Portret Anioła prolog roz I

background image

Autorstwa : Cornelie

Beta: Rathole

background image

Prolog

Anglia – rok 1894

Wydawało mu się, że ziemia pod stopami osuwa się i wciąga go w bezdenną

przepaść. Nie mógł się ruszyć, nie mógł krzyknąć, a co najgorsze – nie mógł jej dosięgnąć. Stał

jak wmurowany, przyglądając się, jak ukochana spada, krzycząc jego imię.
W powietrzu unosił się delikatny zapach kawy i bzu. Była wiosna, a parne noce zdarzały się

coraz częściej. W czasie, gdy cała przyroda odżywała na nowo, wypuszczała pąki i ukazywała
się światu w jak najlepszej formie, on umierał, pogrążając się w rozpaczy bez dna.

W momencie, gdy życie zataczało krąg i noce stawały się piękniejsze od dnia, patrzył jak
miłość jego życia nieubłagalnie oddala się do krainy zmarłych.

Nie mógł zrobić nic, aby temu zapobiec. Gdyby mógł, oddałby całą wieczność, byle

dotknąć jeszcze raz jej długich włosów i poczuć tętniące miłością ciało przy swoim.

Gdyby mógł, cofnąłby czas i sprawiłby, żeby nigdy nie wkroczyła w jego życie. Gdyby mógł,
ocaliłby ją przed potępieniem.

Rozdział I

Nowy Jork – 2009

Promienie słoneczne powoli wlewały się do pokoju, nadając mu wyraz zdecydowanie

mniej surowy niż teraz. Gołe ściany w kolorze przyprószonej zieleni oraz łóżko z brązową

narzutą zostały oświetlone i rzucały delikatny cień na panele. Wszędzie panowała pustka i
niezmącona niczym cisza, która każdemu człowiekowi wydałaby się nienaturalna.

Stał niewzruszony, patrząc na horyzont. Jeśli ktoś gustuje w tajemniczych osobowościach,
mógłby powiedzieć, że jest przystojny. Miodowe włosy opadały na czoło, tworząc wokół

głowy aureolę z niesfornych kosmyków. Dłonie miał włożone w kieszenie beżowych spodni.
Nawet przez bluzkę dało się dojrzeć zarys mięśni, które wyrobił sobie przez lata ćwiczeń.

Ale nie to przykuwało uwagę. Oczy. Mówi się, że są zwierciadłem duszy. Jego musiała

być inna niż wszystkie. W żółtych niczym słońce tęczówkach dostrzegało się nicość. Na

wszystko patrzył bez najmniejszego cienia zainteresowania. Dla rozmówców było to dziwne
zjawisko, jednak po pewnym czasie przyzwyczajali się do jego stylu bycia, a bijąca od niego

pustka nie stanowiła dla nich przeszkody. Tylko nieliczni dostrzegali w tym jakąś życiową
tragedię, która na zawsze musiała odbić swoje piętno w tych, mimo wszystko, pięknych

oczach.

Przez dekady nie dopuszczał do siebie nikogo, kto mógłby stać się kimś więcej niż

zwykłym człowiekiem, który przewija się przez wieczne życie wampira i nie pozostawia po
sobie nic, prócz miłych, blaknących z upływem czasu wspomnień. Myślał, że został skazany

na potępienie i nic na ziemi nie będzie w stanie nadać mu nowego sensu. Sądził, że nie czeka
go nic więcej poza samotnym spędzaniem wieczności.

Ale okazało się, że dekady się myliły, a świat chciał coś mu dać.

background image

W 1976, będąc w Paryżu, poznał uroczą Francuzkę, która zmieniła jego życie. Siedziała

samotnie w kawiarni, popijając latte i czytając książkę. Mimo że była niewidoma, zdawało

się, że radość z życia nadaje jej więcej kolorów niż te prawdziwe.
Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jest kimś więcej niż człowiekiem, dlatego też, mimo

własnych zasad, przysiadł się do niej i nic nie mówiąc, złapał ją za dłonie.
Było to jedne z najintensywniejszych uczuć w jego życiu. Przepływające przez jej ciało prądy

koiły ból i znalazły drogę do serca, które już dawno nie biło. Znalazły ją i sprawiły, że chciał na
nowo czuć.

- Wiem, czym jesteś, i nie gardzę tobą. To mógł być twój wybór, ale nie musiał. Pamiętaj
tylko, że teraz masz wybór. Dokonaj słusznego, przyjacielu.

Z tymi słowami wstała i schyliwszy się nad jego głową, ucałowała delikatnie czoło, po czym
odeszła, zostawiając za sobą delikatny zapach kwiatowych perfum.

Wiele czasu minęło, zanim odkrył, o czym mówiła, a gdy w końcu doszedł do własnych
wniosków, wiedział, co musi zrobić.

Tak stał się pisarzem. Jednym z najpoczytniejszych w Ameryce. Zawdzięczał to i

kunsztowi, który mógł szkolić do woli dniami i nocami, i historiom, w których opowiadał

własne doświadczenia.
Nie podejrzewał, że to, co sam przeżywał lata temu, może okazać się bestsellerem wśród

współczesnego społeczeństwa.
Jasper Whitlock, wampir z przeszłością, wampir bez przyszłości, stał się kochany przez tłumy,

sławiony przez nastolatki i uwielbiany przez kobiety.

A teraz stał w swoim pustym apartamencie i czekał, nie wiedząc na co. Czekał całe

swoje życie, bezskutecznie wierząc, że los uśmiechnie się do niego, a rany w duszy się zagoją.
Odwrócił twarz od słońca i westchnąwszy głęboko, ruszył przed siebie, kierując się do

gabinetu położonego tuż za sypialnią. Mimo że nie potrzebował snu, utrzymywał pozory
bycia normalnym.

Zdecydowanie wkroczył do pokoju i usiadł za biurkiem, otwierając laptop. Wiedział, że czeka
go dzisiaj masa pracy papierkowej. Od dwóch lat nie napisał żadnej książki, choć i tak

otrzymywał tysiące listów od fanów.
Z jednej strony cieszył się z tego, że został doceniony, a ludziom podobało się to, jak pisze,

ale nawet ta radość i duma zostawały przyćmione przez inne, znane mu bardzo dobrze
uczucia.

Mimo to czytał każdy list i na większość z nich odpisywał chociaż dwoma krótkimi zdaniami.
Czasami wystarczało tylko tyle, by sprawić komuś przyjemność.

Nocami, podczas których dręczyła go przeszłość, zatapiał się w kartki od czytelników i
zapominał o tym, czym jest. I choć trwało to przez krótką chwilę, wiedział, że tyle wystarczy,

by na moment zapalić iskierkę nadziei, która nigdy w nim nie zgasła, mimo otaczającego go
mroku.

Z rozmyślań wyrwał go dźwięk telefonu. Podniósł słuchawkę, wiedząc, kto dzwoni.

- Jazz! Jak dobrze, że jesteś w domu.

- Kiedy zawitasz na herbatę?
Usłyszał jej słodki śmiech i sam mimowolnie wykrzywił usta w półuśmiechu.

- Zaraz będę – padła lakoniczna odpowiedź.
Rozłączyła się i po chwili usłyszał pukanie do drzwi. Alice zawsze była nieprzewidywalna i to

mu się w niej najbardziej podobało. Spędzał z nią wiele czasu i przez to mógł twierdzić, że są
przyjaciółmi. Odpowiadało mu to, nie tylko dlatego że dawała mu minimalne poczucie

background image

bezpieczeństwa, a dlatego, że znała go – znała jego ból i mimo tego stała u boku przyjaciela
na dobre i na złe.

- Boże, jaki ty jesteś blady! – krzyknęła od progu, rzucając mu się na szyję. Usiadł, a ona
zajęła miejsce obok niego, by móc go obserwować.

- Dobrze wiesz, że nie lubię się opalać.
Zbyła jego ironię machnięciem dłoni, po czym przeczesała swoje krótko ostrzyżone włosy.

- Co cię do mnie sprowadza?
- To już nie można wpadać do przyjaciela bez zapowiedzi?

- Nigdy tego nie robiłaś – odparł, marszcząc brwi.
Alice rozejrzała się po gabinecie i pogroziła mu palcem.

- Musisz tchnąć w to miejsce trochę życia, Jazz. Nie możesz wiecznie żyć przeszłością.
Na dźwięk tych słów nieznacznie poruszył się na swoim krześle i wbił wzrok gdzieś w

przestrzeń ponad przyjaciółką.
- Widziałam coś.

Nawet nie drgnął.
- Widziałam coś związanego z tobą Jazz. Nie wiem, czy to coś dobrego czy złego. Jedno jest

pewne - zaważy na twoim życiu.
Przeniósł wzrok na Alice i uważnie wpatrywał się w jej oczy. Zawsze zastanawiało go, skąd

brała swoją życiową energię i pozytywne nastawienie. Od kiedy pamiętał, była jasnym
promykiem wśród morza cieni. Przyciągała go do siebie na tyle blisko, by mógł się ogrzać, i

na tyle daleko, by się nie spalił.
- Chodzi o kobietę.

- Wyjdź, Alice. Teraz. Po prostu wyjdź i daj mi odetchnąć.
Posłusznie wstała ze swojego miejsca i skierowała się w stronę drzwi. Przystanęła jednak na

chwilę i odwróciła się, wbijając w niego smutne spojrzenie.
- Co się stało, to się nie odstanie, Jazz. Jeśli zrozumiesz to prędzej, kolejne dekady będą mijać

ci szybciej. Pogrążanie się w bólu niczego nie zmieni.
- Wiem. Ale ból sprawia, że jestem bliższy niej niż kiedykolwiek byłem za jej życia.

Skinęła lekko głową i opuściła jego mieszkanie tak szybko, jak się w nim pojawiła.

***

Otwierał kolejne listy i czytał pochlebne komentarze i zachwyty czytelników nad jego

twórczością, ale nie czuł nic poza pustką. Nie mógł do końca zagłębić się w to, co chcieli mu

powiedzieć. Przeszkadzała mu ona i dobrze o tym wiedział. Słowa Alice zasiały w nim
ziarenko niepokoju, przez co nie mógł skupić się na niczym innym oprócz jej wizji.

Czy wampir może być do tego zdolny? Może odczuwać cierpienie tak duże, że wypala w jego
wnętrzu coraz głębsze rany niż wcześniej? Może wierzyć, że jedyna szansa na zbawienie

minęła, gdy śmierć zapukała do drzwi?
Roztrząsanie tej kwestii zajęło mu lata i, jak do tej pory, nie znalazł na nią żadnej odpowiedzi.

Śnił na jawie, że ona nadal żyje. Leży przy jego boku, a brązowe włosy oplatają jego klatkę
piersiową. Widział ją biegnącą przez pola. Słyszał jej śmiech.

Minęło ponad sto lat, a nadal był w stanie przypomnieć sobie jej zapach, dokładnie pamiętał
rysy twarzy. Minęło ponad sto lat, a nadal nawiedzała go w koszmarach i marzeniach niczym

zbłąkany duch. Zawsze była tam, gdzie on.

Potrząsnął głową i wrócił do teraźniejszości. Otwierając kolejny list, spodziewał się

tego, co może przeczytać. Wyjął go, ale w kopercie było coś jeszcze. Zabrał się za czytanie.

background image

Panie Whitlock,

Długi czas nosiłam się z zamiarem napisania tego listu, ale zawsze coś stawało mi na drodze.
Nie było to żadne tornado ani inny kataklizm - były to zwykłe przyziemne sprawy, mam tutaj

na myśli strach.
Jestem stuprocentowo pewna, że otrzymuje Pan masę takich listów jak ten. Jakiś dobry

duszek podpowiedział mi, żebym w końcu zebrała całą swoją odwagę, jaką mam, i wyznała
to, co pragnę.

Zacznę więc od samego początku. Pańskie książki obudziły we mnie niepohamowaną
ciekawość życia, która w jakiś dziwny sposób jest połączona z nostalgią. Czytając je, czułam

się jak bohaterzy tych powieści. Czułam ich ból, czułam ich strach i zagubienie. Nie były to
jednak zwykłe emocje. Czułam, jakby tam była już wcześniej, jakby strony tej powieści

opowiadały o moim życiu.
Wiem, że to może być dziwne i nie na miejscu, ale zdawało mi się, że to o mnie są te historie.

Jestem pewna, że to tylko moja romantyczna dusza odezwała się, prosząc o jedzenie, nie
zmienia to jednak faktu, że całkowicie zatraciłam się w Pańskim świecie.

To niesamowite przeżycie wywarło na mnie ogromny wpływ i mam cichą nadzieję, że będę
mogła to przeżyć jeszcze nie raz.

Serdecznie Panu dziękuję za te chwile i za następne, które jeszcze nadejdą.
Pańska wierna czytelniczka,

Isabella Swan

Nie było to nic nadzwyczajnego. Adresatka miała racje, czytał mnóstwo takich listów i powoli
zaczynały zlewać się w jedną całość. Jednak mimo to z przyjemnością odłożył kartkę na stos

po prawej stronie. Na stos, o którym później zapomni, bo przyjdzie następny, równie duży.

Jednak w kopercie znajdowało się coś jeszcze. Pojedynczy płatek róży. Wyciągnął go

delikatnie, by nie naruszyć oryginalnego prezentu. W pokoju rozniósł się jego zapach.
Jasper mimowolnie uśmiechnął się do siebie.

Wspomnienie tego kwiatu na zawsze pozostawi w nim pozytywne myśli. Kojarzyły mu się z
latem i deszczem, z życiem, którego nie miał, a pragnął bardziej niż cokolwiek innego.

Pragnął żyć dla niej, jednak jego miłość nie wystarczyła, by ten kwiat mógł rozkwitnąć do
końca.

Nigdy nie zapomni zapachu róży unoszącego się w pokoju, w którym spali przytuleni

do siebie tak kurczowo, jak gdyby mieli to robić ostatni raz. Ona przejeżdżała palcem po jego

umięśnionej klatce piersiowej, a on wplatał palce w jej długie włosy. Obydwoje zapatrzeni w
coś poza zasięgiem, czego nie mogli mieć, a mimo to pragnęli tego szczęścia, choćby miało

być bolesne.

Odłożył płatek róży i w momencie, gdy chciał zgnieść kopertę i wrzucić ją do ognia,

zorientował się, że nie jest pusta. Zaciekawiło go to. Szybko wyciągnął z niej zdjęcie, ale to,
co ujrzał poraziło go.

Nie mógł opanować mimowolnego drżenia i wybuchu niepohamowanej rozpaczy. Gdzieś w
środku zastanawiał się, czy to nie jest żart.

Na zdjęciu znajdowała się uśmiechnięta twarz dziewczyny o długich, brązowych włosach i
oczach, o których nie można zapomnieć. W dłoniach trzymała różę.

Powoli wstał i podszedł do kominka, obracając fotografię w dłoniach. To musiał być

jakiś chory żart.

background image

Ona nie może żyć, umarła sto lat temu, zostawiając go samego. Stracona na zawsze. Odeszła,
wydzierając mu serce. Odeszła, zabierając ze sobą życie, zabierając wszystko, co

kiedykolwiek mogło stanowić o jego człowieczeństwie. Odeszła, by powracać tylko w
marzeniach. Tak myślał. Dręczył się tym, sam skazując się na samotność.

A teraz patrzyła na niego z fotografii i nazywała się Isabella Swan.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Portret anioła roz II
Portret Anioła roz V
Portret anioła roz III
Portret anioła roz IV
Nora Roberts Portret anioła
Podglądacz(e) prolog roz 13
Roberts Nora Portret anioła
Ogarnij miłość prolog roz 20
Ogarnij miłość prolog roz 20
Malleus Maleficarum prolog roz I
L Dohner, K Moon Nightwind Pack 2 Shattered ( Prolog Roz 3 )
Roberts Nora Portret anioła
Podglądacz(e) prolog roz 13
Portret anioła
Roberts Nora Portret anioła 2

więcej podobnych podstron