział Raphael. - W Londynie będziemy jutro
wieczorem.
Annis zaczęła się pakować, pomagała jej w tym
Melina.
- Co właściwie dolega siostrze pana Leona? - spy-
tała.
- Od czterech lat choruje na nerki. Sądziłam, że jej
stan jest na tyle ustabilizowany, iż może prowadzić
niemal normalne życie. Widocznie się myliłam.
- Czy ma dzieci?
- Dwoje. Sylvia ma osiem lat, a Robert sześć.
Byłoby straszne, gdyby straciły matkę.
- Nie martw się zawczasu. Medycyna zrobiła
ostatnio ogromne postępy w leczeniu chorób nerek. -
Melina domknęła walizkę. - Szkoda, że wyjeżdżasz,
będzie mi ciebie brakowało.
- Mnie też. Kiedy przyjedziesz do Anglii, będziesz
musiała nas koniecznie odwiedzić. - Annis podała jej
swój adres. - Napisz do mnie. I zawiadom o ślubie z
Yannim. Przyjadę, jeśli mnie zaprosisz.
128
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Oczywiście.
Pożegnały się czule na tarasie. Z dużej kolorowej
torby plażowej Annis wyjęła pakiecik i podała gq
Melinie.
- To prezent dla ciebie. Dziękuję za wszystko.
Jesteś świetną pielęgniarką, powiem to panu Diand-
rosowi, gdy tylko go zobaczę w Londynie.
Raphael wręczył Melinie kopertę.
- Do widzenia. Dziękuję za opiekę. Proszę sobie
kupić jakiś ładny prezent ode mnie. Annis ma rację,
jesteś doskonałą pielęgniarką.
Nie czekając na odpowiedź zszedł sam po schodach,
Annis kuśtykała za nim.
- Chodź szybciej - poganiał ją Raphael. - Nie
mamy czasu na dłuższe pożegnania.
Już w samochodzie dodał:
- To dobrze, że miałaś podarunek dla Meliny. Nie
byłem przygotowany, dałem jej tylko czek, mimo że
nie jest to najbardziej elegancki prezent. Co jej dałaś?
- Czerwoną jedwabną bluzkę. Widziała ją na
wystawie i bardzo się jej podobała. Kupiłam dzisiaj, w
tajemnicy przed Meliną, tak jakbym przewidziała, że
wcześniej wyjedziemy.
- Chciałbym, żebyś umiała przewidzieć, co będzie
z Carmel - powiedział smutnym głosem. Annis położyła
mu rękę na ramieniu.
- Będzie lepiej, zobaczysz. Miewała już przecież
takie pogorszenia.
- Tak, ale tym razem to jest kryzys. - Zamilkł.
Widocznie nie chciał mówić więcej, więc Annis nie
pytała.
Noc spędzili w hotelu Grand Bretagna, w pokojach
obok siebie. Słyszała, jak Raphael do późna miota się
po pokoju, niczym zwierzę w klatce. Bał się z pewnością
jutra.
Rano pojechali do kliniki. Każde z nich, lekarz
TRUDNA MłLOSC
129
badał z osobna. Annis poszła na pierwszy ogień. Już
wcześniej Melina zdjęła jej bandaże z żeber, teraz z
nogi usunięto gips.
Na wyjście Raphaela od lekarza czekała w klinice,
pijąc jedną kawę po drugiej. Trwało to bardzo długo.
Była coraz bardziej zdenerwowana. Nagle ukazał się
w drzwiach, wyprostowany, bez gipsu na nogach i bez
lasek. A co z rękami? - pomyślała. Zobaczyła, że nie
są zabandażowane. Czekała w napięciu, co Raphael jej
powie.
Podszedł bliżej, zatrzymał się i nagle twarz mu się
rozpromieniła. Wiedziała już, że wynik badania jest
pomyślny. Rzuciła mu się, szczęśliwa, w ramiona.
Raphael pochylił się, pocałował mocno w usta i spojrzał
na nią, zadowolony.
- Jest dobrze, jest cholernie dobrze! Mogę grać! W
pomieszczeniu dla personelu jest pianino. Lekarz mnie
tam zaprowadził. I grałem! Trochę jeszcze niezdarnie,
ale grałem. Po kilku tygodniach ćwiczeń będę grał jak
przedtem.
- To cudownie. Jestem taka szczęśliwa. A co z
nogami, z żebrami?
- W porządku. Czeka mnie jeszcze fizykoterapia,
to wszystko.
- Mnie też. Lekarz stwierdził, że jestem w dobrej
formie.
Do centrum Aten wracali taksówką.
- Jak to dobrze, że dziś lecimy do domu. Nie mogę
się już doczekać. Och - wykrzyknęła nagle Annis. -
Nie mogę jechać, nie mam paszportu!
- Masz. Chyba zapomniałem ci o tym powiedzieć.
Spod gruzów wydobyto nie uszkodzony sejf hotelowy,
w którym były paszporty turystów, twój też. Odesłali
go panu Diandrosowi, a on przysłał mnie.
Annis spojrzała uważnie na Raphaela.
- Kiedy to było?
130
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Z tydzień temu.
- I nic mi nie mówiłeś? - zapytała zdumiona.
- Musiałem widocznie zapomnieć.
Z wrażenia Annis aż zaniemówiła, ale nie na długo.
- Jak mogłeś nie powiedzieć o tak ważnej sprawie!
Źrebiłeś to umyślnie!
- A właściwie dlaczego miałbym to zrobić? - Spoj-
rzał na nią z ukosa. Po chwili nachylił się i szepnął jej
do ucha: - Kierowca ci się przygląda.
- Nic mnie to nie obchodzi!
Nagle Raphael pochylił się do przodu i rzucił parę
słów po grecku. Taksówka zwolniła, dojechała do
krawężnika i się zatrzymała. Wysiedli.
Annis zobaczyła, że do placu Syntagma jeszcze nie
dojechali.
- Co robisz? Gdzie jest nasz hotel? - zapytała.
-. Nk. wm jak ty, ak. ja jestem "Ltes&mvi ^odwj.
Już południe. Kilka przecznic stąd jest świetna
restauracja. Z akwarium wybierzesz sobie homara i ci
go przyrządzą tak, jak będziesz chciała.
- I stanie mi w gardle! - Annis krzyknęła roz
złoszczona. Odwróciła się i, przebiegając jezdnię
między samochodami, wpadła do parku. Po chwili
dogonił ją Raphael, zadyszany po nadmiernym
wysiłku.
^ Poczekaj, Annis - zawołał. Rzuciła mu lodowate
spojrzenie.
- Zostaw mnie, nigdzie nie pójdę. Jestem na ciebie
naprawdę zła. Zmusiłeś mnie do pozostania na wyspie,
oszukałeś. Przecież od dawna wiedziałeś, że paszport
się znalazł!
s Potrzebowałem cię - powiedział wyciągając rękę.
Odtrąciła ją gniewnie.
^ I dlatego spędzałeś tyle czasu z Dioną?
-^ Zazdrosna?
-- O kogo? O ciebie? Nie rozśmieszaj mnie i nie
TRUDNA MIŁOŚĆ
131
kłam. Nie potrzebowałeś mnie, lecz chciałeś zmusić,
bym została na wyspie po to, żebyś mógł się nadal
nade mną znęcać!
- Co to? Nagle stałem się wrogiem publicznym
numer jeden? Dlaczego mnie nienawidzisz? Nigdy nie
wiem, jak się zachowasz. W szpitalu byłaś taka miła,
a teraz... No dobrze, po powrocie do Londynu
pożegnamy się. Na zawsze. - Odwrócił się i poszedł
w stronę hotelu.
Gdy była już w swoim pokoju, Raphael przyniósł
jej paszport i bez słowa wyszedł.
Wzięła prysznic, a potem zeszła na dół na lunch.
Zrobiła się głodna.
Wracając ujrzała Raphaela siedzącego w holu na
skórzanej kanapie. Wyglądał bardzo źle, był smutny.
Podeszła i usiadła obok.
- Masz jakieś nowe wiadomości? - zapytała.
- Telefonowałem do szpitala. Powiedzieli mi, że są
powody do obaw. Czy nie mogą mówić po ludzku, że
Carmel jest w ciężkim stanie? Przecież nie jestem
dzieckiem. Muszę być przygotowany na najgorsze.
- Nie wyobrażaj sobie tego - poprosiła Annis.
Zrobiło się jej bardzo przykro. W takiej chwili nie
może go przecież zostawić samego.
Raphael ujął rękę dziewczyny i pocałował. Spojrzał
na nią z uczuciem.
- Dziękuję ci, że jesteś przy mnie. Nie wiem, co
bym bez ciebie zrobił. Czy zostaniesz ze mną w
Manchesterze, dopóki... dopóki nie dowiem się, co z
Carmel?
- Jeśli zechcesz, zostanę. Wynajmę pokój w hotelu
w pobliżu szpitala.
- Nie. Pojedziesz ze mną do domu. Sprowadzę
dzieci...
- Skąd? - spytała zaskoczona.
132
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Są u mojej kuzynki w Birmingham. Czy zajmiesz
się nimi przez kilka dni?
Annis milczała.
Twarz Raphaela stężała.
- Wiem, że zbyt wiele od ciebie wymagam. Zapom-
nij, że prosiłem.
- Oczywiście, że się nimi zajmę.
- Dziękuję. Kamień spadł mi z serca. Powinny być
blisko matki, w razie gdyby... Gdyby chciała je
zobaczyć, jeśli odzyska przytomność. Dzieci muszą
być przerażone, nie wiedzą, co się dzieje. Ani matki,
ani ojca.
- Co z nim? - spytała zaskoczona, a zarazem
przerażona.
Raphael patrzył tępo przed siebie. Nie odpowiadał.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Raphael zmarszczył czoło.
- Nie mówiłem? Musiałem przecież coś powiedzieć.
Annis zaprzeczyła ruchem głowy. Była blada i bardzo
zdenerwowana.
- Myślałem, że powiedziałem ci wtedy, kiedy Carmel
straciła przytomność. Na pewno!
- O... - zrobiła długą przerwę. - Nawet nie
wspomniałeś... - Zawiesiła głos i przełknęła ślinę.
Wciąż jeszcze to imię nie mogło przejść jej przez usta.
Przywodziło na myśl zbyt przykre skojarzenia.
Wolała, aby cała sprawa była nadal zamknięta głęboko
w pamięci. Przemogła się wreszcie i spróbowała jeszcze
raz.
- Nic mi nie mówiłeś o... Barrym. Czy coś mu się
stało? Miał wypadek?
- Nie było żadnego wypadku. - Ze słów Raphaela
zaczynała przebijać wściekłość.
- To dlatego... - Przerwał na dźwięk głosu, który
dobiegł ich z tyłu, z zatłoczonego holu hotelowego.
Był to wysoki głos kobiety, mówiła być może specjalnie
tak przenikliwie i ostro, by Raphael usłyszał.
- Popatrz tam. Czy to nie jest ten..., jakże on się
nazywa? No wiesz, ten kompozytor. Z hiszpańskim
nazwiskiem. Tak, jestem pewna, że to on! Objeżdżał z
orkiestrą całą Europę. Wszędzie, dokąd przyjeż-
dżaliśmy, już był wcześniej. Weźmy od niego autograf!
Jenny, nie sądzisz, że wygląda bombowo? Lubię
południowców...
Annis spojrzała za siebie i zobaczyła dziewczynę
134
TRUDNA MIŁOŚĆ
z dużym biustem, ubraną w obcisłe spodnie i pur-
purową koszulę. Badawczo im się przyglądała.
Raphael się nie odwrócił.
- Nie można tutaj w ogóle rozmawiać - rzucił
rozeźlony. - Za duży tłok. Jeszcze ktoś usłyszy, o
czym mówimy. - Wstał i pociągnął Annis za sobą,
kierując się w stronę windy i nie zważając na odgłos
szybkich, zbliżających się kroków.
- Nie oglądaj się - rozkazał. Chwilę później znaleźli
się w windzie, która ruszyła w górę.
- Cały kłopot polega na tym - zaczął - że jeśli jesteś
postacią publiczną, to wszyscy wokół uważają cię za
swą prywatną własność, a dziennikarzy bawi cudze
życie. Mnie mogą nagabywać i opisywać, ale Carmel
muszą zostawić w spokoju, w żadnym razie nie może
się znaleźć pod ich ostrzałem. Co by było, gdyby ona i
dzieci przeczytali o sobie na pierwszych stronach
gazet?
Dojechali na właściwe piętro. Raphael szybko
otworzył drzwi swego pokoju i wpuścił dziewczynę do
luksusowego apartamentu, który zamówił mu grecki
armator. Stojąc, Annis rozglądała się zaskoczona. Nie
wiedziała, że apartament Raphaela jest aż tak duży.
Ubawiło ją to. Oczywiście, potraktowano go jak
gwiazdora. Niczego innego spodziewać się nie mogła.
- Siadaj, Annis, jesteś bardzo blada. - Wskazał ręką
na wyściełaną kanapę pod oknem wychodzącym na
plac Syntagma. Jak lunatyczka przeszła przez pokój i
posłusznie usiadła. Raphael chodził w furii po pokoju.
Zdenerwowany, z rękoma w kieszeniach i z pochyloną
głową, zaczął mówić:
- Wczoraj dowiedziałem się o wszystkim telefonicz-
nie od mojej kuzynki. Poczułem się jak znokautowany.
- Zatrzymał się przy oknie. Nie patrzył na siedzącą
dziewczynę, lecz skierował wzrok gdzieś ku górze. Po
TRUDNA MIŁOŚĆ
135
chwili dodał: - Trzy dni temu Barry uciekł z domu z
dziewczyną, która opiekowała się dziećmi. Annis aż
jęknęła. Raphael spojrzał na nią.
- Dlatego Carmel... - Przerwał, nie mogąc wydobyć
z siebie głosu.
- ... dostała ataku - Annis dokończyła za niego
zaczęte zdanie.
- Tak - potwierdził. Wymknęli się oboje, gdy
dzieci były w szkole. Sprzątaczce, która akurat była w
domu, powiedzieli, że idą tylko na chwilę po zakupy.
Carmel spała. Przyszedł umówiony lekarz, żeby
pobrać jej krew na rutynowe badanie. Sprzątaczka
wpuściła go do domu i zostawiła samego. Na stoliku w
holu leżał list. Lekarz zobaczył, że jest adresowany do
Carmel, więc go jej zaniósł. Otworzyła, przeczytała i...
Gdyby lekarza przy tym nie było, zapewne już by nie
żyła! Barry z dziewczyną dobrze wiedzieli, co jej
zagraża. Jak sobie pomyślę, co mogłoby się stać...
Dzieci same musiałyby dostać się jakoś ze szkoły do
domu, tutaj znalazłyby list, dałyby go matce i...
Możesz sobie chyba wyobrazić szok, który by przeżyły,
widząc jak Carmel...
Annis wzięła Raphaela za rękę.
- Przestań, proszę.
Z ciężkim westchnieniem usiadł koło niej.
- Coś we mnie pękło, Annis! Jak Barry mógł tak
postąpić! Ostatnie lata nie były dla niego łatwe, ale
robiłem wszystko, by im było lżej. Nie musiał płacić
za mieszkanie, ja wynająłem opiekunkę do dzieci, tę
przeklętą dziewczynę, opłacałem sprzątaczki. Mam
pieniądze, dla mnie to nie problem. Wiedziałem, że
Barry'ego na to nie stać, a byłem przekonany, że
kocha moją siostrę. Przyznaję, nigdy nie poświęcałem
mu więcej czasu i uwagi. Należymy do różnych
światów i nie mamy wspólnego języka. Barry nie jest
człowiekiem wartościowym. Szasta pieniędzmi na
136
TRUDNA MIŁOŚĆ
prawo i lewo, zawsze tkwi po uszy w długach, jest
samolubny i ma słaby charakter. Byłem jednak
przekonany, że kocha Carmel. Nigdy nie przychodziło
mi do głowy, że któregoś dnia może opuścić żonę i
dzieci.
- A mnie przychodziło - stwierdziła Annis. Raphael
spojrzał na nią zaskoczony.
- Nigdy mi nie mówiłaś, że nie ufasz Barry'emu!
- Nie mogłam - ciężko westchnęła. - Wiedziałam,
jak bardzo kochała go Carmel. Sądziłam, że jeśli się
dowie, iż jej mąż ugania się za inną kobietą, ostatecznie
się załamie.
Raphael zesztywniał. Spojrzał uważnie na Annis.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - zapytał powoli.
Zorientowała się, że Raphael zaczyna rozumieć ukryty
sens jej słów.
Tak długo Annis milczała.
1
Tak bardzo na każdym
kroku uważała, by nigdy nikomu nic na ten temat nie
wspomnieć, że teraz, właśnie w tej chwili, poczuła
ogromną ulgę.
- Barry się mną interesował - powiedziała. - Za
wsze.
Głos jej drżał, przebijała w nim tłumiona przez lata
pretensja do samej siebie, czuła się tak, jakby zrobiła
jakiś błąd. Ale nie było w tym jej winy. Nie znosiła
Barry'ego. Nie chciała przebywać z nim nigdy sam na
sam, nie cierpiała, gdy kręcił się w pobliżu. Czasami
jednak Annis ogarniało zwątpienie: a może była w tym
jednak jakaś część jej winy? Może powinna całą
sprawę obrócić w żart, powstrzymać Barry'ego?
Czy Raphael będzie na nią zły? Mężczyźni często
sądzą, że wina leży zawsze po stronie kobiet, że
kobiety prowokują ubiorem, zachowaniem, wręcz
tym, że w ogóle istnieją!
Annis siedziała nieruchomo. Raphael był blady jak
ściana, a na jego twarzy malowała się taka wściekłość,
TRUDNA MIŁOŚĆ
137
jakiej nigdy u niego nie widziała. Na kogo jest zły? -
myślała. Na mnie, czy na Barry'ego? Wreszcie Raphael się
odezwał:
- Mów dalej, wyczuwam, że to nie wszystko.
Widziała, że opanowuje się z trudem. Skoro już
zaczęła mówić, słowa lały się strumieniem jak lawa, która
przebiła się przez skorupę Ziemi.
- Za każdym razem gdy wyjeżdżałeś, prosiłeś, żebym
odwiedzała Carmel, a ja nie byłam w stanie ci odmówić
i wyznać, że nie chcę chodzić do twego domu. Nie
mogłam odmówić twojej siostrze, gdy dzwoniła do
mnie zapraszając na kolację, lunch lub na herbatkę
z dziećmi. Odwiedzałam ją, bo co mogłam innego
uczynić? Byłam w pułapce. Wyczerpałam wszystkie
wymówki. Składałam więc wizyty Carmel, starając
się trzymać jak najdalej od Barry'ego, nigdy ani na
chwi\ę nie zostawałam i mm sam na sam. Ale był
diabelsko sprytny. Zawsze nalegał, aby mnie odwozić
do domu, a kiedy mówiłam, że wolę wezwać taksówkę,
Barry zwracał się do Carmel, prosząc ją czule, żeby
mi przemówiła do rozsądku.
Annis zaczęła drżeć na całym ciele.
- To było straszne! Zupełnie nie wiedziałam, co
robić. Czułam się tak, jakbym chodziła po bardzo
cienkim lodzie. Jeszcze jeden nierozważny krok, a lód
się załamie, a ja zniszczę życie Carmel, twoje i dzieci...
Barry świetnie zdawał sobie z tego sprawę i był
pewien, że nikomu nic nie powiem. Powiedział mi to
wprost, gdy po raz pierwszy próbował zaciągnąć mnie
do łóżka...
- Do łóżka? - wykrzyknął Raphael. Był siny z
wściekłości.
- Tak. - Skinęła głową. - Myślałeś, że chciał mi
tylko skraść całusa? Dobrze wiedział, czego chce, i
dokładnie mi to uzmysłowił. Dziesiątki razy mówiłam
mu „nie" i trzymałam się od niego z daleka. Zawsze
138
TRUDNA MIŁOŚĆ
jednak, wcześniej czy później, przyłapywał mnie
samą, toczyła się między nami zacięta, bezgłośna
walka. Nie mogłam głośno protestować ani wołać,
gdyż zwróciłoby to uwagę Carmel. Barry'ego to nawet
bawiło. Mówisz, że ma słaby charakter? Barry? Jest
człowiekiem bez żadnych skrupułów, dla mnie był
bezlitosny! Raphael nie pozwolił Annis mówić dalej.
- Dlaczego, na Boga, nic mi nie powiedziałaś? Nie
doniósłbym nic Carmel, lecz zrobił z niego prawdziwą
miazgę!
- Właśnie taką twoją reakcję przewidywałam - od-
rzekła Annis wzdychając. - I właśnie dlatego nie
mogłam ci się poskarżyć.
- Żeby chronić tego łobuza? - zapytał.
- Nie. - Potrząsnęła przecząco głową. - Oczywiście
że nie dlatego, lecz po to, by chronić Carmel. Raz
zagroziłam mu, że opowiem ci o wszystkim. Wyśmiał
mnie. Odpowiedź miał przygotowaną. Jeśli się dowiesz
i dojdzie do awantury między nim a tobą, nie będziecie
mogli mieszkać dłużej pod jednym dachem. On i
Carmel się wyprowadzą. Będą musieli egzystować w
małym, wynajętym mieszkaniu, w bardzo złych
warunkach. I to zabije Carmel. Dokładnie tak to
planował.
- Co za drań! Wstrętny szantażysta! - Ręce
Raphaela zwinęły się w pięści. Nagle coś mu przyszło
na myśl. Spojrzał na dziewczynę z nie ukrywanym
przerażeniem.
- Annis, czy on... czy ty i on...?
- Nie! - wykrzyknęła. - Nigdy. Nie pozwoliłam mu
się nawet dotknąć, na jego widok robiło mi się
niedobrze. To właśnie ze względu na Barry'ego
musiałam od ciebie odejść.
Do Raphaela dotarła wreszcie cała prawda.
- To był ten powód!
TRUDNA MIŁOŚĆ
139
- Tak, dlatego cię opuściłam - odpowiedziała
zgnębiona dziewczyna.
Po chwili Raphael zerwał się na równe nogi. Długimi
krokami zaczął przemierzać pokój, chodził z jednego
końca w drugi. Nie patrzył na Annis. Miał kamienną
twarz, ale oczy ciskały błyskawice. Przeraziła się, nie
wiedziała, o czym Raphael myśli, i co zrobi.
Zatrzymał się nagle tuż przed dziewczyną i spojrzał
na nią wrogo.
- Wolałaś raczej uciec ode mnie niż powiedzieć, co
ten drań z tobą robi?
- Przykro mi, że tak się stało - szepnęła zdener-
wowana.
- Jest ci przykro? Przykro? - wybuchnął.
- Spróbuj mnie zrozumieć, proszę. - Annis chciała
go uspokoić. - Co miałam robić? Byłam w pułapce.
Tak samo czułam się wtedy, jak później, po trzęsieniu,
zasypana pod gruzami. Byłam zupełnie sama, nie
widziałam żadnego wyjścia z sytuacji. Ogarnęło mnie
przerażenie. Czy naprawdę nie możesz sobie tego
wyobrazić?
- Mogłaś mi zaufać!
- Nie mogłam, przecież wtedy Carmel dowiedziała-
by się o wszystkim! Gdybym została i wyszła za
ciebie, nie miałabym chwili spokoju w tym domu. Za
każdym razem, podczas każdego wyjazdu, Barry
mógłby mnie napastować. Uwierz mi, długo nad tym
myślałam. Prosiłam cię, żebyś mnie zabierał ze sobą
na tournee, ale ciągle odmawiałeś. I chyba wiem,
dlaczego. Dlatego, że wiedziałeś, jak bardzo lubię
moją pracę w Manchesterze, i chciałeś, żebym miała
nadal swoje własne życie i obowiązki zawodowe,
żebym się nie czuła dodatkiem do ciebie...
- Tak, bo sądziłem, że zależy ci na samodzielności!
- Miałeś rację, wiedziałam, że jeśli rzucę pracę i
będę z tobą podróżowała, to inni sobie pomyślą, że
140
TRUDNA MIŁOŚĆ
jestem zaborcza, że cię pilnuję i nie daję ci odejść na
krok od siebie. Nikt z orkiestry nie zabiera z sobą żony
na tournee. Potrząsnął głową.
- Ale w takich okolicznościach...
- Nie byłoby to dobre rozwiązanie. Zastanawiałam
się też, czy nie prosić cię, byśmy sobie kupili inny
dom, gdzie indziej, ale - pomyśl - czy mogłam
proponować ci, żebyś opuścił własną rodzinną siedzibę?
Dom, który tak kochasz? Zarówno ty, jak i Carmel, od
razu pomyślelibyście, że nie chcę go dzielić z nią.
Uraziłabym twoją siostrę, a to jest ostatnia rzecz, jaką
chciałabym zrobić! Do Carmel jestem bardzo
przywiązana.
- Ona też cię lubi - powiedział Raphael już nieco
spokojniej.
- Nadal? - Annis się uśmiechnęła. - Sądziłem, że
przestała, z chwilą gdy cię opuściłam. Oboje jesteście
w stosunku do siebie tak niezwykle lojalni.
- Carmel widzi więcej niż inni ludzie. To dziwne,
ale ona zamartwiała się o ciebie znacznie wcześniej,
zanim jeszcze mnie opuściłaś. Obawiała się, że jesteś
chora, wyglądałaś na roztrzęsioną nerwowo. - Roze-
śmiał się smutno. - Dzięki Bogu, że nie znała
przyczyny!
- I nigdy jej nie pozna - stwierdziła stanowczo
Annis, podnosząc oczy.
- Ale teraz - spojrzał na nią - kiedy Barry'ego już
nie ma...
- Pomyśl, Carmel może winić nie męża, lecz tę
dziewczynę, za to, że go jej zabrała. Gdybyś powiedział
o mnie, wówczas musiałaby sobie uświadomić, że nie
jest to pierwszy raz, że wina może leżeć po stronie
Barry'ego, że nie był jej wierny. Obawiam się, że
mimo twych zapewnień o mojej niewinności, Carmel
może zmienić swój stosunek do mnie. Kiedy się
TRUDNA MIŁOŚĆ
141
dowie o całej sprawie, skończy się nasza przyjaźń. Barry
będzie nas dzielił do końca życia, bo Carmel go kocha.
Twej siostrze wystarczy jedno zmartwienie, nie obciążaj
jej innym. Obiecaj, proszę, że nic nie powiesz.
- Chyba masz rację. - Skinął głową. Nie znam się
na kobiecej psychologii. Nie wiem, co myślicie, przecież
nawet ciebie nie rozumiałem.
- Nie mogłeś, bo nie znałeś faktów.
- Tak, byłem nieświadom tego, co się dzieje. Nie
ufałaś mi na tyle, żeby się zwierzyć! - I znów patrzył
na Annis tym swoim ponurym wzrokiem, który ją
przerażał.
- Kiedy mnie opuściłaś, zawiadamiając, że wyjeż-
dżasz z innym mężczyzną, cały mój świat się zawalił.
Czy masz pojęcie, jaką krzywdę mi zrobiłaś? Wy-
chodziłem z siebie, żeby cię odnaleźć i dowiedzieć się,
kim jest ten facet. Gdybym znalazł was oboje, wówczas
zabiłbym go gołymi rękami!
W obliczu takiego gniewu Annis była niemal pewna,
że Raphael mógłby to uczynić, że w furii byłby zdolny
nawet do popełnienia morderstwa.
- Nie mogłem pracować ani spać, nie mogłem
nawet myśleć o niczym innym!
Spojrzała na niego ze smutkiem.
- Opuściłam cię, bo nie było innego wyjścia. Tak
bardzo mi przykro...
- Nie używaj więcej tego słowa, bo jeszcze cię
uderzę!
Jego wściekłość zupełnie ją obezwładniła. Bywał
groźny, ale takiego nigdy go jeszcze nie widziała.
- Miałaś kogoś innego? - zapytał nagle.
Zaczęła się jąkać.
Raphael pochylił się nad Annis.
- Tym razem powiesz prawdę!
Nie była w stanie wymówić ani słowa, zrobiła tylko
przeczący ruch głową.
142
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Czy zdradzałaś mnie z kimś, odkąd się roz
staliśmy?
Ponownie zaprzeczyła tylko ruchem głowy. Raphael
zbliżył się, złapał Annis za ramiona i szarpnął w
górę, stawiając na nogi.
- Spójrz mi w oczy!
Bała się go tak panicznie, że nie była w stanie
podnieść wzroku. Po chwili ujął mocno podbródek
dziewczyny w obie ręce i zwrócił jej twarz ku sobie.
Tym razem Annis już nic nie ukrywała, w oczach jej
odzwierciedlało się całe uczucie do jedynego mężczyzny,
którego kochała.
Usta Raphaela znalazły się na jej wargach, poddała
się.
Objęła go za szyję, w porywie pożądania zapomi-
nając o wszystkim.
Miłość do Raphaela tłumiła w sobie zbyt długo.
Pękła teraz cienka skorupka, Annis przestała udawać,
załamały się wszelkie opory. Całowała go mocno,
porywczo, głaszcząc po włosach, twarzy i karku. Pod
palcami czuła żar bijący z jego ciała. Słyszała
przyspieszone bicie serca, czuła pulsującą żyłę na szyi.
-
Najdroższy mój, najdroższy - szeptała.
Raphael spojrzał głęboko w niebieskie oczy dziew
czyny.
- Powiedz, że mnie kochasz i że zawsze kochałaś.
- Kocham i nigdy cię kochać nie przestałam -
wyszeptała dziewczyna składając usta do pocałunku.
Wargi Raphaela z całą siłą przylgnęły do ust dziew-
czyny. Zaczął ją pieścić. Przesuwał ręką wzdłuż ciała.
Annis drżała z emocji i pożądania. Jej ręce błądziły po
plecach Raphaela, z szerokich ramion przesunęły się
w dół, do szczupłych pośladków.
Nie odrywając ust od warg dziewczyny, Raphael
nagle uniósł ją w górę. Trzymała go mocno, wiedziała,
TRUDNA MIŁOŚĆ
143
co on zaraz uczyni. Z pożądania serce biło jej jak
oszalałe.
Raphael zaniósł Annis do sypialni i położył na
łóżku. Ukląkł przy niej i przez chwilę przyglądał się,
podniecony. Odpiął trzy białe guziki od sukienki. Z
zaschniętymi, rozchylonymi wargami dziewczyna
obserwowała uważnie jego wszystkie ruchy. Kiedy
wsunął rękę pod sukienkę, poderwała się i z mocą
przywarła do Raphaela, dysząc ciężko.
Odsunął ją od siebie.
- Powoli, kochanie, powoli.
Zaczął pieścić jej piersi. Zamknęła oczy. ppchylił się
nad nią i językiem zaczął drażnić różowe sutki.
Odrzucała głowę na boki, nie mogąc znieść tej ostrej
pieszczoty. Z twarzą tuż nad piersiami dziewczyny
Raphael uniósł ją nieco, zsunął sukienkę najpierw z
ramion, a potem wzdłuż nóg. Leżała z zamkniętymi
oczami, nieprzytomna z rosnącego pożądania.
- Przebacz mi, proszę - wyszeptała. - Daruj, ale
nie zniosę dłużej twego gniewu. - Nie chciała, by
kochał ją teraz pełen wewnętrznej wściekłości.
Raphael podniósł się z kolan i spojrzał na Annis.
- Mam ci przebaczyć? Za to, że zostawiłaś mnie
bez jednego słowa wyjaśnienia? To nie takie łatwe.
Przeszedłem piekło, ale to mógłbym ci wybaczyć.
Nigdy jednak nie daruję tego, że nie powiedziałaś mi o
Barrym. Gdybyś mi zaufała, moglibyśmy położyć kres
tej sprawie. Poruszyłbym niebo i ziemię, żeby cię
przed nim uchronić, powinnaś była o tyrn wiedzieć.
- Wiedziałam, już ci tłumaczyłam...
- Wiem, wiem, najdroższa! - Raphael położył palec
na ustach dziewczyny. - Byłaś w nieznośnej sytuacji.
Czy sądzisz, że nie zdaję sobie z tego sprawy? Ale
gdybyś mnie naprawdę kochała...
144
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Jak możesz tak mówić! Czy nie widzisz, że
właśnie z miłości opuściłam ciebie?
Dziewczynie pociekły łzy po twarzy.
- Nie płacz, kochanie. - Całował jej wilgotne rzęsy.
- Sprawiasz, że zaczynam sam siebie nienawidzieć.
Nie zrozumiałaś, to ja powinienem błagać cię o prze
baczenie. Wierzę, że mnie kochałaś, a mimo to
opuściłaś dla dobra Carmel. Jak więc mogę cię o to
obwiniać? To czysty egoizm stawiać się na pierwszym
miejscu, przed własną siostrą, podczas gdy ty za
chowujesz się tak wspaniałomyślnie! Zraniłaś mnie,
szkoda, że mi nie zaufałaś na tyle, by się zwierzyć.
Mam żal nie do ciebie, lecz do siebie.
- To nie była sprawa zaufania - zaprzeczyła.
- Wiem, chodziło o mój piekielny temperament.
Byłaś na tyle dorosła, żeby wiedzieć, co trzeba zrobić,
lecz w twoich oczach ja nie byłem na tyle dojrzały,
byś mogła zwrócić się do mnie.
Spojrzała nieco zaskoczona na Raphaela. Jego
reakcje zawsze ją zdumiewały, z jednej skrajności
przechodził natychmiast w drugą. Gdy w grę wchodziły
uczucia, nigdy nie mógł się opanować. Dlatego Annis
o niczym nie powiedziała. Ale kochała Raphaela
takiego, jaki był.
- To nie jest sprawa dojrzałości - rzekła z łagodnym
uśmiechem. - Po prostu taki jesteś, zarówno w muzyce,
jak i w życiu. Wszystko albo nic. I nie chcę, żebyś był
inny. Kocham cię takiego, jaki jesteś, najdroższy.
- Dotknęła ręką policzka Raphaela i czule się do
niego uśmiechnęła. - Zapomnijmy o Barrym i za
cznijmy myśleć o nas samych.
Przyciągnął do siebie jej rękę i pocałował, z oczyma
pełnymi uwielbienia i pożądania.
- Przed odlotem samolotu mamy jeszcze dużo czasu.
- Tak, dużo czasu - przytaknęła.
Raphael zaczął rozpinać koszulę.
TRUDNA MIŁOŚĆ
145
W Manchesterze wylądowali w ulewnym deszczu.
Kiedy wprost z lotniska jechali do szpitala, opustoszałe
ulice miasta wyglądały jak rwące potoki.
Carmel była przyłączona do sztucznej nerki. Nie-
przytomna. Znajdowała się na oddziale intensywnej
terapii. Pielęgniarka powiedziała im jednak, że mogą
chorą zobaczyć.
- Czy tym razem atak był poważny? - zapytał
Raphael głosem pełnym obaw. Pielęgniarka obdarzyła
go profesjonalnym uśmiechem.
- Jest ciężko chora, ale z podobnych ataków już
wychodziła. Trudno powiedzieć coś konkretnego.
Proszę się skontaktować jutro z lekarzem specjalistą,
może on będzie mógł udzielić bliższych wyjaśnień.
Annis wzięła Raphaela za rękę. Ścisnął mocno jej
dłoń.
- Chodźmy do Carmel - zaproponowała.
Dziewczyna leżała woskowo blada, z nabrzmiałą
twarzą, zamkniętymi oczami i bezbarwnymi wargami.
Raphael stał trzymając nadal rękę Annis.
- Dzięki Bogu, że jesteś ze mną. Bez ciebie tego nie
zniósłbym - wyszeptał.
- Zawsze będę przy tobie - odpowiedziała Annis.
Jakby na dźwięk jej głosu chora podniosła powieki. Jej
spojrzenie zatrzymało się na Annis. Potem przeniosła
wzrok na Raphaela, zaskoczona. Po twarzy chorej
przebiegł cień uśmiechu.
- Hej, siostrzyczko - odezwał się Raphael. - Zobacz,
kogo przyprowadziłem.
Annis nachyliła się nad chorą.
- Dzień dobry, Carmel.
Usta chorej poruszyły się bezdźwięcznie. Raphael
rozumiał, o co chodzi siostrze.
- Jesteśmy z Annis znów razem. Już na dobre. Po
tym wypadku w Grecji zdaliśmy sobie sprawę, że
jesteśmy sobie przeznaczeni - zażartował. Po chwili
146
TRUDNA MIŁOŚĆ
jednak spoważniał. - Pobierzemy się jak tylko
wydobrzejesz, abyś mogła uczestniczyć w weselu.
Wracaj więc szybko do domu, gdyż spieszno mi
włożyć obrączkę na palec Annis.
Chora z trudem się uśmiechnęła. Tym razem to
Annis odczytała z ruchów warg Carmel, że jest
zadowolona.
- Sprowadzamy dzieci do domu - powiedział
Raphael. - Annis u nas zamieszka i zajmie się nimi.
O dzieciaki nie musisz się więc niepokoić, będą pod
dobrą opieką.
Carmel spojrzała na Annis.
- Dziękuję - wyszeptała cichutko.
- Twoje dzieci są wspaniałe. Cieszę się, że będę z
nimi.
Słysząc te słowa, Carmel jakby odetchnęła z ulgą.
Zamknęła oczy.
Kilka minut później kazano im opuścić chorą. Do
szpitala wrócili następnego ranka, jeszcze przed
wyjazdem po dzieci. Na korytarzu zatrzymała ich
pielęgniarka. U Carmel był lekarz specjalista, trzeba
było poczekać.
- Muszę z nim pomówić - stwierdził Raphael.
Usiedli przed pokojem chorej. Po chwili drzwi się
otworzyły. Wyszedł lekarz z grupą studentów. Spojrzał
na Raphaela, poznał go i zatrzymał się, wyciągając
rękę.
- To pan Raphael Leon, prawda? Dzień dobry.
Wielka to dla mnie przyjemność poznać pana. Mam
sporo pańskich nagrań, jestem wielbicielem pańskich
utworów.
Raphael się skłonił.
- Dziękuję, to bardzo miło z pańskiej strony. -
Odczekał chwilę, a potem powiedział:
- Pan doktor był właśnie u mojej siostry. Jak się
czuje? Czy jest pan zadowolony ze stanu jej zdrowia?
TRUDNA MIŁOŚĆ
147
- Zadowolony nie jestem, ale też się nie martwię.
Od wczoraj stan pacjentki wyraźnie się poprawił.
Jeśli tak dalej pójdzie, będą powody do zadowolenia.
Jest nadal bardzo poważnie chora, ale jej życiu już
nie zagraża niebezpieczeństwo. - Lekarz spojrzał na
zegarek. - Przepraszam, muszę skończyć obchód.
Było miło pana poznać. Przyniosę pańskie płyty, czy
złoży pan na nich swój autograf?
- Z przyjemnością - odpowiedział Raphael.
Grupa lekarzy ruszyła dalej. Annis i Raphael zostali
na korytarzu.
- To może potrwać jeszcze z pół godziny - ostrzegła
ich pielęgniarka.
- Nie szkodzi, poczekamy - odrzekł Raphael.
Wzruszyła ramionami i poszła. Raphael westchnął.
Annis wsunęła dłoń w jego rękę i gdy tak siedzieli
ramię przy ramieniu, ze splecionymi rękami, Raphael
rzucił jej pełne miłości spojrzenie. Nie musieli nic
mówić, rozumieli się bez słów. Szczęśliwi, siedzieli w
milczeniu, czekając spokojnie.
* * *
Sześć miesięcy później Annis w przybrudzonych
dżinsach i białym swetrze klęczała przed wielkim
pudłem. Mozolnie zdejmowała opakowanie, a siedząca
obok niej Carmel usiłowała zgadywać, co jest w środku
przesyłki.
- Gigantyczny toster? Duży rożen ogrodowy? A
może naturalnej wielkości statua Diony Munthe?
- Ciii... - uciszyła ją ze śmiechem Annis, zdejmując
ostatnią warstwę opakowania i zaglądając do środka.
- Och!
- Co tam jest? - spytała Carmel. Wstała z krzesła i
podeszła do pudła, żeby się przekonać, co się w nim
znajduje.
- Jakiś posąg.
- Ale nie Diony.
148
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Dzięki Bogu - roześmiała się Carmel.
Annis włożyła ręce do pudła i wyciągnęła posąg.
Przyglądały mu się obie.
- Jest piękny - powiedziała Annis. - Jak myślisz,
czy to art nouveau?
- Nie, późniejszy - oceniła po namyśle Carmel.
- Chyba masz rację. Jest z pewnością z okresu po
pierwszej wojnie światowej, z późnych lat dwudziestych.
Będzie prezentował się znakomicie w salonie muzycz-
nym Raphaela. - Annis oglądała opakowanie. - Ale
kto go przysłał? Chwilę później znalazła w środku
bilet i przeczytała. - Od Giinthera. To słynny niemiecki
kompozytor, zaprzyjaźniony z Raphaelem.
- Ten posąg wygląda na wschodnioeuropejski.
Podoba mi się - powiedziała Carmel, przesuwając ręką
po ciemnych, gładkich powierzchniach kamienia.
Annis obserwowała Carmel. Dziewczyna była
zrelaksowana i wyglądała zdrowo. Z oczu nie przebijał
smutek. Zaczyna przychodzić do siebie, pomyślała
Annis. Coraz rzadziej nawiedzają ją złe nastroje,
dzięki Bogu. Barry zostawił oczywiście pustkę po
sobie w jej życiu. W małżeństwie szukała oparcia, a
kiedy mąż odszedł, zaczęła polegać na sobie. Zdawała
sobie sprawę, że dzieci jej teraz bardzo potrzebują.
Brakowało im ojca. Zranił ich uczucia i przeraził
ucieczką. Dla dobra dzieci Carmel musiała ukrywać
ból. Początkowo jej śmiech i dzielne zachowanie się
były tylko fasadą, w miarę jednak upływu czasu Annis
zauważyła, że dziewczyna się odpręża i zaczyna
spontanicznie cieszyć się życiem.
Przez ostatnie miesiące Raphael starał się usilnie
być jak najbliżej domu, w razie gdyby Carmel go
potrzebowała. Annis była zadowolona, że bardziej
zajmuje się siostrą niż nią. Uważała to za słuszne.
Oboje z Raphaelem postanowili odłożyć swój ślub aż
do chwili, w której Carmel będzie się czuła znacznie
TRUDNA MIŁOŚĆ
149
lepiej. Wiele przebywali razem, gdyż Annis zamieszkała
w domu Raphaela, pomagając Carmel i dzieciom
przystosować się do życia bez ojca.
Z czasem Annis i Raphael stawali się coraz bardziej
rozdrażnieni, napięci i sfrustrowani. Coraz częściej
chcieli przebywać sam na sam, pragnęli jak najszybciej
założyć własny dom i zacząć wspólne życie, równo-
cześnie jednak nie zakłócając świeżej stabilizacji w życiu
Carmel.
Rozwiązanie ich problemu przyszło z nieoczekiwanej
strony. Ze strony samej Carmel.
Raphael miał od dawna zaplanowaną dwumiesięczną
trasę koncertową w Południowej Ameryce na początek
marca. Na odwołanie wyjazdu było już za późno.
Annis i Raphael właśnie ubolewali, że będ/ie im
ciężko się rozstać, gdy Carmel ni stąd ni zowąd
zapytała:
- Dlaczego nie chcecie potraktować tego wyjazdu
jako podróży poślubnej?
Spojrzeli na nią, zaskoczeni.
- W przeciwnym razie będziecie z dala od siebie
przez całe miesiące - powiedziała Carmel. - A przecież
oboje nie lubicie rozłąki.
- Tak, nie lubimy. - Raphael wziął Annis za rękę i
przytrzymał ją mocno.
Annis spojrzała zaniepokojona na Carmel.
- A co będzie z tobą? Nie możemy przecież oboje
wyjechać...
- Nie martwcie się o mnie, dam sobie radę.
Postanowiłam wrócić do pracy.
- Co masz na myśli? - zapytał zaskoczony Raphael.
- Załatwiłam sobie zajęcie w biurze architektoni-
cznym, jako recepcjonistka. Przez trzy dni w tygodniu.
To lekka praca, siedząca. Będę tylko odbierała
telefony, uśmiechała się i i rozmawiała z interesan-
tami.
150
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Carmel, jeśli nie masz pieniędzy, chętnie ci pomogę
- zaofiarował się Raphael.
Siostra potrząsnęła przecząco głową.
- To nie tylko sprawa pieniędzy. Chcę po prostu
czymś się zająć, nie jestem przecież inwalidką. Muszę
tylko na siebie uważać, nie przemęczać się i przyjmować
lekarstwa. Jestem już znużona ciągłym przebywaniem
w czterech ścianach. Czekam z radością na rozpoczęcie
tej pracy. W biurze wszyscy są mili, a zwłaszcza szef.
Pan już nieco łysawy, ale z uroczym uśmiechem. Nie
musisz się więc o mnie troszczyć, braciszku.
- A co będzie z dziećmi? - zapytała Annis.
- Cały dzień spędzają w szkole, jeśli będę po-
trzebowała, wezmę kogoś do pomocy na weekendy.
Dam sobie radę! - Mówiąc to Carmel wyglądała na
zdeterminowaną. - Muszę uporządkować swoje życie,
nie chcę już dłużej korzystać z ciągłej opieki innych.
Za bardzo szukałam oparcia w Barrym, kiedy był tutaj.
Może właśnie dlatego tak trudne było jego życie? Czy
kiedykolwiek o tym pomyśleliście? Nie byłam dla
niego prawdziwą żoną i nie byłam dla moich dzieci
prawdziwą matką. Nie jestem zupełnie skazana na
innych,
lecz
wy
skakaliście
koło
mnie,
rozpuszczaliście, tak że zrobiłam się zupełnie bezradna
i zachowywałam się jak ciężko chora. Teraz wszystko
będzie inaczej. Ja będę zarządzała własnym życiem,
opiekowała się dziećmi i podejmowała wszelkie decyzje.
Muszę wziąć się w garść, zanim będzie za późno.
- Carmel zwróciła się do brata. - Nie próbuj mnie
powstrzymywać.
Raphael spojrzał na nią z podziwem.
- Nie odważyłbym się.
Carmel się roześmiała.
- No to zabierajmy się od razu do listy.
- Listy? Jakiej? - zapytali jednocześnie Annis
i Raphael.
TRUDNA MIŁOŚĆ
151
- Chodzi o wykaz tego, co jest do zrobienia. Na
początek, jaki to ma być ślub? Z pompą? Cichy?
- Carmel uśmiechnęła się do brata. - Decydujesz nie
ty, lecz twoja przyszła żona. Powiedz mi, Annis, jaki
chcesz mieć ślub?
- Cichy - odpowiedziała rozmarzona Annis. W koś-
ciele, w białej sukni i tylko z rodziną i najbliższymi
przyjaciółmi. Będą grały organy i...
- Druhną będę ja! - zawołała mała Sylvia, która
właśnie wróciła ze szkoły. Dopiero co skończyła
dziewięć lat, ale jak na swój wiek była bardzo dojrzała,
chyba ze względu na długotrwałą chorobę matki.
Wszyscy się roześmieli.
- A kto będzie niósł tren? Kto będzie paziem?
- zapytała Carmel, patrząc na sześcioletniego Roberta.
Przerażony chłopiec skrył się za oparciem krzesła
i zawołał:
- Nie będę paziem, nie będę!
- Skreśl pazia - powiedział rozbawiony Raphael.
- Gdybym ja sam był na jego miejscu, też bym nie
chciał. Inne wasze propozycje akceptuję. Wolałbym
cichy ślub.
Mogli się byli domyślić, że kiedy prasa się dowie o
projektowanym małżeństwie Raphaela, wszystkie ich
plany spalą na panewce i o cichym ślubie nie będzie
mogło być mowy.
Gdy tylko w kronice towarzyskiej ukazała się
wzmianka o dacie ślubu, Annis i Raphael zaczęli
odbierać telefony i listy od przyjaciół i wielbicieli
talentu Raphaela, z prośbą o zaproszenie na tę
uroczystość. Z dnia na dzień telefonów i listów
przybywało, a dom wypełniał się prezentami. Musieli
więc zorganizować ogromne przyjęcie. Gości ze
strony Raphaela było na liście całe mnóstwo, ze strony
zaś Annis figurowała tylko bliska rodzina i kilku
przyjaciół.
152
TRUDNA MIŁOŚĆ
- Czy bardzo jesteś niezadowolona, że wszystko
wymknęło się spod naszej kontroli?
- Nie twoja wina, że jesteś sławny. - Pocałowała
go. - To jeden dzień, szybko minie, a potem będziemy
mieli tylko siebie. - Mówiąc te słowa Annis za-
stanawiała się, na ile się sprawdzą w przyszłości ze
względu na publiczne życie RaphaeJa.
Wszedł do pokoju, gdy obie z Carmel przyglądały
się posągowi przysłanemu z Niemiec.
- Od kogo? - zapytał Raphael, dotykając zimnego
kamienia.
- Od Giinthera - odpowiedziała Carmel. - Idę
nastawić herbatę.
Zwykle Annis ubiegłaby dziewczynę, ale już nauczyła
się tego nie robić.
Raphael przeczytał bilet od Giinthera.
- Muszę mu od razu podziękować. Na ślubie się nie
zjawi, wyjeżdża do Nowego Jorku na koncert Diony,
który odbędzie się w następny czwartek.
- Powinieneś też jechać - bez chwili zastanowienia
rzuciła Annis. - To są przecież twoje utwory, tak długo
pracowaliście z Dioną nad nimi. Gdybyśmy się nie
pobierali, mógłbyś polecieć do Nowego Jorku w
drodze do Rio. Orkiestrą powinieneś dyrygować ty, a
nie Gunther.
Od dłuższego czasu sprzeczali się na ten temat.
Raphael położył rękę na ramieniu Annis.
- Nie zaczynaj znowu. Recenzje przeczytam potem.
Już ci mówiłem, niech Diona, rozhisteryzowana przed
premierą, wyładowuje się na Giintherze, a nie na
mnie. Miałem tego dość przez ostatni miesiąc prób.
Nie masz pojęcia, jaka ona bywa męcząca. Ciągle się
na coś uskarża, chce, żeby bez przerwy prawić jej
komplementy...
Ta
kobieta
jest
emocjonalną
terrorystką!
- Biedny Gunther. - Annis nie była już zazdrosna
TRUDNA MIŁOŚĆ
153
o Dionę, wiedziała, że nie musi. Po kilku godzinach
prób z Dioną Raphael przychodził do domu zupełnie
wykończony, marząc o spokojnym wieczorze w towa-
rzystwie Annis. Słuchali jego ulubionej muzyki lub
sam grał.
- To tygrysica, nie kobieta. Wysysa całą moją
energię. Uciekam do domu, do ciebie, i dopiero przy
tobie odżywam.
Annis gładziła jego czarne, gęste włosy.
- Nie mogę się doczekać wspólnych dwóch tygodni
po ślubie - narzekał. - Jest nam potrzebny urlop tylko
we dwoje. To ostatnie pół roku było dla nas
wszystkich trudne, ale ty potrzebujesz odpoczynku
bardziej niż ja. Bałaś cudowna w stosunku do Carmel i
dzieci. Jesteś przemęczona, kochanie.
- To było przyjemne, mimo że czasami rzeczywiście
męczące.
- Lubisz być pożyteczna - stwierdził Raphael
patrząc z czułością w niebieskie oczy Annis. - A ja...
ja potrzebuję cię jak nikt inny w świecie.
jeszcze dwa dni - pomyślała Annis - i będziemy
mężem i żoną.
- Jeszcze dwa dni - powiedział Raphael - i będziesz
tylko moja. - Pocałował ją z uniesieniem.
Od bardzo dawna Annis pragnęła należeć do
Raphaela. Dziś nie mogła wręcz uwierzyć, że za dwa
dni to się stanie.
Uwierzyła dopiero wtedy, kiedy szła powoli wzdłuż
głównej nawy w stronę przyszłego męża, przy trium-
falnym dźwięku organów, w promieniach wiosennego
słońca wpadających przez witrażowe okna dużego,
wiktoriańskiego kościoła w Manchesterze, znajdującego
się tuż obok rodzinnego domu Raphaela.
To nie był cichy ślub, jaki sobie wymarzyła. W
ławach kościelnych siedziało wiele osób. Jej matka,
krewni, znajomi, przyjaciele i koledzy Ra-
1>I
TRUDNA MIŁOSC
phaela. Przed kościołem zgromadziła się liczna rzesza
jego wielbicieli.
Annis prowadził do ołtarza stary wuj. Był bardzo
słaby, musiał się podpierać laską.
Wśród zaproszonych znaleźli się także Loveday i
Carl.
Loveday była pierwszą druhną. W długiej, atłasowej
sukni wyglądała wspaniale. Morelowy odcień sukni,
którą wybierały razem z Annis, harmonizował dos-
konale z rudymi włosami dziewczyny i rzucał ciepłe
światło na jej zazwyczaj bladą twarz. Były także dwie
malutkie druhny: Sylvia i kuzyneczka Annis. Obie
ubrane identycznie jak Loveday i wszystkie trzy
trzymały w ręku wiktoriańskie bukieciki. Kwiaty
miały także we włosach. Annis też miała we włosach
żywe kwiaty, umieszczone w perłowym stroiku, spod
którego opadał długi welon.
Ciemne włosy Raphaela połyskiwały w promieniach
słońca. Annis wydawał się wyższy niż zazwyczaj.
Dziś wyglądał wręcz obco.
Nagle Annis poczuła się bardzo niepewnie. Serce
podeszło jej do gardła. Idąc zachwiała się, aż stary wuj
spojrzał na nią niespokojnie. Zagryzła wargi walcząc
ze łzami. Spojrzała w bok i zobaczyła czuły wzrok
Carmel, która w ten sposób starała się dodać jej
otuchy, rozumiała panikę, która ogarnęła dziewczynę.
I wtedy Raphael się odwrócił, szukając jej wzrokiem.
Annis zobaczyła, jak na jej widok z radości
rozszerzają się źrenice jego oczu. Oczywiście nie widział
przedtem wspaniałej wiktoriańskiej sukni. Długa, suta
spódnica, zrobiona z ogromnej ilości materiału,
kołysała się na trzech sztywnych halkach. Do góry
stanika, przybranego falbankami i naszytymi perłami,
był przypięty maleńki bukiecik drobnych różowych
różyczek. Spódnicę pokrywała piękna koronka, ściąg-
TRUDNA MIŁOŚĆ
155
nięta w kilku miejscach bukiecikami bladoróżowych
różyczek i atłasowymi kokardami. Annis zdecydowała
się na ten romantyczny styl, gdyż wiedziała, że taka
suknia powinna spodobać się Raphaelowi. Wyglądała
dobrze przy jej gładkich, jasnych włosach, szczupłej
sylwetce i cienkiej talii.
Oczywiście, nie była wcale pewna, czy jej strój
ślubny spodoba się Raphaelowi, aż do chwili, w której
napotkała jego zachwycone spojrzenie.
Obdarzył Annis ciepłym uśmiechem. Odwzajemniła
uśmiech i z oczami pełnymi uwielbienia zrobiła ostatni
krok, żeby się z nim połączyć przed ołtarzem.
Wuj cofnął się, a ręka Raphaela odszukała jej dłoń.
Przyszły mąż władczym gestem zacisnął rękę dziew-
czyny w swojej dłoni.
Nadeszła wreszcie chwila, w której mogli rozpocząć
wspólne życie.