Na kazde jego zadanie Sara Fawkes

background image
background image

Rozdział1

Ostatnionajlepsząrzecząwmojejpracybyłwidokboskiegonieznajomego,któregospotykałamcorano.

Pomknęłamprzezholdowindytakszybko,jakpozwalałyprzyzwoitośćorazszpilki.

Ominęłamdrabinyirobotnikówwymieniającychprzestarzałąinstalacjęelektrycznąwwiekowym
budynku.Ciemnowłosynieznajomypojawiałsięprzywindacho8.20,codominuty.Dzisiajteżtakbyło.
Utorowałamsobiedrogęprzeztłumistanęłambliskoniego,alenienatyle,żebytowyglądało
podejrzanie.Wpatrywałamsięwdrzwiwindy,niezwracającnaniegouwagi.Toniebyłagra,choć
mogłosiętakwydawać.Takprzystojnimężczyźnizawszepozostawalipozamoimzasięgiem,atenniebył
wyjątkiem.

Aletonieznaczyło,żeniemogęsobiepomarzyć.

Drzwiotworzyłysięiwrazzinnymiweszłamdośrodka.Potemupewniłamsię,żeprzyciskmojegopiętra

background image

zostałwciśnięty.Stary–albo„historyczny”,jakniektórzylubilimawiać–

budynekprzechodziłwłaśniecałościowąrenowację.Wszystkobyłowymienianeidostosowywanedo
współczesnychwymogów,alewindypozostaływstarymstylu.Byłymniejszeiwolniejszeniżte
nowoczesne,alemetalowaklatkaspełniałaswojezadanieiwwoziłanasnawyższepiętra.

Poprawiłamnaramieniudużątorbę,szybkospojrzałamwbokipodchwyciłamjegospojrzenie.Wiedział,
żegoobserwuję?Zaczerwieniłamsięiznówzerknęłamprzedsiebie,adrzwiotworzyłysięiwypuściły
kolejnąporcjęludzi.Miałamprzedsobąjeszczejedenaściepięter.Jakopracowniktymczasowy
wprowadzałamdanedobazyHamiltonIndustries.Firmazajmowałasamągórębudynku,alemójmały
boksbyłwciśniętywjakiśzapomnianykątnajednymzpośrednichpięter.

Uwielbiałambardzoeleganckich,zadbanychmężczyzn,aciemnowłosynieznajomyzawszebył
nienagannieubrany.Jegogarnituryikrawatykosztowałypewniewięcej,niżzarabiałamwmiesiąc.
Emanowałaurąwyższychsfer.Stanowczobyłniezmojejligi,aletoniepowstrzymywałomnieprzed
fantazjowaniemnajegotemat.Przystojnynieznajomywystępował

wmoichsnach,widziałamjegotwarz,gdytylkozamknęłamoczy.Oddobregorokuniemiałammiędzy
nogaminic,coniedziałałobynabaterie,więcmojemarzeniabyłydośćperwersyjne.

Pomyślałamonichprzezchwilęiuśmiechwypełzłminatwarz.Nietrzebabyłowiele,żebymnie
nakręcić,alewizjatego,jakjestempopychananaścianęizdobywana…Tak,dalej!

Pasażerowienadalwysiadaliikiedydrzwizaktórymśrazemsięzamknęły,otrząsnęłamsięzmarzeń,bo
porazpierwszyzostałamznieznajomymcałkiemsama.Nerwowoodchrząknęłamiwolnąręką
wygładziłamołówkowąspódnicę.Starawindapięłasięwgórę,żebydowieźćmniedomojegobiurka.
Oddychaj,Lucy,pamiętaj,żebyoddychać.Czułamwbrzuchunarastającepożądanie,podsycanemyślami
owszystkichświństewkach,któremożnawyczyniaćwwindzie.Ciekawe,czytujestkamera…

Usłyszałamzaplecamiszelest,apotemzobaczyłamsilnądłoń,którapojawiłasięprzedemnąiwcisnęła
czerwonyprzycisk.Zanimzdążyłamcokolwiekpowiedzieć,poobustronachmojejgłowypojawiłysię
ręce,acichygłosmruknąłmidoucha:

–Widujęcięwtejwindziecodziennierano.Rozumiem,żetonieprzypadek?

Zszokowana,niemogłamwydobyćzsiebiegłosuitylkomrugałamszerokootwartymioczami.Powinnam
sięuszczypnąć?Czytosiędziejenaprawdę?

Dodrzwiwindydociskałomniepotężneciało,adotykzimnegometalunamoichwjednejchwili
stwardniałychiwrażliwychbrodawkachwywołałstłumionyjęk.

–Co…–zaczęłam,alenatychmiastzapomniałam,cochciałampowiedzieć,kiedypoczułamnabiodrze
twardy,długikształt.

–Czujętwojepodniecenie–mruknął,aodtegoniskiegoseksownegogłosuścisnęłomniewdołku.–
Codziennieranowsiadaszdotejwindy,ajaczuję,czegocitrzeba.–Przesunąłjednąrękęwdółiścisnął
mojądłoń,atwarzprzysunąłdomojejszyi.–Jakmasznaimię?

background image

Miałampustkęwgłowieinieumiałamodpowiedziećnawetnanajprostszepytanie.Boże,tengłos
wprostociekaseksem,pomyślałamdzikoipodniosłamręce,żebyzaprzećsięodrzwi.

–Lucy–powiedziałamwkońcu,znadzieją,żezwarciewmózgujużsięskończyło.

–Lucy–powtórzyłizadrżałam,słyszącswojeimięwypowiedzianetymażnazbytseksownymgłosem.–
Muszęsięprzekonać,czysmakujesztaksamodobrze,jakpachniesz.

Wjegogłosieniebyłoprośbyopozwolenie,jedynienieznoszącesprzeciwużądanie,więcodwróciłam
głowę,żebymusiępoddać.Przesunąłustapomiękkiejskórzezauchem,wysunął

język,żebymniedotknąć,skubnąłzębamipłatekuchaiwtedyjęknęłam,wciskającsięwniegoplecami.
Przesunąłbiodra,amójoddechstałsięszybszy.Napalonestaccatowkompletnejciszy.

–Boże,jesteśtakcholerniegorąca.–Przesunąłdłońpomoimboku,biodrzeiwdółuda,ażnatrafiłna
skrajspódnicy.Potempokonałtęsamątrasęwprzeciwnymkierunku,delikatniemuskającpalcami
wewnętrznąstronęmoichud.Podciągałmiprzytymspódnicęnabiodra.

Odruchoworozsunęłamnogi,żebyułatwićmudostępigłośnozłapałampowietrze,kiedypoczułampalce
namokrychmajtkachinacisknarozpalonewejście.

Czytosiędziałonaprawdę?Byłamuwięziona,przygwożdżonadometalowychdrzwigorącymciałem.
Realizowałysięwszystkiefantazje,jakiekiedykolwieksnułaminiemogłampohamowaćwytrenowanych
reakcji.

Pulsującymipalcamiprzesuwałpomojejłechtaczce,corazintensywniej.Poruszałambiodrami,nie
panującnadtym,dopraszałamsięowięcej.Krzyknęłam,kiedyugryzłmniewramię,apotemwsunął
palcepodgumkę,podcienkąbawełnę,gładziłwilgotnąskóręizaatakowałdelikatnądziurkęwtaki
sposób,żegłośnojęknęłam.

–Chodźdomnie–mruknąłniskimgłosemVinaDieslaiprzesuwałustaizębywzdłużodsłoniętejlinii
szyiiramienia.Palcewpychałgłębiej,kciukiempocierałstwardniałąwypukłość,ajawyprężyłamsięze
stłumionymjękiem.Oparłamczołootwardąstaldrzwiizadrżałam,wjednejchwilibezsilna.

Poprawejstronie,podtablicązprzyciskami,zadzwoniłtelefon.

Zesztywniałam,zszokowana,aostredźwiękiprzedzierałysięprzezciemnąmgłę,wktórejsię
pogrążyłam.Żądzaustąpiłamiejscawstydowiiodepchnęłamsięoddrzwi,żebysięuwolnić.Nieznajomy
wycofałsię,żebyzrobićmimiejsceiponowniewcisnąłczerwonyprzycisk.Wpośpiechupoprawiłam
ubranie,akiedywindaruszyła,telefonprzestałdzwonić.

–Smakujeszlepiej,niżsobiewyobrażałem.

Bezradnawobectegogłosuodwróciłamsięizobaczyłam,żeoblizujepalce.Odjegospojrzeniaugięły
siępodemnąkolana.Aledźwięktelefonuwyrwałmniezekstazyiterazpoomackunaciskałamwszystkie
guzikiznumeramipięter,naktórenatrafiłam.Togotylkorozbawiło.Kiedydrzwisięotworzyłyi
zobaczyłampustykorytarzdwapiętrapodemną,wytoczyłamsięzwindy.Naszczęściewkorytarzunie
byłonikogo.Ulżyłomi,boniebyłampewna,czywtamtejchwilizniosłabymczyjekolwiek

background image

zainteresowanie.

Odwróciłamsięnakrótkiegwizdnięcieizobaczyłam,żenieznajomypodnosimojątorbęimijąpodaje.
Ześlizgnęłamisięzramieniaizapomnianależałanapodłodze,gdymy…

Odchrząknęłamiwzięłamjąztakągodnością,najakąmogłamsięzdobyć.

Uśmiechnąłsięitozmieniłocałejegooblicze.Gapiłamsię,ogłupiała,nazniewalającątwarz,aon
mrugnął.

–Dozobaczenia–powiedział,kiedydrzwiwindyzamknęłysięichwilowouwięziłymnienaniższym
piętrze.

Głębokozaczerpnęłampowietrzaizaczęłampoprawiaćubranie,roztrzęsionymipalcamiwciskając
bluzkęzapasekspódnicy.Największyproblemmiałamzmajtkami–gdybymwnichzostała,miałabym
mokrąplamęnaspódnicy.Skupiłamsięnatym,zamiastmyślećonarastającymzażenowaniu,znalazłam
toaletęidoprowadziłamsiędoporządku.

Kilkaminutpóźniej,odświeżona,choćzakłopotanabrakiembielizny,weszłamdwapiętrawyżej,do
siebie.Korytarzebyłypełnepracownikówprzybywającychwostatniejchwili,więcbezproblemu
dotarłamdomojegoboksu.Zminutowymspóźnieniemwłączyłamkomputer.Tutajniktchybaniezwracał
natouwagi,dopókiwykonywałamswojąpracę,więczatopiłamsięwniej,usiłujączapomniećomoim
szokującymwystępie.

Rozdział2

Całydzieńniemogłamsięskupić.Nieważne,jakbardzostarałamsięskoncentrowaćnapracy,myśliitak
szalały.Okazałosię,żemuszęsprawdzaćto,cozrobiłam,dwa,anawettrzyrazy,żebymiećpewność,że
niepopełniłambłędu.Dane,któredostawałamdowprowadzania,byłygłupkowateinudne,aleitak
zdarzałymisiępomyłki.Pamięciąwracałamdowindy,dotajemniczegonieznajomegoipierwszego
niemalpublicznegoorgazmu,jakimiałamwżyciu.

Akiedyudawałomisięwziąćwgarść,niepamiętałam,któredanejużwprowadziłam,aktórychjeszcze
nie.

Towydawałosiętakbardzoniewmoimstylu.Zawszelubiłamseks,alenienależałamdotegotypu
kobiet,którewiedziałyby,coztymzrobić.Chłopcynieumawialisięzemną,niebywałamzapraszanana
imprezy,nawetwcollege’u.Tychkilkuchłopców,którychmiałam,jeśliwogólemożnaichtaknazwać,
niewytrwałodługo.Wtejchwilimojeżyciebyłonudneiskupiałosięwokółwywiązywaniasięz
powinności–pożyczkistudenckieniechciałysięsamespłacić,amieszkaniepodmiastemdodatkowo
wszystkokomplikowało.Niemogłamznaleźćporozumieniazwiększościąmężczyzn.Onichcieliiśćna
imprezę,ajachciałampoczytać.Oniwybierali„SportsIllustrated”,aja„NationalGeographic”.

Umawianiesięnarandki,jakkolwiekobecnieniespędzałomisnuzpowiek,zdecydowanieniebyłomoją
mocnąstroną.

Chociażzewszystkichsiłstarałamsięzapomniećozdarzeniuwwindzie,jużwporzelunchunie
pragnęłamniczegowięcejniżwibratoraiwolnejchwili,bywykorzystaćgojaknależy.Mojezachowanie

background image

inatychmiastowareakcjananieznajomegobyłyniepokojące,niezależnieodfantazji,któresnułam.Tosię
niemogłopowtórzyć,nieważne,jakbardzotegochciałam.Potrzebowałamtejpracy,chociażbyła
monotonna,iniemogłamsobiepozwolićnato,bycośmnierozpraszało.Tyleżepracaniewymagała
zaangażowaniaintelektualnegoimojemyślicochwilazbaczałykuinnymrzeczom.Kuwspomnieniom
miękkichwargidotykuzębównaszyi,odktórychdostawałamdreszczy.Jegodużedłoniedawały
podwójnąobietnicę–mówiłyosileidelikatności,októrychmojeciałoniechciałozapomnieć.

Tobyłdługidzień.

Ztrudemudałomisięuporaćzprzydziałemdanychdowprowadzenia,apopracyrozważałamnawet,czy
niezejśćteczternaściepięterposchodach,alewkońcuzdecydowałamsięnawindę.Taką,codoktórej
byłampewna,żeniespotkamwniejnieznajomego.Przeszłamprzezpodziemnyparking,awtymsamym
czasieczęśćtłumuruszyławstronęstojącychprzedwejściemtaksówek.Niewieleosóbdostępowało
zaszczytuparkowaniapodbudynkieminapewnoniebyłabytonowoprzyjętapracownicatymczasowa,
nawetgdybymiałasamochód.

Przejścieprzezgarażbyłopoprostuszybszymsposobemdotarcianastacjęmetradwieulicedalej,anikt
miniepowiedział,żeskrótjestniedozwolony.

Zeszłamposchodachprostowchłodnepopołudniowepowietrzepodziemnegogarażu.

Gdzieśześrodkowegopoziomusłyszałampiskopon,aleniewidziałamnikogo,tylkorzędyaut.

Pocierałamramiona,bozimnypowiewzapowiadał,żebędziechłodno,jaktylkozajdziesłońce.

Skręciłamwstronębudkistrażnikaipożałowałam,żeniemamnicdonarzucenianaramiona.

Byłapóźnawiosna,alewostatnichdniachzrobiłosięzimniejiniebyłamodpowiednioubrana.

Ktośzłapałmniezaramionaipociągnąłwbok,wcień.Zanimzdążyłamkrzyknąć,rękazakryłamiusta,a
jejwłaścicielciągnąłmniedomałegopomieszczenia,wydzielonegowczęścigarażuprzeznaczonejdla
motocykli.Szarpałamsię,aleramionabyłynieubłagane,niczymżelaznaobręcznamoimciele.

–Mówiłem,żewkrótcesięzobaczymy.–Głosbyłznajomyigłęboki,rozpoznałamgonatychmiast.Przez
całydzieńsłyszałamgowgłowie,choćbezskuteczniestarałamsiępozbyćtychfantazji.

Kiedygousłyszałam,poczułamulgę.Azarazpotemzłość.Dlaczegomiałabymmuufać?

Rozwścieczonawłasnągłupotązcałychsiłnadepnęłamnastopęnieznajomego.Warknął,alemnienie
puścił.Cowięcej,przycisnąłmniedozimnejściany.Natarłnamnie,nadgarstkiprzycisnąłmidobetonu.

–Możeszsiębronić–mruknąłiprzesunąłustamipomoimuchu.–Lubięto.

Taspokojnareakcjarozwścieczyłamnie.Odrzuciłamgłowęwtył,żebyuderzyćgowtwarz,aleuchylił
sięześmiechem.Kolejnąpróbęnadepnięciamunastopęzablokował,wsuwającminogęmiędzyudai
tymsposobemodebrałmipolemanewru.Palcezaciśniętenamoimnadgarstkubyłybardziejmiękkieniż
żelaznekajdany,alerówniemocne.Parzyłymnieiniemogłamsięruszyć.

–Puśćmniealbozacznękrzyczeć–powiedziałamchłodnoistarałamsięodwrócićgłowę,żebyspojrzeć

background image

muwoczy.Byłampiekielniesfrustrowanatym,żeniejestemanitakprzerażona,anitakzłajak
powinnam.Porazkolejnytenfacetwywoływałwemnieuczucianieadekwatnedosytuacji.Musiałam
upaśćnagłowę,żebyufaćczłowiekowi,jeślinawetnieznamjegoimienia!

Pochyliłsię,schowałtwarzwmoichwłosachigłębokowciągnąłpowietrzedopłuc.

Zadowolonypomruk,którywydostałsięzjegogardła,wprawiłmojeciałowwibracje.

–Całydzieńniemogłemprzestaćotobiemyśleć–wymruczał,wogóleniezwróciwszyuwaginamoją
groźbę.Kciukamizataczałmałekółkanamoichnadgarstkachiodtegodelikatnegodotykucałasię
naprężyłam.–Takszybkonamniezareagowałaś,zapachem,smakiem…

Przełknęłamślinęiusiłowałamzignorowaćnagłytrzepotwbrzuchu.Nie!–myślałamdesperacko,nie
mogęsiętympodniecić.Alewizjajego,pochylającegosięnadmną,itwardego,gorącegociała
przyciskającegosiędomoichplecówsprawiała,żekręciłomisięwgłowie,anajwiększąochotęmiałam
nato,żebyopleśćgonogamiwpasie.Cholera.

–Puśćmnie–warknęłamspomiędzyzaciśniętychzębów,niezwracającuwaginazdradzieckiereakcje
ciała.–Tojestzłe,niechcę…

Kiedymójgłoszamierał,delikatniepocałowałmniezauchem.Kontrastmiędzytymgestema
nieubłaganymuciskiemnanadgarstkachbyłniesamowity.Oddechuwiązłmiwgardle,gdyustaizęby
nieznajomegoprzesuwałysięwdółmojejszyi.Gdybiodramiocierałsięomojąpupę,atwardydługi
kształtprzesuwałmisięmiędzypośladkami.

–Nigdyniewziąłbymkobiety,któramnieniechce–mruknął,apotemprzesunąłsiędodrugiegoucha.–
Powiedz„nie”,adamcispokójnazawsze.–Przebiegłustamipobocznejstroniegardłailekkougryzł
mniewramię,czekającnaodpowiedź.

Całasiętrzęsłam,aleniezestrachuanizniewygody.Kiedyoderwałdłońodmojegonadgarstkai
przesunąłjąpowewnętrznejstronieramienia,niedrgnęłam,pogrążającsięwdoznaniach,jakiemi
oferował.Dłońpowędrowaławgóręudapodspódnicą,paznokcielekkodrapałyskórę,apalecwsunął
sięmiędzyściśleprzylegającedosiebiepośladki.Zawarczał,ścisnąłjeobiemadłońmi,rozwarł,apotem
natarłnanietwardymwybrzuszeniem,wciążukrytymwspodniach.Zustwyrwałmisięjęk,wypięłam
biodraiodepchnęłamsięodściany,żebyznaleźćsiębliżej.

Puściłmójtyłekiodwróciłmniedosiebie.Przezkrótkimomentwidziałamtużprzedsobąznajomą,
bardzoprzystojnątwarzizieloneoczy,apotemjegoustazaatakowałymojewargiwnajgorętszym
pocałunku,jakiegowżyciudoświadczyłam.Odwzajemniłamgo,wyginającsięiocierająconiego.
Dotknęłamjegopiersi,przesunęłamręcewgóręiprzeczesałammuwłosy,alechwyciłmnieza
nadgarstkiiwyprostowałmiręcenadgłową.Nogawsuniętamiędzyudauniosłamnietrochę,więc
łapałamrównowagę,ocierającsięojegotwardejakskałaudo.

Zjękiemłapałampowietrze,kiedyzjechałustaminiżejissał,skubałdelikatnąskóręszyi.

–Chcępoczućnasobietwojeusta–mruknął,przesuwającwargamipomojejszyiiliniiszczęki.–Chcę
cięzobaczyćnakolanach,jakobejmujesztymipięknymiustamimojegokutasa…

background image

Kiedytymrazempróbowałamsięuwolnić,niepowstrzymywałmnie,tylkocofnąłsięokrokipostawił
mnienanogach.Odrazupowędrowałamrękomadojegospodniiodsunęłamzamek.Sięgnąłwdół,żeby
mipomóc,akiedywyciągnąłczłonekzespodni,uklękłamimusnęłamjęzykiemgłówkę.Smakował
czystością,aostrywdechnadmojągłowąoznaczał,żepodobamusięto,corobię.Jegopragnieniebyło
moim,poczułammiędzynogaminowąfalęgorącaiprzesunęłamgłowędoprzodu,chowającgłówkęw
ustach.

–Boże.–Przeszyłgodreszcz,aja,nagleśmielsza,objęłamdłoniągrubąpodstawęiwłożyłamgogłębiej
doust.Krążyłamjęzykiemwokółpodstawyissałamczubek,apotemprzesuwałamustapocałymgrubym
członku.Nieznajomemuzadrżałyudaizacząłporuszaćsięwrytmtego,corobiłamustami.Położyłdłoń
namoimkarkuinalegającoprzyciągałmojągłowędosiebie.Aletojakontrolowałamsytuację.
Odpięłamguzikwspodniachiwolnąrękąsięgnęłamdojegojąder.Zadrżał,fiutpulsowałzrozkoszy,a
potemująłdłońmimojątwarziniemożądał,żebymwzięłagogłębiej.Tymrazemuległamiwepchnęłam
gotakdalekodogardła,jakmogłam,wciążporuszającgłowąijęzykiem.Wolnądłońwsunęłammiędzy
swojenogi,prześlizgnęłamsięmiędzymokrymifałdkamiinacisnęłamstwardniałypunkcik.

–Dotykaszsię–wycedziłnademną.Tosprawiło,żejeszczegwałtowniejwdzierałmisiędoust,ale
jegotwardośćtłumiłamojejęki.Nieznajomyprawiecałyczasmilczał,alejęknąłkilkarazy,kiedyszybko
poruszałamjęzykiemalbomasowałamgłówkętylnąściankągardłainieukrywam,żemiłobyłoto
słyszeć.

Częśćmojegomózgu,niewielkaczęść,zastanawiałasię,cojanalitośćboskąwogólerobię,alenie
dałamjejdojśćdogłosu.Odzbytdawnaniktmnieniezauważał,nawetwspółpracownicymnie
ignorowali,więczainteresowanietakprzystojnegomężczyznybyłoczymścennym.Niepozwalałamsobie
nadociekanie,dlaczegomniewybrałanicobędziepóźniej.Terazchciałamtylkoczuć.Zanurkował
palcamiwmoichwłosach,ajapoczułamnadchodzącyorgazmwchwili,gdyjegojądraskurczyłysię,
samebliskiefinału.

Odepchnąłmniezpowrotempodbetonowąścianęiwypuściłamgoustzzaskoczonymmlaskiem.
Mężczyznapochyliłsięiobjąłmniewpasie,apotemuniósłioparłościanę,blokującmnieswoim
twardymciałem.Zdziwionaspojrzałamwoczyprzystojnegonieznajomego,terazznajdującesięzaledwie
kilkacentymetrówodmojejtwarzy,apotempoczułamjegoczłonek.

Wszedłwemnieikrzyknęłamzrozkoszy.Mięśnie,któreoddawnaniemiałyzajęcia,naprężyłysię.
Byłamtakwilgotna,żewszedłwemniezupełniegładko.Położyłustanamoich,połykał

mojejękiiprzyciskałmniedościany.

Orgazm,któryprzywoływałampalcami,wydostałsięnapowierzchniępodwpływempocierania,
rozciąganiaipulsowania.Stłumiłustamimójokrzyk,ajazamarłam,gdyfalerozkoszyprzetaczałysię
przezmojeciało.Pocałowałamgodziko,kąsającjegowargiidrapiącpaznokciamirękawymarynarki.
Mojareakcjawyzwoliławnimpodobnezachowanie.Oderwał

sięodmoichust,wtuliłwemnieiwgryzłzębamiwmojeramię.Mojekrzyki,poorgazmiejużcichsze,
wciążodbijałysięodścianmałegopomieszczenia.

Dyszał,apotemwyszedłzemnieiwytrysnąłnaziemię.Wolnąrękąwytarłpozostałościswojego
orgazmu.Uwięzionamiędzyjegogorącymciałematwardymbetonemzauważyłamwkońcu,jakzimna

background image

jestścianaiusłyszałamzgłębiparkinguodgłossamochodówwyjeżdżającychnapowierzchnię.Chłódna
mokrychudachzadziałałjakdzwonekalarmowy.

Uświadomiłamsobie,doczegodopuściłam.Nieudolnieoparłamsięomocneramionanieznajomego–
ciałowciążmiałambezsilnepoorgazmie.

Mężczyznacofnąłsię,wciążpodtrzymującmniepodpośladkami,ipowolipostawiłmnienaziemi.
Zachwiałamsięnaszpilkachizanimzrobiłamkrok,chwyciłamsięjegoramienia,żebyzachować
równowagę.Ogromtego,nacopozwoliłam–porazdrugitegodnia–spowodował

gonitwęmyśli.Zadrżałam,tylkoczęściowozzimna,apotempodskoczyłam,kiedynaglecościepłegoi
ciężkiegoopadłonamojeramiona.Zerknęłamnanieznajomego.Niemiałnasobiemarynarki,alenie
mogłamwykrztusićpodziękowania.Pomógłmi,kiedypowoliwsuwałamramionawrękawy.Marynarka
niebyłagruba,alerozgrzałojąciepłojegociałaipowstrzymywałanajdotkliwszychłód.Odrazuzrobiło
misięlepiej.

–Zawiozęciędodomu.

Kiedytousłyszałam,pokręciłamgłowąiodsunęłamsięodniego.Płonęłamzewstyduiniemogłam
nawetnaniegospojrzeć.

–Pojadępociągiem–wymamrotałam.

Poczułampodpodbródkiempalec.Podniósłmigłowętak,żemusiałamspojrzećprostowprzystojną
twarz.Mimowspólnychpodróżywindą,któretrwałyodtakdawna,nigdyniebyłamznimtakbliskoiten
widokzaparłmidechwpiersiach.Miałciemnąskórę–niewiem,czyopaloną,czyprzekazanąwgenach
–którapodkreślałazieleńoczu,zamkniętychwobjęciachczarnychrzęsibrwi.Gęstewłosymiałniemal
taksamoczarne.Zazwyczajopadałymupasmaminaczoło,choćterazbyłypotarganeprzezemnie.
Wizerunekuzupełniałjasnypoblasknaszczęce,kłującyzarostitowystarczyło,żebysercezaczęłomi
mocniejbić.Kamiennatwarzniewyrażałatejsamejtroski,którąwidziałamwewpatrzonychwemnie
pięknychoczach.

–Proszę,pozwól–powiedziałmiękko.

Wciążżyworeagowałamnajegodotyk,miałamochotęprzytulićpoliczekdoszorstkiejskóryjegodłoni.
Łzynapłynęłymidooczu.Byłamażtakzdesperowana?Cofnęłamsię,wysuwającsięzjegozasięgu.
Odchrząknęłamistarającsięniezachowywaćjakmizdrzącasiękretynka,spojrzałammuwoczy.

–Pojadępociągiem.–Mimożewstydsprawiał,żenajchętniejodczołgałabymsięgdzieśdaleko,miałam
głowęuniesionąwysoko,kiedyodchodziłam.Naglesięzatrzymałam.–Twojamarynarka–mruknęłami
zaczęłamjązdejmować.

Podniósłrękęipowstrzymałmnie.

–Weźją.–Zadowolonyuśmieszekbłąkałsiępojegotwarzyiwydawałosięprzezchwilę,że
koncentrujesięwyłącznienamnieijest…zadowolony.–Potrzebujeszjejchwilowobardziejniżja.

Wiedziałam,żewyglądamjaknieszczęściewzwisającejzemniemarynarce,alebyłochłodnoi
potrzebowałamczegościepłego.Wymamrotałamsłowapożegnania,szybkowyszłamzpomieszczeniai

background image

skierowałamsiędowyjściazgarażu.Uniosłamdrżącąrękę,włosymiałamrozczochrane,alenie
dramatycznie.Musiałamszybkoznaleźćlustroidoprowadzićsiędoporządku.

Zaplecamiusłyszałamodgłoszatrzymującegosięsamochodu.Odwróciłamsięizobaczyłam,żezdługiej
czarnejlimuzynywysiadaszofer,otwieradrzwiodstronypasażera,aprzystojnynieznajomywsiadado
środka.Stałamigapiłamsięjakidiotka,jakszoferzamykadrzwiiwyjeżdżazgarażu.Samochódmiał
przyciemnioneszyby,więcniemogłamzajrzećdośrodka,gdymniemijał,aleodprowadziłamwzrokiem
automojegokochankasprzedchwili,któryminąłstrażnikówiwyjechałnazatłoczonąulicę.Kimnalitość
byłtenfacet?Zadumałamsięnadtym,aleszybkowybiłamsobiezgłowypodobnemyśliiruszyłamdo
wyjściazopustoszałegogarażu.

Weszłamdopierwszejlepszejkawiarniizamknęłamsięwtoalecie,żebydoprowadzićsiędoporządku.
Spódnicaibluzkaniewyglądałyźleibeztruduprzywróciłamimnormalnywygląd,aleniemogłam
przygładzićwłosów.Pasmawkolorzeciemnegoblonduniechciaływspółpracowaćpotym,jakzostały
rozkoszniesponiewierane,więczanurkowałamwtorbiepogumkęispięłamjewluźnykońskiogon.
Darowałamsobiepoprawianiemakijażu,aleprzynajmniejstarłamrozmazanesmugizokolicmoich
błękitnychoczu,żebyjakośsięprezentować.Kiedypiętnaścieminutpóźniejwyłoniłamsięzłazienki,
torbazwisałaznagiegoramienia,amarynarkabyłaprzezniąprzewieszona.Mimozimnadziwniesię
czułam,mającjąnasobie.Pojechałampóźniejszymniżzwyklepociągiem.Przezwiększośćczasubyłam
oszołomiona,awgłowiemiałamwciążjednąitęsamąmyśl.

Cojadocholeryrobię?!

Rozdział3

Następnegorankaprzyjechałamdopracypółgodzinywcześniejiupewniłamsię,żewwindzie,doktórej
wsiadam,niemanieznajomego.Denerwowałamsię,żektośmożeskomentowaćmojewczorajsze
zachowanie,alekumojejwielkiejuldzeludziejakzawszemnieignorowali.Otejporzewbudynkubył
zaledwieułamekosób,któreokupowałygopóźniej.

Śpieszyłamsiędobiurka,żebyuniknąćniechcianychspotkańzpewnymzielonookimiosobnikami.

Przezwiększośćpoprzedniegowieczoruinocyzastanawiałamsię,czypowinnamiśćnazajutrzdopracy.
Lekkomyślnośćiskrajnagłupota,jakimicechowałysięmojezachowania,prześladowałymnieidoszłam
nawetdotego,żezaczęłamkwestionowaćswojąpoczytalność.

Niebyłamtaka.Nigdyniebyłamtaknieodpowiedzialna,aniezaspokojonelibidoniemogłobyć
wytłumaczeniem.

Zaczęłamrozważaćzmianępracy,szukaćmiejsca,doktóregomogłabymprzejść,gdybymojaobecna
sytuacjazrobiłasięnieprzyjemna,alerynekbyłtaksamozapchanyjakzawsze.

Miałamwielkąochotęrzucićtępracę,alelogikapodpowiadała,żepotrzebujępieniędzy.

Rachunkiwciążspływały,aniemiałamoszczędności,którepozwoliłybymispokojnieposzukaćlepszego
zatrudnienia.

Och,Lucy,jakniskoupadłaś.

background image

Usiadłamprzybiurkuizajęłamsiępracą,któraniewymagałazalogowaniasięwsystemie
komputerowym,boniechciałamzawracaćniczyjejuwaginato,żetakwcześnieprzyszłam.

Współpracownicyprzychodzili,rozmawiali,mijającmójmaleńkiboks,alejaprzezwiększośćdnia
siedziałamusiebiewkącie,cieszącsię,żeniktniezwracanamnieuwagi.Dzieńminął

całkiempłynnieażdoczwartejpopołudniu,kiedyszefowawsadziłagłowędomojegoboksui
powiedziała:

–Proszęzamną,pannoDelacourt.

Obecnośćmenedżerkimniezdruzgotała.Widywałamjąprawiecodziennie,aleodczasurozmowy
wstępnejcałkowicieignorowałamojąobecność.To,żeterazzapragnęłazamnąporozmawiać,sprawiło,
żezakręciłomisięwgłowie,ażołądekzwinąłsięwsupeł.Jejtonnieznosiłsprzeciwu,więcpo
pośpiesznym:„Oczywiście,jużidę”,zebrałamsięwsobieinaroztrzęsionychnogachposzłamzanią.

Minęławejściedoswojegogabinetuiprzezdrzwiwyjścioweznaszegodziałupoprowadziłamniena
korytarz.Szłamzaniąwmilczeniu,bobałamsięzapytać,ocochodzi.

Obawiałamsię,żepowiemi,żecałybudynekwiejużotym,cowyprawiałamwczoraj.Nieprzychodził
midogłowyżadeninnypowód,dlaktóregomiałabymniewywoływać,aniespodziewałamsię,żeby
kazałamiopuścićbiurotylkopoto,żebymniezwolnić.

Wmilczeniujechałyśmywindąwgórę,amójniepokójrósł,imbardziejzbliżałyśmysiędoszczytu
budynku.Menedżerkanieodzywałasięibyłanieprzenikniona,choćzdrugiejstronynieangażowałamsię
specjalniewpróbydowiedzeniasię,ocochodzi,zobawyprzedtym,czegomogłabymsiędowiedzieć.
Kiedydrzwiwindysięotworzyły,odrazuwiedziałam,żejestemwinnymświecie.Niebyłośladupo
nijakichwąskichkorytarzach,wysiadłamwobszernymholuwyłożonymciemnymdrewnem,zwypisaną
dużymiliteraminaścianienazwąfirmyHAMILTON.Szerokiewejścieprowadziłodorecepcji,która
staławprzedsionkudużegopomieszczenia.Wejściadobiurzajmowałycałąścianę,anarogach
znajdowałysiędwiesalekonferencyjnezprzeszklonymiścianami.Panowałaatmosferabogactwaw
starymdobrymstylu,ciemnedrewnoizłoteakcentyuzupełnionebyłyprzeznowoczesneoświetleniei
sztukę.

–PanHamiltonczekananas–powiedziałamojaszefowadokobietywrecepcji,taskinęłagłową,agdy
jąminęłyśmy,sięgnęłaposłuchawkętelefonu.

Nadźwięktychsłówzachwiałamsię,anogiodmówiłymiposłuszeństwa.Dlaczegojesteśmywczęści
budynkunależącejdokierownictwa?Nigdyniezagłębiałamsięwstrukturęfirmy–tomiałabyćtylko
tymczasowapraca–aleitakwiedziałam,żetoniejestbylejakiepiętro.CzułosiętuoddechDonalda
Trumpa,amiejsceprzypominałoraczejsalębankietowąniżbiuro.Zdrugiejstronyniebyłomowy,żebym
siętuznalazła,gdybyrzeczywiściewiedzieli,cozrobiłam.

Zagubienieiobawyrosły,kiedyszłamwbezpiecznejodległościzamojąszefową.

Zmierzaławstronęjednegozbiurizapukała,zanimwetknęłagłowędośrodka.

–PanHamiltonzobaczysięzpaniąteraz–powiedziałaiwskazałamiwejście.

background image

Stałamtakiprzezmomentgapiłamsięnanią,apotempowoliruszyłamkudrzwiom.

Spojrzałamnanią,zdumiona,porazostatniiweszłamdośrodka.Alestanęłamwmiejscu,gdydogłowy
przyszłaminowa,potwornamyśl.Onie!Nie,nie,nie,nie…

–Dziękuję,Agatho,tonarazietyle.

Menedżerkaskinęłagłowąizamknęłazasobądrzwi,ajastałamzszokowanawogromnymgabinecie.
Bezgłośnieporuszałamustami,patrzącnaznajomąpostaćsiedzącązabiurkiem.Spojrzałamnatabliczkęz
nazwiskiem.

–JeremiahHamilton–powiedziałam,aciałomiałamsparaliżowaneniedowierzaniem.

Ciemnowłosymężczyzna,siedzącyzabiurkiem,podniósłzimneoczy,żebynamniespojrzeć.

–PannoDelacourt.–Wskazałkrzesłostojącenaprzeciwkobiurka.–Proszęusiąść.

Sercezabiłomiszybciej,gdyusłyszałamgłos,którypotwierdziłmojenajgorszeprzypuszczenia.Nie
mogącwydobyćzsiebiesprzeciwu,podeszłamdokrzesła,którewskazał,choćruchymiałamniezdarnei
niepewne.Usiadłam.Niezwracałnamnieuwagi,zajmowałsiętabletem,którytrzymałwręce.Kiedy
siedzieliśmytakwpełnejnapięciaciszy,rozejrzałamsiępodużymgabinecie.Całaścianazaplecami
prezesabyłaprzeszklonaimożnabyłopodziwiaćpanoramicznywidoknaulicewdole.Namasywnym
biurkuzciemnegodrewnastałylaptop,tabliczkaznazwiskiemikołyskaNewtona,alekulkisięnie
ruszały.Krzesłonakółkach,naktórymsiedziałam,byłomiękkieigrubowyściełane.

–PannaLucilleDelacourt–powiedziałmójnieznajomy,ajastruchlałam.ToJeremiahHamilton,
upomniałamsię,wciążniemogącogarnąćtejsytuacji.–Tymczasowozatrudnionanastanowisku
urzędnikaaktualizującegobazydanych,przyjętadopracymiesiąctemuprzezAgathęCrabtree.Wcześniej
wbiurzepośrednictwapracyExecutiveManagementSolutions.Zgadzasię?

–Kiedynerwowoskinęłamgłową,kontynuował:–Widzę,żejakodokumentupotwierdzającego
tożsamośćużyłapanipaszportu.–Zerknąłnamnie.–Paszportu?

Trudnobyłomówić,mająckompletniesuchowustach,alesięstarałam.

–Zawszemamgoprzysobie.

Podniósłbrew.

–Paszport?–Minaprezesazdradzała,żeoczekujewięcejinformacji,aletylkowzruszyłamramionami,
boniemogłamwydobyćzsiebiesłów.

Przezchwilępanowałacisza,apotemmówiłdalej:

–DorastałapaniwpółnocnejczęścistanuNowyJork,uczęszczaładoCornellUniversity,apotrzech
latachrzuciłastudia.Podejmowałapanipracenaniskichstanowiskach,trzymiesiącetemu
przeprowadziłasiępanitutaj.Dlaczegorzuciłapanistudia?

Podsumowaniemojegożyciabyłozwięzłeirzeczowe,asłowaprzeszywałymnienawylot.Ostatnie

background image

pytanieprzepłynęłoobokidopierowyczekującaciszaskłoniłamnie,żebymnaniegospojrzała.

–Słucham?–zapytałam,wduchuprzeklinającsięzato,żenieuważałam.

–Dlaczego–powtórzył–odeszłapanizcollege’u,pannoDelacourt?

Domagałsięodpowiedzi,aletobyłoskomplikowaneiosobiste,przywoływałowspomnienia,zktórymi
wciążniemogłamsięuporać,mimożeminęłytrzylata.Pytanienaruszałomojąprywatnośćiwiedziałam,
żeniemamobowiązkunanieodpowiadać,alemimotozaczęłammówić.

–Zmarlimoirodzice.

Tymrazemzapanowaładługacisza,wczasiektórejgapiłamsięnaswojedłonieiusiłowałamnie
rozpłakać,cobyłotrudnymzadaniem,biorącpoduwagępełnąnapięciasytuację,wjakiejsięznalazłam.
Czywstydzilibysię,gdybywiedzieli,corobię?–zastanawiałamsię,łykającłzy.Poświęcilitakwiele,
żebyzapewnićmiszczęścieidostatek,aowiększościdowiedziałamsiędopieropoichśmierci.Stracili
dom,wktórymsięwychowałam,aktórynależałdorodzinyoddwóchpokoleń,żebyzapłacićzamoją
naukę.Myślotymprzyprawiłamnieomdłości.Robiłamcomogłam,żebyniewpaśćwręcebanku,ale…
Przełknęłamkulęrosnącąmiwgardleipróbowałamsięopanować.

–Przykromizpowodupanistraty–powiedziałJeremiahpodługiejciszy.Odchrząknął

iusłyszałam,żeodchyliłsiędotyłuwskórzanymfotelu.–CosprowadziłopaniądoNowegoJorku?

Usłyszałamwjegogłosienutętroski,alewciążniemogłamsięzmusićdospojrzeniananiego.Chociaż
pytaniebyłoosobisteiniedotyczyłosprawzawodowych,odpowiedziałaminanie.

–Straciłamdommoichrodzicówimusiałamsięprzeprowadzić.Koleżankazestudiów,zJerseyCity,
zaproponowała,żebymzamieszkałaznią.

–Rozumiem.–Jeremiahpodrapałsiępopoliczku.–Czywiepani,dlaczegopoprosiłemospotkaniez
panią,pannoDelacourt?

Tobyłopytanie,któregonajbardziejsiębałaminaktóreniemogłamodpowiedzieć.

Przełknęłamślinęipodniosłamgłowę,żebyspojrzećwjegozieloneoczy,alecałaodwagamnie
opuściła.

–Nie?–Bardziejzapytałam,niżstwierdziłam.

Otworzyłusta,żebycośpowiedzieć,zamknąłje,apotempodjąłdrugąpróbę.

–Powiempani,jakwyglądałabyjejdzień,gdybynienaszespotkanie.–Położyłręcenabiurkuprzed
sobą.–Pracowałabypani,apółgodzinyprzedkońcemdniapracyzostałabypaniwezwanadobiura
szefowej.Onawyjaśniłaby,żekontraktnapracętymczasowąwygasłidziśjestostatnidzieńpanipracy.
Dostałabypaniostatniąwypłatęizostaławyprowadzonazbudynku.

Porazdrugitegodniaziemiausunęłamisięspodnóg.

background image

–Zwalniamniepan?–zapytałamsłabymgłosem,niemogącwtouwierzyć.Obudziłsięwemniegniew
naniesprawiedliwylos.–Czytodlatego,żemy…

Jeremiahpodniósłrękę,żebymnieuciszyćipokręciłgłową.

–Decyzjaozwolnieniachbyłapodjętamiesiąctemu.Niepotrzebujemyjużwiększościpracowników
tymczasowychwpanidziale.–Zmrużyłoczyidodał,bardziejdosiebieniżdomnie:–Podpisałemtę
decyzjęnapoczątkutegotygodnia,zanimdowiedziałemsię,kimjesteś.

–Niktnieprowadziterazrekrutacji–szepnęłam,bozapomniałam,żenowejpracyszukałamwtajemnicy.
Zresztą,terazniebyłojużpowodu,żebytoukrywać.Ztrudemhamowałamgniew,gdyzdałamsobie
sprawę,żeotootrzymałamkolejnycios,potyluinnychwostatnimczasie.

–Przeglądałempaniakta,pracowałapaniznakomicie–mówiłdalejJeremiah,ajabezmyślnie
wpatrywałamsięwblatjegobiurka.–Damypanidoskonałereferencjedokażdejnastępnejpracy.

Zabrakłomisłów,nieprzychodziłomidogłowynic,comogłabympowiedzieć,więcuniosłamgłowęi
spojrzałamnaprezesa.

–Dlaczegopanmitomówi?–wymamrotałam.–Pocopanmnietuwezwał?

–Bomamdlapaniofertę,propozycjępracy,jeślibyłabypanizainteresowana.Potrzebujęosobistej
asystentki.

Kilkarazyzamrugałam,zaskoczonazaoferowanąpomocą.Zajrzałammuwtwarz,alebyła
nieprzenikniona,niemiałampojęcia,comyśli.Odpodejrzeńażścisnęłomniewbrzuchu,kiedypytałam:

–Wjakimsensieosobistej?

–Nakażdeżądanie.

Wciągnęłamgłębokopowietrze,gdyusłyszałamtesłowa,amyślipogalopowaływstronęnajróżniejszych
możliwychinterpretacjitegozdania.Niemógłsądzić…Napewnoniesugerował

tego,comyślę.Alecośwjegooczach,opróczzawodowegospokoju,wyrażałodokładnieto,coprzyszło
midogłowy.Jegospojrzeniebyłozapowiedziąnajmroczniejszychrzeczy.Amożetotylkomójumysł
usiłowałprzekućfantazjewrzeczywistość?Musiałamsięupewnić.

–Jeślichodziowczorajszydzień,kiedy…Hm…

Jeremiahpochyliłsiędoprzoduioparłmocnypodbródeknapalcach.

–Tak–powiedziałpoprostu,jednymsłowemkwitującwszystkiemojepytania.

Usiłowałamzareagowaćoburzeniem,wzbudzićwsobiejakiśopórizachowaćresztkigodności,ale
byłamteżpragmatyczna.Desperackopotrzebowałampracy,aotodostałampropozycjęiniemogłam
pozwolićsobienapuszczeniejejmimouszu,niewiedząc,kiedydostanęinnąszansę.Ścisnęłomisię
serce,kiedyprzypomniałamsobie,jakprzezbliskodwalatakażdegozarobionegocentaprzeznaczałam
nautrzymanierodzinnegodomu,pototylko,żebygostracićizostaćbezniczego.Niemiałamżadnej

background image

dalszejrodziny,któramogłabymipomóc,igdybyniekoleżankazeszkoły,którazaoferowałami
mieszkanie,wylądowałabymnaulicy.To,coobieuważałyśmyzarozwiązanietymczasowe,przeciągało
siębardziej,niżktórakolwiekznasplanowała.Wierzycielewciążmnieścigali,ażyciewwielkim
mieściebyłodrogie,więcwpraktycznienigdyniemiałamanidolaradlasiebie.

Aletojeszczenieznaczyło,żesięzgodzę.

–Copanoferuje?–zapytałamizadarłamgłowęznadzieją,żeniedostrzegaognia,którywypełniłmoje
ciało.Niemogłamuwierzyć,żewogólebrałamtopoduwagę!

Uśmieszekpowoliunosiłkącikjegoust.

–Pełnaopiekasocjalna,podwyżki,pokrytekosztypodróży.–Napisałcośnamałejkarteczcepost-iti
podałmiją.–Topowinnowystarczyćjakopensjazasadnicza.

Sumazwaliłamnieznóg.Mogłabymspłacićkredytstudenckiwciąguzaledwiekilkumiesięcy,awciągu
rokumiałabymdośćpieniędzy,żebywrócićdocollege’u.Ztrudnościąporuszyłamszczęką,szukając
słów,ależadnenieprzychodziłymidogłowy.Jakaśczęśćmnienalegała,żetoprzecieższansa,ale
druga,brzmiącapodobniedomoichrodziców,wrzeszczała:

„Uciekaj!”Przezchwilęmilczałam,rozważającmożliwości,apotemniepewniewciągnęłampowietrze
dopłuc.

–Chcętomiećnapiśmie.

Cośmipodpowiadało,żenietakiejodpowiedzioczekiwał.Przekrzywiłgłowęizmrużył

oczy,tobyłajedynaoznakahumoru,jakązauważyłam.Boskatwarzpozostałaniewzruszona,gdyskinął
głową.

–Bardzodobrze–powiedział–alenajpierwmuszęprzeprowadzićdalszyciągrozmowykwalifikacyjnej
natostanowisko.–Oparłbrodęnakoniuszkachzłączonychpalcówobudłoni.–

Wstań,pochylsięioprzyjłokcieobiurko.

Rozdział4

Zamarłam,azdanieusłyszanewcześniej,„Nakażdeżądanie”,odbijałomisięechemwgłowie.Popełnej
napięciachwili,kiedytoczyłamzesobąwalkę,wstałamipodeszłamdobiurka,pochyliłamsięioparłam
łokcieokrawędźzciemnegodrewna.NerwowoobserwowałamJermiaha,którywstałiobszedłbiurko
dookoła.

–Zostańtak,dopókiciniepowiem,żemożeszsięporuszyć.Ilesłównaminutęzapisujesz?

Pytaniemniezaskoczyło,alewcześniejprzygotowywałamsiędoewentualnejrozmowyopracęiznałam
odpowiedź.

–Osiemdziesiąt.

background image

–Jakiecechypredysponująciędoobjęciategostanowiska?

Znikłzamnąiniemogłamsięskupić.Mogłamodwrócićgłowęizobaczyć,corobi,alewpatrywałamsię
wbiurkoiodpowiedziałamnatotypowedlarozmówkwalifikacyjnychpytanie:

–Zwracamuwagęnaszczegółyijestemoddanapracy,bezwzględunawszystko.

Zachichotał,słysząctęstandardowąodpowiedź.

–Gdziewidziszsięzapięćlat?

Zaczęłamodpowiadać,alezamilkłam,kiedypoczułamnaudziedłoń,wsuwającąsiępodspódnicęi
przemieszczającąwstronępośladków.Przełknęłamślinęiniemogłamuspokoićoddechu,alenadal
starałamsięodpowiedzieć.

–Chciałabymskończyćwydziałprawaalbopracowaćwmiejscu,którekocham.

Reakcjąnatobyłopomruk,aponimcisza.Tętnomiprzyśpieszyłoizamknęłamoczy,starającsięnad
sobązapanować.Byłotak,jakwwindzie.Jednomuśnięcieijużbyłamstracona,łaknęłamjegodotyku.

–Jakajesttwojawymarzonapraca?

Wsunąłmipalcemiędzyudaiprzesunąłnimipocienkichbawełnianychmajtkach,azustwyrwałmisię
jęk.Wypchnęłambiodra,szukającbliższegokontaktu,alerękaitymrazemznikła,ajawydałamjęk
zawodu.Chwilawytchnieniadałamimożliwośćzebraniamyśli,choćsformułowanieodpowiedzina
pytanieniebyłołatwe.

–Miejsce,wktórymmiałabymznaczenie,mogłabympomagaćludziom.

–Dobraodpowiedź–mruknąłirękawróciła,uciskałaterazmiękkieciałomiędzymoiminogami,amnie
ażskręciłozpożądania.Przycisnęłamdłoniedoblatu,paznokciewbiłamwchłodnedrewno,awbrzuchu
czułamnarastającypłomień.Drugarękapogładziłamniepoplecach,apotempobiodrze,podczasgdy
palcepierwszejwciążdręczyłymnieiznęcałysięnademną.Trzymałamroztrzęsioneramionanabiurku,
awtedypoczułamcośtwardegonapośladkach.

Palcewreszciewślizgnęłysiępodbieliznęibeztruduprzesuwałypowilgotnychwargach.

Stłumiłamkolejnyokrzyk.Starałamsięzachowaćmilczenie.

–Mojebiuromawytłumioneściany,adrzwisązamknięte–wymruczał,odpowiadającnapytanie,choć
nawetnieprzyszłomidogłowy,żebyjezadać.Czułamjegopalcewgłębisiebie,doprowadzałymniedo
drżenia.–Zanimzrobimycoświęcej,musimysiętegopozbyć.

Zsunąłmiznógcienkiebawełnianefigi,aja,niewielemyśląc,wyszłamznich,gdyupadłynapodłogę.
Wsunąłbutmiędzymojenogi,żebymjerozstawiła,abiodraminaciskałnamojepośladki.Jegopalcewe
mniewciążsięruszały,oddechmiałamurywany,aJeremiahzadarł

mispódnicęażdotalii,napierająctwardąwypukłościąnamojąpupę.

background image

Kciuk,którywcześniejmasowałstwardniaływzgórekmiędzymoiminogami,wślizgnął

sięterazdotylnejdziurki.Zszokowanaszarpnęłamsię,alebyłamuwięzionamiędzyjegobiodramia
biurkiem,akciukporuszałsięwciasnejdziurce.Wcześniejnieprzyszłomidogłowy,żemężczyzna
mógłbybyćzainteresowanytamtymwejściem.Niebyłamażtakąignorantką,żebynieznaćtakiejopcji,
alenigdytegonierobiłam.Trudnomisięjednakmyślało,boJeremiahwciążmanipulowałmoimciałem,
ażcaładrżałamzżądzy.

Przylgnąłustamidomojejszyi.

–Przyjdzieczas–wymruczałniskimgłosemsłowaobietnicy,razjeszczeporuszył

palcem,apotemprzesunąłkciukzpowrotemnałechtaczkę.Terazjużkażdymójoddechbył

jękiemiuniosłambiodrawdesperackimpragnieniu,bymniewypełnił.Palcedrażniłyidręczyły,alenie
dopuściłydoorgazmu.

Poczułam,żezmieniapozycję.Jeremiahpochyliłsięnadmoiminagimipośladkami,złapałzębamiskórę
najednymznichirozchyliłjedłońmi.Zanimzdążyłamchoćbyzastanowićsięnadtym,cosięświęci,po
razpierwszywżyciupoczułamjęzykwnajintymniejszejokolicymojegociała,polizałrowek,apotem
wsunąłpalcewwilgotnyotwór.Przylgnęłamdobiurkazkolejnymokrzykiem,aniemogłampowstrzymać
sięodnastępnych,gdypanowałnadreakcjamimojegociałazapomocąjęzykaipalców.Nieznanei
egzotycznedoznanieokazałosięinneniżwszystko,czegodoświadczyłamwcześniej,choćniebyłotego
wiele.Doszłamzkrzykiem,drapiąctwardyblatbiurkainiemogączapanowaćnaddrżeniemciała.

Nadźwiękrozrywanegopakuneczkuzprezerwatywąpołożyłamgłowęnadłoniach,achwilępóźniej
poczułamjegodługiego,twardegofiuta,wślizgującegosięmiędzymojepośladki.Wyjąłpalcetylkopo
to,żebyzastąpićjeczymśgrubszymitorowałsobiedrogęprzezciasnewejście.Jęknęłam,gdywpychał
sięwemnie,aonobjąłmniesilnymramieniemwtaliiiprzycisnąłmocnodosiebie.Przygwoździłmnie
dobiurkaiwysuwałsięzemnie,apotemwsuwałzpowrotem,ocierającsięielektryzującdelikatną
skórę.Wciążunosiłamsięnafaliorgazmu,więcjegoruchyzastałymniedyszącąirozpaloną,dziko
wciskającąsięwniego.

–Kurwa,jakajesteśgorąca–mruknąłmiprostowuchoinatarłmocniej,wywołująckolejnyjęk.
Zaparłamsięokrawędźciemnegodrewna,kiedynacierałnamnie,akolejnepchnięciawywoływały
drżeniecałegociała.Podniósłrękędomojejszyiiprzycisnąłmojągłowędoswojegoramienia,
częściowouniemożliwiającoddychanie.Mimotonadaljękliwiełapałampowietrze,gdyzalałamnie
kolejnafalaorgazmu,aciałozadrżałoporazdrugiwciągukilkuminut.

Głowaopadłaminabokipoczułamnaszyizęby,przesuwającesiępoliniiramienia,zktóregoodsunął
bluzkę.Dotykmiękkichustnaskórzewyraźniekontrastowałzmocnymipchnięciamibioder,ale
zatraciłamsięwtymdoświadczeniuipozwoliłammuprzejąćkontrolę.

Dwaorgazmycałkiemmniezniewoliły,osłabiły,aleJeremiahbeztruduutrzymałmniewsilnych
ramionach.Wygięłamsięwłuk,choćmiałamchybazbytdelikatnąskóręnatepchnięcia.

Przyjemnośćbyłazbytduża.

background image

Takjakpoprzednio,zatopiłzębywmoimramieniu,kiedyzadrżał,apchnięcianiemalpoderwałymniez
podłogi.Wydałurywanyokrzykipojeszczejednymsztychudoszedłwemnie.

Zwolniłuciskwokółszyiiznówpoczułamdopływkrwi,ażzakręciłomisięwgłowie.Ostrożniepołożył
mnienabiurku,apotemzłożyłswojeciężkieciałonamnieiobojeusiłowaliśmyzłapaćoddech.

Pochwiliwyszedłzemnieicofnąłsięokrok,zostawiającmniesamąnazimnymdrewnie.Nieodrazu
uświadomiłamsobie,jakbardzojestemobnażona.Zresztąitakprzezkolejnąminutęłapałamoddech,
zanimopuściłamspódnicę.Byłamtakmokra,żegdybymusiadłanakrześle,zaplamiłabymobicie,więc
chwiałamsięwszpilkachitraktowałambiurkojakopodpórkę.

–Koniecrozmowywstępnej…Aha,jestpaniprzyjęta.

Wciążciężkołapiącoddech,odwróciłamgłowę,żebyspojrzećnaJeremiahaHamiltona,którystałprzy
stolikudokawywrogugabinetu.Marynarkęispodniemiałrównozapięte,wyglądałtaknienagannie,
jakbynicsięniestało.Wzrokmiałpytającyidociekliwy,aleniewiedziałam,czegochciałbysię
dowiedzieć.Usiłowałamwzbudzićwsobiewstyd,gniew,obrzydzeniedlamojegorozwiązłego
zachowaniaiwobecniego,wykorzystującegomojąsytuację,alenieczułamnicpozawyczerpaniemi
poczuciembezpieczeństwa.

Jestemskończona.

Delikatnieobróciłmnie,trzymającrękązałokiećipodałmiszklankęwody.

–Odświeżsię–nakazałJeremiahmiękkimgłosem,któryjużsłyszałam,kiedyupiłamłykchodnegopłynu.
–Wydamkilkadyspozycjiimożemywyjść,kiedytylkobędzieszgotowa.

Ciąglebyłamoszołomiona,więcpomyślałam,żecośprzegapiłam.

–Jakichdyspozycji?

–Mówiłaś,żezawszemaszprzysobiepaszport?

Zamrugałam,skołowana.Dziwnepytanie.

–Tak,mam.

Skinąłgłową,jakbytowyjaśniałowszystko.

–Doskonale.Więcmożeszjechaćzemnąisłużyćmizatowarzystwo.

Upiłamkolejnyłykwody,wciążzdziwionakierunkiem,wjakimzmierzałatarozmowa.

–Jakotowarzystwogdzie?

–WParyżu.Wyjeżdżamyzagodzinę.

Rozdział5

background image

Wlimuzyniebyłowięcejmiejsca,niżzapamiętałam.Innasprawa,żekiedyostatnirazsiedziałamw
limuzynie,byłotowliceum,przedbalemmaturalnym,awśrodkupełnobyłomoichkoleżanekiich
chłopaków.

Rzuciłamokiemnaprzystojnegomężczyznęsiedzącegoobokmnienatylnymsiedzeniu.

Przezchwilęniezwracałnamnieuwagi,skupiałsięnatrzymanymnakolanachtablecie,amniezostawił
samąsobie.Przytuliłamskórzanątorebkę,trzymanąnakolanachiwciążodtwarzałamwydarzeniadnia.
NaprawdęjechałamdoParyża?

Miałamzasobąszalonedwadni.Wciążniemogłamuwierzyć,żeJeremiahHamilton,prezes
międzynarodowejkorporacjiHamiltonIndustries,którymógłśmiałomierzyćsięzDonaldemTrumpem,
siedziałzemnąwczarnejlimuzynie.Niemieściłomisięwgłowie,żejadęznimnalotniskoipolecęz
nimdoParyża.Jakojegoosobistaasystentka.Żewkrótcedostanękontrakt,któregogłównympunktem
będziezastrzeżenie:„nakażdeżądanie”.

Tendzieńznajdowałsięwpierwszejpiątcerankingunajgorszychdniwżyciuistanowczozajmował
pierwszemiejscewspisietychnajdziwaczniejszych.

GodzinaszczytunaManhattanieobjawiałasięzwyczajowąmieszaninąpieszychiaut.

Niezwracałamjednakwiększejuwaginato,cosiędziejezaoknem,bobyłamzatopionawewłasnych
myślach.AlekiedywyjechaliśmyzManhattanu,zauważyłam,żeruchjestmniejszy.

Zpewnymopóźnieniemzorientowałamsię,żezmierzamywstronęNewJersey.Dopierokiedyminęliśmy
rządsamolotówzawysokimogrodzeniem,wyjrzałamprzezoknoizzaskoczeniemzobaczyłamtablicęz
napisem:„LotniskoTeterboro”.LotniskowNewJerseyniebyłotakdużejaktowNowymJorku.Nigdyz
niegonieodlatywałam,alewiedziałam,żeobsługujesporoprywatnychlotów.Zdrugiejstronyprawie
niebywałamnawetnalotniskuJFK,więctymbardziejtomniejszebyłonowością.Widziałamrząd
małychczarterowychsamolotówzaparkowanychnaasfalcie,takichwycieczkowychiużywanychprzez
milionerów.

Cóż,wyglądanato,żepolecimyjednymznich.Tamyślsprawiła,żepokręgosłupieprzebiegłmidreszcz
izadrżałam,pocierającramiona.Boże,wcojasięwpakowałam?

–Jestpanpewien,żeniepotrzebnemibędąubrania?–zapytałamporaztrzeci,gdydojeżdżaliśmydo
budynkuterminalu.Niewolnomibyłowziąćzesobąnic,pozarzeczami,któremiałamwbiurze–co
sprowadzałosiędozawartościtorebki–orazubraniem,któremiałamnasobie.Spódnicaibluzkabyły
czyste,alenienadawałysięnawyprawęzaocean.

–Tymsięniemartw–zapewniłmnieJeremiah.Twójkontraktobejmujeitakiesprawy.

Tęsamąodpowiedźdostawałamzakażdymrazem,gdypytałamocośzwiązanegozniespodziewaną
wycieczką.Wyglądałonato,żemójkontraktbędzieobszerniejszyniżdziełaTołstoja.Tamyślwcalenie
koiłamoichnerwów.Jeszczeniczegoniepodpisałam.Mogłamodejśćiposzukaćnowejpracy.

Doznałamnagłejwizjisiebie,sprzedającejhamburgery,żebymiećzczegożyćizalałamniefalasmutku.
Takiesąmojeperspektywy?Czytonaprawdęmojaostatniaszansa?

background image

PopatrzyłamnaJeremiahaipodchwyciłamjegospojrzenie.Kamiennatwarzniezdradzałażadnych
emocji,aleintensywnywzrokprzeszywał,jakbymógłczytaćmiwmyślach.Niechciałam,żebywidział
mojeniezdecydowanie;sfrustrowanazacisnęłamszczękiinieodwróciłamwzrokujakopierwsza.

Naszkonkurs,ktopierwszyodwróciwzrok,przerwałonagłeotwarciesiędrzwi.Złapałamtorbęi
wyszłamzautaprzednim,alekiedygomijałam,wydawałomisię,żewidzęwjegotwarzybłyskhumoru.
Awięclubikonflikty,myślałam,gdypośpieszniewchodziliśmydobudynku.Todobrze,boniemam
zamiaruczołgaćsięibłagaćoszacunek.

Oczymawyobraźnizobaczyłamsiebie,jakklęczęprzednimipatrzęwjegoboskątwarz,awreakcji
poczułamściskaniewdołku.Uch,niechtoszlag.

Błyskawicznieprzeszliśmyprzezodprawę,którejnajbardziejstresującymmomentembyłoprzeszukanie
mojejtorebki,bostrażnikznalazłwniejmojemajtkizwczoraj,októrychzapomniałam.Oblałamsię
potemnaichwidok,alestrażnikzachowałsięprofesjonalnie.Późniejprzeszliśmyprzezmałą
poczekalnięizostaliśmyodwiezieniprzezpłytęlotniskadoczekającegonanassamolotu.

Byłdługiismukły,ajednakznaczniemniejszyniżsamoloty,którymizdarzałomisięlatać.Nigdynie
widziałamwnętrzatakiegosamolotu.Normalnymdziewczynom–takimjakja–

tosięniezdarza,chybażesąstewardesamialbopilotami.Wśrodkubyłotakwytwornie,jaksięnato
zapowiadałozzewnątrz.Pilotpoprosiłnasozajęciemiejsc,zanimzamknąłdrzwiiwrócił

dokokpitu.Oszołomionaotoczeniemzaczęłamzabawiaćsięgadżetamiiprzyrządamiprzymoim
siedzeniu.Byłtamnawetprywatnytelefonpodjednymzszerokichpodłokietników,comniezachwyciło.

Nastoliku,którywłaśnierozłożyłam,pojawiłsięcienkitablet,tensam,naktórymJeremiahpracował
wcześniej.Zaskoczonaspojrzałamnamojegoszefa;siadałwłaśnieniedalekomnie.

–Coto?–zapytałam,awcześniejszyzachwytprzygasł.

–Podrodzeprzygotowałemtwójkontrakt,będzieszmusiałagopodpisać,zanimodlecimy.–Kiedysię
zawahałam,pochyliłsię,żebyspojrzećmiwoczy.–Wiedziałaś,żetosięstanie.

–Czylitonieżarty?–Sarkastycznaodpowiedźmiałazamaskowaćmojezdenerwowanie.

Czyżbympodpisywałacyrograf?

–Jeślizechceszwysiąść,samochódodwiezieciędodomu.–Zkieszenimarynarkiwyjął

srebrnyrysikipodałmi.–Decyzjanależydociebie.

Wyjęłamzjegopalcówrysikizacisnęłamwdłoni,żebyniewidział,jaksiętrzęsą,gdyczytamdokument.
Nastudiachuczyłamsięodcyfrowywaćprawniczyżargon,aletutajsłownictwobyłoraczejpotoczne.
Fraza„nakażdeżądanie”zostałaobudowanaprawnymizwrotami,alekonieckońcówwychodziłonato
samo,akontraktzawierałnawetklauzulęozachowaniutajemnicysłużbowej.Zbliżającsiędokońca,
trafiłamnajedenzapis,októrymnierozmawialiśmy.

–Pięćdziesiąttysięcydolarów?–pisnęłam,zaskoczona.

background image

Skinąłgłową.

–Jeśliposześciumiesiącachwciążbędzieszpracowaładlamnie,przysługujecibonus–

powiedział,cytujączapisumowyniemaldosłownie.–Bonus,atakżecotygodniowewypłatyniezostaną
ciodebrane,nawetjeślizerwieszumowępotymczasie.

Czylinawetjeśliodejdę,niestracęwszystkiego.Widoktegonapiśmiepomógłmisięuporaćz
absurdalnościądecyzji.Kontakt,jakkolwiekmglistywkwestiimoichobowiązków,nadawałcałej
sytuacjiwymiarsłużbowyisprawiał,żepoczułamsięmniej…zdzirowato.Zresztą,ktowie?Możeto
standardowaumowa,jakiejwymagająznaniibogaci.Skądmiałabymtowiedzieć.

Mimotowciążsięwahałam.Jeszczemogęsięwycofać,myślałamipatrzyłamnarysik,trzymanywdłoni.
Mogęprzerwaćtęidiotycznągrę,wziąćtaksówkęiwrócićdomojegomieszkania…

…apotemco?

Jednymzmoichnajwiększychzmartwieńpoprzeprowadzcezrodzinnegomiastadokoleżankizeszkoły
byłoto,jakdrogieokazałosiężyciewpobliżuNowegoJorku.Stratadomurodzinnegopozostawiłamnie
bezśrodkówdożycia.Niemiałaminnejalternatywy,achociażbardzosięstarałam,nieudawałomisię
odłożyćżadnychpieniędzy.Mojeaktualnemiejscezamieszkaniastawałosięcorazbardziejtymczasowe,
bozzachowaniaprzyjaciółkiostatnimiczasywywnioskowałam,żenadużywamjużjejpoczątkowej
gościnności.Mojajedynanadziejawtym,żejeśliudamisięspłacićchociażczęśćpożyczkistudenckiej,
będęmogłasamapłacićczynsz.Wprzeciwnymraziezostajemitylkopomocspołeczna,anatęmyśl
robiłomisięsłabo.

Jeremiahobserwowałmniecierpliwie,ajegobezlitosnespojrzenieodczułamjakomiłąodmianę.Odkąd
umarlimoirodzice,zmagałamsięnietylkozrachunkami,któretrzebabyłozapłacić,aletakżezreakcjami
ludzi,którzyznalimojąsytuację,imiałamjużdośćbyciawichoczach„biednąsierotą”.Prezesnie
pozostawiłżadnychzłudzeńcodotego,jakieusługisąprzedmiotemkontraktu–przecieżwczasie
rozmowykwalifikacyjnejrozpłaszczyłmnienabiurkuiwyczyniałzmoimciałembrewerie,które
pozostawiłymniejęczącąizdyszaną.Natowspomnieniezapragnęłamzwinąćsięwkłębekischować;
nigdyniebyłam„taką”dziewczyną,atymczasemonuwiódłmniejużnieraz,aletrzyrazywciągu
dwudziestuczterechgodzin.

Kontrakt,którymiałamprzedsobą,zapewniałmifinansowąniezależność,alezacenęinnejwolności–
osobistej.

Niemaminnegowyjścia.

Przeczytałamkontraktdwukrotnie,przygniecionawagądecyzji,którąmiałampodjąć,apotem,drżącymi
palcami,podpisałamsiępodspodemioddałamtablet.Jeremiahwcisnął

przycisk,dającysygnałpilotomiwtejsamejchwilisilnikizaczęływarczeć.Zapięłampasy,chwyciłam
sięfotelaistarałamniezwracaćuwaginadyskomfort,któryodczuwałamzpowodulotuimężczyzny
siedzącegoobok.

–Nielubiszlatać?

background image

Miałamoczyzamknięteiudawałam,żeśpię,gdyjechaliśmywzdłużpasastartowego.

Wszystkoszłogładko,asilnikiniebyłyażtakgłośne,jaksięspodziewałamponiedużejmaszynie,alenie
odetchnęłamswobodnie,dopókinieznaleźliśmysięwpowietrzu.

Wciążpruliśmywgórę,gdyJeremiahrozpiąłpas,wstałiposzedłdogłównejczęścisamolotu,
znajdującejsięzamną.Patrzyłamprzedsiebieiusiłowałamignorowaćjegoobecność,dopókinie
pojawiłasięprzedemnąrękazeszklankąprzezroczystegopłynu.

–Janiepiję–powiedziałam.

–Nawetwody?

Niewidziałamwtymniczabawnego,alewymamrotałamsłowapodziękowaniaiwzięłamodniego
napój.

–Gdybyśmiałaochotęnacośkonkretnego,wbarkujestjedzenie.

–Dziękuję,niejestemgłodna.

Akurattenmomentwybrałsobiemójżołądek,żebyspektakularniezaburczeć,obnażająctoewidentne
kłamstwo.

–Nodobrze,możetrochę.

Zacisnąłustaimiałamwrażenie,żepowstrzymujeuśmiech.

–Naprawdęniewiedziałaś,kimjestem,prawda?

Niebyłamwnastrojudorozmowy,więctylkoprychnęłamiwzruszyłamramionami.

–Chybajednakniejestpanażtakpopularny,jaksiępanuzdawało.

Przyjąłmójsarkazmzrozbawieniem.

–Ajakpopularnyjestem?

Poprawiłamsięwfotelu,akiedynaniegospojrzałam,zobaczyłamwkącikachoczuzmarszczkiuśmiechu.
Świetniepanowałnadutrzymaniemkamiennejtwarzy–zwyjątkiemoczu.

Miałnajpiękniejszezieloneoczy,jakiekiedykolwiekwidziałamumężczyzny,takżywewkontraściez
oliwkowącerąiciemnymiwłosami.Zorientowałamsię,żesięgapię,więcodchrząknęłamizaczęłamsię
zastanawiać,jakodpowiedziećnajegopytanie.Wyczerpałamjużjednakzasóbcelnychripost,więc
wzruszyłamramionamiiwypiłamłykwody.

Zignorowałamjegośmiech.

–Możechceszodpocząć?–zapytał.–Tobędziedługilot.

background image

Poszedłnatyłsamolotu,alejazostałamwfotelu,odchyliłamoparcieiumościłamsięwygodnie.
Niestety,mójżołądek,któryjużwiedział,żejedzeniejestwpobliżu,niedawałmispokoju.Udałomisię
wytrzymaćpółgodziny,zajmującsięgadżetami,któremiałamwzasięguręki,alepotemwstałami
poszłamsprawdzić,codobregoznajdęwbarku.

Kiedymijałammojegoszefa,siedziałnajednymzszerokichfotelizeszklankąciemnegopłynuwdłoni.
Czułamnasobiejegospojrzenie,gdyszłamdopomieszczeniakuchennego,gdzienalałamsobiesoku
pomarańczowego,apotemzaczęłamsprawdzać,cojestpozatym.Złapałamkanapkęzkurczakiemi
dodatkami,któreczyniłyzniejniemalwykwintnedanie,izjadłam.

Jegoobecnośćmniestresowała,niemogłamsobieufać,gdybyłwpobliżu.Kiedytylkogowidziałam,
zaczynałamwyobrażaćsobiescenyerotyczne,zapamiętanezromansideł

iwidywanewwyobraźni.Niebyłowtymniczłego,dopókibyłpoprostunieznajomymzwindy,którego
widywałamrazdziennie.Terazmusiałampozbyćsięgozgłowy,alełatwiejbyłotopowiedziećniż
zrobić.Stałsięjużstałymelementemmoichfantazji,aciałoniechciałoonimzapomnieć.Nawetobecna
beznadziejnasytuacjaniezmniejszałamojegopodniecenia.Aprzecieżwłaśnieonowpakowałomniew
towszystko.

Wzięłammałąbutelkęwodyiodwróciłamsię,żebywyjśćzkuchenki,alezatrzymałamsięjakwryta,bo
stałwprzejściu.Zrobiłkrokwmojąstronę,ajasięcofnęłam,alewpadłamnablatkuchenny.

–Lepiejwrócęnaswojemiejsce–wyjąkałam.

Bawiłsięguzikiemprzykoszuli.

–Mogłabyśmipomóc?–zapytał,wskazującnakoszulęiniezwracającżadnejuwaginamojesłowa.–
Guzikutknąłwdziurce.

Niemogłamuwierzyćwto,cosłyszę.Serio?Tobyłotakżałosne,żeniemalabsurdalne,alewgłowie
usłyszałamjegowcześniejszesłowa:„nakażdeżądanie”.

Parsknęłam.Więcmamgoteżubierać?Nienatosiępisałam,alesięgnęłamdoguzika.

Musnąłmniepalcami,alestarałamsięniezwracaćnatouwagi,choćścisnęłomniewdołku.

Kumojemuzaskoczeniuguziknaprawdęutknął,alewystarczyłokilkasekund,żebygorozpiąć.Kiedymi
sięudało,zabrałamręce,alechwyciłje,zanimzdążyłamsięcofnąć.

–Sprawdźteżresztę,dobrze?

Spojrzałammuwoczy,alezarazszybkoopuściłamwzrok.Togłupie,pomyślałam,usiłującsięwściec,
gdyzpowrotempodniosłamręcedoguzików.Miałambyćprawnikiem,kimśktobędziewalczyło
zwykłychludzi,niepotobrałamgigantycznepożyczkistudenckie,żebyterazbyćluksusową
garderobianą…

Jeremiahpatrzyłnamnie,aleusiłowałamniezwracaćnatouwagi–łatwiejpowiedziećniżzrobić.
Zerknęłamnaniegoprzelotnie,cobyłozmojejstronyniemalzuchwałością,izaczęłammurozpinać
koszulę.Materiałbyłcienki,alemocny;niejedwab,leczcośrówniekosztownego.Niedoszłamjeszcze

background image

nawetdotrzeciegoguzika,kiedyzaczęłytrząśćmisięręce,niezestrachu,alezpowodujegobliskości.
Szybkozorientowałamsię,żepodkoszuląnicniema.Imwięcejguzikówodpinałam,tymwięcej
widziałamjegotorsu,bopołykoszuliniechciałyzostaćnamiejscu.Zrobiłkrokwmojąstronę,pochylił
sięnademną,izaczęłamsięcałatrząść.O

mójBoże!

Wmoimdotychczasowymżyciuniebyłowielumężczyznopróczrodzinyikolegówzeszkoły.Wliceum,
apotemnastudiach,liczyłasięnauka,zawszebyłambardziejzainteresowanaksiążkaminiżzawieraniem
związkówzprzedstawicielamiprzeciwnejpłci,nawetjeślioniwykazywalichęci.Okrespośmierci
moichrodzicówbyłzamazanąplamą,niemiałamczasunanic,pozapodejmowaniemsięnajróżniejszych
pracimartwieniemoprzyszłość.Nawet,jeśliktośbyłmnązainteresowany–niezauważyłamtego.Alez
całąpewnościąwidziałammężczyznę,którystałteraznaprzeciwkomnie.

Walkazpokusądotknięciagładkiejskóryznajdującejsiętużpodmoimipalcamibyłazgóryskazanana
przegraną.Przesunąłsiętrochęwbok,ajanieświadomiepodążałamzanim,kiedyzdejmowałkoszulęi
odrzucałjąnastojącyniedalekofotel.Brakowałomitchu,gdypatrzyłamnaciałowcześniejskrywane
podubraniem,akiedymusnąłpalcamimojeramiona,motylewbrzuchuzmieniłysięwfajerwerki.Nie
zdawałamsobiesprawy,żesięprzesuwamy,zbytpochłoniętajegobliskościąidotykiem,dopókinie
natrafiłamplecaminacośtwardego.Tobyłaściana.Dotknęłamnapiętychmięśninajegobrzuchui
spojrzałamwgórępototylko,żebyzobaczyć,żeionpatrzynamnie,zintensywnością,odktórejugięły
misiękolana.Niemyślałamnawetostawianiuoporu,kiedyprzycisnąłsiędomnieipochyliłgłowę,
żebysięgnąćdomoichust.

Zaczęliśmyłagodnie,tobyłoraczejmuskaniewargami,żebyszybkoprzejśćwpieszczotępełnąpasji.
Bezbronnawobecjegodziałań,jęknęłamwjegootwarteustaiprzebiegłampaznokciamiponapiętym
ciele,odpowiadającnapocałunekzogniem,naktóryniewiedziałam,żemniestać.Mójdotykwyraźnie
gorozpalił,więcprzysunąłsiębliżejilekkotrąciłjęzykiemmojąwargę,czymsprowokowałmniedo
otwarciaust.Dużedłonieprzesuwałwdółmojegociała,zatrzymałsięwtalii,palcewczepiłwbiodrai
pośladki,przyciskającmniemocniejdoswejszerokiejklatkipiersiowej.

Oplotłamręcewokółjegoszyiiprzeczesałamciemnewłosy,spragnionajegodotykutakdesperacko,jak
onzdawałsiępragnąćmojego.Wsunąłnogęmiędzymojeudaiażwestchnęłam,bodotknąłtychczęści
ciała,którepłonęłyibłagałyowięcej.Zacisnąłmidłonienabiodrachiwjednejchwiliuniósłmnie,
przycisnąłdościanyipodtrzymywałtylkonaciskiemciałaidłońmi.

Jegoręcenietrzymałymniejużwtalii,więcdlaodmianyjaoplotłamgowpasienogami.

Poczułamzębyprzesuwającesiępomojejszyiiwtejsamejchwilinatarłnamniebiodrami.

Cichokrzyknęłam,apotemjeszczeraz,kiedyzębyzacisnęłysięprzezbluzkęnaluźnejskórzeramieniai
poczułamkolejnenatarciebioder.

Śleposzukałamdłońmijegotwarzyipocałowałamgo,dyszącjękliwiewjegousta,bonieprzestawałsię
omnieocierać.Spódnicęmiałamzadartąażdopasa,ajegopalceczułammiędzynogami,naciskałna
cienkimateriałbielizny,żebydostaćsiędomojegopałającegoogniemwnętrza.Jęknęłamprostowjego
usta,skubnęłamwargęiprzycisnęłambiodradojegodłoni,spragnionadotyku.

background image

–Możepomożeszmitakżezrozpięciemspodni?

Chwilęzajęłomi,zanimzrozumiałam,copowiedział.Wkońcusłowawypowiedzianeniskimgłosem
przedarłysięprzezmgłępożądania.Oderwałamustaodjegowarg,zdałamsobiesprawę,cosięniemal
wydarzyło–znów–ispojrzałammuwoczy.Ogieńpragnieniawciążtrawiłmojewnętrzności,alekiedy
lekkogoodepchnęłam,cofnąłsięidelikatniepostawiłmnienaziemi.Spódnicęmiałamzadartąnad
biodra,więcpoprawiłamją,wymykającsiępozazasięgjegodotyku.

–Powinnaśodpocząć,przeznamidługadroga.

Popatrzyłamnaniego.Stałiwyglądałtakdobrze,żemożnabyłogoschrupać.Ewidentnieczułsięnago
taksamokomfortowojakzapiętypodszyjęwekskluzywnymgarniturze.Czemuznowusięodniego
odsuwam?

Zasady.Moralność.Notak.Niechjeszlag.

Skinęłamgłowąizmusiłamsiędoodwróceniadoniegoplecami,anastępniedopowrotudomojego
fotela.Zkącikaobokwzięłampoduszkę,usiadłamipołożyłamoparciefotela.Niesądziłam,żedamradę
zasnąć,alewkońcuzapadłamwniespokojnądrzemkę.Słońceginęłozahoryzontem,aziemiawdole
kąpałasięwpomarańczowymblasku.

Wpewnymmomenciesięobudziłam.Zaoknamipanowałaciemność,ajabyłamprzykrytakocem,
któregokrawędziestaranniewsuniętopodmojeciało.Zmarszczyłambrwi,przekonana,żeniebyłogotu,
kiedysiękładłam,izerknęłamzasiebie.Nafoteluniedalekospał

Jeremiah.Koszulęmiałznówzapiętąpodszyję,astaranniezłożonamarynarkależałanafoteluobok.
Zajmowałwięcejmiejsca,więcniemógłsięumościćtak,jakja,alewydawałosię,żemuwygodnieprzy
odchylonymwtyłoparciu.Senzłagodziłjegoostrywyraztwarzy,wyglądał

inaczej,młodziej,spokojniej.

Myślałamotym,żechciałabymgonienawidzić,aletakniebyło.Mężczyznazajmującytamtenfotel
zaszantażowałmnie,żebympodpisałakontrakt,którypozwalałmurobićzemną,comusiępodobało.Ale
umiałsięteżzdobyćnaczułość.Nigdyniezrobiłnic,czegobymniechciała,pomyślałamidotknęłam
koca,którymmnieokrył.Zastanawiałamsię,któryznichjestprawdziwy–nieugiętyprezes,który
przesłuchiwałmnienaswoimbiurku,czymężczyzna,któryotuliłmniekocem.

Odłożyłamterozmyślaniananastępnydzień,bozezmęczeniazamykałymisięoczy.

Cichoziewnęłam,podciągnęłamkocpodsamąbrodę,wygodnieumościłamsięwfoteluizapadłamw
mocnysen.

Rozdział6

Mapanicośdooclenia?

Biorącpoduwagę,żeniewolnomibyłoniczegowziąćzesobą,zaprzeczyłam.

Strażniksprawdziłmójpaszport,apotemoddałmigoizająłsięnastępnąosobą,ajaprzeszłamobok

background image

jegobiurka.Dużeliterynatablicynademnąwkilkujęzykachnazywałymiejsce,wktórymsięznalazłam.
Zatrzymałamsięizagapiłamnanie.NaprawdęjestemweFrancji.

Jeremiahstałniedaleko,akiedydoniegodołączyłam,dotknąłmoichplecówipokierował

mnieprzezniewielkitłumek.Kiedyszliśmyprzezterminalgłówny,widziałamstojącychwkolejceludzi,
czekającychnadopieroprzybyłych.Podprzeciwległąścianąstałpotężny,łysymężczyznazjasnąkozią
bródką,któryruszyłwnasząstronę,żebyspotkaćsięznamiprzydrzwiach.

–Lucy–powiedziałJeremiah–tojestEthan,mójszefochrony.Zabierzeciędohotelu.

Uścisnęliśmysobiedłonie,alemojaobecnośćniebyładlaniegonajważniejsza,wpatrywałsięw
Jeremiaha.

–Celestewciążtujest.–WsłowachEthanasłychaćbyłopołudniowebrzmienie,nienarzucającesię,ale
obecne.–Wylatujedopierozatrzygodziny.

Jeremiahskinąłgłową.

–Doskonale.Dopilnuj,żebypannaDelacourtdotarładohotelu.

–Acozpanem?–zapytałamJeremiaha,bozacząłsięoddalać.

–Rzucąsięnamniejaksępy–powiedziałdoEthana.–Postarajsię,żebywasniezauważyli.

Patrzyłam,jakidziewstronęszklanychwyjściowychdrzwi.Ijuż?–pomyślałamzagubiona.Przekazał
mnieszoferowi,którymamniewtajemnicywyprowadzićzlotniska?

Powinnamsięcieszyć,żesięgopozbyłam,aleokazałosię,żeskazananakolejnegonieznajomego,do
tegowobcymkraju,zatęskniłamzanieprzeniknionymprezesem.

–Wporządku,idziemy.

WmilczeniuposzłamzaEthanem,zerkającodczasudoczasuwstronęoddalającegosięszefa.Kiedy
wyszedłzzaszklanychdrzwi,zauważyłam,żekilkaosóbruszyłowjegostronę.

Błyskfleszówwaparatachiniewyraźnyszumgłosówdocierałydomnie,gdyodsuwaliśmysiędalejod
tegozamieszaniaiszliśmydoinnegowyjścia.Podrodzeniktniezwracałnanasuwagi.

–Ocochodziło?–zapytałam,starającsięnadążyćzadługimikrokamiEthana.

–Topaparazzi.–Ethanprzytrzymałprzedemnąotwartedrzwi,kiedywychodziliśmyzterminaluzdala
odtłumu.–Jegoudziałwgalijestwystarczającoważnymwydarzeniem,żebywzbudzićzainteresowanie
prasy.

Gali?WsiadłamnatylnesiedzeniedużegoSUV-a,zaparkowanegoprzykrawężniku.Innymężczyzna,
którysiedziałzakierownicą,wysiadł,żebyEthanmógłzająćjegomiejsce.

Ruszyliśmy.

background image

–Dasobieradę?–zapytałam,patrzącprzeztylnąszybęnakłębowiskodziennikarzy.

Ethanparsknął.

–Tonic,zrobiłtogłówniepoto,żebyśmymogliwyjśćniezauważeni.Ruszyzarazzanami.

Irzeczywiście,zobaczyłam,jakprzedzierasięprzeztłumdopodstawionejwłaśnielimuzyny,i
odetchnęłamzulgą.Jabymniedałasobieztymrady,pomyślałam.Otrząsnęłamsięnasamąmyślo
kamerachzaglądającychmiwtwarziśledzącychkażdymójkrok.

Wgłowiekłębiłymisięmilionypytań,alemężczyznazakierownicąniewyglądałnarozmownego,więc
zachowałamjedlasiebieizajęłamsiękontemplacjąpierwszychchwilwParyżu.Zawszepragnęłam
odwiedzićtoeuropejskiemiasto.Moirodziceuwielbialihistorięizarazilimnieswoimi
zainteresowaniami.Paryżzawszewydawałmisięodległyiegzotyczny,jakzupełnieinnyświat,wktórym
mogłabymsięzatopić.Kiedybyłamjeszczewliceum,rodziceobiecali,żekiedypójdęnastudiaizrobię
licencjat,opłacąmiwycieczkędoParyża.Tomarzenienigdysięniezrealizowało–ichśmierćna
początkumoichstudiówcałkowiciezmieniłamojeżycieiskierowałajenazupełnieinnetory,niżsobie
wymarzyłam,alemiłośćdomiastapozostała.Uśmiechnęłamsię,gdymiędzybudynkamimigałamiwieża
Eiffla,astresostatnichdniopadł.

Byłamtakamłoda,żeniezauważałam,jaktrudnajestsytuacjafinansowamoichrodziców.Zgodniez
maksymą,żedarowanemukoniowiniezaglądasięwzęby,niepytałam,skądbiorąpieniądzenamoją
naukęwcollege’uzBluszczowejLigi.Dopierokiedyodeszliimusiałamuporządkowaćichsprawy,
zrozumiałam,jaktrudnebyłoichpołożenie.Mielicoprawdaubezpieczenienażycie,aleonoledwie
wystarczyłonaopłaceniekosztówpogrzebuinaprawnika.Pozatymkażdegodolara,jakiegopóźniej
zarobiłam,przeznaczałamnautrzymaniedomu,któryitakstraciłam.Tewspomnieniabyłybolesnąskazą
wmoimsercu,alewidokParyżapodziałałnamniejakbalsam.Chciałabym,żebyściemoglizobaczyćto
razemzemną.

Niemiałampojęcia,dokądjedziemy,alekiedywkońcusięzatrzymaliśmyiodźwiernyotworzyłprzede
mnądrzwi,nawidokhoteluopadłamiszczęka.

–Tutajbędziemymieszkać?

Niktminieodpowiedział,zresztąpytaniebyłotaknaprawdęretoryczne.Gapiłamsięnapięknyparyski
hotelRitziniemogłamuwierzyć,żebędętuspała.TokolejnysymbolParyża,którywidziałamtylkow
gazetachiwInternecie,alezdjęcianieoddawałyjegourody.Coprawdaniebyłtakduży,jaksobie
wyobrażałam,alerówniemajestatycznyiimponujący.Niemogłamsiędoczekać,ażzobaczęgood
środka.

Rudowłosakobietawjasnejobcisłejsukienceruszyławnasząstronę,stukającszpilkamipobruku.
WydawałasięuradowanawidokiemEthana,alezawahałasię,kiedyzobaczyłamnie.

Potężnyszoferpocałowałjąwrękę;takromantycznygestnielicowałzjegoburkliwąosobowością.

–Celeste,tojestLucyDelacourt,nowaosobistaasystentkapanaHamiltona.

Zakłopotaniebłyskawiczniezniknęłozjejtwarzy,alewciążwydawałasięniecozaskoczonanowiną.

background image

–Miłomipaniąpoznać.–Uśmiechnęłasięciepłoiwyciągnęłanapowitanierękę.

NazywamCelesteTaylor,jestemdyrektoremdosprawoperacyjnychwHamiltonIndustries.–

Uściskdłonimiałakrótkiiprofesjonalny,ajejuśmiechprzyjęłamzulgąpoobojętności,której
doświadczyłamdotejpory.–Minęłotrochęczasu,odkądRemiprzyjąłostatniąasystentkę.

Remi?

–Tak,jestemnowa.–Niebyłampewna,ilemogępowiedzieć,więczdecydowałamsięnasłużbową
powściągliwość.–Zostałamprzyjętawczorajpopołudniu.

Celesteuniosłabrwitakwysoko,żeprawiezetknęłysięzliniąwłosów.

–Czylitymrazemniezwlekał.–Jejspojrzeniezłagodniało.–Wszystkomusitubyćdlapanidziwne.

Tenpierwszyodruchszczeregowspółczuciaprawiedoprowadziłmniedołez.Chciałamjej
podziękować,alepowstrzymałamsięprzedrzuceniemjejsięnaszyję.

–Jeszczewczorajbyłampracownicątymczasową,ateraz…–Pokazałamnawnętrzehotelowe.–To
trochęprzytłaczające.

–Tak,wyobrażamsobie.–Zajrzaładosamochodu.–Mapanijakiśbagaż?

–Hm…–Niewiedziałam,jaktowyjaśnić.KtoleciprzezAtlantyk,niewziąwszyzesobąubrańani
innychrzeczy?Ja,oczywiście,alejaktowytłumaczyćbezwdawaniasięwkrępująceszczegóły?

Celesteprzekrzywiłagłowę,kiedytakdługomilczałam,izmrużyłaoczy.Cofnęłasięokrokiobejrzała
mnieodstópdogłów,apotemskinęłagłową.

–Aha,jużwidzędlaczego–powiedziałazpoufałymuśmiechem.

Spojrzałamnaswojeubranie,nierozumiejąc,comiałanamyśli.Byłowciążczyste,choćtrochę
wygniecionepopodróżyinocyspędzonejwfotelu.

–Dlaczego?Coznimnietak?

Celestesięroześmiała.

–Toniemojąopiniąpowinnasiępaniprzejmować.–Pokręciłagłowąisięuśmiechnęła.

–JeśliRemiemucośsięniepodoba,zrobiwszystko,cowjegomocy,żebytozmienić.Jestjakwalec
drogowy,wszystkomusibyćtak,jakonchce.Niemusipaninicmówić,odrazuwidzę,żepaniąteżto
spotkało.–Wskazaławejściedohotelu.–Wejdźmydośrodka,chłodnotu.

Poszłamzaniądośrodka,aEthanzostałnachodnikuidzwoniłdokogośzkomórki.

–GdziepoznałapanipanaHamiltona?–zapytałam.

background image

Celestespojrzałanamnierozbawiona,gdyużyłamtakformalnegozwrotu.

–Stolattemuchodziliśmyrazemdoszkoły,aleprzeprowadziłamsięnazachódzarazpomaturze.Po
rozwodziewróciłamtutaj,żebyzacząćodnowa,aleniemogłamznaleźćpracy.Jużprawiestraciłam
nadzieję,kiedyRemimnieodnalazł.–Wzruszyłaramionami.–Zaczynałamjakomenedżer,apotem,po
śmierciojca,Remiprzeorganizowałcałąfirmęidałmiwybór:albozostanędyrektoremdospraw
operacyjnych,albomniezwolni.Takjakmówiłam–dodała,wywracającoczami–walec.

–Brzmiznajomo.–Pracownicyhoteluotworzyliprzednamidrzwi,ajazzachwytemrozejrzałamsiępo
holu.–Tujestjeszczelepiej,niżsobiewyobrażałam.

–Ajeszczeniewidziałapaniapartamentów!–Zerknęłanazegarek.–Samolotmamdopierozatrzy
godziny.Możemaławycieczka?–Kiedysięuśmiechnęłam,wzięłamniepodramię.–Najpierwbasen.
Zakażdymrazemzapieramidechwpiersi.

–AwięcpaniiEthan…–urwałam,niechcącniczegosugerować,aleCelesteskinęłagłową.

–Pracowałamjużjakodyrektordosprawoperacyjnych,kiedyJeremiahrozkręcił

zEthanemfirmęochroniarską.Byłamprzyzwyczajonadowolności,więckiedywejściedobudynku
zostałoobwarowanenajróżniejszymiobostrzeniami,zaprotestowałam.Taochronawydawałasię
przesadna,ajabyłamnajgłośniejszymkrytykiem.–Celestesięuśmiechnęła.–

ApotemEthanciąglebyłobokmnie,pytał,czyniepotrzebujępomocyalboeskorty.Kiedyszefochrony
zacząłnalegać,żebyodprowadzićmniedoautazakażdymrazem,gdyszłamchoćbypotorebkę,zgłosiłam
sprzeciw,alezostałamprzegłosowana.

–Wyglądanato,żepaniąprześladował–zauważyłam.

–Nie,nieotochodzi.Ethanpilnował,żebywszystkobyłoprofesjonalnie,amnienieprzyszłodogłowy,
żecośsięmożezatymkryć.Byłamzajętapracądwadzieściaczterygodzinynadobę,siedemdniw
tygodniuiniesądziłam,żeznajdęczasnazwiązekaniżemnietowogóledotyczy.–Rudowłosakobieta
wywróciłaoczami.–Szczerzemówiąc,pewnienigdyniezwróciłabymnaniegouwagiwaspekcieinnym
niżirytującaochrona,gdybynieuratowałmiżycia.

–Serio?–Szerokootworzyłamoczy.

Celesteskinęłagłową.

–Jestemtradycjonalistkąiupierałamsię,żebędęprowadzićsłużbowysamochódsama,bezszofera.
Którejśnocywychodziłampóźnozbiurainapadłanamniegrupachuliganów,którzychcieliwepchnąć
mniedociężarówki.Byłopóźnoibyłamprzekonana,żeniematamnikogo,ktomógłbymipomóc,kiedy
naglepojawiłsięwielki,łysygośćistłukłichnamiazgę.

Wtedyporazpierwszytaknaprawdęzwróciłamnaniegouwagę.–Wzruszyłaramionamiiuśmiechnęła
sięsmutno.–Iwtedymianowałsięmoimstałymkierowcą,aresztajesthistorią.

–Łał!–wymruczałam.–Jakromantycznie.

background image

–Możeitak–zgodziłasię,apotemspojrzałanamnie.–Jakdostałapaninajbardziejobleganąposadęw
kraju?Zakażdymrazem,kiedyHamiltonIndustriesogłaszanabórnapracowników,aplikanciwychodzą
namuszami.

Dotarłyśmyjużdobasenu.Robiłwrażenie,otoczonyfilarami,zimponującymsufitem.

–Cudowny!–westchnęłamizignorowałampytanie,jednocześnieuśmiechającsiędoCeleste.–Reszta
hoteluteżtakajest?

–Tak–odparła,śmiejącsię.–Apokojesąjeszczelepsze,niemadwóchtakichsamych.

Ajakspróbujepanijedzenia…!Nadzwyczajne!

Czymsobienatozasłużyłam?–zastanawiałamsię,patrzącnatęobfitość.Toluksusowewnętrzetak
mocnokontrastowałozmojąobecnąsytuacją,żeczułamsięjakrybawyrzuconanabrzeg.Niemogłam
uwierzyćwswojeszczęścieaniwto,żewogóletujestem,alesamwidokwytwornychdekoracjii
zdobieńakcentowałmojekompleksy.Jeszczekilkalattemuświatbył

zupełnieinny,apóźniejwszystkocokochałamibrałamzapewnik–zniknęło.Rozglądającsiępo
bogatymwnętrzu,czułamznajomeukłuciestrachu.Czytaszansazostaniemiodebranarównieszybko?

Celestezerknęłanazegarek.

–Muszęsięzbierać–stwierdziłaznutążaluwgłosie.–Nawetprywatnelotymająswoje
harmonogramy.

Skuliłamramiona.Ledwieznałamtękobietę,alebyłomismutno,żewyjeżdża.Ostatniedwadnibyły
stresujące,aobecnośćCeleste,chociażkrótka,zadziałałanamniekojąco.

Wyciągnęłamrękęipowiedziałam:

–Spokojnegolotu.

Mocnouścisnęłamojądłoń,apotemsiępochyliła.

–BądźmiładlaJeremiaha,dobrze?Czasemzachowujesięjakbuc,alemawielkiesercedlatych,na
którychmuzależyioktórychzdecydujesięzatroszczyć.

Jejsłowamniezdziwiły.Mambyćmiła?

–Jestmoimszefem–powiedziałamsztywno,niechcączabrzmiećzbytpoważnie.–

Muszęgoszanować.

Pokręciłagłową,zamyśliłasięnachwilę,apotemuśmiechnęłazesmutkiem.

–Tochybawystarczy.–Potemnachyliłasiębardziej.–Oddwóchlatniemiałasystentki,azpoprzednią
rozstałsięwnieprzyjemnejatmosferze.Jakojegoasystentkabędzieszpomagałamuprzywypełnianiu
obowiązków,alebędzieszteżwystępowaćjakojegotowarzyszka.

background image

Większośćdziennikarzyznatezasadyipowinnidaćcispokój,aleprzygotujsię,żemożeszbudzić
zainteresowanie.Tonieuniknione.

Czywszystkieasystentkitraktowałtak,jakmnie?Zezdziwieniemzauważyłam,żeinformacjao
poprzedniejasystentcerozdrażniłamnie.ApotemjeszczeostrzeżenieCelesteozainteresowaniu,którego
wcaleniechciałam,inaglecałataimprezazaczęłamisięwydawaćbardzozłympomysłem.Alez
drugiejstrony,czykiedyśmyślałamotejsytuacjiinaczejniżodziwnymzrządzeniulosu?

–Owilkumowa!

OdwróciłamsięizobaczyłamwysokąsylwetkęJeremiaha,którywchodziłwłaśniedohotelu.Podpachą
miałniedużepudełko,zatrzymałsięwdrzwiachipocichurozmawiał

zEthanem.Zezdziwieniemzauważyłam,żejestwnichcośbardzopodobnego,ipodzieliłamsiętym
spostrzeżeniemzCeleste.

–Bylirazemwwojsku,możestądtowrażenie.

–Wwojsku?–Nigdybymniezgadała,żeJeremiahbyłżołnierzem.Wychodziłonato,żeniewiem
jeszczebardzowielurzeczyumężczyźnie,uktóregopracowałam.

Celesteskinęłagłową.

–ObajbyliwoddzialeArmyRangers,dopókinieumarłojciecRemiegoiniezostawiłmurodzinnego
interesu.Totrudnasprawa.Weszłamwtowkrótcepotemipomagałamsprzątaćodpadki.

Chciałamzadaćjeszczekilkapytańdotyczącychobydwumężczyzn,alewłaśnieruszyliwnasząstronęi
okazjaprzepadła.Celesteuśmiechnęłasięizrobiłakroknaprzód,chwytającwyciągniętąrękęJeremiaha.

–Rozumiem,żenadzisiejszymprzyjęciuniebędęcijużpotrzebna?

JeremiahpodniósłdłońCelestedoustipocałował,ajazauważyłam,żeEthan,stojącyzanim,wzdrygnął
sięnatenwidok.Rudowłosakobietacofnęłasięispojrzałanawysokiego,łysegomężczyznę.

–Gotowy,kotku?–spytała.

Zamrugałam,kiedykamiennatwarzEthanarozpłynęłasięwuśmiechu.Celestepomachałamiiodeszli,a
wielkifacettrzymałdłońnaplecachdrobnejkobiety.Dopierowtedyzauważyłamnajegolewejdłoni
złotąobrączkę.

–Pobralisięroktemu.–WodpowiedzinamojezdziwionespojrzenieJeremiahuniósł

brew.–Miałaśtopytaniewypisanenatwarzy.

Schyliłamtrochęgłowępodwpływemjegosardonicznegotonuiodchrząknęłam.

–Coteraz?–zapytałamiporazostatnizerknęłamzaoddalającąsięparą.Strespowrócił,kiedyzdałam
sobiesprawę,żeniemampojęcia,czegoonoczekuje.

background image

–Celestepokazałacihotel?

–Tak,trochętak.–Niemogłampowstrzymaćuśmiechu.–Jestabsolutnienadzwyczajny.

Zdjęcianieoddawałyjegowspaniałości.

Roześmiałsięzzadowoleniem.

–Zaczekaj,ażzobaczyszpokoje.

Rozdział7

Zanurzyłamsięwciepłejwodzie,trzymającsiębrzegówporcelanowejwanny,żebynieopaśćnadno.
Pianałaskotałamniewnos,kiedysięrozsiadałamwwygodnejpozycji,więcześmiechemdmuchnęłam
wnią,aonazatańczyławpowietrzujakobłoczki.Głębokawannabyłazaskakującowygodna,więc
rozluźniłamsięzpoczuciemulgiipalcamiustópmajstrowałamprzykurkach.

Jeremiahwysłałmnienagórędopokoju,boon,jakpowiedział,musiałzałatwićjeszczekilkaspraw,
zanimdomniedołączy.Poszłamzapracownikiemhotelu,któryzaprowadziłmniedomojegopokoju.A
kiedyotworzyłdrzwi,odebrałomimowę.Apartamentokazałsięnajbardziejwyrafinowanymi
ekstrawaganckimwnętrzem,jakiewżyciuwidziałam–miałlustraiobrazywzłoconychramach,białe
ścianyzdobionezłotem,kryształoweżyrandoleilampyorazrokokowesztukaterieiozdóbki.Arrasyna
ścianachikażdainnarzeczwtympokojukrzyczały:Spójrznamnie,jakiejesteśmydrogie!Atakowały
przepychemirozbuchanąelegancjąekstrawaganckiego,krzykliwegostylu.

Byłamabsolutniezachwycona.

Pracownikhoteluoprowadzałmnie,aleprawiegoniesłuchałam,zbytzajętazwiedzaniemnawłasną
rękę.Apartamentskładałsięzkilkusaloników,zastawionychmeblami,którewyglądałynabardzo
drogie,alebardzoniewygodne.Każdeudogodnienie,jakieprzychodziłomidogłowy,orazkilka,ojakich
wcześniejniepomyślałam,byłotuwliczonewkoszty.Kiedyzobaczyłamłazienkęzwysokimsufitem,
lustrami,marmurowymiblatamiipodłogamiorazstojącąpośrodkuwannądużąjakjacuzzi,wydawałomi
się,żeumarłamiposzłamdonieba.

Pracownikzdążyłjeszczepokazaćmiszafęzbieliznąiszlafrokami,apotemwyprosiłamgotak
grzecznie,jaksiędałoiprzygotowałamsobiekąpielzpianą.Mojamamazbierałaflakonikinaperfumyw
starymstyluiucieszyłamsię,widząc,żewtymhoteluużywasiętakichnaolejkidokąpieli.Wybrałam
zapachlawendy,apotemzdjęłamsłużboweciuchy,złapałamszlafrokizamknęłamzasobądrzwi.

Zanimzaczęłamsięmyć,przezjakiśczaspoprostucieszyłamsięwodąikojącymzapachem.Palcamiu
stópmanewrowałamkurkiemzgorącąwodą,żebykąpielbyławciążciepłaiporządniesięumyłam.
Pomarszczonaskóradłonipodpowiedziałami,żeczasopuścićwannę,tymbardziejżezpianyzostałajuż
tylkobiaławarstwanapowierzchniwody.Włożyłamszlafrok,owinęłamwłosyręcznikiemizaczęłam
myszkowaćpoblatachiszufladach,żebysprawdzić,jakiejeszczeskarbykryjąsięwłazience.

Trzyostreuderzeniawdrzwizaskoczyłymnietak,żeażpodskoczyłam.

–Chcęciętuwidzieć.–NiskigłosJeremiahadobiegałprzezgrube,drewnianedrzwi.Tentonnieznosił
sprzeciwu.

background image

Zamarłam,anapięcie,któreusiłowałamzmyćzsiebiewkąpieli,powróciłozezdwojonąsiłą.Szybko
rozejrzałamsięposutozdobionympomieszczeniuizprzerażeniemzdałamsobiesprawę,żepoza
szlafrokiemiręcznikiemniemamtużadnychubrań,wszystkiezostawiłamwsypialni,wktórejwtej
chwiliprzebywałmójszef.

Przełknęłamślinęiprzejrzałamsięwlustrze.Natwarzyniemiałamaniśladumakijażuichoćbyłajasna
iczysta,nieskrywałajejcodziennamaska.Podszybkooplątanymnagłowieręcznikiemmojewłosybyły
wtotalnymnieładzie,alewciążzbytmokre,żebyjerozczesać.

Niemożemniezobaczyćwtakimstanie,wykopiemnieztegohotelu!

Szybkościągnęłamręcznikzgłowyikrzyknęłam:„Chwileczkę!”,żebyniemyślał,żegoignoruję.
Dlaczegotakcizależynajegozdaniu?–dopytywałasięracjonalnaczęśćmojegomózgu,kiedy
szamotałamsięzmokrymiwłosamiiprzyczesywałambrwi,któredesperackodomagałysiękredki.Czy
niewolisztrzymaćsięodniegozdaleka?

Możeitak,alechciałabymprzynajmniejwyglądaćwmiaręporządnie,kiedywyjdę.

Przygładziłamwłosy,ułożyłamszlafrok,upewniłamsię,żepasekjestciasnozawiązany,iruszyłamw
stronędrzwi.Jeszczenasekundęzerknęłamwlustro–nigdywcześniejniebyłamtakapróżna!–apotem
otworzyłamzamekiwyszłam.

Jeremiahstałnadrugimkońcusypialni,przymałymwózeczkuzastawionymzakrytymitalerzami.
Poczułamzapachjedzeniaiślinanapłynęłamidoust.Spojrzałnamnie,gdywyszłam,obejrzałszlafroki
mokrewłosy.

–Jakkąpiel?

Pohamowałamnagłąchęćparsknięciaitylkowzruszyłamjednymramieniem.

–Niejestemdotegoprzyzwyczajona.

Jegospojrzeniesprawiło,żeniemalzaczęłamsięwićjakktośzłapanynakłamstwieipozostaniebez
ruchuwymagałowielkiejsamokontroli.Odwróciłsię,żebyprzysunąćwózekdostołuinagleznów
mogłamoddychać.Niepozwalajmunato!–pomyślałam.Mojeodpowiedzibyłygłupie,aleniemogłam
nicporadzićnato,żeczułamsięzastraszona.Jakbyonbył

drapieżnikiem,ajajegoofiarą.

–Mamcośdlaciebie.

Tozwróciłomojąuwagę.

–Śniadanie?–zapytałamispojrzałamnadaniastojąceprzednim.Wbrzuchuzaburczałomizaprobatą.

–Tozachwilę.–Wyprostowałsięispojrzałmiprostowoczy.–Zdejmijszlafrokipodejdźtu.

Krewstężałamiwżyłach.Otuliłamsięciaśniejszlafrokiemigrałamnazwłokę.

background image

–Poco?

Nieodpowiedział,alekiedypodniosłamwzrok,zobaczyłam,żemnieobserwuje.Jegooczyniewyrażały
nic,sądzę,żejegozdaniempowinnamzdjąćszlafroktylkodlatego,żemikazał.Bopodpisałamdokument,
wedługktóregobędęrobićto,corozkaże.Napoczątkuwydawałosię,żedałmiwybór,aleterazczułam
sięwmanewrowanawstarannieprzygotowanąpułapkę.Lśniącyprzepychwokółniemaskowałswojego
prawdziwegoprzeznaczenia.Był

klatką,stworzoną,żebywyprowadzićmniezrównowagiiskazaćnajegołaskę.

Wreszcie,wkońcu,sięwściekłam.

–Czemuja?–Wskazałamnapokój.–Czemutowszystko?

Przekrzywiłgłowę.

–Aczemuniety?

Odpowiadałpytaniemnapytanieiwkurzyłmnietym.

–Byłamnikim,palcami,którewklepywałydaneiktóremożnabyłowyrzucićnaulicę,gdyprzestałybyć
potrzebne.Więcczemuterazjestemtutaj?

Zacisnąłusta,alenieodpowiedział.Przeszedłprzezpokójdodużegostołuzmarmurowymblatem,
podniósłkryształowąkarafkęinalałsobiepłynwkolorzebursztynowym.

–Mójzawódpoleganaszukaniutalentów–powiedziałipatrzącnamniebeznamiętnie,zamieszałpłynem
wszklance.–Moimzadaniemjestwyszukiwanieinteresówalbosponsorów,naprawienieczegoś,a
potemsprzedawanietegozzyskiem.

–Czylijestemtowarem?

Przechyleniegłowypotwierdziłomojeprzypuszczenia.

–Byłaśambitna,jakostudentkadobrzesobieradziłaś,przyzwyczaiłaśsiędookreślonegotrybużycia.
Życieobeszłosięztobąbrutalnieistłamsiłociębardziej,niżsięspodziewałaś.–

Uniósłszklankęwmoimkierunku,zanimwziąłłyk.–Nieodrzuciłabyśszansystanięcianawłasnych
nogachbezwzględunato,jakdużebyłybykoszty,

–Więctrzebabyłodaćmipracę–sarkazmażspływałmipojęzyku–anieodbieraćgodność.Winda,
garaż…

Trzaskszklankiodstawionejnatacęwyrwałmniezszałuwściekłości.

–Jeździłaśtąwindącorano–odezwałsięniskimgłosemJeremiah,wpatrującsięwkryształową
karafkę.–Zerkałaśnamnie,zbliżałaśsię,alenigdydokońca.–Spojrzałmiwoczy,amniezaparłodech
nawidokognia,którywnichpłonął.–Znałemtwójzapach,wiedziałem,czegopotrzebujesz.Tesekretne
uśmieszki,kiedycościchodziłopogłowie…

background image

Wciążniemogłamzłapaćtchu,kiedyzamilkł,apalce,którymiściskałbrzegszklanki,ażmupobielały.
Niewierzęci,myślałam.

–Jestemnikim–powiedziałam,amojewłasnesłowaprzeszyłymisercejaksztyletem.

Wolnądłońzacisnąłwpięść,wysunąłdoprzoduszczękę,apotemsięrozluźnił.Ruszył

wmojąstronę,ajacofnęłamsię,nadarmousiłującwzbudzićwsobiegniewsprzedchwiliiużyćgojak
tarczy.Przebywanietakbliskoniegoonieśmielałomnie,asercedudniłomiwpiersi,kiedyodwracałam
wzrokiczułam,żedłużejjużniewytrzymam.

Poczułampodbrodąpalec,któryuniósłmigłowętak,żemusiałampatrzećprostowjegooczy.Minęjak
zawszemiałnieprzeniknioną,aleodezwałsięłagodnieipowtórzyłwcześniejsząprośbę.Rozkaz.

–Zdejmijszlafrok.

Słowazawibrowałymiwciele,ajegobliskośćwyczyniaładziwnerzeczyzmoimumysłeminagle
zdałamsobiesprawę,żerozsupłujępasekszlafroka.Miękkimateriałzsunąłmisięzramionnapodłogęi
wylądowałwokółmoichkostek.Porazpierwszystałamprzednimcałkiemnaga.Podjegospojrzeniem
zamknęłamoczy,aspomiędzyrzęsspłynęłamiłza.

Zesztywniałam,kiedypoczułamjegoręce,alepozostałynamoichramionachiodwróciłymniewokół
własnejosi.

–Chcęcicośpokazać–powiedział,akiedynieodrazuotworzyłamoczy,rozkazał:–

Spójrz.

Przedemnąstałodużeowalnelustro,ajaażskuliłamsięnaswójwidok.

–Cowidzisz?–spytał.

Tłustybrzuchiuda,szerokiebiodra,piersi,którepotrzebowałystanika,żebywyglądaćdobrze.

–Siebie.–Zawszebyłamswoimnajsurowszymkrytykiem:blondwłosybyłypozbawioneżyciapo
długimlocieprzezocean,abladaskórakontrastowałazjegociemnąkarnacją.Nigdywżyciunieczułam
siękomfortowonago,atenmomentniebyłwyjątkiem.Spojrzeniewlustrobyłotrudne,awporównaniuz
jegomęskimpięknemmojanormalnośćsprawiła,żepoczułamsięnędznie.

Zobaczyłamwlustrze,żezmarszczyłczoło.

–Wiesz,cojawidzę?–zapytałiprzekrzywiłgłowę,żebywidziećmojąminę.–Widzępięknątwarz–
mruknąłimusnąłpalcembokmojejszyi.–Miękkąskórę,zaokrągleniawewłaściwychmiejscach.–
Przychyliłgłowędomojejiwziąłgłębokiwdech.–Pachniesztakpięknie,żemógłbymcięzjeść.–To
byłraczejwarkotniżsłowa.

Odjegosłówzaparłomidechiścisnęłowbrzuchu.Dużądłoniązakryłmojąpierś,bawił

siębrodawką,ajaniemogłampowstrzymaćgłośnegowestchnienia.Uścisknaramieniuwzmógł

background image

się,gdydłońmasującapierśzjechałaniżej,przesunęłasiępobrzuchu,zostawiajączasobąśladognia.

–Piękna–mruknął,ajaoparłamgłowęojegoramię,kiedydłońzatrzymałasięnaudzie,apalcewbiły
sięgłębokowskórę.Obserwowałamgowlustrze,wuszachsłyszałamgłośnebicieswojegoserca,a
jegodłońgładziłamójwzgórekłonowy.Niezsuwałasięniżej,tylkowyczuwałajegokształt.

Naglecofnąłsięizostawiłmnieoszołomioną,ztrudemtrzymającąsięnanogach.

–Nieruszajsię.–Słowaświsnęłyjakbatizamarłam.Mojainstynktownauległośćdrażniłamnie,ale
mimotostałambezruchu,gdyJeremiahsięgnąłpopudełko,zktórymwidziałamgowhotelowymholu,i
podałmije.–Miałemzachowaćtonapóźniej,aleterazjestdobrymoment.

Podejrzliwieotworzyłampaczkęiodsunęłampapier,którymosłoniętabyłazawartość.

Wytrzeszczyłamoczy,gdydotknęłampalcemparynylonowychpończoch,podktórymiwidziałam
satynowetasiemkiprześwitującegobiałegogorsetu.Niemogącwydusićsłowa,spojrzałamnamojego
szefa,apotemznównazawartośćpudełkainiewiedziałam,jakzareagować.

Kiedyprzezkilkasekundniewykonałamżadnegoruchu,Jeremiahdelikatniewyjąłmipudełkozrąk.

–Odwróćsię.

Kiedyzrobiłam,cokazał,wyjąłzpudełkaskąpeciuszkiikumojemuzaskoczeniu,zaczął

mnieubierać.Najpierwbiałygorset,któryzawiązałminaplecach.Zakryłmipiersiibrzuch,atasiemki
zwisałymiażnauda.Potemweszłamwmałemajteczki,awreszciewsięgająceudpończochy,do
którychprzypiąłpaskigorsetu.Wtejcałejsceniebyłocośniezwyklezmysłowego,mimowprawy,zjaką
towszystkorobił.Nigdywżyciuniemiałamnasobietakiejbielizny,anapewnoniewobecnościfaceta,
ibyłotociekawedoświadczenie.

Jestemzablada,żebynosićbiel,pomyślałacynicznaczęśćmnie,alezachowałamtęobserwacjędla
siebie.

Kiedyskończyłam,znówchwyciłmniezaramionaiodwrócił,żebymznówspojrzaławlustro.

–Acoterazwidzisz?–zapytałiprzysunąłsiędomojegoucha.

Zamrugałam.Łał,czylitakdziaładrogabielizna?Białymateriałukryłto,czegozawszenienawidziłam,a
podkreśliłpartie,oistnieniuktórychniewiedziałam.Dotknęłamtalii,uwypuklonejtasiemkamispiętymi
naplecach,apotemud,poktórychschodziłypaskibiegnąceodgorsetudopończoch.Całośćniebyła
bardzociasna,alewystarczająco,żebyniektóreczęściukryć,ainnewypchnąćwgórę,konkretniebiust,
któregonigdynieuważałamzaszczególnieimponujący.Terazwyglądamdobrze,pomyślałam,
przesuwającpalcamiposztywnychkoniuszkachpiersi.

Nagleprzypomniałamsobie,żeprzecieżzadałpytanie,więcodchrząknęłam,żebyodpowiedzieć,alenie
wiedziałam,odczegozacząć.Podchwyciłamjegospojrzeniewlustrze,aonskinąłgłową,najwyraźniej
widzącwmoichoczachodpowiedź.

–Cieszęsię,żewidzimytosamo–mruknąłiprzebiegłdłońmipomoichrękachiramionach.–Ateraz,

background image

skorojużtosobiewyjaśniliśmy…

Chwyciłmniezawłosyiodciągnąłmigłowęwtył.Krzyknęłamcichoizaskoczonazłapałamgozatę
rękę.Zerknęłamnaniegowlustrze.Twarzmiałzimnąjakgranit,spojrzeniezielonychoczubyło
intensywne,aległospozostałmiękkijakjedwab.

–Nielubięgdyktośmisięsprzeciwia.Kiedymówię,żemaszcośzrobić,oczekuję,żezrobiszto
natychmiast.Inaczejponiesieszkonsekwencje.–Chwyciłmojewłosyjeszczemocniej.

–Nakolana.

Rozdział8

Szybkouklękłam,poganianadodatkowonaciskiemrękispoczywającejnamojejgłowie.

Paskiodpończochnapięłymisięnaudach,cobyłointeresującymdoznaniem,przyćmionymjednakprzez
ból,gdyzacisnąłpalcewplątanewmojewłosy.Odchyliłmigłowędotyłuiwidziałam,żeobserwuje
mniezgóry.

–Podobacisięto,prawda?–mruknął.

Boże,tak!Zdradzieckaczęśćmojejduszyznówbyławswoimżywiole,pławiącsięwtejwymuszonej
uległości,mimożewciążzastanawiałamsię,wcojasięwpakowałam.Wyplątał

rękęzwłosówiprzesunąłnapoliczek.

–Jesteśtakapiękna,klęczącprzedemną.Widzisz,jakijestemtwardynamyślotwoichustachwokół
mojegokutasa?

Zadrżałamnadźwięktegosłowaispojrzałam,jakprzesuwapalcamipowybrzuszeniuwspodniach,
zaledwiekilkacentymetrówodmojejtwarzy.Odwróciłamgłowęwbokispojrzałamnanaszeodbiciew
lustrze.Niczegonawetnierobiliśmy–jeszcze–alejużsamsposób,wjakigórowałnademną,zzadartą
głowąiuniesionympodbródkiem,nademną,klęczącąujegostóp…Topniałamodśrodka,ato,co
stopniało,zbierałomisięmiędzynogami,żebymbyłagotowanaprzyjęciego.Złaknionadotykuotarłam
sięojegodłońjakkot,zacomniewynagrodził,głaszcząckciukiemwczoło.

–Marzyłemotobie,klęczącejissącejmnietymiboskimiustami.–Znówpogładziłmniekciukiempo
czoleiodsunąłdotyłumojewilgotnewłosy.–Chciałabyśmipomócdojść,kociczko?

–Tak–jęknęłam,apotemstęknęłam,zszokowana,boznówchwyciłmniezawłosy.

–Tak,icodalej?

–Tak…–Szukałamwmyślachodpowiedniejformuły.–Panie?

Mruknąłzaprobatąipuściłmnie,azamiasttegozająłsięrozpinaniemspodni.

–Nieobiecuję,żebędędelikatny–warknąłgłosemschrypniętymzżądzy–zbytdługonatoczekałem,ale
obiecujęskończyćto,cozacznę.

background image

Oplotłamobiedłonienatwardym,długimczłonkuiprzesunęłamjewdół,apotemwgórę,napróbę.
Szarpnąłbiodrami,więczrobiłamtoponownie,zpodobnymrezultatem,apóźniej,pochyliłamsięi
musnęłamjegoczubekjęzykiem.Oblizałamwystającąobrączkę,podktórązaczynałsiętrzon,adopiero
późniejwsunęłamgosobiegłębiejdoustizaczęłamoblizywaćgłówkęwkoło.Znówprzesunęłampo
trzoniezaciśniętąrękę,jednocześniemasujączaokrąglonykoniecjęzykiemissącmiękkieciało,apotem
zabrałamjednąrękęiwessałamgogłębiej.

Położyłmiręcenagłowie,niewymuszającniczego,tylkojakoprzypomnienieoswojejobecności.
Poruszałamgłową,adłonieprzesuwałampoczłonku,kiedywsuwałamgodoustgłębiejigłębiej.
Odgłosy,któresłyszałamnadsobą,gardłowepomrukiiurywanyoddech,dostarczałymisatysfakcji.
Mogęsprawić,żebystraciłkontrolę,pomyślałam,itamyśldałamimotywacjędozdwojeniawysiłków.
Kiedyuznałam,żeweszłamwrytm,puściłampodstawęiwsunęłamgonajgłębiej,jaksiędało.

Zgórydobiegłstłumionyokrzyk,wbiłmipalcewczaszkę.Grubagłówkaobijałamisięotylnąściankę
gardła,więcmusiałamsięwycofać,żebysięnieudławić.Ponownieowinęłampodstawęczłonkadłoniąi
zaczęłamodnowa,aleręcetrzymającepoobustronachmojągłowęnacierałynamnie.Ruchembioder
wpychałswojegokutasadownętrzamoichrozgrzanychust.

–Ręcezaplecy.–Tobyłtwardyrozkaz.Przerwałamtylkonasekundę,żebyschowaćręceiskrzyżować
nadgarstki.Modliłamsię,żebybyłdelikatny.

Złudnenadzieje.

Jegopierwszepchnięcieuderzyłomniewgardłotak,żełzywjednejchwilinapłynęłymidooczu.

–Ręceztyłu–warknął,kiedyodruchowojewyciągnęłam–alboniezostawięciwyboruijezwiążę.

Każdegodostępnegomigramawolnejwoliwymagałoschowanierąkztyłu,więcnawszelkiwypadek
zaplotłampalce.Ponowiłpchnięcie,aletymrazemniebyłojużtakgłębokieimogłamnawetoddychać.
Powtarzałto,wsuwałsiędomoichustiwysuwał,ajapowolizaczęłamprzyzwyczajaćsiędotegoruchu.
Cowięcej,niedługozaczęłambyćwstanieimprowizowaćiprzywykłamdojegotempanatyle,żeby
znówzacząćużywaćjęzyka.Natarłamnapodstawę,kiedysięwsuwał,apochwilipchnięciastałysię
płytsze,cozostawiłomiwięcejmiejscanamanewryizabawianiesięznim.Cicheodgłosy,jakiedomnie
docierały,urywanepomrukiinierównyoddech,byłycholerniepodniecająceidowodziły,żecośrobię
dobrze.Kiedyciasnogoobjęłam,wchłonęłamgłębokoimuskałamsamczubekjęzykiem,westchnienie,
jakieusłyszałamnadgłową,sprawiło,żeażuniosłymisiękącikiust.

Wplątałpalcewmojewłosyikierowałmojągłową,apchnięciebiodergłębiejwsunęłomigodoust.Za
każdymrazem,kiedyzaczynałamsiędławićalboniemogłamoddychać,zwalniałiodwdzięczałammusię
zatonajlepiejjakmogłam.Zerknęłamwbok,żebyzobaczyćnaswlustrze,apierwotnażądza,jaką
zobaczyłamnajegotwarzy–itozmojegopowodu–byłapotężnymafrodyzjakiem.Pulsowaniemiędzy
moiminogamiwzmogłosię,acienkiemajtkiniebyłyżadnąprzeszkodądlawilgocispływającejmipo
udach.Potrzebowałamgowsobiejaknajszybciej,czułam,żeinaczejniewytrzymam.

Najwyraźniejonmiałtakiesamoodczucie,bocofnąłsięiwysunąłzmoichust.

Widziałamślinęnajegonapiętejskórze,tużprzymojejtwarzy.

background image

–Wstań.

Niemiałampewności,czytoznaczy,żemogęruszyćrękami,więcpodniosłamsiębezichużycia;wciąż
byłysplecionenaplecach.Wydawałomisię,żejestztegozadowolony,alechwyciłmnieztyłuzaszyję,
mocno,alenieciasno,ipoprowadziłdookrągłegomarmurowegostolikanapokaźnejdrewnianej
podstawie.

–Połóżsięichwyćsięboków,dopókiniepowiemci,żemożeszpuścić.

Spojrzałamnastółpełnawątpliwości.Wyglądałnasolidny,alekamieńmusiałbyćzimny,ajaprawienic
nasobieniemiałam.Gdzieśnadniemojejduszycichygłosikzawołał:Wciążmożeszpowiedzieć„nie”,
niejestzapóźno!Aleciałopełnebyłozwierzęcejżądzy,więcpodjęłamdecyzjęipołożyłamsię,
chwytającodległychkrawędzistołu.Ulżyłomi,kiedyniedrgnąłnawetocentymetr.Jeremiahpuściłmoją
szyjęiprzesunąłrękęwdółpleców,napupę.

Ścisnąłmocnojedenpośladek.

–Rozsuńnogi.

Zrobiłam,cokazał,izjechałrękąniżej,przesuwającpalcemposznurkustringów.

Zadrżałampoddotykiempalcównabieliźnieinacielepodniąipodniosłambiodra,złaknionadotyku.

–Stosujeszantykoncepcję?

Niespodziewanepytanienachwilęwyrwałomniezgorączkowegopodniecenia,aleskinęłamgłową.
Zmuszałymniedotegonieregularnemiesiączki,nieżycieseksualne–ztegopowoduprzyjmowałam
zastrzykiantykoncepcyjne.Niebyłymipotrzebnezinnychwzględówniżmedyczne.

Wreakcjinatęodpowiedźwsunąłpalcepodmajtkiiucisnąłwilgotnewargi.Jęknęłam.

Zręcznymipalcamiokrążałwejście,apotemprzesunąłsiękutwardemupunkcikowi,którypulsował
zgodniezbiciemserca.Mójoddechzmieniłsięwdyszenie,aleJeremiahnieposunął

siędalej,raczejeksplorowałteren.

–Chciałabyś,żebympozwoliłcidojść,kociczko?

Ochoczopokiwałamgłową,adotykjegopalcówodebrałmioddech.Roześmiałsięidotknąłustami
moichbioder,tużpodgorsetem.

–Alebędzieszmusiałazasłużyć.Chcesztego?

Zanimzdążyłamodpowiedzieć,przesunąłkciukmiędzymojepośladkiimocnonacisnął

natylnądziurkę.Zszokowanaszarpnęłamsięnaprzód,alestółuniemożliwiałucieczkęprzedobcym
doznaniem.Drżałam,gdypieściłobamojewejścia.Niespotykaneodczuciaskołowałymojeciało,które
niewiedziało,jakzareagować.

background image

–Wielekobietlubizabawyodtyłu–zamruczałJeremiah,nieprzerywając.–Niektórenawetjewolą,bo
to,cozakazane,nakręcaje.–Nachyliłsiędomnie,przycisnąłswoimciałem.–

Niektórzymężczyźniteżwolątowejście,jegociasneprzyleganieitabu,którepodniecataksamo,jaksam
seks.–Jegoustabyłytużzamoimuchem,kiedydodał:–Zgadnij,którymtypemfacetajestem?

Niedałamradypowstrzymaćjęku,uwięzionamiędzyzimnymmarmurowymblatemstołuajegogorącym
ciałem.Uciskałpalcamimójstwardniałyguzekmiędzywargami,zmuszającmojebiodradoruchui
wydzierającmizustzdyszaneoddechy.Tedwadoznaniajednocześniebyłytrudnorozróżnialne,nie
umiałamstwierdzić,którejestsilniejsze,kciukprzesuwałsiępoobydwumiejscach,ajachciałam
więcej.KiedywięcJeremiahwcisnąłmipalecdośrodkairozciągnąłzaciśniętemięśniewsposób,
któregowinnejsytuacjinigdynieuznałabymzapodniecający,jęknęłamiwypchnęłambiodrawtył,
atakującjegorękę.

Roześmiałsięgłębokoiseksownie,atenśmiechspłynąłpomojejskórzeirozżarzyłją.

Palcówbyłoterazwięcej,odnajdowaływewnątrzmniemiejsca,którychstymulacjadoprowadzałamnie
dodrżeniaisprawiała,żenacierałamnaniego,amojejękibyłygłośneinieskrępowane.

–Jesteśtakcholerniegorąca–szepnąłmidouchaizacząłprzesuwaćbiodrapomojejpupie.Wciążbył
nagiodpasawdół,więcwsunąłsztywnyczłonekmiędzymojeuda,żebytowarzyszyłypalcom.Między
nogamimiałammokro,auciskjegobiodernamoimtyłkubył

seksownyjakdiabli.Zacisnęłampalcemocniejnakrawędziblatu,ażkłykciemizbielały.

Wydawałamzsiebieterazdługiezawodzenie,aemocjerosły,pogrążającmojeciałowmęce
oczekiwania.

–Dojdziesz,kiedycipozwolę,dopierowtedy.

Jęknęłam,tymrazemwramachprotestu,aonzabrałrękę.Taniespodziewananieobecnośćzadziałałajak
kubełzimnejwody–byłatoniewątpliwiekarazanarzekanie.Naszczęście,kumojemuzachwytowi,
pustkazostałaszybkowypełniona,bowkolejnymnatarciubiodermiędzyudamipoczułamtwardykształt,
ajegorękaznalazłasięteraznamojejszyi.Niewszedłwemnie,tylkoprzesuwałgłówkąpowilgotnych
wargach.

–Błagam–jęknęłamiuniosłambiodra,żebyułatwićmuwejście.

–Błagamco?

Wjegogłosiesłyszałamrozbawienie,choćniewidziałamtwarzy,aletymrazembyłampewna,żeznam
odpowiedź.

–Błagam,panie.

–Czegobyśchciała,kociczko?Chceszmniewśrodku,głębokowtymboskimtyłeczku,którytak
wypinasz?Zajechaćcięmocno,żebyśdoszłazmoimkutasemgłębokowsobie?

Tengłębokigłos,schrypniętyiniski,tużprzyuchu,stopiłbykamień.Prześlizgnąłsiępotwardym

background image

guziczkumiędzymoiminogamiiwszystkowróciło,byłamjużtakblisko,nakrawędzi…

Poczułamokrągłąkońcówkęnacierającąnamojespragnionewejście.Wtejsamejchwilirękamirozsunął
mojepośladkiiprzesunąłpalcamipopomarszczonejskórze.Wszedłwobiedziurkijednocześnie,aja
niemalzałkałam,bonaciskiuczucierozciąganiabyłoupragnionąulgą.

Nietraciłczasu,nadałruchombiodertempo,apalcaminadalpieściłtylnądziurkę.Nieupłynęłaminuta,
ajajęczałamzkażdympchnięciem.Mojejękiodbijałysięechemodmarmuru,naktórymleżałami
zdobionychluster.

Kiedyjegoruchyzrobiłysięjeszczegwałtowniejsze,takżezakażdymrazemodbijałamsięodkrawędzi
marmurowegostołu,spojrzałamwdużelustrowiszącenadmahoniowąkomodąnaprzeciwkomnie.
Wyraźniewidziałammężczyznęstojącegozamnąichoćniemalniewydawał

dźwięków,najegotwarzyrysowałosięzwierzęcepragnienie.Ustaotwierałysięwbezgłośnych
sapnięciach,adługieramionasięgałykumojejszyi,napinającbiałymateriałkoszuli.Tyłgorsetuna
moichplecach,białetasiemkiwyglądałypodniecającoiniemogłamuwierzyć,żetomojeciałoodbija
sięwlustrze.

Pochwilimogłamskupićsięjużtylkonadoznaniach,nazbliżającejsięeksplozji,którejtakpragnęłam.
Wdzierałsięwemnie,akażdenatarcieprzyciskałomniedostołu,którymimowszystkopozostał
nieporuszony.Orgazmsięzbliżał,więcjęknęłam:

–Błagam,niemogęjużprzestać.Proszę,panie.

Zniknęłaręka,którabyłamiędzynaszymiciałami,iJeremiahwzmógłwysiłki,nacierał

mocno.Zaciskałdłońnamojejszyiiprzyuchusłyszałamjegojękiigardłowepomruki.Palcebyłyna
dole,pieściłypulsującypunktmiędzymoiminogami.

–Więckończ,chcętopoczuć.

Jużniemogłamsiępowstrzymać.Orgazmzalałmniejakfalaświatła,krzyknęłamiścisnęłamkrawędzie
stołujakbyimadłem,całasiętrzęsłam.NatarciaJeremiahatrafiaływtakiemiejscawemnie,które
wywoływałytęfalęwciążiwciążodnowa,apotemusłyszałamnadsobągardłowy,schrypniętykrzyki
wykonałjeszczetylkokilkaopętańczychpchnięć.Leżałamprzezchwilęoszołomiona,wdzięcznaza
zimnymarmurpodrozgrzanymdonieprzytomnościciałem.

Jeremiahoparłczołonamoimramieniuitrwaliśmytakprzezchwilę,starającsięzłapaćoddech.

Wkońcuwysunąłsięzemnie,aodchodząc,pogłaskałdłoniąmojeplecy.

–Możeszjużpuścićstół.

Łatwiejpowiedziećniżzrobić.Ręcemizesztywniałyitrudnobyłojeoderwaćodblatu,musiałamunieść
jewgórę,żebyodzyskaćczucie.Wstawałam,opierającsięostół,dałamsobieczasnazłapanieoddechu.
Jeremiahpoprawiłubranie,apotempodszedłdofotela.Podniósłmałąpapierowątorbęznieznanąmi
nazwąfirmy,wypisanązdobnymiliteramiidelikatniepostawiłnastoleprzedemną.Nachyliłsięiz
zaskakującądelikatnościąpocałowałmniewczoło,apotemlekkoskierowałwstronęłazienki.

background image

–Idź,odświeżsięiwłóżto.Niezdejmujbielizny,chcęmiećpewność,żejestpodspodem.

Nogimiałamjakzgalarety,alewzięłamto,comidałiskierowałamsiędołazienki,niezapominając
wziąćzesobątorebki.Zamknęłamsięiodłożyłamtorbynapodłogę.Stanęłamprzedlustremnad
umywalkąiwidziałamswojeodbiciewdużychlustrachztyłu.Jasnewłosymiałamrozczochrane,wciąż
wilgotnepoprysznicu,aleichniestarannywyglądzdawałsiędobrzekomponowaćzresztą.Dotknęłam
białegosztywnegomateriałuiodwróciłamsię,żebywidziećgorsetzawiązanynaplecach.Nigdy
wcześniejniemiałamnasobiebieliznytakwytwornej.

Cholera,prawdajesttaka,żenigdyniemiałamteżporządnejbielizny.Zagapiłamsięnaswójtyłekpod
plątaninąbiałychtasiemek,któreledwiezakrywałymikroskopijnestringi…

Wyglądałamdobrze.Tobyłodlamniecośzupełnienowegoipodziwiałamwlustrzeswojeodbicie.
Potemprzyszłootrzeźwienie.Mamzamiarzakończyćtęfarsę?Wcokolwiekgrał

JeremiahHamilton,posunąłsięzadaleko.Niemogłamjużdłużejgraćofiary.Doczegomnieto
doprowadziło?Jestemdobrzeopłacanąosobistąasystentkączyluksusowąkurtyzaną?

Pytanieniedawałomispokoju,alepróbowałamjewyprzeć.Poświęciłamkilkaminutnatoaletęi
zdjęłamskąpemajteczki,zanimzajrzałamdotorebki,którąmidał.Parazgrabnychspodni,prosta,
jedwabnabluzkaiczerwonebutynapłaskiejpodeszwie–toczęśćodzieżowa,anadniebyłyszczotkado
włosówiinneprzyborytoaletowe.Naokoubraniapasowałynamnie,choćwiedziałam,żemoja
zaokrąglonafiguraniejestwEuropienormą.Musiałrobićtojużwcześniej,skorotakdobrzewiedział,
cobędziepotrzebne.Niechciałomisięzastanawiaćnadtym,dlaczegotamyślmniedrażni.Topociągało
zasobąwięcejpytań,którychniechciałamwtejchwilizadawać,więczapomniałamonichiwzięłamsię
zasiebie.

Dwadzieściaminutpóźniejwyłoniłamsięzłazienkiubranaiodświeżona,aonsiedział

przystolezastawionympółmiskami,którewcześniejwidziałamprzykrytenawózeczku.Byłynanich
owoceinaleśniki,atakżeprawdziwabitaśmietanawschłodzonymmetalowymnaczyniu.

Spojrzałamnazegarek.Wciążbyłoranoipodziękowałamsobiewmyślachzato,żedałamradęprzespać
sięwsamolocie.

–Jakimamyplannadzisiaj?–zapytałam,pamiętając,żeEthanmówiłcośogali.

Wziąłmniezarękęiprzysunąłdoswoichust,apotemwłożyłdonichgarśćwinogron.

–Jedz,pókimożesz–powiedziałiobserwował,jakładujęporcjęowocównacienkinaleśnik.–Dzisiaj
zaczynaszpracę.

Rozdział9

NocąParyżbyłrównieolśniewającyjakzadnia,alebyłamzbytzdenerwowana,żebytozauważyć.

Wygładziłamkosztownąsukienkęrękami,patrzączokienlimuzynynamiasto,któreprzesuwałosięza
szybą.Trzęsłamsięcaławśrodku,alewtejchwilibyłotobardziejzwiązanezestrachemprzedtym,w
cosiępakowałamniżzmężczyzną,którysiedziałobokzjednądużądłoniąspoczywającąwładczona

background image

moimudzie.

Czterdzieściosiemgodzinwcześniejledwiewiązałamkonieczkońcem,zamartwiającsię,żewystarczy
brakjednejwypłaty,byzepchnąćmniewbezdomność.Teraz,wsukniibutach,którekosztowałytyle,co
trzymojewcześniejszepensje,wdrodzenagalędobroczynnąubokujednegoznajbogatszychludzina
świecie,tamtadziewczynawydawałasięodległaodemnieocałelataświetlne.

Uszczypnęłabymsię,żebysprawdzić,czynieśnię,alerobiłamtoprzezcałydzieńibyłamjużpewna,że
towszystkodziejesięnaprawdę.

–Wyglądasznazdenerwowaną.

Powiedziałtocicho.Przełknęłamślinęispojrzałamnarękęnamojejnodze–nagrubykciukgładzący
leniwiemateriałsukni–niebyłamwstaniepodnieśćwzrokuwyżej.

–Jestemprzerażona–przyznałam.Niepotrafiłampowiedziećnicwięcej,boemocjeprzegoniły
wszystkiemyślizmojejgłowy.

Jeremiahmruknąłcościchowodpowiedzinamojewyznanieiznowuzapadłacisza.

WieżaEifflamigotałanaciemnymhoryzoncie,jaklatarniamorskanadciąglepełnymżyciamiastem,ale
nawettenwidokniebyłwstaniewyrwaćmniezprzygnębienia.

background image

–ConajbardziejchciałabyśzobaczyćweFrancji?

Zaskoczyłomnietopytanie.Podniosłamwzrok.Patrzyłnamniezamyślonymizielonymioczami.

–Słucham?–spytałam.

Jeremiahwskazałokno.

–WiększośćludzichcezobaczyćwieżęEifflaalbozwiedzićwinnice,czyrobićcośjeszczeinnego.Aty,
nacomiałabyśochotę?

Wydawałomisię,żetopytanieniepasujedotejkonkretnejchwili,aleitakwiedziałam,jakajest
odpowiedź.Znałamjąoddzieciństwa.

–ZobaczyćplażeNormandii.

Zamrugałpowoli,ajaodniosłamwrażenie,żetymrazemudałomisięgozaskoczyć.

–Naprawdę?

Uśmiechnęłamsięnawidokdezorientacjiwjegooczach.

–MójpradziadekbyłpilotemRAF-u,aojcieczawszepasjonowałsięIIwojnąświatową;dorastając,
ciągleoglądałamróżnefilmyiprogramydokumentalnenatentemat.Chybaweszłomitowkrew.

–RAF?–spytałJeremiahzbłyskiemzainteresowaniawpięknychoczach.–Twójpradziadekbył
Brytyjczykiem?

Pokręciłamgłową.

–Kanadyjczykiem.Zmarł,zanimsięurodziłam,aleojcieczawszemówił,żeopowiadał

najciekawszehistorie.–Mówienieoojcusprawiałomiból,alebyłoteżdziwnieoczyszczające.

Przezprawietrzylataunikałamnawetmyśleniaorodzicach,terazjednakwspomnieniasprawiły,że
uśmiechnęłamsięiodprężyłam.–Ojciecuwielbiałoglądaćblokifilmówdokumentalnychnakanałach
historycznychwczasieróżnychrocznic.Mamamówiławtedy,żeniemazniegożadnegopożytku,alemu
natopozwalała.Nagzymsiekominkatrzymałzdjęciezrobionedługoprzedmoiminarodzinami,stoina
plażywUtahobokjakiegośstaregowraka.

Podniosłamoczyizobaczyłam,żeJeremiahpatrzynamniezdziwnym,niemaltęsknymwyrazem.Ale
zarazjegotwarzznowusięzamknęła,skryłazazwykłąmaskąobojętnościimogłamsiętylko
zastanawiać,cowłaściwiewidziałam.Dlaczegomiliardermiałbyzazdrościćmimojegomałego,
zwyczajnegożycia?

–Aty?–spytałam,modlącsięwduchu,byniewziąłtegozawścibstwo.–Czyktośztwojejrodziny
walczyłwtejwojnie?

background image

Jeremiahpokręciłgłową.

–Mójojciecbyłzbytmłody,zresztąwątpię,czyposzedłbywalczyć,nawetgdybybyłoinaczej.Ale
podczastejwojnymojarodzinazarobiłaswójpierwszymilion.

Przekrzywiłamgłowę.Wydawałomisię,żedosłyszałamwjegogłosienutkęgoryczy.

–Produkowalibrońistatki?

–Nie,alezogromnymzyskiemsprzedawalirządowimateriałykoniecznedoprodukcji.

Kiedywojnasięskończyła,mojarodzinabyłabogatszaniżkiedykolwiek.

Słyszałamgniewwjegogłosie,aleniewiedziałam,cootymmyśleć.Czysiętegowstydził?

–Niewszyscymogliwalczyć–powiedziałam.–Mójpradziadekzestronyojcabył

pilotemwojskowym,aledrugiegonieprzyjęlidowojskaimusiałzostaćwdomu.Pracował

wfabryce,któraskładałaokrętyiłodziepodwodne.

Cośbłysnęłowjegooczach.

–Niechciałem…

Położyłamrękęnajegoudzie.

–Wiem.Chodzimitylkooto,żetwojarodzinateżprzyczyniłasiędozwycięstwa,bezwzględunacel,
jakisięzatymkrył.Niemapowodu,żebyczućsięwinnym.

Cośmipowiedziało,żepanprezesnigdyniepatrzyłnatowtensposób.Jakciężkomusibyć,kiedy
człowiekwstydzisięwłasnejrodziny,pomyślałam,botakiewrażenieodniosłampotejrozmowie.
Rzuciłamnaniegookiem;Jeremiahpatrzyłnamniewmilczeniu,przenikliwie.

Nagleskrępowana,odchrząknęłamizaczęłamsięnerwowobawićtorebkąnakolanach.Dłońnamoim
udzieprzesunęłasięwgóręnogiichwyciłamniewpasie.ApotemjednymszybkimruchemJeremiah
posadziłmniesobienakolanach,przodemdosiebie.Przełknęłamślinępodjegointensywnym
spojrzeniem,aonpoprawiłmiartystycznieskręconepasmojasnychwłosównaszyi.

–Piękniedzisiajwyglądasz.–Tenniski,głębokigłossprawił,żemojeciałostanęłowogniu.
Zaczerwieniłamsięispojrzałamwbok,aleJeremiahująłmniedelikatniepodbrodęiprzesunąłmoją
głowęzpowrotemtak,żebympatrzyłananiego.Jegooczyzadawałysięszukaćczegośwmojejtwarzy,a
potemdołączyłydonichdłonie,lekkomuskająclinięmoichbrwiipodbródka.–Wszyscymężczyźni
będąmizazdrościli.

Przełknęłamślinę,oddechuwiązłmiwgardlepodjegonamiętnymwzrokiem.Rękanamoichplecach
zsunęłasięniżej,chwytającmniezapośladekprzezzielonymateriał,ajegooczyipalcepowędrowaływ
dół,dowycięciadekoltu.Westchnęłam,mojeciałonatychmiastuległoniewypowiedzianymżądaniom,
rozkoszującsiętąchwilą.

background image

Tendzieńminąłwokamgnieniu,jakjakiśszalony,nieprawdopodobnysen.Mójszefzabrałmniedo
najmodniejszych(inajdroższych)sklepówwmieście,wposzukiwaniusukni.

Dopierowtrzecimznaleźliśmysuknię,którąuznałamzaidealną.NajwyraźniejJeremiahbyłtegosamego
zdania,bokupiłjąnatychmiast,kiedytylkowyszłamwniejzprzymierzalni.Zielonakreacjabez
rękawówpodkreślałamojekrągłościwsposób,któregonigdybymsięniespodziewała,isprawiała,że
czułamsięseksowna.

Potemzostałamprzewiezionadosalonunadalszyciągmetamorfozy.Tamrozpylonomipodkładnatwarz
–nigdydotądniespotkałamsięzczymśtakim.Miałamwielkąochotęzobaczyćcałytenproces,aleprzez
czasmusiałamsiedziećtyłemdolustranaścianie.Wkońcumniejednakodwróciliichoćnigdynie
dbałamzbytnioomakijaż,zrobiłotonamniewrażenie.

Mojedługiejasnewłosyzostałyrozjaśnionejeszczeokilkaodcieniamakijażsprawiał,żecera
wydawałasięnieskazitelna.

Dłońnamoichplecachprzesunęłasięnaszyjęichwyciłająmocno.Przyciągnąłmniedosiebie,jakby
chciałmniepocałować,alenagleznieruchomiał.

–Powiedzmi–mruknął,wsuwającdrugąrękęwwysokierozcięciesukni–jesteśjużdlamniewilgotna?

Zawsze.Przełknęłamślinęzmocnobijącymsercem,czującjakjegopalceprzesuwająsięnawewnętrzną
stronęuda.Przezchwilębawiłsiębrzegiemkończącychsięwpołowieudapończoch,poczymruszył
dalej,dozłączenianóg.

Ciemnozielonasukniawymagałainnejbieliznyniżbiałykomplet,któryJeremiahdałmirano.Wybrał
właściwą,poczymwróciliśmydohotelu,gdzieuparłsię,żezdejmiezemniemojeubranieiubierzemnie
wnowąbieliznę.Wszystkotowydawałomisięnieprawdopodobnieerotyczne,aleJeremiahniczegoode
mnieniechciał,mimoerekcji,którawypełniałamuspodnie.

Jegoaprobatamilemnierozgrzała.Przyjemniejestbyćuważanązagodnąpożądania.

Nasamowspomnieniezrobiłomisięgorąco,jęknęłamcicho,rozchylającnogipodjegopytającym
dotykiem.Jegopalcewślizgnęłysiępodmojemajtki;czułamichnacisk,choćwłaściwiemnienie
dotykał.Zadrżałam.Kiedyporazdrugiprzeszedłmniedreszcz,zaśmiałsięcicho,apotemuniósłmój
podbródekipocałowałmniewczoło.

–Wyglądanato,żebędziemymusielipoczekać–mruknął,stanowczymruchemsadzającmnie,
rozczarowaną,obok.–Aletejnocybędzieszmoja.

Obietnicawjegogłosiesprawiła,żezadrżałam.

Skręciliśmyisamochódpodjechałpodmocnooświetlonybudynek.Przedwejściemtłoczylisięludzie;
znowuzesztywniałam.Jeremiahścisnąłmniezanogę.Odprężyłamsięztrudemiwzięłamtorebkę.
Samochódzatrzymałsięprzedwejściemdobudynku,azarazpotemusłyszałam,jakszoferwysiada.

Czaszacząćprzedstawienie,pomyślałam,wykręcającnerwowouchwyttorebki.Niebyłotakwieluludzi,
jaksięobawiałam–niektórzyzdążylijużwejśćdośrodka–alenazewnątrzciąglebyłoich
wystarczającodużo,żebyserceznowuzaczęłomibićszybciej.

background image

Drzwiczkisięotworzyły.Jeremiahwysiadłpierwszyipodałmirękę,kiedywychyliłamsięzsamochodu.
Błysnęłyflesze.Wyraźnieczułamnacieleopiętymateriałsukniibutynawysokichobcasach.Jeremiah
podałmiramię,naktórymchętniesięwsparłam,ipoprowadził

mnieprzeztłum.Umiemchodzićnaobcasach,alezainteresowanie,którewzbudzaliśmy,sprawiło,żez
wrażenialedwotrzymałamsięnanogach.Skupiłamsięnatym,żebynieupaśćiniezrobićzsiebie
idiotki.Odetchnęłamzulgą,kiedydotarliśmydowejścia,akameryihałaśliwidziennikarzezostaliza
nami.

Jeremiahniewielemipowiedział–możecelowo–natemattejgali.Wiedziałamtylko,żeodbędziesięw
PortdeVersailles,adochódzostanieprzeznaczonynajakiśceldobroczynny.

Samaliczbaludzi,którzyjużtambyli,ito,jaksięporuszali,sprawiaływrażenie,żeniejesttopoczątek
uroczystości.Rzutokanaplanwydarzeńpotwierdziłmojepodejrzenia.Zorientowałamsięteż,żedzieje
sięznaczniewięcejniżto,cowidziałam.Przeglądającprogram,wskazałamjednonazwisko.

–Niemówiłeś,żejesteśgościemhonorowym.

Jeremiahwzruszyłobojętnieramionamiipoprowadziłmnienaśrodeksali.Podrugiejstronie,przy
scenie,grałaorkiestraikilkaosóbtańczyłonaparkiecie,większośćjednakstaławmałychgrupkach
rozrzuconychposali.

–Ach,przyjacielu,taksięcieszę,żeudałocisięprzybyćnanaszmałysoiree.–Niski,łysiejący
mężczyznapodszedłdonas,chwyciłdłońJeremiahaipotrząsnąłniąenergicznie.Miał

nasobiesmokingimuchę,imówiłzsilnymfrancuskimakcentem.–Domyślamsię,żedopiero
przyjechałeś?

–Witaj,Gaspardzie–powitałgoJeremiah,uśmiechającsięlekko.Wydawałsięszczery,wyraźniedarzył
Francuzadużąsympatią.–Dziękujęzazaproszenie,jestemzaszczycony.

–Zawszeskromny,podczasgdytakczęstototyfinansujesztemałeprzedsięwzięcia.

Zamrugałamispojrzałamnaswojegoszefazukosa.Wydawałsięniewzruszonytymwyrazemuznaniai
zdałamsobiesprawę,żetozapewneprawda.Niewiedziałam,żewspierał

organizacjedobroczynne.Rzeczywiście,niewiedziałamwielurzeczyostojącymobokmężczyźnieita
niewiedzazaczynałamniefrustrować.

–Akimjesttwojauroczatowarzyszka?–zapytałGaspard,ściągającmojąuwagęzpowrotemdochwili
obecnej.

–Pozwól,żeprzedstawięcimissLucilleDelacourt,mojąnowąasystentkę.GaspardMontrose,człowiek
odpowiedzialnyzacałątęimprezę.

–Enchanté,mademoiselle.–Gaspardująłdłoń,którąmupodałam,izłożyłnaniejlekkipocałunek.
Poczułam,jakpalceJeremiahanamoichplecachzaciskająsięiwpijająwmateriał

background image

sukienki.

–Enchanté,monsieur–odparłamiwskazałamwielkąsalę.–Cettesalleestmerveilleuse.

Towspaniałemiejsce.

TwarzGaspardasięrozjaśniła.

–Ah,maisvousparlezenfrançais!Ach,panimówipofrancusku.

–Unpeu,jesuisneeauQuebecavantdedemenageraNewYork.Tylkotrochę,urodziłamsięw
Quebecu,apotemprzeprowadziłamdoNowegoJorku.

–AwięcKanadyjka–rozpromieniłsięGaspard,wyraźniezachwycony.Jateżsięuśmiechnęłam.–
WitamywParyżu,mademoiselle.

CzułamnasobieciężarspojrzeniaJeremiaha,alezignorowałamgo,przeglądającprogram.Naliściebyły
prezentacjeróżnychorganizacjicharytatywnych,alezbliżałsięwieczórizostałyjużtylkokolacjai
końcoweuroczystości.

–Zanimpójdziesz,Jeremiahu,jestcoś,copowinieneświedzieć.–Gaspardnachyliłsiękuwyższemu
mężczyźnieizniżyłgłos.–JesttuLucas.

Jeremiahzesztywniał.Spojrzałamnaniego,miałtwarzjakzkamienia.Gaspardpatrzyłnaniego
przepraszająco.–Niewiem,jakdostałzaproszenie,alebyłoautentyczne,więczostał

wpuszczony.

Zajęłamsiępoprawianiemsukni,bobyłamciekawa,okimmówią,aleniechciałamwydaćsięwścibska.
Jeremiahzacisnąłzęby,wpoliczkuzadrgałmujakiśmięsień,alejegotwarzzarazsięwygładziła.

–Dziękujęzainformację,Gaspardzie.

Francuzkiwnąłgłowąiodwróciłsiędojakiejśinnejpary,amyposzliśmydalej.Teraz,kiedywokółnie
tłoczylisiędziennikarze,czułamsięznacznieswobodniej,aleciągleztrudemnadążałamzaJeremiahem.
Poprowadziłmniedoholuinaglepoczułam,żewszyscynanaspatrzą.Zacisnęłamzęby,usiłującnie
zwracaćuwaginanatrętnespojrzenia.

–Niewspominałaś,żemówiszpofrancusku.

SpodziewałamsiękomentarzanatematrozmowyzGaspardemimimościśniętegozezdenerwowania
żołądka,pozwoliłamsobienamałytriumfalnyuśmieszek.

–Niepytałeś.

Mojaodpowiedźbyłatrochębezczelna,alekiedypodniosłamwzrok,zobaczyłam,żeJeremiahpatrzyna
mnie,zdezorientowany.

–Więckiedynarozmowiekwalifikacyjnejwspomniałaś,żemaszpaszporty,wliczbiemnogiej…

background image

Kiwnęłamgłową.

–Mamdwa:kanadyjskiiamerykański.MojamatkajestAmerykanką,alezamieszkaławKanadzie,kiedy
wyszłazaojca.DorastałamwQuebecu,apotemprzeprowadziłamsiędoNowegoJorku,kiedymoja
babcia,matkamojejmamy,zmarła.Miałamwtedyczternaścielat.

–Miałapaniinteresująceżycie,pannoDelacourt.–Znowudostrzegłamwjegotwarzyaprobatę,która
wypełniłamnieciepłemażpokoniuszkipalców.

Trudnobyłogozaskoczyćiryzykowałam,chcąctozrobić.Alewyszłamztegobezszwanku.

Czułamoczyśledzącekażdynaszruch,aleniktdonasniepodszedł,cowydałomisiędziwne.Jeremiah
zdawałsiędokładniewiedzieć,dokądzmierza,ajastarałamsiędotrzymaćmukroku.Totemponie
zostawiałowieleczasutym,którzymoglibychciećnaszatrzymaćpodrodze.Zastanawiałamsię,cojest
takważne.

Niestetyniemiałamokazjisiętegodowiedzieć.Stanęliśmyprzyparkiecie,wokółktóregotoczyłosię
kilkagrupekludzi,śmiejącychsięirozmawiających.Jeremiahująłmojądłoń,takjakGaspardkilka
minutwcześniej,iucałowałją.Jednaktenpocałunek,wprzeciwieństwiedopoprzedniego,przeszyłcałe
mojeciałodreszczem.Jeremiahspojrzałmiwoczyizrozumiałam,żezauważyłmojąreakcję.

–Muszęporozmawiaćzkimśnaosobności–mruknął.Jegogłosledwobyłosłychaćwzgiełku,który
panowałwsali.–Zajmiemitominutę.Zostańtu,dopókiniewrócę.

Potembezsłowaodwróciłsięiodszedł,znikającwtłumiegości.

Rozdział10

Wpiątejklasiedostałampierwsząiostatniąważnąrolęwszkolnymprzedstawieniu.

Tekstćwiczyłamwdomuizinnymiuczniami,ażznałamgonapamięćwobiestrony.Nawetpróby
generalnewwielkiejsaligimnastycznejprzeszłybezproblemu,bobyłapusta.Byłamdumnazeswojej
roli,niewielkiej,alekluczowej,ażdopremierowegowieczoru.Stojącnaprzeciwsalipełnejobcych
ludzi,zmartwiałam.Wszystkiesłowawyparowałymizgłowy,niebyłamwstaniesięporuszyćani
wydobyćgłosuwobliczutego,cowydawałomisięfaląpotępienia.

Teraz,nagleosamotnionawtejwielkiejsaliwystawowej,naobcejziemi,gdzienikogonieznałam,tak
samolodowatoprzerażonazmieniłamsięwkamień.

Pięknyhol,pełenświetnieubranychgościzwyższychsferwydałmisiękoszmarnymmiejscem,kiedy
zostałamporzuconasamasobie.Niebyłamwstanietkwićtutaj,takjakpolecił

miJeremiah.Musiałamuciecjakośprzednaporemtychwszystkichciał,takjakwielelattemumusiałam
zejśćzesceny.

–LucyDelacourt?

Dźwiękmojegoimieniawyrwałmniezniespokojnychrozmyślań.Rozejrzałamsiędookołaizobaczyłam
ciemnowłosąkobietęwdługiej,żółtejsukni,któraszławmojąstronę.

background image

Wydałamisięznajoma.Wkońcująrozpoznałaminamojątwarzwypłynąłuśmiech.

–Cherise?

–OmójBoże,toty!–Niewysokadziewczyna,rozpromieniona,klasnęławdłonie.–

Wydawałomisię,żewidziałam,jakwchodzisz,aleniebyłampewna,czytoty,dopókiniepodeszłam
bliżej.

Ciąglezdumionawidokiemkogoś,kogoznałam,odrzuciłamkonwenanseiuścisnęłamjąszybko.Cherise
dzieliłazemnąpokójwakademikuprzezkilkapierwszychlatcollege’uwCornell.Ichoćnie
widywałyśmysięzbytczęstonazajęciach–onaprzygotowywałasiędostudiówmedycznych,aja
prawniczych–weekendyspędzałyśmywspólniewrazzinnymistudentami.Niepytałam,jakieopiekuńcze
bóstwojątuprzywiodło,podziękowałammutylkozazesłaniemiznajomejtwarzy.

–Cotyturobisz?–wykrzyknęłam,kiedyprzestałyśmysięobejmować.

–Prawdęmówiąc,jestemtuzDavidem.–Uśmiechnęłasięjeszczeszerzej,zdumą.–

PomagamyklinicewBorneo,iDavidstarasiętuzebraćnatopieniądze.

–Wkońcusiępobraliście?–Kiwnęłagłową,ajatylkosięuśmiechnęłam.CherisechodziłazDavidem,
jużkiedypoznałamichobojewcollege’u.Razemchcieliocalićświatiwyglądałonato,żesąna
właściwejdrodze.–Obojejesteścielekarzami?

–Nie,japrzerzuciłamsięnaekonomię,kiedyDavidposzedłnamedycynę.Dobrzesięzłożyło,boteraz
pomagammuodtejstrony.Takczyinaczej,muszęznimpodróżować,więcjestembardzozadowolona!

Cheriseroztaczaławokółsiebiezaraźliwąradość,wktórejzawszepławilisięjejprzyjaciele.Wyraźnie
cieszyłasięzespotkaniazemną.Rozproszyłotomójponurynastrójsprzedkilkuchwiliwreszciesię
odprężyłam.WoczachCherisepojawiłsiębłyskciekawości.–

No,topuśćtrochęfarby.NaprawdęprzyszedłtuztobąJeremiahHamilton?

Zaczerwieniłamsię.Niemawtymnicniezręcznego,upomniałamsięwduchu.

–Tomójszef–odparłam,wzruszającramionami,jakbynigdynic.

–Więcwydwoje…?

–Nie–powiedziałam,stanowczokręcącgłową.–Jestemjegonowąasystentką.Iwłaśnieodkryłam,że
oznaczatotakżetowarzyszeniemunatakichimprezach.Towszystkojestdlamniejeszczenowe.–Nie
kłamałam,aleitakczułamsięźle,zatajającpewneszczegóły,zwłaszczażeCherisewydawałasię
rozczarowana.

–Czytyniemiałaśzostaćprawniczką?–spytała,zdezorientowana.

Tobyłmójczułypunkt,aleotymCheriseniemogławiedzieć.Pośmiercirodzicówrzadkosię
widywałyśmy.Próbującodbudowaćswojeżycie,mimowolizrywałamkontaktzwiększościąznajomych.

background image

Byłtoproces,którynadaltrwał.

–Nieudałomisięto–odparłam.Iżebyzmienićtemat,rozejrzałamsiędookoła.–

AgdzieDavid?

–Gdzieśtam,wtłumie,czarujebogaczyipróbujezdobyćśrodki.Naszaprezentacjanieprzyniosłatyle,
ilebyśmychcieli,więcDavidchcezłapaćjeszczeparusponsorów.–Przewróciłaoczami.–Jestwtym
znacznielepszyodemnie.Tokrępujące,podchodzićdoobcychludziiprosićopieniądze.

–Zabawne–odezwałsiękobiecygłoszsilnymakcentem–botowłaśnietuwidzę.

Odwróciłamsięizobaczyłamwysoką,szczupłąblondynkę,którapatrzyłanaCherisezwyższością.Nie
miałampojęcia,ileczasutamstała,alekiedyuśmiechnatwarzyCherisezgasł,zacisnęłampięści.

–Przepraszam–powiedziałamoschle,oburzonasposobem,wjakipotraktowałamojąprzyjaciółkę.–
Kimpanijest?

Zmierzyłamnieszybkimspojrzeniemzimnychniebieskichoczu.

–AnnaPetrovski.Rozumiem,żejestpaninowąasystentkąpanaHamiltona.–Spojrzałanaswoje
paznokcie.–Topozycja,októrejdośćdużowiem.

Niepodałamiręki,alenawetgdybytozrobiła,nieuścisnęłabymjej.Niepodobałmisięnacisk,jaki
położyłanasłowie„pozycja”,aniznaczącyuśmieszek.Zirytowanafaktem,żetakobietapokpiwazmojej
„relacjizawodowej”zszefem,wykorzystałamgniewjaktarczę.

–Wybaczypani,paniPetrovski,rozmawiamwłaśniez…

–Przekonasiępani,żeludziebędąegoistyczniepróbowalizbliżyćsiędopanitylkozewzględunaten
kontakt.–AnyaobrzuciłaCherisepogardliwymspojrzeniem.–Musisiępaniwystrzegaćnawettakich
niezdarnychprób.

StojącaobokChersiezesztywniała,słysząctęzawoalowanąobrazę.

–Możepaniniezauważyła,aletoimprezadobroczynna–odparowałam,przychodzączpomocąCherise.
–Jeśliktośchce,żebympomogłapozyskaćpieniądze,zamierzamtozrobić.

Anyawzruszyłaramionami.

–Takieimprezytotylkozasłonadlazwykłegożebractwa.

Całemojeciałozesztywniałozoburzenia.Jużmiałampowiedziećtejzarozumiałej,wyniosłejblondynce,
cooniejmyślę,kiedyCherisezaczęłasięwycofywać.

–Przepraszam–powiedziałasztywno–muszęwrócićdomęża.

Odwróciłasię,żebyodejść,alezłapałamjązaramię.

background image

–Cherise…

–Wporządku,Lucy,bardzosięcieszęznaszegospotkania,ale…–CheriserzuciławyniosłejRosjance
nietypowedlasiebie,lodowatespojrzenie.–Kiedyskończyszjużrozmawiaćztą…tąkobietą,przyjdź
donas–poprosiłaiodeszłazwysokopodniesionągłową.

–Dlaczegopanitozrobiła?–spytałam,odwracającsiędopięknejblondynki.–Tomojaprzyjaciółka.

Anyawzruszyłaramionami,alesądzączjejzimnychoczu,wydawałasięrozbawionamoimgniewem.

–Nicdlamnienieznaczy.Zostałamwysłana,żebyprzyprowadzićpanią.

Znowuzacisnęłampięści.Otoczonaprzezobcychludzi,wobcymśrodowisku,niechciałamprzyciągać
zbytniejuwagi.Alebyłototrudne.Fakt,żewyraźniebawiłotoRosjankę,sprawiał,żejeszczetrudniej
byłomizachowaćspokój.

–Dokogo?

Uśmiechnęłasięszerzej.

–Domojegopracodawcy.

Ugryzłamsięwjęzyk,żebyniepowiedziećnagłossłów,którewpierwszejchwiliprzyszłyminamyśl.

–Proszęwięcprzekazaćswojemupracodawcy,żebędęzajętaprzezresztęwieczoru.

–Naprawdęmuszęnalegać.–Anyaujęłamniepodramięipociągnęłazasobą.–PanHamiltonnielubi
czekać.

–Co?–Zaskoczyłamnie,zrobiłamzrozpędujeszczekilkakrokówistanęłamjakwryta.

–Jeremiahpaniąprzysłał?

Odpowiedziałaruchembrody,wskazująccośzamoimiplecami,odwróciłamsięszybkoizaczęłam
szukaćwzrokiemtwarzyJeremiahawśródgości.Przysłałpomnietęharpię?

Wydęłamzirytacjąwargiiniechętniedałamsiępoprowadzićprzeztłum.Niemiałamochotyrobićscen,
alenaprawdęchciałamuwolnićsięzuściskutejświętoszkowatejjasnowłosejkobiety.

Mężczyznę,doktóregozmierzałyśmy,zasłaniałokilkapostaciwwojskowychmundurach

–wszystkiebyłyciemnozielone,aleoznaczoneinaczej,wzależnościodrangi.Kiedypodeszłyśmybliżej
zrozumiałam,żepopełniłambłąd.ToniebyłJeremiah.Terazjednakjużniebyłamwstaniesięwywinąć.
Wnasząstronęodwróciłasięznajoma,ajednakobcaciemnagłowa,achłodnezielononiebieskieoczy
błysnęłynanaszwidok.Długie,zaczesanedotyłuwłosyotaczałytwarzjednocześnieznanąmiinieznaną.
Naoliwkowejskórzejednegopoliczkainosawidniałamała,białablizna.Mężczyznabyłubranyna
czarno,wpalcachluźnotrzymał

kieliszekzwinem.Jegotwarzy,choćwydawałamisięznajoma,brakowałojednakchłodnejrezerwy,do

background image

którejprzywykłam.

Wcojasięwpakowałam?

–Panowie,proszęowybaczenie.Wrócimydoomawianiatychsprawjutro.

Nawetjegogłosbrzmiałpodobnie,alewtymczłowiekubyłocoścynicznegoiśliskiego,podczasgdy
Jeremiahbyłniecosztywny,aleiopanowany.Swoboda,zjakąobcyzmierzyłmniewzrokiem,wytrąciła
mniezrównowagi;boprzyzwyczaiłamsięjużdostoicyzmu,którykojarzyłamztątwarzą.

–Kogomytumamy?–spytał,podnoszącmojąrękędoust.PocałowałjązupełnieinaczejniżGaspard.
StarszyFrancuzzachowałsiędwornie,agesttegomężczyznybyłbardziejosobistyniżbymsobieżyczyła.
Spojrzałmiprzeciąglewoczy,zatrzymującwarginamoichpalcachtrochęzbytdługo.Mimowoli,
poczułamdrżeniewbrzuchu.Zirytowananasiebiecofnęłamszybkodłoń.Wjegooczachbłysnęło
rozbawienie.

–ToLucyDelacourt,nowaasystentkaJeremiaha.–WgłosieAnyiciąglepobrzmiewałatasamadrwiąca
nuta,alezachowywałasięterazzwiększymszacunkiem.Stanęłaobokswegopracodawcyiwsunęłarękę
podjegoramię,niemalzaborczo.–AtoLucasHamilton,prawdziwydziedzicHamiltonów.Nieuszło
mojejuwagi,żepowiedziałatotak,jakbyrzeczywiściemiał

prawotaksięnazywać,aonniezaprzeczył.

AwięctobyłtenLucas,przedktórymGaspardostrzegałJeremiaha?Zmarszczyłambrwi,stojącmiędzy
dwojgiempięknychludzi.Ichdrapieżnespojrzeniasprawiały,żejakaśczęśćmniechciałasięrzucićdo
ucieczki,zostałamjednakiskrzyżowałamręcenapiersi.Gdzieśgłębokowemnietliłsięgniew,że
wciągniętomniewtowszystkobezprzygotowaniaibezpomocy.

Lucasniezwracałuwaginaolśniewającąkobietęwspartąnajegoramieniu.Przekrzywił

głowęiprzyglądałmisięprzezchwilę.

–Wydajeszsięspięta,mojadroga–powiedziałdomniemiękko.–Niechciałbym,żebytakpiękna
kobietajaktyczułasięrozczarowanamoimtowarzystwem.

Anyazesztywniała,aspojrzenie,jakiemirzuciła,wielemówiłoojejzazdrości.Miłobyłowidzieć,jak
pękamaskawyniosłościnajejtwarzy.Aleniemiałamochotyprzeciągaćtejrozmowy.Cośmimówiło,
żetoniemojaliga.Jakkolwiekbysięsprawypotoczyły,mnieniemogłotowyjśćnadobre.

–Sądziłam,żejestpankimśinnym–stwierdziłamsztywno,niewspominającjużotym,żezostałam
zaciągniętanatospotkaniesiłą.–Proszęmiwybaczyć…

Kiedyzaczęłamsięwycofywać,orkiestrazamoimiplecamizaczęłagraćkolejnąmelodięikilkapar
ruszyłowstronęparkietu.LucaswysunąłramięzuściskuAnyiizrobiłkroknaprzód.

–Zatańczymy?–spytał,wyciągającdomnierękę.

Anyaruszyłazanim.Wyraźniemiałasporodopowiedzenianatemattejpropozycji.

background image

JednoostrespojrzenieLucasaiblondynkazatrzymałasię,drżączwściekłości.Dlaczegonaglezostałam
czarnymcharakterem?–zastanawiałamsię,zirytowanacałątągrą.

–Nie,dziękuję–odparłamsztywno,usiłujączachowaćspokój–naprawdęmuszęposzukaćmojego…

–Nalegam.–Zanimsięzorientowałam,objąłmniewpasieipociągnąłnaparkiet.

Zatrzymałamsięnatychmiast,wbijającobcasywpodłogę.Dlaczegowszyscyuważają,żepowinnam
robićto,cochcą?–pomyślałam,corazbardziejzirytowana.

–Jesteśmynawidoku–mruknął,nachylającsiędomnie.–Niechceszchybazrobićsceny,prawda?

Zawahałamsię,naglebardzoświadomaobecnościwszystkichtychobcychludzidookoła.

Tachwilawahaniazupełniemuwystarczyła.Wciągnąłmnienaparkietichwyciłwobjęcia,zanim
zdążyłamzaprotestować.Sunęliśmymiękkojakjedwab.Chciałamsięodniegoodsunąć,aleściskałmnie
jakwimadle.

–Puśćmnie–zażądałam.Wmoimgłosiebyłgniew,którycorazszybciejwemnienarastał.

–Miałbymzmarnowaćtakąokazjębyzatańczyćzpięknąkobietą?Niesądzę.–Wydawał

sięrozbawionyoporem,jakimustawiałam.Tańczyłamsztywnowjegoobjęciach,aleniezrażałogoto
anitrochę.Przyciągnąłmniemocnodosiebie.Ramionamiałjakzżelaza.Stopamiprawieniedotykałam
ziemi,niemalcałyciężarmojegociałaspoczywałnajegoramionach.

–Chybanienajlepiejzaczęłasięnaszaznajomość.Powiedzdlaczego.Brzydkopachnę?

Taabsurdalnauwagatakmniezaskoczyła,żeztrudempowstrzymałamśmiech.Mimowoliwciągnęłamw
nozdrzajegozapach–korzennyisłodkawyjakcynamon.Niewiedziałam,czytotowodakolońska,czy
jegonaturalnawoń.Zirytowanawłasnąreakcją,odpaliłam:

–Nielubię,kiedyktośupokarzamoichprzyjaciół,apotemsiłą,podfałszywympretekstem,ciągniemnie
najakieśspotkanie.

Lucasprzekrzywiłlekkogłowę,zastanawiającsięnadmojąbezceremonialnąuwagą.

–Anyabywaporywcza,toprawda.Kiedyśstanowiłotoojejuroku.Możeudanamsięzacząćjeszcze
raz.JestemLucasHamilton,aty…?

Zmarszczyłambrwiwpatrzonawjegokołnierzyk,boniechciałamspojrzećmuwoczy.

–Wiesz,kimjestem.

Palcemuniósłmojątwarzdogóry.

–Alechciałbymtousłyszećztwoichust–powiedziałcicho,zamaszystymruchemokręcającmniena
parkiecie.

background image

Wmoimbrzuchupoderwałysięsetkimotyli.Zacisnęłamzęby.Dodiabłazmoimciałemijegogłupimi
reakcjami.RęceLucasabyłyjakpłonącewęgle,oczyjakmagnesy.Takjakujegobrata.

NamyśloJeremiahuudałosiętrochęnadsobązapanować–niepotrzebowałamkolejnegomężczyzny,
przyktórymmięknąmikolanaisłabniewola.Jedentowięcejniżdość.

–Czegochcesz?–spytałamtwardo.

Niewydawałsięrozczarowanyfaktem,żezignorowałamjegouwodzicielskiezapędy,zamiasttegojego
oczyznowubłysnęłyzainteresowaniemitrochęrozbawieniem.

–Pozatańcemzpięknąkobietą?–Wzruszyłramionami.–Wzbudzićzazdrośćtegofajtłapy,mojego
małegobraciszka.

Wydęłamwargi,czując,jakzaczynamnieściskaćwżołądku.Wkońcuzdobyłsięnaszczerość.Chyba.

–Nieinteresująmnietakiegierki,panieHamilton.–Poruszyłamsię,chcącsięuwolnićzjegoobjęć,i
szturchnęłamtańczącąobokparę.–Wolałabymnierobićsceny,alejeśliniebędęmiaławyboru…

–Agdybymodpowiedziałnakażdepytaniedotyczącemojegobrata?–Spojrzałamnaniego,zaskoczona,
aLucasrzuciłmidrwiącyuśmiech,którywydałmisięniemalszczery.–Tomójbratchowatajemnice.–
Przyciągnąłmniebliżejiprzysunąłustadomojegoucha.–Napewnoniemarzeczy,którychchciałabyś
siędowiedziećoswoimszefie?

Wbiłamobcaswczubekjegospiczastychbutów.Skrzywiłsięiodsunął,aleciąglemnietrzymał,nie
przestającwirowaćzemnąpodrewnianymparkiecie.Kiedyspiorunowałamgowzrokiem,uśmiechnął
siętylkoirytująco,samymikącikamiust.Wiedział,żezłapałmnienahaczyk.

Byłamciekawa.

Niewiedziałamoswoimnowympracodawcywielurzeczyiczęstoczułamsięprzeztowytrąconaz
równowagi,kiedybyłwpobliżu.Sposób,wjakinamniepatrzył,przenikliwie,jakbypotrafiłczytaćw
moichmyślach.Myśl,żemogłabymdowiedziećsięczegoś,czegokolwiek,najegotemat,comogłoby
przechylićszalenamojąkorzyść,byłakuszącajakwodadlakonającegozpragnienia.Takczyinaczej,
niepodobałmisięuśmieszeknatwarzyLucasa.

–AnyapracowałakiedyśdlapanaHamiltona?Hm…–zająknęłamsię.–Tegodrugiego.

Mojegoszefa.

Uśmiechnąłsięszerzej.

–Byłajegoostatniąosobistąasystentką–mruknął,niespuszczajączemniewzroku.

Nieudałomisięukryćzaskoczenia.Taharpia?Coonwniejwidział?

Niezdawałamsobiesprawy,żewypowiedziałamtesłowanagłos,dopókiLucasnieodrzuciłgłowyw
tył,wybuchającśmiechem.Zaczerwieniałamsię,zaskoczona.Kilkaosóbspojrzałownaszastronę,wciąż
tańczyliśmy.

background image

–Niezawszebyłataka–odparł,nadalrozbawiony.–Prawdęmówiąc,kiedyśbyłatourocza
dziewczyna,takajakty.

–Więccosięstało?–spytałam,zdecydowananiepozwolićmusiędłużejzwodzić.

Wzruszyłramionami

–Uwiodłemjąiskłoniłem,żebyszpiegowaładlamnie.Kiedytoodkrył,wyrzuciłją,aonazaczęła
pracowaćumnie.

Arogancjawjegogłosiebudziłaodrazę.Znowuspróbowałamsięuwolnić.Odziwo,tymrazem
poluzowałuścisk,jakbychciałmniepuścić,przesuwającmniepodswoimramieniem.

Mojegniewnespojrzenianierobiłynanimżadnegowrażenia.Uśmiechałsiędenerwującoinieodrywał
odemniewzroku.

–Następnepytanie?

Tańczyłamzwężem,alewtejchwiliniewidziałamżadnegowyjściaztejsytuacji.

Rozejrzałamsięszybkoposali,aleniedostrzegłamnikogo,ktomógłbymiprzyjśćzodsieczą,więc
brnęłamdalej:

–CoAnyamiałanamyśli,mówiącoprawowitymspadkobiercy?JesteśbratemJeremiaha,tak?

–A,prostodocelu.–Obróciłmnieznowu.Wniebieskozielonychoczachwidziałamterazzamyślenie.–
Cojużwiesz?

Niewielepozatym,cowyjawiłamiwcześniejCeleste.

–To,cojestwWikipedii.Byłwwojsku,rzuciłto,przejąłrodzinnąfirmę…Napoczątkubyłomuciężko.

Lucasskinąłgłową.

–Przyzwoitestreszczenie,choćbrakwnimkilkuistotnychszczegółów.

Zastanawiałamsięprzezchwilę.

–CowłaściwierobiHamiltonIndustries?Jakwaszarodzinazarabiapieniądze?

Uniósłjednąbrew,aleodpowiedział:

–Głównieinwestuje,zwyklewinnefirmy,którepóźniejoddająnamsporyprocentswoichzysków.Wtej
chwilikorporacjastarasięutrzymaćipomnożyćposiadanyjużmajątek,alepodjejparasolemjestwiele
różnychfirm.Myzawsze…–Urwał,alezarazpodjął:–Powiedzmi,jakabyłatwojarelacjazojcem?

Todziwnepytaniezupełniemniezaskoczyło.Zacisnęłamwargi,spojrzałamuważnienaLucasa,szukając
wniejpowodów,dlaktórychmógłjezadać,alewydawałosię,żenicsięzanimniekryje,choćbyło
bardziejosobisteniżbymsobieżyczyła.

background image

–Dobra–odparłamostrożnie.–Dlaczegopytasz?

–Naszatakaniebyła.–WesołośćznikłaztwarzyLucasa.–NiesposóbbyłozadowolićRufusa
Hamiltona,zwłaszczajeślibyłosięznimspokrewnionym.Oczywiście,zdaliśmysobieztegosprawę
dużopóźniej,kiedyzdążyłnasjużwypaczyć.Podamciwersjęskróconą.Japoszedłemdrogą,jakiej
wszyscyodemnieoczekiwali,żebyprzejąćrodzinnybiznes,podczasgdyRemibuntowałsięnasto
znanychsobiesposobówiwkońcuwstąpiłdoarmii,choćmójojciecniewyraziłnatozgody.Wtedy
jedenjedynyrazzdołałpokrzyżowaćojcuplany,istarysiętymzadręczał.

Urwał.Ciszasięprzedłużała.

–Najwyraźniejcośsięstało–powiedziałam,chcącdowiedziećsięwięcej.

Lucasprychnął.Jegooczyznowustałysiędalekieicyniczne.

–Tak.Staryumarł.–Spojrzałnamnieizacisnąłusta.Kolejnyobrót.Zaczynałampodejrzewać,żerobi
je,kiedypotrzebujeczasudonamysłu.–Rufusnaprawdęniewybrałbylepszejchwili,nawetgdyby
próbował.Ataksercazałatwiłgowsamymśrodkuposiedzeniazarządu,zaledwiekilkadniprzedtym,
jakJeremiahplanowałponowniesięzaciągnąć.Zaskoczył

mnie,bopojawiłsięnaodczytaniutestamentu…mójbratnieopuściłdomuwmiłejatmosferze…

alebyłemjeszczebardziejwstrząśnięty,kiedyokazałosię,żenaszukochanyojcieczostawiłlwiączęść
majątkuswemunajmłodszemusynowiJeremiahowi.

KontrolowanafuriawoczachLucasakłóciłasięzuśmiechem,którywykrzywiałmuusta.

Znowupatrzyłgdzieśwdal,zatopionywewspomnieniach,którewyraźnieniesprawiałymu
przyjemności.

–Jeremiahdostałwszystko,łączniezwiększościąakcjifirmy.Byłotojednakobwarowaneklauzulą,w
myślktórejgdybyodmówiłprzyjęciaspadku,całeprzedsiębiorstwoijegomajątekmiałyzostać
zlikwidowaneirozproszone.Oznaczałobytolikwidacjętysięcymiejscpracyizałamaniebudowanej
przezdziesięcioleciainfrastruktury.Wszystkopoto,byodegraćsięnasynu,któremuudałosię
przechytrzyćtatusia.

Tobyłotakbezduszne,żeniemieściłomisięwgłowie.

–WięcpozostawieniecałejfirmyJeremiahowibyłokarą?–spytałam.

Lucasdrgnął,wyrwanyzzamyślenia.Posępnaminaznikłazjegotwarzy.Zastąpiłjązarozumiały
uśmieszek,którybyłchybaczymśwrodzajumaski.

–NaszdrogiRemizawszeszukałzwykłychludzi–powiedział,wykonującnaparkiecieenergicznyobrót.
–Dlategowłaśniewstąpiłdowojska,wiesz,chciałpomagaćinnym.Więckiedyodczytanotestament,
obstąpiligoprawnicyiczłonkowiezarządu,tłumaczącmu,jakciężkajestsytuacja,iluludzizostanie
zrujnowanych,jeślinieprzyjmiespadkuitakdalej,itakdalej.

Biorącpoduwagęskłonnościmojegobratadobohaterstwa,nietrudnosiędomyślić,cowybrał.

background image

–Aty?–spytałam,szczerzezaciekawiona.JeśliLucaswogólemówiłprawdę,tojegoojciecpozbawił
gonależnejmuczęścispadkubezżadnejwinyzjegostrony.Niezmniejszałotomojejniechęcidotego
człowieka,alenadawałowszystkiemuinnywymiar.

–Przeżyłem.–Podniósłwzroknacośponadmoimramieniemiuśmiechnąłsięzłośliwie.

Piosenkawłaśniedobiegałakońca.–Aletonieznaczy,żenieciesząmniedrobiazgi,którezsyłamilos.

Pisnęłam,kiedyszybkimruchemobróciłmniewmiejscu,jednymramieniemprzytrzymującwtalii,a
potemprzechyliłwtyłtakgłęboko,żemojeplecybyłyrównoległedoparkietu.Chwyciłamgozaramiona
iszerokootwartymioczamipatrzyłamnapięknątwarztużnadmoją.

–Zróbmymałeprzedstawienie,cotynato?–mruknął,apotemprzycisnąłwargidomoichust.

Zesztywniałam,wbijającpalcewciemnygarnitur.Wpełniwykorzystałelementzaskoczenia,jegojęzyki
zębyprzezchwilępieściłymojądolnąwargę.Pocałunekbyłkrótkiichoćobudziłdrżeniewmoim
brzuchu,udałomisięzachowaćrozsądek.Wprawiłamrękęwruch,jeszczezanimzdążyłpoderwaćmnie
dogóry.Mojadłońztrzaskiemplasnęławjegopoliczek,rozmachdodałuderzeniusiły.Cioszaskoczył
nasoboje.Niemogłamuwierzyć,żetozrobiłam,inajwyraźniejontakżenie.Widziałamwjegooczach
zdumienieicoś,coprzypominałoszacunek,kiedywkońcuwypuściłmniezobjęć.

–Cotusiędzieje?

Rozdział11

Odetchnęłam,zulgąsłyszącznajomygłosJeremiaha.Tyleżewyrazjegotwarzy,kiedysięodwróciłam,
niebyłanitrochęuspokajający.Chciałamdoniegopodejść,aleLucaschwycił

mniezarękęizatrzymałszarpnięciem.

–Bracie!–zadudnił.Jegogłosbyłnienaturalniegłośnyteraz,kiedyorkiestraprzestałagrać.–Zabawne,
żesiętuspotykamy.Możedołączyszdomnieimojejuroczejtowarzyszkinadrinka?

Znowuspróbowałamwykręcićrękęzjegouścisku,aleLucastrzymałmniemocno.

SpojrzałamprzepraszająconaJeremiaha,aleonodpowiedziałmioskarżycielskimwzrokiem.

Dlaczegotonaglemojawina?–pomyślałam,urażona.Totyzostawiłeśmnietusamą!

Konfrontacjaprzyciągnęłauwagękilkuosób.Ichwścibskiespojrzeniaśledziłyrozwójdramatu,alenikt
niekiwnąłnawetpalcem,byzainterweniować…więcdalejtkwiłamwsamymśrodkuwydarzeń.Obaj
mężczyźniwydawalisiębardziejskupieninasobienawzajemniżnamnie,ależadenniezwróciłmi
wolności.Lucasciągletrzymałmniezarękę,aJeremiahblokował

midrogęucieczki.

Teraz,kiedystalioboksiebie,dużołatwiejbyłomiodróżnićichodsiebie,niemogłamuwierzyć,że
wcześniejichpomyliłam.Jeremiahwyglądałjakbyk,potężny,pochylonydoprzodu,gotowydoataku.
Maskaobojętnościznikłaijegooczylśniłyjaksłońca.Lucas,niższyidrobniejszy,kołysałsięlekkona

background image

piętach,zprotekcjonalnymuśmiechemnatwarzy.Jegooczybłyszczałyzłośliwie,najwyraźniejświetnie
wiedział,jakwkurzyćmłodszegobrata.

–Coturobisz?–warknąłJeremiah,przenoszącwzrokztwarzybratananaszeciąglejeszczesplecione
ręce.

–Możechciałempomóctym,którzymająmniejszczęścia,amożeodwiedzićdawnoniewidzianegobrata.
Wkońcunaszeostatniespotkaniebyłotakiedramatyczne.

–Ukradłeśtrzydzieścimilionówdolarów!

Lucasmachnąłręką.

–Teżotymsłyszałem–odparłbeztroskoispojrzałnamnie–Chodź,mojadroga,jastawiam.

Pociągnąłmniedoprzodu,alewtedyJeremiahzagrodziłmudrogę.

–Mógłbymdoprowadzićdotwojegoaresztowaniawciągudwóchminut–powiedziałtakcicho,żetylko
osobystojącenajbliżejmogłygousłyszeć.–NawetFrancjabezwahaniazgodziłabysięnatwoją
ekstradycję,Loki.

–O,mójmałybraciszeksprawdzał,coumniesłychać!–Lucasuśmiechnąłsięiotworzył

ramiona,alewjegooczachbłyszczaładrwina.–Więcjednakzamnątęsknisz.

Przykrobyłosłuchaćtejrozmowy.Czułam,jaknarastawemniefrustracja.Żadenznichzdawałsięnie
pamiętaćomojejobecności,roztrząsającswojeproblemynaoczachwszystkichzebranych.Widziałam
Anyę,któraobserwowałanaszparkietu,ztriumfalnymuśmiechemnazimnejtwarzy,izastanawiałamsię,
czytodziękiniejmójszefznalazłmnietańczącąwobjęciachLucasa.

Miałamwrażenie,żeJeremiahurósł,jegotwarzpociemniała.

–Gdybyśniebyłmoimbratem…

–Toco?Stłukłbyśmnienakwaśnejabłko?Zrujnowałmiżycie?–rzuciłLucaswyzywającoidość
głośno,byusłyszelitoci,którzyobserwowalitęscenę.–Zapóźno,braciszku,ktośjużtozrobił.Onie,
zaczekaj.Toprzecieżwłaśniety.

Jeremiahzrobiłkroknaprzód,aleLucassięniecofnął.

–Loki…

–Dość!–Mójgłosprzeciąłpowietrzejakbat,rozładowującnapięcie.Obajmężczyźnidrgnęli,apotem
spojrzelinamniezfurią.Alebyłamzbytwściekła,żebysięwycofać.

PopatrzyłamnajpierwnaLucasa,podnoszącnaszezłączonedłonieniemalnawysokośćjegooczu.

–Puśćmnie.

background image

Ledwodostrzegalnierozluźniłuściskiwyrwałamrękę.Jeremiahchciałmniewziąćpodramię,aleod
niegoteżsięodsunęłam,kujegozdumieniu.

–Nie–powiedziałam,patrzącnaniegozezłością.

Cofnąłsię,wyraźnieniezadowolonyzpowodumojegonagłegooporu.

–PaniDelacourt–zaczął,alejatylkopokręciłamgłową,odpowiadającmurówniegniewnym
spojrzeniem.

–Zostawiłeśmnietu,żebymsamasobieradziła,itowłaśniezamierzamzrobić.

PrzeniosłamwzroknaLucasa,któryobserwowałmniezrozbawieniem,poczymznowuspojrzałamna
Jeremiaha.–Zdajesię,żewydwajmaciekilkasprawdoomówienia,więczostawiamwassamych.

Mójszefwyraźnieniebyłzachwyconymojąnagłąniezależnością,alewtejchwilinicmnietonie
obchodziło.Obajmężczyźniwosłupieniupatrzyli,jakodchodzę,czułamichpalącywzroknaswoich
plecach.Niestetyniebyłamwnastroju,bynapawaćsiętymwątpliwymzwycięstwem,zaktórebez
wątpieniabędęmusiałapóźniejzapłacić.

Tylkokilkakobietnabalumiałożółtesuknie,więcbeztruduodnalazłamCherise.

Wydawałasięzaskoczonamojąobecnością,alezanimzdążyłamniepowitać,zaczęłammówić.

–Chcęcipomóc.

David,którystałobokniej,spojrzałnamniezukosa.

–Lucy?–powiedział,zaskoczony,ajazdałamsobiesprawę,żeCherisejeszczeniepowiedziałamuo
naszymspotkaniu.

–Powiedzmiwszystko,comożesz,owaszejdziałalności.–Wmoichżyłachpłonął

ogień.Nieczułamsiętakpełnażyciaodlat.–Mamzamiarzałatwićwamdotację.

Wcollege’ujedenzmoichprofesorówwspomniałkiedyśmimochodem,żebyłabyzemnieniezła
lobbystka.Wprawdzieniestałosiętomoimcelem,wiedziałamjednak,żetotrafnespostrzeżenie.
Łatwiejbyłomierzyćsięzkłopotamiinnychludzi,niżzwłasnymiinigdyniemiałamproblemuz
załatwianiemuobcychosóbsprawdlakogośinnego.Minęłowielelat,odkądcośtakiegorobiłam,ale
potrzebowałamjakiegośujściadlaswojejfrustracji,więczaangażowałamsięwkampanięmoich
znajomych.

Przezkolejnągodzinękrążyłamwtłumie,czarująciprzekonując.Tam,gdziebyłotokonieczne,
występowałamjakotłumaczkaiwogólerobiłamwszystko,żebyimpomóc.Okazałosiętozaskakująco
łatwe.Charakterimprezysprawiał,żewiększośćgościbyłagotowawypisaćczek,musiałamtylko
wytłumaczyćim,dlaczegotowłaśniemałaklinikanaBorneonajbardziejzasługujenaichhojność.
Użyłamwszystkichtowarzyskichchwytów,jakichsiękiedykolwieknauczyłam.Odsyłałamkolejnych
dobroczyńcówdoCheriseiDavida,poczymwyruszałamnaposzukiwanienowych.Choćzwykle
wolałampodpieraćścianyniżgraćgwiazdęwieczoru,tymrazemodrzuciłamobawyiwjakiśsposób

background image

udałomisięskłonićludzi,bymniewysłuchali.

OdczasudoczasudostrzegałamwtłumieJeremiahaiczułamnasobiejegowzrok,postanowiłamjednak
niezwracaćnaniegouwagi.Łatwiejbyłotojednakpostanowićniżwykonać–tenczłowieknawetz
takiejodległościpotrafiłwytrącićmniezrównowagi.

Kontynuowałamjednakswojąkrucjatę,aonniepodszedłdomnie,dającmikoniecznąprzestrzeń

–zacobyłammuwdzięczna.LucasiAnyatakżesięniepokazali,kumemuzadowoleniu.

Pogodziniekrążeniaodgrupkidogrupki,Cherisepodeszłaiodciągnęłamnienabok.

Uśmiechałasięoduchadouchaicałazdawałasięażwibrowaćzradości.

–Niemogęwtouwierzyć,alezdobyliśmyjużprawiestotysięcy!

Szczękamiopadła.Miałamochotęjąuściskaćiztrudemsiępowstrzymałam.

–Wystarczywamtonajakiśczas?–spytałam.

–Czywystarczy?–powtórzyłazniedowierzaniem.–Tam,gdzieterazjesteśmy,będziemymoglidziałać
zatoprzezkilkalat,niebiorącodmiejscowychanigrosza.Och,dziękujęci!–Chersiewyraźnienie
dbałaokonwenanse,borzuciłamisięnaszyjęiuścisnęłamniekrótko,alebardzomocno.–Jesteś
niesamowita!

–Ztymjestemzmuszonysięzgodzić.

Przełknęłamślinęisięodwróciłam.Jeremiahstałzamną,przyglądającsięnamzciekawością.Nie
odrywałodemniewzroku,akiedyCherisewypuściłamniezobjęć,wyciągnąłdomnierękę.

–Czyzaszczycimniepanitymtańcem?

OtworzyłamustaispojrzałamnaCherise.Uśmiechnęłasięznaczącoiprzerwałamojewahanie,
popychającmnielekkowramionaJeremiaha.

–Panpoprosiłciędotańca–powiedziała.–Myślę,żemyjużsobieporadzimy.

Niemiałamjużżadnejwymówki.SpojrzałamnawyciągniętąrękęJeremiaha.Prosił,nieżądałiwyglądał
tak,jakbynieprzeszkadzałomu,żemusipoczekać.Patrzącwjegozieloneoczy,zrozumiałam,żejuż
wybaczyłammu,żemnieopuścił.Czułamteżjednak,żeniepowinnoujśćmutonasucho.

–Alenieporzuciszmnienaglenaśrodkuparkietu,prawda?–spytałamdrwiąco,przyjmującwyciągniętą
dłoń.

Obawiałamsię,żemojauwagagozirytuje,alewydawałsięraczejrozbawiony.

–Obiecuję,żeprzezresztęwieczoruniespuszczęcięzoka.

Wjegogłosiebrzmiałaobietnica,odktórejcałemojeciałoprzeszyłdreszcz.Poprowadził

background image

mnienaśrodeksali,dotykającmniedelikatnie,zupełnieinaczejniżwcześniejrobiłtojegobrat.

–Przepraszamzamojezachowanie–mruknął.

Uniosłambrwi.Przepraszał?Mnie?

–Przyjmujęprzeprosiny–odparłam,apotemwzięłamgłębokioddech.–Twojarodzinajesttrochę
dysfunkcyjna,jakwidzę?

Uśmiechnąłsiękpiącokącikiemust,alenieodpowiedział.

–Rozmawialiściewcześniej–powiedziałzamiasttegopytająco.

–Odpowiedziałminakilkapytańzwiązanychztobą.–Zesztywniał,więcdodałamszybko:–Mówił,że
ojciecwzasadziezmusiłciędoprzejęciafirmy.Czytoprawda?

–Mniejwięcej–rzuciłwkońcu,podługiejciszy,alenierozwinąłtematu.

–Celestepowiedziałami,żebyłeśwwojsku–powiedziałampokolejnejchwiliciszy.

Zacisnąłusta,alenalegałam:–Jaktambyło?

–Byłatonajlepszarzecz,jakamisięwżyciuprzytrafiła–odparłiznowuumilkł,alewidziałam,żenad
czymśrozmyśla.–Napoczątkuwojskomiałobyćtylkoucieczkąodrodziny,zwłaszczaodojca.Ale
okazałosię,żetocośdlamnie,podkażdymwzględem.Poszedłbymdalejtądrogą,gdyby…

Gdybyśmiałwybór.Kłótnia,którejbyłamwcześniejświadkiem,byłapełnagoryczy,alewiedziałam,że
Lucasmówiłprawdę.SzlachetnośćJeremiahakazałamurzucićżycie,którekochał,byocalićrodzinne
przedsiębiorstwoizwiązanychznimludzi.Pochyliłamsiędoprzoduioparłamgłowęnajegoramieniu;
zesztywniałwmoichramionachiprzezchwilęzastanawiałamsię,czymnienieodepchnie,alepotem
odprężyłsięznowuiprzyciągnąłmniedosiebiebliżej.

Cudowniepachniał,jakczekoladaiwiśnie,jegoszyjabyłatakblisko,żemogłabymsprawdzić,czy
równiewspanialesmakuje,wystarczyło,żebymodwróciłagłowę…

Ztrudemprzypomniałamsobie,żewokółjestpełnoludzi,którychwieluzpewnościąnasobserwuje.
Podniosłamgłowęzjegoramienia,alesięnieodsunęłam.Jeremiahmusiałwjakiśsposóbwyczućmoje
intencjeiprzycisnąłmniedosiebie,cośtwardegowbiłomisięwbrzuch.

Poczułammrowienienacałymcieleitępy,pulsującybólwpodbrzuszu.Stłumiłamjęk.Jegoreakcjana
mniedziałałajaknarkotyk,silnyafrodyzjak,którysprawiał,żemiałamochotęzaciągnąćgowjakieś
ustronnemiejsce.Kiedynaszeoczysięspotkały,wjegospojrzeniudostrzegłamtęsamążądzę.Mocniej
przycisnąłmniedosiebie,tak,żeznowupoczułamnasobiejegotwardegofiutaizrobiłomisięgorąco
międzyudami.

Ktośzastukałwmikrofon,apotemrozległsięgłosznajomegoFrancuza.

–Chcielibyśmyskorzystaćzokazjiipodziękowaćniektórymznaszychgościzaichdzisiejszywkład.

background image

–Chybamówiotobie–mruknęłam.Terazzdecydowaniewszyscypatrzylinanas.

Orkiestraprzestałagrać,aleJeremiahjeszczeprzezchwilęniewypuszczałmniezobjęć.

Wkońcuodsunąłsiętrochę,alemnieniepuścił,tylkopodniósłdoustmojądłoń.

Przełknęłamślinę,sercezabiłomiszybciej.Celestepowiedziałamiwcześniej,żeprasailudziesądzili,
iżzabierałzesobąasystentkinaimprezyjedyniejakoosobytowarzyszące.Tegowieczorujednak
każdemu,ktonaswidział,trudnobyłobywtouwierzyć.Dodiabła,byłamzdezorientowana,docierałodo
mniezbytwielesprzecznychsygnałów.Pojednymnaraz,pomyślałam,kiedyJeremiahwkońcupuścił
mojąrękęiwyszedłprzedzbierającysiętłumek.Towszystkomożesięskończyćwmgnieniuoka,aja
ocknęsięwzapuszczonymmieszkankuwJersey.

Jednakchoćtoonkontrolowałnasząrelację,zawodowąiosobistą,wiedziałam,żewkażdejchwilimogę
odejść.NiestawiałomnietonarównizJeremiahem,alewprowadzałowmojezwariowaneterazżycie
elementstałości,choćnasamąmyślotymbolałomnieserce.

Jeremiahnienależałdoludzi,którzylubiągierki,aleczasamitrudnobyłogozrozumieć.

–Zadużomyślisz,kochanie.

Drgnęłamizesztywniałam,słyszącgłosLucasatużprzyswoimuchu.

–Odejdź–mruknęłam,nieodrywającwzrokuodJeremiaha.CiągleszedłwstronęGasparda,który
rozpocząłwstępneprzemówieniepofrancusku.Niewiedziałam,comożezrobićJeremiah,jeślizobaczy
obokmnieLucasa.

–Wszystkowswoimczasie.Pomyślałempoprostu,żeniegrzeczniebyłobywyjść,nieżegnającsię
najpierwztakurocządamą.

Prychnęłamzniedowierzaniem.

–IdźzawracaćgłowęAnyi,napewnozdążyłasięjużdotegoprzyzwyczaić–warknęłam,starającsię
mówićcicho.Wodpowiedziusłyszałamchichot.Większośćludziniezwracałananasuwagi,zaco
byłamwdzięczna.–Jeślichceszodegraćsięnaswoimbracie–syknęłam–mniedotegoniemieszaj.

–Och,alekiedytakjestdużozabawniej.

Poczułamjegopalcenaswoimbiodrzeinatychmiastpoderwałamdogórynogę,trafiającobcasemw
goleń.Dłońodrazuznikła,alepochwilitriumfuusłyszałamznowuchichotLucasa.

Jeremiahwszedłjużnapodwyższenie.Zaczęłamsięmodlić,żebyniespojrzałwnasząstronę.

–Wpakujeszmniewkłopoty–powiedziałam.

–Och,napewnocisiętospodoba–wymruczałLucas,ajarzuciłammuponurespojrzenie.

Przyglądałmisięzuśmieszkiemsamozadowoleniainiesłabnącymzainteresowaniem.

background image

Przewróciłamoczamiipostanowiłamniezwracaćnaniegouwagi.Odwróciłamsięzpowrotemwstronę
podwyższenia…inatychmiastnapotkałamutkwionewemnieoczyJeremiaha.Aniechto!

–OBoże,wyglądanato,żezauważyłnaszemałetête-à-tête.–PalceLucasamusnęłymójkark,więc
odsunęłamsięszybko.–Ciekawjestem,cosięterazdziejewjegogłowie.

Sądzączwyrazujegotwarzy,mójszefiniedawnojeszczekochanekniebyłzachwycony.

Miałamzatemproblem.Zacisnęłampięść,alewiedziałam,żejeślicokolwiekterazzrobię,jedynie
niepotrzebniezwrócęnasiebieuwagęijeszczebardziejrozbawięwężazaswoimiplecami.Jeremiah
patrzyłnanasgniewnie,aLucas,choćjużmnieniedotykał,starałsięstaćtakblisko,jaktylkobyłoto
możliwe.Mogłamsiętylkodomyślać,codziejesięwgłowieJeremiaha.

NasceniesytuacjępróbowałuratowaćGaspard,któryzauważyłroztargnienieswojegogościaimoją
sytuację.Poklepałmiliarderaporamieniu,odwracającjegouwagęodemnie.

Odetchnęłamzulgą,jedenciężarodrazuspadłmizpiersi.Panowieuścisnęlisobiedłonie,pozującdo
zdjęć,cooznaczałokoniectejczęściimprezy.

–No,dlamnietosygnałdoodejścia.–Lucaspochyliłsię,muskającpiersiąmojeplecy,ipocałował
mniewpoliczek.Odskoczyłam,aletwarzJeremiahaspochmurniała,wiedziałamwięc,żetozauważył.–
Aurevoir,cherie–mruknąłLucasiznikł,zostawiającmniesamnasamzszarżującymbykiem.Niemiało
sensu,żebymsiętłumaczyłaiusprawiedliwiała,postanowiłamsięwięcnieodzywać.

–Chodźmy–powiedziałJeremiah,zbliżającsiędomnie.

Mówiłtonemnieznoszącymsprzeciwu.Położyłdłońwdolemoichplecówibezwysiłkuwyprowadził
mnieztłumu.Odwróciłamsięizobaczyłam,żeznowuwszyscypatrząnaGasparda.Tylkokilkaosób
zainteresowałanaszaucieczka,cobardzomnieucieszyło.Ulżyłomi,kiedywreszciewyszliśmyztej
wielkiejsali.Niemusiałamsięjużobawiać,żesiępotknęczywinnysposóbwygłupięprzedtymi
wszystkimiludźmi.Wcześniejszaeuforia,wywołanafaktem,żeudałomisiępomócCheriseiDavidowi,
minęła,iczułam,jakogarniamnieznużenie.

Jeremiahnieodrywałprzenikliwegospojrzeniaoddrzwiwyjściowych.Miałamwrażenie,żecelowo
mnieignoruje.Zrobiłamsięprzeztonerwowa,boniewiedziałam,cotowłaściwieoznacza.Swoboda,
którapojawiłasięmiędzynamiwtańcu,znikła.Milczałamwięcipostanowiłam,żenapiszędoswoich
przyjaciółmailzpożegnaniemipozdrowieniami,kiedytylkobędęmiałaokazję.

Limuzynaczekałananasprzedgłównymwyjściem.Wyminęliśmyniedobitkipaparazziiwsiedliśmydo
ciemnegosamochodu.Kierowcazamknąłzanamidrzwiczki.Zajęłammiejscenaskrajusiedzenia
naprzeciwJeremiahaisamochódruszyłwpowrotnądrogędohotelu.

Obserwowałamgonerwowo,kiedypodnosiłszybęzciemnegoszkła,któraoddzieliłanasodszofera.

Rzuciłamokiemwstronęzasłoniętejterazprzedniejczęścisamochodu,aJeremiah,korzystającztej
chwilinieuwagi,rzuciłsięnamniegwałtownie,przyciskającmniedosiedzenia.

Pisnęłam,zaskoczona,izagryzłamwargi.Górowałnadmną,jednądłoniąprzytrzymującmniezaramięi
wbijającwskórzanesiedzisko.Jegooczypowędrowaływdół,namojąpierś,apotemwróciłynatwarz.

background image

Przełknęłamślinęnawidokognia,jakiwnichpłonął.

–Rozchyldlamnienogi.

Zaskoczona,otworzyłamusta.Oddechuwiązłmiwgardle,kiedyprzesunąłrękąwdół

mojegociała,przejeżdżającpalcamipocienkimmaterialesukni,któryrozdzieliłsię,miejscurozcięcia.
Jeremiahwsunąłwniepalceipogładziłwewnętrznączęśćuda.

–Codotwojegobrata…–zaczęłamsłabymgłosem,bonaglepoczułam,żemuszęsięjakośwytłumaczyć.
–Nicsięniestało.Myślałam,żeontotyi…

–Nie.

Umilkłam.Jeremiahznieruchomiał.

–Niechcędzisiajwięcejsłyszećomoimbracie.Proszę–dodałprzezzęby.Kiedykiwnęłamgłową,
odprężyłsięnieco.–Tonaczymstanęliśmy?

Włożyłdłońmiędzymojekolana,rozchyliłjetrochęiprzesunąłrękąwgóręnogi.

Wstrzymałamoddechiznieruchomiałam,kiedyjegopalcezahaczyłyopodwiązkęnamoimudzie,
wślizgnęłysiępodniąidotarłydopaskanabiodrach.MimowoliścisnęłamnogiidłońJeremiahasię
zatrzymała.

–Rozchylnogi.

Tesłowaoplotłymniezmysłowąsiecią.Przełknęłamślinę.Mojeciałojużzaczęłowibrować,oddechsię
rwał.Jakaśczęśćmnieniemalbałasiętego,comógłzemnązrobić.Nieżebymspodziewałasięczegoś
bolesnegoczyupokarzającego.Poprostubałamsię,żestracękontrolęnadswoimciałem.Możewłaśnie
otomuchodziło.Westchnęłam,drżąc,iztrudemrozluźniłammięśnie,pozwalając,bykolanaodsunęły
sięodsiebie.

–Bardziej.

Znowuprzełknęłamiusłuchałam,otwierającsiędlaniego.Poruszyłsięnademnąizdjął

dłońzmojegobarku,żebypołożyćjąnaoparciusiedzenia.Jęknęłam,kiedypoczułamjegopalecprzez
cienkimateriałmajtekiwygięłamcałeciałowjegostronę.Chwyciłmniezawłosy,unieruchomił,
pocierającmnieinaciskając.Oddychałamspazmatycznie,kiedypochyliłsięnademnąiprzysunąłswoją
twarzdomojej.

–Jesteśmoja–mruknąłzpłonącymioczami.Ruchyjegopalcówstałysięszybsze,ażwkońcuzaczęłam
jęczeć.Drugąrękąmocniejchwyciłmniezawłosy.–Chcęusłyszeć,jaktytomówisz.

–Jestemtwoja–wydyszałamztrudem;całemojeciałodrżałoipulsowało.Zamknęłamoczy,
koncentrującsiętylkonadoznaniach,jakichdostarczałymijegoręce.Bólmiędzynogamizacząłsię
rozprzestrzeniać.Wysunęłamstopyzbutówiuniosłambiodra.

background image

–Jeszczeraz.

–Jestemtwoja,panie.

Jeszczemocniejzacisnąłpalcenamoichwłosach.Otworzyłamoczy,dyszącgwałtownie.

Jegooczyzdawałysięszukaćczegośwmojejtwarzy,choćniewiedziałamczegoiniebyłamwstanie
niczegoukryć.Chciałamtylkojegoichciałam,żebyzobaczyłmojądesperację.Mojewnętrzepulsowało,
domagającsięuwagi.Wmilczeniubłagałamgoowięcej.

Rozluźniłuścisknamoichwłosachiznowuzmieniłpozycję.Jegooczyniewpatrywałysięwemniejuż
takintensywnie,aleciąglepłonęławnichżądza.

–Chcęnaciebiepatrzeć,kiedybędzieszmiałaorgazm–wymruczał,przybliżającdomnietwarz.

Tesłowasprawiły,żeniemalstopniałamwewnątrz,jakbyjegogłębokigłosgorącąfaląobejmowałcałe
mojeciało.Jegowprawnepalcetamnadolebeztruduwniknęłypodmajtki.

Jęknęłamgłośno,kiedywepchnąłjedomojejwilgotnej,rozpalonejszparki.Samochódpodskoczyłlekko,
przypominającmi,gdziejestem,alejegoruchjeszczepotęgowałdoznania.

Palecwemnieikciukmuskającynabrzmiałyguziczeksprawiły,żewydałamzduszonyjęk.

–Tylkomniewolnotorobić–Jeremiahakcentowałkażdesłowo,zniezwykłąprecyzjąnaciskając
właściwypunktwmoimwnętrzu.Poderwałambiodradogóryijęknęłam.–Żadenmężczyznaniema
prawaciętknąć,chybażedostaniemojepozwolenie.Czytojasne?

Zakrztusiłamsięprzyodpowiedzi.Przezcałemojeciałoprzepływałyfaleprzyjemności.

Zbliżałamsiędoorgazmuiniebyłamwstaniejasnomyśleć.Rękawmoichwłosachzacisnęłasię,więc
zdołałamwydusić:

–T-tak.

–Niesłyszę.

Krzyknęłam.Niemalniebyłamwstanieznieśćtego,coczułam.

–Tak!Proszę,panie!

–Patrznamnie.–Wbiłamwzrokwjegooczy,którezdawałysięprzyszpilaćmniedosiedzenia.Jego
kciukpocierałmnieterazmocniej,palecwśrodkuprzyspieszył.

–Teraz–powiedział,ajazkrzykiemrunęłamwprzepaść.Dygocącspazmatycznie,zacisnęłampalcena
jegomarynarceirozpłynęłamsięnaskórzanymsiedzeniu,bezskutecznieusiłujączłapaćoddech.

Jeremiahpuściłmojewłosy,apotemzpowrotemopadłnasiedzenie,zostawiającmniepółleżącą
naprzeciwko.Udałomisięzłączyćuda,aleniebyłamwstaniezrobićnicwięcej,ciąglewstrząsałymną
dreszcze,aręceinogimiałamjakzgalarety.Samochódzwolniłiskręcił,wciskającmniewoparcie;

background image

drgnęłam,czując,jakJeremiahkładziemidłońnakolanie.

Przełknęłam,spojrzałamwprzyciemnionąszybęizobaczyłamwgórzejasnąfasadęnaszegohotelu.

Rozdział12

Wmilczeniuprzebyliśmykrótkądrogęnapiętro,donaszegoapartamentu.Powietrzemiędzynami
zgęstniałoodnapięcia.Ledwiezrzuciłamniewygodneszpilkiizzadowoleniemporuszyłampalcamistóp,
kiedysilneramięchwyciłomniewpół.Jeremiahnaparłnamniecałymswoimtwardymciałem,
przygniatającmniedościany.Wepchnąłnogęmiędzymojeudaizanimzdążyłamsięzorientować,cosię
dzieje,przycisnąłswojeustadomoichwnamiętnympocałunku.Ciąglenapalonapoprzejażdżcelimuzyną
zarzuciłammuręcenaszyję,wsunęłampalcewewłosyijęknęłam.

Jegodłoniechwyciłymojepośladki.Uniósłmniewysokoiznowuprzycisnąłdościanyciężarem
swojegociała.Chwyciłamgozaramiona,żebyutrzymaćrównowagę,aletrzymałmniemocno.Pochylił
głowęiprzesunąłjęzykiemizębamipomojejszyi.Opuściłdłoniewdółmoichud,apotemobjąłsię
moiminogamiwpasie.Jęknęłam,czując,jakprzyciskaswójtwardyczłonekdomojejciąglejeszcze
pulsującejszparki.

–Moja–mruknął.Jegoniskigłosprzepływałprzezemniejakwoda.Chwyciłobamojenadgarstkijedną
wielkądłonią,przyszpiliłjedościanynadmojągłowąiznowuzacząłmniecałować,ssącimuskając
mojewargi.Drugąrękąpieściłmojąpierś,pocierającsutekkciukiem.

Naparłamnaniegocałymciałem.

Jegożądzainieokiełznananamiętnośćrozpaliłymniedobiałości.Jęczałam,wyginającsięwłuk,
desperackousiłującsiędoniegozbliżyć.Poruszyłbiodrami,przyciskającjedomnie.

Krzyknęłamcicho.Drażniłzębamimojeuchoiprzesuwałnimiwdółszyi,adlamniezniknęłowszystko
inne.

Jakprzezmgłędocierałodomnie,żesięporuszamy,alezrozumiałam,cosiędzieje,dopierokiedy
wylądowałamnaplecachnawielkimłóżku.Jeremiahnietraciłczasu.Runąłnamnie,niezwracając
uwaginakosztownąsuknię.Jegonamiętnośćrozpalałamnie.Chciałamwięcej.Musiałamdostaćwięcej.
Próbowałamgodotknąć,aleonznowuchwyciłmniezanadgarstki,przytrzymującjenawysokościmojej
głowy,iprzezchwilęcałowałipieściłmojąszyję.

–Przewróćsięnabrzuch.

Usłuchałamszybkoipoczułam,jakrozpinazamekbłyskawicznynamoichplecachipośladkach.
Rozchyliłmateriałiprzesunąłustamiwzdłużmojegokręgosłupa.Wygięłamsięwłukjakkot,
rozpaczliwieszukająctegomiękkiegodotyku.Usłyszałam,jakrozpinapasek.

Podnieconaodglosemitym,cooznaczał,uniosłampośladkiipotarłamnimiojegociało.Izwielką
satysfakcjąusłyszałam,jakwstrzymałoddech.

Znowuzłapałmniezanadgarstkiipociągnąłjewstronęwezgłowia.Poczułamnanichdotykzimnej
skóry.Jeremiahwprawnieprzywiązałmniedomosiężnegołóżkaswoimpaskiem.

background image

Znalazłamsięwpułapce.Terazzacząłzdejmowaćzemniesuknię.Uniosłambiodra,żebypomócmu
zsunąćmateriałzciała.Rzuciłsuknięnapodłogęprzyłóżkuizacząłpieścićmojepośladki,przesuwając
siędoprzodu.Uniosłamsięnakolanach,szukająckontaktuzjegociałem.Wtejpozycjibyłamcałkiem
odsłonięta.PomrukzadowoleniazestronyJeremiahasprawił,żezadrżałam.

Położyłdłońnagórnejczęścimoichplecówiprzycisnąłmojąklatkępiersiowądomateraca,apotem
pochyliłsięnademnąiprzesunąłwargamiwgóręliniikręgosłupa.Dyszałamgwałtownie,zaciskając
palcenapasku.Jegozębymuskałynapiętąskóręnamoichpośladkach,niemogłampowstrzymaćjęku.
Dygotałamichciałamwięcej,aleJeremiahsięniespieszył.Jegodłoniemuskałymojebiodra,uciskały
pośladki.Potemprzesunąłkciukiemwzdłuższczelinymiędzypośladkami,wstronęwilgotnegowejścia.

Runęłamdoprzodu,kiedyrozchyliłmiękkieciało.Wcichymhotelowympokojusłychaćbyłotylkomoje
gorączkowedyszącestaccato.NaglepoczułammiędzynogamioddechJeremiaha,wstępdotego,cozaraz
sięstanie.Azarazpotemjegowargiigorącyjęzykbezbłędnieodnalazłydrogędomojegopulsującego
otworu.Krzyknęłam,mójgłosodbiłsięodścianyzałóżkiem,kiedyJeremiahpowiódłjęzykiemwokół
ciasnejdziurkiapotemwepchnąłgogłębiej.

Całyczaspomagałsobieprzytympalcami,wprawiająccałemojeciałownieopanowanedrżenie.

Przezchwilęrobiłtylkoto,podczasgdyjajęczałamiwiłamsięnałóżku.

–Proszę–błagałamgociągle,choćsamaniewiedziałamoco.Możeoulgęwtejrozkosznejtorturze,
możeowięcej.Zapewneojednoidrugie.

Jedynąodpowiedziąbyłśmiech.

Kiedywreszciewłożyłwemniepalec,naparłamnaniego,rozpaczliwiepragnącwięcej.

Kontrolowałwszystko,aletarcie,którewywoływał,tylkointensyfikowałomojedoznania.

Wilgoćspływałazmoichud,byłambliskapłaczuodnieubłaganegonapięcia.

Naglewyjąłpaleciodwróciłmnienaplecy.Patrzyłamnajegodzikątwarz,gdyrozchylił

mikolana,uniósłjednodogórynaswoimramieniu,apotemwszedłwemniejednymsilnym,pewnym
pchnięciem.Wygięłamciałoizamknęłamoczy,wstrzymującoddechprzytejniespodziewanejinwazji.
Skrępowanapaskiem,wciśniętawmaterac,niebyłamwstanieumknąćjegonamiętności.

–Patrznamnie.

Otworzyłamoczyiwpatrzyłamsięwtępiękną,namiętnątwarz.Nachyliłsięnademną,przesuwającdłoń
wstronęmojegogardła.Nieprzestawałsięwemnieporuszać,anarastającaprzyjemnośćutrudniałami
zebraniemyśli.

–Powiedzmojeimię.

–Jeremiah–wydyszałam,muskającpiersiamijegociało.Mojesutkipodzielonąbieliznąwołałyojego
dotyk.Drugąnogąobjęłamgowpasieizłączyłamkostkinajegoplecach.Szerokootworzyłoczyizaczął
wchodzićwemniejeszczegłębiej.

background image

–Powiedztojeszczeraz!

–Jeremiah!–krzyknęłamzdesperacją,niemalpłacząc.–Proszę!

Dłońnamojejszyizacisnęłasię,nienatyle,żebymnieudusić,alewystarczająco,żebyzakręciłomisię
wgłowie.Drugąrękązdarłsztywnymateriałstanikazmojejpiersi,muskająciszczypiącsutekpalcami.
Weszłamwrytmjegopchnięć,poruszającbiodrami,unoszącjecorazwyżej,niemaldosięgającszczytu,
alejednakniecałkiem…

Jeremiahznowuzacisnąłpalce,ograniczającdopływpowietrzanatyle,żeprzezmgłępodniecenia
przedarłsięniepokój.Spojrzałamwnamiętnezieloneoczynadsobąiwyczytałamwnichtosamo
pragnienie,którekrążyłowmoichżyłach.Poddałamsiętemudoznaniu.Ufałammu,choćmojepłuca
płonęły.

Potemrozluźniłuścisknamoimgardle,pchnąłmocnoiuszczypnąłmniewsutek.Nagłydopływtlenui
krwioszołomiłmnie.Zkrzykiemidrżeniemzaczęłamszczytowaćporazdrugitegowieczoru.Rzucałam
siępodnim,szarpiącpaseknadmojągłową,niesionafaląrozkoszy.

Niewiedziałam,ileczasupotrzebowałam,żebywrócićdosiebie,wkońcujednakoprzytomniałami
zobaczyłam,żeJeremiahjestciąglenademną.Jegooczyrejestrowałykażdąmojąreakcję,jegodłoń
pogładziłamojątwarzibyłtopierwszyprawdziwieczułydotyk,najakisobiewobecmniepozwolił.
Musnąłkciukiemmojewargi.Rozchyliłamje,wzięłampalecdoustidrasnęłamzębami.

Towłaśniewtedy,wchwili,gdyzobaczyłamwjegooczachtensamogień,zdałamsobiesprawę,że
ciąglejestwemnie,twardyisztywny.

Sięgnąłdowezgłowiaiuwolniłmojeręce.Byłyzdrętwiałeiobolałe,aleniedbałamoto.

Nieodrywającodniegowzroku,pchnęłamgolekkotak,żebypołożyłsięobok.Kumemuzdumieniu,
pozwoliłminato.Ruszyłamzanim,ażwkońcutojaznalazłam,najegopotężnymciele.Zrzucił
marynarkęispodnie,aleciąglemiałnasobiebiałąkoszulęzdwomarozpiętymiguzikami.Usiadłam
okrakiemnajegobiodrach,czując,jaknaprężonykutaswbijamisięwpośladki,irozpięłamresztę
guzików.

Nigdyjeszczeniewidziałamgonagiegoimimoznużenia,przezktórestałamsięociężała,miałamwielką
ochotępoznaćjegociałotak,jakonpoznałmoje.Czułam,żepatrzynamnieuważnie.Niezrobiłjednak
nic,żebymniepowstrzymać,kiedyzsunęłambiałymateriał

iprzesunęłamdłoniąpojegonagimtorsie.Najegocieleniebyłoanigramazbędnegotłuszczu,miał
piękniewyrzeźbionemięśnie,oliwkowąskóręimałeciemnesutki.Byłbywzoremdoskonałości,gdyby
nieblizny–mała,biała,wkształcienieregularnejgwiazdynaramieniuikilkamniejszych,podłużnych,na
klatcepiersiowejibrzuchu.Pogładziłamjeręką,pokolei.

Skrzywiłsię,aleniezaprotestował.

„Moja”.Tozaborczesłowozaskoczyłomnie.Musnęłampalcamijegopodbrzusze,apotemprzyjrzałam
siętwarzy.Patrzyłnamniebiernie,kiedyprzesuwałamrękąpojegopoliczkuimocnozarysowanej
brodzie,która,choćdokładnieogolona,itakwdotykuprzypominaładrobnypapierścierny.Byłtaki

background image

piękny.Położyłamdłońnajegopoliczku,uniosłamsięlekko,opierającsięnajegobarku,apotem
opuściłambiodranajegotwardegofiuta,zbliżająctwarzdojegotwarzy.

Dużadłońspadłanamojeramię.Znieruchomiałamkilkacentymetrówodjegoust.

Trudnobyłoodczytaćwyrazjegooczu.Widziałamwnichczujnośćitęsknotęjednocześnie,czegonie
rozumiałam.Niepozwoliłmipochylićsięniżej,nicjednakniezatrzymałomoichosuwającychsiębioder,
więcwkońcujegoczłonekznalazłsięwewnątrzmnie.Jeremiahprzełknąłślinę.Uniosłamsięznowu,po
czymopuściłamjeszczeniżej.Wszedłwemniegłębiej,zdrżeniemwypuszczającpowietrze.Dłoń
zaciśniętanamoimramieniupoluzowałasiętrochę,więcpochyliłamsięiprzycisnęłamwargidojego
szyi,apotemprzesunęłamnimiwstronęgwiaździstejbliznynabarku,poruszającbiodramiwgóręiw
dół.

Musnęłamustamibiałątkankę,obwodzącpalcemmałyciemnysutek.Zbliskabliznabyławiększa,niżmi
sięwcześniejwydawało,askórawokółniejnieażtakjasna,aleciąglezgrubiała.

Podniosłamoczyizobaczyłam,żeJeremiahprzyglądamisięnieodgadnionymwzrokiem.Jegopełneusta
byłylekkorozchylone.Miałamwielkąochotęspróbować,jaksmakują.Podniosłamsięipowiodłam
palcamipojegopoliczku.

–Jesteśtakipiękny–wydyszałam,wodzącwzrokiempojegociele.

Tęsknotawjegooczachstałasięjeszczegłębsza.Spojrzałamznowunajegousta,aonpodniósłrękęi
zmierzwiłmiwłosy,apotemprzyciągnąłmniedosiebieipocałował.Naszeustaspotkałysię,nagle
wygłodniałe;palcedrugiejdłoniwbiłwskóręnamoimbiodrze,podczasgdyjaunosiłamsięiopadałam
corazszybciej,gładzącrękamijegotors.

Gdzieśobokzaczęławibrowaćkomórka,nieprzerwanie,natrętnie.

–Zdajesię,żektośbardzochceztobąporozmawiać–wymruczałam,uśmiechającsiędoniego.

–Możezadzwonićpóźniej–warknąłiwyrzuciłwgórębiodra,wbijającsięwemniejeszczegłębiej.
Jęknęłamidzwoniącytelefonwyparowałmizgłowy.Jeremiahprzewróciłmnienaplecyiprzygwoździł
domateraca,drażniączębamiskóręnamojejszyi.Objęłamgonogamiijęczałamcicho,czującjego
gwałtownepchnięcia.Wbiłammupaznokciewramiona,zakażdymrazemwychodzącmunaspotkanie
ruchamiswojegociała.Wsunąłpalcewmojewłosyichwycił

mniezagłowętak,żebymócpatrzećmiwtwarz.Jegooczyjaśniałypożądaniemiwkońcunadeszła
chwilamojegotriumfu,kiedypchnąłostatniraziskończył.

Zamknęłamoczy,wtulonawjegodrżąceciało.Jegospoczywającynamnieciężardawał

mipoczuciebezpieczeństwa.Westchnęłamzzadowolenia.

–Ja…

Kochamsię.

Szybkootworzyłamoczypodwpływemtejniewypowiedzianejmyśli.Przerażonatym,czegoomalnie

background image

powiedziałamnagłos,wbiłamwzrokwsufit,podczasgdyJeremiahporuszyłsięwmoichramionach,
zsunąłzemnieiwstałzłóżka.Przełknęłamślinę,naglebeztchu–czynaprawdęmiałamzamiarto
powiedzieć?

Wmilczeniuprzetoczyłamsięnadrugąstronęłóżkaiposzłamdołazienkiwholu,omijającotwartą
przestrzeńprzygłównejsypialni.Zamknęłamzasobądrzwiipatrzyłamnaswojeodbiciewlustrze,
ciągleprzerażonawłasnymimyślami.

Jakdługoznamtegomężczyznę?Dwadni?Zpewnościąniedośćdługo,bydeklarowaćjakiekolwiek
uczuciedoniego.Ajednaktesłowaomalmisięniewymknęłyibyłamtymwstrząśnięta.Ręcemisię
trzęsły,kiedyodkręcałamciepłąwodęiwzięłamgąbkę,żebysięumyć.

Nigdyjeszczeniebyłamwzwiązku,wktórymdoszłodowymiany„tychsłów”.Nawetjakonastolatka
byłamzbytpragmatyczna,bywypowiedziećjewstosunkudokogokolwiekpozamojąrodziną.Fakt,że
terazmiałamjenakońcujęzyka,byłwięcejniżniepokojący.

Togłupotamyślećoczymśtakimtakwcześnie,skarciłamsięwduchu,apotemprzypomniałamsobie,jak
ojcieczawszepowtarzał,żezakochałsięwmatcewtejsamejchwili,kiedyjąporazpierwszyzobaczył.
Przełknęłamślinę,ojciecbyłrodzinnymromantykiem,mamapragmatyczką.Jawłaśniewniąsięwdałam,
zawszedwarazysięzastanawiałam,zanimcośzrobiłam.Alecałasytuacja,wjakiejsięterazznalazłam,
byładlamniezupełnieobca.

Rozległosiępukanie,wytrącającmniezrozmyślań.Wystawiłamgłowęłazienkiiusłyszałam,że
dochodziodstronydrzwidoapartamentu.Zadowolona,żecośodwróciłomojąuwagę,chwyciłam
szlafrokwiszącyoboknahaczyku,włożyłamgoipodeszłamdodrzwi,apotemspojrzałamwwizjer.
Zobaczyłampracownikahoteluwuniformie.Stał,trzymającwrękachcoś,czegoniemogłamdokładnie
zobaczyć.Zaciekawiona,uchyliłamdrzwi.

–Tak?

Mężczyznaskłoniłsięlekko.

–PodarunekdlapanaHamiltonaijegogościa–oznajmiłnieskazitelnąangielszczyzną,wyciągającprzed
siebiebutelkęidwakieliszkidoszampana.

Uniosłambrwiiniebardzowiedząc,coinnegomożnazrobić,wzięłamjezzjegorąk.

Mężczyznaponowniesięskłoniłicofnął,ajazamknęłamdrzwi.Wróciłamdoapartamentu,zatrzymałam
się,poczymznowuotworzyłamdrzwi.

–Czyjestemcośpanuwinna…?

Mężczyznajednakzdążyłjużzniknąć,więcwzruszyłamramionamiiznowuzamknęłamdrzwi,apotem
zaniosłambutelkęikieliszkidosypialni.

Jeremiahspoczywałwdługimfotelu,wpatrującsięzezmarszczonymibrwiamiwtelefon,którytrzymałw
ręce.Rozpogodziłsięnamójwidok,anajegoustach,kumemuzdumieniu,pojawiłsięuśmiech.Serce
zabiłomiszybciej.Byłtakipiękny,trudnobyłouwierzyć,żecałyjestmój.

background image

Narazie.Spochmurniałamnatępesymistycznąmyśl.Rzeczywistośćzawszezaczynaskrzeczećw
najgorszejchwili.

Jeremiahwyciągnąłrękę.

–Chodźtutaj.–Podeszłamiujęłamjegodłoń.–Uklęknij–zażądał.

Zrobiłamto,comikazał,bezzastanowienia,osuwającsięnapodłogę,aonpogładził

mniepogłowie.Jakaśczęśćmniebyłaciekawa,dlaczegotakchętniegosłuchałam.Nienależałamdo
wojującychfeministek,alemiałamswojądumę.Mimotopozwolenie,bymniekontrolował,dawałomi
spokójducha,jakiegooddawnanieodczuwałam.Życiebyłodlamnietakimciężarem,żewpewnym
sensietobyłojakwakacje.Aprobatawjegooczachteżniebyłabezznaczenia,choćwrodzony
pragmatyzmniepozwalałmisięzabardzozastanawiaćdlaczego.

–Ktodzwonił?–zapytałam.

–Niktważny,wprzeciwnymwypadkuzostawiłbywiadomość–odparł,poczymwskazał

to,cotrzymałamwrękach.–Cotojest?

–Podarunek,jaksądzę.

Wyciągnąłrękęiwziąłbutelkęikieliszki.

–Dobryszampan–zauważył,czytającetykietę.–Zapewneodnaszychdzisiejszychgospodarzy.

Gapiłamsięnabutelkę,zastanawiającsię,skądonmożewiedzieć,czyszampanjestdobryczynie.

–Nigdyjeszczeniepiłamszampana.

Jeremiahspojrzałnamnie,zaskoczony.

–Nigdy?

Pokręciłamgłową.

–Jakonastolatkapijałamtylkomusującycydr,akiedydorosłam,nigdyjakośniezostałamzaproszonana
imprezę,naktórejpodawanobyszampana.

–Cóż,świetnie.–Jeremiahwziąłkieliszkiibutelkęodjednejręki,pomógłmisiępodnieść,poczym
pokierowałmnie,trzymającmirękęnaplecach,doaneksukuchennego.–

Przynajmniejzapierwszymrazemnapijeszsięnaprawdędrogiego.

Patrzyłam,rozbawiona,jakrozplątywałdrucikprzytrzymującykorek,poczymodwrócił

butelkęszyjkądościanyiotworzył.Napełniłkieliszkimniejwięcejcopołowyipodałmijeden.

–Pij.

background image

Bladożółtypłynsyczałwkieliszkuinapierwszyrzutokaniczymnieróżniłsięodnapoju,którypijałam
wewczesnejmłodości.Zaciekawionaupiłamłykizmarszczyłamnos,boszampanbyłgorzkiimusował
najęzyku.Drugiłykteżmnieraczejniezachwycił.

–Uhm,chybanieurodziłamsiędożyciawluksusie.

Jeremiahsięroześmiał,comniezaskoczyło.Wydawałsiębardziejodprężonyiotwarty,ajaniemiałam
pojęcia,cotakiegosięstało.Rzuciłmispojrzeniepełnechłopięcejniemalwesołości,odktóregoserce
zaczęłomibićszybciej.Czytenfacetniezdajesobiesprawy,jakfantastyczniewygląda,kiedypatrzyna
dziewczynęwtakisposób?

–Toraczejnabyteupodobanie.–Poruszyłlekkokieliszkiem,alenieodrywałwzrokuodemnie.

Zaczerwieniłamsiępodjegowzrokiem,alezarazupomniałamsięwduchu.Przejmijinicjatywę,
dziewczyno,pomyślałam.

–Pozowałeśkiedyśdonagichzdjęć?

Terazonbyłzaskoczony.Brwipodskoczyłymuniemaldoliniiwłosów.

–Aty?–odparował,aleniewydawałsięzdziwiony,kiedypokręciłamgłową.Jegotwarzpojaśniałaz
rozbawienia.Patrzyłamnaniegowzachwycie.Byłwzupełnieinnymnastroju,prawiewesołym,inie
przypominałjużtegoposępnego,dominującegomężczyzny,któregoznałam.Alebłyskwyzwaniawjego
oczachwyzwoliłwemniebuntowniczegoducha.Jateżuniosłamjednąbrew.Nieprzerywająckontaktu
wzrokowego,odchyliłamgłowęwtył

iprzechyliłamkieliszektak,żeszampanchlusnąłnamójszlafrokipiersi.

Mójśmiałygestprzyniósłpożądanyefekt.OczyJeremiahapociemniały.Wyciągnąłręceiznowu
przyciągnąłmniedosiebie.

–Kokietkazciebie–powiedział,wyjąłmikieliszekzdłoniinachyliłsiędomojejszyi.

Zabolałmniebrzuch,skrzywiłamsię,alespróbowałamotymniemyśleć.UstaJeremiahawędrowaływ
dółmojejszyiwstronękosztownegonapojuspływającegozmoichpiersi.

Poczułamkolejny,bolesnyskurczżołądkaijęknęłam,mimowolipochylającsiędoprzodu.

RozbawienieznikłoztwarzyJeremiaha.Podciągnąłmniedogóry.

–Cosiędzieje?–Jegoostrygłosdomagałsięodpowiedzi,alejejnieznałam.

–Nie…nieczujęsiędobrze–wyjąkałamiruszyłamchwiejniewstronęzlewozmywaka.

Zarazpotemzaczęłamwymiotować,wyrzucającskromnązawartośćżołądkadozlewu.Nogizmieniłymi
sięwgalaretę,ztrudembyłamwstaniesięnanichutrzymać,nawetkiedyoparłamsięomarmurowyblat.

Zaplecamiusłyszałamhuktłuczonegoszkła.Obejrzałamsięizobaczyłamciemnąplamęnaścianie;
resztkiszampanaifragmentykieliszkalądowaływłaśnienapodłodze.Jeremiahchwyciłtelefon,ajaw

background image

tejsamejchwiliznowuzaczęłamwymiotować.

–Lekarza,doapartamentu,natychmiast–warknął.NogiugięłysiępodemnąiJeremiahrzuciłtelefonna
blat,żebyzłapaćmnie,zanimupadnę.–Lucy,zostańzemną.

Żołądekpodszedłmidogardła,skurczenastępowałyterazjedenpodrugim.Krzyknęłam.

Czyjaśdłońpogładziłamniepozwilgotniałychnaglewłosach,odsuwającjeztwarzy,kiedytrzęsłamsięi
jęczałam,niekontrolującjużodruchówswojegociała.Czułam,żektośopuszczamnienapodłogę,przed
oczamizamajaczyłaminiewyraźnasylwetkaJeremiaha.

–Lekarza,natychmiast!

Wuszachmiałamnarastającyszum.GłosJeremiahawydawałsięstłumiony,jakbydobiegałdomnie
przezwodę,alesłyszałamwnimgorączkowąnutę.Potemmojeciałozesztywniało,mięśnienapięłysię
niemaldobóluiogarnęłamnieciemność.

Rozdział13

Miałamosiemlat,kiedypierwszyrazzachorowałamnagrypę.Byłoźle,takźle,żezabralimniedo
szpitala.Niewieleztegopamiętałam.Jedynieból,którymitowarzyszył,kiedycałeciałousiłowało
pozbyćsiętejwstrętnejchoroby.

Teraz,kiedyobudziłamsięwszpitalu,czułamsiępodobnie,jakbymdopierocośniłaprzykrysen.Nie
otwierającoczu,odwróciłamgłowęnabokitenprostygestwystarczył,byzakręciłomisięwgłowiei
ogarnęłymniemdłości.Jęknęłamizarazusłyszałamjakiśruch,apotemdziwnieznajomymęskigłos
powiedział:

–Wezwijcielekarza.

Dlaczegotengłoswydałmisięznajomy?Kto…Odmyśleniazaczynałamniebolećgłowa,więc
odpuściłamsobienajakiśczas,starającsięleżećtaknieruchomo,jaktylkobyłotomożliwe.Pochwili
mdłościustąpiły.Uchyliłamjednąpowiekę,apotemdrugą.

Znajdowałamsięwdobrzeoświetlonympokoju.Włączonejarzeniówkiwgórzewbijałymisięwmózg
jaknoże.Uznałam,żenarazielepiejbędzietrzymaćoczyzamknięte,isłuchałam,jakkolejneosoby
wchodządopokoju.

–PaniDelacourt,jestemdoktorMontague.Czymożepaniotworzyćoczy?

–Boli–wymamrotałam,przyczymwyschniętyjęzykomalnieprzykleiłmisiędopodniebienia.
Spróbowałamznowuotworzyćoczyitymrazembyłotrochęlepiej,alepokójiludziwnimwidziałam
jakprzezmgłę.Wysokapostaćprzymoimłóżkunachyliłasięnademnąipoświeciłamiwoczylatarką.
Skrzywiłamsię,alebóljużzelżał,alatarkapochwilizgasła.

–Jaksiępaniczuje?–Lekarzmówiłpoangielskubardzodobrze,alesłyszałamlekkifrancuskiakcent.

–Jakbyprzejechałmnieautobus–odparłamcicho.–CiąglejeszczejestemwParyżu?

background image

–Oui,zostałatupaniprzewiezionazarazpotymmałymincydencie.

–GdziejestJeremiah?–Próbowałamsięwyprostować,niezwracającuwaginaeksplozjęwmojej
głowieiręcelekarza,któryusiłowałmniepowstrzymać.–Czynicmusięniestało?

–Rozmawiawłaśniezfrancuskąpolicjąnatematdochodzeniawsprawiecałegozajścia–

odpowiedziałmijakiśinnygłos.–Dyskretnie.

Dopieropochwilirozpoznałamznajomąpostaćobokłóżka,ztrudem,jakprzezmgłę,dostrzegającłysą
głowęEthana.

–Więconnie…?

–Nie,onsięniezatruł–odparł,odgadującniewypowiedzianepytanie,ajawypuściłamwstrzymywany
oddech.–Starasięróżnymikanałamiodnaleźćsprawcę.Powiadomiłemgo,żejużsięocknęłaś,
powinientubyćladachwila.

Kamieńspadłmizserca.Lekarzpodałmiwodęajarzuciłamokiemnazegar,apotemnaciemneokno.

–Jakdługobyłamnieprzytomna?

–Trzydni–odezwałsięEthan.Zakrztusiłamsięwodą.Potężnymężczyznaprzestąpił

znoginanogę.–Niewiedzieliśmy,jaktosięskończy.NaszczęścieJeremiahprzeszedłkiedyśszkolenie
medyczne.

–Mogłamumrzeć?–spytałamszeptem.Trudnobyłotoprzyjąćdowiadomości.

–Byłapanibardzochora,paniDelacourt.–Lekarzwziąłszklankęzmojejrękiipostawił

jąnastoliku,ajawreszciezaczęłamnormalniewidzieć.–GdybyniepomysłowośćpanaHamiltonanie
prowadzilibyśmyteraztejrozmowy.

Przezdługąchwilęwpatrywałamsięwswojedłonie,owładniętaemocjami.

–Jestemzmęczona–mruknęłam,zpowrotemkładącsięnałóżku.

–Zanimzaśniesz–powiedziałEthan,podchodzącbliżej–chciałbymcizadaćkilkapytańnatemat
człowieka,któryprzyniósłtębutelkędowaszegopokoju.

Zmroziłomnie.

–Myślisz,żetoon…

–Tegowłaśniepróbujemysiędowiedzieć.

Nadźwiękznajomego,niskiegogłosusercepodskoczyłomiwpiersi.Jeremiahpatrzyłnamnieoddrzwi,
znieprzeniknionątwarzą.Wszedłdopokojuistanąłwnogachłóżka.Wydawałomisię,żedostrzegłamw

background image

jegooczachulgę,zanimspojrzałnalekarza.

–Coznią?

–Odzyskałaprzytomność,atodobryznak.Chciałbymjąjednakzatrzymaćtrochędłużejnaobserwacji.

Jeremiahskinąłgłowąwstronęlekarza,któryodpowiedziałmutymsamymgestemicichowyszedłz
pokoju.Przygniatałmniestrach,jakciężkikoc.NaoślepwyciągnęłamrękędoJeremiaha,kiedyzajął
pustemiejsceobokmnie,niedbającoto,ktomożetozobaczyć.Ktośusiłowałmniezabić.Nasamąmyśl
otymsercezaczynałowalićmijakmłotem.

–Czymożeszopisaćczłowieka,któryprzyniósłszampana?–spytałEthan,kiedyściskałamrękę
Jeremiaha.

–Byłzupełniezwyczajny–powiedziałamisamasięskrzywiłam,słysząctesłowa.

Jakbymniechciałamupomóc.–Biały,ubranyjakpracownikhotelu,miałdośćciemnewłosyibrązowe
oczy.Chyba.

–Kolorwłosówioczumożnazmienić–wtrąciłJeremiah.–Arysytwarzy?Blizny,pieprzyki?

Odmyśleniabolałamniegłowa,aleitakzamknęłamoczy,usiłującprzywołaćwpamięcitwarz,którą
widziałamtylkoprzezkilkasekund.Pochwiliwmojejgłowiepojawiłsięobraz.

–Miałgłębokoosadzoneoczy,wąskieustaibyłtrochęwyższyodemnie.Hm,wydajemisię,żemiał
znamięnalewejskroniibliznęnabrodzie,aleniewiem,czytoniebyłmakijaż.

JeremiahiEthanwymienilispojrzenia,amnieogarnęłozniechęcenie.Zapewneopisałamwłaśniepołowę
kraju.

–Ajakmówił?–spytałEthan,kiedyjużzapisałtowmałymnotatniku.

–Naprawdędobrzemówiłpoangielsku.Wydajemisię,żezamerykańskimakcentem.–

Sfrustrowana,uderzyłampięściąwmaterac.–Niewiem.Wyglądałjaknormalnypracownikhoteluinie
widziałampowodu,żebymusięjakośszczególnieprzyglądać.–Nagleprzyszłomicośdogłowy.–A
kameryhotelowe?Cośmusiałosięnagrać.

Obajmężczyźnipokręciligłowami.

–Jużsprawdziliśmy–powiedziałJeremiah.–Ktokolwiektobył,dobrzewiedział,nacosąskierowane
nawetukrytekamery.Żadnanieuchwyciłajegotwarzy.

Opadłamnałóżko.

–Czymogęjakośpomóc?

ZacząłdzwonićtelefonJeremiaha.Wyciągnąłgoispojrzałnaekranik.

background image

–Muszęodebrać–powiedziałiuwolniłdłońzmojegouścisku.–Ethanie,poszukajjakiegośrysownika,
żebyzrobiłportretpamięciowy.Wrócętupóźniej.

Łzyzapiekłymniepodpowiekami,kiedywychodziłzpokoju.Głupia,skarciłamsięwduchu,mrugając,
onnadalmaswojąpracę.Alebolałomnie,żeodszedł.Jegoobecnośćdawałamipoczucie
bezpieczeństwa,któregonieodczuwałamprzyzwykłymochroniarzu.

–Wiesz,tobyłdlaniegodużycios.

SpojrzałamnaEthana,ocierającłzy.Niepatrzyłnamnie,zbytzajętystukaniemnaswoimtelefonie,ale
wyczuwałamjegouwagę.

–Cochceszprzeztopowiedzieć?

Nieodpowiadałprzezchwilę,stukając,apotemprzyczepiłtelefondopaskaipodniósłnamniewzrok.

–Odjakdawnawydwojesięznacie?

Zabrzmiałotojakprzesłuchanie.Zmarszczyłambrwi.

–Odkilkudni,adlaczegopytasz?

Ethanchrząknął.

–Wykorzystałwszystkieswojekontaktyżebysiędowiedzieć,ktotozrobił.Oddawnaniewidziałem,
żebytakmunaczymśzależało.Nawetkiedybyłwwojskualbokiedyktośgroziłmujakoprezesowi
wielkiejfirmy,nieszukałodpowiedzitakintensywnie.

Otworzyłamusta.

–Naprawdę?

Ethanwzruszyłramionami,jakbytoniemiałożadnegoznaczenia.

–Wwojskubraliśmyudziałwkilkuniebezpiecznychmisjach,alemówiotym,jakbyniebyłotonic
wielkiego.Nawetteraz,zuwaginarodzajdziałalności,jakąprowadzi,częstodostajepogróżki.Azaraz
potymjakzgodziłsięsponsorowaćmojeprzedsiębiorstwo,ktośpróbował

zastrzelićgoprzedbudynkiemjegofirmy.–Ethanprychnął.–Zanimpodbiegłem,Jeremiahzdążyłjuż
złamaćfacetowinadgarstekiodebraćrewolwer.

–Icodalej?–spytałam,kiedyEthanumilkłiznowuzająłsięswoimtelefonem.

–Nic.Kazałmisiędowiedzieć,ktozatymstoiipowiadomićgootym.Potemwsiadłdosamolotudo
Dubaju.Nieprzejąłsięspecjalnie.–Ethanspojrzałnamnieprzenikliwie.–Możechodzioto,że
spotkałociętopodczaspracy;Jeremiahstarasięchronićludzi,którychzatrudniaalbomunanichzależy.
Takczyinaczej,Celestezajęłasięfirmą,aonskupiłsięnaposzukiwaniachistarasię,żebyprasaniczego
niezwietrzyła.

background image

–Więctaosoba,którazadzwoniła….

–Tozapewnejedenzjegokontaktów.Skoroniechciał,żebyśmysłyszelirozmowę,topewniektoś,kogo
nieaprobuję.Takczyinaczej,wtejsprawieposzedłnacałość.

WtejsamejchwilidopokojuwróciłJeremiah,wtykająctelefondokieszeni.Udałomisięrzucićokiem
zadrzwi.Poobuichstronachstałodwóchmężczyznwczarnychubraniach.Awięcsąistrażnicy.Jak
wielkiegrozinamniebezpieczeństwo?

–Chłopcyszukająjużrysownika–powiedziałEthan.–Mamnadzieję,żeudanamsprowadzićtukogoś
wciąguparugodzin.

–Dobrze.–Jeremiahpodszedłdołóżkaispojrzałnamnie,marszczącbrwi.–Powinnaśodpoczywać.

–Ktodzwonił?–spytałambezceremonialnie.Jeremiahzmrużyłoczy,wyraźniezirytowanypytaniem,ale
janieustępowałam.–Jeślimatocośwspólnegozemną,topowinnamwiedzieć.Ktopróbowałnas
zabić?

JeremiahpopatrzyłgniewnienaEthana,alespecjalistaodochronyznowumiałoczywbitewswój
telefon,rozmyślnieniewłączającsiędorozmowy.

–Niejestempewny–przyznałwreszcieJeremiah.–Podałemimtwójopis,więcjestnadzieja.Ateraz
odpocznij.

Mojeciałomiałowielkąochotęusłuchać–całyczaswalczyłamzsennością,bomimowszystkonie
chciałamzasnąć.

–Zostaniesztu?–spytałam,zakopującsięgłębiejwpościeli.

Jegooczyzłagodniałytrochę.

–Będęwpobliżu–obiecał,ajawreszciezamknęłamoczyidałamsiępokonaćzmęczeniu.

Zostałamwszpitalunaobserwacjijeszczecałetrzydni.Lekarzwydawałsiępełenoptymizmu,aleja
ciągleczułamsięsłabajakdziecko.Potrzebowałampomocywnajprostszychczynnościach,takichjak
chodzenie,ibardzomnietofrustrowało,postanowiłamwięc,żebędęsamodzielna.Poślizgnęłamsię
jednakiomalnieupadłam,próbującdotrzećdołazienki,więcJeremiahzarządził,żecałyczasktośma
byćdomojejdyspozycji,albopielęgniarki,alboochroniarze.

Większośćdniaprzesypiałam,aleitakszybkoznudziłomisięleżeniewszpitalnymłóżku.Kiedy
wspomniałamotymEthanowi–któryterazzdawałsięnależećdostałegowyposażeniapokoju–wkrótce
nanocnymstolikupojawiłsięnowiutkitabletworyginalnymopakowaniu.Urządzeniepozwoliłomisię
czymśzająć,aużywałamgogłówniedowyszukiwaniainformacjinatematmojegonowegoszefa.

Żartowałamwcześniej,żeznamtęwersjęjegożycia,którąpodajeWikipedia,aleokazałosię,żereszta
światawcaleniewiewięcej.Znalazłamartykuły,wktórychwspominano,żebył

warmii,izajmowałsiędziałalnościącharytatywną,alboszczegółowoopisywanojegoprzedsięwzięcia
zawodowe,aletowszystkojużwiedziałam.Wmediachpojawiałysięokreślenia,takiejak„tajemniczy”i

background image

„enigmatyczny”,którewydawałysięwodniesieniudoniegobardzotrafne,biorącpoduwagębrak
jakichkolwiekszczegółównajegotemat.Artykułyozmianachwfirmieprzeprowadzonychpośmierci
jegoojcabyłyrówniepłytkieizwyklekoncentrowałysięnaprzewidywaniachanalitykówcodotego,czy
firmapójdzienadnopodnowymzarządemalboczyktoś,ktonieodebrałwzasadzieżadnego
biznesowegowykształceniamożezostaćtuzemwrodzajuRufusaHamiltonaitakdalej.

Trzeciegodniamojegopobytuwszpitaluporuszałamsięjużowłasnychsiłachibyłamgotowado
wyjścia.Opuszczaliśmyszpitalzupełnietakjaknafilmachszpiegowskich–zostałamodeskortowana
przezochroniarzynapodziemnyparkingiostrożniewsadzonadolimuzyny,która,jakzakładałam,miała
naszawieźćnalotnisko.Jeremiahczuwałnadwszystkim,nieopuszczającmnieaninakrok.Kiedy
wyjeżdżaliśmyzparkingucałyczastrzymałdłońnamoimramieniu.

Przespałamwiększośćpodróży,opierającgłowęnaramieniuJeremiahajaknapoduszce.

Obudziłamsięraz,poniewiemjakdługimczasieizobaczyłam,żeniejesteśmyjużwmieście,alezaraz
potemznowuodpłynęłamwsen,doczasukiedysamochódwreszciesięzatrzymał.

Jeremiahsięporuszył.Podniosłamgłowęiwyjrzałamnieprzytomnieprzezokno.Wokółrosłytrawy,
wysokieźdźbłafalowałynawietrze.Tonapewnoniejestlotnisko,pomyślałam,pocierającoczy.

–Gdziejesteśmy?

Jeremiahnieodpowiedział,tylkoprzesunąłsięwstronędrzwiczek,którektośotworzył

odzewnątrz.

–Chodźizobacz–powiedział,pomagającmiwysiąść.Niedalekostałbudynek,którywydawałmisię
dziwnieznajomy,aprzezwiatrprzebijałsięrytmicznyszumfaloceanu.Obokbyłyzaparkowaneinne
samochodyimimochłoduspacerowałokilkuturystów,pozatymjednaktrawiastepagórkibyłyzupełnie
puste.Ciąglezaspanausiłowałamrozpoznaćtomiejsce,bomiałamwrażenie,żejużjewidziałam.

Wokółkrążyłokilkumężczyznwciemnychgarniturach.Jedenznichpodbiegłdonas.

–Terenjestbezpieczny,sir–powiedział,aJeremiahskinąłgłową.Powiodłamwzrokiempokrągłych
pagórkachizauważyłamkilkakamieniupamiętniającychjakieśwydarzenia,nicjednaknieobudziło
żadnychwspomnień.Dopierokiedyzobaczyłamfrancuskieiamerykańskieflagipowiewającewysoko
nadwejściemdobudynku,dotarłodomnie,gdziejestem.

–PrzywiozłeśmnienaUtachBeach–wyszeptałamoszołomiona.Tohistorycznemiejsce,jednospośród
wielunatymwybrzeżu,którebyłowykorzystanedodesantuwNormandii,znałamtylkozezdjęći
programówtelewizyjnychoglądanychzojcem.Tegozapachuniemożnabyłopomylićzżadnyminnym;
ocean,choćtrudnobyłogodojrzećprzezzimowąmgiełkę,był

dokładniezabudynkiem.ZaniemówiłamipatrzyłamtylkonaJeremiahaoczami,wktórychwzbierałyłzy.
Tylkorazwspomniałammuotymmiejscuibyłampewna,żezapomniałotejrozmowie.Terazjednak
miałamdowódnato,żeonnaprawdęmniesłucha.

Jeremiahzdjąłmarynarkęizarzuciłminaramiona,bodostałamdreszczy.

background image

–Wspominałaś,żechciałabyśzobaczyćtomiejsce.–Wydawałsięspięty,niepewny.

Byłamciekawa,czytozpowodumoichłez.–Jesttumuzeumzprzedmiotamizsamejinwazji.

Możemyteżzejśćnadół,dowody,jeślimaszochotę.

Powiedziałtoszorstko,krótko,alezdążyłamsięjużprzyzwyczaićdojegosposobubyciainiezwracałam
natouwagi.Zawszemarzyłam,żebyodwiedzićtomiejsce,więcbyłamnaprawdęszczęśliwa.Odoceanu
wiałzimnywiatr,sprawiając,żemroźnezimowepowietrzewydawałosięjeszczechłodniejsze,niebo
byłozasnutechmuramiiwyglądałotak,jakbyladachwilamógłzacząćpadaćśnieg.Małezdjęcie,które
mójojciectrzymałnagzymsiekominka,nieoddawałorzeczywistości.Plażabyłaogromna,zdawałasię
niemiećkońca,iwmoimobecnymstaniewydawałasięwręczprzytłaczająca,ale–mójBoże–chciałam
towszystkozobaczyć!

Emocjenaglechwyciłymniezagardło.WzięłamJeremiahazarękę.Zesztywniał

iwidziałam,żeprzełknąłślinę,alepochwilijegodłońsięodprężyła.

–Pomożeszmiwejść?–spytałam,wtulającsięgłębokowjegopłaszcz.

Jegospojrzeniezłagodniało,podniósłmojąrękędoswoichust.

–Będęzaszczycony.

Rozejrzałamsiępomiejscu,którewidziałamwcześniejtylkonazdjęciach,ipoczułam,jakogarniamnie
falawzruszenia,któregoniepotrafiłamwytłumaczyć.

Rozdział14

NiezostaliśmywUtahBeachtakdługo,jakbymchciała.Jeremiahnieopuszczałmnienakrok,kiedy
ciągnęłamgoodjednegoobiektunawystawiedonastępnego.Alenieminęłajeszczenawetgodzinakiedy
poczułamsięgorzej,zaproponowałamwięc,żebyśmyzeszlinaplażę,zanimcałkiemosłabnę.Jeremiah
zgodziłsię,aleskróciłwycieczkę,bozaczęłamsiępotykaćitrzęsłamsięnazimnympowietrzumimo
kilkuwarstwubrania,któremiałamnasobie.

Jeremiahobiecałmi,żewrócimytuznowu,kiedywydobrzejęalbobędziecieplej.Ajamuwierzyłam.

PrzespałamprawiecałąpodróżsamolotemdoNowegoJorkuiobudziłamsiędopieroprzylądowaniu.
Jeremiahdotrzymałobietnicyiwdrodzeprzezlotniskodolimuzynynieopuściłmnieaninachwilę.
Ruszyliśmywnieznanymkierunku.OparłamgłowęnaramieniuJeremiaha,aonchwyciłmniemocnoza
udo.Niebyłowtymnicprzesadnieseksualnego,aleczułamwjegogeściezaborczośćiniemiałamnic
przeciwtemu.

background image

Kiedyzaoknamisamochodupojawiłysięwielkie,pięknedomy,podniosłamgłowę,żebyzobaczyć,gdzie
jesteśmy.Słońceprzeświecająceprzezchmuryodbijałosięodwódprzystani,wktórejzacumowanoduże
łodzieżagloweijachty.

–Dokądjedziemy?–spytałamwkońcu.

–LoftnaManhattanieniejestbezpieczny,zadużoludzi.WmoimrodzinnymdomuwHamptonsbędzie
bezpieczniej,tamzaczekamy,ażtacałasprawasięwyjaśni.–Ostatniesłowawypowiedziałprzez
zaciśniętezęby,ajaprzypomniałamsobie,ojakąstawkęgramy,iprzełknęłamślinę.Odwróciłamgłowę
wstronęmijanychdomów.Nie,posiadłościczyrezydencjebyłybylepszymokreśleniem.Starałamsięnie
myślećotym,jakdziwnestałosięnaglemojeżycie.

Niewielemijanychdomostwbyłodosiebiepodobnych.Pomijającrozmiary,różniłysiępodwzględem
architektury,własnościczywspaniałości.NigdyniebyłamwtejczęściLongIslandaniżadnejinnej
bogatejdzielnicyNowegoJorku,aleopisywalimijąznajomi,widywałamjąteżnazdjęciachwtelewizji
iInternecie.Wieledomównawybrzeżumiałowychodzącenadwodępomostyidużeogrody,które
wyglądałyjakparki,zwypielęgnowanymitrawnikami,stolikamiifotelami.Mimorzucającegosięw
oczybogactwawidaćbyło,żewtychstarych,przytulnychdomachludziewiodąszczęśliweispokojne
życie–takróżneodżyciawwielkimmieście,któreznajdowałosięzaledwiekilkagodzindrogistąd.

Dom,podktóryskręciłanaszalimuzyna,byłrówniewspaniały,alebardziejposępnyniżsąsiednie.Mała
armiastrażnikówprzybramie,którakazałanamopuścićszyby,niepoprawiłaminastroju,aleJeremiah
wydawałsięzadowolonyzochrony.

–Czytujesttakzawsze?–spytałam,kiedybramasięotworzyła.

–KazałemEthanowisprowadzićdodatkowychludzi,żebyochranialiteren.Większośćtobyliżołnierze,
więcwiedzą,nacouważać.

–Och–mruknęłamsłabo,niebardzowiedząc,conatopowiedzieć.Więconjednakmawłasnąarmię.–
To,eee,wspaniale.

Podjazd,choćniedługi,byłobsadzonyżywopłotemidrzewami,którezasłaniałyrezydencję.Skręcałw
prawo,awidokzazakrętemzaparłmidechwpiersi.Mojarodzinanależaładoklasyśredniej,mieliśmy
ładnydom,aleniezbytduży.Budynek,któryukazałsięterazmoimoczom,byłczteryrazywiększy.
Wiedziałam,żeJeremiahnamniepatrzyiczułam,żepowinnamcośpowiedzieć,alenicnieprzychodziło
midogłowy.Domprzypominałangielskizamek,całyzciężkichkamieniiobrośniętybluszczem.Od
sąsiadówposiadłośćodgradzałydrzewaigęstekrzewy,alejejterenciągnąłsiędalej,wstronęwody.Za
domemipojednejjegostroniewidziałamkilkamniejszychzabudowań,wktórych,jakzakładałam,
stacjonowałaterazchroniącanasarmia.Brzegbyłstromy,zmałegopagórkanadwodąsterczałapoziomo
łódź

mieszkalna.

Drogi,czerwonysamochódstałzaparkowanyprzygłównymwejściuiusłyszałam,jaknajegowidok
Jeremiahwestchnąłzirytacją.Limuzynazatrzymałasięzanimikiedyszoferpodszedł,żebyotworzyć
namdrzwiczkidostrzegłamszczupłą,jasnowłosąkobietę,którawłaśniewysiadałazczerwonego

background image

pojazdu.

–Ktoto?–spytałam.

–Rodzina.

Tokrótkiewarknięciebyłonaładowaneznaczeniami,alezanimzdążyłamdopytaćoszczegóły,Jeremiah
wysiadłzlimuzyny.Kiedypodawałmirękę,jasnowłosakobietaruszyławnasząstronę.Byłastarsza,niż
początkowomisięwydawało,choćtrudnobyłookreślićdokładniejjejwiek–ustamiałazbytpełne,a
skóręnatwarzynienaturalnienapiętąirozciągniętą.

Tylkoobwisłaskóranajejszyiiwystająceobojczyki–efektprzesadnejszczupłości–zdradzały,że
dwudziestkęmiaładawnozasobą.

–Kochanie,jakdobrzecięwidzieć.–KobietaotworzyłaramionaiobjęłasztywnegoJeremiaha,który
jednaknieodwzajemniłuścisku.–Ciludzieprzywjeździemówili,żejużjedziesz,więcpostanowiłam
zaczekać.Uwierzysz,żeniewpuściliDashwoodów?Aonitakbardzochcielizobaczyćposiadłość.

–Dashwoodówniemanaliścieoczekiwanychgości–odparłJeremiahuprzejmie,alewjegogłosiebyło
napięcie,jakbyztrudempanowałnademocjami.–Cotyturobisz?

Chłodneprzyjęciezdawałosięjejniezrażać.

–Mówiłamci,kochanie,chciałampokazaćDashwoodomposiadłość.Takbardzosięnatocieszyli.
Uważam,żezraniłeśichuczucia,odmawiającimtego.Możeterazponichzadzwonimy?

Kobietazdawałasięniedostrzegaćmojejobecności,coprzyjęłamzulgą.Byłabardzoeleganckoubrana,
wświetnieskrojonąbluzkęispódnicę,któreświetniepasowałydobutówimaleńkiejtorebeczki.Ja
natomiastmiałamnasobiezmiętepopodróżyubranie,którewisiałonamniejakworek,bowszpitalu
bardzostraciłamnawadze.Ażdotejchwiliniedbałamoto,jakwyglądam,starałamsięwięcnierzucać
woczynatyle,nailetomożliwe.Posiadłamtęumiejętnośćperfekcyjnie.Zmusiłamniedotego
przeprowadzkazKanadydoNowegoJorku,gdzieposzłamdopierwszejklasyszkołyśredniejimusiałam
siępozbyćakcentu,októrymniewiedziałamnawet,żegomam.Pozatymzawszebyłamraczejtypem
samotniczki,wtapianiesięwwiększegrupybyłotymłatwiejsze,żenigdyniezależałominatym,żeby
byćgwiazdą.

Jeremiahwestchnął.

–Toniejestjużtwójdom.

Argumentwydawałsięnienowyiblondynkazupełniesięnimnieprzejęła.

–Nonsens,kochanie,wolnomiprzecieżodczasudoczasuodwiedzićtomiejsce.–

Spojrzałanamnieiprzesunęławzrokiempomoimnieporządnym,zmiętymstroju.Jejoczybłysnęły
zimno.–Doprawdy,Jeremiahu,musiszprzywozićswojezachciankidorodzinnegodomu?Agdyby
zobaczyłająprasa?

Szczękamiopadła,aręcebezwiedniezacisnęłysięwpięści,byłamoburzona.Cozajędza!Byłamtak

background image

wściekła,żenieprzychodziłomidogłowynic,coniebyłoprzekleństwemalbonieprowadziłodo
jakiegośrodzajuprzemocyfizycznej.

NawetJeremiahbyłwyraźniezłyistanąłmiędzynami,jakbychciałosłonićnasprzedsobąnawzajem,
podczasgdyjastałamoboksztywno,drżącazezłości.

–Dośćtego,mamo–rzuciłostro.

Nadźwięktegosłowamiałamwrażenie,żeprzeszyłmnieprąd.Zniedowierzaniemprzenosiłamwzrokz
jednejtwarzynadrugą.Taczarownicajestjegomatką?

Kobietaprychnęłazirytacjąiprzewróciłaoczami.

–Cóż?–spytałapokrótkiejchwili.–Nieprzedstawisznassobie?

Jeremiahwyglądałtak,jakbyjadłcytrynę,aledobremanieryzwyciężyły,nawetjeśliniebyłtym
zachwycony.

–Pozwól,żeciprzedstawiępannęLucilleDelacourt,mojąnowąasystentkę.Lucy,tojestmojamatka,
GeorgiaHamilton.

–Awięcwróciłeśdogry?–Pogardawgłosiejegomatkibyłaniemalnamacalna.

Jeremiahniemiałochotyprowadzićtejrozmowy,janatomiastnabrałamochoty,żebypodzielićsięzjego
matkąswoimiwrażeniami.Otworzyłamjużusta,żebypowiedziećcośnaswojąobronę,podczasgdyona
znowuprzewracałaoczami.Alenagledoznałamolśnienia.

Uśmiechnęłamsięsłodko.

–Hello–powiedziałamuprzejmiepofrancusku,nadającgłosowiczarującyton.–Paniustaicycki
wyglądajątak,jakbyrobiłjetensamchirurg,tylkopomyliłjednozdrugim.

Georgiazamrugała,wyraźniezaskoczona.

–Och,jesteśzFrancji?

Uśmiechnęłamsięszerzej,bozdałamsobiesprawę,żeonanierozumieanisłowaztego,comówię.

–Rozumiemteraz,dlaczegoobajsynowiemająproblemyzesobą–dodałam,wskazującjejidealnie
skomponowanystrój.–Tocud,żeJeremiahjeszczetupaniąwpuszcza,skorozakażdymrazemmusi
znosićcośtakiego.

–LucypomagazałatwiaćinteresyzFrancją–wtrąciłgładkoJeremiah,podczasgdyjegomatka
podejrzliwiezmrużyłaoczy.Spojrzałnamniezukosa,alejaniepotrafiłampowstrzymaćuśmiechu
satysfakcji.–Jużzbytdługowynajmowałemtłumaczy,potrzebujęzawszemiećpodrękąkogoś,kto
płynniemówipofrancusku.

Nieprzestającsięuśmiechać,rzuciłamokiemnaJeremiaha.Czyonmówipoważnie?

background image

Zarazjednakodrzuciłamtęmyśl.Topewnietylkochwyt,którymaunieszkodliwićjegomatkę.

Choćbyłabymzachwycona,gdybymmiałatakąpracę.Możejednakmożnałączyćinteresyz
przyjemnością.

–Nocóż.–Georgiawygładziłanieskazitelnąspódniczkęchudymirękami.–Nadaluważam,żeta
Rosjanka,Anya,wystrychnęłacięnadudka.Napoczątkubyłamożetrochęnaiwna,alezpomocąszczerze
cioddanychwyczyściłacikonto.Niemogęuwierzyć,żepozwoliłeśbyuszłojejtonasucho.

Naiwna?Prychnęłamwduchu.Nieużyłabymtegosłowa,opisującpannęPetrovsky.

Jeremiahowiteżniepodobałsięobrót,jakiprzybrałarozmowa.Zmarszczyłbrwi,wmilczeniuwpatrując
sięwmatkę.Georgiatylkowzruszyłaramionami,jakbyniezauważałaniezadowoleniasynazezmiany
tematu.

–Miłobyłociępoznać,mojadroga–powiedziała,alezjejminyniewynikałowcale,żenaprawdębyło
jejmiło.–Możezjemykiedyśrazemlunch?

Niewtymżyciu.Zacisnęłamzęby,wjakiśsposóbutrzymującnatwarzyuśmiech,podczasgdyJeremiah
wziąłmniepodramię.

–Wybacz,muszęzaprowadzićLucydojejpokoju.

–MożezadzwonisznajpierwdoDashwoodówiprzeprosisz?Bylinaprawdęurażeni.

–Miłegodnia,mamo.–Jeremiahpociągnąłmniedodrzwi.Niemiałwiększejochotyzostaćztąkobietą,
taksamojakja.Zanamirozległosięzirytowaneprychnięcie,apotemtrzaskdrzwiczeksamochodu.Przez
wielkiedrewnianedrzwiweszliśmydobudynku.

Niebardzowiedziałam,czegospodziewaćsięwśrodku.Naścianachbyładrewnianaboazeria,we
wnętrzubyłoniewielemeblizciemnegodrewna,alewysokiesufityijasneścianysprawiały,żenie
wyglądałotozbytposępnie.Wielkieschodyzobustronobejmowaływejścieszerokimiłukami.Światło
wpadałodośrodkaprzezdrzwipodgaleryjką,prowadzącądoresztybudynku.Zadrzwiamibyła
ogromnakuchniazciemnymiszafkamiiwielkąwyspąnaśrodku.

Wsaloniestałdużytelewizor,wyższyodJeremiaha.Przeciwległaścianabyłaniemalwcałości
przeszklona,azaszklanymidrzwiamiznajdowałosięwielkiepatiozwidokiemnaocean.

Widokzaparłmidechwpiersiach,aleobokmnieJeremiahwydałpomrukniezadowolenia.

–Dlaczegoteszybysąprzezroczyste?–spytał,chwytającmniezaramię,żebymniemogławejśćdo
środka.

–Przepraszam,sir–odezwałsięjedenzmężczyznzanaszymiplecami.–Pańskamatkażyczyłasobie,
żebytakbyło.

–Toniejestjużdommojejmatki.Zaciemnićto.

Sekundępóźniejoceanznikłzamgłą,którąnaglezasnułysięszyby.Zaskoczonatązmianązesztywniałam,

background image

aleJeremiahpociągnąłmniezasobądopokoju.

–Inteligentneszkło–powiedziałwodpowiedzinaniezadaneprzezemniepytanie.–

Wykorzystujeelektryczność,żebyszybystawałysięnieprzejrzyste.Zainstalowałemjewcałymdomu,
żebychronićswojąprywatność.

Nigdydotądczegośtakiegoniewidziałam.Brakowałomiwidoku,alesłońcenadalwpadałodośrodkai
rozświetlałopokój.Naprzeciwtelewizorabyłaczęśćjadalna,wktórejstał

gigantycznystółzkrzesłami,aobokznajdowałsiędużykominek.Wysokaściananadnimwydawałasię
dziwniepusta,byłamciekawa,conaniejkiedyświsiało.

–Cośjeszcze,sir?–spytałEthan,akiedyJeremiahpokręciłgłową,ochroniarzwyszedł,zostawiającnas
samych.

–Pięknietu–mruknęłam,podnoszącwzroknaJeremiaha.–Tutajdorastałeś?

–Tutajteż.–Jeremiahposzedłdokuchni,ajarozglądałamsiępodużej,otwartejprzestrzeni.–Czychcę
wiedzieć,cowłaściwiepowiedziałaśmojejmatce?–spytałpochwili.

Uśmiechnęłamsię.

–Podzieliłamsięzniąkilkomaspostrzeżeniami,towszystko–odparłam,rzucającmurozbawione
spojrzenie.Alenieodpowiedziałmiuśmiechem,tylkokrótkoskinąłgłową,więcczęśćmojejwesołości
znikła.–Niepowiedziałamnicbardzonieprzyjemnego,naprawdę–

dodałampoważniej,boniechciałamgoobrazić.Towkońcujegomatka.

–Potrafibyćtrudna,aleniezawszetakbyło.–Patrzyłgdzieśwprzestrzeń,zatopionywe
wspomnieniach.–Prowadzeniedomudlamojegoojca,znoszeniejegotyranii…chybadlategotak
polubiłaAnyę.TaRosjankaprzypominałajejotym,kimsamakiedyśbyła.Jesteśgłodna?–

spytałnistąd,nizowąd.

Wytrąconazrównowaginagłązmianątematuzastanawiałamsięprzezchwilę,apotemzmieniłamtemat.

–Gotujesz?Myślałam,żewtakimdomumaszwłasnegoszefakuchni.

–Rodzicezatrudnialikucharza,kiedydorastałem,alejauważam,żetostratapieniędzy.–

Zajrzałdolodówkiispiżarki,mruknąłzzadowoleniemispojrzałnamnie.–Jaksięczujesz?

Ziewnęłamisięprzeciągnęłam.

–Zmęczona.–Dużospałamwsamolocie,aleciąglenieczułamsięwyspana.JednakwidokJeremiahai
myślołóżkuprzyprawiłymnieodreszcz,któryniemiałnicwspólnegozzatruciem.Hm,możejednaknie
jestemażtakzmęczona.Jeremiahzmieniłubranie,terazniemiałjużnasobiegarnituru,wktórymzwykle
gowidywałam,tylkodżinsydrogiejfirmyibiałąkoszulęnaguziki.Kiedyporazpierwszyzobaczyłamgo

background image

wtymstroj,uprzeżyłamprzyjemnezaskoczenie.Sposób,wjakijegociałowypełniałospodnie,sprawiał,
żeślinanapłynęłamidoust,aręcesamewyciągałysięwjegostronę.

–Wtakimraziepokażęcitwójpokój.–Położyłmirękęnaplecachipoprowadziłmniewstronę
schodów.Oparłamsięnanim,kiedyzaczęliśmynaniewchodzić,obejmującgowpasieramieniem.Jego
ciałopodmoimdotykiempozostałojednaksztywne,niereagowało,akiedypodniosłamnaniegooczy,
patrzyłgdzieśwprzestrzeńspodzmarszczonychbrwi.

Zdezorientowanacofnęłamrękęizprzykrościązauważyłam,żesięodprężył.Ocochodzi?–

zastanawiałamsię,zdumionajegoreakcją.Myślałam,żewkońcuzaczęłamgorozumieć,aterazznowu
zachowywałsięjakktośobcy.

Sypialnia,doktórejmniewprowadził,byławielkawedługkażdychstandardów.Stałowniejszerokie
łożeiwidniałowejściedoprzyległejłazienki.Wszystkieoknabyłynieprzejrzyste,zdałamsobiesprawę,
żezinteligentnegoszkłasąwszystkieszybywtymdomu.

Cośmimówiło,żechoćprzestronny,tenpokójniejestgłównąsypialnią,brakowałomuwspaniałości,
jakiejspodziewałamsiępotakimwnętrzu.Miałamnakońcujęzykapytanieomójstatuspodczaspobytu
wtymdomu–czyjestemtugościem,czyteżnaszukładjesttajemnicąpoliszynela?–alekiedyposadził
mnienałóżku,cośmipowiedziało,żebędętuspałasama.

Spontaniczniesięgnęłampojegodłoń,podniosłamjądoustipocałowałam.

Jeremiahzesztywniałiznieruchomiałnamoment,wydawałomisię,żeprzezjegotwarzprzemknąłwyraz
tęsknoty.Alejeśliistotnietakbyło,trwałotozaledwieułameksekundy.

Delikatniewysunąłrękęzmojejdłoni.

–Potrzebujeszwypoczynku–mruknął.

Potrzebujęciebie.Namyślotymogarnęłomnierozczarowanie.Wyraźnieniemiał

ochotymniedotykać,cobolałomniebardziej,niżsądziłam,alebyłamteżzmęczona.Możewtensposób
chciałsięupewnić,żezasnę?

Głębokozaczerpnęłampowietrza,wtuliłamsięwpościelizamknęłamoczy.Miałamnadzieję,że
zachowanieJeremiahaniewywołaumniebezsenności.Okazałosięjednak,żemojeciałonaprawdę
potrzebowałoodpoczynku,ijeszczezanimJeremiahwyszedłzpokoju,odpłynęłamwsen.

Rozdział15

Światłosłońcawpłynęłodopokojuprzezpobliskieokno.Obudziłamsięwypoczęta,porazpierwszyod
katastrofalnejprzygodyzdoprawionymtruciznąszampanem.Przeciągnęłamsięjeszczepodpościelą,po
czymodkryłamsięistanęłamnadywanie.Wnogachłóżkależałyręcznik,szlafrok,atakżeelegancka,
szarawalizka–założyłam,żemoja.Burczeniewbrzuchuprzypomniałomi,żeprzedsnemodmówiłam
posiłku.Postanowiłamzatemprzełożyćkąpielnapóźniejiposzłamnadół,wnadziei,żeznajdę
Jeremiaha.

background image

Niestety,toEthansiedziałustópschodów,przycupniętynawysokimbarowymkrześle,któreniepowinno
byłostaćwprzejściu.Widząc,żeschodzęnaparter,wstał.

–Dzieńdobry–powiedział.

–Dzieńdobry–odparłamostrożnie.Niebyłampewna,cozrobić,więcominęłamgoiskierowałamsię
dokuchni,aletamtakżenieznalazłamJeremiaha.Przezprzyciemnionąszybędopomieszczeniawpadało
słońce.

–Któragodzina?–spytałam.

Ethanzerknąłnazegarek.

–Dziewiątatrzydzieści.

Zamrugałamzezdziwienia.

–Zaraz,wpółdodziesiątejrano?–Przytaknął.–Jakdługospałam?–spytałamzniedowierzaniem.

–Prawieszesnaściegodzin.

Nicdziwnego,żeczułamsięwypoczęta.Wypuściłampowietrzeześwistemizajrzałamdolodówki.–
GdzieJeremiah?

–Badadwamożliwetropy.Wyszedłjakieśdwiegodzinytemu.

Rzuciłammuspojrzeniespodzmrużonychpowiek,poczympostawiłammlekonaladzie.

–Czyliteraztyturządzisz?–Ethankiwnąłgłową,ajamusiałampogodzićsięzsytuacją.

Poszłamwstronęspiżarki.Niewygłupiajsię,pewnieniechciałciębudzić,gdywychodził,pomyślałam.
Ajednak,kiedypołączyłamtozfaktem,żepoprzedniegodniazachowywałsięwobecmniewyjątkowo
chłodnoioficjalnie,ogarnęłamniedezorientacja.Rozpaczliwiepotrzebowałam,żebyktośmnieprzytulił
ipowiedział,żewszystkobędziedobrze.

Tylkożewszystkoniebyłodobrze,ajaniepotrafiłamsięztympogodzić.Niewszystkonaraz,Lucy,
powiedziałamsobie,otwierającdrzwidospiżarki.

Kilkaminutpóźniejżułamznalezionetampłatkiśniadaniowe,wbijającwzrokwmojegonowego
ochroniarza,któryczytałczasopismoobroni.Wydawałosię,żeignorujemojąobecność,alecojakiśczas
dotykałmikrofonuwuchu.Byłwkontakciezjakąśekipąnazewnątrz.

Obserwowałamgoprzezkilkaminut,poczymwycelowałamwniegołyżkę.

–Twojażonamówiła,żesłużyłeśrazemzJeremiahemwoddzialekomandosów.

Ethanmruknąłcoś,niepodnoszącgłowyznadczasopisma.Kolejnymałomównymężczyzna,pomyślałam,
przypominającsobiepierwsząpodróżlimuzynąweFrancji.Wtedytakżewogólesięnieodzywał.
Pamiętałam,żegdyspotkałamgoporazpierwszy,kulał,więcpostanowiłamzaatakowaćzinnejpozycji.

background image

–Cocisięstałownogę?–spytałam,wskazującnadolnąpołowęjegociała.

–Nieudanamisja.

–ByłeśwtedyzJeremiahem?

–Nie,tosięstało,kiedyonjużzrezygnował.

–Adlaczegozrezygnował?

–Jegoojciecumarł.

Wydobywanieodpowiedziztegołysegofacetaszłomioporniejakwyrywaniezębów,alecośjednak
mówił,więcnaciskałamdalej:

–CoJeremiahrobiłwoddzialekomandosów?

–Byłsnajperem.

Poczułam,jakzezdziwieniaunosząmisiębrwi.Czyżby?Przezchwilęprzetrawiałamtęinformację,
gryzącpłatki.

–Acosięstało,kiedyzrezygnował?

Wielkimężczyznamilczałprzezdłuższąchwilę,odpowiedziałamtymsamym,biorącgonaprzetrzymanie.

–Wkurzyłmnóstwoludzi.

Mojaszczękazamarłanamoment.Przełknęłamjedzenie.

–Czemu?

–Zrezygnował.Znalazłlukęwprzepisachalbonacisnąłwłaściwychludziiuzyskał

zwolnieniezesłużby.Większośćsądziła,żeporzucającwojsko,sprzedałideały.Bylektoniezostaje
komandosem,aontakpoprostuzrezygnował.

–Atycopomyślałeś?

Ethanzerknąłnamnie.

–Przedstawiłemmuswojąopinię.Dobitnie.

–Czylitobieteżsiętoniespodobało?–spytałam,zgadując,comiałnamyśli.

Wzruszyłramionami,zdążyłjużzpowrotemwbićnoswczasopismo.

–Wielumarzyłobyotakimżyciu,aontakpoprosturzuciłwszystko,zostawiłoddział…

Otak,wyraziłemswojąopinięwtejsprawie.

background image

–Notojaktosięstało,żezostałeśszefemjegoochrony?

Ethanwestchnął,odłożyłpismonaladęiodwróciłsiędomnie.Mimożekażdąodpowiedźnapytanie
okraszałwrogimspojrzeniem,usiłowałamzdusićwsobiepoczuciewinyidrążyćdalej.

–Potym,jakmiałemtenwypadek,wylądowałemwszpitalu.InagleodwiedziłmnieJeremiah.
Zaproponowałmipracę,gdybyokazałosię,żearmiajużmnieniechce.Kazałemmuspierdalać,więc
sobieposzedł.Ipatrzciepaństwo,kilkamiesięcypóźniejprzysłalimizwolnieniezesłużby.Jeremiah
znowusięzjawiłiznowuzaoferowałmipracę.Wtakiejfirmie,ojakiejkiedyśrozmawialiśmy,snując
planynaemeryturę.

–Czyliwtejochroniarskiej?

Ethanprzytaknął.

–Jeremiahwyłożyłfunduszenarozbieg,aleplanujęgowykupić.

–Dlaczegochceszwyjśćzespółki?Niedogadujciesię?

Ethanwzruszyłramionami.

–Onmusiwypłynąćnagłębszewody,ajawolęsamprowadzićinteresy.

Towzasadziewyczerpywałotemat,alewciążdręczyłamnieciekawość.

–Jakionwtedybył?

–Młodszy.–Ethanpochwyciłmojerozbawionespojrzenieijegoustawykrzywiłcieńuśmiechu.–Cały
czasmusiałsięsprawdzać–ciągnąłznamysłem.–Zawszechciałbyćzprzodu,więcwszyscysię
dziwili,kiedyzostałsnajperem.Myślę,żetomupomogłopopracowaćnadcierpliwością.–Ethan
przekrzywiłgłowę.–Nigdyniebyłduszątowarzystwa,alepotrafiłsiębawić.Aleodczasuśmierciojca
chybanieoddawałsięspecjalnierozrywkom.

Dałeśpalec,daszcałąrękę.Uzyskałamsporoodpowiedzi,więcczemuniezapytaćoto,cojeszczemnie
dręczyło?

–AcozAnyą?Jaksiępoznali?

Ethanzmrużyłoczyiwbiłwemnieprzenikliwespojrzenie.Przeżułamkolejnąłyżkępłatków,usiłując
wyglądaćniewinnie.

–Chybaniepowinienemcitegomówić.

Jadłamdalej,patrzącwyczekująco.Potrwałotozminutę,alewkońcuprzewróciłoczamiipostanowił
odpowiedzieć.

–JeremiahrobiłjakieświelkieinteresyzRosjanamiipotrzebowałtłumaczy.Anyaspełniaławszystkie
wymaganiaizostałajegonowąasystentką,apoprzedniazajęłasięzarządzaniem.

background image

–Czyonibyli…–Razem?Niepotrafiłamzmusićsiędowypowiedzeniatychsłówiniebyłampewna,
iletenwielkiochroniarzwieomoimzwiązkuzjegoszefem.Zarumieniłamsiępodwpływem
badawczegospojrzeniaEthanaisięgnęłampodokładkępłatków,chociażjużsięnajadłam.

–Ichosobisterelacjeniebyłymojąsprawą.Widziałem,żewniejsięcośtamtli,aleonniedajesię
przejrzeć.Takczyowak,kiedyodkrył,żeAnyazdradzatajemnicefirmybratu,zwolniłjąiwyrzuciłna
zbitypysk.Będziejużprawietrzylata.

–Jakaonabyła?–niemogłamniezapytać.

–Młoda.Niedoświadczona.Ledwooderwanaodmamusinejspódnicy,jakbypowiedziałamojababcia.
Aleteżbystra.Noipłynniemówiławdwóchjęzykach.JeremiahsamznalazłjąwRosjiiprzywiózł
tutaj.Dopieroodkądjąwywalił,musiradzićsobiesama.

BiednaAnya.Przycałejswojejarogancji,budziłaterazmojewspółczucie.Młodadziewczyna
wylądowałakompletnienienaswoimmiejscu.Możedostałato,nacozasłużyła,aleitakbyłatosurowa
kara.–AcozLucasem?DlaczegoJeremiahnazywagoLoki?

Ethandrgnął,ajegozmarszczkanaczolepogłębiłasię,nadająctwarzyochroniarzajeszczebardziej
gniewnywyraz.

–Lokitopasożyticzarnaowca,awtejrodzinietocośznaczy.Pieprzonezero.

Zdziwiłamnienagławściekłośćwgłosiełysegoochroniarza.Nono,czyżbychciałotymporozmawiać?

–CzyLokitoprzezwiskozdzieciństwa,czycoświęcej?–Ciągnęłamtemat,zastanawiającsię,czy
przypadkiemniewdepnęłamnaminę,poruszająctakewidentniedelikatnytemat.–Cozaszłomiędzynim
aJeremiahem?

–Pozatym,żeLokistałsiędokładnietakimtypem,zjakimiJeremiahijakiedyśmieliśmywalczyć?–
burknąłEthan.–JegokonfliktzJeremiahemzacząłsię,zanimjeszczewystąpiłemzwojska.Ledwotylko
Jeremiahprzejąłfirmę,tengnojekukradłzniejtrzydzieścimilionówdolarów,poczymrozpłynąłsięw
powietrzu.

Wypuściłampowietrze.Kupaforsy.

–Icozrobiłztymipieniędzmi?

–Askądjamamwiedzieć,docholery…pewniezacząłskupowaćbroń.–Widzącmojezdezorientowane
spojrzenie,Ethanwzruszyłramionami.–Lokitoimię,któregoterazużywa,oilewiem,tosamjesobie
wybrał.Pewnieuznał,żestarezbytwymyślniebrzmi.Handlujebronią,zbijakasęnasprzedawaniu
pistoletówkrajom,któremająochotęzmieśćswoichwrogówzpowierzchniziemi.

Mojałyżkazeszczękiemodbiłasięodkrawędzimiski,wbiłamwniegooszołomionywzrok.Furia
Ethanabudziłarespekt,awyglądał,jakbyjeszczeniepowiedziałwszystkiego,comiałdopowiedzenia.
Nawidokmojejwstrząśniętejminyzacisnąłszczękę.

–Niepowinienembyłotymopowiadać–wymamrotał,znówsięgającpoczasopismo.–

background image

Toniemojetajemnice.

Tymczasemjaztrudemporządkowałamwgłowiefakty.Czylitańczyłamzhandlarzembronią?Wgłowie
znówpojawiłmisięobrazsarkastycznych,zielononiebieskichoczu,znajomej,pięknejtwarzyzjedną
skaząwpostacibliznynapoliczku.Wcojasięwpakowałam?

Szczęknęłyfrontowedrzwi,Ethanzerwałsięnarównenogi,ajawzdrygnęłamsięzestrachui
zaskoczenia.JednakniemalwtejsamejchwiliEthansięuspokoił,asekundępóźniejdokuchniwszedł
Jeremiah.Uśmiechnęłamsięzulgąnajegowidok,alemojeszczęścieprzygasłonieco,gdynawetnamnie
niespojrzał.

–Ico?–spytałEthan.

Jeremiahpokręciłgłową,zaciskającwargi.

–Popytałemtuiówdzie–odparł.–Powinienemwiedziećwciągudwóchdni.

Ethanzmarszczyłbrwi,aleprzytaknął.

–Jeślibędzieszmniepotrzebował,tojestemnazewnątrz.

GdyEthanszedłdowyjścia,przypatrywałamsięJeremiahowi.

–Zmęczony?–spytałam,przekrzywiającgłowę.

–Nicminiebędzie.–Jeremiahwypuściłpowietrze,poczympopatrzyłnamnie.–Jaksięczujesz?

–Lepiej.–Pokazałammupustąmiskęnastole.–Wróciłmiapetyt.

Kiwnąłgłową,poczymskupiłwzroknamoichwygniecionychubraniach.

–Zostawiłemcicośdokąpieliiubrania,sąprzyłóżku.

–Widziałam,dziękuję.Zamierzałamwziąćprysznicpośniadaniu.–Zadrżałam,bonaglepoczułamtremę.
Rzadkozdarzałomisięotwarciekogośpodrywać.Popatrzyłamnaniegospodzmrużonychpowiek.–
Możedołączysz?

Zesztywniał,chwytającmocnokrawędźblatu.Wjegooczachbłysnąłogień,alekumojemuzdumieniu
pokręciłgłową.

–Muszęzałatwićjeszczekilkapilnychspraw.

Niespodziewałamsiętejodmowyichociażwiedziałam,żeJeremiahmiałdoniejprawo,itak
odrzuceniemniezabolało.Jestzajęty,ktośchcenaszabić,noirządziwielkąfirmą.

–Pomogęciwejśćnagórę.

Położyłdłońnamoimramieniu,aletymrazemjastawiłamopór.

background image

–Czegoudałocisiędowiedzieć?–spytałam,podnoszącnaniegowzrok.Jeremiahzasznurowałwargii
zrobiłzirytowanąminę.Niewiedziałam,czyzdenerwowałagomojakrnąbrnapostawa,czycałasytuacja.
Niechmnieszlagtrafi,jeślipozwolęmuzobaczyćswojełzy,pomyślałamzwściekłością,spoglądającmu
buntowniczowoczy.

–Naraziejeszczeniczego–odparł,szarpiącmniezaramię.–Chodź,zaprowadzęcięnagórę.

Wyrwałammurękę.

–Dzięki,samadamradę–odparłamztakągodnością,najakątylkomogłamsięzdobyć.

Jegosubtelne„nie”wpołączeniuztraktowaniempoprzedniegowieczoruwzbudziłowemnieirytację.
Chciałamzawszelkącenęobejśćsiębezjegopomocy.Niezdążyłamjednakpokonaćjednegostopnia,
gdyJeremiahporwałmniewramionaipodniósłwysokonadschody.Pisnęłam,obejmującgomocnoza
szyję,poczymzmarszczyłambrwi,bozacząłwnosićmnienagórę.

–Naprawdęporadziłabymsobiesama–powiedziałam,starającsięniebrzmiećjakrozkapryszona
dziewczynka.

–Jestemzaciebieodpowiedzialny–oznajmił,przeskakującpodwastopnienaraz.

Super,teraztosięnazywa„odpowiedzialność”.Prychnęłam.

–Potrafiszpoprawićkobieciesamopoczucie.

–Tobezznaczenia,najważniejszejesttwojebezpieczeństwo.

Przewróciłamoczami,alechwyciłamsięmocniejjegokarku.Chociażromantyzmniebył

jegomocnąstroną,naprawdęczułamsięprzynimowielebezpieczniej.

–Możemógłbyśmniepotemoprowadzićpoterenie?–spytałam,gdydotarliśmyjużnaszczytschodów.–
Chętnieprzeszłabymsięnadwodę.

Jeremiahpokręciłgłową.

–Niewolnociwyjśćnazewnątrz,dopókinieustalimy,cojestgrane.

Szczękamiopadła.

–Jestemwareszciedomowym?

–Nadworzejestzbytwielemiejsc,wktórychmożnacięzaatakować.Dopókinieudamisię
zneutralizowaćzagrożenia,niemożeszwyjśćpozateczteryściany.

TonJeremiahaniedopuszczałdyskusji,coautomatyczniezrodziłowemnieżądzębuntu.

Spróbowałamjednakpopatrzećnatowszystkozjegopunktuwidzenia.Byłkiedyśsnajperem,więc
wiedziałwszystkootym,comożezrobićtakabroń.Chociażwizja,żektośmógłbyobserwowaćkażdy

background image

mójruchprzezcelownik,wytrąciłamniezrównowagiibudziławemnieniemałeprzerażenie,tojednak
perspektywauwięzieniawdomumnieniezachwycała.

–Aco,gdybymwłożyłakamizelkękuloodporną?–spytałam.Ihełmzkevlaru?Czyoniwogólerobią
takierzeczy?

Odpowiedziałomiprychnięcie,amożenawetcichutkiśmieszek.Odstawiłmnienapodłogęprzed
wejściemdopokojuidelikatnieskierowałdośrodka.

–Idźpodprysznic.Domnależydociebie,aleniemażadnegowychodzenia.–Zatknąłmizauchojakiś
figlarny,jasnykosmykiprzemknąłpalcamipoliniipodbródka.–Chcę,żebyśbyłabezpieczna,itylkoto
sięterazliczy.

ChciałamwtulićtwarzwdłońJeremiaha,spragnionajegopieszczot,aleodsunąłsięiodszedłokrok.
Suchoskinąłgłową,poczymodwróciłsięizostawiłmniewkorytarzu.

Odrobinęrozwścieczoną.Przecieżtonielogiczne,chciałamwrzasnąćzanim,tonaciebiepolują,a
jednaktymożeszsobiehasać,gdzietylkochcesz!

Wzięłamszybkiprysznic,któryzupełniemnienieuspokoił.Owinęłamsięszlafrokiem,otuliłamwłosy
ręcznikiemiruszyłamzpowrotemnadół–aleledwodotarłamdostópschodów,namojespotkanie
wyszedłjakiśinnyrosłyochroniarz.Niespodziewałamsię,żezastanęwdomuobcychludzi,więcgdy
podniósłwzrok,musiałamniecomocniejzebraćpołyszlafroka.

–GdziejestJeremiah?–spytałam.

–Musiałwyjść,proszępani.Jeśliczegośpanipotrzebuje,tojesteśmydousług.

Przełknęłamślinę,przytaknęłamniezgrabnieiuciekłamnagórę,żebysięubrać.

Rozdział16

Podwóchdniachwtejwspaniałejposiadłościzaczynałamdostawaćobłędu.

Pularzeczy,któremożnarobić,będączamkniętymwczterechścianach,jestograniczonaichociażdom
byłnaprawdęwielki,tojednakszybkozbadałamjegotajemnice.Oczywiścienatyle,nailemogłam,
używająctylkowłasnejwyobraźniiInternetu.Oglądałamtelewizję,siedziałamwsieciistarałamsię
znajdowaćjaknajwięcejzajęć.Zwracałamnadmiernąuwagęnawszystko,codziałosięwokół,
bezustanniezastanawiającsię,czyzarazniewedrzesiędomniejakiśuzbrojonybandytaczypłatny
zabójca.Tomniewykańczało.Cogorsza,niktniechciałmipowiedzieć,czyśledztwoposuwałosię
naprzód.Jeremiahprawieniebywałwdomu,aochroniarzeniczegominiezdradzali,więcmusiałam
sobieradzićsama.Czułam,żezlogicznegopunktuwidzenianiepowinnamsiębuntować,bozostałam
uwięzionadlamojegowłasnegodobra.Znalazłamjednakmalutkiesposobynato,jakstawićopór,choćby
tylkowewłasnymprzekonaniu.

Jednołazienkoweoknoniebyłoaniokratowane,aniprzyciemnioneimieściłosięwbocznejczęści
budynku.Wychodziłonawypielęgnowanypark.Codzienniebrałamtamprysznic,żebywyjrzećna
zewnątrz.Wiedziałam,żetoidiotyczne,aletenmaływystępeksprawiałmiwieleradości.Zokna
widziałamoceanwcinającysięwtyłyposiadłościichatkęnaprzystaniwpobliżubrzegu,przydługiej

background image

kei.Zwyklewpoluwidzeniamiałamjakiegośstrażnika,codziennieprzyjeżdżałateżekipaogrodników,
dziękiktórymogrodynietraciłyświetności.

Marzyłamotym,żebyzejśćnadwodęizamoczyćstopy,alezawszeprzypominałamsobieosnajperachi
zestrachuzamykałamokno.Strachwięziłmniewdomuskuteczniejniżcokolwiekinnego–aletotylko
potęgowałomojągorycz.

Nieznaczyłoto,oczywiście,żewszystkomnienudziło.

Mogłamrządzićsięwcałymdomu,zwyjątkiemgabinetuJeremiaha.Chcącdowiedziećsięjaknajwięcej
omoimpracodawcyvelkochanku,zwiedziłamwszystko,cosiędałoizwracałamuwagęnakażdy
szczegół.Znalazłamzadziwiającomałoosobistychprzedmiotów–

naścianachinakominkuniebyłorodzinnychzdjęć.Posiadłość,chociażprzepięknieurządzona,mogła
należećdokażdego.Zważywszynato,czegosiędowiedziałamohistoriidomu,spodziewałamsię,że
wszystkobędziewyjątkowe.Ajednakniezobaczyłamnic,cowiązałobygozrodzinąHamiltonów.

Ażdotrzeciegodnianiewoli,kiedynatknęłamsięnastaryobrazztyłuwielkiejsypialnianejszafy.Obraz
byłspory,niemaltakwysokijakjaioprawionywgrubą,ciężką,drewnianąramę.Wytargałamgozszafy
ioparłamonajbliższąścianętak,żebyznalazłsięwzasięgulampy.Wtedyzdjęłampokrowiec.Z
początkupomyślałam,żepatrzęnafotografię,powiększonąniemaldorozmiarówrzeczywistych,alegdy
przyjrzałamsiębliżej,wokółtwarzyiwłosówzauważyłamsubtelneoznakizdradzającepracępędzla.
Nieodrazurozpoznałamprzedstawionątwarz,chociażwidziałam,żejestpodobnazarównodo
Jeremiaha,jakidoLucasa.

Mężczyznabyłmłody,miałnasobiegarniturikrawat–jaknamojeniewytrenowaneokonieodróżnialny
odwspółczesnychubrań–iniemógłbyćstarszyodJeremiaha.

Nieznanymiartystaniewątpliwiewspanialeopanowałswójfach–udałomusięuchwycić
charakterystycznąwładczośćwidocznąwoczachitwarzyportretowanego.Gdywpatrywałamsiętakw
mężczyznęuwiecznionegonapłótnie,nagle–zzaskoczeniem–uświadomiłamsobie,nakogopatrzę.To
byłRufusHamilton,niegdyśpatriarcharoduiojciecJeremiaha.

–Cotyrobisz?–spytałmnieostrogłosdobiegającyzzamoichpleców.Podskoczyłamiodwróciłamsię
napięcie.WotwartychdrzwiachstałJeremiah,wpatrzonywportret.Zajrzałdopokoju,aleniepodszedł,
jakgdybysamwidokobrazugoodtegoodstręczał.

Zaczęłamwyduszaćzsiebieprzeprosiny,kiedynagleprzyszedłmidogłowypewienpomysł.

–Czytowisiałokiedyśwjadalni?–wypaliłam,wciążdenerwującsię,żezostałamprzyłapana.

Pytaniemiałosłużyćodwróceniuuwagi,daćmiszansęuciecprzedewentualnymwybuchemgniewu,ale
poreakcjiJeremiahapoznałam,żemiałamrację.Nieodpowiedział.

–Czemuwdomuniemażadnychzdjęćrodzinnych?–spytałam.–Przecieżtusięwychowywałeś,na
pewnosąjakieśpamiątki…

–Kazałemjeusunąć,kiedyprzejąłemposiadłość.–Jeremiahmiałoschłytonisztywnąpostawę.Po
dłuższejchwili,końcunamniepopatrzył.–Niechciałem,żebycokolwiekprzypominałomio

background image

dzieciństwie.

–Naprawdę?–Taodpowiedźzabrzmiaładlamnieegzotycznie,alewiedziałam,żemojedzieciństwo
przebiegałozupełnieinaczej.PoznałammatkęJeremiahaisłyszałamwieleojegoojcuRufusie.Życie
Jeremiahaniebyłosielanką.Wciążjednakniepotrafiłampowstrzymaćzdumienia.–Niemaszżadnych
dobrychwspomnieńzwiązanychztymdomem?

Wykrzywiłcyniczniewargi,wpatrującsięwobraz.

–Mójojciecnieprzepadałzazabawą,oileniesłużyłaonawywieraniustosownegowrażenianainnych.
Tendomodwiedzaliśmyraczejwinteresachniżdlaprzyjemności,zwyklechodziłoouwiedzenienowych
klientów.–Parsknął.–Rufuszdecydowanienależałdostarejszkołyrodzicielstwa.Dzieciirybygłosu
niemają.Amy…myniezawszesięstosowaliśmy.

UsiłowałamwyobrazićsobieJeremiahajakodzieckoczynastolatka,aleprzychodziłomitoztrudem.
JeśliLucaschociażodległymstopniubyłjużsobą,tonapewnodbałoto,bywszyscydobrzesłyszeli
jegogłos.AleJeremiah…

–Jakiebyłotwojedzieciństwo?

Pytaniebyłoimpertynenckieiprawdopodobniezbytosobiste,niezdziwiłabymsię,gdybynie
odpowiedział.Dlategozaskoczyłmnie,gdywkońcusięodezwał.

–Bardzouporządkowane.Alboznałosięswojemiejsce,alboponosiłosiębardzobolesne
konsekwencje.Rufusbyłjużniemłody,kiedyżeniłsięzmojąmatką,imiałteżdzieci.Naprawdęwierzę,
żemamaniewiedziała,wcosiępakuje.Rufuswymyśliłsobiewzórnadoskonałąrodzinkę,która
świetniewyglądanapapierze,ikontrolowałwszystkożelaznądłonią.–Jeremiahzamilkł,wpatrującsię
surowowobrazobokmnie.–Jaksiędomyślasz,mójbratczęstoniechciał

siędopasowaćdotegowzoru.Wkońcujednak,gdyposzedłemdoliceum,Lucastrochęsięuspokoił,a
przynajmniejtaksądziliśmy.Inaprawdęnauczyłsięprowadzićtęfirmę.

Wjegogłosiezabrzmiałajakaściepłanuta,któramniezaintrygowała.

–Postawiłeśgonapiedestale,prawda?–WidząckarcącywzrokJeremiaha,błyskawiczniezłagodziłam
pytanie.–PytamoLucasa.Bardzopodziwiałeśswojegobrata,tak?

Najegotwarzywidaćbyłotoczącąsięwalkę.Niewiedział,czyodpowiedziećnamojepytania.
Zastanawiałamsię,ilejeszczeinformacjizdołamzniegowyciągnąć,zanimznówsięzamkniewsobie.

CzyświatmiałprawowiedziećcośowewnętrznychsprawachrodzinyHamiltonów?

Czyżbymwdarłasięnateren,naktóryniktniemiałwstępu?Jużmiałamnakońcujęzykacoś,co
pozwoliłobymiwycofaćpytanie,kiedyJeremiahwkońcuotworzyłusta.

–Lucaschroniłmnieprzedojcem,zrozumiałemtodopiero,gdydorosłem.Zdzieciństwapamiętam,że
częstosięścierali,zwykleLucaswkraczałdoakcji,żebyodwrócićuwagęojca,kiedyzamierzałmnie
ukaraćzajakieśprzewinienie.Kiedyminęłoparęlatimójbratwyjechałnastudia,apotemzaczął
prowadzićwłasneżycie,straciłemparasolochronny.Wtedyjednakdawałemjużsobieradęsam.

background image

–Więckiedydowiedziałeśsię,żezabrałtepieniądze…–powiedziałampowoli,patrząc,jakJeremiah
mocnozaciskawargi.

–Niezaprzeczę,bolałojakcholera.–Przeczesałpalcamiwłosy,burzącidealnieułożonefale.–Z
początkuniechciałemwogólewtowierzyć,alewszystkowskazywałonaniego.

Musiałempoinformowaćotymzarząd.DotegoczasuLucaszdążyłjużjednakucieczkraju,niezadał
sobietrudu,żebysiębronić,copogrzebałogowoczachwszystkich.

Zrobiłamkroknaprzód,żebygopocieszyć,alezatrzymałamsięnagle,niepewna,corobić.

–Jakichklientówprzyjmowałtutajtwójojciec?–spytałamwkońcu.

–Tychnajbardziejdochodowych,tych,naktórychchciałzrobićwrażenie.Pamiętamtakiegofaceta,który
byłemerytowanymgenerałemlotnictwa.Mójojciecusiłowałzabawićgokolacjąiwinem.Alegenerał
więcejczasupoświęciłnaodpowiadanienamojepytaniaożyciewwojskuniżnarozmowęzmoim
ojcem.Oczywiścietenaktdywersjinieprzeszedłbezkary,mójsamochódzostałwtajemniczych
okolicznościachskonfiskowanyistraciłempewneprzywileje,aletoniemiałoznaczenia.Rokpóźniej
wstąpiłemdowojska,bezwiedzyojca,tobyłotakiepożegnalne„pieprzsię”dlastaruszka.–Zaśmiałsię
chrapliwie.–Chybaitaktoonwygrałnakoniec.

Pokonałamresztędzielącegonasdystansuispontanicznieobjęłamgowpasie,poczymmocnogo
przytuliłam.Poczułammiękkidotykjegocieniutkiejkoszulinapoliczku.

–Przykromi,żemiałeśpaskudnedzieciństwo–wyszeptałamzustamiwjegociele,żałując,żeniemogę
zrobićnic,bytymuściskiemuwolnićgoodbóluipamięci.–Możeczas,żebyśzacząłgromadzić
radośniejszewspomnienia…Niejestjeszczezapóźno.

Jeremiahmilczał,więcpodniosłamgłowęispojrzałammuwoczy.Spoglądałnamnie,lekkoprzechylony
ipodniósłdłoń,żebypogładzićmniepotwarzy.Jegooczyzabłysłytłumionymżarem–pragnąłmnie.
Uświadomiłamsobie,jakmocnoprzylgnęłamdoniego.Takjakwtedy,wsamolocie,dałamsięobrócići
przyprzećdościany,nademnązajaśniałapięknatwarzJeremiaha.Nabrzuchupoczułamwielemówiącą
twardość.Westchnęłam,nadstawiającustadopocałunku.

WodpowiedziJeremiahodsunąłsięokrok,wymykającmisięzobjęć.

–Niemogę–wymamrotał.Patrzyłwziemię.

Zamrugałam,zdezorientowana.

–Dlaczego?

Ontakżebyłsfrustrowanyrozwojemsytuacji.

–Niechcę…–zaczął,poczymznowuzamilkł.–Anya…

–Anya–powtórzyłamchłodnymtonem,rozdrażniona,żeoniejwspomniałwtymkontekście.Coona
miałaztymwspólnego?Skrzyżowałamręcenapiersiach,usiłujączdławićzazdrość,którarozrywałami
serce.–Czy…cośwasłączy?

background image

Bolałomnie,żemuszęwypowiedziećtesłowa,aleszybkonadeszłaulga,boJeremiahpokręciłgłową.

–Nie,międzynaminigdynicniezaszło.Aleprzypominaszmiją.To,jakabyła,zanimwszystkosię
zaczęło.–Znówurwał,wyraźnieporuszonytematykąrozmowy.Pochwilijednakmaskaznówzamknęła
sięztrzaskiem,ajegotwarzprzybrałatensamkamiennywyraz,któryzwyklenaniejgościł.Jeremiah
wyprostowałsięiwysunąłpodbródekwkierunkuobrazu.

–Proszę,żebyśschowałatozpowrotem.

Patrzyłam,jakwychodzizpokoju.Zaczęłamsięzastanawiać,ojakichjeszczetajemnicachwciążniczego
niewiem.

CzwartegodnianiewoliprzechodziłamwłaśnieobokgabinetuJeremiaha,gdyusłyszałamjakiśgłos
dobiegającyzzadrzwi.Odczasupełnejniedomówieńrozmowy,któramiałamiejscepoprzedniegodnia,
niezamieniłamanisłowazżywymczłowiekieminiktniechciałmipowiedzieć,czyśledztwoposuwasię
naprzód.Poczułamprzypływdeterminacjiibezpukaniaotworzyłamdrzwi,poczymwtargnęłamdo
wnętrza.Odrazustałosięjasne,żemieliśmygościa,chociażniewidziałam,żebyktokolwiekwchodził.
Rudakobietasiedzącazawielkimbiurkiemodwróciłasięzmojąstronę.Zdziwiłamsię,gdyrozpoznałam
Celeste,dyrektorkęoperacyjnąwHamiltonIndustries.Onateżwydawałasięzaskoczonamoimwidokiem
iprzeniosławzrokzemnienaswojegoszefa,którysiedziałpodrugiejstroniebiurka.

–Wczymmogępomóc?–głosJeremiahazabrzmiałbardzooficjalnie,awspojrzeniukryłasię
dezaprobata.Jednoidrugietylkoumocniłomniewmoimpostanowieniu,więcwprzypływie
brawurowejodwagipodniosłamwyżejbrodę.

–Chciałabymsiędowiedzieć,kiedybędęmogławrócićdodomu.

Zamierzałamzapytaćowynikiśledztwa,aleobecnośćCelestezbiłamnieztropu.PozamatkąJeremiaha,
jeszczenigdyniewidziałamnaterenieposiadłościżadnejkobiety.Naszczęście,onateżwydawałasię
zmieszana,albomojąobecnością,albosytuacją.Przynajmniejniebyłamtujedynąosobą,któranie
wiedziała,cojestgrane.

–Możemyporozmawiaćotympóźniej,paniDelacourt.–Nabiurkuzawibrowałtelefon.

Jeremiahzgarnąłgogwałtownymruchemiwstałzmiejsca.–Paniewybaczą–powiedział,obchodząc
biurkoikierującsiędodrzwi.Ajastałamigapiłamsiębezmyślnienapustemiejsce,któreprzedchwilą
zajmował.

–Czytywieszmoże,ocotuchodzi?–spytałaCeleste.Wydawałasięwzburzona,chybapodzielałamoją
frustrację.

Mogłamtylkowzruszyćramionamiipokręcićgłową.

–Acotywiesz?–spytałam,usiłującwybadaćCeleste.Możeznałajakieśnoweinformacje.

–Nic,pozatym,żeEthannieodstępujemnienakrok.–Rudowłosakobietagwałtowniepodniosłaręcez
irytacją.–Przydzieliłmicałodobowąochronę,aleniechcepowiedziećdlaczego.Jeremiahzostawiłmi
teżnagłowiecałąfirmęimamtrochękłopotów.–Popatrzyłanamniezezniecierpliwieniem.–Atycały
czassiedzisztutaj?

background image

Przytaknęłam.

–Niepozwalaminawetwyjśćzdomu.

Celestezmrużyłaoczy.

–Wieszcokolwieknatemattego,cotujestwogólegrane?Niecierpię,kiedyEthaniJeremiahzaczynają
udawaćsamcówalfa.Doprowadzamnietodoobłędu.

–Nieżartuj–prychnęłam.–Coinnegonadopiekuńczość,coinnegozwykłechamstwo.–

Celestepotwierdziłamojepodejrzenie,żeniewiedziałaopróbieotrucia,aleniebyłampewna,ilemogę
jejzdradzić.Ogarnęłamniepokusa,żebyzwierzyćsięzewszystkiego.Przynajmniejmiałabymkogośpo
swojejstronie.Niestetyprzegapiłamswojąszansę,dogabinetuwrócił

Jeremiah,atużzanimwszedłEthan.

–Remi,powiedzmi,cosiędzieje–zażądałaCeleste.–Ludziedobijająsiędociebie,chcąspotkańi
zebrań,ajamuszęichzwodzić.Niewiem,coimmówić.

–Nieradziszsobiezeswojąpracą?–spytałchłodnoJeremiah,przekrzywiającgłowę.–

Możepowinienemprzekazaćczęśćtwoichobowiązkówinnymdyrektorom?

NatwarzyCelestewidaćbyłourażonądumę.Niespodobałjejsiępomysł,żemiałabydzielićsię
zadaniem.Wkońcupodniosłarękęiwymierzyławmiliarderapalec.

–Maszczasdokońcatygodnia.Potemchcęusłyszećjakieśodpowiedzi–odparła,patrzącnaniego
wściekle,jakgdybysprawdzając,czyośmielisięsprzeciwić.

Jeremiahkiwnąłgłową,wyraztwarzyCelestenatychmiastzłagodniał.Kobietaruszyładowyjścia.
ZsunęłarękęEthanazwłasnegoramienia,alewielkiochroniarzwogólesiętymnieprzejąłi,wciąż
górującnadCeleste,wyprowadziłjązgabinetu.Drzwiszczęknęły,zamykającsię,ajapopatrzyłamna
Jeremiahaiodkryłam,żeonjużodjakiegośczasuspoglądałnamnie.

–Proszę,powiedzmi,conowegowśledztwie.

Niechciałam,żebymojaprośbazabrzmiałatakbłagalnie.Celestewbardziejstanowczysposób
sformułowałażądanieinformacjiigdzieśwgłębiżałowałam,żeniepotrafiębyćtaka,jakona.
Zobaczyłamjednak,żewoczachJeremiahapojawiasięcieńmiękkości.Wysunąłwielkądłoń,by
odgarnąćmikosmykwłosówztwarzy.Wstrzymałamoddech,gdyjegopalcemusnęłymojąszczękęi
objęłyszyjętużpodpodbródkiem.Rozpłynęłamsięzrozkoszy,przywierającdojegodłoni.

Którabłyskawiczniezostałamiodebrana.Wytrąciłomnietozrównowagi,więcpołożyłamrękęna
biurku,aJeremiahodstąpiłokrokinaglepopatrzyłnamnieponuro.

–Ponoszęodpowiedzialnośćzatwojebezpieczeństwo–powiedziałlodowatymtonem,odwracającsię
wstronębiurka.

background image

Przeszyłmniegniew.

–Mogłabympoprostuwyjśćiniedałbyśradymniezatrzymać.–Tostwierdzeniefaktuwkońcu
przyciągnęłojegouwagę.Jeremiahzbliżyłsięgroźnie,zpełnymfuriiwyrazemtwarzy,alenie
zamierzałamdaćsięzastraszyć.–Zrobiłeśzemniewięźnia–ciągnęłam.–Niechceszminicmówić.
Mamtegodosyć.

–Podpisałaśumowę,wktórejobiecałaśspełniaćmojepolecenia–warknąłwściekle.–

Iniewyjdzieszztegodomu.

Cofnęłamsię,aJeremiahpodążyłzamną.Wyprostowałamplecyipopatrzyłammugniewniewoczy.

–Wtejumowiebyłteżzapisotym,żewkażdejchwilimogęjązerwać.Jeśliniepowieszmi,cosię
dzieje,zrywamumowęipoprostuwyjdę.

Niemiałamjużnicwięcejdopowiedzenia,więcodwróciłamsię,bywyjśćzgabinetu.

Niezrobiłamnawetkroku,gdynaglewszystkozawirowałomiprzedoczamiizostałamprzypartado
ściany.Uderzenieniezabolało,alezdziwiłamsięiszerokootwierającoczy,spojrzałamwtwarz
Jeremiaha.Stoickiszefzarządugdzieśzniknął.Sprowokowałamgo,obudziłambestię.

Stałnademnąjakwieża,gniotącmojeręcewstalowymuścisku,aletengwałtownyruchchybaprzyniósł
muulgę.Gdyznówzacząłpieścićmojątwarz,wjegooczachgdzieśgłębokozapłonął

dawnyogień.

–Próbowałemcisięoprzeć–wyszeptał,wodzącoczamizawłasnymipalcami,któregładziłymoją
skórę.–Jestemjaktoksyna.Ci,którzysąblisko,jakty,doświadczająjejdziałania.

Powinienemotobiezapomnieć,wysłaćcięgdzieśdaleko…

Sercezmiękłomijakmasło.Proszę,nieopuszczajmnie,pomyślałam,niechcącprzesadnieanalizować
potężnejfaliuczuć,któramnieogarnęła.GdykciukJeremiahaprzemknął

pomoichwargach,pochwyciłamgosprawniezębamiiprzytknęłamjęzykdoszorstkiejskóry.

Gwałtownienabrałpowietrza,ściskającmniemocniejzaramię.JegojabłkoAdamaporuszyłosię,gdy
przełykałślinę.Skoncentrowałamwzroknaustach,wspomnienietychwargijęzykapieszczącychmoje
ciałoprzyprawiłomnieotrudnościwoddychaniu.

–Niejestemdżentelmenem–jęknął,omiatającwzrokiemmojerysy.Jegodłońzmierzaławstronęmoich
piersi,alezacisnąłjąwpięść,powstrzymującsięodtego,cochcialzrobić.–

Patrzęnaciebieiwidzętylkoto,jakłatwomógłbymcięzniszczyć.Jużrazomalprzezemnienieumarłaś
i…

PoruszyłamramionamiikumojemuzdziwieniuJeremiahpozwoliłmisięuwolnić.

background image

Popatrzyłnamniezachmurzonymwzrokiem.Uznał,żechcęgoodrzucić,alezanimzdołałsięodsunąć,
ujęłamjegobrodęwdłonie.

–Chceszwiedzieć,cojawidzę,kiedypatrzęnaciebie?–spytałamcicho,patrzącmuwoczy.Poczułam
skurczwsercunawidokskrytegownichpragnienia.–Widzępięknegomężczyznę,którydoprowadza
mniedoszału.Któregowszystkiemarzeniazostałybrutalniezdeptaneprzezżycie.Iniczegowięcejnie
pragnętylkotego,bytonaprawić,aleniemamtylesił.

–PogładziłamkciukiempoliczekJeremiaha,poczymsięgnęłampojegodłonieipodniosłamjedoust.–
Obiecałam,żedamciwszystko,czegozapragnieszidotrzymamsłowa–ciągnęłam,poczym
pocałowałamjegodłońipozwoliłam,byspoczęłamipodszyją.–Możeszmiwierzyć,niejestemtaka
krucha,najakąwyglądam.

Przełknąłślinę,patrzącnaswojąwłasną,wielkądłoń,którąobejmowałmigardło.

Poprawiłuchwyt,ajaprzechyliłamgłowę,nieprzerywającjednakkontaktuwzrokowego.Tymrazem
trzymałamręceprzybokach,aJeremiahprzyglądałsię,jakjegociemnadłońkontrastujezmojąbladą
szyją.Gdywkońcupodniósłnamniewygłodniaływzrok,wodpowiedzimojebiodrazapłonęły.

–Weźmnie,panie–szepnęłamidosłowniezobaczyłam,jaktesłowaprzełamałyostatniąlinięoporu
Jeremiaha.

Bezsłowaporwałmniewramionaiwyniósłzgabinetu,bezszelestnieprzechodząckorytarzemdo
pobliskiej,wielkiejsypialni.Posadziłmnieobokłóżka,apotemzatrzasnął

izamknąłdrzwi.Wmilczeniuobserwowałamjegopoczynania,oczekującnarozkazy.

–Zdejmijcałeubranieiuklęknijprzyłóżku.

Poczułamulgęwcałymcieleiradosnepodniecenie.Przedoczamistanęłymichwile,gdyporaz
pierwszyusłyszałamtengłos,tęrozkazującąmoc,którabiłaodkażdegosłowa.Jeremiahmógłbyczytać
encyklopedię,ajaitakzrobiłabymsięmokra.Kiedyjednakmierzyłmnietakimspojrzeniem,zaczynałam
siępalićżywcem.Nieuciekającodtegowzroku,powolirozpięłamkoszulęistrząsnęłamjązsiebie
ruchamiramion.Opadłaluźnonapodłogętużzamną.Potemzabrałamsiędospodni,luźnymateriał
spłynąłdomoichstópiuformowałmałąkałużę,zktórejwyszłam.

Jeremiahomiótłmnieszybkimspojrzeniem,poczympokręciłgłową.

–Powiedziałem:całeubranie.

Mojetętnoprzyspieszyło,alesięgnęłamzaplecy,byrozpiąćstanik.Ściągnęłamramiączkazrąkidrżąc
odsłoniłamprzednimpiersi.Wmoimbrzuchuzabulgotałpłynnyogień.

Niemalczułam,jakJeremiahpieściwzrokiemmojeciało,któredrżałozpragnieniawodpowiedzina
jegopożądanie.Gdyusunęłamcieniutkąpowłokętkaninyzpiersi,chłodnepowietrzewokolicymoichjuż
stwardniałychsutkówprzyprawiłomnieowestchnienie.Stanikwylądowałnaziemi,obokporzuconej
koszuli.

Przełknęłamślinęizaczepiłamkciukiogumkęmajteczek,poczympowolizsunęłamjezud.Gdy

background image

wypięłamtylnączęśćciała,Jeremiahwydałzsiebiepełenaprobatyodgłos,więckontynuowałamten
ruchiprawiedotknęłamrękamipodłogi,zanimwkońcupozbyłamsięzwiewnegomateriału.Prostując
się,zobaczyłam,żeJeremiahmnieobserwowałzzachwytemwoczachprzyprawiłomnietoocudowny
wstrząs.

–Jesteśtakapiękna–szepnął,ajazarumieniłamsięzrozkoszy.

Zbliżyłsiędoszafkinocnejisięgnąłzadrewnianymebel,bywyciągnąćstamtądbardzokosztownąna
okoczarnąpapierowątorbęzuszami.Żadennapisniewskazywałnato,jakamogłabyćzawartośćtorby,
więczciekawościąpatrzyłam,jakstawiająnastoliczku.

–Nałóżko,maszbyćnaczworakach!

Otworzyłamszerzejoczy,ztrudemoddychając.Wtejpozycjimusiałabymcałkowiciesięodsłonići
wydaćnajegołaskę.Nagość,azwłaszczarozbieraniesięprzyinnychludziachwciążjeszczebyłydla
mnieczymśnowym,alewzrokJeremiahaniedopuszczałprotestów.Sztywnowdrapałamsięnawysokie
łóżko,aninachwilęnieprzerywająckontaktuwzrokowego.Myślotym,żebędęmusiałaoddaćmu
najbardziejintymnezakamarki,bypotraktowałjetak,jaktylkozapragnie,byłatrudna–całemojeciało
oblałosięrumieńcem–aleJeremiahwydawałsięzadowolonytym,cozobaczył.Potrząsnąłtorbą.

–Zgadniesz,cojestwśrodku?

Dźwiękwskazywałnajakieśgrzechocząceprzedmioty,aleumysłmniezawiódł.

–Bielizna?–zaryzykowałam,chociażdoskonalewiedziałam,żetozpewnościąniejestcałaprawda.

Jeremiahuśmiechnąłsię,lekkiewykrzywieniejegowargprzyprawiłomnieodrżenie.

Naprawdęjestpiękny,kiedysięuśmiecha,pomyślałam,patrząc,jakJeremiahwyciągaztorbykolejne
przedmioty.

–Kupiłemjezmyśląotobie–powiedział,ustawiającjenastoliku.

Mójumysłpoczątkowoodmówiłzrozumieniatego,cozobaczyłam…Jeremiahwyciągnął

skórzanekajdankiiodłożyłjenabok.Przezchwilęwpatrywałamsięwczarnąskórę,apotemw
plastikoweprzedmiotyustawionenawierzchudrewnianegostolika.OmójBoże…Niemiałamzbyt
bogatychdoświadczeńerotycznych,alechociażnieznałamnazwwiększościtychrzeczy,tojednak
domyślałamsię,doczegomogąsłużyć.

Jeremiahwyciągnąłwąski,ciemnyplastikowyprzedmiotimałypojemnikzprzezroczystymlubrykantem,
poczymprzesunąłsięzamnie.

–Patrznaprzód–rozkazał,bowciążodwrócona,niespuszczałamgozoczu.

Drżączniepewności,popatrzyłamprzedsiebie.Niewiedza,conastąpi,wywoływaławemnielęk,ale
gdzieśwgłębiniemogłamsiędoczekać.OdkądpoznałamJeremiaha,widziałamidoświadczyłamrzeczy,
któreniemieściłysięwmoichnajdzikszychmarzeniach,icośmimówiło,żeznówsięniezawiodę.
Mimoto,podskoczyłam,gdypołożyłmirękęnaplecach.

background image

Usłyszałamwtedyjegoniskiśmiech.Bardzoseksowny.

–Jesteśtakapiękna–wyszeptał,głaszczącmnieponogach,apotempownętrzachud.–

Iwydananamojąłaskę.Tomisiępodoba.

ŚliskiepalceJeremiahaprzecisnęłysięprzezzakamarkimojegociaławstronępulsującegowejściado
mojegownętrza.Podskoczyłamzezdziwienia.Jeremiahchwyciłmniezabiodro,bymnieunieruchomić,a
tymczasemjegodłońkontynuowaławędrówkęnadół.

Dyszałam.Jedenpaleczanurzyłsięgłębiejwemnieizacząłdelikatnienacieraćnawąskieścianymojego
tunelu.Wyrwałmisięniskijęk.

Jeremiahznówzaśmiałsię,apotemjegokciukwspiąłsięwstronęmojegodrugiegootworuidelikatnie
wygładziłjegobrzegi.Podświadomieczekałam,ażJeremiahtozrobi,bojużwcześniejbawiłsięwten
sposób,alegdywkońcudotknąłmalutkiegofragmentuciałapomiędzydwiemajamami,ogarnęłamnie
falagorąca,któramniezadziwiła.Tendotyksamwsobiebył

wspaniały,nawetniezależnieodwszelkichinnychpieszczot.KciukJeremiahaokrążyłmalutką,lekko
pomarszczonądziurkę,poczymwdarłsiędośrodka.Znówjęknęłam,zaskoczonaswojąreakcją,alei
podniecona.

Śliskipalecznikł,ajegomiejscezajęłocośtępegoitwardego,cogwałtowniewypełniłomojewnętrze.
Pisnęłam,gdyprzedmiotzacząłpowoli,alenieubłaganiezagłębiaćsięwmojeciało.Prawienieczułam
bólu,boJeremiahporuszałprzedmiotempowolutku,alenapięcie,jakiewywoływałatarzecz,byłomi
zupełnienieznane.Minęłacaławieczność,zanimwypełniłmniecałkowicie.Niebolało,aleiniebyłomi
wygodnie.Zerknęłamwtyłizobaczyłam,żeJeremiahpodziwiaswojedzieło.Gdyprzyłapałmniena
podglądaniu,uniósłlekkokącikwargigestemjednegopalcakazałmisięodwrócićzpowrotem.

–Jeszczenigdytegonierobiłaś,prawda?–Gdygwałtowniepokręciłamgłową,zaśmiał

sięporazkolejny.–Poprzednimrazemtylkocięprowokowałem,terazzamierzamdobraćcisiędotego
słodkiegotyłeczka.

Ztrudemchwytałampowietrze,gdyJeremiahrozchylałmojepośladki.Zadrżałam,aniepewność
walczyławemniezpożądaniem.Czułam,żepowewnętrznejstroniemojegonagiegoudaspływacoś
wilgotnego,coprzyprawiłomnieozmieszanie,aleJeremiahgłębokoodetchnął.

–Och,Boże,jaktypachniesz–jęknął,wbijającpalcewmojebiodra.

Tobyłojedyneostrzeżenie–chwilępóźniejtwarzJeremiahaznalazłasiętużprzymojejodsłoniętej
cipce,ajegoustaijęzykprzedzierałysięprzezwrażliwepasmamojegociała.

Wydałamzsiebiepełenzaskoczeniaokrzykirzuciłamsięnaprzód,ztrudemtrzymającsięnałokciach,
któreoparłamokrawędźmateraca.Niemiałamdokąduciekać.Mogłamtylkospaśćzłóżkaalbocofnąć
sięwstronętychniewiarygodnychust.RęceJeremiahaniepozostawiałymizbytwielkiegopolana
manewryiprzytrzymywałymojebiodra,podczasgdyjegowargiijęzyk,atakże–oBoże!–zęby
szczypały,kąsałyizasysaływrażliweciało.Jeremiahzdjąłjednąrękęzmojegodrżącegouda,wcisnął
palcewpełnewilgociwejścieizacząłmniegłaskać,nieomylnieznajdującwłaściwemiejscatak,żepo

background image

chwilibyłamjużtylkorozstrzęsionymchaosem.

Obiektwmoimtyłkuzmieniłpozycję,przesunąłsiędrobinę.Zesztywniałampodwpływemtego
dziwnegodoznania.Itakbyłamzdziwiona,żeczujęcośtakiegomimopowodzirozkoszy,alenie
odwracałotomojejuwagi.Gdyprzedmiotporuszyłsięporazdrugi,uświadomiłamsobie,żeJeremiahz
rozmysłemprzekręcatwardąrzecz,aledziałaniajegoust,któreskubałymiwewnętrznąstronęudi
palcówukrytychwmoimwnętrzuskuteczniemnierozproszyły.

GdyJeremiahwstałiprzesunąłsięwmojąstronęłóżka,poczułam,żemateraczamnąsięunosi.Leżałam,
zadyszana,naczworakach,usiłującuspokoićdrżąceciało.Pogłaskałmojągłową,apotemplecy.
Zauważyłamtużprzedsobąwielkiewybrzuszeniewjegospodniach.

Wciążniecooszołomiona,wyciągnęłamrękę,żebypogładzićczubekprzezmateriał,zbadałamdługośći
masęcałegoczłonka.Jeremiahzadrżał,gdygodotknęłam,alesięnieodsunął–jegodłonienadaltańczyły
pomoichplecach.Tomnieośmieliło.Rozpięłamspodnieiodsunęłamsuwak,apotemzanurzyłamdłońw
rozpięteubraniaiuwolniłampenisazuwięzi.

Pochyliłamsięimusnęłamdelikatniejęzykiemsamnabrzmiałykoniuszek–Jeremiahnaglezadrapałmi
paznokciamiplecyijęknął,ajajużniepotrzebowałamniczegowięcej.

Wychyliłamsiętakdaleko,jaktylkołóżkopozwalałoidałamsiebiewszystko,ssącgłówkęi
przesuwającjęzykpocałejdługościsztywnegoczłonka.DłonieJeremiahapowróciływstronęmoich
włosów,zacisnęłysięwpięści.WsunęłampalcemiędzynogiJeremiaha,objęłamjegociężkiejądraiz
przyjemnościąusłyszałamkolejnyświstgwałtownienabieranegopowietrza.

Gdzieśwgłębibałamsięwłasnejniepowstrzymanejżądzy,alewtamtejchwiliniepotrafiłampragnąć
niczegoinnegoniżspełnienia.Wciążpłonęłamzpożądaniajegodotyku,każdyruchprzypominałmio
przedmiocie,którywciążtkwiłwmoimwnętrzuirozciągałmnieodśrodka,żebymbyłagotowana
przyjęcieJeremiah.Bolałomniesamocentrummojegociała,złaknionewypełnienia.Przemyciłamwolną
dłońmiędzywłasnenogiiuniosłamsięlekkonałokciu.

Jeremiahnagleoderwałsięodemnie,jegokutaswysunąłsięzmoichustzcichutkimmlaśnięciem.
Poczułamgwałtownegoklapsa.Zdziwiłomnieizabolałojakużądlenie.

Wzdrygnęłamsię,nieruchomiejąc.

–Dostałaśpozwolenie?

Niepewna,jakodpowiedzieć,znówwyciągnęłamdłoń,aleJeremiahuniósłmigłowę,tak,że
popatrzyliśmysobiewoczy.

–Czyzamierzałaśsiędotykać?

Wjegogłosiebrzmiałacałkowitakontrola,awspojrzeniukryłosiężądanieodpowiedzi,któregonie
mogłamzlekceważyć,mojeciałościsnęłosięzniespełnionejpotrzeby.

–Tak,panie–odparłamszeptem,instynktownieczując,żekłamstwomiałobyfatalnekonsekwencje.

Jeremiahkiwnąłgłową.

background image

–Aczyudzieliłemcipozwolenia?

–Nie,panie–szepnęłam.Znówprzytaknął,amojeciałoprzeszedłrozkosznydreszcz.

Jeremiahporzuciłmojątwarziwróciłnatyłłóżka.Przemknąłdłoniąpomoichplecach,delikatnie
muskającrzeczwmoimtyłku,jakgdybychciałmioniejprzypomnieć.

–Comamzrobićkomuś,ktoniejestmiposłuszny?

Przesunąłpalcepomoimciepłymciele,wciążwibrującymodklapsa,jakbyusiłował

pomócmiwodpowiedzi,aleniebyłamwstaniesięodezwać.Niepotrafiłampoprosićokolejnego
klapsa,aleuderzenieokazałosięzadziwiającopotężnymbodźcem.Niepodniecał

mnieból–nawetlekkiklapsniesprawiałmiprzyjemności–alezjakichśprzyczynnamyślotym,że
zostanęukarana,zaczęłamsięwićzekscytacji.Nastolikuprzyłóżkuleżałymiędzyinnymiwiosełkoi
aksamitnybacikowielujęzykachizadziwiającomiękkiejrączce.

Czarno-czerwonaskóraprzykułamojąuwagę.Biczyk,chociażmożetozabrzmiećgłupio,zewzględuna
jegofunkcję,wydawałsięniemalładny.GdypalceJeremiahazawisłynadwiosłem,zesztywniałam,
rozluźniłamsię,gdypochwyciłybiczyk.

–Podobacisię?–szepnąłJeremiahznutkąrozbawienia.

Zarumieniona,odsunęłamtwarz,aleonchwyciłmniezabrodęizmusił,bympopatrzyłamuwoczy.

–Niechcę,żebyśwstydziłasięciekawości.–Pogładziłkciukiemmójpoliczek.–Wiem,żejesteś
niewinna,ibędędelikatny,alemoimcelemjestdaćcirozkosz.Potrzebujętwojejpomocy.Powiedz,czy
widokbiczykaciępodnieca?

Kiwnęłamgłową,aleJeremiahnieprzyjąłtejodpowiedzi.

–Muszęcięusłyszeć.

Wypowiedzenietegosprawiłomiwieletrudu.Przełknęłamślinęiwzięłamgłębokioddech.

–Tak,panie.

–Todobrze.–Poniósłbiczykiuderzyłsięwrękę.Rzemieniezgłośnymtrzaskiemliznęłyjegociało.
Ogarnęłomnienapięcie.Wcojasięwpakowałam?

–Zamknijoczy.

Spełniłampolecenie,czującgwałtowneprzyspieszenietętna,gdymojepowiekiprzesłoniłaprzepaska.
Zaczęłamdrżećiogarnąłmnienagłystrach,alenieporuszyłamsię,gdyJeremiahznówzająłpozycjęza
mną.Miałamsilnąpokusę,byzerwaćzoczucieniutkiskrawekmateriału,alewyobraziłamsobie,jaka
karaczekałabymniezadwawykroczeniapodrząd–tomusiałobyćcośowielegorszegoniżklaps.O
czymtywogólemyślisz,skarciłamsię,towszystkojakiśabsurd!Dlaczegopozwalasztemumężczyźnie,
bytakciędotykał,jużniewspominającobiciu…

background image

Pierwszedotknięcierzemienianiebyłomocne,aleitakmniezaskoczyło.Drugiciosokazałsiębardziej
dotkliwyiwylądowałbliżejmojejszparki.Napięłammięśnie,usiłującochronićodsłoniętewnętrze
przednarzędziemkary.

–Rozsuńkolana.

Bezprzesady!Rosławemniepokusabuntu,alebyłamzdeterminowana,byprzeżyćtodokońca.
Rozluźnienieciałaprzyszłomiztrudem.Zmusiłammięśniedowspółpracy,zaciskającdłoniewpięści,
bytrochęulżyćnapięciu.Przedmiot,którykryłsięwmoimwnętrzu,przestałmiprzeszkadzać,amożesię
doniegoprzyzwyczaiłam.Trudnobyłomizapanowaćnadcałymtymdoświadczeniem.

Bicztrzasnąłjeszczedwarazy,poczymwkońcutrafiłwmojeodsłonięte,najdelikatniejszefragmenty
ciała.Zaskowyczałam.Przeszyłmnieszczypiącyból,alenieczułam,bycośmisięstało,więcmogłam
wytrzymaćkolejnetrzyuderzenia.Gdypadłostatnicios,dyszałamibolałymniecałeplecyiuda.
Jeremiahzupełniesięniehamował,wiedziałam,żenamojejjasnejskórzenapewnowidaćśladypo
rzemieniu.

Jegodłońpogładziłamojąwrażliwąskórę,miękkopodążajączapalącymiśladamipobiczu.

–Cieszymniewidokznaku,jakiwypaliłemnatwoimciele.

Czekałam,niepewna,coteraznastąpi.Pochwiliwokółmoichbioderzacisnęłosięcościenkiego.Na
czułypączekpomiędzymoimiudamizacząłnapieraćjakiśniewielki,aletwardyprzedmiot,chyba
wykonanyzplastiku.Gdynaglezacząłwibrować,stęknęłam.

–Pomyślałem,żecisiętospodoba–powiedziałJeremiah,gładzącdłoniąmojemokreudo.–Tenzajmie
siętylkotwoimguziczkiem,mamteżwiększy,którystymulujewszystkonaraz,aleprzeszkadzałbymiw
realizacjimoichzamierzeń.–Przytrzymałmniezabiodra,bozaczęłammiotaćsięitrząść,przenikana
kolejnymiiskramiprzyjemności.–Jesteśkurewskoseksowna.

Prawieniezauważyłam,żemateraczamnąsięugiął,zabardzopochłaniałymniedoznaniaszarpiące
moimciałem.Naglecośdźgnęłomójociekającywilgociąwlotdotunelu,cośdelikatnierozchyliłopłatki
ciała,jakbypytałoopozwolenie.Odchyliłamsięwtyłzjękiem.

Oślepionaopaską,mogłamtylkokoncentrowaćsięnarozkoszy,apragnęłampoczućJeremiahawsobie.
Wysłuchałmojegopragnieniaiwypełniłmnie,wciskająccałądługośćsztywnegoczłonkawmojewąskie
wejście.Gdyznalazłsięwśrodku,znówpoczułamobecnośćprzedmiotuwmoimtyłku,któryzdrugiej
stronynapierałnaściankitunelu.

–Boże!–Jeremiahnachyliłsię,przyciskającdomnienagitors.Kiedyzdążyłsięrozebrać?Szybkimii
mocnymipchnięciamiwbiłmniewmaterac.Poddałamsiętympotężnymdźgnięciom,awmoimwnętrzu
zaczęłopotężniećnapięcienowegorodzaju,domagającesięrozładowania.Zustwyrywałymisięjęki,
zacisnęłamdłonienapościeli,byutrzymaćsięwmiejscu,gdyJeremiahrazzarazemwbijałsięwemnie
odtyłu.Rozsunąłmiszerzejkolana,zmieniłkątitrafiłmniewjakieśnowemiejsce,odbierającmiresztki
trzeźwości.

–Błagam…–wymamrotałam.Zmoichustwydobywałysiębardziejjękiniżsłowa.

background image

Orgazm,któregotakrozpaczliwiepotrzebowałam,byłblisko,wystarczyłobyjednowłaściwepchnięcie
i…

Wargiprzywarłydomoichłopatek,językzacząłsmakowaćskórę.DłońJeremiahasięgnęłaniżeji
przycisnęłamaływibratordomojegodrżącegocentrum.

–Chcęczuć,jakdochodzisz–wyszeptałgłosempełnymnamiętności,ajazprzeciągłymkrzykiem
przetoczyłamsięprzezkrawędźieksplodowałamrozkoszą.Orgazmwycisnąłzemnieresztęsił,które
jeszczezachowałam.Złożyłamtwarznarękachizaczęłamdyszećzwyczerpania.

Dopierozopóźnieniempoczułam,żeJeremiahwyszedłzemnie,apotemusłyszałamszelest
rozdzieranegoopakowaniazprezerwatywami.Wkońcuwyciągnąłzemnieprzedmiotizanimzdołałam
zrozumieć,cozamierzazrobić,jużpoczułamtępykoniuszekjegonabrzmiałegopenisauwrótmojego
ciasnegootworu.Delikatniedomagałsiępozwolenianawejście.

Wzdrygnęłamsięznagłejniepewności,chociażwciążjeszczewstrząsałymnąfalebędąceechem
orgazmu.

PalceJeremiahaprzemknęłypomoichbokach,prześlizgnęłysiępomiękkimcielenapiersiachidotarły
dobioder.

–Wielerazyśniłemotym,jakbymsięczuł,wciskającgowtwójciasnytyłeczek–

wyszeptał,składającpocałuneknamoimramieniu.–Obiecuję,żebędziecidobrze,proszę…

Czystepragnienie,jakiezabrzmiałowtymgłosie,poruszyłowemniejakąśstrunę–możeciekawość.
Ustąpiłam,aJeremiahprzedarłsięprzezciasnąbarierę.Wciemnościach,zprzepasanymioczami,
mogłamtylkokoncentrowaćsięnacielesnychdoznaniach.

Oddychaliśmyterazciężko,wtymsamymrytmie,aprzyjemność,jakąonniewątpliwieczerpał

ztegomałegonaruszeniatabu,znalazłaodpowiedźwogniu,którywciążwemniepłonął.Nieczułam
bólu,tylkonowy,dziwnyrodzajnapierania,alekiedyJeremiahnagleprzesunąłbiodra,gwałtownie
przybliżyłamsiędoniegoichwyciłammocniejzakrawędźłóżka.

Wznosiłsięiopadałnademną,przytrzymującmojeciałozobustron,cochroniłomnieprzed
zmiażdżeniem.Naślepowyciągnęłamręceiułożyłamjenajegodłoniach,agdyprzyspieszył,spletliśmy
mocnopalce.Moimcelembyłodaćmurozkosz,aleodkryłam,żejatakżeodczuwamcorazwięcej
przyjemności,wspomnieniapoorgazmiemieszałysięterazznowymidoznaniami.Jeremiahobjąłmnie
mocniej,jęknął,idoszedłbezsłowa,poczymgłowaopadłamunamojeplecy.

Fakt,żedałamspełnienietakiemumężczyźnie,przyniósłmiogromnąsatysfakcję.Żałuję,żeniewidzę
twojejminy,pomyślałam,gdyJeremiahpodniósłgłowęidelikatnieoderwałsięodemnie.Przezchwilę
nieruszałamsięirozkoszowałamwielkąulgą,poczympadłamnamaterac.

Niektóreczęścimojegociałabyłycudownieobolałe,coczułam,zwłaszczagdysięporuszałam.

Wyciągnęłamsięwygodnie.

background image

–Tobyłoniesamowite–szepnęłam,przymykającoczyiukładającgłowęnapoduszce.

–Było?–Jeremiahwydawałsięrozbawionymojąwypowiedzią.Wciążoślepionaprzepaską,usłyszałam
dziwnyklekot,aleniewidziałam,cosiędzieje.Pochwilizostałamprzekręcona,amojeręce
wylądowaływyciągniętezagłową.Zanimzdążyłamzaprotestować,namoichnadgarstkachpojawiłysię
grubekajdanki,którenastępniezeszczękiemzostałyprzymocowanedozagłówka.Otworzyłamustaze
zdumienia.Jeremiahuniósłnachwilęprzepaskę,odsłaniającmijednooko,alemojewściekłespojrzenie
wzbudziłownimtylkośmiech.

–Groziłaśmi,żegdzieśsobiepójdziesz–powiedział,opuszczającprzepaskę,tak,żeznówprzestałam
cokolwiekwidzieć.–Dziękitemunapewnozostaniesztu,gdziemogęcięchronić.Anarazieprzychodzi
midogłowykilkasposobównatwórczewykorzystanietejsytuacji.Maszochotęjepoznać?

Rozdział17

Popołudniepowoliprzeszłowwieczór,apotemwnoc.Jeremiahokazywałmiwieleuwagi.Gdyw
końcuuwolniłmniezkajdanek,nawetniepróbowałamuciekać,ogarniętaburządoznań,któremi
zafundował.Miliarderokazałsięnienasyconymkochankiem,ajamusiałamstanąćnawysokościzadania.
Czterokrotniebudziłmniepoto,bywymyślićnowąsłodkątorturę,iczterokrotniepadałampotembez
życia.Zapiątymrazemtojaobudziłamsiępierwszaiprzezchwilęczuwałamnadjegosnem.Był
rozluźniony,aświatłowpływająceprzezmatoweoknopięknieobramowałomutwarz.Delikatniejak
myśldotknęłamjegobrwiinatychmiastcofnęłamdłoń,gdyporuszyłsięweśnie.Byłtakipięknyicały
należałdomnie.

Narazie.

Niepojmowałam,jaktakimężczyznamógłchoćbyzwrócićnamnieuwagę,ajednakleżałtuprzymnie,
oferującmoimoczomprawdziwąucztę.Miękkapościelokrywałagotylkodowysokościpępka.
Chłonęłamwzrokiemjegopiękneciało,któregojedynąniedoskonałościąbyłybiałeblizny,ledwie
widocznewpółmroku.Serceścisnęłomisięboleśnie,bowiedziałam,przezcomusiałprzejść,skoro
zostałymupotymtakieślady.Coinnegowiedzieć,naczympolegażyciewwojsku,acoinnegopatrzeć
napamiątkipowalceiranach,którenazawszepozostanąsymbolemwszystkichmisji,wktórych
uczestniczy,łiniebezpieczeństw,którychmusiałzaznać.

Podążyłampalcemwzdłużliniiwłosównajegobrzuchuizpewnąsatysfakcjąstwierdziłam,że
prześcieradłoponiżejznówsięunosi.PrześlizgnęłamsięwstronęnógJeremiaha,delikatnie
zanurkowałampodpościelizaczęłamlizaćnabrzmiałągłówkę,poczymwzięłamdoustcałegokutasa.

Jeremiahwypiąłbiodra,przybliżającjedomoichwarg.Ośmielona,objęłamdłoniąpodstawępenisai
zaczęłamgogładzić.Mojewargipodążałyzaręką.Rósłcorazbardziej.

Uśmiechnęłamsię,przekrzywiającgłowę.Nawetjeślimiałamjakieśzahamowania,tonatęnoczupełnie
jeporzuciłam.

RękaJeremiahapowędrowaładomoichwłosów,usłyszałamniskijękdobiegającyzdrugiegokońca
łóżka.Zaparłamsiędłońmiojegobiodraiwsunęłampenisagłębokodoust,czując,jakwypełniamnieaż
pogardło.WtedyJeremiahodciągnąłmnieipołożyłnaplecach.

background image

Wylądowałnamnie.Najegopięknejtwarzyniezostałnawetśladsenności.Gdyrozsunąłminogi
kolanemibezżadnegowstępuwbiłsięwemniegłęboko,wyczułamwjegoruchachdesperackążądzę.

Zkrzykiemodrzuciłamgłowęiwbiłampalcewjegoplecy,zanurzającpaznokciegłębokowskórę.A
Jeremiahporuszałsięnademnąiwemnie.Chociażmojemięśnie,obolałeposzaleństwachtejnocy,
zaczęłyprotestować,niezważałamnanie.ObjęłamJeremiahanogamiwpasieibłagałamowięceji
więcejpchnięć.Przywarłwargamidomoichustiwpocałunkutymbyłasamanamiętnośćiżadnej
subtelności.Wyszłammunaspotkanie,zaplatającramionawokół

jegoszyi.Tymrazemnaszezespoleniebyłokrótkieiszybkie,aleorgazm,któryporwałnasoboje,w
końcuprzyniósłnamsen.

Kiedysięobudziłam,słońcestałojużwysokonaniebieileżałamsamawłóżku.

Przeciągnęłamsię,wyginającplecy.Zauważyłam,żekajdankiwciążsąprzypiętedozagłówka.

Tenwidokprzyprawiłmnieouśmiech,boprzypomniałomisię,comiałomiejsceledwiekilkagodzin
wcześniej.Ponocnychfiglachniewszystkieczęścimojegociaładoszłyodrazudosiebie,więc
pokuśtykałamdołazienki,żebywziąćciepłąkąpielitrochęukoićobolałemięśnie.Dałamsobiesporo
czasu,pozwalając,bywodapowoliłagodziławszystkieotarciaiprzegnałazmęczenie.

Tomójżołądekostateczniezdecydował,żeporajużiśćnadół,więcwytarłamsięiubrałam,szybko
zbierającwłosywplastikowąspinkę.Nadoleusłyszałamodgłosyjakiejśrozmowy,więczciekawości
poszłamzobaczyć,ktoprzyszedł.Przywejściuipodstawyschodównikogojednakniebyło,więc
skierowałamsiędokuchni,akonkretnieprostodolodówki.

–Pozwoliłamsobiesprawdzić,kimpanijest,pannoDelacourt–odezwałsięnieoczekiwaniejakiśgłos.

Omalnieupuściłammleka.Odwróciłamsiębłyskawicznie,bypopatrzećnakobietę,która
wypowiedziałatesłowa.

–PaniHamilton–odparłam.Podjejlodowatym,badawczymspojrzeniemczułamsiętak,jakby
przyłapałamnienakradzieży.–Niewiedziałam,żepaninasodwiedziła.

Zmierzyłamniewzrokiemzgórynadółizdołudogóry,mocnozaciskającprzytymwargi,ażprzybrały
kształtcienkiejlinii.

–Kobietyopanipozycjiekonomicznejczęstousiłująepatowaćmojegosynaswoimiwdziękami.
ZazwyczajjednakJeremiahmanatylerozsądku,byprzejrzećichzamiary.–Sapnęłazpogardą.–Niejest
paninawetspecjalnieładna,jegoostatniaasystentkamogłasięprzynajmniejpochwalićurodą.Proszęmi
powiedzieć,czypanimananiegojakiśhak?

Otworzyłamusta,aleniewiedziałam,copowiedzieć.

–Słucham?

Starszakobietaprzewróciłaoczami.

–Niewidzęinnegopowodu,dlaktóregomójsynmiałbysięzpaniązadawać.Obojepanirodzicenie

background image

żyją,zledwościąmożnaichzaliczyćdoklasyśredniej.Możeiznapanifrancuski,aleniemapani
żadnychkwalifikacji,żebyprowadzićjakikolwiekbiznes.Zrobiłpanidziecko?

Tobezczelnepytaniewytrąciłomniezrównowagitak,żestraciłammowę.Poczułamwzbierającywe
mniegniew,alesparaliżowanajejprotekcjonalnymspojrzeniem,byłamwstanietylkobezgłośnie
poruszaćustami.Chłodny,taksującymniewzroktejkobietybyłjakjedna,wielkaobelga,aleniemogłam
powiedzieć,cooniejmyślę.Zacisnęłamdłoniewpięści–

marzyłamtylkootym,byzetrzećjejztwarzytenuśmieszek,takwielkiebiłoodniejpoczuciewyższości.
Tylkowpajanelatamizasadydobregowychowaniatrzymałymniewmiejscu.

–Niejestemwciąży–zdołałamwkońcuwykrztusić,chociażniewyrażałotonawetpołowymyśli,które
kotłowałymisięwgłowie.

–Rozumiem.Czylipoprostujestpaniraczejprzykości.–Kobietasyknęła,kręcącgłowąz
niedowierzaniem.–Ipomyśleć,żesprowadziłpaniądorodzinnejposiadłości.PannoDelacourt,gdyby
miałapanichociażodrobinęrozsądkuczyklasy,natychmiastopuściłabypanimójdom.

Jednakzważywszynato,copanisobąreprezentuje,prawdopodobnieniemogęnatoliczyć.

–Wystarczy,mamo.

Jeszczechwila,acisnęłabymdzbankiemzmlekiemwtęzadowolonązsiebiekobietę.

ChociażpojawieniesięJeremiahanieosłabiłotegopragnienia,toprzynajmniejodwróciłouwagę
Georgii.Nawidoksynaprzechodzącegoprzezdrzwi,twarzstarszejkobietyprzybrałauroczywyraz.Ale
anija,aniJeremiahniedaliśmysięnabrać.

–Zdajesię,żewłaśniewychodziłaś–powiedziałlodowatymtonem.Tostwierdzeniespłynęłopojego
matcejakwodapokaczce.

–Och,tak,wychodzę,alezauważyłamtwojąślicznąasystentkę,więcprzystanęłam,żebyzamienićznią
paręsłów.

„Ślicznąasystentkę”,niechjąszlag!Omalniezmiażdżyłamwuściskuplastikowejrączkidzbanka.
Chciałamwrzasnąćnatękoszmarnąkobietę,alebyłamwstanietylkostaćwmiejscu,utrzymywać
równowagęmimodrżeniaipowstrzymaćrykfrustracji.

–Proszę,idźjuż–oświadczyłJeremiahstanowczym,alezmęczonymgłosem.–Zanimbędęmusiałna
zawszeodebraćciprawowstępudotegodomu.

Machnęłaręką.

–Cozabzdury,niemożesztegozrobić.Wychowałamcięwtymdomu,jesttaksamotwój,jakimój.A
pozatym,przecieżwiesz,żechcętylkotwojegodobra.Wszystkodlatego,żeciękocham.

Prychnęłamzniedowierzaniem,alejednospojrzenienaznużonątwarzJeremiahapowiedziałomi,żeten
argumentnieporazpierwszyprzewijasięwichrozmowach.

background image

–Czypanianitrochęnieszanujesyna?–spytałam.

Georgiazerknęłanamniezwściekłością.

–Trzymajsięzdalekaodnieswoichspraw–warknęła.–Niemaszpojęcia…

Ztrzaskiemodstawiłamdzbaneknamarmurowyblat,plastikpękłzdonośnymtrzaskiem.

–Panisynjestwłaścicielemtegodomuipozwalapaniodwiedzaćtomiejsce,gdytylkopanizechce,a
mimotousiłujemupaniwejśćnagłowęjakdziecku.Wiem,żetakniezachowujesięnaprawdędobry
rodzic,apaniniezasługujenalojalność,którąewidentniesynwciążdlapaniżywi.

TwarzGeorgiiwykrzywiłasięwfurii.

–Tymałasuko–wymamrotała,odwracającsięiuniosłarękę,jakgdybychciałamniespoliczkować.
Jeremiahbłyskawicznieznalazłsięprzynasiprzytrzymałmatkęzanadgarstek.

Wysunęłamdumniebrodę,rozpalałomnieoburzenie.Śmiałopopatrzyłamkobieciewprzepełnione
nienawiściąoczy.

–Niepozwolęciobrażaćgościwmoimdomu–powiedziałJeremiahcichymirozgniewanymgłosem.
Tymisłowamizmusiłmatkę,żebyzwróciłananiegouwagę.–

Andrews!–zawołał,poczymdopokojuwszedłszybkimkrokiemmłodyochroniarz.Dopierowtedy
Jeremiahpuściłramięmatki.–Proszę,odprowadźpaniądosamochoduidopilnuj,żebybezpiecznie
opuściłaterenposiadłości.Poinformujstrażnikówprzybramie,żeoddziśmogąjąwpuszczaćwyłącznie,
jeśliosobiściewyrażęnatozgodę.

–Ręceprzysobie–warknęłaGeorgia,gdymłodyochroniarzspróbowałwziąćjąpodramię.–Gdy
wyraziszzgodę?Jeremiahu,niewygłupiajsię,niebądźniemądry.–Synjednakmilczałipatrzyłtylko,jak
ochronawyprowadzagłośnoprotestującąmatkęzkuchni.Usłyszałam,żedrzwifrontoweotwierająsięi
zamykają,apotemwdomuzapanowałacisza.

Wypuściłampowietrze.

–Przepraszam,żenaskoczyłamnatwojąmatkę–wymamrotałam,podnoszącdzbanek.

Wplastikowejpodstawiezrobiłosiędużewklęśnięcie,alenaszczęścienicniepękło.

–Bywanaprawdętrudna.

OdpowiedźJeremiahabyłaprosta,ajednakwielemipowiedziała.

–Mimowszystko,totwojamama–ciągnęłam.–Niemiałamchybaprawasięodzywać.

Nietakwyobrażałamsobietenporanek,aleodwiedzinytejkobietyzatrułycałynastrój.

Straciłamapetyt,więcodstawiłammlekodolodówkiipodążyłamzaJeremiahem,którywychodziłz
kuchni.

background image

–Dowiedziałeśsięczegoś?

–Nie,niczego–odpowiedziałkrótko,więcmarszczącbrwi,postanowiłamzmusićgodorozwinięcia
tematu.

–Ethanwspominał,żemaszjakieśkontakty,czyktoś…

Jeremiahgwałtowniesięodwrócił.

–Cooncimówił?

Zamrugałam,zdziwionatąnagłązmianąhumoru.

–Nic–odparłamszybko,poczymdałamsięponieśćfrustracji.–Czylitosamo,coty.

Niewiem,cosiędziejewsprawieśledztwa,wiemtylko,żeomalnieumarłamiterazsiedzętujakw
więzieniu.

Jeremiahzesznurowałwargi.

–Próbujemyopanowaćsytuację.

–Jakąsytuację?Niktzemnąnierozmawia.

Przeczesałwłosypalcamiigłębokozaczerpnąłtchu.

–Obiecuję–powiedziałcicho–żeustalimy,ktopróbowałcięotruć.Akiedyusuniemytozagrożenie,
będzieszwolna.

Wysunęłamrękęwstronęwyjścia.

–Dlaczegosamcodziennieprzechodziszprzeztedrzwi,alemniezmuszasz,żebymzostawaławśrodku?

–Ktośmożenaciebiepolować.

Jegosłowabrzmiałybardzoprawdziwie,aleniepasowałydotego,cowidziałam.

–Toniejajestemcelem–wypaliłam,odpowiadającwściekłymwzrokiemnajegospojrzenie.–Samto
przyznałeś.Nieproszęcię,żebyśwymalowałmikółkostrzelniczenaplecachipuściłwświat,chcętylko
usłyszećjakieśodpowiedzi.

–Docholery,Lucy!–Przezchwilęwydawałomisię,żezarazwybuchnie,wjegooczachzamigotała
dzikafuria,jakiejnigdywcześniejuniegoniewidziałam.Tenwidokprzyprawiłmnieowstrząs,ale
ledwiesekundępóźniejniebyłoponimśladu.RysyJeremiahaznówsięwygładziły,auczuciaukryłyza
maską.Szalenieczmieniłsięzpowrotemwniezdradzającegoemocjiprezesazarządu,któregoznałam.
Albotakmisięzdawało,poprawiłamsięwmyślach,zdziwionatym,cozobaczyłam.

–Obiecałem,żesiętobązaopiekuję.–CichygłosJeremiahabrzmiałzwyczajnieispokojniejakzawsze.
–Proszętylko,żebyśniezadawaławięcejpytań,dlatwojegowłasnegodobra.Będzieszmogławyjść,

background image

kiedytylkobędziebezpiecznie.

Poniosłamklęskę.Miałamochotęrwaćsobiewłosyzgłowyzdesperacji.Jeremiahodwróciłsiędomnie
plecamiiwyszedł,cichozamykajączasobąfrontowedrzwi.Przeczesałamfryzuręzesztywniałymi
palcami,niechcącyrozpinającspinkę,którastuknęłaopodłogę.Wtamtejchwilinaprawdęmnietonie
obeszło.

Niemogłamwręczznieśćfrustracji.Usiłowałamgłębokooddychać,alenicniełagodziłowzbierającego
wemniegniewu.Tendomstałsięmoimwięzieniem,aJeremiahpełniłfunkcjęstrażnika.Matoweszyby
woknachsłużyłyzakraty,botechnologiawięziłamniewśrodkuniegorzejodżelazaczyinnych
metalowychbarier.Odprzyjazduniewidziałamświatanazewnątrz

–nieliczącwyglądaniaprzezokienkowłazience.Absurdalnamyśl,żeutknęłamtunazawsze,posłała
mnienadrugikoniecsalonu,podtylneoknaidrzwi,którewychodziłynapatio.

Dotknęłamchłodnejklamki.Zanimzdołałamwybićsobiezgłowytenpomysł,przekręciłamjąi
otworzyłamdrzwi,chłonącwzrokiemkrajobrazioceanoddalonyoniecałestometrówodtyłu
budynku…

Ibłyskawiczniejezamknęłam,ogarniętastrachemprzedtym,comogłoczyhaćzanimi.

Moimciałemwstrząsnąłszloch.Przytknęłamdłońdoust,bystłumićkolejny.Niebądź

takąofiarąlosu,powiedziałamsobie.SkoroJeremiahpokonujetenstrachkażdegodnia,totyteżmożesz.
Przezchwilęmiałamdoniegożal.Toonpodsunąłmimyśl,żejateżmogębyćcelem.

Aprzecieżtaknaprawdębyłamnikiminiktniemiałpowodunamniepolować.Wkońcumusiałamsię
zmierzyćzcałymnapięciem,jakiewywoływaławemnietasytuacja.Chwyciłamsięmocnościany,
jakbymdziękitemumogławziąćsięwgarść.Odetchnęłamkilkarazygłęboko,całaprzytymdrżąc.Ipo
dłuższejchwiliwkońcuprzestałamszlochać.Byłamwyczerpana,aletakbardzochciałamwyjść.
Musiałamwydostaćsięzdomu,wprzeciwnymraziechybabymoszalała.

Myślałam,żeledwootworzędrzwi,wdomuzawyjealarm,alegdyprzekręciłamklamkęiuchyliłamjeo
milimetr,nieodezwałsiężadendźwięk.Żadnedzwonynieobwieściłyświatumojejucieczkiigdzieśw
głębiczułamsięzawiedziona,żetakdługozwlekałambezpowodu.

Czylitobybyłonatyle,jeślichodziozabezpieczenia,pomyślałamkpiąco.Ucieszyłamsię,żeniezłapią
mnieodrazu,iotworzyłamdrzwiszerzej,bywyjrzećnazewnątrz.Wzasięguwzrokuniemiałamżadnego
ochroniarza,aprzejścieprowadziłoprostonadwodę,wstronęprzystani,którącodzienniewidywałam
przezokienkowłazience.Graniceposiadłościporośniętebyływysokimidrzewami,któreprzesłaniały
sąsiadomwidok.Wpowietrzuczułosięzimowychłód,anaoceaniewzasięguwzrokuniebyłożadnych
łódek.Paniczneściskanieklamkiniemogłomniedonikądzaprowadzić.Terazalbonigdy.

Przekradłamsięprzezdrzwiinerwowym,nierytmicznymkrokiemzeszłamnadółnatylneschody,które
prowadziłyzpatiowstronęprzystani.Gdysięobejrzałam,zauważyłam,żezapomniałamzamknąćdrzwi,
alewiedziałam,żegdybymsięwróciła,tonigdynieznalazłabymwsobieodwagi,byznówwyjść.
Czułamsięfantastycznieznównawolnościichwilowonieprzejmowałamtym,czystrażnicymnie
zobaczą.

background image

Domeknaprzystanizbliskaokazałsięjeszczebardziejinteresujący.Zdalekawydawałomisię,żeto
zwykłachatka,alewrzeczywistościbyłtodwupiętrowybudynekdopasowanykształtemdolinii
brzegowej,azdolnegopiętrawychodziłosięnamolobiegnącenadwodą.

Górnepiętroznajdowałosięnapoziomieparteru;schodyzbokubudynkuwiodłynadół,gdzie
wybudowanoprzystańdlałodzi.Aleniewidziałam,bycokolwiekkołysałosięnawzburzonejwodzie.
Gdysięzbliżyłam,zauważyłam,żenawyższympiętrzezaaranżowanolokalmieszkalny,chociażsądząc
postanieelewacji,oddawnaniktgoniezajmował.Konstrukcjadomkubyłazupełnieinnaniżgłównej
posiadłości,znaczniestarszaibardziejnadgryzionazębemczasu.

Czułosięturustykalnyklimat,któregobrakowałoweleganckimdomuJeremiaha.Chociażdomek
wydawałsięniezwyklewytrzymały,tojednakżywiołyznakomicieporadziłysobiezpowłokamifarb
pokrywającychniegdyśdrewno.Częśćpodłogiporastałyzieloneliszaje,którepożarłyteżczęśćboazerii
iwystawałyspodpozostałościfarby.

Dotarłamdowyłożonegodeskamiprzejściaprowadzącegodobudynku.Mokredrewnozapadałosię
delikatniepodmoimistopami.Wtejsamejchwiligdzieśnaterenieposiadłościrozległsiędzwonek.
Sercestanęłominachwilęiprzebiegłamostatnichkilkakroków,rozglądającsięzawejściem.Gdysię
obejrzałam,zobaczyłamtrzechstrażnikówbiegnącychwstronęwielkiegodomu.Rozdzielilisięizniknęli
zarogami.

Szukalimnieczyjakiegośintruza?Myśl,żemordercamógłspacerowaćpoterenieposiadłości,
przyprawiłamnieoparaliżumysłu.Zwymyślałamsięwduchuzapomysłzbuntem.

Idiotka,kretynka!Cośtysobiewyobrażała?

Błyskawicznieomiotłamwzrokiemdomeknaprzystaniiznalazłamwejście.Natychmiastpobiegłamw
tamtąstronę,wposzukiwaniuschronienia.Weszłamdośrodkaiszybkozamknęłamdrzwizasobą.
Przyłożyłamgłowędodrewnaiwyjrzałamprzezokno.Corazwięcejstrażnikówzbierałosięwokół
otwartychdrzwipatio,przezktórewyszłamkilkachwilwcześniej.Ogarnęłomnierozczarowanie.Ale
będęmiałakłopoty,pomyślałamznagłympoczuciemwiny.

Kątemokazauważyłamjakiśruch,alezanimzdążyłamzareagować,czyjaśdłońzatkałamiusta.
Wrzasnęłam,czyraczejspróbowałamwydaćjakiśdźwięk,ajakieśsilneramionaodciągnęłymnieod
okna.Wierzgając,przewróciłamwiklinowyfotelilampę,aleniezdołałamsięuwolnić.Kopnęłamza
siebie,alenapastnikzłatwościązrobiłunikprzedmoimsłabymciosem.OBoże!–pomyślałamżałośnie
wprzypływierozpaczy.Zarazzostanęzabita,prawda?

Takmiprzykro,Jeremiahu…

–Noproszę,cozaspotkanie–powiedziałczyjśjowialnygłos.–Naprawdęmiałemnadzieję,że
następnymrazemzobaczymysięwmilszychokolicznościach.

Byłamwszoku.Gdyrozpoznałamgłos,przestałamsięmiotać.

–Naprawdęmusisznauczyćsiękilkusztuczek–ciągnąłnapastnik.–Szybkomożnanauczyćsię
przewidywaćtwojeruchy.Aterazproszęcię,skarbie,niekrzycz,boniechciałbym,żebyniewłaściwi
ludziedowiedzielisię,gdziejesteśmy.

background image

Dłońpuściłamojeusta,ajawciążmilczałam,niewiedząc,comyśleć.Mężczyznaaninasekundęnie
przestawałmocnościskaćmniezaręce,którewykręciłmidotyłu.

–Czytomójkoniec?–szepnęłamzsercemwgardle.

–Tozależyodtego,jakszybkozjawisięmójmłodszybraciszek.–Gładkadłońpowędrowaładomojej
szyi,objęłamnieiprzyciągnęłamocnodociałanapastnika.–Założymysię?

Rozdział18

Zadrżałamwjegoramionach,rozglądającsięzajakąkolwiekbronią.Tendomekkiedyśzpewnościąbył
zamieszkany.Wokółstałymeble,ukrytewwiększościpodprześcieradłami.

Wktórymśmomencieprzestrzeńmieszkalnąprzerobiononaskładzik.Zakurzonewnętrzewypełniały
niezliczoneprzedmioty,niektórepodwieszonepodsufitem.Nicjednaknieznajdowałosięnatyleblisko,
bymmogłategoużyć.

–CzytotyusiłujeszzabićJeremiaha?–spytałam,grającnazwłokę.

Lucaszaśmiałsię,ajegośmiechwstrząsnąłimoimciałem.

–Chociażmiałbymlepszepowodyniżktokolwiekinny,obawiamsię,żetoniemnieszukacie.

Wzdziwieniuodchyliłamsię,żebynaniegopopatrzeć.Lucasbyłniższyniżbrat,więcmojagłowa
spoczywałanajegoramieniu,jednaktrzymałmniebezlitośniemocno.Spoglądałnamniezespokojem,a
widzącmójzmieszanywyraztwarzy,lekkowykrzywiłwargiwuśmiechu.

–Zdziwiona?Możeinieprzepadamzabraciszkiem,aleniezależyminajegośmierci.

Wręczprzeciwnie,robiłemwszystko,byjejzapobiec.

–Wtakimraziedlaczegotujesteś?

Znówsięzaśmiałiprzybliżyłwargidomojegoucha.

–Możepoprostustęskniłemsięzatobą?

Poczułamwirowaniemotyliwżołądku.

–Kłamczuch–wymamrotałam.Teraz,gdyjużwiedziałam,żemnieniezabije,nagleuświadomiłam
sobie,żewylądowaliśmywbardzopodniecającejpozycji,izdradliwareakcjamojegociałamocnomnie
zirytowała.

–Niewątpliwie.–Skwitowałamjegoprowokującąodpowiedźjedyniewzniesieniemoczudonieba.–A
możewiem,kogoszukacie.

Odwróciłamsięispojrzałammuwtwarz.

–Wiesz,ktopolujenaJeremiaha?

background image

–Może–odparł,zjeszczeszerszymuśmieszkiem.

Zasznurowałamwargizirytacji.Cozawkurzającyczłowiek.

–Wkrótcenasznajdą–stwierdziłam,wyglądającprzezokno.–Powinieneśmniepuścić,boludziemogą
źlezinterpretowaćsytuację.

–Jakznammojegobrata,towszyscyitakdoskonalewiedząjuż,gdziejesteśmy.–

Wskazałpalcemsufit.–Najprawdopodobniejwisitamkamera,alboitrzy,ifilmujekażdynaszruch.–
Lucaspocałowałmniewpoliczek,ajawzdrygnęłamsięiodsunęłam,zaskoczona.–

Możepokażemyimcościekawego?

Zirytowałmnietąbrutalnąaluzją,więcznówusiłowałamsięwyrwać,alemocnomnietrzymał.

–Skoromaszjakieśinformacje,dlaczegopoprostuniezapukałeśdofrontowychdrzwi,jakzrobiłby
każdynormalnyczłowiek?Pocotozakradaniesięitajemnice?

–Takjestciekawiej.Mójbratmafiołanapunkcieochronyibezpieczeństwa.Bawimnie,jakłatwo
moznaobejśćtejegozasieki.–Wzruszyłramionami.–Pozatym,gdybymzjawiłsięubram,Jeremiah
prędzejwezwałbypolicję,niżwpuściłmnieiwysłuchał.

–Boterazzpewnościąniewezwie–wymamrotałamkpiąco,nacoLucascichosięzaśmiał.

Deskipodłogizaczęłydrżeć.Ciężkitupotwielubutówuderzającychoklepkiwstrząsnął

starymdomkiem.

Lucaspoprawiłchwytiumieściłmniemiędzysobąawejściem.

–Zaczynasię–powiedział,najwidoczniejnieprzejętysytuacją.Wtejsamejchwilidrzwidomku
otworzyłysięzłomotem.Dośrodkawlałsiępotokochroniarzy,którzybłyskawicznienasotoczyli.Gdy
wymierzyliwnasbroń,sercestanęłominamoment.NiezauważyłamjednakwśródnichJeremiaha,co
wywołałowemniemałeukłucierozczarowania.Lucastylkowestchnął.

–Zdajesię,żeJeremiahnielubijużbrudzićsobierączek–stwierdził.

Nietrudnorozpoznaćwyrazistyszczękodbezpieczanegopistoletu,szczególnieżerozległ

sięgdzieśbezpośredniozanami.Lucasbłyskawiczniemniepuściłipodniósłręcedogóry,aja
odskoczyłamizobaczyłam,żektośprzytknąłbrońdogłowymojegosarkastycznegoporywacza.

–Podajmijedenpowód,dlaktóregomiałbymcięniezabić.

Wtymgłosiedźwięczałwyrokśmierci.ZzaLucasawyszedłJeremiah,awjegooczachbłyszczałataka
furia,żeażmniezatkało.Jeszczenigdytakbardzonierzuciłamisięwoczyróżnicawzrostumiędzy
mężczyznami.Jeremiahgórowałnadstarszymbratemjakwieża,jegomięśniepiętrzyłysiępodobcisłym
materiałemkoszuli.CzarnypistoletprzytkniętybyłdoskroniLucasa,aJeremiahściskałgotakmocno,że

background image

zbielałymukłykcie.

Popatrzyłamnanich.PrzecieżJeremiahniemógłby…Tobyłjegobrat.

Lucaszamarł,trzymającręcepoobustronachgłowy.

–Lojalnośćwobecrodziny?–powiedziałlekko,ajegoniefrasobliwesłowakontrastowałyznapięciem
widocznymnatwarzy.

Sądzącztonu,mógłbywypowiadaćsięnatematpogody,alejegooczy–wciążutkwionewemnie–mialy
ponurywyraz.

–Kiepskipowód.–Jeremiahprzycisnąłlufęmocniejdoskronibrata.Lucasprzymknął

powieki.

–Nie!–wykrzyknęłamnagle,amojesercezaczęłobićjakoszalałe.Naoślepprzesunęłamsiędoprzodu,
ażwylądowałambliżejbraci.–Przyszedłtupoto,bynampomóc.

Wie,ktonaciebiepoluje.Niezabijajgo,Jeremiahu!

Miliardernawetnamnieniespojrzał,alewidziałam,żepistoletprzygłowieLucasalekkozadrżał.
Ochroniarzeprzydrzwiachopuścilibroń,chociażniezbliżalisię,bynieprzeszkadzaćbraciomwich
porachunkach.Nagleogarnąłmniechłódnamyślotym,cozarazzobaczę.InagleJeremiahopuściłlufę.
ChwyciłLucasazarękęiwykręciłjąmocnodotyłu.Dopierowtedyzbliżylisięochroniarze.

–Zabierzciegododomu–powiedziałcichoJeremiah.Miałściśniętegardło.

OchroniarzeodebraliLucasazjegorąkizakulimudłoniewkajdanki.Starszybratniewalczył,
najwyraźniejzadowolonyztakiegoobrotusprawy,aleochroniarzenadalotaczaligociasno,jakkogoś
bardzoniebezpiecznego.Ruszyłamzanimi,gdynagleczyjaśdłońchwyciłamniemocnozaramięi
zatrzymaławpółkroku.

–Nietakszybko–warknąłJeremiah.

Pomyślałam,żewidywałamgojużwgniewie,alejeszczenigdyniebyłtakwściekły.

Wjegooczachlśniłafuriaitonamniebyłzły.Wiedziałam,żeprzegięłamitomocno.

–Jeremiahu…–powiedziałam,usiłującgoprzeprosić,aleurwałam,widząc,żejegowolnadłońjest
zaciśniętawpięść.

–Czywiesz,cozrobiłem,bycięchronić?–Znikłogdzieśopanowanie,ajegomiejscezajęłazłość,która
niepasowaładotejtwarzy.Gdyspróbowałamsięporuszyć,Jeremiahnatychmiastścisnąłmniemocniej
zaramię.Zesztywniałam,rezygnujączjakichkolwiekgestów.

–Dziewczynaniewiedziała,żetujestem–rzuciłLucaszdrugiegokońcapomieszczenia.

UważnieobserwowałmojąkonfrontacjęzJeremiahem.Zdałamsobiesprawę,żeochroniarzetakżenanas

background image

patrzą,zatrzymalisięwprzejściu,aleniezamierzaliinterweniować,zupełniejakpoprzednimrazem.

–Powiedziałem,żemaciegozabraćdodomu!–ryknąłJeremiah,ajazrozczarowaniemodprowadziłam
wzrokiemochroniarzy,którzybłyskawiczniewygramolilisięnazewnątrziruszyliwkierunkubudynku
głównego.ZostałamsamazJeremiahem.

Usiłowałamzachowaćspokój,chociażprzytłaczałamnieświadomośćszalejącychwnimemocji.Gdy
drzwisięzamknęły,puściłmojąrękę,aleniepozwoliłmisięoddalić.Szedłzamnąkrokwkrok,
blokującmijakąkolwiekdrogęucieczki.Wkońcuwpadłambiodremnajakiśstolik,apotem
wylądowałampodścianą,bezodwrotu.Stanąłnademną,zaciskającdłoniewpięści,ajausiłowałam
stłumićwyrzutysumienia.

–Jeremiahu,ja…

–Zdajeszsobiesprawęztego,cocigrozi?–Jeremiahnierozluźniłdłoni,choćnadaltrzymałręceblisko
przysobie.Jegoustawykrzywiłgrymasgniewu,alenietknąłmnienawetpalcem.–Dlaczegowyszłaśz
budynku?

–Bomordercaścigaciebie,aniemnie?–Niechciałam,żebytozabrzmiałojakpytanie,asądzącz
wyrazutwarzyJeremiaha,itakpowiedziałamnietocotrzeba.–Posłuchaj,naprawdębardzomiprzyk…

Naglezostałamprzyszpilonadościany,aJeremiahznówchwyciłmniezaramionaiprzydusiłdodesek.
Pisnęłamzzaskoczenia,popatrzyłamnaniegoszerokootwartymioczamiizobaczyłam,żezamrugał,
leciutkomarszczącbrwi.

–Whoteluwidziałaśjegotwarz.–WgłosieJeremiahawciążbrzmiałgniew.–Czymaszpojęcie,coto
znaczydlaczłowieka,któryżyjewukryciu?

Przepraszam,chciałampowiedzieć,alemrocznespojrzenieJeremiahaodebrałomiodwagęigłos.Nagle
dłonietrzymającemniezaramionazadrżały,ajegopięknatwarzsięwykrzywiła.Walczyłoodzyskanie
panowanianadsobą.Pochyliłgłowęikumojemuzdumieniuoparłswojeczołoomoje.

–Mogłaśzginąć–szepnąłchrapliwie,ajegosłowaprzeszyłymiserce.–Zrobiłemwszystko,cowmojej
mocy,żebycięchronić,poszedłemdoludzi,którychobiecywałemsobienigdywięcejnieoglądać…
Wszystkotylkodlaciebie.Czemuwyszłaśzbudynku?

Poczułamskurczwsercuiuniosłamrękę,żebyobjąćdłoniąjegobrodę,aleodsunąłsięipopatrzyłna
mniepodejrzliwie.

–Wiedziałaś,żemójbrattujest?

Odsunęłamsię,urażonatymoskarżeniem.

–Oczywiście,żenie.–Jegopełenniedowierzaniawzrokpodsyciłmojąfrustrację.–Niemampojęcia,
cosiędzieje.Itotwojazasługa–warknęłam,patrzącnaniegozwściekłością.

Palnęłamgorękąwklatkępiersiową,alenawetsięniecofnął.–SkądmiałabymwiedziećoLucasie,
skorobezprzerwyjestemobserwowana?Zamknąłeśmniewdomu,strażnicyobserwująmójkażdyruch.
Niemówiszminicotym,corobisz,pouczaszmnietylkoobezpieczeństwie,chociażnieudzielasz

background image

żadnychinformacji,ijeszczeoczekujesz,żepokorniesięztympogodzę…

–Dojasnejcholery!–wrzasnąłJeremiah,ajazamilkłamzzaskoczenia.–Niechcęmiećtwojejkrwina
rękach!–Najegotwarzymalowałysięszaleństwoirozpacz.Puściłmnieiobramowałmidłońmitwarz,
chociażnawetniedotknąłskóry.–Przysiągłem,żezadbamotwojebezpieczeństwo,atywykręcaszmi
takinumer.

Patrzyłamwzdumieniu,jakprzeztwarzJeremiahaprzepływajątysiąceemocji.Chociażnauczyłamsię
odczytywaćjegozazwyczajpowściągliwyjęzykciałainiezbytbogatywachlarzmin,tennagływybuch
namiętnościodebrałmimowę.Nietrudnobyłozauważyć,jakwalczyzesobą.Wyciągnąłrękę,by
pogłaskaćmojąszyję,alebłyskawiczniesiępohamował,jakbybałsięmniedotknąć.

–Mojarodzinaniszczywszystkich,którzyzabardzosiędoniejzbliżą.Patrzyłem,jakspotykatomoją
matkę,Anyęiniezliczoneinneosoby.–Przełknąłślinę.–Możeniezasługujęnaszczęście,aletyowszem
izamierzamcipomóc.Wyplączeszsięztego.–Musnąłpalcemmójpoliczek.–Niejestemdobrym
człowiekiem–szepnął,patrzącnaswojąpięśćtużobokmoichpiersi.–Niepowinienembyłcięwto
wciągać.Omalprzezemnieniezginęłaś,więcterazmuszęzadbaćotwojebezpieczeństwo.

Nawidokjegocierpienia,tegojaknagleujawniłemocje,którezawszedusiłwsobie,poczułam,żełzy
napływająmidooczu.Próbowałamdotknąćjegotwarzy,alechwyciłmniezanadgarstekiprzytrzymałgo
wpobliżugłowy.

–Niewolnocisięstądruszać–powiedziałprzezzaciśniętezęby.–Niewiem,ktonanaspolujeinaile
potrafisięzbliżyć.

Mojesercerozpadłosięnamilionmalutkichokruchów.Drżąc,poszukiwałamsposobu,bywyrazić
skruchę.

–Przepraszam,żewyszłamzbudynku.

–„Przepraszam”niewystarczy…–warknąłgniewnie,aleurwał,bowłaśnieosunęłamsięnakolana.
Puściłmójnadgarstekiodsunąłsięokrok.Naglezamarł,wpatrującsięwemnie.–Cotyrobisz?

Jeszczenigdywżyciunieczułamsiętakbezradnajakwtedy,klęczącujegostóp.Niemiałampojęcia,jak
zareaguje,alewiedziałam,żemusizachowaćkontrolę.Opętałogozbytwieleemocjinaraz.

–Błagamoprzebaczenie–przełknęłamślinę–panie.

Resztkifuriiodpłynęłyzjegotwarzy,alewciążwahałsię,jakzareagować.Wpatrywałamsięwjego
stopy,boniemiałamjużodwagipatrzećmuwoczy.Wciążmiałnasobiedrogie,eleganckiespodnie,ale
zwykłeskórzanebuty,doktórychprzywykłam,zmieniłnacięższe,sportoweiczarne.Zastanawiałamsię,
czychodziłwnichwwojsku,aleuznałam,żetonienajlepszymoment,byotopytać.

Milczenieprzedłużałosię,cowzmogłomojezdenerwowanie.Nieruszałamsię,wnadziei,żepodjęłam
właściwądecyzję.Najbardziejbałamsięjegoodrzucenia.Dlategonadźwiękjegonastępnychsłów
zalałamniewielkaulga.

–Wstańipodnieśręcenadgłowę.

background image

Znówprzełknęłamślinęiwykonałamrozkaz,wznoszącoczydosufitu.Nademnązwisał

sznurprzymocowanydojakiegośsporegozawiniątka,którepewniekryłowsobiestaryżagiel.

Mojesercezamarłonachwilę,gdyJeremiahobwiązałsznuremmojenadgarstki.

–Nieruszajsię–zażądał.Szukałczegoś,ażwkońcuznalazłniewielkikawałekpłótna.

Szarpnąłmocno,bywydobyćgospodśmieci.Ażpodskoczyłam,słysząctenodgłos.PotemJeremiah
przesłoniłmioczyizawiązałpłótnoztyłu.Światpogrążyłsięwciemnościach.Pochwilisznurnamoich
rękachzacisnąłsięmocniej,przezcouniosłamsięlekko.Stęknęłamcicho,czując,żeopieramsięjuż
tylkonapalcachstóp.

–Awięcchceszzostaćukarana.

Zaskowyczałam.Poczułamprzyspieszonebicieserca,aleniemogłamzaprzeczyć.Mimociężkichbutów,
poruszałsięniemalbezszelestnie.Odwróciłamgłowę,bygoodnaleźć,aleniczegoniewidziałam.Nagle
wzdrygnęłamsię,czującjegooddechnaszyi.

–Czegosobieżyczysz?–szepnął,przesuwającpalcepomoichwyciągniętychrękach.–

Mamdaćciklapsazanieposłuszeństwo?Wziąćbiczyk?Jakakaraprzekonacię,żebynieigraćwięcejze
śmiercią?

Poruszyłamwargami,aleniebyłamwstanieniczegopowiedzieć.Czułam,zważywszynaobecnystan
Jeremiaha,żeniemamcoliczyćnadelikatnetraktowanie.Przypomniałamsobiebiczyk,któregoużyłna
mniepoprzedniegowieczoru,imimonapiętejsytuacji,mójorganizmnatychmiastzareagowałgorącąfalą
podniecenia.Aletonaprawdęniebyłodpowiednimoment!

–Byćmożetrzebatuużyćkaryinnegorodzaju.–Jeremiahpuściłmojeramięisprawniezerwałzemnie
spodnie.Opadłymiażdostóp,aJeremiahchwyciłmniezanogę,ująłjąnawysokościkolana,apotem
podniósłwysokoiodsunąłnabok.Usiłowałamodzyskaćrównowagę,przytrzymującsięsznurawokół
nadgarstków.Zarumieniłamsię,bonaglezdałamsobiesprawę,jakwyglądam.Miałamnasobie
wyłączniebardzoseksownąbieliznę,conaogółprzysparzałomiwielesekretnychpowodówdoradości,
alewtejnieoczekiwanejsytuacjiwywołałowemniepewnezmieszanie.

Jeremiahwsunąłpalecpodmojemajteczkiizezdziwieniemdźgnąłmnielekkowmójpączek.

–Jesteśmokra–stwierdziłtakimtonem,żeniewiedziałam,cowłaściwiemyśli.

Marzyłam,byzobaczyćjegotwarz.Puściłmojąnogę,poczymzaczepiłkciukiogumkęmajtekizsunąłmi
jeażdokostek.Zarumieniłamsiępouszy,gdyzacząłrozpinaćmibluzkę,poczymściągnąłjązemnie,
odsłaniającpiersi.Szorstkiedłoniezaczęłymajstrowaćprzyzamkumojegobiustonosza,apochwili
zawędrowałypodcieniutkimateriał.

–Możezaciskinasutki,onesąbardzobolesne.Czytobędziewystarczającakarazaryzykowanieżycia?

Ścisnąłwpalcachmojesutki,ajazesztywniałam,czekając,kiedyzaczniesięból.JednakJeremiahtylko
popieściłjechwilęipuścił,zostawiającmiprzesuniętystanik,spodktóregowystawałyobnażonepiersi.

background image

Przeniknęłomnieperwersyjnerozczarowanie.Ztrudemstłumiłamwestchnienie.Nielubiębólu,
pomyślałam,alenawetmniewydałosiętonieprzekonujące.

Sznurznówpoderwałmnieodrobinęwyżej,tak,żeterazztrudemmuskałampodłogęczubkamipalców.
Rozciągnęłymisięmięśnieramion,anadgarstkizaczęłypłonąć,jednakzacisnęłamzębyimilczałam
dalej.Zdawałomisię,żeusłyszałamzasobącichutkieechokroków,poczymdłońJeremiahapogłaskała
mniepoplecach.

background image

–Możewezmęcięodtyłu?Wczorajcisiępodobało,alebezprzygotowaniapotrafibardzoboleć.Czyto
będziedostatecznakarazapogrywaniesobiewłasnymżyciem?

Plasnąłmniedłoniąwpośladek.Skrzywiłamsię,asiłaklapsalekkomnieobróciła.

Usiłowałamodzyskaćkontrolę,jednakniemogłamzapanowaćnadpowoliobracającymsięsznurem.
Majteczkispadłyminaziemię,aJeremiahznówgdzieśznikł.Pochwiliuderzyłmnieponownie,wten
sampośladek.Mójtyłekpłonąłiobracałamsięterazjeszczeszybciej.

–Czymamużyćpasa?–spytałtonempełnymnapięcia.Wpobliżuusłyszałamszczękrozpinanejklamry.–
Czytopowstrzymacięprzedkolejnymiwyskokami?Odpowiadaj!

–Przepraszam–odparłamszczerze,nietylkozuwaginajegogroźby.Wciążpamiętałamrozpacz
wypisanąnajegotwarzy,tojaktraciłwszelkąkontrolę,gdyjabyłamwniebezpieczeństwie.Ścisnęło
mniewgardle.–Bardzomiprzykro.

–Jakmaszsiędomniezwracać?

–Bardzomiprzykro,panie.

–Dlaczegojestciprzykro?

Bosprawiłamciból.Tegożałowałamnajbardziej:bólunatwarzyJeremiaha,wściekłości,jaką
wzbudziłownimspotkaniezbratem,całejtejpowodziemocji.Wiedziałamjednak,żenietakiej
odpowiedzioczekiwał.

–Bonieposłuchałamcięiwystawiłamsięnaniebezpieczeństwo…–umilkłamnamomentiwostatniej
chwiliprzypomniałamsobie,bydodać–…panie.

Chwyciłmniezabiodraiprzyciągnąłmocnodoswojegotwardegociała,poruszająckolanemmiędzy
moiminogami.Zzaskoczeniainstynktownierozsunęłamudaizostałampodciągniętajeszczewyżej,z
szerokorozłożonymibiodrami.PrzezchwilęJeremiahbadałmojeodsłoniętewejście,poczymwdarłsię
downętrza.Jęknęłamgłośno.

–Obiecujęci–warknął,akcentująccodrugąsylabępchnięciem–żejeślijeszczerazdopuściszsię
czegośpodobnego,tospotkającięwszystkiewymienionekary.

ZacisnęłamnogiwokółJeremiaha,którychwyciłmniewielkądłoniązaplecyiprzytrzymałwmiejscu,
wdzierającsięwemnierazzarazem.Każdegłębokiepchnięciebyłotakpotężne,żepodlatywałam
wysokowpowietrze.Nieczułambólu,bomojeciałoszykowałosięnaowielesurowsząkarę.Zato
wszystkiemojenerwyożyłyizapłonęły.DłonieJeremiahaześlizgnęłysięniżejiścisnęłymojepośladki,
żebyzapewnićmujeszczelepszydostęp.Wtedyeksplodowałam.Orgazmzupełniemniezaskoczył,
zaczęłammiotaćsięiwykręcać,aleJeremiahnieprzestawał.

Naskuteknaszychgwałtownychruchówobluzowałamisięopaskanaoczy.Dysząc,zerknęłamna
Jeremiahaizobaczyłam,żecałyczaspatrzynamnie,ztwarząpełnąpożądania.

Czystepragnieniepłonącewjegooczachwydałomisięczymświęcejniżtylkopodnieceniemitenwidok
stopiłwemnieserce.Chciałamgocałować,pieścićtępięknątwarz,alesznurtrzymał

background image

mniewmiejscu,uniemożliwiającjakikolwiekruch.Możetojestmojakara,pomyślałam,dotkliwie
odczuwającfakt,żeniemogęprzynieśćmuulgi.Cóżzaniestosownamyśl.Wtedyzadrżałichwilażalu
minęła.Ion,ijapotrzebowaliśmytrochęczasu,zanimzeszliśmynaziemiępotymwzlocie.

Jeremiahprzytuliłmniemocnoisięgnąłpodsufit,poczymbezwysiłkurozwiązałminadgarstki.Gdy
stawiałmnienanogi,wydawałomisię,żeniemamkości.Zatoczyłamsię,ztrudemstawiającbosestopy
napodłodze.Jeremiahpodtrzymywałmnieterazdelikatnie,zupełnieinaczejniżledwiekilkachwil
wcześniej,kiedywszystkoodbywałosiętakszybkoigwałtownie.Jednakgdytylkoodzyskałam
równowagę,puściłmnieisięodsunął.

–Ubierzsię.Zabioręciędodomu.

Jeremiahodwróciłsię,zanimzdołałamprzypatrzećsięjegotwarzy.Gdzieśwgłębipoczułamsię
rozczarowanatymsubtelnymafrontem,alepostanowiłamprzejśćnadnimdoporządkudziennego.
Ubrałamsięszybkoipodążyłamzanim.Jeremiahdotarłtymczasemnadrugikoniecpomieszczenia,agdy
sięzbliżyłam,odciągnąłcienkidywanik,któryskrywałdwapierścienieprzymocowanedopodłogi.Gdy
zaniepociągnął,otworzyłdrewnianąklapę.Zawiasyniewydałynajmniejszegodźwięku.

–Tędydotrzemydobudynku.

Popatrzyłamwciemnośćszerokootwartymioczami.Nadółprowadziłystromebetonowestopnie,az
wnętrzatuneludolatywałchłodny,wilgotnywietrzyk.

–Czytobezpieczne?

–Właśniewtensposóbdostałemsiętutajniezauważony.Napewnojesttambezpieczniejniżpoza
domem,przynajmniejdopókiniedowiemysię,ktozatymwszystkimstoi.

Mimoto,wciążsięopierałam.

–Pocorobićtuneldodomkunaprzystani?

Jeremiahzacisnąłwargi,alejednakodpowiedział.

–Kiedybyłemdzieckiem,zdarzyłosiękilkaincydentów,poktórychodpowiednieśrodkibezpieczeństwa
stałysięniezbędne.Mójojciecbyłparanoikiem,alemiałteżtrochędobrychpowodówdoobaw.W
domujestukrytypokój,możnateżwrazieczegouciekaćtymtunelem,aleodczasujegośmiercianirazu
niemusieliśmygoużyć.–Wyciągnąłrękę.–Chodź,Lucy–

powiedział,łagodniejszymtonem.–Zaprowadzęciędodomu.

Ostrożniechwyciłamgozarękę,bowciążniebyłamprzekonana,czytodobrypomysł.

Mimoto,zrobiłampierwszykrokwmrocznytunel.

Rozdział19

Bardzoszybkoodkryłam,żenieznoszęsekretnychprzejść.

background image

Tunelbyłwąskiisłabooświetlony.Żarówkiwisiałycokilkametrów,alenacałejdługościprzejścia
działałytylkodwie.Głównymźródłemświatłastałasięwięcaplikacjawtelefonie,którarzucałamatową
poświatęnaoślizgłądrewnianąpodłogę.MocnotrzymałamsiękoszulkiJeremiaha,żebyniepoślizgnąć
sięnagnijącychbelkach.

Tunelbiegłtakbliskooceanu,żewszystkobyłowilgotne,nawetnieśmiałamdotknąćścian,którelśniły
wpółmroku.Panowałatamwyższatemperaturaniżnadziemią,przezcotworzyłasięparna,dusząca
atmosfera.Rozpaczliwiepragnęłamuciecodtejlepkiejciemności.

Wydawałomisię,żeciągniesiębezkońca,aścianysącorazbliżejsiebie.Jużchciałamodepchnąć
Jeremiahaibiegiempokonaćresztędrogi,gdysięzatrzymaliśmy,aświatełkoukazałonadnamizarys
drewnianejklapy.Jeremiahprzekręciłmetalowypierścieńipopchnąłją,aleklapanawetniedrgnęła.
Szarpnąłjeszczedwarazy,zanimwkońcuruszyłjązmiejsca.Rozległsiędźwiękpękającegodrewna.Z
pomieszczeniaugóryniedobiegałozbytwieleświatła,aleprzynajmniejbyłotamjaśniejniżwtunelu,a
tojużprzyniosłoodrobinęulgi.

–Nagórę–zakomenderował.Wtedyzauważyłammetalowądrabinęstojącąpodścianątunelu.Chłodne
stopniemroziłymidłonie,gdywspinałamsięwstronęklapy.Poczułamznaczącąróżnicęwtemperaturze
iwilgotnościpowietrza.Uświadomiłamsobie,żeznówznalazłamsięwdomuJeremiaha.Miałamledwie
chwilę,byrozpoznać,żetospiżarnia–

zerknęłamnapółkipełnepuszekiróżnychopakowańzjedzeniem–gdynaglektośotworzył

drzwinaoścież.Oślepiłomnieświatło.Pisnęłamzzaskoczeniaiwtejsamejchwilipodniosłamręcedo
góry,bowmojątwarzwycelowanebyłytrzylufypistoletów.

–Odejść!–dobiegłrozkazzdołu.Chwilawahaniaipistoletyzostałyopuszczone,ajarozsiadłamsięna
podłodze.Mojestopynadaltkwiływpiwnicznejdziurze.Strażnicydalikrokdotyłu,kiedyzwilgotnego
otworuwydobyłsięJeremiah.Przesunęłamsięnabok,żebyzrobićmumiejsce.Nieufałamwłasnym
kolanom,któredrżałyjakgalareta,aleJeremiahbezwysiłkudźwignąłmnienanogiiwyprowadziłz
maleńkiegopomieszczenia.

Salonikuchniabyłypełneludzi,główniestrażników,więcoskrzydlonyprzezdwóchmężczyznLucas
łatwodawałsiędostrzec.Kiedygozobaczyłam,obrzuciłmnieszybkimspojrzeniem.Wydałomisię,że
pojegotwarzyprzemknąłbłyskulgi,zanimznówpowróciłaironicznamaska.

Wpatrującsięgniewniewbrata,Jeremiahruszyłwjegostronęwielkimikrokami.

–Jeśliminiepowiesz,co…

–Archanioł.

Jeremiahzastygłwmiejscu.

–CotojestArchanioł?

–Nieco,tylkokto.–Lucaswierciłsięzakłopotany,znadąsanąminą.–Możemysiępozbyćtych
kajdanek?–zapytał,grzechocząccienkimłańcuchem.–Mojebiedneramionaniezniosąjuż…?

background image

–Lucasie!–warknąłJeremiah,wpadającmuwsłowoiignorującprośbę.–KimjestArchanioł?

–Skrytobójcą,bardzoskutecznym.Jakrównieżkosztownym.–Jegobratwymownieprzewróciłoczami.
–Wbrewtemu,comożeszsobiepomyśleć,niejagowynająłem.Nawetusiłowałemcięostrzec,kiedy
tylkousłyszałemozamachu.

–Toznaczykiedy?–spytałostroJeremiah.

–WwieczórcharytatywnejgaliweFrancji.Próbowałemdodzwonićsięnatwojąkomórkę,alenie
odbierałeś.–Lucaszerknąłnamniezeskruchą.–Powinienembyłzostawićwiadomość,ale
postanowiłemskontaktowaćsięzwamiosobiście.Nimdotarłemnamiejsce,byłojużzapóźno.

PochwiliJeremiahodezwałsiępodejrzliwie:

–Wyświetliłsięnumerzastrzeżony.

–Ryzykozawodowe.–KącikiwargLucasauniosłysięwironicznymuśmiechu,któryniezdążyłobjąć
resztytwarzy.Odniosłamwrażenie,żetengrymasbyłreakcjąautomatyczną,częstoużywaną
profesjonalnąmaską,bocośzamigotałowoczachstarszegozHamiltonówiuśmiechzniknął.–
Postanowiłemskontaktowaćsięztobąosobiście,alepojawiłemsiędosłowniewchwilępoekipie
medycznej,którąwysłanodotwojegopokoju.Zobaczyłem,jakszalejesz,więcwiedziałem,żecośsię
stało.

OstatnifragmentzwróciłuwagęJeremiaha.

–Byłeśtam?

Lucasponurokiwnąłgłową.

–Uznałem,żegdybymdociebiepodszedł,itakbyśminieuwierzył,żeniemiałemztymnicwspólnego,
aniechciałemwywoływaćscen.Byłeśwtakimstanie,żemógłbyśmnieudusić,więctrzymałemsięz
daleka.–Znowuzerknąłkumnie.–Przepraszam,żesięniepospieszyłem.

–Jestemcałaizdrowa.–Jaknasłowawybaczenia,zabrzmiałotodośćniewdzięcznie,aledostrzegłam,
żepojegotwarzyprzemknąłkolejnybłyskulgi.Mójumysłmiałkłopotzpostawieniemznakurówności
międzytymmężczyznąawybranąprzezniegodrogą.JakośniepotrafiłamwyobrazićsobieLucasawroli
handlarzabronią.Pewnienawetźlifacecipotrafiąokazywaćserce.

–WięccoztymArchaniołem?

PytanieJeremiahaponownieprzykułouwagębrata.

–Tonowywtutejszychkręgach,aleszybkopniesięwgórę.Wiemoconajmniejdwudziestu
potwierdzonychzamachach,ajestempewien,żemaichnakoncieowielewięcej.

Mistrzkamuflażu,używawszelkichnarzędzipotrzebnychwswojejrobocie.Ijestwystarczającodobry,
byniezostawiaćśladów,dotegostopnia,żeradzisobienawetzkameramimonitoringu.–

Gwałtownymuniesieniempodbródkawskazałnamnie.–TylkoonawidziałatwarzArchaniołaiprzeżyła,

background image

więcmożegorozpoznać.

Oblałamsięzimnympotem.

–Naprawdęterazjateż…?–szepnęłam.Naglepokójzawirowałmiprzedoczami.Żebynieupaść,
chwyciłamsiękurczowoblatu.

Lucassięzachmurzył.Zrobiłkrokwmojąstronę,aleJeremiahjużmnieobjął

iprzyciągnąłdosiebie.Zwdzięcznościzatenbardzopotrzebnymigestuśmiechnęłamsiędoniego,
chociażstrażnicyznówprzytrzymywalijegobrata,pochwyciwszygozaręce.

–Ktowynająłtegoczłowieka?–zapytałJeremiah.Wpatrywałsięwemnie,zamiastwLucasa.

–Tobezznaczenia.Ważne,żepolujenawasskrytobójca.

MglistaodpowiedźwzbudziłaczujnośćJeremiaha.

–Niewieszczyniechceszmówić?

Morderczytonjegogłosusprawił,żeprzeszyłmniedreszcz,aleLucaszupełniesięnieprzejął,jakby
codzienniewysłuchiwałpodobnychpogróżek.Możewswoimfachufaktycznietakma,pomyślałam,kiedy
wreszciesięodezwał.

–Tymsięzajmiemy,jakjużbędziepowszystkim.

–Terazsiętymzajmiemy.Cotyukrywasz,Loki?

NadźwięktegozdrobnieniawoczachLucasamignąłwyrazkonsternacji.

–Nieżyczęsobie,żebyśtakmnienazywał–oznajmił.Jowialnamaskaopadłanamoment.

–Anibydlaczego?–odciąłsięJeremiah.–Totwojeimię,prawda?

–Imię,któreminadano.Niewymyśliłemgosobiesam.–Najegotwarzyniezdecydowaniewalczyłoz
chęciąwyjaśnienia,comiałnamyśli.JednaktenwłaśniemomentwybrałEthan,żebywejśćdopokoju.
Jeślinawetłysyochroniarzzauważyłpanującetunapięciealbosięnimprzejął,niczegoposobienie
pokazał.

–Mamygościa.

Zirytowany,żektośimprzeszkadza,Jeremiahzacisnąłwargi.

–Ktoto?–zapytał.

EthanzerknąłnaLucasa.

–AnyaPetrovski.

PrzyglądałamsięLucasowiwchwili,gdypadłytesłowa.Zauważyłam,żejegotwarzkurczysięz

background image

gniewu.Dostrzegłmojespojrzenieistarałsięukryćemocje,aleoczynadalmupłonęły.Zupełniejaku
brata,pomyślałam.Wszystkowidaćwoczach.

–Niemapotrzebyjejwtomieszać–powiedziałLucasspokojnym,lekceważącymtonem.Gdybymjuż
nienabraławprawywodczytywaniustoickichminJeremiaha,pewniedałabymsięnatonabrać.–
Pewniepojawiłasię,żebybronićmnieprzedtobą,cojestcałkiemzbędne.

PodniosłamwzroknaJeremiahaiujrzałam,jakspodzmrużonychpowiekuważnieprzyglądasiębratu.

–Onacośotymwie?

Lucasparsknął:

–Skądże.Tylkotyle,żeprzyszedłemcięostrzec.

Brzmiałotononszalanckoiobojętnie,aleJeremiahniewyglądałnaprzekonanego.

OdwróciłsiędoEthana.

–Zostawciejejsamochódprzedbramą.Niechktośprzeszukadokładnieiwóz,idziewczynę,apotem
przyprowadzijądodomu–zaordynował.

Ethanskinąłgłowąiszeptemwydałinstrukcjestojącemuwpobliżustrażnikowi,którypochwilizniknąłz
pokoju.NasekundęwargiLucasaściągnęłysię,oczyrozbłysły,poczymjowialnamaskapowróciłana
swojemiejsce.

–Uwielbiamdramaty.–Uniósłkącikiustwwymuszonymuśmiechu.

–Cotomaznaczyć?–zabrzmiałwholukobiecygłos.Jegoostretonyodbijałysięoddrewnaikamienia.
UśmiechLucasazastygł.Mężczyznawytrzeszczyłoczyigwałtownieobrócił

głowętam,skąddobiegałgłos.

Zacisnąwszyzrozdrażnieniazęby,JeremiahzerknąłnaEthana.

–Dlaczegoonajeszczetujest?

–Niezdążyławyjechać,bokazałeśzamknąćbramę–wyjaśniłochroniarz.Wtejsamejchwilidopokoju
wpadłaGeorgiaHamilton.Eskortowalijądwajstrażnicy,którzyspełniwszyswójobowiązek,wycofali
sięzadrzwi.DamazmierzyławzrokiemJeremiahairuszyłakuniemugniewnie.

–Cotomaznaczyć?–warknęła,wpatrującsięwsynazfurią.–Wyrzucaszmniezmojegodomu,
posyłaszswoichgoryli,żebympodstrażąopuściłaposiadłość,apotemniedajeszmiwyjechać,mimoże
wyraźnieniejestemtumilewidziana?–Drżąc,łapałaoddechiprzyciskałaknykciedoust.–Wogólecię
nieobchodząuczuciawłasnejmatki?

Kunsztowneprzedstawieniebyłowspaniałe,alebiorącpoduwagęmojedoświadczeniaztąkobietą,nie
potrafiłamzdobyćsięnawspółczuciedlajejwyimaginowanejniedoli.

background image

NajwidoczniejJeremiahteżniepotrafił,boodparłzimno:

–Niemartwsię,matko.Opuścisztendomtakszybko,jaktylkobędziemożna.

Georgiazirytacjiprzezmomentmarszczyłanos,poczymzalałasięłzami.

–Jakmogłociwogóleprzyjśćdogłowy,żebypozbyćsię…?

–Dzieńdobry,matko.Niezauważyłaśmnie?

ZłośliwauwagaprzerwałatyradępaniHamilton.Wyraźniewstrząśnięta,kobietaodwróciłasięiwlepiła
spojrzeniewLucasa,którywpatrywałsięwniąześrodkapokoju.

–Coontutajrobi?–zapytałakategorycznymtonem.Wjednejchwiliznikływszelkieśladyniedawnej
rozpaczy.

–Jateżsięcieszę,żecięwidzę.–Nonszalancja,którąLucaszachowywałpodczascałejrozmowyz
bratem,należałajużdoprzeszłości.Terazwjegogłosiesłychaćbyłojedyniesarkazm,adlapani
Hamiltonprzeznaczonybyłgorzki,szyderczygrymas.BliznaprzecinającapoliczekLucasastałasię
wyraźniejsza,kiedyskórawokółpociemniałaodtłumionegogniewu.

Georgiawyglądała,jakbyugryzłacytrynę,kiedynatarłanamłodszegosyna.

–Niesłuchajniczego,coonmówi–fuknęła.–Tozwykłykłamcaioszust.

Lucasodrzuciłgłowędotyłuizarechotał.Potemzkpiącymuśmiechemskłoniłsięprzedmatką.

–Uczyłemsięodnajlepszych.Prawdęmówiąc,todziedziczne.Zobustron.

Zdumionatąwymianązdań,zerknęłamnaJeremiahawnadzieinajakieśwyjaśnienia,aleonrównież
sprawiałwrażeniezbitegoztropu.

–Cotusięwyprawia?–zapytał.

–Nic–rzuciłaostroGeorgia,unoszącpodbródekisięprostując.–Aterazżyczęsobiewyjść,bo
wyglądanato,żewięzirodzinneniewielewtymdomuznaczą.

–Och,matko,nie!Prosimy.Zostań.–KażdesłowoLucasaociekałosarkazmem.PaniHamiltonnawetnie
popatrzyłanastarszegosyna,tylkoskrzyżowałaramiona.OkrutnyuśmiechściągnąłrysyLucasa,ale
zranionespojrzenieniezbytpasowałodojegowyrazutwarzy.–Niechciałabyśusłyszeć,cosięstałoz
tymitrzydziestomamilionamidolarów,októrychkradzieżbyłemoskarżony?–zapytał.–Zpewnością
zżeracięciekawość,nacojewydałem.

Kobietanieznaczniewzdrygnęłasię–sygnałniewielewyraźniejszyniżprzelotnezaciśnięcieust.

–Niemuszętegowysłuchiwać.Toniemojasprawa–oznajmiła,krzywiącsiępogardliwieizawracając
wstronędrzwi.–Zanimprzedstawiszswojenędzneargumenty,jajużbędęsiedziaławsamochodzie.

–Zatrzymaćją.–RozkazJeremiahazostałnatychmiastwykonany.Dwóchstrażnikówprzydrzwiach

background image

zwarłoszyki,blokującwyjście.PaniHamiltonzaprotestowałaoburzona,alemłodszysynkompletnieją
zignorował,całąuwagęskupiającnabracie.–Nielubięsekretów–

powiedziałcicho.

–Ajednakpomogłeśzachowaćpewiensekretprzezprawieosiemlat.–Lucasniespuszczałwzrokuz
matki,chociażonanieodwzajemniałamusiętymsamym.Wjegooczachkłębiłysięemocje,przemykając
izmieniającsiętakszybko,żetrudnobyłoktórąkolwiekznichrozszyfrować.–No,matko,mammu
powiedziećczysamachciałabyśpełnićhonorydomu?

Zjękiemirytacji,którywustachstarszejkobietyzabrzmiałinfantylnie,Georgiaodwróciłasię,poczym–
uświadomiwszysobienagle,żemawidownięzapatrzonąwkażdyjejruch–złagodziławyraztwarzyi
beztroskomachnęłaręką.

–Niewiem,oczymmówisz–powiedziała,ostentacyjnieprzewracającoczami.–Ateraz,jeślizechcecie
miwybaczyć…

NatenwidokLucaszmrużyłpowieki.

–Zastanawiałeśsiękiedyś,skądmatkamatylepieniędzy?

TopytanienajwyraźniejzaskoczyłoJeremiaha.Przezdługąchwilęsurowowpatrywałsięwbrata,a
potemzerknąłnamatkę.Podążyłamzajegospojrzeniem,ciekawa,czyJeremiahowiprzyszłodogłowyto
samocomnie.JednakGeorgiaHamiltonokazałasiękiepskąaktorką.

Unikającpatrzeniakomukolwiekwoczy,obracałagłowęwstronętojednych,todrugichdrzwi,jakby
zastanawiałasię,którędyzdołaszybciejumknąć.WreszcienapotkaławzrokJeremiaha.

–Dajspokój,chybamuniewierzysz?–warknęła.

–Wconiewierzę?–Jeremiahobserwowałswojąrodzinęzmieszaninązakłopotaniaiirytacji.
Wyglądałonato,żeanibrat,animatkaniezamierzajązrobićnicponadmiotaniegniewnychspojrzeń,
więcrazjeszczezapytałpodniesionymgłosem:–Wcomamniewierzyć?!

Rozdzwoniłsiętelefonkomórkowy.Ostrydźwiękświdrowałnapiętąatmosferę.KiedyEthandyskretnie
ulotniłsięzpokoju,wstrząsnęłamnąodpowiedźnapytanieJeremiaha.OmójBoże!

–Twojamatkaukradłatepieniądze.

Niechciałamwypowiedziećpodejrzeńnagłos,tobyłatylkoteoria.Jednakmojesłowazelektryzowały
zebranych.

–Absurd!–zaatakowałamnieGeorgiaHamilton.Gniewwykrzywiałjejrysy,coprzedstawiałodziwny
widok,bodużączęśćtwarzymiałaunieruchomionązastrzykamizbotoksuitenprawiebezruchnie
pasowałdowściekłościwyraźniewidocznejwoczach.–Cotywogólemożeszwidzieć?Jesteśzwykłą
dziwką,którąmójsynsprowadziłsobiedodomu.

–Czytonietywtakisamsposóbzaczynałaśtutajżycie?–dosłowniezagruchałLucas,kiedyja
zacisnęłamdłoniewpięści.–PrzypadkiemojciecnieznalazłcięwjakiejśtancbudziewVegas?Proszę

background image

cię,matko.Przerzucającnaniąwłasnesprawki,niezyskaszdarowaniagrzechów.

Wspomnienia,któreGeorgiastarałasiębezskutecznieukryć,przeszyłyjejtwarzspazmembólu.

–Niemuszętegosłuchać–powtórzyłazajadle,alejejsłowabyłypozbawioneżaru.

Ledwiezdążyłasięodwrócić,aLucaszatarasowałprzejścieizłapałjązarękę.Mimokajdanek
otaczającychnadgarstki,trzymałmocno.

–Zdajeszsobiesprawę,comizrobiłaś?–wymamrotał,kiedyspiorunowałagowzrokiem.

Pochyliłsiękuniej,ichspojrzeniazwarłysięzesobą.Zdawałosię,żeżadneztychdwojganiezechce
ustąpićpierwsze.–Zdajeszsobiesprawę,doczegodoprowadziłymnietwojekłamstwa?!

Gapiłamsięnanich,nadalzszokowanaswoimodkryciem.PotemzerknęłamnaJeremiaha.Nigdydotąd
niewidziałam,byzachowywałtakkamiennyspokój.Trudnoodgadnąć,conaprawdęmyślał.Mojedrugie
jachciałodowiedziećsięwięcejnatematGeorgii–czyrzeczywiściebyłatancerkąwnocnymklubiew
Vegas?–alemomentniewydawałsięodpowiedni.Tylurzeczyotejrodzinieniewiem.

–Nieobwiniajmniezawłasnewybory–rzuciłaostropaniHamilton,mierzącstarszegosynagniewnym
wzrokiem.

–Jakcokolwiek,comisięprzydarzyło,mogłobyćmoimwyborem?–Nawetzodległościkilkukroków
dostrzegłam,żeLucasdrżynacałymciele.Puściłrękęmatkiizacisnąłdłoniewpięści.–Wszystkoczym
byłem,wszystkocomiałem,zawierałosięwtejfirmie.Potemzostałomizabrane.Oskarżonomnieo
kradzieżtrzydziestumilionówdolarów,więcwybrałemjedynąrozsądnądlamnieopcję,któranie
zakładałapobytuwwięzieniu.

–Sprzedażbronitemu,ktowięcejzapłaci?–beznamiętnymtonemwtrąciłJeremiah.–Tobyłajedyna
drogaucieczki?

LucaszamrugałiodsunąłsięodGeorgii.Wyglądałnawstrząśniętego,kiedyskierowałnabratapuste
spojrzenie.

–Toniezaczęłosięwtensposób.Musiałemopuścićkraj,aczłowiek,któregoniegdyśuważałemza
przyjaciela,potrzebowałkogośwprawnegodonegocjowaniaumowynajakiśładunek.Dopókinie
znalazłemsięwpowietrzu,niewiedziałam,cozawieratenładunek,boprzysięgam,prędzejsam
wróciłbymdowięzienia.

Georgiaparsknęła.

–Iterazchceszzwalićwinęnamnie?

–Możebytakwziąćodrobinęodpowiedzialnościzato,copanispowodowała–rzuciłam,boniebyłam
wstaniejużdłużejsiępowstrzymywać.Nawszystkichtwarzachmalowałysięwróżnymstopniuniesmak
bądźzdumieniezachowaniempaniHamilton,aleniktnieodważyłsiępowiedziećtegootwarcie.

Georgiawywróciłaoczamiizniedbałąminąprzyglądałasięswoimpaznokciom.

background image

–Przyczynyniegrająroli.Lucasjesttym,cozsiebiezrobił.Toniejapowinnamrumienićsięzewstydu.

Zawrzałam,niezdolnazapanowaćnadgniewem.

–Topanisyn!–krzyknęłam.–Oniobajsąpanisynami!Wogóleichpaniniekocha?

–Oczywiście,żeichkocham–odburknęłaGeorgia,obrzucającmniewyniosłymspojrzeniem.–Trzymaj
sięzeswymiopiniamizdalaodspraw,któreciebieniedotyczą.

Chciałamudusićtęobłudnąsukę,alenadźwiękjejsłówtwarzLucasazastygła.

–Maszrację,matko–powiedział,znowuunoszącpodbródek.Rozpoznałammoment,kiedyznajoma
maskapojawiłasięnaswoimmiejscu.LucasdrwiącouśmiechałsiędopaniHamilton,mimożeonago
kompletnieignorowała.–Każdeznasmusiżyćzwłasnymibłędami,prawda?

WreszcieJeremiahwystąpiłnaprzód.Położyłamdłońnajegoręce,więcczułam,jakdrżyoduwięzionych
głęboko,wrzącychemocji.CałąuwagęskupiłnaLucasie,którywyraźniezrezygnowałzrozmowyiukrył
sięzaznajomymmuremwdzięku.

–Bracie…

–Wiesz,żenaszamatkaszukaporóżnychwydawcachnajlepszejcenynabiografiędynastiiHamiltonów?
–przerwałmuLucas.NagłerumieńcenapoliczkachGeorgiizdradziłyjejzłość,aleonciągnął
niezrażony:–Spojrzenieosobydobrzepoinformowanejnadynamikęrodu,odnaszegodrogiegoświętej
pamięciojcapoobecnegoliderarodzinnegobiznesu.Ona,rzeczjasna,jestuciśnionąbohaterkątej
opowieściodramatach,bogactwieikorporacyjnymszpiegostwie.Podobnoofertynaksiążkędochodziły
jużdosiedmiucyfr,zanimwycofalisięwszyscywydawcybezwyjątku.–Nawidokzszokowanejminy
matkiLucaspogroziłpalcem.–

Nietylkotymaszswoichinformatorów,chętnychdopomocy,żebykogośwykiwać.

–Oczymtymówisz?Toabsurd…

–Jakrównież–kontynuowałLucaszcorazszerszymuśmiechem–sprzedajedojściedoswegosyna
milionera.Jeśliktośzkręgówbiznesunieuzyskaaudiencjiudyrektorageneralnego,dlaczegóżonlubona
niemielibydostaćzaproszeniadodomuwterminietakdogodniedobranym,byzupełnieprzypadkiem
wpadlinanowągłowęrodziny?Zastosownąkwotę,oczywiście.

–Itakierzeczyopowiadaczłowiek,którysprzedajebrońdyktatoromiwszelkimkanaliom,żebymogli
użyćjejprzeciwkoniewinnymludziom?–KolorynapoliczkachGeorgiipociemniały,kiedymierzyła
synapogardliwymwzrokiem.–Maszczelnośćsiętuwymądrzać,rozgłaszaćtenstekkłamstwpotym,co
samzrobiłeś?

–Przynajmniejnieukrywam,kimjestem–mruknąłLucas,naśladującaroganckąpostawęmatki.

TerazGeorgiazaatakowałaJeremiaha.

–Powiedz,żeniewierzyszwtebrednie–zażądała,biorącsiępodboki.

background image

JednakJeremiahkompletniejązignorował.Zeskupieniemwpatrywałsięwbrata.Lucasnawetniedrgnął
podtymsondującymspojrzeniem.

–Możesztegodowieść?–zapytałwkońcuJeremiah.

–Mogę–odparłLucas,aichmatkafuknęłanatęoburzającązniewagę.

–Stawiaszjegosłowowyżejniżmoje.–PaniHamiltonspojrzałanamłodszegosynazrozczarowaniem.
–Jegoszczerość,biorącpoduwagęto,corobił,wydajesięwątpliwa.

Czytakobietawogóleniezdajesobiesprawy,cowszyscyoniejmyślą?–zastanawiałamsię.Sądzącz
tego,jakignorowałastrażnikówipozostałeosobywpokoju,takwłaśniebyło.

Najwyraźniejzamknęłasięwewłasnymmałymświecie;cudzeopinieniemiałydlaniejznaczenia.
Trzebaprzyznać,koszmarnysposóbnażycie.

Jeremiahparłdoprzodu,dopókiniestanąłprzedmatką.Pochyliłsiękuniej.Chociażniewidziałamjego
twarzy,zauważyłam,żeGeorgiasięwzdrygnęła.

–Przysięgam,jeślitocoonmówi,jestprawdą…

–Tocozrobisz?–przyjęławyzwanie.–Wyrzuciszmnie?Zerwieszzemnąstosunki?

Sądzisz,żejesteśpierwszymHamiltonem,którymitymgrozi?–prychnęłapogardliwie.–Ajakmyślisz,
dlaczegoprzeztylelatprzetrwałamwmałżeństwiezwaszymojcem?Zpowoduwdziękuiurody?
Bynajmniej.Zawszecośnaniegomiałam…–tobyłomojejedynezabezpieczenie.–Nagniewnywzrok
Jeremiahaodpowiedziałapodobnymspojrzeniem,jednakcałykolorodpłynąłzjejtwarzy,pozostawiając
tylkobarwykosmetyków.–Wiedziałam,żekiedystaryłajdakwykituje,niedostanęzłamanegocenta,
tylkoskądmiałamwiedzieć,żetosięstanietakszybko?Wyobajuważaliście,żejestemtakasamajak
waszojciec…–imożeteraztojużprawda…–alejamogłampolegaćwyłącznienasobie.

–Więcrzuciłaśmnienapożarcie.–SłowaLucasaniezabrzmiałyjakpytanie,alebyłojasne,że
oczekiwałodpowiedzi.

Georgiazbladła,jakbydopieroterazuświadomiłasobieskutkiswoichczynów.Przezchwilębezgłośnie
poruszałaustami.

–Toniemiałozajśćtakdaleko–powiedziaławkońcucichymgłosem.Nerwowobawiłasiętorebką,
wyciągnęłaszminkęimałelusterko,jednakzabardzotrzęsłysięjejręce,bynałożyćnowąwarstwę
pomadki.–Tenłajdak,waszojciec,niezostawiłmianidolara.Anawet,wszystkocowydawałomisię,
żedyskretniepodprowadziłam,zdołałwłączyćdospadkudlaJeremiaha.

Wiedziałam,żesynowiesięomniezpewnościąniezatroszczą.Niesądziszchyba,żeniezauważyłam,
jaksobiezemnąpoczynasz–rzuciłaJeremiahowi.–Zakazwstępudomojegowłasnegodomu,
traktowaniemniejakdziecko.

OskarżeniewyraźnieporuszyłoJeremiaha,alepaniHamiltonciągnęładalej:

–Wszystkostałosiętakszybko.Zdążyłamznaleźćtestamentizanimpojawilisięprawnicy,przeczytałam

background image

wystarczającodużo,bysięprzekonać,żetendrańmnieokpił.Spędziłamznimponadtrzydzieścilat.
Rodziłammudzieci,przymykałamoczynajegozdrady,grałamrolęprzykładnejstepfordzkiejżony,aon
niezostawiłmianicenta.Pomagałamprowadzićkilkanieistotnychkomitetów,tych,któreRufusuznałza
odpowiednie,bojegozdaniembrakowałomijakichkolwiekpożytecznychzdolności.Każdykomitetmiał
przyznaneokreślonefundusze,łączniecośponadtrzydzieścimilionówdolarów.–Uniosłapodbródek.–
Więcwzięłamjesobie.

–Ipozwoliłaś,żebymnieoskarżono?–niewytrzymałLucas.

–Niemiałamtakiegozamiaru–odwarknęłapaniHamilton.–Wiedziałam,żeczasmisiękurczy,i
wydawałam,ilemogłam.Swojądrogą,pozbyćsiętychpieniędzybyłoowieletrudniej,niżmożesię
wydawać.Przynajmniejbezspecjalnegozwracaniauwagi.Zanimsiędowiedziałam,żejesteśgłównym
podejrzanym…zoczywistychwzględówstarałamsięnieuczestniczyćwśledztwie…jużzdołałeśuciec.
Zostałamijeszczecałkiemsporasumka.Więcjązatrzymałam.

Lucasprzycisnąłdłoniedoserca.

–Bardzociwspółczuję.Naprawdę.

–Darujsobietogłupiegadanie.Zawaliłamsprawę,poprostuizwyczajnie.–ZwróciłasiędoJeremiaha:
–Icoteraz?

–Właśnie,bracie–dodałLucas.–Cozamierzaszzrobićwzwiązkuznajnowszymiwydarzeniami?

Wyglądałonato,żegeneralnydyrektorfirmyHamiltonówniejestwstanieodpowiedzieć,nadal
zaskoczonyobrotemspraw.Niemogłammunicdoradzić,więctylkowniemympoparciumocniej
ścisnęłamjegoramię.Cozaokropnywybór,pomyślałam.Czułam,jakprzepełniamniewspółczucie,
kiedyJeremiahspoglądałtonaniecierpliwieprzytupującąmatkę,tonaLucasa,którymilczał,pytająco
unoszącbrew.Wyraźnieoczekiwałodpowiedzi.

Naglefrontowedrzwiotworzyłysięzimpetem,poczymznajomykobiecygłoszawołał:

–Lucas!

Wszystkiegłowyobróciłysięwtamtąstronęipochwilidosalonuwkroczyłachwiejnierozczochrana
AnyaPetrovskipodeskortąkrzepkiegostrażnika.Powystrojonejpięknościzbaluniezostałośladu.
Twarzzdobiłminimalnymakijaż,eleganckaodzieżbyłazmiętaiwnieładzie,jakbydziewczynaubierała
sięnachybiłtrafił.Włosymiałaniedbaleściągniętewkucykichociażjejwrodzonaurodanadal
prezentowałasięwpełnejkrasie,rysywyglądałyłagodniej,sprawiając,żewydawałasięmłodszai
bardziejbezbronna.Przesunęłapozgromadzonychszybkim,czujnymspojrzeniemiwmomencie,gdy
dostrzegłaLucasa,stałosięoczywiste,żewyłącznieonjątuinteresuje.

JednakHamiltonpatrzyłnaniąchłodno.

–Kazałemcitrzymaćsięodemniezdaleka–rzuciłobojętnie.

Tareakcjazdumiałamnie,aleAnyacierpliwiezniosłajegopogardę.Zaszemrałacośporosyjsku,
sztywna,zestoickąminąitylkowoczachstanęłyjejłzy,kiedytaklodowatojąodtrącił.Nadalszław
jegostronę,dopókiostrzegawczonieuniósłręki.

background image

–Przepraszam–jęknęłaAnya,tymrazempoangielsku.Oczymiałaudręczone.

–Powiedziałem,żenigdywięcejniechcęcięwidzieć–warknąłLucas.Jegogniewnywzrokmógł
przerazić.Wtejchwilibardzoprzypominałswegobrata.Anyastruchlała.Niebyłatojużtaharda,
irytującakobieta,którąpoznałam.Głosmiałaprzesiąkniętyrozpacząibólem,nawetjeślidokładne
znaczeniesłówpozostawałotajemnicą.WymieniłamspojrzeniazJeremiahem,którywyglądałnarównie
zbitegoztropujakja.Cotusiędziało?

LucaswskazałJeremiaha.

–Tojegopowinnaśbłagaćoprzebaczenie–oznajmiłponuro.

Anyanadalmówiłaporosyjsku.Ściskałakurczowoprawosławnykrzyżyk–pamiętałam,żemiałagona
szyipodczasgaliwParyżu–tłumacząccośbezskutkunieubłaganemuLucasowi.

–Coonaturobi?–zapytałwkońcuJeremiah.NadźwięktychsłówAnyanaglezamilkłaiwlepiając
oczywpodłogę,załamującręce,jakbywycofałasięwgłąbsiebie.

LucasobrzuciłRosjankęspojrzeniempełnympogardy.

–Byłeściekaw,ktowynająłpłatnegomordercę,żebycięzabić?–Wycelowałpalecwprzerażoną
kobietęiposłałbratuskąpyuśmiech.–Niespodzianka.

Rozdział20

Zpoczątkuniezrozumiałam,comiałnamyśli.Przezchwilęwpokojupanowałacisza,poczymJeremiah
pstryknąłpalcamiiwskazałnaAnyę.Natychmiastdwajochroniarze,którzyprzedtemeskortowali
dziewczynędobudynku,złapalijązaręceiprzytrzymaliwmiejscu.

DopierowtedydotarłdomniesenssłówLucasa.Zezdumieniagwałtowniewciągnęłampowietrze.

–Anyawynajęłamordercę.–Tozdanie,podsumowującemojewłasnezdezorientowanemyśli,padłoz
ustJeremiaha.Wjegogłosiebrzmiałoniedowierzanie,kiedypowtórzył,tymrazemwformiepytającej:–
Anyawynajęłamordercę?

–NigdyniewchodźwdrogęRosjanom–odparłLucas.Wymownieprzewróciłoczamiiwestchnął.–
Najwyraźniejsłusznośćtegoporzekadłarozciągasiędalekopozaobszarmojejobecnejprofesji.

–Zrobiłamtodlaciebie–przerwałamujasnowłosadziewczyna,usiłującwyrwaćsięochroniarzom.–
Myślałam,żewłaśnietegochciałeś!

–Czegochciałem?–Lucasuśmiechnąłsiędoniejszyderczo.–Zrobiłaśtodlasiebie.Niepróbujmnie
terazobarczaćwiną!

Anyaobserwowałaotaczającychjąstrażników,alenadalmówiłatylkodoLucasa:

–Sampowiedziałeś,żegonienawidzisz,żeżyczyszmu…

background image

–Nigdyniechciałem,żebyumarł!–ryknąłLucas,ażsięwzdrygnęła.

–Ciągleonimgadasz–obstawałaprzyswoim.Nachwilęprzeszłanarosyjski,poczymsię
zreflektowała.–Kiedypijesz,zawszeopowiadasz,żechciałbyśwrócićdodomu…

–Iśmierćbrataprzywrócimidawnąpozycję?–Lucasparsknąłnieprzyjemnymśmiechem.–Anya,jesteś
niegłupia,niezależnieodwszystkichdowodów,którewtejsytuacjiświadcząoczymśwręcz
przeciwnym.Popatrztylko!–Rozłożyłręce.–Przezemniezginęłytysiąceludzi.Możenietrzymałem
palcanaspuście,aledostarczałemkuleibroń.Jestemunurzanywekrwi…Jakmógłbymwrócićdodomu
potym,corobiłem?Doczegodopuściłem?

Nawidokbólutegoczłowiekaścisnęłomisięserce.Anyizadrżałpodbródek,powiedziałacośśpiewnie
wswoimojczystymjęzykuiwyciągnęładoLucasadłoń,aleonjąodtrącił.

–Niepochlebiajsobie,mojadroga.–Jegozimnafuriacięłapowietrze,wymierzonatak,byzadawaćból.
–Nigdycięniekochałem.Czemuktokolwiekmiałbydarzyćuczuciemzdolnenarzędzie.

Dziewczynagapiłasięnaniegozniedowierzaniem.Zjejtwarzyodpłynęłakrew.

–Mówiłeś…

Lucasmachnąłrękąiwywróciłoczami.

–Słowaniewieleznaczą,powinnaśotymwiedzieć.Twojaprzydatność,podobniejakmojacierpliwość
jużsięwyczerpały.Mamdośćtychscen.–Zmierzyłjąlodowatymspojrzeniem,poczymwykonałgest,
jakbykogośodganiał.–Możeszodejść.

Łał!Obserwowałamtenspektakl,niepewna,comyśleć.ChociażniecierpiałamAnyi,kiedyspotkałyśmy
sięweFrancji,terazzcałegosercajejwspółczułam…cobyłogłupie,zewzględunato,jakbardzo
usiłowałanasskrzywdzić.Jednakwtymmomencietrudnomibyłouwierzyć,żetakobietamogłazrobić
cośpodobnego.

JasnowłosaRosjankawyprostowałasię,naśladującswojądawnąpozę,alewspojrzeniuwidaćbyło
uczuciebeznadziei.Żelaznasiławoliisposóbbycia,którymisięwspierała,należałyjużdoprzeszłości,
zdruzgotanesłowamiLucasa.Popoliczkubarwykościsłoniowejspłynęłajednajedynałza.

–Dajęciwszystko–szepnęłaAnyazsilnymobcymakcentem.Głosjejsięłamał.Palcewczepionew
ozdobnykrzyżykbyłybladeidrżały.–Jestemczymkolwiekpotrzebujesz,robięrzeczy,któreprzynoszą
wstydmnieimojejrodzinie,wszystkozmiłościdociebie.Ateraztymimówisz,żetokłamstwo?

Przypomniałomisię,jakEthanopowiadał,żeAnyabyłaprostądziewczynązprowincji,kiedyJeremiah
zatrudniłjądopomocyprzytłumaczeniachzrosyjskiego.Patrzącnaniąteraz,niewidziałamwyniosłej,
protekcjonalnejpięknościzparyskiegoprzyjęcia,tylkomłodądziewczynęrzuconąwświat,przedktórym
niewykształciłamechanizmówobronnych.Sposób,wjakiściskałakrzyżyk,symbolwiary,doktórej
widocznienadalsięgarnęła,sprawił,żezżalunadAnyąkrajałomisięserce.Czyijazmierzałamdo
takiegokońca?

–My,Hamiltonowie,niszczymywszystko,czegosiędotkniemy.–Lucasposłałjejwspółczujące
spojrzenie,apotemzerknąłnamnie.–Zostałaśwziętanacelownikitobyłtwójpech.

background image

–Nietakmiałobyć–szepnęłaAnya.–Onmówił,żetegochcesz,że…

Przerwała,alewmartwejciszyjejsłowazabrzmiaływyraźnie.

–Ktomówił?–jednocześniezareagowaliLucasiJeremiah.

Iwłaśniewtedyzdarzyłosiękilkarzeczynaraz.Zgasływszystkielampy,wpadająceprzezokno
przyćmioneświatłopogrążyłosalonwdziwnychcieniach.Zdążyłamjeszczezauważyć,żeszklanataflaz
tyłupokoju,któraprzezkilkaostatnichdnipozostawałaprzesłonięta,jużniekryjewidokunaoceanza
domem,apotemnastąpiłatak.RozległsięcichytrzaskiAnyapadłanapodłogęzwyrazemoszołomienia
natwarzy.Naglektośmniepochwycił

iwepchnąłdokuchni.Zostałamprzyciśniętaczyimściężkimciałemzawysokąwyspąomarmurowym
blacie.Cośgwizdnęłokołomojejgłowy,ażwpobliżuzaświszczałopowietrze.

Wydałampiskprzerażenia,kiedynaladziezamoimiplecamieksplodowałsłójzmąką.

Dookołazapanowałogwałtowneporuszenie,ludzieszukaliosłony.Strażnicyrzucilisięwstronękuchni
albowejściowegoholu,tłoczącsięwwąskimprzejściu.Zabrzmiałkolejnytrzask.Młodyochroniarz
potknąłsięibezwładnierunąłnaziemię.Koledzywytaszczyligozadrzwiizniknąłmizwidoku.

–Coto?–zapytałam.Sercegroziło,żewyrwiemisięzpiersi.

–Snajper.

OBoże!DygotałamobokJeremiaha,któryprzyciągnąłmniebliskodosiebie.Usłyszałamgłośne„łuup”i
cośuderzyłookuchennąwyspę,ażpodskoczyłam.Alepocisknieprzebiłsięnadrugąstronę.Niedaleko
odnasjedenzestrażnikówporzuciłswojąpozycjęprzydrzwiachiruszyłkunam.Rozległsiękolejny
trzask.Mężczyznazrobiłgwałtownyobrót,poczym,jużczęściowownaszejkryjówce,zwaliłsię
niezgrabnienaplecy.Woczachbłysnęłymuzdumienieistrach.Późniejtwarzrannegozwiotczała.
Mdlącaświadomość,żewłaśniewidziałam,jakumieraczłowiek,byłaprawieniedozniesienia.

–Oddychaj–rozkazałmójtowarzysziwypuściłampowietrze,którezatrzymywałam,nawetniezdając
sobieztegosprawy.Jeremiahprzesunąłsięwbokisprawdziłtętnonaszyistrażnika.Następnieszybko
sięgnąłdomałejsłuchawkizmikrofonem.–Ethan,melduj.

–Ktośuszkodziłsiećelektryczną,wtymzapasowegeneratory.–SłowaEthanabyłyniewyraźnieiciche,
aleznajdowałamsięwystarczającobliskoJeremiaha,żebyjesłyszeć.–

Właśniepróbujemytemuzaradzić.Ajakwyglądasytuacjawdomu?

–Snajperprzygwoździłnaswkuchni–rzuciłJeremiah.–Żebysięwydostać,musimymiećkrytątęszybę
ztyłu.

Pochwiliciszyrozległosię:

–Przyjąłem.Randymówi,żeprzewidywanyczaswłączeniaprądutodwieminuty.

background image

Jeremiahzaklął,upuszczającsłuchawkęnakolana.

–Dwieminuty–powtórzył.Skinęłamgłową.–Równiedobrzetomożebyćwieczność.

–Wizytauciebietozawszewielkaprzyjemność–zabrzmiałpogodnygłosLucasa.

Jeremiahobróciłsięgwałtownie,byspiorunowaćbratawzrokiem,alemężczyznazbliznąnawetnanas
niespojrzał.CałąjegouwagępochłaniałaAnya.

Dziewczynanadalleżałanaśrodkupokojutwarządopodłogi.Trzymałasięzakrwawiącybrzuchi
wydawałaprzytłumionejęki.JużwcześniejLucaszdołałprzewrócićsolidnystolikkawowyijednoz
krzeseł,robiącznichbarykadę,aleniezapewniałomutozbytniejosłony.

Anyacichozaszlochałaiwyciągnęładoniegorękę,drugądłoniąprzyciskającranę.

–Jużidę,kochanie.–Mężczyznawysunąłgłowęzukrycia,rozejrzałsięibłyskawiczniejącofnął.
Chwilępóźniejtużzanimkulawydarładziuręwścianie.Zaklął,poczymrzuciwszyokiemdookoła,
złapałleżącąniedalekopoduszkę.–Naprawdębyłobymiłatwiejbezkajdanek!–

zawołał.

Jeremiahpogrzebałwkieszeniachirzuciłbratumałekółkozkluczami,którewylądowałozabarykadąz
krzesłaistolika.

–Corobisz?–zapytał.

–Zapewnedajęsięzabić–odparłLucas,szybkorozpinająckajdanki.Zrobiłprzerwęnagłębokioddech
ispojrzałwtwarzJeremiahowi.–Życzmiszczęścia–dodał,apotemcisnął

wbokpoduszkęnaotwartąprzestrzeń.Poduszkaeksplodowała,posyłającwpowietrzezawartość,ale
starszyzHamiltonówjużwystartował.ZłapałAnyęiwlókłjądoswojejkryjówki,gdyprzezoknowpadł
kolejnypocisk.Lucassyknął,jednakzdążyłjużwrócićzaosłonędługiegostolikaiwciągnąćtam
dziewczynę.Dwiekulezałomotałyodrewnianyblat.Żadnaniezdołałaprzedostaćsięnadrugąstronę.

Uważając,byniewysuwaćsięzukrycia,LucaszacząłoglądaćranęAnyi.Zponuregowyrazujegotwarzy
mogłamwywnioskować,żeniejestdobrze.Rosjankaszlochałacicho.Jednajejdłońzatrzepotałanad
brzuchem,drugawpiłasiękurczowowramiękochanka.WholunatężeniekrzykuGeorgiisięgnęłojuż
poziomówoperowych.

–Bądźcicho!–wrzasnąłJeremiahikrzyknatychmiastustał.Zastanawiałamsię,czytolękosiebie,czyo
życiewłasnychdziecidoprowadziłtękobietędostanuhisterii,aleakuratterazniebyłoczasunatakie
rozważania.

–Zostańzemną,Anyu–mamrotałLucas,ostrożniezdejmująckoszulęiprzyciskającjądorany.

–Przepraszam–wyszeptaładziewczyna.Jejzakrwawionarękaporuszałasięlekko.Łzyściekałypo
bokachtwarzywewłosy,awyrazbeznadzieiwoczachrozdzierałserce.–Powinnambyławiedzieć…
Nigdyniechciałam…

background image

–Ćśś,nicniemów.Wszystkobędziedobrze.

Byłotojawnekłamstwo.Nawettakoddalona,mogłamdostrzeckrewlejącąsięzranyicorazbledszą
skóręRosjanki.

–Pocogosłuchałam…?Chciałamtylko,żebyśbyłszczęśliwy…

–Wszystkobędziedobrze–powtórzyłLucasprzezzaciśniętezęby,alerzeczywistąsytuacjęwyraźnie
odzwierciedlałojegozrozpaczonespojrzenie.Zostawiłprzesiąkniętykrwiąkłąbmateriałunabrzuchu
Anyiiwobiedłonieująłjejtwarz.–Ktocipowiedział,żebytozrobić?Potrzebneminazwisko…Anya,
zostańzemną.

Nieodpowiedziała.Dyszałacorazciężej.Zwiotczała.Wolnarękaopadłabezwładnienapierś.

–Dałamciwszystko–rozległsięszeptwśródurywanegooddechu.–Niezapomnijomnie.

–Anya–Lucasdelikatnieodgarnąłjejwłosydotyłu–zostańzemną.Hej,nigdyniezabrałaśmniedo
tegomałegomiasteczka,zktóregopochodzisz.Jakżeonosięnazywa?

Jednakniewyglądałonato,byAnyausłyszałajegopytanie.

–Wszystko–powtórzyła.Jejbladatwarzrozluźniłasię.Oczyzapatrzyłysięwnicość,palcepuściły
prawosławnykrzyżyknaszyi.Dziewczynazrzężeniemwciągnęłapowietrze.–

Zaprzedałamduszę…

Bólwykrzywiłrysymężczyzny.

–Zostańzemną.Zostań…

AleAnyijużniebyło.

Oddechprzeszedłmuwurywanyszloch.Tłukączakrwawionąpięściąokafelkipodłogi,Lucasrzucił
wiązankąprzekleństw.Gdzieśzanimkulauderzyławdrewno,alesięnieuchylił.

Jegogłosbrzmiałgniewnie,jednakztwarzyopadłyjużwszelkiemaskiiujrzałamnaniejrozpacz.

PośmiercibladeciałoRosjankiwydawałosiębardzodrobneimłode.Nigdyniechciałamzobaczyćjej
martwej,nawetwówczas,gdypoznałamjąodnajgorszejstrony.Wiedzaoprzeszłościtejkobiety,a
potemwidokszlochającej,rannejAnyiwymazałyresztkinieprzyjaznychuczuć.Jejostatniesłowa
ugodziłymniejakniespodziewanycioswżołądek.

Mogłamsobietylkowyobrazić,oilegorszebyłydlaLucasa.Możenatozasłużył.Niemogłamsię
opędzićodnieprzyjemnychrozważań,ocoprosiłdziewczynę,manipulującjejuczuciami,niezależnieod
tego,czyjeodwzajemniał.Naprawdęmiłośćwtejrodzinietakniewieleznaczyła?

Kuchennelampyrozbłysłyświatłem,elektrycznośćznówdziałała,aleszklanataflanatyłachdomu
pozostałaprzejrzysta.

background image

–Przesłońciewreszcietookno–warknąłJeremiah,przytrzymującmnietużprzysobie.

Sekundępóźniejszybaznówzaszłamgłąioceanzniknąłzwidoku.Jednaksnajperjeszczenieskończył.
Kulenadaltrzaskałyprzezzaciemnioneszkło,główniewokółkryjówkiLucasaiAnyi.

Najwyraźniejsnajpernielubiłwychodzićnagłupca.

–Biegniemy–rzuciłcichoJeremiah,pomagającmiwstaćipopychającwstronędrzwioddalonycho
niecałetrzymetry.Osłaniałmniewłasnymciałemprzezcałyczas,kiedypokonywaliśmytenkrótki
dystansdowzględniebezpiecznegoprzedsionka.WkrótceponaszjawiłsiętamLucas.Zakrwawione
ręcezwieszałymusiębezwładniepobokach.

Wdrugimkońcuholustała,przytrzymywanaprzezstrażnika,Georgia.KiedyobajmłodziHamiltonowie
pojawilisięwdrzwiach,wyrazszaleństwazniknąłzjejtwarzy.Kobietajednakznówpobladła,gdy
dostrzegłapokrywająceLucasardzaweplamy.Wyrwałasięochroniarzowiiruszyładostarszegosyna,
trajkocząccośwszoku,aleLucaspodniósłrękę,byjązatrzymać.

–Toniemojakrew–powiedział.Wjegogłosieniebyłożadnychemocji.ŚmierćAnyimusiałaje
wypalić,przynajmniejwtymmomencie.

WyrazniepewnościzmąciłrysyGeorgii.Wyraźnierozważała,comazrobić.

Zastanawiałamsię,jakpostąpi.Możespróbujenaprawićstosunki,biorącsynawobjęcia?Ale
osobowośćzwyciężyła.PaniHamiltonuniosłapodbródek,aroganckamaskamocnoprzywarłajejdo
twarzy,amnieprzyszłonamyśl,żewszyscyczłonkowietejrodzinyukrywająprzedświatemjakąśczęść
swego„ja”,jakbyokazywanieprawdziwegouczuciamogłozostaćwykorzystaneprzeciwkonim.I
niewykluczone,żetosiękiedyśzdarzyło.

WefrontowychdrzwiachpojawiłsięEthan,eskortowanyprzezstrażnikazkomórkąprzyuchu.

–Generatorypracują,alenaprawianietegoburdeluzgłównąsieciązajmiejeszczechwilę

–zameldował.–Nazewnątrzjesttrzechrannych.Pogotowiejużwdrodze.

–Tutajteżmamyofiary,wtymprzynajmniejjednąśmiertelną.Zabierzwszystkichrannychnagóręi
dopilnuj,żebykażdyotrzymałpomoc.–Jeremiahpołożyłmidłonienaramionach,poczympchnąłmnie
lekkowstronęEthana.–Zaopiekujsięniąimoimbratem.Niemaczasudostracenia.

–Sir?

–Musimydopaśćsnajpera.Teraz,zanimznówzniknie.–Spojrzałnamnie.–ZostańzEthanemirób,co
cikaże.

ZdobyłamsięnawysiłekipuściłamrękęJeremiaha.Pragnienie,byzatrzymaćgowbezpiecznymmiejscu,
byłosilne,alewiedziałam,żetakapróbananicsięniezda.Ontegopotrzebował.Musiałznowuznaleźć
sięwokopach,polującnazłychfacetów.Fakt,żesambył

celem,niemiałdlaniegoznaczenia,widziałamtowjegooczach.Więczamiastprotestować,przemogłam
swojelękiipowiedziałam:

background image

–Obiecaj,żeniccisięniestanie.

Złagodniał,czyzpowodumoichsłów,czyzulgi,czyjeszczeczegoinnego.Kiedywniesionododomu
postrzelonychstrażników,Jeremiahpocałowałmniewczubekgłowy.

–Wrócępociebie.Obiecuję–wyszeptał,poczymzniknąłzadrzwiami.

–Zabierzcieichnagórę–rozkazałEthanipozostalistrażnicydźwigającrannych,ruszyliposchodach.

–Wspaniale–wymamrotałLucas,wpatrującsięwpodłogę.–NiańczymnieKapitanAmeryka.Wielkie-
mi-pieprzone-co…

TużprzedemnąEthanobróciłsięnapięcie.JegopięśćwylądowałanatwarzyLucasa,któryosunąłsięna
ziemięjakszmacianalalka.

–Odlatchciałemtozrobić–burknąłEthan.

Zkonsternacjągapiłamsięnależącegomężczyznę.

–Naprawdęmusiałeś?–zapytałam,ruszając,bysprawdzić,czyHamiltonowinicsięniestało.–Niebył
żadnymzagrożeniem…

Czyjaśrękaobjęłamniezagłowę,przyciskającmidowargkawałekszmaty.Zaskoczona,zaczęłamsię
szarpać.Otworzyłamusta,żebykrzyknąć,alezamiasttegowciągnęłamdopłucjakiśmdlącosłodki
aromat.Niemalnatychmiastholzawirował.Usłyszałam,jakEthanmamroczeciche„przepraszam”,a
potemnogiugięłysiępodemnąiznalazłamsięnapodłodze.

Dzisiajzbytczęstosłyszałamtosłowo.Takabyłamojaostatniamyśl,zanimstraciłamprzytomność.

Miałamdziwnysen.Niepotrafiłampowiedzieć,nawetwkontekściepodświadomychfantazji,czy
leciałamwpowietrzu,czyspadałam.Chmuryśmigałykołomnie,ziemiabyłatakadaleka,jaką
widywałamtylkozsamolotu.Cośtrzymałamwramionach.Byćmożetowłaśnieciągnęłomniewdół,ale
nieczułamstrachu.Ziemiaprzybliżałasięcorazbardziej,ajednakcałatasytuacjacieszyłamnie,chociaż
niemiałampojęciadlaczego.

Zupełnierealneuczucie,żektośgrzebiemipokieszeniach,wyrwałomniezestanumarzeńsennych.Nagły
zawrótgłowysprawił,żezawirowałomiprzedoczami–możebyłytotylkoresztkisnu–poczym
uświadomiłamsobie,żenaprawdęsięprzemieszczamiżeleżęnaboku.Mojezwiązanewnadgarstkach
ręceopierałysięokolana.Nogibyłyrównieżskrępowane,ajaniepewniebalansowałamnatylnym
siedzeniunieznanegosamochodu.Kiedyspróbowałamusiąść,odkryłam,żejestemrównieżprzypięta
pasami.Grubetaśmyściągnęłymniezpowrotemnarozgrzanąskórę.

Mężczyzna,którysiedziałwfotelukierowcy,prowadziłzkomórkąwpotężnejdłoni.

Liczącnato,iżniezauważy,żejużnieśpię,mruganiemodgoniłamoszołomienieizaczęłamprzyglądać
sięotoczeniu.Wszystkopokrywałaczarnaskóra,ztychmiękkich,drogich.Pachniałofabryczną
nowością,alecotozasamochód,niekojarzyłam.Tylnesiedzeniebyłowąskie,zniewielkimmiejscemna
nogi–leżałamzwiniętawkłębek,żebymsięniepoobijała–zczegowywnioskowałam,żetojakiśwóz
sportowy.Wyciesilnikaprzystosowanegododużychprędkościpotwierdziłotopodejrzenie,alenie

background image

podsunęłomiżadnychwięcejszczegółów.

Uniosłamsiętrochę,byzerknąćprzezoknonazachmurzoneniebo.Skórzanatapicerkazaskrzypiałapode
mną.Odgłosprzyciągnąłuwagękierowcy,amniesercepodskoczyłodogardła,kiedyrozpoznałam
znajomątwarz.

–Ethan?

Odwróciłsięzpowrotem,wlepiającwzrokwdrogęicisnąłtelefonnasiedzeniepasażera.

Uświadomiłamsobie,żetomojakomórka.Jeremiahdałmijąwzastępstwietej,którązepsułamw
Paryżu.

–Dziewczynasięobudziła?

Wytrzeszczyłamoczy.Razjeszczezerknęłamnafotelpasażeratużprzedmoimnosem,aleoprócznas
dwojganikogowsamochodzieniebyło.Głosniedobiegałzjakiejśjednejstrony,aEthanniesprawiał
wrażeniazdumionego,chociażzacisnąłszczęki.

–Środekuspokajającyzawcześnieprzestałdziałać–odparł.Zabrzmiałotozgrzytliwie,gniewnie,jakby
mężczyznaniemiałochotyodpowiadać.

Nasiedzeniuprzedemnąrozbrzęczałasiękomórka,wyraźniewprawiającEthanawpopłoch.

–Coto?–zapytałbezcielesnygłos.Dojegoobłudnegotonuwkradłasięirytacja.

–Telefondziewczyny.–Ethanpodniósłkomórkęispojrzałnaekranik.–DzwoniJeremiah–dodał
beznamiętnie.

Nadźwięktegoimieniamocniejzabiłomiserce.Poczułamuciskwpiersiiprzygryzłamwargę,żeby
powstrzymaćsięodkrzyku.

–Odbierz–poleciłnieznajomy.–Przełącznagłośnik.

Ethanzrobił,comukazanoiumieściłkomórkęusiebienakolanach.Jednakzanimzdążył

sięodezwać,wrzasnęłam:

–Jeremiah!

–Lucy,gdziejesteś?

Kiedygousłyszałam,lodowatyciężarzniknąłzmojejduszy.GłosJeremiahabrzmiał

mocnoipewnie,ajarozpaczliwiepotrzebowałampewności.

–Natylnymsiedzeniusamochodu–odparłam,nienawidzącswegorozpaczliwegotonu,alepełnazapału,
byudzielićtyluinformacji,iletylkozdołam.–Jakiśsportowywóz.Wszędzieczarnaskóra.Zaoknem
jedyniezachmurzoneniebo.JestemzEthanem.–Przerwałam,boniemiałampojęcia,jakprzekazać

background image

wiadomość,żezostałamporwana.

MojeoczynapotkaływzrokEthana.Postawnyochroniarzwestchnął.

–Naprawdęmiprzykro.

–Ethan?!–warknąłJeremiah.Możegdybymwidziałajegotwarz,potrafiłabymrozszyfrowaćemocje,
któreusłyszałamwtychdwóchsylabach–zdziwienie?Wściekłość?

Zawód?Rozczarowanie?Naraziepewnebyłotylkożądaniewyjaśnień.

–OnimająCeleste.–GłębokismutekzadźwięczałwsłowachEthana.Widziałam,jakopadłymukąciki
ust.

Jeremiahzaklął.

–Odkiedy?

–Niewiem,alezadzwonilidomnie,kiedywykłócałeśsięzeswoimikrewnymi.Wiesz,żezrobiłbym
wszystko,żebyjąchronić.

–Więctytozorganizowałeś?–NawetprzeztelefongłosJeremiahatryskałfurią.–

Pozwoliłeś,żebytrojeludzizginęło,bo…

–Nie!–wybuchnąłEthan.–Tonieja.Oniczymniewiedziałam,dopókiniezadzwonili.

Aświatłazgasły,zanimskończyłemrozmowę.Przysięgamnahonor,jakikolwiekmijeszczepozostał,że
niemiałemztymatakiemnicwspólnego.

–Chcesz,żebymciuwierzył,potymjakporwałeśmoją…–Jeremiahprzerwałizapytał:

–Dokądjedziesz?

–Ubićinteres.

–Docholery,Ethan!

–Tydlaniejzrobiłbyśtosamo,niepróbujzaprzeczać.–Ochroniarzzerknąłnamnieprzezramięi
roześmiałsięchrapliwie.–CałatasprawazupełnieprzypominaKosowo.

Nadrugimkońculiniizapanowałacisza,wreszcieJeremiahznówwarknął:

–Docholery,Ethan…

–Kiedyjużbędziepowszystkim,nieobwiniajCeleste.Towyłączniemojadecyzja.

Rozłączamsię.Dowidzenia,Jeremiahu.

–Zaczekaj…

background image

Połączeniezostałoprzerwane.Ethangapiłsięnatelefonwswojejdłoni.

–Wyrzućkomórkęprzezokno.

Drgnęłam,słyszącgłoswpobliżumojejgłowy,gdytymczasemEthanwypełniałrozkaz–

uchyliłszybęicisnąłaparaciknadrogę.Spojrzałamwgóręidostrzegłamsamochodowegłośniki.

Wgłębiduszypoczułamulgę.Oprócznasdwojganikogowsamochodzieniebyło.Jednakogarnęłomnie
przeczucie,żebardzoszybkospotkamniewidzialnegorozmówcę.

–AcosięwydarzyłowKosowie?–zapytałgłostonemtowarzyskiejkonwersacji.

–Pewieninformatornaszdradził–odparłbeznamiętnieEthan.–Dopieropofakciedowiedzieliśmysię,
żenaszobiektporwałtemuczłowiekowiżonęirodzinę,więcfacetwydał

nas,żebyratowaćswoichbliskich.

–Przeżyli?

–Nie–padłaszorstkaodpowiedź.

–Szkoda,chociażmożetozakończeniewłaściwewobecjegozbrodni.Faktycznie,zdradato
najpaskudniejszyzgrzechów,nieuważasz?

Knykciezaciśniętychnakierownicypalcówzbielałyznapięcia,alejawneszyderstwoniezdołałoEthana
sprowokować.

–Cozamierzaszzrobićzdziewczyną?–spytałpokrótkiejprzerwie.

–Zabićją.Apotemzabićtwegoprzyjaciela,kiedypojawisię,żebyjąratować.

Jęknęłamizacisnęłampowieki,łzykapałymizkoniuszkówrzęs.Kiedyznowuotworzyłamoczy,
ujrzałam,żeEthanobserwujemniewewstecznymlusterku.

–Ajeślicijejnieprzywiozę?

–Zabijętwojąukochanążonę.Hm,nakoniec.Tonaprawdęładnakobietka.Oczywiście,jeślisięlubi
rude.

RęceEthanawpiłysięwkierownicę.

–Tyskurwysynu…

Nadrugimkońculiniicośsięzakotłowało,apotemjakaśkobietazaczęłakrzyczećzbólu.

Celeste.Ethangwałtowniezboczyłzdrogi,rycząc:

–Przestań!

background image

Krzykiustały,alecichyszlochwtlebyłniemalrównieprzejmujący.

–Jeśliniechcesz,żebytwojadrogażonamiałakolejneblizny–oświadczyłbezcielesnygłostonem,w
którymniebrzmiałojużrozbawienie–nigdywięcejmnieniezelżysz.Jasne?

–Jakkryształ–odwarknąłochroniarz.Jegotwarzwyrażałaponurąrozpacz.

Mojesercewaliłoszaleńczo,grożąc,żewyskoczyzpiersi.Oddechrwałmisięiprzyspieszał.

–Ethan,proszę…–szepnęłamześciśniętymgardłemnamyślotym,cosięzbliża.Niechcęumierać!

–Uciszją–nakazałmorderca.

Wierciłamsię,desperackopróbującodzyskaćwolność,kiedyEthanchwyciłzsiedzeniapasażerabiałą
szmatęisięgnąłdotyłu.Jegodługieręcebeztruduodnalazłymojątwarz,alewalczyłam.Wstrzymałam
oddechiwykręcałamsięnatyle,nailepozwalałymipasy.JednakEthanmiałanielskącierpliwość.
Kiedyzużyłamcałyzapastlenu,czarneplamyzawirowałymiprzedoczami.Zeszlochemzłapałam
oddech,mdlącosłodkiaromatnarkotykuspłynąłdopłuciwkilkasekundpóźniejstraciłamświadomość.

Tymrazemnicmisięnieśniło.

Rozdział21

Niemiałampojęcia,jakdługobyłamznównieprzytomna,leczwmojąnarkotycznądrzemkęwdarłosię
narastającekołysanieipodskakiwaniesamochodu.Dopierogdystanęliśmy,powróciłamipełna
świadomość.Nagłybezruchgwałtowniemnieobudził.Skrzypnęłydrzwi,stuknęłoodchylanesiedzenie,a
potemktośzłapałmniezanogi.Odruchowozaczęłamsięszarpać,alemojewysiłkibyłymizernei
bezskuteczne.Zostałamwyciągniętazwnętrzawozuiprzerzuconaprzezczyjeśramię.Znadwody
napływałprzenikliwychłód.Natychmiastzaczęłamdygotać.Lekkaodzież,którąmiałanasobie,nie
chroniłaprzedwilgotnymzimowymwiatrem.

–Utrzymaszsięnanogach?–zadudniłwpobliżugłosEthana.

Żołądekmisięwywracał,groziło,żezawładnąmnąmdłości,alezdobyłamsięnasłabe:

„tak”.Znowuzawirowałświat,kiedyEthandelikatniepostawiłmnieoboksamochodu.

Zatoczyłamsię,łapiącrównowagę,oparłamrękęolśniącąkaroserięizmusiłamsię,byspojrzeć
dookoła.Wgórzezwrzaskiemkrążyłymewy.Ichpłaczliwekrzykicięłypowietrze.Gdzieśwpobliżu
uderzałyrytmiczniefale,aleniebyłamwstaniedostrzecbrzegu,bonadwodąunosiłasięmgła.Wzdłuż
nabrzeżaciągnęłysiębudynkifabryczne,blokującnasztamtejstrony.Ulicabyławąskaisłabowidoczna.
Nadnierównymasfaltemwiłysięstrzępymgły,alekilkasetmetrówdalejdostrzegłamobcysamochód,
któryzłowieszczozbliżałsiękunam.

–Czyto…?

Kątemokazauważyłamjakiśruch.ZerknęlamnaEthana,ujrzałamwjegorękupistolet.

Oddechmiprzyspieszył,alemężczyznanapotkałmójwzrokinieznaczniepokręciłgłową.

background image

Trzymałbrońukrytązamnąiskierowanąwziemię.

–Gdziemojażona?–krzyknąłdoprzeciwnika,którycobyłooczywiste,słuchałgozpobliskiego
pojazdu.

Napotwierdzeniemoichlękówotworzyłysiędrzwiizautawytoczyłasięszczupła,ognistorudapostać.
Drzwizatrzasnęłysięzanią.

–Ethan?–zawołałaCelestegłosemledwiesłyszalnymztejodległości.

–Jestemtutaj!–odkrzyknął.KiedyCelestegwałtownieobróciłakunamgłowę,poczułam,jakbardzo
napiętejestjegociało.Kobietachwiejnymkrokiemruszyławnasząstronę.

Dopieroterazuświadomiłamsobie,żemazawiązaneoczyiręceskutezaplecami.

–Zaczekaj,ażdociebiepodejdzie–rozkazałmorderca.Obleśnygłoswydobywałsięzsamochodowej
aparaturynagłaśniającej.Dłoniesamezacisnęłymisięwpięści.Przygryzłamwargę,gdyzamoimi
plecamirozległsięostryszczęk.BezwątpieniaEthanszykowałbroń.

Podbródekzacząłmidrżeć.Zacisnęłamzęby,zdecydowana,żebędęsiętrzymać.Och,aletotakietrudne.

–Możeteraznależałobywspomnieć,żetwojażonamaprzysobiebombę?

Usłyszałam,jakEthanwciągapowietrze,mocniejzaciskającpalcenamoimramieniu.

Nutazadowoleniawgłosiemordercynasilałasięwmiarę,jakmówiłdalej.

–Jeślirozważaszjakieśbohaterskieczyny,pierwsząofiarąstarciabędzietwojaukochana.

Więcproszę,odłóżbroń,którąchowaszzaplecamipannyDelacourt,albomójpalecnabierze
nerwowychtików.

Ethannatychmiastpodniósłręce,wymowniepotrząsnąłpistoletem,poczymwrzuciłgodoswego
samochodu.

–Jużblisko,kochanie!–zawołałdorudowłosej.

Sercemisiękrajałonawidoktejkobiety,którapotykającsię,brnęłapoomackudomęża,zdanatylkona
jegogłos.Dwukrotnieomalnieupadła–niebezpiecznasprawaprzyrękachzwiązanychztyłu–aleza
każdymrazemzdołałazłapaćrównowagę.

–Sądzisz,żejakszybkopotrafiszjąstądzabrać?–Przezgłośnikiniemallałosięzadufanieipoczucie
wyższości.–Zagrajmywzgadywankę.Czybombanatwojejżoniemożezostaćzdetonowanaprzezsygnał
radiowyczyzapomocątelefonukomórkowego?Dojednegorazusztuka.Iniepróbujcieuciekać
samochodem.Mógłbysięokazaćstosowniewyposażonydoodpaleniaładunku.–Rozległsięponury
śmiech.–Jakdalekobędzieciemusieliodbiec,bynabraćpewności,żetwojażonajestbezpieczna,jeśli
tutajcośsięskwasialbouznam,żechcębyćprawdziwymskurwysynem?

Ethanwydałwściekłypomruk,ciałozawibrowałomuodtegodźwięku,alegdynadalwołałdożony,jego

background image

głosbrzmiałmocnoipewnie.Celesteodpowiadałaokrzykamipełnymilęku,ażwreszciesięzbliżyła.
Łysymężczyznawyminąłmnieichwyciłżonęwobjęcia.Dostrzegłamczerwonyśladnajednejz
wysokichkościpoliczkowychicośwrodzajumałegooparzenianaramieniu,alepozatymchybanicjej
sięniestało.Głośnyszlochzniweczyłnapięcie,kiedyEthanmocnoprzytuliłrudowłosąkobietę;przez
dłuższąchwilęcałowałczubekjejgłowy.Potemodsłoniłżonieoczyiznówporwałjąwramiona.

Wiedziałam,wktórymmomencieCelestemniezauważyła,bogwałtowniewciągnęłapowietrze.

–CoLucytutajrobi?–zapytałaniespodziewaniemocnymgłosem.Kiedyjejwzrokpadł

namojeskutekajdankaminadgarstki,obrzuciłamężaprzenikliwymspojrzeniem,wktórymstrach
zastąpiładezorientacja.

–Zaczynamnieswędziećpalecnaprzycisku–rozległsięzgłośnikówzniecierpliwionygłosmordercy.
Potwarzyrudowłosejprzemknąłwyrazgrozy.

–Nie!–wypaliłabezzastanowienia.–Niemożeszjejtuzostawić.–Ethannieodpowiedział,tylko
skierowałsięwstronępobliskiegozaułka.ProtestyCelestewzrosłydopoziomuwrzasku.Drobna
kobietaszarpałasięwobjęciachmęża,alebyłabezszans.RęcemiałazwiązanezaplecamiiEthannie
zamierzałjejpuścić.Patrzyłam,jakobojeznikająwoddali.

Olbrzymiekroki,którymisadziłmężczyzna,niosłygoszybko.Kiedyuświadomiłamsobie,żezostałam
samaizapewneniedługoumrę,ogarnęłomnieodrętwienie.Jakimcudemmojeżycietaksiępotoczyło?

Wsamochodziepodrugiejstronieulicyotworzyłysiędrzwikierowcyiześrodkawyłonił

sięjakiśczłowiek.Ubranybyłswobodnie.Przedciągnącymodwodylodowatymzimnemchroniłago
tylkocienkaskórzanakurtka.Kiedyzmierzałwmojąstronę,luźnenogawkispodnitrzepotałyleniwiena
wietrze.Człapaniejegodziurkowanychbutówstawałosięcorazgłośniejsze.Mimoprzytłumionego
światła,miałnatwarzyprzeciwsłoneczneokularywwąskichoprawkach,któredobrzedoniego
pasowały.Bezstronnaczęśćmegoumysłuodnotowała,żejestniemalprzystojny,alewpewienstonowany
sposób.„Miłyfacet”,któregonigdynaprawdęsięniezauważa.Biorącpoduwagęostatniewydarzenia,
szczerzewątpiłam,czykiedykolwiekzapomnęjegotwarz,nawetjeśliudamisięprzeżyć.

Niedrgnęłam,gdysięzbliżał.Stałamopartaomaskęsamochodu,bomiękkienogigroziły,żezestrachu
osunęsięnaziemię.Jednakzdeterminacjąstawiłamprzeciwnikowiczoło,próbującnaśladowaćstoickie
spojrzenieJeremiaha.Niebylejakiwyczyn,zwłaszczagdywkońcumężczyznazatrzymałsiętakblisko,
żemogłamgodotknąć.Wmilczeniubadałmniewzrokiem.Odwzajemniłamjegospojrzenie,mójoddech
przyspieszył,alejużniepragnęłamsięwycofać.

–Rzadkomamokazjęspotkaćktóryśzmoichobiektówtwarząwtwarz–powiedział,unoszącjedną
brew.–Oczywiście,równierzadkoobiektwidzimnieiżyjenatyledługo,żebyotymkomuśdonieść.
Prawdęmówiąc,wolęoglądaćdelikwentawjegoostatnichmomentach.–

Zachichotałwsposóbpozbawionywszelkiejwesołości.–Rzeczjasna,nietybyłaśobiektem,dopókinie
ocalałaśpotruciźnie.Cwanadziewczynka.

Fałszywyuśmiechniesięgałoczuiprzyprawiłmnieodreszcze.Teoczyprzypominałymartwe,ciemne

background image

kałuże,podktóryminicsięniekryło.Zcałychsiłstarałamsięzachowaćspokój.

Mocnozacisnęłamusta,byniewydaćżadnegodźwięku.Byłamzdecydowananiebłagaćolitość,ale
perspektywarychłejśmiercitakmnieosłabiła,żewobawieprzedupadkiemkurczowochwyciłamza
samochodowelusterko.

–Nieżebymźlesiębawiłwtwoimtowarzystwie…–mężczyznazerknąłnazegarek–alemamyniecałe
dziesięćminut,zanimnadciągnieodsiecz.Sześć,jeślimająwłaściwąmetodęnamierzeniachociaż
jednegozwas,októrejnicbymniewiedział.Tefabrykitolabirynt,trudnydoprzebycianawetzmapą.–
Mordercasięgnąłzasiebieiwydobyłczarnypistolet.Nieodrywającodemniewzroku,wolnąręką
pogłaskałlufę.Widział,żegoobserwuję,więcwzruszył

ramionami.–Tobyłciosdlaegoprofesjonalisty,kiedyobydwojeprzeżyliściepróbęotrucia.

Więcejnieużyjętejsztuczki,tymniemniejmuszęnaprawićbłąd.

Patrzyłammuprostowoczy,rozpaczliwieusiłujączapanowaćnadoddechem.Tuzinscenariuszyocalenia
przemknęłomiprzezgłowę–walkawręcz,bieg,skokdowody.Jednakwkażdymscenariuszu
przegrywałam.Zkretesem.Spokojnapewnośćsiebienatwarzytegoczłowiekamówiławszystko.Jego
wprawawściganiuofiarbyładalekowiększaniżmojawprawawucieczkach,zwłaszczanaotwartej
przestrzeni.Odrętwienieogarnęłomnieodstópdogłów,kiedypatrzyłam,jakmężczyznaszykujebroń.
Naprawdętakmabyć?Skończęjakoprzynęta,którazwabiJeremiahanapewnąśmierć?

Wdłonimordercypojawiłasięwąskarurka.Swobodnymruchemumieściłjąnakońculufyidokręcił.
Potem,przechyliwszygłowę,przyjrzałmisięuważnie.

–Jesteśbardzodzielna–skomentował.–Większośćludziwtymmomenciejużbybłagałaożycie.

Teżbymtakzrobiła,gdybymmyślała,żetocokolwiekzmieni.Morskiwiatrnabrałsił,faletłukłyo
drewnianepodporynabrzeża,ażziemiadrżałamipodstopami.Janatomiastprzestałamdrżeć,bo
sparaliżowałamnieświadomość,żezarazumrę.

–Osobiściewolętwarząwtwarz,takjakteraz–ciągnąłmorderca–alewiększośćludzirzucasiędo
ucieczkiimuszęstrzelaćimwplecy.Irytujące.Niemalodbieragodnośćifrajdę.–

Uniósłbrońiwycelowałmiwczoło.–Niemartwsię,mojadroga,niedługoznówzobaczyszswego
ukochanegomilione…

Cośgwizdnęłokołomojegoucha.Mordercaobróciłsięirunąłnaziemię.Patrzyłamoniemiała,jakleżyu
moichstópitrzymasięzaramię.Stękałzbólu.Pochwilipoczułamgwałtownyprzypływzdrowego
rozsądku.Chciałamrzucićsiędoucieczki,aleniezrobiłamjeszczekroku,kiedysilnadłońzłapałamnie
zakostkęunogi.Upadłam,jednakzdołałamsiępodeprzećichociażpierwszyrazodczasówdzieciństwa
obtarłamkolana,byłamniezmierniewdzięczna,żeEthanskułmiręcezprzodu.Wrzasnęłam,czującsilne
szarpnięciezawłosy.

Mordercaciągnąłmniedosiebie,ażniemalnanimwylądowałam.

–Atoskurwiel!–mamrotał,ajaniewiedziałam,okimmówi,dopókiwjegodłoniniedostrzegłam
małegourządzenia.Miałodwaprzyciski,niebieskiiczerwony.Wyglądałocałkiemjakpilotdo

background image

samochodu.Zezgroząuświadomiłamsobie,żetozapewnesterownik,którymmożnazdetonowaćbombę.

–Nie!–Pochwyciłamrękęmężczyzny,walczącośmiercionośnegopilota.Najwyraźniejcośposzłonie
tak–Ethanzdradziłalboodsieczsamazsiebienadciągnęławcześniej–aletoniemiałojużznaczenia.
Niemogłamdopuścić,bymordercawysadziłCeleste.Jedyne,oczymterazpotrafiłammyśleć,tojej
przerażenie,kiedymniezobaczyła,jejkrzyki,żebymnieratować,nawetwtedy,gdyEthanpospiesznieją
zabierał.Niezamierzałampozwolićjejumrzeć.Wkażdymrazie,niebezwalki.

Mordercaniespodziewałsięatakuijużprawiezdołałamodebraćmuurządzenie,zanimstawiłopór.
Jednąrękęmiałwłaściwiebezużyteczną–zdużejranynaramieniuspływałakrew–

więczewzględunamojekajdanki,naszesiłybyłyniemalwyrównane.Szybkouświadomiłamsobie,że
używałmniejakoosłonyprzedsnajperem.Próbowałamsięwyrwać,alemężczyznanadaloplatałmnie
jednąnogąwpasieiprzygniatałdosiebie,jednocześnieszarpiączasterownikdodetonacji.

Poczułamprzypływtriumfu,kiedymałeurządzeniewysunęłosięwreszciemojemuwrogowizdłoni,ale
zanimzdążyłamcisnąćjedomorza,dosięgnąłmniepotężnyciosłokciemwtwarz.Czaszkaeksplodowała
mizbólu.Ogłuszona,wahałamsięzbytdługoirękamordercyznówznalazłasięnamojej.Mimo
dzwonieniawuszach,próbowałamnieoddaćzdobyczy,jednakkolejneuderzeniełokciem,tymrazemw
klatkępiersiową,wybiłomipowietrzezpłuc.

Wzamroczeniuwalczyłamooddech,osłabionanawystarczającodługo,bymordercazdołał

uwolnićplastikowąpłytkęspomiędzymoichzaciśniętychpalców.Złośćisatysfakcjawykrzywiałymu
twarz.Bezradniepatrzyłam,jaknacisnąłczerwonyguzik.

Nicsięniewydarzyło.

Wpatrującsięwsterownik,mężczyznazamrugał.Jeszczerazprzesunąłkciuknaczerwonyprzycisk,aleto
czegooczekiwał,wyraźnienienastępowało.Awyrazjegotwarzymówiłsamzasiebie.

–Kurwa!–warknął,przytłoczonypoczuciemporażki.

Odchyliłamgłowędotyłuimocnowyrżnęłamgoczołemwnosiusta.Siłauderzeniaznowumnie
ogłuszyła,aleuściskosłabłistoczyłamsięnaziemię.Oczymordercynapotkałymójwzrok,zdrowaręka
sięuniosła.Ujrzałamwymierzonąwemnielufę.

Iwtedypotylicamężczyznyeksplodowała,aonrunąłzpowrotemnaasfalt.Trzęsącsięcała,walczyłamo
oddech,aleniemogłamoderwaćspojrzeniaodmakabrycznegowidoku.

Narastaławemniehisteria,zustwyrywałysięzdławionełkania,kiedyztrudempróbowałamsię
podnieść.Klatkapiersiowabolałamnieodciosów,jednakłzynienadchodziły.Byłamjaksparaliżowana.
Potrafiłamtylkopatrzećnazwiotczałątwarztrupa,nadziuręwjegoczaszce,na…paćkęzajegogłową.
Chybazarazzwymiotuję,pomyślałam.

Niewiem,jakdługotamsiedziałam,gapiącsięnatękrwawąjatkę,zanimdomoichuszudobiegłpisk
opon.Zbytotępiała,byporuszaćgłową,kątemokadostrzegłamzbliżającesięciemnesedanyiSUV-y.
Samochodyotoczyłynasnawąskiejjezdninabrzeża.Wysiedliznichmężczyźniwznajomychmundurach
–widywałamjeprzezprawiecałyzeszłytydzień–izaczęlikłębićsiędookoła.ŻadenzludziJeremiaha

background image

niepodszedłdomnie,chociażjedenznichdelikatniepodniósłpilota,którywysunąłsięzmartwejdłoni
mordercy.Bardzochciałampowiedziećim,cotojest,aleniepotrafiłamoderwaćwzrokuodtrupa.Na
jegotwarzyzastygłozdumienie.

Odstronymorzanarastałobcy,warkotliwydźwięk.Wreszcieodwróciłamgłowęizobaczyłam,jakz
mgłynadwodąwyłaniasięhelikopter.Najednejzpłózstałwysokimężczyzna.Kiedymaszynazbliżyła
siędoziemi,zeskoczył,lądującbezproblemuirzuciłsięwmojąstronę.Sadziłwielkimisusami,aż
podskakiwałprzewieszonyprzezjegoplecykarabin.

Znalazłszysięprzedemną,padłnakolanaipochwyciłmniewobjęcia.

Zaczęłamdrżeć,niepowstrzymanieigwałtownie,apotemwybuchnęłamszlochem,wkońcudającupust
emocjom.WczepiłamsięwJeremiaha,którydelikatniepodniósłmniezziemiimocnoprzytulając,
załadowałdojednegozoczekującychSUV-ów.

Podróżdodomuminęłaspokojnieibylamzatonaprawdęwdzięczna.Jeremiahtrzymał

mnienakolanach,gładzącpoplecachiramionach,itarytmicznapieszczotapomagałamisięuspokoić.
Jegodotykniekryłżadnychżądań,możetylkoodrobinęzaborczejopiekuńczości,ajarozpaczliwie
potrzebowałamsięupewnić,żejestembezpieczna.Wcześniejszystanotępieniajużustąpił,alebyłam
zbytwyczerpana,żebypłakaćalbokrzyczeć.Pragnęłamtylkozwinąćsięwkłębekwciemnympokoju,z
dalekaodwszystkich,ipostaraćsięzapomniećoostatnichgodzinach.

Mójumysłciągleodtwarzałpotwornesceny–konającystrażnik,ostatniechwileAnyi,zawodzenie
Celesteniesionejwbezpiecznemiejsce,gdymniegoodmówiono,głowamordercyeksplodująca
krwawymibryzgami.Kiedysiedzącjużwsamochodzie,znalazłamnarękawiekroplęczegoś,cowzięłam
zakrew,omałonieoszalałam,próbujączerwaćzsiebieubranie.

TylkogłębokigłosJeremiahaijegosilnedłonie,zwinnieściągającezemniekłopotliwączęśćgarderoby,
sprawiły,żeniewpadłamwhisterię.

Jednakwszelkienadziejenasamotnośćpierzchły,boprzeddomemujrzałamrządpojazdówipilnujących
wejściamężczyznwobcychmundurach.Jęknęłam,gdyJeremiahotworzyłdrzwi.Niechciałamznów
znaleźćsięwśrodkukolejnejhecy,alebezsłowaprotestuwtuliłamsięwjegoszyję,kiedywynosiłmnie
zauta.Ciepłewargiskubnęłymojeucho,oddechmusnąłmiskórę.

–Możesziśćowłasnychsiłach?

Pokusa,byzaprzeczyćipozostaćbezpieczniewjegoramionachtakdługo,jaksięda,byłasilna.Mimoto
skinęłamgłową.Przebłyskniezależnościpomógłmiwziąćsięwgarść.

Jeremiahniepuszczałmniejeszczeprzezchwilę,kiedymijaliśmygromadęnieznajomychidopierow
wejściupostawiłmniedelikatnienanogi.Zachwiałamsięichwyciłamgomocnozaramię.Najwyraźniej
niemiałnicprzeciwkotemu.

–Kimsąciludzie?–zapytałamwkońcu,odchrząknąwszy.Mójgłosbrzmiałfatalnie,nawetdlamnie
samej,pewniezpowodupłaczu.

–Funkcjonariuszepaństwowi.Przyjechaliaresztowaćmegobrata.

background image

WargiJeremiahazacisnęłycięwcienkąlinię.Niepotrafiłamstwierdzić,czypochwalatoczynie,ale
myślotym,żeLucaswylądujewwięzieniu,byłaprzygnębiająca.WholustarszyHamiltonwpatrywałsię
wtorbęzezwłokami.Najegotwarzymalowałosięznużenie.Kiedydwóchludzizbiurakoronera
dźwignęłoczarnyworekiwolnoruszyłowstronędrzwi,odprowadziłciałowzrokiem,apotemspojrzał
namnie.Wjegooczachrozbłysłaulga.

–Cieszęsię,żejesteśbezpieczna,mojadroga–powiedział,nieznacznieskinąwszymigłową.–Dośćjuż
ofiartegopogromu.

–Dziękizapomoc–odparłam,wzdychając.–Żałuję,żetaktosiędlaciebieskończyło.

–Takiebyłoryzykoprzyjazdu.–Lucaswzruszyłramionami,unoszącjedenkącikustwironicznym
uśmiechu.–Jednakdoceniamtwojątroskę.To…słodkie.

Zmarszczyłamczoło,rozważając,jakpowinnampotraktowaćjegosłowa.Komplement?

Obelga?Mojarozterkanajwyraźniejwydałamusięzabawna.

–Dowidzenia,pięknapani!–zawołał,kiedyfunkcjonariuszewgarniturachwyprowadzaligozdomu.–
Mamnadzieję,żeniedługoznówsięspotkamy.

Jeremiahpodszedłzboku,blokującprzejście.

–Chwileczkę–zaczął,aleLucaspokręciłgłową.

–Nie.Obojętnieczyzamierzaszmnieprzepraszać,czypotępiać,niechcętegosłyszeć.

Prawdawyszłanajawiterazkażdyznasmusiżyćzjejkonsekwencjami.

Przezmomentbraciapatrzylisobiewoczy–dwapodobneprofilenatlegasnącegodziennegoświatła.
WreszcieJeremiahustąpiłzdrogiimężczyźniwmilczeniuwyprowadziliLucasadoczekającegoprzed
domemauta.Patrzyłam,rozczarowana,jaksamochódtoczysięwstronęgłównejbramy.

MłodszyzHamiltonówrozejrzałsiępoholu.

–Gdziemojamatka?–zapytałstojącegowpobliżustrażnika.

–Złożyłapolicjantomkrótkieoświadczenieipozwolonojejodejść,sir.

WargiJeremiahazacisnęłysięprzelotnie.Westchnął,ajagniewnieściągnęłambrwi.

Oczekiwałamczegoświęcejodtejwstrętnejkobiety,alepewnienawykicałegożyciasątrudnedo
pokonania.PocieszającopołożyłamdłońnaramieniuJeremiahaiwtymmomenciezastygłam,
rozpoznającpostać,którazmierzaławnasząstronę.

Ethanmiałczujnywyraztwarzy,alekumojemuzdumieniurąknieskuwałymukajdanki.

NatomiastnigdzieniebyłowidaćCeleste.Chociażbardzomnieinteresowało,czywszystkozniąw

background image

porządku,milczałam.

–Cieszęsię,żeniccisięniestało–zwróciłsiędomnie.

PrzysunęłamsiędoJeremiaha.Podejrzeniainieufnośćodbijałysięechemwmojejgłowie.Wiedziałam,
dlaczegoEthanmnieporwał,znałambeznadziejnąsytuację,wjakiejgopostawiono,amimotonie
potrafiłammuwybaczyć.Jegowidokznówprzywołałwspomnieniaszmatynaustach,mdłegozapachu
sączącegosięwgłąbgardłaizgrozy,żezostałamporzuconanapastwęlosu.

–Dziękuję–odezwałsięJeremiahzzamoichpleców,przyciągającmniemocniejdosiebie.Jegociało
byłosztywneznapięcia,kiedyzwracałsiędoochroniarza.–Beztwojejpomocy,mogłosięskończyć
całkieminaczej.

Ethanskinąłgłową.

–Wjednymzbudynkówudałomisięznaleźćwielkązamrażarkę.Zatrzymywałaodbiórsygnałównatyle
długo,żezdążyłemrozbroićładunekwybuchowy,którymopasanabyłaCeleste.

–Obróciłwzroknamnie.–Słyszałem,żemuszęcipodziękowaćzadodatkoweopóźnienie.

Zmieszana,popatrzyłamnaJeremiaha.Ethanpomógł?Jak?

–AluzjadoKosowa–wyjaśniłJeremiah,odpowiadającnamojeniemepytanie.–

Podczasmisjinaszkonfidentwpuściłnaswpułapkę,dostarczającnambłędneinformacje,cokilkuludzi
kosztowałożycie.Jednaknowekoordynatywystukałnaswojejkomórce,więcitakzdołaliśmyukończyć
misję.–Nieodrywałprzenikliwegowzrokuodochroniarza.–Cieszęsię,żetymrazemrezultatbył
lepszy.

Ethanwzruszyłramionami,aleboleśnieprzymrużyłpowieki.

–Celesteniejestzachwyconasposobem,wjakiwybrnąłemzsytuacji.–Zerknąłmiwoczy.–
Pozostawieniecięsamnasamzmordercąmożekosztowaćmniemałżeństwo.

Jakaśczęśćmniedesperackochciałagopocieszyć–przecieżwiedziałam,jakubóstwiał

żonę–jednakżadenfrazesnieprzechodziłmiprzezusta.Wszystkotobyłozbytświeże,zbytwielezłych
wspomnieńiskojarzeńmusiałamprzepracować,żebymócsiępoczućswobodniewtowarzystwietego
człowieka.Chybatorozumiał,bonatwarzyodcisnąłmusięwyrazżalu.

–Szkoda,żenieumiałemznaleźćinnegosposobu.

Zanimzdążyłamzareagować,Jeremiahzrobiłkroknaprzód.Jegorękajużbyławruchu,pięśćtrafiław
szczękęEthanaznieprzyjemnymklaśnięciem.Łysolzatoczyłsiędotyłuiupadł.

Jeremiahstanąłnadbezbronnymmężczyzną.

–Zwalniamcię.

background image

Słowaprotestuutknęłymiwgardle,kiedypatrzyłamtonajednegoznich,tonadrugiego.

Cośmiędzynimidziałosięwmilczeniu.WreszcieEthanskinąłgłową.

–Spodziewałemsięczegośgorszego.

Jeremiahwyciągnąłrękęipomógłmuwstać.

–Nadalcięszanuję,alewięcejciniezaufam.–Odsunąłsię.–Zabierzswojerzeczyzdomkuiopuść
posiadłośćwciągupółgodziny.Sprawyfinansowezałatwimypóźniej.

Ethanpoważnieprzytaknął,poczymzwróciłsiędomnie:

–Nawetjeślitoniewielewarte,przepraszam,żetakpostąpiłem.

–Twojażonazostałaporwana–odparłam,zdumiewającsamąsiebie.–Zrobiłeś,couważałeśzasłuszne.
Izdołałeśsprowadzićodsiecz.–Ztrudemznajdowałamsłowa,bymówićdalej,ciąglejeszczepełna
sprzecznychuczućwzwiązkuzwydarzeniamiminionegodnia.Czynaprawdęwybaczałamtemu
człowiekowi?–Mamnadzieję,żezdołaszsiędogadaćzCeleste–

zakończyłamkulawo.Jeszczeniemogłamaniniechciałamdarowaćmuwin.Jegoobecnośćnadal
wytrącałamniezrównowagi,więcprzysunęłamsiębliżejdoJeremiaha.

Ethandostrzegłtoioczyprzesłoniłmucieńsmutku.

–Opiekujsięnim–powiedział,wprawiającmniewzdumienie,poczymodwróciłsięiwyszedł.

ZerknęłambadawczonaJeremiaha.Wpatrywałsięwdrzwi,zaktórymizniknąłjegostaryprzyjaciel.
Musiałwyczućmójwzrok,boodwróciłgłowęispojrzałnamnie.Porazniewiadomoktóryuderzyło
mnie,jakijestprzystojny.Zrozchylonymiwargamisięgnęłamdojegopoliczka,żebygopogłaskać.Duża
rękaprzemknęłakugórze,nakryłamojepalce,achwilępóźniejwewnętrzudłonipoczułamdelikatny
pocałunek,odktóregoiskryprzebiegłymipociele.Niezastanawiającsiędłużej,opasałamramionami
torsJeremiahaiukryłamtwarznajegopiersi,dławiącnapływającyszloch.Byłambezpieczna.

Wiedziałam,bezcieniawątpliwości,żejestemnieodwołalnie,szaleńczozakochana.

Rozsadzałymnieemocje.Ozawrótgłowyprzyprawiałaświadomość,żekompletniezwariowałamdla
tegotwardego,aleczułegomężczyzny,poznanegotakniedawnotemu.Nawetlogicznaczęśćmegoumysłu
–ta,któraprzedtembezlitośniedyskredytowałatakiegłupiefantazje–terazzgodniemilczała.

Wmomencie,gdyJeremiahobjąłmnieramieniemipocałowałwewłosy,doholuwszedł

strażnik.Zerknąwszyzukosa,zauważyłam,żemłodymężczyznawyglądanazdenerwowanego.

–Hm,sir…

–Tak,Andrews?–odparłJeremiah,przytulającmniemocno.

Andrewsprzełknąłślinę.Najwyraźniejniemiałochotymówićdalej.

background image

–Przedbramączekapolicja–oznajmiłwkońcu,zakładającręcezaplecyisięprostując.

Widoczniewojskowapostawadodawałamupewnościsiebie.–Przyjechalizabraćpańskiegobrata.

Zamrugałam,zdezorientowanaipodniosłamwzroknaJeremiaha.Przezchwilęjegotwarzbyłabez
wyrazu,apotemzacząłkląć.Znówopuściłamgłowę,ukrywającnajegopiersiuśmiechzadowoleniaz
podstępuLucasaidziwiącsięwydarzeniomcałegodnia.

Rozdział22

Więzyciasnościskałyminadgarstki,chłodnaskóratrzymałamocno.Skórabyłamiękka,awięzy
zaprojektowanetak,bynieocieraćskóry,alemiałamjenasobieprzezcałąnociwiększączęśćranka.
Stanowiłypewiendyskomfort,tymniemniejzbytabsorbowałymnieinnedoznania,żebymnaprawdę
zdawałasobiezniegosprawę.Przezniewielkieszparypomiędzyciężkimizasłonamisączyłosięświatło,
jednakzacisznasypialnianadaltonęławmroku.Idealneustroniedlatego,cowłaśnierobiliśmy.

WargiJeremiahawędrowaływzdłużmojegokręgosłupa,zębyskubałynagąskórę,kiedysunąłpomoim
ciele.Palcemuskałybiodra,obrysowywałybokimoichpiersinatlemateraca.

Wstrzymałamoddech,kiedykolanamężczyznywślizgnęłysiępomiędzymojenogiipoczułamnaudzie
ucisktwardegokutasa.Jeremiahodgarnąłminabokwłosyizacząłcałowaćmojąszyję,ażdoucha,
delikatnieszarpiączębamimałżowinę.Mojebiodrauniosłysięwniemymbłaganiu.

Razjeszczeugryzłleciutkopłatekucha,aleuczyniłzadośćmojejpotrzebieiwszedłwemniegładko.

Westchnęłam.Zadrgałyzaciśniętepowieki.Przedtemkochaliśmysiędesperacko,żarliwie,aleteraz,po
wielugodzinach,ostrzenamiętnościjużsięstępiłoibyłonamowielełatwiejcieszyćsięsobą.Jeremiah
nalegał,żebympozostałaprzywiązanadowezgłowiałóżka.

Byłtomotywwszystkichjegofantazjiinawetnieprzyszłominamyśl,byodmówićtymżądaniom.
Władzaidominacjamojegokochankapomagałyprzepędzićzłewspomnienia.Wjegoobjęciachbyłam
bezpiecznaikoncentrującsięnatym,mogłamczerpaćrozkoszzprzyjemności,którychwłaśnie
doznawałam.

Jeremiahczegośszukał,alejegobiodranieustawaływrytmicznymruchu,twardyfiutprzesuwałsięwe
mnietamizpowrotem,długimi,pewnymipchnięciami.Apotemmaływibrator,dotykającymojego
guziczka,znówsięwłączył.Wydałamzduszonyokrzyk,gdyrękaJeremiahawsunęłasiępodmojątalię,
dźwigającmnienakolana.Paznokcieprzeorałymiplecy,kiedynacierałcorazmocniej.Chwyciłamsię
wezgłowia,bymiećdodatkoweoparcie.

–Jakapiękna–wyszeptał,przesuwającpieszczotliwiedłońmipomoichplecachipośladkach.–
Wszystkowtobiejestzachętą.

Przygryzłamwargę–jegosłowaspływałybalsamemnamojąduszę–inaparłamdotyłupowięcej.
Poruszałsięwemniegwałtownie,dobywającmizustzduszonyoddech.Wskóręnabiodrzewbiłpalce,
jakkotwicę,kiedyrazzarazemzadawałmipchnięcia.Tojużniebyłzwykłyseks.Wczepiłamsięw
drewnianewezgłowie,zgardławyrywałymisiębezwstydnejękiikrzyki.

Malutkiwibrator,idealnieusytuowany,abynieograniczaćJeremiahowidostępu,zkażdympchnięciem

background image

jegoczłonkarozsyłałfalepomoimciele,wiodącmniecorazwyżejiwyżejkukolejnymorgazmom.
Pozostałezabawkileżałynastolikukołołóżka:rózgi,pióra,sztucznepenisyikilkainnychprzedmiotów–
codoichnazwniemiałampewności–aleJeremiahniebył

zainteresowanyzabawą.Nieużywaliśmyżadnychgadżetów,opróczkajdanekiwibratora.

Imoimzdaniem,więcejniepotrzebowaliśmy.Byłamwyczerpana,obolała,jednakrównienienasycona
jakmężczyzna,któryporuszałsięwemnie.

Jegopchnięciastałysiębardziejnieregularne,pewnyznak,żeniedługomiałdojść.Mojezmęczoneciało
teżsięnapięło,szykującsiędokolejnegoorgazmu.Naszyiczułamgorącyoddech,szorstkizarostdrapał
miramię.DłońJeremiahazakradłasięmiędzymojenogiimocniejprzycisnęłamalutkiwibrator,
dokładniewpulsującymcentrumrozkoszywewnątrzmoichfałdek.

Zezduszonymjękiemznowudoszłam.Spłynęłozemnienapięcie,opadłamczołemnaręceidrżałamna
całymciele.Mojaskóramrowiłaodnadmiaruekstazy,którejdoznałamtejnocy.

Wyczerpanykochanekzwaliłsięnamnie.Miłymemusercuciężarwcisnąłmniegłębiejwmaterac.Nie
miałamnicprzeciwkotemu,wdzięcznazatębliskość.WkońcuJeremiahporuszyłsię,sięgnąłdo
zapięciakajdanekiuwolniłzwięzówmojenadgarstki.Przekręciłamsięnaplecyizapatrzyłamnajego
muskularnytors.Nadgarstkibolałymnie,aleotoniedbałam,kiedyprzesuwałampalcamipotwardym
brzuchu,porękach.

Chłonąłmniewzrokiem,tospojrzeniepieściłojakjedwab.Wjegooczachzobaczyłamgłębokątęsknotę,
świadectwoukrytejpotrzeby.Sercerozkwitłomimiłością.Szarpnęłamgo,pociągającnasiebie.Poddał
sięchętnieiosunąłwpoprzektak,żemogłamopasaćgoramionami.

Jegociepłe,silneciałosprawiło,żemojaduszasięrozśpiewała.Przymknęłamoczy,głaszczącgopo
plecach.Jednakzdjęciewięzówuwolniłoteżmójumysłichociażwcaleniechciałammyślećo
minionychwypadkach,oneciąglewysuwałysięnapierwszyplan.

Wielesięwydarzyłowciąguostatnichdwóchdni,alenajbardziejniepokoiłomniedochodzeniew
sprawieJeremiaha.Funkcjonariuszy,którzyprzybyliaresztowaćjegobrata,bynajmniejnierozbawiła
wiadomość,żeLucaszniknął.Niebyliteżzadowoleni,dowiadującsięodramatycznymporwaniu.Jednak
oskarżeniaopomocwucieczcezbladływporównaniuzburząwywołanąprzezmartweciała.Awkońcu,
jaknaironię,najpoważniejszymproblememdlaprawnikówokazałsięfakt,żeJeremiahużyłprywatnego
helikopteranadpublicznymiterenami.Zostaliśmy,przynajmniejnachwilę,rozgrzeszeniztrupów,
zarównonaterenieposiadłości,jakinanabrzeżu,alenaruszenieprzestrzenipowietrznejnadalmogło
wpakowaćJeremiahadowięzienia.

FirmaHamiltonIndustriestakżedoznałaciosu,kiedyCelestezrezygnowałazestanowiskadyrektorado
sprawoperacyjnych.Jeremiahnicnatentematniemówił,ajaniepróbowałamdociekać,alesłyszałam
dośćzjegotelefonicznychrozmów,byustalić,żerudowłosanieczułasięwdzięcznazautrzymywaniejej
wnieświadomościinarażanienaniebezpieczeństwo,nawetpośrednio.Stanjejstosunkówzmężemnadal
pozostawałtajemnicą,alemiałamnadzieję,żesiępogodzili.Czasdałmipewnąperspektywę–Ethan
znalazłsiępomiędzymłotemakowadłem,więcwybrałratunekdlatejosoby,którąkochałnajbardziejna
świecie.Nawetniechciałammyśleć,cojazrobiłabymwpodobnejsytuacji.

background image

Natomiastzakomicznezrządzenielosuuznałamto,żewreszciezaczęłamwykonywaćobowiązki
osobistejasystentkiJeremiaha.Odbierałamtelefonyipocztę,pomagałammuwcodziennychbiznesowych
zajęciach.Samabyłamzdumiona,ileprzyjemnościsprawiałamipraca.Jeremiahprzekierowywałdo
mnieswojerozmowy.Pomagałammuustalićporządekdnia.

Pilnowałam,ktoczegopotrzebował.Szczerzemówiąc,rzuciłmnienagłębokąwodę–płyńalbotoń.Ale
musiałamoderwaćmyśliodprzeszłościionchybaotymwiedział.Zakażdymrazem,gdyzwalniałam
tempoalbokończyłymisięrzeczydozrobienia,kiedymiałamwolnąchwilę,bypozwolićsobiena
myślenieoczymśinnymniżpraca,niezmienniepowracałyobrazywytrącającemniezrównowagi:
strzaskanaczaszkamordercy,martweciałoAnyiwplastikowymworku,widokprzedłużonejlufy
rewolweru.Udałomisiętylkojedenrazskompromitowaćatakiempłaczu.Jednakzkażdymdniem
wspomnienialżejbyłoznosić.Pracaprzynajmniejodrywałamójumysłodnieprzyjemnychmyśli.

RękaJeremiahawsunęłasiępodmojągłowę,wtulonąwjegopiersi,iuniosłająlekko.

Spojrzałnamniezgóry,jegooczyszukałymegowzroku.Obrysowałmipalcembrwi.Delikatniedotykał
skóry,obwodząckonturytwarzyiszyi.Pieszczotaukoiłamójniepokój.Zamknęłamoczy,poddającsiętej
prostejprzyjemności.

–Zadużorozmyślasz–wymruczał.Słowadudniłymuwpiersi.–Chcę,żebyśteraztylkoczuła.

Westchnęłamcichoipodniosłampowieki.Myślinatychmiastpociągnęłymniewswojąstronę.

–Jesteśmybezpieczni?–zapytałam,przyciskająctwarzdojegodłoniicałującknykciepalców.–Wiesz,
okimmówiłaAnya?Ktojąprzekonał,żebywynajęłamordercę?

Jużotymdyskutowaliśmyiwiedziałam,żeJeremiahmiałpełnąświadomość,iżzagrożenienadal
istnieje.OstatniesłowaAnyi,zanimsnajperzacząłstrzelać,dotyczyłymężczyznyonieznanymnazwisku,
którybyłdlanasczarnąchmurąmajaczącąnahoryzoncie.

Niemalczułam,żerzucanamniecień,alebardziejbałamsięoJeremiaha.Najwyraźniejniebył

aniwczęścitakzdeterminowany,byodnaleźćtajemniczegowrogajakbytrzymaćmnieprzywiązanądo
łóżka.PamiętałamswojąrozmowęzEthanemwszpitalu.Ochroniarzwspomniał,żejegoszef
konsekwentnielekceważywszelkiegotypuniebezpieczeństwa.Jeremiahzkręgupodejrzanychjuż
wykreśliłswojąmatkę,mimonowychinformacjiifaktu,żezniknęłabezsłowa.Martwiłamniejego
nonszalancjawobecpotencjalnegozagrożenia.Niepotrafiłamstwierdzić,czytobyłapewnośćsiebie,czy
przedstawienienamójużytek.Miałamnadzieję,żetodrugie.

–Rozwiążemytenproblem–odparł,całującmniewczoło.–Obronięcię,obiecuję.

Znajomepytania,znajomaodpowiedź.Jegospokójbyłfrustrujący,zwłaszczażechciałamusłyszeć
odpowiedzijużiteraz.Minęłodopieroparędni,strofowałamsamąsiebie.Niemożnaoczekiwać
natychmiastowychrezultatówwsprawiepozbawionejwskazówek.Ajednaknienawidziłamstaćzboku,
niezdolnapomócwżadenznaczącysposób.

Napierałamuporczywienajegoramię,ażJeremiahprzetoczyłsięnaplecyipociągnął

mniezasobą.Terazleżałamnanim,obejmującgonogamiwpasie.Mimożebyłamtakbardzozmęczona,

background image

nadalmniepodniecał,gdypatrzyłamzgórynajegopięknerysy.Onteżmisięprzyglądał.Jegożądzana
razieprzygasła.Twarzwydawałasiętakaotwarta,jakiejjeszczeuniegoniewidziałam.Gładziłmoje
piersi,potemzsunąłdłonienabiodra,dogadzającmi.

Widok,którymiałampodsobą,sprawiał,żewszystkowemnieśpiewało.Dziewczynamogłabyżyć
wiecznieinieznudzićsięnim.PrzesunęłampalcamipoliniimuskułówJeremiaha,apóźniejprzechyliłam
siękuniemuiprzycisnęłampiersidojegociała.Muskającmuustawargamiwdelikatnymjakpiórko
pocałunku,leciutkosięuśmiechnęłamiwyszeptałam:

–Kochamcię.

–Nie.

Światzamarł.Przezchwilęmiałamwrażenie,żespadam,alenicsięniezmieniło.

Usiadłamnanimwyprostowana,wmojejgłowieszalałzamęt,kiedygapiłamsięnanagleskamieniałą
twarzmężczyznypodemną.Poruszyłamustami,próbującwymyślićcośdopowiedzenia,alemójumysł
całkiemsięzatrzasnął.DłonieJeremiahaotoczyłymniewtalii.

Dźwignąłmnie,jakbymnicnieważyłaiposadziłzboku,poczymsamsiępodniósł,zeskakujączłóżka.
Mrugałam,oszołomiona.Właśniedotarłodomnieznaczenietego,cosięstało.

Patrzyłam,jakmójkochanekzaczynasięubierać.

Spojrzałamnałóżkoirozpaczliwiepróbowałamuspokoićoddech.Głupia,kompletnie,kompletnie
głupia!Wbiłampięściwpoduszkę,starającsięnieokazywaćemocjiiprzywołaćstoicyzm,któryzawsze
widziałamnatwarzyJeremiaha.

–Dlaczego?–zapytałam.Niebyłamwstaniewymyślićinnegopytania.Podkoniectegosłowatrochę
załamałmisięgłos,alezmusiłamsię,żebypodnieśćoczy.Naszczęściejeszczeniepociekłyznichłzy.

PrzezkilkasekundJeremiahmnieignorował.Niepoświęciwszyminawetjednegospojrzenia,szybko
zapiąłkoszulę,potemwciągnąłspodnie.Wreszcieodwróciłsięwmojąstronę.

Nigdydotądniewidziałam,bymiałtwarztaknieprzystępnąiwypranązuczuć.Drastycznazmiana,która
zaszławniejtakniedawno,byłapodzwonnymdlamegoserca.

Widoczniezauważyłmojąrozpacz,bousiadłkołomnienabrzegułóżka.

–Niesądzę…–zacząłiprzerwałnamoment,zamyślony.–Wolałbym,żebyśmydonaszychstosunkóww
dającejsięprzewidziećprzyszłościniemieszalitakichpojęćjakmiłość.

–Dlaczego?–powtórzyłam,tymrazemzwiększymprzekonaniem.Wśrodkupowolirozpadałamsięna
kawałki.Zkażdąchwilątrudniejmibyłowziąćsięwgarść,alemusiałampoznaćodpowiedź.

Jeremiahprzyglądałmisięchłodnoiuważnie.Ot,takiebadaniekliniczne,pozbawionewszelkiej
czułości,zktórąodnosiłsiędomnie,odkądżeśmysiępoznali.

–Pomyślmylogicznie–powiedziałwkońcu.–Znaszmniezgrubszadwatygodnie.Czytowystarczająco

background image

dużoczasu,żebyzbudowaćjakikolwiekrodzajwięziemocjonalnej?

Mówiłrozsądnie.Posługiwałsięargumentami,którychsamaużywałam,kiedysłowonaliterę„k”poraz
pierwszywpadłomidogłowy.Cowięcej,jakaśczęśćmnienadalsięznimizgadzała.Jednakzkażdym
wypowiadanymzdaniemrysywmoimsercustawałysięcorazwiększe–rozrastającsię,mnożąci
sięgającwgłąb,dożywego.

–Nieproszę,żebyśpowiedziałmitosamo–zdołałamwreszciewydusić,chociażtesłowarozdzierały
miduszę.

–Możeinie–odparł–ale…–Ująłmojątwarzwdłonie.Wzdrygnęłamsię.–Dlaczegoniszczyćto,co
mamy,takimifrazesami?

Cierpienierozkwitło,alemojatwarzpozostałaniewzruszona.Bądźcobądź,uczyłamsięodmistrza.
Kiedywyciągnęłamrękę,żebygodotknąć,Jeremiahwstał,możetrochęzbytszybko,izacząłsię
wycofywać.Zgarniającpodrodzeswójtelefon,dodał:

–Skorowewstępnymdochodzeniuzostałaśoczyszczona,możeszbezproblemuwyjechać.Wobecności
policji,jakakolwiekbybyła,kolejneatakichwiloworaczejnamniegrożą.Jeślichcesz,któryśze
strażnikówodwieziecięibędzieeskortował,dokądsobieżyczysz.

Tylkodawajznaćoswoimmiejscupobytu.

Ogarnęłamnietęparozpacz,gdyruszyłdowyjścia.Przeddrzwiamiprzystanąłiwlepił

wzrokwmosiężnąklamkę.Przezchwilęmyślałam,żesięodwróci,jeszczecośdomniepowie,może
jaśniejsięwytłumaczy,aleontylkonacisnąłklamkęiwyszedł.Drzwizatrzasnęłysiętakzdecydowaniei
nieodwołalnie,żegdybymojeserceniepopadłowodrętwienie,czułabymsięzdruzgotana.

Miałammglistąświadomość,żewygramoliłamsięzłóżkaiprzebrnęłamprzezwszystkieetapy
wkładaniaubrań,któreciąglejeszczeleżałyrozsianepopokoju.Potemdługomyłamsięwłazience,co
byłoniemalpremedytacją,grąnazwłokę,byopóźnićwyjściemiędzyludzi.Alekiedywreszcie
opuściłamsypialnię,powitałamnietylkocisza.Przezcałyczasmegopobytuwposiadłości,domi
okoliczneterenyroiłysięodludzi,główniestrażyiinnychpracowników.

Teraz,gdyniebezpieczeństwozostałochwilowozażegnane,wszyscyzapewneoddalilisiędoswoich
codziennychzajęć.Niespodziewanybrakżywegoduchawcałymdomupowtarzałjakechobolesną
pustkę,którabyławemnie.

Powędrowałamschodaminadółizdalekaominęłamkuchnię.Jedzenieniewydawałosiędobrym
pomysłem.Prawdęmówiąc,wtymmomenciemałocobyłodobrympomysłem,więcpodeszłamdo
frontowychdrzwiiwyjrzałamnazewnątrz.Nadworzebyłochłodno,niemalprzenikliwiezimno.
Łagodniejszapogoda,którąmieliśmyprzezchwilę,zmieniłasięwzimową,aziemięupstrzyłyłachy
śniegu.Nieprzejmowałamsię,chociażmroźnywichernatychmiastzacząłszczypaćmniewnos.W
pobliżugłównegowejściastałaczarnalimuzyna,wypuszczającwlodowatepowietrzeskłębionyobłok
pary.Jakośniemogłamsobiewyobrazić,żebytobyłoautoJeremiaha.Onjużzpewnościąodjechał.Od
momentu,gdywyszedłzsypialni,minęłoładnychparęminut.Aprzedtemzasugerował,żemogłabym
opuścićposiadłość.Czyżbywezwał

background image

tęlimuzynędlamnie?

Niezbliżałamsiędomiejscpublicznych,trzymałamsiędomu,popróbieporwanianieprzekroczyłam
graniczieminależącejdoHamiltonów.Stalepamiętałam,żegdzieśtamnadalczyhałczłowiek,który
chciałnasdopaść,adobrudnejrobotychętnieużywałinnych.Jednakteraz,wpatrującsięwlimuzynę,
poczułam,żejużnicmnietonieobchodzi.Strzałwserceniemógłbymniebardziejzranić.Podeszłamdo
samochodu,otworzyłamdrzwiiwślizgnęłamsiędośrodka.Wewnątrzbyłociepło,zupełnieinaczejniż
nadworze.Zprzodu,przedesobą,dostrzegłamgłowękierowcy.

–Dokąd,pannoDelacourt?–zapytał.

–Byledalejstąd–wymamrotałamzroztargnieniem.Uświadomiwszysobie,jaknieprecyzyjnetobyło,
jużmiałampowtórzyćodpowiedźgłośniej,alesamochódgwałtownieruszyłiskierowałsięwstronę
bramy.Nietrudziłamsięwyglądaniemprzezokno,tylkogłębokozamyślonawlepiłamwzrokwewłasne
ręce.

AjeśliJeremiahmiałrację?Jeślimojeuczuciabyłyniedojrzałe,zbytwczesne,byrozważaćjena
poważnie?Wykazałsięrozsądkiem,bopróbowałpowstrzymaćdziałanianiszczącenaszzwiązek.Wtym
równaniunadalbyłozawieleniewiadomych.Aprzynajmniejwtensposóbwidziałatoracjonalnaczęść
megoumysłu.MężczyznatakijakJeremiahmusiał

miećproblemyzezbytszybkimipostępamiuczuć.

Limuzynazahamowałaprzedbramąistrażnicynasprzepuścili.Zerknęłamprzeztylnąszybęnaogromne
wrota,którezanamizamknięto,istarałamsięzignorowaćuciskwpiersi.

Doprawdy,chodziłotylkoojedenspornyelementnaszychstosunków.Jednomałe,głupiesłówko:
„kocham”.Pamiętałam,jakJeremiahnamniepatrzył,wjakisposóbmniedotykał,przytulał.Litości,
Lucy.Rzeczywiściepotrzebnecimiłosnefrazesy?„Kocham”totylkosłowo.

Zgadzasię?

Gdzieśgłębokowemniewezbrałszlochzaskakującybezmiarememocji.Przytknęłamdłońdoust,
zdecydowanazdusićwsobietenniewytłumaczalnyżal,aleniepotrafiłampowstrzymaćdrżącego
oddechuaniłez,którepojawiłysięnagleispłynęłymipopoliczkach.Totylkosłowo,pomyślałam
znowu,jednakbólnieustępował.Wiedziałam,czymjestmiłość.

Dorastałamwdomu,gdzieswobodniepłynęłastrumieniami.Więcczyniemiałamoniejwięcejpojęcia
niżJeremiah?

–Wszystkowporządku,proszępani?

–Poprostusuper–odparłamzachrypniętymgłosem.Ipoczułam,żemamjużdosyć.–

Dzisiajzłamanomiserce–przyznałam.–Alepróbujęsiępozbierać.

–Ach!–mruknąłkierowca.–Cóż,mójbratzawszebyłidiotą.

Właśnieprzetrząsałamtorebkęwposzukiwaniuchusteczek,kiedydotarłodomnieznaczenietychsłów.

background image

Gwałtowniepodniosłamgłowęinatychmiastzapomniałamoswoimzłamanymsercu,gapiącsięprzez
cienkieprzepierzenienapotylicękierowcy.Osłaniałjąkapelusz,alusterkoustawionebyłopodkątem,
któryniepozwalałminiczegozobaczyć.

–Lucas?

–Wewłasnejosobie.–Mężczyznazdjąłkapelusz,ukazującciemnewłosy.Kiedyodwróciłsięwmoją
stronę,zauważyłam,żetwarzmaucharakteryzowaną,zapewnepoto,żebyzmylićstrażników.Skóra
wydawałasięjaśniejsza,anoswiększyniżpamiętałam,aleitakLucasademaskowałacharakterystyczna
bliznanapoliczku.Popatrzyłnamniebadawczoistwierdził:–Wyglądaszokropnie.

Słowakrytykipodrażniłyresztkęmojejkobiecejdumy.Usiadłamwyprostowana,obrzucającgo
wściekłymspojrzeniemprzezłzy.Owielełatwiejbyłoskupićsięnasprawie,którąmiałamwzasięgu
ręki,niżprzeżywaćemocjonalnyrollercoaster.

–Cotywyprawiasz?–zapytałam,zdobywającsięnabrawurę.

Lucaswzruszyłramionami.

–Najwyraźniejcięporywam.Sądziłem,żektojakkto,aletyjesteśwstanietorozpoznać.

Przezchwilęwpatrywałamsięwniegoosłupiała,apotemgłośnojęknęłam.Osunęłamsięnaoparcie
kanapy,wtuliłamgłowęwchłodnąskórę,naglezbytzmęczona,bymyślećalbowalczyć.Lucas
obserwowałmniewewstecznymlusterku,leczbyłomitojużobojętne.Chciałamtylkowyłączyćsięi
zapomniećostatniąrozmowęzJeremiahem.

–Pozwól,żezgadnę.Powiedziałaśmojemubratubudzącepostrachsłowona„k”,prawda?

Nawetniesiliłamsięnaodpowiedź.Zamiasttegowlepiłamwzrokwsufitlimuzyny.Dwaporwaniaw
jednymtygodniu.Byłambardzopopularnądziewczyną.Jednaktamyślniespecjalniemnierozbawiła.
Wolałabymzostaćsamaiwspokojulizaćrany.

Wyglądałonato,żemojemilczenieanitrochęniezniechęcałoLucasa.

–Jeremiahjestgłupcem–ciągnął.–Ladamomentuświadomisobie,cozrobiłi…

Przestraszyłamsię,bonaglenadescerozdzielczejzacząłdzwonićmałytelefon.Lucaszachichotał.

–Topewnieon.

Wewnętrznierozdarta,wlepiłamoczywaparat.Myślopięknej,zimnejtwarzy,którąwidziałamtak
niedawno,jeszczebardziejrozkrwawiłamiserce.Dlaczego?!–chciałamkrzyczeć.Ichodziłoocoś
więcejniżozranioneego.Naprawdęmusiałamsiętegodowiedzieć.

Niczostatnichdwudziestuminutniemiałosensu.

Lucassięgnąłdodeski,przycisnąłguzikidzwonienierównienaglesięurwało.

Obrzuciłammężczyznęzaskoczonym,pełnymwątpliwościwzrokiem.

background image

–Nicsięniemartw,machérie–uspokoiłmnie.–Dotejporymójbratpewniejużznalazł

odurzonegoszoferaizarządziłpowszechnąmobilizację,żesiętakwyrażę.

Oniemiała,patrzyłam,jakwjeżdżamynajakiśparkingizatrzymujemysiękołodługiej,białejlimuzyny.
Obokjejprzednichdrzwistałkierowca–wielki,przerażającyfacetwciemnychokularach,ztatuażami
naknykciachpalców.Lucaswysiadł,obszedłnaszsamochóddookoła,otworzyłtylnedrzwiiwetknął
głowędośrodka.

–Idziesz?

Mojeustaporuszyłysiębezdźwięcznie.Wciążpróbowałamzrozumieć,cosiędzieje.

–Dlaczego?–wykrztusiłamwkońcu.Byłototakiesamopytanie,jakiezadałamJeremiahowiikryłow
sobieidentyczneobawyiwątpliwości.

–Bomożebędępotrzebowałtwojejpomocy–odparł.–Albodlatego,żewreszcieodkryłemsłabypunkt
Jeremiaha.–Spojrzeniemuzłagodniało,kiedywtuliłamsięmocniejwkanapę.–Amożechcęcipomóc.
Odpierwszejchwiliwiedziałem,cosięstanie.–Wjegogłosieusłyszałamwspółczucie.–Mójbrat
trzymawszystkowsobie,atynosiszsercenadłoni,żebycałyświatjewidział.Jeremiahodtrąciłcię,
kiedywspomniałaśomiłości.Jeśliwziąćpoduwagę,żeosobami,zktórymipewniezestawiatosłowo,
sąnasirodzice,jegoreakcjachybamniejzaskakuje?

–WłaśnietakbyłozAnyą?–zapytałam,patrzącmuwoczy.–Nagoniłjątobiewtensamsposób?

Lucaszbladł.Nieoczekiwanepytaniemocnogougodziło.

–Niezupełnie–mruknął.Zcałychsiłstarałsięodzyskaćspokój.–Ichrelacjanigdyniewyszłapoza
stosunkibiznesowe,chociażmyślę,żeAnyapragnęłaczegośgłębszego.Tomibardzoułatwiło
uwiedzenie…Aledosyćomojejprzeszłości.Chciałbymwiedzieć,czykiedykolwiekpowiedziałaśmemu
bratu:„nie”?

Zaczerwieniłamsięispojrzałamgniewnie,jednaknaglewstrząsnęłamnątrafnośćtejuwagi.Lucas
musiałzauważyćówmomentolśnienia,bomówiłdalej.

–Jeremiahprzywykłpostępowaćwedługwłasnegowidzimisię.Niecofasięprzedmanipulacją,jeśliw
tensposóbjestwstanieosiągnąćwłasnecele.Cennaumiejętnośćwinteresach,chybaniecomniej
pożądanawzwiązku.Napolowaniudreszczykemocjiczynizdobyczatrakcyjniejszą.JakbardzoJeremiah
musiałsięwysilać,żebycięzłowić?

Poczekał,ażjegosłowazapadnąmiwserce,apotemwskazałnanasząlimuzynę.

–Toautojestnamierzane.Jeślizostaniemywnimdłużej,znajdzienas.Akiedytylkosięzjawi,znów
będzieszjegoibędzieszrobićwszystko,cozechce.Gdzietuwidziszwyzwanie?

Przełknęłamślinę.Sercewciążmikrwawiło,ajednocześniewypełniałmniezimnyból.

Lucassięgnąłdownętrzasamochoduipodałmipomocnądłoń.Minęmiałszelmowską,alewjego
oczachdostrzegłamżaliznajomątęsknotę.

background image

–Zmusimygo,żebysięzanamipouganiał?


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
na egzamin przykladowe zadania
06 Układ regulacji (jego zadanie i struktura)
Elementy indywidualnego programu resocjalizacji i jego zadania
7a. Ewidencja kosztów wytwarzania produktów na kontach zespołu 4 - zadania, Licencjat UE, rachunkowo
Usługa COLR pozwala?onentowi wywołanemu na ukryciu jego r
Państwowy system nadzoru i kontroli nad warunkami pracy oraz jego zadania i uprawnienia
badania operacyjne, pytania do pl odp, Odpowiedz na każde z pytań TAK lub NIE (tam, gdzie to koniecz
badania operacyjne, pytania do pl odp, Odpowiedz na każde z pytań TAK lub NIE (tam, gdzie to koniecz
zadania na cp, chemia-zadania
ta zadania na kolokwium [TA] Zadania na kolokwium
Państwowy system nadzoru i kontroli nad warunkami pracy oraz jego zadania i uprawnienia
77 2, Pan Zag˙oba stan˙wszy przed hetmanem nie odpowiedzia˙ na radosne jego powitanie, owszem r˙ce w
Rachunki na stężeniach DODATKOWE ZADANIA
Dzialania na wektorach Zastoso zadania id 146885
0628 ?lacorte Shawna Na każde skinienie
034 „Polowanie na czarownice” i jego konsekwencje dla historii filmu
ława i stopa na palach, pale, ZADANIE 1
Edukacja chorego na cukrzycę jako zadanie lekarza rodzinnego, Pomoce naukowe, studia, medycyna
Nauka na wesoło Ćwiczenia i zadania Wiek 6-7 lat

więcej podobnych podstron