Wywiad z Janem Engelgardem

background image

Wywiad z Janem Engelgardem

 

Jan Engelgard jest redaktorem naczelnym tygodnika "Myśl Polska", byłym działaczem

Stowarzyszenia PAX oraz autorem książki "Wielka gra Bolesława Piaseckiego".

Mówi  się  często,  że  byli  falangiści  stanowili  w  PAX  grupę  "nieliczną,  ale

wpływową". Czy tak było rzeczywiście? Jak wielu byłych aktywistów RNR trafiło po

drugiej wojnie światowej do PAX?

W kierownictwie PAX­u było trzech falangistów – Bolesław Piasecki, Jerzy Hagmajer i

Zygmunt Przetakiewicz, można jeszcze wymienić Ryszarda Reiffa, który otarł się o

RNR przed wojną. Był też Zygmunt Dziarmaga­Działyński z „Falangi” wileńskiej, ale

on  nie  zajmował  w  PAX­ie  żadnych  stanowisk.  Generalnie  rzecz  biorąc  w  PAX­e

falangiści nie byli liczbowo czynnikiem decydującym, byli nimi na pewno członkowie

Konfederacji narodu i partyzanci Uderzeniowych batalionów Kadrowych (UBK)

W jakim stopniu ci PAXowcy, których korzenie tkwiły jeszcze w ONR, utożsamiali

się  z  tą  tradycją  i  poglądami  narodowo­radykalnymi?  Czy  było  to  coś,  co

odrzucali,  czy  też  coś,  co  traktowali  jako  swoje  "prawdziwe",  co  najwyżej

"tymczasowo  ukryte"  poglądy?  A  może  postrzegali  Falangę  jedynie  jako  krótki

wycinek z lat "szalonej młodości"?

Najbardziej  miarodajne  jest  stanowisko  Piaseckiego.  Rzadko  odnosił  się  do

przeszłości, co jest zrozumiałe. Ale podczas jednego z wystąpień w latach 60. odniósł

się  do  okresu  przedwojennego.  Mówił,  że  kadra  PAX­u  musi  poznać  cała  drogę

polityczną  założycieli  organizacji,  by  lepiej  zrozumieć  skąd  się  wywodzi.  Okres

przedwojenny Piasecki uznawał za zamknięty, ale uważał, że nie należy się od niego

odcinać, bo byłoby to nieuczciwe – uważał też, że pewne cechy, takie jak oddanie

sprawie,  bezinteresowność,  poświęcenie,  a  także  idea  narodowa  –  nie

zdezaktualizowały się. Co ciekawe, kiedy w 1955 roku grupa rozłamowa z Tadeuszem

Mazowieckim  na  czele  napisała  list  do  KC  PZPR,  zarzuciła  Piaseckiemu  i  jego

najbliższym współpracownikom „faszyzm” i „nacjonalizm”, dając do zrozumienia, że

nigdy nie wyrzekli się swojej ideologii. Była to przesada, ale prawdą było to, że ludzie

z przedwojennej „Falangi” myśleli inaczej o sprawach polskich, niż co młodzi, którzy

przyszli do PAX­u (wcześniej Grupa „Dziś i Jutro”) po wojnie.

Powszechne jest przekonanie, że Bolesław Piasecki w nieomal wszystkich sporach

politycznych  i  przełomowych  momentach  historii  PRL  opowiadał  się  przeciwko

środowiskom "reformatorskim", stojąc po stronie "twardogłowych" (np. rok 1956,

rok 1968, stosunek do powoli się rozwijającej nielegalnej opozycji w latach 70­

tych).  Analogicznie  zarzuca  mu  się,  że  namawiał  prymasa  Wyszyńskiego  i  w

ogólności  Kościół  Katolicki  w  Polsce  do  przyjmowania  przesadnie  ugodowego

stanowiska w relacjach z władzami.

Czy  te  zarzuty  są  uzasadnione?  A  jeśli  tak,  to  z  czego  wynikała  taka  postawa

Jan Engelgard...

Ciąg dalszy...

W  swojej  książce  obala  pan  m.in.  mit  jakoby  Piasecki  już  podczas  rozmów  z

Sierowem "umówił się", że będzie funkcjonował na "odcinku katolickim" i "rozbijał

Kościół". Prosiłbym o rozwinięcie tego tematu i odpowiedź na pytanie, dlaczego

Piasecki ­ dotąd zajmujący się przede wszystkim działalnością stricte polityczną ­

w roku 1945 wszedł właśnie w rolę "działacza katolickiego". Czy teoretycznie było

możliwe, że zająłby się jakimś innym "obszarem" działalności publicznej?

W  1945  roku  Piasecki  był  skazany  na  „odcinek  katolicki”.  Po  pierwsze,  Kościół

zajmował takie samo jak on stanowisko wobec nowej rzeczywistości (tzn., że trzeba

się przystosować), po drugie uznał, że nie ma szans na działalność stricte polityczną,

bo to skazuje na klęskę i eliminację. Po trzecie wreszcie, jako wierzący katolik uznał,

że  dla  Kościoła  w  Polsce  idzie  czas  próby  i  on  musi  być  obecny  w  tym  czasie,  a

naczelnym zadaniem jest zapobiegnie walnemu starciu Kościoła i marksistowskiego

państwa.

Jest  też  prawdą,  że  istnienie  silnego  Kościoła  było  dla  Piaseckiego  i  jego  grupy

swoistą gwarancją, że władza ich nie zlikwiduje. W 1956 roku, kiedy wielu domagało

się  likwidacji  PAX­u,  Gomułka  miał  powiedzieć:  „Co  to,  to  nie.  Chcenie  zostawiać

mnie sam na sam w Wyszyńskim?”. Takie myślenie było obecne z partii i wcześniej –

w zamyśle partii PAX miał „pomagać” w kontaktach z Kościołem, był czymś pomiędzy.

Tu  była  pewna  gra  –  PAX  wydawał  się  potrzebny  partii  i  to  ratowało  w  czasach

stalinowskich przed likwidacją. Śmiertelne zagrożenie pojawiło się w 1956 i potem,

kiedy uznano, że nie jest już potrzebny, a jest swego rodzaju wyrzutem sumienia.

Jacek Bartyzel i Adam Danek w swoich artykułach nt. PAX piszą, że PAX lansował

m.in.  poglądy  teologów  "progresistowskich"  i  modernistycznych  (jak  Maritain,

Rahner,  Teilhard  de  Chardin  etc.).  Tak  rzeczywiście  bywało,  ale  jak  to  można

ocenić i wyjaśnić? Czy PAX był jakąś "zadeklarowaną" tubą modernizmu czy po

prostu  prezentował  rozmaite  oblicza  współczesnego  katolicyzmu,  wśród  nich

odbijając także przychodzące z Zachodu nowinki?

Piasecki  był  zawsze  człowiekiem  bardzo  ortodoksyjnym,  przywiązanym  do  kultu

maryjnego i do katolicyzmu ludowego. Musimy jednak wziąć pod uwagę, że przyszło

mu  działać  w  czasach  dominacji  marksizmu.  Jeśli  chciało  się  przekonać  partię,  że

katolicy nie są zagrożeniem dla socjalizmu i mogą nawet współrządzić – to należało

ich przekonać o tym, że ten katolicyzm jest „postępowy” a nie „reakcyjny”. Uważam,

że sam Piasecki traktował progresizm katolicki utylitarnie, jako wygodne narzędzie.

To nie znaczy, że część działaczy PAX­u nie uwierzyła w „postępowy” katolicyzm. Sam

z takimi się zetknąłem.

Proszę  też  wziąć  pod  uwagę  i  inny  aspekt  tej  sprawy.  Koła  lewicy  katolickiej  na

Zachodzie  uznawały,  że  w  krajach  bloku  wschodniego  może  w  miarę  normalnie

działać Kościół i świeccy, podczas gdy prawica i konserwatyści domagali się wręcz

męczeństwa, uznając że nie jest możliwe jakiekolwiek współistnienie katolicyzmu i

państwa  marksistowskiego.  Takie  same  problemy  miał  Prymas  Stefan  Wyszyński  w

1950 roku po podpisaniu porozumienia z władzami. W kręgach prawicowych uważano

background image

Piaseckiego  i  kierownictwa  PAX?  Płytki  koniunkturalizm?  Przekonanie,  że  w

ostateczności  nawet  dyktat  "twardogłowych"  jest  lepszy  niż  dopuszczenie  do

głosu  tzw.  "opozycji  demokratycznej"  (której  wielu  przedstawicieli  jeszcze

niedawno  było  najbardziej  zawziętymi  stalinowcami)?  A  może  –  jak  twierdzą

niektórzy – Piasecki przeceniał siłę ZSRR i uważał, iż w ostateczności Sowieci i

ich  "twardzi  sprzymierzeńcy"  są  gotowi  na  wszystko,  a  zatem  otwarte

przeciwstawianie się im jest z góry pozbawione sensu?

Takie stawianie sprawy jest uproszczeniem. W 1956 roku Piasecki opowiedział się nie

po stronie „twardogłowych”, tylko przeciwko prowokowaniu Rosji, a tego dokonywali

byli  najbardziej  dogmatyczni  stalinowcy,  którzy  nagle  stali  się  „reformatorami”.

Piasecki widział, że ich grupowe interesy były dla nich ważniejsze niż los Polski, ba,

że  Polska  jest  dla  nich  tylko  piłką  w  grze.  Jeszcze  latem  1956  roku  spotkał  się  z

Romanem Zambrowskim i przekonywał go, że tak nie można robić, ale pozostawało

to bez echa. Piasecki wcale nie popierał wtedy „Natolina”, czyli tzw. twardogłowych,

a oni sami uważali go za „faszystę” i zwalczali na każdym kroku.

W  1968  roku,  to  też  mit,  Piasecki  wcale  nie  współdziałał  ściśle  z  moczarowcami.

Owszem,  był  za  wyczyszczeniem  partii  z  elementów  poststalinowskich  (głównie

Żydów), ale jednocześnie uważał, że to nie wystarczy, że trzeba modernizować kraj,

wyrwać się z tzw. małej stabilizacji, w którą wpędził nas Gomułka. Piasecki uznał też

słynne przemówienie Gomułki z marca 1968 za demagogiczne, nie podobało mu się

także  potraktowanie  przez  I  sekretarza  Pawła  Jasienicy,  którego  wyciągnął  z

wiezienia  w  1948  roku.  Aluzje  Gomułki  w  stosunku  do  Jasienicy  (sugestia,  że  był

agentem)  mogły  uderzyć  także  w  Piaseckiego.  Powiem  jeszcze  więcej  –  Piasecki

uważał bunt młodzieży za słuszny, chciał go nawet skanalizować na korzyść PAX­u,

osłabiając  wpływy  PZPR  na  uczelniach.  Jednocześnie  ostro  zwalczał  tzw.

komandosów,  uważając,  że  manipulują  młodzieżą  i  realizują  obce  Polsce  interesy.

Tak więc, nie jest prawdą, że PAX na każdym zakręcie sprzeciwiał się zmianom, to

nieprawda.  Piasecki  był  na  to  zbyt  inteligentny  i  miał  większe  ambicje  niż  tylko

przytakiwanie „konserwatystom” z PZPR.

Artykuł  Bolesława  Piaseckiego  "Instynkt  Państwowy"  z  roku  1956  został

powszechnie  odebrany  jako  utożsamienie  się  autora  z  przeciwnikami  "odwilży"

oraz  jako  groźba  użycia  siły  wobec  "nieposłusznych"  przez  władze  i  Związek

Radziecki.  Tymczasem  Ryszard  Reiff  w  swoim  "Archiwum  Stowarzyszenia  PAX"

tłumaczy, iż w tekście zawarta była "przestroga, że nie wybiła jeszcze godzina

wyzwolenia"  oraz  że  "wielu  publicystów  zniekształciło  myśli  artykułu,

przedstawiając zawarte w nim ostrzeżenie jako życzenie". Jak Pan interpretuje

ową pamiętną publikację kierownika PAX?

Jak  już  mówiłem  wcześniej,  Piasecki  był  przerażony  taktyką  polityczna  byłych

stalinowców,  którzy  po  utracie  poparcia  Moskwy  (Chruszczow  miał  powiedzieć  w

marcu 1956 roku, że za dużo u nas „Abramowiczów”) nagle stali się antysowieccy.

Polaków  bardzo  łatwo  złowić  na  hasła  antyrosyjskie  i  Piasecki  o  tym  wiedział.

Instynkt  państwowy”  był  rzeczywiście  takim  ostrzeżeniem,  nie  wydumanym,  jak

pokazał  przykład  Węgier.  Ludzie  nieuprzedzeni  tak  to  odczytali,  jednak  obóz,

nazwijmy go – „żydokomuny” – wykorzystał go do odwrócenia uwagi od siebie, od

swoich  zbrodni.  Piasecki  stał  się  nagle,  w  ciągu  kilku  dni,  wrogiem  numer  1,

człowiekiem,  który  miał  wręcz  odpowiadać  za  całe  zło  stalinizmu.  Było  to  dla

żydokomuny” bardzo wygodne – PAX stał się swego rodzaju odgromnikiem, dzięki

któremu odwracano uwagę od własnych zbrodni. Być może niektórzy stalinowcy bali

go  za  „czerwonego”.  Ci  ludzie  nie  rozumieli  specyfiki  funkcjonowania  Kościoła  w

Polsce po 1945 roku. Nie mieściło im się w głowie, że Kościół w komunizmie może w

miarę  normalnie  działać.  Polityka  Wyszyńskiego  i  działalność  PAX­u  było  dla  nich

wyzwaniem, więc za wszelką cenę chcieli te linię zdyskredytować. Inaczej ocenia się

rzeczywistość na miejscu, inaczej kiedy się było po drugiej stronie, w bezpiecznym

miejscu,  gdzieś  w  Paryżu  czy  Nowym  Jorku.  Ale  właśnie  dlatego  te  krytyki  były

nieuzasadnione, wręcz niemoralne, dlatego panowie Bartyzel i Danek po prostu nie

mają racji.

A  co  do  progresizmu.  Piasecki  akceptował  decyzje  Soboru  Watykańskiego  II,  bo

zdejmował  on  odium  z  tych  katolików,  którzy  działali  publicznie  w  krajach  bloku

wschodniego, ale nie akceptował tego wszystkiego, co wiąże się z nowinkami, jakie

po nim się pojawiały. W to wszedł po uszy „Tygodnik Powszechny”, a nie PAX.

Można spotkać się z takim poglądem, że Piasecki niepotrzebnie tak bardzo starał

się być aktywny politycznie w PRL i że cena jaką za to płacił była zbyt wysoka.

Innymi  słowy,  rzecznicy  takiego  poglądu  sugerują,  że  byłoby  lepiej  dla  PAXu  i

Kościoła, gdyby Piasecki postawił tylko na przykościelną działalność "kulturalno­

filozoficzną",  nie  angażując  PAX  w  spory  polityczne.  Czy  takie  wyjście  byłoby

lepsze? Czy było w ogóle możliwe?

Wyszyński radził tak Piaseckiemu już w 1947 roku. Być może dla spokoju byłoby to dla

niego lepsze rozwiązanie. Ale Piasecki nie był człowiekiem, który zgodziłby się na taki

minimalizm.  Poza  tym,  my  dzisiaj  wiemy,  jak  potoczyła  się  historia,  ludzie  w  1947

roku tego nie mogli przewidzieć. Trzeba też pamiętać, że gdyby nie zaangażowanie

polityczne  Piasecki  miałby  znacznie  mniej  możliwości  np.  do  ratowania  ludzi  w

okresie  stalinizmu.  Zresztą  nie  tylko  ludzi  z  podziemia,  ale  także  pomagania

Kościołowi.

Jest zrozumiałe, że PAXowcy, aby funkcjonować publicznie w PRL, musieli używać

szczególnego języka i terminologii. Ale ­ nawiązując poniekąd do poprzedniego

pytania ­ powstaje pytanie, czy nie posuwali się w tej "daninie słów" (określenie

R. Reiffa) zbyt daleko, czy nie przekraczali pewnych granic, ekscytując się "walką

o pokój i rozbrojenie", "sojuszem katolików z marksistami", "wyzwoleniem ludów

kolorowych  z  jarzma  kolonializmu"  etc.?  Czy  ­  patrząc  z  perspektywy  czasu,  a

jednocześnie  nie  tracąc  z  pola  widzenia  ówczesnych  realiów  –  PAX­owcy  nie

mogli  sobie  pozwolić  na  nieco  więcej  lub  przynajmniej  milczeć  w  niektórych

momentach?

Taki język pojawiał się też w enuncjacjach Kościoła. Wystarczy przeczytać dzienniki

Prymasa Wyszyńskiego, kiedy pisze w latach 50., że katolicy mogą angażować się w

rzeczy  nie  podlegające  dyskusji,  np.  walce  o  pokój.  Takiego  języka  używał  też

„Tygodnik  Powszechny”.  Owszem,  czytając  to  dzisiaj,  może  to  nas  razić,  a  nawet

śmieszyć,  ale  to  nie  były  śmieszne  czasy.  Do  partii  –  sądził  Piasecki  –  należało

przemawiać językiem dla niej zrozumiałym, bo innego nie przyjmie i nie zrozumie. To

była swego rodzaju konwencja. Z drugiej strony pozwalało to na funkcjonowania na

niższym szczeblu (publicystyka, książki) języka normalnego. Nawet w latach 50. Na

zebraniach PAX­u można było powiedzieć bardzo dużo.

background image

się,  że  Piasecki  tym  artykułem  dał  sygnał  Moskwie:  „Patrzcie,  partia  zawiodła,

zdradziła  was,  zostałem  tylko  ja,  oddajcie  mi  władzę”.  Uważam,  że  część  aparatu

partyjnego  tak  właśnie  myślała  –  Piasecki,  człowiek  Sierowa,  doczekał  się  swojej

chwili i teraz, przy pomocy „antysemickiej” Moskwy złapie nas za gardło.

W  jaki  sposób  polskie  podziemie,  w  szczególności  to  wywodzące  się  z  kręgów

endecko­oenerowskich (NSZ, konspiracyjny SN), oceniało działania, które Piasecki

(wraz ze swoimi ludźmi) podjął w roku 1945?

To złożony problem, bo Piasecki wywodził się z obozu narodowego i traktowany był

jako narodowiec. Nie ma przekazów świadczących o jakimś szczególnie negatywnym

stanowisku podziemia do Piaseckiego. Wiadomo, że Piasecki pomagał wielu ludziom

z  konspiracji  narodowej,  którzy  albo  się  ujawnili,  albo  się  ukrywali.  Zygmunt

Przetakiewicz  opowiadał  mi  o  ukrywaniu  przez  Piaseckiego  kapelana  NSZ,

zagrodzonego aresztowaniem. Generalnie Piasecki uważał, że walka zbrojna nie ma

sensu i dążył do rozładowania podziemia. Jedną z takich misji przeprowadził w 1947

roku Reiff, ale UB wykorzystało to przeciwko Piaseckiemu, aresztując ludzi, którzy się

ujawnili. Pamiętajmy, że w UB była silna frakcja, która chciała Piaseckiego zamknąć i

zdyskredytować. Taka sztuczka temu służyła. Mówiłem już o Jasienicy – który służył w

oddziale „Łupaszki”. Tylko poręczenie Piaseckiego uratowało go od śmierci.

Generalnie więc, podziemie narodowe miało do Piaseckiego stosunek realistyczny –

wynikało  to  z  tego,  że  w  tym  czasie  powszechnie  uważano,  że  władza  PPR  jest

tymczasowa i szybko (po wybuchu III wojny) się skończy. Piasecki też nie był wolny

(lata 1945­1946) od tego typu myśli.

Czy  Bolesław  Piasecki  zdawał  sobie  sprawę,  rozpoczynając  swoją  działalność

powojenną,  że  przez  wielu  prawicowców  i  narodowców  może  zostać

potraktowany jako zdrajca i kolaborant, czy też liczył na to, że uda mu się zdobyć

bardzo szerokie wpływy w tych środowiskach i przekonać je do swojej wizji?

Musiał wiedzieć, na jakie naraża się pomówienia. Co ciekawe jednak, atak na niego

wcale  nie  wyszedł  z  szeregów  prawicy  i  obozu  narodowego.  Pierwsi  zaczęli  go

oczerniać  ludzie  ze  Stronnictwa  Pracy,  bo  uznali,  że  jest  konkurencją  na  polu

katolickim. Także dawne kręgi z Biura Informacji i Propagandy KG AK siały pogłoski

na  temat  Piaseckiego.  Nie  miał  też  przyjaciół  w  PSL  Mikołajczyka.  Tak  naprawdę

wielkich  ataków  ze  strony  ludzi  obozu  narodowego  wtedy  nie  było.  Piasecki  miał

nadzieję, że pozyska jak największe grono tych ludzi do pracy pokojowej, co udało mu

się częściowo. Byli to ludzie z SN, NOW, NSZ i innych organizacji – razem kilkuset.

Ludzie z obozu narodowego, którzy działali w Polsce wiedzieli, że jest PAX i że jest

Piasecki, i że w razie czego nie odmówi im pomocy. I tak było. Nawet ci, którzy nie

zgadzali  się  z  jego  polityką,  traktowali  PAX  jako  swego  rodzaju  Arkę  Noego.  On

zresztą nie wymagał od nikogo, kto się zgłaszał politycznych deklaracji czy politycznej

aktywności. To były wolne decyzje każdego.

Ryszard Reiff (i inni zwolennicy Piaseckiego, np. Przetakiewicz) podkreślają, że

"wieloświatopoglądowość",  "potrójne  zaangażowanie"  i  "przezwyciężanie

zwycięzcy"  były  podjętą  przez  Piaseckiego  tymczasową  taktyką  obliczoną  na

"przetrzymanie"  okresu  PRL.  Ale  przecież  nie  wszyscy  o  tym  wiedzieli  (Reiff

twierdzi,  że  pełnię  wiedzy  o  planach  i  taktyce  PAX  posiadały  cztery  osoby,  jak

można sądzić: Piasecki, Hagmajer, Przetakiewicz i on sam). Czy więc z upływem

lat  szło  to  w  tę  stronę,  że  młodsi  działacze  PAX  zaczynali  traktować  oficjalną

doktrynę stowarzyszenia jako wartość samą w sobie i cel ostateczny? A z drugiej

strony  –  w  jakim  stopniu  PAX  uległ  oportunizmowi  i  bezideowemu

karierowiczostwu?

Reiff trochę przesadza, pisał swoje wspomnienia po 1989 roku, więc trochę dorabia

ideologię.

Piasecki  traktował  swoje  ideowe  zaangażowanie  bardzo  poważnie.  Uważał,  że  po

1945  roku  Polski  wcale  nie  spotkała  katastrofa,  m.in.  dlatego,  że  pozbyła  się

wpływów  liberalnego  kapitalizmu,  który  uważał  za  największe  zagrożenie  (zresztą

Wyszyński  też  myślał  podobnie).  Taktyka  na  „przeczekanie”  mogła  dominować  w

latach 1945­1947, ale nie potem, kiedy stało się jasne, że w najbliższym czasie nic

się nie zmieni. Piasecki grał na ewolucję systemu, na wyrwanie zębów ateizmowi, na

dopuszczenie do systemu dwupartyjnego. Te zmiany miały się dokonywać w ramach

porządku, jaki zapanował po 1945 roku i w oparciu o realia geopolityczne, czyli sojusz

z  Rosją.  Piasecki  stracił  złudzenia  w  połowie  lat  60.  kiedy  uznał,  że  PZPR  nie  jest

zdolna do ewolucji, a „zmiana przyjdzie ze Wschodu”. Opozycji nigdy nie popierał, bo

uważał, że albo jest ideologicznie niedojrzała albo jest zagraniczną (amerykańską)

agenturą. Nie wiemy co by zrobił, gdyby dożył do czasów Solidarności i do roku 1989.

Myślę, że w latach 70. pojawiało się swego rodzaju skostnienie ideologiczne (Piasecki

gasł w oczach), także oportunizm. Sam Piasecki nie dał też swoim kolegom jasnych

wskazówek,  nawet  nie  wyznaczył  następcy.  Są  przekazy  świadczące  o  tym,  że

pesymistycznie patrzył na przyszłość organizacji po swojej śmierci. I tu miał rację, ale

też jest w tym część jego winy.

Niektórzy, w tym nawet obrońcy PAX, uważają że tak czy inaczej jest to zjawisko

całkowicie  przeszłe,  minione,  obumarłe,  że  wartość  PAXowskiej  publicystyki

politycznej,  artykułów  prasowych  etc.  była  w  najlepszym  razie  tymczasowa  i

cenna o tyle, o ile pozwalała obejść pewne ograniczenia komunizmu i wywalczyć

coś  dla  katolików.  Czy  zgadza  się  Pan  z  takim  podejściem,  czy  też  może

powojenne pisma Piaseckiego albo niektóre teksty z "Dziś i Jutra", "Kierunków",

"Życia i Myśli" czy "Słowa Powszechnego" mają większe znaczenie i warte są tego,

by nawet i teraz je przypominać?

Nigdy nie jest tak, że jakaś myśl polityczna po latach jest całkowicie bezużyteczna.

Gdyby tak było, to działalibyśmy w pustce ideologicznej. Proszę zobaczyć, jak często

politycy powołują się a to na Piłsudskiego (który nie miał wiele do powiedzenia), na

Giedroycia  czy  Witosa.  To  co  pisał  Piasecki  miało  zarówno  wymiar  doraźny,  ale  i

ponadczasowy.  Ostatnio  przygotowywałem  referat  na  konferencję  naukową

zatytułowany  „Bolesław  Piasecki  wobec  Związku  Radzieckiego  a  tradycja

geopolityczna  Narodowej  Demokracji”.  Proszę  mi  wierzyć,  są  to  sprawy  bardzo

interesujące,  także  z  dzisiejszego  punktu  widzenia.  Piasecki  był  zbyt  wybitną

indywidualnością,  by  można  było  ot  tak  sobie  wyrzucić  całą  jego  spuściznę  na

śmietnik.

background image

Bolesław  Piasecki  pisał  w  "Siłach  Rozwoju",  że  polityk  nie  jest  obowiązany  do

mówienia  całej  prawdy  ­  ale  nie  wolno  mu  kłamać.  Jak  Pan  sądzi,  czy  on  sam

spełniał to kryterium właściwego prowadzenia polityki?

Tak  uważam.  Piaseckiemu  przyszło  działać  w  bardzo  trudnym  momencie  dziejów

Polski.  Takich  trudności  nie  miał  np.  Roman  Dmowski.  Nie  mógł  powiedzieć

wszystkiego, dlatego tak trudno go się czytało i interpretowało. Łatwo było wzruszyć

ramionami  albo  skrytykować.  Piasecki  to  postać  tragiczna,  atakowana  przez  ludzi,

którzy w swoim życiu nic dla Polski nie zrobili, ale za to wiele o tym mówili. Owszem,

popełniał  błędy,  nieraz  się  mylił,  ale  zawsze  działał  z  myślą  o  Polsce.  Był  kimś

wyjątkowym, co widać dzisiaj bardzo wyraziście obserwując współczesnych polityków,

a raczej politykierów.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
wywiad z Janem Tomaszewskim, bratem ciotecznym śp Prezydenta
Rosjanie zamknęli bramę Siewiernego do zmroku wywiad z Janem Marią Tomaszewskim, bratem ciotecznym
Gross usiłuje zniszczyć wizerunek Polaków Wywiad z prof Janem Żarynem
Wywiad poglebiony
UKŁAD MOCZOWY WYWIADY
Sem 3 Wywiad w chorobach układu oddechowego
Wywiad w chorobach układu pokarmowego
Wywiad psychologiczny
WYWIAD LEKARSKI
Agencja Wywiadu prezentacja
Dukaczewska Nałęcz Zogniskowane wywiady grupowe2
Homo agresja wywiad z dr Paulem Cameronem
Przykladowy wywiad obrazujacy prace z oporem, Wywiad psychologiczny i jakościowe metody diagnostyczn
Wywiad, WUM, interna
POMOCE DO WYWIADU, szkoła semestr IV
wywiad
Informacje zwrotne, Wywiad psychologiczny i jakościowe metody diagnostyczne
TECHNIKA PROWADZENIA WYWIADY, materiały na UKW, metodologia badan

więcej podobnych podstron